Krajobraz po grunwaldzie

Citation preview

Wydawca Sławomir M. Kozak w rozmowie z autorem Ryszardem Filipskim. (fragment rozmowy)

Wydawca: (...) Dziś nie ma polityków - patriotów formatu Wojciecha Korfantego, pewnie więcej jest takich, jak senator Kazimierz Kutz. Czy sądzi Pan, że istnieje możliwość oderwania Śląska od Polski? Autor:

Ślązacy polscy to ludzie rzetelni, solidni i w swej masie mądrzy. Oni wiedzą, że zagarnięci pod skrzydła niemieckie staliby się podniemcami, pariasami, ludźmi drugiej lub trzeciej kategorii. Wiedzą również, bo pamiętają, że dla Polski każdy Ślązak, to Polak, taki sam jak Kaszub, Góral czy Mazowszanin. Polska szanowała i przyjmowała za swoją śląską odrębność, gwarę i obyczaje.

Wydawca: Kazimierz Kutz w PRL-u zrobi! dwa znaczące filmy o Śląsku... Autor:

„Sól ziemi czarnej” i „Perlą w koronie”.

Wydawca:

No właśnie, były to filmy o Śląsku, jednak patriotyczne i polskie. Dlaczego teraz Kutz wygłasza takie proniemieckie poglądy? Zna go Pan przecież, obaj jesteście filmowcami.

Autor:

Znam go słabo, chociaż ponad pięćdziesiąt lat. Nigdy nie pracowaliśmy razem, nie wymienialiśmy poglądów, nie kolegowaliśmy się. Byl świadkiem na procesie karnym w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie. Proces odbył się z mojego oskarżenia przeciwko tygodnikowi „LiteraUira”. Kutz byl świadkiem obrony, już wtedy pisał się przez „tz” mimo, że jego nazwisko rodowe to Kuc. Czyż nie jest to świadectwo jego prawdziwych poglądów?

Wydawca: Dlaczego? Autor:

Nie wiem. Może, żeby nazwisko brzmiało bardziej po niemiecku?

Wydawca: Wychowała go Polska, zasiada w polskim Senacie, największe sukcesy odnosił w Polsce... Autor:

Sukcesy? Władza ludowa go na rękach nosiła. Po zmianie ustroju zafundował biskupowi Nosalowi piwo w telewizji. Audycja nosiła tytuł „Kaziu, nie męcz ojca biskupa” !

Wydawca: Żartuje Pan?! Autor:

Może trochę żartuję. Przed pokoleniem Kutza i moim, wieko trumny już uchylone. Nie rozumiem, dlaczego senator Kazimierz Kutz pragnie, by go przysypała niemiecka ziemia, a nie śląska?! Jeśli mu tak bardzo na tym zależy, to niech jedzie do Niemiec! Z pewnością niewielka kwaterka na protestanckim cmentarzu dla niego się znajdzie (...).

Ryszard Filipski

lUajotHiB po ®nmtoalt)5ic

Rzecz całkowicie niepoprawna politycznie wbrew interesom niemieckim w Polsce

Ryszard Filipski

KRAJOBRAZ PO GRUNWALDZIE

Rzecz całkowicie niepoprawna politycznie wbrew interesom niemieckim w Polsce

Projekt okładki Ryszard Filipski

Korekta Urszula Pucek

Skład i łamanie M onika Sm ykowska-Golec

© Copyright by Ryszard Filipski - W arszawa 2010 W szelkie prawa zastrzeżone

W ydawca Oficyna „Aurora” Sławom ir M. Kozak http://www.oficyna-aurora.pl e-mail: oficyna_aurora@ o2.pl tel: (22) 398 18 62, fax: (22) 398 18 63 Warszawa 2011

Druk i oprawa Drukarnia M EGRAF E. Orzeszkowej 1, 05-840 Brwinów

ISBN 978-83-932630-1-1

KRAJOBRAZ PO GRUNWALDZIE scenariusz, koncepcja scenograficzna, opracowanie muzyczne, wykonanie i realizacja:

Ryszard Filipski Ryszard Filipski prezentuje m onodram swojego autorstwa, którego prapre­ miera odbyła się 31 grudnia 1970 roku w Krakowie, a więc ponad czterdzieści lat temu. M onodram ten, przekonujący w swojej treści i żarliw ym wykonaniu autora, jest dowodem na to, że wów czas można było prezentować widowiska i książki mówiące prawdziwie o stosunkach polsko-niemieckich. Dziś, gdy w polskich księgarniach sprzedawana jest niemiecka wersja historii II Wojny Światowej (np. wspomnienia lotników niemieckich, którzy bombardowali Polskę), kiedy nasi maturzyści dostają pytania o działalność U -boofów - niemiec­ kich lodzi podwodnych - film „Krajobraz po Grunwaldzie” uświadam ia nam stale zagrożenie płynące do nas zza Odry.

Film zabroniony przez cenzury rządów peerelowskich i kolejnych rządów postsolidarnościowych

dr hab. Stanisław Rzeszutek

NIEMIECKIE SOBORY

Prapremiera monodramu prezentowanego w tej publikacji odbyła się 31 grudnia 1970 roku, na Placu Wolnica w Krakowie. W podziemiach starego ratusza, w niewielkiej piwnicy mieścił się „Teatr eref 66”, założony przez Ryszarda Filipskiego. Założyciel tego teatru, powołując tę niewielką scenę, stwierdzając publicznie, że każdy winien jest ojczyźnie tyle, na ile go stać, zaprosił do współpracy kilku kra­ kowskich aktorów. Kolejno prezentowano monodramy o charakterze zdecydowanie patriotycznym. Na biało-czerwonym afiszu pojawił się znaczący adres: „Teatr eref 66

mieści się na Placu Wolnica 1 w Krakowie i proponuje tylko rzeczy oczywiste!”. Był to czas publicznego atakowania polskiego patriotyzmu, bohaterstwa żołnierza polskiego („bohaterszczyzna”), czas narodzin tak zwanej „polskiej szkoły filmowej” . W owym czasie zaczęła także narastać fala propagowania postaw „dobrych Niem ­ ców”, działających na terenach okupowanej przez Hitlera Polski! Szczególnie podnoszono postawy niemieckich komunistów, nadając tym postawom wyjątkową rangę. M onodram „Krajobraz po Grunwaldzie” w swej zasadniczej części mówi 0 sprawach, które rozstrzygane były w latach 1414 - 1418, w Kościele rzym sko­ katolickim. Przedstawiony na Soborze w Konstancji spór polsko-krzyżacki podda­ ny został najwyższemu papieskiem u osądowi! Sądzić należy, że Filipski kom pono­ wał swój monodram nie tylko po to, by przypomnieć hasło eksterminacji Polaków 1 ich króla, które sześćset lat tem u zostało wyartykułowane przed najwybitniej­ szymi umysłami ówczesnego świata. Dziś pewnym jest, że autor monodram u zo­ stał sprowokowany opublikow anym w tym czasie Orędziem biskupów polskich, proszących niem ieckich biskupów o wybaczenie! Orędzie było dokumentem kuriozalnym! Nie tylko przez peerelowskie władze, ale i przez najszersze war­ stwy narodu zostało przyjęte z zażenowaniem i oburzeniem! Był to trudny do zrozumienia błąd świadczący o krótkowzroczności i naiwności hierarchii kościel­ nej. M ówiono wtedy, że pom ysł tego listu został um iejętnie podrzucony przez niemieckie służby specjalne. Filipski, ze swoim monodramem przemierzał Polskę wzdłuż i wszerz. Po­ nad osiemset spektakli w klubach, domach kultury, teatrach, szkołach i zakładach pracy. Wszędzie burzliwe dyskusje. Padały pytania: „za co biskupi przepraszają? Za śmierć tysięcy polskich księży? Za tortury, za eksperymenty medyczne na ciałach kapłanów? A może za m altretow anie w Dachau arcybiskupa Kazimierza M ajdań­ skiego, za śmierć świętego M aksym iliana Kolbe, albo katorżniczą pracę, do której w krakowskim Solvayu przym uszony został błogosławiony Jan Paweł II?” I tak dalej, i tak dalej. Byw ałem często na spektaklach Filipskiego, przysłuchiwałem się dyskusjom. Filipski starał się tonować, pacyfikować nastroje, próbował bro­ nić biskupów - rezultaty tych prób były mizerne! Dyskutanci w większości byli ludźmi, którzy przeżyli wojnę, ich racje były niepodważalne. Wołali: „czy bisku­ pi wiedzą, co piszą? A może tulą uszy, bo tak m ają nakazane? Zbrodniarzy prosić o wybaczenie? Wybaczać im? Co wybaczać? Unicestwienie sześciu milionów pol­ skich obywateli w wywołanej przez Niemców wojnie?! Wyniszczenie kierowniczej

9

kadry polskiej inteligencji?! Zamordowanie jednej czwartej polskiego episkopatu?! Wybaczyć śmierć dwóch tysięcy kapłanów zgładzonych w obozach?!” W Orędziu, po akapicie mówiącym o martyrologii narodu polskiego, biskupi gęsto się tłumaczą: N ie chcem y wyliczać wszystkiego, aby na nowo nie rozrywać nie za ­ bliźnionych jeszcze ran. Jeśli przypom inam y tę straszliwą polską noc, to jed yn ie p o to, aby nas dziś łatwiej było zrozumieć, nas samych i nasz sposób dzisiejszego m yślenia... Staram y się zapomnieć. M amy nadzie­ ję , że czas - ten wielki boski kairos - pozw>oli zagoić duchowe rany. (...) M a to być nie tyle oskarżenie, co raczej własne usprawiedliwienie. Wiemy doskonale, j a k wielka część ludności niem ieckiej znajdowała się p o d nieludzką, narodowosocjalistycznąpresją. Taką tezę postaw ił również Ojciec Święty Benedykt XVI, gdy składał wizytę w Oświęcimiu. Powiedział On wówczas, że naród niemiecki „opanowała mała grupa faszystów”. Niestety, nie jest to prawdą, lecz co najwyżej pobożnym życzeniem Ojca Świętego. Hitler, gdy zagarniał kolejne kraje Europy, miał potężne wsparcie całego narodu niemieckiego! Opinia zaczęła się zmieniać dopiero po klęsce stalingradzkiej! W dalszym ciągu rozwijania tego tematu, Orędzie bisku­ pów podkreśla znaczącą działalność niem ieckiego ruchu oporu. W tym kontekście pada zdanie: Tysiące Niemców, zarówno chrześcijan j a k i komunistów, dzieliło w obozach koncentracyjnych los naszych polskich braci... Um ieszczenie tego zdania w tak poważnym dokum encie było świadomym zachwianiem proporcji, wykrzywieniem historycznej prawdy, ale też ujawnieniem wprost, kto rzeczywiście stal za Orędziem, czyim interesom ono miało służyć, a także kim byli praw dziw i autorzy dokumentu. List biskupów ujawnia intencje biskupów niem ieckich i owych tajem niczych „intelektualistów niem ieckich” w y­ wodzących się z kręgów protestanckich, ujawnia kto w ostatnich dniach Soboru Watykańskiego II biskupa Bolesława Kom inka inspirował. Orędzie biskupów Polskich do ich niem ieckich braci - niestety podpisane także przez kardynała Stefana W yszyńskiego, arcybiskupa Karola Wojtyłę - było dokum entem tendencyjnym , obniżającym wagę niem ieckich zbrodni, podkreśla­ jącym niem ieckie zasługi poniesione dla Polski. Zasługi nieprawdziwe, oparte na fałszywej interpretacji historii. Najnowsza historiografia niemiecka nadaje naszym początkom następujące polityczne i kulturalne znaczenie: „Przez zetknięcie się z imperium Ottona Wielkiego p rzed tysiącem lat Polska weszła

10

do łacińskiej społeczności chrześcijańskiej, a dzięki podziwu godnej zręczności politycznej Mieszka I, a następnie Bolesława Chrobrego, Pol­ ska stała się równouprawnionym członkiem imperium Ottona III, impe­ rium opartego na uniwersalnej koncepcji - objęcia całego niebizantyjsldego świata, przez co wniosła decydujący wkład do ukształtowania się Europy wschodniej". Tym samym dano podstawą i stworzono warunki do przyszłych owocnych stosunków niemiecko-polsłdch oraz do szerzenia kultury zachodniej. W tej cytacie proszę zwrócić uwagę na „podziwu godną zręczność polityczną Mieszka I i Bolesława Chrobrego”. Rzeczywiście, gdyby nie owa „zręczność poli­ tyczna” polskich władców, Polska naprawdę mogła stać się „uprawnionym członkiem imperium Ottona III”. Taką bujdę historyczną podpisali polscy biskupi! Czyżby nasi hierarchowie nie wiedzieli, że niemieckie próby sięgnięcia po koronę polską nigdy się nie powiodły? A m oże zapomnieli o tym, że po panowaniu Ludwika Węgierskiego, w czasie bezkrólewia, cesarz niemiecki Zygmunt Luksemburczyk (znany, jako no­ toryczny kłamca nie dotrzymujący przyrzeczeń) przesiadywał w Polsce, intrygując i polując na polską koronę? W rezultacie bezskutecznie, bo panowie polscy odsta­ wili go ciupasem poza granice Polski. Polska nigdy nie była „równouprawnionym członkiem imperium Ottona IH” Ani wtedy, ani też w żadnym innym czasie!! Polskie królewskie korony nadawali papieże, a nie niemieccy cesarze! A jakież to „warunki do przyszłych owocnych stosunków niemiecko-polskich oraz do szerzenia kultu­ ry zachodniej” tworzyli Niemcy? Może przykłady stanowić m ają rozbiory Polski? Może bicie polskich dzieci we Wrześni za odmowę mówienia pacierza po niemiecku? A może rugowanie, wypędzanie z ziemi, przemieszczanie się z miejsca na miejsce wozu Drzymały, m ają być dowodami na wspomniane „owocne stosunki niemiec­ ko-polskie”? Szkoda, że biskup Bolesław Kominek, zamiast uzgadniać treść listu z „niemieckimi intelektualistami”, nie wczytał się dokładnie w treść listu otwartego Henryka Sienkiewicza do cesarza Wilhelma II. Szkoda również, że zapomniał uwypu­ klić grabież polskiego mienia w czasach saskich i w okresie rozbiorów. Tacyt w „Ger­ manii” powiada, że Juliusz Cezar stwierdził, iż z wielu ludami przyszło mu walczyć, ale tylko „u Germanów grabież, zbrodnia za zwyczajną rzecz uchodzi!”. Orędzie w obszernych akapitach opowiada o świętych (w domyśle niemieckich), bo: Z Zachodu też przybyli do nas apostołowie i święci. Oni to należą do wartości najcenniejszych, którymi obdarzył nas Zachód. Świętych niem ieckich Orędzie wymienia dwoje: świętego Brunona z Kwerfurtu, któiy na polecenie Bolesława Chrobrego, ewangelizował Litwę i świętą Jadwigę Śląską, żonę Hem yka Brodatego. Pozostali wymienieni święci, to Wojciech, któiy przecież był Czechem , przybył ze słowiańskiej Pragi, z południa, nie z za­ chodu i jest do dziś czczony jako główny patron Polski. N astępna grupa świętych

11

i błogosławionych, to ju ż wyłącznie Polacy. Święci: Stanisław Szczepanowski, Jacek, Jan Kanty, Andrzej Bobola, Stanisław Kostka oraz błogosławieni Czesław, Bogumił, Jolanta, Czesława, Bronisław, Ładysław i Jadwiga. Cały wywód doty­ czący błogosławionych i świętych jest skonstruowany tak, by udowodnić, że owe wzniosłe i zasłużone w niebie postaci przybyły z Zachodu i rzucają nasienie sw ej własnej osobowości na żyzny grunt nowej ziem i sąsiedniego, misyjnego kraju. Czytając Orędzie, człowiek mniej biegły w historii Polski może odnieść wraże­ nie, że to Niemcy, przy pomocy polskich błogosławionych i świętych, ewangelizowali „nasz misyjny” kraj! Dzięki ich nawracaniu staliśmy się częścią imperium cesarstwa niemieckiego. Następna cytata z Orędzia biskupów może wprawić w osłupienie: Włodkowic był niejako klasycznym wymazem tolerancyjnej i wolno­ ściow ej m yśli polskiej. Jego tezy kierowały się przeciw ko niem iec­ kim rycerzom zakonnym, tak zwanym Krzyżakom, którzy wówczas na słow iańskiej północy oraz w krajach pruskich i bałtyckich właśnie ogniem i mieczem nawracali tubylców. Stali się oni w ciągu wieków straszliwym i w najwyższym stopniu kompromitującym ciężarem dla europejskiego chrześcijaństwa, dla je g o sym bolu - krzyża, a także i dla Kościoła, w imieniu którego występowali. I dziś jeszcze, p o wielu pokoleniach i wiekach, określenie „ krzyżak" je s t dla każdego Pola­ ka budzącym przestrach wyzwiskiem i, niestety>, o d dawna aż nazbyt często identyfikowanym z tym, co niemieckie. Po pierwsze! K rzyżacy ogniem i mieczem nawracali nie tylko tubylców. Przede wszystkim niszczyli wsie i osady ju ż chrześcijańskie, ochrzczone. Palili kościoły uważając, że czego nie „nawrócili” oni - to się nie liczy! Po drugie! Krzyżacy nie kom prom itowali całego chrześcijaństwa europejskiego, bo kom ­ promitowali wyłącznie katolicyzm niemiecki. I po trzecie! Ubolewanie polskich biskupów nad tym, że zbyt często krzyżackie zbrodnie identyfikowane są z Niem ­ cami, czyni Orędzie dokum entem niewiarygodnym, żenującym i lizusowskim. W tym miejscu warto przypom nieć pełną nazwę Zakonu Krzyżackiego: Bracia

Świętej Marii Szpitala Jerozolimskiego z domu Niemców. Orędzie biskupów polskich, proszących Niemców o wybaczenie za nie popeł­ nione polskie zbrodnie, powstało w ostatnich dniach Soboru Watykańskiego II i otwo­ rzyło pole do rozwoju takich osobowości, jak Erika Steinbach (gdy Orędzie powsta­ wało, miała 21 lat), a także dla wielu innych młodych Niemców. Chodziło bowiem oto,bypowojennej spowiedzi dokonali - nie zbrodniarze, a ofiary! Biskupiniemieccy sami się rozgrzeszyć nie mogli - zamówili więc rozgrzeszenie u biskupów polskich! Po takim rozgrzeszeniu Niemcy mogli znowu nakładać krzyżackie płaszcze. Żelazny

12

kanclerz Konrad Adenauer, tużpo wojnie, bardzo chętnie i często fotografował się w krzyżackim płaszczu.Odwojnym inęłodwadzieścialat.DziękiplanowiM arshalla,Niem cy podźw ignęłysięzw ojennychzniszczeń.Zastrzykogrom nychpieniędzyzzachodnich banków odbudował Niemcy, a nie kraje przezNiemców w ojną zniszczone. Zgodnie z dalekosiężnym planem, za dwadzieścia kilka lat, na Świętym Krzyżu, m ie­ li spleść się w serdecznym uścisku, opasły niemiecki kanclerz Helm ut Kohl z polskim prem ierem Tadeuszem M azowieckim, znanym w okresie stalinowskim z prześladowania Kościoła, polskich biskupów i księży. Orędzie otwierało w ro­ ta do obalenia muru berlińskiego, wytyczało drogę do ponownego, tym razem „pokojowego” grabienia polskiego majątku narodowego. No i m amy to, co dziś mamy! Zniszczona gospodarka, Polacy, jak za okupacji, na robotach w N iem ­ czech, wykupywane przez Niemców ziemie, systematyczne niszczenie i upodlanie edukacji i kultury. N a koniec ostatni cytat z Orędzia, który brzmi, jak niem iecki wojskowy rozkaz: Żadnej polem iki, żadnej dalszej zimnej wojny, ale początek dialogu, do jakiego dziś dąży wszędzie Sobór i Papież Paweł VI. A więc - Ordnung! Co się tłumaczy na język polski: gęby na kłódkę, nie podważać tego, co do wierzenia oficjalnie podane zostało. Jestem Polakiem, człow iekiem całym sercem oddanym m ojemu kościoło­ wi. Temu kościołowi, który mnie nauczył mówienia: Tak - tak! Nie - nie! Bliska mojemu sercu i umysłowi jest filozofia świętego Tomasza z Akwinu. To on nauczył nas realistycznego myślenia, oceniania rzeczywistości taką, jaka ona jest, a nie taką, jak nam opow iadają lub nam się wydaje. Daleki jestem od aprobowania antytomistycznej filozofii księdza Józefa Tischnera. Jego efektowny góralski żart: „mojo prawda, twojo prawda i gówno prawda” narobił więcej szkody w naszym społeczeństwie, niż można sądzić. Utrwalił bowiem, w niedouczonych pow szech­ nie głowach, m yślenie relatywistyczne, że prawdę można uzgodnić w zależności od potrzeby i sytuacji. Ten typ dialektyki, przypominającej m arksistow skąjest mi całkowicie obcy. M yślę i z doświadczenia wiem, że prawda może być tylko je d ­ na, niezależnie od tego, co z jej ujawnienia wyniknie! Dziś, patrząc zza „wielkiej w ody” na mój grabiony przez Niem ców kraj, rozważając treści zawarte w Orę­ dziu, prawie pół w ieku po jego powstaniu, nie muszę silić się na w ysublim ow aną konkluzję. W ystarczy stare polskie przysłowie, bo oto właśnie na naszych oczach

„szydło wyłazi z worka”. Czy biskupi polscy wiedzieli, co ich dokument naprawdę niesie? Czy mo­ gli wybiec myślą, wyobraźnią, pięćdziesiąt lat do przodu? Nie sądzę! Natomiast kłamstw histoiycznych, podrzuconych, manipulowanych fałszywych podtekstów, wybaczania niem ieckich zbrodni bez prośby Niemców o wybaczenie - podpi­ sywać nie należało. Chrystus Pan nakazał wybaczyć bratu naw et siedem dziesiąt razy, jeśli brat poprosi o wybaczenie! Nie zalecał jednak nasz Pan biegania za

13

mordercą, który o w ybaczenie nie prosi - by mu wybaczyć! A błagania skierowa­ ne do zbrodniarza, by nam wybaczył winy, których nie popełniliśmy, było po prostu absurdem! Siedzę przy oknie, za nim zachm urzone, chicagowskie niebo, dociera do mnie daleki szum wielkiego miasta i oto uświadam iam sobie, że mieszkam w samym środku rozkładającego się na naszych oczach zachodniego impe­ rium! Co z tego zbliżającego się bankructwa, z tej nieuchronnej klęski Za­ chodu może wyniknąć dla Polski? Pewnie nic gorszego, czego ju ż dozna­ ła i doznaje do tej poiy. Historia się powtarza, ale Polak o tym nie wie, bo się nie uczy, bo nie zna własnej historii. Kto płytko orze - marny plon zbierać będzie. M onodram Ryszarda Filipskiego „Krajobraz po Grunwaldzie” przed czterdzie­ stu laty robił wrażenie, ale też i ludzie w tam tym czasie więcej wiedzieli i ro­ zumieli. W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych oglądałem ten spektakl wie­ lokrotnie. Interesowała mnie nie tylko treść i interpretacja monodramu, ale także żarliwość, z ja k ą Filipiki po spektaklach prowadził dyskusje z publicznością. Jedni mówili, że są to proroctwa, inni że Filipski kracze. Dziś wiemy, że ta nowa, „pokojowa i dem okratyczna” niemiecka okupacja Polski jest faktem! Nie da się jej ukryć w m eandrach polityki unioeuropejskiej, ani zwalić na Rosjan. Sądzę, że przypom nienie „Krajobrazu po Grunwaldzie” w postaci wyda­ nia dysku DVD z m onodram em , scenariusza i Orędzia biskupów polskich jest niezwykłe i m oże głęboko uświadomić Połakom, w jakim punkcie historii się znajdują, jeśli rzecz jasna ciemne siły lub jakaś nowa „piąta kolumna” w roz­ powszechnianiu „Krajobrazu po Grunwaldzie” nie przeszkodzi. Verba volant, scripta manent. Tak! Słowa ulatują, pism o pozostaje. Traktaty W łodkowicowe sprzed sześciuset lat i Orędzie biskupów, sprzed praw ie pól wieku - pozo­ stały. Porównanie tych dwóch dokum entów w zasadzie nie wym aga kom enta­ rza. Jeden dokum ent podkreślał niem ieckie zbrodnie, drugi je minimalizował. N adchodzą czasy przełom u, może nawet trzeciej wielkiej wojny. M am na­ dzieję, że tym razem wojna ta Polskę ominie. Z całą pew nością w nadcho­ dzących czasach w zm ogą się naciski hierarchów niem ieckich na hierarchów polskich, jakoś m uszą uspraw iedliw ić nową, im perialną politykę niem iecką w stosunku do Polski. M oże nawet ju ż się to dzieje?! W naszej tysiącletniej histo­ rii, gdy toczyły się sprawy przełomowe, dramaty, wielkie tragiczne wydarzenia, zawsze narodowi towarzyszyli kapłani, dodawali ducha, pom agali, ginęli! Kapłan w ram y swego uświęcenia ma w pisaną łaskę m ęczeństwa. Pasterz musi stać na straży swoich owiec. K apłan ma obowiązek przystosowywania rzeczywisto­ ści do ewangelii, a nie odwrotnie. N aw et mu nie wolno dopasowywać ewangelii do poczynań rządców obecnego, grzesznego świata! Tę m yśl niegdyś głosił głośno ksiądz Stefan kardynał W yszyński. Pow inno to być niepodw ażalną zasadą obow iązującą nie tylko szarych kapłanów, ale nade w szystko hierarchów polskiego Kościoła. Błogosław iony Jan Paweł II m ów iąc „nie lękajcie się” m ówił rów nież i do nich.

14

Zamykając powyższe refleksje na tem at „Krajobrazu po Grunwaldzie” Ryszarda Filipskiego, pragnę przypom nieć wiersz Lusi Ogińskiej, poetki w y­ łącznie polskiej, która chyba już, jako jedyna podtrzym uje tradycję kunsztownej, polskiej literatury nadobnej. Warto się nad tym wierszem pochylić i zadumać. D r hab. Stanisław Rzeszutek Chicago, USA. Veritas Stokrotki, maki zadeptane w pyle przydrożnym giną łzy, więdnie maciejka i rumianek, i w iędną nam o prawdzie sny. Złośliwe karły klecą trumnę, polską historię w łożą w nią, chociaż jej serce żywe, dumne ...historia ma już trumnę swą! Duchy na pogrzeb zaproszone m ówić nie mogą, więc za trum ną idą drogą! Złośliwe karły trumnę niosą, chociaż historia z wnętrza krzyczy! Otwarty grób skropiony rosą, maki się palą zam iast zniczy... N ie rozum ieją karły mściwe, że w trum nie leży serce żywe, że żywe dusze za tą trum ną żywe zostaną, bo nie umrą! Z zdeptanych ust w ypłyną słowa, z nich zrodzi się historia nowa! Nie będzie prawda szczędzić łez, gdy w trum nie serce żywe jest! Lusia Ogińska 8. V.2006 r.

15

Konferencja Episkopatu Polski

ORĘDZIE BISKUPÓW POLSKICH DO ICH NIEMIECKICH BRACI W CHRYSTUSOWYM URZĘDZIE PASTERSKIM

17

Przewielebni Bracia Soborowi! Niech nam wolno będzie, czcigodni Bracia, zanim jeszcze Sobór zosta­ nie zamknięty, ogłosić Wam, naszym najbliższym zachodnim sąsiadom, radosną wieść, iż w przyszłym roku - w roku Pańskim 1966 - K ościół Chrystusow y w Pol­ sce, a wraz z nim cały Naród polski, obchodzić będzie M illenium swego chrztu, a jednocześnie Tysiąclecie swego narodowego i państw owego istnienia. Niniejszym zapraszam y Was w sposób braterski, a zarazem najbardziej uro­ czysty, do udziału w uroczystościach kościelnych polskiego M illenium. Punkt kulminacyjny polskiego Te Deum laudamus przypadnie na początek maja 1966 r. na Jasnej Górze, u M atki Bożej, Królowej Polski. Następujące wyw ody niechaj posłużąjako histoiyczny i równocześnie bar­ dzo aktualny kom entarz do naszego M illenium, a może naw et przy pom ocy Bożej jeszcze bardziej zbliżą one oba nasze Narody do siebie w drodze wzajem nego dialogu. Jest faktem histoiycznym , że w roku 966 książę polski M ieszko I pod wpły­ wem swej m ałżonki, czeskiej królewny Dąbrówki, przyjął jako pierwszy książę polski wraz ze swoim dworem święty sakrament chrztu. Od tej chwili szerzyło się chrześcijańskie dzieło m isyjne ju ż od pokoleń w naszym kraju prowadzone przez chrześcijańskich apostołów na całym obszarze Polski. Syn i następca M ieszka, Bolesław Chrobry, prow adził dalej dzieło chiystianizacji rozpoczęte przez jego ojca i uzyskał od ówczesnego Papieża Sylwestra II zgodę na utworzenie własnej, polskiej hierarchii z pierw szą m etropolią w Gnieźnie i trzema jej sufraganiami: w Krakowie, W rocławiu i Kołobrzegu. Aż do 1821 r. Gnieznu jako metropolii bez przerwy podlegało biskupstwo wrocławskie. W roku 1000 ówczesny władca Rzymskiego Imperium , cesarz Otton III, udał się wraz z Bolesławem Chrobrym jako pielgrzym do grobu męczennika Św. Wojciecha, któiy kilka lat przedtem poniósł śmierć m ęczeńską wśród bałtyckich Prusów. Obaj władcy, rzymski i przyszły polski kr ól (był on na krótko przed swo­ j ą śm iercią koronowany na kr óla), odbyli długi odcinek drogi boso do świętych relikwii w Gnieźnie, które uczcili z w ielką pobożnością i wew nętrznym wzrusze­ niem. Takie są dziejowe początki Polski chrześcijańskiej i zarazem początki naro­ dowej i państwowej jedności. Na tych podstawach ow ą jedność w sensie chrze­ ścijańskim, kościelnym, narodowym i zarazem państwowym , poprzez wszystkie pokolenia rozbudowywali dalej władcy, królowie, biskupi i kapłani przez 1000 lat. Symbioza chrześcijańska Kościoła i państwa istniała w Polsce od początku i ni­ gdy właściwie nie uległa zerwaniu. Doprowadziło to z czasem do powszechnego niemal wśród Polaków sposobu myślenia: co „polskie", to i „katolickie". Z niego to zrodził się także polski styl religijny, w którym od początku czynnik religijny jest ściśle spleciony i zrośnięty z czynnikiem narodowym, z wszystkim i pozytyw­ nymi, ale również i negatyw nym i stronami tego problemu.

19

Do tego religijnego stylu życia należy również od dawien dawna - jako główny jego w yraz - polski kult maryjny. Najstarsze polskie kościoły poświęcone są M atce Boskiej (m iędzy innymi również gnieźnieńska katedra metropolitalna); najstarszą polską pieśnią, można powiedzieć „kołysanką Narodu polskiego", jest do dziś śpiewana pieśń maryjna „Bogurodzica Dziewica, Bogiem sławiona M a­ ryja". Tradycja wiąże jej powstanie ze Św. W ojciechem, podobnie jak legenda łączy polskie białe orły z gnieźnieńskim gniazdem. Takie i tym podobne tradycje i legendy ludowe, które oplatają jak powój wydarzenia dziejowe, splotły tak ściśle ze sobą czynnik narodow y i chrześcijański, że nie da się ich po prostu bez szkody od siebie oddzielić. One to właśnie naświetlają, a naw et w dużej mierze nadają swe piętno całym późniejszym dziejom polskiej kultury, całemu rozwojowi naro­ dowemu i kulturalnemu. Najnowsza historiografia niemiecka nadaje naszym początkom następujące polityczne i kulturalne znaczenie: „Przez zetkniecie sie z imperium Ottona W iel­ kiego przed tysiącem lat Polska weszła do łacińskiej społeczności chrześcijańskiej, a dzięki podziw u godnej zręczności politycznej M ieszka I. a następnie Bolesława Chrobrego. Polska stała sie równoupraw nionym członkiem im perium Ottona III, imperium opartego na uniwersalnej koncepcji - objęcia całego niebizantyjskiego świata, przez co wniosła decydujący wkład do ukształtow ania sie Europy wschod­ niej". Tvm samym dano podstaw a i stworzono warunki do przyszłych owocnych stosunków niem iecko-polskich oraz do szerzenia kultury zachodniej. Niestety, w późniejszym toku dziejów stosunki niemiecko-polskie nie zawsze pozostały owocne, a w ostatnich stuleciach przekształciły się w swego rodzaju dziedziczną wrogość sąsiedzką, o czym będzie m owa później. Związanie nowego polskiego królestwa z Zachodem , i to w oparciu o pa­ piestwo, któremu królow ie polscy stale oddawali się do dyspozycji, spowodowało w średniowieczu żyw ą po każdym względem i nad w yraz bogatą wym ianę m ię­ dzy Polską i narodami zachodnimi, szczególnie z krajami południowo-niemieckimi, ale również i z Burgundią, Flandrią, W łochami, a później z Austrią, Francją oraz morskimi państw am i okresu Odrodzenia. Przy czym, naturalnie, Polska, jako młodszy twór państw owy - najm łodszy wśród starszych braci chrześcijańskiej Europy - początkowo była stroną bardziej biorącą niż dającą. Pom iędzy Kaliszem i Krakowem, królew ską stolicą w średniowieczu, a Bam bergią, Spirą, Moguncją, Pragą, Paryżem, Kolonią, Lyonem, Clairvaux i G andaw ą dokonywała się nie tylko wymiana towarów. Z Zachodu przybyw ali benedyktyni, cystersi, a później zakony żebracze, i natychm iast osiągali w Polsce, kraju dopiero co zdobytym dla chrze­ ścijaństwa, wspaniały rozrost. W średniowieczu doszło do tego niemieckie prawo magdeburskie, które od­ dało wielkie usługi przy zakładaniu polskich miast. Przybywali też do Polski nie­ mieccy kupcy, architekci, artyści, osadnicy, z których bardzo wielu spolonizowało się; pozostawiono im ich niem ieckie nazwiska rodzinne. Przy wielkim krakow­ skim kościele m ieszczan pod wezwaniem Najświętszej M aryi Panny znajdujemy

20

i dziś jeszcze napisy nagrobne licznych rodzin niem ieckich z okresu średniowie­ cza, które z czasem w szystkie spolszczyły się, z czego Hitler i inni ludzie nie­ sławnej pamięci wysunęli po prostu wniosek, że Kraków i cała Polska były jakby jedynie niem ieckim terenem osadniczym, wobec czego m uszą być odpowiednio do tego traktowane. Klasycznym przykładem niem iecko-polskiej współpracy w dziedzinie kultury i sztuki w późnym średniowieczu jest światowej sławy rzeź­ biarz Wit Stwosz z Norym bergi, który przez całe niemal swe życie działał w Kra­ kowie; wszystkie znajdujące się tam jego dzieła inspirował genius loci polskiego otoczenia. Stworzył on w Krakowie w łasną szkołę artystyczną, która przez całe pokolenia wywierała swój wpływ i wzbogacała polską ziemię. Polacy głęboko szanowali swych braci z chrześcijańskiego Zachodu, którzy przybywali do nich jako posłow ie prawdziwej kultury. Polacy nie pom ijali m ilcze­ niem ich niepolskiego pochodzenia. M amy zaiste wiele do zawdzięczenia kulturze zachodniej, a w tym i niemieckiej. Z Zachodu też przybyli do nas apostołowie i świeci. Oni to należą do war­ tości najcenniejszych, którym i obdarzył nas Zachód. Błogosław ioną działalność społeczną odczuwam y na wielu miejscach dziś jeszcze. Do najbardziej znanych zaliczamy św. Brunona z Kwerfurtu, zwanego biskupem pogan, któiy w poro­ zumieniu z Bolesławem Chrobrym dokonał dzieła ewangelizacji słowiańskiego i litewskiego północnego wschodu. Szczególnie znana jest św. Jadwiga, księż­ niczka śląska, urodzona w Andechs, małżonka polskiego, piastowskiego władcy Śląska, Henryka Brodatego, założycielka klasztoru żeńskiego zakonu cysterskie­ go w Trzebnicy, gdzie znajduje się jej grób. Stała się ona najw iększą dobrodziejką ludu polskiego w XII w. na terenie ziem zachodnich, należących wówczas do Polski piastowskiej na Śląsku. Jest rzeczą niemal historycznie stwierdzoną, że na­ uczyła się ona mowy polskiej, by móc służyć prostemu ludowi polskiemu. Po jej śmierci i jej szybkiej kanonizacji, do miejsca jej wiecznego spoczynku w Trzebni­ cy, której nadano później nazwę Trebnitz, płynęły tłumy polskiego i niemieckiego ludu. Dziś jeszcze robią to całe tysiące i nikt nie zarzuca naszej wielkiej świętej, że była pochodzenia niemieckiego. Przeciwnie, uważa się j ą na ogół, pomijając nacjonalistycznych fanatyków, za najlepszy wyraz budowania chrześcijańskiego pomostu między Polską i Niemcami. Cieszymy się, że i po niemieckiej stronie słyszy się często ten sam pogląd. Pomosty m iędzy narodami budują najlepiej w ła­ śnie ludzie święci, tylko tacy, którzy m ają szczere intencje i czyste ręce. N ie dążą oni do zabrania czegokolwiek bratniem u narodowi: ani języka, ani obyczajów, ani ziemi, ani dóbr m aterialnych. Przeciwnie, przynoszą mu najbardziej wartościowe dobra kulturalne i oddają zazwyczaj to, co jest najcenniejsze i co sami posiadają: siebie samych, i w ten sposób rzucają nasienie swej własnej osobowości na żyzny grunt nowej ziemi sąsiedniego, m isyjnego kraju: nasienie to przynosi, zgodnie ze słowami Zbawiciela, stokrotne owoce, i to na całe pokolenia. Tak właśnie pa­ trzymy w Polsce na św. Jadwigę Śląską, patrzymy na wszystkich innych m isjona­ rzy męczenników, którzy przybyw szy z krajów położonych na Zachodzie, działali

21

w Polsce, ja k to było z apostołem m ęczennikiem Adalbeitem -W ojciechem z Pragi na czele. Na tym właśnie polega również najgłębsza różnica między prawdziwie chrześcijańską m isją niesienia kultury a tak zwanym kolonializm em , dziś słusznie potępianym. Po roku 1200, gdy polska ziemia stawała się w swych ludziach i instytu­ cjach coraz bardziej chrześcijańska, ziemia ta wydała w łasnych świętych polskich. Już w XII w. biskup krakowski, Stanisław Szczepanowski, wyznawca i m ęczen­ nik, został zam ordow any przy ołtarzu przez króla Bolesława Śmiałego (król ten zmarł następnie na wygnaniu jako świątobliwy pokutnik w pewnym klasztorze Górnej Austrii). Przy grobie św. Stanisława w królewskiej katedrze w Klukowie powstała m ajestatyczna pieśń ku jego czci, śpiew ana dziś wszędzie w Polsce po łacinie: Gaude M ater Polonia, prole faecunda nobili. N astępnie ukazała się na firmamencie potrójna gwiazda polskich świętych z rodziny O drowążów (staiy ród, który przez wieki m iał sw ą siedzibę nad Odrą, na Górnym Śląsku). N ajw iększy spośród nich to św. Hiacynt - po polsku Jacek - apostoł dom inikański, któiy k o k a m i olbrzyma przem ierzył całą w schodnią Europę od M oraw do Bałtyku i od Litwy po Kijów. K rewny jego, bl. Czesław, również dom inikanin, który bronił ówczesnego W rocławia przed M ongołami, a w dzisiejszym W rocławiu spoczywa w grobowcu w nowo wybudowanym kościele św. W ojciecha, jest czczony przez pobożną ludność jako patron miasta odbudowującego się z gruzów od 1945 r. W Krakowie spoczywa w reszcie bł. Bronisława, według tradycji siostra bł. Czesława, norbertanka ze Śląska. Coraz więcej gwiazd ukazuje się na firmam encie świętych. W Sączu bł. Kunegunda, w Gnieźnie bł. Bogum ił i bl. Jolanta, na M azow szu Ładysław, a na zamku królewskim w Krakowie świątobliwa Jadwiga, nowa polska Jadwiga, która czeka na kanonizację. Później doszli nowi święci i męczennicy - św. Stanisław Kostka, nowicjusz jezuitów w Rzymie, św. Jan Kanty, profesor U niwersyte­ tu Jagiellońskiego w Krakowie, św. Andrzej Bobola, m ęczennik we wschodniej Polsce, kanonizow any w roku 1938, oraz inni święci, aż do franciszkanina O. M aksym iliana Kolbe, męczennika obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który dobrowolnie oddał życie za swego brata. Obecnie czeka w Rzym ie na kano­ nizację, względnie beatyfikację, około 30 polskich kandydatów. Naród nasz ota­ cza czcią swoich świętych, uważa ich za najbardziej szlachetny owoc, jaki wydać może kraj chrześcijański. W spom niany wyżej polski uniwersytet krakowski był obok Pragi pierw szą tego rodzaju uczelniana całym obszarze wschodnioeuropejskim . Założony w roku 1364 przez Króla Kazimierza W ielkiego był przez wieki środkiem prom ieniow a­ nia nie tylko polskiej, ale również ogólnoeuropejskiej kultury w najlepszym tego słowa znaczeniu. W X V i XVI wieku, kiedy śląskie ziem ie piastowskie przesta­ ły należeć do Królestwa Polskiego, studiowały i nauczały w Krakowie tysiące studentów i profesorów z W rocławia, Raciborza, Gliwic, Głogowa, Nysy, Opola

22

i z wielu innych m iast Śląska. Nazwiska ich i nazwy ich miejsc urodzenia figurują w polsko-łacińskim narzeczu w starych rejestrach uniwersytetu. Także Mikołaj Kopernik (Copernicus) jest tam wymieniony po nazwisku. Studiował on astronomię w Krakowie u profesora Bylicy. Uniwersytet ten wydal kulturze europejskiej setki uczonych najwyższej klasy naukowej: matematyków, fizyków, lekarzy, praw ni­ ków, astronomów, historyków i filozofów kultury. Znajduje się m iędzy nimi rów­ nież słynny Paweł W łodkowic, rektor uniwersytetu krakowskiego, który podczas obrad Soboru w Konstancji z całą otwartością i najwyższym autorytetem uczone­ go głosił niesłychaną na owe czasy religijną i ludzką tolerancję i z w ielką odw agą osobistą reprezentował pogląd, że pogańskie ludy wschodnioeuropejskie nie są dziką zwierzyną, którą należy i wolno nawracać ogniem i mieczem. M ają one bowiem naturalne praw a ludzkie tak samo jak chrześcijanie. W łodkowic był niejako klasycznym wyrazem tolerancyjnej i wolnościowej myśli polskiej. Jego tezy kierowały się przeciwko niem ieckim rycerzom zakonnym, tak zwanym Krzyżakom , którzy wówczas na słowiańskiej północy oraz w krajach pruskich i bałtyckich właśnie ogniem i mieczem nawracali tubylców. Stali się oni w ciągu wieków straszliwym i w najwyższym stopniu kom prom itującym ciężarem dla europejskiego chrześcijaństwa, dla jego symbolu - krzyża, a także i dla K ościo­ ła. w imieniu którego występowali. I dziś jeszcze, po wielu pokoleniach i wiekach, określenie „krzyżak" jest dla każdego Polaka budzącym przestrach wyzwiskiem i niestety, od dawna aż nazbyt często identyfikowanym z tym, co niemieckie. Z terenów, na których osiedlili się Krzyżacy, zrodzili się następnie ci Prusacy, którzy doprowadzili do powszechnego skomprom itowania na ziem iach polskich wszystkiego, co niem ieckie. W dziejowym rozwoju reprezentują ich następujące nazwiska: Albert Pruski, Fryderyk zwany Wielkim, Bismarck i wreszcie Hitler jako punkt szczytowy. Fryderyk II uchodzi w oczach całego Narodu polskiego za głównego inicjato­ ra rozbiorów Polski, i to bez wątpienia nie bez racji. Przez 150 lat wielomilionowy Naród polski żył pod zaborem dokonanym przez trzy ówczesne mocarstwa: Prusy, Rosję i Austrię, aż mógł wreszcie w 1918 r., w chwili zakończenia pierwszej woj­ ny światowej, znowu powoli powstać z grobu; do ostatecznych granic osłabiony, rozpoczął na nowo wśród największych trudności sw ą egzystencję państwową. Po krótkiej, bo około 20 lat trwającej niepodległości (1918-1939 r.), roz­ pętało się bez jego winy nad Narodem polskim coś, co eufem istycznie nazywa się drugą w ojną światową, co jednak było dla nas, Polaków, pom yślane jako akt totalnego zniszczenia i wytępienia. Nad naszą biedną O jczyzną zapadła strasznie ciemna noc, jakiej nie doznaliśm y od pokoleń. Powszechnie nazywa się ona u nas okresem .„niemieckiej okupacji" i pod tą nazw ą weszła do polskiej historii. W szy­ scy byliśmy bezsilni i bezbronni. Kraj pokryty był obozami koncentracyjnymi, z których dniem i nocą dym iły kom iny krematoriów. Ponad 6 m ilionów obywateli polskich, w większości pochodzenia żydowskiego, musiało zapłacić życiem za ten okres okupacji. Kierow nicza warstwa inteligencji została po prostu zniszczona;

23

2 tysiące kapłanów i 5 biskupów (jedna czwarta ówczesnego Episkopatu) zosta­ ło mordowanych w obozach. Setki kapłanów i dziesiątki tysięcy osób cywilnych zostały rozstrzelane na m iejscu w chwili rozpoczęcia wojny (tylko w diecezji chełmińskiej 278 kapłanów). Diecezja włocławska straciła w czasie wojny 48% swych księży, diecezja chełm ińska - 47%. W ielu innych wysiedlono. Zamknięto wszystkie szkoły średnie i wyższe, zlikwidowano seminaria duchowne. Każdy niemiecki m undur SS nie tylko napawał Polaków upiornym strachem, ale stal się przedm iotem nienaw iści do Niemców. W szystkie rodziny polskie musiały opłaki­ wać tych, którzy padli ich ofiarą. N ie chcem y wyliczać wszystkiego, aby na nowo nie rozrywać nie zabliźnionych jeszcze ran. Jeśli przypom inam y te straszliwa pol­ ska noc, to jedynie po to. aby nas dziś łatwiej było zrozum ieć, nas samych i nasz sposób dzisiejszego m yślenia... Staramy się zapomnieć. M am y nadzieję, że czas - ten wielki boski kairos - pozwoli zagoić duchowe rany. Po wszystkim, co stało się w przeszłości, niestety, tak świeżej przeszłości - trudno się dziwić, że cały Naród polski odczuwa wagę elementarnej potrzeby bezpieczeństwa i że wciąż jeszcze z nieufnością odnosi się do swych najbliższych sąsiadów na zachodzie. Ta duchowa postawa jest - można powiedzieć - proble­ mem naszych pokoleń, który, co daj Boże, przy dobrej woli zniknie i zniknąć musi. W najcięższych chwilach politycznych i duchowych udrękN arodu, w jego wielowie­ kowym rozdarciu Kościół katolicki i Święta Dziewica były zawsze dla niego kotwi­ cą ratunku i symbolem narodowej jedności, podobnie jak była nim polska rodzina. We wszystkich walkach wolnościowych w czasach uciemiężenia szli Polacy ze swy­ mi symbolami na barykady: białe orły po jednej stronie, obraz Matki Bożej po dru­ giej na sztandarach wolności. Dewizą ich było zawsze: „Za naszą i waszą wolność". Oto w ogólnym zarysie obraz tysiącletniego rozwoju polskiej kultury, ze szczególnym uwzględnieniem sąsiedztwa polsko-niem ieckiego. Obciążenie obu­ stronnych stosunków ciągle jeszcze jest wielkie, a potęguje je tak zwane „gorące żelazo" tego sąsiedztwa. Polska granica na Odrze i Nysie jest, jak to dobrze rozu­ miemy, dla Niem ców nad wyraz gorzkim owocem ostatniej wojny, masowego zniszczenia, podobnie jak jest nim cierpienie m ilionów uchodźców i przesiedleń­ ców niemieckich. (Stało się to na m iędzyaliancki rozkaz zwycięskich mocarstw, wydany w Poczdam ie 1945 r.). Większa część ludności opuściła te tereny ze stra­ chu przed rosyjskim frontem i uciekła na Zachód. Dla naszej Ojczyzny, która w y­ szła z tego m asowego m ordowania nie jako zwycięskie, lecz krańcowo w yczer­ pane państwo, jest to sprawa egzystencji (nie zaś kwestia większego „obszaru życiowego"). Gorzej - chciano by 30-milionowy naród wcisnąć do korytarza ja ­ kiegoś „Generalnego Gubernatorstwa" z lat 1939 - 1945, bez terenów zachodnich, ale i bez terenów wschodnich, z których od roku 1945 miliony polskich ludzi musiały odpłynąć na „poczdam skie tereny zachodnie". Dokąd zresztą mieli wte­ dy pójść, skoro tak zwane Generalne Gubernatorstwo razem ze stolicą W arszawą leżało w gruzach, w ruinach. Fale zniszczenia ostatniej wojny przeszły przez kraj nie tylko jeden raz, jak w Niem czech, lecz od 1914 r. wiele razy, to w jedną,

24

to w drugą stronę, ja k apokaliptyczni rycerze, pozostaw iając za każdym razem ruiny, gruzy, nędzę, choroby, zarazy, Izy, śmierć oraz rosnące kom pleksy odwetu i nienawiści. Drodzy Bracia niemieccy, nie bierzcie nam za złe wyliczanie tego, co w yda­ rzyło się w ostatnim odcinku czasu naszego tysiąclecia. Ma to być nie tyle oskar­ żenie. co raczej w łasne usprawiedliwienie. Wiemy doskonale, jak wielka cześć ludności niemieckiej znajdowała sie pod nieludzka, narodowosocialistvczna pre­ sją. Znane nam są okropne udręki wewnętrzne, na jakie swego czasu byli w y­ stawieni prawi i pełni odpowiedzialności niemieccy biskupi, wystarczy bowiem wspom nieć kardynała Faulhabera, von Galena i Preysinga. Wiemy o męczennikach „Białej Róży", o bojownikach m chu oporu z 20 lipca, wiemy, że wielu świeckich i kapłanów złożyło swoje życie w ofierze (Lichtenberg, M etzger, Klausener i wielu innych). Tysiące Niemców, zarówno chrześcijan jak i komunistów, dzieliło w obozach koncentracyjnych los naszych polskich braci... I mimo tego wszystkiego, mimo sytuacji obciążonej niemal beznadziejnie przeszłością, właśnie w tej sytuacji, czcigodni Bracia, wołam y do Was: próbujmy zapomnieć. Żadnej polem iki, żadnej dalszej zimnej wojny, ale początek dialogu, do jakiego dziś dąży wszędzie Sobór i Papież Paweł V I. Jeśli po obu stronach znajdzie się dobra wola - a w to nie trzeba chyba wątpić - to poważny dialog musi się udać i z czasem wydać dobre owoce, mimo wszystko, mimo „gorącego żelaza". W łaśnie w czasie Soboru wydaje nam się nakazem chwili, abyśmy zaczęli dialog na pasterskiej platformie biskupiej, i to bez ociągania się, byśmy się nawza­ jem lepiej poznali - nasze wzajemne obyczaje ludowe, kult religijny i styl życia, tkwiące korzeniami w przeszłości i tą przeszłością kulturalną uwarunkowane. Staraliśmy się przygotować wraz z całym polskim Ludem Bożym na uro­ czystości Tysiąclecia przez tak zw aną W ielkąN ow ennę, pod wysokim patronatem Najświętszej M aryi Panny. Przez dziewięć lat (1957-1965) używaliśm y - w myśl słów per Mariam ad Jesum - kazalnic w całej Polsce, a także całego duszpaster­ stwa, dla zajmowania się ważnymi, współczesnymi problem am i duszpasterskimi i zadaniami społecznymi, jak na przykład społeczne niebezpieczeństwa, odbudowa sumienia narodowego, małżeństwo i życie rodzinne, katechizacja itp. Cały wierzący Naród brał też duchowy i bardzo żywy udział w Soborze przez modlitwy, ofiary i dzieła pokutne. W czasie obrad soborowych odprawiano we wszystkich parafiach błagalne nabożeństwa. Święty obraz Matki Boskiej, jak i konfesjonały i stoły, przy których komunikowano w Częstochowie, były przez całe tygodnie oblężone przez delegacje parafialne z całej Polski, które przez osobistą ofiarę i modlitwę chciały pom óc Soborowi. W reszcie w tym roku, ostatnim Wielkiej Nowenny, oddaliśm y się wszyscy pod opiekę Matki Bożej: biskupi, kapłani, osoby zakonne, jak i wszystkie stany naszego wierzącego Narodu. Przed ogromnymi niebezpieczeństwam i tak m oral­ nej, jak też i socjalnej natuiy, które zagrażają duszy naszego Narodu oraz jego

25

biologicznej egzystencji, może nas uratować tylko pomoc i laska naszego Zbawi­ ciela, którą chcem y uprosić za pośrednictwem Jego M atki, Najświętszej Maryi Panny. Pełni dziecięcej ufności rzucamy się w Jej ramiona. Tylko tak możemy być wewnętrznie wolni, jako oddani na służbę, a jednocześnie jako wolne dzieci a nawet jako „niew olnicy Boga" - jak to nazywa św. Paweł. Prosimy Was, katoliccy Pasterze Narodu niem ieckiego, abyście na własny sposób obchodzili z nami nasze chrześcijańskie M illenium: czy to przez m odli­ twy, czy przez ustanowienie w tym celu odpowiedniego dnia. Za każdy taki gest będziemy Wam wdzięczni. I prosim y Was też, abyście przekazali nasze pozdro­ wienia i wyrazy wdzięczności niem ieckim Braciom Ewangelikom , którzy wraz z Wami i z nami trudzą się nad znalezieniem rozwiązania naszych trudności. W tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu, wycią­ gamy do Was, siedzących tu, na lawach kończącego się Soboru, nasze ręce oraz udzielamy wybaczenia i prosim y o nie. A jeśli Wy, niem ieccy biskupi i Ojcowie Soboru, po bratersku wyciągnięte ręce ujmiecie, to wtedy dopiero będziemy mogli ze spokojnym sum ieniem obchodzić nasze M illenium w sposób jak najbardziej chrześcijański. Zapraszam y Was na te uroczystości jak najserdeczniej do Polski. Niech tym kieruje m iłosierny Zbawiciel i Maryja Panna, Królowa Polski, Regina Mundi i M ater Ecclesiae. Rzym, dnia 18 listopada 1965 r.

26

1

l

,

Ryszard Filipski

KRAJOBRAZ PO GRUNWALDZIE Scenariusz monodramu TY

29

SCENA PIERWSZA Krakowskie Przedm ieście w Warszawie, kolum na Zygmunta. Plener. AUTOR siada na schodach p rzy kolum nie króla Zygmunta: Ten obrazek to aktualna mapa Europy prezentowana w niem ieckiej encyklopedii. O, tu mamy Niemcy... Tak wygląda... to czerwone... tak wygląda Polska. No... tu jest oczywiście Rosja z Kaliningradem , Litwa, Łotwa, Estonia i tak dalej. Takie są dalekosiężne plany Czwartej Rzeszy... A UTOR wstaje, odchodzi w głąb Krakowskiego Przedmieścia.

SCENA DRUGA Krakowskie Przedm ieście p rze d kościołem W niebowstąpienia NMP. Plener. AUTOR: To jest kościół na warszawskim K rakowskim Przedm ieściu, pod we­ zwaniem W niebowstąpienia Najświętszej Marii Panny - niegdyś był to kościół, przed stu kilkudziesięciu laty, sławny kościół Ojców Karmelitów, opiewany w „Polonezie K ościuszki” . W tym kościele, trzydzieści osiem lat temu, w nocy z szesnastego na siedem nastego marca, nakręciłem m oją opowieść. Tym moim filmem nie zainteresowała się telewizja pod okupacją kom unistyczną, nie zainte­ resowała się również obecna telewizja pod okupacją niem iecko-europejską. Muzyka: Rota grana na kościelnych dzwonach, AU TO R wchodzi do kościoła, muzyka gaśnie. Spróbujmy sobie przypomnieć, o czym to mówiłem trzydzieści osiem lat temu.

SCENA TRZECIA Kościół Wniebowstąpienia NM P na Krakowskim Przedmieściu w Warszawkę. Wnętrze. AUTOR wynurza się z głębi kościoła. Muzyka: Bogurodzica - chór męski. AUTOR: Szli odziani zwyczajem wysłanników, z tarczam i, jeden z godłem króla rzymskiego, orłem czarnym w polu złotym, drugi z tarczą książąt szczecińskich, gryfem na białym polu. Każdy z nich niósł w ręku m iecz obnażony, bez pochew, a że oświadczyli, iż do króla w poselstwie idą, wiedziono ich na pagórek, gdzie stał Jagiełło. H eroldow ie niem iecką mieli butę w twarzy i znać po nich było gniew, z którym szli, pychę i jakąś pogardę. Nie bardzo też niski pokłon oddawszy królowi, ten co z cesarskim orłem niósł tarczę, począł mówić po niem iecku:

30

-N a jja śn ie jsz y Królu! Wielki M istrz pruski, Ulryk, tobie i bratu twemu śle przez nas heroldów swoich, te dwa miecze w pom oc do zbliżającej się walki abyś, opatrzony w nie, żywiej wystąpił z ludem swym, nie ociągając się do boju. Nie chowajcie się w tych gajach i zaroślach, prosimy na otwarte pole. Podane m iecze Jagiełło ujął spokojnie, oddając je kom ornikowi, co stał przy nim, mówić począł natchniony, z pow agą prawdziwie królewską: - Dzięki Bogu, w wojsku naszym na orężu nie zbywa, nie potrzebujem y go od nieprzyjaciela pożyczać, ale w pomoc dobrej sprawie przyjm uję w imię Boże i te dwa miecze wasze, chociaż je wrogowie łaknący ki^wi mojej i narodu m ego przy­ syłają. Co Bóg naznaczył przyjm ę, zuchwalstwo w asze On ukarze. On na tym polu, na którym stoimy, zetrze potęgę Zakonu i upokorzy jego pychę. Pomoże Bóg! Był wtorek, piętnastego lipca, dzień Rozesłania Apostołów. Skwar, a wicher, po burzy, która przeszła nocą dął silnie. Nawała Jagiełłowych chorągwi, które pu­ ściły się z góry, była tak silna, że pchnęła nieco zastęp białych rycerzy. Konie chwy­ ciły się za grzywy i w izgiem zwierzęcym wtórowały ludzkiemu. Tu przed oczyma króla kwiat rycerstwa stawił czoło najprzedniejszemu z całej Europy zabranemu i dotrzymywał mu placu boju, cześć czyniąc swym znakom. Jeszcze wojska Jagieł­ ły, nie ustępując kroku, ściąwszy się z Krzyżakami, trw ały w walce mężnie, gdy główne szyki Zakonu zw róciły się ku Litwie. W iedział Ulryk, że tu słabszy znaj­ dzie opór. Tatarzy, którzy w pierwszej tylko napaści są straszni, pierzchać poczęli wedle obyczaju swego, ciągnąc za sobą pułki W itoldowe. Jeden po drugim, ucho­ dziły oddziały całe, ginęły chorągwie, złam any szyk dawał Krzyżakom przystęp tak, że Witold, zrozpaczony sam własnych ludzi zabijał, nie m ogąc ich opamiętać. Jedni sm oleńszczanie dotrzym ali placu, reszta pociągnięta przykładem Tatarów z częścią Polaków nawet ku lasom uciekać zaczęła, a Krzyżaków oddział znaczny, sądząc, że już otrzym ali zwycięstwo, w pogoń się puścił za uchodzącym i siekąc i m ordując po drodze. W chwili, gdy król i stojący przy nim zwrócili oczy na w ielką chorągiew, którą niósł chorąży krakowski M arcin z W rocimowic, pochyli­ ła się ona, zachwiała, zwinęła i znikła. Jęk dał się słyszeć w orszaku królewskim. Kupka, która stała około chorągwi, jakby chw ilow ą jej stratą zagrzana do nowego wysiłku, puściła się z niepoham owana potęgą naprzeciw stojącym Krzyżakom. Przez chwilę sparły się zbroje i piersi, łamały się hufce i gięły szeregi, aż białe płaszcze padać i uchodzić zaczęły. Chorągiew mistrza obalono, proporzec Jagiełły ścigał już uciekających. Reszta wojsk, zagrzana przykładem , z okrzykiem cisnęła Krzyżaków tracących serca i głowy. Zwycięstwo przechylało się na stronę Jagieł­ ły. Jagiełło patrzał. Kilkakroć niecierpliwy zrywał się do beju i chciał iść z drugi­ mi, bezczynność go męczyła; krzyczał i w miejscu konia swego męcząc na próżno chciał losy wojska podzielić. Dworzanie chwytali konia i zastępowali mu drogę. Zolawa Czech czując, że im się król lada chwila wyrwie, pochwycił za cugle cisawego tak mocno, że Jagiełło zniecierpliwiony rohatyny końcem go trącił. I byłby im się wyśliznął, gdyby razem wszyscy nie poczęli błagać i prosić, ażeby życia swego nie ważył. Król mrucząc z gniewu, opamiętał się, choć zrazu był rękę podniósł, jakby

31

siłą chciał się przebijać. Pod oczyma królewskimi powtórzyła się bitwa raz jesz­ cze, równie zacięta i krwawa. N a całej linii tysiące kopii rozbiło się o tysiące zbroi i młoty żelazne uderzyły po hełmach, huk i łoskot niósł na kilka mil wokoło. Szczęk, jakby olbrzymiej kuźni, zmieszany z krzykiem bólu i triumfu, zgonu i zemsty, to wstrząsał powietrzem, to na chwilę przycichał, aby za wzm ożoną siłą się powtó­ rzyć. W tej właśnie chwili Krzyżacy, co ścigali uciekającą Litwę, wracać poczęli z jeńcami, łupem i pieśniami zwycięskimi, przechodząc na plac, gdzie reszta białych płaszczy szła w rozsypkę. Musieli więc rzucić swych więźniów i tabor, śpiesząc w pomoc braci. Zawisza i Maszkowski, przednie owo rycerstwo, długo cisnęli i parli póki złamać zdołali. Malały i te chorągwie krzyżackie, które wypoczęte ostatnie do boju ruszyły. W ostatku i ci, co najmężniej walczyli, z rozpaczą padli. To pole, z rana jeszcze świeżym i mężnym ludem zarosłe, przedstawiało naj­ okropniejszy widok zniszczenia, jaki oko ludzkie i serce mógł dotknąć. Pomimo okrzyków dogoiywających rycerzy i zwycięzców, ciszą nazwać było można tę chwilę po tamtym grzmocie i huku. Bitwa zmieniła się w rzeź i pościg. Kto nie chciał się poddać, zginął. Wiele bywało w onych czasach na świecie bitew i spotkań, ale nikt z żywych ludzi nie pamiętał tak straszliwego pogromu. Padł pod stopami polskiego króla nie tylko Zakon krzyżacki, ale całe Niemcy, które najświetniejszym rycerstwem wspomagały oną "przednią straż" teutońską, wżerającą się coraz głębiej w ciało słowiańskie. Dwadzieścia dwa narody uczestniczyły w tej walce Zakonu przeciwko Polakom. Z siedmiuset "białych płaszczy” przodujących, jako wodzowie tej germańskiej powodzi, zostało ledwie piętnastu. Czterdzieści przeszło tysięcy ciał leżało w wiekuistym śnie na onym krwawym boisku. Rozliczne chorągwie, które w południe jeszcze powiewały nad niezm iernym wojskiem krzyżackim, wpadły wszystkie w zwycięskie ręce Polaków. Nie ostała, nie ocaliła się ani jedna i oto rzucali je teraz polscy i litewscy pod nogi Jagiełły, który wznosząc pobożnie oczy ku niebu pow iedział w zruszonym głosem: - Rycerze moi, ja k zgubną jest pycha i wyniosłość wobec Boga. Oto ten, któiy wczoraj tyle królestw i państw swojemu naznaczył panowaniu, któremu zdawało się, ze w potędze nie m iał sobie równego, leży pozbawiony wszelkiej po­ mocy, nędznie zabity, okazując swoim upadkiem, o ile duma niższa jest od pokory. Tak Bóg pysznych karze. Amen! M uzyka gaśnie, A UTOR ukazuje płaszcz krzyżacki.

32

SCENA CZWARTA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. AUTOR: Choć wojna przeciw ko niem ieckim rycerzom nie była now ością dla Polski, zawsze ten krzyż czarny na mniszym, a rycerskim płaszczu jakąś trwogę obudzał, aby w alcząc przeciwko zakonnikom z krzyżem Chrystusowym się nie wojowało. Miał też Zakon niemiecki w sąsiednich krajach przyjaciół mnogich i półbraci, i współbraci jaw nych i tajemnych, którzy siali, jak i gdzie mogli wątpli­ wości. Przekupywali Krzyżacy ludzi, wysyłali gońców, używali wszelkich środ­ ków godziwych i niegodziwych, i śmiali się z prostoduszności rycerstwa polskie­ go. Źle się stało, że w dwa miesiące po bitwie, piętnastego września, Jagiełło od M alborka odstąpił. Znękany, lecz nie dobity Zakon szybko odradzać się zaczął. Niemiec ma naturę taką: pow alić go można, da się wziąć, ale powoli siły odzyska i zwycięzcę za kark weźmie. A Polacy: naród bitny, gdy głodni, kiedy boso i w utrapieniu na wojnę idą, biją się jak lwy, ale stać w m iejscu - uchowaj Boże. M ożna już było przew idzieć koniec tam, gdzie Polak przebierał w sposobach w al­ czenia, a Niemiec wszystko m iał za dobre, co do celu go wiodło. Szło przecie o istnienie samego Zakonu, któremu śmiertelny cios zadano, a dobić go polska, rycerska szlachetność nie pozwoliła. Dlatego też, nie tylko wojna rozstrzygnąć musiała, czy zaborcze germ ańskie hufce, poprzebierane za mnichów, zagarną ziemię, aż do Herodotowych białych ciemności. Tak jest! Nie tylko Plowce, Grunwald i Koronowo, ale i walki polityczne na międzynarodowych arenach rozstrzygały nasze tysiącletnie spoiy z późniejszymi twórcami kultury krem atoryjnej. N aszą narodow ą naiwność, wspaniałom yślność, wiarę w sprawiedliwe wyroki, kształciły wieki. Ich pychę, zaborczość, zdolność do fałszu i przeniewierstwa, też kształciły wieki. Ale żaden naród tak nie przy­ swaja sobie terminu: "puścić w zapomnienie", jak my Polacy. Bo przecież, aby się posłużyć choćby jednym , dalekim przykładem , jakże wiele m ówiącym o tym, jak historia urabia m entalność narodu: w roku 1108, powtarzam w 1108, m agdebur­ ski biskup Adelgat, m ówiąc o nas tak apelował do swoich: „Poganie ci, to ludzie najgorsi, ale w kraju ich jest obfitość miodu, mięsa, mąki, ptactwa, a przy staran­ nej uprawie ziemi można osiągnąć tak wielkie bogactwo wszelkich płodów, jak w żadnym innym kraju. Tak tw ierdzą ci, którzy znają tę ziem ię pogan. Dlatego wy, Saksończycy, Frankowie, Lotaryńczycy i Flandryjczycy, słynni zdobywcy świa­ ta, tu będziecie mogli i duszę w aszą zbawić, i zyskać, jeśli zechcecie, najlepszą do zamieszkania ziem ię” . M y idąc w bój mówiliśmy: idziemy, bo giną bracia, idziemy odebrać zrabow ane ziemie, idziemy po sprawiedliwość. Ich apel: m ordu­ jąc pamiętajmy, że tam jest obfitość miodu, mięsa, mąki, ptactwa, tam zyskam y najlepszą do zam ieszkania ziemię. Takie racje m oralne stały przez wieki i tak po dzień dzisiejszy trwają. A że racje moralne z politycznym i dalej swe wojny toczą, wieczór dzisiejszy poświęcam Polakowi, którego wielkości politycznego rnyśle-

33

nia: odwadze i światłości zawdzięczam y zwycięstwo na największym z najw ięk­ szych m iędzynarodowych spotkań w europejskiej historii wieków średnich. Człowiekiem tym był doktor dekretów, kustosz i kanonik katediy krakowskiej, rektor U niwersytetu Jagiellońskiego, mistrz Paweł W łodkowic z Brudzenia. A owo największe z najw iększych spotkań miało m iejsce na soborze w Konstancji, w latach 1414 -1 4 1 8 , gdzie po sławetnym grunwaldzkim laniu, rzesze wielkich przyjaciół i wielkich wrogów racje moralne, racjam i politycznym i rozstrzygnąć miały.

SCENA PIĄTA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. Zm iana interpretacji. AU TO R prezentuje sposób mówienia WŁODKOWICA. WŁODKOWIC: Kiedy, niegdyś srożyli się podówczas niewierni Prusowie, przeciw Polakom chrześcijanom, zostali wpuszczeni do Polski przez książąt Polski na po­ moc Krzyżacy, którzy nazywają się Braćmi Świętej M arii Szpitala Jerozolimskiego z Domu Niemców. Przez książąt Polski zostały im wyznaczone i dane pewne posia­ dłości nad granicą rzeczonych niewiernych. Z tych posiadłości, z pom ocą Polaków, z biegiem czasu podbili sobie naród Prusów, zajęli państwo i dlatego nazywają się panami z Prus. Tam też pobudowano już to poważne i bardzo obronne miasta, już to bardzo mocne grody, a całe ich państwo bardzo silnymi obwarowaniami tak zostało umocnione, że stało się nie do zdobycia dla więcej niż dziesięciokrotnej siły. I choć po podbiciu Prusów, już dawno skończyło się okrucieństwo pogan, ci jednak Krzyża­ cy dotychczas nie przestali napadać niewiernych, choć załagodzonych i spokojnych, i nachodzić ich ziemie i państwo. Pod pierwotnym pozorem, jak gdyby wściekłość pogańska nadal srożyła się przeciw chrześcijanom, przyw ołują Krzyżacy na pomoc chrześcijan i biorą sobie za regułę nachodzić z silnym wojskiem ziemie niewiernych dwa razy na rok, mianowicie w następujących dniach i okresach: W niebowzięcia i Oczyszczenia Chwalebnej Dziewicy Marii, które to wyprawy w swym ludowym języku nazywają rejzami. I tak przechodzi w zwyczaj błąd, polegający na tym, że rycerze, wierząc, że oddają hołd Bogu, schodzą się tam tłumnie i spokojny na­ ród niewiernych z okazji szerzenia wiaiy katolickiej jest okrutnie mordowany. Stąd wynikają zabójstwa, wierni na równi z niewiernymi są zagrożeni, następują rabun­ ki i nieskończone inne niegodziwości. I tak rośnie sława Zakonu, rosną bogactwa. Na obie strony zgarniają Krzyżacy do skarbców, wzbogacając się kosztem chrześci­ jan, a także kosztem pogan. W yjednująpisma papieży i cesarza, aby były ich okolice, ziemie, czy państwa jakiekolw iek zdobędą, czy zajmą. Wreszcie Duch Boży, któiy tchnie kędy chce, przywołując najpotężniejszych książąt pogan z błędu pogaństwa do wyznania prawdziwej wiary, za spraw ą Polaków doprowadził ich dla obmycia, do zdroju świętego. Jeden z nich objął rządy królestwa Polski. Drugi pozostał rządcą

34

i władcą Litwy, i innych sąsiednich krajów. I za nimi, idzie oto do wyznania świętej wiaiy niezmierne mnóstwo pogan, biegną tłumnie do zdroju chrztu świętego. Prawie wszyscy ich poddani na ziemiach Litwy, przyjęli obmycie w świętym zdroju, inni nadal kolejno je przyjmują. Inni zaś, dobrowolnie poddali się ich władzy. Rozważa­ ją, że cuda Krzyżacy i jak gdyby zmartwieni, że przepadła im w ten sposób okazja zajmowania posiadłości i państw z większą zawziętością najeżdżają wielokrotnie i raz po raz wspomnianych nawróconych. Kapłanów wielu okrutnie zabijają, palą ich nowiutkie kościoły i popełniają niezliczone inne rzeczy, o których uczciwość każe zamilczeć. A także takich, którzy z dawna są chrześcijanami, zwłaszcza swych fundatorów, bardzo srodze napadają, więżą swych darczyńców, bardzo haniebnie postępują z książętami polskimi, którzy uposażali ich zakon. Wezwawszy sobie na pomoc liczny tłum wiernych Chiystusowi, przybierając pozory, jakby to było prze­ ciw niewiernym, wystawiają potęgę przeciw katolickiemu królowi Polski, najeż­ dżają wrogo królestwo Polski, burzą grody, inne obracają w perzynę, łupią, gwałcą i dzieje się tam wiele innych niegodziwych rzeczy, które pióro z trudnością mogłoby wyrazić. W ten sposób zło od Prusów przeszło do Krzyżaków, bo ci, których Pola­ cy przybrali sobie jako tarczę, przez zdziczenie swoje zmienili się w bicz na nich: Polska nie tylko jęczy, że tak wielkie zgubne dla niej okrucieństwo wyhodowała w swym łonie, lecz zmuszona jest też wreszcie przejść do oporu. Po ustawieniu więc z obu stron szyków ścierają się w boju. Zostaje zepchnięta z góry potęga Zakonu, pole niestety zapełnia się trupami, a miecz Polaków nasyca się krw ią Kr zyżaków nawet kilkakrotnie w odstępach czasu. Ale jakkolwiek, wobec ustania napom po­ gan, już odrodzonych w Chrzcie Świętym, dawno skończyła się w tamtych stronach funkcja prowadzenia walk. Krzyżacy nadal krwawe mordy czynią, wspom inają pisma papieży i cesarzy, które jak twierdzą, posiadają, a które dały im sposobność i upozorowanie czynienia tego wszystkiego, co powyżej wspomniano. Przeto, stwier­ dziwszy naprzód ten zupełnie prawdziwy i zupełnie oczywisty stan faktyczny, aby uczynić rycerzy chrześcijańskich ostrożniejszymi w pełnieniu zawodu rycerskiego, ja, mistrz Paweł W łodkowic, kustosz i kanonik diecezji krakowskiej, najmniej­ szy wśród doktorów dekretów, przedkładam troje do rozważenia z zastrzeżeniem, że zawsze m ogą koiygować ci, do których to należy: po pierwsze, co do władzy papieża; po drugie, co do władzy cesarza; po trzecie, będzie przytoczona pewna błędna opinia w tej sprawie, a na jej racje dana odpowiedź. Tymi słowy rozpoczął na soborze w Konstancji, m istrz Paweł W łodkowic swój traktat: „O władzy papieża i cesarza nad niewiernymi".

35

SCENA SZÓSTA Ciąg dalszy wnętrza kościoła, dzwony kościelne - Rota. AUTOR: Z działalności soborowej rektora W łodkowica wynika, że głównym jego zadaniem w Konstancji było zajmowanie się sprawę krzyżacką. Traktował je n iejak o funkcję reprezentacyjną, lecz zdając sobie sprawę z forum przed któiym przemawiał, dbał usilnie o poziom swych wystąpień. Nie był to w jego rozumieniu zwykły spór, lecz walka o zasady. Toteż podkreśla w traktacie naukow ąjego stro­ nę, jak też i sw oją odpowiedzialność, jako naukowca, mówiąc: „chociaż zaliczo­ ny zostałem pośród m oich zwierzchników za ambasadora najjaśniejszego księcia i pana mego króla Polski, nie tylko czynię to jako ambasador, lecz także jako uczo­ ny”. Dziś można pow iedzieć, że celem któiy chciał osiągnąć, było poszanowanie człowieka bez w zględu na wiarę i przekonania oraz spokojne, uporządkowane życie międzynarodowej społeczności. Był uczonym. Pochodził ze wsi Brudzeń w ziemi dobrzyńskiej z rodu Dołęgów. Ojcem jego był W łodzimierz, stąd Paweł W łodkowic, herbu Dołęga. Studiował w Pradze i Padwie, przyjaźnił się w czasie studiów z A ndrzejem Laskarzem, późniejszym biskupem poznańskim Laskaiym. Doktorat uzyskał w Krakowie. Rektorem uniwersytetu krakowskiego był w pierw­ szym roku soboru konstancjańskiego, a po jego zakończeniu, prorektorem. Szlify dyplomatyczne zdobywał w kurii rzymskiej, gdzie dziekana Piotra z Kobylina zastępował w obowiązkach prokuratora polskiego w sprawie krzyżackiej. Pisał 0 nim Długosz, że w naukach i nabywaniu światła tak był zamiłowany, że nie­ raz, gdy się w księgach zaczytał, zapominał o jedzeniu, o którym dopiero słudzy mu przypominali. Rektor Paw eł W łodkowic, prekursor praw a międzynarodowego 1 wielki syn naszej ojczyzny umarł w wieku lat 65. Um arł w zapomnieniu. Lata jego działalności politycznej, to mimo grunwaldzkiego zwycięstwa, lata wzm ożonych intryg politycznych. W Rzeszy panuje Zygm unt Luksemburczyk, który prowadzi w stosunku do Polski dw ulicow ą grę. Zygmunt, protektor Zakonu, um acniał sw oją pozycję w Niemczech, popierając Krzyżaków. A niczego nie robił za darmo. Ciągnął, gdzie mógł korzyści m aterialne, gdyż potrafił z po­ trzebujących jego pom ocy wyciskać ostatnie pieniądze. Po klęsce grunwaldzkiej, szerzył w Europie antypolskie opinie, które miały na celu przedstawienie Zakonu, jako nieszczęśliwej ofiary zaborczości polskiej. Zawierał z Zakonem tajne układy, planując rozbiór Polski. N ie jest moim zamiarem zbyt szczegółowe wprowadzanie państwa w całość sytuacji międzynarodowej za panowania W ładysława Jagiełły. Rzecz to dla naukowców. Opowieść moja wydaje mi się godną zaproponowania, albowiem obraz tam tych dni za dokładne ma odbicie w dniu dzisiejszym. Król W ładysław Jagiełło pożegnał polskie poselstwo w Niepołomicach koło Kiakowa. Jechali bronić polskiej sprawy: arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Trąba, Jan biskup włocławski Kropidło, Jakub biskup płocki, Andrzej Laskaiy, lycerze - Janusz z Tuliszkowa i Zawisza Czarny z Garbowa. I wielu, wielu innych, a wśród nich

36

doktor Paweł W łodkowic, który na to wielkie m iędzynarodowe zgrom adzenie niósł z Polski hasła poszanow ania granic, państw i narodów, hasła poszanow a­ nia każdego człowieka, bez względu na wiarę i przekonania. Sobór trwał cztery lata. Wiele na nim było akcji, kontrakcji, traktatów, konkluzji, intryg i paszkwili. Niewielka Konstancja przyjęła stutysięczny tłum, tysiące biskupów, kardynałów, kapłanów, rycerzy, kmieci, handlarzy, pospólstwa, złodziei, komediantów, obie­ żyświatów, katów i podpalaczy stosów. Cztery lata debatowano nad ratowaniem tonącego w schizmie kościoła. Obalono trzech papieży. W ybrano czwartego. Acz­ kolwiek mieliśmy delegację najokazalszą i godnie nas tam podejm owano, spór nasz z Krzyżakami miał być rozstrzygnięty, jako jeden z wielu. Zostańm y jednak przy nim. Jakież były racje W łodkowica, a jakie Krzyżaków i ich reprezentanta, profesora świętej teologii Jana Falkenberga? W obszernych konkluzjach W łodko­ wic dowodzi:

SCENA SIÓDMA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. Przy pom ocy zmian interpretacji A UTOR i WŁOD­ K O W IC wyw ód prow adzą na przem ian. W ŁODKOW IC: Krzyżacy popełniają grzech śmiertelny, napastując i ciemiężąc pogan, zachowujących spokój. Grzech ten spada także na tych gości rycerskich z zachodu, którzy na rozkaz Zakonu, biorą udział w niesłusznej walce. Krzyżacy pow ołują się, co praw da na dokum enty papieskie i cesarskie, zawierające darowi­ zny ziem na ich korzyść. Nadania te jednakże, które są przeciwne prawu nie m ają żadnego znaczenia. Dokum enty papieskie są falsyfikatami, co stwierdzono ponad w szelką wątpliwość. Dokum enty zaś cesarskie, jakkolw iek są nawet autentyczne, nie m ogą nadawać rzeczy, które do cesarza nie należą i wszelkie tego rodzaju uroszczenia cesarskie są zupełnie bezzasadne. AUTOR: Udowodnienie tych stwierdzeń było głównym zadaniem Pawła W łod­ kowica. Jak głęboko antyzaborcze były jego wywody niech świadczy, iż pięć i pół wieku nie zatarło aktualności tych konkluzji. W ŁODKOW IC: W stosunkach m iędzy narodami, tak samo ja k i w stosunkach między ludźmi, obow iązują te same normy moralne. N ie czyni się rzeczy złych, z których by wypływały dobre. Wojna jest sprawiedliwa, jeżeli jest prowadzona o odzyskanie rzeczy zabranej lub dla obrony ojczyzny. Wojna nie może być po­ dejmowana z nienawiści, zemsty lub chciwości. Walczyć nie jest przestępstwem, lecz walczyć dla zdobyczy jest grzechem. Zdobycze dokonane siłą nie ulega­ j ą przedawnieniu. Przeciwnie nawet, podlegają one zwrotowi pod grozą utraty zbawienia. Co się tyczy wodza na wojnie, to ten odpowiada nie tylko za własne

37

łupiestwa, ale i w szystkich tych, których na wojnę przyprowadził. Odpowiada on również za m orderstwa popełnione na wojnie i to nie tylko te, które przez jego żołnierzy, ale i te, które na jego żołnierzach popełniono. AUTOR: Aby zyskać uznanie dla swych zasad W łodkowic udowodnił, że poga­ nie, czy niewierni m ogą posiadać państwa prawne na równi z chrześcijanami. WŁODKOWIC: Początek władzy w ogóle powstaje z prawa ojca rodziny, opiera się zatem na praw ie natury. Prawo natury obowiązuje wszystkich, chrześcijan i pogan. Posiadanie ziemi przez niewiernych jest ugruntowane w praw ie narodów. W sprawach religijnych obowiązywać winny w stosunku do pogan te same zasa­ dy tolerancji. Nie należy niewiernych orężem lub prześladow aniem zmuszać do przyjęcia nowej wiary. Taki sposób postępow ania jest z krzyw dą bliźniego, nie czyni się zaś rzeczy złych, z któiych by wypływały dobre. N ikt też nie może być zmuszony do przyjęcia nowej wiary. O przyjęciu wiary przez pogan rozstrzygać winna wolna wola. Dlatego nie prow adzą sprawiedliwej wojny ci, którzy napadają niewiernych, pokój zachowujących. Zakazuje tego prawo naturalne, zgodne z za­ sadą, czyń to, co chcesz, aby tobie czyniono, zakazuje prawo boskie, które mówi, nie zabijaj, nie kradnij, zakazuje również prawo rzym skie i kanoniczne. Nie wolno więc pogan nawracać silą i w tym celu gnębić ich wojną, zabijać i łupić. AUTOR: Pozornie oderwane wywody W łodkowica były najściślej związane z po­ lityczną rzeczywistością. Nieprzychylne stanowisko cesarza Zygm unta Luksemburczyka w stosunku do Polski, skłaniało Polaków do tym bardziej stanowczego zwalczania uroszczeń władzy cesarskiej, a przede wszystkim teoretycznych pod­ staw, na których władza ta się wspierała. Gwałty i najazdy Krzyżaków na ziemie polskie i litewskie wyw oływ ały naturalne dążenie do potępienia postępowania Zakonu niem ieckiego. Polacy czuli się zmuszeni do walnej rozprawy z Zako­ nem Krzyżackim, ale nawet po grunwaldzkim zwycięstwie starali się postępowa­ nie swoje przedstaw ić we właściwym świetle etyki międzypaństwowej. Uczone traktaty W łodkow ica przedstaw ione soborowi, m iały na uwadze cel praktyczny - obronę interesów Polski. Traktaty jego stały przede w szystkim na gruncie zupeł­ nej niezależności Polski wobec cesarstwa. W ŁODKOW IC: N iew ątpliw ie byłoby najlepiej, gdyby był jeden władca i jed ­ na władza na ziemi. Ideał ten jednakże nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Za nasze grzechy więcej ustanowiono władców, świat taki, jaki jest, nie może być przez jednego władcę rządzony. W ładza powszechna wychodzi na szkodę i zgubę Rzeczpospolitej chrześcijańskiej i szkodzi dobru publicznem u. Skoro więc fakty­ cznie mieć jej nie można, stosowniej byłoby, ażeby i prawnie przestała istnieć. AUTOR: W ten sposób system polityczny cesarstwa zostaje przez W łodkowica odrzucony. W dalekiej perspektywie dostrzega on wprawdzie m ożliwość istotnego

38

zjednoczenia państw, koncepcja ta jednakże nie ma znaczenia dla teraźniejszości. Tam, gdzie chodzi o ograniczenie wpływów cesarza, W łodkowic z zapałem broni prerogatyw papieskich, podkreśla też wyższość władzy papieskiej nad cesarską, korzystając ze zwykłego w tym wypadku zapasu argum entów teologicznych oraz historycznych i prawnych. Ingerencja papieża w tej interpretacji jest co prawda bardzo rozległa, ale papież, jako obrońca świata chrześcijańskiego, tzn. zasad, którymi chrześcijanie winni się kierować, sam tym bardziej norm tych przekraczać nie może, ani też popierać tych, którzy je przekraczają. Ograniczając w ten sposób władzę cesarską i władzę papieską, W łodkowic twardo stoi przy uznaniu praw zupełnej suwerenności poszczególnych państw. Należało się spodziewać, że akcja polityczna i procesowa Polaków musiała się spotkać z wystąpieniam i obronnymi ze strony Zakonu, tym bardziej, że sobór wysłał list do Jagiełły, w któiym chwali króla W ładysława za jego starania, jak też i za przysłanie do Konstancji znako­ mitego poselstwa. Było też tych wystąpień prokrzyżackich kilka: Jana Wrebacha z Bambergii, Jakuba biskupa z Lodii, bliżej nieznanego biskupa angielskiego, który jednakże w końcu uchylił swe oskarżenia oraz zakonnika dom inikańskie­ go Jana Falkenberga. Falkenberg wyszedł na forum soborowe z dużym traktatem przeciw tezom Pawła W łodkowica. W ystąpienie przeciwnika Polski, podobnie jak i W łodkowica wypływało ze stosunków rzeczywistych, ale różniło się skrajnie od wywodów polskiego posła!

SCENA ÓSMA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. AUTOR IFALK EN BER G wypowiadają komentarz i tezy> na przemian. FALKENBERG: ...uznanie uniwersalnej władzy cesarza, oraz wyższości jego w rzeczach świeckich nad papieżem. Cesarz posiada najw yższą władzę świecką, jest on księciem świata i przedstawicielem Boga w rzeczach świeckich. W szyscy m onarchowie winni są cesarzowi posłuszeństwo, a władza cesarska rozciąga się również na niewiernych. Z wszechwładzy cesarskiej wypływa najw yższe prawo zaborcze. Tytuł cesarski "Augustus” powstał od wyrazu „augere”, czyli pow ięk­ szać. Augustus jest to ten, który powiększa cesarstwo. I dalej. Cesarz nie tylko może, ale nawet pow inien powiększać swoje imperium. I jeszcze dalej, prawo zaborów przysługuje faktycznie tym, którzy poparcie cesarskie posiadają. Czyli na przykład Krzyżakom. AUTOR: Argum enty Falkenberga znajdowały mi Pawła W łodkowica, który głosił, że ziemie w łasnością okupantów i m uszą być zwrócone poczynione przez w ojnę i zasadę tę stosował,

39

się w rażącej sprzeczności z teza­ zajęte siłą oręża nie m ogą stać się wraz z odszkodowaniem za straty zarówno jak i zasadę w ojny spra­

wiedliwej, nie tylko do chrześcijan lecz i do pogan. Gdy W łodkowic stawiał cały szereg zastrzeżeń i z naciskiem potępił w szelką wojnę zaborczą, Falkenberg zajął stanowisko czysto formalne. FALKENBERG: Oficjalne wypowiedzenie wojny wystarcza mianowicie, ażeby wojna była sprawiedliwa. AUTOR: Nadto wojna jest sprawiedliwa, gdy jest prowadzona z rozkazu cesarza. Tym prostym sposobem Falkenberg dążenia zaborcze N iem iec podnosi do w y­ sokości obowiązującej zasady. Dalej usiłuje Falkenberg zbić tezy W łodkowica 0 legalności państw pogańskich i uzasadnić tezę wprost przeciwną. FALKENBERG: Chrześcijanie m ogą wywłaszczać pogan, wyrzucać ich z ich własnych siedzib i zagarniać dla siebie ich ziemie. Niepraw ne posiadanie ziemi przez pogan jest w ręcz grabieżą dokonaną na cesarzu i cesarz ma prawo ziemie te im odebrać. Z zagadnieniem tym łączy się ściśle kwestia nawracania niewiernych. W łodkowic postaw ił zasadę, że o nawracaniu niewiernych rozstrzygać winna w ol­ na wola. Przeciwstaw iam się temu z całą stanowczością. Wiara musi opierać się na woli, ale wola ta może być nawet wymuszoną. Swoboda decyzji często prowa­ dzi człowieka do grzechu. Poganie opierają się wprowadzeniu wiary chrześcijań­ skiej, ponieważ przyzwyczaili się do swoich błędów. Jeśli natom iast postaramy się o to, ażeby przyzw yczaić pogan do sprawiedliwości, nauczą się oni sprawiedli­ wość tę kochać. Dlatego dozwolony jest przymus, oczywiście w interesie samych nawracanych. W łodkow ic twierdzi, że niesłychany to jest sposób nawracania niewiernych za pom ocą plag i kar cielesnych. Uw ażam , że pasterze m ają prawo karania trzody i nikt im z tego zarzutu czynić nie może. N aw et pogan żyjących w spokoju cesarz ma prawo zwalczać i ziem ie im odbierać. Ponieważ liczni po­ ganie nawet spokojnie żyjący nie chcą uznać zwierzchności cesarskiej, ja k tylko wtedy, gdy będą do tego z pom ocą wojny zmuszeni, stąd jaśniejszy od światła wniosek, że cesarz m oże ich prawnie zwalczać. N ie m ożem y pozwolić na to, żeby poganie mieli inne zdanie, nieprawości ich należy pom ścić mieczem wojny. Największym błędem W łodkowica jest stwierdzenie, że papież powinien wziąć w opiekę pogan i nie pozwalać ich krzywdzić. A nawoływanie, że niewierni nale­ żą do owczarni Chrystusowej, nazywam wręcz głupim. Papież powinien słowem 1 napomnieniem wzyw ać do walki z niewiernymi, jest to nawet jego obowiązkiem. Rany, których nie leczą środki lekarskie, winny być uzdrowione z pom ocą miecza. I błędne jest zdanie W łodkowica, że dyplomy cesarskie, wystawione Krzyżakom, nie m ają znaczenia. Podkreślam! Zakon jest instytucją cesarską. Co się tyczy ksią­ żąt polskich, no to nadali oni Zakonowi mały kawałek ziemi dla własnej ochrony. Rycerze zakonni narażali życie za książąt polskich i ich poddanych, Zakon więc jest dobrodziejem Polski, a nie odwrotnie. W walce z niewiernymi, Krzyżacy bro­ czyli we własnej krwi. A czynione zarzuty, że w krajach pogańskich nawet znaj­

40

dujących się tam księży chrześcijańskich mordują, stanowczo odpieram. K rzyża­ cy nigdy nie mordowali na Litwie prawdziwych kapłanów katolickich. Owszem, księży ruskich na Litwie i na Rusi, mordowano. Ale są to oczywiście heretycy, a więc m ordowanie ich jest nie m niejszą zasługą, niż m ordowanie pogan. Twierdzę, że król Polski powrócił do pogaństwa, tak oto chrzci pogan na Litwie, ludność nie m ającą pojęcia o zasadach wiary Polacy zaganiają, jak bydło do stawów i rzek, dokonywując w ten sposób pozornego chrztu. Pozorne chrze­ ścijaństwo jest pokrywką, żeby tym srożej zwalczać praw dziw ych chrześcijan, tzn. Krzyżaków. A na oskarżenie W łodkowica, że Krzyżacy palą nowo zakładane kościoły, nie zaprzeczając tem u faktowi, odpowiadam, że owe m niem ane kościoły to są chałupy, które na m iano kościołów nie zasługują. Nadto król i książęta pol­ scy winni utracić koronę i prawo królestwa, za m ęczeńską śmierć św. Stanisława poniesioną z rąk polskiego monarchy. I najważniejsze! Polska jest groźbą dla całej Europy i całego chrześcijaństwa. Gdy Polacy odbiorą Zakonowi ziemię, wówczas potęga ich ciążyć będzie nad całą społecznością chrześcijańską. Dowodem oczy­ wistym tych zaborczych zam iarów Polaków jest fakt, że Witold, którego dziad według naszych informacji był szewcem, miał się podobno wyrazić, że niedługo konia swego napoi w Renie. Póki więc czas, należy zapobiegać grożącemu nie­ bezpieczeństwu. AUTOR: Dziś m ożna by powiedzieć oględnie, że krzyżacki adwokat broniąc swych klientów nie stanął na wysokości zadania. Niepodobna oprzeć się zdum ie­ niu, jak dalece sprzeczne były polityczne tezy Falkenberga. Polakom przypisywał niesłychane plany zaborcze wówczas, gdy sam przecież bronił teorii zaborów od­ rzucając hasła poszanow ania człowieka głoszone przez W łodkowica. Naprawdę Falkenberg znajdował się w zgodzie i ścisłej harmonii jedynie z tezami polity­ ki Zakonu. Był głosicielem ewangelii krwi i żelaza. Krzyżacy, w osobie swego przedstawiciela na soborze w Konstancji, nawet w chwilach trwogi i niepokoju, które spadły na przem ożny niegdyś na W schodzie Europy, Zakon krzyżacki, po­ zostawali wierni, trzeba to przyznać, tym zasadom, które głosili w chwilach potęgi i na których opierał się cały ich byt polityczny. Stanowisko to, choć nie wyklucza­ ło obłudy w polityce, było wynikiem zakorzenionego z dawna sposobu myślenia i jak przekazują następne wieki, nie zostało zmienione nigdy. Jan Falkenberg, roztaczając obraz potęgi polskiej, przed słuchaczam i na soborze konstancjańskim, w celu ich zastraszenia wykorzystyw ał współczesne nastroje europejskie. Szybki wzrost potęgi i znaczenia państwa polskiego, sukces oręża polskiego pod Grunwaldem, po którym nastąpił szereg dalszych powodzeń wojennych, wszystko to wywierało niesłychany wpływ na um ysły współczesnych. Zajmowano się Polską nawet w proroctwach o zab aw ien iu apokaliptycznym. Jedno z tych proroctw jest tym ciekawsze, że pochodzi z kół ściśle niemieckich. Głosi ono, że dopiero wtedy nastanie pokój na ziemi, gdy wszystko zginie, ale syn człowieczy i biały orzeł pozostaną. To mając za podstawę, straszył Falkenberg

41

potęgą Polski, która w iąże się z pogaństw em i zagraża chrześcijaństwu. Na szczę­ ście jednak przem aw iał do tłumu, który składał się przew ażnie z ludzi uczonych i ustępy z jego traktatów nie mogły zrobić dobrego wrażenia wśród zebranych na soborze. Ale nie wśród wszystkich. Traktaty i w ystąpienia polskich przedstawicie­ li bezsprzecznie odniosły pewien skutek, gdyż mimo wszystko przedstawiły świa­ tu prawdziwy obraz Zakonu. Opinia europejska jednak nie uświadomiona bie­ giem rzeczy na wschodnich terytoriach, była pod urokiem tradycji krzyżackich, zwłaszcza że w ostatnich latach wszystkie siły pracow ały na rzecz Zakonu, a nie na korzyść Polski. W ystąpienie ambasady polskiej w Konstancji było właściwie pierwszym na skalę św iatow ą wystąpieniem i wnosiło tyle rzeczy nowych i tak przeciwnych tradycyjnym poglądom , że nie dziwne, iż wielu obrońców starego porządku wprawiło w osłupienie. Jednostki tylko, co prawda umysły wybitne, jak Gerson, czy Zabarella, potrafiły zrozumieć po czyjej stronie jest słuszność. Każde wystąpienie obrońców Zakonu spotykało się z natychm iastow ą kontrakcją polską. Ponieważ W łodkow ic podważył podstaw y roszczeń papieskich i cesarskich do ziem pogańskich i chrześcijańskich, stojąc na stanowisku samodzielności państw i narodów, imputowali Krzyżacy polskiemu posłowi działanie na szkodę w ła­ dzy cesarskiej i papieskiej. Na jednym z posiedzeń cesarz Zygm unt Luksemburczyk zadał proste, ale chytre pytanie polskiej i krzyżackiej delegacji. Czy uznają zwierzchnictwo cesarskie? Było to zręczne posunięcie, gdyż strona polska jakiej by nie dała odpowiedzi, narażała swoje interesy. Uznając bowiem zwierzchnic­ two cesarskie, obniżyłaby prestiż państwa polskiego - zaprzeczając narażona była jeszcze bardziej na nieżyczliwość Zygmunta. D elegat krzyżacki odpowiedział, że w sprawach świeckich uznaje zwierzchnictwo cesarza. Delegat polski, że w spra­ wach dotyczących religii uznaje prawa nadane przez Boga, zaś w rzeczach świec­ kich zwierzchnictwo swojego króla. W czasie najw iększego nasilenia zm agań soborow ych wypłynęła nagle nowa sprawa, której załatw ienie stało się punktem honoru polskiej delegacji. Rzecz m ia­ nowicie dotyczyła rozprowadzonego wśród gości soborowych paszkwilu na Po­ laków, pod nazw ą satyry. Autorem dziełka był nie kto inny, tylko najgorętszy wy­ znawca krzyżackich racji, ten sam dominikanin, Jan Falkenberg. Natychmiastowy protest polskiego poselstw a spowodował, że dom inikanie m usieli swego niegod­ nego braciszka szybko zamknąć. W ięzienie dom inikańskie było dla Falkenberga niejako azylem, przym knięto go bowiem, jako człowieka niepoprawnego, nie zaś, jako heretyka i oszczercę, czego wyraźnie żądał, ostro protestujący Włodkowic. Domaganie się polskiego poselstwa, aby sobór potępił satyrę, uznał j ą jako pismo heretyckie, a nade wszystko, aby ukarano jej autora, w zasadzie do końca soboru nie dało ostatecznego wyniku.

42

SCENA DZIEWIĄTA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. AUTOR: Falkenbergiem się pisał i nazywał ten ... syn polsko-niem iecki. Niemiec z rodu nie lada jaki, północny z nacji saskiej. Jako dom inikanin, zrządzeniem losu przynależał do prowincji polskiej i dominikaninem polskim, w ścisłym tego słowa znaczeniu, pozostał aż do śmierci. Fanatyzmy szkolno-zakonne i teutońsko-krzyżackie, ucieleśniły i ukształtow ały pisarza z niepoślednim talentem dialektycz­ nym, namiętnego, nieprzejednanego w nienawiści do Polaków. Pojawiwszy się w Krakowie, jako lektor w konwencie krakowskim zakonu dom inikańskiego, czuł się w nim, jak we własnym domu, znajdował się między swoimi, Polslca-u siebie nigdy Niemców nie prześladowała. Ponieważ interesuje mnie jedynie kwestia jego antypol­ skich wystąpień na soborze, a nade wszystko oszczerczej satyry, którą za krzyżacką namową, przeciw królowi i narodowi polskiemu popełnił, pominę inne owoce jego twórczej zaciekłości. Jedynie jako ciekawostkę podaję, że uzdolnionemu dominikani­ nowi, najwybitniejszemu w całej prowincji, zlecono w czasie jego pobytu w Krako­ wie rozstrzygnięcie sprawy nadzwyczaj zawiłej, drażliwej, niepokojącej sumienie ojców miasta Krakowa. Dotyczyła ta sprawa m oralności publicznej w jednym z powszechnych objaw ów natury ludzkiej, a nie wiadom o było, czy i ja k da się on usunąć lub zachować. Uchwała Rady Miejskiej z roku 1398 o wyrzuceniu z miasta niewiast publicznych, po kilku miesiącach okazała się bezskuteczną. Niewiasty owe wracały. Trapiło tedy Radę M iejską, a niewątpliwie także i sfery kościelne pytanie, czy miasto może stawiać i utrzym ywać dom y nierządu, i to na czynsz roczny lub bez niego. Falkenberg w dwuczęściowym , zwięzłym, a mimo to przejrzystym i jasnym wywodzie, daje odpowiedź zgodną z zasadami teologii moralnej, jak to można wyczytać z ksiąg - aktów Rady Miejskiej miasta Krako­ wa. Smutne to zło trzeba ścierpieć, aby uniknąć większego zła, jak cudzołóstwo, kazirodztwo i inne wielkie nieczystości, w których by ludzie ugrzęźli, gdyby się usunęło owe niewiasty. Bo chociaż prawo boskie potępia ich rzem iosło i zakazu­ je do nich przystępować, to przecież prawo ludzkie, z wyrażonej przyczyny, że z dwojga złego należy wybrać mniejsze, słusznie nań zezwala i toleruje. W ubocz­ n ą sprawę oczynszowania takich domów Falkenberg się nie wdaje. Tylko dlatego 0 tym mówię, że ten jedyny chyba osobisty sukces Falkenberga dotyczył sprawy najdokładniej mówiąc, publicznej! Falkenberg na soborze pojawił się już na początku, w czasie pierwszych posiedzeń soborowych. Ale dużo wcześniej, kiedy z nakazu, czy też na w łasną prośbę, idąc za pociągiem serca, osiadł w jednym z zakonów prusko-krzyżackich w Toruniu, czy w Gdańsku, w każdym razie w polskiej prowincji, ale pod władztwem krzyżackim, napisał sw oją satyrę: „Na herezje i inne nikczem ności Polaków oraz ich króla Jagiełły” . Były to lata po grunwaldzkie. Lata bezskutecznych zjazdów 1 nieudanych pertraktacji dyplomatycznych, po których nastąpiła podjęta na nowo

43

walka orężna, w kroczeniem króla W ładysław a w przyw łaszczone przez Zakon ziemie. Falkenberg sporządził satyrę, jak sam potem wyznał w jej odwołaniu, z poduszczenia K rzyżaków przeciw królowi W ładysław owi Jagielle i całemu na­ rodowi polskiem u, i zaadresował ten oszczerczy paszkwil: W szystkim królom, książętom i przełożonym , tak duchownym, jak i świeckim , a w powszechności wszystkim , którzy godni są imienia chrześcijan. Krw iożerczy był to paszkwil. Znane są jego tezy w liczbie jedenastu. W zwięzłej treści lub raczej myśli przewodniej, Falkenberg przyzywa wszystkie bez wyjątku potęgi tego świata chrześcijańskiego i zachęca, wprost nakazuje, tę­ pić im Polaków, wyniszczyć ich do szczętu, jako pogan bezwstydnych i jeszcze od nich gorszych; aby ich wszystkich wyciąć m ieczem bez pardonu wraz z ich królem bałwanem , którem u jako takiemu służą. Wyciąć mieczem bez pardonu, a przynajmniej w iększą ich część. Pozostałą całą szlachtę polską powywieszać na szubienicach i suchych gałęziach tw arzą ku słońcu. Polska, jako królestwo i na­ ród jest obrazą Boga, nie powinna więc istnieć, bezwarunkowo istnieć nie może, takie są jej zbrodnie wobec kościoła i wiary. Cała jest tak splugawiona herezją, że zaraża innych członków kościoła. Wszyscy, którzy zabijają Polaków i ich króla, jako obm ierzłych heretyków i pogan bezwstydnych, zasługują na żywot wieczny i idą do nieba, ja k też ci, którzy w walce z nimi zginęli. Ci zaś, którzy Polakom pom agają i łączą się z nimi, jeśli zostali zabici, poszli do piekła, jeśli zaś żyją, a jeszcze się od nich nie odwrócili, znajdują się w stanie potępienia i poza godzi­ ną śmierci nie m ogą otrzymać rozgrzeszenia, bez indultu papieskiego. Słowem, Polska musi być zniszczona, nie ma dla niej miejsca na świecie. Hasło eksterminacji Polaków i ich króla rzucił na forum Europy chrześcijańskiej mnich ten niemiecki, Jan Falkenberg, bynajmniej nie prosty najmita Krzyżaków lecz sojusznik ich ser­ deczny, a szczerszy od nich teolog inkwizytor, ekstrem ista, publicysta, stary wróg Polski. „Polonarum et eorum regis exterm inationen” . Cały jad teutońsko-zakonny wylał w tym zdaniu z płom ienną siłą przekonania, odkrywając z głębin swej duszy i swoich sojuszników, najskrytsze myśli. Uczynił to krzyżackiego zakonu w spół­ brat, w spółziom ek i przyjaciel, ze szczerością bezmierną, wym ownie w słowach nieosłoniętych żadnym względem przyzwoitości politycznej, mając jako broń niesprawiedliw ość i zniesławienie strony przeciwnej. Pojawienie się satyry Falkenberga na soborze, niewątpliwie niepożądane dla niego pociągnęło następ­ stwa. Król polski zw rócił się był ze skargą do W ielkiego M istrza czyniąc go odpowiedzialnym za napaść uczynioną na siebie przez Jana Falkenberga. Dzię­ ki natychm iastowej interwencji króla W ładysław a i energicznej akcji poselstwa polskiego, stanął przed kom isją osobiście Falkenberg i nie zapierając się autor­ stwa satyry, z której komisja wyjęła jedenaście zdań potępienia godnych, nie po­ czuwał się do zarzucanej mu winy - herezji. Że się bronił nieustraszenie, m oż­ na się było domyślać. Falkenberg nie należał do ludzi, którzy ustępują lub m ogą mniemać o sobie, że zabłądzili czy postąpili źle. Sobór potępił satyrę, skazał j ą na rozszarpanie, podarcie, podeptanie nogami, odrzucenie przez wszystkich

44

i we wszystkim, pod groźbą klątwy i innych cenzur. Lecz nie doszło na soborze do zatwierdzenia tego wyroku. Stało się to za spraw ą Zygm unta Luksemburczyka i Krzyżaków, którzy chociaż wyparli się wszystkich swych związków z Falkenbergiem, to przecież nie zostawili na łasce losu potępionego, kupionego za pruskie grzywny oszczercy. Prace soborowe biegły norm alnym trybem, delegacja polska protestowała, a jednak na soborze, na sesji ogólnej, nie doszło do zatwierdzenia wyroku na Falkenberga, mimo że wszystko, a wszystko było do tego przygotowa­ ne. Na ostatniej sesji soboru delegat Polski, Kasper z Perużu, domaga się stanow­ czo zadośćuczynienia za obrazę wiaiy, króla, narodu i państwa. W przeciwnym razie polskie poselstwo będzie zmuszone wnieść protest do protokółu z apelacją do przyszłego soboru. Próbującemu przemówić W łodkowicowi, papież M arcin V nie daje dojść do słowa i pod groźbą klątwy zakazuje mu czytania aktu protestu, a nawet mówienia dalej o tym przedmiocie. Dopiero teraz, po wielce dramatycz­ nym tym zajściu, m ogła nastąpić w spokoju zwyczajna ceremonia zamknięcia soboru. Po tym incydencie, rycerze, pan Jan z Tuliszkowa i pan Zawisza Czarny z Garbowa, kazali oświadczyć, iż obstająprzy apelacji i będą bronili króla i ojczy­ zny: „ręką i gębą, choćby wszyscy najmożniejsi tego świata stanęli przy tej krzy­ żackiej padlinie” . W dwanaście dni później apelacja polska została doręczona, w sposób może dość drastyczny, ale skuteczny. W domu papieskim wyłamano drzwi i zmuszono papieża Marcina V do przyjęcia aktu protestu. Jan Długosz pisze, co prawda, że ta wymuszona wizyta skończyła się obustronnym wylewaniem łez, ale sądząc z tego, że historia nie zna papieży płaczących, a papież Marcin V nie najpiękniej się w Konstancji Polakom zasłużył, mogę państwu i sobie za­ proponować pew ne w tym względzie wątpliwości. Dnia 16 m aja 1418 roku, pa­ pież M arcin V w yjeżdżał z Konstancji, udając się w drogę pow rotną do Rzymu. N a końcu orszaku, w koszu przywiązanym do tyłka m uła, w otoczeniu sześciu straży, jechał do papieskiego więzienia krzyżacki sługus Jan Falkenberg. Przy trakcie w siedem set koni stało polskie poselstwo, dla którego cztery lata zma­ gań, uwieńczonych kiw ającym się na grzbiecie m uła koszem , nie miało znamion zadośćuczynienia. Ostatecznie sprawa dominikanina Jana Falkenberga została za­ m knięta po sześciu latach. Po sześciu latach pracy i starań znakomitej polskiej dyplomacji. Bo tak w tych czasach, proszę państwa, bywało, że polskie poselstwa składały się wyłącznie z Polaków i żadne obce wpływy nie mogły skazić polskich interesów. A więc, po sześciu latach pracy i starań znakomitej polskiej dyplo­ macji, dnia 17 stycznia 1424 roku, nastąpił w Rzym ie oficjalny akt upokorzenia Falkenberga i odwołania jego satyry.

45

SCENA DZIESIĄTA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. AUTOR: Cisza wielka zaległa w sali konsystorskiej, gdy mnich w białym habi­ cie dom inikańskim , Jan Falkenberg, świętej teologii profesor, prowadzony przez kapelanów papieskich począł się zbliżać do tronu papieskiego i padł na kolana. Do klęczącego przemówi! papież Marcin V, w te mniej więcej słowa: „Iżeś kiedyś napisał księgę, przeciw ko czci pana, króla Polski i jego państwa, chcem y tedy wiedzieć o twojej w tej mierze intencji i rozumiemy, że będzie ona dobra.” Falken­ berg odpowiedział, iż pragnie pismo to swoje odwołać. I wziął zaraz do ręki kartę papierow ą z w ypisanym na niej tekstem odwołania, a trzym ając j ą w obu rękach odczytywał z niej głosem podniesionym, a zrozumiałym. FALKENBERG: Ja, Jan Falkenberg, zakonu braci kaznodziejskich, świętej teo­ logii mistrz niegodny, który niegdyś na naleganie pewnych współzawodników napisałem własnoręcznie, a w sposób oszczerczy księgę, czyli paszkwil ku krzyw ­ dzie, srom otnem u spotwarzeniu, na wzgardę i hańbę wiaiy, czci i sławy oraz ku wielkiemu niebezpieczeństwu najjaśniejszego i katolickiego władcy pana W ła­ dysława, króla Polski i wszystkich Polaków, w której to księdze między innymi napisałem oszczercze krzywdy, obelgi i fałszywe szaleństwa i pismami swymi twierdziłem i doradzałem , że król Polski, jako najgorszy rządca jest bałwanem, a wszyscy Polacy bałwochwalcam i, którzy służą swem u bałwanowi Jagielle, że Polacy i ich król to ludzie obrzydli, heretycy, psi bezecni, odstępcy wiary, do daw­ nego nawróceni pogaństwa, że książęta tego świata obowiązani są silą i potęgą wojsk swoich znieść i zetrzeć do szczętu bezbożników Polaków i ich króla. I wiele innych potwarzy i fałszów napisałem i włączyłem w pomienionej księdze prze­ ciwko królowi i Polakom, i księgę tę jak m ogłem ogłosiłem. Teraz, w obecności Waszej Świątobliwości, ojcze najświętszy, wszystkich sędziów na ziemi najw yż­ szy, wyznaję i uznaję żem tę księgę lekkom yślnie i oszczerczo ułożył i napisał i nade wszystko, jak najciężej zgrzeszył i zbłądził. I żałuję mocno za pomienione te rzeczy i tę księgę i to wszystko, co się w niej mieści, a co wychodzi lub wyjść może na obrazę w iaiy stanu, czci i sławy rzeczonego króla, o którym wolnym umysłem, jak się na to ofiarowałem dobrowolnie i swobodnie, odwołuję, cofam, unieważniam i chcę mieć odwołane, cofnięte i unieważnione, i proszę, aby była zniszczoną i całkow icie zaginęła w pamięci ludzkiej. I kornie błagając o przeba­ czenie, wyrok wydany przeciwko tej księdze przez waszej świątobliwości w tej sprawie komisarzy, którą tymże wyrokiem potępili i odrzucili ze wszystkim, co się w nim zawiera, za sprawiedliwy wyznaję, zatwierdzam , sławię i ...ratyfikuję i na ten wyrok, jako spraw iedliw y się zgadzam. Na świadectwo tego wszystkiego ręką w łasną na to co powiedziałem , podpisuję się ja, brat Jan wyżej nazwany. Po czem papież M arcin V wyrzekł: ten akt twój uważamy za słuszny.

46

SCENAJEDENASTA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. AUTOR: Polaku, gdy będziesz w Rzym ie przechodził obok zam ku św. Anioła, zdążając do Bazyliki św. Piotra, do W atykanu, w spom nij, iż w tym więzieniu, niegdyś papieskim , za spraw ą polskiego poselstw a siedział zam knięty m nich niem iecki, oszczerca twego króla, narodu i państw a. H istoria sam a zestaw iła fakty. M ożem y sobie darow ać filozoficz­ ne uogólnienia i fałszyw ą literaturkę. Jeśli ktoś z w as pragnie m ieć obraz jaśniejszy, niech tylko odrzuci m istyczno-kościelne św iatło tam tych cza­ sów. D alekie w czoraj i nasze dziś, to po prostu to samo. Z w ycięstw a, klę­ ski, w alki polityczne o uznanie zw ykłych praw człow ieka, o uznanie granic historycznie potw ierdzonych, w szystko to sam o, nie pow inienem tego m ó­ w ić, w szystko jasn e. O tóż, w łaśnie, że nie. D la m nie Polaka A nno Dom ini 1972, dalej niejasne! Bo cóż z tego, że w iem , ja k w ygląda tysiąc lat teutońskiego bezpraw ia. Ja chcę uw ierzyć, że te tysiąc lat ich czegoś nauczy­ ło! U parcie w racam do tych, którzy naw et tu, na naszej ziem i, gdzie każdy m etr kw adratow y nosi tysiącletnie ślady ich zaborczej stopy, nie potrafią po­ kornie schylić głowy. N iech nie m ówią: my tu wrócim y. N iech nie p róbują w S zczecinie i W rocław iu w tykać Polakom p ien ięd zy za p ilnow anie ich dom ów. N iech w knajpach, pod popielniczkam i, nie zostaw iają serw etek z napisam i: „polskie św inie spotkam y się w O św ięcim ie” . N ie w iem , nie liczę. Nie wiem, czy ich jest wielu. Ale dla pojedynczego człowieka dość kil­ ku przykładów, aby zacząć tracić wiarę w każdego Niemca. Jeszcze mi w uszach dźw ięczą słowa, które choć m ają pól tysiąca lat, gorycz zacho­ wały najświeższą: „Czyż nie sromacie się przed światem tak chytrych uży­ wać podstępów i dla podejścia króla i królestw a polskiego, zarażać nas dymem i swędem waszych biesiadniczych kuchni? Tylekroć zrywaliście za­ wierane z wami wieczyste sojusze i zawsze na naszą szkodę, pod pozorem prawa i słuszności, knowaliście zdrady” . Dlaczego? Dlaczego mnie niena­ widzą? M oże i lepiej byłoby, jak niektórzy, co m ądrzejsi doradzają, dać sobie z tym spokój i niech ta cała okrutna zabawa biegnie beze mnie. Tylko, że się nie da beze mnie. M oje lata, moja kolej. Jeżeli do tego doszło, że boję się tej nienawiści, to muszę dokładnie poznać dlaczego. Dlaczego mnie nienawidzą?

SCENA DWUNASTA Ciąg dalszy wnętrza kościoła. AUTOR rozpościera płaszcz krzyżacki. W czasie wygłaszania Antyfony obraz zmienia się na nieostry, zamazany tłum przemieszczający się p o ulicy. M uzyka: fragm ent Roty grany na dzwonach kościelnych.

47

Ja, Adolf, W ilhelm, Otto, Kuno, Ulrich, Hans, Herm an, Klaus, Bruno, Kurt, Helmut, Friedrich - obojętnego nazwiska. W oczekiwaniu pomyślnej chwili, gdy w tysiącletnim m arszu na wschód, na zawsze wytracę polskie plemię - czynię pogrunwaldzki rachunek nienawiści... ...że dziesiątego kw ietnia 1525 roku, na rynku krakow skim hołd składając, przyją­ łem z rąk króla Zygm unta chorągiew z jednogłow ym czarnym orłem... że czarny herbowy orzeł pruski dźwigać na szyi musiał obręcz korony polskiej z literą „S” - „Sigism undus, Stephanus” ... że w swej słabnącej w szczęściu energii rozluźnili Polacy na mym gardle zaciśnięte palce... że hołd czyniłem dzięki mych wrogów wielkoduszności... Nienawidzę tym więcej! ...za sześć pokoleń tłum ienia żądzy nowych ziem i pędu do powiększania swoich dzierżaw... za pogrążanie się w obłudnej pokorze, w łam aniu traktatów, wyłudza­ niu spadków... za pogrążanie się w przekupstwie, fałszu, oszczerstwie, szantażu, krzywoprzysięstwie, skrytobójstwie, jaw nym m ordzie i zdradzie... Nienawidzę tym więcej! ...za to, że sześć pokoleń czekać m usiałem, aby na wypalonych przęsłach krzyżac­ kiej budowli, na ziem i Polaków, Litwinów, Łotyszów, Żmudzinów, Jadźwingów i Prusów, stanął tron Fryderyka I... za to, że sto siedem dziesiąt sześć długich lat czekać m usiałem, aby Fryderyk przybrał imię króla Prus, a więc króla tego naro­ du, z którego m iecz mój nie oszczędził nikogo... Nienawidzę tym więcej! ...że nie wydarłem lechickiego ducha, mimo, iż pieniądzem , pijaństwem i intry­ gą rozciąłem pancerz polskiego rycerstwa, że otworzyłem wrota do ostateczne­ go rozgrabienia ich m ajątku i rozbiorami przekreśliłem um ęczoną ziemię, że nie wydarłem z polskiego domu polskiej książki, z polskiego umysłu polskiej myśli... Nienawidzę tym więcej! ...że nie zdołały pożary Europy, mgły iperytu i cyklonu, rzędy szubienic i cele tortur złamać polskiego serca... Nienawidzę tym więcej!

48

SCENA TRZYNASTA Krakowskie Przedmieście, p o d kolumną Zygmunta. Plener. AUTOR: Nienawidzili nas, nienaw idzą i nienawidzić będą... taka ich germańska natura. Dlatego boję się, boję się, czy to nie kolejne pożegnanie ojczyzny...

Z Zachodu krzyżacki wąż pełznie zdradziecko, naszych gniazd, ziem pragnie, tak jak przed w iekam i... Jego żądze trwałe, jak trwała jest wieczność - p tasią krw ią się karmi i poi się łzami. A lechickie orły patrzą w niebo jasne, nadzieją karmione - wybaczać gotowe, wierząc, że jad żmii dziś nie taki straszny, a te nowe czasy, są napraw dę... nowe! Gdy nam rozum ginie w współczesnym zamęcie, gdy nas rządy łudzą, że czasy nie takie, Trza wiedzieć, że przyjaźń tej żmii z orlęciem tyle samo warta, co Niemca z Polakiem.

A UTOR unosi głowę, p a trzy na wieżę zegarową Zam ku Królewskiego. Z przenika­ nia wieża zam kowa zaczyna się palić. M uzyka hitlerowska - m arsz SA.

49

„MAPA EUROPY” Spójrzmy na mapę Europy prezentowaną w aktualnej Encyklopedii Niemieckiej.

http://www.encyclopaedia-germanica.org/de/index.php/Polen W dobie obecnej okupacji niemieckiej, gdy to rządzące U nią Europejską N iem cy przechw ytują gałęzie polskiej gospodarki, ziem ię, kom unikację, edukację, propagandę, m edia - przesłanie Ryszarda Filipskiego staje się niezwykle aktualne. Udowadnia bowiem, że od tysiąca lat nic się nie zmieniło. P olonarum et eorum regis exterm inationem . „Jakże potężne i piękne byłyby Niemcy, gdyby Polska na zawsze zniknęła z m apy Europy!” Otto von Bism arck powiedział: „Polska to jest stan przejściow y” - oto w yraz nieustannego marzenia, które przez wieki utrwaliło się w teutońskiej mentalności! Lekceważono Adolfa Hitlera, gdy sięgał po władzę - dziś lekceważy się zakusy Eriki Steinbach... A gresyw ną politykę niem iecką - zakam uflowaną w m eandrach ideolo­ gii Unii Europejskiej - starannie ukryw ają kolejne rządy "niepodległej Polski"! Dlatego pozycja ta powinna znaleźć się w każdym polskim domu, aby nas chronić przed kolejnym otumanieniem.

51

SPIS TREŚCI

PŁYTA DVD KRAJOBRAZ PO GRUNW ALDZIE (FILM )...............................................................5 D R HAB. STANISŁAW RZESZUTEK N IEM IECK IE SOBORY ..................................................................................................7 KO NFERENCJA EPISKOPATU POLSKI ORĘDZIE BISK U PÓ W PO L SK IC H ............................................................................17 RYSZARD FILIPSKI KRAJOBRAZ PO GRUN W A LD ZIE........................................................................... 29 EN CYK LOPEDIA NIEM IECKA „MAPA EU RO PY ” .......................................................................................................... 51

52

i