Polacy w Portugalii w latach II wojny światowej w polskiej literaturze dokumentu osobistego. Doświadczenia kulturowej inności
 9788379014170, 9788366901605

Citation preview

ALEKSANDRA PA3EK

Po l a c y w Po r t u g a l ii w

l at ach

II WOJNY ŚWIATOWEJ W POLSKIEJ LITERATURZE DOKUMENTU OSOBISTEGO.

Do ś w ia d c z e n ia

k u l t u r o w e j in n o ś c i

Po l a c y

w Po r t u g a l ii w l a t a c h II WOJNY ŚWIATOWEJ W POLSKIEJ LITERATURZE DOKUMENTU OSOBISTEGO.

Do ś w ia d c z e n ia

k u l t u r o w e j in n o ś c i

ALEKSANDRA PAJEK

Po l a c y w Po r

t u g a l ii w l a t a c h II WOJNY ŚWIATOWEJ W POLSKIEJ LITERATURZE DOKUMENTU OSOBISTEGO.

Do ś w ia d c z e n ia

k u l t u r o w e j in n o ś c i

W*+s-*.* 2023

Tekst: * Copyright by Aleksandra Pajek Wydanie: © Copyright by Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW

R2324-2435 Dr hab. Jan Stanisław Ciechanowski, prof. Uniwersytetu Warszawskiego Prof. Dr. Henryk Siewierski, Universidade de Brasilia

R26*738* Aleksandra Pajek

K9+27:* Jolanta Maria Gałązka

S7ł*6, ł*m*452, 9p+*39.*452 ?+*f53-42 5 p+9827: 97ł*675 Bartosz Mielników Na okładce akwarela Wandy Ostrowskiej pt. Fragmento do Paęo Real eni Sintra {Fragment Pdlacu Królewskiego w Sintrze)

D+A7 5 9p+*.* Sowa Druk - www.sowadruk.pl

WB6*.3B Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego Al. Wilanowska 204,02-730 Warszawa tel./fax (22) 843 38 76, (22) 843 78 73

ISBN 978-83-7901-417-0

Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW ul. Oboźna 8,00-927 Warszawa tel. (22) 552 04 29; (22) 552 06 83; tel./fax (22) 828 29 62 ISBN 978-83-66901-60-5

SPIS TREŚCI WSTĘP



7

WYKAZ SKRÓTÓW

ROZDZIALI:



28

POLSCY UCHODŹCY W PORTUGALII W LATACH II WOJNY ŚWIATOWEJ - UPAMIĘTNIENIE I STAN BADAŃ • 33

ROZDZIAŁ 2: LITERATURA DOKUMENTU OSOBISTEGO JAKO POLE REPREZENTACJI I AUTOKREACJI AUTORA • 57

ROZDZIAŁ 3: PORTUGALSKIE ESTADO NOVO WOBEC KWESTII UCHODŹCÓW WOJENNYCH • 125 ROZDZIAŁ 4: INNOŚĆ A NAWET OBCOŚĆ - PORTUGALIA W PIERWSZYCH WRAŻENIACH • 153 4.1

Dr o g a d o Po r t u g a l ii T o k l ę V c e Fr a n c j i l a t e m 1940 r . • 153

4.2

Wie d z a T o l V k ic h u c h o d ź c ó w 9 Po r t u g a l ii T r z e d 1940 r . • 163

4.3 In n i l u d z ie i z ie mia



174

ROZDZIAŁ 5: ŻYCIE CODZIENNE POLSKICH UCHODŹCÓW W PORTUGALII PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ • 197 5.1 5.2

Or

g a n iz a c j a miej V c

Pr o c eV

197

T o z n a w c z y i T r ó by a d aT t ac j i

DO INNOŚCI

5.3





Od d z ia ^ y w a n ie

246 u c h o d źc ó w w o j en n y c h

NA SPOŁECZEŃSTWO PORTUGALSKIE



282

ROZDZIAŁ 6: PORTUGALIA Z PERSPEKTYWY CZASU I MIEJSCA



305

ZAKOŃCZENIE • 315 ANEKSY

A427s 4+ 1:

L5s: S:*45sł*.* S3_5m5:-7* 69 A4:945* V5:9+* GA2++B, 6B+. MA-2Am 5m. 6+. S*4:9s* R93_B . F5?A25+* 6* F9- • 325

A427s 4+ 2:

WBa+*42 -6*+-245* - żB35* S:*45sł*.* S3_5m5:-7* 69 +97A 1940 +. • 327

A427s 4+ 3:

F+*?m24: p+-2mc.5245* p:. A Europa em guerra, .B?ł9s-942?9 9 p*d6-52+457* 1939 +. p+-2S*e*-*+* p963-*s p9s526-245* Z?+9m*6-245* N*+969.2?9 • 331

A427s 4+ 4:

A4945m9.B e5s: 69 S*e*-*+* - s52+p45* 1940 +., p9:fp5*8ą3B m.54. m2+7*4:Be4B s:9sA427 P9+:A?*e3-B7c. 69 A3_96d3c. • 338

A427s 4+ 5:

M*p* m528s39.9h35 A4*65*, .B794*4* . 1940 +. p+-2- J*4* K9s569.s752?9 • 340

A427s 4+ 6:

I4s:B:A: S:A65c. Ia2+B8s753_ 5 Ia2+9*m2+B7*ńs753_ UW, W*+s-*.*, Ae. Oa9d4* 8 • 341

SUM MARY • 342 RESUMO • 344 BIBLIOGRAFIA PODMIOTOWA • BIBLIOGRAFIA ZAŁĄCZNIKOWA •

INDEKS NAZWISK • 377 SPIS ILUSTRACJI I TABEL • 387

346 363

WSTĘP

Europa lat 40. ubiegłego wieku znacząco różniła się od tej dzisiejszej, której duży obszar zwany wspólnotą, unią czy rodziną kieruje się łacińską dewizą:

In varietate Concordia1. Powojenna integracja europejska, zapoczątkowana

w latach 50. powołaniem Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali (1952 r.) oraz Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (1958 r.), była m.in. wynikiem działania tzw. szczepionki II wojny s'wiatowej. Przed wrześniem 1939 r.

roszczenia różnych państw, niedostatecznie wygaszone po I wojnie świato­ wej, rozsadzały kontynent od wewnątrz. Zdawało się, że więcej dzieliło niż

scalało, a do głosu coraz częściej dochodzili politycy bazujący na retoryce nacjonalistycznej, wywyższającej dany naród przy jednoczesnym umniejsza­

niu wartości pozostałych. Zagrożeniem były też radykalne ruchy masowe, posługujące się retoryką internacjonalistyczną, jak np. totalitarny komunizm,

który przykładał wagę do kontroli każdej jednostki bez względu na rasę, narodowość i wyznanie, tworząc tym samym opresyjny system wzajemnej podejrzliwości i donosicielstwa. Wyobrażenie o innych było dodatkowo zniekształcane przez bardzo

ograniczony - w porównaniu do dzisiejszego - przepływ informacji po­

między poszczególnymi państwami, a także przez wszechobecną dezinfor­

mację. Wybuch II wojny światowej wywołał konieczność migracji wielkich mas ludzkich, wygnanych z własnych krajów przez niemiecką i sowiecką

politykę ekspansyjną, nietolerancyjną dla wszelkiego rodzaju odstępstw od określonych przez siebie wzorców normalności. Kulturowo wygenerowane

praktyki i przekonania uchodźców wchodziły w interakcje z wartościami innych kręgów kulturowych. Według różnych szacunków w czasie 11 wojny światowej Portugalia, jako

kraj neutralny, lecz znajdujący się w strefie dość silnych wpływów państw Osi i jeszcze silniejszych wpływów aliantów, przyjęła od pięćdziesięciu do 1

Motto Unii Europejskiej, zatwierdzone przez Parlament Europejski 4 V 2000 r. Ofi­

cjalne tłumaczenie dewizy na jęz. poi. to: Zjednoczona w różnorodności.

7

stu tysięcy uchodźców wojennych2. Wychodźcy z Belgii, Francji, Holandii

i Polski, a także z wielu innych krajów znaleźli tymczasowe schronienie

„na krawędzi Europy”, jednym z ostatnich w tej części świata przyczółków niebędących areną działań zbrojnych. Przed pojawieniem się fali uchodźców, latem 1940 r., rządzone w sposób

autorytarny państwo portugalskie było stosunkowo zamknięte. Wynikało

to nie tylko z jego położenia geograficznego, ale także z dość słabo rozwi­

niętej infrastruktur}' - brak było np. międzynarodowego portu lotniczego. Większość przebywających w Portugalii cudzoziemców stanowili Hiszpanie. Kiedy w latach 1940-1945 władze portugalskie wpuściły na terytorium kraju rzesze uchodźców, w tym około sześciu/ siedemiu tysięcy polskich cywilów3

i około pięciu i pół tysiąca polskich wojskowych4, ewakuowanych następnie do Wielkiej Brytanii (warto uściślić, iż większość polskich uchodźców cy­ wilnych nie była tam ewakuowana), Portugalczycy mieli okazję, aby szerzej zapoznać się z kulturowymi zwyczajami mieszkańców innych państw Eu­

ropy. Jedna z pierwszych dostrzeganych różnic wiązała się z rolą i pozycją

kobiet zajmowaną w społeczeństwach europejskich, ich większą wolnością w porównaniu do Portugalek, wciąż tak mocno zależnych od władzy mę­ skich członków swych rodzin.

Do Portugalii przybywało też wiele znakomitych osobistości, przed­ stawicieli kultur}', inteligentów, duchownych czy polityków. Ze znanych

Polaków, którzy w tamtym okresie dotarli na „kraniec Europy”, wymienić można tych przejeżdżających przez Portugalię służbowo, jak np.: Edward

Raczyński, późniejszy kierownik polskiego MSZ w latach 1941-1943, gen. Władysław Anders czy Ignacy Jan Paderewski, pianista i kompozytor, 2 Abstrakt książki I. Flunser Pimentel pt. Judeus em Portugal durante a // Guerra Mundial. Emfuga de Hitler e do Holocausto (Lisboa 2006) zawiera informację, iż dokładne stwierdzenie, ilu uchodźców przejechało przez Portugalię podczas II wojny światowej jest niemożliwe,

a różne szacunki wahają się od 50 do 100 tys. osób. Być może dalsze badania nad zagad­ nieniem pobytu uchodźców w Portugalii w czasie II wojny światowej pozwolą na bardziej precyzyjne oszacowanie ich liczby. 3 S. Schimilzck, Na krawędzi Europy. Wspomnienia portugalskie 1939-1946, Warszawa 1970, s. 696.

4

J.S. Ciechanowski, Portugalia, dziękujemy! Polscy uchodźcy cywilni i wojskowi na zachod­

nim krańcu Europy w latach 1940-1945 (port. Portugal, ohrigado! Os refugiados polacos, ciuis e militares, nos confins da Europa Ocidental nos unos de 1940-1945, ang, Thank You, Portugal! Polish civilian and military refugees at the western extremity of Europę in theyears 1940-1945), Warszawa 2015, s. 309.

8

premier i minister spraw zagranicznych RP w 1919 r., a od 1940 r. prezes

Rady Narodowej w Paryżu i Londynie, a także tych przebywających w Por­ tugalii w charakterze uchodźców wojennych, jak np.: gen. Józef Haller56 ,

Jan Szembek, wiceminister spraw zagranicznych RP w latach 1932-1939, Stanisław Okoniewski, biskup diecezji chełmińskiej, czy znana aktorka

Irena Eichlerówna. Przez Hiszpanię i Portugalię, jako niespełna dwuletnie

dziecko, przejeżdżał też późniejszy ambasador USA w Polsce, w latach 1993-1997, Nicholas Andrew Rey, potomek pisarza Mikołaja Reya, „ojca polskiej literatury”0. Jednym z głównych celów rządów ówczesnego przywódcy Portugalii,

Antonia de OIiveiry Salazara, twórcy Estado Novo (tzw. Nowego Państwa), było zachowanie neutralności. Przystąpienie do wojny po stronie aliantów

groziło inwazją niemiecka (obawiano się również hiszpańskiej), zniszcze­

niami i stratami w ludziach, a także utratą imperium kolonialnego. W ra­ chunku końcowym - więcej było do stracenia niż do zyskania. Nie chcąc

powtórzyć błędów z okresu I wojny światowej, Salazar robił wszystko,

aby ostatecznie nie opowiadać się za żadną z wojujących stron. Zręcznie lawirował pomiędzy żądaniami aliantów i państw Osi, sprawując jedno­

cześnie urząd premiera, ministra spraw zagranicznych, ministra wojny i początkowo także ministra finansów7.

5

Gen. Józef Haller, min. bez teki w rządzie gen. Władysława Sikorskiego, przedłużał

swój pobyt w Portugalii (podobnie jak min. Marian Seyda). Komplikowało to relacje po­

lityczne, a Poselstwo RP w Lizbonie ostrzegało, iż na żądanie Niemców mogą oni zostać internowani. Powołując się na opinię Karola Dubicza-Penthera (zob. przyp. 11), Stanisław Schimitzek pisał, iż: „Interwencje niemieckie zagrażały nawet dalszemu istnieniu Poselstwa Polskiego w Lizbonie. 25 i 26 czerwca [1940 r. - przyp. AP] napięcie doszło do zenitu, roz­ ładował je jednak w końcu wyjazd obu ministrów do W. Brytanii [5 VII 1940 r. - przyp. AP]”. S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 228, zob. też: A. Grzybowski, współ.J.Tebinka.

Na wolność przez Lizbonę. Ostatnie okręty polskich nadziei, Warszawa 2018, s. 105. Wszystkie cytaty w książce podano zgodnie z oryginałem, gdzieniegdzie uzupełniając je o informacje w nawiasach kwadratowych. 6 Zob. Ch.S. Kennedy, N.A. Rey, Interuiew with Nicholas A. Rey, 5 IX 2002, Library of

Congress, Association for Diplomatic Studies and Training Foreign Affairs Orał H istoty Project, www.loc.gov/item/mfdipbib000969/, data dostępu: 19 XII 2021. 7 Zob. też: N. Lochery, Lizbona. Miasto Światła is.Jak można się było spodziewać, Salazar odsunął go od sprawowa­

nych funkcji, tracąc do niego zaufanie jako do dyplomaty. Dopiero wiele lat później świadectwa ludzi, którym pomógł, przyczyniły się do przyznania mu w 1966 r. tytułu „Sprawiedliwego wśród narodów świata”59. 55

Portugalskojęzyczny katalog do tej wystawy: Fugindo a Hitler e ao Holocausto. Rcfugiados

cm Portugal entre 1933-19-15. Fotografias e documentos (Lisboa 1994). 56 Lissabon 1933-19-15. Fluchtstation am Rande Europas. eine Dokumentationsausstellung des Goethe-lnstituts, Lissabon. 9. Oktober-30. November 1997 im Museum Judcngasse, Frankfurt am Main/ Lisboa 1933-1945. Ponto de refugio na orla da Europa, urna exposięao documental do Goethe-Institut. Lisboa, 9 de outubro-30 de novembro 1997 no Museum

Judengasse, Frankfurt am Main. red.: Ch. Heinrich, H. Winterberg, B. Kirkamm, PortugalFrankfurt 1997. 57 R. Afonso, Injustięa. O caso Sousa Mendes, Alfragide 1990. Wg. autora publikacji: „«Injustięa» e um livro politico que trata do direito administrativo e estuda em pormenor o processo disciplinar instaurado contra Sousa Mendes" [Tłum. (AP): „"Niesprawiedliwość * to książka polityczna, która zajmuje się prawem administracyjnym i szczegółowo analizuje

postępowanie dyscyplinarne wszczęte przeciwko Sousie Mendesowi"]. Zob.: B. Leal, Conuersa sobre um homem bom. Entreuista com Rui Afonso, 2012, https://www.cafehistoria.com. br/conversa-sobre-um-homem-bom/, data dostępu: 18 IX 2019. 58 59

Więcej o historii A. de Sousy Mendesa w dalszej części niniejszej pracy. Yad Vashem przyznało ten tytuł jeszcze 3 Portugalczykom: Jose Brito Mendesowi

(2004 r.), który wraz ze swoją żoną, Francuzką, mieszkał w Paryżu, gdzie zaopiekował

34

SALVOU MAIS DE 30.080 VIDA

ARISTIDBV de V>OR NORTE

SOUSA

CARLOS PAULO

JOAO MONT0RO

«r>» b j u ■ JDMCW4 -k i w i UHŁW ROMD £M MMI « ##

L6CW0R SBXAS a msx>n JS Ul

*50 F9M» BCD » # JWff0U «>i U»TOiH « •. D>m CMMJ IDDii9 m JOSE F/AZEDA • TAKE 2000 w FRANCE

ENDES MANUEL DE E0AS E LAURA SUTTRAL D 0UKR) *.J KOJTŁi 1 VKXA ’■

SCIA

JMWO .i R9Bf;Ns IMM5 UMUU

SKU

MANSO E JOAO ORREA

ZON

UM FILME A NAO PERDER I BREVEMENTE NOS CINEMAS Ilustracja I: Plakat do filmu pt. „Aristides de Sousa Mendes. O cónsul de Bordeus" Źródło: A.N., Aristides de Sousa Mendes, o Cónsul de Bordeus, https://cinecartaz.publico.pt/

Filme/303548_aristides-de-sousa-mendes-o-consul-de-bordeus, data dostępu: 6 IV 2019.

35

W 1995 r. Afonso wydał biografię Sousy Mendesa, zatytułowaną „Um Ho­ rnem Bom" (z port: „Dobry człowiek”)60, która w dużej mierze przyczyniła się do powszechnego uznania konsula za „dobro narodowe” Portugalii. Pojawiali się

nowi świadkowie, powstały kolejne publikacje, Sousa Mendes nazywany był „por­ tugalskim Schindlerem”, „aniołem", „bohaterem”, „dyplomatą sprawiedliwych”. W roku 2011 powstał o nim nawet film fabularny - „Aristides de Sousa Mendes,

o Cónsul de Bordeus”, wyreżyserowany przez Joao Correę i Francisco Manso. Pozytywnym skutkiem dużego zainteresowania osobą portugalskiego konsu­

la było powołanie do życia wirtualnego muzeum jego imienia61. Twórcom udało się zgromadzić pokaźny zasób informacji o życiu i działalności Sousy Mendesa. Na wciąż rozbudowywanej stronie muzem znajdują się m.in. świadectwa osób,

którym konsul wydał wizę, długie wykazy z nazwiskami ocalonych, liczne zdję­

cia, filmy, obszerna bibliografia, skany dokumentów itd. Na jednej z list, pod

datą 14 czerwca 1940 r., widnieją wpisy: Slonimiski Antoni, Słonimska Janina, Tuwim Stefania, Tuwim Julian62. Odnaleźć można również pianistę Stanisława Niedzielskiego, ucznia Paderewskiego, a także Marię Uniłowską (z d. Lilpop),

wdowę po pisarzu Zbigniewie Uniłowskim, z ich malutkim synem Karolem, się małą Cecylią (Ceciłe), córką polskich Żydów, ofiar Holokaustu; Carlosowi Sampaio

Garridzie (2010 r.) - posłowi Portugalii w Budapeszcie w latach II wojny światowej, który pomagał węgierskim Żydom; ks.Joaquimowi Carreirze (2015 r.), który ratował Żydów we

Włoszech 60 R. Afonso. Um homem bom. Aristides de Sousa Mendes o „Wallenberg Portugues", Alfra-

gide 1995. Kolejne, uzupełnione i poprawione wydania port, ukazały się w 2009 i 2010 r. W 2011 r. książka została wydana w Brazylii. 61 Museu Virtual Aristides de Sousa Mendes (dalej: MVASM), www.mvasm.sapo.pt, data dostępu: 29 X 2019. Prace nad nim sięgają 1999 r., choć cały projekt otrzymał dofinanso­ wanie dopiero 6 lat później. 19 II 2008 r. w bibliotece Parlamentu Portugalskiego (port.

Assembleia da Republica) miała miejsce uroczysta inauguracja instytucji. 62 Ostatecznie Antoni Słonimski zdecydował się skorzystać ze sposobności wyjazdu do Londynu, co wówczas nie było może bezpiecznym rozwiązaniem, ale poeta byl już najwyraźniej zmęczony ciągłą walka i niepewnością dalszej emigracyjnej tułaczki (zob.: S. Koper, Polskie piekiełko. Obrazy

z życia elit emigracyjnych 1939-1945, Warszawa 2012, s. 278-279). Tuwimowie, a także inni Skamandryci - Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński (z żoną). Józef Wittłin (z rodziną) - wyjechali do Portugalii (w cytowanym wcześniej wywiadzie Conwrsa sobre um homem bom... B. Leal wysuwa tezę, iż Lechoń mógł otrzymać wizę od Sousy Mendesa, nie został jednak wciągnięty do oficjalnego

rejestru). Emigracyjne losy Wierzyńskich i innych polskich uchodźców wojennych, niestety z dość pobieżnym opisem czasu spędzonego w Portugalii, przedstawia żona poety, Halina Wierzyńska

w wywiadzie z Jerzym Tępą, przeprowadzonym w Polskim Instytucie Naukowym w Nowym Jorku pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Zob.: Halina Wierzyńska - o podróżach wojennych i emi­ gracyjnych, oprać. B. Dorosz, .Sztuka edycji”, 1/2017, s. 193-221.

36

czy hr. Elżbietę Marię Blankę Konstancję z Czartoryskich Zamoyską, żonę

oficera kawalerii Stefana Adama Zamoyskiego. Hrabina jechała z pierworodną córką, urodzoną zaledwie kilka miesięcy wcześniej w Rzymie, Marią Heleną i z jej dwiema francuskimi niańkami.Pracownicy MVASM czynili także sta­

rania w kierunku odnalezienia potomków osób, którym w 1940 r. Aristides de Sousa Mendes wydal portugalskie wizy. Poszukiwania doprowadziły ich

m.in. do Andre Barcinskiego, dziennikarza gazety „Folha de S. Paulo”, który w internetowym blogu czasopisma napisał: Quando recebi o e-mail com o titulo „Informaędes importantes sobre sua fa­ milia”, achei que era mais um daqueles

spams picaretas. A mensagem vinha de urna fundaęao que tentava identificar parentes de viti-

mas de perseguięao nazista que fugiram da Europa em 1940, ajudadas pelo diplomata

portugues Aristides de Sousa Mendes. A carta que recebi, assinada por urna

pesquisadora da Fundaęao Sousa Mendes,

trazia informaęóes detalhadas: „A familia Barcinski foi ajudada por

Sousa Mendes. Os nomes que aparecem na

Ilustracja 2: Alicja Barcinska nec Elsner, prababcia Andre Barcinskiego. Źródło: http://

lista de vistos sao Alicja, Jacek, Maria e Ire­

sousamendesfoundation.org/

na Barcinski, assim como Henryk Elsner,

family/barcinski-elsner, data

que, acreditamos, era parente de Irena (...)”.

dostępu: 19 IX 2019.

A historia era verdadeira. Alicja era minha bisavó. Irena era irma dela. Henryk era cunhado delas. Jacek e

Maria, crianęas na epoca, eram sobrinhos dc Alicja e Irena. Ao longo dos anos, ouvi parentes contando histórias sobre a fuga da

familia para o Brasil, vinda da Polonia. Mas nao conhecia detalhes. E nunca tinha ouvido falar de Aristides de Sousa Mendes. (...)

Duas coisas me abalaram especialmente nessa historia. A primeira e só te-la descoberto agora, depois dc urna vida inteira

sem saber ao certo como minha familia fugiu de Lodź [Łódź] e foi parar no Brasil.

37

A segunda e pensar o quanto eu devo para Sousa Mendes. E imaginar

que minha filha, que esta brincando no quintal aqui ao lado, nao existiria se nao fosse por esse portugues boa praęa63.

Wpis dziennikarza wzbudził wiele emocji. Odezwały się kolejne osoby - po­ tomkowie ocalonych - z Argentyny czy Stanów Zjednoczonych Ameryki. Dys­

kusja internautów dotyczyła również niemieckich nazistowskich prześladowań w stosunku do Polaków, nie tylko do Żydów. Wspomniano również o „Brazylij­ skim Schindlerze” - ambasadorze Brazylii w Paryżu, Luisie Martinsie de Souza Dantasie, który wydawał wizy Żydom we Francji, wbrew rozporządzeniom Getulia Vargasa. Tak oto wspominał go polski dyplomata Stanisław Zabiełło: (...) Dyplomatyczne stosunki między Francją i Wielką Brytanią zosta­

ły zerwane po zatopieniu floty francuskiej przez angielską marynarkę wojenną w porcie wojskowym Mers el-Kebir pod Oranem. Wobec tego nie można było uzyskać we Francji angielskiej wizy docelowej, od której zależało otrzymanie hiszpańskich i portugalskich wiz tranzytowych. Ze

swej strony Portugalia, przerażona kolosalnym napływem cudzoziem­ ców, którzy w dużej mierze pozostawali tam na stałe, a w każdym razie oczekiwali nieraz bardzo długo na dalszą podróż, odmawiała z zasady

wiz wjazdowych, aby zmuszać przejezdnych do prędkiego opuszczania

63 Tłum. (AP): „Kiedy otrzymałem wiadomość e-mail zatytułowaną «Ważne informacje o pańskiej rodzinie>«, pomyślałem, że to kolejny złośliwy spam. Wiadomość pochodziła od pewnej fundacji, która próbowała zidentyfikować krewnych ofiar nazistowskich prześlado­

wań. które ucickly z Europy w 1940 r., dzięki pomocy portugalskiego dyplomaty Aristidesa de Sousy Mendesa. List, który otrzymałem, podpisany przez pracownicę naukową z Fundacji Sousy Mendesa, zawierał szczegółowe informacje: «Rodzinie Barcińskich udzielił pomocy Sousa Mendes. Imiona widniejące na liście wizowej to Alicja, Jacek, Maria i Irena Barcińscy

oraz Henryk Elsner, który naszym zdaniem był krewnym Ireny (...)». Historia była praw­ dziwa. Alicja była moją prababcią. Irena była jej siostrą. Henryk był ich szwagrem. Jacek

i Maria, wówczas dzieci, byli siostrzeńcami Alicji i Ireny. Przez lata słyszałem opowieści krewnych o historii ucieczki rodziny z Polski do Brazylii. Ale nie znalem szczegółów. 1 nigdy nie słyszałem o Aristidesie de Sousa Mendesie. (...) Dwie rzeczy w tej historii wyjątkowo

mną wstrząsnęły. Pierwsza to to, że dopiero teraz to odkryłem, po tym jak całe życie nie wiedziałem dokładnie, w jak sposób moja rodzina uciekła z Lodzi i dotarła do Brazylii. Druga to myśl o tym, ile zawdzięczam Sousie Mendesowi. 1 pomyśleć, że moja córka, ba­ wiąca się na podwórku obok, nie istniałaby, gdyby nie ten poczciwy Portugalczyk”. Zob.: A. Barcinski, Sousa Mendes, o nosso Schindler, 16 II 2012, hltps://andrcbarcinski.blogfolha. uol.com.br/2012/02/16/sousa-mendes-o-nosso-schindler/, data dostępu: 18 IX 2019.

38

kraju. Polacy nie mieli też najmniejszych szans uzyskania wiz wjazdowych do Hiszpanii, która odmawiając Niemcom przystąpienia do wojny, tym

bardziej starała się nie narażać się im w drobnych sprawach. Wobec tego,

że angielskie wizy wjazdowe można było w praktyce otrzymywać tylko w Lizbonie, stanęła sprawa zaopatrywania paszportów polskich w jakieś'

chociażby fikcyjne wizy docelowe. Jedyny do takich rzeczy [Aleksander] Mniszek [I sekretarz polskiej ambasady we Francji - przyp. AP] urobił

ambasadora brazylijskiego, (...), starszego pana (nazywał się, zdaje się, Souza Dantas), który bez chwili wahania wystawiał wizy wjazdowe do

Brazylii na wszystkich paszportach: dyplomatycznych, służbowych i kon­

sularnych, które mu stosami przedstawiał Mniszek. Za swe dobre serce został biedak usunięty ze służby dyplomatycznej przez swych przełożo­

nych w Rio de Janeiro i umarł przed paru laty w Paryżu64.

Luis Martins de Souza Dantas wydał wizę m.in. Zbigniewowi Ziembiń­ skiemu6566 . Reżyser wspominał go potem jako „brazylijskiego Don Kicho­

ta, który kazał otworzyć drzwi ambasady, rozdając wizy dyplomatyczne niemalże wszystkim”60. Na początku 1941 r. Ziembiński wypłynął stat­

kiem z Marsylii do Oranu, Casablanki i Dakaru, gdzie spędził następne

sześć miesięcy. Później, w wyniku różnych zdarzeń, pasażerowie wysiedli

w Casablance, po czym trafili do „obozu koncentracyjnego Hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej ”67, który w rzeczywistości był francuskim obozem internowania w Qued Zem, jako że hiszpański protektorat w Maroku

Casablanki nie obejmował. Stamtąd popłynęli do Kadyksu. Do Rio de Ja-

64

S. Zabielło, Na posterunku w Francji, Warszawa 1967, s. 133—134. Zob. też film fabularny

pt. Querido Enibaixador, w reż. L. F. Goularta (Brazylia 2017). Uchodźcom pomagała również

Aracy de Carvalho Guimaraes Rosa, żona pisarza Joao Guimaraesa Rosy, która pracując w brazylijskim konsulacie w Hamburgu ułatwiała Żydom otrzymywanie wiz, nie ozna­ czając ich paszportów wymagana prawem litera ,J” (portjWeu - Żyd: w 1938 r. w Brazylii

weszło w życie sekretne rozporządzenie (Circular Secreta 1.127), które ograniczało wjazd Żydów do kraju]. Luis Martins de Souza Dantas i Aracy de Carvalho Guimaraes Rosa to jedyni Brazylijczycy, którym Yad Vashem przyznał tytuł „Sprawiedliwych wśród narodów' świata”. 65 Zbigniew Ziembiński (1908-1978) - reżyser, aktor, twórca nowoczesnego teatru w Brazylii.

66

Wywiad ze Zbigniewem Ziembińskim z 1981 r., tl. A. Pluta, [w:] A. Pluta, Ten piekielny

polski akcent. Ziembiński na brazylijskiej scenie, Warszawa 2015, s. 138. 67 Ibid.

39

neiro Ziembiński dotarł 6 lipca 1941 r. W obozie w Qued Zem przebywała

również aktorka Irena Eichlerówna (Stypińska po mężu), z którą Ziem­ biński płynął na statku z Marsylii (artyści wielokrotnie współpracowali

na deskach różnych teatrów, także w Brazylii). O jej losach opowiada

Stanisław Schimitzek: Jako jedną z pierwszych udaje się nam sprowadzić do Lizbony 29

września [1941 r. - przyp. AP] znakomitą aktorkę warszawską Irenę Eichlerównę. Od niej dowiadujemy się szczegółów o dramatycznych przejściach pasażerów statku „Alsina”. Wypłynął on z Marsylii do Bra­

zylii z uchodźcami na pokładzie, wśród których znajdowali się również

obywatele polscy. W Dakarze statek zatrzymano rzekomo dlatego, że większość pasażerów nie miała wiz brazylijskich, ani nawet dokumen­ tów podróżnych. Kilku osobom udało się zbiec do brytyjskiej Gambii, resztę umieszczono pod strażą, a po pewnym czasie przetransportowano

do Casablanki. Tam przy wejściu na ląd uzbrojeni po zęby żołnierze

francuscy otoczyli pasażerów, przeważnie kobiety i dzieci. Ulokowano ich początkowo w obozie Legii Cudzoziemskiej w Qued Zem, gdzie

przy upale dochodzącym do 50° przebywali pod blaszanymi dachami

baraków i traktowani byli jak przestępcy. Racja dzienna wody do picia, mycia się i prania wynosiła pół litra. W obozie, w którym panowała czerwonka i inne choroby, opieki sanitarnej prawie nie było. Po pewnym

czasie spośród zatrzymanych wydzielono bfylych] żołnierzy i wysłano ich na Saharę do budowy' drogi, gdzie podobno wielu z nich zmarło

z wycieńczenia. Pozostałym internowanym przyznano większą swobodę

i zezwolono na starania o wyjazd z Maroka. Niektórym przy naszej pomocy lub przy pomocy organizacji żydowskich udaje się obecnie

wyjechać wprost z Maroka do Brazylii lub Stanów Zjednoczonych. Ze

strony Portugalczyków nasza akcja na rzecz uchodźców w Casablance natrafia na wyjątkowe trudności. I tak np. nie możemy przez bardzo

długi czas sprowadzić do Lizbony rodziny złożonej z dwóch staruszek

i matki z czworgiem dzieci, ponieważ żąda się od nas gwarancji, że

opuszczą one Portugalię przed upływem kilkudniowego zaledwie ter­ minu, wyznaczonego przez „policję międzynarodową”68.

68

S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 434-435.

40

W 2010 r. powołano do życia Fundację Sousy Mendesa69, pozarządową organizację z siedzibą w Nowym Jorku, której misją jest zbieranie fundu­

szy na odrestaurowanie dawnej posiadłości konsula, Casa do Passat, oraz na prowadzenie w niej muzeum. Organizacja sponsoruje także liczne projekty w Stanach Zjednoczonych, które utrwalają spuściznę Mendesa. Na jej stro­ nie internetowej znajduje się obszerny spis osób, którym portugalski konsul przyznał wizy. Informacji można szukać m.in. filtrując przez nazwiska (ang.

by name), kraje (ang. by country) a także nazwy statków (ang. by ship), którymi ludzie ci w późniejszym czasie opuszczali Europę. Przy wielu nazwiskach

znajdują się fotografie, różne dokumenty dotyczące danej osoby, a także ich wspomnienia z podróży przez Portugalię lub wspomnienia ich krewnych. Temat historii uchodźców z czasów II wojny światowej przebywających okresowo w Portugalii rozwijany jest również na innych polach. W 1998 r.

portugalska grupa badaczy nad dziedzictwem kulturowym (Património Histórico-Grupo de Estudos) oraz władze miasta Caldas da Rainha zorganizowały wystawę pt. „Marcas da II Guerra em Caldas da Rainha” („Ślady II wojny światowej w Caldas da Rainha”). Rok później miasto Ericeira patronowało

podobnemu wydarzeniu pod nazwą „Os refugiados estrangeiros da II Guerra

Mundial, a Ericeira e o seu Quotidiano” („Zagraniczni uchodźcy z czasów II wojny światowej, Ericeira i jej codzienność”). Wystawa wzbudziła zainte­ resowanie portugalskiej prasy, a także Lizbońskiego Stowarzyszenia Izra­ elitów (port. Comunidade Israelita de Lisboa/ CIL), którego przewodnicząca

Esther Mucznik70 oraz Ana de Frias w 2003 r. nakręciły film dokumentalny

pt. „A palavra as testemunhas” („Słowo dla świadków”)71, zrealizowany na

69 70

Sousa Mendes Foundation, sousamendesfoundation.org, data dostępu: 29 X 2019. Esther Mucznik - córka polskich Żydów, mieszkała w Izraelu i Paryżu, gdzie studiowała

język hebrajski oraz kulturę i socjologię na Sorbonie. Jest członkiem zarządu Izraelskiej Wspólnoty Lizbońskiej (port. Comunidade Israelita de Lisboa) i jej wiceprezesem. W latach

2002-2011 była felietonistką gazety Publico. Założycielka Portugalskiego Stowarzyszenia Studiów Żydowskich (port. Associaędo Portuguesa de Estudos Judaicos) i członek jej organów zarządzających; jest także redaktorką Revista dc Estudos Judaicos, koordynatorką Komisji ds. Instalacji Muzeum Żydowskiego (port. Comissao Instaladora do Museu Judaico) i Euro­ pejskiego Planu Dziedzictwa Żydowskiego (port. Itinerdrio Europeu do Património Judaico),

współzałożycielką Stowarzyszenia Universos (port. Associaędo Universos), Stowarzyszenia Dialogu Międzyreligijnego (port. Assoaacdo para o Didlogo Inter-Religioso) i Forum Abraha-

mowego w Portugalii (port. Forum Abraamico dc Portugal). 71 Historie wojennych emigrantów żydowskich w Portugalii są tematem licznych nauko­ wych prac. Zob. m.in.: J. Martins, Portugal e os judeus, Lisboa 2006, A. Milgram, Portugal,

41

podstawie wspomnień osób pamiętających uchodźców w Portugalii w latach

II wojny światowej. W lutym 1999 r. miasto Estoril otworzyło Espaęo Memória dos Exilios (Miejsce Pamięci o Wygnaniach), którego głównym celem jest przypomina­

nie o roli, jaką Estoril i sąsiadujące z nim Cascais odegrały w życiu tysięcy uchodźców w czasach II wojny światowej. Muzeum posiada stałą ekspozycję dokumentów, fotografii i przedmiotów należących do uchodźców wojen­

nych, a także bibliotekę gromadzącą książki i multimedia dotyczące kwestii uchodźstwa. Miejsce wystaw}'jest symboliczne - mieści się ona w moder­

nistycznym budynku urzędu pocztowego, zbudowanym w 1942 r., skąd niegdyś informowano rodzinę i bliskich o swoich tulaczych losach, a także wyczekiwano informacji z dalekiej ojczyzny.

W 2006 r. portugalskie wydawnictwo Esfera dos Lirros wydało cytowaną w tej pracy kilkakrotnie książkę „Judeus em Portugal durante a II Guerra Mundial. Em fuga de Hitler e do Holocausto” („Żydzi w Portugalii podczas II

wojny światowej. Uciekając przed Hitlerem i holocaustem”) autorstwa Irene Flunser Pimentel72, napisaną we współpracy z Christą Heinrich. Niedługo

potem Flunser Pimentel znów podjęła temat wpływu II wojny światowej

na życie w Portugalii - w 2013 r. ukazało się opracowanie pt. „Espióes em Portugal durante a II Guerra Mundial” („Szpiedzy w Portugalii podczas II

wojny światowej”)’5, gdzie opisała kulisy działalności wywiadowczej aliantów i państw Osi na terenie Estado Noro. W tym samym roku wydana została

jeszcze jedna jej praca, napisana wspólnie z historyczką Claudią Ninhos, pt.

„Salazar, Portugal e o Holocausto” („Salazar, Portugalia i holocaust”, Lisboa 2013)"4. W 2012 r. ukazała się książka pt. „Lisboa, urna cidade em tempo de gu­

erra” („Lizbona, miasto w czasach wojny”), autorstwa Margaridy Magalhaes Ramalho z portugalskiego Instytutu Historii Współczesnej (port. Instituto de

Historia Contemporanea), w której pisze m.in. o uchodźcach i społecznych

zmianach, jakie prowokowali, o szpiegach oraz działaniach propagandowych

Salazar e os judeus, Lisboa 2010, E. Mucznik, Portugueses no Holocausto, Lisboa 2012. 72 Książka w dużej mierze przyczyniła się do przyznania Flunser Pimentel w 2007 r. prestiżowej nagrody - Premio Pessoa - wyróżniającej portugalskich artystów, naukowców i literatów. 73

1. Flunser Pimentel, Espióes em Portugal...

74

Zob. też: C. Ninhos. Portugal e os Nazis. Histórias e Segredos de urna Alianęa, Lisboa 2017.

42

obydwu stron konfliktu na terenie miasta, a także o portugalskim konsulu

z Bordeaux. W 2014 r. gmina Almeida wydała książkę zatytułowaną „Vilar Formoso Fronteira da Paz” („Vilar Formoso granica pokoju”), także autorstwa

Magalhaes Ramalho. Praca ta traktuje o uchodźcach przekraczających granicę portugalską w Vilar Formoso. Opublikowany bogaty materiał historyczny posłużył w dalszej kolejności do stworzenia wystawy muzealnej, nad którą merytoryczną opiekę sprawowała Magalhaes Ramalho. Muzeum o nazwie

Vilar Formoso Fronteira da Paz, Memoriał aos Refugiados e ao Cónsul Aristides de Sousa Mendes (Vilar Formoso [-] granica pokoju, pamięci uchodźców i konsula Aristidesa de Sousy Mendesa) otwarto w 2017 r., tuż obok stacji

kolejowej Vilar Formoso. Prezentowana w nim ekspozycja podzielona została - tak samo jak książka - na sześć modułów: „Gente como nós” („Ludzie tacy

jak my”), „Inicio do pesadelo” („Początek koszmaru”), „A viagem” („Podróż”), „Vilar Formoso-Fronteira da Paz” („Vilar Formoso - granica pokoju”), „Por

terras de Portugal” („Przez portugalską ziemię”) e „A partida” („Wyjazd”). Podczas uroczystości inauguracyjnej muzeum Prezydent Republiki Por­

tugalii, Marcelo Rebelo de Sousa, powiedział m.in.: „E um museu que e urna chamada de atenęao constante para que nao nos esqueęamos, nao nos

resignemos, nao nos demitamos da nossa łuta por valores fundamentais da

pessoa humana. Foi com Aristides de Sousa Mendes. Tern de ser com muitos, muitos mais hoje e no futuro. E a lięao deste museu”'5. W muzeum znajdują się m.in. ekspozycje dotyczące np. rodziny Isaca i Hindy Rosy Krakowiaków czy słynnej pary pianistów - Witolda Małcużyńskiego i jego żony Colette Małcużyński, z d. Gaveau. Na muzealnych ścianach

powieszono powiększone skany wiz wystawionych przez Aristidesa de Sousę

Mendesa. Można na nich odnaleźć nazwiska wielu emigrantów z Polski'6. 75 Tłum. (AP): „Muzeum to nieustannie zwraca uwagę, abyśmy nie zapomnieli, nie re­ zygnowali, nie porzucali naszej walki o fundamentalne ludzkie wartości. Tak postępował

Aristides de Sousa Mendes. Tak musi postępować wiele osób, wiele więcej, dziś i w przyszło­

ści. To jest lekcja tego muzeum”. Zob.: J. Silva, Inaugurado o Museu "Vilar Formoso Fronteira da Paz - Memoriał aos Refugiados e ao Cónsul Aristides de Sousa Mendes”, 28 VIII 2017, https://www.centronoticias.pt/2017/08/28/inaugurado-o-museu-vilar-formoso-fronteira -da-paz-memorial-aos-refugiados-e-ao-consul-aristides-de-sousa-mendes/, data dostępu: 24 IX 2019. 76 Np. Lejzer Subotnik, który wraz ze swoją żoną Emmą otrzymał wizy 19 VI 1940 r.

Niestety, do granicy francusko-hiszpańskiej dotarli zbyt późno. Salazar zdążył już wydać

rozkaz o nieuznawaniu wiz sygnowanych przez Mendesa. Para zdołała dotrzeć do Casablan-

43

Ilustracja 3: Budynek muzeum Vilar Fonnoso Fronteira da Paz Źródło: A. N., Bacalhau a Fronteira da Paz. Restaurantes de Vdar Fonnoso criam prato para captar turistas e espanhóis, https-JAiagens.sapo.pt/ saborear/noticias-saborear/artigos/

bacalhau-a-fronteira-da-paz-restaurantes-de-vilar-formoso-criam-prato -para-caplar-turistas-e-espanhois, data dostępu: 26IX 2019.

Ilustracja 4: Ilustracja 5: Colette Malcużyński nee Gaveau Witold Malcużyński Źródło: http://sousamendesfoundation.org/

family/malcuzynski, data dostępu: 24 IX 2019.

Ilustracja 6: Rodzina Krakowiaków w Portugalii (Isac/ Ignaś Krakowiak, Hinda Rosa/ Hala nee Kapłan

oraz ich córeczka Yvonne Źródło:

http://sousamendesfoundation.org/

family/krakowiak, data dostępu: 19 IX 2019.

44

Fotografia rodziny Krakowiaków, udostępniana przez Fundację Sousy Mendesa, przedstawia dziewczynkę ubraną w tradycyjny strój z regionu Minho, pożyczony od rodziny Portugalczyka, Alberta Malafaia. Niedługo

potem, w drodze do Ameryki, na Półwyspie Gibraltar, mała Yvonne zmarła

na gruźlicę. Jej siostra - Joan Halperin - która urodziła się już w Stanach Zjednoczonych, opowiada: They lived in Figueira da Foz, Portugal supported by the Polish government-in-exile in London and theJoint fromjune orJuly 1940 tojanuary

24,1942. In addition to the monetary support received from the agencies mentioned, my mother told me of the generosity of the Portuguese pe-

ople who took a great interest in the refugee families. Each family had

a «benefactor». Our family owes a great debt to Alberto Malafaia, who befriended them. Every day they would congregate in the cafe and listen

to the news on the radio. The casinos were open, and the refugees were invited to come in to dance and socialize for free. She also mentioned the Portuguese children of the neighborhood who took a great interest in my

sister Yvonne, who was just two years old when they arrived in Portugal".

W 2016 r. Magalhaes Ramalho wraz z Flunser Pimentel opublikowały książkę pt. „O comboio do Luxemburgo. Os refugiados judeus que Portugal nao salvou em 1940” (“Pociąg z Luksemburga. Żydowscy uchodźcy, których

Portugalia nie uratowała w 1940 r."). Tytułowy pociąg wyjechał z Luksembur­ ga - kraju, który według zamysłu niemieckich nazistów miał być pierwszym

ki, skąd w VIII 1941 r. wyruszyła do Nowego Jorku (http://sousamendesfoundation.org/

family/subotnik, data dostępu: 24 IX 2019). 77 Tłum. (AP): „Mieszkali w Figueira da Foz w Portugalii od czerwca lub lipca 1940 r. do 24 stycznia 1942 r. Wspierał ich polski rząd na uchodźstwie w Londynie i Joint. Oprócz wsparcia finansowego otrzymywanego od wspomnianych instytucji moja matka powiedziała mi o hojnos'ci Portugalczyków, którzy bardzo interesowali się rodzinami uchodźców. Każda rodzina miała swego «dobroczyńcę». Nasza rodzina ma wielki dług wobec Alberta Malafaia,

który się z nią zaprzyjaźnił. Codziennie gromadzili się w kawiarni i słuchali wiadomości

w radiu. Kasyna były otwarte, a uchodźców zapraszano na tańce i spotkania towarzyskie za darmo. Matka wspomniała także o portugalskich dzieciach z sąsiedztwa, które bardzo

interesowały się moją siostrą Yvonne, mającą zaledwie dwa lata, kiedy przybyli do Portu­ galii". Więcej informacji o dalszych losach rodziny: My sisters eyes by Joan Arnay Halperin. A Family Chronicie ofRescue and Loss During World War II (mysisterseyes.com, data dostępu:

15X1 2019).

45

wolnym od Żydów - 7 listopada 1940 r. Jechało w nim dwieście dziewięć­ dziesięciu trzech pasażerów. Przemierzając neutralną Hiszpanię, zdążali do

Portugalii. Niestety na granicy w Vilar Formoso nie udzielono im zgody na wjazd do kraju. W sierpniu i październiku 1940 r. na terytorium Portugalii wpuszczono dwa mniejsze konwoje. Organizowany przez Niemców ostatni konwój dotarł do Vilar Formoso II listopada 1940 r. Umundurowani funkcjo­

nariusze SS wtargnęli na terytorium neutralnej Portugalii, w wyniku czego doszło do wymiany strzałów i tymczasowgo aresztowania intruzów. Wg

tzw. V konwencji haskiej z 1907 r., dotyczącej praw i obowiązków mocarstw i osób neutralnych w czasie wojny, którą sygnowała zarówno Portugalia, jak i Niemcy, a Portugalia ratyfikowała 13 kwietnia 1911 r., użycie siły przez

państwo neutralne dla odparcia usiłowania naruszenia jego neutralności nie mogło być uważane za czyn wrogi7879 . Stwierdzono, iż wielu z pasażerów nie

posiadało legalnych dokumentów czy wiz. Zamknięci w wagonach przez ponad tydzień czekali na decyzję o ich ewentualnym wpuszczeniu do kraju. Ta była odmowna - pociąg musiał zawrócić. Części z tych osób udało się uciec, dzięki czemu przeżyli wojnę. Pięćdziesiąt trzy osoby z tej grupy pa­ sażerów w 1942 r. trafiło do Auschwitz; przeżyła z nich tylko jedna osoba.

Warto zauważyć, iż pod koniec 1940 r. trudno było zakładać, iż dojdzie do masowej eksterminacji Żydów. Pierwsze tego typu doniesienia genewskie biuro Światowego Kongresu Żydowskiego (World Jewish Congress-WJC) otrzymało latem 1942 r. Decyzja władz portugalskich nie była więc rów­

noznaczna z wysyłaniem ludzi do Auschwitz lub do innego niemieckiego obozu zagłady. Poza tym stanowiła wyjątek, zupełnie inaczej niż np. w przy­ padku rządu szwajcarskiego, który podczas II wojny światowej nie wpuścił lub deportował z kraju od około pięciu tysięcy uchodźców do dwudziestu

czterech tysięcy uchodźców 78 Rozdz. I. art. 10, tekst polski: Dz. U. RP, 1927, nr 21, poz. 163; zob. też: A. Ajnenkiel, Prawne aspekty zjawiska jeniectwa i internowania (do II wojny światowej), [w:] Internowanie

żołnierzy polskich..., s. 19-30. 79 Zob.: S. P. 1 lalbrook, Szwajcaria i naziści. )ak alpejska republika przetrwała iv cieniu III Rzeszy, tl. 1 Fiedorek, Wrocław 2015, s. 273. Z drugiej strony Halbrook podaje, iż podczas II wojny światowej w Szwajcarii, liczącej wówczas ok. 4 min ludności, znalazło schronienie, na krótszy lub dłuższy czas, 295 381 osób (ibid., s. 269, 276). Wojtowicz pisze o uciekinie­ rach w Szwajcarii w liczbie ok. 400 tys. (J. Wojtowicz, Historia Szwajcarii, Wrocław 1989, s. 235). Jak napisano we wstępie do niniejszej pracy, Portugalia przyjęła między 50 a 100 tys. uchodźców wojennych. Powszechny spis ludności z 1940 r. podaje, iż Portugalia konty­ nentalna wraz z wyspami azorskimi i Maderą liczyła wówczas ok. 7 min 700 tys. ludności

46

14 maja 2018 r. portugalska stacja telewizyjna R.TP2 wyemitowała odcinek cyklu programu pod tytułem „Visita Guiada” („Wizyta z przewodnikiem”) pos'więcony muzeum w Vilar Formoso80. Po ekspozycji oprowadzała widzów jej główna twórczyni, Margarida de Magalhaes Ramalho. Opowiedziała m.in. historię rodziny polskich Żydów, nazwiskiem Buchstab. W lipcu 1940 r. Any (Anna) Buchstab, dwunastoletnia wtedy dziewczynka, przybyła wraz

ze swoimi rodzicami do Portugalii81. Uciekli z Francji, jak wielu innych,

w obawie przed niemieckimi nazistami. Nie mieli zbyt dużo pieniędzy. Sytuacja była na tyle przygnębiająca, iż ojciec Any, Nathan Buchstab, miał

myśli samobójcze. Zamieszkali w Figueira da Foz, w domu pewnej Portugalki, która spodziewała się dziecka. Kobieta nie tylko przyjęła ich pod swój

dach, ale także rozmawiała w ich sprawie ze swoim sąsiadem, właścicie­

lem fabryki, który po kryjomu zatrudnił Nathana Buchstaba. Wypełnienie wolnego czasu okazało się być dla niego zbawienne. Kiedy nadszedł czas,

w którym rodzina emigrantów miała wyruszyć w dalszą drogę do Stanów

Zjednoczonych, pracodawca Nathana wystawił mu list polecający. Wiele lat

później mieszkająca w Stanach Zjednoczonych Anna Buchstab skontakto­ wała się z Margaridą de Magalhaes Ramalho. Chciala odnaleźć potomków człowieka, który łamiąc prawo zakazujące zatrudniania obcokrajowców,

pomógł jej ojcu w tak trudnych dla niego czasach. Kobieta nie pamiętała imienia właściciela fabryki, posiadała tylko ów list polecający, datowany na

7 stycznia 1941 r., z jego niewyraźnym podpisem. Sama fabryka - Gretnio dos

Armadores de Navios da Pesca do Bacalhau, Delegaęao da Figueira da Foz - już

(VIII Reccnseaniento Geral da Populaęao no Continente e Ilhas Adjacentes ein 12 de Dezembro de 1940, Lisboa 1945, s. XVI). Jej wkład w pomoc uchodźcom podczas II wojny światowej, oceniany z perspektyw)' ilości przyjętych ludzi w stosunku do liczby ludności państwa,

był więc mniejszy niż Szwajcarii. 80 Visita Guiada a Vilar Formoso - Frontcira da Paz (II Guerra Mundial) - Portugal, roz­ mowa P. Moury Pinheiro z M. de Magalhaes Ramalho, emisja: RTP2,14 V 2018. 81 Rodzina Buchstabów otrzymała wizy do Portugalii 20 VI 1940 r. Były one podpisane

przez Emilea Gissota, portugalskiego konsula w Tuluzie, podległego Aristidesowi de Sousa Mendesowi. We wspomnieniach Anny Buchstab zawarty jest przejmujący opis tego, w jaki

sposób jej ojciec owe wizy otrzymał. Początkowo oczekiwał w kolejce, jak wielu innych. Kiedy zamykano konsulat i kazano uchodźcom wrócić następnego dnia, Nathan Buhstab ukrył się w łazience. Później odszukał gabinet konsula i na kolanach błagał go o wydanie

wiz. Scena ta musiala wywrzeć wrażenie na konsulu, który ostatecznie wydał potrzebne dokumenty (Testiinonial of Any Buchstab Coury, http://sousamendesfoundation.org/family/ buchstab, data dostępu: 24 IX 2019).

47

nie istniała, wobec czego Magalhaes Ramalho skontaktowała Annę Buchstab

z ówczesnym burmistrzem miasta Figueira da Foz, inż. Antonio Duarte Silvą. Doszło do ich spotkania, które przybrało nieoczekiwany przebieg. Na widok listu polecającego prezydent Duarte Silva nagle zaczął płakać - widniejący

na liście podpis należał do jego ojca.

Ilustracja 7: Riva i Nathan Buchstab, rodzice Any

Ilustracja 8: Any Buchstab iv objęciach ojca

Źródło: http://sousamendesfoundation.org/family/buchstab, data dostępu: 24 IX 2019.

Wyemitowany przez RTP2 film kończy wypowiedź pochodzącej z Polski

Janiny Landau Lauterbach82: „I must say the Portuguese were very, very nice to us... in every respect-healpful, with a lot of heart”83. W 2017 r. na Uniwersytecie w Coimbrze Carolina Henriques Pereira

przedstawiła pracę magisterską, w której opisała życie uchodźców z cza­ sów II wojny światowej zamieszkujących miejscowość Caldas da Rainha84.

Stosunkowo dużo miejsca poświęciła ona opisom turniejów tenisowych, organizowanych latem 1943 r. na kortach Królowej Dony Leonory, przyle-

82 Janina Landau (1918-2004) otrzymała wizę od Sousy Mcndesa w Bordcaux, 17 VI 1940 r. Lizbonę opuściła wraz ze swoją matką, dr Różą Landau, w VIII 1941 r. (http://sousamendcsfoundation.org/family/landau, data dostępu: 24 IX 2019).

83 I łum. (AP): ..Muszę powiedzieć, że Portugalczycy byli dla nas bardzo, bardzo mili... pod każdym względem - pomocni, bardzo serdeczni". 84 C. Ilenriąues Pereira, Jsto e o meu pais [...] as Caldas a minha terra”. Refugiados da Segunda Guerra Mundial nas Caldas da Rainha (1940-1946), tese dc mestrado cm História

Contemporanea, Universidade de Coimbra, kaculdade de Letras, Dcpartamcnto dc Historia, Estudos Europeus, Arąueologia e Artes, Coimbra 2017.

48

Ilustracja 9: Korty tenisowe iv Caldas da Rainha. W tle Grandę Hotel Lisbonensc Źródło: C. Henriques Pereira, „Isto ć o meu pais [...] as Caldas a minha terra” Refugiados da

Segunda Guerra Mundial nas Caldas da Rainha (1940-1946), tese de mestrado em Historia Contemporanea, Universidade de Coimbra, Faculdade de Letras, Departament© de Hi­ storia, Estudos Europeus, Arqueologia e Artes, Coimbra 2017, s. 102.

Ilustracja 10: Grandę Hotel Lisbonensc, Arenida Dr. Manuel Figueira Źródło: C. Henriques Pereira, „Isto e o meu pais [...] as Caldas a minha terra”. Refugiados da Segunda Guerra Mundial nas Caldas da Rainha (1940-1946), tese de mestrado em Historia

Contemporanea, Universidadc de Coimbra, Faculdade de Letras, Departamento de Hi­ storia, Estudos Europeus, Arqueologia e Artes, Coimbra 2017, s. 134.

49

głych do głównego hotelu miasta, to jest do Hotelu Lizbońskiego (port. Hotel Lisbonense; obecnie Siluer Coast Hotel). Brali w nich udział Portugalczycy,

a także uchodźcy rezydujący w Caldas da Rainha, zarówno mężczyźni jak i kobiety55. Henriques Pereira podała nawet, za miejscowymi archiwalnymi

gazetami, wyniki poszczególnych rozgrywek, które wg jej opinii były dosko­ nałą formą socjalizacji pomiędzy lokalną społecznością i uchodźcami. Innego

zdania był Stanisław Schimitzek, krytykujący próżniacze życie uchodźców85 86. Polskie badania nad rodzimą społecznością emigracyjną w Portugalii

w latach II wojny światowej mają stosunkowo krótką historię. Wydane w 1970 r. „portugalskie wspomnienia” Stanisława Schimitzka przez długie łata stanowił}7 dla badaczy źródło wiedzy o życiu i działalności poszcze­

gólnych postaci, z tym, że Portugalię traktowano epizodycznie, wybierano poszczególne punkty, nigdy nie łącząc ich w całość z perspektywy miejsca rozgrywających się wydarzeń. Podobnie było w przypadku innych wspo­

mnień z „krańca Europy", które ukazywały się sukcesywnie w latach kolej­ nych. To opóźnione zainteresowanie tematyką polskiej emigracji wojennej w Portugalii sprawiło, iż badania prowadzone na tym obszarze mają i mieć

już będą ograniczenia w postaci utraty możliwości kontaktu z bezpośred­ nimi świadkami tamtych czasów. Pozostają wspomnienia ich potomków

i bliskich, bardzo rzadko wspomnienia osób, które obserwowały owe wy­ darzenia oczami dziecka.

Za pionierską pracę należy uznać wystawę „Polacy w Portugalii w latach 1940-1945”, przygotowaną w 2011 r. przez Urząd do Spraw Kombatantów

i Osób Represjonowanych Rzeczypospolitej Polskiej pod kierownictwem dr. Jana Stanisława Ciechanowskiego i przy współpracy z Ambasadą RP w Liz­

85

S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 596.

86

Krytykowane turnieje tenisowe Schimitzek mógł oglądać osobiście. Do Caldas da

Rainha podróżował służbowo, ze względu na działającą tam filię oddziału pączkowego. Zatrzymywał się z reguły w hotelu Lisbonense, który uchodził za reprezentacyjny, gdzie jednak - jak pisał - nic było bieżącej wody w pokojach, a brudną wodę z wiader pokojówki,

upatrzywszy właściwą chwilę, z rozmachem wylewały przez okna (ibid.). Zwyczaj wylewania na ulicę brudnej wody z gospodarstw domowych, już praktycznie w XX wieku zanikający, pozostawi! w jęz. port, wyrażenie: sem dizer dgua vai (dosl. bez powiedzenia, że woda leci).

Osoby wylewające brudną wodę przez okno na ulicę ostrzegały przechodniów, krzycząc: Agua vai! Wyrażenie sem dizer dgua vai oznacza zrobienie czegoś nagle, nieoczekiwanie

i bez ostrzeżenia.

50

bonie87 oraz wydany w 2015 r. album pod tytułem „Portugalio, dziękujemy! Polscy uchodźcy cywilni i wojskowi na zachodnim krańcu Europy w latach 1940-1945”88. Był to w zasadzie pierwszy polski głos w międzynarodowych

badaniach dotyczących uchodźców z czasów II wojny światowej, którzy schronili się w portugalskim Estado Novo. W trójjęzycznym, pokaźnych

rozmiarów albumie opublikowane zostały fotografie Stanisława Schimitzka

z Portugalii. Zdjęcia te oznaczone są skrótem ZJK, co oznacza Zbiory Juliusza Karskiego, zięcia Stanisława Schimitzka. Przedstawiają widoki z Lizbony,

a także z miejscowości takich jak: Sintra, Cascais, Estoril, Obidos, Alcobaęa, Evora... Na niektórych z nich widać córkę Schimitzka, Ewę, jego żonę El­

żbietę oraz innych uchodźców z Komitetu Pomocy Uchodźcom Polskim

w Lizbonie, a także z ośrodków na prowincji. Na fotografiach są również Portugalczycy. Czasami znajdują się na nich przypadkowo, są niczym sztafaż w pejzażu, jak np. mężczyźni przy pracy na łodziach transportowych varinos

na Tagu w Lizbonie czy spacerowicze w porcie Figueira da Foz. Niekiedy, choć rzadko, stają się głównym celem fotografii, portretem, jak mieszkańcy

Alcobaęy - kobiety jadące na osłach, mężczyzna na wozie, dziewczynka

w kwiecistej sukience z dzbanem na głowie czy gromada kilkunastu chłop­ ców z miasteczka Ericeira, obutych lub nie89, roześmianych i w połatanych

87 Z ówczesną ambasador RP w Portugalii - Katarzyną Skórzyńską. Inauguracja wy­ stawy [pod port, tytułem: Exilados, politicos e diplomatas em tempos dificeis (Wygnańcy, politycy i dyplomaci iv trudnych czasach)] odbyła się 29 IX 2011 r. w Espaęo Memória dos

Exilios (Miejscu Pamięci o Wygnaniach/ tłum. AP) w podlizbońskiej miejscowos'ci Estoril. Wystawa została zaprezentowana także w dawnej Kancelarii (Casa do Despacho) Kos'cioła

Miłosierdzia w Tavirze (AJgarve, Portugalia), 3 V 2013 r., dzięki staraniom Międzynarodo­ wego Stowarzyszenia Paremiologii oraz Ambasady RP w Lizbonie. Polskojęzyczną wersję

przedstawiono 7 XII 2011 r. w Bibliotece Narodowej w Warszawie. 2 III 2012 r. wystawa gos'ciła w siedzibie Centrum Języka Portugalskiego Instytutu Camóesa w Lublinie. Od 8 X 2013 r. do 20 X 2013 r. ekspozycję można było obejrzeć również w Bibliotece Uniwersytetu

Warszawskiego. Więcej o wystawie - zob. artykuł A. Ważyńskiej pt. Wystawa Polacy iv Por­ tugalii

latach 1940-1945, „Kombatant. Biuletyn Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób

Represjonowanych”, 2011, nr 12 (252), s. 12-15, a także W. Kowalskiego, Na krańcu Europy.

Zapomniany wojenny exodus Polaków, „Kombatant. Biuletyn Urzędu do Spraw Kombatantów

i Osób Represjonowanych”, 2015, nr 6 (294), s. 3-8. 88 89

J.S. Ciechanowski, Portugalio, dziękujemy!... Mniej więcej od końca lat 20. XX w. podejmowano w Portugalii zintensyfikowane

próby zwalczania powszechnego społecznego zwyczaju chodzenia boso. Noszenie butów było prawnie nakazane m.in. w Porto czy w Lizbonie. Organizowano kampanie społeczne, tzw. campanhas do pedescalęo (kampanie nieobutej stopy), które szerzyły informacje o zagro-

51

Ilustracja 11: Plansza tytułowa wystawy Macy w Portugalii w latach 1940-1945” Na zdjęciu ppłk Jan Kowalewski z córką Teresą, nieopodal lizbońskiej stacji kolejowej Rossio, okres pomię­ dzy 1940 a 1944 r. Źródło: Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.

52

spodniach. Siedzą przy miejskim pręgierzu na Largo do Pelourinho. Foto­

graf (Schimitzek?) wykonał dwa ich ujęcia. Wśród zdjęć znaleźć też można te przedstawiające pracowników działu pączkowego polskiego Komitetu

Pomocy i wiele innych. O pracy polskiej dypomacji oraz polskiego wywiadu w Portugalii w latach II wojny światowej pisali polscy historycy: Tadeusz Piszczkowski, Tadeusz

Panecki i Jan Stanisław Ciechanowski*90. W ostatnim czasie ukazała się książka

pt. „Na wolność przez Lizbonę. Ostatnie okręty polskich nadziei” napisana przez Adama Grzybowskiego we współpracy z prof. Jackiem Tebinką91. Publikacja to niezwykle bogata, autorom udało się dotrzeć do wielu źródeł,

przede wszystkim polskich, które w znaczący sposób rozszerzyły aktualną historyczną wiedzę o stosunkach polsko-portugalskich.

Aktywność w rozpowszechnianiu pamięci o polskich uchodźcach wo­ jennych w Portugalii przejawia także Ambasada RP w Lizbonie. To dzięki jej staraniom 29 września 2011 r. w hotelu Paldcio w Estoril odsłonięto pamiąt­ kową tablicę poświęconą Ignacemu Janowi Paderewskiemu, który spędził tam swoje ostatnie chwile w Europie, pomiędzy 8 a 27 października 1940 r.92

Kilka lat później współpraca Ambasady RP w Lizbonie z Urzędem Miej­

skim w Cascais zaowocowała udostępnieniem przez lokalne władze miejsca

przeznaczonego na Pomnik Polskich Emisariuszy. Rzeźbę odsłonięto 26 żeniach wynikających z nieużywania obuwia, z amputacją stopy włącznie. W wyniku tych

działań, a także dzięki akcjom podejmowanym przez różne organizacje charytatywne, które rozdawały buty najuboższym, coraz więcej Portugalczyków z niższych warstw społecznych nosiło obuwie. Popularne były m.in. drewniane chodaki, tzw. alpercatas (zob. np. Arquivo Distrital do Porto, Alpercatas em madeira, PT/ADPRT/ASS/LPPS/DIR/013-006/000271].

W Polsce międzywojennej, latem, boso chadzały często dzieci, ale nie tylko. W uboższych gospodarstwach były dzieci, które nie miały w ogóle obuwia, dlatego zimą nie wychodziły na zewnątrz (J. Mruk, Moda dziecięca w przedwojennej Polsce, www.niepodlegla.gov.pl, data

dostępu: 30 VI 2021). 90 T. Piszczkowski, op. cit.; T. Panecki, op. cit.; J.S. Ciechanowski, Działalność terenowych placówek... Półwysep Iberyjski...', idem, Os servięos secretos polacos em Portugal...; idem, Polski wywiad wojskowy iv Portugalii...; idem, Bohaterowie polskiego wywiadu....

91 92

A. Grzybowski, J. Tebinka, op. cit. W latach II wojny światowej Paldcio w miejscowości Estoril był jednym z hoteli, gdzie

zwykle zatrzymywali się alianci. Pozostałe to: Aviz, Metrópole i Europa (w Lizbonie), a także Grandę Hotel do Estoril oraz Grandę Hotel de Italia. Hotele, w których zazwyczaj mieszkali przedstawiciele państw Osi to lizbońskie: Avenida Pałace, Atlantico, Vitória, Tivoli, Duas Naęóes, Hotel Suięo. Zob.: A. J. Telo, Propaganda e Guerra Secreta em Portugal (1939-45),

Lisboa 1990, s. 11.

53

IGNACY JAN PADEREWSKI

Ilustracja 12: Tablica w Hotelu Paldcio w Estoril poświęcona Ignacemu Janowi Paderewskiemu, odsłonięta 29.09.2011 r. Źródło: A. N., Polonika iv Portugalii, https://lizbona.msz.gov.pl/pl/ wspolpraca_dwustronna/polonika_w_portugalii/, data dostępu: 21 VIII 2019.

Ilustracja 13: Uroczyste odsłonięcie pomnika polskich emisariuszy w Estoril, 26 VI2016 r. Za pomnikiem, od prawej strony stoją: prof. Bronisław Misztal, ambasador RP w Portugalii, jego małżonka Anna kosirzewa-Misztal, radca ds. ekonomicznych, Andre Jordan i jego syn Gilber­ to Jordan Źródło: Galeria deJotografias .Os tres emissdrios polacos”, http://www.andrejor-

dangruup.pt/tres-emissdrios-polacos.html, data dostępu: 16 X 2019.

54

czerwca 2016 r., w centrum Estoril, przy Avenida Clotilde, niedaleko hotelu Palacio i kasyna. Ma ona formę ławeczki, na której siedzą trzej polscy emi­

sariusze -Jan Karski, Jan Nowak-Jeziorański i Jerzy Lerski, spoglądający

w stronę Oceanu Atlantyckiego. Po bokach znajdują się mozaiki w formie portugalskiej calęady, przedstawiające godła państwowe Polski i Portugalii.

W bezpośrednim sąsiedztwie pomnika umieszczono postument, na którym

widnieje napis: Foi graęas a estes homens e a outros heróis anónimos que o terror da Segunda Guerra Mundial chegou mais cedo ao firn. A sua coragem e sabedoria contribuirani para as bases do sistema transatlantico. Passados

setenta anos, o atlantismo continua a ser a chave para a paz e a estabilidade das naęóes europeias93.

Autorem rzeźby jest prof. Karol Badyna z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, jej fundatorem natomiast Andre Jordan, autor cytowanych

w niniejszej pracy wspomnień „Urna viagem pela vida”. Wystawa „Polacy w Portugalii w latach 1940-1945” była po 2011 r. pre­

zentowana jeszcze kilkakrotnie. W styczniu 2013 r. w Espaęo Memória dos Exilios (Miejscu Pamięci o Wygnaniach) w Estoril, we współpracy z Amba­ sadą RP w Lizbonie, ponownie pokazano jej portugalskojęzyczną wersję pt.

„Exilados, politicos e diplomatas em tempos dificeis” („Wygnańcy, politycy i dyplomaci w trudnych czasach”)94. Wydarzenie poprzedziło wydanie pub­

likacji pod takim samym tytułem95. Prezentacji ekspozycji, w sześćdziesiątą

ósmą rocznicę wyzwolenia zburzonej stolicy Polski spod okupacji niemie­

ckiej96, towarzyszyła emisja filmu dokumentalnego Marii Kwiatkowskiej pt. „Warszawa nie zapomni” (1993 r.), z napisami w języku hiszpańskim. 18 maja 93 Tłum. (AP): „To dzięki tym ludziom oraz innym anonimowym bohaterom terror II wojny światowej zakończył się wcześniej. Ich odwaga i mądrość uformowały fundamenty

systemu transatlantyckiego. Po siedemdziesięciu latach atlantyzm nadal stanowi klucz do

pokoju i stabilności narodów europejskich". 94 Zob.: A. N. Exilados, politicos e diplomatas em tempos dificeis - Publicaędo e fihne euocam 68 anos sobre a libertaęao de Varsóvia. Apresentaędo, https://www.cascais.pt/noticia/exilados-

politicos-e-diplomatas-em-tempos-dificeis-publicacao-e-fiłme-evocam-68-anos-sobre, data dostępu: 25 XI 2020. 95 J.S. Ciechanowski, E.rilados, politicos e diplomatas em tempos dificeis, tłum. T. Fernandes

Swiatkiewicz, Cascais 2012. 96

Dokładnie 2 dni po tejże rocznicy, 19 I 2013 r.

55

2019 r. w Vilar Formoso zostały zaprezentowane trzy wystawy dotyczące

Polski i Polaków w okresie II wojny światowej: „Polonia 1939-1947. O preęo da honra” („Polska 1939-1947. Cena honoru”), “Os polacos em Portugal nos anos de 1940-1945" („Polacy w Portugalii w latach 1940-1945") oraz “Se-

tembro 1939. A defesa de Varsóvia” („Wrzesień 1939. Obrona Warszawy”)97. Wydarzenie było wspólną inicjatywą władz portugalskich miejscowości Almeida (port. Camara Municipal de Almeida) oraz Vilar Formoso (port. Junta dc Freguesia de Vilar Formoso), hiszpańskiej Fuentes d’Ońoro (hiszp.

Ayuntamiento de Fuentes de Ofwro), a także Ambasad RP w Portugalii i Hi­ szpanii, stowarzyszeń Associaęao Sociocultural “Tierras de Piedra”(Stówarzy-

szenia Społeczno-Kulturowego „Tierras de Piedra”) oraz Asociación Histórico Cultural “Poland First to Fight” (Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego

„Poland First to Fight").

97 Dwie pierwsze wystawione zostały w Centro dc Desenuohdmento Transfronteirięo (Cen­ trum Rozwoju Jransgranicznego), ostatnia na terenie muzeum Vilar Formoso Fronteira da Paz, Memoriał nos Rcfugiados e ao Cónsul Aristides de Sousa Mendes (Vilar Formoso [-] gra­ nica pokoju, pamięci uchodźców i konsula Aristidesa de Sousy Mcndesa), gdzie odsłonięto tablicę upamiętniającą „polskich Żydów, którzy tędy [przez Vilar Formoso - przyp. AP]

przeszli podczas ucieczki przed nazistowskim prześladowaniem”. Zob.: materiał filmowy

z wydarzenia: A. N. Sctembro de 1939 - A Defesa de Varsóvia, Localvisao TV, https://www. youtube.com/w'atch?v-l2vHdBp8U6U, data dostępu: 25 XI 2020).

56

ROZDZIAŁ 2

L5:2+*:A+* 697Am24:A 9s9a5s:2?9 8*79 p9e2 +2p+2-24:*385 5 *A:97+2*385 *A:9+*

Niezwykła różnorodność treści autobiograficznych dowodzi, iż autobiografia

[z gr. autós (sam) + bios (życie) + grapiw (piszę)] to „gatunek proteuszowy”9899 , a przez to dość trudny do zdefiniowania. Wydany w 2002 r. „Słownik ter­

minów literackich” podaje, iż autobiografia to: Utwór piśmienniczy, którego tematem jest własne życie autora, jego koleje

losów i czyny, zdarzenia, których był świadkiem, doświadczenia, które nabywał, ewolucja zapatrywań i postawy wobec świata (...) biografia ja­

kiejś osoby (całościowa lub fragmentaryczna) przez nią samą napisana".

Podejmując próbę odpowiedzi na pytanie, czym jest autobiografia (albo

czym z pewnością nie jest), niektórzy badacze w wielorakich formach auto­ biograficznych poszukuje} swoistej, ponadgatunkowej jakości; mówią o ce­ chach autobiograficzności, autobiografizmie, pakcie autobiograficznym, akcie autobiograficznym, sytuacji autobiograficznej, trójkącie autobiograficznym,

postawie autobiograficznej itp. Inni, kierując swą uwagę raczej do wnętrza

istoty tychże treści, podejmują próbę uwypuklenia różnic pomiędzy nimi i metodą klasyfikacji dążą do lepszego uświadomienia sobie własnej sytua­

cji poznawczej. Konstruują nazwy7 i definicje takich form jak np. pamiętnik albumowy, wspomnienia z podróży, gawęda wspomnieniowa itd100. 98

Określenie prof. Małgorzaty Czermińskiej: „Niektórzy badacze zdecydowa­

nie traktują autobiografię jako gatunek, wprawdzie trudny do zdefiniowania, pro-

teuszowy, ale rozpoznawalny, mający swoją historię ". Zob.: M. Czermińska, O auto­ biografii i autobiograficzności, [w:] Autobiografia, red. M. Czermińska, Gdańsk 2009, s. 5-17.

99 M. Głowiński et al., Słownik terminów literackich, Wrocław 2002, s. 50-51. 100 Niekiedy przyjmuje się, iż termin „wspomnienia” jest synonimem słowa „pamiętnik’’

(ale nie w jego wąskim, gatunkowym znaczeniu, odnoszącym się zwykle do pamiętnika o swobodnej budowie i najczęściej niewielkich rozmiarów). W niniejszej pracy terminy

57

Zbiór wszystkich tych treści autobiograficznych dość często określany jest przez polskich badaczy jako literatura dokumentu osobistego. Termin ten stwo­

rzy! w latach 80. ubiegłego wieku krytyk literacki i historyk literatury - Roman

Zimand101. W swoich rozważaniach zwrócił on uwagę na dwubiegunowy charak­ ter literatury dokumentu osobistego (podobnie jak autorzy przytoczonej wyżej słownikowej definicji autobiografii), twierdząc, iż składa się ona ze „świata pisania o sobie wprost” i „świata naocznego świadectwa”102. Typ pierwszy, określany tak­ że mianem intymistyki, to innymi słowy te formy autobiograficzne, w których autor przyjmuje postawę introwertywną, uwypukla swoje przeżycia wewnętrzne

i najbardziej osobiste myśli, dla których świat zewnętrzny stanowi tylko scenerię. Do tego nurtu zaliczyć można takie formy literacko-gatunkowe jak np.: dziennik

osobisty, cykl listów miłosnych, gawędy wspomnieniowe. Typ drugi odpowiada postawne ekstrawertywnej autora, który swoją uwagę skupia przede wszystkim

na świecie zewnętrznym, innych ludziach, wypadkach historii, politycznych re­

aliach itd.; tworzy np. dziennik-kronikę, listy z podróży, relację, wspomnienia o kimś. W rzeczywistości oba te bieguny zbiegają się ze sobą w formach pośred­ nich, zawierających zarówno elementy' autorskiej uwagi „na zewnątrz”, jak i „do wewnątrz”, a o przyznaniu danemu dokumentowi osobistemu statusu literatury

decyduje ostatecznie sam czytelnik. Robi to na podstawie odnalezionego w tekście

„nadmiaru”, tj. min. naddań czysto literackich a także odnalezionych w tekście informacji, które pozwalają wniknąć w dany czas lub grupę społeczną103. Ciekawe spojrzenie na autobiografię zaproponowała w 2000 r. Małgorzata Czermińska1^. Do dwóch biegunów, które na polu literatury dokumentu osote są używane synonimicznie, choć jak zauważa M. Czermińska: „w tradycji badawczej podkreśla się, że kompozycja wspomnień bywa bardziej otwarta [niż kompozycja pamięt­ nika - przyp. AP], z tendencją do fragmentaryczności, i podmiot może się w nich odsuwać

jeszcze dalej w głąb od pierwszego planu, organizując poszczególne partie tekstu wokół wybranych zdarzeń lub osób". Zob.: M. Czermińska, O autobiografii..., s. 14.

101 R. Zimand, O literaturze dokumentu osobistego w ogóle a o diarystyce idem, Diarysta Stefan Ż.. Wrocław 1990, s. 6-41.

szczególności, [w:]

102 O .postawie świadka" i „postawie intymisty" pisała jeszcze przed Zimandem Małgo­ rzata Czermińska (eadem, Autobiografia i powieść czyli pisarz i jego postacie, Gdańsk 1987, s. 7-28).

103

Więcej na ten temat zob.: R. Zimand, op. cit., s. 25-31. „Każda percepcja dzieła jest więc

zarazem interpretacją i wykonaniem, gdyż w trakcie każdej z nich dzieło odżywa na nowo w oryginalnej perspektywie’ (U. Eco, Dzieło otwarte. Forma i nieokreśloność w poetykach współczesnych, Warszawa 2008, s. 70).

104 M. Czermińska, Autobiograficzny trójkąt - świadectwo, wyznanie i wyzwanie, Kraków 2000. Pozycja ta nie została uwzględniona w cytowanym już Słowniku terminów literackich (hasło:

58

bistego, niczym kamienie milowe, ulokował Roman Zimand Oświat pisania o sobie wprost” i „świat naocznego świadectwa”) Czermińska dodała punkt trzeci, skupiający się nie tyle na osobie autora opisującego to, co wewnątrz

lub na zewnątrz, ale na osobie czytelnika. Nowatorskość owego spojrzenia nie polegała oczywiście na wprowadzeniu czytelnika do treści form autobio­ graficznych, ale na uświadomieniu sobie jego istnienia, wydobyciu go z cienia,

zauważeniu zwrotów typu „do potomności”, „dla moich dzieci”, „dla przyszłych pokoleń”, innymi słowy na dostrzeżeniu kręgu osób, do których pamiętnikarz

czy autobiograf kieruje swoją opowieść, choćby tę najbardziej intymną, two­ rzoną początkowo tylko dla siebie. Wszelkie słowo pisane, nawet obwarowane najróżniejszymi zastrzeżeniami, rodzi możliwość trafienia w niepowołane

ręce, a więc wyklucza absolutną poufność - oto paradoks ekspresji intymnej.

Czytelnik zatem istnieje zawsze, nawet w swej możliwości zaistnienia. Jak za­ uważa Roman Zimand: „Oprócz mieszkańców krajów totalitarnych, w których

prowadzenie dziennika związane może być z nieprzyjemnościami, represjami lub wręcz utratą życia, każdy autor diariusza wie dziś, że jego zapisy mogą być

opublikowane, i to nie jako «pisma pośmiertne». Niezależnie więc od zamiarów, świadomość tego musi w jakiś sposób sterować pisaniem”* 105.

W ten sposób ograniczony dwoma punktami „odcinek autobiograficz­ ny” Romana Zimanda w rozumieniu Małgorzaty Czermińskiej przeobraża

się w „autobiograficzny trójkąt”, przedstawiony na następnej stronie, na

ilustracji 14. Każdy z trzech wierzchołków owego trójkąta rodzi określoną „postawę autobiograficzną”. Obok „postawy wyznania”, przynależnej introwertywne-

mu spojrzeniu autora i ekspresyjnej, ukierunkowanej na świat zewnętrzny „postawy świadectwa”, osoba czytelnika implikuje konieczność przyjęcia „postawy wyzwania”, która w polskiej literaturze dokumentu osobistego, jak się powszechnie uważa, uformowana została przez Witolda Gombro­

wicza - jego publikowane za życia dzienniki prowokowały czytelnika do interakcji, wciągając go w nurt powstającego tekstu106. Publikacja własnych

dzienników osadzonych w aktualnej rzeczywistości - tak nowa w Pol­

sce - w skali światowej nie była wydarzeniem bez precedensu. W 1939 r.

autobiografia), który w druku ukazał się 2 lata po wydaniu Autobiograficznego trójkąta... 105 Zob.: M. Czermińska, Autobiograficzny trójkąt..., s. 15; R. Zimand, op. cit., s. 36. 106 W. Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Paris 1957; idem, Dziennik 1957-1961, Paris 1962; idem, Dziennik 1961-1966. Operetka, Paris 1966; idem, Dziennik 1967-1969, Kraków 1992.

59

wydany został pierwszy tom dziennika Andre Gidea107, dwanaście lat przed śmiercią pisarza. Jak zauważa Roman Zimand, wybuch II wojny

światowej przesunął faktyczną recepcję tego wydarzenia w Polsce mniej

więcej o dekadę108.

Czermińska, podobnie jak wcześniej Zimand, podkreśla, iż opisane przez

nią postawy autobiograficzne to tylko [albo aż - przyp. AP] teoretyczne mo­

dele idealne, które w rzeczywistości, w materii konkretnego tekstu, sytuują się gdzieś pomiędzy opisanymi, abstrakcyjnymi biegunami; przy czym jeden biegun może dominować nad innymi, nigdy zaś ich nie wyklucza - trójkąt

pozostaje trójkątem, nawet jeśli zdaje się być prawie tak płaski jak odcinek.

Powstanie analizowanych w niniejszej książce wspomnień byłych pol­ skich uchodźców wojennych przebywających w Portugalii w latach 40. ubiegłego wieku spowodowane było m.in. chęcią dania świadectwa o waż­ nym fragmencie polskiej historii rozgrywającej się „na krańcach Europy”, jednak sami autorzy i ich wizja czytelników zajmują w tych treściach dość 107

A. Gide, Journal, 1889-1939, Paris 1939.

108

R. Zimand. op. cii., s. 34. Zimad podaje r. 1938 jako datę pierwszego wydania dzien­

nika Gide a. Na stronic internetowej wydawcy widnieje informacja, iż dziennik ukazał się w druku 1V1939 r.. http://www.gallimard.fr/Catalogue/GALLIMARD/Bibliotheque-deIa-Pleiade/Journal3. data dostępu: 12 XII 2017.

60

obszerne miejsce. Dzieje się tak z uwagi na charakter literacki tekstów auto­ biograficznych i wszystkie tego konsekwencje, jak np. stosowanie literackiej

fikcji, o czym niżej. Szersze dostrzeżenie w autobiografii działania literackiego, a nie tylko historycznego, pojawiło się wraz ze schyłkiem formalizmu i jego ograniczo­ ną definicją literackości. Namysł postmodernistyczny poszerzył literackie kategorie i obok literatury pięknej (fr. belles-lettres) postawił także piśmien­

nictwo (fr. ecriture), przy czym ustalenie dokładnego, sztywnego podziału pomiędzy literaturą a autobiografią wydaje się być niemożliwe. W czerwcu

1999 r., na kongresie poświęconym autobiografii, Philippe Lejeune, znawca pisarstwa autobiograficznego i dzienników osobistych109, zwrócił uwagę, iż literackość jako nacechowanie właściwe literaturze pięknej nie jest przy­

należne całości tekstów autobiograficznych. Mówił: „Autobiografia więc,

w tej mierze, w jakiej jest ona dziełem literackim, dąży do połączenia Piękna i Prawdziwości”110. Na wybiórczość w przyznawaniu autobiografii/ dokumentowi osobi­

stemu miana literatury zwraca uwagę również Roman Zimand. Według niego granicę literackości wyznacza sam czytelnik na podstawie pewnego „nadmiaru”, który odnajduje w listach, wspomnieniach czy dziennikach.

„Nadmiarem” są wartości informacyjne danego tekstu, który w pewnym stopniu pozwala na powrót wejść w miniony czas; w tym rozumieniu 109 Philippe Lejeune (ur. w 1938 r.) - wieloletni wykładowca literatury francuskiej na Uniwersytecie Paris-Nord (Villetaneuse), współzałożyciel i działacz Stowarzyszenia na rzecz Autobiografii i Dziedzictwa Autobiograficznego (fr. FAssociation pour lautobiographie

et Icpatrimoine autobiographique). Informacje o działalności stowarzyszenia dostępne są na stronie internetowej: autobiographie.sitapa.org (tylko w jęz. fr., data dostępu: 22 XII 2017). Lejeune napisał m.in.: Lautobiographie en France (Paris 1971), Le pacte autobiographique (Pa-

ris 1975), Lirę Leiris. Autobiographie et langage (Paris 1975), Je est un autre. Lautobiographie de la litterature aux medias (Paris 1980), Moi aussi (Paris 1986), “Cher cahier...": temoignages

sur le journal personnel (Paris 1989), La pratique du journal personnel. Enquete (Paris 1990),

Le moi des demoiselles. Enquete sur le journal de jeune filie (Paris 1993), Pour lautobiographie. Chroniques (Paris 1998), Les brouillons de soi (Paris 1998), “Cher ecran...”: journal personnel,

ordinateur, Internet (Paris 2000), Un journal d soi. Histoire dune pratique (wraz z Catherine

Bogacrt, Paris 2003), Signes de uie. Lepacte autobiographique 2 (Paris 2005), Le journal intime.

Histoire et anthologie (wraz z Catherine Bogaert, Paris 2006). Lejeune prowadzi także stronę internetową poświęconą autobiografizmowi i dziennikom osobistym: www.autopacte.org (tylko w jęz. fr., data dostępu: 22 XII 2017). 110 P. Lejeune, Czy można zdefiniować autobiografię?, tłum. R. Lubas-Bartoszyńska, [w:]

idem, Wariacje na temat pewnego paktu. O autobiografii, Kraków 2001, s. 10.

61

„nadmiar” może też stanowić czas i miejsce prowadzenia zapisów oraz

sama osoba autora. Oprócz wartości informacyjnych „nadmiar” mogą sta­ nowić również naddania czysto literackie - gra pomiędzy prawdą i fikcją czy operacje językowe111. W analizowanych w niniejszej pracy wspomnieniach „nadmiar” sta­

nowią opisy losów Polaków na emigracji w Portugalii podczas II wojny

światowej, informacje dotyczące ich wzajemnych relacji, opis ich na­ strojów, intryg, walk o wpływy. „Nadmiarem” są także sylwetki samych

autorów - dyplomatów, polityków, artystów czy naukowców, osób w pewien sposób uprzywilejowanych, przede wszystkim ze względu na

szerszy horyzont spojrzenia, większą świadomość polityczno-społeczną itd. Fikcja literacka występuje w odtwarzanych z pamięci dialogach112113 .

Wątpliwe jest, aby wplecione w główną tkankę tekstu wypowiedzi innych

osób były wiernym odwzorowaniem sekwencji słów rzeczywiście wy­ powiedzianych. Są to wtręty o charakterze metatekstowym, za pomocą których autor pragnie oddać raczej ogólny sens całego przekazu, niż jego wierną kopię. Tworzy w ten sposób udialogizowany utwór literacki

w konwencji opowiadania o swoim życiu (opowiadania opartego przecież na fikcji); rozmawiające ze sobą osoby stają się bohaterami literackimi.

Oto jeden z przykładów ze wspomnień Stanisława Schimitzka, podany w konwencji anegdoty”3:

111 R. Zimand, op. cit., s. 25-41. 112 Zob.: J. Trzynadlowski, Struktura relacji pamiętnikarskiej, [w:] Księga pamiątkowa ku czci Stanisława Pigonia, red. Z. Czerny et al., Kraków 1961, s. 581.

113 Anegdot we wspomnieniach Schimitzka nie brakuje, szczególnie w maszynopisach, gdzie przytacza np. żarty odnoszące się do wojsk państw Osi czy różne zabawne sytuacje

z codziennego życia: „Krzyś len jest typowym enfant terrible. Pewnego razu przyszedł do Komitetu i z poważną miną zażądał rękawiczek dla siebie, bo «jedzie do Kanady». Na zapytanie, dlaczego tam wyjeżdża, odpowiada: «Bo tatuś się boi wojska». Innym razem w kilka osób byliśmy w garażu, gdzie stal samochód ks. Wołkowskiego. Ksiądz stal przy

samochodzie a obok na ziemi leżał wąż do podlewania, kończący się w miejscu, gdzie stał ks. Wołkowski. Krzyś (...) odkręcił kurek wodociągu. Woda z sykiem zaczęła lać się silnym strumieniem do nogawki od spodni ks. Wołkowskiego. Na jego krzyk Krzyś schował się w głębi garażu nie zdając sobie zupełnie sprawy, że jego zabawfaj mogła mieć tak «dale-

ko sięgające

i utl

mit? k, Na krawędzi Europy. Wspomnienia z lat 1940/46

(mps)..., i. 2, s. 57]. O poczuciu humoru S. Schimitzka wspomina w rozmowie jego krewna, Joanna Firek.

62

W Poselstwie, na małej ławeczce w sieni, która spełnia rolę poczekalni, spotykam swego paryskiego kolegę Zabłockiego"4. Widzę, że obok nie­

go usiadł drugi radny miejski z Łodzi, główny antagonista „endeka”’15 Zabłockiego, rabin Chaim Kruger110* 116 115 . Po oziębłym przywitaniu i dłuż­

szym milczeniu rabin widocznie uznaje, że należy wszcząć towarzyską rozmowę. Odbywa się ona w formie urywającego się co chwila dialogu: K: „To Pan mecenas w Lizbonie...” Z: „A w Lizbonie.”

K: „To dobrze, bardzo dobrze...A Pan mecenas sam?” Z: „Sam.”

K: „To dobrze, bardzo dobrze...A Pan mecenas ma żonę?” Z: „Mam.”

K: „To dobrze, bardzo dobrze...A szanowna małżonka gdzie?” Z: „W Sztokholmie.”

11-4

Tadeusz Zabłocki-Gwasz (1904-1997) - syn polskiego ziemianina i kupca. Dzieciństwo

i lata gimnazjalne spędził w Kijowie. Podczas studiów na wydziale prawno-ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego wstąpił do Młodzieży Wszechpolskiej. Po ukończeniu studiów

w 1928 r. przez 4 lata pracowała w MSZ, początkowo jako asystent Karola Poznańskiego, konsula generalnego w Paryżu. Później doszedł do stanowiska zastępcy konsula generalnego

w Amsterdamie. Jego karierę dyplomaty przerwał romans z zamężną córką holenderskiego arystokraty'. Po utracie zatrudnienia w MSZ rozpoczął aplikację adwokacką w Lodzi. We LX 1939 r., wraz z żoną Ad;} Karczewską, wyjechali samochodem najpierw do Warszawy.

potem do Lublina, Brzes'cia nad Bugiem, Iwaczewicz, Baranowicz, Dolmatowszczyzny, gdzie

dowiedział się o wtargnięciu Armii Czerwonej na terytorium Polski, i do Kowna. Z Kowna do Rygi pojechali pociągiem, a stamtąd do Sztokholmu. Przez Malmó, Amsterdam i Bruk­ selę Zabłocki, już bez małżonki, dotarł do Paryża (01XI1939 r.). Wspólnie z Schiinitzkiem

Zabłocki pracował w tzw. komisji Hallera. Po klęsce Francji znalazł się w Lizbonie, skąd 16 VIII 1940 r. na pokładzie wojskowego transportowca „Alka” wypłynął na Wyspy Brytyj­

skie. Zob.: S.S. Nicieja, Z Kijowa na Piccadilly. Wokół biografii Tadeusza Zablockiego-Gwasza, Opole 1993, s. 72-89. 115 Określenie polityka lub sympatyka partii Narodowa Demokracja (ND). 116 Chaim Tzvi Kruger (1904-1982) - w wieku 24 lat wyemigrował z Polski do Brukseli, gdzie objął rabinat. Po niemieckiej inwazji na Belgię, w V 1940 r., wraz z żoną i 5 dzieci

wyjechał do Bordeaux. Tam poznał portugalskiego konsula Aristidesa de Sousę Mendesa. Ze wspomnień Krugera wynika, iż Portugalczyk zaprosił całą jego rodzinę do swego domu,

zapewniając, iż wyda im wizy do Portugalii. Rabin przeciwstawił się temu, wskazując na tłumy uchodźców, którzy tak jak on próbowali wydostać się z Francji. Postawa Krugera

skłoniła ponoć Sousę Mendesa do podjęcia decyzji o wydaniu wizy każdemu, kto się po nią zgłosi. Zob.: Testimonials of Rabbi Chaim Kruger, 1941,1966; Testimonial of Rabbi Jacob

Kruger, 2013, http://sousamendesfoundation.org/family/kruger , data dostępu: 24 IX 2019.

63

K: „To dobrze, bardzo dobrze...A Pan mecenas ma dzieci?” Z: „Nie mam." K: „Oj, to dobrze, bardzo dobrze...” Z: (zirytowany) „Niby dlaczego to ma być tak bardzo dobrze?”

K: „Nu, bo jakby Pan mecenas miał dzieci, to pewnie byłyby takie same

antysemitniki jak tatuś"11'.

Ilustracja 15: Rabin Chaim Kruger i Aristides de Sousa Mendes, 1940 r. Źródło: http://sousamcndesfoundation.org/family/kruger, data dostępu: 24 IX 2019.

Gra pomiędzy prawdą i fikcją w formach autobiograficznych, występo­ wanie zimandowskiego „nadmiaru" wynika więc z potrzeby przekształce­

nia tego, co się wydarzyło w nośnik słowny, wypowiedź językową podległą konwencjom języka. Pisanie o swoich myślach czy przeżyciach jest tak na117 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 242. Kruger pojawia się we wspomnieniach Schimitzka jeszcze tylko raz, także w formie anegdoty: „W swoisty sposób objawia swą nie­ chęć do Birmy nasz dowcipniś, stary rabin Chaim Kruger z Lodzi. Na moje pytanie: «Cóż,

rebbe, jedzicmy do Birmy? - odpowiada kategorycznie: «Nie, nie jadę». «Dlaczego?» «Tam jest tygrys, może ugryźć". "A cóż, w Lizbonie są psy, może też któryś rebbego ugryźć . * ‘Jak pies ugryzie, to ja wiem, kto jego pan, kto zapłaci. A kto jest gospodarz tygrysa? " * (ibid., s. 348). Czytelnik tych wspomnień otrzymuje dość zredukowany portret Krugera (troszczący się o własne interesy „nasz dowcipniś”), choć nie jest pewne, czy Schimitzek

wiedział o jego współpracy z portugalskim konsulem Sousą Mendesem.

64

prawdę ich opisywaniem, nadawaniem im nowej formy, bez której niemoż­

liwe byłoby ich przekazanie. Tak jak nie sposób nakręcić film na podstawie

powieści bez jej uprzedniej adaptacji do scenariusza, tak niemożliwe jest

przedstawienie życia bez stworzenia opowieści o nim. Opowieść natomiast, jako utwór literacki, dopuszcza użycie przeróżnych form literackich kreacji, w tym także fikcji118.

Czynnikiem mogącym fałszować sposób przedstawiania zdarzeń jest ich racjonalizacja przez autora, który po fakcie uzasadnia i usprawiedliwia

swoje decyzje czy postawy. Jak zauważa francuski filozof Georges Gusdorf: Grzechem pierworodnym autobiografii jest więc przede wszystkim spój­

ność logiczna i racjonalizacja. Opowiadanie to świadomość, a ponieważ

świadomość narratora kieruje opowiadaniem, narratorowi wydaje się nieodparcie, że kierowała jego życiem. Inaczej mówiąc, nieuchronne

złudzenie optyczne przenosi konstytutywną refleksję uświadomienia na poziom danego wydarzenia119. Niemożliwe jest, aby w momencie pisania o zdarzeniach przeszłych stać

się na powrót ich uczestnikiem. Piętno doświadczenia zostawiane przez czas jest nieodwracalne. Autorzy treści autobiograficznych pisanych ex post odwołują się do historii zamkniętej, do której docierają za pośrednictwem

pamięci, i nad którą snują refleksje jako narratorzy wszechwiedzący, zna­ jący zakończenie. Ich świadomość wykracza o wiele dalej, poza referowany

przedział czasu, co sprawia, że mogą spojrzeć na niego z dystansem i ocenić według innych kryteriów, oprzeć się na innych osądach120. Z tego powodu wydają się być bardziej opanowani i powściągliwi niż niepewni jutra, znaj­ dujący się w centrum wydarzeń autorzy dzienników, piszący ex antę i oce­

niający wydarzenia według swojej aktualnej wiedzy. Dla nich przyszłość 118

Vivirpara contarla - taki tytuł otrzymała autobiografia G.G. Marąueza, który rozpoczął

ją mottem: „La vida no es la que uno vivió, sino la que uno reeuerda y como la reeuerda

para contarla” [tłum. (J. Karasek): „Moje życie jest tym, co i jak z niego zapamiętuję, żeby o nim opowiedzieć”. Zob.: G.G. Marquez, Vivirpara contarla, Barcelona 2002; wyd. poi.: idem, Życic jest opowieścią, tłum. J. Karasek, A. Rurarz, Warszawa 2004.

119

G. Gusdorf, Warunki i ograniczenia autobiografii, tłum. J. Barczyński, [w:] Autobiogra­

fia..., s. 36. 120 Zob. m.in.: M. Czermińska, O autobiografii..., s. 13-14; R. Zimand, op. cit., s. 32-33;

J. Trzynadłowski, op. cit., s. 578-579; M. Głowiński, Gry powieściowe. Szkice z teorii i historii

form narracyjnych, Warszawa 1973, s. 97.

65

stanowi jeszcze rozchwianą sferę dywagacji, a nie dystyngowaną pewność.

Gusdorf słusznie stwierdza: Trudność jest nie do pokonania: żadna sztuczka w prezentacji, nawet

genialnie wymyślona, nie zmieni faktu, że narrator zawsze zna dalszy

ciąg historii, którą opowiada, to znaczy, że wychodzi poniekąd od prob­ lemu rozwiązanego. Złudzenie zaczyna się zresztą już od momentu, gdy

opowiadanie nadaje pewien sens wydarzeniu, które ongiś miało kilka sensów, a może żadnego. Ten postulat sensu dyktuje wybór faktów,

szczegółów, które należy zatrzymać lub usunąć, wedle z góry określo­ nej zrozumiałości. Potknięcia, luki i deformacje pamięci mają tu swoje źródło, nie są one konsekwencją jakiejś czysto materialnej konieczności

czy przypadku, ale przeciwnie - pewnego wyboru dokonanego przez

pisarza, który przypominając sobie, chce nadać większą wartość takiej czy innej wersji, przejrzanej i poprawionej, swojej przeszłości, swojej

rzeczywistości osobistej121. Porządkowanie wspomnień, pomijanie jednych, z pozoru nawet błahych wydarzeń, uzupełnianie opisu innych zafałszowuje energię prawdziwej

struktury biegu życia - chaotycznej i nieprzewidywalnej. Redagowanie nawet uprzednio sporządzonych notatek to poważna ingerencja w opis

minionych zdarzeń, uczuć, myśli, kolejne nawarstwienie przysłaniające

obraz pierwotny122. Właściwie prawie wszystkie analizowane w niniejszej pracy wspomnienia polskich uchodźców wojennych z okresu ich bytności w Portugalii stanowią opis historii zamkniętej. Udostępnione szerszej pub­

liczności w postaci wydanej książki „wspomnienia portugalskie” Stanisława Schimitzka są zredagowaną przez samego autora wersją jego zapisków po­

wstałych w latach 1939-1946, a konkretniej - są wersją opartą na maszy­ nopisach powstałych w latach 50. na bazie tychże zapisków123. We wstępie

121

G. Gusdorf, op. cit., s. 37.

122 Zob. np. opis relacji Schimitzka z dr. Adelaidc Constantino, s. 197-200. 123 Zob. wstęp do niniejszej pracy. Stanisław Schimilzek opowiadał, żc to ojciec poradził mu. aby każdego dnia sporządzał krótkie notatki z tego, co się wydarzyło. Po latach był mu wdzięczny za ukształtowanie w nim tego nawyku. To było, jak mówił, zapisywanie nawet pojedynczych zdań, dzięki którym pamięć nabierała blasku (rozmowa z Joanną i Walde­ marem Firkami, 9 VIII 2017 r.J.

66

do publikacji Schimitzek zapewnia o staraniach wiernego oddania swych

przeszłych spostrzeżeń i osądów: Posługując się w miarę możności słownictwem użytym w obszernych no­

tatkach z tamtych lat, starałem się nakreślić wierny obraz swych przeżyć i myśli na tle toczącego się bezustannie koła historii, a także przedstawić ludzi, z którymi się stykałem, i ich czyny według ówczesnych swoich

spostrzeżeń i osądów12’’. Gdyby jednak chciał jak najwierniej przedstawić swe dawne życie oraz sądy, musialby całkowicie zrezygnować z redakcji sporządzonych przez siebie notatek i wydać je w niezmienionej formie. Świadomość trudności

w odtworzeniu przeszłych zdarzeń bez ich racjonalizacji dociera do Schimitzka przy pisaniu „Dróg i bezdroży minionej epoki...”, kiedy musi opierać

się przede wszystkim na swojej pamięci. We wstępie pisze: Zdając relację o minionych czasach, chcialbym utrzymać ją w granicach

tego, co wówczas docierało do mojej wiadomości, a w subiektywnej

ocenie wydarzeń nie kierować się przesłankami wynikającymi z do­ świadczeń późniejszych. Jakkolwiek dziś, po przeszło trzydziestu latach,

jest rzeczą wręcz niemożliwą zrekonstruować i oczyścić całkowicie z późniejszych nawarstwień to, co ongiś docierało do mej wiadomości

i na czym wówczas opierałem swoją ocenę zmieniających się sytuacji,

chcialbym uniknąć wrażenia, że przypisuję sobie ex post bystrość spo­ strzeżeń i zdolność przewidywań. Sądzę w świetle wieloletnich obser­ wacji, że pod tym kątem widzenia wszelkiego rodzaju wspomnienia tym autentyczniej oddają przeżycia, myśli i oceny autorów, im powstały bliżej

epoki, o której traktują124 125126 . W niezmienionej formie docierają do nas notatkijana Kosidowskiego120,

młodego wówczas mężczyzny, który po klęsce Francji przebywał w Portugalii 124 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 13. 125 Idem, Drogi i bezdroża minionej epoki. Wspomnienia z lat pracy w MSZ 1920-1939, War­ szawa 1976, s. 12.

126 Jan Kosidowski, Notatki z emigracji (rps), Muzeum Narodowe w Warszawie, Zbiory Ikonograficzne i Fotograficzne, bez sygn.Jan Kosidowski (1922-1992) - polski artysta fo­ tograf; syn Zenona Kosidowskiego (1898-1978). pisarza, eseisty i poety związanego z Pol-

67

wraz ze swoimi rodzicami. Znajdujące się obecnie w posiadaniu Muzeum

Narodowego w Warszawie materiały nie zostały dotychczas opublikowane.

Przypuszczać można, iż gdyby na ich publikację zdecydował się sam autor, niektóre treści mogłyby ulec zmianie w wyniku różnych jego późniejszych refleksji. Notatka z 25 czerwca 1940 r. zawiera relację z przekroczenia granicy Francji z Hiszpanią w miejscowości Hendaye: „Godz. 12 (midi) przechodzimy granicę (4 godziny potem Niemcy byli w Andai)”. Obok widnieje dopisek

autora, umieszczony w nawiasie: „To chyba nie było prawdą. VI-1986”127. Jednak nawet notatki spisywane na bieżąco nie oddają w pełni myśli

i odczuć ich autora. Pole racjonalizacji rozszerza się również ku przyszłości. Autor treści autobiograficznych jest (a przynajmniej powinien być) świadomy,

że jego twórczość może zostać rozpowszechniona, za jego zgodą lub bez. Świadomość ta musi w jakiś sposób kierować jego pisaniem, działać do pew­

nego stopnia ograniczająco (wspominany już paradoks ekspresji intymnej). Słowo napisane i udostępnione szerszej publiczności staje się czynnikiem aktywnym w życiu jego autora, mogącym przynieść mu społeczną akceptację

lub dezaprobatę, być środkiem do duchowego katharsis lub przyczynkiem do kłopotów z aktualnie obowiązującym prawem, zwyczajem społecznym

itd. Daniel Kahneman, amerykański noblista z 2002 r. w dziedzinie nauk ekonomicznych za psychologiczne odkrycia dotyczące racjonalności ludzkich

osądów i decyzji, zwraca uwagę, iż ludzie mają tendencję do projektowania przyszłych wspomnień128. Autor twierdzi, iż człowiek dla samego siebie jest jaźnią pamiętającą, a jaźń doznającą, która naprawdę żyje jego życiem, trak­ tuje jako obcą osobę. Pisze: „Odd as it may seem, 1 am my remembering self,

and the experiencing self, who does my living, is like a stranger to me”129.

Podaje następujący przykład: robiąc zdjęcia na wakacjach, ludzie z reguły skim Radiem Warszawa II. oraz Zofii Kosidowskiej (1900-1984). Do Portugalii rodzina

Kosidowskich dotarła po klęsce Francji, w czerwcu 1940 r. Zamieszkali w Anadii. Wiosną 1941 r. wypłynęli do Nowego Jorku. W 1951 r., zdecydowali się wrócić do Polski. O swoim życiu fotoreportera Jan Kosidowski opowiada we wspomnieniach pt. Zawód: fotoreporterzy,

Warszawa 1984. 127 2d VI1940 r. zaczęły obowiązywać postanowienia rozejmu w Compiegne, podpisanego 22 VI1940 r. przez Niemcy i Francję, na mocy których miejscowość Hendaye znajdowała się pod okupacją niemiecką. 128

D. Kahneman, Thinking, Fast and Slow, Nowyjork 2011 (chapter: Life as a Story). Wyd.

poi.: idem, Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym, tłum. P. Szymczak, Poznań 2012 (rozdz.: Życie jako opowieść). 129

D. Kahneman, Thinking..., s. 316; idem, Pułapki myślenia..., s. 517.

68

nie postrzegają widoku jako chwili, którą mogą się delektować, lecz jako

przyszłe wspomnienie, które chcą zaprojektować. Podobna sytuacja może mieć miejsce także w przypadku spisywania wydarzeń ze swojego życia. Jak

zauważa Jean Starobinski, szwajcarski historyk literatury i eseista: Styl wiąże się z teraźniejszością aktu pisania: jest wynikiem marginesu swobody, jaką dają język i konwencja literacka, oraz sposobu wykorzy­

stania go przez piszącego. (...) Tak naprawdę przeszłość może być ukazy­

wana jedynie poprzez chwilę obecną: „prawda" minionych dni jest prawdą

tylko w świadomości, która poddając się teraz obrazowi, nieuchronnie narzuca im swą formę, swój styl. Wszelka autobiografia - nawet gdyby

się ograniczyła do czystej narracji - jest autointerpretacją. Styl jest tutaj znakiem relacji między piszącym a jego własną przeszłością i równoczes­ nym ujawnieniem w zarysie specyficznego sposobu - ukierunkowanego na przyszłość - odsłonięcia się przed drugim człowiekiem130.

Tendencję do ignorowania jaźni doznającej sprzyja powstawaniu fałszy­ wych wspomnień (ang./h/se memories). Zjawisko to przedstawione zostało

w doświadczeniu brytyjskiego naukowca i prezentera telewizji BBC, dr. Mi­ chaela Mosleya. W pierwszym odcinku prowadzonego przez niego progra­

mu „Meet the Humans”131, z pomocą ekspertów - antropolożki ewolucyjnej, dr Anny Machin oraz neurobiologa, dr. Jacka Lewisa, analizuje on ludzkie zachowania, obserwując grupę ochotników zamkniętych razem w wiejskiej

posiadłości. Uczestnicy nie są świadomi eksperymentu. Zostali zaproszeni pod pretekstem wzięcia udziału w spotkaniu absolwentów z 1983 r. bry­

tyjskiego liceum Saint Bedes School z Surrey. Dr Mosley aranżuje dla nich zadania, które mają przywołać ich wspomnienia ze szkolnych lat. Jednym

z najciekawszych elementów całego eksperymentu jest próba zaszczepienia w uczestnikach fałszywych wspomnień, manipulowanie ich pamięcią. Na spotkaniu obecny jest mężczyzna o imieniu James, który nigdy nie był ucz­

niem Saint Bedes. Mimo to stara się przekonać wszystkich, że było inaczej. Twierdzi, że zawsze trzymał się na uboczu, jego zdjęcie z młodości zostaje

umieszczone w pamiątkowej księdze absolwentów. Początkowo nieufni 130 J. Starobinski, Styl autobiografii, tłum. W. Kwiatkowski, [w:] Autobiografia..., s. 84-85. 131

Meet the Humans, reż. M. Mosley, BBC Earth, Wielka Brytania 2017. Polski tytuł pro­

gramu to Laboratorium ludzkich zachowań, 1. ode. serii został wyemitowany w BBC Earth

13 VI 2017.

69

członkowie grupy powoli zaczynają „przypominać sobie” Jamesa132. Luki

w pamięci, wynikające z destrukcyjnego wpływu czasu na zapamiętane in­ formacje, mogą więc - przy odpowiednich warunkach - zostać wypełnione złudzeniem uznanym za prawdę. Stopniowa utrata w czasie zapisanych w umyśle treści została udowod­ niona już pod koniec XIX w. przez niemieckiego prof. psychologii, Hermanna

Ebbinghausa. Wyniki swoich pionierskich badań opublikował on w 1885 r., w pracy pt. „Ober das Gedachtnis” („O pamięci”). Ebbinghaus chciał zbadać

tzw. pamięć czystą, wolną od jakichkolwiek skojarzeń, dlatego starał się

zapamiętać szereg nic nieznaczących trzyliterowych sylab. Przez następne dni badał ilość zapamiętanych przez siebie informacji, co pozwoliło mu na

wykreślenie tzw. krzywej zapominania (krzywej Ebbinghausa). Wynika z niej, iż zdecydowana większość danych zostaje zapomniana w ciągu pierwszych

kilku dni od momentu zapamiętania, osiągając poziom około dwudziestu pięciu procent w piątym dniu. Później spadek ilości zapamiętanego ma­ teriału spowalnia, w trzydziestym dniu osiąga wartość nieco ponad dwa­

dzieścia procent. Krzywa Ebbinghausa, choć przełomowa w badaniach nad

pamięcią, jest niedoskonała - przedstawia proces zapominania danych bez

znaczenia, treści, sensu, a więc wyklucza jakiekolwiek powiązania emocjo­

nalne z życiem osoby zapamiętującej, z jej uwarunkowaniami kulturowymi, indywidualnością postrzegania, skojarzeniami itd. W rzeczywistości proces

zapominania jest wolniejszy, właśnie dzięki skojarzeniom czy częstemu ko­ rzystaniu z pewnych zasobów wiedzy. Niezaprzeczalnym faktem pozostaje

jednak utrata części zapamiętanych informacji wraz z upływem czasu133.

132 Więcej o fałszywych wspomnieniach zob. C. Laney, K. A. Wadę, Time to rewriteyour outobiography?, „The Psychologist ”, t. 21,2008. nr 7, s. 588-592. 133 Np. Stefan Wloszczewski, po ponad 30 latach od pobytu w Portugalii, niektóre na­ zwy i nazwiska zapomina, niektóre zniekształca. Zamiast nazwy miejscowości Mogofores, gdzie prowadzi! badania socjologicze, pisze Mogafores a polskiego posła w Lizbonie Karola

Dubicza-Penthera nazywa Lubiczem-Pancerem (S. Wloszczewski, Na przełomie..., s. 266, 272). Odtwórcza praca redakcyjna nad notatkami z okresu II wojny światowej prowadzi Schimitzka do następujących spostrzeżeń: „Przy spisywaniu po przeszło 20 latach swoich

wspomnień z okresu 1939-1946 stwierdzam fakt, który mnie w pierwszej chwili zaskoczył. Niejedno wydarzenie zostało w mej pamięci w odmiennej, czasem nawet zupełnie innej

postaci, niż to wynika z zapisu, zrobionego "na żywo . *

Potwierdziło to słuszność poglą­

du, że pamięć ludzka, pozostawiona sama sobie, jest zawodna, z łatwością zniekształca i zamazuje fakty, które dla obiektywnego obrazu przeszłości mają czasem nawet istotne znaczenie" (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 12). Zięć Schimitzka, Juliusz Karski,

70

Niezależnie od stopnia racjonalizacji przeszłości, chęci zaprojektowania przyszłych wspomnień czy niedoskonałości pamięci, istotne w procesie

zrozumienia treści autobiograficznych jest uświadomienie sobie, iż obraz wydarzeń zniekształcany jest już w momencie ich postrzegania, w percepcji samego doświadczenia, na co również zwraca uwagę Daniel Kahneman. We

wspomnicnej już książce „Thinking, Fast and Slow” przedstawia on swoje

rozumienie funkcjonowania umysłu, oparte na osiągnięciach psychologii

społecznej i poznawczej; umysłu, w którym współgrają dwa systemy: „Sy­ stem 1” - automatyczny, szybki, intuicyjny i emocjonalny, oraz „System 2” -

wysiłkowy, wolniejszy, działający w sposób bardziej przemyślany i logiczny. Autor najwięcej uwagi poświęca działaniu „Systemu 1”, gdzie zachodzi moż­

liwość występowania popełnianych przez intuicję błędów poznawczych (ang. biases). Indywidualizm postrzegania, o którym szeroko rozwodzą się nowi historycyści (zależny m.in. od pochodzenia jednostki, wykształcenia, religii,

statusu ekonomicznego, politycznych przekonań itp.), w teorii Kahnemana

zostaje poszerzony o oddziałujące na tworzenie opinii czynniki, których obserwator - opiniotwórca - nie jest świadomy. Działa on pod wpływem

intuicji, automatycznie i szybko, starając się dostosować do otaczającej rze­

czywistości. Często zdarza się, że mózg dokonuje trafnych wyborów, nie­

kiedy jednak popełnia błędy, np. poprzez konstruowanie całej opowieści na podstawie niekompletnych danych. Zjawisko to Kahneman opisuje skrótem WYSIATI (ang. Whatyou see is all there is - „Istnieje tylko to, co widzisz”)154. Zasada ta ułatwia osiągnięcie harmonijnego obrazu świata złożonego, ob­

fitującego w niepełne informacje, a przez to pozwala na pewniejsze w nim

funkcjonowanie. W większości przypadków podjęcie rozsądnych działań na podstawie tak skonstruowanych i dopasowanych historii jest możliwe, jednak

niekiedy powstają różnego rodzaju błędy poznawcze, skrzywiające wybory i opinie. Spójny schemat zwykle wytłumia wieloznaczność i wątpliwości.* 134

wspomina natomist, iż teść miał bardzo dobrą pamięć. Kiedy w 1957 r. Karski wyjechał do Wiednia i po powrocie opowiadał, co widział na ul. Kartnerstrasse, Schimitzek z pamięci wymieniał nazwy tamtejszych licznych ekskluzywnych sklepów jubilerskich i restauracji, które, pomimo wojny i kilkudziesięciu lat od jego bytności we Wiedniu, były tam nadał

(rozmowa z Juliuszem Karskim, 4 V 2017).

134 D. Kahneman, Pułapki myślenia..., s. 117. Na zjawisko to zwracali uwagę również gcslaltyści - tzw. gestaltowskie dopełnienie - oraz nowi historycyści („Odkrywca widzi jedynie fragment, a następnie wyobraża sobie resztę w akcie zawłaszczania", S. Greenblatt,

Pośrednik, tłum. K. Karpinowicz, M. Łukowska, [w:] idem, Poetyka kulturowa..., s. 203).

71

Przykładem tego typu zjawiska może być np. twierdzenie Elżbiety Wittlin Lipton, iż każdy hotel w Hiszpanii w 1940 r. posiadał listę nazwisk osób

krytykujących reżim gen. Francisco Franco lub ściganych przez gestapo135. Inne zjawisko zniekształcające opis wydarzeń przeszłych, które może wystąpić podczas spisywania wspomnień, to tzw. efekt reminiscencji (ang.

reminiscence bump). Polega on na tym, że ludzie w wieku około pięćdziesięciu lat i starsi zaczynają przypominać sobie zaskakująco dużo zdarzeń z oso­

bistej przeszłości, które miały miejsce pomiędzy dziesiątym a trzydziestym rokiem ich życia i w większości są to wspomnienia pozytywne. Rozciągnię­

cie efektu reminiscencji na dłuższy odcinek życia obserwowane jest u osób,

które przeżyły wojnę, okupację lub wyemigrowały z ojczyzny136. Czynnik decydujący o sposobie oceny całego przeszłego doświadczenia

może stanowić również zakończenie opowieści, ostatecznie zachowane wrażenie137, czyli w przypadku autorów analizowanych tu wspomnień finał

etapu życia w roli uchodźcy wojennego. Np. Tadeusz Nowak Cieplak pisał o Portugalii i Portugalczykach: W rezultacie dwuipółletniego pobytu w Portugalii polubiłem ten mały

i piękny kraj, jego mieszkańców i ich język. Jeszcze do dziś wierzę, że Portugalczycy są bardzo dobrymi i najbardziej uprzejmymi ludźmi wśród narodów europejskich. Cecha ta szczególnie uwydatnia się w stosunku

do cudzoziemców, o których wyrażają się uprzejmie „senhor estrangeiro" (pan cudzoziemiec)138.

Po zakończeniu II wojny światowej Nowak Cieplak podjął decyzję o dal­

szej emigracji, co zaważyło zarówno na jego późniejszym statusie finanso­ wymi, jak i pozycji zawodowej (był prof. w Alliance College w Pensylwanii w latach 1964-1965 oraz w St.Johns University w Queens, w Nowym 135 Zob. przyp. nr 352.

136 A. Gralak, Wzgórze wspomnień, „Charaktery”, nr 2/2016, http://charaktery.eu/artykul/ wzgorze-wspomnien, data dostępu: 7 IX 2017. 13. Zob.: D. Kahneman, The riddlc of experience vs. mcmory, https://www.youtube.com/ watch?v=XgRlrBl-7Yg, data dostępu: 26 VII 2016; idem, Thinking, Fast and Slow (rozdz. pt. Life as a Story).

138 I. Nowak Cieplak, op. cii., s. 110. Podobnie o Portugalczykach wyrażał się Stefan Włoszczewski. Pozytywny wydźwięk ich wspomnień można w pewnym stopniu tłumaczyć również efektem reminesccncji - Nowak Cieplak opisał swe doświadczenia u schyłku życia i wydal w postaci książki w wieku 85 lat, Włoszczewski w wieku 79 lat.

72

Jorku w latach 1965-1984). Swoje wspomnienia spisał pod koniec życia

na emeryturze, w mieszkaniu na słonecznej Florydzie. Pobyt w Portugalii przywoływany był właśnie z tej perspektywy, jak można przypuszczać w poczuciu spełnienia i zadowolenia z życia. Zupełnie inaczej potoczyły się losy Stanisława Schimitzka. W grudniu 1944 r. niespodziewanie zwolniono

go z pracy, a w grudniu 1945 r. zmarła jego żona. Sposób, w jaki potrakto­

wano go w MSZ, autor referuje w następujących, pełnych emocji słowach:

Ponieważ posterunek mój w Lizbonie od lata 1944 r. straci! swe poprzed­ nie znaczenie, sam starałem się przez MSZ o przeniesienie do innej pracy

i lojalnie zawiadomiłem Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej o swych

zamiarach. Z uwagi na specyficzny skład personalny tego resortu nie mogę się dziwić, że po odejściu ministra IJana] Stańczyka popierająca się wzajemnie koteria wyzyskała na rzecz swego faworyta moją prze­

sadną w tym przypadku poprawność. Poleceniem zdania funkcji memu następcy w ciągu czterech dni, poleceniem, które nie mogło nie wywołać

wśród swoich i obcych niezasłużonych przeze mnie, niepochlebnych komentarzy, czuje się jednak nie tylko skrzywdzony, ale głęboko poni­

żony. Liczę tylko na to, że zwrot o „zamierzonym przejściu z powrotem

do dyspozycji MSZ" w piśmie Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej stanie się punktem wyjścia dla zapewnienia mi w niedalekiej przyszłości

nowych możliwości pracy’39.

Rezygnacja z możliwości dalszej emigracji i podjęcie decyzji o powrocie do kraju po śmierci żony przyniosły zakończenie inne niż wcześniej spo­ dziewane. W MSZ, zamiast oczekiwanej posady, spotkały go kolejne upoko­ rzenia, jako że władze PRL traktowały go jako przedwojennego dygnitarza.

Poinformowano go, iż zostanie zatrudniony, ale na stanowisku dozorcy i pod warunkiem, że sam będzie odśnieżał teren wokół ministerialnego budynku

- byl „poniewierany”139 140. We wrześniu 1946 r. udało mu się natomiast otrzy139 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 692. Autor wskazuje aluzyjnie na koterię ży­ dowską w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej. Następcą Stanisława Schimitzka, od 1

I 1945 r., byl Karol Maxamin. W 1948 r. wyjechał on na zjazd PPS do Belgii a władze portu­ galskie nie zezwoliły mu już na powrót do Portugalii. Zamieszkał w Belgii, nadal aktywnie

uczestnicząc w działalności politycznej. Zm. w Paryżu, 13 XII 1964 r. 6 dni później został pochowany na cmentarzu St. Jooseten Noode w Brukseli (zob. przyp. nr 15).

140 Rozmowa z Juliuszem Karskim, 4 V 2017.

73

mać posadę w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, gdzie do października

1947 r. pracował jako naczelnik wydziału w Departamencie Ekonomicz­ nym, a następnie w Departamencie Obrotu Artykułami Przemysłowymi.

Współpracował też z Ministerstwem Ziem Odzyskanych. Jednak lata prób

ułożenia sobie życia w nowej, powojennej rzeczywistości nie były wolne od rozczarowań zmienionym układem sił politycznych - przypuszczano, że to właśnie ze względu na dawne powiązania zawodowe Schimitzka jego córka Ewa miała trudności w dostaniu się na studia wyższe, jej nazwisko nie

widniało nawet na uniwersyteckiej liście kandydatów do zdawania egzami­

nów wstępnych, ponieważ podanie o przyjęcie na studia było odrzucane141. Od października 1947 r. do kwietnia 1956 r. Schimitzek był kierownikiem działu finansowego w Naczelnej Radzie Zrzeszenia Prywatnego Handlu

i Usług. Z konieczności, w pierwszej dekadzie po powrocie do kraju, powró­

cił więc do wyuczonego, choć nielubianego zawodu ekonomisty. Po blisko dekadzie od powrotu do Polski, w maju 1956 r. otrzymał posadę redaktora

w Państwowym Wydawnictwie Wiedza Powszechna142. W styczniu 1957 r.

ponowił starania o pracę w MSZ, jednak i tym razem bez rezultatu. Od 1 października 1957 r. pracował w Zachodniej Agencji Prasowej, podejmującej

141 JbiJ. Ewa Maria Karska, z d. Schimitzek (1931-2011) - studia wyższe (na kierunku angli­ styka) ukończyła dopiero po ślubie z Juliuszem Karskim, który odbył się 2 VI1955 r., praco­ wała jako tłumaczka konferencyjna i pisemna z jęz. ang. i fr., była założycielką i członkinią honorową Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich, a także prezeską Oddziału Warszawskiego

STP w latach 1985-1989 oraz prezeską Zarządu Głównego STP w latach 1989-1996. Juliusz Karski (1931-2021) - geolog, pochodził z rodziny ziemiańskiej, z majątku we Włostowie. Aktywnie udzielał się w środowiskach ziemiańskich, był prezesem warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. Za działalność tę otrzymał Złoty Krzyż Zasługi. Był także członkiem Związku Polskich Kawalerów Maltańskich oraz Stowarzyszenia Po­ tomków Sejmu Wielkiego. O Juliuszu Karskim zob. m.in.zj. Karski, Moje gniazdo rodzinne,

„Spotkania z Zabytkami, 1988, nr 5, s. 7-11; A. Nowak Arczewski, My z pałacu, Warszawa 2014; wywiad Z. Stopy z Juliuszem Karskim (nagranie), Warszawa 19.10/25.10.2011, Ar­ chiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią, sygn. AHM_2505; http://www. sejm-wielki.pl/b/cz.1031696, data dostępu: 91 2018. Wojenne losy rodziny Karskich opisał

w swych pamiętnikach Michał Szymon Karski, ojciec Juliusza Karskiego. Zob.; M. Sz.

Karski, Pamiętniki, Warszawa 2017. 142 Wspólnie z J. Czochralskim opracował Kieszonkowy słownik niemiecko-polski, polskoniemiecki (1967, wyd. 6. w 1990 r.) oraz Słownik turystyczny niemiecko-polski, polsko-niemiecki (1979), a razem z B. Sypniewską i M. Źurakowską napisał Mały słownik niemiecko-polski (1962), od wydania 2. poszerzony o Mały słownik polsko-niemiecki). Czochralskiego (1968, wyd. 7. w 1977 r.).

74

problematykę Ziem Zachodnich i Północnych. Od 9 października 1959 r. kierował tamtejszą redakcją zagraniczną - do czasu przejs'cia na emery­ turę, to jest do 31 sierpnia 1963 r. Później współpracował jeszcze z Polską

Agencją „Interpress”, która w 1967 r. wchłonęła w swe struktury Zachodnią Agencję Prasową. Był członkiem Głównej Komisji Badania Zbrodni Hit­ lerowskich i ekspertem ds. niemieckich, „jednym z najlepszych znawców zagadnień niemieckich”143. Jeszcze w latach 60. napisał książkę „Przeciwko

fałszerstwom”144, w której polemizował z informacjami zawartymi w publi­

kacji pt. „Die deutschen Vertreibungsverluste. Bevólkerungsbilanzen fur die

deutschen Vertreibungsgebiete 1939-I950”145, i za którą w 1967 r. otrzymał główną nagrodę Polskiego Klubu Publicystów Międzynarodowych 146. Był też

członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Swe artykuły zamiesz­

czał m.in. w: „Komunikatach Instytutu Bałtyckiego”, „Polityce”, „Biuletynie Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich”, „Życiu Literackim”147. Mimo niewątpliwie skomplikowanej sytuacji, w jakiej się znalazł, Schi-

mitzek nie ustawał w wysiłkach, aby wydać swe wspomnienia i w ten sposób

wystawić rachunek przeszłości. Do publikacji memuarów doszło w 1970 r. Ostrze autorskiej krytyki w opublikowanych treściach skierowane było

m.in. w stronę reżimu portugalskiego Estado Novo, z którym wówczas nie utrzymywano stosunków dyplomatycznych. O postawie Portugalczyków

wobec uchodźców wojennych Schimitzek pisał np.: Prasa tego kraju, który przez lata tylko z wielkimi trudnościami wpuszczał uchodźców wojennych na swoje terytorium, który ograniczał ich swo­

bodę poruszania się i szykanami aż do pozbawienia wolności włącznie 143

Zob.: T. G. Jackowski, W walce o polskość, Kraków 1972, s. 341. W podobnym tonie

wypowiadał się o Schimitzku inny polski dyplomata mający doświadczenie w pracy na placówce berlińskiej, R. Wodzicki (Wspomnienia: Gdańsk-Warszawa-Berlin, 1928-1939, War­

szawa 1972).

144 Zachodnia Agencja Prasowa, Warszawa 1966; wydana również w wersji ang. i niem. 145 Statistisches Bundesamt, Wiesbaden 1958. 146 O roszczeniach wypędzonej ludności niemieckiej oraz o publikacji S. Schimitzka piszą m.in.: A. Mędewski w artykule pt. Przygwożdżone fałszerstwo, „Dziennik Bałtycki", 1966, nr

143, s. 3; J. Lubojański, Brak rozsądku i wrażliwości moralnej, „Dziennik Bałtycki”, 1974, nr 186, s. 3. 147 Zob.: biogram oprać, przez A. Essena, [w:] PSB, t. XXXV/1, Warszawa 1994, s. 490-492; nekrolog Stanisława Schimitzka, „Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich

w Polsce", t. XXVII, 1977, s. 152-153.

75

zmuszał ich do wyjazdu, który grosza nie łożył na ich utrzymanie, jeśli

pozbawieni byli środków do życia, który kazał sobie drogo płacić za pomoc żywnościową czy odzieżową do krajów okupowanych, powraca

teraz chętnie do litowania się nad losem ofiar dziejowego kataklizmu, do przedstawiania z rozbrajającą naiwnością Portugalii jako kraju pono­ szącego w czasie wojny olbrzymie ofiary na rzecz cierpiącej ludności148. Schimitzek skrytykował również szereg dawnych kolegów, pracowników

polskiego przedwojennego MSZ, a także ministra spraw zagranicznych Jó­

zefa Becka. Fakt ten, jak również inne ideologiczne wstępy do wspomnień, stanowił bez wątpienia niebywały sukces dla władz PRL, kiedy obowiązywała

niewzruszona zasada wypowiadania się o dygnitarzach 11 Rzeczypospolitej nieprzychylnie albo wcale. Zdecydowawszy się na to pierwsze, Schimitzek

stworzył w swych memuarach liczne galerie portretów149. Opisywani przez 148

S. Schimitzek. Na krawędzi Europy..., s. 695. Roszczenia Schimitzka, żeby Portugalia

płaciła za uchodźców albo pozwalała im na pobyt dłuższy niż wcześniej założony i ure­ gulowany prawnie, były dosyć wygórowane. Kwestia ograniczania swobody poruszania

się uchodźców, „szykanowania” ich i pozbawiania wolności zostaną omówione w dalszej części pracy. Negatywne opinie Schimitzek zamieszcza również w nieopublikowanych

materiałach, co jest jeszcze o tyle zrozumiałe, iż zostały one zredagowane na podstawie notatek sporządzanych na bieżąco, kiedy wiedza autora o rozgrywających się wydarzeniach była ograniczona do „tu i teraz”, kiedy nie miał możliwości porównania sytuacji polskich

uchodźców wojennych w Portugalii i w innych krajach. Przywoływanie zarzutów, jako­ by Portugalczycy mieli źle traktować uchodźców wojennych, w publikacji ukazującej się w druku ćwierć wieku po zakończeniu II wojny światowej miało charakter propagandowy, schlebiający ówczesnej linii politycznej PRL. Zauważa się pewną tendencję do wykorzy­ stywania dzienników’ byłych polskich dyplomatów z okresu sprzed II wojny światowej przez komunistyczne władze jako oręża propagandowego do walki z polskim rządem na

emigracji. We wstępie do wspomnień Schimitzka historyk Marian Wojciechowski pisze o bankructwie „londyńskiej" koncepcji politycznej. Podobny wydźwięk ma jego przedmowa,

zredagowana wraz z Ignacym Krasickim, do dzienników Alfreda Wysockiego pt. Tajemnice dyplomatycznego sejfu, opublikowanych 15 lat po śmierci autora (Warszawa 1974). 149 To główna differentia specifica gatunku o nazwie pamiętnik albumowy. Termin ten został stworzony przez Jana Trzynadlowskiego i upowszechniony w jego rozprawce pt.

Struktura relacji pamiętnikarskiej (J. Trzynadlowski, op. cii., s. 577-583). Jako przykład pa­ miętnika albumowego Trzynadlowski podaje tekst dr. Stanisława Morawskiego pt. W Peteburku 1827-1838. Wspomnienia pustelnika i koszałki kobiałki z 18 niiedziodrukami (Poznań 192/). Pozycja ta stanowi zbiór wspomnień o różnych osobach, z którymi na przestrzeni

lat zetknął się autor. Każdy rozdział poświęcony jest innej postaci. Podobną strukturę ma np. Alfabet wspomnień autorstwa Antoniego Słonimskiego (Warszawa 1975). Trzynadlowski nie wyklucza także istnienia takiego pamiętnika albumowego, gdzie osią konstrukcji byłyby

niego ludzie, politycy i dyplomaci II R.P ostatnich lat międzywojnia, a tak­ że Portugalczycy, nierzadko przedstawiani byli w sposób przerysowany

i uszczypliwy. Schimitzek zdawał się momentami lubować w ocenianiu

innych, powtarzaniu plotek (zwraca uwagę nadużywanie zwrotu „rzeko­ mo”), szczegółowym informowaniu o ludzkich przywarach*150. Ujawnił na­ wet domniemanej przyczynę samobójstwa Marii Kowalewskiej. W jednej

z pierwszych recenzji tekstu Schimitzka, napisanej dla PWN 28 czerwca 1968 r. (sygnowanej przez niejaką F. Kalinowską) znajduje się wzmianka, iż: „Trzeba by też zwrócić uwagę autora na fragmenty zawierające krytykę

różnych osób, ponieważ wymaga to nieraz starannego sprawdzenia, żeby uniknąć ewentualnych przykrych konsekwencji/ możliwość zniesławienia itp.”151. Z jednej strony autorka recenzji stara się studzić zapał Schimitzka do

wygłaszania nieprzychylnych uwag, wynikających zapewne z jego rozliczeń personalnych, z drugiej narzeka, iż:

miejsca, plastyczne i trójwymiarowe obrazy, które „po prostu trwają, niezależnie od czasu odbioru”. Tak też dzieje się w tekście Schimitzka (a także w dużej mierze we wspomnie­

niach Wloszczewskiego i Wittlin Lipton), gdzie kryterium podziału na rozdziały stanowią miejsca, w których autor przebywał po IX 1939 r. Patrząc z tej perspektywy, wspomnienia

z Portugalii mogłyby również nosić nazwę pamiętnika z podróży lub pamiętnika pocztów­ kowego, z uwagi na występujące przedstawienia obrazów statycznych, opartych na liniach poziomych i pionowych (zob. np. opis plaży w Figueira da Foz: S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 220-221).

150 Zob.: J.S. Ciechanowski, W zaklętym kręgu wspomnień. Motywy autobiograficzne i pro­ pagandowe w wspomnieniach Stanisława Schimitzka. Kilka uwag (na prawach mps.), s. 2.

Tendencję do charakteryzowania sylwetek ludzkich, opisywania ich sposobu pracy, histo­ rii życia oraz wszelkiego rodzaju społecznych powiązań Schimitzek wykazywał zarówno w pisarstwie autobiograficznym, jak i w pracy zawodowej. W MSZ, jako szef sekretariatu

dyrekcji Departamentu Politycznego, zainicjował założenie tajnej kartoteki personalnej.

Miała ona zawierać opisy ważnych politycznych osobistości różnych krajów, informa­ cje o ich rodzinach, powiązaniach gospodarczych, politycznych i innych, a także cytaty

z przemówień, streszczenia publikacji itp. Wszystkich tych materiałów miały dostarczać do centrali MSZ polskie placówki zagraniczne. Schimitzek żywił nadzieję na stworzenie

materiału pomocniczego dla przyszłej pracy centrali oraz dla polskich ambasad, poselstw

i urzędów konsularnych. Kartoteka ta nie spełniła nigdy swojego zadania, ponieważ in­ formacje z zagranicznych placówek napływały rzadko i w ocenie Schimitzka były dość powierzchowne (S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki..., s. 171-172). 151 St. Schimitzek, Na krawędzi Europy. Wspomnienia portugalskie 1939-1946 [1967-1972],

APW/ WSDA, PWN, sygn. 11566, s. 15.

77

Autor nie daje (...) ogólnego tła stosunków krajowych ani nie omawia

(czy też ocenia) polityki zagranicznej ówczesnego rządu. Ogólnie można

powiedzieć, że całej narracji brak szerszej perspektywy, oceny wielkich

wydarzeń politycznych są urywkowe i tak podane, jak je w danym czasie formułowano. To „wąskie spojrzenie” człowieka, który aktualnie mógł wiedzieć znacznie mniej, niż później, jest najwidoczniej zamierzone, ale wymaga wyjaśnienia1'2. Jeśli chodzi o ujawnianie domniemanych przyczyn samobójstwa Ko­

walewskiej - było ono wymuszone przez recenzenta PWN - Stanisława

Strumpha Wojtkiewicza153, który 28 maja 1969 r. pisał do wydawnictwa:

„Chciałoby się wzmianki o przyczynach samobójstwa pani Kowalewskiej. Jak sądzę, Autor musiał coś o nich słyszeć. Kobieta była uczciwą patriotką. Może dowiedziała się czegoś więcej o mężu?154” [sic!]. W tej samej recenzji

Strumph Wojtkiewicz również krytykuje „dyskrecję Autora w stosunku do znajomych i kolegów”, m.in. do Szembeka czy właśnie Kowalewskiego, do

którego zdaje się mieć szczególnie negatywny stosunek („Znów Kowalewski

i jego praktyki”). Czyni szereg absurdalnych uwag - począwszy od tej, iż „«styl

Manuelinol55» to w historii sztuki wyraz całkowitego zaniku smaku i stylu, 152

Ibid., s. 14.

153 Stanisław Alojzy Strumph Wojtkiewicz (1898—1986) - powieściopisarz, publicysta, tłumacz. 29 VIII 1939 r. otrzymał przydział do wywiadu wojskowego (Oddz. II Sztabu Głównego. Wydział „N"). 16 IX 1939 r. dotarł do Rumunii, a pod koniec tego miesiąca do Francji, gdzie wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Po ewakuacji Paryża, 13 VI

1940 r. udał się do Anglii. We IX 1941 r. jako oficer prasowy i propagandowy został wysłany do organizowanej ambasady RP w ZSRR. Po śmierci gen. Władysława Sikorskiego został odsunięty od działalności propagandowej. Po zakończeniu wojny zerwał z ośrodkami emi­ gracyjnymi i w XII1945 r. wrócił do Polski, gdzie zajmował się pracą literacką i dzienni­ karska. Niejednokrotnie zarzucano mu nierzetelność, mieszanie poziomu dokumentalnego z fikcją literacką, fałszowanie cytatów, manipulowanie faktami i mitomanię. Zob.: biogram

oprać, przez E. Glębicką, [w:] PSB, t. XLIV/3, Warszawa 2007, s. 446-451. 154 Si. Schimitzek, Na krawędzi Europy. Wspomnienia portugalskie 1939-1946 (1967-1972), APW/ WSDA. PWN, sygn. 11566, s. 25. 155

Styl manueliński (port, esiilo manuelino) - architektoniczny styl późnego gotyku, który

intensywnie rozwijał się w Portugalii w początkach XVI w., za panowania króla Manuela I Szczęśliwego (port. Dom Manuel I). Charakteryzuje się bogatym zdobieniem, rzeźbami o motywach marynistycznych (takich jak np.: sfera armilarna/ sferyczne astrolabium, ko­ ralowce, algi, liny itp.), fantastycznych (uroborosy, gargulce, syreny ilp.), religijnych (krzyż Zakonu Chrystusa) i elementami narodowymi (godło Portugalii). Przykładami budowli

w stylu manuelińskim są lizboński Klasztor Hieronimitów (port. Mosteiro dos Jerónimoś)

78

nic godnego pochwały, to pojęcie pejoratywne”, poprzez tę, iż „poseł [polski w Madrycie, Marian - przyp. AP] Szumlakowski wcale nie opiekował się Polakami w obozie Miranda de Ebro. Świadectw aż nadto”, a skończywszy

na dość specyficznej ocenie Akcji Kontynantalnej, w temacie której poucza: Autor powinien chyba już przy pierwszej wzmiance o „akcji kontynen­

talnej” lub o Ppłk. Kowalewskim wyraźnie poinformować, jak to wiedział wtedy/ lub dowiedział się o tym później, o co chodziło; a więc o kontakty z Niemcami, zresztą także i hitlerowcami, nie tylko z Wehrmachtem.

Był to dalszy ciąg przedwojennych koncepcji w sanacyjnej górze, czy­ li mrzonki o sojuszu z III Rzeszą, przeciwko Związkowi Radzieckie­

mu. Koncepcji tej wcale nie odrzucali Szumlakowski, w ogóle wszyscy przerażeni komunizmem, więc i [Stanisław] Zabiello także, naturalnie

z [Aleksandrem] Kawałkowskim150. Podobne uwagi czyni w przedmowie do publikacji (odrzuconej przez

Schimitzka): Brak natomiast w pamiętniku St. Schimitzka tych obserwacji, które najbardziej beznamiętny autor mógł i chyba powinien był poczynić

w Lizbonie i Estorilu. Roiło się tam wówczas od wywiadowczych agen­ tur hitlerowskich i faszystowskich zwalczających podobne agentury

Anglosasów, lub też niekiedy wchodzących z nimi w swoiste kontakty. Również i pogrobowcy polityki ministra Becka, a w ogóle polscy działacze z grupy tzw. akcji kontynentalnej uwili sobie na Półwyspie Pirenejskim

gniazdka. W Estorilu pod Lizboną prowadził takie jawnie proniemie­

ckie konszachty Ppłk Kowalewski [sic!], o którym zawsze ostrożny autor

pamiętnika zaledwie wspomina1’’7. oraz pobliska Wieża Belem (port. Tonę de Belem), a także Klasztor Zakonu Chrystusa (port. Convento de Cristo) w miejscowości Tomar, słynący z bogato zdobionego okna, zaprojek­

towanego przez architekta Diogo de Arrudę. 156 St. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., APW/ WSDA, PWN..., s. 23-24. Aleksander Ka-

wałkowski (1899-1965) - ppłk. dypl. piechoty. Od IX 1941 r. komendant Polskiej Organizacji Walki o Niepodległość, utworzonej w nieokupowanej przez Niemców części Francji, następnie kierownik prac pionu cywilnego tej organizacji. Zaangażowany w Akcję Kontynentalną. 157 Ibid., s. 35. Dalej Strumph Wojtkiewicz nazywa tę sytuację „odbarwieniem politycznym”. W piśmie wysłanym do wydawnictwa 17 VI 1970 r. Stanisław Schimitzek pisze, iż: „Ustęp

w przedmowie o grupie tzw. akcji kontynentalnej polega na jakimś poważnym nieporo-

79

Memuary Schimitzka, obejmujące lata 1939-1946, określono mianem

„wspomnień portugalskich”, co uwydatniono w tytule. Natomiast ich pierw­ sza, znacznie obszerna część wcale nie dotyczy Portugalii (Schimitzek dotarł tam dopiero w czerwcu 1940 r.), a ewakuacji polskich urzędników, polityków

i dokumentów po inwazji niemieckiej we wrześniu 1939 r. Zamiast wspo­

mnień z tytułowych „krańców Europy”, pierwsze kilkaset stron to w dużej mierze przedstawianie, jak wyglądały początki wojny z perspektywy autora,

a także przegląd ludzkich słabości - innymi słowy wspomnienia „wcale nieportugalskie, całe strony złośliwości pod adresem Becka i jego wojskowych zaufanych, odkomenderowanych do M.S.Z.-tu”, co Schimitzkowi w swej recenzji wytknął Tadeusz Katelbach158. Jak wynika z dokumentacji PWN,

określenie „wspomnienia portugalskie” zostało dodane do tytułu ukutego

przez autora („Na krawędzi Europy. Wspomnienia z lat 1939-1946”) bez jego wiedzy i wbrew umowie, jaką podpisał z wydawnictwem 5 lipca 1967 r.159. Już po opublikowaniu książki protestował przeciw temu - bezskutecznie zumieniu. Nie jest mi znana żadna grupa o tej nazwie. Prowadzona była natomiast „akcja kontynentalna" pod egidą rządu gen. Sikorskiego i pod bezpośrednim kierownictwem

min. St. Kota. Miała ona na celu nawiązanie kontaktów z antyhitlerowskimi politykami

i kierownikami ruchów oporu w krajach okupowanych przez Niemcy, głównie w Rumu­ nii, na Węgrzech, a także we Włoszech, gdzie nici prowadziły nawet do niektórych faszy­ stów będących w opozycji do Mussoliniego (wyrazem lego była wizyta [Dina] Grandiego u pika Kowalewskiego w Estorilu po obaleniu we Włoszech Mussoliniego). Mało jest

prawdopodobne, by «jawnie proniemieckie konszachty * prowadzone na terenie Portugalii pozostały przez cały czas wojny niezauważone, m.i[n.) również przez działający w Lizbo­ nie kontrwywiad polski. Inna rzecz, że portugalska ekspozytura «akcji kontynentalnej * swymi zabiegami o nawiązanie kontaktów i współpracy z politykami antyhitlerowskimi nie obejmowała - o ile się zorientować mogłem - ugrupowań lewicowych. Wypływało to

z ówczesnego nastawienia znacznej części polskich polityków w Londynie, stanowiło nie­ wątpliwie poważny błąd polityczny, było jednak czymś odmiennym od «jawnych konszach­ tów proniemieckich” (ibid., s. 37-38). Nie wiadomo, jak Schimitzek wyobrażał sobie ew. współpracę osób zaangażowanych w działania Akcji Kontynentalnej w ówczesnym Estado Novo z ugrupowaniami lewicowymi. Dalej piszc: „Jeśli chodzi o wywiadowcze agentury, także hitlerowskie, faszystowskie i anglosaskie, to strzegły one zazdrośnie swych tajemnic, zwłaszcza w czasie wojny. Mam wątpliwości, czy w tych warunkach mógłbym na podstawie własnych obserwacji, poczynionych w Lizbonie, pisać w swych wspomnieniach w sposób poważny o działalności tych agentur" (ibid.). 158 T. Katelbach, Szusa..., s. 196.

159 St. Schimitzek, Na krawędzi Europy..,, APW/ WSDA, PWN..., s. 8-11 [§14: Wydawca nie ma prawa dokonania bez porozumienia z Autorem żadnych zmian i przeróbek w do­ starczonym dziele].

80

Schimitzek, wytykając wydawnictwu szereg innych nieprawidłowości, które

wyszczególnił w aneksie do pisma do dyrekcji, z 3 kwietnia 1971 r. Pisał: Opracowanie redakcyjne maszynopisu, złożonego przeze mnie na kilka dni przed terminem uzgodnionym z PWN [30 kwietnia 1969 r. - przyp.

AP] i obejmującego pierwotnie ponad 35 arkuszy, zostało dokonane

w tempie przeze mnie niespotykanym (w ciągu niespełna miesiąca) przez redaktora spoza PWN. Żadna zmiana pierwotnego tekstu nie była ze mną

omawiana. Otrzymywałem wprawdzie do wglądu poszczególne fragmenty „opracowywanego” w pośpiechu maszynopisu, wracały one jednak do

redaktora i wbrew §15 (§14 - AP] umowy wydawniczej ostateczny tekst oddany do druku nie był przeze mnie autoryzowany. Moje zastrzeżenia redaktor zbywał twierdzeniem, że to, co mi nie będzie odpowiadało,

będę mógł zmienić w korekcie. Pracę otrzymałem do korekty autorskiej już po złamaniu, tj. w ko­ lumnach, co w praktyce w wysokim stopniu krępowało mnie w doko­ nywaniu większych zmian czy poprawek160. W związku ze zmianami

dokonanymi przez redaktora PWN zachodziła konieczność przesunięcia w dwóch czy trzech miejscach całych akapitów. Nie zostało to dokonane przez drukarnię, mimo że ta sprawa - jak i inne - zostały przeze mnie

omówione i uzgodnione z Redakcją Historii. Łącznie z arkuszami do korekty autorskiej otrzymałem już przygotowaną do druku a całkowicie

mi dotychczas nieznaną przedmowę. Była ona na takim poziomie, że na mój protest została wycofana i zastąpiona przedmową doc. dr. M[ariana] Wojciechowskiego. Zwracając poszczególne arkusze po korekcie autor­

skiej w notatce pisemnej z 17 czerwca 1970 zwróciłem uwagę na błędy ortograficzne i liczne błędy w interpunkcji, które jednak nie zostały

przez redakcję PWN usunięte. Tytuł pracy został bez uprzedniego po­ informowania mnie o tym częściowo zmieniony. Na obwolucie i karcie

tytułowej jest on inny niż na okładce książki, co stwierdziłem dopiero po obejrzeniu tzw. egzemplarza sygnalnego. [Dalej uwagi o złej jakości papieru użytego do druku - przyp. AP]

160 W kolejnym pis'mie z 6IX 1971 r. Schimitzek precyzuje: „Usunięcie przeze mnie zmian i przeróbek w korekcie, dokonywanej już po przełamaniu, okazało się jednak w praktyce niemożliwe z powodu kosztów, jakie by daleko idące zmiany w tekście za sobą pociągały (ibid., s. 70).

81

W ostatnich dniach grudnia 1970 r. otrzymywałem kolejno arkusze

swej pracy celem zrobienia erraty, co w myśl umowy nie należało do mo­ ich obowiązków. Pomimo to ponownie cały tekst dokładnie przejrzałem, zaznaczając 58 poprawek, które moim zdaniem wymagały sprostowania

w erracie. W prawie wszystkich tych przypadkach chodziło o błędy zmieniające sens zdań lub pisownię nazwisk albo wyrazów obcojęzycz­ nych. Z wyliczonych przeze mnie 58 błędów uwzględniono w erracie 14 (wszystkich pozycji w erracie jest piętnaście - przyp. AP], popełniając

przy tym 2 nowe błędy. W pisemnej notatce z 30 grudnia 1970 r., zło­ żonej w Redakcji Historii, zwróciłem ponownie uwagę na w dalszym

ciągu nieusunięte błędy ortograficzne i w interpunkcji jak również na

nieprzeniesienie przez drukarnię wspomnianych powyżej akapitów, przez

co została poważnie naruszona chronologia opisywanych wydarzeń161.

Dalej Schimitzek skarży się jeszcze na przestawienie stronic w indek­ sie osób, na niedokładne rozliczenia finansowe z PWN162, na niski nakład

(niespełna trzech tysięcy egzemplarzy - przyp. AP] i „do pewnego stopnia prohibicyjną” cenę [osiemdziesięciu pięciu złotych za egzemplarz- przyp.

AP), a także na niedostateczną reklamę książki163. Niestety nieznana jest

treść owych czterdziestu czterech poprawek zgłoszonych przez autora

161 Ibid., s. 55-56. 162 Wynagrodzenia autora, w łącznej wysokości ponad 82 tys. zł., było wypłacane w ra­ tach. Warto nadmienić, iż publikacja książki przyniosła wydawnictwu stratę rzędu blisko 116 tys. (ibid., s. 54), tj. trochę mniej niż przewidywały kalkulacje wstępne (ibid., s. 7).

163 Tym samym Schimitzek zarzuca wydawnictwu (co czyni także w cytowanym już piśmie z 6IX1971 r.) niedotrzymanie §22 zawartej umowy wydawniczej: „Wydawca podejmie szczególne starania mające na celu: a) osiągnięcie właściwego poziomu opracowania redakcyjnego, edytorskiego i graficznego dzieła, b) sprawne informowanie odbiorców o publikowanym dziele. Autor i wydawca zobowiązują się do wzajemnego informowania się o publikowanych w prasie i periodykach recenzjach na temat dzieła” (ibid., s. 11). Wy­ dawnictwo nie uczyniło tego do 6 IX 1971 r., kiedy Schimitzek, powołując się na ten właśnie

zapis, poprosił o jego wypełnienie. Sam informował PWN o znanych sobie następujących recenzjach: PAP Biuletyn Wojskowy nr 7/95 z III 1971 r., „Za Wolność i Lud" nr 15(395) z 10 IV 1971 r., „Za i Przeciw nr 17(735) z 25 IV 1971 r., Biuletyn Polskiej Agencji Interpress nr 70 (737) z 21 VI1971 r. „Nowe Książki" nr 13 z 16 VII 1971 r., „Kierunki” nr 29(787) z 18 VII 1971 r., „Życie Literackie" nr 36(1023) z 5 IX 1971 r. W dokumentach PWN znajdują się 3

wycinki prasowe dot. wspomnień Schimitzka: z „ Trybuny Robotniczej” nr 186 z 7-8 VIII 1971 r., pozostałe z nieokreślonych czasopism.

82

a nieuwzględnionych przez wydawnictwo - ich znajomość nakreśliłaby

pożądany przez Schimitzka kształt wydanych wspomnień.

Z pewnością opis odcinka jego portugalskiej działalności nie był jedynym czy też głównym celem upublicznienia memuarów, czego można dowie­

dzieć się z już cytowanego konspektu pracy, który Schimitzek wysłał do

wydawnictwa w kwietniu 1967 r. Pisał w nim, iż pierwszy rozdział zamierza poświęcić stosunkom personalnym panującym w MSZ w ostatnich latach

przed wojna, charakterystyce osób, z którymi się wówczas stykał, a także

opisowi przygotowań administracyjno-gospodarczych na wypadek wojny, podjętych na wiosnę 1939 r. Drugi rozdział miały wypełnić relacje z pierw­ szych dni wojny, opis przebiegu ewakuacji MSZ i pobytu w Bukareszcie,

w oczekiwaniu na możliwość wyjazdu do Francji. Na tej części Schimitzkowi

musialo zależeć w szczególności, jako że wypominano mu różne niedo­ ciągnięcia w pełnieniu obowiązków służbowych jesienią 1939 r. W swoich wspomnieniach Wiktor Tomir Drymmer164 pisał np.:

Poleciłem dyrektorowi Departamentu Administracyjnego S. Schimitzkowi

zaopatrzenie placówek w Niemczech i w Rosji w waluty zagraniczne. Pieniądze te miały służyć ewakuowanym urzędnikom na mieszkanie

i wyżywienie w okresie oczekiwania na nowe zarządzenia i przydziały.

Jak się dowiedziałem po wojnie, zarządzenie to nie zostało dokładnie

wykonane165. Największe jednak zarzuty, jakie Drymmer czyni Schimitzkowi dotyczą

nieudolnej ewakuacji akt MSZ do Krzemieńca we wrześniu 1939 r. Pod Tłuszczem pociąg z aktami dostał się pod atak bombowy i został rozerwany, tor uszkodzony. Po kilku dniach mniejsza część akt dotarła do Krzemieńca,

natomiast większa została wycofana do Warszawy, w wyniku porzucenia ich przez urzędników podlegających bezpośrednio rozporządzeniom Stani -

164 Wiktor Tomir Drymmer (1896-1975) - p. o. dyrektora Biura Personalnego MSZ w latach

1931-1939, od 1933 r. dyrektor Departamentu Konsularnego MSZ. Z uwagi na jednoczes­ ne sprawowanie tych dwu funkcji uważany za szarą eminencję polskiej dyplomacji. Jeden z najbliższych współpracowników min. Józefa Becka.

165 W. T. Drymmer, W służbie Polsce. Wspomnienia żołnierza i państwowca z lat 1914-1947. Warszawa 1998; wyd. 2., popr. i uzup., Warszawa 2014, s. 270.

83

sława Schimitzka. W 1940 r. Niemcy odnaleźli te akta, porzucone w jakimś magazynie kolejowym i na ich podstawie wydali swoją „Żółtą Księgę”166. Aby lepiej zdać sobie sprawę w różnicach w postrzeganiu, ocenianiu

i wreszcie referowaniu tych samych sytuacji przez Stanisława Schimitzka i jego współpracowników z MSZ, warto zestawić jego relacje z chwili, kie­

dy ogłoszono decyzję o ewakuacji MSZ z relacjami Władysława Poboga166

Ibid., s. 274-275. Schimitzek do Krzemieńca dotarł taksówką. O bombardowaniu po­

ciągu pod Tłuszczem nie wspomina, pisze natomiast o dalszych atakach koło Czeremchy

a potem we Włodawie, w wyniku których „kilka osób nie wytrzymało napięcia nerwowego i wysiadło po drodze, by na własną rękę szukać schronienia przed Niemcami" (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 43-44). Jeśli chodzi o losy akt MSZ - większa ich część została w Warszawie. Te zabrane przez kierownika archiwum, Poboga-Malinowskiego, dotarły do

Krzemieńca, gdzie podjęto dość kontrowersyjną decyzję o powierzeniu ich dyrektorowi miejscowej szkoły, Leonowi Bieleckiemu, który miał je ukryć, a w razie niebezpieczeń­ stwa dostania się w obce ręce - spalić. Schimitzek podaje, iż decyzję o powierzeniu akt Bieleckiemu podjął Leonard Szepietowski, naczelnik Wydziału Budżetowego (A II), „do­

bry fachowiec zastępując}’ mnie w razie nieobecności", a wraz z Szepietowskim wykonał Pobóg-Malinowski, także podległy Schimitzkowi (ibid., s. 22,50). W swych wspomnieniach Zabiello informuje, iż nauczyciel wrzucił akta do stawu (S. Zabiełlo, op. cit., s. 17). Część z tych dokumentów znalazła się potem w Moskwie [wydane tam w 1948 r.; obecnie znaj­ dują się w Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej: AAN)]. Być może były wśród nich te potrzebne do bieżącej pracy poszczególnych wydziałów MSZ, które potem wydziały te jeśli nie zniszczyły, to „pogubił}' po drodze" [sic!], o czym w swych wspomnieniach z okresu międzywojnia pisze S. Schimitzek (S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki..., s. 453).

Natomiast dokument}' znalezione w Pałacu Briihla Niemcy przewieźli do Berlina, tworząc

równocześnie specjalną komisję do ich przejrzenia i użycia w propagandzie. Komisji tej przewodniczy! były ambasador w Warszawie, Hans Adolf von Moltke. Tendencyjnie wybie­ rając polskie dokumenty próbowano poprzeć niemiecką tezę, iż winę za wywołanie wojny

ponoszą Polska, mocarstwa zachodnie i Stany Zjednoczone Ameryki. Prace komisji trwały do 111 1940 r. i zakończyły się wydaniem Białej Księgi (niem. Weissbuch; nie „żółtej" - jak pisał Drymmer - żółty kolor tradycyjnie występował w tzw. księgach kolorowych wyda­ wanych przez Francuzów). Jednak wynik propagandowy publikacji, którą w angielskim przekładzie rozsyłano po całych Stanach Zjednoczonych, był znikomy a cel intrygi Berlina zrozumiany. Niemcy wydali potem kolejne księgi z dokumentami polskimi (nr 2 i nr 3), norweskimi (nr 4),belgijskimi i holenderskimi (nr 5), francuskimi (nr 6), jugosłowiańskimi i greckimi (nr 7). Polska Biała Księga (z dokumentów zebranych przez byłego naczelnika

Wydziału Prawnego MSZ Władysława Kulskiego) została wydana w Paryżu 21 III 1940 r.; nieco później ukazała się jej wersja angielska (w Londynie i Nowym Jorku), a także niemie­ cka (w Bazylei). W kolejnym roku, w Londynie ukazała się jeszcze jedna Polska Biała Księga (II), która zawierała świadectwa o życiu ludności polskiej (dotkniętej prześladowaniami,

wysiedleniem itd.) pod okupacją niemiecką i na terenach zajętych przez ZSRR. Zob.: H. Batowski, Polska dyplomacja na obczyźnie 1939-1941, Kraków 1991, s. 129-145; 337-349.

84

Malinowskiego, kierownika referatu archiwalnego MSZ, który we wrześniu 1939 r. odpowiadał m.in. za ewakuację akt167.

Stanisław Schimitzek opisuje owo zdarzenie w następujący sposób: W poniedziałek 4 września odbyła się w godzinach popołudniowych,

pod przewodnictwem wiceministra [Jana] Szembeka, odprawa kierow­ niczej ekipy MSZ. Seweryn Sokołowski168 przedstawił wojenny statut

organizacyjny MSZ [...]. Na zakończenie Sokołowski zaznaczył, że należy liczyć się z koniecznością ewakuacji w najbliższym czasie; należy więc natychmiast przystąpić do czynności przygotowawczych, a w szczegól­

ności do pakowania akt MSZ169. Władysław Pobóg-Malinowski wspomina to tak:

Otworzyłem drzwi i ujrzałem scenę niezwykłą. W półmroku, bo pokój oświetlony był jedynie niewielką lampką biurkową z ciemnym abażurem — dostrzegłem trzech panów. Jeden — dyrfektor Stanisław] Schimitzek

w dziwacznej pozie siedział — raczej pół-leżał na dużym klubowym fote­ lu. [Jan] Barański170, pochylony nad nim, starał się wlać mu do ust trochę

wody ze szklanki. Sewer [Sokołowski] stal obok z karafką w ręku. [...] 167 Władysław Pobóg-Malinowski (1899-1962), ur. prawdopodobnie w Archangielsku. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W latach późniejszych awansował na stopień

porucznika artylerii. Jako urzędnik MSZ wyjechał z okupowanej Polski przez Rumunię, Węgry, Jugosławię i Włochy do Paryża, gdzie został oficerem w 4 pułku artylerii. Od VI 1940 r. przebywał w Grenoble. Po wojnie był m.in. oficerem inspekcyjnym w sztabie Pol­

skiej Misji Wojskowej oraz wykładowcą w Studium Wieczornym Szkół}7 Nauk Politycznych i Społecznych w Paryżu. Autor prac o historii Polski, w tym Najnowszej historii politycznej Polski 1864-1945 (t. 1-3). 168 Stefan Seweryn Sokołowski (1899-1966) - oficer WP; od 1930 r. w7 MSZ; w7 okresie od

XI 1932 r. do IX 1939 r. wicedyrektor Gabinetu Ministra. Na polecenie Becka, w przededniu wybuchu II wojny światowej, sporządził plany mobilizacyjne MSZ, natomiast we IX 1939 r. kierował selekcją i niszczeniem akt ministerstwa, a także jego ewakuacją. W Krzemieńcu nakazał spalenie wywożonych dokumentów. Zob.: biogram oprać, przez A. Ziębę, [w7:] PSB,

t. XL/2, Kraków 2000, s. 182-183. 169 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 34-35. 170 Jan Barański (1894-1965?) - dyplomata, w MSZ od 1936 r.. radca w Konsulacie Ge­ neralnym w Berlinie (1936 r.), radca w Komisariacie Generalnym RP w7 Wolnym Mieście

Gdańsku (w latach 1936-1939), naczelnik Wydziału Gospodarczego w Departamencie

Administracyjnym MSZ (1939 r.)

85

Teraz — ujrzawszy go w tak niezwykłej pozycji — odruchowo rzuciłem się naprzód. — Co się stało? — zwróciłem się z pytaniem do Sewera. — Nic, to chyba zaraz przejdzie. P[anu] dyrektorowi Stanisławowi] Schimitzkowi zrobiło się słabo, bo się za bardzo przejął....

— Czym? Co się stało? — powtórzyłem pytanie, przeczuwając cos'

poważniejszego. — Niech pan poczeka chwilkę — odrzekl Sewer — wskazując wzro­

kiem na bladego jeszcze Schimitzka. Czekałem. Barański lal wodę w zaciśnięte zęby Schim[itzka]. Sewer

patrzył na to cierpliwie. Niebawem, gdy Schim[itzk]owi zrobiło się nieco

lepiej — odprowadził [mnie na bok?]. — Przejął się i zemdlał...! Bo widzi pan — premier [Sławoj Felicjan Składkowski] wydał zarządzenia, co do ewakuacji. Musimy wszyscy

opuścić Warszawę — pan oczywiście z archiwum i biblioteką.

— A termin? — Bardzo krótki. Pociąg ewakuacfyjny] czeka już na Dworcu Gdań­ skim, odjazd o 2-ej po północy, a więc jakieś 6 godzin171172 .

Opisując osobiste przygotowania do opuszczenia Warszawy, Schimitzek pisze: „Po zakończeniu przygotowań do ewakuacji biur wpadłem do miesz­ kania po najpotrzebniejsze rzeczy”12.

Władysław Pobóg-Malinowski wspomina natomiast:

Wielu przede wszyst[kim] ci, co przyjechali z Warszawy pociągiem ewakuacyjnym], nie mogło mu darować, że tak wypełnił swymi wa­ lizkami, skrzyniami, dywanami przejścia i korytarze w wagonie, co

wobec częstych alarmów i nalotów powiększało niebezpieczeństwo, bo

utrudniało wydobycie się na zewnątrz. Niektórzy - w tym parę kobiet - pokazywali pokaleczone z tego powodu nogi. Wielu oburzało się, że

gdy nawet w pilnych sprawach slużbfowych] trzeba było iść do odległe171 W. Pobóg-Malinowski, Z mojego okienka. Fakty i wrażenia z lat 1939-1945. T. 1,19391940, oprać. P. M. Żukowski, Łomianki 2013, s. 132-133. Konfrontacji zapisków Poboga

-Malinowskiego o Schimitzku oraz Schimitzka o Pobogu-Malinowskim dokonał P. M. Żukowski - Władysław Pobóg-Malinowski i jego wspomnienia, „Archiwum Emigracji: studia, szkice, dokumenty”, 2009, z. 2 (11), s. 160-172. 172 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 36.

86

go Krzemieńca piechotą lub korzystać z okazji (dorożka, kt[óra] kogoś

przywiozła i wracała do Krz[emieńcaJ), [to] Schimitzek dwoma autami zwoził te skrzynie, walizy, dywany z dworca do swej kwatery w Bialokrynicy. Byłoby oczywiście przesadą twierdzić, że to on tylko tak zaba­

rykadował korytarze wagonu, ale trzeba stwierdzić, że wywiózł dużo - znacznie więcej niż ktokolwiek inny. Mówili o tym ze zgorszeniem i oburzeniem nie tylko urzędnicy. Pamiętam zdumienie p[ani] Górskiej,

która zajrzawszy do mieszkania (kolegów ze szkoły), gdzie kwaterował Schimitzek, opowiadała mi o tych stosach - dziwiła się, jak można w ta­ kich chwilach - wśród takich przejść - tak pamiętać o sobie, tak drżeć

o swoje graty. (...) Oburzał też Schimitzek tym, że woreczki z pieniędzmi i biżuterią zawsze nosił na piersi pod koszulą, co chwilę obmacując, czy nie zginęły. Nie przyznawał, starał się ukryć, ale zdradzały go niespokojne

ruchy, zresztą wyglądał prawie jak kobieta o nie najmniejszym biuście. Tak samo nosiła jego żona173.

Ewakuację rządowych akt Schimitzek opisuje w następujący sposób: Malinowski był zdania, że przywiezione przez niego skrzynie, które

zawierały - jak twierdził - głównie oryginały zawartych przez Polskę traktatów, należy złożyć w miejscowym [w Kazimierzu nad Wisłą - przyp. AP] klasztorze reformatów [...]. Udaliśmy się tam razem z Malinowskim

długimi, krętymi schodami i obejrzeliśmy wraz z przydzielonym nam przez przeora braciszkiem lochy podziemne i inne pomieszczenia. Mali­

nowski chciał skrzynie złożyć w refektarzu lub po prostu na placyku przy

bramie. Domagałem się zamurowania ich w jednym z lochów. Sprawę

mieliśmy rozstrzygnąć nazajutrz. Tymczasem w ciągu dnia kilkakrotnie 173

W. Pobóg-Malinowski, Z mojego okienka..., s. 227. Krytyka Poboga-Malinowskiego

dotycząca nadmiernej troski Stanisława Schimitzka o rzeczy jest w pełni zrozumiała. W oryginałach swych zapisków Schimitzek przyznaje, iż rzeczywiście on i żona mieli

dużo bagaży. Pisze: „Rzeczy mieliśmy dużo, bo i te, które przywieźliśmy z Krzemieńca i te,

które przyjechały pociągiem z Bronisławą [Nowak, opiekunką córki Schimitzka - przyp. AP]. Porozmawiałem z Elizką, by rzeczy te rozdzieliła na dwie części. Jedną do zabrania, w razie przemieszczenia się, drugą do przechowania pod opieką Szydłowskich [profesorstwo Szydłowscy, u których rodzina Stanisława Schimitzka zamieszkała w Białokrynicy, w czasie ewakuacji MSZ z Warszawy - przyp. AP]. W ten sposób rozdział rzeczy został

dokonany, Szydłowscy przyjęli ich część na przechowanie oczywiście zastrzegając się. że nie biorą za nie gwarancji” [S. Schimitzek, Dziennik’ z lat 1939-1943 (rps)..., s. 59].

87

powtarzały się alarmy lotnicze. Samoloty niemieckie przelatywały nad miasteczkiem nie rzucając bomb174.

Władysław Pobóg-Malinowski relacjonuje natomiast: (...) Schimitzek. Przypomniał sobie o mnie, zainteresował się nagle mymi sprawami, prosi pokazać mu i ciężarówki, i klasztor, i spichlerze. Próbuję się bronić zmęczeniem przed tą bezcelową stratą czasu, ale on nalega - żąda. Idziemy [...] do klasztoru. W bramie klasztornej Schim[itzek] zatrzymuje się - bada sytuację, bo ma wątpliwości, czy ciężarówki zdo­

łają wjechać pod górę i czy brama nie za wąska. Nie brałem udziału

w tej nieciekawej dyskusji. Nagle - wyje syrena, jednoczes'nie słyszymy w powietrzu motory, po chwili dostrzegamy na niebie kilka - może 10-12 niemieckich] samolotów. Lecą niewysoko, zbliżają się szybko, po czym krążą nad miastem. Schimfitzek] na głos syreny zapomniał o bra­ mie i ciężarówkach. Przestraszony - rozglądał się, gdzie by się ukryć.

Poradziłem klasztor - ale to za daleko. Schimitzek zbiega od bramy

klasztornej] w dół i zatrzymuje się pod mu rami pierwszej niewielkiej kamieniczki. Stoi my tu kilka minut. Samoloty krążą - ani bomb jednak, ani strzałów. [...] Nalot minął. Ludzie wypełzali znów z domów i bram na ulicę. Schimitzkowi odechcialo się już badać wjazd do klasztoru i oglądać

sam klasztor. Oczywis'cie - nie namawiałem go175176 . 177

W dalszej swej relacji Stanisław Schimitzek przedstawia Władysława Poboga-Malinowskiego jako osobę indolentną, słabą, łatwo ulegającą emo­ cjom: „Zupełnie załamany psychicznie chciał iść do wojska, mówił o natych­ miastowym wyjeździe [z Białokrynicy - przyp. AP]. Z trudem udało mi się nakłonić go do pozostania do momentu ostatecznego załatwienia sprawy

przywiezionych skrzyń”1’6. Warto podkreślić, iż jako dyrektor Departamentu Administracyjnego Schimitzek był odpowiedzialny za ewakuację drugiego

rzutu ewakuacyjnego1 Pisząc o pobycie w Białokrynicy, Pobóg-Malinowski relacjonuje, że to właśnie Schimitzek był „najstarszym stopniem” i „odpo­

174 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 40. 175 W. Pobóg-Malinowski, Z mojego okienka..., s. 183-184. 176 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 45. 177 Zob.: T. Kat cl bach, Szosa..., s. 196.

88

wiedzialnym za organizację i porządek”178179 . Mimo to: „(...) nie umiał i nie próbował nawet opanować tej sytuacji. Zbyt zajęty był sobą, swoimi osobi­

stymi sprawami, zbyt pochłonięty troską o to, by pod jakimś' przyzwoitym pozorem zwiać jak najprędzej zagranicę”’79. Jeśli zaś chodzi o charakterystykę Władysława Poboga-Malinowskiego

zawartą w rękopisach Stanisława Schimitzka, nie różni się ona wiele od tej opublikowanej w „Na krawędzi Europy...”: Zająłem się również wspólnie z Malinowskim sprawą archiwaliów. Ponieważ na moje zapytania co do archiwów kilkakrotnie otrzymałem

w tymczasowej odpowiedzi, że zgodnie z decyzją ministra niszczyć ich

nie wolno a trzeba je zabezpieczyć na miejscu, oglądałem w towarzy­ stwie Dyr. Bieleckiego piwnice pod [nieczytelne], które składają się ze

starych zamkowych lochów. Wejście do nich prowadziło wprost z ogrodu

na poziomie nieco poniżej poziomu drogi, po której ciężarówki mogły przejechać. Malinowski był zdania, że ciężkich skrzyń nie zniesie się [nie­

czytelne] siłami po stromych schodach do piwnicy. Poza tym powtarzał swój stary refren, że [nieczytelne) nie warto się zajmować tymi aktami,

skoro większość pozostała w Warszawie. Sam chciał iść do wojska, mówił o wyjeździe swoim natychmiastowym, dzięki interwencji Drymmera udało się go nakłonić do odroczenia tej sprawy do czasu załatwienia

178 W. Pobóg-Malinowski, Z mojego okienku..., s. 223. 179 Ibid. W dalszej części wspomnień Pobóg-Malinowski relacjonuje jeszcze: „Poza tym drżał o siebie i widać było, że chce jak najprędzej czmychnąć za granicę. Zamęczał wszyst­ kich prawie uzasadnieniem wyjazdu swego za granicę - nie górę, lecz nawet niższych

urzędników. (...) Widać było, że cale to rozumowanie jest naciągane, widać było, że chce

wyjechać, chce się starać o delegację, ale nie ma pewności, czy dobrze to uzasadnia. Więc jakby dla sprawdzenia, jakby dla utwierdzenia się w tym dążeniu chwytał każdego, kto był pod ręką. (...) Człowiek szczerze przekonany o słuszności swego stanowiska idzie i działa

śmiało, nie oglądając się na otoczenie. Podły, parszywy tchórz musi wytwarzać dookoła siebie atmosferę słuszności. Nie czując aprobaty wewnątrz siebie, szuka jej na zewnątrz. Czuje, że jest świnią - chce wytworzyć atmosferę przyzwoitości, stworzyć pozory słusz­ ności. Ukrywany interesik własny przystroić w kwiatki troski o interes publiczny” (ibid.,

s. 227-228). Schimitzek argumentował, iż wyjeżdża z kraju, aby sprawować pieczę nad finansami w placówkach zagranicznych. Jako były dyplomata placówki berlińskiej obawiał

się pewnie także niemieckich prześladowań (rozmowa z Juliuszem Karskim, 4 V 2017 r.).

89

ostatecznie kwestii archiwów. Na razie pozostały one na ciężarówkach i Malinowski przestał się chwilowo nimi interesować180.

Chęć natychmiastowego znalezienia winnych klęski wrześniowej wi­ doczna była już na początku wojny, po uformowaniu się nowego emigracyj­ nego rządu we Francji, o czym pisze w swoich wspomnieniach płk Tadeusz

Zieleniewski: Przez generała [Mariana] Kukiela181 zostałem serdecznie przyjęty. II wi­

ceminister, pik [Izydor] Modelski182, byl uprzejmy, lecz właśnie u niego musialem poddać się obowiązującym przepisom ewidencyjnym. Powi­

nienem byl wypełnić obszerny kwestionariusz, który nie bardzo mi się podobał ze względu głównie na żądania daleko idącej krytyki. W zamian napisałem sprawozdanie z dowodzenia 33 Dywizją Piechoty w kampa­

nii w Polsce. Tu należy zauważyć, że od petentów wymagano krytyki stosunków i przełożonych, i dawano do zrozumienia, że najbardziej

wartościowe będą te opracowania, które dadzą najwięcej materiału do

oskarżeń wojskowych lub politycznych. Powstawała w ten sposób zachęta do niesłychanej korupcji moralnej. Do ostrej krytyki usposabiało niewątpliwie powszechne rozżalenie. Ale 180 Ibid., s. 61-62. W wersji drukowanej wspomnień pojawia się jednak silny w swej

wymowie, choć lakoniczny dopisek charakteryzujący Poboga-Malinowskiego - „zupełnie załamany psychicznie". 181 Marian Kukieł (1885-1973) - gen. dywizji z dn. 3 V 1940 r., pierwszy kierownik Biu­ ra Historycznego Sztabu Generalnego, ustąpił ze stanowiska w wyniku sporu z Józefem Piłsudskim, docent wojskowości UJ (w latach 1927-1930), kustosz Muzeum Książąt Czar­ toryskich w Krakowie (lata 1930-1939).

182 Izydor Modelski (1888-1962) - polityk, płk z dn. 1 VII 1923, gen. brygady z dn. 3 V 1940 r.; studiował historię i literaturę polska na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Lwowskiego, gdzie w 1916 r. uzyskał stopień doktora filozofii. 17 IX 1939 r. wraz z gen. Sikorskim wyjechał z kraju i udał się do Francji. W rządzie na emigracji przez krótki czas pełnił funkcję pierwszego zastępcy min. spraw wojskowych. Po przyjeździe do Paryża gen.

M. Kukiela od 16 X 1939 r. do 20 VI 1940 r. pełnił funkcję drugiego zastępcy min. spraw wojskowych. Podlegało mu m.m. Biuro Rejestracyjne, które zostało powołane do zbadania działalności oficerów w kampanii polskiej oraz zebrania materiałów mogących wskazać przyczyny jej klęski. Zarzucano .Modelskiemu, że biuro przez niego kierowane stało się

narzędziem politycznej selekcji oficerów z punktu widzenia ich lojalności wobec gen. Wła­ dysława Sikorskiego. Zob.: biogram oprać, przez W. Bujaka, [w:] PSB, t. XX1/I, Wrocław 1976, s. 516-519.

90

za wcześnie było jeszcze na prawdziwą krytykę; był to przecież dopie­

ro początek wojny i dużo nieznanych spraw przed nami i za nami. Był jeszcze inny czynnik pobudzający do oskarżeń: to świadomość, że tylko ta droga prowadzi do przydziału do grona urządzonych. Sypały się więc

w ankietach i sprawozdaniach słowa gorzkich oskarżeń, nieraz zupeł­

nie fałszywych. Poniewierano często ludźmi uczciwymi i prawdziwie zasłużonymi. Stwarzano w ten sposób materiał do wojskowej i politycz­ nej rozgrywki z czynnikami działającymi w okresie przedwojennym. Toteż każdy petent w swoim sprawozdaniu jest znakomitym oficerem,

świadomym, przewidującym. Każdy by wygrał już, jeżeli nie kampanię,

to przynajmniej działania na swoim odcinku. W wyniku powstaje para­ doks: wszyscy petenci są doskonali, a wszyscy inni, zwłaszcza przełoże­ ni, po prostu nikczemni, co tym łatwiej powiedzieć, gdyż są nieobecni. Gdyby tak w porę zamienić jednych na drugich, kampania miałaby inny przebieg...?183

O przydział do „grona urządzonych” zabiegał również Schimitzek. Już

w październiku 1939 r., po zmianie rządu, wszedł w skład Komisji dla Re­

jestracji Faktów i Zbierania Dokumentów dotyczących Przyczyn Klęski 183 T. Zieleniewski, Gawędy legionowe. 3 Dywizja Piechoty we Francji, wstęp i oprać, naukowe: J. Gmitruk.J. Mazurek, Warszawa 2006, s. 102-103. Płk Zieleniewski był dowódcą walczącej

w Bretanii 3 DP, którą w VI 1940 r. rozwiązał wobec przełamania przez Niemców obrony francuskiej i braku możliwości przeprawy na lewy brzeg Loary, za co m.in. został posta­ wiony przed Wojskowy Trybunał Orzekający a później oddany pod Sąd Polowy. Przebywał już wtedy w Lizbonie, gdzie dotarł w II1941 r., działając na własną rękę i pod przybranym nazwiskiem. Nie mając prawa pobytu w Portugalii, musiał ukrywać się przez policją. Zabro­ niono mu wyjazdu do Anglii, odebrano zasiłek ewakuacyjny, nakazano wyjazd do Kapsztadu

(wówczas Związek Południowej Afryki). Dopiero spotkanie w Lizbonie z szefem sztabu NW w Londynie, gen. Tadeuszem Klimeckim, któremu przedstawił całą sprawę, dało mu moż­

liwość udania się na Wyspy Brytyjskie (w XI 1942 r.), gdzie ostatecznie został oczyszczony z zarzutów na początku VIII1943 r. (J. GmitrukJ. Mazurek, Pułkownik Tadeusz Zieleniewski

(1887-1971), [w:] ibid., s. 34-42). Przybrane imię i nazwisko, pod którym zjawił się w Lizbo­ nie płk Zieleniewski to Jan Kalinowski (w walkach I wojny światowej Zieleniewski używał

pseud. „Kalina" - zob. ibid., s. 8,12). O przyznanie wizy do Anglii dla Zieleniewskiego starał się w 111 1941 r. Dubicz-Penther, kiedy pisał do gen. Klimeckiego: „Pułkownik Zieleniewski przybył tu za dokumentami wystawionymi na nazwisko Kalinowski Jan. Proszę Pana Generała o wysłanie dlań wizy do Angłi na to nazwisko, aby uniknąć tu komplikacji z policją sprze­ ciwiającą się zamianie dokumentów osobistych na terenie Lizbony" [Telegram szyfrów}’ K.

Dubicza-Penthera do MSZ, 17 III 1941 r., Hoover Institution Library & Archives (dalej: HILA), Ministerstwo Spraw Zagranicznych [1919-1947]: 1941, sygn. 229].

91

(tzw. Komisji Hallera), która gromadziła materiały mające być podstawą do

rozliczenia polityków sanacji184. Jego postawa jawi się jako dos'ć elastyczna185 a lista elementów budzących kontrowersje jest dłuższa, choć bez wątpienia

Schimitzek cieszył się także pozytywną opinią w różnych okresach swojej działalności186. W wydanych w okresie PRL wspomnieniach pomniejsza on swoją polityczną rolę przed wrześniem 1939 r., mimo iż od 1933 r. sprawował

funkcję dyrektora Departamentu Administracyjnego MSZ, zaliczając się tym

samym do grona najważniejszych postaci w resorcie. Jego pozycja była silna a władza dość znaczna - prowadził sprawy gospodarcze, logistyczne i finan­ sowe całej polskiej dyplomacji, w wielu pomniejszych kwestiach decydował

osobiście. Nadzorował pracę sześćdziesięciu ośmiu pracowników centrali (z ogólnej liczby trzystu czterdziestu ośmiu, wraz z kierownictwem). Musial być zaufanym człowiekiem ówczesnych władz, skoro w 1936 r. powierzono

mu funkcje zastępcy przewodniczącego Odwoławczej Komisji Dyscyplinar­

nej przy MSZ, jak również prezesa Zarządu Klubu Urzędników Polskiej Służby Zagranicznej. Odznaczony został także Orderem Odrodzenia Polski III i IV klasy. Mimo tego jeden z rozdziałów swoich wspomnień z okresu międzywojnia zatytułował „Na bocznym torze”, sugerując, iż tam właśnie się

znajdował, pracując jako dyrektor Departamentu Administracyjnego. Tym samym próbował kreować swój obraz w PRL na ponadpartyjnego urzędnika.

W rzeczywistości już we wrześniu 1939 r. szukał kontaktu z przedstawicie­ lami dotychczasowej opozycji, m.in. z ludowcem Aleksandrem Ładosiem187,

184 Zob. przyp. nr 784 (opinia Stanisława Schimitzka o pracy w tejże komisji). 185 O „oportunistycznych skłonnościach" Schimitzka pisał pozostający z nim wcześniej w dobrych relacjach Tadeusz Katelbach (idem, Szosa..., s. 199).

186 Porządny, uczciwy, lojalny, bardzo solidny - to niektóre opinie przedwojennych współpracowników Schimitzka, którzy bardzo dobrze się o nim wypowiadali (rozmowa z Juliuszem Karskim, 4 V 2017). 187 Aleksander Ladoś (1891-1963) - polski dyplomata; w latach 1923-1926 poseł w Rydze, w 1931 r. zwolniony z MSZ, w okresie od IX do XII 1939 r. min. bez teki w rządzie poi. na uchodźstwie z ramienia Stronnictwa Ludowego, w latach 1940-1945 charge dafiaires w Bernie (działalność ..grupy Ładosia lub „grupy berneńskiej", która wystawiała nielegal­ ne paszporty Żydom z okupowanej Polski), następnie do 1960 r. na emigracji we Francji.

Zob. m.in.: biogram oprać, przez S. E. Nahlika, [w:] PSB, t. XVIII, Wrocław 1973, s. 183-186; Leksykon Historii Polski, red. M. Czajka et al., Warszawa 1995, s. 421; A. Kołodziejczyk, Alek­ sander Ladoś11891-1963) - działacz niepodległościowy, dyplomata, ludowiec, „Roczniki Dziejów Ruchu Ludowego", 2000, nr 31, s. 239-263; W. Bagieński, Aleksandra Ładosia kręta droga do PRL, „Pamięć i Sprawiedliwość", 2019, nr 1(33), s. 370-405.

92

w latach 20. XX w. jego przełożonym w MSZ, a także z Marianem Seydą188, żonatym z siostrą jego żony. Wolta okazała się częściowo udana - po tym,

jak Ładoś został członkiem rządu, Schimitzek otrzymał wezwanie do Pa­

ryża. W Portugalii pełnił funkcję delegata Ministerstwa Opieki Społecznej (następnie Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej), resortu opanowanego przez Polską Partię Socjalistyczną. Po powrocie do Polski ponownie starał

się o przyjęcie do MSZ. Liczył być może na wsparcie w prosowieckim, mniejszościowym skrzydle PPS, które nawiązało współpracę z Polską Partią

Robotniczą189. Ten zwrot okazał się jednak nieudany. W przedstawianiu siebie Schimitzek stosuje autocenzurę - wydane

„wspomnienia portugalskie” są przynajmniej trzecią wersją notatek, które w latach wojennych sporządzał na bieżąco. W opublikowanych memuarach

zdaje się być całkowicie porwany przez dynamiczny bieg spraw, jego spoj­

rzenie absorbuje głównie to, co na zewnątrz. Rzadkie są chwile, kiedy autor

decyduje się na ujawnienie swoich prywatnych spraw, a jeszcze rzadsze, kiedy pisze o sobie wprost. Często przedstawia się, co znamienne, poprzez

przytaczanie opinii innych o sobie samym. W drugim tomie wspomnień, zatytułowanym „Drogi i bezdroża minionej epoki. Wspomnienia z lat pra­

cy w MSZ 1920-1939” (choć można też nazwać go pierwszym, z uwagi na

188 Marian Seyda (1879-1967) - polityk, publicysta, prawnik, jeden z czołowych przedsta­

wicieli Narodowej Demokracji, min. spraw zagranicznych w rządzie Wincentego Witosa (28 V-27 X 1923 r.), w latach 1919-1928 poseł na Sejm, w latach 1928-1935 senator. 30 IX 1939 r. wezwany do Paryża; w rządzie Władysława Sikorskiego min. bez teki, a także min.

sprawiedliwości (16 X 1939-25 VII 1941). Po klęsce Francji, w VI 1940 r., przez Hiszpanię wyjechał do Lizbony. 13 VII 1940 r. przybył do Londynu. Minister prac kongresowych w rządzie Stanisława Mikołajczyka (1-24 XI1944). Po II wojnie światowej pozostał na emi­

gracji w Wielkiej Brytanii i Argentynie. Zm. w Buenos Aires. Zob.: biogram oprać, przez Z. Kaczmarka, [w:] PSB, t. XXXVI/3, Kraków 1996, s. 354-359. 189 Zob.: J.S. Ciechanowski, W zaklętym kręgu wspomnień..., s. 1-4. Zięć Stanisława Schi-

mitzka, Juliusz Karski, twierdzi, iż teść po zakończeniu wojny i powrocie do kraju stal się lewicujący, co, jak podkres'la, nie było równoznaczne z przyjęciem przez niego ideologii

komunistycznej, a wiązało się raczej z jego niechęcią do środowiska ziemiańskiego, z które­ go Karski pochodził. Tezie o tych lewicujących skłonnościach sprzeciwiają się siostrzenica Stanisława Schimitzka, Joanna Firek oraz jej mąż, Waldemar Firek. Mówią, iż w każdej sytuacji można zrobić coś dobrego albo nie robić nic, zwracając uwagę na prospołeczną

postawę wuja zarówno podczas II wojny światowej, jak i w powojennej, polskiej rzeczy­ wistości. Schimitzek był prawnikiem i dyplomatą, a jego powściągliwość w niektórych

sytuacjach nie oznaczała przyzwolenia na nie (rozmowa z Juliuszem Karskim, 4 V 2017; rozmowa z Joanną i Waldemarem Firkami, 9 VIII 2017).

93

chronologię opisywanych zdarzeń) charakterystyka samego siebie, a także

swojej rodziny, jest jeszcze bardziej skąpa. Być może autor założył, że nie warto powtarzać tego, co zostało już zapisane. Wobec takiej postawy, „Drogi i bezdroża...” byłyby niejako „dopowiedzeniem do”, uzupełnieniem swoje­ go obrazu wykreowanego w tomie „Na krawędzi Europy...”, ostatecznym

podsumowaniem siebie. Pierwsza żona autora, Elżbieta Schimitzek (zwana w rodzinie Elizką)190, w tomie „Na krawędzi Europy...” wspomniana zostaje w sumie dwadzieś­

cia sześć razy, a w „Drogach i bezdrożach minionej epoki...” dwadzieścia

cztery razy, przy czym z reguły jej postać pojawia się w kontekście bieżą­ cych wydarzeń, pracy autora, zmiany miejsca pobytu, ucieczki przed wojną itp. Elżbieta jest - jak przyznaje jej mąż - towarzyszką życia i najlepszym

przyjacielem - i tak też zostaje przedstawiona: jako osoba wpisana niejako w bieg wydarzeń, zdominowana przez nie, ale wciąż istotna, mająca duże

znaczenie. O jej tragicznej śmierci autor wspomina tylko raz, notując kilka

zdań i ogólnikowo podając okoliczności zdarzenia oraz jego przyczynę (nagłe

„pęknięcie naczynka w mózgu”). Jedyna ich córka, Ewa, przedstawiana jest jako dobra uczennica, szybko adaptująca się w nowych szkołach, które często zmienia z uwagi na toczące się wydarzenia wojenne w Europie. Wszystkie te zdawkowe informacje są zapewne przejawem troski o najbliższych. Zdarza

się, że po latach Schimitzek wciąż czuje potrzebę walki o sprawiedliwość nie tylko dla siebie, ale także dla żony. „W chwili, gdy świat drży w posadach,

mali ludzie wyżywają się w pokazywaniu swej władzy koledze, który się nie może bronić191”, konstatuje, wspominając przykre doświadczenie swej mał­ żonki z Paryża, gdzie w ambasadzie polskiej nie pozwolono jej zadzwonić

do Modany, miejsca ówczesnego pobytu autora. Elżbieta brana jest w obronę również w kontekście relacji towarzyskich. Schimitzek wspomina, iż żona Józefa Becka wyraźnie nie darzyła sympatią jego małżonki, mimo że - jak

dopowiada autor - spotykała ją bardzo rzadko, sugerując w ten sposób, iż większych powodów do owej niechęci być nie mogło. Tajemnicą pozostaje dla czytelnika choroba Schiinitzka, która co jakiś czas zatrzymywała go w domu, uniemożliwiając wykonywanie czynności służbowych. W dwóch tomach opublikowanych wspomnień nie ujawnia on 190 Żonę Elżbietę, z d. Prószyńską. Schimitzek poznał w 1928 r., będąc u znajomych na brydżu. Ich ślub odbył się 28 XI 1929 r. (S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki..., s. 182).

191

Ibid., No krawędzi Europy..., s. 177.

94

przyczyny swoich dolegliwości zdrowotnych, które utrudniały mu pracę w Lizbonie. Sprawy niecierpiące zwłoki omawiano wówczas przy łóżku

chorego. Odnosi się wrażenie, iż gdyby niedomoga ta nie przeszkadzała mu

w wykonywaniu obowiązków służbowych, fakt jej istnienia w ogóle nie zo­ stałby odnotowany. Z dużym prawdopodobieństwem przyczyną dłuższych

przestojów w pracy była wada serca, o której w biogramie Schimitzka pisze

Andrzej Essen192, i o której wspominają również krewni autora193194 . W jednym z maszynopisów Schimitzek zapisuje: „Dr Gol konstatuje u mnie arytmię

serca. Zapisuje jakieś lekarstwa i nakazuje mi przestać palić. Dotychczas, zwłaszcza w ostatnich latach, paliłem dość dużo. Postanawiam jednak za­ stosować się do zalecenia lekarza, pomimo wielkich trudności, jakie mi to

sprawi• ”194 .

Schimitzek - podobnie jak większość autobiografów - staje się history­

kiem samego siebie, skrupulatnie układa rozproszone elementy minionych wydarzeń i dopasowuje do nich wspomnienia swych przeszłych emocji, bez

których napisanie autobiografii w ogóle nie byłoby możliwe. W przedmowie do „wspomnień portugalskich” historyk Marian Wojciechowski, zapewnia, iż tekst ten jest „chłodny i spokojny”, a także „wierny zasadzie opisu miast

wartościowania”. 1 rudno się z nim zgodzić - wiele fragmentów dowodzi, iż

jest dokładnie odwrotnie, że to emocje kierują pisaniem autora. Emocje te widać jeszcze wyraźniej, gdy memuary zestawi się z „Drogami i bezdrożami minionej epoki...”. Relacje tam zawarte są spokojniejsze - czasy przedwojnia

to etap zamknięty, „miniona epoka”, o której u kresu życia195 można opo­ wiadać z większym opanowaniem, nawet z pewną dozą nostalgii (jak opo-

192 Zob. przyp. nr 147. 193 Rozmowa z Joanną i Waldemarem Firkami, 9 VIII 2017. 194 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy. Wspomnienia z lat 1940/46, t. 3 (mps, 29 VI 1941-22 II 1942), BN, z. mf., Ossol., sygn. Rps Ossol. 14122/ II/8, mf. 61773, s. 95.

195 Drogi i bezdroża minionej epoki... zostały wydane w 1976 r., rok po śmierci autora. 2 lata po Na krawędzi Europy..., w 1972 r., PWN opublikowało wspomnienia kolejnego pracownika dyplomacji polskiej z okresu międzywojennego - Romana Wodzickiego. Książka ukazała

się z taką samą okładką jak publikacja Schimitzka - wpisane w prostokąt czarne pióro na beżowym tle, umieszczone pomiędzy imieniem i nazwiskiem autora a tytułem dzieła (pro­ jekt Włodzimierza Terechowicza). W przedmowie do tychże wspomnień Bogdan Dopierała

zapisał: „(...) Najwięcej zaś zainteresowania budzą chyba pamiętniki, przedstawiające drogi

i bezdroża polityki zagranicznej międzywojennej Polski, której tragiczny finał przyniósł wrzesień 1939 r.” (R. Wodzicki, op. cit., s. 5). Słowa te mogły stanowić inspirację do zatytu­ łowania kolejnego tomu wspomnień Schimitzka.

95

wieść o okolicznościach poznania żony) i autoironii (przywoływanie żartów współpracowników na swój temat). „Na krawędzi Europy...” natomiast to

tekst, z którego na czytelnika spozierają różnego rodzaju urazy autora, to jego polemika z adwersarzami, świadczącymi przeciw i niekiedy opinie swe upubliczniającymi, jak w przypadku Władysława Poboga-Malinowskiego czy Wiktora Tomira Drymmera. Podobne zależności dostrzec można również w opisie stosunków rodzin­ nych autora. Ten zawarty w tomie pt. „Na krawędzi Europy...” gdy zestawić go z relacją w „Drogach i bezdrożach minionej epoki..wydaje się bardziej

nerwowy, tak jakby autor z góry planował uprzedzić różne ewentualne oskarżenia, np. o ujawnianie żonie tajemnic służbowych: Moje życie rodzinne przed wielu już laty tak się ułożyło, że Elizka dzięki

swej energii, niezwykłej pracowitości, talentom organizacyjnym i troskli­

wej dbałości o swych najbliższych, umiała w naszej małej rodzinie zdobyć

absolutum dominum, któremu chętnie ulegałem. W zamian wszelkie

sprawy związane z moją pracą zawodową, do 1939 r. często otoczone tajemnicą służbową, były moją wyłączną domeną, nigdy w moich roz­ mowach z Elizka nieporuszaną. To samo dotyczyło projektów zmiany

miejsca pobytu, które w MSZ wiązały się zazwyczaj ze zmianą miejsca funkcji. Ten sam podział ról według naszego niepisanego i nigdy nawet

ustnie nieuzgodnionego kodeksu współżycia obowiązywał także w czasie naszej wędrówki z Warszaw}' do Lizbony i w samej Lizbonie. W ciężkich

chwilach ostatniego półrocza Elizka była dla mnie nieocenioną towa­ rzyszką życia i najlepszym przyjacielem, dodawała mi otuchy i w chwi­

lach zwątpienia przez swój optymizm i gotowość dzielenia ze mną doli i niedoli podtrzymywała we mnie wiarę w jaśniejszą przyszłość106. W drugiej części wspomnień autor wydaje się być bardziej zdystanso­ wany, wspomina nawet o żartach kolegów z powodu swego całkowitego podporządkowania się opiniom żony w sprawach domowych:

Podział kompetencji między żoną a mną dokonał się szybko i bez trudno­

ści. W sprawach domowych i w ogóle we wszystkich sprawach naszego

życia prywatnego ostatnie, decydujące słowo należało od samego początku 196

S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 713-714.

96

do mojej żony, która w zamian nie zabierała głosu w sprawach związanych

z moimi zajęciami służbowymi. Ten podział dawał moim przyjaciołom

nieraz okazję do docinków, które przyjmowałem z pogodą ducha1*’7.

Zestawienie opisów życia prywatnego Stanisława Schimitzka mimo

wszystko nie daje jego kompletnego obrazu - informacje uzupełniają się, lecz niecałkowicie. Nieznana jest np. treść żartów z autora. Schimitzek pomija to milczeniem, w memuarach przytacza natomiast szereg aneg­

dot dotyczących innych osób. Stąd jednostronne wydaje się być jego zo­ bowiązanie złożone we wstępie do „Na krawędzi Europy...”, iż czytelnik

nie znajdzie tam „opisów sensacyjnych ani przejmujących dreszczem epizodów, które mniej lub bardziej zgodne z rzeczywistością urozmaicają lekturę niejednego pamiętnikarskiego dzieła”197 198. Żarty współpracowni­

ków na temat Schimitzka w swoich wspomnieniach przytacza Władysław

Pobóg-Malinowski. Podaje, iż w MSZ Schimizkowi po cichu wytykano pochodzenie, nazywano go „drugim Hofmanem”, wyjaśniając, iż malarz

Vlastimil Hofman byl synem małżeństwa polsko-czeskiego a Schimitzek też miał bliską rodzinę w Pradze, wśród rodowitych Czechów i „musiał być synem spolonizowanego urzędnika austriackiego] w b[ylej] Galicji”.

Pobóg-Malinowski nazywał Schimitzka „Czechem”, pisał o nim, że był: „mało inteligentny”, arogancki, zarozumiały, nielubiany, bardzo przykry

w stosunku do swoich urzędników i w ogóle do każdego, na kim mu nie

zależało”. Charakteryzował go jako „jednego z najbardziej antypatycznych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkał” o „ostrych, drobnych rysach twarzy

z szybko, niespokojnie biegającymi oczkami - było w tym coś z lisa, choć

starał się trzymać zawsze «spokojnie i godnie»”199. O wytykaniu rodzinnych związków z Czechami200 Schimitzek we wspomnienich nie pisze. Notuje 197 Idem, Drogi i bezdroża minionej epoki..., s. 182-183. 198 Idem, Na krawędzi Europy..., s. 13.

199 W. Pobóg-Malinowski, Z mojego okienka..., s. 132-133. 200 Stanisław Schimitzek urodził się w miejscowości Przywóz (cz. Pfivoz) na Morawach (obecnie część miasta Ostrawa w Czechach) jako najstarszy z dzieci Ireny z d. Spoth oraz Antoniego Schimitzka, który 5 lat wcześniej, z dyplomem inż. górniczego i hutniczego, ukończy! Akademię Górniczą w austriackim Leoben. Jego rodzina wywodziła się z nie tak bardzo odległej od Przywozu polskiej wsi Ludmierzyce, położonej w powiecie głubczyckim. Miejsca zamieszkania rodziny Schimitzków były ściśle uzależnione od działalności

zawodowej ojca. W Przywozie działała kopalnia węgla kamiennego „Franciszek”, wokół której powstała kolonia robotnicza. Podłączenie miejscowości do c.k. Uprzywilejowanej

97

natomiast, iż „podobno jeszcze ojciec Drymmera pisał się Drummer”, suge­ rując jego niemieckie pochodzenie. Wszystko to przy okazji wspomnienia

o zwolnieniu jednego z urzędników, Pawła Millera, któremu - wg rela­ cji Schimitzka - z kolei Drymmer wypominał, iż „nazywa się włas'ciwie Muller”, „choć pisownia nazwiska o niczym nie świadczyła”201202 . Natomiast 203 o pośle RP w Portugalii, Dubiczu-Pentherze, pisze: W tym czasie [1940 r. - przyp. AP] coraz częściej powtarzają się pogłos­ ki o bliskim odwołaniu z Lizbony posła Dubicza. Od wielu miesięcy kursowały najrozmaitsze plotki na temat jego osoby. Przypominano, że

jego właściwe nazwisko brzmi Penther, że żonaty jest z Niemką, córką właściciela majątku ziemskiego, Felda z Kujaw302, ba, szeptano, że nie

wiadomo, czy w ogóle nie jest agentem niemieckim. Uważam insynua­ cje, które dotyczą Dubicza za brednie a jego samego za prawego Polaka i dobrego patriotę. Niemniej jego powiązania rodzinne są na pewno po­ ważnym argumentem przeciw zajmowaniu przez niego eksponowanego

stanowiska politycznego, zwłaszcza w czasie wojny, niezależnie od braku

równowagi duchowej i nieumiejętności oderwania się od małych spraw, w których ze szkodą dla siebie się gubi303. Większą emocjonalność „portugalskich wspomnień” Schimitzka w po­

równaniu z „Drogami i bezdrożami minionej epoki...” można uzasadniać Kolei Północnej Cesarza Ferdynanda, w 1847 r., stało się impulsem do dynamicznego roz­

woju przemysłu w regionie i napływu dużej liczby ludności. W 1830 r. Przywóz i okolice zamieszkiwało niespełna 2 tys. ludzi, 50 lat później ich liczba przekroczyła 13 tys. Była to w dużej mierze ludnos'ć niemiecko- i polskojęzyczna, którą względy ekonomiczne zmusiły do poszukiwania zatrudnienia na terenie Moraw (Nota biograficzna prof. zw. inż. Antoniego Schimitzka, http://historia.agh.edu.pl/wiki/Antoni_Schimitzek, data dostępu: 27 V 2017;

A. N., Historia miasta Ostrawy, https://www.ostrava.cz/pl/o-meste/historie-mesta-pl, data dostępu: 13 XII 2017). Nazwisko „Schimitzek” to zniemczona wersja czeskiego „Śimfćek". Polska wersja nazwiska to: „Szymiczek".

201 S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki..., s. 456. 202 (Olga) Halina Dubicz-Penther, z d. Feldt (ur. 1911 r.) - Polka pochodzenia niemieckiego,

córka Artura Feldta, właściciela majątku ziemskiego w Czerniewicach k. Włocławka; więcej na jej temat, a także na temat jej brata AIexandra (ur. 1913 r.), który byl agentem niemieckim, zob.: Polsko-brytyjska współpraca wywiadowcza..., t. II, s. 173-174; o H. Dubicz-Penther pisali

także: A. Grzybowski,J. lebinka,op. cit.,passim. Zob. też: md. (pseud.), Czerniewice. Za bicie

Polaków, „Gazeta Kujawska”, R. 1, nr 183,14/ 15 VIII 1946, s. 3. 203 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 328.

98

tym, iż przy ich pisaniu autor korzystał ze swoich notatek sporządzonych w okresie emigracji, które niejako torowały dostęp emocjom sprzed lat.

Natomiast „Drogi i bezdroża minionej epoki...” bazowały na podatnym na zniekształcenia „wzruszeniu, uczuciu utrwalonym w duszy”204.

Teoria, iż pisząc o minionych wydarzeniach należy wystrzegać się wszel­

kich sądów wartościujących została zakwestionowana przez nowych historycystów na początku lat 80. ubiegłego wieku, a więc trochę ponad dekadę

po publikacji „Na krawędzi Europy...”205. Całkowite pozbycie się swoich poglądów, emocji, odcięcie się od tożsamości na czas pisania jest praktycznie niewykonalne. Tym bardziej jeśli jest się historykiem samego siebie - odtwa­

rzanie własnej osoby w minionym czasie wymaga sięgnięcia do głębszych

pokładów wrażliwości, ujawnienia choćby w minimalnym stopniu swojego życia wewnętrznego, poglądów na różne sytuacje itd. Emocje to jedna z sił napędowych każdego autora autobiografii, nie sposób wyprzeć ich całko­

wicie - często leżą u podstaw ludzkiego działania. Przedstawiane w autobiografiach „prawdy historyczne” to w dużej mierze

jedne z wielu możliwych wersji historii, zabarwione osobowością jej autora;

to zrekonstruowane obrazy z jego pamięci, przekształcone w nośnik słowny. Odtworzenie pełnego obrazu przez jednego tylko człowieka jest niemożliwe, o czym Schimitzek wie bardzo dobrze - we wstępie zapisuje: „Relacja moja

pozostaje niemniej i pozostawać musi - zdaję sobie z tego sprawę - tworem subiektywnym”206. Obecnie w studiach nad literaturą dokumentu osobistego

subiektywizm postrzegany jest jako jej stały, nieodzowny element, a także wartość dodana. Jak zauważa Janet Verner Gunn, badaczka literatury auto­

biograficznej: „(...) teoria klasycznej autobiografii zakłada, że podmiot zna

siebie od wewnątrz, a skoro tak, to jest najlepszym, w sumie nawet jedynym, źródłem samowiedzy”207. Opinię tę podziela inny badacz, wspominany już

Georges Gusdorf:

204 Zob.: P. Ricocur, Pamięć, historia, zapomnienie, tłum. J. Margański, Kraków 2006, s. 27.

Ricocur używa pojęcia „śladu mnezyjnego" w trzech znaczeniach: w postaci pierwotnego „śladu korowego” (neurologia), w formie „wzruszenia, uczucia utrwalonego w duszy” oraz jako „ślad zapisany w podłożu materialnym” (pismo).

205 Zob.: A. Pajek, W pożyczonych okularach..., s. 145-157. 206 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 13.

207 J. Verner Gunn, Sytuacja autobiograficzna, tłum.J. Węgrodzka, [w:] Autobiografia..., s. 148.

99

(...) nikt lepiej niż ja sam nie może wiedzieć, w co wierzyłem, czego

chcialem. (...) Inni, chociażby pełni najlepszych intencji, zawsze się mylą, opisują postać zewnętrzną, pozór, jaki widzą, a nie osobę, bo ta im się

wymyka. Nikt lepiej niż sam zainteresowany nie może oddać sobie spra­ wiedliwości, i właśnie po to, aby usunąć nieporozumienia, aby ustalić

prawdę, dotąd niekompletną lub zniekształconą, autor autobiografii

podejmuje się przedstawienia własnej historii208. W podobny sposób wypowiada się ojciec zięcia Stanisława Schimitzka - Michał Szymon Karski. W zakończeniu swych obszernych wspomnień,

w roku 1972 zapisuje:

Najtrudniej być obiektywnym w stosunku do siebie, starałem się jednak

być szczerym. Sąd innych o mnie może odbiegać od wyłaniającej się z tych kart postaci, lecz czy to będzie sąd gorszy czy lepszy - nie będzie on jednak prawdziwszy. Któż bowiem prócz mnie samego wiedzieć

może, jakie przeżycia, stracone złudzenia i nadzieje, zawody i cierpienia złożyły się na ukształtowanie mojej osobowości? Z czego powstały moje wady i - jeśli były - zalety?209. Postawa wyznania w literaturze dokumentu osobistego nierozerwalnie łą­

czy się z pojęciem tożsamości, a konkretniej z autokreacją, czyli „tworzeniem

samego siebie”, „kreowaniem się” w sposób lingwistyczny. Autor buduje swój wizerunek przyjmując określone wartości i odrzucając inne. I jedne, i drugie

są kulturowymi konstruktami (np. reprezentuje je obowiązujący układ sil politycznych), które wpływają na budowę tożsamości piszącego. Składa się on zatem z tego, kim chce i kim nie chce być210. Dualizm ten jest wyraźnie

widoczny w sposobie przedstawiania siebie przez Stefana Włoszczewskiego,

który swoje nocne życie w Paryżu po latach określił mianem gaspillage (z fr. roztrwanianie). W opozycji do niego ulokował swoje osiągnięcia naukowe,

208 G. Gusdorf, op. cit., s. 29. 209 M. Sz. Karski, op. cit., s. 537.

210 Zob. S. Grcenblatt, Przy magnackim stole: Morea autokreacja i negacja własnego „ja". Dialog o pociesze przeciw utrapieniu: Jego własna rola" tłum. W. Ostrowski, K. Kwapisz Wil­ liams, |w:| idem, Poetyka kulturowa..., s. 1-37.

100

które pieczołowicie wypisał211. Przyjeżdżając do Portugalii, po osiemnastu

latach spędzonych we Francji, postanowił, że będzie pos'więcać się wyłącznie pracy naukowej, co też - jak wynika z jego wspomnień - uczynił. Widać tu następującą sekwencję działań: wyznanie tego, kim byłem w przeszło­ ści - dobrowolne przeciwstawienie się temu i zmiana zachowania. Inaczej

przedstawia się sytuacja we „wspomnieniach portugalskich”, gdzie odczuwa się wyraźne napięcie. Sposób kreowania siebie przez Stanisława Schimitzka

zdaje się być celowo skupiony na zawodowej sferze życia autora, tak aby móc służyć konkretnym intencjom - rozliczeniu się z przeszłością i zaprzeczeniu wizji własnej osoby w oczach ludzi, którzy z różnych względów krytykowali

jego działania. Tekst to odpowiedź na niepokój człowieka, który poprzez

opowiedzenie historii swego zawodowego życia próbuje wyjaśnić motywy swoich działań, podkreślić ich znaczenie i w ten sposób doprowadzić do

ostatecznego pojednania ze światem, ostatecznego katharsis.

Zobaczcie,

kim byłem naprawdę, kiedy tak niesłusznie mnie osądzaliście”, zdaje się mówić na kartach swojego pamiętnika.

Okres gaspillage Włoszczewskiego i proces katharsis Schimitzka przywodzą na myśl refleksję dotyczącą sposobu prowadzenia narracji we wspomnie­ niach tych dwóch autorów. Analizując „Wyznania” (fr. “Les Confessions”)

Jeana-Jacquesa Rousseau212, Starobinski zwraca uwagę na dwa rodzaje wy-

211

Do pozytywnych aspektów pobytu w Paryżu naukowiec zaliczył: zakończenie prze­

rwanych przez 1 wojnę światową studiów uniwersyteckich, zdobycie dwóch dyplomów i tytułu naukowego, wydanie kilkunastu pozycji socjologicznych i historycznych, człon­ kostwo w Musee Social, założenie placówki naukowo-badawczej pod nazwą: Instytut Ba­ dań Naukowych nad Emigracją Polską we Francji (którą kierował do wybuchu II wojny

światowej), uczestnictwo w międzynarodowym kongresie socjologów, sporządzenie 2 obszernych ankiet socjologicznych na temat struktury wsi francuskiej i wyludniania się południowo-zachodniej połaci kraju, a także wygłoszenie serii odczytów na zaproszenie

Uniwersytetu Lwowskiego oraz Ligi Morskiej i Kolonialnej, w Bibliotece Polskiej na Quai d'Orlćans, w Sorbonie i w Musee Social, publikacje w „Revue de Paris" i w „La Depeche”,

założenie tygodnika, a później dziennika (publicystyka poświęcona m.in. problematyce

wychodźstwa), systematyczne odwiedzanie polskich osiedli we Francji, w celach kulturalno -oświatowych i informacyjno-naukowych, pisanie z nich sprawozdań dla polskich władz emigracyjnych, dotarcie do wielu wpływowych Francuzów o dalekim polskim pochodzeniu, zakładanie towarzystw opieki i wzajemnej pomocy. Zob.: S. Włoszczewski, Na przełomie...,

s. 240-244.

212 Tekst powszechnie uważany za przełomowy w historii publikowanych treści auto­ biograficznych, któremu stosunkowo dużo miejsca w swoich rozważaniach poświęcili też

101

stępujących w tekście narracji: elegijną i łotrzykowską213. W narracji typu lotrzykowskiego przeszłość jest czasem słabym, pełnym pomyłek i upokorzeń,

czasem zmarnowanym, czy też - jak to określił Włoszczewski - roztrwo­ nionym. Moment pisania wspomnień to stan wyższości intelektualnej, stan

swego rodzaju dobrobytu, wynikający z osiągnięcia tzw. życiowej mądrości

i z wpisania się w porządek społeczny. Odwrotna sytuacja zachodzi, kiedy

mamy do czynienia z tonem elegijnym. Związany jest on z poczuciem utra­ conego szczęścia, kiedy otaczająca piszącego wspomnienia rzeczywistość raczej nie nastraja optymistycznie, a wręcz przeciwnie - piszący znajduje się w stanie pewnego moralnego poniżenia - i woli szukać schronienia

w minionych już przyjemnościach. Podobne skłonności można dostrzec

w memuarach Schimizka, w opisach rodzinnych spacerów po Lizbonie czy

niedzielnych wycieczek za miasto w gronie znajomych, w przytaczanych

pozytywnych opiniach innych o sobie samym z przeszłości. Czas pisania jest czasem niełaski, a czas opisywany utraconym rajem, tyle tylko że jako taki jawi się dopiero z perspektywy chwili wydobywania go z pamięci i ubie­

rania w słowa. W przeciwieństwie do Rousseau Schimitzek nie traci wiary w lepszą przyszłość, wciąż poszukuje osobistego zbawienia. Kluczem do

szczęścia ma być publiczne oczyszczenie swojego imienia właśnie poprzez publikację wspomnień214. Blask przeszłego istnienia ma oświetlić ponurą rze­ czywistość teraźniejszości. Schimitzek umiejętnie segreguje swe wyznania, dobiera odpowiednio do sytuacji, aby wykreować w czytelnikach pożądaną wizję własnej osoby i postępowania. Sposób, w jaki buduje swój wizerunek,

przytaczając różne opinie o sobie, ukazuje poniższa tabela (wybrane zdarze­ nia z życia autora, odpowiadające cytowanym w niej fragmentom, zostały przedstawione w aneksie nr 2).

Lejeune czy Gusdorf, jak również wielu innych badaczy zajmujących się tematyką auto­ biografii.

213

J. Starobinski, op. cit., s. 95-97.

214 „Wyobraźnia, która w młodości mej wyprzedzała mnie zawsze, a teraz ciągnie się za mną leniwo, opłaca swymi słodkimi przypomnieniami utracone na wieki nadzieje. Nie

widzę już nic, co by mnie kusiło na przyszłość; jedynie wspominki przeszłości mogą mnie rozgrzać jeszcze, i te tak żywe i szczere nawroty do epoki, o której mówię, pozwalają mi niekiedy kosztować szczęścia mimo mych niedoli” (J.J. Rousseau, Wyznania, t. 1, ks. VI, tl. T. Boy-Żeleński, Warszawa 1930, s. 132).

102

S. Schimitzck. Drogi i bezdroża...

1

OSOBIE WPROST

Na ulicy warszawskiej uderzał mnie w porównaniu z Krakowem, a zwłaszcza z Wiedniem, brak uprzejmości wobec nieznanych prze­ chodniów, niechętnie, a czasem wręcz opryskliwe udzielanie infor­

macji, chyba że prośba sformułowana została w języku obcym lub łamanej polszczyźnie. Takie słówka, jak „dziękuję" lub „przepraszam" wydawały się nic istnieć w gwarze miejscowej. Później, po przeniesie­

0 MIESZKAŃCACH WAR­ SZAWA

s. 17

ROZMOWY Z NIEMCAMI NA TEMAT WZNOWIENIA ROKOWAŃ HANDLO­ WYCH PODCZAS MAR­ COWEJ SESJI RADY LIGII NARODÓW (2-15 MARCA 1927 R.)

s. 138

niu się na stały pobyt do Warszawy, nigdy nie zdołałem się pogodzić

z niewiarygodną niepunklualnością i niesłownością, jakie cechowały

OPINIA INNYCH

minut przed ustaloną godziną. (...). Nie omieszka! on napomknąć, że zna moje nazwisko z raportów i ustnych relacji posła [Ulricha]

3

OPINIA INNYCH

PRACA W PRZEDWOJEN­ NYM REFERACIE NIEMIE­ nicznych, w chwili zwątpienia w skuteczność swoich argumentów, CKIM 1 ZAGADNIENIA Rauscher w rozmowie z [Tadeuszem Gustawem) Jackowskim wydał ZWIĄZANE Z LIKWIDA­ o mnie opinię, którą uważam za najwyższą pochwalę, jaka mnie kie­ CJĄ NIEMIECKIEJ WŁAS­ s. 154-155 dykolwiek spotkała: Wo haben Sic denn diesen Schimitzek herge- NOŚCI NIERUCHOMEJ nommen, dem kann man ja nichts vormachcn! (Skądże wzięliście tego POZOSTAŁEJ PO NIEM­ CACH, KTÓRZY W 1918 R. Schimitzka, nie sposób go przecież zbujać). WYJECHALI Z POLSKI

4

OSOBIE WPROST

wielu mieszkańców stolicy.

2

[Gustav] Stresemann zjawił się z niemiecką punktualnością kilka

Rauschera, który - dodał z dobrotliwym grymasem twarzy - uważa mnie za „przebiegłego partnera" rozmów.

Po pewnej akcji na różnych szczeblach Ministerstwa Spraw Zagra­

Z pracy w dwóch ważnych i ruchliwych działach, tj. w referacie cze­

chosłowackim i niemieckim, wyniosłem skłonność do włączania się

do rozważań nad każdym problemem, chęć poznania racji, które zniewalały autorów' jakiejś informacji czy instrukcji do zajęcia okre­

STYL PRACY AUTORA W PRZEDWOJENNYM s. 172-173 MSZ

ślonego stanowiska.

5

OPINIA INNYCH

[Tadeusz Gustaw] Jackowski przyzwyczaił się szybko do mojego stylu prac}', który dla niego w rezultacie okazał się dogodny, gdyż przede wszystkim zwalniał go od zajmowania się licznymi, drobnymi kło­

potami. Gdy byl w dobrym humorze, opowiadał, że jakoby umyślnie kazałem przenieść z sekretariatu szafkę na okrycia wierzchnie i kape­ lusze do swego pokoju, by on bez mojej wiedzy nie mógł Ministerstwa

STYL PRACY AUTORA W PRZEDWOJENNYM s. 172-173 MSZ - CIĄG DALSZY

opuścić. Dla wyjaśnienia muszę dodać, że w owych czasach wyjście szanującego się „człowieka z towarzystwa" na ulicę bez kapelusza

6

OSOBIE WPROST

i laski było nie do pomyślenia. Dobrą stroną mojej pracy było to, że nic wymagano ode mnie utrzy­

mywania obligatoryjnych stosunków' towarzyskich z członkami kor­ pusu dyplomatycznego. Z uwagi na brak czasu, który stał się u mnie

chroniczny, byłyby one dodatkowym dużym obciążeniem.

103

STYL PRACY AUTORA W PRZEDWOJENNYM s. 172-173 MSZ - CIĄG DALSZY

9

OSOBIE OPINIA INNYCH WPROST

8

OPINIA INNYCH

7

Niektórzy moi koledzy nie mogli zrozumieć mego braku entuzja­ zmu dla bywania w salonach ówczesnego high lifeu warszawskiego. a zwłaszcza ambasad i poselstw. Niejeden ogromną - zdawało się wagę przywiązywał do tego, by być wymienianym w poświęconym ży­ ciu towarzyskiemu, a redagowanym przez Teresę Czosnowską, dziale

STYL PRACY AUTORA W PRZEDWOJENNYM s. 172-1“ MSZ - CIĄG DALSZY

.mondanites’, wychodzącego w języku francuskim „Echo de Varsovie”. Odznaczenia przyjmowałem z powagą i ostentacyjnie manifestowaną

radością, choć zwykły polski Krzyż Zasługi miał dla mnie niewspół­ miernie większą wartość i znaczenie.

[Maria] Wysocka (...) uważała, że dzięki mej rzekomo pedantycznej dokładności i ostrożności chronię jej, czasem zbyt łatwowiernego, męża przed ryzykownymi inicjatywami podległych wydziałów, co sprawiło, że [Alfred] Wysocki zaczął mnie traktować jako swego nie­ zastąpionego pomocnika.

0 SWOIM STOSUNKU DO ODZNACZEŃ PRZYZNA­ WANYCH PRZEDWOJEN­ NYM URZĘDNIKOM MSZ

s. 182

STOSUNKI TOWARZY­ SKIE Z WYSOCKIMI (WY­ SOCKI PEŁNIŁ FUNKCJĘ DYREKTORA DEPARTA­ MENTU POLITYCZNEGO)

s. 183

O POŻEGNANIU W MSZ PRZED ROZPOCZĘCIEM PRACY W POSELSTWIE POLSKIM W BERLINIE, W 1931 R.

s. 195

0 SPĘDZANIU WOLNEGO CZASU PODCZAS SŁUŻ­ BY DYPLOMATYCZNEJ W BERLINIE

s. 247

10

OSOBIE WPROST

W Ministerstwie obowiązywał wówczas zwyczaj żegnania każdego wyjeżdżającego na placówkę zagraniczną składkowym obiadem przez

grono przełożonych i kolegów, z którymi tenże najbliżej współpra­ cował lub najbardziej się zżył I mnie ta uroczystość nie ominęła. Zmuszony do odpowiedzi na pożegnalną orację Becka, przemogłem z trudem wrodzoną abominację do wygłaszania „okolicznościowych"

przemówień. Mimo obecności kilku szyszek ministerialnych czas

upłynął szybko na wspominaniu zabawnych incydentów, które zda­

11

O SOBIE WPROST

rzyły się w ostatnich latach naszej pracy.

W godzinach wolnych od zajęć dużą przyjemność sprawiało mi szpe­ ranie po antykwariatach, których kilka znajdowało się w najbliższym

sąsiedztwie Poselstwa. Interesowały mnie oczywiście polonica, któ­ rych dużo można było wówczas znaleźć w Berlinie, poczynając od tzw. kalendarzy polskich z końca XVIII wieku, często z akwafortami

niemiecko-gdańskiego grafika Daniela Chodowieckiego, i starszych

o ponad sto lat znakomitych rycin portretowych Jeremiasa Falcka czy Willema Hondiusa.

104

Jakkolwiek zlecenie mi nowych funkcji schlebiało moim ambicjom 0 PRZENIESIENIU W 1933 R. Z POSELSTWA W BERLINIE DO DE­ PARTAMENTU ADMINI­ STRACYJNEGO WSI EDZIB1EMSZ

s. 17

0 PRZENIESIENIU W 1933 R. Z POSELSTWA W BERLINIE DO DE­ PARTAMENTU ADMINI­ STRACYJNEGO W SIE­ DZIBIE MSZ-CIĄG DALSZY

s. 17

0 SWOICH RELACJACH Z PRZEDWOJENNYM PRZEŁOŻONYM W MSZ, MIN. BECKIEM

s. 19

0 SWOICH RELACJACH Z PRZEDWOJENNYM PRZEŁOŻONYM W MSZ. MIN. BECKIEM - CIĄG DALSZY

s. 19

0 PRACY W PRZEDWO­ Rozpoczęła się więc wieloletnia szarpanina, z której dzięki cierpliwo­ JENNYM DEPARTAMENści i niekończącym się perswazjom wychodziłem czasem zwycięsko, ’ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ 1 0 TAMTEJ­ a niekiedy nerwowo wykończony poddawałem się dla „świętego SZYCH STOSUNKACH spokoju", by zachować swe siły na ważniejsze okoliczności. PERSONALNYCH

s. 20

O PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ I 0 TAMTEJ­ SZYCH STOSUNKACH PERSON/tLNYCH - CIĄG DALSZY

s. 22

0 PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ 1 0 TAMTEJ­ SZYCH STOSUNKACH PERSONALNYCH - CIĄG DALSZY

s. 22-23

- a zapewne także i zwykłej ludzkiej próżności - to jasno zdawa­

łem sobie sprawę z tego, że przejście do pracy administracyjnej oddalało mnie - przynajmniej na dobre kilka łat - od zagadnień,

którym poświęcałem się dotąd z całą pasją, skazywało natomiast na zajmowanie się problemami, dla których nie potrafiłem nigdy wy­

Uchodziłem od lat w MSZ, słusznie czy niesłusznie, za jednego

3

Wprawdzie stosunek jego do mnie był zawsze bardzo poprawny, nigdy jednak ani na chwilę nie zszedł on z piedestału „wodza" i nie

0 SOBIE WPROST

6

7

O SOBIE WPROST

5

OPINIA INNYCH

4

OSOBIE WPROST

2

OPINIA INNYCH

krzesać z siebie wielkiego zapału.

OPINIA INNYCH

1

OSOBIE WPROST

S. Schimitzek, Na krawędzi Europy...

z bardzo nielicznych znawców spraw niemieckich.

pozwolił zapomnieć o dystansie, który nas dzielił.

Być może, że i z mojej strony grała tutaj także pewną rolę wrodzo­ na nieśmiałość, którą daremnie usiłowałem zwalczać.

U swoich „cywilnych" kolegów w departamencie (...) spotyka­ łem się od czasu do czasu z wyraźnymi objawami zwracania zbyt

wielkiej uwagi na to, skąd wiatr wieje, i z próbami odgrywania w oczach kolegów z placówek roli „dobrych wujaszków", bezsilnych

wobec mnie, „strasznego dziadunia".

Natomiast w często przykrych, szarpiących nerwy warunkach, stara­ łem się, zwłaszcza wobec sytuacji jaką zastałem w departamencie, za­ chować pewien styl postępowania, niedopuszczający do ewentualnych

zarzutów niestosowania się do zasad umiaru i oszczędności, których przestrzegania domagać się musialem od swoich starszych i młod­

szych kolegów. (...) Aby służyć przykładem, nic zmieniłem dawnego swego mieszkania spółdzielczego, zrezygnowałem z samochodu służ­ bowego, starałem się nic wyróżniać trybem życia od ogółu kolegów.

105

8

OPINIA INNYCH

Ze względu na konieczności wynikające z gospodarczej sytua­

cji kraju z reguły znajdowałem zrozumienie, zarówno u kolegów w centrali, jak i u szefów placówek, a takich, którzy poza moimi

plecami narzekali na ograniczanie ich wielkopańskich gestów na, ich zdaniem, zbędne oszczędności itp. było bardzo niewielu. Pomi­

mo tego, gdy po klęsce wrześniowej znalazłem się na bruku pary­ skim, oni właśnie swoimi hałaśliwymi pretensjami przez dłuższy

czas starali się urobić mi opinię przesadnego skąpca, celowo nie

O PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ I O TAMTEJ­ SZYCH STOSUNKACH PERSONALNYCH - CIĄG DALSZY

s. 22- r

0 PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJNYM MSZ 1 0 TAMTEJSZYCH STOSUNKACH PERSO­ NALNYCH - CIĄG DALSZY

S. 24

0 PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADM1N1 STRACYJ NYM MSZ I O TAMTEJSZYCH STOSUNKACH PERSO­ NALNYCH - CIĄG DALSZY

s. 24

O PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ 1 O TAMTEJ­ SZYCH STOSUNKACH PERSONALNYCH - CIĄG DALSZY

s. 26

Satysfakcję sprawia! mi w tych warunkach coroczny (od 1934 r.)

wybór na prezesa Klubu Urzędników Polskiej Służby Zagranicznej, mieszczącego się w ostatnich latach przed wojną w Pałacu Kronen­

berga21'.

11

O SOBIE WPROST

10

OSOBIE WPROSI



9

OSOBIE WPROST

pozwalającego im na rozwinięcie skrzydeł do wielkich lotów.

Wiele wewnętrznego zadowolenia dawały mi prace nad odbudową

i częściową przebudową Pałacu Briihlowskiego według projektów profesora (Bohdana! Pniewskiego, a następnie nad wyposażeniem

wnętrz tej reprezentacyjnej siedziby MSZ. Choć w latach 1933-1939 praca moja nie dotyczyła zagadnień poli­ tycznych, żywo się nimi nadal interesowałem. Przeglądając różnego

rodzaju publikacje i opierając się na licznych rozmowach z kolega­

mi z centrali i placówek starałem się wyrobić swój własny pogląd, zwłaszcza jeśli chodzi o stosunki polsko-niemieckie. W ocenie sy­

tuacji politycznej i wydarzeń, które na jej rozwój wpływały, nieraz się myliłem, częściowo z powodu braku dostępu do źródeł informa­

cji lub otrzymywania ich z drugiej ręki.

215 Pałac Leopolda Kronenberga - wybudowany w drugiej poł. XIX w. luksusowy budynek mieszkaln mieszczący się przy PI. Małachowskiego 4 w Warszawie: wzniesiony dla warszawskiego kupca, banki;

ra i przemysłowca Leopolda Stanisława Kronenberga oraz jego licznej rodziny. Po śmierci właścicieli w 1878 r., część pomieszczeń w budynku przeznaczono na wynajem. W dwudziestoleciu międzywojenny:

pałac stał się własnością Banku Polskiego. We IX 1939 r., w wyniku działań wojennych, został części? wo zniszczony, a w latach 1961-1962 całkowicie rozebrany (Fundacja Warszawal939.pl, http://wvv. warszawal939.pl/obickt/malachowskiego-4. data dostępu: 24 XI 2020). W latach 1936-1938 w pałac mieściło się m.in. Poselstwo Portugalii, zajmujące wcześniej budynek przy ul. Pierackiego 14 (dzisiejsi ul. Foksal). W 1939 r. siedzibę poselstwa przeniesiono do Pałacyku Wielopolskich przy AL Róż 1. Zoł * Rocznik Służby Zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej w edług stanu na 1 kwietnia 1935 n, Warszau:

1935, s. 266; Rocznik Służby Zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej według stanu na 1 kwietnia 1936' Warszawa 1936, s. 272; Rocznik Służby Zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej według stanu na 1 kwic

nia 1937 r. Warszawa 1937. s. 281; Rocznik Służby Zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej według star. na 1 kw ietnia 1938 r., Warszawa 19?8, s. 288; Rocznik Służby Zagranicznej Rzeczypospolitej Polska w edług stanu na 1 czerwca 1939 r, Warszawa 1939, s. 314.

106

12

OPINIA INNYCH

Wiadomość o wezwaniu mnie do Paryża wywołała to, że i mnie nie

oszczędzono kalumnii. Wprawdzie nikt nie ośmielił się i nie ośmie­ la poddawać w wątpliwość moją uczciwość osobistą w sprawach finansowych, niemniej jednak anonimowi oszczercy przedstawiają moje bezkompromisowe tępienie wszelkich przejawów naruszenia

dyscypliny finansowej jako „sekowanie” kolegów. Nie pomija się

oczywiście również insynuacji natury „politycznej”, utrzymując np. że urzędnicy „dobrze widziani” przez Becka otrzymywali dzięki

mojej protekcji wyższe pobory. W rzeczywistości w centrali obo­

0 PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ 1 0 TAMTEJ­ SZYCH STOSUNKACH PERSONALNYCH - CIĄG DALSZY

s. 86

wiązywały ustawowo jednolite wynagrodzenia dla urzędników państwowych wszelkich dykasterii.

W Pałacu Briihlowskim zainstalowano w 1938 roku aparaturę

świetlno-sygnalizacyjną z brzęczykami, która łączyła mój gabi­

13

OPINIA INNYCH

net z sekretariatem ministra, oraz z kierownikami działów mego departamentu. Otóż dowiaduję się przypadkowo, że jeden z na­

czelników podległych mi przed wojną wydziałów rozpowiada, że korzystając z tej aparatury „dzwoniłem na niego jak na woźnego", przypisując mi „dygnitarskie maniery". Równic bezpodstawne, choć

merytorycznie poważniejsze są próby przerzucenia na mnie odpo­

wiedzialności za bezplanowe przeprowadzenie ewakuacji MSZ we wrześniu 1939. Przyjaciele i wielu kolegów radzą mi, bym się tymi

0 PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ 1 0 TAMTEJ­ SZYCH STOSUNKACH PERSONALNYCH - CIĄG DALSZY

s. 86- 87

szeptami po kątach, insynuacjami i oszczerstwami nic przejmował, abym nie zwracał na nie uwagi, gdyż z biegiem czasu same „rozejdą

14

O SOBIE WPROST

się po kościach”.

Przypuszczalnie przesadnie uczulony na wszelkiego rodzaju ob­ mowy i oszczerstwa zamierzam jednak, wbrew radom na pewno życzliwych mi przyjaciół i kolegów, domagać się od szefa swego macierzystego resortu tj. od ministra spraw zagranicznych, zbada­

17

18 |

O SOBIE WPROST

OSOBIE WPROSI

16

OPINIA INNYCH

15

OPINIA INNYCH

nia i wyjaśnienia bez reszty stawianych mi rzekomo zarzutów.

W czasie rozmów padają niekiedy pesymistyczne wypowiedzi, że w Polsce obecna generacja już niczego się nie doczeka, że jej jedy­ nym zadaniem jest umieć zejść ze sceny.

Należę jednak do optymistów, którzy wśród emigracji stanowią

zdecydowaną większość i uważają, że właśnie obecna generacja

zbuduje fundamenty pod Polskę, w której by jej dzieci były szczęś­

0 PRACY W PRZEDWO­ JENNYM DEPARTAMEN­ CIE ADMINISTRACYJ­ NYM MSZ I 0 TAMTEJ­ SZYCH STOSUNKACH PERSONALNYCH - CIĄG DALSZY

s. 87

0 PRZYSZŁOŚCI POLA­ KÓW 1 POLSKIEJ EMI­ GRACJI

s. 97

0 PRZYSZŁOŚCI POLA­ KÓW I POLSKIEJ EMI­ GRACJI - CIĄG DALSZY

s. 97

0 PRACY W BIURZE KO­ MISJI GEN. HALLERA

s.121

liwsze.

(...) nie odpowiada mi w najmniejszym stopniu i wyniszcza mnie

nerwowo dotychczasowa atmosfera pracy. Do tych samych konkluzji niezależnie ode mnie dochodzi Zabłocki. (...). Ladoś twierdzi, że lak być musi, lak było także w czasie wiel­

kiej wojny 1914/1918. Atmosfera denuncjacji i intryg jest nieodłącz­ ną towarzyszką emigracji.

107

0 PRACY W BIURZE KOMISJI GEN. HALLERA - CIĄG DALSZY

s.121 __________

20

OPINIA INNYCH

OSOBIE WPROST

19

Minister (Stanisław] Stroński wyraża żal. że odchodzę z Komisji.

Twierdzi, że będzie musiał znaleźć na moje miejsce kogoś podobnie zrównoważonego, bo inaczej Zabłocki „rozniesie cale Bassano".

O PRACY W BIURZE KOMISJI GEN. HALLERA - CIĄG DALSZY

s.131

0 PRZECIĄGAJĄCEJ SIĘ PRACY W PORTUGALII

s. 248-24 ?

Zatrzymanie mnie w Portugalii i obarczenie kłopotliwą i nie­

wdzięczną pracą nie jest tym. o czym marzyłem, zgłaszając swoją osobę do dyspozycji rządu londyńskiego. Miałem nadzieję, ze będę

mógł powrócić do pracy w MSZ lub na którejkolwiek z bardziej eksponowanych placówek zagranicznych. Mimo mych wątpliwości i obaw, przyjaciele i znajomi są jednak

zdania, że nie mogę zrzec się powierzonych mi funkcji, że mogę

21

OPINIA INNYCH

wiele dobrego zdziałać nawet w warunkach panujących w polskim środowisku w Lizbonie.Jeden z moich rozmówców, Ploski, uważa,

że mam twardą rękę i że jest ona potrzebna dla znalezienia wyjścia z sytuacji wytworzonej przez napływ polskich uchodźców do Por­

tugalii. Według Ploskiego, wśród uchodźców odzywały się dawniej

glosy, że ja i inni członkowie Komitetu jeździmy do Lizbony, by

0 PRZECIĄGAJĄCEJ SIĘ PRACY W PORTUGALII - s. 248-249 CIĄG DALSZY

załatwiać tam swoje osobiste sprany. Glosy te jednak w stosunku

do mnie ucichły, gdy się przekonano, że nie opuszczam Figueiry mimo posiadanych wiz i opłaconego przejazdu do Kanady i mimo, że za swoją pracę poza zasiłkiem uchodźczym nie pobieram żadne­

23

OPINIA INNYCH

22

OPINIA INNYCH

go wynagrodzenia.

Pod moim adresem ogranicza się do uwagi, że mając możność

udania się do Kanady, powinienem z niej jak najśpieszniej skorzy­

stać. Moją odpowiedź, że otoczony setkami ludzi opanowanych lękiem, którzy wierzą w pomoc z mej strony, nie mam prawa my­ śleć o schronieniu się w bezpieczne miejsce, zbywa pogardliwym

NIEŁATWE STOSUNKI Z KSIĘDZEM WOŁKOWSK1M, PRACOWNI­ KIEM LIZBOŃSKIEGO KOMITETU POMOCY UCHODŹCOM POLSKIM ORAZ PÓŹNIEJSZYM

s.314

PRACOWNIKIEM RADY POLONII AMERYKAŃ­ SKIEJ W CHICAGO

gestem.

NIEŁATWE STOSUNKI Z KSIĘDZEM WOŁKOWSKIM, PRACOWNI­ KIEM LIZBOŃSKIEGO

Ks. Wolkowski stoi na stanowisku, że ja „pracuję za dziesięciu", ale musi domagać się uznania przeze mnie zwierzchnich praw Komite­

tu, zwłaszcza w zakresie dysponowania gotówką.

KOMITETU POMOCY UCHODŹCOM POLSKIM ORAZ PÓŹNIEJSZYM

PRACOWNIKIEM RADY POLONII AMERYKAŃ­ SKIEJ W CHICAGO CIĄG DALSZY

108

s. 340

OPINIA INNYCH

Ks. [Aleksander] Syski zawiadomiony przez ministra Stańczyka o tym, że stał się ofiarą nieuczciwego informatora, przyznał, źc „skrzywdził człowieka", tłumaczył się jednak tym, że ks. Wolkow-

ski przedstawił mnie jako skrajnego lewicowca, którego pasją jest walka z Kościołem i jako „jawnogrzesznika", który z matką swego dziecka żyje w nieślubnym związku.

NIEŁATWE STOSUNKI Z KSIĘDZEM WOLKOWSKIM, PRACOWNI­ KIEM LIZBOŃSKIEGO KOMITETU POMOCY UCHODŹCOM POLSKIM ORAZ PÓŹNIEJSZYM

s.477

PRACOWNIKIEM RADY POLONII AMERYKAŃ­

OPINIA INNYCH

SKIEJ W CHICAGO CIĄG DALSZY

W świetlicy w obecności kilkudziesięciu naszyci] podopiecznych

Korsak odpowiadając na moje przemówienie pożegnalne określi! mnie jako człowieka „benedyktyńskiej” pracy, na pozór twardego

dla swych współpracowników, ale w istocie jeszcze bardziej wyma­ gającego wobec samego siebie. Jeśli ta ocena odpowiada rzeczywi­

stości obawiam się, że nie przysporzy mi ona przyjaciół.

POŻEGNANIE KATELBACHA 1 KORSAKA - PRACOWNIKÓW LIZ­ BOŃSKIEGO KOMITETU POMOCY UCHODŹCOM

s. 375

POLSKIM

OSOBIE WPROST

Os

Są chwile, gdy nie wytrzymuję nerwowo przejawów głupoty czy

podłości wielu ludzi, z którymi się codziennie stykam. Razi mnie pogoń za groszem publicznym, którym nasz Komitet dysponuje,

większości tych, którzy najgłośniej reklamują się jako działacze zwykle wśród szarych pracowników, na których opiera się nasza

STOSUNKI PERSONAL­ NE W KOMITECIE PO­ MOCY UCHODŹCOM

działalność. Nic dziwnego, że odczuwam w tych warunkach cał­

W PORTUGALII

społeczni. Ludzi, z którymi mogę znaleźć wspólny język spotykam

s.468

kowitą bezradność, że przychodzi mi niekiedy ochota, by wszystko rzucić i wyjechać nie wiadomo dokąd, choć wiem z góry, że nie zdobędę się na to, aby wyrzec się obecnej swojej pracy.

OPINI/K INNYCH

Jakże jestem zdumiony, gdy w połowic stycznia otrzymuję list z Londynu od ministra Mirosława Arciszewskiego, w którym po

kilku pochlebnych słowach (...) dodajc: „Tutaj masz bardzo pozy­ tywną opinię, co jest rekordem przy tej powszechnej nagonce na

$.468

W PORTUGALII - CIĄG DALSZY

-----------------------------

OPINIA INNYCH

oo

i

ludzi. Wszyscy się dziwią..."

STOSUNKI PERSONAL­ NE W KOMITECIE PO­ MOCY UCHODŹCOM

(...) nawet organizacje żydowskie nie mają do niego zaufania i ku

memu utrapieniu we wszystkich sprawach, które wymagają ure­ gulowania lub spornych, zwracają się zazwyczaj do mnie. Małą dla

O JAKOŚCI PRACY KA­

mnie pociechą jest twierdzenie [Jakuba] Kerncra, że moje dobre stosunki z Jointem, Hiccmcm i sekcją opieki lizbońskiej Gminy Ży­

ROLA MAXAMINA, PRA­ COWNIKA KOMITETU POMOCY UCHODŹCOM

dowskiej warte są milion eskudów rocznie, tj. tyle, ile mniej więcej

organizacje te świadczą na rzecz obywateli polskich.

Tabela 1: Zestawienie fragmentów tekstu zawierających charakterystykę S. Schimitzka Źródło: S. Schimitzek, Na krawędzi Europy...; idem, Drogi i bezdroża minionej epoki...

109

s. 590

Zebranie fragmentów tekstu charakteryzujących Stanisława Schimitzka

w graficznej formie tabeli, z podziałem na opinie autora o sobie samym i opi­

nie innych o nim, pozwala stosunkowo łatwo dostrzec, iż w przedstawianiu samego siebie w kontekście swojej pracy zawodowej autor ma pewien cel. Jego autokreacja, osobliwa z uwagi na jej kontrolowany wielogłos, budowana

jest według pewnego schematu - oto autor na kartach swych wspomnień

utrwala niepochlebne opinie o sobie, wypowiadane przez swoich adwersa­ rzy. Robi tak, by stworzyć okazję do pokonania ich odpowiednio dobranymi

argumentami, świadczącymi o mylnych założeniach ich osądów. Do dyskusji nad postawą autora zostają dopuszczone także osoby wyrażające się o nim

pochlebnie. Przywoływanie ich opinii służy najczęściej wzmocnieniu wy­ dźwięku własnych, pozytywnych sądów o sobie. Jak zauważa cytowany już Jean Starobinski: „Narracja autobiograficzna w trzeciej osobie, jako forma

pozornie skromna, łączy i sumuje wydarzenia na chwałę bohatera, który rezygnuje z mówienia we własnym imieniu”210.

W miarę postępów w lekturze czytelnik zaczyna rozumieć, iż wszystkie oceny zostały spisane wybiórczo, według preferencji autora. Ten, jak sam

twierdzi, wrażliwy' na opinię innych, wiedząc o niektórych jego zdaniem niesprawiedliwych osądach swojej osoby, podejmuje walkę o dobre imię. Orężem stają się zadrukowane kartki papieru, na których składa świadectwo

o sobie samym, poddaje się pod sąd i wygrywa inteligentną argumentacją. Tyle tylko, że reżyserem całej sceny rozstrzygania o prawdzie jest on sam. Kreuje przeszłość dla przyszłości, ubiera ją w słowa według własnych przekonań.

Krytyczne opinie Schimitzka nie zawsze stanowią odpieranie zarzutów innych. Czasami sam autor wydaje się być stroną atakującą. Tak jest np. w przypadku, kiedy opisuje powojenny proceder przemytu złota i pieniędzy

przez dawnych urzędników Poselstwa RP w Lizbonie: Prócz nielicznych urzędników istnieje jednak w Lizbonie znacznie więk­ sza grupa, która poświęca się „interesom”. Polegają one nadal głównie na przemycie złota w sztabach z Portugalii do Francji i dolarów papierowych

z Francji do Portugalii. Niektóre rajdy samochodowe sięgają teraz aż do Belgii, gdzie można rzekomo niedrogo nabyć brylanty. Udoskonaliły się

też formy organizacyjne. Wstyd mi za udział w tych operacjach 2 czy 3 dawnych urzędników Poselstwa. Jako posiadaczy paszportów dyploma-216 216 J. Starobinski, op. cii., s. 88.

110

tycznych wynajmują ich sobie za odpowiednio wysoką oplata managerzy

poszczególnych „jednostek operacyjnych" celem zabezpieczenia się przed zbytnią dociekliwością urzędników celnych na przejściach granicznych217. Jednym z byłych urzędników poselstwa trudniących się potępianym

przez Schimitzka procederem handlu złotem byl Tadeusz Nowak Cieplak, który po latach otwarcie się do tego przyznawał - pomnożone w ten sposób

pieniądze pozwoliły mu na dalszą emigrację po wojnie i uniknięcie powrotu do komunistycznej Polski. W swoich wspomnieniach pt. „W cieniu historii” wydanych w 2003 r., zanotował: Wiedziałem, że Isaac Weissmann mieszkał w Paryżu przez kilka lat przed

1940 rokiem, więc umówiłem się z nim na spotkanie, by się dowiedzieć, gdzie tam zamieszkać i co ze sobą zabrać. Isaac dał mi nie tylko dobre

wskazówki co do mieszkania, ale poradził mi, co mam zabrać do Paryża, by opłaciła mi się ta podróż. Świetnie orientował się w sprawach finan­

sowych i dał mi następującą radę: „Za swoją odprawę od Anglików kup kilogram złota u złotnika na Rua d'Ouro. Dam ci adres mojego kuzyna

w Paryżu i on je tam sprzeda i kupi za to dolary. Zobaczysz, że otrzymasz prawie trzy razy więcej dolarów niż masz dzisiaj.” Usłuchałem Isaaka

i dobrze na tym wyszedłem. (...)

Po powrocie do Lizbony powiedziałem przyjaciołom, że raczej będę szukał sobie lokum na Zachodzie niż mys'lał o powrocie do kraju. Po­

dziękowałem też Weissmannowi za dobre rady finansowe, dzięki którym wartość mojego majątku prawie się potroiła. A on mi na to: „Musisz tak parę razy jeszcze obrócić, będziesz się jeszcze lepiej czuł. Jeśli decydujesz

się zostać na Zachodzie, to każdy grosz ci się przyda. Nie miej skrupu­ łów, twoi przyjaciele z poselstwa robią to samo. Trzeba kuć żelazo, póki

gorące. Za rok może nie być tak dobrej koniunktury."

Przyznałem rację Weissmannowi i w miesiąc później wybrałem się do Paryża razem z Warchałowskimi. Jerzy Warchałowski, potomek słyn­

nego ojca218, który sprowadzał Polaków do Brazylii, był radcą poselstwa 217 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 721. 218 Kazimierz Warchałowski (1872-1943) - w Brazylii od 1903 r.; w latach 1905-1920

wydawał tam i redagował pismo „Polak w Brazylii” a w okresie 1907-1919 prowadził pol­ ską księgarnię. Podczas I wojny światowej byl prezesem Polskiego Komitetu Centralnego w Brazylii i delegatem Komitetu Narodowego w Paryżu. Od 1919 r. przebywał w Polsce. Byl

111

w Lizbonie. Zwierzy] mi się, że planuje ten sam rodzaj transakcji, czyli zamianę złota na dolary. Dzięki Warchalowskim poznałem w Paryżu

zamożną rodzinę Daumanów. Piotr Dauman, ojciec, znal się na naszych

operacjach tak samo dobrze jak Weissmann i jego kuzyn w Paryżu219.

Snując rozważania o autobiografii, Gusdorf zauważa, iż: Każda autobiografia jest dziełem sztuki, a w sumie dziełem budującym,

ukazuje nam nie postać, widzianą z zewnątrz, w jej widocznych zacho­

waniach, lecz osobę w jej intymności, i nie taką, jaką była i jest, ale taką, jaką sądzi, że jest, i chce, aby była [wyróżnienie: AP]. Chodzi tu o pew­

nego rodzaju przetworzenie losu osobowego w wartos'ć; autor, który jest jednocześnie bohaterem historii, chce wyjaśnić swoją przeszłość,

aby wydobyć strukturę swego istnienia w czasie. 1 ta ukryta struktura jest dla niego wewnętrznym założeniem wszelkiej możliwej wiedzy

w jakimkolwiek zakresie. Stąd centralne miejsce autobiografii, zwłaszcza w dziedzinie literatury220. Według filozofa już sam akt stworzenia autobiografii s'wiadczy o tym, iż

jej autor uważa się za kogoś wybitnego, godnego narzucenia się powszech­ nej pamięci, podniesienia się do roli przykładu, mimo że los jego - jako jednostki - wygląda mizernie na scenie świata a on sam jest „mniej lub bar­ dziej nieznanym intelektualistą”221. Gdyby celem napisania tekstu o swoich jednym z głównych propagatorów wychodźstwa z Polski do krajów Ameryki Łacińskiej. Zob.J. Mazurek, Piórem i czynem. Kazimierz Warchalowski (1872-1943) - pionier osadnictwa

polskiego u’ Brazylii i Peru, Warszawa 2013.

219

T. Nowak Cieplak, op. cit., s. 115-116. Podobne praktyki miały miejsce także w czasie

II wojny światowej wśród polskich oficerów wywiadu. Zob.: Odpis pisma M. Kokorniaka do Szefa Ekspozytury „AFR” [Afryka Północna - przyp. AP| w sprawie machinacji finan­ sowych oficerów polskich z placówki w Portugalii, Algier, 4 IX 1944 r., IJPL, kol. nr 100

(pik dypl. Stefan Mayer), sygn. 709/100/99.

220 G. Gusdorf, op. cit., s. 4-42. Gusdorf zaprzecza istnieniu jakichkolwiek granic pomiędzy autobiografią a literaturą. Stwierdza, że „każda powieść jest autobiografią z użyciem postaci

pośredniczących” a każda autobiografia jest dziełem sztuki - początkowo opowiadaniem, które może przekształcić się w powieść, tragedię czy poematy - i przyznaje jej centralne

miejsce w dziedzinie literatury'.

221 Ibid., s. 23. Poczucie wyjątkowości towarzyszyło również Stanisławowi Schimitzkowi, który na początku „wspomnień portugalskich” zapisuje: „Ponieważ bardzo nieliczna garstka żyjących jeszcze osób, które w latach wojny przebywały i pracowały w Lizbonie na

112

doświadczeniach życiowych było tylko i wyłącznie przedstawienie mi­ nionych zdarzeń, w miejsce autobiografii powstawałyby referaty, raporty, sprawozdania, notatki ze spotkań i wszelkie inne, pozbawione osobistego

wyrazu formy piśmiennicze. Tymczasem pole autobiografii rozwija się nad­

zwyczaj intensywnie, co z pewnością wynika m.in. z istnienia tzw. zjawiska

ponadprzeciętnos'ci, polegającego na tym, iż każdy człowiek ma tendencję do postrzegania siebie w lepszej wersji niż ta „rzeczywista”, czyli kreowana przez otoczenie. Co więcej w pisanych wspomnieniach autor jest ich głów­ nym bohaterem, stoi w centrum wydarzeń a jego istnienie bądź śmierć mają

znaczenie dla świata*222. Autorzy pamiętników, dzienników, autobiografii itp. chętnie piszą o wyda­

rzeniach świadczących o ich osiągnięciach, sukcesach - w ten sposób popra­ wiają własną samoocenę i kreują swój publiczny wizerunek. Ten stworzony

w tekstach Schimitzka zdaje się być zgodny z obowiązującym w XIX i na początku XX w. wzorem człowieka dobrze wychowanego i godnego naśla­

dowania - skromnego, niegoniącego za karierą, sukcesem czy podziwem

i nieeksponującego zbytnio swojego wysokiego statusu ekonomicznego, który

był istotny o tyle, o ile można go było wykorzystać do pomocy społecznej223. W rozmowach z krewnymi Stanisława Schimitzka224 niezmiennie przewija się motyw portugalskich sardynek wysyłanych z Portugalii do okupowanej

Polski. O tej formie pomocy Schimitzka dla rodaków pisze w przedmowie

do „Na krawędzi Europy...” także Marian Wojciechowski, który sam owe sardynki otrzymywał. Wspomnienie organizowania i wysyłania paczek do Polski, inicjatywy z pewnością potrzebnej i pożytecznej, mogło być przez

Schimitzka chętnie i często przywoływane w rozmowach, wszak po ponad różnego rodzaju posterunkach polskich, rozproszyła się po całym niemal świecie i żadna

z nich - o ile mi wiadomo - nie spisała relacji ze swych przeżyć w czasie wojny, a ponadto archiwa lizbońskie - a w każdym razie ta ich część, która wiązała się z moja praca w tym mieście - po moim wyjeździe z Portugalii uległy zniszczeniu, postanowiłem pójść za radą

przyjaciół i spisać w oparciu o notatki przywiezione do Polski swoje wspomnienia z lat

1939-1946". Zob.: S. Schimitzek, Na krawędzi..., s. 12-13. 222 Por.: Meet the Humans (Laboratorium ludzkich zachowań), reż. M. Mosley, zob. przyp. nr 131. 223 J. HofT, Wzorce i poradniki dobrego gospodarowania adresowane do elit społecznych oraz mieszczan i chłopów w XIX wieku, referat wygłoszony na 17. Powszechnym Zjeździe Histo­ ryków Polskich w Krakowie, LX 2004 r., http://jazon.hist.uj.edu.pl/zjazd/materialy/hotf. pdf, data dostępu: 26 VII 2017.

224 Rozmowa z Juliuszem Karskim (4 V 2017), rozmowa z Joanna i Waldemarem Firkami (9 VIII 2017).

113

czterdziestu latach od jego śmierci nadal żyje w pamięci jego bliskich. Jak

w jednym z wywiadów zauważa prof. Hankała:

Mówi się nawet, że pamięć pozostaje na usługach „ja" i że przez to mamy skłonność do wybierania wspomnień, a nawet do ich modyfikowania

i przekręcania. „Ego" pełni tu rolę cenzora, który pozwala na percepcję i przypominanie informacji pod kątem poczucia własnej wartości. To,

co mu zagraża, będzie miało utrudniony dostęp225.

Opowiedzenie swojego życia w postaci autobiografii jest więc swoistą formą potwierdzenia bardziej lub mniej wyidealizowanej wersji siebie ponad

śmiercią - uwypuklony na tle otoczenia obraz otrzymuje niezależne byto­ wanie, jest wystawiony na pokaz, a jego forma prowokuje odbiorców do przyjęcia określonej postawy, wzywa ich na świadków swojego istnienia226.

Napisanie wspomnień i udostępnienie ich szerszej publiczności daje nie­

samowitą władze nad umysłami czytelników, władzę rozciągniętą w czasie, trwającą poza życiem autora tak długo, jak długo będą chętni, by czytać jego memuary22. Co istotne, w odręcznych zapiskach Schimitzka228, będących

pierwowzorem części wydrukowanej wersji jego wspomnień, potrzeba autora, aby charakteryzować siebie dla samego siebie nie występuje. Wy­

wołuje ją dopiero wyobrażenie potencjalnego czytelnika, osoby postronnej

i często skłonnej do szybkich osądów. We „wspomnieniach portugalskich” Schimitzek nie zwraca się do czytelnika wprost, nie formułuje wobec nie­

go żadnych bezpośrednich żądań, nie poucza i nie upomina. Jedynym wy­

zwaniem, jakie wydaje się stawiać przed czytelnikiem to właściwe - to jest

zgodne z jego tokiem myślenia - zrozumienie jego poczynań i motywów działania. Zadanie trudne do zrealizowania, jako że pierwotne plany piszą-

cego w'obec własnego tekstu w zasadzie nigdy nie są w pełni realizowane

225 Wywiad Z. Barczewskiej z prof. A. J. Hankałą pL Wybory pamięci, „Charaktery", nr 8/2013, http://charaktery.eu/artykul/568,7 IX 2017.

226 Zob. G. Gusdorf, op. cit., s. 20-21. 227 „Nowy historycyzm widzi literaturę jako aktywnie zaangażowaną w tworzenie hi­

storii poprzez uczestnictwo w praktyce dyskursywnej” - pisze K. Kujawińska-Courtney we wstępie do: S. Greenblatl, Poetyka kulturowa... 228 Zob. S. Schimitzek, Dziennik z lat 1939-1943, z. 1-5 (rps, VII 1939-13 VI1940), BN, Z. mf.. Ossol., sygn. Rps Ossol. 14122/ II, mf. 61770.

114

przez odbiorców229. Już sam zasób słów autora, dobór takich a nie innych

wyrazów, struktur determinuje odbiór całego przekazu, który nigdy nie jest

do końca wierny prototypowi, jakim jest życie, ludzka myśl, emocje. We wspomnieniach Stanisława Schimitzka odbiór treści i samej sylwetki

jej autora zostaje niejako zaprogramowany przez autora wstępu, historyka

Mariana Wojciechowskiego, który sugestywnie używa słowa „czytelnik” bądź wypowiada się w pierwszej osobie liczby mnogiej, przypisując tym

samym swoje opinie na temat tekstu późniejszym jego odbiorcom. Pisze:

Przed oczyma czytelnika ukazuje się film ukazujący dzieje wojennej

Polonii portugalskiej i perypetie Polaków, którzy po klęsce Francji prze­ dzierali się przez Hiszpanię do Portugalii, jedni - z myślą o dalszej walce z Niemcami, drudzy - z zamiarem wygodnego urządzenia się w Ameryce

Północnej, czy też Południowej, jako że cwaniaków i spryciarzy nigdy

nie brakuje230.

Wzruszenie ogarnia natomiast czytelnika, gdy zapoznaje się z frag­

mentem listu prostej kobiety-żony, przesłanego z Polski do męża-żołnierza w Wielkiej Brytanii: „Ty się o nas nie trap, swoje rób. Ja ci dzieci

wychowam...”231. Interesująca jest pierwsza partia wspomnień, w której Stanisław Schimitzek opisuje stosunki w beckowskim Ministerstwie Spraw Zagra­ nicznych, którego był pracownikiem. Czujemy żal do Autora, że o tych

229 Dla zilustrowania rozbieżności pomiędzy zamierzanym a rzeczywiście osiągniętym

celem tekstu warto przytoczyć anegdotę opowiedzianą przez Umberto Eco. Pisze on: „W swojej książce o znaku przytoczyłem wśród różnych możliwych klasyfikacji również

i tę, która wyróżnia znaki ekspresywne i komunikacyjne. Następnie w pewnej pracy semi­ naryjnej znalazłem zdanie «według Eco znaki dzielą się na ekspresywne i komunikacyjne , * podczas gdy zawsze twierdziłem, że podział ten jest zbyt ogólny: zacytowałem go z obo­ wiązku, ale nic przyjąłem’’ (U. Eco, Jak napisać pracę dyplomową. Poradnik dla humanistów, Warszawa 2007, s. 219).

230 M. Wojciechowski, Wstęp, |w:| S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 5. Należy pod­ kreślić, iż wielu Polaków przebywających w Portugalii (i nie tylko) nic miało możliwości przedostania się do Wielkiej Brytanii z uwagi na ówcześnie obowiązujące tam obostrzenia dot. wjazdu obcokrajowców. 231 Ibid., s. 6.

115

sprawach pisał w sposób skąpy, ale mamy nadzieję, iż do tej partii swego życia jeszcze powróci-’32. Gdyby uwagi te znalazły się w posłowiu, mogłyby służyć jako przyczynek

do dalszej refleksji nad lekturą, z którą czytelnik zdążył się już zapoznać

i wysnuć własne wnioski. Zawarte w formie wstępu są niejako wskazówką, w jaki sposób należy odczytywać treść wspomnień, na co zwracać uwagę. Jeszcze przed przystąpieniem do właściwej lektury czytelnik otrzymuje

instrukcję, zostaje mu narzucone, co należy uznać za interesujące, wzru­ szające, rzetelne itd. Reasumując, mimo iż we „wspomnieniach portugalskich” odbiorca po-

zostaje w ukryciu, już sama świadomość jego istnienia oraz jego potencjału sprawczego implikuje sposób pisania Stanisława Schimitzka232 233, który pragnie być zrozumianym, rozgrzeszonym i docenionym. Chce również, aby jego

opowieść była barwna, interesująca, żywa, czego dowodem są różne anegdoty z ówczesnego życia polityczno-społecznego, umiejętnie wplatane w treść tekstu. Autokreacja autora tworzona jest z myślą o odbiorcy i zależna od

jego możliwych opinii.

Pisanie autobiografii jest czymś bardzo poważnym właśnie przez wzgląd

na czytelnika. Uzewnętrzniając swoje przemyślenia i odczucia, autor uladza je przed ostateczną ekspozycją, wydaniem książki, po której nie będzie już

panował nad swoją historią. Znaczące jest, iż Schimitzek nie pisze ani słowa o radzieckiej agresji na Polskę w dniu 17 września 1939 r. W kilkusetstronicowej książce, pełnej dat i informacji o różnorakich wydarzeniach, brakuje tak ważnej wiadomości, która z oczywistych względów nie mogła być na­

zwana agresją w czasach PRL. Wzmianka o tamtym dniu w opublikowanej

wersji wygląda następująco: „Gdy nazajutrz, w niedzielę 17 września, przy­ szedłem rano do Sądu Grodzkiego, dowiedziałem się o zapadłej już decyzji wyjazdu rządu do Rumunii. Miałem w związku z tym mnóstwo rozjazdów

po mieście i najbliższej okolicy”234.

W pierwotnych zapiskach Schimitzek wspomina o tej napaści na Polskę,

jednak bez szczegółów, których w owym dniu jeszcze najwyraźniej nie znał: 232 Ibid. 233 Osoba czytelnika oddziałuje też na sposób wypowiedzi Mariana Wojciechowskiego, który w przedmowie próbuje wpłynąć na jego opinię o treściach zawartych w dalszej części publikacji.

234 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 55.

116

Nazajutrz, tj. w niedzielę 17 IX rano przyszedłszy do sądu grodzkiego dowiedziałem się o wydanym poleceniu wyjazdu do Rumunii. Udałem się do Drymmera i na zapytanie dowiedziałem się, że pewien jest wkro­ czenia bolszewików, którzy zajęli Borszczów. Odszukałem wobec tego Elizkę, która była na mszy św. w kościele i uprzedziłem ją o konieczności

wyjazdu235236 . We wspomnieniach dostrzega się również wiele innych propagando­ wych zabiegów, związanych prawdopodobnie z autocenzurą230, m.in.: brak

235 Idem, Dziennik z lat 1939-1943 (rps)..., s. 90-91. Ze względu na czynione przez władze próby narzucania społeczeństwu ateizmu państwowego w opublikowanej wersji wspo­ mnień Schimitzck nie pisze, iż razem z żoną byli praktykującymi katolikami, regularnie

uczęszczającymi do kościoła. W rękopisach natomiast, kiedy relacjonuje dzień wybuchu II

wojny światowej, notuje: „W piątek, 1 LX 1939 ok. godz. 6 obudził nas ryk syren. Ubraliśmy się spiesznie i udaliśmy się do Kościoła św. Teresy na Tamce na spowiedź” (ibid., s. 20). Po­ dobnie, w odniesieniu do późniejszego okresu wojennego, w publikacji nie wspomina się np. o przystąpieniu do Pierwszej Komunii Świętej córki Schimitzka, Ewy, w Lizbonie, w XII 1940 r.: ..Daję jej książeczkę do nabożeństwa, która mi w r. 1907 służyła przy takiej samej

okazji”; „W pożyczonej białej sukience z długim welonem wygląda milutko. Nabożeństwo szkolne w kościele S. Mamede przy rua da Politecnica [Rua da Escola Politecnica/ Largo de Sao Mamede - przyp. AP] przypomina mi moje szkolne czasy”. Zob.: S. Schimitzek, Na

krawędzi Europy. Wspomnienia z lat 1940/46 (mps)..., t. 2, s. 49, 57. 236 Szczegółowo wymienione w: J.S. Ciechanowski, W zaklętym kręgu wspomnień...,

s. 7-8. W okresie PRL w druku, oprócz książek S. Schimitzka, ukazały się jeszcze memuary innych pracowników przedwojennego MSZ: J. Gawrońskiego (Moja misja w Wiedniu 1932-1938, Warszawa 1965), S. Zabiełły (op. cit.), T. G. Jackowskiego (op. cit.), R. Wodzickiego (op. cit.), A. Wysockiego (op. cit.), J. Meysztowicza (Czas przeszły dokonany. Wspomnienia ze służby Ministerstwie Spraw Zagranicznych iv latach 1932-1939, Kraków 1984). Po zmianach

ustrojowych w Polsce w druku ukazały się wspomnienia: W. Jędrzejowicza (Wspomnienia,

Wrocław 1993), W. T. Drymmera (W służbie Polsce...). Poza granicami kraju opublikowano mamuary: T. Katełbacha (Spowiedź pokolenia, Lippstadt 1948), E. Raczyńskiego (Wsojuszni­

czym Londynie, London 1960), W. Giinthera (Pióropusz i szpada: wspomnienia ze służby zagra­ nicznej, Paris 1963), M. Sokolnickiego (Dziennik ankarski 1939-1943, London 1965; Dziennik ankarski 1943-1946, London 1974), H. Sokolnickiego (In the senńce of Poland, wspomnienia przetłumaczone na jęz. ang. i powielone w mps w Helsinkach w 1973 r.; 5 unikatowych egzemplarzy (w jęz. poi.) rodzina autora przekazała Ambasadzie RP w Helsinkach w lutym

2017 r., źródło: Rodzina Sokolnickich przekazała Ambasadzie RP unikatowe egzemplarze wspo­ mnień Henryka Sokolnickiego, 21II 2017, Ambasada RP w Helsinkach, Aktualności-Archiwum 2017, finlandia.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/archiwum/2017_l, data dostępu: 14 VIII 2017), J.

Lukasiewicza (Dyplomata w Paryżu, 1936-1939: wspomnienia i dokumenty Juliusza Łukasie-

wicza, ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej, London 1989), J. Lipskiego (Diplomat in Berlin,

117

wzmianki o Zbrodni Katyńskiej, unikanie treści o Związku Sowieckim, które mogłyby zostać uznane za negatywne, milczenie na temat sowieckiej okupacji i stosowanego wobec Polaków terroru, niejasne przedstawienie przebiegu konfliktu o Śląsk Cieszyński, jak również wymyślny sposób uspra­ wiedliwiania swojego powrotu do kraju.

(Auto)cenzura wspomnień prowadzi do rozważań na temat prawdy i fik­

cji w autobiografii. Wyjaśniając, czym jest „pakt autobiograficzny”, twórca owego terminu - wspominany już Philippe Lejeune - pisze:

Pakt autobiograficzny jest zobowiązaniem, jakie podejmuje autor celem opowiedzenia swego życia (lub jego części, albo pewnego aspektu) bez­ pośrednio, w duchu prawdy.

Sytuuje się w opozycji do paktu fikcji. (...). Autobiograf obiecuje Wam, że to, co opowie, jest prawdziwe lub przy­

najmniej jest tym, co on sam uważa za prawdę. Zachowuje się jak historyk lub dziennikarz, z tą tylko różnicą, że podmiotem obietnicy dotyczącej prawdziwej informacji jest on sam we własnej osobie.

Jeśli w}' jako czytelnicy sądzicie, że autobiograf ukrywa lub fałszuje

część prawdy, macie prawo myśleć, że kłamie. Konsekwencja: tekst autobiograficzny może być prawomocnie we­

ryfikowany (nawet jeśli w praktyce jest to bardzo trudne) drogą prowa­ dzenia dochodzeń. (...)257. Czytelnik rozpoznaje zobowiązanie autora autobiografii do wyznania prawdy o sobie poprzez tytuł (pamiętnik, wspomnienia, historia mojego

życia itd.) lub podtytuł (autobiografia, opowiadanie, wspomnienia, dziennik. gawędy itd.), a niekiedy dzięki nieobecności określenia „powieść”. Podpo­

wiedzią często jest też wstęp autora, a także tożsamość figurującego na

okładce nazwiska z nazwiskiem postaci, której historia zawiera się w tek­ ście2'’. W konsekwencji nastawienie czytelnika ulega zmianie - nie czyta on autobiografii w ten sam sposób, w jaki czyta powieść. Reakcja na osobę

autora jest podobna do tej w realnym życiu a sam autor stawia przed czytel1933-1939; papers and memoirs of Józef Lipski, Ambassador of Poland, London 1968), a także wielotomowe wydawnictwo londyńskie Dziennik i leki Jana Szembeka. 23/ P. Lejeune, Czym jest pakt autobiograficzny, tłum. R. Lubas-Bartoszyńska, [w:] idem, Wariacje na lemat..., s. 297-298. 238 Ibid.

118

nikiem różne wymagania („postawa wyzwania”) - przede wszystkim prosi, aby mu wierzyć239.

Jak natomiast ustosunkować się do autora pomijającego znaczące fakty historyczne, o których musial wiedzieć w momencie pisania? Czyjego postę­

powanie jednoznacznie zrywa lejeune owski pakt autobiograficzny, sytuując tekst przez niego napisany poza obszarem literatury dokumentu osobistego, np. w polu rozważań nad powieścią autobiograficzną, gdzie obowiązuje już pakt fantazmatyczny2’0? Wspomnienia Stanisława Schimitzka zostały

wydane w PRL, państwie niedemokratycznym, z dyktaturą monopartyjną, w którym „(...) drukiem o polityce mogli mówić tylko ci, co słuszne rze­ czy mówili, a o tym, co jest słuszne, decydował nieomylnie nosiciel Ducha

Dziejów, czyli czynownicy partyjni”241. Rosyjska polityka z założenia miała być postrzegana przez Polaków jako przyjazna, bratnia i wyzwoleńcza. Jakakolwiek inna jej interpretacja, a szczególnie wspominanie o niedaw­

nej agresji zbrojnej, wykorzystującej osłabioną pozycję Polski z uwagi na

wkroczenie do niej wojsk niemieckich, była uznawana za postawę wrogą i karana różnorakimi sankcjami. Działanie Schimitzka, to jest niepoinfor-

mowanie w swoich wspomnieniach o sowieckiej napaści na Polskę jesienią 1939 r. czy o Zbrodni Katyńskiej, było wyrazem wyboru, jakiego dokonał w ówczesnych warunkach społeczno-politycznych. Można się zastanawiać, czy zamieszczenie informacji o 17 wrześniu 1939 r. byłoby równoznaczne z przekreśleniem jakichkolwiek możliwości wydawniczych. Brak tej in­

239 Myśl tę Lejeune rozwija w rozmowie z Pawłem Rodakiem, przeprowadzonej w 2002 r. Zamiast słowa „wyzwanie” czy „prowokacja" używa terminów „propozycja" i „prośba" - autor

autobiografii, proponując czytelnikowi mówienie prawdy o sobie i swoim życiu, prosi go jednocześnie o zapoznanie się ze swoim losem i obdarzenie go uczuciem, o zaakceptowa­

nie go takim, jakim się przedstawia. Czytelnik stara się spełnić ten postulat, czuje przymus wydania osądu a jego relacja wobec tekstu praktycznie zawsze przekształca się w relację wobec autora. Odbiorca odgrywa więc raczej rolę psychologa czy socjologa a nie krytyka literackiego. Jak twierdzi Lejeune - autobiografia implikuje relację interpersonalną, wyob­ rażoną i nacechowaną dystansem, która niekiedy może być dla czytelnika nawet krępująca,

niewygodna (P. Rodak, Pismo, książka, lektura. Rozmowy: Le Goff, Chartier, Hebrard, Fabre, Lejeune, Warszawa 2009, s. 266-267, 275).

240 Zob.: P. Lejeune, Pakt autobiograficzny, tłum. A. Labuda, [w:] idem, Wariacje na temat..., s. 52-55.

241

L. Kołakowski, Przedmowa do przedmowy, [w:] idem, Kultura i fetysze. Eseje, Warszawa

2000, s. 8.

119

formacji wytknęli Schimitzkowi Drymmer242 i Katelbach243, wskazując, że już wcześniej pisał o tym Zabielło we wspomnieniach „Na posterunku we Francji”, opublikowanych w PRL przez Instytut Wydawniczy PAX w 1967 r244.

Wzmianka o 17 wrześniu mogła też zostać usunięta przez redakcję PWN nie jest pewne, czy był to akt autocenzury (wspominano już też o nieznanych

i nieuwzględnionych przez wydawnictwo czterdziestu czterech poprawkach

autora do zredagowanego tekstu). Zastanawia, dlaczego Schimitzek posta­ nowił opublikować swoje memuary w PWN, a nie np. w Zachodniej Agen-

242

Reakcja Drymmera na krytykę jego osoby przez Schimitzka była następująca: „(,..)

Facet pełen urazów, baje mnie całkiem bezpodstawnie, bo w MSZ bardzo go szanowałem, choć miałem zastrzeżenia w stosunku do jego nadmiernej pobłażliwości w urzędowaniu i powolności w działaniu. Wbrew moim poleceniom nie wysłał 3 miesięcznego] budżetu do placówek w Niemczech i Rosji, mimo że mu to już na wiosnę 1939 zaleciłem. Posłał jedynie

do niektórych placówek. Jeśli chodzi o pamiętnik - zapomniał, czy bal się urazić władców

PRL. i nic nie napisał o 17 września, o czym przecież wyraźnie pisał, przed nim, Zabielło’' (W. T. Drymmer, Z listu IV T. Drymmera do redaktora Zeszytów Historycznych, „Zeszyty Historyczne", z. 21 (217), 1972, s. 235). W swoich wspomnieniach z okresu międzywojnia Schimitzek o pominięciu placówki w Rosji nie wspomina. Pisze natomiast: „Na mocy spe­

cjalnego zarządzenia premiera wszyscy urzędnicy państwowi mogli otrzymać zaliczki na zrobienie zapasów artykułów żywnościowych. W tym samym czasie poleciłem, by przez

wcześniejsze przekazanie miesięcznych dotacji budżetowych wszystkie placówki (poza znajdującymi się w Niemczech) zaopatrzone zostały w zapasy gotówki w wysokości mniej więcej trzech miesięcznych preliminarzy". Zob.: S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki..., s. 453. 243 O ile sprawozdanie Schimitzka z okresu portugalskiego zostało uznane przez Katelbacha za rzetelne i kompleksowe, a jego zasługi w ramach organizacji wysyłki paczek do okupowanego kraju ocenił wysoko, to część, w której Schimitzek krytykuje przedwojenny

ustrój polityczny w Polsce, czyniąc zarzuty m.in. Beckowi czy Drymmerowi, Katelbach określił mianem ukłonu w stronę państwowego wydawnictwa w Warszawie (PWN - przyp. AP) i komunistycznego reżimu. Zarzucił Schimitzkowi, że w swej relacji pominął datę 17

IX 1939 r., „choć na pewno dzień len przeżywał tak samo jak wszyscy". Zob.: T. Katelbach, Szosa..., s. 196-197.

244 „W nocy z 16 na 17 września źle spałem i ciągle się budziłem. Około piątej rano wy­ szedłem przed dom sołtysa, w którym mieszkałem, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.

Zamieniłem przez otwarte okno parę słów z dyżurującym przy telefonie w urzędzie gmin­ nym sekretarzem Becka i z Michałem Lubieńskim, który też tam się znalazł. W tej chwili zadzownil alarmowo telefon. To KOP meldował znad granicy polsko-radzieckiej o wkra­ czaniu kolumn Armii Czerwonej na terytorium Rzeczypospolitej. Pomimo wszystko wra­

żenie było kolosalne. (..,) Gdy wjeżdżaliśmy na most, w autokarze panowała grobowa cisza. Wiedziałem, że jedziemy w nieznane, że czekają nas ciężkie chwile, ale nie przypuszcza­

łem. że wrócę na polską ziemię dopiero po ośmiu lalach". Zob.: S. Zabielło, op. cit., s. 20.

120

cji Prasowej, gdzie pracował w latach 1957-1963, i gdzie wydał „Przeciwko fałszerstwom” (Warszawa 1966 r.). Od roku 1967 była już ona przekształcona w mającą swoje wydawnictwo Polską Agencję „Interpress”, z którą również współpracował. Dlaczego nie publikował w Instytucie Wydawniczym PAX,

jak np. Zabiełło czy Lorentowicz? Według Katelbacha autor „Na krawędzi Europy...” to „zaprzeczenie człowieka walki”, który:

wołał, jak mógł najwygodniej, urządzić się w nowej rzeczywistości i być

nienagannie lojalnym wobec tych, którzy są u władzy. Ale czy musial obciążać swą książkę aż tyloma ukłonami? Gdyby tego nie uczynił, po­

zostawiłby dokument o niezaprzeconej wartości, obrazujący zupełnie nieznany fragment historii polskiej emigracji w czasach ostatniej wojny245.

Wpisywanie się w ówczesny dyskurs publiczny narzucany przez aparat władzy, piętnujący polską politykę zagraniczną okresu międzywojennego

było ceną za wydanie memuarów. W czasach PRL sprzedaż książek na dużą skalę była zjawiskiem powszechnym, co pozwalało dotrzeć do szerokiej

grupy odbiorców. Nakłady były bardzo duże, nierzadko kilkusettysięczne.

W 1970 r. wydano w sumie sto dwanaście milionów pozycji, rok 1983 za­

mknął się łączną liczbą stu dziewięćdziesięciu czterech milionów wolumi­ nów246. Zdaje się, że właśnie na wydanie swych wspomnień w dużej liczbie egzemplarzy liczył Schimitzek, wysyłając konspekt pracy do PWN. W piśmie z 3 kwietnia 1971 r. do dyrekcji PWN, tym samym w którym skarżył się na niski nakład wydanej książki w niespełna trzech tysiącach eg­

zemplarzy i „do pewnego stopnia prohibicyjną” cenę osiemdziesięciu pięciu

złotych za egzemplarz oraz na niedostateczną reklamę, pisał: Z propozycją wydania pracy, o której mowa w załączniku, zwróciłem się w swoim czasie do PWN, gdyż pragnąłem, by ukazała się ona w wydawni­

ctwie zajmującym czołowe miejsce wśród wydawnictw polskich, i liczyłem na to, że praca zarówno pod względem przygotowania redakcyjnego jak i edytorskim na tym zyska. Tymi przesłankami się kierując z całą świa­

domością zgodziłem się na warunki finansowe znacznie mniej korzystne 245 Ibid., s. 198. Katelbach zapewne nie wiedział o staraniach Schimitzka o pracę w MSZ po powrocie do kraju. 246 A. Zawistowski, Jak to z książką iv PRL było. Cenzura, kontrola, monopol państwa, „Rzecz­

pospolita”, 24 II 2017.

121

niż te, które mogłem uzyskać w innych wydawnictwach. Tym przykrzej­ szy jest dla mnie fakt, że przesłanki, na których się opierałem, okazały się w znacznej części mylne247. Zatajanie informacji utożsamiane jest z oszustwem, które prof. Leszek Kołakowski nazywa „kłamstwem z przemilczenia”2’’8. Jak jednak zauważa:

„Istnieje, w granicach przyjętego w naszej kulturze obyczaju, wiele ograni­

czeń prawdomówności uchodzących za oczywiste”2'10. Spójność zasad jest

fikcją, nie ma żadnej stosownej miary dla wszystkich wartości i zjawisk jednocześnie, stąd „nieustannie chwiejący się system zrównoważeń, wyma­ gających każdochwilowego odnawiania” i ludzkie działania „za podszeptem niepewnej intuicji”250. W przedmowie do zbioru esejów pt. „Kultura i fetysze"

Kołakowski zwraca uwagę na to, iż wszelkie wartości, a w szczególności moralne osądzanie ludzkich sytuacji, występują zawsze w pewnym „uwię­

zieniu sytuacyjnym”, a „akty naszego przyświadczania czemukolwiek, co wyposażamy w wartość prawdy, są czym innym aniżeli historycznie uwię­

zionym wartościowaniem, i to we wszystkich swoich składnikach”251. Sam Stanisław Schimitzek milczenie swe w kwestii polityki polsko-radzieckiej

tłumaczy faktem, iż po prostu nie uważa się za jej znawcę:

247 St. Schimitzek, Na krawędzi Europy. Wspomnienia portugalskie 1939-1946 [1967-1972), APW/ WSDA, PWN, sygn. 11566, s. 57. Wysokość nakładu nie została uwzględniona w umo­ wie wydawniczej. W karcie kalulacyjnej publikacji, sporządzonej w V 1967 r. zakładano wydanie 2500 egz. (skreślone na 2250 egz.), które miały być sprzedawane po cenie 80 zł.,

i dodatkowo 250 „gratisów” (skreślone na 150) (ibid., s. 5). Nakład planowany przez wy­ dawnictwo w VI11969 r. to „2.500 egz./ ew. 5000?" po 80 zl. za egz. (ibid., s. 29), z czego

można wnioskować, iż istniały w tej kwestii pewne negocjacje autora z wydawnictwem. Dla porównania: wydane w 1966 r. przez Zachodnią Agencję Prasową Przeciwko fałszer­

stwom autorstwa Schimitzka miało nakład 3260 egz. (cena 35 zł.), wydane przez Instytut Wydawniczy PAX w 1967 r. Na posterunku w Francji Zabiełly miało nakład podstawowy 10 tys. egz. (dodatkowo 350 egz.: cena 28 zl.), tak samo przedstawia! się nakład Oczarowań

Lorentowicz z 1972 r., tylko w tym przypadku ustalono cenę 45 zl. Drogi i bezdroża minio­ nej epoki..., które ukazały się nakładem Wydawnictwa Interpress w 1976 r., już po śmierci Schimitzka. wydrukowano w 10 tys. egz. (dodatkowo 350 egz.) za cenę 70 zł. 248 L. Kołakowski, Prawda i prawdomówność jako wartości kultury, [w:] idem, Kultura i fe­

tysze..., s. 195. 249 Ibid., s. 194. 250 Ibid., s. 181. 251 L Kołakowski, Przedmowa, [w:] idem, Kultura i fetysze..., s. 12. Zob. też: idem, Rozumienie

historyczne i zrozumiałość zdarzenia historycznego, [w:| idem, Kultura i fetysze..., s. 202-217.

122

Przystępując do pracy, liczę się także z inną poważną trudnością. Mam

opowiedzieć o wydarzeniach w dużej części o znaczeniu historycznym, w których w jakimś stopniu uczestniczyłem lub które dane mi było z bli­ ska obserwować. Dla możliwie pełnego naświetlenia tych ewenementów

brak mi jednak między innymi własnych obserwacji niezmiernie ważnego odcinka polskiej polityki zagranicznej, jakim były stosunki z rosnącym

w potęgę na wschodzie Związkiem Radzieckim. Na żadnym etapie pra­ cy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych z tymi zagadnieniami się nie zetknąłem. Poznanie ich genezy, ich istoty i towarzyszących im imponderabiliów umożliwiają obecnie liczne źródłowe publikacje naukowe,

oparte m.in. na badaniach archiwów, w tamtych czasach przeważnie

dostępnych tylko dla małego grona wtajemniczonych252. Biorąc pod uwagę przytoczone wyżej rozważania prof. Kołakowskiego nad

chwiejnością ludzkich osądów i ich uwięzieniem sytuacyjnym, odpowiedź na

pytanie, czy lejeunowski pakt autobiograficzny został zerwany we wspomnie­ niach portugalskich Schimitzka czy też nie, zdaje się zależeć każdorazowo od czytelnika. Autorka niniejszej pracy jest zdania, iż pakt ten został dość mocno nadwątlony przez przemilczenia, propagandowe chwyty i jawne zniekształ­

cenia253. Pisanie autobiografii to podjęcie zobowiązania do mówienia prawdy. Ewen­ tualne zafałszowania mogą występować tylko poza świadomością autora,

wynikać z niedoskonałości pamięci, błędu poznawczego itd. Philippe Lejeune pisze: „Autobiografia to nie tekst, w którym ktoś mówi prawdę o swoim życiu.

Przy takiej definicji autobiografia w ogóle by nie istniała, gdyż nie sposób po­ wiedzieć prawdy o swoim życiu. Z autobiografią mamy do czynienia wtedy,

kiedy ktoś twierdzi, że mówi prawdę o swoim życiu”254. Termin stworzony

przez Romana Zimanda - literatura dokumentu osobistego - gdzie literatura zawiera w sobie fikcję a dokument zaświadcza o autentyczności wydarzeń, po­

winien być zatem pojmowany w kategoriach życia opowieści, z wykluczeniem elementów fałszu zamierzonego. Jedyna i niepodważalna Prawda w autobio­ grafii (i wszystkich innych tekstach jako kulturowych konstruktach swoich

czasów) jest podporządkowana prawdzie człowieka - kreatora rzeczywistości. 252 S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki..., s. 12. 253 Zob.J.S. Ciechanowski, W zaklętym kręgu wspomnień..., s. 7-8.

254 Rozmowa Pawia Rodaka z Philippe’em Lejeuneem (P. Rodak, Pismo, książka, lektura..., s. 266).

123

ROZDZIAŁ 3 P9+:A?*es752 Esta o Novo .9a23 7.2s:55 A3_96d3c. .98244B3_

Jednym ze sposobów podjęcia próby scharakteryzowania Portugalii w okre­ sie, kiedy przyjmowała ona uchodźców II wojny światowej, jest przywołanie

biografii Antonia de Oliveiry Salazara, a w szczególności tej jej części, która dotyczy jego działalności politycznej. Wydaje się to o tyle uzasadnione, iż odgrywał on zasadniczą rolę w wielu dziedzinach życia ówczesnego spo­ łeczeństwa portugalskiego, zajmując jedne z najważniejszych stanowisk

w państwie. Salazar został premierem Portugalii 5 VII 1932 r., w wieku czterdziestu trzech lat. Urodzony w niezamożnej, wielodzietnej rodzinie

drobnych właścicieli ziemskich, w nieistniejącym już sołectwie Vimieiro,

w gminie Santa Comba Dao (dystrykt Viseu, region Beira Al ta), od lat chłopięcych uczęszczał do seminarium duchownego w Viseu, gdzie przy­

jął nawet niższe święcenia, ale księdzem ostatecznie nie został. W latach 1910-1914 studiował prawo i ekonomię na Uniwersytecie w Coimbrze.

Następnie podjął pracę w macierzystej uczelni, gdzie w 1918 r. obronił rozprawę doktorską i objął stanowisko kierownika Katedry Ekonomii i Finansów255. Pierwsze kroki w polityce stawiał jeszcze podczas studiów,

w reaktywowanym w 1912 r. Akademickim Centrum Demokracji Chrześ­ cijańskiej (port. Centro Academico de Democracia Crista256); później działał 255 M. Nowak-Vilela, Antonio Salazar i jego „Nowe Państwo" - geneza, zręby ideowe, specyfi­ ka, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica", 2013, nr 90, s. 107. Salazar, jako doktor nauk prawnych (port. Doutor ein Direito), wykładał na Uniwersytecie w Coimbrze ekonomię społeczną, ekonomię polityczną i finanse. Zob.: nota biograficzna Prof. Doutor Antonio de Oliueira Salazar, https:/Avww.uc.pt/fduc/corpo_docente/galeria_retratos/oliveira_salazar,

data dostępu: 26 I 2021. 256 Centrum działało w Coimbrze już od 1901 r.; wydawało pismo pt. Estudos Sociais, gdzie zamieszczane były artykuły potępiające m.in. antyklerykalizm tzw. Pierwszej Republiki Portugalskiej (port. Priineira Republica Portuguesa: 1910-1926). 1II 1911 r. siedziba organi­ zacji została zdewastowana, w wyniku czego zawiesiła działalność do II roku następnego, kiedy zaczęto wydawać pismo Imparcial, którego red. nacz. był ks. Manuel Gonęalves

125

w utworzonym w 1917 r. Katolickim Centrum Portugalskim (port. Centro Católico Portugues). Po przejęciu władzy przez wojskowych, 28 maja 1926 r.,

przez krótki czas pełnił funkcję ministra finansów w rzędzie Jose Mendesa Cabeęadasa. Po kilkunastu dniach urzędowania, w czerwcu 1926 r.,

złożył rezygnację, nie zgadzając się na plan wystąpienia o pożyczkę od Ligi Narodów, co wiązałoby się z ustanowieniem międzynarodowego

nadzoru finansowego nad Portugalia257. W kwietniu 1928 r. powrócił na stanowisko ministra finansów w gabinecie Jose Vicentego de Freitasa, a efekty jego pracy, tj. m.in. zrównoważenie budżetu258 i ustabilizowanie kursu escudo, sprawiły, iż zaczęto nazywać go „magiem finansów” (port.

mago das Finanęas) lub „natchnionym synem Beiras” (port, iluminado filho das Beiras)259. Jak pisze Saraiva, w 1929 r. Salazar był uznawany za „jedyną myśląca głowę w ekipie rządzących”260, a także za osobę o silnych wpły­ wach, jako że żaden inny minister nie mógł bez jego zgody pozwolić sobie na zwiększenie wydatków swojego resortu.

W literaturze przedmiotu zauważa się, iż siła Salazara oparta była na czterech filarach: dobrych wynikach jego pracy jako ministra finansów;

poparciu, jakiego udzielał mu prezydent, gen. Antonio Oscar de Fragoso

Carmona; wsparciu Kos'cioła; a także na opinii człowieka, który zdawał się potrafić pogodzić różne frakcje polityczne i ideologiczne261.

Cerejeira, późniejszy biskup, patriarcha Lizbony i kardynał, i gdzie pod pseud. „Alves da

Silva” publikował Salazar. Zob.: Politipedia - Repertoria Portugues de Ciencia Politica, red.J. A. Małtes, http:/Avww.politipedia.pt, data dostępu: 26 I 2021. 257 M. Nowak-Vilela, op. cit., s. 107. O pożyczkę wystąpił ówczesny min. finansów, Joao Jose Sinel de Cordes. Liga postawiła warunek międzynarodowego nadzoru finansowego, na co rząd Portugalii się nie zgodził (zob. K. Czarnecki, Źródła, geneza i istota doktryny sa-

lazaryzmu h » Portugalu w XX wieku, „Civitas Hominibus: rocznik filozoficzno-społeczny”, 2015, nr 10, s. 169). 258 W roku budżetowym 1927-1928 deficyt skarbu państwa w Portugalii wynosił ok. 3 min ówczesnych funtów brytyjskich. Państwu groziło bankructwo. Stabilizacja finansów była priorytetem. Po objęciu teki min. finansów przez Salazara, już w 1929 r. nadwyżka

w budżecie sięgnęła 16 min (M. Nowak-Vilela, op. cii, s. 108). 259 B. Futscher Pereira, A diplomacia de Salazar (1932-1949) (e-book), AlfragidePortugal 2012, cz. I, rozdz. 1.

260 W oryg.: .. (...) a unica cabeęa pensante da equipa dc governantes da ditadura” (J. H. Saraiva, Historia concisa dc Portugal, Lisboa 1978, s. 331; idem, Krótka historia Portugalii, tl. E. Lukaszyk, Kraków 2000, s. 368). 261 B. Futscher Pereira, op. cit. (e-book), cz. 1, rozdz. 1.

126

W latach 1928-1940, kiedy Salazar pełnił urząd ministra finansów, dopro­ wadzi! do uchwalenia ponad dwóch tysięcy ustaw regulujących gospodarkę kraju262. W 1930 r. dwukrotnie pełnił funkcję tymczasowego ministra kolonii

(port, ministro interino das Colóniaś) - od 21 stycznia do 29 lipca oraz od 3 do 6 listopada, czego wynikiem były m.in. reformy administracji finansowej, sądowej i gospodarczej terytoriów zamorskich Portugalii, jeszcze bardziej

centralizujące władzę w Lizbonie263. Po objęciu urzędu premiera Salazar dużą część stanowisk ministerial­

nych przydzielił cywilom - profesorowie uniwersytetcy zastąpili generałów a uniwersytet na kilka następnych dekad stał się bazą rekrutacji urzędni­ ków państwowych (tzw. dyktatura profesorów)264. W 1933 r. usankcjono­

wano w Portugalii system autorytarny tzw. nową konstytucją (port. nova

constituięao)265, gdzie proklamowano utworzenie tzw. Nowego Państwa (port. Estado Novo). Wprowadzone zostały m.in. zasady solidaryzmu naro­ dowego (popularne wówczas hasło: Tudo pela Naęao, nada contra a Naęao266)

i korporacjonizmu autorytarnego. Uworzono kontrolowane przez państwo

syndykaty branżowe zrzeszające pracodawców i pracowników; funkcjonujące

dotychczas związki zawodowe zdelegalizowano. Podczas II wojny światowej 262 Arquivo Olireira Salazar: biography/ history, https://digitarq.arquivos.pt/

details?id=3886687, data dostępu: 30 I 2021. 263 Akt Kolonialny (port. Ado Colonial) z 8 VII 1930 r., a także późniejsze: Karta Orga­

niczna Portugalskiego Imperium Kolonialnego (port. Carla Organica do Imperio Colonial Portugues) z 15 XI 1933 r. oraz Zamorska Reforma Administracyjna (port. Reforma Admini-

stratiua Ultramarina), także z 15 XI 1933 r. (ibid.). 264 J. H. Saraiva, Krótka historia..., s. 368. 265 Tekst opublikowany w rządowym dzienniku „Diario do Governo”, 22 II1933. Kilka ty­

godni później, 19 111 1933 projekt konstytucji został przegłosowany w plebiscycie. Ogłoszone 4 dni później w „Diario de Noticias” wyniki były następujące: 5505 głosów przeciwnych, 580379 głosów aprobujących, 427686 uprawnionych do głosowania powstrzymało się od

głosu, co zgodnie z zarządzeniem rządu było liczone jako „milcząca aprobata” (ibid., s. 369). Konstytucja weszła w życie 11IV 1933 r. 266 Tłum. (AP): „Wszystko dla Państwa, nic przeciw Państwu”. Jedno ze sztandarowych haseł propagandowych portugalskiego Estado Noro (zob. http://www.politipedia.pt/tudo-

pela-nacao-nada-contra-a-nacao/, data dostępu: 26 I 2021), umieszczane nawet na znacz­ kach pocztowych. Zob. np.: koperta adresowana do A. de Oliveiry Salazara, ANTT, AOS, A situaęao politica interna, a Causa Monarquica, os Alemaes, o Dr. Jose de Oliveira Ne-

ves, o judcu alemao Georg Kłos, os monarquicos Dr. Alfredo Pimenta e Hipolito Raposo, a espionagem alema c a actividade de Hanz Steinmetz, os emigrados politicos, os judeus refugiados do vapor “Dora", o Engenheiro de Mi nas Charles Sidney Versey Brown. Oscar

R. Stabler e a situaęao em Espanha, 1940, sygn. D-G/8/3/1.

127

szczególnemu nadzorowi podlegały te gałęzie przemysłu, których produk­

cja przeznaczona była na eksport. Państwo ustalało ceny, podział udziałów, decydowało o wytwarzanych ilościach i wzorach, np. przy produkcji butów

zatwierdzało materiały, techniki wytwarzania i projekty267.

Nowa ustawa zasadnicza dopuszczała cztery organy sprawujące władzę:

prezydenta, Zgromadzenie Narodowe, rząd i trybunały. Prezydent, wybiera­ ny co siedem lat w wyborach bezpośrednich, był władzą niezależną, stojącą

ponad pozostałymi trzema. Władzę ustawodawczą sprawowała tylko jedna izba, której deputowani wybierani byli co cztery lata, także w wyborach

bezpośrednich. Rząd, mianowany przez głowę państwa, zależał wyłącznie od „exclusiva confianęa do presidente da Republica e a sua conservaęao no

poder nao dependia de qualquer votaęao da Assembleia Nacional”268. Dopuszczono działalność jednej tylko partii politycznej - Unii Narodo­

wej (port. Unido Nacional). W zamyśle Salazara miała być ona swego rodzaju

„antypartią", jednoczącą wszystkich Portugalczyków w drodze do wspólnego

celu, którym w rzeczywistości była doktryna Estado Noro. Z tego powodu unia stała się faktycznie partią rządową. Początkowo została ona dobrze przy­

jęta, szczególnie przez kadry decydenckie na prowincji, jednak brak wyborów’

przez wiele kolejnych lat sprawił, że organizacja ta pogrążyła się w stagnacji. Po 1945 r. partia nie była nawet konsultowana przy obsadzaniu kierowni­

czych stanowisk reżimu, choć wcześniej miała prawo zgłaszać kandydatów do Zgromadzenia Narodowego i na stanowisko prezydenta republiki. Do

całkowitej likwidacji dialogu politycznego przyczyniła się ponadto cenzu­ ra - w 1933 r. utworzono Narodowy Sekretariat Propagandy i Generalnej

Dyrekcji Służb Cenzorskich (port. Secretariado dc Propaganda Nacional e da

Direcędo Geral dos Servięos de Censura). Oprócz już wcześniej cenzurowanej

prasy (od okresu po rewolucji 28 maja 1926 r.), nadzorem objęto również

treści w teatrze, kinie, radiu i telewizji. Kontrolowano tematy polityczne, wojskowe, a także te z dziedziny moralności, religii i obyczajowości269. W maju 1936 r., kiedy w Hiszpanii działał już lewicowy rząd republikański

(od lutego 1936 r.), w Portugalii powołano do życia młodzieżową organizację 267 A. J. Tein, Portugal na Segunda Guerra (1941-1945), t. 2, Lisboa 1991. s. 128. 268 Art. 112 konstytucji. Hum.(E. Łukaszyk) „zaufania prezydenta Republiki i jego pozosta­ wanie przy władzy me zależało w żaden sposób od jakiegokolwiek mandatu Zgromadzenia Narodowego" (J. H. Saraiva, Krótka historia..., s. 369). 269 Ibid., s. 369-370; A. H. de Oliveira Marąues, Historia Portugalii, t. II (XVJI-XX w.), tl. W. Chabasiński. Warszawa 1987, s. 343,349-350; zob. też przyp. nr 299.

128

Mocidade Portuguesa270, której celem było wychowanie w szacunku do ojczy­

zny, tradycji i dyscypliny. Przynależność do organizacji była obowiązkowa dla chłopców pomiędzy siódmym a czternastym rokiem życia. W 1937 r. utworzono sekcję żeńską pod nazwą Mocidade Portuguesa Feminina, w której dziewczynki kształcone były na wzorowe obywatelki i chrześcijanki, matki,

wychowawczynie i opiekunki domowego ogniska271. Duży nacisk kładziono na rozwój kultury fizycznej; większy w przypadku chłopców, którzy byli szkoleni do ew. przyszłej roli żołnierza - obrońcy ojczyzny. Młodszych

z nich uczono np. orientacji w terenie, starszych musztry czy pilotażu272.

Członkowie i członkinie organizacji nosili mundurki, mieli swój hymn, jako

formy pozdrowienia używali salutu „rzymskiego”273. 30 września 1936 r., kiedy w Hiszpanii trwa już wojna domowa, w Por­ tugalii powstała organizacja paramilitarna Legiao Portuguesa (Legion Portu­

galski), skupiająca ochotników w dużej części o poglądach nacjonalistycz­

nych i antykomunistycznych, podlegająca zwierzchnictwu Salazara, który

270 Jej pełna nazwa to: Organizaędo Nacional Mocidade Portuguesa (Narodowa Organizacja Portugalska Młodzież).

271 Więcej na ten temat zob.: I. Flunscr Pimentel, Mocidade Portuguesa Feminina, Lisboa 2007. 272 Zob. film dokumentalny pt. Mocidade uitoriosa („Zwycięska młodzież"), nakręcony w 1939 r. z okazji obchodów 13. rocznicy zamachu stanu z 28 V1926 r., który zapoczątkował 48-letni okres autorytarnych rządów w Portugalii (http://www.cinemateca.pt/CinematecaDigital/Ficha.aspx?obraid=3488&type=Video, dostęp dnia 09II2021). W obchodach udział

wzięli premier A. dc Olivcira Salazar, prezydent Oscar Carmona oraz dygnitarze Estado Novo. Film pokazuje liczne aktywności, w których doskonaliła się portugalska młodzież -

przedstawiono np. pokaz gimnastyki synchronicznej wykonany przez 4320 uczniów(sid), zawody pływackie, skoki do wody, regaty, zawody w szermierce, strzelectwie, jeździectwie,

grze w tenisa, w koszykówkę czy w siatkówkę, śpiewy i tańce. Dziewczynki prezentowały

też swoje prace hafciarskie. Obchodom towarzyszyła msza św. z udziałem licznie zgroma­ dzonych wiernych, „dos quais muitus comungaram” [tłum. (AP): „z których wielu przyjęło komunię św.”).

273 Podobnie jak np. członkowie włoskiej dziecięcej organizacji Opera Nazionale Balilla czy niemieckiej Hitler-Jugend. Salut „rzymski" lub pozdrowienie „rzymskie" to popular­ na w XX w. forma pozdrowienia faszystów (jak we Włoszech), a także różnego rodzaju narodowych socjalistów; w obecnych czasach dość kontrowersyjna. Zob. np.: Faszystow­

skie pozdrowienie czy salut rzymski? Ruszył proces, https://www.polskieradio24.p1/5/3/ Artykul/1222159,Faszystowskie-pozdrowienie-czy-salut-rzymski-Ruszyl-proces, data dostępu: 10 II 2021.

129

od 11 maja 1936 r. pełnił funkcję ministra wojny (port, ministro da Guerra)274.

Konflikt w Hiszpanii zaktywizował nie tylko zwolenników portugalskiego premiera, ale również jego przeciwników. Najbardziej drastycznym przykła­

dem ich działalności był nieudany atak bombowy na Salazara, 4 łipca 1937 r. w Lizbonie, którego współsprawcą był anarchosyndykalista Emidio Santana

(tamtego dnia obchodził swoje trzydzieste pierwsze urodziny), w wyniku czego został skazany na osiem lat więzienia i dwanaście lat deportacji275. Opozycjonistów starała się kontrolować portugalska policja polityczna,

która od 1933 r. do 1945 r. funkcjonowała pod nazwą Policia de Vigildncia e Defcsu do Estado/ PVDE (Policja Śledcza i Obronna Państwa)276. Wobec

274 Powstanie Legionu Portugalskiego było następstwem wybuchu wojny domowej w Hiszpanii i odpowiedzią na zagrożenie, jakim dla reżimu Estado Novo była ew. wygrana

tamtejszej lewicy. W literaturze przedmiotu zwraca się także uwagę na to, iż powołanie

tejże organizacji było skanalizowaniem sił i energii portugalskiej radykalnej prawicy, która w ten sposób ustnikturyzowana mogła być ściśle kontrolowana i dowodzona przez Sala­ zara. Zarówno Legion Portugalski, jak i Młodzież Portugalska z jednej strony miały być silami wspierającymi wojsko, z drugiej stanowiły dla niego pewną przeciwwagę. Zob.: L.

N. Rodrigues, „A graoidade da hora quc passa a cnaęao da Legiao Portuguesa em 1936, Analise

Social, 1995, R. XXX (130), n. ° 1, s. 93-94. 275 ANTT, P1DE, Servięos Centrais, Registo Geral de Presos, liv. 44, registo n.° 8680, Emidio Santana, 1937.10.19-1939.03.10, sygn. E/010/44/8680. W archiwum portugalskiej telewizji RTP znajduje się film z 1975 r., w którym Santana wspomina swoją działalność opozycyjną w czasach Estado Noro (Sem coragem udo sefaz a historia: Emidio Santana, RTP1, Cineąuipa, Portugalia, 21.02.1975, ). Opowiada m.in. o podłożeniu bomb

w Lizbonie, które wybuchły późnym wieczorem 20.01.1937 r., uszkadzając budynek Casa de Espańa, który; jak mówi, byl wówczas główną siedzibą frankistów w Portugalii, budynek

Ministerstwa Edukacji Narodowej (port. Ministerio de Educaęao Nacionaf), siedzibę Radio Clube Portugues, -prowadzącego kampanię na rzecz Franco”, a także budynki fabryki pro­ chu w miejscowościach Chelas i Barcarena. Santana pokazuje też miejsce, gdzie dokonano ataku bombowego na Salazara (Av. Barbosa du Bocage), kiedy ten wychodził z samochodu, aby udać się na mszę św. Wspomina, iż policja portugalska, chcąc zademonstrować swoją

skuteczność, niedługo po zamachu opublikowała w prasie nazwiska „sprawców", których nie znał ani Santana, ani żaden z jego ówczesnych towarzyszy. 276 W 1945 r. przyjęto nową nazwę - Policia Internacjonał dc Defesa do Estado/ PIDE (Międzynarodowa Policja Obrony Państwa), która do dziś w Portugalii często dominuje nad pozostałymi określeniami portugalskiej policji po 28.05.1926 r. Przed ustanowieniem Estado Novo, wiosną 1933 r., funkcjonowały: Policia de Infonnaęóes de Lisboa/ PIL (Policja

Informacyjna Lizbony), Policia de Infonnaęóes do Porto/ PIP (Policja Informacyjna Porto), Policia de Inforniaęoes do Ministerio do interior/ PIMI (Policja Informacyjna Ministerstwa Spraw Wewnętrznych), Policia International Portuguesa/ PIP (Międzynarodowa Policja

Portugalska), Seędo de Yigilancia Politica e Social da PIP (Wydział Międzynarodowej Policji

130

przeciwników reżimu Estado Novo stosowano różnego rodzaju represje z torturami włącznie (zakaz snu, siadania, porażanie prądem na krzes'le

elektrycznym, obcinanie języka za odmowę składania zeznań itd.277). Prze­

mocy z pewnością nie brakowało, jednak jej ofiary śmiertelne są o wiele

mniej liczne niż np. we frankistowskiej Hiszpanii. Badaczka Irene Flunser

Pimentel, w odniesieniu do lat 1926-1945, podaje listę nazwisk trzydziestu jeden ludzi, którzy zmarli wtedy w portugalskich więzieniach, pisze o trzy­

dziestu jeden zgonach w portugalskim obozie w Tarrafal278279 , a także opisuje pokrótce okoliczności śmierci dodatkowych kilkunastu osób (w tym jednej,

która zmarła w Tarrafal). W okresie po II wojnie światowej do 1974 r. pisze

o jeszcze kilkunastu ofiarach. Z pewnością nie zachowały się wszystkie dokumenty poświadczające likwidowanie politycznych przeciwników reżi­

mu, które, jak podaje Pimentel, było selektywne i dotyczyło w dużej mierze opozycjonistów uznanych za zagrożenie dla panującego ustroju271*.

Portugalska policja polityczna zajmowała się także sprawami cudzo­ ziemców przebywających na terytorium Portugalii, stąd wzmianki o niej

pojawiające się we wspomnieniach polskich uchodźców wojennych szukają­ cych tam schronienia, np. u Schimitzka. Podkreślić należy, iż nie ma w tych

relacjach potwierdzenia, jakoby wobec aresztowanych Polaków Portugalczy­

cy stosowali środki represji porównywalne np. z przykładami katowania, jakiemu byli poddawani m.in. Polacy w czasie II wojny światowej przede

wszystkim przez okupanta niemieckiego i sowieckiego. Biorąc pod uwagę przeprowadzone w ostatnim czasie badania porównawcze dotyczące interPortugalskiej ds. Politycznej i Społecznej Czujności). Na początku 1933 r. policja przyjęła nazwę Policia de Desfesa Politica e Social/ PDPS (Policja Obrony Politycznej i Społecznej). Z końcem sierpnia 1933 r. funkcjonuje już jako PVDE [zob.: M. da Conceięao Ribeiro,

A Policia Politica no Estado Novo (1926-1945), Lisboa 1995, passim). W 1969 r. PIDE została

przemianowana na DGS - Direęao Gera! de Seguranęa (Dyrekcja Generalna ds. Bezpieczeń­

stwa), i pod tą nazwą funkcjonowała do rewolucji goździków w 1974 r., kiedy ją rozwiąza­ no. Częste zmiany nazwy wynikały z politycznej propagandy, nie były równoznaczne ze

zmianą funkcjonariuszy czy adresu siedziby, który w Lizbonie od 1926 r. pozostawał ten sam - ul. Antonio Maria Cardoso 22. 277 Więcej na ten temat w cyklu filmów dokumentalnych pt. Antes da PIDE, reż.J. Godinho, RTP, Portugalia 2007.

278 W pierwszej fazie funkcjonowania, w latach 1936-1954, miejsce to nosiło nazwę Colónia Penal de Cabo Verde (Kolonia Karna Zielonego Przylądka); nazywane było również campo de concentraęao do Tarrafal (obozem koncentracyjnym w Tarrafal) czy campo da morte lenta (obozem powolnej śmierci). 279 I. Flunser Pimentel, A Historia da Pide, Lisboa 2007, s. 387-412,521.

131

nowania i niewoli polskich oficerów i żołnierzy w różnych państwach pod­

czas 11 wojny światowej280, należy stwierdzić, iż Portugalczycy, ogólnie rzecz biorąc, traktowali Polaków, zarówno wojskowych, jak i cywilów, w sposób

humanitarny. Zdarzały się przypadki brutalniejszych zachowań281, podej­ rzewano związek pomiędzy okresami wzmożonej propagandy niemieckiej

a zaostrzaniem kursu wobec uchodźców polskich (ale też np. francuskich czy belgijskich) przez policję portugalską282, wskazując na proniemieckie 280 J.S. Ciechanowski, Czarna legenda Mirandy. Polacy iv hiszpańskim obozie internowania *u Miranda de Ebro 19-10-1945,1.1, Warszawa 2019, s. 851—928. 28! Schimitzek przytacza relację aresztowanych polskich żołnierzy, osadzonych w forcie

Caxias, którzy opowiadali, iż w czasie śledztwa „traktowano ich nieludzko, bito i zamykano w ciemnicy” (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 384).

282 S. Schimitzek podaje: „Z biegiem czasu zaostrzenie kursu wobec uchodźców, które pozostaje zapewne w związku z sytuacją polityczną zaistniałą w marcu 1941 r. pociąga

za sobą aresztowania z powodu rzekomego lub rzeczywistego naruszania portugalskich przepisów porządkowych" (ibid., s. 364). Szerzej o powstałej „sytuacji politycznej” pisze K

Dubicz-Penther: „Trwające od dwóch tygodni ataki radia berlińskiego na rząd portugalski

i na osobę Salazara wywołały w społeczeństwie tutejszym atmosferę napięcia i zdener­ wowania. Powyższej ofensywie propagandowej towarzyszą niesprawdzone wiadomości z różnych źródeł na lemat koncentracji sil powietrznych i transportowych okrętów w re­ jonie Bordeaux, Bayonne. Słyszy się od fachowców w związku z tym zdanie o możliwości zajęcia Portugali. Nie mając elementów dla objektywnej oceny stopnia zagrożenia - mogę jedynie stwierdzić wyraźne jego pozory. (...)” [Telegram szyfrowy K. Dubicza-Penthera do MSZ, 15 III 1941 r., HILA, Ministerstwo Spraw Zagranicznych [1919-1947]: 1941, sygn. 229]. Ataku Niemiec na Portugalię nie można było wykluczyć. Jeszcze w tym samym mie­

siącu (III) zaczęto doręczać uchodźcom wezwania do opuszczenia Portugalii w ciągu 30 dni. tłumacząc to m in. trudnościami żywieniowymi. Na początku IV 1941 r. Dubicz pisał do MSZ: „Zarządzenie to ma charakter ogólny, stosowane jest szczególnie bezwzględnie

wobec Francuzów, Belgów i ostatnio obywateli polskich. (...) Kto nie wyjedzie w ozna­ czonym czasie, zostaje aresztowany (...)” (Telegram szyfrowy K. Dubicza-Penthera do MSZ, 7IV 1941 r.. HILA, Ministerstwo Spraw Zagranicznych [1919-1947]: 1941, sygn. 229;

zob. też: Telegram szyfrów}' S. Schimitzka do MSZ, 14 III 1941 r. oraz Telegram szyfrowy

S. Schimitzka i K. Maxamina do MSZ, 2 IV 1941 r, HILA, Ministerstwo Spraw Zagranicz­ nych [1919-1947]: 1941. sygn. 229). Tak stało się m.in. Zenonem Kosidowskim, którego jak podaje Schimitzek - aresztowano IIV1941 r. [w rzeczywistości było to 30 III - przyp. AP], „ponieważ nie opuścił Portugalii w wyznaczonym terminie. Zamknięto go w brudnej norze razem z różnego rodzaju podejrzanymi włóczęgami” (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 365; ibid., Na krawędzi Europy. Wspomnieniu z lat 1940/46 (mps)..., t. 2,

s. 191-192). Pobyt pisarza w więzieniu nic trwał długo (do 11IV 1941 r.) i, zdaje się, nie był tak uciążliwy, jak się można było tego początkowo spodziewać. Za dopłatą bliscy wystarali się

o jego przeniesienie do tzw. celi specjalnej (port, calabouęo especial). „Więźnia w 1-ej klasie wolno było odwiedzać cały dzień. Sala przyjęć była to duża sala przedzielona kratą. Cele

132

sympatie funkcjonariuszy283. Jednak zaostrzanie kursu ze strony policji por­

tugalskiej nie było powodowane wzmożeniem propagandy niemieckiej, ale m.in. niewypełnianiem przez polskie instytucje zobowiązań z czerwca 1940 r. i jawnym łamaniem prawa portugalskiego, w tym w przypadkach, gdy część

Polaków nie zamierzała opuszczać Portugalii. Do tego dochodziła obawa ze strony Lizbony przed reakcją Berlina na zbyt wyraźną i liczną obecność

polskich żołnierzy w Portugalii w drodze na Wyspy Brytyjskie. Mimo to stosunek portugalskich służb do Polaków pozostawał dość pozytywny, co

mogło wynikać z istnienia silnych wpływów strony brytyjskiej. Referując okoliczności aresztowania tych polskich żołnierzy, którzy niestety później byli „traktowani nieludzko, bici i zamykani w ciemnicy” w forcie Caxias28’,

Schimitzek nie wyklucza, że ambasada brytyjska otrzymywała wcześniej od policji portugalskiej ostrzeżenia, iż ta jest na tropie osób, które trudnią

się potajemna ewakuacją żołnierzy polskich do Wielkiej Brytanii, jednak je

zignorowała285. Mimo iż neutralna Portugalia uchyliła się od zajęcia jednoznacznie po­

pierającego stanowiska wobec polskiego rządu na uchodźstwie i nie wysłała posła do Angers286, to do lipca 1945 r. w portugalskim MSZ uznawano le­

galność nowych najwyższych władz polskich na obczyźnie. Utrata teryto­

rium państwowego na skutek okupacji nieprzyjaciela nie była traktowana

równoznacznie z zanikiem państwowości. Ocupaędo nao significa extinędo (z zawsze otwartymi drzwiami) wychodziły na salkę z fotelami i stoliczkami. Można było sobie zaordynować śniadanie do łóżka. Towarzystwo było wyborne: hrabiowie, bankierzy etc. Więzienie II 1-ej klasy, była to natomiast prawie że klatka otwarta na dziedziniec, jak

w ogrodzie zoologicznym...”. 15 IV 1941 r. Kosidowscy odpłynęli do Nowego Jorku, na pokładzie „brudnego i zarobaczonego” portugalskiego statku Nyassa. Zob.: J. Kosidowski,

Notatki..., s. 138-139. 283 Zob. S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 331 (tu także o wzmagającej się propa­ gandzie hitlerowskiej w Portugalii). 284 „Incydent" z 11 VIII 1941 r., kiedy policja przeprowadza rewizję w lizbońskim pen­

sjonacie przy ul. de Santa Marta, gdzie przebywało ok. 40 niezameldowanych żołnierzy polskich, przybyłych przez „zielona granicę" i czekających na statek brytyjski na Tagu, do którego - tak jak poprzednicy - podpływaliby łodziami, w małych grupkach, pod osłona

nocy. 23 osoby zostały aresztowane, jeden z żołnierzy wyskoczył z 1. piętra i złamał nogę (ibid., s. 383-384). 285 Ibid.

286 „Salazar nic chciał przeciągać struny wobec Niemiec ani dystansować się wobec polityki prowadzonej przez frankistowską Hiszpanię, z którą Portugalia blisko współpracowała” (zob.: H. Batowski, op. cit., s. 243, a także s. 65-66).

133

definitiua de um estado („Okupacja nie oznacza definitywnego unicestwienia

państwa”) pisał Salazar do Arminda Monteiry, referując swoja odpowiedź na pytanie strony niemieckiej o to, czy zamierza uznać emigracyjny Rząd

RP we Francji287. Nie zamknięto więc poselstwa polskiego w Lizbonie288, a nawet pozwolono na zwiększenie liczby jego funkcjonariuszy z szes'ciu do trzydziestu dwóch (liczbę pracowników polskiego konsulatu w Lizbonie zwiększono z jednego do siedmiu), dzięki czemu dodatkowe osoby uzyskały

immunitet, przywileje dyplomatyczne i bezterminową wizę289. Nie zatrzy­

mywano też znanych polskich polityków. Aresztowano niektóre osoby

przekraczające nielegalnie granicę (często na pokaz, z myślą o Niemcach)290, podejrzane o szpiegostwo albo działalność komunistyczną czy zakłócające porządek społeczny291. Zdarzały się też zatrzymania za „nieodpowiedni” strój 287 Dez anos depolitica extema (1936-1947). A naędo porluguesa e a Segunda Guerra Mundial, t. VI, Lisboa 1970, dok. 126 (Lizbona 09 X 1939), s. 121-122; zob. też: ibid., dok. 127 (Lizbona 9 X 1939), s. 122; ibid., dok. 135 (Lizbona 12 X 1939), s. 127-128, HILA, Ministerstwo Spraw Zagranicznych [1919-1947]: 1944, sygn. 58.

288 O naciskach Niemiec na Salazara, aby to uczynić, pisał S. Schimitzek: „(...) Dubicz otrzymuje poufne informacje o rozmowie posła niemieckiego z Salazarem w dniu 09.04 [1941 r. - przyp. AP), w której Niemiec zażądał m.in. ponownie zamknięcia Poselstwa Pol­ skiego" (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 345).

289 Dla porównania, korpus dyplomatyczny Brazylii w Portugalii składał się w tamtym okresie z 27 osób a Hiszpanii z 46; Niemiec ze 161 a Anglii z 281osób (Rocznik Służby Za­ granicznej... (1 czerwca 1939 r.), s. 125; ANTT, AOS, Informaęao da PVDE sobre o Corpo Diplomatico..., 1943?, sygn. D-G/8/4/17; ANTT, AOS, Informaęao da PVDE sobre o corpo

consular acreditado em Portugal e seus familiares, 1943?, sygn. D-G/8/4/18]. 290 Jak pisze S. Schimitzek: „Nielegalni wędrowcy polscy, którym uda się przekroczyć

granicę portugalską, muszą się ukrywać do momentu załatwienia przez polskie placówki formalności związanych z wyjazdem do W(ielkiej] Brytanii. W razie wpadnięcia w ręce policji portugalskiej tułacze ci odstawiani są jako więźniowie zazwyczaj do fortu Caxias

pod Lizboną. Przebywają tam z reguły do momentu “wydalenia z Portugalii» na statek brytyjski" (ibid., s. 313).

291 Zob. np. akta więzienne Pinkusa Israelskiego, z których wynika, iż byl on tkaczem z Warszawy, który dostał się do Portugalii używając fałszywych dokumentów. Został aresz­ towany w Porto w XII1939 r.Jak ustalono, wcześniej wydalono go z Belgii za podejrzenia o działalność komunistyczną - w aktach Portugalczycy wpisali, iż byl on „niepożądanym elementem (um elemenio indesejarel). Z więzienia w Porto przeniesiono go do Aljube, po­

tem do Caxias, skąd w II1940 r. został przewieziony do Colónia Penal de Cabo Verde (Ko­ lonii Karnej Zielonego Przylądka), gdzie przebywał do I 1944 r., kiedy hospitalizowano go w lizbońskim szpitalu psychiatrycznym llospital Julio de Matos. Po kilku dniach powrócił do więzienia w Caxias, skąd po tygodniu przeniesiono go do Peniche. Potem przenoszono

go bardzo często, co pozwala przypuszczać, iż było to celowe działanie, mające utrudniać

134

kąpielowy, co spotykało się ze zdzwieniem i czasem niezrozumieniem ze strony uchodźców, jako że panujące w Portugalii normy i obyczaje społeczne nierzadko różniły się od tych obowiązujących w Polsce lub w innych krajach

Europy. Nie utworzono ani jednego obozu internowania (choć Schimitzek pisał o planach utworzenia takiego w miejscowości Castelo Branco292);

uchodźcom zatrzymywano paszporty, które w myśl zarządzenia policji por­

tugalskiej deponowano następnie w placówkach przedstawicielstw danego

państwa293; przybyszom przydzielano kwatery w miejscowościach poza Lizboną, głównie wypoczynkowych, jako że te dysponowały większą liczbą dostępnych miejsc noclegowych. W ten sposób byli oni łatwiej kontrolowani

przez miejscowych przedstawicieli policji, a także, co nie jest wykluczone,

przez miejscową ludność. Mogli natomiast poruszać się w miarę swobodnie po okolicy a do stolicy jeźdździć ze specjalną przepustką. W początkach

1941 r. Schimitzek odnotował, iż przebywanie na prowincji jest znacznie

tańsze dla uchodźców zdanych na dłuższy pobyt w Portugalii niż mieszkanie w stolicy a uzyskanie przepustki do Lizbony dla załatwienia spraw osobi­

stych nie napotyka trudności. „Inna rzecz - dodaje - że nasi podopieczni z ośrodków prowincjonalnych jakby dla sportu przyjeżdżają częstokroć bez przepustek (i bez istotnej potrzeby) do Lizbony”. Takie zachowanie

narażało ich na aresztowanie, a komitet na „nieustanne żale” policji, że nie

przeciwdziała on brakowi poszanowania praw portugalskich przez swoich podopiecznych 294. podejmowanie np. prób ucieczki. Ostatecznie został uwolniony w V1948 r. i otrzymał po­ zwolenie na zamieszkanie w miejscowości Ericeira. Zob.: ANTT, PIDE, Servięos Centrais,

Registo Geral de Presos, liv. 60, registo n. ° 11991, Pinkus Israelski, 1939 XII 7-1948 V 19, sygn. E/0I0/60/11991.

292 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 364. 293 Ibid., s. 312. 294 Ibid., s. 318. Przebywanie polskich uchodźców w Lizbonie dezorganizowało pracę

tamtejszych instytucji RP, przede wszystkim poselstwa. Podobnie było np. w przypad­ ku Ambasady RP w Bukareszcie po zakończeniu kampanii polskiej (zob. np. W. PobógMalinowski, Na rumuńskim..., „Kultura”, 1948, nr 9/10, s. 159-160). Pracownik Polskiego Radia Lwów Czesław Halski wspomina, iż po przyjeżdzie do Portugalii Polacy zostali

rozdzieleni w kilku miejscowościach i poinformowani, że „absolutnie pod żadnym pozo­

rem” nie mogą wyjeżdżać do Lizbony. „Później - zapisuje - dowiedziałem się, że nie było to zarządzenie władz portugalskich, lecz naszego posła pełnomocnego w Lizbonie, Karola Dubicz[a]-Pent[h]era, który nie chciał mieć kłopotów z niepożądanymi gośćmi” (Cz. Halski,

6 lat. Perypetie wojenne, Sussex 1991, s. 45). Portugalczycy natomiast obawiali się masowego

napływu uchodźców do Lizbony - jak podawał Schimitzek - z „uwagi na trudności zwią-

135

Taki był właśnie przypadek Elżbiety Adamowskiej. Jej aresztowanie było następstwem anonimowego donosu o nielegalnym przebywaniu w Lizbo­

nie, co było zgodne z prawdą. W wyniku nieścisłości pomiędzy paszportem

polskim, w którym figurowała jako Jastrzębiec Adamowska (nazwisko rodo­ we i po mężu), a paszportem francuskim, w którym miała jedno nazwisko,

Adamowska205, policja powzięła podejrzenie, iż kobieta mogła być szpiegiem. Poinformowano ją, iż trafi do więzienia w Caxias. Na tę wiadomość Ada­

mowska „zerwała się z krzesła” i zaczęła krzyczeć, w wyniku czego zjawiło się dwóch kolejnych policjantów. Jeden z nich uderzył ją w głowę. Kobieta udała zemdloną.Jak relacjonuje, czuła, że wrzucają ją do skrzyni („trumny”).

W zamknięciu znowu zaczęła krzyczeć. Wtedy otworzyło się „okienko”

i polano ją wodą. Sytuacja powtarzała się za każdym razem, kiedy podnosiła

głos206. Po pewnym czasie przyszło jej na myśl, aby wyginać ciało do góry,*295 296

zane z nadzorem nad nimi i obawą przed wzrostem cen w obliczu rzekomo zagrażającego Portugalii głodu” (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 228). Ok. 1936 r. Portugalia stała się w zasadzie samowystarczalna żywnościowo. W latach 1929-1933, m.in. dzięki komasacji gruntów chłopskich i melioracji ziem, włączono pod uprawy ponad 80 tys. ha nieużytków

(T. Wituch, Historia Portugalii w XX wieku, Pułtusk 2000, s. 109). Jednak po wybuchu II wojny światowej w całym kraju rosły ceny żywności. W konsekwencji Komitet Pomocy Uchodźcom Polskim, wiosną 1941 r., podwyższy! zasiłki wypłacane na koszty utrzymania o ok. 20%. Osoby przebywające w Lizbonie przez krótki czas, w oczekiwaniu na statek, otrzymywaly jeszcze „niewielki dodatek" (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 381).

295 Elżbieta Stefania Karolina Reis, z d.Jastrzębiec, w okresie pobytu w Portugalii, w 1940 r.,

Adamowska po pierwszym mężu (1916-2013) - ur. w Kijowie, ostatnia z wołyńskiej linii Opechowskich h. Topór. 7IX 1939 r., wraz z mężem Janem Adamowskim, uciekła z war­ szawskiej willi rodziców do Siedlec, Białegostoku, potem przez Wilno, Kowno, Tallinn, Sztokholm, Brukselę, Paryż, Angers, Lourdes, Pau, Hyer i przez Hiszpanię dotarła koleją

do Portugalii. Początkowo mieszkali z mężem w Figueira da Foz, potem w Lizbonie, nie­ legalnie, dlatego oddzielnie. Mąż wdał się w romans. Kiedy wyszło na jaw, iż w stolicy

przebywa nielegalnie, otrzymała nakaz natychmiastowego opuszczenia Portugalii. Do Brazylii odpłynęła 26 XI 1940 r., na statku Serpa Pinto. Wcześniej jeszcze zdążyła podjąć

próbę samobójczą, połykając jodynę. W Brazylii pracowała jako przedstawicielka firmy

I leleny Rubinstein w Rio dc Janeiro. Ponownie wyszła za mąż, za inż. Jana Reisa. Zm. 11IV 2013 r. Została pochowana w Sao Jorge d’Oeste, w brazylijskim stanie Parana.

296 Podobną karę porządkową stosowali np. Rumuni. Była to tzw. szafa, czyli stanie w zamkniętej szafie przez cały dzień. W Szwajcarii, w Buhlfeld kolo Aflóltern i Kalchrain, w byłym klasztorze cysterek, skazanych za większe wykroczenia i tzw. niepoprawnych

izolowano w celach, do których wciąż wlewano wodę. By się nie utopić, więźniowie mu-

sieli pedałować na specjalnych maszynach wypompowujących (J.S. Ciechanowski, Czarna legenda Mirandy..., s. 879,906).

136

opierając się na głowie i piętach. Wtedy wezwano lekarza. Kiedy się pojawił,

w białym kitlu i ze strzykawką w ręku, otwarto skrzynię a Adamowska znów

poczęła krzyczeć. Po francusku nazywała wszystkich wokół „brudnymi bol­ szewikami” i „komunistami”, oskarżała ich, że torturują ją jak w Moskwie, co, jak sama podaje, nie było prawdą. Słowa te wywołały jednak pożądany efekt

- wyciągnięto ją ze skrzyni („Już trochę ochłonęłam i wiedząc, jak w Por­ tugalii tępią komunistów, nakłamałam, że tak torturowali mnie w Moskwie

(gdzie nigdy nie byłam), że uciekłam od bolszewików...”297). Lekarz nakazał

przynies'ć Adamowskiej kanapkę i kieliszek wiśniówki (port, ginja, ginjinha) a sam poszedł dowiedzieć się, dlaczego ją aresztowano. Później opowiedział jej wszystko po francusku i pomógł w wyjas'nianiu nieścisłości dotyczą­ cych nazwiska. W paszporcie Polki widniała wiza na Haiti, ustalono więc, że dostanie bilet na statek do Brazylii, a stamtąd popłynie na Haiti (kobieta

kłamała, że miała tam rodzinę). Policja odwiozła ją do pensjonatu, gdzie jej

rzeczy czekały już na nią na korytarzu („Gospodyni nawet mi współczuła, ale sama bała się przykrości”298). Po tym zdarzeniu Adamowska musiała co­ dziennie meldować się na komisariacie. Kiedy niedługo potem dochodziła

do siebie po próbie samobójczej299, policjant przychodził do niej codzien­

nie sprawdzać, czy nie uciekła. 26 listopada 1940 r. na statek Serpa Pinto odpływający do Brazylii eskortowało ją dwóch funkcjonariuszy300. Zwraca 297 E. Reis, ...obyś żył iv ciekawych czasach, Warszawa 2002, s. 75.

298 Ibid., s. 76. 299 „Nie można mnie było zabrać do szpitala, bo wtedy w Portugalii za samobójstwo

i pomoc groziło dochodzenie policyjne, a nawet więzienie” (ibid., s. 77). Podjęcie próby samobójczej rodziło podejrzenie choroby psychicznej, co wymagało poddaniu się bada­

niom lekarskim. Diagnoza potwierdzająca nierzadko była równoznaczna ze skierowaniem do szpitala psychiatrycznego [zob. np. D. C. da Costa Ribeiro, Politicas de saude no periodo do Estado Novo (1933-1974), tese de mestrado em Historia Contemporanea, Universidade do Porto, Faculdade de Letras, Porto 2018, s. 63-68]. W myśl art. 40 konstytucji z 1933 r. dbanie o morale społeczeństwa było „prawem i obowiązkiem" państwa. Zabronione było

rozpowszechnianie przykładów „niemoralnego” zachowania, np. w kinie nie można było pokazywać zabójstw, „złego” traktowania kobiet, operacji chirurgicznych, torturowania ludzi czy zwierząt, nagich postaci itp. Zob. np.: A. Olchówka, O cinema e a legislaędo do

Estado Novo: contexto e andlise, „Itinerarios”, 2016, nr 24, s. 316. 300 E. Reis, obyś żył..., s. 77. Swoją książkę pt. Banany iv rytmie samby. Kuchnia brazylijska E.

Reis rozpoczyna słowami: „Grudzień, upał 39 °C, bo to Rio de Janeiro, a przecież na połu­ dniowej półkuli wszystko jest odwrotnie: zima jest latem, a lato zimą. Asfalt na «avenidzie» Rio Branco, głównej arterii Kio, topi się i cienkie jego stróżki spływają do rynsztoków.

Gęsty tłum, składający się przeważnie z młodych mężczyzn, stoi wzdłuż jezdni; śmieją się

137

uwagę zły stan psychiczny autorki wspomnień, m.in. w wyniku romansu męża, a także fakt, iż nieznajomość portugalskiego znacznie utrudniała ko­ munikację z policję, co z kolei potęgowało poczucie zagrożenia, natomiast

stawianie oporu czy popadanie w stan histerii podczas przesłuchania było działaniem, które w tym przypadku funkcjonariusze niestety postanowili stłumić przy użyciu siły301.

Ilustracja 17: E. Adamowska w Lizbonie, wrzesień 1940 r. Źródło: E. Reis, ...obyś

Ilustracja 16: Teodor Axentowicz „Młoda panna z książką” (E. Adamowska/ Reis w wieku 16 lat), 1937 r. Źródło: http://

żył iv ciekawych czasach, Warszawa 2002,

www.antykibukowski.pl/antyk/2100.

s. 106.

xhtml, data dostępu: Tl III 2019.

Kult narodu, posłuszeństwo wobec jednego wodza, przedkładanie jednoś­ ci nad pluralizmem, postrzeganie gospodarki i społeczeństwa jako jednego

organizmu, odrzucenie zasad demokracji i stopniowe ograniczanie swobód, silna niezgoda wobec założeń sowieckiego komunizmu - Salazar był przed­ i hałasują. Co się tam dzieje? Wszystko mnie interesuje, bo są to moje pierwsze kroki na obcej ziemi - właśnie wysiadłam ze statku «Serpa Pinto», który mnie i kilkunastu innych Polaków wywiózł z płonącej Europy (jest rok 1940)’’ (ibid., Warszawa 1991).

301 Zob. np. przypadek Marii Custódii Chibante, bitej i torturowanej (m.in. pozbawianej snu przez 75 godz.) przez agentki P1DE za odmowę spożywania pokarmów (zdarzenie

z 1962 r.)(A.N., Dossier P.I.D.E. Os horrores e cnmes de urna “Policia”, Lisboa 1974, s. 155-158).

138

stawicielem europejskiej prawicy ówczesnych czasów, jednak ukształtowany w środowiskach chrześcijańskiej demokracji dystansował się od „pogańskich”

ideologii włoskiego faszyzmu czy niemieckiego nazizmu, m.in. od ich kultu przemocy. Jak zauważa Futscher Pereira, dążył do rechrystianizacji społe­

czeństwa portugalskiego, wskrzeszenia dawnych, tradycyjnych wartości moralnych i duchowych, wolnych od materializmu XX w. czy egalitarnych ideałów Rewolucji Francuskiej3O2.Jeśli chodzi o sposób prowadzenia polity­ ki międzynarodowej przez Salazara w „przededniu” rozpoczęcia II wojny

światowej, należy wspomnieć głównie o dwóch aspektach: o wsparciu, ja­ kiego udzielił gen. Francisco Franco podczas hiszpańskiej wojny domowej

(1936-1939), a także o deklaracjach wierności sojuszowi z Wielką Brytanią

(port./ł/i^nfa Luso-Bntdnica). Pierwsze miało być m.in. przeciwdziałaniem zagrożeniu komunizmem na Półwyspie Iberyjskim, drugie było silnie zako­

rzenione w portugalskiej tradycji dyplomatycznej303, odpowiadało ówczes­ nej racji stanu (liczne powiązania gospodarcze obu państw) i pozostawało w harmonii z wizją Portugalii jako imperium kolonialnego. 17 III 1939 r.

Hiszpania i Portugalia podpisały sojusz o nieagresji. Zwrócenie się nacjona­ listów hiszpańskich w stronę państw Osi wciąż uznawano jednak za bardzo prawdopodobne, szczególnie po ujawnieniu w początkach kwietnia, iż jesz­ cze 27 III Hiszpania przystąpiła do paktu antykominternowskiego.Jakpisze

Bartosz Kaczorowski, zwycięstwo frankistów, które owszem, likwidowało niebezpieczeństwo rewolucji komunistycznej i realizacji antyportugalskich wizji hiszpańskiej lewicy, również pociągało za sobą istotne zagrożenia.

Wśród przedstawicieli nowych władz nie brakowało zwolenników przyłą­

czenia Portugalii do Hiszpanii i zjednoczenia Półwyspu Iberyjskiego, tak

jak w czasach Unii Iberyjskiej (1580-1640). Wzrost wpływów państw Osi 302 B. Futscher Pereira, op. cit. (e-book), cz. I, rozdz. I. 7 V 1940 r., po wieloletnich negocjacjach, Portugalia podpisała konkordat, w którym częściowo przywrócono po­ zycję Kościoła na jej teryturiuin kontynentalnym i zamorskim. Utrzymano rozdział Kościoła od państwa, dziedzictwo tzw. Pierwszej Republiki Portugalskiej, ale przy­ znano Kościołowi uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie, wprowadzając m.in. obowiązkowe nauczanie religii w publicznych szkołach czy zakazując rozwodów w przypadku małżeństw kościelnych (R. Carvalho, Concordata, [w:] Dicionario de Historia de Portugal, red. A. Barreto, M. F. Mónica, t. 7, Porto 2002, s. 388-391). Popularnym hasłem propagandowym w okresie istnienia Estado Novo było: Deus. Patria, Familia („Bóg, Ojczyzna, Rodzina"). 303 Sojusz angielsko-portugalski uznaje się za najdłużej obowiązując}' (od 1386 r.) tego typu sojusz na świccie.

139

w Hiszpanii zwiększał niebezpieczeństwo realizacji tych ekspansywnych

tendencji, dlatego Portugalia musiała dbać o dobre relacje z Wielką Brytanią, uznawaną za obrończynię jej suwerenności304. W Europie odczuwano atmosferę politycznego napięcia. 12 kwiet­

nia Salazar nakazał wszystkim portugalskim misjom dyplomatycznym w Europie, aby codziennie telegraficznie informowały Lizbonę o bieżącej

sytuacji w danym kraju305. Już następnego dnia Armindo Monteiro, ów­ czesny ambasador Portugalii w Londynie, informował Salazara, że sojusz z Hiszpanią komentowany bywa w Wielkiej Brytanii jako „traduęao da

presente inclinaęao do Governo Portugues”306.15 kwietnia sugerował mu

przyjęcie w Lizbonie wojskowej eskadry angielskiej, aby zamanifestować

wierność sojuszowi z Albionem307; 5 maja poruszył kwestię dozbrojenia wojska portugalskiego308. Naleganie ambasadora na jasne i czytelne, pub­ liczne zadeklarowanie pozycji Portugalii na politycznej arenie Europy

było zarzewiem konfliktu i słownych potyczek między nim a Salazarem309, co ostatecznie doprowadziło do tego, iż Monteiro zrezygnował ze stanowiska310.

Ostatecznie 22 maja 1939 r., podczas posiedzenia Zgromadzenia Na­ rodowego (port. Assembleia Nacional), Salazar wygłosił przemówienie, w którym złożył polityczne deklaracje. Rozpoczął od obrony sojuszu z Hiszpanią, który nazwał „o coroamento de urna obra e a pedra angular

de urna politica”311. Następnie potwierdził, iż Portugalia pozostaje wierna odwiecznemu aliansowi z Wielką Brytanią, dodając:

304 B. Kaczorowski, Yiriatos. Portugalscy żołnierze generała Franco, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica", 2016, nr 97, s. 176. W artykule omówiono udział portugalskich

ochotników (tzw. yiriatos) w szeregach Armii Narodowej (hiszp. Ejercito Nacional) w okresie wojny domowej w Hiszpanii, a także późniejszy stosunek rządu Salazara do powracających kombatantów.

305 Dc: anos dcpolitica extema..., t. II..., Lisboa 1962, dok. 610 (Lizbona 12 IV1939), s. 244-245.

306 Tłum. (AP): ..tłumaczenie obecnej skłonności rządu portugalskiego" [ibid., dok. 613

(Londyn 13 IV1939), s. 247]. 307 Ibid., dok. 630 (Londyn 15 IV 1939), s. 269.

308 Ibid., dok. 687 (Londyn 05 V 1939), s. 337. 309 Ibid., dok. 697 (Lizbona 09 V 1939), s. 345-346; ibid., dok. 700 (Londyn 10 V 1939),

s. 347-349; ibid., dok. 707 (Lizbona 13 V 1939), s. 355-356.

310 Ibid., dok. 715 (Londyn 17 V 1939), s. 361.

311

I lum. (AP): „ukoronowaniem dzieła i politycznym kamieniem węgielnym”. Zob.: ibid.,

dok. 719 (Lizbona 22 V 1939), s. 369.

140

Foi sempre assim durante seculos, sem que possam estranha-lo os que se habituaram a distinguir alianęas com fundas raizes nas determinantes da geografia ou da evoluęao histórica, dos arranjos ocasionais, por interesse passageiro ou ternura de momento, e tao frageis, tao artificiais, tao

dissoluveis como muitos casamentos de hoje312. 25 maja ówczesny premier Wielkiej Brytanii, Arthur Neville Chamberlain,

wysłał do Salazara pismo, w którym dziękował za tę jasną deklarację, bar­ dzo pozytywnie odebraną przez Anglików313. Po tym wydarzeniu Armindo Monteiro pozostał na stanowisku ambasadora Portugalii w Londynie, który to urząd sprawował do 1943 r.

1 września 1939 r. Portugalia poinformowała Wielką Brytanię o swojej neutralności wobec rozpoczętego przez Niemcy konfliktu zbrojnego31’. Tego dnia sporządzono również oficjalną notę rządową do narodu portugalskiego

- apelowano o spokój, dyscyplinę i zjednoczenie, zapewniając, iż obowiązki wynikające z sojuszu z Anglią nie kolidują z przyjętym przez Portugalię sta­ tusem państwa neutralnego315. O przyjętej postawie neutralności 2 września informowała portugalska prasa316. Salazar nie ukrywał swojej sympatii dla napadniętej, katolickiej Pol­

ski. Kiedy 27 września 1939 r. Dowództwo Obrony Warszawy rozpoczęło

rozmowy w sprawie kapitulacji miasta, nakazał on, aby sekretarz general­ ny portugalskiego MSZ, Luis Teixeira de Sampaio, przekazał Dubiczowi-

Pentherowi wyrazy współczucia z tego powodu. Poseł przyjął go ponoć ze

łzami w oczach317. 312

Tłum. (AP): „Było tak zawsze, od wieków, czemu nie mogą dziwić się ci, którzy przy­

wykli rozróżniać sojusze głęboko zakorzenione w czynnikach geograficznych lub w prze­ istoczeniach historii od okazjonalnych układów, [nawiązywanych - przyp. AP] z powodu przejściowego zainteresowania lub chwilowej czułości, i tak kruchych, tak sztucznych, tak

rozpuszczalnych, jak wiele dzisiejszych ślubów" (ibid.).

313

Ibid., dok. 724 (Londyn 25 V 1939), s. 375-376.

314 315

Ibid., dok. 901 (Lizbona 01 IX 1939), s. 526. Ibid., dok. 917 (Lizbona 01IX 1939), s. 539. Neutralna pozostawała również Hiszpania.

316

Zob. np.: A. N., Comeęou a guerra. A Alemanha anexou Danzig e invadiu a Polonia, „Di-

ario de Noticias”, 2 IX 1939, s. 1. 317 B. Futscher Pereira, op. cit. (e-book), cz. III, rozdz. VI. Sam Dubicz-Penther pi-

sze, iż Tcixeira de Sampaio odwiedził go w dniu 17 1X1939 r.: „W stosunku do Polski wszystkie czynniki zachowały się bez zarzutu. Począwszy od oficjalnych - w chwili wkroczenia wojsk sowieckich do Polski Salazar przysłał mi do Poselstwa podsekretarza Stanu MSZ ambasadora Sampaio, który złożył mi w imieniu Salazara i swym własnym

141

9 października 1939 r. Salazar wystąpił publicznie pierwszy raz od rozpo­ częcia II wojny światowej. Podczas posiedzenia Zgromadzenia Narodowego wygłosił przemówienie pt. A Europa cm gucrra („Europa podczas wojny”). Dys­

kurs rozpoczął od obwieszczenia sukcesu, jakim zakończyła się kolejna wizyta prezydenta Carmony na portugalskich ziemiach w Afryce* 318, zaznaczając, iż

delegacja ta „nao seria no nosso pensamento a inspecęao do seiihor a ignorados dominios de urna vaga heranęa secular, mas o saudoso abraęo do Chefe aos

membros distantes da familia”319. Drugą część przemówienia poświęcił Salazar omówieniu ówczesnej sytuacji w Europie320. Poza treściami powtórzonymi z wystąpienia z 22 maja, takimi jak wierność sojuszowi z Anglią, która jednak

nie obligowała Portugalii do przystąpienia do konfliktu z państwami Osi, czy

potwierdzeniem przyjaznych stosunków z Hiszpanią, w całej wypowiedzi dość wyraźnie zarysowywuje się retoryka o wydźwiękach mesjanistycznych. Salazar występuje jako pouczający ojciec narodu, który swoim doświadczeniem

i mądrością chroni go przed katastrofą wojny. Półwysep Iberyjski jawi mu się jako „strefa pokoju", bastion bezpieczeństwa i sprawiedliwości dla umęczonej konfliktem Europy321. Siła narodu jest proporcjonalna do wierności wartościom wyrazy współczucia dla Polski i oburzenia na postępowanie Sowietów. Rząd portugalski zaproponował mi korzystanie ze środków komunikacji, łączności i aparatu rządowego w chwili naszej wojskowej klęski dla ułatwienia mi pracy. Następnie rząd wyraził mi

gotowość zaangażowania polskich inżynierów górników, i inżynierów produkcji me­

talowej, gdyż w obecnej sytuacji chce rozwinąć swój własny przemysł w metropolii i Koloniach. Polskim inżynierom dano pierszeństwo. Mają być użyci do poszukiwań geologicznych, przy eksploatacji i przy fabrykacji” (Pismo Karola Dubicza Penthera, 09

XI1939, HI LA, Poland Ambasada in Great Britain records [1930-1939]: Polish Legation in Lisbon [1936-1939], sygn. 99, s. 6). Dalsza polityka neutalności Portugalii wymusiła mocne

ograniczenie planów zatrudniania cudzoziemców; zob. pkt 5.1 niniejszej książki. 318 Pełniąc urząd prezydenta (1926-1951), Óscar Carmona dużo podróżował po kraju. Był m.in.: w Algarve (1932 r., 1934 r.), Porto (1932 r.,1937 r.), Portalegre (1932 r.), na Maderze (1938 r.), Azorach (1941 r.) i w Seixal (w dystrykcie Setubal, 1943 r.). W 1938 r. wyjechał na Wyspy Świętego Tomasza i Książęcą oraz do Angoli; w 1939 r. odwiedził Wyspy Zielone­ go Przylądka, Mozambik i ponownie Angolę. Zob.: Museu da Presidencia da Republica, hltps://www.museu.prcsidencia.pt/presidentes_bio.php?id=102, data dostępu: 29 I 2021.

319 Tłum. (AP): „nie była naszym zdaniem inspekcją pana na ignorowanych dominiach o nieokreślonym, odwiecznym dziedzictwie, ale stęsknionym objęciem dalekich członków rodziny”.

320 Zob. aneks nr 3: Fragment przemówienia Antonio Oliveiry Salazara podczas posie­ dzenia Zgromadzenia Narodowego, pt. A Europa em guerra, 9 X 1939 r.

321 Inna stosowana formula na określenie Portugalii i Półwyspu Iberyjskiego w 1939 r. to „urna ilha de paz no Extremo Ocidcnte curopeu” [tłum. (AP): „wyspa pokoju na zachodnim

142

kultury łacińskiej i chrześcijańskiej. Jak przekonuje Salazar: kryzys Europy to

kryzys ducha i kryzys cywilizacji; kryzys, w którego przezwyciężeniu z pew­

nością nie pomoże sowiecka Rosja. Poczynienie „wyjątku” i wspomnienie w przemówieniu o swej sympatii dla

Polaków było publicznym ukłonem Salazara w stronę aliansu z Wielką Brytanią, a także niezgodą na ekspansję terytorialną przede wszystkim Rosji sowieckiej322. Trudno oszacować, czy i w jakim stopniu gest ten przyczynił się do zwiększenia poziomu empatii Portugalczyków w stosunku do polskich uchodźców wojen­

nych, którzy poczęli licznie przybywać na „kraniec Europy” latem 1940 r323.

krańcu Europy"; zob. np.: Dez anos de politića extema..., t. VI..., dok. nr 181 (Berlin 2 XI1939),

s 157]. Wizja ta została częściowo naruszona, kiedy 12 VI1940 r. Hiszpania ogłosiła się kra­ jem niewojującym (status non-belligerent). Dzień później hiszpański ambasador w Lizbonie zapewniał Salazara, iż status strony niewojującej w przypadku Hiszpanii jest synonimem neutralności. Salazar nie byl dokładnie tego zdania, jednak wydaje się, iż do całej sprawy

podchodził z dystansem. W telegramie do Monteiry pisał: „nao estou longe de crer (...) que no pensamento dc Franco a formula adoptada equivalha a neutralidade e que a modificaęao resulta do desejo de tomar parte na pressao de alguma corrente interna ou pressao externa, senao em compromisso anterior” [tłum. (AP): „nie wykluczam (...), że w rozumowaniu Franco przyjęta formuła mogłaby być równoznaczna z neutralnością, i że zmiana ta wynika z chęci

wywarcia jakichś wewnętrznych nacisków lub z zewnętrznej presji, jeśli nie z uprzednio

zawartego kompromisu"; Dez anos de politića externa..., t. VII..., dok. 849 (Lizbona 13 VI 1940), Lisboa 1971, s. 128]. Hiszpanii zdarzało się pomagać państwom Osi. Hiszpańska Błę­

kitna Dywizja walczyła na froncie wschodnim u boku Niemców, m.in. pod Leningradem. Jesienią 1943 r. Francisco Franco nieformalnie powrócił do ścisłej neutralności, kiedy szala zwycięstwa zdawała się przechylać na stronę aliantów (J.S. Ciechanowski, Czarna legenda Mirandy..., s. 20-21).

322 Podczas dyplomatycznych rozmów w kuluarach portugalski przywódca zarzucał

wówczas Brytyjczykom nieumiejętną politykę wobec Polski przed IX 1939 r. Polskę, jego zdaniem, powinno się było nakłonić do porozumienia z Hitlerem, zanim ten porozumiał się

z Rosją. Opinię tę Salazar wyraził w telegramie do Arminda Monteiry, pisanym 9 X 1939 r. (tego samego dnia, w którym wygłaszał przemówienie przed Zgromadzeniem Narodowym),

gdzie referował swoje spotkanie z angielskim ambasadorem [Dez anosdcpolitića extema..., t. VI, dok. 123 (Lizbona 9 X 1939), s. 119]. Zawiłości polsko-niemieckich stosunków dyplo­ matycznych przed wrześniową napaścią na Polskę Armindo Monteiro wyjaśniał Salazarowi już 2 dni później, sugerując celowe dążenie Hitlera do konfliktu zbrojnego [i&id., dok. 133

(Londyn 11 X 1939), s. 126]. Podobne wyjaśnienia portugalski ambasador w Wielkiej Brytanii czynił w kwestii polsko-brytyjskiego traktatu sojuszniczego z 25 VIII 1939 r., informując Salazara, iż dotyczył on tylko sytuacji, kiedy agresorem okazałyby się Niemcy, a nie Rosja czy inny europejski kraj [ibid., dok. 170 (Londyn 26 X 1939), s. 148-149].

323 Opracowanie na temat Portugalii z 15 XII 1942 r. pokazuje, iż naród portugalski był w większości nastawiony probrytyjsko [J.S. Ciechanowski, Działalność terenowych placówek...

143

Kampania francuska (niem. kryptonim Fali Gelb), rozpoczęta w maju 1940 r., zakończyła się zwycięstwem III Rzeszy i podpisaniem przez Fran­

cję zawieszenia broni z Niemcami 22 czerwca tego samego roku. Niemcom

skutecznie udało się zrealizować ideę blitzkriegu, łamiąc także neutralność Belgii, Holandii i Luksemburga. W krajach tych przebywali nieliczni pol­ scy uchodźcy wojenni, większość koncentrowała się we Francji. W obawie

przed represjami ze strony hitlerowców z Belgii, Holandii i Luksemburga wyjeżdżali głównie Żydzi, w tym ówcześni albo byli obywatele polscy.

Naturalnym kierunkiem ucieczki mogła wydawać się Wielka Brytania jako najważniejszy polski sojusznik w wojnie z okupantem; dostać się na

jej terytorium nie było jednak łatwo. Liczono, iż taką wyprawę lepiej będzie zorganizować w Portugalii (podobnie jak emigrację na kontynent amery­ kański) - stąd wybór tej części Europy jako celu dalszej podróży324. Często mówi się, że Portugalia była wtedy ostatnim neutralnym bastionem na zaję­

tym wojną kontynencie. Nie jest to do końca prawda, raczej skrót myślowy,

jako że neutralność podczas 11 wojny światowej udało się zachować jeszcze 8 innym europejskim państwom, to jest: Andorze, Islandii, Irlandii, Liech­ tensteinowi, Hiszpanii, Szwecji, Szwajcarii i Watykanowi325.

Aby przedostać się z Francji na Półwysep Iberyjski, należało najpierw zdobyć wizy tranzytowe - hiszpańską i portugalską. Początkowy okres

exodusu uchodźców wojennych z Francji do Portugalii naznaczony został

skutkami działalności portugalskiego konsula w Bordeaux, Aristidesa de Sousy Mendesa, który przez kilka czerwcowych dni wydawał wizy wszyst­

kim zainteresowanym, wbrew odgórnym nakazom portugalskiego MSZ. Oficjalną skargę wystosowała w jego sprawie ambasada brytyjska w Liz­

bonie, która 20 czerwca 1940 r. od jednego ze swych obywateli otrzymała Półwysep Iberyjski..., s. 268, za: The National Archives, Foreign Office 898/246], z czego

można by wnioskować, iż również propolsko. 324 Schimitzek, mimo dużej dozy szczęścia w skompletowaniu niezbędnych dokumentów

potrzebnych do przejechania Półwyspu Iberyjskiego (gdyby otrzymał portugalską wizę 2 dni później, nie wjechałby nawet do Hiszpanii - zob. dalej w tym podrozdziale), nadal wahał się co do dalszego celu swej wędrówki. Chcial wyjechać do Wielkiej Brytanii i pracować

dla rządu RP w Londynie, ale taka podroż wiązałaby się z rozłąką z rodziną. Płynące tam statki w pierwszej kolejności zabierały mężczyzn: wojskowych, polityków, dyplomatów,

inżynierów, techników itd. Odrzuci! więc tę ewentualność i wybrał Portugalię. Miał na­

dzieję, że stamtąd stosunkowo łatwo przedostanie się później do Wielkiej Brytanii. 325 Położona częściowo na kontynencie europejskim Turcja również pozostała neutralna

podczas II wojny światowej.

144

informację jakoby Sousa Mendes celowo wydłużał godziny urzędowania, aby pobierać dodatkowe świadczenia pieniężne. Salazar nakazał telegraficz­ nie kpt. Ochoi326, przedstawicielowi Portugalii w Paryżu, natychmiastowe wyjaśnienie sytuacji. Również portugalski ambasador w Hiszpanii, Pedro Teotónio Pereira, zaniepokojony wzrostem liczby cudzoziemców z wizami

portugalskimi, którzy wjeżdżali do Hiszpanii, postanowił zbadać sytuację i 22 czerwca osobiście udał się do przejścia granicznego Irun-Hendaye. Na

miejscu ustalił, że prawie wszystkie przyznane wizy zostały wydane przez

konsula z Bordeaux, po czym udał się do Bajonny. Jeszcze 22 czerwca dotarł tam również wysłany przez Salazara konsul Armando Lopo Simeao. Pedro

Teotónio Pereira potwierdził nieprawidłowości i jako ambasador wydał roz­ porządzenie tymczasowo wstrzymujące przyznawanie wiz. Następnie udał

się do San Sebastian, skąd mógł zadzwonić do Lizbony po dalsze instrukcje. Po drodze - na przejściu granicznym w Hendaye - spotkał Aristidesa de Sousę Mendesa, który... wciąż wydawał wizy uchodźcom. Teotónio Pereira zarzucił mu nieodpowiedzialność i szaleństwo. Konsul odpowiedział, że

jest posłuszny tylko swemu sumieniu. Ambasador zabrał Sousę Mendesa do Bayonne i upoważnił do powrotu do Bordeaux, gdzie przebywała jego

rodzina. Doskonale poinformowany o dramacie rozgrywającym się na połu­

dniu Francji Salazar wysłał telegram do Bordeaux, nakazując Aristidesowi de

Sousa Mendesowi wstrzymanie wydawania wiz. Według nowych instrukcji wnioski wizowe należało składać bezpośrednio do konsulatu w Bayonne a wszystkie wizy przyznane przez portugalski konsulat w Bordeaux zostały uznane za nieważne od dnia 24 czerwca327. Tego dnia Hiszpania przestała

honorować portugalskie wizy przyznane przez Sousę Mendesa a portugal­ 326 Armando Humberto da Gama Ochoa (1877-1941) - kpt. por. marynarki (port, capitdotenente da Armada); w latach 1926-1941 poseł Portugalii we Francji.

327 MVASM, http://mvasm.sapo.pt/BC/Acto-de-consciencia/pt, 6 IV 2019.0 historii por­

tugalskiego konsula Aristidesa de Sousy Mendesa zob. m.in.: I. Klementowska, Dni, w których osiwiał konsul Mendes, [w:] eadem, Samotność Portugalczyka, Wołowiec 2014, s. 138-152 (tekst był również publikowany w „Gazecie Wyborczej” / Duży Format, 5 I 2012); N. Lochery,

Lizbona. Miasto Światła...; A. Pajck, Este dificil seculo XX: Julian Tuwim e Aristides de Sousa Mendes nos meandros de urn labirinto politico, |w:] Lingua Portuguesa: Unidade na diversidade.

Cultura, Literatura, Historia, Linguistica, Traduęao e Ensino, t. II, red. B. Hlibowicka-Węglarz et al.. Lublin 2016; 1. Flunser Pimentel,/udeus em Portugal...; M. Vitorino, Entreuista a Pedro Nuno de Sousa Mendes, „Magazine Domingo’’, 23 I 2005; M. Zatyka, Sousa Mendes: współczesna

Warszawa ma wciąż coś z przedwojnia, dzieje.pl, 20 XI 2015, data dostępu: 111 2019; Museu

Virlual dc Aristides de Sousa Mendes, http://mvasm.sapo.pt, data dostępu: 1 II 2019; film

145

ska granica w Vilar Formoso została zamknięta - kpt. Agostinho Lourenęo,

szef PVDE, udał się tam, aby odesłać uchodźców z powrotem do Hiszpanii.

Jednak władze hiszpańskie nie zezwoliły na ich powrót, słusznie argumen­

tując, iż wjazd do ich kraju nastąpił w momencie, kiedy uchodźcy posiadali ważną wizę do Portugalii. Ostatecznie ludzie ci zostali wpuszczeni przez stronę portugalską328.

Fakt, iż 24 czerwca Hiszpanie przestali uznawać portugalskie wizy wydane w Bordeaux, spowodował szereg komplikacji, m.in. zatrzymał we Francji

grupę tysiąca Polaków, którzy takie wizy posiadali329. Dyplomacja polska w Londynie wystąpiła z oficjalną prośbą do Salazara, aby pozwolił tym lu­

dziom kontynuować podróż aż do Portugalii. 26 czerwca 1940 r. ambasador RP w Londynie, Edward Raczyński, spotkał się z tamtejszym ambasado­

rem Portugalii, Armindem Monteirą. W sprawozdaniu ze spotkania, które

Raczyński sporządził tego samego dnia, napisał, iż portugalski dyplomata opór swego rządu przed wpuszczeniem większej grupy uchodźców tłuma­ czył m.in. „wielkim zjazdem w Portugalii przybyszów z różnych krajów”

(z Ameryki Południowej, Stanów Zjednoczonych, portugalskich kolonii), w związku z uroczystościami jubileuszowymi państwa330331 . Monteiro obiecał Raczyńskiemu, że w sprawie polskich uchodźców niezwłocznie zatelegra­ fuje do Lizbony33’, co też uczynił. Po spotkaniu z polskim dyplomatą pisał

do Salazara: Vejo aqui o Embaixador da Polonia pedir toda a boa vontade do Gover-

no Portugues para cerca de mil polacos que se encontram na fronteira francesa e que tendo pedido visto ao nosso Cónsul para passar em Por­

tugal souberam que este tinha sido anulado por ordem de Lisboa. Disse que estes polacos eram gente de raęa pura e pertencendo a inteligencia

do pais, em certo modo ate urna esperanęa de continuaęao deste, onde fabularny: Aristides dc Sousa Mendes, o Cónsul de Bordeus, reż. J. Correa, F. Manso, Portu­

galia 2011. 328 I. Flunser Pimentel, Portugal e os refugiados do Holocausto: o gęsto excepcional de Aristides, 7 1 2022, https://setentaequatro.pt/ensaio/portugal-e-os-refugiados-do-holocausto-o-

gesto-excepcional-de-aristides, data dostępu: 15 I 2022. 329 Idem, /udeus em Portugal..., s. 367. 330 „Wystawa Świata Portugalskiego" (port. Exposięao do Mundo Portugues) - więcej na

tern temat zob. pkt 4.3 niniejszej książki. 331 Sprawozdanie E. Raczyńskiego ze spotkania z Ambasadorem Portugalii w Londynie,

27 VI1940,1 ULA, Ministerstwo Spraw Zagranicznych [1919-1947]: 1940, sygn. 517.

146

as classes cultivadas tern sido sistematicamente destruidas. O Governo

Polaco tenciona enviar estes seus compatriotas para varios destinos, nao querendo que fiquem em Portugal, mas enquanto negoceia esse destino

pedia a nossa boa vontade para evitar a inevitavel sorte que os Ałemaes Ihe darao se deles se apoderarem332.

Salazar zdawał sobie sprawę z trudnej sytuacji polskich uchodźców przebywających we Francji. 19 czerwca 1940 r. w portugalskim MSZ spo­

rządzono notatkę ze spotkania z posłem Dubiczem-Pentherem, który prosił

o wizy tranzytowe dla około osiemdziesięciu urzędników polskiego rządu na emigracji w Londynie, posiadaczy paszportów dyplomatycznych, któ­

rzy przebywali we Francji, a także dla około ośmiuset polskich uchodźców,

którzy jechali pociągiem zatrzymanym w Lourdes. W grupie tej, jak infor­ mował Dubicz-Penther, znajdowało się wiele żon polskich żołnierzy oraz

żona polskiego ministra spraw zagranicznych333. W dalszej części notatki wskazuje się na przygnębienie polskiego posła z powodu zaistniałej sytu­ acji i podkreśla, iż rząd RP zapewni utrzymanie dla polskich uchodźców

i umożliwi im dalszą ewakuację:

E escusado acentuar em que estado de espirito o Sr. Dubicz me fez esta

comunicaęao. Era penoso ver o seu estado de desalento, apesar de falar na Polonia imortal. O que convem registar e que insistiu nos perigos iminentes que correm em Franęa os polacos a que se referia. E gente, muita dela, que corre o risco de ser fuzilada.

O seu pedido, instante e urgente, ao Governo Portugues - para cuja

simpatia e benevolencia apelava - e que se tentasse salvar essas vidas. 332 Tłum. (AP): „Dopiero co widziałem się z ambasadorem RP, który prosi, aby rząd por­

tugalski okazał dobrą wolę około tysiącu Polakom przebywającym przy francuskiej granicy, którzy zwrócili się do naszego konsula o wydanie wizy do Portugalii, i którzy później do­

wiedzieli się, źe została ona anulowana na rozkaz Lizbony. Powiedział, że ci Polacy to ludzie czystej krwi, należący do inteligencji kraju, i niejako nadzieja na jej kontynuację tam, gdzie

klasy ludzi wykształconych były systematycznie niszczone. Rząd polski zamierza wysyłać

tych swoich rodaków w różne miejsca, nie chce, by pozostali w Portugalii, ale dopóki to

negocjuje, prosi o naszą dobrą wolę, aby uniknąć nieuchronnego losu, jaki ich spotka, jeśli zostaną zatrzymani przez Niemców’’ [Dez unos depolitica externa..., t. VII, dok. 911 (Londyn 26 VI 1940), s. 166-167]. 333 Ewelina z Komorowskich Augustowa Zaleska, żona ówczesnego polskiego min. spraw

zagranicznych, Augusta Zaleskiego. Zob.: ibid., dok. 884 (19 VI1940), s. 151.

147

O Governo Polaco tomaria a manutenęao dessa gen te a seu cargo e ga-

rantiria a sua evacuaęao do pais que a admitisse a medida que houvesse meios de transporte334.

Dalej przekazuje się prośbę Dubicza-Penthera, aby portugalski ambasador w Madrycie, Teotónio Pereira, wykorzystując swoje dobre stosunki z rządem gen. Franco, wsparł polskiego posła w Hiszpanii (Mariana Szu młakowskiego)

w kwestii transportu polskich uchodźców przez ten kraj335.

Na telegram Arminda Monteiry, napisany w następstwie spotkania z Edwardem Raczyńskim, Salazar odpowiedział 2 lipca 1940 r. Odmówił

wpuszczenia grupy Polaków, wyjaśniając m.in., iż to właśnie uchodźcy po­

lityczni i intelektualiści - niekoniecznie pochodzenia żydowskiego - byli najmniej pożądani ze względu na aktywności, które mogliby chcieć rozwijać

na terenie Portugalii. Pisał:

A questao dos refugiados estrangeiros em Portugal, como disse a V. Ex.a,

complicar-se-a facilmente e vai ja sendo problema serio, que nao podemos deixar agravar, apesar de toda a nossa boa vontade. A entradada

de membros dos Governos Belga e Luxemburgues foi autorizada, com previa declaraęao, notificada a entrada da fronteira, de que os acolhemos

a titulo individual, mas nao reconhecemos a existencia de um governo ou de parcela dele em território portugues nem podemos consentir aqui

actividades governativas (...). Os refugiados de caracter politico e intelectuais, como aqueles a que se refere o telegrama de V. Ex.a n.° 283, sao dos menos desejaveis, pelas 334 Tłum. (AP): „Nie trzeba chyba podkreślać stanu ducha, w jakim pan Dubicz przekazał mi tę wiadomość. Bolesny był widok jego przygnębienia, mimo że mówił o nieśmiertelnej

Polsce. Należy zauważyć, że zwrócił uwagę na realne niebezpieczeństwo, jakie grozi tym Polakom we Francji. Wielu z nich grozi rozstrzelanie. Jego usilna i pilna prośba skiero­ wana do rządu portugalskiego - o którego sympatię i życzliwość apelował - była taka,

aby próbować ratować te życia. Rząd polski wziąłby na siebie utrzymanie tych ludzi i za­ gwarantowałby ich ewakuację z kraju, który by ich przyjął, w miarę dostępności środków transportu "(ibid.).

335 Jawna współpraca Teotónia Pereiry z Szumlakowskim oznaczałaby wyjście Portuga­

lii poza ramy neutralności, do czego Salazar nic mógł i nie chcial dopuścić. O kłopotach

Dubicza-Penthera przy organizacji transportów polskich uchodźców do Portugalii, wyni­ kających również z niesubordynacji przyjezdnych i ich niedostatecznego zorientowania się w aktualnej sytuacji politycznej, piszą A. Grzybowski, J. Tebinka (op. cif., s. 98-105).

148

actividades que hao-de querer desenvolver. Alem disso, o seu numero

exigiria previa seguranęa e possibilidade imediata de embarque para outro

pais, pois a capacidade de alojamentos esta esgotada. Vistos concedidos

em Bordeus, foram-no, em contravenęao de instruęóes expressas do Ministerio [MNE - port. MSZ - przyp. AP], por cónsul que ja afastei do

servięo. Mai se compreende que a Inglaterra nao possa facultar transportes para outros paises de refugiados, que aqui pretendem vir em transito, de

nacionalidades para com as quais ela assumiu compromissos336. Powyższa argumentacja, oprócz przytyku w stronę Wielkiej Brytanii z po­

wodu niedostatecznego wywiązywania się z postanowień polsko-brytyjskiego traktatu sojuszniczego zawartego 25 sierpnia 1939 r., ukazuje obawy Salazara przed napływem obcej kultury i politycznych idei, które mogłyby przyczynić

się do rewolucji światopoglądowej w Portugalii i podciąć dotychczas moc­ ne fundamenty jego władzy. Przez cale lata 30. Salazar dążył do stworzenia administracyjnych barier chroniących społeczeństwo portugalskie przed

inkorporacją uchodźców. W liście z 17 maja 1935 r. ówczesny ambasador Por­

tugalii w Warszawie i brat bliźniak Aristidesa de Sousy Mendesa - Cesar de

Sousa Mendes - ostrzegał portugalskiego min. spraw zagranicznych przed napływem polskich Żydów. Według jego opinii mogliby oni pogłębić kryzys ekonomiczny w kraju i zachwiać nacjonalistyczną podbudową Estado Novo. W1936 r. portugalskie MNE ogłosiło przyjęcie Circular n.° 8 (Okólnika nr 8),

który’ legalizował odmowę wydawania wizy pobytowej bezpaństwowcom, po­ 336 Tłum. (AP): „Kwestia zagranicznych uchodźców w Portugalii, jak już Panu powie­

działem. łatwo się pokomplikuje i za chwilę będzie stanowić poważny problem, na którego pogłębianie się nie możemy pozwalać, pomimo całej naszej dobrej woli. Wjazd członków rządów belgijskiego i luksemburskiego został zatwierdzony po uprzednim powiadomieniu placówki granicznej, że właśnie te konkretne osoby przyjmiemy, ale nie uznajemy istnienia rządu lub jego częs'ci na terytorium Portugalii, ani nie możemy wyrażać zgody na rządowe

działania (...). Uchodźcy o charakterze politycznym, intelektualiści, jak ci, których dotyczy pański telegram nr 283, są najmniej pożądani ze względu na działania, których mogą chcieć się podejmować. Ponadto ich liczba wymagałaby wcześniejszego podjęcia środków zabez­

pieczających i zagwarantowania natychmiastowego zaokrętowania na statkach płynących

do innych krajów, ponieważ możliwości kwaterunkowe są wyczerpane. Wizy przyznane

w Bordeaux były sprzeczne z wyraźnymi instrukcjami wydanymi przez ministerstwo [port.

MSZ - przyp. AP], a konsula, który je przyznał już odsunąłem od służby. Trudno jest zro­ zumieć, dlaczego Anglia nie może zapewnić transportu do innych krajów tych uchodźców, którzy zamierzają tędy przejechać, z państw, w stosunku do których podjęła zobowiązania".

Zob Dc: unos dc politicu externa..., t. VII, dok. 934 (2 VI1940), s. 183.

149

siadaczom paszportów Nansena oraz posiadaczom fałszywych dokumentów.

W 1938 r., wobec postępującego kryzysu humanitarnego w Europie i utraty obywatelstwa przez wielu Żydów oraz osób pochodzenia żydowskiego, Agostinho Lourenęo, ówczesny szef PVDE, wyraził opinię, iż „Żyd cudzoziemiec jest z zasady moralnie i politycznie niepożądany” (port. O judeu estrangeiro e, por norma, morał e politicamente indesejdve[). Aby zapobiec osadnictwu Żydów w

Portugalii (przy czym należy zaznaczyć, że Portugalia nie była w tym wówczas odosobniona), radził wpuszczać ich tylko i wyłącznie jako turystów. Kilka dni później Salazar stwierdził, iż „należy unikać tego, aby Portugalia stała się krajem, gdzie chronią się uchodźcy” (port. Deve-se evitar que Portugal se torne um pais

de refugio). Podwładny Lourenęa, Jose Catela miał wyrazić jeszcze opinię, że austriaccy, niemieccy, polscy i inni Żydzi „starają się podbić Portugalię” (port.

procuram a conąuistar Portugal). Tylko między wrześniem a grudniem 1939 r. na jej teren wjechało prawie dziewięć tysięcy obcokrajowców. 11 listopada 1939

r. MNE wysłało do wszystkich konsulów portugalskich na świecie dokument

o nazwie Circular n.° 14 (Okólnik nr 14). W kwestii tymczasowej imigracji wprowadzał on kryteria rasowe i religijne. Bez uprzedniej konsultacji z MNE

portugalscy konsulowie nie mogli wydawać wiz następującym osobom: cu­

dzoziemcom o nieokreślonym obywatelstwie, bezpaństwowcom, posiadaczom

paszportu Nansena, Rosjanom, cudzoziemcom, którzy nie wyjaśnili powodów przyjazdu do Portugalii w sposób, który konsul uznał za zadowalający, Żydom wydalonym ze swoich krajów pochodzenia, a także tym, którzy nie mieli w paszportach odpowiedniej wizy konsularnej na wjazd do kraju końcowego

przeznaczenia, ani biletów morskich lub lotniczych, ani karty pokładowej wystawionej przez odpowiednie firmy337. 337 Zob.: S. Chalante, Estado, estrangeiros e frontciras no inicio do Estado Novo (1927-1939), tese de mestrado em Historia Moderna e Contemporanea, Universidade de Lisboa, Instituto Superior de Ciencias do Trabalho e da Empresa, Departamento de Historia, Lisboa 2008, rozdz. 1.3: O discurso do Estadoperante o ..indesejduel” (1933-1935), s. 31-42; 1.4: Judeus, apdtridas c russos ristos como „imrasores’'(1935-1939), s. 42-53; V. Alves, S. Faria, Refugiados

da Segunda Guerra Mundial em Portugal, ..Sapiens: Historia, Património e Arąueologia ”, XII 2010, n° 3/4, s. 46-62. Paszport Nansena - specjalny dokument tożsamości o międzyna­

rodowej randze, wprowadzony do użytku w 1922 r. na mocy umowy pomiędzy państwami należącymi do Ligi Narodów' (poprzedniczki Organizacji Narodów Zjednoczonych). Po

zakończeniu I wojny światowej umożliwia! on uchodźcom pozbawionym obywatelstwa lub legitymującym się dokumentami z nieistniejących już państw legalne osiedlanie się w bezpiecznym państwie, gwarantując im jednocześnie brak możliwości deportacji do kraju, z klorego uciekli. O potrzebie wprowadzenia tego typu dokumentu informował

150

Statystyka Osób przybyłych na teren Portugalii i zarejestrowaiych v Poselstwie E.P-.w Lizbonie. Ogółem osób znajduje się na dzień 2.VIII.40....................................... 873 w liczbie powyższej znajduje się:

mężczyzn......................................... kobiet dzieci

359 334

do lat 10 dziewcząt chłopców

51 50

101.

39 40

180

do lat 18.

dziewcząt chłopców

razem

873

Podział według wyznań

rzymsko-katoli ekiego mojżeszowego bezwyznaniowych ewangelickiego prawosławnego mahomotansklego

449 31® 87 23 3 1

873

Fodziuł według zawodów 1©2 30 13 13 6 23 54 83

Urzędnicy państwowi wojskowi w służbie czynnej urzędnicy prywatni lekarze adwokaci inżynierowie przemysłowcy t innych zawodów

_____ Asn

'• powyższej liczbie znajduje się kobiet z zawodem praktycznym

64

V. odniesieniu do urzędników państwowych i wojskowych x . słut

bie czynnej statystyka przedstawię si' Jak następuje: Rodziny urzędników państwowych 1-dno osobowych 2-u " 3-y n 4-o 5-0 "

ocrółem

os.ób 50 50 45 36 15

rodzin 50 25 15 9 3 102 rodziny

196 osób

Ilustracja 18: Statystyka polskich uchodźców w Portugalii, 02.08.1940 r. Źródło: BN, S. Schimitzek, Papiery Stanisława Schimitzka z lat 1939-1944 (z. mf., Ossol.,

sygn. Rps Ossol. 14124/111, mf. 61782), s. 413.

151

Po wybuchu II wojny światowej restrykcyjna politykę wobec imigrantów uważano za konieczność także przez wzgląd na ograniczenia ekonomiczne kraju i ówczesną sytuację polityczną w Europie, m.in. obawą przed niemie­ ckim atakiem na Portugalię. Ewentualne komplikacje międzynarodowe spo­

wodowane wpuszczeniem dużej liczby uchodźców były bardzo niepożądane. Właściwie do końca 1943r. uważano inwazję wojsk niemieckich na Półwysep

Iberyjski za dość prawdopodobną. Polskie instytucje w Lizbonie, we współpracy z tamtejszą ambasadą brytyjską, sporządzały listy obywateli polskich, których

uznano za szczególnie zagrożonych w przypadku takiego ataku. W archiwach brytyjskich pozostały liczne plany opracowane na wypadek inwazji Portugalii w tamtym okresie. Ciągła obawa przed niemieckim atakiem widoczna jest

wśród polskich uchodźców: „Co pewien czas rozchodziły się nie wiadomo skąd nadchodzące szepty, siejące panikę. Mówiono sobie na ucho: - Wiem z najlepszego źródła, że za tydzień Niemcy będą w Lizbonie. - Często też sfru­ wał}’ na miasto pogłoski o mającej nastąpić niemieckiej blokadzie wybrzeży portugalskich. - I wtedy co? - zapytywano, dopowiadając w myśli, że wtedy

już nikt nie wydostanie się na szeroki świat. Wówczas tłumy pod konsulatami

rosły, a temperatura niecierpliwości gwałtownie szła w górę”538. W końcu czerwca 1940 r. rząd polski udzielił gwarancji władzom w Lizbonie, iż w krótkim czasie ewakuuje z Portugalii około tysiąc polskich uchodźców. Od

wykonania tego zobowiązania uzależniano tranzyt kolejnych obywateli polskich.

Portugalia nie miała możliwości, by udzielić azylu wszystkim, którzy by tego prag­

nęli, choć widząc starania Polaków w celu rozładowania uchodźstwa, z reguły

przyznawano portugalskie wizy tranzytowe osobom posiadającym wizę docelową i zaświadczenie o opłaceniu biletu na statek z Portugalii do Ameryki559. Osta­ tecznie, w latach 1940-1945 władze portugalskie wpuściły na terytorium swojego

kraju około sześciu/ siedmiu tysięcy polskich cywilów, a także około pięciu i pół

tysiąca polskich wojskowych540, co stanowiło dość istotny wkład w międzynaro­ dową pomoc udzieloną Polakom w tamtym tragicznym dla nich czasie.

norweski dyplomata f ridtjof Nansen, który w 1923 r. otrzyma! Pokojową Nagrodę Nobla za swój wkład w pomoc uchodźcom. Zob.: M. Makowska, Paszport Nansena - zapomniana

polityka uchodźcza'!’, 29 XI 2017, blog.centruminicjatyw.org , data dostępu: 7 VII 2019. 338

Zob.: S. Schimilzek, Na krawędzi Europy..., s. 344; J.S. Ciechanowski, Działalność te­

renowych placówek... Półwysep Iberyjski..., s. 268; cytat za: M. Lepecki, Warszawa - Lizbona - Rio de Janeiro, [w:] Wspomnienia o Julianie Tuwimie, Warszawa 1963, s. 207.

339

S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 311;J.S. Ciechanowski, Portugalia, dziękujemy!..., s. 222.

340

Zob. przyp. nr 3 i nr 4.

15 2

ROZDZIAŁ 4 I449hć * 4*.2: 9a39hć - P9+:A?*e5* . p52+.s-B3_ .+*ż245*3_341

4.1

D+9?* 69 P9+:A?*e55 p9 7efs32 F+*4385 e*:2m 1940 +.

Pod koniec czerwca 1940 r. granicę francusko-hiszpańską przekraczano w wielkim stresie. Obawiano się przede wszystkim dotarcia do niej jed­ nostek niemieckich, a także niemieckich nalotów bombowych. Napięcie

potęgowało jeszcze zachowanie francuskich celników, którzy ściśle prze­

strzegali swoich godzin urzędowania i nie czynili w tym względzie żadnych ustępstw. Wspominają o tym Stanisław Schimitzek i Mieczysław Lepecki,

którzy tego samego dnia samochodami usiłowali przekroczyć granicę we

francuskiej miescowości Hendaye. Schimitzek dokonał tego 23 czerwca

1940 r., przechodząc do hiszpańskiej miejscowości Irun, Lepecki dzień

później, ponieważ - jak wspomina z lekką dozą ironii: „Dzień 23 czerwca przypadał jednak w niedzielę, przeto komora celna była zamknięta. Wpraw­ dzie Francja upadała, Paryż zajmował najeźdźca, ale, mój Boże, cóż to ma

wspólnego z niedzielnym odpoczynkiem!...”342. Wcześniejsze przekroczenie granicy i tym samym uniknięcie wielogodzin­ nego oczekiwania udało się Schimitzkowi dzięki porzuceniu samochodu oraz

przy wykorzystaniu różnego rodzaju zaświadczeń 343. Most graniczny na rzece

Bidassoa przekroczył, podobnie jak jego żona, córka oraz pozostali towarzysze

341 W książce pt. Swój/obcy/ inny. Z problemów interferencji i komunikacji interkulturowej

(Izabelin 2001) Mieczysław Dąbrowski czyni następujące rozróżnienie pomiędzy innym a obcym: „Inność kojarzona jest z zaciekawieniem, ale i w zasadzie - tolerancją, obcosc z niechęcią i agresją” (s. 31). Autorka niniejszej pracy postrzega te terminy głównie przez pryzmat intensywności poznania, które w przypadku kontaktu z innym jest większe niż podczas kontaktu z obcym, kiedy może nawet równać się zeru. Granica pomiędzy innym

a olwm jest raczej intuicyjna, trudna do jednoznacznego ustanowienia. 342

\1. Lepecki, Po bezdrożach..., s. 19.

343 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 202-203.

153

Ilustracja 19: Powitanie niemieckich wojsk przez Hiszpanów, francuska miejscowość granicz­ na Hendaye, czerwiec 19-10 r. Źródło: A. N., Histoires de Hendaye, http://hendayebidassoa.

canalblog.com/archives/2013/09/16/28027404.html, data dostępu: 6 IV 2019.

podróży344, pieszo, w strugach ulewnego deszczu, taszcząc ze sobą walizki na wynajętych wózkach. Natomiast Lepecki zrobił to w iście filmowym stylu.

Posuwając się wolno w sznurze samochodów wraz z Mieczysławem Fular-

skim345, który prowadził auto, doczekał się na swoją kolej następnego dnia w południe. Wtedy to francuscy celnicy zarządzili przerwę obiadową, a kiedy

po godzinie wrócili, kazali ustawić auto na moście i zażądali dokumentów,

chcąc przeprowadzić rewizję. Wściekły już Fularski bez słowa nacisnął pedał gazu i przejechał przez most na stronę hiszpańską. Po krótkim czasie francuski celnik zrezygnował z dalszego pościgu a hiszpański „wąsaty drągal” bez zbęd­ 344 Z Schimitzkami granicę przekraczali jeszcze inni dyplomaci okresu II RP: Franciszek

Charwat (z żoną, synem i córką) oraz jego sekretarz z poselstwa w Kownie, Witold Sworakowski (z żoną), a także polityk, dziennikarz i publicysta Tadeusz Katelbach, z żoną i córką

(ibid., s. 201). Kolo dworca w miejscowości Irun cala grupa spotkała jeszcze min. Mariana

Seydę z rodziną, który również wybiera! się do Portugalii. Zob.: ibid., s. 204. 345 Mieczysław Fularski (1896-1969) - mjr dypl. piechoty Wojska Polskiego, podróżnik.

Od 1915 r. służył w Legionach Polskich, uczestniczył w obronie Lwowa (1918/19), w 1920 r. walczył w wojnie polsko-bolszewickiej, a w 1921 r. w III powstaniu śląskim. W drugiej

połowie 1921 r. na 2 lata wyjechał do Ameryki Południowej, gdzie prowadził działalność spoleczno-organizacyjną wśród polskiego wychodźstwa (głównie w Brazylii i Argentynie). Po powrocie do Polski nadal pełnił służbę wojskową oraz zajmował się organizacją instytucji polonijnych, był m.in. członkiem zarządu Towarzystwa Polsko-Brazylijskiego, wiceprezesem Światowego Związku Polaków'z Zagranicy (Światpołu), dyrektorem naczelnym polskiego biura podroży „Orbis czy konsulem honorowym Republiki Paragwaju na obszar RP.

154

nych formalności opieczętował paszporty i wpisał datę. Przez most właśnie przeciągano gruby sznur - dalsza ewakuacja została wstrzymana. Atmosferę nerwowości przy przekraczaniu granicy francusko-hiszpań­

skiej wspomina także Elżbieta Reis (wówczas Adamowska), która do Hiszpanii przedostała się w drugiej połowie lipca 1940 r.:

Nagle gruchnęła wiadomość, że marszałek Petain ma ustalić z Niemcami

granice wolnej Francji. Do tej pory Niemcy nie doszli jeszcze do granicy z Hiszpanią. Poczuliśmy się znowu zagrożeni. Nadeszły też wieści, że pa­

trole niemieckie są już w okolicy i aresztują wszystkich nie-Francuzów. Nas też ogarnął strach. Postanowiliśmy jak najszybciej dostać się do Hiszpanii.

Dzielił nas od tego kraju tylko most na rzece Pau346. Spakowaliśmy nasze rzeczy, a było tego już cztery walizki, i poszliśmy w stronę mostu. Zoba­

czyliśmy widok, jakiego nie spodziewaliśmy się. Cała szosa prowadząca do

mostu była zatłoczona samochodami, które już nie mieściły się na moście. Tłum ludzi z tobolami, małymi dziećmi, niedołężnymi starcami, napierał

na przejście na most. Ludzie krzyczeli, wymyślali w rozmaitych językach, dzieci płakały. Co działo sie po stronie hiszpańskiej, tego nikt nie wiedział. Nagle na rzece pojawiły się motorówki pełne niemieckich żołnierzy. Tłum

zakolysał się i z całej siły runął naprzód. Przedostaliśmy się na most, ale

dalej nie było można postawić nawet stopy. Motorówki podpłynęły bli­ żej. Ci, którzy chcieli wskakiwać do wody, aby przepłynąć rzekę wpław, zatrzymali się. Samochody utworzyły zwarty mur347.

Mniej więcej tę samą drogę (połączenie kolejowe relacji Pau-Canfranc)

pokonała z rodzicami Elżbieta Wittlin Lipton, która znalazła się na teryto­ rium Hiszpanii 27 października 1940 r., po szczegółowym przesłuchaniu przez policję z Pau, a później po przeszukaniu przez celników w Canfranc. Hiszpania - choć pod rządami gen. Franco - uchodźcom jawiła się jako kraj

bez wojny, w którym nie byli niemiecką zwierzyną łowną i gdzie choć na chwilę mogli odetchnąć po nerwowej ucieczce z Francji. Lepecki tak opisywał ten stan:

346 Rzeka Pau nic istnieje. Być może chodzi o rzekę Gave de Pau, która znajduje się w połu­ dniowo-zachodniej Francji, przepływa m.in. przez miejscowości Pau i Lourdes a swoje źródło

bierzc w Cirque de Gavarnie, w środkowych Pirenejach, bardzo blisko granicy z Hiszpanią.

347

Reis, obyś żył..., s. 62. Zob. też: E. Tillinger, The bridge ofHendaye: eyewitness account off the

mass flight to Spoin, „Aufbau”, 30 VIII1940, sousamendesfoundation.org, data dostępu: 13 V 2019.

155

Odpoczęliśmy w kawiarni, zjedliśmy cośkolwiek dla pokrzepienia, po

czym wróciliśmy do auta już po zapadnięciu zmroku. I nagle uderzył nas widok, od którego prawie od roku odwykliśmy: jasno oświetlone ulice, a okna i oszklone drzwi nie zaklejone czarnym papierem. W San

Sebastian nie było wojny, została za nami! Teraz dopiero uświadomiliśmy sobie, że niebezpieczeństwo, przynajmniej na razie, minęło348. Podróż należało jednak kontynuować. Kiedy Fularski z Lepeckim spę­ dzili w Valladolid noc i kolejny dzień, zwiedzając miasto, zostali zatrzymani

i przesłuchani przez miejscowe władze. Lepeckiemu, który przed wojną

odwiedził wiele krajów Ameryki Południowej349350 , pewności dodawała zna­

jomość języka hiszpańskiego. Bariera językowa nie istniała dla niego także w Portugalii - wcześniej odwiedzał Brazylię, w Kurytybie mieszkał jego

brat Bohdan Teofil, który od 1936 r. sprawował tam funkcję wicekonsula. Bez zbędnej zwłoki przejechała przez Hiszpanię rodzina Wittlinów. Jak

wspomina Elżbieta Wittlin Lipton, ojciec jej całą drogę przez ten iberyjski kraj narzekał, że nie mógł pozostać w nim dłużej - chciał poznać Madryt

i doczekać otwarcia Museo National de! Prado™3. Pośpiech wynikał zapew­

ne z obawy przed ewentualnymi represjami ze strony władz hiszpańskich.

348 M. Lepecki, Po bezdrożach..., s. 20. 349 Zob. przyp. nr 35. 350 E. Wittlin Lipton, Z dnia na dzień. Reportaż z modą w tle z czasów zawieruchy,

Toruń 2012, s. 188. Maria Danilewicz Zielińska, pisarka, krytyk literacki i edytor, która po wojnie zamieszkała w Portugalii wraz z drugim mężem Adamem Zielińskim, tak oto wspomina Józefa Wittlina: „Moje wspomnienia o nim są nie tylko ciepłe, ale gorące. Czło­

wiek niezwykle cichy i skromny. Uchodził za odludka. Uważano, że jest niekomunikatywny.

Spotkałam się z nim w momencie dla nas bardzo trudnym. Po upadku Francji całą grupą, byli tam również Wierzyńscy, żyliśmy w ogromnej niepewności na walizkach w Nicei,

w strefie nieokupowanej. Wittlin byl niezwykle opanowany, choć jako Polak żydowskiego pochodzenia mógł mieć więcej powodów do niepokoju niż my. Przy Wittlinie Wierzyński

to był histeryk i kłębek nerwów. Któregoś dnia Wittlin, Wierzyński i mój mąż, Ludomir,

pojechali do Marsylii, by starać się o wizy w konsulacie któregoś z państw neutralnych. Strefa była administrowana przez Francuzów, ale wywiad hitlerowski skrupulatnie obser­ wował środowiska uchodźcze. Na jednym z peronów nasi panowie zauważyli interesują­ cych się nimi agentów. Aby ich zgubić Wittlin wpadł na genialny plan. Pomiędzy peronami

znajdował się salon fryzjerski. Miał on drzwi z obydwóch stron. Cala trójka weszła więc,

aby się ostrzyc, po czym chyłkiem wyniosła się na drugi peron i bezpiecznie, już bez to­

warzystwa, wróciła do Nicei”. Zob.: M. Danilewicz Zielińska, Fado o moim życiu. Rozmowy z Włodzimierzem Pażniewskim, Toruń 2000, s. 82.

156

Córka pisarza, we wspomnieniach wydanych kilkadziesiąt lat po tamtych wydarzeniach, podaje informację, iż obawy jej rodziców dotyczące Hiszapnii

„przekuły się na polską wyliczankę «czarnej legendy * ’35’, a także że rodzi­ na uniknęła zatrzymania tylko dzięki dyskrecji hotelowych konsjerżów.

Autorka podaje, że każdy hotel posiadał listę nazwisk osób krytykujących reżim Franco lub poszukiwanych przez gestapo. Jak można się domyślać, figurował na niej Józef Wittlin 351 352. Ponadto autorka wspomnień informuje,

iż ojcowska Sól ziemi znajdowała się na himmlerowskiej liście zakazanych

książek pacyfistycznych i prożydowskich a podpis Wittlina widniał pod

protestem członków PEN Clubu przeciwko zamordowaniu hiszpańskie­ go poety Federica Garcii Lorki, i że niektórzy z jego sygnatariuszy zostali w Hiszpanii straceni, o czym Wittlinowie dowiedzieli się już w Portugalii.

Szerzej o tych wydarzeniach córka pisarza opowiada w rozmowie z Woj­

ciechem S. Woclawiem: Granicę [francusko-hiszpańską - przyp. APJ przekroczyliśmy 4 październi­ ka a nasz pobyt w Hiszpanii trwał tydzień. Nazwisko mojego ojca widniało na liście poszukiwanych, ponieważ, chyba poprzez PEN Club, podpisał on protest po śmierci Federica Garcii Lorki, a za to groziło nawet rozstrze­

lanie. Oto znamienne zapamiętane przeze mnie zdarzenie: chcieliśmy przenocować w Saragossie i najpierw dali nam klucze od pokoju, a potem

popatrzyli na listę i kazali je oddać, tłumacząc, że nie mają wolnych miejsc 351 E. Wittlin Lipton, op. ci/., s. 167. 352 Informację tę podaje także E. Wielgosz w swojej pracy doktorskiej pt. Twórczość litera­

cka i faktograficzna Józefa Wittlina (Uniwersytet Rzeszowski, Wydział Filologiczny, Instytut

Filologii Polskiej, Rzeszów 2014): „Opóźniony pociąg zatrzymał się w Saragossie, gdzie pasażerowie zamierzali spędzić noc w hotelu, ale ponieważ nazwisko poety widniało na

liście osób krytykujących rządy Franco i poszukiwanych przez gestapo, posiadanej przez

wszystkie hiszpańskie hotele, okazało się to bardzo niebezpieczne i niemożliwe" (s. 34-35). Miejscowe władze zapewne posiadały dostęp do list osób poszukiwanych przez gestapo. Jednak przekazanie ich hotelom byłoby jednoznaczne z poszukiwaniem wszystkich tych

ludzi również przez służby hiszpańskie. Niejasne pozostaje, dlaczegoJ. Wittlinowi pozwolo­ no wjechać na teren Hiszpanii, skoro tamtejszy reżim miał do niego zastrzeżenia z powodu krytyki wymierzonej w gen. Franco podczas paryskiego kongresu PEN Clubów w 1937 r.

Elżbieta Wittlin Lipton zamieszcza jeszcze informację, iż jakiś czas potem rzeczoną listę w wyniku „chaosu, jaki ogarnął hiszpańską prasę" ogłoszono jako fait accompli, a wśród nazwisk nieboszczyków umieszczono nazwisko żyjącego i niczego nieświadomego Witt­ lina, który dowiedział się o tym dopiero w Lizbonie (E. Wittlin Lipton, op. cit., s. 169). Nie

poJjic się daty tego wydarzenia ani szczegółów zaistniałego „chaosu”.

157

(mój ojciec miał w paszporcie legitymację PEN Clubu podpisaną przez Romain Rollanda)353. W tym przypadku nie chodziło o pochodzenie mojego ojca (generał Franco rzadko prześladował Żydów), tylko o jego poglądy3* . Kolejnym celem w wojennym exodusie uchodźców była Portugalia. Pierw­ szy kontakt Schimitzka z tym iberyjskim państwem poprzedzony jest relacją

jego towarzysza Mierzyńskiego355 o ekscentrycznym konsulu portugalskim z Bordeaux, Aristidesie de Sousa Mendesie, który bez zbędnych formalności

wydawał wizy wszystkim wnioskodawcom:

353 Legitymacja była podpisana przez Romainsajulesa, właśc. Louisa Farigoulea, w latach 1936-1941prezesa międzynar. PEN Clubu. Kopię tejże legitymacji zamieszczono w wydanych

wspomnieniach E. Wittlin Lipton (ibid., b.p.). Autorka wspomina, iż kartę członkowską PEN Clubu jej ojciec włożył do paszportu i przez nieuwagę podał oba dokumenty hiszpańskiemu kontrolerowi na granicy z Portugalia, „ale karty nie zauważono" (ibid., s. 188). 35-4 Mój ojciec żyl pisaniem, ono go pochłaniało. Z E. Wittlin Lipton rozmawia W S. Woclaw, [w.] Etapy Józefa Wittlina. red. W. Ligęza, W. S. Woclaw, Kraków 2014, s. 242-243. Poglądy ojca E.

Wittlin Lipton określa jako „pacyfistyczno-liberalne" i „paneuropejskie” (E. Wittlin Lipton, op.

cit.,s. \\6: Mój ojciec żylpisaniem..., s. 248). Podczas XV Międzynar. Kongresu PEN Clubów w Paryżu, w 1937 r., oddano hołd Lorce i podpisano list sprzeciwu wobec jego zamordowa­ nia. Józef Wittlin nie tylko go sygnował, ale był również jego współredaktorem (E. Wielgosz, Twórczość..., s. 35; https://pen-international.org/who-we-are/history , data dostępu: 7 XII 2020). Autor Soli ziemi nie był oficjalnym przedstawicielem polskiego PEN Clubu w Paryżu.

Byli nimi Zofia Nałkowska oraz Jan Parandowski. Jako delegat nieoficjalny, obarczony tzw.

delegaturą kolzeńską, wystąpił Antoni Słonimski [zob.: „S. B." (pseud.), Pokłosie Pen-kongresu. Prawda o delegacji polskiej, „Kurier Polski", 1937, R. 40, nr 220, s. 5), któremu po klęsce Francji

latem 1940 r. udało się przedostać bezpośrednio do Londynu, do czego bez powodzenia pre­ tendował również Józef Wittlin. W kongresie aktywnie uczestniczyli przedstawiciele delegacji

hiszpańskiej: pisarz i eseista Andres Garda de la Barga (pseud. „Corpus Barga”) oraz poeta, tłumacz, krytyk literacki i dyplomata Enrique Diez Canedo (zob. A. N., 1937, Congresses in limes

of war: Paris (1937), Pragnę (1938) and London (1938), https://www.pencatala.cat/en/historia/ congressos-en-temps-de-guerra-paris-1937-praga-1938-i-londres-1938/, data dostępu: 7XII 2020]. Przeciwni reżimowi Franco, w następnych latach wyjechali z kraju. Corpus Barga od 1939 r. przebywał we Francji a od 1948 r. w Peru (zm. w Limie w 1975 r.), Diez Canedo od 1938 r. mieszkał w Meksyku, gdzie zm. w 1944 r.

355 Władysław Mierzyński (1901-1944) - polski dyplomata i urzędnik konsularny. W latach 1923-1926 kierownik Konsulatu RP w Rydze, w latach 1926-1928 sekretarz Konsulatu RP w Lip­ sku, następnie pomiędzy 1928-1929 wicekonsul Konsulatu RP w Hamburgu, wicekonsul i kie­

rownik Konsulatu RP w Kwidzynie (1929-1931), sekretarz Ambasady RP w Paryżu (1933-1936), konsul i kierownik Konsulatu RP w Lyonie (1937-1940). Aresztowany przez Niemców w Lyonie,

we wrześniu 1943, i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Mittelbau-Dora, gdzie zmarł. Kawaler Orderu Legii Honorowej (1938 r.), w 1939 r. odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.

158

Nie zastanawiając się nad tym, co będzie dalej, udaję się na wszelki wypadek

z Mierzyńskim do Konsulatu portugalskiego po wizy. Jest już późno, pra­ wie północ, ale powiedziano nam, że o tej właśnie porze konsul portugalski przejawia najintensywniejszą działalność. (...) W końcu schodzi Mierzyński. Opowiada, że biuro, z którego wraca, robi niesamowite wrażenie. Konsul bez

marynarki, w rozchełstanej koszuli, wygląda na człowieka nienormalnego.

Wizy wydaje od ręki bez żadnych formalności, nie wciąga ich nawet do żad­

nego rejestru. Przy świetle latarki kieszonkowej sprawdzamy, że wizy dopie­ ro co nam wydane mają wszelkie cechy autentycznych wiz docelowych356357 . Portugalską wizę Schimitzek otrzymał 18 czerwca 1940 r. Zaraz potem,

przy okazji starań o otrzymanie wizy hiszpańskiej w Bayonne, dowiedział się, że - jak pisze - dokumenty wydane po 20 czerwca przez konsula por­

tugalskiego w Bordeaux nie będą respektowane przez władze Portugalii, wobec czego Hiszpanie również będą odmawiać udzielania swoich wiz

tranzytowych posiadaczom owych nieuznawanych wiz portugalskich33'. Do granicy pomiędzy hiszpańską miejscowością Fuentes d’Onoro a portugalską

Vilar Formoso Schimitzkowie oraz ich znajomi dyplomaci dotarli koleją 24

czerwca 1940 r. Kilka dni później, 29 czerwca, samochodem dojechali tam także Lepecki z Fularskim, jadąc okrężną drogą przez miejscowości San

Sebastian, Vitoria, Miranda, Burgos, Valladolid i Salamanka. Rodzina Wit-

tlinów z Canfranc dotarła pociągiem do przejścia granicznego w położonej trochę bardziej na południe miejscowości Valencia de Alcantara, za którą

znajduje się portugalskie miasteczko Portalegre358. 356 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 194. 357 Ibid., s. 197. W rzeczywistości portugalski ambasador w Hiszpanii, Pedro Teotónio Pereira poinformował władze hiszpańskie, że wizy przyznane przez portugalski konsulat w Bordeaux mają zostać uznane za nieważne od dnia 24 VI (kiedy to Lepecki i Fularski

z ułańską fantazją przejechali przez most graniczny pomiędzy Francją a Hiszpanią). Przy­ czyną unieważnienia wiz było odkrycie niesubordynacji portugalskiego konsula w Borde-

aux, Aristidesa de Sousy Mendesa, wobec swoich przełożonych, co zostało szerzej opisane w poprzednim rozdziale. 358 Do stolicy Portugalii Wittlinowie dotarli 31 X 1940 r., o czym Józef Wittlin pisał w jed­ nym z listów do swego wieloletniego przyjaciela, Hermanna Kestena, niemieckiego pisa­ rza i wydawcy żydowskiego pochodzenia. Kesten postarał się dla nich o wsparcie poprzez

umieszczenie ich na liście Thomasa Manna z ramienia American Rescue Committee, organi­

zacji gwarantującej opiekę podczas pobytu w USA. To również dzięki Kestenowi 8 I 1941 r. Wittlinowie otrzymali amerykańskie wizy oraz bilety okrętowe. Zob.: R. Zajączkowski, Józef Wittlin - na szlakach ucieczki i ocalenia, „Pamiętnik Literacki", 2018, R. CLX, z. 1, s. 204.

159

Ilustracja 20: Dworzec kolejowy iv Vilar Formoso. Źródło: R. Cardoso, Era urna vez tres castelos em Riba Cóa, https://vidaextra.expresso.pt/cronicas/2018-10-25-Era-uma-vez-tres-

castelos-em-Riba-Coa, data dostępu: 17 IV 2019.

Ilustracja 21: Kolejka samochodów na granicy w Vilar Formoso, koniec czerwca 1940 r. Kadr z filmu „Refugiados estrangeiros em Portugal", reż. G. Rony. Źródło: http://videos.sapo.cv/ krjupmMMhWy3YqUiVF8P, data dostępu: 8 XI 2019.

160

Na stacji w Vilar Formoso Lepecki i Fularski spostrzegli pociąg zdążający do Lizbony.

Drewniane wagony wypełnione były uchodź­ cami, z których znaczną część stanowili Po­

lacy. Wszystkim doskwierał upał, niebo było bezchmurne. Wśród pasażerów zauważyli Zygmunta Nowakowskiego359, którego zapro­

sili do wspólnego kontynuowania podróży samochodem. Nowakowski nie był uciążliwym

pasażerem, nie posiadał żadnego bagażu. Na­ der bogaty miał za to bagaż doświadczeń tulaczych. W felietonie z 1951 r.360 wspomina, iż

był kilkakrotnie aresztowany: przez Rosjan, we

wsi Ludwikówka (znanej z późniejszej zbrodni

Ilustracja 22: Z. Nowakowski ok. 1932 r. Źródło: Klub Okrągłego

popełnionej przez UPA na polskich mieszkań­

Stołu. Kraków 1922-1932, Kraków ok. 1932, b.p.; a także: [Portret

cach, w nocy z 17 na 18 lutego 1944 r.), nie­

Zygmunta Nowakowskiego], ca.

daleko ówczesnej granicy polsko-węgierskiej

1932, BN, Magazyn Ikonografii,

sygn. F.33604/AFF.II-39.

(„Dlaczego puścili po kilku godzinach, do dziś dnia wyjaśnić nie umiem”), dwa razy na Węgrzech („Sielanka. Gdy oficer żandarmerii zaaresztował nas, zwróciłem się do niego z krótką przemową

pytając, czy on, Węgier, oficer nie wstydzi się aresztować Polaka, oficera. Płakał. (...). Karmił nas i poił, kazał przynieść świeżej słomy a na dobranoc powiedział mi do ucha, że Polska będzie wolna. Uciekliśmy żegnani błogo­

sławieństwami żandarmów. To samo powtórzyło się w innej miejscowości

359 Zygmunt Nowakowski (właśc. Tempka) (1891-1963) - ur. w Krakowie, zm. w Londy­

nie; pisarz, publicysta polityczny, aktor, dramaturg, reżyser teatralny, dr filologii polskiej. W latach 1926-1929 aktor i dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie; od 1930 felietonista „Ilustrowanego Kuryera Codziennego". W 1930 r. odznaczony Złotym

Krzyżem Zasługi za dokonania artystyczno-teatralne. W latach 1940-1944 formalnie red. nacz. Wiadomości Polskich, Politycznych i Literackich”, którymi w rzeczywistości kiero­ wał Mieczysław Grydzewski. Więcej o Zygmuncie Nowakowskim - zob. m.in.: rozmowa z historykiem prof. Rafałem Habielskim oraz filozofem dr. Pawłem Chojnackim, [w:] Sądy

przesądy - u» powiększeniu, ode. poświęcony Z. Nowakowskiemu, reż.J. Rybicki, 2019, htt­

ps:// vod.tvp.pl/video/sady-przesady-w-powiekszeniu,zygmunt-nowakowski,46273213,

data dostępu: 9 I 2020. Paweł Chojnacki jest autorem biografii Z. Nowakowskiego pt. Reemigrejtan: kiedy Zygmunt Nowakowski wróci wreszcie do Krakowa?! (Kraków 2019).

360 Z. Nowakowski, Na policji, [w:] idem, Lajkonik na wygnaniu. Felietonów sto i jeden, 1950 -I9ó2. London 1963, s. 46-50.

161

węgierskiej”), 31 maja 1940 r. w Genui („Ostatnim aktem urzędowym Wie-

niawy[-]Długosz[o]wskiego było uwolnienie mnie z kryminału”), na dworcu w Angers („Przechodnie wygrażali mi pięściami. Że niby jestem szpiegiem niemieckim”). W tym samym felietonie zapisuje: „W lipcu tegoż roku [1940

- przyp. AP] miałem pewne krótkie spięcie z policją hiszpańską, tudzież

z portugalską. Skończyło się na zrobieniu odcisku palca i na fotografii, która przedstawia mnie z numerem na piersiach”. Na Półwyspie Iberyjskim

Nowakowski był najprawdopodobniej zatrzymany dwukrotnie - raz przez policję hiszpańską, choć nie mogło być to w lipcu 1940 r., kiedy znajdował

się już na terenie Portugalii, a zapewne w czerwcu 1940 r., drugi raz przez służby portugalskie. W felietonie z 1953 r.361 znajdujemy pewne uzupełnienie powyższych informacji: „W Hiszpanii zasię sfotografowano mnie w dość

oryginalny sposób, bo na piersiach miałem numer. Nikt, choćby dla for­ my, nie poprosił mnie, bym zrobił bodaj na chwilę pogodny wyraz twarzy.

Choćby zresztą nie wiem jak prosili, nie potrafiłbym. Potem Portugalczycy dokonali krótkiego zabiegu, który polegał na odciśnięciu palca. Paszport i to dyplomatyczny, nie zdał się na nic”. Z późniejszego artykułu, wspomnienia

o Janie Lechoniu, wynika jeszcze, iż Nowakowski dotarł do Lizbony, gdzie wyczekiwał na statek do Anglii. Codziennie, przez dwa tygodnie, przy ka­ wiarnianym stoliku spotykał się tam z Lechoniem (właśc. Leszkiem Józefem

Serafinowiczem). Przez cały ten czas „rozmowa nie skleiła się ani razu”, żaden

z nich „nie miał ochoty gadać”362. Kilka miesięcy przed Schimitzkiem czy Nowakowskim przez Hiszpanię przejeżdżała Elżbieta Adamowska. We wspomnieniach nie odnotowała ona

ani miejsca przekroczenia granicy z Portugalią, ani nawet faktu przesiadki z pociągu hiszpańskiego do portugalskiego. Opisała natomiast dość dokładnie

swoją garderobę z podróży, w tym „czarny ocieplany paltocik”, prezent od dalekiego kuzyna swego męża, spotkanego we Francji363. W filmie „Refugiados estrangeiros em Portugal” przez kilka sekund widać kobietę, podobną do

Elżbiety Adamowskiej, która na migi stara się porozumieć z portugalskim strażnikiem celnym. Mimo upału ma ona na ramionach ciepłe, ciemne palto,

361 Idem, Pogodny wyraz twarzy, [w:] ibid., s. 108-112. 362 Idem, Przypadkowy historyk, „Wiadomości” 9 VI1957, R. 12, nr 23 (584), s. 11. 363 „Starszy pan widząc moje już bardzo sfatygowane futerko, kupił mi czarny ocieplany

paltocik. Z bólem rozstałam się z futerkiem, które mnie przez tyle czasu chroniło". Zob.: E. Reis, obyś żył..., s. 54.

162

stanowiące swego rodzaju finansowe zabezpieczenie na niepewną przyszłość.

Podobnie odziane są inne uchodźczy nie wokół niej.

Ilustracja 23: Kadry z filmu „Refugiados estrangeiros em Portugal” - kobieta z paltem Źródło; http://videos.sapo.cv/krjupinMMliWy3YqLJiVF8P, data dostępu: 8 XI 2019.

4.2

W526-* p9es753_ A3_96d3c. 9 P9+:A?*e55 p+-26 1940 +.

Co o Portugalii mogli wiedzieć polscy uchodźcy wojenni przekraczający

jej granicę w 1940 r.? Na czym opierali swoje wyobrażenia o kraju, który

oglądali z okien pociągu czy samochodu? Być może niektórzy znali szlagier

„Tango portugalskie” z 1938 r., rozpoczynający się słowami: Czy znasz ten kraj, w którym nocą i dniem Błękit nieba tak lśni, jak emalia Ten kraj, jak baśń, dzisiaj dla mnie jest snem

To ojczyzna jest ma, Portugalia364365 .

Pamiętano może jeszcze plotki o romansie poetki Marii Pawlikowskiej

z portugalskim pilotem i również poetą, Jose Manuelem Sarmento de Beiresem3"5. Echa tej znajomości znalazły wyraz w późniejszej twórczości 364 Tango portugalskie, 1938, muz.: J. Gcrt, R. Frank, sł.: Z. Friedwald, wykonawcy: J. Po­

pławski, W. Gran, M. Fogg, Chór Dana, źródło: staremelodie.pl, data dostępu: 2 IV 2019. 365 Jose Manuel Sarmento de Beires (1893-1974) - portugalski pilot, który w 1927 r. odbył pierwszy na święcie nocny lot nad Atlantykiem. Lot trwał ponad 18 godzin, co w owych

czasach było rekordem. O wyczynie Portugalczyka pisała prasa na całym świecie. Sarmento dc Beires był również pisarzem i dziennikarzem, założycielem pisma „Seara Nova’ oraz

współpracownikiem „Diario Popular”. Historię romansu Pawlikowskiej opisuje jej siostra Magdalena Samozwaniec w swoich wspomnieniach pt. Maria i Magdalena (cz. 11, rozdz. X:

163

artystki, np. w opublikowanym w 1931 r. przez „Wiadomości Literackie”

wierszu pt. „Lizbona”: Szkoda, że nie ma na mapie

Twojego gładkiego ciała, Bo wtedy nie do Lizbony,

Lecz wiem, gdzie bym pojechała...366 Czytający prasę mogli pamiętać jeszcze informacje z końca lat 20. o kata­

strofie lotniczej na wyspie Graciosa w archipelagu Azorów, w której zginął mjr Ludwik Idzikowski367. Niektórzy może zetknęli się z wydaną w 1881 r.

książką prof. Adolfa Pawińskiego - „Portugalia: Listy z podróży”368, gdzie autor barwnie opisał społeczeństwo i kulturę Portugalii. Wśród uchodźców

mogli też znaleźć się prenumeratorzy bogato ilustrowanego atlasu powszech­ nego, wydawanego w częściach w latach 30. przez warszawskie wydawni­

ctwo Trzaska, Evert i Michalski. Zeszyty zatytułowane „Półwysep Iberyjski

Sarmcnto dc Beires, Kraków 1956). W 1981 r. mówiła o nim także Maria Danilewicz Zieliń­

ska w cyklu pogadanek o powiązaniach kulturalnych polsko-portugalskich, emitowanych w Radiu Wolna Europa (zob.: M. Danilewicz Zielińska, Polonica portugalskie, Warszawa

2005, s. 179-181). 366 M. Pawlikowska, Lizbona, „Wiadomości Literackie", 1931, nr 27, s. 4. Zauroczenie poet­

ki portugalskim lotnikiem widoczne jest również w tomie wierszy pt. Paryż z 1929 r. (np.

wiersze: Inkub, Noc, Serce). 367 Do wypadku doszło 13 VII 1929 r., kiedy Idzikowski wraz z mjr. Kazimierzem Ku­

balą po raz 2. próbowali pokonać Atlantyk. W wyniku awarii samolotu piloci zmuszeni byli lądować na wyspie Graciosa, w archipelagu Azorów'. Idzikowski został zakleszczony

w' samolocie a miejscowa ludność niezwłocznie pospieszyła mu z pomocą. Zapadał zmrok,

wobec czego portugalscy rolnicy oświetlili miejsce wypadku pochodniami. Zaprószony

ogień doprowadził do wybuchu samolotu i śmierci Ludwika Idzikowskiego. Ze szczątków

samolotu miejscowa ludność zbudowała krzyż, który upamiętnia tragiczny koniec próby przelotu nad Atlantykiem. Znajduje się on w miejscu katastrofy, w Lugar da Brasileira (Freguesia do Guadalupe). W 2015 r. wyspę odwiedził ówczesny szef polskiego Urzędu do

Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Stanisław Ciechanowski, który w to­

warzystwie ambasadora RP, Bronisława Misztala i wicemin. obrony narodowej Republiki

Portugalskiej, Berty Cabral, odsłonił tablicę pamiątkową informującą o tragedii. Zob.: A. N., Polonika iv Portugalii, https://lizbona.msz.gov.pl/pl/p/lizbona_pt_a_pl/c/MOBILE/wspolpraca_dwuslronna/polonika_w'_portugalii/, data dostępu: 21 VIII 2019.0 okolicznościach

całego zdarzenia pisze M. Danilewicz Zielińska. Zob.: Polonica..., s. 132-136. 368 A. Pawiński, Portugalia: listy z podróży, Warszawa 1881.

164

(Hiszpanja, Portugalja)”, autorstwa dr. - a późniejszego prof. Uniwersytetu Łódzkiego - Stanisława Gorzuchowskiego, ukazały się w 1934 r.369. Jeśli chodzi o postrzeganie politycznej myśli Salazara w Polsce przed II wojną światową, była ona oceniana dość pozytywnie. Jeszcze w 1927 r., zanim Salazar na dobre rozpoczął pracę w portugalskim Ministerstwie

Finansów370, Władysław Gumplowicz pisał o zacofaniu społecznym i go­

spodarczym w Portugalii: Z przyczyn historycznych Portugalia, niegdyś kwitnąca, stała się krajem

zaniedbanym i zacofanym. Dwie piąte mężczyzn i trzy czwarte kobiet

nie umieją czytać. Toteż bogate możliwości gospodarcze Portugalii są

tylko w małej części wyzyskane. Uprawa zboża (kukurydza, pszenica, w górach żyto) jest nikła i zgo­

ła nie wystarcza. Głównymi ziemiopłodami są wino i oliwa, tudzież na

południu i koło Lizbony pomarańcze. Lasy dostarczają korku. Hodowla zwierząt jest nieumiejętna. Najwięcej hoduje się owiec, dużo też kóz, dość dużo świń. Bydła rogatego jest mało. Liczba koni jest całkiem drobna;

osłów i mułów jest czterykroć więcej niż koni. W morzu łowi się głów­

nie sardynki, o wiele mniej tuńczyków. Kopie się nieco antracytu i wę­

gla kamiennego, nieco rudy miedzianej i cynowej; ale stokroć większe skarby leżą odłogiem371. W drugiej połowie lat 30. XX w. ekonomia podupadającej dotychczas

Portugalii znacznie się poprawiła a postać portugalskiego premiera, ministra finansów i twórcy korporacyjnej republiki Estado Novo zaczęła wzbudzać

niemałe zainteresowanie polskich elit politycznych sprawujących władzę

w okresie międzywojennym372. Podobne upodobania wykazywały również

środowiska katolickie. W 1936 r. katolicki „Przegląd Powszechny ” zamieścił 369 S. Gorzuchowski, Półwysep Iberyjski (Hiszpanja i Portugalja), z. 29, z. 37, z. 38, Warszawa 1934.

370 Zanim Salazar objął tekę min. finansów w 1928 r., miał już za sobą kilkunastodniowy

okres, kiedy piastował ten urząd (w wyniku zamachu stanu z 28 V1926 r.). 371 W. Gumplowicz, Geografia gospodarcza, Warszawa 1938, s. 224. Pierwsze wydanie ukazało się w 1927 r.

372 Zob.: A. Meller, Antonio dc Oliveira Salazar iv ocenie polskich narodowców w // połowie lat 30 XX wieku, [w:] Franco i Salazar. Europejscy dyktatorzy, red. M. Słęcki, B. Szklarski, Radzymin 2012, s. 253-266. Esej A. Mellera przedstawia obraz salazarowskiej Portugalii

w oczach polskich elit intelektualnych, politycznych i społecznych lat 30. XX w. Tekst pre­ zentuje teoretyczne przemyślenia ówczesnych przedstawicieli polskiego ruchu narodowego

165

obszerny atykul o portugalskim korporacjonizmie autorstwa szwajcarskiego

historyka Gonzague de Reynolda, sympatyka Akcji Francuskiej (fr. Action

Franęaise), skrajnie prawicowego ruchu ideowo-politycznego, funkcjonu­ jącego w pierwszej połowie XX wieku373. W tym samym roku ukazało się

polskie tłumaczenie wywiadu-rzeki, jaki cztery lata wcześniej przepro­

wadził z Salazarem jego bliski współpracownik, szef Narodowego Biura (Ministerstwa) Propagandy - Antonio Ferro374. Ten, goszcząc w Warszawie, podejmowany był przez wiceministra spraw zagranicznych Jana Szembeka,

który w swym diariuszu zapisał potem, iż o zwiedzaniu Polski wyrażał się on „entuzjastycznie", i dodał, że dopatrywał się on pewnych cech wspólnych

u Salazara i marszałka Piłsudskiego'75. Także i polscy narodowcy wskazy­ wali na podobieństwa spoleczno-cywilizacyjne łączące Polskę i Portugalię a rozwiązania przyjęte przez portugalski rząd miały według nich inspirować do lepszej modernizacji kraju nad Wisła:

Jeżeli idzie o Polskę, stwierdźmy, że ze względu na swą kulturę rzymską i katolicką Portugalia nie jest nam obca. Jest zaś dla nas ciekawa i dla­

tego, że jest krajem niezmiernie ekonomicznie i cywilizacyjnie zacofa­ nym (sześćdziesiąt z góra procent analfabetów, brak dróg i kolei), takim

więc, który - podobnie do Polski - ma wiele do nagłego odrobienia i nie za bardzo ma z czego chudnąć. Ma za to ogromna nad nami wyższość w postaci swojego rezerwuaru kolonialnego 376.

Przedstawiciel młodego pokolenia narodowców - Karol Frycz - za je­

dyna akceptowalna formę państwa autorytarnego uważał takie państwo, które pozostawało w zgodzie z zasadami cywilizacji łacińskiej. Wg niego w Europie tylko Portugalia Antonia Salazara spełniała ten warunek: „Na­ na temat politycznej specyfiki autorytaryzm ów iberyjskich i historycznego kontekstu ich powstania.

373 G. de Reynold, Ruch korporatywny iv Portugalji, tłum. W. Sobański. „Przegląd Powszech­

ny", t. 210,1936, s. 163-184. 374 A. Ferro, Dyktator współczesnej Portugalji. Salazar, tłum. E. Boye, Warszawa 1936. 375 J. Szembek, Diariusz i teki Jana Szembeka, t. 2..., s. 305-306.

376 W. Folkierski. Dyktatura Salazara, „Polityka Narodowa", 1938, nr 1, s. 24. Władysław Folkierski (1890 - 1961) - historyk literatury francuskiej i prof. UJ, działacz Narodowej

Demokracji. O zainteresowaniu polskich polityków koloniami portugalskimi zob. m.in. rozdział pt. Łakomy kąsek - kolonie portugalskie, |w:| A. Grzybowski, J. Tebinka, op. cit.,

s. 18-23. O wskaźnikach analfabetyzmu w ówczesnej Portugalii zob. przyp. nr 428.

166

prawdę dla przyszłości pracuje tylko to państwo, które chociażby w ramach dyktatury szuka dla siebie formy zgodnej z zasadniczym stylem naszej cy­

wilizacji, a więc jakiejś formy nie totalnej. I dzisiaj jako takie wymieniłbym

jedno - Portugalię Salazara”37'. 0 przynależności Portugalii do kręgu cywilizacji łacińskiej, łączeniu

w sobie elementów rozmaitych wpływów kulturowych oraz o dążeniu portugalskiego premiera do odrodzenia religijnej Europy - co było bliskie

i polskiemu ruchowi narodowemu - pisał Jędrzej Giertych, korespondent .Kuriera Poznańskiego”, który podczas swojego pobytu w ogarniętej wojną

domową Hiszpanii odwiedził również ojczyznę Salazara377 378. W Portugalii był także Roman Fajans, wysłannik „Kuriera Warszawskiego” do Hiszpanii. Swoje pozytywne wrażenia po spotkaniu z portugalskim premierem opisał

w artykule „Salazar - dyktator Portugalji”379.

11 grudnia 1937 r. na Uniwersytecie Józefa Piłsudskiego w Warszawie miał miejsce wykład prof. prawa z Uniwersytetu Lizbońskiego, Fernando

Emygdio da Silvy, pt. „Odrodzenie finansowe Portugalii”380. Duże znacze­ nie dla krzewienia znajomości realiów portugalskich w Polsce miała także

książka pt. „Rewolucja pokojowa” napisana przez samego Salazara. Jej au­ toryzowany przekład z języka francuskiego ukazał się w Polsce nakładem warszawskiego wydawnictwa „Verbum”381. We wstępie Zdzisław Grabski

tak oto przedstawił jej autora: Prof. O. Salazar będąc powołany do rządów nie olśniewał swego spo­ łeczeństwa rewelacyjnym programem ani rewelacyjnymi obietnicami. Praca jego dala jednak niespodziewane rezultaty. Dzięki niej zwięk­

szyło się bogactwo materialne Narodu portugalskiego i pogłębiło się jego życie duchowe. Państwo wzmogło swoją powagę polityczną i ugrunto­

wało swój ustrój. Stało się tak dlatego, że obecny szef rządu Portugalii, przystępując do realizowania swych zamierzeń, reprezentował nie tylko

377 K. S. Frycz, Nowe Państwo, „Myśl Narodowa", 1937, nr 28, s. 430. 378 J. Giertych, Hiszpania bohaterska, Ossolineum, Warszawa 1937, s. 421-435. Jędrzej Giertych (1903-1992) - polski polityk, dyplomata i publicysta, por. rez. Polskiej Marynar­

ki Wojennej, jeden z przywódców Stronnictwa Narodowego, dziadek znanego ze sceny politycznej ostatnich lat Romana Giertycha.

3 9 R. I ajans, Salazar - dyktator Portugalji, „Tęcza" 1937, nr 5, s. 21-28.

380 F. E. da Silva, Odrodzenie finansowe Portugalii, tłum. W. Jakubowski. Kraków 1938. 381 Ponowna polska edycja nakładem wydawnictwa PROHIBITA, Warszawa 2013.

167

silną wolę i zdecydowanie, poparte doświadczeniem i głęboką wiedzą, lecz ponadto miłość prawdy i poczucie rzeczywistości. To już jest bardzo wiele. Szczególnie gdy uświadomimy sobie, że siła, na której opierał się dr Salazar, tkwiła w nim samym, a wyrastała z mocy niezniszczalnej - z wiary w Boga382.

W 1939 r. na polskim rynku wydawniczym ukazała się kolejna pozycja

o Portugalii pt. „Zachodnia brama świata”, autorstwa Bohdana Łączkowskie­

go, ekonomisty i dziennikarza, a także przedwojennego pracownika MSZ383. We wstępie autor przyznaje, iż publikacja ta mogłaby się właściwie nazywać

książką o Salazarze. 1 rzeczywiście, cała stukilkudziesięciostronicowa praca

jest peanem na jego cześć. Łączkowski wychwala zarówno osobowość Salazara, jak i sposób prowadzenia przez niego polityki zagranicznej, społecz­ nej, gospodarczej, rolnej itd. Nazywa go „reformatorem prostującym drogi rozwoju ojczyzny”. Stwierdza, iż dzięki niemu „opóźniony w rozwoju kraj

rozhasanych namiętności politycznych, bomb i zamachów, słabej monarchii

i nieudolnego liberalizmu, krótkotrwałych dyktatur i stałych walk o władzę

- stał się jednym z najlepiej rządzonych krajów w Europie”384. Łączkowski kilka razy cytuje wspomniany już wywiad-rzekę z Salazarem, sugeruje także swoim czytelnikom, by czytając o Portugalii, myśleli też czasem o Polsce.

Jeśli chodzi o upowszechnianie wiedzy o Portugalii w międzywojennej Polsce, nie sposób nie wspomnieć o Stowarzyszeniu Polsko-Portugalskim, powstałym w Warszawie w 1930 r., osiem lat po nawiązaniu stosunków 382 Z. Grabski, Wstęp [w:] A. Oliveira Salazar, Rewolucja pokojowa, tłum. Z. Grabski, War­ szawa 1939. Zdzisław Grabski (1905-1973) - syn Władysława Grabskiego, min. skarbu

i premiera II RP, przetłumaczył i wydał Rewolucję pokojowa Salazara w związku z polską reformą skarbowo-finansowo-podatkową. Po wybuchu wojny Zdzisław Grabski pozostał w Warszawie, był poszukiwany przez gestapo za przedwojenne kontakty z ZSRR. Do Por­

tugalii wyemigrowali natomiast jego teść, znany rzeźbiarz Stanisław Ostrowski, a także żona Halina Ostrowska-Grabska wraz z córką Elżbietą. W swoich wspomnieniach Irena

Lorenlowicz, która przyjaźniła się z Haliną Ostrowską-Grabską, pisze o jej trudnej decy­ zji dotyczącej powrotu razem z córką z Lizbony do okupowanej Warszawy, gdzie oprócz

męża przebywała jej matka, poetka Bronisława Ostrowska: „Nigdy nie zapomnę bladej, zapłakanej twarzy Hali. Rozdzielić nas miała swastyka, ciemna, straszliwa” (I. Lorentowicz,

Oczarowania, Warszawa 1972, s. 207). Wszystkim udało się szczęśliwie przetrwać wojenne czasy. Stanisław Ostrowski nigdy nie zdecydował się na powrót do Polski. Zmarl w Nowym Jorku w 1947 r.

383 B. Łączkowski, Zachodnia brania świata, Warszawa 1939. 384 Ibid., s. 7.

168

dyplomatycznych pomiędzy obydwoma krajami385. Stowarzyszenie zostało

powołane do życia z inicjatywy Klemensa Skalskiego, konsula honorowego Portugalii. Od 1933 r. współpracował on z portugalskim posłem w Warsza­ wie, Cesarem de Sousą Mendesem, bratem bliźniakiem wspomnianego już

konsula z Bordeaux, Aristidesa de Sousy Mendesa386. Prezesem stowarzy385

O stosunkach dyplomatycznych Ił RP z Portugalię czytaj m.in.: D. Rostworowska,

Rehiędes diplomaticas entre Portugal c a Polonia na primeira metade do seculo XX, praca ma­

gisterska, Uniwersytet Warszawski, Wyższa Szkoła Języków Obcych, Warszawa 1966; A. Grzybowski,}. Tebinka, op. cit., s. 14-63.

386 Cesar dc Sousa Mendes (1885-1955) - z wykształcenia prawnik; jako dyplomata pracował m.in. na placówkach w Rio de Janeiro i w Sztokholmie. W 1932 r. Salazar mianował go min. spraw zagranicznych, po czym odwołał go z tego stanowiska z po­ wodu jego ostrego zatargu z kolegami - Albertem da Veigą Simóesem, późniejszym ambasadorem Portugalii w Berlinie, i sekretarzem generalnym ministerstwa Luisem Teixeirą Sampaiem. Sousa Mendes został skierowany do pracy w poselstwie w War­ szawie. Funkcję ostatniego portugalskiego posła w przedwojennej Polsce sprawował od 5 IX 1933 r. do 23 IX 1939 r. Niedługo przed wybuchem wojny, ostrzeżony przez amerykańskiego dyplomatę, wysłał rodzinę z powrotem do Portugalii (przekroczyli granicę w Vilar Form oso dokładnie 1 IX 1939 r.). Sam pozostał w okupowanej War­ szawie. Pierwsze dni bombardowań spędził w piwnicach poselstwa w Pałacyku Wie­ lopolskich, przy' Al. Róż 1, gdzie oprócz pracowników placówki schroniło się również wielu Polaków. W telegramie do Salazara wspomina o powtarzających się nalotach bombowych nad miastem, a także informuje o zamiarze prowadzenia placówki, do­ póki tylko to będzie możliwe, prosząc o przekazanie rodzinom w Portugalii, że wszy­ scy mają się dobrze [Der anos dc politica externa..., t. VI, dok. 30 (Warszawa, 5 IX 1939),

s. 34]. Sousa Mendes przebywał w Warszawie do wiosny 1940 r., kiedy to wyjechał na placówkę łotewską. Zabrał ze sobą polską Żydówkę Cecylię Dolatę, czyniąc ją fikcyjnym członkiem swojego personelu dyplomatycznego. W liście z 25 VIII 1940 r. do portugalskiego MSZ informował, iż to za jego sprawą konsul w Rydze wydał Dolacie paszport portugalski. Podkreślał, iż Dolata wcześniej spędziła w Portugalii 10 lal, pracując jako nauczycielka języków obcych i mając wśród swoich uczennic m.in. córkę prezydenta Portugalii Antonia Jose de Almeidy, a także córkę byłego pracowni­ ka MSZ. Pcdra de Carvalho Monteiry. Argumentacja ta okazała się skuteczna. Dolata zdołała uciec i przeżyć wojnę [zob. m.in. B. Futscher Pereira, op. cit. (e-book), cz. Ili, rozdz. VI; M. Zatyka, Ambasador Portugalii pomagał Polakom u» okupowanej War­ szawie. dzieje.pl, 7 V 2017, data dostępu: 15 IV 2019; artykuł zawiera fotografię listu Sousy Mendesa z 25 VIII 1940 w sprawie Cecylii Dolaty]. W swoich maszynopisach z Portugalii Schimitzek kilkakrotnie pisze o kłopotach, jakie sprawiała Cecylia Dolata. Groziła np. dentystce komitetu, Berenbaumowej, że zadenuncjuje ją przed władzami portugalskimi, iż ta wykonuje „nielegalnie’' praktykę dentystyczną, tzn. nie w gabinecie dentysty portugalskiego i pod jego nadzorem, ale w lokalu komitetu [S. Schimitzek, Na krawędzi Europy. Wspomnienia z lat 1940/46 (mps)..., t. 2, s. 256]. Innym razem

169

szenia ustanowiono Wacława Sieroszewskiego, senatora i pisarza, prezesa Związku Zawodowego Literatów Polskich. W skład organizacji wchodziły

dwadzieścia cztery osoby, m.in. minister spraw zagranicznych August Zaleski

oraz minister pracy i opieki społecznej, gen. brygady Wojska Polskiego, dr Stefan Hubicki, a także profesorowie Tadeusz Zieliński, Aleksander Turyn,

Marian Lalewicz i Jan Biłek, konsulowie honorowi Portugalii - inicjator

stowarzyszenia Klemens Skalski oraz Jan Mack z Gdyni. Pozostali promi­ nentni członkowie to Leonard Możdżeński, dyr. Departamentu Morskiego

Ministerstwa Przemysłu i Handlu, Aleksander Leszczyński, dyr. warszaw­

skiego oddziału Polskiego Transatlantyckiego Towarzystwa Okręgowego

Linii Gdynia-Ameryka, mjr Mieczysław Fularski, dyr. naczelny PBP „Or­ bis” (a także późniejszy towarzysz podróży przez Hiszpanię do Portugalii

Mieczysława Lepeckiego), pisarka i tłumaczka Stella Olgierd (włas'c. Emma Łazarska), dyplomata, ambasador Juliusz Łukasiewicz, żeglarz gen. Ma­

riusz Zaruski, wojewoda stanisławowski płk Bronisław Nokoniecznikow

-Klukowski, pisarz Antoni Ossendowski i jego żona, Zofia Ossendowska. Reprezentantami strony portugalskiej byli akredytowani w Warszawie dy­ plomaci: Vasco de Quevedo, Thomas Ribeiro de Mello, a po jego wyjeździe Cesar de Sousa Mendes, jego żona i dwie córki387.

Jednak mimo istnienia przedstawionych wyżej publikacji, wzajemnych stosunków handlowych, działalności stowarzyszenia itd., przyznać należy, iż ogólna wiedza o Portugalii osób dotychczas nią niezainteresowanych

była nikła. Portugalię niczym wysoki mur przysłaniała Hiszpania, tamtejsza wojna domowa i jej konsekwencje dla reszty Europy. W 1937 r. w tygodniku „Świat" redaktor i humorysta Włodzimierz Łukasik w prześmiewczy spo­

sób przedstawił wyniki swoich „długich i mozolnych badań” dotyczących pojęcia przeciętnego Polaka o tym, jak wyglądają wybrane kraje Europy.

Dokonana przez niego synteza wiedzy rodaków o Portugalii - choć nosząca w czasie pobytu w drogiej lecznicy poleciła rachunki wysyłać do komitetu, bez uprzed­ niego uzgodnienia tego z kimkolwiek [idem, Na krawędzi Europy. Wspomnienia z lat 1940/46 (mps)..., t. 3, s. 33). Przez swoje zachowanie Cecylia Dolata nie wzbudzała zaufania. Sposób, w jaki dotarła do Lizbony, najwyraźniej zachowywała w tajemnicy: „Osoba ta wzbudza we mnie szczere wątpliwości. Przyjechała do Lizbony z Łotw}' w czasie wojny, by poddać się operacji, której jakoby gdzie indziej dokonać nie moż­ na. Nie rozumiem, jak mogła wybrać się w tak daleką podróż bez niezbędnych rezerw gotówkowych i jakim sposobem przejechała przez całą prawie Europę jako obywatelka polska, nie niepokojona przez Niemców" (ibid.). 387 A. Grzybowski,]. Tebinka, op. cii., s. 48.

170

Ilustracja 24: Poseł nadzwyczajny i min. pełnomocny Portugalii iv Polsce, Cesar de Sousa Mendes z córkami i synem, Warszawa, sierpień 1933 r. Źródło: NAC, Koncern Ilustrowany Kurier

Codzienny - Archiwum Ilustracji, D [1918-2007] 1933/8, sygn. 3/1/0/4/1243/1.

oczywiste znamiona satyry - nie przedstawiała zbyt imponujących rezul­ tatów: „W Portugalii są ciągłe rewolucje, rozruchy i bunty, jak w Meksyku.

Mieszkańcy noszą chustki na głowach i hodują kanarki, które wyrastają tam

do wielkości małego psa388”.

Wojenne okoliczności zmuszały do otwarcia prawie zupełnie niezapisanej portugalskiej karty, co stanowiło dodatkowe źródło niepokoju. Z niektórych 388 W. Łukasik, Geografia na co dzień, „Świat", 8 V 1937, nr 19, s. 15.0 Portugalii, już w po­ ważniejszym tonie, pisali jeszcze: M. Wassermanówna, Z fali cieplej na zimną (z Adriatyku na Bałtyk), Świat", 24 VII1937, nr 30, s. 19-20; „Scypion.” (pseud.), Zielony karnawał u» Lizbonie, .Świat ’, 20 VII1935, nr 29, s. 4-6. Nie inaczej przedstawiała się wiedza Portugalczyków na tematy polskie. W 1931 r. Mieczysław Lepecki, referując krótką wizytę Józefa Piłsudskiego w Lizbonie, w drodze na Maderę (XII 1930 r.), wspominał, iż od zgromadzonych na ulicy

Portugalczyków słyszał, jak nazywają marszałka „królem Polski”. W odniesieniu do Maderczyków pisał: „O Polsce wiedzą tutaj niewiele. Wydaje się ona jakiemiś Hyperbor[ea]mi, jakimś krajem odległym, zawianym śniegiem, ściętym mrozem, a, nade wszystko, sąsiadu­

jącym z bolszewją”. Zob.: M.B. Lepecki, Z Marszalkiem Piłsudskim na Maderze, Warszawa

1931, s. 16-18; idem, Pamiętnik adiutanta Marszalka Piłsudskiego,Warszawa 1987, s. 30.

171

opisów polskich uchodźców wnioskować można, iż informacje, które mieli

na temat goszczącego ich kraju były znikome, mimo posiadania tzw. solid­

nego wykształcenia. „Jechaliśmy jak ślepi i głusi” - wspomina Elżbieta Reis (wówczas Adamowska)389. Wagony pociągu nie były jednak idealną klatką

Faradaya, posiadały okna i drzwi, które przepuszczały pierwsze oznaki in­ ności - wygląd ludzi, ich język, widok mijanych okolic, widok nieba, zapach.

Irena Lorentowicz wspomina: Z krajów, które wówczas znałam, ta granica wydala mi się najbardziej wy­ razista, najmocniej dwa charaktery odrębne zarysowująca. Po pustynnej

Hiszpanii zielona Portugalia z wesołym budynkiem stacyjnym pełnym pieczywa i ciast, nie widzianych przez nas od dawna, z uśmiechniętymi

pokojowo ludźmi, odzianymi nie jak z opery Carmen - w ceratowe ka­

pelusze i czarne peleryny, ale zwyczajnie, po europejsku. Kobiety też nie

były tak piękne i nie miały tych zawrotnych oczu na pól twarzy, nawet nieładne, ale smagłe i zręczne, nosiły na głowach dzbany z oliwą, jarzyny, owoce i ryby. Nawet niebo było inne. Ze skłębionymi chmurami, szeroko

namalowane, pełne kolorowych smug, różowe i niebieskie z zielonymi

odblaskami Atlantyku. Pachniało rybami i słońcem390.

Zdarzało się, że przez okna pociągu pasażerowie wymieniali różnego

rodzaju towary z mieszkańcami mijanych miejscowości:

Pociąg jechał powoli, często przystając, bo po wojnie domowej napra­ wiano jeszcze tory391. Wtedy biedni wieśniacy podchodzili do okien i za papierosy Jan [Adamowski - mąż autorki - przyp. AP] kupował jedzenie

i pomarańcze392. 389 E. Reis, obyś żyl...., s. 64.

390 I. Lorentowicz, Oczarowania..., s. 192-193. Irena Lorentowicz (1908-1985) - córka znanego warszawskiego krytyka literackiego i teatralnego,Jana Lorentowicza. Uczennica Tadeusza Pruszkowskiego „Prusza", z którym wraz z grupą innych studentów malarzy wy­ jeżdżała na plenery' malarskie do Kazimierza. W 1931 r. ukończyła Szkołę Sztuk Pięknych

w Warszawie, w 1935 scenografię w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. W póź­ niejszych lalach pracowała (m.in. przy realizacji Harnasiów Szymanowskiego) i uczyła się

w Paryżu, z którego w 1940 r. musiala uciekać przez Hiszpanię do Portugalii. O 1. Loren­ towicz zob. też przyp. nr 759.

391

Hiszpańska wojna domowa 1936-1939.

392 E. Reis, obyś żyl..., s. 64.

172

Mimo zakazu opuszczania wagonów po przekroczeniu portugalskiej gra­ nicy, niektórym udało się na kilka chwil wyjs'ć i zebrać informacje o s'wiecie zewnętrznym:

Po odprawie przejeżdżamy powoli z Fuentes d’Onoro na stronę portu­ galską do Villar Formoso. Pociąg nasz otaczają natychmiast uzbrojeni

w karabiny z nasadzonymi bagnetami żołnierze o dobrodusznym wy­ glądzie. Nikomu wysiąs'ć nie wolno. Niektórzy żołnierze jednak cicha­ czem wypuszczają pojedynczych podróżnych, a ci znoszą nam z dworca różne wiadomości393. Ciekawość ich musiała być ogromna, podobnie jak niepokój. Spotkanie

z innym Emmanuel Levinas394 nazywa wydarzeniem fundamentalnym.

Wydarzenie to, jeśli przewidywane, zawsze powoduje pewne wcześniejsze napięcie, jest niewiadomą - nie ma pewności, jak przebiegnie i czym się

zakończy. W jednym z esejów wiedeńskich poświęconych problematyce innego Ryszard Kapuściński pisze:

Kiedy zastanawiam się nad swoimi długo już trwającymi podróżami po świecie, czasem wydaje mi się, że najbardziej niepokojącym problemem

były nie tyle granice i fronty, trudy i zagrożenia, ile wielokroć odżywają­

ca niepewność o rodzaj, jakość i przebieg spotkania z Innymi, z innymi

ludźmi, z którymi zetknę się gdzieś w drodze. Wiedziałem bowiem, że wiele, a nieraz może i wszystko, będzie od tego zależeć395. O trudach bycia czyimś gościem opowiada Honorata Martin, malarka, performcrka, artystka multimedialna. Jej film pt. „Wyjście w Polskę” (2013)

to owoc dwumiesięcznej samotnej wędrówki rozpoczętej w Gdańsku a za­

393 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 205. 394 Emmanuel Levinas, czasem Levinas (1906-1995) - francuski filozof pochodzenia zydowsko-litewskiego; uczeń Edmunda Husserla i Martina Heideggera: od 1964 prof. uniwersytetu w Poitiers; od 1967 w Paris-Nanterre, a od 1973 na Sorbonie; przyczyni! się do wprowadzenia fenomenologii na grunt francuski.

395 R. Kapuściński, Spotkanie z Innym jako wyzwanieXXI wieku, [w:] idem, Ten Inny, Kraków

2007. s. 65.

173

kończonej w Dzierżoniowie na Dolnym Śląsku396. Artystka wyruszyła w dro­ gę, porzucając wszystko, co określało i gwarantowało jej status społeczny.

Jej jedynym towarzyszem był pies. Martin odwiedzała małe miejscowości,

prosząc spotkanych ludzi o nocleg i pomoc. Szybko zauważyła, że pomimo tego, iż nieznajomi czasami zapraszali ją do siebie, ona nie zawsze chciała być ich gościem. Wołała spędzić noc na folii, samotnie, w nieznanym miejscu,

niż przełamywać kolejne bariery, spełniać czyjeś wyobrażenia, oczekiwania, otwierać się i dawać się poznać. To, co odróżniało ją od polskich uchodźców w Portugalii w czasach drugiej wojny światowej, to pewna dobrowolność

działań, odpowiedzialność tylko za siebie, możliwość wyboru, powrotu do

domu. Wydaje się jednak, iż samo doświadczenie proszenia nieznajomych o gościnę, występowania w roli wędrowca musiało być podobnie obciąża­ jące psychicznie.

4.3

I445 eA6-52 5 -52m5*

Portugalia... Teraz dopiero spokojniej mogę przemyśleć wszystko, co przeżyliśmy w ostatnich tygodniach i zdać sobie sprawę z tego, że zaczął

się dla nas nowy etap wędrówki, i to w kraju tak dalekim i obcym, że

wydawałoby się rzeczą trudną natrafienie na ślady żywszych stosunków między nim a Polską w przeszłości.

A jednak oba te kraje, choć tak odległe od siebie, nie były sobie

obce. (...)

W księdze bezpośrednich kontaktów polsko-portugalskich, sięgają­ cej w zamierzchłą przeszłość, otwiera się dziś nowy rozdział, pisany już

nie przez królów, możnowladców, dyplomatów, generałów i wielkich

396 Projekt ten zrealizowała na wystawę Kurator Libera. Artysta w Czasach Bcznadzieji.

Najnowsza sztuka polska w BWA Wrocław. Później w formie rysunków, map, zdjęć i filmów zaprezentowała go także w Galerii Raster w Warszawie, w ramach wystawy Społeczeństwo

jest niemile. Autorka niniejszej pracy obejrzała go 27 VI 2019 r. w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, na wystawie Body Works (Wystawa i zdarzenia wokół ciała, 14 VI—11 VIII 2019. =bodyworks2019). Cały film dostępny jest na https://artmuseum.pl/pl/filmoteka/praca/

martin-honorata-o-wyjsciu-w-polske, data dostępu: 1 VII 2019.

174

artystów, ale przez szary tłum ludzi, z któ­ rych wielu tu przybyło, aby móc dalej walczyć

o wolnos'ć swej dalekiej ojczyzny397. Człowiek jest istotą dramatyczną - pisze ks.

Józef Tischner we wstępie do „Filozofii dramatu”398.

Oznacza to, iż przeżywa dany czas, mając wokół siebie innych ludzi i ziemię jako scenę pod sto­ pami. Portugalia 1940 r., jej krajobrazy, zapach,

dźwięki zaczynają otaczać uchodźców zaraz po przekroczeniu granicy. Dzieje się to naturalnie, z każdym krokiem czy przejechanym kilometrem scena sama odziera się z tajemnic. Rola samego

obserwatora jest jednak niewystarczająca. Prze­

życie wymaga doświadczenia, które w przypadku

innego człowieka wyraża się w spotkaniu - wspól­

nocie dramatu. Spotkanie innego rodzi poczucie zobowiązania. Inny jest obecny poprzez to, co

trzeba, aby wobec niego uczynić, ja jestem obec­ ny przy nim poprzez to, co trzeba, aby on uczynił

dla mnie. Według Tischnera słowem kluczowym, które opisuje spotkanie drugiego człowieka jest

twarz - najbardziej naga, obnażona, wystawiona

i zagrożona częs'ć ludzkiego ciała. Częs'ć to także

najbardziej charakterystyczna, s'cis'le powiązana

Ilustracja 25: Mieszkańcy Anadii na szkicach

z daną osobą, w której poszukuje się obietnicy

Jana Kosidowskiego. Źródło:}. Kosidowski,

dalszych zachowań podczas spotkania399. Twarz

Notatki z emigracji, s. 135.

znaczy, wykracza poza sferę zmysłowości, poza

397 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 209-210. 398 J. Tischner, Filozofia dramatu, Kraków 2012, s. 7. Józef Tischner (1931-2000) - katolicki

ks., filozof, autor wielu książek, m.in. Filozofii dramatu (Kraków 1997), Etyki Solidarności

(Kraków 1981, 2000), Sporu o istnienie człowieka (Kraków 1999) oraz Historii filozofii po gó­ ralsku (Kraków 1997). Dziekan Wydziału Filozoficznego Papieskiej Akademii Teologicznej, dyrektor wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, wykładowca krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Piewca góralszczyzny, od 1980 r. kapelan Związku Podhalan

oraz kapelan Solidarności. 399 Zob. np.: polski film pt. Twarz (2018 r.) w reż. M. Szumowskiej.

175

widzenie i słyszenie. W wywiadzie udzielonym francuskiemu filozofowi,

Philippe Nemo, Emmannuel Levinas mówi: Myślę, że dostęp do twarzy jest od razu etyczny. Kiedy widzi pan nos,

oczy, czoło, podbródek i może je pan opisać, zwraca się pan ku bliźnie­ mu jak ku przedmiotowi. Najlepszym sposobem spotkania bliźniego jest niezauważenie nawet koloru jego oczu! Kiedy obserwuje się kolor oczu, nie pozostaje się w relacji wspólnotowej z bliźnim. Zapewne, relacja

z twarzą może być zdominowana przez percepcję, lecz to, co specyficznie jest twarzą, nie sprowadza się do percepcji400.

Levinas zwraca uwagę, iż nagość twarzy jest jednocześnie zaproszeniem do aktu przemocy i zakazem - „nie morduj”. Twarz zakazuje gwałtu i ocze­

kuje obietnicy dobrego traktowania. „Dobroduszny wygląd” uzbrojonych portugalskich żołnierzy, pilnujących uchodźców w zamkniętych wagonach

pociągu401, musi być opisem ich twarzy, opisem niezdominowanym przez

percepcję, będącym wynikiem nieagresywnego i pobłażliwego zachowania wobec przyjezdnych. Z podobnym, etycznym opisem twarzy innego mamy

do czynienia również w innej, cytowanej już części wspomnień Schimitzka, kiedy referuje on wrażenia swego towarzysza Mierzyńskiego ze spotkania z portugalskim konsulem w Bordeaux, Aristidesem de Sousą Mendesem.

Dyplomata bez marynarki i w „rozchełstanej koszuli”, z wyglądem „człowieka nienormalnego” wydaje wizy, nie wciągając ich nawet do żadnego rejestru402.

Wrażenie szaleństwa konsula potęguje jeszcze sceneria, w której rzecz się rozgrywa. Mierzyński i Schimitzek do konsulatu portugalskiego udają się późno, prawie o północy, ulice są puste a światła wygaszone z powodu po­

gotowia lotniczego. Mierzyński udaje się po wizy, Schimitzek zostaje pod konsulatem. W mroku dostrzega sylwetkę jakiegoś statku, słyszy rozmowy w różnych językach, także po polsku, o możliwości uzyskania wiz. Wkrótce rozpoczyna się nalot, a z oddali dociera warkot motorów lotniczych. Czy twarz portugalskiego konsula w tamtym momencie mogłaby być lepiej opi­

sana? Czy potrzebna jest dokładna charakterystyka jego oczu, policzków, 400 Zob. wywiad P. Nemo z E. Levinasem pt. Twarz, tłum. T. Gadacz, [w:] Teksty filozoficzne. Twarz innego, red. B. Baran et al., Kraków 1985, s. 149-153.

401 Zob. przyp. nr 393.

402 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 194. Zob. też rozdz. III, pkt 1.: Droga do Portugalii po klęsce Francji latem 1940 r.

176

nosa itd., aby móc wyobrazić sobie jego determinację i złożoną obietnicę: „nie zabiję”? Twarz wyraża się w danym zobowiązaniu, w chęci jego reali­

zacji, jest poza materią, objawia się w czynach403.

Opisy innego zdominowane przez percepcję, przez próbę uchwyce­ nia tego, co materialne, są raczej rzadkością we wspomnieniach polskich

uchodźców wojennych, którzy dotarli do Portugalii. Wyjątkiem jest książka Elżbiety Wittlin Lipton, opisującej losy swoje i swojej rodziny z perspektywy

malej dziewczynki i jednocześnie dorosłej już artystki, projektantki wnętrz, teatralnego kostiumologa, czyli osoby, która z racji wykonywanego zawodu przykłada dużą wagę do „zewnętrzności”. Jej wspomnienia pełne są szczegó­

łów dotyczących wyglądu zapamiętanych z tamtego okresu osób, a zwłasza detali dotyczących ich ubioru. Tak oto, dosadnie i naturalistycznie, opisuje

portugalskie pokojówki z Pensdo Belga, gdzie mieszkała wraz z rodziną: Większość z nich była brzydka, o niskich, przysadzistych ciałach i z wło­

sami na grubych, gołych nogach. Roztaczały woń spod pachy. Niektóre paradowały z wąsem i niewyskubaną pojedynczą czarną brwią. (...). Cho­

dziły w czarnych nietwarzowych strojach. Zakładały błyszczące, często poplamione, tanie, czarne, satynowe fartuszki. Z tłustych włosów sypał się łupież okraszając czarne kołnierzyki. (...) nie nosiły makijażu i zdawały się kompletnie wyzute z wszelkiej kokieterii404.

403 Zob.: B.K. Krzych, Epifania twarzy u Emmanuela Levinasa. Lektura „Całości i nieskoń­ czoności", [w:] Homo Culturalis - szkice z filozofii kultury, red. F. Polakowski, K. Maciąg, Lublin 2017, s. 128-135. W artykule B.K. Krzych zwraca uwagę, iż Levinas w swych dziełach konsekwentnie używał terminu „le visage” (z fr. - twarz, oblicze, ale też niekiedy aspekt),

który polscy tłumacze zwykli oddawać słowem „twarz”. Jak twierdzi autor, „tłumaczenie to jest konkretne i obrazowe, jednakże uzasadnione są wątpliwości co do jego zasadnos'ci. (...) Biorąc pod uwagę całokształt jego [Levinasa - przyp. AP] dorobku filozoficznego, wydaje się, ze o wiele bardziej zasadne byłoby użycie terminu «oblicze», które jest znaczeniowo znacznie bliższe francuskiemu «le visage» (zwłaszcza w rozumieniu levinasowskim)”.

404 Ibid., s. 194. W Lizbonie Wittlinowie spędzili ponad 3 miesiące. W przeanalizowanych materiałach brak informacji o ich ewentualnych przeprowadzkach w tamtym okresie, co

pozwala przypuszczać, iż Pensao Belga znajdowała się przy ul. Martens Ferrao 34, nieopodal parku Edwarda VII oraz placu Markiza de Pombal. Taki adres, z dopiskiem 3 and. esq. [3. piętro, po lewo - przyp. AP], widnieje w liście Józefa Wittlina do Juliana Tuwima, z 28 XI 1940 r., w którym Wittlin referuje m.in. nagłą chorobę córki i jej operację przez „najdroż­ szego i jcdnago z najlepszych” miejscowych chirurgów. Zob.: J. Wittlin, Listy, Warszawa

1996, s. 71-73.

177

Jednocześnie wszystkie one były „życzliwe i uprzejmie troskliwe” w sto­ sunku do menina (z port.: dziewczynka), jak nazywały Elżbietę Wittlin,

szczególnie po zabiegu wycięcia jej ślepej kiszki. „Nigdy wcześniej ani póź­ niej nie doświadczyłam takiej łagodności i pełnego czułości ciepła ze strony obcej osoby405406 ” - wspomina artystka. Ro­

dzice, którzy często wychodzili wieczorami z domu, bez obaw pozostawiali córkę pod

opieką tych portugalskich kobiet. Do jednej z nich dziewczynka przywiązała się szcze­

gólnie. Jej postać nie wyróżniała się może spośród reszty personelu - była równie

„krępa i pękata” jak jej współpracownice,

i także miała tłuste włosy. Nazywała się Belinha, co dla dziewczynki brzmiało tak samo

ładnie jak imiona pozostałych pokojówek, Deolindy, Esperanęy czy Marii Filomeny.

Tym, co świadczyło o wyjątkowości tamtej kobiety, była jej ładna twarz, o bladej skórze Ilustracja 26: E. Wittlin z rodzicami, Lizbona 1940 r. Źródło: J. Wittlin.

ze skłonnością do rumieńców i „przebłękit-

Orfeusz iv piekle XX wieku, Kraków

rzęsami, co sprawiało, że dla małej dziew­ czynki uosabiała ona Królewnę Śnieżkę.

2000, tylna okładka; E. Wittlin Lipton, Z dnia na dzień: reportaż z modą tle z czasów zawieruchy, b.p.

nych” oczach, okolonych gęstymi czarnymi

W całym tym rozbudowanym opisie por­

-Paraduję wesoło między rodzicami,

tugalskich pokojówek nadrzędne pozostaje

zapewne w drodze na «Pinokia»

jednak działanie wobec innego, obietnica,

Walta Disney’a albo «Czamo-

zobowiązanie do sprawowania opieki nad

księznika z krainy Oz*”40®.

dzieckiem z Polski. Gdyby pokojówki speł­

niały tylko swoje obowiązki i nie podjęły wobec Wittlinów żadnego dodat­

kowego zobowiązania (obojętnie czy byłoby ono chwalebne, czy naganne),

wspomnienie ich postaci zapewne rozmyłoby się w pamięci.

Oprócz tego, że twarz widać, w jej formie materialnej i niematerialnej, to również ją słychać. Twarz mówi407, odpowiada na pytania, które są prośbą

i wezwaniem ustanawiającym etyczną odpowiedzialność. Tischner pisze: 405 Ibid., s. 195. 406 E. Wittlin Lipton, op. cit., s. 19.

407 Czasem śpiewa, jak we wspomnieniu artystki Ireny Lorentowicz: „Niemożliwe było nawet przebywanie dłużej w tej uroczej Lizbonie, wśród tych alei palmowych i ludzi

178

Odpowiadam, aby nie zabić. Gdybym milczał, mógłbym dokonać zbrod­

ni na twarzy pytającego. Moje milczenie byłoby aktem pogardy - me­

tafizycznej pogardy, przeciwko której nie może argumentować żadna fizyka, żadna ontologia. Trzeba dać odpowiedź. Nie ma znaczenia, kto

pyta - filozof, przechodzień, inkwizytor. Pozostaje tylko twarz. W twa­ rzy, do której mówię, zogniskowała się cała ludzka bieda. To ona prosi,

ona mnie poucza408409 .

0 co prosili Portugalczyków polscy uchodźcy wojenni? Ich oczekiwa­ nia można w zasadzie zamknąć w jednym słowie - empatia. Umiejętność zrozumienia innych ludzi oraz zdolność wspólodczuwania z nimi to jedne

z najsilniejszych hamulców zachowań agresywnych. Poziom empatii jest cechą bardzo indywidualną, mającą wiele warunkujących czynników ze­

wnętrznych, dlatego relacje Polaków z Portugalczykami układały się róż­ nie, przy czym zawsze w korelacji: niespodziewany przybysz - gospodarz, słabszy i silniejszy. Aby się porozumieć, należało się najpierw zrozumieć, a możliwość swo­

bodnej konwersacji w Portugalii zaczynała być bardzo ograniczona. Od­ czuwali to zwłaszcza ci uchodźcy, którzy rozumieli francuski, niemiecki,

angielski czy nawet hiszpański i było to dla nich dużym udogodnieniem podczas wcześniejszych etapów podróży. Portugalski był „językiem gardło­

wym" i „nie do zrozumienia”. Ponadto był to jedyny język, jakim posługiwali

się konwojujący uchodźców Portugalczycy40Q. Skinienie głowy na powitanie czy uśmiechy wymieniane z Portugalczykami były więc nie tyle preludium do dialogu, ale często w całości go zastępowały.

0 tej nowej lingwistycznej przeszkodzie Elżbieta Wittlin Lipton pisze w następujący sposób: W portugalskim pociągu natychmiast odczuliśmy różnicę. Zaczęło się od dziwnego języka. Mimo że wywodzi się z łaciny, brzmi bardziej jak pol­

ski, pełen „sz”, przeciąganych „ł”, „ż” i „ą”. Rodzice [Józef Wittlin i Halina

Handclsman - przyp. AP] rozumieli jedynie portugalskie słowo pisane. o ciemnych twarzach, zawodzących wschodnie «fadosze», żalośliwe piosenki...”. Zob.: I. Lorentowicz, Wspomnienie o Teresie, [w:] Mieczysław Szczuka, oprać. A. Stern, M. Berman, Warszawa 1965, s. 147.

408 | I ischncr, Filozofia..., s. 99. 409 |

Rcis, obyś żył..., s. 64.

179

Przyzwyczailiśmy się już do hiszpańskiego, więc ten nowy język brzmią! niemal subtelnie. Głośniejszy, ostrzejszy, suchy kastylijski, jego chropo­

wata, pełna napięcia jakość, odchodził w przeszłość ”0. Z Portugalczykami porozumiewano się często na migi, co znacznie ogra­

niczało tematykę konwersacji, zawężając ją głównie do transakcji, takich jak kupno jedzenia czy zapłata za wynajmowane lokum. Niekiedy udawało się

porozumieć po francusku i dzięki temu zdobyć więcej informacji: Z pierwszych kontaktów z mówiącymi po francusku tubylcami wynika, że Figueira jest nadmorską miejscowością kąpielową nastawioną w sezonie

(który zaczyna się tu 1 sierpnia) na licznych gości z obu sąsiadujących ze sobą krajów Półwyspu Iberyjskiego. W hotelach portugalskich pokoje

wynajmowane są zawsze z pełnym utrzymaniem. Poza hotelami i pen­ sjonatami można jednak w Figueirze znaleźć łatwo kwatery w domach

prywatnych. Pokoje do wynajęcia oznaczone są kwadracikami z białego

papieru naklejonymi na szybach okiennych, co ogromnie ułatwia szu­ kanie”1.

Z relacji dziennikarza Eugena Tillingera'12 wynika, iż władze Figueira

da Foz zwoływały na tamtejszą stację kolejową wszystkie osoby z okolicy, które znały język francuski. W ten sposób komunikacja z przybyszami

stawała się łatwiejsza”3. Był to niewątpliwie wysiłek w drodze do porozu410

E. Wittlin Lipton, op. cit., s. 191.

411

S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 208.

412

Eugen (Eugene) Tillinger (1908-1966) - ur. we Lwowie, w ówczesnym zaborze austria­

ckim. w rodzinie żydowskiej. W latach 1928-1933 pracował jako dziennikarz w Berlinie,

gdzie poznał Manfreda Georga, późniejszego długoletniego wydawcę gazety „Aufbau”.

W 1933 r. razem z matką i bratem definitywnie opuścił Niemcy. Przeprowadzi! się najpierw do Wiednia a później do Francji. 20 VI 1940 r. otrzymał portugalską wizę od Aristidesa de Sousa Mendesa. Do XI! 1940 r. mieszkał w portugalskiej miejscowości Figueira da Foz,

zanim na statku Siboney odpłynął do Nowego Jorku, gdzie w późnych latach 40. dużo pisał

dla ..Aufbau (często pod pseud. „E.T.” lub „e.t.”). Korespondentem prasy fr. i ameryk. był aż do śmierci.

413

O takim doraźnie stworzonym komitecie przyjęcia uchodźców, na czele z Francuzką

Argel de Melo (żoną kpt. i prof. miejscowego liceum) pisze S. Schimitzek, dodając, iż ko­

bieta „Wzruszona wyglądem obu naszych dziewczynek, Janki Katelbach [córki Tadeusza Katelbacha - przyp. AP] i Ewy [Schimitzek - przyp. AP], lokuje nas sama w pensjonacie

Coimbra przy rua dc tras da Alfandega [Rua de Tras da Alfandega - przyp. AP]”; później

180

mienia, życzliwość, otwarcie się na możliwość pomocy uchodźcom w miarę posiadanych możliwości. Podobną postawę Portugalczyków przedstawia

Stanisław Schimitzek:

W sprawie odzieży i w innych wypadkach przekonuję się, że władze por­ tugalskie na ogól odnoszą się życzliwie do naszych zagadnień. Przeszkodą

w załatwianiu spraw z urzędami miejscowymi jest ich niewiarygodna

powolność, zarozumiałość, która zmusza do przedkładania najprostszych

spraw w powodzi bizantyjskich formuł zapewniających o podziwie dla wielkości, wspaniałomyślności itp. portugalskiego narodu (pod prze­

wodnictwem Salazara), obawa przed naruszeniem zasad najściślejszej

neutralności równoznaczna ze strachem przed hitlerowskimi Niemcami, których ramię sięgnęło przecież aż do Portugalii414.

We wspomnieniach polskich uchodźców wojennych można wyróżnić jeszcze dwa charakterystyczne typy dla ówczesnych stosunków polsko-

portugalskich, stojące na przeciwległych biegunach, czyli przedstawiające całkowitą harmonię oraz absolutne zamknięcie się na problemy innego. Pierwszy przypadek daje się zauważyć w opisie znajomości Andrzeja Gra­

bią Jałbrzykowskiego z Portugalczykiem Alvaro Gonęalvesem - mężczyźni regularnie spotykali się w kawiarni, rozmawiali i spacerowali po Lizbonie:

Przy rogu Avenida da Liberdade i Alexandre Herculano była też skrom­ na kawiarnia, zbyt mała i niepokaźna na to, żeby zyskać jakiś określony „cachet”. Podawano tam doskonałą kawę i zawsze w małej salce czy na

niedużym balkonie można było znaleźć wolny stolik. Zachodziłem do niej często, mieszkając przy sąsiedniej ulicy Bramcamp i spędzałem

w niej długie chwile, czytając książkę czy pisząc listy. Do kawiarni tej

przychodził czasem starszy pan o siwych włosach, bystrych, czarnych

pomaga obydwu rodzinom znaleźć pokoje do wynajęcia (S. Schimitzek, Na krawędzi Eu­

ropy..., s. 208). Jednym z tych Portugalczyków, którzy witali przyjezdnych uchodźców na stacji (a potem nierzadko pełnili rolę ich tłumaczy podczas wizyt u lekarza, na policji, w sklepie) był też Luis Cajao. Przypadek zrządził, iż podopiecznymi CajSo zostali młodzi, 20-kilkuletni wtedy, pianiści Witold Małcużyński i jego żona Colette, którzy do Figueira

da Foz przybyli latem 1940 r. Portugalczyk pomagał im m.in. zorganizować koncert w Saldo dc ( 'dinara. Zob.: 1. Flunser Pimentel, Judeus em Portugal..., s. 131. 414 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy. Wspomnienia z lat 1940/46 (mps)..., t. 2, s. 58.

181

oczach z krótko przystrzyżonymi wąsami spiczastą bródką. Z czasem nawiązała się pomiędzy nami rozmowa a potem i przyjaźń. Spotykaliśmy

się w kawiarni i odbywaliśmy długie spacery po Lizbonie. Pan [Alvaro] Gonęałves znał w niej każdy zakątek i umiał o nim coś interesującego

opowiedzieć. Dzięki niemu poznałem wiele legend związanych z hi­ storią Portugalii, a jedna z nich dotyczyła nawet rodziny samego pana

Gonęalvesa415.

Drugi typ relacji można dostrzec we wspomnieniach Elżbiety Reis (w mo­ mencie zdarzenia: Adamowskiej) z dnia jej aresztowania przez policję PVDE: Życie jako tako ciągnęło się do 11 listopada 1940 r. Tego dnia miałam iść na uroczystą mszę z okazji rocznicy zakończenia pierwszej wojny światowej. Msza była o godzinie jedenastej. Rano właśnie się kąpałam, kiedy przyszła

policja. Było ich trzech. Gospodyni wyjaśnili, że mają nakaz aresztowania

mnie i że jak tylko się ubiorę zabierają mnie na komendę. Ubrałam się i wsiadłam razem z nimi do tramwaju. Siedziałam jak sparaliżowana.

Nagle zobaczyłam niedaleko stojącego marszałka Miedzińskiego. Znałam go jeszcze z Polski, a tu widywałam go czasem w poselstwie. Zawołałam.

— Panie marszałku! — Policjant krzyknął: Cala boca (milczeć)! Ale marsza­ łek już się zorientował, że coś jest nie tak i przecisnął się bliżej. Nie zwracając

uwagi na groźną minę policjantów (byli po cywilnemu) szybko powiedzia­ łam. —Jadę na policję, zaaresztowali mnie, proszę o interwencję. — Policjant znowu krzyknął: Milczeć! Mocno ścisnął mnie za rękę. Pan marszałek kiwnął

głową. Już wszystko zrozumiał. Powiedział głośno. — Zrobię, co będę mógł, ale dopiero po mszy. - Drugi policjant wstał i udaremnił dalszą rozmowę416. Zgodnie z tischnerowską etyką i niezależnie od szerzej przedstawionych wcześ­ niej okoliczności owego zatrzymania, to konkretne wspomnienie jest relacją ze

„zbrodni na twarzy innego”, całkowitym odrzuceniem jego biedy i odmową wzięcia

za niego odpowiedzialności poprzez nienawiązywanie dialogu. Proszącej o pomoc kobiecie nakazuje się milczenie. Poza poleceniem „Cala a boca!” (dosl. „Zamknij

się! ’) w drodze na posterunek nie padają żadne słowa wyjas'nienia. Zamiast tego jest 415 A. Grabia Jalbrzykowski, Gawędy..., s. 77-78. Z dalszej relacji wynika, iż poznany Portugalczyk byl potomkiem Alvara Gonęalvesa, jednego z zabójców Dony Ines de Castro (zm. 7 1 1355 r.), ukochanej królewskiego syna i następcy portugalskiego tronu, D. Pedra.

416 E. Reis, obyś żyl..., s. 73-74.

182

uparte milczenie i groźny wyraz twarzy policjantów. Odpowiada jej tylko Bogusław

Miedziński, ostatni marszałek przedwojennego Senatu, „swój”, znajomy jeszcze z Polski11. Odpowiedź, która Polka uzyskuje jakiś' czas potem od przesłuchujących

ją policjantów dotyczy przewidzianej kary, tj. skierowania do więzienia w Caxias. Z relacji Reis (Adamowskiej) wynika, iż jeden z funkcjonariuszy krzyczał w nie­

zrozumiałym dla niej języku portugalskim („O co mu chodziło, zupełnie nie zrozu­

miałam.Jego portugalski byl tak chrapliwy, niewyraźny. Rozumiałam tylko często

powtarzające się słowo Caxias. Tam, oprócz kasyna, było więzienie dla kobiet”417 418), drugi, który brał odciski palców, na pytanie kobiety, zadane po francusku, co robi, odpowiedział, również w tym języku, iż zabierze ją do Caxias.

Mimo znajomego „szeleszczenia” język portugalski najczęściej pozosta­ wał dla uchodźców niezrozumiały. Gdzie tylko było można, wspomagano się językiem francuskim czy hiszpańskim, szukano odniesień do zdobytych wcześniej mniej lub bardziej przypadkowych informacji. Nie pomagało to

jednak rozszyfrować nazw i położenia mijanych stacji kolejowych w Portu­ galii419. Poczucie sprawstwa zaginęło już całkowicie po przybyciu do stolicy, kiedy trzeba było wykonywać komunikowane na migi polecenia żołnierzy,

nie wiedząc, co będzie dalej. Elżbieta Reis (Adamowska) wspomina:

W nocy przyjechaliśmy do Lizbony. Kazano nam wysiąść z wagonów i ustawić się w dwóch kolejkach. Jedna była dla tych, którzy mieli pieniądze na pobyt

w Lizbonie - wymagano powyżej tysiąca dolarów od osoby - druga, w któ417 We IX1939 r. Miedziński wraz z rządem przekroczył granicę rumuńską. Potem przebywał

w Rzymie, skąd 7 VI 1940 r., na polecenie gen. Władysława Sikorskiego, wyruszył do Algie­

ru. Przystąpienie Włoch do wojny i wstrzymanie komunikacji z kontynentem afrykańskim zatrzymały go 3 dni później w Marsylii. W wyniku braku dyspozycji z Paryża dotyczących

jego osoby, Miedziński przyłączył się do ewakuowanego konsulatu marsylskiego, z którym 24 VI1940 r. dotarł do Lizbony. Przebywał tam prawdopodobnie do V1941 r., kiedy wyruszył

w dalszą drogę do Anglii, a stamtąd, zgodnie z rozkazami gen. Sikorskiego, do Pretorii. Zob.: A Adamczyk. Bogusław Miedziński (1891-1972). Biografia polityczna, Toruń 2001, s. 284-297. 418 E. Reis, obyś żyl..., s. 74. Kasyno znajdowało się w pobliskiej miejscowości Estoril. Podczas II wojny światowej odwiedzane było często przez uchodźców i szpiegów obydwu

stron walczących (I. Flunser Pimentel, Espides cm Portugal...,passim). W Caxias znajdowało się więzienie - Forte de Rei D. Lais 1 (Fort Króla Ludwika I). W czasach Estado Noro jego południowe skrzydło pełniło funkcję więzienia politycznego, zarówno dla kobiet, jak i dla

mężczyzn 7nane było z ciężkich warunków. 419 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 207: „Mijamy stacje i stacyjki o nieznanych nam nazwach. (...)’’. Natomiast drogę przez Hiszpanię opisuje: „Mijamy stacje o nazwach dobrze i ..im znanych z okresu niedawnej wojny domowej”. Zob.: ibid., s. 204.

183

rej stanęliśmy, była dla biednych. Tych kierowano do obozu. Nas biedaków skierowano do miejscowości Figueira da Foz. Nikt nie wiedział, co to za miej­

scowość i czy to będzie obóz jak więzienie, czy też będzie można swobodnie się poruszać. (...) Kiedy znaleźliśmy się na terenie obozu, zaczęła się nowa

kontrola. Sprawdzano paszporty, ustawiano parami małżeństwa. Zrobiło to na

nas okropne wrażenie. Coś tu pachniało obozem zagłady. Ale po chwili, czyli po jakiejś godzinie, dostaliśmy listę mieszkań z adresami i z ceną za pokój420.

Nieufność towarzyszyła również znającemu język portugalski Lepeckiemu, który zamiast do wskazanego na granicy ośrodka dla uchodźców udał się okręż­ ną drogą do Lizbony, skąd łatwiej było o kontakt z przedstawicielami polskiego rządu. Brak możliwości porozumienia się na poziomie lingwistycznym jeszcze

bardziej potęgował napięcie i wzmagał podejrzliwość. Trzeba było być bystrym

i czujnym obserwatorem, aby w porę uniknąć potencjalnego zagrożenia.

Jednym z pierwszych spostrzeżeń polskich uchodźców dotyczących Portu­ galczyków jest również ich ubóstwo. „Ludzie wyglądali na biedniejszych, bardziej wynędzniałych i sponiewieranych niż w Hiszpanii”421 - pisze Elżbieta Wittlin Lip-

ton, która kilka stronic wcześniej wspomina, iż rok 1940 był w Hiszpanii rokiem wielkiego głodu, a alcalde (z hiszp.: burmistrz) Madrytu namawiał mieszkańców miasta na spożywanie soczewicy, aby uniknęli śmierci głodowej422. Portugalskie dzieci, nieobute i w łachmanach, niezależnie od pogody czekały na chodniku przed restauracją, gdzie jadali Wittlinowie. Gdy po skończonym posiłku rodzi­

na opuszczała lokal, malcy wbiegali do środka, by resztkami chleba wyczyścić talerze z oliwy423. Choć stołowanie się w restauracjach było wśród uchodźców raczej rzadkim luksusem - Elżbieta Reis (Adamowska) wspomina np. o dniach

„głodówki”, kiedy z mężem żywili się chlebem, oliwkami i gotowanymi jajkami424 420 E. Reis, obyś żył...., s. 64. Pisząc o „obozie zagłady" autorka użyła określenia, którego

w 1940 r. nikt jeszcze nie stosował. 421 E. Wittlin Lipton, op. cii., s. 188.

422 Podobno robaczywą nazywano lentejas eon carne, co po hiszp. oznacza soczewicę z mięsem. Zob.: ibid., s. 180. 423 Ibid., s. 197. W latach 40. XX w. oliwa była w Portugalii produktem raczej deficytowym,

który na czarnym rynku osiągał wysokie ceny. Nie wszyscy producenci spełniali państwo­ we normy produkcyjne. Część produkcji przeznaczana była na konserwy rybne, których

wytwórstwo w 1942 r. z uwagi na wzrost popytu zagranicznego wzrosło o ok. 11 tys. ton w stosunku do 1938 r. Zob.: A. J. Telo, Portugal..., t. 2, s. 13, 24.

424 Były to tanie produkty spożywcze, których ceny były regulowane przez państwo. Podczas

II wojny światowej rząd szczególnie dbał o to, aby w miastach utrzymać niskie ceny pieczywa,

184

- to widok obcokrajowców prowadzących „wystawne życie”, niedostępne dla przeciętnego Portugalczyka, musiał utrwalać w miejscowej ludności stereotyp

cudzoziemca-bogacza. Na takie postrzeganie przyjezdnych narzeka Stanisław Schimitzek, pisząc, iż Portugalczycy jak tylko mogą, przy każdej okazji, wyzyskują

przymusową sytuację uchodźców i są wobec nich nastawieni bardzo merkan­ tylnie, nie okazując żadnego współczucia425. Wrażenie to, jedno z pierwszych, jeszcze z dworca kolejowego, z biegiem czasu jeszcze się w Schimitzku utrwaliło. Postrzeganie przyjezdnych jako ludzi dobrze sytuowanych znajduje

częściowo potwierdzenie w rzeczywistości. Z lektury wspomnień polskich

uchodźców wynika, iż nie wszyscy byli w trudnej sytuacji finansowej. Także rządy oraz instytucje wspierające emigrantów posiadały dość poważne środki, np. w sierpniu 1940 r. kwotą, jaką dysponował Komitet Pomocy Uchodźcom

Polskim w Portugalii, było szesnaście tysięcy dolarów i cztery tysiące funtów. Wśród uchodźców znajdowały się też oczywiście osoby borykające się z prob­

lemami finansowymi, z czego portugalska opinia publiczna raczej nie zdawała

sobie sprawy. Aż do lat 80. XX w. nie został ujawniony fakt, iż Aristides de Sousa Mendes, wbrew odgórnym rozkazom, wydał wizy tysiącom ludzi, bez względu na stan ich posiadania, co umożliwiło im opuszczenie Francji i przejazd przez

Hiszpanię do Portugalii (w niektórych przypadkach z komplikacjami w wyniku ich unieważnienia). W 1941 r. jedna z portugalskich gazet opisała cudzoziemców

jako „otyłych panów z gatunku bankierów lub przemysłowców” (senhores ro-

lundos, genero banąueiros ou industriais), bez obycia i ze złymi manierami, którzy nosili „szerokie buty na obcasie, podkreślając swą rasę, osobowość i kategorię

donośnym stukotem na chodnikach" (sapatos largos, ferrados nos saltos, marcando a raęa, personalidade e categoria pclo bater forte e sonoro nos passeios). Z kolei w ulotce wydanej przez portugalski rząd w 1945 r., informującej społeczeństwo

o opiece socjalnej świadczonej przez państwo, uchodźcy przedstawieni zostali jako bogaci ludzie niepotrzebujący finansowego wsparcia (abastados que nao ca-

reciam de assistencia económica), jakie otrzymywali Portugalczycy. Jeśli zdarzał}7 się przypadki wykorzystywania sytuacji uchodźców w celu osiągnięcia korzyści materialnych, to były też głosy protestujące przeciwko takiej postawie, czego

przykładem jest anonimowy list do Salazara z sierpnia 1940 r.426. pr/v/n u i dotacje przedstawicielom przemysłu młynarskiego. Zob.: ibid., s. 29-30. •125 S. Schimitzek. Na krawędzi Europy..., s. 206. 426 Zob.: A. Grzybowski,J. Tebinka, op. cif., s. 180; I. Flunser Pimentel, Judeusem Portugal...,

s. 254-255; zob. aneks nr 4: Anonimowy list do Salazara z sierpnia 1940 r., potępiający m.in. mcrl.ni' Iny stosunek Portugalczyków do uchodźców; tłum, cytatów port.: AP.

185

O ubóstwie społeczeństwa portugalskiego pisze również Lepecki, twierdząc, iż powszechna nędza zmuszała ludność do masowej emigracji427428 . Ponadto były

adiutant marszałka Piłsudskiego notuje, że osiemdziesiąt procent Portugalczy­ ków to analfabeci. Wskaźnik analfabetyzmu w Portugalii, jaki w odniesieniu do 1940r. podał Mieczysław Lepecki (80%) znacząco różni się od tego, jaki w 1938

r. podał Władysław Folkierski (60% z nadwyżką, zob. przyp. nr 376). Można odnieść wrażenie, że dzięki działaniom reżimu Salazara analfabetyzm wzrósł w ciągu dwóch lat o co najmniej 20%. Powszechne spisy ludności, sporządzane w

Portugalii co dekadę, pokazują, iż oba przedstawione wyżej szacunki procento­ we są zawyżone, jeśli brać pod uwagę ogół społeczeństwa. Wynik podany przez Folkierskiego bliski jest tylko wynikowi spisu z 1940 r. dla ludności w grupie wiekowej 50-54 lata, która była najgorzej wykształcona ze wszystkich, i gdzie

odnotowano wtedy 61% analfabetów. Dla ogółu społeczeństwa uzyskany wówczas wynik to 52%, co już znacząco odbiega od informacji podanej przez Lepeckiego.

Natomiast okres sprawowania autorytarnych rządów przez Oliveirę Salazara bez

wątpienia charakteryzuje się większym przyspieszeniem procesu alfabetyzacji (wzrost o 10-12% co dekadę) niż na początku XX w. (wzrost o 2-6% co dekadę)42*. 427 M. Lepecki, Po bezdrożach..., s. 24. W 1911 r. Portugalię opuściło prawie 60 tys. osób; w 1912 r. prawie 90 tys., ponad 2 razy więcej niż w 1908 r.; w 1913 r. - 80 tys. Przez 3 lata

państwo utraciło, przede wszystkim na rzecz Brazylii, 226 tys. osób, ok. 3,7% ogółu ludności. W innych krajach, takich jak Hiszpania, Wiochy, Rosja, Austro-Węgry czy Irlandia, zjawisko to

również występowało - emigrowano do krajów Ameryki Północnej i Południowej. W latach I wojny światowej ruch emigracyjny przygasł, ale już w 1920 r. tylko z Portugalii wyjechało 65 tys. osób. Dla państw amerykańskich oznaczało to nadmiar siły roboczej, dlatego stopniowo

wydawały ustawy, które hamowały falę emigracji z Europy. Pomimo to liczba wyjeżdżających

Portugalczyków utrzymywała się w granicach 20-40 tys. rocznie u schyłku tzw. Pierwszej Republiki Portugalskiej. Exodus za granicę zmniejszy! się w Portugalii w latach 1930-1950,

zarówno na skutek restrykcji podjętych przez kraje amerykańskie, jak i z powodu II wojny światowej. Po wojnie aż do początku lat 60. ponownie zaznaczył się silny odpływ ludności w kierunku Brazylii. Zob.: A. H. de Oliveira Marques, op. cit., s. 248, 360.

428 Zob.: zestawienie spisów ludności portugalskiej, w wieku od 7 do 54 lat, w okresie 1900-1960 r., |w:J A. Candcias, E. Simóes, Alfabetizaęao e escola em Portugal no seculo XX: Censos Nacionais e esludos de caso, „Analise Psicológica”, 1999,1 (XVII), s. 170. W literaturze

przedmiotu zwraca się tez uwagę na szybszy proces alfabetyzacji wśród mężczyzn, wynikający

z tradycyjnie przypisywanej kobietom roli matki i gospodyni, szczególnie w społecznościach wiejskich, a także na rolę szkól w procesie wychowania uczniów w zgodzie z wartościami Estado Noro [zob. np.: M. P. Pereira, A “Escola Porluguesa” ao scruięo do Estado Novo: as Liędes de Historia de Portugal do Boletim do Ensino Primario Oficial c o projelo ideológico do salazarismo,

„Da Investigaęao as Praticas, 2013,4 (1), s. 59-81, a także przemówienie Salazara wygłoszone 28 I 1934 r., w teatrze Sao Carlos, w którym zwraca się do uczniów i studentów, [w:] A. Sa-

186

Krytyka Lepeckiego wymierzona w sposób zarządzania państwem przez Salazara, choć oparta na niedoprecyzowanych informacjach, była z pewnością

pożądana przez władze w czasach PRL, kiedy wspomnienia Lepeckiego ukazały siew druku. W wydanych w 1931 r. krótkich wspomnieniach z towarzyszenia marszałkowi Piłsudskiemu podczas jego wypoczynku na Maderze, trwającego

od grudnia 1930 r. do marca 1931 r., Lepecki nie zamieszcza podobnych krytyk,

o Portugalczykach wypowiada się raczej z sympatią. Wydaje się, że jedyne, co nie przypadło mu do gustu, to uroda Maderyjek, o których z kolei wyraża się

w dość mało elegancki sposób429. „Twarz jest śladem” - pisze Tischner430. Twarz innego, sama jego obecność zostawia ślad w pamięci. Choć jest on zmienny, nietrwały i nieadekwatny431 a re­

konstrukcja na jego podstawie zawsze jest hipotetyczna, bliższa lub całkowicie daleka od prawdy, to twarz innego, utrwalona choćby najkrótszą wzmianką

na kartach wspomnień czy namalowana na portretach, jak w przypadku432

lazar, op. i //. (2013), s. 150-155]. Konstytucja z 1933 r. nakładała obowiązek kształcenia dzieci

w zakresie edukacji podstawowej wczesnoszkolnej (3 klasy), w domu łub w szkole (art. 43., §1). W1940 r. w Portugalii działało ponad 10 tys. szkól podstawowych (w porównaniu do ponad 7tys. w 1928 r.). Wzrosła też liczba nauczycieli - odpowiednio z 8,5 tys. do 13,5 tys. W latach 1929-1939 nakłady na edukację wzrosły ze 139 min esc. do 193 min, na pomoc społeczną z 57 do 78 min, na ochronę zdrowia z 4 do 8 min (T. Wituch, op. cit., s. 104). W 1940 r. rząd

Salazara zainicjował „Plan Stulecia” (port. Piano dos Centendrios), którego celem było dalsze

masowe budowanie szkól. Nie miał więc racji także i Schiinitzek, kiedy w 1944 r. notował, iż .reform społecznych, które by wyprowadziły Portugalię z jej stanu zacofania, dotychczas się me przeprowadza” (S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 679), choć, jak stwierdza Oliveira

Marąues, az do lat 50. XX w. rząd bardziej skupiał się na budowie budynków szkolnych niż

na podnoszeniu poziomu nauczania np. poprzez unowocześnianie metod pedagogicznych, które były jeszcze z lat 20. Zob.: A. H. de Oliveira Marąues, op. cit., s. 362-364.

429 Wspomina też, iż to w trakcie tej podróży Piłsudski, postrzegany przez Portugalczyków jako .największy i najsławniejszy Polak” i „pogromca straszliwych bolszewików”, otrzymał z rąk prezydenta Carmony Order Wojskowy Wieży i Miecza (M. Lepecki, Z Marszalkiem Pił­ sudskim... s. 6,8,32). Pełna nazwa tego najwyższego portugalskiego odznaczenia państwowego to: Order Wojskowy Wieży i Miecza, Odwagi, Wierności i Zasługi (port. Ordem Militarda

Torree Espada, do Valor, Lealdadc e Merito). 20 XII1930 r. Piłsudski odznaczony został Krzyżem Wielkim (port. Gra-Cruz), który wówczas był najwyższym stopniem tegoż orderu. 430 J. Tischner, Filozofia..., s. 31. W dalszych rozważaniach myśl ta zostaje rozwinięta do form\ I warz innego jest śladem Nieskończonego” (ibid., s. 51). 431 „Siad stopy na piasku nie bywa jej doskonałym obrysem. Ruiny i zgliszcza, ślady miasta, nie są portretem jego wspanialej panoramy” (B. Skarga, Ślad i obecność, Warszawa 2002, s. 31). 4.32 Zob.: ilustracje 27 i 28. Nazarć - Nazaret, położona na wybrzeżu Atlantyku miejsco­

wość w Portugalii, znana z tradycyjnych strojów noszonych przez rybaków i ich żony.

187

prac Wandy Ostrowskiej ’33 i Mojżesza Kislinga’v‘, świadczy niezmiennie o fakcie spotkania i nawiązania relacji. Bardzo często wskazuje też na wrażenia, jakie owo spotkanie innego wywołało. Np. portretowane dzieci: musiały wzbudzić

wystarczający zachwyt w artyście, aby ten zechciał je namalować; albo „szczebiotliwa dona [Georgina] Lopez”, u której Schimitzkowie początkowo wynajmowali

pokój przy ul. Sao Maręal 114. Ze względu na oszczędności w ostatnich dniach miesiąca wykręcała ona żarówkę w pozbawionej okna łazience i kazała swym

lokatorom pozostawiać okiennice przymknięte, by nie spłowiały „okropne,

jaskrawoszafirowe tapety”. W tych warunkach nie można było ani czytać, ani pisać, do czego - jak uszczypliwie zapisał Schimitzek - drobnomieszczańskie 433

Hr. Wanda Stefania Paulina Ostrowska (z d. Krafft; 1895-1951) - malarka, żona ziemianina,

właściciela Korczewa i innych dóbr w przedwojennych powiatach sokołowskim i węgrowskim,

oraz przedwojennego polskiego dyplomaty, Krystyna Ostrowskiego (Krystyna Marii Antoniego

hr. Rawita-Ostrowskiego h. Rawicz; 1894-1980). Do Portugalii Ostrowscy wraz z młodszą córką

Beatą przybyli po klęsce Francji, latem 1940 r. Ich droga z rodzinnego Korczewa była dość zawiła. Najpierw prywatnym samochodem pojechali ze zlotem polskim z Brześcia do Konstantynopola,

gdzie Ostrowski pracował wcześniej w polskiej placówce dyplomatycznej. Stamtąd dotarli do Francji. Jednym ze znajomych mężczyzn, którzy prosili Ostrowskiego o pomoc w transporcie

złota byl pik Ignacy Matuszewski, byty min. skarbu i były red. nacz. „Gazety Polskiej". Towarzyszyła mu jego żona, Halina Konopacka-Matuszewska. Po pewnym czasie od przyjazdu do Portugalii Ostrowscy zamieszkali w Sintrze, w Casal de Tres Marias, gdzie utrzymywali kontakty towarzyskie

min. z hrabiną de Castanheira (prawdopodobnie Maria Madalena Roovers da Costa Neves, żona Sebastiao Xaviera Telesa da Gamy, 8. hrabiego/ conde de Castanheira; rozmowa autorki z Beatą Ostrowską-Harris, 9 XI 2019 r.). W Lizbonie Krystyn Ostrowski pracował razem ze Stanisławem

Schimitzkiem w Komitecie Pomocy Uchodźcom Polskim, a także z konsulem Kazimierzem Zdziarskim, jako attache konsularny |ANTT. AOS, Informaęao da PVDE sobre o corpo consular...,

1943?, sygn. D-G/8/4/181. W 1942 r. Ostrowscy wyjechali do Wielkiej Brytanii, gdzie spotkali się ze swoją starszą córką Renatą, która była pielęgniarką pomagającą na statku transportującym polskich żołnierzy na wyspy brytyjskie (rozmowa autorki z Beatą Ostrowską-Harris...).

434

Mojżesz Kisling (1891-1953), którego Irena Lorentowicz pamiętała jeszcze z czasów

artystycznego życia wśród przedstawicieli paryskiej bohemy Montpamasscu, przybył do

Portugalii w 1941 r. Spędził tam rok, mając duże wsparcie w osobie Adriana de Sousy

Lopesa, portugalskiego malarza modernisty i ówczesnego dyr. Museu National de Arie Coniempordnea do Chiado. Był z nim skoligacony - ich żony, Renee i Guitle, były siostrami.

Wstawiennictwo Lopesa, który znal wspominanego już Antonia Ferro - twórcę Wystaw

Sztuki Współczesnej - dało Kislingowi możliwość organizowania indywidualnych wystaw w lizbońskim Palacio Foz. gdzie w 1941 r. zaprezentował portret chłopca z rybackiej wioski

Nazare. Zob.: I. Lorentowicz, Oczarowania..., s. 91,100,168; M. F. Henriąues Pereira Peres, Adriano de Sousa Lopcs, director do Museu National de Arie Contempordnea: entre a continuidade

ea mudanca, tese de mestrado cm Museologia, Universidade Nova de Lisboa, Faculdade de Ciencias Sociais e Humanas, Departamento dc Historia, Lisboa 2012, s. 29 i 71.

188

Ilustracja 27: M. Kisling, „Rapaz da Nazare” („Chłopiec z Nazare”), 1941 r.Żródło: Museu Nacional de Arte Contemporanea do Chiado.

Ilustracja 28: Portrety portugalskich dzieci namalowane przez W. Ostrowską pomiędzy 1940 a 1942 r. Źródło: fotografie AP, pałac w Korczewie, listopad 2019 r.

189

portugalskie sfery nie przywiązywały większego znaczenia43'’. Czytając opis całej tej sytuacji, odnosi się wrażenie, iż Georgina Lopez w opinii Schimitzka była

w podobnym stopniu „okropna” co tapety w jej mieszkaniu a jej szczebiotliwość

stanowiła niejako ukoronowanie drobnomieszczaństwa, które reprezentowała435 436.

Twarz innego jawi się polskim uchodźcom na wiele sposobów - widzą jej szaleństwo, dobrodusznos'ć, piękno, łagodnos'ć i troskę; zarozumiałość

i milczenie, które jest groźbą. Widzą brak edukacji i obycia, ubóstwo, głód,

brak współczucia, a także wiele innych pozytywnych bądź negatywnych cech.

W miarę upływu czasu dostrzegają również odmienną mentalność, niepisany kodeks zasad, którymi kierują się Portugalczycy, szczególnie jeśli chodzi o rela­ cje damsko-męskie i ogólnie pojętą moralność, o czym w dalszej częsći pracy.

Jes'li chodzi o portugalski krajobraz i pierwsze wrażenia, jakie wywierał na polskich uchodźcach, ciekawy jego opis zawarła w swoich wspomnie­ niach Elżbieta Wittlin Lipton. I choć w zapamiętany przez nią s'wiat dziecka

wdzierają się później poznane, „dorosłe” pojęcia a wrażenia z kolejnych wi­ zyt w Portugalii zacierają nieco odczucia z pierwszej w niej bytności, warto

przytoczyć jej słowa in extenso, nie tylko z uwagi na artystyczny, osobliwy styl samego opisu, ale także na dość często spotykane we wspomnieniach

uchodźców porównania obcej rzeczywistości do tej znanej, polskiej: Momentalnie uderzyła mnie różnica w charakterze obszarów wiejskich. Kiedy w połowie lat sześćdziesiątych wróciłam tam z krótką wizytą, zdałam

sobie sprawę, że było coś nordyckiego, nawet celtyckiego w tych chłopskich chałupach; może wręcz odrobina polskiej wsi. Małe, białe wiejskie chatki

częściowo wymalowano błękitem w odcieniu farbującego pranie indyga. Pomimo długiego panowania Maurów w Portugalii domy nie sprawiały wrażenia tak dramatycznie wyjałowionych, jak domy hiszpańskich sąsia­

dów, gdzie mury zewnętrzne zdawały się chronić jakąś tajemnicę. By zro­ zumieć tragedię lorkiańską trzeba wpierw zobaczyć oczyma wyobraźni te

grube, oślepiające bielą, nieprzystępne, andaluzyjskie mury z ich ciężkimi,

żelaznymi „rejas” (kraty) osłaniającymi „miradores” (balkony), które z kolei

strzegły „la honra” (cnota) kobiet trzymanych wewnątrz.

435 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 253.

436 Warto przy tej okazji nadmienić, iż w swoich wspomnieniach Schimizek sam zwraca uwagę na bardzo wysokie ceny energii elektrycznej w Portugalii w latach 40. XX w., mówi

też o jej reglamentowaniu. Zob.: przyp. nr 460.

190

Podczas pierwszego pobytu w Portugalii, nasze możliwości zwiedza­

nia miejsc poza Lizboną były ograniczone. Poza Estoril - wymawianym „sztoryll” - widziałam zaledwie garstkę tych maleńkich portugalskich wio­ sek. W miejsce typowej śródziemnomorskiej terakoty część domów kryła

strzecha. Szydełkowane firanki przystrajały okna, a parapety uginały się od donic. W wejściu często wisiała kolorowa, po łowicku pasiasta materia za­

pewniająca nieco prywatności, gdyż drzwi zwykle stały otworem. Panowała

niemal kameralna atmosfera. Gdzieniegdzie porozwieszano ceramiczne

plakietki z kiczowatą scenką cudu z Fatimy437. Wkraczający w inną rzeczywistość uchodźcy próbowali zrozumieć ją po­ przez odniesienia do rzeczy i zjawisk znanych im ze swojego kręgu kulturowego, ze swoich wcześniejszych doświadczeń. Irena Lorentowicz, której niebywały

rozgłos przyniosła realizacja scenografii do baletu „Harnasie” Szymanowskiego,

wystawionego w Operze Paryskiej w 1936 r.438, pisze: „Stroje ludowe [w Por­ tugalii - przyp. AP] odznaczały się wielką różnorodnością kształtu i koloru

i gdzieś w jakimś punkcie ich sztuka ludowa przypominała naszą. Zwłaszcza

ceramika ludowa, garnki, siwaki były zupełnie takie same jak u nas. Pasiaste wełniaki i «gałganiarze» także żywo nasuwały reminescencje polskie”439440 .

Próbie oswojenia poprzez porównania z tym, co polskie poddany zostaje rów­ nież język portugalski - tak samo „szeleszczący”, „pełen «sz», przeciąganych «ł», «ż» i «ą»””°. Portugalskie nazwy i zwroty nierzadko zapisywane są fonetycznie:

Kilkanaście minut przed podaną godziną odejścia pociągu rozlokowuje­ my się w nim, po czym czekamy kilka godzin na odjazd. Dopiero później

przekonamy się, że Portugalia jest krajem, gdzie punktualność jest nieznaną cnotą, gdzie nawet informacje na dworcach o godzinie odjazdu pociągów

udzielane są z zastrzeżeniem „si Dues quiser” („jeśli Bóg zechce")441.

437 E. Witllin Lipton, op. cit., s. 191-192. 438 Za scenografię do tego spektaklu Lorentowicz zdobyła I nagrodę konkursu Grand 1 Opera i 5-letnie stypendium rządu francuskiego.

439 1 Lorentowicz. Oczarowania..., s. 198. 440 Zob. przyp. nr -110. 441 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 206. Poprawna forma pisowni to: se Deus quiser. W erracie umieszczonej na końcu książki błędny zapis zastąpiony jest kolejną niepoprawną

formą. Dcues quiser.

191

U Schimitzka także dość często spotyka się porównania portugalskich krajobrazów do polskich, co pewnie wynika z nostalgii za okupowanym

krajem oraz jest ukłonem w stronę rodzimego czytelnika - jemu również

ułatwia lepsze zrozumienie opisywanej portugalskiej rzeczywistości. Bywa, że znajome elementy odnajdywane są tylko w przyrodzie a wszystko pozo­

stałe naznaczone jest dużym ładunkiem „obcości”. Stan taki wyraża Kazimierz

Wierzyński w wierszu pt. Jesień iv Lizbonie. Pisze: Po obcym chodzę mieście, ja — z innego świata,

I coraz mniej rozumiem was wszystkich dokoła, Chyba że liść jesienny upadnie, polata

1 spod nóg do mnie suchym szelestem zawoła. Chyba że ptak nagle w powietrzu zakręci

1 spadnie w dół kamieniem, ptak, który nie śpiewa.

Patrzę na odpływ morski i spoza pamięci

Powtarzam: to jest jesień, to liść, a to mewa. I wracam z tym do domu, przygodnego domu,

I za oknem zdrętwiały, nieobecny stoję: Świat mnie trafił, jak pocisk, i z tego rozgromu Tylko to ocalało, co już nie jest moje442.

Z okien pociągu, którym od granicy z Hiszpanią jechali uchodźcy, wi­ doczna była m.in. portugalska bieda. Schimitzek zapisuje: Jedziemy przez górzyste, biedne okolice, wzdłuż pełnych melancholijnego

czaru dolin. Ludzi - poza rzadkimi, schludnymi osadami - prawie nie

widać. Z rzadka rozsiane są niewielkie, uprawne poletka i wysuszone

pastwiska. Jako jedyne zwierzęta domowe poza ptactwem pasą się na kamienistych zboczach zabiedzone kozy443. 442 K. Wierzyński. Jesień iv Lizbonie, [w:] idem, Róża wiatrów, Jerozolima 1944, s. 59. Przy­

roda opisywana przez poetę w czasach jego dalszej emigracji do Brazylii traci znajome elementy, stając się równie obca jak cale otoczenie. Zob.: K. Wierzyński, Wiersz z Rio de

Janeiro, „Tygodniowy Przegląd Literacki Kola Pisarzy z Polski”, R. 2, 08 1 1942, nr 2, s. 2-3. 443 S. Schimitzek, Na krawędzi Europy..., s. 206-207. Sama Lizbona również nie zachwycała przepychem. Jak pisze Neill Lochery, we wrześniu 1939 r. stolica Portugalii była miastem

192

Natomiast podróżujący samochodem Lepecki zwraca uwagę na „lepszy lad na drogach i w miasteczkach”’ ’ ’. Można było przejechać dziesiątki ki­

lometrów po wyasfaltowanych szosach obsadzonych ozdobnymi roślinami

-podobno z inicjatywy Salazara444 445446 . Uchodźcy którzy pojawili się w Lizbonie wiosną i latem 1940 r., mieli nie­ powtarzalną okazję, aby poznać zdobycze portugalskiej kultury i zaznajomić się z jej historią. Odbywała się wtedy „Wystawa Świata Portugalskiego” (port.

Exposięao do Mundo Portugues), zorganizowana dla uczczenia osiemsetnej

rocznicy powstania państwa portugalskiego (1140 r.) i trzechsetnej zrzucenia panowania hiszpańskiego (1640 r.). Obiekty wystawy wzniesiono nad brzegiem

Tagu, w dzielnicy Belem, która dla wielu Portugalczyków stanowi świadectwo

ich „złotego wieku”, kiedy kraj był morską potęgą. Jak pisze Lorentowicz:

Było tam wiele rzeczy najzupełniej odkrywczych, które przerastały Expo 37 paryską, a tak pięknych i nowych w pomyśle wykresów nie widziałam ani przedtem, ani nigdzie potem. Wieczorem gra świateł

w rozbryzgach wody z fontann i z morza łączyła się z grą najlepszych wirtuozów - wówczas uciekinierów z hitlerowskich Niemiec. Przy

brzegu stał statek, dokładny model okrętu Kolumba, czerwony, z rzeź­ bionym dziobem, z rozpiętymi żaglami, na którym była restauracja,

a dookoła, na górzystych terenach nadmorskich, wioski-skanseny.

W jednym z pawilonów duże zagłębienie w ziemi, gdzie garncarz to­ czył siwaki. Olbrzymie prymitywne ludowe postacie z siwaków jako

pomniki na wystawie, obok galerie maszyn i urządzeń technicznych, przepyszne w kolorze4"’6. podupadającym, wynędzniałym, z niedającymi się dłużej ukryć skutkami braku troski trwającego od dziesięcioleci. Zob.: N. Lochery, Lizbona. Miasto Światła..., s. 16.

444 M. Lepecki, Po bezdrożach..., s. 24.

445 Tę uwagę Lepecki zestawia z referowaną wcześniej krytyką niskiego statusu ekono­ micznego i poziomu edukacji społeczeństwa portugalskiego. W takim kontekście można odnieść wrażenie, iż Salazar bardziej niż o poważne sprawy dot. Portugalczyków dbał o piękne kwiaty przy drogach - zabieg być może zamierzony przez publikującego w cza­

sach tzw PRL autora. Budowa i utrzymanie dróg przez długie lata stanowiły powód do dumy dla portugalskiej administracji państwowej. Dzięki wysokim subwencjom długość sieci dróg wzrosła z 13 tys. km w latach 1920-1930 do 26 tys. km w 1950 r. i ponad 50 tys.

km w Nos r. Zob.: A. 11. de Oliveira Marąues, op. cit., s. 355.

446 I. Lorentowicz, Oczarowania..., s. 196. Dalej autorka pisze o lizbońskim Klasztorze Hicronimitów (Mosteiro dos Jeróninios), obok którego wystawa była zlokalizowana. Co

193

Wystawa była skonstruowana w zgodzie z wartościami i symbolami Estado Novo. Cały kompleks przypominał o dawnej chwale kraju. Pawilo­

ny wystawowe poświęcone były: powstaniu państwa portugalskiego, od­ kryciom geograficznym oraz wyzwoleniu spod panowania hiszpańskiego

i odzyskaniu niepodległości, osiągnięciom Estado Novo i jego planom na

przyszłość. Były też ekspozycje ukazujące tradycyjne wsie Portugalii, ich stroje oraz kulturę447. Nie wiadomo, jak wielu polskich uchodźców od­ wiedziło wystawę. Szerszy jej opis znajdujemy tylko we wspomnieniach Lorentowicz.

ciekawe, Lorentowicz, absolwentka warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych i scenografii na Wydziale Sztuki Reżyserskiej Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej, a także stu­ dentka wydziału humanistycznego Sorbony, nie znała stylu manuelińskiego, tak prze­

cież dla Portugalii charakterystycznego i zdaje się niedocenianego przez artystycznych

akademików reszty Europy. Pisze: „Dużo widziałam na świecie kościołów i innych dziel architektonicznych, nie umiałam określić, w jakim właściwie stylu ta wspaniała

mauretańsko-chrześcijańska świątynia powstała. Najbardziej zadziwiająca była grubość

kolumn i wzorzystość luków” {ibid.).

447 Prace przygotowawcze trwały ponad 2 lata, angażując duże nakłady finansowe. Wy­ buch II wojny światowej wstrzymał cały projekt na miesiąc, później jednak zdecydowano o jego kontynuacji. Zainaugurowana w VI 1940 r. wystawa, która funkcjonowała do 2 XII

tegoż roku, przyciągnęła prawie 3 min zwiedzających. W większości byli to Portugalczy­

cy. Zagraniczni goście nie przybyli tak licznie, jak się tego spodziewano, ze względu na niekorzystny termin otwarcia, który zbiegi się z niemiecką ofensywą przeciwko Francji.

Mimo działań wojennych w Europie, inaugurację zorganizowano z wielką pompą, przy udziale polityków i hierarchów kościelnych. Wieczorem wody Tagu rozświetlił pokaz sztucznych ogni (N. Lochery, Lizbona. Miasto Światła..., s. 42-45). Jeśli chodzi o uro­ czystości rocznicowe Portugalczyków przebywających za granicą, w ogarniętej wojną

Europie, Salazar nie chciał, aby zostały one uznane za zbyt ostentacyjne. Pod koniec V 1940 r., w okólniku wysianym do portugalskich ambasad i poselstw, zalecał umiarkowa­

nie, rekomendując organizację skromnych spotkań w jednym, konkretnym dniu - 2 VI - z udziałem lokalnych rodaków, dyplomaty z Brazylii (będącej dla Portugalii „como de

familia" - jak rodzina) oraz przedstawiciela miejscowych władz. Zapraszanie pozostałych członków zagranicznego korpusu dyplomatycznego nie było wymagane. Pisał: „A uniao

naąuele dia de todos os portugueses espalhados pelo Mundo e mais valiosa como simbolo do nosso espirito patriótico e nacional do que pela ostentaęao de qualquer reuniao”.

1 lum. (AP): „lego dnia jedność wszystkich Portugalczyków rozproszonych po świecie jest

cenniejsza, będąc symbolem naszego patriotycznego i narodowego ducha niż wyrażając

się w ostentacji jakiegoś zgromadzenia”. Zob.: Dez anos dc politica externa..., t. VII, dok. 789 (Lizbona 29 V 1940), s. 86.

194

Ilustracja 29: Statek „Portugal” (Portugalia) na „Wystawie Świata Portugalskiego”, opisywany przez /. Lorentowicz. Źródło: „Ilustraęao Portugueza”, 6 LX 1940, n° 979, s. 6.

Ilustracja 30: Inauguracja „Wystawy Świata Portugalskiego", Lizbona, 23 VI1940 r. Źródło: Bibłioteca de Arte da Fundaęao Calouste Gulbcnkian, Estudio Horacio Novais

11930-1988], Reporlagem folografica sobre a exposięóo do Mundo Portugues 1940, sygn. CFT164.115L

195

ROZDZIAŁ 5 ŻB352 396-52442 p9es753_ A3_96d3c. . P9+:A?*e55 p963-*s II .984B h.5*:9.28

5.1

u

O+?*45-*38* m528s3

K _ A K v/ i A K

*< G 32-1^.

&'vjn -■ •* —

'TLA-®

M ** tOvLON

71 ĆHOURTCH/Ń&,

faeiJh - 3