Kresy na Pomorzu. Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych

Zabierając Kresy, Stalin zakładał, że Polską będą rządzić komuniści i chciał im to zrekompensować, maksymalnie przy tym

820 112 18MB

Polish Pages [210] Year 2018

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Kresy na Pomorzu. Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych

Citation preview

I

Marek A. Koprowski

Kresy m Pomorzu Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych

Z re a lizo w a n o ze ś ro d k ó w N a r o d o w e g o Pro gram u R ozw o ju C zytelnictw a

M in iste rstw o

Kultury i D z i e d z ic t w a N a rod ow e g o.

Marek A. Koprowski Pisarz, dziennikarz, reporter, od ponad dwudziestu lat zajmujący się problematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Jako wysłannik kilku pism odbył ponad sto dwadzieścia podróży - od Brześcia po Sachalin i Kamczatkę, odwiedzając wszystkie kraje na terenach postsowieckich. Plonem tych wypraw, oprócz tysięcy artykułów, jest też kilkanaście książek. Laureat nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego w 2007 r. za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie. W ostatnirit czasie nakładem Wydawnictwa Replika uka\pły się m.in. zebrane przez nie­ go relacje świadków Wołyń. Krwawa epope­ ja Polaków (tom I), ogólne wprowadzenie w tę trudną tematykę Mord na Wołyniu. Zbrodnie ukraińskie w świetle relacji i doku­ mentów (tomy I i II), a także ov/a tomy inte­ gralnie związanego z tą kwestfcpopracowania Akcja „Wisła" (Krwawa wojna z OUN-UPA

i Ostateczna rozprawa z OUN-UPA).

r Oj

gjS

NARODOW Y

PROGRAM ROZWOJU CZYTELNICTWA

B I B L IO T E K A NARODOWA

Marek A. Koprowski Inne książki Marka A. Koprowskiego w Wydawnictwie REPLIKA:

Wołyń. W spomnienia ocalałych. Tom I Wołyń. W spomnienia ocalałych. Tom II Wołyń. K rw aw a epopeja Polaków. Tom I M ord na Wołyniu. Zbrodnie ukraińskie w św iede relacji i dokumentów. Tom I M ord na Wołyniu. Zbrodnie ukraińskie w świetle relacji i dokumentów. Tom 2 A kcja „ W isła". K rw aw a wojna z O U N -U PA A kcja „ Wisła". O stateczna rozpraw a z O U N -U PA Żołnierze Wyklęci. W spomnienia i relacje. Tom I Żołnierze Wyklęci. W spomnienia i relacje. Tom II Dziewczyny kresowe Kobiety kresowe

Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych

Łemkowie. Losy zaginionego narodu Inna U kraina. Z akarpacie — tu się zaczyna i kończy Europa Śm ierć za Sienkiew icza! Prześladow ania Polaków na Podolu 1 9 1 8 -1 9 9 1 Wierzę, że nie zgin ie! M niejszość polska na Z aolziu 1 8 7 0 -2 0 1 5 Z ginęli za polską sprawę. M niejszość polska na Z aolziu 1870—2 0 1 5

rV i

Replika

Pamięci księdza Michała Kaspruka, który jako komendant transportu osadników przywiózł wraz z nimi na ziemię kamieńską Kościół Rzymskokatolicki i cudowny obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego.

Spis treści

Podziękowania • 9 Słowo do czytelnika 11

Część I: Z dziejów polskiego osadnictwa na Ziemiach Odzyskanych * 1 3 Wstęp 15 1. Kres germańskiego parcia na Wschód 2. Pod polską okupacją 51 3. Ukraińcy liczyli na wojnę 81 4. Trudna stabilizacja 133

21

Część II: Z dziejów polskiego osadnictwa na Ziemiach Odzyskanych * 151 S tanisława Ż yła z d o m u C iura

3 lata u Niemców, 4 lata u Ruskich • 153 J adw iga A bram ow icz z d o m u S olska

Brzozdowce na zawsze pozostaną w mojej pamięci Powolne wrastanie * 1 7 9

H elen a K o st u r z d o m u K ot

Krew tryskała po ścianach

190

Podziękowania

S tanisław K awecki

Mieli przedsmak grobu

207

E dward B urlikow ski

„Pan Jezus nas uratował” • 228 S alom ea S o lsk a z d o m u K łosow ska

„Poszedł po tego Żyda” ' 248 To nie ja miałam jechać - 259

Autor i wydawca składają podziękowania wszystkim, którzy pomogli w powstaniu tej książki: •

redaktorowi naczelnemu „Echa Powiatu Kamień­ skiego”, kpt. rezerwy Waldemarowi Taranowiczowi

K a z im ie rz M artyniak

za pomoc logistyczną w zbieraniu materiału,

Sowieci wkroczyli później ' 273 Wyjazd do Polski 290

Stanisławowi Horyniowi za udostępnienie archiwum zdjęciowego,

309 •

Błażejowi Bubnowiczowi, adiunktowi Muzeum H i­ storii Ziemi Kamieńskiej, za pomoc merytoryczną,

K rystyna M a m zer z d o m u N owak

Ojciec zginął przedwcześnie

redaktorowi Mirosławowi Iwaszczyszynowi za po­ moc merytoryczną,



A dam K ordal

„Wychowałem się na gruzach”



udostępnienie kilku cennych dokumentów oraz

318

utrwalonej na płycie D V D relacji Stanisława Kawec­ Dziedzictwo księdza Kaspruka • 334 Bibliografia

355

kiego, •

Krystynie Mamzer za opiekę w Trzebieszewie,



Sebastianowi Mamzerowi za przekazane materiały.

Słowo do czytelnika

Książkę tę adresuję do miłośników Kresów, a zwłaszcza zie­ mi lwowskiej. Traktuje ona bowiem o losach mieszkańców miasteczka Brzozdowce, których los rzucił na Pomorze Za­ chodnie, na ziemię kamieńską, gdzie przyszło im budować nową rzeczywistość, również blisko granicy. Stali się znów mieszkańcami Kresów, tyle że Zachodnich. Po książkę tę powinni sięgnąć turyści i kuracjusze odwie­ dzający Pomorze Zachodnie, szczególnie Kamień Pomor­ ski, Wrzosowo, Trzęsacz, Dziwnówek, Dziwnów, Rewal, Trzebiatów, Karnic czy Ciesław. Powinni po nią sięgnąć ci, których przygoda zagna do Golczewa, Szczecina, Stargardu, Łobza czy Płotów. Tam rozgrywa się akcja książki. Często bardzo dramatyczna i tragiczna. Życzę owocnej lektury, Marek A. Koprowski

Wstęp

Niniejszy tom, zatytułowany Kresy na Pomorzu, traktu­ je o fragmencie Ziem Odzyskanych, czyli o Pomorzu Za­ chodnim, konkretnie zaś o ziemi kamieńskiej, leżącej nad Zalewem Kamieńskim, który przez cieśninę Dziwna łączy się z Bałtykiem. Stolicą tego miniregionu jest Kamień Po­ morski, miasto powiatowe i jedna ze stolic diecezji szczecińsko-kamieńskiej. Tu w końcu 1945 r. przybyli przesiedleńcy z ziemi lwowskiej, którzy musieli opuścić rodzinną ziemię, by na nieznanym im Pomorzu zacząć życie na nowo. Gdy przyjechali, żyli tu jeszcze dawni mieszkańcy tego zakątka, Niemcy. Niestety musieli opuścić to miejsce. Wielu z nich zginęło bądź zostało zamordowanych. Jednak nie musiało tak być. Taką decyzję podjął Stalin — alianci zachodni nie ośmielili się skutecznie mu przeciwstawić. Zabierając Kresy Polsce, Stalin, który zakładał, że będą nią rządzić kom uni­ ści, chciał jej dać rekompensatę, a jednocześnie ją osłabić. Nie był bowiem jeszcze pewny, jak potoczą się jej losy, choć i tak wszystko ułożyło się po jego myśli.

15

WSTĘP

CZĘŚĆ I

Książka składa się z dwóch części. Obszernego wstępu

sce. Zwarte skupiska utworzyli w Trzebieszewie i Niemicy.

— rysu historycznego, który przybliża czytelnikowi ówcze­

Wszystkich jednak jednoczył kult Pana Jezusa Brzozdowiec-

sną sytuację i relacje ostatnich świadków historii, pamięta­

kiego, którego cudowny obraz przywieźli ze sobą. Został

jących życie w Małopolsce i powojenny exodus na Ziemie

on umieszczony w katedrze w Kamieniu Pomorskim przez

Odzyskane. Obie części nawzajem się uzupełniają. Relacje

księdza Michała Kaspruka. Każdego września uroczystości

pokazują życie powojennych pionierów na Ziemiach Odzy­

odpustowe gromadziły repatriantów z Brzozdowiec, którzy

skanych nie gorzej niż film Sami swoi. Ich autorzy pochodzą

na trzy dni zjeżdżali się z całego kraju. Dziś przyjeżdżają ich

ze wsi Brzozdowce. Opowiadają one o ich barwnym życiu

dzieci i wnuki. Cudowny obraz Pana Jezusa Brzozdowiec-

w okresie II Rzeczypospolitej, kiedy miejscowość ta stanowi­

kiego stał się podstawą utworzenia w katedrze sanktuarium.

ła wspólnotę polsko-rusińsko-żydowską z całym kresowym

Niewątpliwie jest to wkład wygnańców z Brzozdowiec

kolorytem. Z relacji zamieszczonych w książce można do­

w rozwój religijności Pomorza Zachodniego.

wiedzieć się też, jak wyglądało życie w Brzozdowcach w cza­

Relacje poprzedzone są rysem historycznym traktują­

sie II wojny światowej, a także dlaczego nie padły one ofiarą

cym o okresie omawianym w książce, kończącym się na

ukraińskich nacjonalistów. Można dowiedzieć się, jak wy­

transformacji ustrojowej. Koncentruje się on siłą rzeczy na

glądała tutaj okupacja sowiecka i niemiecka. Jak odbywało

kilku najważniejszych wątkach. Traktuje przede wszystkim

się wysiedlenie Polaków i ich przejazd na Pomorze. Relacje

o tym, w jakich okolicznościach Polska weszła w posiada­

przybliżają życie pionierów na nowych gospodarstwach, za­

nie Pomorza, przypomina, że Wojsko Polskie musiało o nie

równo w pierwszych latach, jak i później. Przypominają, że

toczyć ciężkie walki, przejmując tereny, a zwłaszcza znisz­

po pierwszym etapie zagospodarowywania poniemieckich

czone miasta, co ogromnie utrudniało ich zagospodarowa­

ziem, gdy kresowi chłopi stanęli już na nogach, zaczęto ich

nie. Przeszkodą w ich integracji z Macierzą była też trwająca

zapędzać do kołchozów. Kiedy po przełomie październiko­

przez wiele lat dwuwładza oraz fakt, że w wielu gospodar­

wym udało im się odrzucić to jarzmo, prześladowano ich

stwach rolnych i zakładach przemysłowych gospodarzami

podatkami, niskimi cenami skupu, przymusowymi dosta­

byli Sowieci. Wiele z nich przekazali polskiej administracji

wami i brakiem ubezpieczenia. Mimo tych przeciwności nie

dopiero po upływie 5 lat.

porzucali gospodarstw i pracowali, bo innej Polski wówczas

Utrudnieniem w stabilizacji sytuacji na Pomorzu Za­

nie było. Po wojnie zamieszkali na terenie całego powiatu

chodnim, jak i na całych Ziemiach Odzyskanych, była sytu­

kamieńskiego, a także w innych miejscowościach w Pol­

acja międzynarodowa oraz brak ostatecznego uznania gra-

16

17

cz ęś ć I

wstęp

nicy na Odrze i Nysie przez mocarstwa zachodnie. W ich

będąc ideowym przeciwnikiem komunistów, popierał ich

rozumieniu Polska była tylko użytkownikiem dawnych

w działaniach na rzecz międzynarodowego uznania granicy

ziem poniemieckich, a nie ich pełnoprawnym właścicielem.

na Odrze i Nysie Łużyckiej. Utożsamiał się bowiem z polską

To kładło się cieniem na wszystkich poczynaniach mieszka­

racją stanu. Wypowiedzi ówczesnych dostojników kościel­

jących tam ludzi. Kto raz został wyrzucony z ojczyzny, tak

nych są po dziś dzień aktualne. Trzeba je jednak odświeżać,

łatwo nie uwierzy w zapewnienia, że nikt go ponownie nie

bo w Niemczech wciąż odzywają się głosy pokrzywdzonych,

wyrzuci z gospodarstwa, które zajmuje. Tym bardziej gdy

którzy przypominają Polakom brutalne wypędzenie, a zapo­

jest straszony III wojną światową.

minają, że było ono konsekwencją rozpętania przez Niemcy

Nastrój tymczasowości podtrzymywali też niestety prze­

II wojny światowej oraz wszelkich cierpień Polaków, których

siedleni tu w ramach Akcji „Wisła” Ukraińcy. Uważali oni

doznali. Polacy nie przyszli na Ziemie Odzyskane z własnej

swoje przesiedlenie za tymczasową niesprawiedliwą represję

woli. Ich wrastanie w nową glebę nie było łatwe. M imo to

komunistów. Zgodnie z propagandą O U N -U PA sądzili, że

wrośli w nią, tworząc nowe społeczeństwo.

lada dzień wybuchnie III wojna światowa, która przyniesie im wolność. Upowszechniali tę wiedzę wśród Polaków, co podsycało ich poczucie niepewności. Sporo miejsca autor poświęca niedocenionej roli, jaką

Dla większej przejrzystości część historyczna książki jest podzielona na cztery części: 1. Kres germańskiego parcia na wschód. 2. Pod polską okupacją.

dla stabilizacji sytuacji na Ziemiach Odzyskanych odegrał

3. Ukraińcy liczyli na wojnę.

Kościół katolicki, a zwłaszcza prymas kard. Stefan Wyszyń­

4. Trudna stabilizacja.

ski. Sytuacja Kościoła polskiego była szczególnie trudna. Był

Książka jest wzbogacona o mało znane dokumenty, re­

on nie tylko naciskany przez komunistów, lecz także miał

lacje oraz najnowszą literaturę. Dodatkowym walorem jest

przeciwników w Watykanie, który mógł zrobić więcej dla

bogaty materiał ilustracyjny. Zdjęcia przedstawiają życie

stabilizacji struktur Kościoła na Ziemiach Odzyskanych, ale

Polaków z miejscowości Brzozdowce przed II wojną świato­

najzwyczajniej nie chciał. Wiele działań podejmowanych

wą we wszystkich jego wymiarach: religijnym, społecznym,

przez kard. Wyszyńskiego było sabotowanych nie tyle nawet

kulturalnym, oświatowym, narodowościowym i gospodar­

przez papieży, ile przez Kurię Rzymską. N a potwierdzenie

czym. Pokazują tragedię II wojny światowej, a także wy­

tego faktu autor przytacza mało znane wypowiedzi pryma­

siedlenie Polaków z Brzozdowiec, ich przejazd do Trzebie-

sa Wyszyńskiego. Kościół, co jest swoistym paradoksem,

szewa na Pomorzu Zachodnim k. Kamienia Pomorskiego.

18

19

CZĘŚĆ I

Zdjęcia ilustrują też Trzebieszewo, jak wyglądało w 1945 r., gdy mieszkali w nim jeszcze Niemcy. Stanowią one cen­

1

ne dopełnienie relacji: Stanisławy Żyły z d. Ciura, Jadwigi

Kres germańskiego parcia na wschód

Abramowicz z d. Solska, Heleny Kostur z d. Kot, Stanisła­ wa Kaweckiego, Edwarda Burlikowskiego, Salomei Solskiej z Kłosowskich, Kazimierza Martyniaka, Adama Kordala oraz Krystyny Mamzer z d. Nowak.

Jednym z najważniejszych wydarzeń w najnowszej histo­ rii Polski była zmiana geograficznych podstaw istnienia naszego narodu, przesunięcie granic państwa na zachód i przesiedlenie ludności. Był to fakt o bardzo doniosłym znaczeniu. Jak pisze wielu historyków, położył on kres ger­ mańskiemu parciu na wschód. Ówczesna Polska dokona­ ła tego w niewiarygodnie krótkim czasie. Całą operacją kierowało Ministerstwo Ziem Odzyskanych, działające od 13 listopada 1945 r. do 11 stycznia 1949 r. D ata powo­ łania tego ministerstwa była bardzo ważna, ponieważ z tą chwilą Rzeczpospolita Polska prawie objęła Ziemie Odzy­ skane. N a mocy postanowienia konferencji poczdamskiej z 2 sierpnia 1945 r. Polska mogła rozciągnąć na Ziemie Zachodnie i Północne ustawodawstwo polskie i integro­ wać je pod względem prawnym z resztą państwa. O bję­ cie 103 tys. kilometrów kwadratowych z ziem należących dotychczas do Niemiec wiązało się z ubytkiem 182 tys. kilometrów kwadratowych terytorium

21

na Wschodzie

CZĘŚĆ 1

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS C H ÓD

i ewakuacją obywateli narodowości polskiej. Nadzieje na

Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby uzyskać

to, że alianci zachodni przekonają Stalina do pozostawie­

porozumienie w sprawie polskiej granicy na wscho­

nia po stronie polskiej Lwowa wraz z Drohobyczem, nie

dzie, która powinna przebiegać wzdłuż linii Curzona

spełniły się. Prezydent U SA Franklin D . Roosevelt podjął

w części północnej i środkowej, a w części południowej

tę kwestię, ale zrobił to bardzo delikatnie, by nie zadraż­

powinna pokrywać się zasadniczo ze wschodnią grani­

niać stosunków ze Stalinem. Była to raczej sugestia niż po­

ca regionu lwowskiego3.

stulat, bardzo daleka od kategorycznej formy. Ujawnia to Serhii M. Plokhy w swojej pracy o konferencji wielkich mocarstw w Jałcie, ustalającej nowy ład światowy. Amery­

Stanowisko amerykańskiej dyplomacji nie znajdowało zrozumienia w Londynie. Jak pisze Plokhy:

kański prezydent miał powiedzieć, że: W notatce służbowej na temat rezultatów spotkania [...] naród amerykański jest zasadniczo przychyl­

ze Stettiniusem na Malcie Eden napisał Churchillowi:

nie nastawiony do linii Curzona jako wschodniej gra­

Jeśli chodzi o wschodnią granicę Polski, rząd Jego

nicy Polski, ale uważa, że gdyby rząd radziecki rozwa­

Królewskiej Mości uzgodnił już z Rosjanami i ogłosił

żył pewne ustępstwo, jeśli chodzi o Lwów i złoża ropy

publicznie, że powinna nią być linia Curzona, przyzna­

naftowej w rejonie lwowskim, miałoby to bardzo poży­

jąca Lwów Związkowi Radzieckiemu4.

teczny skutek1. W brytyjskim M inisterstwie Spraw Zagranicznych, Roosevelt zakończył swoje wystąpienie w tej kwestii

jak wynika z badań Plokhy’ego, panowała nieżyczliwa

stwierdzeniem: „Nie składam ostatecznego oświadczenia,

atm osfera w kwestii Lwowa i granicy wschodniej Pol­

ale mam nadzieję, że marszałek Stalin może wykonać pe­

ski. Tuż przed konferencją w Jałcie Wydział Analiz tego

wien gest w tym kierunku”2. Do działań w kwestii Lwowa

resortu opublikował opracowanie pióra Elisabeth Pares

prezydenta USA monitorował Departament Stanu, który

zatytułowane Ukraińska mniejszość w Polsce, w którym

w swoim memorandum stwierdzał:

dowodziła, że:

1 S. M. Plokhy, Ja łta . Cena pokoju , przeł. R. Bartold, Poznań 2011, s. 202.

3 Tamże, s. 204.

2 Tamże, s. 202.

4 Tamże.

22

23

CZĘŚĆ 1

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS CHÓD

[...] problem wschodnich granic Polski jest nie tyl­

rnniał też, że linia Curzona miała dwie wersje. W swoim

ko kwestią rosyjsko-polską, ale jest to zagadnienie trój­

założeniu opierała się ona na kryterium narodowościo­

stronne, w której tę trzecią stronę stanowią mniejszości

wym i miała oddzielać Polaków i Ukraińców. Linię tę, jako

narodowe w Polsce, a dzieje polskich stosunków z naj­

wschodnią granicę polskiej władzy państwowej, po raz

większą z tych mniejszości - Ukraińcami - wcale nie

pierwszy zaproponowano w oświadczeniu wydanym przez

są dobre. Niefortunne może byłoby, gdyby nasze silne

Radę Najwyższą Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzy­

zaangażowanie w obronę interesów Polski przesłoniło

szonych w grudniu 1919 r. Jej eksperci opracowali dwie

te fakty5.

wersje tej linii. W jednej Lwów zostawał po polskiej stro­ nie, w drugiej po ukraińskiej. Dyplomacja brytyjska mogła

W dalszej części tego memorandum Brytyjka prezento­

wziąć pod uwagę wersję linii korzystnej dla Polski, ale tego

wała całkowicie filoukraińskie stanowisko, podkreślała, że

nie zrobiła. Winston Churchill nie wsparł sugestii amery­

wszyscy Ukraińcy powinni zostać scaleni w jedną jednost­

kańskiego prezydenta w sprawie Lwowa. Los tego miasta

kę polityczną i Ukraina Zachodnia winna być włączona

był przesądzony! Jest bardzo prawdopodobne, że Churchill

do Ukraińskiej Republiki Radzieckiej. Uważała bowiem,

myślał już o przyszłym starciu z Sowietami i chciał wzmoc­

że powstanie niezależnego państwa ukraińskiego na tym

nić pozycję Ukraińców jako czynnika dysfunkcjonalnego

etapie dziejów Europy Wschodniej jest trudne do wyobra­

wobec sowieckiego imperium. Dla Polaków mieszkających

żenia.

we Lwowie i jego okolicach Jałta oznaczała koniec złudzeń

Przełożony Elisabeth Pares wzmocnił jeszcze wydźwięk

i konieczność wyjazdu do Polski. Większość z nich siedziała

jej analizy, podkreślając, że Lwów jest dla Ukraińców kultu­

już na walizkach i węzełkach i myślała o ratowaniu swego

ralnym i narodowym centrum, siedzibą wykształconej czę­

życia. Ci z Wołynia i Małopolski Wschodniej wyjeżdżali,

ści społeczeństwa. W swoim opracowaniu zwracał uwagę,

zmuszeni do tego terrorem UPA. Wyjeżdżali, obawiając się

że we Lwowie działał Mychajło Hruszewski „najwybitniej­

o swój los. Także władze sowieckie robiły wszystko, żeby

szy ukraiński historyk” i szef ukraińskiego rządu w latach

pozbyć się Polaków z terenów Ukraińskiej Socjalistycznej

1 9 1 7 -1 9 186. Nie interesowało go, ile Lwów znaczy dla

Republiki Radzieckiej. Jak podaje Serhii M. Plokhy tylko

Polaków, że stanowi on najbardziej polskie miasto. Zapo-

w 1944 r. N K W D zmusił do wyjazdu do Polski 117 tys. Polaków! Przesiedlenie nie było dobrowolne. N K W D po-

5 Tamże, s. 221. 7 Tamże, s. 226.

6 Tamże, s. 222.

24

25

CZĘŚĆ 1

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS CHÓD

magał miejscowym Polakom dokonać „słusznego wyboru”8.

w którym wywołali wojnę. Ilja Erenburg zapowiadał, że:

Zwłaszcza tym ze Lwowa. Mieli oni do wyboru dobrowolny

„Niemieckie kobiety będą przeklinać godzinę, w której uro­

wyjazd na zachód lub przymusowy - w bydlęcym wago­

dziły swoich synów. Nie będziemy hańbić. Nie będziemy

nie — na wschód, do łagrów Norylska lub Magadanu. Ci,

złorzeczyć. Nie będziemy słuchać. Będziemy zabijać!” 10.

którzy ruszyli pierwsi, jechali w nieznane. Gwarantem ich przesiedlenia był Związek Radziecki, który pozbawił ich do­

Gdy Armia Czerwona przekroczyła granice Niemiec, Ilja Erenburg napisał:

tychczasowej ojczyzny. 20 lutego 1945 r. Państwowy Kom i­ tet Obrony Z SR R wydał zarządzenie, że do chwili ustalenia przez przyszłą konferencję pokojową:

Nie zapomnimy niczego. Maszerujemy przez Po­ morze, przed naszymi oczyma rozpościera się jednak zniszczona, krwawiąca Białoruś. Przenikliwy zapach

[...] za zachodnią granicą państwa polskiego na­

spalenizny, którym przesiąkły nasze ubrania w Smo­

leży uważać linię biegnącą na zachód od Świnoujścia

leńsku, chcemy teraz nieść do Berlina. Przed Królew­

do rzeki Odry, z pozostawieniem miasta Szczecina po

cem, Wrocławiem i Ustką myślimy o ruinach Woro­

stronie Polski, dalej wzdłuż biegu rzeki Odry do ujścia

neża i Stalingradu. Czerwonoarmiści, którzy teraz

rzeki Nysy (Zachodniej) do granicy z Czechosłowacją9.

szturmują niemieckie miasta, nie zapomną, jak w Le­ ningradzie matki wywoziły na sankach swoje martwe

Armia Czerwona w tym czasie parła do przodu, gromiąc nie tylko stawiające opór oddziały, lecz także zmuszając do

dzieci. Za męczarnie Leningradu Berlin nam jeszcze nie zapłacił!11

ucieczki niemiecką ludność cywilną. O d czasu wejścia na terytorium wroga czerwonoarmiści w swoich działaniach kierowali się głównie żądzą zemsty na Niemcach za potwor­

Brytyjski autor Tony Le Tissier w jednej ze swoich prac wysunął tezę, że:

ne zbrodnie i barbarzyństwa, jakich dopuścili się oni na terenach ZSR R. Propaganda radziecka wprost nawoływała

Być może taki terror miał na celu wywołanie mi­

żołnierzy do brania odwetu, by Niemcy przeklinali dzień,

gracji niemieckiej ludności zamieszkującej na wschód

8 Tamże, s. 226. 9 P. Dziurzyński, Osadnictw o rolne na Ziem iach Odzyskanych, Warszawa

10 Cyt. za: M. Podlasek, 'W ypędzenie Niem ców z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Relacje św iadków , Warszawa 1995, s. 98. 11 Tamże, s. 98.

1939, s. 19.

26

27

CZĘŚĆ 1

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS C H ÓD

od Odry, ułatwiając w ten sposób przesiedlenie na te

Żołnierze pochodzący z Białorusi nie potrzebowali za­

tereny tzw. Kresów, zgodnie z ustaleniami na temat

chęt Ilji Grigoriewicza Erenburga, który w czasie wojny

przebiegu granic państwowych po wojnie12.

napisał ponad 1500 antyniemieckich artykułów dla prasy krajowej i zagranicznej, za które Hitler nadał mu tytuł „nad­

Wątpliwe jest jednak, by teza tego badacza, będącego

wornego Żyda Stalina”. Najzwyczajniej w świecie chcieli

pułkownikiem armii brytyjskiej, który w latach 1981­

wziąć odwet. N a Pomorzu byli mobilizowani do działań

1987 był brytyjskim naczelnikiem alianckiego więzienia

przez swych dowódców. Działania niemieckiej Grupy Ar­

w Spandau, była słuszna. Sowieccy żołnierze w znacznej

mii Wisła odciągnęły siły 2 Frontu Białoruskiego od mar­

mierze chcieli wyrównać rachunki z Niem cami. D o tych

szu na Berlin i zmusiły do realizacji operacji pomorskiej,

najokrutniej traktujących cywilną ludność oddziałów na­

bo inaczej jego prawa flanka byłaby zagrożona. Likwidacja

leżeli żołnierze II Frontu Białoruskiego, z których 53 tys.

„nawisu pomorskiego” nie była łatwa. Niemcy ściągnęli

zostało zmobilizowanych z terenów Białorusi, wyzwolo­

przez Odrę znaczne siły i wyprowadzili z rejonu Stargardu

nych przez Armię Czerwoną. N a własnej skórze doświad­

uderzenie pancerne, które zepchnęło Sowietów 12 kilome­

czyli więc niemieckiej okupacji, która była wyjątkowo

trów na południe. Dopiero po skierowaniu czterech armii

brutalna i nieludzka. Białoruś utraciła około 2 700 000

polowych i dwóch pancernych sytuacja została opanowa­

mieszkańców, czyli ponad 25 procent ludności. Spłonęło

na. Sowieci zdobyli Stargard, a następnie zepchnęli N iem ­

9200 wiosek, 692 zostały spalone przez Niemców razem

ców na przyczółek wokół Szczecina-Dąbia, który rozciągał

z mieszkańcami. Trzy czwarte mieszkań w miastach zo­

się na przestrzeni 80 kilometrów na wschód od Odry i od

stało zniszczonych i leżało w gruzach. Zwierzęta domowe

Goleniowa na północy do Gryfina na południu. Przyczółek

zdołali zachować tylko nieliczni mieszkańcy wsi. Utraciły

ten skutecznie bronił Szczecin przed sowieckim natarciem.

je także wszystkie kołchozy. Straty Białorusi bezpośrednio

Można było z niego w dalszym ciągu wyprowadzić natar­

spowodowane wojną zostały oszacowane na trzydzieści

cie zagrażające wojskom 1 Frontu Białoruskiego. Żuków

pięć jej budżetów z 1940 r.13

nakazał blokowanie przyczółka i zaczął ściągać siły w celu jego likwidacji. Hitler przyszedł mu niespodziewanie z po­

12 T. Le Tissier, Żuków na lin ii Odry. Rozstrzygająca bitw a na przedpolach B erlin a , przeł. T. Szlagor, Wrocław 1996, s. 168. 13 Z. Szybieka, H istoria B iałorusi 1 7 9 5 -2 0 0 0 , przeł. H. Łaszkiewicz, Lu­ blin 2002, s. 364.

TO

mocą i ściągnął z przyczółka niektóre oddziały, w rezultacie czego nie był on w stanie stawiać skuteczniejszego oporu. 19 marca 1945 r. oddziały radzieckie przełamały niemiecką

29

CZĘŚĆ I

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS CHÓD

obronę, a 21 marca zlikwidowały ostatnie punkty oporu.

dowały niemiecką ludność cywilną. Dla opanowania sytu­

Część Niemców zdążyła się wycofać za Odrę i wysadzić

acji na Pomorze Zachodnie zostały skierowane 2 i 4 Dywi­

za sobą mosty. N a przyczółku zginęło 40 tys. Niemców,

zja Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego, które odpoczywały

a 12 tys. dostało się do niewoli. Rosjanie zdobyli ponadto

1 porządkowały swoje oddziały po zdobyciu Kołobrzegu,

126 czołgów i dział samobieżnych, ponad 200 dział i 154

gdzie poniosły ciężkie straty. Sygnałem do natychmiasto­

moździerze. Jednocześnie inne ugrupowania wojsk sowiec­

wego działania było odbicie przez Niemców zajętych już

kich kontynuowały oczyszczanie z wojsk niemieckich pół­

Gryfic. Dowódca 1 Armii WP Stanisław Popławski skiero­

nocno-zachodniej części Pomorza. Opór, który stawiali

wał tam natychmiast 1 Brygadę Kawalerii, która wspólnie

Niemcy, tylko rozwścieczał Rosjan marzących o tym, by jak

z radzieckim 1 Korpusem Kawalerii odbiła miasto. Poza

najszybciej wziąć Berlin, cieszyć się ze zwycięstwa i wracać

2 i 4 Dywizją Piechoty na zachód ruszyła też 1 Dywizja.

do domu. Tymczasem straty wśród Sowietów, zwłaszcza

Miały one opanować brzegi zalewów: Szczecińskiego, Ka­

osobowe, rosły. Dywizje Żukowa, szykujące się do operacji

mieńskiego i cieśniny Dziwny i przejść wzdłuż nich do

berlińskiej, liczyły średnio po 4600 ludzi, czyli jedną trzecią

obrony. Połączywszy marsz z przeczesywaniem terenu, Po­

etatowego stanu! Swoją wściekłość sowieccy żołnierze wyła­

lacy wzięli już drugiego dnia około tysiąca jeńców. Niemcy

dowywali na napotkanych Niemcach. W niektórych miej­

usiłowali przegrupować się i wydostać się przez Dziwnów

scowościach wszyscy urzędnicy administracji państwowej,

na wyspę Wolin. Z rejonu Trzebiatowa i Trzebusza, a także

jak również każdy, kto nosił jakikolwiek mundur: policjant,

Trzęsacza i Karnic siły niemieckie, liczące 25 tysięcy żołnie­

listonosz, pracownik kolei czy leśnik —był natychmiast roz­

rzy i drugie tyle uciekinierów, ruszyły 10 marca w kierunku

strzeliwany! Sytuacja na Pomorzu Zachodnim była zaś bar­

Dziwnowa. Niemiecki garnizon z wyspy Wolin wyruszył

dzo płynna i niejako zmuszała wojska sowieckie do działań

mu na spotkanie. Oddziały sowieckie - 79 Korpus 3 Armii

typowych, stosowanych przy zwalczaniu partyzantki prze­

Uderzeniowej i 7 Korpus Kawalerii - uderzyły na Niemców

ciwnika. Teren był oficjalnie zdobyty, ale wciąż przedzierały

i zmusiły ich do przejścia do obrony. Okrążeni w rejonie

się przez nie oddziały niemieckie z 10 Korpusu SS oraz jed­

Trzęsacza, zdołali przebić korytarz wzdłuż wybrzeża i pla­

nostek korpuśnych „von Tettau” i „Munzel” . Bardzo często

żami wzdłuż klifów przejść do Dziwnowa. Ze wspomnień

zajmowały one już zdobyte wsie, a nawet większe miejsco­

Ingę Asbeck, uciekającej w kolumnie z Trzęsacza przed Ro­

wości. Ukrywały się też w wielkich kompleksach leśnych.

sjanami, wynika, że zdołała ona ujść do Dziwnowa z winy

Organizowały zasadzki na oddziały, które w odwecie mor­

Rosjan, których czołgi wdarły się do Trzęsacza i zajęły go

30

31

CZI-SĆ I

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS C H ÓD

bez osłony piechoty. Uciekająca kolumna skręciła z drogi

i jak zawsze będzie szumieć. Lecz tym razem słychać

w las, leśnym duktem zjechała przez klif na plażę i posuwała

było także odgłosy przetaczających się i strzelających

się nią w kierunku Dziwnowa. Ingę Asbeck wspomina:

czołgów14.

Zbliżały się rosyjskie czołgi, musieliśmy więc jechać

Dziwnów, do którego udało się dotrzeć uciekinierom

po stromym nabrzeżu w dół do plaży. [...] Wozy jeden

z Trzęsacza, był już pełen cywilnych kolumn. M ost pon­

po drugim zjeżdżały po wydmie. Co za widok! Po pro­

tonowy był uszkodzony i kursował tylko prom. Promem

stu pionowo w dół, dobrze, że wyhamowywał ich pia­

na drugi brzeg przewożono wyłącznie rannych żołnierzy.

sek. [...] Najszybciej, jak mogłam, pobiegłam wzdłuż

Tych, którym udało się przejechać na drugą stronę cieśniny

kolumny. Wozy jechały w głębokim piasku, pod osłoną

Dziwna, kierowano szosą do miejscowości Wolin. Stamtąd

wydmy. Biegłam po wodzie, tam piasek był twardszy.

niemieckie jednostki pływające miały przerzucić je na za­

Inaczej nie miałabym siły. [...] Na nogach miałam pół­

chodni brzeg Zalewu Szczecińskiego, bronionego jeszcze

buty, które powoli zapełniały się piaskiem. Zbliżał się

przez Niemców.

wieczór, biegłam co sił w nogach. Chyba ze trzy kilo­

Polskie jednostki, luzujące sowieckie oddziały pod Dziw-

metry, nogi nie chciały mnie już nieść, stopy krwawiły

nówkiem, zostały zaatakowane przez Niemców broniących

...To nie miało sensu. [...] Jechaliśmy skryci za wy­

mierzei, która biegła przez Dziwnówek i Dziwnów na wy­

dmą. Robiło się ciemno. Z góry strzelały czołgi. Pociski

spę Wolin. Chcieli za wszelką cenę utrzymać drogę, przez

przelatywały nad nami i spadały z pluskiem w wodę.

którą ostatnie niemieckie oddziały mogły się przedostać

Dookoła mnóstwo się działo, ale nie patrzyłyśmy ani

ze wschodu na zachód. Ich uderzenie poszło w kierunku

w prawo, ani w lewo, cieszyłyśmy się, że udało się zje­

Wrzosowa wzdłuż Zalewu Kam ieńskiego. Opanowanie

chać z wydmy i że jesteśmy razem. Dzieci spały. [...]

tej miejscowości umożliwiało też poszerzenie korytarza

Konie szły już ostatkiem sił, tak naprawdę nie powinny

i przesunięcie do tyłu rubieży obronnej, zajmowanej przez

w ogóle dalej jechać... Jakaś kobieta zbiegła z wydmy.

5 Pułk 2 DP. Ten nie wytrzymał na tym odcinku niemiec­

Rosjanie z czołgów rozebrali ją do naga. Dałyśmy jej

kiego natarcia i oddał Niemcom Wrzosowo. Polaków na­

jakieś ubranie, żeby nie zamarzła. Czułam się przygnie­ ciona tym wszystkim, a szczególnie tym, ze nie sposób było pomóc żołnierzom. Morze szumiało, jak zawsze

32

14 I. Asbeck, P rzed k apitulacją i ucieczką p rzed R osjanam i, [w:] M . Weber, Kobiety wypędzone. Opowieść o zem ście zwycięzców , przeł. G. Kowalski, Za­ krzewo 2008, s. 168-170.

33

CZl -ŚĆ I

tychmiast wsparli Sowieci. Dalsze kierowanie operacją wziął na siebie radziecki generał Pierewierkin, dowódca 79 Kor­

KRKS (1K R M A Ń S KI UCl O PARCIA NA WS CHÓD

W tym samym czasie sowieckie jednostki zajęły wyzna­ czony pas wybrzeża Bałtyku Dziwnówka do Niechorza.

pusu. Polska 2 D P wraz z radziecką 171 DP miały ude­

Przez Pomorze Zachodnie w dalszym ciągu przewijały

rzyć na Dziwnówek. Pozostałe siły 3 Armii Uderzeniowej

się grupy niemieckich rozbitych oddziałów, usiłując dostać

i 7 Korpus Kawalerii miały ostatecznie oczyścić brzeg Bał­

się do Zatoki Kamieńskiej, Dziwny lub Zalewu Szczeciń­

tyku z niemieckich oddziałów od Dziwnówka do N ie­

skiego oraz na łodzie wysyłane przez okręty Kriegsmarine,

chorza. By zdobyć Dziwnówek, należało jednak wcześniej

wzywane przez radiostacje. Wśród uciekinierów, którzy tą

wziąć Wrzosowo. D o walki nie zostały wyznaczone pułki

drogą starali się wydostać z Pomorza do Niemiec, było wie­

5 i 4. Generał Stanisław Popławski, licząc się z dużym oporem

lu oficerów wysokiej rangi. Świadczy o tym chociażby ujęcie

przeciwnika, wzmocnił je 13 Pułkiem dział średnich SU-85,

dowódcy 402 Dywizji Piechoty, generała Siegmunda von

dywizjonem dział lekkich SU-76 i 2 Pułkiem Artylerii Lekkiej.

Schleinitza. Ujęli go kościuszkowcy z 1 Pułku. Jednostki

12 marca 3 Pułk uderzył najpierw na Radawkę, miejscowość

polskie obsadziły wyznaczony pas obrony przeciwdesan­

położoną na północ od Wrzosowa, chcąc wbić klin między

towej, Niemcy byli na wyspach Wolin i Chrząszczewskiej.

nią a Dziwnówek. Gdy to uczynił, wraz z 4 Pułkiem zaata­

Polskie oddziały były odseparowane od nich przez wody

kował Wrzosowo. Walki były ciężkie, ale wieczorem było już

Zalewu Kamieńskiego i cieśniny Dziwna.

po wszystkim. 5 Pułk usiłował wziąć z marszu Dziwnówek,

Wojsko wykorzystało krótki postój na pozycjach obron­

Niemcy jednak nie pozwolili się zaskoczyć. Udało mu się go

nych do intensywnego szkolenia. Żołnierze poznawali też le­

zdobyć następnego dnia wspólnie z radziecką 171 dywizją.

piej okoliczne wsie. Wielu z nich postanowiło po wojnie się

Około godziny 12 Pułk wyszedł na plaże nad Bałtykiem, do­

tu osiedlić. Za gospodarstwami zaczęli się rozglądać zwłasz­

konując symbolicznych zaślubin z morzem. Silny opór Niem­

cza żołnierze z Kresów, którzy praktycznie nie mieli dokąd

ców kosztował życie 19 żołnierzy 5 Pułku, 32 odniosło rany,

wracać. Ich dowódcy mówili im, że ziemie te będą polskie.

a sześciu przepadło bez wieści. Żołnierze spoczywają na cmen­

Dowództwo 1 Armii, by przekonać żołnierzy, że tak właśnie

tarzu wojennym w Kamieniu Pomorskim. Opór Niemców

będzie, zaczęło tworzyć polską administrację na Pomorzu Za­

byłby być może mniejszy, gdyby nie wsparcie dział okręto­

chodnim. Generał Stanisław Popławski powołał grupy ope­

wych jednostek pływających Kriegsmarine. One też ewaku­

racyjne, składające się z oficerów i podoficerów. Liczyły one

owały większość Niemców, którzy wycofali się z Dziwnówka

po pięć, sześć osób. Grup tych działało w sumie dwanaście.

do Dziwnowa, przewożąc ich na wyspę Wolin.

Miały one prawo m.in. do wyznaczania starostów, burmi­

34

35

CZĘŚĆ I

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS C H ÓD

strzów, wójtów i sołtysów. Grupy te utworzyły tymczasowe

zadań, m.in.: obsadzenie granicy zachodniej i podjęcie za­

organy władzy polskiej w ośmiu miastach i 165 wsiach.

dań typowych dla straży granicznej. Wojsko miało także

N a mocy specjalnego rozkazu 1 Armii WP nr 012

uniemożliwić przedostawanie się na terytorium Polski nie­

z 17 marca 1945 r. obok powoływania tymczasowych urzęd­

mieckich uciekinierów, przenikanie na nie grup dywersyjnych

ników wojsko zorganizowało też osiem posterunków milicji,

itp. Miało też dokonać wysiedlenia Niemców z powiatów

12 młynów i osiem szpitali. Jednostki wojskowe przystąpiły

nadgranicznych i dla poprawienia w nich bezpieczeństwa za­

do sporządzania spisów gospodarstw, inwentarza i przed­

siedlić je osadnikami wojskowymi. Było to rozwiązanie zapo­

siębiorstw. Do prowadzenia wielkich gospodarstw rolnych

życzone od II Rzeczypospolitej, które władze wdrożyły przy

13 kwietnia 1945 r. Naczelne Dowództwo WP rozkazem

strzeżeniu granicy wschodniej. W trzydziestokilometrowym

nr 067 utworzyło w Złocieńcu Dywizję Rolno-Gospo-

pasie przygranicznym mogły mieszkać tylko osoby akcep­

darczą, w skład której weszło sześć pułków. Przyjęła ona

towane przez KOP. Na Pomorzu pod osadnictwo wojskowe

pod swoją opiekę i zarząd 255 majątków o powierzchni

wyznaczono powiaty: Kamień, Wolin, Nowogard, Szczecin

111 352 hektarów. Majątki te wojsko przejęło komisyjnie.

i Gryfino. Do żołnierzy-osadników skierowano 3 czerwca

Było w nich 2796 koni, 26 184 sztuk bydła, 13 764 owiec,

1945 r. specjalny rozkaz, w którym czytamy:

124 traktory, 328 młockarni, 699 maszyn żniwnych typu żniwiarek i snopowiązałek. W ramach majątku działało

Sprawiedliwości stało się zadość. [...] Dziś stoi

13 czynnych gorzelni i 26 wymagających remontu. Zostały

przed nami zadanie utrwalenia owoców zwycięstwa,

zniszczone głównie w czasie zdobywania ich przez oddziały

odnowienie polskości na tych ziemiach, ich zaludnie­

Armii Czerwonej. Bywało, że toczyły one boje między sobą

nie i zagospodarowanie. Rozumiejąc oraz doceniając

o kontrolowanie tych obiektów. Ponadto w majątkach znaj­

wkład męstwa i wysiłku żołnierzy w dzieło wolności

dowało się jeszcze pięć młynów parowych nadających się

Polski, Rząd Rzeczypospolitej - spełniając swe przyrze­

do eksploatacji, osiem wodnych czynnych i 20 uszkodzo­

czenie - przyznaje prawo pierwszeństwa żołnierzom

nych, trzy krochmalnie i tartak nadający się do użytkowania

i ich rodzinom w obejmowaniu ziem na zachodzie.

oraz 14 częściowo uszkodzonych.

Każda rodzina żołnierzy Wojska Polskiego ma zapew­

Po całkowitym zakończeniu działań wojennych wojsko

nione otrzymanie działki dziesięciohektarowej15.

miało nadal uczestniczyć w procesie zagospodarowywania Ziem Odzyskanych. Przydzielono mu kilka podstawowych

36

15 P. Dziurzyński, dz. cyt., s. 148-149.

37

CZĘŚĆ I

KRES G E R M A Ń S K I E G O 1'ARCIA NA WS C H ÓD

Nie czekając na decyzję konferencji pokojowej i wierząc

zlikwidowani” 16. W Szczecinie działała też grupa specjalna

w poparcie Stalina, władze Polski tworzyły z pomocą Woj­

płetwonurków, która miała wysadzić most. Gdy grupa ta

ska Polskiego historię na Ziemiach Zachodnich.

dowiedziała się o kapitulacji Niemiec, miała opuścić Szcze­

28 kwietnia, w dwa dni po wyzwoleniu, władze pol­

cin, by przedostać się na zachód Niemiec. Polacy na począt­

skie objęły stolicę Pomorza Zachodniego, Szczecin. Polski

ku czerwca 1945 r. usiłowali wznowić działalność zarządu

Związek Zachodni 3 maja wysłał z Poznania do jej wspar­

miejskiego. O d 9 do 17 czerwca funkcjonował równolegle

cia ekipę samochodową oraz pierwszy pociąg z 832 osoba­

obok zarządu niemieckiego. 17 czerwca dostał nakaz opusz­

mi, a w następnych dniach kilka dalszych z 4800 osobami.

czania miasta. Przetrwał jednak do 5 lipca pod szyldem

Była to ekipa bardzo profesjonalnie przygotowana. W jej

Społecznego Kom itetu Pomocy Polakom. 5 lipca zarząd

skład wchodzili strażacy, pocztowcy, tramwajarze, w odo­

niemiecki rozwiązano. Prezydentem m iasta został Piotr

ciągowcy i inni pracownicy sfery komunalnej. Grupa ta

Zaręba. N a ulicach miasta pojawiły się plakaty z napisem:

przystąpiła bardzo ostro do działania, dążąc do przywró­

„Polacy! Szczecin jest polski!”.

cenia życia w mieście i nadania mu polskiego charakteru.

Liczba ludności polskiej wzrastała jednak powoli. Jesie-

Działała jednak tylko do 20 maja. Protest Stanów Zjedno­

nią 1945 r. wynosiła 35 tys. osób, podczas gdy Niemców

czonych spowodował, że Sowieci nakazali jej opuścić mia­

było dwa razy tyle! Wiceprezydent Szczecina, Władysław

sto. W ślad za nią wyjechała większość osadników, którzy

Kotowski, odnotował, że ludność niemiecka odzyskała

musieli udać się do Stargardu bądź Koszalina. W mieście

ducha oporu. W erwolf wyraźnie się ożywił i prowadził:

powstał zarząd niemiecki. Spowodowało to natychmiasto­

„bezwzględne skoordynowane działania, w celu zwięk­

wy napływ Niemców do miasta, którzy liczyli, że miasto

szenia napięcia pomiędzy okupacyjnymi wojskami rosyj­

pozostanie niemieckie. Domniemywać można, że wśród

skimi a Polakami przejmującymi od nich ten obszar” 17.

nich ukrywała się spora grupa Werwolfu, brunatnych po-

Władze polskie musiały ściągać wojskowe posiłki. Jak pisze

grobowców Hitlera, którzy chcieli utrzymać germańskość

przywoływany wcześniej Perry Biddiscombe: „Według bry­

ziem. Jak pisze Perry Biddiscombe, członkowie Werwol­

tyjskiego dziennikarza, który w tym czasie odwiedził Szcze­

fu działali w Szczecinie jeszcze trzy tygodnie po formal­

cin, zarówno w dzień, jak i w nocy często słychać było wy­

nym zdobyciu miasta przez Sowietów: „grasowali wśród ruin, strzelając z ukrycia, wzniecając pożary i zakłada­ jąc miny pułapki. Trwało to trzy tygodnie, zanim zostali

38

16 P. Biddiscombe, Werwolf. B run atn i pogrobowcy H itlera , przeł. S. Kę­ dzierski, Warszawa 2013, s. 307. 17 Tamże, s. 315.

39

C /l-ŚĆ I

KKKS GKRMAŃSKI KGO PARCIA NA WS CH Ó D

mianę ognia, ale strzelających trudno było wytropić wśród

Instrukcje te zostaną w najbliższym czasie przesłane

zburzonych bombardowaniami ruin” 18. Doraźną akcję li­

z centrali z Drezna.

kwidacyjną przeciw niemieckiemu podziemiu przeprowa­

c) Ci, którzy zostali na swych stanowiskach, powin­

dziły na terenie Szczecina dwa bataliony KBW, wspólnie

ni już zacząć oddziaływać na Polaków ze Śląska posia­

z batalionem Armii Czerwonej. N a polecenie prezydenta

dających volkslistę i powoli wciągać ich do pracy orga­

Szczecina, Piotra Zaręby, żołnierze jednostki KBW obsa­

nizacyjnej.

dzili 4 października 1945 r. nową linię graniczną w rejonie

d) Poprzez Niemców już zorganizowanych należy

Szczecina. Poprzez nią do Szczecina napływały nowe masy

nawiązywać kontakty, na razie towarzyskie, z Polaka­

Niemców. Po kilku dniach KBW przekazało swoje granicz­

mi o przekonaniach komunistycznych, którzy piastują

ne obowiązki pododdziałom 12 Dywizji Piechoty.

dziś stanowiska państwowe. Takich Polaków należy na

Walki z Werwolfem Wojsko Polskie prowadziło również na wyspie Uznam w rejonie Świnoujścia i Pyrzyc.

razie pozyskać jako przyjaciół, a później ciągać ich do współpracy.

Werwolf za wszelką cenę starał się utrzymać swoją bazę

e) Aby Polaków zobowiązać wobec siebie, Niemcy

społeczną i nie dopuścić do wyjazdu wszystkich Niemców.

posiadający nieruchomości mogą i powinni przekazy­

Jego taktykę obrazuje instrukcja, w której czytamy:

wać je Polakom, w ten sposób stwarzając sobie zaplecze i spokój19.

la) Miejscowi Niemcy powinni ubiegać się o oby­ watelstwo polskie w celu uniknięcia wysiedlenia [...]

Wiatr w żagle Werwolfu stanowiły ustalenia konferencji

Korzystając z pozostania, wznowić życie organizacyjne.

poczdamskiej, które de facto oddawały Polsce Ziemie Za­

b)

Niemcy - fachowcy - inżynierowie, technicy

itp. - mają starać się o zatrudnienie w polskich fa­ brykach i zakładach pracy, gdzie po załatwieniu sobie obywatelstwa polskiego i zdobyciu zaufania Polaków

chodnie i Północne pod tymczasowy zarząd. Punkt B roz­ działu IX uchwał poczdamskich stwierdzał: Co do zachodniej granicy osiągnięto następujące porozumienie:

będą mogli prowadzić prace wywiadowcze i sabota­

Zgodnie z porozumieniem w sprawie Polski osią­

żowe. Specjalne instrukcje są w tym celu przygotowa­

gniętym na Konferencji Krymskiej, szefowie trzech rzą­

ne przez obecny podziemny wywiad organizacyjny. 19 Cyt. za: O utrw alenie w ładzy ludowej w Polsce 1944—1 9 48. Zbiór arty­ kułów pod red. W. Góry i R. Halaby, Warszawa 1982, s. 194.

18 Tamże.

40

41

CZĘŚĆ I

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS CHÓD

dów rozpatrzyli opinię Polskiego Rządu Tymczasowego

Przyjęcie takiego zapisu było rezultatem stanowiska

Jedności Narodowej dotyczącą terytoriów na północy

U SA i Wielkiej Brytanii, którzy sprzeciwiali się granicy Pol­

i zachodzie, które Polska winna otrzymać. Przewodni­

ski na Odrze i Nysie Łużyckiej. Jak celnie wypunktowała to

czący Krajowej Rady Narodowej i członkowie Polskiego

Maria Podlasek, Winston Churchill występował na konfe­

Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej byli przyjęci

rencji jako największy przeciwnik Stalina, który bronił kon­

na konferencji i w pełni przedstawili swój punkt widze­

cepcji zachodniej granicy Polski opartej na Odrze i Nysie

nia. Szefowie trzech rządów potwierdzili swój pogląd, że

Łużyckiej. Churchill, odwracając kota ogonem, stwierdził,

ostateczne ustalenie zachodniej granicy Polski powinno

że przyjęcie takiego rozwiązania doprowadzi do gospodar­

być odłożone do konferencji pokojowej.

czego załamania pokonanych Niemiec. Uważał, że nie będą

Szefowie trzech rządów są zgodni co do tego, że

one w stanie wyżywić ludności itp. Sugerował, że Polska

zanim nastąpi ostateczne określenie zachodniej grani­

może nie dać sobie rady z zagospodarowaniem zabranych

cy Polski, byłe niemieckie terytoria na wschód od linii biegnącej od Morza Bałtyckiego bezpośrednio na za­

Niemcom ziem, bez których te nie byłyby w stanie funk• '21 . cjonowac

chód od Świnoujścia i stąd wzdłuż rzeki Odry do miej­

Alianci zachodni mieli pretensje do Stalina, że ten

sca, gdzie wpada zachodnia Nysa, i wzdłuż zachodniej

bez ich aprobaty zgodził się na powstanie na Ziemiach

Nysy do granicy Czechosłowackiej, łącznie z tą częścią

Zachodnich polskiej adm inistracji, tworząc faktycznie

Prus Wschodnich, która, zgodnie z porozumieniem

nową polską strefę okupacyjną. Stalin odparł na te pre­

osiągniętym na niniejszej konferencji, nie została od­

tensje następująco:

dana pod administrację Związku Socjalistycznych Re­ publik Radzieckich, i włączając obszar byłego Wolnego

Co się tyczy kwestii, że przekazaliśmy Polakom

Miasta Gdańska, powinny znajdować się pod zarządem

strefę okupacyjną, nie mając na to zgody rządów so­

państwa polskiego i pod tym względem nie powinny

juszniczych, to sprawa ta została przedstawiona nie­

być uważane za część radzieckiej strefy okupacyjnej

ściśle. W swoich notach rządy amerykański i brytyjski

Niemiec20*.

kilka razy proponowały nam, aby nie wpuszczać pol­ skiej administracji do rejonów zachodnich, dopóki nie zostanie definitywnie rozstrzygnięta kwestia zachod-

20 Teheran - Ja łta —Poczdam . Dokum enty konferencji szefów rządów trzech wielkich m ocarstw , Warszawa 1972, s. 476.

42

21 M. Podlasek, dz. cyt., s. 52.

43

część I

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS C H ÓD

niej granicy Polski. Nie mogliśmy tego uczynić, bo lud­

można by przesiedlić na zachód, aby ustąpić miejsca

ność niemiecka odeszła w ślad za wycofującym się na

Polakom. Natomiast przesiedlenie w tej chwili 8 mi­

zachód Wehrmachtem i było konieczne, żeby na tyłach

lionów ludzi jest sprawą, której nie mogę poprzeć. Re­

naszej armii na terytorium, które zajmowała, istniała

kompensata powinna się równać stratom, przeciwnym

miejscowa administracja. Nasz armia nie może jed­

razie nie byłoby to korzystne również dla samej Polski.

nocześnie tworzyć na zapleczu administracji, walczyć

Jeśli, jak mówił generalissimus Stalin, Niemcy porzu­

i oczyszczać terytorium. Nie jest ona do tego przyzwy­

cili ziemie na wschód i zachód od Odry, to należałoby

czajona. Dlatego wpuściliśmy tam Polaków22.

ich zachęcić do powrotu tam. W każdym razie Polacy nie mają prawa doprowa­

W toku dalszej dyskusji, chcąc zakończyć sprawę Ziem

dzać do katastrofalnej sytuacji w zaopatrzeniu żywno­

Zachodnich i Północnych, traktowanych przez aliantów

ściowym ludności niemieckiej. Chcę raz jeszcze pod­

jako niemieckie, Stalin stwierdził krótko: „N a papierze jest

kreślić ten punkt widzenia. Chcę, aby generalissimus

to na razie terytorium niemieckie, w rzeczywistości —jest to

pojął nasze kłopoty, podobnie jak my, mam nadzieję,

de facto terytorium polskie”23.

zrozumiemy jego kłopoty24.

Churchill twardo jednak starał się dać Polsce jak naj­ mniej terenów na Zachodzie. Z emfazą mówił:

Przywódcy U SA i Wielkiej Brytanii prowadzili zażarte dyskusje w Poczdamie ze Stalinem, doskonale zdawali sobie

Zgodziliśmy się dać rekompensatę Polsce kosztem

sprawę, że Polska pozostanie w sowieckiej strefie wpływów

Niemiec za to terytorium, które odeszło od niej na

i starali się zrobić jak najwięcej, by nasz kraj pozostał jak

wschód od linii Curzona. Obecnie Polska żąda dla sie­

najsłabszy. Dlatego też nie chcieli uznać za ostateczną gra­

bie znacznie więcej, aniżeli oddaje na wschodzie. Nie

nicę Polski na zachodzie linii Odry i Nysy Łużyckiej. Po

uważam, aby to było z pożytkiem dla Europy, nie m ó­

długich dyskusjach zdecydowali wraz ze Stalinem odroczyć

wiąc już o sojusznikach. O ile trzy lub cztery miliony

zasadnicze ustalenia w sprawie zachodniej granicy Polski do

Polaków zostaną przesiedlone z terenów na wschód

czasu wielkiej konferencji pokojowej, która miała ustano­

od linii Curzona, to trzy lub cztery miliony Niemców

wić nowy porządek w Europie. Wielu historyków uważa, że

22 Teheran - Ja łta - P o czd am ..., dz. cyt., s. 304. 23 Tamże, s. 304.

uczestnicy obrad poczdamskich nie wierzyli, że taka konfe24 Tamże, s. 308-309.

44

45

CZI-SĆ 1

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS C H ÓD

rencja zostanie kiedykolwiek zwołana. Oświadczenia przy­

na przebiegać od Morza Bałtyckiego poprzez Świnouj­

wódców wielkich mocarstw w tej kwestii miały wyłącznie

ście, jak gdyby linia ta przebiegała przez samo miasto.

wartość retoryczną. Niektórzy historycy zachodni uważają,

Dlatego proponuję sformułować, że linia ta przebiega

że rozmowy w Poczdamie w ogóle były fikcyjne i Chur­

od Morza Bałtyckiego bezpośrednio na zachód, albo

chill, walcząc o interesy Niemców na Ziemiach Zachodnich

trochę na zachód od Świnoujścia. Na mapie to zostało

i Północnych, bawił się słowami i bił pianę. Postawę przy­

pokazane2627.

wódców wielkich mocarstw Charles L. Mee skomentował Amerykański prezydent Truman i nowy brytyjski pre­

następująco:

mier Attlee zgodzili się, by w dokum encie znalazło się Wymieniano różne liczby, nikt nie zaproponował

sformułowanie: „bezpośrednio na zachód od Swinouj-

jednak spisu ludności, nikt nie zaproponował, by powo­ łać ekspertów albo przynajmniej zlecić armiom okupa­

scia . Z konferencji poczdamskiej wszystkie mocarstwa wy­

cyjnym sporządzenie powierzchownej statystyki. Praw­

szły obronną ręką. U SA i Wielka Brytania uzyskały zgo­

dziwa liczba była bez znaczenia, liczby, które podawano,

dę Stalina na tymczasowość polskiej granicy zachodniej

służyły tylko do podtrzymania dyskusji. Stanowiły one

i odłożenie sprawy na lepsze czasy czy, jak mówili staro­

materiały przetargowe o zmieniającym się rządzie wol­

żytni, ad kalendas graecas, na święty nigdy. Stalin wyszedł

ności, i każdy z wielkiej trójki mógł dowolnie redukować

na jedynego obrońcę polskiej racji stanu. Z jego punktu

lub powiększać liczbę ludności niemieckiej tak, aby pa­

widzenia tymczasowy charakter polskiej granicy na O d ­

sowała do wyimaginowanych koncepcji25.

rze i Nysie był jak najbardziej pożądany. M ogła ona trwać w tym stanie tylko dzięki Armii Czerwonej. Tymczasowy

Stalin, do końca odgrywający rolę najlepszego polskiego

charakter granicy skazywał więc Polskę na sojusz ze Związ­

adwokata, na ostatnim trzynastym posiedzeniu konferencji

kiem Radzieckim. Stalin doskonale zdawał sobie sprawę, że

oświadczył:

zachodnia propaganda bardzo szybko zacznie podkreślać ten tymczasowy charakter granicy na Odrze i Nysie Łużyc­

Mam poprawkę. W sprawie zachodniej granicy Polski ustęp drugi stwierdza, że linia graniczna powin25 Cyt. za: M. Podlasek, dz. cyt., s. 52.

46

kiej i wynikające z tego konsekwencje. Nie zawiódł się. 26 Teheran - J a ł t a - Poczdam . . ., s. 476. 27 Tamże, s. 476.

47

CZĘŚĆ I

KRES G E R M A Ń S K I E G O PARCIA NA WS CHÓD

Ziemie na wschód od Odry i Nysy brytyjska prasa bar­

Stanowili oni grupę urzędników najlepiej przygotowa­

dzo szybko zaczęła określać mianem „administrowanych

nych intelektualnie do rozwiązywania problemów Ziem

przez Polskę” . Pierwszy raz tego zwrotu użył w 1946 r.

Zachodnich.

„Manchester Guardian”, a powtórzył go licencjonowany przez Amerykanów „Neue Zeitung”.

Przy M Z O powstała też Rada Naukowa dla Zagad­ nień Ziem Odzyskanych. Weszli do niej luminarze pol­

Była to oczywiście woda na młyn dla polskich komuni­

skiej nauki, znani nie tylko w kraju, lecz także za granicą.

stów. Coraz mocniej głosili oni pogląd, że tylko ścisły sojusz

Były w niej reprezentowane wszystkie ośrodki akademickie

ze Związkiem Radzieckim gwarantuje utrzymanie polskich

w Polsce. Liczyła 108 uczonych. Były wśród nich ta­

zdobyczy na Zachodzie.

kie nazwiska jak: Jó zef Chałasiński, Jan Czekanowski,

Rzecz jasna komuniści zdawali sobie sprawę, że sami nie

Walery Goetel, Adam Krzyżanowski, Stanisław Kulczyński,

są w stanie podołać zadaniu szybkiego zagospodarowania

Eugeniusz Kwiatkowski, Stanisław Ossowski, Eugeniusz

Ziem Zachodnich i Północnych. Niektórzy działacze pań­

Romer, Stanisław Srokowski, Władysław Szafer, Zygmunt

stwowi uważali, że na jego przeprowadzenie trzeba co naj­

Wojciechowski i inni. Całą swą wiedze oddali do dyspozycji

mniej jednego pokolenia, a nie kilku lat.

Ziem Zachodnich i Północnych. W gronie Rady nie było

Ówczesny sekretarz generalny K C PPR i wicepremier

miłośników komunizmu. Wszyscy reprezentowali inny

rządu, Władysław G om ułka, uważał, że operację zagospo­

ustrój i inną epokę. Uznali jednak, że nie mogą stać z boku,

darowania i połączenia z macierzą Ziem Odzyskanych,

gdy od zagospodarowania Ziem Odzyskanych zależał dalszy

jak szybko zaczęto je określać, można przeprowadzić po­

los państwa. We wstępie do deklaracji, którą Rada uchwali­

przez zaangażowanie do tego zadania całego narodu. D la­

ła na pierwszym posiedzeniu, czytamy:

tego też postanowił sięgnąć po specjalistów z „przeciwnej strony”, która od dawna prowadziła w tej kwestii studia.

Pierwsza sesja Rady Naukowej dla Zagadnień

W nowo utworzonym Ministerstwie Ziem Odzyskanych

Ziem Odzyskanych uznaje integralne włączenie ziem

od razu znalazło zatrudnienie wielu specjalistów z Biura

nad Odrą i Nysą do Rzeczypospolitej za zadanie naj­

Zachodniego Delegatury Rządu na Kraj. Przyprowadził

wyższej wagi dziejowej, decydujące o bycie lub nie­

ich Władysław Czajkowski, dyrektor Biura. Byli wśród

bycie państwa i narodu polskiego i o roli Polski jako

nich Edward Quirni, Leopold Gluck, W iktor Leśniew­

trwałego przedmurza Słowiańszczyzny pod naporem

ski, Tadeusz Kołodziej, Jó zef Guranowski i wielu innych.

germańskim.

48

49

CZĘŚĆ 1

RN stwierdza, że dzieło to spełni się przez całkowite zasiedlenie Ziem Odzyskanych, co może nastąpić tylko

2

przy pełnym wysiłku całego społeczeństwa. RN zwraca

Pod polską okupacją

się do wszystkich warstw narodu o pełne uczestnictwo w realizacji tego dzieła28.

Większość osób, które osiedliły się na Ziemiach Odzyska­ nych, nie wiedziała zapewne o istnieniu Ministerstwa Ziem Odzyskanych, dla nich reprezentantem władz polskich był Państwowy Urząd Repatriacyjny (PUR). Instytucja ta zosta­ ła powołana do życia w październiku 1944 r. Jej głównym zadaniem było zorganizowanie powrotu repatriantów na te­ rytorium państwa polskiego i objęcie ich opieką. Zatrudniał on 13 tys. osób, wśród których początkowo był tylko jeden członek PPR - stary komunista, Władysław Wolski. Wolski uważał, że po zakończeniu wojny Polacy stali się „narodem na kółkach”, który należało jak najszybciej ustabilizować pod względem geograficznym i społecznym. By jednak tego dokonać, w pierwszej kolejności należało przesiedlić ludność niemiecką. Niem ców do opuszczenia Pomorza Zachodniego na szczęście nie trzeba było specjalnie zachęcać. Ich nieformal­ ny odpływ zaczął się już w lipcu 1945 r. Prezydent Szczecina, 28 P. Dziurzyński, dz. cyt., s. 12.

Zygmunt Zaręba, w dziewięć dni po objęciu urzędu wydał

51

CZĘŚĆ I

POD POLSKĄ OKUPACJ Ą

obwieszczenie, że zarząd miejski będzie wydawał Niemcom

Gm in, oświadczył, że sprawa ostatecznego ustalenia granic

przepustki, a komendant wojskowy wizy na opuszczenie

zachodnich Polski zależeć będzie od tego, czy ludzie osiedlą

miasta. 9 listopada Zaręba ogłosił, że dla Niemców będzie

się na terenach oddanych Polsce w administrację i czy je za­

podstawiony specjalny pociąg. Wyruszył on z punktu zbior­

gospodarują. W Niemczech tuż po zakończeniu konferencji

czego w dzielnicy Gumieńce. W sumie, według statystyk,

poczdamskiej zaczęły tworzyć się grupy, które dokumento­

od 29 listopada 1945 r. do 17 stycznia 1946 r. przez punkt

wały polską niegospodarność na niemieckich ziemiach po­

przewinęło się około 103 tys. Niemców. Liczba ta nie od­

wierzonych Polakom w administrację. Zbierały one relacje

dawała jednak całego ruchu granicznego, który odbywał

uciekinierów i osób wysiedlonych, mające potwierdzać, że

się przez Szczecin. Ruch ludności w mieście nie podlegał

polskie rządy doprowadzą do totalnej katastrofy gospodar­

żadnym ograniczeniom. Granica była jeszcze niewytyczo-

czej, kulturalnej i cywilizacyjnej. Wynikało z nich, że „pol­

na, źle strzeżona i mógł ją przekroczyć każdy, kto chciał.

ska okupacja” jest gorsza od najazdu Hunów. Za ilustrację

Niemcy mogli przekroczyć granicę na podstawie przepust­

może posłużyć fragment relacji Barbary von Thadden, która

ki, wsiąść do pociągu po stronie radzieckiej strefy okupacyj­

opisuje losy swojego majątku w Wanierowie koło Płotów na

nej. Wielu Niemców skorzystało z tej możliwości.

Pomorzu Zachodnim. We wstępie stwierdza ona:

W pierwszej kolejności przesiedlenie Niemców odbywa­ ło się z Pomorza. Władze polskie chciały najpierw wysiedlić

Napisałam tę relację latem 1946 r., zaraz po tym, jak

ludność niemiecką z miast, a z później ze wsi, gdzie pozosta­

wydostałam się z tego piekła i wylądowałam tu. W tamtym

wienie pewnej liczby Niemców było nie tylko korzystne, lecz

momencie moje serce pełne było złości z powodu wszyst­

także wskazane (na Pomorzu Zachodnim dominowały duże

kich tych niesprawiedliwości, które nas spotkały, chciałam

majątki pruskich junkrów, które potrzebowały rąk do pra­

o nich opowiedzieć, żeby ktoś okazał pomoc. Cóż, relacja

cy). Napływ repatriantów ze Wschodu, dla których trzeba

ta stała się znana w szerokich kręgach w kraju, w Anglii,

było znaleźć lokum, sprawiał, że Niemców koncentrowano

w Ameryce i w tutejszych urzędach. Jednak nikt nie po­

w jednym miejscu, a ich domy oddawano Polakom. W ła­

mógł. Tak naprawdę nikogo to chyba nie obchodzi29.

dze polskie musiały brać pod uwagę także głosy zza granicy. Anglicy wysuwali wątpliwości, czy Polska potrafi zasiedlić Ziemie Zachodnie. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, E. Bevin, występując w sierpniu 1945 r. w Izbie

52

29 P an i von Ihadden do M arian nę Weber, [w:] M. Weber, Kobiety wypę­ dzone. Opowieść o zem ście zwycięzców, przeł. G. Kowalski., Zakrzewo 2008, s. 289.

53

CZĘŚĆ 1

POI) POLSKĄ OKUPACJ Ą

Na terenach zajętych przez Rosjan ziemia jest

Dalej autorka pisze:

przynajmniej uprawiana, nawet jeśli w wyniku roz­ W każdym gospodarstwie urzęduje teraz jakaś pol­

drobnienia plony nie są wystarczające do wyżywienia

ska rodzina. Dawna właścicielka musi obecnie wraz

ogółu ludności. Przynajmniej jednak, jak na razie,

z dziećmi wykonywać tam pracę. Ziemia należąca do

ziemia nie traci żywności. Tu, na Zachodzie, z powo­

tego gospodarstwa jest uprawiana - oczywiście tylko

du klęski głodu każdy metr kwadratowy obsadza się

na potrzeby danej rodziny, nie na wywóz do miasta

sałatą lub ziemniakami. Na terenach zajmowanych

- ale większość ziemi leży odłogiem, częstokroć już

przez Polaków niszczeją miliony mórg najżyźniejszej

drugi rok. Chwasty dochodzą do wysokości człowieka.

gleby - ponieważ Zachód i UNRRA przysyłają zaopa­

Człowiek mógłby sądzić, że jest gdzieś w stepie. Nawet

trzenie. Osoby niezorientowane politycznie nie mogą

gdyby w pełni wykorzystać ciągniki i maszyny, nawozy,

uwierzyć, że przywódcy państwowi doskonale o tym

konie i wszystkie narzędzia i ludzi, trwałoby to rok, za­

wiedzą.

nim ziemia zostałaby oczyszczona i znów gotowa pod

Na koniec jeszcze słowo na temat pomorskich dóbr

zasiew. Jeszcze rok polskiej okupacji i wszystkie zajęte

kultury niszczonych przez Polaków. Znów przywołam

przez nich rolnicze prowincje będzie można na dzie­

przykład wsi X. Z całą pewnością wiele bibliotek zo­

sięciolecia uznać za niezdolne do produkcji żywności.

stało zniszczonych wraz z nadejściem frontu, o czym

Gdyby wszystkie zajęte przez Polaków prowincje

właściciele nie wiedzieli, ponieważ byli już nieobecni.

były uprawiane jak poprzednio, gdyby tam hodowano

Jedna w większości domów nie doznała uszczerbku

zgodnie z planem zwierzęta (a były po temu wszelkie

żadna książka, dopóki nie pojawili się Polacy. Rosjanie

warunki), to ziemia ta mogłaby wyżywić wszystkich

się tym nie interesowali, natomiast Polacy podkreślali

Polaków, a jeszcze dużo zostałoby na eksport. Rąk do

(odcinając się w ten sposób od pogardzanych przez sie­

pracy było wystarczająco dużo - byli przecież Niemcy.

bie Rosjan) swoją wysoką „kulturę”.

Jednak zostali oni wypędzeni, są wypędzani do dziś.

Ta „kultura” wyrażała się rządami motłochu.

Na miejscu było znakomite bydło. Zostało jednak zar­

Wszystkie tomy Biblii, obrazki biblijne, sztychy i zbio­

żnięte lub przepędzone, a reszta marnuje się w wyniku

ry obrazów wykorzystywano w roli papieru toaleto­

nieprawidłowej opieki i niewystarczającej ilości karmy.

wego; pierwsze wydania dzieł Goethego, Schillera

Polacy okropnie znęcają się nad zwierzętami.

czy Wielanda do skręcania papierosów. Książki, które

54

55

CZĘŚĆ I

POD POl.SKĄ OKUPACJ Ą

nie nadawały się do tych celów, były wyrzucane przez

życiem. W dzień i w nocy muszą się mieć na baczności,

okna, oprawiane w skórę - pozbawiane jej.

jakby mieszkali w dżungli, aby bronić się przed polską

Unikatowe miniatury i porcelanę można znaleźć

samowolą i okrucieństwem. Nie istnieją prawa gwaran­

w gnojowisku. Polacy nie dbają o żadną „kulturę”. Żyją

tujące Niemcom bezpieczeństwo, nie mówiąc już o pra­

w brudzie i najczystszy dom w zdumiewająco krótkim

wach osobistych. A świadomość, że z sytuacji tej nie ma

czasie przekształcają w śmietnisko. Czują się dobrze

wyjścia, powoduje całkowitą apatię30.

dopiero wtedy, gdy mogą bezmyślnie czyścić i brudzić. Gdybym nie mieszkała w moim domu w czasie, gdy

Przeciwko przesiedleniu Niemców za linię Odry i Nysy

kwaterowali tam Polacy, nigdy bym nie uwierzyła, że

Łużyckiej protestowały nie tylko niemieckie środowiska ze

żołnierzom wolno tak mieszkać i że ktokolwiek byłby

stref okupacyjnych zachodnich aliantów, czyli przyszłego

z własnej woli gotów tak żyć. Nie można nawet powie­

R FN , lecz także z radzieckiej strefy okupacyjnej, z której

dzieć, że tak oto człowiek upodobnił się do zwierzęcia,

powstało N R D . Przeciwko „wypędzeniu” Niemców bar­

bo zwierzęta są czyste.

dzo ostro protestowali też niemieccy komuniści, działający

Czy w ogóle nie ma ludzkich, wykształconych Pola­

pod auspicjami moskiewskiego Zarządu Komunistycznej

ków? Spośród setek z nich, którzy przewinęli się przez

Partii Niemiec. Jego członkowie sądzili, że Polsce zostaną

nasz dom, znalazło się takich czterech, z tego dwóch

przyznane Mazury i Górny Śląsk, i ewentualnie kilka po­

Żydów. Trzej należeli do sztabu, który został bardzo

wiatów na Pomorzu. Pozostałe terytoria: Pomorze, Dolny

szybko przeniesiony dalej, czwarty został przeniesiony

Śląsk i Brandenburgia Wschodnia pozostaną w radzieckiej

karnie do tych wyrzutków ludzkości.

strefie okupacyjnej. Ich zdaniem było to konieczne dla za­

Kiedy przyjeżdża się z Pomorza, świat cywiliza­

pewnienia funkcjonowania tych terenów. Przewodniczący

cji wydaje się człowiekowi wręcz nierealny. Objawia

partii Wilhelm Pieck już 11 lipca 1945 r. złożył zażalenie do

się niczym wyspa otoczona powodzią barbarzyństwa.

szefa militarnej administracji sowieckiej (SM AD), marszał­

A jednak nikt tej powodzi tu nie zauważa, nikt nie wi­

ka Gieorgija Żukowa, w sprawie „wypędzenia” Niemców

dzi jej skutków.

ze wschodnich prowincji i Kraju Sudeckiego. Dla działaczy

Pomorze to kraj umarłych, kraj żywych trupów. Bez­

K PD wysiedlenia na uchodźctwie były dużym ciosem. Pod­

nadzieja sytuacji Niemców polega tam przede wszystkim

ważały ich koncepcje, zakładające, że na większości teryto-

na tym, że ani przez chwilę nie mogą tam żyć własnym

56

30 Tamże, s. 304-306.

57

CZĘŚĆ I

POD POl.SKĄ OKUPACJ Ą

rium Prus utworzą pierwsze w świecie niemieckie państwo

związanych z zawarciem pokoju nie przewiduje się ce­

robotników i chłopów. Dlatego też propaganda kom uni­

sji terytorium na rzecz Polski32.

stów głosiła hasło - „Pozostań” - adresowane do Niemców mieszkających na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Żuków, który nie lubił Piecka (gdyż nie umiał dobrze mówić po rosyjsku i w kontaktach z nim korzystał z tłuma­ cza), kazał w odpowiedzi na jego pismo nasilić przesiedlenia

W wyniku nacisków Moskwy i Warszawy we wrześniu 1946 r. zarząd SE D uznał, iż granica na Odrze i Nysie Łu­ życkiej jest ostateczną zachodnią granicą Polski33. W takiej sytuacji przyspieszenie wysiedlenia Niemców stało się wymogiem polskiej racji stanu. Działania Polski

Niemców za Odrę i Nysę. Jak wynika ze wspomnień Wolfganga Leonharda, już

były akceptowane przez Sojuszniczą Radę Kontroli. Uchwa­

w Moskwie niemieccy komuniści dystansowali się od Po­

łą z 20 listopada 1945 r. orzekała ona, że cała ludność nie­

laków. Niemiecki „Komitet” , działający pod kryptonimem

miecka ma być przesiedlona: 1,5 min do strefy radzieckiej,

„Instytut N r 99” , wprowadził się do budynku już zajmowa­

a 2 min do strefy brytyjskiej. Jednym z głównych centrów

nego przez PKW N tylko dlatego, że budynek ten był po­

repatriacji był Szczecin. Odjeżdżały z niego zarówno trans­

dzielony na dwie części i miał osobne wejścia. „W spólnota”

porty kolejowe, jak i statki z wysiedlanymi Niemcami.

z Polakami nie wydawała się dla niemieckich towarzyszy

Z portu w Szczecinie do Lubeki odpływały statki zabierają­

zbyt mądrym posunięciem politycznym31.

ce do tysiąca osób dziennie.

G dy w radzieckiej strefie okupacyjnej w ramach two­

Oczywiście ocena wysiedlenia dokonana przez Niemców

rzenia podstaw pod budowę N R D powstała Niemiecka

i Polaków diametralnie się różni. D la Niemców repatriacje

Socjalistyczna Partia Jedności (SED ), jej członkowie przy­

były „niezasłużoną krzywdą”, a dla Polaków „realizacją spra­

czynili się do uchwalenia rezolucji SE D „w sprawie grani­

wiedliwości dziejowej”. Stanowiły one dopełnienie kary za

cy wschodniej” w dniu 12 sierpnia 1946 r. Dokument ten

niemieckie zbrodnie. Niemcy z Pomorza byli kierowani do

stwierdzał:

strefy brytyjskiej. Kathe von Normann z Borkowa k. Gryfic tak opisuje swoje wysiedlenie:

Postanowienia poczdamskie trzech mocarstw do­ tyczące wspólnej decyzji w sprawie administrowania niemieckich terenów do czasu uregulowania spraw 31 W. Leonhard, D zieci rew olucji, Warszawa 2013, s. 222.

58

32 U. Volklein, N ik t ju ż nie oczekiw ał litości. Los niemieckich wygnanych, przeł. J. Zepp, Zakrzewo 2008, s. 62. 33 Tamże.

59

POD POLSKĄ OKUPACJ Ą

CZĘŚĆ I

W Wielki Czwartek nadszedł czas. Dzień wcześniej

twem tego, że Niemcy na zachód od Odry i Nysy Łużyckiej

wieczorem przyszedł Anton, żeby mnie przygotować,

stali się ofiarami samowoli nie tylko Sowietów, lecz także

i przyniósł wiadomość: „Jutro odchodzi transport i na

żołnierzy i urzędników polskich. Federalne Ministerstwo do

liście jest pani z dziećmi, panna Struck, pani Drewke

spraw Wypędzonych w 1954 r. przedłożyło obszerne zbiory

i wielu, wielu innych. Pocieszał mnie, że na Zachodzie

relacji o brutalności różnego rodzaju od rabunków i gwał­

będziemy mieć lepiej. Dzieci znowu będą mogły cho­

tów po zbiorowe mordy. Relacje te liczyły one 4 tys. stron

dzić do szkoły, a ja dostanę „pensję” po panu majorze.

i przeczyły oficjalnem u stanowisku strony polskiej, że wy­

Następnego ranka we wsi pojawiła się gromada milicjantów. O godzinie 9 musieliśmy się ustawić pod stodołą ze wszystkimi bagażami. Każdy z nas ciągnął ze

siedlanie Niemców odbyło się w sposób humanitarny. Znany niemiecki historyk, Thomas Urban, w swojej pracy zauważył, że:

sobą tyle rzeczy, ile tylko zdołał unieść. Znaczną wagę miała już sama żywność, która powinna była wystar­

Wysiedlenie w „uporządkowany i ludzki” sposób

czyć na dziesięć dni. Potem przez wiele, wiele godzin

byłoby jednak w psychicznej atmosferze po wojnie pra­

siedzieliśmy z naszymi bagażami w stodole pod strażą.

wie niewyobrażalne, bo przecież Polacy mieli za sobą

Późnym popołudniem zajechały wozy, na które mogli­

pięć lat niemieckiej okupacji, podczas której kilka mi­

śmy załadować dobytek. Do furmanki przyczepiliśmy

lionów ich rodaków zginęło35.

ręczne wózki. Sami musieliśmy iść pieszo do Gryfic. We wsi, na moście prowadzącym do dworku, jeszcze

Swój kapitał na wysiedleniu Niemców chcieli zbić też

raz długi postój. Staliśmy naprzeciw naszego domu.

niektórzy politycy, w tym przebywający na politycznej eme­

Monika płakała przejmująco, a ja czułam się straszli­

ryturze Winston Churchill. Zachowywał się wyjątkowo

wie. Panie Boże, pobłogosław nasze Borkowo!31

obłudnie. G dy był brytyjskim premierem, opowiadał się za bezkompromisowym wysiedleniem Niemców z ziem, które

Wszystkie takie relacje były starannie zbierane i przeka­

miały zostać przyznane Polsce. N a czwartym posiedzeniu

zywane do tzw. Dokumentacji Wschodu, a później wyko­

w Pałacu Liwadyjskim podczas konferencji w Jałcie Chur­

rzystywane przez niemiecką propagandę do przedstawiania

chill oświadczył, że nie przeraża go perspektywa wysiedle-35

Niemców jako ofiar wojny. Relacje te miały być świadec34 Cyt. za: M. Podlasek, dz. cyt., s. 164-165.

60

35 T. Urban, Niem cy w Polsce. H istoria m niejszości w X X wieku, przeł. P. Żwak, Opole 1994, s. 56.

61

CZĘŚĆ I

POD POLSKĄ OKUPACJ Ą

nia Niemców. Nadmienił także, że: „rezultaty przesiedlenia

stwierdził w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, iż władze pol­

Greków i Turków po minionej wojnie światowej były zu­

skie działają skutecznie i humanitarnie. „Sądzę - podsum o­

pełnie zadowalające”36. Churchill podkreślił też, że przesiedlenie Niemców uła­

wał Anglik —że transferów nie można było lepiej zorganizowac'”4(1.

twiał będzie fakt, że: „6 -7 min Niemców już zostało zabi­

Pozytywną ocenę w swoich raportach zawarł także ów­

tych, a do końca zostanie zabitych jeszcze prawdopodobnie

czesny ambasador Włoch w Polsce, Eugenio Reale41. Oce­

nie mniej niż 1-1,5 miliona”37. Brytyjski premier dodał

niając całą sprawę, trzeba wziąć po uwagę także głosy ofice­

również, że „bynajmniej nie proponuje zaprzestać likwido­

rów brytyjskich z misji w Szczecinie. Tak odpowiedzieli oni

wania Niemców”38.

swoim kolegom w Lubece, którzy interweniowali w sprawie

Tymczasem podczas wizyty w Westminster College

repatriowania Niemców:

w Fulton w USA Churchill powiedział: „O d Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem zapadła w poprzek

Należy z naciskiem zwrócić uwagę na spraw­

kontynentu żelazna kurtyna” , po czym dodał: „zdominowa­

ność organizacyjną akcji repatriacyjnej Niemców, na

ny przez Rosjan polski rząd zachęcono do wrogich działań

wyjątkową opiekę, jaką otaczają ich władze polskie

przeciwko Niemcom; odbywają się tam masowe wysiedle­

w czasie repatriacji, oraz na przydziały żywnościowe,

nia Niemców, na niewyobrażalną skalę”39*. Były brytyjski

jakich PUR dostarcza repatriantom. Opieka na punk­

premier słowa te wypowiedział 5 marca 1946 r., niewiele

tach zbiorowych jest zorganizowana bardzo sprawnie.

ponad rok od konferencji w Jałcie.

Obiektywnie osądzając repatriację Niemców z Polski,

Churchill sprawiał wrażenie kogoś, kto spadł z księżyca, nie przyłożył ręki do wysiedlenia Niemców i nie ponosi za

stwierdzić trzeba, że odbyła się ona sprawnie i w wa­ runkach humanitarnych”42.

to odpowiedzialności. O wiele bardziej realistycznie oce­ niał sytuację szef brytyjskiej Komisji Repatriacyjnej, który

Oceniając całą operację przesiedlenia ludności, trzeba pamiętać, że była ona prowadzona przez państwo wyczerpa-

36 Teheran —Ja łta - Poczdam . Dokum enty konferencji..., s. 162. 37 Tamże. 38 Tamże. 39 W. Churchill, Krew, znój, łzy i pot. Sław ne mowy W instona C hurchilla. Wybrał, opracował i wstępem opatrzył D. Cannadeine, przeł. M. Zborowska, Poznań 2001, s. 228.

40 Cyt. za: E. Dmitrow, Niem cy i okupacja hitlerow ska w oczach Polaków. Poglądy i opinie z la t 1945—1948, Warszawa 1987, s. 297.

62

63

41 Tamże. 42 Cyt. za: P. Dziurzyński, dz. cyt., s. 295-296.

CZfjŚC; I

l>OD POLSKĄ OKUPACJ Ą

ne wojną, w niezwykle trudnych warunkach gospodarczych,

kami, którzy nie zdążyli jeszcze opuścić Tarnopolszczyzny.

transportowych, kadrowych i organizacyjnych. Kraj stracił

Lektura artykułu traktującego o tym wydarzeniu, opubliko­

kilka milionów obywateli i ponad połowę swego terytorium

wanego w gazecie obwodowej „Wilne żytiia”, jeszcze i dziś

zabranego przez Stalina i —przy aprobacie aliantów —odda­

robi straszliwe wrażenie.

nego sowieckiej Ukrainie, Białorusi i Litwie. Z terytoriów tych władze polskie musiały ewakuować miliony rodaków

Napady na polską ludność trwały aż do momentu opusz­ czenia przez nią terytorium Ukrainy.

i przewieźć ich do nowych miejsc zamieszkania. Była to gi­

Polscy repatrianci mieli prawo zabrać mienie i inwen­

gantyczna operacja, która, co wynika chociażby z przytacza­

tarz do dwóch ton na rodzinę oraz bydło i ptactwo dom o­

nych w tej pracy relacji, przebiegała w trudnych, prymityw­

we. Osobom specjalnych zawodów, m.in. rzemieślnikom,

nych i mało humanitarnych warunkach.

lekarzom, artystom i uczonym, przyznano prawo zabrania

Polacy, którzy opuszczali Kresy, zwłaszcza ukraińskie,

przedmiotów potrzebnych do wykonywania zawodu. Repa­

napotykali wiele trudności. Ze sprawozdania głównego peł­

triantom nie wolno było wywozić mebli. Ci, którzy pozo­

nomocnika ds. repatriacji z 13 kwietnia wynika, że pom i­

stawili gospodarstwa, mieli otrzymać na miejscu osiedlenia

mo oficjalnych deklaracji na górze, na dole repatriacja uty­

nowe gospodarstwa. Pozostali mieli dostać pracę na ogól­

kała. Władze ukraińskie nie chciały wydawać zaświadczeń

nych zasadach.

o pozostawionych gospodarstwach. N a stacjach, z których

Droga polskich repatriantów ze wschodu na zachód była

mieli odjeżdżać repatrianci, gromadziły się tłumy czekające

prawdziwą gehenną. Transporty utykały w zatorach, brako­

na pociąg. Koczowały one przez wiele tygodni, nie chcąc

wało wagonów do przewożenia ludzi. M imo to władze pol­

paść w swojej rodzinnej wsi ofiarą terroru UPA. Jej sotnie

skie dążyły do jak najszybszego zasiedlenia Ziem Zachod­

mordowały bowiem Polaków ociągających się z wyjazdem.

nich i Północnych. W maju 1943 r. doszło do dramatu na

Równolegle z obwieszczeniami w językach polskim i ukra­

stacji Kobyle Pole k. Poznania. Niemal równocześnie wje­

ińskim zachęcającymi Polaków do repatriacji w wojewódz­

chało na nią 10 transportów i dla jadących już wiele tygodni

twie tarnopolskim pojawiły się ulotki banderowskie o treści

ludzi zabrakło chleba. Pod koniec 1943 r. korek transporto­

„Lachy, wynoście się za Sian z naszej ziemi, inaczej czeka

wy powstał na terenie Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwo­

was śmierć” . By przekonać wszystkich, aby nie lekceważyli

wych w Krakowie i Katowicach. Z Ukrainy przyjechało

wezwania, 28 grudnia 1944 r. banderowcy wyrżnęli wieś

więcej transportów, niż zakładano. Stanęło 28 transportów,

Łozową niedaleko Zbaraża. Zbrodnia ta wstrząsnęła Pola­

w których jechało 28 tys. osób. Nie nadążano z przeładowy-

64

65

czijSć i

POI) POLSKĄ OKUPACJ Ą

waniem transportów z torów szerokotorowych na normal­

towarzyszył polskim przesiedleńcom na każdym kroku. Po

notorowe. Dyrekcja wrocławska nie zwróciła w terminie

zakończeniu wojny na Ziemiach Odzyskanych pojawiły

14 składów, bo nie zdążono ich rozładować. Transporty sta­

się bandy maruderów i rozpoczęła się ogromna wędrówka

ły na stacjach, do których PU R nie był w stanie dostarczyć

powracających jeńców wojennych i osób wywiezionych do

żywności. Jego delegatury nie działały bowiem na wszyst­

Niemiec na przymusowe roboty. Jednocześnie w obie strony

kich stacjach. Posiłki dla osadników P U R wydawał na tzw.

odbywał się przemarsz wojsk. Rabunków dokonywały osoby

punktach etapowych przelotowych. P U R zatrudniał tylko,

w mundurach wojskowych. Milicjanci w ogóle początkowo

jak podaje Patrycy Dziurzyński, 9704 osób43. Dla ilustra­

nie nosili mundurów, tylko wojskowe czapki i biało-czerwo­

cji pracy tej instytucji warto za tym autorem nadmienić, że

ne opaski na rękawach. Każdy mógł się pod nich podszyć.

PU R posiadał:

Sytuacji w zakresie bezpieczeństwa nie poprawiała obecność sowieckich komendantur wojskowych w terenie. Admini­

241 placówek zdrowia i 114 kąpielisk, zatrudniając

strowały one majątkami ziemskimi przejętymi przez Armię

245 lekarzy oraz 550 wykwalifikowanych pielęgniarek

Czerwoną. Produkowały żywność na jej potrzeby. Nie po­

i felczerów. Czynnych było 60 komór dezynfekcyjnych,

zwalały wprawdzie swym podwładnym na ekscesy w stosun­

izby chorych posiadały 1666 łóżek. W ciągu trzech lat

ku do osób zatrudnionych w majątkach im podlegających,

istnienia służby zdrowia leczono 30 418 osób, skiero­

ale tym, co robili ich podwładni w terenie poza służbą, zbyt­

wano do szpitali 27 530, do domów wypoczynkowych

nio się nie interesowali... Milicjanci czy polscy żołnierze

1686 chorych, do instytucji opieki społecznej 10 499

mogli stanąć w obronie ich ofiar, ale sporo ryzykowali. So­

chronicznie chorych. W punktach etapowych odbyły

wieci, najczęściej pijani i szukający kobiet do rozładowania

się 2742 porody i nastąpiło 12 527 zgonów44.

swych popędów, od razu sięgali po broń. Postrzelenie któ­ regoś, a już nie daj Boże zastrzelenie, mogło być zakwalifi­

N ie wszyscy przesiedleńcy dojechali do „ziemi obie­ canej” .

kowane jako zabójstwo radzieckiego żołnierza z wszystkimi tego konsekwencjami. Sowieckich komendantur było spo­

Początki ich gospodarowania na nowych miejscach osie­

ro, zwłaszcza na Pomorzu Zachodnim, gdzie dużych gospo­

dlenia też nie były łatwe. Brak poczucia bezpieczeństwa

darstw poniemieckich było stosunkowo najwięcej. Sowie­ ci przejęli je, by pracowały na potrzeby Armii Czerwonej.

43 Tamże, s. 43.

W ówczesnych warunkach działały nieformalnie jako ekste­

44 Tamże.

66

67

czijść i

POD POLSKĄ OKUPACJ Ą

rytorialne placówki. Przesiedleńcy z Kresów, którzy przybyli

-osadnicy objęli do września 1945 r. 552 gospodarstwa45.

na Pomorze Zachodnie, nie zastali jednak tutejszego rolnic­

Było ich trzy razy mniej niż w powiecie Chojna, który sta­

twa w stanie kwitnącym. W następstwie działań wojennych

nowił centrum osadnicze 1 Armii WP. Z braku wystarcza­

uległo zniszczeniu 25 proc. budynków mieszkalnych i go­

jącej liczby osadników wojskowych, odrębność osadnictwa

spodarczych. 50 proc. maszyn i narzędzi rolniczych zostało

wojskowego zlikwidowano i w powiatach przewidzianych

wywiezionych do Niemiec. Dewastacji uległy niemal w ca­

tylko do wojskowego osadnictwa, ze względu na bezpie­

łości obiekty melioracyjne. Sporo zniszczeń spowodowała

czeństwo granicy, zezwolono na osiedlanie się rodzin nie­

też uciekająca ludność cywilna. Uchodząc przed zbliżającym

wojskowych. Państwo starało się przychodzić osadnikom

się frontem, wytrzebiła inwentarz żywy i zniszczyła sprzę­

z pomocą zarówno materialną, jak i finansową. Jedną z naj­

ty gospodarcze. Opuszczone gospodarstwa, zanim zostały

ważniejszych jej form było rozdzielanie inwentarza żywe­

wysiedlone, były wielokrotnie plądrowane i rabowane przez

go w ramach dostaw U N RR A (United Nations Relief and

szabrowników i maruderów. Znaczne obszary pól zamieniły

Rehabilitation Administration), czyli Organizacji Narodów

się w odłogi, które szybko zarosły chwastami. Trzeba je było

Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy. W ramach

dopiero przywracać do rolniczego wykorzystania. To zaś

tej pomocy rozdzielano głównie konie i bydło. Pochodziły

było bardzo trudne z powodu braku traktorów i koni. Było

one ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Danii, a także An­

to szczególnie dotkliwe w powiecie kamieńskim ze względu

glii. Dowożono je do Gdańska, Gdyni i Szczecina. W tym

na toczące się tam walki, a także dlatego, że stanowił on za­

ostatnim wyładowywano małe statki z Danii, a większe,

plecze frontu. Były wsie, w których nie było ani jednego ko­

z U SA i Kanady, rozładowywano w Gdańsku i Gdyni. Nie

nia. Brak koni utrudniał rolnicze zagospodarowanie ziemi,

wszystkie konie i krowy nadawały się do użytku. Konie,

a zwłaszcza zlikwidowanie odłogów, co było zadaniem stra­

które pochodziły z USA, były dzikie. Trzeba było je uczyć

tegicznym. Nieobrabiana ziemia szybko dziczała i zarastała

chodzenia w zaprzęgu, orania i wykonywania innych prac

samosiejkami.

polowych. To zaś bynajmniej nie było łatwe. Film Sami

By „ruszyć ziemię”, władze starały się jak najszybciej ją

swoi oddał to po mistrzowsku, pokazując próby ujeżdżania ogiera, który przypadł Kargulowi.

zaludnić. Pierwsi Pomorze Zachodnie zaczęli zaludniać żołnierze

W latach 1945-1948 na Pomorzu Zachodnim, w tym

z oddziałów, które walczyły w tych stronach i z których część

także na ziemi kamieńskiej, władze starały się utworzyć gęstą

wybrała sobie gospodarstwa. W powiecie Kamień żołnierze-

68

4i Tamże, s. 154.

69

CZĘŚĆ I

l’ OI) POLSKA OKUPACJ Ą

sieć gospodarstw rolnych. Wynikało to nie tylko z koncepcji

wykwalifikowanej kadry kierowniczej, specjalistów od kie­

politycznych PPR, jak przedstawiają to niektórzy badacze, lecz

rowania produkcją rolniczą oraz księgowych prowadzących

także z realnej rzeczywistości. 72 proc. ziemi na terenie Po­

rachunkowość. Bardzo często kierownikami tych instytucji

morza Zachodniego należało do pruskich junkrów. Parcelacja

zostawali entuzjaści, którzy o prowadzeniu dużych gospo­

tych majątków w całości była niemożliwa. Państwo nie miało

darstw nie mieli wielkiego pojęcia. By zaradzić brakom

środków na stworzenie na ich bazie indywidualnych gospo­

kadrowym, władze w wielu państwowych gospodarstwach

darstw. By takie mogły powstać, trzeba było dla nich zbudo­

tworzyły załogi z Niemców, których póki co nie wysiedlano.

wać budynki mieszkalne i gospodarcze, zaopatrzyć w sprzęt,

W 1947 r. do majątków państwowych kierowano też

zwierzęta hodowlane itp. W ówczesnej sytuacji gospodarczej

ukraińskich i łemkowskich osadników z Akcji „Wisła” .

było to zupełnie nierealne. Władze postanowiły pod państwo­

W 1948 r. w Państwowych Nieruchomościach Ziem­

wym sztandarem uruchomić dawne junkierskie majątki, na­

skich (PNZ) w województwie szczecińskim znajdowało się

kładając na nie od razu obowiązki, których nie były w stanie

14,7 tys. Ukraińców i Łemków. W sumie zaś osiedlono ich

wypełnić. Miały nie tylko zagospodarowywać pojunkierskie

w Szczecińskiem w 18 powiatach. Przyjechali oni w 160 trans­

grunty, lecz także zgromadzić zapasy żywności dla ludności

portach. Ich populacja składała się z 11 419 rodzin i liczyła

miast i wojska. Miały ponadto stanowić ośrodki postępu rol­

48 465 tys. osób. W przybliżeniu można stwierdzić, że jedną

niczego, nieść pomoc gospodarstwom rolnym nieposiadają-

czwartą przesiedlonych Ukraińców i Łemków skierowano do

cym traktorów, sprzężaju i innych maszyn.

majątków państwowych. Ich sytuacja była trudna, bo majątki

Tymczasem majątki państwowe przejmowały najbar­

te były w znacznej mierze zrujnowane. Część inteligencji łem­

dziej zniszczone i pozbawione inwentarza ziemie. W każ­

kowskiej i ukraińskiej podjęła w nich pracę. Uczynił to m.in.

dym z nich brakowało także rąk do pracy. Kto chciał

ksiądz Paweł Hamiwka, który został księgowym w majątku

autentycznie parać się rolnictwem, mógł dostać własne go­

w Płotach.

spodarstwo, a nie szukać pracy w rolnictwie państwowym,

W 1947 r. majątki państwowe ustępowały pod każdym

oferującym nędzną pensję. Bardzo często do załóg państwo­

względem gospodarstwom indywidualnym. Przyznawał to

wych majątków trafiało wiele „niebieskich ptaków”, ludzi

nawet w swoich raportach dekadowych szef Wojewódzkie­

z marginesu, szukających pod innym nazwiskiem miejsca,

go Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Szczecinie. W ra­

w którym mogli zatrzymać się na jakiś okres. Upaństwo­

porcie z 2 lipca 1947 r. donosił przełożonym:

wionym majątkom brakowało robotników rolnych, ale też

70

71

POD POLSKĄ OKUPACJ Ą

CZĘŚĆ I

[...] majątki państwowe w akcji siewnej, która zo­

się z Kresów, spodziewała się, że władze kom unistycz­

stała już zakończona, wykonały plan tylko w 75 proc.,

ne wcześniej czy później zaczną tworzyć kołchozy. M iała

natomiast osadnicy [posiadający gospodarstwa indy­

ona bowiem już za sobą doświadczenie gospodarki so­

widualne - przyp. M.A.K.] wykonali go w 100 proc.,

wieckiej. Oczywiście w Polsce oficjalnie nie było kołcho­

a nawet w niektórych powiatach ponad 100 proc.46

zów, tylko spółdzielnie, ale dla mieszkańców Pomorza Zachodniego były to kołchozy — i inaczej ich nie nazy­

We wcześniejszym raporcie dekadowym z 20 listopada 1946 r. szef szczecińskiego W UBP pisał:

wali. Tutejsi chłopi spodziewali się, że władze będą chcia­ ły zacząć tworzyć kołchozy już po wyborach w 1947 r. D onosił o tym swoim przełożonym szef szczecińskie­

Poszczególni gospodarze, każdy indywidualnie, tam gdzie się im udało wydrzeć z ostu ziemię, to już

go W U B P w raporcie dekadowym z 20 lutego 1946 r., w którym pisał:

ją orzą. Także widać, iż chłop jak najwięcej ziemi chce zaorać. Trudności są z zabezpieczeniem pracowników

[...] są przesądy w chłopstwie. [...] Dosyć często

rolnych na majątkach państwowych, gdzie Zarząd Nie­

daje się słyszeć, że chłopi jeszcze zapytują, czy po tych

ruchomości Ziemskich nie dba, by móc zabezpieczyć

wyborach Rząd Demokratyczny nie będzie organizo­

ich przed zimnem przez przydziały tekstylne, których

wał kołchozów. [...] przesądy staramy się za wszelką

się w ogóle nie przydziela; z tego powodu panuje roz­

cenę przełamać48.

goryczenie wśród pracowników folwarcznych są wy­ padki, że po prostu uciekają z majątków państwowych

Szef wojewódzkiego U B przypuszczał, że już wkrótce

i cisną się do miasta do pracy, czy też w ogóle wyjeżdża­

jego podwładnym przypadnie główna rola w zakładaniu

ją do centralnych województw47.

spółdzielni. Idea kołchozów nie przypadła oczywiście do gustu miesz­

W 1948 r. Stalin postanowił przeprowadzić kolekty­

kańcom polskiej wsi. Znakomicie oddał to jeden z pamięt-

wizację we wszystkich krajach satelickich, w tym również

nikarzy, który przedstawił incydent z zebrania, w którym

w Polsce. Ludność Pomorza, której większość wywodziła

agitowano za założeniem spółdzielni. Jedna z kobiet ze wsi

46 Cyt. za: P. Benken, W ypadki gryfickie 1 951, Szczecin 2016, s. 25. 47 Tamże, s. 23-24.

Płowce uklękła przed zdjęciem Stalina i powiedziała: „K o­ 48 Tamże, s. 22.

72

73

czi;ść i

I‘ Ol ) POl.SKĄ OKUPACJ Ą

chany Stalinie, ty dałeś nam ziemię, a te skurwysyny chcą

stodoły ze zbożem, dokonali aktów sabotażu maszyn rol­

nam ją odebrać”49.

niczych oraz zniszczyli plantację pomidorów w spółdzielni

Dobrowolnie żaden chłop, który posiadał gospodarstwo ze świeżego nadania, do spółdzielni wstępować nie chciał. Czynił

produkcyjnej w Mechowie, gdzie uprowadzili z kolektywu 49 owiec52.

to tylko element aspołeczny. Za przykład może służyć spółdziel­

By zachęcić chłopów do wstępowania do spółdzielni,

nia z gromady Kamień. Wstąpili do niej głównie: „pijacy, de-

władze zaczęły stosować instrumenty ekonomiczne. W ła­

wastanci i ludzie, którzy w spółdzielni wiedzieli jedyny ratunek

ściciele dużych gospodarstw chłopskich, których wielkość

przed zadłużeniem”50. Kolektywizacja spotkała się z oporem

wynosiła od 7 do 10 hektarów, płacili wysoki podatek

chłopów. Stosowali oni nie tylko bierny opór wobec spółdziel­

gruntowy, wynoszący 17—18 proc., podczas gdy biedni

ni, lecz także często przechodzili do czynu. Agitatorzy, którzy

małorolni chłopi płacili 2 proc. Dochód z hektara ustalo­

nawoływali chłopów do wstępowania do kołchozów, byli bici

no na podstawie dochodu szacunkowego, a nie rzeczywi­

i przepędzani ze wsi. N a zebraniach wiejskich stale słyszeli pod

stego. Wyliczano go z tzw. społecznej klasyfikacji gruntów.

swoim adresem tzw. groźby karalne. Zaczęły też działać gru­

Rolnik posiadający duże gospodarstwo musiał też uiszczać

py oporu dokonujące napadów na spółdzielnie. W powiecie

świadczenia na rzecz Funduszu Oszczędności Rolnictwa,

kamieńskim i gryfickim działała grupa Jana Bosia.

w sumie więc taki rolnik musiał oddać państwu połowę dochodu.

Podając się za żołnierza Armii Krajowej (jego prze­

Władze partyjne, chcąc zmusić chłopów do uległości,

szłość była jednak niejasna) i kierując podszeptami ku­

rozpoczęły walkę z kułakami. Wysłały na wieś aktywistów:

łactwa, audycji radiowych „Głosu Ameryki” i „BBC”,

robotników członków partii i członków ZMP, którzy mieli

dążył on wszystkimi sposobami do rozbicia spółdziel­

wywierać nacisk na najbardziej opornych chłopów, zmu­

czości i pracy kolektywnej51.

szając ich do realizowania dostaw zboża przekraczających ekonomiczne możliwości gospodarstwa, co w perspektywie

Boś i jego współpracownicy usiłowali przeprowadzić

miało doprowadzić do jego szybkiego bankructwa. Instruk­

napad rabunkowy na spółdzielnię w Mechowie, podpalali

cja K C PZPR w tej kwestii pouczała, że jeżeli kułak pod presją polityczną i moralną dalej będzie stawiał opór:

49 Tamże. 50 Tamże. 51 Tamże, s. 37.

52 Tamże.

74

75

część I

[...]

POD POLSKĄ OKUPACJ Ą

należy dokonać przymusowych omłotów

3 i Vi godziny trwała rewizja po całym domu, chlew-

i przekazać na punkt skupu tę ilość zboża, którą dany

kach i podwórzu. Ukrytego zboża nie miałam, zabrali

kułak obowiązany był odstawić w ciągu całego 1950­

z pączków [snopków - przyp. M.A.K.], które miałam

1951 r. Omłoty takie powinny być traktowane przykła­

na nasiona, co uprzednio zaznaczyłam. Załadowali na

dowo, nie więcej jak 2-3 wypadki w gminie53.

wóz i odwieźli do gminy. Cały dom zdemolowali. Pie­ ce porozbijali, podłogę porąbali, łóżko, stół rozwalone,

Instrukcja nakazywała wytypowania grupy kułaków

walizka połamana. Bielizna zniszczona, stratowana,

podlegających karze. O bok wymłócenia im zboża, kułakom

kwity i dokumenty zniszczone, nie mogę znaleźć kar­

wytypowanym do przykładnego ukarania miano też ode­

ty ewakuacyjnej, artykuły żywnościowe jedli, tratowali

brać dodatkowo prawo do zakupu węgla i drewna.

i dużo zabrali, jak wędliny, miód co miałam na dokar­

Wyposażone w takie instrukcje brygady robotniczo-mło-

mianie pszczół, woszczyna zniszczona. Około 600 zło­

dzieżowe wyruszyły w teren i rozpoczęły realizować anty-

tych miałam w zarękawku przyszykowane na zaliczkę,

chłopski terror. Szczególnie nadgorliwe miały być w powie­

zginęły, w tej chwili nie mogę określić, co mi braku­

cie gryfickim, kompromitując swoich mocodawców i „linię

je. Zabrali podeszwę, co miałam na żelowanie butów

partii” . Sprawa ta znalazła też epilog w sądzie, który przy­

męża i swoich, skórki z owiec, które przywiezione zza

kładnie ukarał nadgorliwców. Irena Maciusewicz z Przy­

Buga i kawałek miękkiej skórki na „uzwę” do chomąta.

biernowa tak opisała w sądzie ich najście, przypominające

Odjeżdżając oświadczyli - „żyj i śnij”54.

bandycki napad: Poszkodowanych w całej sprawie było znacznie więcej. Dnia 23 II 1951 r. przybył samochód z Gryfic do

Znaleźli się wśród nich: Edward Szabliński, Ignacy Cieślak,

naszej gromady, pełen ludzi, około 15 osób, przyszli do

Henryk Rydz i Wojciech Kaczmarek. K C PZPR, reagując

mnie i zażądali, ażebym natychmiast wiozła zboże do

na ich skargi, doprowadził do przykładnego ukarania win­

punktu skupu 1700 kg. Oświadczyłam, że już odwio­

nych. Była to oczywiście gra, która miała tylko rozgrzeszyć

złam 1500 kg, a posiadam tylko na nasiona i utrzymanie

kierownictwo partii, której linia jest słuszna, a jedynie jej

inwentarza. Oświadczyli - przeprowadzamy rewizję.

wykonawcy nieodpowiedzialni. W pokazowym procesie

53 K. Kozłowski, Pom orze Zachodnie w sześćdziesięcioleciu (1 9 4 5 —2 0 0 5 ). Społeczeństwo - w ładza - gospodarka - kultura, Szczecin 2007, s. 425.

76

zrobiono z nich „klikę gryficką” . 54 Tamże, s. 426—427.

77

POD POLSKĄ OKUPACJĄ

CV.l;S(': I

Tymczasem takich wydarzeń, jak wykazał Kazimierz

sać deklarację. Jedyną możliwością było zdanie gospodarstwa

Kozłowski, było bardzo dużo. Gryfice postanowiono nagło­

na Skarb Państwa, ale na rozwiązanie takie zazwyczaj decy­

śnić tylko dlatego, żeby oczyścić partię z zarzutów łamania

dowali się chłopi z „centrali”, czyli z województw: kieleckie­

prawa. Niewątpliwie chcieli także powstrzymać ucieczki

go, poznańskiego, lubelskiego i innych. Osadnicy, którzy do

chłopów ze wsi do miast, co mogło mieć daleko idące kon­

województwa szczecińskiego przyjechali z Kresów, nie mieli

sekwencje. W praktyce nic się nie zmieniło. Proces „omła-

możliwości wyboru. Mimo nacisków do 1955 r. władzom nie

cania kułaków” - jak w partyjnym żargonie określano młó­

udało się skolektywizować całej wsi. We władaniu rolników

cenie zboża u bogatych chłopów - nadal trwał. Partyjne

indywidualnych nadal pozostało 32,1 proc. ziemi, a do spół­

instancje zwracały uwagę radom narodowym, żeby walcząc

dzielni należało 26,1 proc. W rękach Państwowych Gospo­

z kułakami, nie zapominali o średniakach, bo ci gotowi po­

darstw Rolnych znajdowało się 41,8 proc. gruntów. Najgor­

myśleć, że m ogą zająć ich miejsce. Rolników próbowano

sze efekty osiągały właśnie te ostatnie. Ich słabym punktem

terrorem zmusić do wstępowania do spółdzielni. D o akcji

była kadra kierownicza, a w zasadzie jej brak. Kadrę kierow­

włączony został UB. Z zachowanych dokumentów wynika,

niczą odziedziczoną po Państwowych Nieruchomościach

że na szczęście nie katowano ich, lecz znęcano się nad nimi

Ziemskich uznano za nieodpowiednią klasowo. W ramach

w inny sposób. Przywożono opornych do urzędu i stawiano

oczyszczania aparatu administracyjnego PGR, jak ustalił

ich na korytarzu twarzą do ściany. Pilnował ich wartownik,

Kazimierz Kozłowski:

który nie zezwalał opierać się o ścianę czy klękać. Nie wolno im było korzystać z toalety, nie dostawali również wody ani

Usunięto ze stanowisk 40 domniemanych obszar­

pożywienia. Po takiej stójce nawet najbardziej oporni chło­

ników i kapitalistów, około 50 „szkodników i sabota-

pi podpisywali deklarację wstąpienia do spółdzielni.

żystów”, zamiast nich wprowadzono jako dyrektorów

Bywało też tak, że agitatorzy namawiający chłopów do

54 robotników, a 150 robotników objęło inne kierow­

przystąpienia do spółdzielni mówili: Nikt was do spółdzielni

nicze stanowiska, w tym głównych księgowych, maga­

na siłę ciągnąć nie będzie, nie chcecie, to nie wstępujcie, wa­

zynierów i kalkulatorów55.

sza wola, ale na jutro macie dostawić wszystkie zboże według planu, oddać wszystkie zaległości, podatki, zadłużenia ban­

Miało to fatalne skutki gospodarcze i spowodowało

kowe itp. Jak tego nie zrobicie, to spodziewajcie się rewizji.

ogromne straty. Z badań Kazimierza Kozłowskiego wyni-

N a takie dictum fatum większość chłopów zgadzała się podpi­

78

55 Tamże, s. 139.

79

CZĘŚĆ I

ka, że na skutek niekompetencji kadry i niechlujstwa załóg w szczecińskich PGR-ach padały rocznie w latach 1952­ 1956 tysiące sztuk trzody chlewnej, zwłaszcza prosiąt56.

Mapa okolic Brzozdowiec, 1928 rok.

56 Tamże.

Gorzelnia w Brzozdowcach

Cerkiew greckokatolicka w Brzozdowcacli ok. roku 1915...

Pozdrowienie z HRZOZDOWHiC

... 2002 ...

...i 2007.

Od lewej: Bolek, Irena, dwie profesorki i Misiek. Zdjęcie z majówki szkolnej, 3 maja 1934 r.

Zespół amatorski z Brzozdowiec

Zespół taneczny w Brzozdowcach. W perwszej parze Waleria Kozakiewicz i Karol Suchorowski.

Muzyka towarzyszyła mieszkańcom w każdej chwili.

Na pierwszym planie przy stole Zygmunt Berezowski i Jadwiga Freidenberg.

Grupa brzozdowieckich kawalerów z lat dwudziestych około 1928 roku.

Inscenizowana bójka. W tle Józef Berezowski (siedzi na drugim planie).

Przedstawienie w Brzozdowcach. Grają między innymi Zygmunt Berezowski i Jadwiga Freidenberg (Lindmajer)

2

Wycieczka w Karpaty Wschodnie. Tak przed wojną ubierały się panie, odwiedzające uzdrowiska...

WTijr.

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej

...a tak panowie.

Przemarsz Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej

Pomnik Orła. Druga z lewej Jadwiga Freidenberg.

Przemarsz oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej

Grupa członków KSM M z Brzozdowiec na Wawelu. Od lewej: Bronek Berezowski, Michał Kindrat i inni.

Na miejscu pomnika Piotra i Pawła postawiono na klombach krzyż i figurę. Całość jest ogrodzona parkanem. W tle widać bloki Nowego Rozdołu. Pomnik postawono w 2015 r.

Synagoga w Brzozdowcach została zbudowana w XVIII w. Południowe wejście otaczał balkon. Pokoje modlitwy kobiet, dodane do oryginalnej konstrukcji, znajdowały się na północnym końcu parteru i na korytarzu, do którego wchodziło się od południowej klatki schodowej. Ściany zewnętrzne pokryte były gontem. Wymiary budynku: 17 x 20 x 12 m. Synagogę spalili Niemcy.

Uczestnicy kursu zorganizowanego w Brzozdowcach

Uczestniczki kursu pieczenia i gotowania zorganizowanego przez Katolickie Stowarzyszenie Kobiet

Jej budynek zachował się do dnia dzisiejszego.

3 Ukraińcy liczyli na wojnę

Poza kolektywizacją negatywny wpływ na sytuację społecz­ ną Pomorza Zachodniego miała także propaganda szeptana, sugerująca mieszkańcom, że ich sytuacja jest tymczasowa, gdyż wkrótce wybuchnie III wojna światowa, która zmieni Uroczystość w Brzodowcach

wszystko. N a Pomorze Zachodnie wrócą Niemcy, którym Polacy będą musieli oddać użytkowane gospodarstwa. M a­ jąc taką perspektywę, nie warto w nic inwestować i robić cokolwiek, tylko siedzieć na spakowanych walizkach, by w odpowiednim momencie zdążyć uciec. Z ustaleń W U BP jednym z głównych źródeł tej propagandy byli Ukraińcy przesiedleni na Ziemie Odzyskane, w tym także na Pomo­ rze Zachodnie. Fakt ten przypomina w swojej pracy Wypad­ ki gryfickie 19 5 1 pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie, Przemysław Benken. Propaganda znajdowała posłuch szczególnie wśród repatriantów z Kresów W schod­ nich. Wciąż liczyli na to, że uda im się wrócić na dawne siedliska. Wielu z nich nie chciało przyjmować tytułów własności przydzielonych im gospodarstw, obawiając się, że

Sztandar, który zachował się do dziś.

81

CZĘŚĆ I

UKRAI ŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

utrudni to im to powrót na ojcowiznę. Z informacji funk­

na dewastację gospodarstw, samowolne opuszczanie

cjonariuszy UB wynikało, że wśród repatriantów zza Bugu

i powracanie na stare miejsca zamieszkania. Ośrodki

krążą plotki, że Anglia jest obrażona za osiedlanie Polaków

zagraniczne, chcąc spotęgować nasilenie propagandy

na okupowanych przez Polskę ziemiach niemieckich. N ie­

w kraju, nadsyłały ulotki. [...] Ulotki te w ilości kilku

którzy mieszkańcy Pomorza Zachodniego sądzili, że wkrót­

tysięcy zostały znalezione w województwach: opolskim,

ce wkroczą na nie Amerykanie, Brytyjczycy i Wojsko Pol­

szczecińskim, koszalińskim i wrocławskim57.

skie gen. Andersa. Po śmierci Stalina nasiliły się plotki, że może dojść do konfliktu zbrojnego.

Zdaniem Igora Hałagidy kwestia zachodniej propagan­

W ocenie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego

dy była przez władze przeceniana, wydaje się bowiem, że

z 1952 r. przytaczanej przez ukraińskiego badacza Igora

zwłaszcza brytyjska propaganda miała wpływ na postawę

Halagidę Ukraińcy kontynuowali na Ziemiach Zachodnich

Ukraińców na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Wy­

działalność wrogą państwu polskiemu.

wiad brytyjski brał pod swoje skrzydła ukraińskich nacjo­ nalistów i chciał ich wykorzystać do walki ze Związkiem

O ile chodzi o wzajemne utrzymywanie kontaktów

Radzieckim. Także CIA - wywiad amerykański - wspierał

wśród nacjonalistów ukraińskich, to należy stwierdzić,

ukraińskich nacjonalistów. Z pomocy tej instytucji ko­

że są one kontynuowane w takich formach, jak różnego

rzystali m.in. Mykoła Łebed, jeden z największych katów

rodzaju wspólne schadzki, imieniny, cerkiew, organi­

Polaków na Ukrainie. Specjalizował się on w organizowa­

zacja legalna itp. Zadaniem tych kontaktów jest utrzy­

niu działalności dywersyjnej na sowieckiej Ukrainie. Gdy

mywanie nastrojów odwetowych, wspólne informowa­

operacja ta zakończyła się niepowodzeniem, został przerzu­

nie się o zaistniałych wypadkach, a przede wszystkim

cony do USA, gdzie korzystał z ochrony CIA i prowadził

utrzymywanie więzi. Poza tym nacjonaliści ukraińscy

instytut badawczo-wydawniczy, zajmujący się wydawaniem

prowadzili aktywną działalność propagandową. Źró­

ukraińskiej prasy, literatury i materiałów propagandowych,

dłem propagandy jest a) literatura nadsyłana z zagrani­

kolportowanych później na Ukrainie. Można przypuszczać,

cy, b) audycje radiowe nadawane z państw kapitalistycz­

że część produkcji nazisty trafiła także do Polski58. Jest nie­

nych, c) fałszywe komentowanie wydarzeń w kraju i za granicą. Propaganda wpłynęła w dużym stopniu na zahamowanie prac rolnych w okresie wiosennym,

82

57 Cyt. za: I. Hałagida, Ukraińcy na zachodnich i północnych ziem iach Pol­ ski 1947—1 9 5 7 , Warszawa 2002, s. 84-85.

58 A. Bata, W cieniu tryzuba, Warszawa 2016, s. 345-347.

83

CZĘŚĆ 1

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

wątpliwym faktem, że na Ziemiach Odzyskanych, w tym

zdobyto pewną ilość pieniędzy i sprzętu; co najważ­

na Pomorzu Zachodnim, przebywało wielu członków

niejsze skompromitowano działaczy OUN w oczach

Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA niewyło-

Anglików61.

wionych w trakcie Akcji „Wisła” . Ewidentnie rozglądali się oni za nowym protektorem i chcieli wykorzystać światową

Propagowanie ulotek o zbliżającej się III wojnie świa­

koniunkturę. Świadczy o tym sprawa Leona Łapińskiego

towej było wśród Ukraińców bardzo łatwe. N a perspekty­

„Zenona”, banderowca przejętego przez polski kontrwy­

wie III wojny światowej opierała się cała ich strategia walki

wiad. Wciągnął go on, jak pisze Hałagida, „do szeroko za­

i oporu przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Lansując ją

krojonej operacji wywiadowczej, mającej doprowadzić do

w 1945 r., nie mieli do tego zbyt mocnych podstaw. Na

głębokiej penetracji zarówno ukraińskiego podziemia zbroj­

przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych trwała już zim­

nego, jak i ukraińskich struktur emigracyjnych59. W latach

na wojna, która w każdej chwili mogła zamienić się w gorą­

1947-1948 „Zenon” odwiedzał ukrywających się członków

cą. Propagowanie plotek o mającym wybuchnąć lada dzień

podziemia ukraińskiego i proponował im wstąpienie do

konflikcie zbrojnym było tym łatwiejsze, że gołym okiem

„nowej siatki O U N ”, która działała w latach 1948-1954 na

widać było, że kraj się militaryzuje i szykuje do wojny.

Ziemiach Zachodnich i Północnych. Zdobyła ona zaufanie

Zdaniem czynników polskich wiele informacji, które

osób związanych wcześniej z O U N -U PA, zdołała urucho­

Ukraińcy kolportowali, brali z paczek i listów napływają­

mić szlaki kurierskie przez zieloną granicę, nawiązać kon­

cych z zagranicy. Korespondencja do nich napływająca była

takt z monachijską centralą O U N i umieścić w niej swojego

oczywiście kontrolowana, ale sporo można było w niej prze­

agenta60. Poprzez nią polskie służby podjęły grę operacyjną

mycić. Za przykład może służyć fragment jednego z doku­

z monachijską centralą O U N . Jak podaje Hałagida, cytując

mentów oceniających sytuację. Czytamy w nim:

Grzegorza Motykę, w wyniku akcji: Charakterystyczny przypadek stwierdzono na tym [...] uwięziono lub zlikwidowano kilkudziesięciu

tle w spółdzielni produkcyjnej Lidkowo, gm. Długie,

członków OUN-UPA, uniemożliwiono otwarcie ka­

pow. Stargard (Szczeciński), woj. szczecińskie. W spół­

nałów kurierskich pomiędzy Monachium a Ukrainą,

dzielni tej poważny odsetek spółdzielców stanowi lud­ ność ukraińska, która mniej więcej do połowy maja br.

59 I. Hałagida, dz. cyt., s. 66. 60 Tamże, s. 68.

61 Tamże.

84

85

CZĘŚĆ 1

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

pracowała w spółdzielni dobrze, a nawet w pracy przo­

Poza fermentem wywołanym przez Ukraińców na Pomo­

dowała. W okresie kampanii na Zachodzie wokół tzw.

rzu Zachodnim dawał o sobie znać też problem niemiecki.

układu ogólnego i ostatnich wydarzeń politycznych we

W sumie po zakończeniu przesiedleń na Pomorzu Zachod­

Francji nastroje wśród tej części spółdzielców znacznie

nim pozostało około 50 tys. Niemców! Nie zostali oni do­

się pogorszyły. Spółdzielcy Ukraińcy nie chcą wycho­

browolnie —zatrzymano ich, gdyż byli potrzebni gospodar­

dzić do pracy albo, o ile wychodzą, pracują niechętnie

ce. Stanowili oni około połowę Niemców, którzy pozostali

i mało wydajnie.

w Polsce. Ich dokładna liczba nie jest jednak znana. Część

Miejscowe czynniki nie od razu zorientowały się

z nich pracowała w majątkach ziemskich administrowanych

w sytuacji, gdzie leży przyczyna tego stanu rzeczy. Do­

przez Armię Czerwoną, które działały de facto eksterytorial­

piero po pewnym czasie sekretarz K(omitetu) G(minne-

nie i nie stosowały się do polskiego prawa. Działały w nich

go) PZPR zdołał stwierdzić, że właśnie w tym samym

szkoły dla niemieckich dzieci. Nauka w nich odbywała się

okresie wzmógł się ogromnie napływ listów i paczek do

poza polską kontrolą i według zupełnie innych progra­

spółdzielców z zagranicy (Kanady, Ameryki i innych),

mów. Dzieci uczące się w nich nie wiedziały nic o Polsce ani

które - jak twierdzą miejscowe czynniki - niewątpliwie

o świecie zewnętrznym, nie miały dostępu do prasy. Oficjal­

spowodowały tak poważne zmiany w nastrojach i sto­

nie w województwie szczecińskim mieszkało 31 500 N iem ­

sunku do pracy wśród ludności ukraińskiej, bowiem

ców, w tym: w Słupsku - 6539, Sławnie —4662, Koszalinie

obok zwykłych informacji natury rodzinnej w listach

- 3722, Szczecinie - 2700, w Białogardzie - 1794, Łobzie

były wzmianki, że „się niedługo zobaczymy”. Wroga

- 1658, Szczecinku- 1305. Spośród nich 19 395 pracowało

propaganda płynąca z radia zagranicznego, listów, ga­

w rolnictwie, 305 —jako rzemieślnicy i 300 u osób prywat­

zet, paczek itp. znalazła posłuch tym łatwiejszy wśród

nych. Źródła niemieckie w N RF podawały, że Niemców na

spółdzielców Ukraińców, że nie zorganizowano właści­

Pomorzu Zachodnim pozostało znacznie więcej. W samym

wie żadnego oporu na jej działania. Komitety partyjne

Szczecinie miało ich mieszkać około 10 tysięcy!

i prezydia rad narodowych nie reagują należycie i dosta­

W maju 1948 r. powstało Ziomkostwo Pomorskie, któ­

tecznie szybko na wpływ wrogiej propagandy poprzez

re w N R F stało się jednym z najsilniejszych ziomkostw,

odpowiednią pracę agitatorską i masowo-polityczną62.

skupiających przesiedleńców. W 600 oddziałach tereno­ wych gromadziły około 85 tys. członków, w tym ponad

62 Cyt. za: I. Hałagida, dz. cyt., s. 176.

86

10 tys. na terenie Berlina Zachodniego. Wśród kierownic-

87

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY U C Z Y L I NA WOJ NĘ

twa Ziomkostwa Pomorskiego było wielu junkrów i osób

0 takich decyzjach docierały do mieszkańców Pomorza Za­

z hitlerowską przeszłością. Jego członkowie zaczęli opraco­

chodniego i sprzyjały tworzeniu poczucia tymczasowości

wywać i popularyzować plany wysiedlenia Polaków z terenu

z wszystkimi tego konsekwencjami. C o miał myśleć repa­

Pomorza63. Działalność ziomkostwa trzeba widzieć w kon­

triant z Kresów, który gospodarując na Pomorzu, dowiady­

tekście poczynań wszystkich ziomkostw, które utworzyły

wał się, że tylko 11 proc. ludności N R F jest skłonna przy­

Partię Wypędzonych z Ojczyzny i Pozbawionych Praw. Póź­

znać, że Niemcy nigdy nie odzyskają utraconych obszarów

niej zaś założyły one Związek Wypędzonych - Zjednoczenie

wschodnich64.

Ziomkostw, istniejący do dziś. W grudniu 1958 r. na pierw­

Czynnikiem stabilizującym sytuację na Pomorzu Z a­

szego prezydenta związku wybrano Hansa Krugera, pocho­

chodnim , jak również na Ziem iach Odzyskanych, był

dzącego z Pomorza Zachodniego. Wybór ten potwierdzał

Kościół Rzym skokatolicki, o czym często się zapom ina.

siłę i znaczenie Ziomkostwa Pomorskiego. Organizacje

Pomorze Zachodnie trafiło do jednostki administracyjnej

ziomkowskie, które w Polsce określono mianem rewizjo­

Kościoła, która od 15 sierpnia 1945 r. do grudnia 1950 r.

nistycznych, opowiadały się przeciwko uznaniu granicy na

nazywała się Administracją Apostolską Kamieńską, Lubuską

Odrze i Nysie Łużyckiej. Organizacje wypędzonych stały

1 Prałatury Pilskiej. O d grudnia 1950 r. do 25 maja 1967 r.

się grupą nacisku wewnętrznego na rząd NRF, który z kolei

nazywała się Ordynariatem Gorzowskim, by w 1972 r. ulec

wywierał presję na swych sojuszników na Zachodzie, by ci

podziałowi i ostatecznej stabilizacji. Jednostkę tę do życia

nie uznali granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Utworzenie

powołał kard. August Hlond, prymas Polski, który chciał

N R D i podpisanie przez nią układu zgorzeleckiego, uznają­

jak najszybciej usunąć z terenów Polski niemiecką admi­

cego granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej za ostateczną i nie­

nistrację kościelną. Działał on zgodnie z polską racją sta­

zmienną, nie uspokoiło polskiej opinii publicznej, a zwłasz­

nu. H lond pogrzebał porządek hierarchiczny ustanowiony

cza mieszkańców Ziem Odzyskanych, w tym szczególnie

w czasach niemieckich na tych terytoriach, m.in. konkor­

Pomorza Zachodniego. Układ zawarto 6 lipca 1950 r.,

datem z III Rzeszą z 1933 r. Administracja Apostolska li­

a już 14 września tego roku Bundestag przyjął uchwa­

czyła 47 836 kilometrów kwadratowych. Obejmowała te­

łę w sprawie wyborów ogólnoniemieckich, uznając m.in.

ren prałatury pilskiej oraz dekanaty diecezji berlińskiej ze

akceptację granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej za „zbrod­

Szczecinem oraz trzy dekanaty archidiecezji wrocławskiej.

nię przeciwko Niemcom i przeciw ludzkości”. Informacje

N a jej czele stanął poznaniak, ks. Edm und Nowicki. Swoją

63 P. Madajczyk, Niem cy polscy 1 9 4 4 -1 9 8 9 , Warszawa 2001, s. 297 -2 9 8 .

88

64 E. Męclewski, Niemcy w Europie, Warszawa 1974, s. 236.

89

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY LICZYI.I NA WOJ NĘ

rezydencję ustanowił w Gorzowie za radą, czy też z polece­

nym 1 września 1945 r. w kościele Mariackim w Gorzowie,

nia, kard. Augusta Hlonda. W rozmowie z ks. Nowickim miał powiedzieć:

powiedział:

„W każdym razie nie radziłbym rezydować w Szczecinie

[...] obecne ciężkie warunki organizującego się

dlatego, że Szczecin leży na peryferiach, a po drugie, że leży

dopiero życia na naszych Kresach dostarczają wiele

poza Odrą. Jeszcze nie wiadomo, jak te mocarstwa usto­

sposobności do tego, byście [kapłani - przyp. M.A.K.]

sunkują się do problemu naszych granic. Nie chciałbym,

„wszystkim dla wszystkich się stali”, byście przez przy­

aby nasi sąsiedzi zachodni mieli wielką radość, gdyby polski

kład własnego postępowania budująco oddziaływali

biskup musiał się wycofac ze Szczecina. I dlatego owszem,

[...] Dziękuję Wam, drodzy kapłani świeccy i zakonni,

może byłoby dobrze przewidzieć tam miejsce na katedrę, na

że porzuciwszy wygodniejsze warunki życia w upo­

kurię biskupią, rezydencję i seminarium, ale nie radziłbym tam mieszkać”65.

rządkowanych stosunkach stanęliście do tej misyjnej

Hlond, który spędził wojnę na Zachodzie, doskonale

na Rzeczpospolita spoglądają z dumą na wysiłki nasze

zdawał sobie sprawę, że Polska w sprawie zachodnich granic

służby [...] Niechaj Matka nasza, Kościół św. i ukocha­ i owoce naszej służby66.

nie może liczyć na jednoznaczne wsparcie Watykanu i mo­ carstw zachodnich. Rozumiał, że w sprawie działalności Ko­

Personel ks. Nowickiego składał się ze 128 księży. Na

ścioła na Ziemiach Odzyskanych trzeba się porozumieć z ko­

Pomorzu Zachodnim początkowo był tylko jeden kapłan

munistami i działać metodą faktów dokonanych. N a czele

liczący 80 lat, ks. dr Męcina Wasierski. Ze wspomnień ks.

Administracji Apostolskiej postawił w Gorzowie kapłana,

Edm unda Gagajka kapłana pioniera ze Stargardu Szczeciń­

który w czasie wojny był prześladowany przez Niemców.

skiego wynika, że w pierwszych miesiącach nawet członko­

Ksiądz Edmund Nowicki pochodził z Poznania, kanoni-

wie PPR wspierali działalność księży. Pisze on:

sta po studiach na Gregorianie w Rzymie, następnie wiceoficjał i kanclerz kurii poznańskiej, w czasie wojny więzień

Przypominam sobie niejaką panią Lisiecką z Pro­

Dachau i Mauthausen. W orędziu do kapłanów, wygłoszo-

pagandy Partyjnej. Piastowała ważne stanowisko. W początkach otrzymaliśmy od niej dużą pomoc. Po

65 Cyt. za: G . Wejman, Kościół katolicki na ziem i lubuskiej 1 1 2 4 -2 0 1 0 . Z arys problem u , [w:] Kościół na Środkowym N addniestrzu. H istoria i postacie , red. G. Chejnacki, Zielona Góra 2011, s. 9-53.

90

66

Z arządzen ia A dm inistracji Apostolskiej K am ieńskiej, Lubuskiej i Prałatu-

ry P ilskiej (nr 1), 15.09.1945, s. 3-4.

91

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

prostu Polacy nie chcieli osiedlać się. Ludzie mówili:

protestanckich. Nie było kurii biskupiej, sądu duchownego,

„bez księdza nie zostaniemy tu”. Uciekano z wiosek.

czy katedry. Nie było również budynków przeznaczonych

Władza na ucieczki ludzi z wiosek była bezradna.

na te instytucje. Ówczesne władze, dążąc do szybkiego usta­

Wówczas zwrócono się do kapłanów, abyśmy udali

bilizowania sytuacji Kościoła w Gorzowie, oddały dom przy

się do danych wiosek i zachęcali ludzi do osiedlania

ul. 30 stycznia nr 1 na rezydencję i tymczasową kurię bi­

się. Przy tej okazji poświęcaliśmy kościoły, [poprote-

skupią. 1 maja siedziba kurii została przeniesiona na uli­

stanckie - przyp. M.A.K.] wcześniej doprowadzając je

cę Łokietka 17, a 15 października 1947 r. ostatecznie do

do stanu używalności. Sam poświęciłem w tym czasie 14 kościołów67.

budynku przy ulicy Drzymały 36. Jednym z pierwszych posunięć ks. Nowickiego na tere­ nie Pomorza Zachodniego była organizacja sieci parafialnej

Ksiądz Gagajek wspomina o niezwykłej przygodzie,

i dekanalnej, które w pierwszym okresie kształtowały się

która spotkała go we wrześniu 1945 r., gdy wracał z Po­

niejako naturalnie w miarę napływu kapłanów. W czerw­

znania do Stargardu. Kiedy ludzie dowiedzieli się, że w wa­

cu 1946 r. ustanowił on dekanaty: Choszczno, Gryfino,

gonie jedzie ksiądz, wtargnęli do niego i uprowadzili go

Kamień Pomorski, Myślibórz, Nowogród (obecnie Nowo­

do Choszczna. Tu musiał odprawić Mszę św., a następnie

gard), Starogród (Stargard) i Szczecin.

wyspowiadać wiernych. Gdy to zrobił, został z honorami odwieziony przez wiernych do Stargardu.

W lipcu 1946 r. opracowano pierwszy Schematyzm Administracji Apostolskiej Kamieńskiej, Lubuskiej i Pra­

Terytorium, na którym ks. Nowicki miał prowadzić

łatury Pilskiej. Figurowały w nim 223 parafie podzielone

duszpasterstwo, sięgało od Zielonej Góry na południu, po

na 23 dekanaty. W 1949 r. ukazał się kolejny schematyzm,

Świnoujście i Kołobrzeg na północy i Piłę na wschodzie.

liczący już 462 strony. Figurowało w nim 29 dekanatów

Polski Kościół Rzymskokatolicki wchodził tu na tereny

i 509 parafii. Wiele parafii było dalej nieobsadzonych.

zdominowane przez protestantów. N a tym ogromnym ob­

W 1950 r. w administracji pracowało 398 kapłanów.

szarze były tylko 134 parafie katolickie, z których większość

W śród nich księży świeckich było 238, a kapłanów zakon­

znajdowała się na terenie wolnej prałatury pilskiej. Pozo­

nych 160. Kapłani ci obsługiwali po dwie, trzy parafie.

stałe obszary były protestanckie i nie było na nich ani świą­

N a każdego kapłana przypadało średnio około 4 tys. wier­

tyń, ani nawet tradycji katolickiej. Istniało za to 750 gmin

nych, mieszkających na obszarze 112 kilometrów kwadra­

67 Cyt. za: K. Kozłowski, dz. cyt., s. 364.

92

towych. N a niektórych terenach, zwłaszcza na Pomorzu

93

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY U C Z Y L I NA WOJ NĘ

Zachodnim , bywało, że jeden kapłan obsługiwał od 6 do

tu niemieckiego, mówiący o tym, że wysiedlenie Niemców

10 kościołów.

na Wschodzie nie jest ostateczne, wywołał bardzo ostrą

Pomimo braku kapłanów do 1950 r. uruchomiono

krytykę czynników oficjalnych, a także sprzeciw szerokiej

1202 kościoły i 72 kaplice, po ich wybudowaniu i wy­

opinii publicznej w Polsce. List pasterski Kardynała i Arcybi­

posażeniu postawiono 2386 krzyży i 410 kapliczek przy­

skupów polskich wydany we Wrocławiu 23 września 1948 r.

drożnych, starając się nadać dawnej protestanckiej ziemi

i odczytany z ambon w Polsce 31 października 1948 r. nie

katolickie stygmaty. By zaradzić brakowi kapłanów, w bu­

zdołał zatrzeć tego wrażenia, jakie wywołał wcześniejszy list

dynkach przydzielonych administracji ks. administrator

papieża. Znalazło się w nim tylko ogólnikowe stwierdzenie,

Nowicki uruchomił seminarium duchowne. Jednocześnie

że: „Ojciec Święty nigdy nie kwestionował granic Rzeczpo­

stworzył wiele innych instytucji typowych dla klasycznych

spolitej Polskiej i że w ogóle nie myśli zajmować się sprawą

diecezji, m.in. księgarnię katolicką, „Tygodnik Katolicki”,

granic, o którym stanowią nie czynniki kościelne, lecz mię­

wydawany od 1946 r., zorganizował w kurii nowe wydziały

dzynarodowe umowy”68.

duszpasterskie, „Caritas” . Ta ostatnia instytucja ze względu

Władze domagały się zniesienia przez Kościół stanu

na biedę panującą wśród wiernych była bardzo potrzebna.

tymczasowości i mianowania przez Stolicę Apostolską na

Ksiądz Nowicki zaczął też wydawać Kalendarz Ziem Odzy­

Ziemiach Odzyskanych stałych ordynariuszy. Ta jednak,

skanych. Ważną dla polskich interesów pracę ks. Nowickie­

zasłaniając się brakiem uznania międzynarodowego dla

go przerwały niestety władze, które kazały mu opuścić teren

nowych granic Polski, nie chciała tego uczynić. Tym bar­

administracji. Podobnie potraktowały innych administrato­

dziej nie byli w stanie uczynić tego biskupi polscy, którzy

rów mianowanych przez prymasa Hlonda, który wówczas

mimo to zobowiązali się zwrócić w Porozumieniu z Rządem

już nie żył, a jego obowiązki przejął abp Stefan Wyszyński,

z 1950 r. z prośbą do Stolicy Apostolskiej, aby administracje

mianowany wkrótce kardynałem. Działania władz kom u­

kościelne, korzystając z prawa biskupów rezydencjalnych,

nistycznych wynikały w dużej mierze z pogarszającej się at­

zostały zamienione na stałe ordynariaty biskupie. Zobowią­

mosfery w Europie, zimnej wojny, postępującej sowietyzacji

zania tego nie mogli spełnić. Papież w tej sprawie nie grał fa ir

Polski i wzrostem roli aparatu bezpieczeństwa w życiu pań­

play i wystawiał biskupów na niepotrzebne ciosy i oskarże­

stwa. Kościół był oskarżany o to, że jest bezkrytycznym na­

nia komunistów. Jak podaje znany polski historyk, Gerard

rzędziem polityki Watykanu, którą poddawano miażdżącej krytyce. List papieża Piusa XII z marca 1948 r. do episkopa-

94

68 Pius X II a Polska 1 9 3 9 -1 9 4 9 . Przem ów ienia, listy, kom entarze, oprać. K. Papee, Rzym 1954, s. 160.

95

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY I.ICZYI.l NA WOJ NĘ

Labuda, kiedy nuncjusz apostolski składał w 1951 r. listy

nistyczne nie wiedziały, odbył się zgodnie z życzeniem

uwierzytelniające prezydentowi NRF, oświadczył przy tym,

prymasa, który przewidział taką sytuację. U zaufanego

że Watykan nadal uważa za obowiązujące układy zawarte

kapłana, ks. K. Żarnowieckiego, zostawił zalakowany list

z rządem niemieckim sprzed II wojny światowej, dotyczące

z nazwiskiem jego kandydata na następcę ks. N ow ickie­

granic Rzeszy z dnia 31 grudnia 1937 r.69

go. M iał go przekazać kolegium konsultorów w m om en­ komunistyczne

cie jego wyboru. Ksiądz Załuczkowski wiedział o istnie­

chciały dokonać demonstracji, mającej zasugerować Stolicy

niu tego listu i na posiedzeniu rady konsultorów zapytał,

Apostolskiej, że jeżeli ta nie stanie jednoznacznie po stronie

który z obecnych kapłanów ma list prymasa. Ksiądz Żar­

Polski, to wezmą one sprawy we własne ręce. Tylko mądro­

nowiecki pokazał list, w którym kard. Wyszyński desy­

ści polskich biskupów, a zwłaszcza kard. Stefanowi Wyszyń­

gnował ks. Załuczkowskiego na stanowisko wikariusza

skiemu, zawdzięczamy, że nie doszło do żadnego rozłamu

kapitulnego. O n też został wybrany. Prymas oczywiście

wewnątrz Kościoła. W miejsce usuniętych administratorów

wybór ten zatwierdził.

Usuwając

administratorów,

władze

apostolskich rady konsultorów w administracjach wybrały

Ksiądz Załuczkowski urodził się w Sorokach w pow.

wikariuszy kapitulnych. Był to precedens. Prymas Wyszyń­

K ołom yja w 1901 r. Pochodził z rodziny nauczycielskiej.

ski uznał, że należy im udzielić jurysdykcji kanonicznej, by

Jako kawalerzysta bronił niepodległości Polski, walcząc

uniknąć wzmożenia niepewności ludności Ziem Zachod­

z Ukraińcam i i bolszewikami. N astępnie ukończył sem i­

nich. W parafiach odczytano list stwierdzający, że sprawują

narium duchowne we Lwowie. N a kapłana wyświęcono

oni: „władzę kościelną na tych ziemiach zgodnie z prawem

go w 1924 r. W opinii przełożonych odznaczał się po­

kanonicznym. Duchowieństwo i wierni winni odnosić się

godą ducha, roztropnością i dobrocią. Ze względu na te

do tych Rządców diecezji z zaufaniem i udzielać im ko­

przymioty został skierowany do parafii w Kaczanówce.

niecznego poparcia”70.

W spólnota ta była bowiem m ocno skłócona i zbunto­

W Gorzowie owym rządcą został ks. prałat Tadeusz

wana, na progu schizmy. Jako duszpasterz potwierdził

Załuczkowski, kapłan wybitny, pochodzący z Kresów

swoje talenty. Doprowadził do zgody w parafii i pojedna­

Rzeczypospolitej. Jego wybór, o czym władze kom u­

nia. W drugiej połowie 1939 r. już po wybuchu II w oj­ ny światowej został mianowany proboszczem parafii św.

69 P. Raina, K ardynał Wyszyński. D roga na Stolicę Prymasowską, Warszawa 1993, s. 202. 70 Tamże, s. 207.

96

Elżbiety we Lwowie, jednej z największych i najważniej­ szych w stolicy M ałopolski W schodniej. Pracował w tej

97

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY UCZYl . l NA WOJ NĘ

parafii do 1946 r., zyskując miano „ojca cierpiących i po­

a) obniżyć o 75% podatek gruntowy przypadający

trzebujących” . Lwów m usiał opuścić wraz z ekspatriowa-

od położonych na tych ziemiach gospodarstw rolnych,

nymi wiernymi. Przyjechał z nimi do Szczecina, gdzie

poręczonych przez Państwo proboszczom jako podsta­

1 sierpnia 1946 r. objął funkcję proboszcza parafii Świę­

wa zaopatrzenia;

tej Rodziny i zarazem dziekana dekanatu szczecińskiego.

b) obniżyć o 75% podatek dochodowy za r. 1951.

Kierował on Ordynariatem Gorzowskim bardzo krótko,

2. Ponadto Prezydia powiatowych (miejskich) rad

bo zmarł 19 lutego 1952 r. M im o tego zdążył erygować

narodowych mogą w wypadkach uzasadnionych szcze­

131 parafii, których większość powstała na Pomorzu Z a­

gólnymi warunkami zezwolić na umorzenie:

chodnim . Wydał list pasterski w sprawie rozśpiewania

a) zaległości w podatku gruntowym i wkładach na

wiernych w parafiach. Wydał odezwę do duchowień­

fundusz B Społecznego Funduszu Oszczędnościowego,

stwa w sprawie utrzymania kościołów i seminariów

przypadających za rok 1950 i za lata poprzednie od go­

diecezji.

spodarstw, o których mowa w punkcie 1;

Pisząc o stosunku władz do Kościoła na Ziemiach Za­

b) zaległości w podatku dochodowym za r. 1950

chodnich, trzeba wspomnieć, że stosowały one politykę kija

i za lata poprzednie należnych od duchownych, o któ­

i marchewki. 3 lutego prasa polska ogłosiła uchwałę prezy­

rych mowa w pkt. I71.

dium rządu dotyczącą ulg podatkowych dla duchownych pełniących funkcje na Ziemiach Zachodnich:

Kolejnym wikariuszem kapitulnym w Gorzowie został ks. Zygmunt Szelążek urodzony 16 kwietnia 1905 r. Po­

W związku z likwidacją tymczasowości admini­

chodził z Kresów z ziemi tarnopolskiej. Wyświęcony został

stracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich, zmierzając

w 1932 r. Pracował jako wikariusz na kilku placówkach,

do polepszenia warunków, w których proboszczowie

m.in. w Słowicie w powiecie przemyślańskim. Po wojnie

i inni duchowni pełnią swoje funkcje na tych terenach,

wraz z wiernymi przyjechał do parafii Tychów na Pomo­

Prezydium Rządu postanowiło, co następuje:

rzu Zachodnim. Później objął obowiązki dyrektora nowo

1. Prezydia powiatowych (miejskich) rad narodo­

utworzonego Małego Seminarium Duchownego w Słup­

wych mogą udzielić duchownym, pełniącym funkcje

sku. Dekretem ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego z 12 maja

duszpasterskie na obszarze Ziem Odzyskanych, nastę­

1952 r. otrzymał uprawnienia samodzielnego zarządzania

pujących ulg podatkowych na r. 1951:

98

71 Tamże, s. 206.

99

CZĘŚĆ I

Ordynariatem. Mógł także występować publicznie na uro­ czystościach w stroju pontyfikalnym. Ksiądz prymas w swoich działaniach duszpasterskich

UKRAIŃCY UCZ Yl . l NA WOJ NĘ

W wywiadzie tym prymas, reagując na politykę NRF, domagającą się rewizji granic, poparł stanowisko władz państwowych, mówiąc:

i wszelkich wypowiedziach starał się wzmacniać rolę Ko­ ścioła na Ziemiach Odzyskanych i ukazywać doniosłość

Społeczeństwo polskie jest słusznie zaniepokojo­

jego posłannictwa, zwłaszcza na Pomorzu Zachodnim.

ne odgłosami propagandy antypolskiej, która coraz

W wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”, opubliko­

silniej podnosi głos przeciwko granicom Polski nad

wanym 16 grudnia 1951 r., przypomniał, że episkopat już

Odrą i Nysą. Podzielamy ten niepokój, bo widzimy

w październiku 1950 r. wystosował M emoriał do O jca Świę­

w odgłosach antypolskich grozę dla pokoju. A ojczyź­

tego, w którym:

nie naszej tak bardzo potrzeba pokojowej pracy, by zdołała odbudować życie swoje gospodarcze i zabliź­

Wskazywaliśmy, w pełnym przekonaniu, że powrót

nić rany, zadane naszemu dorobkowi biologicznemu

Polski nad Odrę i Nysę, to jest zarazem powrót Kościoła

i kulturalnemu. Mieliśmy nawet prawo oczekiwać od

na ziemie ongiś sprotestantyzowane, zwłaszcza w Ziemi

narodu niemieckiego, a zwłaszcza od katolików nie­

Lubuskiej i na Pomorzu Zachodnim. Na tych terenach

mieckich, czegoś innego. Wszak moralność katolicka

żyje dziś przeszło 7 milionów katolików; pracują wśród

każe uznać w sumieniu odpowiedzialność za wywo­

nich prawie 3 tysiące kapłanów. Przecież na terenie sa­

łaną wojnę, której ofiarą padła m.in. Polska. Katolicy

mej tylko diecezji gorzowskiej jest czynnych przeszło

niemieccy muszą być świadomi ciężkich krzywd, ja ­

tysiąc świątyń i kościołów pomocniczych, podczas gdy

kie wyrządzono państwowości polskiej, polskiej kul­

przed wojną liczba ich nie dochodziła do setki. Kościół

turze narodowej w czasie wojny. Jakie racje zdołają

katolicki wrócił wraz z ludnością polską tu, skąd był

usprawiedliwić wymordowanie tylu milionów oby­

przed wiekami wyparty przez reformę luterańską. Fakt

wateli polskich?

ten jest oczywisty i należycie doceniony przez Stolicę

[...] Jeśli Opatrzność Boża chciała nas mieć,

Świętą. Nie szczędziliśmy czasu, by to należycie oświe­

właśnie teraz, znowu na Ziemiach Odzyskanych, to

tlić w Rzymie72.

w tym wymownym fakcie widzę nie tylko uznanie praw historycznych, ale i wyraz sprawiedliwości, któ­ ra dokonuje restytucji... Katolicy zaś niemieccy mu­

72 Tamże, s. 207.

100

101

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY I.I CZYU NA WOJ NĘ

szą zrozumieć, że dzieło sprawiedliwości, za wyrzą­

szczególnie na wsi nie przetrwa długo i szybko upadnie

dzone światu w czasie wojny krzywdy, nie może być

z powodów ekonomicznych. Nie prowadzili więc otwar­

bezbolesne...

tej propagandy przeciwko zakładaniu spółdzielni produk­

[...] Nie jest rzeczą księży biskupów, jako przedsta­

cyjnych, które traktowali jak kołchozy. Do agitacji prze­

wicieli Kościoła, wydawać deklaracje i przemawiać na

ciw nim wykorzystywali wiejskie kobiety, określane przez

wiecach. To należy do dyplomatów i polityków. Nato­

władze jako dewotki. Wobec ich działań nawet U B po­

miast katolicy, jako członkowie społeczności państwo­

zostawał bezradny. Kobiety kolportowały „listy od Matki

wej, mają spełnić swój obowiązek- obrony praw Polski

Bożej”, w których M atka Boża miała wypowiadać się prze­

do Ziem Zachodnich73.

ciwko kołchozom. Księża organizowali również święcenie pól i indywidualnych gospodarstw, starając się wzmocnić

Prymas stawał w obronie struktur Kościoła posługują­ cych na Ziemiach Zachodnich aż do chwili uwięzienia.

miłość chłopów do ojczystych zagonów. Władze oceniały, że uprawiają oni propagandę, ale była to tylko część praw­

W swoich stosunkach z Kościołem władze musiały

dy. Formalnie nie występowali przeciwko kołchozom, ale

liczyć się z faktem, że księża cieszą się dużym autoryte­

podtrzymywanie miłości do własnego gospodarstwa nie­

tem wśród mieszkańców zarówno wsi, jak i miast. Zwią­

wątpliwie działało przeciwko idei „rolnictwa uspołecznio­

zek księży z ludem był szczególnie widoczny na Pomorzu

nego” . Księża podtrzymywali temperaturę życia religijne­

Zachodnim , na które wraz z wiernymi przejechało wielu

go. N a własną rękę organizowali po wsiach peregrynację

kapłanów z Wileńszczyzny i Lwowszczyzny. D la repatrian­

kopii cudownych obrazów, otoczonych kultem przez daną

tów z tych terenów kapłan stanowił największy autorytet.

społeczność. Kopia taka przebywała w jednej rodzinie

Wielu przybyszy z Wileńszczyzny było analfabetami i do

przez jedną dobę, a następnie była przekazywana następ­

księdza przychodzili radzić się z każdą urzędową sprawą.

nej rodzinie.

Księża, zwłaszcza wywodzący się z Kresów, nie mieli złu­

Umacnianie oporu przeciwko kołchozom na Pomorzu

dzeń co do ustroju komunistycznego, choć jednocześnie

Zachodnim przyniosło komunistom całkowitą klęskę! Po

zdawali sobie sprawę, że nie m ogą podjąć z nim otwartej

1956 r. na fali ogólnych przemian i październikowej „od­

walki. Strategią większości z nich stało się przetrwanie.

wilży”, po dojściu do władzy Władysława Gomułki niemal

Słusznie przewidywali, że represyjna forma komunizmu

wszystkie spółdzielnie się rozleciały. Kolektywy 97 proc. spółdzielni uznały, że najwłaściwszym rozwiązaniem jest

73 Tamże, s. 206.

102

103

CZĘŚĆ 1

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

ich likwidacja! Dla porównania można podać, że w woje­

„Precz z kom unizm em , niech żyje W iesław” . 10 grudnia

wództwie kieleckim ten okres burzy i naporu przetrwało

1956 r. o godzinie 23.00 tłum wdarł się do konsulatu ra­

68 proc. założonych spółdzielni, w katowickim - 50 proc.,

dzieckiego i zdemolował wnętrze. Pilnujący go milicjant

lubelskim - 52 proc.!

został wypędzony z budki wartowniczej. O ddział KBW

Władze partyjne usiłowały oczywiście przeciwdziałać

skierowany do interwencji nie spieszył się. W szyscy plą­

lawinowemu rozpadowi spółdzielni. 2 listopada 1956 r.

drujący budynek uciekli. W jego wnętrzu zastano tylko

egzekutywa Komitetu Wojewódzkiego PZPR wystosowała

dwóch osobników, którzy byli zbyt pijani, by sam odziel­

apel, w którym zwracano się do chłopów o rozwagę, jako że „rozwiązywaniu ulegały spółdzielnie, które od lat dawały

nie się oddalić. W czasie przemian październikowych dał o sobie znać

swoim członkom duże dochody, o wiele wyższe od tych,

także problem niemiecki, w czasach stalinizmu starannie

które zdołali wygospodarować ich sąsiedzi z gospodarstw

wyciszany. Ludność niemiecka zaczęła się domagać zezwo­

indywi dual nych”74.

lenia na wyjazd z Polski do swojej ojczyzny. Jej przedsta­

Podobne argum enty zawierał list Sekretariatu KW

wiciele twierdzili, że obiecano im, iż będzie mogła ona

PZPR i W ojewódzkiego Kom itetu Zjednoczonego Stron­

wyjechać, gdy polska administracja przejmie od Armii

nictwa Ludowego do „chłopów spółdzielców” wojewódz­

Czerwonej wszystkie gospodarstwa rolne i przedsiębior­

twa szczecińskiego. Chłopi spółdzielcy nie wzięli ich jed ­

stwa znajdujące się pod jej zarządem, poza jurysdykcją

nak pod uwagę. Spółdzielnie rozwiązywały się jedna po

państwa polskiego. Według Niemców władze polskie

drugiej. Z 737, jakie istniały jeszcze we wrześniu, do li­

obietnic w tej kwestii nie dotrzymały. Początkowo wła­

stopada rozwiązano już 512. Szczecin stał się też widow­

dze polskie nie wiedziały, co zrobić z Niem cami, którzy

nią protestów typowych dla ówczesnej sytuacji. M iały

po zakończeniu akcji wysiedlania pozostali na polskim

one często przebieg żywiołowy. Ich uczestnicy wysuwali

terytorium, gdzie pracowali w polskich i pozostających

różne postulaty. N a wszystkich dom agano się wycofania

pod sowiecką administracją przedsiębiorstwach i gospo­

wojsk radzieckich i odwołania ze stanowiska marszałka

darstwach rolnych. Część z nich była nadal potrzebna

Rokossowskiego. N a wiecu w Gryficach rzucono hasło:

w dotychczasowych miejscach pracy. Polskie władze m u­ siały się liczyć z „dziedzictwem” pozostawionym im przez

74 M. Czerwiński, P Z P R województwa szczecińskiego w okresie p aźd ziern i­

Sowietów — wobec Niemców zatrudnionych w instytu­

kowego przełom u 1 9 5 6 r., [w:] Społeczno-dem ograficzne problem y m ieszkańców ziem zachodnich i północnych Polski, Opole 1990, s. 73.

cjach, które traktowali jak swoje, prowadzili własną po­

104

105

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

litykę. Nie wiadomo, czy była ona realizacją wytycznych

do specjalnych, zamkniętych szkół zorganizowanych przy

z Moskwy, które zakładały zachowanie na terenie Pom o­

PGR-ach i administrowanych przez Armię Czerwoną. Wa­

rza Zachodniego niemieckich komunistycznych „wysp” ,

runki lokalowe w szkołach niemieckich były podobne do

czy oddolną inicjatywą oficerów politycznych, dbających

warunków w szkołach polskich, czyli delikatnie mówiąc,

o dobre samopoczucie niemieckich towarzyszy. Sowieci

nie najlepsze. Program nauczania w tych placówkach był

w administrowanych przez siebie pomorskich majątkach

oparty na wzorach N R D . Uczniów wychowywano w lojal­

nie tylko prowadzili dla nich szkoły, lecz także zgodzili

ności do państwa polskiego.

się, by w Szczecinie zorganizowali oni „platformę”, która

Obok szkół władze, dążąc do stabilizacji społecznej wśród

mogła stać się dla nich namiastką partii politycznej. Pod

ludności niemieckiej, zgodziły się na utworzenie Niemieckie­

ich patronatem Niem cy powołali Antyfaszystowski Blok

go Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego. Wszystkie te kroki

Demokratyczny - „Antifę” , na czele której stanął O tto

dały jednak niewiele. Zdecydowana większość Niemców

Rohloff. Organizowała ona rozmaite imprezy polityczne,

mieszkających na Pomorzu robiła wszystko, żeby wyjechać

kulturalne, sportowe i turystyczne. Przy „Antifie” działa­

do NRF. Starania te czyniły aż do uzyskania stosownego

ła też organizacja dziecięca, skupiająca 50 dzieci. Władze

zezwolenia.

polskie uważały, że działalność prowadzona przez „Anti­

W stosunku do tych, co pozostali, określone instytu­

fę” leży w gestii związków zawodowych. Tam też udało

cje w N R F prowadziły działania mające wytworzyć wśród

im się ją wepchnąć. W jej miejsce powstał dom kultury,

nich nastrój „wytrwania” do czasu rewizji granicy na Odrze

który aż do zamknięcia w latach sześćdziesiątych był licz­

i Nysie. Służyć temu miała „akcja pączkową” . Miał ją pro­

nie odwiedzany przez Niemców. Miał charakter reprezen­

wadzić Kirchendienst Ost - w opinii kontrwywiadu M SW

tacyjny. Władze polskie aprobowały natomiast działalność

instytucja zajmująca się zbieraniem informacji o PRL

szkół niemieckich na Pomorzu Zachodnim . Zostały one

i wpływaniem ideologicznym na zamieszkałą w Polsce lud­

utworzone w 1950 r. W szczytowym okresie było ich 85.

ność narodowości niemieckiej wyznania ewangelickiego,

Ostatnią zamknięto w 1964 r. Przez wyjazdy ludności

w powiązaniu z materialnym korumpowaniem. Drugą in­

niemieckiej nie miały już kogo kształcić! Szkoły te były

stytucją przejawiającą aktywność w tej działalności miało

cztero- i siedmioklasowe. Wraz z ich tworzeniem wprowa­

być Ziomkostwo Pomorskie, które według analityków kon­

dzono obowiązek szkolny dla dzieci niemieckich. W cze­

trwywiadu pod hasłami pojednania z Polakami de facto

śniej do szkół uczęszczały tylko te z nich, które chodziły

zajmowało się przygotowywaniem planów ich wysiedlenia

106

107

CZĘŚĆ I

UKRAI ŃCY U C Z Y L I NA WOJ NĘ

z Pomorza. Miały być one stale modyfikowane. Kładziono

Aktywność Niemców pobudziła do działania także

w nich nacisk na zasadę dobrowolności wysiedlenia i moż­

Ukraińców, którzy zaczęli domagać się otwarcia szkół i zgo­

liwość uzyskania większego standardu życiowego przesie­

dy na utworzenie towarzystw ukraińskich, zgody na lega­

dlanych Polaków. Ponadto Polacy, którzy mieli zdecydować

lizację Kościoła greckokatolickiego itp. Z ich zachowania

się na pozostanie na „niemieckich ziemiach wschodnich”,

wynikało, że bynajmniej nie zamierzają brać udziału w zago­

mieli otrzymać międzynarodowe gwarancje dla mniejszości

spodarowywaniu Ziem Odzyskanych, ale jak najszybciej je

narodowych.

opuścić i wrócić na dawne miejsca zamieszkania, z których

W dokumencie M SW poświęconym tej instytucji czy­

zostali przesiedleni. Taki był ich cel strategiczny i wszyst­ kie działania przez nich podejmowane były mu podporząd­

tamy:

kowane. W ich środowisku główną rolę zaczęli odgrywać Szereg osób działających w „Ziomkostwie Pomor­

młodzi nacjonaliści z O U N -U PA, którzy na mocy amnestii

skim” przyjeżdża też w charakterze turystów do nasze­

wyszli z więzień. W śród nich dużą aktywność zaczęli prze­

go województwa. Podczas pobytu interesują się gospo­

jawiać związani z O U N -U PA duchowni ukraińscy Kościoła

darstwami, które poprzednio stanowiły ich własność,

greckokatolickiego. W notatce M SW dotyczącej nastrojów

dokonują tendencyjnych zdjęć, nawiązują kontakty

ludności ukraińskiej z 25 sierpnia 1956 r. czytamy:

i rozmowy z mieszkańcami znającymi język niemiec­ ki. Uzyskane od nich informacje są wykorzystywane

Promotorem wzrastających nastrojów nacjonali­

w „Die Pommersche Zeitung” i stanowią osnowę ten­

stycznych są (byli) członkowie i aktyw byłego podzie­

dencyjnych artykułów, mających podbudować gło­

mia nacjonalistycznego OUN-UPA.

szoną przez Ziomkostwo Pomorskie tezę, że: „Polska

W ostatnim okresie elementy nacjonalistyczne od­

może bez Pomorza egzystować, ponieważ sprawia jej

nawiają kontakty i utrzymują ze sobą ściślejszą więź,

ono tylko kłopoty i trudności” i że społeczeństwo pol­

wykorzystując zebrania towarzyskie (ostatnio bardzo

skie życzliwie jest ustosunkowane do NRF, a ewentual­

liczne), prowadzą rozmowy w duchu nacjonalistycz­

ne zbliżenie między tymi krajami hamuje jedynie po­

nym, agitują i śpiewają nacjonalistyczne piosenki z re­

stawa ludzi sprawujących rządy w Polsce75.

pertuaru UPA. Wojewódzki Urząd w Koszalinie uzyskał dane agen-

75 Cyt. za: P. Madajczyk, dz. cyt., s. 298.

108

turalne, że w marcu br. w mieszkaniu jednego z nacjo-

109

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY U C Z Y L I NA WOJ NĘ

nalistów ukraińskich w Koszalinie zorganizowano po­

z więzienia na mocy amnestii byłych członków OUN-

tajemnie wieczorek, w którym uczestniczyli Ukraińcy

-UPA jako „żelazną kadrę” dla wrogiej działalności na­

z niektórych powiatów województwa koszalińskiego,

cjonalistycznej.

z województwa szczecińskiego i poznańskiego. Na

W województwie rzeszowskim byli działacze OUN-

zebraniu obecnych również było 11 byłych członków

-UPA ostrzegają ujawniających się członków bojówek

UPA, zwolnionych z więzienia na mocy amnestii. Przy­

przed możliwością werbowania ich do współpracy

wódcą ideologicznym na wymienionym wieczorku

przez organa bezpieczeństwa76.

był zwolniony z więzienia duchowny Markiw Teodor, były działacz UPA, który obecnie przebywa na tere­

D la wyjaśnienia trzeba podać, że ów Teodor Markiw

nie województwa zielonogórskiego. Na wieczorku tym

był proboszczem parafii greckokatolickiej w Wołodziu, de­

śpiewano pieśni nacjonalistyczne i omawiano przy­

kanacie Dynów. Jak podaje Igor Hałagida, został on aresz­

szły skład Ukraińskiego Komitetu Kultury w Koszali­

towany 8 czerwca 1948 r. i skazany przez Wojskowy Sąd

nie. Jeden z uczestników tego zebrania, figurant spra­

Rejonowy w Rzeszowie na 10 lat więzienia za udzielanie

wy, utrzymuje kontakt korespondencyjny z agentem

posług religijnych podziemiu ukraińskiemu. Sam Wołodź,

wywiadu amerykańskiego w Niemieckiej Republice

wieś, w której był on największym autorytetem, stanowił

Federalnej.

jedną z twierdz O U N -U PA na Pogórzu Przemyskim. Stale

Wojewódzki Urząd w Zielonej Górze uzyskał infor­

kwaterował tu ze swą sotnią Mychajło D uda „Hrom enko” ,

mację agenturalną, że na terenie powiatu Skwierzyna

który niezwykle aktywnie walczył ze wszystkim co polskie,

przebywał czasowo bliżej nieustalony ksiądz greckokato­

starając się nie dopuścić do utworzenia struktur państwa

licki, były nacjonalista ukraiński, który odwiedził aktyw

polskiego na tych terenach. Ksiądz Teodor mu w tym zada­

byłego podziemia nacjonalistycznego. Posiadał on ulot­

niu błogosławił, udzielając posług kapłańskich jego sotni.

ki w języku ukraińskim o treści nacjonalistycznej, na­

Nie przeszkadzało mu, ze działalność O U N -U PA opierała

wołujące do izolowania się narodowości ukraińskiej od

się na zbrodniczej neopogańskiej ideologii, stanowiącej za­

polskiej.

przeczenie nauczania Jezusa Chrystusa. Za aktywne wspie­

Elementy nacjonalistyczne w działalności swojej najbardziej liczą na byłych członków nacjonalistycz­ nych bojówek ukraińskich, traktując zwolnionych

110

ranie walki z państwem polskim spędził on w polskich wię­ zieniach wiele lat. 76 Cyt. za: I. Hałagida, dz. cyt., s. 215-216.

111

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY U C Z Y L I NA WOJ NĘ

Ukraińscy nacjonaliści, usiłując dalej prowadzić swoją

Ponieważ w przytłaczającej większości ludność ob­

działalność, starali się wykorzystać do tego wszystkie legal­

jęta akcją „W” jest rolniczą, dlatego okres wiosennych

ne możliwości, w tym Ukraińskie Towarzystwo Społeczno­

prac nakazuje sprawę uchylenia wspomnianego dekre­

-Kulturalne. Przejawem tego była Rezolucja —uchwalona

tu o wywłaszczeniu traktować jak pilną i niecierpiącą

na plenarnym posiedzeniu Wojewódzkiego Zarządu U kra­

zwłoki.

ińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego w Szczeci­

Żądamy również rehabilitacji osób narodowości

nie dnia 7 kwietnia 1957 r. Było ono skierowane do Wo­

ukraińskiej, niewinnie i bezpodstawnie zasądzonych

jewódzkiego Zespołu Poselskiego w Szczecinie. Czytamy

w okresie poprzednim i do chwili obecnej jeszcze wię­

w nim:

zionych. Powyższe nasze żądania są żądaniem ludu, wy­

My uczestnicy Plenum, zwracamy się z prośbą do

pływają z woli całej ludności ukraińskiej zamieszkałej

naszych posłów Ziemi Szczecińskiej, by na najbliższej

w Polsce, która nas powołała do obrony swoich słusz­

Sesji sejmowej wstawili do porządku dziennego obrad

nych interesów społecznych77.

sejmowych sprawę powrotu ludności ukraińskiej na swoje gospodarstwa we wschodnich województwach,

W drugiej połowie lat pięćdziesiątych stosunki między

z których to w roku 1947 byli wysiedleni na Ziemie Za­

Polakami a Ukraińcami układały się na Pomorzu źle. Polacy

chodnie w ramach akcji „W”.

wciąż obawiali się, że Ukraińcy zaczną tworzyć bandy UPA.

Żądamy, by na Sesji uchwalić ustawę anulującą de­

Między obiema nacjami dochodziło często do spięć, kłótni

kret z dnia 27 VII 1949 r. w sprawie przejęcia na wła­

czy otwartych konfliktów. Polacy byli przeciwni tworzeniu

sność Skarbu Państwa nieruchomości, nie będących

przez Ukraińców i Łemków parafii czy to prawosławnych,

w faktycznym i prawnym posiadaniu właścicieli naro­

czy to greckokatolickich. Za przykład może służyć konflikt

dowości ukraińskiej - jako akt hańbiący rzeczywistość

wokół świątyni protestanckiej w Gryficach, którą Ukraińcy

Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

zamienili w cerkiew prawosławną w 1954 r. Polacy wielo­

Stwierdzamy z całą stanowczością, że utrzymywa­

krotnie wybijali w niej szyby i dewastowali wnętrze, wlewali

nie w mocy w/w dekretu jest prawnym sankcjonowa­

nieczystości, zakłócali nabożeństwa itp. W Protokole Pro-

niem szowinizmu i nacjonalizmu. Zmierzającego do ekonomicznego wyniszczenia ludności ukraińskiej.

112

11 R. Drozd, I. Halagida, Ukraińcy w Polsce 194 4—1989. W alka o tożsa­ mość (Dokum enty i m ateriały), Warszawa 1999, s. 104-105.

113

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY U C Z Y L I NA WOJ NĘ

kuratury Powiatowej w Gryficach z dnia 19 października

niu kultu religijnego i erygowaniu parafii wśród lud­

1956 r. czytamy:

ności prawosławnej. Przestrzegając zasady wolności sumienia i wyznania, należy zdecydowanie zwalczać

1.

W oknach witrażowych zostało wybitych 249

sztuk szyb o różnych rozmiarach i formach, jak rów­

organizowane przez nacjonalistyczne ukraińskie agen­ tury podziemie wyznania greckokatolickiego80.

nież zostały zniszczone w niektórych obramowania Parafie prawosławne nie powstały na Pomorzu wyłącz­

ołowiane. 2. Poza tym zostały wybite szyby o dużych roz­

nie w wyniku działań władz, ale także w wyniku oddolnej

miarach 32x94; 2 sztuki o rozmiarach 34x85; 3 sztuki

potrzeby. Część ludności, zwłaszcza Łemków, którzy byli

o rozmiarach 40x60; 1 sztuka o rozmiarach 100xl0078.

wyznania prawosławnego, chciała po prostu mieć możli­ wość zaspokajania swoich potrzeb religijnych. Znaczna

Zdaniem Kazimierza Urbana do kształtowania takich

ich część chciała żyć w spokoju, bo nigdy nie popierała

postaw przyczyniali się księża rzymskokatoliccy, którzy

O U N -U P A i obarczała ją winą za swe przesiedlenie. W su­

określali prawosławnych jako „bezbożników ze W schodu ,

mie na Pomorzu Zachodnim , które trafiło do dekanatu

a hierarchię nawet jako „enkawudzistów” . Władze partyj­

szczecińskiego diecezji wrocławsko-szczecińskiej, pozosta­

ne popierały rozwój Kościoła prawosławnego wśród prze­

ło tylko sześć parafii: w Szczecinie, Barlinku, Trzebiato­

siedleńców z Akcji „Wisła” . W uchwale z kwietnia 1952 r.

wie, Łobzie, Stargardzie Szczecińskim z filią w Dolicach

Biura Politycznego znalazły się stwierdzenia, że: „popi

i w Gryficach.

na ogół lojalnie ustosunkowują się do państwa i wpły­

Oczywiście większość Ukraińców była wyznania grec­

wają w tym duchu na ludność”79. Wobec powyższego

kokatolickiego i chciała się m odlić w tym obrządku,

zalecano:

lecz władze nie zgadzały się na jego legalizację. Upatry­ wały w nim bowiem źródła ukraińskiego nacjonalizmu.

[...] wziąć pod uwagę, że lojalne duchowieństwo

W 1957 r. zgodziły się jedynie na legalizację trzech wspól­

prawosławne winno mieć poparcie władz w wykona­

not: w Szczecinie, Stargardzie i Trzebiatowie. Oczywiście nie wszyscy Ukraińcy byli nacjonalistami. W śród nich

78 Cyt. za: K. Urban, K ościół prawosław ny w Polsce 1 9 4 5 -1 9 7 0 (rys histo­ ryczny), Kraków 1996, s. 341. 79 I. Halagida, dz. cyt., s. 92-93.

114

byli też tacy, którzy trzeźwo oceniali sytuację i apelowali 80 Tamże.

115

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY UCZYI.I NA WOJ NĘ

do swoich ziomków o poczucie realności. Świadczy o tym

Zachodnich żyją lepiej od tych, którzy zamieszkują obecnie

chociażby Informacja o przebiegu wojewódzkich i powiato­

Ziemie Wschodnie. Zwrócił uwagę na uleganie wpływom

wych konferencji U T SK na krajowy zjazd U T SK w Warsza­

radiostacji kapitalistycznych w wytwarzaniu tymczasowości

wie. Czytamy w niej:

na Ziemiach Odzyskanych. Podkreślił konieczność prze­ ciwstawienia się wszelkim formom podważania stabilizacji

W dniu 7 XI 1959 r. odbyła się konferencja spra­

ekonomicznej. Oceniając pozytywne wysiłki partii i rządu

wozdawczo-wyborcza Zarządu Wojewódzkiego UTSK

w kwestii udzielania zapomóg ludności wiejskiej, stwierdził,

w Szczecinie, na której dokonano wyboru delegatów

że wielu ludzi nie umiało docenić wysiłku państwa, a chło­

na II krajowy zjazd UTSK w Warszawie. W konferencji

pi nie wywiązują się z obowiązkowych dostaw. Postulował

udział wzięło około osiemdziesiąt osób z całego woje­

rozbudzenie inicjatywy wśród ukraińskich chłopów w orga­

wództwa. Na konferencji był obecny naczelny redaktor

nizowaniu kółek rolniczych.

„Naszego Słowa” tow. Szczyrba.

Inni dyskutanci: Liborski i Kowal ze Szczecina krytyko­

W dyskusji brało udział czternastu delegatów.

wali artykuły prasy polskiej, omawiające działalność UPA,

M. innymi Smolnicki zam. Górzysław pow. Gryfice,

a szczególnie poruszające sprawę Bandery. Obaj mówcy

w swoim wystąpieniu krytykował negatywny stosu­

byli zdania, że publikowanie takich artykułów nie tylko

nek władz do powrotu ludności ukraińskiej na swoje

nie przynosi korzyści we wzajemnym współżyciu ludności

dawne miejsca zamieszkania. W demagogiczny sposób

polskiej i ukraińskiej, lecz także rodzi nastroje szowinizmu

wyraził się, że „o ile władze PRL mają zastrzeżenia do

i wrogości.

ludności ukraińskiej, to niech wszystkich Ukraińców zapakują w Łunnik i wyślą na księżyc81.

W dniu 18 października 1959 r. w Górzystowie na zebraniu tamtejszego koła UTSK uczczono jednomi­

Na to wystąpienie zareagował przewodniczący ZP U TSK

nutową ciszą śmierć Stefana Bandery. Zebranie to było

w Nowogardzie, Teodor Fedak, potępiając zwolenników

obsługiwane przez Kozaka ze Szczecina i Kamenycza

ponownego przesiedlenia. Stwierdził, że ludzie na Ziemiach

z Warszawy. Obecnie wyjaśnia się, kto był inicjatorem uczczenia śmierci Bandery82.

81

Inform acja o przebiegu wojewódzkich i powiatowych konferencji U T S K na krajowy z ja z d U T S K w W arszawie, 1 9 5 9 grudzień 2 , Warszawa, cyt za:

Roman Drozd, Igor Hałagida, dz. cyt., Warszawa 1999, s. 134.

116

82 I. Hałagida, dz. cyt., s. 134.

117

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

CZĘŚĆ I

Informacja ta potwierdza również, że wśród działaczy

U T SK starał się też we współpracy z władzami tworzyć

U T SK na Pomorzu byli też zapiekli banderowcy, którzy

warunki do nauczania języka ukraińskiego. Aktyw U T SK

traktowali organizację jako przykrywkę do realizacji nakre­

mobilizował rodziców do zgłaszania dzieci na naukę, zbierał

ślonych przez nich celów.

podpisy, szukał nauczycieli. Dzięki staraniom U T SK władze

G dy się okazało, że U T S K nie jest w stanie wywal­

obniżyły wymaganą liczbę punktów nauczania języka ukra­

czyć podstawowego celu dla ukraińskich nacjonalistów,

ińskiego. Do jego uruchomienia wystarczyło tylko siedmio­

jakim był powrót wszystkich przesiedlonych w czasie Ak­

ro chętnych. N a terenie województwa szczecińskiego uru­

cji „Wisła” do miejsc, z których zostali wywiezieni, więk­

chomiono dwie szkoły podstawowe z ukraińskim. Były to

szość z nich wystąpiła z organizacji i wróciła, jak pisze

placówki w Czachowie i Trzęsaczu. Powstały w 1956 r., ale

Hałagida, do „swego zamkniętego środowiska” . Liczba

na początku lat sześćdziesiątych zostały zlikwidowane. Wią­

kół U T S K w województwie szczecińskim spadła do 18,

zało się to z problemami finansowymi, lokalowymi i bra­

a liczba członków z 1105 do 500. W 1963 r. istniały na

kiem kadry nauczycielskiej. Siedmioro dzieci z Czachowa

terenie województwa 23 koła U T SK , do których należa­

przeniesiono do Białego Boru w woj. koszalińskim, gdzie ist­

ło 488 członków. W następnych latach liczba ta wzrosła

niała szkoła z internatem, a szkołę w Trzęsaczu zamieniono

do poziomu 543, by w końcu dekady spaść do 472. Z a­

na szkołę z dodatkową nauką języka ukraińskiego. Istniała

wsze najliczniejszym kołem U T S K na Pomorzu Zachod­

ona do 1973 r., kiedy to szkołę w ramach reformy oświaty

nim było koło w Szczecinie. Liczba jego członków wahała

zlikwidowano.

się od 133 do 156. Jego zapleczem byli studenci filolo­

Punkty nauczania języka ukraińskiego były też w Star­

gii rosyjskiej funkcjonującego w stolicy regionu studium

gardzie Szczecińskim, Choszcznie, Myśliborzu, Trzebiato­

nauczycielskiego. W kole działały sekcje: chóralna, stu­

wie, Sicku, Starkowie i Grabowie.

dentów, młodzieży, dziecięca, propagandy i sportowo-tu­

Działacze ukraińscy mieli pretensje do prymasa Polski,

rystyczna. Wizytówkę oddziału stanowiły słynne „piątki

kard. Stefana Wyszyńskiego, że nie występuje bardziej zde­

literackie” .

cydowanie w obronie Kościoła greckokatolickiego. Po Augu­

Poza kołem w Szczecinie stosunkowo liczne były również

ście Hlondzie przejął on obowiązki delegata apostolskiego ds.

koła w Bieczynie i Trzebiatowie, Białej Ińskiej i Wierzbnie.

katolików obrządku wschodniego. Robił to jednak dla tego

Wszystkie borykały się z problemami lokalowymi, finan­

obrządku wszystko, co mógł. Kościół greckokatolicki formal­

sowymi i kadrowymi. Działały społecznie.

118

nie nie istniał. Wspólnoty greckokatolickie stanowiły stacje

119

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

duszpasterskie, działające przy parafiach rzymskokatolickich.

W następnych latach przybyło tylko kilka parafii. Pomo­

Były to placówki niesamodzielne, zależne od proboszczów

rze Zachodnie stawało się „ziemią bez Boga”. Ogromnym

rzymskokatolickich. Prymas Wyszyński w pierwszej połowie

problemem w tej części ordynariatu była kwestia dojazdu

lat pięćdziesiątych z uwagi na radykalne zaostrzenie przez

i obsługi kościołów filialnych przez macierzystą parafię. Dla

komunistów kursu wobec Kościoła katolickiego oraz pobyt

zilustrowania można podać, że parafii w Chojnie podlegało

w więzieniu miał związane ręce. W trakcie odwilży paździer­

11 pomocniczych kościołów filialnych, a parafii w Masze­

nikowej zrobił natomiast to, co mógł. Najprawdopodobniej

wie 13. Kościoły te były rozrzucone na dużym obszarze.

nie miał ochoty otwierać kolejnego frontu do walki z komu­

Często na terenie dwóch powiatów.

nistami o Kościół greckokatolicki. Prymas doskonale zdawał

W 1955 r. na dziesięcioleciu ordynariatu ks. Szelążek

sobie sprawę, że Kościół greckokatolicki wspierał O U N -U PA

miał do dyspozycji 310 parafii obsadzonych własnymi dusz­

i jest współodpowiedzialny za ludobójstwo na Polakach. Nie

pasterzami. 190 parafii czekało jeszcze na uruchomienie

chciał zapewne, żeby do licznych zarzutów pod jego adresem

i obsadzenie przez proboszczów. Do końca swego urzędo­

komuniści dołożyli jeszcze jeden, że kryje pod swymi skrzy­

wania ks. Szelążkowi udało się erygować tylko jedną pa­

dłami ukraiński nacjonalizm.

rafię - św. Jakuba Apostoła w Szczecinie. Wielką zasługą

W latach pięćdziesiątych stosunki państwa z Kościołem

ks. Szelążka było zarządzenie o opracowaniu dziesięciolecia

na Ziemiach Odzyskanych były identyczne jak na terenie

każdej parafii, z uwzględnieniem szczegółowych danych do­

reszty kraju, czyli złe. Czynniki partyjne wzmogły nacisk

tyczących pracy duszpasterskiej i administracyjnej. Dzięki

na struktury kościelne także w ordynariacie gorzowskim.

temu powstało pięć tomów dokumentujących ogromną

Ksiądz Szelążek, stojący na jego czele, pełnił swoje funkcje

pracę wykonaną przez Kościół na terenie całego Ordyna­

z heroizmem, ale niewiele mógł zrobić. Księża starali się nie

riatu. Ksiądz Szelążek zwizytował teren całego Ordynariatu

poruszać na ambonie żadnych tematów, które wywołałyby

i udzielił bierzmowania ogromnej liczbie wiernych. Powołał

konflikt z władzami. Te bowiem mogły w każdej chwili

Wzajemną Pomoc Kapłańską - rodzaj ubezpieczenia we­

wydalić, czy nawet aresztować niepokornego duchownego

wnętrznego dla księży. W owym czasie władze odmawiały

i zamknąć parafię. Powołanie każdej nowej parafii wymagało

im bowiem ubezpieczenia w ZUS-ie. Ksiądz Szelążek zapo­

zgody władz.

czątkował funkcjonowanie Dom u Księży Emerytów w Ro­

N a początku lat pięćdziesiątych na terenie dzisiejszej

kitnie. Starał się uregulować status księży wikariuszy. Powo­

diecezji szczecińskiej istniało 8 dekanatów i 51 parafii.

łał radę Liturgiczną i Diecezjalne Komisje Sztuki Kościelnej

120

121

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY U CZ Yl . l NA WOJ NĘ

i Muzyki i Śpiewu Kościelnego. Powołał do życia studium

Wygłosił on przemówienie, które zdaniem Łukasza Po-

katechetyczne dla sióstr zakonnych w Słupsku i Szczecin-

lniaka było:

ku, a także Diecezjalny Instytut Katechetyczny w Rokitnie. Przywiązywał dużą wagę do rozwoju seminarium duchow­

[...] jednym z najważniejszych wydarzeń z punktu

nego, które już na początku jego posługi zaczęło wydawać

widzenia całej antyniemieckiej i nacjonalistycznej pro­

pierwszych kapłanów.

pagandy lat 1956-1970. Słowa wypowiedziane przez

Po odwilży październikowej ks. Szelążek przekazał rządy

Chruszczowa stały się jednym z kanonów propagando­

w Ordynariacie Gorzowskim bpowi Teodorowi Benscho-

wych, do których najchętniej wracano w całym okresie

wi. Sam został proboszczem parafii św. Rodziny w Szczeci­

PRL83.

nie. Biskup Bensch miał objąć swoje rządy w ordynariacie gorzowskim w 1954 r., ale komuniści się na to nie zgo­ dzili. Posługiwał bardzo krótko. Zdążył erygować 45 pa­

Chruszczów dobitnie zamanifestował w nim polską przy­ należność Szczecina i nienaruszalność granicy zachodniej:

rafii w całym ordynariacie, w tym 19 na terenie dzisiejszej diecezji szczecińsko-kamieńskiej. W czasie wygłaszania

Czasy się obecnie zmieniły. Po raz pierwszy na

kazania 25 grudnia 1957 r. w kościele Królowej Korony

przestrzeni swej całej historii Polska ma na swej za­

Polskiej w Szczecinie upadł. D ostał zawału serca. Zmarł

chodniej granicy sąsiada miłującego pokój. Już dziesięć

7 stycznia 1958 r. Jego następcą został ks. dr Wilhelm

lat istnieje i umacnia się pierwsze niemieckie państwo

Pluta. Pius XII mianował go biskupem dla ordynariatu

robotników i chłopów - Niemiecka Republika Demo­

gorzowskiego w lipcu 1958 r. Biskup ten wniósł ogromny

kratyczna [...] uznanie przez NRD granicy na Odrze

wkład w rozwój ordynariatu i przygotował go do podziału

i Nysie, wyrzeczenie się jakichkolwiek roszczeń teryto­

na trzy samodzielne diecezje, oficjalnie erygowane przez

rialnych, stanowcze potępienie propagandy odwetowej

Stolicę Apostolską.

[...] to ważne czynniki zapewniające pokój i nienaru­

Władze polskie, dążąc do przekonania ludności za­

szalność granicy PRL84.

mieszkującej Pomorze Zachodnie, że może spać spokojnie i nie bać się Niemców, zorganizowały obchody piętnasto­ lecia PRL. Głównym punktem była wizyta w Szczecinie ówczesnego radzieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa.

122

83 Cyt. za: Ł. Polniak, Patriotyzm wojskowy w PR L w latach 1 9 5 6 —1970, Warszawa 2011, s. 87. 84 Tamże.

123

UKRAIŃCY U C Z Y L I NA WOJ NĘ

CZĘŚĆ I

W „kwestii niemieckiej” Chruszczów oświadczył twardo:

będą bronione przez nas, jak i wszystkich ramię przy ramieniu z narodem polskim86.

[...] ciągle jeszcze są ludzie, którzy nie chcą się li­ czyć z lekcjami przeszłości.. Są organizacje, gazety, roz­

Choć większość mieszkańców Pomorza Zachodniego,

głośnie, których cała działalność zmierza do wzmaga­

zwłaszcza tych z Kresów, nie darzyła nigdy miłością Związku

nia idei odwetu. Są mężowie stanu w Bonn i nie tylko

Radzieckiego, to w rozmowach z jego najstarszymi mieszkań­

w Bonn, którzy patronują tej odwetowej propagandzie

cami można usłyszeć stwierdzenie, że dopiero po wysłuchaniu

i inspirują ją, oświadczają, że nie uznają polskiej grani­

przemówienia Chruszczowa zaczęli rozpakowywać przywiezio­

cy zachodniej, a nawet otwarcie żądają jej rewizji. Pa­

ne ze sobą walizki. Uwierzyli, że Niemcy już tu nie wrócą...

nowie ci zupełnie stracili poczucie rzeczywistości [...]

O d 1959 r. zaszły zmiany w watykańskim roczniku „An-

Niechaj jednak wiedzą, że Wrocław, Gdańsk lub Szcze­

nuario Pontificio” . Po raz pierwszy podał on adresy kurii

cin to miasta polskie i na zawsze polskimi pozostaną85.

diecezjalnych we Wrocławiu, w Olsztynie, Opolu i Gorzo­ wie. Wcześniej rocznik nie łączył żadnych terytoriów ko­

Mówiąc o radzieckich gwarancjach wobec Polski, Chruszczów, odwołując się do historii, powiedział:

ścielnych na Ziemiach Zachodnich z Polską. Władze niemieckie starały się oczywiście uspokajać członków ziomkostw. N a zjeździe ziomkostwa w Dussel­

Czego zaś uczy dziś ta stara karta historii? Grun­

dorfie kanclerz N R F 10 lipca 1960 r. Konrad Adenauer

wald na zawsze pozostanie w pamięci narodów jako

obiecał wypędzonym, że wrócą na ziemie ojczyste, jeżeli

przykład mężnego oporu wobec obcych najeźdźców,

N R F stanie się silnym i wiernym sojusznikiem Paktu Pół­

lecz również jako przykład tego, że drogą do zwycię­

nocnoatlantyckiego.

stwa nad najeźdźcami jest jedność narodów, którym

W latach sześćdziesiątych nastąpiły zmiany w rol­

zagrażają oni [...] Dzisiejsza Polska nie jest już taka,

nictwie regionu. Chłopi dzielili swoje gospodarstw a na

jaką była przed 20 laty. Ma ona dziś takich sojuszni­

mniejsze, część z nich je sprzedawała. W efekcie wzrosła

ków, jak Związek Radziecki i wszystkie kraje obozu so­

liczba gospodarstw małych, które wyłoniły się z grupy

cjalistycznego. Będą oni bronili granic Polski Ludowej

obszarowej

jak swych granic [... ] słupy graniczne na Odrze i Nysie

wych. Jednocześnie wzrosła liczba gospodarstw powyżej

85Tamże.

gospodarstw

siedm io-,

86 Tamże, s. 87-88.

124

125

dziesięciohektaro-

część 1

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJ NĘ

15 hektarów. Pojawiło się też zjawisko dwuzawodowców,

ścią, ale na terenie ordynariatu gorzowskiego bp Pluta sta­

czyli chłopów, którzy szukali dodatkowego zarobku w fir­

rał się rozwijać organizację kościelną, by była gotowa do

mach państwowych, obsługujących rolnictwo. Niektórzy

natychmiastowego podjęcia obowiązków po wyłonieniu

najmowali się też do prac sezonowych, np. w pobliskich

diecezji. Dopingował go do tego prymas Polski Stefan Wy­

PGR-ach. M im o trudności i niskiej opłacalności ich pro­

szyński, który w Stolicy Apostolskiej stale działał na rzecz

dukcja bydła i trzody chlewnej w latach sześćdziesiątych

umocnienia obecności polskiego Kościoła na Ziemiach

wzrosła dwukrotnie. W strukturze zasiewów zaczęła prze­

Odzyskanych. Jego poczynania sabotował niestety sekretarz

ważać pszenica. Systematycznie zwiększało się zużycie na­

stanu, kard. Domenico Tardini. Po jego śmierci kard. Wy­

wozów sztucznych.

szyński zanotował:

W 1959 r. utworzono Fundusz Rozwoju Rolnictwa. Władze w woj. szczecińskim silnie propagowały zakłada­

Rano przyszła wiadomość, że umarł w Rzymie

nie kółek rolniczych, do których miejscowi chłopi, mający

kard. Tardini, sekretarz stanu Jego Świątobliwości.

za sobą doświadczenie ze spółdzielniami, nie chcieli wstę­

Bóg już jest w nim. Był człowiekiem trudnym. Niejed­

pować. W 1962 r. działały one co prawda w 70 proc. so­

no cierpienie mi zadał. Zaważył ciężko nad wieloma

łectw, ale należało do nich tylko 30 proc. rolników. O d­

decyzjami, które z woli Piusa XII mogłyby zapaść na

setek ten do 1968 r. zwiększył się do 54 proc.! Pozostali

korzyść Polski. Nie rozumiał sytuacji Polski. Był zbyt­

rolnicy co najwyżej korzystali z usług świadczonych przez

nio owładnięty koncepcją „dwóch obozów”. Nie liczył

kółka.

się z tym, że Kościół jest nie tylko siłą polityczną, ale

Państwowe Gospodarstwa Rolne na Pomorzu Zachod­

przede wszystkim - religijną. Że nawet w sytuacji trud­

nim aż do końca epoki Gomułki się nie podniosły. Tylko

nej politycznie Kościół żłobi własną drogę, jak w Pol­

niektóre z nich osiągały systematycznie zakładane zyski.

sce. Polska psuła mu prostą koncepcję podziału świa­

Rzeczywisty koszt pozyskania 1 kwintala zboża był w nich

ta na dwa obozy. Był przekonany, że Episkopat Polski

zazwyczaj dwa, trzy razy większy od planowanego. Kradzie­

współpracuje „z komuną”. Nie widział tego, że Episko­

że i marnotrawstwo były na porządku dziennym. Zatrud­

pat broni chrześcijaństwa w Polsce, jak ongiś bronił go

nienie na 100 hektarów wynosiło średnio aż 12,5 proc.!

Sobieski pod Wiedniem. Toczyłem z nim ostre dysku­

Stosunki między państwem a Kościołem w latach sześć­

sje w 1951 r„ łagodził je bp Klepacz. Po nominacji na

dziesiątych nadal nacechowane były nieufnością i wrogo­

kardynała w 1958 r. D. Tardini już nie podejmował dys­

126

127

CZĘŚĆ I

UKRAIŃCY I.ICZYI.I NA WOJ NĘ

kusji, był uprzejmy, grzeczny; ale moje osiągnięcia u Pa­

papieżu. Stawiam też sprawę nowej delimitacji diecezji

pieża odrabiał. Czekał, aż wyjadę z Rzymu. Przyrzekł mi,

wrocławskiej, opolskiej, gorzowskiej i ewentualny po­

że otrzymam biskupów rezydencjalnych dla Olsztyna

dział ostatniej. Wskazuję na najpilniejsze punkty. Zo­

i Gdańska; obietnica była taktyczna. Nosiłem w swoim

stawiam prośbę o nominację biskupów - gdańskiego

sercu wiele żalu do kard. Tardini. Dziś Bóg sam będzie

i olsztyńskiego - w odrębnych podaniach88.

mu światłem. Trzeba wybaczyć i zapomnieć87. Komuniści nie doceniali oczywiście działań Prymasa i stałe, O tym, jak kard. Wyszyński zabiegał o interesy Kościoła

używając kolokwialnego porównania, wkładali mu kij w szpry­

na Ziemiach Zachodnich, świadczą jego zapiski z pierwszej

chy, utrudniając działalność. Jeżeli dla kardynała Tardiniego

audiencji u Ojca Świętego Jana XXIII. Pisze:

prymas Wyszyński był jednym z tych członków episkopatu, którzy współpracowali z komunistami, to dla komunistów był

Referuję dalej sytuację Kościoła na Ziemiach Za­

on „współpracownikiem niemieckich rewizjonistów”.

chodnich. Przyjeżdżam do Rzymu trzeci raz. Dotych­

Za przykład „kija w szprychy” może posłużyć decyzja

czas wiele nie uzyskałem. Mam nadzieję, że tym ra­

władz, uznająca budynki kościelne na Ziemiach Zachodnich

zem więcej otrzymam dla diecezji Ziem Zachodnich.

za własność państwa. Ustawa w tej sprawie została przyjęta

Jestem ordynariuszem sześciu diecezji. Na Ziemiach

w 1961 r. Zobowiązała ona użytkowników kościołów i ple­

Zachodnich pracują moi wikariusze generalni, bisku­

banii do uiszczania opłat. Oprócz tego władze stosowały też

pi konsekrowani. Mają oni za biskupów pomocniczych

inne szykany wobec parafii. O d zamykania punktów kate­

sufraganów gnieźnieńskich, których nigdy nie widzę

chetycznych, zakazów odbywania pielgrzymek, procesji po

w Gnieźnie. Jest to sytuacja bardzo sztuczna i musi ra­

odmowę przydziału węgla na ogrzanie kościoła.

zić. Ojciec Święty pyta o stan organizacji tych diecezji.

Wielką wrzawę wywołało też Orędzie biskupów polskich

Oświadczam: wszystko jest całkowicie zorganizowane.

do ich niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie paster­

Diecezje są w pełni życia, ale bez biskupów rezyden­

skim. Komuniści zinterpretowali je następująco: „szkodliwe

cjalnych. Najpilniejsza sprawa to nominacja biskupa

dla polskiej racji stanu i mogące narazić na szwank interesy

rezydencjalnego w Olsztynie i w Gdańsku po ustąpie­

państwa polskiego”89.

niu biskupa Spletta. Relacja ta czyni silne wrażenie na 87 Cyt. za: P. Raina, dz. cyt., t. 3, s. 68-69.

128

88 Tamże, s. 110—111. 89 Tamże, s. 33.

129

CZl jŚĆ I

UKRAIŃCY LICZYLI NA WOJNIj

Obchody Millenium także spowodowały zaostrzenie na­

Łużyckiej do granicy z Czechosłowacją stanowi za­

gonki na Kościół na Ziemiach Zachodnich. M imo tego sy­

chodnią granice państwową Polskiej Rzeczypospolitej

tuacja Kościoła powoli się na nich stabilizowała. W 1967 r.

Ludowej.

biskup Wilhelm Pluta został adm inistratorem apostol­

2. Potwierdzają one nienaruszalność ich istnieją­

skim ad nutum Sanctae Sedis. Jednostka kościelna, która

cych granic teraz i w przyszłości i zobowiązują się wza­

m iała mu podlegać, m iała być traktowana samodzielnie

jemnie do bezwzględnego poszanowania ich integral­

bez względu na granice diecezji i m iała zależeć od Stolicy

ności terytorialnej.

Apostolskiej.

3. Oświadczają one, że nie mają żadnych roszczeń

Kardynał Wyszyński przedłożył Pawłowi VI w 1969 r. memorandum w sprawie podziału Administracji Apostol­

terytorialnych wobec siebie i nie będą takich roszczeń wysuwać także w przyszłości90.

skiej Kamieńskiej, Lubuskiej i Prałatury Pilskiej na trzy diecezje. Dopiero jednak po podpisaniu 7 grudnia 1970 r.

Utworzenie trzech nowych diecezji odwlekło się jed­

w Warszawie układu między Polską Rzeczpospolitą Ludo­

nak o dwa lata, bo w Niemczech Zachodnich były kłopo­

wą a Republiką Federalną Niemiec (od momentu zawarcia

ty z ratyfikacją układu. Rząd Brandta-Scheela oskarżano

układu zgodnie z żądaniem Bonn w Polsce zamiast nazwy

o „zdradę interesów niemieckich” , „wyprzedaż niemiec­

N R F zaczęto używać skrótu RFN ) o podstawach norma­

kiego terytorium” , „dawanie sadu w zamian za jabłka” itp.

lizacji ich wzajemnych stosunków stworzyło warunki do

W całej kampanii główną rolę odgrywali działacze Związ­

realizacji projektu kardynała. W art. I tego dokumentu zna­

ku Wypędzonych. Prym wśród nich wiódł Herbert Czaja,

lazło się bowiem stwierdzenie:

w latach 1970-1974 prezes Związku Wypędzonych i poseł C D U . Wtórował mu Herbert Hupka, wiceprzewodniczący

1.

Polska Rzeczpospolita Ludowa i Republika Fede­

Związku Wypędzonych. N a znak protestu przeciw traktato­

ralna Niemiec zgodnie stwierdzają, że istniejąca linia

wi z PRL opuścił ławy poselskie SPD i przeszedł do C D U .

graniczna, której przebieg został ustalony w rozdziale

Tu dalej głosił, że postanowienia poczdamskie i wyznaczona

IX uchwał Konferencji Poczdamskiej z dnia 2 sierp­

wówczas granica na Odrze i Nysie są tymczasowe, a wypę­

nia 1945 roku, od Morza Bałtyckiego bezpośrednio

dzeni Niemcy będą mogli wrócić w rodzinne strony. W la­

na zachód od Świnoujścia i stąd wzdłuż rzeki Odry do

tach siedemdziesiątych od krytyki traktatu z Polską zaczęła

miejsca, gdzie wpada Nysa Łużycka oraz wzdłuż Nysy

130

90 Cyt. za: E. Męclewski, dz. cyt., Warszawa 1974, s. 529.

131

czę

Sc i

się kariera Eriki Steinbach, dzisiejszej liderki Związku Wy­

4

pędzonych. Ostatecznie jednak w 1972 r. niemiecki parlament raty­

Trudna stabilizacja

fikował traktat. To samo uczynił polski sejm, a papież Paweł VI powołał do życia trzy nowe diecezje, w tym szczecińsko -kamieńską ze stolicą w Szczecinie, do której trafiło Pomo­ rze Zachodnie. Zamieszkiwało w niej 922 tys. osób. Kate­ drą została świątynia pw. św. Jakuba Apostoła, a konkatedrą ustanowiono kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Kamieniu Pomorskim.

Utworzenie diecezji szczecińsko-kamieńskiej sprawiło, że

Podpisanie traktatu z Niemcami Zachodnimi i erygo­

Kościół Rzym skokatolicki mógł się rozwijać. W zajemne

wanie nowych diecezji zamknęło pewien etap stabilizacji na

stosunki na pewno nie były idyllą, kom uniści nie rezy­

Ziemiach Odzyskanych, a zwłaszcza na Pomorzu Zachod­

gnowali ze strategicznego celu, jakim była budowa społe­

nim. Jego mieszkańcy poczuli się pewniej, tym bardziej że

czeństwa ateistycznego, ale doceniali znaczenie Kościoła

zbiegło się to z odejściem ekipy Władysława Gomułki i doj­

w budowaniu zgody narodowej. Oficjalnie nie odrzucili

ściem do władzy ambitnego Edwarda Gierka.

tezy, że religia to opium dla ludu, ale jednocześnie rozu­ mieli, że w ojujący ateizm nie dawał nowej władzy szans na zdobycie zaufania społecznego — przyznał to nawet Edward Gierek. Władze chciały mieć pod kontrolą diecezję szczecińsko-kamieniecką, ale równocześnie były skłonne realizować te postulaty, które w ich ocenie służyły polskiej racji stanu, a które zgłaszał jej ordynariusz. Był on przyjmowany przez władze z rewerencją, kawą i koniakiem. N a pierwszym spo­ tkaniu powiedziano mu, że władze z życzliwością przyjęły ustanowienie diecezji91. Rząd przeznaczył na rezydencję 91 K. Kozłowski, dz. cyt., Szczecin 2007, s. 619.

133

CZĘŚĆ I

T R U D N A STABILIZACJA

biskupa budynek przy ulicy Piotra Skargi 30 przekaza­

W 1972 r. tuż przed formalnym powołaniem diecezji

ny nieodpłatnie z zasobów państwowych. Dużej pomocy

Kościół katolicki na Pomorzu Zachodnim dysponował 502

finansowej rząd udzielił na odbudowę zniszczonego przez

świątyniami działającymi w 121 parafiach. W stosunku do

wojnę kościoła św. Jakuba, który został katedrą diecezjal­

liczby wiernych liczba parafii była daleko niewystarczająca.

ną. N a podstawie ustawy z 23 czerwca 1971 r. władze

Biskup Jerzy Stroba od samego początku starał się zwiększyć

przekazały diecezji nieodpłatnie 322 kościoły i kaplice

liczbę parafii. Już podczas swego ingresu do katedry stwier­

oraz 107 budynków mieszkalnych. Powierzchnia placów

dził:

związanych z tymi obiektami wynosiła 203,17 ha. Ponad­ to Kościołowi przekazano 51,15 hektara ziemi ornej (go­

W czasie rozmowy, jaką przeprowadziłem wczoraj

spodarstwa proboszczów). Dodatkowo na mocy ustawy

z przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej,

państwo przekazało diecezji 69 nieczynnych kościołów,

otrzymałem zapewnienie, że władze wojewódzkie uła­

które w ich opinii nadawały się do odbudowy, 14 domów

twią nam znalezienie możliwości lokalowych i zorga­

mieszkalnych w podobnym stanie i 12 placów budowla­

nizowanie centrum życia diecezjalnego w postaci kurii

nych, w tym m.in. katedrę św. Jakuba, kościół św. M ak­

biskupiej, domu biskupiego i seminarium duchowne­

symiliana Marii Kolbego na Pomorzanach, pomieszczenie

go. Jesteśmy, moi drodzy, diecezją, która w stosunku do

kurii biskupiej przy ul. Królowej Korony Polskiej, zajm o­

ilości wiernych posiada najmniejszą ilość parafii w Pol­

wane wcześniej przez przedszkole miejskie, plac pod bu­

sce, dlatego będziemy starać się o to, szukać rozwią­

dowę kościoła na Pogodnie i plac pod budowę plebanii na

zań wespół z naszymi władzami wojewódzkimi, byśmy

Niebuszowej92.

mogli tworzyć nowe parafie, by ludziom pracy było

W swoich wspomnieniach Henryk Kołodziejek, który

łatwiej w niedzielę dojść do Pana Boga, by kapłanowi

pełnił wówczas funkcję kierownika wydziału ds. wyznań

było łatwiej usłużyć i spełnić ich życzenia i nawiązać

w Urzędzie Wojewódzkim, zauważa: „Nowa ekipa rządząca,

kontakt z Panem Bogiem94.

wyciągając dłoń do hierarchii kościelnej, pragnęła uzyskać jej aprobatę i poparcie”93.

W swoim wystąpieniu kończącym ingres biskupa Stroby prymas Wyszyński powiedział:

92 Tamże, s. 620. 93 H. Kołodziejek, Kościoły i zw iązki wyznaniowe., [w:] D zieje Szczecina, t. IV: 1945-1980, red. T. Białecki, Z. Silski, Szczecin 1998, s. 4 7 0 - 4 7 1 .

134

94 Cyt. za: K. Kozłowski, dz. cyt., s. 625-

135

T R U D N A STABILIZACJA

CZĘŚĆ I

Są takie sprawy, które trzeba załatwić bardzo dys­

cji na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Wielu Niemców

kretnie, ażeby nie budzić czujności nieprzyjaciół spra­

zagroziło, że wystąpi z Kościoła. N a opór kurii trafiła na­

wy. I dlatego też i tę sprawę musieliśmy omówić i sta­

wet sugestia, by diecezja zachodniopomorska nazywała się

wiać dyskretnie tak, ażeby nie wywołać demobilizacji

„szczecińsko-kamieńska”. Watykan opowiadał się za „diece­

i sprzeciwów tych najróżniejszych kół politycznych za

zją szczecińską” . Natomiast episkopat i rząd PRL stały na

granicą, które były przeciwne stabilizacji Polski na Zie­

stanowisku, by nową diecezję nazwać „szczecińsko-kamień-

miach Odzyskanych. I do ostatniej chwili było rzeczą

ską” , co wskazywałoby na ciągłość historyczną Kościoła na

konieczną zachować tę dyskrecję, albowiem potężna

tych terenach96.

prasa wroga Polsce ilekroć wyczuwała, że Episkopat

W 1974 r. polski Kościół miał jubileusz 850-lecia diecezji

Polski podejmuje nowy etap starań, rozpoczynała wiel­

pomorskiej, która powstała za czasów Bolesława Krzywouste­

kie naciski na opinię narodów, na Stolicę Świętą. I to

go i biskupa bamberskiego Ottona, a jedna z jej stolic znajdo­

była jedna z przyczyn, dla których trzeba było wiele

wała się w Kamieniu. Niemcy natomiast o udziale księcia Bo­

z tych spraw będących w toku, prowadzić z dojrzało­

lesława Krzywoustego w całym tym przedsięwzięciu w ogóle

ścią polityczną prawdziwych mężów stanu, którzy gdy

nie wspominali, kładąc nacisk na misję bpa Ottona.

chcą sprawę doprowadzić do końca, unikają zwłasz­

Biskupowi Strobie udało się erygować 50 nowych

cza rozgłosów propagandy, hałasu, krzyku, bo zawsze

parafii. Jego dzieło kontynuował bp Kazimierz M ajdań­

taka akcja propagandowa wywołuje reakcję. I to czę­

ski. Przez swoją posługę przyczynił się on do tego, że już

sto szkodliwą dla sprawy, którą chce się szczęśliwie do

w wolnej Polsce papież Jan Paweł II bullą Totus Tuus Polo-

końca doprowadzić95.

niae populus podniósł diecezję szczecińską do rangi archi­ diecezji i metropolii.

Z badań Kazimierza Kozłowskiego wynika, że diecezja

W latach siedemdziesiątych na Pomorzu Zachodnim

szczecińsko-kamieńska rodziła się w bólach, w atmosferze

dużą rolę zaczęła odgrywać kwestia prywatnego rolnictwa

konfliktu kurii rzymskiej z polskimi władzami kościelnymi.

(w związku z pozytywnymi zmianami zainicjowanymi

Niemcy bowiem mimo dyskretnych działań prymasa wy­

przez Edwarda Gierka). Pomorscy rolnicy bardzo entu­

syłali do Watykanu protesty zarówno od osób prywatnych,

zjastycznie przyjęli zniesienie od dnia 1 stycznia 1972 r.

jak i organizacji, niezadowolonych z perspektywy stabiliza­

dostaw obowiązkowych, złagodzenie progresji podatków 96 Tamże, s. 617.

95 Tamże.

136

137

CZĘŚĆ 1

T R U D N A STABILIZACJA

i obniżenie ich w stosunku do gospodarstw towarowych,

było powstanie wielkich latyfundiów prywatnych i wykup

a zwłaszcza objęcie rolników i ich rodzin państwową

ziemi przez obcokrajowców.

służbą zdrowia oraz systemem ubezpieczeń emerytalno­

W 1985 r., gdy Pomorze Zachodnie coraz mocniej od­

-rentowych. Rolnicy prywatni otrzymali szeroki dostęp

czuwało skutki stanu wojennego, nagle znów dał o sobie znać

do kredytów inwestycyjnych. PGR-y w regionie znala­

konflikt między Polską a N R D . Rozgrywał się on w Zatoce

zły się w jeszcze bardziej uprzywilejowanym położeniu.

Pomorskiej w latach 1985-1989. Pokazał on całemu światu,

Otrzymały duże kredyty inwestycyjne i rozpoczęły budo­

że społeczeństwo zachodniopomorskie jest skonsolidowane

wę wielkich ferm hodowlanych, czemu towarzyszył wzrost

i w sprawach kluczowych dla polskiej racji stanu mówi jed­

produkcji opartej na imporcie pasz. W sumie w woje­

nym głosem. Był to swoisty sprawdzian, potwierdzający, że

wództwie szczecińskim działało 318 PGR-ów, w tym

mimo trudności, zawirowań politycznych, sporów i różnic

40 wieloobiektowych.

ideologicznych na Pomorzu Zachodnim powstało społeczeń­

W 1973 r. załamała się równowaga rynkowa. Podniesio­

stwo, które traktuje je jako swoją ojczyznę i będzie walczyć

no ceny środków produkcji przy niewspółmiernie mniej­

0 jego interesy. Można nawet postawić tezę, że to konsolida­

szym podniesieniu cen skupu. Rynek żywnościowy też się

cja lokalnego społeczeństwa i elit sprawiły, że Polska wygrała

załamał. Wprowadzono kartki na cukier. Opłacalność pro­

konflikt z N R D . W sprawę był zaangażowany I sekretarz KW

dukcji rolniczej znacząco spadła. M im o trudności PGR-y

PZPR, ordynariusz diecezji, bp Kazimierz Majdański, a także

w woj. szczecińskim umacniały się organizacyjnie, kadrowo

w 1988 r. Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Dla tutejsze­

i ekonomicznie. Zaczęły przejmować od chłopów ziemię,

go społeczeństwa konflikt miał wielorakie znaczenie. Wśród

którą ci zdawali w zamian za emerytury. Doprowadziło to

licznych podtekstów najważniejszy był ten, że był to konflikt

do tego, że w 1980 r. ilość ziemi pozostającej w ich dys­

z Niemcami nie tylko o prestiż, lecz także o kawałek teryto­

pozycji zwiększyła się dwukrotnie! Tendencja ta nasiliła się

rium. Działania N R D godziły też w żywotne interesy Polski

także w latach dziewięćdziesiątych. W schyłkowym okre­

1 Pomorza Zachodniego. Zagrażały gospodarce morskiej, Ze­

sie PRL-u w 1988 r. do PGR-ów należało 80 proc. ziemi.

społowi Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Uderzały

Gospodarstwa indywidualne były w odwrocie. Trend ten

również w interesy wielu zakładów pracy, eksportujących

zmienił się dopiero po upadku PRL, kiedy sektor państwo­

swoje produkty poprzez szczecińskie porty.

wy w rolnictwie został zlikwidowany, powodując znane po­

Nie wdając się w szczegółową analizę sprawy, trze­

wszechnie skutki ekonomiczne i społeczne. Jednym z nich

ba stwierdzić, że sytuacja ta była następstwem błędu lub

138

139

CZĘŚĆ I

T R U D N A STABI LI ZACJA

niedopatrzenia strony polskiej przy wytyczaniu granicy

opuszczenia przez nie wód terytorialnych N R D . Działania

polsko-niemieckiej na terenie Zatoki Pomorskiej. Polacy

takie nie tylko utrudniały działalność zespołu portów, lecz

padli też ofiarą oszustwa ze strony negocjatorów z N R D .

także podkopywały autorytet Polski. Stwarzały wrażenie, że

Zaufali zbytnio zapewnieniom przywódców N R D , którzy

ta bezprawnie eksploatuje terytorium, organizując na nim

w kontaktach z Polską co rusz używali słów „przyjaźń i in­

redę (miejsce oczekiwania statków na wejście do portu i za­

ternacjonalizm” . Finał był taki, że od dnia 1 stycznia 1985 r.

cumowanie na nabrzeżu).

N R D uznała się za właściciela większości najbardziej warto­

Władze polskie na szczeblu lokalnym, jak pisze Tomasz

ściowych, głębokowodnych torów i kotwicowisk Zespołu

Ślepowroński, zdały egzamin i zaczęły mobilizować grupę

Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. W związku z tym

nacisku na Warszawę, nie łamiąc przy tym zakazu nagła­

pojawiła się możliwość odcięcia polskich portów Pomorza

śniania sprawy w mediach. Z opracowania Ślepowrońskie-

Zachodniego od otwartego morza, gdyż żegluga statków po

go można wnosić, że I sekretarz KW PZPR w Szczecinie,

innych wodach Zatoki Pomorskiej z powodu małych głębo­

Stanisław Miśkiewicz, odegrał w konflikcie bardzo pozy­

kości była praktycznie niemożliwa.

tywną rolę. Najlepszą ocenę wydał mu sekretarz KC, Józef

Polska rozpoczęła negocjacje z N R D , utajnione przed

Czyrek, stwierdzając:

opinią publiczną, a N R D zaczęła wywierać presję na wszyst­ kich korzystających ze spornego terytorium bez zgody jej

Komitet szczeciński nie należał do zwolenników

władz. W sumie na tym akwenie doszło do około 180 incy­

porozumienia i dialogu, reprezentował orientację twar­

dentów zagrażających bezpośrednio bezpieczeństwu żeglu­

dą. Zaostrzał stanowisko w rywalizacji w postawach

gi. Początkowo okręty marynarki wojennej N R D działały

patriotycznych z tamtejszą opozycją i Kościołem, a na

po piracku. Bez flag i z zamalowanymi numerami podpły­

krajowym forum partyjnym atakował władze z pozycji

wały do polskich jednostek i burtami próbowały spychać ją

hurrapatriotycznych i skrajnie antyniemieckich1'7.

z toru wodnego. W 1986 r. jednostki enerdowskie zaczęły taranować polskie jachty sportowe. Podobne akcje podej­ mowały wobec statków handlowych zmierzających do Świ­

Władze sięgnęły po argumenty naukowe. N a ich po­ lecenie prof. Bogdan Dopierała, kierownik Szczecińskiej97

noujścia bądź Szczecina. Okręty enerdowskie nie atakowały oczywiście tylko polskich statków, ale okręty pod innymi banderami również. Podpływały do nich i domagały się

140

97 T. Ślepowroński, N R D kontra PRL. Stosunek mieszkańców Pom orza Z achodniego do konfliktu w Z atoce Pom orskiej (1 9 8 5 - 1 9 8 9 ), s. 97, http:// www.polskal918-89.pl/pdf/nrcJ-kontra-prk6167.pdf, dostęp: 28.02.2018 r.

141

CZĘŚĆ 1

T R U D N A STABI LI ZACJA

Pracowni Historii Pomorza Instytutu Historii PAN, znany

galizowania swojej działalności. N ie wiadomo jednak, jak

ekspert od problemów niemieckich, pruskich i pomorskich,

liczne ono było. Oficjalnie jako Niem iec ujawnił się tylko

przygotował specjalny memoriał. W sprawę zaangażowało się

leśnik Edward Vogelsang z Gryfina. Wystąpił z inicjaty­

wiele środowisk, w tym Stowarzyszenie „Pax” , a konkretnie

wą założenia niemieckojęzycznego czasopisma „Unsere

Rada Morska tej organizacji, która zwoływała sejmiki mor­

M uttersdprache” (Nasz język ojczysty). W tej sprawie

skie. Także Klub Inteligencji Katolickiej nie pozostał obo­

wysłał pismo do Głównego Urzędu Kontroli Publikacji

jętny. Aktywną działalność na forum Sejmu prowadził poseł

i W idowisk w Warszawie, ale oczywiście dostał odmowę,

Jerzy Goliński, przewodniczący szczecińskiego oddziału Pax.

bo przecież to nie ten urząd podejmował w takich spra­

Wspomagali go Edmund Męclewski i Ryszard Bender. Kon­

wach decyzję. Vogelsang zaczął wysyłać listy do różnych

flikt znalazł odbicie w kazaniach ordynariusza diecezji szcze-

instytucji i osobistości. Złożył skargę do Naczelnego Sądu

cińsko-kamieńskiej, biskupa Kazimierza Majdańskiego.

Administracyjnego, który nieoczekiwanie uchylił decy­

Także pisma tzw. drugiego obiegu, wychodzące w Szcze­

zję GUKPiW , stwierdzając, że jego odpowiedź udzielona

cinie poza cenzurą, poświęciły dużo miejsca sporowi mor­

leśnikowi z Gryfina zawierała uchybienia proceduralne.

skiemu z N R D .

Vogelsang kontaktował się z działaczami niemieckimi

25 sierpnia 1988 r. Międzyzakładowy Komitet Straj­

ze Śląska, którzy w Raciborzu usiłowali zwołać pierwszy

kowy w Szczecinie skierował pismo do Wojciecha Jaruzel­

kulturalny kongres niemieckiej grupy narodowościowej.

skiego. Zostało ono zredagowane w porcie szczecińskim

Służba Bezpieczeństwa zaproponowała mu wyjazd do N ie­

w obecności strajkujących robotników. W piśmie tym wy­

miec. Początkowo nie chciał skorzystać z tej propozycji.

rażono zaniepokojenie, czy władze PRL zapewnią Polsce su­

Uświadom iono mu, że władze nie są w stanie zapewnić

werenność na swoich wodach.

mu bezpieczeństwa. Wyjechał więc do Niemiec.

Konflikt w Zatoce Pomorskiej został zakończony w stycz­

Towarzystwa Społeczno-Kulturalne Mniejszości N ie­

niu 1989 r. Podpisano umowę między N R D a PRL, na

mieckiej na Pomorzu Zachodnim powstały już w wolnej

mocy której N R D zgodziła się na pozostawienie po stronie

Polsce. Działają one m.in. w Choszcznie, Płotach, Stargar­

polskiej lub na otwartym morzu całego toru wodnego i ko-

dzie, Trzebiatowie, Świnoujściu i Szczecinie. Zajm ują się

twicowisk.

krzewieniem kultury niemieckiej i tradycji na Pomorzu,

W latach osiemdziesiątych środowisko zamieszkują­

opiekują się niemieckimi miejscami pamięci narodowej.

cych Pomorze Zachodnie Niemców podjęło próbę zale­

Działacze mniejszości oceniają, że w województwie mieszka

142

143

część I

TRUDNA STABILIZACJA

około 1100 ich ziomków. Najwięcej w Szczecinie, bo około

dzo ograniczone możliwości działania. M imo starań nie

300. Większość z nich to ludzie starsi.

udało mu się uzyskać „specjalnego statusu dla szkolnictwa

N a przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych za­ szły zmiany również w środowisku społeczności ukraińskiej,

ukraińskiego” . Nie został też wprowadzony jako przedmiot w ośrodkach, w których mieszkała ludność ukraińska.

w wyniku których zaczęły zanikać jej społeczności wiej­

Liczba chętnych do nauki języka ukraińskiego stale spa­

skie, a jednocześnie umacniać się miejskie. Wiązało się to

dała. Stosunek środowisk ukraińskich do U T SK nie zawsze

z migracją ludności ukraińskiej ze wsi do miast. W 1971 r.

był pozytywny. Powszechnie dominowała opinia, że jest to

funkcjonowały na terenie województwa szczecińskiego

organizacja kontrolowana przez władze i niewiarygodna.

22 koła Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kultural­

Nawet działacze U T S K zauważali, że tam, gdzie jest cer­

nego. Najliczniejsze działało nadal w Szczecinie. Należało

kiew lub kaplica greckokatolicka, U T S K nie jest potrzebna,

do niego 143 członków. Aktywne, choć znacznie mniejsze

ponieważ jest gdzie się zebrać, wygadać, wyśpiewać, om ó­

koła U T S K funkcjonowały nadal w Trzebiatowie, Ińsku

wić różne sprawy i poradzić się księdza. Aktywnie w śro­

i Strachocinie. Pozostałe funkcjonowały w Bieczynie, Go-

dowiskach ukraińskich zaczął działać Kościół greckokato­

rzysławiu, Robach, Pustkowie, Białej, Chociwelu, Wap­

licki, który zachłannym okiem spoglądał na aktywa U T SK

nicy, Wierzbnie, Burowie, Sławęcinie, Czachowie, Sosno-

i chętnie przejąłby jego chóry.

wie, Dłusku, Korytowie, Wałowcu, Jarząbkach, Krężlinie

Lata osiemdziesiąte, czas wielkich politycznych wyda­

i Płonnem. Liczba kół U T SK zmniejszyła się do 19, ale

rzeń, powstanie „Solidarności” poderwały Ukraińców do

liczba członków pozostała na niezmienionym poziomie

działania. Liczyli na to, że przy okazji przemian uzyska­

(500 osób). Choć po reformie administracyjnej liczba kół

ją większą autonomię. W 1983 r. liczba członków U T SK

zmniejszyła się do 16, to liczba członków wzrosła do około

wzrosła do 640. W 1988 r. było ich już 700. W toku roz­

550 osób! Likwidacja struktur powiatowych przyczyniła się

mów z przedstawicielami władz działacze ukraińscy aktyw­

do zlikwidowania części kół, ale liczba ich członków stale

niej upominali się o przestrzeganie praw ich mniejszości.

wzrastała. Do U T S K wstępowała młoda wykształcona na

Krytycznie wypowiadali się o polskiej prasie, która ich zda­

szczecińskich uczelniach inteligencja.

niem pisała o Ukraińcach tendencyjnie, co mogło dopro­

U T SK prowadziło typową dla organizacji mniejszości

wadzić do ich pogromów.

narodowych działalność nastawioną na podtrzymanie toż­

Zdecydowane ożywienie w życiu ukraińskiej społecz­

samości narodowej Ukraińców. Związek miał jednak bar­

ności na Pomorzu Zachodnim nastąpiło jednak dopiero

144

145

część 1

w latach dziewięćdziesiątych po transformacji ustrojowej. Jednak i ono jednak nie przyniosło radykalnych zmian. Wspólne działanie władz i Kościoła lokalnego w sprawie sporu z N R D nie było przykładem odosobnionym. D opro­

1'UUDNA STABILIZACJA

Biskup Kazimierz M ajdański odegrał dużą rolę w ła­ godzeniu konfliktów społecznych i politycznych w okre­ sie transform acji ustrojowej. Kazimierz Kozłowski twier­ dzi, że:

wadziło ono do powstania w Szczecinie uniwersytetu, co bynajmniej nie wszystkim się podobało. Nawet część środo­

Niewątpliwie do historii przejdą jego słowa wy­

wisk intelektualnych odniosła się sceptycznie do decyzji po­

głoszone w katedrze szczecińskiej 17 grudnia 1989 r.

wołania w Szczecinie wyższej uczelni humanistycznej. Za­

w homilii „Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kola­

padła ona w 1984 r. i miała posmak polityczny. Patronował

na omdlałe”: „Odpuść nam nasze winy, jako i my od­

jej generał Wojciech Jaruzelski, były dowódca 12 Dywizji

puszczamy” (Mt 6,12) - tak uczy nas modlić się Jezus.

Zmechanizowanej w Szczecinie. Niespodziewanie wielkim

A kto z nas nie potrzebuje Jego przebaczenia? Gdy mój

orędownikiem sprawy stał się także otoczony szacunkiem

brat - człowiek okazuje znamiona skruchy, nie mogę

ordynariusz diecezji szczecińsko-kamieńskiej, bp prof. Ka­

go policzkować. Nie mogę się mścić i mówić, jak złośli­

zimierz Majdański, co wygasiło wszystkie emocje. Po latach

we, a nawet naiwne dziecko: „To jest moje podwórko,

wszyscy zainteresowani przyznają, że jeżeli uniwersytet nie

ja ci teraz pokażę!”. „Odpuść nam nasze winy, jako i my

powstałby w roku 1984/1985, to nie powstałby do tej pory.

odpuszczamy...” To jest ład Boży99.

Jak pisze Kazimierz Kozłowski: Biskup Majdański zdaniem Kazimierza Kozłowskiego Dziś uczelni nikt specjalnie nie wypomina jej po­

„praktycznie i skutecznie pracował na rzecz pojednania

chodzenia. Z perspektywy dwudziestu lat funkcjono­

polsko-polskiego. Wielu ludziom dodawał otuchy, wielu

wania możemy zaś pokusić się o stwierdzenie, że Uni­

chronił, umożliwiając im dalszą pracę dla dobra Polski na

wersytet Szczeciński nie tylko jest największą uczelnią

Pomorzu Zachodnim” 100.

na Pomorzu, ale bez jego obecności nie byłby możliwy

20 lutego 1990 r. szczeciński hierarcha podczas spo­

tak dynamiczny rozwój szkolnictwa wyższego w Szcze­

tkania z ówczesnym prezydentem Rzeczypospolitej, gen.

cinie i nie byłoby w tym mieście 65 tys. studentów98.

Wojciechem Jaruzelskim, poparł stanowisko Polski w kwe­ 99 Tamże.

98 K. Kozłowski, dz. cyt., s. 658.

100Tamże.

146

147

CZĘŚĆ I

T R U D N A STABILIZACJA

stii niemieckiej, która odżyła w związku z nową sytuacją

się elementom rewizjonistycznym, które były zdania,

międzynarodową i wiszącą w powietrzu perspektywą zjed­

że Polska jest tutaj tymczasowo102.

noczenia Niemiec. Stając na gruncie polskiej racji stanu, Stefan Kisielewski wyrażał myśl rzucaną przez kościel­

bp Majdański oświadczył:

nych hierarchów jeszcze bardziej dosadnie: Być może, że to dlatego właśnie wikłamy się w re­ lacjach z naszym zachodnim sąsiadem, iż zapanowa­

Ziemie Zachodnie, opuszczone zresztą w dużym

ło podstawowe nieporozumienie. Skutki są brane za

stopniu przez uciekającą przed Armią Radziecką lud­

przyczynę. Przyczyną był dzień 1 września 1939 r. Był

ność niemiecką (nieczyste sumie w końcu się mści), to

ten dzień przyczyną bezmiaru krzywd, jakie spadły

są nasze „reparacje wojenne”, nasze odszkodowania.

przez wszystkie lata wojny na Naród polski, choć tak­

A było za co: za napaść w 1939 r., za napuszczenie na

że i inne narody, zwłaszcza na Naród żydowski. Są-

nas Stalina, który zgarnął wschodnią część Polski. [...],

siedzi zaś nasi mówią najchętniej o roku 1945: o jego

za wielomilionowe niemieckie morderstwa w Polsce

klęskach i doniosłych decyzjach politycznych, wtedy

i zburzenie Warszawy - za to wszystko zajęliśmy Zie­

podjętych. Mówił o tym biskup Szczecina do telewi­

mie Zachodnie103.

dzów niemieckich, może się to przypomnieć, godzi także wśród nas. Przypomnijmy prawdę! Mówmy

Po transformacji ustrojowej wszystko się zmieniło. Choć zdaniem niektórych niekoniecznie na korzyść. Jedno jest

prawdę!101

pewne - współczesne pokolenie Polaków mieszkających Biskup Majdański nawiązywał do myśli kard. Wyszyń­ skiego, który w tej kwestii mówił:

na Pomorzu Zachodnim i innych Ziemiach Odzyskanych powinno znać historię swych przodków. Polska nie zaczęła się tu bowiem od III Rzeczypospolitej. Potomkowie daw­

Powrót Polski na piastowskie ziemie śląskie i po­

nych pionierów powinni zapoznać się z książką Edmunda

morskie jest wymownym ostrzeżeniem Boga Ojca lu­

Osmańczyka pt. Sprawy Polaków, w której pisał on o pol-

dów i narodów krwawych, które wywołują wojny. Sfor­ mułowanie to obiegło cały świat i bardzo nie podobało

102 Cyt. za: K. Kozłowski, dz. cyt., s. 309. 103 E. Osmańczyk, Spraw y Polaków, z przedmową Jana Szczepańskiego, Katowice 1982, s. 106.

101 Tamże, s. 626.

148

149

CZĘŚĆ 1

skiej powojennej konkurencji z Niemcami. Książka ta w PRL-u co rusz była zakazywana, wycofywana z bibliotek i kierowana na przemiał. Autor tej małej książeczki głosił prawdy niepopularne, acz wciąż aktualne. Oto przykłady: Żaden układ sił w Europie i świecie nie gwarantuje nam naszej siły. Gwarancją siły Polski w każdym ukła­ dzie sił w Europie i świecie jest tylko praca Polaków104. Dla nas Niemcy nie będą niebezpieczni, tylko pod dwoma warunkami:

Część II

1. Jeśli utrzymamy granice Odry i Nysy. 2. Jeśli będziemy jako naród równie silni wewnętrz­ nie pracą i praworządnością, jak naród niemiecki105.

104 Tamże, s. 86. 105 Tamże.

RELACJE REPATRIANTÓW Z POWIATU LWOWSKIEGO NA POMORZE ZACHODNIE

Stanisława Żyła z domu Ciura

3 lata u Niemców, 4 lata u Ruskich

— Urodziłam się 11 czerwca 1926 r. w Brzozdowcach — wspomina Stanisława Żyła z domu Ciura. —Moimi rodzi­ cami byli Michał i Maria z domu Burlikowska. Nasza ro­ dzina, jak większość polskich rodzin w Brzozdowcach, była wielodzietna. Rodzice mieli w sumie siedmioro dzieci, ja byłam najstarsza. Część mojego rodzeństwa zmarła w dzie­ ciństwie. Tato był murarzem, a mama gospodynią dom o­ wą. W domu się nie przelewało. Dokładnej historii naszej rodziny nie znam. Wiem, że rodzice jeszcze w czasie wojny wyjechali do Czech. W domu zostali rodzice taty, czyli moi dziadkowie. Dziadek poszedł na wojnę i zginął. Nasz dom w czasie działań wojennych wraz z całym gospodarstwem został spalony. Rodzice zaczynali więc od zera. Postawili so­ bie skromny domek, pokój z kuchnią, korytarz i nic tam więcej nie było. Jak byłam na pielgrzymce w latach dzie­ więćdziesiątych, to dom ten jeszcze stał, teraz pewnie już się zawalił. Gospodarstwo, które posiadali rodzice, nie było duże. Jak pamiętam, mieliśmy krowę, jałówkę, konia i kil-

153

C Z Ę Ś Ć II

3 I.ATA U NIEMCÓW, 4 LATA U RUSKICH

ka mórg ziemi. Początkowo rodzicom pomagały babcie,

Z pejzażu mojego dzieciństwa zapamiętałam rzeźbę

ale one szybko poumierały. Przed wojną ukończyłam tyl­

Chrystusa dźwigającego krzyż. Wykonał ją w 1933 r., czyli

ko cztery klasy szkoły podstawowej. Z dzieciństwa, które

jak miałam siedem lat, miejscowy malarz, rzeźbiarz i sztu­

było zwyczajne i typowe, zapamiętałam niewiele. Z mamą

kator. Umieścił na niej napis: „Króluj nam, Chryste, w ży­

często chodziłam do kościoła i byłam świadkiem, jak nasz

ciu i w wieczności”. Stała ona przy drodze na cmentarz na

przedwojenny proboszcz ks. Michał Kaspruk przywrócił

„Błoniu”. W pobliżu znajdowało się gminne pastwisko zwa­

w latach trzydziestych minionego wieku kult cudownego

ne „Stawisko”, które chłopaki zamieniły na boisko do piłki

obrazu Pana Jezusa Brzozdowieckiego. Był on trochę za­

nożnej. N a mecze przychodziły tłumy widzów, by zobaczyć,

pomniany. Ksiądz Kaspruk wyczytał gdzieś w jakiejś książ­

jak grają chłopaki z naszego „Strzelca”. Mecze odbywały się

ce, że „obraz nasz doznawał kultu i słynął łaskami” i posta­

oczywiście w określone dni. Normalnie pasły się tam krowy

nowił go przypomnieć, co spotkało się z aprobatą parafii.

i konie. Naszą krowę też tam pasłam.

Wydał on zarządzenie śpiewania przy odsłonięciu obrazu:

Ze swojego dzieciństwa pamiętam niewiele. Nie było

„W itaj, Jezu ukochany, to w Brzozdowcach wysławiany,

ono bowiem usłane różami. Najprzyjemniej wspominam

do Ciebie się uciekamy, o, nasz Jezu ukochany” . Przy za­

brzozdowieckie Boże Narodzenie. Wtedy ubierałyśmy z sio­

słonięciu mieliśmy zaś śpiewać: „Ty się przyczyń za nami,

strą drzewko, czyli choinkę. Tato przygotowywał w stodo­

o Brzozdowiecka Pani, niech się nad nami zmiłuje Twój

le „dziada” i „babę”. „Dziad” to była wielka wiązka żytniej

Syneczek kochany” . W tym cudownym obrazie czczony

słomy, a „baba” —wiązka siana. Obie odgrywały ważną rolę

jest nie tylko Pan Jezus, lecz także jego M atka Bolesna.

podczas świąt Bożego Narodzenia, a zwłaszcza Wigilii. Dla

Sam kościół parafialny miał wezwanie Podwyższenia Krzy­

wszystkich polskich rodzin Wigilia i święta nie polegały tylko

ża Świętego. Otaczały go stare lipy, tworzące spory wianu­

na obżarstwie, ale były przede wszystkim przeżyciem ducho­

szek. Wieść gminna głosiła, że lipy te w ramach pokuty

wym. Pamiętam, że z nastaniem zmroku kościelny dzwon

posadziły największe pijaki w parafii. Z ludzi związanych

obwieszczał początek Wigilii. Tato zapalał wtedy świecę na

z parafią pamiętam M ichała Sanockiego, który przez wiele

stole i uroczyście pozdrawiał wszystkich: „Niech będzie po­

lat był kościelnym. Budził wszystkich dzwonami na na­

chwalony Jezus Chrystus”. Następnie szedł do stodoły po

bożeństwo. Przed świętami Bożego Narodzenia odwiedzał

„dziada” i „babę”. Przynosił też snopek owsa. Ten ostatni sta­

wszystkie domy, roznosząc opłatki i składając przy okazji

wiano w kącie, a słomę rozkładano po całej podłodze. „Babę”

życzenia dla wszystkich.

kładziono pod stołem wigilijnym. Zapalano świeczki na cho­

154

155

C Z Ę Ś Ć II

ince i wszyscy, odświętnie ubrani, spotykali się przy stole. Modlono się najpierw za zmarłych, później za żywych człon­

3 I.ATA U NIEMCÓW, 4 LATA U RUSKICH

Święta Bożego Narodzenia niewątpliwie zbliżały ludzi. Podobnie zresztą jak inne.

ków rodziny, o zdrowie i pomyślność. Następnie okadzono

Generalnie rzecz biorąc, wszystkie narodowości: Po­

stół i wszystkich przy nim stojących. Dopiero wtedy ojciec

lacy, Rusini i Żydzi żyli zgodnie i nawzajem się szanowali.

brał do ręki opłatek i dzielił się ze wszystkimi. Każdy składał

To wszystko skończyło się z chwilą wybuchu wojny i utra­

życzenia każdemu obecnemu przy stole. Wieczerza nie była

tą przez Polskę niepodległości. Dla wszystkich narodowości,

zbyt wykwintna. Składała się z barszczu postnego z uszkami

zarówno Polaków, Rusinów, jak i Żydów, wojna oznaczała

nadziewanymi grzybami, ryby smażonej i w galarecie, gołąb­

tragedię. Największą dla Żydów, bo równała się ich zagła­

ków z tartymi ziemniakami, pierogów z kapustą, kompotu ze

dzie! Ja na szczęście tego nie oglądałam, bo przedtem Niemcy

śliwek, kutii, herbaty, pączków i pieczywa. Wieczerza trwa­

wywieźli mnie na przymusowe roboty. Wcześniej rodzice

ła bardzo długo, bo co rusz śpiewano kolędy. Przed północą

starali się mnie trzymać z dala od wydarzeń historycznych,

wszyscy szli na pasterkę, którą odprawiał proboszcz. Zawsze,

które miały miejsce w Brzozdowcach. Nie widziałam więc

jak pamiętam, rozpoczynała ją kolęda „Bóg się rodzi!” .

wkroczenia do Brzozdowiec wojsk niemieckich ani sowiec­

Warto wspomnieć, że w Brzozdowcach pielęgnowano

kich. Rodzice zabronili mi wychodzić z domu. Nigdzie się

także zwyczaj dzielenia się potrawami z wieczerzy wigilij­

nie pokazywałam. Sama byłam małą, drobną dziewczyną

nej z sąsiadami Rusinami. Lubiłam je zanosić, bo zawsze

i bez potrzeby nie wystawiałam się na niebezpieczeństwo.

dostawało się od nich parę groszy. Jak oni mieli swoją W i­

Starałam się nigdzie nie pchać.

gilię, to też nas częstowali. Obie narodowości nawzajem

W 1942 r. w Brzozdowcach był głód. Wylał Dniestr,

się szanowały. Rusini nie pracowali w nasze święta, a my

zniszczył uprawy i w wielu domach, w tym w naszym, naj­

w ich. Pierwszy dzień był dniem rodzinnym. Nikt nikogo

zwyczajniej nie było co jeść. M am a wysłała mnie na Podo­

nie odwiedzał. Nie wolno było organizować żadnych we­

le, bym tam zarobiła na chleb i przywiozła coś do domu.

sel czy zabaw. Tłumaczono nam, że hałas mógłby obudzić

Jakoś mi się to udało, ale kiedy przyjechałam do dom u,

Dzieciątko w żłóbku. W drugim dniu świąt na Świętego

to ojciec był taki chory, że nie mógł je ść... Mnie wkrótce

Szczepana proboszcz święcił owies. Każdy gospodarz do­

zabrano do pracy przymusowej w Niemczech. Zostałam

sypywał tez poświęcony owies do owsa przeznaczonego na

załadowana wraz z innymi do wagonu i po tygodniu zna­

siew. W drugi dzień świąt zaczynało się też kolędowanie,

lazłam się na Pomorzu Środkowym w pobliżu m iejsco­

które prowadziło wiele grup.

wości Lauenburg, czyli dzisiejszego Lęborka. Jechaliśmy

156

157

C Z Ę Ś Ć II

3 I.ATA U NIEMCÓW, 4 LATA U RUSKICH

cały tydzień do Słupska, z niego odebrał mnie niemiecki

kre żyto. Ze względu na to, że umiałam już jako tako po

ogrodnik.

niemiecku, poszłam do Arbeitsamtu i poskarżyłam się, że

Razem ze mną pracowała jeszcze jedna dziewczyna,

gospodarz bije moją koleżankę, prosiłam, żeby dano nam

Ukrainka. Była to jednak w porównaniu ze mną potężna

skierowanie do innego gospodarza, który będzie traktował

baba, większa ode mnie ze dwa razy. Ten niemiecki ogrod­

nas bardziej po ludzku. N o i tego Niemca wezwali i powie­

nik hodował kwiaty i warzywa. Mieszkałyśmy w domu

dzieli, że mu zabierają robotnice. Ten się nie zgodził i w re­

gospodarza w pokoju na górze. Pracowałyśmy z krótkimi

zultacie pozostałyśmy u niego. Jak on się strasznie darł, jak

przerwami przez cały tydzień. Pobudka była o piątej rano,

wrócił do domu. Miał do mnie pretensje, że wstawiłam się

a pracę kończyłyśmy latem o dziewiątej wieczorem. Jak było

za koleżanką. Zona starała się go uspokoić, ale w nim się aż

gorąco, to musiałam przynieść ze studni 200 wiader wody

gotowało. Jakoś aż do samego końca udało się nam dotrwać

dziennie do podlania kwiatów. M oja koleżanka Ukrainka

u tego Niemca. Jego syn wałczył na froncie. Jedna z córek

pompowała tę wodę ręcznie do wiader ze studni głębino­

była pielęgniarką w szpitalu w Gdańsku, a druga pracowała

wej. Ja zaś nosiłam je na grządki i podlewałam te kwiatki.

w Lęborku.

Brałam po dwa wiadra na takie koromysło, które nakłada­

W styczniu 1945 r., gdy zaczęła się sowiecka ofensy­

łam na ramiona i niosłam kilkadziesiąt metrów. Noszenie

wa, władze niemieckie wydały rozkaz przygotowywania się

tych wiader spowodowało u mnie skrzywienie kręgosłupa.

ludności do ewakuacji. W marcu tego roku sowieckie ude­

O d młodości chodzę taka przygnieciona do ziemi.

rzenie było tak szybkie, że nasi gospodarze musieli uciekać

Ja szybko nauczyłam się po niemiecku, przynajmniej na

w kierunku Gdańska, licząc na ewakuację drogą morską.

tyle, że potrafiłam się z tym moim gospodarzem jakoś doga­

O d południa Sowieci uderzyli w stronę Koszalina i doszli

dać. Starałam się też wykonywać jego polecenia. Jeździłam

do morza, odcinając Niemców od drogi na Zachód. G o­

z nim na targ sprzedawać kwiaty i warzywa. Widziałam,

spodarze z córką wyjechali samochodem, a my z tą Ukra­

że ten Niemiec to nie jakiś hitlerowiec, że zarówno jemu,

inką prowadziłyśmy konia ciągnącego wóz wyładowany

jak i jego żonie też się nie przelewa. Wszystko kupowali

różnymi rzeczami. C o kawałek gospodarze zatrzymywali

na kartki. Tę moją koleżankę Ukrainkę to ten Niemiec lał.

się i patrzyli, czy jedziemy za nimi. Poruszaliśmy się więc

Inna rzecz, że za bardzo pracowita ona nie była. Do wszyst­

bardzo wolno. Jechaliśmy przez las, w którym leżał jeszcze

kiego trzeba było ją gonić, nic nie zrobiła z własnej woli.

śnieg. W pewnym momencie na drodze leśnej powstał zator

Mnie się jednak nie podobało, że leje ją czasem jak mo­

i wszystko stanęło. Okazało się, że przed nami i za nami są

158

159

C Z Ę Ś Ć II

3 l.ATA U NIEMCÓW, 4 LATA U RUSKICH

Ruscy. Jak z daleka usłyszeliśmy strzały, to puściłyśmy tego

i zaczęłyśmy się rozglądać za czymś do jedzenia. Po drodze

konia luzem, a same skoczyłyśmy w las. Uciekając, wpa­

trafiłyśmy na ubikację, z której postanowiłyśmy skorzystać.

dłyśmy w zaspę śnieżną, w której przeleżałyśmy, aż z drogi

Weszłyśmy do niej obie. Po kilku minutach zaczęli się do

rozległy się wezwania jakiegoś rosyjskiego żołnierza, który

nas dobijać rosyjscy żołnierze. Okazało się, że ten pukający

kalecząc język niemiecki, krzyczał: - Auslender - dawaj sju-

to sowiecki kapitan, który dobija się do ubikacji, bo chce

da! - Poljaki, Ukraińci - wychaditie. - Wróciliśmy na dro­

w niej, tak ja my, załatwić potrzebę. Powiedziałyśmy mu, że

gę, przez którą posuwała się sowiecka kolumna, spychając

zaraz wychodzimy. Ta koleżanka Ukrainka bardzo dobrze

na bok cywilne wozy i pojazdy. Ruszyłyśmy przed siebie,

mówiła po rosyjsku, więc uspokoiła tego oficera. Bałyśmy

a na drodze działy się sceny mrożące krew w żyłach. Jak

się jednak wyjść, a ten kapitan, przebierając nogami, zaczął

w Sodomie i Gomorze. Wszędzie latało ptactwo, które wy­

zdecydowanie się domagać, byśmy wyszły. W końcu otwo­

dostało się z klatek wiezionych na wozach, za którym bie­

rzyłyśmy ten ustęp i wpuściłyśmy tego kapitana. Ta moja

gali żołnierze. Sowieci przeglądali wszystkie pojazdy, szuka­

koleżanka od razu z nim zagadała, że jesteśmy głodne, że nie

jąc młodych Niemek. Jak ich nie znaleźli, to brali na swoje

mamy się gdzie podziać i boimy się ruskich żołnierzy. On

ciężarówki także i stare. Nas uratowali Serbowie, wracający

wtedy zaproponował, byśmy poszły z nim na kwaterę, to da

tak jak my z robót przymusowych, jadący na krytej cięża­

nam jeść. Tak też się stało.

rówce. Posadzili nas z tyłu i zakryli swoimi ciałami. Gdy

Kiedy się najadłyśmy i ta moja koleżanka poszła po

Sowieci zajrzeli pod plandekę ich wozu i zapytali, czy jadą

wodę, spotkała majora, którego poznała jeszcze na Ukra­

z nimi dziewczyny, odpowiedzieli, że nie! Dzięki Serbom

inie, bo chodził do jej siostry. On zadeklarował, że się nami

uniknęłyśmy gwałtu. Sowieci skierowali samochód z tymi

zaopiekuje. Załatwił nam kwaterę. W zamian miałyśmy

Serbami do Bytowa, który był już zajęty przez nich i stano­

temu majorowi i innym oficerom prać bieliznę. Przed naszą

wił zaplecze frontu. Po drodze spotkaliśmy oddziały Woj­

kwaterą stanął żołnierz z bagnetem na karabinie i czułyśmy

ska Polskiego, idące w kierunku Kolbergu, czyli dzisiejszego

się całkowicie bezpieczne. Niestety niezbyt długo.

Kołobrzegu. Część Niemców zdołała się w nim schronić

Wojsko ruskie szło dalej na front. Ruszyła kolejna

i ewakuowała się poprzez port. Miasto zostało zamienione

ofensywa, w ramach której miano sforsować Odrę i Nysę

w twierdzę i zaciekle się broniło.

Łużycką. Nie wiedziałyśmy, co z nami będzie. Ten major

W Bytowie pożegnałyśmy się z Serbami i zaczęłyśmy

powiedział, żebyśmy się nie przejmowały, bo skieruje nas

się zastanawiać, co robić. Byłyśmy z tą Ukrainką głodne

do majątku, gdzie w bezpiecznych warunkach będziemy

160

161

C Z Ę Ś Ć II

3 l.ATA U NIKMCÓW, 4 LATA U RUSKICH

pracować, wytwarzając żywność dla Armii Czerwonej. M a­

łam i dzięki odpowiednim dokumentom, wystawionym

jątek ten był niedaleko od Bytowa. Niemcy, zaskoczeni so­

przez komendanta, dotarłam do Brzozdowiec. W naszym

wiecką ofensywą, uciekli z niego, zostawiając wszystko, jak

domu mieszkali jacyś obcy ludzie. O d sąsiadów dowiedzia­

to się mówi, z dobrodziejstwem inwentarza. W sumie do

łam się, że moja rodzina, tak jak wszyscy Polacy, wyjechała

roboty w tym gospodarstwie przywieźli 25 dziewcząt. Zaraz

do Polski. Tato napisał do sąsiadów list, w którym prosił

też przyjechali lekarze i zaczęli badać wszystkie dziewczyny

ich, że gdybym zjawiła się w Brzozdowcach, to żeby mnie

skierowane do pracy w majątku. Okazało się, że cztery

poinformować, że mieszkają w Trzebieszowie koło Kamie­

z nich są chore wenerycznie. Dziewczyny te zostały zwol­

nia Pomorskiego. Natychmiast ruszyłam w drugą stronę. Ci

nione i otrzymały polecenie jazdy do domu. W śród nich

nasi dawni ukraińscy sąsiedzi też mi to radzili. Mówili, że

była też ta moja koleżanka. Zostałam sama. Nikt tu nas nie

teraz Ukraińcy nie lubią Polaków i zdarzało się, że Pola­

gwałcił, a żołnierze sowieccy omijali nasze gospodarstwo.

cy, którzy nie zdecydowali się na wyjazd albo nierozważnie

Miało ono swojego komendanta, administrację, a przy bra­

wrócili, byli mordowani. Mnie nie trzeba było specjalnie

mie na warcie stało stale dwóch zmieniających się żołnierzy.

zachęcać do wyjazdu.

Mnie przydzielono do dojenia krów. Trzy razy dziennie

Wróciłam do zarządzanego przez Sowietów gospodar­

ręcznie musiałam wydoić 15 krów. Była to straszna praca.

stwa. Napisałam list do taty, w którym poinformowałam

Ręce mi puchły do łokcia od tej roboty. Codziennie rano

go, gdzie obecnie się znajduję. Dla całej rodziny było to

musiałam latem wstawać o trzeciej, żeby zdążyć wydoić kro­

bardzo ważne. Mijał już czwarty rok od zakończenia wojny,

wy. Pracowałam w tym gospodarstwie w sumie cztery lata,

a moi bliscy nie wiedzieli, czy żyję. Tato odpisał mi, gdzie

cały czas podlegając pod sowieckie dowództwo. G dy ręce

mieszkają i jak dojechać do ich wioski. Postanowiłam ojcu

mi tak spuchły, że nie mogłam już doić krów, komendant

nie odpisywać, tylko zrobić mu niespodziankę i przyjechać

przesunął mnie do ich pasienia. Była to dużo lżejsza pra­

osobiście. Mój komendant dał mi kolejną przepustkę i po­

ca. M ogłam też dłużej spać. Cały czas tęskniłam za rodziną

jechałam do Kamienia Pomorskiego.

i chciałam się z nią połączyć. Wysyłałam listy do domu do

Komunikacja tak działała, że jechałam trzy dni. Przy­

Brzozdowiec, ale listy te wracały. Było na nich napisane, że

jechałam do Kamienia ostatnim pociągiem późnym wie­

adresat opuścił Brzozdowce.

czorem. Wysiadłam sama na pustej stacji. Nie wiedziałam,

W marcu 1949 r. komendant gospodarstwa dał mi krót­

w którą stronę pójść. N a szczęście szedł jakiś mężczyzna,

ki urlop, żebym mogła pojechać do Brzozdowiec. Pojecha­

który wskazywał mi drogę. Było ciemno, że strach było iść,

162

163

część

ii

3 LATA U NILMCÓW, 4 LATA U RUSKICH

ale cóż miałam robić, zdecydowałam się pomaszerować do

Im do ojczyzny i pracy w kołchozie wcale się nie spieszyło.

tego Trzebieszowa. W wiosce trafiłam do pierwszego zabu­

Dla nich Polska była rajem, którego nie chciały opuszczać.

dowania, w którym mieszkał Edmund Kłosowski, który

Tu przynajmniej nie chodziły głodne. Dostawały też jakieś

doprowadził mnie do domu rodziców. Wtedy moja siostra

pensje, o czym w kołchozach w Związku Sowieckim mogły­

miała już 9 łat, a na świecie był już maleńki Tadeusz, uro­

by tylko pomarzyć. Ja oczywiście chciałam się z tego gospo­

dzony w Trzebieszowie. Kiedy weszłam do domu rodziców, ci mnie nie poznali.

darstwa wydostać. Uznałam, że najlepszym dniem na uciecz­

Nie było mnie w domu 7 lat, wyjechałam, gdy miałam 16

mieli jechać na jakiś festyn pierwszomajowy do Bytowa.

lat, przyjechałam, gdy liczyłam 23 lata. Zmieniłam się bar­

Było wiadomo, że przy okazji tego święta wszyscy sobie tęgo

dzo. Poza tym zaczęłam do nich mówić po rosyjsku.

popiją i nie będą mnie szukać. Poprosiłam o pomoc kolegę

kę będzie 1 maja. Komendant i część załogi gospodarstwa

Przez 4 lata swego życia obracałam się w środowisku ro­

z pobliskiej wsi, takiego Franka, żeby zaprowadził mnie do

syjskim. Rosyjski stał się niemal moim drugim ojczystym

oddalonego o 16 kilometrów Słupska. Wiedziałam, że ma

językiem. ^J7zięli mnie za jakąś Ruską. Lata rozłąki zrobiły

rodzinę w tym mieście i będzie mógł u niej przenocować.

swoje. Musiałam pokazać zdjęcie rodziny sprzed wojny, któ­

Ja zaś pojadę nocnym pociągiem do Kamienia. Franek się

re zabrałam ze sobą, wyjeżdżając do Niemiec. G dy wresz­ cie mnie rodzice rozpoznali, płakaliśmy wspólnie do rana.

zgodził. Zaprowadził mnie na stację do Słupska, a sam został na noc u swojego wujka.

Spędziłam w domu rodziców kilka dni, a później wróciłam

Jechałam dwa dni do Kamienia. Nikt mnie nie ścigał

do tego zarządzanego przez Sowietów gospodarstwa. Kie­

i nie szukał. Tato pracował wtedy jako woźny w gminie

dy przyjechałam, udałam się do komendanta z prośbą, żeby

i zameldował mnie u siebie na stałe. Brakowało mi jednak

mnie już zwolnił do domu, że odnalazłam rodziców i mam

ciuchów i wszystkich drobiazgów, które w ciągu czterolet­

się gdzie podziać itp. Ten komendant, który miał stopień

niej pracy zgromadziłam w tym majątku. Postanowiłam po­

kapitana, oświadczył, że nie ma mowy, bo jestem niezbędna

jechać jeszcze raz do majątku, by zabrać swoje rzeczy. Bałam

w gospodarstwie. Nawet słyszeć nie chciał, żebym wróciła

się jechać sama i poprosiłam siostrę, by ze mną pojechała.

do domu. Dziewczyny, z którymi pracowałam w tym go­

N a szczęście wszystkie sprawy załatwiłyśmy pozytywnie,

spodarstwie, ostrzegły mnie, żebym uważała, bo ten kapitan

udało się nam zabrać moje rzeczy i wrócić do domu.

chce mnie wysłać do Rosji. Te dziewczyny to były Rosjanki,

Zostałam już w Trzebieszowie. Początkowo pomagałam

które wcześniej Niemcy wywieźli na przymusowe roboty.

rodzicom, ale po roku wyszłam za mąż za wdowca Maria-

164

165

C Zł-ŚĆ 11

na Żyłę i wspólnie z nim prowadziłam gospodarstwo rolne. Urodziłam też cztery córki. Jedna niestety już zmarła. Dwie

Jadwiga Abramowicz

mieszkają w niedaleko położonym Chrząstowie, a jedna

Brzozdowce na zawsze pozostaną w mojej pamięci

w Świnoujściu. M am piętnaścioro wnucząt i osiemnaścioro prawnuków. Niedawno byłam na weselu jednej prawnucz­ ki. Druga prawnuczka też już ma konkretne plany wyjścia za mąż. W Brzozdowcach byłam z pielgrzymkami organizo­ wanymi przez nasze środowisko. Czuję się związana z nimi, choć większość swego dorosłego życia spędziłam tu w Trze­ bieszowie. Zapuściliśmy już tutaj korzenie. To nasza ziemia.

—Urodziłam się w Brzozdowcach 15 czerwca 1935 r. w ro­ dzinie Władysława Kołosowskiego i Marii z domu Wróblic­ kiej - wspomina Jadwiga Abramowicz. —Nasza rodzina była wielodzietna i w Brzozdowcach należała do większych. Nas, dzieci, było sześcioro. Miałam w sumie dwóch braci i trzy sio­ stry. Razem z nami mieszkała siostra ojca, czyli ciocia Anie­ la. Rodzina liczyła dziewięć osób. Ciocia Aniela była starsza od ojca o osiem lat. Jak ją wspominamy, to zawsze z łezką w oku. Ciocia Aniela była bowiem osobą niezwykłą, cudow­ ną, całkowicie oddaną rodzinie. Pochodziła ona z pierwszego małżeństwa matki ojca i nazywała się Kwiatkowska. Gdy ich rodzice zmarli, to ona jako ośmioletnia dziewczynka opieko­ wała się naszym ojcem. Była kaleką, niewielkiego wzrostu, garbata. Mimo że skończyła tylko cztery czy pięć klas, dzięki znakomitej pamięci umiała świetnie liczyć, czytać, była znachorką, pomagała wielu ludziom, którzy bardzo ją za to sza­ nowali. Czym ona się nie zajmowała...

167

CZĘŚĆ

u

im z o z n o w c u

n a z a w s z e p o z o s t a n ą w mojej p a m ię c i

W tamtych czasach ludzie mieli wiele dzieci, ale dużo

miłośnik jakoś je zdobywał. Czytał nam zwłaszcza książki

umierało od różnych chorób. W naszej rodzinie dzięki tro­

Sienkiewicza. Z zapartym tchem słuchaliśmy Ogniem i mie­

skliwej opiece cioci Anieli nikt nie umarł. Pozostanie w na­

czem, przeżywając przygody Heleny Kurcewiczówny i Jana

szych sercach jako ukochana, najdroższa ciocia. Obdarzała

Skrzetuskiego. Z niecierpliwością czekaliśmy na kolejne

nas wszystkich wielką miłością. M oja mama prowadziła dom, a tato zajmował się budo­

tomy Trylogii. Wiele łez wycisnęła nam też lektura Chata wuja Toma, opisująca tragiczny los czarnoskórych niewol­

wą drewnianych chałup. Z zawodu był cieślą. Często pra­

ników w Stanach Zjednoczonych.

cował poza domem, w domu był gościem. Rodzina nasza

W sumie swoje dzieciństwo wspominam bardzo do­

żyła, jak to kiedyś się żyło. Bez luksusów, ale głodni nie cho­

brze, szczęśliwie. Skończyło się ono, gdy rozpoczęła się woj­

dziliśmy. Rodzice dbali, byśmy byli w miarę ubrani i mieli

na. Tato poszedł na wojnę i nie wrócił, bo dostał się do

zapewnione wszystkie podstawowe potrzeby. Dużą uwagę

niemieckiej niewoli. M ama i ciocia Aniela starały się nas

przywiązywali także do naszego wychowania patriotycznego

trzymać z dala od okrucieństw wojny, ale nie zawsze im się

i intelektualnego. Polska - to było dla nas wielkie słowo. Pa­

to udawało. Pamiętam mordowanie Żydów. Pamiętam, jak

miętam, mimo że byłam dzieckiem, był taki przypadek, że

pędzili tych biednych ludzi jak stado bydła, za miasto, gdzie

któregoś ranka nie chciałam wstać z łóżka. Jestem bowiem

ich rozstrzeliwano i wrzucano do wcześniej wykopanych

śpiochem, rano muszę się wyspać, ale pracować mogę do

głębokich dołów. Z tej gehenny uratowała się tylko garst­

późna w nocy. Starsza siostra weszła do pokoju i powiedzia­

ka Żydów. Zapamiętałam też okres, gdy zaczęły się organi­

ła: - Wisia - bo u nas do Jadwigi nie mówiło się Jadzia,

zować ukraińskie bandy, które przystąpiły do mordowania

tylko Jadwisia - Wisia, wstawaj, bo Wojsko Polskie wcho­

Polaków. W naszych stronach mordy nie przybrały charak­

dzi do Brzozdowiec. - Natychmiast się zerwałam i zaczęłam

teru masowego, ale i tak budziły przerażenie. Pamiętam, że

się ubierać. Gdy byłam na nogach, siostra zaczęła się śmiać

mama często nas budziła i opuszczaliśmy na noc dom, kry­

i powiedziała, że mnie oszukała. Ja zaczęłam płakać, tak bar­

liśmy się w sadzie, w stodole, na sianie.

dzo bowiem chciałam zobaczyć Wojsko Polskie.

Mój brat Edm und został złapany przez banderowców,

Pamiętam, że zawsze wieczorem, zwłaszcza zimą, kiedy

z trudem uszedł z życiem. Uciekł im na moście na Dnie­

tato nie budował domów, siadaliśmy w pokoju. M am a w ką­

strze, skacząc w nurt rzeki. Ukraińcy strzelali za nim na

cie przy kądzieli, a tata brał do ręki książkę i czytał. Książek

oślep, ale nie trafili. Mniej szczęścia miała kuzynka mojego

nie było łatwo zdobyć, bo były drogie, ale tato jako wielki

szwagra, która z koleżankami Ukrainkami poszła do rodzi­

168

169

C Z Ę Ś Ć II

B R Z O ZD OWC E NA ZAWSZE POZOSTANĄ W MOJEJ PAMIĘCI

ny do drugiej wsi. Pochodziła ona z mieszanej polsko-ukra­

i porzeczki. —Chłopak usłyszał pewnie w domu, jak starsi

ińskiej rodziny, których było przecież sporo. Ona akurat

już dzielą łupy po Polakach. Sąsiedzi naszego ogrodu z do­

wybierała się z koleżankami do ukraińskiej strony swojej

mem nie dostali. Władze sowieckie przekazały go jakiejś

rodziny. Ukraińskie koleżanki doradzały jej, żeby może nie

ukraińskiej rodzinie, która przyjechała nie wiadomo skąd.

szła z nimi, tylko została w domu. O na jednak twierdziła, że

W spomnieć też muszę, że od jesieni 1943 r. kobiety

chce odwiedzić ciocię i wujka, że nic jej nikt nie zrobi. Jak

z dziećmi i osoby starsze na noc szły spać do kościoła zmie­

przechodziła z koleżankami przez las, Ukraińcy ją zatrzyma­

nionego w fortecę. Wszyscy Polacy skupiali się wokół cu­

li i jeden z nich powiedział: —Ty Polka! —Ona zaprzeczyła,

downego obrazu Pana Jezusa Ukrzyżowanego, wierząc, że

ale zdało się to na niewiele. Ukrainki, które z nią szły, też jej

Pan Jezus uratuje swoich parafian przed nożami i siekierami

broniły, ale to nic nie dało. Najwidoczniej był wśród nich

Ukraińców. N a noc do kościoła zabieraliśmy pierzyny i wia­

jakiś Ukrainiec, który ją znał, bo zaraz przyłożyli jej nóż do

dra. Do tych ostatnich mogliśmy załatwiać swoje potrzeby.

gardła i zaprowadzili do lasu. Tam ją oczywiście zarżnęli.

Wieczorem po wejściu wszystkich do kościoła zamykano go

Pamiętam, że Edmund, jak wydostał się z Dniestru, to

i nikt nie mógł już wyjść na zewnątrz aż do rana.

najpierw do zmierzchu przesiedział w zaroślach nad rzeką,

Horror przeżyliśmy w październiku 1944 r. Przed Wszyst­

a potem przyszedł do domu i długi czas się ukrywał. Bał się,

kimi Świętymi w okolicach Brzozdowiec pojawił się oddział

że Ukraińcy będą go szukać, a tutejsi wskażą miejsce jego

partyzantów, składający się z Polaków, Rosjan, Niemców,

pobytu. Wokół nas mieszkali przecież Ukraińcy. A byli róż­

Węgrów i Cyganów. Rozeszła się wieść, że mają się połą­

ni. Harmonia, w jakiej żyli Polacy i Ukraińcy, skończyła się

czyć z banderowcami i raz na zawsze skończyć z Polakami

z chwilą wybuchu wojny. Owszem, część Ukraińców w dal­

mieszkającymi w Brzozdowcach. Partyzanci ci nawiąza­

szym ciągu odnosiła się z sympatią do Polaków, ostrzegała

li kontakt z lokalną organizacją O U N-UPA, mającą swoją

ich przed niebezpieczeństwem, ale całkiem sporo było też

siedzibę w Hrankach-Kutach. Wszystko wyglądało bardzo

takich, którzy patrzyli na Polaków spode łba.

groźnie, w praktyce jednak okazało się, że była to grupa zaj­

Antypolskie nastroje przekładały się nawet na relacje

mująca się zwalczaniem UPA. Jak tylko banderowcy poka­

wśród dzieci. Pamiętam, że jak w 1945 r. musieliśmy opu­

zali jej, gdzie w terenie mają bunkry i magazyny z bronią,

ścić Brzozdowce, to ukraiński chłopak od sąsiadów, z któ­

ta szybko ich aresztowała. W sumie zatrzymała 47 osób.

rym się przyjaźniłam, powiedział: — Wiesz, w zasadzie to

Odprowadzili ich do gorzelni w Brzozdowcach i tam ich

się cieszę, że wyjeżdżacie, bo weźmiemy sobie wasze wiśnie

pilnowali. Jeden z nich, Ukrainiec z Hranek, popełnił sa­

170

rn

C Z Ę Ś Ć II

I ł RZOZDOWCE NA ZAWSZE POZOSTANĄ W MOJ EJ PAMIĘCI

mobójstwo, poderżnął sobie gardło. Ludzie komentowali,

Otworzyli kuferek, w którym mieliśmy jakieś sztućce i tro­

że pewnie miał dużo na sumieniu i bał się dalszych przesłu­

chę jakichś cennych rzeczy. Za dużo tego oczywiście nie

chań.

było. Jak sobie coś zaczęli wybierać i odkładać na bok, żeby

Sowieci zabrali wszystkich do Chodorowa. Oddział par­

ewidentnie coś sobie przywłaszczyć, to wtedy moja maleńka

tyzantów kwaterował u nas przez kilka dni. O d jego człon­

ciocia przystąpiła do działania i zapytała tego Rosjanina, co

ków dowiedzieliśmy się, że przyszli w samą porę. Gdyby

robi, bo przecież w kuferku nie ma Stanisława Kozłowskie­

przyszli dzień później, Ukraińcy wymordowaliby na cmen­

go. Chciała odsunąć go od kuferka. Ten, jak skoczył, jak

tarzu wszystkich Polaków.

wrzasnął, że zaraz ruszy na Sybir i żeby się szykowała, bo

Zaraz po wkroczeniu Sowietów zaczęła się mobilizacja

zaraz przyjedzie samochód, który ją zabierze. Wtedy moja

mężczyzn do wojska. Nasz tato Władysław też poszedł na

matka stanęła w jej obronie, mówiąc, że jeżeli muszą kogoś

wojnę, by w szeregach polskiej armii walczyć za Polskę.

zabrać, to niech zabiorą ją. N a szczęście przyszedł do nas

Banderowcy oczywiście działali dalej i nie przepuścili

szwagier, mąż mojej najstarszej siostry, który jak mówiliśmy,

żadnej okazji, żeby zamordować któregoś z Polaków. Ich

był „w strybkach”, czyli został wcielony do „istriebitielnych

ofiarami padały głównie młode chłopaki, które wracały

batalionów”. Formacja ta zajmowała się obroną ludności

same do domu i dały się złapać Ukraińcom.

polskiej przed napadami UPA i pełnieniem służby wartow­

Berezowski, który miał 25, może 27 lat, wracał z pocią­

niczej. Nie mieli oni mundurów, chodzili z biało-czerwo­

gu z Borynicz do domu i został zadźgany nożami. Innego

nymi opaskami i posiadali broń. Władze sowieckie powoły­

chłopaka z Podhorzec koledzy ukraińscy utopili w Dnie­

wały do tej formacji głównie tych ludzi, którzy tak jak mój

strze. Żołnierz polski wraz ze swoją dziewczyną, do której

szwagier mieli na utrzymaniu rodziny. Mój szwagier jakoś

przyjechał na przepustkę, zostali zabici na ulicy Boryniec-

uspokoił tych Ruskich, inaczej nie tylko ciocia, lecz także

kiej. Pamiętam te sprawy, bo o nich mówiło się w domu.

mama mogłaby wylądować w więzieniu w Chodorowie,

W sumie ten okres był bardzo smutny i tragiczny.

gdzie zatrzymanych poddawano śledztwu.

Sowieci zaczęli szukać członków polskiego podziemia,

To jednak nie był koniec naszych kłopotów. Sowieci ze­

by ich aresztować i wywieźć na Sybir. Do nas też przyszli

szli jeszcze do piwnicy i szukali tam skrytek. Dźgali ziemię

i zaczęli szukać Stanisława Kozłowskiego. Pamiętam to do­

jakimiś pikami. W końcu przyczepili się do mnie. Jeden

skonale. Siedziałam wtedy na piecu chlebowym. Przeszu­

z nich wziął mnie za rękę i zapytał: - Ty, maleńka, twój

kiwali nasze mieszkanie, zaglądając do wszystkich kątów.

tata nazywa się Stanisław Kozłowski. - Ja odpowiedziałam,

172

173

c z ę ś ć ii

HRZOZDOWCK NA ZAWSZE POZOSTANĄ W MOJ EJ 1’ AMIIjCI

że nie, że moim tatą jest Władysław Kłosowski. len Ruski

skowe. Dowódca jednostki, w której służył ojciec z kole­

się znowu wściekł i wrzasnął: —Ty breszysz! Mów prawdę,

gami, wezwał ich do siebie i powiedział: - Jako żołnierze

bo też zrobimy z tobą porządek! - Ja wtedy rozpłakałam się

przelewaliście krew za polskość tej ziemi, jedźcie do siebie,

i powiedziałam: - Mój tato poszedł walczyć za ojczyznę,

przywieźcie rodziny i bierzcie dla mieszkańców swojej wsi

a wy mnie tutaj męczycie. - Oni w końcu ustąpili i poszli.

całą wieś.

Okazało się, że szukali księdza Stanisława Kozłowskiego, który działał w Armii Krajowej.

Ojciec znał okoliczne miejscowości, w tym także Trze­ bieszów. Kiedy dotarł do Brzozdowiec, od razu poszedł do

Ja te wszystkie wydarzenia bardzo dobrze zapamiętałam,

ks. Michała Kaspruka, który był przywódcą duchowym ca­

choć mówi się, że dziecko wielu rzeczy nie jest w stanie za­

łej naszej społeczności, i powiedział mu, że cała miejscowość

pamiętać. Wkrótce zaczęliśmy przygotowania do odjazdu.

powinna pojechać w transporcie na Pomorze, gdzie może

M ama zaczęła piec chleb i suszyć go, przygotowując zapas

zająć jedną lub kilka wsi. Namawiał ks. Kaspruka, mówiąc,

sucharów. Pakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, by być go­

że tu do wzięcia sporo gospodarstw, niezniszczonych do­

towym do wyjazdu w każdej chwili.

mostw i kościołów oczekujących na kapłanów. Poinformo­

Pod koniec września 1945 r., jak sobie dobrze przypo­

wał go, że w Kamieniu jest do obsadzenia katedra. Ksiądz

minam, nasz sąsiad, który miał konia, zawiózł nas do Cho-

Kaspruk dał się przekonać i zgodził się objąć kierownictwo

dorowa. Tu na stacji powstało wielkie koczowisko, na któ­

transportu.

rym w prowizorycznych, żeby nie powiedzieć koszmarnych

Oczywiście zanim ruszył pierwszy transport, w naszym

warunkach, cała nasza miejscowość czekała na wyjazd do

kościele w Brzozdowcach ks. Michał Kaspruk odprawił

Polski. Koczowaliśmy w głodzie i chłodzie, pod gołym nie­

ostatnią Mszę św. Towarzyszyła mu w niej niewielka gru­

bem, często w strugach deszczu. Wszyscy wykonywali za­

pa parafian, w tym mój ojciec. Ksiądz Kaspruk był bardzo

improwizowane szałasy, w których próbowali się chronić,

poruszony. Wszyscy mieli łzy w oczach. Po nabożeństwie

ale one niewiele dawały. Gdy byliśmy na tym koczowisku,

wszyscy obeszli kościół w milczącej procesji. Ludzie całowa­

z wojny wrócił nasz ojciec i dwóch jego kolegów z Brzozdo-

li mury świątyni i zabierali na pamiątkę okruchy jej murów.

wiec, Franciszek Kot i Michał Ciura. Walczyli oni na Po­

Zdjęto z ołtarza cudowny obraz Pana Jezusa Ukrzyżowane­

morzu, a po wojnie ich jednostka stanęła garnizonem w Ka­

go, który ks. Kaspruk zabrał ze sobą.

mieniu Pomorskim. Powiat kamieński został, jak wszystkie

Nasz transport ruszył 16 października 1945 r. Jeden

nadgraniczne powiaty, przewidziany pod osadnictwo woj­

parowóz ciągnął skład, a drugi pchał. D la starszych opusz-

174

175

czi;ść

ii

czenie rodzinnych stron było dramatycznym przeżyciem,

Kościół w Brzozdowcach przed II wojną światową

ale dla takich dzieci jak ja sam przejazd w transporcie był przygodą. Nigdy dotąd przecież nie opuszczaliśmy swojego miejsca zamieszkania. Rodziny, które miały szczęście, dosta­ ły wagon kryty. Te, które szczęścia nie miały, otrzymywały odkrytą lorę. Mężczyźni starali się wtedy zbudować nad lorą jakiś dach. Każda rodzina wiozła ze sobą głównie produkty żywnościowe. Większość wiozła trochę zboża, mąki, ziem­ niaków, siano i słomę. Świń nie wolno było zabierać. Jecha­ ły z nami, ale w postaci smalcu, słoniny wędzonej, boczku itp. Kury przewoziliśmy w klatkach. W każdym wagonie jechało oczywiście kilka rodzin, zwykle cztery, więc wszyscy musieli jakoś ze sobą żyć w zgodzie, żeby razem przeżyć tę biedę. Jechaliśmy bardzo długo. N a stację w Golczewie, które wtedy nazywało się jeszcze Goliszew, przyjechaliśmy w Wigilię 1945 r. Jeszcze na Ukra­ inie mogliśmy obserwować różne dziwne zdarzenia dziejące się wokół naszego transportu. Gdy pociąg zatrzymał się, do sąsiadów jadących w następnym wagonie przyszli ukraiń­ scy kolejarze i powiedzieli, że ich wagon trzeba odłączyć od transportu, bo oś się grzeje i od niej może się zapalić. Jak dostali jednak bańkę bimbru, to oś przestała się grzać. W czasie przejazdu nasz transport zatrzymywał się wie­ lokrotnie. Każdego dnia co najmniej trzy razy. Trzeba było napoić bydło, wydoić krowy, załatwić potrzeby fizjologicz­ ne. Podczas dłuższych postojów kobiety starały się coś ugo­ tować. Wszystkie gospodynie wzięły ze sobą płyty z kuchni.

176

Piękne lipy otaczające kościół

Coroczna pielgrzymka do Kochawiny

Zdjęcia z uroczystości kościelnych w Brzozdowcach

j

t Pi i

§k*

>

h

A

j

?

a

y

..

.

m U m

■ v v1

Zdjęcia z uroczystości kościelnych w Brzozdowcach

Kościół w Brzozdowcach po II wojnie światowej. Zniszczona, pozbawio­ na dzwonów dzwonnica. Dwa mniejsze dzwony zabrali Niemcy. Wielki „Wojciech” oszczędzony przez Niemców przeszedł „na służbę” do cerkwi ukraińskiej. Na placu zwalony dębowy krzyż misyjny z 1933 roku. Po lewej —budynek szkoły. Fotografia ze zbiorów i wg opisu Jana Burlikowskiego.

Ostrzelana figura Matki Boskiej

Kościół w latach 80

Kościół w Brzozdowcach. Stan w roku 1992. W tym też roku, po upadku komunizmu, kościół został zwrócony wiernym.

Kościół w Brzozdowcach. Stan w roku 1995. 17 września 1995 roku, podczas uroczystości odpustowych, do kościoła uroczyście wprowadzono wierną kopię obrazu, przywiezioną przez pielgrzymów z Kamienia Pomorskiego.

w

c

. W.

im m m i

i k w a c j i koiciola w Br zozdowcach

jaku il a i Na r o d u Falskiego dla R o d a k ó w sfinansowani!

i

dniacji Senatu Rzeczypospolitej Polskiej.

l ' i M i m i ( J j a c a j i y K O C T b O J iy b B e p e i a i B U » x

f

12 pn w MIIn .C I. K O r O H a p o a y flJJH C n iB B iT M H J H H K iB .

ripo^maiK imaiio i joTauift CeiiaTy Pecny&niKii Tlom-ma.

Kościół w Brzozdowcach. Stan w roku 2012.

Kościół w Brzozdowcach. Stan w roku 2005. 14 września 2005 roku kościół został ogłoszony sanktuarium Krzyża Świętego. Znajdują się w nim relikwie Krzyża Świętego oraz wierna kopia Całunu Turyńskiego.

Pielgrzymka z Kamienia Pomorskiego do Brzozdowiec, 2012 r.

H R Z . O / 1) ( ) W ( I N A ; A W S/.li P O Z O S T A N Ą W M()|l.| P A M I I ; C I

Jak był dłuższy postój, to kobiety stawiały płytę na kilku cegłach, podpalały pod nią i coś pitrasiły albo gotowały mleko. Oczywiście z tymi postojami to różnie bywało. Miał trwać dwie godziny, a trwał 10 czy 15 minut. Kobiety roz­ łożyły się z gotowaniem, a tu nagle pociąg rusza i nie ma zmiłuj, trzeba było wszystko zostawić i wskakiwać do po­ ciągu. Ten nagle dostał zielone światło i trzeba było nieźle się pilnować, żeby się nie zgubić. Stacje zaś były pełne lu­ dzi. Nasz transport nie był przecież jedynym. Ze W schodu na Zachód przewalały się setki tysięcy osób! Ja sama omal nie zostałam na jednej ze stacji. Podczas krótkiego postoju chciałam załatwić potrzebę i poszłam w ustronne miejsce. G dy wróciłam, pociąg już jechał. N a szczęście na peronie czekał na mnie brat, który wrzucił mnie do wagonu, w któ­ Kościół w Brzozdowcach. Stan w sierpniu 2017 roku.

rym wieziono zwierzęta, a sam wskoczył do następnego. Jak pociąg stanął na jakiejś stacji, brat przeprowadził mnie do wagonu, w którym jechali rodzice. Pamiętam, że strasznie się bałam, jak jechałam w tym wagonie z krowami i końmi. Cały czas stałam przy ścianie wagonu, bojąc się ruszyć. N a stacjach, jak pamiętam, pracownicy Polskiego Urzę­

JU K

du Repatriacyjnego wydawali nam chleb. Jak dobrze pamię­ tam, dłuższy postój mieliśmy w Rzeszowie. Tu nasz trans­ port został oddzielony. Jeden został skierowany na Dolny Śląsk, a drugi do Golczewa. Moi rodzice zgodnie z planem pojechali do Golczewa. Nie chcieli nigdzie po drodze wy­ siadać, choć niektórzy to uczynili. W Golczewie nasz trans­ Pięknie odnowiony ołtarz główny z kopią obrazu Pana Jezusa Brzozdowieckiego, ofiarowaną przez mieszkańców Kamienia Pomorskiego.

port kończył bieg, dalej tory były zniszczone i pociąg nie

177

C Z Ę Ś Ć II

POWOLNE WRASTANIE

jechał. Do odległego o 11 kilometrów Trzebieszowa mu­

były jednak różne. Pamiętam, że ci, którzy przyjechali do

sieliśmy więc jechać furmankami. G dy przyjechaliśmy do

Trzebieszowa z centralnej Polski, czyli jak my tu mówili­

tej miejscowości, spożyliśmy pierwszą na nowym miejscu

śmy z „centrali”, mówili do nas „Ukraińcy”, co nas strasznie

Wigilię. Zebraliśmy się w jednym z domów całą rodziną.

bolało. W odróżnieniu od nich wiedzieliśmy bowiem, do

Było nas naprawdę dużo. Pamiętam, że jeszcze przed Wi­

czego zdolni byli Ukraińcy. Dla nas to była obelga! Starsi,

gilią przyszła do nas pani Pinterowa, taka znana działaczka,

gdy ktoś nazwał ich Ukraińcami, od razu rwali się do bicia!

która przyniosła nam pachnący świeży, prosto z piekarni,

Niejeden osadnik z kieleckiego czy łódzkiego za to oberwał.

bochen chleba. W Trzebieszewie została już uruchomiona

Niesnaski te przenosiły się na dzieci! Chłopaki też były go­

piekarnia i pani Pinterowa, wiedząc o naszym przyjeździe,

towe bronić naszego honoru. N a szczęście to się z czasem

postanowiła wszystkich nowych mieszkańców przywitać

jakoś uspokoiło, choć wiele osób z „centrali” jeszcze uśmie­

świeżym chlebem. Jak on mi smakował!

chało się, słysząc nasz lwowski zaśpiew.

W ciągu następnych dni zaczęliśmy się rozglądać po okolicy, żeby zobaczyć miejscowość, która ma być naszą nową małą ojczyzną. Okazało się, że są tu zupełnie przy­

Powolne wrastanie

zwoite domy, niektóre jeszcze puste, w pełni wyposażone, w których można znaleźć talerze i garnki, lepsze nawet od

- Jak z rówieśnikami zaczęliśmy się rozglądać po Trzebie­

tych, które myśmy przywieźli. Początkowo zamieszkaliśmy na końcu Trzebieszewa

szowie, to zobaczyliśmy, że w wielu domach mieszkają jesz­

w małym domku przy drodze prowadzącej do Chrząstowa.

głównie ludzie starsi, kobiety i mężczyźni, a także dzieci.

Były tam dwie izby, kuchnia, korytarz i dwa małe poko­

Młodzieży, a także ludzi w średnim wieku nie było. Z o­

iki na górze. W sumie razem z ciocią było nas osiem osób.

stali powołani do służby wojskowej. Po cichu mówiło się

Najstarsza siostra, która była mężatką, poszła już na swo­

też, że Niemców było więcej, bo większość z nich się nie

je. Było trochę ciasno, ale nie najgorzej. Cieszyliśmy się, że

ewakuowała, ale Sowieci, jak wkroczyli do Trzebieszowa,

mamy dach nad głową, że w nowym miejscu jesteśmy na

wzięli ich za dywersantów i zastrzelili. Spoczywają w zbio­

swoim. Powoli zaczęliśmy wrastać w nowe otoczenie, zapo­

rowej mogile na skraju cmentarza. Jak ustalił po latach syn

znawać się z ludźmi, którzy nie przyjechali tu ze Wschodu,

mojej siostry, badacz miejscowej historii, wszystkiemu hył

tylko z innych części Polski. Początki tego zapoznawania

winien szef miejscowej komórki NSDAP. Jego żona była

178

cze Niemcy - wspomina Jadwiga Abramowicz. - Byli to

179

C Z Ę Ś Ć II

POWOLNE WRASTANIE

w ostatnich tygodniach ciąży, tuż przed rozwiązaniem. Jej

Z Niemiec wróciła moja siostra i trzeba było jej dać miesz­

ewakuacja z uwagi na sytuację nie wchodziła w grę, żona

kanie, bo była zamężna. Likwidowany był w Trzebieszowie

tego hitlerowca miała rodzić na miejscu. Ten się bał, że jak

posterunek milicji i ojciec załatwił, że ten dom przyznano

wszyscy rodacy uciekną, to zostanie z żoną sam. Ogłosił

nam. Siostra natomiast dostała dom po nas. Ze względu na

więc, że każdego Niemca, który będzie się pakował i myślał

to, że dom po posterunku był duży, dokwaterowano nam

o ucieczce, osobiście zastrzeli. Tutejsi Niemcy więc nie wy­

jeszcze jedną rodzinę, która dopiero po pewnym czasie się

jechali. Sowieci, gdy tu wkraczali, wszędzie widzieli puste

wyprowadziła. Posterunek milicji zlikwidowano, bo nie był

wioski, a tu nagle widzą, że wioska pełna Niemców. Być

potrzebny. Jakichś zajść wymagających interwencji stróżów

może wzięli ich za członków Werwolfu i wystrzelali. W każ­

prawa nie było. Pamiętam jednak, że jakiegoś milicjanta

dym razie dom, w którym mieszkał też działacz NSDAP,

pochowano na naszym cmentarzu. Nie pamiętam jednak,

uchodzi w Trzebieszowie za przeklęty...

w jakich okolicznościach zginął.

Wracając do Niemców, którzy byli jeszcze w Trzebieszo­

Wtedy na Ziemiach Odzyskanych był taki Dziki Za­

w ie... Pracowali oni w majątku, którym administrowało

chód. Broń miało wiele osób. Grasowały też jakieś niemiec­

wojsko. Gospodarstwo to było największe. Miało duże bu­

kie niedobitki. Milicjanci nie mieli wtedy nawet jednolite­

dynki. W iosną widziałam tych Niemców przy pracach po­

go umundurowania i uzbrojenia. Czapki i góry mundurów,

lowych. W porze obiadowej gorący posiłek zawoził im na

które nosili, były wojskowe, a spodnie cywilne. Uzbrojeni

pole jeden z nich. Jechał na niewielkim wózku, do którego

byli w karabiny. Główne zagrożenie porządku we wsi sta­

był zaprzężony osiołek, co dodatkowo budziło zaintereso­

nowili pijani rosyjscy żołnierze, rozglądający się za polskimi

wanie dzieci. Szkoła, do której zaczęłam chodzić, została

dziewczynami.

uruchomiona w 1946 r. Władzom było to stosunkowo ła­

O Rosjanach zawsze krążyły tu różne opowieści. Jesz­

two zrobić, bo poniemiecki budynek wyszedł z wojny pra­

cze i dzisiaj wszyscy wypominają im, że pozbawili Trzebie­

wie bez szwanku. Miał zachowane całe wyposażenie: ławki,

szowa połączenia kolejowego z Kamieniem Pomorskim,

tablice i szyby w oknach, których nikt nie wybił. Szkoła

Golczewem i Kołobrzegiem. Rosjanie rozebrali całą linię

miała też mieszkanie dla nauczycieli.

kolejową, miejscami uszkodzoną, uniemożliwiając jej na­

Mnie przyjęli od razu do trzeciej klasy. Zbiegło się to

prawienie. Pamiętam, że razem z rówieśnikami chodziłam

jakoś z naszą przeprowadzką do nowego domu. Ojciec był

oglądać stację kolejową w Trzebieszowie. Był to duży, nowy

kombatantem i w tamtych latach to jeszcze coś znaczyło.

budynek, na którym był jeszcze niemiecki napis „Tribsow”.

180

181

C Z Ę Ś Ć II

POWOLNE WRASTANIE

Budynek miał wszystkie urządzenia znane z dawnych dwor­

można było kosić kosą, tyle ich było. Stopniowo jakoś ta

ców, jak: nastawnię, semafor, kasę biletową z datą. Miał

społeczność nasza się zaaklimatyzowała. Ludzie zaczęli two­

wszystkie drzwi, okna, dach, nie był rozszabrowany. Gdyby

rzyć jedną wspólnotę.

Rosjanie nie zabrali szyn, to uruchomienie połączenia nie

Rozkwitło życie kulturalne, które miało wielu animato­

byłoby chyba trudne. Po torach został jednak tylko nasyp

rów. Jednym z nich był mój ojciec. Zaczął prowadzić przy­

z tłucznia.

kościelny chór. Była to duża grupa, bo dzieci i młodzieży

Rosjanie przez kilka lat przyjeżdżali do nas na polowa­

mieszkało w wiosce sporo. Próbowano też zorganizować

nia. Zalane wodą łąki stanowiły raj dla ptactwa wodnego.

teatr, bo we wsi była duża sala. Wystawiono nawet kilka

Polować na nie przyjeżdżały całe hordy rosyjskich oficerów,

sztuk. Wtedy ludzie byli bardzo aktywni. Nie było telewi­

stacjonujących w Kołobrzegu. Przyjeżdżali samochodami,

zji, mało kto miał radio. Ludzie więc sami z siebie dawali

zatrzymywali się na końcu wsi przy drodze do Chrząsto-

bardzo dużo. Stale mieli jakieś pomysły. Jak upadł teatr, co

wa, rozkładali przy stercie słomy z zadaszeniem i jedli, pili

niedzielę przywożono z Kamienia Pomorskiego operatora

i śpiewali. Tylko niektórzy z nich brali strzelby i szli na te

z projektorem, który wyświetlał filmy, głównie o tematyce

łąki z psami polować na kaczki. Pozostali, spici jak świnie,

wojennej. Później zaczęto organizować zabawy taneczne.

zaszywali się w tej słomie i spali przez kilka godzin. Nikt ze

Ludzie znali się i zaczęli żyć jak jedna wielka rodzina. Na

wsi nie kręcił się wtedy w tamtej okolicy.

wesela, chrzciny czy pogrzeby przychodzili wszyscy.

Rosjanie potrafili nastrzelać tych kaczek ogromne ilości.

Wracając do mojej szkolnej nauki, to w Trzebieszowie

Skrzynia jednego z samochodów była dosłownie wypełnio­

chodziłam do klasy trzeciej, czwartej, piątej i szóstej. Wię­

na ptactwem. Wielkich szkód jednak tym odstrzałem nie

cej klas w trzebieszowskiej placówce nie było. M iała ona

czynili, bo kaczek były prawdziwe chmary. Przestali przy­

tylko dwie izby lekcyjne. Uczyliśmy się w klasach łączo­

jeżdżać, gdy łąki zostały osuszone i raj dla ptactwa szybko

nych. Trzecia, jak pamiętam, uczyła się z czwartą, a piąta

się skończył. Z dzieciństwa pamiętam, że tuż po wojnie w okolicz­

z szóstą. Do szkoły uczęszczały dzieci z okolicznych wio­

nych lasach był wielki wysyp grzybów. Maślaków to ludzie

uczniów do szkoły chodziła pieszo. Tylko niektórzy mieli

w ogóle nie zbierali. N a kurki też im było szkoda czasu.

rowery, złożone z jakichś znalezionych w gospodarstwach

Zbierali tylko borowiki, czyli prawdziwki. Jak ktoś szedł do

części. Żadnej komunikacji między wioskami wtedy jeszcze

lasu tylko z jednym koszykiem, to potem żałował. Borowiki

nie było.

182

sek, czyli ze Świńca, z Borucina, Jatek, Ugorów. Większość

183

C Z Ę Ś Ć II

POWOLNE WRASTANIE

Nauczyciele starali się utrzymywać dyscyplinę na lek­

Nasz dom był zawsze pełen ludzi. Wszystkie próby

cjach, choć nie było to łatwe. Dziewczynki nie sprawiały za­

chóru stworzonego przez ojca odbywały się u nas. Tu tato

zwyczaj kłopotu, ale z chłopakami było różnie. Wielu z nich

urządził również punkt biblioteczny, cieszący się dużą po­

w czasie wojny miało w rękach broń i do szkolnych rygorów

pularnością. Ludzie czytali wtedy bardzo dużo. Czynili to

przywykało niechętnie. Bardzo często dostawali więc łapy,

oczywiście tylko wieczorami, bo cały dzień musieli praco­

wymierzane przez nauczycieli. Stosowano je jeszcze wiele lat

wać w gospodarstwie. Dzieci też musiały pomagać. Nauka

po wojnie. Żaden uczeń nie mógł pochwalić się w domu, że

nauką, a wszystko musiało być zrobione, zwłaszcza w czasie

dostał łapy, bo dostałby od ojca poprawkę. Bywało też, że ci,

żniw, wykopów czy sianokosów.

co szczególnie nie lubili się uczyć, nie odrobili pracy domo­

Siódm ą klasę ukończyłam w Kamieniu Pomorskim.

wej, byli przez nauczyciela zostawiani w szkole i dostawali

Potem dostałam się do Technikum Ekonomicznego w Zło-

pisemne zadanie do odrobienia. Po jakimś czasie przychodził

cieńcu. Chciałam bowiem mieć nie tylko maturę, lecz tak­

nauczyciel, sprawdzał zadanie i wpisywał jeszcze adnotacje do

że konkretny zawód. Naukę w tej szkole wspominam bar­

rodziców, które jedno z nich musiało podpisać. Czynił to naj­

dzo ciepło. Złocieniec to była miejscowość leżąca wówczas

częściej ojciec, który po złożeniu podpisu rozglądał się z regu­

w województwie szczecińskim, niedaleko Drawska. Z naj­

ły za pasem, żeby wymierzyć winowajcy sprawiedliwość.

dował się tam stadion sportowy, położony w lesie, gdzie

Ja lubiłam się uczyć i ani nauczycielom, ani rodzicom nie sprawiałam problemu. Nauczycieli mieliśmy zresztą

wówczas ćwiczyła kadra narodowa, której treningi stale obserwowaliśmy.

wspaniałych. Nie było ich wielu. Byli bardzo oddani swe­

Po ukończeniu szkoły miałam do wyboru albo iść na

mu powołaniu. Jednym z nich była pani Jadwiga Iwaszczy-

studia, albo do pracy zgodnie z nakazem. Ja chciałam się

szyn, siostra nieżyjącego pana Jana Iwaszczyszyna - anima­

dalej kształcić i już złożyłam papiery, ale jak pojechałam

tora kultury, muzyka, kompozytora i malarza zarazem. Była

do domu, to sprawa się skomplikowała. Rodzice orzekli,

utalentowana jak jej młodszy brat. To ona stała za inicja­

że studiuje już moja starsza siostra, a oni nie będą w sta­

tywami kulturalnymi rozwijanymi w naszej miejscowości.

nie utrzymać na studiach dwóch córek. Mama twardo po­

To ona założyła wspomniany przeze mnie teatr, do którego

wiedziała: —Masz zawód, idź do pracy! - Marzenia prysły.

zaangażowała starszą młodzież. Dopowiem jeszcze, że teatr

Miałam nakaz pracy do Koszalina, ale nie chciałam tam iść.

ten występował nie tylko w naszej miejscowości, lecz także

Udało mi się załatwić skierowanie do Gminnej Spółdzielni

w całej okolicy.

w Kamieniu Pomorskim.

184

185

POWOLNE WRASTANIE

część II

W geesie poznałam swojego przyszłego męża repatrianta

Walczyliśmy o jego życie przez dwa lata. Wydawało się, że

z Wileńszczyzny, Tadeusza Abramowicza, z którym wzię­

już wygraliśmy. Niestety pojawiły się przerzuty w płucach

łam ślub 27 października 1957 r. przed ołtarzem kamień­

i mózgu i mąż zmarł. Dla mnie to była tragedia! Myślałam,

skiej katedry, a ślubu udzielał nam ks. Michał Kaspruk,

że się z tego nie podniosę. Miałam wtedy 63 lata, myśla­

proboszcz jeszcze z Brzozdowiec. Mój mąż był dużo starszy

łam, że życie się dla mnie skończyło, że się już nie pozbie­

ode mnie, ale nie było tego widać. W księgowości Gminnej

ram. N a szczęście moja ciotka, która ma dziś sto lat, zdo­

Spółdzielni „Sam opom oc Chłopska” pracowałam krótko,

łała mi wytłumaczyć, że czas leczy rany. Z czasem doszłam

do momentu zajścia w ciążę z pierwszym synem. W tym

do siebie.

geesie to była ciężka harówka. W tamtych czasach, co trze­

Po śmierci męża ciągle na niego czekałam. Wierzyłam,

ba pamiętać, wszystkie obliczenia robiło się ręcznie, przy

że drzwi się otworzą i mąż zaraz wejdzie. Postanowiłam, że

pomocy prymitywnych liczydeł. Bez przerwy trzeba było

będę aktywna tak długo, jak tylko się da. W 1991 r. ku­

zostawać po godzinach, żeby na czas zakończyć wszystkie

piłam księgarenkę w Kamieniu Pomorskim, którą prowa­

rachunki i obliczenia. Mąż w tym czasie dostał propo­

dzę po dzień dzisiejszy. Zaczęłam działać w środowisku

zycję pracy księgowego w Pogotowiu Ratunkowym. Wtedy

dawnych brzozdowian i organizować ich pielgrzymki do

zaproponował dyrekcji, że to ja przejdę do pogotowia. Ta

Brzozdowiec. Nie chciałam, żeby więź z miejscowością,

się zgodziła i zaczęłam pracować w służbie zdrowia. Po ja­

z której pochodzimy, została zerwana. Niemalże sama

kimś czasie przeniosłam się do przychodni w Kamieniu

zorganizowałam

Pomorskim, a następnie zaczęłam pracować jako główna

Podczas pierwszej w 1995 r. zawieźliśmy kopię cudownego

księgowa w Zakładzie Opieki Społecznej. Pracowałam tam

obrazu Pana Jezusa i Matki Bolesnej z Brzozdowiec

kilka lat. Jednocześnie starałam się podnosić kwalifikacje.

znajdujący się w kamieńskiej

Ukończyłam studia w Centrum Medycznym Kształcenia

dwoma autokarami i busikiem. W 1992 r. tamtejsza parafia

Podyplomowego w Warszawie. Wtedy też po zmianach

się bowiem odrodziła. W 1993 r. kościół został oddany

kadrowych zostałam mianowana dyrektorem do spraw ad­

wiernym mieszkającym w Brzozdowcach. W latach 1949—

ministracyjno-ekonomicznych ZO Z. Stamtąd odeszłam na

1992 świątynia była wykorzystywana jako magazyn kołcho­

emeryturę.

zowy, w związku z czym uległa dewastacji. W latach osiem­

Mój mąż, który był cudownym, wspaniałym człowie­ kiem, odszedł w 1998 r., przegrawszy walkę z chorobą.

186

cztery

pielgrzymki

do

katedrze.

Brzozdowiec.

Pojechaliśmy

dziesiątych został opuszczony i dostępny dla każdego, co tylko pogłębiło jego zniszczenie.

187

C Z Ę Ś Ć 11

POWOLNE WRASTANIE

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych

no moja mama, jak i tata chcieli pojechać do Brzozdowiec,

pojechałyśmy z siostrą do Brzozdowiec i jak zobaczyłyśmy,

żeby przed śmiercią zdążyć je zobaczyć, ale niestety dopiero

w jakim stanie jest kościół, to obie zapłakałyśmy. Świąty­

po rozpadzie Związku Radzieckiego zaistniały realne możli­

nia stanowiła obraz nędzy i rozpaczy. W środku nawet ktoś

wości, żeby pojechać w rodzinne strony. Pamiętam, że czę­

w niej napaskudził. Zapłakałam też, gdy zobaczyłam, jak

sto jechaliśmy z mężem samochodem do Bułgarii, korciło

wygląda nasza stara chałupa. Ukraińcy myśleli, że pew­

nas, żeby z głównej drogi skręcić i zajrzeć do Brzozdowiec.

nie chcę wrócić, a mnie to nawet w głowie nie zaświtało.

Raz nawet mąż skręcił, ale zaraz zajechał nam drogę samo­

Wzruszyły mnie po prostu wspomnienia z dzieciństwa.

chód GAI (milicji drogowej) i jego kierowca kazał zawrócić.

Gdy w Brzozdowcach dzięki staraniom księdza Augustyna

Dzisiaj z przejazdem do Brzozdowiec nie ma problemu.

Mednisa odrodziła się parafia, która przystąpiła do reno­

Obecni mieszkańcy, składający się głównie z Ukraińców

wacji świątyni, nasze środowisko od razu zaangażowało się

i mieszanych polsko-ukraińskich rodzin, są bardzo gościnni

w to przedsięwzięcie, podobnie jak inni byli mieszkańcy

i wdzięczni za okazywaną im pomoc. Zawsze nam mówią:

Brzozdowiec, rozsiani po całej Polsce. Pan Antoni Oleśko,

—Przyjeżdżajcie, kiedy chcecie. Tu jest wasz dom.

syn brzozdowianina, jeździł po całym kraju i zbierał dat­ ki, które następnie zawoził na Ukrainę. Był pułkownikiem lotnictwa. Mocno w sprawę zaangażował się też ówczesny proboszcz naszej parafii katedralnej, ks. Olgierd Ostrokołowicz. On też ufundował kopię cudownego obrazu Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Bolesnej z Brzozdowiec. Podczas pierwszej pielgrzymki do Brzozdowiec zawieźli­ śmy ten obraz i został on uroczyście przeniesiony do restau­ rowanego kościoła. Prace remontowe w świątyni trwają do dnia dzisiejszego. Doprowadziły one do tego, że w 2005 r. kard. Marian Jaworski ustanowił w Brzozdowcach sanktu­ arium Krzyża Świętego. Życie religijne zostało wznowione, chociaż cała okolica zmieniła swój wygląd. Bloki Nowego Rozdołu podeszły pod zabudowania Brzozdowiec. Zarów­

188

KREW TRYSKAEA PO ŚCI ANACH

popularne i łubiane. Moi rodzice zawsze wspominali, że jak

Helena Kostur z domu Kot

po zakończeniu I wojny światowej była bieda, to służeb­

Krew tryskała po ścianach

niczki uruchomiły dożywianie najuboższych z darów ame­ rykańskich organizacji. Jedna z sióstr, która miała przygo­ towanie, świadczyła usługi pielęgniarskie, robiła zastrzyki, odwiedzała chorych, co też było w ówczesnej sytuacji bar­ dzo ważne. W iadomo, że z opieką lekarską nie było przed wojną najlepiej. W 1934 r. ukończyłam siódmą klasę szkoły powszech­

- Urodziłam się 30 stycznia 1920 r. w Brzozdowcach -

nej. Rok ten zapamiętałam nie tylko dlatego, że ukończy­

wspomina Helena Kostur. — Mam już więc prawie sto lat

łam szkołę, lecz także dlatego, że parafia w Brzozdowcach

i zdrowie mi już nie dopisuje. M oja mama miała na imię

została poświęcona Najświętszemu Sercu Jezusowemu.

Rozalia, a ojciec Wojciech. Rodzice zajmowali się pro­

W uroczystości tej uczestniczyli uczniowie i nauczyciele.

wadzeniem gospodarstwa rolnego. M iałam dwóch braci,

Szkoła ściśle współpracowała wówczas z Kościołem i była

Józefa i Franciszka. Byli starsi ode mnie. Swoje rodziny

ostoją patriotyzmu. G dy byłam w drugiej klasie, w dzie­

założyli jeszcze przed wojną. Obaj już nie żyją. Pamiętam,

siątą rocznicę odzyskania niepodległości na placu przed

że jako dziecko uczęszczałam do ochronki, którą prowadziły

szkołą wzniesiono pomnik Dziesięciolecia Niepodległości.

siostry służebniczki Starowiejskie. Umiejętnościami, które

Uczniowie nazywali go „pomnikiem Orła”. Był on ogro­

zdobyłam u sióstr, posługiwałam się przez całe życie. Uczyły

dzony płotem z drewnianych sztachet. Otaczały go klombi-

one bowiem swoje podopieczne kroju, szycia, wyszywania,

ki z kwiatami, którymi opiekowali się uczniowie starszych

tkania, prasowania i gotowania, czyli wykonywania tych

klas. W tamtych latach o historii w domach mówiło się wie­

wszystkich czynności, które powinna posiadać żona czy

le. Niepodległość Polski była przecież całkiem świeżej daty.

gospodyni domowa. Zawsze miło wspominam te siostry,

Brzozdowce ominęła wojenna pożoga, ale i o nie otarły się

jak i proboszcza Motykiewicza, który je do Brzozdowiec

tragiczne wydarzenia związane z działaniami Ukraińców,

sprowadził. Zbudował dla nich dom i przydzielił im spory

którym marzyło się własne państwo i zajęli Lwów i inne

kawał gruntu na utrzymanie. W ich domu, jak pamiętam,

miasta. W związku z tym w pobliżu Brzozdowiec toczyły się

posługiwało pięć sióstr. Siostry były w miasteczku bardzo

walki. Jak mi opowiadali rodzice, Ukraińcy usiłowali zor­

190

191

C Z Ę Ś Ć II

KRKW TRYSKAŁA PO ŚCI ANACH

ganizować pobór do swojej armii, ale jakoś im nie wyszło.

upadku długo w tutejszym kościele odprawiano w rocznicę

Młodzi Ukraińcy z Brzozdowiec za ukraińskie idee ginąć

jego wybuchu Msze św. żałobne ze specjalną oprawą. Kiedy

nie chcieli. Wszyscy uciekli do lasu, w którym przeczekali

wojna się skończyła, tutejsi Polacy liczyli, że Rzeczpospolita

całą awanturę.

się odrodzi. Nie chcieli należeć do żadnej Ukrainy. Wojsko

Wojsko ukraińskie, jak wspominał ojciec, nachodziło

ukraińskie nie miało złudzeń, po czyjej stronie są ich sym­

jednak Brzozdowce i rekwirowało różne rzeczy, twierdząc,

patie. Jak wspominał ojciec, Ukraińcy zabronili Polakom

że należą one do armii. Ojciec opowiadał, że raz ukraiński

używać dzwonów kościelnych. Sądzili bowiem, że przy ich

patrol szukający tych wojskowych rzeczy zabrał mu spodnie.

pomocy porozumiewają się z Wojskiem Polskim, które za­

Podobno na nie był największy popyt. Tato opowiadał mi

jęło odległy o 7 kilometrów Rozdół i szykowało się już do

także, że w maju 1919 r. żołnierze ukraińscy, będący na

ofensywy. Jak opowiadał mi ojciec, Ukraińcy szykowali się

patrolu, złapali Polaka o nazwisku Tatarewicz, który szedł

do walki z Polakami na terenie Brzozdowiec. Zapędzili ich

z Hranek, gdzie mieszkał, do Brzozdowiec. Ukraińcy wzięli

mieszkańców do kopania okopów. Ostatecznie jednak do

go za szpiega wysłanego przez polskich żołnierzy. Zaprowa­

żadnych walk nie doszło.

dzili go do chaty Rusina o nazwisku Stieger, w której go

W maju 1919 r. do miasteczka weszło Wojsko Polskie.

strasznie katowali. On był Bogu ducha winien i do niczego

Radość była ogromna. Wszyscy z entuzjazmem myśleli

się nie przyznawał. Rozebrali go do naga i bili batogami,

o przyszłości. Ten entuzjazm udzielił się też moim rodzi­

a jak później opowiadali członkowie rodziny Sitegera, krew

com, bo w dziewięć miesięcy później ja się urodziłam. Nasz

tryskała po ścianach. Oprawcy zakatowali go na śmierć! N a­

dom nie był duży, składał się z kuchni i dużego pokoju.

stępnie zawlekli jego ciało na pastwisko, należące do gm i­

Był jednak murowany i kryty dachówką. Wyróżniał się na

ny, zwane „rajczurnią”. Tam go zakopali w płytkim grobie.

tle innych domów krytych strzechą i zbudowanych z drew­

Psy szybko wykryły ciało zamordowanego i wyprawiono

na. Rodzice mieli konia, trzy krowy, trochę świń i jakieś

mu pogrzeb, który stał się wielką manifestacją. Brzozdo-

ptactwo. Bracia poszli na swoje i ja zostałam do pomocy

wianie uznali, że zginął za to, że był Polakiem, że zginął

rodzicom. W iadomo, że maszyn żadnych jeszcze wówczas

za ojczyznę.

nie było. Często mnie pytano, jak się przed wojną żyło

Tu może zaznaczę, że mieszkańcy Brzozdowiec zawsze

w Brzozdowcach. Zawsze wtedy odpowiadam, że różnie.

byli znani z patriotycznej postawy. Pamiętano o tym, że mia­

Raz było lepiej, raz gorzej. Źle nie było. Głodu nie było.

steczko wsparło materialnie powstanie styczniowe. Po jego

Jeden rok był tylko taki ciężki, że nie mieliśmy co jeść.

192

193

część

KRKW TRYSKAŁA PO ŚCI ANACH

u

Podobnie było też w czasie wojny, gdy wylał Dniestr i znisz­

młodej. Ślub brata odbywał się więc w cerkwi greckokato­

czył uprawy. To już było za Niemca, czyli podczas okupacji

lickiej. Nikt z tego nie robił sensacji. Tutejsi Rusini, bo za takich się oni wówczas uważali, nie

niemieckiej. Nasze gospodarstwo specjalizowało się w produkcji faso­

okazywali Polakom żadnej wrogości. Ukraińcy, co zapamię­

li. Fasolę łuskaliśmy, a mama sprzedawała ją na targu, także

tali wszyscy Polacy, pięknie śpiewali. Pamiętam, jak wracali

we Lwowie. Ta sprzedaż przynosiła całkiem niezły zarobek.

oni z pracy w polu lub w folwarku i idąc ulicą, śpiewali

Pamiętam, że za sprzedaną fasolę mama kupiła moim bra­

swoje dumki.

ciom oficerki, posiadanie których było marzeniem każdego

Polska społeczność była dobrze zorganizowana. Chlubą miasteczka był Brzozdowiecki Klub Sportowy „Strzelec”

chłopaka w Brzozdowcach. Często jeździłam z mamą na różne targi, których w na­

z dobrą drużyną piłki nożnej o tej samej nazwie. Funk­

szej okolicy było sporo. W środy były w Brzozdowcach,

cjonował także Związek Rezerwistów, Związek Strzelecki,

w Rozdole we wtorki, a w czwartki w Chodorowie. H an­

Związek Harcerstwa Polskiego. Ważną rolę wśród młodzie­

dlem w Brzozdowcach, jak we wszystkich galicyjskich mia­

ży odgrywały: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej

steczkach, zajmowali się Żydzi, tworzący zwarte skupisko.

i Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej. Towarzy­

Przy rynku był tylko jeden dom katolicki. W społeczności

stwo Szkoły Ludowej miało swoją salę teatralną ze sceną,

żydowskiej w Brzozdowcach jakichś bogatych Żydów nie

z biblioteką i świetlicą. Z obiektu tego korzystały stowarzy­

było. U każdego w domu była kupa dzieci, czasami i po

szenia młodzieży, prowadziły one Teatr Ludowy K SM . Jak

dwanaścioro, których na pewno nie było łatwo wyżywić.

pamiętam, stale się coś w Brzozdowcach działo. Festyny, za­

Żydzi bliższych znajomości z Polakami nie zawierali. Jak

bawy tu organizowane cieszyły się ogromną popularnością,

sobie przypominam, wśród koleżanek nie miałam żadnej

podobnie jak przedstawienia, jasełka czy też pokazy tańców

Żydówki. Bliżej mi było do Ukraińców, którzy byli też na­

ludowych. Głównym świętem narodowo-patriotycznym

szymi sąsiadami. Utrzymywali oni z moimi rodzicami kon­

w Brzozdowcach było Wniebowzięcie Najświętszej Maryi

takty sąsiedzko-towarzyskie. Zapraszali się na święta. Gości­

Panny 15 sierpnia. O d 1920 r. było ono obchodzone także

li przy każdej okazji. Brat Józef ożenił się z Ukrainką. Takie

jako święto żołnierza polskiego i rocznica Cudu nad Wisłą.

małżeństwa mieszane nie były czymś nadzwyczajnym. Ich

Mieszkańcy Brzozdowiec byli bardzo religijni. Główne świę­

zawieranie wiązało się z przestrzeganiem pewnych zwycza­

ta, takie jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zielone Świę­

jów. Ślub zawsze odbywał się bowiem w obrządku panny

ta, były obchodzone z całym ceremoniałem. Przestrzegano

194

195

czijść u

KRF.W TRYSKAŁA l>Q ŚCI ANACH

wszystkich związanych z nimi tradycji, takich jak: ubiera­

nowoczesnym. Stosowano w niej najnowocześniejsze roz­

nie choinki czy majenie domów przy okazji świąt Matki

wiązania i nowinki technologiczne. W samym majątku na

Bożej.

odwrót. Mechanizacji nie było w nim w ogóle. Było to dzia­

Jak wspominam brzozdowian, którzy wryli się w moją

łanie celowe. Chodziło o to, by w sezonie jak najwięcej lu­

pamięć, to tylko część z nich zajmowała się, tak jak moi ro­

dzi mogło przyjść do majątku do pracy. Zboże żęto w nim

dzice, rolnictwem. Część z nich trudniła się krawiectwem,

przede wszystkim sierpami.

szewstwem, stolarstwem, piekarstwem, młynarstwem. M ły­

Mnie mama od początku przyuczała do zawodu go­

nów w naszej okolicy było cztery. Dwa z nich na „grobli”

spodyni domowej. Polegało to przede wszystkim na nauce

i „pod ścianką” należały do Śliwińskiego. Młyn we wsi

przygotowywania własnoręcznie produktów żywnościo­

Hranki stanowił własność Łotockiego, a młyn na Stawisku

wych. Jednym z nich była umiejętność pieczenia chleba.

Heleny Krupy. Panią tę brzozdowianie dobrze wspominają

W każdym domu był piec chlebowy, w którym pani domu

nie tylko dlatego, że była zawsze zadbana i dobrze ubrana.

średnio raz w tygodniu piekła po kilka bochenków chle­

Jej młyn był bardzo nowoczesny. Zamontowała ona w nim

ba. Rodziny były liczne, a chleb oprócz mleka stanowił

turbinę wytwarzającą prąd i jako jedyna w Brzozdowcach

przecież podstawę wyżywienia. Jego wypiek nie należał by­

miała energię elektryczną. We wszystkich domach do oświe­

najmniej do łatwych zajęć. Przy mieszaniu ciasta na chleb

tlenia używano bowiem lamp naftowych. Helenę Krupę lu­

można było sobie ręce urobić. W Brzozdowcach, tak jak

dzie szanowali również za to, że wspomagała biednych.

we wszystkich wsiach regionu, jadano dwa rodzaje chleba.

W Brzozdowcach działały także trzy olejarnie i dwie

W biedniejszych, takich jak nasza, jadano przede wszyst­

mleczarnie produkujące masło i ser twarogowy. Jedna na­

kim chleb żytnio-razowy. Tylko przy okazji święta jedliśmy

leżała do Polaka Suchorowskiego, a druga do ukraińskiej

chleb pszenny.

spółdzielni „M asłosojuzu”. Ta ukraińska była bardzo dobra. Smak produkowanego przez nią masła pamiętam do dziś.

Poza pieczeniem chleba dziewczyna przygotowywana przez matkę do roli gospodyni i matki musiała umieć uki-

Wielu mieszkańców Brzozdowiec, zwłaszcza tych bied­

sić kapustę i ogórki. W każdej kuchni stało po kilka be­

niejszych, szukało pracy w folwarku hrabiego Skarbka. M a­

czek zawierających specjały. Dziewczyna musiała też umieć

jątek ten znajdował się w Hrankach-Chatkach. Specjalizo­

gotować. Każdy kawaler chodzący do panny zwracał na to

wał się on w produkcji spirytusu, hodowli bydła mlecznego,

uwagę. Oczywiście wielkich specjałów wtedy nie jadano.

zboża i ziemniaków. Gorzelnia była zakładem na wskroś

Gotowano wtedy przede wszystkim kluski z mlekiem i pie­

196

197

C Z Ę Ś Ć II

KREW TRYSKAŁA 1’ 0 ŚCI ANACH

rogi, gołąbki z tartymi ziemniakami, paluchy z sosem cebu­

Ja wyszłam za mąż za Tadeusza Kostura w 1940 r. Nie

lowym, które tu nazywane są kopytkami. Z zup popularna

był to czas sprzyjający zawieraniu związków małżeńskich,

była grzybowa. Każda gospodyni miała schowane parę wia­

ale życie ma swoje prawa. Małżeństwa są zawierane także

nuszków własnoręcznie zebranych i ususzonych grzybów.

w czasie wojny. Podczas niej rodzą się też dzieci. G dy my

Często na stole gościł barszcz ukraiński, obowiązkowo z fa­

z mężem braliśmy ślub, to formalnie wojny nie było. So­

solą. Dwa razy do roku robiono w każdym gospodarstwie

wieci wkroczyli na nasze ziemie i przyłączyli je do sowiec­

świniobicie. Wtedy na stole pojawiało się mięso. Większość

kiej Ukrainy. Kiedy wybuchła wojna w 1939 r., miałam

mięsa wekowano na późniejszy okres lub przerabiano na

już 19 lat i według ówczesnych zwyczajów powinnam być

wyroby, takie jak kiełbasy, salcesony i pasztetowe. Część

już mężatką. Czas ku temu nie był najlepszy, ale cóż było

słoniny przetapiano na smalec, taki z cebulą, skwarkami

robić.

i kawałkami mięsa. Z nóżek robiono studzieninę, czyli gala­

Rok 1939, w którym wybuchła II wojna, nie zapowiadał

retę. Bywało jednak, że w domu były jakieś nieprzewidziane

się źle. Mieszkańcy Brzozdowiec rok 1938 uznali za bardzo

wydatki i wtedy całe mięso pozyskane ze świni szło na sprze­

dobry. Plony też były niezłe i w stodołach cepy, którymi

daż, a domownicy mogli się tylko obejść sm akiem ... Ci go­

młócono zboże, zwiastowały, że chleba nikomu brakować

spodarze, którzy tak jak my mieli więcej niż jedną krowę,

nie będzie. Zaczęto budować nowe domy, kupować meble.

sprzedawali mleko i jego przetwory. Sami robili ser, twarogi,

W kościele można było zobaczyć kobiety i mężczyzn, ubra­

a ze śmietany masło, które też sprzedawali na targu. Pro­

nych nie tylko w „dyżurne zestawy”, ale coraz ładniejszą

duktów spożywczych, którymi gospodynie handlowały na

garderobę. Było widać, że społeczeństwu powodzi się lepiej.

targach, było oczywiście więcej. Każda gospodyni starała się

W iosną tymczasem, chyba w marcu, pojawiły się jednak

być oczywiście samowystarczalna. Nie tylko dbała, by rodzi­

pierwsze sygnały, które zaniepokoiły starszych. Wezwanie

na miała co jeść, lecz także na czym spać.

do wojska otrzymało kilkunastu rezerwistów.

G ospodyni pilnowała, by przynajmniej raz w tygodniu

Zycie toczyło się normalnie. Powoli jednak zaczęto prze­

cała rodzina była czysto i schludnie ubrana, gdy udawa­

bąkiwać o wojnie. Podniośle obchodzono święta narodowe,

ła się na niedzielną M szę św. Dom ow nicy na tę okolicz­

na których przypominano słowa Marszałka Rydza-Śmigłe-

ność mieli przygotowany tzw. kom plet wyjściowy. „K om ­

go: „jesteśmy silni, zwarci, gotowi” oraz „nie oddamy nawet

pletu” tego używano także przy okazji świąt i różnych

guzika” . Śpiewano także Pierwszą Brygadę i przypominano

uroczystości.

marszałka Józefa Piłsudskiego.

198

199

C Z Ę Ś Ć II

KREW TRYSKAŁA PO ŚCI ANACH

W czerwcu 1939 r. zorganizowano w Brzozdowcach

W 1940 r. wzięliśmy więc ślub. Rok później urodziłam

Powiatowe Święto Przysposobienia Wojskowego i Wycho­

syna. Mieszkaliśmy dalej z rodzicami. O budowie własne­

wania Fizycznego. Było to wyróżnienie naszej miejscowo­

go dom u w tamtych warunkach nie było nawet co marzyć.

ści za postawę mieszkańców i zaangażowanie w działalność

Wszyscy myśleli, jak przeżyć. Za Sowietów nikt nie był

organizacji społecznych. Połączone było ono z sumą w ko­

pewny dnia ani godziny. Nasze wesele, tak jak wszystkie

ściele, podczas której płomienne kazanie wygłosił ks. Stani­

w tym czasie, było bardzo skromne. Odbyło się bez orkie­

sław Kozłowski, wikary parafii i prefekt młodzieży. Oficjal­

stry i tańców. Wszyscy uważali, że huczna zabawa w takim

nie w wojnę jeszcze nikt nie wierzył, ale objęte tajemnicą

czasie jest co najmniej niegodna. Ksiądz Kaspruk począt­

wojskową i służbową przygotowania trwały na potęgę także

kowo na znak żałoby zakazał używania dzwonów. Szybko

w naszej gminie.

jednak przywrócił ich dzwonienie przed nabożeństwami.

Po żniwach zakwaterował w naszej gminie 14 Pułk Uła­

Sowieci rozpuścili bowiem plotkę, że jeżeli dzwony nie

nów Jazłowieckich, którego kawalerzyści nosili żółte otoki

dzwonią, to znaczy, że są niepotrzebne i trzeba je zabrać

na czapkach. Kochały go nasze dziewczęta, choć śpiewał on

i przetopić. Dzwony, choć nie wszystkie, zabrali dopiero

żurawiejkę: „Hej, dziewczęta, w górę kiecki / Jedzie ułan

Niem cy 3 lata później. Sowieci znacjonalizowali wszyst­

jazłowiecki” .

kie zakłady produkcyjne. Mój tato jedną krowę dał nam,

Rankiem 16 sierpnia 1939 r. w szyku bojowym, ale z or­ kiestrą, pułk opuścił gminę. Wiele dziewcząt, które wybie­

a drugą sprzedał. Posiadając trzy krowy, mógł bowiem zo­ stać uznany za kułaka.

gły go pożegnać, miało łzy w oczach. Wszyscy już wiedzieli,

Żyło się wtedy bardzo ciężko. Zaopatrzenie było fatalne.

że nasze chłopaki jechały na wojnę. U nas jednak wojny

Brakowało praktycznie wszystkich artykułów. Jeżeli przy­

nie było. Gospodarze cieszyli się z obfitych żniw i dobrze

wieźli coś do kooperatywy, to zaraz ustawiała się kolejka

zapowiadających się wykopków. Ziemniaki także bowiem

i stojący w niej ludzie wykupywali wszystko, co tylko było

obrodziły. Nawet gdy działania wojenne już się rozpoczęły,

przywiezione do sklepu. Chcąc zlikwidować kolejki i wy­

wszyscy wierzyli, że pobijemy Niemców. Niestety Niemców

kup towarów przez tych samych ludzi, każdemu mieszkań­

żeśmy nie pobili, a w Brzozdowcach zaczęli rządzić Ruscy,

cowi Brzozdowiec wręczono opieczętowane książeczki, do

którzy zajęli Kresy Rzeczypospolitej. Rodzice uznali, że ich

których wpisywano artykuły kupione w sklepie i potwier­

władza szybko się nie skończy i powinnam wziąć ślub, bo

dzano to specjalną pieczątką. Nic to oczywiście nie dało, bo

nie wiadomo, co ona przyniesie.

towarów najzwyczajniej brakowało.

200

201

część II

KRKW TRYSKAŁA 1’ 0 ŚCI ANACH

Okupacja sowiecka skończyła się w czerwcu 1941 r., ale

to bagatelizowali. Nikt nie wierzył, że ukraiński sąsiad może

okupant wcale nie okazał się lepszy. Wójtem w Brzozdow-

iść zabić polskiego sąsiada. Kiedy jednak zaczęły docierać do

cach został niejaki Franciszek Trefler, Niemiec, który uciekł

nas informacje o rzezi na Wołyniu, nikt w Brzozdowcach za­

przed Ruskimi do Niemiec i wrócił w rodzinne strony, by

grożenia ze strony Ukraińców nie zlekceważył. Cała miejsco­

tworzyć niemiecką administrację.

wość zaczęła przygotowywać się do obrony. Ja jako młoda

Pamiętam, że w łatach 1941—1942 panował w Brzozdow-

matka nie uczestniczyłam bezpośrednio w przygotowaniach,

cach okropny głód. Trefler oświadczył zaś, że żadnego głodu

ale jak wszystkie kobiety z małymi dziećmi musiałam się im

nie ma, bo jeszcze psy i koty chodzą po ulicach! Głód jednak

podporządkować. Dla takich jak ja miejscem schronienia był

był naprawdę straszny. Wielu Polaków w Brzozdowcach zmar­

kościół. Gdy dowództwo samoobrony uznało, że zagrożenie

ło z jego powodu. Był on spowodowany wielką powodzią.

ze strony Ukraińców jest całkiem realne, wszystkie kobiety

Wylał Dniestr, który zniszczył plony. Ja z dzieckiem, dzięki

z dziećmi, a także osoby starsze musiały się zgłosić do ko­

zaradności mojego męża i pomocy rodziców, uniknęliśmy

ścioła. Musiały ze sobą zabrać wiadro i jakiś siennik do spa­

głodu. Też jednak poznałam smak lebiody i pokrzyw. W naj­

nia. Cały kościół wraz ze strychem był zamieniony w wielką

gorszym położeniu byli Żydzi, którzy mieli zakaz opuszcza­

noclegownię. Po wejściu kobiet, dzieci i starców do wnętrza

nia Brzozdowiec i nie mogli wykorzystać swych handlowych

świątyni, była ona zamykana od wewnątrz i otwierana dopie­

umiejętności. Niemcy prześladowali ich w najróżniejszy spo­

ro rano. Mężczyźni, w tym mój mąż, zostawali na zewnątrz,

sób. Obowiązek noszenia opaski z gwiazdą Dawida należał

by bronić świątyni. Niektórzy mieli broń palną, ale większość

do najmniejszych represji. Niemiec mógł kopnąć Żyda, zmu­

była uzbrojona w widły i siekiery.

szać do całowania jego butów, czy nawet go zastrzelić! Niem ­

Jak sobie dobrze przypominam, to nocowanie w kościele

cy nakładali na Żydów kontrybucje, przez co pozbawiali ich

trwało przez cały maj i czerwiec 1944 r. Wtedy to ze strony

złota, biżuterii i wszelkich kosztowności, które gromadzili na

Ukraińców było największe zagrożenie. Wokół Brzozdowiec

czarną godzinę. Jak obrabowali ich ze wszystkiego, to część

płonęły wsie, wszyscy, którzy chronili się w kościele, mimo

wywieźli do obozu zagłady w Bełżcu, a resztę zamordowali

wszystko się bali. Którejś nocy jeden z dowódców i organi­

w Chodorowie i zagrzebali w dole przy cukrowni.

zatorów samoobrony, nauczyciel Bronisław Kordal, będący

Nad

Polakami

również zawisło

niebezpieczeństwo.

też oficjalnie organistą, zaapelował do zebranych: —N ie bój­

Ukraińscy nacjonaliści zaczęli podburzać miejscową lud­

cie się jesteście pod opieką Pana Jezusa Brzozdowieckiego,

ność rusińską do wyrżnięcia Polaków. Początkowo Polacy

pod taką opieką nic złego stać się nie może. Wszyscy zebra­

202

203

C Z Ę Ś Ć II

ni w kościele niewątpliwie oczekiwali, że istotnie Pan Jezus uczyni cud i wszystkich uratuje.

KREW TRYSKAŁA 1>0 ŚCI ANACH

G dy wojna się skończyła, poinformowano nas, że Pola­ cy mają zostać repatriowani na Ziemie Odzyskane. Już we

Wiele razy przeżyliśmy trudne chwile. Zagrożenie ze

wrześniu 1945 r. zaczęliśmy przygotowywać się do wyjazdu.

strony Ukraińców było na szczęście tylko w nocy. W dzień

O d brata, który nie wrócił z wojska, dostaliśmy wiadomość,

wszyscy wracali do swych domów. Aż do zmierzchu było

żebyśmy z całą rodziną przyjeżdżali na Pomorze, koło Ka­

w Brzozdowcach bezpiecznie. Kto jednak odważył się na

mienia Pomorskiego, bo tu są poniemieckie gospodarstwa,

wyjście poza miejscowość, ten sporo ryzykował. U kraiń­

znacznie lepsze niż te w Brzozdowcach. Ja z mężem pako­

cy czatowali na takich, zwłaszcza leśnych, i mordowali.

wania wielkiego nie musieliśmy robić, bo nasz cały majątek

Dwóch moich krewnych, którzy poszli po drewno do lasu,

mieścił się w paru tobołkach. Wyruszyliśmy w podróż ze sta­

już nie wróciło. Wszelki ślad po nich zaginął. N ikt nie

cji w Chodorowie 16 października 1945 r. i w Wigilię przy­

miał wątpliwości, co się z nimi stało. Spoczywają pew­

jechaliśmy do Goliszewa, jak wtedy nazywało się Golczewo.

nie w jakiejś jamie, na której wyrósł las, jak na tysiącach

Stamtąd przetransportowano nas do Kamienia, a z niego

innych ofiarach ukraińskiego ludobójstwa, niemających

pieszo przyszliśmy do Trzebieszewa. Nasz synek nie chciał,

swego grobu.

jak pamiętam, iść, mówiąc, że go nóżki bolą. Miał 4 lata

W lipcu 1944 r. do Brzozdowiec wkroczyli Sowieci.

i mówił prawdę. Musiałam go wziąć na ręce. Mąż dźwigał

Walk z Niemcami na terenie miasteczka na szczęście nie

nasze bagaże. Z wielkim trudem udało się nam dotrzeć do

było. Spadło na nie trochę pocisków, ale nie wyrządziły one

brata do Trzebieszewa. Franek znalazł sobie gospodarstwo,

większych szkód. Ktoś nawet odważył się wywiesić na bu­

którego dom przy tym, jaki mieliśmy w Brzozdowcach, wy­

dynku Towarzystwa Szkoły Ludowej polską flagę. Miejscowi

glądał jak pałac. Był jednym z pierwszych osadników woj­

Ukraińcy szybko ją zdjęli. Sowieci, którzy wkroczyli pierw­

skowych, którzy przybyli do Trzebieszewa i mógł sobie wy­

si, wywołali popłoch wśród kobiet. Musiały się chować, bo

brać gospodarstwo.

szukali kobiet do „żołnierskiej uciechy”, czyli do gwałtów!

Początkowo zatrzymaliśmy się u brata, ale wkrótce prze­

Władzy żadnej nie było, a mężczyźni mogli niewiele zrobić,

jęliśmy gospodarstwo znajdujące się po drugiej stronie dro­

chyba że chcieli zginąć.

gi. Gdy przyjechaliśmy, przez jakiś czas mieszkali w nim

Sowieci już na drugi dzień wywiesili plakaty mobiliza­ cyjne i zaczęli pobór do wojska. Wśród tych, którzy dostali powołanie, był także mój brat Franciszek.

204

jeszcze Niemcy. Nie było zniszczone ani rozszabrowane. Niemcy zdawali oni sobie sprawę, że muszą opuścić te tereny. Nie mieli o to nawet specjalnie pretensji. Wiedzie-

205

część II Ii, że to ja z mężem zajmę ich gospodarstwo. Przekazali je więc w stanie nadającym się do zamieszkania. Zdawali so­

Stanisław Kawecki

bie sprawę, że prawie nic nie mamy. Jak się dowiedzieli, że

Mieli przedsmak grobu

potrafię szyć, to zostawili mi maszynę do szycia. Byłam im za to bardzo wdzięczna. Maszyna ta, marki Singer, pom o­ gła mi sporo w życiu. Po dziś dzień spoczywa na strychu w domu córki, u której obecnie mieszkam. Poza domem i zabudowaniami gospodarczymi otrzymaliśmy też z mężem przydział 10 hektarów ziemi: 8 hektarów gruntów ornych i 2 hektary łąki. Z biedaków w Brzozdowcach staliśmy się

—Urodziłem się w Brzozdowcach. Nasz dom był bardzo bli­

prawdziwymi gospodarzami. Było za co dziękować Bogu!

sko kościoła —wspomina Stanisław Kawecki. — Pamiętam,

Pan Jezus Brzozdowiecki, którego cudowny obraz ze sobą

że przechodziło się przez drogę i już się było w kościele i na

przywieźliśmy, dalej się nami opiekował.

plebanii. Nasza rodzina, mimo że ojciec był murarzem, była

W 1946 r. urodziłam pierwszą córkę, w 1952 r. drugą,

dość biedna. Z księdzem Kasprukiem zapoznałem się od

a w 1955 r. drugiego syna. W sumie czworo dzieci. Więk­

razu po jego przyjeździe. Jeszcze wtedy chodziłem do szko­

szość mieszkańców Trzebieszewa pochodziła z Brzozdowiec

ły. Przyjechał on z Buczacza, by objąć stanowisko proboszcza

i oni nadawali ton tej miejscowości. Trzymaliśmy się razem,

w naszej parafii. Jego poprzednik, ks. Wojtanowski, zmarł.

nawzajem sobie pomagając. Jakoś szczęśliwie udało się nam

Przybycie księdza Kaspruka było trochę taką sensacją, bo był

z mężem prowadzić gospodarstwo i wychowywać naszą

to zamożny kapłan. Przygonił ze sobą 10 krów, parę koni po­

gromadkę, co oczywiście nie było łatwe. Wyprowadziliśmy

ciągowych do roboty w polu, jednego konia pod siodło. Od

wszystkie dzieci na ludzi. Obecnie mieszkam u córki, która

razu też gruchnęła wieść, że jego brat jest powiatowym ko­

przeprowadziła się z Trzebieszewa do Kamienia Pomorskiego.

misarzem policji w Bóbrce, czyli jak na owe czasy figurą. Jak były wakacje, to przyjeżdżał do brata na odpoczynek. Brzozdowce, jak pamiętam, były miejscowością bardzo rozległą. Zajmowały teren ze dwa razy większy jak Kamień Pomorski. O zamożności, czy raczej urodzajności tamtych stron świadczy fakt, że były w nich cztery zbożowe mły­

207

czijść u

M1F.1.1 PRZEDSMAK GROBU

ny. Obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego miał opinię cu­

nych naleciałości, można powiedzieć, że lepiej ode mnie.

downego i za taki przez wszystkich był uważany. Został on

Chodziła też nie do cerkwi greckokatolickiej, tylko do

przewieziony ze starego kościoła, który kiedyś znajdował się

kościoła. Jak pamiętam, nie była jedyną Ukrainką, która

na Hrankach. O tym obrazie słyszałem różne historie. N a

w Brzozdowcach wyszła za Polaka. Była taka moda, że ukra­

przykład takie, że się najpierw w żydowskim domu poka­

ińskie dziewczyny bardzo się oglądały za Polakami.

zał. Jak mi powiedział sam ksiądz Kaspruk, który po swoim

Siostry mojej żony wyszły jednak za Ukraińców. Miała

przybyciu do Brzozdowiec kult cudownego obrazu Pana Je­

ona ich aż osiem, więc miałem ośmiu szwagrów Ukraiń­

zusa rozwinął, to wizerunek ten znajdował się w dom u Ja ­

ców, co w czasie wojny się zresztą przydało. Często z tymi

dwigi Dolińskiej, siedemdziesięcioletniej wdowy, i zapłakał

szwagrami się spotykaliśmy i rozmawialiśmy. Z żoną zawsze

krwawymi łzami. Miało to się dziać 16 maja 1746 r. M o­

rozmawialiśmy po polsku, ale kłóciliśmy się po ukraińsku.

dlący się przy obrazie mieli doznać wielu łask i cudów, które

Z księdzem Kasprukiem zaprzyjaźniłem się w czasie

zostały spisane i urzędowo przez arcybiskupa potwierdzone.

wojny, gdy podczas banderowskich mordów kościół był

Nie wszystkie jednak cuda zostały pewnie spisane. Sam wi­

ośrodkiem, w którym zbierały się wszystkie kobiety z dzieć­

działem w piwnicy kościoła wiele kul pozostawionych przez

mi i osoby starsze, a chłopaki, takie jak ja, szły na warty

inwalidów, którzy modląc się przed cudownym obrazem,

na obrzeża Brzozdowiec albo pod kościół. Niektórzy mieli

ponownie zaczynali samodzielnie chodzić i pozostawiali

broń, ja miałem nawet dwie sztuki, które dostałem w spad­

kule jako wota.

ku po policjancie.

Z księdzem Kasprukiem szybko się związałem, bo cho­

Przed wojną rodzice, żeby trochę zarobić, wynajmo­

dziłem do niego na probostwo do roboty. Ktoś musiał

wali jeden z pokoi. Mieszkał w nim policjant Sienkiewicz

w tym gospodarstwie księdza pracować. Miał on stałego pa­

z żoną. We wrześniu 1939 r. obok broni krótkiej zaczął no­

robka nazywającego się Baran, drobną kucharkę i ukraińską

sić także karabin. Miał też taką myśliwską fuzję. Widząc,

służącą, ładną dziewczynę, która została moją żoną. Jak coś

że się interesuję, pokazał mi, jak ona działa. Umiałem się

się u księdza zrobiło, to przede wszystkim dostawało się do­

więc nią posługiwać. We wrześniu pokazał mi też, jak się

brze zjeść, co dla mnie, młodego chłopaka, który był stale

obsługuje karabin. Tak się jakoś złożyło, że jak po wkrocze­

głodny, miało spore znaczenie.

niu Sowietów N K W D aresztowało polskich policjantów,

Owa służąca, w której się zakochałem, choć pochodziła

a później ich rodziny, zostawił u nas zarówno karabin, jak

z ukraińskiej rodziny, mówiła pięknie po polsku, bez żad­

i fuzję, które ja natychmiast ukryłem. Było to moje wiano

208

209

część II

MIELI PRZEDSMAK GROBU

do konspiracji, która w okresie okupacji niemieckiej za­

żebym wykopał pod naszym domem schron, w którym

częła się tworzyć. Trzeba się więc było jakoś bronić przed

ukryją się trzej Żydzi, obiecujący za to dobrze zapłacić. Po­

Ukraińcami.

czątkowo się zgodziłem, zabrałem się nawet do tego kopa­

Zostałem zaprzysiężony i stałem się członkiem konspi­

nia, ale ostatecznie powiedziałem księdzu Kozłowskiemu,

racji. Nigdy na szczęście nie musiałem użyć broni, którą

że kryjówka u nas jest zbyt ryzykowna. Mieszkaliśmy przy

posiadałem. Atak nie następował, choć wszyscy nocą spo­

głównej drodze w samym centrum miejscowości. Kręciło

dziewali się go w każdej chwili. W tamtych czasach wszy­

się tu wielu Niemców i różnych ludzi. Bardzo łatwo więc

scy przywykli do zbydlęcenia i widoku śmierci. Niemcy,

było o wpadkę. Musieliśmy też brać pod uwagę fakt, że

jak tylko wkroczyli do Brzozdowiec, to do Żydów strze­

w naszym domu mieszkały dwie rodziny. Rodzice z bratem

lali jak do kaczek. Pierwszego Żyda zastrzelił wkraczają­

i ja z żoną, z którą chcieliśmy mieć dzieci. Wojna wojną, ale

cy zwiad niemiecki, bo miał brodę, pejsy i futrzaną czapę

życie jakoś musiało iść naprzód.

na głowie. Ciągle mam przed oczami palącą się synagogę

Tych trzech Żydów ostatecznie znalazło schronienie

brzozdowieckich Żydów. Niemcy ją podpalili, a spędzonym

u Mendochów, moich krewnych. Wykopali taki schron pod

Żydom kazali tańczyć naokoło i udawać radość. Zdarzało

kuchnią, w którym trzech Żydów zdążyło się ukryć, jeszcze

się też, że Niemcy zabawiali się Żydami w inny sposób.

zanim Niemcy ich wywieźli do obozu. Ja tam czasami do

Spuszczali wodę w Wiśniowczyku i kazali do błota, które

niego zachodziłem. Zwykle siedzieliśmy w kuchni. Ja wie­

było na jego brzegach, włazić spędzonym Żydom. Musieli

działem, że pod nami są Żydzi, ale nie pytałem gdzie, wo­

wchodzić do niego, tarzać się w nim jak świnie, a następnie

lałem nie wiedzieć. Dopiero po wkroczeniu Sowietów, gdy

całować buty Niemcom, którzy się nimi zabawiali. Mało

Żydzi ci wyszli z ukrycia i przyszli do mnie, powiedzieli mi,

który z nich, podstawiając but do pocałunków, nie kopnął

że jak przychodziłem do Mendochów, to zawsze przykładali

w twarz całującego go Żyda. Przedstawiciele Żydów, zwłasz­

ucho do podłogi, żeby się dowiedzieć, co słychać w polityce

cza ci najzamożniejsi, wiedzieli, co się święci, i że Niemcy

i jak długo przyjdzie im jeszcze siedzieć.

chcą ich wszystkich wykończyć. Szukali dla siebie jakiegoś

Raz jednak omal nie doszło do katastrofy. Mendo-

ratunku. Jeden z najbogatszych brzozdowieckich Żydów,

chowa uciekła z dom u, a M endoch omal nie osiwiał.

Adler, przyszedł do księdza Kozłowskiego, katechety, któ­

W Brzozdowcach zakwaterowała na wypoczynek kom ­

ry patronował całej konspiracji. Ksiądz z nim długo kon­

pania niemieckiego wojska. Kilku tych Niemców zosta­

ferował, a następnie zjawił się u mnie. Zaproponował mi,

ło zakwaterowanych w chałupie Mendochów. N a domiar

210

211

C Z Ę Ś Ć II

MIF.l.I PRZEDSMAK GROBU

złego, bo nieszczęścia, jak mówi przysłowie, chodzą para­

Ksiądz Kaspruk kazał mi pogadać ze szwagrami miesz­

mi, jeden z tych Żydów zmarł i zaczął się rozkładać i nie

kającymi w Brzozdowcach. Sądził, że jak jest ich ośmiu,

było sposobu, żeby niepostrzeżenie wydobyć go i jakoś po­

to któryś z nich musi coś wiedzieć. Czy któryś z nich był

chować. M ożna sobie wyobrazić, co czuli pozostali Żydzi,

w O U N , czy UPA, nie wiedziałem, ale spotkałem się z nimi.

którzy siedzieli z tym zmarłym w kryjówce. Mieli przed­

Wspólnie orzekli, że nie ma się czego obawiać i mnie włos

smak grobu. N a szczęście ci żołnierze niemieccy poszli na

z głowy nie spadnie. Zapewnili też, że nic nie stanie się księ­

jakąś zbiórkę i M endocha wyciągnął umarlaka, załadował

dzu Kasprukowi.

na furę i pod pozorem wywożenia obornika na pole wy­

Ksiądz kazał mi z tymi szwagrami utrzymywać kon­

wiózł i gdzieś zakopał. Innego wyjścia nie było. Po wojnie

takt, ale chyba nie za bardzo uwierzył w ich zapewnienia.

ci Żydzi, co uratowali się u Mendochów, oczywiście nie

W oknach plebanii polecił wstawić siatkę, by żaden bande­

zostali w Brzozdowcach.

rowiec granatu do niej nie wrzucił. Zawsze też mówił: - Pa­

Ja z Żydami miałem zawsze dobre stosunki. Miałem

miętaj, Stasiu, że jakby co, to musisz mnie ratować!

wśród nich wielu kolegów. Chodzili przecież z nami do szko­

Pamiętam, że w tych nerwowych czasach ks. Kaspruk

ły. Żydóweczki, piękne dziewczyny, bardzo mi się podobały,

dużo palił. On zawsze był nałogowym palaczem, ale wtedy

ale one stroniły od Polaków. O jakiejś bliższej znajomości

to odpalał papierosa od papierosa. Zdarzało się też, żeśmy

nie było nawet mowy. Muszę wspomnieć także, że Żydowi

z księdzem tęgo pili. Spirytus był w gorzelni łatwy do zdo­

zawdzięczam życie. Zanim Niemcy Żydów w Brzozdow-

bycia, więc za kołnierz nikt nie wylewał. Banderowcy osta­

cach wymordowali, zdarzyła się u nas epidemia tyfusu. Była

tecznie nigdy nas nie zaatakowali, choć naokoło nas co rusz

to jak na owe czasy bardzo ciężka choroba. Nie było lekarzy,

kogoś mordowali i słyszało się o napadach na całe wsie. Kto

lekarstw, nikt nie wiedział, co robić. Pewnie bym umarł, ale

nie był czujny i zbytnio zaufał Ukraińcom, którzy często

ksiądz przyprowadził Żyda Adlera - dentystę, który miał

posługiwali się podstępem, ten ginął, i do tego często w mę­

jakieś pojęcie o medycynie. Ten kazał obwiązywać mnie

czarniach.

prześcieradłami zamoczonymi w gorącej wodzie. G dy jed­

Zdarzało się, że banderowcy wchodzili do polskich wio­

no wystygło, mieli mnie obwiązać drugim i tak w kółko. Ta

sek ubrani w niemieckie mundury. Nawet jeżeli w danej

niespotykana kuracja pomogła. Być może dzięki niej żyję.

miejscowości była jakaś samoobrona, to widząc Niemców,

Wkrótce wyzdrowiałem i zaczęły się problemy z Ukraińca­

nie reagowała. Gdy przebrani banderowcy weszli do wioski,

mi, o których już wcześniej wspominałem.

było już za późno na stawianie oporu. Nas w Brzozdowcach

212

213

M1K1.I PRZEDSMAK GROBU

C Z Ę Ś Ć II

chyba nie zaatakowali właśnie dzięki Niemcom, których

Wracając do Brzozdowiec... Pamiętam jeszcze, że raz

kompanie, wycofane z frontu, często u nas wypoczywały.

przyjechał pod plebanię na koniu rosyjski oficer. Miał czap­

Banderowcy bali się takich frontowych, dobrze uzbrojo­

kę z czerwonym otokiem i był w sztok pijany. Trzymając

nych jednostek.

się siodła, powiedział mi, że chciałby z batiuszką porozma­

Pod koniec wojny ci Niemcy, to były młode chłopaki,

wiać. Ksiądz Kaspruk był na plebanii, ale nie chciał z tym

chodzili na zabawy, żeby potańczyć z naszymi dziewczyna­

pijanym rozmawiać. Powiedziałem mu więc, że księdza nie

mi. Jak sobie popili, to każdy z nich mówił: - Hitler kaputt!

ma. Ten nie dawał się zbyć, ale w końcu wsiadł na konia

- Byli jednak żołnierzami i musieli iść ginąć za tego Hitlera.

i odjechał. Zaznaczył jednak, że jeszcze do batiuszki przyje-

Do Brzozdowiec Sowieci wtargnęli w lipcu 1944 r.

dzie. Jak wychodziłem z plebanii, zobaczyłem, że daleko ten

Niemcy na ich terenie nie stawiali oporu. Kilku z nich jed­

Sowiet nie dojechał. Spadł z konia i spał oparty o płot

nak się zaplątało. Ruscy strzelali do nich jak do kaczek. Pa­

z czapką nasuniętą na twarz. Koń stał obok i czekał, aż jego

miętam, jak pierwsi Sowieci weszli do Brzozdowiec, spraw­

właściciel się obudzi. Nikt tego Sowieta nie chciał ruszyć.

dzając, czy nie ma w nich Niemców. Jeden z nich, ukryty

Wszyscy wiedzieli bowiem, że skoro ma czerwony otok na

w zbożu, nie zdążył zabrać się ze swoimi, podniósł się z rę­

czapce, to jest z N K W D , albo jakiejś innej podobnej służby,

kami w górze, chciał się poddać. Jakiś młody Rusek chciał

od której lepiej trzymać się z daleka.

się popisać, zdjął z ramienia karabin, oparł go na sztachecie

Sowieci szybko ustanowili swoje rządy, wprowadzili ad­

i jednym strzałem położył tego Niemca! Nie powinien tego

ministrację i zaczęli pobór do wojska, Ukraińców do Armii

robić, ale wiadomo, że na wojnie prawa ustalają zwycięzcy.

Czerwonej, a Polaków do tworzonego Wojska Polskiego.

Zresztą Niemcy, jak wkraczali w 1941 r., to też strzelali do

O d razu można się było zorientować, kto z Ukraińców jest

Rosjan, którzy chcieli się poddać.

związany z U PA. Wszyscy bowiem uciekli do lasu. W naszej

Pamiętam, że w czerwcu 1941 r. w pobliskim M ikoła­

okolicy sporo ich było w lesie za Hrankami. Chcąc zmusić

jowie zaplątał się ruski czołg, który nie mógł wydostać się

Ukraińców, żeby zgłaszali się do poboru, Sowieci ogłosili,

z wąskich ulic. Niemcy obrzucili czołg świecami dymny­

że wywiozą na Sybir wszystkie rodziny osób uchylających

mi, oślepiając go. Czołg stanął, a w wieżyczce otworzyły

się od służby.

się klapy, przez które wychylili się dowódca i działonowy

Wielu Polaków, w tym mój brat, dostało powołanie.

z podniesionymi rękami. Niemiec pociągnął po nich serią,

Mój rocznik też podlegał poborowi. Nie wiedziałem, co ro­

a następnie wrzucił do środka granat, zabijając pozostałych.

bić. Jak się szło na wojnę, to prawdopodobieństwo, że się

214

215

c z ę ś ć II

MI KU 1’ RZKDSMAK GR OBU

z niej nie wróci, było bardzo wysokie. Tymczasem ja miałem

1945 r. Ukraińcy zaczęli wypisywać na murach hasła: „Hej,

młodą żonę, którą się trzeba było opiekować. Postanowiłem

żywe radiańska Ukraina!” . Polacy, chcąc nie chcąc, zaczęli

wstąpić do tworzonego w Brzozdowcach oddziału „istrie-

się szykować do wyjazdu. N a sowieckiej Ukrainie nikt nie

bitielnego batalionu” . Była to formacja pomocnicza, służąca

chciał mieszkać.

przede wszystkim do obrony ludności przed banderowcami.

W końcu lata 1945 r. wydarzenia zaczęły przyspieszać.

Tylko należący do niej mieli prawo nosić broń. Nie mieliśmy

Jeszcze nie byliśmy spakowani, gdy już musieliśmy się wy­

żadnych mundurów. Chodziliśmy w cywilnych ubraniach

nieść z domów, żeby oddać je Ukraińcom. Któregoś dnia

z biało-czerwoną opaską na rękawie. Tak jak ja, większość

Sowieci przygnali gromadę Ukraińców z Bieszczad, przesie­

moich kolegów wstąpiła do tej swoistej milicji ze względów

dlanych na nasze miejsca. Jechali na wozach zaprzęgniętych

rodzinnych. Byli wśród nich m.in.: Michał Szymański,

w krowy, prowadzonych przez kobiety. Mężczyzn, zwłasz­

Gustaw Ślusarz, Stanisław Kłosowski, Edward Hodowany

cza młodych, było mało. Głównie starcy i jakieś podrostki.

i Stanisław Guga. Pełniliśmy służbę patrolową, staliśmy na

Priedsiedatiel ich przywitał i kazał im wybrać sobie domy.

warcie przy różnych obiektach. Jeździliśmy też na różne ak­

Ani człowiek się nie obejrzał, a już ich zgraja stała na po­

cje przeciwko O U N -U PA. Często dochodziło podczas nich

dwórku i mówiła, że nasz dom jest teraz ich i mamy się

do ostrych walk. W trakcie jednej z nich zostałem ciężko

wynosić. Chciałem protestować, ale towarzyszący im urzęd­

ranny w brzuch. Przeżyłem tylko dzięki Sowietom, którzy

nik kazał mi szybko iść do gminy po zaświadczenie, że zo­

zawieźli mnie do szpitala we Lwowie, gdzie zrobili mi ope­

stawiamy tu dom i inne budynki, bo jak nie będę miał tego

rację. Długo walczyłem ze śmiercią. Cudem przeżyłem. Po­

zaświadczenia, to nie dostanę w Polsce rekompensaty.

została mi po tym zdarzeniu blizna na brzuchu. Pamiątka

Cóż było robić, razem z żoną, która była wówczas w cią­ ży, pojechaliśmy na stację w Chodorowie, gdzie przez wiele

po tych bandytach z UPA. Wielu Polaków takiego szczęścia jak ja nie miało! Ginęli

tygodni czekaliśmy na transport. Wszyscy zrobiliśmy sobie takie budy, w których siedzieliśmy i pilnowaliśmy wywożo­

w ostatnich dniach wojny. Po operacji zacząłem dochodzić do siebie i razem z żoną

nego majątku. Ja miałem jeszcze swoją „tetetkę”. Nie chcia­

i całą rodziną przygotowywaliśmy się do wyjazdu. Początko­

łem jej zdać ani wyrzucić, bo bałem się, że Ukraińcy będą

wo myśleliśmy, że Brzozdowce razem ze Lwowem pozostaną

chcieli nas okraść. W razie czego byłem gotowy jej użyć.

przy Polsce. UPA co rusz sygnalizowała Polakom, żeby się

W Chodorowie toczyła się wojna o wagony, bo część

zbierali do Polski! To samo robiły władze sowieckie. W maju

z nich była kryta, a część otwarta. Ksiądz Kaspruk z rze-

216

217

C Z Ę Ś Ć II

MI KU PRZEDSMAK GROBU

czarni kościelnymi i ukrytym cudownym obrazem jechał

skiej produkcji. On mnie, księdza z wszystkimi klamotami

w wagonie ze mną, Baranem i jego żoną. Co zrobił ze swo­

i tego Barana przywiózł do Trzebieszewa. Tu jednak dłu­

imi krowami i końmi, nie wiem. Pewnie musiał komuś dać.

go nie zabawiłem. Bardzo mi się tu podobało, ale wolnych

Nigdy o to nie pytałem. Po paru tygodniach tego koczowa­

chałup, które by się nam nadały, już nie było. Trzeba było

nia wyjechaliśmy do Polski. Po jakimś czasie dotarliśmy do

się rozejrzeć za czymś gdzie indziej. Miałem takiego koni­

miejscowości Łabędy koło Gliwic, w których zanosiło się

ka i wózek i postanowiłem się rozejrzeć, gdzie moglibyśmy

na dłuższy postój. Ja już nawet wyruszyłem na rekonesans,

z rodziną osiedlić się na stałe. Pojechałem tym wózkiem

żeby się rozejrzeć, i znalazłem domek, który byłby w sam

w stronę Golczewa. Przed zmrokiem dojechałem, jak się

raz dla naszej rodziny. Mówię o tym Kasprukowi, a on na

później okazało, na obrzeża jakiejś wsi. Bałem się do niej

to, że nie będziemy się od innych odczepiać. W Łabędach

zajechać. Nakryłem konika, rozpaliłem ognisko i chciałem

odszukali nas pochodzący z Brzozdowiec Kłosowski i C iu ­

jakoś doczekać rana. Naraz usłyszałem kroki, zerwałem się,

ra. Powiedzieli, że nie ma co sobie zawracać głowy Śląskiem,

bo w tym czasie po tych stronach kręciły się różne podejrza­

tylko jechać na Pomorze Zachodnie, gdzie stacjonuje ich

ne typy i niebezpiecznie było samemu poruszać się po dro­

pułk i są do wzięcia całe puste wsie. Ruszyliśmy więc na

dze. Nagle słyszę polecenie: — Ręce do góry! —Oczywiście

północ i po wielu perypetiach na Wigilię 1945 r. dojecha­

podniosłem, bo co miałem robić. Podeszło do mnie dwóch

liśmy do Golczewa. Dalej pociąg nie jechał, bo nie było

żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Zaprowadzili

torów. Droga w wagonie z cudownym obrazem zakończy­

mnie do wsi, która dzisiaj nazywa się Ciesław. Okazało się,

ła się dla nas szczęśliwie. Najbardziej się bałem o ciężarną

że ma ona już swojego sołtysa i załogę wojskową, która pil­

żonę. Kaspruk zawsze mówił: - Madziu! - bo żonie było

nowała Niemców młócących zboże w stogach. Żołnierze za­

Maria Magdalena. - Trzymaj się! - Ja zawsze żartowałem,

prosili mnie w gościnę, a sołtys powiedział, że w Ciesławie

że jak żona zacznie rodzić, to ksiądz zostanie akuszerem,

jest sporo wolnych domów i stodół pełnych paszy. Zachęcał

ale na szczęście małżonka urodziła dopiero tutaj. Ksiądz

mnie, żebym się osiedlił. Nie trzeba było mi tego dwa razy

Kaspruk, co trzeba podkreślić, był bardzo zmęczony i za­

powtarzać. Pojechałem po żonę i przywiozłem ją do Cie-

żenowany całą sytuacją, w jakiej znalazł się podczas trans­

sława. Tu urodziła się m oja córka Zofia. Pierwsze dziecko,

portu. Nigdy wcześniej nie musiał strząsać wszy z sutanny.

które ochrzcił ksiądz Kaspruk na tym Dzikim Zachodzie.

W Golczewie na stacji czekał na nas Bronisław Sętysz, który

To ona zapoczątkowała tworzenie się tu nowego pokolenia

był kierowcą wojskowego trzykołowego ciągnika amerykań­

Polaków.

218

219

MI KU 1’ RZKDSMAK GROBU

C Z Ę Ś Ć II

Córka ochrzczona została w kościele w Trzebieszewie.

leźli. Ja miałem na zboże kryjówkę pod podłogą w kuchni

Katedra wówczas była zrujnowana. Jej dach był uszko­

i bojówka ZM P go nie znalazła. Było to bardzo ważne, bo

dzony, miał w wieży ogrom ną dziurę, którą dopiero ła­

kułaków „wyzwalano” z tego zboża tuż przed wiosennymi

tano. W Ciesławie znalazłem odpowiedni dom, pością-

siewami. Jak chłopu zabrano ziarno przeznaczone na siew,

gałem meble. Zachęciłem też kilku innych mieszkańców

to nie obsiał pól, nie miał co zebrać i był skończony. Nie

brzozdowian, żeby się tu osiedlili. W sumie zamieszkało

miał czym karmić zwierząt hodowlanych, czym zapłacić po­

w Ciesławie czterdziestu osadników. Wojsko zaraz opuści­

datku i musiał zwijać gospodarstwo.

ło tę miejscowość. Jak tylko wymłócili zboże w stogach, to

Takimi działaniami partia chciała zrujnować chłopów,

Niemców poprowadzili na wysiedlenie, a sami wrócili do garnizonu w Kamieniu.

by zmusić ich do wstąpienia do spółdzielni. Najpierw K o­

Zacząłem gospodarzyć, aż tu nagle pojawił się mierni­

nię w Mechowie, którą zaczął odwiedzać Franek Boś, taki

czy, taki Kucharski, który na nowo mierzył wszystkie pola.

partyzant, który walczył z komunizmem. Mówili o nim, ze

Nikt nie wiedział, o co chodzi, aż tu nagle gruchnęła wia­

wywodził się z AK. Ja go osobiście nie znałem. W każdym

domość, że będą zakładane spółdzielnie. Wszyscy uznali,

razie dobrał sobie współpracowników i razem z nimi za­

że jest to sowiecka inicjatywa, dążąca do założenia w Pol­

czął w tym Mechowie robić dywersję. Co oni tam nie wyra­

sce kołchozów. Naciski na tworzenie tych spółdzielni były

biali w tamtejszym kołchozie. W nocy rozkopali kopiec ze

straszne. Jeździły po wsiach ekipy agitatorów, które twardo

zgromadzonymi zbiorami ziemniaków. Nasypali do niego

mówiły, że jak kto nie wstąpi do spółdzielni po dobroci,

soli. Gdy kołchoźnicy z Mechowa wiosną otworzyli kopiec,

to zostanie do tego zmuszony siłą. Wcześniej jeszcze były

by wyjąć ziemniaki, okazało się, że zamiast nich jest błoto.

na wsiach wizyty tzw. trójek ZMP, rekwirujących chłopom zboże. W Ciesławie też byli. Najpierw kilku z nich chodziło

Ziemniaki zgniły. W spółdzielni posadzono też sad ze sprowadzanych

po wsi z transparentem z napisem: „Kułaku, oddaj zboże!”.

drzewek. Przez jedną noc został zniszczony. Wszystkie

Następnie ekipa tych członków ZM P odwiedzała po kolei

drzewka powyrywano i połamano. W spółdzielni tej był

wszystkie gospodarstwa i robiła rewizję, szukając zboża. Z a­

też taki mocno wierzący w komunizm Skiba, który się na­

glądali wszędzie. N a strych, do piwnic i mieszkań. Jak coś

raził wielu ludziom. Ktoś z obrzyna strzelił mu w plecy.

znaleźli, zabierali. Nie wiem, czy szkolili tych zapaleńców,

Kula przeszła na wylot. O n jakoś doczłapał do dom u i dla­

jak robić rewizję, ale jak chłop dobrze schował, to nie zna­

tego przeżył.

220

mitetowi Powiatowemu PZPR udało się założyć spółdziel­

221

C Z Ę Ś Ć II

MI KU PRZEDSMAK GROBU

Franek działał w pasie od Mechowa do Gryfic, bo tam

maszynowe, i granaty. W końcu Franka dosięgła kula. Zała­

były takie wioski, które go popierały. W Krzepocinie miał

dowali go na wóz i wozili po Mechowie. Pytali ludzi, czy go

też wielu zwolenników. N a skraju lasu w pobliżu tej wioski

poznają i czy na pewno jest to Franek Boś. Z tego, co wiem,

było tam takie wrzosowisko, pod którym miał bunkier, i tam

żaden z mieszkańców wioski go nie rozpoznał i nie potwier­

się ukrywał. Parę razy widziałem tego Franka. Raz nawet

dził, że to był on. Wszyscy pytani odwracali głowę. Gdzie go

blisko. Gdy wracaliśmy kiedyś z żoną po oddaniu świń na spędzie w Chominie, jechaliśmy drogą przez las i nagle na

pochowali, tego nikt nie wie. U B aresztował jeszcze czterech czy pięciu jego ludzi.

poboczu zobaczyłem człowieka ubranego w jakiś wojskowy,

Wszyscy dostali po 10 lat i odsiedzieli pełny wyrok. Ani

mocno sfatygowany mundur i buty oficerki. Odruchowo za­

dnia im nie darowano. Wojtal, który tu niedaleko mieszkał,

trzymałem się i chciałem zawrócić wóz. Mieliśmy przy sobie

dostał w więzieniu gruźlicy. W tamtych czasach więzienie to

trochę pieniędzy. Moja żona uśmiechnęła się tylko i powie­

nie było sanatorium, tak jak obecnie. Wtedy 10 lat to była

działa: —Jedź! On ci nic nie zrobi. — Dopiero później po

straszna kara. Sprawa ta spowodowała, że wszyscy, którzy

jakimś czasie żona przyznała się, że go znała. Kiedy mnie nie

opierali się zakładaniu spółdzielni, przestali mieć jakiekol-

było w domu, bo wychodziłem w pole, to on często przy­

wek opory. Ja też zgodziłem się być w Ciesławie przewodni­

chodził do nas, żeby się posilić. Jak gdzieś wyjeżdżaliśmy, to

czącym spółdzielni. Początkowo jednak się nie zgadzałem.

żona zawsze w sieni zostawiała na półce jakiś chleb, mleko,

Jak przyjeżdżali do wsi agitować, to uciekałem w pole. Moje

ser, kawałek słoniny itp. Nigdy też sieni nie zamykała. Później

ucieczki zdały się na nic. W końcu mnie dopadli i zmusili

przyznała się, źe zostawiała to dla Franka. Często więc bywał

do tego, żebym został przewodniczącym kołchozu. Wysłali

w naszym domu, choć ja o tym nie wiedziałem. Wydały go

mnie na kurs przewodniczących do Gdańska, który ukoń­

takie Swierczaki z tego Krzepocina. Wcześniej z nim trzyma­

czyłem z wyróżnieniem. Musiałem oczywiście wstąpić także

ły, a później go swołocze sprzedały. Wskazali oni miejsce jego

do partii, bo taki był wymóg. M am z tego kursu jeszcze

bunkra i milicja go otoczyła. Pamiętam, rano wstałem, a tu

pamiątkowe zdjęcie, na którym stoję razem z wykładowca­

na drodze wielki ruch. Zatrzymują się samochody, z których

mi. Jak pamiętam, to sprawy rolnicze były na nim drugo­

wyskakują milicjanci, tworzą tyralierę i ruszają w stronę tego

rzędne, najważniejsze były polityczne. Przewodniczący miał

wrzosowiska. Wkrótce wybuchła strzelanina. Franek Boś nie

przede wszystkim zagrzewać członków do walki o zwycię­

chciał się poddać i podjął walkę. Musiał mieć w tym bunkrze

stwo socjalizmu. Ja od razu pokapowałem się, o co cho­

więcej broni, bo długo się ostrzeliwał. W akcji były i karabiny

dzi, i deklamowałem im te ideologiczne formułki. Ten

222

223

CZl j S Ć II

MIELI PRZEDSMAK GROBU

ruski pułkownik, który mieszkał u nas w Brzozdowcach

mułka powiedział przecież, że spółdzielnie mają być dobro­

na kwaterze, przy którejś szklance bimbru wytłumaczył

wolne. N o i spółdzielnia z inicjatywy przewodniczącego się

mi, że sowiecki ustrój jest szatański i żeby w nim przeżyć, nie wolno mówić, co się myśli, trzeba chodzić na zebrania,

rozleciała. W jakiś czas po tym zostałem aresztowany i przez rok

bić brawo i na wszystko się zgadzać. Inaczej uznają cię za

siedziałem w więzieniu w Nowogardzie razem z Niem ca­

wroga i zgnoją. Powiedział mi, że w Polsce też tak będzie,

mi skazanymi za zbrodnie wojenne. W pobliskim PGR-ze

bo Sowieci swoje porządki wszędzie wprowadzą. Myśl, co

ukradziono siedem jałówek. Milicja poszła po śladach

chcesz, a na zewnątrz mów, czego od ciebie oczekują! Jak

i szybko złapała złodziei. Wiejskie baby uznały, że to ja ich

obserwowałem chłopaków z Kresów, to tak się właśnie za­

wydałem, i dlatego trafili do więzienia. Ja oczywiście nie

chowywałem. N a tym kursie udawałem więc wysoce poli­

miałem z tym nic wspólnego, ale te baby złożyły w pro­

tycznie uświadomionego. Starałem się oczywiście, by nasza

kuraturze doniesienie, że w czasie wojny współpracowałem

spółdzielnia była niezła. W Komitecie oceniali ją wysoko.

z Niemcami, że wydawałem Żydów itp. Zrobiła się z tego

Bez przerwy przyjeżdżały tu różne delegacje. Mnie się jed­

polityczna sprawa, śledztwo było prowadzone w dwóch kra­

nak to zbiorowe gospodarowanie nie podobało. Chciałem

jach. W więzieniu od razu mi powiedziano, że czeka mnie

mieć swoje gospodarstwo. Jak do władzy wrócił Władysław Gomułka i wygłosił swoje słynne przemówienie, w któ­

stryczek! Mój brat, który był przekonany o mojej niewinności,

rym powiedział, że spółdzielnie muszą być oparte na za­

zaczął zbierać świadków, którzy na procesie byli gotowi wy­

sadzie dobrowolności i nikogo siłą nie można zmuszać do

stąpić w mojej obronie. Żona moja strasznie to przeżywała.

tego, żeby do nich wstępować, to od razu postanowiłem ze

Darła sobie włosy z głowy i najzwyczajniej zwariowała. Za­

spółdzielni wystąpić. Zwołałem zebranie członków i powie­

brali ją do szpitala. Brat nic mi nie powiedział na widzeniu

działem, że kto chce, może zabierać wszystko, co wniósł do

w więzieniu, żeby mnie nie dobijać. N a pokazowej rozpra­

spółdzielni: krowy, konie i inny majątek, bo ja występuję

wie w Kamieniu sędzina na świadka wezwała ks. Michała

z kołchozu. Zaraz przyjechali do mnie z komitetu powiato­

Kaspruka. Złożył on obszerne zeznania, po których sędzi­

wego i zaczęli krzyczeć: - Chłopie, co ty robisz? Dlaczego

na nie chciała już słuchać następnych świadków. Przerwała

rozwiązujesz najlepszą w powiecie spółdzielnię? - Ja jednak

rozprawę. Sąd udał się na naradę, po której wydał wyrok

twardo oświadczyłem, że jak chcą, to niech sobie tę spół­

uniewinniający. Wróciłem do domu wściekły i rozżalony.

dzielnię trzymają, ale ja występuję i wracam na swoje. G o ­

Chciałem to wszystko zostawić, przeprowadzić się w inne

224

225

C Z Ę Ś Ć 11

MI KU PRZEDSMAK GROBU

strony, ale przyjechali do mnie i prosili, żebym został. U m o­

stwo, z którego się utrzymywałem. Chciałem po prostu coś

rzyli mi wszystkie zaległości podatkowe, obiecali pomoc

dla tej naszej ziemi kamieńskiej zrobić. Nigdy nie dbałem

i pożyczki, żebym tylko został. Nawet te baby, które mnie

0 swój interes. Wiem, że wielu moich sąsiadów nigdy tej

oskarżyły, przybiegły mnie przeprosić i po nogach całowa­

ziemi nie uznało za swoją, marzyli o cudownym powrocie

ły. Adwokat, kiedy wychodziłem na wolność, powiedział,

do Brzozdowiec. Ja wiedziałem, że żadnego cudownego po­

żebym przypadkiem nie darował tym babom, które mnie

wrotu nie będzie. Zawsze traktowałem tę ziemię jako swoją

oskarżyły. Powiedział, że za takie posądzenie skórę z nich

1 jako swoją ojczyznę. Budowałem Polskę Ludową i się tego

ściągniemy. Ja jednak machnąłem ręką i przebaczyłem tym

nie wstydzę, innej Polski wtedy nie było.

babom. W następnych wyborach wybrano mnie radnym, a później zostałem przewodniczącym Gromadzkiej Rady Narodowej w Świerznie, które to funkcje pełniłem przez dwie kadencje. Swoje obowiązki przekazałem już naczel­ nikowi. Kończyła się bowiem epoka społecznych działa­ czy, a zaczynał czas menedżerów, m agistrów inżynierów, mających odpow iednie kwalifikacje, a nie nieuków po­ sługujących się tylko zdrowym rozsądkiem. Byłem cał­ kowicie za. Oczywiście, kierując gromadą przez dwie kadencje, coś po sobie zostawiłem. Udało mi się zrealizować wiele inwe­ stycji. Jako społecznika nie pozostawiano mnie w spokoju. Były wtedy tworzone spółdzielnie kółek rolniczych i mnie zrobiono przewodniczącym jednej z nich. Trzeba było zor­ ganizować zarząd i trzy bazy sprzętowe w Kamieniu, Jarszewie i Gostyniu, które świadczyły usługi dla ludności nieposiadającej sprzętu rolniczego. Oczywiście przewod­ niczącym byłem społecznie. Dalej prowadziłem gospodar­

226

„PAN J E Z U S NAS URATOWAŁ'’

wyjazdu z Brzozdowiec, miałem 7 lat. Właśnie poszedłem

Edward Burlikowski

do szkoły sowieckiej, utworzonej dla Polaków, ale długo się

„Pan Jezus nas uratował”

do niej nie nachodziłem, bo 16 października wyjechaliśmy na Ziemie Odzyskane. Wcześniej, gdy miałem 6 lat, a brat 4, to chodziliśmy razem pasać naszą krowę karmicielkę. Chodziliśmy po różnych drogach i bruzdach, gdzie tylko była jakaś trawa. Pamiętam też, że tuż przed nadejściem frontu sowieckiego trzy noce spędziliśmy w kościele, któ­ ry dla kobiet, dzieci i osób starszych od dawna w chwilach

Urodziłem się 19 października 1938 r. w miejscowości

zagrożeń służył za schronienie. M am a zabierała pierzynę,

Hranki-Kuty. Jak miałem rok, to moi rodzice, Jan i Aniela

a my wiadro, do którego mieliśmy załatwiać swoje potrzeby.

z domu Niedźwiedzka, kupili dom w Brzozdowcach. O d

Kościół był na noc zamykany, a jego drzwi barykadowane

tej pory mieszkałem z rodzicami i bratem Michałem, który

i nikt nie mógł z niego wyjść. Spaliśmy w kościele ściśnięci

przyszedł wkrótce na świat. Do Brzozdowiec przeprowadzi­

jak śledzie w puszce.

liśmy się, bo ojciec dobrze zarabiał. Za kawalerki skończył

Przez dwie noce był spokój. N a trzecią noc nagle w ko­

kurs murarski i okazał się bardzo dobrym fachowcem, miał

ściele zrobił się ruch. Matula spała, ale się zerwała. Po ko­

stałą pracę u szwagra. Dziennie zarabiał 6 złotych. To na

ściele poszła wiadomość, że Ukraińcy są tuż, tuż i będą

ówczesne warunki było bardzo dużo. M oja mama pracowa­

szturmować kościół. N a zewnątrz stali chłopi uzbrojeni

ła w majątku, naharowała się przez cały dzień i zarobiła za dniówkę 20 groszy!

w różną broń. Niektórzy mieli broń palną, ale większość

Rodzice wzięli kredyt i kupili od jednej z rodzin muro­

marli, zwłaszcza że na zewnątrz było słychać okrzyki, a na­

wany dom. Nie wiedzieli oczywiście, że wybuchnie wojna

wet śpiewy. Cała ta wrzawa przybliżała się coraz bardziej do

i nie zdążą spłacić pożyczki. Musieli to robić dopiero po

kościoła. Nagle, jak nożem uciął, wszystko zamilkło. Żaden

wojnie, gdy już mieszkali w Trzebieszowie. Rodzicom na

atak nie nastąpił.

tylko siekiery, widły i jakieś łomy. Myśmy w kościele za­

pewno nie żyło się źle. W Brzozdowcach mieli jeszcze kawa­

Następnej nocy matka już nie prowadziła nas do świąty­

łek pola, trzymali krowę, świnię i parę kur. Ja oczywiście te

ni. Takie sytuacje zdarzały się wcześniej, tylko albo ja ich nie

sprawy znam głównie z opowieści. Jak szykowaliśmy się do

pamiętam, albo matka nas do kościoła nie zabierała. Pyta­

228

229

czijśC

ii

„RAN J E Z U S NAS U R A T O W A Ł ”

łem matki, co się stało, dlaczego Ukraińcy nas nie zaatako­

strzelać, wypróbować nowe samoloty, nie wiem. W każdym

wali? Jej odpowiedź była krótka: - Pan Jezus nas uratował!

razie wyszliśmy z tego cało. Krowa też.

— O tym, że Pan Jezus, obecny w swoim cudownym wi­

Gdy w 1945 r. Polacy wiedzieli, że będą musieli jechać

zerunku, wielokrotnie ratował Brzozdowce przed wyrżnię­

na Ziemie Odzyskane, zaczęli robić świniobicia i przygoto­

ciem, byli przekonani wszyscy mieszkający w nich Polacy.

wywać zapasy. Zaczęły się wtedy nocne napady na Polaków

Dla naszej rodziny ten konflikt z Ukraińcami był na

i rekwizycje, czyli rabowanie przez banderowców pozyska­

pewno sprawą przykrą. Do wybuchu wojny współżycie

nego mięsa. Przychodzili w nocy i zabierali. Ktoś jednak tym

z nimi układało się bardzo dobrze. Przejawem tego były

banderowcom musiał powiedzieć, że w jednym czy drugim

m.in. małżeństwa mieszane. Dwie moje ciotki, czyli siostry

domu było świniobicie. Nasz sąsiad Ukrainiec, nazywający

mamy, wyszły za Ukraińców, dobrych ludzi, z którymi two­

się Hryń, zawsze nas ostrzegał. Pamiętam, że przychodził

rzyły zgodne stadła. Mój stryj, czyli brat ojca, też sobie wziął

i mówił: - Uważajcie, bo dziś w nocy będą chodzić! - Ojca

za żonę Ukrainkę. W naszych stronach na szczęście nie do­

w tym czasie w domu nie było i matka wszystko miała na

szło tak, jak gdzie indziej, do mordowania przez Ukraińców

swojej głowie. O jca w 1942 r. wywieziono na przymusowe

swych współmałżonków i dzieci. Z tego, co się później do­

roboty do Niemiec i od tego czasu nie dawał żadnego znaku

wiedziałem, w niektórych rodzinach dochodziło do drama­

życia. Nikt nie wiedział, czy żyje, a jeżeli tak, to gdzie prze­

tów, chociaż na innym tle.

bywa. Jak nam później opowiadał, był na przymusowych

W polsko-ukraińskiej rodzinie było czterech synów.

robotach w Austrii. W 1944 r. związał się z grupą liczącą

Dwóch z nich poszło do UPA, deklarując chęć rżnięcia Po­

16 osób, która postanowiła nawiać z robót do swoich. Był

laków. Zostali złapani przez N K W D . G dy wkroczyli So­

to oczywiście szaleńczy plan. Wszyscy jednak członkowie

wieci, o mało z matką i bratem nie zginęliśmy przy pasieniu

grupy zgromadzili zapasy żywności i w końcu dali dyla. Szli

krów. Paśliśmy ją na takiej bruździe i nagle nad nami zoba­

nocą lasami na wschód, a w dzień spali. Oczywiście zapasy

czyliśmy trzy przybliżające się punkciki, które zaczęły ro­

szybko się skończyły i po paru dniach czy tygodniach, bo

snąć i gwałtownie pikować w naszą stronę. W pewnym m o­

nigdy tego dokładnie nie opowiedział, wszyscy stanęli przed

mencie mama pognała krowę, a mnie z bratem wepchnęła

dylematem. Umrzeć z głosu albo wyjść z lasu i się ujawnić.

do takiej jamy i przykryła nas swoim ciałem. Dosłownie za

Zdecydowali się ujawnić i pójść do najbliższego miasta. Po­

sekundę wokół nas zaczęły gwizdać kule. Nie wiem, czemu

szli tam i okazało się, że byli w nim Sowieci. Zostali zatrzy­

niemieccy lotnicy do nas strzelali. Może chcieli sobie po­

mani na rogatkach i odprowadzeni do dowództwa, gdzie

230

231

C Z Ę Ś Ć II

„PAN J EZ U S NAS URATOWAŁ”

zaczęto ich przesłuchiwać. Oficer słuchający ich opowiadań

otworzył okno i zaczął krzyczeć w stronę ukraińskiego są­

nie bardzo w nie wierzył, że tak kochają ojczyznę, iż do­

siada: - Hryniu, ratuj! - Wezwanie to powtórzył wielokrot­

browolnie za kierunek swojej ucieczki wzięli wschód, a nie

nie. Zrobił się ruch. Psy zaczęły szczekać. Wartownik przy

zachód. W końcu zapytali ich, co dalej zamierzają. C i nie

bramie majątku wystrzelił w powietrze, podrywając na nogi

bardzo wiedzieli, co odpowiedzieć, więc oficer ułatwił im

kwaterującą w nim grupę żołnierzy sowieckich! Napastnicy

zadanie, pytając, czy będą walczyć w szeregach Armii Czer­

natychmiast uciekli. Bali się, że wojsko wyskoczy z majątku

wonej? Cóż mieli zrobić w takiej sytuacji? Gremialnie odpo­

i ich złapie. Bimber został uratowany. Rano zaczęliśmy się

wiedzieli, że tak! Jak ojciec opowiadał, wtedy ich nakarmili

pakować i przewozić nasze rzeczy do Chodorowa. Tutaj cze­

i dali jeden dzień na odpoczynek. Później wysłali ich na

kaliśmy kilka tygodni na transport. Za to, że ojciec był w Ar­

tygodniowe szkolenie, a następnie na front.

mii Czerwonej, dostaliśmy po długim okresie oczekiwania

O jciec nie zginął, ale wrócił z ciężką chorobą serca,

zamknięty wagon towarowy. Był to przywilej, bo większość

która znacząco skróciła mu życie. Gdy wrócił z frontu we

brzozdowian otrzymała do transportu swego majątku lorę,

wrześniu 1945 r., matka od razu mu powiedziała: —Wiesz,

czyli odkryty wagon. Oczywiście w tym wagonie nie jechali­

teraz czasy są takie byle jakie. Polaków ciągle mordują, pa­

śmy sami. Wraz z nami jechały jeszcze trzy rodziny.

kujmy się, jedźmy do Chodorowa i tam będziemy czekać na

Pociąg zatrzymywał się bardzo często. Jechaliśmy po­

wyjazd do Polski. —Ojciec zgodził się, ale znając sowieckie

nad dwa miesiące. Codziennie były dwa postoje planowe.

realia, uznał, że trzeba jeszcze przed wyjazdem postarać się

Trzeba było napoić krowy, a także je wydoić. Ludzie m u­

o walutę! Tą zaś wtedy był bimber. Za niego wszystko moż­

sieli załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. N a dłuższych

na było kupić. Postanowił go upędzić. Robił, czyli jak to się

postojach mama starała się zawsze coś upitrasić. Trzeba

mówiło w Brzozdowcach - kręcił - w nocy.

było przecież zjeść coś gorącego. M am a gotowała tak jak

Po paru dniach w nocy, chyba o pierwszej, ktoś zaczął

inne kobiety. Pomagaliśmy, rozkładając jej kuchnię. Był

stukać do drzwi. Ojciec zapytał, kto tam. Usłyszał wtedy: -

to blat kuchenny, który zabraliśmy z naszego domu. Pod­

Swój, nie bój się! Otwórz! —Ojciec odpowiedział zaś, że teraz

party czterema cegłami stojącymi na sztorc, spełniał swoje

czasy są takie, że nie otwiera się drzwi nieznajomym! Wte­

zadanie. Ognisko pod nim nie mogło być jednak za duże,

dy tamci zaczęli walić jeszcze bardziej. Ojciec zaczął sobie

bo czasami planowy pobyt skracano. Trzeba było wtedy się

zdawać sprawę, że za chwilę drzwi nie wytrzymają i napast­

spieszyć, żeby nie zostać na stacji. Każda rodzina zużywała

nicy wpadną do środka. Po schodach wskoczył na strych,

swoje zapasy. Chleb rozdawali nam na stacjach pracownicy

232

233

C Z Ę Ś Ć II

„PAN J KZUS NAS URATOWAł.

Państwowego Urzędu Repatriacyjnego (PUR). Zjadaliśmy

i Stanisława Ślusarzowie, którzy pobrali się w czasie wojny

z nim nasze zapasy tłuszczu, głównie boczku i wędzonej sło­

i wzięli ze sobą córeczkę Halinę, urodzoną w 1944 r. Jazda

niny. Transport był wielokrotnie rozdzielony. Ze stacji, na

z nią była prawdziwą gehenną.

których zatrzymywaliśmy się, pamiętam Kraków, Górę Ślą­

Ksiądz Kaspruk trzymał się dzielnie, ale i po nim było

ską, Wrocław, Leśną. Chciano nas wysadzić wszystkich na

widać zmęczenie. Zawsze przed ludźmi występował w sutan­

Dolnym Śląsku i zakończyć naszą epopeję, rozwożąc nasz

nie, z której co rusz strzepywał wszy. Wszawica była bowiem

transport po różnych wsiach, w każdej z nich zostawiając po

straszna. Brak możliwości dbania o własną higienę najbar­

kilka rodzin. Wtedy wszyscy się zbuntowaliśmy. Jechaliśmy

dziej chyba doskwierał księdzu Kasprukowi. W iadomo, że

z myślą o zamieszkaniu w jednej miejscowości. Pracownicy

warunki, w których mieszkał każdy pleban przed wojną,

PUR-u nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ale

były luksusowe w porównaniu z warunkami, w których żyli

ostatecznie zgodzili się skierować nasz transport na Pomo­

parafianie. Ksiądz był postacią szanowaną i nie do pomyśle­

rze. Najpierw trafiliśmy do Kluczborka, a z niego rozpoczę­

nia było, żeby pokazał się on wiernym w brudnej sutannie.

liśmy naszą odyseję na północ.

Jadąc z nami, ks. Kaspruk starał się trzymać formę, choć na

Przez cały ten czas otuchy dodawał wszystkim ks. M i­ chał Kaspruk, który też chciał dojechać na Pomorze i tam

pewno czuł się upodlony. D o Golczewa, które wtedy nazywało się Goliszewo, do­

podjąć posługę wśród brzozdowian. Marzyło mu się odtwo­

jechaliśmy w Wigilię 1945 r. Wigilię, jak dobrze pamiętam,

rzenie na Pomorzu takich małych Brzozdowiec, skupionych

spędziliśmy w wagonie. Podobnie Boże Narodzenie. Część

jak kiedyś wokół cudownego obrazu Pana Jezusa Brzozdo-

brzozdowian od razu wyruszyła na poszukiwanie domów,

wieckiego. Sam obraz spoczywał w jego skrzyni w wagonie,

które jeszcze nie były zajęte. Największe grupy udały się

w którym jechał. Ksiądz Kaspruk do końca pełnił obowiąz­

do Niemicy i Trzebieszewa. Ojciec źle się czuł i dopiero po

ki nie tylko naszego duchowego przewodnika, lecz także

świętach zaczęliśmy szukać dla siebie gospodarstwa. Przy­

kierownika wyprawy. Spotykał się z różnymi sytuacjami, ale

jechaliśmy do Trzebieszewa, w którym wszyscy chcieliśmy

zawsze był optymistą. Obchodził wagony na postoju i jak

mieszkać w większej gromadzie. We wsi było sześćdziesiąt

pamiętam, każdego dnia pocieszał nas, byśmy jeszcze trochę

osiem gospodarstw o podobnej wielkości. Żadnego innego

wytrzymali, bo przecież wiele starszych osób, a także rodzin

zakładu produkcyjnego w miejscowości nie było. W wielu

z małymi dziećmi miało już dość podróży. My z bratem ja­

gospodarstwach mieszkali jeszcze Niemcy. Nie był to już

koś dawaliśmy sobie radę, ale co mieli powiedzieć August

jakiś Dziki Zachód, gdzie każdy brał, co chciał. We wsi

234

235

C Z Ę Ś Ć II

PAN J KZUS NAS URATOWAŁ

był Urząd Gminy i posterunek milicji. Nie można było iść

Granatka, jak w naszej gwarze nazywaliśmy Granatową,

i wyrzucić jakiejś rodziny niemieckiej. N a wszystko trzeba było mieć przydział.

bała się potem o zmroku schodzić po węgiel do piwnicy. Wszyscy mówili, że tam straszy! Ruscy z Niemcami się nie

Ojciec poszedł do gminy, która mieściła się w plebanii

patyczkowali. Jak zobaczyli, co Niemcy zrobili z ich krajem,

protestanckiej parafii, z prośbą o pomoc w znalezieniu ja­

uznali, że mają prawo do odwetu. Jego ofiarami byli głów­

kiegoś wolnego domu dla naszej rodziny. Gm ina przydzie­

nie ci, którzy akurat napatoczyli się im pod rękę.

liła nam i rodzinie siostry ojca, Zbylinowskim, dom przy

Niemcy, jak ich obserwowałem jako dziecko, nie chcieli

szkole, przewidziany dla nauczycieli. Szkoła nie funkcjono­

wyjeżdżać. Liczyli zapewne, że będą mogli zostać. Nie nisz­

wała i mieszkanie przy niej stało puste. Przeżyliśmy w tym

czyli swoich majątków. Wiedzieli, że rosyjscy żołnierze po­

mieszkaniu do wiosny. Jak zeszły śniegi, ojciec zaczął się

lowali szczególnie na rowery. Rozbierali je więc na części

rozglądać za jakimś gospodarstwem. Nie było to łatwe. Tu

i chowali po kątach. Jedno koło w stodole, drugie w obo­

każdy dom miał swoją historię. W niektórych, jak mówili,

rze, a łańcuch w komórce. Najprawdopodobniej sądzili, że

straszyło! Było to związane z najnowszymi czasami.

Ruscy przyjdą i pójdą, i będą mogli złożyć te swoje rowery.

W niektórych domach, jak wkroczyli Ruscy, działy się

Jeszcze długo po ich wyjeździe chłopaki w Trzebieszewie

dantejskie sceny. Jednym z takich domów, w którym stra­

znajdowały te rozebrane rowery w różnych zakamarkach

szyło, był ten zajęty przez rodzinę Granatów. Mieszkało

swych domostw. Niemcy, jak wyjeżdżali, mogli zabrać ze

w nim niemieckie małżeństwo. Jak wpadli Ruscy, to zaczę­

sobą, jak pamiętam, tylko 20 kilogramów podręcznego ba­

li tę Niemkę gwałcić. Jej mąż stanął w jej obronie. Ruscy

gażu. Wybierali więc głównie rzeczy najbardziej potrzebne

wzięli go do piwnicy, gdzie Granatowie mają dziś kotłow­

w podróży. Opuszczając swe domy, zostawiali je nowym

nię. Chcieli go pewnie w niej zamknąć, żeby im nie prze­

właścicielom w dobrym stanie. Sam widziałem. Mieszkania

szkadzał, ale nie potrafili tego zrobić, więc któryś z nich po­

były wysprzątane, a łóżka posłane.

ciągnął po nim serią z pepeszy, zabijając go na miejscu. Ci

Wracając do naszego mieszkania, to ojciec znalazł ta­

Ruscy tę Niemkę ostatecznie zgwałcili. Pracowała ona po­

kie na końcu wsi, gdzie dziś Tadek Winiarczyk mieszka.

tem w PGR-ze na Świńcu, gdzie w 1946 r. urodziła dziecko

Była tam, jak pamiętam, stodoła i obora pod strzechą, ale

z tego gwałtu. Była tu u Granatów z tym dzieckiem i opo­

dom był murowany i kryty dachówką, la to uznał, że skoro

wiedziała o tym całym zdarzeniu. W piwnicy po dziś dzień

dom jest pod dachówką, to trzeba brać to gospodarstwo.

są ślady po kulach. Trzy z nich tkwią jeszcze w ścianie.

Poszedł do gminy, napisał podanie i je dostał. Wprowadzi­

236

237

C Z Ę Ś Ć II

„PAN J KZUS NAS URATOWAł.

liśmy się do tego domu i wszystko było pięknie do pierw­

Później, po wielu perturbacjach, kiedy się ożeniłem,

szego deszczu. Jak zaczęło padać, to najpierw na suficie po­

udało się nam tę resztę domu od Gminnej Spółdzielni od­

jawiły się plamy, a później zaczęło z niego najzwyczajniej

kupić. Pamiętam też, jak dzielono ziemię. Nikt nie dostawał

cieknąć. Okazało się, że dach został źle pokryty dachówką

ziemi na piękne oczy, za łapówkę lub „po uważaniu . Prze­

karpiówką, nie na zakład, ale na styk, i dach nie spełniał swojej roli.

ciętnie każdy dostawał po 10 hektarów. Jeżeli w nadzielonej

Za Niemca na styku dachówek były przybite listewki.

były gorsze, więcej. Generalnie jednak zasada była: dział­

Czasowo sprawdzały się, ale po paru latach zgniły i zaczęły

ka o wielkości 10 ha. Tu w Trzebieszewie ziemia jest licha.

przepuszczać wodę. Ojciec początkowo usiłował uszczelniać

Działki biegnące w stronę Chrząstowa, czyli jak my mówi­

te przecieki, ale niewiele to dawało. Uszczelnił w jednym

my w górkę, są czwartej i trzeciej klasy. Działki ze strony

miejscu, to zaczynało przeciekać w drugim. Rok żeśmy

przeciwnej są klasy piątej i szóstej. Ziemia jest tak licha, że

wytrzymali, ale po drugim ojciec uznał, że tak dalej być nie

bez nawozów sztucznych niewiele urodzi.

może i trzeba się przeprowadzić. N a remont dachu, a w za­ sadzie jego wyminę, nie mieliśmy pieniędzy.

ziemi były lepsze kawałki gruntu, mógł dostać mniej, jeżeli

Poza przydziałem ziemi i gospodarstw państwo starało się przesiedleńcom pomagać w ich uruchomieniu i rozpo­

Gm ina przydzieliła nam kolejny budynek przy głów­

częciu działalności. Przydzielało im krowy i konie. Część

nym skrzyżowaniu wsi. Budynek mieszkalny był duży, bar­

z nich, zwłaszcza krowy, pochodziła z tzw. nadania PU R

dzo się nam spodobał. Byliśmy szczęśliwi! Nasze szczęście

-u. Były to głównie sztuki poniemieckie rasy czarno-białej.

nie trwało jednak długo. Któregoś dnia przyszedł mierniczy

Większość krów rozdzielanych wśród osadników pochodzi­

i zapytał: —Ilu was tu mieszka? —Ojciec odpowiedział, że

ło z U N RR A . O tych krowach to dzisiaj mało kto pamię­

czworo! —Ten zrobił wielkie oczy. —Czworo w takim wiel­

ta, ale do legendy przeszły konie z U N RR A . Były to konie

kim domu? Tak nie może być, trzeba coś z tym zrobić. -

amerykańskie, ogromne. Jeden przeciągnął bez trudu nasze

Wydał decyzję dzielącą nasz dom na połowę. Zostawił nam

dwa konie. Sęk w tym, że były to konie dzikie, nieprzyzwy-

dwa pokoje z kuchnią. W tej zabranej części gmina chcia­

czajone nie tylko do pracy w rolnictwie, lecz także do cho­

ła umieścić taką Gugową. Ojciec na nią nie bardzo chciał

dzenia przy wozie. Trzeba je było wszystkiego nauczyć. To

się zgodzić, ale jak sam powiedział: co on ma do gadania.

zaś nie było łatwe. Do tych koni brakowało odpowiednich

Na szczęście okradli sklep i gmina postanowiła przenieść go tutaj.

uprzęży i wozów, nie mówiąc już o innych sprzętach nie­

238

zbędnych do uprawy pól. Gospodarze sami starali się robić

239

C Z Ę Ś Ć II

„PAN J EZ U S NAS URATOWAŁ

uprząż dla koni z U N R R A , co jednak bez odpowiednich

tych przez dwa silne konie. Miały one drewniane grabie,

materiałów i pomocy rymarza nie było łatwe. Jak ktoś taką

które zbierały skoszone zboże w garści. Również gospodarze

uprząż wykonał, to starał się zaprząc konia do wozu. Nie

zrezygnowali z koszenia kosą. Co najwyżej używali jej do

wszystkim się to udawało. Konie zrywały uprząż, rzucały

obkaszania łanów pól, żeby garściówka mogła wjechać na

się do ucieczki. Niektórzy gospodarze usiłowali obłaskawiać

pole. Cepy też gospodarze zostawili sobie tylko na pam iąt­

konie, karmiąc je chlebem.

kę. Wyparła je młockarnia. Gospodarz nie młócił całą zimę,

Mój ojciec nie chciał konia z U N RRA . Wolał kupić ko­

ale najwyżej kilka dni. Kopaczki usprawniły także wykop­

nia pociągowego, już zaprawionego do pracy w polu. Nie

ki. Ziemniaków nie trzeba było już kopać ręczną kopaczką.

miał zdrowia do użerania się z koniem ważącym 2 tony,

Znacznie poprawiło to jesienne kopania, choć zbiór trzeba

który mógł go zabić. Przekonał się natomiast do nawozów sztucznych.

było przeprowadzać śpiesznie, żeby szybko zebrać i zwieźć

Z tymi nawozami mieszkańcy Trzebieszewa zetknęli

ziemniaki. N a szczęście podobnie jak Brzozdowcach ludzie na­

się bardzo szybko. Znaleźli je przechowywane w różnych

dal sobie pomagali w pracach polowych. Ja oczywiście,

komórkach czy poniemieckich stodołach.

Początkowo

jak tylko uruchomiono szkołę podstawową, zacząłem do

nie wiedzieli, co z nimi zrobić. Dopiero ci, co pracowali

niej uczęszczać, co zresztą było obowiązkowe. Jej budynek

w Niemczech u bauerów, wyjaśnili tym z Brzozdowiec, że

znałem już wcześniej, bo jak powiedziałem, pierwszą zimę

dzięki nim można poprawić plony. Pokazali im też, jak te

przemieszkaliśmy w domku przeznaczonym dla nauczycieli.

nawozy stosować. Takich zdziwień gospodarze na nowych

Lubiłem się uczyć, ale niestety po śmierci ojca w 1951 r.

gospodarstwach przeżyli jeszcze wiele.

o dalszej nauce musiałem zapomnieć. Trzeba było pomóc

Już jako dziecko musiałem, tak jak w Brzozdowcach,

matce w prowadzeniu gospodarstwa. N a nic nie miałem

pomagać rodzicom w gospodarstwie. Pod tym względem

czasu, bo robota goniła robotę. Koleżeństwo było gdzieś na

nic się bynajmniej nie zmieniło.

boku. Ot, z przypadku. O d czasu do czasu jakaś potańców­

Wracając jednak do tych zdziwień, to przede wszystkim przeżyły je kobiety, które pożegnały się z sierpem. Nie słu­

ka. To wszystko. N a początku lat pięćdziesiątych zaczęto intensywnie

żył on już do żęcia zboża, ale nawet do ubierania już sko­

propagować kolektywizację ziemi i tworzenie kołchozów.

szonego. W spadku po niemieckich gospodarzach Polacy

D la wszystkich mieszkańców Trzebieszewa, którzy przybyli

przejęli też tzw. garściówki. Był to rodzaj kosiarek, ciągnię­

tu z Brzozdowiec, był to ogromny cios. Kołchozy kojarzy-

240

241

C Z Ę Ś Ć II

„1’ AN J KZUS NAS URATOWAŁ”

ły im się z Sowietami i Związkiem Radzieckim, z którego

Jak spółdzielnie rozwiązano, to i tak praca w rolnictwie

wynieśli raczej przykre wspomnienia. Wielu Polaków przy­

była nie tylko ciężka, lecz także mało opłacalna. Rolników

pomniało sobie, że niektórzy Sowieci mówili sarkastycznie,

gnębiono obowiązkowymi dostawami. W 1957 r. dostawy

że tak na dobrą sprawę to moglibyśmy nie wyjeżdżać, bo

co prawda znaczenie zmniejszono, ale nie zrezygnowano

Polska też będzie sowiecka. Początkowo wszyscy gospodarze

z nich całkowicie. Zniesiono planowanie dostaw, ale tylko

kategorycznie się sprzeciwili. Nikt dobrowolnie nie chciał

teoretycznie. Gospodarstwa musiały wytwarzać to, co rol­

iść do kołchozu. Tym bardziej że we wsi istniał już jeden,

nik musiał odstawić do punktów skupu w ramach dostaw

zorganizowany na bazie majątku istniejącego w Trzebiesze-

obowiązkowych. W nich płacono za nie 20 proc. wartości.

wie i przejęty w 1945 r. przez wojsko. O pór ludzi był jednak

Chłop, by je wytworzyć, musiał dołożyć z własnej kieszeni.

łamany. Przyjeżdżali agitatorzy organizujący różne spotka­

Oznaczało to, że nie miał na nic pieniędzy. Nie miał za co

nia, a do tych najbardziej opornych UB.

remontować obejścia, sprzętu rolniczego, czy nawet kupić

Moja matka jako właścicielka gospodarstwa też wstą­ piła do kołchozu, no bo co miała robić. Ja miałem wtedy

butów dla dzieci. Słabsze gospodarstwa musiały na te dosta­ wy oddawać całą towarową produkcję.

13 lat. Tym, którzy się opierali, grożono takimi podatkami,

Chłopi mieli kłopot z własnym utrzymaniem. W takiej

że szybko przyszłoby im oddać państwu całe gospodarstwo za

sytuacji nie byli zainteresowani zwiększaniem produkcji, jak

długi. N a szczęście po 1956 r., gdy Gomułka doszedł do wła­

i rozwojem swoich gospodarstw. Wszyscy szukali dodatko­

dzy, założone pod przymusem kołchozy się rozleciały. Chłopi

wego zatrudnienia w przedsiębiorstwach związanych z rol­

zabrali swoją ziemię i inny majątek, który przekazali do koł­

nictwem. Dochodziło do paradoksalnych sytuacji. Chłop

chozu, i wrócili do prowadzenia gospodarstw. Kołchozy, jak

miał 10 hektarów pola, trzymał 10 świń i pięć krów i nie

nazywaliśmy spółdzielnie produkcyjne, były czystą polityką,

mógł utrzymać siebie i rodziny. Pracował na zobowiązania

niemającą nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Wynikały z ideologii, a nie z zasad rachunku ekonomicznego. Rzeczy­

wobec państwa. Szybko sam odczułem tę sytuację na własnej skórze.

wistość nie przystawała do teorii. Nikt tu nie wierzył w jakieś

W październiku 1959 r. zostałem powołany do odbycia za­

zespołowe gospodarowanie. Wszyscy jednak bali się, że jeżeli

sadniczej służby wojskowej. Służyłem jednak tylko osiem

pozostaną chłopami indywidualnymi, to będą zniszczeni „pla­

miesięcy, bo matka wystarała się przez Wojskową Komendę

nowym skupem” i podatkami, które stale rosły. Wszyscy bali

Rezerw (W KR) o zwolnienie mnie z wojska. Przedstawiła

się rewizji za ukrytym ziarnem i przymusowych omłotów.

odpowiednie zaświadczenia lekarskie, że jest chora i beze

242

243

C Z Ę Ś Ć II

PAN J EZ U S NAS URATOWAŁ

mnie nie da rady prowadzić gospodarstwa. To samo uczynił

naczelnika, a przez 10 lat prezesa. Gospodarstwa już nie

wuj, który nam pomagał, i przeniesiono mnie do rezerwy.

prowadzę. Ziemię przekazałem córkom i prowadzę z żoną

Posiedziałem na gospodarce dwa lata, ale ceny płodów były

żywot emeryta. W iadomo, że zdrowie nie dopisuje już tak,

wówczas tak niskie, a podatki tak wysokie, że nie szło wyro­

jak kiedyś. Staramy się z żoną zachować tak ważną w dzi­

bić. Zawsze brakowało pieniędzy. Jak przyszło zapłacić po­

siejszych czasach pogodę ducha. Każdy dzień przyjmuje­

datek, to trzeba było iść do roboty w PGR-ze do Miłochowa

my z uśmiechem. Cieszymy się z tego, że ponad pół wieku

albo do Swińca, bo z gospodarki trudno było coś odłożyć.

temu udało nam się stworzyć kochającą się rodzinę, która

W 1964 r. na potańcówce poznałem swoją żonę Jani­

się szanuje i którą szanują inni.

nę, która w 1945 r. przyjechała razem z rodziną na Ziemie

N a koniec wspomnę jeszcze o Brzozdowcach, z który­

Odzyskane do pobliskiego Grębowa. 19 kwietnia 1965 r.

mi byliśmy zawsze jakoś duchowo związani. Pozostawiliśmy

wziąłem z nią ślub. Wtedy już pracowałem w melioracji

tam przecież bardzo bliską rodzinę. M am a dwie siostry, a oj­

i nadal prowadziłem gospodarstwo. W przedsiębiorstwie

ciec brata, którzy weszli w ukraińskie rodziny. Pamiętam, że

melioracyjnym, w którym byłem zatrudniony, pracowało

zaraz po wojnie matka wysyłała na Ukrainę do Brzozdo-

się w terenie bez stałego nadzoru kierownika. Ten przyjeż­

wiec swoim siostrom paczki, bo tam było bardzo ciężko

dżał tylko raz na kilka dni, żeby odebrać przydzieloną ro­

i panował głód. O tym ciotki oczywiście nie pisały. Trze­

botę. Jak się spięliśmy z kolegą, to na pierwszą po południu

ba było czytać między wierszami. Choć więc i nam się nie

byliśmy gotowi. Jechaliśmy do domu i braliśmy się za wła­ sne gospodarki.

przelewało, matula wysyłała paczki do rodzin swych sióstr w Brzozdowcach. Potem jakoś kontakty się urwały. Dopie­

Praca w melioracji bardzo mi odpowiadała. Przepraco­

ro Wereszczyński po latach opowiadał, jak wyglądały rządy

wałem w tym przedsiębiorstwie 19 lat. M oim partnerem

sowieckie w Brzozdowcach. Najpierw wszystkich zapędzo­

był mój sąsiad, z którym współpraca układała się bardzo

no do kołchozu. Kościół został zamieniony na spichlerz

dobrze. Rodzina mi się szybko powiększyła. Poza synem

i magazyn środków chemicznych. O tym, że budynek był

Mirosławem urodziły się nam jeszcze dwie córki, Jolanta

kościołem, przypominała figura Matki Bożej umieszczona

i Joanna, które mieszkają w Trzebieszewie.

we wnęce w jego szczytowej zewnętrznej ścianie. Nowi go­

O d 18 roku życia byłem też czynnym członkiem O chot­

spodarze nie mogli się dobrać do tej figury, żeby ją zrzucić.

niczej Straży Pożarnej w Trzebieszewie. Byłem strażakiem

Któryś z nich postanowił ją rozstrzelać. Wziął pepeszę i pu­

mechanikiem motopompy, przez 15 lat pełniłem funkcję

ścił serię, ale to nic nie dało. Figura pozostała nienaruszona.

244

245

C Z Ę Ś Ć II

Po kilku dniach ten, który do niej strzelał, rżnął drzewo i piła ucięła mu rękę. Tak opowiadał Wereszczyński. Ludzie uznali to za znak i karę bożą dla tego Sowieta, który chciał rozstrzelać figurkę Matki Bożej... Jak w latach dziewięć­ dziesiątych robiono remont kościoła, to z elewacji fronto­ wej wyjęto wiele pocisków. Same Brzozdowce w wyniku działalności inwestycyjnej władz ukraińskich zmieniły zasadniczo swoje oblicze. W ich pobliżu odkryto duże pokłady siarki. Ukraińscy komuni­ ści postanowili je zagospodarować. W pobliżu Brzozdowiec zbudowano zakłady chemiczne i kopalnię odkrywkową, a także założono stale rozrastające się osiedle pracownicze Nowy Rozdół. Przez Brzozdowce przeprowadzono linię kolejową łączącą Nowy Rozdół z Chodorowem. W latach sześćdziesiątych powstały kolejne zakłady przemysłowe. Jak się rozpadł Związek Radziecki, to i całe to zagłębie przemy­ słowe, oparte na siarce, diabli wzięli. Okolice Brzozdowiec przypominają krajobraz księży­ cowy. Tam, gdzie były pola, są teraz zalane wodą wyrobi­ ska i hałdy. Parafia jednak się odrodziła i istnieje już 25 lat. Sam kościół w stanie ruiny wpisano do rejestru zabytków. W 1995 r. pojechała do Brzozdowiec z Kamienia Pomorskie­ go pierwsza pielgrzymka byłych mieszkańców. Przywiozła ze sobą w darze wierną kopię cudownego obrazu Pana Jezusa Brzozdowieckiego. Wzięli w niej udział byli brzozdowianie mieszkający nie tylko na Pomorzu, lecz także na terenie ca­ łego kraju. Wsparli również remont świątyni, która zaczęła

246

„PAN JUZUS NAS URATOWAĆ"

odzyskiwać swój blask. Dawnym mieszkańcom nie udało się wrócić na ziemie przodków, ale sanktuarium, w którym czczony był cudowny obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego, wróciło do życia. Najstarsi wygnańcy z Brzozdowiec, którzy pojechali tam z pielgrzymką, mogli to zobaczyć. Obecnie pokolenie to już odchodzi. W Trzebieszewie żyją już tylko Solska, Ciurowa i ja. Jeśli chodzi o Trzebieszewo, to aktywnych rolników, trudniących się prowadzeniem gospodarstw, z każdym rokiem ubywa. Ugorów jednak we wsi nie ma. Cała ziemia orna jest obrobiona. Zmienia się tylko struktura rolnictwa. M oja żona śmieje się, że kiedyś chodziły dojarki, a teraz chodzą kosiarki. W naszym kościele, do którego dojeżdża ks. wikary z Kamienia Pomorskiego, jest też czczona kopia cudownego obrazu Pana Jezusa Brzozdowieckiego. Trzeba wierzyć, że nasi następcy będą nadal pielęgnować jego kult, a Pan Jezus będzie im błogosławić.

„ P OS Z E D Ł PO T E G O ŻYDA

Zleceń ojciec miał więc dużo. Cały budowlany sezon tato

Salomea Solska

pracował poza domem. M ama nie pracowała, była, jak

„Poszedł po tego Żyda”

większość kobiet w tamtych czasach, gospodynią domową. Pomagała jej ciocia Aniela, która mieszkała razem z nami. Jak miała ona osiem lat, to zachorowała na Heinego-Medina i w efekcie już nie urosła. Była też garbata. M imo tej choroby miała bardzo dużo talentów. Była m.in. zielar­ ką. Zbierała zioła, suszyła, przygotowywała różne mieszan­ ki, którymi leczyła ludzi. Stawiała też wszystkim bańki. Jak

— Urodziłam się 6 kwietnia 1927 r. w rodzinie Władysła­

żyła jeszcze jej matka, to pomagała jej także w prowadze­

wa i Marii, z domu Wróblickiej, Kłosowskich —wspomina

niu sklepu. Jesienią handlowały owocami. Jeszcze wiosną,

Salomea Solska. - Nadanie mi takiego imienia zasugerował

jak kwitły tylko jabłonie, kupowały w ciemno ich przyszłe

moim rodzicom ks. Michał Kaspruk. Mój ojciec pochodził

zbiory od rolników, które następnie zbierały i sprzedawały.

z dużej rodziny. Miał jedenaścioro rodzeństwa, pięciu braci

Woziły te jabłka nawet do Lwowa.

i sześć sióstr. M oim rodzicom urodziło się w sumie sześcioro

Ciocia Aniela po śmierci swoich rodziców zamieszka­

dzieci. Siostra Stanisława urodziła się w 1923 r., Edmund

ła z nami i zajmowała się naszym wychowaniem. M am a

w 1923 r., ja 2 lata później, brat Franciszek w 1930 r., Emilia

prowadziła również niewielkie gospodarstwo. Dogląda­

w 1932 r., a najmłodsza Jadwiga przyszła na świat w 1935 r.

ła krowy, kilku świń i kur, które posiadaliśmy. Ziemi nie

Nasza rodzina, można powiedzieć, była typowa dla

mieliśmy dużo. Morgę, najwyżej dwie. Nasz dom, chociaż

Brzozdowiec. Rodzin wielodzietnych mieszkało w nich

rodzina nasza była liczna, nie był duży. Składał się z kuch­

sporo. Siostra mojej mamy, najstarsza z jej rodziny, m ia­

ni, korytarza i dwóch pokoi. Wcześniej, jak mi opowiadał

ła dwanaścioro dzieci! W tamtych czasach sporo się dzieci

ojciec, mieliśmy większy dom, ale się spalił w październi­

rodziło, ale również niestety wiele umierało. Śmiertelność

ku 1924 r. W Brzozdowcach wybuchł wtedy wielki pożar.

wśród dzieci była bardzo duża.

Trzech chłopców w wieku od 7 do 9 lat rozpaliło niedale­

Mój tata był cieślą. Zajmował się głównie budową do-

ko zabudowań ognisko, w którym chcieli upiec ziemnia­

mow dla bogatych Żydów w Morszynie. W miejscowości

ki. Wszędzie wtedy stały jeszcze sterty niewymłócone-

tej mieściło się uzdrowisko dla odchudzających się Żydów.

go zboża. Wtedy bowiem zimą młóciło się zboże cepami.

248

249

C Z Ę Ś Ć II

EOSZE OE l>0 T E G O ŻYDA'

Maszyn nie było. Większość domów, w tym nasz, krytych

szczepienia dzieci itp. Trochę roboty miał, bo Brzozdowce

była słomą. O d iskier z ogniska zapaliło się najpierw jedno zabudowanie, a od niego następne. Jak mi opowiadał oj­

nie były małą miejscowością. W 1934 r., gdy miałam siedem lat, było 430 chat. Nasz

ciec, pożar przybrał takie rozmiary, że nikt nie próbował go

dom miał numer 111. Polacy stanowili 45 proc. mieszkań­

gasić. Płonące snopki fruwały w powietrzu, które dosłow­

ców, Rusini 35 proc., a Żydzi 20 proc. W 1934 r. w wyniku

nie parzyło. Można było tylko uciekać i patrzeć, jak część

reformy administracyjnej Brzozdowce stały się samodziel­

wsi się dopala. W sumie w pożarze spłonęło czterdzieści domów.

ną gminą, obejmującą miejscowości: Hranki-Kuty, Lasz­

Naszym rodzicom udało się jakoś szybko pozbierać. Podobnie zresztą jak sąsiadom. Jak pamiętam z dzieciń­

Stańkowce, Turzanowce. Przed wojną, jak wszystkie dzieci, chodziłam do szkoły

stwa, żadnych śladów pożaru już nie było widać. Bez­

i zdążyłam ukończyć sześć klas, ale do siódmej nie zdąży­

pieczeństwa przeciwpożarowego nie podnosił też fakt, że

łam pójść, bo do Brzozdowiec wkroczyli Sowieci. Naucza­

elektryczności w Brzozdowcach nie było, do oświetlenia

nie w naszej szkole odbywało się w języku polskim. Uczęsz­

używano lamp naftowych. Mężczyźni całą noc trzymali

czały zaś do niej zarówno dzieci polskie, jak i ukraińskie.

w miasteczku wartę przeciwpożarową. W razie zauważe­

Nauka odbywała się po polsku, ale wszyscy bezwarunkowo

nia ognia mieli oni budzić strażaków. Chodzili nocą po

uczyli się języka ukraińskiego. Przed nauką i po niej była

dwóch. Ukraińcy mieli swoją wartę, a Polacy swoją. Sym ­

obowiązkowa modlitwa. Wszystkie dzieci miały też swoją

bolem ich władzy była „warta”, czyli kij-laska. Kto odbył

naukę religii. Polaków uczył religii ksiądz rzymskokatolicki,

wartę, zanosił tę laskę do sąsiada. Warta była obowiązko­

Ukraińców ksiądz greckokatolicki. Żydzi uczyli się religii

wa. Jeżeli ktoś nie m ógł jej pełnić sam, musiał znaleźć so­

w odrębnej własnej szkole. Szkoła mieściła się w dwóch bu­

bie zastępstwo. Telefonów w Brzozdowcach nie mieliśmy.

dynkach. W nowszym uczyły się dzieci młodsze, w starszym

W miasteczku były tylko cztery instytucje, do których

kontynuowali naukę uczniowie szóstej i siódmej klasy. Jak

dochodziła linia telefoniczna: szkoła, posterunek policji,

sobie przypominam, dzieci ukraińskie uczyły się zazwyczaj

parafia i rada miejska. Wszystkie informacje urzędowe do­

krócej od polskich. Kończyły naukę przeważnie na trzeciej

chodziły do nas bardzo szybko. Po miasteczku chodził bo­

albo czwartej klasie. Dlaczego, nie wiem. Być może ich ro­

wiem goniec z bębnem, który informował mieszkańców,

dzice uznawali, że tyle im wystarczy. Być może potrzebowali

że nadszedł termin płacenia podatków, poboru do wojska,

dodatkowych rąk do pracy.

250

ki Dolne, Laszki Górne, Podhorce, Podniestrzany, Ruda,

251

CZĘŚĆ II

„ P OS Z E D Ł 1’ 0 T E G O ŻYDA

Ukraińcy w odróżnieniu od Polaków posiadali duże go­

bo to, co mówił Żyd, było nieprawdą. Powiedziałam mu:

spodarstwa, w których było co robić. Ze swoich kolegów

- Słuchaj, Żydzie, tata u ciebie kapelusza nie kupił, bo

pamiętam m.in. Kazimierza Martyniaka, mieszkającego

pracował w Morszynie i tam kupił kapelusz! - Choć by­

w Niemicy, z którym rzecz jasna utrzymuję kontakt po dziś

łam wtedy dzieckiem, postanowiłam pójść na posterunek

dzień. Bardzo się lubiliśmy, on zawsze mówił, że się ze mną

policji i złożyć skargę na tego Żyda. Siedziało tam dwóch

ożeni, ale życie napisało swój scenariusz i z jego planów nic

policjantów. Powiedziałam im, o co chodzi. Coś tam mie­

nie wyszło. On poszedł w swoją stronę, a ja w swoją. Pa­

dzy sobą poszwargotali, kazali mi usiąść i zaczekać, a jeden

miętam też Antoninę Manaszczuk, która niestety już nie

z nich poszedł po tego Żyda. Jak tylko go przyprowadził, to

żyje, a także Józefę Oleśków. Z nauczycieli najbardziej zapa­

tamten oddał mi wyliczoną resztę. Ja zaś do niego: - Nie,

miętałam panie: Sawicką i Kordalową. Z przedwojennych

Żydzie, teraz to oddasz mi całe pieniądze jako karę za to,

lat zapamiętałam też dobre współżycie między Polakami

że chciałeś oszukać dziecko. — M iałam wtedy 10 lat! Żyd

a Ukraińcami, chociaż dla poprawności muszę zaznaczyć,

grzecznie wszystkie pieniądze oddał i poczłapał bez prote­

że wówczas Ukraińcy za takowych się nie uważali i mówili

stów do sklepu. Policjanci tylko się uśmiechnęli. Ja twardo

o sobie, że są Rusinami. Naszymi sąsiadami byli tacy wła­

się postawiłam i uważałam, że miałam rację, bo niby dlacze­

śnie Rusini. Zawsze rodzice zapraszali ich na naszą Wigilię,

go Żydzi mają oszukiwać dzieci.

a oni rewanżowali się i zapraszali nas na swoją, która według

Ze stosunków z Żydami pamiętam jeszcze, że wszyscy

kalendarza juliańskiego wypadała dwa tygodnie później. Tylko Żydzi trzymali się na uboczu.

Żydzi byli wierzący. Uczęszczali do swojej synagogi, a ich

Z Żydami miałam nawet przygodę, którą pamiętam po

do naszej szkoły przepiękna dziewczyna, w której bez trudu

dziś dzień. Jakiś czas mieszkałam u cioci, opiekując się jej

rozpoznaliśmy Żydówkę. Okazało się, że pochodzi ona

córką, i od niej chodziłam do szkoły. Któregoś dnia ciocia

z rodziny niewierzącej. Ona sama na religię nie chodziła, a jej

wysłała mnie do sklepu prowadzonego przez Żyda, żebym

rodzice nie chodzili do synagogi. Wtedy skonstatowaliśmy, że

kupiła siatkę na okno, by po jego otwarciu muchy nie wla­

Żydzi mogą być różni. Generalnie, jak sobie przypominam,

tywały do pokoju. Żyd oczywiście siatkę mi sprzedał, ale

w szkole najwięcej było uczniów Polaków. Wynikało to

reszty nie wydał. Gdy twardo zażądałem, by mi ją oddał,

z faktu dużego przyrostu naturalnego wśród Polaków, a także

oświadczył, że mi nie da, bo mój ojciec kupował u niego

z faktu, że tak, jak mówiłam, większość dzieci ukraińskich

kapelusz, zabrał go i nie zapłacił. Ja się nie wystraszyłam,

kończyło naukę po trzeciej lub czwartej klasie.

252

dzieci na naukę religii. N a początku któregoś roku przyszła

253

C Z Ę Ś Ć II

„ P OS ZE D Ł PO T E G O ŻYDA

Po powrocie ze szkoły czasu wolnego nie mieliśmy za

nikt nie zakładał. Naiwni myśleli, że Sowieci idą Polsce

wiele. Każdy z nas miał swoje obowiązki, trzeba było przy­

na odsiecz. Najpierw do Brzozdowiec 26 września 1939 r.

pilnować gęsi, wyprowadzić krowę itp. Wieczorem trzeba

wkroczyli Niemcy. Następnego dnia 27 września 1939 r.

było odrabiać lekcje. Starsza młodzież angażowała się bar­

weszli do nich „wyzwoliciele” ze W schodu. O d razu zor­

dziej w różnorakie formy aktywności sportowej i kultu­

ganizowali swoją władzę. Powołali do życia milicję, do

ralnej czy społecznej. Działał u nas w latach trzydziestych

której garnęli się przede wszystkim Żydzi. „Wybrali” też

Brzozdowiecki Klub Sportowy „Strzelec” . Miał on prężną

nową władzę, czyli radę wiejską. Była ona złożona przede

drużynę piłkarską o tej samej nazwie. Grał w nim m.in. Ka­

wszystkim z Ukraińców i Żydów. Służyła ona głównie do

zik Martyniak, o którym wcześniej wspominałam. Ponad­

podejm ow ania uchwał potępiających polskich panów,

to w Brzozdowcach działał Związek Rezerwistów, Związek

którzy przez setki lat ciemiężyli ukraiński lud. W ładza

Harcerstwa Polskiego, a także Katolickie Stowarzyszenie

sowiecka zaczęła też „wyzwalać” Żydów z ich własności.

Młodzieży Męskiej. Funkcjonowało Towarzystwo Szkoły

Wszystkie sklepy prywatne zostały zlikwidowane, a ich

Ludowej. W jej budynku znajdowała się scena teatralna,

właściciele trafili do spółdzielni. Znacjonalizowana została

świetlica, biblioteka. Przy Towarzystwie działała orkiestra

mleczarnia, a jej właścicielka Katarzyna Berezowska stała się

dęta, chór, Teatr Ludowy K SM . To wszystko żyło.

zwykłą pracownicą. Szkoła została zamknięta. Otwarto ją

1 września 1939 r. miałam iść do siódmej klasy, ale nie

dopiero po przyjeździe nowej dyrektorki, młodej i ambit­

poszłam. Z przemówienia radiowego Prezydenta RP Igna­

nej Rosjanki - komunistki, której polscy uczniowie szkoły

cego Mościckiego dowiedzieliśmy się wszyscy, że wybuchła

bardzo nie lubili. Z jej inicjatywy utworzono dwie szko­

wojna. O zbliżającej się wojnie przebąkiwało się, rzecz ja­

ły, ponieważ dwa budynki na to pozwalały. Jedna szkoła

sna, ale wszyscy wierzyli, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi

została przeznaczona dla Polaków, a druga dla Ukraińców

i damy Niemcom łupnia. O zagrożeniu ze strony Sowie­

i Żydów. Z klas powyrzucano krzyże i wszystkie portrety

tów nikt nawet nie wspominał. O dziesiątej rano dotarła

polskich dostojników państwowych. Wszystkie klasy zosta­

do Brzozdowiec wiadomość, że bombardowany był Lwów.

ły cofnięte o jeden rok. Językiem urzędowym w szkole zo­

U nas jednak panowała cisza. N a niebie nie pokazał się ża­

stał rosyjski i dyrektorka zakładała pewnie, że przez ten rok

den niemiecki samolot.

wszyscy uczniowie sobie go przyswoją. Tymczasem nikt nie

17 września gruchnęła wieść, że Sowieci wkroczyli na

chciał się go uczyć. Każdy dzień nauki zaczynał się od apelu

wschodnie terytoria Polski. Takiego rozwoju wypadków

i hymnu śpiewanego przez wszystkich uczniów. Dyrektorka

254

255

C Z Ę Ś Ć II

„ P O S ZE W . PO T E G O ŻYDA”

starała się zmusić wszystkich do śpiewania. Stawała na

niak, będący podporucznikiem rezerwy, został aresztowany

stołku i starała się wyłapać tych, którzy podczas wy­

i ślad po nim zaginął. Dwom policjantom Sowieci urządzili

konywania hymnu tylko markowali śpiewanie, ruszając

proces w Chodorowie, a świadkami oskarżenia zrobili kilku

ustami. Tak bowiem mogli robić uczniowie stojący z tyłu.

Żydów i jednego Rusina. Pozostali policjanci z posterun­

Dla tych z pierwszych rzędów nie było zmiłuj, musieli

ku zaczęli się ukrywać. Nie uczynił tego inwalida policyjny

śpiewać i koniec! Dyrektorka wymagała też, by uczniowie

Hodowany i został aresztowany i wywieziony w nieznane.

przychodzili do szkoły także w święta kościelne, których

Zim ą i wiosną 1940 r. Sowieci wywieźli na Sybir kilka ro­

Sowieci nie uznawali. Nawet w takie jak Boże Narodzenie

dzin. Kołchozu w Brzozdowcach nie utworzono. Nawet

czy Wielkanoc. Myśmy oczywiście ignorowali sowieckie

w tzw. majątku nie wdrożyli oni swojego systemu gospoda­

nakazy, ale władze starały się wywrzeć presję na młodzieży oraz ich rodzicach.

rowania. Krowy z folwarku rozdali najbiedniejszym. Każ­

Jeżeli ktoś nie przychodził do szkoły pod pozorem cho­

dy, kto miał ziemię, otrzymał natomiast nakaz uprawiania określonej ilości buraków cukrowych.

roby, musiał się liczyć z odwiedzinami komisji. Jak ktoś

W sumie żyło się ciężko, ale ludzie nie tracili nadziei.

przestawał chodzić do szkoły z powodu braku butów, to

Jeszcze bardziej skupili się wokół kościoła i cudownego ob­

władze obiecywały mu te buty załatwić. Władze usiłowały

razu Pana Ukrzyżowanego. Ks. Michał Kaspruk starał się

pozyskać młodzież, organizując dla nich zabawy taneczne,

podtrzymywać wiernych na duchu. Z tego okresu wszyscy

ale ta nie chciała na nie chodzić. Zarówno polska, jak i ukra­

brzozdowianie zapamiętali wspólne nabożeństwo różańco­

ińska. Dorośli również podlegali presji. Ta była jeszcze sil­

we Polaków i Rusinów w październiku 1940 r. w uroczy­

niejsza. Władze miejscowości zwoływały dorosłych na wie­

stości Matki Bożej Różańcowej. Z cerkwi greckokatolickiej

czorne obowiązkowe mityngi. Uczestników mieli zapewnić

wyszła procesja, która przeszła przez całe miasteczko i do­

tzw. dziesiętnicy, których zadaniem było dopilnowanie, by

tarła do kościoła, witana przez Polaków. Potem odbyła się

z każdego domu, który należał do ich dziesiątki, ktoś przy­ szedł na mityng.

wspólna procesja do pięciu ołtarzy różańcowych. Ewangelię

Wszyscy wiedzieli, że z Sowietami żartów nie ma, że

ińscy. Uroczystość ta na wszystkich zrobiła ogromne wra­

N K W D penetruje polskie środowisko i wszyscy oporni

żenie. Największe chyba na Sowietach, którzy uznali ją za

mogą pojechać na Sybir. Sowieci poszukiwali zwłaszcza po­

antyradziecką. Nie dopuścili do tego, by w święto Jorda­

licjantów i oficerów rezerwy. Nauczyciel Stanisław Marci­

nu 19 stycznia 1941 r. przybyła na nie procesja katolików.

256

257

przy ołtarzach śpiewali na przemian księża polscy i ukra­

C ZĘŚĆ II

TO NIE JA M1AEAM J EC H A Ć

I rohoszcz greckokatolicki ks. Hapij miał cofnąć Polakom

tach N K W D odnaleziono spis 57 polskich rodzin przezna­

zaproszenie do udziału w procesji, bo jemu też nie spieszyło się do wyjazdu na Sybir.

czonych do dalszej wywózki. ^J7ojna ocaliła Brzozdowce

M imo że wszyscy się bali, młodzież nie traciła animu­

dzi, bo Niemcy nie ukrywali wobec nich swoich intencji.

szu. Pamiętam, że w pierwszego sylwestra z 1939 na 1940 r.

Wkraczając do miasteczka, na dzień dobry zastrzelili Żyda

nikt się nie bawił, ale kościół był nabity. G dy nabożeństwo

Herszmendela, który był na tyle nierozważny, że napatoczył

się już zakończyło i po zagraniu kolędy Nowy rok bieży or­

się Niemcom. Do Brzozdowiec wrócił też szewc Franciszek

ganista odszedł od organów, grupa młodzieży zaintonowa­

Trefler, który w 1939 r. wraz z synami wyjechał do Nie­

ła pieśń Boże, coś Polskę. Organista wrócił do organów i za

miec. Okazał się starym niemieckim szpiegiem i członkiem

chwilę śpiew zatrząsł murami świątyni. N a końcu wszyscy

NSDAP. Jej odznakę nosił dumnie w klapie marynarki.

zaintonowali: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!”.

Nowi okupanci mianowali go wójtem, a on kazał się tytu­

Młodzież była podekscytowana, a starsi płakali. W Nowy

łować burmistrzem. Był to pan życia i śmierci Brzozdowiec.

Rok wszystko się powtórzyło. N K W D z Chodorowa zaraz

On decydował o wielkości kontyngentów rolnych, nakładał

wezwało ks. Kaspruka i ostrzegło go, że za śpiewanie takich

kontrybucje na Żydów i kierował na przymusowe roboty do

pieśni grożą nie tylko jemu, lecz także całej polskiej społecz­

Niemiec. N a te roboty ja także trafiłam w 1942 r., mimo że

ności poważne konsekwencje.

mając 15 lat, mogłam tego uniknąć.

od kolejnej straty. Nową okupację najbardziej odczuli Ży­

Okupacja sowiecka z miesiąca na miesiąc stawała się coraz cięższa. Zimą brakowało opału, wiosną żywności. Bardzo źle na wszystkich podziałała klęska Francji. An­

To nie ja miałam jechać

glia i Francja nie pobiły Niemców i nie przyszły wyzwo­ lić nas od Sowietów. Ci zaś wydawali się coraz potężniejsi,

- W 1942 r. miałam 15 lat i nie kwalifikowałam się na wy­

zdawało się, że ich władza jest wieczna. Naigrywali się oni

jazd na przymusowe roboty do Niemiec —wspomina Salo­

z „pańskiej Polski", a my nie mieliśmy im jak odpowiedzieć.

mea Solska. - Miała jechać moja starsza siostra Stanisława,

W czerwcu 1941 r. ich okupacja się skończyła. Do Brzozdo-

ale wpadła w panikę. Miała bowiem wyjść za mąż i bała

wiec wkroczyli Niemcy. Nie tak jednak od razu, ale dopiero

się, że jej narzeczony, jak ona pojedzie do Niemiec, znaj­

29 czerwca 1941 r. sowieckie oddziały uciekały, zostawiając

dzie sobie nową dziewczynę i ona zostanie na lodzie. Nasza

sprzęt na poboczach dróg. Po wkroczeniu Niemców w ak­

mama zadecydowała, że to ja pojadę za siostrę. Musiałam

258

259

C Z Ę Ś Ć II

TO NI E JA MIAŁAM J EC H A Ć

ją udawać i mówić, że jestem Stanisława Kłosowska uro­

W każdym razie mieszkał on u moich gospodarzy i patrzył

dzona w 1923 r. Z wieloma młodymi ludźmi trafiłam do

na mnie takim wzrokiem. Gospodyni zaś się tylko uśmie­

Bawarii, gdzie pracowałam u bauera, czyli niemieckiego go­

chała. Któregoś dnia gospodyni pojechała z gospodarzem

spodarza. Bardzo źle go wspominam. Był to bardzo niedo­

na pole, a mnie kazała zostać w domu. Ten lotnik też zo­

bry człowiek. Kiedyś zupełnie niezasłużenie uderzył mnie!

stał i łaził za mną krok w krok. Gospodyni kazała mi pójść

Zapamiętałam to na całe życie. Jak można uderzyć kogoś za

do piwnicy i pozbierać ziemniaki. Zbliżała się pora wyko­

nic. Tego nie mogłam zrozumieć. N a szczęście trafiłam do

pów i piwnica musiała być odpowiednio przygotowana.

drugiego gospodarza, który nazywał się Haack i mieszkał

G dy weszłam do piwnicy, usłyszałam, że ten lotnik lezie za

w okolicy Schwabisch Gmiind. Był dobry dla robotników

mną i na pewno nie po to, żeby razem ze mną przebierać

przymusowych, a także dla mnie. U niego, a nie u rodzi­

ziemniaki, tylko żeby mnie napastować. Otworzyłam kra­

ców, nauczyłam się podstaw pracy w gospodarstwie rolnym

ty w okienku i wyszłam przez nie na podwórko. Wzięłam

i w domu. Nauczyłam się obrządku bydła i trzody, doić

koszyk i poszłam do sadu zbierać jabłka. Ten lotnik, gdy

krowy, kosić zboże. Bardzo mi się te umiejętności przydały

wszedł do piwnicy i mnie nie zastał, to się wściekł. Przy­

w pracy we własnym gospodarstwie, już po wojnie.

szedł do sadu i zaczął krzyczeć, że gospodyni kazała mi prze­

Niedolę w Niemczech pomagały mi przetrwać listy

bierać kartofle, a ja zajmuję się czymś innym. —Sam sobie

z domu. Pisała je ciocia —kaleka. Robiła to niemal codzien­

przebieraj te ziemniaki! - odpowiedziałam mu. - O n wtedy

nie. Pisała o wszystkim, co tylko wydarzyło się w domu

zawołał dzieci sąsiadów i kazał im rzucać we mnie jabłka­

i gospodarstwie. Informowała mnie, że Świnia się oprosiła,

mi! Robili to z wściekłością i nienawiścią, tak że później

kurczęta wylęgły itp. Wszystkie te listy dochodziły. Aż

miałam na ciele wiele siniaków. Lotnik ten za wszelką cenę

się gospodyni dziwiła, że otrzymuję tyle listów. Ja sama

chciał mnie zapędzić do tej piwnicy. Może by mnie zatłukli

zarabiałam 1 markę na tydzień i to mi wystarczało, żeby

tymi jabłkami, ale z pomocą przyszli mi Niemcy, tacy sta­

wysłać jeden list do d o m u ... Z tamtego okresu zapamięta­

ruszkowie, mieszkający na górce nad gospodarstwem tych

łam bardzo przykre zdarzenie. Było to jeszcze u pierwszego

szwabów. Bardzo dobrze ich wspominam, bo byli to dobrzy

gospodarza. Miałam wtedy 16 lat. W tym gospodarstwie

ludzie. Jak szłam na pole do roboty, to często mnie zatrzy­

rządziła żona bauera, a on sam nie miał tam nic do gadania.

mywali, by dać jakąś kanapkę. Ten staruszek, jak zobaczył,

Do tych gospodarzy przyjechał niemiecki lotnik. Nie bar­

co się dzieje, przybiegł na podwórko swego sąsiada i zapytał

dzo się orientowałam dlaczego, czy na urlop, czy za karę.

tego lotnika: - Jak ty się nie wstydzisz? - Tamten posta-

260

261

C Z Ę Ś Ć II

TO NIK JA MIAŁAM J EC H A Ć

wił się temu staruszkowi, zagroził mu, że jak chce, to on

G dy skończyła się wojna i tylko dni dzieliły nas od wkro­

też może oberwać! Te dzieciaki w każdym razie przestały

czenia Amerykanów, robotnicy przymusowi zaczęli odpłacać

we mnie ciskać tymi jabłkam i. Ja w końcu też postano­

bauerom za to, jak ich traktowali podczas pracy przymuso­

wiłam się bronić i mówię temu lotnikowi: - Ja cię mam

wej. Zaczęli najnormalniej mordować najbardziej zwyrod­

już dość! Jak nie przestaniesz, to ja ci też potrafię krzywdę

niałych bauerów. Amerykanie, jak wkroczyli, to nie mogli

zrobić! - Ten wtedy pojechał na posterunek i przyjechał

się w tym połapać, zatrzymali wszystkich Polaków i osadzili

z żandarmem. Powiedział mu, że jestem wobec niego nie­

ich w obozie przejściowym. Ja też się tam znalazłam i tam

grzeczna itp. Żandarm przyjechał i na podwórku zapytał

poznałam swojego przyszłego męża Stefana Solskiego, który

mnie, dlaczego dokuczam żołnierzowi niemieckiemu. Ja

trafił na przymusowe roboty razem z siostrą. Pochodził on

kategorycznie zaprzeczyłam i powiedziałam, że to nie ja,

z takiej małej miejscowości Łęg nad Pilicą, niedaleko Rawy

tylko on mi dokucza i na dowód tego podniosłam sukien­

Mazowieckiej. W domu ich było dwanaścioro, sześciu braci

kę i pokazałam mu siniaki, które dzieci sąsiada nabiły mi

i sześć sióstr. Prawdziwe nazwisko rodziny ojca brzmi Soł-

jabłkami. Ten zaś oświadczył, że jestem od tego, żeby do­

dan, a mąż z niewiadomych przyczyn zmienił go na Solski

stawać bicie. Niemcy m ają bowiem prawo karać Polaków.

i tak już zostało. Był prawdopodobnie w jakiejś konspiracji

Żeby przekonać mnie, że mówi prawdę, tak mnie ude­

i do końca swego życia nie powiedział, dlaczego tak uczynił.

rzył, że się przewróciłam i straciłam przytomność. Kiedy

Nazwisko Solski zalegalizował w 1956 r., kiedy regulował

oprzytomniałam, z trudem utrzymywałam się na nogach.

sprawy wojskowe i jakiś kontrwywiadowca, przeglądając

Takie przypadki były niestety na porządku dziennym. R o­

jego papiery, dopatrzył się, że są one fałszywe. N a szczęście

botnik przymusowy nie miał w Niemczech żadnych praw.

nie zrobił z tego afery i mąż nie musiał wracac do poprzed­

W miejscowości, w której byłam już u tego drugiego go ­

niego nazwiska. Uratowało go to, że takich przypadków po

spodarza, nawet ksiądz bał się spowiadać Polaków. Kazał mnie i koleżance spowiadać się pod krzyżem bezpośrednio

wojnie było całe mnóstwo. N a Ziemie Odzyskane przyjeżdżała cała masa ludzi bez

przed Panem Bogiem, a później przychodzić do komunii.

dokumentów, którzy mówili, że stracili je na wojnie, poda­

Twierdził, że taka spowiedź też jest ważna. Najzwyczajniej

wali jakieś lipne nazwisko i dostawali nowe dokumenty.

się bał, że może przyjść gestapo i kazać mu zdradzić tajem ­

Mój mąż w odróżnieniu ode mnie przyjechał na przymu­

nicę spowiedzi. On tego nie zrobi i wtedy gestapo wyśle go

sowe roboty do Niemiec dobrowolnie. Uwierzył w propa­

do obozu. Na wszelki wypadek nie chciał nas spowiadać.

gandę niemiecką, że praca u bauera będzie normalną pracą,

262

263

C Z Ę Ś Ć II

TO NIK JA MIAŁAM J EC H A Ć

za którą dostanie zapłatę i urlop. Po dwóch latach, gdy nie

wała w jakieś kopalni do końca życia... Dzięki przyszłemu

dostał ani zapłaty, ani urlopu, postanowił uciec przez Alpy

mężowi zostałam. Jak wzięliśmy ślub i zaszłam w ciążę, po-

do Szwajcarii. Niemiecka policja złapała go, zanim dotarł do

stwierdziliśmy, że trzeba wracać do kraju.

granicy. Został strasznie pobity. Uratowała go Niemka, le­

Przyjechaliśmy ze Stefanem do Katowic. Tam w Pań­

karka, która „korzystała z niego” pewnie jako kobieta, bo jej

stwowym Urzędzie Repatriacyjnym oświadczyłam, że chcę

mąż był na froncie, i widocznie dlatego się nim zajęła. Jego

wracać do Brzozdowiec, bo chcę się połączyć z rodziną. Pa­

kuzyn był jednym z tych, którzy odpłacili bauerom za ich

trzyli na mnie z niedowierzaniem i powiedzieli, że jak bar­

zezwierzęcenie wobec Polaków. Jak wkroczyli Amerykanie,

dzo chcę, to mogę oczywiście wrócić do Brzozdowiec, ale

zastrzelił ze zdobytej broni swego gospodarza. Potem przy­

muszę liczyć się z tym, że stanę się wtedy obywatelką ra­

szedł na pogrzeb, i gdy burmistrz miejscowości wygłaszał

dziecką. Poradzili mi, bym udała się na Dolny Śląsk, bo tam

przemówienie, z którego wynikało, że ich najlepszy kolega

prawdopodobnie została przeniesiona cała moja rodzina

zginął z rąk polskiego bandyty, też go zastrzelił! Następnie

w ramach repatriacji polskiej ludności z terytoriów wschod­

ukrył się i zwiał później do Argentyny.

nich Rzeczypospolitej włączonych do ZSRR.

Amerykanie, o czym mówiłam, obóz, do którego nas

Zdecydowaliśmy wtedy z mężem, że pojedziemy do

spędzili, urządzili w trzypiętrowych budynkach. Nie pa­

Wałbrzycha. Gdy przyjechaliśmy, miasto tonęło w śnie­

miętam, co wcześniej się w nich mieściło. W każdym razie

gu. Urzędnik PUR-u dał nam adres jakiegoś schroniska,

w tym obozie poznałam męża i wzięliśmy ślub. Do obozu

w którym będziemy mogli spędzić noc. Jak tam trafiliśmy,

przyjeżdżały też delegacje sowieckie, których członkowie

od razu oświadczyłam mężowi, że tu nie zostanę. Było tam

namawiali nas do powrotu do Polski. Mówili po polsku,

tak brudno, że aż mnie odstraszyło. Wyszliśmy na miasto,

ale mundury mieli sowieckie. Radzili nam, byśmy dobro­

i idąc przed siebie, spotkaliśmy jakąś Niemkę. Ta nas zacze­

wolnie pojechali z nimi transportem do ojczyzny, a nie tu

piła i spytała po niemiecku Stefana, czy jesteśmy Polakami.

siedzieli na cudzym chlebie. Już miałam podpisać deklara­

Ten odpowiedział, że tak! Wtedy zaprosiła nas do siebie i za­

cję, którą podsunął mi pod nos jeden z członków delegacji.

proponowała, byśmy u niej zamieszkali. Miała na drugim

Było to jeszcze przed naszym ślubem, mąż stał z boku i gdy

piętrze trzy pokoje. Mieszkała w nich ze swoją córką. Jeden

zobaczył, że biorę do ręki już nie pamiętam co, pióro czy

z nich nam oddała. Wzięły nas chyba do ochrony swego

ołowek, wyrwał mi to i naskoczył na mnie, mówiąc, że jak

mieszkania. Tamtejsi Polacy, w tym wielu szabrowników,

podpiszę, to te kacapy wywiozą mnie na Sybir i będę praco­

nękali tych Niemców, chcąc ich obłupie z majątku. Niektó-

264

265

C Z Ę Ś Ć II

TO NI E JA MIAEAM J EC H A Ć

rzy z nich, tak jak te Niemki, mieli jeszcze sporo różnego

byłam pewna, czy dobrze idę. Miałam szczęście, bo w moją

dobra. Niemki, które nas przygarnęły, liczyły zapewne, że

stronę szedł jakiś mężczyzna, który wydał mi się znajomy.

teraz szabrownicy dadzą im spokój. Długo razem jednak

Jak podszedł bliżej, od razu poznałam, że to Franek Kot,

nie mieszkaliśmy. W iosną z Wałbrzycha wyjeżdżał transport

znajomy ojca. Gdy zbliżył się do mnie, uradowana powie­

Niemców i te nasze Niemki z własnej woli się do niego do­

działam: - Dzięki Bogu, że Kota zobaczyłam. - On mnie

łączyły. Bały się, że jak zostaną tylko we dwie, to i tak Polacy ich wykończą.

nie rozpoznał, zaczął mi się przyglądać i pyta: - A kto ty jesteś? —Jak to kto! —odpowiedziałam. —Salka Kłosowska.

1 sierpnia 1946 r. urodził się mój syn, któremu nada­

O n wtedy zapytał, patrząc na mego syna: - Skąd ty go masz?

liśmy imię Jan. Zaczęliśmy też szukać rodziny. Zamieścili­

- Ja zaś mu na to: - Panie Kot, takie pytania pan zadaje? -

śmy ogłoszenie w gazecie. Przeczytała je moja kuzynka Lidia

Uśmiechnął się tylko i potwierdził, że dobrze idę, tylko przy

Kłosowska. Przysłała nam list, z którego wynikało, że moi

budce dróżnika mam skręcić w lewo i przejść Małą Wieś, za

rodzice wraz z ks. Michałem Kasprukiem wyjechali z trans­

którą będzie Trzebieszów. Doszłam do rozdroża i tam po­

portem jadącym do Kamienia Pomorskiego. Napisałam

prosiłam o pomoc w dojściu do domu Kłosowskich. Nie

więc do księdza Kaspruka list z prośbą, by poinformował

wiedziałam bowiem, w którą skręcić ulicę. Gospodyni, któ­

rodziców, że jesteśmy w Wałbrzychu. Zaadresowałam go:

rą poprosiłam o pomoc, wysłała ze mną swego syna, który

„ks. Michał Kaspruk, Kamień Pomorski” . List ten, o dzi­

zaprowadził mnie do domu rodziców. Kiedy weszłam na

wo, dotarł do księdza. Ten zaraz przekazał go mojemu bratu

podwórko, pierwsza zobaczyła mnie ciocia pracująca na po­

Edmundowi, który służył do Mszy św.

dwórku. Natychmiast rzuciła całą robotę i ruszyła mi na

W maju 1947 r. tato przyjechał do nas. Postanowiliśmy,

spotkanie, przewróciła się po drodze, była bardzo wzruszo­

że mąż na razie zostanie w Wałbrzychu, a ja z synem pojadę

na. Oblała mnie łzami. Cała rodzina myślała, że ja z tych

do Trzebieszowa. Zabraliśmy ze sobą trochę bagaży i uda­

Niemiec nie wrócę, że jestem już stracona. Miałam prze­

liśmy się z ojcem i dzieckiem w podróż. Pociąg dojeżdżał

cież 15 lat. Byłam dzieckiem. Gdyby pojechała moja starsza

tylko do stacji w Jarszewie, dalej tory były zniszczone. Tato

siostra, która była mniej zaradna, to nie wiadomo, czy by

został na stacji w Jarszewie z bagażami, a ja z synem ruszy­

nie zginęła. Wyszła ona za swego ukochanego i urodziła mu

łam do Trzebieszowa. Ojciec wytłumaczył mi, jak iść. M a­

córkę. G dy była w połogu, została zgwałcona wraz ze swoją

szerowałam wzdłuż torów do Kamienia, a przed nim skrę­

teściową przez Ruskich. Dwóch gwałciło, a dwóch w ogro­

ciłam na drogę do Trzebieszowa. Wyszłam na nią, ale nie

dzie trzymało pod karabinami jej męża i teścia. Robili to na

266

267

C Z Ę Ś Ć II

TO NIE JA MIAŁAM J EC H A Ć

zmianę. Tragedia ta była jedną z największych tajemnic na­

to wzięli go za esesmana i go zastrzelili. Leżał tu w m undu­

szej rodziny. Nie wolno było o niej mówić ani wspominać.

rze w domu przez dłuższy czas. Polacy zorganizowali w tym

Jakiś rok przed śmiercią siostrze, cierpiącej na demencję

domu posterunek M O .

starczą, pamięć się odblokowała i strasznie zaczęła przeży­ wać tragedię, która stała się jej udziałem w młodości.

Jeszcze długo na naszą piwnicę mówiliśmy „areszt” , bo w jej oknach były kraty. Tato mi opowiadał, że interwenio­

Wkrótce po moim przyjeździe tutaj przybył mąż, który

wał u tutejszego komendanta w sprawie starego Niemca,

pracował w Wałbrzychu jako kierowca, i mógł dotrzeć do­

którego milicjanci zamknęli na trzy dni w areszcie, i ten bie­

piero, gdy rozliczył się z zakładem. Rodzice przeprowadzili

dak stał przez te trzy dni po kolana w wodzie.

się do większego domu, w którym był wcześniej posterunek

Po wojnie z braku prądu przestał działać zbudowany

milicji i poczta. Myzostaliśmy wdom u, wktórym dotychczas

przez Niemców system melioracyjny. W związku z tym po­

mieszkali rodzice. Mąż chciał, żebyśmy przeprowadzili się

ziom wód gruntowych się podniósł i piwnice większości do­

na Warmię, gdzie z okolic Rawy Mazowieckiej przesiedliła

mów były zalane.

się cała rodzina. Ja jednak wolałam zostać w Trzebieszowie.

Mój tato zmarł bardzo wcześnie, w wieku 61 lat, do

Tu zaczęły przychodzić na świat nasze dzieci. Gdy tata za­

czego głównie przyczyniła się niedoleczona gruźlica. Był

chorował na gruźlicę i nie mógł już pracować, poprosił nas,

to człowiek bardzo kulturalny, który starał się przyczyniać

byśmy się przeprowadzili do niego i objęli także jego gospo­

do umacniania się naszej społeczności w nowym miejscu.

darstwo. Zamieszkaliśmy na górze. Był to jeden z najład­

Chór kościelny, który zorganizował, był naprawdę dobry.

niejszych domów w Trzebieszowie. Za niemieckich czasów

Śpiewał on, tak jak na wschodzie, na cztery głosy. Był on

mieściła się tu poczta i mieszkania jej pracowników. Matka

ozdobą wszystkich nabożeństw w naszym kościele. Pro­

prowadziła pocztę tutaj, a jej dwie córki pracowały na po­

wadził też bibliotekę w Trzebieszowie, rozwijając czytel­

czcie w Kamieniu. Jak zbliżali się Rosjanie, to w styczniu

nictwo. Zapraszał tu najmłodszych i czytał im książki dla

1945 r. jako pracownicy państwowi, trzy kobiety, czyli mat­

nich przeznaczone. Zarażał ich szacunkiem do słowa pisa­

ka i dwie córki, zostały ewakuowane do Rzeszy. Tu na miej­

nego. W tamtych czasach było to bardzo ważne. W tam­

scu został tylko listonosz. Jak wkraczali tu Ruscy, to głupi

tych czasach ważnym czynnikiem stabilizującym naszą

założył mundur i chciał wyjść na ulicę. Nie zdążył, bo jakiś

społeczność był też Kościół Rzymskokatolicki. C o drugą

patrol sowiecki zobaczył szyld na budynku i zaczął go prze­

niedzielę przyjeżdżał do nas ksiądz, by odprawić Mszę św.

szukiwać. Jak Ruscy zobaczyli tego listonosza w mundurze,

Oczywiście nie było żadnej komunikacji i po księdza do Ka-

268

269

C Z Ę Ś Ć II

T O N I E JA M I A ł . A M J E C H A Ć

Po śmierci ks. Kaspruka Trzebieszów jest nadal pod opie­

mienia zawsze jeździł gospodarz, który miał poniemiecką bryczkę.

ką duszpasterską parafii w Kamieniu Pomorskim. Dwa razy

Ksiądz Kaspruk jako przedwojenny proboszcz dbał

w tygodniu dojeżdża do nas ksiądz z tamtejszej katedralnej

o formę i domagał się, by traktowano go z należytym sza­

parafii. Jest w niej wikarym, a w stosunku do parafii w Trze­

cunkiem. Pamiętam, że kiedyś obowiązek przywiezienia go

bieszowie administratorem. Wpisuje się on dobrze w naszą

przypadł na rolnika o nazwisku Kostur. Miał on bryczkę,

tradycję i podtrzymuje wszystkie nasze zwyczaje tworzące

ale mu się popsuła. Wiele się nie zastanawiał, wrzucił jakąś

tożsamość trzebieszowskiej wspólnoty.

wiązkę grochowiny na wóz i kazał swemu synowi Tadkowi

Wracając jeszcze do moich losów ... Gdy wszystkie nasze

pojechać po księdza. Ten stanął pod plebanią. Ksiądz wy­

dzieci były już na świecie i przejęłam po ojcu gospodarstwo

szedł i zapytał: - Tadźku, a co to za furmanka? - Ten zaś

o powierzchni 14 hektarów pola i 3 hektarów łąk. Mąż po­

odpowiedział, że bryczka się popsuła i ksiądz będzie musiał

rzucił mnie i zostawił z tym wszystkim na głowie. Okazało

pojechać wozem. - To trzeba było bryczkę naprawić! —zde­

się, że trudności go przerosły. Musiałam sobie ze wszystkim

nerwował się ksiądz Kaspruk. - Tadek Kostur rezolutnie

radzić sama. Dzieci trzeba było nakarmić, odziać i wykształ­

zaś odrzekł: — Proszę księdza, Pan Jezus chodził piechotą.

cić. Jakoś z tym wszystkim sobie poradziłam. Nie było to

- Ksiądz jeszcze bardziej się zdenerwował i wrzasnął: - Ty

oczywiście łatwe. Kiedy dzieci podrosły, ukończyłam ekster­

mnie do Pana Jezusa nie porównuj!

nistycznie siódmą klasę, bo taki był wtedy wymóg i podję­

Do Trzebieszowa ksiądz oczywiście mimo oporów na tej grochowinie przyjechał. Lubił Tadka Kostura. Kiedyś nie miał kto służyć do Mszy św. i ks. Kaspruk zawołał go i powiedział: Tadźku, będziesz służył do Mszy św. - Ten się przestraszył, bo nigdy tego nie robił. Usiłował się wybronić, a ksiądz stwierdził, że będzie pokazywał mu, co ma mu podać. Tadek był bardzo

łam pracę w Gminnej Spółdzielni „Sam opom oc Chłopska . Stamtąd przeszłam w 1990 r. na emeryturę. Wszystkie moje dzieci wyszły na ludzi, zdobyły wykształcenie. Syn Stani­ sław, z którym mieszkam, pamięta o Brzozdowcach i sta­ ra się pilnować pamięci o naszej przeszłości. Nie robi tego oczywiście sam. W spomaga go całe grono społeczników,

niepojętny i nie pojmował w lot poleceń proboszcza. Wyglą­

wywodzące się z rodzin, które przyjechały z Brzozdowiec.

dało to bardzo komicznie! Ludzie, w tym ja, z trudem tłumili

Jest to ważne, bo to pokolenie, które w Wigilię 1945 r.

śmiech. Po Mszy św. Tadek wyszedł mocno zmieszany. Pod­

przyjechało do Trzebieszowa, bądź jak ja, dotarli tu później,

szedł do swojej matki i powiedział: - A ksiądz powiedział mi,

odeszło już na miejsce wiecznego spoczynku. Ci brzozdo-

że powinienem się nazywać Tadźko durnowaty!

wianie, choć przyzwyczaili się do życia w Trzebieszowie,

270

271

c:/i'.ś(': ii

to nigdy nie zapomnieli o Brzozdowcach i ciągle wierzy­ li, że uda im się wrócić w rodzinne strony. Mój syn często mi wyrzucał, że nie pokochaliśmy tej ziemi jak należy, że ciągle traktowaliśmy ją jako szwabską, że nie doceniliśmy faktu, że Trzebieszów leży w linii prostej o 7 kilometrów od morza, że niektórzy ci najstarsi nigdy nawet nad morzem nie byli. Brzozdowce są istotnie w naszej pamięci. M oja najstar­ sza siostra ma sto lat! Jest chora na Alzheimera, ale jak mój syn ją odwiedza, to w kółko opowiada o tym, jak wyjeżdża­ jąc z Brzozdowiec, przez dwa tygodnie koczowała ze swo­ ją rodziną, bo była już mężatką, przy stacji w Chodorowie i głównym żywicielem jej rodziny była krówka-karmicielka. W ostatnim dniu tego koczowania, gdy byli zajęci ładowa­ niem swego dobytku do wagonu, ktoś odwiązał ich krowę od drzewa i uprowadził. Siostra nie mogła tego przeboleć. I zapamiętała to po dziś dzień, choć od tego faktu minęło przecież już tyle czasu.

Kamień Pomorski po wojnie. Widok z Wieży Piastowskiej w kierunku rynku, 1958 rok. Fot. S. Leszczyński, źródło: Wikipedia.

Poberow

duchenlhij

BaTdebiid

WiK

O ie v s n o w

'Raddack

iWRamsberg

G r.Ju słin

Tifzpw, 'S t r e s o '

Zol de) K l.Ju srio

Schwenz,

4

Bunnewii

E^Grabov; !|

-iedensMfeide

rTrrmPJTribsow

Marąuąrds-

BrendcmuhP

Mokrabj

Rever,ow‘aGnmbow

5olchow

Kambz. Rarwin

Russie

Scharchow ,Jasso w

oi,gow

.p. ^ # ' 5=s=======:

Kummin Tctzlaffs- £

Niemiecka mapa okolic Trzebieszowa (Tribsow) z 1939 r.

)braz Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Boskiej Bolesnej z Brzozdowiec w srebrno-zlotej sukni. óczątki jego kultu sięgają roku 1746, kiedy to 17 maja na obrazie pojawiły się krwawe krople. Obraz został zapieczętowany i rok później, 1 kwietnia 1747 roku, po uzyskaniu opinii komisji powołanej przez Metropolitę Lwowskiego, abpa Mikołaja Wyżyckiego, uznany za cudowny. Kult Pana Jezusa Brzozdowieckiego rozwinął się na przełomie XIX i XX wieku. Do dziś zachowała się księga cudów z lat 1887-1932, Drzechowywana w konkatedrze w Kamieniu Pomorskim. Szczególnej łaski Bożej doświadczyli mieszkańcy Brzozdowiec podczas II wojny światowej, gdy kościół nieraz służył mieszkańcom za schronienie. Wraz z mieszkańcami Brzozdowiec cudowny obraz trafił ostatecznie do Kamienia Pomorskiego. 14 września 2010 roku konkatedra diecezji szczecińsko-kamieńskiej została ogłoszona sanktuarium Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Bożej Bolesnej.

Plan wsi Tribsow

Nieistniejąca już stacja kolejowa w Trzebieszewie. Już w 1945 roku szyny zostały zdemontowane przez Sowietów.

Dwór w Trzebieszewie

Plebania (dom pastora) w Trzebieszewie

Poniemiecki kościół ewangelicki w Trzebieszewie z charakterystycznym kogutem na dachu, 1945 r.

Zabudowania gospodarstwa Mullera Reinharda Butha Dawna kopalnia kredy w Trzebieszewie. W 1945 roku była zalana wodą.

Wiatrak-młyn rodziny Bluth po lewej stronie drogi na Świniec. Dziś' już nieistniejący.

Paweł Hawro w szkole w Trzebieszowie, w oknie Teresa Oswald, kierownik szkoły, lata 70.

'W i ■

LZS Trzebieszów, lata 70.

Zebranie spółdzielni w Trzebieszowie, lata 70.

T':T|t

NICZA 5POHOZIELNIA PFIODUKCyDNA

NOWY

Ś W IA T "

W TRZCBieSZEWIC

Mecze w Trzebieszowie bywały zacięte.

Zebranie. Pierwszy z prawej: Guzikowski, trzeci: August Ślusarz.

-

Iakie gospodarstwa w Trzebieszewie przejmowali po wojnie osadnicy z Brzozdowiec.

PRZEPI SY

dla posiadaczy biletów m iesięcznych P K S l."VV '^ z n a c z o n y m czasie w ykupić b ilet na n astępny m iesiąc. 2f P rzestrzegać godzin przejazdów wyznaczonych na b i­ lecie oraz przepisów porządkow ych dla podróżnych. 3. Przy w siadaniu bez w ezw ania podać bilet do sk aso ­ w ania i okazyw ać go wraz z zaśw iadczeniem na każde wezwanie służby P K S . £ Prze >azd bez sk asow an ia biletu je st traktow any jw ko przejazd bezbiletow y. 5. Sam ow olne popraw ki na bilecie lu b zaśw iadczeniu, przeróbki, w yskrobyw an ia itp. trak tu je się jak o fahszerstwo. ■W- przypadku zagubienia biletu wtórników się nie

— wydaje.

Z A Ś W I A D C Z E N I E do biletu miesięcznego Rok 197..k jb

* luw*

istempel data, podpis i stempel ?ai-c- :datatlpodpis bakładB:nrScyjfnjajiki zakładu pracy/nauki M-c cHsIIf S t o .. •. ;

1

fr

'' i, Ul. ■ a 9 7 2-4Q O

m

i

Zaświadczenie uprawniające do nabycia biletu miesięcznego na PKS

5

u

7

8

a ii

•V Ę / » r> -i [ i / ^ *

i

lii £

Wizyta dawnych mieszkańców niemieckich w Trzebieszowie, lata 80.

Wizyta dawnych mieszkańców niemieckich w Trzebieszowie, lata 80.

Wieniec plotą od lewej: Stanisława Kłosowska, Emilia Kwiatkowska i Emilia Horyń. Trzebieszów, lata 90.

Spotkanie brzozdowian w Trzebieszowie. Od lewej: Emilia, Krystyna i Jan Horyniowie oraz Helena Kostur.

Od prawej: Helena Kostur, Jan, Emilia i Stanisław Horyniowie. Trzebieszów, lata 90.

Od lewej: Michalina Ślusarz, Tadeusz Horyń, Emilia Kwiatkowska.

Od lewej: Hanna Hawro, Emilia Kwiatkowska, Maria Krawiec, ksiądz, Elżbieta Zimecka, nn, nn.

Kazimierz Martyniak

Sowieci wkroczyli później

- Urodziłem się w 1927 r. w Brzozdowcach, miejscowości leżącej na południowy wschód od Lwowa —wspomina Ka­ zimierz Martyniak. - Ojciec miał na imię Józef, a mama Tradycja dożynkowa została zachowana również w Trzebieszowie.

Maria. M atka miała dwóch mężów. Pierwszy miał na imię Karol. Pracował w młynie, zajmował się też muzykowaniem na weselach, dobrze grał w karty. Tak u nas w Brzozdow­ cach było, że Polacy byli cieślami, murarzami, szewcami czy krawcami - zajmowali się, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, usługami. Pracą na roli się nie zachwycali. Owszem, każdy miał tam po 2 czy 3 morgi, ale duże, dobre gospodarstwa mieli Rusini. Oni bowiem za Ukraińców się nie uważali. Współżycie z nimi, jak sobie przypominam, zawsze było bardzo dobre. Byli wyznania greckokatolickiego. Często zdarzały się małżeństwa mieszane. G dy panna młoda była Polką, ślub błogosławiono w kościele, gdy byłą Rusinką, w cerkwi. Tak się bowiem ułożyło, że ślub odbywał się za­ wsze w obrządku panny młodej. Dzieci, które rodziły się w związkach mieszanych wyznaniowych, chrzczono nastę-

Coroczne spotkanie na odpuście 14 września w kaplicy brzozdowieckiej w Kamieniu Pomorskim. Tylu Brzozdowian było jeszcze w latach 90. W tle obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego.

273

C Z Ę Ś Ć II

SOWIECI WKROCZYLI PÓŹNI EJ

pująco: gdy ojciec był Rusinem, a matka Polką, chłopcy byli

wet zapłaczę, gdy o nim myślę. Mieszkaliśmy w domu skła­

chrzczeni w cerkwi greckokatolickiej, dziewczynki narodzo­

dającym się z trzech pomieszczeń, krytym słomą. Mieliśmy

ne w takich związkach chrzczono w kościele. Sprawy te do­

też obórkę i niewielką stodółkę, w której młóciło się zboże

skonale pamiętam, bo ojciec miał bardzo dobrego znajome­

cepem. Trzy morgi ziemi wniósł do rodziny drugi mąż mat­

go Ukraińca, który koniem obrabiał nasze pole. Ożenił się

ki, czyli mój ojciec Józef. On jednak też nie był rolnikiem.

on z Polką i miał sporo dzieci.

Pracował na kolei i na krótko przed wybuchem wojny do­

Miejscowy greckokatolicki pop, Mikołaj Hapij, był lojal­

stał kolejową emeryturę. Z pierwszym mężem mama miała

ny wobec władz polskich i starał się, by współżycie Rusinów

troje dzieci. Zmarł on przedwcześnie i mama wyszła wte­

z Polakami było jak najlepsze. W niedzielę wszyscy chodzili

dy za mąż za mojego ojca, z którym miała jeszcze czworo

do własnych świątyń, a większe święta obchodzono wspól­

dzieci. Nie był to jednak jakiś rekord. Wszystkie rodziny

nie. Żaden „problem ukraiński” u nas nie istniał. Owszem,

w Brzozdowcach były wielodzietne. Zarówno polskie, jak

przyjeżdżali do Brzozdowiec różni „ukraińscy wysłannicy”,

i rusińskie. Luksusów u nikogo nie było, ale też nikt głodny

ale nie znajdowali posłuchu. Rodzice opowiadali mi, że jak

ani obdarty nie chodził.

w 1918 r. Ukraińcy zajęli Lwów i zaczęli tworzyć armię, ich

Zanim wybuchła wojna, zdążyłem skończyć pięć klas

werbownicy byli także w Brzozdowcach. Do ich wojska nie

i uzyskałem promocję do klasy szóstej. Do szkoły cho­

zgłosił się nikt. Zarówno rusińska, jak i ukraińska młodzież

dziliśmy razem w rówieśnikami — Rusinami. Szkoła była

zbiegła do okolicznych lasów, chroniąc się przed przymuso­

wspólna dla wszystkich. Z nauczycieli szczególnie zapamię­

wym poborem. W Brzozdowcach żyła też ukraińska inte­

tałem panią Janinę Sawicką, która wyszła za pana Korda-

ligencja, chociażby nauczyciele czy lekarz Lityński, ale oni

la. Jej krewniak mieszka obecnie w Kamieniu Pomorskim.

utożsamiali się z państwem polskim, mimo że prowadzili

W Brzozdowcach poza Polakami i Rusinami mieszkali też

własną działalność kulturalno-oświatową w ramach organi­

Żydzi. Mieszkali oni w zwartych zabudowaniach wokół

zacji „Proświta”.

rynku. Tu może zaznaczę, że Brzozdowce nie były wsią, ale

N a terenie naszej gminy nie dochodziło do ataków sa­

miasteczkiem i rynek był tego śladem. Nie był on jednak

botaży, dokonywanych przez ukraińskich terrorystów. Nikt

brukowany. Stanowił prostokątny plac, przecięty przez Wi-

nie podpalał majątku dworskiego, stogów z sianem czy

śniowczyk, którego brzegi spinał drewniany most. Wody

stert ze słomą. W ogóle swoje dzieciństwo w Brzozdowcach

tej rzeczki, spiętrzone w kilku miejscach, napędzały cztery

wspominam bardzo dobrze, z łezką w oku i nieraz sobie na­

młyny. Przez rynek przechodziła główna ulica miasteczka,

274

275

część [[

SOWIECI WKROCZYLI PÓŹNI EJ

wiodąc z zachodu na wschód. Prawie wszystkie domy po­

Żyd i ogłaszał rozpoczęcie szabasu. Kończył się on w sobotę

łożone przy rynku należały do Żydów. W ich rękach był

po zachodzie słońca. Dzieci żydowskie chodziły do wspól­

cały handel. Przy rynku, jak sobie przypominam, były tylko

nej szkoły. Były zwolnione tylko z religii, którą Polacy i Ru-

dwa polskie, czyli jak się wtedy mówiło, katolickie sklepy,

sini mieli ze swoimi katechetami. Jeżeli dobrze pamiętam,

Kazimierza Kordala i Berezowskiego, a także katolicka re­

to oni szli do domu, bo religia była zawsze na ostatnich lek­

stauracja Kazimierza Tokarza. W sklepach u Żydów można

cjach. My mieliśmy religię z prefektem ks. Stanisławem Ko­

było kupić wszystko. Pamiętam też, że mama żartowała -

złowskim, wikarym parafii. Funkcje proboszcza pełnił ks.

„jak bida, to do Żyda”. Znaczyło to tyle, że u Żyda można

Michał Kaspruk. Kapłan ten przyjechał z nami na Ziemie

było kupić wszystko. Żyd dawał też towar na borg, czyli na

Zachodnie. Kierowana przez niego parafia odgrywała wśród

kredyt. Było to ważne, bo z pieniędzmi u niektórych było

Polaków ogromną rolę. Jej życie koncentrowało się wokół

krucho, zwłaszcza u tych żyjących z pracy w miejscowym

świątyni pod wezwaniem Podwyższenia Świętego Krzyża.

folwarku. Zarabiali 80 groszy za dniówkę! Za kwotę tę m o­

Znajdował się w nim cudowny obraz Pana Jezusa Ukrzyżo­

gli kupić niewiele. Kilogram cukru, jak pamiętam, koszto­

wanego. Pamiętam, że jako dziecko ze swymi rówieśnikami

wał złotówkę. Żydzi nie tylko sprzedawali towary, lecz także

śpiewaliśmy na jego odsłonięcie: „Witaj, Jezu kochany, to

trudnili się skupem. Nabywali wszystkie płody rolne oraz

w Brzozdowcach wsławiony, do Ciebie się uciekamy, o nasz

owoce. Do nich należała olejarnia, w której tłoczono olej

Jezu ukochany” . Pamiętam, że na odpusty przybywali

z rzepaku i konopi.

do Brzozdowiec nie tylko Polacy, lecz także Rusini z całej

Choć Żydzi pełnili ważną rolę gospodarczą w Brzozdow-

okolicy.

cach i okolicy, to jednak bogaczy wśród nich nie było. Żyli

Kult Pana Jezusa Brzozdowieckiego wszystkich jedno­

skromnie, a w wielu domach gościła bieda. Młodzieży ży­

czył. W życiu religijnym uczestniczyli wszyscy. Święta ko­

dowskiej było dużo, jej rodzice nie mieli pieniędzy, by ją

ścielne wyznaczały rytm życia mieszkańców miasteczka.

kształcić, a oni sami do roboty fizycznej się nie spieszyli.

Gdy wybuchła wojna, miałem 12 lat. Wojna nie była za­

Żydzi, jak pamiętam, w ogóle dystansowali się od Polaków

skoczeniem. Spodziewano się jej. Po żniwach zakwaterował

i Ukraińców. Nie przychodzili na żadne imprezy przez nich

na terenie gminy w Stańkowcach i Podniestrzanach 14 Pułk

organizowane, sami też własnej działalności nie prowadzili.

Ułanów Jazłowieckich. Po krótkich manewrach 16 września

Żydowski handel na rynku kończył się zawsze w piątek po

po święcie Żołnierza Polskiego ułani w szyku bojowym, ale

zachodzie słońca. N a rynku zjawiał się odświętnie ubrany

przy dźwiękach orkiestry przejechali przez Brzozdowce.

276

277

C Z Ę Ś Ć II

SOWIECI WKROCZYLI PÓŹNI EJ

Pamiętam jak dziś. Rano wieś została poderwana niespo­

tego, nie przyszli już żadni pielgrzymi z sąsiednich miej­

dziewanie dźwiękami orkiestry wojskowej. Dzieci i dorośli

scowości. Zaczęli dawać o sobie znać ukraińscy dywer-

wybiegli na ulicę zobaczyć, co się dzieje. Ułani jechali na

sanci. Usiłowali wszcząć jakieś niepokoje w Malechowie.

koniach w dwóch rzędach, po obu stronach drogi. Jechali

17 września został wysadzony w powietrze most na Dnie­

na wojnę z Niemcami. Mobilizacja odbyła się u nas bez za­

strze w Razdole. Podpalono zabudowania gospodarcze soł­

kłóceń. Także Rusini przyjmowali karty powołań i udawali

tysa Rusina Jana Kochana w Stańkowcach za to, że okazy­

się do swoich jednostek. Wszyscy otrzymywali takie karty

wał życzliwość żołnierzom 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich,

powołań wręczane przez gońców.

stacjonujących w tej wsi w czasie ćwiczeń. 17 września

30 sierpnia, jeżeli dobrze pamiętam, tato przyszedł do

gruchnęła w Brzozdowcach wieść, że do Polski wkroczyli

domu i oświadczył, że od jutra zaczyna się powszechna m o­

Sowieci. Nikt nie wiedział, w jakim charakterze. Niektó­

bilizacja. Odtąd wszyscy wiedzieli, że wojna jest nieunik­

rzy sądzili, że idą nam z pomocą. Lwów w tym czasie był

niona. Brzozdowian ta perspektywa jakoś nie przerażała.

już oblężony przez Niemców. Do nas jednak odgłosy walk

Wszyscy powtarzali refren piosenki: „Nikt nam nie zrobi

nie dochodziły. Chyba że jakieś pomruki. Przez kilka dni

nic, bo z nami jest marszałek Śmigły-Rydz”.

nie było u nas ani Niemców, ani Sowietów. 26 września do

Dzień 1 września, jak pamiętam, był bardzo piękny.

Rozdołu wkroczyli jednak Niemcy. N a wzgórzu św. Jana

O wybuchu wojny wszyscy mieszkańcy Brzozdowiec do­

ustawili szlaban z napisem w języku niemieckim. Następ­

wiedzieli się z przemówienia radiowego prezydenta M ościc­

nego dnia Sowieci zajęli jednak Brzozdowce i zaczęli wpro­

kiego. O d tej chwili gromadzili się w restauracji Kazimierza

wadzać swoje porządki. Bram powitalnych nikt im jednak

Tokarza przy rynku. Tylko on miał w całej miejscowości ra­

nie wystawiał, ani też chlebem i solą nie witał. Ich porządki

dio na baterie. Nadawane przez radio komunikaty nie były

dotknęły wszystkich. Dzieci szkolne także. Szkoła polska

jednak optymistyczne. Pamiętam, jak ojciec wrócił z restau­

została zamknięta. W jej miejscu władze sowieckie utworzy­

racji i powiedział: - Wódz Naczelny pozdrawia bohaterską

ły dwie nowe. Jedną dla Polaków, a drugą dla Ukraińców.

załogę Westerplatte! - Potem pomyślał i dodał: — Walczą

Niektórych polskich nauczycieli zwolniono, a w ich miejsce

samotnie, nikt im nie pomoże!

sprowadzono nowych z głębi Rosji. Dyrektorem został Ro­

U nas cały czas było spokojnie. Mówiło się tylko, że

sjanin. Nauka w szkole polskiej, a raczej tej przeznaczonej

Lwów przygotowuje się do obrony. N a parafialny odpust,

dla Polaków odbywała się w po rosyjsku i ukraińsku. Sowie­

przypadający na uroczystość Podwyższenia Krzyża Świę­

ci zaraz powołali swoją milicję w miejsce polskiej policji.

278

279

c z i ; $ ć ii

SOWIECI WKROCZYLI PÓŹNI EJ

Wstąpili do niej sami Żydzi, którzy zaczęli chodzić z czer­

żeby pokazać Sowietom, że życie pod ich rządami nie stało

woną opaską na ramieniu i karabinami. Żydzi obsadzili też

się weselsze... Ludzie żyli tak, jakby mieli żałobę! Żałobę

selradę (radę wiejską) i spółdzielnię handlową. Prywatny

po Polsce, która chwilowo utraciła niepodległość. Polacy

handel został bowiem zakazany. Żydzi musieli przekazać

na każdym kroku podkreślali, że traktują Sowietów jako

swoje aktywa spółdzielni. Mama zaraz zaczęła mówić: —Te­

okupantów, którzy wcześniej czy później muszą odejść.

raz bida, a nie ma Żyda! —W sklepach nowej spółdzielni nie

Okres ich władzy dla mnie, chłopaka, który musiał szybko

było nic. Przed sklepem spożywczym tworzyły się ogrom­

dorastać, minął prędko. Starsi przeżywali to bardziej. Więcej

ne kolejki. Ludzie zbierali się w nich jeszcze wieczorem na

zapewne wiedzieli. W 1941 r., jak Niemcy pogonili Sowietów, to w aktach

samą wiadomość o tym, że rano mają przywieźć np. cukier do sklepu.

N K W D w Chodorowie znaleziono listę 57 rodzin przezna­

Sowieci mieli bazę w postaci majątku dworskiego, nie

czonych do wywiezienia. Znaleźli się na niej „podejrzani

zaczęli tworzyć kołchozu i sowchozu. Majątek ten został

politycznie” nauczyciele i bogatsi gospodarze. Okazało się

przez Sowietów najzwyczajniej zmarnowany. Krowy rozdali

szybko, że wszyscy, którzy zostali wywiezieni bądź trafili na

głównie Ukraińcom, żeby pokazać, jacy to oni są dobrzy,

listę do wywózki, zostali zadenuncjowani przez Ukraińców.

część krów dali Żydom. Ci natomiast nie mieli dla nich pa­

Głównie tych z sąsiednich wsi. Mścili się oni na Polakach

szy, i krowy im pozdychały. Konie trafiły do lepszych go­

za to, że nasze chłopaki zdzierały z nich „wyszywanki” na

spodarzy. Sowieci początkowo nie stosowali żadnych represji.

odpustach. W parafii greckokatolickiej w końcu sierpnia był za­

Szybko się jednak okazało, że agenci sowieccy dokonywa­

wsze odpust, na który schodzili się Ukraińcy z całej gm i­

li tak jak wszędzie przeglądu całego środowiska polskiego.

ny. Chłopaki dem onstracyjnie zakładały koszule z naro­

Przeprowadzono rewizje w domach. Aresztowano podpo­

dowym haftem ukraińskim. Nasze chłopaki im te hafty

rucznika rezerwy Stanisława Marciniaka oraz policjantów

zrywały. Ja im nie zrywałem, bo byłem jeszcze wtedy za

Sienkiewicza i Kubackiego. Wzywano na przesłuchiwania,

mały. G dy przyszli Sowieci, to ci od tych „wyszywanek”

w trakcie których usiłowano werbować donosicieli. W lu­

zaczęli się mścić i wskazywali swych polskich rówieśni­

tym dokonano pierwszych wywózek. N a Sybir pojechało

ków jako wrogów Ukrainy. Sowieci tylko na takie dono­

kilka rodzin. Społeczności polskiej zastraszyć się nie dało.

sy czekali. Pamiętam jak dziś, jak wieźli zim ą na wozie

Bojkotowała ona zaproszenia władz na zabawy taneczne,

nauczycielkę, panią M arciniakową, żonę ppor. rezerwy

280

281

C Z Ę Ś Ć 11

SOWIECI WKROCZYLI PÓŹNI EJ

Stanisława M arciniaka. Jego już nikt nie widział, jej uda­ ło się wrócić.

lecz także kradły na potęgę. Nie gorzej, jak później kradli

Sowieci na szczęście rządzili krótko. Jak wkroczyli N iem ­

w pobliskich PGR-ach. Niemcy starali się nasz majątek usprawniać. Przywieźli

cy i pogonili Sowietów, moja nauka w szkole się zakończyła.

takie maszyny do koszenia zboża - „garściówki” . Snopowią-

Musiałem przymusowo iść do roboty, do majątku, którego

załka to nie była, ale kosiła zboże i wyrzucała go w takie

działalność Niemcy wznowili. Miałem wtedy 14 lat. Był to duży majątek. Pracowało w nim co najmniej sto osób,

garście, które trzeba było wiązać. W 1944 r. w okolicy Lwowa zaczęły się napady Ukra­

może więcej. Wszystkim Niemcy dali do wyboru - albo

ińców na polskie miejscowości. Polacy w Brzozdow-

praca w majątku, albo wyjazd na roboty przymusowe do

cach uznali, że trzeba się bronić i nie czekać, aż przyjdą

Rzeszy. W majątku byłem furmanem. Miałem dwa konie,

Ukraińcy w nocy i nas wszystkich wyrżną! Zorganizowano

którymi wykonywałem różne prace w gospodarstwie. Ta­

samoobronę, mającą w nocy bronić ludność w razie napadu

kich par koni było ponad 30. Musiałem o nie dbać. W sta­

Ukraińców. W dzień wszyscy normalnie pracowali. Trzeba

wało się rano o czwartej i szło do majątku. Tam musiałem

było przecież jakoś żyć. Pamiętam jednak, że nawet w dzień

nakarmić konie, dać im obrok i wtedy dopiero mogłem iść

ludzie starali się nie oddalać zbytnio od miejscowości.

do domu na śniadanie. Następnie wracałem do majątku,

Przestali jeździć do lasu, bo tam mogli być banderowcy.

gdzie konie już się najadły i nadawały się do prac polowych.

N a noc wszystkie kobiety z dziećmi schodziły się na nocleg

Majątkiem kierowało dwóch Niemców - wojskowych. D y­

do kościoła. Kościół był następnie zamykany i aż do rana

rektorem całości był Polak Kalinowski, który wcześniej był

nikomu nie wolno było z niego wychodzić. N a zewnątrz

dyrektorem gorzelni. Funkcję jego zastępcy pełnił Ukra­

pozycje zajmowali mężczyźni, którzy w razie ataku Ukra­

iniec, bardzo porządny człowiek. W majątku, jak sobie

ińców mieli bronić kościoła. Aby nie dać się zaskoczyć ze

przypominam, pracowali też fornale zatrudnieni tam przed

strony Ukraińców, na wszystkich ulicach były trzymane

wojną. To były cwaniaki, nieroby, które na każdym kroku starały się nas, młodych, wykorzystać, zwalając na nas naj­

warty. Ja w 1944 r. miałem już 17 lat i też na takie warty cho­

cięższą robotę. Pamiętam, jak taki jeden fornal kazał mi przy

dziłem. Pełniłem je na naszej ulicy. Nazywała się ona Zielo­

przenoszeniu worków z wymłóconym żarnem złapać za dół

na, ale ludzie mówili na nią Zgniła. Wiązało się to z faktem,

worka, mówiąc, że z tej strony będę miał lżej, chociaż było

że ulica nie miała odwodnienia, czyli rowów odprowadza­

właśnie odwrotnie. Fornale nie tylko nas wykorzystywały,

jących wodę. Wiecznie stały na niej kałuże i królowało błoto.

282

283

C Z Ę Ś Ć II

SOWIECI WKROCZYLI RÓŻNIEJ

I rzy tej ulicy mieszkały 34 rodziny! Stałem na jej końcu tej

mieszkańcy przypisywali opiece Pana Jezusa Brzozdowiec-

razem z kolegą. Obserwowaliśmy okolicę i w razie dostrze­

kiego, obecnego w cudownym obrazie w naszym kościele.

żenia czegoś podejrzanego mieliśmy podnieść alarm i wyco­ fać się w stronę kościoła.

To „szczęście” polegało na tym, że w Brzozdowcach często

Świątynia stanowiła prawdziwą fortecę. Otaczał ją mur

wypoczynek. Ich pobyt działał na Ukraińców odstraszająco.

o wysokości 2 metrów, gruby przy podstawie na metr, a przy

Ponadto „niemieccy frontowcy mieli sporo nieewidencjo-

wierzchołku na 70 centymetrów. Sforsować go nie było ła­

nowanej broni, którą najzwyczajniej handlowali. Kupowali

two. Zwłaszcza że za murem czekali obrońcy uzbrojeni nie

za nią słoninę i wódkę. Latem 1943 r„ już nie pamiętam

tylko w broń białą, czyli siekiery, widły i kosy, lecz także w broń palną.

dokładnie kiedy to było, w czerwcu czy w lipcu, zanoco­ wał w Brzozdowcach oddział niemiecki, został odpowied­

Komenda Armii Krajowej we Lwowie też nie zapomnia­

nio „ugoszczony” . Wtedy właśnie czujki ustawione od stro­

ła o Brzozdowcach. Przysłała oddział liczący 30 żołnie­

ny Góry Świętego Jana doniosły, że zbliża się duży oddział

rzy uzbrojonych w broń maszynową, którzy w dzień spa­

ukraiński. W

li w chałupach, a w nocy zajmowali pozycje i posterunki.

alarm. Zaczął bić dzwon, a w ślad za nim wszystkie urządzenia

W pobliskiej Krasnej Górze powstał też oddział AK złożony

alarmowe. Przy chałupach w punktach, gdzie stały warty,

z miejscowych chłopaków. Kierownictwo naszej samoobro­

zawieszano zazwyczaj lemiesze od pługa, w które uderzano

ny używało, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, broni psycho­

łomem. Straż pożarna miała syrenę, taką na korbę, która

logicznej. Rozpuszczało informacje o dużej ilości posiada­

zaczęła wyć. Wszystko to wyglądało jak sądny dzień. D o­

nej broni. Dorośli mówili przy dzieciach, że samoobrona

wódca niemiecki, który wytrzeźwiał błyskawicznie, kazał

dysponuje mnóstwem specjalnych pocisków zapalających.

ustawić karabin maszynowy na schodkach domu ludowe­

Te powtarzały to swym ukraińskim rówieśnikom, ci rodzi­

go, z którego był dobry widok na Górę Świętego Jana, i ka­

com i zanim informacja ta dotarła do kierownictwa, była już odpowiednio wyolbrzymiona.

zał strzelać długimi seriami. Ukraiński oddział natychmiast

zatrzymywały się oddziały niemieckie wycofane z frontu na

Brzozdowcach podniesiono

natychmiast

Większość chałup w Brzozdowcach była kryta strzechą

uciekł... Później w Brzozdowcach przez dwa, trzy miesiące stacjo­

i w razie pożaru było wiadomo, że spalą się wszystkie obej­

nowały dwie kompanie Wehrmachtu, wycofane z frontu na

ścia nie tylko polskie, lecz także ukraińskie. UPA musiała się

wypoczynek. Banderowcy omijali wtedy Brzozdowce szero­

z tym liczyć. Brzozdowcom sprzyjało szczęście, co wszyscy

kim lukiem. Niemcy się z nimi bowiem nie patyczkowali.

284

285

C Z Ę Ś Ć II

SOWIECI WKROCZYLI PÓŹNI EJ

Dwóch z nich zapuściło się za daleko i Niemcy złapali ich

Chodzili w cywilnych ubraniach z biało-czerwoną opaską

z bronią. Natychmiast zostali rozstrzelani.

na ramieniu. Należeli do niej zwłaszcza ci, którzy z rożnych

Stan pogotowia przeciw banderowcom trwał w Brzoz-

przyczyn, głównie ze względów rodzinnych, konieczno­

dowcach aż do wkroczenia Sowietów. Banderowcy byli na

ścią opieki nad chorą matką czy ojcem, nie mogli iść do

pewno wściekli, że nie udało im się wymordować polskiej ludności i jeżeli jakiś mieszkaniec miasteczka wpadł im

wojska. Zim ą 1945 r. w lutym N K W D przeprowadziło wielką

w ręce, był bezwzględnie zabijany.

obławę na UPA na całej zachodniej Ukrainie. Zahaczyła

Przed żniwami w 1944 r. do Brzozdowiec po raz drugi

ona także o Brzozdowce. N K W D zamieniło jedną szko­

wkroczyli Sowieci. Przestałem pracować w majątku i wró­

łę na areszt i zaczęło zgarniać wszystkich podejrzanych.

ciłem do szkoły. W szkole uczyliśmy się języka polskiego,

O niektórych mieli już pewnie jakieś informacje, a innych

rosyjskiego i ukraińskiego. Z mojego punktu widzenia

zgarniali wprost z ulicy. Mnie zabrali z domu. Rano przy­

wkroczenie Sowietów oznaczało poprawę. Generalnie jed­

szło do naszego dom u trzech żołnierzy. N a enkawudzistów

nak wcale lepiej nie było. Wszyscy, którzy byli związani

nie wyglądali, ubrani byli w mundury frontowe. Ja wła­

z AK i otwarcie się do tego przyznawali, musieli uciekać

śnie szykowałem się do szkoły. Byłem już ubrany i miałem

albo się ukrywać. N K W D poszukiwało wszystkich, któ­

teczkę z książkami pod pachą. Powiedzieli mi, że mam

rzy mogli przynależeć do polskiego ruchu oporu. Kilka,

pójść z nimi. Wtedy już bardzo dobrze mówiłem po rosyj­

a raczej kilkanaście osób, jak dobrze pamiętam, Sowieci

sku i zacząłem z nimi dyskutować. O ni przez chwilę słu­

aresztowali. Rozpoczęli też werbunek do armii polskiej.

chali, ale w końcu jeden z nich przerwał mi, oświadczając:

Ukraińcy zaś mieli wstępować do Armii Czerwonej. W ie­

— Prowiernim! — Zaprowadzili mnie do szkoły zam ienio­

lu Polaków wstąpiło na ochotnika do Wojska Polskiego.

nej w areszt. Zgromadzili w niej do południa ze sto osób.

Duża ich grupa ze śpiewem na ustach wymaszerowała z Brzozdowiec.

Ja się tym wszystkim za bardzo nie przejmowałem. N ic nie

W miasteczku powołano do życia pododdział „istrie-

nie bardzo wiedziałem, co się dzieje. Po południu popę­

bitielnych batalionów . Podlegał on N K W D , ale jego po­

dzili nas wszystkich piechotą do więzienia w Chodorowie

wołanie było koniecznością. Tylko on bronił Polaków przed

odległego o 15 km. Najpierw przeszliśmy przez pokoje

UPA, które dalej działało i nie przestawało mordować Pola­

N K W D . Spisano tam nasze dane, zabrano pasy i sznurów­

ków. Członkowie tej formacji nie mieli nawet mundurów.

ki i popędzono nas do zatłoczonych cel. Następnego dnia

286

287

miałem na sumieniu. Poza tym, jak dzisiaj sobie myślę,

część II

SOWIECI WKROCZYLI PÓŹNI EJ

nie dano nam nic do jedzenia, tylko wygoniono na dzie­

cel i kazali rocznikowi 1928 wyjść i ustawić się na koryta­

dziniec na kilka minut, a następnie ponownie kazano iść

rzu. O d razu powiedziałem do kolegi, że wychodzimy. On

do cel. Przy drzwiach każdej stało dwóch żołnierzy z auto­

się bał i nie chciał wyjść. Sowieci nie mówili przecież, po

matami i upychało więźniów do środka. Jak któryś nie był

co wołali na korytarz rocznik 1928. Kolega został, a ja wy­

sprytny, to oberwał zawsze kolbą albo lufą. Siedzieliśmy

szedłem. Stanęliśmy na korytarzu najpierw w dwuszeregu,

w tym więzieniu przez kilka tygodni, nie dostając nic do

a później przyszedł oficer i kazał ustawić się w szeregu. Za­

jedzenia. Kiedy wychodziliśmy na spacer, każdy z nas ro­

czął przyglądać się fryzurom. Wszystkim, którzy mieli ogo­

bił kulkę ze śniegu, którą zjadał. Jedzenie przynosiły nam

lone i krótko ostrzyżone głowy, kazał wracać do cel, a tym,

rodziny, głównie ukraińskie, których krewnych siedziało

którzy mieli włosy normalne, wracać do domu. Ja miałem

więcej. N a bramie pełnił służbę nasz znajomy wzięty do

włosy normalne. Zostałem zwolniony. Musiałem tylko

„istriebitielnych batalionów , jak przyszła dajmy na to

przejść jeszcze przez pokój N K W D , w którym potwierdzo­

żona i przyniosła kaszę kukurydzianą w garnku z włożo­

no, że nic do mnie nie mają, i już byłem za bramą. Okazało

ną łyżką, to nasz znajomy zabierał ją i przynosił do nas.

się, że wszystkich ogolonych czy ostrzyżonych na zapałkę

Dlatego przeżyliśmy. Dzieliliśmy się przyniesionym żar­

N K W D podejrzewało o przynależność do UPA. Ta bowiem

ciem. N a przesłuchania nas nie brano. N a nie zabierano

na zimę zdemobilizowała swoje oddziały i jej członkowie

tylko Ukraińców. Szczególnie w nocy. Lano ich strasznie.

zamelinowali się w rodzinnych wsiach. Sowieci wiedzieli, że

Jak wracali do celi, to byli srokaci jak krowy, całe ciało

w oddziałach nosili krótkie włosy, i wyłapywali wszystkich

mieli w krwawych pręgach. N K W D wśród Ukraińców

tak ostrzyżonych. Później ich brali w obroty, a wiadomo, że

wyłapywało nie tylko tych należących do UPA, lecz tak­ że uchylających się od służby w Armii Czerwonej. Złapali

bicie nie każdy wytrzyma. Po powrocie do domu przez dwa tygodnie dochodziłem

np. trzech braci, których trzymali w osobnych celach. Jak

do siebie, taki byłem wygłodzony. Dopiero wtedy, jak le­

zaczęli ich lać, to szybko się okazało, że znacznie zaniżyli

żałem w domu i dowiedziałem się od rodziców, co tu się

oni swój wiek. Jeden był z 1924 r., drugi z 1925 r„ a trze­

działo, uzmysłowiłem sobie, dlaczego N K W D mnie zwinę­

ci z 1926 r. i wszyscy podlegali obowiązkowi mobilizacji.

ło. Nie był to przypadek. W trakcie zimowej obławy 3 ki­

Oficjalnie zaś podawali, że są urodzeni w 1927 i 1928 r.

lometry od nas na Krasnej Górze ukrywało się kilku akow­

Ja wyszedłem wcześniej z więzienia dzięki temu, że za­

ców. W śród nich był jeden chłopak z Brzozdowiec, starszy

wsze umiałem ryzykować. Kiedyś strażnicy otworzyli drzwi

ode mnie o kilka lat, mieszkający na naszej ulicy parę do-

288

289

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POLSKI

mów dalej. Sowieci otoczyli ich na Krasnej Górce i chcie­

Sowieci wkroczyli po raz drugi, już do szkoły nie chodzi­

li wziąć żywcem. G dy ci zorientowali się, że nie uciekną,

łem. U jednej kobiety, co jej gospodarze uciekli przed So­

jeden z nich wyjął granat, odbezpieczył i... wszyscy zginę­

wietami na Zachód, obrabiałem pole koniem. W zamian

li! Sowieci ustalili jednak jakoś jego tożsamość i zaczęli się

dawała mi ona konia do obróbki naszego pola. Tym koniem

interesować jego środowiskiem, w tym sąsiadami z ulicy. Pamiętam, że jak mnie zamknęli w tej szkole, to przypro­

zawoziłem nasze rzeczy na stację. Pamiętam, że pierwszy raz jechaliśmy we trzech, żeby

wadzili z Krasnej Górki dwóch akowców. Jeden miał rękę

wybrać dla siebie plac przy torze, na którym mieliśmy skła­

zgangrenowaną od rany i ledwie się trzymał na nogach. To

dać nasze rzeczy. Jak się później okazało, kto zajął odpo­

byli, jak się zorientowałem, Ślązacy, którzy zdezerterowali

wiednie miejsce na stacji, ten wygrał los na loterii. Otrzy­

z armii niemieckiej. C o Sowieci z nimi zrobili, nie wiem.

mywał bowiem do dyspozycji zakryte wagony towarowe,

Wiosną 1945 r. wszyscy gospodarze w Brzozdowcach obsia­

pozostali musieli się załadować na odkryte tory. Oczywi­

li pola, choć już przebąkiwano, że jeszcze w tym roku Polacy

ście samo zajęcie placu przy torach nie załatwiało sprawy.

będą musieli wyjechać do Polski.

Miejsca trzeba było pilnować, podobnie jak złożonych na nim rzeczy. Oznaczało to, że na placu trzeba było koczować. Pierwszy raz jechaliśmy więc do Chodorowa we trzech. Po

Wyjazd do Polski

drodze zatrzymał nas ruski patrol. Składał się on z dwóch ludzi — żołnierza i oficera. Jechali na koniach, kiwając się

—Po wykopkach wszyscy powoli zaczęli szykować się na wy­

w siodłach, bo byli pijani. Lejtnant był Rosjaninem, a żoł­

jazd na Zachód. Niektóre rodziny wyjeżdżały już w czerw­

nierz chyba Uzbekiem, miał ciemną cerę i skośne oczy. Ka­

cu, bo na ich podwórkach czekały już przesiedlone rodziny

zali się nam zatrzymać. Okazało się, że zgubili rękawiczki.

ukraińskie. Mieliśmy wyjeżdżać z Chodorowa, gdzie So­

Oskarżyli nas, że je znaleźliśmy i sobie przywłaszczyliśmy.

wieci obiecali podstawić wagony towarowe. Każda rodzina

Ja dobrze wtedy mówiłem po rosyjsku i kategorycznie za­

miała otrzymać jeden wagon na zabranie swojego majątku.

przeczyłem, bo istotnie żadnych rękawic żeśmy nie znaleźli.

Kto miał wóz, ten ładował na niego swój dobytek, wiózł

Mówię więc pewnie do tego oficera, żeby szukał tych rę­

go na stację, wyładowywał przy torach i wracał do wsi po

kawic i jak je znajdzie, może mnie zastrzelić! Tamci dwaj

następną porcję ładunku. N a jeden raz trudno było bowiem

w ogóle się nie odzywali. Lejtnant widząc, że jestem taki

wszystko załadować. Myśmy konia nie mieli. Ja jednak, gdy

odważny, kazał mi zleźć z podwody, a tamtym jechać. Jak

290

291

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD n o POLSKI

zeskoczyłem z wozu, ten mi mówi, że oni wojowali, prze­

wieźliśmy ubrania, żywność, zboże, trochę drewna, by mieć

lewali krew, a ja chodzę w ich kufajce i butach. To akurat

czym palić w piecyku, paszę dla krowy. Jechaliśmy w wa­

była prawda. Robiłem wtedy bimber i handlowałem nim

runkach prymitywnych, ale wielu nam ich zazdrościło. Dla

z Ruskimi. Za ten bimber kupiłem sobie od nich m.in.

wielu brzozdowian zabrakło krytych wagonów i jechali

buty i kufajkę. Oficer wyjął nagan i kazał mi się rozbie­

w odkrytych, co było dla nich koszmarem. W sumie w tym

rać. Niedaleko, o parę skoków, był las i mogłem próbo­

pierwszym transporcie jechało około stu wagonów.

wać uciec. Oceniłem jednak, że zanim doskoczę do lasu,

W naszym transporcie komendantem był ks. Michał Ka-

to ten Sowiet mnie z tego nagana kropnie! Rozbierając

spruk, proboszcz Brzozdowiec, który zabrał ze sobą cudowny

się, prosiłem cały czas tego Sowieta, żeby mnie nie zabijał.

obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego. Jechaliśmy bardzo dłu­

Włączył się też ten drugi żołnierz o uzbeckich rysach i za­

go. Dzień się jechało, dwa stało. Posuwaliśmy się w żółwim

czął prosić oficera, by mi darował życie. Tamten w końcu

tempie. Przepuszczano wojskowe transporty. Bydłu zaczynało

schował nagan i pojechali. To tylko przyspieszyło decyzję

brakować paszy. Trzeba było ją jakoś „załatwiać”. Jak staliśmy

0 naszym wyjeździe.

na bocznicy w Rzeszowie, to zobaczyłem, że na stacji zatrzy­

Ruscy ogłaszali, że jak ktoś przyjdzie do roboty przy

mał się drugi pociąg z sianem. Postanowiliśmy pójść i trochę

rozbiórce zbombardowanej stacji, to dostanie lepszy wa­

tego siana im ukraść. Jednak mało tego życiem nie przepłaci­

gon. O d razu się zgłosiłem. Pracowałem dwa czy trzy dni

liśmy. Gdy sowieccy wartownicy zobaczyli nas kręcących się

1 Sowieci słowa dotrzymali, wagon dali! Jechaliśmy nim we

przy transporcie, zaczęli strzelać, i to nie jakimś pojedynczym

dwie rodziny. Nas było wszystkich siedmioro! Berezowskich

ogniem, ale seriami, bo byli uzbrojeni w pepesze. Kule gwiz­

jechało trzech, więc razem jechało nas dziesięcioro! Krowy

dały nam nad głowami. Dość długo staliśmy w Tarnowie. Na

nie jechały razem z nami, jak pokazywał film Sami swoi, ale

początku grudnia 1945 r. dojechaliśmy do Gliwic. Tu nasz

w osobnym wagonie. Był on odkryty, miał tylko ogrodzenie

transport został podzielony na kilka części, które rozjechały

z paru drągów i leżało na nim trochę słomy, w której kro­

się w różne strony Ziem Odzyskanych.

wa miała legowisko. Krów trzeba było oczywiście w nocy

Tak się złożyło, że nasza rodzina pojechała na Pomo­

pilnować, bo gdy pociąg się zatrzymywał i stał na stacji,

rze Zachodnie do Kamienia Pomorskiego. Może byśmy

mogły paść ofiarą złodziei grasujących wzdłuż torów kolejo­

tu nie przyjechali, ale starsza siostra miała narzeczonego,

wych. W naszym wagonie obok ludzi jechał cały dobytek,

który przyjechał tutaj na rekonesans, a potem nas ściągnął.

który się zmieścił i który mogliśmy zabrać. Jak pamiętam,

W Wigilię 1945 r. przyjechaliśmy do Golczewa. Dalej, czyli

292

293

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POLSKI

do Kamienia Pomorskiego, nie dojechaliśmy, bo nie było to­

chodnia granica Polski zostanie przesunięta. Nie wiem, czy

rów. Nie pamiętam już, czy były zniszczone czy rozkręcone.

wszyscy starsi w to wierzyli, ale w wielu domach widziałem,

Dalej w każdym razie jechać się nie dało. Pamiętam, że bar­

że nie rozpakowywali pakunków ze swoimi rzeczami. Byli

dzo serdecznie przywitał nas na peronie kierownik PUR-u.

gotowi w każdej chwili wracać do domu, czyli do Brzozdo­

Powiedział, że wszyscy, którzy mają karty ewakuacyjne,

wiec. Tu wszystko było dla nich obce.

niech zaraz zgłoszą się do niego z nimi, to dostaną chleb.

Pamiętam, jak mój ojciec po przybyciu do Niemicy, roz­

Sąsiad karty nie dał i chleba nie dostał. Podkreślić chciał­

glądając się za wieżą kościelną, z przerażeniem skonstato­

bym, że wówczas wszyscy, którzy dotarli tutaj, bardzo sobie

wał, że nie ma na niej krzyża, tylko kogut. Była to bowiem

pomagali. Ci, którzy przybyli przed nami, czekali na nas

świątynia ewangelicko-augsburska. Początkowo więc cho­

z furmankami i zawieźli nas do Niemicy, gdzie były wolne

dziliśmy pieszo na Msze św. do odległego o 7 kilometrów

gospodarstwa. W sumie osiedliło się tu kilkanaście rodzin

Golczewa. Żadnej komunikacji wtedy przecież nie było. Szli

z Brzozdowiec. Ponad sto osób. Rodziny wtedy były duże,

zaś wszyscy, żeby podziękować Panu Bogu za to, że wyszli

nie tylko wielopokoleniowe, lecz także mające dużo dzieci.

cało z wojennej opresji i przyjechali na nowe miejsce życia.

Każda rodzina jakoś się rozłożyła w poniemieckich zabu­

Oczywiście wszyscy starzy mieszkańcy, w tym i moi rodzice,

dowaniach. Były one różne. Te, które się nam dostały, nie

nie mogli się pogodzić z wygnaniem z Brzozdowiec. Tam

należały do najlepszych; ja chciałem szukać czegoś lepszego,

wszystko było lepsze. Jak się wszyscy dokładnie po wsi rozej­

ale ojciec z matką machnęli ręką i pogodzili się z sytuacją.

rzeli i poznali, to szybko się okazało, że my brzozdowianie

Wszyscy starsi mieszkańcy Brzozdowiec tak postępowali.

mamy gorsze gospodarstwa, a zwłaszcza domy. Wszystkie

Nie dlatego jednak, że byli zadowoleni. Oni wszyscy trak­

lepsze zajęli przybysze z „centrali”, jak wtedy nazywaliśmy

towali całą przeprowadzkę jako dłużej trwającą wycieczkę!

centralną Polskę. Byli bliżej i przyjechali pierwsi. Wybrali

Wierzyli, że cała ta tzw. repatriacja nie jest ostateczna, że

co lepsze. Myśmy wielkiego wyboru nie mieli.

wkrótce wszyscy wrócimy do Brzozdowiec. Nie wiadomo,

Rzecz jasna mieszkańcy Niemicy szybko się zmobi­

na czym opierali swoje przekonanie, bo przecież żaden

lizowali i załatwili przejęcie kościoła poewangelickiego.

zdrowo myślący człowiek nie mógł mieć wątpliwości, że

W 1946 r. we wrześniu w święto Michała Archanioła ks.

bez nowej wojny żadnych zmian terytorialnych nie będzie.

Michał Kaspruk poświęcił kościół i nadał mu wezwanie św.

Być może liczyli, że wybuchnie III wojna światowa między

Michała. Nasz dawny proboszcz nadal się nami opiekował.

zachodnimi aliantami a Sowietami, w wyniku której za­

Początkowo posługiwał on w Trzebieszowie, gdzie osiedli­

294

295

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POLSKI

ła się większość brzozdowian, zajmując praktycznie całą

koniki, które miał jeden z gospodarzy, i pojechaliśmy san­

wioskę. Później biskup mianował go proboszczem w Ka­

kami. Wieś nazywała się Szumiąca. Strasznie się namordo­

mieniu Pomorskim, z którego dojeżdżał do parafii w Trze­

waliśmy, żeby ten dzwon zdjąć i umieścić na sankach. Było

bieszowie i innych, w których nie było kapłana. Trzeba

już ciemno, gdy wracaliśmy do domu. Nie znaliśmy dróg.

też podkreślić, że nowa społeczność Niemicy postanowiła

Kiedy dojechaliśmy do jakiegoś skrzyżowania i zastanawia­

nadać kościołowi wezwanie św. Michała na cześć naszego

liśmy się, w którą stronę skręcić, zobaczyliśmy, że jedzie za

proboszcza z Brzozdowiec, który wyruszył z nami na wy­

nami dwóch konnych. O d razu wiedziałem, że to pościg za

gnanie w nieznane, dzieląc wszystkie dole i niedole. Usta­

nami. N a wszelki wypadek powiedziałem: - W razie czego

wiliśmy pod kościołem krzyż i zdjęliśmy z kościelnej wieży

będziemy musieli dzwon oddać. —Wieś była już zamiesz­

tego ewangelickiego koguta. Świątynię już mieliśmy, ale nie

kała i pewnie jej mieszkańcy też chcieli mieć dzwon. O ka­

miała ona dzwonu. Ten zaś, jak mówiłem, odgrywał w ży­

zało się, że ci dwaj jadący za nami to milicjanci. Już nie pa­

ciu naszej wspólnoty w Brzozdowcach ogromną rolę. Wy­

miętam, czy byli w mundurach, ale chyba nie. Mieli tylko

znaczał rytm życia wsi. Zaczęliśmy się zastanawiać, skąd go

opaski na rękawach i jak się do nas zbliżyli, mieli karabiny

wziąć.

gotowe do strzału! Kazali nam wracać do wioski i ostrzegli,

W tamtych czasach wiele rzeczy było niedostępnych, ale

że jak będziemy uciekać, to zaczną strzelać! Pokornie więc ruszyliśmy z powrotem do Szumiącej. N a szczęście jeden

jakoś się kombinowało. Z nami przyjechała ze Wschodu niewidoma Karola

z nas skrył się za drzewem przy drodze i milicjanci go nie

Malinowska. Chłopaki mówiły na nią Karolka. Wszyscy

zobaczyli. Myśleli, że jest nas tylko pięciu. Ten, co się ukrył,

ją znali i szanowali, bo chociaż była ślepa, uczyła dzieci

dał znać w Niemicy, że nas zatrzymali. Jak dojechaliśmy

religii i przygotowywała je do pierwszej komunii. Robiła

do Szumiącej, na podwórku u chłopa zostawiliśmy dzwon

to jeszcze w Brzozdowcach. Skąd ta Karolka wiedziała, że

i pod lufami milicjantów pojechaliśmy do sąsiedniej wsi

niedaleko w wiosce jest dzwon przy nieczynnym koście­

Chom ino na posterunek. Zamknęli nas w areszcie w jakiejś

le, tego nie wiem. W każdym razie kobieta ta kiedyś nas

piwnicy. Rano nie dali nam nic pić ani jeść, tylko kazali rą­

zawołała i powiedziała, że niedaleko jest wioska, w której

bać drewno na opał, by mieli czym ogrzać posterunek. Gdy

jest dzwon przy nieczynnym kościele. - Jedźcie i przywieź­

narąbaliśmy już stertę szczap, kazano nam wracać. Przyje­

cie go, nikt wam nic nie powie! - podkreśliła. Zebrało się

chaliśmy do dom u wściekli na tę Karolkę. Oj, miała ona

nas sześciu chłopaków, wzięliśmy ze sobą dwa takie małe

za swoje.

296

297

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POLSKI

Dzwon z Szumiącej ostatecznie trafił jednak do Niemi-

brze oddał moment zaopatrywania się przesiedleńców w nie­

cy. Zamieszkał bowiem w Niemicy taki Antoni Resko, któ­

zbędne do pracy konie. Podobne sceny można było zobaczyć

ry już w Brzozdowcach trzymał się blisko kościoła. Pojechał

w gdańskim porcie. Każdy koń, nie dość, że dziki, to jesz­

on do ks. Michała Kaspruka z prośbą o interwencję. Ksiądz

cze był mocno przestraszony sposobem transportu. Każdy

poszedł do starosty i załatwił, że ten wydał zgodę na prze­

był ze statku zdejmowany przez dźwig portowy. Konie były

wiezienie dzwonu jako mienia poniemieckiego do Niemicy.

piękne, ale co z tego. Ja swoją klaczkę złapałem pętlą przy­

Długo jednak ten dzwon u nas nie dzwonił, bo zaraz nam

wiązaną do drążka. Jakoś zaprowadziłem ją do wagonu to­

go ukradli. Po jakimś czasie jednak go odnaleziono i wrócił

warowego i uwiązałem. W każdym wagonie umieszczonych

do nas. Znów go potem ukradli, ale się odnalazł i znów zo­

zostało osiem koni. Cztery z jednej strony i cztery z drugiej.

stał zawieszony i dzwonił.

W środku wagonu pomiędzy kopytami tych wierzgających

Nasza parafia dość długo nie miała własnego probosz­

rumaków jechali ich właściciele, między innymi ja. N a szczę­

cza. Początkowo dojeżdżał do nas ksiądz z Golczewa, póź­

ście pociąg jechał szybko, bo konie musiały coś jeść. Jakoś

niej z Kozielic. Te ostatnie stały się siedzibą parafii, a nasz

wyładowaliśmy się z tymi końmi w Golczewie i dotarłem

kościół w Niemicy stał się jego filią. Bardzo długo posługi­

ze swoją klaczką do domu. Oswoiłem ją, choć było trudno.

wał u nas ks. Czesław Ziemiński. Pracował u nas przez 29

Wtedy nie mieliśmy nawet wozu. Trzeba go było składać.

lat. Jego wszyscy zapamiętali najbardziej.

Chodziłem po wsi i zbierałem. Ten dał mi koło, ten kłonicę,

Z początków naszego gospodarowania tutaj pamiętam,

tamten orczyk. W końcu udało mi się złożyć wóz. M am go

jak oswajałem swoją klaczkę z U N RRA. Chyba wiosną

jeszcze u siebie. Nadawałby się do skansenu. Miał drewniane

1946 r. przyszedł do nas ktoś z gminy i powiedział, że jeżeli

koła z żelaznymi obręczami. Dziś takiego na drodze się nie

chcemy dostać konia z U N R R A , to musi ktoś z nas poje­

uświadczy. Pamiętam też, że zaraz po wojnie mierniczy wy­

chać do Gdańska, gdzie miał wpłynąć statek z dużą liczbą

tyczał dla każdego gospodarstwa odpowiednią działkę ziemi.

amerykańskich koni. Ja oczywiście konia chciałem mieć,

Każde gospodarstwo otrzymało po 10 ha. W porównaniu

bo jak tu bez konia prowadzić gospodarstwo. Byłem w tym

z areałem ziemi, który każdy gospodarz miał w Brzozdow­

Gdańsku cały tydzień. Statków z końmi przychodziło dużo.

cach, otrzymał wielokrotnie więcej ziemi.

Ja wybrałem sobie taką jedną klaczkę. Okazało się jednak,

W Brzozdowcach ziemia była jednak znacznie lepsza.

że są to konie dzikie, nienawykłe do chodzenia w uprzęży,

Gdyby ktoś wyjechał tu z furą obornika na pole, to sąsiedzi

a co dopiero do roboty w polu. Film Sami swoi bardzo do­

by go śmiechem zabili! Tu, jeżeli pola się nie nawiozło, to

298

299

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POLSKI

nic ono nie urodziło. Starzy, doświadczeni gospodarze, gdy

szóści gospodarki uspołecznionej nad indywidualną. Teore­

chodził mierniczy, dbali, by dostały się im same najlepsze ka­

tycznie wstępowanie miało się odbyć dobrowolnie, ale była

wałki. Ja wtedy miałem fiołki w głowie i nie bardzo się tym

to pusta deklaracja. Kiedy perswazja partyjnych agitatorów

interesowałem. Jak wcześniej powiedziałem, mój ojciec był

przyniosła niewielkie skutki, do Niemicy zaczęło przyjeżdżać

kolejarzem, a nie rolnikiem. Bardziej od ziemi interesowały

UB i szukać prowodyrów oporu przeciwko kołchozom. Było

mnie dziewczyny i zabawy. Byłem w wieku, w którym każdy

jasne, że jeżeli dalej będziemy się upierać, to zamkną kogoś

chłopak szuka dziewczyny, z którą mógłby założyć rodzinę.

dla przykładu, a jak będzie mało, to następnych.

Poznałem swoją żonę w Kozielicach na zabawie. Jej ro­

W końcu wszyscy podpisali deklarację wstąpienia do

dzina pochodziła z Księżpola, wsi położonej niedaleko Tar­

kołchozu, ja też. Najbardziej było mi żal koni. Miałem po

nogrodu na Lubelszczyźnie. Cała jej rodzina była w obozie

tej mojej klaczce trzy odchowane, piękne konie. Dwa sprze­

koncentracyjnym w Majdanku. Niemcy za pomoc party­

dałem, a jednego oddałem do kołchozu. Sprzedałem je, bo­

zantom spalili całą wieś, a jej mieszkańców osadzili za dru­

jąc się, że w kołchozie pójdą na zmarnowanie, za bardzo ni­

tami. Po wyzwoleniu jej rodzina nie miała dokąd wracać

ską cenę, poniżej ich wartości. Cóż jednak było robić. Nikt

i zdecydowała się na przyjazd na Ziemie Odzyskane. Trafi­

nie chciał dać więcej. Tego trzeciego konia, jak kołchoz się

ła do Kozielic. Przez rok na piechotę chodziłem do swojej

rozpadł, to sobie odebrałem. Funkcjonował krótko, bo tyl­

przyszłej żony w zaloty i w 1950 r. wzięliśmy ślub. Żyjemy

ko trzy lata. Każdy, co dał do kołchozu, to swoje odebrał

więc już razem 67 lat.

i dalej gospodarzył na swoim.

Gdy nasze życie się ustabilizowało i snuliśmy plany na

Przez te 3 lata zmarnowało się bardzo dużo środków

przyszłość, władze zaczęły tworzyć Rolnicze Spółdzielnie

włożonych w założenie kołchozu, który się rozleciał. Pro­

Produkcyjne, czyli polską wersję kołchozów. Co to się wtedy

dukcja wytworzona przez kołchoz była o wiele niższa od tej,

działo! Zaczęli nas namawiać do wstępowania do nich, bo

którą dostarczały gospodarstwa indywidualne. Zaznaczyć

dobrowolnie iść do nich nikt nie zamierzał. Każdy już się cze­

muszę, że przygrywką do kolektywizacji były dostawy obo­

goś dorobił, a teraz nagle cały majątek trzeba było oddać do

wiązkowe. W 1947 r. wprowadzono opłaty podatku grun­

wspólnego gospodarowania. Z tych czasów wywodzi się pew­

towego w naturze, a 3 lata później powszechny skup zboża.

nie powiedzenie: „namawianie jak chłopa do kołchozu” jako

W następnym roku wprowadzono obowiązkowe dostawy

określenie przekonywania do czegoś, co nie ma sensu. Przy­

ziemniaków, a następnie mleka, zwierząt rzeźnych i zbóż.

jeżdżali do nas najróżniejsi agitatorzy. Przekonywali o wyż-

Jak dobrze pamiętam, każdy właściciel dziesięciohektarowe-

300

301

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POLSKI

go gospodarstwa, a u nas przecież były tylko takie, musiałby

łem mu, kim jestem, a on zaprosił mnie na wódkę do knajpy,

oddać 160 kilogramów zboża z 1 hektara.

gdzie opowiedział swoje dzieje.

Sytuacja znacząco poprawiła się, gdy do władzy doszedł

W latach pięćdziesiątych w Niemicy oprócz kołcho-

Władysław Gomułka. Był on przeciwnikiem przymusowej

zu-spółdzielni powstał też prawdziwy kołchoz, a raczej

kolektywizacji. Wszystkie kołchozy-spółdzielnie się rozle­

sowchoz, czyli Państwowe Gospodarstwo Rolne. Powsta­

ciały, a obowiązkowe dostawy zostały ograniczone. Zniesio­

ło ono na bazie dawnego majątku ziemskiego. Do 1949 r.

no dostawy mleka, zmniejszono o 30 proc. normy dostaw

gospodarzyli w nim Sowieci. Polacy pracowali pod przy­

zboża oraz podniesiono ceny obowiązkowego skupu. Za do­

musem, ale gospodarstwo miało sowieckiego komendanta

stawy rolnik dostawał mniej więcej połowę ceny rynkowej.

i pilnowali go sowieccy wartownicy. Pracowało ono na po­

Rolnik dalej był okradany i nie miał żadnego ubezpieczenia

trzeby sowieckich wojsk, które tu jeszcze stacjonowały. Ich

społecznego. W 1939 r. utworzono nawet Fundusz Rozwo­

garnizon był niedaleko aż do lat dziewięćdziesiątych minio­

ju Rolnictwa, który był zasilany z pieniędzy pochodzących

nego wieku. Mieli oni tu swoje lotnisko.

z różnicy między cenami rynkowymi a cenami płaconymi

Wracając zaś do m nie... Dopóki miałem siły, dopóty

przez państwo rolnikom za odstawiane towary. Fundusz ten

razem z małżonką zajmowałem się prowadzeniem gospo­

dalej wspierał tylko uspołecznione formy gospodarowania,

darstwa. Wychowywaliśmy też trójkę dzieci: córkę i dwóch

głównie kółka rolnicze.

synów. Żyło się ciężko, ale jakoś dawaliśmy sobie radę. Lżej

Po 1956 r., gdy odbyła się druga repatriacja, zaczęli przyjeż­

mieli ci, co wstąpili do partii. Mnie też werbowali. C o rusz

dżać do Golczewa ludzie wywiezieni przez Sowietów z Brzozdo-

przyjeżdżał sekretarz i mnie namawiał. Ja jednak nie chcia­

wiec podczas pierwszej sowieckiej okupacji. Raz byłem w Gol­

łem. Uważałem, że wstępując do partii, zdradziłbym Pana

czewie, idę chodnikiem, patrzę i widzę, że naprzeciwko idzie

Boga. Byłem za bardzo związany z Kościołem, żeby wstępo­

człowiek, którego dawno nie widziałem, a który wydał mi się

wać do niej. Bałem się, że zaraz mi zabronią chodzić do ko­

znajomy. Zawracam i mu się przyglądam i wreszcie poznaję, to

ścioła itp. D o kościoła chodziłem z całą rodziną nie tylko na

Burakowski. Chłopaka tego N KW D wydali Żydzi. Szedł ulicą

niedzielne Msze św. czy inne nabożeństwa, lecz także pom a­

i śpiewał: „Niech Stalin żyje i niech mu odgnije”. Usłużni Ży­

gałem proboszczowi we wszystkich pracach przy kościele.

dzi donieśli i chłopaka powieźli na Sybir. On też zauważył, że

Przez 29 lat woziłem z lasu brzózki, żeby przystroić świą­

mu się przyglądam. Podszedłem do niego i pytam: - Ty jesteś

tynię na Boże Ciało, a także cztery ołtarze. Niby niewiele,

Tolko Burakowski? - On odpowiedział, że tak. Przypomnia­

ale trzeba wspomnieć, że gospodarze się bali. Milicja zaraz

302

303

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POLSKI

się interesowała, gdzie były wycięte brzózki. Dawała man­

on odpowiadał, bo był wygodniejszy od naszego, a poza

daty, a bywało, że i kolegium. Władza starała się utrudniać

tym miał duże podwórko, co dla mnie miało znaczenie, ale

życie religijne tutejszych mieszkańców. My wszyscy, któ­

o tym powiem za chwilę. Chciałem to załatwić w gminie

rzy przyjechaliśmy z Brzozdowiec, byliśmy bardzo religijni

w Golczewie. Gadałem z tym i owym i otwarcie mi powie­

i tworzyliśmy ze sobą dzięki naszej wierze związek. Choć

dziano: - Dasz 100 tys. złotych łapówki, to się sprawę zała­

zostaliśmy rozrzuceni po różnych miejscowościach, bo część

twi. —Ja jednak pieniędzy nie miałem i łapówki nie dałem.

naszych rodzin zamieszkała w Golczewie, Samlinie, Niemi-

Sekretarz mówił potem: —Jakby przyszedł i poprosił, to by

cy, Chrząstowie, Trzebieszowie, gdzie zajęły całą wieś, a tak­

mu się pom ogło... —Ja jednak nie chciałem go prosić. Z o­

że w Kamieniu Pomorskim, to raz w roku spotykaliśmy się

stałem w swoim starym obejściu i musiałem dalej użerać się

we wrześniu na odpuście Podwyższenia Krzyża.

z sąsiadem. Dlatego właśnie chciałem się przeprowadzić do

W nowej świątyni bardzo szybko rozwinął się kult Chry­

nowego gospodarstwa.

stusa Ukrzyżowanego. Pamiętam, jak wszyscy wygnańcy

W prowadzając się tu, otrzymaliśmy wspólne podwór­

ciągnęli do świątyni na odpust. Wszystkie ulice przylegające

ko, za ciasne dla dwóch gospodarzy. Żyliśmy niby w zgo­

do katedry w Kamieniu Pomorskim były zapchane furman­

dzie, ale powód do kłótni zawsze się znalazł. Często więc

kami.

nasze stosunki przypominały stosunki Kargula z Pawla­

Ksiądz Michał Kaspruk umieścił cudowny obraz Pana

kiem. Ja oczywiście byłem Pawlakiem. Ciężko pracując,

Jezusa Brzozdowieckiego najpierw w ołtarzu, a później

zawsze myślałem z żoną, żeby wykształcić dzieci, żeby nie

przystosował dla niego boczną kaplicę. Obraz ten z roku

musiały na roli pracować. I tak się stało. Córka mieszka

na rok cieszył się coraz większym kultem. Byliśmy wszyscy

wprawdzie z nami, ale gospodarstwa nie prowadzi. N a­

coraz bardziej przekonani, że to święty wizerunek Pana Je­

szą ziemię obrabia sąsiad, który ją wydzierżawił. Być może

zusa Brzozdowieckiego uchronił nas od dramatycznych do­

ktoś powie, że źle wychowałem swoje dzieci i że choć jedno

świadczeń w 1944 i 1945 r. i pozwolił szczęśliwie zamiesz­

dziecko mogłem zostawić na gospodarstwie, ale nie żału­

kać na Pomorzu. Zawsze miałem nasz obraz przed oczami,

ję. N ie chciałem, by moje dziecko musiało harować przez

gdy proponowano mi wstąpienie do partii. Dlatego nie

całe życie i mieć niejasne perspektywy. Jak sobie przypo­

wstąpiłem. Przez swoją postawę wiele straciłem.

mnę swoją pracę, to aż się dziwię, że tyle wytrzymałem.

Był w Niemicy taki dom do przejęcia. Jego właściciel przekazał go na skarb państwa i się wyprowadził. Mnie by

304

Najtrudniej było na samym początku, kiedy w pierwszych latach nie było żadnych maszyn.

305

C Z Ę Ś Ć II

WYJAZD DO POI.SKl

Najgorsze było kopanie kartofli. Mieliśmy hektar ziem­

początku się wydawało. Krzyknął do siostry: - Jedźcie po

niaków, bo hodowaliśmy świnie i były one potrzebne. Cały

Kazika, bo leży zabity! - Siostra przyjechała, a ja już odzy­

ten hektar trzeba było wykopać kopaczką. Sam z żoną w ży­

skałem przytomność. Niewiele jednak brakowało.

ciu nie dałbym rady tego hektara wykopać. Przychodziły do pomocy sąsiadki, dzięki czemu jakoś dawaliśmy sobie radę.

Pamiętam, że w tamtych czasach ludzie bardzo się sza­ nowali, byli ze sobą zżyci. Tworzyli jedną wielką rodzinę.

Żadna z sąsiadek jednak pieniędzy za swą pracę nie brała.

Gdybym miał porównywać okresy swojego gospodaro­

Do każdej trzeba było pójść na odrobek. C o ja się tych kar­

wania, to najciężej było w latach pięćdziesiątych. Najlepiej

tofli nakopałem! Trzymaliśmy też cztery krowy, które trzeba

w latach siedemdziesiątych, za Gierka. Zlikwidowane zostały

było wydoić, dwa byczki, dziesięć świń, stado owiec, dwa

obowiązkowe dostawy, wprowadzono ubezpieczenia rolni­

konie i dwa źrebaki. O d początku całe gospodarstwo m u­

cze. Ja kupiłem sobie wtedy pierwszy traktor Ursus C330.

siałem praktycznie prowadzić sam.

Wkrótce, chyba za dwa lata, następny. Dokupiliśmy wtedy

Ojciec, jak przyjechaliśmy, miał już 66 lat. Zmarł w wie­

dwie krowy, bo kupiliśmy wtedy elektryczną dojarkę i żonie

ku 72 lat. Zdążył doczekać tylko mojego ożenku. Brał jesz­

było już znacznie lżej je obsługiwać. PGR, który gospodaro­

cze przez kilka lat kolejową emeryturę, którą pomógł mu

wał obok, znacznie się rozwinął i na jego pomoc sąsiedzką też

załatwić życzliwy urzędnik.

można było liczyć. Z pracownikami PGR-u byłem zaprzy­

Przez to swoje gospodarowanie mało co nie zginąłem.

jaźniony. Jak PG R zaczął się rozwijać i budować swoje bloki

Zabiłby mnie ogier. Jeszcze nie znałem swojej żony i chcia­

i całe gospodarcze zaplecze, to liczba mieszkańców Niemicy

łem jak najszybciej dochować się swoich koni, te były wtedy

zaczęła się zwiększać. Tutejszy PG R był dobrym gospodar­

najbardziej potrzebne. Pojechałem z klaczką do sąsiedniej

stwem. Pracujący w nim ludzie mieli dobrze. Każdej wio­

wsi odległej o 4 kilometry i tam taki jeden Lasocki miał

sny można było zaobserwować pielgrzymki osób pytających

ogiera, który krył wszystkie okoliczne klacze. Wyprowadzi­

w dyrekcji, czy nie znajdzie się jakiś etat i mieszkanie. W la­

łem swoją klacz na plac tego Lasockiego, ale ten zamiast

tach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych przyjeżdżali oni,

wziąć ogiera za uzdę, puścił go luzem i m oja klaczka go kop­

jak niegdyś Cyganie, samochodami z przyczepkami, na któ­

nęła. Ten się zdenerwował i kopnął mnie. Padłem na plac

rych mieli złożone najpotrzebniejsze rzeczy.

jak nieżywy. Widział to taki Raugut, który też przyjechał

Z pracownikami PG R stanowiliśmy jedną społeczność.

z klaczką do krycia. Nie czekał już, tylko pojechał prosto

Wielu z nich nabywało też domy w Niemicy, zwłaszcza na mo­

do nas, by poinformować, że ogier mnie zabił, bo tak na

jej ulicy. Wszystko to zaczęło się walić, gdy upadł komunizm.

306

307

C Z Ę Ś Ć II

W wyniku niezbyt przemyślanych zmian P G R został zli­ kwidowany. Pracownicy wyjechali, bloki, w których miesz­

Adam Kordal

kali, opustoszały, część popadła w ruinę. N a mojej ulicy

„Wychowałem się na gruzach”

prawie już nikt nie mieszka. Ci, którzy pracowali w PGR, wyjechali. Siedem domów stoi pustych, trzy zostały roze­ brane. We wsi nie ma już szkoły. Mówi się, że zostanie zli­ kwidowany sklep. Autobus dojeżdża do wsi tylko od po­ niedziałku do piątku. W sobotę i niedzielę ze wsi można wyjechać tylko własnym środkiem transportu. Obecnie stan zdrowia nie pozwala mi na żadną pracę.

— Urodziłem się w 1948 r. w Kamieniu Pomorskim -

Gdy po operacji rąk wyjechałem ze szpitala, spytałem leka­

wspomina Adam Kordal. - Moja rodzina przyjechała tutaj

rza, czy będę mógł siąść jeszcze na traktor. On zaś popatrzył

z Brzozdowiec, miejscowości położonej 70 kilometrów na

na mnie jak na wariata i powiedział: —Teraz to sobie pan

południowy wschód od Lwowa. Mieszkała tam od pokoleń,

może co najwyżej herbatkę pomieszać.

była bardzo rozgałęziona i należała do tamtejszej elity. Dzia­

Niedawno usiłowałem opanować krowę, która uciekła

dek ze strony ojca, Kazimierz Kordal, był wieloletnim orga­

z pastwiska, i łańcuch owinął mi się wokół kostki. Krowa

nistą w Brzozdowcach. Miał on dwanaścioro dzieci! Sześciu

pociągnęła mnie ze 20 metrów i uszkodziła staw kolanowy

chłopaków i sześć dziewcząt. Miałem więc bardzo dużo wuj­

tak, że będę musiał przejść kolejną operację, bo inaczej nie

ków i ciotek. Mój ojciec był wśród dzieci dziadka najmłod­

będę chodził.

szy. M am a pochodziła z rodziny Berezowskich, też bardzo

Gdyby nie córka, która się nami opiekuje, byłoby

licznej i rozgałęzionej. M am a miała trzech braci. Dziadek

nam bardzo ciężko. Nasza córka, jak to mówię, jest nasza,

Kazimierz jako organista był głównym pomocnikiem księ­

czyli brzozdowiecka. Z moich opowiadań wie wszystko

dza Michała Kaspruka, proboszcza Brzozdowiec. Dziadek

o Brzozdowcach i kiedy mnie zabraknie, będzie ich tradycję

prowadził też w Brzozdowcach sklep, jeden z dwóch kato­

w naszej rodzinie kontynuować.

lickich sklepów w miasteczku, wszystkie pozostałe należały do Żydów. Dziadek nie handlował w tym sklepie sam. Po­ magała mu babcia. Dziadka mało pamiętam, bo gdy zmarł w Niemicy na zapalenie płuc, miałem 5 lat, ale od rodziców

309

C Z Ę Ś Ć II

wiele się o nim dowiedziałem. Był postacią znaną i szano­

„WYCHOWAŁEM SIĘ NA GR U ZA C H

Dużą rolę w organizowaniu polskiego podziemia w re­ jonie Brzozdowiec odegrał też mój wuj, Stanisław Kordal.

waną w Brzozdowcach. W ogóle, co można dowiedzieć się z wielu relacji, pol­

Z zawodu był nauczycielem i podporucznikiem rezerwy. Jak

skie życie kulturalne, społeczne, duchowe, sportowe było

powstało AK, wuj od razu włączył się do jego organizowa­

bardzo bogate i rozbudowane. Kordalowie uczestniczyli

nia, bo jako jeden z nielicznych miał do tego kwalifikacje.

we wszystkich jego przejawach. W tamtych czasach, gdy

Wsparł por. Feliksa Bilickiego, który objął dowództwo od­

nie było telewizji, a i radio było rzadkością, ludzie an­

działu AK, działającego w rejonie Hranek, Laszek, Krasnej

gażowali się w działalność społeczną. Przychodzili tłum ­

Góry i Brzozdowiec. Wuj Staszek został, jak mi opowiada­

nie na wszystkie imprezy. To przekładało się na postawy

no, jego zastępcą. Głównym przeciwnikiem tego oddziału

członków polskiej społeczności. Wszystkie imprezy miały

byli banderowcy, dążący do wyrżnięcia Polaków. Brzozdow-

przecież podtekst patriotyczny. Oczywiście z wielu opo­

ce, będące największym skupiskiem ludności polskiej, stały

wieści o dziadku, o życiu w Brzozdowcach, zapamięta­

się centrum polskiej samoobrony. Wuj zapłacił za to wyso­

łem też humorystyczne. Dziadek był także człowiekiem

ką cenę. Jak Ruscy wkroczyli ponownie do Brzozdowiec, to

dowcipnym. Często, jak wracał po Mszy św. do domu, to

zaraz aresztowali kilkanaście osób. Wśród nich był też wuj

mówił: —Znów Zydki Pana Jezusa chwaliły. —Oczywiście

Staszek. Został zesłany do Workuty. Pracował tam bardzo

Żydzi nie modlili się do Pana Jezusa w kościele, ale swoimi

ciężko. Jak po zwolnieniu przyjechał, by nas odwiedzić, to

nogami uruchamiali dmuchawy do organów. W iadom o,

był strasznie umięśniony, wyglądał jak Rambo. Opowiadał,

że elektryczności wtedy nie było. Powietrze do piszczałek

że zajmował się wyrębem lasów, a zimą, jak śnieg zawalił

dmuchał miech klinowy, obsługiwany przez tzw. kalikan-

tory, był kierowany do brygady zajmującej się odśnieżaniem

ta. Jego czynność nazywano kalikowaniem. Polegała ona

torów. Został zwolniony w 1956 r. Jego żona i dwie córki,

na wprawianiu nogami w ruch pedałów dźwigniowych.

mieszkające we Wrocławiu, czyniły w tej sprawie starania

Chętnych do kalikowania nigdy nie brakowało. Dziadek

o jego zwolnienie. W spomagała je też siostra wuja. Do eme­

każdemu z nich płacił złotówkę. D la młodego chłopaka

rytury pracował jako kierownik budowy. Działał także spo­

była to kwota całkiem spora. Tak się składało, że dryg do

łecznie, prowadząc chór emerytów.

tego kalikowania mieli młodzi Żydzi, i dziadek brał ich

Mój dziadek, Kazimierz Kordal, od samego początku po

do tej roboty. Zależało mu bowiem, by instrument grał

przyjeździe do Kamienia wspierał działania ks. Kaspruka,

w świątyni jak należy.

który po kilku tygodniach został proboszczem w mieście.

310

311

C Z Ę Ś Ć II

. WYCHOWAŁEM SIĘ NA G R U Z A C H ”

Można powiedzieć, że razem przywieźli tu Kościół Rzym­

rzy osiedlili się w tych stronach przenosili tu swoje zwycza­

skokatolicki. Mnie ochrzcił ks. Kaspruk i sam go dosko­

je, organizowali życie kulturalne, starali się tworzyć nową

nale pamiętam. Gdy zmarł, miałem 14 lat. Był on, jak mi

społeczność. Część mojej rodziny osiedliła się w Niemicy.

opowiadał ojciec, postacią zasłużoną dla brzozdowian. Zro­

Żona mojego wujka, Stefania, była nauczycielką; Sowieci

bił dużo, żeby powstało na Pomorzu ich zwarte skupisko

wywieźli ją w 1940 r. w głąb Związku Radzieckiego. Po tzw.

w Trzebieszowie, a wcześniej starał się pozyskiwać życzli­

amnestii wyjechała wraz z armią gen. Władysława Andersa

wość Sowietów, żeby nie utrudniali przesiedlania wiernych

na Bliski Wschód, gdzie opiekowała się polskimi dziećmi,

na zachód Polski. Jak mi opowiadał ojciec, zachowywał się

głównie sierotami. Po zakończeniu wojny wróciła. Osiedliła

wobec nich dyplomatycznie i starał się, by wyjechali od nie­

się wśród swoich w Niemicy. Była tu kierowniczką szkoły.

go udobruchani. Ci, wiedząc o tym, wstępowali często do

Jak pamiętam z dzieciństwa, organizowała ona w szkole róż­

niego na kielicha. Tato wspominał, że raz przyjechało do

ne imprezy religijne, takie jak jasełka, mimo że były to czasy

niego dwóch oficerów. Po poczęstunku wsiedli na konie,

poststalinowskie, a sam Stalin dopiero co zmarł.

a ks. Kaspruk wyszedł na ganek i znakiem krzyża ich po­

Władze oświatowe wiedziały o działalności ciotki, ale

błogosławił. Ci, jak to zobaczyli, zaczęli protestować i m a­

ją tolerowały. Być może doceniały, że była dobrą nauczy­

chać rękami i krzyczeć: - Nielzia! Nielzia! My swojego Boga

cielką, a także, że starała się na tych ziemiach pielęgnować

imiejem! - Chcieli pewnie, by ksiądz cofnął swoje błogo­

polskie tradycje, których tu wcześniej nie było. Stworzyła

sławieństwo. Następnego dnia obaj oficerowie wraz z od­

ona młodzieżowy zespół Krakowiaków —ubranych w stroje

działem wpadli w zasadzkę UPA. Wszyscy zginęli, przeżyli

krakowskie.

tylko ci dwaj oficerowie. Wszyscy uznali, że uratowało ich błogosławieństwo ks. Kaspruka.

W Niemicy zamieszkał również mój drugi wujek, Józef Kordal, który do armii gen. Andersa dostał się też przez

Ksiądz Michał Kaspruk był takim kapłanem, który jed­

zsyłkę na Sybirze. Wrócił do kraju, otworzył zakład ślusarski

noczył wszystkich swoich dawnych parafian, którzy osiedlili

w Niemicy. Jego UB już się czepiało. O d czasu do czasu był

się w Trzebieszowie, Golczewie, Niemicy, Chrząstowie i Ka­

wzywany na przesłuchanie.

mieniu. Choć początkowo myślał o powrocie do Brzozdo-

Moje dzieciństwo w Kamieniu Pomorskim, które pamię­

wiec, to chyba szybko zrozumiał, że to raczej jest już nie­

tam doskonale, przebiegało wśród ruin. W wyniku działań

możliwe, bo sytuacja polityczna zmieniła się radykalnie

wojennych Kamień został zniszczony w 65 proc. Miasto zo­

i trzeba od nowa budować tutaj życie. Brzozdowianie, któ­

stało zdobyte przez Sowiecką 3 Armię Uderzeniową, operu­

312

313

C Z Ę Ś Ć II

„WYCHOWAŁEM SIĘ NA G R U Z A C H ”

jącą m.in. nad Zalewem Kamieńskim i Zatoką Wrzosowską.

w PSS. M am a przed wojną ukończyła szkołę handlową we

Jej oddziały zostały następnie zluzowane przez 2 Dywizję

Lwowie. Ojciec przed wojną też pracował w sklepie i miał

Piechoty WP gen. Jana Rotkiewicza. Większych zniszczeń

jakieś wyobrażenie o handlu. Zaczął prowadzić sklep droge-

w mieście wówczas nie było. Powstały one, gdy do miasta

ryjny o bardzo szerokim asortymencie.

przegrupowywały się polskie oddziały, które miały prowadzić

Ja w Kamieniu po ukończeniu szkoły podstawowej

natarcie w kierunku Wrzosowa i Dziwnówka, by odciąć dro­

rozpocząłem naukę w nowo utworzonym Liceum O gól­

gę Niemcom, którzy spod Trzebiatowa chcieli przez przesmyk

nokształcącym. Wcześniej było w Kamieniu tylko Liceum

dziwnowski przebić się na wyspę Wolin. By zatrzymać siłę

Pedagogiczne, a mnie się marzyła Szkoła Morska. By się do

polskiego natarcia, Niemcy zaczęli ostrzeliwać polskie pozy­

niej dostać, trzeba było zaś ukończyć Liceum Ogólnokształ­

cje. Wykorzystywali do tego m.in. dwa krążowniki, stojące

cące. W 1966 r. zdałem maturę, ale do Szkoły Morskiej nie

w Świnoujściu. To ogień ich ciężkich dział narobił w mieście

zostałem przyjęty. Odrzuciła mnie komisja lekarska z po­

największych zniszczeń. Niemal cała starówka legła w gru­

wodu okularów. Musiałem pomyśleć o nowym zawodzie.

zach. Znam tę historię od naocznych świadków.

Poszedłem do Studium Nauczycielskiego w Szczecinie na

Wśród żołnierzy polskich byli też mieszkańcy Brzozdo-

kierunek wychowanie plastyczne i techniczne. Z dużą przy­

wiec. Po zakończeniu wojny pułk, w którym walczyli, skie­

jemnością przekonałem się do tego zawodu. Podjąłem pracę

rowano do Kamienia, gdzie przez krótki okres miał on swój

w Szkole Podstawowej nr 2.

garnizon. Ruiny budynków stały jeszcze przez wiele lat, za­

W 1977 r., gdy powstał w Kamieniu Młodzieżowy

nim je rozebrano i zbudowano bloki mieszkalne. O dbudo­

D om Kultury, służbowo przeniosłem się tam i objąłem

wano tylko główne zabytki. Starówka jako taka nie została

kierownictwo pracowni żeglarstwa. W jej ramach działała

odbudowana. Gruzy leżały jeszcze przez wiele lat. Zaczęły

sekcja żeglarska, zajmująca się szkoleniem młodzieży. Bardzo

znikać w drugiej połowie lat pięćdziesiątych.

się zaangażowałem w jej działalność. Dzięki niej mogłem

Moi rodzice zamieszkali przy ulicy Katedralnej, prze­

spełniać swoje marzenia o pływaniu. Mieliśmy klubowe

mianowanej później na Hanki Sawickiej. Mój ojciec z są­

jachty, pływaliśmy i robiliśmy różnorakie obozy szkolenio­

siadami wzięli się sami za uprzątnięcie gruzów na terenie,

we dla młodzieży. Żeglarstwo było w M D K wiodącą sekcją,

gdzie teraz stoi bank. Splantowali je, urządzili piaskownice

cieszącą się ogromną popularnością.

dla dzieci, posadzili klomby kwiatowe. Powstało takie miej­

W 2002 r. po 30 latach pracy przeszedłem na emeryturę

sce zabaw dla dzieci. Rodzice zaczęli pracować w handlu

i żeglarstwem zacząłem zajmować się tylko społecznie. Przez

314

315

„WYCHOWAł.KM SIĘ NA U R U Z A C H ”

C Z Ę Ś Ć II

całe swoje życie w Kamieniu byłem świadkiem odbudowy

Po ostatniej Mszy św. odprawionej w brzozdowieckim

i rozwoju tego miasta. Rozwój ten rzecz jasna nawiązywał do

kościele 16 października 1945 r. obraz z ołtarza wyjmowali

lokalnych tradycji i umiejętności. Przejęliśmy pałeczkę od po­

kościelny Marian Sanocki i mój wujek, pracujący w straży

kolenia brzozdowian, które osiedliło się w Kamieniu, a także

pożarnej we Lwowie, Bronisław Rokaszewski. Wyobrażam

w jego okolicach. Staraliśmy się przekazać naszym dzieciom,

sobie, co musieli czuć, biorąc do ręki obraz, który przez

dla których Pomorze Zachodnie jest nową małą ojczyzną, na­

dwieście lat odbierał w kościele cześć ze strony wiernych.

szą historię i tradycje. Dzięki temu kult cudownego obrazu

Czynili to na pewno z największą czcią i szacunkiem. Obraz

trwał i się rozwijał także po śmierci ks. Michała Kaspruka.

przekazali ks. Kasprukowi, który ukrył go następnie w swo­

W Kamieniu Pomorskim, jak trafnie określił to w swojej

ich prywatnych rzeczach i przywiózł ze sobą do Kamienia.

książce ks. Piotr Zawada SAC, obraz Pana Jezusa Brzozdo-

Obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego przez kolejnych pro­

wieckiego na nowo rozpoczął swoją misję. Jego kult przy­

boszczów katedry jest traktowany jako cenna relikwia. Prze­

czynił się niewątpliwie do budowania więzi społecznych

szedł on niedawno konserwację i będzie jeszcze długo służyć

wśród mieszkańców Kamienia, którzy przecież przyjechali

wiernym.

tu z różnych stron Polski. Nie tylko z dawnych Kresów, lecz także z centralnej części kraju. Pielgrzymki brzozdowian przybywające co roku do katedry znalazły swoich następ­ ców i są wciąż wielką manifestacją wiary. W każdy piątek o godzinie 17.00 przed obrazem celebrowana jest Msza św., na którą też licznie przybywają wierni, by przedstawić Panu Jezusowi Brzozdowieckiemu swoje prośby i podziękowa­ nia. Doceniając znaczenie kultu w 2010 r., arcybiskup A n­ drzej Dzięga ustanowił w katedrze sanktuarium Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Bożej Bolesnej czczonych w cu­ downym obrazie brzozdowieckim. Ilekroć jestem w naszej katedrze i spoglądam na obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego, uświadamiam sobie, że i moja rodzina miała swój wkład w przewiezieniu go z Brzozdowiec do Kamienia.

316

O J C I E C ZCI NĄł. P R Z E D WCZ E Ś NI E

W lipcu 1945 r. cała rodzina wyjechała transportem na

Krystyna Mamzer z domu Nowak

zachód. Jechali, jak mi opowiadały babcia i mama, z wielki­

Ojciec zginął przedwcześnie

mi perypetiami. Lwów musieli opuścić nagle w ciągu jednej doby bez przygotowanej na drogę odpowiedniej ilości żyw­ ności. Przyszedł „prikaz”, że wyjazd jest jutro i koniec. To, co zabrali ze sobą, mogło wystarczyć na kilka dni podróży. Im zaś przyszło jechać wiele tygodni. Transport był wielo­ krotnie zatrzymywany. Musiał przepuszczać transporty woj­ skowe, głównie sowieckie, którymi z Niemiec wycofywały

— Urodziłam się w 1949 r. w Trzebieszowie — mówi

się oddziały Armii Czerwonej. Początkowo docelową stacją

Krystyna Mamzer. —Pochodzę z kresowo-poznańskiej ro­

miała być Łódź, ale ostatecznie pociąg pojechał dalej. Bywa­

dziny. M am a pochodziła z Bzowicy w powiecie Zborów

ło, jak opowiadała babcia, że jak pociąg wjeżdżał na stacje

w województwie tarnopolskim. Ojciec wracał z frontu,

na dawnych terenach niemieckich, to spotykał się z trans­

poznał mamę, która przyjechała tu już 15 sierpnia 1945 r.,

portami, do których ładowano Niemców przeznaczonych

i dalej nie pojechał, nie wrócił do W ielkopolski. M am a

do wysiedlenia. Ostatecznie którejś nocy pociąg dojechał

pochodziła z rodziny Dajczaków, znanej z patriotyzmu. Jej

do Szczecina. Ludzie bali się jednak wychodzić. Stacja, przy

głową była babcia, bo dziadek zmarł w 1942 r. Bzowicę

której się zatrzymał, nie była oświetlona. W mieście za to

m oja mama musiała opuścić, bo w trakcie walk fronto­

widać było liczne pożary. Dochodziły też odgłosy strzela­

wych i natarcia wojsk sowieckich dom dziadków został

niny i to nie tylko z broni ręcznej. Słychać było wybuchy.

spalony. Babcia z mamą, ciocią Śliwową i jej synem schro­

Wszyscy najzwyczajniej się bali. Wojna skończyła się dwa

nili się we Lwowie, w którym zamieszkali w pożydowskim

miesiące wcześniej, a tu sytuacja wyglądała jak na froncie.

domu. O d wczesnej wiosny 1945 r. rodzina była zmuszo­

W mieście grasowały jakieś niemieckie bandy. Rano za ła­

na przez N K W D do przyjęcia obywatelstwa Z SR R albo

pówkę kolejarze zgodzili się cofnąć transport do Stargardu.

zapisania się na wyjazd do Polski. Grożono jej, że jeżeli

Babcia z mamą i ciocią Śliwową i jej synem, mającym 11

się nie zdeklaruje, to pojedzie na Sybir! W międzyczasie

lat, nie chciały zostać w mieście. Proponowano im dom

rodzina się powiększyła, bo dołączyła do niej jeszcze druga

w Stargardzie, ale babcia zawsze związana z ziemią, chciała

ciocia z dziećmi.

koniecznie na wieś.

318

319

C Z Ę Ś Ć II

O J C I E C Z GI NĄŁ P R Z E D WCZ E Ś NI E

Stargardem zarządzała sowiecka komendantura i Pań­

Tato jako poznaniak był człowiekiem bardzo zaradnym

stwowy Urząd Repatriacyjny. Plagą miasta byli szabrowni­

i przedsiębiorczym, otwartym na wszelkie nowinki. Two­

cy, którzy przetrząsali niemieckie domy i zabierali z nich co

rzyli z mamą bardzo udany tandem. Tato miał pierwszy we

cenniejsze rzeczy, żeby wywieźć je następnie do centralnej

wsi motocykl. Pierwszy we wsi kupił mamie żelazko i pral­

Polski. Wykorzystywali fakt, że transportów z przesiedleń­

kę. D o naszego domu przychodziły wycieczki kobiet, by

cami przyjeżdżało jeszcze mało. Transport, w którym jecha­

te rzeczy zobaczyć. Gdyby ojciec nie zginął przedwcześnie

ła mama z babcią, był dopiero drugi. Ze Stargardu poprzez

w wypadku, to bylibyśmy na pewno ludźmi zamożnymi.

Golczewo babcia z mamą i ciocią przejechały do Trzebie-

M am a uzupełniała talenty ojca. Była oszczędna, gospodar­

szewa. Mamie, jak wspominała, tu się nawet podobało.

na i bardzo pracowita. Mieli z tatą poza mną jeszcze troje

Zobaczyła wieś, której do tej pory nie znała. Wszystkie za­

dzieci. Ojcu nie wyszedł tylko kołchoz, jak ludzie nazywali

budowania murowane, drogi brukowane, wszędzie dopro­

spółdzielnię. Założył go wraz z czterema innymi gospoda­

wadzona elektryczność. Prądu wprawdzie nie było, ale było

rzami. Zgodził się na uczestnictwo w tym przedsięwzięciu,

wiadomo, że kiedyś go włączą. Gospodarstwo, które zajęła

bo uważał, że nie kierują się oni żadnymi względami go­

mama z babcią, było opuszczone w pośpiechu przez N iem ­

spodarczymi i zgniotą wszelki opór. Miał zaś czworo dzie­

ców. Zostawili wszystko. Nawet naczynia kuchenne, drew­

ci i czuł się za nie odpowiedzialny. Kołchoz się rozpadł

no na opał, w oknach stały kwiaty, które po podlaniu odży­

w 1956 r. i ojciec wrócił do swoich zajęć. Zajął się naprawą

ły i zaczęły pachnieć. Babci natomiast tu się nie podobało.

snopowiązałek, co tylko on we wsi potrafił. W 1958 r. przy

Zawsze tęskniła za swoją Bzowicą i nie wyobrażała sobie, że

remoncie snopowiązałki popełnił błąd, nie wyłączył ciągni­

już nigdy do niej nie wróci. Do końca wierzyła, że wróci do

ka i wał maszynowy rzucił go na motowidła, pękły noże do

swojej rodzinnej wioski. Nie pozwoliła ojcu założyć sadu

koszenia zboża. Jeden z nich wbił się ojcu w okolice serca,

przy domu, bo przecież skoro rychło wrócą do Bzowicy, to

a drugi uderzył go w głowę. Nie było czego ratować. Nie

po co go sadzić. Była zdziwiona metodami gospodarowania

było też szans na jakieś odszkodowanie. Nawet mowy o tym

ojca. Przeżyła szok, gdy zobaczyła, że wywozi on obornik na

nie było. D la mamy to była tragedia. Została sama z czwór­

pole. Krzyczała: —Co robisz, przecież się pszenica położy! —

ką dzieci. Babcia zmarła bowiem w 1956 r. Nikt się nami

Nie wiedziała, że tutejsza ziemia jest licha i trzeba ją dobrze

nie interesował. Nie było żadnej opieki społecznej, psycho­

nawieźć, żeby coś się na niej urodziło. W Bzowicy był czar-

logów, którzy dzisiaj są wzywani do ofiar wypadków. M at­

noziem i tam ziemi w ogóle się nie nawoziło.

ka ze wszystkim musiała poradzić sobie sama. Musiała, no

320

321

C Z Ę Ś Ć II

O J C I E C ZGI NĄŁ P R Z E D WCZ E Ś NI E

bo co miała robić... Starała się nas wykształcić, nie chciała

zbudowanych przy spółdzielni, stworzyli swoją odrębną

bowiem, byśmy pracowali w polu. Mówiła, że ona już tak

społeczność i z nami się nie integrowali. Była więc we wsi

się narobiła, że chciała, by dzieci miały lepiej. Mogła tylko

stara wspólnota złożona z dawnych mieszkańców Trzebie-

liczyć na pomoc rodziny ze Stargardu.

szewa i innych kresowych miejscowości, a także nowa, która

Po śmierci ojca kołchoz w Trzebieszewie powstał po raz

przyjechała na Pomorze z różnych przyczyn, głównie szuka­

drugi. N a bazie dawnego niemieckiego majątku zawiązała się

jąc dobrej pracy z mieszkaniem. RSP taką właśnie zapew­

Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna, do której także przystą­

niało, co przyciągało sporo ludzi. Wielu się osiedliło w Trze­

piło kilku rolników. Spółdzielnia ta odegrała dużą rolę w roz­

bieszewie, zwłaszcza przybyszów z Lubelszczyzny.

woju miejscowości, ale dopiero na przełomie lat sześćdzie­

Stosunki między kresowiakami a tymi, którzy przyjecha­

siątych i siedemdziesiątych, gdy wprowadzono w nim nowy

li z innych części Polski, nie zawsze były dobre. Kresowiacy

system funkcjonowania. Początkowo wszystko odbywało się

byli często obiektem kpin, drwiono z ich mowy z lwowskim

na starych zasadach. Wspólnie gospodarowano, a następnie

zaśpiewem. Pamiętam, że rówieśnicy wiele razy ubliżali mi

robiono bilans, liczono dniówki i dzielono zyski stosowanie

od Ukrainek! M ama, gdy mówiła tutejszym kobietom z ro­

do wkładu pracy i włożonych w zasoby spółdzielni aktywów

dzin pracujących w RSP o Katyniu, to te mówiły, że jest

ziemi, maszyn itp. Na czele spółdzielni stał przewodniczący.

głupia. W efekcie kresowiacy, a zwłaszcza ci pochodzący

Jak pamiętam, pieniędzmi się nie rozliczano, lecz towarami —

z Brzozdowiec, trzymali się razem i tworzyli zamknięte śro­

mąką, ziemniakami, burakami, cukrem itp. Ta spółdzielnia,

dowisko. Rodziny, które się stamtąd wywodziły, nawzajem

która powstała na jej bazie i zaczęła gospodarzyć także na

sobie pomagały. Wejść w ich środowisko było praktycznie

dawnym majątku niemieckim, została zorganizowana na

niemożliwe. Dopiero w następnych pokoleniach zaczęły się

zasadach podobnych co PGR, miała swego prezesa i księgo­

mieszać z innymi. Doprowadziło to do tego, że cała wieś

wość. Za pracę w spółdzielni ludzie otrzymywali wynagro­

jest ze sobą spokrewniona. Same ciotki i wujkowie. M oja

dzenie wypłacane w złotówkach. N a rękę dostawali co mie­

mama, by sobie jakoś poradzić z gospodarstwem, a przede

siąc 75 proc. pensji, a resztę na koniec roku.

wszystkim z czwórką dzieci, wyszła ponownie za mąż za

Spółdzielnia podejmowała wiele inwestycji, budowa­

pana o 16 lat młodszego, który okazał się bardzo dobrym

ła obiekty produkcyjne i mieszkalne. Zatrudniała bowiem

człowiekiem, który nas wychował i wykształcił. Wybór

wielu pracowników. Spowodowało to napływ do Trzebie-

mamy był bardzo dobry, bo ojczym opiekował się nią do sa­

szewa kolejnej fali osadników. Zamieszkali oni w blokach

mego końca. M am a zmarła w 2004 roku. Mojego ojczyma

322

323

C Z Ę Ś Ć II

O J C I E C Z GI NĄŁ P R Z E D WC Z E Ś NI E

będę szanowała do końca życia. Poświęcił nam swoje życie

odjeżdżał pełen autobus. Wszyscy się śmiali, że Trzebiesze-

i traktował nasze dzieci jak swoje wnuki. Dwa lata temu

wo jest dzielnicą Kamienia Pomorskiego. RSP zwiększała

obchodził uroczyście osiemdziesięciolecie.

też swój areał, bo przyjmowała ziemię, którą indywidu­

Ja ukończyłam najpierw technikum rolnicze, później

alni rolnicy oddawali za rentę. Trzebieszewo zaczęło kon­

studia związane z oświatą rolniczą. Pracowałam wtedy

kurować z innymi miejscowościami, głównie z Jarszewem

w Zespole Szkół Rolniczych. W latach siedemdziesiątych

i Wrzosowem.

w wyniku choroby syna musiałam zmienić miejsce pracy.

Zmiana ustroju spowodowała jednak, że sytuacja gospo­

Dostał zapalenia mięśnia sercowego i pani doktor nie zgo­

darcza wsi drastycznie się pogorszyła na początku lat dzie­

dziła się, by syn z Benic, gdzie mieszkałam wówczas, do­

więćdziesiątych. Nagle zabrakło pracy. Ludzie nie mieli pie­

jeżdżał do szkoły. Wystarczyło bowiem, że zmoknie, by był

niędzy. Musieli zmienić swój dotychczasowy styl życia. RSP

kolejny nawrót choroby. Musiałam się przeprowadzić do

została postawiona w stan likwidacji. Maszyny i cały rucho­

Trzebieszewa i ukończyć jeszcze jedne studia z zakresu pe­

my majątek spółdzielni został sprzedany. N a bazie brojlerni

dagogiki, ze specjalizacją nauczanie początkowe. Uczyłam

powstało prywatne gospodarstwo hodujące nioski. Zatrud­

w tutejszej szkole podstawowej.

niło ono część załogi spółdzielni. Pozostałe obiekty popadły

Wieś w tym czasie intensywnie się rozwijała. Staraniem

w ruinę. Po niektórych nie ma już śladu. Pracownicy RSP,

RSP założono wodociąg i kanalizację, do których podłączy­

zwłaszcza ci najstarsi, przeszli na emerytury bądź zasiłki

ły się kolejne gospodarstwa. D o wsi doprowadzono też dro­

przedemerytalne. Niektórzy z nich wyjechali. Generalnie

gę asfaltową, układając ją w miejscu, gdzie niegdyś biegły

jednak upadek spółdzielni nie wywołał takich negatywnych

tory kolejowe z Kamienia Pomorskiego do Kołobrzegu, ro­

następstw społecznych, jak upadek PGR-u w sąsiednim

zebrane przez Sowietów. Dzięki temu do wsi zaczął jeździć

Świńcu. Chyba tylko jeden z jego pracowników odnalazł się

PKS. Wieś uzyskała połączenie ze światem.

w nowej rzeczywistości. Pozostali żyją w strasznej biedzie.

RSP gospodarczo stała też całkiem dobrze. W latach

Żyli w PGR-ze w warunkach, które absolutnie nie przy­

siedemdziesiątych uruchomiła brojlernię, która przynosiła

gotowały ich do życia po nowemu. Mieszkali w blokach,

zyski. Ludzie, którzy w niej pracowali, dobrze zarabiali. Ci,

w których nie było liczników na prąd. Płacili za prąd ryczał­

którzy zajmowali się własnym gospodarstwem, też stali nie­

tem, który potrącano im z pensji. Podobnie rzecz się miała

źle. Dzieci tych, którzy pracowali w rolnictwie, dojeżdżały

z innymi mediami. Oni nawet nie wiedzieli, że istnieje takie

już do pracy w Kamieniu Pomorskim. Rano do Kamienia

urządzenie jak licznik. Dla najstarszych była to prawdziwa

324

325

C Z Ę Ś Ć II

OJ C I E C Z GI NĄŁ P R Z E D WCZ E Ś NI E

tragedia. Każdy z nich był przygotowany do wykonywania

go wizerunku znajduje się w naszym kościele. Rokrocz­

jednej czynności, np. wyrzucania obornika z obory. W po­

nie we wrześniowy odpust w Kamieniu Pomorskim idzie

równaniu z nimi to członkowie RSP w Trzebieszewie cał­

z Trzebieszewa piesza pielgrzymka. Kilkakrotnie nasza

kiem nieźle sobie poradzili...

społeczność brała też udział w pielgrzymkach do Brzozdo-

Naszej miejscowości bardziej od likwidacji spółdzielni

wiec. Starsi pojechali do nich, by odwiedzić swą dawną

zaszkodziła likwidacja szkoły, do której uczęszczało 120

małą ojczyznę. Ich dzieci udały się do Brzozdowiec, żeby

dzieci, nie tylko z Trzebieszewa, lecz także z dwóch są­

zobaczyć ziemię przodków. W nowej rzeczywistości nawią­

siednich miejscowości. Było to jedyne miejsce, w którym

zaliśmy też kontakty z byłymi mieszkańcami Trzebieszewa

społeczność wsi mogła się spotkać na różnych imprezach.

wysiedlonymi do Niemiec. Gościliśmy ich wielokrotnie,

Ludzie zgodzili się na likwidację, bo władze obiecały, że

umożliwiając im odwiedzenie swoich dawnych domostw.

w zamian zrobią we wsi chodniki i basen. Szkoła została

Przyjeżdżali zawsze w m aju przez 10 lat. Noclegi załatwia­

zamknięta, chodniki i basen nie powstały. Dzieci są dowo­

li sobie w Kamieniu, a do nas przyjeżdżali najpierw na

żone do Kamienia dwoma autobusami. W jednym się nie

Mszę św. ewangelicką. Odprawiał ją pastor ewangelicki

mieściły.

z Niemiec, a także polski ze Szczecina. W mieście tym ist­

Jedynymi instytucjami, w których ludzie mogą się spo­

nieje bowiem ewangelicka parafia. Po mszy zapraszaliśmy

tkać, są kościół i sklep. Z instytucji społecznych pozostała

ich na obiad, który był zorganizowany w sali Ochotniczej

w Trzebieszewie Ochotnicza Straż Pożarna. Nie działa ona

Straży Pożarnej. Następnie dla gości była herbata, ciasto

co prawda tak aktywnie jak kiedyś, ale odgrywa w życiu wsi

i piwo. Później Niem cy rozchodzili się po swoich dawnych

ważną rolę. Sporo złego zrobił odpływ ze wsi młodzieży,

gospodarstwach, w których byli przyjmowani przez ich

która w poszukiwaniu pracy wyjechała za granicę. Trudno

gospodarzy. Niektórzy z nich utrzymywali z nimi kontakt

się jednak temu dziwić. Jak nie ma pracy w kraju, to trzeba

od dawna.

jej szukać za granicą. Obecnie część z nich na szczęście wraca

Z Solskimi np. nawiązała kontakt dawna pracownica

i zaczyna tu nowe życie, inwestując pieniądze zarobione

poczty, która z siostrą i matką pracowała na poczcie, miesz­

w Anglii, we Francji czy w Niemczech.

kając w domu obecnie do nich należącym. Przyjechała do

Aktualnie sytuacja w Trzebieszewie jest, można powie­

nich w czasach pierwszej „Solidarności”, a później po stanie

dzieć, ustabilizowana. N adal pielęgnowany jest oczywiście

wojennym zaczęła im przysyłać paczki. Wysyłała je nie tyl­

kult Pana Jezusa Brzozdowieckiego. Kopia jego cudowne­

ko ona, lecz także cała grupa znajomych.

326

327

C Z Ę Ś Ć II

OJCIEC, ZGI NĄŁ P R Z E D WCZ E Ś NI E

O d tych Niemców, którzy tu zaczęli przyjeżdżać, pozna­

kosztowności oddać. Napisaliśmy do tych Niemców, ale

liśmy historię naszej miejscowości. Mój syn Sebastian i Sta­

niestety nam nie odpowiedzieli. Kontakt się urwał. M am a

nisław Solski zaczęli się tym interesować, gromadzić różne

wyraziła przypuszczenie, że zmarli.

materiały i opracowania, traktujące zarówno o najstarszej

Jak w latach dziewięćdziesiątych zaczęliśmy robić spo­

historii naszej miejscowości, jak i współczesnej. Staraniem

tkania z Niemcami, którzy kiedyś mieszkali w Trzebiesze-

mojego syna została przetłumaczona z języka niemieckiego

wie, to przyjechała rodzina tych Niemców, którzy szukali na

na polski praca M inione dni z archiwum parafialnego gminy

strychu drobiazgów znalezionych przez siostrę. M am a im je

kościelnej Tribsow pastora Richtera zebrane przez pastora E r­

przekazała. Byli bardzo wzruszeni. Stanowiły one dla nich

nesta Biastocha. Zaczyna się ona od wpisu w 1443 r. i trak­

cenną pamiątkę.

tuje o budowie świątyni w naszej miejscowości. Wówczas

N iem cy przyjeżdżali do nas, jak już mówiłam, przez

oczywiście katolickiej. Jest to bardzo cenne źródło. Praca

10 lat. Z roku na rok ich ubywało, a w końcu w ogóle prze­

kończy się wpisami z okresu międzywojennego. Mojemu

stali przyjeżdżać. Niektórzy się zestarzeli, a część zmarła.

synowi udało się też zebrać około stu zdjęć Trzebieszewa

Obecnie już żaden Niemiec do Trzebieszewa nie przyjeżdża.

i jego mieszkańców przed 1945 r., mapę i rozkład pocią­

Za pieniądze, które złożyli na ofiarę w czasie Mszy św., za­

gów. Pamiętam, że w latach osiemdziesiątych po raz pierw­

wsze coś się zrobiło przy kościele czy na terenie cmentarza.

szy mieliśmy wizytę Niemców w naszym domu. Bardzo

Innych jakichś kwot nam nie przekazywali. Za te pieniądze

grzecznie wyjaśnili, że kiedyś mieszkali w naszym domu

zbudowaliśmy m.in. monument na grobie 60 mieszkań­

i chcieliby zajrzeć na strych. M ama wpuściła ich. Oni wzięli

ców Trzebieszewa zamordowanych przez Sowietów, pocho­

od niej szczotkę do zamiatania i poszli. Coś tam szukali,

wanych w rogu cmentarza. Niemcom ten gest bardzo się

grzebali, połamali tę szczotkę, ale nic nie znaleźli. Przepro­

spodobał. Przy ich pomocy udało się nam rozwikłać tajem­

sili za złamanie szczotki i odjechali. N a Boże Narodzenie

nicę „grobowca białej damy”, jak nazwano grobowiec znaj­

przysłali nam dwie szczotki, bo były to jeszcze czasy, gdy

dujący się obok kościoła.

w sklepach nie było niczego. Razem ze szczotkami przysłali

Historię tego grobowca przybliżył mi syn cioci Śliwowej,

też dużo słodyczy, które mama rozdzielała wśród wnuków.

Heniek. Jeszcze jako chłopak chodzący do tutejszej szkoły

Gdy moja siostra zaczęła robić na strychu remont i odry­

wraz z kolegami ukrywał się w grobowcu, by palić papiero­

wać deski, znalazła tam beret, w którym były dwie obrączki

sy. Sądzili, że w trumnie nie ma nikogo, bo przecież zmar­

i jeszcze jakieś drobiazgi. M am a postanowiła te niewielkie

łych zakopuje się w ziemi. Któregoś dnia ciekawość w nich

328

329

C Z Ę Ś Ć II

O J C I E C ZGI NAŁ P R Z E D WCZ E Ś NI E

jednak zwyciężyła i otworzyli trumnę. W środku była druga

rodzinną ziemią. Ja sama odbyłam pielgrzymkę do Bzowicy

trumna. G dy i ją otworzyli, okazało się, że leży w niej kobie­

tropami moich przodków. M ama tyle razy opowiadała mi

ta, mająca blond włosy, w białej sukni z zasuszonym bukie­

o tej miejscowości, że znałam w niej każdy dom, ulicę i ścież­

tem kwiatów i ciemnobrązową zasuszoną twarzą. Chłopaki,

kę. Wzięłam we Lwowie taksówkę i pojechałam. Zatrzyma­

jak ją zobaczyły, to zaraz uciekły i, jak mi Heniek opowia­

liśmy się w Bzowicy przy szkole. Wyglądała tak, jak w mamy

dał, nigdy już tam nie zaglądały. Ktoś z dorosłych zamknął

opowieściach, tylko była bardziej zaniedbana. Idąc dróżką

wieko trumny i zamurował wejście do grobowca. Z opo­

do szkoły, dotarłam do starej cerkiewki, zamkniętej i nie­

wiadania Niemców, którzy do nas przyjeżdżali, dowiedzie­

używanej do celów sakralnych, która wyglądała tak, jakby

liśmy się, kim była pochowana kobieta. Okazało się, że była

zaraz miała się zawalić. Później, tak jak mama opowiadała,

to córka właściciela majątku w Trzebieszewie, która miała

minęłam pocztę i doszłam do studni, z której całą wieś brała

zawrzeć ślub z chłopakiem, który był lotnikiem. W dniu

kiedyś wodę. Dalej doszłam do miejsca, w którym kiedyś

ich ślubu dostał on rozkaz wyjazdu na front wschodni.

stała chałupa moich dziadków, spalona wraz z innymi zabu­

W powszechnej opinii było to równoznaczne z wyrokiem

dowaniami. Po domu nie było oczywiście śladu. Z dużego

śmierci. Kto jechał na front wschodni, ten już nie wra­

sadu dziadka, stanowiącego jego dumę, w którym ustawiał

cał. Dziewczyna tak się przejęła nagłym wyjazdem uko­

on swoją pasiekę, zostało gołe, zaorane pole. Nie było nawet

chanego na front, że dostała wylewu czy zawału i zmar­

śladu krzaczka. Naprzeciwko dawnej posesji dziadków bu­

ła. Załamani rodzice postanowili pochować dziewczynę

dowano nową cerkiew. Niewiele też zostało z gospodarstwa

w białej sukni w specjalnym grobowcu. Nie zdążyli już

wuja Mikołaja, które sąsiadowało z obejściem dziadków.

umieścić na nim żadnego epitafium, bo ruszyła sowiec­

W sadzie zobaczyłam tylko parę drzew. Z domu dziadka,

ka ofensywa, która parła do przodu i szybko dotarła do

jak opowiadała mama, schodziło się w dół wioski głębokim

Trzebieszewa.

wąwozem. Jego już nie udało mi się zobaczyć. Wąwóz został

Z tej rodziny już nikt do nas nie przyjechał. Ci, co przy­

zasypany, droga nim biegnąca wyrównana z polami. Porów­

jechali, mieszkali w Bawarii. Były to głównie osoby star­

nując dzisiejszą Bzowicę z tą, która opisywała mi tyle razy

sze, dożywające swoich dni. Większość z nich przyjechała

mama, bez trudu mogłam skonstatować, że ma ona o poło­

z dziećmi, które się nimi opiekowały. Staraliśmy się zawsze

wę mniej gospodarstw, a ludności jeszcze mniej.

przyjmować ich gościnnie. Sami też przecież byliśmy wy­

Większość mieszkańców współczesnej Bzowicy to lu­

gnańcami i w jakiejś mierze rozumieliśmy ich tęsknotę za

dzie starsi. Młodzi już dawno wyemigrowali do miast. Sło­

330

331

C Z Ę Ś Ć II

O J C I E C Z GI NĄŁ P R Z E D WCZ E Ś NI E

miane strzechy zastąpił eternit. Do wsi doprowadzono też

Ziem Odzyskanych, tworząc na Pomorzu fragment nowych

elektryczność, a droga została utwardzona tłuczniem. Cała

Kresów nad Bałtykiem, budując je ze swojej wiary, wartości

wieś robiła jednak przykre wrażenie, jakiegoś wymierają­

i tradycji. Kresy te wciąż trwają, bo pałeczkę od nich przej­

cego skansenu. Ludzie, z którymi rozmawiałam, pamiętali

m ują następne pokolenia. Świadczy o tym chociażby wciąż

dziadków. Jeden z nich przypomniał sobie, że u nich zbiera­

trwający kult cudownego obrazu Pana Jezusa Brzozdowiec-

li się ludzie, bo umieli czytać i pisać, i jak coś się działo, to

kiego w kamieńskiej katedrze.

przychodzili do nich po radę. W pobliskim Olejowie na dawnym polskim cmentarzu usiłowałam odnaleźć grób dziadka. Cmentarz zarósł drze­ wami i był zupełnie inny, niż wynikało to z opisów mamy. Nie było już na nim nawet śladów grobów. Próżno też było szukać w Olejowie miejsca, w którym znajdował się kiedyś kościół rzymskokatolicki. Nikt z mieszkańców nie chciał go wskazać. Kiedy się pytałam, odwracali głowę w drugą stro­ nę. Nie chcieli, by ktoś im przypominał o śladach polskości. We Lwowie wstąpiłam na dworcu do restauracji, w której w czasie wojny pracowała moja mama. Wyglądała tak jak z jej opisu. Gdy mama pracowała, obsługiwała głównie nie­ mieckich oficerów. Było widać, że lokal, tak jak cały dwo­ rzec, jest zaniedbany. Chciałam zrobić mu zdjęcie, ale mi nie pozwolili. Tłumaczyłam, że moja mama tu pracowała, ale nawet słyszeć nie chcieli... Wróciłam do domu, jadąc podobną trasą, jaką przebyła część mojej rodziny z Kresów na Pomorze. Tą samą trasą jechały tysiące innych Polaków, których zły los wyrzucił ze swoich siedzib i kazał jechać daleko w nieznane. Tu przy­ szło im zaczynać życie od nowa, zagospodarowując kawałek

332

D Z I E D Z I C T W O K S I l j D Z A KASI MUJKA

od 1932 r. w Brzozdowcach, pow. Bobrka. Po repatria­ cji do Trzebieszowa 19 marca 1946 r. objął probostwo

Dziedzictwo księdza Kaspruka

parafii Kamień Pomorski. Wkrótce otrzymał godność dziekana. Po długiej chorobie zmarł 3 września 1962 r. Spoczął na cmentarzu w Kamieniu Pomorskim. Ogrom pracy i brak czasu sprawiły, że nie zdołał on spożytkować swego talentu pisarskiego i napisać wspomnień. A były­ by one ciekawe. Ksiądz Kaspruk miał bowiem nie tylko talent, lecz także zmysł obserwacji. M ożna o tym sądzić

Postacią, która wywarła duży wpływ na losy Brzozdowiec

po przeczytaniu jego zapisków, które sporządził, gdy był

i jej mieszkańców, a także na stworzenie przez nich nowej

wikarym w Lubaczowie. Zatytułował je Lubaczów w cza­

wspólnoty w Trzebieszowie, był ksiądz Michał Kaspruk.

sie w ielkiej wojny światowej od 1 9 1 6 do 1 9 1 8 r. Pozostały

Dla ludzi wierzących stał się on narzędziem Pana Jezusa

po nim tylko nieliczne listy, z których nie wszystkie nie­

Brzozdowieckiego. To on odświeżył zapomniany już kult

stety można opublikować. Bez historycznego kontekstu,

Jego cudownego obrazu i przewożąc go w nowe miejsce,

w jakim znalazł się Kościół katolicki, mogłyby być one źle

przyczynił się pośrednio do powstania czczącego go sanktu­

zrozumiane.

arium w Kamieniu Pomorskim.

W racając do zasług ks. Kaspruka, przypom nieć trze­

Urodził się w Buczaczu na Podolu w 1886 r. Święcenia

ba, że po objęciu probostwa w Brzozdowcach przeczytał,

kapłańskie otrzymał z rąk biskupa Józefa Bilczewskiego

jak podaje ks. Rafał Brzuchański w jednej z książek, że

we Lwowie 30 czerwca 1912 r. Pracę duszpasterską rozpo­

w Brzozdowcach doznaje czci obraz M atki Bożej Bole­

czął w Czernielewie Mazowieckim, pow. Tarnopol, a na­

snej. Szybko wyjaśnił sprawę, że chodzi o obraz Pana

stępnie od kwietnia 1913 r. w Jeziornie, pow. Zborów,

Jezusa ze stojącą M atką Bożą. Wtedy przywrócił zwy­

od początku 1914 r. do sierpnia 1916 r. w Lubaczowie,

czaj odsłaniania i zasłaniania cudownego obrazu. Starał

skąd przeniesiono go do Chodorowa. W kwietniu 1917 r.

się animować ruch pielgrzymkowy i przypom inać łaski

został kapelanem uchodźctwa wojennego na Morawach.

i cuda, które wiele osób otrzymało, m odląc się do Pana

O d 1918 r. pełnił funkcję proboszcza w Sorocku, pow.

Jezusa Brzozdowieckiego. Jakąś inspiracją dla niego m ógł

Skałat, od 1922 r. w Deremianach, pow. Zaleszczyki,

być wpis, który umieścił w księgach próśb i podziękowań

334

335

C Z Ę Ś Ć II

D Z I E D Z I C T WO KSIĘDZA KASPRUKA

na początku posługiwania w Brzozdowcach. Pod datą 5

W końcu wojny zdarzały się też inne wydarzenia, które

września 1932 r. w księgach tych zapisał zeznanie W ła­

brzozdowianie uznali za cudowne. Ci, którzy je przeżyli,

dysława Zagórskiego.

dopiero po latach zdecydowali się o nich mówić. Jedną z takich osób jest Józefa Chłodnicka z domu Oleśków.

W roku 1921 miesiącu czerwcu po sumie wybrał

Jej rodzina mieszkała w Brzozdowcach na Błoniu „A”

się z kolegami nad Dniestr; nagle zaczęło go wodzić

pod numerem 92. O to jej relacja spisana po latach i da­

i niepokoić tak, że nie wiedział, co robić, więc wrócił

jąca świadectwo prawdzie o sile modlitwy do Pana Jezusa

do domu; w domu zastał dużo ludzi, a na łóżku swoją

Brzozdowieckiego:

córeczkę Rozalię mającą 9 lat, uczennicę 3 klasy umie­ rającą; wychodząc z domu zostawił ją zupełnie zdrową,

Był luty 1945 r., zbliżał się koniec wojny. Po wkro­

a więc choroba przyszła nagle; Władysław Zagórski wi­

czeniu Armii Czerwonej oświadczono Polakom, że

dząc, że dziecko nie mówi i kona westchnął do cudow­

muszą opuścić swoją ziemię i wyjechać do Polski.

nego obrazu Pana Jezusa Brzozdowieckiego, prosząc

Trudno było się z tym pogodzić. Zaczęły się jednak

0 zdrowie dla dziecka, kiedy trzykrotnie tak westchnął,

aresztowania i osoby zagrożone potajemnie same za­

dziecko drgnęło i otworzyło oczy, odzyskało mowę

częły wyjeżdżać. Trzeciego lutego 1945 roku do na­

1tego samego dnia wyspowiadało się, a na drugi dzień

szego domu przyszło dwóch z NKWD. Kazali ojcu,

było zupełnie zdrowe i do dziś Chwałą Bogu jest zupeł­

żeby się ubierał i szedł z nimi do gminy, a mamie

nie zdrowe. Brzozdowce 5 września 1932. Michał Ka-

powiedzieli, ażeby dała mu kawałek chleba na drogę.

spruk, proboszcz. Pod przysięgą zeznaje możny Wła­

Do gminy było bardzo blisko, nie wiedzieliśmy, co to

dysław Zagórski.

miało znaczyć. Ojciec był uczciwym człowiekiem, nie miał żadnych wrogów. Byliśmy pewni, że to pomyłka,

Dzięki ks. Kasprukowi w latach trzydziestych minione­

że wszystko się wyjaśni i ojciec wróci. Ale ojciec nie

go wieku kult cudownego obrazu Pana Jezusa niewątpliwie

wrócił. Zamiast do gminy wywieźli go do Chodorowa

wzrósł. W okresie II wojny światowej mieszkańcy czuli się

i zamknęli w więzieniu.

wybrani i uważali, że znajdują się pod specjalną ochroną

Nie mogliśmy się dowiedzieć, za co został aresz­

Pana Jezusa. Uniknięcie ukraińskiej rzezi większość z nich

towany. Nie można się było nawet w żaden sposób

uznała za cud.

dowiedzieć, czy żyje. W gminie też nic nie wie-

336

337

C Z Ę Ś Ć II

DZ IE D Z IC I WO KSIĘDZA KASERUKA

dzieli. Nie pomogły żadne starania ani znajomości.

Mama szła do więzienia z nadzieją, że czegoś

Nikt nie mógł nam pomóc. Było nam bardzo ciężko,

się dowie, ale nic z tego. Strażnicy zabrali samogon

mama miała kłopoty z sercem, a do tego takie zmart­

i paczkę, a jej kazali się wynosić, grożąc że poszczują

wienie.

psami.

Ja miałam 18 lat, a brat 15. Straciliśmy nadzieję, że

Wracała do domu tą samą drogą sama, nie miała

ojciec wróci. Obawialiśmy się, że raczej nas wywiozą

jednak szczęścia. Napotkała patrol banderowców, któ­

na Sybir. Mama za wszelką cenę chciała się dostać do

rzy zaprowadzili ją na wartownię do lasu. Po przesłu­

więzienia zawieźć mu paczkę. Do Chodorowa było ok.

chaniu puścili ją wolno, grożąc że jeżeli jeszcze raz bę­

15 km. Droga była niebezpieczna, często odbywały się

dzie tędy przechodziła, to żywa nie wyjdzie.

na niej potyczki pomiędzy NKWD a banderowcami,

Mama wróciła do domu bardzo zmęczona, przera­

którzy starali się odbić swoich ludzi przewożonych

żona, chora i załamana. Przeżyła wiele upokorzeń, a nic

do więzienia w Chodorowie. Przeciwko Polakom było

się nie dowiedziała. W domu czekali na nią kuzyni ojca

dwóch wrogów: banderowcy i NKWD. Tak więc do

- Ziunka i Staszek Suchorowscy. Mama opowiedziała,

Chodorowa z Brzozdowiec niełatwo się było dostać ze

że nie ma nadziei i nie wie, co robić dalej.

względu na krążące patrole.

Minęły trzy tygodnie bezskutecznych prób do­

Dowiedzieliśmy się, że Ukraińcy znają drogę do

tarcia do władz więziennych. Pomóc mamie starali

Chodorowa, omijającą rosyjskie patrole. Mama za

się Kazik Kordal i ks. Stanisław Kozłowski. Uradzi­

wszelką cenę postanowiła dotrzeć do miasta. Zgodzi­

li oni, że dotrzeć do naczelnika więzienia mogą je ­

ły się ją zabrać ze sobą córki księdza greckokatolickie­

dynie dwie kobiety - przedstawicielki gminy. Jedna

go, które też wybierały się do więzienia okrężną drogą

była Polką - Paulina Tokarz, a druga Ukrainką - Ro-

przez Ostrów. Pouczyły ją, że ma udawać Ukrainkę,

manycha. Miały one stałe przepustki do władz, żeby

a gdy napotkają patrol banderowców, ma mówić, że oj­

informować je, co się dzieje w danej miejscowości.

ciec jest w więzieniu NKWD. Nie może się zdradzić,

Były to kobiety, na których można było polegać.

że jest Polką. Utrudzone pieszą wędrówką, szczęśli­

Zgodziły się one, że pojadą do Chodorowa i dzięki

wie dotarły do Chodorowa. One poszły do więzienia

przepustkom dostaną się do naczelnika więzienia.

NKWD, gdzie trzymano Ukraińców, a mama do wię­

Były to kobiety odważne i zaradne, wiedziały, jak

zienia NKGB, gdzie trzymano Polaków.

trzeba sprawę załatwić.

338

339

D Z I E D Z I C T WO KSIĘDZA KASPRUKA

CZĘŚĆ II

Do Chodorowa pojechali z nimi Ziunka Suchorowska, Kazik Kordal i ks. Kozłowski. Ziunka poszła z ko­

Czekał w nim ks. Kozłowski i Kazik Kordal. Pomogli oni wsiąść do wozu i przywieźli go do domu.

bietami pod bramę więzienia, a one poszły do naczel­

Widok był przerażający, nie był podobny do czło­

nika. Naczelnik przyjął je, nie wiedząc, w jakiej spra­

wieka. Głowa opuchnięta, cała w czerwonych pla­

wie. Więc one mówią, że przyszły w sprawie Jana Oleś-

mach, odzież na nim zgniła i zarobaczona. Po 23

ków, w obronie człowieka, który siedzi bez żadnego

dniach więzienia został z niego tylko cień człowieka.

powodu. Niech on im powie, co ten człowiek zrobił,

Mama napaliła w piecu, aby spalić ubranie, a raczej

jakie popełnił przestępstwo, a jeżeli nie popełnił żad­

łachmany.

nego, niech go zwolni z więzienia. Ale on mówi, że

Zaopiekowały się nim siostry zakonne, które co­

nie może go zwolnić i nie może im powiedzieć, za co

dziennie przychodziły i maściami smarowały rany.

on siedzi.

Same przyrządzały lekarstwa, nalewki i mikstury.

Kobiety uparły się, że nie wyjdą dotąd, dokąd nie dostaną odpowiedzi, że nie można człowieka, który

Starały się jak mogły, aby mu pomóc odzyskać siły, ale straconego zdrowia nigdy już nie odzyskał.

nic nie zawinił, zamknąć w więzieniu. Jeżeli one nie

Ojciec był zadowolony, że żyje, ale był smutny

mogą go przekonać, to niech sam się przekona, przy­

i przygnębiony. Doskwierało mu i to, że nie może mó­

wożąc go do Brzozdowiec. Tam niech go postawi na

wić o swoich przeżyciach więziennych. O tym, jakie

rynku, zwoła wszystkich ludzi i niech go osądzą, co

zbrodnie się tam popełnia, więżąc ludzi uczciwych

komu złego zrobił. Po namyśle naczelnik zgodził się

i wykształconych. Ludzi w sile wieku zamyka się i mor­

go zwolnić i kazał go przyprowadzić. Spojrzał na nie­

duje, nie mówiąc, za jakie przestępstwo.

go i powiedział: „jedź do domu i szykuj się do wyjaz­

Razem z nim więziony był sędzia, adwokat, byli

du na zachód. Ale pamiętaj! Masz milczeć, a jeśli pi-

ludzie o różnych zawodach. „Siedziało nas siedem

śniesz choć jedno słowo, to my cię znajdziemy nawet

osób” - mówił ojciec. „Stłoczono nas gorzej niż

na zachodzie”.

bydło w tym ciasnym pomieszczeniu, że jak je ­

Ziunka czekała przy bramie. Gdy zobaczyła, że zbli­

den chciał się położyć, to drugi musiał wstać, żeby

ża się do niej człowiek w strasznym stanie, odsunęła się

mógł się rozprostować ten obok niego. Było jedynie

od niego z odrazą, nie poznała ojca. Dopiero, gdy za­

małe okienko w suficie, przez które wpadało świa­

wołał: „Ziunka, nie bój się, to ja”, zabrała ojca do wozu.

tło i trochę powietrza. Nie było czym oddychać. Je­

340

341

C Z Ę Ś Ć II

D Z I E DZ I C T WO KSIĘDZA KASPkUKA

dliśmy to, co dostarczały nam w paczkach rodziny

pływ energii i siły płynące z obrazu. Obraz przybliżał

uwięzionych, przeważnie tych z Chodorowa”. Każdą

się do niego, jedna ręka się poruszyła i pomachała do

paczkę, którą dostali, dzielili między sobą. Szczegól­

niego. Serce zaczęło mu mocniej bić, wstąpiła nadzieja

nie wspominał paczkę z pierogami, w której zostały

z obrazu, odczytywał głos, który mówił do niego: pój­

przemycone również papierosy. Nie wspominał ani

dziesz do domu i będziesz żył. Kiedy przeżywał jeszcze

razu, czy dostawali jakieś jedzenie, czy picie od służ­

to cudowne objawienie, poczuł, że prośby jego zostaną

by więziennej.

wysłuchane, że opuści celę.

Szczególnie ciężko przeżył widok, gdy ciało czło­

Słyszał jeszcze w sobie ten głos - pójdziesz do

wieka zostało wrzucone do szamba, do którego więź­

domu, nie zginiesz - gdy niespodziewanie otworzyły

niowie załatwiali swoje potrzeby. Nie mógł się z tym

się drzwi celi i pojawił się w nich strażnik. Po nazwisku

pogodzić, żeby człowiek został tak sponiewierany.

wywołał ojca i kazał mu iść za sobą. Ojciec podniósł

Ojciec czuł się coraz gorzej, zbliżał się kres jego wy­

się i powłócząc nogami poszedł za strażnikiem, który

trzymałości. Wiedział, że zbliża się jego koniec. Przera­

poprowadził go do naczelnika więzienia, u którego wy-

żała go tylko myśl, że być może również jego szczątki

błagana została jego wolność przez kobiety z Brzozdo­

będą wrzucone do smrodliwego kanału i nikt się nie

wiec.

dowie, że tak haniebnie został pochowany.

Gdy one były u naczelnika, w tym samym czasie

Nie mogąc się z tym pogodzić, skierował swoje my­

ojciec błagał Boga o zmiłowanie, i prośby jego zostały

śli w stronę rodzinnych Brzozdowiec, próbując w ten

wysłuchane. Przeżył tę cudowną wizję, którą przez całe

sposób odzyskać spokój. Zwrócił się szczególnie w stro­

życie zachował w sercu.

nę kościoła, gdzie znajdował się obraz Jezusa Ukrzy­

Wypuszczono go, ale nakazano mu milczenie. Nie

żowanego, otoczony wielkim kultem, słynący łaskami

wolno mu było nic powiedzieć, gdzie był i co przeżył.

i cudami. Zaczął się gorąco modlić. Tak szczerze, jak

Usłyszał słowa: „jedź w Polskę, ale jak coś powiesz, to

umiał, otworzył przed nim serce, bo tylko jemu mógł

i tam cię znajdziemy”.

zawierzyć ze swoim cierpieniem i zakończyć życie.

Ojciec wrócił do domu. Cieszyliśmy się, że żyje

I w takim uniesieniu, naraz poczuł jakąś ulgę, coś się

i powraca do zdrowia, bo czekała nas ciężka droga,

zaczęło w nim ożywiać, otworzył szeroko oczy i zoba­

wyjazd na Zachód. Myślami powracał do tych, którzy

czył obraz Jezusa Ukrzyżowanego. Poczuł w sobie przy­

pozostali w więzieniu.

342

343

CZĘŚĆ

II

0Z1F.DZ1CTWO KSIĘDZA KASPRUKA

Minęło 30 lat od śmierci ojca. Nigdy nie dowie­

rzec kolejowy, szkoła i gospoda. Władze polskie w czerwcu

dzieliśmy się, za co ojca aresztowano. Być może zwią­

1945 r. powołały w nim jedną z 12 gmin zbiorowych, na

zane to było z jego służbą wojskową w 2 Brygadzie

które podzielono powiat kamieński, włączony później już

Legionów Polskich Józefa Hallera w czasie I wojny

w 1946 r. do województwa szczecińskiego. W skład gmi­

światowej, czy bratem Andrzejem, który zginął w wal­

ny wchodziło 10 gromad: Borucin, Chrząstowo, Grabowo,

ce z bolszewikami w 1920 r. Prawdy pewnie się nigdy

Łukęcin, Radawka, Strzeżewo, Trzebieszewo, Ugory, Wrzo-

nie dowiemy.

sowo i Żółcino. Choć gmina przeszła pod zarząd władz polskich, nadal

Wyjeżdżając do Polski, ks. Kaspruk był przekonany

grasowali po niej Sowieci, dokonując gwałtów na ludności

o tymczasowości tego exodusu. Był przekonany, że wraz

niemieckiej, która jeszcze pozostała w Trzebieszewie, a także

z wiernymi wróci do Brzozdowiec. Już w Kamieniu Po­

rabunków. Czuli się absolutnie bezkarni. Rosyjscy maruderzy

morskim w 1947 r. miał powiedzieć: „Jak to będzie cu­

odwiedzali również Trzebieszewo. W archiwum rodzinnym

downie kiedyś wprowadzić uroczyście nasz Cudowny O b ­

pana Michała Jasińskiego zachował się protokół zameldowa­

raz do kościoła i zaśpiewać Te Deum" . W izja ta spełniła

nia wójta gminy Trzebieszewo z dnia 29 września 1945 r.,

się w jakiejś mierze, ale znacznie później i w nieco innej

adresowany do Obywatela Pełnomocnika Rządu. Czytamy

konfiguracji.

w nim:

Ksiądz Kaspruk, wyjeżdżając z Brzozdowiec, dzielił los parafian. Zaaprobował pomysł wyjazdu do Trzebieszowa, gdzie według trzech mieszkańców, którzy byli weteranami

W związku z zajściem na terenie Gromady Trzebie­ szów w dniu 28.09.1945 r. podaję, co następuje:

Wojska Polskiego, można było osiedlić się stosunkowo dużą

W dniu 28.09.1945 r. podczas mojej nieobecności

grupą mieszkańców. W Trzebieszewie, które w okresie jego

w gminie (ponieważ odwoziłem moją żonę do Goli-

przynależności do Niemiec nazywało się Tribsow, nie było

szewa na stację) do mojego domu wtargnęło 2 żołnie­

żadnych zniszczeń wojennych.

rzy ruskich, jeden w czapce ruskiej straży granicznej

5 marca 1945 r. niespodziewanie we wsi pojawiły się

i drugi w ruskim mundurze, szukając w domu Niem ­

radzieckie czołgi. Gdy polscy żołnierze zaczęli tu docierać,

ki. Po zdemolowaniu mieszkania wójta przeprowa­

wieś prezentowała się całkiem nieźle. Znajdowały się tu:

dzili rewizję w całym gospodarstwie, demolując i roz­

kościół, dworek szlachecki, młyn, kuźnia, wiatrak, dwo­

bijając szyby.

344

345

D Z I K D Z I C T WO KSIĘDZA KASI’ RUKA

C Z Ę Ś Ć II

Następnie udali się do sąsiedniego mieszkania

mienieni osobnicy kilka razy w tygodniu raz w nocy,

Sekretarza Gminy i tam wtargnęli przez okna, wy­

to znów w dzień terroryzują ludność polską osadniczą

rywając ramy okienne i tłukąc szyby. W mieszkaniu

i ludność niemiecką, szukając niemieckich kobiet do

sekretarza zdemolowano

tzw. pojebania. [...]

mieszkanie, potłuczono

dużą część nakrycia i szkła. Podczas tych występów

Wobec tego podajemy wspomniane zajście do

sekretarz był zatrudniony w budynku Zarządu Gmi­

wiadomości Ob. Pełń. Rządu z prośbą o interwencję

ny czynnościami urzędowymi. Zaalarmowany o zaj­

i pomoc.

ściu, pobiegł do najbliższego posterunku wojskowego z prośbą o pomoc. Na alarm stawiła się również Mi­

Tego typu zdarzenia powodowały, że władzom polskim

licja Obywatelska Trzebieszów, która wspólnie uda­

zależało na jak najszybszym zasiedleniu przejmowanych

ła się na miejsce napadu. W mieszkaniu sekretarza

terenów i wysiedleniu z niej resztek ludności niemieckiej,

zastano pijanego żołnierza ruskiego, demolującego

która stanowiła swoisty magnes dla rosyjskich maruderów.

nadal urządzenia. Wezwany do porządku zaprzestał

Osiedleńcy z Brzozdowiec przyjechali do Trzebieszewa do­

plądrowania, tłumacząc się, że przyszedł przypalić

piero w Wigilię 1945 r.

papierosa. W toku rozmowy wygrażał się, że wystrze­

Ksiądz Kaspruk, który także musiał wyjechać z Brzozdo­

la całe przedstawicielstwo Polski w Trzebieszewie,

wiec, podzielił los parafian. Świadczy o tym jego list do kurii

a skoro przyjdzie z innymi żołnierzami, to granatami

biskupiej w Gorzowie Wielkopolskim, w którym zawiadamia

i ogniem zniszczy wioskę. W międzyczasie przecho­

ją o przybyciu na teren diecezji i prosi o nowy przydział. Pisze:

dził przez Trzebieszów Kapitan Kwatermistrz 39 Puł­ ku z Kamienia Oficer Ruski, którego powiadomiono

[...] ostatnio przez 14 lat byłem proboszczem

o zajściu. Ten upomniał ich w ostrych słowach o ich

w Brzozdowcach pod Lwowem, gdzie pracowałem

potępieniu, nakazał im natychmiast opuścić teren

z ks. wikarym, który jest obecnie u rodziny w kra­

Trzebieszewa. Po licznych odgrażaniach się w sto­

kowskim. 16 października ubiegłego roku musiałem

sunku do Wojska Polskiego i do ludności cywilnej

z parafianami opuścić swoje strony rodzinne, a co

żołnierze ruscy opuścili Trzebieszewo, udając się do

w tym czasie przeżyłem, Bogu tylko wiadome, straci­

swego miejsca zamieszkania do gromady Mokracz

łem wszystko, a najważniejsze, to piękny kościół z roku

(2 km od Trzebieszewa). Zaznaczamy, że wyżej wy-

1769, nadmieniam, że parafia w Brzozdowcach to jed-

346

347

C Z Ę Ś Ć II

D Z I E D Z I C T WO KSIĘDZA KASPRUKA

na z najstarszych w archidiecezji lwowskiej, bo erygo­

fian to raz, a po drugie ja posiadam dość dużo baga­

wana w 1410 r. Parafia bogata, gdyż posiadała majątek

żu tak kościelnego, jak swojego, którego gdzie indziej

300 ha, ja sam straciłem około 50 tysięcy przedwojen­

z powodu braku lokomocji przewieźć bym nie mógł.

nej wartości, w czem był inwentarz żywy, to jest 13 koni

Do Goliszewa zaś, które jest odległe od Trzebieszewa

i 46 sztuk bydła, chlewnia, [...]. Dziś jestem żebrakiem,

28 kilometrów, moi parafianie mnie przewiozą. Jeże­

uratowałem tylko rzeczy kościelne i Cudowny Obraz

li uda mi się sprowadzić ks. wikarego, to we dwójkę

Pana Jezusa, który tu przywiozłem. Czas od 16 paź­

w znacznym stopniu odciążymy, jak powyżej wspo­

dziernika do 24 grudnia 1945 r. to gehenna moja i ludzi

mniałem, Kamień i Płoty. Ze swej strony obiecuję, że

moich, 6 tygodni czekaliśmy na wagony w Chodorowie

obowiązki na mnie nałożone spełnię sumiennie, przy

na rampie na deszczu i zimnie, gdzie dwoje ludzi tam

tej sposobności proszę o pozwolenie na urządzenie

zmarło [...] po drodze zmarło 12 ludzi, z tego w Dębi­

w kościele goliszewskim tabernakulum, by można było

cy jednej nocy troje, z Gliwic część parafian skierowano

przechowywać Przenajświętszy Sakrament. Na tern

na Śląsk [...], a z częścią składającą się z parafian woj­

kończę, może na wiosnę, jak poczuję się już zupełnie

skowych ja przyjechałem do powiatu kamieńskiego,

dobrze, stawię się osobiście w Gorzowie, by złożyć wa­

gdzie na razie zamieszkałem w Trzebieszewie w domu

szej Ekscelencji homagium i prosić o błogosławieństwo

pastora. Stan mój po przybyciu do Trzebieszewa był

duszpasterskie.

opłakany, kompletnie wycieńczony i z odmarzniętymi nogami i zawszony. Trzeba było dwóch miesięcy,

List ten ks. Kaspruk wysłał 20 lutego 1946 r. Kuria Ad­

by jako tako przyjść do siebie. Obecnie czuję się lepiej,

ministratury Apostolskiej i stojący na jej czele administrator

ale tu na miejscu nie mam co do roboty, gdyż tu jest

apostolski, ks. Edmund Nowicki, uznali jednak, że najlep­

około trzystu dusz blisko kościoła. [...] Wobec tego

szym miejscem posługi dla ks. Kaspruka będzie konkatedra

w Goliszewie i okolicy jest część moich parafian, a do

w Kamieniu Pomorskim.

tego Goliszewo ma 1500 dusz, Kozielice 750 dusz i inne

Z jego listu do Jana Burlikowskiego, przechowywane­

pobliskie wioski są dość zaludnione, wobec tego prosił­

go w rodzinnym archiwum Stanisława Burlikowskiego,

bym Waszą Ekscelencję łaskawie o nominację na Go­

wynika, że utrzymywał on kontakt ze swoimi parafianami

liszewo, przez co odciążyłbym Kamień i Płoty. Proszę

z Brzozdowiec zarówno bezpośredni, jak i duchowy.

zaś o Goliszewo dlatego, że tam jest część moich para-

348

349

część

II

D Z I E D Z I C T WO KSIĘDZA KASPRUKA

K o ch an y Ja n k u !

i in n i. W G o lisz e w ie , Jó z . W e re sz cz y ń sk i, J ó z e f S u c h o -

N a list z 2 0 / 5 / 4 6 o d p is u ję d o p ie r o d z iś, a to d late g o ,

ro w sk i, K a n i a ( ? ) .....z o jc e m i b r a ć m i - w B r a te r s k ie j

ż e p r ę d z e j n ie m o g łe m , g d y ż s z k o ła p o w s z e c h n a i g i m n a ­

W oli m ó j B ła ż k o , k tó ry j e s t ta m so łty s e m , S ta c h K a w e c ­

z ju m z a b ie r a ł y m i c a ły ty d z ie ń , a d o tego p a r a f i a o b sz e r ­

ki,

n a , o g r o m n a , b o p o m y śl, p o w ia t m a 1 1 3 0 k m 2 i n a to 2

P ię tk o w s k i - re sz ta s ię t r z y m a - z e S l ę z k a p i s a ł d o m n ie

k sięży, j a w K a m ie n iu i o 2 2 K im o d e m n ie w G o lc z e w ie

A n te k Ja w o rs k i, z G o ż o w a T ad . G o łę b io w sk i, co z in n y ­

d r u g i - j a o p ró c z K a t e d r y w K a m ie n iu o b s łu g u ję 3 K o ­

m i się d z ie je n ie w ie m - C o m p r z e ż y ł o d X / 4 5 to B o g u

ścioły , a p r z e d 2 8 / 7 b ę d z ie c z w a r ty a o d 4 / 8 p ię ty , 2 5

w ia d o m o

K im o d e m n ie, k tó ry w ty m d n iu p o św ię c ę - w ż y c iu ta k

p r z y je d ź w o d w ie d z in y

c ię ż k o n ie p r a c o w a łe m - c z e k a m n a ks. K o z ło w sk ie g o

k o le i 2 2 K im . J a k C i s ię p o w o d z i, a K a s i a czy z d r o w a -

i j a k o ś g o n ie w id a ć .

a j a k r o d z ic o m id z ie i in n y m . N a tern k o ń c z ę - p o z d r ó w

.....

sz c z e n k o , G u g a - o t ro z b itk i - tu u m a r ł s t a r y

-

a le o tern k ie d y ś p o g a d a m y - j a k m a s z o c h o tę

-

ty lko z g ó r y z a z n a c z a m ż e d o

K a m ie ń j e s t to m ia s t o p o w ia to w e n a d Z a t o k ę B a ł-

z n a jo m y c h - j a c o d z ie n n ie m o d lę s ię z a sw o ic h p a r a f i a n

ty c k ę - p o ło ż o n e p ię k n ie - m ia s t o w 6 5 % w g r u z a c h -

p r z e d c u d o w n y m O b r a z e m , k tó ry u m ie śc iłe m w K a t e ­

s to i tu 3 9 p u ł k p ie ch o ty , j e s t g i m n a z ju m , lic e u m i s z k o ła

d r z e - C a ł u ję W as se rd e c z n ie ,

V II k la s o w a p o w . K a t e d r a b is k u p ia m a ł a (?), z n a c z n ie

K s. M . K a s p r u k .

z n is z c z o n a j e s t to z a b y te k z c z a s ó w P i a s t a z ro k u 1 1 7 4 p ię k n a b u d o w la - w id z ie li j ę A n te k H o d o w a n y , S ta sz e k ,

Ksiądz Kaspruk formalnie został proboszczem kamień­

M u n d e k i Jó z . B e re zo w sc y , k tó r z y tu b yli w m a ju . U m n ie

skiej parafii 19 marca 1946 r. Początkowo cudowny obraz

m ie s z k a Fr. B e re z o w sk i z p o d K o ś c io ła - n a p r z e d m ie ­

umieszczono w ołtarzu w konkatedrze kamieńskiej.

ś c iu m ie s z k a F e lik s K ło s o w s k i - w T rz e b ie sz e w ie 6 K im

W 1947 r. ks. Kaspruk wykonał dla obrazu specjal­

s t ę d j e s t k ilk a n a ś c ie n a sz y c h ro d z in , a to: K o ty , K o stu c h

ny ołtarz w bocznej kaplicy świątyni, którą do tego przy­

T ad . (?) C iu r a , M e n te ły k (?), H o r y ń , G u st. Ś l u s a r z e (?),

stosowano. Jego kult trwał i stale się rozwijał, co zostało

P ię tk o w sk i B r o n isł., S z y m a ń s k i M iśk o z m a t k ę , B e r e ­

odnotowane w wydanym w 1949 r. Schematyzmie Adm i­

z o w sk i i in n i - w C h r z ę s to w ie P aliń sc y . C i n a le ż ę d o

nistracji Apostolskiej Kamieńskiej, Lubuskiej i Prałatury

m o je j p a r a f i i - w N ie m ic y p a r . G o lc z e w o s ę o b a j O leś-

Pilskiej. W parafii nadal obchodzono odpusty w święto

k ow ie, Fr. W ew iórsk i, K a z . B e re z o w sk i K o w a l, Fr. i Ja n

Znalezienia Krzyża Świętego, który przed jego zniesie­

Ś liw a k i, B e re ż y ń sk i, M a n a s z c z u k z H e lk ę M ro c z k o w s k ę

niem obchodzono 4 maja, i Podwyższenia Krzyża Swię-

350

351

C Z Ę Ś Ć II

D Z I K D Z I C T WO KSIĘDZA KASPRUKA

tego, przypadającego 14 września. O dpusty te sprzyjały

w Kamieniu Pomorskim i modląc się przed obrazem Pana

nie tylko utrzymywaniu i rozszerzaniu kultu Pana Jezusa

Jezusa Brzozdowieckiego, ofiarowała mu swojego syna.

Brzozdowieckiego, lecz także podtrzymywaniu więzów ro­

Wraz z nią modliła się cała rodzina i parafianie z Jarszewa.

dzinnych i towarzyskich między dawnymi mieszkańcami

Modlitwy te zostały wysłuchane. 2009 r. podczas uroczy­

Brzozdowiec, i obiektywnie rzecz biorąc przyczyniały się

stości odpustowych Piotr Zawada, już jako kapłan —pallo­

do ich wrastania w pom orską glebę. Przyzwyczajali się, że

tyn, złożył przed obrazem srebrne serce jako votum za dar

są u siebie i żadnego powrotu na Ukrainę już nie będzie.

uzdrowienia w dzieciństwie...

Czynili to zwłaszcza młodzi już tutaj urodzeni lub ci, któ­ rzy przyjechali tu w młodym wieku i tu zaczynali swój start w dorosłe życie.

Domniemywać można, że takich cudów i uzdrowień było więcej. Nie wszystkie były tylko odpowiednio nagłośnione. Kult cudownego obrazu z roku na rok nie tylko się

Kult cudownego obrazu Pana Jezusa Brzozdowieckiego

utrzymywał, lecz także systematycznie rósł. W każdy piątek

sprzyjał też budowaniu i cementowaniu całej tutejszej spo­

wierni uczestniczyli we Mszy św. odprawianej przed obra­

łeczności. Jego czcicielami byli przecież nie tylko wygnańcy

zem Pana Jezusa Brzozdowieckiego. W 2010 r. do kaplicy

z Brzozdowiec czy innych części Kresów, lecz także przyby­

brzozdowieckiej wykonano nowy ołtarz, na którym umiesz­

sze z centralnej Polski, z Kieleckiego, Łódzkiego, Poznań­

czono dwa h erby-jeden Michała Józefa Rzewuskiego i jego

skiego czy Lubelszczyzny. Wielu z nich doznawało za jego

żony Franciszki z Cetnerów, którzy byli fundatorami muro­

wstawiennictwem wielu łask.

wanego kościoła w Brzozdowcach z 1774 r. dla cudownego

W 1989 r. łaski uzdrowienia doznał Piotr Zawada z Jar-

obrazu, drugi Kamienia Pomorskiego.

szewa, syn Stanisława i Stanisławy z dom u Pyczek. Jako

W 2010 r. abp Andrzej Dzięga specjalnym dekretem

dziewięcioletni chłopak, jechał na motorze i uległ bardzo

ustanowił przy konkatedrze pw. św. Jana Chrzciciela sank­

poważnemu wypadkowi. Stracił przytomność, miał otwarte

tuarium Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Bożej Bole­

złamanie lewej nogi w trzech miejscach. Była ona tak zdru­

snej w cudownym obrazie Pana Jezusa Brzozdowieckiego.

zgotana, że lekarze uważali, że trzeba ją natychmiast am pu­

Arcybiskup, metropolita szczecińsko-kamieński, zarządził

tować. Twerdzili, że trzeba się spieszyć, bo chłopiec miał też

również, że główne uroczystości odpustowe będą się odby­

inne liczne obrażenia. M am a chłopaka nie zgodziła się na

wać każdego roku w dniach 13-15 września, czyli od wigilii

amputację. Wtedy lekarz powiedział jej, że jeżeli jest wie­

święta Podwyższenia Krzyża Świętego do dnia W spom nie­

rząca, żeby modliła się o cud. O na udała się do konkatedry

nia Matki Bożej Bolesnej włącznie.

352

353

C Z Ę Ś Ć II

Choć nie spełniło się marzenie księdza Michała Kaspruka o powrocie do Brzozdowiec, to parafia rzymskokatolicka

Bibliografia

w tej miejscowości odrodziła się, a byli jej mieszkańcy zna­ cząco pomogli w jej reaktywacji i remoncie. Ksiądz infułat Olgierd Ostrokołowicz, jeden z następców ks. Michała Kaspruka, ufundował kopię cudownego obrazu Pana Jezusa Brzozdowieckiego, która została uroczyście wprowadzona do restaurowanej świątyni. Cudowny obraz Pana Jezusa Brzozdowieckiego znów jest czczony w Brzozdowcach.

Asbeck Ingę, Przed kapitulacją i ucieczką przed Rosjanami, [w:] Mariannę Weber, Kobiety wypędzane. Opowieść o ze­ mście zwycięzców, przeł. Grzegorz Kowalski, Zakrzewo 2008. Bata Artur, W cieniu tryzuba, Warszawa 2016. Biddiscombe Perry, Werwolf. Brunatni pogrobowcy Hitlera, przeł. Sławomir Kędzierski, Warszawa 2013. Churchill Winston, Krew, znój, łzy i pot. Sławne mowy Winstona Churchilla, wybrał, opracował i wstępem opatrzył David Cannadeine, przeł. Maria Zborowska, Poznań

2001. Czerwiński Marek, PZPR województwa szczecińskiego w okre­ sie październikowego przełomu 19 5 6 r., [w:] Społecznodemograficzne problemy mieszkańców Ziem Zachodnich i Północnych Polski, Opole 1990. Dmitrow Edmund, Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków. Poglądy i opinie z lat 19 4 5 —19 4 8, Warszawa 1987.

355

BIBLIOGRAFIA

Drozd Roman, Igor Hałagida, Ukraińcy w Polsce 19 44— 1989. Walka o tożsamość (Dokumenty i materiały), War­ szawa 1999.

BIBLIOGRAFIA

Pius X II a Polska 19 3 9 -19 4 9 . Przemówienia, listy, komenta­ rze, oprać. Kazimierz Papee, Rzym 1954. Plokhy Serhii M ., Jałta. Cena pokoju, przeł. Robert Bartold,

Dziurzyński Patrycy, Osadnictwo rolne na Ziemiach Odzy­ skanych, Warszawa 1939. Hałagida Igor, Ukraińcy na zachodnich i północnych ziemiach Polski 19 4 7 —19 5 7 , Warszawa 2002. Kołodziejek Henryk, Kościoły i związki wyznaniowe, [w:] Dzieje Szczecina, t. IV: 1943-1980, red. T. Białecki, Z. Silski, Szczecin 1998.

Poznań 2011. Podlasek Maria, Wypędzenie Niemców z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Relacje świadków, Warszawa 1995. Polniak Łukasz, Patriotyzm wojskowy w PRL w latach 19 5 6 ­ 19 70 , Warszawa 2011. Raina Peter, Kardynał Wyszyński. Droga na Stolicę Pryma­

Kozłowski Kazimierz, Pomorze Zachodnie w sześćdziesięcioleciu (19 4 5 —2005). Społeczeństwo —władza —gospodarka —kultura, Szczecin 2007. Leonhard Wolfgang, Dzieci rewolucji, przeł. Jeremi Sadow­ ski, Warszawa 2013.

sowską, Warszawa 1993. Szybieka Zachar, Historia Białorusi 17 9 5 —2000, przeł. H u­ bert Paszkiewicz, Lublin 2002. Slepowroński Tomasz, N RD kontra PRL. Stosunek mieszkań­ ców Pomorza Zachodniego do konfliktu w Zatoce Pomor­

Le Tissier Tony, Zuków na linii Odry. Rozstrzygająca bitwa na przedpolach Berlina, przeł. Tomasz Szlagor, Wrocław 1996. Madajczyk Piotr, Niemcy polscy 1944—1989, Warszawa 2001. Męclewski Edmund, Niemcy w Europie, Warszawa 1974. O utrwalenie władzy ludowej w Polsce 19 4 4 —1948. Zbiór ar­ tykułów pod red. Władysława Góry i Ryszarda Halaby, Warszawa 1982.

skiej (19 8 5 -19 8 9 ), s. 97, http://w ww .polskal918-89. pl/pdf/nrd-kontra-prl,6l67.p d f, dostęp: 28.02.2018 r. Teheran —Jałta — Poczdam. Dokumenty konferencji szefów rządów trzech wielkich mocarstw, Warszawa 1972 Urban Thomas, Niemcy w Polsce. Historia mniejszości w X X wieku, przeł. Piotr Żwak, Opole 1994. Urban Kazimierz, Kościół prawosławny w Polsce 19 4 5 —19 7 0

Osmańczyk Edmund, Sprawy Polaków, z przedmową Jana Szczepańskiego, Katowice 1982.

(rys historyczny), Kraków 1996. Wejman Grzegorz, Kościół katolicki na ziemi lubuskiej

Pani von Thadden do M ariannę Weber, [w:] Mariannę We­

1 1 2 4 —2 0 10 . Zarys problemu, [w:] Kościół na Środkowym

ber, Kobiety wypędzone. Opowieść o zemście zwycięzców,

Naddniestrzu. Historia i postacie, red. Grzegorz Chejnac-

przeł. Grzegorz Kowalski, Zakrzewo 2008.

ki, Zielona Góra 2011.

356

357

BIBLIOGRAFIA

Volklein Ulrich, N ikt ju ż nie oczekiwał litości. Los niemiec­ kich wygnanych, przeł. Jola Zepp, Zakrzewo 2008. Zarządzenia Administracji Apostolskiej Kamieńskiej, Lubu­ skiej i Prałatury Pilskiej (nr 1) 15.09.1945.

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Marek A. Koprowski

Marek A. Koprowski

Wołyń. Wspomnienia ocalałych

Wołyń. Krwawa epopeja Polaków

Tomy I i II

Tom I

Wspomnienia ludzi, którzy przeszli przez piekło

Wstrząsające wspomnienia bezpośrednich świadków tragicznego losu Polaków na Wołyniu

worzone w 1921 roku województwo wołyńskie miało stać się Ziemią •iecaną dla osiedlających się tam Polaków. Wielu spośród nich było lemistami Józefa Piłsudskiego i bohaterami wojny polsko-bolszewickiej. Inak II wojna światowa wymazała ten obszar z mapy Polski. Przedtem Inak jego mieszkańcy przeszli katorgę okupacji sowieckiej i niemieckiej iz piekło ukraińskich rzezi. e przecież życie na Wołyniu to nie tylko lata okupacji i bestialskie lubójstwo, świadomie zaplanowane i przeprowadzone przez Ukraińców 1943 roku. Zgromadzone w niniejszym tomie relacje mówią także wiele ;yciu na Wołyniu przed II wojną światową, o świecie, który przestał ist“ć. Dopowiadają również dalsze, powojenne losy ich bohaterów. unikatowe, bezpośrednie wspomnienia Polaków, którzy osobiście świadczyli na Wołyniu gehenny ze strony trzech wrogów. Niektórzy djęli z nimi walkę. Niemniej jednak po wygranej ponoć wojnie musieli uścić swoje domy i na nowo zapuścić brutalnie wyrwane korzenie w wych granicach Polski. Z trudem znosili swój los i spadające na nich mśladowania ze strony niechętnej im władzy ludowej.

Wołyniacy doświadczyli strasznych i dramatycznych wydarzeń. Stali się przedmiotem aktów nieludzkiego terroru ze strony Sowietów, Niemców i ukraińskich nacjonalistów. W walce z nim Polacy zdobywali się na bra­ wurowe przejawy heroizmu. Fenomenem stały się ośrodki samoobrony, tworzone ad hoc, by bronić mieszkańców Wołynia przed całkowitą eks­ terminacją, zaplanowaną przez kierownictwo Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Książka zawiera liczącą kilkaset nazwisk, unikatową listę obrońców Przebraża, ustalonych przez śp. ppłk. Mirosława Łozińskiego. Większość autorów zamieszczonych w niniejszym tomie relacji była członkami polskich oddziałów samoobrony i AK. Jednak ich wspomnienia mają wymiar znacznie szerszy. Są dokumentem rachunków jeszcze niezamkniętych. Przepełnia je groza sytuacji, duma z walczących i rozczarowa­ nie nierozliczeniem zbrodni. Zbrodniarzy nie tylko nie napiętnowano, ale chodzili oni wiele lat w aureoli bohaterów narodowych. Natomiast wiele ofiar tych zwyrodnialców nigdy nie doczekało chrześcijańskiego pogrze­ bu i do dziś nie ma grobów.

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Marek A. Koprowski

Marek A. Koprowski

Mord na Wołyniu. Zbrodnie ukraińskie w świetle relacji i dokumentów Tomy I i II

Akcja „Wisła". Krwawa wojna z OUN-UPA, Ostateczna rozprawa z OUN-UPA

Trudny Wołyń - pełna historia złożonej tragedii

Kres krwawych walk z OUN-UPA w ogniu polemik i kontrowersji

Marek A. Koprowski

MORD NA

WOŁYNIU 2IIU0NIE UKRAIŃSKU W ŚWIETLE RELACJI I DOKUMENTÓW

■Replika rv»t'*

napisania tej książki skłonili mnie uczniowie jednego z krakowskich gimnaw na Targach Książki w Krakowie. Z zainteresowaniem obejrzeli prezentowane nich tomy wspomnień Wołyniaków z okresu rzezi wołyńskiej. Mówili, że ow­ iń, są bardzo dobre, ale nie oddają całości wołyńskiego ludobójstwa. Chcieliby eczytać jakąś pracę, która ujmowałaby cały problem i stanowiła wprowadzedo lektury wspomnień. Postanowiłem taką książkę o Wołyniu dla Polaków ńsać, choć nie była to sprawa łatwa. Książek o Wołyniu istotnie jest sporo, wet jednak w tych najlepszych, które opisują całą prawdę o ludobójstwie Poów, nie ujawniają jednego. Nie oddają emocji i przeżyć ofiar, bez których cała ęedia wołyńska staje się wręcz nudna. Tu zarżnęli, tam zarżnęli! Tu dwieście, mi trzysta osób itd. Tam wymordowano pięćdziesiąt wsi, a gdzie indziej sto idziesiąt! Postanowiłem więc napisać książkę o tragedii luołyńskiej, która bę2 nie tylko podawać fakty i dane, ale przede wszystkim towarzyszące im przeia i emocje. Uznałem, że dziesiątkom tysięcy bestialsko zamordowanych przez raińców Polakom się to najzwyczajniej należy! Marek A. Koprowski

Operacja „Wisła" stanowiła ostatni akt dramatu zmagań, które ukraińscy nacjonaliści rozpoczęli w 1943 roku, dokonując ludobójstwa Polaków na Wołyniu. Dążyli oni do opanowania części ziem Polski. To samo stanowisko zajmowali ukraińscy komuniści. OUN-UPA w walce z państwem polskim odniosły szereg sukcesów. Ucie­ kając się do różnych metod, udało się im ograniczyć przesiedlenia ludno­ ści ukraińskiej na Ukrainę. Pozostali nadal jednak wspierali działania UPA, która czuła się bezkarna. Dla wszystkich stało się oczywiste, że bez całkowi­ tego przesiedlenia Ukraińców i pozbawienia OUN-UPA zaplecza nie da się ustanowić trwałego pokoju w południowo-wschodniej Polsce. I właśnie ta operacja przeszła do historii jako powszechnie znana Akcja „Wisła". Operacja ta budzi wciąż wiele kontrowersji. Nie jest prawdą, że Polska, do­ konując przesiedlenia Ukraińców, złamała prawo międzynarodowe. Mitem jest, że podczas tej akcji Wojsko Polskie zabiło kilka tysięcy osób. Mitologizacji uległ również obóz filtracyjny w Jaworznie, do którego kierowano Ukraińców i Łemków podejrzewanych o przynależność do OUN-UPA. Szeroko ujęte konteksty i polemiki Marek Koprowski wzbogaca omówie­ niem praktycznie zapomnianej akcji „H-T" oraz biogramami największych ukraińskich zbrodniarzy.

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Marek A. Koprowski

Tadeusz M. Płużański

Żołnierze Wyklęci. Wspomnienia i relacje

Obława na Wyklętych. Polowanie bezpieki na Żołnierzy Niezłomnych

Tomy I i II

Walczyli i umierali za wolną Polskę. Niektórym udało się przeżyć... spomnienia tych, dla których II wojna światowa nie skończyła się w 1945 ku. Tych, którym sumienie nie pozwalało biernie godzić się na zbrodniy ustrój wprowadzony Polsce po „wyzwoleniu". >łnierze pod dowództwem Antoniego Żubryda „Zucha", Hieronima ■ kutowskiego „Zapory" czy Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca" nie ddali się. Nadal zbrojnie stawiali opór komunistom. Wielu z nich - zbyt elu - przypłaciło to życiem. W niniejszym tomie zgromadzone zostały acje tych, którzy ocaleli. 'ięki ich opowieściom poznajemy bliżej postaci szeregowych żołnierzy owódców, ich charaktery i słabości. Słowa bezpośrednich uczestników isywanych wydarzeń pozwalają inaczej spojrzeć na wybory dokonywaprzez Żołnierzy Wyklętych, a także na codzienne ich życie w konspiraDzięki tak osobistej perspektywie „Zapora" czy „Jastrząb", nie przestabyć bohaterami, stają się w naszych oczach bardziej ludzcy.

Wyklęci przez komunę Żołnierze Niezłomni, ścigani jak wilki... 1 marca 1951 roku komunistyczne władze zamordowały w więzie­ niu mokotowskim w Warszawie członków IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Razem z prezesem ppłk Łukaszem Ciepliń­ skim od strzału w tył głowy zginęło sześciu jego współpracowników mjr Lazarowicz, mjr Kawalec, kpt. Błażej, kpt. Rzepka, por. Chmiel, por. Batory... Obława na Wyklętych to opis kilkunastu spraw prowadzonych przez Urząd Bezpieczeństwa i władze komunistyczne przeciwko Żołnierzom Wyklętym. Ukazuje, w jaki sposób PRL-owskie organy ścigania rozpraco­ wywały i tropiły oddziały oraz poszczególnych członków podziemia nie­ podległościowego, m.in. Łukasza Cieplińskiego, Hieronima Dekutowskiego, Mieczysława Dziemieszkiewicza, Augusta Emila Fieldorfa, Witolda Pileckiego, Jana Rodowicza, Danuty Siedzikówny, Zygmunta Szendzielarza czy Antoniego Żubryda. Życie poświęcić warto jest tylko dla jednej idei, idei wolności! Jeśli walczymy i ponosimy ofiary, to dlatego, że chcemy właśnie żyć, ale żyć jako ludzie wolni, w wolnej Ojczyźnie. kpt. Zdzisław Broński „Uskok"

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Wydawnictwo REPLIKA poleca także:

Marek A. Koprowski

Marek A. Koprowski

Łemkowie. Losy zaginionego narodu

Dziewczyny kresowe Kobiety kresowe

Łemkowie są pełnoprawnym narodem o własnej, odrębnej kulturze i tożsamości. Są także narodem skrzywdzonym.

Niezwykłe świadectwo kobiet poddanych represjom tylko za to, że były Polkami

listoria Łemków-Rusinów. Naród ten, żyjący od wieków w Karpatach, o przesiedleniu do ZSRR i na polskie Ziemie Odzyskane utracił swoją jczyznę. Owe „góry" są dla nich tym, czym dla Polaków Kresy - utraconą Arkadią", gdzie wszystko było lepsze, bo swoje. hoć nadal istnieje szansa na renesans tej narodowości, wciąż napotyka na liczne przeszkody. Ukraińcy starają się zukrainizować wszystko, co awsze kojarzyło się z Łemkami. Uważają bowiem, że jest to co najwyżej rupa etnograficzna i miano narodu jej nie przysługuje. W swych staraiach osiągają jednak tylko częściowy sukces. siążkę otwiera obszerny, napisany niezwykle przystępnie szkic histo/czny dotyczący dziejów Łemków-Rusinów od połowy XIX w. do chwiobecnej. Publikacja zawiera również bezpośrednie relacje rodowitych emków - Teodora Gocza i jego żony Marii z Zyndranowej koło Dukli r Beskidzie Niskim. Opowiadają oni o historii swoich rodzin, miejscowo:i, gdzie przyszło im mieszkać, a także dziele ich życia - Muzeum Kuliry Łemkowskiej. Młode pokolenia Łemków są z kolei reprezentowane r książce przez Bogdana Gambala, działacza „Ruskiej Bursy" w Gorlicach odrodzonej instytuqi służącej społeczności łemkowskiej.

Książka zawiera wspomnienia i świadectwa kobiet wywodzących się z Kresów II Rzeczpospolitej. Ich los był typowy dla dziewcząt polskich z tych terenów. Po zajęciu Kresów przez Sowietów, jedne zostały deportowane do Kazach­ stanu, inne na Sybir wraz ze swymi matkami czy dziadkami. Ich ojcowie, w większości oficerowie Wojska Polskiego, dostojnicy państwowi, urzęd­ nicy bądź policjanci, aresztowani wcześniej, już przebywali w obozach, z których zwykle nie wracali. Nie mniej ważne dla poznania i zrozumienia losów Polaków na Wschodzie są świadectwa tych Polek z Kresów, które z wyroku historii lub wyboru rodziców pozostały na zawsze w Rosji, na Ukrainie, w Kazachstanie lub w Mołdawii. Nigdy nie przestały być Polkami, a ich ostoją pozostał Ko­ ściół Katolicki. W jego obronie walczyły. Oto kresowe dziewczyny, którym w trudnych czasach przyszło zdać egza­ min z życia. I zdały go celująco.

Akcja „Wisła". Krwawa wojna z QUN-UPA Ostateczna rozpra yya z OUN-UPA

'

M•.-i t

AKCJA

WISŁA DJ7ATtC2NA ROZPRAWA Z OUN-UPA

Wyrwani przemocą z Kresów wbrew woli na Pomorze Zabierając Kresy, Stalin zakładał, że Polską będą rządzić Komuniści i cnciar im to zrekompensować, maksymalnie przy tym osłabiając. Oto opowieść o fragmencie Ziem Odzyskanych, czyli o Pomorzu Zachod­ nim, a konkretnie o Ziemi Kamieńskiej, leżącej nad Zalewem Kamieńskim. Tu w końcu 1945 r. przybyli przesiedleńcy z Lwowszczyzny, którzy z wyro­ ku historii musieli opuścić rodzinne tereny, by na nieznanym im Pomorzu zacząć życie na nowo. Niniejsza książka składa się z dwóch części. Pierwszą stanowi obszerny rys historyczny, który kończy się na polskiej transformacji ustrojowej. Koncen­ truje się on na kilku najważniejszych wątkach, przede wszystkim na oko­ licznościach, w jakich Polska weszła w posiadanie Pomorza. Część druga to relacje ostatnich świadków historii, którzy pamiętają życie w Małopolsce i powojenny exodus na Ziemie Odzyskane. Obie części nawzajem się uzu­ pełniają, a żywe wspomnienia ukazują życie powojennych pionierów na Ziemiach Odzyskanych nie gorzej niż film Sami swoi.

Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii.

„Do Rzeczy"

Cena: 49,90 zł

MOOI

HISTORIA I d t a muzeum

N iepodległości

konflikty.pl

pariathistoryczno-mnitamy

K R E S Y © P L O NIEZŁOMNI

G0SC

NlIDlIklN v

JM 9 7 1 - 0 - 7 6 7 4 - 7

R A D iO SZ C Z E C IN

. , Myśl Polska

7883f6ir74707*l www.replika.eu