Życie codzienne Hugonotów od edyktu nantejskiego do Rewolucji Francuskiej

129 10 40MB

Polish Pages [246] Year 1978

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Życie codzienne Hugonotów od edyktu nantejskiego do Rewolucji Francuskiej

Citation preview

COOZIEMIME

h u s d iw t ó w

H gonoc , mn ej zość rel g jna Francj , przyczyn l ę % n emałym 'opn (o k z'ał'o%an a ę no%oży'nego franc k ego ,an(l , f nan -%, przemy ł %oj ko%ośc , a 'akże %y%arl znaczny %pły% na życ e my ło%e z' kę (m. n. Aka(em a Franc ka za% ązała ę % (om pary k ego pro'e 'an'a). „Zyc e co(z enne , gono'-%” kaz je o(rębnośc rel g jne, obyczaje men'alność c, połecznośc , o( naj%yż zej ary 'okracj po % eśn ak-%-kam zar(-%, % cza e o( %y(an a łynnego e(yk' 'olerancyjnego Henryka IV przez okre prześla(o%ań po jego o(%ołan za L (% ka XIV aż po W elką Re%ol cję, k e(y 'o przy%r-cono , gono'om %obo(y rel g jne: (%a % ek k z'ał'o%an a ę pro'e 'anck ej organ zacj %yznan o%a-pol 'ycznej, k'-ra po'raf ła prze'r%ać najgor ze na%e' repre je, bar%n e op ane na po( 'a% e mało znanyc, pam ę'n k-% l '-%. S' ( m M c,ela R c,ar(a, rzeczo%e, bar(zo ob ek'y%ne opar'e % pełn na ma'er ale źr-(ło%ym, gr n'o%n e prze( 'a% a zaga(n en a pra% e na n e znane czy'eln kom l 'era' ry pop larno-na ko%ej.

g^gonoc . mn e przyczyn ^^pn (o k z' —^yoży'nego fra an -%, * ^ przem ^zakże %y%arl ^si życ e my łom * Aka( ę% „Zyc kaz obycj połe ary 'c -kam lynn Henr prześ za L Re%o , go (%a

Ł

prze( na l 'erał

Rozdział drugi

22

ustalony.-Synody krajowe zajmowały się tylko sprawami bardzo ważnymi, jak doktry­ na, sakramenty i ogólne zasady Dyscypliny zborowej. Ogółem na synodzie zbierało się sześćdziesięciu trzech uczestników. Z szesnastu prowincji Kościoła protestanckiego czternaście wysyłało po czterech deputowanych, Bretania i Prowansja po dwóch, co dawało sześćdziesięciu deputowanych: trzydziestu pastorów i trzydziestu seniorów, do czego dodać trzeba jeszcze dwóch członków miejscowego konsystorza i deputowanego generalnego. Udział w delegacji był raczej ciężarem niż zaszczytem, bo podróże były dalekie i niebezpieczne, synod mógł się ciągnąć miesiącami i wymagał ośmiu godzin pracy dziennie. Nie była to więc synekura. Posiedzenia nie odbywały się publicznie. Pierwszego dnia składano wizyty, przede wszystkim komisarzowi królewskiemu. Nazajutrz rozpoczynał się synod, w świątyni albo w miejscowym konsystorzu. Dziekan pastorów wygłaszał przemówie­ nie powitalne, usilnie wychwalając króla. Następował wybór delegatów, którzy mieli udać się do monarchy i wyjednać darowiznę potrzebną na pokrycie kosztów synodu; chęć uzyskania owego daru, sumy od 6000 do 16000 liwrów, nie wychodziła na dobre niezależności zgromadzenia. Zebrania robocze, odbywające się dwa razy dziennie od godziny siódmej do jedenastej i od drugiej do szóstej, zaczynały się i kończyły modlitwą. Pierwszym obowiązkiem było przeczytanie i nowelizacja Dyscypliny Kościoła reformowanego. Zawierała ona 14 rozdziałów i 252 artykuły, które często ulegały zmianom. Drugim zadaniem była lektura protokołów z poprzedniego synodu krajowego. Potem rozpatry­ wano apelacje poszczególnych kościołów albo osób prywatnych. Mogły to być spory pomiędzy kościołami reformowanymi, skargi pastorów przeciw konsystorzom albo skargi ojców rodzin buntujących się przeciwko niesprawiedliwym ich zdaniem decyz­ jom, albo wreszcie zwyczajne ludzkie sprawy. Następnie synod układał ,,kajet skarg”, to znaczy listę najważniejszych krzywd i prześladowań, jakich doznali reformowani, oraz przypadków pogwałcenia postano­ wień edyktu. Sprawy ogólne były długie i skomplikowane. Uchwalano statuty dla protestanckich akademii; dopuszczano do Wieczerzy Pańskiej luteranów nie żądając odprzysiężenia się (od ich wiary). Zgromadzenie omawiało sprawy uniwersytetów, ale również i osób prywatnych, gdyż synod krajowy był rodzajem sądu apelacyjnego. Synod zajmował się również finansami, a zwłaszcza uposażeniem deputowanego generalnego. Weryfikował listę kościołów protestanckich, którym należało przyjść z pomocą, sporządzał listę pastorów „pozbawionych urzędów, włóczęgów i odstępców”; uczestnicy oceniali wzajemnie swoje postępowanie, po czym podpisywali akia synodalne. Zastanawiano się nieraz, czy i w jakim stopniu zarządzenia synodów znajdowały posłuch ur wiernych. Nam znacznie więcej wiadomo o aktach nieposłuszeństwa niż posłuszeństwa. Jednakże Codurc, pastor, który przeszedł na katolicyzm, pisał:

Życie religijne Wyznawcy rcligii tak zwanej reformowanej używali wielu i różnych sposobów, aby utrzymać się w tym królestwie, ale jednym z najskuteczniejszych [...1 była mocna spójność i łączność, jaką między sobą utrzymywali Spójność ta była dwojaka; jedna odnosiła się do ich spraw politycznych, druga do ich rcligii; jedną umacniały ich zgromadzenia polityczne [...], drugą zjazdy konsystorza, zgromadzenia religijne, synody prowincjonalne oraz synod krajowy, który sprawiał, że wszystkie ożywione były tym samym uczuciem

2. ZYCIE KOŚCIOŁA PROTESTANCKIEGO

Świątynia była ośrodkiem wspólnoty religijnej. Nic doszło do powstania jakiegoś klasycznego typu zboru hugonockicgo, ale już same jego założenia architektoniczne sprawiały, że można go było rozpoznać na pierwszy rzut oka. Centralny akt kultu, a było nim kazanie, odbywał się w świątyni, chodziło więc o to, aby wszyscy dobrze słyszeli słowo Boże i widzieli pastora, dlatego w zborze nie było ani naw bocznych, ani kaplic. Ponieważ potępiono bałwochwalstwo, nie było też ani posągów, ani obrazów, ani krucyfiksu. Żaden ze zborów nie był zbudowany na planie krzyża (typ taki pojawi się dopiero w w. XIX). W myśl założenia, że wszyscy wierni są sobie równi, wszystkie miejsca były wszystkim dostępne i bezpłatne. Istniały jednak ławki i krzesła prywatne i, jak się przekonamy, wkrótce zarysują się w tej dziedzinie różnice społeczne. W przeciwieństwie do kościołów zbory nie posiadały prawa azylu. Za Ludwika XIV, począwszy od r. 1663, muszą one przestrzegać pewnych prawideł: „Nie mogą znajdować się za blisko kościołów, aby służby bożej nic mącił śpiew tych osób, dźwięk dzwonów, spotykanie się procesji lub coś podobnego Odległość pomiędzy zborami a kościołami ustalono na sto pięćdziesiąt kroków, odległość zaś pomiędzy cmentarzami tych dwóch wyznań - na trzysta kroków. Zbór, jeśli nie leżał w dobrach prywatnych, mieścił się na terenie otoczonym murami. Znajdował się tam dom dozorcy-dzwonnika-grabarza, ogród wysadzany drzewami, gdzie można się było przechadzać, i budynek konsystorza; tam obradowało to zgromadzenie w chłodny czas, tam również mieściła się ewentualnie biblioteka, garderoby pastorów itp. Cmentarz leżał za zborem i konsystorzem. W Charenton, gdzie mieścił się wielki zbór regionu paryskiego, stała gospoda, w której można było nocować, na przykład od Wielkiego Czwartku do Wielkanocy, a także pożywić się w niedzielę, pomiędzy nabożeństwem porannym a popołudniowym. W sąsiedztwie wielkich zborów (w Charenton, w Qućvilly koło Rouen, w Bionne koło Orleanu) istniały księgarnie zaopatrzone w dzieła religijne, bowiem edykt nantejski przewidywał w artykule 21, że ,,księgi dotyczące religii tak zwanej reformowanej mogą być publicznie sprzedawane jedynie w tych miastach i miejscowościach, gdzie dozwolony jest kult wyżej wymienio­ nej religii”. Jak wyglądała świątynia protestancka? Występowała głównie w czterech typach: często miała kształt prostokątny jak w Charenton, w Mer (nad Loarą), w Anduze (u

23

H gc Fronc 'opn no%o f non a 'ak: na ży Aka(' ę % „Zyc, kaz obycz pole ary 'c -kam łynn< Henry przęśl za L Re%o , go

Rozdział drugi

24

stóp Sewennów), albo była okrągła jak w Lyonie lub też okrągła zc ściętymi bokami, jak wielki zbór w La Rochelle, który był ośmiobokiem, albo jak zbory w Montauban, w Rouen i Caen, a wreszcie owalna jak w Dieppe. Wszędzie występowały galerie; w Charcnton były dwie ich kondygnacje. Wspiera­ ły się na kamiennych piętnarach od strony muru i na filarach. Do trybun prowadziły schody. Katolicki pamflecista Rostagny tak opisuje Charenton: Mnóstwo filarów obiega wokoło, Amfiteatru stanowiąc podpory, Co wypełniony wysoko ławami; W dół stąd spozierasz, jakbyś był w teatrze. Drzwi jest aż troje, w ośmiu miejscach schody Na dwie wysokie prowadzą galerie. Jedna nad drugą, wsparte filarami. *

W

ma'er prze( na l 'era'

Na galeriach zajmują miejsca tylko mężczyźni. Oto opis zboru w Charcnton, zbudowanego przez Salomona de Brossc, architekta protestanckiego, który wzniósł również pałac Luksemburski. Był to wydłużony prostokąt przebiły trojgiem drzwi: z każdego końca i pośrodku dłuższej ściany. Oświetlało go osiemdziesiąt jeden okien na trzech poziomach {...]. Długość wynosiła 104 stopy, szerokość 66. Miał wielką nawę z plafonem, gdzie wyobrażone były tablice Starego i Nowego Testamentu, wypisane złotymi literami na niebieskim tle [...]. Na obwodzie nawy było dwadzieścia jeden kolumn porządku doryckiego, wysokości 21 stóp; tworzyły one trzy kondygnacje galerii [...J. Na lewo od rzeczonej świątyni był cmentarz dla osób czcigodnych, a dalej konsystorz, przy którym leżał drugi cmentarz, dla ubogiego ludu [...].

Natomiast wielka świątynia w La Rochelle miała podobno, zgodnie z planami Filiberta dc l’0rme: ...kształt czworoboku mało wydłużonego, o bocznych płaszczyznach ściętych [...] Podziwiano przede wszystkim olbrzymi strop, nic podtrzymywany żadnym filarem, lecz tylko dwoma drewnianymi zwornikami nadzwyczaj pomysłowymi. Świątynię okrywał ogromny dach, który wznosił się na dwadzieścia metrów tworząc kopułę. Wnętrze wypełniały ławki ustawione amfiteatralnie [...].

Adwokat generalny Talon stwierdzał, że w La Rochelle była „najwspanialsza świątynia, jaką herezja w tym królestwie posiadała”. * Plusieurs granda piliers tout autour Soutiennent cct amphithćatre Rempli de banes dans son contour Pour voir au bas comme au thćatrc. Trois portes, huit granda escaliers Pour monter aux dcux galeries L 'une sur 1’autre, par piliers.

Życic religijne

Wszystkie zbory miały dzwonnicę albo kopułę i dzwon, który dzwonił przynaj­ mniej dwa razy przy każdym nabożeństwie. Gdy zaczęto burzyć świątynie, dzwony często sprzedawano albo przekazywano kościołom katolickim. Dzwon z La Rochclle został skazany na chłostę i pokutę publiczną, po czym znowu uznano go za zdalny do użytku. Plafony były częściej wklęsłe niż płaskie. Ściany wewnętrzne zazwyczaj tynkowano i bielono. Posadzkę czasem układano z płyt kamiennych (w La Rochclle, w Montauban), ale prawic nigdy nie kładziono klepki. Zbór w Dieppe przez piętnaście lat zadowalał się ubitą ziemią. Zbory budowano ze składek, jakie wpłacali wierni, którzy na wsi często sami pracowali przy budowie. Budowle były bardzo obszerne. W Charcnton na galeriach mogły się pomieścić cztery tysiące osób, nic licząc tych, którzy gromadzili się na dole, w Dieppe - pięć do sześciu tysięcy. W La Rochclle zebrało się w dniu inauguracji trzy tysiące osób. Jeśli chodzi o wnętrze, w głębi była zamknięta balustradą posadzka, na którą wchodziło się po trzech stopniach i nad którą górowała kazalnica pastora; tam ustawiony był stół do komunii, pulpit dla lektora, ławka dla pastora, gdzie siadał, gdy lektor odczytywał tekst pierwszej części nabożeństwa, a także lawy dla członków konsystorza. Na kazalnicy znajdowało się krzesło, Biblia i psałterz, szuflada i mała szafka; często umieszczano lam jeszcze klepsydrę; pastor odwracał ją pod koniec modlitwy poprzedzającej kazanie, zapewne aby nie rozgadywać się zanadto. U brzegu kazalnicy wbity był gwóźdź, na którym pastor wieszał kapelusz, gdy go zdejmował - to znaczy przy udzielaniu sakramentów, przy ślubach i konsekracji. Poza tym zatrzymywał kapelusz na głowic, nawet gdy wygłaszał kazanie. Unosił go, gdy mówił o Bogu Ojcu lub o Chrystusie. W żadnym zborze nic było organów. Kantor intonował śpiew i dyrygował nim, a wszyscy wierni musicli mu wiórować. Jak wspomnieliśmy, sprawa ławek nastręczała wiele trudności. W zborach na terenach prywatnych rodzina patrona miała swoje ławki; w miastach posiadali je sędziowie, konsulowic i dowódcy straży miejskiej. Są, zwłaszcza w Nimes, ławki prokuratorów, lekarzy, adwokatów, kandydatów, szlachty i mieszczan. Wszystkie te ławki stoją w dogodnym miejscu [... |. Ich ustawienie i wymiary są przedmiotem nie kończących się dyskusji i poważnych sporów. Jedynie te zaszczytne ławki opatrzone są oparciem W Nimes ławki stanowią własność prywatną, można je odstąpić lub przekazać aktem prawnym, nawet zapisanym u notariu­ sza, zgodnie z taryfą, czyli listą z. nazwiskami właścicieli oraz wykazem cen, która zawsze jest utrzymywana w porządku.

W XVII wieku bardzo dbano o zachowywanie hierarchii społecznej i wszelkimi sposobami potwierdzano swoją przynależność do danej warstwy. Do r. 1680 katolicy również mieli prawo przysłuchiwania się kazaniu: szukali tam argumentów do dysput doktrynalnych. W r. 1657 w Charcnton ,,Pan Mestrezat powiedział nam wczoraj [...], że kiedy Veron przychodził do zboru od razu kierował się na galerię, siadał na

25

H gc Fronc 'opn no%o f non o 'ok no ży Aka( ę % „Zyc, kaz obycz połe ary 'c -kam lynm Henq prześ! za L Re%o , go

ma'er prze( na l 'era'

Rozdział drugi

26

uboczu, a jeżeli zdarzało mu się uczynić coś niestosownego, natychmiast dawano mu to ostro odczuć, i zazwyczaj rolę tę brały na siebie kobiety.” Często dochodziło do konfliktów w związku z ławkami w zborze i rejestry konsystorskie pełne są wzmianek na ten temat. W Lasalle w Sewcnnach miejscowy senior nic pojmuje, dlaczego nie miałby otrzymać swojej ławki jak inni. W Mer-sur-Loire notariusz domaga się specjalnego miejsca. Ale zdarzają się gorsze rzeczy. W Gap w r. 1666 pewnej niedzieli u wrót zboru „posypały się nie tylko bardzo ostre słowa, ale nawet doszło do bójki. Wiele sukien poważnie uszkodzono, bezlitośnie wydarto niemało włosów. Dziewięć najbardziej skompromitowanych pań i panien z pierwszych rodzin tej okolicy stanęło przed konsystorzem.”4 W Nimes panią Bastide, żonę adwokata, oskarżono, że „w zborze wymierzyła policzek pani Bassoul”. Był to już wielki skandal! Wszedłszy do świątyni wierny zmierzał ku swojej ławce i klęcząc odmawiał krótką modlitwę. Polem pozdrawiał sąsiadów, słuchał słów Bożych i śpiewał psalmy. Gdy zaczynała się komunia, nie należało wyprawiać „próżnych ceregieli, aby przepuścić przed sobą tych, którym, jak sądzimy, to się od nas należy albo którym chcemy wyświadczyć tę uprzejmość”. Trzeba było iść skromnie, ale swobodnie. Było to dość rewolucyjne w epoce, kiedy tak bardzo zważano na różnice społe­ czne. Bardzo rozpowszechnione było śpiewanie psalmów, i to nie tylko w świątyni, ale również przy pracy. Wielu wiernych nosiło przy sobie małe psałterze. Pisarz Jean Rou nosił w kieszonce miniaturowy psałterz in 64°, drukowany w Scdanie. Ale w r. 1623 zabroniono śpiewania psalmów na ulicach i w kramach. W r. 1658 w ogóle zakazano śpiewać je poza zborami, gdyż hugonockie zawodzenie obrażało uszy katolików. Zapewne rozporządzenia tego nie przestrzegano w miejscowościach zamieszkiwanych wyłącznic przez protestantów. Słynna „angielska niedziela” była francuska, zanim przyjęła się po drugiej stronic kanału La Manche. Dyscyplina ujmowała to w bardzo surowe reguły. W Manuel du vrai Chrćtien (Podręczniku prawdziwego chrześcijanina) Pasta piszc: W niedzielę należy nie tylko wykonywać pobożne ćwiczenia domowe z większą gorliwością i pobożnoś­ cią niż zwykle [...], ale również (...J przerywając wszelką pracę fizyczną, cały dzień zarówno na oczach ludzkich, jak u siebie w domu obrócić na słuchanie oraz czytanie słowa Bożego i rozmyślanie nad nim, opiewanie Bożej chwały, odwiedziny u chorych, pocieszanie strapionych ild.

Urzędnicy winni czuwać, aby ten dzień nie został skażony jakąś służebną pracą. Ale w praktyce nie zawsze wypełniano te piękne i nabożne przykazania, toteż konsystorze uskarżają się, że wierni pracują, a nawet tańczą w dzień Pana! Na służbę bożą oprócz nabożeństwa niedzielnego składają się: udzielanie nauk, czyli kazanie, komunia, posty, udzielanie chrztów i ślubów. Komunii udzielano cztery razy do roku, za każdym razem przez dwie kolejne niedziele, aby na pewno nikogo nic pominąć: na Wielkanoc, na Zielone Świątki, z początkiem jesieni i na Boże Narodzenie.

Życie religijne

W Dyscyplinie zborowej zaznaczono, że ,,byłoby rzeczą wielce pożądaną, aby Wieczerzę Pańską odprawiano jak najczęściej, zachowując należny jej szacunek”. W wigilię każdej komunii urządzano wielką lekcję katechizmu, po której konsystorz sporządzał dwie listy: na jednej znajdowali się ci wierni, którym zabroniono przystępować do sakramentu, bo zostali zawieszeni albo ekskomunikowani, na drugiej wymienieni byli seniorzy, którzy mieli pomagać przy dopełnieniu ceremonii. Przed rozpoczęciem wzywano katolików, aby opuścili świątynię, gdyż ich obecność mogła stać się preteks­ tem do zburzenia zboru przez władzę królewską. Przed komunią protestanci obowiązani byli złożyć mereau, to znaczy ołowiany, dość prymitywnie wykonany żeton. Mereau grało ważną rolę w sprawach dotyczących podatków i dyscypliny. Często widnieją na nim napisy w rodzaju: „Nie lękaj się, trzódko!”, a na odwrocie wizerunek pasterza. Pochodzenie mćrcau jest dawne i niejasne; w wiekach średnich posługiwano się nim w związku z pielgrzymkami odbywanymi per procura. Sam Kalwin zaproponował zastosowanie tego znaku. Mereau było w użyciu w okresie Pustkowia * i zniknęło dopiero około r. 1840. W mieście udawano się po mereau do seniorów swojej dzielnicy; tych, którzy wysyłali po nie dzieci lub służbę, surowo ganiono. Wieczerza Pańska odbywała się zawsze w niedzielę. We Francji służył do niej zwyczajny chleb i czyste wino. Katolicy mieli za złe protestantom, że nie troszczyli się o to, co dzieje się z resztkami chleba i wina. Podczas gdy pastor odczytywał teksty liturgiczne, seniorzy napełniali winem kielichy srebrne, cynowe lub szklane. Zdejmowali płótno, którym przykryte były kawałki chleba złożone na srebrnej albo cynowej tacy, leżącej na stole do komunii. Pastor schodził z kazalnicy, brał kielich i pił wino. Komunię przyjmował sam, chyba że wśród obecnych znajdowali się inni pastorzy. Następnie podchodzili członkowie konsystorza, a także przedstawiciele władz miejskich, jeżeli wyznawali protestantyzm. Poza tym nikt nie miał prawa do komunii w tej specjalnej turze. Seniorzy stali przy stole i brali od wiernych kielichy, aby podać je pastorowi, bo tylko on jeden mógł je rozdawać. Trzymali również obrus, aby mogli z niego korzystać wierni, jeśli zcchcą otrzeć usta. Pierwsi podchodzili mężczyźni, po dwóch, wręczywszy wprzód seniorowi swoje mereau, następnie kobiety, również po dwie, „w skromnej postawie, nie wystrojone, bez oznak próżności”. Mężczyźni musieli przed komunią odłożyć szpady. Podając chleb pastor mówi: ,,Chleb, który łamiemy, jest społecznością ciała Pana Naszego Jezusa Chrystusa, który poniósł śmierć za odpuszczenie naszych grzechów.” Podając kielich wina dodaje: ,,Zachowajcie w pamięci, że Chrystus przelał swą krew na krzyżu za odpuszczenie waszych grzechów.” Specjalne nabożeństwa odbywały się w dni postu. Były posty narodowe, odpra­ wiane przez wszystkie kościoły protestanckie, posty prowincjonalne i posty miejscowe, * Por. s. 109 i 130.

27

H gc Fran< 'opr no%e f nan a 'ak na ż) Aka( ę % „Zyc kaz' obyc pole ary '< -kam łynn Henr prześ za L Re%o , go dwn

ma'e prze( na l 'era-

Rozdział drugi

28

ustanowione przez konsystorz dla danego kościoła. Trafiały się również posty prywat­ ne, odprawiane w kręgu rodziny. Jakie bywały po temu okazje? Smutek kościołów protestanckich danej prowincji wywołany prześladowaniem, jak w Lusignan w r. 1666, albo klęska głodu, jak w Orleanie w r. 1662, ale głównym motywem było prześladowanie, odczuwane zgodnie z tradycją Starego Testamentu - jako znak gniewu Bożego. Post czę­ sto zachowywano w Wielki Piątek. Wybrany dzień stawał się jak gdyby niedzie­ lą, bo wszystkie sklepy i warsztaty zamykano, a wszelkie rozrywki były wzbronio­ ne. W taki dzień odbywały się kolejno trzy nabożeństwa, o godzinie dziewiątej, w południe i o trzeciej; aż do końca trzeciego kazania wstrzymywano się od picia i jedzenia. Chrzest odbywał się podobnie jak dzisiaj. Przynoszono dzieci osłonięte białym woalem, ale w początkach w. XVII trzeba było zabraniać wiernym ,,próżności i nadmiernej pompy orszaku”. ,,Chcąc się popisać, przynoszą srebrne dzbany i misy i inne oznaki światowości i przepychu; kto ich nie ma, pożycza od innych.” Ani lekarz, ani położna nic mają prawa chrzcić z wody, chrztu udzielać może jedynie pastor; nie może on jednocześnie udzielać chrztu i być ojcem chrzestnym ani też, przynajmniej w teorii, chrzcić własnych dzieci. Chrztu należy udzielać zawsze w świątyni, po kazaniu. Wyjątkowo chrzci się po domach dzieci chore. Dzieci trzeba chrzcić jak najszybciej. Pastor czyta formulę chrztu. Następnie, po uroczystej modlitwie. ofiarowuje się dziecię Bogu, prosząc w imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa, aby uczynił je uczestnikiem sv. ?gu zbawicnuiaby chrzest, zmazuiąegrzech pierworodny, zrod/il w nim cnotę i. gdy dojdzie do odpowiedni * go wieku. ab\ je uświęcił. Wziąwszy od tych, co dziecię do chrztu podali, obietnicę, że w ychowywać je będą w wierze w Ewangelię i w umiłow aniu pobożności, polewa się mu wodą głowę, chrzcząc je w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Ojcowie chrzestni i matki nie są konieczni, bo nie ma w tym względzie żadnego przykazania Bożego. Na rodziców chrzestnych należy wybierać ludzi ..dobrego życia i obyczajów”: muszą liczyć ponad czternaście lat, mieć za sobą komunię w Kościele reformowanym albo zobowiązać się, że bez zwłoki do niej przystąpią. Jednakże syn pastora Bancelin w Thouars miał matkę chrzestną, która nie ukończyła jeszcze czternastu lat, ale była to panna Karolina Amelia de la Tremoille, córka kasztelanowej z Thouars, i matka chłopca była ogromnie dumna z tej książęcej kumy. Należało wybierać imiona przede wszystkim biblijne: tego rodzaju imię świadczy­ ło o przynależności do obozu reformacji. Stąd pojawiały się takie imiona, jak: Izaak, Salomon, Eliasz, Jeremiasz, Ezechiel, Estera i Dcbora, których pełno w metrykach z XVII w. Dyscyplina zalecała, zęby dawać im pierwszeństwo przed imionami przekazanymi przez starożytne pogaństwo, takimi jak Cezar, Oktawiusz, Herkules, albo Kleopatra czy tez Lukrecja. Te pompatyczne imiona utrzymały się jednak, i to zarówno w kręgach

Życie religijne

mieszczańskich, jak wśród szlachty, gdyż starożytność i romanse rycerskie wciąż jeszcze działały na wyobraźnię. Małżeństwo wiązało się z procedurą bardziej skomplikowaną. Ponieważ nie istniały małżeństwa cywilne, rejestry prowadził dany kościół; otóż ,,rejestry owe pełne są skarg, roszczeń i decyzji dotyczących takich spraw małżeńskich, jak ważność związku, łamanie obietnic, przedwczesne korzystanie z uprawnień, ustalanie ojcostwa, a nawet, co prawda znacznie rzadziej, zawieranie lub dotrzymywanie umów finanso­ wych”.6 Kiedy Kościół nie chciał się wypowiedzieć w sprawie nieważności małżeństwa, istniała jeszcze możliwość odwołania się do władzy świeckiej (tzw. 1’appel comme d’abus). Zaręczyny nie były aktem prywatnym, jak dzisiaj. Danego słowa nie wolno było łamać bez ważnych i słusznych przyczyn. Artykuł XXX rozdziału Dyscypliny traktującego o małżeństwie orzekał: Jeżeli po zaręczynach, a przed zawarciem małżeństwa okaże się, że narzeczona oddawała się rozpuście przed rzeczonymi zaręczynami albo później, i jeśli belo to niewiadome temu, który obiecał jej małżeństwo, po ostatecznym wyroku konsystorz będzie mógł udzielić mu nowego ślubu [z inną osobą); takie samo prawo będzie miała narzeczona, gdy okaże się, iż narzeczony oddawał się rozpuście przed rzeczonymi zaręczynami.

Wick wymagany do małżeństwa wynosił czternaście lat dla chłopców i dwanaście lat dla dziewcząt. (Trzeba dodać, że często małżeństwo zawierano, ale przez wiele lat go nic konsumowano.) Zgoda rodziców była konieczna. Pelnoletność osiągali mężczyźni w trzydziestym roku życia; obowiązywało jeszcze prawo rzymskie, stąd wielkie uprawnienia, jakie posiadał pater familias. Przeszkodą w zawarciu małżeństwa mogło być pokrewieństwo, ale odróżniano dwa jego rodzaje: pierwsze to pokrewieństwo, które Bóg wyraźnie potępia swoim słowem: nie wolno było poślubić siostry, ciotki albo siostrzenicy zmarłej żony, gdyż taki związek uważany był za kazirodztwo. Drugi rodzaj pokrewieństwa mógł być tolerowany za zgodą urzędu; można było wziąć za żonę siostrę lub matkę (!) zmarłej narzeczonej albo wdowę po bracie zmarłej żony, albo cioteczną siostrę. Rozwodu udzielano z jednej tylko przyczyny: wiarołomstwa. Naprzód radzono małżonkom, żeby się nic rozstawali, ale jeżeli trwali przy swoim, oświadczano im, że słowo Boże zwraca im wolność. Inaczej traktowano krzywdziciela, inaczej skrzywdzo­ nego. Jeśli chodzi o winowajcę, ,,należy go potraktować z wielką i dojrzałą rozwagą, zanim zwróci się mu wolność”. Ale nikt nie może poślubić po zgonie żony tej osoby, z którą dopuścił się wiarołomstwa za życia żony, chyba że urząd zgodzi się na to. Wreszcie Dyscyplina dodajc: ,,kobiety, których mężowie opuścili je i byli długo nieobecni z przyczyny handlu albo innych powodów, stawią się przed urzędem, jeśli pragną wejść w powtórne związki małżeńskie”. Na ogół więc prawo było dosyć wyrozumiałe.

29

H gc Fran< 'opr no%e f non a 'ak na ż) Aka( ę % „Zyc kaz obyc pole ary 'c -kam łynn Henr prześ za L Re%o , go (%a

przea na l 'era'

Rozdział drugi

30

W zasadzie Kościół reformowany nie uznawał małżeństw mieszanych, chyba że narzeczony-katolik przyrzekał, iż wkrótce się nawróci, co było potem egzekwowane. Zapowiedzi ogłaszano przez trzy kolejne niedziele; małżeństw nic zawierano nigdy w dzień postu. Przyjęcia weselne miały niekiedy charakter uczt pantagruelicznych , jeśli pozwalał na to majątek nowożeńców, ale nigdy nie towarzyszyły im tańce, przynajmniej w teorii. Tych, którzy na wsi urządzali burdy i pobierali haracz od nowożeńców, wykluczano na jakiś czas z udziału w Wieczerzy Pańskiej; musicli oni oddawać zagrabione pieniądze, które obracano na jałmużny dla ubogich. Śmierć i pogrzeb były wyłączone zżycia Kościoła protestanckiego; nic odprawia­ no żadnych związanych z nimi ceremonii ani w świątyniach, ani gdzie indziej. Dyscyplina głosiła: „W czasie pogrzebów nic będą się odprawiać żadne modlitwy ani kazania, aby nic powstały jakieś przesądy.” Obyczaje te zdumiewały katolików, którzy uważali je za gorszącą obojętność i pozostałość pogaństwa. Protestanci to samo mówili o pogrzebach katolickich. Ale w praktyce zależnie od prowincji zwyczaje trochę się od siebie różniły. Na synodzie w Gap w r. 1603 zapytywano, czy pastorzy winni towarzyszyć pogrzebom, zebrani zaś odpowiedzieli: „Mając wzgląd na położenie naszych kościołów i sposób chowania zmarłych, w tej sprawie rozstrzygać powinny rozsądek i przekonanie pastora.” Oto odpowiedź godna Pytii! Na ogół synody przykazywały pastorom, aby nic przemawiali na pogrzebach, jeśli już brali w nich udział. W Revel w r. 1656 zabroniono bić w dzwony, „aby nie zrodziło to podejrzenia, że odbywa się jakaś zabobonna ceremonia”. Protestanci stali się jeszcze powściągliwsi, gdy Ludwik XIV osobiście objął rządy, bowiem restrykcje się mnożyły. Deklaracja z lutego 1669 r. zakazuje wystawiania ciał zmarłych przed domami, potwierdza zarządzenie wydane w lalach poprzednich w sprawie godzin pogrzebu i dozwolonej liczby osób w orszaku żałobnym. W okresie od kwietnia do września pogrzeby mają się odbywać o godzinie szóstej rano albo o szóstej wieczór. Od października do marca - o ósmej rano albo o czwartej po południu. Liczba obecnych ograniczona zostaje do trzydziestu osób, w tym rodzina, w miejscach, gdzie publiczne uprawianie tego kultu jest dozwolone, a do dziesięciu w miejscach, gdzie kult jest zabroniony. W praktyce sprawa pogrzebów powodowała liczne zatargi aż do odwołania edyktu nantejskiego. Jest w każdym razie rzeczą pewną, że nawet najbogatsi i najbardziej światowi protestanci zgodnie uważali, że ceremonie pogrzebowe powinny być proste i surowe. Tallemant des Reaux, syn i zięć bankierów, umysł liberalny, bardzo natrząsa się z „wizji” Joanny Arnauld (z rodziny Arnauld, która była protestancka, zanim przyjęła jansenizm). Osoba ta, postanowiwszy zbudować sobie grobowiec, zamówiła „drewnia­ ną trumnę najstaranniej w świecie spojoną, gdyż, jak mówiła z całą powagą: «Nie chcę, aby dokuczały mi w niej przeciągiw”. Sama sporządziła całun z białego atłasu na swój pogrzeb i przygotowała trzy tuziny małych złoconych świec woskowych. „Osobliwe to

Życie religijne życzenia, jak na hugonotkę - dodajc Tallemant. - Musiano jej przyrzec, że będą one niesionc podczas jej pogrzebu; tymczasem na pogrzebie wieziono ją w karecie i, jak się domyślacie, nikt świeczek z sobą nie zabrał.” ,,Stany”, to znaczy cechy rzemieślnicze, mogły na pogrzebie nieść zwłoki członków swojego stowarzyszenia, ,,od łoży wszy na bok wszelką próżność i zabobonność”. W r. 1679 w Saumur zwłoki pewnego profesora teologii niosło ,,sześciu kandydatów mając długie szarfy żałobne u kapeluszy; przybrani byli w długie powłóczyste płaszcze z czarnego sukna, a za nimi postępowało trzydziestu z górą współwyznawców, również w żałobie i ustawionych w pary”. Na cmentarzach panowała skromność i prostota. Stawiano tam tylko kamienie nagrobne. Wyjątkowo pojawiają się prawdziwe grobowce. Grobowiec marszałka de Gassion w Charenton „wydaje się jakąś anomalią”. Nawet Rohanowic nic mają grobowców. Cmentarz protestancki w Paryżu mieścił się przy ulicy Saints-Peres, naprzeciwko schroniska dc la Charite, gdzie dzisiaj stoi dom pod numerem 30. Tam między innymi pochowani zostali budowniczy Salomon de Brossc i poeta Valentin Conrart. Młody Arnauld (znowu ci Arnauld!) kazał sobie wprawdzie zbudować pomnik, ten jednakże nie przetrwał do śmierci właściciela, gdyż jego współwyznawcy uznali tę budowlę za rzecz wielce gorszącą: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz.” Tallemant des Reaux powiedział: ,,W naszej religii umieranie prawie nic nie kosztuje”, zaś pastor Pierre du Moulin pisał w r. 1625: ,,Z pochówków nie mamy żadnych dochodów.”

31

H g< Frań 'opr na%ę f nar. a 'ak na ż> Aka( ę % „Zyc kaz obyć; połę ary '< -kam lynn Henr prześ za L Re%c , go (%a

Zycie religijne (ciąg dalszy)

Rozdział trzeci

1. PASTORZY

ma'ę przeć * na l 'era

W Dyscyplinie Francuskich Kościołów Reformowanych rozdział poświęcony pastorom zawiera pięćdziesiąt trzy artykuły: jest to rozdział pierwszy i najdłuższy. Jeden z początkowych artykułów głosi: „Od tego, kto ma piastować tę świętą godność, wymaga się bezwarunkowo czystości doktryny i świętości obyczajów.” Nie ustanowio­ no żadnej granicy wieku, ale kandydaci na pastora często bywali bardzo młodzi: mieli po dziewiętnaście, dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata. Kandydat był to student, który ukończył już nauki, ale nie złożył jeszcze ostatnich egzaminów. Stawał przed zgromadzeniem ze świadectwami ze swego zgromadzenia rodzimego oraz akademii, w której studiował. Następnie synod prowincjonalny poddawał go egzaminom. Kandydat wygłaszał dwa kazania, jedno po francusku, drugie po łacinie. Dawano mu dwadzieścia cztery godziny na opracowanie tekstu, najczęściej zaczerpniętego z listów św. Pawła. Następnie miał objaśnić po grecku jeden rozdział Nowego Testamentu i dać dowody, że skorzystał z nauki języka hebrajskiego. Wreszcie odbywał się egzamin z filozofii, „a wszystko z życzliwością, bez upierania się przy kwestiach zawiłych a bezużytecznych”. Jeśli kandydat sprostał tym wstępnym próbom, obowiązany był jako przyszły pastor wygłosić trzy kazania do swoich przyszłych owieczek. Opinie wydawali seniorzy lej parafii. Rzadko zdarzały się oceny ujemne. Ale przyjęcie (przez gminę) wymagało od kandydata wielu zalet, jako to wiedzy, zamiłowania do pracy, daru wymowy. Nie żądano jednak przesadnej wytworności. Dyscyplina zalecała unikanie popisów kraso­ mówczych, takich zwrotów jak „barykady cnoty, napór namiętności, wichry fortuny”. Przestrzegała też, aby nie nazywać Jezusa „Delfinem (tj. następcą tronu) Niebios”. Od chwili kiedy inni pastorzy wprowadzili go na ten urząd, parafianie winni mu

Życie religijne (ciąg dalszy)

byli szacunek: „Podobnie jak dziateczki chciwie ssąc pokarm sprowadzają więcej mleka do piersi, tak żarliwość słuchaczy, pilnie uważających i chętnych do uczenia się, dostarcza kaznodziei obfitego materiału, pobudza jego wyobraźnię i zachęca go do pracy.”1 Powinności pastorów

Przede wszystkim, w myśl XII artykułu Dyscypliny, „mieli nauczać Ewangelii i głosić słowo Boże [...). Niech ich stałym tematem będzie tekst Pisma, którego mają się ściśle trzymać [...]”. Wyłączona z tego jest Apokalipsa, chyba że pastor otrzyma specjalne upoważnienie od synodu. Pastorom, pod grozą zawieszenia w ich czynnoś­ ciach, nie wolno było z ambony mówić o polityce. Pastor Cottiby z Poitiers zwrócił na siebie uwagę cytując wiersze zaczerpnięte ze sztuki teatralnej. Wzięto mu za złe, że „wyrecytował całe strofy z Polyeukta pana Corneille’a, zmieniając parę słów lub nadając im trochę inny szyk, aby zamaskować kadencję i rym wiersza”. Przypadek ciekawy, ale wyjątkowy. Pastorzy poświęcali wiele czasu układaniu kazań i przywiązy­ wali do nich wielkie znaczenie. Zbierali je w ogromne kolekcje, przekazywane z ojca na syna. O kazaniach wiele mówiono, przepisywano je. Układanie kazań oraz pism polemicznych, zwalczających przeciwników reformacji, było najważniejszą częścią działalności pastora. Za panowania Henryka IV i Ludwika XIII opublikowano niemało tych pism, niektóre na prośbę i dzięki pomocy materialnej synodów. Czasami władze królewskie zakazywały ich rozpowszechniania: w r. 1610 na żądanie kanclerza parlament zabronił sprzedaży Polowania na Bestię rzymską Thompsona; Ludwik XIII zarządził konfiskatę dzieła Theatre d’Antechrist /Mikołaja Viguier. Cenzura i represje stały się znacznie surowsze z chwilą, gdy rządy objął osobiście Ludwik XIV. W r. 1663 Le Tombeau de la Messe (Grobowiec Mszy) spalony został ręką kata w Nimcs, podobnie jak Discours sur le Chant des psaumes (Rozprawa o śpiewaniu psalmów) pastora Bruguicr. Drugi obowiązek pastora to nauczanie katechizmu. Przede wszystkim uczy on dzieci w niedzielne popołudnia, w obecności wiernych. Ale pastorzy-gaduły zapuszcza­ li się „w długie wywody pełne komunałów” i wygłaszali prawdziwe kazania. Walczono z tym dwojako: dla dorosłych urządzano „wielki katechizm” podczas Wieczerzy Pańskiej, a dzieciom poświęcano czas w dni powszednie przed Wieczerzą, aby je przygotować do pierwszej komunii. W gminach protestanckich zbyt licznych albo rozproszonych nauczanie dzieci zlecano seniorom. Oczywiście służył do tego katechizm ułożony przez Kalwina. Dyscyplina nic nic mówi o wizytacjach pasterskich poza wypadkami, gdy chodzi o ludzi dotkniętych nieszczęściem, o chorych albo o szkoły. Pastor Drclincourt wydał w r. 1669 książkę pod tytułem: Visites charitables, ou consolations chretiennes pour toutes sortes dc personnes affligees (Odwiedziny dobroczynne, czyli pociechy chrześci­ jańskie dla wszelkich osób przez los dotkniętych). 3 - Życic codzienne hugonotów

33

H g< Frań 'op no%e f nar a 'al na ż’ Akac ę %

kaz obyć pok ary ' -kam łynn Henr przej za L Re%c , gc

OO l ma'ę przeć na l 'era

Rozdział trzeci

34

Pastorzy musieli stosować się do wielu zakazów, których treść dzisiaj wyda je się nam dziwna; nie wolno im było procesować się i występować w sądzie, nawet gdy z wykształcenia byli prawnikami; również nie wolno im było zajmować się medycyną, a przynajmniej ciągnąć z niej korzyści materialnych; zakazane było także uprawianie alchemii! Wraz z rodziną mieli mieszkać w swojej parafii, którą mogli opuszczać tylko za oficjalnym zezwoleniem konsystorza albo synodu prowincjonalnego. Zdarzało się, że parafie pożyczały sobie pastorów, jeśli miejscowy pastor był chwilowo nieobecny albo umarł. Pastorzy podlegali ocenom synodów, które mogły ich usuwać, jeżeli nauczali niezgodnie z doktryną, prowadzili gorszący tryb życia, jeżeli udowodniono im ,,herezję, schizmę, symonię, zakusy na cudze mienie, opuszczenie parafii, fałszerstwo, krzywoprzysięstwo, rozwiązłość, jeżeli mieli na sumieniu kradzież, pijaństwo, lichwę, uprawianie gier zabronionych prawem i gorszących, tańce i podobne wykroczenia, a także przestępstwa pociągające za sobą infamię” itd., ild. Wypadki tego rodzaju na szczęście były rzadkie. Ze swojej strony kościoły protestanckie miały obowiązek łożyć na utrzymanie starych pastorów, gdy już nie mogli wypełniać swoich- obowiązków, oraz dbać o materialne potrzeby wdów po nich i ich nieletnich dzieci. Pastorowi Fornelet, po sześćdziesięciu latach kapłaństwa, z których trzydzieści przepracował w Sedanie, pozostawiono „wszelkie zaszczyty, tytuł i dochody”, a nawet prawo wygłaszania kazań, „kiedy będzie się czuł zdrowy i krzepki”. Gminę, która nie płaciła swojemu pastorowi, nazywano „niewdzięczną” albo „bezsilną”, zależnie od tego, czy obiecywała wyrównać należności, czy też oświadczała, że nie jest w stanie tego uczynić. Trudności pastorskiego zawodu

Przez całe panowanie Ludwika XIV szykany władz utrudniały pastorom ich pracę. Pastorom nie wolno było mówić o królach izraelskich, bo zaraz duchowieństwo katolickie oskarżało ich o obrazę majestatu. W r. 1679 pastorowi Mizaubin zMussidan zarzucono, że w kazaniu powiedział parę słów obrażających Najjaśniejszego Pana. Został skazany na dziesięć lat ciężkich robót i dwieście liwrów grzywny, po czym, w drugiej instancji, wyrok zmieniono na dożywotnie wygnanie i tysiąc liwrów grzywny. W r. 1681 pastor du Vidal z Tours oskarżony został o namówienie służącej do zmiany religii. Wytoczono mu „długi i przykry proces”. Po trzech latach skazano go na wygnanie i przy tej sposobności zburzono zbór. Takich przypadków było dużo. Zadaniem pastorów była również walka z przeciwnikami ich wiary. Kiedy na turnieju krasomówczym spotykali się pastor Claude i Bossuet, pastor Jurieu i wielki Arnauld, walka była zaszczytna, a stawka godna zachodu. Pastor Drelincourt pisał, że jego koledzy „zawsze gotowi byli wdać się w dyskusję z ludźmi w togach, a szczególnie z tymi, których wiedza i umiarkowanie były znane”.

Życie religijne (ciąg dalszy) Ale trafiali się również przeciwnicy mniej oświeceni i mniej skrupulatni, mianowi­ cie byli to wędrowni mnisi, którzy atakowali pastorów w ich parafiach, na ich terenie. W r. 1615 ojciec Veron,eks-jczuita, „przebiegał całą Francję, wznosił przed zborem to, co nazywał swoim teatrem, i tam w stylu ultraludowym zbijał treść świeżo usłyszanych kazań”.2 Stał się twórcą całej szkoły, bo pojawili się potem „misjonarze” zaopatrzeni w zezwolenia biskupów, z tytułem „szerzycieli wiary”. Często bywali to ludzie świeccy, pobierający wynagrodzenie w wysokości sześciu soldów (sous) dziennie. Przerywali pastorowi kazanie, domagali się, aby im pokazał, gdzie jest w Biblii potępienie rzekomych błędów, jakich protestanci dopatrywali się w religii rzymskiej. Zalety i wady pastorów

Na ogół pastorzy dawali wiernym przykład wzorowej moralności i dobrych obyczajów. W życiu zawodowym byli to w większości ludzie wielkiej erudycji, ogromnie pracowici, o silnie ugruntowanej i głębokiej pobożności. Ale prawdą jest też, że duchowieństwo katolickie dzięki kontrreformacji ogromnie podniosło swój poziom i protestanci nie chcieli dać mu się prześcignąć. Jak mówił stary pastor du Moulin, duchowni protestanccy muszą „zdobywać solidne wykształcenie, bo inaczej przeciwni­ cy w kozi róg ich zapędzą”. Dykcjonarz Moreriego składa hołd wykształceniu pastorów, ich wszechstronnej encyklopedycznej wiedzy. Byli przede wszystkim teolo­ gami, ale nie brakowało wśród nich również jurystów, historyków, orientalistów, krytyków literackich, astronomów i fizyków. Wszyscy pisali i mówili po łacinie, gdyż „akademie” kształciły ich w tym języku. Wielu znało grekę i hebrajski. Pastor Ferry pisał do syna: „w wymowie francuskiej nie znajdziesz nic szlachetnego i mocnego, czego nie zaczerpnęłaby z greki i łaciny”. Trafiali się wśród protestantów wielcy mówcy i sam Ludwik XIV wysłuchawszy pastora du Bose przyznał, że „w całym jego królestwie ten człowiek przemawia najlepiej”. Ich erudycja była trochę przytłaczająca i nie umiała ustrzec się pedanterii. Obficie stosowano cytaty: Peju w swoim Antidote contrę les vains pretextes de apostats (Antidotum na czcze argumenty odstępców) cytuje stu dziewięćdziesięciu ośmiu autorów. Biblioteka stanowiła najcenniejsze dobro pastorów, zwłaszcza tych wybit­ nych, jak Ferrier albo Jurieu. Są to w większości dzieła teologiczne: sąsiadują ze sobą Ojcowie Kościoła, polemiści protestanccy i katoliccy, ale można znaleźć również autorów greckich i łacińskich, książki włoskie i niemieckie, poetów i prozaików francuskich, dzieła historyczne i geograficzne, relacje z podróży. Agrippa d’Aubigne pisał: „Ci przesadni pastorzy mają w bibliotekach mnóstwo dzieł dawno drukowa­ nych.”3 Pastorzy wiele publikowali, a prace swoje komponowali przepisując wyjątki z cenionych autorów. Ferry radzi synowi, aby prowadził zeszyt „podzielony według liter alfabetu”, rodzaj indeksu, i aby czytając robił notatki. Niektórzy pastorzy odznaczali się ogromną pracowitością. Amyraut pracował czternaście godzin dziennie. Du Moulin w osiemdziesiątym siódmym roku życia wygłaszał raz w tygodniu kazanie

35

H g Frań 'op no%< f na a 'al na ż Aka< ę S „Zyc kaz obyć po a ry -kan łyn Hen prze za L Re% , g