Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne 8390117150, 8385277188

478 76 9MB

Polish Pages 373 [378] Year 1994

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne
 8390117150, 8385277188

Table of contents :
Aleksander Ochocki — Jestem człowiekiem wolnym/ Acz żaden ze mnie Grakch - 5

I. O tym, że magistraty winne być wybierane przez obywateli. Do ludu Wirtembergii - 29

II. O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego, jego miejscu w filozofii praktycznej oraz relacji do pozytywnych nauk o prawie - 53

III. Ustrój Niemiec - 123

IV. Obrady w Zgromadzeniu Stanów Krajowych królestwa Wirtembergii w roku 1815 i 1816 - 229

V. O angielskim projekcie reformy [wyborczej 1831] - 333

Citation preview

SPACJA

ALETHEIA

Georg Wilhelm Friedrich Hegel

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

Biblioteka Polityczna ALETHEIA

tom II

Pod redakcją Pawła Śpiewaka

Georg Wilhelm Friedrich Hegel Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne Przełożyli Aleksander Ochocki i Marcin Poręba

Wstępem poprzedził Aleksander Ochocki

Wydawnictwo SPACJA - Fundacja ALETHEIA Warszawa 1994

Opracowanie graficzne: Studio Sen

© Copyright for the Polish edition by wydawnictwo SPACJA, Warszawa 1994 © Copyright for the Polish translation by Aleksander Ochocki and Marcin Poręba, Warszawa 1994

ISBN 83-901171-5-0 ISBN 83-85277-18-8

Tytuł dotowany przez Fundację im. Stefana Batorego

Aleksander Ochocki

Jestem człowiekiem wolnym Acz żaden ze mnie Grakch

Wyznanie zawarte w tytule jest wprawdzie wierszowane, jednakże nie zostało zaczerpnięte z tomiku poezji ani też z romantycznego dramatu; pochodzi ono z jednego z listów Hegla i stanowi swoiste credo jego filozofii społecznej i publicys­ tyki politycznej, a może nawet całej jego filozofii. Posłużenie się zwrotem „publicystyka” nie powinno być rozumiane w ten sposób, że prezentowany tom zawiera jakieś mniej wartościowe prace wybitnego filozofa, które pozostają niejako na marginesie jego twórczości zasadniczej, a przeto i czytelnik może je sobie niedbale przekartkować wiedząc o tym, że właściwą wykładnię omawianych tu problemów znajdzie w jednym z dzieł „oficjal­ nych”, np. w Zasadach filozofii prawa. Jeśli jednak uznamy, że w filozofii — w odróżnieniu od nauk, nieprzypadkowo wszak zwanych szczegółowymi — odrywanie „porządku badania” od „porządku wykładu” (czyli „systemu”) nie tylko nie jest procedurą owocną, lecz wręcz czymś na podobieństwo sławetnego „zakrywania Ameryki”, jeśli przy tym będziemy pamiętać, że dla Hegla sfera polityki nie była wąsko pojętą dziedziną makiawelicznych machinacji, a przynajmniej nie tylko i nie przede wszystkim tym, lecz sięgała aż do źródeł antycznej arete i antycznej polis, zaś jej teoria stamtąd właśnie czerpała swą żywotność, jeśli wreszcie uświadomimy sobie, że zarówno pierwsza jak i ostatnia opublikowana praca Hegla należy właśnie do gatunku pamfletu politycznego, wówczas z większą uwagą i zaciekawieniem odniesiemy się do Hegla-publicysty. I postąpimy słusznie, toteż nie ominie nas nagroda — wszak będziemy mieli do czynienia z pozycjami adresowanymi do publiczności spoza kręgu profesjonalnych filozofów czy choćby uczonych uniwersyteckich, a więc takimi, które nawet pozytywis­ tycznie zorientowani Anglicy będą w stanie przeczytać i zrozu­ mieć, jak zapewniają autorzy wyboru prac politycznych Hegla wydanego przez Oxford University Press. Inaczej mówiąc, są to

6

Aleksander Ochocki

utwory napisane przystępniej niż Fenomenologia ducha (inna rzecz, że w przypadku wspomnianego wydania angielskiego sama przedmowa, pióra znakomitego znawcy Hegla, Z.A. Pełczyń­ skiego, zajmuje prawie połowę tomu, by nie wspomnieć o innych ułatwieniach, dzięki którym czytelnik może się czuć jak klient renomowanego biura turystycznego, zwiedzający szacow­ ny zabytek). Ale z drugiej strony, wypada uznać za zbyt daleko idące zapewnienie brytyjskiego badacza, że czytając polityczne pisma Hegla możemy je doskonale zrozumieć i ocenić bez wdawania się w heglowską „metafizykę” i bez narażania się na przekroczenie kręgu jej mocy. Otóż właśnie uniknięcia owej budzącej zgrozę perspektywy i ryzyka kontaktu ze sferą „spekulatywności” nie można Czytelnikowi zagwarantować, a co najwyżej zapewnić, że dawka spekulacji nie jest zabójcza, zaś podniecający dreszczyk emocji stanowić ma dalszą część zapo­ wiadanej nagrody. Miłośników intelektualnej turystyki na­ leżałoby zresztą przestrzec przed traktowaniem heglowskiego pisarstwa politycznego jako swoistego skansenu, głównie z tej racji, że procesy dziejowe, których świadkiem i badaczem był Hegel, nie zostały bynajmniej zakończone, a w wymiarze historii powszechnej przebiegają nadal i to w znacznie większej skali, skłaniając do bardziej wyważonego potraktowania spiralnej cykliczności systemowej dialektyki. Jeśli zaś rozkochanym w pozytywnej doskonałości swej „konstytucji” Anglikom Hegel może wydawać się dziwnie anachroniczny z racji upor­ czywego zapoznawania jej zalet, to trzeba zauważyć, że obiekcje Hegla dotyczą problematyki powszechnodziejowej i tylko w stosunkowo niewielkiej mierze skażone są ksenofobią wypływającą z przemożnego „kompleksu Niemiec”, zaś momen­ tami brzmią nieomal proroczo, jak świadczą o tym choćby późniejsze sukcesy czartystów. Także osoby poważniej zainteresowane myślą Hegla mogą sporo skorzystać zstępując z olimpijskiego poziomu Systemu na grunt publicystyki politycznej, okaże się bowiem, że lektura tej dość przyziemnej prozy pomaga rozjaśnić skryte w poetyckim półmroku zakamarki „gotyckiej katedry”, a niekiedy dotyczy to nawet samej fasady. Posłużmy się przykładem. Podtytuł Zasad filozofii prawa brzmi „Prawo naturalne i nauka o państwie”, ale daremnie szukalibyśmy w tym dziele spełnienia owej zapowiedzi,

Jestem człowiekiem wolnym...

7

gdyż rozsiane w nim wiadomości na temat prawa naturalnego nie byłyby w stanie zadowolić nawet najbardziej wdrożonego do oszczędności Szkota. A wypada przypomnieć, że problematyka prawa naturalnego była w owym czasie nie tylko klasyczna, lecz jak najściślej związana ze sztandarowymi hasłami wielkich przeobrażeń historycznych przekraczających granice kontynentu europejskiego. I właśnie lektura politycznych pism Hegla nie tylko ułatwia rozwiązanie tej zagadki, lecz stanowi ważne uzupełnienie a nawet swoisty komentarz do Filozofii prawa. Nie byłoby nawet zbytnią przesadą stwierdzenie, że zaznajomienie się z heglowskimi pamfletami umożliwia bardziej osobiste obcowanie z całością Systemu, którego część zasadniczą, kluczową, stanowi wszak filozofia ducha a zwłaszcza problematyka „etyczności”. Można by jednak zapytać, czy tak ulotna literatura nie jest szczególnie podatna na działanie czasu, czy zatem sypka zawar­ tość klepsydry nie przyprószy konturów idei, nie szczędząc przy tym ufnego czytelnika. Prawdą jest, że niemało konkretnych kwestii omawianych przez autora może zainteresować głównie miłośnika historii, jednakże zarówno zmagania Hegla z tworzy­ wem historii powszechnej i z nieprzejrzystością wydarzeń współczesnych, jak i wypracowywane w tym procesie zasady porządkujące całość oraz ogólne wnioski historiozoficzne, a także pewne elementy diagnozy epoki nie straciły na wartości, a niejednokrotnie zdumiewają swą aktualnością. Nie brak zresztą i partii bardziej szczegółowych, które mogą nadal budzić żywe zainteresowanie, jak chociażby uwagi na temat „klasy politycz­ nej”, problematyka stosunków między państwem a kościołem, sprawa wyboru reprezentantów parlamentarnych i ich etosu, rola inteligencji w życiu politycznym itd., by nie wspomnieć o kwes­ tiach związanych z procesami rozkładu „ludu” jako czynnika dotychczas nieomal elementarnego, tj. przyrodniczego. Jedną z osobliwości prezentowanego wyboru jest wręcz zdumiewająca stałość heglowskich przekonań, manifestująca się w tekstach pisanych w ciągu ponad trzydziestu lat. Jest to zapewne związane z tym, że po okresie młodzieńczych niepo­ kojów Hegel już na przełomie stuleci wybiera stateczną — acz nie statyczną — opcję systemowej substancjalności (lub, jeśli kto woli, solidności) i temu wyborowi pozostanie wierny aż do końca swoich dni. Jest jednakże pewna sprawa, która wiąże się

8

Aleksander Ochocki

z bardziej odległą przeszłością, a ponieważ dotyczy ona innej osobliwości heglowskich przekonań, wypada od niej właśnie rozpocząć. Przed wkroczeniem na drogę systemowej substancjalności Hegel z młodzieńczą przekorą — a nawet zuchwałością — nadawał zdecydowanie negatywny sens — w rozumieniu potocznym — kategorii „pozytywności”, co znalazło szczególnie dobitny wyraz w tzw. pismach teologicznych pochodzących z okresu berneńskiego i frankfurckiego. W związku z tym religia „pozytywna” opiera się na tradycji, autorytecie, inercji i stanowi przeciwieństwo pełnej życia, „subiektywnej” religii „ludowej”, jaką była religia dawnych Greków. To rozumienie pozytywności ma znaczenie bardziej uniwersalne i jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, wiąże się z promowaniem dialektyki negatywności. Jednakże już w tekście o prawie naturalnym pojawia się inne, nowe pojmowanie kategorii „pozytywności”, które wskazuje na sytuowanie się Hegla na pozycjach „wyższej dialektyki pojęcia”, choć sama jej aparatura nie została jeszcze dopracowana, wciąż bowiem trwa walka o uniezależnienie się od dialektyki Schellinga, której schematyzm odgrywa jeszcze istotną rolę np. w Systemie etyc^ności. Stopniowo jednak stanowi­ sko substancjalne nabiera coraz większego znaczenia, a wraz z tym dochodzi do głosu nowe rozumienie pozytywności, związane ze swoistością myślenia prawdziwie „spekulaty wnego”, które, skutecznie dyskontując Syzyfowe prace dialektyki nega­ tywnej, potrafi docenić, wyszukać i należycie zaprezentować pozytywną treść procesów i zjawisk. Oczywiście, początkowe i w pewnym sensie zasadnicze znaczenie „pozytywności” jako czegoś skostniałego, zastygłego, „opuszczonego przez ducha”, przetrwa i nadal będzie przez Hegla z powodzeniem wykorzys­ tywane, zwłaszcza w walce z feudalnymi pozostałościami — z nie­ rozumnymi przywilejami zastarzałych struktur „arystokratycz­ nych”, do których zaliczał Hegel także mieszczańskie oligarchie, poddawane szczególnie miażdżącej krytyce — jednakże spekulatywna zdolność wyłuskiwania autentycznej pozytywności będzie coraz bardziej wysuwać się na pierwszy plan, podobnie jak w sferze przekonań politycznych ugruntuje się przeświad­ czenie, że nie jest możliwa rewolucja bez reformacji, więcej nawet, że to właśnie reformacja jest rewolucją właściwą i godną poparcia. „Wyższa dialektyka pojęcia — jak napisze Hegel

Jestem człowiekiem wolnym...

9

w Zasadachfilozofii prawa — polega na rozpatrywaniu określenia nie jako li tylko ograniczenia i przeciwieństwa, lecz także w ten sposób, by z tego określenia wydobyć pozytywną treść i pozytywny rezultat, gdyż tylko dzięki temu jest dialektyka ta rozwijaniem, immanentnym ruchem naprzód. Dialektyka ta jest w ten sposób... własną duszą treści, która w sposób organiczny wydobywa z siebie swoje gałęzie i owoce”. Właśnie w imię tej systemowej „organiczności”, narzucającej swe prawa zarówno teorii, jak i praktyce, w imię harmonijnego, wyważonego funkcjonowania Całości piętnuje Hegel jako „pozytywne” dawne przeżytki, ale i całkiem świeże próby wyłamywania się spod władzy zwierzchniej różnych partykularnych elementów, zazwyczaj związanych ze sferą interesów ekonomicznych, od­ wiecznego matecznika „prozy życia”. Właściwe wyważenie relacji między czynnikiem ogólnym a dziedziną szczegółowości okaże się niebywale trudne, dlatego też trzeba bacznie śledzić zmianę nastawienia czy rozłożenia akcentów w kolejnych tekstach. Jak wspomniano, osobliwość stanowiska Hegla polega przede wszystkim na odrzuceniu całego sztafażu prawno—natu­ ralnego wraz z kategorią umowy społecznej. „Forma tak podrzędnego stosunku, jakim jest umowa, uzurpowała sobie absolutny majestat całości etycznej” —napisze Hegel w rozpra­ wie o prawie naturalnym i będzie to jedna z naczelnych idei jego myśli politycznej. Inaczej mówiąc, jednym z wielkich błędów czasów nowożytnych jest stosowanie do spraw państwowych kategorii prawa cywilnego. Na niestosowność takiego postępowania zwracał już uwagę Monteskiusz. „Niedorzecz­ nym jest chcieć rozstrzygać o losach królestw, narodów i świata tymi samymi zasadami, którymi rozstrzyga się między prywat­ nymi spór o rynnę...” Trzeba przy okazji zauważyć, że większość głównych idei Hegla z dziedziny polityki czy wręcz filozofii ducha obiektywnego można odnaleźć w „nieśmiertel­ nym dziele” Monteskiusza, co, jak się zdaje, ma też pewne znaczenie, jeśli chodzi o granice heglowskiego „liberalizmu” czyli jego horyzonty polityczne. Ale na razie zajmijmy się sprawą odrzucenia przez Hegla stanowiska prawno-naturalnego. Zazwyczaj bez oporu ulegamy optymistycznej wizji roz­ woju wyniesionej ze szkoły, toteż skłonni jesteśmy mniemać, że

IO

Aleksander Ochocki

skoro już w dobie Odrodzenia Europejczycy ponownie odkryli i z entuzjazmem przyjęli kulturę antyku, to potem trwała już tylko spokojna reprodukcja tego rezultatu, a jeśli nawet od czasu do czasu wybuchały spory „starożytników” z „nowożytnikami” czy romantyków z miłośnikami klasyczności, to rozgrywały się one na wspólnym podłożu kulturowym i dotyczyły raczej odmian smaku estetycznego niźli zasad. Ów godny Panglossa optymizm przesłania jednak sprawę najważniejszą, a mianowicie samą istotę postawy nowożytnej, którą cechuje właśnie osten­ tacyjne i radykalne zerwanie ciągłości dziejowej, świadome odcięcie się od średniowiecznej inercji, a wraz z tym również od tradycji wcześniejszej, w ten czy inny sposób zawłaszczonej przez scholastykę, od Starożytności. Formuła „wyjścia z małoletniości”, którą skłonni jesteśmy wiązać z Oświeceniem, jest przecież bojowym zawołaniem myśli siedemnastowiecznej. W optyce Kartezjusza i jego współczesnych dawność Sta­ rożytnych nie świadczy bynajmniej o ich sędziwości w sensie dojrzałej mądrości, przeciwnie, trzeba sobie uświadomić, że najstarsi historycznie i kulturowo są ludzie najmłodsi czyli współcześni, oni to bowiem reprezentują dojrzałość rozumu, oni są w tym znaczeniu najbardziej sędziwi, a w porównaniu z nimi długobrodzi Starożytni mogą uchodzić co najwyżej za chłopięta. Właśnie w oparciu o to przeświadczenie Kartezjusz, ów twórca „nowej” filozofii, napisze, że „filozofia ta nie jest nowa, lecz ze wszystkich najstarsza”. Nie inaczej sądził Bacon. „Sędziwość bowiem i długowieczność świata należy uważać zaprawdziwą starożytność. Naszym więc czasom należy ją przy­ znać, a nie wcześniejszemu okresowi świata, w jakim żyli starożytni”. I jeśli bezlitosne odcinanie się od dziecinnej starożytności może razić nas dzisiaj, a piętnowanie Arystotelesa wraz z Platonem jako nieomal szkodników może nas wręcz oburzać, to pocieszmy się, że bardzo rychło uznano, iż sędziwość Kartezjusza wielce była naciągana, gdyż myśliciel ten „mało wiedział o prawdziwej filozofii”. A dlaczego? Otóż „brakowało mu doświadczenia stulecia, które nastąpiło po nim”, a które „przewyższa Descartesa o tyle, o ile on sam przewyższa starożytność”. Można tu dodać, że owo sławione przez Woltera „następne stulecie” zapoczątkuje też zmianę stosunku do Starożytności, która w Niemczech zaowocuje

jestem człowiekiem wolnym...

ii

czymś w rodzaju lokalnego Renesansu — kolejnego „odkrycia” i wyniesienia na wyżyny kultury antycznej, a jedną z głównych postaci tego ruchu będzie właśnie Hegel. Jednakże na razie trzymajmy się wątku świadomego zerwania ciągłości przez „nową filozofię” siedemnastego wieku, nasuwa się bowiem pytanie, czy z podobnym fenomenem mamy też do czynienia w filozofii społecznej. Wiadomo wszak, że wiek siedemnasty jest jednym z klasycznych okresów rozwoju teorii prawa natural­ nego, a skoro w średniowieczu zostało ono związane z wieczno­ trwałym porządkiem boskim, tedy przynajmniej w tym wypad­ ku można by się spodziewać utrudnień w dokonywaniu radykal­ nych „cięć”. A przecież, jeśliby abstrahować od koncepcji zdecydowanie tradycjonalistycznych, zwłaszcza tych wyprowadzających spra­ wowanie władzy politycznej z autorytetu ojcowskiego, jeśliby uwzględnić tylko rzeczywiście nowożytne, wielkie teorie prawa naturalnego, wówczas okazałoby się, że mają one równie prezentystyczny charakter. Także w nich bowiem całkowicie zanika głębia procesu dziejowego, a cała teoria przybiera formę legitymizacji istniejącego porządku, poprzedzonego przez po­ bawiony historii stan natury. W tym sensie sławne powiedzenie Monteskiusza o puszczańskim pochodzeniu systemu reprezen­ tacji zyskuje mocne oparcie w siedemnastowiecznych teoriach. „Na początku zatem cały świat w większym stopniu niż ma to miejsce obecnie, był Ameryk^' — pisał Locke. Otóż w pewnym sensie cała Europa włącznie z Anglią — była taką „Ameryką” jeszcze całkiem niedawno, choćby w czasach feudalnych, stano­ wiła bowiem formę niedojrzałą, dziecięcą, także wtedy, gdy występowała w powiązaniu z władzą opartą na „ojcowskim” autorytecie. W każdym takim wypadku był to stan niedo­ jrzałości rozumu, okres małoletniości, z której trzeba dopiero wyjść, by dorosnąć do społeczeństwa naprawdę politycznego czyli obywatelskiego, a takim aktem „chrztu” obywatelskiego czy obywatelskiej inicjacji jest umowa czy ugoda grupy wolnych ludzi (najlepiej po prostu „ludu”). Jak wiadomo, owa prezentystyczna teoria mieni się wprost wieloznacznością, nic też dziwnego że posłużyła jako uzasadnienie zarówno Chwalebnej Rewolucji angielskiej, jak i rewolucji amerykańskiej, potem francuskiej, a to jeszcze nie koniec jej zastosowań.

IZ

Aleksander Ochocki

Mimo tak wielkich sukcesów teorii prawa naturalnego i umowy społecznej Hegel prawie od początku swojej twórczości zdecydowanie się od niej dystansował, poddając surowej krytyce jej postać „empiryczną” (czyli anglosaską i francuską) oraz „formalistyczną”, czyli koncepcje niemieckie, przede wszystkim Kanta i Fichtego. O zajadłości, z jaką zwalczał Hegel niemiecki formalizm, świadczy nie tylko niestrudzone wykazywanie tautologicznego charakteru jego „wytwórczo­ ści”, lecz zwłaszcza posłużenie się epitetami w rodzaju „pokrętne kuglarstwo” czy przyrównanie wzniosłego prawo­ dawstwa praktycznego rozumu do „sztuki moralnej jezuitów”. Na pozór recepta heglowska przypomina schillerowskie roz­ wiązanie antynomii współczesności dzięki znalezieniu „trzecie­ go czynnika”, oto bowiem ponad opozycję moralności i legal­ ności zostaje wyniesiona „etyczność” — naturalnie, absolutna, która pozwala w dwojaki sposób wykroczyć poza mizerię stosunków niemieckich — przez dostarczenie atrakcyjnego modelu teoretycznego i stworzenie złudzenia substancjalności dla filozofa trapionego przez „abstrakcje” teoretyczne i prak­ tyczne oraz widmo krążącego po Europie „atomizmu” społecznego. „Kompleks Niemiec”, który tak wyraźnie widoczny jest w „Ustroju Niemiec” Hegla, stanowi jeden z istotnych, motorycznych czynników wspaniałego rozkwitu kulturalnego Nie­ miec na przełomie XVIII i XIX stulecia, a z pewnością jest ważnym bodźcem rozwoju klasycznej filozofii niemieckiej. Brak „pozytywnego” oparcia w dynamice społeczeństwa „cywil­ nego” (bo i tak moglibyśmy określić społeczeństwo obywatel­ skie) znacznie utrudnia bezpośrednie posłużenie się prezentystyczną teorią praw naturalnych, gdyż warunkiem jej sukcesów jest właśnie obywatelska dojrzałość, pojawia się zatem potrzeba zapośredniczeń i chociażby zastępczej substancjalności — takim anteuszowym oparciem będzie dla niemieckich intelektualistów przybrana ojczyzna kultury, a znalezienie mostów między żałosną teraźniejszością i (utraconym) „rajem ducha ludzkiego”, jak określał Hegel kulturę antyczną, okaże się ważną, palącą sprawą. Nawiązanie zerwanej ciągłości, konkwista i rekonkwista historyczności stanie się zadaniem wytyczonym przez samą teraźniejszość. Jak o tym świadczą wczesne pisma Hegla, ów

Jestem człowiekiem wolnym...

'7

podbój historyczności dokonywał się powoli i mozolnie, zawsze jednak w ścisłym powiązaniu z wyzwaniami współczesności. Z kolei zanurzenie się w historii pozwalało wykroczyć poza „płaską” optykę oświeceniową i choćby myślowo przezwy­ ciężyć lokalne ograniczenia — emancypacja Niemca stawała się dzięki temu emancypacją Człowieka, choć nie rozpływała się bez reszty w owej ogólnoludzkiej perspektywie. Przykładem tęsknoty za substancjalnością może być heg­ lowska próba przedstawienia zadań współczesności przy pomo­ cy kategorii zaczerpniętych ze studiów nad starożytnością. Z uwagi na chwiejność terminologiczną trzeba dokonać pew­ nych uproszczeń, jednakże ogólny kierunek przeobrażeń jest wyraźny. Otóż jedną z takich kategorii jest pojęcie „ludu”, które z czasem przeobraża się w jedną z naczelnych kategorii heglowskiej filozofii dziejów, a mianowicie „ducha narodu”. Zwłaszcza w okresie młodzieńczego zauroczenia antykiem Hegel dość wyraźnie rozgraniczał pojęcia „ludu” (Volk) i „na­ rodu” (lub może „nacji” — Nation). Widać to wyraźnie w przeciwstawianiu „geniusza ludów” starożytnych, zachod­ niemu „geniuszowi narodów”. Pierwszy jest piękny, mło­ dzieńczy, pełny energii i żywotności, przyozdobiony różami, drugi jest pomarszczony, krótkowzroczny i brzydki. W innym, konkretniejszym kontekście, dotyczącym Niemiec, powiada Hegel, że Niemcy przepadli jako lud (KoZ^), gdyż nie mogli znieść żadnej tyranii (a tyrania uczy i kształci) , byli tylko nacją (Nation) i w tej postaci przynieśli światu zasadę absolutnej jednostkowości. W każdym razie to, co zwykło się określać mianem „ducha narodu” jest w istocie „duchem ludu” jako witalnej całości kulturowej (jeśliby nie zabrzmiało to fałszywie, można by powiedzieć, że zwrócenie uwagi na znaczenie „ener­ gii” społecznej może istotnie czynić z Hegla bezwiednego prekursora późniejszej „filozofii życia”, ale nie należy zapomi­ nać i o innych formach „energetyzmu”), określonej trochę na wzór „ducha praw” Monteskiusza. W tak zwanych — niezbyt słusznie, jak zauważył Lukacs — pismach teologicznych, dopóki jeszcze pochwały religii ludowej zdecydowanie kontra­ stowały z zewnętrznym i w gruncie rzeczy „pozytywnym” charakterem chrześcijaństwa, Hegel żalił się nawet, że chrześcijaństwo jako religia obca, narzucona, zabrało ludziom

14

Aleksander Ochocki

Zachodu — chodzi głównie o Niemców — ich „ludowych” bohaterów i zastąpiło ich obcymi męczennikami i świętymi, a tym samym wydatnie sparaliżowało aktywność tych energii etycznych, które manifestowały się w życiu antycznych republik i w ich ludowej, witalnej religijności. Znamienną różnicę między antycznym a chrześcijańskim światem widzi Hegel w poj­ mowaniu śmierci — tam jej symbolem był młodzieńczy geniusz, brat snu, a u nas — powiada z goryczą — kościotrup. W podobnym duchu utrzymane jest też początkowo przeciw­ stawienie Sokratesa i Chrystusa oraz ich oddziaływania na uczniów. Tęsknota za tak pojętą substancjalnością — pełną energii i witalności — sprawia, że Hegel nie tylko zadaje dramatyczne pytanie — powtórzone później w innym już kontekście — gdzie jest nasz Tezeusz? — lecz w dodatku, pełen republikańskiego entuzjazmu, dopytuje się o Harmodiosa i Aristogejtona, sławnych ateńskich tyranobójców. Takie sympatie mogły w ówczesnych państwach niemieckich skończyć się tragicznie, atoli radykalizm Hegla wtedy zapewne osiągnął swoje apogeum, po czym zaczął wyraźnie słabnąć, nigdy zresztą nie zbliżył się nawet do krytycznej granicy „bycia Grakchem”. Trzeba pamiętać o tym, że heglowski „lud” nie miał nic wspólnego z sankiulotami (chyba że potem, gdy Hegel sam potraktuje lud jako bezkształtną masę, której działania mogłyby być „tylko czymś żywiołowym, nierozumnym, dzikim i strasz­ nym”), już bowiem w całkiem wczesnych pracach dochodzi do głosu idea utożsamienia ducha narodu z jego bytem państwo­ wym. „Państwo jest wspólną istotą, tą doczesną całością, która stanowi ducha całego narodu” — napisze Hegel w Wykładach £ filozofii prawa i będzie to tylko powtórzenie monotonnego refrenu jego publicystyki politycznej. Jednakże i tutaj zakorzenienie całej koncepcji w tradycji antyku nadaje jej osobliwy blask. Choć bowiem Hegel dystan­ suje się i od zastanych teorii prawa naturalnego, i od wszelkich konstrukcji stanu natury — a od nich szczególnie — sam nie tylko podejmuje oba te wątki, lecz nadto przedstawia własne, oryginalne ich powiązanie w postaci sławnej dialektyki panowa­ nia i niewoli, gdzie dzięki charakterystycznej aurze (bardzo „greckiej”, gdyż wprost rzucają się w oczy nawiązania do Platona i jego strażników państwa idealnego jako naiwnych

Jestem człowiekiem wolnym...

'1

przedstawicieli „ogólności” w jej bezpośredniej postaci całości etycznej — polis) nie gubi Hegel tego, czego zatrata tak go odstręcza od większości istniejących teorii prawa naturalnego — „majestatu” państwa jako korony sfery etyczności. Jeśliby posłużyć się znów występującym w Duchu praw rozróżnieniem porządku politycznego jako dziedziny wolności i prywatnego jako sfery własności, to właśnie redukowanie pierwszego do drugiego, sprowadzanie wzniosłej sprawy wolności do pozio­ mu „sporu o rynnę” było dla Hegla niewybaczalną profanacją idealności owego majestatu. Już w pismach „teologicznych”, bardzo, jak na owe czasy, „politycznych”, zwracał Hegel uwagę na to, że w sprawach religii nie ma miejsca na kategorię umowy w sensie kontraktu, zaczerpniętą z prawa cywilnego i odnoszącą się do sfery przedmiotowej, a już w żadnym wypadku taka „umowa” nie może być związana z poddaniem spraw sumienia zasadzie większości głosów. Dodajmy, że analogie między religią a polityką Hegel wprowadza z pełną świadomością, nie jest bowiem przypadkiem posługiwanie się zwrotem „państwo duchowne” dla określenia formacji wy­ znaniowych, ani też ich charakteryzowanie przy pomocy terminologii ustrojowej jako „monarchii”, „demokracji”, „republiki” itd. Dwie naczelne zasady heglowskiej filozofii polityki: refutacja stosowania kategorii prawa prywatnego do państwowego oraz zdecydowane odrzucenie demokracji poja­ wiają się początkowo w takim właśnie uwznioślonym kon­ tekście, trzeba bowiem pamiętać o tym, że z obroną majestatu całości etycznej wiąże się jak najściślej obrona dostojeństwa filozofii, a właściwie całej sfery „ducha absolutnego” w jego późniejszym rozumieniu. W obu wypadkach jest to walka z przesadnymi roszczeniami „rozsądkowości”, którą w dziedzi­ nie myśli reprezentuje zwłaszcza napór nauk empirycznych pretendujących do miana filozofii, a w sferze praktyki panoszenie się „dzikiego zwierza” systemu fabrycznego, handlu i podziału pracy, matecznika „złej”, fałszywej nie­ skończoności. Otóż w takim właśnie „greckim” kontekście uniwersalnej kultury, acz trochę już na modłę niemiecką „znacjonalizowanej”, trzeba też rozpatrywać heglowską pochwałę wojny, pojawiającą się w artykułach o prawie naturalnym a potem

16

Aleksander Ochocki

powtórzoną w Zasadach filozofii prawa, co było swoistym ewenementem. „Wojna jako stan, w którym bierze się poważnie marność dóbr i rzeczy doczesnych — co zazwyczaj jest tylko moralnie budującym zwrotem — okazuje się przeto tym momentem, w którym idealność szczegółowości uzyskuje swoje prawo i staje się rzeczywistością. Wojna ma to wyższe znaczenie, że dzięki niej — jak to w innym miejscu powiedziałem — «utrzymane zostaje zdrowie etyczne narodów i zachowany ich obojętny stosunek do utrwalenia się okoliczności skończonych, podobnie jak ruch wiatru chroni jezioro przed gniciem, do którego doprowadziłaby je jakaś trwała cisza, tak trwały czy nawet wieczny pokój doprowadziłby do tego narody»”. W tym wieloznacznym fragmencie trzeba przede wszystkim zaznaczyć obecność patosu „walki o uznanie” (a dotyczy ona narodów w planie historii powszechnej, ponieważ pozostają one między sobą w stanie natury) oraz iście platońskiego wątku „idealności” sfery skończoności, z czym wiąże się ściśle wątek „organiczności” struktury społecznej i jej politycznego wyrazu, a wszystko to ma świadczyć o istnieniu głębi niedostępnej dla „płaskich” teorii oświeceniowych, pełnych rojeń o „wiecznym pokoju” (jest to m.in. idea Kanta). Wkraczamy tu na szlaki historii prawdziwie bohaterskiej, wyniesionej ponad poziom moralnych osądów różnego rodzaju psychologicznych kamerdynerów. „Tak więc wszystkie państwa powstały dzięki wzniosłej przemocy wielkich ludzi...” stwierdzał Hegel w jenajskiej filozofii realnej, a w Usiroju Niemiec wyraźnie zaznaczał, że niemiecki Tezeusz także będzie musiał posłużyć się przemocą, nie ma bowiem pokojowego sposobu przełamania partykularyzmu i sobiepaństwa mozaiki niemieckich państewek. Ów motyw wojny jest interesujący także z tego względu, że stanowi on heglowską odpowiedź na wyzwanie rewolucyjne. W swoim czasie Habermas napisał, że Hegel pragnął rewolucji bz rewolucjonistów, i właśnie wojna mogłaby być takim czynnikiem przywrócenia harmonii ele­ mentów społecznych. I rzeczywiście, możemy znaleźć u Hegla tego rodzaju przepisy na uzdrowienie całości etycznej, wyraźnie nawiązujące do antycznych wzorów. „W wojnie bowiem zostaje wprowadzony w ruch cały naród, świeży powiew i świeża działalność przenika cały układ jego stosunków, gdyż całość jako taka ma powód do wystąpienia w swej własnej obronie”.

Jestem człowiekiem wolnym...

¡7

Zarazem jednak obserwujemy narastanie znaczenia innego ciągu historycznego, który z antykiem nie ma już nic wspólnego, a mianowicie procesu przejścia od „niemieckiej wolności” opisywanej jeszcze przez Tacyta do stanu współczesnego, którego wyróżnikiem jest monarchia konstytu­ cyjna, heglowski ideał państwa prawdziwie rozumnego. Jak można się przekonać wertując Ustrój Niemiec, początkowo heglowskie ujęcie tego długotrwałego procesu jest nacechowa­ ne ambiwalencją i nostalgią. Z jednej bowiem strony, Hegel stara się ukazać germański rodowód współczesnego systemu reprezentacji, owego państwa prawa, będącego świadectwem stworzenia i utrwalenia w toku historii drugiej, duchowej natury człowieka, która stanowi jego właściwą istotę, z innej zaś musi, po pierwsze, przedstawiać system reprezentacji jako wytwór ustroju lennego, a po drugie, uznać nostalgicznie, że choć system ten wywodzi się z Niemiec, to za sprawą pewnej generalnej reguły rządzącej historią musi zamienić się dla nich w kielich goryczy (tu, jak i w innych miejscach, pojawiają się w swych formach pierwotnych, a czasem przejściowych, późniejsze klasyczne wątki heglowskiej filozofii dziejów). Z cza­ sem ten nostalgiczny ton ustąpi optymizmowi aż przesadnemu, a dramatyczne losy przeobrażeń „niemieckiej wolności” będą się jawić jako „trwająca kilka stuleci cicha praca nad rozwojem kultury narodowej” wspierana przez „mądrość książąt i ich umiłowanie sprawiedliwości”, jak napisze Hegel w artykule o reformie wyborczej w Anglii. Trzeba w związku z tym odnotować, że Hegel od czasu wydania swej pierwszej pracy — był to opatrzony komentarzem przekład broszury J.J. Carta Listy poufne o dawniejszym państwowoprawnym stosunku kraju Waadt do miasta Berna — z wielką konsekwencją manifestował swój zdecydowanie niechętny stosunek do angielskiego systemu politycznego, zaś w pracy o reformie wyborczej wyraźnie się zagalopował nawet wedle oceny króla pruskiego, który wstrzy­ mał druk drugiej części artykułu, by nie dopuścić do zadrażnień międzynarodowych (w podobnym duchu utrzymane są wypo­ wiedzi o systemie brytyjskim w Filozofii dziejów). A jedno­ cześnie, jak już wspomniano wcześniej, pewne instytucje koja­ rzone na ogół z „konstytucją” brytyjską, jak system reprezen­ tacji, rządy parlamentarne, sądy przysięgłych, samorządy lokal­

i8

Aleksander Ochocki

ne itd. uznawał Hegel za rezultaty ewolucji „niemieckiej wolności”, m.in. ustroju lennego oraz niemieckiej idei monar­ chii (widać to wyraźnie nawet w omówieniu debaty nad konstytucją wirtemberską, choć jednym z głównych obiektów ataku jest tam właśnie „dobre, stare prawo” czyli system tradycyjnych przywilejów, typowy przykład prawa „pozytyw­ nego”). Gloryfikując te owoce niemieckiego rozwoju Hegel jednocześnie z niesłychaną bezwzględnością piętnuje „angielską zasadę pozytywności”, „wielowarstwową gmatwaninę angiel­ skiego prawa prywatnego”, niedorozwój polityczny ludu an­ gielskiego itd. (oczywiście nie może zabraknąć „tego raka toczącego Anglię” czyli kwestii irlandzkiej i ubóstwa w ogóle). „Powodem, dla którego Anglia w tak jaskrawy sposób pozo­ stała w tyle za innymi cywilizowanymi państwami Europy, jeśli idzie o instytucje prawdziwego prawa, jest to, że władza rządząca znajduje się tu w rękach tych, którzy posiadają tak liczne przywileje sprzeczne z rozumnym prawem państwowym i prawdziwym prawodawstwem. ” Prognozy Hegla dotyczące przyszłości Anglii są niesłychanie ponure: otóż zaangażowana w walkę polityczną opozycja mogłaby odwołać się do ludu i „zamiast do reformy doprowadzić do rewolucji”. Jest to perspektywa zatrważająca, zwłaszcza na tle sytuacji w Niem­ czech, gdzie idee stanowiące podstawy prawdziwej wolności „dawno stały się trwałymi zasadami wewnętrznego przekonania i opinii publicznej, prowadząc w ten sposób do rzeczywistej, spokojnej, stopniowej i praworządnej przebudowy owych stosunków prawnych, dzięki której rozwój instytucji realnej wolności jest tu bardzo zaawansowany, a najistotniejsze z nich są już wręcz gotowe i można korzystać z ich dobrodziejstw”. Zmiana sposobu zakotwiczania się w historii widoczna jest także w perypetiach „trzeciego stanu” a właściwie samego mieszczaństwa i jego rozsądkowej („refleksyjnej”) zasady. Rozpoczynając od tradycji antyku wywodził Hegel genezę tego stanu ze społeczności niewolnych, co potem znalazło wyraz w dialektyce panowania i niewoli, gdzie działalność kształtowania, praca, przypada niewolnikowi w następstwie jego ugięcia się w obliczu śmierci, podczas gdy pan zajmuje się rycerską pracą wojenną. Późniejsze skoncentrowanie się na losach „niemieckiej wolności” sprawia, że teraz punktem

Jestem człowiekiem wolnym...

'9

wyjścia są wolni i z nich też rekrutuje się stan mieszczański, przez długi czas również zwolniony z pracy wojennej ale też i związanych z tym przywilejów. Nie jest jednak pozbawiony mocy dziejotwórczej. „W istocie rozwijającego się ustroju lennego reprezentacja splotła się tak mocno z powstaniem mieszczaństwa, że za najgłupsze trzeba uznać wyobrażenie, zgodnie z którym byłaby ona wynalazkiem czasów najnow­ szych”, jak stwierdzał Hegel w Ustroju Niemiec. Przedstawiając kształtowanie się ustrukturowanych ustrojów w rozprawie o konstytucji Wirtembergii Hegel powiada, że zasady tej dynamiki są „nader proste”, gdyż „z jednej strony są to usiłowania rządu zmierzające do opanowania siły i aspiracji arystokracji jako członu średniego i uzyskania przez państwo swych praw wobec niej, a z drugiej strony dążenia trzeciego stanu, który często sam zwie się ludem, zwrócone przeciwko tej samej sile pośredniej, ale niekiedy także przeciwko rządowi, by wywalczyć sobie prawa obywatelskie”. Podobnie jak w dialektyce panowania i niewoli pan okazuje się w istocie reliktem przeszłości, także i tutaj ów „stan średni” lub raczej „człon średni”, znajdujący się między księciem (rządem) a ludem traci swą dawną pozycję, a nawet wyradza się i przeobraża w szkod­ liwą narośl. O ile bowiem w toku długotrwałego procesu zazwyczaj „książę i lud reprezentowalijedną myśl i wolę”, to stan średni, miast wiązać oba skrajne człony „obstawał przy mono­ polach i przywilejach i utrudniał urzeczywistnienie zasad ro­ zumnego prawa i dobra publicznego, a nawet unicestwiał je”. Właśnie w imię tego rozumnego prawa Hegel bronił zarówno majestatu całości etycznej, jak i pozostawienia jednostkom rozległego pola działania, swobody funkcjonowania instytucji samorządowych. W ramach tej „skróconej” historyczności chodzi o rozwinięcie do końca zasad „początku rewolucji francuskiej” czyli „walki rozumnego prawa państwowego z masywnością prawa pozytywnego i przywilejów, przez które było ono tłumione”. „Często powtarza się, że prawa nie mogą zginąć, że sto lat bezprawia nie mot(e stanowić prawa-, należałoby jeszcze dodać: choćby to stuletnie bezprawie nazywało się przez sto lat prawem-, a także, że stuletnie i rzeczywiście pozytywne prawo słusznie ginie, gdy traci bazę, która jest warunkiem jego egzystencji”. Zanim spróbujemy wyjaśnić to niezwykłe u Hegla

20

Aleksander Ochocki

potraktowanie „stanu średniego” i uzupełnić kwestię heglow­ skiego stosunku do rewolucji, podkreślmy raz jeszcze, że w ramach sekwencji historii „skróconej” ranga mieszczaństwa wyraźnie rośnie, podobnie jak i jego rola polityczna mimo braku bohaterskiej przeszłości, co widać zwłaszcza w swoistym pod­ sumowaniu całej sprawy w Zasadach filozofii prawa, utrzymanym w duchu wielce anglosaskim: „w gminach tkwi właściwa siła państw”. Jeśli chodzi o sprawę rewolucji, zwłaszcza francuskiej, to podobnie jak w wielu innych kwestiach dotyczących Hegla najtrafniejszym rozwiązaniem jest złoty środek. Trzeba bowiem dość sceptycznie odnieść się do sławnej legendy, zgodnie z którą młody Hegel pląsał wokół drzewka wolności, a stary obo­ wiązkowo wychylał puchar wina w dniu 14 lipca. Zapewne, rewolucja była dlań „wspaniałym wschodem słońca”, a minione ćwierćwiecze, o którym pisał w omówieniu debaty wirtemberskich Stanów Krajowych, rzeczywiście uznawał za „najbogatsze chyba w całej historii powszechnej”, lecz głównie z tej racji, że należał do niego „nasz świat i nasze wyobrażenie”, i nie sposób go wymazać. Ale naczelną zasadą rewolucji miało być jedynie przekonanie, że „w ustroju państwowym należy uznawać za obowiązujące to tylko, co trzeba przyjąć wedle prawa rozumu”, a to doskonale daje się realizować w trybie „spokojnej, stopniowej i praworządnej przebudowy”, w trybie reformy, nic też dziwnego, że Hegel wyrażał radość z powodu tego, że „ów niedobry duch już nie straszy”, gdyż „źródła nieszczęścia, w tamtym kraju” (czyli we Francji) stanowiły w tej samej mierze „skrajność tępego obstawania przy pozytywnym prawie stanu, który przeminął i przeciwstawną krańcowość abstrakcyjnej teorii i płytkiego frazesu”. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że to owe „pozbawione idei abstrakcje” uczyniły z rewolucji francuskiej „najstraszliwsze i najbardziej rażące wydarzenie” i że w swych apelach skierowanych do obywateli Wirtembergii Hegel domagał się odrzucenia „francuskich abstrakcji” zawartych w ordynacji wyborczej, gdyż takie „atomistyczne zasady są zabójcze dla rozumnego pojęcia”. A zatem: doceniajmy „początki” rewolucji, ale ich zasady trzeba wpisać w ramy ewolucyjnego rozwoju na niemiecką modłę (nieprzypadkowo zwykł był Hegel określać Francuzów jako „w gorącej wodzie kąpanych”).

Jestem człowiekiem wolnym...

21

Natomiast pewna zagadkowość statusu „stanu średniego” (w rozumieniu Hegla) jest związana po części z dość chwiejną artykulacją struktury stanowej w ogóle, o czym można się przekonać zaglądając do Zasadfilozofii prawa, ale też z brakiem wystarczająco pewnej diagnozy współczesności i jej tendencji rozwojowych. W ramach „skróconej” historyczności, zarówno w jej wersji bardziej radykalnej, ściślej związanej z kierunkiem przeobrażeń rewolucyjnych, jak i w scenariuszu reformistycznym jest miejsce na perspektywę zastąpienia dotychczasowego stanu średniego czyli arystokracji przez nowy stan średni, którym stałby się „stan ogólny”. W ten sposób urzeczy­ wistniłyby się też marzenia Hegla i jego liczne acz nieśmiałe sugestie, by trzon stanu ogólnego stanowił wreszcie stan naukowy czyli inteligencja. I taki, jak się zdaje, ma być właściwy kierunek rozwoju oraz dominująca tendencja historyczna. Ale, jak możemy zaobserwować na przykładzie Anglii, silna i groźna jest też tendencja destrukcyjna, związana z energiami „atomizmu”, „formalnej abstrakcyjnej wolności” czyli „liberalizmu” (w rozumieniu heglowskim), z czym łączy się rozkład tradycyj­ nych więzi spajających „lud” i jego gwałtowne przeobrażanie się w „motłoch”, dlatego też trudno jest zrezygnować z usług tradycyjnego stanu średniego, który wszak nie bez powodu stanowi część „stanu substancjalnego”, a ze względów politycz­ nych ponosi nawet ofiary (majorat), byle tylko to swoje zakorzenienie utrzymać i wzmocnić, ugruntowując zarazem swoją funkcję „podpory tronu i społeczeństwa”. Arystokracja ma zatem stanowić oparcie w sytuacji, gdy nie funkcjonują sprawnie heglowskie „korporacje”, a lud, który i tak „nie wie, czego chce”, występuje jako „nieorganiczna mnogość”, „bez­ kształtna masa”, której samorzutne poruszenia mogłyby być tylko, jak pamiętamy czymś „nierozumnym, dzikim i strasz­ nym”. Jak widać, nic tu już nie pozostało z wcześniejszego rozumienia ludu pojmowanego na grecką modłę, ale taki jest właśnie kierunek rozwoju myśli Hegla, co stanie się później powodem gwałtownych ataków ze strony Marksa i jego następców. Okazuje się tedy, że wyszydzana przez Hegla w czasach jego własnego okresu „burzy i naporu” formalistyka praw rozumu praktycznego powraca w postaci innych antynomii, tym razem

22

Aleksander Ochocki

wykwitających na poziomie myślenia ugruntowanego w „pojęciu”, a zarazem owa rozumność z „pojęciowym” rodowodem odsłania swoje przedfilozoficzne i w istocie rozsądkowe przesłanki, które „wytwarzają” dialektykę antyno­ mii, niezbyt zgodną z proklamowaną „wyższą dialektyką pojęcia”. Zauważmy na przykład, że oczekiwanie a nawet wzywanie „Tezeusza” idzie w parze z niezwykle ograniczoną koncepcją polityki jako wyrafinowanej kalkulacji, której efek­ tem mogą być jedynie zmiany kosmetyczne — dopiero napo­ leońska zawierucha pokazała, jak mylne były te zdrowo­ rozsądkowe prognozy. Zarazem jednak, i na to warto zwrócić uwagę, sam fakt wzywania Tezeusza w tak niekorzystnej sytuacji może świadczyć o sile „namiętności”, których nie całkiem świadomym wyrazem była w tym wypadku filozoficzna publicy­ styka. Z drugiej strony, wzywanie pomocy państwa przeciwko rozpasaniu ekonomicznej „prozy” jest tyleż nieskuteczne, co nieszczere, skoro najcięższym zarzutem wobec „francuskich abstrakcji” z jednej strony, jak i pruskiemu drylowi z drugiej, jest bezustannie powtarzane wezwanie do decentralizacji, która ma sprzyjać samorzutnemu rozwojowi wcześniej piętnowanej partykularności. A całkiem podobnie, idea państwa prawa, jedna z naczelnych („wolność możliwa jest jedynie w opartym na prawie zjednoczeniu narodu w państwo”), w myśl której, jak to Hegel wielokrotnie będzie powtarzał w całej swej późniejszej twórczości, „autorytet jakiegoś rzeczywistego państwa” bierze się „z form obowiązującego w tym państwie prawa”, nie całkiem daje się pogodzić z koncepcją historyczności czyli przemijalności racji owego prawa, jak świadczą o tym pełne żaru ataki na prawną „pozytywność” i stulecia „bezprawia”, będącego pra­ wem. Takie antynomie można mnożyć, ale ostatecznie sprowa­ dzają się one do tego, że w ramach swego brzemiennego w różne sprzeczności wieku Hegel w istocie nie opuszczał gruntu złotego środka oświeceniowej rozsądkowości consensusu, odrzucając jedynie skrajności. Nie po raz pierwszy ujawnia tu swą rację ogólniejsza zasada, że miarą i probierzem koncepcji filozoficznej w ogóle jest jej filozofia społeczna. A mówiąc inaczej, mimo koneksji z „wieczną teraźniejszością”, filozofia jest jedynie „swoją własną epoką ujętą w myślach”, a gdy usiłuje „wyjść ze skóry”, rychło gubi się na bezdrożach.

Jestem człowiekiem wolnym...

2}

Czy nie jest to zbyt mało? Austriacki poeta Grillparzer napisał w swoim czasie: Der Weg der neueren Menscheit geht Von der Humanität Durch die Nationalität Zur Bestialität.

Były to, jak wiadomo, słowa prorocze, zwłaszcza jeśli chodzi o drogę niemieckiej części ludzkości. Ale wielkiej klasy myśliciel nie pada ofiarą takich pułapek, nawet wtedy, gdy znajduje się na początku owego fatalnego szlaku i jego słabości mogą jeszcze wydawać się niewinne. Wydaje się, że Hegel był świadom tego przynajmniej kierunku rozwoju, który określił w tytule swojej książki F. Meinecke, prowadzącego mianowicie od światowego obywatelstwa do narodowego państwa, jednakże ów światowy element w jego myśleniu był tak silny, że mimo rozlicznych pokus, dość dobrze, przyznajmy, ugruntowanych, potrafił oprzeć się im i pozostać wierny wskazaniom rozumu. „Al­ bowiem być człowiekiem to znaczy: sprzeczność wielości nie tylko w sobie nosić, ale także jej sprostać i pozostać przy tym zawsze równym i wiernym sobie samemu”. Jak wspomniano na wstępie, spora część heglowskiej publicystyki zachowuje świeżość i to nie tylko dlatego, że powtórzył się proces jednoczenia Niemiec. Heglowska idea państwa prawa i związana z tym zasada dbałości o niesprowadzanie porządku wolności (czyli politycznego) do porządku własności (czyli partykularyzmów ekonomicznych) w warun­ kach gwałtownego „rozkładu ludu” i jego przemiany w „motłoch”, troska o właściwe ukształtowanie się „klasy średniej” jako trzonu i rezerwuaru „klasy politycznej” w węższym znaczeniu, zagadnienie czujności wobec wyzwolo­ nych w tym procesie „namiętności” i „energii” oraz sposobów ich artykułowania się, wreszcie pozornie podrzędny, a w istocie nader doniosły problem sposobu wyłaniania reprezentacji „ogółu” — co jest tylko inną stroną dbałości o możliwie jak najbardziej „organiczne” jego uczłonowanie się — żeby nie stał się bezkształtną i bezrozumną „masą” — wszystko to stanowi listę problemów na dziś i na jutro, w skali dla Hegla niewyob­

Aleksander Ochocki

2-4

rażalnej, dlatego też niepodobna pozostawić tego „węzła”, tej „kolizji” samym tylko politykom, politologom i różnego rodzaju „konsultantom”. Jak w czasach Hegla, tak i dziś to zadanie dla nas wszystkich, a dobrze by się stało, gdyby wśród zainteresowanych znaleźli się też myśliciele wysokiej klasy.

*

*

*

Rozprawy zamieszczone w tym tomie są w większości prezentowane polskiemu Czytelnikowi po raz pierwszy — jedy­ nie fragmenty Ustroju Niemiec ukazały się w „Studiach Filozo­ ficznych” (i 2, 1981 r.) w przekładzie Włodzimierza Wypycha. Wszystkie teksty zostały przedstawione w wersji jak najbardziej zbliżonej do oryginału, to znaczy manuskryptu bądź pierwotne­ go wydania, a ponieważ niekiedy (np. w wypadku Ustroju Niemiec) nawet ostateczna wersja rękopisu nie zawsze jest całkiem gotowa do druku, zaś w innych partiach ma wciąż jeszcze charakter brulionowy, przeto i tłumaczenie nie zostało całkiem „wygładzone”. Jeśli chodzi o terminologię, zwłaszcza dotyczącą kwestii państwowo-prawnych, posłużono się głównie nazewnictwem z książki K. Koranyi’ego Powszechna historia państwa iprawa,-wydanie drugie z 1965 r., skąd zaczerpnięto m.in. dość dziś egzotycznie brzmiący termin „wróżda” (Fehde) na oznaczenie prywatnego dochodzenia swych racji drogą przemo­ cy, do czasu (teoretycznie) wprowadzenia tzw. pokoju ziemskie^ go. Przy okazji wyjaśnijmy, że „rzymskie miesiące” oznaczały podatek przeznaczony pierwotnie na koszty koronacji cesarza, co wiązało się z pobytem w Rzymie, a potem wykorzystywany na inne cele, np. wojny z Turkami. Należy też uczulić Czytelnika na wieloznaczność terminu „stan”, „stany” (także z dużej litery), który może odnosić się bądź do całostek politycznych w Rzeszy Niemieckiej, których likwidacja wiązała się z procesem tzw. mediatyzacji, czyli sprowadzania „panujących” („panów stano­ wych”) do poziomu obywateli (by nie rzec: poddanych), bądź do organów przedstawicielskich (np. Stany Krajowe), a wreszcie do określonych grup lub nawet warstw społecznych. Wzięto też pod uwagę różne opracowania dotyczące historii Niemiec, m.in. W. Czapliński, A. Galos, W Korta Historia Niemiec 1990, J. Wąsicki Związek Niemiecki i państwa niemieckie 181 j-1848, Poznań

Jestern człowiekiem wolnym...

zj

1986, M. Wawrykowa Dnieje Niemiec 1648-1789. W większości wypadków, a zawsze wtedy, gdy w grę wchodziło indywidualne ujęcie Hegla, zachowano też pisownię nazwisk, miejscowości i tytułów. *

*

*

1. O tym, żę magistraty winny być wybierane prz?Z obywateli. Do ludu Wirtembergii. Tekst pochodzi z 1798 r. i miał charakter okolicznościowy, choć stanowisko Hegla w sprawie miejskich oligarchii ukształtowało się wcześniej. Za radą przyjaciół Hegel, który nawet w młodości „nie był Grakchem” — choć może tu najbardziej zbliżył się do takich pozycji, jeśli pominąć wczesne pisma „teologiczne”, zrezygnował z opublikowania rozprawy, tak że do naszych czasów zachował się tylko początek, zamiesz­ czony w tym wyborze, oraz fragmenty zacytowane przez R. Hayma w książce Hegel und seine Zeit z 1857 r., które zostały tu pominięte głównie ze względu na całkiem odmienny charakter, na co wielu badaczy zwracało uwagę. Często drukowano ten tekst pod innym nagłówkiem, ale wedle nowszych badań jest to jego właściwa wersja, acz nie pierwotna, początkowo bowiem magistraty miały być wybierane „przez lud” („ww Volk"), później dopiero Hegel zastąpił „lud” „obywatelami”. 2. O naukowych sposobach rozwalania prawa naturalnego, jego miejscu w filozofii praktycznej oraz re^acji do pozytywnych nauk o prawie. Rozprawa ukazała się w „Kritisches Journal der Philosop­ hie” wydawanym przez Schellinga i Hegla w latach 1802-1803, toteż pod względem chronologicznym lokuje się za Ustrojem Niemiec, przynajmniej jeśli chodzi o jego wcześniej napisane partie, jednakże ze względu na jej najbardziej teoretyczny, filozoficzny charakter została zamieszczona wcześniej. 3. Ustrój Niemiec. Hegel zaczął pisać tę rozprawę we Frankfurcie ok. 1798 r., wrócił potem do niej w Jenie na przełomie 1800/1801 r., a „czystopis”, obejmujący ok. połowy tekstu, napisał w 1802 r. Praca zawiera także szereg wariantów poszczególnych roz­

26

Aleksander Ochocki

działów i luźnych fragmentów. Podobnie jak to uczynił J. Habermas w swoim wydaniu Pism politycznych Hegla, za­ mieściliśmy główny korpus dzieła oraz dwa zasadnicze warianty pomijając inne, drobniejsze dodatki, a to dlatego, że liczne powtórzenia i dłużyzny już w tekście podstawowym czynią go dość trudnym w odbiorze, żeby więc nie wprowadzić większego zamieszania i nie nużyć Czytelnika ograniczyliśmy ilość do­ datków. Zazwyczaj wydawcy wyborów pism politycznych dokonują w tym wypadku poważnych skrótów.

4. Obrady zgromadzenia Stanów Krajowych królestwa Wirtembergii w latach 181; i 1816 Tekst ukazał się anonimowo w „Heidelbergische Jahr­ bücher der Literatur”, 1817, w numerach 66, 67, 68, 69, 73, 74, 75, 76, 77. Druk ukończono w 1818 roku. Jak z goryczą zauważył jeden z ówczesnych przyjaciół Hegla, autor broni złej sprawy przy pomocy wybornych argumentów, z czym na ogół zgadza się większość komentatorów. 5. O angielskim projekcie reformy [wyborczej 1831] Pierwsza część artykułu ukazała się w „Algemeine preußische Staatszeitung” w numerach 115, 116 i 118z 1831 r. Druga część ukazała się już tylko jako druk wewnętrzny, jej publikację wstrzymał król ze względów politycznych.

Jako literaturę pomocniczą można zalecić: K. Bal Rozum i historia, 1973 J. Habermas Teoria i praktyka, Warszawa 1983 Hegel a współczesność, 1975 T. Kroński Hegel, Warszawa 1961 T. Kroński Rozważania wokół Hegla, Warszawa 1960 Z. Kuderowicz Doktryna moralna młodego Hegla, Warszawa 1962 G. Lukacs Młody Hegel, Warszawa 1980 H. Marcuse Rozum i rewolucja, Warszawa 1966

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

O tym, że magistraty winny być wybierane przez obywateli. Do ludu Wirtembergii

Już czas, żeby lud wirtemberski przestał wahać się między bojaźnią a nadzieją, między oczekiwaniami a rozczarowaniami. Nie chcę powiedzieć, że będzie to czas, gdy każdy, kto w zmianie stanu rzeczy bądź w zachowaniu tego, co stare, widzi jedynie partykularną korzyść — własną lub swego stanu, porzuci te żałosne życzenia, pozwoli ulecieć swym małostkowym troskom, a jego dusza wypełni się troską o sprawy ogólne. Dla ludzi o wyższych aspiracjach, pełnych szczerego zapału byłby to przede wszystkim czas, by nieokreślonej woli ukazać te elemen­ ty ustroju, które oparte są na niesprawiedliwości i skoncent­ rować się na niezbędności przeobrażenia. Potulne zadowalanie się tym, co jest, brak perspektyw, pełna rezygnacji uległość wobec zbyt potężnego, przemożnego losu przeobraziły się w nadzieję, oczekiwanie, w śmiałą gotowość odmiany. Żywy obraz lepszych, sprawiedliwszych czasów, zagościł w duszach ludzi, a tęsknota za lepszym, swobodniej­ szym życiem poruszyła wszystkie serca i doprowadziła do rozbratu z rzeczywistością. Dążenie do usunięcia obmierzłych ograniczeń czerpało podnietę z każdego wydarzenia, z każdej iskierki, a nawet z występków. Skąd mogli Wirtemberczycy zasadniej oczekiwać pomocy niż od zgromadzenia swoich stanów krajowych? Odroczenie spełnienia tych nadziei, upływ czasu, mogą tylko uszlachetnić tęsknotę, oddzielić to, co czyste i szczere od tego, co skażone, ale przyczynią się jedynie do umocnienia pędu ku temu, co zaspokoi prawdziwą potrzebę, tak że zwłoka jeszcze silniej zakorzeni w sercach tęsknotę, bo nie jest ona jakimś przelotnym zawrotem głowy. Nazwijcie ją napadem gorączki, ale przejdzie on razem ze śmiercią albo wraz



Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

z ustąpieniem chorej materii. Jest to natężenie zdrowych jeszcze sił w celu zwalczenia choroby. Poczucie, że budowla państwowa w swej obecnej postaci nie da się utrzymać, jest powszechne i głębokie, ale równie powszechna jest obawa, że ten upadek dotknie wszystkich. — Czy mimo tego przenikającego serca przekonania obawa ta miałaby stać się tak silna, żeby można było złożyć na los szczęścia, co zostanie obalone, a co zachowane, co ma trwać, a co upaść? Czy nie lepiej samemu porzucić to, co się nie ostanie? Zbadać chłodnym okiem, co nie da się utrzymać? Sprawied­ liwość jest jedynym miernikiem tego osądu, a zdolność wymie­ rzania sprawiedliwości jedyną siłą, która może spokojnie i z god­ nością usunąć to, co się chwieje i zrodzić stabilność. Jakże ślepi są ci, którzy wierzą, że nadal mogą trwać instytucje, ustroje, prawa, które nie są już w zgodzie z obyczaja­ mi, potrzebami i poglądami ludzi i zostały opuszczone przez ducha, że wciąż więź i spoiwo ludu mogą stanowić formy, do których rozum i uczucie straciły wszelki pociąg! Wszelkie usiłowania zmierzające do tego, by za pośredni­ ctwem napuszonego pustosłowia przywrócić zaufanie do sto­ sunków i elementów ustroju, w które już się nie wierzy, by okrasić grobową atmosferę pięknymi słówkami, nie tylko okrywają hańbą pomysłodawców, lecz w dodatku przyczyniają się do znacznie groźniejszego wybuchu, w trakcie którego potrzeba poprawy skojarzy się z zemstą i bezustannie zwodzona, uciskana masa ukarze nieuczciwość. Byłoby to wbrew wszelkiej godności i mądrości, gdyby czując, że wszystko już drży w posadach, miało się tylko spokojnie i bezwolnie czekać na zawalenie się starej, zmurszałej i przegniłej do fundamentów budowli a wreszcie dać się przygnieść walącemu się belkowaniu. Gdy ma dokonać się zmiana, wtedy coś musi zostać zmienione. Tę jałową prawdę dlatego trzeba powtarzać, że obawa, która musi, tym różni się od męstwa, które chce, że ludzie, powodowani obawą czują wprawdzie i uznają koniecz­ ność zmiany, gdy jednak trzeba zacząć, ogarnia ich słabość i chcą zachować to wszystko, co posiadają, całkiem jak rozrzutnik zmuszony do ograniczenia wydatków, który jednak uznaje za niezbędny każdy obiekt swoich dotychczasowych potrzeb, którego próbuje się go pozbawić, nie chce zrezygnować

O tym,

magistraty winne być wybierane...

3'

z niczego, aż wreszcie traci i to, co niezbędne, i to, co zbędne. Do takiego spektaklu słabości nie wolno dopuścić narodowi, nie wolno Niemcom. Pozostając w zgodzie z chłodnym przekona­ niem, że zmiana jest konieczna, nie mogą lękać się wnikliwego zbadania sprawy, a po ustaleniu niesprawiedliwości ten, który jej zaznaje, musi domagać się jej usunięcia, a ten, kto nie­ sprawiedliwie coś posiadł, musi dobrowolnie z tego zrezyg­ nować. W toku dalszych rozważań będziemy zakładać zarówno siłę potrzebną do wydźwignięcia się ku sprawiedliwości, ponad własny mały interes, jak też rzetelność pragnienia jej, nie zaś tylko umiejętność stwarzania pozorów. Aż nazbyt często za gorliwym życzeniem powszechnego dobra skrywa się zastrzeżenie: o ile jest to zgodne z naszym interesem. Tego rodzaju gotowość aprobowania wszelkich ulepszeń na­ tychmiast gaśnie, gdy tylko bezpośrednio zażąda się czegoś od takich entuzjastów. Niechaj każda jednostka, każdy stan odżegna się od takiej obłudy i zanim wystąpi z postulatami wobec innych i pocznie szukać zła poza sobą, niechaj zacznie od siebie, niech rozważy swoje prawa i stosunki, a jeśli znajdzie się w posiadaniu nierównych praw, niechaj dąży do tego, by znaleźć się na równi z innymi. Jeśli ktoś chce, niech ów postulat rozpoczynania od siebie uzna za błędny i nieskuteczny, a nadzieję na zniesienie w ten sposób bezprawia... [tutaj tekst urywa się]. Tłumaczył Aleksander Ochocki

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego, jego miejscu w filozofii praktycznej oraz relacji do pozytywnych nauk o prawie

Naukę prawa naturalnego, podobnie jak inne nauki, w ro­ dzaju mechaniki lub fizyki, już dawno uznano wprawdzie za naukę z istoty swej filozoficzną, a ponieważ filozofia musi posiadać jakieś części, to uznano tę dyscyplinę za jej istotną część. Zarazem jednak podzieliła ona los tych innych nauk: to, co w filozofii właściwie filozoficzne, przypisywano wyłącznie metafizyce, owym naukom pozostawiając jedynie niewielki w tym udział i utrzymując je w obrębie ich szczegółowej zasady, a więc w zupełnej niezależności od idei. Wymienione tu przykładowo nauki zostały w końcu zmuszone do tego, by mniej lub bardziej otwarcie przyznać się do swego oddalenia od filozofii. W rezultacie za swą zasadę naukową uznają one teraz to, co zwykło się nazywać doświadczeniem, a tym samym rezygnują z roszczeń do bycia prawdziwymi naukami i zadowa­ lając się statusem zbioru wiadomości empirycznych niepewnie posługują się pojęciami rozsądkowymi, nie pretendując przy tym do orzekania za ich pomocą niczego obiektywnego. Jeżeli to, co samo przybrało niegdyś miano nauki filozoficznej, zostało zrazu wbrew własnej woli wyłączone z filozofii i usunięte z kategorii nauki w ogóle, następnie jednak samo sytuację tę zaakceptowało, to przyczyna tego wyłączenia nie tkwiła w tym, że owe tak zwane nauki nie wyłoniły się same z nauki filozofii i nie utrzymywały z nią świadomego związku. Każda bowiem część filozofii jest w swej jednostkowości zdolna do bycia samodzielną nauką i do osiągnięcia doskonałej konieczności wewnętrznej. Wszak tym, dzięki czemu jest ona prawdziwą nauką, jest absolut, jakkolwiek jest on w tej postaci jedynie swoistą zasadą, wznoszącą się ponad sferą jej (sc. nauki)

}4

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

poznawania i wolności, w stosunku do której to zasady nauka podlega konieczności zewnętrznej. Atoli sama idea pozostaje wolna od tej determinacji i — podobnie jak absolutne życie wyraża się w każdej żywej istocie — potrafi w sposób niezakłócony odzwierciedlać się w tej określonej nauce. A przy tym naukowość takiej nauki, czyli jej wewnętrzna rozumność, nie musi wcale wydobywać się na światło dzienne przybierając czystą formę idei, która jest wprawdzie istotą każdej nauki, ale jako owa czysta idea egzystuje jedynie w filozofii jako nauce absolutnej. Geometria dostarcza znakomitego, budzącego za­ zdrość innych nauk przykładu takiego właśnie partykularnego, a mimo to wolnego, naukowego kształtowania się nauki. Wspomniane wykluczenie dokonało się również nie dlatego, iżby naukom podobnym do wyżej wymienionych należało odmówić wszelkiej realności z racji tego, że są one w gruncie rzeczy empiryczne. Skoro bowiem każda część lub strona filozofii może się stać samodzielną nauką, to każda jest też z tego względu samodzielnym, skończonym w sobie obrazem i może zostać w postaci obrazu ujęta i przedstawiona w oglądzie, który w sposób niezakłócony i szczęśliwy opiera się zanieczyszczeniu przez sztywne pojęcia. Zadanie doprowadzenia nauki do końca wymaga jednak zarówno tego, by ogląd i obraz powiązać z tym, co logiczne, i umieścić w sferze tego, co czysto idealne, jak i tego, by oddzielonej, choć prawdziwej nauce odebrać jej jednostkowość, a jej zasadę poznać w jej wyższym związku i konieczności, i właśnie dzięki temu w pełni wyzwolić. Tylko w ten sposób możliwe jest poznanie granic nauki, co do których w przeciw­ nym razie musi ona trwać w niewiedzy. Chyba że, wzniósłszy się ponad siebie samą, poznałaby w formie absolutnej naturę swej zasady i jej określoność, by następnie z poznania tego wysnuć bezpośrednio wiedzę i pewność co do zasięgu równości swych poszczególnych określeń. Nie mając jednak takich możliwości, nauka może odnosić się do swych granic jedynie w sposób empiryczny i musi bądź to podejmować chybione próby ich przekraczania, bądź to, uznawszy je za węższe niż w rzeczywi­ stości, zupełnie nieoczekiwanie doznawać ich rozszerzenia. I tak np. wspomniana już geometria (która wprawdzie potrafi wyka­ zać niewspółmierność przekątnej i boku kwadratu, nie jest

O naukowych sposobach roęwaęania prawa naturalnego...

}}

jednak w stanie dowieść niewspółmierności okręgu i jego średnicy) , w jeszcze większym stopniu arytmetyka, przede wszystkim zaś ich połączenie, dają najlepsze przykłady tego, jak nauka błąka się po omacku w ciemnościach spowijających jej granice. Filozofia krytyczna wywarła na nauki teoretyczne ważny wpływ negatywny wykazując, że właściwa im naukowość nie jest niczym obiektywnym, lecz przynależy do sfery pośredniej między nicością a realnością i stanowi mieszaninę bytu i niebytu. Wprawdzie w ten sposób wydobyła ona od nich przyznanie się do tego, iż pogrążone są w jedynie empirycznym mniemaniu, to jednak tym uboższy okazał się od tej strony jej wkład pozytyw­ ny, nie zdołała bowiem sprawić, by nauki te powróciły na łono filozofii. Co się zaś tyczy absolutu, to przeniosła go bez reszty do filozofii praktycznej, sama przybierając na jej obszarze postać wiedzy pozytywnej, czyli dogmatycznej. W ogóle, a więc w szczególności również w obrębie prawa naturalnego, filozofię krytyczną (która nadaje sobie także miano idealizmu transcen­ dentalnego) należy traktować jako punkt kulminacyjny owego przeciwieństwa, które (podobnie jak kręgi na powierzchni wody rozprzestrzeniają się koncentrycznie począwszy od punk* Fichte (we wstępie do Prawa naturalnego [J.G. Fichte, Grundlage des Naturrechts undPrin^ipien der Wissenschaftslehre. J.G. Fichtes Grundlage d. Naturrecht nach Prin^. d. Wh. — przyp. tłum.] chełpi się łatwością, z jaką udało mu się wejrzeć w podstawę tej drugiej niewspółmierności: nie można mianowicie poważnie twierdzić, że krzywe jest proste. Powierz­ chowność tak określonej podstawy rzuca się od razu w oczy, nie mówiąc o tym, że podważa ją bezpośrednio zarówno niewspółmierność przekątnej i boku kwadratu (które są obie proste), jak i kwadratura paraboli. Co się tyczy pomocy, jakiej przeciw matematycznej nie­ skończoności Fichte szuka w zdrowym rozsądku ludzkim (twierdząc, że wielokąt o nieskończenie wielu bokach — właśnie dlatego, że jest wielokątem o nieskończenie wielu bokach — nie daje się zmierzyć), to z jednej strony można by do niego uciec również przeciwko nie­ skończonemu postępowi, w którym ma się urzeczywistniać idea absolutna, z drugiej zaś strony należy stwierdzić, że nie rozstrzyga to w żaden sposób kwestii zasadniczej, tzn. tego, czy można zakładać istnienie nieskończoności pozytywnej, która nie jest nieskończoną mnogością, lecz tożsamością. To zaś znaczy dokładnie tyle, że nie rozstrzygnięto niczego odnośnie współmierności i niewspółmierności.

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

tu, w którym została ona poruszona, by w końcu w drobnych drgnieniach stracić swój związek z ośrodkiem i stać się nie­ skończonymi) po pierwszych bezradnych początkach, coraz bardziej się zaostrzając w toku kolejnych naukowych prób wydobycia się z barbarzyństwa, doszło w filozofii krytycznej, za sprawą absolutnego pojęcia nieskończoności, do zrozumienia samego siebie, by wreszcie, jako nieskończoność, znieść także siebie samo. Dawniejszym sposobom rozważania prawa natural­ nego, jak również temu wszystkiemu, co należałoby uznać za jego różne zasady, należy przeto odmówić wszelkiego znaczenia dla istoty nauki. Wprawdzie bowiem znajdują się one w sferze przeciwieństwa i negatywności, nie jest to jednak negatywność absolutna, czyli nieskończoność, która jedynie może zadowolić naukę. Ani tego, co pozytywne, ani tego, co negatywne, nie potrafią one utrzymać w stanie czystym i stanowią jedynie mieszaninę tych momentów. Tylko zainteresowanie dla osob­ liwości historii nauki mogłoby nas skłonić do zatrzymania się przy nich, by z jednej strony porównać je z ideą absolutną i nawet w tym jej zniekształceniu dostrzec konieczność, z jaką przejawiają się w nich momenty formy absolutnej, i choć zdeformowane przez określoność będącą w danym przypadku zasadą, nawet pod władzą takiej ograniczonej zasady panują przecież nad tymi próbami, z drugiej zaś strony by zobaczyć, jak empiryczny stan świata odbija się w idealnym zwierciadle nauki. Albowiem jeśli idzie o tę drugą kwestię, to wprawdzie, mocą wzajemnego związku wszystkich rzeczy, empiryczne istnienie i stan wszystkich innych nauk również będzie wyrażać stan świata, jednak najbardziej bezpośrednio będzie to zachodzić w przypadku prawa naturalnego, odnosi się ono bowiem wprost do etyczności {das Sittliche'), owego motoru wszystkich ludzkich spraw. O ile zatem nauka prawa naturalnego posiada realne istnienie i podlega konieczności, o tyle musi ona stanowić jedno z empiryczną postacią etyczności (która także należy do sfery konieczności) i, jako nauka, wyrażać ją w formie tego, co ogólne. Co się zpś tyczy pierwszy kwestii, to za prawdziwą różnicę dotyczącą zasady naukowej można uznać jedynie to, czy znajduje się ona w sferze absolutu, czy też poza absolutną jednością, w sferze przeciwieństwa. W tym drugim przypadku

O naukowych sposobach rozwalania prawa naturalnego...

}7

nauka nie mogłaby jednak w ogóle być nauką, gdyby jej zasada nie była jakąś niedoskonałą i względną jednością lub pojęciem jakiegoś stosunku, choćby miała to być pusta abstrakcja stosunku w ogóle, występująca pod nazwą siły przyciągania czy siły jedności. Naukom, których zasadą nie jest pojęcie jakiegoś stosunku lub choćby pusta siła jedności, nie pozostaje do dyspozycji żadna idealność prócz pierwszego idealnego stosun­ ku, zgodnie z którym nawet dziecko jest czymś różnym od świata, tzn. prócz formy przedstawienia (Vorstellung), którą nauki te mogą nadawać jakościom empirycznym, by następnie opowiadać o ich różnorodności. Te właśnie nauki należałoby w pierwszym rzędzie nazwać empirycznymi. Ponieważ jednak nauki praktyczne z natury swej dotyczą pewnej ogólności realnej (reell Allgemeines'), czyli takiej jedności, która jest jed­ nością w różnicy, to w obrębie empirii praktycznej nawet wrażenia nie mogą zawierać czystych jakości, lecz tylko sto­ sunki, bądź to negatywne, jak np. popęd samozachowawczy, bądź to pozytywne, jak np. miłość, nienawiść, towarzyskość itp. Empiria naukowa różni się zaś ogólnie od owej czystej empirii nie tym, że jej przedmiotem są raczej stosunki niż jakości, lecz tym, że stosunki te utrwala ona w formie pojęciowej i trzymając się tej negatywnej absolutności, nie oddziela należycie owej formy (jedności) od jej treści. Te właśnie nauki będziemy nazywać naukami empirycznymi, tę zaś formę nauki, w której przeciwieństwo założone jest w sposób absolutny, a czysta jedność, czyli nieskończoność, jest — jako absolut negatywny — całkowicie oddzielona od treści i założona jako samoistna, nazywać będziemy czystą nauką formalną. 'M ten sposób ustaliliśmy różnicę gatunkową pomiędzy dwoma niewłaściwymi (unechten) sposobami naukowego roz­ ważania prawa naturalnego, a mianowicie, że zasadą pierwszego z nich są stosunki oraz mieszanina naoczności empirycznej z tym, co ogólne, a zasadą drugiego — absolutne przeci­ wieństwo i absolutna ogólność. Rozumie się jednak samo przez się, że ich składniki, tzn. naoczność empiryczna i pojęcie, są w obu przypadkach te same, i gdy formalizm przechodzi od swej czystej negacji do jakiejkolwiek treści, również nie może dojść do niczego prócz stosunków czyli tożsamości względnych. Dzieje się tak dlatego, że czysta idealność, tzn. przeciwieństwo,



Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

założone jest tu jako absolutne, a przeto nie może tu być mowy o idei absolutnej ani jedności, co zaś się tyczy naoczności, to — ponieważ wraz z zasadą absolutnego przeciwieństwa, czyli absolutności tego, co czysto idealne, jako absolutną zakłada się również zasadę empirii — syntezy, o ile nie mają mieć czysto negatywnego sensu zniesienia jednego z członów przeciwień­ stwa, lecz także pozytywny sens oglądu, mogą zawierać jedynie empiryczne dane naoczne {Anschauungen). W pierwszej kolejności trzeba więc bliżej scharakteryzować te dwa typy naukowego rozwalania prawa naturalnego-, pierwszy z nich pod kątem sposobu, w jaki idea absolutna przejawia się w nim zgodnie z poszczególnymi momentami formy absolutnej, drugi zaś z uwagi na sposób, w jaki nieskończoność, czyli absolut negatywny, daremnie dąży tu do jakiejś pozytywnej organizacji. Analiza tych usiłowań doprowadzi nas bezpośrednio do roz­ ważań nad naturą i wzajemnymi relacjami nauk o etycznościjako nauk filozoficznych, jak również nad ich stosunkiem do tego, co nosi miano pozytywnej nauki o prawie. Ta ostatnia pozostaje wprawdzie poza obrębem filozofii, w przekonaniu, że rezygnując z niej, uniknie także jej krytyki, zarazem jednak utrzymuje, jakoby posiadała absolutne istnienie i prawdziwą realność tej zaś pretensji nie można puścić płazem. Co się tyczy tego sposobu rozważania prawa naturalnego, który nazwaliśmy empirycznym, to przede wszystkim nie sposób rozwodzić się tutaj nad materią samych owych określeń i pojęć relacyjnych, które zgodnie z tym sposobem rozważania bierze się pod uwagę i nadaje im znaczenie nazywając je zasadami. Tym bowiem, co trzeba zanegować, jest już samo owo oddzielanie i utrwalanie określeń. W naturze owego oddzielania leży to, że jego naukowość może odnosić się jedynie do formy jedności oraz że spośród wielu różnych jakości, na które można podzielić dany stosunek organiczny, musi ono wyodrębniać jakieś określenie, które — o ile nie chodzi po prostu o to, by o tych jakościach opowiadać — uważa się za istotę całego stosunku, by w ten sposób wprowadzić jakąś jedność do tej wielości. To właśnie sprawia jednak, że nie chwyta się totalności {Totalität) tego, co organiczne, a jej pozostałość, wykluczona z zakresu owego wybranego określenia, dostaje się pod jego panowanie, ono zaś podniesione zostaje do godności istoty i celu. I tak np.

O naukowych sposobach rozwalania prawa naturalnego...

39

by poznać stosunek małżeństwa, zakłada się bądź płodzenie dzieci, bądź wspólnotę dóbr itp., i wychodząc od takiego określenia, które jako to, co istotne, uczynione zostaje prawem, określa się cały stosunek organiczny i w ten sposób zanieczysz­ cza się go. Albo też, jak w przypadku kary, bierze się pod uwagę bądź określenie moralnej poprawy przestępcy, bądź wyrządzonej szkody, bądź wyobrażenia (Vorstellung kary u in­ nych, bądź jej wyobrażenia u samego przestępcy przed po­ pełnieniem przestępstwa, bądź konieczności, by owo wyob­ rażenie stało się realne, tzn. by groźba została spełniona itd., a następnie coś tak jednostkowego czyni się celem i istotą całości. Naturalnym efektem takiego postępowania jest to, że gdy takie określenie nie pozostaje w koniecznym związku z innymi dającymi się prócz niego znaleźć i wyróżnić określeniami, wybucha niekończący się lament i nawoływanie, by przywrócić konieczny stosunek panowania jednego określenia nad innymi. Innym jego efektem jest to, że każde z tych określeń może bardzo łatwo zapewnić sobie niezależność od innych, brak tu bowiem, jak w ogóle w przypadku tego, co jednostkowe, konieczności wewnętrznej. Jakościom takim, wyrwanym z wielości stosunków, na które to, co organiczne, rozszczepia się za sprawą empirycznego (czyli nie w pełni zreflektowanego) oglądu, i zaopatrzonym w formę jedności pojęciowej, owa wiedza nadaje miano istoty i celu. A ponieważ właściwa tym ostatnim forma pojęciowa wyraża się jako absolutny byt określenia będącego treścią pojęcia, to jakościom tym nadaje się charakter zasad, praw, obowiązków itp. O tym przekształceniu absolutności czystej formy, będącej w istocie absolutnością negatywną, czyli czystą identycznością, czystym pojęciem, nieskończonością, w absolutność treści i określenia, któremu formę tę nadano, będzie mowa obszerniej przy okazji rozważania zasady filozofii krytycznej, która przekształcenia tego — w przypadku omawianej teraz wiedzy empirycznej zachodzącego nieświadomie — dokonuje w sposób zreflek­ towany i podnosi je do rangi absolutnego rozumu i obowiązku. Ta jedność formalna, jaką myślenie nadaje jakiemuś określeniu, jest zarazem tym, co stwarza pozór poszukiwanej przez naukę konieczności, albowiem jedność momentów prze­ ciwstawnych, traktowana jako coś w stosunku do nich realnego,



Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

stanowi właśnie ich konieczność. Ponieważ jednak materią omawianej tu jedności formalnej nie jest całość momentów przeciwstawnych, lecz tylko jeden z nich, jedno określenie, przeto także konieczność jest tu li tylko formalna i analityczna i polega jedynie na formie zdania tożsamościowego czyli analitycznego, w którym można wyrazić dane określenie. Dzięki takiej absolutności zdania wyłudzona zostaje z kolei także absolutność jego treści, i w ten sposób konstruuje się prawa i zasady. Skoro jednak owa nauka empiryczna zajmuje się wielością takich zasad, ustaw (Gesetzen), celów, obowiązków i praw (Rechten), z których żadne nie jest absolutne, to zarazem musi majaczyć przed nią obraz absolutnej jedności wszystkich tych pozbawionych związku określeń, jak również obraz pewnej pierwotnej, prostej konieczności, i musi ona odczuwać potrzebę tej jedności i konieczności. Rozważmy zatem, w jaki sposób nauka empiryczna będzie czynić zadość temu wywodzącemu się z rozumu żądaniu, czyli w jaki sposób absolutna idea rozumu będzie w swych poszczególnych momentach dochodzić do głosu pod panowaniem przeciwieństwa wielości i jedności, niemożliwego do przezwyciężenia dla wiedzy empirycznej. Po pierwsze bowiem, dostrzeżenie nawet w tych usiłowaniach naukowych i ich mętnym medium odblasku i panowania (ale zarazem i wypaczenia) absolutu, może być już samo przez się czymś interesującym. Po drugie zaś, formy, jakie przybierają w toku tych usiłowań poszczególne momenty absolutu, stały się już swego rodzaju przesądami i nie podlegającymi wątpliwości, powszechnie obowiązującymi myślami, których nicość krytyka musi wykazać, by usprawiedliwić to, że nauka nie bierze ich pod uwagę. Ów dowód ich nicości dokona się zaś w sposób najbardziej ewidentny poprzez wskazanie na pozbawioną real­ ności podstawę i podłoże, z którego one wyrastają i którego smakiem oraz naturą są przepojone. Po pierwsze, totalność (Totalität) naukowa jawi się z punktu widzenia nauki empirycznej jako totalność tego, co różnorodne, czyli jako jego zupełność, a z punktu widzenia formalizmu właściwego — jako konsekwencja; ta pierwsza (sc. nauka empiryczna) może dowolnie uogólniać swe doświadczenia i za pomocą pomyślanych przez siebie określeń kontynuować wnio-

O naukowych sposobach rotpva^ania prawa naturalnego...

skowanie (Konsequent^ dopóty, dopóki nie pojawi się jakiś nowy materiał empiryczny, sprzeczny z poprzednio uzyskanym, zarazem jednak posiadający takie samo prawo do tego, by zostać pomyślanym i wypowiedzianym w charakterze zasady, tym samym zaś nie pozwalający na dalsze konsekwentne rozwijanie poprzedniego określenia i zmuszający do jego porzucenia. Formalizm natomiast może tak daleko rozciągać swe wnioskowanie, że na to w ogóle pozwala pustka jego zasady lub treść, jaką dla siebie wyłudził. Dzięki temu jednak formalizm czuje się zarazem w prawie, by to, czego brakuje do zupełności, dumnie usuwać poza obręb swego królestwa aprioryczności i wykluczać ze swej nauki, opatrując to wzgardliwym mianem empirii. Traktując bowiem swe formal­ ne zasady jako aprioryczne i absolutne, uważa tym samym to, czego przy ich pomocy nie jest w stanie opanować, za coś nie-absolutnego i przypadkowego. Chyba że radzi sobie w ten sposób, że dla wyjaśnienia tego, co empiryczne w ogóle, jak również gwoli przechodzenia od jednego z określeń do drugiego ucieka się do formalnego ruchu od tego, co uwarunkowane, do jego warunku (ponieważ zaś ten ostatni jest znowu czymś uwarunkowanym, to postęp ten musi iść w nieskończoność). Atoli w ten sposób formalizm nie tylko pozbawia się wszelkiej przewagi nad tym, co nazywa empirią, lecz także — ponieważ w ramach związku tego, co uwarun­ kowane, z jego warunkiem oba te przeciwstawne człony założone są jako absolutnie trwałe (bestehende) — sam pogrąża się w konieczności empirycznej, którą utwierdza za pomocą formalnej identyczności, czyli absolutności negatywnej, na­ dając jej w ten sposób pozór absolutności prawdziwej. Jednakże owo powiązanie konsekwencji (czy to tej drugiej i doskonalszej, pustej konsekwencji formalnej, czy to tej pierwszej, która operując określonymi pojęciami jako zasadami i przechodząc od jednej z nich do drugiej jest konsekwentna jedynie w swej niekonsekwencji) z zupełnością obrazu wpływa bezpośrednio na zmianę znaczenia tego, co różnorodne, w porównaniu ze znaczeniem, jakie ma ono dla czystej empirii, z punktu widzenia której każdy moment ma równe prawa z innymi i która żadnego określenia nie stawia wyżej od innych, uważając je wszystkie za tak samo realne. Do zagadnienia tego

42

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

powrócimy jeszcze przy okazji porównywania czystej empirii z ową omawianą tu empirią naukową. Po omówieniu tej totalności formalnej musimy z kolei rozważyć sposób, w jaki jedność absolutna przejawia się w tym swoim odbiciu, którym jest wiedza empiryczna, i to przejawia się zarówno jako jedność prosta, którą można nazwać pier­ wotną, jak i jako totalność. Obie jedności, które w obrębie absolutu są czymś jednym i których identyczność jest ab­ solutem, muszą bowiem w owej wiedzy występować oddzielnie i jako coś różnego. Co się tyczy, po pierwsze, owej pierwszej jedności (sc. jedności prostej i pierwotnej), to dla empirii nie może ona oznaczać istoty konieczności, nadającej zjawisku jego zewnętrzną spoistość, albowiem w ramach jedności istotnej różnorodność ulega bezpośredniemu unicestwieniu i staje się niczym. Ponieważ zasadą empirii jest różnorodny byt, to nie jest jej dane wejrzeć w absolutną nicość swych jakości, a przeto są one dla niej czymś absolutnym i — już choćby na mocy pojęcia stwierdzającego po prostu ich wielość — jest ich nieskończenie wiele. Owa pierwotna jedność może zatem oznaczać jedynie pewien możliwie najprostszy i najmniejszy zespół jakości, który powinien, jak się sądzi, wystarczyć do poznania wszystkich pozostałych. Tym ideałem, który kamufluje to, co zrazu jest dowolne i przypadkowe, i który zawiera najmniejszy potrzebny zespół tego, co różnorodne, jest dla empirii — zarówno w dziedzinie przyrody, jak i etyczności — chaos, który w tym drugim przypadku przedstawia się bądź to za pomocą wyob­ raźni pod postacią bytu (jako stan natury), bądź to w formie możliwości i abstrakcji jako rejestr zdolności, których obecność w człowieku stwierdza psychologia empiryczna (jako naturę i powołanie [Bestimmung] człowieka). W ten sposób to, co uważa się za bezwzględnie konieczne, istniejące samo w sobie i absolut­ ne, uchodzi zarazem za coś pozbawionego realności, jedynie wyobrażonego i urojonego (Gedankending)', w pierwszym przy­ padku uznane zostaje za fikcję, w drugim — za czystą możliwość. Trudno wyobrazić sobie jaskrawszą sprzeczność. Dla pospolitego rozsądku, który nie wykracza poza mętną mieszaninę tego, co samo w sobie, i tego, co przemijające, nie ma nic bardziej oczywistego niż to, że może on dotrzeć do bytu

O naukowych sposobach roąyamanta prawa naturalnego...

45

samego w sobie wyłączając ze złożonego obrazu stanu pra­ wnego wszystko, co dowolne i przypadkowe, gdyż w wyniku tej abstrakcji musi jakoby pozostać jedynie to, co absolutnie konieczne. Jeśli usunąć w myśli wszystko, co niejasne poczucie może zaliczyć w poczet tego, co szczegółowe i przemijające (jako związane ze szczegółowymi obyczajami, historią, kulturą [Bildung] czy nawet państwem), to pozostanie albo człowiek pod postacią nagiego stanu natury, albo abstrakcja człowieka, wyposażona w jego istotne zdolności. A wtedy wystarczy tylko się przyjrzeć, by znaleźć to, co konieczne. Należy tu pominąć również wszystko, co ma jakiś związek z państwem, ponieważ ów chaotyczny obraz konieczności nie powinien zawierać jedności absolutnej, lecz jedynie prostą wielość atomów, wypo­ sażonych w możliwie jak najmniej właściwości. To zatem, co mogłoby podpadać pod pojęcie ich łączenia i porządkowania (jako najsłabszej jedności, jaką zdolna jest wyłonić z siebie zasada wielości), jest z tej wielości wyłączone jako to, co dopiero później do niej się dołącza. Atoli przy tym rozdzielaniu (sc. tego, co konieczne i tego, co przemijające) empiryzmowi brak przede wszystkim jakiegokolwiek kryterium pozwalającego wytyczyć granicę pomiędzy tym, co przypadkowe a tym, co konieczne, i ustalić, co należy zachować w chaosie stanu naturalnego lub w abstrakcji człowieka, co zaś należy w nich pominąć. Jedynym określeniem, mogącym tu służyć za nić przewodnią, jest to, że w pojęciach tych należy zawrzeć tylko tyle, ile potrzeba do opisu tego, co napotyka się w rzeczywistości; instancją nadrzędną w stosunku do owej aprioryczności jest więc w ostateczności to, co aposterioryczne. Ustaliwszy, co należy uwzględnić w obrazie stanu prawnego, i chcąc dowieść, że — pozostając w relacji do tego, co pierwotne i konieczne — również ono jest czymś koniecznym, wystarczy tylko włączyć odpowiednią jakość lub zdolność do chaosu stanu naturalnego. Dzieje się to w sposób właściwy w ogóle naukom wychodzącym od tego, co empirycz­ ne, a polegający na tym, że w celu tak zwanego wyjaśnienia rzeczywistości buduje się hipotezy, w których rzeczywistość ta zostaje założona wraz z wszystkimi swymi określeniami, z tym tylko, że w postaci całkowicie formalnej i idealnej, a mianowicie jako siła, materia lub zdolność (Vermögen), dzięki czemu jedno da się na podstawie drugiego bardzo łatwo pojąć i wyjaśnić.

44

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

Owo mętne poczucie pierwotnej, absolutnej jedności, która manifestuje się poprzez chaos stanu naturalnego oraz abstrakcję zdolności i skłonności, nie dociera do absolutnej jedności negatywnej, lecz sprowadza się jedynie do eliminowania (.Aus­ löschung) jak największej liczby szczegółów i przeciwieństw. Zawsze jednak pozostaje jeszcze niewyczerpalna mnogość określeń jakościowych, które ani same w sobie, ani dla siebie nawzajem nie posiadają żadnej wewnętrznej, różnej od em­ pirycznej, konieczności. Odnoszą się one do siebie jedynie jako mnogie (als Vieles), a ponieważ w tym ich wzajemnym od­ noszeniu się brak jest jedności, przeto są one określone jako wzajemnie przeciwstawne i pozostające w absolutnym konflik­ cie. W obrębie stanu natury lub w abstrakcji człowieka owe rozczłonkowane energie etyczności muszą więc być pomyślane jako pozostające w stanie wzajemnej, wyniszczającej wojny. Atoli właśnie dlatego można łatwo wykazać, że jakości te, będąc nawzajem bezwzględnie przeciwstawne, a tym samym czysto idealne, nie mogą trwać w tej swojej idealności i rozczłonkowa­ niu (jak to zostało zrazu założone), lecz znoszą się i redukują do nicości. Empiria nie potrafi jednak osiągnąć owej absolutnej refleksji i wglądu w nicość swych określeń w obrębie tego, co absolutnie niezłożone; owe mnogie nicości pozostają więc dla niej mnogimi realnościami. Z punktu widzenia empiryzmu pozytywna jedność, wyrażająca się jako totalność, musi dołączać się do tej wielości jako coś od niej różnego i obcego, i już w samej owej formie łączenia obu stron absolutnej tożsamości zawarte jest to, że totalność będzie się tu przejawiać w sposób nie mniej mętny i zanieczyszczony niż pierwotna jedność. Empiryzm bez trudu potrafi wskazać podstawę jednej z wy­ odrębnionych tu jedności w jej istnieniu dla drugiej lub podstawę przejścia od pierwszej jedności do drugiej, w ogóle bowiem łatwo przychodzi mu uzasadnianie. I tak np., zgodnie z fikcją stanu natury, stan ten zostaje porzucony z powodu nieszczęść, jakie za sobą pociąga, co znaczy tylko tyle, że zakłada się to, do czego pragnie się dojść. Zakłada się mianowicie, że zgoda chaotycznie ścierających się jednostek jest dobrem, czyli tym, co należy osiągnąć. Albo też do wyobrażenia pierwotnych jakości, jako potencji, włącza się bezpośrednio przyczynę owego przejścia, w postaci popędu towarzyskości (Trieb der Gesellig-

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego...

41

keif). Lub wreszcie, rezygnując z pojęciowej formy „zdolności”, przechodzi się od razu do całkiem szczegółowego przejawu owej drugiej jedności (a więc do tego, co historyczne), a mianowicie do faktu ujarzmienia słabszych przez silniejszych itd. Co zaś się tyczy samej jedności, to w myśl zasady absolutnej wielości jakościowej jedność ta może — podobnie jak w fizyce empirycznej — w miej­ sce licznych zatomizowanych jakości tworzyć tylko coraz to inne sploty pierwotnie założonych prostych jakości, tworzyć ich powierzchniowe zetknięcia, w których pozostają one nienaruszo­ ne w swej szczegółowości i wchodzą jedynie w słabe i częściowe związki lub mieszaniny. Jedność może tu więc dochodzić do głosu jedynie pod postacią różnych podziałów i stosunków, o ile zaś założona zostaje jako całość (Ganges'), przybrać musi puste miano bezkształtnej i zewnętrznej harmonii, zwanej społeczeństwem lub państwem. I nawet gdy jedność tę, czy to samą w sobie, czy to — w perspektywie bardziej empirycznej — co do jej genezy, przedstawia się jako absolutną i mającą swój bezpośredni początek w Bogu, nawet gdy zarówno punkt, wokół którego koncentruje się jej istnienie, jak i jej wewnętrzną istotę, przedstawia się jako boskie, to owo przedstawienie jest znowu czymś tylko formal­ nym, czymś jedynie unoszącym się nad wielością i nie przeni­ kającym jej. Choćby uznać Boga nie tylko za twórcę wspólnoty, lecz także za gwaranta jej trwałości, a tym samym władzę najwyższą w jej majestacie za jego odblask i coś samo w sobie boskiego, to i tak ów boski charakter wspólnoty pozostanie czymś zewnętrznym wobec połączonych w niej mnogich jednostek, do których może ona pozostawać jedynie w stosunku panowania. Zasada empirii wyklucza bowiem absolutną jedność jednego i wielu. W obrębie omawianego stosunku jest to ten punkt, w którym empiria styka się bezpośrednio z przeciwstawną zasadą, w myśl której tym, co pierwsze, jest abstrakcyjna jedność. Różnica między obiema zasadami polega tu tylko na tym, że niekonsek­ wencje, jakie powstają przez pomieszanie tak różnych rzeczy, jak abstrakcyjna jedność i absolutna wielość, nie wprawiają empirysty w zakłopotanie, co daje mu tę przewagę, iż nie zamyka się on na poglądy, które — pomijając ich stronę czysto materialną — są przejawami czegoś czystszego i bardziej boskiego niż to, co możliwe jest na gruncie zasady przeciwieństwa, która zostawia miejsce tylko na panowanie i posłuszeństwo.

46

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

Stan naturalny oraz obcy indywiduom, a przeto równie jak one jednostkowy i partykularny majestat i boskość stanu prawnego, podobnie jak stosunek absolutnego podporządko­ wania podmiotów owej najwyższej władzy — wszystko to są formy, w których rozszczepione momenty organicznej etyczności (moment absolutnej jedności, moment absolutnej jedności jako totalności obejmującej przeciwieństwo jedności i wielości, oraz moment nieskończoności, czyli nicości realności przeciw­ stawnych) zostają utrwalone jako pewne szczegółowe istności (Wesenheiten), i w rezultacie wraz z całą ideą ulegają wypaczeniu. Absolutna idea etyczności obejmuje tymczasem stan naturalny i majestat jako absolutnie tożsame, ten drugi nie jest bowiem sam niczym innym jak tylko absolutną naturą etyczną i nie może tu być mowy o utracie wolności absolutnej (którą należałoby rozumieć pod pojęciem wolności naturalnej), czy też o po­ rzuceniu natury etycznej wskutek urzeczywistnienia majestatu. Ta zaś naturalność, której porzucenie zawarte jest w pojęciu stosunków etycznych, nie jest sama niczym etycznym, a przeto w mniejszym stopniu niż cokolwiek innego mogłaby ona wyrażać owe stosunki w ich pierwotnym kształcie. W idei absolutnej nie ma również miejsca na trwanie nieskończoności, czyli nicości, jaką jest to, co jednostkowe (poszczególne podmioty, które w swej relatywnej tożsamości z majestatem tworzyłyby stosunek podporządkowania, w ramach którego również jednostkowość byłaby założona w sposób absolutny). W idei zawarta jest nieskończoność prawdziwa, w której jednostkowość jest niczym i pozostaje bezwzględnie tożsama z absolutnym majestatem etycznym. Jedynie ta prawdziwa, żywa, wolna od podporządkowania jedność stanowi prawdziwą etyczność jednostki. Zarzuciliśmy empirii naukowej — o tyle, o ile jest naukowa — pozytywną nicość i nieprawdziwość jej zasad, praw itd., albowiem za sprawą formalnej jedności, jaką nadaje ona temu, co określone, zyskuje ono negatywną absolutność pojęcia i wypowiadane jest jako coś istniejącego samo w sobie, jako cel i powołanie (Bestimmung), jako zasada, ustawa (Gesetz), obo­ wiązek i prawo (Recht), które to formy mają wszak znaczenie czegoś absolutnego. By zachować jedność stosunku organicz­ nego, który dla tej czynności jakościowego określania dostarcza

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego...

47

owych licznych pojęć, należy jednemu określeniu, nazywanemu celem, powołaniem lub prawem, udzielić władzy nad innymi określeniami i założyć, że w stosunku do tego pierwszego określenia są one nierealne i bez znaczenia. W wyniku takiego zabiegu naoczność jako wewnętrzna totalność ulega unicest­ wieniu, potrzeba więc z kolei niekonsekwencji, by skorygować owo pojęciowe ujęcie określeń i naprawić gwałt zadany naoczności; niekonsekwencja unicestwia bowiem bezpośrednio absolutność, nadaną uprzednio jakiemuś jednemu określeniu. Patrząc od tej strony, należy oddać sprawiedliwość starej, na wskroś niekonsekwentnej empirii, wprawdzie nie w porówna­ niu z nauką absolutną jako taką, ale na pewno w porównaniu z konsekwencją właściwą naukowości empirycznej, o której była mowa dotychczas. W ten sposób w wielkiej i czystej naoczności — za sprawą samej architektoniki jej prezentacji, w której skądinąd nie dochodzą do głosu związki konieczności ani panowanie formy — może przejawiać się jednak etyczność prawdziwa, niczym w budowli, której rozrzucone masy dają nieme świadectwo duchowi jej twórcy, mimo iż jego własny obraz nie przejawia się w nich jako pewna skupiona w jedność postać. W owej za pomocą pojęć dokonującej się prezentacji dochodzi zaś do głosu jedynie niezręczność rozumu, który tego, co ogarnia i przenika, nie potrafi ująć w formie idealnej i uświadomić sobie jako idei. Jeśli tylko naoczność pozostaje wierna samej sobie i nie pozwala się zwodzić rozsądkowi, to — ponieważ w swej artykulacji nie może obyć się bez pojęć — będzie w stosunku do nich zachowywać się niezręcznie, przyjmując w świadomości postać opaczną i jawiąc się z punktu widzenia pojęcia jako niespójna i wewnętrznie sprzeczna. Jednakże porządek części i zmieniających się określeń pozwala domyślić się nawet tutaj niewidocznej obecności wewnętrznego ducha rozumnego, i jeśli ten jego przejaw traktować jako produkt i rezultat, to — jako produkt — będzie on pozostawać w całkowitej zgodzie z ideą. Dla rozsądku nie ma przy tym nic łatwiejszego, niż napadać na tę empirię, jej niezręcznym uzasad­ nieniom przeciwstawiać inne uzasadnienia, wykazywać pomie­ szanie i sprzeczności wśród pojęć, z wyrwanych z kontekstu zdań wyciągać najnieznośniejsze i najbardziej bezrozumne konsekwencje, i na różne sposoby dowodzić nienaukowości

4#

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

empirii, na co zresztą ta ostatnia zasługuje, zwłaszcza wtedy, gdy albo sama zgłasza pretensje do naukowości, albo występuje polemicznie przeciw nauce jako takiej. Gdy natomiast określenia ulegają utrwaleniu, a ich prawa zostają konsekwent­ nie narzucone temu, co zdobyto na drodze empirycznej, gdy określeniom tym podporządkowuje się naoczność, w ogóle zatem wtedy, gdy powstaje to, co zwykło się nazywać teorią — wówczas empiria może w sposób prawomocny oskarżać tę ostatnią o jednostronność, a dzięki pełni określeń, jaką empiria bierze pod uwagę, może ona drogą przykładów zmusić teorię do przyjęcia tak ogólnej postaci, przy której staje się ona czymś zgoła pustym. Owa ograniczoność pojęć, owo utrwalanie określeń, owo nadawanie rangi ogólności jakiejś wyodrębnionej stronie zjawiska i udzielanie jej władzy nad innymi jego stronami, przybrało ostatnimi czasy miano już nie tylko teorii, lecz filozofii, która wznosząc się do coraz bardziej pustych abstrakcji i posługując się jeszcze czystszymi negacjami, w ro­ dzaju wolności, czystej woli, człowieczeństwa itd., nadała sobie miano metafizyki. Sądzi się, że doprowadziło to do filozoficz­ nych rewolucji, zarówno w dziedzinie prawa naturalnego, jak i w szczególności w dziedzinie prawa państwowego i karnego, podczas gdy w istocie do nauk tych wprowadzono jedynie zamęt za pomocą pozbawionych istoty abstraktów oraz pozytywnie wyrażanych negacji, jak np. wolność, równość, czyste państwo itd., lub za pomocą określeń zaczerpniętych wprost z potocznej empirii (które są tak samo pozbawione istoty), jak np. przymus, zwłaszcza przymus psychologiczny wraz z całą nadbudową w postaci przeciwieństwa rozumu praktycznego i skłonności zmysłowych, czy innych pojęć właściwych owej psychologii. Nawet tego rodzaju pozbawione znaczenia kategorie przed­ stawiano bowiem jako absolutne cele rozumowe, jako zasady rozumu i jako prawa, w mniej lub bardziej konsekwentny sposób umieszczając je na siłę w medium nauki. Słusznie zatem postuluje empiria, by takie filozofowanie zaczęło kierować się doświadczeniem. Słusznie obstaje ona przy swej niechęci do takich sztucznych rusztowań z zasad, nad konsekwencję takiego filozofowania przedkładając swą empiryczną niekonsekwencję, która przynajmniej opiera się na jakimś mętnym oglądzie całości. Słusznie woli ona, i to zarówno w dziedzinie nauki, jak

O naukowych sposobach ro^wa^ania prawa naturalnego...

49

i w życiu praktycznym, swe własne pomieszanie, np. etyczności, moralności i legalności, lub — w bardziej szczegółowym przypadku kary — pomieszanie zemsty, bezpieczeństwa państwa, poprawy przestępcy, spełnienia groźby, odstraszania, prewencji itd., od absolutnego rozdzielania tych różnych stron jednego i tego samego oglądu i określania jego całości za pomocą którejś z tych poszczególnych jakości. Słusznie też twierdzi, że teoria oraz to, co nadaje sobie miano filozofii i metafizyki, nie ma żadnego zastosowania i sprzeciwia się koniecznej praktyce (ów brak zastosowania można by jeszcze lepiej wyrazić w ten sposób, że w owej teorii i w owej filozofii nie ma nic absolutnego, że nie ma w nich żadnej realności i prawdy). Słusznie wreszcie empiria zarzuca takiemu filozofo­ waniu niewdzięczność, gdyż to ona dostarcza wszak treści dla jego pojęć, by następnie musieć patrzeć, jak treść ta ulega w tym filozofowaniu zepsuciu i wypaczeniu. To wszak empiria wyłania z siebie określoność treści wraz z jej spleceniem i powiązaniem z innymi określeniami, a powiązanie to stanowi w swej istocie całość i jest czymś organicznym i żywym, podczas gdy wskutek owego — właściwego teorii — rozczłonkowania całości oraz wyabsolutnienia pozbawionych istoty abstrakcji i szczegółów ulega ono uśmierceniu. Gdyby tylko empiria potrafiła zachować swą czystość, miałaby pełne prawo stawić czoła owej teorii i filozofii, a swe różnorodne zasady, cele, ustawy, obowiązki i prawa traktować nie jako coś absolutnego, lecz jako rozróżnienia ważne dla kultury, dzięki której jej własny ogląd staje się dla niej samej jaśniejszy. Gdy tylko jednak empiria przystępuje rzekomo do walki z teorią, to zwykle okazuje się, że tak jedna, jak i druga zakłada uprzednią refleksję, w wyniku której ogląd uległ już zanieczyszczeniu i unicestwieniu, a rozum — wypaczeniu. To zaś, co uchodzi tu za empirię, jest tylko stroną słabszą w abstrahowaniu, która wskutek swej mniejszej samoistności nie zdołała sama wyodrębnić, odróżnić i utrwalić swych własnych ograniczeń i dotknięta jest jedynie takimi ogranicze­ niami, jakie utrwaliła ogólna kultura, a które — występując pod postacią zdrowego rozsądku ludzkiego — wydają się zaczerp­ nięte bezpośrednio z doświadczenia. Obraz walki między takim skostniałym w swym wypaczeniu oglądem a świeżo utrwalo­

jo

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

nymi abstrakcjami jest z konieczności równie pstry i nieregular­ ny jak obie te strony. Każda z nich używa przeciw drugiej raz jakiejś abstrakcji, innym zaś razem tzw. doświadczenia, i w ten sposób po obu stronach empiria rozbija się o empirię, ograni­ czoność o ograniczoność. Raz mamy napuszone powoływanie się na zasady i prawa przeciwko filozofii i dyskwalifikowanie jej jako nie dość kompetentnej, by sądzić o takich absolutnych prawdach, w których utrwalił się rozsądek, innym zaś razem nadużywanie filozofii dla celów rezonowania i powoływanie się na nią. To względne prawo empirii do występowania przeciwko pomieszaniu tego, co empiryczne, z produktami refleksji, przysługujące jej o tyle, o ile panuje w niej naoczność, odnosi się — przypomnijmy — do jej nieświadomego wnętrza. Atoli człon średni pomiędzy ową wewnętrznością i zewnętrznością empirii, tzn. świadomość, jest tą stroną, po której sytuuje się niedostatek empirii, a przeto także jej jednostronność. Pęd zaś empirii do naukowości oraz jej niedoskonałe powiązanie i jedynie zewnętrzny kontakt z pojęciem, przez które ulega on jedynie zanieczyszczeniu, wypływa z konieczności absolutnego roz­ topienia się wielości i skończoności w nieskończoności, czyli ogólności. Strona nieskończoności jest zaś tym, co stanowi zasadę aprioryczności, przeciwstawiającej się temu, co empiryczne. Do rozpatrzenia tej zasady przechodzimy obecnie. Tendencja przeciwko pojęciu, jaką wykazuje empiryczne mniemanie wraz z właściwym mu pomieszaniem różnorodności i tego, co proste, wyzbywa się w pojęciu absolutnym, które jest nieskończonością swych wahań, a niepełny dotąd podział zostaje doprowadzony do końca. Wprawdzie również na niższym poziomie abstrakcji pojawia się nieskończoność, a mia­ nowicie jako absolutność podmiotu w teorii szczęśliwości w ogóle, w szczególności zaś w prawie naturalnym. Dzieje się to w systemach, które noszą miano antysocjalistycznych, a które jako to, co pierwsze i najwyższe, wysuwają istnienie jednostki. Nieskończoność nie ulega w nich jednak wzniesieniu do czystej abstrakcji, jak to dzieje się w idealizmie Kanta i Fichtego. Nie tu miejsce, by opisywać naturę nieskończoności i jej różnorodnych modyfikacji. Skoro bowiem jest ona zasadą

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego...

ji

ruchu i zmiany, to w samej jej istocie zawiera się tylko tyle, że jest niezapośredniczonym przeciwieństwem samej siebie. Jest więc nieskończoność absolutnością negatywną, abstrakcją for­ my, która będąc czystą identycznością, jest też zarazem bez­ pośrednio czystą nieidentycznością, czyli absolutnym przeciw­ stawieniem, będąc czystą idealnością, jest też zarazem czystą realnością, będąc nieskończonością, jest też bezpośrednio ab­ solutną skończonością, będąc czymś nieokreślonym, jest zara­ zem absolutną określonością. Stanowiące istotę nieskończo­ ności absolutne przechodzenie w to, co przeciwstawne, zanika­ nie każdej realności w swym przeciwieństwie, może zostać powstrzymane tylko w ten sposób, że na drodze empirycznej ulegnie utrwaleniu jedna z jej stron, a mianowicie realność, czyli trwanie członów przeciwstawnych, i oddzielona zostanie w abs­ trakcji od swego przeciwieństwa, tzn. od nicości owego trwania. Te realne człony przeciwstawne to z jednej strony różnorodne istnienie, czyli skończoność, z drugiej zaś strony nieskończo­ ność jako negacja wielości, pozytywnie wyrażana jako czysta jedność. A ukonstytuowane w ten sposób pojęcie absolutne stanowi w tej jedności to, czemu nadano nazwę czystego rozumu. Atoli stosunek tej czystej jedności do znajdującego się naprzeciw niej różnorodnego bytu sam jest z kolei również stosunkiem podwojonym, a mianowicie albo stosunkiem pozy­ tywnym, w którym oba człony zachowują istnienie, albo stosunkiem, w którym oba ulegają unicestwieniu. Zarówno wszakże owo trwanie, jak i to unicestwianie, należy rozumieć jako częściowe, gdyby bowiem trwanie obu członów było absolutne, to nie zachodziłoby w ogóle żadne ich wzajemne odniesienie, gdyby zaś założyć ich całkowite unicestwienie, to nie byłoby możliwe ich trwanie. Owo częściowe trwanie i częściowa negacja obu członów — zachodzące w Ja przeciw­ stawienie podzielnego Ja podzielnemu Nie-Ja, będące oczy­ wiście również przeciwstawieniem częściowym — stanowi absolutną zasadę tej filozofii (sc. idealizmu Kanta i Fichtego). Czysta jedność, ujęta z punktu widzenia pierwszego, pozytyw­ nego stosunku, nazywa się rozumem teoretycznym, ujęta z punktu widzenia stosunku negatywnego — rozumem prak­ tycznym. Ponieważ zaś w drugim stosunku tym, co pierwsze, jest negacja przeciwieństwa (jedność jest więc czymś bardziej

Ustroj Niemiec i inne pisma polityczne

istniejącym) natomiast w stosunku pierwszym tym, co pierwsze, jest trwanie przeciwieństwa (a zatem tym, co istnieje tu najpierw i w wyższym stopniu, jest wielość) przeto rozum praktyczny jawi się jako realny, teoretyczny zaś — jako idealny. Widać jednak, że określenie to należy bez reszty do sfery przeci­ wieństwa i zjawiska, albowiem czysta jedność, zakładana jako rozum, jest oczywiście tylko o tyle negatywna, idealna, o ile jej przeciwieństwo, wielość (która w tym sensie jest czymś niero­ zumnym) posiada trwanie absolutne. Odpowiednio jako bar­ dziej trwała i bardziej realna jawi się ona o tyle, o ile wielość zakłada się jako zanegowaną, czy raczej mającą ulec zanegowa­ niu. Atoli owa nierozumna wielość, w której to postaci zakłada się przyrodę w jej relacji do rozumu jako czystej jedności, jest nierozumna tylko dlatego, że zakłada się ją jako pozbawioną istoty abstrakcję wielości, rozum zaś jako pozbawioną istoty abstrakcję jedności. Tymczasem rozważana sama w sobie, zarówno owa wielość, jak i jedność, jest absolutną jednością jedności i wielości. W ten sposób przyrodę, czyli rozum teoretyczny, będący wielością, należy — jako absolutną jedność jedności i wielości — określić odwrotnie niż poprzednio, tzn. raczej jako rozum realny, podczas gdy rozum etyczny (sittliche), będący jednością, należy określić wprawdzie jako absolutną jedność jedności i wielości, ale jedność idealną, gdyż w obrębie właściwego mu przeciwieństwa realność przysługuje wielości, idealność zaś jedności. Dlatego w tym, co nazywa się rozumem praktycznym, można znaleźć jedynie formalną ideę tożsamości tego, co realne i tego, co idealne, i ta właśnie idea ma jakoby w tych systemach stanowić absolutny punkt nieróżności (Indifferenz). Atoli idea ta nie uwalnia się w nich od różnicy, a idealność nie przechodzi w realność, choć bowiem w owym rozumie praktycznym idealność i realność są czymś tożsamym, to jednak realność pozostaje tu czymś bezwzględnie przeciwstawnym. Realność ta jest z istoty założona jako znajdująca się na zewnątrz rozumu, który jest rozumem praktycznym tylko w odróżnieniu od niej; jego istotę pojmuje się jako stosunek przyczynowości względem wielości. Jest więc on rozumem praktycznym jako tożsamość, która w sposób absolutny pobudzana jest przez różnicę, a tym samym nie opuszcza sfery zjawiska. A zatem owa nauka

O naukowych sposobach rozwalania prawa naturalnego...

etyczności głosząca absolutną tożsamość idealności i realności nie postępuje w zgodzie z własnymi słowami, albowiem jej rozum etyczny jest naprawdę i w istocie nietożsamością ideal­ ności i realności. Skoro rozum etyczny określiliśmy uprzednio jako absolut w formie jedności, i skoro samą jedność zakłada się jako pewną określoność, to wydaje się, że bezpośrednio w samym tym określeniu zakłada się ów rozum jako obarczony istotnym przeciwieństwem. Różnica polega jednak na tym, że jego prawdziwa realność i absolutność wolna jest całkowicie od owego przeciwieństwa względem przyrody i że jest on raczej absolutną tożsamością idealności i realności. Absolut, zgodnie z jego ideą, należy uznać za tożsamość różnych momentów, z których pierwszy jest określony jako jedność, drugi zaś jako wielość, przy czym jest to określoność itj^alna, istniejąca jedynie w nieskończoności, tak jak ta ostatnia jawi się w myśl swego wyżej wyłożonego pojęcia. Określoność ta jest w tym samym stopniu zarazem zniesiona i założona; każde z określeń, których tożsamością jest absolut, tzn. zarówno wielość, jak i jedność, samo jest jednością jedności i wielości. Atoli jeden z tych momentów, ten mianowicie, którego idealną określonością jest wielość, jest trwaniem przeciwieństwa, a więc pozytywną realnością, a przeto w nim samym konieczny jest stosunek przeciwstawny, podwojony. Ponieważ w obrębie tego momen­ tu realność zachowuje istnienie, to jego tożsamość jest względna; ta względna tożsamość przeciwstawnych członów stanowi konieczność. Konieczność należy więc do sfery różnicy, a przeto również jej stosunek musi w swej tożsamości zawierać różnicę; w charakterze tego, co pierwsze, może w nim występować zarówno jedność, jak i wielość. Ten dwojaki stosunek decyduje o dwustronnym charakterze konieczności jako sposobu przejawiania się absolutu. Ponieważ stosunek ten sytuuje się po stronie wielości, nieróżnością (Indifferenz) zaś nazywamy stojącą po drugiej stronie jedność momentów odróżnionych, w której zniesiona jest owa realność, czyli wielość, to absolut jest jednością nieróżności i stosunku. Ponieważ zaś stosunek ten sam jest podwojony, to sposób przejawiania się absolutu określony jest, po pierwsze, jako jedność nieróżności i tego stosunku, tzn. tej względnej identycz­

J4

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

ności, w której tym, co pierwsze i pozytywne, jest wielość, po drugie zaś, jako jedność nieróżności i tego stosunku, w którym tym, co pierwsze i pozytywne, jest jedność. Pierwsza jedność to natura fizyczna, druga to natura etyczna. A ponieważ nieróżność, czyli jedność, jest wolnością, stosu­ nek zaś, czyli tożsamość względna, jest koniecznością, to każdy z tych dwóch sposobów przejawiania się absolutu stanowi jedność i nieróżność wolności i konieczności. Sub­ stancja jest absolutna i nieskończona; w orzeczniku nie­ skończoności zawiera się konieczność natury boskiej, czyli jej przejawianie się, przy czym konieczność ta wyraża się jako realność właśnie pod postacią stosunku podwojonego. Każdy z tych dwóch atrybutów jako taki wyraża substancję, a prze­ to każdy jest czymś absolutnym i nieskończonym, tzn. stanowi jedność niemożności i stosunku. Ich różnica jest — co do stosunku — założona w ten sposób, że w obrębie stosunku właściwego pierwszemu z nich (sc. w konieczności) tym, co pierwotne i co zwraca się przeciwko innym momen­ tom, jest wielość, w obrębie zaś drugiego stosunku (sc. wolności) tym czymś jest jedność. Skoro zaś w obrębie stosunku właściwego samej naturze etycznej tym, co pierw­ sze, jest jedność, to natura etyczna równie w tej swojej tożsamości względnej, tj. w swej konieczności, jest wolna. Lub mówiąc inaczej, ponieważ tożsamość względna nie ulega zniesieniu wskutek tego, że tym, co pierwsze, jest jedność, to owa druga wolność jest określona w ten sposób, że dla natury etycznej istnieje wprawdzie konieczność, ale założona w sposób negatywny. Otóż gdyby wyizolować tę stronę względnej tożsamości natury etycznej, a za jej istotę uznać nie absolutną jedność nieróżności i tej względnej tożsamości, lecz stronę stosunku, czyli konieczności, to otrzymalibyśmy ten punkt widzenia, z którego istotę rozumu praktycznego określa się w ten sposób, że posiada on przyczynowość absolutną, tzn. z którego twierdzi się, że jest on wprawdzie wolny, a konieczność — czysto negatywna, zarazem jednak jako taką właśnie zakłada się ją, wskutek czego wolność nie opuszcza sfery różnicy, a istotą okazuje się stosunek, czyli tożsamość względna, absolut zaś pojmowany jest wyłącznie jako absolut negatywny, czyli nieskończoność.

O naukowych sposobach ro^wa^ania prawa naturalnego...

jj

Popularna formuła empiryczna, dzięki której tak wielkie powodzenie zyskało sobie owo wyobrażenie ujmujące naturę etyczną jedynie od strony jej tożsamości względnej, głosi, że realność, pod nazwą zmysłowości, skłonności, niższej władzy pożądania itd. (w obrębie stosunku jest to moment wielości) nie zgadza się (moment przeciwieństwa i wielości) z rozumem (moment czystej jedności w ramach stosunku), i że rozum polega na chceniu, płynącym z jego własnej absolutnej spon­ taniczności i autonomii oraz na ograniczaniu i opanowywaniu owej zmysłowości (moment określoności tego stosunku, a mia­ nowicie że tym, co pierwsze, jest w nim jedność czyli negacja wielości). Realność tego wyobrażenia znajduje oparcie w świa­ domości empirycznej i powszechnym doświadczeniu każdego człowieka, można w nich bowiem znaleźć zarówno owo rozdwojenie, jak i tę czystą jedność rozumu, tzn. abstrakcję Ja. Nie może tu być bynajmniej mowy o negowaniu tego punktu widzenia; wszak został on uprzednio określony jako strona tożsamości względnej, tzn. istnienia tego, co nieskończone, w tym, co skończone. Należy jednak stwierdzić, że nie jest to punkt widzenia absolutny, z którego, jak to zostało opisane, stosunek okazuje się tylko jedną stroną, a przeto jego izolowanie — czymś jednostronnym. Skoro więc etyczność jest czymś absolutnym, to ów punkt widzenia (sc. wyizolowanego stosun­ ku) nie jest punktem widzenia etyczności, lecz jest jej raczej pozbawiony. Co zaś się tyczy odwoływania się do świadomości potocznej, to trzeba stwierdzić, że obok owego punktu widzenia musi w niej również z konieczności występować sama etycz­ ność. A ponieważ ów punkt widzenia wyodrębnia stosunek jako taki i zakłada go jako coś istniejącego samo w sobie, nie zaś jako jedynie moment, przeto stanowi on raczej zasadę nieetyczności. Świadomość empiryczna jest empiryczna dlatego, że momenty absolutu przejawiają się w niej w rozproszeniu, obok siebie, jako następujące po sobie i rozszczepione; nie byłaby ona jednak nawet potoczną świadomością, gdyby nie występowała w niej również etyczność. Owa filozofia formalna miała do wyboru różne przejawy etyczności i nieetyczności, to zatem, że wybrała przejaw nieetyczności i uwierzyła, że w postaci absolutności negatywnej, czyli nieskończoności, posiadła prawdziwy ab­ solut, nie jest błędem świadomości potocznej, lecz filozofii.

¡6

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

Realizacja owej filozofii praktycznej polega na przedstawia­ niu tego, czego jest w stanie dokonać owa absolutność negatyw­ na, a przeto musimy teraz prześledzić zasadnicze momenty tej chybionej próby dowiedzenia, że absolut negatywny jest ab­ solutem prawdziwym. Zaraz na początku należy zauważyć, że skoro istotą rozumu praktycznego jest czysta jedność, to do tego stopnia nie może być tu mowy o jakimkolwiek systemie etyczności, iż nie wchodzi tu nawet w rachubę żadna wielość praw (Gesetzęri). To bowiem, co wykracza poza czyste pojęcie, tzn. poza czyste pojęcie obowiązku oraz abstrakcję prawa (albowiem czyste pojęcie, o ile zakłada się je jako negujące wielość, tzn. jako praktyczne, nazywa się obowiązkiem), nie należy już do tego czystego rozumu. Kant, który ową abstrakcję pojęcia przed­ stawił w jej absolutnej czystości, zdaje sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że rozumowi praktycznemu brak jakiejkolwiek materii prawa i że nie pozostaje mu (sc. rozumowi) nic innego jak uczynić najwyższym prawem formę z^atno^ rnaksymy woli (sc. do powszechnego prawodawstwa). Maksyma woli ma pewną treść i zawiera pewną określoność, czysta wola natomiast jest wolna od określoności. Absolutne prawo rozumu praktycz­ nego polega na tym, by ową określoność wznieść do formy czystej jedności; wyrazem tej, ujętej w formę, określoności jest prawo. Jeżeli określoności można nadać formę czystego pojęcia, jeżeli za sprawą owej formy nie znosi ona samej siebie, to znaczy to, że jest ona usprawiedliwiona i że za sprawą absolutności negatywnej sama stała się absolutna i może teraz występować jako ustawa (Gesetz), prawo (Recht) lub obowiązek. Materia maksymy pozostaje jednak tym, czym była, tzn. pewną określonością i czymś jednostkowym, ogólność zatem, jaką zyskuje dzięki nadaniu jej formy, jest jednością czysto anali­ tyczną. I kiedy ową udzieloną maksymie jedność wypowiada się wprost, jako to, czym ona jest, w postaci zdania, wtedy zdanie takie jest analityczne, a zatem stanowi tautologię. A przeto wzniosła władza autonomii czystego rozumu praktycznego w jego prawodawstwie polega w gruncie rzeczy na produkowa­ niu tautologii. Czysta świadomość rozsądku, w dziedzinie teorii znajdująca wyraz w postaci zasady sprzeczności, pozostaje niezmieniona również w zastosowaniu do formy praktycznej.

O naukowych sposobach rospoamanta prawa naturalnego...

¡7

Kant powiada, że gdy logice zadaje się pytanie „czym jest prawda?”, a ta próbuje na nie odpowiedzieć, to jest to śmiechu godne widowisko, gdzie jeden doi kozła, a drugi podstawia sito'. Otóż w podobnej sytuacji znajduje się pytanie „co jest prawem i obowiązkiem?”, które stawia się pod adresem owego czystego rozumu praktycznego i na które próbuje on odpowiedzieć. Kant zdaje sobie sprawę z tego, że ogólne kryterium prawdy musiałoby dotyczyć wszelkich treści poznawczych bez względu na różnice ich przedmiotów. Jasne jest dlań jednak, że skoro w poszukiwa­ niu takiego kryterium abstrahuje się od wszelkiej treści poznania, prawdziwość zaś dotyczy właśnie tej treści, to czymś zgoła niemożliwym i niedorzecznym jest zapytywać o znamię jej prawdziwości, jeśli zarazem znamię to nie ma mieć z tą treścią nic wspólnego. Tym samym jednak wypowiada on również sąd na temat zasady obowiązku i prawa, formułowanej przez rozum praktyczny. Rozum ten stanowi bowiem absolutną abstrakcję od wszelkiej materii chcenia, a przeto każda treść pociąga za sobą heteronomię woli. Chodzi wszakże właśnie o to, by wiedzieć, co jest prawem i obowiązkiem; a zatem zapytuje się tu o treść prawa moralnego i tylko o tę treść tu chodzi. Atoli istota czystej woli i czystego rozumu praktycznego polega na abstrahowaniu od wszelkiej treści, a przeto — skoro prawodawstwo moralne musi posiadać jakąś treść — czymś zgoła niemożliwym i niedorzecz­ nym jest poszukiwanie go w tym absolutnym rozumie praktycz­ nym, którego istota polega właśnie na braku jakiejkolwiek treści. ’ Por. I. Kant, Krytyka czystego ro%umut A 57,58, B 82, 83: „Stare i słynne pytanie, przy pomocy którego spodziewano się zapędzić logików w kozi róg i starano się ich doprowadzić do tego, żeby albo musieli się dać przychwycić na nędznym kołowaniu w dowodzeniu, albo też przyznać się do niewiedzy, a więc do jałowości całej swej sztuki, brzmi: «Co to jest praw­ dziwość?» Wyjaśnienie samej nazwy prawdziwości, że mianowicie jest ona zgodnością poznania z jego przedmiotem, darowuje się w tym pytaniu i zakłada je; pragnie się jednakże wiedzieć, co stanowi ogólne i pewne znamię praw­ dziwości każdego poznania. Wielki to już i potrzebny dowód roztropności lub zrozumienia, gdy się wie, o co mamy rozumnie pytać. Jeżeli bowiem pytanie jest samo w sobie niedorzeczne i domaga się niepotrzebnych odpowiedzi, to przynosi ono nie tylko wstyd temu, kto je zadaje, ale nieraz i tę szkodę, że przywodzi nieostrożnego słuchacza do dawania niedorzecznych odpowiedzi i stwarza pocieszne widowisko, iż — jak mówili starożytni — jeden kozła doi, a drugi podstawia sito”. (Tłum. R. Ingarden, W-wa 1986, t. I, ss. 145, 146).



Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

Do tego zatem, by ów formalizm mógł wypowiedzieć jakieś prawo, konieczne jest założenie pewnej materii, pewnej określoności, która byłaby treścią prawa, a formą, dołączającą się do tej określoności, jest jedność czyli ogólność. Formuła, że maksyma twojej woli powinna zachowywać ważność jako zasada prawodawstwa powszechnego, stwierdza, i jest to podstawowe prawo czystego rozumu praktycznego, że wszelka określoność będąca treścią maksymy woli szczegółowej musi zostać założona jako pojęcie, tzn. jako coś ogólnego. Aliści każda określoność nadaje się do tego, by ująć ją w formie pojęcia i założyć jako jakość, a przeto nie istnieje zgoła nic, czego nie można by uczynić w ten sposób prawem moralnym. Zarazem jednak każda określoność jest czymś szczegółowym, a przeto odpowiada jej określoność przeciwstawna, i wręcz jest ona określonością tylko o tyle, o ile właśnie odpowiada jej taka przeciwstawna określoność. Każde z tych określeń w równej mierze nadaje się do tego, by je pomyśleć; to, któremu z nich należy nadać formę jedności, tzn. które z nich należy pomyśleć, od którego zaś abstrahować, pozostaje czymś zupełnie nie­ określonym i dowolnym. Jeżeli jedno z nich utrwalono jako istniejące samo w sobie, to oczywiście drugie nie może zostać założone. Można je jednak równie dobrze pomyśleć, a skoro forma myślenia stanowi tu istotę, to również to określenie można wypowiedzieć jako absolutne prawo moralne. To, że nawet najpospolitszy rozsądek może bez uprzedniej nauki przeprowadzić tę łatwą operację i rozstrzygnąć, jaka forma maksymy nadaje się do prawodawstwa powszechnego, jaka zaś nie, Kant próbuje wykazać na przykładzie pytania, czy maksyma powiększania mego majątku wszelkimi pewnymi środkami może obowiązywać jako powszechne prawo praktyczne w przy­ padku, gdyby takim środkiem miał się okazać depozyt. Treścią owej maksymy byłoby wówczas to, że każdy może sprzeniewie­ rzyć depozyt, o ile nikt nie może mu udowodnić jego przyjęcia. Kwestia ta rozstrzyga się automatycznie, albowiem zasada taka, pomyślana jako prawo, unicestwiłaby samą siebie, gdyż spra­ wiłaby, że w ogóle nie byłoby depozytów. Jakaż jednak sprzeczność tkwiłaby w tym, że nie istniałyby depozyty? To, że nie byłoby depozytów, przeczyłoby innym koniecznym określeniom, podobnie jak to, że depozyt jest możliwy, wiąże się

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego...

19

i innymi, koniecznymi określeniami, a przez to jest samo czymś koniecznym. Tu jednak nie wolno powoływać się na inne cele i racje materialne, gdyż o słuszności przyjęcia pierwszej lub drugiej możliwości decydować powinna bezpośrednio forma pojęcia. Ale z punktu widzenia formy pierwsza z przeciwstaw­ nych określoności jest równie obojętna jak druga; każdą z nich można pojąć jako jakość i pojmowanie to wypowiedzieć w postaci prawa. Skoro w ogóle zostało założone takie określenie jak własność, można przekształcić je w zdanie tautologiczne: „własność jest własnością i niczym poza tym”. Ta właśnie wytwórczość tautologiczna stanowi prawodawstwo owego rozumu, rozumu praktycznego: jeśli istnieje własność, to własność musi być własnością. Gdyby jednak założyć określenie przeciwstawne, negację własności, to na mocy prawodawstwa tegoż rozumu praktycznego powstałaby inna tautologia: „brak własności (Nichteigentum) jest brakiem własności; jeżeli nie istnieje własność, to należy znieść to, co chciałoby być własnością”. Chodzi tu wszakże właśnie o to, by wykazać, że własność musi istnieć; chodzi zatem wyłącznie o to, co leży poza zasięgiem prawodawczej władzy czystego rozumu, a mianowi­ cie o rozstrzygnięcie, którą w przeciwstawnych określoności należy założyć. Czysty rozum żąda jednak, by dokonało się to już wprzódy i by z góry założyć jedną z przeciwstawnych określoności, po czym dopiero może on realizować swoje — teraz już zbędne — prawodawstwo. Jednakże jedność analityczna oraz tautologia czystego rozu­ mu praktycznego jest nie tylko czymś zbędnym, lecz także — w sformułowaniu, jakie otrzymuje — czymś fałszywym, a przeto należy ją uznać za zasadę nieetyczności. Nadanie jakiemuś określeniu formy jedności ma wystarczyć do zmiany natury jego istnienia. Określenie z natury swej przeciwstawia się innemu określeniu. Jedna określoność stanowi negację innej i właśnie dlatego żadna nie jest czymś absolutnym (z punktu widzenia rozumu praktycznego i jego funkcji jest to obojętne, dostarcza on bowiem jedynie pustej formy). Otóż wskutek owego powiązania określoności z formą czystej jedności ta pierwsza ma zyskać absolutność i stać się prawem i obo­ wiązkiem. Wszędzie tam jednak, gdzie określoność i jednostkowość podnosi się do rangi bytu samego w sobie, zakłada się

6o

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

coś sprzecznego z rozumem, w odniesieniu zaś do etyczności — coś nieetycznego. Łatwo rozpoznać bezprawny charakter owego przekształcania tego, co uwarunkowane i nierealne, w coś nieuwarunkowanego i absolutnego, oraz wytropić jego tajemne ścieżki. Jeżeli nadaje się określoności formę czystej jedności, czyli tożsamości formalnej, i jeśli owo określone pojęcie wyraża się w postaci zdania, to powstaje tautologia zdania formalnego: „określoność A jest określonością A”. Forma ta, którą można by ująć w zdaniu „tożsamość podmiotu i orzecznika jest czymś absolutnym”, daje jednak w rezultacie tylko coś negatywnego i formalnego, co w ogóle nie dotyczy samej określoności A; treść ta jest z punktu widzenia formy czymś całkowicie hipotecznym. Atoli absolutność, właściwa jedynie formie tego zdania, nabiera w czystym rozumie praktycznym pewnego całkiem nowego znaczenia; zostaje ona mianowicie przeniesiona na treść, która z natury swej jest czymś uwarunkowanym, i wskutek takiego pomieszania owa nieabsolutna, uwarunkowana treść podniesiona zostaje do rangi czegoś absolutnego. Przedmiotem zainteresowania praktycznego nie jest produkowanie tautologii i rozum praktyczny nie czyniłby tyle zamieszania jedynie z powodu tej jałowej formy, która jest jego jedyną siłą. Jednakże w wyniku pomieszania formy absolutnej z uwarunkowaną materią absolutność formy przenosi się niepostrzeżenie na nierealną, uwarunkowaną treść. Na takim właśnie pokrętnym kuglarstwie polega nerw owego praktycznego prawodawstwa czystego rozumu. Zdaniu „własność jest własnością”, zamiast jego prawdziwego znaczenia, zgodnie z którym „tożsamość, którą zdanie to wyraża w swej formie, jest absolutna”, nadaje się znaczenie, w myśl którego „jego materia, tzn. własność, jest absolutna”. W ten sposób każda określoność może zostać od ręki uczyniona obowiązkiem. Wola [Willkür) może wybierać między przeciwstawnymi określeniami i tylko niezręczność mogłaby sprawić, że dla któregoś z działań nie udałoby się znaleźć takiej racji, która miałaby już nie po prostu formę racji prawdopodobnej, jak u jezuitów, lecz formę prawa i obo­ wiązku. Ów formalizm moralny nie wykracza więc poza sztukę moralną jezuitów i stanowiące z nią jedno zasady nauki o szczęśliwości.

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego...

6i

Warto chyba przy tym zauważyć, że ujmowanie określoności w pojęciu rozumiane jest w ten sposób, iż ujęcie owo jest czymś formalnym, czyli że określoność ma w nim pozostać niezmieniona. Materia i forma pozostają tu więc w sprzeczności: pierwsza jest określona, druga zaś nie­ skończona. Gdyby jednak naprawdę zrównać treść z formą, określoność z jednością, to nie byłoby miejsca na żadne prawodawstwo praktyczne, lecz tylko na unicestwianie określoności. I tak np. własność jest jako taka bezpośrednio przeciwstawna ogólności; utożsamiona więc z ogólnością ulega ona zniesieniu. Owo unicestwienie określoności wskutek nada­ nia jej formy nieskończoności i ogólności jest również kłopotliwe bezpośrednio dla samego prawodawstwa praktycz­ nego. Jeśli bowiem określoność jest tego rodzaju, że sama wyraża zniesienie innej określoności, to wskutek nadania jej ogólności, czyli wskutek zniesienia owego pierwszego znosze­ nia, unicestwieniu ulega zarówno określoność, którą należy znieść, jak i samo znoszenie. A przeto maksyma wyrażająca określoność, która pomyślana w sposób ogólny ulega samo­ unicestwieniu, nie nadawałaby się na zasadę prawodawstwa powszechnego, byłaby więc niemoralna. Mówiąc inaczej: jeśli treścią maksymy jest znoszenie pewnej określoności, to treść ta, wzniesiona na poziom pojęcia, sama sobie przeczy. Jeżeli określoność pomyśleć jako zniesioną, to odpada również jej znoszenie, jeśli zaś trzeba określoność tę zachować, to z kolei nie można zakładać założonego w maksymie znoszenia. Obojętnie zatem, czy określoność zostaje zachowana, czy nie, w obu przypadkach jej zniesienie nie jest możliwe. Ponieważ zaś maksyma, niemoralna z uwagi na swą zasadę (która przeczy samej sobie), wyraża zniesienie pewnej określoności, przeto jest ona zarazem absolutnie rozumna, czyli absolutnie moralna, rozumność jest bowiem od swej strony negatywnej tożsamością określeń, zniesieniem tego, co uwarunkowane. I tak np. określoność, jaką jest wspomaganie biednych, wyraża zniesienie innej określoności, a mianowicie biedy. Jeżeli maksymę, której treścią jest pierwsza z tych określoności, poddać próbie pod­ nosząc ją do rangi zasady prawodawstwa powszechnego, to okaże się ona fałszywa, gdyż sama się unicestwi. Jeśli wyobrazić sobie, że powszechnie wspomagano by biednych, to albo

62

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

zabrakłoby biednych, albo pozostaliby sami biedni, a wtedy nie byłoby już nikogo, kto mógłby pomagać. W obu zatem przypadkach pomoc okazałaby się niemożliwa, a przeto ma­ ksyma ta, pomyślana jako powszechna, znosi sama siebie. Gdyby zaś chcieć zachować określoność będącą warunkiem znoszenia, tzn. biedę, to wprawdzie zachowałoby się także możliwość pomocy, ale jako możliwość, nie zaś rzeczywistość, o której mówi maksyma. Jeśli należy zachować biedę, by można było spełniać obowiązek wspomagania biednych, to owo przyzwolenie na trwanie biedy sprzeciwia się bezpośrednio spełnianiu obowiązku. W podobny sposób maksyma, by godnie bronić swej ojczyzny przed wrogami, jak również niezliczone mnóstwo innych maksym, znosi samo siebie, gdy maksymy te pomyśleć jako zasady powszechnego prawodawstwa. Gdyby bowiem np. rozszerzyć w ten sposób zasięg wspomnianej maksymy (sc. obrony ojczyzny), to zniesieniu uległoby zarówno określenie ojczyzny, jak i wrogów, jak i wreszcie obrony. Tak samo jak jedności nie przysługuje czyste negatywne znaczenie zwykłego znoszenia określeń, tak samo nie jest ona również prawdziwą jednością naoczności ani pozytywną indyferencją określeń. Porównanie z tą ostatnią uwidoczni lepiej i od innej strony opaczną istotę owej jedności. Owa jedność rozumu praktycznego jest mianowicie w sposób istotny naznaczona różnicą, jeżeli bowiem założyć ją jako utrwalanie pewnego określenia, to wskutek tego ulegają bezpośrednio wykluczeniu, tzn. założone zostają w sposób negatywny, inne określenia, jeżeli zaś założyć ją jako zdanie analityczne, to forma tego zdania, tożsamość, przeczy jego treści. Można to ująć również w ten sposób, że zdanie to poprzez swą treść przeczy wymogo­ wi, by zdanie było sądem. Za pomocą zdania powinno się coś wypowiadać, zdanie identyczne nie wypowiada jednak niczego, gdyż nie jest sądem, albowiem stosunek podmiotu do orzecz­ nika jest w nim czysto formalny i nie zakłada się tu żadnej ich różnicy. Jeżeli zaś jedność rozumieć jako ogólność, to wyczer­ puje się ona całkowicie w swym odniesieniu do różnorodności empirycznej, a określoność aktualnie braną pod uwagę przeciw­ stawia się nieskończonej wielości różniących się od niej em­ pirycznie określeń. W przeciwieństwie do tego jedność naocz­ ności jest indyferencją określeń, a określenia te stanowią w niej

O naukowych sposobach rozwalania prawa naturalnego...

6}

całość. Nie utrwala ich ona jako oddzielonych i przeciwstaw­ nych, lecz łączy je i obiektywizuje. A przeto, ponieważ owa indyferencja jest absolutnie zjednoczona z tymi odróżnionymi określeniami, to jedność naoczności nie oznacza oddzielenia indyferencji, jako możliwości, od różnych określeń jako tego, co rzeczywiste, ani też podziału tych ostatnich (jako po części możliwych, po części zaś rzeczywistych), lecz absolutną obec­ ność. I w tej właśnie sile naoczności i obecności tkwi moc etyczności w ogóle, jak i, rzecz jasna, etyczności w szczegółach, o którą pierwotnie chodzi owemu prawodawczemu rozumowi. Należy od niej bezwzględnie oddzielać formę pojęcia, jedności formalnej i ogólności, albowiem to właśnie ona znosi bez­ pośrednio istotę etyczności, sprawiając, że to, co etycznie konieczne, jawi się jako przeciwstawne czemuś innemu, tym samym czyniąc je czymś przypadkowym. To zaś, co w sferze etyczności przypadkowe — przy czym to, co przypadkowe, tożsame jest z tym, co empirycznie konieczne — jest nieetyczne. Faktyczny ból ulega dzięki sile etyczności wzniesieniu ze sfery doznania, gdzie jest czymś akcydentalnym i przypadkowym, na szczebel jedności, zyskując postać czegoś obiektywnego i w so­ bie samym koniecznego. Za sprawą tej bezpośredniej jedności, która nie rozgląda się na prawo i lewo w poszukiwaniu możliwości, jakie oferuje jedność formalna, ból zostaje utrzyma­ ny w swej absolutnej obecności, zarazem jednak, dzięki obiek­ tywności oglądu oraz dzięki wzniesieniu się na szczebel owej jedności bytu dla siebie, ból zostaje w istocie oddzielony od podmiotu, a dzięki trwałemu oglądowi owej jedności staje się czymś idealnym. Gdy natomiast za sprawą jedności refleksyjnej zostaje on porównany z innymi określeniami lub pomyślany jako coś ogólnego, a zarazem stwierdza się, że nie jest on powszechny, wtedy w obu przypadkach ból staje się czymś przypadkowym, a podmiot rozpoznaje sam siebie jedynie w swej przypadkowości i szczegółowości, który to sposób poznania jest przeczuleniem i nieetycznością niemocy. O ile zaś etyczność dotyczy wzajemnych stosunków indywiduów, o tyle stanowi w tym sensie czystą naoczność i idealność, którą (tak jak to ma miejsce np. przy zawierzaniu depozytu) należy utrwalić i uchronić przed domieszką jedności formalnej oraz myśli o tym, że możliwe są inne określenia. Formuła wyrażająca ową jedność

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

naoczności: „powierzona mi własność kogoś innego to powierzona mi własność kogoś innego i nic poza tym” (ein mir vertrautes Eigentum eines anderen ist das mir vertraute Eigentum eines anderen und sonst nichts anderes}, posiada zgoła inne znaczenie niż owa orzekająca w sposób ogólny tautologia prawodawstwa praktycznego: „powierzona mi cudza własność jest powierzoną mi cudzą własnością” (ein fremdes mir vertrautes Eigentum ist ein fremdes mir vertrautes Eigentum), temu drugiemu zdaniu można bowiem równie dobrze przeciwstawić zdanie następujące: „zawierzona mi niewłasność kogoś innego jest niewłasnością kogoś innego” (ein mir vertrautes Nichteigentum des anderen ist Nichteigentum des anderen). Innymi słowy, określoność, wzniesiona na szczebel pojęcia, staje się idealna i równie dobrze można założyć określoność jej przeciwstawną. Natomiast wyrażenie za­ czerpnięte z naoczności zawiera pewne „to oto” (ein dieses), pewien żywy związek i absolutną obecność, z którą sama możliwość jest nierozerwalnie związana i która bez reszty unicestwia wszelką różną od siebie możliwość i innobyt, gdyż w takim możliwym innobycie kryje się nieetyczność. Nawet gdyby jedność rozumu praktycznego nie była ową pozytywną jednością naoczności, lecz posiadała jedynie nega­ tywne znaczenie unicestwiania wszystkiego, co określone, to również wtedy wyrażałaby ona w sposób czysty istotę rozumu negatywnego, czyli nieskończoności absolutnego pojęcia. Po­ nieważ jednak nieskończoność ulega utrwaleniu i oddzieleniu od absolutu, to jedność ta okazuje się w swej istocie przeciw­ ieństwem samej siebie i małpuje refleksję próbującą ją utrwalić i uchwycić w niej jedność absolutną. Dzieje się to w ten sposób, że w owej jedności bezpośrednio dochodzi do głosu również jej przeciwieństwo, tzn. różnica i wielość, co umożliwia jedynie względną tożsamość członów owego w nieskończoność od­ twarzającego się przeciwieństwa; nawet więc jako nieskończo­ ność jest ona zarazem swym własnym przeciwieństwem, ab­ solutną skończonością. Wyizolowana w ten sposób, owa jed­ ność rozumu praktycznego jest sama jedynie bezsilną formą, porzuconą przez prawdziwie unicestwiającą moc rozumu; formą, która przyjmuje i mieści w sobie określoności, nie niwecząc ich, lecz przeciwnie, nadając im byt wieczny.

O naukowych sposobach ros^wamanta prawa naturalnego...

6)

To, że opisane tu przeciwieństwo ulega utrwaleniu jako pewna realność, jego człony zaś w swym niedoskonałym zjednoczeniu tworzą jedynie względną tożsamość, zadecydo­ wało o sposobie, w jaki ostatnio zwykło się określać pojęcie prawa naturalnego oraz jego stosunek do całości nauki o etyczności. To, co dotychczas rozważaliśmy jedynie w sposób ogólny, musimy zatem rozpatrzyć obecnie bardziej szczegółowo i przyjrzeć się temu, jak ów ustanowiony już nieprzezwyciężalny podział przejawia się w istotny sposób na obszarze nauki prawa naturalnego. Utrwalone pojęcie absolutne, będące zarówno zasadą prze­ ciwstawienia, jak i nim samym, w sferze podziału dochodzi do głosu w ten sposób, że jako czysta jedność jest ono zarazem swym własnym przeciwieństwem, tzn. wielością, tak iż w rezul­ tacie zarówno w formie czystej jedności, jak i czystej wielości pozostaje ono pojęciem absolutnym. W przypadku formy wielości nie mamy zatem do czynienia z różnorodnością wielorako określonych pojęć; zarówno bowiem jedność, jak i wielość są tu pojęciami, pod które dokonuje się subsumcji. To właśnie pojęcie absolutne jest tym, co pod postacią licznych pojęć określonych dokonuje subsumcji, o tyle zatem nie jest ono wielością, lecz jednością. Pojęcie absolutne, o ile skądinąd samo jest pewną wielością (Vielheit), stanowi mnogość (Menge) pod­ miotów, którym zarazem się przeciwstawia pod postacią czystej jedności, tzn. jako absolutna ilościowość (Quantität), w przeciw­ ieństwie do tamtego, jakościowego, sposobu zakładania jego istnienia. Założone są więc obie strony: zarówno wewnętrzna jedność członów przeciwstawnych, która jest ich istotą, pojęciem absolutnym, jak i wewnętrzny podział tego ostatniego: z jednej strony na formę jedności, w której jest ono prawem i obowiązkiem, oraz z drugiej strony na formę wielości, w której jest myślącym i pragnącym podmiotem. Pierwszy z tych aspektów, w myśl którego istota prawa i obowiązku oraz istota myślącego i pragnącego podmiotu są czymś bezwzględnie jednym, stanowi — tak jak w ogóle wyższa abstrakcja nie­ skończoności — o tym, co wielkie w filozofii Kanta i Fichtego. Filozofia ta nie pozostała jednak wierna tej tożsamości (Einssein), lecz uznając ją wprawdzie za istotę i to, co absolutne, założyła zarazem jako równie absolutny podział na jedność i wielość

66

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

i postawiła je (sc. tożsamość i podział) obok siebie jako równorzędne. W rezultacie, po pierwsze, tym, co stanowi istotę prawa i podmiotu, i w czym są one jednością, nie jest absolut pozytywny, lecz negatywny, tzn. pojęcie absolutne, zaś po drugie owa konieczna jedność staje się czymś formalnym. A ponieważ obie te przeciwstawne określoności zakłada się w sposób absolutny, to nabierają one w swym trwaniu charak­ teru idealnego, co oznacza, że są czymś jedynie możliwym. Możliwe jest, by prawo i obowiązek posiadały realność samo­ istną, jako coś szczegółowego i oddzielonego od podmiotów, jak również, by realność posiadały owe oddzielone od nich podmioty. Jednak równie możliwe jest także to, by obie strony były ze sobą związane. Czymś absolutnie koniecznym jest jednak to, by obie te możliwości istniały same dla siebie i by były odróżniane, a przeto każda z nich daje podstawę odrębnej nauce. Pierwsza z tych nauk dotyczy jedności czystego pojęcia i pod­ miotów, tzn. moralności działań, druga zaś ich nietożsamości, czyli legalności. A przy tym w owym podziale etyczności na moralność i legalność te ostatnie otrzymują jedynie charakter możliwości i właśnie dlatego obie są równie pozytywne. Wprawdzie każda z nich jest negatywna z punktu widzenia drugiej, ale skoro dotyczy to ich obu, to nie jest tak, by jedna z nich była czymś absolutnie pozytywnym, druga zaś czymś absolutnie negatywnym, lecz każda jest w relacji do drugiej zarówno jednym, jak i drugim. Po pierwsze zatem, jako że obie możliwości posiadają jedynie względną pozytywność, to ani moralność, ani legalność nie jest czymś absolutnie pozytywnym, czyli prawdziwie etycznym. Ponieważ zaś, po drugie, obie możliwości są równie pozytywne, to obie są też absolutnie konieczne, a przeto ewentualność, iż czyste pojęcie oraz pod­ miot obowiązku i prawa nie będą tożsame, należy założyć jako nieusuwalną i absolutną. A oto w jaki sposób wynikają z tego bezpośrednio pod­ stawowe pojęcia systemu legalności. Czysta samowiedza, Ja, jest prawdziwą istotą i tym, co absolutne. Mimo to jednak jest ona czymś uwarunkowanym, warunek jej polega zaś na tym, że musi ona rozwijać się w kierunku świadomości realnej. Obie formy w tym ich stosunku wzajemnego warunkowania pozostają absolutnie przeciwstawne sobie nawzajem. Czysta samowiedza,

O naukowych sposobach ro^wa^ania prawa naturalnego...

67

czysta jedność pustego prawa moralnego i powszechna wolność wszystkich przeciwstawia się świadomości realnej, tj. pod­ miotowi, istocie rozumnej, wolności jednostkowej. Fichte wyraża to w bardziej popularny sposób w postaci z góry przyjętej konstatacji, że zanika wierność i wiara. W oparciu o to założenie buduje on system, dzięki któremu ma nastąpić zjednoczenie pojęcia etyczności z jej podmiotem. Zjednoczenie to dokonuje się pomimo ich rozdziału, ale też właśnie dlatego jest ono jedynie formalne i zewnętrzne; tego rodzaju stosunek nazywa się przymusem. W ten sposób ów zewnętrzny charakter ich jedności ulega bezwzględnemu utrwaleniu i założony zostaje jako coś absolutnego i istniejącego samo w sobie. W rezultacie niemożliwa staje się wewnętrzność, a wraz z nią odbudowa utraconej wierności i wiary, jedność wolności powszechnej i indywidualnej oraz etyczność. W systemie opartym na takiej zewnętrzności — odwołujemy się tutaj do jego sformułowania przez Fichtego, jako sfor­ mułowania najbardziej konsekwentnego, najmniej grzeszącego formalizmem i rzeczywiście będącego próbą zbudowania spójnego systemu, który nie potrzebowałby wsparcia ze strony obcej mu etyczności i religii — jak w każdym systemie przechodzącym od tego, co uwarunkowane, do czegoś znowu uwarunkowanego, albo w ogóle nie sposób wskazać niczego nieuwarunkowanego, albo, gdy już zakłada się coś takiego, to jest to jedynie formalna nieróżność, która uwarunkowaną różnorodność umieszcza na zewnątrz siebie, a przeto jest istotą bez formy, mocą bez mądrości, ilością bez wewnętrznej jakości czyli nieskończoności, spoczynkiem bez ruchu. Naczelne zadanie, jakie trzeba rozwiązać przy konstruowa­ niu owej z mechaniczną koniecznością działającej organizacji, w obrębie której aktywność każdej jednostki podlega przymu­ sowi woli powszechnej, dotyczy sposobu, w jaki owa wola powszechna zyskuje niezbędną realność w podmiotach, będących jej organami i egzekutorami. Zadanie to zakłada jako swą przesłankę przeciwieństwo woli jednostkowej i woli po­ wszechnej, a przeto jedności z wolą powszechną nie można tu pojmować i zakładać jako absolutnego majestatu, lecz jedynie jako coś, co ma zostać wytworzone przez stosunek zewnętrzny czyli przymus. W rzeczywistości jednak zakładany tu postęp

6S

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

przymusu i nadzoru nie może przebiegać nieskończonych szeregów i przeskakiwać od tego, co realne, do tego, co idealne. Musi istnieć pewien najwyższy punkt pozytywny, w którym — w myśl pojęcia wolności powszechnej — ma swój początek przymuszanie. Punkt, który w tym powszechnym systemie przymusu sam nie podlegałby przymusowi, wykraczałby poza sferę obowiązywania zasady i byłby transcendentny. Pytanie brzmi zatem, w jaki sposób owa najwyższa wola dostosowuje się, również w drodze przymusu i nadzoru, do woli powszech­ nej, dzięki czemu system pozostaje w pełni immanentny i transcendentalny. Otóż jest możliwe to tylko w ten sposób, że moc całości ulega rozdzieleniu pomiędzy obie stojące naprzeciw siebie strony, tak iż w rezultacie rządzeni są przymuszani przez rząd, rząd zaś przez rządzonych. Jeżeli założona po obu stronach moc, a wraz z nią możliwy przymus, są nierówne, to stosownie do tego, o ile więcej siły posiada jedna część, tzn. stosownie do przewagi jednej części nad drugą, przymusowi podlega tylko jedna z nich, podczas gdy część przeciwstawna jest odeń wolna, to zaś nie powinno mieć miejsca. W gruncie rzeczy jednak tylko silniejszy jest naprawdę silny, do tego bowiem, by coś mogło stanowić granicę dla czegoś innego, trzeba, by było mu równe, a przeto słabszy nie jest żadną granicą dla silniejszego. Obie strony muszą więc w równej mierze zarówno podlegać przymu­ sowi, jak i wywierać go na siebie. Ale ponieważ w ten sposób akcja i reakcja, działanie i opór, są równie silne, to wywierana przez obie strony presja redukuje się do równowagi, a tym samym ulega zniesieniu wszelka aktywność, wszelkie uzewnętrznianie się woli i wszelkie działanie. Ową redukcję można przy tym pojmować zarówno w sposób pozytywny, jak i negatywny, tzn. zarówno tak, że akcję i reakcję zakłada się jako istniejące i działające, jak i tak, że zakłada się je w sposób negatywny, a równowaga powstaje dzięki temu, że brak zarówno działania, jak i przeciwdziałania. Nie jest to również prawdziwe rozwiązanie, jeśli owemu obumarciu pragnie się zapobiec zastępując bezpośrednią konfrontację kołowrotem oddziaływań, co wytwarza złudzenie, jakoby środek, w którym przeciwieństwa stykały się ze sobą, pozostawał pusty, a wskutek tego ulegał zniesieniu zarówno sam on, jak i punkt, w którym widoczna się staje redukcja przeciwieństw. Na spotkanie

O naukowych sposobach rozwalania prawa naturalnego...

69

zstępującej hierarchii przymusu, która począwszy od władzy najwyższej rozciąga się poprzez jej kolejne rozgałęzienia na wszystko, co jednostkowe, powinna wychodzić przeciwstawna owej hierarchii piramida oporu. W ten sposób całość zamy­ kałaby się tworząc krąg, w którym znikałoby bezpośrednie oddziaływanie wzajemne, i w którym siły, w rzeczywistości tworzące masę, utrzymywane byłyby w rozdzieleniu, a dzięki członom pośrednim powstawałaby owa sztuczna różnica, wsku­ tek której żaden człon nie mógłby bezpośrednio oddziaływać na ten człon, przez który jest poruszany (to bowiem daje redukcję do równowagi), lecz zawsze tylko na jakiś inny. Atoli takie perpetuum mobile, którego części kolejno wprawiałyby się w ruch, zamiast poruszać się, osiąga natychmiast doskonałą równowagę i staje się doskonałym perpetuum quietum. Nacisk i opór, przymus i to, co mu podlega, są tu bowiem dokładnie równe, a przeto, tak samo jak działo się to w pierwszej koncepcji, bezpośrednio przeciwstawiają się one sobie, pro­ wadząc do redukcji sił. Czysta ilość nie daje się oszukać za pomocą takiego upośrednienia, które nie wprowadza w jej obręb żadnej różnicy, a wraz z nią prawdziwej nieskończoności i formy, i pozostaje tym, czym była dotychczas — zupełnie niezróżnicowaną, czystą, bezkształtną mocą. W ten sposób odpada wszelki przymus, który mógłby sprawić, by owa moc odpowiadała pojęciu wolności powszechnej. Nie sposób bo­ wiem znaleźć żadnego źródła władzy poza nią samą, w niej samej zaś nie sposób ustanowić żadnego rozdziału. Trudnościom tym próbuje się zaradzić za pomocą pewnego czysto formalnego rozróżnienia. Zakłada się, że wprawdzie rzeczywista władza jest jedna i skupia się w rządzie, jest jednak coś, co się jej przeciwstawia, a mianowicie władza możliwa. Właśnie ta możliwość ma jako taka być zdolna do wywierania przymusu na ową rzeczywistość. Tej drugiej, pozbawionej władzy formie istnienia woli powszechnej ma przypadać w udziale osąd tego, czy władza sprzeniewierzyła się tej, obowiązującej ją, woli i czy przestała być zgodna z pojęciem wolności powszechnej. W ogóle organ ten ma nadzorować władzę najwyższą, a w przypadku, gdy miejsce woli powszech­ nej zajmuje wola prywatna, pozbawiać tę ostatnią władzy. Sposobem, w jaki miałoby się to dokonywać, byłoby publiczne



Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

i posiadające moc absolutną ogłoszenie, że z daną chwilą wszystkie działania władzy państwowej tracą jakąkolwiek moc. A przy tym nie powinno się i nie wolno dopuścić do tego, by owa czysta władza mocą swego własnego sądu ukonstytuowała się jako coś odrębnego, gdyż to oznaczałoby insurekcję. Owa czysta władza składa się bowiem jedynie z woli prywatnych, które nie mogą ukonstytuować się jako wola powszechna. Ale właśnie owa druga wola powszechna czyni z tej wielości wspólnotę (Gemeinde), restytuując jedność czystej władzy z ideą woli ogólnej (allgemeinen), która w dotychczasowych posiada­ czach władzy jest już nieobecna. Z każdą określonością, za pomocą której miałoby się wymuszać coś na władzy najwyższej, musiałaby się wiązać nie tylko możliwość władzy, lecz władza realna. Ponieważ jednak ta ostatnia znajduje się w rękach pierwszej reprezentacji woli powszechnej, to owa reprezentacja może przeciwstawić się każdej takiej określoności i unicestwić wszelkie poczynania, do których zostałby upoważniony eforat, czy będzie to nadzór, czy publiczne ogłoszenie interdyktu, czy jeszcze jakiś inny formalny zabieg, który można by wymyśleć. A przy tym będzie ona miała takie samo prawo do tego jak ci, w których ręce złożono by troskę o skuteczność działania owej określoności, albowiem eforowie, w nie mniejszym stopniu niż członkowie pierwszej reprezentacji, są wolami prywatnymi. Tak samo zatem, jak eforat może osądzać rząd, rząd może również osądzać to, czy prywatna wola eforów oddzieliła się od woli ogólnej, a ponadto osądowi temu może zapewnić bezwzględne obowiązywanie. Wiadomo wszak, że gdy ostatnio jeden z rządów doprowadził do rozwiązania rywalizującej z nim i utrudniającej jego działanie władzy ustawodawczej, i gdy w celu zapobieżenia w przyszłości podobnemu aktowi przemo­ cy wysunięto pomysł utworzenia komisji nadzorczej, podobnej do Fichteańskiego eforatu, pewien mąż, sam w wydarzenia te zamieszany, słusznie stwierdził, że tego rodzaju rada, upo­ ważniona do nadzoru i próbująca sprzeciwiać się rządowi, zostałaby potraktowana w sposób równie bezceremonialny. A poza wszystkim, gdyby posiadacze władzy najwyższej dob­ rowolnie zezwolili, by owa druga reprezentacja woli powszech­ nej zwoływała wszystkich członków wspólnoty w celu roz­ strzygania sporów między rządzącymi a nadzorującymi, to cóż

O naukowych sposobach roywayania prawa naturalnego...

yi

można by zdziałać z takim motłochem, który wymaga nadzoru nawet w sprawach prywatnych, a przeto tym mniej może uczestniczyć w życiu publicznym, i który zgoła nie dorasta do świadomości woli powszechnej oraz działania w duchu całości, nawykłszy wszak do czegoś wręcz przeciwnego? W ten sposób zostało wykazane, że etyczność, założona jedynie od strony stosunku, znosi sama siebie, tak jak znoszą same siebie zewnętrzność i przymus, pomyślane jako totalność. Wprawdzie dowiedliśmy w ten sposób, że przymus nie jest niczym realnym, niczym, co istniałoby samo w sobie, jednakże stanie się to jeszcze jaśniejsze, gdy pokażemy to na przykładzie samego przymusu, kierując się jego pojęciem oraz określonością, jaka przysługuje właściwemu mu stosunkowi. To bowiem, że stosunek jako taki nie jest w ogóle niczym, co istniałoby samo w sobie, wykazuje po części dialektyka, po części zaś zostało to w skrócie przedstawione powyżej. Co się tyczy w ogóle pojęć związanych z przymusem i wyrażających ten stosunek, to częściowo zostało już wykazane, że są one pozbawionymi istoty abstrakcjami, bytami czysto myślowymi (Gedankendinge) i wyzutymi z realności produktami wyobraźni (Wesen der Einbildung). Na pierwszym miejscu wśród nich znajduje się nędzna abstrakcja, jaką jest pojęcie powszech­ nej wolności wszystkich, która ma być rzekomo czymś różnym od wolności poszczególnych jednostek, po drugie zaś sama owa wolność jednostek, równie wyizolowana. Każda z nich, wzięta z osobna, jest pozbawioną realności abstrakcją, o ile jednak zakłada się je jako absolutnie tożsame i możliwe dopiero na gruncie tej ich pierwszej tożsamości, to okazują się one cz^mś zgoła innym od tych swych pojęć, zawdzięczających całv swój sens jedynie nietożsamości. Z kolei wolność naturalna, czyli pierwotna, ma podlegać ograniczaniu przez pojęcie wolności powszechnej; atoli wolność, którą można założyć jako podatną na ograniczenia, przestaje być tym samym czymś absolutnym. Ponadto, czymś wewnętrznie sprzecznym jest idea, w myśl której wolność jednostki w sposób absolutnie konieczny ma się dostosowywać, za sprawą zewnętrznego przymusu, do pojęcia wolności powszechnej, co w ostateczności sprowadza się do wyobrażenia, że to, co jednostkowe, staje się za sprawą czegoś nieabsolutnego absolutnie zgodne z tym, co ogólne. W samym

72

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

pojęciu przymusu zakłada się bezpośrednio coś zewnętrznego wobec wolności; jednakże wolność, dla której istniałoby coś naprawdę zewnętrznego i obcego, nie byłaby żadną wolnością — wszak jej istota i formalna definicja polega właśnie na tym, że nic nie jest dla niej absolutnie zewnętrzne. Należy bez reszty odrzucić pogląd, jakoby wolność była wyborem między przeciwstawnymi określonościami, tak że jeśli dane jest + A i — A, to miałaby ona polegać na określeniu się albo jako + A, albo jako — A, i w ten sposób być bezwzględnie zależną od owego albo-albo. Taka możliwość wyboru stanowi jedynie wolność empiryczną, która jest tym samym co zwykła empirycz­ na konieczność i zgoła nie da się od niej oddzielić. Tymczasem wolność jest raczej negacją, czyli idealnością przeciwieństw, zarówno +A, jak i — A, abstrakcją możliwości, że żadne z nich nie istnieje; coś zewnętrznego istniałoby dla niej jedynie wtedy, gdyby była określona albo tylko jako + A, albo tylko jako — A, atoli jest ona właśnie przeciwieństwem takiego określenia, a przeto nie istnieje dla niej nic zewnętrznego i nie jest wobec niej możliwy żaden przymus. Każda określoność jest z istoty swej albo + A, albo — A, i tak jak z + A wiąże się nierozerwalnie — A, tak też z — A wiąże się nierozdzielnie +A. Jeśli indywiduum zakłada siebie jako określone przez +A, to tym samym wchodzi w związek z określonością —A, i owo —A jest dla niego czymś zewnętrznym i nie pozostającym w jego mocy. W ten sposób, za sprawą absolutnego powiązania +A i — A, indywiduum, określając się jako zdeterminowane przez +A, bezpośrednio dostawałoby się w obcą władzę — A, wolność zaś, która miałaby polegać na wyborze oraz decyzji określenia się bądź jako +A, bądź jako —A, w ogóle nie opuszczałaby sfery konieczności. Określając się jako +A, wolność nie unicestwia —A, które w sposób absolutnie konieczny trwa jako coś wobec niej zewnętrznego. To samo zachodzi w sytuacji odwrotnej, gdy określa się ona jako — A. Wolność jest wolnością tylko o tyle, o ile pozytywnie lub negatywnie łączy — A i + A, a tym samym przestaje być określona jako + A. W tym swoim połączeniu obie określoności ulegają unicestwieniu: +A—A=0. Jeżeli tę ich nicość pojmuje się jedynie w relacji do +A i —A, a samo neutralne A traktuje się również jako pewną określoność i jako

O naukowych sposobach rozwalania prawa naturalnego...

7}

pewien plus lub minus w stosunku do jakiegoś innego minusa lub plusa, to wolność absolutna, wznosząc się zarówno ponad to, jak i ponad każde inne przeciwieństwo i wszelką zewnętrzność, niepodatna jest na żaden przymus, który przeto nie ma dla niej żadnej realności. Atoli owa idea wolności sama wydaje się pewną abstrakcją, a zatem gdy mowa jest np. o wolności konkretnej, wolności indywiduum, to musi się jakoby założyć owo istnienie określoności, a wraz z nim czysto empiryczną wolność, jako możliwość wyboru, tym samym zaś empiryczną konieczność i możliwość przymusu, ogólnie — przeciwieństwo ogólności i jednostkowości. Indywiduum jest wszak jednostkowością, a wolność — unicestwianiem jednostkowości; za sprawą swej jednostkowości indywiduum podlega bezpośrednio określonościom, tym samym zaś istnieje dla niego zewnętrzność i możliwy jest wobec niego przymus. Ale przypisywanie indywiduum określoności w formie nieskończoności jest czymś innym niż zakładanie ich jako przysługujących mu w sposób absolutny. Określoność założona w formie nieskończoności ulega tym samym zniesieniu. Indywiduum istnieje jedynie jako istota wolna, tj. określoności zakłada się w nim w ten sposób, że stanowi ono ich absolutną indyferencję, i na tym zasadza się formalnie jego natura etyczna. Podobnie jak na tym, że indywidua wprawdzie w ogóle różnią się zarówno między sobą, jak i od czegoś innego, i pozostają w relacji do pewnej zewnętrzności, zarazem jednak sama ta zewnętrzność jest czymś niezróżnicowanym (indifferenf) i stanowi żywą więź, zasadza się organizacja, a tym samym pozytywna strona etyczności, al­ bowiem jedynie w organizacji jest możliwa totalność. Indyferencja, właściwa indywiduum jako czemuś jednostkowe­ mu, jest w stosunku do istnienia określoności negatywna. Gdy jednak byt indywiduum jest rzeczywiście założony jako jednostkowość, tzn. jako negacja, której nie może ono pozytywnie przezwyciężyć, jako określoność, mocą której trwa dla niego zewnętrzność jako taka, wtedy nie pozostaje mu nic prócz absolutności czysto negatywnej, czyli nieskończoności, będącej absolutną negacją zarówno — A, jak i +A, tzn. absolutnym wchłonięciem owego jednostkowego istnienia przez pojęcie. Ponieważ określoność — A jest zewnętrzna wobec przysłu­

74

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

gującej podmiotowi określoności, to za sprawą owego stosunku znajduje się on w obcej mocy. Jednakże dzięki temu, że podmiot może również to swoje +A, jako pewną określoność, założyć w sposób negatywny, znieść je lub się go wyzbyć, pozostaje on, pomimo możliwości i rzeczywistości obcej mocy, absolutnie wolny. Negując zarówno + A, jak i — A, podmiot podlega wprawdzie ale nie ulega przymusowi', przymusu mógłby on doznawać tylko wtedy, gdyby +A było w nim utrwalone w sposób absolutny,gdyż dzięki temu można by do tej określoności dołączyć nieskończony łańcuch innych ok tzn. nie istnieje określoność absolutna, pojęcie to bowiem bezpośrednio sobie przeczy. Wolność, jako nieskończoność, jest więc sama wprawdzie czymś negatywnym, zarazem jednak czymś absolut­ nym, jednostkowe zaś istnienie owego absolutu jest absolutną, wzniesioną na poziom pojęcia jednostkowością, negatywnie absolutną nieskończonością, czystą wolnością. Ów absolut negatywny, czysta wolność, jest w swoim przejawianiu się śmiercią, a przeto poprzez zdolność do poniesienia śmierci podmiot dowodzi swej wolności oraz tego, że stoi bezwzględnie ponad wszelkim przymusem. Śmierć jest absolutną podległością (Bezwingung). Absolutną dlatego, gdyż za jej sprawą jednostkowość staje się bez reszty czystą jednostkowością. Nie jest to już bowiem zakładanie jakiegoś +A z wyłączeniem —A (wyłączenie to nie byłoby wszak prawdziwą negacją, lecz tylko zakładaniem — A jako czegoś zewnętrznego, przy jednoczesnym zakładaniu +A jako określoności), lecz zniesienie zarówno plusa, jak i minusa. A przeto jest ona swym własnym pojęciem, tzn. czymś nieskończonym, i jako taka stanowi swe własne przeciwieństwo, czyli absolutne wyzwolenie, właściwa zaś śmierci czysta jednostkowość jest przeciwieństwem samej sie­ bie, czyli ogólnością. W podległości urzeczywistnia się zatem wolność, zmierza ona bowiem do zupełnego zniesienia określoności, zarówno jako założonej pozytywnie, jak i nega­ tywnie, zarówno obiektywnie, jak i subiektywnie, nie zaś do zniesienia tylko jednej z jej stron, tzn., rozważana sama w sobie, zachowuje się ona czysto negatywnie. Samo owo znoszenie można również ująć w refleksji i wyrazić w sposób pozytywny, a wtedy znoszenie obu stron określoności jawi się jako zupełnie jednakowe zakładanie obu stron tego, co określone.

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego...

75

W zastosowaniu np. do kary oznacza to, że jedyną rozumną treść stanowi w niej odpłata, albowiem dzięki niej zbrodnia zostaje przezwyciężona (bezwungeri). Założona przez zbrodnię określoność +A zostaje zrównoważona (ęrganzf) dzięki założeniu określoności — A, i w ten sposób obie ulegają unicestwieniu. Jeśli zaś spojrzeć od strony pozytywnej, to okaże się, że z punktu widzenia przestępcy do określoności +A dołącza się przeciwstawna jej określoność ~ A i teraz obie są w równej mierze założone, podczas gdy przestępstwo zakładało tylko jedną z nich. W ten sposób kara jest restytucją wolności i można zarówno powiedzieć, że przestępca pozostał (czy raczej został uczyniony) wolnym, jak i że karzący działał w sposób rozumny i wolny. Dzięki temu swojemu określeniu kara okazuje się więc czymś, co istnieje samo w sobie, czymś prawdziwie nieskończonym i absolutnym, a przeto w sobie samej zawiera powód do szacunku i trwogi. Kara wypływa z wolności i nawet jako skłaniająca do podporządkowania przynależy wciąż do jej sfery. Jeśli natomiast karę pojmuje się jako przymus, to zakłada się ją jedynie jako pewną określoność, jako coś absolutnie skończonego i pozbawionego wszelkiej rozumności. W rezul­ tacie podciąga się ją bez reszty pod pospolite pojęcie rzeczy, za którą można nabyć inną rzecz, czyli towaru, którym można okupić coś innego, a mianowicie przestępstwo. Państwo jako władza sądownicza prowadzi rynek z określonościami zwanymi przestępstwami, określoności te można nabyć za inne określoności, kodeks zaś jest cennikiem. Jednak pomimo pustki tych abstrakcji i nieistotności opar­ tego na nich stosunku zewnętrzności moment absolutności negatywnej czyli nieskończoności, który w powyższym przykładzie określał stosunek między przestępstwem a karą, jest momentem samego absolutu i musi mieć swe miejsce w obrębie etyczności absolutnej. Zajmiemy się więc teraz wielorakimi ukształtowaniami formy absolutnej, tj. nieskończoności oraz ich koniecznymi momentami i pokażemy, w jaki sposób deter­ minują one kształt etyczności absolutnej, z tego zaś wyniknie prawdziwe pojęcie i wzajemne stosunki nauk praktycznych. Ponieważ trzeba najpierw określić zawarte tu relacje, a w tym celu należy uwypuklić stronę nieskończoności, przeto przyjmijmy pewną przesłankę pozytywną, a mianowicie, że absolutna

76

Ustrój Niemiec ¡“inne pisma polityczne

totalność etyczna to nic innego jak naród(Volk), co zresztą stanie się jasne również od strony omawianej tu przez nas negatywności, gdy weźmiemy pod uwagę następujące jej momenty. Otóż w obrębie etyczności absolutnej nieskończoność, tj. forma jako to, co absolutnie negatywne jest niczym innym jak omówioną uprzednio podległością, ujętą w jej absolutnym pojęciu. W tej postaci nie odnosi się ona do poszczególnych określoności, lecz do całej ich rzeczywistości i możliwości, tzn. do życia jako takiego. Materia równa się tu więc absolutnej formie, zarazem jednak pozytywną stroną tej ostatniej jest absolutna etyczność, a mianowicie przynależność do pewnego narodu; swej tożsamości z nim jednostka dowodzi w sposób niedwuznaczny jedynie poprzez negatywność, tzn. narażając się na śmierć. Na gruncie absolutnej tożsamości tego, co nieskończone jako strony obejmującej relację, i tego, co pozytywne, kształtują się totalności etyczne, jakimi są narody. Konstytuują się one jako indywidua i w rezultacie stają, jako coś jednostkowego, naprzeciw innych jednostkowych na­ rodów. Ta ich relacja wzajemna oraz ich indywidualność stanowi stronę realności; pomyślane w abstrakcji od niej, byłyby one jedynie tworami myśli, abstrakcją istoty po­ zbawioną formy absolutnej, przez co sama ta istota byłaby pozbawiona istoty [wesenlos). Owa relacja indywidualności do indywidualności jest pewnym stosunkiem, a zatem relacją podwojoną: z jednej strony pozytywną, jako spokojne i równe współistnienie dwóch narodów w stanie pokoju, z drugiej zaś negatywną, jako wyłączanie jednego z nich przez drugi, przy czym obie relacje są absolutnie konieczne. Związany z drugą z tych relacji stosunek rozumny, określony jako podległość podniesiona na poziom swego pojęcia, czyli jako absolutna cnota formalna — to dzielność (Tapferkeit). Na owej drugiej stronie relacji zasadza się konieczność wojny, konstytutywna dla kształtu i indywidualności całości etycznej. Ponieważ zaś wojna stwarza nieskrępowaną możliwość unicestwienia nie tylko poszczególnych określoności, lecz również tej ich całości, jaką jest życie, i to w imię samego absolutu, czyli narodu, przeto podtrzymuje ona etyczne zdrowie narodów, tzn. ich obojętność dla określoności i dla ich utrwalania się mocą przyzwyczajenia; tak samo jak ruch wiatrów, który

O naukowych sposobach ro^wa^ania prawa naturalnego...

77

chroni jeziora przed gniciem, jakie spowodowałaby w nich długotrwała cisza, a do jakiego narody doprowadziłby długotrwały lub zgoła wieczny pokój. Ponieważ kształt totalności etycznej oraz jej indywidualność określiła się na zewnątrz jako pewna jednostkowość, a właściwy jej ruch jako dzielność, to z rozpatrzoną przed chwilą negatywnością nieskończoności wiąże się bezpośrednio druga strona, a mianowicie trwanie przeciwieństwa. Zarówno jedna, jak i druga strona jest nieskończonością i negatywnością; pierwsza jako negacja negacji, przeciwstawienie naprzeciw innego prze­ ciwstawienia, druga zaś jako negacja sama oraz jako przeciw­ stawienie, o ile zachowują one charakter określoności czyli zróżnicowanej realności. W swym czystym wewnętrznym braku formy i w swej prostocie realności te, jako odczucia, okazują się w sferze praktycznej odczuciami odtwarzającymi się z różnicy, które przetrwały unicestwienie danych naocznych i restytuują się ze zniesionej indyferencji poczucia samego siebie. Odczucia te to fizyczne potrzeby i przyjemności (Genüsse), które, same z kolei założone jako totalność, w swych nieskończonych splotach podlegają jednej konieczności, tworząc w ten sposób system powszechnej zależności wzajemnej oparty na potrzebach fizycznych oraz na pracy i gromadzeniu środków do zaspokaja­ nia tych potrzeb, jak również — w postaci nauki — system tzw. ekonomii politycznej. Z tego, że ów system realności należy w całości do sfery negatywności i nieskończoności, wynika — co się tyczy jego stosunku do pozytywnej totalności — że może go ona traktować w sposób całkowicie negatywny i że musi on pozostawać pod jej władzą; to, co z natury swej negatywne, musi takim pozostać i nie ma prawa stać się czymś trwałym. By zapobiec ukonstytuowaniu się tego systemu w coś samodzielnego i jego przerodzeniu się w niezależną moc, nie wystarczy ustanowić zasady, że każdy ma prawo do życia, że to, co w danym narodzie reprezentuje ogólność, musi troszczyć się o to, by każdy obywatel miał środki do życia i by istniała możliwość pewnego i łatwego zarobku. Ten ostatni punkt, pomyślany jako absolutna zasada, wykluczałby wszak nega­ tywne traktowanie systemu posiadania, pozwalając mu istnieć bez przeszkód i utrwalić się jako coś absolutnego. Tym­ czasem całość etyczna musi ów system utrzymywać raczej

7yborczyj i8p}

363

potrafili oni znikomość indywidualnego udziału, jaki ich suwe­ renność ma w sprawach publicznych, zrekompensować sobie, biorąc samodzielnie udział w samych tych sprawach, a mianowi­ cie poprzez insurekcje, kluby, stowarzyszenia itd., i w ten sposób dochodzić swych praw.1’ Wspomniany wcześniej, specyficzny dla Anglii status władzy, która z jednej strony ma być podporządkowana, z drugiej jednak strony osoby ją sprawujące, bez żadnych instrukcji, wolne od odpowiedzialności, nie występując w cha­ rakterze urzędników, rozstrzygają o ogólnych sprawach państwa, decyduje o jej stosunku do monarchicznej części ustroju. Należy więc wspomnieć jeszcze o tym, jaki wpływ może mieć projektowana reforma na ów stosunek oraz w ogóle na władzę rządzącą. By to rozważyć, należy najpierw przypomnieć o bezpośredniej konsekwencji wspomnianej specyfiki, a miano­ wicie o tym, że w jej wyniku władza królewska różni się w Anglii bardzo od władzy rządzącej. Kompetencjom monar­ chy podlegają najważniejsze gałęzie najwyższej władzy państwowej (te zwłaszcza, które dotyczą stosunku do innych państw), władza decydowania o wojnie i pokoju, zarządzanie armią, mianowanie ministrów (stało się już jednak obowiązującą etykietą, że monarcha mianuje tylko przewodniczącego Rady Ministrów, a ten kompletuje resztę gabinetu), mianowanie dowódców armii i oficerów, posłów itd. Skoro zaś Parlamen­ towi przypada w udziale suwerenne decydowanie o budżecie (wliczając w to nawet sumę przeznaczoną na utrzymanie króla i jego rodziny), tj. o całościowym zakresie środków umożliwiających prowadzenie wojny i zawieranie pokoju, jak również posiadanie armii, utrzymanie posłów itd., a ministerium może tym samym rządzić, tj. istnieć, tylko o tyle, o ile przystaje na poglądy i wolę Parlamentu, to udział monarchy we władzy rządzącej jest bardziej iluzoryczny niż realny, a substan­ cja władzy znajduje się w Parlamencie. Jak wiadomo, Sieyes, cieszący się wielką sławą z powodu swych głębokich zapatrywań na organizację wolnych ustrojów, w swym planie, który przy okazji przejścia od ustroju dyrektorialnego do konsularnego '' W tym miejscu kończy się tekst opublikowany w „Allgemeine Preussische Staatszeitung”. Zapowiedziany ciąg dalszy nie ukazał się.

}64

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

mógł wreszcie wyciągnąć z teki, by cała Francja mogła cieszyć się owocami jego doświadczenia i gruntownego namysłu, na czele państwa postawił szefa, któremu miał przypadać w udziale zaszczyt reprezentowania państwa na zewnątrz, mianowanie najwyższej rady państwowej oraz odpowiedzialnych ministrów, jak również niższych urzędników, tak iż w rezultacie najwyższa władza rządząca zostałaby powierzona owej radzie państwowej, a ów proclamateur-electeur nie miałby w niej żadnego udziału. Znana jest żołdacka opinia, jaką Napoleon, który czuł się wybranym na władcę i regenta, żywił na temat tego projektu: ów szef pełniłby jego zdaniem jedynie rolę cochon a l’engrais de quelques millions-, roli takiej nie będzie skłonny wziąć na siebie żaden mąż obdarzony choćby odrobiną talentu i godności. W projekcie tym przeoczono (jakkolwiek w tym przypadku nastąpiło to w dobrej wierze, podczas gdy w innych dopuszczano do tego z pełną świadomością i w sposób całkowicie zamierzony) to, że mianowanie członków rządu i innych urzędników władzy wykonawczej jest jako takie czymś formalnym i pozbawionym mocy, w rzeczywistości zaś należy do tych, w których rękach znajduje się faktycznie władza rządząca. Ta zaś, jak widzimy, należy w Anglii do Parlamentu. Jakkolwiek w różnych kon­ stytucjach monarchicznych, których ustanowienie dane nam było przeżyć, mowa jest o formalnym rozdziale władzy rządzącej, jako wykonawczej, od władzy tylko ustawodawczej i sądowniczej, a nawet rozdziału tego dokonuje się szczególnie uroczyście i ze szczególnym naciskiem, to i tak kwestia obsady rządu (pomimo tego, że prawo do decydowania o tej obsadzie przysługuje bezwarunkowo koronie) pozostawała zawsze cent­ ralnym przedmiotem kontestacji i walki, w której tzw. władza tylko ustawodawcza zawsze wygrywała. Coś podobnego ma miejsce również we Francji, gdzie wkrótce po wprowadzeniu jej obecnego ustroju rząd okazał się zmuszony przenieść swą kwaterę główną'4 do Izby Deputowanych, w wyniku czego musi on teraz (i to nawet w osobach swych niższych urzędników) wdawać się w publiczne kontestacje. 14 W wersji przeznaczonej do publikacji zamiast „Również w najnowszym ustroju Francji nie sposób w codziennych, politycznych i innych, interpelacjach i protestach, nie dostrzec prób zmuszenia rady ministrów do przeniesienia kwatery głównej rządu”.

O angielskim projekcie reformy [wyborczej rfj/]

35

To właśnie z ową należącą do Parlamentu władzą rządzącą wiążą się przede wszystkim argumenty, przytaczane przez przeciwników projektu reformy na korzyść małych miejs­ cowości, dzięki którym wiele miejsc w Parlamencie zależnych jest od poszczególnych jednostek i rodzin, w których posiadaniu znajdują się te miejscowości. Wskazują oni mianowicie na to, że dzięki tej okoliczności do Parlamentu, stąd zaś do rządu, wchodzili najznakomitsi mężowie stanu Anglii. W rzeczy samej często zdarza się, że jakiś wybitny, gruntowny talent znany jest głównie w prywatnym kręgu przyjaciół, i tylko dzięki in­ dywidualnej wielkoduszności może zająć należne sobie miejsce, którego w przeciwnym razie, z uwagi na brak majątku i koneksji rodzinnych, nie przyznałaby mu masa obywateli jakiegoś miasta lub hrabstwa. Ale tego rodzaju przykłady można zaliczyć do królestwa przypadkowości, gdzie jednemu prawdopodo­ bieństwu łatwo można przeciwstawić inne, a jakiejś możliwej szkodzie — możliwą korzyść. Spokrewniona jest z tym inna rzekoma konsekwencja dużej wagi, na którą wskazał książę Wellington. Nie cieszy się on wprawdzie opinią dobrego mówcy, gdyż brak mu owej płynnej, godzinami przyciągającej uwagę i tak bogatej w ostentację gadatliwości, dzięki której wielu członków Parlamentu zyskało tak wielką sławę krasomówców, jednakże w jego wystąpieniach — pomimo urywanych zdań, z których czyni mu się zarzut — nie brak treści i wiążących się z istotą rzeczy punktów widzenia. Otóż daje on wyraz obawie, że miejsce tych ludzi, którym obecnie powierzona jest w Par­ lamencie troska o interesy publiczne, zajmą zupełnie inni, a przy innej okazji zapytuje, czy aby handlarze, z których w wyniku reformy składać się będzie, jego zdaniem, większość wyborców, są rzeczywiście tymi osobami, które powinny wybierać członków wielkiej rady narodu, mającej decydować o sprawach wewnętrznych i zagranicznych, o interesach rolnictwa, kolonii i fabryk. Książę bierze tu pod uwagę sytuację parlamentu angielskiego, w którym pewna liczba mężów utalentowanych, w całości poświęcających się działalności politycznej i interesom państwa, stoi ponad masą członków nieudolnych i niekom­ petentnych, wyposażonych jedynie w zewnętrzny polor potocz­ nych przesądów i z konwersacji zaczerpniętego wykształcenia, a często pozbawionych nawet i tego. Jeżeli również ci pierwsi

}66

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

mają w większości zapewnione miejsca w Parlamencie, to dzieje się to częściowo dzięki ich własnemu bogactwu oraz wpływom, jakie posiadają oni sami lub ich rodziny w jakiejś miejscowości, mieście czy hrabstwie, częściowo zaś dzięki wpływowi rządu oraz swych partyjnych przyjaciół. Do tej kategorii dołącza się pewna liczba osób, które z działalności politycznej czynią główne zajęcie swego życia, czy to dlatego, że są niezależne majątkowo, a działalność tę uprawiają z upodobania, czy to dlatego, że zajmują stanowiska publiczne, do których doszły dzięki koneksjom z wpływowymi kręgami Parlamentu. Choćby jednak do stanowisk tych doszły w jakiś inny sposób, nie mogą — zarówno z uwagi na swe stanowisko urzędowe, jak i z uwagi na ogólne, wewnętrzne powołanie — uniknąć przyłączenia się do klasy politycznej, a w jej ramach do jednej z tworzących ją partii. Tam, gdzie służba państwowa nie wymaga spełnienia innych warunków, takich jak np. skończone studia naukowe, egzaminy państwo­ we, praktyczne kursy przygotowawcze itp., jednostka musi zostać członkiem tej klasy. Musi dojść w niej do pewnego znaczenia, by móc następnie korzystać z jej wpływów, jak również, vice versa, pomnażać je swym własnym wpływem. Jedynie rzadkimi anomaliami są jednostki pozostające poza obrębem tych koneksji, jak np. Hunt, które wprawdzie wchodzą do Parlamentu, jednak nie przestają odgrywać tu roli swego rodzaju osobliwości. Wprawdzie projekt reformy nienaruszoną pozostawia większość momentów składających się na ów system, a miano­ wicie koneksje rodzinne, zwyczaj politykowania i wygłaszania przemówień podczas przyjęć itp., niezmierzoną, obejmującą wszystkie części świata korespondencję polityczną, jak również wspólne trwonienie czasu we dworach, na wyścigach konnych, polowaniach na lisy itd., jednakże główny element potęgi tego systemu — a mianowicie kontrola nad dużą częścią miejsc w Parlamencie — ma rzeczywiście w myśl projektu reformy ulec znaczącej modyfikacji, która w rzeczy samej może mieć ten skutek, o którym wspominał książę, a mianowicie że wiele nowych jednostek zajmie miejsce osób należących do grona poświęcającego się obecnie sprawom rządzenia państwem. Modyfikacja ta może mieć jednak i taki skutek, że zakłóceniu

O angielskim projekcie reformy [wyborczej ifyr]

367

ulegnie monotonna zgodność maksym i zapatrywań, pa­ nujących wśród tej klasy i stanowiących cały rozsądek Parlamen­ tu. Wprawdzie nie wydaje się, by np. Hunt, pomimo swej izolacji, wykraczał w swym myśleniu poza tradycyjne kategorie, takie jak ucisk ludu poprzez daniny i synekury itd., ale w wyniku reformy droga do Parlamentu może stanąć otworem dla idei sprzecznych z interesami owej klasy i z tego względu obcych wciąż jeszcze jej członkom. Dla idei stanowiących podstawy realnej wolności, a dotyczących wyżej omówionych stosunków, mianowicie własności kościelnej, organizacji kościołów, obo­ wiązków duchownych, jak również praw obszarniczych i in­ nych, pochodzących ze stosunku lennego dziwacznych praw i ograniczeń własności oraz różnych innych pokładów owego chaosu, jaki panuje w ustawodawstwie angielskim. Dla idei, które zarówno we Francji (choć w pomieszaniu z różnymi innymi abstrakcjami i w połączeniu ze znanymi powszechnie aktami przemocy), jak i — w czystszej postaci — w Niemczech już dawno stały się trwałymi zasadami wewnętrznego przekona­ nia i opinii publicznej, prowadząc w ten sposób do rzeczywistej, spokojnej, stopniowej i praworządnej przebudowy owych stosunków prawnych, dzięki której rozwój instytucji realnej wolności jest tu bardzo zaawansowany, a najistotniejsze z nich są już wręcz gotowe i można korzystać z ich dobrodziejstw. Tymczasem w Anglii sprawujący władzę rządową Parlament nie miał jeszcze bodaj okazji zetknąć się poważnie z tymi ideami, tak iż kraj ów ma wszelkie powody do obaw, że naglące żądania wprowadzenia tych zasad w życie oraz oczekiwanie ich natych­ miastowej realizacji doprowadzi do potężnych wstrząsów w ło­ nie systemu społecznego i organizacji państwowej Anglii. Wielki jest w Anglii kontrast między bezmiernym bogactwem a zupełnie nieuleczalną nędzą, jednak równie wielki — a pewnie nawet większy — jest kontrast zachodzący między przywilejami arystokracji angielskiej i w ogóle instytucjami angielskiego prawa pozytywnego, a stosunkarAi prawnymi i ustawami, jakie ukształtowały się w cywilizowanych państwach Kontynentu, jak również zasadami, które — jako oparte na powszechnym rozumie — nie mogą wszak wiecznie pozostawać obce rozsądkowi angielskiemu. Novi homines, co do których książę Wellington obawia się, że zajmą miejsce dotychczasowych

}6S

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

mężów stanu, mogą zarazem w zasadach tych znaleźć nader silne wsparcie dla swej ambicji i dążenia do popularności. Ponieważ w Anglii nie wchodzi w rachubę, by zasady te mogły zostać przyjęte i urzeczywistnione przez władzę rządzącą, która jak dotąd znajduje się w rękach owej klasy uprzywilejowanej, to ich rzecznicy mogliby występować jedynie jako opozycja wobec rządu i istniejącego porządku, a same zasady nie mogłyby tu wystąpić — jak w Niemczech — w swej konkretnej, praktycznej prawdzie i zastosowaniu, lecz musiałyby przybrać niebezpieczną formę francuskiej abstrakcji. Przeciwieństwo między hommes d’etat i hommes a’ principes, które we Francji zaraz na początku Rewolucji wystąpiło z całą ostrością, a które w Anglii nie zapuściło jeszcze korzeni, z pewnością może dojść tu do głosu wskutek otwarcia szerszego dostępu do miejsc w Parlamencie. Nowa klasa może tu zaś tym łatwiej nabrać znaczenia, że same owe zasady jako takie mają naturę nieskomplikowaną, a przeto nawet ignorancja może je sobie szybko przyswoić, co w połączeniu z odrobiną lekkości, jaką daje talent, jak również energii płynącej z charakteru i ambicji sprawi, że zasady te (które i tak, z uwagi na swą ogólność, roszczą sobie pretensję, by wystarczać za wszystko), wystarczą do wytworzenia potrzebnej, ria wszystko rozciągającej się wielomówności i będą działać oślepiająco na rozum tłumu, równie wszak niedoświadczonego w tych sprawach. Nie tak łatwo natomiast da się nadrobić brak wiedzy, doświadczenia i praktycznej rutyny, cechujących hom­ mes d’etat, a równie przecież koniecznych do zastosowania i rzeczywistego wprowadzenia w życie rozumnych zasad. Pojawienie się takiego nowego elementu byłoby jednak nie tylko zagrożeniem dla klasy, której przedstawiciele, dzięki swym ścisłym związkom, dzierżą w swych rękach sprawy państwa, lecz również mogłoby ono wytrącić z kolein władzę rządzącą. Jak już zauważyliśmy, władza ta należy do Parlamen­ tu; jakkolwiek partie, na które jest on podzielony, występują z wielką gwałtownością przeciwko sobie, to jednak nie stanowią one fakcji, gdyż wspólny jest im jeden interes ogólny, a zmiany ministrów miały jak dotąd znaczące skutki jedynie na zewnątrz, tzn. dla spraw wojny i pokoju, mniej zaś dla spraw wewnętrznych. Natomiast zasada monarchiczna nie ma już w Anglii wiele do stracenia. Dymisja gabinetu Wellingtona

O angielskim projekcie reformy \wyborcgej

569

nastąpiła, jak wiadomo, wskutek tego, że znalazł się on w mniejszości, gdy próbował uregulować listę cywilną króla — okoliczność zasługująca na szczególne zainteresowanie z uwagi na to, że dotyczyła jednego z nielicznych elementów zasady monarchicznej, jakie ostały się jeszcze w Anglii. Pozo­ stałości domen królewskich (które jednak, tak samo jak dobra rodzinne książąt, hrabiów, baronów itd., miały w Anglii charakter dobra rodzinnego, prywatnej własności rodziny królewskiej) zostały w ubiegłym stuleciu przekazane Izbie Skarbowej, a w charakterze odszkodowania wyznaczono pewną, odpowiednią do dochodów, sumę, która wraz z innymi pozycjami wchodzi w skład rokrocznie zatwierdzanego przez Parlament budżetu. Owe domeny, drobna pozostałość dawnego wielkiego majątu korony, który uległ tak znacznemu uszczup­ leniu wskutek rozrzutności, a zwłaszcza wskutek konieczności opłacania wojsk i kupowania poparcia baronów w wojnach domowych, nie zostały wyłączone z zakresu tego, co miało pozostać dobrem rodzinnym oraz tego, co miało zostać prze­ znaczone na ogólne cele państwa. Jakkolwiek charakter własności rodzinnej i prywatnej, przysługujący częściowo owym pozostałościom majątku królewskiego, został już wcześniej, przynajmniej co do formy, zatarty wskutek prze­ kształcenia ich z własności ziemskiej w sumę przeznaczaną na utrzymanie i wchodzącą w skład rocznego budżetu parlamentar­ nego, to jednak zachowała się jeszcze pewna forma monarchicznego — aczkolwiek podporządkowanego Radzie Ministrów — wpływu na tę niewielką część rocznych wydatków państwowych Wielkiej Brytanii. Wskutek zarządzonego ostat­ nio przez Parlament wykrojenia jednej części i oddania jej do wyłącznej dyspozycji króla i jego rodziny, oraz oddania pozo­ stałej części, która już przedtem wykorzystywana była na cele państwowe, do dyspozycji Parlamentu, zniesieniu ulega również i ta pozostałość wpływów monarchiczno—królews­ kich. Nie sposób przy tym nie zauważyć, że większość, która w stosunku do elementu monarchicznego była wystarczająco znaczna, by zmusić gabinet Wellingtona do dymisji, przy drugim czytaniu projektu reformy — który wszak skierowany jest przeciwko prerogatywom arystokracji — zmniejszyła się, jak wiadomo, do jednego głosu.

}7°

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

charakterystyczny dla stanowiska zajmowanego przez element monarchiczny można uznać zarzut czyniony rządowi zarówno przy okazji projektu ustawy o emancypacji katolików, jak i w czasie obrad nad projektem reformy (sc. prawa wyborczego), a mianowieie że rząd podał do wiadomości publicznej przychylne nastawienie króla do tego przedsięwzięcia. Nie chodzi przy tym o żaden przejaw samowoli królewskiej ; tym, co uważa się tu za niestosowne, jest jedynie autorytet króla lub wpływ, jaki mogłaby wywrzeć jego osobista opinia. O ile z jednej strony wykorzystuje się tu delikatną okoliczność, że nikt w czasie obrad nad projektem nie chciałby się znaleźć w trudnym położeniu kogoś, kto sprzeciwia się woli monarchy, o tyle zarazem dochodzi tu do głosu to, że nawet co się tyczy inicjatywy, przysługującej elementowi monarchicznemu, koronie, Parla­ ment chce mieć do czynienia jedynie z zależnym odeń i stano­ wiącym jego część rządem, a właściwie jedynie ze swymi własnymi członkami, albowiem ministrowie mogą tylko w tym charakterze wysuwać projekty ustaw. Również przysługujące królowi, jako trzeciej gałęzi władzy ustawodawczej, prawo do akceptowania bądź odrzucania przyjętego przez obie Izby projektu jest raczej czysto iluzoryczne, gabinet bowiem jest znowu tym samym wcielonym do Parlamentu rządem. W od­ powiedzi na ten zarzut hrabia Grey oświadczył, że już w samym fakcie wniesienia projektu przez rząd zawarta jest zgoda króla, jednakże skargę na to, że o zgodzie tej z naciskiem rozpowiada­ no, oddalił mówiąc jedynie, że informacja ta nie wyszła od rządu, lecz skądinąd. Swoisty rozdźwięk, jaki do Parlamentu mogliby wnieść nowi ludzie, nie polegałby więc na walce, od której zaczynała się każda z kilku konstytucji francuskich, a która dotyczyła tego, czy władza rządząca powinna rzeczywiście przysługiwać królowi i jego rządowi, której to stronie władza ta była wyraźnie przyznawana. Faktyczny stan angielskiej administracji państwo­ wej już dawno rozstrzygnął to, co we Francji wymagało dopiero zdecydowanej, autentycznej interpretacji w drodze insurekcji i aktów przemocy ze strony zbuntowanego ludu. Innowacja, jaką niesie ze sobą projekt reformy, może zatem godzić jedynie w faktyczną władzę rządzącą, która należy do Parlamentu; ta

O angielskim projekcie reformy \yyborc%ej 1831]

571

ostatnia ulegała dotychczas jedynie powierzchownym zachwia­ niom, które dochodziły do głosu w postaci zmian gabinetów, obcy jej był natomiast jakikolwiek rozdźwięk co do zasad; każdy kolejny rząd reprezentuje tę samą klasę interesów i składa się z mężów stanu pochodzących z tych samych kręgów co poprzedni «(niezbędną przewagę, jakiej potrzebuje on jako partia, nowy rząd zyskuje z jednej strony poprzez ilość tych członków, którzy uchodzą za niezależnych (i którzy stoją w całości po stronie każdego gabinetu w poczuciu, że jakiś rząd musi przecież istnieć), z drugiej zaś strony dzięki wpływowi, jaki jest on w stanie wywrzeć na obsadę pewnej liczby miejsc w Parlamencie.> Jakkolwiek reprezentanci tzw. interesów rolnictwa zdają się być przekonani, że nie ucierpią one wskutek wprowadzenia nowego systemu wyborczego, i choć utrzyma się znaczna część dotychczasowych patronatów nad miejscami w Parlamencie oraz kombinacji związanych z możliwością ich nabywania, to jednak nie będzie się to mogło dokonać inaczej jak tylko w ten sposób, że klasa, która dotychczas dominowała w Parlamencie i która dostarczała każdemu z rządów gotowego materiału dla dotychczasowego systemu społecznego, ulegnie modyfikacji wskutek wprowadzenia do Parlamentu nowych ludzi i odmiennych zasad. Projekt reformy jako taki godzi w dotychczasowy fundament tego systemu, a mianowicie w zasadę prawa jedynie pozytywnego, które utrwala przywileje w ich stanie posiadania, obojętnie jaki byłby ich stosunek do praw realnej wolności. Skoro roszczenia nowego typu, które dotychczas dawały o sobie znać najwyżej w postaci nieświado­ mego bełkotu i nieokreślonej obawy przed ich przekształceniem się w rzeczywiste żądania, dojrzewają już do tego, by zostać wypowiedziane na forum Parlamentu, to opozycja zmienia swój charakter: celem partii staje się coś innego niż tylko opanowanie rządu. Jeżeli ów różny od dotychczasowego charakter opozycji rozważyć w jego postaci ekstremalnej, w jakiej dochodzi on do głosu we Francji, to w najbardziej uderzający sposób wyraża się on w zdumieniu, jakie (ostatnimi czasy)> towarzyszy we Francji każdej zmianie rządu, a którego powodem jest to, że jednostki przechodzące z opozycji do rządu postępują potem wedle niemal tych samych maksym co ich odsunięci od władzy poprzednicy.

372

Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne

We francuskich gazetach opozycyjnych można wyczytać'naiwne skargi na to, że tak wiele wybitnych jednostek po okresie pełnienia przez nie funkcji ministerialnych sprzeniewierza się orientacji lewicowej, do której wcześniej należały. Tj. o ile wcześniej jednostki te przyznawały wprawdzie in abstracto, że musi istnieć jakiś rząd, o tyle później poznały, czym rzeczywiście jest rządzenie i że potrzebne jest do niego jeszcze coś więcej prócz samych zasad. Te ostatnie opierają się, jak wiadomo, na ogólnych wyobrażeniach na temat wolności, równości, ludu, jego suwerenności itd. Dla ludzi zasad prawodawstwo państwowe w swej istotnej treści pokrywa się mniej więcej ze sformułowanymi przez Lafayette’a i stawianymi na czele wcześniejszych konstytucji francuskich Droits de l’homme et du citoyen. Uznaje się wprawdzie za konieczne i formułuje się bardziej określone prawodawstwo, regulujące organizację władz państwowych oraz hierarchię instytucji administracyj­ nych, jak również zakres podporządkowania ludu owym or­ ganom publicznym. Atoli czynne działania instytucji, tworzące wszak publiczny porządek i rzeczywistą wolność, napotykają na krytykę odwołującą się do owych wyobrażeń ogólnych, które — z uwagi na to, czego żądają w imieniu wolności — czynią ustawę zasadniczą czymś już w sobie samym sprzecznym. Uznaje się konieczność posłuszeństwa wobec praw, gdy jednak żądają go instytucje, tzn. jednostki, jawi się ono jako sprzeczne z wolnością. Uprawnienie do rozkazywania, jak również założona w tym uprawnieniu różnica pomiędzy rozkazywaniem a posłuszeństwem, sprzeciwia się równości. Masa ludzi może sobie, i słusznie, nadać miano ludu, albowiem lud to właśnie owa nieokreślona masa. Od ludu odróżniają się organy władzy i urzędnicy, w ogóle wszystkie te elementy, które przynależą do zorganizowanej władzy państwowej. Tym samym jawią się one jako coś, co bezprawnie wyodrębniło się z powszechnej równości i przeciwstawia się ludowi, który ma tę nieskończoną przewagę, iż uznawany jest za wolę suwerenną. Oto skrajna postać sprzeczności, w których kręgu miota się naród opanowa­ ny przez te formalne kategorie. Członkowie Parlamentu angiel­ skiego obierani wedle dotychczasowego systemu, i w ogóle Anglicy, mają więcej praktycznego zmysłu państwowego niż Francuzi i mają niejakie wyobrażenie o tym, czym jest rząd

O angielskim projekcie reformy [wyborczej šíji]

375

i rządzenie, a przy tym w charakterze ich ustroju leży to, że rząd nie miesza się właściwie do szczegółowych sfer życia społecznego, takich jak zarządzanie hrabstwami, miastami itd., sprawy kościoła i szkolnictwo, czy też inne kwestie wspólne, jak np. budowa dróg. Ten bardziej swobodny stan życia obywatelskiego zwiększa prawdopodobieństwo tego, że formalne zasady wolności nie znajdą od razu poklasku u klasy stojącej ponad klasą niższą (która oczywiście jest w Anglii nader liczna i której członkowie najczęściej są podatni na ów for­ malizm), o którym to poklasku przeciwnicy projektu reformy mówią jako o bliskim bezpieczeństwie. Gdyby jednak projekt — bardziej przez swą zasadę, niż poprzez szczegółowe rozwiązania — miał otworzyć drogę do Parlamentu, a więc do centrum władzy rządzącej — zasadom przeciwstawnym dotychczasowemu systemowi, w wyniku cze­ go zyskałyby tam one większe znaczenie niż byli to w stanie wywalczyć dotychczasowi radykalni reformatorzy, to po­ wstałoby’ niebezpieczeństwo, że walka stanie się tym groźniejsza, gdyż pomiędzy interesami stojącymi za przywileja­ mi pozytywnymi a żądaniami bardziej realnej wolności nie stałaby żadna wyższa władza pośrednia, która mogłaby je temperować i utrzymywać w równowadze. Element monarchiczny jest tu bowiem pozbawiony tej mocy, za sprawą której inne państwa mogły przejść od dawniejszego, opartego jedynie na prawie pozytywnym, prawodawstwa, do prawodawstwa opartego na zasadach realnej wolności, i to przejść w sposób wolny od wstrząsów, przemocy i grabieży. Innym czynnikiem posiadającym taką moc byłby lud, a opozycja — zbudowana na bazie obcej dotychczasowemu układowi Parlamentu — miałaby w Parlamencie poczucie niższości wobec partii przeciwstawnej, mogłaby więc ulec pokusie, by poszukiwać swej siły w ludzie i by, zamiast do reformy, doprowadzić do rewolucji. Tłumaczył Marcin Poręba

Spis rzeczy

Aleksander Ochocki — Jestem człowiekiem wolnym! Ac^ żaden zf mnie Grakch $ I.

O tym, że magistraty winne być wybierane przez obywateli. Do ludu Wirtembergii 29

II.

O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego, jego miejscu w filozofii praktycznej oraz relacji do pozytyw­ nych nauk o prawie 53

III.

Ustrój Niemiec

123

IV. Obrady w Zgromadzeniu Stanów Krajowych królestwa Wirtembergii w roku 1815 i 1816 229 V.

O angielskim projekcie reformy [wyborczej 1831]

333

Wydawnictwa SPACJA, KR, Sen, ALETHEIA i Świat Literacki polecają swoje książki w sprzedaży wysyłkowej (ceny promocyjne!):

W sprzedaży: Hannah Arendt Między czasem minionym a przyszłym Matsuo Bashö Z podróżnej sakwy William Blake Wiersze i poematy Péter Esterhazy Czasowniki posiłkowe serca Michael Foucault Nadzorować i Karać Sigmund Freud Człowiek imieniem Mojżesz a religia monoteistyczna José Ortega y Gasset Wokół Galileusza Edmund Husserl Kryzys europejskiego człowieczeństwa a filozofia Carl Gustav Jung Psychologia przeniesienia Carl Gustav Jung Wspomnienia, sny, myśli Carl Gustav Jung Zasadnicze problemy psychoterapii Karl Kerćnyi Hermes przewodnik dusz Soren Kierkegaard Powtórzenie Duśan Mitana Nocne wiadomości Thomas Nagel Co to wszystko znaczyć Bardzo krótkie wprowadzenie do filozofii Rybo-Wino-Kur. Antologia Sześciu poetów północnoirlandzkich. Antologia Eric Voegelin Nowa nauka polityki Ludwig Wittgenstein O pewności William Butler Yeats Dramaty

Nowości: Mircea Eliade Mefistofeles i androgyn Marie-Louise von Franz Wróżenie a zjawisko synchroniczności Sigmund Freud Kultura jako źródło cierpień Carl Gustav Jung Psychologia a religia Richard Rorty Filozofia a zwierciadło natury Max Horkheimer Początki mieszczańskiej filozofii dziejów

Wkrótce: Martin Buber Zaćmienie Boga Georg Hegel Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne Mircea Eliade Mity, sny i misteria Adam Krokiewicz Zarys filozofii greckiej Antoni Czechow Dramaty

Na życzenie wysyłamy katalog zawierający dokładne informacje. Dla bibliotek i instytucji rachunki. Nasz adres: Świat Literacki, 05-080 Izabelin, skrytka pocztowa 67