Wielki Kościół w niewoli. Studium historyczne patriarchatu konstantynopolitańskiego od czasów bezpośrednio poprzedzających jego podbój przez Turków aż do wybuchu greckiej wojny o niepodległość

725 88 15MB

Polish Pages [478] Year 1973

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Wielki Kościół w niewoli. Studium historyczne patriarchatu konstantynopolitańskiego od czasów bezpośrednio poprzedzających jego podbój przez Turków aż do wybuchu greckiej wojny o niepodległość

Citation preview

STEVEN RUNCIAAAN

WIELKI KOSOIOŁ

STEVEN RUNCIMAN

WIELKI KOŚCIÓŁ W NIEWOLI Studium historyczne patriarchatu konstantynopolitańskiego od czasów bezpośrednio poprzedza jego podbój przez Turków do wybuchu greckiej wojny o niepodległość

Przełożył JAN STANISŁAW ŁOŚ

INSTYTUT W YDAWNICZY • PAX • 1973

SPIS TREŚCI

P r z e d s ł o w i e ...........................................................................................

5

C z ęś ć p ie r w s z a K O Ś C IÓ Ł

1. Tło

W

P R Z E D E D N IU

PO D BO JU

T U R E C K IE G O

d z i e j o w e ................................................................................. 11

2. U strój K o ś c i o ł a .......................................................................... 28 H i e r a r c h i a ........................................................................................ 28 K lasztory (m o n a s te r y )...................................................................48 3. K ościół i p a ń s t w o .......................................................................... 67 4. K ościół i K o ś c i o ł y .......................................................................... 88 W s c h ó d ................................................................................................88 Z a c h ó d ................................................................................................95 5. K ościół i f i l o z o f o w i e .................................................................127 6. T eologia m i s t y c y z m u .................................................................144 7. U padek c e s a r s t w a ........................................................................ 177

C z ęś ć d ru ga K O Ś C IÓ Ł

1. N ow e

POD

P A N O W A N IE M

SU ŁTAN Ó W

O T T O M A N S K IC H

r a m y ............................................................................... 183

2. K ościół i państw o n ie w ie r n y c h ........................................... 206 3. K ościół i n a u c z a n i e .................................................................229 4. K ościół i K o ś c i o ł y ........................................................................249 K onstantyn opol i R z y m ......................................................... 249

5. K ościół i K o ś c i o ł y ........................................................................262 K ontakty z l u t e r a n a m i ......................................................... 262 6. K ościół i K o ś c i o ł y ........................................................................285

Patriarcha kalwiński................................................................ 285 7. K ościół i K o ś c i o ł y ........................................................................318 D ośw iadczen ie z a n g lik a n iz m e m ........................................... 318 8. K onstantyn opol i M o s k w a .................................................. 352 9. O kreślenie d o k t r y n y .................................................................372 10. F a n a r i o c i ........................................................................

395

11. K ościół i lud g r e c k i ................................................................ 422 E p i l o g .............................................................................................. 445 Indeks im ion w ł a s n y c h .......................................................... 451

PRZEDSŁOWIE W latach 1960 i 1961 dane mi było prowadzić wykłady (w ramach fundacji Gifforda) na Uniwersytecie Saint Andrews. Przedmiotem ich był Kościół konstantynopolitań­ ski od roku 1261 do 1821. W roku 1966 zaś dane mi było wykładać, w ramach fundacji Birkbecka, w Trinity College w Cambridge. Zajmowały mnie wtedy stosunki między Ko­ ściołem konstantynopolitańskim a Kościołami protestancki­ mi w wiekach XVI i XVII. Niniejsza książka opiera się na obu wymienionych se­ riach wykładów. Punktem wyjścia jest w niej dla mnie pierwotny temat mych wykładów w ramach fundacji Gif­ forda. Poświęciłem tam równie wiele uwagi dziejom Ko­ ścioła tak sprzed roku 1453, jak'i- po roku 1453. O Kościele schyłkowego cesarstwa bizantyńskiego powstało już po­ przednio wiele uczonych opracowań. Wątpię więc, czy mo­ głem w mej książce powiedzieć coś ponad to, co można znaleźć w innych pracach. Natomiast dzieje Kościoła grec­ kiego pod panowaniem sułtanów ottomańskich są względ­ nie mało znane. Lecz jeżeli się pragnie zrozumieć, co spot­ kało Wielki Kościół — bo taką nazwę dawali mu jego wierni wyznawcy — w ciągu ciemnych stuleci niewoli, trzeba koniecznie mieć przed oczyma obraz tego, czym ten Kościół był i jak działał, zanim popadł w niewolę. Skróciłem tedy me wykłady w ramach fundacji Gifforda z roku 1960, tak by mogły stać się wstępną częścią książki. Część ta ma na celu dać obraz Kościoła, jakim był w koń­ cowych latach cesarstwa bizantyńskiego. Poszerzyłem na­ tomiast moje wykłady w ramach fundacji Gifforda z roku 1961, gdyż przypisywałem im większe znaczenie. Chciałem przedstawić pełną treść wykładów w ramach fundacji Birk­ becka nie rozbijając jednak proporcji książki. Z tym wszy­ stkim omówiłem nieco bardziej szczegółowo stosunki Ko­

6

Przedsłowie

ścioła greckiego z innymi Kościołami, niż uczyniłem to z innymi wiążącymi się z tym Kościołem zagadnieniami. Liczę, że uzyskam wybaczenie ze względu na znaczenie, jakie sobie w ostatnich czasach zdobył ruch ekumeniczny. Musiałem jednak przy tym w pewnej mierze dokonać wyboru w posiadanym materiale. Szczegółowe spisanie wszystkiego, co wiemy o późniejszych losach greckiego Ko­ ścioła, zapełniłoby wiele tomów, ale byłoby zarazem dziw­ nie nierównej wartości w swych poszczególnych częściach. Miejscowe źródła, z których tego rodzaju praca musiałaby czerpać, są skąpe, jest ich poza tym mniej niż tych, które się odnoszą do końcowego okresu historii bizantyńskiej. Archiwa patriarchatu ucierpiały od pożarów w gmachach samegoż patriarchatu i poszczególnych monasterów; ucier­ piały też na skutek różnych wypadków politycznych. Ofi­ cjalne zapiski tureckie odnoszące się do mniejszości w y­ znaniowej są jednostronne. Greckich kronik nie ma wiele i choć można mniej więcej dawać wiarę temu, co zapisały, nie przekazały nam wiele wiadomości. Było wprawdzie w tych stuleciach wielu Greków o wysokiej kulturze, ale znalazł się wśród nich tylko jeden wielki historyk świecki, świetny, lecz błąkający się cokolwiek po bezdrożach, Demetriusz Kantemir. Obok niego staje jedyny wielki kościel­ ny historyk jemu współczesny: patriarcha jerozolimski Dositeos. Pozostawalibyśmy w zupełnej nieznajomości ca­ łych okresów, gdyby nie sprawozdania i opowiadania obcych dyplomatów, duchownych .i podróżników. Nawet gdy chodzi o bieg życia najznakomitszego, ale najróżniej osądzanego wśród ówczesnych patriarchów konstantynopo­ litańskich, mianowicie Cyryla Lukarisa, wiadomości o nim zawdzięczamy dokumentom zebranym przez pewnego an­ glikańskiego kapelana. Obraz tych dziejów bywał niejednokrotnie zaciemniany za sprawą rozgoryczenia bądź też uprzedzenia lub niezna­ jomości rzeczy. Nie zawsze zresztą dzieje te były budujące. Nawet najszczersi filohelleni nie mogą twierdzić, że wszy­ scy Grecy zachowali się godnie. Zapewne, w ciągu tych mrocznych stuleci nie zabrakło Greków szlachetnych, mą­ drych i mężnych. Należy im się podziw, gdy się wspomni, w jakich czasach przypadło im żyć. Ale niewola nie wydo­

Przedsłowie

7

bywa zazwyczaj na powierzchnię najlepszych ludzkich właściwości. Władza nieograniczona rodzi nieograniczoną korupcję; tak samo zresztą jak zupełna bezsilność. Grecy zawinili przez swe intrygi i korupcję, ale trzeba pamiętać, że mieli do czynienia z panami, którzy sami byli aż nadto często skorumpowanymi intrygantami. Byłoby jednak rów­ nie mylne, gdyby się przyjęło, że wszyscy władcy tureccy byli to brutalni i samowolni tyrani. Wielu tureckich urzęd­ ników żywiło rzeczywiście brutalną pogardę dla chrześci­ jańskich mniejszości. Obchodzili się z Grekami źle, lecz głównie dlatego, że wiedzieli, iż nie mogą polegać na grec­ kiej lojalności dla swej władzy. Hellenizm przetrwał czer­ piąc siły żywotne z Kościoła, bo Grecy nieustannie żyli nadzieją i układali plany na dzień, kiedy odzyskają wol­ ność. Nie można więc potępiać wyłącznie Turków za to, że tego rodzaju dążenia skłaniały ich do aktów okrutnej represji. Byli jednak Turcy tacy jak sułtan Sulejman Wspaniały, któremu własny jego lud nadał przydomek „Prawodawca” , albo wielcy wezyrowie z rodu Kopriilii, którzy odnosili się do Greków zawsze sprawiedliwie i przy­ jaźnie. Sam sułtan Mehmet Zdobywca, skoro tylko zaspo­ koił swój zwierzęcy głód podboju, pysznił się tym, że był cesarzem także Greków, a nie tylko Turków. A z pewnością nie był bardziej okrutny niż wielu jemu współczesnych w epoce Odrodzenia. Na mniej wysokich poziomach sto­ sunki między obu narodowościami bywały niejednokrotnie szczerze przyjazne. Nie doprowadzi nas do nikąd, jeżeli będziemy mówić wyłącznie o wiarołomstwie Greków albo o dzikości Turków. Nie doprowadzi nas też nigdzie, jeżeli pozwolimy, by nasze sympatie lub antypatie dla wielkiego Kościoła rzymskiego zabarwiły naszą bezstronność. Histo­ ryk może zachować swe osobiste poglądy i sympatie. Nie znajdzie jednak zrozumienia wiedza, jeżeli będzie pozba­ wiona tolerancji a pełna uprzedzeń. Sami Grecy bywali skłonni do lekceważenia historii swych przodków pod panowaniem Turków. To był błąd. Dzieje te zawierają z pewnością niejedno wspomnienie dla Greka bolesne, ale równocześnie świadczą o męskiej, niepożytej żywotności hellenizmu i o duchowej potędze pra­ wosławnego Kościoła. Dzieje te budzą zainteresowania

8

Przedsłowie

ponadnarodowe, wykazują bowiem, co może stać się z ludź­ mi, których uczyniono przemocą obywatelami drugiej kla­ sy. Świadomość tego nie jest może bez znaczenia za naszych czasów, kiedy istnieją jeszcze kraje, w których duże odłamy mieszkańców są zaliczane do obywateli drugiej klasy. Zbyt wiele czasu i miejsca zajęłoby dokładne wyliczenie uczonych, zmarłych i żyjących, wobec których pisząc ni­ niejszą pracę zaciągnąłem zobowiązania. Usiłowałem uczy­ nić zadość tym zobowiązaniom wymieniając ich w odnośni­ kach. Wielu spośród nich pomogło mi osobiście, inni udzie­ lali dobrej rady. Wielu przyjaciół nie szczędziło mi zachęty. Przede wszystkim chciałbym złożyć pełne czci podziękowa­ nie Jego Świątobliwości Patriarsze Ekumenicznemu Athenagorasowi. Wysoko sobie cenię Jego mądrość i dobrotli­ wość. Jestem też głęboko wdzięczny pracownikom patriar­ chatu i wielu innym prawosławnym teologom ze wszystkich części świata. Władze tureckie, ilekroć się do nich zwróci­ łem o pomoc, okazały mi bez żadnego wyjątku życzliwość. Jeżeli chodzi o Anglię, winienem przede wszystkim wdzięcz­ ność zespołowi pracowników czytelni w British Museum, London Library i biblioteki w prymasowskim Pałacu Lambeth. Wdzięczność moja — jak zawsze, tak i w tym wypadku — należy się Syndykom i personelowi Cambridge University Press za ich cierpliwość i pomoc. Szczególne zobowiązanie zaciągnąłem wobec pana S. J. Papastavrou. Kończąc pragnę złożyć podziękę Uniwersytetowi Saint Andrews za udzielenie mi pierwszej zachęty do napisania niniejszej książki. Składam też dzięki mojej macierzystej akademii, Trinity College w Cambridge, za to, że zachęciła mnie do pogłębienia badań. Uwaga: Jeżeli chodzi o transkrypcję imion własnych, nie trzymałem się żadnej ustalonej z góry zasady. W każ­ dym poszczególnym wypadku zachowałem to brzmie­ nie, które wydaje mi się pospolicie przyjęte. S. R. Elshieshields, D u m friessh ire Październik 1967

Część pierwsza

KOŚCIÓŁ W PRZEDEDNIU PODBOJU TURECKIEGO

Rozdział pierwszy TŁO DZIEJOWE

Historyk może kroczyć różnymi ścieżkami; żadna jednak nie wiedzie przez strony trudniej dostępne niż historia religii. Dla człowieka wierzącego prawdy religijne są wie­ kuiste. Nauka, którą głosi i którą przyjął, jest wyrazem ich nieprzemijających mocy. W jego pojęciu dziejopisarz, który usiłuje odkryć i wyjaśnić, dlaczego jego doktryna pojawiła się w określonym okresie dziejów — staje się winnym niczym nie udowodnionego determinizmu. Ale na­ wet objawiona religia nie może się wyzwolić z więzów czasu. Objawienie pojawia się w jakiejś określonej chwili: religia chrześcijańska — bardziej niż wszelkie inne — zaj­ muje się stosunkiem, jaki zachodzi między czasem a wiecz­ nością. Centralna jej nauka, to jest wcielenie, jest nie tylko prawdą wiekuistą, lecz także wydarzeniem historycznym. Ów fakt jest pomostem łączącym doczesność z wiecznością. Chrześcijańskie instytucje — choć pochodzą z natchnienia Boskiego — zostały stworzone i są zarządzane przez ludzi, podlegają zatem wpływom doczesnych procesów, którym podlega człowiek. Artykuły wiary — bez względu na to, jaka jest ich wartość transcendentalna — rozeszły się na cały świat za pośrednictwem człowieka. Rozprzestrzenienie ich nie uchyliło się od wpływu przemian, jakim podlegały sprawy świata i jego poglądy. Być może człowiek dozna­ wał nieustannie odmłodzenia przez orędzie z góry. Być może moc Boga ingeruje w bieg dziejów. Ale sam dziejo­ pisarz jest śmiertelny, ograniczają go więzy doczesności. Musi być na tyle pokorny, by zdać sobie sprawę ze swej ograniczoności. Jego zadanie polega na tym, że opowiada dzieje i — o ile tylko może — uprzystępnia je ludziom.

12

I. Tło dziejowe

A zatem: jeżeli dzieje mają być zrozumiałe, trzeba cze­ goś więcej niż przedstawienia nagich faktów. Wielu wiel­ kich i mądrych ludzi powiedziało nam już, że historia jest nauką i niczym więcej. Nie ulega wątpliwości, że w groma­ dzeniu świadectw historycznych nie można się obejść bez dokładności i obiektywizmu, zwłaszcza gdy się mówi o religii. Jest to bowiem dziedzina, gdzie osobiste przekonania i uprzedzenia nader często wpływają na poglądy. Lecz me­ toda historyka nie może być wyłącznie empiryczna. Zacho­ wanie się człowieka bowiem nie da się określić prawami nauki. Nie zbadano jeszcze dokładnie ludzkiej natury, a ludzkie wierzenia nie liczą się z logiką i rozumowaniem. Historyk musi zatem dbać o to, by móc do swych obiektyw­ nych badań dodać jeszcze jedno: by poprzez intuicję starać się podobnie odczuwać i by narzędziem poznania uczynić także wyobraźnię. Inaczej nie zrozumie obaw i przekonań, które kierowały minionymi pokoleniami. Być może, że ta­ kie zalety są darem Ducha, a darów takich można doznać, można je odczuć, lecz nie można ich wyrazić ludzką mową. Przy badaniu prawowiernego (prawosławnego) wschod­ niego chrześcijaństwa niezbędne jest posiadanie w pewnej mierze takiego daru intuicji. Jest to bowiem wyznanie, które zawsze' cechowała pewna podejrzliwość wobec prób sprowadzenia religii do systemu prawie filozoficznego i które zawsze wolało się raczej trzymać tradycji ezote­ rycznej i niespisanej. Duch jego jest apofatyczny, opiera się na przeświadczeniu, że człowiek, nawet zapatrzony w Boga twarzą w twarz, nie może mówić o „poznaniu” . Wszystko, co możemy wiedzieć o Bogu, to uświadomienie sobie, że nie wiemy nic. Albowiem właściwości Jego prze­ kraczają, jak to z samej istoty rzeczy wynika, dziedzinę ludzkiej wiedzy. Teologiczną i praktyczną stronę wschod­ niego chrześcijaństwa charakteryzują antynomie, z którymi nie upora się łatwo obserwator myślący logicznie. Kogo nie wykarmiła atmosfera wschodniego Kościoła, ten nie zdoła prawdopodobnie zrozumieć go w pełni, a jeszcze mniej przedstawić w piśmie. Bezstronny badacz musi przed rozpoczęciem swej pracy wzbudzić w sobie życzliwe po­ dejście, musi też zapomnieć o swym poszukiwaniu ścisło­ ści dialektycznej będącej znamieniem zachodniej teologii.

I. Tło dziejowe

1 *3

Wysiłek jest tu tym trudniejszy, że większość zachodnich badaczy wychowała się na opowieściach o zaciekłych spo­ rach, jakie szalały wśród wschodnich Ojców pierwotnego Kościoła, sporach dotyczących spraw błahych z punktu widzenia nauki. Kościół wschodni nie ścierpi błędu, który można udowodnić, to jest wszelkiej nauki, która by mogła zagrozić istotnemu posłannictwu chrześcijaństwa. Prawdy objawione w Piśmie świętym, a wyjaśnione i określone za sprawą Ducha Świętego na powszechnych (ekumenicznych) Soborach Kościoła *, egzegeza dokonana przez Ojców Ko­ ścioła, którym nie można odmówić Boskiego natchnienia, a poza tym przekazy (tradycje) wywodzące się z okresu apostolskiego — wszystko to jest uświęcone i należy to przyjąć. Ale być może, że Duch Święty zechce nam i dziś jeszcze udzielić miłościwie swego światła. Kościół lęka się jednak dogmatycznych definicji w zagadnieniach wykra­ czających poza tak zakreślone granice i woli opierać się raczej na tradycjach, których nie ujęto pisemnie, zanim nie okazało się to niezbędne. Sobory powszechne wypowia­ dały się tam, gdzie trzeba było przeciwstawić się naukom, które mogły naruszyć istotne znaczenie pojęcia Trójcy albo wcielenia. Prawie wszystkie dzieła Ojców greckich powsta­ ły, by dać odpowiedź na jakieś wylęknione pytania albo też by odeprzeć napaści ze strony jakiegoś przeciwnika. Stare greckie zamiłowanie do spekulatywnej filozofii nie było jeszcze zamarło. Wręcz odwrotnie, doznawało zachęty, jak długo trzymało się z dala od dogmatów. Żaden filozof jednak nie porwał się, by napisać wyczerpujące teologiczne kompendium. Kościół grecki nie zrodził i nie mógł zrodzić żadnego Tomasza z Akwinu. Nie posiada więc po dziś dzień żadnej Summa Fidei.1*i * Kościół wschodni za Sobory ekumeniczne uznaje tylko sie­ dem pierwszych Soborów, Kościół rzymskokatolicki — dwadzie­ ścia jeden. Autor używa słowa „Council” na oznaczenie zarówno Soboru, jak i Synodu (obok używanego również „Synodos”) (przyp. tłum.). 1 Jeżeli chodzi o ogólny przegląd prawosławnych Kościołów i ich teologii zob.: S. Bulgakov, T he O rth od ox C h u rch , przełożył E. S. Cram, London 1935; N. Zernov, W schodnie chrześcijań stw o, przełożył Jan Stanisław Łoś, Warszawa 1967; P. Evdokimov, P raw osław ie, przełożył ks. Jerzy Klinger, Warszawa 1964;

14

I. Tło dziejowe

Taka postawa apofatyczna ma strony mocne, ale i słabe. Umożliwia pewną tolerancję i pewną giętkość. W dziejach greckiego Kościoła powtarza się nieustannie słowo oikonómia — „ekonomia” . Pojęte dosłownie oznacza ono tyle co „zarządzanie gospodarstwem domowym” . Greccy teologo­ wie posługują się nim czasem dla oznaczenia metody, ja­ kiej się trzymają. Wyrażenie „ekonomia Ducha Świętego” oznacza metodę, którą się Duch Święty posługuje w swym oddziaływaniu na Kościół. Częściej jeszcze używa się słowa „ekonomia” w znaczeniu: mądre urządzenie zamieszkanego świata (oiikoumene). W tym znaczeniu staje się ono pokrew­ ne słowu „dispensatio” używanemu przez teologów zachod­ nich. Kościół — chodzi tu o Kościół prawosławny — prag­ nąc utrzymać zgodę i wykazać dobrą wolę, może nie dostrzegać drobniejszych błędów w wierzeniach lub prak­ tykach liturgicznych i drobnych odchyleń od kanonicznej poprawności lub może je wybaczać. Łaska Ducha Świętego zasłoni je dla większego dobra chrześcijaństwa. Wyrażenie „ekonomia” — w przeciwieństwie do używanego w Ko­ ściele zachodnim wyrażenia „dispensatio” — pozostaje roz­ myślnie nieścisłe i nie rządzi się ustalonymi z góry pra­ widłami. Gdy zachodni teologowie podejmowali badania tego słowa, kierując się legalizmem odziedziczonym po scholastyce, daremnie poszukiwali ścisłego określenia. Na­ wet i prawosławni teologowie starając się ustalić jego znaczenie używali wyrażeń różnych, a nieraz z sobą sprzecz­ nych. Niejednemu krytykowi wydają się one nadmiernie rozciągliwe. Św. Bazyli oświadcza, że Jakub postąpił nie­ moralnie, gdy oszukał swego ociemniałego ojca i wyłudził dziedzictwo swego brata Ezawa, ale żąda od nas okazania „ekonomii” dla jego grzechu, ponieważ wyniknęło z niego dobro dla ludzkości. Ale „ekonomia” jako taka zasługuje J. Meyendorff, L ’Eglise O rth od oxe, Paris 1960, i T. Ware, T he O rth od ox Church, London 1963. Jedyną „summa theologica” przyjętą przez wszystkich prawosławnych jest Jana Damasceń­ skiego P eg e G noseos (znana raczej pod nazwą D e fid e o rth o doxa)\ nie rozstrzyga ona jednak wielu teologicznych zagadnień. Jeżeli chodzi o twierdzenia doktrynalne uważane za w pełni prawowierne, lecz które nie muszą być przyjmowane ze wszy­ stkimi szczegółami, zob. niżej, str. 381, przypis 2.

I. Tło dziejowe

15

na tym większy podziw, im mniej krępują ją prawidła i zastrzeżenia.2 Różnica w postawach Wschodu i Zachodu wynikła głów­ nie z odmiennego rozwoju historycznego. Cesarstwo zachodnio-rzymskie zawaliło się. Ostał się rzymski Kościół; ostał się nie tylko jako depozytariusz rzymskiej tradycji i rzymskiego prawa przeciwstawnego prawu zwyczajowe­ mu, jakie przynieśli z sobą nowi barbarzyńscy władcy; ostał się też jako strażnik nauki i wiedzy. W czasach zamie­ szek i najazdów dawniejsi świeccy rządcy ratowali się ucieczką lub tracili władzę — w tych wypadkach zwracano się często do dostojników kościelnych, by obejmowali za­ rząd miast, a nawet całych okręgów. Nie dosyć na tym. Nawet gdy pojawiły się ponownie fządy dbałe o ład, nie spotykało się poza kręgami duchowień­ stwa wielu mężów związanych z piśmiennictwem. Spośród duchownych pochodzili prawnicy i pisarze, od których świeccy władcy byli zależni. Wszystko to sprawiło, że Ko­ ściół rzymski począł patrzeć oczyma prawników. Kancela­ ria papieska musiała się zapełnić uczonymi prawnikami, których upodobania zaczęły panować w teologii. Rzymscy teologowie lubowali się w jasnych, ścisłych określeniach. Apofatyczna tradycja, której tak wybitnym rzecznikiem był Augustyn, poczęła ustępować przed wymaganiami scho­ lastyki; poczęto teologię przekształcać w filozofię ujętą w systemy. Życie wschodniego cesarstwa natomiast nie doznało przerwy aż do podboju przez Turków. Przetrwało, choć na wygnaniu, nawet przez pół wieku łacińskiej okupacji Kon­ stantynopola. W Konstantynopolu prawnicy pozostali nadal ludźmi świeckimi. Poza tym liczna tam zawsze była świec­ ka społeczność, z której wywodziła się większość filozofów, a nawet i wielu teologów. Dziedzina prawa kościelnego nie była rozległa; w Kościele nigdy nie zapanował legalistyczny punkt widzenia. Instytucje kościelne nie zdobyły auto­ rytetu zwierzchniczego. Na Zachodzie słowo „Kościół” 2 Najlepsze, zwięzłe wyjaśnienie słowa „ekonomia” daje R. L. Langford-James, A D ictionary o f th e Eastern O rth od ox Church, London 1923, 47— 49.

I. Tło dziejowe

16

oznaczało w mowie potocznej hierarchię i kapłaństwo. Na Wschodzie słowem „Kościół” oznaczano zawsze ogół chrze­ ścijan, tych, co byli, tych, co są, i tych, co będą, a obejmo­ wało ono też aniołów w niebie. Duchowieństwo nie wy­ odrębniło się jako osobna warstwa. Świeckim udzielano nadal Komunii pod dwiema postaciami.3 Tak więc nie doszło nigdy na Wschodzie do poważnego rozdźwięku pomiędzy władzą duchowną i świecką. Patriar­ cha był wielką osobistością. Był — można powiedzieć — stróżem państwowego sumienia. Ale głową „oikoumene” (zamieszkanego kręgu ziemi), żywym zastępcą Boga na zie­ mi był bezsprzecznie cesarz. Cały wschodni Kościół spoglą­ dał z przyganą na dążenia średniowiecznego Kościoła za­ chodniego usiłującego podporządkować wszelką władzę świecką zwierzchności Najwyższego Kapłana. Zarzut cezaropapizmu jednak, jaki często się stawia Kościołowi bi­ zantyńskiemu, nie jest słuszny. Może jest słuszny jedynie jeśli chodzi o Kościół w carskiej Rosji. Prawosławni są­ dzili, że należy rozróżniać między tym, co jest cesarskie, a tym, co jest Boże; mogli co prawda się spierać, którędy należy ściśle przeprowadzić linię podziału. Taka postawa miała swe słabe strony. Wzdraganie się przed przekształceniem teologii w rozbudowany system fi­ lozoficzny prowadziło do wzdragania się przed uczynieniem z religii wyłącznego przewodnika w życiu. Obowiązkiem sług Kościoła była obrona moralności i potępienie grzechu. Ale organizację codziennego życia pozostawiono świeckim. Skutkiem tego kościelne władze na Wschodzie nie mogły nigdy wywierać tego samego wpływu co kościelne władze na Zachodzie. Taka postawa kościelnych władz na Wscho­ dzie pozwala w dużej mierze zrozumieć dwoistość bizan­ tyńskiego charakteru, łączącą żarliwą i szczerą pobożność, przekonanie, że życie na tym świeoie jest tylko wstępem do przyszłego życia, z praktycznym, interesownym, cynicz­ nym i często pozbawionym skrupułów traktowaniem spraw tego świata. Struktura hierarchii na Wschodzie powiększyła jeszcze te niedomagania. W cesarstwie zachodnim była tylko jedna 3 Zob. S. Bulgakov, dz. cyt., 9— 17.

I. Tło dziejowe

17

wielka metropolia, a mianowicie Rzym. Mierzyć się z nią mogły jedynie miasta afrykańskie; ale biskupstwa afrykań­ skie nie dźwignęły się nigdy w pełni ze schizmy donatystów. Nacisk ze strony najeźdźców barbarzyńskich przy­ naglił jeszcze bardziej biskupią stolicę Rzym do kładzenia nacisku na swój prymat. Przetrwała ona jako dziedziczka rzymskiego cesarstwa i osiadła w koronie na jego zwali­ skach. Osiadła nie jako upiór, jak mniemał Hobbes, lecz jako siła żywotna i krzepka, jako strażniczka nie tylko wiary, ale i tradycji rzymskiej cywilizacji. Zachód roz­ padał się politycznie, więc ludzie musieli tęsknić za jed­ nością, a w rzymskim Najwyższym Kapłanie upatrywali jedyną siłę zdolną tę jedność utrzymać. Na Wschodzie na­ tomiast było wiele wielkich miast. Każde z nich miało swój Kościół, a żaden nie chciał się poddawać zwierzchnictwu jakiegoś współzawodnika. Dziejopisarz Dion Kasjusz za­ uważył słusznie, że język grecki nie ma odpowiednika łacińskiego słowa „auctoritas” .4 Ta niechęć do wszelkiego autorytetu jest znamieniem Kościołów' w świecie greckim. Jest do pomyślenia, że gdyby w roku 70 po Chrystusie Je­ rozolima nie została zburzona, Kościół tamtejszy pod ener­ gicznymi rządami Jakuba syna Józefa i jego następców byłby ustalił swoje przywództwo. Ale Kościoły o przewadze nawróconych z pogaństwa byłyby z pewnością rychło sta­ nęły oporem przeciw judaistycznym zakusom Jerozolimy.5 Tak więc każdy Kościół na Wschodzie uważano za równo­ rzędny z innymi: w dzień Zielonych Świąt Duch Święty na równi zstąpił na wszystkich apostołów, a zatem ich na­ stępcy, to jest biskupi, obdarzeni zostali równoznacznymi charyzmatami. Żaden nie miał prawa narzucać innym swej woli w sprawach wiary i nauki. Jeżeliby jakieś orzeczenie w tej dziedzinie okazało się konieczne, powinni zebrać się wszyscy biskupi — przedstawiciele wszystkich Kościołów, a Duch Święty zstąpiłby na nich ponownie, jak to był uczynił w dzień Świąt Zielonych. Z biegiem czasu jednak potrzeby natury administracyjnej zmusiły do utworzenia 4 Zob. Dion Cassius, H istoria Rom ana, wyd. U. P. Boissevain, Berlin 1895— 1901, II, 452. 5 Zob. S. Brandon, T he Fali o f Jerusalem , London 1951, passim.

18

I. Tło dziejowe

regularnej hierarchii. Biskupów łączono w zespoły pod kie­ rownictwem metropolitów. Biskupi dwu największych miast na Wschodzie, to jest Aleksandrii i Antiochii, uzyskali pewną władzę natury dyscyplinarnej nad rozległymi obsza­ rami. Każdy z nich otrzymał w końcu tytuł patriarchy. Brakowało tu jednak pewnego ujednostajnienia. Uznano za autonomiczne pod względem dyscyplinarnym Kościoły takie jak Cypr, jak Kościół św. Barnaby; a byli także bi­ skupi nie podlegający zwierzchności metropolitalnej. Na Zachodzie trudno było obstawać przy twierdzeniu, że wszy­ scy biskupi są sobie równi, skoro biskup Rzymu tak wysoko wznosił się nad nimi. Nawet ludzie ze Wschodu przyzna­ wali, że biskup stolicy imperium jest najwyższym hierar­ chą w chrześcijaństwie i że należało odnosić się ze szczegól­ niejszym szacunkiem do jego poglądów i nakazów. Sprawy powikłały się z chwilą, gdy w Konstantynopolu powstała nowa stolica imperium. Rozsądek wymagał, by tamtejszy biskup został wyniesiony na stolec patriarszy i wyposażony we władzę w sprawach dyscypliny kościelnej nad rozległym obszarem. Władza patriarchy Konstantynopola doznawała jednak ograniczeń. Z jednej strony pomniejszała ją obec­ ność i nieporównany majestat cesarza, z drugiej demokra­ tyczny ustrój Kościoła i żądania biskupów obstających przy równości. Biskup Konstantynopola nie mógł nigdy wspiąć się na wyżyny stanowiska, jakie zajmował na Zachodzie papież. Te ograniczenia osłabiały administracyjną zwartość i skuteczność działania kościelnej organizacji. Dołączała się do tego bardziej tolerancyjna postawa prawosławnych wobec teologii i ich nieustępliwa niechęć do budowy mo­ nolitycznej. Siła i słabość kościelnej bizantyńskiej organizacji prawo­ sławnej i jej religijnego poglądu ujawniły się, gdy Kościo­ łowi przyszło się ugiąć przed najokrutniejszą dolą, jaka może dotknąć jakąkolwiek społeczność: było nią nagłe od­ danie we władzę obcego i innowierczego pana. Celem niniejszej pracy jest przebadanie skutków ottomańskiego podboju, tak jeśli chodzi o dzieje greckiego Ko­ ścioła, jak i-o j( go życie religijne. Przedtem jednak należy przedstawić obraz bizantyńskiego Kościoła, jak wyglądał on w ostatnich stuleciach swego niepodległego bytowania,

1. Tło dziejowe

19

tak by można było ocenić następstwa podboju oraz długich lat niewoli. Dzieje Kościoła konstantynopolitańskiego sprzed podboju tureckiego można w ogólnych zarysach podzielić na cztery okresy. Okres pierwszy obejmuje czas od założenia nowej stolicy aż do podboju Syrii i Egiptu przez Arabów. Chrześcijań­ stwo nie było się jeszcze rozdzieliło, a w powszechnym rozumieniu pokrywało się ze starym cesarstwem rzymskim,, będąc od niedawna jego państwową religią. Ale już wtedy pojawiały się w nim rozdźwięki. Wiele ośrodków, w szcze­ gólności trzy wielkie religijne metropolie: Rzym, Aleksan­ dria i Antiochia, rozbudowywało własne charakterystyczne poglądy teologiczne. Rozbieżności zaostrzyły się w wyniku wielkich sporów chrystologicznych. Arianizm rozprzestrze­ nił się w chrześcijańskim świecie nie przyoblekając wyraź­ nego oblicza. Skutkiem tego przetrwał jedynie wśród bar­ barzyńskich osadników na Zachodzie, gdzie zagrożenie przez arianizm spowodowało rozwój teologii. Nestorianizm, twór szkoły antiocheńskiej, nie zdołał się rozwinąć w granicach imperium. Nestorianie wyemigrowali, by rozbudować swój: godny uwagi Kościół misyjny pod obcym panowaniem. Monofizytyzm, twór szkoły aleksandryjskiej, miał więcej osiągnięć. Dopomogły mu polityczne niesnaski, dzięki któ­ rym udało mu się pozakładać heretyckie Kościoły w Syrii i Egipcie, które pociągnęły ku sobie większość tamtejszych wiernych. Jego sukcesy jednak ograniczyły się tylko do tych regionów. Ani on sam, ani nestorianizm nie zdobyły wyznawców w zachodnim świecie, którego nie poruszały zagadnienia, jakimi zajmowały się te szkoły. W Kościele państwowym zwyciężyły na ogół poglądy Kościoła rzym­ skiego. Cyniczni ludzie Wschodu twierdzili, iż stało się to. dlatego, że prymitywizm łacińskiego języka nie pozwalał teologom rzymskim docenić wagi przedmiotów sporu, a to znowu umożliwiało im wynajdywanie wszechobejmujących formułek. Kościół konstantynopolitański nie odegrał waż­ niejszej roli w tych sporach. Był on w pewnej mierze Kościołem-perweniuszem, a Konstantynopol był siedzibą rzą­ du świeckiego. Hierarchicznych zwierzchników tego Ko­ ścioła powoływano nazbyt często do wypowiadania poglą­

20

I. Tło dziejowe

dów panującego właśnie cesarza, a nie wytworzyła się była jeszcze silna miejscowa tradycja, która by mogła przeciw­ stawić się wpływowi władzy świeckiej. Twórcami swoistej szkoły myślenia stali się w IV wieku wielcy Ojcowie kapadoccy, a o jedno pokolenie później Jan Chryzostom, ale o określonej teologii konstantynopolitańskiej możemy mó­ wić dopiero od wystąpienia Maksyma Wyznawcy pod ko­ niec tego okresu.6 Okres drugi ciągnie się od najazdów arabskich w VII wie­ ku do najazdu tureckiego w XI wieku. Aleksandria i An­ tiochia przeszły pod panowanie niewiernych i nigdy już nie odegrają roli kierowniczej w dziejach Kościoła. Rzym ma własne kłopoty, więc sprawami Wschodu zajmuje się tylko dorywczo. Konstantynopol jest teraz niezaprzeczalnie głową chrześcijańskiej cywilizacji. Granice patriarchatu po­ krywają się w ogólnych zarysach z granicami cesarstwa. Patriarchat staje się więc Kościołem narodowym, Kościo­ łem cesarstwa-oikoumene. Taką nazwę, nie troszcząc się o filologiczną dokładność, nadają mu teraz Bizantyńczycy. Bliskość rządu cesarskiego przysparza wciąż kłopotów wła­ dzom kościelnym. Wybuchły długie i zaciekłe spory wywo­ łane przez ikonoklazm, kiedy to kilku następujących po sobie cesarzy usiłowało narzucić opornemu w swej więk­ szości ludowi naukę wywołującą sprzeciwy. Trzeba było uładzić te spory, zanim Kościół i państwo mogły ustalić swój wzajemny stosunek na zasadach nie określanych wprawdzie, ale — pominąwszy wypadki drobnych rozdźwięków — powszechnie przyjętych i zrozumiałych.7 Z chwilą ustania sporu można powiedzieć, że teologia bi­ zantyńska ustaliła trwale swe charakterystyczne znamiona. Liturgia i zwyczaje Kościoła okrzepły w formach, których właściwie nie zmieniono od tych czasów. Przez paręset lat nie doszło do poważnych rozdźwięków teologicznych. Ko6 Jeżeli chodzi o kontrowersje chrystologiczne i spory pomię­ dzy patriarchatami, zob.: rozdziały pióra A. Bardy’ego w: A. Fliche i V. Martin (wyd.), H istoire de VEglise, Paris 1934— , 163 ns., i A. Gardnera w: C am bridge M ed ieval H istory, I, Cambridge 1913, 487 ns., a także N. Zernov, dz. cyt. 7 Zob. niżej str. 150 i 170. Obfitą literaturę dotyczącą ikonoklazmu znaleźć można w bibliografii w C am bridge M ed ieval H istory, IV, 1, Cambridge 1966,^840— 848.

I. Tło dziejowe

21

ściół uczestniczył w pomyślności cesarstwa i wspólnie z państwem podejmował wielkie prace misyjne. Do naj­ wspanialszych osiągnięć tego okresu należy w IX wieku nawrócenie na prawosławne chrześcijaństwo Słowian bał­ kańskich, a pod koniec wieku X nawrócenie Rusi. Okres następny był okresem upadku i okresem przejścio­ wym. Najazdy tureckie — choć udało się je powstrzymać — przyniosły w swym wyniku końcowym utratę przeważnej części Anatolii będącej spichrzem cesarstwa i źródłem jego sił ludzkich. Kościół ucierpiał na równi z państwem. Życie chrześcijańskie w Anatolii prawie ustało. Wielu chrześcijan uciekło na pobrzeże lub — poszukując jeszcze większego bezpieczeństwa — za morze. Inni zgodzili się na przyjęcie zwycięskiego islamu. Utrzymały się tylko szczątki „in partibus infidelium” . Były to gromadki ubogie i na wpół od­ osobnione. A równocześnie cesarstwo musiało stawić czoło najazdom Normanów od Zachodu, utraciło bizantyńską Italię, musiało znosić roszczenia papiestwa zreorganizowa­ nego przez Hildebranda. Zespół tych czynników doprowa­ dził do ruchu, któremu nadajemy nazwę wojen krzyżo­ wych. Przyniosły one zrazu Bizancjum pewne materialne korzyści, ale doprowadziły do pogorszenia stosunków mię­ dzy wschodnim i zachodnim chrześcijaństwem. W począt­ kach tego okresu bowiem doszło było do zawziętego sporu pomiędzy Kościołami konstantynopolitańskim i rzymskim. I zanim się ten okres zakończył, nieporozumienia politycz­ ne wraz ze współzawodnictwem na tle religijnym dopro­ wadziły do wrogości i do jawnego rozłamu. Aż w końcu osiągnęły swój szczyt za czasów czwartej wyprawy krzy­ żowej.8 Podbój przez łacinników — choć, jak się okazało, tylko chwilowy — stał się początkiem ostatniego okresu dziejów Bizancjum tak politycznych, jak i kościelnych. Na religijne życie Bizancjum i jego atmosferę moralną i intelektualną w okresie ostatnich dwóch stuleci poprzedzających upadek Konstantynopola w sposób zasadniczy oddziałało rozbicie i wstrząs, jakim był podbój przez łacinników, następnie mężne odrodzenie się greków oraz rozkład i upadek, który 8 Pełna bibliografia schizmy tamże, 942—952.

22

I. Tło dziejowe

nastąpił — jakby szyderczym zrządzeniem losu — wkrótce po odzyskaniu przez nich Konstantynopola. Trzeba mieć w pamięci to tło polityczne. Krzyżowcom nie udała się pró­ ba zajęcia całego cesarstwa. Utrzymali się przy pomocy Wenecjan przez pół wieku w Konstantynopolu. Panowanie Franków nad właściwą Grecją i jej wyspami trwało około dwustu lat. Wenecjanie zaś opanowali parę wysp i niektóre porty o pewnym strategicznym i handlowym znaczeniu. Ale Bizancjum trwało nadal, choć na wygnaniu. Ośrodkiem jego stało saę starożytne miasto Nicea. Cesar­ stwu nicejskiemu zawdzięcza się jeden z najbardziej po­ dziwu godnych epizodów w historii bizantyńskiej. Panowali tam najpierw Teodor Laskaris, zięć jednego z ostatnich cesarzy, a po nim jego własny zięć Jan Watatzes, jednostka jeszcze wybitniejsza. Powstały jeszcze inne greckie państwa sukcesyjne, jak despotat rodziny Angelosów w Epirze i ce­ sarstwo Wielkiego Komnena w Trebizondzie, ale większość greków uznała rychło cesarstwo nicejskie za jedyne ce­ sarstwo prawowite. Despotat Epiru przestał istnieć pod ko­ niec XIII wieku. Cesarstwo Trebizondy przeżyło cesarstwo konstantynopolitańskie i zachowało pewne znaczenie han­ dlowe i umysłowe, ale w życiu międzynarodowym odegrało tylko drugorzędną rolę. Zdawało się, że przyszłość należy do energicznego cesarstwa nicejskiego. Syn Jana Watatzesa Teodor II był człowiekiem o wysokich zaletach umysło­ wych, lecz nie politykiem. Po jego śmierci w roku 1258 ambitny wielmoża Michał Paleolog owładnął tronem i stał się założycielem ostatniej bizantyńskiej dynastii. Nie tylko począł odzyskiwać półwysep grecki; wojska jego wkroczyły w roku 1261 do Konstantynopola i położyły kres cesarstwu łacińskiemu.9 Odzyskanie stolicy oznaczało dla Bizancjum — w dzie­ dzinie tak religijnej, jak i politycznej — tryumf moralny i tryumf prestiżu. Ale stało się także źródłem trudności. Przywrócenie znaczenia Konstantynopolowi kosztowało wie­ le. W celu stworzenia przeciwwagi Wenecjanom zawarto 9 Zob. D. M. Nicol, T he F ou rth Crusade and the G reek and Latin E m pires, 1204— 1261, rozdz. VII w: Cam bridge M ed ieval H istory, IV, 1, 279— 330.

I. Tło dziejowe

23

sojusz z Genueńczykami. Genueńczykom zaś trzeba było zapłacić przywilejami, które oddały im w ręce faktyczną władzę nad handlem cesarstwa. Zachód pałał żądzą odwetu. Michał szukał z konieczności ochrony w prowadzeniu kosz­ townej polityki zagranicznej i w obietnicach unii z Rzy­ mem, czym zraził sobie większość rodzimego duchowień­ stwa, które już poprzednio było doń usposobione wrogo ze względu na to, że był nie liczącym się z niczym uzurpa­ torem. Rozeszły się skarby nagromadzone przez zapobiegli­ wych cesarzy nicejskich. Zaprowadzono nierozsądne oszczęd­ ności w umacnianiu obrony granic wschodnich. Wydawało się, że z tamtej strony nie grozi żadne bezpośrednie nie­ bezpieczeństwo. Natomiast bułgarskie cesarstwo dynastii Asenów mogło się stać groźne; poza tym cesarstwo serbskie pod panowaniem dynastii Uroszów wyrastało do niepokoją­ cej potęgi. Europejska polityka Michała przyniosła wyniki pomyślne. Ze strony Zachodu nie pojawiło się widoczne zagrożenie, również za panowania jego syna Andronika II, który dzięki temu mógł zawrzeć pokój ze swoim Kościołem i wyrzec się kościelnych zamysłów swego ojca. Ale potęga Serbii rosła; a granicy wschodniej zagrażał możny emir turecki imieniem Osman, którego lud biorący od jego imienia nazwę Osmanlisów, czyli Ottomanów, począł się wdzierać w obręb cesarstwa. Cesarzowi brakowało żołnierzy, nie­ opatrznie wynajął więc zaciężną zgraję Katalończyków. Kompania katalońska zwróciła się przeciw swojemu na­ jemcy i przez dwa lata blokowała Konstantynopol, ogra­ biła wszystkie prowincje i otworzyła przed Turkami Euro­ pę. A następnie odeszła, by usadowić się w Atenach. Panowanie Andronika II doprowadziło do buntu. Wnuk jego Andronik III pozbawił go tronu w roku 1328. Nowy cesarz nie zapobiegł już dalszemu stopniowemu upadkowi państwa. Potęga Serbów dochodziła do szczytu pcd panowaniem wielkiego króla Stefana Duszana. Przez jakiś czas mogło się wydawać, że pochłonie ona całe Bi­ zancjum. Ottomani zaś nie przestali się posuwać. Brusa padła w roku 1326, Nicea w roku 1329, a Nikomedia w ro­ ku 1337. Wkrótce doszło do utraty niemal całej bizantyń­ skiej Azji. Gdy w roku 1341 umierał Andronik III, syn jego

24

1. Tło dziejowe

Jan V był jeszcze dzieckiem. Miał panować przez lat pięć­ dziesiąt, w przeciągu których zepchnął go z tronu najpierw jego teść Jan VI Kantakuzen (1347—1355), potem jego syn Andronik IV (1376— 1379), a w końcu na krótko jego wnuk Jan VII (1390). Domowa wojna z Janem Kantakuzenem była szczególnie zawzięta i przyniosła wiele szkód. Rozpę­ tała się wokół zagadnień zarówno religijnych, jak i poli­ tycznych. W czasie tych walk nawiedziła cesarstwo wielka klęska, tak zwana „czarna śmierć” , i zdaje się wyginęła wtedy trzecia część ludności. Obie strony przyzwały na po­ moc Ottomanów, których sułtan dzięki temu osadził się w Europie na stałe. W chwili śmierci Jana V w roku 1391 państwo ottomańskie zawładnęło już Bułgarią i większą częścią Serbii i dotarło do Dunaju. Tracki Adrianopol stał się turecką stolicą. Ziemie cesarza skurczyły się do miast Konstantynopol i Tessalonika wraz z ich okręgami (choć tę ostatnią opanowali byli przejściowo Turcy). Pozostało cesa­ rzowi ponadto parę nadbrzeżnych miast w Tracji i większa część Peloponezu, którego despotes był członkiem młodszej gałęzi cesarskiej dynastii. Ostateczny następca Jana V, jego młodszy syn Manuel II, nie zdołał powstrzymać upadku. Jasne było, że cesarstwo było skazane na to, by przejść w ręce Turków, chyba że przyjdzie jakaś pomoc z zewnątrz. Ale pomoc mogły dać tylko mocarstwa zachodnioeuropejskie. Jako ceny wyma­ gały unii Kościołów, tej zaś ceny nie chciała płacić więk­ szość Bizantyńczyków. Jan V udał się do Italii w poszuki­ waniu sojuszników i osobiście poddał się w Rzymie papie­ żowi. Nie zdołał jednak pociągnąć za sobą swego ludu. Jego podróż po Italii zakończyła się w Wenecji, gdzie zatrzyma­ no go za długi. Manuel II dojechał aż do Paryża i Londynu szukając wszędzie pomocy, ale unikając zobowiązań przy­ jęcia unii. Z Zachodu przybyła tylko jedna armia i stanęła do walki z Turkami, którzy rozbili ją pod Nikopolis w ro­ ku 1396. W następnym roku można było odetchnąć, bo Turcy, którzy właśnie oblegali Konstantynopol, musieli od­ stąpić, by stawić czoło wojskom Tatara Timura. Klęska, jaką z rąk Timura ponieśli, spowodowała u nich wojny wewnętrzne, dzięki którym Manuel mógł odzyskać pewne skrawki kraju. Ale Turcy dźwignęli się szybko i w roku

7. Tło dziejowe

25

1422 stali znowu pod Konstantynopolem. Cofnęli się tylko dlatego, że w łonie ottomańskiej dynastii wybuchły spiski. W roku 1423 gubernator Tessaloniki zwątpiwszy w przy­ szłość sprzedał powierzone sobie miasto Wenecjanom. Ale sułtan ottomański odebrał je im w siedem lat później.101 Manuel II zmarł w roku 1425. Jego najstarszy syn Jan VIII, mniej ostrożny, a bardziej zwątpiały niż jego ojciec, wyruszył do Italii i w roku 1439 na Soborze Flo­ renckim zobowiązał się doprowadzić swe państwo do unii z Rzymem. Unia napotkała zawzięte sprzeciwy w Konstan­ tynopolu. Gdyby była przyniosła skuteczną pomoc, oporni byliby może umilkli. Ale Turcy rozgromili pod Warną w roku 1444 jedyną przychodzącą z Zachodu odsiecz. Jan zmarł pod koniec roku 1448 w atmosferze rozgoryczenia i przygnębienia. Następcą jego został jego brat Konstan­ tyn XI. Był to człowiek mężny i zdolny, ale niczego już nie mógł zdziałać. Na tron ottomański wstąpił w roku 1451 młodzieniec o świetnych zaletach i bezwzględnej ambicji, Mehmet II, któremu miano nadać przydomek Zdobywca. W początkach kwietnia 1453 roku obiegł Konstantynopol i zdobył to miasto po bohaterskiej sześciotygodniowej obronie 29 majá. W roku 1460 jego wojska zalały Peloponez; w roku 1461 położyły kres cesarstwu w Trebizondzie. To był kres grec­ kiej niepodległości.11 Przez dwa ostatnie wieki istnienia cesarstwa Bizantyńczycy żyli w tej atmosferze narastającego przygnębienia. Rozczarowanie było gorzkie tym bardziej, że czasy cesarzy nicejskich były to czasy odrodzenia i nadziei; myślano, że odzyskanie Konstantynopola będzie początkiem nowego okresu chwały. WT Bizancjum czaił się zawsze pewien pesy­ mizm. Za najświetniejszych czasów ludzie powtarzali sobie szeptem przepowiednie upadku cesarstwa. Na kamieniach w obrębie stolicy, w księgach wielkich jasnowidzów i ma­ gów, jak Apoloniusz z Tyany i cesarz Leon Mądry, można było znaleźć poczet imion wszystkich cesarzy, a spis ten 10 Zob. G. Ostrogorsky, T he Palaeologi, rozdz. VIII w: Cam ­ bridge M ed ieval H istory, IV, 1, 331— 388. 11 Zob. S. Runciman, U padek K on sta n tyn op ola , 1453, przełożył Antoni Dębnicki, Warszawa 1968, passim.

26

I. Tło dziejowe

zbliżał się do końca. Jest rzeczą zrozumiałą, że w tej za­ padającej ciemności wielu Bizantyńczyków szukało pociechy w mistycyzmie i przywiązywało największe znaczenie do tej sfery religii, która obejmowała sprawy innego świata. Lecz — o dziwo — kulturowe życie Bizancjum nie jaśniało nigdy świetniejszym blaskiem niż w tych dwu ostatnich stuleciach przed upadkiem. Sztuka tego okresu jest może najpiękniejsza, a na pewno najbardziej ludzka, jaką kiedy­ kolwiek Bizancjum stworzyło. A rozwijała się ona dopóty, dopóki starczyło zasobów, by za nią zapłacić. Świetność umysłowa przetrwała do końca. Nadawali jej ton uczeni, których żywotność i samodzielność dorównywała poprzed­ nikom, a sława ich rozchodziła się po obcych krajach. Wie­ lu z tych uczonych mniemało, że można się jeszcze spodzie­ wać odrodzenia, choćby miało ono pociągnąć za sobą całko­ wite zintegrowanie się z Zachodem i zarzucenie starych tradycja. Lecz inni sądzili, że nie może być ucieczki przed nadchodzącą polityczną zagładą, a jedyne, co pozostało do zrobienia, to czuwać, by wiara i wszystko, co ona oznacza, nie przepadło w pożarze. To rozdarcie myśli — a pogłę­ biały je jeszcze różne inne sprzeczne prądy — nadało gorz­ kiej intensywności życiu religijnemu upadającego cesarstwa i pomnożyło zagadnienia, z którymi musiał się porać umę­ czony Kościół.12 Zagadnienia te można podzielić mniej więcej na pięć grup. Po pierwsze, było to zagadnienie organizacji Kościoła: jak można było tę machinę przestroić na tyle, by mogła sprostać potrzebom zmieniającego się świata politycznego? Po drugie, wyrastało zagadnienie stosunków między pań­ stwem a Kościołem: trzeba było koniecznie jakiegoś przy­ stosowania teraz, gdy cesarz mógł sprawować rzeczywistą władzę tylko nad niewielką i wciąż zmniejszającą się częś­ cią prawosławnych wspólnot. Po trzecie, była to sprawa stosunku Kościoła bizantyńskiego do innych Kościołów, a w szczególności do wielkiego Kościoła zachodniego, w chwili gdy Europa Zachodnia obejmowała przewodnictwo 12 Zob.: J. Gili, T he Council of F loren ce, Cambridge 1959, pas­ sim; D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W est, Oxford 1966, 84— 111.

1. Tło dziejowe

27

w świecie chrześcijańskim tak w dziedzinie materialnej, jak i kulturowej. Po czwarte, jakie były obowiązki Kościo­ ła w dziedzinie oświaty, zwłaszcza w chwili, gdy państwo świeckie się załamywało? Po piąte, wyłoniły się nowe spory teologiczne, zwłaszcza jeżeli chodzi o głęboką a drażliwą dziedzinę mistyki; a nie uspokojono jeszcze reperkusji tych sporów. Wszystkie te zagadnienia zazębiały się ze sobą. Nie zdo­ łano ich rozwiązać, gdy pojawił się niewierny zdobywca przynosząc z sobą zagadnienia, o których rozwiązanie było jeszcze trudniej.

Rozdział drugi USTRÓJ KOŚCIOŁA HIERARCHIA

Bizantyńczycy, a podobnie i dzisiejsi prawosławni chrze­ ścijanie rozróżniają jasno i stanowczo między pojęciami: Kościół (powszechny) i Kościoły (poszczególne). Kościół jest to Ciało Chrystusa zjednoczone z Nim w sposób, który za­ chowuje rzeczywistość ich zróżnicowania. Będąc Ciałem Chrystusa jest Kościół dziedziną działalności Ducha Świę­ tego. Kościół to życie Ducha Świętego w ludzkości. Ale nie ogranicza się on jedynie do rodzaju ludzkiego: cały zespół aniołów należy do niego; Kościół łączy żywych i zmarłych, zastępy niebieskie i wszystko, co zostało stwo­ rzone. Powstał przed początkiem stworzonego świata i jest ostatecznym wiekuistym zakończeniem dzieła stworzenia. Jako taki jest niewidzialny. Ale równocześnie należy w spo­ sób widzialny do historii. Pełność swego istnienia osiągnął w chwili wcielenia, a urzeczywistnił się ze zstąpieniem Du­ cha Świętego w dzień Świąt Zielonych. W tym ziemskim znaczeniu podlega ograniczeniom w czasie i przestrzeni. Na ziemi zmuszony jest działać jako społeczność, a jako spo­ łeczność musi mieć swój ziemski ustrój. Wobec tego musi istnieć jakaś organizacja Kościoła na ziemi. Muszą być Kościoły, muszą też być jednostki zdolne do działania jako ich pracownicy i słudzy. Tak Paweł pisał do Koryntian: „I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a na­ stępnie tych, co mają dar uzdrawiania, wspierania pomo­ cą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami” * * Wszystkie cytaty z Pisma świętego podaję w przekładzie Biblii Tysiąclecia, Poznań— Warszawa 1971 (przyp. tłum.).

Hierarchia

29

(1 Kor 12, 28). Znaczy to, że musi zaistnieć jakiś rodzaj hie­ rarchii. Nie sprzeciwia się ona zasadniczej równości wszyst­ kich należących do Kościoła w obliczu Boga. A wcześniej jeszcze Paweł w tymże rozdziale mówi: ,,Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne są też rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim” (1 Kor 12, 4—6). Wedle wierzeń prawosławnych, Chrystus sam położył podwaliny hierarchii przez to, że powołał imiennie dwuna­ stu apostołów. Byli oni Jego świadkami dla świata. Im zo­ stała powierzona władza przekazywania darów Ducha Świę­ tego nowo ochrzczonym i wyświęcania innych dla pełnienia służby kapłańskiej. Byli oni, by użyć ulubionego wyrażenia greckich teologów, „charismatikoi” , to jest ludźmi łaski, któ­ rzy udzielali sakramentów, prorokowali i nauczali. Niższe­ go nieco stopnia było siedemdziesięciu uczniów, o których wspomina Ewangelia, oraz apostołowie wymienieni w Dzie­ jach Apostolskich i listach, z Pawłem na czele, a także wszyscy, którzy oglądali zmartwychwstałego Pana. Lecz nawet Paweł nie jest całkowicie równy tym dwunastu, któ­ rych wybrał sam wcielony Bóg. Oni to w pierwszym okresie udzielali wiernym łaski Ducha przez wkładanie rąk. Ale uznano niebawem, że władzy tej można dalej 'udzielać. Po­ wstała w ten sposób hierarchia, która wywodzi swe upraw­ nienia z bezpośredniej i nieprzerwanej przez wieki sukcesji apostolskiej. Ta sukcesja apostolska ma w pojęciu prawo­ sławnych znaczenie zasadnicze.1 Nie wiadomo dokładnie, kiedy wyłoniły się trzy stopnie hierarchii: biskup, prezbiter i diakon. Począwszy od III wieku podział ten był już rozpowszechniony. Każdy kapłan jest charyzmatykiem wskutek wyświęcenia, ale tylko bis­ kup jest charyzmatykiem w pełni. Jest charyzmatyczną jednostką. Zasadniczo wszyscy biskupi byli sobie równi. Każdy był przedstawicielem swego miejscowego Kościoła. Każdego wybierała na jego stolicę wola duchowieństwa i wiernych jego diecezji, ale prawa do pełnienia swego urzędu nabywał dopiero wtedy, gdy otrzymał łaskę świę-1 1 Co do sukcesji apostolskiej kapłanów zob. P. Evdokimov, dz. cyt., 179— 182.

30

II. Ustrój Kościoła

ceń z rąk już poprzednio wyświęconego wedle sukcesji apo­ stolskiej biskupa. Już wcześniej jednak, wraz ze zwiększa­ niem się liczby chrześcijańskich Kościołów i społeczności, wyrastała potrzeba jakiejś ściślejszej organizacji. Było rze­ czą nieuniknioną, że biskupi większych miast będą obejmo­ wali przewodnictwo, a nawet uzyskiwali pewną władzę nad swymi uboższymi braćmi. Ewangelie dostarczały uza­ sadnienia po temu. Dwunastu apostołów było sobie władzą równych, ale Pan nasz wyróżniał czasami niektórych., zwłaszcza Piotra, Jakuba i Jana. Tak powstał precedens przyznawania niektórym biskupom szczególnych honorów i obowiązków. Wyróżnienia takie łączyły się z poglądem, że biskup stolicy założonej przez któregoś z apostołów miał prawo do szczególniejszej czci i szczególniejszego autory­ tetu. Ten pogląd sprawił, że na Zachodzie zeszło na drugi plan przekonanie o równości biskupów. Biskupowi Rzymu jako następcy Piotra przyznano autorytet górujący. Można co prawda powątpiewać, czy w praktyce nie wywodzono początkowo tej powagi z tego, że Rzym był miastem stołecz­ nym imperium. Jeżeli chodzi o Wschód, pogląd, że apostol­ ski początek stolicy biskupiej nadawał jej szczególniejszego autorytetu, nie rozwinął się nigdy ostatecznie, nie pozostał jednak bez wpływu. Ludzie na Wschodzie byli zawsze skłon­ ni przyznawać stolicy rzymskiej pewne honorowe pierw­ szeństwo, ale raczej ze względu na wielkość miasta niż ze względu na jakiś przywilej należny następcom Piotra. Bis­ kup Aleksandrii, największego miasta na Wschodzie, ucho­ dził od samego początku za dostojniejszego od swego brata z Antiochii, które to miasto nie było tak wielkie jak Alek­ sandria. A przecież założycielem stolicy w Antiochii był Piotr, a w Aleksandrii Marek, który nie był apostołem. Założycielem stolicy w Efezie był Jan Ewangelista, ale ustępowała ona godnością tamtym. Co prawda biskupi Kon­ stantynopola uznali w późniejszych czasach za korzyst­ ne dowodzenie, że założycielem ich stolicy był Andrzej, lecz z tego niezbyt silnie na historycznej prawdzie opartego roszczenia nie wyciągano dalej idących wniosków dla do­ dania jej większego znaczenia. W rzeczywistości koniecz-. ność przyznania niektórym stolicom większej powagi po­

Hierarchia

31

dyktowana była względami administracyjnymi. Konieczne też było powierzenie tej władzy biskupom większych miast.2 Organizacja kościelna przed IV wiekiem nie była dosko­ nała. Dopiero gdy cesarstwo stało się chrześcijańskie, cesa­ rze zażądali, by organizacja Kościoła wzorowała się w ogól­ nym zarysie na organizacji państwowej. Biskupi tworzyli zespół pod zwierzchnością biskupa metropolii prowincji. Z kolei metropolitów grupowano wedle dużych świeckich ,,diecezji” utworzonych przez Dioklecjana, a przewodnictwo nad nimi obejmował biskup głównego miasta diecezji. Gdy powstała w Bizancjum nowa stolica imperium, wymagania administracyjne doprowadziły do tego, że jej biskup, do­ tychczas podlegający metropolicie Heraklei w Tracji, wy­ niesiony został do rzędu najdostojniejszych biskupów; otrzy­ mał władzę nad diecezją podlegającą dotąd Efezowi oraz nad częścią diecezji biskupa antiocheńskiego. Niebawem wyniesiono go — mimo sprzeciwów Rzymu — na stano­ wisko następujące bezpośrednio po stanowisku biskupa rzymskiego, ponieważ nowa stolica była oficjalnie uważana za Nowy Rzym. Mniej więcej w tymże czasie — działały tu raczej względy uczuciowe niż potrzeby administracji — biskup Jerozolimy podlegający dotąd metropolicie Cezarei został uznany za głowę diecezji obejmującej całą Palestynę i kraje zajordańskie, wchodzące dotąd w skład diecezji antiocheńskiej. Biskupi Konstantynopola i Jerozolimy, a wraz z nimi biskupi Aleksandrii i Antiochii otrzymali dodatkowy tytuł patriarchy. Kolejność tych ich honorowych dostojeństw była następująca: na czele Konstantynopol, da­ lej Aleksandria i Antiochia, wreszcie Jerozolima. Biskup Starego Rzymu zaś górował nad nimi wszystkimi. Przyzna­ nie Konstantynopolowi drugiego miejsca wśród tych pięciu nie obeszło się bez sprzeciwu Rzymu d Aleksandrii.3 Nie zajmuje tu nas współzawodnictwo między patriar­ 2 Całe zagadnienie „apostolskości” wielkich stolic omówił ob­ szernie F. Dvornik, The Idea o f A p ostolicity in B yzantium and th e L egen d o f the A p ostle A n d rew , Cambridge Mass. 1958. 3 W sprawie powstania patriarchatów i ich kolejności oraz sporów zob.: A. Bardy w: A. Fliche i V. Martin, d,z. cyt., passim; F. Dvornik, dz. cyt., passim; N. H. Baynes, A lexa n d ria and C on stan tinople: a study in Ecclesiastical D iplom acy, w: B yzan ­ tine Studies and oth er Essays, London 1955, 97— 115.

32

II. Ustrój Kościoła

chatami w czasie wielkich sporów chrystologicznych w IV, V i VI stuleciu. Lecz jest rzeczą ważną mieć w pamięci, że świat prawosławny nigdy nie zarzucił swego przekonania o charyzmatycznej równości biskupów. Każdy biskup był stróżem wiary, każdy miał to samo prawo wypowiadania się w zagadnieniach doktrynalnych. Nie był jednak nie­ omylny. Jeżeli trzeba było zdefiniować jakąś istotną kwestię wiary, to wszyscy biskupi chrześcijaństwa, jako następcy apostołów, winni byli się zjechać na Soborze, któremu Duch Święty udzieli natchnienia. Każdy biskup miał prawo wy­ powiedzieć swe zdanie, nawet jeżeli było ono sprzeczne ze zdaniem patriarchy. W praktyce działało to na niekorzyść biskupów wschodnich w rozprawach z biskupami zachod­ nimi, którzy byli karniejsi i coraz częściej skłonni do wyra­ żania poglądów swego zwierzchnika — papieża. Biskup uczestniczący w takim Soborze ekumenicznym jawił się tam jako człowiek obdarzony charyzmatami, lecz także jako przedstawiciel zespołu swych wiernych. Prawo do jawienia się miał każdy ochrzczony chrześcijanin, Sobór bowiem był powołany do wypowiedzenia poglądu całego ziemskiego Kościoła. W rzeczywistości jednak nie zdarzało się, by jawili sdę ludzie świeccy. Zwyczaj nakazywał, by w imieniu ludu przemawiał biskup, i jemu tylko przysłu­ giwał głos rozstrzygający. Gdy cesarstwo stało się chrześci­ jańskim, prawo zwoływania Soboru przeszło na cesarza, jako najwyższego po Bogu kierownika państwa. Uważano powszechnie, że obecność jego lub jego osobistych przed­ stawicieli czyniła zadość dopuszczalności świeckich. Uchwały Soboru zasadniczo wymagały jednomyślności. Jednomyślność osiągano jednak w sposób drastyczny: na­ kładano klątwę na biskupów głosujących z mniejszością, co pozbawiało ich biskupiej godności i prawa głosu. Ogło­ szenie wyników głosowania było uprawnieniem najstarsze­ go hierarchy. Na Soborze ekumenicznym był nim — aż do zerwania stosunków ze Wschodem — biskup rzymski. Ce­ sarz obwieszczał uchwały po całej zamieszkanej ziemi (oikoumene); nabywały one w ten sposób mocy prawa.4 4 Zob.: F. Dvornik, E m perors, P op es and G en eral C ou n cils, „Dumbarton Oaks Papers” , 6 (1951) 1— 23; S. Bulgakov, dz. c y t.y 90— 92; P. Evdokimov, dz. cyt., 177— 179.

Hierarchia

33

Tylko uchwały Soboru powszechnego (ekumenicznego) obowiązywały całe chrześcijaństwo. Prawosławny Kościół wschodni uznaje tradycyjnie siedem takich Soborów: od pierwszego Soboru Nicejskiego w roku 325 do drugiego Soboru Nicejskiego w roku 787. Ich orzeczenia stawiano obok tekstów Pisma świętego jako zasadnicze artykuły wiary. Zwoływano też miejscowe zjazdy (Synody) w obrę­ bie jednego tylko patriarchatu; zajmowały się one sprawa­ mi lokalnych herezji i rozłamów. Orzeczenia niektórych takich Synodów bywały przyjmowane przez inne Kościoły i były stawiane obok dogmatów uchwalonych na Soborach ekumenicznych. Orzeczenia Synodu Kartagińskiego z roku 426 uznawane są za obowiązujące powszechnie. Uchwały Synodów Konstantynopolitańskich odbytych w XIV wieku dla zbadania nauk palamitów uznane zostały przez innych wschodnich patriarchów za równoznaczne z orzeczeniami Soborów ekumenicznych i prawosławni uznali je za artykuły wiary. Jeśli Synody tego rodzaju podejmowały sprawy odnoszące się do całego patriarchatu konstantyno­ politańskiego, Synod bywał zwoływany przez cesarza. By­ wały też i Synody czysto miejscowe pod nazwą „endemousai”. Zwoływał je patriarcha, jawili się na nich sąsiedni metropolici i biskupi. Zajmowały się one sprawami prawa kościelnego.5 Teoria wyznawana przez Bizantyńczyków głosiła, że za­ rządzanie Kościołem — tak w dziedzinie jego spraw co­ dziennych, jak i w sprawach o szerszym politycznym zna­ czeniu — należy do wielkiej organizacji, na której czele stała pentarchia (piątka) patriarchów. Podobnie cesar­ stwo rzymskie w swych późniejszych dziejach uznawało nieraz równocześnie więcej niż jednego cesarza, i każdy z nich piastował władzę najwyższą w przyznanym zakre­ sie, ale cesarstwo pozostawało nadal jedno i nierozdzielne; tak i Kościół nie tracił jedności, choć rządziła nim piątka niezależnych od siebie patriarchów, których stanowiska i stopnie ustaliły Sobory powszechne. Tej teorii pentarchii nie ogłaszano wyraźnie aż do mniej więcej VIII wieku, ale na Wschodzie była ona podstawą kościelnego zarządu już od końca IV wieku. 5 Zob. P. Evdokimov, dz. cyt., 177

34

IL Ustrój Kościoła

Oderwanie się od Kościoła rzymskiego zasadniczo nie przemieniło pentarchii w tetrarchię. Miejsce Rzymu jedy­ nie opróżniło się i po dziś dzień nie jest zajęte. Potrwa to tak długo, aż biskup rzymski porzuci błędy swych poprzed­ ników. Stolica rzymska odzyska wtedy swe stanowisko na­ czelne w gronie pięciu patriarchów, będzie prima inter pares. Dopóki to nie nastąpi, rzeczywisty w działaniu pry­ mat przysługuje patriarsze konstantynopolitańskiemu.6 Od czasu podbojów arabskich w VII wieku i odkąd obra­ zoburczy cesarze dokonali cokolwiek samowolnie nowego podziału kościelnych prowincji w wieku VIII, cały obszar, którym cesarz mógł istotnie rządzić, leżał w granicach pa­ triarchatu konstantynopolitańskiego. Tylko te kraje nale­ żące do cesarza, które były położone na zachód od Adria­ tyku, oraz te części Syrii, które udało się chwilowo odzys­ kać, nie podlegały patriarchatowi. Te na obwodzie położone ziemie przepadły ostatecznie w XI wieku. Ale władza pa­ triarchy rozciągała się też na pewną ilość Kościołów auto­ nomicznych. W późniejszym okresie dziejów Bizancjum naj­ starszym z tych Kościołów był kaukaski. Głową jego był arcybiskup Iberii (czyli Gruzji). Jak się zdaje, nominalnie obierał go na miejscu jego własny Kościół, a w praktyce mianował król Gruzji. Arcybiskup zawsze musiał być ro­ dowitym Gruzinem, podobnie jak podlegający mu biskupi. Jego władza miała charakter autonomiczny, ale powołanie go musiało być zatwierdzone przez patriarchę, chyba że niemożliwe było porozumienie się z Konstantynopolem. Na ogół prawosławni kaukascy, choć posługiwali się własnym językiem i odrębną mieli liturgię, dochowywali wierności Konstantynopolowi, o ile tylko pozwalały na to okolicz­ ności.7 Inne było położenie Kościołów bałkańskich. Wkrótce po nawróceniu Słowian pozwolono im posługiwać się ich włas­ nym językiem i własną liturgią, którą opracowali w języku 6 Zob. N. Zernov, dz. cyt., 75— 77. 7 Zob. P. Peeters, L es débuts du C hristianism e en G éorgie, „Analecta Bollandiana”, 50 (1932) 6— 58, oraz H istoires m on a­ stiques g éo rg ien n es, tamże, 36— 37 (1917— 1918) 116 ns. Kościół gruziński podlegał urzędowo patriarchatowi antiocheńskiemu aż do X I wieku. Zob. też R. Janin, G éorgie, w: D ictionnaire de T h éologie C atholique, VI, 1251— 1260.

Hierarchia

35

słowiańskim Cyryl i Metody. Za czasów pierwszego impe­ rium bułgarskiego car bułgarski upierał się przy miano­ waniu własnego patriarchy miejscowego. Skoro jednak Bizantyńczycy odzyskali Bułgarię, poddano Kościoły bałkań­ skie greckiemu arcybiskupowi, choć zatrzymały one własną liturgię i rodzime duchowieństwo. Grecki arcybiskup Buł­ garii rezydował w Ochrydzie. W XIII wieku władcy odrodzo­ nych imperiów bułgarskiego i serbskiego proklamowali auto­ nomię swych Kościołów i zamianowali własnych patriar­ chów. Uważano jednak, że tytuł ten nie jest w pełni kano­ niczny, a Konstantynopol uznał go tylko z niepokojem i niechętnie. Oba te patriarchaty przestały istnieć w XIV wieku na skutek podboju Bałkanów przez Turków, oba te Kościoły utrzymały jednak swą autokefalię pod czysto for­ malnym zwierzchnictwem Konstantynopola. Później po­ wstałe Kościoły wołoski i mołdawski — choć przez parę następnych wieków posługiwały się liturgią słowiańską — podlegały Konstantynopolowi ściślej.8 Kościół ruski wykazywał dalej idące różnice. Posługiwał się liturgią słowiańską; większość jego duchowieństwa przy­ była pierwotnie z Bułgarii. Ale od początku XI wieku do początków XIV głowa tego Kościoła, to jest metropolita Ki­ jowa i wszystkiej Rusi, był Grekiem mianowanym przez pa­ triarchę konstantynopolitańskiego. Począwszy od XIV wie­ ku mianowano często Rusina, zazwyczaj na przemian z Gre­ kiem. W tym wypadku mianował go nadal patriarcha; me­ tr opolitę-Rusina zaś mianował każdorazowy książę Rusi, a Konstantynopol go zatwierdzał. Kościół był autokefalicz­ ny, ale utrzymywał w ten sposób ścisły kontakt z Kon­ stantynopolem. Związek ten zacieśniał się tym bardziej, że wielu Rusinów pielgrzymowało tam i odwiedzało miasto; a wielu ruskich mnichów osiedliło się na górze Athos.9 Prawosławny Kościół na Cyprze wysuwał historycznie uzasadnione roszczenia do autonomii i niezawisłości od ja8 Zob.: D. Obolensky, T he Em pire and its N orth ern N eigh ­ bou rs , w: C am bridge M ed ieval H istory , IV, 473— 518; M. Dinić, T he Balkans, 1018— 1499, tam że, 519— 566, wraz z bibliografiami; zob. także niżej, str. 314— 315. 9 Zob.: D. Obolensky, B yzantium , K ie w and M oscow , „Dum­ barton Oaks Papers”, 11 (1957) 21— 78; W. K. Medlin, M oscow and East R om e, Geneva 1952, 38— 45. 62— 66.

36

II. Ustrój Kościoła

kiegokolwiek patriarchatu. W wiekach XIII—XIV jednak władcy z dynastii Lusignanów usiłowali poddać go Kościo­ łowi łacińskiemu. Skutkiem tego prawosławni mieszkańcy wyspy zacieśnili więzy łączące ich z patriarchą w Kon­ stantynopolu, który uzyskał w ten sposób nieokreśloną i nieurzędową zwierzchność nad Kościołem cypryjskim. Metropolita Trebizondy bywał mianowany, póki istniało to cesarstwo, przez cesarza — Wielkiego Komnena. Był rzeczywiście samodzielny, choć właściwie jego mianowanie miało być zatwierdzane przez patriarchę w Konstantyno­ polu, którego na mocy konkordatu z roku 1260 uznawał za swego zwierzchnika.10 Te zagraniczne uprawnienia i przywileje przysługujące patriarsze stojącemu na szczycie organizacji bizantyńskiego Kościoła podnosiły jego prestiż. Mimo to jednak ustrój te­ go Kościoła pozostał — w zasadzie przynajmniej — demo­ kratyczny. Proboszcza (parocha) mianował miejscowy bis­ kup urzędowo na prośbę zgromadzenia wiernych; duchow­ ni zaś diecezji wybierali (znowu urzędowo) biskupa. Zgod­ nie z dawną tradycją zatwierdzoną przez Justyniana I ka­ płani — gdy opustoszała biskupia stolica — w porozumie­ niu z zaproszonymi wyraźnie po temu znakomitszymi świec­ kimi wiernymi diecezji gromadzili się i przedstawiali na­ zwiska trzech kapłanów temu biskupowi, do którego obo­ wiązków należało wyświęcanie biskupa, to jest metropo­ licie prowincji. On zaś wybierał spośród nich jednego. Zda­ rzało się jednak, że patriarcha wdawał się osobiście w wy­ bór kandydata i udzielał święceń wybranemu przez siebie. Gdy chodziło o wybór metropolity, stosowano tę samą pro­ cedurę. Wybierano go bowiem tak samo jak zwyczajnego biskupa, ale ponieważ zazwyczaj wyświęcał go patriar­ cha, wyboru między kandydatami dokonywał patriarcha. W rzeczy samej począwszy od IX wieku wyboru metro­ polity dokonywał patriarcha spośród trzech przedstawio­ nych mu kandydatów. Przedstawienia dokonywał Synod prowincji, to jest biskupi podlegali patriarsze, a niższe du­ chowieństwo nie wpływało na wybór bezpośrednio. W każ­ dym jednak wypadku zatwierdzał wybór patriarcha. On też nadawał „omophorion” , czyli paliusz. Z ramienia wła10 Zob. niżej, str. 77.

Hierarchia

37

dzy świeckiej zatwierdzenie wyboru należało do cesarza lub jego miejscowego przedstawiciela. Patriarcha będą­ cy biskupem Konstantynopola powinien był być wybiera­ ny w ten sam sposób co każdy inny biskup. Ale począwszy od VIII wieku wyboru trzech kandydatów dokonywali me­ tropolici patriarchatu pospołu z wysokimi urzędnikami kurii patriarchalnej. Zebranie wyborców nosiło nazwę Sy­ nodu Wielkiego Kościoła. Wyboru ostatecznego dokonywał cesarz, który niekiedy wysuwał innego kandydata, jeżeli mu żaden z przedstawionej trójki nie odpowiadał. Wszyscy metropolici winni byli jawić się na zebraniu wybierają­ cym kandydatów, chyba że otrzymali zwolnienie od przy­ jazdu do Konstantynopola.11 Na zasadzie konkordatu z ro­ ku 1260 metropolita Trebizondy uznany był za zwolnione­ go na stałe. Powodem oficjalnym była konieczność zbyt długiej i niebezpiecznej podróży, w rzeczywistości zaś sza­ nowano jego połowiczną autonomię. Zgodnie z przyjętą urzędowo formułą patriarchę wybierał Święty Synod odpowiednim dekretem, cesarz zaś nadawał mu jego godność. Inwestytury dokonywano w cesarskim pałacu w przytomności wysokich dostojników kościelnych i państwowych. Aż do roku 1204 sceną tego aktu był pałac Magnaura, gdzie cesarz osobiście obwieszczał wybór sło­ wami: ,,Łaska Boża i pochodzący od niej Nasz Majestat wynosi najpobożniejszego [im ię] na stanowisko patriarchy Konstantynopola” . Po roku 1261 inwestytury dokonywano w triklinium pałacu ,,Blacherny” i w tymże mniej więcej czasie zmieniono formułę. Teraz cesarz wygłaszał następu­ jące słowa: „Święta Trójca mocą przekazanej Nam wła­ dzy wynosi cię do godności biskupa Konstantynopola, czyli Nowego Rzymu, i ekumenicznego patriarchy” . W począt-1 11 Zob.: L. Bréhier, L e M onde Byzantin, 3 tomy, Paris 1947— — 1950, II, 507— 513: In stitution s de l’Em pire B yzan tin ; Konstan­ tyn Porfirogeneta, De C erem on iis A ulae Byzantinae, wyd. J. Reiske, 2 tomy, Corpus S criptorum H istoriae B yzantinae (cyto­ wane dalej skrótem: C.S.H.B.), Bonn 1829— 1840, I, 546— 566; Pseudo-Codinus, De O fficialihus Palatii C onstantinopolitani et de O fficiis M agnae E cclesiae L iber, J. P. Migne, P atrologiae Cursus C om pletu s, Sériés G raeca, 161 tomów, Parisiis 1857— — 1866 (cyt. dalej skrótem: P.G.), 156, 176— 177 (Sériés Latina 221 tomów, Parisiis 1844— 1855 dalej skrótem: P.L.).

38

II. Ustrój Kościoła

kach XV wieku formuła i miejsce inwestytury znów zostały zmienione. Inwestytury dokonywano w kościele w obecności cesarza, ale formułę wygłaszał wysoki dostojnik świecki sło­ wami: ,,Nasz wielki i święty Władca i Święty Synod wzy­ wa Waszą Świątobliwość na najwyższy tron patriarchy Konstantynopola” . Teolog Symeon z Tessaloniki piszący około roku 1425 wyrażał ubolewanie, że zmieniono słowa formuły, ponieważ nie wspominały o Bogu, ale pochwalał uznanie Świętego Synodu. Gdy tak obwieszczano wybór, cesarz wręczał patriarsze krzyż, purpurową sutannę i krzyż napierśny (pektorał) zawierający relikwie. Były to oznaki urzędu. Po otrzymaniu inwestytury nowy patriarcha prze­ jeżdżał procesjonalnie po ulicach Konstantynopola do koś­ cioła Świętej Mądrości i tam przyjmował święcenia z rąk metropolity Heraklei. Działo się to na pamiątkę czasów, kiedy biskupia stolica Bizancjum podlegała Heraklei. Jak wynika z ostatecznie przyjętej formuły, wyborcze uprawnienia Świętego Synodu były uznawane przez cały ciąg dziejów cesarstwa. Do Synodu też należało złożenie patriarchy z urzędu, ilekroć uznano to za konieczne. Praw­ nie cesarz nie mógł nic więcej uczynić niż zwołać Synod dla omówienia sprawy usunięcia patriarchy. Zdarzało się wyjątkowo, że Synod usuwał patriarchę bez zasięgnięcia zdania cesarza. Tak się stało w wypadku Atanazego I, któ­ rego usunięto, gdyż był zbyt surowy; cieszył się on jednak tak silnym poparciem niższego duchowieństwa i ludu, że cesarz mógł wysunąć ponownie jego kandydaturę w jede­ naście lat później. Ściśle mówiąc, jedynym powodem usu­ nięcia patriarchy było uznanie, że wybór nie był w pełni kanoniczny. Ale to dopuszczało wykładnię bardzo szeroką. Kandydat na stanowisko patriarchy, a także na jakie­ kolwiek biskupstwo, winien był przekroczyć trzydziesty piąty rok życia. Ale tej zasady cesarze czasami nie prze­ strzegali, gdy chcieli zmusić Synod do wyboru jakiegoś swego ulubieńca. Kandydat nie mógł być urzędnikiem pań­ stwowym ani poborcą podatków, chyba że udzielono mu specjalnej dyspensy. Mógł być człowiekiem żonatym lub wdowcem, byle był żonaty tylko jeden raz, a jego żona nie była uprzednio zamężna. Jeżeli żona jeszcze żyła, musiała się zgodzić na usunięcie się do klasztoru. Kandydat mógł

Hierarchia

39

być człowiekiem świeckim; a mnichów, którzy nie otrzy­ mali kapłańskich święceń, uważano za świeckich. Jeżeli kandydat był człowiekiem świeckim, udzielano mu śpiesznie wszystkich święceń; ale musiały upłynąć trzy miesiące, zanim mogła się odbyć inwestytura. Niedotrzymanie tego terminu — jak się stało w wypadku wielkiego patriarchy Focjusza — było wystarczającym powodem do zaprzecze­ nia ważności wyboru. Kanony uchwalone w IV wieku za­ braniały przenoszenia biskupa z jednej stolicy na drugą. Ta zasada zachowała oficjalnie moc aż prawie do początku XV wieku. Przyszły wreszcie czasy, że poczęto biskupów dobierać coraz częściej z monasterów. Przez ostatnich dwieś­ cie pięćdziesiąt lat cesarstwa patriarchowie byli z niewielu wy jatkami dawnymi mnichami, którzy już przeważnie zło­ żyli byli śluby. Człowieka zupełnie świeckiego wybrano tylko raz; był nim profesor imieniem Jerzy z Cypru, wy­ brany w roku 1283.12 Patriarcha cieszył się wielką powagą. Ale — pominąwszy nawet ograniczenie, jakie mógł nań nałożyć cesarz — Świę­ ty Synod ograniczał jego władzę. Uważano, że patriarcha jest odpowiedzialny za należyte odprawianie nabożeństw i za przestrzeganie kościelnej dyscypliny w całym cesar­ stwie, nie mógł jednak w tych sprawach wykonywać wła­ dzy prawodawczej inaczej niż poprzez Synod. Inicjatywa w ważniejszych sprawach religijnych przysługiwała cesa­ rzowi; on bowiem był źródłem prawa. Cesarz w takich w y ­ padkach powiadamiał patriarchę, ten zaś obowiązany był zawiadomić Kościół i czuwać nad przestrzeganiem ustaw. W wypadku jakiegoś zgorszenia w Kościele patriarcha mógł rozwinąć działanie bezpośrednie. Mógł zawiesić w czynnoś­ ciach metropolitę, który dopuścił się nadużyć, a jeżeli me­ tropolita tolerował nadużycia w swej prowincji, patriarcha mógł wkroczyć i zawiesić w czynnościach winnych kapła­ nów. Ale żaden biskup nie mógł być złożony z urzędu bez zezwolenia Świętego Synodu.13 Za pomyślnych dla cesarstwa czasów patriarcha rozpo12 Zob.: L. Brehier, dz. cyt., II, 477— 486; Konstantyn Porfirogeneta, De C erem oniis... I, m. cyt.; Syineon z Tessaloniki, De Gacris G rdinationibus, P.G., 155, 440. 13 Zcb. L. Brehier, dz. cyt., II, 442— 446. 489— 490.

40

II. Ustrój Kościoła

rządzał olbrzymimi dochodami. Płynęły one częściowo ze skarbu cesarskiego, częściowo zaś z posiadłości ziemskich rozrzuconych na całym obszarze cesarstwa. W samym Kon­ stantynopolu obejmowały one majątki wielkiej wartości. Dochody płynęły także z danin składanych przez monastery założone przez patriarchów. Dochody miały swoje przeznaczenie zależne od źródła, z którego pochodziły. Obce najazdy i podbój przez łacinników zdezorganizowały cały ten system. Ale — o ile wiadomo — cesarze nicejscy wy­ posażyli znowu patriarchów dobrami ziemskimi, a po od­ zyskaniu Konstantynopola przybyła im jeszcze jedna trze­ cia dochodów z miasta. Do tego dochodziła pewna część opłat za zezwolenia na uprawianie rybołówstwa i myśli­ stwa w obrębie lub w sąsiedztwie stolicy: te dochody otrzy­ mywał patriarcha na pokrycie kosztów świec i oliwy po­ trzebnych do oświetlenia wielkiej katedry Bożej Mądroś­ ci. Posuwanie się Turków pozbawiało go coraz większej liczby jego wiejskich posiadłości; nadal jednak otrzymy­ wał daniny od tych patriarszych klasztorów, które się utrzy­ mały na ziemiach zdobytych przez Turków. Pod koniec XIV wieku dochody patriarchy zmalały tak dalece, że nie mógł nadal utrzymać na należytym poziomie patriarszego pałacu.14 Pałac przylegał do kościoła Świętej Mądrości i łączył się z nim krytymi przejściami. Zawierał biura urzędu i sale recepcyjne: do nich należały wielkie secretum i małe secretum; zbierały się w nich Synody zależnie od liczby uczest­ ników. Były tam też różne kaplice i wspaniały księgozbiór, który — jak się zdaje — przetrwał w całości do roku 1453. W czasach okupacji łacińskiej Wenecjanie zarządzali nim i uchronili go od szkody. Część mieszkalna pałacu przezna­ czona dla patriarchy była przyzwoita, lecz skromna. Po­ siadał on jednak wille podmiejskie, które mógł odwiedzać. Często wolał przebywać w jednym z pobliskich klasztorów. Najwyższym urzędnikiem przy boku patriarchy był po­ czątkowo synkellos; pełnił służbę politycznego doradcy oraz łącznika między dworami cesarskim i patriarszym. Zdaje się jednak, że urząd ten zaniknął w ciągu XIII wieku, po­ 14 Zob. L. Brehier, dz. cyt., II, 518—523.

Hierarchia

41

nieważ wewnętrzna organizacja małego dworu cesarskiego w Nicei uczyniła go zbędnym. W tymże czasie zniknął urząd archidiakona, zastępcy patriarchy we wszystkich sprawach liturgicznych. Utrzymało się jednak przez cały okres bizan­ tyński pięć wielkich urzędów. Na czele ich stał wielki eko­ nom czuwający nad posiadłościami i źródłami dochodu; sprawował on zarząd patriarchatu podczas interregnum. Obok niego stał wielki sakellarios, który — wbrew brzmie­ niu sw^ego tytułu — nie miał nic do czynienia ze sprawami pieniężnymi, lecz zawiadywał wszystkimi patriarszymi klasztorami. Do pomocy służyła mu jego własna kuria oraz zastępca zwany archontem monasterów. Wielki skewofylaks czuwał nad wszystkimi sprawami liturgii, a także nad świętym skarbem i relikwiami należącymi do patriarcha­ tu. Wielki chartofylaks miał początkowo pieczę nad księgo­ zbiorem; później po zniknięciu urzędu synkellosa i archi­ diakona pełnił służbę sekretarza stanu i kierownika spraw personalnych. Wymienienia wymaga też strażnik sakellionu, naczelnik patriarszego więzienia i wymierzający kary za przestępstwa przeciw prawom kościelnym. Tych pięciu dygnitarzy wchodziło w skład Świętego Synodu i górowało stopniem nad wszystkimi metropolitami. Mianował ich aż po rok 1057 cesarz. Dopiero wielki patriarcha Michał Cerulariusz uzyskał prawo ich mianowania, ale późniejsi ce­ sarze chcieli patriarchów tego prawa pozbawić. Do urzęd­ ników7 stopniem niższych od metropolitów należeli: referendariusz, który doręczał cesarzowi pisma pochodzące od pa­ triarchy, dalej mandaton zawiadujący codziennymi nabo­ żeństwami, logoteta — naczelny rachmistrz, protonotariusz, który przyjmował i przedkładał prośby, hieromnemon, któ­ ry organizował posiedzenia Synodu i obliczał głosy na nich oddane, hypomimneskon, naczelny osobisty sekretarz, oraz sekretarze pomocniczy i profesorowie patriarszej szkoły. Był też i mistrz ceremonii, i spora ilość kapłanów wspo­ magających patriarchę w jego obowiązkach kultowych. W ika liczba duchownych pełniących służbę przy kościele Beże Mądrości zaliczała się też do urzędu patriarszego.15 odobnie v/yglądały urzędy metropolitalne, mniejsze 15 Zob. tamże, 496—506.

42

11. Ustrój Kościoła

oczywiście od patriarszego. W każdym z nich był własny jego ekonom, skewofylaks, sakellarios, chartofylaks peł­ niący odpowiednią służbę na dworze metropolity. Dwory biskupów były skromniejsze, lecz podobne. Zdarzały się jed­ nak drobne miejscowe różnice. Dochody biskupów pochodziły z posiadłości położonych w obrębie diecezji i z danin płynących z monasterów, o ile te nie były założone przez cesarza lub patriarchę. Biskup otrzymywał też kanonikon, opłatę składaną przez kapłanów z okazji wyświęcenia. Władze świeckie nie lubiły tej opła­ ty i stale zachęcały kapłanów, by jej nie uiszczali. W roku 1295 cesarz Andronik II zniósł tę opłatę. Wnoszono ją jed­ nak i nadal i niełatwo było karać kapłanów, którzy odma­ wiali udzielania święceń, póki jej nie otrzymali. Biskup mógł także nałożyć opłatę za udzielenie ślubu. Oblubieniec składał sztukę złota, oblubienica zaś 12 łokci tkaniny.16 Przy każdym z biskupów urzędował sąd rozpatrujący spory, w których uczestniczyli duchowni. Odwołania szły do kurii patriarszej. Kanony uchwalone na najstarszych Synodach zabraniały duchownym jawienia się przed sąda­ mi świeckimi. Zakazu tego w zasadzie przestrzegano. Uwa­ żano, że biskup współpracuje z sądami świeckimi; a jeżeli był osobistością silną, górował nad miejscowym guberna­ torem. Gdy Andronik III zreformował ustrój sądownictwa świeckiego przez wprowadzenie sędziów wędrownych, któ­ rzy objeżdżali prowincje, kierownictwo miejscowego trybu­ nału powierzano biskupowi, a świecki sędzia odwiedzał go od czasu do czasu. Miało to swoje dobre strony, gdyż na­ jazdy nieprzyjacielskie uniemożliwiały często świeckim urzędnikom odwiedzanie pogranicza, co do biskupa nato­ miast — uważano, że winien on pozostawać na swym sta­ nowisku nawet pod zaborem nieprzyjacielskim. Zwycięscy Turcy niezbyt się temu sprzeciwiali. Ale w rzeczywistości wielu biskupów opuszczało swe stolice. W ostatnich dzie­ siątkach lat istnienia cesarstwa patriarcha musiał nieustan­ nie nakazywać biskupom, by powracali na swoje stanowis­ ka. W miastach zajętych trwale przez Turków nowTi wład16 Zob. L. Brehier, dz. cyt., II, 517—518.

Hierarchia

43

cy uznali ostatecznie biskupa za urzędnika zawiadującego sprawami ludności chrześcijańskiej.17 Dla sprawowania nadzoru nad wiejskimi połaciami die­ cezji biskupi w dawniejszych czasach wyznaczali do pomocy biskupów „ wiejskich” (chorepiskopoi). Później mianowano w tym celu egzarchę, czyli wizytatora. O organizacji pa­ rafii wiemy niewiele. Paroch bywał człowiekiem miejsco­ wym, którego przedstawiał naczelnik wioski, a mianował biskup. Parochem mógł być człowiek żonaty, jeśli zawarł małżeństwo przed osiągnięciem stopnia subdiakona i jeśli ani on sam, ani jego żona nie byli zawarli uprzednio mał­ żeństwa z kimś innym. W późniejszym okresie historii bi­ zantyńskiej bywał niemal zawsze człowiekiem żonatym; lu­ dzi bezżennych uważano za mniej czcigodnych. Jednakowoż jakiś miejscowy mnich mający święcenia kapłańskie mógł w razie potrzeby być mianowany zastępczo. Paroch utrzy­ mywał siebie i swój kościół z dziesięcin płaconych przez pa­ rafian i z dochodów majętności kościelnej: małego zazwy­ czaj skrawka ziemi, na której osobiście gospodarował. Prze­ ważnie był człowiekiem skromnego pochodzenia i niewiel­ kiej nauki, ale wyświęcenie przez biskupa zlewało nań łaskę wystarczającą do sprawowania sakramentów. Ścisły nadzór nad parafią sprawował egzarcha biskupi.18 Na ogół biorąc bizantyńska organizacja kościelna dzia­ łała bez tarć. Z późniejszego okresu dziejów większych skandali kościelnych znamy względnie mało. Cesarze, w przeciwieństwie do dawniejszych czasów, nie dokonywali już mianowań, które wywoływały oburzenie lub podykto­ wane były względami światowymi. Listy patriarchów pio­ runowały nadal przeciw biskupom nie rezydującym lub frymarczącym wymiarem sprawiedliwości. Ale ciągle przed­ siębrano środki, by położyć kres nadużyciom. Pewien ne­ potyzm trafiał się zawsze. Dozwalano biskupom ze swych dochodów zaopatrywać krewnych; biskupi korzystali z ta­ kich zezwoleń ręką nieco zbyt szczodrą. Największej troski przysparzało kurczenie się cesarstwa i coraz liczniejsze przechodzenie diecezji pod obce i coraz częściej innowier­ cze panowanie. 17 Zob. niżej, str. 92— 93. 18 Zob. L. Brehier, dz. cyt., II, 466— 467. 475—476.

44

II. Ustrój Kościoła

W przypisywanym Epifaniuszowi — w istocie pochodzą­ cym z wczesnych lat VII wieku, to jest zanim prowincja Illyricum została włączona do patriarchatu — spisie diece­ zji podlegających Konstantynopolowi wymieniono ich 524, z czego 371 leżało w Azji. W spisie „Taxis” ogłoszonym przez patriarchat około roku 901 ogólna liczba wynosi 505, z czego 405 azjatyckich. Większość Półwyspu Bałkańskiego była podówczas w posiadaniu Słowian i Bułgarów niedaw­ no na chrześcijaństwo nawróconych. Nieliczne ich Kościoły nie miały jeszcze własnej organizacji. Spośród 505 bisku­ pów 54 piastowało godność metropolitów, z których każdy miał pewien zespół biskupów pod swoją jurysdykcją. Ale było też 50 autokefalicznych arcybiskupów, którzy podle­ gali bezpośrednio patriarsze, lecz nie mieli biskupów sobie podwładnych. Te autokefaliczne biskupstwa powoli zaginę­ ły. Metropolie wyliczano wedle ich urzędowego starszeń­ stwa. Najstarszą była stolica w mieście Cezarea-Mazacha. Zaraz po niej widniał Efez, a po nim Heraklea Tracka, po tej zaś Ankyra. Tessalonika zjawia się w spisie „Taxis” dopiero na szesnastym miejscu, a inne europejskie stolice jeszcze niżej.19 Najazdy Turków i stopniowe podbijanie przez nich Azji Mniejszej zmieniło ten obraz. Konstantynopol początkowo nie chciał pogodzić się z tym, że utrata tylu azjatyckich diecezji jest ostateczna. Ale pod koniec XII wieku było już jasne, że Turcy przyszli, by pozostać. Wielu biskupów z ziem zajętych uciekło do Konstantynopola, zamierzając powrócić, gdy okoliczności zezwolą. Niektóre miasta bisku­ pie zostały zniszczone przez wojnę i nie było do czego po­ wracać. Ale sporo biskupów mogło powrócić, chociaż ich siedziby nie zostały oswobodzone; niewielka ich liczba wy­ trwała na stanowisku i potrafiła jakoś pełnić nadal swe obowiązki. Rządy tureckie nie sprzyjały jednak życiu miejskiemu; wiele miast szybko podupadło, z innych zaś ludność chrześcijańska odpłynęła. Wielu chrześcijan, któ­ rzy nie wyemigrowali, przyjęło w ciągu dwu lub trzech pokoleń wiarę swych nowych panów. Znaczna jednak ilość 19 Zob. H. Geizer, T e x te der N otitiae E piscopatum , Leipzig 1901, 3— 10.

Hierarchia

45

chrześcijan pozostała na ziemi tureckiej, większość w du­ żych miastach, a pewna ilość w odosobnionych wioskach górskich. Zazwyczaj nie czyniono im przeszkód w wyzna­ waniu ich religii; biskupom zaś pozwalano pozostać z nimi i — z wyjątkiem czasu wojny — utrzymywać łączność z Konstantynopolem. Natomiast dawny podział ziem ko­ ścielnych utracił swe znaczenie. Rizantyńczycy nie zdobyli się na wyrzeczenie się historycznych tytułów swych stolic; zresztą nie zawsze okazywało się to konieczne. Niektóre miasta, jak Cezarea lub Ankyra, zachowały swe dawne znaczenie i sporą część swej chrześcijańskiej ludności. Nie­ mniej przeto spisy patriarsze wykazują stałe zmniejszanie się liczby stolic metropolitalnych i podległych im bisku­ pich. Dostosowywano je różnie do rzeczywistości. Jeżeli miasto metropolitalne przestało istnieć, przyznawano cza­ sem tę stolicę któremuś z podległych jej biskupów. Tak było na przykład z tytułem metropolity Sardes: stolica ta zajmowała w starych spisach szóste miejsce; tytuł jej w XIII wieku, gdy Sardes nie było już niczym więcej jak wioską, nadano najstarszemu z podległych jej biskupów, biskupowi Filadelfii, które to miasto pozostało wolne i znaczne aż do końca XIV wieku. Podobnie biskup Heraklei Pontyjskiej otrzymał tytuł metropolity Klaudiopolis. Bywało, że stolicę metropolitalną, która straciła swych wiernych lub też była zbyt uboga, by utrzymać swą orga­ nizację, nadawano — tytułem jakby pożyczki — któremuś z sąsiednich żywotniejszych metropolitów. Formuła taka brzmiała: „kata logou epidoseos” — „zasadniczo tymczaso­ wo” . Biskup mianowany w ten sposób zwał się proedrus stolicy. Czasami, gdy było jasne, że jakaś stolica przepadła na zawsze, zachowywano jej tytuł przez nadanie go jako nazwy honorowej biskupowi, który mógł przebywać bardzo daleko od swej stolicy. Tak na przykład pod koniec XIV wieku Hiakintos Kritobulos, metropolita Ugro-Wołoszczyzny (na północ od Dunaju), miał drugi tytuł metropolity Melitene, miasta położonego niedaleko od brzegów Eufratu. Później nadawano tytuł metropolity ,,in partibus infidelium” wysokim dostojnikom duchownym na dworze pa­ triarszym, wynosząc ich w ten sposób do godności i powagi biskupiej. Zazwyczaj ten przyjął się później w Rzymie.

46

II. Ustrój Kościoła

Zajęcie różnych prowicji europejskich przez łacinników nie spowodowało takich następstw, gdyż wspólnoty grec­ kie nie uległy tam zmniejszeniu. Usuwano czasem biskupa greckiego, by zastąpić go łacińskim. Grecki przenosił się wtedy na dwór bizantyński i tam oczekiwał możności po­ wrotu. Jeżeli tam umarł, mianowano jego tytularnego na­ stępcę. Bywało, że grecki biskup pozostawał na miejscu obok biskupa łacińskiego; czasami — choć nieczęsto — nie usuwano w ogóle greka. W obu tych wypadkach wywie­ rano nań nacisk, by uznał zwierzchność Rzymu i podpo­ rządkował się wyższej hierarchii łacińskiej. Często mógł on pozostawać w jedności z Konstantynopolem i wtedy nie było przerwy w ciągłości rządów kościelnych. Wiele takich stolic Bizantyńczycy odzyskali. Biskupi chętnie i radośnie powracali pod władzę swych dawnych zwierzchników; albo też jeśli biskup został usunięty, powracał z wygnania on sam lub jego następca. Prawie natychmiast po odzyskaniu Konstantynopola przez cesarstwo w 1261 roku utraciło ono większość pro­ wincji azjatyckich. Skutkiem tego europejskie stolice bi­ skupie zyskały na znaczeniu. Historyczne stolice azjatyckie zachowały swe dawne pierwszeństwo: Cezarea i Efez, choć miasta te były w rękach obcych, zachowały swe pierwsze i drugie miejsce. Lecz Tessalonika już w początkach XIV wieku przesunęła się z szesnastego miejsca na dwunaste, a w parę lat później na czwarte, tuż po Heraklei Trackiej. Spisy z późniejszych lat cesarstwa wykazują coraz mniejsze liczby miast, a także zmiany w kolejności. „Ekthesis” Andronika II ułożone wroku 1299 wymienia stu dwunastu metropolitów, a więc dwa razy więcej, niż ich było o sto lat wcześniej, ale — poza Europą — mało który z nich ma więcej niż jednego lub co najwyżej dwu podległych sobie biskupów. Tych metropolitów, którzy dostali się całkowicie pod obce panowanie, umieszczono, z wyjątkiem kilku naj­ dostojniejszych, w spisie dodatkowym i nie przyznano im podległych biskupów. ,,Taxis” sporządzone w początkach XV wieku wymienia siedemdziesiąt osiem stolic metropoli­ talnych nadając im nazwę eparchii. Czterdzieści spośród nich nosi nazwy pozwalające się domyślać, że były jeszcze czynne jako metropolie. Ostateczny stan rzeczy można po­

Hierarchia

47

znać z memorandum ułożonego w roku 1437 dla Soboru w Bazylei. Wymienia ono sześćdziesięciu siedmiu metropoli­ tów, z których wielu nie ma podległych biskupów. Ziemie sąsiadujące z Konstantynopolem mają ich ośmiu, siedmiu zaś widzimy w Grecji. Na ziemiach podlegających Turcji było ich trzydziestu sześciu, a szesnastu w niepodległych krajach chrześcijańskich, jako to: Wołoszczyzna, Mołdawia, Ruś, Kaukaz i Trebizonda.20 Zmniejszaniu się liczby metropolii towarzyszyło udostojnienie tytułów. Metropolici najważniejszych stolic otrzy­ mali tytuł „egzarcha” z przydomkiem „arcyczcigodny” —hypertimos. Pod koniec XIV wieku metropolita Cezarei zwany był egzarchą Wschodu, metropolita Efezu egzarchą Azji, metropolita Heraklei egzarchą Tracji i Macedonii, metropolita Filippopolis egzarchą Europy. Niebawem przy­ znano egzarchat niemal wszystkim metropolitom, którzy się jeszcze ostali. Metropolita Tessaloniki jest zatem egzar­ chą Tessalii, a metropolita Nikomedii egzarchą Bitynii. Nie było to — jak się to wydawało niektórym historykom — usiłowanie zastąpienia utraconej wielkości pustym tytułem. Słowo ,,egzarchat” miało treść istotną. W dziedzinie świec­ kiej egzarcha był to rządca prowincji tak odległej od sto­ licy, że trzeba było go wyposażyć władzą wicekrólewską. Biskupi miewali swych egzarchów w tych okręgach wiej­ skich, których dla braku czasu nie mogli osobiście nawie­ dzać. Nadanie tej godności metropolicie w XIV i XV wieku było uznaniem przez patriarchę, że nie mógł on zarządzać osobiście obszarami podlegającymi obcej władzy. Metropolita-egzarcha mógł występować jako jego zastępca.21 Dalsze trudności wyniknęły z tego, że wzrastała stale nierówność obszaru podległego patriarsze i podległego ginącemu cesarstwu. Cesarz był wciąż uświęconym cesa­ rzem, głową chrześcijańskiego świata, obowiązany był 20 „Taxeis” z początków X IV i X V wieku ogłoszono w P.G., 107, 386— 394. 397— 404. W sprawie spisu z roku 1437 zob. T erre H od ierne G ra ecoru m , wyd. S. Lampros, „Neos Hellenomnemon”, 7 (1910) 360 ns. Stolice pod panowaniem tureckim — zob. A. Waechter, D er V erfall des G riech en tu m s in K leinasien in X I V Jahrhundert, Leipzig 1903, 61— 65. 21 Zob. L. Brehier, dz. cyt., II, 472— 473.

48

II. Ustrój Kościoła

udzielać Kościołowi państwowego poparcia. Teraz cesarz nie mógł już go udzielić. Jak wynika ze spisu z roku 1437, przeszło trzy czwarte metropolitów zasiadało na stolicach podlegających obcym mocarzom. Z tych niektórzy byli chrześcijanami, lecz niekoniecznie byli przyjaźni Konstan­ tynopolowi. Najważniejszym jednak z obcych władców był sułtan, więc pohaniec. To wikłało patriarchę w politykę zagraniczną, a jego interesy nie pokrywały się z interesami cesarza. Biskupi prawosławni pod panowaniem tureckim musieli być w coraz większym stopniu gotowi do sprawo­ wania rządów nad swą owczarnią w dziedzinie zarówno świeckiej, jak religijnej. Kościół stanął wobec nowych trosk i nowych zagadnień, o których się ojcom nawet nie śniło. Około roku 1453 położenie Kościoła było tak groźne i tak niezwyczajne, że było widoczne, iż dawno już wypadało myśleć o jakiejś przebudowie. Podbój turecki nie przyniósł może najszczęśliwszych rozwiązań, ale było to przynaj­ mniej jakieś rozwiązanie.

KLASZTORY (MONASTERY)*

Znamieniem stosunku Bizantyńczyków do religii było, że żywili oni wprawdzie głęboką cześć dla patriarchy i hie­ rarchii, ale osobiście w daleko wyższym stopniu podlegali wpływowi poszczególnych mnichów i świętych mężów. Od­ czuwali przykro każde uderzenie władzy państwowej w hie­ rarchię, chyba że uderzony hierarcha utracił był popular­ ność. Ale ilekroć doszło do zatargu pomiędzy hierarchią a monasterami — mnisi mogli zawsze liczyć na silne popar­ cie ze strony ludu. Bizantyński monastycyzm wielce się różnił od zachodnie­ go. Nie było określonej reguły; nie było zakonów. Każdy monaster miał swój własny ustrój, nadawany mu zwykle w chwili jego założenia. Ustrojów tych były dwa zasadni­ cze typy. Jeden z nich wywodził się w prostej linii od * Nazw „klasztor” i „monaster”, jako oznaczających to samo, używam na przemian bez różnicy (przyp. tłum.).

Klasztory

49

wczesnego monastycyzmu w Egipcie, żył tradycjami „ojców z pustyni” , owych ascetów, którzy uszli przed światem w dzicz, by tam żyć w świętej i kornej kontemplacji, po­ czątkowo samotnie, ale z biegiem czasu zbierając się w szczupłe grupy, tak by jedni drugich mogli nieco wspie­ rać oddając sobie wzajemne posługi i okazywać miłosier­ dzie. Grupa stwarzała to, co później nazwano ławrą. Typ drugi wywodził się z reform Bazylego Wielkiego, który dążył do uporządkowania i do większej pełności klasztor­ nego życia. Zdaniem jego, mnisi — monachoi — samotnicy powinni zawsze łączyć się we wspólnoty i w nich żyć w zupełnym komunizmie pod kierunkiem wybranego zwierzchnika, któremu należy się całkowite posłuszeństwo, oraz powinni nie tylko modlić się, lecz i pracować. Na jego to zaleceniach Benedykt oparł swoją regułę, z której wy­ rósł cały zachodni świat zakonny.22 Za panowania Justyniana I wyszły ustawy nakazujące każdej instytucji klasztornej oprzeć się na wzorach Bazy­ lego. Wszyscy mnisi musieli żyć gromadnie, a każdy monaster musiał mieć wspólny refektarz i sypialnię. Nie wolno było mieć cel osobnych; wyjątek dopuszczano w wypadkach odosabniającego uwięzienia wewnątrz lub zewnątrz bu­ dynku klasztornego. Mnich nie mógł posiadać osobistej własności. Przed złożeniem ślubów wieczystych mógł jak chciał rozporządzać swym świeckim mieniem, ale jeżeli był żonaty, żona jego i dzieci miały prawo do tej części jego majątku, która by im przypadła w razie jego śmier­ ci. Żona musiała przyzwolić na jego wycofanie się ze świa­ ta; zazwyczaj równocześnie wstępowała do klasztoru. Mnich mógł dziedziczyć jakieś mienie po wstąpieniu do klasztoru, ale tylko wtedy, jeżeli w chwili wstąpienia już rozporządził takim przyszłym spadkiem. Mnich — choć dawniejsze So­ bory tego zabraniały — mógł stać się opiekunem osoby małoletniej lub też zarządcą jej majątku. Każdy mężczyzna i każda kobieta mogli każdej chwili złożyć śluby zakonne. Nie mogli tego uczynić jedynie zbiegli niewolnicy i urzęd­ 22 W sprawie początków monastycyzmu zob. S. Schiwietz, Das M orgen län disch e M önchtum , Mainz 1904, I, passim, zwłaszcza 48— 90. 148— 225.

50

II. Ustrój Kościoła

nicy państwowi, których termin sprawowania urzędu nie był jeszcze wygasł. Nowicjat trwał trzy lata; w ciągu tych lat nowicjusz miał prawo powrócić do świata, jeżeli tego pragnął albo jeżeli uznano go za nie nadającego się do życia zakonnego. Po odbyciu nowicjatu nowicjusz składał profesję przed opa­ lem i składał śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Wtedy opat postrzygał mu włosy i wkładał nań habit, ,,szatę anielską” , oraz dawał mu pocałunek pokoju. Monaster wedle ustaw Justyniana podlegał nieograniczo­ nej władzy opata, który nosił nazwę higumena („kierow­ nika”) albo archimandryty („przywódcy owczarni” ). Obie­ rali go mnisi większością głosów; nie mógł jednak objąć urzędu przed otrzymaniem błogosławieństwa biskupa die­ cezji, który mu wręczał pastorał. Biskup też czuwał nad zakładaniem monasterów. W owych czasach wszystkie pra­ wie były zakładane przez ludzi świeckich. Nie można jed­ nak było rozpoczynać budowy, póki biskup nie oglądnął i nie pobłogosławił placu, nie ustawił na nim krzyża i nie zatwierdził dokumentów fundacji. Aż po czasy Justyniana istniała pewna ilość domów zakonnych, w których kobiety i mężczyźni żyli pospołu. Teraz zabroniono tego surowo. Monastery żeńskie miały ustrój ten sam co męskie. Ksieni była wybieralna i miała tę samą nieograniczoną władzę co opat. Opatowi podlegał ekonom zawiadujący świeckim ma­ jątkiem monasteru, dalej chartofylaks, czyli archiwista-rachmistrz, i bibliofylaks — bibliotekarz. Mnich nie musiał koniecznie być kapłanem, ale kapłan mógł zostać mnichem. W każdym domu zakonnym było kilku mnichów ze święceniami, a to by można było wy­ konywać tam kościelne obrzędy. Jeżeli obrany opat nie był kapłanem, udzielano mu zazwyczaj święceń. Kapelanów dla zgromadzeń żeńskich mianował biskup. Prawodawstwo cesarskie nie wnikało w wewnętrzne sprawy monasteru. Ustrój monasteru opierał się na dwu dokumentach fundacyjnych: brevion, które wymieniało upo­ sażenie i życzenia fundatora odnośnie do liturgicznych obo­ wiązków klasztoru, oraz typicon, określające prawa i obo­ wiązki mnichów. Opat podlegał wymaganiom wyrażonym w tych dokumentach, ale poza tym posiadał pełnię władzy

Klasztory

51

w dziedzinie dyscypliny. Mnichów nie stosujących się do reguły czy też w jakiś inny sposób źle się zachowujących karano przez zaostrzenie postów lub też inne surowe ogra­ niczenia. W razie poważniejszej przewiny zabraniano im uczestnictwa w nabożeństwach, nie udzielano im błogo­ sławieństwa, a w najcięższych wypadkach karano odosob­ nieniem i pozbawieniem swobody ruchów. Późniejsi pa­ triarchowie ogłaszali ustawy regulujące karanie mnichów; ale opat mógł zawsze okazać pobłażliwość. On też orzekał o liczbie i długości nabożeństw stosując się do nakazów brevion. Nabożeństwa polegały zwykle na śpiewaniu psal­ mów w godzinach kanonicznych, na modłach jedno- lub więcejgodzinnych, odprawianych przed świtem, po których 0 wschodzie słońca odprawiano poranną mszę świętą zwaną orthos. W przeddzień uroczystości wielkich świętych 1 większych świąt kościelnych oraz w dniach wyznaczo­ nych przez fundatora odbywały się nabożeństwa całonocne.23 Synod ,,quinisextyczny” , czyli ,,in Trullo” , wznowił i po­ twierdził ustawodawstwo Justyniana w roku 692; a uzu­ pełnił je przez zakaz obracania gmachów monasterów na inne cele i przekazywania zakonnego mienia w ręce świec­ kie. Ustalono też, że minimum wieku wymaganego od no­ wicjuszy ma wynosić dziesięć lat, a trwanie nowicjatu przedłużono o rok, przynajmniej dla tych kandydatów, którzy się zgłosili dobrowolnie. Już bowiem weszło było w zwyczaj, że zamykano w monasterach przestępców poli­ tycznych i natychmiast dokonywano postrzyżyn. Przymu­ sowe wstąpienie do zakonu stało się przez cały czas istnie­ nia Bizancjum zwyczajną dolą obalonych polityków i urzęd­ ników począwszy od cesarzy w dół.24 Wbrew woli Justyniana i nakazom ,,qumiisextycznego” Synodu nie dało się obalić ławr wraz z ich luźną przedbazyliańską organizacją. Gdzie istniały takie zgromadzenia 23 Zob.: Justynian, N ovellae, wyd. K. E. Zachariae von Lingenthal, 2 części, Leipzig 1881— 1884, I, 133. 535. 538. 539. 554;; A. Knecht, S ystem des Justinianischen K irch en v erm ö g en srech ts, Stuttgart 1905, 57— 60. 24 Zob. C. J. Hefele, H istoire des C onciles, przejrzana i przeło­ żona przez H. Leclercqa, 8 tomów in 16°, Paris 1907— 1921, III, 560 ns., zwłaszcza 568— 569.

52

II. Ustrój Kościoła

i wydawało się, że się rozsądnie rządzą, pozostawiono je w spokoju. Były szczególnie liczne w Syrii i Palestynie. Gdy kraje te dostały się w ręce Arabów, niektóre z tych wspólnot przeniosły się do Azji Mniejszej i tam się osie­ dliły. Obrazoburczy cesarze VIII wieku napotkali w mnichach najzawziętszych przeciwników, poczęli więc dążyć do ogra­ niczenia monasterów, jeśliby się nie dało całkiem ich się pozbyć. Ale ustawy wydane przez obrazoburców zostały zniesione jeszcze przed końcem stulecia, a odnoszące się do nich dokumenty zniszczono. Jedynym, co osiągnęły, było rozluźnienie nadzoru biskupów. Pojawiło się znowu wiele nadużyć, a z nimi monastery wspólne dla obu płci. Drugi Sobór Nicejski (787) wznowił dawniejsze nakazy, ale pozwolono na utrzymanie monasterów mieszanych tak dłu­ go, póki mężczyźni i kobiety mieszkali w całkiem odręb­ nych budynkach. W kilka lat później wyszła ustawa zabra­ niająca mnichom sprawowania opieki nad małoletnimi, choć mogli i nadal pozostawać kuratorami ich majątku. W tymże czasie Teodor Studyta wprowadził dalej sięgające reformy w zespole monasterów, nad którymi sprawował władzę. Zdaje się, że zamyślał o jakimś zakonie bez ściśle określonej reguły, przypominającym cokolwiek te na Za­ chodzie, które założyli nieco później kluniacy. Lecz tylko nieliczne zgromadzenia poszły po wskazanej przez niego drodze.25 Okres następny, sięgający aż do zdobycia Konstantyno­ pola przez łacinników, był to złoty wiek bizantyńskiego monastycyzmu. Nie wprowadzono wiele uiednostajnień. Za­ kładano wciąż nowe monastery: założycielami jednych byli świątobliwi mężowie, którzy zgromadzili wokół siebie pew­ ną ilość uczniów, inne zakładali bogaci ludzie świeccy, tak mężczyźni, jak i kobiety, jeszcze inne biskupi, patriarcho­ wie lub cesarze. Nadzór nad klasztorami zakładanymi przez patriarchę w jakimkolwiek bądź kraju sprawował urzędu­ jący w kurii patriarchatu sakellarios. Założonymi przez cesarza kierowali urzędnicy cesarscy bez żadnego kościel­ 25 Zob. A. Gardner, T h eod ore of Studium , his L ife and T im es, London 1905, zwłaszcza 66 ns.

Klasztory

53

nego pośrednictwa. Dekrety cesarskie nadawały nielicznym wielkim monasterom charakter „autodespotae” , który je uwalniał spod wszelkiej jurysdykcji świeckiej i duchownej. Miejscowy biskup posiadał pewne uprawnienia przy zakła­ daniu nowych monasterów. Jego sprawą było wyrażenie zgody i udzielenie błogosławieństwa miejscu przeznaczone­ mu pod budowę; on otwierał wykończone budynki. Czynił to procesjonalnie po odczytaniu dokumentów fundacyjnych. Zarządzono również, że fundator musi się postarać przynaj­ mniej o trzech mnichów, którzy mogliby zająć dane miej­ sce, skoro tylko biskup osadzi krzyż na placu budowy, a sam budynek musi być gotowy w przeciągu trzech lat.26 Zakładanie tylu nowych monasterów — przy czym każdy bywał wyposażony we włości, nieraz rozległe — jako też dary składane przez bogobojnych ludzi monasterom już uprzednio istniejącym zaczęły w końcu budzić niepokój. Cesarskie urzędy zatroskały się, widząc, jak rozległe prze­ strzenie ziemi przechodzą w ręce mnichów w wieczyste posiadanie. Ale ustawodawstwo X wieku zmierzające do ograniczenia tej hojności nie przyniosło skutków i w końcu je zarzucono. Również i mnisi poczęli mieć kłopoty, gdyż wiele ich majętności leżało daleko jedna od drugiej. Trzeba było mianować rządców, epitropoi. Ekonomowi niełatwo było sprawować nad nimi nadzór. Zdarzało się, że władze cesarskie lub kościelne oddawały fundację pod opiekę świeckiego kuratora powierzając mu zarząd włości, on zaś oddawał monasterowi dochód odpowiedni do jego potrzeb, zatrzymując dla siebie nadwyżkę, jaką mógł wygospodaro­ wać. Taki monaster zwał się charistieum, a jego kurator charisticarius. Władzom odpowiadał taki stan rzeczy, po­ nieważ sprzyjał on właściwemu zarządzaniu majątkiem. Ułatwiał jednak także nadużycia. Wielu fundatorów za­ strzegało sobie, że z ich fundacji nie powstanie nigdy charisticum.27 Niemal wszystkie monastery zachowywały teraz regułę bazyliańską; mnisi żyli we wspólnocie (cenobici), to jest 26 Zob. L. Bréhier, dz. cyt., II: In stitution s de VEmpire B yzan ­ tin, 545— 546. 27 Zob. tam że, II, 550— 559.

54

II. Ustrój Kościoła

prowadzili życie zespołowe. W monasterach wiejskich mni­ si przeważnie sami uprawiali pola, ale prawie każdy klasztor miał księgozbiór, niektóre z nich były dobrze utrzymane, a znajdowali się w monasterach mnisi przepi­ sujący rękopisy. Oczekiwano też od mnichów, że będą wspierać miejscowych ubogich i chorych. W monasterach miejskich mnisi posiadali zazwyczaj ogrody i sady, które pielęgnowali, lecz pierwszeństwo miała tam praca umysło­ wa, a działalność społeczna zataczała szersze kręgi. Mona­ stery dostarczały spowiedników rodzinom z sąsiedztwa i nauczycieli dla ich dzieci. Utrzymywały też gospody dla pątników, zapewniały opiekę chorym, prowadziły apteki i przychodnie. Wiele zakładów typica nadane przez funda­ tora zobowiązywały do pracy społecznej. Zakonnice równie jak mnisi pracowały z pożytkiem społecznie, opiekowały się porzuconymi dziećmi, pielęgnowały chorych; trafiały się nawet posiadające pożyteczne doświadczenie lekarskie. Wpływ, jakim się cieszyli mnisi i zakonnice, zawdzięczali oni przeważnie swej działalności społecznej. Przebywali wśród ludu i rozumieli jego potrzeby. Monastery były po­ żyteczne również dzięki temu, że dawały schronienie star­ com. Przebywali w nich ludzie, którzy inaczej staliby się ciężarem dla rodzin. Obok nich żyli — wcale nawet zamoż­ ni — wysłużeni urzędnicy albo wdowy, którzy pragnęli dożyć swych dni w atmosferze świętości. Przebywali tam wyzwoleni niewolnicy, skruszeni grzesznicy, a nawet pew­ na ilość przestępców ukrywających się przed okiem spra­ wiedliwości. Klasowego poczucia nie miewali. Potomek znakomitego rodu, który porzucił świat, pracował i modlił się obok chłopa, który również wybrał życie zakonne, a zasadniczo — choć nie zawsze tak w praktyce bywało — nikomu nie przysługiwały żadne przywileje. Chłopcu skromnego pochodzenia klasztor zapewniał najłatwiejszy sposób wybicia się, bo hierarchia kościelna uzupełniała swe szeregi przez zdolniejszych i lepiej wykształconych mni­ chów. Nie wszystkie jednak monastery zasługiwały na po­ ważanie. Niektóre po prostu dawały miłe i wygodne schro­ nienie rezydentom. W innych roiło się od próżniaczych mężczyzn i kobiet żyjących z żebraniny, a nie wstydzących się wynoszenia po kryjomu i sprzedawania książek i innych

Klasztory

55

skarbów z bibliotek. Inne znowu ulegały ciasnemu antyintelektualizmowi lub politycznym namiętnościom i uprze­ dzeniom.28 Monastery były rozrzucone po całym cesarstwie. Ich licz­ by nie da się określić. Beniamin z Tudeli, podróżnik z XII wieku, powiada, że w samym Konstantynopolu jest monasterów tyle co dni w roku. Rzeczywiście w mieście i na przedmieściach było ich podówczas nie mniej niż sto siedemdziesiąt pięć. Niektóre z nich, jak na przykład wielki monaster Studion, liczyły po paruset mnichów, inne nie więcej niż dziesięciu.29 Na przykład takie duże miasto jak Tessalonika miało w swych murach przynajmniej dwadzie­ ścia klasztorów.30 Ponadto na wsi było sporo monasterów dla płci obojga, a niektóre z nich tworzyły zespoły. W środkowym okresie dziejów bizantyńskich najsłynniej­ sze zgrupowania znajdowały się na stokach bityńskiego Olimpu. Teodor Studyta tam właśnie rozpoczął swą dzia­ łalność i obmyślał reformy.31 Inne zgrupowania osiedlały się przeważnie w jaskiniach na wzgórzach w Kapadocji. Mnisi tamtejsi w odróżnieniu od mnichów z Olimpu po­ święcali się raczej kontemplacji niż nauce lub pracy spo­ łecznej. Kiedy Turcy opanowali Kapadocję, wielu z tych mnichów uciekło i osiadło na górze Latmos na wybrzeżu Morza Egejskiego na południe od Smyrny. Tamtejsze spo­ łeczności mnisze słynęły w XII wieku z surowości życia.32 Najsłynniejsza z tych społeczności osiadła na górzystym półwyspie Athos. Ta Święta Góra udzieliła przytułku pu­ stelnikom już w początkach wieków średnich i rychło po­ wstało tam parę małych ławr. Zorganizowały się we wspólnotę pod wspólnym zwierzchnikiem zwanym protos. W roku 963 mnich z Trebizondy imieniem Atanazy, 28 Zob. L. Brehier, dz. cyt., II, 564— 565. 29 Zob. Beniamin z Tudeli, Itin era ry , przełożył M. N. Adler, Oxford 1907, 11. 30 Zob. O. Tafrali, T hessalon iąu e au qu atorzièm e sièc le , Paris 1913, 99— 107. 31 Zob. wyżej, 52. 32 Zob.: F. Miklosich i J. Millier, A cta et D iplom ata G raeca M edii A ev i Sacra et P rofana, G tomów, Vienna 1860— 1890, IV, 298— 301; J. Weigand, D er Latm os, Berlin 1913, passim.

56

II. Ustrój Kościoła

szczycący się przyjaźnią cesarza Nicefora Fokasa, założył tam wielki monaster zwany Wielką Ławrą. Wbrew swemu nazwaniu klasztor ten nie był ławrą, lecz rządził się studycką regułą cenobityczną. Przed końcem stulecia powstało na Górze jeszcze pięć nowych monasterów, a cesarz nadał temu zespołowi statut. Około roku 979 założono osobny mo­ naster dla Gruzinów, w roku 1169 dla Rusinów, dla Serbów zaś w roku 1197. W XI wieku amalfitanie mieli tam własne osiedle z obrządkiem łacińskim, a w początkach XII wieku pewien książę seldżucki nawrócony na chrześcijaństwo za­ łożył jeszcze jeden monaster. Statut Góry przewidywał istnienie rady, czyli Synodu, złożonej ze zwierzchników poszczególnych zakładów. Rada miała wybierać protosa i służyć mu jako ciało doradcze, on zaś korzystał z jej po­ mocy przy rozsądzaniu sporów między monasterami i za­ twierdzaniu wybranych Opatów. W roku 1052 dokonano rewizji statutu; nie istniała już wtedy pewna ilość star­ szych i mniejszych ławr. W tymże czasie Wielka Ławra liczyła siedmiuset mni­ chów, a cała ludność półwyspu dochodziła do dziesięciu ty­ sięcy. Dla kobiet nie było klasztoru. I w rzeczy samej nie dopuszczano oficjalnie na Górę żadnej istoty rodzaju żeń­ skiego. Nie można było tego zakazu rozciągać na ptaki w powietrzu; z biegiem czasu dopuszczono, choć niechętnie, kury, a jeszcze później kocice, gdyż myszy i węże rozmna­ żały się nadmiernie szybko. Zakaz ten zasadniczo nie miał na celu zapewnienia czystości, ale był oznaką czci dla pa­ tronki Góry — Najświętszej Dziewicy, z którą żadna istota nie mogła się porównywać. Od mnichów wymagano życia bardzo surowego. Lecz już pod koniec XI wieku poczęto przyjmować braci świeckich do pomocy przy pracy w go­ spodarstwie i w ogrodzie oraz chłopców do osobistej posłu­ gi. Wynikało z tego nieraz zgorszenie, zwłaszcza że owcza­ rze ukradkiem próbowali sprowadzać ze sobą kobiety. Każdy monaster posiadał łodzie, żeby móc łowić ryby, do­ wozić z lądu zapasy czy zakupione tam drwa. Większość monasterów nabyła na lądzie posiadłości, z którymi mu­ siała utrzymywać stosunki. Trzeba było ustanawiać rząd­ ców dla tych odległych majątków. Wielka Ławra utrzy­ mywała w Konstantynopolu osobnego urzędnika, który był

Klasztory

57

jej przedstawicielem dyplomatycznym i załatwiał sprawy pieniężne. Pod koniec XII wieku monastery na Olimpie podupadły i nie podźwignęły się nigdy po najazdach turec­ kich z poprzedniego stulecia; góra Latmos była niebezpiecz­ nie blisko granicy. Athos zaś utrzymało się jako bez­ sprzecznie najważniejszy ośrodek zakonny. Historia póź­ niejszego monastycyzmu to przeważnie historia Athos.33 W tymże czasie monastery typu ławr zaniknęły można powiedzieć zupełnie. Ale wspólnota życia w monasterach typu bazyliańskiego lub studyckiego miała tę złą stronę, że niemożność odosobnienia uniemożliwiała świątobliwą kontemplację. Niełatwo przychodziło uprawiać mistykę w takim klasztorze. W dawniejszych czasach kto chciał od­ dawać się kontemplacji, osiedlał się jako pustelnik w ja­ kiejś dalekiej jaskini albo na szczycie słupa, gdzie umar­ twiał swe ciało. Jeżeli jego schronienie było dostatecznie niedostępne, pozostawiano go w spokoju. Lecz jeżeli było dostępne, poczynał się rozchodzić rozgłos jego świętości i tłumy wszelkiego rodzaju pątników schodziły się do niego po poradę polityczną i duchową. Święty taki jak Szymon Słupnik (Stylita) stawał się naprawdę potęgą w państwie. Ale w środkowym okresie dziejów Bizancjum tacy święci indywidualiści zjawiali się coraz rzadziej. Ostatni wymie­ niany stylita, imieniem Łukasz, żył w X wieku.34 Cokol­ wiek młodszy, ale mu współczesny, także Łukasz, był ostatnim samotnikiem-pustelnikiem, który wywierał jakiś wpływ polityczny. Zarządcy prowincji greckich odwiedzali jego pustelnię w Styris, by zasięgnąć jego rady. Sława jego dotarła aż na dwór cesarski dzięki temu, że trafnie prze­ powiedział odzyskanie przez Bizantyńczyków Krety na Saracenach. Gdy zmarł, cesarz wydał dekret obracający jego pustelnię w monaster.35 Lecz pod koniec X wieku pustelnik chronił się w jakieś miejsce takie jak góra Athos, gdzie świat go już nie mógł dosięgnąć, gdzie on sam natomiast miał dostęp do duchowej pociechy. To wynikało z rosną­ 33 W sprawie göry Athos zob. P. Meyer, D ie H au pturkunden fü r die G esch ich te der A th o s -K lo s te r , Leipzig 1894, passim. 34 Zob. H. Delehaye, Les Saints Stylites, Bruxelles 1923, pas­ sim. 35 Zob. V ita Sancti L u cae Junioris, P.G., 111, 441— 480, passim.

58

II. Ustrój Kościoła

cego przywiązania Bizantyńczyków do obrzędowości. Na­ wet człowiek święty nie zdołałby się wyrzec uczestniczenia w sakramentach. Istniały przepisy ułatwiające spełnianie życzeń pustel­ ników i mistyków, którzy pragnęli pozostać cząstką zespo­ łu zakonnego. Mnich mógł otrzymać zezwolenie opata na opuszczenie monasteru i osiedlenie się w miejscu, gdzie miał zapewnioną większą samotność, a nawet w celi pu­ stelniczej. Częściej jednak zdarzało się, że mnich otrzymy­ wał osobną celę w obrębie lub w sąsiedztwie monasteru; zwalniano go też od spełniania niektórych prac. Zasadniczo monaster mógł liczyć tylko pięciu takich samotników, czyli kelliotów. Władze kościelne uważały raczej, że mistycy winni prowadzić nadal życie społeczne, póki nie staną się zupełnie pewni swego powołania. Symeon zwany Nowym Teologiem, który stworzył w wieku XI późniejszą szkołę bizantyńskiego mistycyzmu, spędził większą część swego życia w czynnym cenobitycznym monasterze w Konstanty­ nopolu, a wycofał się na wieś dopiero, gdy został wygnany na skutek klasztornej intrygi. Ale nawet na wsi kierował nieliczną wspólnotą zakonną.36 Podbój przez łacinników przerwał ciągłość bizantyńskie­ go życia zakonnego. Na obszarach zajętych przez łacinni­ ków ograbiono i zniszczono wiele monasterów; stało się to zwłaszcza podczas ograbienia Konstantynopola w roku 1204. Do innych wprowadziły się zakony łacińskie, jak na przy­ kład do monasteru w Dafne pod Atenami, gdzie przez dwa stulecia przemieszkiwali cystersi. Monastery, które pozo­ stawiono grekom, ograbiono z ich włości. Klasztory z góry Athos utraciły większość swych posiadłości na lądzie, lecz niebawem odzyskały je, gdy cesarze nicejscy opanowali Macedonię. Dwór nicejski był zbyt oszczędny, by zakładać monastery. Jedyną ważniejszą fundacją w tych czasach był w Efezie monaster Świętego Grzegorza Cudotwórcy, zało­ żony przez uczonego Nicefora Blemmydesa, który dołączył doń wspaniałą szkołę. Także w despotacie Epiru powstało parę monasterów. W cesarstwie Trebizondy życie zakonne 36 Zob. Nicetas Stethatus, V ie de S ym eon le N ou veau T h eolo­ gien, wyd. wraz z przekładem francuskim i z,e wstępem I. Haus­ herr i G. Horn, „Orientalia Christiana” , 12, Romae 1928.

Klasztory

59

nie doznało przerwy. Wielki monaster Súmela, założony w V wieku, a stale na nowo obdarowywany przez Wielkie­ go Komnena, uchodził pod koniec wieków średnich za naj­ bogatszy klasztor na całym Wschodzie.37 Gdy Michał VIII odzyskał Konstantynopol, zastał zubo­ żałe tamtejsze monastery w stanie upadku. Niektóre znik­ nęły zupełnie, inne straciły całe mienie. Zarządził więc w porozumieniu z władzami kościelnymi połączenie domów mniejszych i uboższych w instytucje żywotne. Ani on sam, ani jego następcy nie zakładali nowych, woleli odbudowy­ wać i wyposażać dawniejsze. Sam Michał odbudował mo­ naster Świętego Demetriusza i nadał mu nową nazwę. Cór­ ka jego Maria, wdowa po mongolskim ilchanie imieniem Abaga, odnowiła monaster znany później pod wezwaniem Marii od Mongołów. Dostojny Teodor Metochites odbudo­ wał monaster zwany „Wiejskim” (Chora). Jemu przypadła zasługa zamówienia dlań mozaik i malowideł ściennych (fresków), będących po dziś dzień najmilszymi może oku zachowanymi pomnikami sztuki bizantyńskiej.38 Nowe kla­ sztory powstawały jedypie na prowincji, jak na przykład w mieście Mistra, stolicy despotatu Morei, w Megaspileon na Peloponezie lub w miastach położonych bardziej na pół­ noc, jak Kastoria.39 Skały o dziwacznym wyglądzie w miej­ scowości Meteora w Tessalii, gdzie od dawna chronili się eremici, w początkach XIV wieku udzieliły schronienia ca­ łemu skupisku monasterów zawdzięczających swe powsta­ nie głównie pobożnej hojności królów serbskich. Utworzyły one mniszą republikę wzorowaną na tej z góry Athos.40 37 W sprawie fundacji nicejskich zob. Nicephorus Blemmydes, Curriculum V itae et Carmina, wyd. A. Heisenberg, Leipzig 1896, 39; w sprawie Trebizondy zob. Mgr Chrysanthos, H e E kklesia tes T rapezountos, Ateny 1933, 471— 478; F. Miklosich i J. Müller, dz. cyt., V, 276— 281. 38 Zob. R. Janin, La G éogra ph ie ecclésia stiq u e de VEmpire Byzantin, I, III: Les Eglises et les m on astères, Paris 1953, 95. 222— 223. W sprawie kościoła „Wiejskiego” zob. P. A. Underwood, T he K a riye D jam i, 3 tomy, New York 1966, I, 316. Jedyny mo­ naster założony przez Michała VIII znajduje się na wyspie Oksja. 39 Zob. F. Miklosich i J. Müller, dz. cyt., V, 191— 193. 40 Zob. D. M. Nicol, M eteora , th e R ock M onasteries of T hessaly, London 1963, 70.

60

II. Ustrój Kościoła

W ostatnim okresie dziejów bizantyńskich monastery były zatem mniej liczne i uboższe niż poprzednio. Ale — zważywszy powszechny ubytek ludności i jej zubożenie — odsetek liczby mnichów w stosunku do liczby ludności i udział mnichów w ogólnym majątku społeczeństwa pozo­ stał prawdopodobnie ten sam. Prześladowania, jakie ich dotknęły, okazały się w pewnej mierze pożyteczne. Od czasu obrazoburców monastery nie brały żywszego udziału w ży­ ciu umysłowym, a nawet duchowym. Z małymi wyjątkami, takimi jak Teodor Studyta i Symeon Nowy Teolog, główni myśliciele w dziedzinie religijnej byli członkami hierarchii albo wręcz ludźmi świeckimi. Począwszy natomiast od ro­ ku 1261 monastery wzięły znowu żywy udział w rozwoju myśli religijnej. Szczególnie góra Athos stała się ośrodkiem wymiany myśli teologicznej. Ale okoliczność, że główny ośrodek zakonnego życia umysłowego znalazł się na samot­ nej niedostępnej górze, daleko od intelektualnych kół Kon­ stantynopola, miała także swe złe strony. Mnisi nie musieli być antyintelektualistami, choć wielu z nich pochodziło z warstw ubogich i posiadało zaledwie zaczątki wykształ­ cenia. Księgozbiory ważniejszych klasztorów na górze Athos były obfite, starannie utrzymywane i wykorzystywa­ ne. Pracowlali w nich kopiści przepisujący rękopisy za­ równo świeckie, jak i o treści religijnej. Ale czaiła się w tym wszystkim nieunikniona podejrzliwość w stosunku do nauka świeckiej. Na Górze nie zabrakło i zgorszenia. W roku 1292 cesarz Andronik II poddał domy, podlegające dotąd pobłażliwemu nadzorowi cesarza, pod bezpośrednie rządy patriarchy Ata­ nazego I. Był to mąż przestrzegający ścisłej karności i dla­ tego powierzano mu monastery. Po upływie dwudziestu lat wydał on bullę, która jeszcze bardziej zaostrzyła ustrój Góry.41 W roku 1402 Manuel II, widząc, jak dyscyplina w monasterach znowu się rozluźniła, oburzony wydał po­ stanowienia zaostrzające regułę.42 Częściową przyczyną te­ go zamieszania było to, że na Górze wyrósł nowy typ monasteru. Typ ten zwał się „idiorytmiczny” . Każdy mnich miał 41 Zob. P. Meyer, dz. cyt., 54. 190— 194. 42 Zob. tam że, 203— 210.

Klasztory

61

swoją własną celę i zatrzymywał część swego osobistego mienia, a z towarzyszami swymi spotykał się tylko w czasie nabożeństw oraz na wieczerzach w ważniejsze święta. Poza tym mógł żyć samotnie lub łączyć się z jakąś małą grupą. Te grupy, zwane „rodzinami” , obierały sobie przełożonego, którego obowiązkiem było przestrzeganie karności. Gro­ madki te nie miały opata. Zwierzchnik, którego urząd był ograniczony w czasie, pełnił obowiązki kierownika i był przedstawicielem monasteru na Świętym Synodzie Góry. Mnich żyjący w monasterze idiorytmicznym nie gardził żadną pracą; ale nie było nikogo, kto by go do pracy zmu­ szał. Karność zatem musiała się rozluźniać. Ten system mógł służyć jedynie ludziom oddającym się kontemplacji, którzy pragnęli, by pozostawiono ich w spokoju, ale był aż nadto wygodny dla tych, co pragnęli łączyć świętość z próżniactwem. Manuel II byłby chętnie skasował regułę idiorytmiczną, ale było już za późno.43 W tym okresie mnisi poczęli odgrywać poważniejszą rolę w politycznym życiu Kościoła. Potencjalną siłą polityczną byli zawsze; wysunęli się naprzód za czasów obrazoburców, okazując się głównymi przeciwnikami polityki cesarskiej. Jednakowoż w późniejszych stuleciach nie odczuwano zbyt­ nio ich wpływu. Ale od XIII wieku począwszy istniało w Kościele stronnictwo zazwyczaj popierane przez mona­ stery stojące prawie stale w opozycji wobec dworu cesar­ skiego i wyższej hierarchii. Nie przeprowadzono nigdy wy­ raźnej linii przegradzającej te stronnictwa, a przedmioty sporów zmieniały się. Na ogół stronnictwo zakonne było równocześnie zachowawcze i demokratyczne. W sprawach religii popierało tradycję i sprzeciwiało się zajadle wszelkim ustępstwom mogącym doprowadzić do zjednoczenia (unii) z Zachodem. Spoglądało też podejrzliwym okiem na filozo­ fów^ którzy usiłowali wdzierać się w dziedzinę teologii nie zważając na jej apofatyczne dziedzictwo. Równocześnie zaś przeciwstawiało się cesarskiemu absolutyzmowi, przyganiało zbytkowi panującemu na dworze i wśród wyższej hierarchii, ale wchodziło chętnie w sojusze z posiadaczami majątków ziemskich, których interesy gospodarcze nie by­ 43 Zob. tam że, 57 ns.

62

II. Ustrój Kościoła

ły odmienne od interesów wielkich monasterów. Zobaczy­ my, jak ważką rolę odegrały te stronnicze spory w spra­ wach, które w późniejszym okresie zamąciły życie Kościo­ ła bizantyńskiego. Cała świecka ludność Bizancjum wplątała się w te koś­ cielne spory wschodniego chrześcijaństwa. W chrześcijań­ stwie wschodnim świeccy znaczyli o wiele więcej niż na Zachodzie. We wczesnym okresie chrześcijaństwa ludzie świeccy odgrywali poważną rolę w organizacji Kościoła •i ta tradycja nigdy nie zaginęła na Wschodzie, gdzie świec­ cy nie zaprzestali przyjmować Komunii pod dwiema posta­ ciami. Duchowieństwo otoczone było poważaniem ze wzglę­ du na sukcesję charyzmatyczną, która dawała mu władzę sprawowania sakramentów, ale wedle poglądów wschodnich nie mogło dopełniać sakramentu samo, to jest bez udziału zgromadzenia wiernych. Laikat zatem uczestniczył w tym rozumieniu w służbie ołtarza. Ludzie świeccy nie byli po­ zbawieni charyzmatu. Chrzest czynił z nich ,,lud Boży, kró­ lewskie kapłaństwo” . W razie potrzeby każdy ochrzczony, mężczyzna czy kobieta, mógł dokonać obrzędu chrztu. Teo­ logia nie była też wyłącznością kapłanów. Duch Święty mógł jednakowo natchnąć każdego świeckiego.44 Takie pojęcia były zgodne z rozsądkiem wobec tego, że poziom wykształcenia był w Bizancjum wysoki. Na Zacho­ dzie najazdy barbarzyńców przelały na Kościół wyłączną troskę o nauczanie; na Wschodzie natomiast nauczanie świeckie nie doznało nigdy przerwy. Prawdą jest, że na­ uczanie małych dzieci powierzano zazwyczaj mnichom i że wiele monasterów utrzymywało szkoły, a Akademia Pa­ triarsza, najstarsza szkoła, która przetrwała po dziś dzień, dostarczała nauki na wysokim poziomie. Lecz kształcenie młodzieży było sprawą istotnie świecką. Uniwersytet — choć jego działalność doznawała często przerwy — był in­ stytucją państwową, nie zaś kościelną.45 Nawet klerycy, którzy w młodych latach wstępowali do stanu duchownego, przeszli byli już zwykle przez jakąś szkołę świecką. Wielu 44 O znaczeniu stanu świeckiego zob. D. J. Geanakoplos, dz. cyt., 79— 80. 45 W sprawie nauczania zob. niżej, str. 127 ns.

Klasztory

63

z wybitnych teologów wstępowało w szeregi duchowień­ stwa dopiero w późniejszym okresie życia albo też pozosta­ wało świeckimi aż do śmierci. Cesarz uskarżał się na So­ borze Florenckim w roku 1439, że jego świeccy doradcy są znacznie uczeńsi od jego biskupów.46 Ta wiekowa tradycja uczoności świeckiej utrudniała Kościołowi opanowanie my­ śli religijnej i filozoficznej. Gdy w Bizancjum rozpętywały się wśród duchowieństwa spory, wykształceni ludzie świeccy wykazywali zrozumiałą skłonność do sojuszu z dworem i z wyższą hierarchią, któ­ rej wielu przedstawicieli otrzymało wykształcenie świeckie. Tym przeciwstawiali się mnisi, a spośród członków hie­ rarchii ci, którzy wychowali się w szkołach kościelnych. Ale ta normalnie zaznaczająca się linia podziału zacierała się wtedy, gdy dochodziło do sporów, jak na przykład palamickie, które dotykały zasadniczego, choć wysoce niejas­ nego teologicznego zagadnienia. Ponadto intelektualiści świeccy mieli własne poglądy w sprawach teologicznych i nie zawsze postępowali zgodnie z zaleceniami hierarchii dworskiej. W tych wypadkach stroną silniejszą bywali mni­ si, gdyż pospólstwo podlegało ich wpływowi. Ich społeczna działalność charytatywna zapewniała im kontakt z ludem i pozyskiwała jego miłość. Ale nie tylko ona. Mnisi dostar­ czali nauczycieli, a co więcej, spowiedników i duchowych doradców, a to poszerzało zakres ich przewodnich wpływów moralnych. Członkowie hierarchii rzadko kiedy występo­ wali jako doradcy duchowi. Znamy co prawda wypadek, że jeden z metropolitów Chalcedonu był około 1400 roku duchowym doradcą i spowiednikiem pewnej szlachetnej niewiasty imieniem Eudoksja; zachowały się jego listy do niej, godne podziwu dla swego spokojnego zdrowego roz­ sądku. Ale na ogół nawet najbogatsze rody zwracały się do mnichów i siłą rzeczy musiały w pewnym stopniu ulegać ich poglądom.47 46 Zob. J. Gili, dz. cyt., 228— 229. W sprawie doradców duchowych w późniejszym okresie bi­ zantyńskim zob.: S. Salaville, Une L ettre et un discours inédite de T h éolep te de Philadelphie, „Revue des Etudes Byzantines’’, 5 (1947) 101— 115, i V. Laurent, La d irection spiritu elle des gran­ des dam es de B yzan ce, tamże, 8 (1950) 64— 84.

64

II. Ustrój Kościoła

Kościół cieszył się wpływem niezmiernym, ale niestałym. Bizantyńczyk był człowiekiem głęboko religijnym, zwłasz­ cza pod dwoma względami: żywił głęboki podziw dla tego, co uważał za świętość; żywił też namiętne przywiązanie do rodzimej liturgii. Obrzęd religijny był dlań najważniej­ szym wyrazem jego wiary. Gdy uczestniczył w nabożeń­ stwie odprawianym w kościele, do którego stale uczęszczał, był świadom, że sam jest cząstką Kościoła Chrystusowego; stykał się osobiście z Bóstwem. Pozbawienie go prawa do uczestnictwa w nabożeństwach odczuwał jako największą karę. Nabożeństwo wymagało jednak kapłanów, a kapłan mógł mu odmówić udzielenia Komunii. Ekskomunika była karą rzadko stosowaną; ale była tym straszniejsza, że nie­ często stosowana. Co więcej: gdzie nie było wyświęconego kapłana, tam nie można było odprawić misterium Eucha­ rystii. W najbardziej zacofanej wsi, gdzie kapłan był właś­ ciwie takim samym chłopem jak inni z gromady i dzielił z nią jej codzienne życie, pozostawał wciąż kapłanem, moż­ na powiedzieć czarnoksiężnikiem, którego poczynania były niezbędne, jeżeli gromadzie miało się dobrze powodzić. Ka­ płan usiłował wypełniać jak mógł najlepiej zalecenia swych przełożonych. Ci jednak przebywali daleko, a egzarcha bis­ kupi nie mógł czasem odwiedzać go w regularnych odstę­ pach czasu. W takich wypadkach kapłan przekazywał swo­ je trudności opatowi najbliższego monasteru. Bywało tak na przykład w Grecji za panowania Franków, że hierarcha był łacinnikiem lub latynizującym. Wtedy wiejski kapłan utrzymywał nieskażoną tradycję praojców; stawał się miej­ scowym bojownikiem greckiego prawosławia. Ta jego rola rozrastała się przez stulecia panowania tureckiego. Wierny przebywający w mieście mógł udać się do wiel­ kiej katedry, gdzie obrzędy odprawiane przez biskupów były wspanialsze i silniej działające na wyobraźnię. Nabo­ żeństwa w kościele Bożej Mądrości urzekały szczególniej­ szym urokiem aż do ostatka. Ale w końcowym okresie dzie­ jów bizantyńskich wyraźna była skłonność do budowania coraz mniejszych kościołów. Lubiono je, ponieważ przeni­ kał je nastrój bardziej swojski. Bizantyńczyk czcił wielką tradycję, której przedstawicielami byli cesarz i patriarcha. Wspaniałe obrzędy w pałacu cesarskim i w „Wielkim Koś­

Klasztory

65

ciele” były cząstką jego własnej ojcowizny, bronił więc ich zajadle przed każdym zagrożeniem z zewnątrz. Ale świę­ tość wywierała nań wrażenie jeszcze większe. Świętość mierzył miarą widzialnej pozaświatowości, dostrzegał ją w ubóstwie i prostocie oraz w zaparciu się siebie. Za daw­ nych czasów bywał posłuszny raczej stylicie lub pustelni­ kowi niż biskupowi. W czasach późniejszych wywierali nań największy wpływ pokorny proboszcz i dobroczynny mnich uczestniczący w jego powszednim życiu. Tacy ludzie rozu­ mieli duszę pospólstwa; dzielili jego uczucia i przewodzili jego poglądom. Dwór, hierarchia i intelektualiści mogli się ze sobą kłócić; cesarz mógł pozbawiać urzędu dostojników, a nawet patriarchę. Ale w każdym mieście na Wschodzie władzą najwyższą bywał zawsze tłum. W Bizancjum dema­ gogami — tej nazwy nie należy rozumieć tu w jej złym znaczeniu — byli ubodzy kapłani i mnisi. Większość ich szanowała powagę zwierzchności i powagę nauki, ale kie­ rowali się prostą i uczuciową wiarą w odziedziczoną świętą tradycję. Cesarza i patriarchę otaczała cześć, ale żaden z nich nie mógł liczyć na poparcie ludu, jeżeli uraził jego instynktowne odczucia dobrego i złego. Jeżeli wydało się ludowi, że wielcy tego świata dopuścili się bezprawia, lud dawał posłuch swym znajomym duchowym przewodnikom, a karność kościelna nie miała dość sił ani należytej orga­ nizacji, by złamać opory. Stara chrześcijańska wiara w re­ ligijną demokrację dawała o sobie znać. Ustrojowa elastyczność nie przynosiła Kościołowi jedy­ nie szkody. Była chwila, że istotnie prowadziła do chaosu i mogła być dla państwa uciążliwa. Ale jest rzeczą zna­ mienną, że w Bizancjum nie doszło nigdy do jakichś ludo­ wych prądów antyklerykalnych, nie spotkamy tam nic, co by mogło się równać z wrzeniem wywołanym przez waldensów albo lollardów na Zachodzie lub z protestantyz­ mem. Uderzano w hierarchów, ale tylko w ich osoby. Niż­ sze duchowieństwo, chociaż niekarne, dochowywało wier­ ności samej idei Kościoła. Prawda, że ruch ,,zelotów” w Tessalonice w XIV wieku może się na pierwszy rzut oka wydać antyklerykalny. ,,Zeloci” bowiem zaczęli od zagrabienia własności biskupa i monasterów. Głosili jednak, że działają w obronie interesów źle opłacanego niższego duchowień­

II. Ustrój Kościoła

66

stwa. Nie żywili niechęci do Kościoła, lecz jedynie do nie­ równości w wyposażeniu duchownych. Chcieli zmiany w szczegółach, lecz nie w ustroju. Ruch ich załamał się nie pod naciskiem czynników zewnętrznych, lecz dlatego, że nie doznał poparcia ze strony kapłanów i mnichów, któ­ rym — jak głosili — chciał przyjść z pomocą.48 Przeciwstawiając sobie w Bizancjum Kościół i państwo nie możemy rozumieć przez to wyłącznie rządu i hierarchii. W sporach tych zjawiał się też trzeci czynnik, a mianowicie lud. A jeżeli jest prawdą, że głos ludu jest głosem Boga, to w Bizancjum Bóg przemawiał ustami pokornych szarych sług swego Kościoła. 48 Zob. niżej, str. 82— 83.

Rozdział trzeci KOŚCIÓŁ I PAŃSTWO

Najważniejszym praktycznym zagadnieniem stojącym przed każdym zorganizowanym Kościołem jest jego stosu­ nek do państwa. Być może, że jedynym jego zupełnym roz­ wiązaniem jest panowanie świętych, czyli teokracja, czy nim będzie coś przypominającego rządy anabaptystów w Münster, czy też plenitudo potestatis, której domagali się późniejsi średniowieczni papieże. Ale każdy Kościół chrze­ ścijański musi mieć zawsze w pamięci słowa Chrystusa rozróżniające między tym, co Boskie, a tym, co cesarskie. Dla chrześcijanina początkowych czasów, sprzed dni Kon­ stantyna, sprawa przedstawiała się dostatecznie jasno. Miał on obowiązek być dobrym obywatelem. Piotr mu nakazy­ wał: ,,Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchnośoi ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu władzę, czy to namiestnikom...” , i dalej: „Boga się bójcie, czcijcie króla!” (1 P 2, 13. 17). Wczesne wspólnoty chrześcijańskie czyniły, co mogły, by być posłuszne prawu. Trudności po­ wstały, gdy cesarz począł rościć sobie prawa do czoi bos­ kiej. Z tym się chrześcijanin nie mógł pogodzić. Stąd wyni­ kły prześladowania. Zwycięstwo krzyża położyło im kres, ale stworzyło zagadnienia innego rodzaju. Cesarz bowiem nie twierdził już, że jest samym Bogiem, lecz że jest przed­ stawicielem Boga na ziemi. Obalić to twierdzenie nie było bynajmniej łatwo. Teoretycznie biorąc prawną podwaliną rzymskiego impe­ rium była „lex de imperio” , na mocy której lud przele­ wał na cesarza swój udział we władzy zwierzchniej. Za cza­ sów Konstantyna drugi uczestnik władzy najwyższej, to

68

III. Kościół i państwo

jest senat, utracił już był w rzeczywistości swe stanowisko.1 Jako przedstawiciel ludu cesarz był Pontifex Maximus. Na nim ciążył obowiązek składania bogom ofiar w imieniu ludu. Gdy z kolei lud stał się chrześcijańską oikoumene, ce­ sarz pozostał nadal jej przedstawicielem i Pontifex Ma­ ximus. Był też i źródłem prawa. Gdy trzeba było prawo zmienić tak, by objęło i zasady chrześcijańskie, nikt inny tylko cesarz mógł tego dokonać. Ale Kościół miał już swoją własną hierarchię, która była powołana do zaspokajania je­ go potrzeb i strzeżenia jego karności. A jeżeli chodziło o sprawy wiary, wszystkie zgromadzenia oikoumene winny były się zebrać na Soborze i oczekiwać Boskiego natchnie­ nia. Gdzież w takim stanie rzeczy było miejsce dla chrześ­ cijańskiego cesarza? Dusza jego nie miała wartości większej niż każda inna dusza chrześcijańska. Cesarz nie był bis­ kupem ani nawet kapłanem, a jednak był przedstawicielem oikoumene wobec Boga, był jej najwyższym kapłanem i jej prawodawcą. Nie można było odmawiać mu władzy.1 2 Kon­ stantyn Wielki na wiele lat przed przyjęciem chrztu uwa­ żał za swój obowiązek wdać się w sprawy Kościoła i skoń­ czyć z donatyzmem, który był raczej schizmą niż herezją, ale wglądnął też w sprawę arianizmu, dotykającego podsta­ wowego dogmatu. Podjęta przez Konstantyna próba roz­ wiązania problemu donatyzmu w sposób pośredni, przez powołanie komisji, zawiodła; musiał więc zwołać Synod, który obradował w Arles. Nauczony tym doświadczeniem, pragnąc uporać się z arianizmem, zwołał Sobór z udziałem wszystkich biskupów z oikoumene. Taki Sobór zwołany przez głowę państwa był nowością. Konstantyn zastosował tu procedurę przyjętą przez senat. On sam lub jego zastępca wystąpił jako princeps lub konsul, zajął krzesło przewodni­ czącego i rozjemcy. Biskupowi rzymskiemu zaś jako biskupowi-seniorowi — względnie jego zastępcy — przysługi­ wało oddanie pierwszego głosu, które to prawo miał prin1 Zob. J. B. Bury, T he C onstitution o f the L ater Rom an Em ­ pire, w: S elected Essays, wyd. H. Temperley, Cambridge 1966, 99— 125. 2 L. Bréhier, dz. cyt., II, 54— 62, daje dobry ogólny pogląd na tę sprawę. Zob. też L. Bréhier i P. Battifol, Les S u rvivan ces du cu lte im périal rom ain, Paris 1920, 36.

III. Kościół i państwo

69

ceps senatus. Nie wymagano od cesarza, by pozostawał bez­ stronnym jako przewodniczący. Mógł zabierać głos w obra­ dach i wypowiadać swe poglądy. Na tym pierwszym So­ borze ekumenicznym, to jest na Soborze w Nicei, Konstan­ tyn był tym, który wniósł kompromisową formułę „homoousion” i narzucił ją biskupom odnoszącym się do niej by­ najmniej nie entuzjastycznie. Następnie jako głowa państwa zajął się dopilnowaniem, by uchwały Soboru zostały nale­ życie obwieszczone i doznały posłuchu.3 Wzór stworzony w Nicei przez Konstantyna naśladowa­ no na Wschodzie aż do upadku Bizancjum. Ilekroć powstały w Kościele spory w podstawowych zagadnieniach dogma­ tycznych, rzeczą cesarza było zwołać Sobór i na nim prze­ wodniczyć, tak by zagadnienie zostało rozstrzygnięte, a uchwały Soboru nabrały mocy prawnej. System ten oka­ zał się rozsądny tak w teorii, jak i w praktyce. Żaden z bis­ kupów nie miał charyzmatycznego autorytetu większego niż jego współbracia, żaden zatem nie mógł domagać się przewodnictwa; natomiast przewodnictwo cesarza, jako przedstawiciela całej oikoumene, nie budziło zastrzeżeń. Co więcej, ponieważ cesarz był źródłem prawa, nie można by­ ło bez jego współudziału nadać soborowym kanonom mocy prawnej. I w rzeczy samej: jeżeli Kościół miała łączyć jedna nauka, a ta nauka miała doznawać opieki państwa, było w praktyce korzystne, by głowa państwa była też gło­ wą Kościoła. Nie jest ważne, czy Konstantyn to sobie uświa­ damiał, czy też obrał po prostu najkrótszą drogę do przy­ wrócenia Kościołowi jedności, w każdym razie stworzył precedens, który przetrwał przez jedenaście wieków. Około sześćdziesięciu lat przed zdobyciem Konstantynopola przez Turków, gdy władza cesarska obracała się w nicość, patriar­ cha Antoni IV napisał te słowa: ,,Święty cesarz zajmuje wysoką pozycję w Kościele (...), a to dlatego, że cesarze od początku wprowadzili i umocnili prawdziwą wiarę w całej oikoumene. Oni zwoływali ekumeniczne Sobory, oni za­ twierdzali wypowiedzi Boskich i świętych kanonów w spra­ 3 Zob.: Euzebiusz z Cezarei, Vita Constantini, P. G., 20, 1060 ns.; F. Dvornik, Early Christian and B yzan tin e P olitical P h ilo­ sop h y , 2 tomy, Washington 1966, II, 690 ns.

70

III. Kościół i państwo

wach prawdziwej nauki i rządów nad chrześcijanami, oni też nakazywali je przyjmować” 4. Patriarcha Antoni nie wyjaśnił, na czym polegała ta „wysoka pozycja” . Czy cesarz mógł rozstrzygać sprawy teologiczne inaczej niż na Soborze? Tak postępować usiło­ wali Zenon i Herakliusz, kierując się najwznioślejszymi względami, a opierając na przyzwoleniu patriarchy. Nie powiodło się to żadnemu.5 Późniejsi cesarze zadowalali się pouczeniem Soboru, jak powinny wypaść jego uchwały. Cesarzowi z pewnością należała się największa cześć jako zwierzchnikowi państwa. Na Zachodzie władza cesarska upadła, Augustyn mógł przeto przeciwstawić rozpadające się ziemskie cesarstwo Królestwu Bożemu. Na Wschodzie natomiast ludzie szli za głosem Euzebiusza d wierzyli, że chrześcijaństwo oczyściło i uświęciło cesarstwo. To było Święte Cesarstwo. Cesarz zatem musi mieć udział w świę­ tości. Gdy Dioklecjan wprowadził obrzęd koronacyjny, ob­ rzędu dokonał najwyższy dostojnik świecki. Pierwsi cesarze chrześcijańscy poszli za tym przykładem. Teodozy II na przykład otrzymał koronę z rąk prefekta miasta Konstanty­ nopola. Ale przy koronacji jego następcy Markiana obecny był patriarcha. Koronacji zaś następcy Markiana, Leona I, dokonał już z całą pewnością patriarcha.6 Patriarcha był dostojnikiem najwyższym po cesarzu. Jego uczestnictwo przeobraziło koronację w obrzęd religijny. Przez ten ob­ rzęd cesarz otrzymywał pewien rodzaj kapłańskich świę­ ceń: otrzymywał moc charyzmatyczną. Od tego czasu pałac cesarski zwany był Świętym Pałacem. Odbywające się w nim ceremonie nabrały znaczenia liturgicznego. Cesarz występował w nich jako przedstawiciel Boga na ziemi, a za­ razem przedstawiciel ludu wobec Boga. Symbolizował tak Boga, jak i Boskie wcielenie. Przysługujące mu tytuły uwy­ datniały to jego stanowisko. W wigilię Bożego Narodzenia wznoszono modły błagające Chrystusa, by „wezwał wszyst­ kie narody ziemi do złożenia dani Twemu [to jest cesarza] Majestatowi, tak jak magowie złożyli dary Chrystusowi” . 4 F. Miklosich i J. Müller, dz. cyt., II, 182— 192. 5 Zob. J. B. Bury, A H istory of the Later Rom an E m pire, 2 tomy, London 1923, I, 402— 404. 6 Zob. J. B. Bury, A H istory..., 236.

III. Kościół i państwo

71

Hymny w dzień Zesłania Ducha Świętego głosiły, że Duch Święty w postaci ognistych języków spoczął na głowie ce­ sarskiej.7 Równocześnie cesarz składał Bogu hołd w imie­ niu chrześcijańskiej społeczności. Wedle słów cesarza Kon­ stantyna Porfirogenety, właśnie poprzez ceremonie pała­ cowe władza cesarska może być sprawowana wedle nale­ żytego rytmu i porządku i cesarstwo w ten sposób może wyrażać harmonię i ruch wszechświata jako dzieła Stwór­ cy.8 Bizantyńczykom bardzo odpowiadało takie pojęcie sta­ nowiska cesarza. To nie przeszkadzało im w usiłowaniach obalenia cesarza, jeżeli uznali, że jest on niegodny lub bez­ bożny. Świętość jego nie chroniła go wtedy przed nagłą śmiercią. Czcili oni symbol, a niekoniecznie osobę. Odczuwano mimo wszystko, że władza cesarska nad Koś­ ciołem nie jest nieograniczona; nie było jednak pewne, gdzie są te granice. Przyjmowano jednomyślnie, że ostatnie słowo w sprawie mianowania patriarchy należy do cesarza. Ale czy to daje mu władzę nadzoru nad Kościołem? Justy­ nian I twierdził, że „sacerdotium i imperium [w tej kolej­ ności wymienione] są to największe dary, jakie człowiek otrzymał od Boga (...). Sacerdotium zajmuje się sprawami Boskimi, imperium panuje nad śmiertelnikami (...). Ale jedno i drugie wypływa z tej samej zasady” . Dodał też — choć słowa przeczyły tu czynom — że cesarz, mimo że jest samowładny, nie może sprawować nad sacerdotium władzy despotycznej.9 Jego przyjaciel Agapet pisał do niego, że ,,...cesarz jest panem wszystkiego, ale jest jak każdy inny sługą Boga” , dodając, że wykładanie woli Bożej jest rzeczą Kościoła.101Jan Chryzostom, otoczony najgłębszą czcią wśród bizantyńskich Ojców Kościoła, powiedział wyraźnie, że „dziedzina władzy królewskiej to jedna rzecz, a dziedzina władzy kapłańskiej to inna. Ta ostatnia zaś ma przewagę nad tą pierwszą” n . Kiedy Leon III, cesarz ikonoklasta, na wstępie swego skróconego zbioru praw (Ekloga) użył słów: „Skoro Bóg wedle swego upodobania przekazał Nam wła­ 7 Zob. Konstantyn Porfirogeneta, De Ceremoniis..., I, 50. 131. 8 Zob. tamże, 3— 5. 9 Zob. Justynian, przedmowa do VII N ovella, I, 44— 45. 10 Zob. Agapet papież, E pistolae, P.L., 66, 38— 40. 11 Jan Chryzostom, In M atthaeum , P.G., 57, 81 ns.

72

III. Kościół i państwo

dzę cesarską (...) i wyznaczył Nas, jak wyznaczył był św. Piotra na głowę i wodza apostołów, rozkazując mu paść swą wierną owczarnię...” 12, a potem rozpoczął swój obra­ zoburczy dekret od obwieszczenia, że jest kapłanem, wte­ dy Jan Damasceński, bezpieczny, bo przebywał w państwie kalifa, zgłosił sprzeciw twierdząc, że „nie jest rzeczą cesa­ rza wydawać ustawy wiążące Kościół” , i oświadczył: ,,Ja nie dam się przekonać, że Kościołem rządzą dekrety ce­ sarskie” 13. Teodor Studyta utrzymywał, że prawo rozstrzy­ gania zagadnień, jakie nastręcza nauka, należy wyłącznie do tych, którym Bóg dał moc związywania i rozwiązywa­ nia, to jest apostołów i ich następców, a są nimi biskup rzymski i czterej patriarchowie. „Oni to — powiada Teo­ dor — są pentarchiczną władzą w Kościele. Z nich składa się urząd sędziowski w sprawach świętej nauki. Do króla i panujących należy jedynie udzielanie pomocy tam, gdzie chodzi o potwierdzenie wspólnoty wiary oraz rozstrzyga­ nie sporów w sprawach świeckich.” „Poprzestań na spra­ wach politycznych i wojennych — wołał do Leona V — sprawy Kościoła pozostaw zwierzchnikom kościelnym i mni­ chom.” 14 Epanagoge, czyli zbiór praw wydanych przez Leo­ na VI, powiada: „Państwo, podobnie jak człowiek, składa się z członków, a najważniejszymi z nich są cesarz i patriar­ cha. Pokój i szczęśliwość cesarstwa zależą od ich zgody” . W dalszym ciągu posuwa się do twierdzenia, że cesarz to prawrowita władza, która musi narzucać i podtrzymywać prawdziwą naukę zawartą w Piśmie świętym i w uchwałach siedmiu Soborów, patriarcha zaś to przebywający na ziemi i ożywiony obraz Chrystusa, który „słowem i czynem ucie­ leśnia prawdę (...); on jeden ma prawo objaśniania zapad­ łych uchwał” . Zbiór praw zabrania też cesarzowi powierzać świeckie urzędy duchownym i przypomina uchwały po­ wzięte na świętych Soborach. Pamiętać jednak trzeba, że autorem Epanagoge nie był cesarz, lecz wielki patriarcha Focjusz, sama zaś Epanagoge nie nabrała nigdy mocy praw­ 12 Ecloga L eon is..., w: K. E. Zachariae von Lingenthal, C ollectio L ibrorum Juris G ra eco-R om a n i In ed itoru m , Leipzig 1852, 10—47. 13 Jan Damasceński, O pera, P.G., 94, 1295— 1297. 1302. 14 Teodor Studyta, O pera, P.G., 99, 280 (V ita T h eod ori) i 1417 ns.

III. Kościół i państwo

73

nej, lecz była tylko wstępem do zbioru praw, który nigdy nie został ogłoszony.15 Zdaje się, że opinia publiczna przyjmowała poglądy tych znakomitych kapłanów w czasach, gdy — jak za obrazo­ burców — religijna polityka cesarza wywoływała gorące sprzeciwy. Biskupi zebrani na Synodzie ,,in Trullo” oświad­ czyli jednomyślnie wiernopoddańczo: „Jesteśmy sługami cesarza” 16. I w rzeczy samej. Gdyby chciano logicznie do­ stosować się do teorii Teodora ze Studion o pentarchii, podważono by same podwaliny ekumenicznych Soborów. W XIII wieku — gdy już od paru stuleci nie pojawiły się były w łonie Kościoła rozbieżności doktrynalne — przyj­ mowano na ogół poglądy kanonisty z końca XII wieku, Teodora Balsamona. Porównując stanowisko cesarza i pa­ triarchy mówił on: „Zadaniem cesarzy jest oświecanie i wzmacnianie zarówno ciała, jak i duszy. Godność patriar­ chy ogranicza się do opieki nad duszami, i wyłącznie do tego” . Dodaje też, że duchowni nie powinni sprawować urzędów świeckich, ale cesarz kierując się nakazami „eko­ nomii” może uchylić ten zakaz, a może także — jeśli zaj­ dzie tego potrzeba — wglądać w wybory nie tylko patriar­ chy, lecz i biskupów.17 Leon III mylnie uważał się za kapłana. Już o sto lat wcześniej Maksym Wyznawca wykazał w długim wywo­ dzie, że cesarz kapłanem nie jest.18 Koronacja nadawa-ła mu pewne kapłańskie uprawnienia: mógł wejść do miejsca świętego; otrzymywał Komunię pod obiema postaciami, a nie hostię umoczoną w winie, jak wierni świeccy; w nie­ które dni świąteczne wygłaszał kazanie w kościele Bożej Mądrośoi; pozdrawiano go tytułami „pontifex” , „sacerdos” lub „hiereus” , które mu nadawał sam papież, jeśli uważał go za prawowiernego. Cesarz nie uczestniczył jednak w peł­ nej charyzmatycznej sukcesji kapłaństwa. W rzeczywistości cesarz i patriarcha byli od siebie wzajemnie zależni. Ce­ 15 E panagoge A ucta, w: K. E. Zachariae von Lingenthal, Jus G ra eco-R om a n u m , 7 tomów, Leipzig 1856— 1884, IV, 181— 184. 16 J. D. Mansi, S acrorum Consiliorum nova et am plissim a C ollectio, 31 tomów, Florentiis— Venetiis 1759— 1798, 11, 930. 17 Zob. Teodor Balsamon, O pera , P.G., 138, 93. 1017— 1018. 18 Zob. A cta M axim i, P.G., 90, 90. 117— 118.

74

III. Kościół i państwo

sarz mianował patriarchę i formuła tej nominacji uznawała, że działa wtedy jako narzędzie Boga. ,,Wiem, że tu na ziemi istnieją dwie władze — rzekł Jan Tzimisces mianując pa­ triarchą Bazylego Anachoretę w roku 970 — władza ka­ płańska i władza królewska. Jednej Stwórca powierzył troskę o dusze, drugiej rządy nad ciałami, tak by żadna część nie chromała ani nie ustawała, lecz by obie trwały w zdrowiu i całości.” Ale złożywszy ten hołd kapłaństwu cesarz mówił dalej: ,,Tron patriarszy opustoszał, ja osadzam na nim męża, o którym wiem, że jest odpowiedni” . Synod mógł tylko przyłączyć się do wyboru cesarza.19 Ale koronacji cesarza dokonywał patriarcha. Powszech­ ne było mniemanie, chociaż prawo nigdy tego nie powie­ działo, że właśnie dopiero obrzęd koronacyjny czynił cesarza — cesarzem. Swe wyznanie prawowierności skła­ dał cesarz na ręce patriarchy; ten zaś władny był odmówić dokonania obrzędu, jeżeli wiara cesarza lub jego obyczaje wymagały uzdrowienia.20 Patriarcha mógł w ostateczności cesarza wykląć, choć jeżeli się do tego posunął — co się tylko wyjątkowo zdarzało — opinia publiczna niepokoiła się.21 Cesarz znów ze swej strony mógł, i czasem to czynił, usunąć patriarchę. Metodą było tu zmuszenie patriarchy do dobrowolnego zrzeczenia się urzędu — dochodziło do tego, jeżeli istniało w Kościele silne stronnictwo niechętne pa­ triarsze — albo usunięcie patriarchy przez Święty Synod na tej podstawie, że był on mianowany niezgodnie z pra­ wem kanonicznym lub postępował wbrew jego nakazom. Nie było cesarzowi trudno podburzyć Synod, jeżeli patriar­ cha nie cieszył się w Kościele wzięciem. Ale usunięcie pa­ triarchy wymagało ostrożnego postępowania, prowadziło bowiem często do schizmy w Kościele, utrudniając raczej niż ułatwiając spełnienie zamysłów cesarza.22 Rozgraniczenie między prawem państwowym i kościel­ nym też nie było wyraźne. Cesarz podlegał wprawdzie pra­ 19 Zob. Leon Diakon, H istoria, wyd. C. B. Hase, C.S.H.B., Bonn 1928, 101— 102. 20 Zob.: J. B. Bury, A H istory..., I, 431; Leon Diakon, dz. cyt., 78. 21 Zob. niżej, str. 79— 80. 22 Zob. niżej, str. 80— 81.

III. Kościół i państwo

75

wu, ale był równocześnie jego źródłem. Był władny wy­ dawać prawa w każdej dziedzinie nie wyłączając kościel­ nej i korzystał z tego. On tylko mógł nadawać moc prawną uchwałom Synodów kościelnych. A choć Kościół mógł usta­ nawiać własne przepisy, nie nabierały one mocy prawnej bez cesarskiego zatwierdzenia. Kanoniści, tacy jak Balsamon i młodszy od niego, ale mu współczesny Demetriusz Chomatianus, wypowiadają się wyraźnie w tym duchu. Chomatianus uważał, że tylko cesarz mógł zmieniać prawa kościelne.23 O ile możemy wiedzieć, cesarz wydawał takie prawa w ten sposób, że zawiadamiał o nich patriarchę, ten zaś rozpowszechniał ich treść w kołach kościelnych. Zda­ rzało się jednak niekiedy, że patriarchowie wydawali usta­ wy na mocy własnego autorytetu. Zagadnieniem drażliwym było tu małżeństwo: w pojęciu prawa rzymskiego małżeń­ stwo było umową świecką; w oczach chrześcijan natomiast było równocześnie związkiem religijnym, to jest sakramen­ tem. Cesarz wydawał wprawdzie małżeńskie ustawy, ale Kościół dokonywał obrządku zaślubin i mógł wykląć tych, co zawierali związki niezgodne z jego, to jest kościelnymi prawami. Warunki rozwodów określały ustawy cesarskie, ale w sprawach rozwodowych orzekały sądy kościelne. Sprawa zaostrzyła się za panowania Leona VI. Kościół patrzył zawsze niechętnie na powtórne zaślubiny, a wy­ raźnie zabraniał trzecich, i cesarz nadał temu zakazowi moc prawną. Lecz później zawarł nie tylko trzecie, ale czwarte małżeństwo. To sprawiło, że cesarz został wyklęty, patriarcha zaś złożony z urzędu. Wynikła z tego schizma, aż wreszcie doszło do polubownej ugody: patriarcha objął ponownie swój urząd; potępiono czwarte zaślubiny, ze­ zwolono na trzecie zaślubiny, ale tylko za specjalną dys­ pensą; syn cesarza z czwartego małżeństwa (późniejszy Konstantyn Porfirogeneta) został uznany za prawowitego i został następcą cesarza. Od tego czasu patriarchowie sa­ modzielnie ustanawiali przepisy w sprawie zaślubin i roz­ wodów. Cesarze już w to nie wkraczali.24 23 W sprawie Balsamona zob. D. J. Geanakoplos, dz. cyt., 58— 59; Demetrius Chomatianus, R espon siones, P.G., 119, 948— 949. 24 L. Brehier, dz. cyt., II, 492— 493, daje zwięzły przegląd praw małżeńskich.

76

III. Kościół i państwo

Bizantyńczycy unikali ostrych i stanowczych wypowiedzi w sprawach doktryny, chyba że powstała konieczna po temu przyczyna albo też gdy coś zagrażało tradycji; unikali więc ścisłego wytyczania stosunków między państwem a Kościołem. Układały się one pod wpływem pewnej mie­ szaniny tradycji, powszechnego wyczucia oraz zależnie od osobowości przywódców po obu stronach. Istniała pewna granica, której żadna ze stron nie powinna była przekra­ czać. Patriarcha miał nie mieszać się do polityki. Na uchwycenie steru rządów nie śmiał się porwać ani Mikołaj Mistyk upojony zwycięstwem w sprawie czwartych zaślu­ bin, ani Michał Cerulariusz upojony tym, że udało mu się udaremnić prorzymską politykę cesarza. Pierwszego z tych patriarchów usunięto, gdy począł zachowywać się jak wład­ ca, drugiego, który ustanawiał i usuwał cesarzy, pozba­ wiono urzędu, skoro tylko począł narzucać swą politykę w dziedzinie czysto świeckiej.25. Cesarz nie mógł zajść da­ leko sprzeciwiając się znanym dążeniom Kościoła. Uwa­ żano, że winien interesować się teologią. Obowiązany był zwalczać innowierstwo i karać heretyków niepoprawnych i antyspołecznych. Jego poglądom teologicznym należało się poszanowanie. Gdy pewien świecki dworzanin poważył się spierać z Manuelem Komnenem w sprawach doktry­ nalnych, biograf cesarski Jan Cinnamus był nader zgor­ szony. Uważał on, że jedynie doktorzy Kościoła mogą się wdawać w teologiczne rozprawy z cesarzem. Ale inny bio­ graf Manuela, Nicetas Choniates, skłonny był szydzić z am­ bicji cesarza występującego jako nowy Salomon. A biskupi cesarscy zabiegali pilnie, by w taktowny sposób powściąg­ nąć jego cokolwiek jałowe przyczynki do sporów doktry­ nalnych.26 Ostatecznie rozjemcą między Kościołem a pań­ stwem była opinia publiczna, a ta skłaniała się do uległości wobec mnichów i niższego duchowieństwa. Cesarzom ikonoklastom udało się przejściowo narzucić swą kontrower­ 25 Treściwy opis dzieł i celów Mikołaja Mistyka i Michała Cerulariusza w: R. Jenkins, B yzan tiu m : the Im perial C enturies, London 1966, 212— 243. 357— 366. 26 Zob.: Jan Cinnamus, H istoria, wyd. A. Meineke, C.S.H.B., Bonn 1836, 251— 255; Nicetas Choniates, C hronicon, wyd. J. Bekker, C.S.H.B., Bonn 1835, 274— 278.

III. Kościół i państwo

77

syjną doktrynę Kościołowi. Działali oni za pośrednictwem usłużnych patriarchów i przez pewien czas mieli w ręku całą wyższą hierarchię. Ponieśli jednak w końcu klęskę, ponieważ lud nie chciał pójść za nimi. Późniejsi cesarze potknęli się o takie same trudności, gdy chcieli siłą prze­ prowadzić unię z Rzymem. Po czwartej wyprawie krzyżowej stosunki między Ko­ ściołem a państwem poczęły się zmieniać. Od razu powsta­ ło zasadnicze zagadnienie, gdy po upadku miasta przerażo­ ny patriarcha Jan Kamaterus schronił się w Bułgarii i tam — po pewnych wahaniach — zrzekł się urzędu, nie ujawniając swoich poglądów w sprawie następstwa po sobie. Teodor Laskaris, który ogłosił się w Nicei przywód­ cą wygnanych Bizantyńczyków, zawezwał pewną ilość bi­ skupów do swej stolicy. Ci na jego wniosek wybrali na patriarchę Michała Autoriana; nowy patriarcha zaś ukoro­ nował Teodora na cesarza. Ale czy Teodor miał prawo, nie będąc cesarzem ukoronowanym, przedstawić kandydata na patriarchę? A czy patriarcha konstantynopolitański mógł rezydować w Nicei? 27 Inne państwa sukcesyjne miały wątpliwości. Wielki Komnen z Trebizondy nie uznawał ani cesarza, ani patriarchy. Sam przybrał tytuł cesarski, a miej­ scowy metropolita go ukoronował, w zamian za co Komnen uznał jego autonomię. Dopiero w roku 1260, w przeddzień odzyskania Konstantynopola, metropolita Trebizondy uznał zwierzchność patriarchy w Nicei, a w praktyce zachował autonomię i nadal koronował na cesarzy Wielkich Komnenów.28 Żaden despotes Epiru z dynastii Angelosów także nie chciał się przyłączyć. Doszło niemal do schizmy, gdy jeden z członków tej rodziny zdobył Tessalonikę i dał się tam ukoronować na cesarza przez metropolitę Ochrydy kanonistę Chomatiana, który starał się wywyższyć swoją stoli­ cę przytaczając wątpliwej wartości roszczenia historyczne, a teraz począł głosić, że świeżo koronowany cesarz mógł wedle woli rozporządzać patriarchatem.29 Ale ogół greków począł uznawać patriarchat nicejski, zwłaszcza odkąd wła­ dza cesarza nicejskiego objęła Grecję. Po roku 1232 Nicea 27 Zob.: 76 ns.; A. 28 Zob. 29 Zob.

D. M. Nicol, T he D espotate of Epiros, Oxford 1957, Gardner, The Lascarids of N icea, London 1912, 97— 99. Mgr Chrysanthos, dz. cyt., 177— 178. D. M. Nicol, T he D espotate of Epiros, 80 ns.

78

III. Kościół i państwo

mianowała dostojników Kościoła Epiru. W roku 1238 pa­ triarcha odwiedził Epir, gdzie podejmowano go z wielką czcią30, a później aż do odzyskania Konstantynopola rzą­ dził Epirem i półwyspem greckim za pośrednictwem egzarchy, którym bywał zwykle tytularny metropolita Ankyry, gdyż ten w owych czasach nie mógł często odwiedzać swej stolicy zajętej przez Turków 31. Z tego wynika, że zwierz­ chność patriarchy uznawano na większych obszarach niż zwierzchność cesarza. Patriarcha był głową hierarchii, któ­ ra zdołała się utrzymać na ziemiach zajętych przez Turków, a także hierarchii w państwach prawosławnych, które nie uznawały zwierzchności cesarzy. Patriarcha raczej niż ce­ sarz stał się symbolem jedności prawosławia. Skutki tego stanu rzeczy ujawniły się, gdy cesarze nicejscy nawiązali układy z Kościołem łacińskim. Patriarchowie bali się, że jakakolwiek ugoda z Rzymem oderwie od nich wiernych żyjących za granicami nicejskiego cesarstwa, i choć oficjal­ nie gorliwie współdziałali z cesarzem, czuwali nad tym, by do żadnej ugody nie doszło. Interesy Kościoła i państwa poczęły się rozchodzić. Cesarze nicejscy świadomi byli grożącego niebezpieczeń­ stwa. Wynosili na tron patriarszy ludzi zacnych, lecz nie z tego świata. Gdy patriarcha Germanos II umierając zale­ cił na swego następcę uczonego, lecz ambitnego Nicefora Blemmydesa, cesarz Jan Watatzes chciał tego uczonego mianować głównym mistrzem cesarskiej szkoły. Blemmydes, który gorąco pragnął zostać patriarchą, odrzucił zgryź­ liwie to niższe stanowisko twierdząc, że pragnie jedynie wieść spokojne życie. Ale jego umiłowanie spokoju nie przeszkodziło mu ponownie zgłosić swą kandydaturę, gdy uczeń jego Teodor II objął tron cesarski. Jeżeli wierzyć jego opowieści, Teodor błagał go, by przyjął godność, obie­ cując mu większą władzę i sławę, niż miał kiedykolwiek patriarcha. Blemmydes miał się jednak na baczności, bo młody cesarz już był ogłosił rozprawę dowodzącą, że w kwestiach wiary i nauki rozstrzygać może tylko Sobór powszechny zwołany przez cesarza, a obesłany także przez 30 Zob. akta dyplomatyczne w: F. Miklosich i J. Müller, dz. cyt., III, 59— 63. 81 Zob. tam że, 65.

III. Kościół i państwo

79

ludzi świeckich. Wobec tego Blemmydes oświadczył, że przyjmie godność patriarchy, tylko jeżeli będzie mógł wy­ sunąć na czoło „chwałę Bożą” . Cesarz odpowiedział mu szorstko: „Nie troszcz się o chwałę Bożą” . Blemmydes twierdzi, że tak go to uraziło, iż odmówił przyjęcia stano­ wiska. Być może, że Teodor rozważał sprawę nominacji ze swym zgryźliwym a drażniącym go starym nauczycielem. Ale okazało się, że spiesznie zamianował uczonego i świą­ tobliwego mnicha, Arseniosa Autoriana z Apolonii, tego który był patriarchą, gdy Michał VIII Paleolog odzyskał Konstantynopol.32 Odzyskanie stolicy przyniosło na dalszą metę więcej ko­ rzyści patriarsze niż cesarzowi. Był bowiem teraz patriar­ cha bezsprzecznie głową hierarchii, której stolice rozsiadały się od Adriatyku po Ruś i Kaukaz, podczas gdy obszary pozostające pod władzą cesarza poczęły się niebawem kur­ czyć. Rosnące stale ubożenie cesarstwa bardziej szkodziło cesarzowi niż patriarsze. Ceremonie w pałacu trzeba było ze względów oszczędnościowych ograniczyć i uprościć. Ciemniała też otaczająca dawniej cesarza atmosfera tajem­ nicy i wspaniałości. Turcy, naśladując w tym stare trady­ cje perskie i arabskie, uważali go wciąż za władcę prawo­ sławnych, nie wyłączając prawosławnych społeczności w ich własnych dzierżawach, ale zanim dobiegł końca wiek XIV, cesarz stał się lennikiem sułtana i musiał użyć swej powagi do zmuszenia wolnych obywateli Filadelfii, by poddali się sułtanowi.33 Politycznie był bezsilny, a swe zanikające znaczenie mógł jeszcze utrzymywać tylko dzięki wiernej pomocy Kośoioła. Stosunki między cesarzem a Kościołem doznały mimo wszystko kilku bolesnych wstrząsów: cesarz, który odzyskał Konstantynopol, to jest Michał Paleolog, był uzurpatorem, który ogłosił się kolejno wielkim księciem, a potem re­ gentem w imieniu cesarza Jana IV, podówczas będącego jeszcze dzieckiem; następnie ogłosił się współcesarzem, a na koniec starszym cesarzem. Patriarcha Arsenios z wiel­ 82 Zob. Nicephorus Blemmydes, Curriculum V ita e et Carm ina, 38— 39. 88 Zob. P. Charanis, T he S trife am ong th e P alaeologi and th e O ttom an Turks, 1370— 1402, „Byzantion”, 16 (1942/1943) 304 ns.

80

III. Kościół i państwo

ką niechęcią uznawał każde z tych posunięć, ale dopiero wtedy, gdy Michał zaprzysiągł, że uszanuje prawa mało­ letniego cesarza. Do zamiarów Michała odnosił się tak po­ dejrzliwie, że w roku 1260 zrzekł się swej godności. Ale jego następca zmarł już po paru miesiącach i Michał na­ mówił Arseniosa do powrotu, obiecawszy ponownie, że nie będzie szkodził Janowi IV. Jednakowoż wspaniałe odzyska­ nie stolicy wpoiło w Michała przekonanie, że jest nad nim szczególna opieka Boża. Usuwał więc chłopca coraz dalej na drugi plan, a w roku 1262 pozbawił go tronu i oślepił. Arsenios, który patrzał na to, co się dzieje, z rosnącym wstrętem, wyklął teraz cesarza. Wyklęcie cesarza zaniepokoiło niejednego nawet biskupa. Ostatni raz zdarzyło się było, gdy w roku 906 został wy­ klęty Leon VI z powodu swego czwartego małżeństwa. Michał zakładał daremne protesty, ale w roku 1265 dane mu było wziąć odwet. W ciągu poprzedniego roku wmieszał się był w sprawy Kościoła usiłując uwięzić paru urzędni­ ków patriarchy, ponieważ zawiesili w urzędzie jednego •z nadwornych kapelanów, który naruszył przepisy obowią­ zujące przy rejestracja zawartego małżeństwa. Arsenios udzielił swym urzędnikom schronienia i ostrzej niż zwykle potępił cesarza. Z kolei ciż sami urzędnicy, oburzeni na jego nieugiętość, obrócili się przeciwko niemu — i zostali sowicie nagrodzeni przez cesarza. Michał uznał, że jest do­ statecznie silny, by zwołać Synod; jawili się nań też pa­ triarchowie Aleksandrii i Antiochii, którzy przybyli właś­ nie do cesarza z prośbą o pomoc pieniężną. Arseniosowi zarzucono, że opuszcza podczas modłów Imię cesarza, a do­ puścił do przyjęcia Komunii jakiegoś wygnanego tureckie­ go emira i jego rodzinę, choć nie byli to chrześcijanie. Emir gotów był udowodnić, że się nawrócił, zobowiązując się nawet zjeść w obecności cesarza całą szynkę na znak, że nie jest już muzułmaninem. Jego dowcipy uraziły cesarza, więc nie skorzystano z jego świadectwa. Arsenios, który rzeczywiście wykreślił był z modłów imię cesarza, co było dla niego logicznym skutkiem klątwy, uznał, że Synod jest bezprawny, i odmówił jawienia się na nim. Wobec tego potępiono go i tylko patriarcha Aleksandrii i nieliczna mniejszość biskupów głosowała w jego obronie. Pozbawiono

III. Kościół i państwo

81

go urzędu i uwięziono w jakimś monasterze na wyspie, gdzie zmarł w siedem lat później. Następcą jego na tronie patriarszym został Germanos III, metropolita Adrianopola, duchowny duchem raczej świecki. Jedyną jego zasługą było skłonienie cesarza, by założył i wyposażył szkoły sztuk wyzwolonych. Jako patriarcha okazał się tak nieudolny, a niebawem tak znienawidzony, że Synod w dwa lata póź­ niej zażądał usunięcia go pod zarzutem, że z jednej stolicy przeniósł się na drugą, co się wprawdzie często zdarzało, ale było wciąż niezgodne z kanonami. Następcą jego został wielki jałmużnik nadworny Józef z Galezjá, człowiek bar­ dzo ambitny, ale gorliwy sługa Kościoła. Zgodził się roz­ grzeszyć Michała, lecz postawił warunki. Michał musiał przede wszystkim podpisać ustawę nadającą dekretom pa­ triarchy taką samą moc, jaką miały cesarskie. Musiał wy­ kazać, że szczerze żałuje swego obejścia się z Janem IV, któremu przyznał znaczną pensję. Musiał się na nabożeń­ stwie pojawić w szacie pokutnika i z gołą głową, uklęknąć i wyznać swe zbrodnie przed patriarchą, który udzielił mu rozgrzeszenia. Kośoiół zwyciężył. Upokorzenie cesarza nie zadowoliło stronników Arsenio­ sa. Ascetyczny element w Kościele, opierający się przede wszystkim na monasterach, odnosił się zawsze podejrzliwie do cesarskiego dworu i wyższej hierarchii. Uważano, że dostojnicy są grzeszni, rozwiąźli i nadmiernie zajęci nauka­ mi świeckimi, że Arsenios jest świętym męczennikiem, który ośmielił się stanąć przeciw cesarzowi w sporze o pod­ stawowe zasady moralności. Wielu członków hierarchii podzieliło te poglądy, trzymając się tradycji studytów, przeciwników cesarskiego nadzorowania Kościoła. Arsenici — bo tak ich zaczęto nazywać — nie przyjęli Józefowej ugody. Uważali, że cesarz jest nadal wyklęty, że ustanowio­ na przezeń hierarchia jest bezprawna, a jego urzędnicy są sługami przywłaszczyeiela. Tych nieprzejednanych nie było wielu — ale ich stosunki z mnichami zapewniały im wpływ na lud. Hierarchia podjęła usiłowania, by uwolnić od nich monastery, lecz udało się jej tylko zepchnąć ich do podziemia. Wygnani mnisi, w nędznej odzieży (zwaro ich często „sakkophoroi” — „chodzący w worach” ), poszli w lud i poczęli nawoływać do oporu. Trudno jest ocenić rozmiar

82

III. Kościół i państwo

ich wpływu. Zdaje się, że udało się ich wygnać z Konstan­ tynopola, ale tym bardziej wzrosło ich znaczenie na pro­ wincji. Dwu wybitnych duchownych pisało odezwy prze­ ciwko nim, a mianowicie Jan Cheilas, metropolita Efezu, który napiętnował nieposłusznych Soborom kościelnym, oraz mnich Metody, który ogłosił godne uwagi rozważania w sprawie stosowania „ekonomii” przez Kościół i wykładał, jak by należało zmienić jej prawidła dla dobra całej spo­ łeczności.34 Zadania, jakie sobie wyznaczył cesarz Michał, to jest roz­ gromienie arsenitów, byłyby się łatwiej urzeczywistniły, gdyby on sam nie był doprowadził niebawem do rozłamu w Kościele przez swoją politykę zmierzającą do zjednocze­ nia z Rzymem. Cała ta sprawa należy do dalszego rozdziału. Tu wystarczy wspomnieć, że udało mu się znaleźć tylko garstkę mało znaczących duchownych pod przewodnictwem nie cieszącego się powagą byłego patriarchy Germanosa, którzy byli jego przedstawicielami na poświęconym spra­ wie unii Kościołów Soborze w Lyonie. Cesarz podpisał akt unii w Lyonie i użył dla jej poparcia wszystkich sił pań­ stwa. Złożył z urzędu patriarchę, uwięził lub w inny spo­ sób gnębił wielu kapłanów, mnichów, a także świeckich, którzy stanęli oporem. Ale okazał się bezsilnym; naród unii nie przyjął, jakkolwiek cesarz jak najusilniej przekonywał o jej politycznej konieczności.35 Skoro tylko umarł, odrzu­ cono wśród powszechnej radości jego politykę. Jego następ­ ca Andronik II był administratorem nieudolnym, ale teolo­ giem i pokojowo nastawionym człowiekiem o głębokiej kulturze. Andronik pousuwał rzeczników unii, lecz nie okazał się tak bezwzględny wobec swych przeciwników, jak był jego ojciec Michał. Na czele przeciwników unii sta­ li arsenici. Gdy tylko Michał umarł i gdy unii poniechano, poczęli oni tracić swe znaczenie i jednać się z hierarchią. 34 Zob.: L. Petit, A rsèn e A nton inu s et A rsén ites, w: D iction ­ naire de T h éologie C atholique, I, II, 1991— 1994; G. Ostrogorski, D zieje B izan cju m , przekład pod red. Haliny Evert-Kappesowej, Warszawa 1968, 366. 383. 35 Zob. D. J. Geanakoplos, E m peror M ichael Palaeologus and th e W est, Cambridge Mass. 1952, 275— 2§4.

III. Kościół i państwo

83

Lecz pozostało po nich w Kościele stronnictwo, któremu daje się zazwyczaj nazwę ,,gorliwców” (,,zelotów”). Głosili oni ascetyzm i kontemplację, nie cierpieli cesarskiego dwo­ ru i intelektualistów tak świeckich, jak i duchownych, któ­ rzy się na dworze częściej pokazywali. Przeciwnicy ich, znani pod nazwą „polityków” , byli zwolennikami współ­ pracy z państwem i zalecali — w razie potrzeby — „eko­ nomię” .36 Stronnictwa te musiały nieuchronnie uwikłać się w woj­ ny domowe, jakie się toczyły około połowy XIV wieku, i we współczesne spory dotyczące mistycyzmu. Mówiąc bar­ dzo ogólnie: uzurpator Jan Kantakuzen opierał się na możnowładcach posiadających wielkie ’dobra ziemskie, na „ze­ lotach” , na mnichach i na wieśniakach. Natomiast prawo­ wita dynastia, to jest Paleologowie, opierała się na górnych kołach hierarchii, na większości (bo nie na wszystkich) in­ telektualistów i na pospólstwie Konstantynopola. Ludność Tessaloniki poszła własnymi drogami i utworzyła stron­ nictwo znane pod nazwą „zelotów-polityków” . Ci domagali się miasta-państwa o ustroju demokratycznym, a Kantakuzena nienawidzili bodaj silniej niż Paleologów.37 Ostateczne zwycięstwo przypadło Paleologom, lecz nie było to zwycięstwo całkowite. Cesarz Jan V Paleolog nie­ jednego się nauczył. Nawoływał do unii z Rzymem i sam poddał się papiestwu bawiąc w roku 1369 w Italii. Ale dbał, by w swe nawrócenie nie uwikłać swojego Kościoła. Jego umiar został wynagrodzony. Pod koniec panowania, praw­ dopodobnie w roku 1380 lub wkrótce potem (nie wiemy, w jakich okolicznościach), był w stanie doprowadzić do ugody (konkordatu) z patriarchatem. Dzięki niej wpływ cesarza na Kościół określono wyraźniej, a cesarz odzyskał dawne znaczenie. Ugoda zawierała dziewięć punktów. Ce­ sarz miał odtąd mianować metropolitów spośród trzech przedstawionych sobie kandydatów. On jeden mógł prze­ nosić biskupów i powoływać ich na wyższe stanowiska. 86 Zob. G. Ostrogorski, D zieje B izancjum , 37 Zob.: tam że, 403— 406; O. Tafrali, dz. I. Sevcenko, Nicolas Cabasilas „A n ti-Z e a lo t” terpretation , „Dumbarton Oaks Papers”, 11

383. cyt., 23— 24; a także D iscourse: A R ein ­ (1957) 81 ns.

84

III, Kościół i państwo

Cesarz zatwierdzał mianowania na wysokie urzędy kościel­ ne. On jeden był władny zmienić zasięg biskupstw. Ani on sam, ani jego wyżsi doradcy, ani żaden z członków senatu, który był jego ciałem doradczym, nie mógł podlegać eks­ komunice bez jego zezwolenia, ,,cesarz bowiem jest obroń­ cą Kościoła i kanonów” . Na każdy jego rozkaz biskupi byli obowiązani jawić się w Konstantynopolu lub opuszczać miasto. Każdy nowo mianowany biskup musiał mu złożyć przysięgę na wierność. Każdy biskup winien był podpisać dokumenty Synodu lub Soboru. Każdy biskup był obowią­ zany wprowadzić postanowienia takich dokumentów w ży­ cie, a ponadto winien był odmówić swego poparcia każde­ mu duchownemu i kandydatowi na jakikolwiek urząd koś­ cielny, który by mógł być przeciwny polityce cesarskiej.38 Jako cesarz Jan V był nieudolny i niemal bezsilny. Turcy zalewali całe jego państwo i wymuszali na nim daniny. W czasie swego panowania, które trwało pięćdziesiąt lat, trzy razy był wygnany: przez swego teścia, swego syna, wreszcie wnuka. Ale jak tego dowodzi ugoda z Kościołem, zachował jeszcze tyle powagi, że mógł umocnić swój teore­ tyczny nadzór nad Kościołem, którego większość diecezji leżała daleko poza zasięgiem jego politycznej władzy. Wkrótce po jego śmierci patriarcha Antoni IV napisał list, w którym mówił o wielkim stanowisku cesarza. Odbiorcą tego listu był wielki książę moskiewski Wasyl I, który lekceważąco wyraził się był o istotnej słabości cesarza, na­ pomykając, że rządy nad oikoumene należałyby się jakie­ muś potężniejszemu prawosławnemu władcy. Antoni wy­ wodził: ,,Cesarz jest wciąż świętym cesarzem, dziedzicem starodawnych cesarzy, jest uświęconą głową oikoumene. On i tylko on jest tym królem, którego czcić nakazywał wiernym św. Piotr” .39 Wierność patriarchy była większa niż jego zmysł rzeczy­ wistości. Ale mimo wszystko cesarz zachował jeszcze nieco mocy. Około dwudziestu lat później, w roku 1414 czy też 38 Zob. V. Laurent, Les droits de VEm pereur en m a tière e c c lé ­ siastique, „Revue des Etudes Byzantines”, 13 (1955) 1— 20. 39 Zob. wyżej, str. 69.

III. Kościół i państwo

85

1415, Manuel II, łubiany na ogół przez duchowieństwo, mianował w Tessalonice jakiegoś biskupa z Macedonii na stolicę mołdawską i wysłał go do Konstantynopola, by go patriarcha Eutymiusz II wyświęcił. Eutymiusz odmówił po­ wołując się na przestarzały zakaz przenoszenia biskupów. Sprawa nie była z pewnością zupełnie jasna, ale tu jesteś­ my skazani na domysły. Trzeba pamiętać, że cesarz zamia­ nował biskupa dla kraju chrześcijańskiego, nad którym nie panował; patriarcha zaś mógł się obawiać, że narazić to może jego własne przyjazne stosunki z księciem panującym w Mołdawii, zażądał zatem, by Święty Synod potwierdził te przenosiny. Cesarz zaś odesłał patriarchę do ugody i trzeba było ustąpić.40 Zawarcie ugody wyjaśnia, dlaczego Jan VIII mógł prze­ prowadzić unię florencką z większym powodzeniem niż Michał VIII lyońską. Jan miał możność mianowania metro­ politów, którzy mogli mu z pożytkiem służyć i stosować się — cokolwiek by myśleli — do jego wskazówek podpisu­ jąc wraz z większością wydany przez Sobór akt obwieszcza­ jący unię. Odmówił jedynie metropolita Efezu, zagrożono mu więc złożeniem z urzędu i utratą diecezji. Dopomogło Janowi i to, że patriarcha, Józef II, był stary, słaby i chory, a wreszcie że zmarł przed zakończeniem Soboru. Cesarz mógł zatem pokierować swymi przedstawicielami we Flo­ rencji bez przeszkód innych niż sumienie metropolity Efezu.41 Pod koniec istnienia cesarstwa Kościół podlegał zatem ścisłemu nadzorowi cesarza. Było w tym jednak więcej teorii niż rzeczywistości. Cesarz nie mógł wywierać naci­ sku na biskupów żyjących w dzierżawach tureckich, a tym mniej na tych, co żyli w niewielu jeszcze niepodległych krajach prawosławnych. Im ściślej nadzorował patriarchę, tym trudniej przychodziło patriarsze wpływać na Kościół poza ciasnymi granicami upadającego cesarstwa. Wreszcie choć cesarz opanował hierarchię, nie mógł zapanować nad 40 Zob. V. Laurent, L es droits de VEm pereur..., „Revue des Etudes Byzantines”, 13; Silvester Syropoulos, M em oirs: S. S gouropoulos, V era H istoria Unionis non V era e in ter G raecos et L atinos, wydał i przełożył R. Creyghton, Haga 1660, 1— 2. 41 Zob. niżej, str. 123— 124.

86

III. Kościół i państwo

opinią publiczną, a tym mniej nad mnichami i niższym duchowieństwem głoszącym to, co chcieli mnisi. Jan nie mógł wprowadzić w życie unii florenckiej. Mimo cesar­ skiego poparcia biskupi uniccy uznali, że rozsądniej będzie opuścić Konstantynopol. Nawet unicki patriarcha miano­ wany przez cesarza uznał wyjazd do Italii za bezpieczniej­ szy. Brat i następca Jana Konstantyn XI, ostatni cesarz, otoczony powszechnym szacunkiem, domagał się, by unia została urzędowo obwieszczona w kościele Bożej Mądrości. Ale niewielu duchownych zgodziło się pełnić służbę przy ołtarzach. W dniu upadku Konstantynopola patriarcha i bi­ skupi, którzy go popierali, przebywali na dobrowolnym wygnaniu, a inne stolice nie miały pasterzy, ponieważ ce­ sarz nie mógł znaleźć kandydatów gotowych do poparcia jego polityki. W diecezjach zaś, do których nie sięgała jego władza polityczna, odrzucono unię wprost.42 Kościołowi prawosławnemu zarzucano nieraz cezaropapizm, to jest zupełne poddanie się świeckiemu władcy. Je­ żeli chodzi o Kościół (Cerkiew) rosyjski, zarzut ten nie jest pozbawiony słuszności. W tym kraju panowanie mongol­ skie dało książętom przykład nieograniczonego samowładztwa; usunęło przy tym starą szlachtę, pospólstwo zaś było ciemne i zwykle niezorganizowane. Lecz i w Rosji nawet bywały czasy, że Kościół rządził carem.43 W Bizancjum, choć cesarz, zwłaszcza w późniejszym okresie, sprawował zasadniczo nadzór nad Kościołem, władza cesarska miała przecież granice — częśoiowo pod wpływem tradycji, a jeszcze bardziej pod wpływem opinii publicznej. Bizan­ cjum w samym swym założeniu było demokracją. Nawet cesarz — choć prawnie powołany i uznany przedstawiciel ludu przed Bogiem, a poza tym Pontifex Maximus — nie mógł w dzdedzinie religii narzucić polityki ludowi niemiłej. Każdy Bizantyńczyk był człowiekiem namiętnie religijnym. Jeżeli posiadał wykształcenie, uważał, że ma prawo do własnych przekonań, cokolwiek by powiedział cesarz lub hierarchia. Jeżeli był prostaczkiem, polegał na swych du­ chowych przewodnikach. A duchowymi przywódcami niż­ 42 Zob. niżej, str. 124. 43 Zob. niżej, str. 366.

III. Kościół i państwo

87

szych warstw byli mnisi, nad którymi ani cesarz, ani pa­ triarcha często nie mieli żadnej władzy. Cesarz był postacią dostojną, szanowano jego święte uprawnienia; w sporach z patriarchą bywał zwykle górą. Ale ani on sam, ani pa­ triarcha mimo całego blasku nie byli pewni życia ani swych wysokich stanowisk, jeżeli utracili miłość u chrze­ ścijańskiego ludu Bizancjum.

Rozdział czwarty KOŚCIÓŁ I KOŚCIOŁY WSCHÓD

Interesy Kościoła i państwa poczęły się w Bizancjum roz­ chodzić w dziedzinie polityki zagranicznej. Cesarz musiał się troszczyć przede wszystkim o utrzymanie swego skoła­ tanego cesarstwa; patriarcha zaś o jedność i pomyślność świata prawosławnego. Tam, gdzie chodziło o tych niewiele wciąż jeszcze nie­ podległych państw na Wschodzie, patriarcha był gotów iść ręka w rękę z cesarzem. Przeszłość dowiodła, że niezawiśli prawosławni władcy byli aż nadto skłonni ogłosić autono­ mię swych Kościołów i zamianować — bynajmniej nie ka­ nonicznie — swych własnych patriarchów. Taką politykę uprawiali królowie Bułgarii i Serbii, gdy władali potęż­ nymi królestwami. Ale pod koniec XIV wieku cała Bułgaria była już zalana przez Turków; a wszystkim, co pozostało z królestwa serbskiego, było małe ksiąstewko podporządko­ wane Turkom i niezdolne do ambitnych zamiarów w dzie­ dzinie kościelnej. Oba samozwańcze patriarchaty przestały istnieć; owczarnie ich mogły się tylko cieszyć, że utrzymują styczność z Konstantynopolem. Położenie książąt panują­ cych na północ od Dunaju w Mołdawii i na Wołoszczyźnie było podobne: i oni też byli niezdolni do uprawiania nieza­ wisłej polityki kościelnej. Dalej idąc ku wschodowi: metro­ polita Trebizondy skłonny był — pod warunkiem że będzie się cieszył rzeczywistą autonomią — uważać patriarchę za swego zwierzchnika. Chrześcijanie kaukascy, ściśnięci ze­ wsząd przez niewiernych, trzymali się usilnie swych związ­

Wschód

89

ków z cesarstwem, choć widzieli, że ono w oczach ginie.1 I w rzeczy samej król Gruzji, choć go w roku 1453 już były doszły wieści, że Turcy tłumnie gromadzą się, by oblegać Konstantynopol, gotów był wyprawić swą córkę z bogatym posagiem, by została żoną cesarza Konstantyna.1 2 Prawo­ sławny Kościół Cypru nie zważając na swe historyczne prawa do autonomii zapobiegliwie poszukiwał pomocy u cesarza i u patriarchy, gdy przyszło mu walczyć z łaciń­ skimi władcami wyspy.3 Jeżeli chodzi o świat prawosławny, jedyne zagrożenie zwierzchności patriarchy przyszło ze strony Rusi moskiew­ skiej. Wielki książę moskiewski zdołał utrwalić swe zwierz­ chnictwo nad współzawodniczącymi z nim książętami ru­ skim i i faktycznie wyzwolić się spod panowania Tatarów. Zapragnął więc, co było naturalne, choć nietaktowne, owładnąć samodzielnie swym Kościołem. Patriarchat, by powściągnąć te zakusy, odwołał się do mistycznego presti­ żu cesarstwa. Patriarcha Antoni przypominał wielkiemu księciu Wasylowi, że cesarz jest wciąż uświęconym cesa­ rzem, i Wasyl pogodził się z tą surową odprawą. W pojęciu Rusinów [moskiewskich] Konstantynopol był wciąż mia­ stem świętym, celem pielgrzymek dla wiernych, krynicą ich wiary i kultury. Ale można było powątpiewać, czy dłu­ go jeszcze ruska Cerkiew i ruski władca będą cierpieć, że naczelny ich hierarcha będzie mianowany przez Konstan­ tynopol. Za dawnych czasów podleganie greckiemu arcy­ biskupowi mogło przynosić korzyści. Mógł on trzymać się z dala i stać ponad kłótniami i knowaniami zwaśnionych książąt ruskich, co żadnemu Rusinowi by się łatwo nie udało. Za czarnych dni tatarskiego panowania mógł utrzy­ mywać stosunki z niepodległym światem prawosławnym i z jego dostojnymi tradycjami. Lecz te korzyści to była już przeszłość. Władca Rusi domagał się natarczywie prawa mianowania co drugiego przynajmniej arcybiskupa. Pa­ triarcha musiał odwołać się do dawnej mistyki Świętego 1 Zob. L. Brehier, dz. cyt., II, 456— 460. 2 Zob. Georgius Phrantzes, C hronicon, wyd. J. Bekker, C.S.H.B., Bonn 1838, 205 ns. 3 Zob. G. Hill, A H istory of Cyprus, 3 tomy, Cambridge 1940— 1948, III, 1041 ns.

90

IV. Kościół i Kościoły

Cesarstwa, jeżeli chciał oprzeć się tak nieprzystojnym rosz­ czeniom.4 Takie odwołanie jednak na nic by się nie przydało, jeże­ liby cesarz ze swej strony nie chciał okazać umiaru. Spór między patriarchą Eutymiuszem a Manuelem II, gdy chodzi­ ło o mianowanie biskupa Macedończyka dla Mołdawii, był tylko z pozoru kanoniczny. Prawdziwą przyczyną była pra­ wie na pewno obawa patriarchy, by nie urazić Mołdawian.5 Do groźniejszego zatargu doszło, gdy cesarz Jan VITT, prag­ nąc sobie zapewnić pomoc tęgiego umysłu w swych roko­ waniach z Zachodem o unię, zamianował Greka Izydora głową ruskiego Kościoła. Izydor przystąpił do unii, co Rusini zgryźliwie odrzucili i zażądali jego usunięcia jako he­ retyka.6 To była istota zagadnienia. Czy można by było utrzymać jedność patriarchatu i jego autorytet, gdyby ce­ sarz choiał użyć swego wpływu na Kościół bizantyński, by wymusić na nim zgodę na politykę potępianą przez ogół prawosławnych, a w szczególności przez prawosławnych spoza granic cesarstwa? Zobaczymy w dalszym ciągu, że opór przeciw unii z Rzymem nie rodził się jedynie wśród fanatycznych mnichów, ale że przyłączało się do niego też wielu rozsądnych Bizantyńczyków. którzy zdawali sobie sprawę, że taka polityka spowoduje odpadnięcie Cerkwi ruskiej i innych niezawisłych społeczności prawosławnych. Jeżeli za podstawę tych rozważań przyjmiemy liczby z wy­ kazu z roku 1437, zobaczymy, że unia oznaczała natych­ miastowe odpadnięcie szesnastu spośród sześćdziesięciu siedmiu metropolii i schizmę.7 Podobne niebezpieczeństwo groziło ze strony trzydziestu sześciu metropolii położonych na terytorium tureckim. Na­ wet gdyby ich wierni sprzyjali unii, trudno przypuścić, że władze tureckie pogodziłyby się z takim wzmocnieniem więzów łączących ich z zachodnią Europą. Każdy patriarcha 4 Zob. D. Obolensky, B yzan tiu m , K ie w and M oscow ..., „Dum­ barton Oaks Papers”, 11 (1957) 21— 78; zob. też wyżej. str. 81. 5 Zob. wyżej. str. 84— 85. 6 Zob.: S. J. Pierling, La R ussie et le S ain t-S iege, 3 tomy, Pa­ ris 1896— 1901, I, 56— 59; H. Schaeder, M oskau das D ritte R em , Hamburg 1929, 22; D. Obolensky, j.w. 7 Zob. wyżej, str. 47.

Wschód

91

konstantynopolitański pragnący utrzymać swą władzę nad chrześcijańskimi poddanymi sułtana musiał zdawać sobie sprawę, że niebezpieczne byłoby popieranie polityki, która niewielu chrześcijanom dogadzała, a której sułtan się z pew­ nością sprzeciwi. Jak na razie nie działo się tym chrześci­ janom najgorzej w porównaniu z dolą ich prawosławnych braoi na Cyprze lub w Grecji pod panowaniem łacińskim, gdzie ich panowie niezmordowanie starali się wciągać ich w łacińskie sieci. Tu (to jest w Turcji) znosili wiele ogra­ niczeń, ale przynajmniej wolno im było zatrzymać swoją postać religii. Wschód zespalał społeczności ludzkie nie wedle ach naro­ dowości, jak to dzisiaj pojmujemy, lecz wedle ich wyznania. Społeczność mającą określoną religię różną od religii spo­ łeczności rządzącej uważano za autonomiczną społeczność podlegającą swemu zwierzchnikowi religijnemu. Tak na przykład Persowie postąpili wobec Żydów za panowania dynastii Achemenidów; Sassanidzi zaś poszerzyli tę zasa­ dę, by mogła objąć i społeczności chrześcijańskie. Społeczność taką określano perskim wyrazem ,,melet” lub ,,milet”, czyli „naród” . Muzułmańscy Arabowie, pod­ biwszy ziemie z zakorzenionymi starymi religiami, poszli za tym wzorem, przejmując też nazwę milet. Uważano za odrębną jednostkę każdy milet i pozwalano mu rządzić się własnymi prawami we wszystkich sprawach, które nie do­ tykały muzułmanina. Tak postępowano z „ludźmi Księgi” , to jest z chrześcijanami i żydami, których wiarę Prorok poprawił, lecz nie potępił, a także — z łaski — z wyznaw­ cami Zoroastra. Religijny zwierzchnik takiej grupy ponosił odpowiedzialność za jej zachowanie się. Jej członkowie — przynajmniej w zasadzie — żyli nie nagabywani, byle tyl­ ko płacili podatki, nie wywoływali zamieszek i nie knuli zdradliwych spisków. System ten przynosił istotne korzyści społecznościom żyjącym w swej całości lub przynajmniej w większości w granicach państw arabskiego kalifa. Taki­ mi społecznościami były Kościoły monofizytów, Koptów i jakobitów, a także Kościół nestoriański i sefardyjscy ży­ dzi. Zdarzało się co prawda niekiedy, że gnębił ich jakiś fanatyczny miejscowy zarządca albo też że rozjuszony mu­ zułmański motłoch ograbił ich domy. Ale na ogół muzuł­

92

IV. Kościół i Kościoły

mańscy władcy zadowalali się wysoką, często samowolnie wyznaczaną daniną, odnosili się do nich sprawiedliwie i bez wrogich uprzedzeń. Położenie chrześcijan prawosławnych było odmienne. Trzej patriarchowie, których stolice, a mia­ nowicie Aleksandria, Antiochia i Jerozolima, leżały na zie­ miach kalifa, mieli nad nimi władzę administracyjną i mo­ gli brać za nich odpowiedzialność. Lecz głową ich (to jest prawosławnych z patriarchatu konstantynopolitańskiego) społeczności był namiestnik Boga na ziemi, cesarz przeby­ wający w Konstantynopolu. Uważano ich zatem za poten­ cjalnych zdrajców i musieli się mieć na baczności. Cesarz ze swej strony poczuwał się do odpowiedzialności za nich, jego obowiązkiem było występowanie w ich obronie, jeżeli doznawali krzywdy. Kalif się na to godził tak długo, póki prawosławni nie dopuszczali się jawnej zdrady. Jeżeli byli gnębieni bez uzasadnionej przyczyny, uznawał protesty ce­ sarskie za usprawiedliwione. Gdy kalif Hakim spalił koś­ ciół Świętego Grobu, jego następca usprawiedliwiał się z tego przed cesarzem, który w końcu mógł odbudować świątynię i powierzyć ją opiece swoich ludzi. Wcześniej jeszcze widzimy, jak Jan Damasceński, który uprzednio był urzędnikiem na dworze kalifa z dynastii Ommajadów, pisywał do cesarza, jak gdyby sam był poddanym cesar­ stwa — lecz takim, który szczęśliwie żył poza zasięgiem władzy cesarza, zawziętego obrazoburcy.8 Turcy przejęli ten system miletu. Uważali za zrozumiałe, że prawosławni żyjący w ich dzierżawach w dalszym ciągu uważają cesarza za swego najwyższego zwierzchnika. Nie wyrażali sprzeciwu, byle prawosławny milet nie chwytał przeciwko nim za broń spiesząc na pomoc cesarzowi. Chrze­ ścijanie płacili podatki większe niż muzułmanie, a to z tego powodu, że nie żądano od nich, by dołączali się do zbroj­ nych sił sułtana. Ale i tak płacili zwykle mniej podatków niż -ich niepodlegli współwyznawcy na ziemiach cesarskich. Podlegali pewnym ograniczeniom, gdy chodziło o nabywa­ nie ziemi. Jeżeli popadli w prawny spór z muzułmaninem, mało mogli mieć nadziei na sprawiedliwy wyrok. Najwięk­ 8 Zob. S. Runciman, T he B yzan tin e „P r o tec to ra te ” in th e H oly Land, „Byzantion”, 18 (1949) 207— 215.

Wschód

93

sze ich obciążenie polegało na tym, że począwszy od końca XIV wieku zabierano im synów, zmuszano ich do przyjęcia islamu i zaciągano do sułtańskiego zastępu janczarów, a je­ żeli jakiś miejscowy muzułmański wielmoża pożądał ich córki, niełatwo było ją uchronić od zabrania do seraju. Nie dało się też uniknąć, żeby pewna ilość chrześcijan nie prze­ szła na wyznanie panujących, by się przez to dostać w sze­ regi warstwy rządzącej. Renegaci tacy potrafili być — jak to bywa z neofitami — fanatyczni i nietolerancyjni. Ale społeczności chrześcijańskie trwały wciąż nadal. Przezor­ ność nauczyła je nie wpadać w oczy. Pod koniec XIV wie­ ku niewielu tylko żywiło nadzieję, że odzyskają pełnię wol­ ności. Mimo wszystko Konstantynopol pozostawał w ich oczach ich stolicą polityczną i kościelną.9 Cesarz był świadom swych obowiązków wobec nich. Cza­ sami mogło się wydawać, że jest niepotrzebnie służalczy wobec sułtana. Lecz często działo się tak dlatego, że coś zagrażało interesom chrześcijan. W rzeczy samej, jeżeli ce­ sarz uznał się za lennika sułtana, ułatwiało mu to nieraz ujmowanie się za nimi. Sułtan chętniej godził się na jego wystąpienia w ich obronie. Dla Kościoła chrześcijanie ci stanowili zagadnienie osob­ nego rodzaju. W miarę posuwania się Turków urzędy ce­ sarskie wycofywały się opuszczając skazane miasto, a rze­ czą biskupa było ułożyć się z najeźdźcami. Prawo muzuł­ mańskie uznawało, że jeżeli jakieś miasto poddało się mu­ zułmanom, chrześcijańscy jego mieszkańcy mogli zatrzymać swe kościoły i bez przeszkód odprawiać w nich swe obrzę­ dy. Jeżeli jednak trzeba było zdobywać je orężem, chrześci­ janie tracili swe prawa. Czasami trudno było ustalić zaszłe różnice; a jeżeli gdzieś się znalazł wielki gmach kościelny, który się Turkom szczególnie podobał, znalazł się równie łatwo jakiś wybieg usprawiedliwiający jego przywłaszcze­ nie. Ale w większości wypadków pozostawiano w spokoju gmachy kościelne i kościelne instytucje, mimo zaboru mia­ sta, choć — jak widzieliśmy — podbój pociągał za sobą ru­ chy ludności i reorganizację kościelnej administracji. Turcy 9 Zob. L. Brehier, dz. cyt., II, 472— 473; A. Waechter, dz. cyt., 9— 59, podaje szczegóły z różnych diecezji.

94

IV. Kościół i Kościoły

nie zabraniali biskupom ziem zajętych utrzymywać stosun­ ki z Konstantynopolem. Rzadko kiedy zabraniano dm uda­ wać się tam na wezwanie przez cesarza lub patriarchę do udziału w Synodzie albo też jeżeli interesy ich diecezji wy­ magały ich przyjazdu. Ale istota tych spraw doznawała zmiany. Wobec ucieczki chrześcijańskich urzędników świec­ kich Turcy przenieśli na biskupów obowiązek zarządzania także świeckimi sprawami społeczności. Biskupi musieli zatem rozbudować swe kościelne sądy, tak by mogły podo­ łać wszelkim sporom, które odnosiły się do społeczności, musieli też układać się ze swymi tureckimi zwierzchnika­ mi. Wszystko odbywało się chaotycznie i od przypadku do przypadku, a niewiele mamy materiału okazującego, jak to działało. Wielu z tych chrześcijan, gdy utracili nadzieję na odzyskanie wolności, doszło do przekonania, że jedyną możnością poprawienia ich doli było, by sułtan zajął Kon­ stantynopol i patriarchat.10 Patriarcha usiłował wedle możności utrzymać styczność z zajętymi ziemiami. Wzywano do Konstantynopola bis­ kupów dla złożenia sprawozdań. Jeżeli starali się uchylić od powrotu do swych siedzib, udzielano im nagany i pro­ szono cesarza, by wywarł na nich nacisk. Ale jeżeli stolice te miały się ostać, patriarcha musiał utrzymywać stosunki z dworem sułtana. To zaś napotykało trudności, ilekroć sułtan nie był zadowolony z obrotu, jaki przybierała zagra­ niczna polityka cesarza, w szczególności ilekroć poczynała ona zmierzać ku unii z Zachodem. Trzeba też było myśleć o prawosławnych w innych kra­ jach muzułmańskich. Patriarchowie Aleksandrii, Antiochii i Jerozolimy wciąż nie byli zupełnie odcięci od Konstanty­ nopola. Rzadko kiedy doznawali przeszkód, gdy chodziło o obesłanie tamtejszych Synodów kościelnych. Każdy z nich miał niekiedy sposobność odwiedzenia cesarza. Ale czy zdo­ łają zachować tę możliwość udzielaną przez ich muzułmań­ skich zwierzchników, jeżeli cesarz pocznie się łączyć z wo­ jującym chrześcijańskim Zachodem? Zagadnienie unii Kościoła z Rzymem było tedy zagad­ nieniem żywotnym. 10 Zob. A. Waechter, dz. cyt., 60— 65.

Zachód

95 ZACHÓD

Każdy pobożny chrześcijanin musi żywić nadzieję, że kiedyś przyjdzie w końcu dzień, kiedy Kościół Chrystusowy będzie zjednoczony i cały stanie się istotnie świętym Koś­ ciołem katolickim, co jest artykułem wiary. Ta nadzieja — jak dotąd — zawiodła. Od samego początku zjawiły się schizmy, a nawet herezje. A w miarę jak Kościół na ziemi się rozrastał, rosły też jego wewnętrzne podziały. Rozsa­ dzały go na odrębne odłamy wzajemne zawiści i współ­ zawodnictwa hierarchów, ingerencje i urazy ludzi świec­ kich i zamiłowanie teologów do obnażania godnych potępie­ nia błędów popełnionych przez ludzi tegoż rzemiosła; do tego doszły różnice w rozwoju historycznym i dyspozycjach psychicznych. A jeżeli nawet pojawiające się rysy udało się zatrzeć, ślady dawnych pęknięć zawsze w jakiś sposób się uwidaczniały. Najważniejszym rozłamem w Kościele średniowiecznym był ten, który rozdzielił główne gałęzie: wielki Kościół Sta­ rego Rzymu i wielki Kościół Nowego Rzymu, to jest Kon­ stantynopol i jego bratnie patriarchaty. Rozbieżne poglądy istniały od najdawniejszych czasów. Chrystologiczne spory IV i V wieku pogłębiły ducha współzawodnictwa między patriarchatami. Trwało to, póki podbój Syrii i Egiptu przez Arabów nie sprawił, że Konstantynopol stał się jedynym niepodległym patriarchatem na Wschodzie i pozwolił mu przemawiać w imieniu całego wschodniego prawosławia. Równocześnie upadek zachodniego cesarstwa rzymskiego spowodował, że Kościół rzymski stał się jedynym przed­ stawicielem jedności i porządku. Chrześcijaństwo zachod­ nie z jego wieloma rywalizującymi władcami świeckimi po­ częło spoglądać na papieża rzymskiego jako na głowę chrze­ ścijańskiej wspólnoty, podczas gdy wschodni cesarz pozostał nadal namiestnikiem Boga. Obie połowy starego imperium różniły się zawsze językiem. A język ma dążność do wpły­ wania na myśli. Język grecki ze swym bogatym słownic­ twem, subtelnością i giętkością przyczynił się do powstania poglądu filozoficznego odmiennego od tego, jaki powstał w świecie języka łacińskiego odznaczającego się prawniczą

96

IV. Kościół i Kościoły

ścisłością. W miarę upływu czasu człowiek władający obo­ ma tymi językami, a choćby mogący je zrozumieć, stawał się coraz większą rzadkością. Niedokładne przekłady po­ mnożyły nieporozumienia. Polityczne konieczności i zagad­ nienia poczęły się różnić. Przez cały przeciąg tak zwanych ,,ciemnych wieków” dochodziło co pewien czas do sporów, a nawet do schizm. Żadna z nich nie stała się ostateczną, ale tylko dlatego, że żadna ze stron nie pragnęła stanowcze­ go zerwania, a także dlatego, że styczność między Wscho­ dem a Zachodem nie była zbyt ścisła i kto chciał, mógł taktownie nie dostrzegać różnic.11 Dopiero cały zespół wydarzeń natury politycznej wykrze­ sał te iskry, które rozpaliły ostateczny rozłam (schizmę). Rozwój Hildebrandowej koncepcji papiestwa jako najwyż­ szej władzy w chrześcijaństwie zbiegł się w czasie z pod­ bojem bizantyńskiej części Italii przez Normanów, z roz­ wojem italskiego handlu na Wschodzie oraz z długim i nie­ szczęśliwym okresem wojen krzyżowych. Bliższe zetknięcia się nie tylko wykazywały, że interesy wschodniego i za­ chodniego chrześcijaństwa nie są bynajmniej te same, lecz że w rzeczywistości bywają tak sprzeczne, iż wiodą do wojny. Obnażyły też różnice dzielące oba wielkie Kościo­ ły; różnice nie tylko w obrzędach i kościelnych zwyczajach, lecz także różnice doktrynalne. Nawet po rozgłośnych kłót­ niach między patriarchą Michałem Cerulariuszem a kardy­ nałem Humbertem, które doprowadziły do tego, że w roku 1054 wzajemnie się wyklęli, władze kierownicze po obu stronach troskliwie unikały schizmy.1 12 Papież Urban II doprowadził do pierwszej krucjaty pragnąc przyjść wschod­ nim chrześcijanom z pomocą. Po stronie wschodniej zaś zwłaszcza cesarze gorąco pragnęli utrzymać przyjazne sto­ sunki. Rozumieli — po najazdach normandzkich i rozpęta­ niu krucjat — jak groźną może stać się dla nich wrogość Zachodu. Większość najbardziej wpływowych bizantyńskich 11 W sprawie współzawodnictwa między Rzymem a wschod­ nimi patriarchami zob. wyżej, str. 31, przypis 3. O późniejszych sporach między Rzymem a Konstantynopolem zob. S. Runciman, Schizma icschod n ia, przełożył Jan Gawroński, Warszawa 1963, 1— 39. 12 Zob. tam że, 72— 98.

Zachód

97

duchownych — choć nie byli skłonni uznać swych nauk i zwyczajów za błędne — sądziła, że rozsądne zastosowanie „ekonomii” mogło załagodzić trudności. Jeszcze długo w cią­ gu XII wieku przeciętny Bizantyńczyk wierzył, że przecięt­ ny człowiek Zachodu jest naprawdę bratem-chrześcijaninem, choć obyczaje jego są godne pożałowania.13 Nieszczęście chciało, że im częściej chrześcijaństwo wschodnie i zachodnie mogło się wzajemnie oglądać, tym większej nabierało niechęci do tego, co widziało. Prostodusz­ ny człowiek z Zachodu myślał, że chrześcijanie wschodni będą tacy sami jak on, a tymczasem spotykał się z ludźmi o niezrozumiałym języku, a dziwacznych obyczajach, o dzi­ wacznych obrzędach, a co gorsza z ludźmi, którzy nie dzieli­ li jego gorącego pragnienia, by wyjść w pole i walczyć z niewiernymi. Bizantyńczycy ze swej strony byli wpraw­ dzie przyzwyczajeni do różnic w obrzędach, a także do róż­ nic językowych — sąsiadowali przecież z bliskimi Kościo­ łami słowiańskimi — ale przekonali się, że ludzie z Za­ chodu są nieokrzesani, nie uznają prawa i są nieobyci, ich wojowniczość zaś jest niewczesna i nierozsądna; raził ich też głęboko widok kapłanów walczących w wojskach krzy­ żowców. Rosły zatem, ku szczeremu ubolewaniu władz państwowych, wzajemne niechęci i nieufność. Układy i ro­ kowania pogarszały jeszcze sprawy, wyolbrzymiały roz­ bieżności nie tylko w poglądach i interesach politycznych, lecz także w zwyczajach religijnych i w teologii. Niemożność dojścia do porozumienia doprowadziła do czwartej krucjaty, do ograbienia Konstantynopola i do po­ wstania państw łacińskich na chrześcijańskim Wschodzie. Z tej klęski Bizancjum nigdy się właściwie dźwignąć nie zdołało, nigdy jej też nie wybaczyło. Każdv bez mała ce­ sarz — zarówno wtedy, gdy cesarstwo przebywało na wy­ gnaniu w Nicei, jak po odzyskaniu Konstantynopola w roku 1261 — starał się utrzymać możliwość ponownego zjedno­ czenia, znaczna większość jego poddanych jednak nie chcia­ ła nawet słyszeć o ugodzie z Zachodem. Najbardziej oporne okazało się niższe duchowieństwo. Gdziekolwiek bowiem usadowili się łacinnicy, wszędzie wprowadzali wyższą ła­ 13 Zob. tam że, 124— 144.

98

IV. Kościół i Kościoły

cińską hierarchię, ta zaś usiłowała narzucić społecznościom prawosławnym łacińskie zwyczaje i łacińską naukę. Unia nie miała silniejszego poparcia. Nie brakło jednak Bizantyńczyków podzielających pogląd większości cesarzy, że cesarstwo nie może pozwolić sobie na ryzyko narażenia się zachodniej Europie, tym bardziej że zagroza turecka maja­ czyła coraz wyraźniej. Byli też tacy, co zdawali sobie spra­ wę, że Bizancjum, odcinając się w dziedzinie religijnej od Zachodu, odcinało się też od jego życia umysłowego i po­ padało w kulturowe osamotnienie. Bizantyńczycy mieli trudny wybór. Gdyby prawosławne państwa wschodniej Europy były zdolne do zjednoczenia się prawdziwym sojuszem, byłyby może zdołały oprzeć się zarówno Zachodowi, jak Turkom. Ale wojny domowe i ukryta niechęć Słowian bałkańskich do Greków uniemoż­ liwiły dojście takiego związku do skutku. Jeżeli Turcy mieli być odparci, mogło się to stać tylko z pomocą Zachodu. Ale czyż Zachód mógł dostarczyć większej pomocy? Ruch kru­ cjatowy zaczął zanikać doznając samych rozczarowań. Zbyt często ogłaszano świętą wojnę przeciw osobistym i politycz­ nym nieprzyjaciołom papieża, nie zważając na sprawy wiary. Nawoływania takie przestawały docierać do dusz. Gdyby doszło do unii, papież mógł ogłosić krucjatę dla oca­ lenia Bizancjum. Ale któż by poszedł za tym wezwaniem? Wenecjanie i Genueńczycy, którzy mieli wielkie floty i duże interesy na Wschodzie, byliby najbardziej pożytecznymi sprzymierzeńcami. Ale jedni i drudzy byli zadziwiająco głusi na papieskie nawoływania, a poza tym nigdy by się nie zgodzili na współdziałanie z sobą. Wielu bizantyńskich mężów stanu powątpiewało, czy rzeczywiste korzyści, jakie unia przynieść mogła, byłyby na tyle wielkie, by zrówno­ ważyć niekorzyści. Teologowie bizantyńscy natomiast nie byli zainteresowani praktycznymi rozwiązaniami. Patrzyli na sprawę sub specie aeternitatis; a oni przecież byli przy­ wódcami w tej wymianie myśli. Każdej próbie doprowadzenia do unii towarzyszył chór wymiany zdań; przemawiano za i przeciw mnóstwem roz­ praw i kazań. Czytanie ich jest bezpłodne; nigdy bowiem nie dotarły do sedna zagadnienia. Istotną przeszkodą w osiągnięciu zjednoczenia było to, że chrześcijaństwo

Zachód

99

wschodnie i zachodnie zajmowało inną postawę uczuciową wobec religii. A trudno jest rozprawiać o uczuciach. Poza tym nie było wiadomo, czy istnieje jakaś ostateczna in­ stancja, którą by obie strony były skłonne uznać. Godzono się, że winno nią być Pismo święte i uchwały tych Sobo­ rów, które obie strony uważały za ekumeniczne, oraz pisma tych Ojców Kościoła, których uważano powszechnie za prawowiernych i natchnionych. Rozprawiający tracili czas na bezowocnym szermowaniu tekstami. Teksty bywały czę­ sto błędnie zacytowane, źle przetłumaczone, a rzadko kiedy przynoszące jasne wnioski. Pisma i kanony Soborów nie­ kiedy nie miały nic istotnego do powiedzenia w sprawach będących na porządku dziennym. A choć Ojcowie Kościoła wypowiadali się pod wpływem natchnienia, natchnienie nie zawsze przynosiło coś uchwytnego. Często nie zgadzali się z sobą, a czasem wręcz sobie przeczyli. Niektóre z tych rozpraw i kazań sięgały do głębi zagadnień; ale i te nawet były świadomie polityczne. Uprzytamniamy sobie najlepiej istotę panujących rozbieżności zapoznając się z tymi pisma­ mi, które były przeznaczone na wewnętrzny użytek poszcze­ gólnych Kościołów. Rozmyślnie chyba w rozprawach za i przeciw pominięto zagadnienie mistycyzmu i mistyczne teorie, które w pojęciu Bizantyńczyków miały znaczenie zasadnicze, a na które Zachód zapatrywał się zgoła odmien­ nie, na poświęconym unii Soborze Florenckim, gdyż nie można było znaleźć rozwiązania sposobami użytymi w ów­ czesnych rozprawach. Rozprawy pozostawały bezpłodne, ponieważ unikano bez­ pośrednich dyskusji na temat istotny i praktycznie najważ­ niejszy, a mianowicie nad roszczeniem papieża do władzy zwierzchniej nad całym Kościołem. Zagadnienie to prawie nie wymagało rozprawy, ponieważ wszyscy wiedzieli, że zjednoczenie oznaczało poddanie się Kościoła prawosław­ nego zwierzchności Rzymu. Nawet najskrajniejsi apologeci łacińscy nie spodziewali się, by grecy mogli uznać tę zwierz­ chność bez omówienia na Soborze różnic teologicznych i ob­ rzędowych. Ale na Soborach unijnych pominięto milcze­ niem pytanie, jaki jest istotny stosunek papieża i Soboru, choć zagadnienie to mocno niepokoiło zachodnich teologów na Soborze Bazylejskim. Pominięto też milczeniem sprawę

100

IV. Kościół i Kościoły

stosunku cesarza i papieża. Rozważania różnic w nauce i praktyce traciły na znaczeniu, skoro jedna ze stron dążyła do narzucenia drugiej całkowitego poddania się. Przecięt­ ny Bizantyńczyk nie żywił zaufania do unijnego Soboru, ponieważ wiedział, że. Sobór zmierzał do poddania religij­ nego życia Bizantyńczyków nadzorowi obcego możnowładcy, którego roszczenia poczytywał za niekanoniczne, a na­ wet za błędne; a stronnicy tego możnowładcy okazali się w przeszłości wrogami i ludźmi nietolerancyjnymi. Od ta­ kiego Soboru mógł się Bizantyńczyk spodziewać jedynie, że mu łaskawie pozwoli zatrzymać pewne obrzędowe zwy­ czaje.14 Nad roszczeniami papieża do władzy najwyższej rozpra­ wiano zawzięcie, ale poza salą obrad Soboru. W pojęciu tak łacinników, jak i greckich zwolenników unii opierały się one na „tekstach” . Jedni i drudzy usiłowali wykazać, iż przez całe stulecia Ojcowie Kościoła greckiego tak samo jak łacińskiego uważali, że biskup rzymski był prawowitym dziedzicem Piotra i że przysługuje mu władza „wiązania i rozwiązywania” . Oznaczało to, że w sprawach wiary i dy­ scypliny przysługuje mu najwyższa władza nad Kościołem powszechnym. Na poparcie tych twierdzeń można było przy­ toczyć wiele tekstów, choć nie wszystkimi umiano się po­ sługiwać ze znajomością rzeczy. Ale tu znowu Ojcowie nie zawsze byli zgodni. Rzymska stolica otoczona była w cza­ sach minionych szczególniejszą czcią: biskup rzymski lub jego przedstawiciel występował jako princeps senatus, jako zajmujący najdostojniejszą w chrześcijaństwie stolicę bis­ kupią. Zdanie jego — z wyjątkiem spraw drugorzędnych — było miarodajne. Nikt pragnący jedności w Kościele nie zerwałby pochopnie z najdostojniejszym jego hierarchą. Wręcz przeciwnie, zjednoczenie z nim było w oczach wielu zewnętrzną oznaką przynależności do nierozdzielnego Koś­ cioła. Duchowni poróżnieni ze swym miejscowym hierarchą chętnie odwoływali się do biskupa rzymskiego w sprawach karności i nauki kościelnej. Ale czy biskup rzymski mógł 14 Zob.: J. Gili, dz. cyt., 12— 15; D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W est, 84— 87; S. Runciman, U padek K on sta n ty­ nopola, 1-153, 21— 24. 35— 37.

Zachód

101

ze swej strony uczynić w takich wypadkach coś więcej niż udzielać upomnień i rad? Czy mógł legalnie wglądać w we­ wnętrzne sprawy innego patriarchatu? Tak zwany Sobór w Sardyce w roku 343 przyznał mu zdaje się to prawo. Ale nie był to Sobór powszechny, a drugi Sobór powszech­ ny zaprzeczył mu tego prawa, choć nie dosłownie; zaprze­ czył przynajmniej o ile chodzi o Konstantynopol. Poza tym czy wypowiedzi biskupa rzymskiego w sprawach wiary były bezwarunkowo wiążące? Można było zasięgać jego rady jako jednostki wyposażonej w najwyżsźy wśród ludzi śmiertelnych autorytet. Poglądy jego miały wagę niezmier­ ną. Kiedy Jan Damasceński i Teodor ze Studion popadli w spór z cesarzem-obrazoburcą, który miał wpływ na pa­ triarchę konstantynopolitańskiego, obaj zażądali odwołania się do Rzymu oświadczając wyraźnie, że bez zgody biskupa rzymskiego nie można wprowadzać obrazoburstwa. Jan uważał jednak równocześnie, że tylko Sobór powszechny mógł sprawę rozstrzygnąć, Teodor zaś był zdania, że Rzym musi współdziałać z czterema innymi patriarchami. Nikt tak wyraźnie nie wysunął teorii o pentarchii patriarchów.15 Co gorsza, papież sam jeszcze za życia Teodora rozerwał — w pojęciu Bizantyńczyków — jedność chrześcijaństwa: uko­ ronował bowiem przeciwstawnego Konstantynopolowi ce­ sarza Zachodu wdzierając się w ten sposób w apostolskie następstwo cesarzy. Dwór bizantyński ocalił swą naruszoną dostojność w ten sposób, że niebawem uznał Karola Wiel­ kiego za współcesarza i tak uczynił zadość zasadzie.16 Nieco później, kiedy Rzym zatwierdził dodanie czegoś do wyznania wiary bez pozwolenia lub zgody Soboru po­ wszechnego, okazało się, że wiara w jedność chrześcijań­ stwa nie jest na tyle silna, by mogła zapobiec ostrej reakcji ze strony podrażnionego Konstantynopola. Rzym skwapli­ wie rozgłaszał, że patriarcha konstantynopolitański posunął się do protestu pod wpływem zazdrości i pychy. Rzecz jas­ na, że biskup głównego miasta w chrześcijaństwie, który 15 Zob.: Jan Damasceński, O rationes, P.G., 94, 1296 ns.; Teo­ dor Studyta, Epistolae, I, 28, P.G., 99, 1001. Teorię pentarchii wysunął wcześniej w VII wieku Maksym Wyznawca, D isputatio cum P yrrh o, P.G., 91, 352. 16 Zob. R. Jenkins, dz. cyt., 105 ns.

102

IV. Kościół i Kościoły

nie dbając o sprzeciwy Rzymu, przyjął już był dla uwydat­ nienia tego stanowiska tytuł ekumenicznego, mógł się czuć urażony, iż uważają go za młodszego i podległego bisku­ powi czcigodnego zapewne, lecz podupadłego italskiego miasta. Nie posiadał się więc z radości, gdy udało mu się przychwycić swego starszego towarzysza na postępku niekanonicznym i heretyckim. Ale oburzenie jego własne i jego Kościoła było zupełnie szczere: Rzym uważał, że dodatek do wyznania wiary jest uzasadniony, ponieważ objaśniał uznany artykuł nauki. W pojęciu Bizantyńczyków doku­ menty i orzeczenia Soboru powszechnego pochodziły z na­ tchnienia Ducha Świętego. Dokonać w nich zmiany, choćby w celu objaśnienia, mógł jedynie inny Sobór powszechny. Co więcej, odnosiło się wrażenie, że wedle mniemania teo­ logów bizantyńskich dodatek ten zmienia cały sens nauki. Kościół rzymski dokonując samowolnie zmiany obrażał i Sobór powszechny, i Ducha Świętego, a to tym pewniej, że dodatek odnosił się właśnie do Ducha Świętego. Chodziło 0 słowo ,,Filioque” dodane po słowach ,,ex Patre” , gdzie jest mowa o pochodzeniu Ducha Świętego. Zachód mógł sądzić, że taki dodatek jest bez znaczenia. Wedle Gibbona 1 wielu innych historyków ,,rozsądek nawet teologów mógł przyznać, że różnica jest nieszkodliwa i nieunikniona” . Ale inne było mniemanie teologów greckich. Różnica była wy­ razem przeciwstawnych postaw w myśleniu religijnym.17 W miarę upływu czasu wzrastające wzajemne niechęci doprowadzały do tego, że poczęto zwracać uwagę na róż­ nice obrzędowe, do których dawniej nie przywiązywano wagi. Grecy pomawiali łacinników o skłonności do judaiz­ mu, ponieważ pościli oni w soboty, w szczególności w czasie czterdziestodniowego postu. Mieli za złe łacinnikom, że opuszczali oni w dni postu w ciągu Wielkiego Postu obrzę­ dy ku czci poświęconych darów ofiarnych. Twierdzili, że gorszy ich widok łacińskich kapłanów, którzy golą brody. 17 Zob. E. Gibbon, T he D ecline and Fall of th e Rom an E m pire, wyd. J. B. Bury, 7 tomów, London 1896— 1900, VI, 368. W sprawie dyskusji nad słowem „Filioque” w czasach Focjusza zob.: F. Dvornik, T he Photian Schism , Cambridge 1948, 117 ns.; 196 ns. (usiłuje on pomniejszyć różnice); F. Gavin, S om e A sp ects of C on tem pora ry G reek O rth od ox T hought, London 1936, 129 ns.

Zachód

103

Ale uczeńsi greccy teologowie odrzucali ten zarzut jako śmieszny. Zrodziło się też zagadnienie małżeństwa duchow­ nych, którego łacinnicy teraz zakazywali, a grecy na nie zezwalali, a nawet zalecali je kapłanom, którzy ni 2 złożyli ślubów zakonnych. Była też sprawa rozwodów, których ła­ cinnicy nie dopuszczali, na które jednak w pewnych wy­ padkach zezwalali grecy, wychodząc z założenia, że mał­ żeństwo jest zarówno umową świecką, jak i sakramentem. Istniała także sprawa nauki o czyśćcu: grecy uważali, że zagadnienie to jest nazbyt ściśle określane przez łacinników; że jest zuchwalstwem twierdzenie, iż się wie, co Bóg w swej mądrości postanowił czynić z duszami zmarłych. Gotowi jednak byli mniemać, że dusze nie potępione mogą być uznane za niegodne, by stawać od razu przed Bogiem, i że modlitwa może im dopomóc do wzniesienia się wyżej. Łacinnicy ze swej strony ganili dwa zwyczaje greków w ob­ rzędzie Eucharystii. Chodziło im o zeon, to jest ogrzaną wodę dolewaną do kielicha, a jeszcze bardziej o epiklesis, to jest wezwanie pomocy Ducha Świętego, bez której w mniemaniu greków nie może się dokonać przeistoczenie. Większość tych różnic nie miała wielkiej wagi; sporo poważnych teologów było gotowych je pominąć. Ale istnia­ ła różnica w praktyce obrzędowej, która powodowała za­ wzięte spory. Chodziło o to, czy chleb użyty do tego Sakra­ mentu ma być upieczony na zakwasie, czy też nie. Zdaje się, że Zachód począł powszechnie używać chleba przaśnego dopiero w IX wieku i podobnie jak znany już dodatek do wyznania wiary — poczęto i ten zwyczaj powszechnie stosować najpierw na północ od Alp, choć jeden i drugi zrodził się gdzie indziej. Za używaniem chleba przaśnego przemawiało to, że sam Chrystus na pewno użył go przy Ostatniej Wieczerzy. Grecy to przyznawali, ale twierdzili, że nakazy Starego Zakonu straciły moc obowiązującą z chwilą śmierci Chrystusa na krzyżu i zstąpienia Ducha Świętego w dzień Świąt Zielonych. Zakwas symbolizował obecność Ducha Świętego. Zwyczaj łacinników oznaczał ich zdaniem, podobnie jak nieprzyjęcie epiklesis, obrazę Ducha Świętego. W toku tych sporów wytaczano też inne argu­ menty, niektóre z lekka bezsensowne. Tak na przykład niektćr:y grecy twierdzili, że słowo ,,artos'? oznacza nie tylko

104

IV. Kościół i Kościoły

chleb pieczony na zakwasie, ale łączyli je — za pomocą gry słów i ulubionego w średnich wiekach etymologizowania, w tym wypadku błędnego — ze słowem „artios” zna­ czącym tyle, co „doskonały” . Łacinnicy mogli na to odpo­ wiedzieć, że Ewangelia słowem „artos” oznaczała chleb, który Chrystus przełamał. Ale twierdzenie ich, że użycie zakwasu było zakazane, ponieważ Chrystus zalecił swym uczniom, by „strzegli się kwasu faryzeuszów i saduce­ uszów” , nie było zbytnio przekonywające. W rzeczywistości żadna ze stron nie chciała porzucić umiłowanej tradycji. Grecy byli przy tym tak roznamiętnieni, że jako przezwi­ sko łacinników ukuli słowo „azymici” , co miało znaczyć, że łacinnicy nie byli dotknięci łaską Ducha Świętego.18 Te sprawy obrzędowe — nawet gdzie chodziło o chleb — nie musiały koniecznie stanąć zjednoczeniu na przeszkodzie. Trudności mogły być przełamane, gdyby zastosowano to­ lerancję, „ekonomię” , i zezwolono na oba rodzaje obrzędu. Grekom miła była „ekonomia” , czyli wiara, że można za­ stosować szczególną łaskę lub ulgi, gdy się toleruje drob­ niejsze błędy, by w domu Pańskim sprawy się uładziły. Ale nie mogli się przemóc, by zastosować „ekonomię” do papieskich roszczeń do całkowitej supremacji albo też do teologicznej zbrodni, za jaką uważali dodatek do wyznania wiary. Wielu pobożnych tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie dziwiło się, że jeden „przyimek” mógł rozsadzić jednolitość chrześcijaństwa. Można było przecież wieść w łasce Bożej życie świątobliwe, czy się wierzyło, że Duch Święty po­ chodzi od Ojca i Syna, czy też od Ojca poprzez Syna. Za­ chodni teologowie nie mogli pojąć, że ta różnica może być ważna. W pojęciu teologa wschodniego natomiast w spra­ wie tej kryje się żywotna zasada. Dodatek wprowadzony przez łacinników obala jego wyobrażenie o Boskości. Nie­ zdolność łacinników do zrozumienia wszystkich następstw tego ich dodatku wykazuje, jak daleko się rozeszły zasad­ nicze pojęcia nauki o Trójcy Świętej na Wschodzie i na Za­ chodzie. 18 Krótki wykaz różnic w zwyczajach przedstawia P. Evdo­ kimov, dz. cyt., 275— 278; zob. też J. Gili, dz. cyt., 266. 277. 280— — 281.

Zachód

105

Tekstem Pisma świętego, na którym opierają się wschod­ nie poglądy na pochodzenie Ducha Świętego, jest fragment Ewangelii św. Jana 15, 26: „Gdy jednak przyjdzie Pocie­ szyciel, którego ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o mnie’*. Wiersze następnego rozdziału, które mówią o Duchu słowami: „...On z mojego weźmie” i dalej: „Wszystko, co ma Ojciec, jest moje” (16, 14—15), nie rzutują — wedle Wschodu — na poprzedni tekst, jakkolwiek i Focjusz, i jego przeciwnicy zużyli wiele energii w sporach nad znaczeniem słowa „mo­ je” (,,ek tou emou”) w języku greckim, które — wedle Focjusza — łacinnicy rozumieli tak, jak gdyby brzmiały one: „ta emou” . Nie miało też rozstrzygającego znaczenia nie­ zbyt ścisłe powoływanie się Pawła na „Ducha Chrystuso­ wego” . Ojcowie drugiego Soboru powszechnego, gdy przy­ szło im uzupełniać nicejskie wyznanie wiary, poprzestali na orzeczeniu, że Duch Święty pochodzi od Ojca, i nie wspomnieli o Synu. Natomiast hiszpańscy Ojcowie z VI wieku, zwalczający gorliwie arianizm Wizygotów, uznali, że należy szukać dokładniejszego wyrażenia i dodali słowo: „Filioąue” . Dodatek ten przesunął się z Hiszpanii ku pół­ nocy i dostał się na dwór Karola Wielkiego, być może za pośrednictwem uczonego Hiszpana Teodolfa, biskupa Orlea­ nu. Około połowy IX wieku używano go powszechnie w Germanii, a niemieccy misjonarze działający w krajach słowiańskich zaznajomili z nim patriarchę Focjusza. Papież Leon III opuścił to słowo, gdy kazał napisać wyznanie wia­ ry na murach okalających podówczas kościół Świętego Piotra w Rzymie. Następcy jego jednak niemile odczuli uderzenie Focjusza w niemiecki Kościół i w początkowych latach XI wieku zachodni cesarze pochodzenia niemieckie­ go narzucili ten zwyczaj Rzymowi.19 Niełatwo przychodzi orzec, w jakim stopniu różnice w teologicznych poglądach na sprawy, które wyszły teraz na jaw, wynikają z różnic temperamentów narodowych, w jakim zaś z okoliczności historycznych. Pewne jest, że wschodni duchowni prawosławni zajęci byli w okresie od 19 O początkowych dziejach „Filioąue” zob. A. Palmieri, F ilio­ ąue,, w: D ictionnaire de T h éologie C atholique, V, II, 2309— 2317.

106

IV. Kościół i Kościoły

IV do VII wieku przeważnie zwalczaniem herezji chrysto­ logicznych. Główna ich uwaga bywała przeto zwrócona na hipostazy Trójcy Świętej. W tychże czasach zachodni ich odpowiednicy zwalczali arianizm u Gotów, a politeizm u innych Germanów. Kładli zatem nacisk na istotną jed­ ność Boga. Jakkolwiek by się rzecz miała, sedno sporu określiła uwaga, że myśl zachodnia obrała za punkt wyj­ ściowy jedność natury, a potem przechodziła do rozważania troistości osób; grecka myśl, odwrotnie, wychodziła z prze­ ciwnego kierunku: od Trzech Osób do jednej natury. Św. Bazyli wolał tę ostatnią drogę. Uważał, że zachodnie podejście do sprawy wiodło zbyt często do sabelianizmu. Bezpieczniej było zacząć od konkretniejszej formuły: Oj­ ciec, Syn i Duch Święty. Jedno i drugie podejście jest zu­ pełnie uprawnione. Jako ideał należało przyjąć tak Trójcę, jak i Jedność. ,,Zaledwie zdążyłem wyobrazić sobie Jed­ ność — powiada Grzegorz z Nazjanzu — gdy olśniła mnie wspaniałość Trójcy. A zaledwie zdołałem rozróżnić Osoby Trójcy, myślą wróciłem znowu do Jedności.” Niewielu tyl­ ko teologów mogło przebywać na takich wysokościach.20 Skłonności greków do konkretnego podejścia sprzyjało ich zamiłowanie do teologii apofatycznej, teologii negatyw­ nej, opartej na czymś, czego nie możemy poznać. Trzy hi­ postazy Boga są to — można powiedzieć — części Boga dające się w pewnej mierze poznać. Ale esencja Boga jest prosta, niepoznawalna i niedostępna. Wszelkie obejmowa­ nie Bóstwa myślą może być tylko względne. Jedynie gdy uznamy rzeczywistość niczym nie zmąconej różnicy zacho­ dzącej między trzema hipostazami Trójcy, będziemy mogli począć rozumieć, jak Bóg w swej esencji niepoznawalny może stwarzać, utrzymywać przy życiu i zbawiać pozna­ walny świat. Łacinnicy nie odrzucali apofatycznej teologii; nie znalazła ona przecie subtelniejszego głosiciela niż Augustyn. Skłonni byli jednak zapatrywać się na esencję Boga w świetle bardziej ontologicznym i esencji tej pod­ porządkowywać osoby Trójcy Świętej. Problemy lingwi­ styczne zwiększają różnice w myśleniu. Słowo „essentia” 20 Zob.: Bazyli z Cezarei, D e Spiritu Sancto, P.G., 32, 136; Grzegorz z Nazjanzu, Sanctum Baptism a, P.G., 36, 417.

Zachód

107

jest jedynym możliwym tłumaczeniem słowa „ousia”. Lecz nie zawsze przypisywano tym słowom to samo znaczenie. Słowo „persona” nie jest doskonale wiernym tłumaczeniem słowa „hypostasis” . Ale jeżeli słowo „hypostasis” przetłu­ maczy się słowem „substantia” , co jest dokładniejsze, a sło­ wo „persona” słowem „prosopon” , znowu powstanie zamie­ szanie. Nazwanie Osób Trójcy Świętej „substancjami” trą­ ciło w pojęciu ludzi z Zachodu Trójbóstwem; tymczasem greckie słowo „prosopon” odnosi się raczej do zewnętrznej postaci niż do osobowości. Wszelkie przekłady zatem po­ większały nieporozumienia. Łacinnicy i grecy w najlepszej wierze rozumieli ten sam tekst odmiennie, bo słowa nie znaczyły dla nich tego samego. Na przykład te same wy­ powiedzi Jana Damasceńskiego obie strony przytaczały w odmiennym, spornym znaczeniu, ponieważ każda ze stron wyczytywała z tego samego tekstu inną treść.21 Prawosławni wobec swych apofatycznych skłonności wo­ leli unikać ścisłych określeń dogmatycznych, póki zagraża­ jąca herezja ich do tego nie zmuszała. Byli zatem gotowi nie ujmować sprawy Ducha Świętego w formułę. „Zapytu­ jesz — powiada Grzegorz z Nazjanzu — o pochodzenie Ducha Świętego. Powiedz mi przedtem, co to jest »niepoczętość« Ojca, a wtedy będę mógł ci wyjaśnić fizjologię zrodzenia Syna i pochodzenia Ducha; a obaj popadniemy w obłąkanie, bośmy chcieli się wedrzeć w tajemnicę Bo­ ga.” 22 Bizantyńczycy podzielali to stanowisko. Łacinnicy jednak, przesiąknięci atmosferą prawniczą, uparcie wdzie­ rali się w tajemnicę i usiłowali wyjaśnić pochodzenie Du­ cha Świętego. A jedyne wyjaśnienie, które ich zadowalało, wymagało uzupełnienia uświęconego i powszechnie przy­ jętego wyznania wiary. Patriarcha Focjusz nie unosił się wyłącznie stronniczą zaciekłością, choć rzucił się w spór 21 Dobry obraz postawy prawosławnych daje P. Sherrard, The G reek East and the Latin W est, London 1950, 61— 72. Na trud­ ność w tłumaczeniu terminów technicznych wskazał Teofilakt z Bułgarii, De lis in quibus Latini A ccusan tur, P.G., 126, 228— — 229; usprawiedliwia on błędy łacinników ubóstwem wyrażeń filozoficznych w języku łacińskim. Sprawa ta ożyła na Soborze Florenckim, zob. J. Gili, dz. cyt., 191— 193. 22 Grzegorz z Nazjanzu, T heologica quinta: De spiritu sancto, P.G., 36, 141.

108

IV. Kościół i Kościoły

z nietajonym zadowoleniem, zwracając uwagę papieża, że Kościół zachodni popadł był w herezję. W jego pojęciu jako greka podwójne pochodzenie było herezją. To z kolei zmusiło go do ujęcia nauki prawosławnej w formułę. Opierając się na takim założeniu, obie strony miały nie­ odpartą słuszność. Punktem wyjścia dla obu był podstawo­ wy dogmat ujęty przez Jana Damasceńskiego słowami: ,,Ojciec, Syn i Duch Święty są jednością pod każdym wzglę­ dem z wyjątkiem »niepoczętości«, synostwa i pochodze­ nia” 23. Ale odtąd począwszy zaczynają się rozbieżności. Pewien uczony teolog katolicki powiedział: „Filozofia ła­ cińska bada najpierw naturę jako taką, a dopiero następnie czynnik działający. Grecka filozofia bada najpierw czynnik działający, a potem przechodzi do badania natury” 24. Świat łaciński pragnie dotrzeć do idei Summum Ens. Utożsa­ mia esencję Boga z Jego istnieniem: Bóg jest Absolutem, doskonałością, prostym Bytem. Trójca ma zatem jedną esencję, jedną naturę i jedną moc. Hipostatyczne znamiona Trójcy zlewają się w esencji Jedności; a ta esencja, choć się różnicuje o ile chodzi o wzajemny stosunek, pozostaje zasadą jedności. Wzajemny stosunek staje się hipostazami, nie zaś ich cechami, znamionami. Nie można wydzielić esencji i hipostatycznych mocy Ojca. Przeto rodzi On Syna w swej esencji, a Syn jest w swej esencji hipostazą. Przy­ czyną i zasadą istnienia w Trójcy jest esencja; obie istotne hipostazy nie różnią się od siebie, a łącznie mając wspólną naturę wydają Ducha. Rozdarłoby się jedność Boga, gdy­ byśmy samemu tylko Ojcu przyznali moc wydania Ducha. Grecka interpretacja słowa „ousia”, które przełożyć na łacinę można tylko słowem „essentia” , jest inna niż łaciń­ ska interpretacja tegoż słowa „essentia” . W pojęciu greka „essentia” jest czymś niezłożonym i niepoznawalnym. Nie jest to Byt sam w sobie ani też przyczyna bytu u innych. Nie może wchodzić w żaden rodzaj stosunku w odniesieniu do siebie ani do czegokolwiek innego. Przyczyną i zasadą 23 Jan Damasceński, De Fide O rth od oxa (P eg e G noseos), P.G., 94, 832— 833. 849. 24 T. de Regnon, Etudes de th éolog ie p ositiv e sur la Sainte T rinité, I, 433. cyt. V. Lossky, T he M ystical T h eolog y of the E astern C h u rch , 64.

Zachód

109

Bytu i jedności Trójcy Świętej jest przeto hipostaza Ojca. Odrębności hipostaz wewnątrz Bóstwa nie wynikają przeto z esencji. Mamy tu do czynienia z „nierozdzielnym rozdzia­ łem” między esencją a mocami. Istnieje jeden Bóg, ponie­ waż istnieje jeden Ojciec, który na skutek swych hipostatycznych mocy powołał Syna przez zrodzenie Go, a Ducha przez nadanie Mu pochodzenia. On jest „pegaia theotes” , czyli krynicą wszelkiej boskości wewnątrz Trójcy. Z Niego pochodzą Syn i Duch, ponieważ On udzielił Im własnej natury. Ta pozostaje jedna i nierozdzielna i taż sama we wszystkich trzech hipostazach. Hipostazy zatem oznaczają zarówno różnolitość, jak i jednolitość w odniesieniu do Ojca. Ten jest więc zarówno podstawową zasadą, jak i rekapitulacją — synkephalaiosis — Trójcy. Dionizy Aleksan­ dryjski powiada: „Rozszerzamy monadę w triadę nie roz­ dzielając jej, i nie pomniejszając triady rekapitulujemy ją w monadę” . Cytujemy jeszcze raz Grzegorza z Nazjanzu: „Sądzę, że utrzymujemy pojęcie jednego jedynego Boga, jeżeli odnosimy Syna i Ducha do jednej i jedynej zasady nie mieszając ich ani nie utożsamiając” , i następnie: „Ci Trzej mają jedną naturę Boga, a ich zjednoczeniem — henosis — jest Ojciec” . Ireneusz idzie jeszcze dalej, nazywa bowiem Syna i Ducha Świętego dwoma ramionami Boga; ale przyświeca mu myśl ta sama. O kilka wieków później arcybiskup bułgarski Teofilakt wskrzesza tradycyjny po­ gląd bizantyński porównując Ojca do słońca, Syna do pro­ mieni słońca, a Ducha do światła i ciepła, jakie daje słońce. Można mówić o świetlistości promieni, ale słońce pozostanie nadal zasadą.25 Mając takie wyobrażenie o Trójcy Świętej grecy nie mogli przystać na łaciński dodatek do wyznania wiary. Ich „ekonomia” mogła im pozwolić na niezwracanie uwagi na różnice w obrzędach, ale nie dała się rozciągnąć tak daleko, by zezwolić na zmianę w wyznaniu wiary, w brzmieniu, jakie mu nadali Ojcowie na powszechnym Soborze pod na­ 25 Zob.: Ireneusz, C ontra H aereses, P.G., 7, 975; Atanazy, De Sententia D ionysii, P.G., 25, 505, cytując Dionizego z Aleksan­ drii; Grzegorz z Nazjanzu, O ratio X X , P.G., 35, 1073, i S u pre­ m u m V a le, P.G„ 36, 476; Teofilakt z Bułgarii, V ita C lem entis, P.G., 126, 1209.

110

IV. Kościół i Kościoły

tchnieniem Ducha Świętego. Wtręt ten ponadto przeczył ich wyobrażeniu o Trójcy Świętej. Łacinnicy ze swej stro­ ny mogli powoływać się na to, że wtręt ów wypływał lo­ gicznie z wykładanej przez nich nauki o Trójcy Świętej, a co więcej, został przyjęty przez najwyższą powagę w dziedzinie nauki — przez papiestwo. Żadna ze stron nie chciała ustąpić przed dowodzeniami drugiej, ponieważ spór toczył się nie tyle o wtręt jako taki, ile o to, czy w ogóle wolno cokolwiek dodawać do wyznania wiary, a co gorsza spór godził w samą naturę Trójcy Świętej. Łacinnicy okazywali się dziećmi myśląc, że zdobędą po­ wodzenie powołując się na Ojców greckich, którzy poczy­ nając od Pawła używali wyrażenia: ,,Duch Chrystusowy” . Wyrażenie to nie miało tego samego znaczenia dla greków. Jan Damasceński używał go rzeczywiście, jak to łacinnicy skwapliwie wypominali. Ale to, co Jan-powiedział, brzmia­ ło: ,,Należy zrozumieć, że nie mówimy, jakoby Ojciec miał od kogokolwiek pochodzić. Mówimy o Nim jako o Ojcu Syna. Mówimy o Synu nie jako o przyczynie lub Ojcu. Mówimy o Nim jako pochodzącym od Ojca i jako o Synu Ojca. Podobnie mówimy o Duchu Świętym jako pochodzą­ cym od Ojca i dajemy mu nazwę: Duch Ojca. Nie mówimy 0 Duchu jako pochodzącym od Syna, ale dajemy mu nazwTę: Duch Syna” . Ten jego pogląd jest cokolwiek apofatyczny 1 przeniknięty greckim zamiłowaniem do paradoksu. Nie był tak łatwy do poparcia jak ostro wyrysowana postawa łacinników.26 Byli jednak grecy, którzy przyjęli pogląd łaciński. Nie­ którzy z nich nie byli teologami. Czuli, że subtelności dogmatu nie mają wagi większej niż praktyczne, kulturo­ we i moralne korzyści, jakie przynosi unia. Inni znowu byli rzetelnie przekonani o słuszności łacińskiego dogmatu, a wśród takich nie brakło najwznioślejszych filozoficznych umysłów, jakie zna bizantyńska historia. A ponieważ byli filozofami, byli przychylniej nastrojeni do łacińskiego ra­ cjonalizmu niż do greckiej apofatycznej tradycji. Ojcowie greccy godzili się zawsze, że Duch Święty po­ chodzi ,,przez Syna” . Zstąpienie Słowa wcielonego umożli­ Jan Damasceński, D e Fide O rth odoxa, m. cyt.

Zachód

111

wiło Duchowi przeniknięcie w świat. Teofilakt z Bułgarii na przykład powiada, że winniśmy wierzyć, iż Duch po­ chodzi od Ojca, ale stworzonemu światu został dany za pośrednictwem Syna.27 Na to łacinnicy dowodzili nie bez pewnej słuszności, iż takie zdanie jak powyższe nasuwa myśl, że związek Syna z Duchem był ograniczony w czasie, że nawiązał się dopiero w chwili wcielenia. Niektórzy gre­ cy żywili nadzieję, że jeśli uda się ułożyć formułę, która upora się z tą trudnością, to łacinnicy dadzą się skłonić do porzucenia nienawistnego wtrętu. Filozof Nicefor Blemmydes wysunął myśl — podobnie jak to już był uczynił Augu­ styn — że Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna jako od jednej zasady, ale pierwotnie i zasadniczo tylko od Ojca. Ta pojednawczość nie przekonała nikogo, ale zarysowała linię możliwej ugody.28 Blemmydes wysunął swój wniosek w chwili, gdy cesarze nicejscy pragnęli unii z papiestwem licząc, że nakłonią pa­ pieża, by zaniechał prób utrzymania ginącego łacińskiego cesarstwa Konstantynopola. Wątpić można w ich szczerość; w każdym razie ich Kościół stanowczo nie chciał im po­ zwolić zajść zbyt daleko. Ale po odzyskaniu Konstantyno­ pola Michał VIII Paleolog poważnie się zaniepokoił wobec przygotowań, jakie czynił popierany przez papieża Karol Andegaweński, król Sycylii, pragnący wprowadzić na tron łacińskiego cesarza. Michał, by przeciwstawić się Karolowi, począł układać się z papiestwem w sprawie unii. W roku 1273, nie zważając na sprzeciwy patriarchy Józefa, narzucił Synodowi uznanie pełnej zwierzchności Stolicy Apostol­ skiej. Synod przyznał każdemu duchownemu prawo do od­ wołania się do niej; poza tym imię papieża musiało być wymieniane w nabożeństwach. W roku następnym cesarz wysłał poselstwo z zawiadomieniem, że poddaje się władzy Soboru, który papież Grzegorz X zwołał był do Lyonu. Nie było to poselstwo bardzo wspaniałe, zwłaszcza że płynący do Italii statek, wiozący wysokich dostojników dworskich, 27 Zob. Teofilakt z Bułgarii, Enarratio in Ioannis E vangelium , P.G., 123, 1224. 28 Zob. M. Jugie, T heologia D ogm ática C hristianorum O rien talium ab E cclesia Catholica D issidentium , 5 tomów, Paris 1926— 1935, I, 417— 418.

112

IV. Kościół i Kościoły

wielu duchownych i sekretarzy oraz dary dla papieża, rozbił się u przylądka Malea, przy czym sporo osób zginęło. Najwybitniejszą postacią w poselstwie był filozof Jerzy Akropolita, który przybył jako osobisty przedstawiciel ce­ sarza. Z dwu przedstawicieli duchownych jednym był skompromitowany patriarcha Germanos, drugim Teofanes metropolita Nicei, człowiek bynajmniej nie wybitny. Żaden z wybitniejszych biskupów nie chciał wejść w skład cesar­ skiego poselstwa. Nie doszło do żadnej dysputy teologicznej. Poselstwo złożyło jedynie papieżowi list cesarski, syn ce­ sarza zaś i paru duchownych uznało jego zwierzchność. W pięć dni później odprawiono nabożeństwo z udziałem członków Soboru. Część nabożeństwa odśpiewano po grec­ ku d wygłoszono wyznanie wiary zawierające sporny doda­ tek. Zauważono, że w tej najważniejszej chwili metropolita Nicei zacisnął mocno wargi.29 Michał osobiście dochował wierności unii lyońskiej, na­ wet wtedy, gdy nie udało mu się narzucić jej swemu Ko­ ściołowi i gdy okazało się, że nie zapobieży ona poczyna­ niom Karola. Tym położyła kres przewlekła i kosztowna intryga dyplomatyczna uwieńczona rozwiązaniem pod na­ zwą „nieszpory sycylijskie” . Sekretarz cesarza, Jerzy Akro­ polita, nawrócił się szczerze na katolicyzm rzymski. Ale rozprawa przedstawiająca racje jego nawrócenia nie zacho­ wała się; zniszczono ją na rozkaz cesarza Andronika II. Jak się zdaje, nawrócenia Akropolity dokonał mnich fran­ ciszkański greckiego pochodzenia Jan Parastron, którego łagodność i urok sprawiły, że był łubiany w Konstan­ tynopolu. Parastron prawdopodobnie nawrócił też męża o wznioślejszej umysłowości, Jana Wekkusa, który miał zo­ stać pierwszym prounijnym patriarchą konstantynopolitań­ skim. Wekkus napisał kilka rozpraw dowodzących, że Oj­ cowie greccy, a wśród nich Atanazy, Chryzostom i Kapadocyjczycy, gdy używali wyrażenia: „poprzez Syna” , mieli na myśli: „od Syna” . Wywody jego były zręczne. Ale podjął się też wykładni dowodzącej, że słowo „ousia” jest do­ kładnym odpowiednikiem łacińskiego słowa „essentia” , 29 Zob.: C. J. Hefele, dz. cyt., VI, I, 153 ns.; D. J. Geanakoplos, E m peror M ichael Palaeologus and th e W es t, 263 ns.

Zachód

113

a pominął zbyt lekko liczne teksty, zwłaszcza w pismach Kapadocyjczyków, które wprost obalały jego twierdzenia.30 Wśród jego przeciwników znalazł się pewien profesor, Jerzy z Cypru, który został w roku 1283 patriarchą przyj­ mując imię Grzegorza II. Grzegorz nie był przychylny unii lyońskiej, ale poszukiwał sumiennie formuły, która by od­ dawała sprawiedliwość zarzutom, jakie łacinnicy stawiali nauce greckiej. Kładł nacisk na wiekuiste związki pomię­ dzy Synem a Duchem Świętym. Wysiłki jego nikogo nie przekonały. Wystąpili przeciw niemu arsenici i ich patron Atanazy patriarcha aleksandryjski, dalej Jan Cheilas potę­ piający zarówno arsenitów, jak i łacinników, a wreszcie Jan Wekkus, który wskazał, że Grzegorz w sposób bezsen­ sowny upierał się przy rozróżnianiu pojęć: ,,istniejący” i ,,obdarzony istnieniem” . Jeden z uczniów Grzegorza, mnich imieniem Marek, wyłożył jego skrajniejsze poglądy w osobnej książce. Książka ta zaginęła, a sam Grzegorz później ją odrzucił. Ale Synod z roku 1285 zwołany w celu unieważnienia unii lyońskiej, a któremu później grecy przyznawali powagę niemal ekumeniczną, przyjął ułożony przez Grzegorza tak zwany „Tomos” , w którym była mowa o ,,przedwiecznym ujawnieniu” Ducha przez Syna, powta­ rzał też przeprowadzone przez Teofilakta z Bułgarii porów­ nanie Trójcy Świętej do słońca, jego promieni i jego świa­ tła, co wskazuje na wiekuisty związek.31 Sprzyjające łacinnikom poglądy Wekkusa zyskały popar­ cie jego przyjaciół Konstantyna z Melitene i Jerzego Metochitesa. Obaj oni są autorami rozpraw powtarzających jego interpretację greckich Ojców. Historyk Jerzy Pachymer nie godził się na unię lyońską. Ogłosił rozprawę wykazują­ cą, że formuła ,,od Ojca poprzez Syna” nie wyklucza, iż Syn uczestniczył w niezupełnie jasny sposób w „pochodze­ niu” . W nagrodę za jego trudy obie spierające się strony powstały przeciw niemu, podobnie jak przeciw Grzegorzo­ wi II.32 30 Zob.: M. Jugie, dz. cyt., I, 418— 421; K. M. Setton, T he B y ­ zantine backgroun d to the Italian R enaissance, „Proceedings of American Philosophical Society”, 100, 1 (1956) 36— 37. 31 Zob. M. Jugie, dz. cyt., I, 429— 431. 32 Zob. tam że, 421— 423.

114

IV. Kościół i Kościoły

W ciągu XIV wieku cały spór przeniósł się na inną płaszczyznę. Narastająca groza turecka uwydatniła prak­ tyczne korzyści, jakie mogła przynieść unia. W miarę upły­ wu lat pamięć o łacińskim cesarstwie traciła nieco na go­ ryczy. Zapomniano też stopniowo — poza kołami zakonny­ mi — o prześladowaniu, jakiego przeciwnicy Michała VIII doznali od niego. Obecność w granicach cesarstwa coraz liczniejszych kupców italskich budziła wprawdzie zazdrość i niechęć, ale równocześnie zacieśniała kontakty między uczonymi. Zachód odkrył już był grecką filozofię, co praw­ da za prawie wyłącznym pośrednictwem Arabów. To spra­ wiło, że Italczycy, którzy osobiście nabrali pewnej znajo­ mości Bizancjum, uświadomili sobie, w jakie zasoby staro­ żytnej nauki obfitowało Bizancjum, i zaczęli się interesować kulturowym życiem Greków, wśród których przebywali. Bizantyńczycy ze swej strony poczęli sobie uświadamiać, że Italczycy przestali być barbarzyńcami. Wielu Italczyków nauczyło się czytać po grecku. Poczęli więc odwiedzać greckich uczonych i wymieniać z nimi korespondencję. Pewna ilość Bizantyńczyków poczęła się zapoznawać z ła­ cińskim piśmiennictwem. Punkt zwrotny osiągnięto, gdy młody uczony Demetriusz Kydones nauczył się języka ła­ cińskiego od hiszpańskiego dominikanina osiadłego na Perze, genueńskiej kolonii na przeciwległym brzegu Złotego Rogu. Demetriusz przystąpił do przekładania na język grecki dzieł Tomasza z Akwinu. Przekłady jego poczęły krążyć w kołach greckich intelektualistów i wielu z nich pociąg­ nęła tak doskonała filozoficzna wykładnia nauki chrześci­ jańskiej. Tomizm opiera się na łacińskim poglądzie na Trójcę. Kładzie główny nacisk na jedność istoty, mniejszy zaś na oddzielność osób. Wielu greków wahało się, czy na­ leży zarzucić tradycyjny wschodni pogląd; także i tłuma­ czenie terminów sprawiało trudności. Ale intelektualne koła w Konstantynopolu skłonnie jsze były teraz do zapo­ znawania się z łacińskimi poglądami.33 Ta tendencja zlewała się z innym prądem wewnątrz greckiego Kościoła. Rozwijał się on i nadawał większej wyrazistości duchowej postawie greków. Nauka Grzegorza 83 Zob. K. M. Setton, dz. cyt., 53— 55.

Zachód

115

Palamasa o Boskich energiach nie tylko dostarczyła dog­ matycznej podbudowy greckim ujęciom mistycyzmu 34, po­ wtarzała ponadto tradycyjną wykładnię nauki greckich Ojców o stosunku Boga do człowieka. Kilka czternasto­ wiecznych Synodów przyjęło ją jako oficjalną naukę grec­ kiego Kościoła. Zachodni teologowie natomiast uważali ją bezspornie za herezję. Nie można jej było pogodzić z tomizmem, ku któremu wielu greków poczynało się skłaniać. To z kolei sprawiło, że wielu bizantyńskich intelektualistów-antypalamitów poczęło się otwarcie opowiadać za unią z Rzymem. Niektórzy spośród nich, jak na przykład Manuel Chrysoloras, wywędrowali do Italii i zasłynęli tam jako wykładowcy, a sam Demetriusz Kydones, zaangażo­ wany mocno w zwalczaniu palamizmu, zakończył swe życie jako rzymski katolik w weneckim monasterze na Krecie. Inni unioniści pozostali w Konstantynopolu i tam walczyli nadal o swoją sprawę.35 Bizantyńscy zwolennicy unii twierdzili zawsze stanowczo, że może do niej dojść jedynie wtedy, gdy dyskusja w spra­ wie nauki odbędzie się na Soborze, który będzie można uznać za powszechny. Żywili też nadzieję, że taki Sobór będzie mógł się zebrać na terytorium bizantyńskim, inaczej bowiem Ojcowie wschodni znajdą się w mniejszości i będą podlegali politycznemu naciskowi. Uważano, że powodem niepowodzenia unii zawartej w Lyonie jest nadmierna szczupłość przedstawicielstwa greków, a także i to, że mu­ sieli pracować tak daleko od stron rodzinnych. Pochodzący z Kalabrii Grek imieniem Barlaam — którego spotkamy jeszcze przy omawianiu sporów nad palamizmem — przy­ słał w roku 1339 papieżowi Benedyktowi XII dobrze prze­ myślany memoriał. Cesarz Jan Kantakuzen pisał w tymże duchu do Rzymu w roku 1350. Ale Stolica Apostolska wa­ hała się. W pojęciu rzymian Sobór w Lyonie był Soborem powszechnym, a jego uchwały wiążącymi. Ponowne otwar­ cie zagadnienia byłoby błędem tak teoretycznym, jak i praktycznym. Co więcej, Sobór zebrany na terytorium 34 W sprawie palamizmu zob. niżej, str. 156 ns. 35 Zob.: K. M. Setton, dz. cyt., 57; G. Mercati, N otizie die P r o coro e D em etrio Cidone, M anu ele Caleca e T eod oro M eliten iota, Roma 1931, 441— 450.

116

IV. Kościół i Kościoły

bizantyńskim stawiałby z kolei przedstawicieli Zachodu w niewygodnym położeniu. Można by ich było przegłoso­ wać i mogłyby zapaść większością głosów uchwały, których by przyjąć nie mogli.36 Cesarz Jan V Paleolog, syn matki łacinniczki, a poza tym osobiście przychylny Zachodowi, kierując się przy tym świeżym uniesieniem po swym zwycięstwie nad przywłaszczycielskim rodem Kantakuzenów, nawiązał bezpośrednie rokowania ze Stolicą Apostolską. W roku 1355 zwrócił się pisemnie do Innocentego VI zawiadamiając go, że byle pa­ pież przysłał mu pięć galer, tysiąc żołnierzy pieszych i pięciuset konnych, on w przeciągu sześciu miesięcy na­ wróci wszystkich swych poddanych. Zgłaszał gotowość przysłania na dwór papieski swego drugiego syna Manuela, by się tam wychowywał, był ponadto gotów przyobiecać, że złoży koronę na rzecz Manuela, jeżeli nie zdoła dopro­ wadzić do unii.37 Lecz papieżowi brakło wojska, które by mógł wysłać. Przesłał wprawdzie swe błogosławieństwo i wyprawił legata, ale to nie było to samo. Jan V napisał więc ponownie, że w tych okolicznościach nie zdoła pora­ dzić sobie z przeciwnikami unii wśród swego ludu. Mimo wszystko w parę lat później, w roku 1369, wyprawił się osobiście do Rzymu za namową swego krewniaka Ama­ deusza Sabaudzkiego, zwanego „Zielonym Rycerzem” , któ­ ry przekonał cesarza, że wystarczy jego osobiste nawróce­ nie, by spowodować zbrojną pomoc. W Rzymie Jan V pu­ blicznie uznał zwierzchność papieża. Ale żaden z jego duchownych nie zgodził się towarzyszyć mu w podróży, żaden też z jego dworzan nie poszedł za jego przykładem; on zaś odmówił wywierania na nich nacisku. Wygląda, ja­ koby łudził się, że papież zgodzi się w końcu na Sobór w Konstantynopolu. A tymczasem jego patriarcha Filoteusz Kokcinus rozsyłał trwożne listy do prawosławnych na ca­ łym Wschodzie przestrzegając ich przed grozą unii.38 36 Zob.: K. M. Setton, dz. cyt., 28 ns.; D. J. Geanakoplos, B y ­ zantine East and Latin W est, 90— 92. 37 Zob. F. Dölger, R eg esten der K ais er urkun d en des O ström i­ sch en R eich es, 5 tomów, München— Berlin 1924— 1965, V, 42— 43. A «s Zob. O. Halecki, Un E m pereu r de B yza n ce à R om e, Var­ sovie 1930, 325 ns.

Zachód

117

Stolica Apostolska miała niebawem utracić wszelką moż­ ność wysłania zbrojnej pomocy, a nawet wszczęcia roko­ wań w sprawie unii. W roku 1378 doszło do wielkiej schiz­ my zachodniej. Schizma zaś sprawiła, że Kościół zachodni sam począł odczuwać konieczność zwołania Soboru po­ wszechnego i przebadania sprawy stosunku papieża do takiego Soboru. Jeżeli bowiem Sobór miał położyć kres schizmie, musiał koniecznie mieć powagę większą niż któ­ rykolwiek z przeciwstawiających się sobie papieży. Jeżeli­ by zaś taki Sobór miał być zwołany, grecy nie tylko mogli, ale musieliby wziąć w nim udział. Greków należało zapro­ sić; oni zaś gotowi byli zaproszenie przyjąć, byleby została uznana zwierzchność Soboru. Lecz cesarz Manuel, od roku 1390 następca Jana V, zachował się bardzo ostrożnie. Sam był przecie biegłym teologiem i osobiście nie zgadzał się z teologią łacińską. W starości swej doradzał swemu syno­ wi Janowi VIII, by wprawdzie nie zrywał rokowań w spra­ wie unii, ale by nie dał się osobiście w nią zaangażować. Uważał, że pycha łacinników i upór greków nie dopuszczą nigdy do szczerego pojednania.39 Nie znaczy to, by miał być przeciwnikiem Zachodu. Owszem, zachęcał mieszkań­ ców Konstantynopola do zapoznawania się z kulturą za­ chodnią, sam spędził wiele lat na Zachodzie poszukując wśród tamtejszych potentatów sojuszników, a przy sposob­ ności rozprawiając o teologii z profesorami Sorbony, na­ pisał nawet ku ich użytkowi rozprawę zbijającą łacińską naukę o Duchu Świętym. Proszono go, by przysłał swych przedstawicieli na Synod w Pizie i Sobór w Konstancji. Jego przyjaciel, przychylny unii Manuel Chrysoloras, oraz dwaj wysoko urodzeni mężowie z Peloponezu jawili się z jego polecenia na tym ostatnim Soborze jako obserwato­ rzy. Chrysoloras zdobył sobie takie poważanie u przyby­ łych Ojców, że widzieli w nim nawet kandydata na urząd papieski. Lecz na nieszczęście Chrysoloras zmarł w tym samym czasie, gdy rozpoczynały się posiedzenia. Przybyło też do Konstancji bizantyńskie poselstwo złożone z dyplo­ matów; ci odbyli rozmowę z nowo obranym papieżem Mar­ 39 Zob. Georgius Phrantzes, C hronikon, 178.

118

IV. Kościół i Kościoły

cinem V. Nie wiemy, jakie propozycje z sobą przywieźli. Okazali się jednak na tyle papieżowi przychylni, że wy­ słali delegację do Konstantynopola, by tam — jak mówio­ no na Zachodzie —- „ujarzmić greków” .40 Rokowania się przewlekały, częściowo na skutek trudno­ ści, jakich papież doznawał ze strony przywódców „koncyliarystów” , częściowo zaś dlatego, że położenie na Wscho­ dzie było kłopotliwe. Była chwila, gdy zdawało się, że Sobór może się odbyć w Konstantynopolu. Ale oblężenie tego miasta przez Turków w roku 1422 uprzytomniło wszy­ stkim, że nie będzie to miejscowość odpowiednia dla zjazdu międzynarodowego. Manuel II zaniechał czynnej polityki w roku 1423 i zmarł w dwa lata później. Syn jego, Jan VIII, był przeświadczony, że ocalenie cesarstwa zależy od unii, i przynaglał do zwołania Soboru. Nie chciał jednak zrazu przystać na to, by Sobór zebrał się w Italii, a papież wciąż musiał się troszczyć o sprawy sporne na Zachodzie. Rzecz się przewlekała. Dopiero w początkach roku 1438 ukończo­ no przygotowania i cesarz wraz ze swoim poselstwem przy­ był na Sobór świeżo zwołany do Ferrary, a przeniesiony w styczniu 1439 do Florencji.41 Posiadamy na szczęście wszystkie zapiski z obrad flo­ renckich, ale czytanie ich przejmuje jakimś dziwnym po­ czuciem nierealności. Przedstawiciele łacinników na Sobo­ rze stanowili potężny zespół; byli dobrze obznajmieni z pismami Ojców. Byli tam trzej uczeni dominikanie: An­ drzej Chryzoberges rodem Grek, arcybiskup Rodos, Jan z Montenero, prowincjał Lombardii, i budzący grozę Jan Torquemada. Przewodził im kardynał Cesarini. W cie­ niu za nimi stał sam papież Eugeniusz IV czuwający nad ujednoliceniem ich wysiłków. Cesarzowi Janowi trudniej było zdobyć tak pierwszorzędny orszak, który by towarzy­ szył mu do Italii. Sporo jego biskupów odmówiło jawienia się, a ci, co przybyli, odziedziczyli wschodni pogląd tak miły indywidualistycznej naturze greków, że wszyscy bi­ skupi mają równe prawo do głoszenia swoich poglądów. 40 Zob. J. Gili, dz. cyt., 17— 30. 46 ns. 41 Zob. tam że, 85 ns.

Zachód

119

Nie spajał ich duch zespołowości. Cesarz mógł nieraz za­ uważyć, że jego najlepszymi teologami byli ludzie świeccy. W rzeczywistości trzej najczynniejsi jego delegaci byli to mnisi, którzy biskupie święcenia otrzymali dopiero w przeddzień Soboru. Oto ich imiona: Bessarion z Trebizondy, metropolita Nicei, Marek Eugenikos, metropolita Efezu, oraz Izydor, metropolita Kijowa i wszystkiej Rusi. Towarzyszył im patriarcha Józef II, łagodny i wątły staru­ szek umysłu niezbyt bystrego, a przy tym nieślubny syn bułgarskiego cara i Greczynki znakomitego rodu. Inni obecni greccy wyżsi duchowni byli jeszcze bardziej tuzinkowi. Jeżeli chodzi o przedstawicieli świeckich — poza cesarzem i jego bratem Demetriuszem najznakomitszymi byli czterej filozofowie, wszyscy noszący imię Jerzy: Jerzy Scholarios, Jerzy Amiroutzea, Jerzy z Trebizondy i stary dziwaczejący neoplatonik Jerzy Gemistos Plethon. Ule­ gając naciskowi cesarza patriarchowie Aleksandrii, Antio­ chii i Jerozolimy zamianowali swych przedstawicieli na Sobór spośród duchownych ze swego otoczenia. Ale za­ strzegli się wyraźnie, że nie będą się czuli związani wypo­ wiedziami swych przedstawicieli. Kościół gruziński przy­ słał biskupa oraz przedstawiciela świeckiego. Jerzy Scholarios, który podówczas jeszcze sprzyjał unii — a zmienił zdanie później — przyznawał otwarcie, że jego rodacy nie mogli dotrzymać kroku łacinnikom ani pod względem wiedzy, ani pod wTzględem dialektycznej zręczno­ ści. Co gorsza nie zgadzali się z sobą; a ponadto cesarz by­ najmniej nie ułatwiał im zadania. Był wprawdzie dbały, by nie przynieść uszczerbku swemu cesarskiemu dostojeń­ stwu albo Kościołowi, lecz mimo wszystko był zdecydowa­ ny doprowadzić do unii. Był teologiem na tyle bystrym, że uświadamiał sobie, iż są zagadnienia, gdzie zgoda jest nieosiągalna. A były to zagadnienia podstawowe, jak cała nauka o hipostazach Trójcy Świętej, a także osobliwa nauka o energiach Boga, którą przyjmował cały Kościół wschod­ ni, a którą Zachód piętnował jako herezję. Cesarz zabronił swej delegacji ich dotykania. Gdy pod koniec obrad Sobo­ ru łacinnicy podjęli zagadnienie energii, kazał grekom dać zakłopotaną odpowiedź, że nie czują się na siłach, by je omawiać. Trudno sobie wyobrażać, by Sobór, który bał się

120

IV. Kościół i Kościoły

dotykać zasadniczych przyczyn niezgody, mógł się spodzie­ wać, że uda się osiągnąć zgodę. Zagadnień, nad którymi rozprawiać dozwolono, było cztery: pochodzenie Ducha Świętego, chleb w Sakramencie Ołtarza i inne różnice liturgiczne, nauka o czyśćcu i stano­ wisko papieża. Zagadnienia takie, jak małżeństwo duchow­ nych i sprawa rozwodu, odłożono na później. Zgodzono się, że podstawą rozpraw miało być odwołanie się do Pisma świętego, do kanonów Soborów powszechnych i do pism tych Ojców, których cały Kościół poczytywał za świętych. Grecy przyznali, choć pod pewnym naciskiem, że Ojcowie łacińscy mają tę samą powagę co greccy. To od razu po­ stawiło ich w niekorzystnym położeniu, bo grecy słabo byli obznajmieni z łacińskimi Ojcami. Nieuprzedzony obserwa­ tor musiał uznać, że manipulowanie tekstami, choćby i świętymi, nie było najlepszą drogą do znalezienia od­ wiecznych prawd. Co więcej: nauczania Ojców były często niezgodne same z sobą, kanony Soborów często były roz­ myślnie niejasne, a ich teksty, tak greckie, jak i łacińskie, zupełnie rozbieżne. Cała sprawa przekładów powiększała trudności. Spośród spraw omawianych najmniejsze trudności spra­ wiało zagadnienie czyśćca. Kościół grecki nie miał określo­ nego dogmatu o czyśćcu. Marek Eugenikos wypracował orzeczenie sprzeczne z dogmatem łacińskim, uprzedził jed­ nak, że jego wywody mają charakter czysto osobisty. Grecy sądzili na ogół, że dusze zmarłych nie osiągają swego osta­ tecznego przeznaczenia przed sądem ostatecznym, ale nie naszą jest sprawą wiedzieć, co się dzieje z nimi w czasie pomiędzy śmiercią a sądem. Nie zgłaszali szczególnych za­ rzutów wobec nauki łacińskiej i skłonni byli ją przyjąć, choć uważali, że jest nadmiernie pewna siebie, i nie po­ dobało im się zdanie zawarte w formule łacińskiej, że „bło­ gosławieni widzą Boga” , ponieważ nie rozróżniało pomię­ dzy pojęciami Jego istoty i Jego energii. Ale nie upierali się przy tym. Sprawę obrzędów zakończono po pewnych sporach ugo­ dowo. Łacinnicy przystali na to, że zeon, którego używali grecy, jest dopuszczalne. Postanowiono, że chleb w Eucha­ rystii może być przaśny lub nie i że żaden z tych zwycza­

Zachód

121

jów nie jest zły. Grecy mogą nadal zatrzymać epiklesis, wymagano od nich tylko, by przyznali, że nie jest ona nie­ zbędna, ponieważ przeistoczenie to sprawa słów Pańskich. Wielu greków było zdania, że zostali oszukani, gdy cesarz tę uchwałę przedstawił im jako fakt dokonany. W dalszym ciągu też w tej sprawie jak i w sprawie przaśnego chleba uważali, że dopuszczono się obrazy Ducha Świętego. Najwięcej wątpliwości łączyło się ze sprawą pochodzenia Ducha Świętego, zajęła też ona na Soborze więcej czasu niż jakakolwiek inna, jej określenie zajęło też w końcowym akcie Soboru więcej miejsca niż jakiekolwiek inne. Powy­ ciągano nieprzeliczone teksty i rozprawiano nad nimi. Po­ czątkowo grecy słusznie nie chcieli przyznać, że słowa „hypostasis” i „prosopon” oba znaczą tyle co ,,persona”. Ich ustępstwo w tej sprawie osłabiło ich argumenty. Łacinnicy zgodzili się później na przetłumaczenie słowa „hypostasis” przez „subsistentia” . Niewielka to była różnica. Naj­ ważniejsze słowo ,,aitia” łacinnicy oddawali słowem „cau­ sa” . Słowo „principium” , które miałoby znaczenie ściślejsze, utożsamiano ze słowem „arche”. Takie tłumaczenia wiodły do istotnych nieporozumień. Łacinnicy wywodzili, że do­ datek do wyznania wiary miał cele wyłącznie wyjaśniające. Przypominali, że drugi Sobór powszechny wprowadził wła­ śnie taki dodatek do wyznania wiary ustalonego w Nicei. Poza tym wskazywali na to, że nie tylko Ojcowie łacińscy, ale i niejeden z Ojców greckich wyznawał tę samą naukę; święci zaś muszą być ze sobą zgodni. Oficjalna nauka gre­ ków o pochodzeniu „poprzez Syna” musi zatem znaczyć to samo co „od Syna” . Teksty, które łacinnicy czerpali z pism Grzegorza z Nyssy, Atanazego, Jana Chryzostoma i Symeona Metafrastesa, wydawały się podtrzymywać ich twierdzenia, ale działo się tak tylko dlatego, że łacinnicy nie rozróż­ niali — co czynili grecy — między pojęciami „ousia” i „hypostaseis” w Trójcy Świętej. Poza tym łacinnicy nie znali tekstów Bazylego i Grzegorza z Nazjanzu, a także innych, z których niestety wynikało, że święci nie zawsze bywali z sobą zgodni. Niemniej przeto przytaczali dwa teksty: je­ den Epifaniusza, drugi Bazylego, które, jak się zdaje, osta­ tecznie i w pełni potwierdzały podwójne pochodzenie. I w rzeczy samej słowa Epifaniusza nie dopuszczają innej

122

IV. Kościół i Kościoły

interpretacji, Bazylego jednak są mniej wyraźne, a zesta­ wione z innymi jego wypowiedziami mogą być interpreto­ wane rozmaicie. Marek Eugenikos broniąc skrajnego poglą­ du greckiego twierdził, że teksty są sfałszowane, ale nie mógł swego twierdzenia udowodnić. Następnie, ponieważ uznał był świętość Ojców łacińskich, musiał też postawić zarzut, że ich teksty również zostały przerobione. W rzeczy­ wistości można było wyzyskać dla poparcia poglądów łacinników istotny brak zwartości w pismach Ojców. Nasu­ wało się przypuszczenie, że nie rozróżniali należycie pojęć „poprzez” i „od” . Okazało się, że łacinnicy górowali w sztuce dowodzenia. Bessarion, który był najuczeńszy wśród greckich wyższych duchownych, pozwolił się — i to całkiem szczerze — prze­ konać; jego pragnienie unii wywodziło się przede wszyst­ kim z jego pragnienia ścisłego związania Bizancjum z kul­ turą zachodnią. Izydor z Kijowa szedł w jego ślady, poszli też za nimi świeccy filozofowie z wyjątkiem Plethona, który pojawiał się na nielicznych tylko posiedzeniach, wolał bo­ wiem spędzać czas we Florencji i tam wykładać Platona zachwyconym słuchaczom. Stary patriarcha Józef pragnął unii i skłonny był przyznać, że słowa „poprzez” i „od” znaczą to samo. Zmarł jednak przed zakończeniem Soboru. Jerzy Scholarios zauważył później pogardliwie, że po „wymiętoszeniu” takich wniosków nie pozostało staremu już nic więcej jak tylko umrzeć. Ale sam Scholarios był w owym czasie skłonny przyjąć dowodzenie łacińskie, że skoro osoby Trójcy Świętej są współistotne, nie miało znaczenia, czy się mówiło „poprzez” , czy „od” Syna, byle było jasne, że chodzi o jedną tylko zasadę. Jedynie Marek z Efezu utrzymywał się wytrwale na zajętym stanowisku. Ale nie miał powodzenia w rozprawach, gdyż hamowały go ograniczenia narzucone przez cesarza, trudności w tłu­ maczeniach z jednego języka na drugi i nieznajomość ła­ ciny, wreszcie głębokie poszanowanie dla apofatycznych tradycji Kościoła, do którego należał. Z zasadniczą sprawą zwierzchności papieskiej poradzono sobie raczej szybko. Jeżeli się raz uznało roszczenia pa­ pieża do najwyższego autorytetu w dziedzinie nauki i kar­ ności, to nie trzeba było osobnego dowodu na to, że poglądy

Zachód

123

jego w sprawach nauki są miarodajne. Ale sami łacinnicy lękali się pójść tak daleko, bo prowadziłoby to do logicz­ nego wniosku, że zwołanie Soboru było zbyteczne; a prąd prosoborowy był podówczas bardzo na Zachodzie silny. Ponadto chcieli drogą dowodzenia wykazać, że wyznają poprawną teologię. Grekom zabroniono wystąpić z pyta­ niem, czy papieżowi przysługuje jakiekolwiek prawo do­ dawania czegoś do wyznania wiary. Łacinnicy domagali Się, by przyznano papieżowi pełnię władzy dyscyplinarnej nad całym Kościołem, a jeżeli chodzi o naukę, by mu przy­ znano prawo — na mocy samego jego autorytetu — zwo­ ływania Soboru dla rozpatrywania spraw nauki i by uchwały na nim zapadłe obowiązywały cały Kościół. Cesarz uważał, że trudno przyjąć taki punkt widzenia, gdyż zgod­ nie z tradycją zwoływanie Soboru powszechnego należało do cesarza. Walczył tak zawzięcie o swoje prawo, że spra­ wa zwoływania Soboru nie została w końcu określona. Gre­ cy domagali się bezskutecznie, by dokonano bodaj wzmian­ ki o prawach i przywilejach wschodnich patriarchatów. Ostateczna formuła zawierała wiele niedomówień. Przyzna­ wała biskupowi rzymskiemu panowanie i rządy nad całym Kościołem i wszystkimi chrześcijanami, tak „jak zarządziły uchwały Soborów powszechnych i Święte Kanony” . Grecy protestowali przeciw słowu „wszystkimi” , ale w końcu zgodzili się na nie. Słowo, które tu w tłumaczeniu brzmi „jak” , było cokolwiek dwuznaczne. Są powody, by sądzić, że oryginalny tekst łaciński użył słów „ąuemadmodum et” , co by znaczyło „o ile”, lecz później zmieniono je na „ąuem­ admodum etiam” , co by znaczyło „wedle tego jak” . Tekst grecki powiada: „kath’ hon tropon” , czyli „zgodnie z tym” , co zależnie od woli czytającego może oznaczać klauzulę ograniczającą lub nie oznaczać jej.42 Skończyło się na tym, że całe przedstawicielstwo greków, znużone tym wszystkim, co się działo, i tęskniące za po­ wrotem, a ponadto, jak mówiono, ograniczone w dostawach żywności i we wszelkich wygodach, podpisało dekret o unii. 42 Pełne sprawozdanie z Soboru w: J. Gili, dz. cyt., 115 ns. Zob. też: D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East und Latin W est, 88— 109; G. Zoras, P eri ten H alosin tes K on stan tin ou poleos, A te­ ny 1959, 9— 70.

124

IV. Kościół i Kościoły

Uczyniło to na rozkaz cesarza i zgodnie z konkordatem, jaki grecki Kościół zawarł był z Janem V. Odmówili podpisu Marek Eugenikos i zdaje się Plethon, który nie lubił Koś­ cioła łacińskiego jeszcze bardziej niż greckiego. Markowi zagrożono złożeniem z urzędu; powrócił więc na pewien czas do swej efeskiej stolicy, położonej na ziemi tureckiej, i tam pod naciskiem złożył swój urząd.43 Cały prawie Koś­ ciół grecki uznał go za męczennika. Cesarz przekonał się rychło, że łatwiej mu przyszło pod­ pisać unię niż wprowadzić ją w życie. Osobiście wytrwał przy niej wiernie, ale ulegając wpływowi swej sędziwej matki nie usiłował narzucić unii swemu ludowi. Trudno mu było namówić kogokolwiek do objęcia osieroconego pa­ triarszego tronu. Metrofanes II, którego zamianował w ma­ ju 1440 roku, zmarł wkrótce potem. Następca jego Grze­ gorz Mammas był szczerym rzecznikiem unii, ale uznał, że rozsądniej będzie, jeżeli schroni się do Italii, co też uczy­ nił w roku 1451. Bessarion, osobiście łubiany i podziwiany, już uprzednio przeniósł się był do Italii. Zraziła go wro­ gość, jaką w Konstantynopolu napotykały jego poczynania. Mniemał też, że najlepiej przysłuży się greckiej sprawie, jeżeli pozostanie wśród Italczyków. Przyjęcie unii przez Izydora z Kijowa zostało z zaciekłością odrzucone przez moskiewskiego księcia *, * Kościół i naród; on sam został pozbawiony urzędu. On również przeniósł się do Italii. Pa­ triarchowie wschodni oświadczyli, że nie obowiązuje ich nic, co podpisali ich przedstawiciele, i odrzucili unię. Jerzy Scholarios, chociaż przyjął unię i chociaż podziwiał dzieła Tomasza z Akwinu, wnet dał się Markowi przekonać, że popełnił błąd. Wycofał się do monasteru. Po śmierci Marka w roku 1444 wypłynął jako przywódca stronnictwa 43 Zob. Syropoulos, dz. cyt., 284. Zdaje się, że od delegatów świeckich nie żądano podpisania unii. Mieli tylko złożyć oświad­ czenie dla jej poparcia. Plethon potrafił jednak jakoś uchylić się od tego. Biskup gruziński wyjechał z Florencji wcześniej, bo chciał uniknąć podpisania dekretu. * W angielskim tekście Runcimana czytamy: „ruskiego księ­ cia”. Słowo „ruski” zmieniłem tu na „moskiewski”. Wielkim księciem kijowskim całej Rusi Zachodniej był podówczas wielki książę litewski będący po roku 1444 równocześnie królem pol­ skim. Izydora odrzuciła Moskwa (przyp. tłum.).

Zachód

125

przeciwunijnego. Po jego stronie opowiedziało się niemal jednomyślnie niższe duchowieństwo i mnisi. Cesarz Jan VIII zmarł w roku 1448, znużony i rozczaro­ wany. Jego brat i następca Konstantyn XI uważał się za związanego unią. Nie usiłował jednak aż niemal do przedednia ostatecznego oblężenia stolicy przez Turków narzu­ cić jej swemu ludowi. Jesienią roku 1452 przybył do Kon­ stantynopola Izydor z Kijowa, podówczas już rzymski kar­ dynał. Przywiózł ze sobą dekret o unii. Odczytano go uro­ czyście w katedrze Bożej Mądrości dnia 12 grudnia. Izydor, dbały o to, by wszystko szło gładko, doniósł do Rzymu, że przyjęto dekret przychylnie. Ale jego italski pomocnik Leonard z Chios, arcybiskup Mitylene, pisał zgryźliwie, że obecnych było niewielu, a wiele osób urzędowych zbojko­ towało ceremonię. I jest rzeczą pewną, że w ostatnich mie­ siącach istnienia cesarstwa obsługującymi kościół Świętej Mądrości byli łacinnicy i garstka sprzyjających unii du­ chownych. Ołtarze opustoszały prawie zupełnie. Większość duchowieństwa i zrzeszenia wiernych z miasta nie chciały mieć nic ze sprawą wspólnego.44 Gdyby Stolica Apostolska mogła pospieszyć unii ze sku­ teczną pomocą materialną, pospólstwo bizantyńskie byłoby zapewne pogodziło się z unią. Kiedy Izydor przybył na czele stu żołnierzy, natychmiast pozyskał zwolenników — cho­ ciaż ich zapał szybko przygasł, kiedy się okazało, że do tego ogranicza się cała pomoc papieska. Paru duchownych dostojników i trochę uczonych dochowało wierności unii. Inni woleli odłożyć sprawę, aż kryzys minie i będzie można mieć nadzieję, że zbierze się nowy Sobór, tym razem w Kon­ stantynopolu. Zdaje się, że tego zdania był pierwszy do­ radca cesarza, Łukasz Notaras. Ale nieustępliwość łaciń­ skiego duchowieństwa, któremu przywodził Leonard z Chios, rozwiała wszelkie nadzieje, jakie jeszcze mógł mieć, i wyrwała zeń gorzką uwagę, że wolałby widzieć przed sobą raczej turban sułtana niż kapelusz kardynała.45 44 Zob.: J. Gili, dz. c y t , 349 ns.; S. Runciman, U padek K o n ­ stantynopola, 1453, 35— 37. 106— 110. 45 Zob. J. Gili, dz. cyt., 375— 376, gdzie postawa Notarasa jest we właściwy sposób scharakteryzowana. Słynną uwagę Nota-

126

IV. Kościół i Kościoły

Takie nastroje budził ów nieszczęsny spór, gdy Turcy przystąpili do oblężenia miasta. Jedynie w ostatnią noc, gdy miasto jeszcze nie było zajęte, doszło do pewnego zjedno­ czenia, gdy duchowieństwo i wierni, bez względu na to, co myśleli o unii i jakie żywili wobec niej uczucia, zebrali się na ostatnie nabożeństwo w kościele Świętej Mądrości. Ale wtedy było już jasne, że unia nie zbawiła ani nie może zbawić Bizancjum. Bizantyńczycy mieli, czy chcą, czy nie chcą, ujrzeć u siebie turban sułtana. rasa powtórzył Ducas, H istoria T u rco-B yzan tin a , wyd. V. Grecu, Bukareszt 1958, 329.

Rozdział piąty KOŚCIÓŁ I FILOZOFOWIE Główna siła średniowiecznej cywilizacji zachodniej — przynajmniej jeśli chodzi o jej ideał — polegała na jej jed­ nolitości pod znakiem Kościoła. To Kościół utrzymał pod­ czas „ciemnych stuleci” wychowanie i naukę. To Kościół nadal zaopatrywał i organizował szkoły i uniwersytety. To w służbę Kościoła ludzie wykształceni oddawali swą wie­ dzę. Filozofia stała się służką religii. Dzięki poparciu, ja­ kiego religia udzielała filozofii, Kościół mógł rozwinąć swą własną teologię i utrzymać swój wpływ na życie umysłowe. Bizantyńskiemu światu brakło takiego ujednolicenia. Tam nie zamarła nigdy tradycja świeckiego wychowania. Tam raczej państwa niż Kościoła obowiązkiem było dbać o ułat­ wienie wykształcenia. Państwo też stworzyło wielki uni­ wersytet w Konstantynopolu. Wybitni uczeni i filozofowie byli przeważnie ludźmi świeckimi albo też ludźmi, którzy przyjmowali święcenia długo po zakończeniu wykształce­ nia. Nawet wielu najsławniejszych teologów nie wstępo­ wało w szeregi duchowieństwa przez całe życie. Prawni­ cy — inaczej niż na Zachodzie — pozostawali raczej świec­ kimi i pracowali w świeckich sądach. Zakres prawa kano­ nicznego był na Wschodzie znacznie szczuplejszy niż na Zachodzie, a nawet kanoniści nieczęsto bywali duchowny­ mi. To sprawiało siłą rzeczy, że koła kościelne patrzyły z pewną podejrzliwością na świecką naukę i na filozofię. Lękano się, że ci świeccy filozofowie, olśnieni światłem myśli antycznej, dadzą się skusić do przekroczenia granic nakreślonych przez prawowierność i pociągną za sobą swych niewinnych uczniów. Organizacja kościelna jako taka nigdy nie potępiła nauki i posługiwania się intelektem. Opinia publiczna w Bizancjum zbyt głęboko szanowała wykształ­

128

V. Kościół i filozofowie

cenie i zdobycze człowieczego umysłu, a poza tym było zbyt wielu duchownych o wysokiej kulturze, by religijny obskurantyzm mógł kiedykolwiek odnieść zwycięstwo. Wiel­ ki mistyk z XIV wieku Mikołaj Kabasilas, będący człowie­ kiem świeckim, otwarcie oświadczał, że duchowny o wy­ kształceniu świeckim był znacznie cenniejszy od takiego, co nie nabył świeckiej wiedzy.1 Nawet Grzegorz Palamas, teolog mistycyzmu, który sądził, że człowiek prawdziwie religijny powinien odrzucić swą świecką naukę, nawet on dumny był ze swej znajomości Arystotelesa. Pozwalała mu ona myśleć jasno; mimo wszystko obawiał się, że nieostroż­ ne wczytywanie się w Arystotelesa może sprawić, iż nie­ opatrzny badacz pocznie przeceniać potęgę intelektu. Sam zaś Palamas cieszył się, że nic go nie skusiło, by zanurzyć się w platonizmie. Ten był bowiem filozofią tak ponętną, że tego, kto nie miał się na baczności, doprowadzał nieraz do pogaństwa.1 2 Niemniej przeto nie brakło nigdy Bizantyńczyków na­ wet świeckich, którzy patrzyli podejrzliwie na nauki świec­ kie. Należy tu żyjący w X wieku autor księgi pt. P h ilo p a tris, który uważał platonizm za coś wysoce niebezpiecz­ nego, albo też żyjący w początkach XI wieku Kekaumenos, nieokrzesany żołnierz, który utrzymywał, że znajomość Biblii i podstawowych prawideł logiki to wszystko, czego może potrzebować chłopiec.3 Później w ciągu XI wieku popadł w kłopoty Psellos, a jego ucznia Jana Italosa usu­ nięto z uniwersytetu za wykładanie doktryn platońskich.4 Ale były to czasy, kiedy hierarchia zawistnie spoglądała na uniwersytet. Późniejsi hierarchowie aż po rok 1453 nie byli tak negatywnie nastawieni. Wrogów nauki świeckiej można wtedy było znaleźć wśród mnichów, zwłaszcza tych, 1 W sprawie Kabasilasa zob. B. Tatakis, La P h ilosoph ie B y ­ zantine, Paris 1949, 277— 281. 2 Zob. J. Meyendorff, A Study of G reg ory Palam as, przełożył G. Lawrence, London 1964, 28— 30. 129— 132. 3 Zob. Philopatris, wyd. C. B. Hase, w: C.S.H.B., Bonn 1828, 337 ns.; Cecaumenus, S trategicon , wyd. B. Wasiliewski i V. Jernstedt, Petersburg 1896, 46. 75. 4 W sprawie Psellosa zob. B. Tatakis, dz. cyt., 161 ns., w spra­ wie Italosa tam że, 210— 216, i A. Buckler, A nna C om n en a, O x­ ford 1929, 319— 324.

V. Kościół i filozofowie

129

którzy należeli do stronnictwa arsenitów lub też później­ szych kościelnych „zelotów” . Wrogość nie zwracała się jed­ nak przeciw kształceniu się jako takiemu, lecz raczej prze­ ciw bogactwom i światowemu życiu uczonych hierarchów. Mnisi byli także przeciwni nadzorowi, jaki władze świeckie roztaczały nad wyższym nauczaniem. Nauka dziecka zaczynała się zwykle w domu rodzinnym, jeżeli rodzina była na tyle zamożna, że mogła opłacić pry­ watnego nauczyciela. Nauczycielem takim bywał często mnich, który mógł dziecku przekazać podstawowe wiado­ mości z dziedziny religii oraz początki trivium i quadri­ vium. To oznaczało przede wszystkim ,,gramatykę” , to jest czytanie, pisanie, gramatykę i składnię oraz znajomość au­ torów klasycznych, w szczególności Homera, i na ogół zaj­ mowało dziecku okres od szóstego do czternastego roku. Następnie dziecko przechodziło do ,,retoryki” , uczyło się prawidłowej wymowy i kompozycji, czytało autorów ta­ kich jak Demostenes i Tukidydes. Uczyło się też ,,filozof ii” , co na tym poziomie oznaczało metodologię Arystotelesa. W ślad za tym przychodziła kolej na ,,cztery sztuki wyzwo­ lone” , to jest arytmetykę, geometrię, muzykę i astronomię. Na tym szczeblu uczeń uczęszczał zwykle do szkoły, którą prowadził jakiś świecki uczony albo monaster. Trivium i quadrivium uzupełniało „enkyklios paideia” , to jest ogól­ ne wykształcenie podstawowe. Uważano, że każdy Bizantyńczyk powinien je posiadać. W tym zakresie szkoły świec­ kie i zakonne nie różniły się od siebie, choć te ostatnie przykładały większą wagę do nauki Biblii. Jeżeli młodzie­ niec pragnął postąpić wyżej w nauce, poznać prawo, me­ dycynę, fizykę i wyższą filozofię, obejmującą studium filo­ zofii platońskiej i innych systemów filozoficznych, to prze­ chodził na uniwersytet, chyba że był już przeznaczony do stanu duchownego. W tym wypadku uczęszczał do Aka­ demii Patriarszej, która — zdaje się — przyjmowała chłop­ ców już w młodszym wieku i wychowywała ich, aż byli przygotowani do rozpoczęcia specjalistycznych studiów teo­ logicznych.5 5 Zwięźle przedstawia system wykształcenia L. Brćhier, dz. cyt., III, 474— 476; zob. A. Buckler, dz. cyt., 165 ns. Co do Aka­ demii Patriarszej zob. L. Brćhier, dz. cyt., III, 492— 497.

130

V. Kościół i filozofowie

Taki był ogólny system nauczania przez cały czas dziejów bizantyńskich, choć bywały też okresy, kiedy uniwersytet przeżywał kryzys albo całkiem przestawał istnieć, jak na przykład za ostatnich cesarzy obrazoburców albo za pano­ wania Bazylego II. W takich czasach wyższego wykształce­ nia udzielali indywidualnie profesorowie albo też Akademia Patriarsza. Jest godne zauważenia, że wysokie władze koś­ cielne dążyły do ograniczenia nauczania filozofii na uniwer­ sytecie właśnie w okresach, kiedy uniwersytet bywał w roz­ kwicie, a mianowicie w połowie wieku IX i pod koniec XL W innych okresach szkoły kościelne wydają się w pełni oświecone. Znamy nawet żyjącego w początkach XI wieku arcybiskupa, który pisywał poematy ku chwale Platona. Jest nim Jan Mavropus z Euchaity.6 Za panowania Andronika II zreorganizowano uniwersy­ tet całkowicie. Stało się to za sprawą uczonego, wielkiego logotety cesarskiego, Teodora Metochitesa. Wskrzeszono stare gałęzie nauk, każdą z nich kierował jakiś profesor, wszyscy jednak podlegali wielkiemu logotecie. Wynagro­ dzenie — jak już poprzednio — profesorowie otrzymywali od państwa; nowe było tylko to, że rodziców studentów obciążono drobnym dodatkiem do poborów profesorskich. Zdaje się, że uniwersytet nie posiadał centralnego gmachu. Profesorowie nauczali w różnych częściach miasta; nie­ którzy, jak na przykład gramatyk Maksym Planudes, w bu­ dynkach klasztornych.7 Szkoły prywatne, jak na przykład ta, którą założył Nicefor Gregoras w budynku należącym do monasteru w Chora, miały jakieś powiązania z uniwer­ sytetem. Wielki logoteta miał prawo kazać je zamknąć. To na przykład spotkało szkołę Gregorasa.8 Akademię Patriar­ szą zreorganizowano już nieco wcześniej, za panowania Mi­ chała VIII. Zdaje się, że w tym czasie obejmowała ten sam podstawowy zakres nauczania co uniwersytet, ale zawsze 6 Zob. Johannes Mauropus, P oem ata, P.G., 120, 1156. 7 Zob.: F. Fusch, D ie H öh eren Schulen von K on stan tin opel im M ittalter, Leipzig 1926, 56 ns.: L. Brehier, clz. cyt., III, 82— 84. 8 Zob. R. Guilland, Essai sur N iceph ore G regoras, Paris 1926, 13— 15. Jerzy Scholarios otworzył około roku 1420 prywatną szkołę. Zamknięto ją, gdy objął on urząd wielkiego sędziego; zob. F. Fuchs, dz. cyt., 70— 71.

V. Kościół i filozofowie

131

przykładała więcej wagi do teologii. Cesarz Manuel II około roku 1400 nadał uniwersytetowi ostateczną postać. Urząd wielkiego logotety stracił na znaczeniu, a wyższe nauczanie oddano pod nadzór jednego z czterech wielkich sędziów. Za Jana VIII wielkim sędzią, któremu powierzono tę rolę, był Jerzy Scholarios, który wchodził też w skład senatu; był poza tym sekretarzem cesarza i profesorem fi­ lozofii. Uniwersytet otrzymał wtedy nazwę ,,Katholikon Museicn” . Manuel skupił budynki uniwersyteckie na jed­ nym placu wokół monasteru Świętego Jana Chrzciciela na Skale. Znajdował się tam doskonały księgozbiór, który udo­ stępniono studentom. To można było uczynić dlatego bez wątpienia, że liczba studentów zmalała proporcjonalnie do spadku liczby ludności w mieście. Równocześnie mniej wię­ cej Manuel przeniósł Akademię Patriarszą do gmachów okalających monaster Świętego Jana Chrzciciela w Studion, gdzie też znajdował się dobry księgozbiór; pieczę nad nim powierzono mnichowi studycie Józefowi Bryenniuszowi. Zdaje się, że obie instytucje współdziałały z sobą, a nawet dzieliły się profesorami. Józef Bryenniusz, stojący na czele A.kademii Patriarszej i będący tam profesorem egzegezy Pisma świętego, wykładał też — o ile wiemy — filozofię tak na uniwersytecie, jak w Akademii. Obie te uczelnie cieszyły się wielką powagą, sięgającą nawet Italii. Wielu Italczyków przybywało, by czerpać tu wiedzę. Tam też, a przynajmniej w jednej z tych szkół, uczyło się ostatnie pokolenie bizantyńskich intelektualistów. Bessarion i Jerzy Scholarios uczęszczali obaj na wykłady w uniwersytecie, Marek Eugenikos zaś na Akademię.9 Jednakowoż najsłyn­ niejsza w tych czasach szkoła nie znajdowała się w Kon­ stantynopolu, lecz w mieście Mistra na Peloponezie. Tam Jerzy Gemistos Plethon wykładał swoją własną wersję neoplatonizmu. Wolał pozostawać daleko poza zasięgiem oczu kościelnej hierarchii, która nie byłaby zniosła tak jawnego odchylenia w stronę pogaństwa. Ale i Bessarion, i Jerzy Scholarios przybyli z Konstantynopola, by usiąść u jego stóp.10 9 Zob. F. Fuchs, dz. cyt., 70— 75. 10 W sprawie szkoły Plethona zob. B. Tatakis, dz. cyt., 281— — 293.

132

V. Kościół i filozofowie

Kościół współdziałał zatem z państwem na polu nauczania i wychowania i na ogół współpraca ta odbywała się bez tarć. Pewien element antyintelektualizmu spotykamy z pew­ nością u wyznawców szkoły arsenickiej i u religijnych „ze­ lotów” . Ale ich postawa mogła poruszyć opinię publiczną w niektórych tylko zagadnieniach, nie podkopała jednak nigdy powszechnego wśród Bizantyńczyków poszanowania dla wykształcenia. Grzegorz Palamas przyganiał wpraw­ dzie mnichom zamiłowanym w wyższych studiach, nie miał jednak zamiaru pozbywać się ich. Ograniczał się więc do wypowiedzi, że podobnie jak małżeństwo czy odżywianie się mięsem — nie przynosiły one pożytku temu, kto pra­ gnął wieść życie kontemplacyjne. Ale bynajmniej nie wszyscy mistycy podzielali ten pogląd. Zgoła innego zdania był, jak już wiemy, jego przyjaciel i podziwiający go Mi­ kołaj Kabasilas, a także jego protektor, wysoce wykształ­ cony cesarz Jan VI Kantakuzen. Co więcej, Grzegorz nigdy by nie był potrafił tak znakomicie i tak sugestywnie wyra­ zić swych myśli, gdyby nie był tak biegły w logice i arystotelesowskiej metodologii.11 Kłopoty wynikały dopiero wtedy, gdy filozofowie poczy­ nali mieszać się do teologii. Tradycja apofatyczna była w Bizancjum bardzo silna. Najpoważniejsi teologowie tej szkoły opierali się na przeświadczeniu, że Bóg jest niepo­ znawalny. Występowali do walki — tam gdzie to było moż­ liwe — z ociąganiem się, unikając dogmatycznych definicji, chyba że chodziło o jakąś doktrynę podstawową. W takim wypadku walczyli namiętnie o dobór właściwych słów. Nie usiłowano nawet ująć teologii w jakiś system od czasu, gdy Jan Damasceński ogłosił swe wielkie dzieło o wierze, ale i on w wielu sprawach się nie wypowiedział. Filozof, jeżeli był ostrożny, trzymał się z dala od sporów teologicz­ nych. Ojciec czternastowiecznego nauczania w Bizancjum Teodor Metochites, wielki logoteta za panowania pobożne­ go cesarza Andronika II, interesował się każdą gałęzią nauk humanistycznych i ścisłych. Nie podawał się za samodziel­ nego myśliciela, twierdził bowiem, że wielcy myśliciele1 11 Zob. J. Meyendorff, A Study o f G reg ory Palam as, 129— 132.

V. Kościół i filozofowie

133

dawnych czasów wypowiedzieli już wszystko i nie zostawili nam nic do dodania. Taka postawa była w Bizancjum aż nadto częsta. Ale w rzeczywistości Metochites odchyla się od niej, bo wprowadza do swych komentarzy myśli wywo­ dzące się z jego własnego doświadczenia. Uczniom swym zaleca, by czytali wszystkich starożytnych filozofów nie wyłączając sceptyków, gdyż — jak powiada — cała mą­ drość ludzka opierająca się na doświadczeniu może być za­ grożona dowodzeniami opartymi na przeciwnych doświad­ czeniach. Nauka historii — którą gorąco zaleca — wyka­ zuje, jak różnolite mogą być ludzkie doświadczenia. Ale chociaż jego zalecenia mogły prowadzić do heterodoksji w oczach Kościoła, uważnie stara się ograniczać swoje za­ interesowania filozoficzne do dziedziny ludzkiego doświad­ czenia. Gdzie dotknie się teologii, zajmuje postawę apofatyczną. Stwierdza, że rozum ludzki ma granice, i uważa, że sąd ludzki — o ile nie natchnie go łaska — nie może być bezstronny i bezbłędny. Cytuje zdanie Platona — godząc się z nim — że trudno jest pojąć Boga, a rzeczą zupełnie niemożliwą jest koncepcję taką wyłożyć słowami zrozumia­ łymi dla drugich.12 Najsłynniejszy z uczniów Metochitesa, Nicefor Gregor as, nie był równie ostrożny. Miał zainteresowania równie sze­ rokie jak jego mistrz, ale — jak zobaczymy ■ — dał się wplą­ tać w spory teologiczne i to zburzyło jego karierę.13 Nieco później pojawia się Demetriusz Kydones. Dokonywał on przekładów z pism Tomasza z Akwinu i zapoznał Bizancjum z koncepcjami scholastycyzmu. Nie brakło w Bizancjum uczonych, których urzekło tej miary połączenie filozofii z teologią, choć było to sprzeczne z dawną tradycją ich Kościoła. Większość ich, wśród nich sam Kydones i jego uczeń Manuel Chrysoloras, uznała w końcu, że czują się oni bardziej swojsko na łonie Kościoła rzymskiego. Ale jeśli tylko nie wdali się czynnie w spory, kościelne władze bi­ zantyńskie nie czyniły im w żadnej formie przykrości. Kło­ poty, które obsiadły karierę Kydonesa, powstały na tle po­ litycznym, nie zaś religijnym.14 Cesarz Manuel II i współ­ 12 Zob. B. Tatakis, dz. cyt., 249— 256. 13 Zob. niżej, str. 161 ns. 14 Zob. niżej, str. 114— 115.

134

V. Kościół i filozofowie

czesny mu uczony Józef Bryenniusz nie zgadzali się obaj z łacińską teologią, ale obaj popierali łacińską naukę.15 Jerzy Scholarios był najzaciętszym przeciwnikiem unii z Rzymem, niemniej przeto przez całe swe życie darzył Tomasza z Akwinu największym podziwem. W późniejszym wieku doznawał co prawda nieco trudności, gdy zapragnął pogodzić swe scholastyczne upodobania z tradycyjną teologią swego macierzystego Kościoła.16 Przeciwnik jego Bessarion natomiast był z temperamentu i oczytania platonikiem. Wszelkie zdobycze scholastyki nie pociągały go nadmiernie. Ale szanując wiedzę Italczyków i dbając o jednolitość kul­ tury dał się chętnie przekonać wywodom rzymskiej teolo­ gii. Jego przejście ¡na stronę Rzymu miało wielką wartość dla Zachodu. Wpływ jego przyczynił się do wyzwolenia Kościoła rzymskiego z więzów scholastyki.17 Prawdą jest, że najwybitniejszy grecki filozof tej epoki, Jerzy Gemistos Plethon, najbardziej oryginalny może myśli­ ciel, jakiego kiedykolwiek wydało Bizancjum, byłby popadł w otwarty konflikt z Kościołem, gdyby nie to, że osiadł był w dzielnicowej stolicy, jaką była Mistra, pod światłą opieką wysoce uczonych despotów Morei.18 Był on przed­ stawicielem nowego kierunku związanego z pojawieniem się o jedno pokolenie wcześniej słowa ,,Hellen” . Miało ono oznaczać obywatela Bizancjum. Miano to nie zaznawało łas­ ki przez całych lat tysiąc. Od chwili, gdy zapanował krzyż, oznaczano nim Greka-poganina. Używano tego słowa przede wszystkim w zbiorach ustaw i komentarzach do nich. Do­ puszczalne ono było tylko w odniesieniu do języka. Prze­ ciętny Bizantyńczyk nazywał siebie Rzymianinem, a język, którym mówił, „romaickim” . Ale w kołach polerownego towarzystwa nazwa „romaicki” oznaczała pospolitą gwarę ludową. Uważano, że człowiek wykształcony winien był —15 Zob. M. Jugie, dz. cyt., I, 451— 454. 16 Zob.: tam że, 459— 469; B. Tatakis, dz. cyt., 298. 17 Zob.: M. Jugie, dz. cyt., I, 483— 486; B. Tatakis, dz. cyt., 299— 301. O Bessarionie obszerniej zob. L. Möhler, Kardinal Bessarion als T h eologe, H um anist und Staatsm ann, 3 tomy, Paderborn 1923— 1943. 18 Zob. wyżej, str. 131, i niżej, str. 137.

V. Kościół i filozofowie

135

wedle wyrażenia Anny Komneny — „helleinizować” swoją mowę. Na Synodzie z roku 1082, który potępił neoplatonika Jana Italosa, zapadło orzeczenie, że studia helleńskie sta­ nowiły cenny składnik wykształcenia, ale potępiono każde­ go, kto wyznawał ,,helleńskie” nauki. Jeżeliby ktoś nazwał siebie Hellenem, uważano by, że wyrzekł się miana chrze­ ścijanina. Tymczasem w XIV wieku bizantyńscy intelektu­ aliści poczęli nieoczekiwanie nadawać sobie miano Helle­ nów. Ta moda pojawiła się podobno nie w ekumenicznej stolicy, Konstantynopolu, lecz w Tessalonice. Humanista-mistyk Mikołaj Kabasilas pisząc jako młodzieniec okpło 1345 do swego ojca w Tessalonice powiada, że wahał się, czy ma mu posłać jedno ze swych kazań w obawie, że styl jego może urazić „waszych Hellenów” — „tous en hymin Hellenes” . W późniejszych swych pismach wspomina o „tej społeczności Hellady” . Cypryjczyk Lepentrenos pisze około roku 1351 do Nicefora Gregorasa o „wszystkich tutejszych Hellenach” , a porównując Syrię z Bizancjum powiada: „wszędzie, gdzie żyją Helleni” . Demetriusz Kydones w swych późniejszych pismach używa słowa „Hellas” jako równoznacznego z „Bizancjum” . Gregoras, choć przeciw­ stawia jeszcze słowa „Hellen” i „prawosławny” , pisze o Hel­ ladzie z podziwem. W ciągu XV wieku większość bizan­ tyńskich intelektualistów mówi o sobie jako o Hellenach. Jan Argyropoulos nazywa nawet cesarza „cesarzem Helle­ nów” , a ostatnie wojny, jakie prowadziło Bizancjum, na­ zywa „wojnami o wolność Hellady” . Minęły czasy, kiedy na dworze cesarskim ledwie raczono przyjąć przybywają­ cego z Zachodu posła, bo przywoził listy adresowane do „cesarza Greków” .19 Na tę zmianę postawy złożyły się różne przyczyny. Ce­ sarstwo skurczyło się już do krain, które zawsze uważano za greckie: do Peloponezu, paru Wysp Egejskich i do pobrzeży odwiecznie zasiedlanych przez Greków. Znaczna część świata mówiącego po grecku podlegała obcemu pano­ waniu. Cesarz, choć prawnie był dziedzicem Cezarów, nie był już wzniesiony ponad narodami. Stara nazwa cesar­ 19 Zob. S. Runciman, B yzan tin e and H ellen e in the fo u rteen th cen tu ry, Tom os K on stan tinou A rm en opou lou , Thessalonica 1951.

136

V. Kościół i filozofowie

stwa „oikoumene” stała się nonsensem; nazwa „rzymski” też nie była stosowna w czasach, gdy Nowy Rzym konał, a majestat Starego Rzymu odżywał. Odradzające się za­ interesowanie kulturą klasyczną powołało klasycznych au­ torów do nowego życia. Podziwiano ich teraz więcej niż kiedykolwiek — a byli oni Hellenami. Podziwiano ich prze­ de wszystkim w Italii. Uczeni bizantyńscy — czy sprzy­ jali unii z Zachodem, czy też nie — uważali, że doda prestiżu im samym i ich ludowi, jeżeli będą wysławiać swe pochodzenie od czcigodnych starożytnych Greków, których językiem mówili, a których pism nigdy nie przestali ba­ dać. Będąc Hellenami byli przez to stróżami cennego dzie­ dzictwa bez względu na to, czy pragnęli, czy nie, dzielić się z nim ze światem Zachodu. Tradycjonaliści niełatwo przyjmowali tę nową nazwę. W ich pojęciu równało się zarzuceniu idei ekumenicznej, jeżeli cesarz przestanie być cesarzem ,,rzymskim” . Patriar­ cha Antoni pisał do wielkiego księcia moskiewskiego te słowa: ,,...choć poganie okrążają teraz kraje i siedzibę ce­ sarza, jest on wciąż jeszcze namaszczony świętą mirrą i ustanowiony Cesarzem Samowładcą Rzymian, to jest wszystkich chrześcijan” .20 Te dumne słowa stawiające ce­ sarza ponad wszystkimi ziemskimi mocarzami stałyby się pustym dźwiękiem, gdyby cesarz był monarchą tylko Hel­ lenów. Pobożni Bizantyńczycy sądzili ponadto, że taka zmiana nadmiernie uświęca pogańską filozofię. Wciąż nie mogli zapomnieć starego znaczenia tego słowa. Nawet Je­ rzy Scholarios, choć był takim humanistą i choć o swych rodakach mawiał często jako o Hellenach, gdy go w przed­ dzień upadku cesarstwa zapytano, jakiej jest narodowości, odpowiedział: „Nie nazywam siebie Hellenem, bo wyznaję inną wiarę niż Helleni. Mógłbym się nazwać Bizantyńczykiem, gdyż urodziłem się w Bizancjum. Ale wolę się nazwać po prostu chrześcijaninem” 21. Ustami jego prze­ mawia tradycja. Czy była ona tylko anachronizmem? W praktyce pojęcie ekumenicznego chrześcijańskiego ce­ 20 Zob. wyżej, str. 84. 21 Gennadius Georgius Scholarius, C on tre les Juifs, w: O eu ­ v res C om plètes, 8 tomów, Paris 1928— 1936, III, 252.

V. Kościół i filozofowie

137

sarstwa było już od dawna nierealne. Czy prawosławie miało się zrzec swego ekumenizmu? Czy miało przeżyć już tylko jako strażnik hellenizmu? Najgorętszym krzewicielem hellenizmu był Jerzy Gemistos Plethon. Urodził się w Konstantynopolu około roku 1360. Za młodu przebywał w Adrianopolu, podówczas sułtańskiej stolicy. Tam zdobył — przynajmniej tak twier­ dził — pewien zasób wiedzy o islamie, judaizmie, a nawet 0 nauce Zoroastra. Powróciwszy do Konstantynopola począł niebawem głosić swe neoplatońskie poglądy, przybrał przy­ domek „Plethon” jako synonim nazwiska „Gemistos” , gdyż przypominał imię antycznego filozofa. To wzbudzało doń niechęć w niejednym środowisku; a Manuel II poradził mu, by opuścił stolicę. Wkrótce po roku 1400 Plethon osiadł w Mistrze, gdzie okazywał mu swą przyjaźń młody despotes Morei, Teodor, młodszy syn Manuela, intelektualista w pewnym stopniu neurotyczny, a także urocza małżonka Teodora Kleope Malatesta pochodząca z Italii. Pozostał w Mistrze aż do śmierci, która go dosięgnęła około roku 1450; wyjeżdżał tylko, by jawić się na Soborze w Ferrarze 1 Florencji. W Mistrze czuł się najlepiej. Peloponez, do­ tychczas opanowany przez Franków, w tych czasach był już niemal cały odzyskany i uważano go za jedyną pewną dzielnicę bizantyńskiego terytorium. Był też świadomie i uczuciowo grecki. Plethon był zdania, że o Peloponez, to jest o despotat Morei, należało oprzeć cesarstwo, którego przebudowy pragnął namiętnie. O Konstantynopolu, tym Nowym Rzymie, nie miał wysokiego mniemania. „Jesteś­ my — tak pisał — Hellenami z krwi i z kultury.” Swe wnioski w sprawie reformy spisał w memoriałach składanych na ręce cesarza Manuela. Był rzecznikiem mo­ narchii, przy czym cesarz miał mieć niezbyt szczupłe grono doradców dobranych spośród najbardziej wykształconych poddanych. Program ustrojowy Plethona wzorował się na platońskim. Podobnie jak i Platon był on zwolennikiem niewolnictwa, przynajmniej uprawiania ziemi przez helotów. Dawał też rady, jakie uważał za wykonalne, w spra­ wie upaństwowienia ziemi, powoływania do wojska i jego organizacji, zreformowania systemu monetarnego, nadzoru nad handlem i zmiany w ustawodawstwie karnym. Był

138

V. Kościół i filozofowie

jednak świadom, że najważniejsza jest religia. Jako teolog był Plethon szczerym platonikiem. Zawdzięczał wiele Psellosowi, neoplatonikowi z XI wieku, choć Psellosowi udało się obalić zarzuty herezji. Zawdzięczał też wiele neoplatonikom aleksandryjskim, a także pitagorejeżykom i stoikom. Zdaniem jego Mojżesz i Zoroaster zaliczali się do ducho­ wych przodków Platona. Największym jadem godził w Ary­ stotelesa. Zdaniem Piethona chrześcijaństwo zeszło na manowce, ponieważ teologia chrześcijańska przyjęła zasadę Arysto­ telesa, że dawanie początku wedle przyczyny implikuje dawanie początku wedle czasu. Arystoteles był fizykiem, nie zaś filozofem. Jego Bóg nie był metafizyczną zasadą, ale hipotezą, która miała wyjaśnić wprawienie w ruch ma­ chiny wszechświata oraz narodziny i rozkład rzeczy do­ czesnych. Jeżeli w pojęciu chrześcijan Bóg nie jest Pierwosprawcą ruchu, lecz Stworzycielem ex nihilo, to jedno z dwojga: albo istota wszechrzeczy musi tkwić w istocie Boga, a wtedy braknie jej korzeni ontologicznych, co pro­ wadzi do uważania, że istotna natura Boga jest czymś zło­ żonym; albo też trzeba przyjąć pogląd scholastyków, że formy istnieją jedynie w ich poznawalnych zmysłowo przedmiotach, taki zaś pogląd prowadzi — zdaniem Plethona — prosto do materializmu i ateizmu, jakiekolwiek moż­ na by poczynić zastrzeżenia odnośnie do objawienia Boże­ go. Chrześcijańscy teologowie zmieszali zasadę fizyczną z zasadą metafizyczną, a teraz albo muszą powracać do subtelnych rozróżnień wypływających z troistości w istocie Boga, albo też muszą rozróżniać esencję i energię.. Plethon domagał się powrotu do pełnej tradycji metafizycznej, tra­ dycji odziedziczonej przez Platona i przez niego przekaza­ nej. Objawienie odrzucał, musiał więc poszukiwać autory­ tetu w „powszechnie przyjętej zgodzie” , w „naukach i sło­ wach największych mędrców antyku” , a przede wszystkim w rozumie. Nie uznawał apofatycznej teologii. Rozum jest sam w sobie zdolny badać sprawy Boskie. Czyż nie po to Bóg nam go dał, a wraz z nim pragnienie poznawania Jego natury? „W sprawach Boskich — powiada — nie masz nic złego, co by Bóg musiał przed nami ukrywać.” Właściwym celem Piethona było odrodzenie Grecji. Ale ład polityczny

V. Kościół i filozofowie

139

musi tkwić korzeniami w ładzie intelektualnym. Albowiem jeżeli ma w ogóle być jakiś ład, musi być i jego przyczyna. A zatem najwyższa przyczyna musi działać w pewien określony sposób. Bóg nie mógł stworzyć świata w jakiejś historycznie określonej chwili, nie może też występować w czasie z nowymi decyzjami. Bóg Plethona jest stwórcą wiekuistych esencji, czyli idei rzeczy przemijających. On sam zaś jest poza wszelką esencją czy Ideą. ,,W ponadesencjalnej Jedności, bo On jest absolutnie jeden, nie możemy rozróżnić esencji i właściwości ani energii, ani mocy.” Z tej Jedności wyłania się „nous” , czyli wieczysta i niezmienna zasada intelektualnego świata wedle wzoru, na podstawie którego został stworzony świat widzialny. W świecie tego „nous” można oddzielić esencję od właści­ wości, ale nie energię od mocy. ,,Nous” zaś jest twórcą duszy świata, w której można rozróżnić esencję, moc i ener­ gię. Ta platońska * Trójca przejawia się kolejno i hierar­ chicznie w tym, co jest zrozumiałe w świecie idei, a będą to aniołowie lub mniejsze bóstwa, następnie w substancjach niematerialnych, a na końcu w rzeczach cielesnych. Jeżeli pojęliśmy naturę tego ,,świata poznawalnego” (,,kosmos noetos” ), wtedy — wedle jego wyrażenia — mamy w ręku model ładu politycznego, ,,kosmos politikos” , czyli ładu, który odrodzi Helladę. Plethona nie możemy nazwać chrześcijaninem. Poza tym urażał on uczucia chrześcijańskie, gdyż nieustannie używał imienia ,,Zeus” zamiast „Bóg” lub mówił o ,,Bogach” (w liczbie mnogiej). Ale napisana przez niego księga pt. ,,0 prawach” , w której wywodził swe teologiczne poglą­ dy, nie rozeszła się nigdy szeroko. Współcześni przeważnie nie zdawali sobie sprawy, do jakiego stopnia Plethon od­ szedł od prawosławnej nauki. Gdyby był pozostał w Kon­ stantynopolu, byłby z pewnością wywołał jakieś oskarżenia przeciw sobie. Ale w jego zakątku w Mistrze pozwolono mu bez przeszkód kierować swą Akademią Platońską, a wielu pobożnych młodych uczniów siadywało u jego stóp. Gdy jednak pojawił się na Soborze we Florencji, swymi wy­ wodami wprawił wielu swych współdelegatów w zgorszone * Ściśle mówiąc „ujęta na platońską modłę” (przyp. tłum.).

140

V. Kościół i filozofowie

zdumienie. Arystotelik Jerzy z Trebizondy oskarżył go wprost, że apostołuje jakiejś nowej w pełni pogańskiej religii. On zaś ze swej strony przyganiał Soborowi twier­ dząc, że frymarczy się tam sprawami Ducha w zamian za materialne korzyści. Zdaje się, że nie sprzyjał żadnej z rozprawiających stron, choć w pewnym stopniu bliższe mu było stanowisko Wschodu. Ale zyskał ogromny rozgłos w Italii. Manuel Chrysoloras, który był jednym z jego uczniów, już odnosił we Florencji sukcesy swymi wykła­ dami filozofii Platona. Przybycie samego mistrza i własne jego wykłady wywarły wielkie wrażenie. Cosimo de Medici założył na jego cześć Akademię Platońską w Florencji. Plethon stał się rzeczywiście ojcem studiów nad platonizmem na Zachodzie. W parę lat po jego śmierci i złożeniu do grobu w jednym z kościołów w Mistrze najemny żoł­ nierz italski Sigismondo Malatesta, przebywający chwilowo w tym mieście, zabrał jego szczątki i przewiózł je do ko­ ścioła w Rimini, gdzie po dziś dzień spoczywają.22 W Bizancjum inne były jego losy. Wkrótce po jego śmierci i po upadku Konstantynopola Demetriusz despotes Morei odkrył rękopis księgi ,,0 prawach” i przesłał go do Konstantynopola Jerzemu Scholariosowi, ówczesnemu pa­ triarsze. Jerzy, dawny uczeń i przyjaciel Plethona, prze­ czytał księgę ze wzrastającym przejęciem i przerażeniem, a na koniec kazał spalić. Nie możemy go potępiać, jeżeli zważymy, jakie to były czasy, gdy grekom nic prawie nie pozostawało poza ich wiarą. Wynikiem tego było, że z utworu Plethona przetrwały tylko te okruchy, które zo­ stały wydane gdzie indziej. Są one na tyle zuchwałe, że tłumaczą zgorszenie patriarchy. Nie wiemy, jakie prze­ stępcze wywody kryły się na kartach, które przepadły.23 Plethon nie wpłynął bezpośrednio na rozwój greckiej myśli. Duch jego jednak przetrwał i pojawił się znowu 22 Zob. wyżej, str. 124, a także: F. Masai, P leth on et le P la to­ nism e de M istra, Paris 1956, passim; M. V. Anastas, P leth o ’s Calendar and L itu rg y, „Dumbarton Oaks Papers” , 4 (1948) 183 ns.; B. Tatakis, dz. cyt., 281— 294. 23 Zob. Plethon, T raité de Lois, wyd. C. Alexandre z przekła­ dem A. Pellisiera, Paris 1858, X IX , 412— 421.

V. Kościół i filozofowie

141

po upływie trzech stuleci wśród myślicieli, którzy też pragnęli wskrzesić Grecję przez wywołanie jej klasycznej przeszłości i podobnie jak on przyprawili Kościół o kło­ poty. Zresztą sam Jerzy Scholarios nie uchodził wśród współ­ czesnych za wzór prawosławia. Objął wprawdzie po Marku Eugeniku przewodnictwo w stronnictwie przeciwunijnym, lecz pozostał wielbicielem Tomasza z Akwinu i różnił się od Marka w wielu sprawach teologicznych. Marek wyniósł ze szkoły Mikołaja Kabasilasa, humanisty-palamity, wier­ ność tradycji apofatycznej, skutkiem czego jego udział w rozprawach we Florencji nie dał żadnego rezultatu. Gdy­ by nie był w ogóle jawił się na Soborze, byłby zapewne pozostał takim samym apostołem pokoju jak współczesny mu Symeon, ukochany metropolita Tessaloniki, którego śmierć opłakiwała szczerze społeczność żydowska, a które­ go poglądy teologiczne były Markowym bliskie. Tymcza­ sem niepowodzenia, jakich doznał we Florencji, rozgoryczy­ ły go i stał się fanatycznym wrogiem Rzymu.24 On to namówił Scholariosa, by zmienił swe poglądy na unię. Scholarios — podobnie jak Plethon — zaczął poczytywać unię za nikczemny przetarg za korzyści materialne, któ­ rych ponadto się nie otrzyma. Począł wierzyć nieugięcie, że stałość w wierze ocali Bizancjum pewniej niż polityczna pomoc. Unia zaś narzucona przemocą osłabi i zamąci du­ chowe życie greckiego ludu. A tylko niezamącone życie może mu zapewnić zbawienie. Antychryst już nadchodzi. Bardziej niż kiedykolwiek należy utrzymać nieskażoną wiarę. Patriarcha wyparł się zatem nowości i powrócił do tradycyjnej nauki prawosławnej o Trójcy Świętej. Ale chociaż w tej sprawie poszedł tak daleko za Markiem, róż­ nił się od niego w innych dziedzinach. Nie chciał przyjąć w pełni nauki palamitów o energiach, lecz obrał drogę po­ średnią idąc — jak mu się nie całkiem słusznie wydawa­ ło — za poglądami Dunsa Szkota w mniemaniu, że przez to pozyska Zachód. Odrzuca rozróżnienie Palamasa pomiędzy esencją a energiami czy działaniami. Powiada, że te ostat­ nie są tylko formalnie skończone, a w rzeczywistości nie24 Zob. B. Tatakis, dz. cyt., 295— 297.

142

V. Kościół i filozofowie

skończone, ponieważ mają to samo istnienie co esencja, a ta jest nieskończona. To subtelne przeciwstawianie pozo­ ru i rzeczywistości nie zadowoliło nikogo. Kościół prawo­ sławny w dalszym ciągu wyznawał nieskażoną naukę palamicką. Dalej różnił się Scholarios od Marka w sprawie determinizmu. Marek rozróżniał między Boską przedwiedzą a predestynacją. Pierwsza jest absolutna, druga względna. Bóg przedwiecznie przeznacza, a równocześnie przewiduje tylko dobre uczynki, ponieważ są one zgodne z Jego wolą. Marek zgodnie z Kabasilasem uważa, że tylko człowiek sprawiedliwy jest prawdziwie wolny, ponieważ jego wola jest wolą Bożą. Scholarios odpowiada, że przedwiedzą po­ przedza predestynację. W predestynacji zaś trzeba rozróż­ nić między prawdziwą predestynacją, która się odnosi tylko do wybranych, a potępieniem, czyli odjęciem łaski, które dotyka resztę ludzi. Istoty stworzone są obdarzone wolno­ ścią uczynkową, a podnieta do dobrego lub złego pochodzi od woli stworzonej. Ale dobrych uczynków dokonywa się przy współdziałaniu łaski Bożej, a łaskę się traci równolegle do spełniania złego uczynku. Scholarios raczej niż Marek jest w tym sporze wyrazicielem panującej nauki Kościoła prawosławnego, tak jak ostatecznie określono ją odnośnie do predestynacji.25 Ostateczną swoją rozprawę o predestynacji Scholarios napisał dopiero po roku 1453. Spór w tej sprawie daje jed­ nak świadectwo umysłowej żywotności w ciągu ostatnich stuleci istnienia Bizancjum oraz powikłanych zależności tak osobistych, jak politycznych, filozoficznych i teologicz­ nych, w jakich miotali się dyskutanci. Nie da się nakreślić linii podziału między Kościołem a filozofami. Nie da się powiedzieć, że humaniści sprzyjali unii z Zachodem, a antyintelektualiści byli jej przeciwni. W toku sporów nad palamizmem wielu — jak zobaczymy — humanistów popierało Palamasa wspólnie z antyintelektualistycznym stronnic­ twem w Kościele. W czasie wojen domowych między Ja­ nem V Paleologiem a Janem VI Kantakuzenem ten ostatni cieszył się poparciem nie tylko mnichów i szlachty wiej­ skiej, lecz także większości czołowych intelektualistów. 25 Zob. niżej, str. 308—309.

V. Kościół i filozofowie

143

Zapatrywania na sprawę unii z Rzymem nie dały się uwię­ zić w obrębie poszczególnych stronnictw. Sam Palamas był znacznie życzliwszy Rzymowi niż jego przeciwnik Nicefor Gregoras, którego teologia była bliższa rzymskiej. Ma­ nuel II i Józef Bryenniusz przyswajali sobie gorliwie za­ chodnią kulturę, a obaj mimo to sprzeciwiali się unii. Pod­ czas ostatecznego sporu o unię Bessarion, platonik i uczeń Plethona, gorąco unii pragnął, natomiast arystotelik scho­ lastyk Jerzy Scholarios był przywódcą opozycji. Rozpra­ wy były namiętne i pełne goryczy, ale nie trzymały się żadnego schematu. Wiele spraw spornych miało żywot niedługi. Tylko dwie miały trwałe znaczenie. Jedną z nich była sprawa unii z Rzymem i wszystkiego, co się z nią łączyła Drugą było wszystko, co odnosiło się do teologii mistycyzmu i wiązało się z imieniem Grzegorza Palamasa.

Rozdział szósty TEOLOGIA MISTYCYZMU

Rozejście się wschodniej i zachodniej gałęzi chrześcijań­ stwa zaznaczyło się w różnicy ich postawy wobec misty­ cyzmu. Kościół zachodni już od późniejszego średniowiecza odnosił się do mistyków z pewną podejrzliwością. Stworzył był bowiem sobie wspaniałą organizację i wyrobił skłon­ ność do systemów filozoficznych. Żywoty mistrza Eckharta i św. Teresy z Avila świadczą, jak niespokojnym wzrokiem władze kościelne spoglądały na ludzi, którzy obierali dla siebie krótszą, bardziej bezpośrednią drogę do Boga. Trze­ ba było troskliwie sprawdzać, czy przeżycia mistyczne były istotnie chrześcijańskie i nie wychodziły poza właściwe granice chrześcijańskiej nauki. Według tradycji Wschodu natomiast teologia i mistycyzm uzupełniają się wzajemnie. Poza Kościołem osobiste przeżycia religijne nie miałyby znaczenia. Ale samo życie Kościoła zawisło od przeżyć udzielonych w różnym stopniu każdej jednostce z grona wiernych. Nie znaczy to, by uważano, że dogmaty są zby­ teczne. Dogmat to interpretacja objawienia, którego Bóg raczył nam udzielić. Ale w obrębie granic tak wykreślo­ nych każdy mężczyzna i każda niewiasta może sobie wy­ pracować własną drogę wiodącą do tego ostatniego kresu, który przekracza wszelką teologię, a którym jest zjedno­ czenie z Bogiem. „Bóg stał się człowiekiem, by ludzie mogli stać się Bogami.” 1 W tym dążeniu Wschód poszedł dalej niż Zachód. Po­ wiedziano nie bez pewnej słuszności, że Zachód w swym1 1 Najlepsze omówienie wschodniego poglądu na mistycyzm w: V. Lossky, dz. cyt., 7— 22. Zob. też P. Sherrard, dz. cyt., 31— 34.

VI. Teologia mistycyzmu

145

mistycyzmie dąży do poznania Boga, Wschód zaś pragnie sam się przebóstwić.2 Jest to w dużej mierze zagadnienie semantyczne. Wschodni mistycy mówią często o „poznaniu Boga” . Ale poznanie takie, jak oni je pojmują, oznacza też współuczestnictwo. Pragnienie Teresy (z Avila lub z Li­ sieux), by zostać oblubienicą Chrystusa, razi nieco prawo­ sławnych, bo dla nich oblubienicą Chrystusa jest tylko Kościół. Wschodni mistyk musi całkowicie rozstać się ze swą osobowością. Przychodzi mu zatem trudniej niż póź­ niejszym mistykom zachodnim odtworzyć swe przeżycia. Język ludzki nie zdoła nigdy wyrazić wiernie, co znaczy ..przebóstwić się” , ,,stać się Bogiem” . Ale przebóstwienie stwarza zagadnienia natury teolo­ gicznej. Z jednej strony oddziaływa tu tradycja teologii apofatycznej. Bóg z samej swej natury nie może być poznany. Gdyby można było pojąć Jego istotę, obniżyłoby Go to do poziomu rzeczy przez Niego stworzonych. Człowiek stałby się z samej swej natury Bogiem. Z drugiej jednak strony przez wcielenie Bóg sam się objawił w Jezusie Chrystusie. A objawienie to jest pełne i stworzyło pomiędzy człowie­ kiem i Bogiem stosunek, który jest bezpośredni, i zjedno­ czenie, które jest zupełne, tak że ludzie wedle słów Piotrowych mogą stać się ,,uczestnikami Boskiej natury” , „theias koinonoi physeos” (2 P 1, 4). Wschodnia teologia rozkwitła na takich antynomiach, które teologia zachodnia woli uwa­ żać nadal za antynomie. Ale przychodzi czasami chwila, że coś uderzy w niepisaną tradycję i trzeba koniecznie antynomię rozwiązać. Ojcowie Kościoła greckiego, a podobnie na Zachodzie Augustyn, uważali teologię apofatyczną za coś podstawo­ wego. Ona jedna mogła wyzwolić istoty ludzkie z pojęć właściwych ludzkiej myśli i mogła wznieść je krok za kro­ kiem na wysokość, z której można kontemplować rzeczy­ wistość niezmienną, jakiej nie może objąć umysł stworze­ nia. Nie była to teologia ekstazy ani też intelektualistyczne poszukiwanie abstrakcji. Wymagała ona — podobnie jak neoplatonicy — katharsis, to jest wewnętrznego oczyszcze­ nia. Ale neoplatonicy wymagali katharsis intelektualnej, 2 Zob. Aldous Huxley, G r ey E m inence, London 1941, 52.

146

VI. Teologia mistycyzmu

tak by umysł wyzwolił się z wielorakości. W pojęciu pra­ wosławnych natomiast katharsis oznacza zupełne odżegna­ nie się od królestwa rzeczy stworzonych, wyzwolenie na­ tury egzystencjalnej. Umysł ludzki musi się wyrzec stwarzania pojęć o Bogu. Musi odrzucić wszelką teologię intelektualną i abstrakcyjną i wszelkie zakusy, by tajem­ nice Boże dostosować do dróg, jakimi kroczy myśl ludzka. Zdaniem Grzegorza z Nazjanzu każdy, kto sobie wyobraża, że poznał, czym jest Bóg, „ma ducha wypaczonego” . Czło­ wiek może mieć nadzieję, że dotrze do światła, tylko wtedy, jeżeli się zanurzy w Boską ciemność, w mgłę Nieznanego. W jednym ze swych mistycznych poematów Grzegorz usi­ łuje opowiedzieć, jak zdołał uciec od spraw tego świata i dzięki niebiańskiej kontemplacji został uniesiony w głąb tajemnej ciemności niebiańskiego przybytku, gdzie olśniła go światłość Trójcy Świętej, światłość przewyższająca wszy­ stko, co umysł może sobie wyobrazić.3 Teologia apofatyczna skłania siłą rzeczy do wyrzeczenia się świata. Może łatwo doprowadzić do takiego przeniesie­ nia życia kontemplacyjnego ponad życie czynne, że po­ cznie się to ostatnie uważać za niepożądane. A stąd dzieli nas tylko jeden niedługi krok od podwójnej herezji: od zupełnego zapoznania rzeczy materialnych i od wiary, że zostały one stworzone przez szatana albo przez Demiur­ ga. Ojcowie dobrze sobie zdawali sprawę z tego niebezpie­ czeństwa. Wysławiali życie mistyczne, lecz równocześnie kładli nacisk na rzeczywistość wcielenia. Bóg jest niepo­ znawalny, ale przez zesłanie na świat swego Syna stał się dostępny dla swego stworzenia. Niezłomnie przeciwstawiali się wszelkiej nauce, która odmawiałaby Bogu-Synowi Jego pełnego człowieczeństwa. Dzięki wcieleniu ciało człowiecze, a także dusza, mogło się stać naczyniem łaski. Nie masz nic złego w prowadzeniu czynnego życia na świecie tak długo, póki się je wiedzie zgodnie z nakazami Chrystusa i póki człowiek czynny odnawia nieustannie swe siły przez uczestnictwo w świętym Sakramencie. Ci, którzy dostąpili łaski chrztu — tak mężczyźni, jak i kobiety — i odnowili ją przez uczestnictwo w sakramentach, i którzy żyli poboż­ 3 Zob. Grzegorz z Nazjanzu, P oem ata, P.G., 37, 748. 984— 985.

VI. Teologia mistycyzmu

147

nie, osiągną w końcu błogosławieństwo i przebóstwienie. Ale — mimo wszystko — doskonalszą jest rzeczą dążenie do przebóstwienia jeszcze po tej stronie grobu. Człowiek wieków średnich odczuwał zawsze — tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie — tęsknotę za przeniesieniem się z pluga­ wego bytowania w świecie powszedniego życia w życie kontemplacji. Na Zachodzie władze kościelne starały się powściągnąć nieco ludzi pragnących żyć w kontemplacji, na Wschodzie natomiast wspomnienia pustyni zachowały więcej siły. Prawda, że duża liczba mnichów i zakonnic w Bizancjum prowadziła życie czynne przed wyrzeczeniem się świata. Jest też prawdą, że ,,mnich” w ścisłym znacze­ niu tego słowa, to jest ,,samotnik” , nie doznawał zachęty. Ojcowie sądzili, że jakiś rodzaj życia społecznego jest naj­ lepszy i że pustelnik wiodący życie kontemplacyjne powi­ nien mieć swą celę w styczności z jakimś monasterem, gdzie by mógł uczestniczyć w nabożeństwach. Prawdą jest też, że wielu mnichów obracało się w świecie pełniąc dobre uczynki, inni zaś oddawali się nauce, inni wreszcie pracom na roli. Niemniej przeto najwyżej ceniono mistyka. Droga do przebóstwienia się prowadziła przez modlitwę. Anachoreci w pustyni wyrzekali się nawet głoszenia kazań, nauczania i pełnienia dobrych uczynków, a co więcej — nawet regularnego uczestniczenia w Tajemnicach. Chcieli poświęcić całą uwagę wyłącznie modlitwie. Ci pierwsi chrześcijańscy mistycy mniemali, że tylko modlitwa po­ zwoli im urzeczywistniać owoce chrztu i wniknąć w świa­ tłość Boga. Doktrynę ich wyłożył jako pierwszy Euagriusz z Pontu w IV wieku. Modlitwa — twierdził — to rozmowa inte­ lektu z Bogiem. W niej zawiera się zupełna katharsis. Musimy zacząć od modlenia się o dar łez, to znaczy praw­ dziwą skruchę, i o ucieczkę najpierw od namiętności, następnie od niewiedzy, a w końcu od wszelkich pokus i roztargnień. Stan modlitwy nie jest stanem niewrażliwości, która dzięki potędze miłości może wznieść intelekt ponad wszelkie intelektualne szczyty i przenieść go do królestwa mądrości. „Nie myśl — pisał — o bóstwie w to­ bie, kiedy się modlisz, ani też nie pozwól swemu umysłowi, aby odbierał wrażenia jakichkolwiek form. Musisz, wy­

148

VI. Teologia mistycyzmu

zbywszy się materialności, wejść w bezmaterialność, a wte­ dy dane ci będzie zrozumienie.” Euagriusz stworzył dla mistyków ich słownictwo. Było to słownictwo neoplatońskie, ponieważ to był żywy język religijnej myśli. Ale Euagriusz był sam nieco neoplatonikiem. Zdaje się, że po­ mijał milczeniem wcielenie i przyjmował neoplatońską koncepcję intelektu, że pojmował modlitwę jako odcieleśnienie intelektu i jego przejście do właściwej mu działal­ ności. Pisma jego zostały po jego śmierci potępione i wy­ szły z obiegu. Ale stworzony przez niego język przetrwał.4 Pragnąc się przeciwstawić neoplatońskiemu odchyleniu, które Euagriusz odziedziczył po Orygenesie, poczęli inni mistyczni pisarze dowodzić, że modlitwa powinna się ogra­ niczać do modlitwy Jezusa. W swej formie pierwotnej po­ legała ona jedynie na nieustannym powtarzaniu słów: ..Kyrie eleison” . Najstarszy po Euagriuszu wielki pisarz mistyczny, znany powszechnie pod imieniem Makarego (ale nie był to św. Makary, którego zna historia), sądził, że modlitwa ma polegać jedynie na powtarzaniu słowa: ..Bóg” , ,,Pan” albo ,,Jezus”. Makary zbliżał się raczej do stoików niż do neoplatoników. Wierzył, że dzięki wcieleniu człowiek jako cały byt może wejść w łączność z Bogiem. Powiadał, że serce jest ośrodkiem ciała i siedliskiem inte­ ligencji i duszy. Gdy łaska wejdzie w człowieka, zamieszka w jego sercu, opanowuje przez to jego ciało, umysł i duszę. Dlatego nie osiągamy Bo^a jako rozbawiona ciała dusza lub intelekt. Makarego oskarżono, że łączy go coś z heretycką sektą messalian, czyli eutychetów, błagalników, którzy wierzyli, że przez gorliwe powtarzanie Modlitwy Pańskiej mogli się jednoczyć z Duchem Świętym i oglądać Boga, a nawet się przebóstwić. Ten zarzut nie jest sorawiedliwy, Wierzenia messalian bowiem opierały się na dualistycznej koncepcji materii, którą uważali za stworzoną przez złą moc, choć może ona doznać uświęcenia. Natomiast Makary wierzył głęboko we wcielenie, co wskazuje na prawowier­ ny P°gląd na stworzenie. Ale zarazem Makary — jak 4 Zob.: L. Hausherr, La T raité de l’ O raison d’E vagre le P on tique, „Revue d’Ascétique et de Mystique”, 15 (1934) 34— 93. 162— 70; J. Meyendorff, A Study o f G reg ory Palam as, 135— 136.

VI. Teologia mistycyzmu

149

i messalianie — pojmował ostateczną łączność z Bogiem z lekkim nalotem materializmu i odtąd co jakiś czas pod­ noszono zarzut messalianizmu przeciw greckiej tradycji monastycznej.5 Głosicielem tej tradycji był później, w V wieku, Diadochus z Fotike, który połączył chrystocentryczną doktrynę Makarego z katartycznymi praktykami Euagriusza. Przy­ taczamy jedną ze znamiennych jego wypowiedzi: ,,Intelekt wymaga od nas bezwzględnie, byśmy myślą o Bogu za­ mknęli wszystkie jego kanały. Praca nad tym zaspokoi wszelką jego potrzebę działalności. Konieczne zatem jest, by dać mu [umysłowi] Pana Jezusa jako jedyne zajęcie wiodące do tego celu” .6 Głosicielem tej tradycji był również cieszący się jeszcze większym wpływem Jan Klimakus, który w połowie VI wieku jako chłopiec wstąpił do świeżo założonego monasteru Świętej Katarzyny na górze Synaj i został tam w końcu opatem. Swój przydomek ,,Klimakus” zawdzięcza on swej książce pt. „Drabina (Klimaks) doskonałości” . Jego monaster, położony u stóp góry, na której Mojżesz oglądał Pana w postaci pożerającego płomienia, stał się od chwili założenia ośrodkiem klasztornego mistycyzmu. Mnisi hezychaści czy kwietyści poszukiwali tam oglądania Światła. Jan pędził przez pewien czas życie samotnicze, ale uwa­ żał — jak tego dowodzi bieg jego życia — że hezychasta nie musi być pustelnikiem. Zadanie pustelnika jest trud­ niejsze, ponieważ nie ma on brata, który by go podtrzy­ mywał i umacniał, ale nagroda, jaka go czeka, jest większa, bo jeżeli będzie walczył, przyjdzie mu z pomocą anioł. „Drabina” Jana to zestaw przepisów przewodnich dla kon­ templacji. Zaleca modlitwę Jezusa jako najkrótsze i naj­ prostsze wezwanie imienia Pana. Powtarza z naciskiem jak Euagriusz, że nie wolno dopuszczać roztargnienia, gdy się rozpamiętuje Boga. Gdy rozpamiętujemy Boga, nie po­ winniśmy rozmyślać o poszczególnych epizodach z życia Chrystusa, bo to by natychmiast wywoływało w naszym 5 Zob.: J. Meyendorff, A Study of G reg ory Palamas, 137— 138; V. Lossky, dz. cyt., 68. 115— 116. 6 J. Meyendorff, A Study o f G reg ory Palam as, 135— 137.

150

VI. Teologia mistycyzmu

umyśle jakieś obrazy pochodzące z zewnątrz. Bóg musi wchodzić w nas rzeczywiście i w sposób egzystencjalny, bez pomocy wyobraźni. Widzenie Światłości, czyli osta­ tecznego celu, nie jest symbolem ani tworem wyobraźni, jest rzeczywistością, tak jak ten ogień, który Mojżesz oglą­ dał na Synaju, i ta promieniująca biel, jaka ukazała się apostołom na górze Tabor.7 Teologia apofatyczna prowadzi siłą rzeczy do ascetycz­ nego mistycyzmu, natomiast wysiłki Makarego i jego ucz­ niów, zmierzające do uniknięcia neoplatonizmu, podważają jak się zdaje tradycję apofatyczną. Jeżeli uwierzymy, że człowiek jeszcze w ciele może ujrzeć Światłość Boga, to czyż w takim razie Bóg może być niepoznawalny? Ojcowie kapadoccy zdawali sobie sprawę z istnienia tego problemu. Grzegorz z Nyssy używa antynomicznego wyrażenia: „ja­ rząca ciemność” dla ukazania, jak Niepoznawalny może dać się poznać, a mimo to pozostać niepoznawalnym. Kiedy człowiek zdołał się wspiąć po duchowej drabinie na tyle wysoko, że może oglądać Boga, nabiera od razu tym mocniejszego przeświadczenia o transcendentności Boga. Z tego powodu Grzegorz używa na przemian słów: „ener­ gie” („energeiai”) i „moce” („dynameis”) na oznaczenie tych przejawów, które Bóstwo czynią dostępnym, a mimo to nie niszczą Jego niedostępności.8 Bazyli wyraża tę myśl prostszymi słowy. Pisze, że „dzięki energiom Boga możemy mówić, że Go znamy. Ale nie możemy twierdzić, że dotar­ liśmy w pobliże esencji jako takiej. Jego energie zniżają się aż do nas. Jego esencja natomiast pozostaje wciąż nie­ dostępna” 9. A po przeszło stu latach Maksym Wyznawca powiada tak: „Bóg jest dostępny w tym, czego nam udzie­ la, ale nie jest dostępny w swej esencji” 10. Jan Damasceń­ ski wyraża tę samą myśl tymi słowami: „Wszystko, co mo­ żemy w sensie pozytywnym — »katafatycznie« — powie­ 7 Zob.: V. Lossky, dz. cyt., 200. 205. 210— 212; J. Meyendorff, A Study of G reg ory Palamas, 128. 212. 8 Zob.: Grzegorz z Nyssy, Vita M oysis, P.G., 44, 297 ns.: V. Lossky, dz. cyt., 34— 35. 9 Bazyli z Cezarei, Epistolae, P.G., 32, 869. 10 Tak go cytuje Eutymiusz Zigabenus, Panoplia, P.G., 130, 132.

VI. Teologia mistycyzmu

151

dzieć o Bogu, odnosi się nie do Jego natury, lecz do rzeczy dotyczących Jego natury” . Jan unika słowa ,,energie” , ale mówi o „ruchu” albo o „posuwaniu się” — „eksalma” — Boga, a często jak i inni Ojcowie mówi o promieniach Bó­ stwa, które wnikają w stworzenia.11 W ten sposób rozwinęła się we wschodnim chrześci­ jaństwie tradycja, która łączyła teologię apofatyczną z mo­ dlitwą i rozwiązywała paradoks poznawalnego i niepozna­ walnego rozróżniając esencję i energie czy moce Boga. Tej doktryny nie określono ściśle, ponieważ nikt jej nie atako­ wał. Kilka wieków później Marek Eugenikos będzie bronił Palamasa przed zarzutem, że wprowadził nową doktrynę. Uczyni to tymi słowy: „Nie jest wskazane narzucać roz­ różnianie w działaniach Boga tym ludziom, którym z tru­ dem przychodzi rozróżnić hipostazy” . Dawniej, jego zda­ niem, sprawą najważniejszą było kładzenie nacisku na jednolitość Boga, ale „dzięki rozsądnemu umiarkowaniu Boska nauka przejaśniła się po niezbędnym uoływie cza­ su” .1 12 Obrona Marka okazała się zbyteczna. Nikt nie od­ czuwał potrzeby rozjaśniania doktryny. Przetrwała ona na Wschodzie jako nie spisana tradycja, a na Zachodzie teo­ logowie, choć badali pisma Ojców z Kapadocji, nie zwró­ cili na nią żadnej uwagi. Poszukiwanie Światła wznowił w XI stuleciu mnich Symeon zwany Teologiem „Nowym” albo „Młodym” . Był on może największym wśród bizantyńskich mistyków, a jed­ nym z niewielu, którzy usiłowali opisać mistyczne prze­ życia. Władze kościelne odnosiły się do niego przez pewien czas nieco podejrzliwie. Wydawał im się osobistością zbyt­ nio samodzielną. Nie przyczynił się wydatnie do rozwoju doktryny, ale płomienna szczerość jego pism zapewniła im wielki wpływ. Kładł nacisk na konieczność samodyscypli­ ny. Człowiek oddany kontemplacji musi się oczyścić przez łzy, to jest przez prawdziwą skruchę, musi też aktywnie odrzucić namiętności. Musi również wzbudzać w sobie mi­ łość, bo miłość jest węzłem między Bogiem a człowiekiem. 11 Zob. Jan Damasceński, De Fide O rth odoxa, P.G., 94, 800. 12 Zob. M. Jugie, Palamas, w: D ictionnaire de T h éologie C a­ tholique, XI, 1759 ns. Cytuje Canon O xoniensis.

152

VI. Teologia mistycyzmu

Jest ona czymś trwałym, podczas gdy nawet Boskie oświe­ cenie jest — żeby tak powiedzieć — tylko przejściowym przeżyciem. Symeon zdawał sobie sprawę z istnienia teolo­ gicznego zagadnienia. „Twierdzicie — powiada — że nie można ujrzeć ani poznać Tego, który jest niewidzialny i niepoznawalny?” I odpowiada: „Jakże możecie powątpie­ wać? On przecie sam, który jest większy ponad wszystko i ponad czas, i jest nie stworzony, stał się wcielony, obja­ wił się i przebóstwił mnie w sposób cudowny, mnie, które­ go przyjął. Jeżeli Bóg stał się — jak wierzycie — człowie­ kiem, usynowił mnie, istotę ludzką, i przebóstwił mnie,: to i ja, który stałem się Bogiem przez to usynowienie, mogę pojąć Jego, który jest Bogiem sam z siebie, z własnej na­ tury” . Za pomocą wielu obrazów stara się Symeon przed­ stawić szczytowe przeżycie chrześcijańskie: zjednoczenie z tym, z czym się zjednoczyć nie można, które stało się możliwe dzięki wcieleniu Logosa. Końcowym punktem przeżycia jest Światłość: nie — jak powiada — światłość na podobieństwo ognia, który jest poznawalny przez zmy­ sły, lecz Światłość, która jest wiekuista, wspaniałość i chwa­ ła nieskończonej szczęśliwości, Światłość . przemieniająca w światło wszystkich, których oświeca, Światłość nie stwo­ rzona i niewidzialna, Światłość bez początku i niemate­ rialna. Taka jest właściwość łaski, przez którą Bóg staje się poznawalny.13 Przykład Symeona znalazł gorliwych naśladowców na górze Athos. W monasterach na Świętej Górze mnisi dą­ żyli ustawicznie do uzyskania przeżycia Światłości. W cią­ gu swych poszukiwań poznali wartość ćwiczeń fizycznych. Była to już stara tradycja. Jan Klimakus zalecał ćwicze­ nia w oddychaniu: powiadał, że pamięć o Jezusie musi być złączona z oddechem. Symeon nie mówił symbolami. Przez oddychanie duch wchodzi w ciało; przez opanowanie od­ dechu można ciało opanować. Jesteśmy tu bardzo bliscy psychofizjologicznej tradycji dalszego Wschodu, hinduskiej joga i muzułmańskiej dhikr. Możliwe jest, że prądy pły­ nące z takich wschodnich źródeł przedostały się do bizan­ 13 Zob. Symeon Nowy Teolog, D ivin orum A m oru m Liber, P .G ., 110, 592— 593; zob. też V. Lossky, dz. cyt., 218 ns.

VI. Teologia mistycyzmu

153

tyńskiego monastycyzmu. Wielkim tradycyjnym ośrodkiem klasztornej medytacji był monaster na Synaju, który dzię­ ki swemu geograficznemu położeniu stykał się blisko ze światem muzułmańskim. Mistycyzm zaś muzułmański pod­ legał — poprzez Persję — wpływom Indii. Istniała też inna, bardziej bezpośrednia droga z Indii do Bizancjum, a wio­ dła ona przez Anatolię. Największy z perskich mistyków Dżalal-ad-Din ar-Rumi przybył w XIII wieku do miasta Konya (dawniej Ikonium), gdzie pisał i nauczał i gdzie za­ łożył sektę mewlewitów, czyli ,,derwiszów tańczących” , którzy wirując w tańcu popadają w ekstazę. Także muzuł­ mańscy sufici znali ułożenie ciała sprzyjające kontemplacji, jak również ćwiczenia oddechowe. Zdaje się, że mistycy chrześcijańscy i muzułmańscy wymieniali między sobą bez formalności i bez pisania znajomość swych praktyk. Za­ chodziła jednak między nimi pewna różnica. Mistyk hin­ duski oraz w mniejszym stopniu muzułmański pragnął się wprawić w pewien stan autohipnozy, w którym był zdol­ ny do biernego przyjmowania bóstwa. Bizantyńscy nauczy­ ciele natomiast przypominali troskliwie, że takie ćwiczenia nie są celem same w sobie, lecz dyscypliną wprawdzie nie mającą istotnego znaczenia, ale pożyteczną.14 Pierwszym bizantyńskim nauczycielem, który począł je zalecać, był żyjący pod koniec XIII wieku mnich znany pod imieniem Nicefor Hezychasta. Urodził się w Italii, był prawdopodobnie kaiabryjskim Grekiem. Przybył do Kon­ stantynopola za panowania Michała VIII, którego politykę unijną zaciekle zwalczał. Usunął się następnie na górę Athos, gdzie wydał książeczkę pt. ,,0 trzeźwości i opiece nad sercem” . Jest to zbiór cokolwiek powierzchownie po­ zbieranych cytat z pism Ojców. Dodał do niej zalecenia pewnych ćwiczeń fizycznych przydatnych przy skupianiu się, a nie dopuszczających roztargnienia. Autor uważał, że początkujący mistycy powinni stosować się do wskazówek duchowych doradców; ale jeżeli nie było żadnego pod ręką, można było poprzestać na niektórych fizycznych ruchach i postawach, które będą pomocne. Uważał, że ciało, dusza i duch tworzą jedność oraz że każda czynność duszy wy­ 14 Zob. J. Meyendorff, A Study o f G reg ory Palamas, 139— 140.

154

VI. Teologia mistycyzmu

wiera jakiś wpływ na ciało. Podsuwał myśl, że powtarza­ nie najświętszego Imienia powinno się łączyć z rytmicz­ nym oddychaniem. Utrzymywał, posługując się nieco nie­ bezpiecznie uproszczonym językiem, że dzięki temu Duch Święty może dostać się przez nozdrza do serca.15 Być może, że jego pióra jest też inne dziełko, które póź­ niej przypisywano błędnie Symeonowi Nowemu Teologowi. Opisywał w nim, jak ma wyglądać postawa właściwa dla modlitwy. Mistyk winien siedzieć samotny w rogu swej celi, skłonić głowę ku przodowi, zwrócić oczy ku środkowi swego ciała, w okolicę pępka, i poszukiwać miejsca, gdzie mieści się serce. W tym zaleceniu nie było nic istotnie nowego. Ćwiczenia oddechowe uprawiano z całą pewno­ ścią już od wieków, a pozycja siedząca i pochylona celem skupienia się sięga zamierzchłych czasów.16 Eliasz na górze Karmel, gdy modlił się o deszcz, ,,pochyliwszy się ku zie­ mi, wtulił twarz między swoje kolana” (1 Kri 18, 42). Mi­ niatura w pochodzącym z XII wieku rękopisie Jana Klimakusa wyobraża mnicha w podobnym położeniu, choć jego oczy są zamknięte i nie spoglądają do wnętrza.17 Z punktu widzenia doktryny nie ma istotnej różnicy pomię­ dzy taką postawą a podnoszeniem rąk w modlitwie albo gestami przepisanymi przez liturgię lub ceremoniał Świę­ tego Pałacu. Ale ćwiczenia takie uprawiane przez nieuczonych mnichów mogły nabierać przesadnego znaczenia. Pod koniec XIII wieku mistycyzm płynął szeroką falą przez religijne życie Bizancjum. Mistyków spotykało się przede wszystkim w celach na górze Athos. Nie brakło jednak duchownych, jak na przykład patriarcha Atanazy I albo Teoleptos metropolita Filadelfii, którzy byli zdania, że kontemplację połączoną z umiarkowanymi ćwiczeniami fizycznymi można uprawiać i bez odosobnienia się od świa­ ta. Atanazy, gorliwy i surowy reformator klasztornego ży­ 15 Zob. Nicefor Hezychasta, D e S ob rieta te, P.G., 147, 945— 966; o tymże zob. Grégoire Palamas, D éfen se des Saints H ésy chastes, wydał i przełożył J. Meyendorff, 2 tomy, Louvain 1959, I, 331— 333. 16 Rozprawę na ten temat pt. T he M eth od of H oly A tten tion wydał Hausherr w ,,Orientalia Christiana Periodica”, X, 2 (1927). 17 Rękopis Jana Klimakusa, Watykan, Graec. 1754.

VI. Teologia mistycyzmu

155

cia, sądził ponadto, że kontemplację można doskonale pogodzić z pełnieniem dobrych uczynków i regularnym udziałem w nabożeństwach klasztornych.18 Ruch mistyczny nie ominął i świeckich. Biograf Palamasa opowiada, jak to pewnego razu ojciec jego, Konstancjusz Palamas, uczest­ niczył w posiedzeniu senatu: niespodziewanie cesarz An­ dronik II zwrócił się do niego z jakimś zapytaniem, a Pala­ mas tak był pogrążony w kontemplacji, że nie zwrócił najmniejszej uwagi na cesarskie zapytanie; pobożny cesarz nie tylko nie uczuł się urażony, ale tym bardziej poważał Palamasa.19 Inni Bizantyńczycy natomiast mniemali, że w takim zachowaniu się było cośkolwiek przesady. Gdy cesarstwo rozsypywało się w gruzy, mogło się wydawać, że zbyt wielu jego obywateli zajmuje się wyłącznie spra­ wami swej duszy. Doszło bowiem do tego, że wzrastające zajęcie się mistycyzmem zbiegło się w Bizancjum z nowy­ mi próbami dostosowywania filozofii do religii. Przekłady pism Tomasza z Akwinu dokonane przez Kydonesa dostar­ czyły jeszcze podniety temu zainteresowaniu. Wielu filozo­ fów usilnie pragnęło wydobyć się z więzów, jakie na nich nakładała apofatyczna teologia, i przejść za przykładem Zachodu na ścieżkę bardziej katafatyczną. Prowadziło to do nie dającego się uniknąć starcia. Zderzenie wynikło na wpół przypadkowo. Wśród wielu Kalabryjczyków przebywających w Konstantynopolu zna­ lazł się filozof imieniem Barlaam, który się kształcił w Ita­ lii. Pojawił się on w stolicy około 1330 roku i niebawem zasłynął jako matematyk, astronom i logista. Jan Kantakuzen, piastujący podówczas urząd wielkiego domestyka, podziwiał go wielce i powierzył mu uniwersytecką katedrę filozofii. Barlaam stał się gorliwym członkiem Kościoła prawosławnego. Wyznaczono go na mówcę w dyspucie gte~ ków z dwoma ojcami dominikanami, którzy zjawili się w Konstantynopolu w roku 1333/1334. W roku 1339 Bar­ laam stał na czele poselstwa do Awinionu, do papieża Be­ 18 Zob. J. Meyendorff, Saint G régoire Palam as et la M ystiqu e O rth o d o x e, Paris 1959, 140, oraz jego przedmowę do dziełka Grzegorza Palamasa, D éfense.,., X X X I X — XL. ł9 Zob. Philotheus, E ncom ium G regorae Palam ae, P.G., 151, 553.

156

VI. Teologia mistycyzmu

nedykta XII, któremu w sposób jasny i rozumny wyłożył powody, dla których grecy odrzucali unię. Zdawało się, że jest on wspaniałym sługą prawosławia. Na nieszczęście jednak Barlaam miał swoje własne poglądy. Mówiono, że za swych młodych lat spędzonych na Zachodzie czytywał pilnie pisma Wilhelma Ockhama. Z pewnością ogarnęła go ta sama intelektualna atmosfera. Uderzył w Kościół ła­ ciński wzorując się na Ockhamowej nominalistycznej kry­ tyce tomizmu. Te ataki łączył z zamiłowaniem do teologii apofatycznej opierając się przy tym na swych badaniach pism Areopagity, na których temat wygłosił cykl wykła­ dów. Do tomizmu odczuwał szczególniejszą niechęć. Mówił, że ,,Tomasz i ci, co poszli za jego wywodami, myślą, że nie może istnieć coś, co jest niedostępne rozumowi. My nato­ miast wierzymy, że taki pogląd może wyznawać tylko du­ sza opanowana przez pysznego i złośliwego demona; bo przecież prawie każda rzecz Boska jest poza granicami ludzkiej wiedzy” . Dowodził dalej, że łacinnicy są winni zarozumiałej pychy, gdy twierdzą, że Duch Święty pocho­ dzi od Ojca i Syna. Skoro Bóg jest niepoznawalny, jakże mogą twierdzić, że coś o tym wiedzą? Ale Barlaam w swym zamiłowaniu do apofatyzmu posunął się nieco za daleko. Z tego, co mówił, wynikało, że grecy równie się mylą. twierdząc, że Duch Święty pochodzi tylko od Ojca. Grecy mogli jednak przynajmniej powołać się na wyznanie wiary ustalone na Soborach ekumenicznych. Barlaam doprowadził w końcu do tego, że przestali go cenić nawet grecy, których był rzecznikiem. Uraził też fi­ lozofów takich jak między innymi Nicefor Gregoras, który na publicznej rozprawie mógł mu wypominać jego braki w znajomości Arystotelesa. Natomiast prawosławni teolo­ gowie uważali, że jego poglądy nie uwzględniają wciele­ nia i prostą drogą wiodą do agnostycyzmu. Jak już powie­ dziano, Barlaam uszedł przed intelektualnym realizmem zachodnich scholastyków, by zderzyć się z mistycznym rea­ lizmem wschodnich mnichów.20 20 W sprawie życia i filozofii Barlaama zob.: jego własne pis­ ma w P.G., 151, 1239— 1342; 152, 1239— 1342; B. Tatakis, dz. cyt., 263— 266; J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 42—44; M. Jugie, T h eologia D ogm ática C hristanorum O rientalium ..., I, 470— 473; K.M. Setton, dz. cyt., 100, I, 40— 41. Słowa Barlaama o św. Tomaszu przytacza J. Meyendorff, j.w ., 90.

VI. Teologia mistycyzmu

157

Mnichem, który wziął sobie za cel wytykanie Barlaamowi jego błędów, był Grzegorz Palamas. Urodził się w roku 1296, a był synem tego dostojnika, który podczas posiedzeń senatu odprawiał medytacje. Na uniwersytecie uzyskał dobre podstawowe wykształcenie pod kierunkiem Teodora Metochitesa. Ojciec odumarł go za młodu; on zaś miast kontynuować studia świeckie poszedł za głosem Teolepta z Filadelfii i obrał życie klasztorne, pociągając za sobą całą swą rodzinę. Licząc lat około dwudziestu przybył wraz z braćmi na górę Athos, gdzie ostatecznie przystał do tam­ tejszej Wielkiej Ławry. Spędziwszy tam prawie dziesięć lat postanowił poznać Ziemię Świętą i górę Synaj. Ale oka­ zało się, że nie mógł podjąć tej podróży. Spędził pewien czas wt Tessalonice, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie, i założył gminę pustelników niedaleko miejscowości Berrhea w Macedonii. Najazdy Serbów zamąciły życie pustelników. Wrócił około roku 1331 na Athos i osiadł w celi znanej jako cela św. Sabbasa niedaleko Wielkiej Ław­ ry, gdzie zjawiał się co tydzień, by uczestniczyć w Sakra­ mentach. Przez parę miesięcy był w roku 1335/1336 Opa­ tem w monasterze Esfigmenu. Ale surowa karność, jaką utrzymywał, nie podobała się tamtejszym mnichom, on zaś z radością powrócił do swej pustelni.21 Wkrótce potem wpadły mu w ręce pisma Barlaama; przysłał mu je jeden z jego uczniów imieniem Akyndinos. Zgorszyły go one i na­ pisał parę listów do Barlaama i Akyndina, przedstawia­ jąc w uprzejmych słowach swe zarzuty. Akyndinos odpi­ sał w tonie umiarkowanym, ale Barlaam się rozzłościł. Wy­ krzyknął: „Upokorzę tego człowieka” .22 Postanowił uderzyć w hezychastyczne nauki, które głosił Palamas, i pojechał do Tessaloniki, gdzie nawiązał stosunki z kołami hezychastów. Zaznajomił się z mnichami niezbyt uczonymi, którzy wyznawali zasady Nicefora Hezychasty i innych podobnych nauczycieli, nie rozumiejąc ich rzeczywistej treści. Z nie­ kłamaną satysfakcją ogłosił parę rozpraw, gdzie wykazywał bezsensowność praktyk, którym miał sposobność przypa­

21 Zob. J. Meyendorff, Saint G regoire Palamas..., 28:—41. 22 Zob. tam że, 45.

158

VI. Teologia mistycyzmu

trzeć się w ich towarzystwie. ,,Opowiadali mi — pisał — o cudownych rozłączeniach i zjednoczeniach ducha i duszy, o obcowaniu demonów z duszą, o różnicy świateł czerwo­ nych i białych, o wejściu i wyjściu inteligencji wraz z od­ dechem przez nozdrza, o tarczach, które zbiegają się wo­ kół pępka, i na koniec o złączeniu się Pana z duszą w peł­ nej i odczuwalnej pewności serca wewnątrz pępka.” Mó­ wił dalej, że twierdzą oni, iż okiem cielesnym widzą esencję Boską, co już było wyraźnym messalianizmem. Kiedy ich zapytywał o światłość, którą widzieli, odpowiadali mu, że nie była nią ponadesencjalna Esencja ani też esencja aniel­ ska, ani też Duch sam w sobie, lecz że duch kontemplował je jako inną hipostazę. ,,Wyznaję — dodawał Barlaam — że nie wiem, co to za światłość. Wiem tylko to, że nie istnieje.” 23 Uderzenie było skuteczne. W ręku mnichów-nieuków, z jakimi Barlaam się zetknął, psychofizykalna nauka hezychastów mogła wydać owoce niebezpieczne i śmieszne. Wie­ lu bizantyńskich intelektualistów, którym się nie podobały przesadnie apofatyczne teorie Barlaama, powitało chętnie wykład nauki jeszcze bardziej rażąco antyintelektualistycznej. Ponadto atak ten przemawiał do sardonicznego humo­ ru Bizantyńczyków. Przylepiono hezychastom przezwisko ,,omphaloskopoi” , czyli ,,oglądający pępek” . Przezwisko to przylgnęło do nich i odpowiednio zabarwiło późniejsze pis­ ma zachodnich teologów poświęcone bizantyńskim misty­ kom.24 Ale taka jadowitość nie przyniosła samemu Barlaamowi wielkiej korzyści. Intelektualiści zrazu mu przyklasnęli, ale nadal nie mieli doń zaufania. Opinia bizan­ tyńska na ogół szanowała mistycyzm nawet wtedy, gdy go nie rozumiała. Co gorsza, Barlaam znalazł w Palamasie przeciwnika o umyśle głębszym niż jego własny. Palamas odpowiedział na napaści wielkim dziełem pt. „Triady ku obronie świętych hezychastów” . Ułożył też ich streszczenie, które podpisali przedstawiciele wszystkich monasterów na Świętej Górze i które przesłał do Konstan­ 23 Cytowane z Grzegorza Palamasa, D efense..., II, 401— 403. 24 „Omphaloskopoi” to wymyślone przez samego Barlaama przezwisko hezychastów.

VI. Teologia mistycyzmu

159

tynopola.25 Jan Kantakuzen, aczkolwiek bardzo wysoko ce­ nił Barlaama, nie oparł się wrażeniu, jakie na nim wywo­ łała opinia Świętej Góry.26 Patriarcha Kalakas okazał mniejszy zachwyt i chciał uniknąć sporów, ale go przegło­ sowano. Pod koniec roku 1340 Palamas i pewna ilość mni­ chów z góry Athos przybyli do Konstantynopola i z po­ czątkiem następnego roku zebrał się Synod, na którym ze wszech stron zaatakowano doktryny Barlaama i potępiono je. Manifest palamitów przyjęto jako dający wyraz prawo­ wiernej nauce. Barlaam usiłował parokrotnie powrócić do swych zarzutów, poznał jednak w końcu, że poniósł klęskę, i przeniósł się do Italii.27 Tam przyjęto go z powrotem na łono Kościoła katolickiego i prawdopodobnie porzucił wiele ze swej poprzedniej teologii, a spędzał czas usiłując bez­ skutecznie nauczyć poetę Petrarkę języka greckiego. Za podjęcie się tego ciernistego dzieła otrzymał w nagrodę biskupstwo w Geraca, w której to diecezji utrzymał się był jeszcze obrządek grecki. Powrócił do Konstantynopola jako poseł papieski w roku 1346. Nie był to wybór szczęśli­ wy. Poselstwo jego nie odniosło skutku. Powrócił do Ge­ raca i tam zmarł w roku 1348.28 Barlaam zniknął z widowni, ale kłopoty Palamasa się nie skończyły, gdyż zwrócił się przeciw niemu jego dawny przy­ jaciel i uczeń Akyndinos. Usiłował on wystąpić z formułą kompromisową. Żądał, by zaprzestano dyskusji nad stary­ mi formułami oraz by zaprzestano kłaść nacisk na różnicę między esencją a energią. Odbyty w sierpniu 1341 roku Synod potępił ten kompromis, tyle tylko, że Palamas, kie­ rując się przyjaźnią dla Akyndina, postarał się, by ten nie został potępiony imiennie.29 Akyndinos jednak okazał się niepoprawny i niewdzięczny. Ponowił swe napaści i zna­ lazł poparcie u sporej ilości intelektualistów, na których 25 Zob. Grzegorz Palamas, D éjense.... Posługuję się wydaniem Meyendorffa, które jest jedynym pełnym. Inne pisma Palama­ sa zostały wydane w P.G., 150. 26 Zob. Jan Kantakuzen, H istoriarum L ibri IV , wyd. L. Schopen, w: C.S.H.B., Bonn 1828— 1832, I, 551— 552. 27 Zob. J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 50— 67. 28 O późniejszych losach Barlaama zob. K. M. Setton, dz. cyt., 44— 45. Setton jest dla Barlaama wielce przychylny. 29 Zob. J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 57— 60.

160

VI. Teologia mistycyzmu

czele stanął Nicefor Gregoras. Dogodną dlań sposobność stworzyła wojna domowa, która wybuchła w parę miesięcy później. Cesarz Andronik III zmarł w czerwcu 1341 ro­ ku zostawiając dziewięcioletniego syna Jana V, który wstą­ pił na tron pod regencją cesarzowej Anny Sabaudzkiej. Jan Kantakuzen pozostał jako pierwszy minister przy wła­ dzy. Ale w październiku pod nieobecność Kantakuzena za­ jętego wyprawą do Grecji doszło do zamachu stanu, który oddał władzę w Konstantynopolu współzawodnikowi Kan­ takuzena Aleksemu Apokaukosowi i jego przyjacielowi patriarsze Kalakasowi. Odpowiedzią Kantakuzena był jaw­ ny bunt przeciw nowemu rządowi. Palamas potępił zamach stanu, pozostawał jednak w dobrych stosunkach z cesarzo­ wą pragnąc zachować neutralność w tej walce. Ale nie sprzyjał mu patriarcha. Ten nie ośmielał się zrazu wystę­ pować przeciw osobistości tak poważanej, ale z początkiem roku 1343 pod naciskiem Akyndina uwięził Palamasa, osadził go zrazu w jednym z monasterów na przedmieściu, a v/ końcu uwięził w stolicy. A odpowiednio obsadzony Synod potępił w roku 1344 poglądy Palamasa. Akyndimos, wyświęcony przez patriarchę, otrzymał w nagrodę metro­ polię w Tessalonice, ale na skutek wybuchłego tam buntu ,,zelotów” nie mógł nigdy odwiedzić swej stolicy. W roku 1345 został zamordowany Apokaukos. Wkrótce potem cesa­ rzowa poróżniła się z patriarchą i w dniu 2 lutego 1347 roku pozbawiła go urzędu. Ale wspólne ich rządy okazały się tak krwiożercze, a zarazem tak nieudolne, że Kanta­ kuzen już nazajutrz mógł wkroczyć do Konstantynopola. Uznano go za współcesarza, on zaś dał młodziutkiemu Ja­ nowi V za żonę swą córkę Helenę.30 W miarę jak stosunki cesarzowej z patriarchą się ozię­ biały, poczęła ona sprzyjać Palamasowi; zwolniła go z wię­ zienia po usunięciu Kalakasa. Palamas z kolei począł po­ średniczyć między nią a Kantakuzenem. Tryumf jego był teraz zupełny. Mianowano go metropolitą Tessaloniki w miejsce Akyndina, ale osiąść w tym mieście mógł do­ piero w roku 1350 po upadku ,,zelotów” . Tymczasem zaś kilka Synodów przywróciło jego nauki, a w lipcu 1351 30 Zob. J. Meyendorff, Saint G regoire Palamas..., 63— 80.

VI. Teologia mistycyzmu

161

Synod obesłany przez wszystkie prawosławne Kościoły i uważany dlatego przez prawosławnych za równoznaczny z Soborem powszechnym ogłosił synodalny „Tomos” przyj­ mujący wszystkie jego poglądy. Następnie różne miejsco­ we Synody zatwierdziły „Tomos” i włączono go do „Synodikon” prawosławia będącego uzupełnieniem liturgicznych ksiąg Kościoła.31 Jako metropolita Tessaloniki Palamas cieszył się po­ wszechną powagą. Wysiłki jego zmierzające do usunięcia społecznych niesprawiedliwości przyczyniły się do pozyska­ nia „zelotów” i do uspokojenia miasta. W roku 1354 pod­ czas podróży do Konstantynopola popadł w niewolę u Tur­ ków i przetrzymano go przez cały rok na dworze ottomańskim. Obchodzono się z nim dobrze. Podczas wielu szczerych rozmów na tematy religijne z członkami sułtańskiej rodziny dawał podobno wyraz nadziejom, że nieba­ wem przyjdzie czas, kiedy chrześcijanie i muzułmanie osiągną wzajemne zrozumienie.32 Życzliwy był również łacinnikom i utrzymywał przyjazną korespondencję z Ge­ nueńczykami na Galacie i z wielkim mistrzem szpitalników na wyspie Rodos; Nicefor Gregoras czynił mu nawet z tego powodu zarzuty.33 Trudności pojawiły się, dopiero gdy w roku 1355 przybył do Konstantynopola legat papieski Paweł, arcybiskup Smyrny, i był obecny przy dyskusji między Palamasem a Gregorasem. Paweł, może pod wpły­ wem Barlaama, którego był poznał w Italii, był już od początku uprzedzony do Palamasa i złożył o jego nauce do Rzymu sprawozdanie nieprzychylne. Nie pomogło, że nawet Jan Kantakuzen, podówczas już były cesarz i mnich, czynił, co mógł, by wyjaśnić, że w nauce palamickiej nie było nic, co by się sprzeciwiało tradycjom Ojców. Zdaje się jednak, że Paweł rozumiał, iż palamizm i tomizm wyklu31 Zob. J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 86— 101. N icefora Gregorasa antypalamickie sprawozdanie z Synodu znaj­ duje się w jego H istoria, wyd. L. Schopen i J. Bekker, w: C.S.H.B., Bonn 1829— 1855, II, 818— 978. „Tomos” Synodu został wydany w P.G., 151, 721 ns. Palamasa wyznanie wiary przyjęte przez Synod, tam że, 763— 768. 82 Zob. J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 102— 107. 33 Zob. tam że, 81, gdzie zacytowany jest rękopis listu Akyndina.

162

VÍ. Teologia mistycyzmu

czają się wzajemnie. O ile chodzi o rozprawy z Gregorasem, sprawozdanie Gregorasa przyznaje otwarcie, że pominął on milczeniem wiele przemówień Palamasa uważając, że nie są godne pamięci. Natomiast zapisał wszystko, co sam miał, jak twierdzi, powiedzieć, i to tak obficie i rozwlekle, że Palamas zauważył z ironią, iż gdyby jego własne sprawo­ zdanie było równie dokładne, to debata musiałaby trwać nie przez jeden wieczór, ale przez wiele dni i nocy. Spra­ wozdanie urzędowe spisał protostrator Jerzy Fakrases. Jest ono bardziej bezstronne, choć pomija milczeniem dygresję filologiczną, w której zdaniem Gregorasa Palamas popeł­ nił parę nieszczęśliwych błędów.34 Palamas zmarł w Tessalonice 27 listopada 1359. W dzie­ więć lat później został kanonizowany przez swego przyja­ ciela i ucznia, patriarchę konstantynopolitańskiego Filoteusza Kokcinusa. Obok Demetriusza, iegendarnego patro­ na miasta, pozostał do dziś ulubionym świętym Tessaloniki.35 Wojna domowa zaostrzyła spory teologiczne. Ale stron­ nictwa polityczne i religijne nie pokrywały się z sobą. Jan Kantakuzen popierał palamizm, ale także jego wróg Apokaukos, a tak samo też Anna Sabaudzka sprzyjali na­ dal Palamasowi. Natomiast Nicefor Gregoras i Demetriusz Kydones, obaj stronnicy Kantakuzena, byli obaj nieprze­ jednanymi antypalamitami. Kantakuzen pragnął porozu­ mienia z Rzymem, Kydones miał przejść w końcu na kato­ licyzm rzymski, ale Gregoras pozostał latynofobem, a jak już widzieliśmy, winę za zepchnięcie palamitów do obozu antyłacińskiego ponosi nadmiernie logiczny umysł Pawła ze Smyrny i jego niechęć do Palamasa.36 Sam Palamas nie uważał się nigdy za innowatora. Chciał tylko bronić tego, co uważał za prawosławną tradycję. Bronił jej na piśmie, ponieważ go na piśmie atakowano. Jest rzeczą znamienną, że głównemu swemu dziełu nadał tytuł ,,Obrona” . A jeżeli w późniejszych swych pismach rozwijał swoją doktrynę, 34 Zob. Nicefor Gregoras, dz. cyt., III, 324 ns. Zob. także M. Candal, F u en tes palam íticas: D iálogo de J orge Facrasi sobre el con trad ictorio de Palam as con N iceforo G regoras, „Orientaba Christiana Periódica” , 16 (1950). 35 Zob. J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 111— 112. 36 Zob. tam że, 80— 86.

VI. Teologia mistycyzmu

163

to jedynie dlatego, że musiał stawić czoło dalszym na­ paściom.37 Pierwszą napaść Barlaam skierował przeciw hezychastycznym sposobom modlitwy. Odpowiedź swą Palamas rozpoczął od wskazania na wielką wagę modlenia się. W tym okazał się wierny starej tradycji Wschodu. Grze­ gorz z Nyssy mawiał, że modlitwa jest „przodowniczką w chórze cnót” 38. W rozumieniu Izaaka z Niniwy, który wywarł doniosły wpływ na szkołę na Synaju, modlitwa jest „potajemną rozmową z Bogiem” 39. Palamas pisze: „Potęga modlitwy wypełnia sakrament naszego zjednoczenia z Bo­ giem” 40. W-takim wypełnieniu osiąga się doskonałość. Lecz poprzedzić ją musi pokuta, a następnie oczyszczenie. Pra­ wosławni w pełni uznawali potrzebę „daru łez” . Oczyszcze­ nie było procesem znacznie trudniejszym. Wymagało ono porzucenia ziemskich namiętności i roztargnień, ale nie samego ciała. Jeżeli mowa o człowieku — powiada Pala­ mas — mamy na myśli zarówno jego ciało, jak i duszę. Gdy mówimy o wcieleniu, rozumiemy, że Bóg Syn stał się człowiekiem. Popadlibyśmy w manicheizm, gdybyśmy mniemali, że chcąc dostąpić oczyszczenia, musimy dążyć do wyjścia z ciała. Człowiek wedle Pisma został stworzony przez Boga na Jego obraz. Nie możemy wprawdzie dobrze zrozumieć, co to oznacza, znaczy to jednak na pewno, że człowiek w pełni człowieczeństwa został stworzony przez Boga; podobnie człowiek w pełni swego człowieczeństwa został skażony przez swój upadek. W ciężkim i trudnym dążeniu do oczyszczenia potrzebujemy wszelkiej pomocy, jaką tylko możemy znaleźć. Na tym polega wartość tego, co Palamas i jemu współcześni nazywali „modlitwą z wie­ dzą” (epistemonike). Ciało nie jest złe ze swojej istoty, gdyż Bóg je stworzył, aby było świątynią zamieszkałego w nim ducha, który winien jest posługiwać się jego, to jest ciała, pomocą. Z dwóch sposobów zalecanych przez hezychastów, a krytykowanych przez Barlaama, Palamas zauważył naj­ 37 Zob. wyżej, str. 151, przypis 12. 38 Zob. Grzegorz z Nyssy, D e in stituto Christiano, P.G., 46, 301. 39 Izaak z Niniwy, Hom ilia X X X V , tekst grecki, wyd. N. Theotoki, Leipzig 1970, 229. 40 Grzegorz Palamas, D e H esychastis, P.G., 150, 1117.

164

VI. Teologia mistycyzmu

pierw związek modlitwy z nabieraniem oddechu. To może pomagać każdemu modlącemu się do skupienia jego umy­ słu w okolicy serca, które Palamas i jemu współcześni uważali za ośrodek człowieka. „Nie jest bezużyteczne — powiada — zwłaszcza gdy chodzi o początkujących, po­ uczanie ich, że mają się skupiać i kierować swój umysł do wnętrza przy pomocy oddychania.” Jego wyobrażenia fizjologiczne mogą się nam dzisiaj wydawać nieco prymi­ tywne. Ale nie ulega wątpliwości, że rytmiczne oddycha­ nie jest przydatne przy wprowadzaniu się w stan kontem­ placji. Z tym wszystkim Palamas uważał, by nie pójść zbyt daleko. Doświadczenie uczy, że ten sposób może się przydać, ale przydatność jego jest jedynie uzupełniająca. Człowiek winien go stosować tylko tak długo, dopóki „nie zdoła się z Bożą pomocą udoskonalić w tym, co jest lepsze, i nie nauczy się utrzymywać swój umysł nieruchomo w wewnętrznym skupieniu i oddzielać go od wszystkiego innego, przez co skupia go w pełni w coś, co będzie cało­ ścią” . To samo stanowisko zajmuje w stosunku do innego sposobu, który przeciwnicy hezychazmu nazywają „omfaloskopią” . „Czyż może — zapytuje — nie przynieść pożytku człowiekowi pragnącemu skupić swój umysł wewnątrz sie­ bie, jeżeli zamiast błądzić oczyma tu i tam, skupi go i zwróci na swą pierś albo na swój pępek niby na nieru­ chomą podporę?” Tu znowu okazuje się jego wiara, że serce jest ośrodkiem całego człowieka. Jest wysoce poży­ teczne wpatrywanie się w tę część ciała, gdzie znajduje się serce. Ale powtarza przy tym z naciskiem, że dyscypliny modlitwy nabędzie się łatwiej i bez konieczności świado­ mego o tym myślenia, jeżeli dokona się postępu idąc po tej linii. Droga wydaje się trudna i męcząca początkujące­ mu, który patrzy, skąd przyjdzie mu jakaś pomoc.41 Pala­ mas wie, że nie brak nieopatrznych, którzy nie rozróżniają między środkiem a celem. Przyznaje, że byli hezychaści na tyle prostoduszni, iż popadli w błąd. A Barlaam za­ sięgnął informacji właśnie u takich ludzi. I w rzeczy samej Kantakuzen opowiedział nam, że głównym informatorem Barlaama był jakiś nowicjusz po zaledwie sześciu miesią­ 41 Zob. Grzegorz Palamas, D e f e n s e I, 87— 93.

VI. Teologia mistycyzmu

165

cach nowicjatu, a poza tym słynący z głupoty.42 Palamas — podobnie jak hezychasta Nicefor — zaleca, by początkujący dla uniknięcia takich pomyłek radził się duchowego prze­ wodnika. My dzisiaj możemy łatwo prześmiewać omfaloskopię, ale nie masz nic heretyckiego i niechrześcijańskie­ go w posługiwaniu się fizycznymi ćwiczeniami, by osiągnąć skupienie. Palamas i jego uczniowie szli za bardzo starą tradycją, która od dawna wykazała swą wartość. Nie było­ by sprawiedliwie przyjmować, że hezychaści chcieli zastą­ pić trudną drogę wypełniania przykazań drogą łatwej me­ chanicznej modlitwy. Ojcowie-hezychaści uważali za rzecz samą przez się zrozumiałą, że nie przyniesie pożytku wstę­ powanie na drogę modlitwy bez pełnienia przykazań. Moż­ na było odwoływać się do mechanicznej pomocy właśnie dlatego, że droga pełnienia przykazań była taka żmudna. Oczyszczenie nie było dla Palamasa celem ostatecznym. W jednej ze swych homilii powiada: „Nie jest możliwe zjednoczyć się z Bogiem, chyba że po oczyszczeniu się w yj­ dziemy z siebie, a raczej wzniesiemy się ponad siebie i porzucimy wszystko, co należy do świata poznawalnego zmysłami, i wzniesiemy się ponad wszystkie idee i rozu­ mowania, a nawet ponad wszelkie poznanie i samże rozum, aż poddamy się w pełni temu, co jest treścią intelektu, i osiągniemy tę niewiedzę, która jest wyższa od wszelkiej wiedzy i wszelkiego rodzaju filozofii” . Przez słowa takie jak „intelekt, czyli zrozumienie” (aisthesis noera) rozumie nie coś, co by było związane z umysłowością, lecz ducho­ wy obraz Boga w człowieku, który się mieści nie w mózgu, lecz w sercu. To znaczy oświecenie osiąga się dopiero wte­ dy, kiedy umysł osiądzie w sercu. Wtedy „intelekt, oczysz­ czony i oświecony, obejmuje w sposób widomy łaskę Bożą w swe posiadanie i poczyna sam siebie rozumieć (...), albo­ wiem kontempluje nie tylko swój własny obraz, lecz jas­ ność, która za łaską Bożą wypływa z tego obrazu (...), a to wytwarza niepojęte złączenie z najwyższą Istotą, dzięki któremu intelekt wznosi się ponad ludzką zdolność poj­ mowania i w duchu ogląda Boga” . W szczególności dodaje jeszcze Palamas, że „ten, kto uczestniczy w takiej łasce, 42 Zob. Jan Kantakuzen, dz. cyt., I, 544— 546.

166

VI. Teologia mistycyzmu

sam w pewnej mierze staje się ową Światłością. Jednoczy się ze Światłością, a dzięki tej Światłości uświadamia sobie wszystko, co jest niedostrzegalne dla tych, którym ta łaska nie jest udzielona... Ludzie czystego serca oglądają Boga, który będąc Światłością w nich przebywa i objawia się tym, którzy Go miłują” 43. Czym zatem jest owa Światłość? Hezychaści utożsamiają ją ze światłem, które zajaśniało na górze Tabor. Boska rze­ czywistość, która się objawiła świętym mistykom, jest identyczna z tym światłem, które się objawiło apostołom podczas przemienienia Pańskiego. Ale zachodzi tu pewna różnica. „Ponieważ przemienienie Pańskie na górze Tabor było zapowiedzią widzialnego pojawienia się Boga w chwa­ le, która dopiero przyjdzie, i ponieważ apostołów uznano za godnych oglądania Go oczyma ciała, czemuż by ci, któ­ rych serca doznały oczyszczenia, nie mieli być zdolni do oglądania oczyma duszy zapowiedzi i rękojmi Jego poja­ wienia się w duchu? Ale ponieważ Syn Boży w swej nie­ zrównanej miłości ku człowiekowi raczył zjednoczyć swą Boską hipostazę z naszą naturą przyjmując ożywione ciało i duszę wyposażoną rozumem, gdyż chciał pojawić się na ziemi i żyć pośród ludzi, a co więcej, ponieważ sam się jednoczy z ludzkimi hipostazami łącząc się z każdym wiernym przez udzielanie mu swego świętego Ciała i po­ nieważ przez to staje się dla nas jednym ciałem z nami i przemienia nas w świątynię doskonałego bóstwa, »albo­ wiem mieści się w Nim cieleśnie pełność Bóstwa« — czyż nie ogarnia On światłością tych, co godnie uczestniczą w boskiej promienistości Jego Ciała, które w nas się mie­ ści, czyż nie udziela światłości ich duszom, tak jak jej udzielił ciałom swych uczniów na górze Tabor? W owym czasie Ciało Jego, krynica światła i łaski, nie było jeszcze zjednoczone z naszymi ciałami. Oświecił z zewnątrz tych, którzy doń godnie przystali, i zesłał światło ich duszom poprzez ich cielesne oczy. Teraz natomiast połączył się z nami i żyje w nas zgodnie z naturą, i oświeca nasze dusze od naszego wnętrza” 44. 43 Grzegorz Palamas, D efense..., II, 407— 409. 421— 423. 44 Tam że, I, 193.

VI. Teologia mistycyzmu

167

Znaczy to, że Palamas wierzy, iż historyczny fakt ukrzy­ żowania i Pięćdziesiątnicy nadał sakramentowi Komunii rzeczywistość i tak umożliwił człowiekowi przeżycie Świa­ tłości bez pośrednictwa jakiegoś widzialnego cudu. Ale choć zdolność człowieka do oglądania Światłości jest, moż­ na powiedzieć, oparta o historyczne zdarzenie, sama Świa­ tłość jest transcendentalna i wiekuista. A nikt, kto jej nie doświadczył, nie może wiedzieć, czym ona jest, gdyż jest ona poza poznaniem. Palamas przyrównywa ją do białego kamyka w Apokalipsie. ,,A na kamyku wypisane imię no­ we, którego nikt nie zna oprócz tego, kto [je] otrzymuje” (Ap 2, 17).45 Bóg jest Światłością. Światłość jest przeto nie stworzona i wiecznotrwała, jest częścią Boga. Taki był tradycyjny pogląd; dawały mu wyraz ikony, przedstawiające Chry­ stusa w chwale, poprzez „mandorlę” , to jest światło bijące z Jego postaci. Lecz taki pogląd trącił herezją w oczach Barlaama i Akyndina oraz innych przeciwników hezychazmu. Jakże może człowiek w ciele oglądać Światłość, jeżeli Światłość jest Bogiem? Czystym messalianizmem jest twierdzenie, że człowiek może oczyma ciała oglądać esen­ cję Boską. Wielu późniejszych teologów uważało, że Pala­ mas i jego szkoła musieli się zarazić bogomilizmem wraz z jego messaliańskim dziedzictwem, które wciąż rozkwi­ tało na Bałkanach i przesączyło się nawet na Świętą Górę.46 Tego rodzaju zarzut wydawał się Palamasowi absurdem. Odpowiedział, że Barlaam i jego zwolennicy sami stają na skraju herezji trzymając się swej definicji esencji. Wi­ docznie utożsamiają esencję z Bogiem w Jego zupełności, a przynajmniej sugerują, że Bóg właśnie w swej esencji posiada wszystkie swe moce w nierozdzielnym zjednoczeniu i w sposób jedyny w swoim rodzaju. Ale Bóg to nie esen­ cja. Jest On — żeby użyć własnych Jego słów: ,,Jestem, który jestem” . Ten, który jest, nie wywodzi się ze swej esencji. To Jego esencja pochodzi od Niego. Palamas przy45 Zob. ta m że, 195. 46 Zarzuty takie wysuwali Akyndinos i Nicefor Gregoras. Zob.: J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 35— 37; M. Jugie, T heologia D ogm atica C hristianorum Orientalium ..., I, 431 ns.

168

VI. Teologia mistycyzmu

pominą słowa Areopagity: „Czy tajemnicy ponadesencjonalnej dajemy nazwę »Bóg«, czy »Życie«, czy »Esencja«, czy »Światłość«, czy »Słowo«, nie mamy na myśli nic inne­ go jak tylko przebóstwiającą moc, która na nas wpływa” . Jeżeli tedy Barlaam utrzymuje, że rzeczywistością nie ma­ jącą początku jest tylko esencja Boga, to powiada, że wie­ kuista jest tylko moc Boża, która stwarza esencję lub sub­ stancję. Inne Jego moce muszą natomiast należeć do sfery doczesności. Takie twierdzenie nie dość, że nakłada Bogu granice, ale dopuszcza możliwość umysłowego poznania Tego, który jest wyższy nie tylko ponad wszelką wiedzę, lecz i ponad wszelką niewiedzę. A jednak dzięki wcieleniu istnieje związek między nami a Bogiem, jakaś rzeczywi­ stość łącząca stworzenia i ponadesencjalność, w której nie można współuczestniczyć; istnieje nie jedna rzeczywistość, lecz jest ich wiele. Te rzeczywistości to moce owej ponadesencjalności, która w sposób jedyny i wszech jednoczący posiada wiekuiście i wchłania w siebie całość mnóstwa rzeczywistości dopuszczających współuczestnictwo. „Jeże­ li — powiada Palamas — usuwacie to, co leży po­ między nie dopuszczającym współuczestnictwa a współ­ uczestnikami, to oddzielacie nas od Boga i niszczycie to, co nas łączy, bo stwarzacie przepaść nie do przebycia mię­ dzy Bogiem z jednej a stworzeniem i stworzonymi istota­ mi z drugiej strony... Musielibyśmy poszukiwać i znaleźć innego Boga, jeżelibyśmy chcieli uczestniczyć w Bożym życiu.” 47 Zdaniem Palamasa rzeczywistości Boga, te, które dopusz­ czają współuczestnictwo, wypływają z Jego energii. Nie była to nieznana nazwa, nie była też nową doktryna; ale jak do tej chwili nikt nie sądził, że potrzeba ją bliżej okre­ ślić. Palamas daje jasną definicję. „Akt stworzenia — po­ wiada Cyryl Aleksandryjski — jest sprawą energii.” Je­ żeli odrzucamy rozróżnienie między esencją i energią, za­ cieramy granicę między pochodzeniem Boskich hipostaz a stworzeniem świata. Jedno i drugie byłyby to akty tej samej Boskiej natury. A wtedy istota i działanie Boga by­ 47 Grzegorz Palamas, Déjense..., II, 685— 687; cytat z Areo­ pagity można znaleźć w jego De Divino Nomine, P.G., 150, 916.

VI. Teologia mistycyzmu

169

łyby identyczne i o tym samym charakterze. Musimy zatem rozróżnić w Bogu Jego naturę, która jest jedna, trzy hipostazy w Jego naturze i Jego energię nie stworzoną, która pochodzi od Jego natury i jest od niej nieodłączna.48 Ener­ gia jest mocą stwarzającą, ale nie istnieje wyłącznie dla celu stworzenia. Jest ona właściwością wiekuistą. Meta­ fora, jaką najczęściej posługują się ojcowie hezychaści, mówi o słońcu i jego promieniach. Krąg słoneczny przy­ równać można do Boga w Jego esencji, a promienie słoneczne do Jego energii. Promienie nie mogą istnieć bez słońca, ale nie możemy wyobrazić sobie słońca bez promie­ ni; bo one są tym, co może dotrzeć aż do nas i obdarzyć nas światłem i ciepłem. Promienie trwają na wieki jak samo słońce. Wypływałyby ze słońca, nawet gdyby nie było nikogo, kto by mógł je dostrzec. Jednakowoż — acz­ kolwiek energie są wiekuiste — stworzony świat nie staje się przez to współwiekuistym. Akt stworzenia dokonał się ex nihilo, dokonał się za wspólną wolą Trój jedynego Bó­ stwa.49 Bóg jest w swej esencji niedostępny, w swych energiach jest wszechobecny, pozostając niewidzialnym może być oglądany. Palamas używa tu porównania. Twarze nasze możemy oglądać w zwierciadle, jakkolwiek same są one dla nas niewidzialne. Energie to łaska nie stworzona a przebóstwiająca, łaska, która może stać się udziałem świętych żyjących w jedności z Bogiem. Nie możemy pojąć różnicy między energiami i esencją i nie możemy ich sobie wy­ obrazić w odłączeniu od Trójcy, bo są one Jej wspólną i wiekuistą manifestacją. Same w sobie nie są one hipostazami; nie można też przypisać poszczególnej energii którejkolwiek z trzech hipostaz. Barlaam błędnie powołał się na Palamasa, gdy mówił, że ten posunął się aż do za­ stosowania do energii nazwy ,,bóstwa niższego stopnia albo zstępującego” — „hypheimene theotes” . Esencja zaś nosi miano „bóstwa większego, czyli transcendentnego” — „hypereimene theotes” . Palamas nigdy w tym znaczeniu nie używał tych słów i z oburzeniem odrzucił drugie zdanie 48 Zob. Grzegorz Palamas, Capita Physica, P.G .} 150, 1189. 1220. 49 Zob. V. Lossky, dz. cyt., 67— 90.

170

VI. Teologia mistycyzmu

wspominając tylko, że pierwsze spotyka się w pismach Areopagity.50 Trzeba znów przypomnieć, że Palamas pragnął tylko wyjaśnić doktrynę, którą można wysnuć z pism Ojców kapadockich, jak Maksym Wyznawca, Jan Damasceński i inni święci wschodniego Kościoła. Można się dziwić, że wywołało to tak silny opór w Konstantynopolu. Powodem tego było zainteresowanie filozofią żywe wśród intelektu­ alistów wychowanych przez Teodora Metochitesa, zainte­ resowanie, o którym świadczyło chętne przyjęcie pism Tomasza z Akwinu, przełożonych przez Kydonesa. Tomizm w pojęciu myślicieli wschodnich był znacznie bardziej wy­ wrotowy niż palamizm. Ta wiedza, którą Tomasz uważa za najwyższą rzecz, jaka jest jeszcze dostępna człowiekowi, nie ma nic wspólnego z gnozą wschodnich Ojców. Tomasz zastępuje tradycyjne prawosławne pojęcie przebóstwienia przez swoje pojęcie szczęśliwości, która — o ile odnosi się do człowieka — jest stworzona i ludzka, a osiągalna dopie­ ro po śmierci. Na ziemi jest człowiekowi dostępna tylko w postaci niedoskonałej. Jego rozróżnienie między intelek­ tem czynnym i biernym, chociaż intelekt ten logicznie bio­ rąc umożliwia człowiekowi poznanie rzeczy Boskich drogą abstrahowania od dostępnych zmysłom przedmiotów, nie może znaleźć miejsca w tradycji prawosławnych. Tomasz rzeczywiście szanuje apofatyczną teologię Areopagity. Jest w pełni świadom, że ludzka wiedza ma granice. Ale w jego mniemaniu teologia apofatyczna ma co najwyżej korygo­ wać teologię katafatyczną. Barlaam, w chwili gdy napadał na Palamasa, nie lubił zbytnio tomizmu. Ale późniejsi przeciwnicy Palamasa, tacy jak Akyndinos i Nicefor Gregoras, poszli głębiej. Wedle nich doktryna palamicka oba­ lała jedność Boga. Palamas przyznawał, że Bóg musi być czymś nie złożonym; ale dla Gregorasa i większości za­ chodnich teologów niezłożoność oznacza esencję i nic wię­ cej. Światłość, którą Bóg oświeca wiernych, światłość na górze Tabor albo światłość Boskiej chwały nie może być Bogiem, ponieważ nie jest Bożą esencją. Jeżeli tylko sam Bóg jest nie stworzony, to ta światłość musi być stworzo­ 50 Zob. J. Meyendorff, Saint G regoire Palam as..., 218— 219.

VI. Teologia mistycyzmu

171

na. Palamas wprowadzając energie nie stworzone .wpro­ wadza dodatkowych bogów. Pragnie uniknąć messalianizmu, lecz popadł w błędy neoplatońskie i stworzył wielość bóstw pomniejszych. Powszechnie przyjęta zachodnia teo­ logia twierdzi, że Bóg jest esencją niezłożoną: „Deus est substantia spiritualis omnino simplex” . To stanowisko za­ jął w XII wieku Synod w Rheims, który potępił Gilberta de la Porree i uchwalił: „Wierzymy i wyznajemy jednego Boga, Ojca, Syna i Świętego Ducha. On jeden jest wie­ kuisty, a nic innego wiekuiste nie jest, czy nazywa się to stosunkami, czy właściwościami, czy jedynościami, czy zjed­ noczeniami. A żadna inna rzecz tego rodzaju nie może być częścią Boga, albowiem zostały one wzięte z wiekuistego i nie są Bogiem” . Przeciwnicy palamizmu szczególnie nie mogli się zgodzić na to, że łaska miałaby nie być stworzo­ na oraz że można by ją zrównać z Boską światłością. W pojęciu Zachodu dary Ducha Świętego są to dary stwo­ rzone. Teologowie zachodni sądzą, że jeżeli człowiek może kiedykolwiek oglądać Boga cielesnymi oczyma (a niewielu katolików poza karmelitami trzewiczkowymi dopuszcza tę możliwość), ogląda Boga w Jego esencji na mocy dodatko­ wego nadprzyrodzonego daru.51 Palamas nie napotykał trudności, gdy przyszło mu zna­ leźć odpowiedź na zagadnienie niezłożoności Boga. Czymże jest niezłożoność? — zapytywał. Wyznajemy troistość w Bogu; mogłoby się więc wydawać, że nie da się to po­ godzić z niezłożonością. Czy ponadto czynimy uszczerbek niezłożoności, gdy mówimy, że nieustannie wychodzą zeń promienie lub iskry? 52 Niektórzy przeciwnicy palamizmu zdając sobie sprawę, że należy doktrynę tę bliżej określić, poszukali drogi po­ średniej. Mnich Izaak Argyros na przykład wskazywał, że Światłość nie była nie stworzona, lecz była światłością pierworodną i pięknością, z której powstał pierwszy czło­ wiek i do której może powrócić człowiek odkupiony. Ale trudno było znaleźć tekst dla poparcia tego poglądu. 51 O poglądach Tomasza z Akwinu zob. E. Gilson, T om izm , przełożył Jan Rybałt, Warszawa 1960, passim. Zob. też P. Sherrard, dz. cyt., 145— 157. 52 Zob. Grzegorz Palamas, Capita P hysica, P.G., 150, 949.

172

VI. Teologia mistycyzmu

Wśród zwolenników palamizmu Jan Kantakuzen pragnął pomimo wszystko zmniejszyć nacisk kładziony na różnicę między esencją i energią. Łudził się przy tym nadzieją, że przez to łatwiej będzie łacinnikom przyjąć tę naukę.53 Najwybitniejszy mistyk owych czasów Mikołaj Kabasilas wahał się nieco — jak się zdaje — zanim przyjął tę dok­ trynę, ale przekonał się do niej w końcu zupełnie, chociaż jego poglądy na mistycyzm różniły się od hezychastów. Był on humanistą i filantropem; nie sądził, że mistyk musi koniecznie odsunąć się od świata ludzkiego. Jego zdaniem można było osiągnąć najwyższe przeżycie mistyczne przez uczestnictwo w liturgii i Sakramencie. Uczestnik musi oczywiście przygotować się przez skruchę, modlitwę i roz­ myślanie. Ale — jak powiada — nie wymaga to wyczer­ pania sił i potu, nie trzeba koniecznie chronić się na pu­ stynię i nosić dziwaczną odzież. Można mieszkać we włas­ nym domu, można zachować dobra tego świata. Bóg jest bowiem wszędzie wokół nas i zstąpi do nas, jeżeli będzie­ my rozmyślać nad Jego dobrocią i nad związkiem między Nim a człowiekiem, jaki On obmyślił. Bo możemy Go osiągnąć przez uczestnictwo w Boskim dramacie Jego życia i śmierci, i zmartwychwstania, a tym jest święta liturgia. On napełni nas miłością ku Bogu i miłością ku Jego stwo­ rzeniom. Kabasilas uważa, że życie pustelnicze jest nad­ miernie egocentryczne. Życie prawdziwie chrystocentryczne można znaleźć w świecie, a nie przez ucieczkę od niego. Kabasilas jest najbardziej interesujący spośród wszystkich bizantyńskich teologów. Pisma jego odznaczają się wytwornością i klasycznym duchem właściwym wszystkim dobrym bizantyńskim pisarzom, ale mają równocześnie urok świeżości i prostoty. Pisma jego są — powiada Jerzy Scholarios — ,,klejnotami Kościoła” . W nielicznych wy­ padkach, kiedy wdał się w spór teologiczny, okazał się przeciwnikiem teologii łacińskiej i łacińskiego scholastycyzmu. Świat zachodni — jego zdaniem — zbyt mało przy­ kładał wagi do „ekonomii” Ducha Świętego. Ale Kabasilas nie był urodzonym dysputantem. Cieszył się poważnym 53 W sprawie Izaaka Argyrosa zob. H .-G. Beck, K irch e und th eologisch e L iteratu r im B yzan tisch en R eich , München 1959.

VI. Teologia mistycyzmu

173

w pływ em . W skazał na związek m iędzy m istycyzm em a światem, m iędzy hum anizm em swoich czasów a starą tradycją praw osław ną.54

Najznakomitszym jego uczniem był Symeon metropolita Tessaloniki, zmarły w roku 1429. Symeon sam nigdy się nie podawał za mistyka, ale — podobnie jak jego mistrz — wierzył, że najszczytniejsze przeżycia mistyczne można zna­ leźć w liturgii. On to jest autorem najdoskonalszego sym­ bolicznego objaśnienia kościelnego gmachu. W razie od­ mienności zdań wyróżniał się swą ireniczną postawą. Jak­ kolwiek występował przeciw łacinnikom, zawsze jawnie i gorąco pragnął osiągnąć porozumienie z nimi. A przy tym wszystkim był sprężystym i dobrotliwym administratorem. Był tak kochany w swej diecezji, że gdy umarł w sześć lat po sprzedaniu tego miasta Wenecjanom, opłakiwali go nie tylko Italczycy pospołu z Grekami, lecz przyłączyli się do nich także Żydzi — naród, który nieczęsto miał powody do kochania bizantyńskich hierarchów — i podzielili po­ wszechną żałobę. Łatwość, z jaką zaraz w następnym roku Turcy zdobyli miasto, przypisywano ogólnie rozpaczy wy­ wołanej przez śmierć wielkiego metropolity.55 Kabasilas i Symeon byli przedstawicielami tradycji hu­ manistycznej we wschodnim mistycyzmie. Ale ich huma­ nizm zależał od istnienia wykształconej świeckiej społecz­ ności w Konstantynopolu, a ta istniała tylko do roku 1453. Później większego znaczenia nabrała tradycja surowsza. Skrajnym jej przedstawicielem stał się Grzegorz z Synaju. Urodził się on w Azji Mniejszej w roku 1255. Młodość spę­ dził na górze Synaj, stąd wywodzi się jego przydomek. Po­ tem przeniósł się na Kr etę, a z Krety na górę Athos. Na­ wrócił do pojętego dosłownie monastycyzmu pustyni. W je­ go pojęciu hezychazm oznaczał życie samotne i pustelnicze. Uważał je za bardziej zalecenia godne niż życie w zakła­ 54 O mistycznej nauce Kabasilasa zob.: M. Lot-Borodin, Un M aître de la spiritualité B yzan tin e au X IV~me siècle: Nicolas Cabasïlas, Paris 1958, passim; B. Tatakis, dz. cyt., 277— 281. 55 W sprawie Symeona z Tessaloniki zob.: M. Jugie, S ym éon de T hessalonique, w: D ictionnaire de T h éologie C ath oliqu e, XIV , 2, 2976— 2984; H.-G. Geck, dz. cyt., 952— 953. O jego popu­ larności wspomina Jan Anagnostes, De E xcid io T hessalonicae, wyd. I. Bekker, w: C.S.H.B., Bonn 1838, 487— 488.

174

VI. Teologia mistycyzmu

dzie cenobitycznym. Dowodził, że uczestnictwo w liturgii jest dla prawdziwego mistyka zbyteczne, a nawet szkodli­ we. „Psalmodia” , jak nazywał liturgię, jest czymś zbyt zewnętrznym, by mogła ludziom naprawdę przypominać 0 Bogu. Pouczał swych uczniów, by nieczęsto uczestniczyli w liturgii. Mawiał, że „częsta psalmodia jest przeznaczona dla ludzi wiodących życie czynne (...), lecz nie dla hezychastów, którym wystarcza, że mogą modlić się w samot­ ności do Boga w głębi serca i nie dopuszczać do siebie żad­ nej myśli” . Około roku 1325 Grzegorz przeniósł się do Buł­ garii, zamieszkał w celi w miejscowości Paroria w paśmie gór Strandża, gdzie zmarł licząc dziewięćdziesiąt jeden lat w roku 1346.56 Powodem jego opuszczenia Góry były czę­ ściowo napady piratów, które niepokoiły życie pustelnicze, częściowo zaś niechęć do mnichów, którzy go nie lubili. Przykład Grzegorza przyniósł wskrzeszenie życia pustel­ niczego na Świętej Górze i gdzie indziej w Grecji. Lecz przekonania jego były nadto skrajne i nie mogły wywrzeć większego wpływu na greków. Palamas — jak się wyda­ je — nie znał go osobiście i nie byłby pochwalał jego po­ stawy w stosunku do liturgii. Ale uczeń Grzegorza Izydor Bukheras, ten, który jako patriarcha był następcą Jana Kalakasa, przyjaźnił się z Palamasem i być może wywarł nań jakiś wpływ. Palamas powtarza zdanie Grzegorza, że mistyk nie powinien się łudzić łatwym osiąganiem ze­ wnętrznych wizji.57 Wpływ Grzegorza okazał się najsil­ niejszy wśród Słowian. Uczniowie jego opuszczając jego schronisko w Bułgarii poszli ku północy i przeprawiwszy się przez Dunaj dotarli na Ruś. Najznakomitszym wśród nich stał się Cyprian z Tyrnowa, który w roku 1390 został metropolitą kijowskim. Rozwinął on nauki Grzegorza. Gło­ sił, że monastery nie powinny posiadać ziemskich włości, 1 wymagał zupełnego ubóstwa od klasztorów; posunął się nawet do występowania przeciw monastycznym wspól­ notom w ogóle. Zdaniem jego znacznie bliższymi Bogu byli pustelnicy i mnisi żebrzący. Nauki jego podjęte przez 56 W sprawie Grzegorza z Synaju zob.: B. Tatakis, dz. cyt,, 261— 263; V. Lossky, dz. cyt., 209— 210. 57 Zob. J. Meyendorff, Saint G régoire Palamas..., 70— 71. 136.

VI. Teologia mistycyzmu

175

jego uczniów żyjących przez dwa lub trzy następne poko­ lenia, a przede wszystkim przez Nila Majkowa z Sor ży­ jącego w latach 1433— 1508, sprawiły, że w życiu Rusi po­ jawiła się postać ,,star ca” , powszechnie znana i wysoko po­ ważana. ,,Starzec” jest to pustelnik prowadzący często sa­ motnicze życie wędrowne. Czasami otacza go grupa ucz­ niów. ,,Starzec” nieczęsto uczestniczy w nabożeństwach, ale cieszy się prestiżem znacznie większym niż biskup lub opat. Jego stanowisko przypomina stanowisko pustelnika z wcze­ snych czasów bizantyńskich, ale ,,starzec” oddaje się bar­ dziej świadomie mistycznym praktykom. Można powątpie­ wać, czy ,,starzec” naprawdę wzbogacił duchowe życie Rusi. Potrafił, będąc sam nieuczonym i działając wśród zabobonnych chłopów, stać się czarnoksiężnikiem i mącić w lokalnej, a niekiedy i w narodowej polityce; bywał wro­ giem oświaty i reform. Najsłynniejszym ze wszystkich ,,starców” okazał się w końcu Grigorij Rasputin. Czołowym zagadnieniem ruskiej historii kościelnej była przez wieki walka pomiędzy hierarchią opartą o wielkie, dobrze zor­ ganizowane monastery a tymi apostołami religijnego ubó­ stwa.58 Kościół bizantyński uniknął tej walki. Oszczędził mu jej srogi los — turecki podbój. Bizancjum tętniło bujnym ży­ ciem religijnym aż do upadku cesarstwa. Ale w czasach tak niespokojnych trudno było żyć kontemplacją, chyba w odosobnieniu na Świętej Górze. Wkrótce po zajęciu Tessaloniki przez Turków w roku 1430 góra Athos musiała uznać zwierzchność sułtana. Sułtan jednak zezwolił mni­ chom utworzyć samorządną rzeczpospolitą klasztorną. Za­ trzymali oni większość posiadanych majętności i majątki na lądzie azjatyckim, pozwolono im też znosić się z patriar­ chatem. Uprawiano tam nadal gorliwie hezychazm. W pa­ rę wieków później — w roku 1782 — mnich z góry Athos Nikodem Hagioryta ogłosił zbiór wyciągów z pism Ojców Kościoła tak wschodnich, jak i zachodnich. Rozpoczął od V wieku. Wszystkie były poświęcone teorii i praktyce mi­ stycyzmu. Nikodema nie można cenić wysoko jako uczo­ 58 O Cyprianie z Tyrnowa i Nilu z Sor pisze W. Ikonnikow, K u ltu row y w p ły w B izancjum w historii Rusi (po rosyjsku), Kijów 1869, 72— 83. Zob. także niżej, str. 359.

176

VI. Teologia mistycyzmu

nego wydawcy lub krytyka tekstów. Mimo to jego kom­ pilacja znana pod nazwą Philokalia jest dziełem o wielkiej doniosłości nie tylko dlatego, że zawiera wiele tekstów po­ przednio nie ogłoszonych, z których niejeden nie byłby inaczej znany, lecz głównie dlatego, że jest dowodem ciąg­ łości chrześcijańskiej myśli mistycznej. Hezychastyczni teo­ logowie z Grzegorzem Palamasem na czele definiowali właściwie tylko doktryny, które od dawna wchodziły w za­ kres prawosławnej tradycji, a po dziś dzień żyją w świecie prawosławnym — osłabły może tylko pod naciskiem współ­ czesnego życia.59 Przeżycia mistyczne drzemią w sercu prawosławia. Zda­ niem wielu obserwatorów Kościół prawosławny odwracał się nieraz zbyt pochopnie od świata materialnego i szukał schronienia w nierzeczywistym świecie ducha, a poddawał się nadmiernie skwapliwie rządom niewiernych i zbyt łatwo godził się z ich bezbożnymi poczynaniami. Być może, że istotnie tak bywało. Bizancjum odziedziczyło po Rzymie tak głębokie poszanowanie prawa, że Bizantyńczycy nader chętnie przekazywali państwu obowiązek karania złych czy­ nów i naprawiania społecznej niesprawiedliwości. Zgłaszali sprzeciw tylko wtedy, gdy coś zagroziło ich wierze i ich liturgii. Nie brakło rzeczywiście w ich Kościele wielkich ludzi, którzy starali się doprowadzić do zwycięstwa prawa Bożego w życiu powszednim. Ale przeważnie uważano, że rzeczą duchownych jest dbać o dobro duszy, nie zaś ciała. Taka postawa mogła się nie godzić z filantropią. Ale przy­ dawała Kościołowi siły; umożliwiała mu przetrwanie upo­ korzeń i demoralizacji, jakie przynosiła z sobą niewola. Wschodni chrześcijanin kłaniał się w swym życiu powszed­ nim nisko przed Antychrystem, ale dusza jego pozostawała w łączności z Bogiem. 59 Philokalia zestawiona przez Makarego z Koryntu i Niko­ dema ze Świętej Góry została ogłoszona drukiem w przekładzie rosyjskim przez Teodora biskupa Włodzimierza Suzdalskiego. Istnieje też i skrót w języku greckim pt. H e Philokalia ton hieron N eptikon.

Rozdział siódmy UPADEK CESARSTWA W połowie XV wieku dla każdego postronnego obserwa­ tora nie ulegało wątpliwości, że godziny starożytnego ce­ sarstwa są już policzone. Jego terytorium składało się pod­ ówczas tylko z samego Konstantynopola, na wpół zniszczo­ nego i o stale zmniejszającej się liczbie mieszkańców, kil­ ku miast położonych w Tracji wzdłuż wybrzeży morza Marmara i Morza Czarnego oraz wysp Tenedos i Imbros przed wejściem do Cieśniny Dardanelskiej. Młodsi członkowie domu cesarskiego utrzymali swą pozycję w despotacie Morei, który składał się teraz z całego Peloponezu, nie licząc dwóch czy trzech twierdz we władaniu Wenecji. Na wscho­ dzie rozciągało się cesarstwo Trebizondy rządzone przez Wielkiego Komnena. Było jeszcze kilka nietrwałych księstw na lądzie i wyspach greckich, Wenecja i Genua miały w swoich rękach kilka wysp i portów. Pozostały obszar od Dunaju do gór Taurus zajmowali Turcy ottomańscy. W ce­ sarstwie ottomańskim panowały rządy sprawnej i silnej ręki, armia turecka była najlepsza i najbardziej nowoczes­ na w całym ówczesnym świecie. Kiedy w 1451 roku na ottomańskim tronie zasiadł zdolny i ambitny dziewiętnasto­ letni Mehmet II, nikt nie wierzył, aby młody władca długo tolerował istnienie wielkiego miasta niczym obcej wyspy w samym centrum swych posiadłości. Atmosfera w zagro­ żonym mieście była napięta. Filozoficzne i teologiczne dys­ puty, które roznamiętniały Bizantyńczyków poprzedniego stulecia, ustąpiły teraz miejsca naglącej kwestii politycz­ nej: czy cesarstwo może być mimo wszystko uratowane? Ale ta kwestia pociągała za sobą kwestię religijną. Jeżeli cesarstwo miało być uratowane, to mogło się to stać tylko

178

VII. Upadek cesarstwa

dzięki pomocy z zewnątrz, a pomoc z zewnątrz oznaczała pomoc z Zachodu, której ceną było zjednoczenie Kościołów pod zwierzchnictwem Rzymu. W tym krytycznym momencie agonii cesarstwa Kościół Konstantynopola nie mógł zapewnić ludziom większej po­ mocy. Jego prowincjonalna struktura administracyjna była zdezorganizowana przez podbój turecki. Teraz w samym Konstantynopolu oficjalna polityka unijna wywołała chaos. Nie było patriarchy. Ostatni z nich, Grzegorz Mammas, uciekł był do Italii. Kiedy okazało się, że biskupstwa opu­ stoszały, cesarz nie mógł znaleźć na wakujące stanowiska biskupie ludzi, którzy poparliby jego politykę unijną. Du­ chowieństwo i wspólnoty wiernych w mieście nie brały udziału w uroczystościach odbywających się w „Wielkim Kościele” , w kościele Świętej Mądrości, udając się po radę i wskazówki do monasteru Pantokratora, gdzie mnich Gennadios, dawniejszy Jerzy Scholarios, grzmiał przeciw unii. Czy Bizantyńczykom godzi się ratować ciała za cenę utraty duszy? I czy istotnie uratowaliby nawet ciała? Dla Gennadiosa i jego przyjaciół było aż nazbyt oczywiste, że po­ moc z Zachodu byłaby czymś boleśnie niewłaściwym. Pis­ mo święte głosiło, że wcześniej czy później przyjdzie An­ tychryst jako zwiastun Armagedonu i końca świata. Wielu grekom ten moment wydawał się bliski. Czy była to sto­ sowna chwila do skalania czystości wiary? Kiedy jednak nadeszła chwila krytyczna, nie było w Kon­ stantynopolu chyba nikogo, kto nie sposobiłby się do jego obrony. Zachodnich sojuszników było niewielu, ale bez względu na to, czy byli to weneccy czy genueńscy kupcy powodowani głównie własnym interesem, czy nieustraszeni poszukiwacze przygód, jak bracia Bocchiardi czy Hiszpan Don Francisco z Toledo, czy duchowni ze świty kardynała Izydora — wszyscy walczyli z wielką odwagą, aż do fa­ talnego momentu, kiedy najzdolniejszy z nich, Genueńczyk Giustiniani, śmiertelnie ranny, opuścił pole walki. Grecy, chociaż defetystycznie nastawieni przez wróżby i przepo­ wiednie, chociaż wiedzieli, że miasto długo się nie utrzyma, i chociaż niektórzy z nich byli przekonani, że obecnie pod­ bój turecki byłby jedynym rozwiązaniem ich problemów, z poświęceniem włączyli się do obrony miasta. Starsi lu­

VII. Upadek cesarstwa

179

dzie, zarówno mężczyźni, jak kobiety, noc w noc napra­ wiali uszkodzone mury. Nawet mnisi trzymali straże na murach i zapominając o dawnych naukach Ojców chwy­ tali za broń przeciw napastnikom. Była zawiść i urazy między sojusznikami, między Wenecjanami a Genueńczy­ kami, między samymi Grekami i między grekami a łacinnikami w ogóle. Ale spory nigdy poważnie nie wpłynęły na osłabienie obrony. Duma i lojalność wobec cesarza i chrześcijaństwa były czymś silniejszym niż różnice. Ostat­ niej nocy przed końcowym atakiem każdy, kto tylko mógłr bez względu na przynależność do tego czy innego stron­ nictwa, poszedł na ostatnie nabożeństwo w ,,Wielkim Koś­ ciele” modlić się o wyzwolenie, które — jak każdy wie­ dział — mogło się dokonać tylko przez cud. Upadek cesarstwa był chwalebny. Dopiero wtedy, kiedy przez miasto przebiegła wiadomość, że cesarz został zabi­ ty, a chorągiew sułtana powiewa nad Świętym Pałacem,. Grecy zaniechali walki i zaczęli szukać najlepszego spo­ sobu przystosowania się do życia w niewoli.11 1 Dokładniejszy opis upadku cesarstwa zawiera cytowana już książka S. Runcimana U padek K on stan tyn op ola , 1453.

Część druga

KOŚCIÓŁ POD PANOWANIEM SUŁTANÓW OTTOMAŃSKICH

Rozdział pierwszy NOWE RAMY We wtorek dnia 29 maja 1453 roku zakończył się długi okres dziejów. Ostatni następca Konstantyna Wielkiego le­ żał martwy na polu bitwy; niewierny sułtan wjechał tryum­ falnie do miasta, które Konstantyn był założył, by było stolicą chrześcijańskiego cesarstwa. Nie stało już cesarza, który by panował w Świętym Pałacu i wyobrażał w oczach wiernych wschodnich chrześcijan majestat i władzę wszech­ mocnego Boga. Kościół Konstantynopola, który znacznie dłużej niż przez tysiąc lat trwał jako partner prawosław­ nego państwa, stał się teraz Kościołem podbitego ludu za­ wisłego od samowoli muzułmańskiego pana. Trzeba było z nagła zmienić działalność Kościoła, jego poglądy i cały styl życia. Była to zmiana zasadnicza; a jednak nie była tak zu­ pełna, jak by się to mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Już od stuleci starożytne wschodnie patriarchaty Alek­ sandria, Antiochia i Jerozolima podlegały, z nietrwałymi przerwami, władzom muzułmańskim. Odkąd zaś Turcy po raz pierwszy zajęli w XI wieku część Azji Mniejszej, tam­ tejsze skupienia chrześcijańskie podległe patriarchatowi konstantynopolitańskiemu żyły pod panowaniem muzułma­ nów. W ciągu ostatnich zaś dziesięcioleci szybki rozrost ottomańskiego cesarstwa w Europie i w Azji powiększał stale ich liczbę, aż w końcu tuż przed rokiem 1453 więk­ szość owczarni patriarchy żyła w dziedzinach sułtana. Było też sporo krain greckich, które przez pewien czas podlegały władcom łacińskim i jeszcze przez jakiś czas miały im pod­ legać. Genueńczycy stracili wprawdzie zaraz po roku 1453 większość swych posiadłości greckich, ale na wyspie Chios

184

I. Nowe ramy

utrzymali się aż do roku 1566.1 Wenecjanie utrzymali swe warownie na Peloponezie i sporo Wysp Egejskich aż długo w głąb XVI wieku. Na Krecie utrzymali się do roku 1669, a na Tinos aż po rok 1715. Cypr w chwili upadku Konstantynopola był wciąż jeszcze niepodległym króle­ stwem, a w ręku Wenecjan pozostał w latach 1487—1570.1 2 Italskie księstwo Archipelagu przetrwało do roku 1566, kiedy Turcy osadzili tam Żyda jako lennego księcia.3 Rodos rycerze Zakonu Świętego Jana dzierżyli do roku 1522.4 Wy­ spy Jońskie położone opodal zachodnich wybrzeży greckich nie dostały się nigdy pod panowanie Turków. Pozostały w rękach Wenecjan aż do końca XVIII wieku, kiedy opano­ wali je Francuzi. Później dostały się Brytyjczykom, ci zaś odstąpili je królestwu greckiemu w roku 1864.5 Tak więc było wciąż parę dzielnic, gdzie patriarcha nie zawsze mógł wykonywać swą władzę. Niemniej przeto — jeżeli patrzeć z ciasnego punktu widzenia kościelnej wła­ dzy i dyscypliny — patriarchat na dokonanym podboju raczej zyskał, ponieważ główna część jego obszaru zjedno­ czyła się pod tą samą świecką władzą. Ale ta władza świecka to byli niewierni. Póki istniało w Konstantynopolu cesarstwo chrześcijańskie, Kościół i państwo łączyły się nierozerwalnie w jedno święte kró­ lestwo. Cesarz mógł być faktycznie żałośnie słaby, ale w teorii był wciąż transcendentną głową chrześcijańskiej „oikoumene” , przedstawicielem Boga wobec ludu, a ludu wobec Boga. Teraz Kościół utracił łączność z państwem. Kościół skupiał obywateli drugiej klasy. Ale z drugiej strony Koś­ ciół był jedynym zrzeszeniem, które pozwolono zorganizo­ wać obywatelom drugiej klasy, i to zwiększało jego władzę 1 Zob. P. Argenti, T he O ccupation o f Chios by the G en oese, 3 tomy, Cambridge 1958, I, 651 ns., i tenże, Chios V incta, Cam­ bridge 1941, C XLV III— CL. CXCII— CXCIII. 2 Zob. W . Miller, Essays on th e Latin O rient, Cambridge 1921, 265— 268. 8 Zob. C. Roth, T h e H ou se o f Nasi: the D u k es o f N axos, Phi­ ladelphia 1949, passim. 4 Zob. D. M. Vaughan, E urope and the T urks, 1350— 1700, Liverpool 1954, 11— 12. 109— 110. 5 Zob. W. Miller, dz. c y t , 199— 230.

I. Nowe ramy

185

nad jego kongregacjami. Brakło mu jednakowoż tej osta­ tecznej sankcji, jaką daje wolność. Zwycięski sułtan zdawał sobie dobrze sprawę z trudności, przed jakimi stanął Kościół, i nie był wrogo usposobiony wobec jego pomyślności. Zawziętym przeciwnikiem był tylko do chwili zdobycia Konstantynopola. Upadkowi mia­ sta towarzyszyły gwałty krwawe i niszczycielskie. Ale suł­ tan raz zwyciężywszy okazał wspaniałomyślność. Sam miał krew grecką w żyłach. Posiadł był dobre wykształcenie i żywo interesował się grecką nauką. Odczuwał dumę, że jest teraz dziedzicem Cezarów, i gotów był przejąć religij­ ne obowiązki swych poprzedników, o ile na to pozwalała jego własna religia: będąc pobożnym muzułmaninem nie mógł dopuścić chrześcijan do odegrania ważniejszej roli w rządach cesarstwa. Ale pragnął zapewnić im pokój i za­ możność, chciał, by byli zadowoleni z jego rządów i stali się ich podporą.6 Pierwszy jego obowiązek w stosunku do chrześcijan po­ legał na ustaleniu nowych zasad, na których miały się oprzeć rządy nad nimi. Tu poszedł za wzorami ustalonymi od dawna dla ziem podległych muzułmanom. Muzułmańscy władcy przywykli uważać mniejszości wyznaniowe żyjące w ich dziedzinach za milet, to jest odrębne narody. Pozwa­ lali im zarządzać własnymi sprawami wedle ich własnych praw i zwyczajów, a religijni przywódcy poszczególnych mniejszości byli odpowiedzialni za ich zarząd i lojalne ustosunkowanie się do zwierzchniej władzy. Taki był sy­ stem, wedle którego rządzono chrześcijanami osiadłymi w granicach kalifatu łącznie ze wspólnotami wschodnich pra­ wosławnych patriarchatów. System ten zastosowano teraz do prawosławnego patriarchatu w Konstantynopolu. W rze­ czywistości stosowano go już uprzednio do tych okręgów patriarchatu, które podlegały rządom tureckim. Tam gdzie świeccy urzędnicy zostali usunięci albo pouciekali, chrześci­ janie — co jest zrozumiałe — poczęli się oglądać na swych hierarchów oczekując, że zechcą wszcząć w ich interesie 6 W sprawie Mehmeta II i jego zainteresowania się grecką kulturą zob. F. Babinger, M eh m ed der E rob erer und sein e Z eit, München 1953, 449 ns.

186

I. Nowe ramy

rokowania ze zwycięzcami. I hierarchowie kierowali, jak mogli najlepiej, codziennymi sprawami swych owczarni. Ale aż do ostatnich czasów istniał w Konstantynopolu tak dla nich, jak i dla prawosławnych patriarchów Wschodu prawosławny cesarz, któremu byli winni największą wier­ ność i który był obowiązany opiekować się nimi, nawet jeżeli nie sprawował nad nimi bezpośrednich rządów. W ostatnich czasach opieka, jaką nad nimi sprawował ten bezsilny i zubożały władca, ograniczała się do samej na­ zwy. Niemniej przeto dodawała im pewnego znaczenia: wy­ nosiła ich ponad Kościoły heretyckie, jak na przykład koptyjski albo jakobicki, które nie miały świeckiego opiekuna i były już całkiem zawisłe od muzułmańskiego monarchy. Ale teraz, gdy już nie było cesarza, zniknęła nawet ta czysto nominalna opieka. Prawosławnych zrównano, przy­ najmniej zasadniczo, z Kościołami heretyckimi. W prakty­ ce jednak położenie ich było nieco korzystniejsze. Byli bowiem w państwach sułtana najliczniejszą, najbogatszą i najuczeńszą społecznością chrześcijańską. Sułtan Mehmet, obdarzony zmysłem historycznym, skłonny był okazać im szczególniejsze względy. Sułtan dobrze był świadomy, że Grecy mogą oddawać usługi jego państwu. Turcy dostarczali mu rządców pro­ wincji i żołnierzy. Nie nadawali się za to do kupiectwa ani do przemysłu; nieliczni tylko byli dobrymi marynarzami. Mieszkając zaś na wsi przenosili życie pasterskie nad rol­ nicze. Współudział Greków w gospodarczym życiu państwa był zatem istotny. Sułtan nie widział powodu, dla którego Grecy w jego dziedzinach nie mieliby żyć z Turkami w przyjaźni, byle tylko zabezpieczyć ich prawa i byle pa­ miętali, że on jest ich zwierzchnim panem. Jeżeli się miało zorganizować grecki milet, trzeba było zacząć od nadania mu zwierzchnika. Sułtan Mehmet dobrze wiedział, jakie trudności napotkała próba narzucenia Koś­ ciołowi greckiemu unii z Rzymem. Po opanowaniu kraju przekonał się rychło, że w pojęciu przeciętnego greka tron patriarszy opustoszał. Uznano, że patriarcha Grzegorz Mammas zrzekł się godności w chwili ucieczki do Italii w roku 1451. Trzeba więc było znaleźć nowego patriarchę. Mehmet po zasięgnięciu pewnych informacji postanowił, że patrćar-

7. Nowe ramy

187

chą zostanie Jerzy Scholarios, znany obecnie pod imieniem mnicha Gennadiosa. Był on nie tylko najznakomitszym uczonym w Konstantynopolu w chwili podboju. Szanowano go powszechnie dla jego niezłomnej uczciwości. Był po­ nadto przywódcą antyunijnego i antyzachodniego stron­ nictwa w Kościele. Można mu było zaufać, że nie wda się w intrygi z Zachodem. Nie upłynął miesiąc, a sułtan na­ kazał swym urzędnikom, by stawili Gennadiosa przed jego oblicze. Nie można było go od razu znaleźć. W końcu do­ wiedziano się, że w chwili upadku miasta popadł w nie­ wolę i stał się własnością jakiegoś bogatego Turka z Adrianopola, na którym jego wiedza wywarła wielkie wrażenie i który odnosił się do niego z czcią, jakiej rzadko doznawał niewolnik. Wykupiono go więc z rąk nabywcy, sprowadzo­ no go z honorami do Konstantynopola i stawiono przed sułtanem. Mehmet namówił go, by przyjął tron patriarszy, i wspólnie opracowali zasady ustroju, jaki miano nadać prawosławnym. Ogólne wytyczne ustalono prawdopodobnie, zanim sułtan opuścił zdobyte miasto, by udać się z końcem czerwca do Adrianopola; ale upłynęło jeszcze sześć miesię­ cy, zanim Gennadios ostatecznie objął patriarchat.7 Intronizacja odbyła się w styczniu 1454 roku, już po po­ wrocie sułtana do Konstantynopola. Mehmet postanowił odgrywać — o ile tylko wyznanie jego na to zezwoli — rolę, jaką w przeszłości odgrywali cesarze chrześcijańscy. Nie słyszymy nic, by miano z tej okazji zwoływać niezbęd­ ne w tym wypadku zebranie Świętego Synodu. Można jed­ nak przypuszczać, że zebrało się tylu metropolitów, ilu dało się zebrać, i tym przypadł obowiązek uchwalić, że patriarchat jest osierocony, a następnie wybrać na zale­ cenie sułtana na ten urząd Gennadiosa. Następnie w dniu 6 stycznia Gennadios został przez sułtana przyjęty na au­ diencji i sułtan wręczył mu oznaki jego urzędu: szatę, pa­ storał i krzyż napierśny. Dawny krzyż był gdzieś zaginął. Nie wiadomo, czy zabrał go był z sobą Grzegorz Mammas, gdy uciekał do Rzymu, czy też zginął podczas grabieży 7 Zob.: G. Phrantzes, dz. cyt., 304— 307; Critobulus (Kritovoulos), H istory o f M eh m ed th e C on qu eror, przełożył C. T. Riggs, Princeton 1954, 94— 95.

188

I. Nowe ramy

miasta. Tak więc Mehmet darował Gennadiosowi nowy krzyż z pozłacanego srebra. Wręczając go patriarsze wypo­ wiedział słowa formuły: „Bądź patriarchą w pomyślności i bądź pewny naszej łaski, i zachowaj wszystkie przywileje, jakie przysługiwały dawnym patriarchom” . Kościół Świę­ tej Mądrości był już obrócony w meczet, Gennadios prze­ niósł się więc do kościoła Świętych Apostołów. Tam też metropolita Heraklei, który wedle tradycji konsekrował patriarchów, dokonał tego obrzędu i wprowadził Gennadiosa na tron. Patriarcha wyszedł następnie z kościoła i wsiadłszy na wspaniałego rumaka darowanego mu przez sułtana objechał procesjonalnie całe miasto, po czym po­ wrócił i osiadł na stałe w swej siedzibie przy kościele Świętych Apostołów. Otrzymał też w darze od sułtana znaczny podarek w złocie.8 Nie wydaje się prawdopodobne, by zasady tego nowego ustroju greckiego Kościoła zostały kiedykolwiek spisane. Ogólne zasady, którym podlegał chrześcijański milet na ziemiach muzułmańskich, były powszechnie znane, tak że nie potrzebowały nowej kodyfikacji. Berat, wyrażający zgodę sułtana na każde obsadzenie biskupiego urzędu, określał zazwyczaj obowiązki mianowanego zgodnie z przy­ jętymi zwyczajami. Słyszymy więc tylko o dwu szczegól­ nych dokumentach, jakie wydał zwycięski sułtan. Historyk Phrantzes przebywający w tym czasie w niewoli tureckiej i mogący mieć o nich wiadomości powiada, że Mehmet wręczył Gennadiosowi podpisany własnoręcznie firman przyznający patriarsze osobistą nietykalność, zwolnienie od podatków, swobodę poruszania się, nieusuwalność oraz pra­ wo przekazania tych przywilejów swym następcom. Nie ma powodu powątpiewać o tym. Jest nawet prawdopodob­ ne, że sułtan rzeczywiście zabezpieczył w jakiś sposób na piśmie stanowisko patriarchy. Trzeba jednak pamiętać, że*2 8 Zob. G. Phrantzes, m. cyt.; Critobulus, m. cyt.; H istoria P olitica C on stan tin op oleos, wyd. B. G. Niebuhr, w: C.S.H.B., Bonn 1949, 80— 82. W sprawie dokładnej daty intronizacji zob. T. H. Papadopoullos, Studies et D ocu m en ts relating to th e H i­ story of the G re ek Church and P eop le u nd er T urkish D om i­ nation, „Bibliotheca Gracea Aevi Posterions5', I, Bruxellis 1952, 2, przypis 2.

1. Nowe ramy

189

przyznana nieusuwalność nie uwłaczała tradycyjnemu uprawnieniu ¡Świętego Synodu do pozbawienia patriarchy jego urzędu, gdyby uznano, że wybór został dokonany w sposób niekanoniczny, albo gdyby patriarcha miał się jawnie okazać człowiekiem nieodpowiednim do pełnienia swego urzędu. Kronikarze patriarchatu piszący około stu lat po tych wydarzeniach twierdzą, iż sułtan podpisał jeszcze inny dokument zatwierdzający prawnie obietnicę, że utrzymuje się w mocy zwyczaje Kościoła odnoszące się do małżeństwa i pogrzebu, że Wielkanoc winna być obcho­ dzona jako uroczyste święto, a chrześcijanie mogą się swo­ bodnie poruszać przez trzy dni wielkanocnych świąt, oraz że nie obróci się więcej w meczety żadnych kościołów.9 Niestety, gdy późniejsi sułtanowie przestali się oglądać na to ostatnie postanowienie, władze kościelne nie mogły oka­ zać tego dokumentu, który — jak zdaje się zgodnie z praw­ dą twierdzili — spłonął podczas pożaru w gmachu patriar­ chatu. Jak się jednak przekonamy, mogły inne przedstawić dowody na poparcie swych twierdzeń.10 Cokolwiek by o tym napisano, można powiedzieć, iż uwa­ żano powszechnie, że patriarcha w łączności ze Świętym Synodem miał pełną władzę nad całą organizacją kościelną,*I,V . 9 Zob.: G. Phrantzes, m. cyt.; H istoria Politica C on stan tinopoleos, m. cyt.; H istoria Patriarchica C on stan tinopoleos, m. cyt.; Hierax, C h ronikon péri tes ton T ou rkon basileias, w: C. N. Sathas, M esaionike b ib lioth ek e, 7 tomów, Wenecja 1872— 1894, I, 267; Demetrius Cantemir, T he H istory of th e G row th and D ecay of th e O thm an Em pire, przełożył N. Tindall, London 1734, 101 ns.; A. K. Hypsilantis, Ta m eta ten Halosin, wyd. A. Germanos, Konstantynopol 1870, 3— 6. W sprawie nowszych dyskusji o prawach i przywilejach patriarchatu i greckiego miletu zob.: N. P. Eleutheriades, Ta Pronom ia tou O ikou m en ik ou Patriarcheiou, Smyrna 1909, passim; C. G. Papadopoulos, Les P rivilèges du P atriarcat oecu m én iq u e dans VEmpire O ttom an, Paris 1924, passim; P. Karolidis, H istoria tes H ellados apo tes h ypo ton O thom anon haloseos tes K on stan tin ou poleos m ech ri tes basileias G eorgiou tou A\ Ateny 1925, 212— 221; C. Amantos, H oi P ro nom iakoi H orism oi tou M ousoulm anism ou h yp er ton C hristianon, „Hellenika”, 9 (1936); T. H. Papadopoullos, dz. cyL, 1— 39; V. Laurent, Les C h rétien s sous les Sultans, „Echos d’Orient”, 28* (1929) 398— 406, powołujące się na źródła tureckie. 10 Zob. niżej, str. 210.

190

I. Nowe ramy

nad biskupami oraz wszystkimi kościołami i klasztorami pozostającymi pod ich władzą. Rząd sułtański zatwierdzał wprawdzie mianowania biskupów, ale żaden biskup nie mógł być mianowany ani usunięty bez wydania opinii przez patriarchę i Święty Synod. Także sprawy karne dotyczące duchowieństwa podlegały jurysdykcji wyłącznie sądów patriarszych. Władze tureckie nie mogły bez zgody pa­ triarchy uwięzić ani osądzić nikogo mającego stopień bis­ kupa. Patriarcha też w łączności ze Świętym Synodem orze­ kał we wszystkich sprawach związanych z dogmatami. A władza jego prawie równie rozległa obejmowała także prawosławnych świeckich. Patriarcha był etnarchą rządzą­ cym miletem. Sądom patriarszym przysługiwała pełnia kompetencji we wszystkich odnoszących się do prawosław­ nych sprawach związanych z religią, to jest małżeństwie, rozwodach, opiece nad małoletnimi, testamentach i dzie­ dziczeniach. Mogły też one rozsądzać wszelkie spory han­ dlowe, o ile obie strony były prawosławne. Chrześcijanie świeccy podlegali wysokiemu opodatkowaniu, duchowni na­ tomiast byli od podatków wolni, ale w poszczególnych wy­ padkach mogli wyrazić zgodę na płacenie specjalnych po­ datków. Sułtanowi nie było trudno wywrzeć nacisk celem uzyskania takiej zgody. Patriarcha miał prawo nałożyć na prawosławnych podatek dla zebrania pieniędzy na po­ trzeby Kościoła. Skargi na patriarchę mógł rozpatrywać tylko Święty Synod i tylko jeżeli jego członkowie wyrazili jednomyślnie zgodę na jej wysłuchanie. Patriarcha mógł odwołać się do władz tureckich, by dopilnowały, by pra­ wosławni wierni zastosowali się do jego życzeń. W zamian za te wszystkie uprawnienia patriarcha ponosił odpowie­ dzialność za zgodne z prawem i lojalne zachowanie się jego owczarni w stosunku do władzy rządowej i za czuwanie nad tym, by podatki rzeczywiście płacono. Sam jednak nie wybierał podatków państwowych. Ten obowiązek ob­ ciążał zwierzchnika miejscowej wspólnoty, on też prowa­ dził regestry. Jeżeli jednak zebranie podatków napotkało jakąś trudność, rząd mógł się zwrócić do Kościoła z żąda­ niem, by ten ukarał opornych nakładając na nich eksko­ munikę.11 11 Pełny obraz uprawnień patriarchy przedstawia T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 27—39.

I. Nowe ramy

191

Sądy patriarsze wymierzały sprawiedliwość stosując bi­ zantyńskie prawo kanoniczne oraz bizantyńskie prawa cywilne i zwyczajowe. Prawo zwyczajowe nabrało rychło wielkiego znaczenia pod wpływem zmieniających się oko­ liczności, których prawo cywilne nie przewidywało, a któ­ re różniły się w poszczególnych miejscowościach. Wyroki w sprawach cywilnych miały charakter orzeczeń rozjem­ czych. Strona niezadowolona z orzeczenia mogła odwołać się do tureckich instancji. Jeżeli którejś ze stron na tym zależało, sprawę można było wnieść przed tureckie sądy pierwszej instancji. Do tego dochodziło nieczęsto, gdyż są­ dy tureckie bywały powolne, kosztowne, często przekupne, a poza tym sądziły wedle prawa opartego na Koranie. Sądy patriarsze uchodziły powszechnie za nieprzekupne, jakkolwiek bogaci Grecy, od których finansowego poparcia Kościół zależał, mogli z pewnością wywierać na nie pewien wpływ. Znamieniem tych sądów było to, że twierdzenie poparte przysięgą przyjmowano jako wiarygodny dowód. Do przysięgi przywiązywano tak wielką wagę, że naduży­ cia były tu nieczęste. Takie przestępstwa, jak zdrada stanu, zabójstwo, kradzież lub rozruchy, podlegały wyłącznie są­ dom tureckim, chyba że oskarżony był kapłanem.12 Teoretycznie ustrój Wielkiego Kościoła — tę nazwę gre­ cy nadawali patriarchatowi, choć sam ,,Wielki Kościół” , to jest kościół Bożej Mądrości, nie był już świątynią chrześci­ jańską — nie został w wyniku podboju zmieniony. Patriar­ chę wybierał nadal Święty Synod, złożony z metropolitów, a świecki zwierzchnik zatwierdzał dokonany wybór. Świec­ ki zwierzchnik — jak za czasów bizantyńskich — nadal wskazywał kandydata, którego wyboru sobie życzył. Daw­ ny zwyczaj przedkładania mu nazwisk trzech kandydatów, który wyszedł z użycia w późniejszych czasach bizantyń­ skich, teraz został formalnie zaniechany. Ale wzrost admi­ 12 Zob.: P. Karolidis, dz. cyt., 215— 217; N. Moschovakis, To en H elladi d em osion dikaion epi T ourkokra tlas, Ateny 1882, 52— 54; D. Petrakakos, K oin ob ou leu tik e H istoria tes H ellados, 2 tomy, Ateny 1925, 212— 215. W sprawie miejscowego prawa zwyczajowego zob. Jus G ra eco-R om a n u m , wyd. J. Zepos i P. Ze* pos, 8 tomów, Ateny 1931, VIII, passim.

192

I. Nowe ramy

nistracyjnych obowiązków ciążących na patriarchacie do­ prowadził siłą rzeczy do zmian. Święty Synod składał się początkowo z samych tylko metropolitów, choć zdaje się, że wysocy urzędnicy patriarchatu brali niekiedy udział w posiedzeniach Synodu. Wkrótce po podboju zostali doń włączeni z urzędu. Ustrojowe znaczenie Synodu wzrosło. Utrzymał on swe uprawnienie składania patriarchy z urzę­ du drogą powziętej jednomyślnie uchwały. Co więcej, de­ krety patriarchy nie miały teraz mocy obowiązującej bez poparcia Synodu. Patriarcha stał się kimś niewiele więk­ szym niż przewodniczącym Synodu. Teoretycznie równało się to powrotowi do demokratycznych początków Kościoła. W praktyce oznaczało to, że można było zawsze podkopać władzę patriarchy — choć patriarcha silny i popularny nie napotykał trudności. Tureccy urzędnicy, unikając jawnego wkraczania w wewnętrzne sprawy Kościoła, mogli dowol­ nie na nie wpływać dzięki intrygom nawiązywanym z po­ szczególnymi członkami Synodu.13 Dostojnicy Wielkiego Kościoła zachowali tytuły sprzed podboju i teoretycznie pełnili te same obowiązki; w prak­ tyce jednak obowiązki objęły teraz szerszy zasięg. Prawni­ cy zajmujący się ustrojem patriarchatu podzielili ich na dziewięć grup złożonych z pięciu członków każda; zwały się one pentady. Pierwsza pentada składała się z najwyż­ szych urzędników. Byli to: wielki ekonom, który jak wprzódy zawiadywał finansami patriarchatu, a w razie potrzeby występował jako zastępca patriarchy; wielki sakellarios, który stał na czele wszystkich klasztorów i zgro­ madzeń na terytorium całego patriarchatu; wielki skewofylaks, który czuwał nad całym liturgicznym mieniem, ikonami i relikwiami; wielki chartofylaks, generalny se­ kretarz patriarchatu, który zarządzał wszystkimi jego re­ gestrami i archiwami; i wreszcie strażnik sakellionu, któ­ rego nie należy utożsamiać z sakellariosem, a którego zadania nie były wyraźnie określone: w dawnych czasach zarządzał patriarszym więzieniem, a teraz czuwał nad ko­ ścielną karnością. Krótko przed podbojem dodano szósty urząd jako uzupełnienie pierwszej pentady: był to urząd 13 Zob. T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 39—41.

I. Nowe ramy

193

protekdikosa. Ten początkowo był obowiązany do badania i rozstrzygania wszelkich odwołań się do sprawiedliwości lub pomocy sądu patriarszego, potem zaś, po podboju, zo­ stał sam najwyższym sędzią. Wielki ekonom i wielki sakellarios górowali nieco stopniem nad swymi kolegami w pentadzie. Każdy z nich nosił podczas obrzędów religijnych poświęcony wachlarz jako oznakę swej szczególnej władzy. W skład następnej pentady wchodzili protonotariusz i logoteta, pomocnicy chartofylaksa: pierwszy jako główny urzędnik jego biura, drugi jako strażnik jego pieczęci. Kastrinsjos pełnił służbę przybocznego adiutanta patriar­ chy; referendariusz przekazywał pisma patriarchy wła­ dzom świeckim; hypomnematografos był sekretarzem Świę­ tego Synodu i prowadził protokoły z jego posiedzeń, by wcielić je do patriarszych regestrów. Pozostałe pentady składały się z urzędników, których obowiązki miały charakter wyłącznie kościelny lub wy­ łącznie liturgiczny. Było też wielu innych urzędników, którym nie przyznano miejsca w urzędowym wykazie pen­ tad, lecz mieli oni nie mniejsze znaczenie. W szczególności należy tu wymienić sędziów zatrudnionych w biurze pro­ tekdikosa, którzy mieli prawo rozsądzać sprawy mniej waż­ ne. Wszystkie jednak ważniejsze orzeczenia natury praw­ nej wydawał patriarcha osobiście na posiedzeniach Świę­ tego Synodu.14 Metropolici i biskupi mieli własnych miejscowych urzęd­ ników zorganizowanych na wzór dworu patriarszego. Po prowincjach rozpatrywano spory cywilne przed zwierzchni­ kiem wspólnoty. Zwał on się demogeron. Ale sprawy o za­ barwieniu religijnym, jak na przykład małżeństwo albo dziedziczenie, rozsądzano przed własnym sądem biskupa. We wszystkich sporach można się było odwołać do sądu patriarszego.15 14 Zob. tam że, 41— 85. System ten został w niewielkiej mierze zreorganizowany w X V III wieku, kiedy sporo stanowisk zaj­ mowanych dawniej przez duchownych przeszło w ręce ludzi świeckich. Zob. niżej, str. 413. 15 Zob. N. Vlachos, La R elation des G recs asservis a v ec VEtat M usulm an S ouverain, w: L e C in q -cen tièm e an niversaire de la prise de C onstantinople, L 'H ellénism e C on tem porain (zeszyt po­ za serią), Athènes 1953, 138— 142.

194

1. Nowe ramy

Zasadnicza różnica w porównaniu z dawniejszym stanem, jaką przyniósł patriarchatowi nowy układ stosunków, po­ legała na tym, że patriarchat musiał teraz zajmować się sporą liczbą spraw świeckich. Patriarcha jako głowa pra­ wosławnego miletu stał się w pewnej mierze następcą cesarza. Musiał stać się politykiem zdolnym do występowa­ nia, a i do intrygowania w obronie swego ludu przed ottomańską Wysoką Portą. Taką nazwę nosiła siedziba sułtańskich rządów. Patriarcha miał obowiązek posługiwać się swą religijną powagą w celu zapewnienia, by prawo­ sławni podporządkowali się władzy sułtana i powstrzymy­ wali się od wszczynania zaburzeń. Nie był on wprawdzie sam poborcą podatków należnych sułtanowi, obowiązany był jednak czuwać, by podatki wpływały. Nowy układ stosun­ ków uwikłał w praktyce Wielki Kościół w czynności natu­ ry prawnej i finansowej o zasięgu znacznie szerszym niż dawniej. Patriarcha musiał teraz odwoływać się do usług biegłych finansistów-skarbowców i zasięgać ich porady, gdy chodziło o ściąganie podatków od wiernych lub 0 wszelkiego rodzaju wydatkowanie pieniędzy, potrzebował ponadto usług prawników znawców prawa świeckiego. Za­ głębianie się jednak w tajniki prawa świeckiego było spra­ wą trudną, a nie zawsze przystojną dla duchownych. Z ko­ nieczności więc do administracyjnych urzędów Kościoła poczęli przenikać ludzie świeccy. Za czasów bizantyńskich wszystkie wyższe urzędy patriarchatu pozostawały w rę­ kach duchownych. Teraz trzeba było mianować sędziów świeckich i wyposażyć ich w odpowiednią władzę; poza tym nie można było zapewnić sobie usług świeckich finansi­ stów-skarbowców bez nadania im urzędowych stopni. Lu­ dzie świeccy stali się niebawem członkami niższych pentad 1 poczęli się stopniowo posuwać w górę. Pierwszy świecki wielki chartofylaks pojawia się w roku 1554, czyli w sto jeden lat po podboju, a pierwszy świecki wielki skewofylaks o dziesięć lat później. Protekdikos natomiast był za­ wsze duchownym aż do roku 1640, ale w tym czasie prawie cały zespół jego wydziału składał się ze świeckich. Świeccy poczynali też obejmować inne urzędy i rosnąć w znaczenie. Urząd logotety, który począwszy od roku 1575 był nada-

1. Nowe ramy

195

wany równie często człowiekowi świeckiemu, jak i kapła­ nowi, począł teraz przejmować wiele obowiązków urzędu wielkiego ekonoma, a w XVII wieku logoteta otrzymał tytuł wielkiego logotety i stopień wyższy od całej pierw­ szej pentady. Eklezjarcha, czyli naczelny zakrystian pa­ triarszego kościoła, który zaliczał się początkowo tylko do ósmej pentady, był już w początkach XVII wieku zazwy­ czaj człowiekiem świeckim i wkrótce przejął czynności skewofylaksa oraz otrzymał tytuł wielkiego eklezjarchy. Wcześnie w XVI wieku pojawił się nowy wysoki urząd przeznaczony dla świeckich, mianowicie urząd wielkiego oratora, to jest urzędowego rzecznika Wielkiego Kościoła. Te urzędy nowe lub nowo rozszerzone zawdzięczają wyso­ kość swych stopni temu, że były to urzędy ,,basilikoi” , czyli cesarskie, współpracujące z patriarchą w wykonywaniu przez niego funkcji etnarchy, który przejął był czynności należne cesarzowi. Powiadano, że wzrost znaczenia czynni­ ka świeckiego w ustroju Kościoła jest wynikiem wpływu, jaki zyskały wielkie rody pochodzące z Trebizondy i prze­ siedlone do Konstantynopola przez zwycięskiego sułtana (na przykład ród Ypsilantich). Kościół w Trebizondzie bo­ wiem już dawniej był zatrudniał świeckich urzędników. Ale jak sama nazwa „basilikos” wskazuje, wzrost znacze­ nia świeckich wyniknął w sposób nieunikniony z tego, że poszerzył się zakres władzy patriarchy. W ciągu XVIII wieku trzeba było poczynić zarządzenia, by ustrzec władzę metropolitów przed uszczupleniem jej przez urzędników świeckich.16 Inne pełnomocnictwa doszły do dawniejszych, gdy państwo ottomańskie poszerzyło się ku południowi. W ciągu XVI wieku sułtan opanował Syrię i Egipt, przez co wchłonął ziemie podległe prawosławnym patriarchatom Aleksandrii, Antiochii i Jerozolimy. Wysoka Porta pragnę­ ła skupić wszystko w Konstantynopolu, a Wielki Kościół poszedł za jej przewodem. Skutkiem tego patriarchaty wschodnie znalazły się w stosunku niższości do Konstanty­ nopola. Teoretycznie patriarchaty wschodnie nie utraciły nic z swych kościelnych uprawnień lub ze swej autonomii i nadal rządziły prawosławnymi na swoich ziemiach. Ale 1S Zob. T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 48—50.

196

I. Nowe ramÿ

w rzeczywistości przekonały się, że mogą rokować z Wy­ soką Portą tylko za pośrednictwem swego wielkiego brata w Konstantynopolu. Jeżeli którykolwiek z patriarszych tronów osierociał, to patriarcha konstantynopolitański zwracał się do sułtana z prośbą o pozwolenie obsadzenia go. A że sułtan rzadko kiedy bywał zainteresowany osobą następcy, patriarcha konstantynopolitański mógł z łatwo­ ścią zapewnić mianowanie swego kandydata. Poza tym wschodnie patriarchaty były względnie ubogie. Najbogat­ szy był wśród nich patriarchat jerozolimski — choć stolica jego była najmniejsza — ponieważ prestiż Świętego Miasta zapewniał mu dary z całego świata prawosławnego, a piel­ grzymki zapewniały mu stały dochód. Patriarcha antio­ cheński, osiadły od czasu wypraw krzyżowych w Damasz­ ku, był najuboższy, większość jego dochodów zawisła była od prawosławnych kupców syryjskich, którzy nie zawsze sprzyjali Grekom z Konstantynopola. Patriarcha aleksan­ dryjski był cokolwiek zamożniejszy dzięki licznym kupcom greckim, którzy poczęli osiadać w Aleksandrii po podboju ottomańskim. Kościół cypryjski zatrzymał nominalnie swą historyczną autonomię, w rzeczywistości jednak, póki wy­ spą władali Wenecjanie, Kościół tamtejszy był zawisły od zasiłków ze strony patriarchy konstantynopolitańskiego, a gdy w końcu Cypr opanowali Turcy, wpływ Konstanty­ nopola stał się przemożny. Autonomiczny arcybiskup Sy­ naju sprawował teraz władzę jedynie nad mnichami swego monasteru.17 Słowiańskie Kościoły prawosławne stworzyły zagadnie­ nie trudniejsze. Dla urzędów tureckich wygodniej było za­ zwyczaj, by podlegały one nadzorowi Konstantynopola, choć zatrzymywały swoją słowiańską liturgię i zwyczaje. Ale od czasu do czasu tureccy ministrowie związani w ja kiś sposób z ludami bałkańskimi dawali się namówić do rozszerzenia ich autonomii. Patriarchat zdołał ustalić swo­ ją nad nimi zwierzchność dopiero w XVIII wieku; ale wtedy musiał się już liczyć ze wzrastającą siłą ich nacjo­ nalizmów. Kościół rosyjski znajdował się w szczególniej­ 17 Zob.: T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 86— 89; N. Jorga, B y ­ zance après B yzan ce, Bucarest 1935, 72— 77.

I. Nowe ramy

197

szym położeniu. Do Konstantynopola odnosił się z uszano­ waniem większym i bardziej szczerym niż Kościoły bałkań­ skie. Ale Rosja była daleko, a poza tym niepodległa. Było nie do pomyślenia, że władca Rosji ścierpi, by jego Kościół rzeczywiście zależał od hierarchy, który był sługą niewier­ nego sułtana.18 Struktura wewnętrzna hierarchii patriarchatu pozostała taka, jaka była za czasów bizantyńskich. Byli zatem arcy­ biskupi bez podległych biskupów, podlegający bezpośred­ nio patriarsze. Regułą jednak pozostało, że patriarchatowi podlegały metropolie, a biskupstwa metropoliom. Bisku­ pów — jak za czasów bizantyńskich — wybierali kapłani diecezji, metropolitów zaś biskupi metropolii, a patriarchat zatwierdzał dokonany wybór. Jak za czasów bizantyńskich konieczne było zatwierdzenie przez władzę świecką. Wnio­ ski w tej sprawie kierował patriarchat do Wysokiej Porty, sułtan zaś wystawiał dokument zwTany berat, urzędowo mianujący wybranego kandydata. Jeżeli chodziło o bisku­ pów, beraty takie były to po prostu dokumenty poprzesta­ jące na ogłoszeniu dokonanego wyboru. Beraty jednak, które zawierały mianowanie patriarchy, a niekiedy me­ tropolity, mogły zawierać nie tylko potwierdzenie szcze­ gólnych uprawnień takiego urzędu, lecz także dodatkowe przywileje albo też obietnicę władzy świeckiej zapowiada­ jącą czynne poparcie dla danego biskupstwa. Tak na przy­ kład berat pochodzący z XVIII wieku, mianujący patriar­ chę aleksandryjskiego, obiecuje dopomóc nie dopuścić w prowincji propagandy rzymskokatolickiej. Takie beraty dostarczają cennych wiadomości historycznych. Niestety niewiele się ich zachowało. Najstarszy z zachowanych i mający datę pewną zawiera mianowanie metropolity w Larysie w roku 1604. Nie wiadomo, czy berat wyposa­ żony był w tę samą najwyższą i niezniszczalną powagę co cesarski firman. Prawdopodobnie prawa i przywileje, ja­ kie wymieniał, odnosiły się tylko do osoby mianowanego, a przy każdej późniejszej nominacji niezbędny był nowy berat. Ale każdy hierarcha miał prawo do przywilejów, 18 Zob. niżej, str. 352 ns.

198

I. Nowe ramy

które przysługiwały jego poprzednikowi, byle tylko mógł się wykazać beratem te uprawnienia wymieniającym.19 Prawosławny Kościół Konstantynopola — na pozór przy­ najmniej — przetrwał wstrząs, jakim był podbój ottomański, lepiej, niż można się było spodziewać. Nie pozwolono chrześcijanom zapomnieć, że są narodem podległym. Nie wolno im było budować nowych kościołów bez osobnego zezwolenia, tego zaś udzielano rzadko, chyba w miejsco­ wościach czysto chrześcijańskich; kościół zaś nie mógł stać w pobliżu świątyni muzułmańskiej. Chrześcijanie musieli nosić strój wyróżniający ich. Z wyjątkiem patriarchy ża­ den chrześcijanin nie mógł dosiadać konia. Żaden chrześci­ janin formalnie nie mógł służyć w wojsku, choć bywało, że ich przymuszano do służby we flocie, a w okręgach za­ mieszkanych przez chrześcijan tworzono z nich miejscowe oddziały milicji, tak zwanych armatolów. Rodziny chrześci­ jańskie musiały znosić, że porywano im samowolnie ich młodych synów, nawracano ich na islam i zaciągano do pułków janczarskich. Chrześcijanin nawrócony na islam, choćby po niewoli jako dziecko czy jako jeniec, podlegał karze śmierci, jeżeli powrócił do dawnej wiary. Każdy spór między chrześcijaninem a muzułmaninem podlegał sądowi muzułmańskiemu i prawom zawartym w Koranie, a nie­ wielu tylko muzułmańskich sędziów było skłonnych wydać wyrok korzystny dla giaura. Ostatecznie wszystkie prawa i przywileje chrześcijan zależały od dobrej woli sułtana. Można było nie zważać na żaden firman podpisany przez 19 Nie zach ow ał się żaden w czesny berat m ian u jący w y s o k ie ­ go urzędnika kościeln ego. N. B eldiceanu, L e s A c te s d es p r e ­ m ie rs su lta n s, Paris — La H aye 1960, II, 137, p rzedru k ow u je berat (nr 47) p och odzący w yraźn ie z X V I w ieku, a m ian ujący jakiegoś M arka m etropolitą nieznanej m iejscow ości. Sułtan za­ tw ierdza godność, pon iew aż M arek złożył dar (pesztesz) do c e ­ sarskiego skarbca. B ędzie za to zw oln ion y od podatku na n apra­ w ę w arow n i (szerakchor) i od . haraczu ” . N ajstarszy zach ow any berat odnoszący się do patriarchy to zatw ierdzenie w yb oru D ionizego III z roku 1662. P od a je go J. A ym on , M o n u m en ts a u th e n tiq u e s d e la r e lig io n d es G r e c s e t d e la fa u s s e té d e p lu ­ sieu rs c o n fe s s io n s d e f o i d es C h r étien s , La H aye 1708, 486. D io­

nizy zapłacił 900 000 asprów (12 000 talarów w edłu g A ym ona), otrzym ał też zw ycza jn e przyw ileje. Zob. też V. Laurent, art. c y t.

I. Nowe ramy

199

sułtana, choć zasadniczo wiązał on także następców. Praw­ nicy nadworni mogli uznać, że firman jest niezgodny z prawem islamu, a tym samym nieważny.20 Pomimo tego wszystkiego i pomimo zniszczeń i nędzy, jakie sprowadził upadek miasta, prawosławny milet otrzy­ mał ustrój, który nie tylko umożliwiał mu dalsze istnienie, ale umożliwiał mu też powiększenie swej gospodarczej po­ myślności. Grecy zyskali na odrodzeniu Konstantynopola, które było dziełem podboju. W chwili podboju grecka lud­ ność Konstantynopola nie liczyła więcej niż około pięć­ dziesięciu tysięcy mieszkańców. Z tego kilka tysięcy zginę­ ło podczas oblężenia i zdobywania miasta, a jeszcze innych kilka tysięcy znajdowało się w niewoli rozproszonych po ottomańskim imperium. Ale zwycięski sułtan nie tylko pozostawił Grekom niektóre dzielnice, lecz ponadto zachę­ cał Greków do przybywania i osiedlania się tam. Bywały wypadki, że przybyszów wprost przymuszano. Wszystkich bogatych mieszkańców Trebizondy przesiedlono do Kon­ stantynopola. Innych sprowadzono z Adrianopola, jeszcze innych z wyspy Lesbos zajętej w roku 1462; słyszymy też, że przesiedlono dwa tysiące rodzin z Argos. Około połowy XVI wieku oceniano, że w mieście żyje nie mniej niż trzy­ dzieści tysięcy rodzin greckich. Jeżeli przyjmiemy, że każ­ da rodzina liczyła pięć, sześć osób — co jest prawdopodob­ nie za mało — to liczba ludności greckiej musiała wzros­ nąć do ponad stu pięćdziesięciu tysięcy i nadal rosła. A moż­ na było się bogacić w tej gospodarnej cesarskiej stolicy. 20 K siążki pióra Sm itha i Ricauta (zob. niżej, str. 225— 226 i 299— 302) oraz innych p od różn ik ów siedem n astow icznych op ow ia d a ją o trudnościach, jakie n apotykają chrześcijanie. A le należy pam iętać, że by ły pisane w czasach, kiedy turecka m a ­ china adm in istracyjn a zaczęła się rozprzęgać. Stan rzeczy by ł zaw sze gorszy po p row in cja ch , gdzie rząd centralny nie m ógł rozciągać ścisłej kontroli. Crusius, T u r c c -G r a e c ia , libri octo, B asilea 1584, piszący za panow ania Su lejm ana W spaniałego, za p i­ suje, że chrześcijan ie w K onstantyn opolu „n ie pragną innego panow ania, lepszego od tu reck ieg o” (str. 250). W X V I w ieku p ra w d op od ob n ie tylko bogatsi ch rześcijan ie cierp ieli od sam o­ w oln ych poczyn ań Porty. W niektórych okręgach bałkańskich ch rześcijań skim ch łop om p ow odziło się praw d op od ob n ie lepiej niż pod daw n ym i rządam i (zob. D. M. V aughan, dz. c y t., 24— 26). O dnosi się to przede w szystkim do Bośni i m oże tłum aczy, d la­ czego tylu B ośniaków przeszło d ob row oln ie na islam.

200

I. Nowe ramy

Grecy zaludnili ponownie sporo wsi na przedmieściach, zwłaszcza wzdłuż europejskich wybrzeży Bosforu i morza Marmara. Niektóre z nich, jak Terapia lub Yedikeui, za­ siedlone były prawie wyłącznie przez chrześcijan.21 Sułtan był na tyle mądry, by rozumieć, że dobrobyt Greków przyczyni się do dobrobytu jego własnego mocar­ stwa. Dbał tedy o to, by zapewnić im rządy mogące zaspo­ koić ich potrzeby, bez naruszenia jednak przywilejów przysługujących panującemu narodowi tureckiemu. Ustrój, jaki im nadał, mógł się utrzymać pod warunkiem, że pogo­ dzą się z utratą ambicji politycznych i będą wieść spokoj­ ne życie zgodnie z przyznanymi im uprawnieniami. Na ra­ zie milet grecki był zjednoczony, a swoboda spełniania obrzędów religijnych zapewniona. I rzeczywiście pod pew­ nym względem obchodzono się z nimi lepiej, niż mogli się byli spodziewać. Zgodnie z tradycją islamu chrześcijanie zamieszkujący miasto zdobyte szturmem nie mieli prawa do zatrzymania swych budowli kościelnych. Ale w zdoby­ tym Konstantynopolu pozostał w ich posiadaniu nie tylko drugi co do wielkości kościół — kościół Świętych Aposto­ łów, lecz także pewna ilość kościołów w innych dzielnicach miasta, a przede wszystkim w dzielnicach Złotego Rogu Fanar i Petrion i w Psamathia nad morzem Marmara. Zdaje się, że spieszne poddanie się tych dzielnic wojskom tureckim, które wtargnęły do miasta, uznano za poddanie się dobrowolne. Dlatego też nie zabrano tamtejszych ko­ ściołów. Sułtan zdawał sobie sprawę, że jeżeli jego nowi chrześcijańscy poddani mają spokojnie pogodzić się z jego panowaniem, to trzeba im przyznać miejsca kultu.22 21 Ogólny opis daje N. Jorga, dz. cyt., 45— 56. Podróżnik hisz­ pański de Villalon (V iaje de Turquía, 1557, w: M. Serrano y Sanz, A u tobiografías y M em orias, Madrid 1905, 146) powiada, że urzędowy spis wykazywał 40 000 domów chrześcijańskich w mieście, należących przeważnie do Greków, ponadto 10 000 domów żydowskich i 60 000 domów tureckich. Na przedmie­ ściach było 10 000 domów greckich. Liczne greckie wioski na przedmieściach wylicza Evliya Celebi, Seyahalnam e, wyd. N. Asim, Istanbul 1898, I, 452. 22 W sprawie prawnego uzasadnienia udzielonego chrześcija­ nom pozwolenia na zatrzymanie niektórych kościołów zob. S. Runciman, U padek K on stan tyn op ola , 277— 283.

I. Nowe ramy

201

Całość prawosławnego miletu zabezpieczały nowe upraw­ nienia przyznane patriarsze. Podbój muzułmański nie po­ ciągnął za sobą obalenia Kościoła. Wprost przeciwnie. Kościół otrzymał nowe uprawnienia w dziedzinie jurysdyk­ cji, jakie mu nigdy nie przysługiwały za czasów bizantyń­ skich. Wraz ze zdobyciem stolicy, a później i innych dziel­ nic, cały niemal obszar patriarchatu został ponownie zjednoczony, a choć ciążyła nad nim obca przewaga, pa­ triarchat uzyskał samodzielność. Wypadki przyznały słusz­ ność tym bizantyńskim myślicielom, którzy odrzucali po­ moc Zachodu. Ta w najlepszym razie mogła wyzwolić nie­ wielką część ziem prawosławnych, a pociągała za sobą unię Kościoła z Rzymem, co pogłębiłoby wewnętrzne rozdarcie Kościoła. W obecnej sytuacji utrzymała się jego jednoli­ tość, a wraz z nią jednolitość greckiego narodu. Zwiększona władza patriarchatu kryła jednak w sobie nowe i niełatwe zadania. Kościół bizantyński był aż do ostatnich czasów instytucją zajmującą się wyłącznie spra­ wami religijnymi. Czyż teraz jego organizacja i jego życie duchowe podoła ciężarom, jakie niesie wplątanie w poli­ tykę i obowiązki administracyjne? Ale były i poważniejsze zagadnienia. Czy Kościół mógł szczerze i po wszystkie cza­ sy pogodzić się z tureckim panowaniem? Przecie każdy Grek, choćby najwierniej współpracujący ze swymi nowy­ mi tureckimi panami, musiał w głębi duszy wierzyć, że przyjdzie dzień, kiedy potęga Antychrysta się zawali, a wtedy naród grecki powstanie znowu i odbuduje swe Święte Cesarstwo. Jak dalece mógł wzmacniać takie na­ dzieje patriarcha, który był przecie wysokim urzędnikiem państwa ottomańskiego i zaprzysiągł sułtanowi wierność? Rozum polityczny mógł nakazywać, by pod panowaniem cesarza oddawać cesarzowi, co cesarskie; ale czyż Bogu wierność nie należała się w stopniu jeszcze wyższym? Czyż więc chrześcijanin mógł szczerze pozostawać wierny nie­ wiernemu sułtanowi? A czy sułtan mógł być zawsze pewny jego wierności? Co więcej, z ambicjami tymi łączyło się jeszcze inne zagadnienie: cesarstwo bizantyńskie miało — przynajmniej w teorii — charakter ekumeniczny; było Świętym Cesarstwem wszystkich chrześcijan bez względu na ich narodowość. Jego upadek sprowadził je poniekąd do rozmiarów cesarstwa greckiego. A milet prawosławny

202

I. Nowe ramy

stworzony w nowych warunkach był w swej istocie miletem greckim. Grecy uważali, że jego zadaniem było zacho­ wanie hellenizmu. Ale czy można było pogodzić hellenizm z ekumenizmem? Czy patriarcha mógł pozostać patriarchą prawosławnych Słowian i prawosławnych Arabów, a rów­ nocześnie i Greków? Czy nie musiało zatem w sposób nie­ unikniony dojść do zacieśnienia jego widnokręgów? Wyda­ rzenia następnych stuleci wykazać miały, jak trudne były wszystkie te zagadnienia. Na razie, gdy przeminęło pierwsze przerażenie po pod­ boju, położenie prawosławnych mogło się wydać mniej po­ nure, niż się obawiano. Było wiadomo, że sułtan lubi i sza­ nuje nowego patriarchę Gennadiosa; prowadził z nim na­ wet przyjacielskie rozmowy na tematy religijne. Na jego życzenie Gennadios napisał dla niego krótkie i rzeczowe wyznanie wiary prawosławnej. Miało ono być przełożone na język turecki.23 Wieści o tych zainteresowaniach sułta­ na dotarły aż do Italii. Filohellen Francesco Filelfo, które­ go świekra, rodem Włoszka, a wdowa po greckim filozofie Janie Chrysolorasie, popadła była w niewolę w Konstan­ tynopolu, wystosował do sułtana pokorny list z prośbą 0 jej wyzwolenie, podsuwając równocześnie Jego Cesar­ skiej Mości myśl, że zdobyłby on sobie jeszcze większy podziw, gdyby przyjął wiarę katolicką.24 Niedługo potem papież Pius II w obawie, że Mehmet ulegnie urokowi schizmatyckich nauk greckich, zwrócił się do niego z listem — napisanym wspaniałym stylem — wskazującym na prawdę 1 mądrość świętego Kościoła katolickiego.25 W Konstanty­ nopolu zaś grecki filozof Jerzy Amiroutzes poszedł tak daleko, że wysuwał przypuszczenie, iż chrześcijaństwo i islam dadzą się stopić w jedną religię. Złożył sułtanowi rozprawę, w której wykazywał, że obie te religie mają 23 Zob. H isto ria P a tr ia rc h ie a C o n s ta n tin o p o le o s , 83 ns. R oz­ praw kę G ennadiosa m ożna znaleźć w jego O e u v r e s C o m p lè te s , III, w yd. L. Petit, X . A. Sidérides i M. Jugie, X X X ns. 24 Zob. E. Legrand, C e n t- d i x L e ttr e s G r e c q u e s d e Fr. P h ile lp h e , Paris 1892, 62— 68. 25 z o b . Pius II, L e t t e r a a M a o m e tto II, w yd. G. T offan in ; N eapoli 1953, „C ollectio U niversalis” , 8.

I. Nowe ramy

20:

z sobą wiele wspólnego. Byłoby zatem możliwe wypraco­ wać syntezę; jedna i druga wiara mogłyby uznać się za siostry. Twierdził dalej, że złe przekłady wyolbrzymiły różnice zachodzące między Koranem a Biblią. Na Ży­ dów spada nagana, że podżegali rozmyślnie nieporozumie­ nia. Niestety światłe jego wywody nie przyniosły żadnego skutku. Muzułmanie nie zwrócili na nie uwagi, a grecy nie mogli mu wybaczyć dwuznacznego stanowiska, jakie był zajął w czasie zdobycia Trebizondy przez Turków; późniejsze jego zachowanie się też ich nie uspokoiło.26 Lecz choć taki optymizm skazany był na rozczarowanie, atmosfera na dworze sułtana była daleka od nietolerancji. Między jego ministrami nie brakło fanatyków, jak Zaganos Pasza i Mahmud Pasza, obaj renegaci poturczeńcy. Ale wpływom ich przeciwstawiali się ludzie tacy jak admirał Hamza Bej, przyjaciel historyka greckiego Kritobulosa. Sułtan wielce szanował swą macochę, chrześcijankę panią Marę, której ojcem był Jerzy Brankowicz, despotes serb­ ski, a matką Greczynka Irena Kantakuzena, wdowę po Muradzie II. Pani Mara żyła podówczas z dala od świata w Serres w Macedonii. Ale pasierb jej spełniał bez zwłoki każde jej życzenie. Nie wszyscy muzułmanie-neofici by­ wali fanatykami. Wielu z nich, których nawrócenie wyni­ kało ze względów raczej politycznych niż religijnych, chęt­ nie okazywało pomoc swym dawnym współwyznawcom. Nawet wśród janczarskiej starszyzny było wielu pamię­ tających swe chrześcijańskie domy i rodziny i oddających im skwapliwie różne usługi. Gdyby sułtan nie był usposo­ biony tolerancyjnie, poturczeńcy nie byliby się odważyli dawać powody do podejrzewania ich o nieszczerość. Mehmet — jak się wydaje — patrzył przychylnym okiem na ich współdziałanie z chrześcijanami. Niemniej przeto nie brakło chmur na widnokręgu. Pierwszy Gennadios się o tym przekonał. W parę miesięcy po swoim ingresie poprosił sułtana o zezwolenie na prze­ 26 Z ob.: H isto r ia P o lítica C o n s ta n tin o p o leo s , 38— 39; H istoria P a ir ia rc h ica C o n s ta n tin o p o le o s , 96— 101. Łaskaw szy osąd A m iroutzesa przyn osi N. B. Tom adakis, E to u r k e u s e n h o G e o r g io s A m ir o u tz e s , ,,Epeteris H etaireias Byzantinon S p ou d on ” , 18 (1948) 99— 143.

204

I. Nowe ramy

niesienie siedziby patriarchatu z kościoła Świętych Apo­ stołów. Dzielnica, w której stał ten kościół, była obecnie zamieszkana przez Turków, którym nie podobała się bli­ skość wielkiej katedry chrześcijańskiej. Pewnego dnia znaleziono na dziedzińcu zwłoki jakiegoś Turka. Nie ulega wątpliwości, że je tam podrzucono, ale tureccy sąsiedzi uznali to za powód do wystąpień przeciw chrześcijanom. Gdyby gmachy kościelne były w lepszym stanie, Gennadios byłby zapewne próbował przeciwstawić się burzy. Ale gmach był ruderą. Jego restauracja pociągnęłaby za sobą wielkie wydatki; Turcy zaś sprzeciwiliby się zapewne, gdy­ by Gennadios był prosił o pozwolenie na podjęcie potrzeb­ nych prac. Gennadios zatem pozbierał wszelkie skarby i relikwie, jakie tylko znajdowały się w kościele, i prze­ niósł się wraz z nimi do dzielnicy zwanej Fanarem, a za­ mieszkanej przez Greków. Tam osiedlił się w klasztorze Matki Boskiej Pammakaristos, a zakonnice przeniósł do sąsiedniego klasztoru Świętego Jana in Trullo. Niewielki ale śliczny kościół Pammakaristos stał się katedrą patriar­ chatu. Sułtan pojawiał się w kaplicy należącej do tego kościoła, by omawiać tam sprawy religijne i polityczne. Nie wchodził jednak do samej świątyni w obawie, że mo­ głoby to dostarczyć jego następcom pretekstu do zaboru jej gmachu na rzecz islamu. Ta jego ostrożność okazała się być daremna.27 Gennadios cieszył się wielkim poszanowaniem, ale jego zadanie nie było łatwe. Wywołał sprzeciwy u pobożnych purystów, ponieważ w sposób niekanoniczny stosował ,,eko­ nomię” , by zatwierdzać lub unieważniać małżeństwa, które chrześcijanie wzięci do niewoli w czasie zdobycia Konstan­ tynopola pozawierali będąc już w niewoli. Zarzucano m u szczególnie, że zezwalał na zawieranie małżeństwa chłop­ com, którzy nie osiągnęli kanonicznego wieku dwunastu lat. Zezwalał na to, ponieważ chłopcy żonaci nie podlegali tureckiemu poborowi do korpusu janczarów, gdzie byliby wychowywani na muzułmanów zgodnie ze zwyczajem, który Turcy nazywali ,,devszirme” , a Grecy ,,pajdomazoma” . 27 Zob. H istoria Politica C on stan tin op oleos, 28. Murad III obrócił Pammakaristos na meczet (zob. niżej, str. 211) pod p o z o ­ rem, że Zdobywca odprawiał tam modły.

I. Nowe ramy

205

Znękany taką sztywną opozycją Gennadios w roku 1457 zrzekł się patriarchatu i usunął się najpierw na górę Athos, później zaś do monasteru Świętego Jana w Serres pod opiekę pani Mary serbskiej, wdowy po Muradzie II. Nie pozostawiono go jednak w spokoju. Dwukrotnie wzywano go do powrotu na tron patriarszy. Data jego zgonu nie jest znana. Miejmy nadzieję, że nie dożył widoku zgorszenia, które niebawem przyjść miało.28 28 W sprawie mało znanej historii patriarchatu aż po rok 1466 zob. niżej, str. 212— 213. O stosowaniu ,,ekonomii” przez Gennadiosa wiemy od jego ucznia Teodora Agallianosa. Zob. C. G. Patrineli, Ho T h eod oros A gallianos kai hoi A n ek d otoi L ogoi tou, Ateny 1966, 146— 148 i wstęp, 69— 70.

Rozdział drugi KOŚCIÓŁ I PAŃSTWO NIEWIERNYCH Układ stosunków oparty na porozumieniu między zwy­ cięskim sułtanem a patriarchą Gennadiosem działającym w imieniu prawosławnego miletu zaistniał — jak się miało niebawem okazać — bardziej na papierze niż w rzeczy­ wistości. Turcy nie mogli zapomnieć, że są narodem pa­ nującym i pogromcami chrześcijan. Drażniło ich, że przy­ znano Grekom pewne przywileje, których nie należało przyznawać pokonanym niewiernym. Sam Mehmet i jego doradcy, starsi przeważnie od niego wiekiem, wyrośli byli w epoce, kiedy Konstantynopol był wielkim ośrodkiem kultury, a wiedza grecka słynęła na cały świat. Odczuwali więc mimo woli pewne poszanowanie dla Greków. Mehmet był dumny, że jest oto następcą Cezarów i cesarzem rzym­ skim w równym stopniu jak sułtanem. Pragnął, by jego chrześcijańscy poddani za takiego go uznali. Późniejsze po­ kolenia Turków nie podzielały tych uczuć. Syn Mehmeta Ba jazy t II miał w chwili, gdy jego ojciec zdobył Konstan­ tynopol, pięć lat. Zanim wyrósł na młodzieńca, wszyscy uczeni greccy, którzy uświetniali Konstantynopol, rozpro­ szyli się: niektórzy udali się do Italii i krajów Zachodu, inni poukrywali się w bezpiecznym półmroku cel klasztor­ nych. Grecy, z którymi się zetknął, byli to kupcy albo urzędnicy, albo rzemieślnicy, albo też kapłani dobrani ze względu na ich taktowne, a często służalcze zachowanie się. Bajazyt nie miał szczególnych intelektualnych upodo­ bań, jakie miał jego ojciec. Kultura grecka nic dla niego nie znaczyła.1 Syn zaś jego Selim I wyraźnie chrześcijan 1 Zob. W. J. Perry, Bayazid II, w: E ncyclopaed ia o f Islam, Lewis, Pellat i Schacht, Leiden — London 1955 (w toku),

wyd.

IL Kościół i państwo niewiernych

207

nie lubił. Najświetniejszym wyczynem jego panowania był ostateczny podbój Syrii, Egiptu i Arabii. A szczyt swych ambicji osiągnął, gdy mógł przybrać tytuł kalifa, zwierzch­ nika wiernych.*2 W osobie Sulejmana Wspaniałego pojawił się znowu suł­ tan zainteresowany w umysłowych prądach świata. Ale wówczas Grecy jego państw nie byli już zdolni do poważ­ niejszego wzbogacenia tych prądów. On sam pragnął ob­ chodzić się z nimi sprawiedliwie. Ale w jego i w każdego Turka pojęciu Grecy stali się narodem służebnym; mogli wprawdzie czasem być pożyteczni jako urzędnicy finanso­ wi, biuraliści, a nawet dyplomaci, z samej istoty rzeczy jednak niegodni byli zaufania jako naród intrygancki i nie zasługujący na przywileje.3 Z wstąpieniem na tron syna Sulejmana, Selima II zwa­ nego Pijakiem, rozpoczął się rozkład w górnych warstwach ottomańskiej państwowości. Wysoka Porta dostała się w rę­ ce ministrów, którzy — z małymi dostojnymi wyjątkami — byli ludźmi chciwymi i nieuczciwymi. Zwykle matka suł­ tana, Sułtana Valide, trzymała za kotarami seraju nici rządów.4 Losy ottomańskiego sułtanatu są może przykładem roz­ kładu władzy nieograniczonej. Ale przejawy zupełnej bez­ silności zaczęły występować też u Greków. W miarę jak sobie coraz bardziej uświadamiali, że nie mogą liczyć na dobre obchodzenie się z nimi z góry, a stawali się coraz mniej pewni, że prawa ich będą uszanowane, poczęli siłą rzeczy poszukiwać ochrony w intrydze. W tym beznadziej I, 1119— 1121; J. von Hammer-Purgstall, G esch ich te des O sm anischen R eich es, pierwsze wydanie, 10 tomów, Peszt 1827— 1835, II, 250 ns.; N. Jorga, G esch ich te des O sm anischen R eiches, 5 tomów, Gotha 1908— 1913, II, 230 ns. 2 Zob.: J. H. Kramers, Selim I, w: E ncyclopaed ia of Islam, pierwsze wydanie, IV, 214— 217; J. von Hammer-Purgstall, dz. cyt., II, 350 ns.; T. W. Arnold, T he Caliphate, Oxford 1924, 137. 164 ns. 3 W sprawie Sulejmana zob. A. H. Lybyer, T he G ov ern em en t o f the O ttom an E m pire in the tim e o f Suleim an th e M agn ifi­ cen t, Cambridge Mass. 1913, zwłaszcza 34. 151. 160. 163. 4 Zob.: J. von Hammer-Purgstall, dz. cyt., II, 354 ns.; N. Jor­ ga, G esch ich te des O sm anischen R eich es, III, 137 ns.

208

II. Kościół i państwo niewiernych

nym położeniu poczęli zapominać o potrzebie wzajemnej solidarności. Każdy zaczął t knuć spiski na własny rachu­ nek. A panowie tureccy widząc w tym własne korzyści po­ częli wspierać zawiść, intrygi i demoralizację wśród miletu. Zewnętrzną oznaką pogarszania się losu Greków było stałe pozbawianie ich kościołów i obracanie ich w meczety. Sułtan Zdobywca okazał się szczególnie łaskawy w tej dziedzinie. Jedynym kościołem, który formalnie wywłasz­ czył, był kościół Bożej Mądrości. Wywłaszczenie go nie mogło nikogo dziwić. „ Wielki Kościół” był bowiem czymś więcej niż kościołem: był symbolem starego chrześcijań­ skiego cesarstwa. Jego zabór przypieczętował nastanie no­ wych czasów. Ale jeszcze przez długie lata niewiele podję­ to wysiłków, by zmienić stary chrześcijański wystrój. Po­ przestano na zakryciu lub zniszczeniu mozaikowych twarzy Chrystusa i świętych.5 Inne kościoły, jak Nowa Bazylika i kościół Najświętszej Panny w gmachu Latarni w dzielnicy Starego Pałacu, do­ znały takich uszkodzeń podczas grabieży miasta, że je po­ 5 W roku 1550 Mikołaj de Nicolay oglądał mozaikowe posta­ cie ludzkie w kościele Świętej Mądrości i zauważył, że Turcy powydzierali im oczy (zob. Les N avigations, P eregrin ation s et V oyages, Anvers 1576, 104). Rękopiśmienna opowieść o odwie­ dzinach jakiegoś Italczyka w Konstantynopolu (British Museum, MS. Harl. 3408) zapisuje, że Turcy pobielili wszystko, co znaj­ dowało się Wewnątrz kościoła. Ale w sześćdziesiąt lat później Grelot mógł przerysować wiele mozaik i stwierdził, że Turcy zakryli lub usunęli tylko twarze postaci. Mozaiki, których Turcy nie mogli dosięgnąć, pozostały prawie nie tknięte. Ale widział ludzi zbrojnych w długie tyki, którzy usiłowali zachlapać po­ stacie gipsem (zob. G. J. Grelot, A L ate V oya g e to C on stan ti­ nople, przełożył J. Philips, London 1683, 111 ns., zwłaszcza 125— — 126). Lady Mary Wortley Montagu, gorliwie pragnąc obronić Turków przed każdym zarzutem wandalizmu, powiada, że je­ żeli twarze zniknęły, to stało się to jedynie w wyniku niszczą­ cego działania czasu; nie podaje przyczyny, dla której reszta postaci utrzymała się w lepszym stanie (zob. C om plete L etters, wyd. R. Halsband, 3 tomy, Oxford 1965— 1967, I, 398— 399). Ger­ lach oglądał nietknięte freski u Świętego Jana w Studion, choć klasztor ten już był obrócony w meczet; tak samo było u Świę­ tej Teodozji (służyła podówczas za skład towarów) i w innych dawnych kościołach — zob. S tephan G erlach s des A elte re n T agebuch, Frankfort-am-Main 1674, 217. 358— 359.

II. Kościół i państwo niewiernych

209

rzucono i albo zburzono, albo też pozwolono im się roz­ walić. Inne znowu, jak kościół Pantokratora lub Zbawi­ ciela w Chora, zostały ograbione i sprofanowane, a Grecy nie próbowali ich zachować. Ponieważ zaś budynki jako takie były w dobrym stanie, nic dziwnego, że zamieniono je niebawem na meczety. Niektóre kościoły zabrano od razu i obrócono na cele świeckie. Kościół Świętej Ireny sąsiadujący blisko z kościołem Bożej Mądrości zamieniono w zbrojownię. W kościele Świętego Jana w Dippion obok hippodromu była teraz menażeria.6 W tych wszystkich wypadkach kościoły leżały w dziel­ nicach tureckich, a chrześcijanie byli na tyle rozsądni, że nie zgłaszali sprzeciwów. Kościół Świętych Apostołów, za­ chowany wprawdzie dla chrześcijan w chwili upadku mia­ sta, opuszczono — jak wiemy — dobrowolnie już w parę miesięcy potem z powodu jego złego stanu, sułtan zaś nie bez pewnej słuszności zarządził jego zburzenie, by na tym­ że miejscu wznieść meczet swego imienia. Ale sporo in­ nych kościołów pozostawiono chrześcijanom.7 Za życia sułtana Mehmeta II nie tknięto ich. Syn jego Bajazyt II inne żywił przekonania. W roku 1490 zażądał, by mu oddano kościół patriarchalny — Pammakaristos. Ale patriarcha Dionizy I zdołał udowodnić, że Mehmet II nadał ten kościół patriarchatowi nieodwołalnie. Sułtan ustąpił i kazał tylko usunąć krzyż ze szczytu gmachu. Równocześnie zaś zakazał swym urzędnikom zabierać, jak mieli zamiar, inne kościoły.8 Ten zakaz poszedł rychło w niepamięć, i to niewątpliwie nie bez jego wiedzy. Koś­ ciół Panachrantos zabrano przed rokiem 1494; kościół zaś Świętego Jana w Studion około roku 1500. Równocześnie prawie władze tureckie obróciły na meczety opuszczone kościoły w Chora i kościół Pantokratora. Bez wątpienia 6 O losach tych kościołów zob. S. Runciman, U padek K o n ­ stantyn opola, 277— 279. Arnold von Harff, który odwiedził Kon­ stantynopol w roku 1499, powtarza wielokrotnie, że sporo koś­ ciołów zamieniono na menażerie, zob. T he Pilgrim age of A rnold von H arff, przełożył i wydał M. Letts, Hakluyt Society, seria II, XC IV, London 1946, 241— 242. 244. 7 Zob. wyżej, str. 200. 8 Zob. A. K. Hypsilantis, dz. cyt., 61. 92; autor opiera się na zapiskach patriarchatu.

210

II. Kościół i państwo niewiernych

miały tenże zamiar w stosunku do kościołów, które gro­ madziły jeszcze wiernych.9 Około roku 1520 sułtan Selim I, nienawidzący chrześci­ jaństwa, podsunął zaszokowanemu wezyrowi myśl, że na­ leży przemocą nawrócić wszystkich chrześcijan na islam. Gdy mu powiedziano, że jest to niewykonalne, zażądał, by przynajmniej zajęto wszystkie kościoły. Wezyr ostrzegł pa­ triarchę Teolepta I, który zapewnił sobie usługi zręcznego prawnika nazwiskiem Ksenakis. Teoleptos musiał przy­ znać, że nie posiada firmanu chroniącego kościoły. Firman, jak twierdził, spłonął podczas pożaru patriarchatu. Ale Ksenakis zdołał znaleźć trzech starych janczarów, którzy byli świadkami wjazdu Mehmeta Zwycięzcy do Konstanty­ nopola. Ci przysięgli na Koran, że widzieli gromady no­ tablów miejskich podchodzących do sułtana, który czekał na swój wjazd, i oddających mu klucze swych dzielnic. W zamian za to sułtan obiecał, że zachowają swoje koś­ cioły. Selim zadowolił się tym dowodem, a nawet zezwolił chrześcijanom na otwarcie niektórych kościołów, które je­ go urzędnicy pozamykali. Ale mimo wszystko zabrano za jego rządów sporo dalszych kościołów,101 W roku 1537, za rządów Sulejmana Wspaniałego, powró­ cono do tej sprawy. Patriarcha Jeremiasz I zapronował sułtanowi, żeby postąpił według postanowień Selima. Sulejman zasięgnął zdania szejka ul-Islam jako najwyższej powagi prawniczej. Szejk sprawę zbadał i orzekł, że ,,o ile wiadomo, zdobyto Konstantynopol siłą; ale — wobec tego, że nie tknięto kościołów — należy przyjąć, że miasto pod­ dało się na mocy układu”. Sulej man przyjął to orzecze­ nie 11, i aż do końca jego panowania nie odebrano Grekom dalszych kościołów. Późniejsi sułtanowie mniej byli łaskawi. 9 Zob.: A. van Millingen, B yzan tin e C hu rches in C on stan ti­ n op le, London 1910, 128. 304; R. Janin, C on stan tinople B yza n ­ tine. La G éogra ph ie ecclésia stiq u e de VEmpire Byzantin, cz. I, III: L es E glises et les m on astères, Paris 1953; co do Chora zob. P. Gyllius, De C on stan tinopoleos T opographia, Leyden 1632, 201. 10 Żob.: H istoria Patriachica C on stan tinopoleos, 158 ns.; De­ metrius Cantemir, dz. cyt., 102— 103; zob. też następny przypis. 11 Zob.: H istoria Patriarchica C on stan tinopoleos, m. cyt.; De­ metrius Cantemir, m. cyt. H istoria Patriarchica łączy tu dwa fakty historyczne w jeden. Janczarowie uczestniczyli w pierw­

II. Kościół i państwo niewiernych

211

Liczniejszych zaborów dokonano za Selima II, a w 1586 roku Murad III powracający właśnie ze zwycięskiej wy­ prawy do Azerbejdżanu zapowiedział, że zamierza obrócić w meczet patriarszy kościół Najświętszej Panny Pammakaristos. Miał to być meczet Zwycięstwa — Fethije Kami. Gdyby zasiadł jeszcze na tronie patriarcha Jeremiasz II, którego Murad lubił, może by się udało uniknąć grabieży. Ale Jeremiasza właśnie usunięto na skutek intrygi w łonie Świętego Synodu. Chwilowy zaś tytulat Teoleptos II był zerem. Murad był z pewnością rad, że mógł uzasadnić swą grabież chęcią ukarania intrygantów. Patriarcha Alek­ sandrii oddał będący jego własnością mały kościół Święte­ go Demetriusza Kanavu do rozporządzenia Jeremiaszowi II, który po upływie paru miesięcy znowu był objął pa­ triarchat. Użytkowanie tego kościoła trwało do czasu, kie­ dy było można inaczej się urządzić. W końcu zezwolono patriarchatowi na odbudowanie dla jego potrzeb kościoła Świętego Jerzego, położonego w samym środku dzielnicy Fanar. Budowę nowego kościoła ukończono w początkach następnego stulecia; w sąsiedztwie zbudowano też gmachy dla pomieszczenia patriarszej siedziby i urzędów. Podob­ nie jak i inne kościoły, które Grekom pozwolono zbudo­ wać na miejsce utraconych, mury nowego kościoła pozo­ stawiono rozmyślnie na zewnątrz szare. Władze zakazały też wzniesienia widocznej na zewnątrz kopuły.12 Z nastaniem XVIII wieku było w Konstantynopolu około czterdziestu greckich kościołów, ale tylko trzy z nich po­ chodziły z czasów przed podbojem tureckim. Były to koś­ cioły: Świętego Jerzego w Gaju Cyprysowym w Psamathii, który uległ zburzeniu przez trzęsienie ziemi w początkach tegoż stulecia, Świętego Demetriusza Kanavu, który spło­ nął w pożarze o parę lat później, i Świętej Marii od Mon­ gołów. A oto powody ocalenia tego kościoła: Mehmet II wznosząc meczet na miejscu, gdzie uprzednio stał kościół Świętych Apostołów, przy budowie zatrudnił greckiego ar­ szym z nich, nie mogli jednak żyć jeszcze w roku 1537, to jest w osiemdziesiąt cztery lata po upadku miasta. Doktor R. Walsh w dwa i pół wieku później słyszał ubarwioną wersję tej hi­ storii — zob. R esid en ce at C on stan tinople during th e G reek and T urkish R evolu tion s, 2 tomy, London 1836, II, 360— 361. 12 M. Gedeon, P atriarchikoi Pin akes, Konstantynopol 1890, 530.

212

IL Kościół i państwo niewiernych

chitekta. Architekt ten nazwiskiem Christodulos otrzymał w nagrodę ulicę, przy której stał kościół. Do kościoła tego głęboko była przywiązana jego matka. Obdarowany prze­ niósł dokumenty nadania zapewniające nietykalność koś­ ciołowi do samego kościoła. Pod koniec XVII wieku mu­ zułmanie zapragnęli kościół zająć. Demetriusz Kantemir, podówczas radca prawny patriarchatu, mógł okazać ory­ ginał sułtańskiego firmanu wezyrowi Alemu Kópriilii. Ten ucałował go ze czcią i zakazał nękania kościoła. Jest on kościołem aż po dzień dzisiejszy, choć uszkodzono go dotkliwie w czasie antygreckich rozruchów w roku 1955.13 Był i czwarty kościół w rękach chrześcijan, choć nie greckich. Sułtan Ibrahim nadał go Ormianom na prośbę swej kochanki Ormianki. Była to pani pełna wdzięku, zna­ na pod imieniem „Sekerparce” , czyli „Głowa cukru” ; wa­ żyć miała podobno ponad 300 funtów.14 Podobnie się działo po miastach na prowincji. W Tessalonice w połowie XVI wieku zamieniono w meczety wielki kościół Świętego Demetriusza oraz kościoły Mądrości Bo­ żej i Świętego Jerzego.15 W Atenach kościół Najświętszej Panny — znany dawniej jako Partenon — mniej więcej 13 M. Baudier w swej H istoire g én éra le du serrail et de la cou r du Grand S eign eu r, wydanej w Paryżu w roku 1623, po­ wiada (zob. str. 9), że Grecy posiadają w mieście czterdzieści kościołów. W sprawie kościołów: Świętego Jerzego w Gaju Cyprysowym i Świętego Demetriusza Kanavu zob. R. Janin, C on stan tinople Byzantine..., I, III, 75. 95. W sprawie Świętej Marii od Mongołów zob. Demetrius Cantemir, dz. cyt., 105. Evliya Celebi, dz. cyt., I, 452, wylicza sporo greckich kościołów na przedmieściach. 14 Zob.: R. Janin, C on stan tinople Byzantine..., 328; A. D. A lderson, T he S tru ctu re o f the O ttom an D ynasty, Oxford 1956, X X X V II, przypis 4; A. van Millingen, B yzan tin e C on stan tinople: -the W alls of the C ity, London 1899, 20. 15 O. Tafrali, T opograph ie de T hessalon iqu e, Paris 1913, 150 ns., podaje, że niektóre kościoły obrócono w meczety natych­ miast po zajęciu miasta przez Turków. Kościół Świętego De­ metriusza spotkało to za Bajazyta II. Objęcie Świętej Mądrości nastąpiło w 993 roku Hedżry (według naszego datowania w ro­ ku 1445), jak świadczy pewna inskrypcja. Poseł wenecki Lo­ renzo Bernardo, który przejeżdżał przez miasto w roku 1590, powiada, że kościół ten był już wtedy meczetem, ale że nie zakryto jeszcze mozaiki, przedstawiającej Pantokratora, w skle­

II. Kościół i państwo niewiernych

213

w tym samym czasie stał się meczetem. Ozdobił go tuż przy nim wzniesiony minaret. Kiedy w roku 1687 Partenon został zniszczony przez wenecki pocisk, który uderzył w pobliski skład amunicji, zbudowano na gruzach mały meczet.16 W każdym mieście, gdzie osiedlali się Turcy, spra­ wa wyglądała tak samo. Nie tknięto jedynie kościołów stojących w dzielnicach czysto greckich. Zabory nie dość że były upokarzające; powodowały jeszcze mnóstwo po­ ważnych zagadnień prawnych i gospodarczych. Wiele z tych zabranych kościołów posiadało spore majątki. Rozporzą­ dzanie nimi pociągało za sobą nie kończące się procesy i in­ trygi. Nie przychodziło też Grekom łatwo otrzymać zezwo­ lenie na zbudowanie kościołów w miejsce utraconych. Tam, gdzie nie napotykali jawnej wrogości, musieli się liczyć ze ślepym murem tureckiej biurokracji. Zazwyczaj jedy­ nym sposobem, by otrzymać prędką odpowiedź na taką prośbę, było przekupstwo. Grecy spostrzegli się aż nad­ miernie szybko, że u swych panów mogą coś osiągnąć tyl­ ko drogą pieniężnych darów. To nie byłoby jeszcze tak szkodliwe, gdyby sama orga­ nizacja kościelna uchroniła się była od korupcji. Tu jed­ nak Grecy sami się przyczynili do pomnożenia swych kło­ potów. Nie mogli się wyzbyć swego zamiłowania do poli­ tyki. A ponieważ nie mieli już możności jawnego sprawo­ wania władzy, poczęli się rozkoszować podziemnymi in­ trygami. Jednostką wzbudzającą powszechne poszanowa­ nie był Gennadios. Grecy w rozpaczliwym położeniu, w ja­ kim się znaleźli na skutek podboju, byli radzi, że znaleźli przewodnika, który był gotów i zdolny do działania na ich korzyść. Lecz wnet pojawiły się stronnictwa, a gdy Gennapieniu kopuły — zob. V iaggio a C onstantinopoli di ser L oren zo B ern ardo, „Miscellanea pubblicata dalia Deputazione Veneta di Storia Patria”, seria 4, IV, Venezia 1886, 33. N. Jorga, B yzan ce apres B yzan ce, 46, sądzi mylnie, że Bernardo mówi o Świętej Mądrości w Konstantynopolu. 16 Nie jest pewne, czy Partenon został zamieniony w meczet. Zdaje się, że Mehmet II sam zamienił w meczet kościół N aj­ świętszej Panny Zbawiennej, który za panowania frankońskiego był katedrą prawosławną. Zob. D. Sicilianos, Old and N ew A thens, przełożył R. Liddell, London 1960, 96. Zob. też F. W. Hasluck, Christianity and Islam under th e Sultans, 2 tomy, Oxford 1929, I, 13— 16; II, 755.

214

II. Kościół i państwo niewiernych

dios ustąpił, nie znaleziono nikogo, kto by się mógł z nim równać. O jego bezpośrednim następcy patriarsze Izydo­ rze II wiemy niewiele poza jego imieniem. Zmarł 31 mar­ ca 1462 roku. Następny patriarcha Joasaf I sprawował rzą­ dy w roku 1463, gdy doszło do zdarzenia, które ukazało niebezpieczeństwa związane z istniejącym stanem rzeczy. Uczony Jerzy Amiroutzes zamieszkały w Konstantyno­ polu, a cieszący się ze względu na swą wiedzę łaskami suł­ tana, zapragnął pojąć w małżeństwo wdowę po ostatnim księciu Aten, choć własna jego żona jeszcze żyła. Wedle innej wersji tejże historii, ów kandydat na bigamistę po­ chodził ze szlachetnego rodu wywodzącego się z Trebizondy i zwał się Kawazites; Amiroutzes zaś działał na jego rzecz. Ktokolwiek by zresztą tu wchodził w rachubę, Joa­ saf odmówił pobłogosławienia tego dwużeńskiego związku. Amiroutzes począł oddziaływać na Święty Synod, grożąc jego członkom w imieniu swego potężnego kuzyna rene­ gata Mahmuda Paszy złożeniem Joasafa z urzędu. Joasaf na próżno usiłował targnąć się na swe życie. Zdaje się, że odwołano się do Gennadiosa, by ten przywrócił porządek.17 O następnym patriarsze Sofroniuszu I nie wiemy nic. Zda­ je się, że rządził pomiędzy Izydorem II a Joasafem I. Jest rzeczą pewną, że w roku 1464 rządził przez pewien czas ponownie Gennadios. Za jego następcy Marka Ksylokarawasa rozpoczęły się gorsze kłopoty. Marek został wybrany na początku roku 1465. Ale miał wrogów, którym prze­ wodził Symeon, metropolita Trebizondy, pożądający pa­ triarszego tronu dla siebie. W roku 1466 Symeon zebrał 2000 sztuk złota, z tego 1000 z własnych środków, a 1000 od swych przyjaciół, i obdarzył tymi pieniędzmi ministrów sułtana. Ci zaś nakazali Świętemu Synodowi, by Marka złożył z urzędu, a wybrał Symeona. Wieści o tych poczy­ naniach zaprawionych symonią doszły do uszu chrześcijań­ skiej wdowy po Muradzie — pani Mary. Pospieszyła więc z Serres na dwór sułtana, przywożąc roztropnie drugich 17 Zob.: H istoria Politica C on stan tinopoleos, 38— 39; H istoria P atriarchica C on stan tinopoleos, 96— 101; Ekthesis Chronica, wyd. S. Lampros, 36. Dokładniejsze wiadomości w pamiętnikach Teo­ dora Agallianosa w: C. G. Patrineli, dz. cyt., podana jest tam data śmierci Izydora — zob. str. 118. Zob. też wstęp, 61— 68.

II. Kościół i państwo niewiernych

215

2000 sztuk złota. Sułtan przywitał ją słowami: „Cóż to jest, matko?” Ona ubłagała go, by rozstrzygnął sprawę w ten sposób, żeby usunąć obu, to jest Marka i Symeona, na rzecz jej własnego kandydata, świątobliwego Dionizego, rodem z Peloponezu. Był on metropolitą Filippopolis. To jej życzenie zostało spełnione. Ale Symeon nie uznał swej porażki. W roku 1471 oskarżył Dionizego przed Synodem o to, że został obrzezany na muzułmanina, kiedy spędził był mianowicie jako dziecko pewien czas w niewoli. Dio­ nizy mógł wprawdzie przedstawić widzialne dowody, że oskarżenie było fałszywe, lecz Synod złożył go mimo to z urzędu, a ponowna wpłata 2000 sztuk złota na rzecz Wy­ sokiej Porty zapewniła Symeonowi ponowny wybór. Suł­ tan Mehmet przyglądał się pono temu wszystkiemu z cynicznym ubawieniem. Natomiast pani Mara, doznawszy zbyt smutnego rozczarowania, zaprzestała interwencji. Za­ pewniła jedynie Dionizemu opiekę w schronieniu nieod­ ległym od miejsca jej pobytu w Serres.18 Symeona zaś pod­ kupił w trzy lata później inny kandydat, rodem Serb, imie­ niem Rafał. Ten zaofiarował się, że będzie wpłacał Wyso­ kiej Porcie 2000 sztuk złota rocznie. Metropolita Heraklei odmówił udzielenia mu święceń; metropolita Ankyry oka­ zał się wprawdzie uprzejmiejszy, ale nadal powątpiewano w prawomocność intronizacji Rafała, a wielu członków Synodu odmówiło uznania go. Napotkał co gorsza trudno­ ści w zebraniu pieniędzy, do których się zobowiązał. Wresz­ cie zdaje się w początkach roku 1477 sułtan przynaglany ponownie przez swoją macochę wkroczył sam celem przy­ wrócenia porządku i zapewnił wybór Maksymowi III Manassesowi. Prawdziwe imię Maksyma brzmiało: Manuel Christonymus. Sprawował on uprzednio urząd wielkiego eklezjarchy i spierał się z Gennadiosem z powodu stosowa­ nej przez niego „ekonomii” ; później zaś obraził sułtana, gdyż popierał Joasafa I przeciw Amiroutzesowi. Teraz od­ zyskał jednak poważanie u sułtana i zmarł chwalebnie na urzędzie w parę miesięcy po śmierci Mehmeta. Wtedy Sy­ meon okupił znowu drogę powrotną na tron i tym razem 18 Zob.: H istoria Politica C on stan tinopoleos, 39— 42; H istoria Patriar chica C on stan tin op oleos, 102— 112.

216

II. Kościół i państwo niewiernych

został powszechnie uznany.19 Synod, jaki zwołał w roku 1484 w celu formalnego zniesienia unii florenckiej i ustale­ nia procedury powtórnego przyjęcia unionistów do Ko­ ścioła, obesłali przedstawiciele wszystkich społeczności prawosławnych.20 Od tej chwili trudno było patriarsze nie być przedstawi­ cielem jakiejś grupy lub stronnictwa. Z różnych stron pró­ bowano zdobyć wpływ na obsadzenie urzędu patriarchy. Pani Mara zmarła około roku 1480, ale jej rolę przejęła księżna Wołoszczyzny, ta zaś przeprowadziła swego kandy­ data na następcę po Symeonie. Był to Nifon II. Taką drogą władcy krajów naddunajskich pojawili się na scenie pa­ triarszej. Książęta Wołoszczyzny i Mołdawii poddali się sułtanowi dobrowolnie, dzięki czemu ocalili swą samodziel­ ność; a poza tym byli bogaci. Poddani ich, przodkowie dzisiejszych Rumunów, nie uważali się za Słowian, choć Kościół ich był częścią Kościoła serbskiego i posługiwał się słowiańską liturgią. Wyższe warstwy czuły się znacznie bliższe Grekom niż Słowianom. Książęta naddunajscy byli najdostojniejszymi świeckimi osobistościami w obrębie ce­ sarstwa ottomańskiego; jako tacy zabiegali nieustannie, by wprowadzać swoich kandydatów na tron patriarszy.21 Król Gruzji, jedyny niepodległy monarcha na obszarze patriar­ chatu (poza odległym wielkim księciem moskiewskim), usiłował też czasami interweniować. Kościół gruziński był jednak na poły autonomiczny; posiadał własną liturgię w języku rodzimym. Gruzja miała ponadto swe własne polityczne kłopoty. Ale w chwilach, gdy jedynowładca 19 Zob.: H istoria P olitica C on stan tinopoleos, 43— 44; H istoria P atriarchica C on stan tinopoleos, 113— 115; M. Gedeon, dz. cyt., 490— 491. Zob. też Stephanides (Stephanidou) B., S ym boloi eis ten E k klesiastiken H istorian kai to E kklesiastikon D ikaion, Kon­ stantynopol 1921, 104— 113. 20 Zob. niżej, str. 214. 21 Zob.: H istoria Patriarchica C onstantinopoleos, 128— 140; N. Jorga, B yzan ce apres B yzan ce, 84— 86. Nifon powrócił na tron patriarszy w roku 1497/1498 dzięki poparciu Wołoszczyzny. W roku 1502 wybrano go ponownie, ale odmówił. Pachomiusz I, który zajął jego miejsce, cieszył się również poparciem W o­ łoszczyzny. Zob. N. Popescu, P atriarch a fa rig ra d u lu i prin terile rom an esti in vea cu l al X V I-le a , Bucuresti 1914, 5 ns.

II. Kościół i państwo niewiernych

217

gruziński postanawiał użyć swego wpływu, wpływ ten by­ wał rozstrzygająco silny.22 Bardziej skuteczny i stale działający bywał wpływ wy­ wierany przez mnichów z góry Athos. Święta Góra była wciąż siedzibą bogatych monasterów i wciąż jeszcze ośrod­ kiem umysłowej i duchowej aktywności. Turcy szanowali jej autonomię, chociaż w późniejszych czasach urzędnik turecki, skazany na przejściowe bezżeństwo, przemieszki­ wał tam jako przedstawiciel sułtana. Monastery z góry Athos aż do chwili, gdy pod koniec XVII wieku odmówiły poparcia kandydatowi na urząd patriarchy, były wielką powagą.23 Ale książęta państw naddunajskich, król gruziński, a na­ wet mnisi ze Świętej Góry przebywali z dala od Konstan­ tynopola. Znacznie silniejszy nacisk poczęli niebawem wy­ wierać bogaci kupcy greccy, osiadli w stolicy sułtana. Jednym z nieprzewidzianych następstw ottomańskiego podboju było odrodzenie greckiego życia kupieckiego. Przez kilka minionych stuleci panami handlu na Lewancie byli Italczycy obdarzeni przywilejami, których odmawiano miejscowym kupcom. Teraz przywileje im odjęto, a ich osady zmarniały. Niewielu tylko Turków miało chęć i uzdolnienia do handlu; więc handel z rozległymi i roz­ rastającymi się państwami sułtana przeszedł w ręce ludów podległych: Żydów, Ormian, a przede wszystkim Greków. Greckie uzdolnienia do handlu rozkwitają zawsze w kra­ jach, gdzie Grecy są pozbawieni władzy politycznej, co skłania ich do skierowania ambicji i przedsiębiorczości ku kupiectwu. Niedługo po podboju pojawiły się w Konstan­ tynopolu greckie dynastie kupieckie. Niektóre z nich poda­ wały się za potomków znanych rodów bizantyńskich. Tym roszczeniom brakło często historycznego podłoża, bo mała tylko ilość starych rodów przetrwała. Ale dopomagało pre­ stiżowi bogacącego się kupca, jeżeli mógł przybrać wielkie nazwisko z czasów cesarskich, jak Laskaris, Argyros lub 22 W roku 1504 doznał Joachim I gruzińskiego poparcia; zob. H istoria P atriarchica C on stan tinopoleos, 140— 141. 23 Popierany był przez Athos Maksym IV (1491— 1497), później też Metrofanes III (1565— 1572 i 1579— 1580). Zob. N. Jorga, B y ­ zance après B yzan ce, 70. 84— 85.

218

II. Kościół i państwo niewiernych

Ducas. Znakomite rody przesiedlone przemocą z Trebizondy przez zwycięskiego sułtana mogły z lepszym prawem powołać się na swą starożytność. Do nich należeli na przy­ kład Ypsilanti spokrewnieni z rodem Komnenów. Nieco później, gdy Turcy zajęli Chios, rodziny Chiotów przenio­ sły się do Konstantynopola i wykazały duże uzdolnienia do interesów. Wśród nich panowała moda, by szczycić się przodkami italskimi szczególniej rzymskiego pochodzenia.24 W XVI wieku czołowym rodem greckim byli Kantakuzeni; był to może jedyny ród, który mógł istotnie wywieść swe rzeczywiste pochodzenie w prostej linii od cesarzy bizan­ tyńskich. Około połowy tego stulecia głowa tego rodu, Michał Kantakuzen, zwany przez Turków „Szajtan-oglu” , to jest „Syn Szatana’V był jednym z najbogatszych ludzi na całym Wschodzie. Zarabiał 60 000 dukatów rocznie, gdyż miał w ręku cały handel futrami z Rosją, na co sułtan przyznał mu monopol. Mógł opłacić wyposażenie sześćdzie­ sięciu galer dla sułtańskiej floty. Żona jego była córką hospodara Wołoszczyzny, a wnuczką hospodara Mołdawii. W Konstantynopolu pojawiał się rzadko, wolał przebywać w Anchialos, nad brzegiem Morza Czarnego, w mieście zamieszkanym prawie wyłącznie przez Greków. Tam jego bogactwa nie raziły oczu tureckich. Lecz mimo to budził zawiść. Pod koniec roku 1578 Turcy go uwięzili pod bła­ hym pozorem i przyprawili o śmierć. Posiadłości jego skonfiskowano i wystawiono na sprzedaż. Ich wspaniałość zdumiała wszystkich. Większość posiadanych przez niego cennych rękopisów zakupiła góra Athos.25 Tacy potentaci, zwani przez współczesnych im Greków „archontes” , czyli możnowładcami, musieli się stać siłą pa­ nującą w łonie patriarchatu. Byli na miejscu; mieli moc 24 Zob. niżej, str. 402. 25 O Kantakuzenach zob.: N. Jorga, D espre Cantacuzini — G en ealogia Cantacuzinilor — D ocu m en tele Cantacuzinilor, Bucuresti 1902, passim, a o Michale — zwłaszcza X X I I — X X X V ; tenże, B yzan ce apres B yzan ce, 114— 121. Częste o nim wzmianki są w „Historii patriarchatu” i w cytowanym dziele Gerlacha, zwłaszcza 55. 60. 223 ns. Gerlach uważał, że Michał nie był po­ tomkiem starego cesarskiego rodu Kantakuzenów, lecz synem posła angielskiego. O sprzedaży jego książek opowiada Crusius, dz. cyt., 509, który dowiedział się o niej od Gerlacha.

II. Kościół i państwo niewiernych

219

gotowizny; dostarczali Kościołowi pieniędzy potrzebnych dla przekupywania tureckich urzędników. Jeżeli patriar­ chat potrzebował świeckich dla pełnienia czynności admi­ nistracyjnych, znajdował ich w szeregach tej klasy. Potęga takiego archonta okazała się w roku 1565, kiedy Michał Kantakuzen doprowadził do usunięcia patriarchy Joasafa II, jednego z najuczeńszych i najznakomitszych patriar­ chów, osobistości popularnej wśród wszystkich prawosław­ nych, a ponadto popieranego przez mnichów z góry Athos. Rządził on pomyślnie przez dziesięć lat, a usunięto go, gdyż nie chciał przyczynić się do spełnienia ambitnych planów Michała o kojarzeniu małżeństw w rodzinie. Powodem od­ mowy była ich niezgodność z prawem kanonicznym.26 Do intryg dochodziło jeszcze jedno powikłanie spowodo­ wane udziałem tureckich urzędników w życiu patriarcha­ tu. Wszyscy pałali żądzą zarobienia ile się tylko da na ciężkim położeniu patriarchatu. Weszło mianowicie w stały zwyczaj, że patriarcha nie tylko musiał wnieść pewną sumę do skarbca Wysokiej Porty w zamian za zatwierdzenie swego wyboru, ale jeszcze ponadto składać coroczną daninę. Gdy patriarcha Symeon zmarł nie pozostawiając testamen­ tu ani bliskich krewnych, władze tureckie objęły jego ma­ jętności, nawet te, na których przysługiwało mu tylko pra­ wo dożywocia i które powinny były przejść na jego na­ stępcę. Następca jego Nifon niezręcznie usiłował je odzyskać podstawiając jakiegoś nie znanego uprzednio siostrzeńca Symeona. Ale to oszustwo zostało wykryte i ukarane dal­ szymi konfiskatami. Nifon okazał się patriarchą lekkomyśl­ nym i nieudolnym, więc — choć popierał go hospodar wo­ łoski i monastery z góry Athos — opinia publiczna doma­ gała się jego usunięcia i zastąpienia go przez świątobliwe­ go Dionizego I, który wyszedł ze swej kryjówki w Serres. Uraziło to mnichów z Athos, którzy po upływie dwu lat zdołali doprowadzić do jego usunięcia i do wyboru własne­ go kandydata w osobie Maksyma IV. Ten rządził w latach 1491—1497. Maksym był to mąż zasługujący na poważanie; główne swe starania skierował, nie bez powodzenia, na uzy­ skanie lepszego obchodzenia się z prawosławnymi żyjący­ 26 Zob.: M. Crusius, dz. cyt., 274; S. Gerlach, dz. cyt., 30.

220

II. Kościół i państwo niewiernych

mi na ziemiach podległych Wenecji. Po jego śmierci Nifon II powrócił do władzy, ale tylko na przeciąg jednego roku, gdyż usunął go zdolny młody kapłan Joachim I, po­ pierany przez króla Gruzji. Rządy jego były dwukrotnie przerwane: przez próbę przywrócenia Nifona i przez chwi­ lowe wyniesienie Pachomiusza I, na którego Wołosi prze­ nieśli swe względy. Joachim zmarł na Wołoszczyźnie w ro­ ku 1504, właśnie wtedy, gdy próbował pogodzić się z ho­ spodarem. Wtedy na przeciąg dziewięciu lat objął rządy Pachomiusz.27 Po jego śmierci sułtan Selim wystąpił z na­ kazem wyboru Kreteńczyka, który był u niego w łaskach. Ten zwał się Teoleptos I. Szczęściem dla prawosławia było, że Teoleptos był u władzy w chwili, gdy Selim powziął nieudaną myśl zabrania wszystkich chrześcijańskich ko­ ściołów; sułtan bowiem darzył go poważaniem. Ale sposób, w jaki Teoleptos poczynał sobie w trudnej sprawie Arse­ niosa z Monemwazji, przysporzył mu wielu wrogów. Arsenios wkrótce po śmierci Selima w roku 1522 oskarżył Teolepta o poważną niemoralność. Teoleptos zmarł, za­ nim Synod zdążył rozpatrzyć jego sprawę.28 Jeremiasz I w chwili swego wyboru przebywał na Cyprze, gdzie udało mu się zawrzeć z władzami weneckimi konkordat w spra­ wie prawosławnych. Rządy jego trwały dwadzieścia jeden lat i są najdłuższe w dziejach patriarchatu. W roku 1526, gdy właśnie był się udał z pielgrzymką do Jerozolimy, omal nie utracił tronu. Niejaki Joanicjusz nakłonił Święty Synod do usunięcia go i do wyboru właśnie jego, Janicjusza. Ale ten przetarg nie uzyskał zatwierdzenia. Przy­ jaciele Jeremiasza za niedopuszczenie do zatwierdzenia zapłacili Wysokiej Porcie 500 sztuk złota. Jeremiasz cieszył się na ogół łaskami u Sulejmana Wspaniałego, który lubił porządek i cieszył się, że jego chrześcijańscy poddani osiągnęli wreszcie jakiś ład w swych sprawach.29 Po śmierci Jeremiasza postanowiono za sprawą Germanosa, patriarchy jerozolimskiego, ustalić wyraźnie, że tyl­ 27 Zob. wyżej, str. 216, przypis 21. 28 Zob. H istoria P atriarchica C on stan tinopoleos, W sprawie Arseniosa z Monemwazji zob. str. 252. 29 Zob.: H istoria Patriarchica C on stan tinopoleos, S. Gerlach, dz. cyt., 507. 509.

141— 152. 153— 172;

IL Kościół i państwo niewiernych

221

ko pełny Synod jest uprawniony do wyboru patriarchy. Ale Dionizy II, którego Jeremiasz wyznaczył na swego następcę, został wybrany wbrew woli Świętego Synodu, który ustąpił dopiero przed ludowymi demonstracjami na rzecz Jeremiasza. Dionizy rządził przez dziewięć lat, a jego następca Joasaf II przez, lat dziesięć. Usunięto go na skutek intryg Michała Kantakuzena. Następni dwaj patriarcho­ wie, Metrofanes III i Jeremiasz II, rządzili każdy przez siedem lat. Metrofanesa usunięto w roku 1572, ponieważ pomawiano go o sprzyjanie Rzymowi. On zaś obiecał, że nigdy nie będzie się ponownie starał o tron patriarszy.30 Jeremiasz II podobnie jak Dionizy II zawdzięczał swój wy­ bór hałaśliwym demonstracjom różnych kół greckich. Był on zapewne najznakomitszy z wszystkich, którzy zasiadali na patriarszym tronie za czasów niewoli. Był teologiem rozsądnym, reformatorem pełnym zapału i nieprzejedna­ nym wrogiem symonii. Jego cnoty drażniły członków Świę­ tego Synodu i ten usunął go w roku 1579, powołując z powrotem — wbrew jego zapowiedziom — Metrofane­ sa III. Ale Jeremiasz wciąż cieszył się poparciem mas i po upływie dziewięciu miesięcy Synod musiał znowu go wy­ brać. W trzy i pół roku później usunięto go ponownie, ale znowu po upływie dwu lat jego popularność i życzliwość sułtana umożliwiły mu powrót. Rządził odtąd jeszcze przez dziewięć lat aż do swej śmierci w roku 1595.31 Nastały teraz czasy zamętu. Odkąd Symeon z Trebizondy wprowadził ten zwyczaj, każdy wybór patriarchy oznaczał wpłatę pieniężną na rzecz Wysokiej Porty, a ceny rosły. Oczekiwano też daniny corocznej. Dionizy II zapłacił ,,pesz30 Zob.: H istoria Patriarchica C on stan tinopoleos, 173— 191; Do­ roteusz z Monemwazji, Synopsis H istorion, Wenecja 1818, 440— 443. Metrofanes przed swoim wyborem odwiedzał Wenecję i Rzym i dlatego popadł w podejrzenie. 31 Zob.: H istoria Patriarchica C on stan tinopoleos, 191— 204; Do­ roteusz z Monemwazji, dz. cyt., 439— 440. Doroteusz nie lubił Jeremiasza II i bezzasadnie pomawiał go o brak inteligencji. Obszerniej o Jeremiaszu zob. C. N. Sathas, B iographikon S ch ediasma p éri tou Patriarchou H ierem iou B ’ (1572— 1594), Ateny 1870, a także L. Petit J érém ie II Tranos, w: D iction naire de T h éologie C atholique, VIII, 1, 886— 894. W sprawie jego stycz­ ności z luteranami i z Rosją zob. niżej, str. 272 ns.

222

II. Kościół i państwo niewiernych

tesz” w wysokości 3000 sztuk złota, by uzyskać zatwier­ dzenie wyboru. Ale udało mu się uzyskać obniżenie rocz­ nej daniny, którą Kościół musiał składać, do 2000 sztuk złota. W zamian za to pozwolono patriarsze na powiększe­ nie siedziby i gmachów urzędowych patriarchatu. Joasafowi II udało się obniżyć „pesztesz” do 2000 sztuk złota; ale to szczęście nie trwało długo. Niezgodne wybory do­ prowadziły do przetargów, a Wysoka Porta rzecz jasna sprzyjała kandydatom najwięcej płacącym. Patriarcha taki jak na przykład Jeremiasz II, wybrany zgodnie z życze­ niami społeczności, znajdował się w położeniu gorszym niż kandydat popierany przez, bogatych władców księstw albo bogate rodziny kupieckie z Konstantynopola. Rzecz jasna też, że władze tureckie chętnie widziały częste zmiany na tronie patriarszym. Niewielu tylko tureckich mężów stanu, takich na przykład jak Sulejman Wspaniały, dążyło do trwałego uporządkowania stosunków wśród Greków. Kłót­ nie i intrygi, w których lubował się nie tylko Święty Sy­ nod, ale i całe społeczeństwo greckie, były dla chciwości tureckiej pokusą zbyt ponętną, by można było nią gardzić.32 W stuleciu, które upłynęło między rokiem 1595, kiedy Jeremiasz II ukończył ostatni okres swych patriarszych rządów, a rokiem 1695, obsada tronu patriarszego zmieniła się sześćdziesiąt jeden razy, choć — ponieważ wielu pa­ triarchów powracało po złożeniu ich z urzędu — było w tej liczbie tylko trzydziestu jeden patriarchów. Niektórzy z nich mogli się krótko tylko upajać godnością. Mateusz II rządził przez dwadzieścia dni w roku 1595, następnie przez bez mała cztery lata, od roku 1598 do 1602, a w końcu przez siedemnaście dni w roku 1603. Cyryl I Lukaris, naj­ słynniejszy z patriarchów w XVII wieku, zasiadał na tro­ nie siedmiokrotnie. Jeden z jego współzawodników, Cy­ ryl II, rządził raz tylko przez tydzień, a później przez dwanaście miesięcy. Przeciętnie okres panowania wynosił nieco mniej niż dwadzieścia miesięcy. Zetknięcia się z oku­ pantem stawały się coraz niebezpieczniejsze. Turcy przy­ prawili o śmierć czterech patriarchów podejrzanych o zdra­ 32 Zob.: H istoria Patriarchica C on stan tinopoleos, 179; N. Jorga, B yzan ce après B yzan ce, 82 ns.

IL Kościół i państwo niewiernych

223

dę. Byli to: Cyryl I, Parteniusz II, Parteniusz III i Ga­ briel II. Zdarzało się, że jakiś kandydat miał tak potężnych przyjaciół u władz, iż mógł zaspokoić swe ambicje bez wy­ kładania pieniędzy. Ale takich nie było wielu.33 Pod koniec XVII wieku zwykła cena, którą patriarcha musiał za swój urząd zapłacić, wynosiła około 20 000 piastrów, czyli okrągło 3000 funtów w złocie. W tymże czasie patriarchat płacił Porcie, poczynając od wczesnych lat stulecia, roczną daninę w wysokości 20 000 piastrów, a ponadto składał nie­ jedną mniejszą daninę, między innymi dostarczał codzien­ ną porcję baraniny dla straży pałacowej, ludzi o apetycie żarłocznym.34 Sytuacja doszła do szczytu na początku XVIII wieku, w roku 1726, kiedy to patriarcha Kallinikos III zapłacił za swój wybór nie mniej niż 36 400 piastrów, co równa się w przybliżeniu 5600 funtów w złocie. A że zmarł z radości na atak serca zaraz następnego dnia, transakcja okazała się kosztowna dla Kościoła.35 Takie gorszące zdarzenia dopro­ wadziły w końcu do pewnej stabilizacji stosunków. Spo­ łeczność grecka poczęła rozumieć, że Kościół, któremu wierni świeccy musieli coraz bardziej udzielać pieniężnej pomocy, po prostu nie może pozwolić sobie na tak częste zmiany. A nawet Turcy zrozumieli, że sprawy zaszły już zbyt daleko. W stuleciu 1695—1795 mieliśmy trzydzieści jeden zmian na tronie patriarszym przy dwudziestu trzech patriarchach. Było to już dostatecznie złe, jeżeli stan ten porównamy ze stuleciem 1495—1595, na które przypadło tylko dziewiętnaście zmian. Ale w każdym razie było to 33 Zob. S. Vailhé, C onstantinople (Eglise de), w: D ictionnaire de T h éologie C ath oliqu e, III, 2, 1418— 1426. 34 Zob. tam że, 1430— 1432. Wedle J. Aymona, dz. cyt., 486, Dio­ nizy III zapłacił w 1662 roku 12 000 talarów. Sir Paul Ricaut, T he P resen t State of th e G re ek and A rm en ian C h urches, A nno Christi 1678, London 1680, 107, powiada, że patriarcha zwykle płacił 10 000 dolarów za swój wybór, ale że obecnie cena wzro­ sła do 25 000. G. J. Grelot, dz. cyt., 138, pisze, że kiedy był w Konstantynopolu w latach po 1670 roku, dwóch kolejnych patriarchów zapłaciło 50 000 i 60 000 koron. Potwierdza to J. Pitton de Tournefort, R elation d'un v oya g e du L eva n t, fait par ord re du roi, 2 tomy, Paris 1717, 118; godność patriarchy sprzedaje się teraz za 60 000 talarów. 35 Zob. S. Vailhé, art. cyt., 1432.

224

IL Kościół i państwo niewiernych

lepiej niż w XVII wieku.36 Niemniej przeto zadłużenie pa­ triarchatu rosło bez przerwy. W roku 1730 wynosiło 100 769 piastrów, to jest raczej więcej niż 15 000 funtów w złocie. A tymczasem dochody patriarchatu, odnośnie do których nie posiadamy dokładnych cyfr, nie wystarczały — 0 ile się zdaje — na pokrycie zwykłych wydatków.37 Wskutek tego Kościół musiał popaść w zależność od bo­ gatszych świeckich wiernych, od na pół niepodległych prawosławnych książąt i od kupców z Konstantynopola. Tymczasem ujawnił się nowy czynnik rozkładu. Cesar­ stwo ottomańskie nawiązało regularne stosunki dyploma­ tyczne z zachodnią Europą. Ambasadorzy zachodnioeuro­ pejscy uwierzytelnieni przy Wysokiej Porcie poczęli się rozglądać za pozyskaniem wpływów wewnątrz cesarstwa. Opłacało się pozyskać sympatię i poparcie u chrześcijań­ skich społeczności. Poselstwa poczęły zatem knuć nowe intrygi. Francja i Austria, choć z sobą niezgodne, wykorzy­ stywały pracę misjonarzy katolickich wśród miejscowych chrześcijan w celach raczej politycznych niż religijnych. Natomiast Anglia i Holandia, również z sobą poróżnione, przeciwdziałały tym poczynaniom podsycając opozycję ka­ tolików i zmierzając do tego, by Kościoły prawosławne 1 protestanckie nawiązały z sobą stosunki. Tak więc agenci państw zachodnich dołączyli się do czynników, które intry­ gowały, ilekroć dochodziło do wyboru patriarchy. A gdy tak chętnie witano pieniądze płynące z poselstw państw zachodnich, nie można się dziwić, że Turcy nie patrzyli przychylnie na takie frymarki. Wykonanie wyroków śmierci na czterech patriarchach jako kara za zdradę było pośrednio skutkiem tych poselskich intryg. Lecz i w tej dziedzinie doszło do poprawy w ciągu XVIII wieku. Mo­ 36 Zob. S. Vailhé, art. cyt., 1432— 1433. 37 Zob. tam że. Zob. też T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 132. 160. Po roku 1763 kandydaci na patriarchów musieli opłacać „pesztesz” z własnych środków — zob. A. K. Hypsilantis, dz. cyt., 397, co przynosiło poprawę finansowego położenia Kościoła, ale po­ większało zależność kandydatów od ich popleczników. A mimo wszystko w przeddzień greckiej wojny o niepodległość zadłuże­ nie patriarchatu dochodziło do 1 500 000 tureckich piastrów. Zob. M. Raybaud, M ém oires sur la G rèce, ze wstępem historycznym A. Rabbégo, 2 tomy, Paris 1824, 80.

II. Kościół i państwo niewiernych

225

carstwa zachodnie poczęły sobie uświadamiać, że takie intrygi nie przynoszą opłacalnych wyników. Ich miejsce jednak zajęła potęga, na którą Turcy poczęli niebawem spoglądać ze znacznie większą nienawiścią i obawą — było to odrodzone i rosnące imperium rosyjskie.38 W takim stanie wewnętrznych stosunków trudno się było spodziewać, by Kościół mógł domagać się od swych turec­ kich panów poszanowania przyznanych mu uprawnień. Ten i ów sułtan lub wezyr mógł być przyjaźnie usposobiony. Matka sułtana Murada III była Greczynką. Szeptano, że sułtan miał potajemnie ikonę Najświętszej Panny i odda­ wał jej cześć.39 Wezyr Sulejmana Wspaniałego, Sokiillii, poturczony Bośniak, brał niekiedy udział w prawosławnych nabożeństwach w towarzystwie dwu swoich siostrzeńców. Uraził jednak Greków, gdyż w roku 1557 natarczywie do­ magał się przywrócenia serbskiego patriarchatu w Pecz na rzecz jednego ze swych chrześcijańskich krewniaków. Ale ponieważ Turcy nie chcieli podżegać lokalnych separatyzmów, nakazano serbskiemu patriarsze podlegać starszemu bratu w Konstantynopolu.40 Powiadano, że wielki albański ród Kóprulii, który w XVII wieku wydał czterech wezy­ rów, stale sprzyjał chrześcijanom.41 Ale przeciętny Turek, czy był sułtanem, czy wodzem, czy urzędnikiem, czy na­ wet robotnikiem, uważał chrześcijan za ludzi do wyzyski­ wania. Sir Paul Ricaut, Anglik pochodzenia hiszpańskiego, który podróżował po całym Wschodzie, napisał na życzenie króla Karola II książkę pt. T h e P r e s e n t S ta te o j t h e G r e e k and, A r m e n ia n C h u r c h e s , A n n o C h r is ti 1678. W książce tej 38 Zob. niżej, rozdział szósty. 39 Zob. S. Gerlach, dz. cyt., 335. 361. Doroteusz z Monemwazji, dz. cyt., 453— 455, twierdzi, że Murad III stał się później za­ wziętym wrogiem chrześcijan. 40 Zob. S. Gerlach, dz. cyt., 88. W sprawie patriarchatu w Pecz zob.: S. Vailhé, art. cyt., 1444; L. Hadrovics, L e P eu p le S erb e et son église sous la dom ination tu rqu e, Paris 1947, 49. 149. 41 Według Demetriusza Kantemira, dz. cyt., 368, Mehmet Köprülü może się równać Justynianowi pod względem ilości kościołów, które pozwolił wybudować. Syn jego Ahmet miano­ wał Panayoti Nikoussiosa, a po nim Aleksandra Mawrokordato na stanowisko wielkiego dragomana. Zob. niżej, str. 400 i 404. Z oboma utrzymywał zażyłe stosunki.

226

II. Kościół i państwo niewiernych

pisze, że wybór patriarchy zależy „więcej od Turków niż od biskupów” . Wzruszało go smutne położenie Greków. „Tragiczne jest — pisze — rozgromienie świątyń, królew­ skie kapłaństwo zostało wygnane z własnych kościołów, te zaś zamieniono w meczety. Tajemnice ołtarza ukrywa się w miejscach utajonych i ciemnych. Oglądałem to w mia­ stach i wsiach, przez które przejeżdżałem. Są to raczej grobowce i groby niż kościoły; dachy ich są niemal zrów­ nane z powierzchnią ziemi, gdyż inaczej najmniejsze wzniesienie budowli będzie oskarżone jako tryumf religii chrześcijańskiej i współzawodnictwo z wyniosłymi wieży­ cami muzułmańskich meczetów.” Ricaut trafnie oceniał trudności, jakie przygniatały grecki Kościół. Co więcej, wiedząc to, co wiedział, zdumiewał się, że Kościół ten mógł w ogóle przetrwać. „Człowiek nie powinien się dziwić — pisał dalej — widząc ucisk i pogardę, jakie spadają na dobrych chrześcijan, oraz nieuctwo ich społeczności wyni­ kające z ubóstwa duchowieństwa, że znajdzie się wielu odstępców od wiary. Ale należy raczej uważać za cud i rzeczywiste sprawdzenie się słów Chrystusa: »Bramy pie­ kielne nie przemogą Kościoła«, że utrzymał się tak silny duch oporu i na przekór całej tyranii i podstępów godzą­ cych w Kościół utrzymało się jawne i publiczne wyznanie wiary chrześcijańskiej.” 42 Sir Paul miał dobre wiadomości. Kapłani byli rzeczywi­ ście biedni, gdyż obciążony długami patriarchat nie mógł w żaden sposób okazać się szczodrym wobec swych sług. Wprost przeciwnie, wydobywał z nich, a nazbyt często z ich trzódki, ile tylko dało się wydobyć pieniędzy. Nie był też zdolny — jak się przekonamy — zapewnić im należytego wykształcenia. Przechodzenie na islam — jak zauważa Sir Paul — jest w dużej mierze skutkiem nieuctwa tego zubo­ żałego duchowieństwa. Wynikało też ze zrozumiałej chęci wydostania się z hańbiącej wieczystej przynależności do obywateli drugiej klasy. Był to ruch jednostronny. Żaden muzułmanin nie splamiłby się przyjęciem religii uważanej za niższą politycznie i społecznie. A gdyby nawet się na to zdobył, podlegał karze śmierci. Jeszcze w latach po roku 42 P. Ricaut, dz. cyt., 12— 13.

II. Kościół i państwo niewiernych

22 1

1780 chłopiec grecki usynowiony przez muzułmanina i wy­ chowany w islamie bywał w Janinie wieszany, jeżeli po­ wrócił do wiary swych ojców. Sir Paul taktownie nie rozpisywał się zbyt surowo o tak jawnej bezsilności pa­ triarchatu. Zdawał sobie z niej sprawę, ale był na tyle bystry, by zrozumieć, dlaczego rzeczy tak daleko zaszły. Osądy jego łagodniały pod wpływem współczucia. Ale je­ żeli chodzi o zachodnich pisarzy XVII i XVIII wieku, był niemal jedynym współczującym. Większość sądziła — jak Robert Burton — że Grecy ,,są raczej półchrześcijanami niż kimkolwiek innym” . Albo godziła się z sądem Lady Mary Wortley Montagu, że o ile chodzi o ich księży, „żadna społeczność ludzka nie składała się z gorszych nieuków” .43 Rzecz to paradoksalna: słabość patriarchatu zapewniała Kościołowi niejaką ochronę. Turcy bowiem przywykli od­ nosić się do całej organizacji kościelnej z wygodnym lekce­ ważeniem. Poddawali ją drobnym ukłuciom, wymuszaniu pieniędzy i uciskowi, ale zresztą nie troszczyli się o nią. Nie budziła w nich nigdy obawy na tyle, by pomyśleli 0 jej unicestwieniu. Jej niewidzialny duch mógł przetrwać. Trzeba zapoznać się z takim tłem politycznym, zanim się przystąpi do krytykowania greckiego Kościoła pod pa­ nowaniem Turków i do zarzucenia mu, że nie wniósł więk­ szego wkładu w życie religijne i religijną myśl. Trzeba pa­ miętać, jak okrutnie niewola krępuje przedsiębiorczość. Kościół był bardzo żywotny aż po ostatnie dni niepodleg­ łości Bizancjum. Wśród jego wyższych duchownych było wiele najświatlejszych umysłów tych czasów. Jeszcze w XV wieku pojawiały się dzieła teologiczne na najwyż­ szym poziomie. Słudzy Kościoła mogli zwracać całą uwagę na sprawy Boże, ponieważ istniał chrześcijański cesarz, który dbał o to, co cesarskie. Podbój to wszystko zmienił. Patriarcha stał się władcą świeckim, ale władcą państwa pozbawionego najwyższej władzy wykonawczej, państwa w państwie, którego istnienie zależało od zmiennej dobrej woli obcego innowierczego zwierzchnika. Wiele nowych 1 ciężkich obowiązków teraz nań spadło. Jego urząd musiał 43 W sprawie Burtona zob. niżej, str. 230. Lady Mary Wortley Montagu, dz. cyt., 318— 319.

228

II. Kościół i państwo niewiernych

się zająć zagadnieniami natury skarbowej i sądowniczej, którymi dawniej parała się władza świecka. Brakło mu własnej tradycji, na której mógłby się opierać. Musiał czerpać ze szczątków dawnej tradycji imperialnej. A przy tym nieustannie musiał pamiętać, że ma nad sobą wyma­ gającego zwierzchnika. Nawet wielka zachodnia monarchia papieska uznała, że złączenie władzy duchownej ze świec­ ką pociąga za sobą wysiłek nie do zniesienia. Patriarchato­ wi trudniej przychodziło dźwigać ciężar, który nań spadł niespodziewanie. Z przeszłości nie wyniósł doświadczeń; teraz pozbawiono go istotnej wolności ruchów. Nie należy się dziwić, że niewielu greckich duchownych znalazło te­ raz czas, by poświęcić się rozważaniom teologicznym albo też życiu duchowemu. Owszem, jest raczej godne uwagi, że Kościół potrafił jakoś przez jeszcze dwa stulecia wydać pewną ilość aktywnych teologów, którzy mogli się równać z teologami z innych części Europy. Ale ci luminarze na­ leżeli do niewielkiego kręgu intelektualnej arystokracji. W licznych szeregach duchowieństwa i wśród wiernych poziom nauki obniżał się szybko. Zabrakło środków, by za­ pewnić im odpowiednie wykształcenie.

Rozdział trzeci KOŚCIÓŁ I NAUCZANIE^

Żaden Kościół — z wyjątkiem może zupełnie „ewange­ licznego” — nie może rozkwitnąć, jeśli jego duchowieństwo i wierni świeccy nie osiągnęli pewnego poziomu kultury. Kościół grecki też ze wszystkich następstw niewoli najgłę­ biej musiał odczuć jej skutki w dziedzinie wychowania. W chwili zdobycia Konstantynopola przez Turków ist­ niał tam jeszcze uniwersytet. Wielu jego znakomitszych profesorów już się było schroniło dla większego bezpie­ czeństwa do Italii, gdzie ceniono ich wiedzę, a pobory wy­ płacano bardziej regularnie. Na czele uniwersytetu stał w roku 1453 uzdolniony młody jeszcze uczony Michał Apostolis, sprzyjający unii z Rzymem, a — jak się zdaje — te jego poglądy nie przyprawiły go o utratę uczniów. W chwi­ li upadku miasta dostał się do niewoli, później jednak z niej się wymknął i znalazł się w Italii, gdzie czekała nań piękna kariera.1 W Tessalonice, Mistrze i Trebizondzie ist­ niały zdaje się akademie zależne od poparcia ze strony państwa. Gdy z biegiem czasu miasta te zostały zdobyte przez Turków, musiały zniknąć i te ośrodki wyższej nauki.* 2 1 * Tak w tym wypadku przetłumaczyłem wyraz „education”. Obejmuje on tu pojęcia: wychowania, udzielania nauki po­ cząwszy od podstaw oraz kształcenia przede wszystkim du­ chownych (przyp. tłum.). 1 W sprawie Apostolisa zob. E. Legrand, B ibliographie H el­ lén iq u e: d escription raison née des ou vrages publiés en G rec par des G recs a u x 25e et 16e siècles, 4 tomy, Paris 1885— 1906, LVI— L X X ; D. J. Geanakoplos, G reek Scholars in V en ice. S tu ­ dies in th e D issem ination o f G re ek L earning from B yzantium to W estern E urope, Cambridge Mass. 1962, 73— 110. 2 W sprawie akademii Plethona w Mistrze zob. wyżej, str. 137. Niewiele mamy wiadomości o akademiach w Tessalonice i Tre­ bizondzie.

230

III. Kościół i nauczanie

Jeżeli chodzi o Konstantynopol, wszystkim, co zdołało ocaleć z rozgromu, była Akademia Patriarsza. Współpra­ cowała ona z uniwersytetem i dzieliła się z nim wykładow­ cami. Przyjmowała jednak chłopców w młodszym wieku i kładła nacisk raczej na naukach teologicznych niźli na świeckich. Teraz zaś bardziej niż kiedykolwiek musiała się poświęcić wychowywaniu duchowieństwa. Porzucono wyższe studia świeckie, nie wyłączając filozoficznych; te ograniczono do samych podstaw. Martin Kraus, czyli Crusius, który około roku 1555 został profesorem greki w Ty­ bindze i był bodaj jedynym wśród zachodnioeuropejskich uczonych, który się zajmował położeniem współczesnych mu Greków oraz utrzymywał ożywioną wymianę listów z greckim duchowieństwem w Konstantynopolu — zasmu­ cił się bardzo, gdy się dowiedział, na jak wielki brak szkół cierpią. Pisze, że „w całej Grecji nigdzie nie kwitnie nauka. Grecy nie mają publicznych akademii ani profesorów z wyjątkiem najbardziej pospolitych szkół, gdzie uczą chłopców czytania Horologion, Oktoechon, psałterza i in­ nych ksiąg liturgicznych. Ale wśród kapłanów i mnichów znajdzie się tylko bardzo niewielu takich, co rozumieją te księgi” 3. Crusius nie był sprawiedliwy dla Akademii Patriarszej, która rzetelnie się starała jak najlepiej pracować, ale gwałtownie potrzebowała reform. Na ogół biorąc całe wyż­ sze nauczanie, jakie przetrwało wśród Greków na ziemi greckiej, spoczywało na barkach prywatnych nauczycieli. Pewna ilość nauczycieli, którzy zdobyli wiedzę przed ro­ kiem 1453, zdołała przechować żywą tradycję nauki i prze­ kazywać ją swym uczniom. Ale wyniki były skromne. Nie słyszymy o żadnym w ogóle Greku o wybitnych wartościach umysłowych, który by w drugiej połowie XV wieku i w pierwszej XVI przebywał w granicach cesarstwa ottomańskiego. Nie brakło w owych czasach wybitnych Greków, ale znaleźć ich było można tylko na Zachodzie, a miano­ wicie w Wenecji. Jeżeli możemy mówić, że tradycja nie zaginęła, to dlatego, że około połowy XVI wieku pojawia 3 M. Crusius, G erm an ograecia, Basilea 1585, 18.

III. Kościół i nauczanie v

231

się paru greckich uczonych, którzy nigdy nie jeździli za granicę, jak na przykład Manuel z Koryntu, orator i chartofylaks Wielkiego Kościoła zmarły w roku 1551. Jest on autorem paru pism skierowanych przeciw łacinnikom i przeciw neoplatonizmowi Plethona i Bessariona. Był mę­ żem rozległej wiedzy, znał dobrze język łaciński, a nigdy nie wyjechał poza granice cesarstwa ottomańskiego. Za­ pewne zdobył swą wiedzę w rodzinnym Koryncie albo też gdzieś na Peloponezie — dają mu czasami przydomek Peloponnesiacus — albo w ostateczności w samym Kon­ stantynopolu.4 Damascenus Studyta, autor homilii podzi­ wianych jeszcze dziś przez Kościół grecki, urodził się w Tessalonice, a zmarł jako metropolita w Arta; nie odbył też nigdy dalszych podróży. Kształcił się prawdopodobnie na górze Athos.5 Współczesny mu Manuel Malaksus, autor historii patriarchów przełożonej przez Crusiusa, spędził — jak się zdaje — całe swe życie w Konstantynopolu, gdzie prowadził niewielką szkółkę w ruderze, w której wisiało pełno suszących się ryb.6 Patriarcha Jeremiasz II, urodzo­ ny w Anchialos, a wychowany w Konstantynopolu, zdoby­ wał naukę prawdopodobnie w Akademii Patriarszej, którą 4 M. Crusius, T u rco-G ra ecia , 90 ns., przytaczając za Zygomalasem genealogię nauki, powiada, że Manuel był uczniem Mateusza Kamarioty, jednego z ostatnich uczonych w wolnym jeszcze Bizancjum; sam zaś był nauczycielem Arseniosa z M onemwazji, heretyka. O tym zob. niżej, str. 252. O Manuelu zob. E. Legrand, dz. cyt., I, CVI, i M. Jugie, T heologia D ogm ática C hristianorum Orientalium ..., I, 493— 494. 5 Zob. Jugie, j.w ., I, 496. Damascenus napisał też historię Konstantynopola, która nigdy nie pojawiła się w druku (MS. niegdyś w Metoechia Świętego Grobu w Konstantynopolu, obec­ nie zaś w bibliotece patriarchatu). 6 Kronikę znaną jako H istoria Patriarchica C on stan tinopoleos przypisuje się zwykle Malaksusowi. Jako taką wydał ją Martin Crusius w swej T u rco-G ra ecia , choć przyjaciel jego Gerlach, luterański kapelan w Konstantynopolu (zob. niżej, str. 272 ns.), twierdzi, że Malaksus ją tylko przepisał — zob. S. Gerlach, dz. c y t .. 448. O szkole Malaksusa zob. M. Crusius, dz. cyt., 85. M. Jugie, T heologia D ogm ática C hristianorum O rientalium ..., I, 496, przypisuje mu błędnie N om okan on w nowożytnym języku greckim, które naprawdę skomplikował jego krewny Mikołaj Malaksus oraz kapłan Zachariasz Skordyliusz; zob. M. Gedeon, dz. cyt., 515.

232

III. Kościół i nauczanie

się zawsze żywo interesował. Był filozofem i historykiem, a ponadto naprawdę zasłużonym teologiem.7 Bogaty czło­ wiek świecki Michał Kantakuzen musiał był posiąść po­ ważną wiedzę, jeżeli zważymy, jak wspaniały posiadał księgozbiór.8 Ale takich mężów nie było wielu, a poza tym nie wiemy, jakich mieli mistrzów. Dzięki nieczęsto szczęśliwej ironii dziejów Wenecja, pań­ stwo, które przez swój udział w czwartej krucjacie przy­ czyniło się bardziej niż jakiekolwiek inne do zburzenia Konstantynopola, teraz przyszła na ratunek kulturze grec­ kiej. Już poprzednio od pewnego czasu przebywała w We­ necji grecka kolonia złożona początkowo z kupców i inży­ nierów. Teraz wzmogła się liczebnie dzięki uchodźcom z Konstantynopola. Byli wśród nich wykształceni arysto­ kraci, jak na przykład Anna Notaras, córka Łukasza Notarasa, pierwszego ministra ostatniego cesarza.9 Przybyli też inni uczeni, jak Apostolis, ostatni rektor uniwersytetu.101 Przybywali ponadto ambitni chłopcy z ziem greckich owład­ niętych przez Wenecjan, a zwłaszcza z Krety. Przybywali po naukę i życiowe awanse. Pod koniec XV stulecia We­ necja stała się ożywionym ośrodkiem greckiej kultury. Osiedlili się tam wybitni filozofowie i nauczyciele greckiej narodowości, jak Marek Musurus, Janus Laskaris, Jerzy z Trebizondy i Andronik Kallistos.11 Kardynał Bessarion zapisał miastu swój niezrównany zbiór rękopisów grec­ kich.12 Przy ich przepisywaniu zatrudniano studentów po­ chodzących z Krety. W Wenecji też współzawodniczące z sobą przyjaźnie drukarnie Aldusa Manutiusa i Greka Kalliergisa podjęły po raz pierwszy na wielką skalę dru­ kowanie tekstów greckich.13 Erazm z Rotterdamu jeździł do Wenecji pragnąc udoskonalić swą znajomość greki.14 7 O Jeremiaszu II zob. wyżej, str. 221, i niżej, str. 272 ns. 8 Zob. wyżej, str. 218. 9 O Annie Notaras zob. D. J. Geanakoplos, B yzantine East and Latin W est, 117— 118. 10 Zob. wyżej, str. 229. 11 Zob. D. J. Geanakoplos, G reek Scholars in V en ice ..., passim, zwłaszcza rozdziały od czwartego do szóstego. 12 Zob. tam że, 145. 13 Zob. tam że, 116 ns.; 201 ns. 14 Zob. tam że, 256— 278.

III. Kościół i nauczanie

233

Każdy ambitny młodzieniec grecki z Konstantynopola gorąco pragnął odwiedzić Wenecję, o ile tylko żywił inte­ lektualne skłonności. Podjęcie takiej podróży nie było zbyt trudne. Turcy rzadko przeszkadzali młodym Grekom w wy­ jazdach za granicę. Jeżeli jakiś student zdołał raz zebrać dość pieniędzy, by dostać się do Wenecji, był pewny, że zastanie tam wielu gościnnych rodaków, którzy mu prawdo­ podobnie dopomogą do ukończenia studiów lub też pożyczą mu potrzebnych po temu pieniędzy. Religia, jaką wyzna­ wał, nie musiała być dlań przeszkodą. Prawda, że czołowi uczeni zamieszkali w Wenecji zjednoczyli się wszyscy z Kościołem rzymskim, prawdą jest też, że Wenecja nie by­ wała w przeszłości życzliwa dla prawosławnych. Teraz jed­ nak nie było tak wielkiej nietolerancji. Wenecjanie częścio­ wo byli świadomi, że nie stać ich na urażanie swych grec­ kich poddanych, częściowo zaś pamiętali, że w ich siłach zbrojnych służyło wielu greckich najemników. Dołączał się do tego rosnący duch oświecenia i niepodległości. Ten zaś sprawiał, że nie dozwalali Inkwizycji działać na ich ziemi bez zezwolenia rządu.15 Patriarcha Maksym IV zdołał uzy­ skać wolność wyznania dla prawosławnych na Wyspach Jońskich, a wkrótce potem wzniesiono w samej Wenecji grecki kościół. Przyjęto początkowo, że był to kościół unic­ ki podlegający patriarsze weneckiemu. W roku 1577 rząd wenecki zgodził się na poddanie tego kościoła prawosław­ nemu patriarsze w Konstantynopolu. Ten zamianował na tamtejszego biskupa metropolitę Filadelfii, którego tytu­ larna siedziba w Azji Mniejszej była podówczas na pół zbu­ rzoną wioszczyną.16 15 Zdarzyło się jedynie sześć razy, że pozwolono Inkwizycji na ściganie heretyków w Wenecji. Zob. P. G. Molmenti, V en ice, przełożył H. Brown, cz. II: T he G olden A ge, London 1907, I, 23— 24. 16 W sprawie historii greckiego Kościoła w Wenecji zob. D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W est, 116— 121. Zdaje się, że już poprzednio założono małą szkołę grecką. W roku 1626 bogaty Grek wenecki Tomasz Flanginis obdarzył kolonię znacz­ ną sumą pieniężną przeznaczoną na cele nauczania. Szkoła ta rozrosła się w szeroko podziwianą akademię znaną pod nazwą Flanginion. W sprawie ugody Maksyma z Wenecją zob. F. M iklosich i J. Miiller, dz. cyt., V, 284.

234

III. Kościół i nauczanie

Wenecja mogła zapewnić inne także korzyści. Pod jej bokiem istniał uniwersytet w Padwie. Założony w roku 1222, zasłynął od razu ze swych nauk lekarskich i filozo­ ficznych. Wenecjanie zajęli Padwę w roku 1405; wenecki senat zaś zatwierdził pospiesznie autonomię i przywileje uniwersytetu. Autonomia ta, poręczona przez rząd, która nie dopuszczała ingerencji papiestwa czy Inkwizycji, po­ zwalała uniwersytetowi oddawać się spekulacjom religij­ nym w zakresie, który byłby nie do pomyślenia gdziekol­ wiek indziej w zachodniej Europie. Uniwersytet w Padwie jako jeden z pierwszych począł zachęcać do studiowania kultury greckiej, a Grecy mogący wykładać na podstawie tekstów greckich bywali szczególnie mile witani. W roku 1463 . założono katedrę grecką i nadano ją Ateńczykowi imieniem Demetrios Chalkondylas.17 Jeden z jego następ­ ców, Mikołaj Laonicus Thomaeus, pochodzący z Epiru, wy­ głosił w roku 1497 cykl wykładów o Arystotelesie posłu­ gując się wyłącznie tekstem greckim i paroma komenta­ rzami aleksandryjskimi. Wykłady jego — zdaniem później­ szego kardynała Bembo — zapowiadały nową epokę stu­ diów filozoficznych.18 Dzięki weneckim drukarniom, które umożliwiły zaopatrywanie się w teksty greckie, studia greckie w Padwie zasłynęły szeroko. Nic więc dziwnego, że greccy studenci pragnęli się tam dostać. Młodzi ludzie, którzy chcieli wejść w służbę Koś­ cioła, a byli zdania, że wiedza, jakiej mogła udzielić Aka­ demia Patriarsza, nie osiągała należytego poziomu, mogli tam zapoznać się z najnowszą filozofią i uzbroić się w ten sposób do walki z wrogą propagandą godzącą w ich Koś­ ciół. A jeżeli dowiedli bystrego umysłu, witano ich tam jako urodzonych znawców greckiego języka. Młodzieńcy nie odczuwający szczególnego powołania religijnego sku­ piali się w tamtejszej słynnej szkole lekarskiej. Medycyna 17 Zob. G. Camelli, D em etrio C alcocondilo, Firenze 1954, 50— — 55. 18 Przemówienie kard. Bembo na temat, co Wenecja ma do zawdzięczenia Grekom, podaje J. Morelli, In torn o ad un orazion e greca inedita del Cardinale P ietro B em b o alia Signoria di V en ezia, ,,Memorie del Regale Istituto del Regno Lombardo-Veneto”, Milano 1821, II, 251— 262.

III. Kościół i nauczanie

235

obiecywała pomyślną karierę w cesarstwie ottomańskim. Niewielu tylko Turków porywało się na ciężką pracę, któ­ rej wymagała praktyka lekarska. Skutkiem tego popadali sami w zależność od swych lekarzy greckich i żydowskich. A Grecy szybko pojęli, jak wielki wpływ mógł zdobyć le­ karz rodzinny. Młodzi Grecy studiowali też filozofię. Tak powstała klasa lekarzy-filozofów. Mówiono o nich, że gdy nie uda im się uzdrowić ciała pacjentów, mogli przynaj­ mniej dostarczyć ich duszy pociechy, jaką daje filozofia. Jednym z pierwszych Greków urodzonych pod panowa­ niem ottomańskim, który zaczął kształcić się na Zachodzie, był Epirota Maksym znany pod późniejszym przydomkiem Hagioryta. Urodził się w Arta w roku 1480, a będąc chłop­ cem jeździł po wiedzę aż do Paryża. Później przybył do Florencji, a w końcu do Wenecji i Padwy. Powróciwszy na Wschód został mnichem na górze Athos w monaster ze Watopedi. Zdaje się, że wywarł pewien wpływ na utrzymanie przy życiu nauczania na Górze. Rozumiał wartość dobrych księgozbiorów, a zasłynął jako bibliotekarz. Toteż gdy wielki książę moskiewski Wasyl III zwrócił się w roku 1518 do patriarchy Teolepta I z prośbą o przysłanie mu dobrego bibliotekarza i tłumacza — wyznaczono na to sta­ nowisko Maksyma. Dalsze jego losy należą już do historii rosyjskiej.19 Większość uczonych Greków należących do jego lub też następnego pokolenia, którzy kształcili się na Zachodzie, miała to szczęście, że urodziła się na ziemiach objętych zwierzchnością wenecką. Dostanie się do Wenecji nie spra­ wiało im zatem trudności. Do takich należy Pachcmiusz Rusanus rodem z Zante; nie znamy dokładnych dat jego życia. Kształcił się w Padwie i w innych miastach italskich, był dobrym gramatykiem, a także teologiem. Najważniej­ sze jego dzieła teologiczne zwracały się przeciw łacinnikom i przeciwko pewnemu heretykowi zwanemu Joanicjusz Kartanus, który głosił fantastyczne nauki neognostyczne o Bogu i aniołach.20 Do następnego pokolenia należał Kreî9 Zob. E. Dénissoff, M axim e le G rec et VOccident, Louvain 1942. passim. 20 Zob.: E. Legrand, dz. cyty, I, 231; M. Jugie, T heologia D o g ­ m á tica C hristianorum O rientalium ..., I, 495— 496.

236

III. Kościół i nauczanie

teńczyk Meletios Pegas, zmarły w roku 1601, który odegrał wybitną rolę w politycznych poczynaniach Kościoła prawo­ sławnego.21 Był też i inny Kreteńczyk, Maksym Margunios, zmarły w roku 1602. I on też kształcił się w Padwie. W póź­ niejszym okresie swego życia, będąc biskupem w Cyterze, poszukiwał kompromisu, który by mógł być przyjęty za­ równo przez Wschód, jak i Zachód. Chodziło o sporną klau­ zulę „Filioąue” . Metropolita Filadelfii, głowa greckiego Kościoła w Wenecji, pomawiał go o żywienie poglądów łacińskich. Zmuszono go do wysłania do Konstantynopola usprawiedliwienia wykazującego, że wyznaje prawowierną naukę o pochodzeniu Ducha Świętego. Poza tym napisał sporo rozpraw — jak dotąd nie wydanych — przeciwko jezuitom i franciszkanom. W wyniku tego Inkwizycja dwu­ krotnie chciała go prześladować, ale rząd wenecki wziął go pod opiekę. Zachował się jego testament. Warto zwrócić uwagę, jak pieczołowicie zadbał o właściwy podział swych książek, wśród których było wiele łacińskich. Większą część swej biblioteki greckiej zapisał kreteńskiemu monasterowi, gdzie jako dziecko uczył się czytać. Ale jedna książkę, która miała pochodzić z monasteru Świętej Kata­ rzyny na Synaju, kazał tam odesłać. W końcu jego biblio­ teka uległa rozproszeniu.22 Jego rękopiśmienny egzemplarz starogreckich tragików znajduje się obecnie w monasterze Iviron na górze Athos, a wraz z nim większość jego ksiąg łacińskich.23 Dawniejszy jego przeciwnik Gabriel Sewer, metropolita Filadelfii, urodził się w Monemwazji w roku 1541, tuż po jej zdobyciu przez Turków. I on też był uczniem Padwy. Większość życia spędził w Lesinie w Dalmacji, gdzie pod­ ówczas znajdowała się grecka kolonia, a następnie objął opiekę nad grecką kolonią w Wenecji. Pisał książki ude­ rzające zarówno w łacinników, jak i w luteranów. Zmarł 21 Zob. niżei, str. 287 ns. 22 Zob.: E. Legrand, dz. cyt., II, X X I I — L X X V II; D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W est, 165— 193. Zob. też niżej, str. 287 ns. 23 D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W e s t, 183— — 193, sprawdził osobiście spis jego książek znajdujących sie jeszcze w bibliotece Iviron.

III. Kościół i nauczanie

237

w roku 1616.24 Jego przyjaciel, Ateńczyk, Teodor Karykis, metropolita ateński, który w roku 1596 został w podejrza­ nych okolicznościach wybrany patriarchą pod imieniem Teofanes I, studiował zdaje się z nim w Padwie.25 Prawie wszyscy ci teologowie, bez względu na to, czy pochodzili z terytorium weneckiego, czy ottomańskiego, i bez względu na to, czy kształcili się w Italii, czy nie, byli nastrojeni silnie antylatyńsko. Kościół rzymski począł szu­ kać środków zaradczych dopiero pod koniec XVI wieku. W roku 1577 papież Grzegorz XIII założył w Rzymie ko­ legium pod wezwaniem Świętego Atanazego celem wycho­ wywania Greków w prawdziwej wierze. Wychowankowie pochodzili prawie bez wyjątku z wysp pozostających jesz­ cze lub przynajmniej do niedawna pod italskim panowa­ niem, jak na przykład Korfu, Kreta, Cypr, a przede wszy­ stkim Chios. Kolegium dawało wykształcenie na bardzo wysokim poziomie. Do jego uczniów należał wielki uczony rodem z Chios — Leon Allatios. Dopuszczano do studiów chłopców pochodzących z rodzin prawosławnych; liczono, że będą się nawracać, ale te nadzieje nie zawsze się iściły.26 Równocześnie otrzymanie dobrego wykształcenia w Kon­ stantynopolu stawało się łatwiejsze. Począwszy od roku 1550 podjęto pod wpływem uczonych wychowanków Pad­ wy usiłowania zmierzające do reformy Akademii Patriar­ szej. Wprowadzono nauki wyższego stopnia, zwłaszcza w dziedzinie filozofii. W roku 1593 uczony patriarcha Jere­ miasz II zwołał Synod, który nadał Akademii nowy ustrój. Potworzono różne sekcje obejmujące wyższą filozofię i nie­ które nauki ścisłe obok teologii i literatury. Każdej sekcji przewodniczył scholarehos mianowany przez patriarchę. Zdaje się, że pierwsi scholarchowie otrzymali byli wszyscy swe stopnie w Padwie.27 24 Zob.: E. Legrand, dz. cyt., II, 144— 151; II, A. C. Demetracopoulos, O rth odoksos Helias, Lipsk 1872, 143— 146. Zob. też niżej, str. 282. 25 Zob. D. Sicilianos, dz. cyt., 191— 192. 26 Zob. M. Jugie, T heologia D ogm ática Christianorum O rientalium..., I, 522 ns. 27 W sprawie Jeremiasza zob. C. N. Sathas, B iographikon S ch ediasm a..., passim. Jeremiasz usiłował nakłonić Marguniosa, by przybył i nauczał w Akademii Patriarszej — zob. E. Legrand, dz.

238

III. Kościół i nauczanie

Tak pod koniec XVI wieku było kilka różnych kursów dostępnych dla uzdolnionych i przedsiębiorczych młodzień­ ców greckich spragnionych wyższego wykształcenia. Ale dla młodziana nie zamieszkałego w Konstantynopolu lub który nie miał możności udania się do Italii, sprawa nie była tak prosta. A poza tym nawet w szkole patriarszej nie było nadmiaru miejsc. Synod z roku 1593, który prze­ prowadził reformę Akademii Patriarszej, nalegał też na metropolitów, by w swych siedzibach także zakładali aka­ demie. Nie wiadomo, ilu metropolitów poszło za tym we­ zwaniem. Założenie i utrzymanie akademii było sprawą kosztowną; dopływ dobrych nauczycieli również był ogra­ niczony. Zdaje się, że w najbliższych dziesięcioleciach za­ łożono akademie w dużych miastach, jak Tessalonika, Trebizonda i Smyrna, i zapewne podlegały one miejscowemu metropolicie; ale posiadamy o tym niezmiernie szczupłe wiadomości.28 Jedyna akademia, która czymś zasłynęła i wychowała wybitniejszych uczniów, została założona nie przez metropolitę, lecz przez kapłana pochodzącego z Epiru, Epifaniusza Higumena, przydzielonego do greckiego kościoła w Wenecji. Zebrał on pewną kwotę pieniężną, prawdopodobnie z darów bogatszych członków swej ow­ czarni, i złożył ją w skarbcu Świętego Marka. Odsetki od tej sumy szły na opłatę nauczycieli akademii, której sie­ dzibą stały się Ateny. Akademia ateńska liczyła w pierw­ szych latach XVII wieku wśród swych profesorów uczo­ nych takich jak Teofil Korydalleus, szkoły neoarystoteliańskiej; jak uczeń jego Nikodem Ferreus i Demetrios Angelus Benizelos.29 Wychowankiem tej akademii był też Nataniel Chychas, który osiągnął pewien rozgłos jako pi­ sarz polemista. Ale Chychas przeniósł się z Aten do Rzy­ mu, do Kolegium Świętego Atanazego, i wiedzę swą zacyt., II, X X V III— X X X ; D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W est, 167— 168; w sprawie listów Marguniosa do Jeremia­ sza zob. C. N. Sathas, j.w ., 98— 135. 28 Zob.: P. Karolidis, dz. cyt., 537, J. Z. Stephanopoli, L ’ Ecole, fa cteu r du rév eil national, w: Le C in g -cen tièm e an niversaire de la prise de C onstantinople, L ’H ellén ism e con tem p ora in , ze­ szyt poza serią, Athènes 1953, 242— 243. 253— 254. 29 Zob.: tam że, 254— 255; D. Sicilianos, dz. cyt., 258— 259.

III. Kościół i nauczanie

239

wdzięczą być może tamtejszym katolickim ojcom. Nawró­ cili go oni na katolicyzm; on natomiast udał się do Wene­ cji i Padwy i powrócił do wiary przodków. Dositeos z Je­ rozolimy, który później wydał jedną z jego antylatyńskich rozpraw, pisze, że ,,pił on w Rzymie z mętnych wód schiz­ my i herezji, ale gdy przybył później do Wenecji, Gabriel Sewer, metropolita Filadelfii, naprowadził go znowu na dobrą drogę” .30 Ale suma zebrana przez Epifaniusza była zbyt szczupła, a podejrzliwość miejscowych Turków zbyt wielka, by Akademia Ateńska mogła przetrwać. Pewien chłopak imieniem Krzysztof Angelos, pochodzący z Pelo­ ponezu, przybył do Aten w roku 1607 i prawie natychmiast został uwięziony pod nieprawdopodobnym zarzutem, że jest szpiegiem hiszpańskim. Zabrano mu jego książki i pienią­ dze, on sam zaś z trudem wyszedł cało z tej przygody. Dalsze życie spędził w Anglii. Akademia zaś zamknęła nie­ bawem swe podwoje.31 W Azji Mniejszej poza większymi miastami nie było wła­ ściwie żadnych szkół greckich. Thomas Smith piszący pod koniec XVII stulecia zauważył, że władze tureckie były w prowincjach azjatyckich znacznie mniej tolerancyjne niż te same władze w Europie.32 W Europie Epifaniusz Higumen założył szkołę w Janinie, zanim się przeniósł do Aten. Jedna szkoła powstała w miejscowości Arta w XVII wieku, kilka założono w Macedonii i nieco później na wyspach Mykonos, Naksos i Patmos. W miejscowości Dimitsana na Peloponezie znajdowała się pod koniec XVII wieku słynna akademia, w której w następnym stuleciu pobierało nauki nie mniej niż sześciu patriarchów.33 Szkołę ateńską zało­ żył ponownie około roku 1717 mnich Grzegorz Sotiris, a wy­ posażył ją na nowo Ateńczyk Jerzy Antoni Melos, który 30 Zob.: D. Sicilianos, dz. cyt., 193— 194; A. C. Demetracopoulos, dz. cyt., 142. 31 Zob. niżej, str. 323— 324. 32 Zob. P. Ricaut, dz. cyt., 23. 33 Zob.: M. Gedeon, C hronika tou Patriarchikou O ikou kai Naou, Konstantynopol 1894, 131; tenże, Patriarchikoi P in a k es, 491. 511. 594. 599. 622. 625. Zob. też J. Z. Stephanopoli, dz. cyt., 251— 258. R. Pococke daje mało pochlebny obraz „uniwersytetu” na Patmos w roku mniej więcej 1730 — zob. A D escription o f th e East, 2 tomy, London 1743— 1745, II, 2, 31.

240

III. Kościół i nauczanie

się był dorobił majątku w Hiszpanii. Uzupełnił to wypo­ sażenie mieszkający w Wenecji Ateńczyk Stefan Roulis. Najsławniejszym z jej przełożonych był Kreteńczyk Ata­ nazy Bousopoulos z Dimitsany. Jej uczniem był przyszły patriarcha Grzegorz V. Ale zdaje się, że program tej szkoły uchodził za przestarzały. Szkołę bardziej nowoczesną za­ łożył w roku 1750 inny wenecki Grek Jan Deka.34 Wysoka Porta nie wtrącała się nigdy w sprawy Akademii Patriarszej w Konstantynopolu. Zarządzający prowincjami natomiast mogli się okazywać gnębicielami, jak tylko im to dogadzało^Wielu z nich uważało, że kształcenie „mniej­ szości narodowych” było czymś wysoce niepożądanym. Najlepszymi wynikami mogły się chlubić w ciągu XVIII wieku akademie na ziemiach nie podlegających bezpo­ średnio władzy tureckiej, na przykład w obu stolicach księstw naddunajskich, w Bukareszcie i Jassach, i na wys­ pie Chios cieszącej się ograniczonym samorządem. Na Chios żyła jeszcze pamięć dobrych szkół istniejących tam za pa­ nowania Genueńczyków. Pół-Grek a pół-Italczyk Hermodorus Lestarchus stał tam na czele zakładu uczęszczanego tak przez katolików, jak i prawosławnych.35 Na Wyspach 34 Zob. D. Sicilianos, dz. cyt., 261— 262. 35 Akademię w Bukareszcie założył „stolnik” Konstantyn Kantakuzen, wuj księcia Konstantyna Brankowana — zob.: N. Jorga, B yzan ce après B yzan ce, 203— 205. 216; C. Tsourkas, A u tou r des origines de V A cadem ie g recq u e de B u carest, „Bałkan Studies”, VI, 2 (1965). Tsourkas jako datę założenia przyjmuje mniej wię­ cej rok 1675, a więc okres nieco wcześniejszy niż Jorga. Pierw­ szym wybitnym profesorem tej akademii był Jan Karyofyllos. Poprzednio był on dyrektorem Akademii Patriarszej i wielkim logotetą patriarchatu, lecz opuścił Konstantynopol z powodu pewnego niepięknego zajścia: zelżył patriarchę i został obalony na ziemię przez Aleksandra Mawrokordato, piastującego pod­ ówczas urzędy wielkiego skewofylaksa i równocześnie wielkiego dragomana; obecny przy tym zajściu patriarcha Jerozolimy Dositeos zdołał jakoś przywrócić porządek, Karyofyllos został jed­ nak niebawem zasuspendowany jako heretyk — zob. K. Daponte, C h ronographos, w: C. N. Sathas, M esaionike bib lioth eke, III, 39. Akademia w Jassach powstała prawdopodobnie przed rokiem 1660 — zob. N. Jorga, j.w., 205. Dalsze szkoły w Bukareszcie i w Jassach powstały w późniejszych latach X V III wieku — zob. tam że, 236— 237.

III. Kościół i nauczanie

241

Jońskich należących do Wenecji zezwolono na istnienie szkół greckich od roku 1550. Poziom ich był wyższy niż szkół na kontynencie, ponieważ wielu nauczycieli zdoby­ wało wykształcenie w Wenecji lub Padwie. Na Krecie, na­ leżącej również do Wenecji, lecz skłonnej do buntów, szkół weneckich nie popierano.36 * Dla przeciętnego chłopca greckiego zamieszkałego na prowincji nauka na ogół nie była dostępna, zwłaszcza jeżeli pochodził z warstw uboższych, z których wywodziła się większość mnichów i kapłanów wiejskich. Wiele dzieci nie otrzymywało żadnego wykształcenia i pozostawało analfa­ betami. Chłopiec, który pragnął zostać kapłanem, szedł do miejscowego monasteru, gdzie uczył się czytać d pisać, gdzie uczył się też na pamięć ksiąg treści religijnej, które mu miały być później potrzebne. I na tym kończyły się je­ go nauki. Od monasterów wymagano posiadania księgo­ zbiorów; nieliczne jednak były na tyle zamożne, by mogły Akademia na Chios, Chia Schole, powstała za czasów pano­ wania genueńskiego. Lestarchus, przybysz z Zante, wykładał przez jakiś czas w Ferrarze, ale osiadł na Chios przed rokiem 1560 — zob. M. Gedeon, P atriarchikoi Pin akes. Zdaje się, że przez pewien czas pod koniec X V I wieku rządzili tam jezuici. Słynne były laboratoria chemiczne tej szkoły i jej biblioteka. Pod koniec X V III wieku uczęszczało do niej siedmiuset ucz­ niów. W początkach wieku X I X nauczycielem języka francus­ kiego był syn malarza Davida. Zob.: P. Argenti, Chios V iñeta, CCXVI— C CXVIII; J .Z . Stephanopoli, dz. cyt., 257— 258. 36 Na Wyspach Jońskich wszystkie szkoły były, jak się zdaje, szkołami prywatnymi. Głównym ośrodkiem życia umysłowego było Zante, nie Korfu. A. Drummond, T ravels, London 1754, 94— 95, który zwiedzał Zante w roku 1774, zdumiewał się w y­ sokim poziomem kultury. Przekonał się, że mieszkańcy tam­ tejsi, nie wyłączając greckich duchownych, czytali dzieła Locke’a i innych filozofów; uważał tylko, że nie doceniają nauk matematycznych. W sprawie Krety zob. D. J. Geanakoplos, B y ­ zantine East and Latin W est, 140— 142. Jedyna bardziej znana szkoła na tej wyspie podlegała monasterowi Świętej Katarzyny, gdzie studiował w młodości Cyryl Lukaris. Tej to właśnie szkole Margunios zapisał część swych ksiąg. Zob. wyżej, str. 236, oraz niżej, str. 287. * Rzecz ciekawa, że Runciman nie wymienia w tym związku Akademii Mohylańskiej w Kijowie, która odegrała poważną rolę w dziejach prawosławia na ziemiach ruskich i moskiew­ skich (przyp. tłum.).

242

III. Kościół i nauczanie

uzupełniać je stale ukazującymi się nowościami. Mnisi w monasterach uboższych poczęli tracić zamiłowanie do czytania. W czytaniu pozostało tylko parę noszących liczne odciski palców ewangeliarzy i psałterzy oraz ksiąg litur­ gicznych, jak Horologion i Oktoechon, wymieniane przez Crusiusa. Te nigdy nie wyszły z obiegu. Skoro tylko przy­ szły kapłan wyuczył się słów liturgii, kończyła się jego nauka. Olśniewał swych parafian, gdyż umiał czytać i od­ prawiać nabożeństwa. Ale wyższa wiedza nie była już dlań dostępna, a zresztą był wobec niej podejrzliwy. Jeżeli cho­ dzi o kobiety, analfabetyzm bywał jeszcze powszechniejszy. Trochę dziewcząt mogło pobierać lekcje w miejscowym klasztorze, ale niewiele zakonnic umiało coś z trudem prze­ czytać. Zamożniejszy rolnik lub kupiec mógł opłacić umie­ jącego czytać mnicha, by udzielał jego dzieciom, tak dziew­ czętom, jak i chłopcom, jakiejś powierzchownej nauki. To nie wiodło daleko. Upadek umiejętności czytania odczuwano nawet w tak wielkich monasterach jak te z góry Athos. W XVI wieku dbały one o poziom wiedzy do tego stopnia, że wykupiły księgozbiory Michała Kantakuzena; ich katalogi wykazują, że wciąż dokupywano książki, tak drukowane, jak i ręko­ piśmienne, o treści zarówno świeckiej, jak i religijnej, przez większą część XVII wieku. W XVIII wieku przyszedł upadek. W roku 1753 patriarcha Cyryl V podjął poważny wysiłek, by przywrócić Świętej Górze właściwe jej miejsce jako ośrodkowi religijnej kultury. Założył akademię prze­ znaczoną dla mnichów, a profesorem zamianował jednego z czołowych filozofów tamtej epoki, pochodzącego z Korfu Eugeniusza Vulgarisa. Ale Vulgaris był „modernistą” , wy­ kształconym przeważnie w Niemczech. Jego teorie filozo­ ficzne tak przeraziły mnichów, że został po upływie kilku lat usunięty i mianowany rektorem akademii w Konstanty­ nopolu. Ale nawet i tam uznano, że jego „nowoczesność” idzie cokolwiek zbyt daleko. W roku 1765 wycofał się więc do Niemiec, gdzie lepiej umiano go ocenić, a żywot swój zakończył w Rosji pod opieką Katarzyny Wielkiej.37 37 W sprawie akademii na Athos zob. współczesny opis S. Makraiosa, H ypom n em ata E kklesiastikes Historias, w: C. N. Sathas, M esaion ike bib lioth eke, III, 219, a także Sathasa wstęp do

III. Kościół i nauczanie

243

Dzieje akademii na Athos wykazały, jak niewystarcza­ jące były nowe ośrodki nauki dla potrzeb Kościoła poję­ tego jako całość. Głęboki był przedział między kulturalnymi hierarchami w Konstantynopolu i bogatymi kręgami ludzi świeckich, którzy ich otaczali, z jednej strony — a z dru­ giej pospolitymi duchownymi i mnichami, którzy choć mogli być dobrze obeznani z tradycyjną teologią Kościoła, odczuwali nową naukę wykładaną w akademiach jako coś niezwyczajnego i rażącego, a poza tym byli aż nazbyt czę­ sto niedoukami i nie mogli zrozumieć nawet jej zaczątków. W rzeczy samej ten rodzaj filozofii, który był modny wśród greckich intelektualistów XVII i XVIII wieku, nie godził się z tradycjami Kościoła. Greccy uczeni, którzy przenieśli się do Padwy i uczyli tamtejszych profesorów czytać sta­ rych filozofów w ich własnym języku, przyczynili się do powstania nowej szkoły filozoficznej, szkoły neoarystoteliańskiej. Głównym jej apostołem był Piętro Pomponazzi wykładający w Padwie i Bolonii w początkach XVI wieku, obok niego zaś Cesare Cremonini, który był w niepełnych sto lat później profesorem filozofii w Padwie. Nauka, którą głosili, była pewnym rodzajem filozoficznego materializmu. Materia jest wiekuistą podstawą wszystkiego. Zawiera w sobie zalążek każdej formy jako przyczynę tak potencjal­ ną, jak i działającą. Postacie lub ich ,,Idee” (w takim zna­ czeniu, w jakim je pojmuje Platon) preegzystują wewnątrz materii i wyłaniają się z materii, determinując ją w wie­ lości zmysłowo dostrzegalnych przedmiotów. Istnieje zatem przyczynowość czysto naturalna i organiczna. Nie zaprze­ czano istnienia Boga, ale w pojęciu Pomponazziego Bóg nie wkracza i nie może wkraczać w naturalny bieg rzeczy. Jego natura polega na tym, że jest wszechwiedzący, ale nie przemienia praw rządzących naturą. Dusza jest całko­ wicie śmiertelna, jest częścią formy ciała; nie jest ani nie­ materialna, ani nieśmiertelna. Cremonini posunął tę naukę dalej, tak że przestał w ogóle zajmować się duszą. Pod jego wpływem neoarystotelianizm skierował całą uwagę na zewnętrzne przejawy natury i na poznanie empiryczne. tegoż tomu, o’ — o|3’, Zob. też: T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 190 ns.; T. Ware, Eustratios A rg en ti, Oxford 1964, 6— 7.

244

III. Kościół i nauczanie

Filozofia ta miała swe praktyczne zalety. Przygotowywała drogę pojęciu ewolucji i postępu. Była poprawką w sto­ sunku do średniowiecznego traktowania wszystkiego sub specie aeternitatis, zapatrywania, które politycznie prowa­ dziło do defetyzmu, a intelektualnie do zastoju. Ale takie stanowisko nie przystało wierzącym Kościoła, którego siła zależała od wierności dla starej tradycji i od nacisku, jaki kładła ona na życie mistyczne. Intelektualiści greccy, któ­ rzy ulegli urokowi nowej filozofii, musieli wybierać albo przejście na religię naturalną, albo też rozbrat między religią a filozofią.38 Zdaje się, że rozumiał to dobrze patriarcha Jeremiasz II, gdy dokonywał reformy Akademii. Popierał wprawdzie oddawanie się naukom ścisłym, takim jak fizjologia i che­ mia, ale nie wcielił nowej filozofii do programu wykła­ dów.39 Następne pokolenie posunęło się dalej. Wybitny Kreteńczyk Cyryl Lukaris, który rządził jako patriarcha z małymi przerwami od roku 1620 aż do wykonania na nim wyroku śmierci w roku 1638, popierał gorliwie myśl nowo­ czesną. Jego dzieje omówimy później. Tu należy tylko od­ notować, że udało mu się nabyć dla patriarchatu wyko­ naną w Anglii grecką maszynę drukarską. Oddała ona wiele usług greckiej nauce przez ten krótki okres, kiedy Turcy pozwolili na jej istnienie. Poza tym prowadził dalej dzieło reformy Akademii Patriarszej. W roku 1624 powie­ rzył jej kierownictwo swemu przyjacielowi, kierownikowi Akademii Ateńskiej. Był nim Teofil Korydalleus. Korydalleus pozostawał pod wpływem Cremoniniego z Padwy i głęboko interesował się neoarystotelianizmem. Wprowa­ dził wykłady z tego zakresu i — co jest bardziej cenne — z zakresu nauk fizycznych, a także wykłady na temat po­ wstawania i rozkładu. Uczniowie Akademii mogli odtąd osiągać wykształcenie w dziedzinie nauk ścisłych równie dobre jak to, które można było zdobyć na zachodnich uni­ wersytetach. Korydalleusa usunięto z jego stanowiska w roku 1639, ponieważ był zwolennikiem nauki Cyryla Lu38 Streszczony pogląd na ten neoarystotelianizm i jego wpływ na grecką myśl przedstawia P. Sherrard, dz. cyt., 174 ns. 39 Zob. wyżej, str. 221, przypis 31, i str. 237, przypis 27.

III. Kościół i nauczanie

245

karisa potępianej jako heretycka. Zrehabilitowano go jed­ nak później i został na krótki czas metropolitą Arty. Kie­ runek, któremu nadał początek, przeżył go. Uczeń jego Jan Karyofyllos mianowany dyrektorem wznowił w roku 1642 wprowadzone przez niego wykłady. Z kolei został usu­ nięty Karyofyllos, gdyż popadł był w herezję, a ponadto był człowiekiem nieokrzesanym. Wykłady natomiast już się były zbyt głęboko zakorzeniły, by można je było zlik­ widować.40 Sprzyjali im następni kierownicy, a przede wszystkim Aleksander Mawrokordato, o którego godnym uwagi życiu będziemy mówić później. Kierownikiem Aka­ demii został w roku 1666 licząc lat zaledwie dwadzieścia cztery. Sam wykładał nauki filozoficzne, lekarskie i kla­ syczną greczyznę. A że był równocześnie wielkim orato­ rem patriarchatu i członkiem jednego z bogatych rodów Konstantynopola, od których patriarchat był zależny, nikt nie ośmielił się pomawiać go o herezję. Nauki pobierał tak w Kolegium Świętego Atanazego, jak i w Padwie, a wczes­ ne jego wychowanie zaszczepiło w nim skłonność do poszu­ kiwania jakiegoś porozumienia z Rzymem. Zdaje się, że miał nadzieję osiągnąć je na podstawie nowej filozofii.41 Gdy w końcu ustąpił z Akademii i został mianowany wiel­ kim tłumaczem Wysokiej Porty, następcą jego został Sewastos Kymenites, pochodzący z Kymeny w sąsiedztwie Trebizondy. I on też był wychowankiem Padwy, ale był wyznawcą dawniejszej tradycji. I w rzeczy samej napisał rozprawę popierając nauki palamickie. Nie czuł się jed­ nak — zdaje się — dobrze w Konstantynopolu i niebawem powrócił do Trebizondy, gdzie objął kierownictwo aka­ demii. Zmarł w roku 1702 jako profesor w Bukareszcie.42 Zapoznanie się z tymi nowomodnymi naukami tak w Konstantynopolu, jak i w akademiach w Bukareszcie 40 Zob. Meletios, E k klesiastike H istoria, wyd. G. Vendotis, 3 tomy, Vienna 1783— 1795 (z czwartym tomem pióra G. Vendotisa) III, 471— 472. 41 Zob.: A. A. C. Stourdza, L ’E u rope O rientale et le rôle h isto­ riqu e des M aurocord ato, Paris 1913, 35 ns.; E. Stamatiades, Biographiai ton H ellen on M egalon D ierm en eon tou O thom anikou kratous, Ateny 1865, 65 ns. 42 Zob. M. Jugie, T heologia D ogm atica C hristianorum O rien talium ..., I, 519.

246

III. Kościół i nauczanie

i Jassach przynosiło pewien pożytek. Umożliwiło ono wy­ kształconym Grekom dotrzymywanie kroku prądom myślo­ wym panującym na Zachodzie. Ale Greków wykształco­ nych można było teraz znaleźć tylko po wielkich miastach wśród członków bogatych dynastii kupieckich, a w szcze­ gólności wielkich rodów konstantynopolitańskich obejmo­ wanych wspólną nazwą fanariotów, ponieważ domy ich obsiadły kręgiem patriarchat w dzielnicy zwanej Fanarem. Fanarioci cenili zazwyczaj wiedzę i chętnie łożyli pieniądze na jej zdobycie. Im to bardziej niż komukolwiek innemu hellenizm zawdzięcza swe przetrwanie. Ale nie intereso­ wali się wykształceniem duchowieństwa. Bogactwo zapew­ niało im możność kontrolowania patriarchatu. Chętnie krzątali się, by zapewnić wybór na patriarchę osobistości przychylnej ich poglądom, która by powoływała ich synów na stanowiska na patriarszym dworze. Zupełnie jednak nie dbali o Kościół na prowincji. Patriarcha-reformator z za­ pałem usiłujący sprostać problemom wykształcenia ducho­ wieństwa tracił ich poparcie, to zaś było mu niezbędne tak ze względu na otrzymanie środków finansowych, jak też na wpływy u Wysokiej Porty, jakimi rozporządzali. Wy­ nikiem tego było, że patriarchat począł tracić styczność z Kościołem na prowincji. Trudno było znaleźć wśród wy­ kształconych biskupów kogoś, kto by chciał przenieść się na odległą prowincję, by tam poświęcić się jej potrzebom. Hierarchia na prowincji składała się przeważnie z ludzi o niewielkiej nauce; mianowano ich dlatego, że byli na miejscu i godzili się na pozostawanie tam. Byli często pa­ sterzami miłującymi swe owczarnie, lecz równie często ludźmi ciasnymi i nieukami, z których zbyt uczony i wy­ bredny patriarchat i jego dworzanie z Fanaru nie mieli żadnego pożytku. Monastery, stawiając opór nowym nau­ kom, poczęły stawiać opór wszelkiej nauce w ogóle. Nawet na górze Athos — z małymi wyjątkami — poczęto zanie­ dbywać klasztorne biblioteki. Mnisi zawijali beztrosko swą żywność w karty starych rękopisów, a z jeszcze więk­ szą ochotą sprzedawali rękopisy gościom skłonnym do za­ płacenia za nie. Duchowny wiejski nie doznawał zachęty do zainteresowania się sprawami umysłu. Podróżnicy przy­

III. Kościół i nauczanie

247

bywający z Zachodu w XVIII wieku i początkach XIX byli przerażeni niskim poziomem greckiego duchowieństwa. Nie należy jednak wyolbrzymiać następstw jego upadku. Po­ zostawało wciąż parę instytucji utrzymujących stare tra­ dycje, takich jak monaster Świętego Jana na Patmos albo Wielka Ławra na górze Athos. Nie brakło i wtedy na pro­ wincji biskupów, którzy mogli rozprawiać o zagadnieniach teologicznych ze znajomością rzeczy i w sposób rozsądny. Ale ogólny obraz był szary i przygnębiający. Najzgubniej szym błędem Kościoła prawosławnego z cza­ sów niewoli było zaniedbanie wykształcenia swych owie­ czek, a przede wszystkim duchowieństwa. Ale trudno było uniknąć takiego błędu. Szkoły potrzebują pieniędzy; a pa­ triarchatowi pieniędzy wciąż brakło. Nawet gdyby patriar­ chowie nie byli sami zaprowadzili zwyczaju płacenia wiel­ kich sum Turkom za swój osobisty awans, trudno przypuś­ cić, żeby Turcy byli pozwolili Kościołowi zebrać dosta­ teczną ilość pieniędzy na wyposażenie wielu szkół. A nawet gdyby się udało zebrać dostateczną ilość pieniędzy, powąt­ piewać trzeba, by władze tureckie na prowincji były skłonne zezwolić, żeby szkoły greckie mogły rozwinąć dzia­ łalność na szerszą skalę. Zakazu urzędowego nie było nigdy. Ale można było konfiskować szkolne budynki, moż­ na było szykanować niektórych uczniów, tak że w końcu nie opłacało się szkół prowadzić. A im dłużej się zaniedbywa nauczanie, tym trudniej ożywić je z powrotem. Nie można bowiem znaleźć doświadczonych nauczycieli. A na­ wet gdy się ich znalazło, nie przychodziło łatwo namówić ich do opuszczenia wielkich miast i podjęcia pracy w od­ ległych prowincjach. Poziom wychowania nie doznawał upadku jedynie na Wyspach Jońskich. Były one względnie bogate. Na Kor fu i na Zante nie brakło kwitnących osiedli. A rząd wenecki, odkąd w roku 1550 zezwolił na istnienie greckich szkół, nie ograniczał ich działalności. Wenecja przyszła z pomocą życiu umysłowemu Greków udostępniając chętnie greckim studentom swoje księgozbiory i uniwersytet w Padwie. Wyświadczyła może Grekom jeszcze większe dobrodziej­ stwo zezwalając im na kontynuowanie nauki na wyspach.

248

III. Kościół i nauczanie

Wszędzie tam, gdzie Kościół nie zapewnił właściwego nauczania młodzieży nie wywodzącej się z arystokracji uzdolnienia albo pieniądza, przejawił się brak sympatii i wzajemnego zrozumienia między hierarchią w Konstan­ tynopolu a borykającymi się z trudnościami Kościołami na prowincjach. Stało się to źródłem poważnych następstw w przyszłości, gdy nadeszła godzina wyzwolenia.

Rozdział czwarty KOŚCIÓŁ I KOŚCIOŁY KONSTANTYNOPOL I RZYM

Podbój turecki wprawił grecki Kościół w stan beznadziej­ ności i osamotnienia. Pochłonięty przez walkę o przetrwa­ nie, stojąc w obliczu codziennych trudności w dziedzinie nauczania, Kościół ten nie miał czasu ani dostatecznej energii, by wdawać się w ryzykowne zmagania teologiczne. Patriarcha Gennadios pisał co prawda u schyłku swego życia w dalszym ciągu dzieła teologiczne. Ale za następ­ nych pokoleń Kościół począł coraz bardziej się zamykać w kręgu własnych spraw. Nie żyli już filozofowie, wywo­ dzący się z grona wykształconych ludzi świeckich, którzy inicjowali gorące dyskusje filozoficzne. Ortodoksi, wierni swej apofatycznej tradycji, nie pragnęli nigdy dalszego roz­ woju nauki teologicznej. Ich nauka i tradycja była wciele­ niem prawd wiekuistych. Jedynie w tych wypadkach, gdy coś tym prawdom zagrażało, odczuwali konieczność sfor­ mułowania nowych twierdzeń. Ale teraz, gdy Kościół zna­ lazł się w osamotnieniu, przestały docierać do nich pod­ niety z zewnątrz. Mniej więcej w sto lat po upadku Kon­ stantynopola ich uczeni duchowni jedynie powtarzali opinie i argumenty, które już dawno zostały wypowiedzia­ ne przez wcześniejszych i większych teologów. Jedyne wyzwanie, które nic nie straciło ze swej aktual­ ności, nadal dochodziło do nich ze strony Kościoła rzym­ skiego. Rzym naprawdę pragnął gorąco — nawet teraz — wprowadzić wschodnie Kościoły do swej owczarni. O ile chodzi o patriarchat i Konstantynopol, unia zawarta we Florencji — obojętnie, czy weszła kiedykolwiek w życie, czy też nie — straciła swoją moc wiążącą z chwilą upadku miasta. Ale pozostawały wciąż liczne kraje greckie, gdzie władali łacinnicy: Naksos, księstwo Archipelagu, genueń­

250

IV. Kościół i Kościoły

skie wyspy Chios, Rodos pod panowaniem Zakonu Święte­ go Jana Jerozolimskiego, królestwo Cypru, które miało niebawem przejść pod panowanie Wenecjan, oraz inne po­ siadłości weneckie, jak Kreta, Wyspy Jońskie i porty na całym obwodzie greckiego półwyspu. Ziemie te — z wy­ jątkiem Wysp Jońskich — miało niebawem pochłonąć cesarstwo ottomańskie. Powracały one wtedy pod władzę patriarchatu. Lecz zanim prawosławni osiągnęli wolność dla swej religii dzięki przejściu pod panowanie niewierne­ go władcy, musieli cierpieć prześladowania różnego rodza­ ju. Na większości tych obszarów skupiska prawosławne musiały uznać zwierzchność hierarchii rzymskiej, ale poza tym nikt im nie przeszkadzał w zachowaniu własnego obrządku i zwyczajów. Kłopoty mieli prawosławni miesz­ kańcy większych wysp, gdzie istniała własna prawosławna hierarchia. Na Cyprze, gdzie prawosławnych pozbawiono wielu praw, położenie ich poprawiło się w XV wieku dzięki gorliwej prawosławnej królowej Helenie Paleologenie, mał­ żonce króla Jana II. Ale po zajęciu wyspy przez We­ necjan w 1489 roku nie ustawały zatargi między władzami świeckimi a greckim duchowieństwem. Podobne nieporo­ zumienia panowały też na Krecie. Władze weneckie uwa­ żały, że duchowieństwo greckie podsyca opory; nakładały więc na greckie duchowieństwo ciężkie podatki i skonfi­ skowały wiele z jego majątków. Stosunki między hierar­ chią grecką i łacińską na wyspie Chios należącej do Ge­ nueńczyków były zawsze naprężone. Na Wyspach Jońskich polityka Wenecjan była znacznie łagodniejsza, a w samej Wenecji grecka tam osiadła kolonia pod koniec XV wieku uzyskała pełną swobodę kultu. Na Wyspach Jońskich du­ chowieństwo greckie i łacińskie żyło w godnej uwagi przy­ jaźni. Hierarchie pozostały oddzielne, ale małżeństwa mie­ szane, a nawet wspólne Komunie nie były rzadkością.1 Patriarchat w Konstantynopolu, choć tylu członków jego owczarni żyło pod panowaniem łacinników, nie zapomniał nigdy o swej rywalizacji z Rzymem. Ale dopiero w czter­ 1 W sprawie stosunków między prawosławnymi i katolikami w prowincjach greckich zob. T. Ware, Eustratios A rgen ti, 16— 21; autor przytacza tam wiele przykładów przyjaznej współpracy.

Konstantynopol i Rzym

251

dzieści pięć lat po zebraniu się Soboru we Florencji od­ rzucono urzędowo w Konstantynopolu podpisaną tam unię. Nastroje wrogie dla Zachodu wzrastały przez cały ten przeciąg czasu. Nie zapomniano goryczy sporu ani tego, że Zachód nie przyszedł z pomocą, gdy ta była niezbędna. Wielu trzeźwo myślących Greków uważało też, że każdy przyjazny gest w stronę Zachodu mógł pogorszyć ich sto­ sunki z nowym panem. Władze kościelne, zajęte bardziej bezpośrednio aktualnymi sprawami, nie troszczyły się o za­ legalizowanie położenia, z którym się wszyscy już byli pogodzili. Dopiero w roku 1484 patriarcha Symeon w trze­ cim i najbardziej ustalonym okresie swych rządów zwołał Sobór, który się zebrał w patriarszym kościele Pammakaristos, a na który patriarchowie Aleksandrii, Antiochii i Jerozolimy wysłali swych przedstawicieli. O ile można się opierać na ocalonych aktach tego Soboru, bezpośrednim przedmiotem obrad było ustalenie obrzędu przyjmowania łacinników nawróconych na prawosławie. Podbój przez Turków ziem pozostających przedtem pod panowaniem łacinników umożliwił wielu Grekom zmuszonym poprzed­ nio do przyjęcia zwierzchności Rzymu powrót do wiary przodków i współrodaków. Zdaje się, że sprawa była w pewnym stopniu sporna. Chodziło o znalezienie właści­ wego postępowania oraz odpowiedzi na pytanie, czy grecy, którzy uznali zwierzchność papieża, ale utrzymali się przy swym obrządku, mają być traktowani na równi z grekami, którzy przyjęli obrządek łaciński. Ale ponieważ był to pierwszy Sobór uważający się za powszechny od czasu So­ boru Florenckiego, pierwsza jego uchwała uznała, że we­ zwania na Sobór Florencki nie zostały dokonane w sposób kanoniczny oraz że jego skład nie odpowiadał wymaga­ niom kanonów; uchwały jego są zatem nieważne. Obecni biskupi przystąpili potem do rozstrzygnięcia zagadnienia obrzędowego. Uznano, że we wszystkich wypadkach należy poprzestać na „rechryzmatyzacji” d uroczystym wyrzecze­ niu się rzymskich herezji. Uznano podówczas, że nie jest konieczny ponowny chrzest.2 W miarę jak posuwał się wiek XVI, rozgoryczenie po2 Akta Soboru z roku 1484 odnoszące się do przyjęcia do K o­ ścioła byłych łacinników ogłosił J. N. Karmiris, Ta D ogm atika

2,52

IV. Kościół i Kościoły

częło zanikać. Było to częściowo zasługą greckich studen­ tów, którzy przyjeżdżali po wiedzę do Wenecji; wielu z nich pojawiało się w innych częściach Italii, a — o ile tylko zachowywali się taktownie — bywali chętnie widzia­ ni w kołach katolickich. Częściowo zaś oddziaływał tu blask dostojeństwa — a niekoniecznie osobowości bynaj­ mniej nie świetnej — cesarza Karola V, który uchodził za jedynego mocarza zdolnego i chętnego do poprowadzenia krucjaty i wyzwolenia Greków. Prawosławni Grecy osiadli w Wenecji, tacy jak na przykład egzarcha Antoni, wie­ rzyli, że nie należy nic czynić, co by mogło urazić Karola znanego jako Twardy Katolik.*2 3 Czołowym rzecznikiem habsburskiej interwencji stał się uczony Peloponezy jeżyk Arsenios Apostolis (może Aristobulos, jak prawdopodobnie brzmiało jego imię, zanim przyjął kapłańskie święcenia). Był to syn Michała Apostolisa. Miał za sobą działalność naukową w Wenecji. Został potem wyświęcony na arcy­ biskupa Monemwazji, ale przez dwóch kapłanów nie ma­ jących po temu uprawnień. Usiłował później uzyskać od patriarchatu uznanie na tej greckiej stolicy biskupiej i pi­ sywał listy do hierarchów obu Kościołów, listy raz po­ chwalne, a raz obelżywe. Wypracował plan krucjaty w postaci długiej epistoły do Karola (i podpisał się na koń­ cu jako „Waszej Cesarskiej Mości pies” dodając, że „szcze­ ka prosząc o wieczerzę” . Ale Karol nigdy nie mógł podjąć zaczepnej wojny z Turkami.4 Lecz za jego czasów Grecy nie byli już tak osamotnieni jak poprzednio. W miarę jak się posuwał wiek XVI, za­ chodnioeuropejscy mężowie stanu coraz powszechniej do­ chodzili do zrozumienia, że cesarstwa ottomańskiego nie kai S ym bolika M n em eia tes O rth od ok sou ka th olikes Ekklesias, 2 tomy, tom I Ateny 2 1960, tom II Ateny 1953, II, 987— 989. Obszerniejszy, lecz tylko rękopiśmienny tekst tych akt znajduje się w księgozbiorze uniwersytetu w Cambridge, Additional 3076. Opisał go P. E. Easterling, H an d-list of th e A dditional G re ek M anuscripts in th e U n iversity L ibra ry, Cambridge, „Scripto­ rium”, 16 (1962) 317. 3 W sprawie egzarchy Antoniego zob. niżej, str. 264— 266. 4 W sprawie życia i czynów Arseniosa z Monemwazji zob.: E. Legrand, B ibliograph ie H ellénique..., C L X V ns.; D. J. Geanakoplos, G re ek Scholars in V e n ic e ..., 167— 200.

Konstantynopol i Rzym

253

można uważać za zjawisko przejściowe. Trzeba było uznać je za mocarstwo europejskie, z którym koniecznie musi się utrzymywać stosunki dyplomatyczne. Pojawiło się sporo książek opisujących Turków i ich państwową organizację. Chrześcijańskie mniejszości były liczebnie silne, opłacało się więc pozyskiwanie ich życzliwości. Rozwijała się też wymiana handlowa między Zachodem a portami ottomańskimi. Zachodnioeuropejscy kupcy domagali się od swoich rządów opieki. Tymczasem panujące warstwy tureckie nie okazywały większego zainteresowania osobistego handlem, zachodni Europejczycy mieli więc do czynienia z chrześci­ janami lub żydami, a przede wszystkim z grekami, którzy zaczęli opanowywać handel wywozowy. Ożyło więc zain­ teresowanie się greckim zagadnieniem. W roku 1540 założono Zakon Jezuitów. Już po kilku la­ tach jezuici rozpoczęli działalność na ziemiach ottomańskich. Ci ludzie dobrze przeszkoleni, kulturalni i uprzejmi odnosili się ze współczuciem do trosk gnębiących mniej­ szości. Przyjmowano ich więc życzliwie w wielu greckich rodzinach, umieli pozyskać sobie przyjaciół wśród człon­ ków hierarchii. Znaleźli rychło sojusznika w osobie uczo­ nego i świątobliwego Metrofanesa, metropolity Cezarei. Dzięki niemu nawiązali stosunki z patriarchą Dionizym II (1546—1555), który zdaje się był rzeczywiście skłonny do ponowienia układów z papiestwem. Na razie nie przyniosło to wyników. Ale gdy w roku 1565 Metrofanes sam został wybrany patriarchą, począł ostrożnie przybliżać się ku Rzymowi. Otaczało go powszechne poważanie i miłość, nikt więc się nie kwapił ze sprzeciwami. Ale w końcu w roku 1572 Święty Synod uznał, że patriarcha posunął się zbyt daleko w kierunku odnowienia unii. Ekskomunikowano go więc uroczyście i usunięto z urzędu; on zaś przysiągł, że nie pokusi się nigdy o powrót na tron patriar­ szy. Nie dotrzymał jednak tego zobowiązania. W roku 1579, w siedem lat po jego usunięciu, nacisk ze strony ludu przywrócił mu znowu godność patriarchy. Nauczony jed­ nak doświadczeniem, przez ostatnie dziewięć miesięcy swe­ go życia powstrzymał się od ponowienia układów. Hierar­ chia się zaniepokoiła. Następca jego Jeremiasz II przyjął wprawdzie dary od papieża Grzegorza XIII i serdecznie

254

IV. Kościół i Kościoły

mu za nie podziękował, ale wtedy i przez pewien czas jeszcze każdy duchowny podejrzany o skłonności do ,,romanizacji” podpadał natychmiast naganie.5 Gdy uczony Maksym Margunios, biskup Cytery, popadł w podejrzenie, że powątpiewa w wyznawaniu nauki o pochodzeniu Ducha Świętego, jego przełożony Gabriel Sewer, głowa prawo­ sławnego Kościoła w Wenecji, polecił mu wysłać do Kon­ stantynopola oświadczenie uspokajające Święty Synod, że nie odchylił się od prawowierności (prawosławia).6 Lecz wpływy jezuickie działały nadal. Dopomogło im założenie w Rzymie przez papieża Grzegorza XIII Kole­ gium Świętego Atanazego w roku 1577. Kolegium to miało zapewniać wyższe wykształcenie greckim młodzieńcom.7 Większość studentów pochodziła z rodzin katolickich osiad­ łych na Wyspach Egejskich, ale jezuici konstantynopolitań­ scy zdołali namówić pewną ilość prawosławnych rodziców do wysłania synów do tego Kolegium. Nie wszyscy nawró­ cili się na katolicyzm podczas studiów; większość jednak wracała do domu usposobiona życzliwie do Rzymu i goto­ wa pracować na rzecz jakiejś unii. Jezuici poczęli nieba­ wem zakładać szkoły w granicach cesarstwa ottomańskiego. Na długo przed końcem stulecia klasztor ich na Perze utrzymywał szkoły, w których chłopcy otrzymywali dosko­ nałe wykształcenie za opłatą prawie że symboliczną. Po­ 5 Zob.: M. Crusius, T u rco-G ra ecia , 211; Filip z Cypru, C h ro­ nicum E cclesiae G raecae, przełożył N. Blancardus, wyd. H. H i­ larius, Leipzig 1687, 413— 417; z Metrofanesem przed jego pierw­ szym wyborem na patriarchę zetknął się Busbecq: uznał, że jest on przyjaźnie usposobiony do Rzymu — zob. O. G. Busbecq, Legationis T urcicae Epistolae, IV, Hanover 1605, 231. Zob. też G. Cuperus, T ractatus h istorico-ch ron olog icu s de Patriarchis Constantinopolitanis, Venetiis 1751, 233. W sprawie Jeremia­ sza II i Grzegorza X III zob. E. Legrand, B ibliograph ie H e llé ­ niqu e..., II, 212. 377. 6 D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W e s t, poświę­ ca Marguniosowi osobny rozdział: str. 165— 193. 7 W sprawie Kolegium Świętego Atanazego zob. L. Pastor, H istory o j the P op es from th e C lose o j th e M iddle A g e s , prze­ kład angielski, 16 tomów, London 1891— 1928, X IX , 247— 249. X X , 584— 585. Zob. też P. de Meester, L e C ollege P on tifical G rec de R om e, Rome 1910, passim.

Konstantynopol i Rzym

255

dobne szkoły powstały też w Tessalonice i w Smyrnie. Nie wszystkie przyniosły pożądane osiągnięcia. Szkoła założona w Atenach w roku 1645 nie została przyjęta przychylnie i niebawem przeniesiono ją do Chalkis, gdzie atmosfera była bardziej sprzyjająca.8 Dopiero pod sam koniec XVIII wieku powstała znów katolicka szkoła w Atenach. Prowa­ dzili ją franciszkanie w tak zwanej „Latarni Demostenesa” , gdzie w roku 1810 mieszkał Byron.9 W samym jednak Konstantynopolu szkoły te dobrze pro­ sperowały. Wielu prawosławnych chłopców, którzy do nich uczęszczali, przeszło na katolicyzm. Zdarzały się nawróce­ nia całych rodzin. To okazało się korzystne, gdyż pobudzi­ ło prawosławne władze do podjęcia większych wysiłków celem podniesienia poziomu nauczania.10 Przyjazne stosunki z jezuitami doprowadziły też do tego, że w początkach XVII wieku dwaj patriarchowie, Rafał II i Neofytos II, zainteresowali się unią i nawiązali korespon­ dencję z papiestwem. Rafał prowadził swą koresponden­ cję w tajemnicy. Ale w roku 1611 jego następca Neofy­ tos, wówczas po raz drugi na tronie patriarszym, uznał, że nadszedł czas, by zbadać opinię publiczną. Wiosną tegoż roku grecki kapłan pochodzący z południowej Italii wy­ głosił za pozwoleniem patriarchy kazanie wielkopostne, w którym jawnie nawoływał do unii z Rzymem. Przeby­ wał właśnie w Konstantynopolu Cyryl Lukaris, ten, który miał później zostać patriarchą, i podrażnieni członkowie Synodu zwrócili się do niego z prośbą, by wygłosił kazanie we wprost przeciwnym duchu. Zdaje się, że i sam Neofy­ tos odwrócił się od nadmiernie gorliwego Italczyka. Ale Synod trwał nadal w swej podejrzliwości i atmosfera po­ została napięta jeszcze przez parę miesięcy, aż w końcu 8 W sprawie jezuickiej szkoły na Perze zob. G. Hofmann, Il V icariato A p ostolico di C on stantinopoli, „Orientalia Christiana Analecta”, Romae 1935, CIII 40— 44. 70. W sprawie szkół na Naksos, Paros, w Atenach i Smyrnie zob. A. Carayon, R elations in é­ dites des m issions de la S ociété de Jésus à C onstantinople, Paris 1864, 111 ns.; 138— 147. 159 ns. 9 Zob. D. Sicilianos, dz. cyt., 227—228.

10 Zob. wyżej, str. 237.

256

IV. Kościół i Kościoły

Neofytos zmarł w styczniu następnego roku. Następca jego Tymoteusz II uchodził za usposobionego przyjaźnie dla Rzymu; w roku 1615 wystosował do papieża Pawła V list uznający go jako zwierzchnika. Nigdy jednak otwarcie tego nie wyznał. Przebieg życia Cyryla Lukardsa wykazuje, że w łonie prawosławnej hierarchii istniało potężne stron­ nictwo gotowe do uznania nadrzędności Rzymu. Przeciw­ nicy Cyryla, patriarchowie Grzegorz IV, Cyryl II i Atana­ zy III, jednomyślnie wypowiadali się na rzecz Rzymu. Z jego następców Parteniusz II, gdy był jeszcze metropo­ litą na wyspie Chios, pisał do papieża Urbana VIII z obediencją, ale nie prowadził, jak się wydaje, dalej tej ko­ respondencji, gdy sam został patriarchą. Joanicjusz II utrzymywał korespondencję z Rzymem, ale ostrożnie uchy­ lał się od jakiegokolwiek aktu uznania zwierzchności pa­ pieskiej.11 Rzymscy misjonarze miewali wiele sukcesów po prowin­ cjach. W roku 1628 Ignacy, opat (hegumen) z Watopedi na górze Athos, odwiedził Rzym z wnioskiem, by wysłano stamtąd kapłana, który by założył na Świętej Górze szko­ łę dla mnichów. W odpowiedzi na ten wniosek przybył na Świętą Górę pod koniec roku 1635 dawny uczeń Kolegium Świętego Atanazego, Mikołaj Rossi, i założył szkołę w Karyes. Władzom tureckim jednak nie podobało się, że wpły­ wy zachodnie poczęły przenikać na Świętą Górę, i w roku 1641 zmusiły Rossiego, by swą szkołę przeniósł do Tessaloniki. Szkoła ta upadła wraz z jego śmiercią w następnym roku. Ale w roku 1643 Święty Synod z góry Athos zwrócił się do Rzymu z zapytaniem, czyby się nie dało jakiegoś kościoła w Rzymie przekazać w ręce odwiedzających mia­ sto mnichów z Athos. Odwzajemniając się gotowi byli prze­ znaczyć „skete” albo „kellion” dla przybywających z Italii mnichów bazyliańskich.1 12 11 Dokładny opis stosunków tych patriarchów z Rzymem oraz odnośną dokumentację przedstawia G. Hofmann, G riech isch e P atriarchen und R öm isch e P äpste, „Orientaba Christiana”, X III, 47; X V , 52; X I X , 63; X X , 64; X X V , 76; X X X , 84; X X X V I, 97, Romae 1928— 1934. 12 Zob. G. Hofmann, A th os e Rom a, „Orientaba Christiana”, V, 19, Romae 1925, zwłaszcza 5— 6; tenże, R om und A th osk löster, „Orientaba Christiana”, VIII, 28, Romae 1926.

Konstantynopol i Rzym

257

W ciągu XVII wieku swą uległość w stosunku do Rzymu zgłosiła pewna ilość znakomitych prowincjalnych dostoj­ ników cerkiewnych. W ich liczbie znalazło się trzech me­ tropolitów z Ochrydy, jeden z wyspy Rodos i jeden z Lacedemonu. Nawrócenia powtarzały się też w XVIII wieku. Wielki monaster Świętego Jana na Patmos dwukrotnie zgłosił poddanie się Rzymowi, w latach 1681 i 1725. Inne monastery poszły za tym przykładem. Prawda, że ich po­ budki były natury raczej dyplomatycznej niż duchowej.13 W samym Konstantynopolu jednak propaganda rzymska stała się mniej skuteczna. Anglikański kapelan John Covel opowiada, jak odwiedził go młody ksiądz pochodzący z Wenecji i — myśląc, że Covel jest katolikiem — wtajem­ niczył go w spisek uknuty przez ambasadę francuską i je­ zuitów. Spisek miał na celu obalenie rządzącego patriar­ chy (prawdopodobnie Metodego III) i powołanie na jego miejsce bliższego spiskowcom metropolity z Paros. Zdaje się, że z tego spisku nic nie wynikło.14 Atanazy V, znako­ mity muzykolog, który był patriarchą w latach 1709—1711, popadł w podejrzenie, że sprzyja Rzymowi; o to samo po­ dejrzewano jednego lub dwu jego następców.15 Wzrastają­ ce wpływy rosyjskie sprawiły, że prawosławie coraz mniej gorliwie poszukiwało przyjaciół na Zachodzie. Nawet pisma wielkiego uczonego grekokatolika Leona Allatiosa nie wy­ warły wielkiego wpływu na prawosławnych czytelników w Konstantynopolu. Największe sukcesy osiągnął Rzym na ziemiach patriar­ chy (prawdopodobnie Metodego III) i powołanie na jego zolimy pracowali, o ile wiemy, zgodnie z braćmi z Kon13 Zob. G. Hofmann, P atm os und Rom , „Orientalia Christia­ na” , X I, 41, Rome 1928, zwłaszcza 25— 27. 53— 55. Zob. też T. W a­ re, Eustratios A rgen ti, 27— 28. 14 Zob. E xtracts from the D iary of Dr John Covil, w: J. T. Bent, Early V oya ges and T ravels in th e L eva n t, Hakluyt Socie­ ty, seria I, L X X X V II, London 1893, 149— 150. Data początkowa podana jest mylnie jako 7 lutego 1667, tymczasem Covel przy­ był do Konstantynopola dopiero w roku 1670. Najbliższa praw­ dy jest data 1671. 15 W sprawie Atanazego zob. S. Vailhe, art. cyt., III, 2, 1432. O jego muzycznych uzdolnieniach pisze Meletios, arcybiskup Aten, dz. cyt., LV, 5.

IV. Kościół i Kościoły

258

stantynopola przez cały ciąg XVI i XVII wieku. Patriar­ chowie antiocheńscy natomiast odczuwali widocznie pewną zawiść i woleli chodzić własnymi drogami. Na ich ziemiach katoliccy misjonarze pracowali już od czasu wojen krzy­ żowych i zakorzenili się mocno. W roku 1631 patriarcha antiocheński Ignacy II uznał zwierzchność Rzymu, ale w sposób nieformalny. Jego następcy, Eutymiusz II i Eutymiusz III, utrzymywali obaj najprzyjaźniejsze stosunki z rzymskimi misjonarzami. Następca Eutymiusza III Ma­ kary III, rządzący w latach 1647—1672, nie tylko wysłał w roku 1662 do Rzymu tajny akt poddaństwa, lecz nieco później w ciągu tegoż roku wzniósł publicznie na uczcie we francuskim konsulacie w Damaszku zdrowie papieża dając mu tytuł Ojca Świętego. Patriarcha Atanazy III wy­ słał też, jak mówiono, około roku 1687 do Rzymu tajny akt hołdowniczy. Lecz jeżeli rzeczywiście tak postąpił, po­ żałował tego, ulegając zapewne wpływowi swego groźnego brata z Jerozolimy Dositeosa i począł w ślad za nim wypo­ wiadać się przeciw łacinnikom. Cyryl V podobnie poddał się w roku 1716. W roku 1724, gdy zmarł Atanazy III, który ponownie został był patriarchą, sprzyjający Rzymowi hie­ rarchowie w Damaszku wybrali pospiesznie niejakiego Serafeima Tanasa, który pobierał nauki w Rzymie. Ten przyjął imię Cyryla VI. Natomiast stronnictwo wrogie Rzymowi wybrało za zgodą Świętego Synodu w Konstan­ tynopolu młodego mnicha greckiego imieniem Sylwester. Przez następne trzy dekady było w Antiochii dwu zwal­ czających się patriarchów. Żaden z nich nie zdołał owład­ nąć całym patriarchatem ani nawet zamieszkać na dłuższy czas w patriarszym pałacu w Damaszku. Cyryl VI zmarł przed Sylwestrem, który dzięki temu utrzymał się osta­ tecznie, ale dopiero wtedy, gdy znaczna część jego owczar­ ni opuściła ją i utworzyła osobny Kościół unicki.16 Coś podobnego wydarzyło się w Egipcie około roku 1750, gdy pewien kapłan, rodem Arab, zwany Józef Babilas, wyświę­ cony na biskupa Aleksandrii przez Serafeima Tanasa, ob­ wołał się patriarchą przy poparciu rzymskich misjonarzy. 16

Walki o Antiochię przedstawia T. Ware, Eustratios A rgen ti,

28—30.

Konstantynopol i Rzym.

259

Chwilowo pociągnął nawet za sobą sporo zwolenników. Ale wywołany przez niego ruch rychło osłabnął, głównie dzięki energii prawosławnego patriarchy Mateusza Psaltisa i jego świeckiego przyjaciela, teologa Eustratiosa Argenti.17 Prawosławni pisywali wciąż książki i rozprawy potępia­ jąc naukę i zwyczaje Rzymu. Polemiści ograniczali się jed­ nak do powtarzania wywodów znanych już od dawna.. W sprawie pochodzenia Ducha Świętego niewiele potrafili dodać do twierdzeń głoszonych przez Focjusza w VIII wie­ ku i nieustannie potem powtarzanych. Ich zarzuty przeciw używaniu chleba przaśnego przy sprawowaniu Sakramentu trzymały się także tradycyjnych ścieżek. Teologowie grec­ cy teraz bardziej jednak skłaniali się do krytykowania rzymskiej nauki o czyśćcu niż ich starsi poprzednicy. Na­ wet Marek z Efezu nie chciał na Soborze Florenckim po­ tępić rzymskiej nauki bezwzględnie, ale powtarzał, że czło­ wiek nie może wiedzieć, co Bóg zamierza uczynić z duszami zmarłych. Maksym Hagioryta i Meletios Pegas mniemali,, iż jest rzeczą niedozwoloną a zuchwałą twierdzić z pew­ nością, że czyściec istnieje. Meletios wprowadził nowy czynnik do sporu, kiedy potępił duchowieństwo łacińskie za odmowę udzielania świeckim Komunii pod obiema po­ staciami. Odmowa taka sprzeciwiała się wprost prawosław­ nej tradycji, ale, rzecz dziwna, była ignorowana przez poprzedników Meletiosa. Meletios napisał większość swych rozpraw polemicznych na usługi Rusinów, sądził więc być może, że trzeba lepiej naświetlić zagadnienie uważane przez rdzenniejszych prawosławnych za samo przez się zrozu­ miałe. Główną jednak kością niezgody pozostały nadal pa­ pieskie roszczenia do zwierzchnictwa. Ale i w tej sprawie nie dodano niczego nowego do starych argumentów.18 Najważniejszym powodem rozgoryczenia dzielącego Ko­ ścioły był, zwłaszcza w XVIII wieku, spór o sanktuaria w Palestynie. Tego zawiłego sporu, ciągnącego się w nie­ skończoność, nie obejmuje nasz temat. Ale należy pamiętać,, że od czasu wojen krzyżowych, a nawet i wcześniej, to­ 17 Zob. tam że, 52— 54. 18 Zob. M. Jugie, T h eologia D ogm ática C hristianorum O rien talium..., 1,495.499— 500.

260

IV. Kościół i Kościoły

czyły się zajadłe spory o prawo strzeżenia świątyń. W spo­ rach tych uczestniczyli nie tylko grecy i łacinnicy, lecz także Kościoły monofizytów, Ormian, Koptów i jakobitów. Spory te ciągną się po dziś dzień. Po stronie prawosławnych i praw greków stanął raczej patriarcha jerozolimski niż jego brat z Konstantynopola. Ale gdy sułtan ottomański zawładnął Palestyną, wszystko poczęło się rozstrzygać w Konstantynopolu na jego dworze. Tak otwarło się źródło nieustannych intryg u Wysokiej Porty, a równie nieustannej złej woli Kościołów. Pod ko­ niec XVII wieku Grecy wyprosili u sułtana rozkazy, które przyznawały im pierwszeństwo tak w Jeruzalem, jak i Be­ tlejem. Zwycięstwo swe zawdzięczali wpływom wielkiego patriarchy jerozolimskiego Dositeosa oraz jego siostrzeńca (czy bratanka) i następcy Chrysanta, który pozyskał był poparcie u Porty wielkiego dragomana, fanarioty Aleksan­ dra Mawrokordato. Mawrokordato był uczniem jezuitów w Kolegium Świętego Atanazego, był też równocześnie — przynajmniej w teorii — raczej zwolennikiem unii. Lecz gdy zaistniał spór w sprawie miejsc świętych, odezwała się w nim krew grecka i doprowadził do rozstrzygnięcia, któ­ re bardzo zasmuciło jego katolickich przyjaciół. Miejsca święte poczęły stale odgrywać rolę nieświętą, panująca tam bowiem atmosfera była wroga ideom unii, a nawet wza­ jemnej tolerancji.19 Mimo wszelkich wysiłków jezuitów trudno sobie wy­ obrazić warunki umożliwiające unię z Rzymem. Różnice w dogmatach, a nawet w obrzędach były w oczach ma­ luczkich niezrozumiałe lub nieistotne. Lecz gdyby nawet można było, w duchu wzajemnej tolerancji, nie zważać na nie, pozostawała zawsze różnica postawy w stosunku do religii. Patriarcha konstantynopolitański mógł nawet się upokorzyć i uznać w papieżu rzymskim nie tylko starsze­ go brata, lecz wprost zwierzchnika, ale postępkiem takim dopuściłby się zdrady tradycji swego Kościoła. Teoria pentarchii patriarchów mogła nie być tak stara, jak to sobie 19 Obraz stosunków w Palestynie podaje U. Heyd, O ttom an D ocu m ents on P alestin e, 1552— 1615, Oxford 1960, 174 ns. Zob. niżej, str. 390 i 405.

Konstantynopol i Rzym

261

wyobrażało wielu prawosławnych, ale teoria o charyzma­ tycznej równości biskupów i o wyłącznym prawie po­ wszechnych Soborów do rozstrzygania w sprawach doktry­ ny sięgała najwcześniejszych dni chrześcijaństwa. Grecy mogli przystać na odbycie dalekiej drogi w kierunku ugo­ dy, kierując się roztropnym zastosowaniem ,,ekonomii” ; ale nie mogli przyjąć zasady papieskiej zwierzchności. Rzym zaś mógł skłaniać się do uznania różnic w dziedzinie nauki i zwyczajów, lecz nie mógł nigdy ustąpić w tej jed­ nej sprawie. Nie dosyć na tym: niektórzy patriarchowie, podobnie jak przed nimi niektórzy cesarze, mogli szczerze uważać, że unia z Rzymem jest niezbędna dla dobra świata prawosławnego. Ale w kołach prostaczków, poniżej pozio­ mu wyższej hierarchii, tam gdzie umysłami kierowali mnisi, panowała wciąż wielka gorycz. Nie zapomniano cecarstwa łacińskiego; wspomnienia o nim wciąż były odna­ wiane przez prześladowania, jakich doznawali wierni w dzielnicach, gdzie panowali łacinnicy. U tamtych spo­ łeczności prawosławnych, zwłaszcza po prowincjach, Rzym był uważany za wroga. W pojęciu tych ludzi turban suł­ tana był nieco mniej drażniący niż kapelusz kardynała. Istniał poza tym Kościół ruski; córka była tu bogatsza od matki i stara matka wyglądała od niej pomocy. Rusini mieli powody, by nienawidzić katolickiego Zachodu.* Byli jeszcze zawziętszymi prawosławnymi niż Grecy. Byli­ by z oburzeniem odrzucili wszelkie próby unii, tak jak odrzucili tę, którą ziawarto we Florencji. Unia byłaby przy­ niosła schizmę w samym sercu prawosławia. A poza tym czyż sułtan zezwoliłby swym greckim poddanym na tak ścisły związek z Zachodem? Podejrzewałby, że w każdym Greku tkwi zdrajca. A skutki mogły być straszne dla grec­ kiego miletu. Lecz teraz istniały na Zachodzie inne Kościoły, które odrzuciły zwierzchnictwo Rzymu. Czy nie dałoby się dojść z nimi do jakiegoś porozumienia? * Runciman używa stale nazw „Russia” i „Russians” jako jednoznacznych z pojęciem „Rosja” i „Rosjanie” ; zapomina o ca­ łej Rusi polsko-litewskiej (przyp. tłum.).

Rozdział piąty KOŚCIÓŁ I KOŚCIOŁY KONTAKTY Z LUTERANAMI

Siłą konieczności Kościoły protestanckie odrzucające rzymskie samowładztwo nie mogły uniknąć poszukiwania i znalezienia Kościoła, który już od najdawniejszych cza­ sów podnosił głos sprzeciwu. Jeszcze zanim się rozpoczął wielki ruch Reformacji, poczęli odwoływać się do prawo­ sławnych husyci. W roku 1451 zjawił się w Konstantyno­ polu z listami do władz prawosławnych Czech, którego Grecy nazywają Konstantyn Platris, dając mu przezwisko „Anglik'’. Był to prawdopodobnie syn jakiegoś lollarda, który opuściwszy ojczyznę znalazł przytułek w Czechach. Lecz w Konstantynopolu nie było wtedy patriarchy. Grze­ gorz Mammas usunął się już od pewnego czasu do Rzymu, a podlegli mu biskupi nie popierali jego polityki przy­ chylnej dla unii. Przybywającego Anglika przyjęli biskupi nie zgadzający się z patriarchą. Tworzyli oni zespół zwa­ ny „Synaksis” . Nie mogli jednak utworzyć Synodu bez udziału patriarchy. Wymieniono tylko przyjazne odezwy wymierzone przeciw roszczeniom Rzymu. Upadek miasta zaś, do którego przyszło w niespełna rok później, przeszko­ dził dalszym układom.1 Głównym przedmiotem zainteresowania Lutra w zakre­ sie spraw Wschodu było przekonanie — podzielane przez wielu współczesnych mu ewangelików, a także wielu gre­ 1 Zob. M. Pavlova, L'Em pire B yzantin et les T ch èqu es avant la C hute de C on stan tinop le, „Byzantinoslavica”, 14 (1953) 203— — 224.

Kontakty z luteranami

2,63

ków przed upadkiem Konstantynopola — że koniec świata jest bliski oraz że „Wielki Turek” jest Antychrystem. Ten ostatni jednak miał współzawodnika w osobie papieża. Turcy był to bicz Boży zesłany z nieba dla pokarania chrześcijaństwa za jego grzechy i oderwanie się od praw­ dziwej wiary. Na skutek tego Luter — choć szczerze bał się dalszych postępów Turków — nie miał skrupułów przyczyniając politycznych kłopotów cesarzowi Karolowi V, jedynemu władcy w całej Europie, który — gdyby mu dano wolną rękę — mógł podołać biczowi Bożemu. Luter nie odczuwał żadnej przychylności dla Greków ani dla ich rozpadającego się bałwochwalczego Kościoła, na który właśnie spadł był bicz Boży. Nienawidził Rzymu, ale nie uważał, by Konstantynopolowi przysługiwało jakiekol­ wiek lepsze prawo do przodownictwa w chrześcijańskiej hierarchii. Prawdziwym Kościołem-matką był Kościół w Je­ rozolimie, mieście, którego biskupem był sam Chrystus. Tylko Kościół jerozolimski miał prawo do zwierzchności nad światem. Sprawiedliwość Boża, której pomocnikiem okazał się w tym wypadku diabeł, zesłała na Konstantyno­ pol karę za pośrednictwem muzułmanów. Ograbienie zaś Rzymu w roku 1527 miało być ostrzeżeniem dla papiestwa. Osobowość Lutra była rozdwojona. Ilekroć kierował się swym potężnym umysłem, nie zaś swymi potężnymi na­ miętnościami, tylekroć okazywał grekom więcej przychyl­ ności. Czytywał gorliwie wcześniejszych Ojców Kościoła; a przede wszystkim grecki język był językiem Nowego Te­ stamentu. Eck w sporze z Lutrem oświadczył, że Kościół grecki jest schizmatycki, ponieważ odrzucił zwierzchność Rzymu, a był poza tym wylęgarnią heretyków, takich jak Nestoriusz, Eutyches i Achacjusz. Luter odpowiedział na to surowo, że grecy nie są schizmatykami, ponieważ zwierz­ chności Rzymu nie uznawali od najdawniejszych czasów, a .Kościół zachodni jest też matką heretyków, takich jak pelagianie, manichejczycy i jowinianie. Odwołanie się Ecka do unii florenckiej nie wywołało na Lutrze wrażenia, zda­ wał sobie bowiem jasno sprawę z tego, że unia florencka nie jest rzeczywistością. Luter zakończył twierdzeniem, że

264

IV. Kościół i Kościoły

Kościół grecki znacznie lepiej przechował tradycję pierwot­ nego Kościoła, niż uczynili to teologowie w Rzymie.2 Osobiście Luter był z natury reakcjonistą. Nie znosił ducha Renesansu. Ale główni jego uczniowie byli dziećmi Odrodzenia. Najwybitniejszy z nich, Melanchton, był profe­ sorem greki w Wittenberdze i był zainteresowany helleniz­ mem; zainteresowaniem tym obejmował również współ­ czesnych mu greków. Jego zdaniem warto by doprowadzić do przyjaznego porozumienia z Kościołem greckim.3 Trudności nastręczało znalezienie sposobu porozumienia się z Grekami. Wszystkie państwa europejskie, które utrzy­ mywały stosunki dyplomatyczne z cesarstwem ottomańskim, były to państwa katolickie: Wenecja, Francja i kraje habsburskie. Melanchton sądził, że najłatwiejszy dostęp prowadził przez Wenecję. Tam istniała kolonia uczonych, Wenecja miała posiadłości w ziemiach greckich i nie była nietolerancyjna. Zbliżenie byłoby jeszcze łatwiejsze, gdyby się dało znaleźć greckiego uczonego, który by utrzymywał stosunki ze Wschodem, a nie przyjął wiary rzymskiej. Wśród weneckich intelektualistów znalazł się człowiek znany pod nazwiskiem Antoni Eparcha. Pochodził z Korfu z dobrej rodziny, do Wenecji dostał się jako mały chłopiec w czasie, gdy tureckie najazdy na Korfu nękały tamtejszą ludność. Kształcił się w szkole założonej przez Kościół rzymski dla greckich uchodźców. Kierował nią Arsenios Apostolis. Antoni był przez jakiś czas w Mediolanie profe­ sorem greki. Lecz chociaż obracał się w kołach katolickich, nigdy — o ile wiadomo — nie przystąpił do Kościoła kato­ lickiego. Melanchton postanowił nawiązać z nim kontakt. Około roku 1542 Melanchton do niego napisał czy też porozumiał się z nim za pośrednictwem jakiegoś przyja­ ciela. Prosił go o życzliwość dla ruchu Reformy. W roku 2 Zob. M. Luther i J. v. Eck, D isputatio. D er authentisch e T e x te der L eip zig er D isputation (1519). A us bisher u nbenutzten Q uellen, wyd. O. Seitz, Berlin 1903, 60 ns. Zob. też M. Luther, Von den Consiliis und K irch en , Weimar 1914, 576— 579. Swój stosunek do Turków przedstawia w dziele Vom K rieg e w ider die T ü rcken , Wittenberg (?) 1529. 3 W sprawie postawy Melanchtona w stosunku do Greków zob. E. Benz, Die O stkirch e im. L ich te der P rotesta n tisch en G e ­ sch ich tssch reibun g, Freiburg 1952, 17— 20.

Kontakty z luteranami

265

1543 Antoni odpowiedział długim listem adresowanym do Melanchtona. Odpowiedź była uprzejma, ale mniej życzli­ wa. Nie wiemy, co Melanchton napisał. List Antoniego ujawnia mierne zajęcie się teologią, ale za to namiętne oddanie sprawie wolności dla Greków. Jeżeli chodzi o za­ gadnienia teologiczne, Antoni uznawał, że niektóre poglą­ dy Lutra są przewrotne i uparte. Zajmował się głównie polityczną stroną Reformacji i uznał, że jest ona niebez­ pieczna i zgubna. Luteranie nawoływali do intryg, a nawet do buntu przeciw władzy Karola V, którego on, Antoni, a z nim wielu innych uważa za jedynego władcę zdolnego do wyparcia Turków z Europy. List był przydługi i ozdob­ ny, pisany prawdziwym stylem Renesansu. Przytacza zda­ nia Hezjoda, Sofoklesa, Arystofanesa, Hipokratesa, Platona, Demostenesa i urywki z greckiej Antologii. Reformatorów oskarża jako mącicieli pokoju, i to w czasach, gdy pokój w Kościele jest niezbędny, jeżeli się chce rozgromić siły Antychrysta. Melanchtonowi zaś doradza uprzejmie, lecz stanowczo, by czerpał naukę z doświadczenia historii.4 Melanchton doznał więc rozczarowania. Polecił jednemu ze swych uczniów — był to Maciej Ireneusz Frankos — żeby poprosił swego przyjaciela Joachima Kamerariusza, profesora greki w Lipsku, by ułożył projekt odpowiedzi. W drugiej połowie roku 1543 Kamerariusz przysłał Ire­ neuszowi projekt listu do Antoniego. W liście tym Kame­ rariusz dowodził z równym krasomówstwem, lecz z mniej­ szą ilością cytowanych klasycznych tekstów, że nikt bar­ dziej niż Melanchton i jego zwolennicy nie tęskni do zgody. Zgoda nie była jednak możliwa z winy papistów, ze wzglę­ du na sprzedajność ich hierarchii, ze względu na wypacze­ nie przez nich prawdziwej wiary oraz ich lekceważenie i błędną wykładnię Pisma świętego. Kamerariusz mógł był pójść jeszcze dalej wskazując na zasadniczy błąd w wywo­ dach Antoniego. Katolickie mocarstwa, mianowicie Francja i Wenecja, i samo nawet papiestwo, związały się zaczep­ nym sojuszem — właśnie w roku 1543 — przeciw Karolowi, nie byłoby zatem rzeczą przystojną zwalać nfa luteranów 4 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellénique..., I, 259 ns.; tekst listu Antoniego dołączony tam że. Zob. też. E. Benz, W itten b erg und Byzanz, Marburg 1949, 4— 29.

266

V. Kościół i Kościoły

całą winę za to, że Karol nie był w mocy podejmować czynnych wystąpień przeciw Turkom.5 Zdaje się jednak, że nie wysłano do Antoniego Eparchy żadnej odpowiedzi. Ostatecznie przemawiał on w imieniu jedynie Greków z Wenecji. Reformatorzy z Wittenbergi natomiast pragnęli nawiązać stosunki z samym patriarcha­ tem w Konstantynopolu. Musieli jednak czekać jeszcze przeszło dziesięć lat, zanim się nadarzyła sposobność. W roku 1555 Melanchton zaprzyjaźnił się z pewnym awanturnikiem greckiego pochodzenia. Zwał się on Jakub Rasilikus Marchetti, a sam się przezwał Heraklidą. Ja­ kub Basilikus godzien jest uwagi nawet w tym wieku tak obfitującym w awanturników. Za swego życia budził wiele ciekawości. Później pisali jego życiorys jego nadworny poeta Johann Sommer, dalej zgryźliwy legat papieski w Polsce Antonio Maria Graziani oraz w skrócie węgier­ ski biskup Henryk Forgach. Basilikus urodził się około roku 1515. Opowiadał o sobie, że jest synem dziedzicznego księcia wysp Samos i Paros, ten zaś pochodził z rodu Heraklidów, potomków królów Epiru, i od samego herosa Heraklesa. Rodzice jego i brat mieli zginąć na rozkaz suł­ tana Selima I. Jego zaś ocaliła niańka i wywiozła na Kretę. Tam pobierał nauki w szkole kierowanej przez uczonego Hermodora Lestarcha; tak w każdym razie opowiadał Melanchtonowi. Jego biograf Sommer mówi o nim, że był wychowany na wyspie Chios. To wydaje się bardziej praw­ dopodobne, bo sam Leśtarchus kierował tam przez krótki czas jakąś akademią. W Grecji nie było przyszłości dla młodziana. Wyjechał zatem na Zachód i wstąpił na służbę w wojsku Karola V. Katoliccy jego biografowie przyznają mu pochodzenie znacznie skromniejsze. Graziani mówi, że był on synem kreteńskiego żeglarza pozostającego w służ­ bie IJeraklidy, pana wyspy Samos. Jego pan uważał go za zdolnego i godnego względów, zapewnił mu dobre wy­ kształcenie, a w końcu zatrudnił w charakterze swego sekretarza. Ów Heraklida zmarł na wygnaniu na Pelopo­ 5 List Kamerariusza znajduje się w korespondencji Melanchtona w C orpus R eform atoru m , I— XII* M elanchtonis Epistolae, P raefation es, Consilia etc., wyd. C. G. Bretschneider, Halle 1834 — , V, 93. Zob. też E. Benz, W itten b erg und Byzanz, m. cyt.

Kontakty z luteranami

267

nezie w miejscowości Koron. Jakub Basilikus opanował tak mocno jego dwór, że mógł zagrozić dworzanom, iż nie wypłaci im legatów zapisanych im przez dawnego pana, dopóki wszyscy nie podpiszą mu oświadczenia, że jest on rzeczywiście bratańcem Heraklidy. Forgach zmienia co­ kolwiek tę historię; twierdzi mianowicie, że młodzieniec usunął w chwili śmierci swego pana wszystkie jego doku­ menty rodzinne. W owym czasie Koron znajdował się przej­ ściowo w ręku wojsk Karola V. Gdy w roku 1533 opusz­ czały one tę miejscowość, Jakub Basilikus dołączył się do nich. W wojsku Karola spędził dwadzieścia dwa lata; służył w Niemczech pod rozkazami hrabiego Wolrada Mansfelda, a następnie we Francji pod dowództwem hrabiego Giinthera von Schwarzburg; w bojach się odznaczył. W roku 1555 przebywał w Brukseli na dworze Karola. Tam okazał w ce­ sarskiej kancelarii swe dokumenty i drzewo genealogiczne, jakie był ułożył. Karol, pragnąc wynagrodzić mu jego czy­ ny wojenne, uznał, że zasługuje on na nadanie mu tytułu hrabiego palatyna. To dawało Jakubowi prawo do miano­ wania nadwornego poety laureata i na to stanowisko po­ wołał swego późniejszego biografa Sommera. Ale nie cieszył się wzięciem w kołach katolickich, ponieważ parał się nekromancją i na podstawie jakichś obliczeń przepowiadał nieszczęścia nowemu papieżowi Pawłowi IV. Gdy więc Karol V złożył pod koniec tegoż roku koronę, wybiła i dla niego godzina wyjazdu. Pojawił się w Wittenberdze za­ opatrzony w listy polecające od hrabiów Mansfelda i Schwarzburga (obaj byli protestantami) i od swego przy­ jaciela Justusa Jonasa, którego spotkał był w czasie kam­ panii francuskiej, a który był synem jednego z najbliższych zwolenników Lutra. Melanchton był zachwycony osobą tego znakomitego i wykształconego Greka, który dowodził mu, że łatwo by było doprowadzić do sojuszu między lute­ ranami a Kościołem w Konstantynopolu. Basilikus miał talent do wynajdywania sobie dostojnych krewniaków. Gło­ sił teraz, że patriarcha Joasaf II był jego kuzynem. Zapew­ niał Melanchtona, że Joasaf okaże się najżyczliwszym, a on sam będzie dopomagał wszelkimi dostępnymi sposobami. Melanchton wysłał go z serdecznym listem polecającym do króla duńskiego Fryderyka II, który przyjął go łaskawie

268

V. Kościół i Kościoły

i zachęcił do odwiedzenia różnych protestanckich panów na Łotwie i w Polsce. Ale ambicje Jakuba rosły. Dowie­ dział się, że hospodar Mołdawii, Aleksander IV Lapucheanu, był człowiekiem dzikim i ponurym, zajmującym się bardziej swym bydłem i trzodą chlewną niż swymi pod­ danymi, a na skutek tego wielce nielubianym. Badania Ja­ kuba Basilikusa doprowadziły go teraz do przekonania, że żona Aleksandra Roksandra była jego kuzynką. Przybył zatem w roku 1558 do Mołdawii, by odwiedzić swoją kręwniaczkę, i doznał łaskawego przyjęcia na jej dworze w Jassach. Lecz już po kilku miesiącach Aleksander wykrył, że nowy krewniak jego małżonki knuje spiski, by go usunąć. Jakub Basilikus musiał uciekać. Najpierw usunął się do Kronstadu w Siedmiogrodzie. Tam znalazł pociechę w tym, że mógł ogłosić swe niezwykłe drzewo genealogiczne. Następnie wyjechał do Polski dla odwiedzenia swych pro­ testanckich przyjaciół. Po nieudanej próbie w roku 1560 najechał w roku 1561 Mołdawię przy pomocy swych pol­ skich sojuszników. Aleksander poniósł klęskę i uciekł, do Konstantynopola. Jakub Basilikus zawładnął księstwem mołdawskim pod imieniem Jana I. Jakub Basilikus, czyli Jan I, jako władca okazał się świa ­ tły i postępowy. Panowanie jego zaczęło się szczęśliwie. Złożone z bojarów i przywożące obfite dary poselstwo za­ pewniło mu przychylność zwierzchnika Mołdawii, sułtana, który zatwierdził jego tytuł. Król polski Zygmunt August, który zrazu go nie uznawał, przysłał mu teraz życzenia i pozwolił mu się ubiegać o małżeństwo z Polką wielkiego rodu. Była to Krystyna Zborowska, córka „ wielkorządcy” krakowskiego.* Cesarz Ferdynand podsuwał Jakubowi myśl o wspólnej wyprawie na Turków. Ale oświecone poglądy nowego księ­ cia nie podobały się jego niezachwianie prawosławnym poddanym. Jakub Basilikus był z urodzenia prawosław­ nym. Być może, że — jak wielu Greków, którzy przenieśli się na Zachód — poddał się był chwilowo Rzymowi. Ale luteranie wywarli nań silne wrażenie. Był prawdopodob­ * Chodzi tu zapewne o wojewodę względnie kasztelana kra­ kowskiego (przyp. tłum.).

Kontakty z luteranami

269

nie szczery, gdy namawiał Melanchtona do podjęcia starań 0 doprowadzenie do sojuszu Kościołów luterańskiego i pra­ wosławnego. Ale jego poczynania w tym kierunku prowa­ dziły na ziemi mołdawskiej do zreformowania mołdawskie­ go Kościoła prawosławnego w duchu luterańskim. Bez najmniejszego porozumienia się ze swym krewniakiem patriarchą konstantynopolitańskim zamianował arcybisku­ pem Mołdawii Polaka-protestanta Jana Lusińskiego (Jo­ hannes Lusinius). Lusiński nie dość, że zgorszył Mołdawian przywiózłszy z sobą do Jass żonę, ale rozpoczął ponadto swe napaści na Kościół nakazując zmiany w postępowaniu w sprawach o unieważnienie małżeństwa. Kościół prawo­ sławny dopuszcza zasadniczo rozwody przed sądami ko­ ścielnymi, ale gorszy się, jeżeli potem następuje więcej niż jedno dalsze małżeństwo. W Mołdawii zaś i na Wołoszczyźnie nietrudno było uzyskać rozwód i zezwolenia na dalsze powtórne śluby. Lusiński mocno postanowił wykorzenić to. co uważał po prostu za wielożeństwo. Zamierzał też roz­ wiązać klasztory i usunąć z kościołów ikony. Zmarł jedna­ kowoż w roku 1562; nie ulega wątpliwości, że otruty. Ja­ kub Basilikus nie o wiele go przeżył. Mołdawianie patrzyli krzywo, jak szukał oparcia u Polaków-protestantów. Co gorsza wyszło na jaw, że jego przyszła żona Krystyna Zbo­ rowska jest córką człowieka, który był nie tylko „wielko­ rządcą” krakowskim, lecz także przywódcą sekty antytrynitarskiej. Było to już zgorszenie przerażające. Książę sam spowodował swój upadek, gdy począł konfiskować po klasztorach pieniądze i kosztowności. Skarbiec jego był w złym położeniu. Poprzedni książę Aleksander roztrwonił wiele z państwowych skarbów. Dochody księstwa były wprawdzie znaczne, lecz nie wystarczały na opłacenie kosz­ townej administracji, jaką Jakub był wprowadził, nie wy­ starczały też na haracz i przekupstwa, jakich wymagała Wysoka Porta. Kielich się przelał, gdy Jakub począł przy­ właszczać sobie święte relikwie. Wybuchły rozruchy, pod­ czas których zabito żonę arcybiskupa Lusińskiego, a z nią 1 nieślubną córkę księcia. „Poeta laureatus” Sommer mu­ siał — jak sam opowiada — przez trzy tygodnie ukrywać się po sadach i lasach. Książę nadaremnie usiłował spro­ wadzić pomoc z zagranicy. Katoliccy jego sąsiedzi nie ru­

270

V. Kościół i Kościoły

szyli się, a protestantów było w Polsce za mało. Zamknięty w jakiejś twierdzy opierał się przez trzy miesiące roko­ szanom; w końcu — w roku 1563 — poddał się i zginął za­ bity. Tak skończyły się wysiłki zmierzające do zaszczepie­ nia luteranizmu w południowo-wschodniej Europie.6 Pewne powodzenie osiągnął później na południe od Kar­ pat kalwinizm, ale kosztem nie prawosławia, lecz katoli­ cyzmu. Neofitami byli raczej Węgrzy niż Rumuni. Dziwaczna kariera Jakuba Basilikusa nie wyszła na ko­ rzyść późniejszym stosunkom luteranów z prawosławnymi. Żadne z greckich współczesnych źródeł o nim nie wspomi­ na. Ale jego „kuzyn” patriarcha Joasaf musiał coś wiedzieć o jego poczynaniach i z pewnością nie był nimi zachwyco­ ny. Liczne dowody wskazują na to, że misjonarskie prace w księstwach naddunajskich drażniły patriarchat; a nie wszyscy misjonarze byli katolikami. Melanchton nie dożył wieści o losach swego mołdawskie­ go druha. Zmarł w roku 1560. Ale więcej niż na rok przed jego śmiercią odwiedził go w Wittenberdze pewien pod­ starzały duchowny z Czarnogóry imieniem Demetriusz. Przybywał z listem polecającym od Jakuba Basilikusa. Nic nie wiemy o wcześniejszych losach Demetriusza. Był już w podeszłym wieku, gdy w roku 1558 spotkał się w Moł­ dawii z Jakubem. Demetriusz wywarł doskonałe wrażenie w kołach luterańskich. Melanchton go polubił, a Mikołaj Hemmingius napisał w pewnym liście, że jest to starzec przykładnej pobożności i podziwu godnych obyczajów, któ­ ry z pewnością miał prawo do stopnia diakona, choć lute­ ranie tego nie sprawdzali. Posiadał niewątpliwie wiedzę 6 Prace: J. Sommer, Vita Jacobi D espotae, i A .-M . Graziani, De Joanne H eraclide D espota, ogłosił wraz z pracą H. Forgacha, Vita Jacobi D esp ota e, alias H eraclidae Basilici dicti, E. Legrand, D eu x V ies de J acques Basilicos, com te palatin et prince de M ol­ davie, Paris 1889. Włoski przekład Grazianiego i część korespon­ dencji Jakuba podaje N. Jorga, N ou v ea u x M atériau x pour serv ir à V H istoire de Jacques Basilikos VHeraclide, Bucarest 1900. Dzieje Jakuba wzbudziły zainteresowanie w Anglii, zob. D ocu m ents con cern in g Rum anian H istory, collected from B ri­ tish A rch iv es, wyd. E. D. Tappe, The Hague 1964, 33— 36, gdzie jest mowa o przygodach, jakie przeżył despotes. Zob. też. E. Benz, Die O stkirche..., 34— 58.

Kontakty z luteranami

271

o sprawach swego Kościoła. Uznano, że był zesłanym z nie­ ba pośrednikiem, który by mógł nawiązać pożądany kon­ takt z Konstantynopolem. Uczony hellenista Paweł Dolscius von Plauen przełożył spiesznie, ale dobrze tak zwaną „Kon­ fesję Augsburską” streszczającą wyznanie wiary Lutra. Chodziło o dostarczenie prawosławnym autentycznych wia­ domości o religii zreformowanej. Odpis przekładu dano Demetriuszowi dla doręczenia patriarsze, a wraz z nim osobisty list Melanchtona, który ledwie musnął sprawę nauki, lecz sugerował, że Kościoły luterański i grecki mają z sobą wiele wspólnego.7 Demetriusz wyjechał w podróż jesienią roku 1559. Melanchton zmarł, zanim mogła nadejść odpowiedź. Teologo­ wie z jego otoczenia czekali przez parę miesięcy na wiado­ mość z Konstantynopola. W końcu doszli do przekonania, że Demetriusz musiał nie doręczyć listu. Demetriusz jed­ nak dojechał rzeczywiście do Konstantynopola pod koniec roku 1559 i został przyjęty przez patriarchę. Dokumenty, jakie przywoził, wprawiły w zakłopotanie Joasafa i Święty Synod. Już pobieżny wgląd w „Konfesję Augsburską” wyka­ zał, że było w niej sporo herezji. Uważano jednak, że nie jest pożądane zmarnowanie stosunków z potencjalnym sojusz­ nikiem. Patriarcha i jego doradcy uciekli się do ulubionych metod wschodniej dyplomacji: zachowali się tak, jakby nigdy nie byli otrzymali informacji, których usiłowali sta­ rannie uniknąć.8 Demetriusz czekał przez dwa czy trzy miesiące na odpowiedź, którą by mógł zawieźć do Wittenbergi. Lecz gdy nie otrzymał żadnej, nie śmiał powracać do Niemiec. Przeniósł się do Siedmiogrodu, gdzie spędził trzy lata usiłując wprowadzić luteranizm do tamtejszych wio­ sek. Zachęcał go do tego Jakub Basilikus. Po upadku Ja­ kuba począł uprawiać swą propagandę w słowiańskich państwach cesarza Habsburga. Daty jego śmierci nie znamy.9 Dalsze wydarzenia w Mołdawii utwierdzały z pewnością 7 E. Benz, W itten b erg und B yzan z, 94 ns., podaje tekst listu Melanchtona. 8 Zob.: ta m że, 71— 72; J. N. Karmiris, O rthodoksia kai P r o ­ testan tism os, Ateny 1923, 36. 9 Zob. E. Benz, W itten b erg und Byzanz, 73 ns.

272

V, Kościół i Kościoły

Joasafa w jego podejrzeniach odnośnie do luteranów. W ja­ kie piętnaście lat później atmosfera nieco się poprawiła. Cesarze z dynastii habsburskiej zatrudniali sporo urzędników-luteranów. Około roku 1570 przybył do Konstanty­ nopola cesarski poseł wyznania protestanckiego, David von Ungnad. Ten przywiózł z sobą jako kapelana znakomitego luterańskiego uczonego, Stefana Gerlacha, który utrzymy­ wał ścisłe stosunki z luterańskimi uniwersytetami w Niem­ czech. Gerlach zaprzyjaźnił się rychło z uczonym proto­ notariuszem Wielkiego Kościoła Teodorem Zygomalasem, który przedstawił go patriarsze Jeremiaszowi II, podów­ czas w pierwszym okresie jego urzędowania. Gerlach odwzajemniając się ułatwił Zygomalasowi nawiązanie sto­ sunków z czołowym profesorem greki w Niemczech, Mar­ cinem Krausem, czyli Crusiusem, w Tybindze. Uczony ten zajmował się nie tylko greczyzną klasyczną, lecz także współczesnym sobie światem greckim. Crusius nawiązał za pośrednictwem Zygomalasa wymianę listów z patriar­ chą Jeremiaszem,-dla którego żywił szczery podziw.10 Gdy tak nawiązywały się przyjacielskie stosunki, staje się zrozumiałe, że luteranie poczęli znowu nalegać na za­ cieśnienie kościelnych stosunków z grekami. W roku 1574 Gerlach zdołał nakłonić Ungnada do napisania do Niemiec z prośbą o nowe egzemplarze ,,Konfesji Augsburskiej” . Na skutek tej prośby nadeszło sześć jej tekstów przysłanych przez Crusiusa i kanclerza uniwersytetu w Tybindze, Ja­ kuba Andreae. Jeden egzemplarz przeznaczony był dla pa­ triarchy, jeden dla Zygomalasa, jeden dla Metrofanesa, metropolity Berrhei, jeden dla uczonego Gabriela Sewera, a jeden dla bogatego człowieka świeckiego, Michała Kantakuzena, który przyrzekł, że dopilnuje przekładu tego tek­ stu na potoczny język grecki. Jeden egzemplarz przetłuma­ 10 W sprawie Ungnada i Gerlacha zob. E. Benz, D ie O stk ir­ c h e ..., 24— 29. Dziennik (T agebu ch ) Gerlacha, mocno rozwlekły, wydano drukiem dopiero po jego śmierci. Ale Crusius w swej T u rco-G ra ecia często powołuje się na Gerlacha jako na źródło swej informacji. Jeremiasz II nie władał żadnym zachodnio­ europejskim językiem. Kiedy Filip Du Fresne odwiedził go w roku 1573, Teodor Zygomalas i jego ojciec byli przy tym obecni i pełnili funkcję tłumaczy. Zob. P. Du Fresne Canaye, V oya g e du L eva n t, wyd. M. H. Hauser, Paris 1897, 106— 108.

Kontakty z luteranami

273

czony na język gruziński przesłano nieco później, z prze­ znaczeniem dla prawosławnego Kościoła w Gruzji na Kaukazie. Do egzemplarza przeznaczonego dla patriarchy teologowie luterańscy dodali list, w którym twierdzili, że w wyniku wielkiej od siebie odległości ich krajów za­ istniały wprawdzie pewne różnice natury obrzędowej, ale liczą, iż patriarcha zechce uznać, że nie wprowadzili oni, luteranie, żadnych nowinek do zasadniczej nauki koniecz­ nej do zbawienia oraz że objęli swą nauką i przechowali w miarę najlepszego zrozumienia, na jakie ich stać, wiarę, jakiej ich nauczyli apostołowie, prorocy i święci Ojcowie, wiarę przesyconą tchnieniem Ducha Świętego, siedmiu So­ borów i Pisma świętego.11 Nie mamy zapisków pouczających, jak Gruzini odnieśli się do „Konfesji Augsburskiej” , jeżeli jej tekst w ogóle doszedł do ich rąk. Greków jednak wprawiła ona w zakło­ potanie nie mniejsze od tego sprzed lat piętnastu. Kantakuzen nic nie zrobił, by spowodować przekład na potoczny język grecki. Ale Jeremiasz nie mógł zignorować „Kon­ fesji” , tak jak to był uczynił Joasaf. Von Ungnad i Gerlach przebywali na miejscu i nalegali, by dostać odpowiedź. Je­ remiasz po pewnym wahaniu napisał do Tybingi uprzejmy list dziękczynny i obiecał, że oświadczenie w sprawie dok­ tryny prześle nieco później. Ta taktyka przewlekania nie na wiele się przydała. Gerlach upominał się nadal o poglą­ dy patriarchy. W końcu — po naradzie ze Świętym Syno­ dem oraz z pomocą Zygomalasa i jego ojca Jana — patriar­ cha ułożył pełną odpowiedź na poszczególne punkty „Kon­ fesji” . List nosi datę 15 maja 1576 roku. „Konfesja Augsburska” składa się z dwudziestu jeden artykułów. Jeremiasz zajął stanowisko wobec każdego po kolei, oświadczając przy każdym, czy zgadza się, czy nie, z nauką w nim zawartą. Uwagi jego są cenne, gdyż łącz­ nie przynoszą jakby podręcznik prawosławnej teologii owych czasów. Pierwszy artykuł stwierdza, że Gredo nicejskie jest pod­ stawą prawdziwej wiary. Patriarcha przyznaje to, rzecz jasna; wskazuje jednak, że winno się przyjmować to Credo 11 Zob. E. Benz, W itten b erg und Byzanz, 94 ns. W sprawie tekstu tej korespondencji zob. niżej, str. 281, przypis 17.

274

V, Kościół i Kościoły

w brzmieniu poprawnym, to jest nie wspominając o po­ dwójnym pochodzeniu Ducha Świętego. Jest to — jak szczegółowo wyjaśnił — wtręt kanonicznie bezprawny, a wedle nauki błędny. Drugi artykuł „Konfesji” w jej pierwotnym brzmieniu mówi o grzechu pierworodnym, trzeci jest streszczeniem apostolskiego wyznania wiary, a czwarty oświadcza, że czło­ wiek dostępuje usprawiedliwienia przez samą tylko wiarę. W wersji greckiej artykuły drugi i trzeci zmieniają swą kolejność, co też jest logiczniejsze. Drugi rozdział w tek­ ście patriarszym zajmuje się przeto sprawą Credo. Apro-buje niemieckie ujęcie, ale dodaje ku pouczeniu Niemców dwanaście obszernych artykułów zawierających — jak po­ wiada — tradycyjną naukę Kościoła. Trzy z nich odnoszą się do Trójcy Świętej, sześć do wcielenia, ukrzyżowania i odkupienia, a trzy do przyszłego życia. Dodaje też do nich objaśnienia oraz wyliczenie siedmiu cnót kardynalnych (wylicza ich właściwie osiem) oraz siedmiu grzechów głów­ nych. Mówiąc o grzechu pierworodnym patriarcha korzysta ze sposobności, by zaznaczyć, że chrzest wymaga potrójnego zanurzenia, nie zaś pokropienia, po chrzcie zaś powinno nastąpić bierzmowanie. Zwyczaje łacinników przy udzie­ laniu chrztu są wedle niego nieprawidłowe. W czwartym swoim rozdziale, mówiącym o usprawiedli­ wieniu przez samą tylko wiarę, patriarcha zaznacza — po­ wołując się przy tym na Bazylego — że nie dostąpią łaski ci, co nie wiodą cnotliwego żywota. Wykłada ten pogląd szerzej w rozdziałach piątym i szóstym. „Konfesja” powia­ da w piątym artykule, że wiara wymaga pomocy Pisma świętego i sakramentów, w szóstym zaś, że wiara musi przynosić owoce w postaci dobrych uczynków, ale powta­ rza, że same tylko dobre uczynki nie przynoszą zbawienia. Jeremiasz przyjmuje bez zastrzeżeń naukę zawartą w arty­ kule piątym i opiera się na tymże rozdziale, by dalej pro­ wadzić swe wywody. Kazanie na Górze wylicza cnoty wio­ dące do zbawienia, nie mówi jednak nic o wierze. Wiara bez uczynków nie jest prawdziwą wiarą. W szóstym roz­ dziale ostrzega Niemców przed zuchwałym mniemaniem, że się posiada łaskę, jako też przed zwątpieniem w nią.

Kontakty z luteranami

275

Stwierdza jasno, że odrzuca wszystko, co mogłoby nasuwać myśl o predestynacji. Siódmy artykuł ,,Konfesji” oświadcza, że Kościół jest jedyny i wieczny, a zewnętrzną oznaką jego jedności jest to, że Ewangelię należy głosić prawidłowo i prawidłowo też udzielać sakramentów. Póki się stosuje tę zasadę, nie osłabiają tej jedności różnice w obrzędach i ceremoniach. Jeremiasz się z tym zgadza; ale przechodzi do omówienia sprawy sakramentów. Podejrzewa, że wedle luteranów je­ dynymi sakramentami są chrzest i Eucharystia; twierdzi zatem stanowczo, że sakramentów jest siedem, mianowicie chrzest, bierzmowanie, święcenia kapłańskie, małżeństwo, pokuta i ostatnie namaszczenie. To ma na myśli Izajasz, gdy mówi o siedmiu darach Pana. Z ósmym i dziewiątym artykułem „Konfesji” Jeremiasz się zgadza. Pierwszy z nich powiada, że sakramenty nie tracą swej ważności, choćby udzielił ich zły kapłan. Drugi zaleca chrzczenie dzieci, tak by dziecko było od razu zdol­ ne do otrzymania łaski. Artykuł dziewiąty budzi więcej sporów. Mówi się tam, że Ciało i Krew Chrystusa są istotnie obecne w Pańskiej Wieczerzy i otrzymują je wszyscy uczestniczący w niej. Ci, co głoszą inną naukę, są potępieni. Z tym patriarcha może się zgodzić. Słyszał jednak, że w oryginalnym niemieckim brzmieniu „Konfesji” są tu słowa: „unter der Gestalt des Brods und Weins” — czyli „pod postacią chleba i wina” — tych słów jednak nie ma w tekście greckim ani łacińskim. Prosi o więcej szczegółów mówiąc: „Słyszeliśmy o niektó­ rych szczegółach w waszych poglądach, z którymi nie mo­ glibyśmy się zgodzić” . Powiada, że Kościół święty naucza, iż w czasie Wieczerzy Pańskiej chleb przeistacza się w prawdziwe Ciało Chrystusa, a wino w Jego prawdziwą Krew. Dodaje też, że chleb musi być upieczony na zakwa­ sie, nie zaś przaśny. Przypomina, że Chrystus nie powie­ dział: „To jest chleb” ani: „To jest figura mojego Ciała” , lecz tylko: „To jest moje Ciało” . Byłoby oczywiście bluźnierstwem, gdyby się twierdziło, że Pan dał swym uczniom do spożywania ciało, które Go okrywało, albo do picia krew swoich żył, albo że zstępuje On fizycznie z nieba w chwili, gdy sprawuje się tę tajemnicę. Patriarcha po­

276

V. Kościół i Kościoły

wiada dalej, że przeistoczenie odbywa się i dokonywa za łaską i na skutek wezwania Ducha Świętego, a także za sprawą naszej świętej modlitwy i dzięki własnym słowom Pana chleb i wino przemieniają się i przeistaczają w praw­ dziwe Ciało i Krew Chrystusa. Jeremiasz porusza tu trzy zagadnienia. Co do dwu pierw­ szych uważa, że luteranie popadają w błędy łacinników. Grecy, wierni tradycjom pierwotnego Kościoła, od dawna przyganiali łacińskiemu zwyczajowi używania chleba przaśnego, uważając, że to zniekształca symbolikę Sakramentu; zakwas bowiem jest symbolem Nowego Zakonu. Następnie Jeremiasz porusza ostrożnie sprawę epiklesis, to jest we­ zwania Ducha Świętego, co w pojęciu greków dopełnia prze­ istoczenia elementów Sakramentu. Nie mogą pogodzić się z tym, że łacinnicy zaniechali epiklesis. Jeżeli chodzi o samo zagadnienie przeistoczenia elementów, Jeremiasz zachowuje dużą ostrożność. Unika wyrażenia „metousiosis” , które jest ścisłym greckim przekładem słowa „transsubstantiatio” . Używa słów „metabole” i „metapoiesis” , które nie muszą koniecznie oznaczać zmiany w materii. Nie wyjaśnia sa­ mej natury przemiany, mówi o niej jako o ,,Bożej tajem­ nicy” . Sądzi jednak, że nie wyraża dokładnie prawdy po­ gląd luteranów, gdy twierdzą, że w Sakramencie są wpraw­ dzie obecne Ciało i Krew Chrystusa, lecz mimo to nie do­ konywa się zmiana w elementach. Jedenasty artykuł „Konfesji” zaleca spowiedź douszną, jakkolwiek nie jest ona niezbędna; nikt zresztą nie może wyliczyć wszystkich swoich drobnych grzechów. Patriar­ cha godzi się z tym, sądzi jednak, że należałoby więcej powiedzieć o wartości spowiedzi jako duchowego lekarstwa i jako wiodącej do aktów prawdziwej pokuty. Należy pa­ miętać, że w jego pojęciu akt pokuty równa się sakra­ mentowi. Artykuł dwunasty poucza, że grzesznicy, którzy utracili łaskę, mogą ją odzyskać przez żal. Odrzuca zarówno pogląd anabaptystów, że człowiek przeznaczony do zbawienia nie może nigdy utracić łaski, jak i pogląd Nowacjana, że ten, kto ją utracił, nie może jej nigdy odzyskać. Patriarcha zgadza się z tym, ale dodaje, że skrucha musi być wyrażona w uczynkach.

Kontakty z luteranami

277

Artykuł trzynasty powiada, że sakramenty są dowodami miłości Boga ku ludziom i należy się do nich uciekać, by wiarę pobudzić i wzmocnić. Ten pogląd wydaje się Jere­ miaszowi trochę niedostatecznie przemyślany. Jeremiasz jest przekonany, że liturgia jest niezbędna; obejmuje niby ramami sakramenty, jest powtórzeniem Boskiego dramatu, który nadaje im ich duchową wartość. Artykuł czternasty, który powiada, że tylko wyświęceni kapłani mogą wygłaszać kazania lub udzielać sakramentów, patriarcha przyjmuje, pod warunkiem jednak, że wyświę­ cenie zostało dokonane prawidłowo, a hierarchia została zorganizowana zgodnie z kanonami. Podaje wyraźnie w wątpliwość, czy tak ma się rzecz z Kościołem luterańskim. Piętnasty artykuł natomiast mniej mu się podobał. Po­ chwala on mianowicie te obrzędy i uroczystości, które mogą przynosić Kościołowi pokój i ład, ale przeczy, by którykolwiek z nich był dla zbawienia niezbędny albo też zapewniał środki zdobycia łaski. Takie twierdzenie niepokoi Kościół grecki, którego kalendarz roi się od świąt i postów. Patriarcha czerpie obficie z wczesnych Ojców i głosi uro­ czyście, że te święta i obrzędy im towarzyszące są trwałą pamiątką ziemskiego życia Chrystusa i świadectwa, jakie mu dali święci. Odmawianie im wszelkiej duchowej war­ tości dowodzi ciasnoty umysłu i jest złem. Patriarcha godzi się z artykułem szesnastym, który po­ wiada, że sprzeciwia się nakazom Ewangelii posłuszeń­ stwo dla władz świeckich, a nawet branie udziału w wojnie, jeżeli władze tak nakażą. Dodaje jednak, iż należy mimo wszystko pamiętać, że posłuszeństwo dla praw Boskich i dla ich sług przez Boga ustanowionych jest obowiązkiem większym oraz że żaden prawdziwy chrześcijanin nie sięga po władzę świecką. Zgadza się też z artykułem siedemnastym, który zapo­ wiada, że Chrystus przyjdzie, by osądzić świat, by wier­ nych nagrodzić życiem wiecznym, a złych pokarać wieczy­ stymi mękami. Zdaje-się, że nie przeraziło go pośrednie zaprzeczenie nauki o czyśćcu. Artykpł osiemnasty mówi o wolnej woli. Luteranie twierdzili, że choćby człowiek, kierując się swoją wolną

278

V. Kościół i Kościoły

wolą, prowadził przykładne życie, nie przyniesie mu to żadnej korzyści, jeżeli Bóg nie udzieli mu łaski. Zdaniem patriarchy twierdzenie takie zbytnio przypomina naukę 0 pełnej predestynacji. Wykazuje zatem czerpiąc obficie z Jana Chryzostoma, że zbawieni mogą być tylko ci, co z wolnej swej woli chcą osiągnąć zbawienie. Dobre uczynki są zgodne z Bożą łaską, ale łaska zosiaje odebrana z chwilą popełnienia jakiegoś złego uczynku. Artykuł dziewiętnasty stwierdzający, że Bóg nie jest przyczyną zła na tym świecie, nadaje się w pełni do przy­ jęcia. Artykuł dwudziesty powraca do zagadnienia wiary 1 uczynków. Powtarza, że wprawdzie dobre uczynki są potrzebne i niezbędne i twierdzenie, jakoby luteranie o tym nie wiedzieli, jest oszczerstwem — nie mogą one jednak zapewnić odpuszczenia grzechów bez wiary i towarzyszą­ cej jej łaski. Patriarcha zgadza się, że potrzebne są na równi wiara i uczynki, ale zapytuje, dlaczego luteranie, jeżeli rzeczywiście cenią dobre uczynki, przyganiają świę­ tom, postom, pobożnym bractwom i klasztorom. Czyż nie są to właśnie dobre uczynki spełniane ku czci Boga i w posłuszeństwie dla Jego nakazów? Czy post nie jest aktem autodyscypliny? Czy braterstwo klasztorne nie jest wyra­ zem miłości bliźniego? A przede wszystkim czy złożenie ślubów zakonnych nie jest próbą realizowania nakazu Chrystusa, abyśmy sami się wyzwolili z uwikłania w spra­ wy tego świata? Artykuł dwudziesty pierwszy i ostatni szczególnie ura­ ził patriarchę. Powiedziano w nim, że zgromadzeniom za­ konnym należy wprawdzie mówić o życiu świętych, sta­ wiając je za przykład do naśladowania, lecz że nie jest zgodne z Pismem świętym, jeżeli się wzywa świętych jako pośredników wobec Boga. Jeremiasz, wspomniawszy, że Chrystus obdarzył swych uczniów szczególniejszą władzą, odpowiada, że pełna cześć należy się tylko jedynemu Bogu, ale słusznie i z korzyścią można odwoływać się do świę­ tych, a przede wszystkim do Matki Bożej. Świętość ich bowiem zawiodła ich do nieba. Możemy prosić Matkę Bożą powołując się na Jej szczególny związek z Bogiem, by ze­ chciała się za nami wstawiać, możemy też prosić archa­ niołów i aniołów, by się za nami modlili; można też prosić

Kontakty z luteranami

279

wszystkich świętych o wstawiennictwo. Dowodzi naszej po­ kory, jeżeli my, grzeszni, nie śmiemy zwracać się do Boga bezpośrednio i prosimy o wstawiennictwo śmiertelnych, którzy zasłużyli na zbawienie. Jeremiasz kończy swój list dodając osobny rozdział, w którym kładzie nacisk na pięć punktów. W pierwszym powtarza jeszcze raz, że w Eucharystii należy używać Chle­ ba pieczonego na zakwasie. W drugim uznaje wprawdzie i pochwala małżeństwo duchownych świeckich, uważa jed­ nak, że zakonnicy winni składać śluby bezżeństwa i złożo­ nych dotrzymywać. W trzecim zwraca jeszcze raz uwagę na doniosłe znaczenie liturgii. W czwartym powtarza ponownie, że nie można osiągnąć odpuszczenia grzechów bez spo­ wiedzi i aktu pokuty, którym przyznaje znaczenie sakra­ mentu. W końcu — i szeroko się nad tym rozwodząc — wylicza argumenty na rzecz zachowania klasztorów i skła­ dania ślubów zakonnych. Przyznaje, że większość ludzi śmiertelnych nie jest zdolna zobowiązać się do prowadze­ nia życia ascetycznego. Jeżeli zaś wiodą życie uczciwe sto­ sownie do swych możliwości, mogą i oni też osiągnąć zba­ wienie. Sądzi jednak, że lepszą jest rzeczą wyrzec się świata i poświęcić życie służbie Bożej ujętej w karby dyscy­ pliny. Dla tego celu zaś życie zakonne dostarcza odpo­ wiednich środków. Końcowy rozdział pisany jest w duchu łączącym pokorę z pobłażliwością. Pisał: „Tak więc, wysoko uczeni Niemcy, ukochani w Chrystusie synowie Naszej Przeciętności, je­ żeli pragniecie w swej mądrości i w swej wielkiej rozwadze i macie wolę złączyć się z nami, to znaczy z najświętszym Kościołem Chrystusa — my, podobni do rodziców, którzy miłują swe dzieci, przyjmiemy radzi waszą miłość i czło­ wieczeństwo na łono Naszej Przeciętności, jeżeli tylko wy macie wolę przyjąć jako i my tradycję apostolską i sobo­ rową i poddać się jej. Wtedy w prawdzie i w szczerości powstanie wspólny nasz dom, (...) a przez to w miejsce dwu różnych Kościołów miłosierdzie Boże stworzy jeden i bę­ dziemy wieść życie pospołu aż do dnia, gdy zostaniemy przyjęci do niebieskiej ojczyzny”12. 12 Ten list, który zestawia najpełniejsze wyznanie wiary Jeremiasza II z twierdzeniami luteranów, na które przynosi

280

V. Kościół i Kościoły

Odpowiedź ta dotarła do Niemiec latem roku 1576. Nie­ mieccy teologowie dopatrzyli się w niej pewnego braku zapału. Crusius doprowadził do spotkania z teologiem Lu­ cjuszem Osjandrem i ułożyli wspólnie odpowiedź, w któ­ rej wyjaśniali i uzasadniali te punkty, z którymi patriar­ cha się w ich mniemaniu nie zgadzał. Ograniczyli się do poglądów wypowiedzianych w „Konfesji Augsburskiej” , pominęli zatem milczeniem zagadnienia odnoszące się do chleba pieczonego na zakwasie, do liturgii, a nawet do za­ konów. Usiłowali wykazać, że ich poglądy na usprawiedli­ wienie przez wiarę nie różnią się w rzeczywistości wiele od poglądów patriarchy, i powtórzyli — cokolwiek przy­ długo — luterańską naukę, że choć Ciało i Krew Chry­ stusa były obecne w czasie Wieczerzy Pańskiej, nie było jednak materialnej zmiany w elementach. Powiedzieli jas­ no, że wierzą w dwa tylko sakramenty i że nie mogą uznać dopuszczalności odwoływania się do świętych.13 List ten napisano w czerwcu roku 1577, lecz zdaje się, że do Konstantynopola dotarł on w następnym roku. Jere­ miasz usiłował ponownie uniknąć konieczności odpowiedzi. Ale Gerlach bawił wciąż w Konstantynopolu i nalegał, by jej udzielić. Gerlach wyjechał, by powrócić do Niemiec wiosną roku 1579. W maju Jeremiasz wysłał w końcu na­ stępną swoją wypowiedź. Tym razem ton jego był nieco mniej pojednawczy. Wyliczył jasno i obszernie nauki, któ­ rych Kościół prawosławny nie mógł przyjąć. Nie mógł uznać podwójnego pochodzenia Ducha Świętego. Wbrew głośnym twierdzeniom luteranów poglądy ich na wolną wolę i na usprawiedliwienie przez wiarę nie były prawo­ wierne, a poza tym w mniemaniu patriarchy zbyt uprosz­ czone. Patriarcha przyznawał, że sakramenty chrztu i Eu­ charystii górują nad innymi, twierdził jednak stanowczo, że sakramentów jest siedem. Powtórzył raz jeszcze, że przy­ stoi wzywać wstawiennictwa świętych, i dodał, że należy okazywać uszanowanie świętym obrazom i relikwiom.14 odpowiedź, ogłosił drukiem w roku 1582 jezuita ’ Sokołowski, przez co spowodował ogłoszenie całej korespondencji przez lu­ teranów. Zob. niżej, str. 286. 13 Zob. niżej, str. 306. 14 Zob. niżej, str. 306— 307.

Kontakty z luteranami

281

W Wirtembergii zebrało się celem ułożenia odpowiedzi grono luterańskich teologów. W skład jego weszli Crusius, Andreae, Osjander i Gerlach. Odpowiedź wysłano w czerw­ cu 1580. Ton jej był wysoce pojednawczy. Wprawdzie nie ustąpili w żadnym z punktów, próbowali jednak zasuge­ rować, że różnice w nauce obu Kościołów w sprawach usprawiedliwienia przez wiarę, wolnej woli i przeistocze­ nia elementów w czasie Pańskiej Wieczerzy ograniczają się do terminologii, a inne różnice dadzą się może uznać za różnice w obrzędach i zwyczajach. Na odpowiedź musieli Niemcy poczekać. Jeremiasz zo­ stał usunięty z urzędu w listopadzie roku 1579, a objął go znowu we wrześniu 1580. Upłynęło kilka miesięcy, zanim mógł wygotować odpowiedź. Wysłano ją ostatecznie latem roku 1581. Streścił krótkimi słowy różnice, a potem popro­ sił, by wymiana listów ustała. „Idźcie swoją drogą — pi­ sał — i nie przysyłajcie nam dalszych listów w sprawach nauki, lecz tylko listy przyjacielskie.” Pomimo tej prośby grono luterańskich teologów wysłało jeszcze jeden list nie­ mal rćwnobrzmiący z poprzednim. Patriarcha nie udzielił żadnej odpowiedzi.15 W roku 1584 ogłoszono w Wittenberdze drukiem całą wymianę listów. Luteranom milej by było przemilczeć swe niepowodzenie w usiłowaniach dojścia do unii. Ale polski jezuita Stanisław Sokołowski dostał w swe ręce tekst listu patriarchy z roku 1576; przetłumaczył go na język łaciń­ ski i ogłosił drukiem w roku 1582 dodając przy tym swoje uwagi poprawiające naukę greków tam, gdzie różniła się od rzymskiej.16 Luteranie uznali, że teraz muszą przedsta­ wić całą historię.17 15 Zob. niżej, str. 373— 374. 16 S. Sokołowski, C ensura O rientalis E cclesiae — D e principiis nostri secu li h aereticoru m dogm atibus — H ierem iae C on stan tinopolitani P atriarchae, judicii e t m utuae com m u n ionis caussa, ab O rth od oxa e d octrinae adversariis, non ita pridem oblatis. A b eod em Patriarcha C on stantinopolitano ad G erm anos G raece con scripta — a Stanislao S ocolovio con versa , Cracoviae 1582 (dedykowane papieżowi). 17 Zob.: A cta et Scripta T h eologoru m W irtem b ergen siu m et Patriarchae C onstantinopolitani, D. H ierem iae, Wittenberg 1584, passim; E. Legrand, B ibliographie H ellénique..., II, 41— 44, gdzie podaje wykaz różnych listów.

282

V. Kościół i Kościoły

Nie zmąciło to przyjaznych stosunków. Jeremiasz i Teo­ dor Zygomałas wymieniali nadal z Crusiusem listy na ta­ kie tematy jak kwestie językowe i obecny stan wielkich dawnych miast greckich. W roku 1581 Zygomałas wysłał Crusiusowi większą część materiału łącznie z egzemplarzem kroniki patriarchatu pióra Malaksusa. Umożliwiło to nie­ mieckiemu uczonemu napisanie wielkiej księgi pt. Tur co-Graecia, która jest naszym głównym źródłem wiadomości o greckim świecie XVI wieku.18 Ale Salomon Schweigger, który został następcą Gerlacha jako kapelan cesarskiego poselstwa, nie był życzliwie usposobiony do prawosławia. Po powrocie do ojczyzny napisał o swej podróży książkę, w której pomawiał prawosławnych o bałwochwalstwo i nie­ uctwo. Pomimo to przyznaje, że patriarcha przyjął go bar­ dzo gościnnie, a nawet obficie częstował go kawiorem.19 Po stronie zaś greckiej Gabriel Sewer, gdy przemieszkiwał w Wenecji, ogłosił książkę, w której napadał na luteranów z powodu ich nauki o sakramentach. Ale — podobnie jak w kilkadziesiąt lat wcześniej Antoni Eparcha — ubolewał raczej nad ich poczynaniami politycznymi niż nad nauką, jaką głosili.20 Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób mogłoby dojść 18 Crusiusowi zawdzięczamy ogłoszenie tak zwanych: H istoria P olitico C on stan tinop oleos i H istoria Patriarchica C on stan tino­ poleos, wydanych w bońskim C.S.H.B. Związek pierwszej z tych książek z Ekthesis Chronica, opublikowaną przez S. Lamprosa w „Byzantine Texts” wydawanych przez J. B. Bury’ego, oraz z „Kroniką z roku 1570”, opisaną przez T. Pregera w „Byzanti­ nische Zeitschrift”, 11 (1902), wymaga jeszcze przebadania. Ist­ nieje też związek między H istoria Patriarchica i „Kroniką z roku 1570”, a także kroniką „Doroteusza z Monemwazji”, ale i tu ustalenie tego związku wymaga dalszych badań. Zob. T. H. Papadopoullos, dz. cyt., X V III— X X . Warto zwrócić uwagę, że Margunios, który też korespondował z Crusiusem, donosił Jere­ miaszowi II, iż T u rco-G ra ecia jest pośrednio wymierzona prze­ ciw prawosławiu. Zob. G. Fedalto, A n cora su M assim o M argou nios, „Bolletino dell’Istituto di Storia Veneziano”, 5— 6 (1964) 209— 213. 19 Zob.: S. Schweigger, Ein n ew e R eyesb esch reib u n g auss Teutschland nach C on stan tinopel und Jerusalem , Nürnberg 1608; E. Benz, Die O stkirche..., 29— 38. 20 Zob. Gabriel Severus, Posai eisin hai genikai kai protai diaphorai kai poiai, has ech ei he A n a tolik e E kklesia te R om aike,

Kontakty z luteranami

283

do jakiejkolwiek rzeczywistej unii między Kościołami luterańskim a prawosławnym. Luteranie nie po to zrywali z przesądami Rzymu, by łączyć się z Kościołem, którego cześć oddawaną świętym i obrazom oraz nabożny szacunek dla ślubów zakonnych musieliby uważać za bałwochwal­ stwo. W pojęciu prawosławnych zaś luteranie łączyli niektóre błędy Rzymu z jakimś niezdrowym ewangelizmem i pożałowania godną skłonnością do ikonoklazmu. Główną spójnią była wspólna obu stronom niechęć do papiestwa. Ale taki węzeł nie mógł wystarczać. Niemniej przeto greckich studentów teologii witano w luterańskich Niemczech zawsze chętnie. W początkach XVIII wieku założono dla nich w Halle w Saksonii niewielkie seminarium teologiczne. Cieszyło się ono pewnym powodzeniem.21 Wygłaszał w Niemczech wykłady Metrofanes Kritopoulos podczas swej powrotnej podróży z Anglii. A wśród dawniejszych studentów, którzy pozostali w Niem­ czech, znalazł się niejaki Zachariasz Gerganos, o którym niewiele wiemy poza tym, że został zaproszony do Niemiec w roku 1619 przez elektora saskiego. Ogłosił on w roku 1622 w Wittenberdze rozprawę, którą poświęcił swemu pa­ tronowi, a która miała doprowadzić do złączenia obu Koś­ ciołów. Był on bardziej luteraninem niż prawosławnym. Twierdził, że Pismo święte zawiera wszystko, co jest po­ trzebne do określenia wiary, że jest ono zupełnie zrozu­ miałe i łatwe do wyjaśnienia. Odrzucił naukę o czyśćcu i gwałtownie atakował roszczenia biskupa rzymskiego do pierwszeństwa. Ale różnił się też od prawosławnych i skraj­ nych luteranów, twierdził bowiem, że kapłan grzeszny traci łaskę, nie może przeto sprawować sakramentów. Książka jego nie wywarła wielkiego wrażenia w Niemczech, ale była zdaje się czytywana na Wschodzie. Nie wiedzielibyś­ Konstantynopol 1627, wydana w tomie rozpraw przez Nikodema Metaksasa. W tej sprawie zob. niżej, str. 307, przypis 38. Zasad­ niczo była to polemika z nauką rzymską, ale wspomina pobież­ nie o błędach luterańskich. 21 W sprawie seminarium w Halle, które istniało w latach 1728— 1729, zob. E. Wolf, H alle, w: D ie R eligion in G esch ich te und G eg en w art, III. Pomysł stworzenia seminarium pochodzi od orientalistów J. H. i C. B. Michaelisa i od syna pierwszego z nich J. D. Michaelisa.

284

V. Kościół i Kościoły

my nieledwie o niej, gdyby nie to, że wywołała zgryźliwą odpowiedź ze strony Greka imieniem Jan Mateusz Karyofyllos. Był on wychowankiem rzymskiego Kolegium Świętego Atanazego. Rozprawę swoją ogłosił w Rzymie w roku 1631.22 Jan Mateusz miał pewne powody natury rodzinnej, by odczuwać abominację do postawy Gerganosa: miał bowiem w Konstantynopolu krewniaka Jana Karyofyllosa, którego poglądy na transsubstanejację i łaskę wy­ kazywały wpływy bezsprzecznie protestanckie. Ten krewniak uległ był czarowi najwybitniejszego z wszystkich greckich duchownych, Cyryla Lukarisa. 22 Zob.: Zacharias Gerganus, Catechism us Christianus, Witten­ berg 1622; E. Legrand, B ibliograph ie H ellén iq u e: description raison née des ou vra g es publiés en G rec par des G recs au 17e siècle, I, 5 tomów, Paris 1894— 1903, I, 159— 170; J. M. Caryophyllus, E lenchos tes P seu doch ristianikes ka tech esos Zachariou tou G erganou, wydany po grecku i po łacinie w Rzymie w roku 1631. W sprawie Kritopoulosa zob. niżej, str. 296, 315, 324 ns.

Rozdział szósty KOŚCIÓŁ I KOŚCIOŁY PATRIARCHA KALWIŃSKI W dniu 13 listopada 1572 w miejscowości Kandia na Krecie żona bogatego rzeźnika Stefana Lukarisa urodziła syna, któremu rodzice nadali imię Konstantyn.1 Był to1 1 Głównym źródłem do poznania życia Cyryla Lukarisa są C ollectan ea de C yrillo L u cario wydane w roku 1707 przez Tho­ masa Smitha, niegdyś angielskiego kapelana w Konstantyno­ polu (zob. niżej, str. 322). Zawierają one życiorys Cyryla pióra samego Smitha, oparty na załączniku „Stan Kościoła greckiego za czasów Cyryla Lukarisa”. Smith wydał go już poprzednio w swym „Sprawozdaniu o Kościele greckim” (tekst łaciński w roku 1678; angielski pt. A n A ccou n t o j the G re ek Church w roku 1680). Innych materiałów dostarczyły: długi list Corneliusa van Haag, który za patriarchatu Cyryla był holenderskim posłem w Konstantynopolu; dalej F ragm en tu m vitae Cyrilli L u caris, napisane przez przyjaciela Cyryla, Antoine’a Léger, któ­ ry był w Konstantynopolu kapelanem kalwińskim; oraz N arratio epistolica T urbarum in ter C yrillum et Jesuítas (o tej spra­ wie zob. niżej, str. 298, przypis 28). Sam Smith przybył do Kon­ stantynopola dopiero w trzydzieści lat po śmierci Cyryla. Nie należy przypuszczać, by mógł był uzyskać wiele informacji od miejscowych Greków, którym teologiczne poglądy Cyryla przy­ sparzały wówczas kłopotów. Miał jednak dostęp do papierów poselstwa, a poza tym zaznajomił się prawie ze wszystkim, co zawierały katolickie publikacje o Cyrylu, jak na przykład prace Allatiosa i A. Arnaulda, La P erp étu ité de la F oy, 3 tomy, Paris 1667— 1673, III i IV: P reu v es au ten tiqu es de l’ Union de VEglise d’O rient a v ec VEglise, wydane w Paryżu w roku 1670, a także pisma nieprzychylnych autorów protestanckich, jak na przykład Grotius (zob. T. Smith, A n A ccou n t o j th e G re ek Church, 276. 280). Jego znajomym był również Edward Pococke (zob. niżej, str. 322), który w chwili śmierci Cyryla przebywał w Konstanty­ nopolu. Czerpał też Smith obficie ze zwięźlejszego życiorysu Cyryla, pióra J. H. Hottingera, A n a lecta H istorico-T h eolog ica ,

286

VJ. Kościół i Kościoły

chłopiec bystry, wcześnie się rozwijający; ojciec postano­ wił zapewnić mu dobre wykształcenie. Wenecka polityka na Krecie nie sprzyjała Kościołowi prawosławnemu, uwa­ żano go bowiem za z przyrodzenia buntowniczy.2 Skut­ kiem tego nie było tam wiele szkół greckich. Ale młodzie­ ży greckiej pozwalano bez trudności na przyjazd do We­ necji. Do Wenecji zatem ojciec wysłał Konstantyna, gdy ten liczył lat dwanaście; miał tam uczęszczać do szkoły przy greckim kościele. Kierownikiem jej był Maksym Margunios, mąż o umyśle samodzielnym, który już dawniej miał kłopoty z władzami prawosławnymi, podejrzewano go bowiem o skłonności do latynizowania; później zaś na­ raził się Inkwizycji jako podejrzany o wrogość dla iatynizmu. Niezbyt dawno mianowano go biskupem Cytery, ale wiele lat jeszcze będzie musiało minąć, zanim władze weneckie zezwolą mu na osiedlenie się w jego diecezji. W dalszym więc ciągu nauczał w swej szkole.3 Zwrócił baczną uwagę na Konstantyna i otoczył go szczególną pie­ czą. Po upływie czterech lat Stefan Lukaris wezwał swego Zurich 1652, 552 ns. Wspomina, że Hottinger był bliskim przy­ jacielem Légera, który mu udzielał informacji — zob. A n A c ­ count oj th e G re ek Church, 282. Cytowana już praca J. Aymona, M onu m ents au thentiques de la religion des G recs..., wydana w roku 1708, podaje mieszankę wiadomości o Cyrylu oraz kilka jego listów. Innych wiadomości dostarczają listy Sir Thomasa Roe pisane w czasach, gdy był on ambasadorem w Konstanty­ nopolu. Większość zachowanych listów Cyryla publikuje E. Le­ grand, B ibliograph ie H ellénique... au 17e siècle, IV. Listy Cy­ ryla do Thomasa Roe nie zostały jeszcze wydane. Można je znaleźć w State Papers 97, w Public Record Office. Najdokład­ niejszy i najbardziej nowoczesny życiorys Cyryla to G. A. Hadjiantoniou, P rotesta n t Patriarch, Richmond Va. 1961. WTiele w nim pożytecznych informacji, ale wiele też namiętnych uprze­ dzeń w stosunku do Kościoła tak łacińskiego, jak i tradycyj­ nego greckiego; poza tym nie jest to rzecz w pełni godna za­ ufania jeśli chodzi o szczegóły, a ponadto często czerpie z dru­ giej ręki. Jako datę urodzenia Cyryla podaje rok „około 1558”, opierając się w tym na notatce arcybiskupa Lauda, którą Smith zamieścił w swoich C ollectan ea, 65, podczas gdy 13 listopada 1572, jak podaje Léger, j.w ., 77, jest datą prawie pewną. 2 Zob.: D. J. Geanakoplos, G re ek Scholars in V en ice, 45— 47; W. Miller, dz. cyt., 177— 180. 3 W sprawie Marguniosa zob. wyżej, str. 236 ns.

Patriarcha kalwiński

287

syna do powrotu na Kretę, powodowany być może kłopo­ tami pieniężnymi. Chłopiec spędził tam jeden rok i uczęsz­ czał na naukę do uczonego mnicha Meletiosa Vlastosa w monasterze Świętej Katarzyny, położonym na przed­ mieściach Kandii, skąd często pisywał listy do Marguniosa. Napotykał też trudności w znajdowaniu książek innych niż te, które Margunios pozostawił w swej dawnej siedzibie. Były to Opuscula Plutarcha, jakaś książka Arystotelesa (nie wiemy, o jaką chodzi), mowy Demostenesa, dwa tomy Historii Euzebiusza, dwie księgi Cycerona, Logika Flaminiusza i jakiś słownik łaciński.4 Miejscowa tradycja dodaje, że na skutek kłopotów pieniężnych, w jakie popadła ro­ dzina, matka jego poczęła się najmować do prania, on sam zaś poszedł do terminu u rybaka i musiał od czasu do cza­ su wyjeżdżać na połowy. Jeden z takich wyjazdów spro­ wadził go do Aleksandrii, gdzie zgłosił się on do krewnia­ ka, Meletiosa Pegasa, podówczas sekretarza do spraw poli­ tycznych patriarchy aleksandryjskiego. Ta tradycja jest jednak niepewna. Z Meletiosem poznał się raczej, gdy ten odwiedzał swą rodzinę na Krecie.5 W roku 1589 Konstantyn Lukaris przebywał z powrotem w Italii i zapisał się jako student na uniwersytet w Pad­ wie. Zawdzięczał to prawdopodobnie Marguniosowi, który po ojcowsku nad nim czuwał i strofował go, jeżeli zanie­ dbywał wykłady albo kupił sobie i nosił kosztowną szpadę. Padwa była podówczas siedzibą neoarystotelianizmu. By zrównoważyć wpływ tej materialistycznej filozofii, Mar­ gunios obsyłał zwykle Konstantyna tematami do rozpra­ wek nad bardziej spirytualistycznymi stronami greckiej myśli i zwykle nim przy tej pracy kierował.6 W czasie wakacji chłopak prawdopodobnie wędrował. Odwiedził po­ dobno Niemcy; możliwe też, że dotarł do Genewy, gdzie przemieszkiwała mała kolonia grecka założona przez po­ 4 Zob. E. Legrand, B ibliograph ie H ellénique... au 17e s iècle, IV, 177— 178. W sprawie Świętej Katarzyny zob. D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W est, 141— 142. 165. 168. 5 Zob. N. C. Papadopoli, H istoria G ym nasii Patavini, 2 tomy, Venetiis 1762, II, 292— 293. 6 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e siècle, IV, 190— 195.

288

VI. Kościół i Kościoły

chodzącego z Italii kreteńskiego profesora Franciszka Portusa, który przyjął był kalwinizm.7 Pozdawał zaszczytnie egzaminy w roku 1595 i otrzymał stopień laureata. Już prawdopodobnie postanowił zostać ka­ płanem, gdyż to dawało najlepsze widoki młodzianowi, któ­ rego nie pociągał handel ani medycyna. Utwierdził go w tym zamiarze listami krewniak Meletios Pegas, wynie­ siony w roku 1590 na patriarszy tron Aleksandrii.8 Obowiązki patriarchy aleksandryjskiego nie były nad­ miernie uciążliwe. Większość chrześcijan egipskich nale­ żała do Kościoła koptyjskiego, a jego owczarnia składała się przeważnie z napływowych greckich kupców. Patriar­ cha Meletios zatem spędzał czas przeważnie w Konstanty­ nopolu, gdzie łatwiej mu było docierać do Wysokiej Porty i gdzie mógł być pomocny swemu przepracowanemu brat­ niemu patriarsze. Zajmował się przeważnie odwiedzaniem prawosławnych społeczności żyjących poza granicami ce­ sarstwa ottomańskiego. W roku 1595, gdy Lukaris opusz­ czał Padwę, Meletios bawił w Konstantynopolu, gdzie — jak się zdaje — sprawował zastępczo rządy w patriarcha­ cie, który właśnie nie był obsadzony. Lukaris zjawił się tedy w Konstantynopolu i kuzyn jego wyświęcił go na dia­ kona i kapłana. Z okazji święceń (prawdopodobnie pod ko­ niec roku 1595) wyrzekł się wedle zwyczaju swego chrzest­ nego imienia i przyjął imię zaczynające się od tej samej litery. Nazywał się od tej chwili Cyryl Lukaris.9 Głównej troski przysparzał podówczas władzom kościel­ nym w Konstantynopolu los prawosławnych w Polsce.* 7 W sprawie Portusa zob.: E. Legrand, B ibliograph ie H ellén i­ que... au 17e siècle, II, V II— X X ; III, 93— 133; D. J. Geanakoplos, B yzantine East and Latin W est, 158— 159. Portus zmarł w roku 1581. Następcą jego na katedrze w Genewie był słynny jego uczeń Isaak Casaubon. 8 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e siècle, IV, 214— 215. 9 Zob. T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 7. 77. Mele­ tios Pegas z pewnością sprawował w zastępstwie rolę patriar­ chy podczas najbliższego interregnum od marca 1597 roku do marca 1598 roku; zob. M. Le Quien, O riens Christianus, 3 tomy, Paris 1840, I, 331. * Wiadomości Runcimana o Polsce X V I i X V II wieku są, jak widać, fantastyczne. Nie tu miejsce na polemikę (przyp. tłum.).

Patriarcha kalwiński

289

Królestwo polskie rozprzestrzeniało się od pewnego czasu ku wschodowi i opanowało Ruś i większą część Ukrainy, gdzie cała ludność była wyłącznie prawosławna. Od daw­ na zaś istniały liczne społeczności prawosławne w Galicji i na Litwie, złączonej już formalnie z Polską od roku 1569. Było też w Polsce sporo luteranów, a także nieco wyznaw­ ców kalwinizmu. Król Stefan Batory, któremu Polska za­ wdzięczała wiele z tych nabytków, był katolikiem, ale na­ strojonym tolerancyjnie. Zachęcał wprawdzie jezuitów do pracy wśród prawosławnych, ale rozciągał na biskupów prawosławnych i luterańskich przysługujące biskupom ka­ tolickim prawo do zasiadania w polskim senacie. Następca Stefana, Zygmunt III, wybrany w roku 1587, pochodził z katolickiej gałęzi szwedzkiej dynastii Wazów. Matka je­ go, dziedziczka Litwy, Katarzyna Jagiellonka, była gorliwą katoliczką. Sam zaś Zygmunt z powodu swego wyznania utracił w końcu tron szwedzki. Zygmunt od razü przed­ sięwziął środki godzące zarówno w protestantów, jak i w prawosławnych. Zarządził, że wszelkie urzędy publiczne dostępne mają być wyłącznie katolikom, a rozporządzał wedle uznania około dwudziestoma tysiącami urzędów. Biskupów niekatolickich pozbawił krzeseł w senacie. Szcze­ gólnie rozdrażnił go przejazd w roku 1588 przez Ukrainę patriarchy Jeremiasza II powracającego właśnie z Moskwy. Zygmunt nakazał zatem jezuitom, by rozwinęli jeszcze ak­ tywniejszą działalność wśród wszystkich jego prawosław­ nych poddanych. Jezuici pozyskali Michała, metropolitę wileńskiego, i Ignacego, biskupa włodzimierskiego. Dzięki ich pomocy król zwołał w roku 1595 do Brześcia Litew­ skiego zjazd polskich biskupów prawosławnych, którzy mieli omówić sprawę swego poddania się Rzymowi zgod­ nie z wytycznymi unii florenckiej. Niewielu biskupów ja­ wiło się na tym zjeździe, na którym mała większość obec­ nych uchwaliła uznanie zwierzchności papieskiej zastrze­ gając, że prawosławni zatrzymują swą liturgię, Komunię pod dwiema postaciami dla świeckich, małżeństwo duchow­ nych świeckich i kalendarz juliański. Uchwały przedsta­ wiono Rzymowi; papież Klemens VIII je przyjął i w dniu 23 grudnia 1595 obwieścił, że powstał unicki polski Kościół prawosławny. Zwołano do Brześcia Litewskiego ponowny

290

VI. Kościół i Kościoły

zjazd (Synod względnie Sobór) na październik roku 1596 w celu zatwierdzenia ugody.101 Gdy wieści o tym dotarły do Konstantynopola, postano­ wiono wysłać przedstawicieli dla wzięcia udziału w zjeździe. Patriarcha konstantynopolitański mianował niejakie­ go Nicefora Kantakuzena nadając mu tytuł egzarchy, czyli przedstawiciela patriarchy, Meletios zaś mianował swym egzarchą Cyryla Lukarisa. Obaj młodzi kapłani wyruszyli do Polski wioząc z sobą ułożone przez Meletiosa a prze­ znaczone dla wiernych trzy pisma na temat nauki. Pierwszy zjazd wpriawił prawosławnych Polaków w prze­ rażenie. Dla zgłoszenia protestów pospieszyli teraz do Brześcia biskupi, a wraz z nimi wielu znakomitych ludzi świeckich. Na ich czele stał Konstantyn Wasyl, książę na Ostrowie * i wojewoda kijowski. Mówiono o nim, że liczył przeszło sto lat, a wiele lat przedtem założył pierwszą pra­ sę drukarską z alfabetem słowiańskim dla drukowania ksiąg liturgicznych. Jego sprzeciw był zdecydowany, jak się to miało okazać parę lat później podczas wojen, jakie Zygmunt prowadził z Turkami, kiedy Kozacy ukraińscy, którzy mieli szacunek dla tego księcia, odmówili królowi pomocy. Ale Zygmunt był nieustępliwy. Jego przedstawi­ ciel książę Radziwiłł nie wpuścił dysydenckich biskupów do kościoła (cerkwi) Najświętszej Panny, gdzie zasiadał zjazd i gdzie odczytano łaskawe posłanie papieża, a następ­ nie odśpiewano T e D eu m . Biskupi dysydenccy mogli się zebrać tylko w sąsiednim prywatnym domu i tam dopiero odczytano pisma Pegasa w sprawie nauki.11 Podjęto potem wiele środków wymierzonych w prawo­ sławnych, którzy nie chcieli się przyłączyć do Kościoła unickiego. Biskupami mianowano wyłącznie unitów. Odno10 Współczesne sprawozdanie o wysiłkach podjętych przez ka­ tolików dla nawrócenia prawosławnych zawiera praca A. Regenvolsciusa, S ystem a H istorico-C h ron olog icu m Ecclesiarura Slavonicarum , Utrecht 1652, 462— 480. Zob. też: L. Pastor, dz. cyt., X X IV , 110 ns.; T. Ware, T he O rth od ox Church, 103— 106; E. Winter, B yzanz und R om im K a m p f um die U kraine, Leipzig 1942, 56— 70. * Chodzi o księcia na Ostrogu (przyp. tłum.). 11 Zob.: T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 9— 10; A. Regenvolscius, dz. cyt., 466.

Patriarcha kalwiński

291

si się to i do metropolitalnej stolicy kijowskiej, na której jednak zasiąść nie ośmielił się nigdy nominat unicki. Skon­ fiskowano uposażenia diecezji dysydenckich, biskupów po­ zbawiono biskupich przywilejów; ale nie doszło do rze­ czywistego prześladowania niższego kleru. Cyryl i jego towarzysz postanowili pozostać w Polsce. Cyryl był świa­ dom, że prawosławni, tak duchowni, jak i świeccy, byli w gorszej sytuacji z powodu braku wykształcenia. Cyryl udał się zatem do Wilna, gdzie istniała prawosławna szko­ ła; zreformował ją i przeorganizował, a sam osiedlił się w Wilnie na dwadzieścia miesięcy. Następnie na prośbę galicyjskiego prawosławnego kapłana Gabriela Doroteidesa przeniósł się do Lwowa, gdzie założył szkołę wzorowaną na wileńskiej. Ale przez ten czas królewscy agenci śledzili go podejrzliwie. W początkach roku 1598 oskarżono jego i Nicefora Kantakuzena o szpiegostwo na rzecz Turków. Nicefor został aresztowany przez policję Zygmunta i skazany na śmierć. Cyryl zdołał uciec do Ostrowa [Ostrogu], gdzie książę udzielił mu schronienia tak długo, aż można było przerzucić go przez granicę. W sierpniu 1598 dotarł do Konstantynopola; a Boże Narodzenie spędził na łonie swej rodziny na Krecie.12 Podczas swego pobytu w Wilnie Cyryl zetknął się z róż­ nymi teologami luterańskimi i rozważał z nimi możliwość zjednoczenia obu Kościołów. Luteranie podsuwali mu róż­ ne formuły, na których w zasadzie dałoby się oprzeć zjed­ noczenie. Cyryl i jego prawosławni przyjaciele przyjmowali je z wahaniem i pod warunkiem, że zostaną one przyjęte przez patriarchów Konstantynopola i Aleksandrii. Zachęty takie nie wywarły wielkiego wrażenia ani na Mateuszu II konstantynopolitańskim, ani na Meletiosie. Obaj woleli raczej się nimi nie zajmować. Tymczasem w roku 1599 Zygmunt wydał dekret zabraniający cudzo­ ziemcom wjazdu do jego państw i wyjazdu z nich bez jego zewolenia; treść dekretu podał do wiadomości Meletiosa 12 Zob.: T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 10— 12. 78— 79; E. Legrand, B ibliographie H ellén iqu e... au 17e siècle, IV, 220— 221. 225— 229. Zob. też. E. Winter, dz. cyt., 58— 60. Kazanie Cyryla zamieszczone jest w C o d ex o f th e M etoch ion of the H oly S epu lch re at C onstantinople, nr 408, fols. 44— 49.

292

VI. Kościół i Kościoły

nalegając nań, by poniechał swego uporu i by poddał się Rzymowi. W odpowiedzi na to Meletios wystosował do kró­ la pismo z bardzo uprzejmą prośbą o zezwolenie na przy­ słanie do Polski takich duchowych przywódców, jakich prawosławni potrzebują. Pismo to powierzył Cyrylowi i wysłał go ponownie do Polski polecając go królewskiej łasce. Zaopatrzył Cyryla równocześnie w list przeznaczony dla teologów luterańskich, w którym sugerował porozu­ miewanie. się we wzajemnym politycznym interesie, ale nie poruszył zagadnień teologicznych. Gdy Cyryl pojawił się.w Polsce, Zygmunt przyjął go chłodno, ale zezwolił mu na pozostanie w kraju. Cyryl jednak nie doręczył lutera­ nom przeznaczonych dla nich pism, obawiał się bowiem, że zostaną oni wraz z nim podejrzani o knowanie spisków.13 Podczas swej drugiej bytności w Polsce Cyryl spędził cały rok przeważnie we Lwowie w swej założonej tam szkole. W siedemnaście lat później jezuita Piotr Skarga ujawnił list, który według niego Cyryl napisał w styczniu 160.1 roku do lwowskiego katolickiego biskupa Demetriusza Sulikowskiego. W liście tym autor wyraża się z szacunkiem o stolicy Piotrowej i wuerzy w rychłe zjednoczenie Kościo­ łów. List ten, który jezuici wyzyskali, by podkopać znacze­ nie Cyryla wśród prawosławnych, został — jeżeli w ogóle jest prawdziwy — przerobiony przez jezuitów, by lepiej służył ich celom. Cyryl usiłował prawdopodobnie osiągnąć jakieś porozumienie z władzami katolickimi — chodziło mu przecie o jego szkołę — i prawdopodobnie dał wyraz praw­ dziwemu prawosławnemu poglądowi, że zjednoczenie Ko­ ściołów jest pożądania godne oraz że biskupowi rzymskie­ mu należy się najwyższa cześć, byleby tylko wyrzekł się swych herezji. Przypuszczenie jednak, jakoby Cyryl chciał sobie zapewnić osobiste bezpieczeństwo przechodząc pota­ jemnie na -katolicyzm, nie wydaje się zgodne z jego upar­ tym i otwartym charakterem.14 Wiosną roku 1601 Cyryl otrzymał list od Meletiosa Pegasa, który powrócił był do Egiptu i przyrzekał mu jakieś

w Zob. T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 11— 12. 14 Zob. tam że, 12— 13,

Patriarcha kalwiński

293

egipskie opactwa, a w rzeczy samej obiecywał mu następ­ stwo na tronie patriarchatu aleksandryjskiego.15 Cyryl za­ tem wyjechał z Polski i po krótkim zatrzymaniu się w Mołdawii, gdzie patriarchat posiadał rozległe włości, przybył w dniu 11 września do Aleksandrii. W dwa dni póź­ niej Pegas zmarł, a Synod aleksandryjski wybrał Cyryla na patriarchę. Grek wyznania katolickiego Leon Allatios pu­ ścił później w obieg pogłoskę, że Cyryl kupił patriarchat za pieniądze zebrane w Mołdawii dla patriarchatu i prze­ kupił biskupów, którzy chcieli wybrać niejakiego Gerasima Spartaliotesa. To nie wydaje się prawdziwe, gdyż Spartalictes był później jednym z najbardziej oddanych zwo­ lenników Cyryla.16 Cyryl był dzielnym patriarchą Aleksandrii. Przeniósł siedzibę patriarchatu z zamierającego miasta portowego do Kairu, gdyż chciał przebywać w siedzibie władz rządowych prowincji. Zreorganizował skarbowość patriarchatu i zre­ formował jego szkoły. Uśmierzył spory powstałe w Koście­ le cypryjskim i udał się do Jerozolimy na uroczystość intronizacji tamtejszego patriarchy, którym został jego przyjaciel Teofanes.17 Ale życie w Egipcie wydawało się pozbawione treści człowiekowi o jego energii i umysłowości. Za całe towarzystwo miał tam greckich kupców i du­ chownych na partykularzu. W ciągu swego życia nieczęsto przebywał pośród swych greckich rodaków. Studia w Pa­ dwie i nawiązana w Polsce styczność z protestantami wzbu­ dziły w nim zainteresowanie dla zachodnich prądów myśli religijnej. To zainteresowanie wzmogło się pod wpływem Holendra Corneliusa van Haag, z którym Cyryl zetknął się prawdo­ podobnie po raz pierwszy, gdy van Haag podróżował po krajach Lewantu w roku 1598. W roku 1602 van Haag 15 Zob. E. Legrand, Bibliographie H ellénique... au 17e siècle, IV, 215. 16 Zob.: Leo Allatius, D e E cclesiae O ccidentalis atque O rien talis P erp etu a C on sen sion e, III, Coloniae 1648, 1072; T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 13. 80. 17 Zob.: Filip z Cypru, dz. cyt., 447; J. H. Hottinger, dz. cyt., 52; E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au l? e siècle, IV, 230— 237.

294

VI. Kościół i Kościoły

mianowany został ambasadorem Stanów Generalnych przy Wysokiej Porcie. Od tej pory Cyryl odwiedzał stale holen­ derską ambasadę, ilekroć jakaś sprawa zawiodła go do Konstantynopola. Na prośbę Cyryla van Haag sprowadził mu dużo ksiąg teologicznych z Holandii i pomógł mu na­ wiązać styczność z teologiem Janem Uytenbogaertem, ucz­ niem Arminiusza. Z tym Cyryl przez wiele lat utrzymywał korespondencję. Jego kontakty z Holendrami wzmocniły się w latach 1617—1619, gdy do krajów Lewantu przybył holenderski duchowny Dawid Le Leu de Wilhem, z którym Cyryl nawiązał korespondencję.18 W swych listach do ho­ lenderskich przyjaciół Cyryl począł okazywać rosnące sympatie do nauki protestanckiej. W roku 1613 napisał do Uytenbogaerta, że uznaje tylko dwa sakramenty, lecz że nie mogą one udzielić łaski bez wiary, choć wiara bez sa­ kramentów także -nie ma wartości. Dodał, że Kościół grecki zachował wiele błędnych zwyczajów, choć nie przeczył nigdy możliwości pomyłek.19 W wielu listach do de Wil­ li em a utrzymywał stale, że grecy winni zastąpić przesądy przez ,,ewangeliczną prostotę” , a opierać się jedynie na Piśmie i Duchu Świętym. Opowiadał o swym zmartwieniu tym, co widział w Jerozolimie, gdzie wierni — jego zda­ niem — żyli niemal jak poganie. Cieszył się widząc, że we wszystkich zagadnieniach teologicznych zgadza się zupełnie z de Wilhemem.20 W liście pisanym w roku 1618 do Italczyka Marka Antoniego de Dominis, który dla protestan­ tyzmu wyrzekł się katolickiego arcybiskupstwa, wypowiada się jeszcze otwarciej. Mówi, że nauki reformatorów bar­ dziej są zgodne z Pismem świętym niż nauki Kościołów greckiego i łacińskiego. Poczyna podważać powagę Ojców Kościoła: „Nie mogę dłużej słuchać, jak ludzie mi mówią, że objaśnienia, jakie dają ludzkie tradycje, są równie waż­ ne jak Pismo święte” . Dodaje jeszcze, że w jego mniemaniu kult obrazów jest nieszczęściem, i wstydzi się wyznać, że wpatrywanie się w krucyfiks jest mu pomocne w modli­ 18 Zob. J. Aymon, dz. cyt., 172— 175. 19 Wymiana listów tam że, 130— 164. 20 Zob. tam że, 182— 195.

Patriarcha kalwiński

295

twie. Odwoływanie się do świętych — powiada dalej — jest obrazą dla naszego Pana.21 Nie jest prawdopodobne, by Cyryl ujawniał wobec gre­ ków te poglądy. Wiedzieli o nim tylko, że jest energicznym patriarchą, liczy wielu cudzoziemskich przyjaciół i trwa niezłomnie w przeciwstawianiu się Rzymowi. Patriarchami w Konstantynopolu byli w tych czasach Neofytos II i Rafał II. Obaj skłaniali się do unii z Rzymem. Gdy Neofytos upoważnił pochodzącego z Italii Greka do wygłoszenia kazania nawołującego jawnie do unii, zwróco­ no się do Cyryla z prośbą, by począł kazać w duchu wprost przeciwnym i by pozostał w Konstantynopolu i tam kiero­ wał poczynaniami przeciwrzymskimi.22 Cyryl przebywał w Konstantynopolu, gdy Neofytos zmarł w styczniu 1612 roku. Większość Synodu wybrała go następcą patriarchy. Jednakowoż nie mógł czy też nie chciał zapłacić sumy, jakiej zażądała Wysoka Porta za zatwierdzenie jego wybo­ ru. Przeciwni mu członkowie Synodu wysunęli kandydata w osobie Tymoteusza, biskupa Marmory, który przyrzekł wypłacić sułtanowi i jego ministrom sumę większą niż zwykle. Synod otrzymał więc rozkaz, że ma go wybrać.23 Tymoteusz był człowiekiem odznaczającym się tylko przez swoje bogactwo; począł teraz zawistnie wichrzyć przeciw Cyrylowi w Egipcie. Cyryl musiał usunąć się na jakiś czas na górę Athos, a następnie odwiedził Wołoszczyznę, której hospodar Michał Bassaraba był swego czasu jego współuczniem na uniwersytecie w Padwie. Przed rokiem 1617 był jednak z powrotem w Kairze i nawiązał znów stycz­ 21 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellén iq u e... au 17e s iècle, IV, 329— 340. De Dominis odznaczał się charakterem wielce nie­ godnym. Powodziło mu się dobrze w służbie Kościoła anglikań­ skiego, a to dzięki pochlebstwom pod adresem Jakuba I; po­ wrócił w końcu do katolicyzmu. Zob. G. G. Perry, D om inis, M arco A n ton io de, w: D iction ary of National B iography, X V . 22 Zob. G. Hofmann, G riech isch e Patriarchen und R om ische P apste, „Orientaba Christiana”, X X V , 76, 43 ns. Jednakowoż Cyryl nie był stale wrogiem Rzymowi; tamże, X V , 52, 44— 46, wydano list Cyryla z roku 1608, w którym zwraca się on do papieża w słowach przyjaznych, a nawet pełnych czci, i prosi go o okazanie dobrej woli. 23 Zob.: T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 14— 15; Fi-* lip z Cypru, m. cyt.; M. Le Quien, m. cyt.

296

VI. Kościół i Kościoły

ność ze swymi przyjaciółmi Holendrami. Dzięki nim jego sława rozeszła się szeroko w protestanckiej Europie. Około roku 1618 otrzymał zaproszenie od Jerzego Abbota arcy­ biskupa z Canterbury, skłaniającego się nieco ku kalwinizmowi. Abbot prosił go o przysłanie paru młodych Greków, by studiowali w Anglii teologię na koszt króla Jakuba I. W odpowiedzi na to Cyryl wysłał do Anglii młodocianego Macedończyka Metrofanesa Kritopoulosa. Wyniki — . jak się okaże — nie były szczególnie szczęśliwe. Ale od tej chwili Abbot począł utrzymywać listowne kontakty, z Cy­ rylem.24 Patriarcha Tymoteusz usiłował zaszkodzić dobrej sławie Cyryla i pomówił go o luteranizm. Cyryl odpowie­ dział, że Tymoteusz nie ma pojęcia o Lutrze i jego nauce, nie może więc wiedzieć, czy i w jakim stopniu jest mulona pokrewna. Niechże więc da mu spokój.25 Cyryl — pogodziwszy się prawdopodobnie z Tymoteu­ szem — odwiedził ponownie Konstantynopol jesienią 1620 roku. Za jego tam pobytu Tymoteusz zmarł nagle wkrótce po wieczerzy wydanej przez przyjaciela Cyryla, ambasado­ ra holenderskiego. Jezuici rozpuścili natychmiast pogłoskę, że van Haag otruł Tymoteusza, by opróżnić tron patriar­ szy dla Cyryla. Czy było tak naprawdę? Święty Synod nie zgłosił v/ każdym razie zastrzeżeń. Cyryl został bezzwłocz­ nie, i to jednogłośnie, wybrany patriarchą i w związku z tym wypłacił Wysokiej Porcie żądaną sumę.26 Być może, że Grecy nie wiedzieli o teologicznych skłon­ nościach Cyryla. Te jednak były dobrze znane przebywa­ jącym w Konstantynopolu cudzoziemcom. Wkrótce po obiorze Cyryla arcybiskup Abbot pisał do ambasadora an­ gielskiego Sir Thomasa Roe: ,,Jeżeli chodzi o osobę patriar­ chy, nie mam wątpliwości, że w swych poglądach religij­ nych jest on, jak możemy go określić, czystym kalwinistą. 24 Zob.: E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e s iè c le , IV, 340— 342; L. Allatius, dz. cyt. III, 1073— 1074. Listy Abbota podaje P. Colomesius, Clarorum V irorum Epistolae Singuläres, Hamburg 1687, 557— 561. 25 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e siècle, IV, 279— 280. 26 Zob. T. Smith, C ollectan ea de C yrillo L u ca rio, 15; L. A ilatius, dz. cyt., III, 1074— 1075; Filip z Cypru, dz. cyt., 438— 439..

Patriarcha kalwiński

£97

I tym mianem piętnują go jezuici w naszych stronach” 27. Jezuici, mający styczność z całą Europą, wiedzieli dobrze 0 stosunkach Cyryla z teologami holenderskimi i postarali się rychło, by Grecy się o nich dowiedzieli. Niemniej rządy Cyryla zaczęły się pomyślnie. Sir Tho­ mas Roe, wybitny dyplomata, już poprzednio akredytowa­ ny przy dworze Wielkiego Mogoła, przybywszy do Kon­ stantynopola w grudniu 1621 roku rychło zaprzyjaźnił się z patriarchą i pozostał jego ostoją aż do swego powrotu do Anglii w roku 1628. Przyjaźń z ambasadorem holenderskim nadal trwała. Jezuitom, choć cieszyli się poparciem ambasa­ dora francuskiego hrabiego de Cesi, trudno było uderzać w dostojnika, który miał tak możnych opiekunów. Grekom natomiast imponował patriarcha tak zaprzyjaźniony z do­ stojnymi cudzoziemcami. Kłopoty Cyryla zaczęły się, gdy jezuici, wykorzystując podejrzenia, jakie żywili konserwatywnie nastrojeni człon­ kowie Synodu, namówili Grzegorza, arcybiskupa Amasei, by wystąpił jako kontrkandydat do tronu patriarszego. W zamian za ich poparcie Grzegorz obiecał im poufnie, że podda się Rzymowi. Cyryl dowiedział się o tych spiskach 1 Grzegorz został ekskomunikowany. Jezuici nie dali się jednak odstraszyć. Zwrócili się do wielkiego wezyra, Husseina Paszy, i powiedzieli mu, że Cyryl pisywał do rosyj­ skiego cara. To było prawdą. Cyryl na prośbę poprzedniego wezyra napisał był do Moskwy z prośbą o przychylność cara dla Turcji w razie wojny z Polską. Dodali jeszcze — choć mniej zgodnie z prawdą — że Cyryl zachęcał niektó­ rych greckich wyspiarzy, by sprzyjali najazdowi ze strony Florentczyków. Wezyr był zaniepokojony. Nie wysłuchaw­ szy obrcny Cyryla rozkazał Synodowi złożyć go z urzędu, skazał go na wygnanie na wyspę Rodos i nakazł wybrać na patriarchę Grzegorza z Amasei. Grzegorz obiecał wy­ płacić Wysokiej Porcie 20 000 dolarów. Lecz panowanie 27 List datowany z 20 listopada 1622 roku, w: Sir Thomas Roe; T he N egotation s o f Sir Thom as R oe in his Em bassy to t h e O ttom an P orte, London 1700, 102. Sir Thomas już poprzednio określił Cyryla jako „czystego kalwinistę” w liście z 29 kwietnia 1622 pisanym do Johna Williamsa, biskupa z Lincoln — zób. tam że, 36.

298

VI. Kościół i Kościoły

Grzegorza trwało tylko dwa miesiące. Był człowiekiem ubogim, a społeczność grecka odmówiła mu wypłaty obie­ canej sumy. Zwrócił się więc do jezuitów; ale pieniądze, których się spodziewali z Rzymu, nie nadeszły. Lękając się uwięzienia za niewypłacalność Grzegorz zrzekł się urzędu i uciekł z Konstantynopola. Jezuici nakłonili Portę, by za­ żądała wyboru Antimosa, metropolity Adrianopola. Ten był bogaty i mógł zapłacić 10 000 z własnych środków, a przekupiwszy władze tureckie wymusił 10 000 od zamiesz­ kałych w mieście Greków. Rzym zatryumfował. Papież Urban przysłał hrabiemu de Cesi orędzie dziękujące mu za obalenie „syna ciemności i zapaśnika piekieł” , jak na­ zwał Cyryla. Ale gdy papież tak pisał, już się położenie było zmieniło. Sir Thomas Roe doprowadził do odwołania Cyryla z wygnania. Antimos był to człowiek słaby i ła­ godny; odczuwał też wyrzuty sumienia. Napisał do Cyryla usprawiedliwiając się ze swego przywłaszczenia władzy. Przemowy francuskiego ambasadora i nadejście spóźnio­ nych zasiłków z Rzymu nie pomogły; Antimos trwał przy swoim zrzeczeniu się. W październiku roku 1623 Cyryl po­ wrócił na patriarszy tron.28 28 Najobszerniejszą opowieść o tych zaburzeniach znaleźć moż­ na w N arratio histórica, quas C onstantinopoli m ov eru n t J esuitae adversus C yrillum Patriarcham et alia notatu dignissima. A viro d octo qui fu it au topies fid eliter conscripta. Spisał ją po łacinie niejaki C. P. i wydał jako dodatek do anonimowego dzieła pt. M ysteria P atrum S ocietatis Jesu, z wymyślonym na­ drukiem: „Lampropoli, apud Robertum Liverum” w roku 1633. Smith znał to dzieło, gdy pisał swe A n A ccou n t of the G reek Church. Omawia je w dodatku poświęconym Cyrylowi (str. 251— 252) i powiada, że wprawiło ono Allatiosa w furię. Wydał je ponownie z małymi poprawkami w swych C ollectan ea de C yrillo Lucario, 84— 109, jako N arratio epistolica Turbarum in ter Cyrillum et Jesuítas. J. Aymon, dz. cyt., 201— 236, wydał je też z tłumaczeniem francuskim jako list Chrysoskoleo logotety do Dawida Le Leu de Wilhem. Chrysoskulus, który był w tym czasie urzędnikiem patriarchatu, mógł rzeczywiście na­ pisać to dzieło. Tę samą treść podaje niemal identyczne spra­ wozdanie wysłane jako depesza 10 lutego 1627/1628 przez Tho­ masa Roe do Londynu i ogłoszone w jego N egotiations..., 758— — 763. Własne sprawozdanie Smitha i Légera w C ollectan ea de C yrillo Lucario, 25— 30. 75— 80, opierają się na tych źródłach. W sprawie wydarzeń w roku 1623 zob. też T. Roe, dz. cyt., 134— 135. 146. 213.

Patriarcha kalwiński

299

Za swoje najpilniejsze zadanie uważał Cyryl podniesie­ nie poziomu nauczania. Zreformował Akademię Patriarszą powołując w roku 1624 na jej kierownika swego dawnego kolegę z Padwy, Teofila Korydalleusa. Ale materialistyczny i naukowy program, jaki Korydalleus wprowadził, mu­ siał się wielu duchownym greckim wydać nieodpowiedni dla szkoły kościelnej, przysporzył więc Cyrylowi wielu niechętnych w kołach zachowawczych. Miał on jednak tak­ że i ten skutek, że młodzieńcy greccy byli teraz mniej niż poprzednio zawiśli od szkół jezuickich, jeżeli chcieli zdo­ być wykształcenie odpowiadające wymaganiom epoki. Cy­ ryl rozumiał też, że nie można nauczać, jeżeli się nie ma dobrych nauczycieli i wielkiej ilości książek. By uzyskać nauczycieli, odwołał się do pomocy znajomych z Zachodu i począł wysyłać zdolniejszych uczniów dla uzupełnienia studiów do Holandii, Niemiec i Anglii. Dla zapewnienia so­ bie książek nie tylko wysyłał za granicę agentów celem ich zakupu, lecz postanowił zdobyć własną drukarnię.29 To marzenie spełniło się w roku 1627. Młody Grek ro­ dem z Kefalonii, zwany Nikodem Metaksas, odwiedził swego brata, kupca zamieszkałego w Londynie, który zało­ żył tam małą drukarnię na użytek londyńskich Greków. Uznał, że drukarnia może w Konstantynopolu oddać więk­ sze usługi. Przybył więc tam w czerwcu 1627 roku przy­ wożąc całe jej urządzenie i cenny zapas książek. Na wia­ domość o jego przyjeździe patriarcha zwrócił się do Sir Thomasa Roe z prośbą o przeprowadzenie opakowanych 29 Zob. wyżej, str. 244. Nie znamy nazwiska żadnego ucznia spośród wysłanych za granicę z wyjątkiem Kritopoulosa. Pantogalos i Hieroteos udali się do Holandii, a Konopius do Anglii dopiero po śmierci Cyryla. Zachariasz Gerganos, autor kate­ chizmu o tendencjach wyraźnie protestanckich, wydanego w Wittenberdze w roku 1622, uchodził w Rzymie za jednego z uczniów Cyryla; ale był on w równym prawie wieku co C y­ ryl, a do Niemiec wyjechał w roku 1619 na wyraźne zaproszenie elektora saskiego — zob. E. Legrand, B ibliographie H ellćniąue... au l7e siecle, I, 159. Cyryl rozprowadził prawdopodobnie ten katechizm na obszarze patriarchatu. W październiku 1624 de Cesi uskarżał się, że „w Konstantynopolu rozdają rękopiś­ mienne katechizmy kalwińskie” — zob. E. de Hurmuzaki, D o­ cu m en te P riva tore la Istoria R om ánilor, 13 tomów w 22 wolu­ minach, Bucuresti 1876— 1909, IV, I, 225.

300

VI. Kościół i Kościoły

skrzyń przez tureckie cła. Sir Thomas, poparty przez ^ho­ lenderskiego ambasadora, uzyskał niezbędne zezwolenie wielkiego wezyra. Cyryl pragnął umieścić drukarnię w obrębie budynków angielskiej ambasady, gdzie byłyby bezpieczne, ale Sir Thomas na to nie mógł zezwolić. Umieszczono ją zatem w małym budynku w bezpośrednim sąsiedztwie. Metaksas począł natychmiast drukować pod kierunkiem Cyryla greckie prace teologiczne; większość ich były to rozprawy antyrzymskie. Nie spodobało, się to katolikom. Papież Urban VIII, któ­ ry właśnie przed rokiem założył był grecką drukarnię, na­ kazał Kongregacji De Propaganda Fide, by tę sprawę rozważyła. Kongregacja już wcześniej usiłowała wystąpić przeciw Cyrylowi. Grek wyznania katolickiego Kanąchio Rossi został wysłany do Konstantynopola, by spróbować przynęcić Cyryla do zajęcia przyj aźniejszej postawy.: jGdy to się jednak nie udało, Rossi otrzymał rozkaz pobudzenia jezuitów do działania na zgubę Cyryla. Kongregacja ma posiedzeniu w listopadzie noku 1627 uchwaliła, że prasę należy za wszelką cenę zniszczyć. Wśród ksiąg wydruko­ wanych u Metaksasa znalazł się krótki ironiczny traktat o Żydach, którego autorem był sam Cyryl. Zawierał mniej istotny fragment wskazujący na muzułmańskie dogmaty, których chrześcijanie nie mogli przyjąć. Jezuitom udało ,się dostać jeden egzemplarz, który francuski ambasador za­ niósł do wezyra podkreśliwszy odnośne zdanie. Ambasador dodał, że — jak mu się zdaje — używano tej prasy do dru­ kowania sfałszowanych tekstów dekretów sułtańskich. We­ zyr się oburzył i przekonano go bez trudu, że winien na­ kazać uwięzienie Metaksasa i rewizję w jego zakładzie celem znalezienia innych dowodów jego bezbożności i zdra­ dy. Ambasador podsunął myśl, że najodpowiedniejszą chwilą po temu byłoby popołudnie święta Trzech Króli (Epifanii, 6 stycznia 1628). O tej porze miała się odbyć w ambasadzie angielskiej uczta na cześć patriarchy. „Do­ da to — powiedział hrabia de Cesi — sosu do dań.” Umówionego popołudnia janczarowie wezyra włamali się do budynku, by uwięzić Metaksasa. Ten nie był obecny; a gdy w parę chwil później przechodził ulicą w towarzy­ stwie sekretarza ambasady angielskiej, janczarowie nie

Patriarcha kalwiński

301

mogli uwierzyć, że ten wytworny pan w stroju angielskim był właśnie tym, którego szukali. Zaspokoili poniesiony za­ wód rozbijając prasę i zabrali fragmenty rękopisu i dru­ ków. Prasa drukarska stała się nie do użycia. Ale poza tym cały pomysł się nie udał. Wielki mufti, do którego wezyr odesłał rozprawę Cyryla, orzekł, że jest ona nieszkodliwa. Powiedział, że chrześcijanie mają prawo wygłaszać swe religijne poglądy, nawet jeżeli są one niezgodne z islamem. Zaledwie wezyr otrzymał to orzeczenie, gdy Sir Thomas Roe zażądał posłuchania i napadł na niego gwałtownie za obrazę zaprzyjaźnionego państwa oraz przypomniał, że wielki wezyr osobiście zezwolił na wwóz drukarni. Wezyr, zachwiany już przez orzeczenie wielkiego muftiego i wie­ dząc, że Sir Thomas jest u sułtana w: łaskach, zmienił swe postępowanie. Ludzie, którzy go wprowadzili w błąd, mu­ szą ponieść karę. Trzech jezuitów i Kanachia Rossiego wtrącono do więzienia. Kiedy hrabia de Cesi zjawił się z protestem, nie został przyjęty przez wezyra, lecz przez jego zastępcę, wielkiego kajmakana, który mu powiedział, że jeżeli nie umie się zachowywać, jak przystało na am­ basadora, niech lepiej wyprowadzi się z kraju. Mniej wię­ cej w dwa miesiące potem wszyscy jezuici zostali wygnani z państw sułtańskich. ,,Pewnie popękają ze złości po tym wyrzuceniu — pisał Sir Thomas Roe. — Mam nadzieję, że potem będą jak najmniej dokuczać biednemu greckiemu Kościołowi, który dzięki ich poczynaniom stracił 12 000 do­ larów, nie mówiąc już o ich ostatnim zamachu na życie i powagę patriarchy i na mój osobisty honor.” 30 Sir Thomas Roe opuścił Konstantynopol jesienią tegoż roku zabierając z sobą jako dowód poważania patriarchy wielki rękopis Biblii znany jako ,,Codex Alexandrinus” , który to kodeks Cyryl przywiózł z Aleksandrii, a teraz da­ 30 Historia prasy drukarskiej jest zaczerpnięta ze źródeł wy­ mienionych wyżej, str. 298, przypis 28. Pełne i zasługujące na uwagę omówienie sprawy zob. R. J. Roberts, T he G re ek Press at C onstantinople in 1627 and its A n teced en ts, ogłoszone przez Bibliographical Society w Londynie w roku 1967. Roe ogłosił instrukcje, jakie Kanachio Rossi otrzymał od kardynała Bandiniego, w swych N egotations..., 469— 471, wraz z listem kieru­ jącym je do Cyryla.

302

VI. Kościół i Kościoły

rowywał władcy Sir Thomasa, królowi Karolowi I.31 Hra­ bia de Cesi wyjechał mniej więcej w trzy lata później. Jego następca hrabia de Marcheville uzyskał zezwolenie na sprowadzenie z powrotem jezuitów jako swych kapelanów. Ale wpływy ambasady francuskiej znacznie się obniżyły. W Rzymie postanowiono na przyszłość machinacje przeciw Cyrylowi powierzyć ambasadorowi cesarskiemu Rudolfo­ wi Schmid-Schwarzenhornowi, który przybył do Konstan­ tynopola w początkach roku 1629. Jego poprzednik Kuefstein był protestantem, on sam jednak był żarliwym katolikiem. Działalność uprawiana przedtem przez jezuitów przypadła teraz kapucynom. Słynny ojciec Józef, szara eminencja Richelieu’ego, dostał rozkaz wyjazdu do Kon­ stantynopola. Miał tam zorganizować zamierzoną kampa­ nię. Ale Richelieu zabronił mu wyjeżdżać z Francji. Kon­ gregacja De Propaganda Fide zaś obradowała nad ty m , w jaki sposób można by bez obrazy prawa obalić tak nie­ bezpiecznego heretyka przy pomocy przekupstwa i oszu­ stwa.32 Pożądanej sposobności dostarczyć im miał sam Cyryl Lukaris. Wyjazd Sir Thomasa Roe był dla niego ciężkim ciosem. Ale zaprzyjaźnił się szybko z następcą Sir Thoma­ sa, Sir Piotrem Wych. W roku 1635 trzymał do chrztu syna Sir Piotra, który otrzymał imię Cyryl. Był to przyszły prze­ wodniczący Royal Society. Patriarcha utrzymywał też przy­ jazne stosunki z Edwardem Pococke, który w latach 1630—1638 pełnił funkcje kapelana w Aleppo i od czasu do czasu dojeżdżał do Konstantynopola. Natomiast stary jego korespondent arcybiskup Abbot popadł w niełaskę już w roku 1627, a w roku 1633 zmarł. Z duchownym znanym ze swych zapatrywań kalwińskich nie mogli sympatyzować ani następca Abbota arcybiskup Laud, choć interesowały 31 Wysłanie „Codex Sinaiticus” uważanego powszechnie za przepisany ręką Tekli zwanej pierwszą męczennicą (Protomartyr), wspomina T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 63 ńs. Zob. też R. J. Roberts, dz. cyt., 25— 26. 32 Zob.: L. Pastor, dz. cyt., X X I X , 233— 237; G. Hofmann, G riech isch e P atriarchen und R öm ische P äpste, „Orientaba Christiana”, X V , 52, 21 ns. De Cési powrócił do Konstantynopo­ la jako ambasador w roku 1634 i pozostał tam do roku 1640.

Patriarcha kalwiński

303

go sprawy Kościoła greckiego, ani też król Karol I. Cyryl popadał w coraz to większą zależność od swych przyjaciół holenderskich. Jesienią roku 1628 ambasada holenderska otrzymała nowego kapelana. Z pochodzenia był to Sabaudczyk, z wyznania hugenot, zwał się Antoine Léger. Wycho­ wany był w Genewie i utrzymywał stosunki z tamtejszymi przewodnimi wyznawcami kalwinizmu. Rychło zawarł on zażyłą przyjaźń z patriarchą, podtrzymywał go w jego po­ glądach teologicznych, a w końcu namówił go, by je ujaw­ nił. Drukarnię w Konstantynopolu zniszczono, ale Léger po­ starał się, by drukarnie w Genewie poczęły drukować i wydawać wszelkie pisma nadesłane im przez Cyryla.33 Pierwszą książką zaleconą przez Cyryla był przekład Nowego Testamentu na nowoczesny język grecki, dokonany przez uczonego mnicha Maksyma Kallipotesa. W pojęciu wielu prawosławnych sama myśl manipulowania Pismem świętym była oburzająca. Sam tekst mógł pozostawać na­ wet najbardziej niezrozumiały dla nowoczesnego czytelni­ ka. By ich ułagodzić, Cyryl nakazał drukować tekst pier­ wotny i nowoczesny przekład w kolumnach równoległych i dodał jedynie niewiele bezspornych uwag i odnośników. Gdy Kallipolites zmarł wkrótce po dostarczeniu rękopisu, Cyryl osobiście odczytywał odbitki. Książka ukazała się w roku 1630 i wywołała burzę przygan ze strony wielu podległych Cyrylowi biskupów.34 Biskupi byli tym bardziej zaniepokojeni, że wiedziano już wtedy, iż sam patriarcha napisał książkę wysoce po­ lemiczną. Cyrylowe wyznanie wiary ukazało się w języku łacińskim w Genewie w marcu roku 1629; dedykowane było van Haagowi. Rękopis greckiego tekstu pisany włas­ ną ręką Cyryla i datowany na rok 1631 zachował się do 33 Zob. T. Smith, C ollectan ea de C yrillo L u cario, 42— 43. K o­ respondencję odnoszącą się do mianowania Légera i jego przy­ bycia do Konstantynopola podaje E. Legrand, B ibliograph ie H ellén iqu e... au 17e siècle, IV, 352— 382. Istnieją powody, by przypuszczać, że Cyryl pragnął zapewnić sobie za pośrednictwem Kritopoulosa, by drukowano dlań książki w Wenecji. Ale nie­ zręczne postępowanie Kritopoulosa udaremniło te usiłowania. Zob. niżej, str. 324— 325. 84 W sprawie Cyrylowego Nowego Testamentu zob. E. Le­ grand, B ibliograph ie H ellénique... au 17e siècle, I, 104— 108.

304

VI. Kościół i Kościoły

tej pory w Genewie. Tekst ten wydano wraz z jego ła­ cińskim przekładem w Genewie nieco później w tym samym roku, a ponownie w roku 1633. Zawierał dodatek (appendyks), którego nie było w pierwszym wydaniu łaciń­ skim. W ślad za tym poszły przekłady na różne języki europejskie. Przekład angielski (bez appendyksu) pióra Mi­ kołaja Bourne został opublikowany w Londynie w roku 1629. Pełny przekład angielski ukazał się dopiero w ro­ ku 1671 w Aberdeen; tłumaczem był William Rait.35 Kościół prawosławny nie przywiązywał nigdy wagi do podręczników nauki. Księga De Fide Orthodoxa Jana z Da­ maszku powiedziała wszystko, co trzeba było powiedzieć, choć późniejsze Sobory musiały objaśnić zagadnienia nie­ jasne lub sporne. Ale różni patriarchowie ogłaszali od cza­ su do czasu krótkie wypowiedzi w sprawach doktrynalnych, w celach zazwyczaj czysto praktycznych. Sam Gennadios wygotował taką wypowiedź na żądanie sułtana Mehmeta Zdobywcy. Odpowiedź Jeremiasza II dana luteranom miała też ten charakter. Były to wypowiedzi czysto osobiste.36 Budziły poszanowanie ze względu na powagę urzędu pa­ triarszego i zależnie od powagi ich autora. Nie mogły jed­ nak wiązać Kościoła, o ile ich nie zatwierdził Sobór powszechny. Służyć miały jako drogowskazy; nie wypowia­ dały dogmatów. Nie ulega wątpliwości, że Cyryl ogłosił swoją „Konfesję” mając nadzieję, że w ten sposób uodporni swą owczarnię na tendencję do romanizacji, położy podwa­ liny pod zreformowany i nowoczesny Kościół prawosławny i stworzy podłoże dla układów z innymi Kościołami. „Konfesja” obejmuje — oprócz appendysku zawierające­ go cztery dodatkowe wypowiedzi — osiemnaście artykułów. Pierwszy odnoszący się do Trójcy Świętej powiada, że Duch Święty pochodzi od Ojca „poprzez (dia) Syna” . Drugi oświadcza, że Pisma święte są natchnione przez Boga i że powaga ich jest wyższa od powagi Kościoła. Trzeci powia­ da, że Bóg już przed początkiem świata przeznaczył swych 35 W sprawie różnych wydań i przekładów „Konfesji” zob. E. Legrand, B ibliographie H ellén iqu e... au 17e s iècle, I, 237— 242. 315— 321. 376— 380. 36 W sprawie sformułowań doktryny Gennadiosa i Jeremia­ sza II zob. wyżej, str. 202 i 273 ns.

Patriarcha kalwiński

305

wybranych do chwały bez względu na ich uczynki. Inni natomiast są odrzuceni. Zasadniczą (pierwotną) przyczyną potępienia jest wola Boga, a przyczyną bezpośrednią jest Boża sprawiedliwość. Czwarty powiada, że Bóg jest Stwór­ cą wszystkiego, lecz nie jest stwórcą zła. Piąty głosi, że Opatrzność Boża jest niezgłębiona i zgłębiać jej nie należy. Szósty, że grzech pierworodny obejmuje całą ludzkość; siódmy, że Jezus Chrystus jest Bogiem i człowiekiem, zba­ wicielem i sędzią, który przyjdzie; ósmy, że jest On jedy­ nym pośrednikiem, arcykapłanem i głową Kościoła. Dzie­ wiąty głosi, że usprawiedliwienie przez wiarę w Chrystusa jest do zbawienia niezbędne. Dziesiąty głosi, że Kościół powszechny obejmuje wszystkich zmarłych w wierze, jako też wiernych żyjących, i powtarza, że jedyną jego głową jest Chrystus; jedenasty powiada, że prawdziwymi człon­ kami Kościoła są jedynie ci, którzy są wybrani do żywota wiecznego; inni natomiast są jak kąkol w pszenicy. Dwu­ nasty stwierdza, że Kościół może pobłądzić i przyjąć myl­ nie za prawdę, co nie jest prawdą; ale że światło Ducha Świętego przyjdzie nam z pomocą przez pracę wiernych Jego sług. Trzynasty głosi, że człowiek bywa zbawiony przez samą tylko wiarę. Dobre uczynki nie wystarczają do zbawienia, ale nie należy ich lekceważyć, gdyż są one świa­ dectwem wiary. Artykuł czternasty powiada, że wolna wola u tych, co się nie odrodzili, jest martwa i że nie mogą oni spełniać dobrych uczynków. Ci, co się odrodzili, mogą spełniać dobre uczynki przy pomocy łaski. Piętnasty twierdzi, że Chrystus ustanowił tylko dwa sakramenty i przekazał je jako pieczęcie danych nam Bożych obietnic, ale sakramenty nie mogą przekazywać łaski, jeżeli nie ma wiary. Szesnasty orzeka, że chrzest jest niezbędny dla od­ puszczenia grzechów, tak pierworodnego, jak i uczynko­ wych. W artykule siedemnastym Cyryl daje wyraz swej wierze w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii, ale tylko przy jej udzielaniu, a jest ona skuteczna, tylko jeżeli towarzyszy jej wiara. Nie ma tu materialnego prze­ istoczenia, ponieważ Ciałem Chrystusa nie jest to, co jest w Sakramencie widoczne, lecz to, co wiara w duchu p r z y j­ muje. Osiemnasty artykuł twierdzi stanowczo, że istnieją tylko dwa rodzaje żywota po śmierci: niebo i piekło. Czło­

306

VI. Kościół i Kościoły

wiek jest sądzony wedle swego stanu w chwili śmierci. Po śmierci zaś nie ma zdolności ani sposobności do żalu. Czyś­ ciec jest tylko wymysłem. Ci, co zostali usprawiedliwieni w tym życiu, nie cierpią, gdy ono się skończyło; potępie­ ni zaś idą natychmiast na wiekuiste ukaranie. Wypowiedzi zawarte w dodatku (appendyksie) powiadają po pierwsze, że wszyscy wierni winni czytać Pisma i że jest dla chrze­ ścijanina istotną krzywdą, jeżeli go się pozbawi możliwoś­ ci ich czytania albo ich słuchania. Po drugie, że Pisma są jasno zrozumiałe dla wszystkich, co są odrodzeni i oświe­ ceni; po trzecie, że księgami kanonicznymi są te, które wyliczył Sobór w Laodycei; i po czwarte, że Pisma potę­ piły kult obrazów i należy go odrzucić. Jednakowoż — po­ nieważ malarstwo jest sztuką szlachetną — można sporzą­ dzać obrazy przedstawiające Chrystusa i świętych, byle tylko nie oddawano im żadnego rodzaju czci.37 Należy pamiętać, że „Konfesja” nie zawiera żadnej nauki, która by była wyraźnie odrzucona przez jakikolwiek So­ bór powszechny, z jednym tylko wyjątkiem w sprawie obrazów, którą to wypowiedź trudno by pogodzić z posta­ n o w ie n ia m i siódmego Soboru powszechnego. Niemniej prze­ to, jak każdy to widzi, zawiera twierdzenia, które trudno zmieścić w tradycji prawosławnej. Jakkolwiek wielu ów­ czesnych greków zapewne chętnie powitało wskazówki ostrzegające ich przed podstępami Rzymu, to mimo wszy­ stko poglądy, jakim dawał wyraz Cyryl, musiały niejed­ nego urazić. Wiele artykułów jest sformułowanych w sposób niena­ ganny. Prawosławni mogli bezspornie przyjąć pierwszy o pochodzeniu Ducha Świętego, dalej czwarty o stworze­ niu świata, piąty, że Opatrzność Boża jest niezgłębiona, szósty mówiący o grzechu pierworodnym, siódmy i ósmy mówiące o Chrystusie jako głowie Kościoła i Zbawicielu, dziesiąty o naturze Kościoła, dwunasty mówiący, że Koś­ ciół bez pomocy Ducha Świętego mógłby się mylić, i szes­ nasty o niezbędności chrztu. Z dodatkowych wypowiedzi 37 Pożyteczne streszczenie łacińskiego tekstu „Konfesji” oraz dodatkowych odpowiedzi daje M. Jugie, T heologia D ogm ática C hristianorum O rientalium ..., I, 506— 507.

Patriarcha kalwiński

307

można było bez wahania przyjąć odnoszące się do czytania Pism oraz wykaz ksiąg kanonicznych. Inne poglądy Cyryla były oddźwiękiem poglądów głoszonych w przeszłości przez prawosławnych teologów, które nigdy wyraźnie nie zostały odrzucone. Aż do XIII wieku sakramenty chrztu i Eucha­ rystii uważano powszechnie za zasadnicze i istotne, pozo­ stałych pięć poczytywano za ustępujące tamtym znacze­ niem.38 Jednakowoż prawosławni wierzyli zawsze, że owych pięć zostało ustanowionych pośrednio w przekazanych pa­ mięci słowach Chrystusa, choć towarzyszące im obrzędy nie mają duchowej podbudowy. I w rzeczy samej trudno by usprawiedliwić wiarę w apostolską sukcesję kapłań­ stwa, jeżeliby święcenia nie zawierały elementu sakra­ mentalnego, a ta wiara była u prawosławnych silna. Nie wiemy, jakie było zdanie Cyryla w tym przedmiocie. Wielu prawosławnych odczułoby boleśnie, gdyby przeistoczenie miało być stanowczo odrzucone. Kościół nigdy nie określił doktrynalnie ściśle swej wiary w tym przedmiocie. Tho­ mas Smith w swym opisie greckiego Kościoła napisanym w kilkadziesiąt lat później przypuszcza, że słowo ,,metousiosis” , które dosłownie znaczy „przeistoczenie” , zostało użyte po raz pierwszy pod koniec XVI wieku przez Gabriela Sewera w jego książce o siedmiu tajemnicach (sakramen­ tach). To twierdzenie nie odpowiada w pełni prawdzie. Sło­ wem tym posługiwano się często dawniej. Wydaje się jed­ nak, że Sewer był tym pierwszym greckim teologiem, któ­ ry tę naukę uważa za powszechnie przyjętą. Jak to Smith wykazuje, Liturgia, której autorem jest św. Bazyli, powia­ da, że przyjmuje się, iż chleb i wino stają się „antytypami” Ciała i Krwi Chrystusa. Jeremiasz II w swej odpo­ wiedzi dla luteranów idzie za tradycją jeszcze starszą i uni­ ka słowa metousiosis. Używa wyrażeń „metabole” i „metapoiesis” oraz słowa „metastoicheiosis” , których to wyrażeń używają często dawniejsi teologowie. Nie oznaczają one koniecznie materialnej zmiany w elementach Sakramentu, Wypowiedź Jeremiasza jest — jak wiemy — rozmyślnieogólnikowa. Kościół aż do tej chwili wolał uznawać całe 38 W sprawie historii prawosławnej nauki o sakramentach zob. T. Ware, T he O rth od ox Church, 281— 283.

308

VI. Kościół i Kościoły

zagadnienie za tajemnicę i uważać, że ujęcie jej w dogmat nie jest ani potrzebne, ani w ogóle możliwe. Wyraźne za­ przeczenie przeistoczenia, do jakiego posunął się Cyryl, uraziło zatem niektórych jego współwyznawców prawo­ sławnych, a innych wprawiło w zakłopotanie.39 Nie wszy­ scy także mogli przyjąć jego stanowcze zaprzeczenie ist­ nienia czyśćca. Niektórzy greccy teologowie, a wśród nich krewniak jego Meletios Pegas, sprzeciwili się tej nauce. Ale powszechnie przyjęty przez prawosławnych pogląd twierdzi, iż żaden człowiek śmiertelny nie może twierdzić, że wie, co Bóg zamierza uczynić z duszami zmarłych, po­ nieważ Bóg nie raczył udzielić żadnego objawienia w tej sprawie. Nie możemy mówić, że czyściec istnieje lub nie istnieje. Poglądy Cyryla o transcendentalnej powadze Pis­ ma świętego mogły być przyjęte przez wszystkich prawo­ sławnych. Raziło ich jednak, że Cyryl nie wspomniał na­ wet o Soborach powszechnych ani o Ojcach Kościoła. So­ bory i Ojcowie, choć powaga ich jest mniejsza od powagi Pisma świętego, przynoszą objawienie udzielone przez Du­ cha Świętego. Nie było też rzeczą właściwą, że wszystko, co powiedział o niepisanej tradycji, której Kościół jest strażnikiem, ograniczyło się do wzmianki, że ta tradycja jest omylna.40 Te opuszczenia budziły jednak mniejszy niepokój wśród wiernych niż pozytywne twierdzenia zawarte w ,,Konfesji” . Wypowiedź w sprawie obrazów zasmuciła każdego prawie greka. Rzeczywiście cześć (latreia) obrazów została uznana za niedopuszczalną przez Ojców na siódmym Soborze po­ wszechnym. Ale pochwalili oni okazywanie obrazom po­ szanowania (douleia). Obraz bowiem jest anty typem ory­ ginału i zyskuje przez to cząstkę jego świętości. Cyryl — jak się zdaje — odrzucał nawet poszanowanie. W jego po­ jęciu ikony były dopuszczalne tylko jako jakiś rodzaj po­ bożnego zdobnictwa. Tu jawnie już przeciwstawiał się tra­ dycji Kościoła. A poważni teologowie smucili się jeszcze bardziej tym, co Cyryl tak niedwuznacznie mówił o predestynacji i o usprawiedliwieniu przez wiarę. 39 Zob. niżej, str. 338 ns. 40 W sprawie prawosławnej nauki o czyśćcu zob. T. Ware, T he O rth od ox Church, 259— 260.

Patriarcha kalwiński

309

Żaden z tych poglądów nie został wyraźnie odrzucony przez Kościół; żaden jednak nie zgadzał się z powszechnie przyjętą tradycją. W sprawie predestynacji panowały tra­ dycyjnie dopuszczalne dwa poglądy. Marek Eugenikos twierdził, że Boża znajomość przyszłości jest absolutna, predestynacja natomiast jest względna. Jedynie dobre uczynki są uprzednio zdeterminowane i znane Bogu, po­ nieważ jedynie one są zgodne z Bożą wolą. Ale na ogół Kościół skłaniał się raczej do teorii odmiennej, bardziej deterministycznej: teorii Jerzego Scholariosa Gennadiosa. Jest ona — poza nieistotnymi różnicami w terminologii — zgodna z nauką św. Jana Damasceńskiego. Ta głosi, że znajomość przyszłości (praescientia) wyprzedza predestynację. Inicjatywa dobra i zła wypływa ze stworzonej woli. Predestynacja podlega Bożej wszechwiedzy i rozumowi, lecz nie odwrotnie. Pogląd ten streścił pokrótce Jeremiasz II w swej odpowiedzi dla luteranów. Nacisk, jaki Cyryl kładł na usprawiedliwienie przez sa­ mą tylko wiarę, bez uczynków, także nie był do przyjęcia. Również i w tej sprawie możemy przyjąć, że poglądy ów­ czesnych prawosławnych znalazły wyraz w ujęciu Jere­ miasza II, gdy luteranie wystąpili z tym zagadnieniem. Wiara mianowicie wymaga uczynków, a uczynki nawza­ jem wymagają wiary. Jedno bez drugiego jest martwe. Kościół prawosławny nigdy nie pochwalił pelagianL:mu. Nie odpowiadał mu też ten rodzaj arytmetyki w oblicza­ niu zasług, jaki zdawały się stosować nauki rzymskie o od­ pustach i czyśćcu. Kościół prawosławny mógł wprawdzie posunąć się dalej \y nauce o usprawiedliwieniu przez wia­ rę, niż mogli to uczynić katolicy. Nie mógł jednak przyjąć poglądu, że sama tylko wiara może usprawiedliwić.41 Nauki głoszone przez Cyryla wydawały się prawosław­ nym tak wywrotowe, że po dziś dzień nie brak prawosław­ nych, którzy nie chcą wierzyć, iż patriarcha konstantyno­ politański może być autorem takiej „Konfesji” . Uznano całą tę pracę za falsyfikat. Jedni przypisywali ją Antoier, Legne’owi inni jakimś teologom genewskim, którzy kazali ją powielić. Niektórzy obarczyli nią jezuitów, którzy — ich 41 Zob. wyżej, str. 274.

310

VI. Kościół i Kościoły

zdaniem — rozpowszechnili ją pod imieniem Cyryla prag­ nąc zniszczyć jego reputację. Jak „Konfesja” mogła po­ jawić się najpierw w wersji łacińskiej? — zapytują. Dla­ czego wydrukowano ją w Genewie? Ale Cyryl podawał się sam za autora tak w niejednym liście, jak też w burzli­ wej rozmowie z ambasadorem francuskim hrabią de Marcheville pod koniec roku 1631.42 Wydał to dzieło w Gene­ wie, ponieważ zniszczono mu drukarnię w Konstantyno­ polu. Przekład łaciński był niezbędny, gdyż pragnął za­ poznać ze swymi poglądami Kościoły zachodnie. Listy jego głoszą jeszcze bardziej stanowczo nauki wyłożone w „Kon­ fesji” , a nawet idą jeszcze dalej. Pisząc do Légera i do swych przyjaciół holenderskich Cyryl nie tai swego po­ dziwu dla Kalwina i jego nauki.43 Cyryl nie uważał się za wywrotowca. Zdawał sobie być może sprawę, że wypowia­ da się przeciw przyjętej powszechnie tradycji. Ale póki tradycja była wciąż nie spisana, któż mógł twierdzić sta­ nowczo, że była taka, a nie inna? W jednym z listów pi­ sanych do swych polskich przyjaciół daje wyraz zdziwieniu, że pomawiają go o heterodoksję. Cyryl był z usposobienia intelektualistą, umysł miał logiczny, a postawa apofatyczna, której trzymali się teologowie prawosławni, nie była mu sympatyczna. Wykształcenie, jakie otrzymał, wzmoc­ niło jego naturalne skłonności. Trudno przypuścić, żeby student, który w Padwie słuchał profesorów-neoarystotelików, zadowalał się teologią opartą na negacji.44 Upłynęło nieco czasu, zanim egzemplarze „Konfesji” mo­ gły dotrzeć na Wschód w większej liczbie. W roku 1630 patriarcha jerozolimski Teofanes pisał do metropolity ki­ jowskiego zapewniając go, że Cyryl nie jest heretykiem. Stwierdził, że zna poglądy Cyryla i uważa je za godne podziwu. Postawa Cyryla w stosunku do ikon jest pełna 42 Listy od van Haaga ogłoszone są w: T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 71— 73. G. A. Hadjiantoniou, dz. cyt., 102— • — 108, omawia szczegółowo pogląd teologów greckich, tak ów­ czesnych, jak i późniejszych, na autorstwo „Konfesji” Cyryla. 48 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e siècle, IV, 455. W liście do Légera Cyryl nazywa sam siebie (ale w uję­ ciu w cudzysłów) „patriarchą kalwińskim”, zob. J. Aymon, dz. cyt., 101. 44 Zob. tam,że, 102.

Patriarcha kalwiński

311

poważania, a jego określenie predestynacji nie odbiega od tradycji Kościoła. Ale Teofanes nie mógł jeszcze wtedy znać pełnego tekstu „Konfesji” .45 Katolicy, przewidując, ile zamieszania spowoduje „Kon­ fesja” , czynili, co mogli, by rozpowszechnić jej znajomość w Konstantynopolu. Thomas Smith, któremu dostarczył informacji Edward Pococke, oświadczył, że jezuici i kapu­ cyni rozmyślnie podniecali sprzeciwy. Ambasador holen­ derski pisał, że „wśród metropolitów, których wielu bawi w Konstantynopolu, nie znajdzie się zapewne żaden, co by się zawahał narazić swój majątek, życie i osobę w obro­ nie wymienionego patriarchy i jego »Konfesji«” . Monsieur van Haag był zbytnim optymistą. Po kilku miesiącach zawiązał się już spisek przeciw patriarsze uknuty przez nie mniej niż pięciu metropolitów. Należeli doń metropolici Adrianopola, Larysy, Chalcedonu, Kyzikos i Naupaktos Wynikiem tego było wyniesienie na patriarchat w paź­ dzierniku 1633 Cyryla Contariego, metropolity Berrhei (Aleppo). Ale Cyryl Contari pragnąc zapewnić sobie wy­ bór przyrzekł zapłacić Wysokiej Porcie 50 000 dolarów, nie mógł zaś zebrać tyle pieniędzy. Po paru dniach za­ niechał zabiegów i został wygnany na wyspę Tenedos. Stamtąd złożył Cyrylowi Lukarisowi pisemne usprawiedli­ wienie i zwrócono mu jego biskupią stolicę.46 W sześć miesięcy później kontrowersyjnie nastawieni metropolici, z których kilku zdążyło przeczytać „Konfesję” i przerazić się jej treścią, powrócili do natarcia. Zrozumieli jednak, że jedynie odwołanie się do ambasad katolickich umożliwi im usunięcie patriarchy, za którym stały amba­ sady protestanckie. To jednak zmuszało ich do wysunięcia jakiegoś kandydata. Atanazy Pattellaras, metropolita Tessaloniki, zawdzięczał swe biskupstwo Cyrylowi Lukari­ sowi, który przeniósł go nad Cyryla Contariego. Nie po­ 45 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e siècle, III, 71. 46 Zob.: T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 56— 57; J. H. Hottinger, dz. cyt., 558— 559; Filip z Cypru, wyd. do C hronicon, 451— 453; L. Allatius, dz. cyt., III, 1077; G. Hofmann, G riech isch e P atriarchen und Piömische Päpste, „Orientaba Christiana”, X V , 52, 33 ns.

312

VI. Kościół i Kościoły

czuwał się jednak do obowiązku wdzięczności. Zaoferował sułtanowi 60 000 dolarów i zapłacił je gotowizną. Większą część tej sumy dostarczyły ambasady francuska i cesarska. Temu zawdzięczał rozkaz usunięcia Cyryla i własne wy­ niesienie. Wtedy zabrał się do dzieła ambasador holender­ ski: dostarczył 70 000 dolarów, co przywróciło Cyrylowi tron. Atanazy uciekł do Rzymu licząc, że otrzyma w na­ grodę kapelusz kardynalski. Ale władze papieskie uznały, że jest nieudolny i niegodzien zaufania. Opłaciły mu jedy­ nie drogę powrotną do Tessaloniki.47 Cyryl Contari okazał się twardszym przeciwnikiem. Am­ basador cesarski Schmid-Schwarzenhorn skłonił katolików do popierania go. Schmid-Schwarzenhorn osobiście go nie lubił. Do cesarza napisał: „Patriarcha z Berrhei — tak go stale nazywał — jest prałatem dobrym i cnotliwym; dobrym dla złych, a surowym dla dobrych, hojnym, gdy to jest zbyteczne, a skąpym, gdy powinien by być hojnym” . Contari był zbyt przebiegły, by się jawnie opowiedzieć po stronie Rzymu; oparł się jedynie na opozycji, jaką wy­ wołała teologia Cyryla I. Opozycja zaś przybierała na sile, dzięki czemu Contari mógł namówić Święty Synod do usunięcia Cyryla w marcu 1635. Wpłacił Wysokiej Porcie 50 000 dolarów, które zebrał przy pomocy Schmid-Schwarzenhorna, i po raz drugi został obrany patriarchą pod imieniem Cyryla II. Paru jego zwolenników szeptało, że Cyryla Lukarisa należy po cichu zamordować. Ale Schrnid-Schwarzenhorn nie chciał narazić swego poselstwra na za­ rzut, że zachęca do morderstwa. Wpadł więc na lepszy po­ mysł. Wielki wezyr przystał na wygnanie Cyryla I na wyspę Rodos. Schmid-Schwarzenhorn podjął się dostarczyć statek, który miał popłynąć nie na Rodos, lecz do Italii, i wysadzić Cyryla w Rzymie, gdzie już się nim zajmie Inkwizycja. Wynajęcie statku miało kosztować 800 dolarów, a 500 dolarów ponadto miało być potrzebne dla p r z e k u p :e 47 Zob. T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 57— 58; J. H. Hottinger, dz. cyt., 559; Filip z Cypru, m. cyt.; M. Le Quien, dz. cyt., I, 334. Smith powiada, że imię chrzestne Pattelarasa brzmiało Anastazy — A n A ccou n t o f th e G re ek Church, 284, przypis 1., i Hottinger mylnie nazywa go Atanazym. Ale inne źródła są zgodne z Hottingerem.

Patriarcha kalwiński

313

nia załogi. Cyryl II, od którego zażądano tych pieniędzy, powiedział, że muszą znaleźć tańszy statek. Tymczasem dowiedział się o tych knowaniach ambasador holenderski. Wysłał pośpiesznie kogoś, by uprzedził gubernatora wyspy Rodos, a sam przekupił kapitana statku, którego Contari w końcu wynajął. Cyryl I miał być wysadzony na wyspie Chios. Tam oczekiwał go gubernator z Rodos i osobiście przewiózł byłego patriarchę na swoją wyspę. Statek nato­ miast odesłano ku pahańbieniu do Konstantynopola. Cyryl Lukaris spędził na wyspie Rodos piętnaście mie­ sięcy. W marcu 1636 Cyryl II zwołał do Konstantynopola Sobór, na którym wyklęto Cyryla I jako heretyka. Ale Święty Synod począł niebawem podejrzewać Cyryla II o powiązania z Rzymem. W czerwcu 1636 Synod zebrał się znowu i złożył go z urzędu. Z kolei Cyryl II pojechał teraz na Rodos, a statek, który go tam odwoził, otrzymał rozkaz przywiezienia Cyryla I z powrotem. Tymczasem obrano patriarchą Neofytosa^ metropolitę Heraklei. Ten był wier­ nym przyjacielem Cyryla I, a godność przyjął jedynie tym­ czasowo, by przygotować zniesienie klątwy. W marcu na­ stępnego roku, czyli roku 1637, Cyryl Lukaris był znowu patriarchą.48 Lecz nie cieszył się teraz tak wielkimi wpływami jak poprzednio. Jego poglądy były zbyt dobrze znane. Wielu prawosławnych, którzy popierali go przeciwko Rzymowi, było przerażonych jego nauką. Nie mógł też liczyć nadal na poparcie ambasady angielskiej. Sir Peter Wych wyje­ chał z Konstantynopola w roku 1633 lub 1634. Jego na­ stępca, Sir Sackville Crowe, trzymał się z dala od sporu. Monsieur van Haag nosił się z zamiarem odejścia z urzędu, Antoine Léger wyjechał był z Konstantynopola, a uprzejmy jego następca Sartoris zmarł wkrótce po swoim przyby­ ciu.49 Natomiast tym gorliwiej pracował na zgubę Cyryla 48 Zob.: T. Smith, C ollectan ea de C yrillo Lucario, 58— 59; Filip z Cypru, dz. cyt., 454. J. H. Hottinger, dz. cyt., 559— 560; A. Papadopoulos-Kerameus, A n alecta, IV, 98— 99; M. Le Quien, m. cyt.; E. Legrand, B ibliographie H ellén iqu e... au l? e siècle, IV, 450. W sprawie listów Schmid-Schwarzenhorna zob. E. de Hurmuzaki, dz. cyt., IV, I, 639 ns. 49 Zob. E. Legrand, B ibliograph ie H ellén iqu e... au 17e siècle, IV, 458— 459. 461. 498.

314

VI. Kościół i Kościoły

Schmid-Schwarzenhorn. Czynił to częściowo dla dobra sprawy katolickiej, częściowo dlatego, że chciał osłabić wpływy holenderskie, a częściowo dlatego, że chciał udo­ wodnić, iż ambasador cesarski znaczy więcej niż francuski. Dobrze obmyślona łapówka sprowadziła Cyryla Contariego z powrotem z Rodos. W maju 1638 sułtan Murad IV wy­ powiedział wojnę Persji. Wielki wezyr Bairam Pasza wy­ ruszył przodem, by sułtanowi przygotować drogę przez Anatolię. Jeden z kapelanów Cyryla Contariego, nazywany Lamerno, pospieszył do obozu wezyra i dzięki hojnemu datkowi — pieniędzy dostarczył Schmid-Schwarzenhorn — namówił wezyra, by oskarżył przed sułtanem Cyryla Lukarisa o zdradę. Wezyr dobrze obrał stosowną porę. Na ziemie ottomańskie położone nad Morzem Azowskim na­ padli Kozacy dońscy podburzeni przez Persów. Wezyr sta­ nąwszy przed sułtanem przekonał go, że to Cyryl Lukaris uknuł ten spisek. Murad, który miał już powody do uwa­ żania Cyryla za stałego podżegacza zamieszek, dał się łatwo przekonać. Wysłano odpowiednie rozkazy do gubernatora Konstantynopola, a ten 20 czerwca 1638 roku zaaresztował Cyryla i uwięził go w jednym z zamków nad Bosforem. W pięć dni później zawiadomiono Cyryla, że będzie wywie­ ziony. Wsadzono go do małej łodzi, a gdy łódź wpłynęła na morze Marmara, żołnierze z jej załogi udusili go i pogrze­ bali jego ciało na wybrzeżu. Nazajutrz zgodnie ze zwy­ czajem sprzedali ubogie rzeczy, jakie przy nim znaleźli. Ktoś poznał jego pektorał — i tak dowiedziano się o jego losie. Tłumy rozjuszonych Greków zgromadziły się przed siedzibą Cyryla Contariego krzycząc: ,,Piłacie, oddaj nam ciało!” Gubernator chcąc uniknąć zamieszek kazał żołnie­ rzom ekshumować zwłoki. Ci to uczynili, ale wrzucili je do morza. Tam znaleźli je jacyś greccy rybacy i wyłowili je. Pochowano je w małym monasterze Świętego Andrzeja na wyspie położonej opodal brzegu azjatyckiego.50 50 Główne sprawozdanie o śmierci Cyryla zawiera list Nataniela Konopiusa do Légera. Ogłosił go E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au l i e sièc le , IV, 514— 516. J. H. Hottinger, dz. cyt., 564— 566, podaje jego odpis, a T. Smith, C ollectanea de C yrillo Lucario, 59— 62, posługuje się nim dodając parę szczegółów za­ czerpniętych z Edwarda Pococke’a, którego sprawozdanie na­

Patriarcha kalwiński

315

Cyryl Contari powrócił na rozkaz sułtana na tron pa­ triarchy. We wrześniu 1638 zwołał Synod, na który jawili się patriarchowie Aleksandrii (dawny uczeń Cyryla Kritopoulos) i Jerozolimy (stary jego przyjaciel Teofanes). Sy­ nod znowu wyklął Cyryla i potępił jego teologię. Ale w grudniu tegoż roku Cyryl II podpisał dokument, w któnym poddawał się papieżowi Urbanowi VIII. Gdy wiado­ mość o tym jakoś przeciekła, wpadli w wielki gniew tak Święty Synod, jak sułtan. Cyryl II został w czerwcu 1639 złożony z urzędu, napiętnowany jako heretyk i wygnany do Afryki Północnej, gdzie zmarł. Następcą jego został Parteniusz I, duchowny o poglądach umiarkowanych. Ale Parteniusz nierozważnie zezwolił przyjacielowi Cyryla Lukarisa Teofilowi Korydalleusowi wygłosić kazanie na swej, Parteniusza, intronizacji. Korydalleus wygłosił pochwałę Cyryla I i jego dzieł. Wierność taka ożywiła rozgoryczenie w chwili, gdy świat prawosławny tęsknił do uśmierzenia swarów. W odpowiedzi Korydalleusowi pozwolono w parę miesięcy później, by Kreteńczyk Meletios Syrigos wygłosił kazanie, w. którym potępił kalwinistyczne zapatrywania Cyryla, choć ledwie wspomniał o jego osobie. Zachęcono też Syrigosa, by napisał rozprawę powtarzającą potępienie Lukarisa. Ta pojawiła się w roku 1640 i z kolei wielu prawosławnych uznało, że poszła zbyt daleko w innym kierunku. I w rzeczy samej: gdyby nie odrzucała podwój­ nego pochodzenia Ducha Świętego, wyglądała zupełnie na dzieło teologa rzymskiego. Kłótnie zatem toczyły się nadal. W roku 1641 Albańczyk hospodar mołdawski Bazyli Lupul, obrotny człowiek interesu, który pracował nad upo­ rządkowaniem finansów patriarchatu, zwrócił się na piś­ mie do biskupów zaklinając ich, by zaprzestali sporów. W maju 1642 Parteniusz zwołał Synod, na którym prze­ badano punkt po punkcie ,,Konfesję” Cyryla i potępiono niejeden zawarty w niej artykuł. By zmusić do milczenia pisane dla arcybiskupa Lauda ogłosił Pococke w dodatku (str. 33) do H istoria D ynastiarum , London 1663. Śmierć Cyryla dato­ wana jest na styczeń, nie na czerwiec, co — jak Pococke za­ pewniał Smitha — było pomyłką zecera. Także Allatios opisał śmierć Cyryla, dz. cyt., III, 1077, jak również Schmid-Schwarzenhorn — zob. E. de Hurmuzaki, dz. cyt., IV, I, 639— 641.

316

VI. Kościół i Kościoły

zwolenników Cyryla, Parteniusz okazał dokument dostar­ czony przez jezuitę, Piotra Skargę, w którym to dokumen­ cie Cyryl ujawnić miał rzekomo swe sympatie do Rzymu. Późniejsze Synody potwierdziły to potępienie. Tak więc najwybitniejszy z siedemnastowiecznych teologów jest na­ dal napiętnowany jako głosiciel herezji.51 Uczniowie jego się rozproszyli. Korydalleus — o ile wie­ my — usprawiedliwił się ze swego kazania i mianowano go biskupem-metropolitą Naupaktos i Arta. Wkrótce jednak usunięto go i wycofał się do życia prywatnego. Uczeń jego Nataniel Konopius wyjechał spiesznie do Anglii. Meletios Pantogalos, którego Cyryl mianował był metropolitą Efezu, został złożony z urzędu przez Parteniusza I. Wolał uciec z Konstantynopola niż podpisać dokument potępiający przyjaciela. Łączyły go bliższe stosunki z van Haagiem i Antoine’m Leger; wyjechał zatem do Holandii i począł studiować na uniwersytecie w Leydzie. Lubiano go tam, zwłaszcza gdy podpisał wyznanie wiary zgodne z Cyrylowym. W roku 1645 powziął zamiar powrotu do Konstanty­ nopola d zaopatrzył się w list polecający ze strony holen­ derskich Stanów Generalnych. Zmarł jednak w drodze. W Leydzie dołączył się do niego Hieroteos rodem z Kefalonii, opat z Sisji, a przyjaciel Nikodema Metaksasa, który został mianowany biskupem w Kefalonii po zniszczeniu je­ go prasy drukarskiej. Hieroteos nie zetknął się nigdy z Cy­ rylem, lecz, jak się zdaje, zaprzyjaźnił się z van Haagiem podczas swego pobytu w Konstantynopolu już po śmierci Cyryla. W roku 1643 przybył do Wenecja w daremnym poszukiwaniu pieniędzy na odbudowę swego monasteru, spustoszonego przez trzęsienie ziemi. Postanowił pojechać z Wenecji do Holandii, gdzie przebywał do roku 1651 (poza krótkim pobytem w Anglii). W Holandii przełożył na język grecki parę kalwińskich dzieł teologicznych, z których treś­ cią się w zupełności zgadzał. Następnie przez parę lat prze­ bywał w Genewie, po czym w roku 1658 powrócił do swego monasteru w Kefalonii, a zmarł na jakiś czas przed ro­ 51 W sprawie Synodów Cyryla II i Parteniusza I zob. J. D. Mansi, dz. cyt., X X X I V , 1709— 1720. Śmierć Cyryla II jest opi­ sana w liście Schmid-Schwarzenhorna w: E. de Hurmuzaki, dz. cyt., IV, I, 689.

Patriarcha kalwiński

317

kiem 1664. Zdaje się, że jego poglądy nie ściągnęły nań prześladowań; ale zdaje się także, że jego pisma w ogóle nie były na Wschodzie znane.52 Cyrylowi Lukarisowi się nie powiodło. Wplątał swój Kościół w kontrowersję, która miała doprowadzić ten Koś­ ciół do sformułowań doktryny różnych, choć prawie tak samo kontrowersyjnych, jak jego własne. Podjął jedyny podówczas wysiłek, który zmierzał do ustawienia Kościoła prawosławnego w jednym szeregu z bardziej żywotnymi Kościołami Zachodu. Luterański ewangelizm nie odpowia­ dał greckiemu temperamentowi; anglikanizm też nie bar­ dzo go nęcił. Zachęty ze strony luteranów i anglikanów nie znajdowały żywszego oddźwięku. Ale twardy i logicz­ ny intelektualizm kalwinizmu przyciągał realistyczną i umysłową stronę greckiego charakteru. Gdyby Cyrylowi się było powiodło, umysłowy poziom prawosławnego Koś­ cioła byłby się podniósł niezwykle wysoko. Zapobiegłoby to w dużej mierze rozwojowi późniejszego obskurantyzmu. Ale charakter grecki ma i drugą stronę, mianowicie zami­ łowanie do tajemniczości. Grek jest mistykiem w tej sa­ mej mierze co intelektualistą. A Kościół prawosławny czer­ pał wiele siły ze swej starej tradycji mistycznej. Jego zdol­ ność do przetrwania wśród katastrof ziemskiego świata wywodzi się w dużej mierze z jego uznania niezgłębionej tajemnicy Bóstwa. Tego Cyryl nigdy nie zdołał zrozumieć. W jego i jego zwolenników pojęciu postawa apofatyczna miała wieść tylko do nieuctwa i zastoju. Nie oceniał on należycie krzepiącej siły tradycji. Logika Genewy nie dała wątpliwościom dręczącym duszę prawosławia odpowiedzi lepszej niż ujęty w karby karności legalizm Rzymu. 52 W sprawie Pantogalosa i Hieroteosa zob. sprawozdanie K. Rozemond, A rchim and rite H ieroth eos A bba tios, Leiden 1966. O dalszych losach Konopiusa zob. niżej, str. 325. Claude w swej odpowiedzi Arnauldowi oparł się na „Konfesji” Pantogalosa (zob. niżej, str. 328, przypis 27). Jego druk jest marny. Nieprzy­ chylnym komentarzem opatrzył je katolicki ksiądz, Richard Simon, w swej H istoire critiqu e de la crea n ce et les coutu m es des nations du L ev a n t, Frankfurt-am-Main 1684, 215— 216.

Rozdział siódmy KOŚCIÓŁ I KOŚCIOŁY DOŚWIADCZENIE Z ANGLIKANIZMEM

Nauki Wittenbergi i Genewy nie nadawały się do przy­ jęcia przez prawosławnych. Istniała jednak na Zachodzie doktryna kościelna, z którą mogli oni — przynajmniej po­ zornie — mieć wiele wspólnego. Kościół angielski odrzucił zwierzchność Rzymu, ale zachował hierarchię pochodzącą od apostołów. Wierzył w charyzmatyczną równość bisku­ pów. W jego obrzędach znajdowało się niejedno, co było zrozumiałe dla Wschodu i zgodne z jego tradycją. Postawa anglikańska w stosunku do laikatu dopuszczonego do Ko­ munii pod obiema postaciami i do udziału w Soborach Kościoła, a także gotowość do uznawania monarchy za gło­ wę chrześcijańskiej społeczności były bliskie wschodniej tradycji. Anglikanizm był ponadto, gdy chodziło o wyraźne wypowiadanie się w sprawach wiary, równie prawie po­ wściągliwy jak teologowie skrajnie apofatyczni. Przesłanki po temu były jednak różne po tej i po tamtej stronie. Niemniej przeto minęło od czasu angielskiej Reformacji prawie całe stulecie, zanim oba Kościoły weszły z sobą w jakąkolwiek styczność. Niewielu Greków dostało się do Anglii w charakterze innym niż jako najemnicy, jako „estradioci” , jak ich nazywano, jak taki na przykład Nikander Nucjusz z wyspy Korfu, ludzie skłonni do bezpra­ wia i złodziejstwa.1 Dwaj znakomici poszukujący schronie­ 1 Zob. T he Secon d B ook o f N icander Nucius, wyd. J. H. Cramer, „Camden Society”, X V II, London 1841. Daje on żywy, choć niewierny obraz Anglii z późniejszych lat panowania Henry­ ka VIII. Nikander służył pod rozkazami słynnego „estradioty” Tomasza z Argos.

Doświadczenie z anglikanizmem

319

nia uczeni z Konstantynopola, Jan Argyropoulos i Andronik Kallistos, odwiedzili Anglię pod koniec XV stulecia; lecz nie odpowiadał im klimat i wprędce kraj opuścili. Emmanuel z Konstantynopola, sekretarz Williama z Waynflete, przybył nieco wcześniej, osiedlił się w Anglii i po­ mógł swemu pryncypałowi do wypracowania statutów dla Eton.2 Niewielu też Anglików dostawało się do krajów greckich. Wyjątkiem byli pątnicy udający się do Palestyny przez Cypr. William Wey w swym podręczniku dla piel­ grzymów zamieścił parę zdań greckich na ich użytek. Ale zalecał podróżnym, by nie zatrzymywali się dłużej na tej niezdrowej wyspie.3 John Locke w drodze do Jerozolimy w roku 1553 będąc na Cyprze skorzystał ze sposobności d poszedł do greckiego kościoła na nabożeństwo, uznał jed­ nak, że jest ono niezrozumiałe. Ale zauważył, że mnisi greccy wiodą wyraźnie życie czyste i surowe, bo nigdy nie zobaczył otyłego mnicha.4 Dwaj uczeni z czasów angielskie­ go Odrodzenia zapragnęli uczyć się po grecku od Greków; byli to: William Grocyn, który słuchał wykładów Demetriosa Chalkondylasa we Florencji, i William Lily, który pojechał na Rodos i mieszkał tam u jakiejś greckiej rodzi­ ny. Czołowi reformatorzy angielscy, jak Thomas Cranmer, znali dobrze język starogrecki, podobnie jak d sama królo­ wa Elżbieta. Czytywali pisma wczesnych Ojców greckich.5 Ale jeżeli chodzi o współczesny im język grecki, znali go 2 W sprawie greckich uczonych i studiów w Anglii epoki Odrodzenia zob. R. Weiss, H um anism in England during the F ifteen th C en tu ry, Oxford 1941, 143— 148. 3 Zob. William Wey, T he Itin éraires o f W illiam W ey , London 1857, 102— 115, słownik grecki. Uskarża się na Cypr, że „po­ wietrze jest tam zgniłe...” 4 John Locke, V oya ge to Jerusalem , w: Hakluyt, V oyages, Glasgow 1903, V, 84. 96. 5 Zob. J. H. Lupton, L ife o f John C olet, London 1887, 46— 47. 170— 171. Zainteresowanie się Cranmera starą liturgią grecką sprawiło, że wprowadził on pewien rodzaj epiklesis do swej pierwszej (1549) książki do nabożeństwa (prayer-book). Warto zapamiętać, że Henry Savile powiada w komentarzu do swego wielkiego wydania Chryzostoma, O pera omnia, że wiele za­ wdzięcza współpracy uczonych greckich w Wenecji, jak na przykład Margunios i Gabriel Sewer. Zob. D. J. Geanakoplos, B yzan tin e East and Latin W es t, 176.

320

VII. Kościół i Kościoły

słabo. Jeszcze w roku 1614 wielkie dzieło Edwarda Brerewooda o najważniejszych językach i religiach świata mó­ wiąc o Kościele greckim opiera się na źródłach z drugiej ręki. To zaś, co pisze, jest mętne i niezbyt ścisłe, choć nie wrogie.6 Robert Burton w swej Anatomy of Melancholy wydanej w siedem lat później pomawia Greków, opierając się na równie słabych dowodach, że dodali tyle zabobonów do prawdziwej wiary, iż ,,są raczej półchrześcijanami niż czymkolwiek innym” 7. Brerewood i Burton powinni byli coś więcej wiedzieć, bo w ich czasach można było mieć dokładniejszą znajomość rzeczy. Angielski filohellenizm zawdzięcza jednak swój prawdziwy początek interesom handlowym. Handel angiel­ ski z państwami ottomańskimi rozrastał się szybko przez cały wiek XVI. W roku 1579 William Harborne, przedsta­ wiciel swej królowej, wyjednał od sułtana Murada III pi­ sma przyznające kupcom angielskim szczególną opiekę. Za­ twierdził to statut nadany w następnym roku. W roku 1581 królowa Elżbieta wydała przywilej dla Kompanii Tureckiej, której nazwę później przy nadaniu nowego przywileju zmieniła na: Kompania Lewantyńska (1590). W roku 1583 Harborne powrócił do Konstantynopola jako upełnomoc­ niony ambasador przy Wysokiej Porcie.8 Kupcy, członkowie Kompanii Lewantyńskiej, nawiązy­ wali stosunki prawie wyłącznie z Grekami. Grecy uprawiali winorośl rodzynkową i wytwarzali słodkie wina nabywane przez Anglików; oni też byli dostawcami innych pokupnych towarów, jak drogie kamienie, narkotyki, korzenie, dywa­ ny i stal damasceńska. Anglicy przekonali się, że Grecy są kupcami przedsiębiorczymi i zasługującymi na zaufanie. Ci, którzy dla rozwinięcia swego handlu poczęli się teraz osiedlać na Lewancie, przestawali chętnie w kołach grec­ kich. A z drugiej strony, w początkach XVII wieku po­ 6 Zob. Edward Brerewood, E nquiries o f Languages by Edw. B rerew o o d , lately P ro fesso r of A stron om y at G resham C ollege, w: Purchas His P ilgrim s, I, Glasgow 1905, 348— 357. W książce tej Purchas tłumaczy Krzysztofa Angelosa Encheiridion (str. 422—449). Zob. niżej, str. 324. 7 R. Burton, T he A n a tom y o f M ela n ch oly, London 1896, I, 70. 8 Zob. A. C. Wood, A H istory o f the L eva n t C om pany, Lon­ don 1935, 8— 26.

Doświadczenie z anglikanizmem

321

wstała w Londynie grecka kolonia na razie nieliczna, ale stale rosnąca. Nawiązała się wzajemna sympatia. Sir Anthony Sherley, który odwiedził Wschód w roku 1599, był zdania, że byłoby i słuszne, i wykonalne wyzwolenie Gre­ ków z ich niewoli. Brat jego Sir Thomas, który przebywał w Konstantynopolu w latach 1603—1607, prowadził — jak pisze — długie rozmowy z „roztropnymi i bogatymi Gre­ kami, którzy ze łzami oczekiwali na taką pomoc” .9 Kupcy nie zajmowali się specjalnie greckim Kościołem. Ale ponieważ przybywali coraz liczniej i ponieważ utwo­ rzono stałą ambasadę w Konstantynopolu, a konsulaty w Smyrnie i w Aleppo, uznano, że należy mianować an­ glikańskich kapelanów dla każdego z tych ośrodków. Mianowań dokonywała Kompania Lewantyńska za zgodą ambasadora. Rzecz jasna, że kapelani ci musieli się zainte­ resować tym rodzajem chrześcijaństwa, jaki widzieli naoko­ ło, a poza tym niejeden ambasador miewał zainteresowania teologiczne. William Biddulph, pierwszy z takich kapela­ nów, przebywał w Konstantynopolu krótko w roku 1599 i niewiele dbał o Greków. On przebywał niedługo,10 ale po­ cząwszy od roku 1611 ciągnie się nieprzerwanie łańcuch kapelanów poczynając od Williama Foorda, który był członkiem Trinity College w Cambridge. Przybył towarzy­ sząc nowemu ambasadorowi Sir Piotrowi Pindarowi. Nie­ wiele wiemy o nim, jak też d o jego bezpośrednich następ­ cach, których większość ukończyła Oksford. Kapelanem anglikańskim w latach 1627—1638, to jest przez najważ­ niejsze lata życia Cyryla Lukarisa, był niejaki Mr Hunt, o którym poza jego nazwiskiem nie wiemy nic. Trzymał się na uboczu, ponieważ dwaj jego kolejni zwierzchnicy, ambasadorowie Sir Thomas Roe i Sir Peter Wych, intere­ sowali się bezpośrednio sprawami patriarchatu. Następny kapelan kształcony w Trinity College w Cambridge, Wil­ liam Gotobed, którego przeniesiono do Konstantynopola 9 Zob.: Sir Anthony Sherley, His R elation o f his T ra v els, London 1613, 6— 7; Sir Thomas Sherley, D iscours o f th e T u rk es, wyd. E. Denison Ross, „Camden Miscellany”, 16 (1936) 9. 10 W sprawie Biddulpha i jego kapelaństwa zob. T he T ravels of C ertain e Englishm en, London 1609, pracę skompilowaną przez Teofila Lavendera z listów pisanych przez Biddulpha.

322

VII. Kościół i Kościoły

ze Smyrny w roku 1642, znany jest jedynie z tego, że dopomógł do usunięcia niepopularnego ambasadora, którym był Sir Sackville Crowe. Wybitniejszym był kapelan, który przebywał w Aleppo w latach 1630—1638, Edward Pococke, który często odwiedzał Konstantynopol i był tam prze­ jazdem, gdy Cyryl poniósł śmierć męczeńską. Napisał wzruszające sprawozdanie o jego losie i przesłał je arcybi­ skupowi Laudowi. Wykorzystał swój pobyt w Aleppo, by wydoskonalić swą znajomość języka arabskiego, i stał się pierwszym, a może największym angielskim orientalistą.11 W drugiej połowie XVII wieku pełnili w Konstantyno­ polu służbę kapelanów dwaj wybitni teologowie: Thomas Smith (1668—1670) i John Covel (1670—1676). Smith był członkiem (fellow) Magdalen College w Oksfordzie i po powrocie do kraju napisał oparte na dobrej znajomości rzeczy szczere, ale nie pozbawione sympatii sprawozdanie o Kościele greckim i ormiańskim; wydał też i zbiór do­ kumentów odnoszących się do Cyryla Lukarisa. Sam póź­ niej przyłączył się do grona duchownych, którzy odmówili przysięgi * (nonjuror clergy).12 Covel, członek (fellow), a później mistrz (Master) Christ College w Cambridge, jest mniej sympatyczny. W czasie, gdy był kapelanem, zrobił duży majątek na handlu jedwabiem. Greków nie lubił. Pisał, że „Grecy są wciąż Grekami” . „Jeżeli chodzi o ich obłudę i oszustwa, zasługują wciąż na określenie ich, ja­ kie dała Ifigenia u Eurypidesa: »Ufaj im i powieś ich«.” Też napisał później książkę o Kościele greckim w duchu mniej przyjaznym niż Smith. Uważał się za największą angielską powagę w tym przedmiocie i liczył, że greccy 11 Zob. J. B. Pearson, A B iographical S ketch of the Chaplains to the L eva n t C om pany m aintained at C onstantinople, A lep p o and Sm yrna, Cambridge 1883, 12— 27. Pearson nie wymienia Biddulpha i rozpoczyna swój poczet od Foorda. * Chodzi o wewnętrzne spory w łonie Kościoła anglikańskiego (przyp. tłum.). 12 Zob. Thomas Smith, A n A ccou n t o f th e G reek Church, Oxford 1680. Wydano je poprzednio w języku łacińskim w ro­ ku 1676. Jego C ollectan ea de C yrillo L ucario wydano w roku 1707, choć wiadomo, że materiały zebrał był znacznie wcześniej; jego życiorys Lukarisa jest dodatkiem do A ccount...

Doświadczenie z anglikanizmem

323

wyżsi duchowni będą musieli zasięgać jego opinii, ilekroć pojawią się w Anglii.13 Takie pisma ob znaj miały Anglię ze sprawami greckiego Kościoła; a obecność anglikańskich kapelanów na Wscho­ dzie obznajmiała Greków z Kościołem angielskim. Teologo­ wie greccy wnet zapragnęli odwiedzić Anglię. Pierwszy, który się zjawił, zawdzięcza to niemal przypadkowi. W po­ czątkach XVII wieku młodzian pochodzący z Peloponezu, Krzysztof Angelos, zapisał się na studia w świeżo założo­ nej Akademii Ateńskiej. Nie przebywał tam długo, gdyż tu­ recki gubernator wypędził go stamtąd samowolnie pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Hiszpanii. Uciekł na Zachód zaopatrzony w listy polecające przez dwu biskupów z Pe­ loponezu i dotarł przez Wenecję do Niemiec. Tam ktoś go namówił, by udał się do Anglii. Sam pisze o tym w ten sposób: „Mógłbym tam znaleźć mądrych ludzi, wśród któ­ rych mógłbym zachować swą religię, a nie zatracić swej wiedzy. Powiedziano mi, że w Anglii mogę zachować jedno i drugie, ponieważ Anglicy kochają Greków i ich uczoność” . Wylądował w Yarmouth w roku 1608 i przedstawił swe listy od biskupów biskupowi w Norwich, który odesłał go do Trinity College w Cambridge. I znowu cytat: „Dok­ torzy w Cambridge przyjęli mnie łaskawie i z życzliwością. Spędziłem tam prawie cały rok, co mogą potwierdzić świa­ dectwa z Cambridge. Później zachorowałem tak, że z tru­ dem tylko mogłem oddychać. A lekarze i doktorzy poradzili mi, bym się przeniósł do Oksfordu, ponieważ powietrze Oksfordu jest — jak mówili — o wiele lepsze niż Cam­ bridge” . Osiadł więc w Oksfordzie w Balliol College w ro­ ku 1610 i tam już pozostał aż do swej śmierci w roku 1638. Nie był wielkim erudytą, ale cieszył się popularnością. Hi­ storyk Oksfordu Anthony a Wood mówi o nim, że był to „prawdziwy Grek i uczciwy a nieszkodliwy człowiek” . Ogłosił po angielsku szkic własnego życiorysu pt. Christopher Angell, a Grecian who tasted of many Stripes inflic18 J. T. Bent w cytowanym już dziele wydał wyciągi z dzien­ nika spisanego przez Covela za jego kapelaństwa; zob. zwłaszcza 133. Sprawozdanie Covela pt. Som e A ccou n t of th e P resen t G reek Church zostało opublikowane w Cambridge w roku 1722. Zob. niżej, str. 351.

324

VII. Kościół i Kościoły

ted by the Turkes for the Faith, a poza tym rozprawę sze­ roko wychwalającą angielskie uniwersytety oraz napisany po grecku i po łacinie Encheiridion, to jest podręcznik da­ jący prosty i oryginalny obraz organizacji i obrzędów greckiego Kościoła.14 Nie jest nam wiadomo, czy arcybiskup Abbot, który sam był wychowankiem Balliol College, działał za namową tego sympatycznego Greka, gdy w roku 1617 zwrócił się pisem­ nie do Cyryla Lukarisa z zaproszeniem do Anglii czterech młodych Greków, by studiowali tam teologię. Mogli go do tego skłonić bądź to jeden ze wschodnich kapelanów, bądź też jacyś wspólni przyjaciele z Holandii. Cyryl wysłał na to wezwanie młodego Macedończyka Metrofanesa Kritopoulosa, którego był poznał w roku 1613 na górze Athos, a którego bystrość wywarła na nim mocne wrażenie. Kritopoulos przybył do Anglii około roku 1621; wysłano go do Balliol College. Tam zrazu sprawował się dobrze. Aie około roku 1625 Abbot pisał do Sir Thomasa Roe uskarża­ jąc się na młodzieńca. Był on usposobienia kłótliwego; po­ padł w długi, które arcybiskup musiał uregulować; był intrygantem, usiłował wcisnąć się do kół dworskich i przy­ jaźnić się z nieprzyjaciółmi biskupa. Na koniec, gdy przy­ szedł dla niego czas powrotu na Wschód, a arcybiskup obiecał pokryć koszty jego podróży, nie chciał podróżować tanio na statku należącym do Kompanii Lewantyńskiej, ale uparł się, że pojedzie przez Niemcy, gdyż zapraszano .go tam z wykładami. Był na pewno dobrym wykładowcą i miał pewne powodzenie w Niemczech i w Szwajcarii. Ale zatrzymawszy się w Wenecji naraził się tamtejszym wła­ dzom, gdyż z naciskiem usiłował doprowadzić pewnego wy­ 14 W sprawie Krzysztofa Angelosa zob. E. Legrand, B ib lio­ graph ie H ellén iqu e... au 17e s iècle, III, 208— 209; Anthony à Wood, A th en a e O xon ien ses, wyd. P. Bliss, 4 tomy, Londini 1813— 1820, II, 633; T. Spencer, Fair G reece, Sad R elic, London 1954, 91— 93. Własny życiorys Krzysztofa Angelosa został wyda­ ny w Oksfordzie w roku 1617 po grecku, a w roku 1618 po an­ gielsku; A n E ncom ium of the fam ou s K in gd om of G reat B ri­ tain and of th e tw o flourishing S ister U n iversities C am bridge and O x fo rd zostało wydane równolegle po grecku i po angiel­ sku w Cambridge w roku 1619; a E ncheiridion po grecku i po łacinie, również w Cambridge w tym samym roku.

Doświadczenie z anglikanizmem

325

dawcę, by opublikował jakieś jego własne budzące wiele kontrowersji dzieło. W roku 1631 był już z powrotem w Konstantynopolu. W roku 1633 Cyryl wystarał się dla niego o godność metropolity Memfis w Egipcie; a już w rok później był patriarchą aleksandryjskim. Ale wdzięczność nie była główną jego cnotą, jak się o tym przekonał arcy­ biskup Abbot. Kritopoulos zwrócił się przeciwko Cyrylowi i należał do grona kościelnych dostojników, którzy go wy­ klęli.15 Lepiej się zachował inny uczeń Cyryla. Jego protosynkellos, Kreteńczyk Nataniel Konopius, uznał, że będzie rozsąd­ niej, jeżeli pospiesznie wyjedzie do Anglii. I on też studio­ wał w Balliol College, i tak świetnie, że gdy tylko uzyskał pierwszy naukowy stopień, arcybiskup Laud mianował go młodszym kanonikiem w Christ Church. Jako teolog Kono­ pius nie odznaczał się stałością poglądów. .Odwiedzając Ho­ landię rozgłosił, że ma zamiar przetłumaczyć na język grecki Kalwina Instytucje. Czynił to, może, by spodobać się swym holenderskim gospodarzom, albo może, by złożyć hołd pa­ mięci Cyryla. Ale w roku 1647 purytanie wypędzili go z Oksfordu, ponieważ miewał związki z Laudem albo też dlatego, że zwykł był przy każdej sposobności śpiewać hymn Akathistos *. Zdaje się, że Konopius nigdy niczego nie ogłosił drukiem, ale za to miał inny tytuł do sławy. Anthony ä Wood pisze: „Gdy studiował nadal w Balliol College, sporządzał sobie dla własnego użytku napój zwa­ ny kawą i pijał go zwykle co rana, tak że był pierwszym, jak mnie powiadomiła starszyzna tego domu, który pił w Oksfordzie kawę”. Kolega jego z Balliol College John Evelyn pamiętał go dobrze. Pisze: ,,Był to pierwszy czło­ wiek pijący kawę, jakiego w mym życiu widziałem; zwy­ czaj ten zapanował w Anglii dopiero w jakie trzydzieści lat później” . Konopius dożył swych dni pijąc kawę jako arcybiskup w Smyrnie.16 15 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellén iqu e... au 17e siècle, V, 192— 218. Tam też tekst korespondencji Abbot — Roe w spra­ wie Kritopoulosa; zob. A. à Wood, dz. cyt., II, 895. * Ku czci Matki Boskiej (przyp. tłum.). 16 Zob.: E. Legrand, Bibligraphie H ellén iqu e... au 17e siècle, IV, 514— 515; V, 294— 298; A. à Wood, dz. cyt., IV, 808; John

326

VII. Kościół i Kościoły

Nikodem Metaksas, drukarz, nie uczęszczał nigdy na ża­ den uniwersytet. Do Anglii wysłał go był jego wuj, biskup Kefalonii; tam jednak obracał się podobnie jak jego brat w kołach kupieckich Londynu.17 Ci studenci nie poważyli się wyrażać swego zdania o teo­ logii swego Kościoła, o którym Anglicy mieli wyobrażenie cokolwiek mgliste. Sir Thomas Roe pisał wyraźnie do ar­ cybiskupa Abbota o kalwińskich poglądach Cyryla Lukarisa. Ale Edward Pooocke pisząc do arcybiskupa Lauda wspomniał tylko pobieżnie o jego teologii, a główną wagę przykładał do tego, że Lukaris zginął jako męczennik na skutek rzymskiej -intrygi. O sporach teologicznych, jakie następnie rozgorzały w Konstantynopolu, do Anglii nie do­ noszono. Następnym kapłanem greckim, który studiował potem w Oksfordzie, był Jeremiasz Germanos. Przebywał tam w latach 1668— 1669; nie chciał urażać swych gospoda­ rzy i w sposób taktowny zgadzał się z ich teologicznymi poglądami.18 Także znacznie wybitniejszy dostojnik wschod­ niego Kościoła, Józef Georgirenes, arcybiskup Samos, nie wygłaszał żadnych ściśle określonych poglądów. Georgirenes przyjechał do Anglii w roku 1676; chciał bowiem wydać tam drukiem księgę liturgiczną dla użytku swej owczarni. Książka ta jednak nigdy się nie ukazała. Inny zamiar bowiem pochłonął całą uwagę Georgirenesa, Istniała wtedy w Londynie liczna grecka kolonia. Miesz­ kała przeważnie w samej City, ale docierała i do dzielnicy Soho, gdzie nazwa ,,Greek Street” świadczy o niej po dziś dzień. Wśród tych Greków było wielu ludzi bogatych i zna­ nych powszechnie, jak na przykład osobisty lekarz Karo­ la II, Konstantyn Rodokonaki, niedawno zmarły po zrobie­ niu wielkiego majątku na opatentowanym lekarstwie zwanym ,,duchem soli” .19 Posługiwał tym grekom kapłan stale zamieszkały w Londynie, Daniel Vulgaris. Nie zbudo­ Evelyn, D iary, wyd. Everyman, 3 tomy, London 1906, I, 10 (10 maja 1639). O działalności Konopiusa w Holandii zob. K. Rozemond, dz. cyt., 32. 57. 61. 63— 65. O jego opowieści o zamor­ dowaniu Lukarisa zob. wyżej, str. 314, przypis 50. 17 Zob. wyżej, str. 299— 300. 18 Zob. niżej, str. 339. 19 Zob. E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e siècle, II, 148. 188— 193.

Doświadczenie z anglikanizmem

327

wano jednak jeszcze kościoła. W roku 1674 Vulgaris z dwo­ ma innymi Grekami zwrócił się do Tajnej Rady z prośbą o zezwolenie na budowę kościoła w City, godząc się wi­ docznie na przyjęcie poddaństwa angielskiego. Zezwolenie takie Vulgaris otrzymał w następnym miesiącu, w marcu. Lecz nie znaleziono jeszcze odpowiedniego miejsca pod ko­ ściół. Georgirenes nawiązał stosunki z jednym z czołowych przedsiębiorców budowlanych Mikołajem Barbonem, który przyrzekł mu swą pomoc; następnie zaś zwrócił się do bi­ skupa Londynu Henry Comptona, ów zaś okazał mu przy­ chylność. Ale Compton miał swego własnego ulubionego budowniczego, Richarda Firtha, który ofiarował kawał pla­ cu przy Hog Lane (obecnie Charing Cross Road) wydzier­ żawiony z drugiej ręki od piwowara Josepha Girle. Ten zaś dzierżawił ów plac od hrabiego Saint Albans, który otrzy­ mał go tytułem wieczystej dzierżawy od Korony. Plac położony był w obrębie parafii Świętego Marcina. Compton namówił parafię do przejęcia dzierżawy od Gir lego i przy­ znania jej Grekom. Ale władze parafialne tak ułożyły brzmienie dokumentu, że mogły odebrać plac każdej chwili wedle swego uznania. Umożliwiła to słaba znajomość ję­ zyka angielskiego u Georgirenesa, tak że nie spostrzegł nie­ bezpieczeństw a. Plac oddano Grekom urzędowo latem roku 1677. Georgi­ renes zdążył już zebrać dostateczną ilość pieniędzy, by można było rozpocząć budowę, i Firth już ruszył z pracą. Król Karol II dał 100 funtów, a jego brat Jakub, książę Yorku, choć zdeklarowany katolik, okazał szczególniejszą hojność. W przeciągu niewielu miesięcy Georgirenes zebrał już 1500 funtów. Choć Firth musiał zapłacić grzywnę za użycie nieodpowiedniej cegły dostarczonej przez poprzed­ niego użytkownika placu, Gir lego, budynek był już goto­ wy do użytku przed końcem roku 1677. Wobec tego Geor­ girenes zgromadził dalsze sumy pieniężne na koszty wypo­ sażenia i utrzymania kościoła, wydał bowiem w roku 1678 niewielką książkę o wyspie Samos i innych znanych sobie częściach Grecji. Książkę tę przełożył na język angielski „człowiek, który poznał autora w Konstantynopolu” . Był to dawny kapelan Kompanii Lewantyńskiej, Henry Denton. Książkę zadedykowano księciu Yorku jako dowód wdzięcz­

328

VII. Kościół i Kościoły

ności za jego szczodrobliwość, choć we wstępie rozwodziła się szeroko nad różnicami między Kościołem rzymskim i greckim. Miano nadzieję, że uda się uzyskać stałe środki na utrzymanie kościoła dzięki krewniakowi Georgirenesa, niejakiemu Laurentemu Georgirenesowi, który przybył do Anglii przywożąc jakiś doskonały przepis marynowania makreli. Rząd angielski zainteresował się tą sprawą i gotów był udzielić Laurentemu patentu. Ale w końcu nic z całej sprawy nie wynikło. Kościół wykończono ostatecznie dopiero z początkiem roku 1680. Tymczasem sprawa przybrała obrót niepomyśl­ ny. Grecki sługa Georgirenesa, Dominico Cratiana, ukrył się z częścią funduszów kościelnych i uciekł do Bristolu. Arcybiskup spiesznie wytoczył mu proces, ale skrępowała go jego słaba znajomość języka angielskiego i wywarł nie­ korzystne wrażenie na brytyjskich sędziach. Cratiana zo­ stał uniewinniony. Mszcząc się Cratiana oskarżył Georgi­ renesa, że jest tajnie papistą, który przechwalał się, że tyl­ ko patrzeć, a będzie się w katedrze Bristolu śpiewać mszę, a byle tylko książę Yorku został królem, on, Georgirenes, otrzyma w Anglii biskupstwo. To oskarżenie było obmyślo­ ne sprytnie, bo właśnie podniecenie, jakie wywołał ,,spisek papistów” wykryty przez Tytusa Oatesa, osiągnęło było swe szczytowe napięcie na skutek zabójstwa Sir Edmunda Godfreya, który był powiernikiem Oatesa. Georgirenes za­ żądał, by zarzuty te zostały zbadane przez Izbę Lordów, i został uniewinniony. Ale podejrzenia odżyły, gdy dono­ siciel Prance oświadczył, że zwłoki Godfreya zostały prze­ niesione tuż za greckim kościołem z lektyki na konia. Georgirenes pożałował zapewne swej podyktowanej wdzięcznością dedykacji księciu Yorku. Zaledwie przebrzmiała ta sprawa, gdy arcybiskup Geor­ girenes musiał ostrzec ludność przed jakimś greckim księ­ dzem nazywanym Ciciliano, który zbierał pieniądze niby to na kościół, a w rzeczywistości dla własnych sprośnych ce­ lów. Ale najgorsze dopiero przyjść miało. Biskup Compton i wikary [w tym wypadku proboszcz] kościoła Świętego Marcina, obaj zażarci protestanci, poczęli zarzucać niektó­ rym zwyczajom greckiego Kościoła, że są zbytnio „papistyczne” . Raziły ich prawdopodobnie ikony i okazywana Tm

Doświadczenie z anglikanizmem

329

nabożna’ cześć. Patriarcha w przewidywaniu takich kłopo­ tów zwrócił się do ambasadora w Konstantynopolu Sir Johna Fineha z prośbą, by kościół w Londynie został poddany patriarchatowi bezpośrednio, tak jak grecki ko­ ściół w Wenecji. Finch, dowiedziawszy się od Comptona o praktykach kościoła w Londynie, orzekł w swym rapor­ cie z lutego 1679, że nie uważa tego za wskazjane. Compton, którego podejrzenia zrodziły się prawdopodobnie z paszkwi­ lów Cratiany, a zostały podsycone przez wikarego Śk. Mar­ cina, uznał że ma prawo wglądu w greckie nabożeństwa. Tymczasem Georgirenes, świadomy, jak się zdaje, wro­ gości wikarego, uznał, że lepiej będzie przenieść kościół do City Londynu. Tam bowiem mieszkało więcej Greków niż w Soho. Biskup Compton wyraził swą zgodę na to. Ale gdy Grecy zapragnęli sprzedać gmach, na który wydali już 800 funtów, przekonali się, że ich prawo własności jest nie­ pewne. Parafia była zrazu skłonna zamianować asesorów (taksatorów) razem z Georgirenesem. Ale gdy ci taksatorzy ocenili gmach na 626 funtów, wikary wynalazł innych tak­ satorów, którzy oznaczyli cenę na sumę 168 funtów. Tę sumę ofiarował wikary Grekom jako ,,odczepne za ich do­ mniemane uprawnienia” . Georgirenes, który zdołał znaleźć nabywcę skłonnego zapłacić 230 funtów, nie zważając- na niepewność prawnego położenia, odrzucił tę ofertę. Parafia ofiarowała teraz 200 funtów. Gdy odrzucono i tę ofertę, wikary usunął Greków z budynku i objął go wiosną reku 1682. Georgirenes nie zdołał uzyskać żadnej korzystnej zmiany. Biskup Compton popierał parafię z obawy — jak mówił — że Grecy mogliby sprzedać gmach dysydentom. A to właśnie parafia zamierzała tak postąpić. Latem roku 1682 wydzierżawiono budynek francuskim hugonotom, któ­ rzy dotrwali tam do roku 1822. Stał się wtedy kaplicą an­ gielskich dysydentów, ale powrócił do Kościoła angielskie­ go w roku 1849. Zburzono go zaś w roku 1934.20 20 Zob. J. Georgirenes, A D escription of the P resen t State of Sam os, Nicaria, Patm os and M ount A th os, London 1678, oraz tego samego autora F rom th e A rch b ish op of th e Isle o f Samos in G reece, an accou n t o f his building th e G recian Church i n S o -h o e fields, and the disposal th ere of by the m asters of the

330

VII. Kościół i Kościoły

Grecy zatem znów nie mieli kościoła aż do roku 1717, kiedy car rosyjski Piotr zgodził się na dostarczenie środ­ ków na budowę nowego kościoła prawosławnego w Lon­ dynie. Po roku 1731, gdy powstało w Londynie stałe dyplo­ matyczne przedstawicielstwo rosyjskie, kościół ten stał się też 'kaplicą ambasady rosyjskiej. Lecz jeszcze przez lat kilkadziesiąt kapłanami byli Grecy i posługiwano się grec­ kim obrządkiem. Nawet gdy pojawili się księża rosyjscy i wprowadzono obrządek starosłowiański, kolonia grecka korzystała z tego kościoła jeszcze długo w XIX wieku, dopóki nie było jej stać na wzniesienie osobnego kościoła dla swego użytku.21 Arcybiskup Samos wyjechał z Anglii rozczarowany i oburzony wkrótce po tych wypadkach, a z pewnością przed rokiem 1685. Miał wtedy już inne zamiary. W liście nie datowanym, napisanym prawdopodobnie w roku 1682, zwrócił się do arcybiskupa z Canterbury Williama Sanerofta z prośbą o przekazanie tego listu biskupowi londyń­ skiemu. Prosił, by dwunastu greckich studentów teologii „przebywało tu [w Anglii] stale, by kształcić się i utwier­ dzać w prawdziwej nauce Kościoła angielskiego, tak by (za łaską Bożą) stali się godnymi jej głosicielami i mogli powrócić do Grecji, by ją tam rozprzestrzeniać. Ten, który się z tą prośbą do Ciebie [arcybiskupa z Canterbury] zwra­ ca, spodziewa się, że tym sposobem ów [grecki] naród bę­ parish St. M artins in th e field s, szerokie arkusze oprawne w T racts relating to London, 1598— 1760, znajdujące się w Bri­ tish Museum Library, 816, m. 9. (118). W sprawie dokładnej hi­ storii greckiego kościoła w Hog Lane zob. wspaniałe sprawo­ zdanie w T he G rea ter L ondon Council, „Survey of London”, 33 (1966) 278— 287. 335— 336: przytoczone są tam źródła, rękopiś­ mienne i drukowane, zaczerpnięte z Public Record Office, z „Journal of the House of Lord”, Westminster Public Library, Historical Manuscripts Commission, Bodleian Library i z innych zbiorów. Winienem wdzięczność autorowi odnośnego rozdziału, panu P. A. Bezodisowi, za to, że zezwolił mi zapoznać się z tym rozdziałem przed jego opublikowaniem. 21 W sprawie kościoła prawosławnego erygowanego w roku 1721 — winienem wdzięczność panu Igorowi Winogradowowi za streszczenie w języku rosyjskim wyciągów z akt rosyjskiego kościoła w Londynie.

Doświadczenie z anglikanizmem

331

dzie zbudowany” . Prosił też arcybiskupa o dostarczenie środków dla osiągnięcia tego celu.22 Odpowiedź Sancrofta nie zachowała się. Ale w roku 1692 znakomity erudyta w naukach klasycznych doktor Benia­ min Woodroffe został kierownikiem Gloucester Hall w Oks­ fordzie. Była to instytucja zrujnowana i bezczynna, którą trzeba było na nowo zakładać w roku 1714 jako Worcester College. W parę miesięcy po swym mianowr zgłosił się 30 sierpnia 1692 osobiście w zarządzie Kompanii Lewantyńskiej w Londynie prosząc Kompanię, by dostar­ czyła możności bezpłatnego przejazdu na swych statkach greckim studentom udającym się do Anglii. Kompania nie okazała niechęci, ale powiedziano doktorowi Woodroffe’owi, by wypracował dokładny plan. To mu zajęło trochę czasu. Jego operat nosi tytuł: A Model of a College to be settled in the University for the Education of some Youths of the Greek Church **. Oryginał tego projektu, znajdujący się w rękopisie w bibliotece Pałacu Lambeth, nie ma daty. Ale dopiero 3 marca 1695 doktor Woodroffe mógł napisać do patriarchy Konstantynopola, Kallinikosa II, zapraszając do Anglii kilku młodzieńców. Wedle „Projektu” siedzibą Greek College miał być gmach dołączony do Gloucester Hall. Po wykończeniu miał mie­ ścić dwudziestu studentów, przybywających corocznie po czterech na raz, którzy mieli tam pozostawać przez pięć lat. Kandydatów mieli przedstawiać patriarchowie Kon­ stantynopola i Antiochii w porozumieniu z przedstawiciela­ mi Kompanii Lewantyńskiej w Konstantynopolu, Smyrnie i Aleppo. Ostateczna decyzja przysługiwała Kompanii. Ale „Projekt” nie zawierał postanowień co do kryteriów przyj­ mowania współzawodniczących kandydatów pochodzących z różnych okręgów. Studenci po przybyciu do Oksfordu mieli przez pierwsze dwa lata mówić po starogrecku, a póź­ niej po łacinie. Na początek mieli zapoznać się z Platonem, 22 Listy Georgirenesa do arcybiskupa Sancrofta znajdują się w Bodleian Library, Tanner MSS. X X X I II , fol. 57, wydrukowa­ ne w: G. Williams, T he O rth od ox C hurch o f the East in the E ighteen th C en tu ry, London 1868, LXVI. * „Projekt kolegium na uniwersytecie w celu kształcenia mło­ dzieńców należących do Kościoła greckiego”.

332

VII. Kościół i Kościoły

Arystotelesem i innymi klasycznymi autorami, później z wczesnymi Ojcami greckimi, a przede wszystkim z tymi, którzy pisali komentarze do ksiąg biblijnych. Jeżeli chodzi o odzież, „ubrania ich powinny być najpoważniejsze, jakie tylko nosi się w ich kraju” . Biskup Londynu miał otrzy­ mywać corocznie sprawozdanie o każdym z nich, podobnie jak i gubernator Kompanii Lewantyńskiej. Sprawy finan­ sowe nie zostały niestety jasno określone. List doktora Woodroffe’a do patriarchy zawierający egzemplarz „Projektu” pisany był wytworną klasyczną greką. Autor mówił ciepło, nawet gorąco o zobowiązaniach Anglii wobec greckiej uczoności tak klasycznej, jak i chrze­ ścijańskiej, a także wobec sztuki, nauk ścisłych i teologii. „Pragnąc spłacić ten dług — pisał — założyliśmy Kolegium w Oksfordzie, tej sławnej naszej akademii, podobnie jak Ateny były niegdyś Waszą sławną akademią.” Patriarchat i Kompania Lewantyńska gotowe były współ­ pracować. Patriarsze sprawa ta pochlebiała. Kompania ze swej strony myślała — jak się zdaje — że studenci, choćby nawet nie zostali kapłanami, mogą być użyteczni jako dragomani-tłumacze, a na tego rodzaju ludzi było wielkie za­ potrzebowanie. Pierwsi studenci przybyli w październiku 1698. Było ich prawdopodobnie tylko trzech, a w marcu następnego roku Kompania Lewantyńska przyznała 40 fun­ tów na przejazd pięciu greckich młodzieńców, którzy mieli wyruszyć tegoż lata. Z tej pierwszej grupy dwu przynaj­ mniej sprawiło się dobrze. Zgłosili chęć powrotu do domu pod koniec 1702 i przyznano im po 25 dolarów na kosz­ ty przejazdu i przewiezienia książek. W roku 1703 przy­ znano podobną sumę jeszcze jednej trójce i doliczono do niej 27 funtów, jakie otrzymali, gdy zatrzymano ich w Gra­ vesend za długi zaciągnięte w czasie ich pierwszego prze­ jazdu z Leghornu. W parę dni później przyznano prawo* do wolnego przejazdu do domu jeszcze czwartemu studentowi. Lecz Kolegium greckie popadło już w trudności. Zapał Kompanii Lewantyńskiej ostygł. Trudno było znaleźć od­ powiednich studentów. A gdy przyjechali do Oksfordu, t r a ­ cili rychło wszelkie pieniądze i popadali w długi, k tó r e Kompania musiała spłacać. Doktor Woodroffe utrzymywał Kolegium przeważnie ze swych osobistych środków: my­

Doświadczenie z anglikanizmem

333

ślał, zdaje się, że skoro studenci dostawali darmowe miesz­ kanie, posiłki i naukę w Oksfordzie, nie potrzebują pienię­ dzy. Budynek, który dla nich postawił, był tandetny i nie­ zbyt nadawał się na pomieszczenie dla ludzi. Znany był na miejscu pod nazwą „szaleństwo doktora Woodroffe’a” . Wielu studentów użalało się na niewygody, a dokuczała im ko­ nieczność chodzenia w poważnych szatach po Oksfordzie. Z tego powodu wymykali się do Londynu, by posmakować trochę weselszego życia. Do domu pisywali listy pełne znie­ chęcenia. Greccy rodzice coraz mniej odczuwali ochotę wy­ syłania synów do Anglii. Jezuici poglądali podejrzliwym okiem na powstawanie Kolegium, dokładali teraz zręcznie starań, by zdemoralizować młodzieńców. W roku 1703 dok­ tor Woodroffe zapisał przygodę, jaka spotkała dwu spo­ śród nich. Byli to bracia Jerzy i Jan Aptologowie. Jacyś tajemniczy przyjaciele z Londynu ofiarowali im pieniądze na powrót do kraju, a gdy ci je przyjęli i wsiedli na statek, zostali porwani do Antwerpii, a stamtąd do Rzymu. Porywa­ cze zaś wyrażali żal, że nie udało im się porwać najświet­ niejszego ucznia Kolegium, chłopca nazywanego Homerem, z którego Kompania Lewantyńska pragnęła uczynić dra­ gomana. Jezuici namówili też niebawem Ludwika XIV na założenie greckiego Kolegium w Paryżu. Francuzi są za­ wsze gotowi sypać hojnie pieniędzmi na cele kulturalnej propagandy. Kolegium paryskie zostało obficie i wygodnie wyposażone. Ale choć przyjmowało też niekatolickich stu­ dentów i choć uroki Paryża przynęcały młodzieńców, któ­ rzy w innym wypadku mogliby się stać ozdobą Oksfordu, Kolegium paryskie dążyło do nawracania studentów, a te­ go kościelne władze greckie nie mogły pochwalać. Wolały odpowiednio postawione i dobrze prowadzone seminarium założone o parę lat później dla greckich studentów przez luteranów w Halle. Kolegium to kładło główny nacisk na filozofię, nie zaś na teologię. Zdaje się jednak, że ze wszy­ stkich tego rodzaju zakładów miało najlepsze osiągnięcia. Lecz w rzeczywistości najzdolniejsi młodzieńcy greccy, je­ żeli wyjeżdżali za granicę, woleli jechać do Italii: do We­ necji lub Padwy. Mieli stamtąd bliżej do domu i łatwiej się było finansowo urządzić.

334

VII. Kościół i Kościoły

Doktor Woodroffe popadł rychło w długi przekraczające 1000 funtów. Był to jedyny wynik jego porywu. Nie miał innego majątku oprócz kopalń soli w Cheshire. Ale skarb państwa nie zgodził się na zwolnienie jego soli spod akcy­ zy. Szczodrobliwość królowej Anny obdarzyła go wkrótce po założeniu Kolegium sumą 400 funtów. Ta jednak szybko się rozeszła. Przez kilka następnych lat zanosił nieustanne prośby do skarbu o wstrzymanie kroków zagrażających mu z powodu jego zadłużenia. W dniu 6 lipca 1704 dyrektorzy Kompanii Lewantyńskiej napisali do Sir Roberta Suttona, ambasadora w Kon­ stantynopolu, zawiadamiając go, że nie zamierzają wysyłać więcej studentów do Oksfordu. ,,Ci, którzy już tam byli, nie zachęcają nas do dalszych prób w tym kierunku. Nie rokują oni żadnych nadziei na przyszłość, a doświadczenie wykazuje, że są przyczyną licznych kłopotów i wydatków; postanowiliśmy przeto nie mieć z nimi nic więcej wspól­ nego.” Patriarcha konstantynopolitański podzielał ten po­ gląd. W dniu 2 marca 1705 regestrator Wielkiego Kościoła pisał w imieniu patriarchy Gabriela III, następcy Kallinikosa II, tymi słowy: „Niezgodne z zasadami życie niektó­ rych kapłanów i świeckich należących do wschodniego Ko­ ścioła, którzy przebywają w Londynie, przysparza wiele troski Kościołowi. Przeto Kościół zabrania wszystkim wy­ jazdu na naukę do Oksfordu, choćby nawet mieli wielkie chęci po temu” . Nie wydaje się słuszne, że obciąża się Oks­ ford odpowiedzialnością za niemiłe wydarzenia w Londy­ nie; ale nie ulega wątpliwości, że studenci ciążyli wszyscy ku Londynowi i sprawowali się tam karygodnie. Nie wiemy, jak doktor Woodroffe odczuwał niepowodze­ nie swych zamiarów. Łudziły go nadmierne nadzieje. Wy­ chowanie w Oksfordzie, choćby było najgodniejsze podzi­ wu, nie dawało najlepszej zaprawy kapłanowi, przeznaczo­ nemu do dożywotniego posługiwania chrześcijańskiej mniej­ szości w cesarstwie ottomańskim. A równocześnie trudno było żywić nadzieję, że greccy młodzieńcy wychowani na Wschodzie dostosują się ochotnie do skromnego akademic­ kiego życia w Oksfordzie. Żaden ze studentów Kolegium greckiego nie odznaczył się niczym w późniejszym życiu. Jeżeli pominiemy tych, którzy padli ofiarą jezuitów —

Doświadczenie z anglikanizmem

335

jedno tylko imię zasłużyło na pamięć. Był to Franciszek Prossalenos, który w kilka lat później wydał przyjaźnie na­ pisaną niewielką książeczkę opisującą dziwactwa i słabost­ ki doktora Woodroffe’a.23 Ale i doktor Woodroffe miewał chwile chwały, szczegól­ nie w roku 1701, gdy przyjechał do Londynu wraz ze swym orszakiem Neofytos, metropolita Filippopolis i egzarcha całej Tracji i Dragowii. Otrzymał w Oksfordzie na spe­ cjalnym zebraniu honorowy stopień doktora teologii. To­ warzyszący mu archidiakon Atanazy, archimandryta Neo­ fytos i protosynkellos Grzegorz otrzymali wszyscy honoro­ wy stopień magistrów sztuki. Przyboczny jego lekarz (nazwisko nieznane) otrzymał doktorat medycyny. Edward Thwaites, uczestnik tych uroczystości, zapisał: „Metropolita przemówił do nas nader pięknie w doskonałej hellenistycz­ nej grece” . Doktor Woodroffe zaś „wysilił się i wykazał nam, że rozumie po grecku” . Metropolita udał się następ­ nie do Cambridge, gdzie na żądanie arcybiskupa Tenisona z Canterbury podejmował go doktor Covel, ówczesny mistrz Christ College. Ale Cambridge nie udzielił dostoj­ nemu gościowi jakiegoś szczególniejszego zaszczytu. Jest to zapewne sprawa doktora Covela, który z mniejszym zaśle­ pieniem niż doktor Woodroffe uwielbiał Grecję. Doktor Co­ vel nie zamierzał ponadto działać na rzecz interkomunii obu Kościołów, dopóki by nie zaznajomił się należycie z niektórymi poglądami greckiego Kościoła. Był poza tym ciekawy, jak sobie naprawdę poczynają niektórzy z tych przybywających dostojników kościelnych.24 23 W sprawie greckiego Kolegium doktora Woodroffe’a zob.: Lambeth Palace Library, Codices MSS. Gibsoniani, X , 938, 38 (plan Kolegium sporządzony przez doktora Woodroffe’a), i X IV , 951, 1 (list doktora Woodroffe’a do patriarchy); Calendar o f T reasu ry B ooks, tomy X V II— X X II, London 1936— 1950, X I X , 446; X X , 149. 552; X X II, 194. 423, i Calendar of T reasu ry P a p ers, wyd. J. Redington, 6 tomów, London 1868— 1889, III (1702— 1707), 42. 207— 209. 362. 399— 400. 407 (wydatki i długi doktora Wood­ roffe’a); W. H. Hart, G leanings from th e R ecord s o f th e T rea ­ sury, no VI, „Notes and Queries”, druga seria 9 (1860) 457— 458; G. Williams, dz. cyt., X I X — X X II ; W. P. Courtney. B en jam in W o o d r o ffe , w: D iction ary o f National B iography, L X II; A. C. Wood, dz. cyt., 227; J. B. Pearson, dz. cyt., 43— 45. 24 Zob. G. Williams, dz. cyt., X X II.

336

VII. Kościół i Kościoły

We wrześniu 1689 utworzono Królewską Komisję dla przeglądnięcia Common Prayer Book. Chodziło o dopro­ wadzenie do końca Rewolucji *. Wielebny doktor George Williams pisząc w roku 1868 twierdzi, że widział w Lambeth egzemplarz Prayer Book z lat 1683—1686 formatu in folio. Służył on członkom Ko­ misji, włączono doń karty in blanco dla zapisywania ich uwag. Naprzeciwko słów z Credo nicejskiego, mówiących o Duchu Świętym, ,,który pochodzi od Ojca i Syna” , umieszczono uwagę tej treści: „Przedkłada się najpokorniej konwokacji zapytanie, czy nie należałoby tu dodać uwagi odnoszącej się do Kościoła greckiego, a to w celu utrzyma­ nia naszej katolickiej wspólnoty wiary” . Uwaga ta wska­ zuje, że nie brakowało wśród odpowiedzialnych członków Kościoła anglikańskiego mężów gotowych pogodzić się z po­ tępieniem przez greków klauzuli „Filioąue” w Credo. Nie­ wątpliwie wyznawali odrzucany przez greków pogląd, że dodatek ten jest tylko objaśnieniem tekstu, można go przeto pominąć.25 Ale grecy głosili też inne nauki, które —- zda­ niem w ielu— mogły stać się przeszkodą dla interkomunii. Anglikanie współczuli Cyrylowi Lukarisowi i opłakali jego męczeństwo, ale w jego poglądy nie wnikali zbyt głę­ boko. Może lepiej było, że Lukaris już nie żył, a jego prokalwińskie skłonności zostały potępione, zanim któryś z anglikańskich teologów zabrał się poważnie do zaznajo­ mienia się z prawosławną teologią. Pierwszym anglikaninem, który przystąpił do badań bez­ pośrednich, był kapłan pochodzenia francuskiego, doktor Isaac Basire. Był on jednym z kapelanów Karola I. Kiedy rządy republikańskie posłały go na wygnanie, począł * Rewolucji, która obaliła prawowitą gałąź dynastii Stuartów (przyp. tłum.). 25 Zob. G. Williams, dz. cyt., X V III. Bibliotekarz z Lambeth był łaskaw mnie poinformować, że takiego egzemplarza P rayer B ook nie ma obecnie w bibliotece, nie ma też śladu mogącego wskazywać, że taki egzemplarz kiedykolwiek istniał. Osobiście widziałem w tej bibliotece rękopis (nie datowany) pt. A G ood and N ecessa ry P roposal the R estitu tion o f C ath olick Com m union b e tw e e n th e G re ek Churches and th e C hurch o f England, któ­ ry zdaje się pochodzi z tych samych czasów i wypowiada się w tym samym duchu (MSS. Gibsoniani, VII, 935).

Doświadczenie z anglikanizmem

337

objeżdżać Wschód jako apostoł anglikanizmu, „zasadzając Kościół angielski w różnych stronach Lewantu i Azji” — jak pisze o nim Evelyn. Cieszył się wśród greków powo­ dzeniem. Metropolita Achai zapraszał go aż dwukrotnie, by kazał przed zgromadzeniem biskupów. Basire stał się też bliskim przyjacielem patriarchy jerozolimskiego, któ­ ry — jak sądził — jest przygotowany do unii. „Było moim stałym pragnieniem — pisał — przygotować i skłonić grec­ ki Kościół do złączenia się z Kościołem angielskim i połą­ czyć z tym kanoniczną reformę niektórych poważniejszych błędów.” Gdy Basire powrócił do Anglii, powitano go jako powagę w sprawach Wschodu. Evelyn słuchał jego kazań w opactwie Westminster skim w roku 1661 i był pod ich głębokim wrażeniem. Ale w rzeczywistości doktor Basire nigdy już na Wschód nie powrócił. Owe „poważniejsze błę­ dy” naprawione nie zostały.26 Na czym polegały owe „poważniejsze błędy” ? Basire’a przerażał niewątpliwie nadmiar ikon, a być może też i mnichów. Nie wspomina nic, by kiedykolwiek miał oma­ wiać sprawę pochodzenia Ducha Świętego. Ale zajmowało go z pewnością zagadnienie niepokojące licznych teologów w Europie Zachodniej. Jaki był naprawdę wyznawany przez greków dogmat o rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii? Sprawa ta zwróciła na siebie powszechną uwagę około roku 1660 w związku ze sporem między francuskimi hugonotami, którym przewodził Jean Claude, a szkołą z Port-Royal, której przewodził Antoine Arnauld. Rozprawiali 26 Zob. Doktor Isaac Basire, A L etter, W ritten by the R e ­ veren d Dr Basier (sic) R elating His T ravels, and E n deavours to propagate th e K n o w led g e o f th e D octrin e and D iscipline, esta ­ blished in th e B ritann ick Church, am ong th e G reek s, A rabians, etc., wydrukowane jako część składowa jego T he A n cien t L i­ b erty o f the B ritannick Church, London 1661. Łatwiej dostępne w: T he C orresp on d en ce o f Isaac Basire, D. D., wyd. N. Darnell, London 1831. Cytuję z tego ostatniego, 115— 116. Zob. też J. Eve­ lyn, D iary, I, 363 (10 listopada 1661); G. Williams, dz. cyt., X I, cytuje list Basire’a do Antoine’a Léger, w którym mówi on, że .wysłał przekład anglikańskiego katechizmu na język „romaicki” czterem wschodnim patriarchom. Zdaje się, że patriarcha alek­ sandryjski nic na to nie odpowiedział, ale trzej inni bardzo go chwalili.

338

VIL Kościół i Kościoły

o naturze Eucharystii; obie strony zaś liczyły, że znajdą oparcie w tradycji wschodniego chrześcijaństwa. Ktokol­ wiek był obznajmiony z ogólną postawą prawosławnych w stosunku do subtelności dogmatów, musiał być świadom, że trudno będzie otrzymać odpowiedź ścisłą, stanowczą, ka­ tegoryczną. Stanowisko, jakie zajął w tej sprawie Jere­ miasz II, było rozmyślnie niezdecydowane. Wierzył on w przemianę elementów Sakramentu, spowodowaną przez prośbę do Ducha Świętego, ale nie ośmielił się użyć wy­ rażenia „przeistoczenie” . Cyryl Lukaris stanowczo przeczył przeistoczeniu. Ale za dawniejszych czasów Gabriel Se­ wer przyjmował je. Reagując na pogląd Lukarisa Kościół konstantynopolitański zaś przyjął niedawno „Konfesję” Mohyły, który wyraził ją w pełni przekonania. Wynik był taki, że gdy francuscy dyskutanci odnieśli się w tej spra­ wie do francuskiego ambasadora przy Wysokiej Porcie, markiza de Nointel, Jego Ekscelencja odpowiedział z pew­ nym wahaniem, że po przebadaniu paru niedawno ogło­ szonych „Konfesji” skłaniałby się do twierdzenia, iż grecy przyjmują naukę o przeistoczeniu. Na koniec uzyskał w ro­ ku 1671 wypowiedź patriarchy Parteniusza IV, że taka jest istotnie oficjalna nauka Kościoła.27 Anglikanie mieli nadzieję, że będą mogli napotkać u pra­ wosławnych zgodność z ich własnymi poglądami na konsubstancjację, a mianowicie, że prawdziwe Ciało i Krew Chrystusa są rzeczywiście obecne w Ofierze, lecz nie ma materialnej zmiany w elementach. Poproszono anglikań­ skich kapelanów w Konstantynopolu, by poczynili dalsze badania. Thomas Smith, który bawił tam w latach 1668— —1670, powiedział, że słowo „metousiosis” zostało użyte dopiero niedawno, a doktryna ta, jak dotąd, została przyjęta 27 W sprawie sporu między Claudem a Arnauldem zob. A. A r nauld, dz. cyt., i odpowiedź Claude’a, R ép on se au liv re de M r. A rnauld en titu lé La P erp étu ité de la F oy, Quevilly— Rouen 1671; zob. też: J. Aymon, dz. cyt., 38 ns.; T. Smith, A n A ccou n t o f th e G re ek Church, 277— 279. Hugonoci otrzymali swe infor­ macje od Meletiosa Pantogalosa, ucznia Cyryla Lukarisa, który spędził wiele lat w Holandii i głosił tam wyznanie wiary po­ pierające „Konfesję” Lukarisa; Claude powołuje się na nie dla poparcia swych twierdzeń —- j.w ., 443— 444. Zob. K. Rozemond, dz. cyt., 30— 31.

Doświadczenie z anglikanizmem

339

tylko przez zjazd, jaki się w roku 1643 odbył „na Małorusi” . Myślał zapewne o Soborach (a raczej zjazdach), jakie się odbyły w Kijowie (1640) i w Jassach (1642), ale żaden z nich nie był ekumenicznym (powszechnym) w jakimkol­ wiek znaczeniu. Orzeczenia zjazdu w Jassach zostały wprawdzie zatwierdzone przez Święty Synod za rządów Parteniusza II,28 ale Covel, następca Smitha, zapisał, że Jeremiasz Germanos zapewniał wszystkich podczas swych odwiedzin w Oksfordzie, iż „Grecy w nic takiego nie wie­ rzą” . Ale Germanos się mylił. Mianowicie sam Covel uzy­ skał od patriarchy, do którego się był zwrócił na prośbę biskupów w Chester i w Chichester oraz przyszłego arcy­ biskupa Sancrofta, wypowiedź zatytułowaną: „Odpowiedź Synodu na pytanie, jakie są poglądy wschodniego Kościo­ ła greckich prawosławnych, wysłana brytyjskim miłośni­ kom greckiego Kościoła w roku Pańskim 1672” . Dokument ten podpisali 10 stycznia 1672 patriarcha Dionizy IV, czte­ rech byłych patriarchów konstantynopolitańskich, patriar­ cha jerozolimski i trzydziestu jeden innych metropolitów. Zawiera on wyraźne oświadczenie wiary w rzeczywistą obecność w pełnym materialnym znaczeniu, a ponadto przypomina z naciskiem nieomylność Kościoła, pośrednic­ two świętych i istnienie siedmiu sakramentów.29 Sir Paul Ricaut, sekretarz ambasady w Konstantynopolu, a później konsul w Smyrnie w latach 1661—1668, nie był tak stanowczy. W swej książce poświęconej Kościołowi greckiemu, wykazującej dobrą znajomość rzeczy, a pisanej w duchu przyjaznym, którą ogłosił w roku 1676 na życze­ nie Karola II, zgadzał się ze Smithem, że słowo „metousiosis” raczej niedawno powstało. Ale pisał dalej: „Zagadnie­ nie transsubstancjacji nie było dawniej omawiane w Ko­ ściele- greckim, ale uznano, że — podobnie jak wiele ode­ rwanych od rzeczywistości pojęć nie musi być koniecznie jasno określone. Leżało sobie bezpiecznie nie »zahaczając o nic«, jak gdyby wewnątrz spokojnie zwiniętego kłębka, 28 Zob. T. Smith, A n A ccou n t o f Zob. też wyżej, str. 322. 29 Ta wypowiedź jest wyciągiem niżej, str. 385 ns.) i jest podpisana „Konfesję”. Przytacza ją w całości

th e G re ek Church, 148— 153. z „Konfesji Dositeosa” (zob. przez tych, którzy podpisali G. Williams, dz. cyt., 67— 76.

340

VII. Kościół i Kościoły

póki duch stronnictw, złośliwości i szkół nie począł wikłać i targać tej przędzy, aż teraz w ogóle nie można dojść do końca nitki” . Słowa te doskonale wyrażały stan rzeczy, a Ricaut sprytnie przypisuje przewagę doktryny przodu­ jącej za jego czasów „tym, którzy zdobywali swą wiedzę w Italii” 30. Zdaniem pobożnego Sir George’a Whelera, któ­ ry podróżował po wszystkich greckich ziemiach w latach po 1670 i ogłosił sprawozdanie ze swych podróży w roku 1682, grecy na ogół nie przyjmowali tej doktryny. Miała ona swych zwolenników, jak na przykład Antimos, uczony metropolita Aten, którego biblioteka wzbudziła podziw to­ warzysza podróży Whelera, Francuza Spona. Antimos po­ wiedział Whelerowi, że był obecny, gdy patriarcha Parteniusz podpisywał oświadczenie przeznaczone dla markiza de Nointel, i dodał, że w pełni podziela jego poglądy. Ale biskup Salony, którego Wheler poznał w monasterze Świę­ tego Łukasza w Styris, utrzymywał stanowczo, że poglądy greków zgadzają się z tym, jak je Wheler przedstawił. Wheler spotkał też wielu greckich duchownych, którzy byli tego samego zdania. On sam jednak sądził, że doktryna ta ma zwolenników tylko wśród greków, którzy żyją w ośrod­ kach, gdzie oddziałują wpływy Kościoła rzymskiego, a w szczególności w samym Konstantynopolu i na wyspach, gdzie panowali Wenecjanie.31 Wszyscy bonzowie * mieli słuszność. Nie ulega wątpli­ wości, że w owych czasach władze kościelne w Konstanty­ nopolu przyjmowały tę naukę. Działały tak pod wpływem reakcji przeciw Lukarisowi oraz pod wpływem poglądów italskich. Ale nie cały Kościół tę naukę przyjął. Wheler 30 Sir Paul Ricaut (Rycaut), dz. cyt. Sir Paul napisał też T he H istory o f th e T urkish E m pire fro m 1623 to 1677 i T he P resen t State o f the O ttom an E m pire, London 1670; pierwsza z tych prac jest dalszym ciągiem drugiego tomu R. Knollesa, T he T u r­ kish H istory fro m th e O riginal o f that N ation to the G row th o f th e O ttom an E m pire, 2 tomy, London6 1687. Jego pióra jest również tom uzupełniający T he H istory of the T urks, 1679— 1699, wydany w roku 1700. 31 Zob. Sir George Wheler, A J ou rn ey in to G reece, London 1682, 195. 196. 198. * Autor pisze „puhdyci”. Tytuł ten bramiński odpowiada bud­ dyjskiemu, którego tu użyłem jako bardziej znajomego (przyp. tłum.).

Doświadczenie z anglikanizmem

341

był może najbliższy prawdy. Przeciętny grek uważał raczej całe zagadnienie za tajemnicę wiary i pogląd taki w końcu zwyciężył. Dzisiaj Kościół grecki lęka się słowa „metousiosis” . Pochodzące z XIX wieku katechizmy poprzestają na stwierdzeniu, że chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa, ale jak powiada współczesny historyk wschod­ niego chrześcijaństwa, prawosławni ,,nie odważają się okre­ ślić ani charakteru, ani dokładnego momentu przemiany” .32 Przybywający do Anglii duchowni greccy, którzy prze­ czyli, jakoby ich Kościół wierzył w przeistoczenie, nie kła­ mali zatem, by się przypodobać gospodarzom. Nie uważali prawdopodobnie tej nauki za ^obowiązującą. Zaprzeczenie Germanosa było może zbyt stanowcze. Ale Józef Georgirenes mógł prawdopodobnie całkiem uczciwie napisać w przedmowie do swej książki o Grecji, że „o ile chodzi o sakrament Eucharystii, Kościół grecki nie jest tak jedno­ myślny z Kościołem rzymskim, jak mu to chcą przypisy­ wać wielcy bojownicy w obronie papiestwa” 33. Mimo wszystko jednak anglikanie nie mogli się wyzbyć szkaradnego podejrzenia, że grecy rzeczywiście przyjmują przeistoczenie. Gdy metropolita Filippopolis powiedział w Cambridge doktorowi Covelowi w roku 1701, że grecy nie wyznają tej nauki, Covel po prostu mu nie uwierzył. W takich okolicznościach trudno by przyszło anglikańskiej hierarchii prowadzić dalej rozmowy w sprawie interkomunii.34 Niemniej jednak istniały wciąż w łonie anglikańskiego Kościoła grupy, które mniemały, że unia ze starodawnym Kościołem wschodnim będzie tak pod względem duchowym, jak i politycznym korzystna. Grupa duchownych Non-Jurorów nie była nigdy liczna, miała jednak silnych i przed­ siębiorczych przywódców. Droga, którą angielski Kościół obrał po ogłoszeniu statutu rewolucyjnego, nie była jej miła. Grupa ta wyparła się papiestwa, ale nie sprzyjała protestantyzmowi. W swym rozumieniu byli oni Kościo­ łem starokatolickim. Thomas Ken, poprzednio biskup Bath 32 W sprawie katechizmu zob. niżej, str. 388. 33 J. Georgirenes, A D eser iption..., list do czytelnika, 9 (bez paginy). 34 Zob. G. Williams, dz. cyt., L IX — LX.

342

VII. Kościół i Kościoły

i Wells, i ostatni z żyjących biskupów Non-Jurorów XVII wieku, zmarły w roku 1711, napisał w swym testamencie: „Umieram w wierze świętej i apostolskiej wyznawanej przez cały Kościół przed rozłamem na wschodni i zachod­ ni” . W pojęciu jego naśladowców było ich świętym obo­ wiązkiem doprowadzić do unii z prawosławnymi.35 W roku 1716 przyszła ich chwila. Patriarchat aleksan­ dryjski popadł w trudności finansowe. Kosmas, arcybiskup Synaju, obiecywał bardzo wysokie łapówki gubernatorowi Egiptu i wielkiemu wezyrowi w Konstantynopolu, by sobie zapewnić tron patriarszy. Ale urzędujący patriarcha Sa­ muel Kapasoulis pożyczył jeszcze większe sumy, by go przelicytować. Był teraz zadłużony na 30 000 dolarów. Uwa­ żał, że Anglicy są bogaci i miłosierni, wysłał więc do An­ glii Arseniosa, metropolitę Tebaidy, i najstarszego opata patriarchatu, archimandrytę Gennadiosa, rodem z Cypru. Jechali okazale, z czterema diakonami, lektorem i kucha­ rzem, i przybyli do Anglii latem 1714, zaopatrzeni w listy do królowej Anny. Przez pewien czas mieli jakieś kłopoty z powodu pogłosek puszczanych — jak twierdzili — w obieg przez jezuitów, doznali jednak dobrego przyjęcia. Zaprzyjaźnili się z antyk war iuszem Humphreyem Wanley, który niedawno był ustąpił ze stanowiska sekretarza To­ warzystwa Rozpowszechniania Wiedzy Chrześcijańskiej (Society for the Promotion of Christian Knowledge). On i jego zwolennicy podejmowali ich gościnnie. Arsenios pi­ sywał radosne listy do swego przyjaciela Chrysanta, pa­ triarchy jerozolimskiego, donosząc, jakimi łaskami cieszą się on i Gennadios. Opowiadał o przyjęciach wydawanych na ich cześć i chlubił się wrażeniem, jakie wywierają na Anglikach, ponieważ pojawiają się publicznie zawsze w swych strojach.36 W roku 1715 Arsenios wydał wzruszającą publikację pt. Lacrymae et Suspiria Ecclesiae Graecae: or the Distres35 Testament Thomasa Ken w: W . Hawkins, Short A ccou n t o f K en's L ife, London 1713, 27. 36 Zob. M. Constantinides, T he G reek O rth od ox C hurch in London, Oxford 1933, 9— 10. Archiwa rosyjskiego kościoła w Londynie (zob. wyżej, str. 330, przypis 21) podają wiadomość, że jezuici rozgłaszali, iż są oni papieskimi szpiegami.

Doświadczenie z anglikanizmem

343

sed State of the Greek Church, humbly represented in a Letter to Her late Majesty, Queen Anne. W odpowiedzi na tę odezwę biskup Londynu John Robinson przysłał im w parę miesięcy później sumę 200 funtów pochodzącą z ła­ ski królowej Anny oraz 100 funtów darowanych przez kró­ la Jerzego I. Ale równocześnie wyraził nadzieję, że wyjadą oni z kraju. Wystarał się dla nich o dalsze 100 funtów, ale zatrzymał je przy sobie do chwili, gdy Grecy zawiadomią go o swym wyjeździe. Oni jednak czuli się zbyt dobrze, by mieli zrozumieć tak wyraźny domyślnik, że zabawili zbyt długo po łaskawym przyjęciu. Wanley gościł ich na­ dal, choć doktor Covel napisał doń surowo z Cambridge przestrzegając go, że o ile chodzi o poglądy teologiczne, nie można mieć do nich więcej zaufania niż do dawniejszych greckich gości i że może z przekonaniem powiedzieć, iż nie wierzą w przeistoczenie. Arsenios uniknął tej zasadzki. Wanley odpisał Covelowi zawiadamiając go, iż pełni skrom­ ności hierarchowie greccy oświadczyli, że ,,wierzą w to, w co wierzyli święci Bazyli i Chryzostom, i że nie zamie­ rzają się wdawać w nic, co nie jest ich sprawą” . Odpowiedź ta zadowoliła Wanleya, który w trzy dni później, 24 grud­ nia 1715, pisał do swego przyjaciela z Cambridge doktora Tudwaya z prośbą, by powiadomił doktora Covela, że Gre­ cy zamierzają się u niego zgłosić. Nie wiemy, jak ich przy­ jęto.37 Tymczasem pozyskali sobie nowych przyjaciół. Arsenios donosił Chrysantowi jerozolimskiemu, iż nie dość na tym, że dwu członków parlamentu obiecało swą pomoc w budo­ wie nowego greckiego kościoła w Londynie, lecz że po­ nadto wielu Anglików pragnęło przyjęcia do wspólnoty prawosławnych. Tę nieoczekiwaną nowinę można wyjaśnić tym, że Grecy poczęli się wywdzięczać swym szczodrobli­ wym gospodarzom przez nawiązanie intryg z Non-Juro­ rami. Thomas Brett, wyświęcony niedawno na biskupa Non-Ju­ rora, który spisał te układy, powiada, że w lipcu 1716 szkocki Non-Juror Archibald Campbell spotkał się przy­ 37 Zob.: G. Williams, dz. cyt., L X — L X I; T. Lathbury, H istory o f the N on -Ju rors, London 1845, 356.

344

VII. Kościół i Kościoły

padkowo z Arseniosem i rozmawiał z nim o możliwości na­ wiązania ściślejszych stosunków. „Campbell — tak powiada historyk Skinner — zawsze był skłonny do wszelkich po­ czynań, które uważał za korzystne dla Kościoła; skorzystał więc ze sposobności, jaką mu nadarzyła ta rozmowa, i wspomniał o czymś w tym rodzaju.” 38 Arsenios okazał przychylne zainteresowanie. Wobec tego zebrali się Camp­ bell i Jeremy Collier, „primus” angielskich Non-Jurorów, oraz Thomas Brett, Nathaniel Spinkes, James Gadderer i kilku innych i poczęli opracowywać przedłożenia dla przesłania ich wschodnim patriarchom. Zdaje się, że w początkach roku 1717 doręczono Arseniosowi egzemplarz tych przedłużeń, ten zaś wysłał je do Konstantynopola. Był to obszerny dokument, przełożony na piękny język grecki przez Spinkesa, któremu pomagał Thomas Rattray z Craighall. Tez było dwanaście, ale uzu­ pełniono je dwunastoma punktami, odnośnie do których Non-Jurorzy sądzili, że są w pełni zgodni z prawosławny­ mi; do tego dochodziło pięć punktów, odnośnie do których nie byli zgodni i które wymagały omówienia. Dwanaście tez mówiło o tym, że po pierwsze: za Kościół macierzysty chrześcijaństwa należy uznać Kościół jerozo­ limski; po drugie: Kościołowi jerozolimskiemu należy przy­ znać pierwszeństwo przed wszystkimi innymi; po trzecie: należy uznać kanoniczne uprawnienia patriarchów Ale­ ksandrii, Antiochii i Konstantynopola; po czwarte: należy uznać równą godność Konstantynopola i Rzymu. Teza pią­ ta i szósta: „katolickie szczątki Kościołów brytyjskich” (taką nazwę nadawali sobie Non-Jurorzy) winny uznać, że przyjęły chrześcijaństwo z Jerozolimy, i winny powrócić „do tej starodawnej Boskiej nauki” , siódma: wszystkie Ko­ ścioły winny — o ile to się tylko da — ujednolicić swe li­ 38 Historię kontaktów Non-Jurorów z prawosławnymi opo­ wiedział najpierw T. Lathbury w roku 1845, zob. dz. cyt.. 309— — 361. Wiadomości swe zaczerpnął z rękopiśmiennych notatek biskupa Jolly’ego. Obszerniejszą wiadomość podał w 1868 G. Williams, dz. cyt., zajmując się wyłącznie tymi układami i ich tłem. Drobne poprawki do opowieści Williamsa podaje J. H. Overton, T he N on -Ju rors, th eir L ives, P rinciples and W ritings, London 1902, 451 ns. Zob. też J. Skinner, A n E cclesia­ stical H istory of Scotland, 2 tomy, London 1788, II, 634— 640.

Doświadczenie z anglikanizmem

345

turgie; ósma: Brytyjczycy winni powrócić do starej liturgii angielskiej; dziewiąta: należy przełożyć na język angielski homilie Jana Chryzostoma i inne pisma Ojców greckich; dziesiąta: należy wyraźnie wymieniać biskupa jerozolim­ skiego w modlitwach za patriarchów w nabożeństwach wspólnoty; jedenasta: należy też się modlić za „Kościoły brytannickie” ; dwunasta: należy wymieniać listy zatwier­ dzające porozumienie w sprawach interesujących obie strony. Dwanaście punktów, co do których obie strony były zgodne, ustalono jak następuje. Po pierwsze: dwanaście artykułów wiary przyjmuje się w brzmieniu ustalonym na dwu pierwszych Soborach powszechnych; po drugie: Trój­ ca Święta jest współistona, a Ojciec jest źródłem i począt­ kiem, z którego Duch Święty pochodzi; po trzecie: ujęcie, że Duch Święty pochodzi ,,od Ojca przez Syna” , nie znaczy nic więcej ponad to; po czwarte: Duch Święty przemawiał przez proroków i apostołów i On jest jedynym prawdzi­ wym autorem Pisma świętego; po piąte: Duch Święty wspomagał Sobory powszechne; po szóste: obie strony po­ dzielają tę samą wiarę w liczbę i naturę charyzmatów Du­ cha Świętego; po siódme i ósme: Chrystus jest jedynym założycielem Kościoła i jedyną jego głową; po dziewiąte: wszyscy chrześcijanie winni podlegać Kościołowi, który ma prawo osądzać i utrzymywać w karności swe sługi; po dzie­ siąte: Eucharystii należy wszystkim wiernym udzielać pod obiema postaciami; po jedenaste: chrzest jest niezbędny, inne święte tajemnice (sakramenty) nie są w tym stopniu niezbędne, ale wszyscy winni do nich przystępować. I w końcu po dwunaste: nauka o czyśćcu jest błędna. Brak zgody stwierdzono w pięciu punktach: Non-Juro­ rzy nie mogą przyznać, że kanonom Soborów powszech­ nych przysługuje ta sama powaga co Pismu. Uważają wprawdzie, że Matka Boża jest błogosławiona, ale nie moż­ na przyznać Jej, jako istocie stworzonej, tej samej chwały co Bogu. Nie można szukać pośrednictwa świętych ani na­ wet Matki Bożej, bo czyniłoby to uszczerbek pośrednictwu Chrystusa. Non-Jurorzy mogą przyjąć epiklesis jako część nabożeństwa eucharystycznego, ale domagają się uznania, że przemiana elementów dokonywa się „w sposób nie­

346

VII. Kościół i Kościoły

uchwytny” dla człowieka z krwi i kości. Pragną wreszcie, by wyjaśniono dziewiąty kanon siódmego Soboru powszech­ nego w tym duchu, że nie oddaje się obrazom czci.39 Non-Jurorzy musieli długo czekać na odpowiedź. Jere­ miasz III patriarcha konstantynopolitański otrzymał ich przedłożenia prawdopodobnie pod koniec roku 1717. Przed udzieleniem odpowiedzi musiał się porozumieć ze współpatriarchami. Odpowiedź patriarchatu nosi datę 12 kwiet­ nia 1718. Ale upłynęły trzy lata, zanim dotarła do Anglii. Arsenios tymczasem opuścił nareszcie Anglię, by dołożyć starań celem wydobycia więcej pieniędzy z Rosji. Nie jest znana data jego wyjazdu — miejmy nadzieję, że dostał w końcu pieniądze zatrzymane przez biskupa Robinsona. Car rosyjski już uprzednio przysłał mu był 500 rubli do Anglii. W roku 1717 Arsenios bawił w Holandii, gdzie chciał spotkać cara Piotra powracającego z oficjalnej wi­ zyty w Paryżu. Przy tej sposobności zostało osiągnięte po­ rozumienie w sprawie budowy nowego kościoła greckiego w Londynie. Arsenios prosił prawdopodobnie patriarchów, by swą odpowiedź wysłali do Rosji i by tam na niego cze­ kała. W roku 1721 znajdował się już w Petersburgu. Nie­ co wcześniej za jego zapewne poduszczeniem Non-Jurorzy postanowili zainteresować swoimi planami cara. Wysłano doń pismo z datą 8 października 1717. Powoływało się ono na dobrze znane zainteresowanie się Jego Cesarskiej Mo­ ści dla prądów unijnych i prosiło o jego pomoc. Ktokol­ wiek naprawdę znał Piotra Wielkiego, mógł powątpiewać, czy jego zainteresowania mogły się odnosić do czegokol­ wiek poza sprawami politycznymi. Ale zdaje się, że udzie­ lił odpowiedzi raczej życzliwej.40 List Non-Jurorów do cara został mu doręczony prawdo­ podobnie przez jednego z diakonów Arseniosa, prosynkellosa Jakuba, który dołączył się do orszaku cara w Holandii. Jesienią roku 1721 Jakub powrócił do Londynu przywożąc odpowiedź patriarchy i towarzyszący jej list Arseniosa da­ towany 18 sierpnia. Uwagi patriarchy były przychylne, 29 Zob. G. Williams, dz. cyt., 3— 11. 40 Zob.: tam że, 12— 14; T. Lathbury, dz. cyt., 318— 319; archi­ wa kościoła rosyjskiego w Londynie.

Doświadczenie z anglikanizmem

347

lecz niezbyt zachęcające. Na pierwsze z pięciu przedłożeń Non-Jurorów patriarchowie zapytywali, dlaczego miałaby być zmieniona kolejność pierwszeństwa patriarchów usta­ lona przez Sobory powszechne. Jeżeli Brytyjczycy pragną się poddać Jerozolimie, niechże to uczynią; ale co oznacza powołanie się na ,,starodawną dyscyplinę” ? Ich pragnienie ścisłego ujednolicenia nabożeństw jest godne zachwytu, ale niejasno wyłożone. Patriarchowie nie mogą wyrazić uzna­ nia dla „starej angielskiej liturgii” , ponieważ nigdy jej nie oglądali. Zachęcają rzecz jasna do wykonania zamierzo­ nego przekładu pism greckich Ojców Kościoła na język angielski. A jeżeli chodzi o wzajemne wymienianie się w liturgii i konsultację, byłoby to wspaniałe, „jeżeli ma się przez to rozumieć, że proszący o to zgodzą się na Bo­ skie i święte artykuły naszej czystej wiary” . Patriarchowie zgadzali się z tymi punktami, w których Non-Jurorzy wypowiadali swą zgodę z prawosławnymi. Ale o ile chodzi o pochodzenie Ducha Świętego, zwracali uwagę, że zbyteczne jest dodawanie czegokolwiek do Credo i że przyimki „ek” lub „dia” (to ostatnie użyte przez Jana z Damaszku) nie są jednoznaczne. Dodawali też komentarz, że skoro Chrystus jest jedyną głową Kościoła, to w dzie­ dzinie praktycznej i świeckiej władca może być uważany za czynnik działający. Ten ostatni pogląd bynajmniej nie wydawał się Non-Jurorom słuszny. W zakończeniu patriar­ chowie oświadczali, że wprawdzie nie uznają istnienia czyśćca, sądzą jednak, że modlitwy za zmarłych wiele zna­ czą. W sprawie pięciu punktów nie uzgodnionych patriarcho­ wie okazali się nieustępliwi. Orzekli, że należy wierzyć, iż Sobory powszechne obdarzone są pełnią natchnienia. Do­ dali, że ucieszyła ich gotowość Brytyjczyków do włączenia epiklesis do liturgii eucharystycznej, ale obstawali przy pełnej nauce o przeistoczeniu. W sprawie czci okazywanej Matce Bożej i świętym przytaczali słowa Psalmisty: „Wte­ dy popadli w wielką bojaźń, gdzie nie było do niej powo­ du” . Wysławianie Matki Bożej jest to hyperdouleia, nie zaś latreia, która należy się tylko Bogu. Nakazuje się nam czcić króla — oznacza to przecie, że oddawana mu jest douleia. A jeżeli chodzi o wstawiennictwo, czyż nie prosi­

348

VII. Kościół i Kościoły

my wiernych, by się za nas modlili? Nawet św. Paweł tak czynił. Czyż więc nie czynimy lepiej prosząc świętych, by się za nas modlili? Jeżeli natomiast chodzi o cześć oddawa­ ną obrazom — nie jest to wcale latreia, lecz cześć względ­ na. Jak powiada Bazyli, cześć oddawana obrazom odnosi się do ich pierwowzoru. Patriarchowie odsyłali dalej Non-Jurorów do „Odpowie­ dzi Synodu...” , jakiej patriarcha Dionizy IV udzielił dokto­ rowi Covelowi. Dodali krótki okólnik podpisany w roku 1691 przez Kallinikosa II z Konstantynopola i Dositeosa z Je­ rozolimy, wyjaśniający, że elementy Eucharystii są „praw­ dziwym Ciałem i Krwią Chrystusa pod widzialnymi sym­ bolami chleba i wina” . Dokonała się więc materialna prze­ miana — co wyraża się słowem „transsubstancjacja” („prze­ istoczenie”).41 Taka odpowiedź przyniosła Non-Jurorom rozczarowanie. Umiarkowani pod przywództwem Nathaniela Spinkesa od­ mówili dalszych rokowań. Ale Campbell, Gadderer, Collier i Brett zebrali się, by ułożyć odpowiedź. Zmienili w niej swe pierwotne przedłożenie. Nie mają zamiaru żądać zmia­ ny w kolejności pierwszeństwa patriarchów. Jednakowoż biskupi brytyjscy nie mają podlegać żadnemu z nich w ni­ czym z wyjątkiem spraw dyscyplinarnych, w których mieli podlegać Jerozolimie. Przyjmowali natomiast wytyczne ustalone przez prawosławnych odnośnie do innych przedłożeń. Co do punktów zgodnych i tych, w których obie stro­ ny nie były zgodne, uważali, że wymagają one jeszcze pew­ nych nie wymienionych uzupełnień w sprawie pochodzenia Ducha Świętego, odczuwali też pewne rozbieżności w oce­ nianiu Jego roli. Zgadzali się, choć z zastrzeżeniem, że So­ bory powszechne orzekają pod wpływem natchnienia.. Ale nie mogą przyjąć żadnej formy kultu świętych lub ikon. Posunęli się aż do przypomnienia patriarchom, że nie ist­ nieje nic takiego jak „religia stopniowana” . Wiara jest do­ skonała od pierwszej chwili. Dlatego najwcześniejsze tra­ dycje są najlepsze. Mogą przyjąć orzeczenia zapadłe w ciągu pierwszych czterech stuleci chrześcijaństwa; nie widzą jed­ 41 Zob.: G. Williams, dz. cyt., 15— 83; T. Lathbury, dz. cyt., 319— 335.

Doświadczenie z anglikanizmem

349

nak powodu, by miały ich obowiązywać orzeczenia zapadłe pod koniec VIII wieku. Nie mogą też uznać przeistoczenia (transsubstancjacji). Dla poparcia swych poglądów zaś wyto­ czyli pewną ilość tekstów z pism Jana Chryzostoma, Cyryla Jerozolimskiego, Epifaniusza i Teodoreta, a także Tertulia­ na i Augustyna, wykazujących, że wcześni Ojcowie nie wie­ rzyli w substancjalną przemianę elementów. Trzeba za­ uważyć, że ich dowodzenia, jakoby najstarsze nauki były najlepsze, nie mogły przekonać prawosławnych, którzy wierzą, że Duch Święty może każdej chwili uzupełnić obja­ wienie Bożych prawd. Natomiast dowody, jakie przytoczyli w sprawie nauki Ojców o sakramentach, sprawiły prawo­ sławnym większe trudności, gdy przychodziło im je od­ pierać.42 Pismo to nosi datę 29 maja 1722. Wysłano je na ręce Ar­ seniosa, który podówczas bawił w Moskwie. Pismu towa­ rzyszył list z 30 maja proszący go, by przekazał je w odpi­ sach patriarchom, carowi i rosyjskiemu Synodowi. Inny list, z tego samego dnia, został wysłany bezpośrednio do Synodu ruskiego, a jeszcze jeden, datowany 31 maja, prze­ znaczony był dla cesarskiego wielkiego kanclerza hrabiego Gołowkina (nazywali go Galowskin) z prośbą o współpracę. Listy powierzono prosynkellosowi Jakubowi, który napisał w dniu 9 września, że dojechał szczęśliwie do Rosji. Arsenios donosił w dniu 9 grudnia, że dokumenty wysłano da­ lej, gdzie należy, i że w Rosji sprawy rozwijają się po­ myślnie. Przysłał też parę ksiąg liturgicznych, za które Non-Jurorzy podziękowali mu 28. stycznia 1723, dodając też podziękowanie dla archimandryty Gennadiosa, który pozostał był w Londynie widocznie jako kapłan przy no­ wym prawosławnym kościele. W lutym arcybiskup Nowo­ grodu Teodozy, przedstawiciel rosyjskiego Synodu, napisał do Non-Jurorów o przysłanie do Rosji dwu swoich przed­ stawicieli do rozmów z Synodem. Non-Jurorzy napisali więc do Arseniosa prosząc, by jego krewniak Bartłomiej Cassano bawiący właśnie w Anglii otrzymał zezwolenie na towarzyszenie obu delegatom jako tłumacz. 42 Zob.: G. Williams, dz. cyt., 83— 102; T. Lathbury, dz. cyt., 311. 336— 341.

350

VII. Kościół i Kościoły

Następnie sprawy się pogorszyły. Niełatwo było znaleźć odpowiednich delegatów, którzy by zechcieli jechać do Ro­ sji, a to tym bardziej, że rozmowy miały pozostać tajem­ nicą dla rządu brytyjskiego. W lipcu roku 1724 trzeba było usprawiedliwiać się ze zwłoki przed Arseniosem i Rosja­ nami. Tymczasem Non-Jurorzy otrzymali z Konstantyno­ pola tekst ,,Konfesji Dositeosa” oraz list podpisany przez wszystkich wschodnich patriarchów, stwierdzający, że wy­ raża on ich wierzenia i że żaden z nich nie może nic więcej do nich dodać. ,,Konfesja” zawierała wyraźne stwierdzenie ich poglądów na sprawę czci należnej świętym i ikonom i sprawę przeistoczenia (transsubstancjacji). Na to przyszła wiadomość o zgonie cara Piotra w styczniu 1725. Wdowa po nim i następczyni Katarzyna I nie interesowała się tymi zagadnieniami wcale.43 Wnet spadł cios ostateczny: Thomas Payne, kapelan Kompanii Lewantyńskiej w Konstantynopolu, wykrył całą tę korespondencję i doniósł o niej arcybiskupowi Wake z Canterbury. We wrześniu 1725 arcybiskup napisał do Chrysanta jerozolimskiego, o którym wiedział, że przy­ jaźni się z Arseniosem. Podziękował mu serdecznie za egzemplarz dzieła Adama Zoernikowa o podwójnym po­ chodzeniu Ducha Świętego, który patriarcha przysłał był do Oksfordu za pośrednictwem ambasady brytyjskiej. Na­ stępnie przestrzegł go surowo, że Arsenios i jego towarzy­ sze intrygują z drobną garstką brytyjskich odszczepieńców, którzy bynajmniej nie reprezentują Kościoła anglikańskie­ go. Dodawał też, że jego „wierny prezbiter Thomas Payne” powiadomi Jego Najznakomitszą Dostojność o rzeczywi­ stym stanie rzeczy w Anglii.44 List ten zakończył całą sprawę. Patriarchowie wschodni nigdy nie okazywali zapału; Rosjanie przestali się sprawą zajmować. „Katolickie szczątki Kościołów brytyjskich” po­ zostały osamotnione. I w rzeczy samej ogólne nastroje an­ glikańskiego Kościoła w XVIII wieku najprawdopodobniej nie sprzyjały żadnym sympatiom dla greckiego prawosła­

43 Zob.: G. Williams, dz. cyt., 103— 168; T. Lathbury, dz. cyt., 342 357. m Zob! G. Williams, dz.cyt., X X X V II I — X X X I X

Doświadczenie z anglikanizmem

351

wia. Książka doktora Covela o Kościele greckim pojawiła się w roku 1722. Nie była wręcz wroga, ale wykazywała nieuctwo i korupcję prawosławnego duchowieństwa i od­ stręczała garstkę istniejących jeszcze filohelleńsko nastro­ jonych duchownych. Musiało upłynąć jeszcze całe stulecie, zanim mógł odżyć ekumenizm tego typu. Jeżeli spojrzymy wstecz z punktu widzenia późniejszych stuleci, dochodzimy do przekonania, że próby doprowadze­ nia do jedności prawosławnych i protestantów były przed­ wczesne. Jedyną mocną wspólną obu stronom podstawą była niechęć do Rzymu i obawa przed nim. Ale protestanci, nawet anglikańscy, byli uczuleni na wszystko, co można by nazwać zabobonem. Nie wyzwolili się z zabobonów rzymskich po to, by sprzymierzać się z Kościołem, który w ich pojęciu znosił taką samą niewolę świętych obrazów, relikwii i monasterów. Ponadto: odsunęli się wprawdzie od Rzymu, ale teologia ich wyrastała nadal z podłoża schola­ styki. Wymagali ostro wykreślonych definicji i logicznych dowodów, nawet gdy przychodziło im zajmować się zagad­ nieniami łaski. Prawosławni ze swym mistycyzmem i skłon­ nością do apofatycznego podchodzenia do zagadnień oraz przywiązaniem do starych tradycji należeli do innego świa­ ta, a Zachód nie mógł tego świata rozumieć. Zachęty ze strony protestantów dawały prawosławnym sposobność do ożywienia całego ich stosunku do religii. Nikt jednak spośród prawosławnych nie miał prawdziwej chęci do sko­ rzystania z tej sposobności. Wyjątkiem był Cyryl Lukaris i jego uczniowie. Ale wysiłki Cyryla skończyły się mimo wszystkich jego zalet osobistych zupełnym niepowodze­ niem. Prawosławni byliby chętnie wykorzystali protestan­ tów, ale nie chcieli się z nimi łączyć. Z nastaniem XVIII wieku Zachód przestał się zajmować wiarą prawosławną. Co inajwyżej ogłaszano ją za wsteczną i pozbawioną war­ tości. Przygasły nawet misjonarskie zapędy Rzymu. Prawo­ sławnych Greków zmuszono do polegania wyłącznie na so­ bie samych albo też do szukania opieki u prawosławnej po­ tęgi tradycyjnie jeszcze bardziej wrogiej Zachodowi niż oni sami, to jest u cesarstwa świętej Rosji.

Rozdział ósmy

KONSTANTYNOPOL I MOSKWA

Najchlubniejszym dziełem starego Kościoła bizantyńskie­ go było nawrócenie Rusinów.* Do osiągnięcia tak szczęśli­ wych wyników przyczyniły się polityczne rachuby ruskich książąt. I po stronie bizantyńskiej nie zabrakło czynników politycznych. Ale było to też owocem rzetelnego misjonar­ skiego ducha. Duchowni bizantyńscy obdarzali zawsze cie­ płym uczuciem ruskich chrześniaków, w pojęciu Rusinów zaś Bizancjum pozostało na długie lata źródłem cywilizacji i światła. Pod koniec wieków średnich stosunki między Bizancjum a Rusią poczęły się zmieniać. Opanowanie Rusi przez Mon­ gołów trwało od połowy XIII do połowy XV wieku. Za­ hamowało ono rozwój ruskiej cywilizacji. Ruś została od­ cięta od większej części Europy, a wewnętrzny jej rozwój został spaczony. Wykształcone warstwy świeckie już w pierwszym okresie swego istnienia uległy zagładzie. Liczne dwory książęce, które mimo że zwaśnione, stwarza­ ły atmosferę pełną żywotności i inicjatywy, przestały istnieć. Gdy fala mongolska poczynała opadać, istniał na Rusi jeden tylko wielki władca, a mianowicie wielki książę moskiewski. Był to nieokrzesany samowładca, którego dwór przypominał raczej dwór mongolskiego wielkiego chana Złotej Ordy niż dwór cesarza z Konstantynopola. Utrzy­ mywano wprawdzie dorywczo związki handlowe z Morzem Bałtyckim, ale jeśli chodzi o tradycje kulturowe, podtrzy­ * Autor nadal nie uświadamia sobie wyraźnie różnicy między pojęciami „Rosja” i „Ruś” (Ruś Kijowska i Ruś Moskiewska) — (przyp. tłu m .).

VIII. Konstantynopol i Moskwa

353

mywał je przez ciemne wieki jedynie Kościół (Cerkiew). Kościół też poprzez swoje związki z Konstantynopolem utrzymywał bramy otwarte na Europę. Ale Bizancjum po­ częło szybko w tychże latach upadać, podczas gdy Moskwa poczęła w początkach XV wieku kruszyć jarzmo mongol­ skie. W miarę jak kurczyła się bizantyńska oikoumene, licz­ ba prawosławnych na Rusi przewyższyła rychło liczbę prawosławnych żyjących w całym świecie greckim. Wielki książę moskiewski siłą rzeczy począł się zastanawiać, czy właściwą głową prawosławia oikoumene nie jest właściwie on sam, nie zaś zubożały basileus z Konstantynopola. Świadczy o tym surowy list patriarchy Antoniego do wiel­ kiego księcia Wasyla I, pisany w roku 1395.1 Rusini tym­ czasem stali się gorliwszymi prawosławnymi niż sami Gre­ cy i przejawiali jeszcze większą niż oni wrogość do innych odłamów chrześcijaństwa. Kościół rzymski w ich pojęciu byli to nieprzyjaźni Polacy, Węgrzy i Szwedzi, w ogóle wszyscy ich sąsiedzi od Zachodu. Zbrodnicza czwarta kru­ cjata poruszyła ich do żywego, choć wcale ich bezpośred­ nio nie dotknęła. Zachód nic nie uczynił, by obronić ich przed Mongołami. Teraz zaś ocalili się własnymi siłami, a nawet wbrew nieprzyjaznemu Zachodowi.* W wyniku tego Ruś [Moskwa] nie sprzyjała tym Bizantyńczykom, którzy szukali pomocy na Zachodzie i skłonni byli zapłacić za nią unią Kościołów. Bizancjum zachowywało wciąż jeszcze bezpośrednią zwierzchność nad ruską Cerkwią. Nie wiadomo, jak do tego doszło, lecz co drugi kolejny metro­ polita ruski bywał mianowany przez cesarza z Konstanty­ nopola; inni zaś, o ile byli mianowani przez wielkiego księ­ cia, podlegali zatwierdzeniu przez patriarchat.2 Ostatnim z mianowanych przez Konstantynopol był Izydor z Monemwazji, który jako metropolita okazał się być jednym z najgorliwszych zwolenników unii florenckiej. Gdy po­ wrócił na Ruś, cały Kościół ruski i naród odrzucił jego dzie­ 1 Zob. wyżej, str. 84. * Autor nie zdaje sobie sprawy, że pierwszymi władcami, któ­ rzy poczęli usuwać Mongołów z ziem ruskich, byli król polski Kazimierz Wielki i wielki książę litewski Gedymin (przyp. tłum.). 2 Zob. wyżej, str. 89.

354

VIII. Konstantynopol i Moskwa

ło i zmusił go do opuszczenia kraju.* Uważali, że nie tylko Izydor ich odstąpił, lecz że Bizantyńczycy, którzy go mia­ nowali i wraz z nim przyjęli unię, zdradzili prawosławie. Gdy Turcy w parę lat później zdobyli Konstantynopol, cała Ruś [Moskwa] uważała to za karę Bożą za tę zbrodnię.3 Upadek Konstantynopola zmienił tę sytuację zupełnie. Rusini odczuwali już szczere rozczarowanie do Greków. Teraz zaś w wyniku odstępstwa Greków nie stało już uświęconego cesarza panującego w Carogrodzie, w Cesar­ skim Mieście. A uświęcony patriarcha, choć był się już nawrócił na prawdziwe prawosławie, był teraz niewolni­ kiem niewiernego pana. Prawosławni monarchowie dawne­ go zasięgu Bizancjum byli usuwani jeden po drugim albo popadali w zależność. Wyjątkiem był tylko daleki osamot­ niony król Gruzji. Na całym świecie pozostał tylko jeden prawosławny niezawisły władca — wielki książę moskiew­ ski. Wszyscy inni prawosławni książęta chwiali się, a jego potęga rosła nieustannie. Chanat mongolski się rozpadał. Książę moskiewski jednoczył Ruś pod swym berłem. W ro­ ku 1480 Iwan III ogłosił swą niezawisłość od Złotej Ordy i przyjął tytuł władcy całej Rusi. Od tego czasu tytułował się carem.4 W roku 1441 książę Wasyl II napisał list do cesarza Jana prosząc, by władze bizantyńskie zatwierdziły jako metro­ politę Jonę, którego był mianował jako następcę Izydora. W liście tym wysławiał długowieczną tradycję prawosław­ ną Rusi poczynając od czasów „wielkiego nowego Konstan­ tyna, pobożnego cara ruskiej krainy, Włodzimierza” . To zdanie ma swe znaczenie: świadczy, że Wasyl gotów był * Odnosi się to wyłącznie do Moskwy. Izydor był metropolitą kijowskim, a wielkim księciem kijowskim był król Polski (przyp. tłum.). 3 Zob. wyżej, str. 124. 4 Zob.: S. M. Sołowiew, H istoria R osji (R usi) od czasów n a j­ d a w n iejszych (po rosyjsku), 6 ksiąg, Petersburg 2 1894— 1895, V, kol. 1483— 1485; W. Sawwa, C arow ie m osk iew scy i cesarze bizan tyń scy (po rosyjsku), Charków 1901, 46^-49. 54— 55. 272— — 273; „Przegląd Cesarskiego Towarzystwa Historycznego Ro­ syjskiego” (po rosyjsku), XL I, nr 19, 71. Iwan jednak nie ośmie­ lił się przybierać tytułu cara, gdy pisał do swego byłego zwierzchnika, chana Złotej Ordy. Uczynił to dopiero w roku 1493; zob. tamże, nr 48, 180--181.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

355

domagać się dziedzictwa po następcach Konstantyna. Listu tego nie wysłał, ponieważ doszły do niego pogłoski (nie­ zgodne z prawdą), że Jan uciekł do Rzymu. Ale w parę lat później pisał ponownie donosząc, że mianował Jonę nie czekając na zatwierdzenie przez Bizancjum. ,,Uczyniliśmy to -— pisał — z konieczności, nie przez pychę lub zuchwal­ stwo. Wytrwamy w danym nam prawosławiu aż do końca czasów. Kościół nasz będzie zawsze prosił o błogosławień­ stwo Kościoła Carogrodu i pozostanie we wszystkim wierny dawnej bogobojności.” Błaga dalej ,,Twój Święty Majestat” o łaskawość dla metropolity. Przejawy czci trwały nadal, ale książę postanowił działać samodzielnie.5 W liście pisanym w roku 1451 metropolita Jona przepo­ wiedział upadek Konstantynopola, czyli Drugiego Rzymu. Widzimy tu ewolucję zmierzającą do uznania Moskwy za Trzeci Rzym, a wielkiego księcia moskiewskiego za uświę­ conego cesarza.6 Cześć jednak, jaką wzbudzała przeszłość Bizancjum, była jeszcze na tyle wielka, że taka ewolucja nie mogła być zbyt szybka. Wprawdzie odtąd metropolitę Rusi mianował zawsze wielki książę — przy formalnym utrzymaniu za­ sady wyboru wedle wzorów bizantyńskich, i wprawdzie Iwan III w roku 1470 oświadczył, że patriarchat utracił wszelkie swe uprawnienia w stosunku do ruskiego Kościo­ ła, ale wybrany metropolita prosił i nadal patriarchę o za­ twierdzenie dokonanego wyboru i uznawał w nim zwierzch­ nika. Trzeba było natomiast czymś wypełnić próżnię, jaka powstała po usunięciu prawosławnego cesarza. Greków można było zmusić, by uznawali w sułtanie następcę cesa­ rzy. Rusini nie mieli podobnych obowiązków. Metropolita Zosimus pisał w roku 1492: ,,Cesarz Konstantyn założył No­ wy Rzym, to jest Carogród; ale władca i samodzierżca wszystkiej Rusi, Iwan Wasylewicz, ów nowy Konstantyn, założył podwaliny nowego miasta Konstantynowego, czyli & A kta H istoryczn e, zebran e i w ydan e p rzez K om isję A r c h e o ­ logiczną (po rosyjsku), 5 tomów, Petersburg 1841— 1842, I, nr 39,. 72, nr 41, 82; zob. E. Gołubiński, H istoria K ościoła r o sy jsk ieg o (ru skiego) (po rosyjsku), 4 tomy in 2°, Moskwa2 1901— 1911, II,. 1, 478. 6 Zob. A kta H istoryczn e, I, nr 47, 94.

356

VIII. Konstantynopol i Moskwa

Moskwy” 7. Ten nowy Konstantyn, Iwan III, poślubił w ro­ ku 1472 Zoe Paleologenę, bratanicę ostatniego bizantyń­ skiego cesarza. Była ona wychowana w wierze katolickiej. Projekt jej małżeństwa został ułożony przez papieża, któ­ ry pragnął pozyskać Moskwę dla Rzymu. Lecz księżniczka, przechrzczona z okazji swego małżeństwa na Zofię, przy­ jęła całym sercem prawosławie. Iwan spowinowacił się w ten sposób z cesarską dynastią. Ale — rzecz szczególna — ani on, ani jego potomkowie nie wywodzili swych roszczeń do cesarskiego pochodzenia z tego małżeństwa, lecz z bardzo już dawnego małżeństwa Włodzimierza, pierwszego chrze­ ścijańskiego księcia kijowskiego, z Porfirogenetką Anną, siostrą Bazylego II, które to małżeństwo pozostało bez­ dzietne.8 W lutym roku 1498 Iwan III ukoronowany został przez metropolitę Symeona jako ,,car, wielki książę i samodzierżca wszystkiej Rusi”, a równocześnie przybrał swego wnuka i następcę Dymitra jako wielkiego księcia. Podczas obrzędu koronacyjnego, który był prostackim odtworze­ niem bizantyńskiego, metropolita wezwał cara, „by dbał 0 wszystkie dusze i o całe prawosławne chrześcijaństwo” . Tytuł cara stał się teraz tytułem oficjalnym i oznaczał domniemanie, że monarcha ruski [moskiewski] był w obli­ czu Boga głową prawosławnych, to jest całego świata prawdziwie chrześcijańskiego.9 Grecy nie byli jednomyślnie przeciwni idei potężnego władcy, którego obowiązkiem byłaby troska o ludzi prawo­ sławnych. W roku 1516 patriarcha Teoleptos I pisał do Wa­ syla III jako do „najwyższego i dobrotliwego cara i wiel­ kiego króla wszystkich prawosławnych wielkiej Rusi” 1 napomykał, że może niebawem powstanie cesarstwo rusko-bizantyńskie.10 Rosjanie zaś poszli jeszcze dalej. Mnich z Pskowa imieniem Filotej w przemowie do cara w roku 1511 dał najpełniejszy wyraz ruskim [moskiewskim] rosz­ 7 W. K. Medlin, dz. cyt., 78. 8 Zob.: S. J. Pierling, dz. cyt., I, 152 ns.; W. K. Medlin, dz. cyt,. 76— 77; W. Sawwa, dz. cyt., 27. 9 Zob.: Z biór sta tu tów i tra ktatów p a ń stw ow ych (po rosyjsku), wyd. A. Malinowski, 4 tomy, Moskwa 1813— 1828, II, nr 25, 27— 29; W. K. Medlin, dz. cyt., 78— 80. 10 Zob. A kta H istoryczn e, I, nr 121.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

357

czeniom: oświadczył, że „cesarze władają dzięki najwyż­ szej, wszechmocnej i wszystko utrzymującej prawicy Boga... Ona to wyniosła Ciebie, Najjaśniejszy i Najwyższy Władco i Wielki Książę, prawosławny chrześcijański Carze i Panie wszystkiego, Ciebie, który dzierżysz panowanie nad świę­ tymi tronami Boga, nad świętymi, powszechnymi i apostol­ skimi Kościołami Najświętszej Bożej Matki (...) zamiast Rzymu i Konstantynopola... Teraz jaśnieje na cały świat podobny do słońca na niebie Trzeci Rzym Twego wszech­ władnego cesarstwa i świętego synodalnego apostolskiego Kościoła, który stoi na prawosławnej wierze chrześcijań­ skiej... Bacz i czuwaj, najpobożniejszy Carze, aby wszystkie chrześcijańskie dzierżawy złączyły się z Twoimi. Albowiem dwa Rzymy upadły, ale trzeci stoi, a czwartego już nie bę­ dzie. Albowiem Twoje chrześcijańskie carstwo nie dostanie się żadnemu innemu, bo taka jest można wola Boga” . Pobożny ten mnich dodał do swej odezwy poczet po­ uczeń, wedle których car winien był sprawować rządy. Car winien być posłuszny zasadom chrześcijańskim, których strażnikiem jest Kościół; winien szanować prawa, przywi­ leje i powagę Kościoła. Państwo jego winna to być teokracja na modłę bizantyńską. Ale Bizantyńczycy wraz z ich greckim zdrowym rozsądkiem nie wgłębiali się w ideolo­ gię: cesarz ich był przedstawicielem Boga wobec ludu; ale był równocześnie przedstawicielem ludu wobec Boga. Nie zapomniano nigdy, że ostatecznym źródłem władzy zwierzchniej jest lud. A całe wieki świeckiego wychowania przeszkodziły bizantyńskiemu Kościołowi, by opanował jako organizacja pełnię życia w Bizancjum. Wielu ludzi świeckich uważało się za równie biegłych w teologii jak każdy duchowny. Wśród wiernych bizantyńskiego Kościoła nie brakło nigdy całych odłamów nienawidzących władzy i przepychu hierarchii oraz jej powiązań z rządem. Filotej i rosyjscy [moskiewscy] ideologowie nie znali demokratycz­ nej tradycji pochodzącej od starożytnej Grecji i Rzymu. W ich pojęciu cały autorytet rosyjskiej [moskiewskiej] mo­ narchii pochodził z niebios. Bizantyńską teorię uściślili pod względem eschatologicznym: Ruś [moskiewska] była tym królestwem, któremu Daniel prorok przepowiedział, że „nigdy nie ulegnie zniszczeniu” (2, 44). Niewiasta „obie-

358

VIII. Konstantynopol i Moskwa

czona w słońce” znalazła schronienie na Rusi (zob. Ap 12, 1. 5—6). Ruska [moskiewska] teokracja, czyli harmonijna współpraca cara i Kościoła, pochodzi od Boga i wznosi się ponad wszelki ziemski krytycyzm.11 Taki pogląd nie zwyciężył bez walki. W początkach XVI wieku istniały w łonie ruskiego Kościoła dwa rozbież­ ne stronnictwa. Dawano im zwykle nazwy: ,,posiadacze” i ,,nic-nie-posiadający” , dlatego że jedno z nich, to, którego członkiem był mnich Filotej, utrzymywało, że Kościół, je­ żeli chce wypełnić swe powołanie, winien posiadać włas­ ność; drugie utrzymywało, że Kościół winien być wolny od więzów, jakie nakłada własność, i od związków z pań­ stwem, które są wynikiem posiadania własności. „Posia­ daczom” nadaje się czasem nazwę „józefianie” . Pochodzi ona od pierwszego wielkiego przywódcy Józefa Wołockiego (1440—1515), założyciela i opata monasteru w Wołokołamsku. Był to mąż surowy i nie znający kompromisu, cały oddany sprawie uczynienia z Kościoła naczelnego czynnika w państwie teokratycznym. „Nic-nie-posiadający” zwani też byli „zawołżanami” , to jest ludźmi zza Wołgi, tam bowiem poszukali schronienia, gdyż władza monarsza była tam słabsza.12 „Nic-nie-posiadający” czerpali swą tradycję z góry Athos, ale nie z Athos o bogatych monasterach wyposażonych w rozległe posiadłości ziemskie, wspaniałe kościoły i re­ fektarze, w bogate księgozbiory, ale z Athos znacznie su­ rowszego, Athos ascetów i pustelników, hezychastów, arsenitów. Duchowym ich przodkiem był Grzegorz z Synaju, który porzucił Świętą Górę, ponieważ była dlań zbyt rojna; wolał żyć na większym pustkowiu w Górach Bałkańskich. Najważniejszym z uczniów Grzegorza był Bułgar Eutymiusz, oczytany uczony, który był ostatnim patriarchą z Tyrnowa, ten, który używał swej władzy, by narzucić ubóstwo i ascetyzm bułgarskiemu Kościołowi. Po podboju Bułgarów przez Turków wielu z jego uczniów przeniosło się na Ruś przynosząc z sobą nie tylko znajomość greckiej 11 Zob.: A k ta H istoryczn e, uzupełnienie, I, nr 23; S. M. Sołowiew, dz. cyt., V, kol. 1725; W. K. Medlin, dz. cyt., 93— 94. 12 Zob.: E. Gołubiński, dz. cyt., II, 1, 620 ns.; W. K. Medlin, dz. cyt., 80— 85. 94— 96.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

359

literatury mistycznej i hezychastycznej, ale także ścisłe związki między ascetycznymi społecznościami na górze Athos a ruskim Kościołem. Tradycje, jakie z sobą przy­ wieźli, były pokrewne tradycjom bizantyńskich arsenitów i starej tradycji, która zawsze przeciwstawiała się nadzo­ rowi państwowemu. Największym bojownikiem tej tradycji na Rusi był Nil, opat z Sor. Był on nieprzejednanym wro­ giem wglądu państwa w jakiejkolwiek postaci w sprawy Kościoła. Przeciwstawiał się szczególnie używaniu siły państwowej w walce z heretykami. Herezja — dowodził — to sprawa tylko Kościoła; bronią Kościoła zaś winno być wychowywanie i przekonywanie. Przez jakiś czas Nil wy­ wierał pewien wpływ na Iwana III. Ale w dziedzinie poli­ tycznej nie mógł się mierzyć z Józefem Wołockim, którego poglądy znacznie bardziej pociągały samowładcę. Nil po­ padł w niełaskę na jakiś czas przed swą śmiercią, która nastąpiła w roku 1508.13 ,,Nic-nie-posiadający” znaleźli niebawem większego od Nila przywódcę w osobie Maksyma zwanego Hagiorytą, a czasami po prostu Grekiem, którego, jak już wiemy, przysłał był do Rosji na prośbę Wasyla III o biegłego bi­ bliotekarza patriarcha Teoleptos I. Właściwe imię Maksyma brzmiało: Michał Trivolis. Pochodził z Epiru: urodził się w miejscowości Arta w roku 1480. Jeździł po Francji i Italii w poszukiwaniu wiedzy, aż przybył do Florencji. Tu właśnie silnie działał wpływ Savonaroli, którego Ma­ ksym uwielbiał tak, że wstąpił do zakonu dominikanów. Ale nie czuł się szczęśliwy w tej Italii epoki Odrodzenia. Niebawem zatem powrócił do Grecji i osiadł na górze Athos, gdzie zajmował się przeważnie księgozbiorami. Gdy przyjechał do Rosji, car powierzył mu nie tylko zakłada­ nie księgozbiorów dla ruskiego Kościoła, lecz także tłuma­ czenie greckich ksiąg religijnych na język starosłowiański. Języka tego Maksym nauczył się od łacinników, nie od greków. Jego twórczość literacka, tak gdy chodzi o tłuma­ czenia, jak i o prace samodzielne, jest olbrzymia. On to bardziej niż ktokolwiek inny jest ojcem późniejszej rosyj­ 13 W sprawie Grzegorza z Synaju i Eutymiusza z Tyrnowa zob. wyżej, str. 173 ns. W sprawie Nila z Sor zob. E. Gołubiński, dz. cyt., 555— 556. 581 ns.

360

VIII. Konstantynopol i Moskwa

skiej teologii. W dziedzinie politycznej jest niezłomnym „nic-nie-posiadającym” . Wasyl III okazywał mu zrazu wiele łaski, ale rozgniewała go odmowa uznania duchownej wła­ dzy cara. W roku 1525 metropolita Daniel uwięził Maksyma pod zarzutem herezji w tej sprawie. Po wielu rozprawach został on uznany winnym i spędził dwadzieścia lat jako więzień w monasterze wołokołamskim, w gnieździe swych przeciwników. W tym więzieniu tworzył nadal dzieła teo­ logiczne. A gdy na pięć lat przed śmiercią w roku 1551 odzyskał wolność, otoczony był niezmiernym mirem. Nawet car Iwan IV Groźny ustępował mu z drogi, by mu okazać cześć. Ale polityczny jego wpływ należał już do przeszło­ ści.14 Car ufał w pełni metropolicie Makaremu Łużeckiemu, czołowemu józefianinowi, który uporczywie chciał zgu­ bić ,,nic-nie-posiadających” . W Bizancjum cała tradycja Kościoła sięga jąca czasów Jana Chryzostoma musiała' się wytężyć, by stawić skuteczny opór moralny cesarzowi, a całe monastery, a nawet wysocy dostojnicy kościelni czynnie się opierali nadzorowi państwowemu. Niekiedy udawało się przytłumić tę opozycję, ale nie dawała się ona nigdy na długo zmusić do milczenia. Makary postanowił zdławić wszelki opór. Zorientował się, że ,,nic-nie-posiadający” kwitną w monasterach mniejszych i biedniejszych. Zabronił zatem wszelkiej działalności małym monasterom tak o charakterze cenobitycznym, jako też tym o starszym typie ławry, które potrafiły przedostać się na Ruś [mo­ skiewską]. Zamknięto je zatem lub też połączono w więk­ sze zespoły ze ściślejszą organizacją i poddano je nadzoro­ wi hierarchii. Hierarchia zaś miała ściśle współpracować z panującym księciem, co oznaczało po prostu, że miała posłusznie stosować się do jego rozkazów.15 Owoce polityki Makarego ujawniły się już w roku 1569. Gdy metropolita Filip, odważniejszy od swego poprzednika, ośmielił się zganić Iwana Groźnego za jego osławione okru­ cieństwo i ciemięstwo, służalczy Synod usunął Filipa . 14 W sprawie Maksyma Greka zob.: wyżej, str. 235; E. Dénissoff, dz. cyt. i Les Editions de M a xim e le G re c , „Revue des Etudes Slaves”, 21 (1944) 111— 120; G. Papamichael, M aksim os ho G raikos, Ateny 1951; E. Gołubiński, dz. cyt., 675— 712. 15 Zob. W. K. Medlin, dz. cyt.} 99— 100.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

361

z urzędu i wydał go w ręce cara, który go skazał na śmierć.16 Dalsze skutki tej polityki wykazały nierozum twierdzenia „posiadaczy” , jakoby Moskwa miała być Trze­ cim Rzymem. Trzeci Rzym, jak to wynikało z istoty takiego roszczenia, winien był być mocarstwem o obliczu ekume­ nicznym. Ale polityka polegająca na poddaniu Kościoła władcy świeckiemu musiała siłą rzeczy przejść w politykę nacjonalistyczną. Wyznawcy teorii o Trzecim Rzymie żadną miarą nie mogli dochować wierności patriarsze Drugiego Rzymu ani nawet uznawać powagi pentarchii patriarchów, która stawała się teraz tetrarchią, bo przecie Rzym popadł był w herezję. Duchowieństwo ruskie poczęło odczuwać niechęć i pogardę dla swych greckich braci i wiernych każ­ dego Kościoła podejrzanego o nieuznawanie jego transcen­ dentalnej misji. Natura i intelekt duchownych ruskich sta­ wały się coraz bardziej obce otoczeniu. Święta Ruś [to jest Moskwa] stała się krajem obcym całemu światu. Mimo wszystko jednak nie można było zapomnieć o uro­ ku, który wciąż otaczał Konstantynopol. Wędrowni mnisi nie zważali na reformy Makarego, odwiedzali Athos i po­ wracali, by przypominać Rosjanom o świętych tradycjach Greków. Konstantynopolitański patriarcha był nadal pa­ triarchą ekumenicznym i najwyższym urzędnikiem Kościo­ ła prawosławnego. Najfanatyczniejszy zwolennik Trzeciego Rzymu nie mógł jasno wiedzieć, jak by go można było pozbawić tego dostojeństwa. Nawet sam car pragnął uzna­ nia ze strony patriarchy nie tylko ze względu na jego tra­ dycyjną powagę. Rozumiał, że bez życzliwości patriarchy i jego poparcia nie zostanie dziedzicem bizantyńskich cesa­ rzy i świecką głową prawosławnej oikoumene. Patriarcha zaś ze swej strony nie mógł się ważyć na odepchnięcie naj­ liczniejszej, najbogatszej i najpotężniejszej części Kościoła prawosławnego. W wyniku ugody zawartej z Mehmetem Zdobywcą sułtan ottomański był teraz świeckim opieku­ nem Kościoła, a patriarcha był prawnie i administracyjnie głową prawosławnych żyjących w granicach cesarstwa ottomańskiego. Musiał się jednak życzliwie odnosić do wiel­ kiego świeckiego mocarza, który dzięki wpływom patriar­ 16 Zob. S. M. Sołowiew, dz. cyt., VI, 171.

362

VIII. Konstantynopol i Moskwa

chy mógł ulżyć doli zniewolonych prawosławnych, a może kiedyś zechce ich wyzwolić. Prawosławni chrześcijanie pod panowaniem Arabów wyglądali przez całe wieki średnie opieki cesarza bizantyńskiego i z nim wiązali nadzieję na wyzwolenie. Teraz prawosławni pod panowaniem turec­ kim poczęli się oglądać na ruskiego cara. W roku 1547 Iwan IV został przez swego metropolitę uroczyście ukoronowany. Obrzęd ten wzorował się na obrzędzie bizantyńskim ściślej niż wcześniejsza o cały wiek koronacja jego dziada. Namaszczono go świętymi olejami i otrzymał coś jakby półświęcenia kapłańskie; Iwan III nie dostąpił był takich zaszczytów.17 W roku 1551 car zwołał Synod ruskiego [moskiewskiego] Kościoła celem przebadania obrzędowych zwyczajów przyjętych na Rusi, a niezgodnych ze zwyczajami Kościoła greckiego. Orzecze­ nie wydane przez Synod, nazwane „Stogłowem”, czyli zło­ żone ze stu artykułów, uznało je wszystkie za poprawne. Taka jednostronna wypowiedź uraziła wielu prawosław­ nych. Mnisi z góry Athos podnieśli sprzeciw, a przebywa­ jący tam mnisi ruscy uznali orzeczenie Synodu za nieważ­ ne.18 Patriarcha konstantynopolitański przeraził się na wieść o samowolnym postępku cara. W roku 1561 Joasaf II, któremu Iwan IV posłał był wiele kosztownych darów, wy­ stosował doń pismo zatwierdzające jego carski tytuł, ale podsuwał ostrożnie myśl, że wyśle do Moskwy legata, który dokona ponownej koronacji z ramienia patriarchy. Car po­ minął tę myśl milczeniem, a Joasaf nie ośmielił się dalej nalegać.19 Na to Rosjanie wystąpili żądając z coraz więk­ szym naciskiem, żeby ich metropolita został wyniesiony do stopnia patriarchy. Nie było jednak łatwo zadośćuczynić tym żądaniom, jak długo Kościół rosyjski uprawiał politykę izolacjonizmu. Je­ żeli takie wyniesienie miało być uznane przez świat prawo­ 17 Zob. W. K. Medlin, dz. cyt., 101— 104. 18 Zob.: E. Duchesne (wyd.), L e S toglav, Paris 1920, passim; E. Gołubiński, dz. cyt., II, 1, 773 ns.; N. Kapterew, Charakter stosu n k ów R osji z p raw osław n ym W sch od em w X V I i X V II w iek u (po rosyjsku), Moskwa 1885, 384 ns. Warto przypomnieć, że „Stogłow” powołuje się na „donację Konstantyna” . 19 List ten jest przytoczony w R o s y js k ie j B ib liotece H isto ry cz­ n ej (po rosyjsku), Petersburg2 1908, X X II, 2, kol. 67— 75.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

363

sławny, nie mogło ono być dziełem samych tylko Rosjan. Wy­ magało współpracy i zgody istniejących już patriarchatów. Poważne rokowania rozpoczęły się dopiero w roku 1587, kiedy Iwan Groźny już od trzech lat nie żył. Następca jego Fiodor był charakteru mniej samowładnego, a patriarcha konstantynopolitański Jeremiasz II był realistą i subtel­ nym dyplomatą. Car ostrożnie wprawdzie, ale wyraźnie zaprzeczył temu, co implikował Synod z roku 1551, że Ko­ ściół rosyjski był bardziej prawosławny niż Kościół kon­ stantynopolitański. Kościół rosyjski natomiast wysłał do Konstantynopola pełną czci prośbę, by następny metropo­ lita został wyniesiony do stopnia patriarchy przez daw­ niejszych patriarchów, i dał wyraz nadziei, że otrzyma on trzecie miejsce w ich poczcie, po Konstantynopolu i Alek­ sandrii, lecz przed Antiochią i Jerozolimą. Patriarchaty się zawahały. Jeremiasz zaczął od tego, że przez swego agenta w Moskwie zaproponował, by patriarcha jerozolimski udał się do Moskwy i dokonał obrzędu nadania metropolicie godności patriarchy. Dawał przez to delikatnie do zrozu­ mienia, że Moskwa musi ustąpić Jerozolimie. Ta sugestia nie odniosła skutku. Ale następnej jesieni Jeremiasz oso­ biście przyjechał na Ruś celem zbierania jałmużny. Za­ proszono go natychmiast do Moskwy i z początkiem następ­ nego roku przewodniczył osobiście uroczystości, w czasie której nadano metropolicie Jobowi godność patriarchy. Je­ remiasz udzielił nowemu patriarsze osobistego błogosła­ wieństwa, a następnie udzielił błogosławieństwa ,,wszyst­ kim następnym patriarchom moskiewskim, którzy zostaną mianowani za zgodą cara, a wybrani przez cały Święty Synod ruskiego Kościoła” . Oznaczało to, że Konstantynopol uznawał patriarchat moskiewski za instytucję trwałą, uznawał też prawo ruskich biskupów do wyboru patriarchy niezależnie od Konstantynopola, jako też prawo władcy Rusi do wywierania wpływu na wybór. W dokumentach wymienionych po dokonanym wyborze car zwrócił się do Jeremiasza nazywając go ,,patriarchą z łaski Świętego Du­ cha, rozdawcy życia, zstępującym z najwyższego apostol­ skiego tronu, następcą i pasterzem Kościoła w Konstanty­ nopolu, Ojcem Ojców” . W odpowiedzi swej zaś Jeremiasz przemawiał do cara jako do „prawosławnego, miłującego

364

VIII. Konstantynopol i Moskwa

Chrystusa, cara uwieńczonego przez Boga, zaszczyconego przez Boga i ozdobionego przez Boga (...), najjaśniejszego i pełnego chwały wśród niezawisłych władców” . Dodawał przy tym: ,,Odkąd pierwszy Rzym upadł na skutek herezji Apolinariusza, a Drugi Rzym, to jest Konstantynopol, opa­ nowany został przez niewiernych Turków, od tego czasu, pobożny Carze, wielkie carstwo ruskie, które jest poboż­ niej sze od dawnych królestw, jest teraz Trzecim Rzy­ mem (...), a Ty sam jeden tylko pod niebem zwany jesteś teraz chrześcijańskim cesarzem nad wszystkimi chrzęścij.anami na całym świecie. A przeto nasz czyn ustanawiający patriarchat dokonany będzie zgodnie z wolą Bożą i zgodnie z modłami świętych ruskich, z Twoimi własnymi modłami do Boga i zgodnie z Twoją doradą” . Jeremiasz wyraził w ten sposób jasno, że uznaje roszczenia Rosji, by być Trze­ cim Rzymem w dziedzinie politycznej, lecz nie w dziedzi­ nie kościelnej. Prawa i obowiązki świeckiej głowy oikoumene przeszły z cesarzy Starego Rzymu i cesarzy Nowego Rzymu na cesarzy moskiewskich. Ale najważniejsza władza kościelna pozostaje wciąż udziałem pentarchii patriarcha­ tów z Konstantynopolem jako ich głową. Moskwa zajmuje ostatnie miejsce w ich poczcie i uzupełnia w ten sposób pentadę, z której Rzym popadłszy w herezję został usu­ nięty.20 Sposób, w jaki Jeremiasz rozwiązał zagadnienie, świad­ czy o jego pomysłowości i inteligencji. Prawosławie uzy­ skało potężnego świeckiego protektora. Ujęto to w słowa na tyle dla protektora pochlebne, że mógł poniechać dalej idących roszczeń natury kościelnej. Rosjanie [moskiewscy] nie wyrzekali się całkiem wiary w swój własny wyższy ro­ dzaj świętości, ale ich stosunek do Greków odtąd się po­ prawił. Prawosławni pod panowaniem tureckim odczuli, że nie są już zupełnie pozbawieni przyjaciół. Nabrali otuchy. Ta nowa przyjaźń co prawda nie ułatwiła im stosunków z ich tureckimi panami. Ci rzecz jasna spoglądali na nią 20 Relację o tych rokowaniach i obrzędach zawiera Z b ió r s ta ­ tu tó w ..., II, nr 59, 95— 103. Zob. też N. Kapterew, dz. cyt., 55 ns. Wierszowane sprawozdanie arcybiskupa Arseniosa, który towa­ rzyszył Jeremiaszowi II, podaje C. N. Sathas, B io g ra p h ik o n S c h e diasma..., 35— 81.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

365

podejrzliwie. Nie oddała też ta przyjaźń prawosławnym usług w ich stosunkach z Zachodem. Ale dopomogła pra­ wosławiu do przetrwania. Nieszczęście chciało, że wkrótce po osiągnięciu porozu­ mienia przyszły na Rosję złe czasy. Stara dynastia Ruryka skończyła się ze śmiercią cara Fiodora w roku 1598. Rozdar­ te przez zaburzenia rządy Borysa Godunowa, Wasyla Szuj­ skiego i Dymitra Samozwańca doprowadziły do tego, że mo­ gło się wydawać, iż cały kraj dostanie się pod panowanie katolickich Polaków. W tych czasach zamętu [okres ten na­ zywany bywa Smutą] jednolitość rosyjskiego narodu utrzy­ mał Kościół. Patriarcha stał się zrazu zastępcą głowy pań­ stwa. Patriarcha Job umożliwił Borysowi Godunowowi objęcie tronu w roku 1598, a patriarcha Hermogenes (1606— —1612) usiłował nawet sprawować rządy jako regent pod­ czas wojen z Polską. Ale po jego śmierci patriarchat osie­ rociał.21 W roku 1613 rosyjscy bojarzy zjechali się, by obrać nowego cara. Został nim Michał Fiodorowicz Romanow, szlachetny młodzieniec pochodzący z rodu bogatego i dobrze skoligaconego, ale daty nieco świeżej. Ojciec Michała Fiodor po osiągnięciu wielu znakomitych stanowisk świeckich mu­ siał wejść pod imieniem Filareta w szeregi duchowieństwa uchodząc przed prześladowaniem przez Borysa Godunowa. Tam wykazał się zdolnościami. Wasyl Szujski zamierzał uczynić go patriarchą w roku 1606, ale później zmienił zda­ nie. Filaret został antypatriarchą za sprawą Dymitra Samo­ zwańca. Ale Polacy mu nie ufali i uwięzili go. Młody car zdecydował się uczynić Filareta swoim patriarchą. Gdy w grudniu 1618 roku zawarto w Dywilinie traktat pokojo­ wy z Polską, Filaret odzyskał wolność i w czerwcu następ­ nego roku powrócił do Moskwy. W Rosji przebywał właśnie patriarcha jerozolimski Teofanes żebrząc o jałmużny. Objął przewodnictwo uroczystości, podczas której car oznajmił, że na patriarchę wybrał Filareta, a gdy Filaret tę godność przyjął, car wezwał Teofanesa, by go konsekrował. Odczy­ tano przy tym orędzie patriarchy konstantynopolitańskiego, który przysyłał swe błogosławieństwo i zatwierdzał prawo

21 Zob. W. K. Medliii, dz. cyt., 127— 129.

366

VIII. Konstantynopol i Moskwa

„ruskiego tronu Bożego Kościoła” do wybierania patriar­ chów i w przyszłości.22 Od roku 1619 do roku 1633, roku śmierci Filareta, Rosja mogła z radością oglądać ojca i syna jako patriarchę i cara. Filaret nie tylko cieszył się synowską czcią u swego syna, ale był również osobistością znacznie od niego silniejszą. Kościół zyskał niezmiernie na znaczeniu. Dokumenty pań­ stwowe wydawano w imieniu zarówno patriarchy, jak i ca­ ra; a w rzeczywistości na czele rządu stał patriarcha.23 Następcy Filareta Joasaf i Józef byli to ludzie dobrotliwi i pobożni, bez ambicji politycznych. Ale prestiż Kościoła był wciąż wielki.24 To mogło doprowadzić do wznowienia roszczeń Moskwy, by być uznaną za Trzeci Rzym rów­ nież w dziedzinie kościelnej i z uszczerbkiem dla Konstan­ tynopola. Układ stosunków międzynarodowych jednak sprawił, że nawet Filaret odczuwał potrzebę szczerej do­ brej woli swych greckich kolegów. Czasy Smuty oddały Polakom panowanie nad całą Ukrainą wraz ze świętym miastem Kijowem, kolebką ruskiego chrześcijaństwa. Po­ lacy z pomocą jezuitów postanowili przyprowadzić Kościo­ ły zdobytych prowincji Rusi i Ukrainy do owczarni rzym­ skiej. Gdzie tradycje miejscowe były zbyt silne po temu, organizowali Kościoły unickie, którym pozwalano zatrzy­ mywać bez zmiany swą liturgię i obrzędy oraz język sło­ wiański pod warunkiem, że uznają pełne zwierzchnictwo rzymskiego pasterza. Moskwa potrzebowała pomocy innych prawosławnych patriarchatów, jeżeli miała się oprzeć te­ mu naporowi. Życiorysy Meteliosa Pegasa z Aleksandrii i Cyryla Lukarisa pokazują, w jaki sposób hierarchowie greccy tak z Egiptu, jak i z Konstantynopola zabiegali o zapewnienie pomocy zagrożonym prawosławnym. Je­ zuici dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Ich wytrwałe in­ trygi w Konstantynopolu miały w dużej mierze na celu ubezwładnienie tych wysiłków Greków. Chcieli wbić klin pomiędzy nieprzejednane prawosławie Moskwy a bardzie] giętką wiarę Greków XVII stulecia. 22 Zob. C. N. Sathas, B iographikon Schediasma..., 130— 134. 23 Zob. tam że, 135— 138. 24 Zob. tam że, 139.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

367

Kościół kijowski ocalał wysiłkiem raczej własnym niż Greków. Greków konieczność zmusiła do szukania przy­ jaźni u protestantów, nie mogli się obejść bez sojuszników, którzy by ich bronili przed infiltracją Rzymu popieranego przez wielkie mocarstwa katolickie. Cyryl Lukaris podczas swej działalności w Polsce świadomie współpracował z pro­ testantami. Ale jeżeli chodzi o Ukraińców, protestantyzm nie był im milszy od katolicyzmu; pomoc Greków wyda­ wała im się cokolwiek podejrzana.25 Lecz mimo to nie brakło jej pewnej wartości. Polacy uwięzili lub wygnali wszystkich wyższych duchownych prawosławnych, którzy nie chcieli się poddać Rzymowi. Patriarcha jerozolimski Teofanes przejeżdżał wkrótce po tym przez Ukrainę udając się do Moskwy, by wprowadzić tam Filareta na tron patriarszy. Zatrzymał się w Kijowie i konsekrował tam potajemnie siedmiu prawosławnych biskupów. Gdy Polacy się o tym dowiedzieli, chcieli wy­ święconych uwięzić. Ale prawosławnym przybył nieocze­ kiwany sojusznik. Kozacy dnieprzańscy i dońscy, półkoczowniczy rozbójnicy przemieszkujący na pograniczu ziem słowiańskich i turko-tatarskich, którzy jak dotąd nigdy nie ujawniali swej pobożności, opowiedzieli się teraz z całą siłą po stronie prawosławia i zagrozili Polakom zbrojnym wystąpieniem. Polacy potrzebowali życzliwości Kozaków dla ochrony swych granic południowo-wschodnich. Na Ukrainie prześladowanie prawosławnych ustało. Dozwolo­ no im pootwierać znowu szkoły i zorganizować życie swe­ go Kościoła.26 W tej sposobnej chwili znaleźli przywódcę. Piotr Mohyła był synem księcia mołdawskiego i kształcił się w Paryżu, ale święcenia przyjął w Kościele prawosławnym. Do Ki­ jowa przybył około roku 1630, a w roku 1633, licząc lat trzydzieści siedem, obrany został metropolitą. Przez czter­ naście lat swego episkopatu zmienił całkowicie postawę Kościoła na Ukrainie. Zrozumiał, że jeżeli się chce zwal­ czać katolików, trzeba poznać ich teologię i zwyczaje. Po­ zakładał więc szkoły dla prawosławnego duchowieństwa, 25 Zob. wyżej, str. 288 ns., i niżej, str. 374 ns. 26 Zob. wyżej, str. 290 ns.

368

VIII. Konstantynopol i Moskwa

a także dla świeckich. W szkołach tych wykładano łacinę na równi z językiem greckim i starosłowiańskim, a także języki zachodnie, piśmiennictwo kościelne i nowoczesne nauki ścisłe. Pod jego energicznym kierownictwem teolo­ giczna Akademia Kijowska stała się jedną z najlepszych szkół ówczesnych, a w przyszłości miała też odegrać wielką rolę. Wielu reformatorów za rządów Piotra Wielkiego po­ bierało nauki w jej murach. Mohyła usiłował namówić Fi­ lareta na założenie podobnej akademii w Moskwie. Gdyby Filar et był żył dłużej, byłaby powstała taka szkoła. Ale może gdy w roku 1640 Mohyła wystąpił wobec nowego pa­ triarchy ze szczegółowymi wnioskami, spotkał się z uprzej­ mą odmową.27 Mohyła niewiele sobie ważył Kościół w Konstantynopolu szarpany właśnie przez walkę Cyryla Lukarisa z jego prze­ ciwnikami. Teologię łacińską znał znacznie lepiej niż grec­ ką. Zdobyta przezeń wiedza pozostawiła mu sympatię dla doktrynalnych poglądów rzymian. Kalwinizm Cyryla na­ pełniał go obrzydzeniem. Jak się przekonamy później, starał się wprowadzić do wierzeń prawosławnych ścisłość, która w' pewnym stopniu była prawosławiu obca.28 Ale jeśli się pominie szczegóły jego reform natury teologicznej, Mohyła wywarł wielki wpływ na cały ruski Kościół. Młody car Aleksiej Michajłowicz (1645—1676), za którego pano­ wania Rosja odzyskała Ukrainę i Kijów, interesował się poważnie jego reformami. Car był głęboko religijny, ale nie był obskurantem. Najbardziej wpływowym człowie­ kiem na jego dworze był jego spowiednik Stefan Wonifatiew, który uważał, że nie wolno pozwolić, by Kościół ruski pogrążył się w statycznej izolacji. Car nie tylko przyganił poczynaniom swego patriarchy Józefa, który chciał pognębić Stefana i reformatorów, ale sprowadził z Kijowa nauczycieli i tłumaczy na język rosyjski wszelkiego rodza­ ju ksiąg, tak historycznych, jak i z dziedziny nauk ścisłych, nie tylko teologicznych i liturgicznych. Uznał jednak, że uczniowie Mohyły zbyt słabo znali język grecki, a nad­ miernie przesiąknęli łacińską scholastyką. Doszedł zatem 27 Zob. N. Kapterew, dz. cyt., 482. 28 Zob. niżej, str. 374 ns.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

369

do wniosku, że należy położyć większy nacisk na greckie podłoże prawosławia i ustawić swój Kościół w jednym sze­ regu ze starymi patriarchatami.29 Car podlegał w tej sprawie wpływom uczonego Greka, patriarchy jerozolimskiego Paisjusza, który odwiedził Mo­ skwę w roku 1649. Na Paisjuszu podczas jego pobytu w Moskwie głębokie wrażenie wywarł pop imieniem Nikon (jako świecki Nikita Minin); namówił więc cara, by zamia­ nował go metropolitą w Nowogrodzie (1649). W roku 1652 Nikon został patriarchą moskiewskim. W przeciągu sześciu lat — zanim go w roku 1658 zmuszono do zrzeczenia się urzędu — Nikon zreformował cały Kościół rosyjski. Szczegóły jego reform, które odnosiły się przeważnie do spraw obrzędowych, nie interesują nas w tym związku. Interesuje nas tylko, że doprowadziły one raz jeszcze do ustawienia Kościoła rosyjskiego równolegle do Konstan­ tynopola. Dzięki temu uznano cara ponownie za wielkiego świeckiego protektora prawosławia. Grecy przestali ulegać pokusie zalecania się — w poszukiwaniu sojuszników — na przemian protestantom i Rzymowi. W samej Rosji [mo­ skiewskiej] natomiast reformy wywołały namiętne sprzeci­ wy w różnych środowiskach, a przede wszystkim w monasterach. Starowiercy — jak ich nazwano — znaleźli zdol­ nego przywódcę w osobie świątobliwego protopopa Awwakuma. Ich zdaniem święta Ruś nie potrzebowała reform z cudzoziemskiego natchnienia. Była ona przecie Trzecim Rzymem i jako jedyna kierowana była światłem Bożym. Ciekawy to był zakręt historii, gdy duchowymi dziedzi­ cami ,,nic-nie-posiadających” z XVI wieku, których ze­ pchnięto w podziemie dla ich przywiązania do greckich zwyczajów, byli teraz pobożni mnisi i świątobliwi mężo­ wie, których zepchnięto w podziemie za odmowę popiera­ nia ponownych związków z Grekami. Nawet Rosjanie osie­ dleni na górze Athos wśród Greków — tamtejsi Grecy spoglądali na Konstantynopol podejrzliwie co prawda — nie sprzyjali postępowym poczynaniom Nikona. Sam Ni­ kon zresztą posunął się zbyt daleko — nie w dziedzinie 29 Zob.: N. Kapterew, Patriarcha N ikon i początki je g o pa­ triarchatu (po rosyjsku), Moskwa 1913, 164 ns.; 19— 22; W. K. Medlin, dz. cyt., 148— 153.

370

VIII. Konstantynopol i Moskwa

swych reform obrzędowych i administracyjnych, lecz po­ nieważ pokusił się o zapewnienie Kościołowi zwierzchniej władzy w duchu przypominającym raczej średniowieczne papiestwo niż Bizancjum. Zmusił na przykład cara Aleksieja do odprawienia pokuty za to, że Iwan Groźny przypra­ wił o śmierć metropolitę Filipa przed blisko stu laty. Co więcej, począł przyjmować tytuł wielkiego władcy (Wielikij Gosudar) Rusi. Tytuł ten nadano Filaretowi, ale tylko dlatego, że był ojcem cara zarówno co do ciała, jak i co do ducha. Aleksiej, który po osiągnięciu wieku średniego nabył większej pewności siebie, nie mógł tego ścierpieć. Nikon więc upadł, lecz jego reformy przetrwały.30 Patriarchat moskiewski nigdy już więcej nie mógł się cieszyć taką władzą. Syn Aleksieja, Piotr Wielki, widział w nim zbyt wielkie potencjalne zagrożenie swej władzy. Gdy w roku 1700 zmarł patriarcha Adrian, nie zamianował jego następcy; mianował jedynie „egzarchę opiekuna pa­ triarszej stolicy” . W parę lat później formalnie obalił patriarchat, który odżył dopiero po rewolucji komunistycz­ nej. Zniesienie patriarchatu nie wywarło wpływu na sto­ sunki rosyjsko-greckie. Przy ścisłym zastosowaniu prawa kanonicznego Kościół rosyjski winien był powrócić pod władzę patriarchatu konstantynopolitańskiego. Ale w rze­ czywistości metropolitalna stolica moskiewska poczytywa­ na była za locum tenens stolicy patriarchalnej niezawisłe od Konstantynopola. Natomiast car dzięki swej rosnącej potędze i cesarskiemu tytułowi, który był przybrał, ucho30 Najwcześniejszy życiorys Nikona napisał jego uczeń I. Szuszeryn, Ż y w o t św ią tob liw ego patriarch y N ikona (po rosyjsku), a wydała Cesarska Akademia Nauk w Petersburgu w roku 1811. 0 losach patriarchy zob. też: N. Kapterew, Patriarcha N ikon 1 początk i je g o patriarchatu, oraz tenże, Patriarcha N ikon i car A lek sie j (po rosyjsku), 2 tomy, Moskwa 1909— 1912; William Pal­ mer, T he Patriarch and the T sar, 6 tomów, London 1871— 1876; zawierające wiele informacji sprawozdanie W. K. Medlina, dz. cyt., 152— 210. W sprawie starowierców zob. autobiografię protopopa Awwakuma, La V ie de VA rch ip rêtre A v v a k u m , écrit par lu i-m êm e, przełożył i wydał P. Pascal, Paris 1938; zob. też F. C. Conybeare, Russian D issenters, „Harvard Theological Stu­ dies”, X , Cambridge Mass. 1921, 79 ns. Obraz rosyjskiego K o­ ścioła z czasów Nikona w: Paweł z Antiochii, T he T ravels of M acarius, zebrał W. L. Ridding, Oxford 1936, 26— 90.

VIII. Konstantynopol i Moskwa

371

dził więcej niż kiedykolwiek za opiekuna wszystkich pra­ wosławnych Kościołów. Zdobycie zaś Konstantynopola, siedziby patriarchów, stało się głównym celem carskiej po­ lityki. Odtąd Rosja nie przestała odgrywać dominującej roli w dziejach Greków.31 81 Zob.: W. K. Medlin, dz. cyt., 211— 223; R. Wittram, P eters des G rossen V erhältnis zur R eligion und den K irch en , „Histo­ rische Zeitschrift”, 173 (1952) 261— 296.

Rozdział dziewiąty OKREŚLENIE DOKTRYNY

Rokowania prowadzone z wielkimi Kościołami prote­ stanckimi na Zachodzie i konieczność sprostania naciskowi ze strony Kościoła rzymskiego zmusiły prawosławnych do poświęcenia uwagi własnej ich doktrynie. Potencjalni ich sojusznicy, zarówno jak i przeciwnicy domagali się nie­ ustannie dokładnych wiadomości o szczegółach ich wierzeń. Prawosławni często musieli odpowiadać, że nie mają usta­ lonej urzędowej doktryny w tych sprawach, a to było i kłopotliwe, i niejednokrotnie upokarzające. Nie ulega wątpliwości, że stosunki ich z Kościołem anglikańskim do­ znały poważnej szkody na skutek rozbieżności wypowiedzi miarodajnych greckich dostojników kościelnych co do za­ gadnienia transsubstancjacji. Nie można się dziwić, że py­ tający, nawet najżyczliwsi, poczynali wątpić w uczciwość greckiego episkopatu. Zetknąwszy się z teologami poszu­ kującymi jasności i dokładności prawosławni dochodzili do przekonania, że ich tradycyjne apofatyczne unikanie do­ kładności jest przestarzałe, a dla nich samych szkodliwe. Zachód nie mógł podzielać ich duchowej powściągliwości. Uważał, że ich odpowiedzi są mgliste; wymagał pewności. Wśród teologów greckich było teraz wielu takich, którzy zdobyli wyższe wykształcenie na uniwersytetach italskich lub innych zachodnich. Takie wykształcenie skłaniało ich do stawiania sprawy w sposób zachodni. Wbrew tradycjom własnego Kościoła poczęli szukać bardziej systematycznego i filozoficznego wzoru dla swej nauki. Ich badania przy­ bierały kierunki tym bardziej rozbieżne, im mniej istniało definicji przekazanych przez przeszłość. Z jednej strony widzimy Cyryla Lukarisa, a z drugiej Piotra Mohyłę. Obaj

IX. Określenie doktryny

373

byli rzetelnie przekonani, że wykładają prawosławną dok­ trynę zgodnie z prawowitymi wytycznymi. W tym nie było nic istotnie złego. A nawet można twierdzić, że prawosła­ wie zawdzięcza wiele ze swej zdolności przetrwania takie­ mu poszerzeniu podstaw. Ale w świecie, w którym pano­ wały religijne spory, taka szerokość podstaw mogła się stać źródłem słabości. Prawosławni nie mogli bronić swej nauki, jeżeli nie wiedzieli, jaka ona jest. Poczęto więc domagać się wyznania wiary (Credo), które by mogło być ich prze­ wodnikiem w stosunkach z obcymi. Jedyna aż do tej pory ,,Summa theologica” uznawana przez prawosławnych powstała w VIII wieku pt. ,,Krynica wiedzy” . Jest to dzieło Jana z Damaszku.1 Powstało w cza­ sie, kiedy główną uwagę teologii wiązały zagadnienia chry­ stologiczne. Nie wypowiadało się w wielu zagadnieniach, które trapiły teologów XVII wieku. Choć jednak Jan ucho­ dził powszechnie za ostatniego z natchnionych Ojców Koś­ cioła, a poglądy jego otaczało głębokie poszanowanie, nie uważano ich za zasadnicze artykuły wiary. Dlatego teo­ log tak uczony i świątobliwy jak Marek Eugenikos mógł wystąpić z teorią o predestynacji niezupełnie zgodną z nau­ ką tego Ojca Kościoła. Inne wskazania Jana można było rozumieć bardzo różnolicie. Ostatecznie Kościół rzymski również uważał, że ,,Krynica wiedzy” była dziełem teolo­ gicznie poprawnym. Nie odpowiadała jednak bieżącym po­ trzebom. Krótkie streszczenie prawosławnej teologii wy­ pracowali późniejsi uczeni bizantyńscy, jak na przykład cesarz Manuel II i patriarcha Gennadios. Ale obaj oni pisali dla uprzystępnienia chrześcijaństwa odbiorcom muzułmań­ skim. Unikali drobniejszych spornych szczegółów.2 Pierwszą próbę przedstawienia wierzeń prawosławnych nieprawosławnej chrześcijańskiej społeczności znajdujemy w odpowiedziach, jakich patriarcha Jeremiasz II udzielił luteranom. Pomijamy tu szczegółowe polemiczne wywody teologów nastrojonych antyrzymsko. Jeremiasz był wy­ znawcą starej szkoły i jej apofatycznej tradycji, a równo­ cześnie pragnął upewnić luteranów, że choć się z nimi nie 1 Jan z Damaszku, D e Fide O rth od oxa (P ege G noseos), P.G., 94. 2 Zob. wyżej, str. 202.

374

IX. Określenie doktryny

zgadza, jest im życzliwy. Chodziło mu nie tyle o wyłożenie całokształtu własnej teologii, ile raczej o zestawienie uprzej­ me, lecz stanowcze, tych punktów, w których nie może przyjąć luterańskich poglądów teologicznych.3 Cyryl Lukaris w swej ,,Konfesji” , spisanej około trzy­ dziestu lat później, zamierzał przedstawić całokształt swych wierzeń. Liczył wprawdzie, że Kościół jego ,,Konfesję” za­ akceptuje, niemniej przeto jego wypowiedź miała charak­ ter czysto osobisty. Tym się różniła od Jeremiaszowej, która była uzgodniona ze Świętym Synodem. Kalwinistyczne tendencje „Konfesji” rozpętały taką burzę, że oficjalna miarodajna konfesja stała się jeszcze bardziej niż kiedy­ kolwiek niezbędna.4 Metropolita kijowski Piotr Mohyła miał nadzieję, że uda mu się wypracować taką właśnie konfesję. Chciał uspokoić spory wywołane przez Cyryla, a potem utwierdzić mocno w wierze swych Rusinów i Ukraińców. Ale Mohyła — choć z rodu Mołdawianin — kształcił się na Zachodzie. Był sta­ nowczym przeciwnikiem Kościoła rzymskiego, lecz opozycja jego była raczej politycznego niż teologicznego rodzaju. W duchowieństwie rzymskim upatrywał narzędzie polskie­ go imperializmu. Z niechęcią odnosił się do papieskiej zwierzchności z powodu politycznych poczynań papiestwa. Byłby prawdopodobnie chętnie przystał na pewnego ro­ dzaju unię, gdyby nie to, że był przekonany, iż papiestwo wyzyska takie poddanie się, by oddać jego Kościół pod wła­ dzę jakiegoś katolickiego mocarstwa. W dziedzinie doktry­ nalnej skłaniał się o wiele bardziej ku Rzymowi niż ku jakiemukolwiek Kościołowi protestanckiemu, a nawet ku starym tradycjom prawosławia. Wykształcenie, jakie był otrzymał, skłaniało go do poszukiwania scholastycznych de­ finicji wiary.5 3 Zob. wyżej, str. 273 ns. 4 Zob. wyżej, str. 304 ns. 5 Najlepszą pracą o Piotrze Mohyle i jego „Konfesji” jest A. Malvy i M. Viller, La C on fession O rth od oxe de P ierre M oghila, „Orientalia Christiana Analecta”, 10 (1927); podaje pełny tekst „Konfesji”. Życiorys Piotra Mohyły tamże, I X — X V II. Zob. też: E. Legrand, B ibliographie H ellénique... au 17e s iècle, IV, 194— — 160; A. Florovski, Le C on flit des d eu x traditions, Prague 1937, 50— 56.

IX. Określenie doktryny

375

Piotr Mohyła ułożył swoją Orthodoxa Confessio Fidei na jakiś czas przed rokiem 1640. Pisał po łacinie, który to ję­ zyk znał o wiele lepiej niż grecki. W rzeczy samej był w stosunku do nauki greckiej obojętny. Usiłowano — po­ dobnie jak w wypadku Cyryla Lukarisa i jego „Konfesji6 7’ —■ wykazać, że „Konfesja” Mohyły nie jest jego dziełem. Ale choć zapewne zasięgał rady takich mężów jak Izajasz Ko­ złowski, ihumen monasteru Świętego Mikołaja w Kijowie, był Mohyła człowiekiem zbytnio ufnym we własne siły i zbyt apodyktycznym, by miał się uchylać od odpowiedzial­ ności za „Konfesję” . W roku 1640 zwołał do Kijowa Sy­ nod, który miał rozstrzygnąć, jakie księgi liturgiczne i pe­ dagogiczne należy rozprzestrzenić wśród duchowieństwa jego metropolii celem obrony przed pisanymi po polsku pracami jezuitów. Istotnie zalecano oficjalnie różne księgi napisane przez jego uczniów i przyjaciół. Ale prawdziwym celem Synodu miało być zatwierdzenie i przyjęcie „Kon­ fesji” Mohyły. Były w „Konfesji” punkty, które uczestnikom Synodu sprawiały kłopot. Nie osiągnął on upragnionego pełnego sukcesu. W zakończeniu dyskusji postanowiono przyjąć „Konfesję” tymczasowo, ale równocześnie posta­ nowiono wysłać jej tekst do Konstantynopola z prośbą do patriarchy o jej zatwierdzenie.6 Patriarchą był podówczas Parteniusz I. Był to mąż umysłu rozległego, rozpaczliwie pragnący przywrócić Kościołowi pokój po swarach, jakie wybuchły na skutek działalności Cyryla Lukarisa. Odłożył na później wydanie sądu o „Kon­ fesji” Mohyły. W zamian za to przysłał do Kijowa doku­ ment wypracowany przez Święty Synod, omawiający wy­ łącznie kalwińskie błędy „Konfesji” Lukarisa. Wezwał Sy­ nod, by się z tym dokumentem zapoznał i przyjął go. Mo­ hyła jednak oczekiwał wyraźniejszego poparcia. Zwrócił się z tym do swego przyjaciela Bazylego hospodara Moł­ dawii.7

6 Zob.: A. Malvy i M. Viller, dz. cyt., X L V — X L V II; E. Le­ grand, B ibliographie H ellénique... au 17 s iècle, 104— 110. 7 Zob. A. Malvy i M. Viller, dz. cyt., LII ns.; J. Parg'oire, M eletios Syrigos, „Echos d’Orient”, 12 (1920) 24.

376

IX. Określenie doktryny

Bazyli o przezwisku Lupul, czyli Wilk, był synem albań­ skiego awanturnika i bogatej dziedziczki z Mołdawii. Dzię­ ki wielu matactwom i intrygom osiągnął w roku 1634 tron mołdawski i potrafił utrzymać się na nim przez dwadzieś­ cia lat. Był dobrym gospodarzem i umiał wspaniale gro­ madzić pieniądze. Wkrótce też stał się najbogatszym czło­ wiekiem na chrześcijańskim Wschodzie. Dzięki umiejętnie porozdawanym upominkom utrzymywał przyjacielskie sto­ sunki z władzami ottomańskimi. Chętnie okazywał swoją hojność Kościołom prawosławnym częściowo z pychy, a częś­ ciowo ze szczerej pobożności. Głównym jego doradcą w sprawach religii był przeciwnik Cyryla Lukarisa Meletios Syrigos, który nastrajał go wrogo do Lukarisa. Skutkiem tego Lupul nie chciał aż do śmierci Lukarisa wspomagać Kościoła w Konstantynopolu, choć obsyłał szczodrze wschodnie patriarchaty. Po roku 1638 nie tylko jednak pospłacał wszystkie długi patriarchatu konstantynopolitań­ skiego, ale zreorganizował ponadto zarząd jego finansami. Uważał się zatem za głównego świeckiego opiekuna prawo­ sławia, a nawet marzył o odbudowaniu Bizancjum. Opo­ wiadano, że na jego żądanie patriarcha Parteniusz zaprojek­ tował obrzęd jego cesarskiej koronacji, a korona dla niego już była gotowa. Rzecz jasna, że car Rusi krzywo patrzył na te roszczenia. Ale Michał Romanow po zgonie swego wybitnego ojca, patriarchy moskiewskiego Filareta, był osobistością zbyt mało znaczącą, by mógł mu się skutecz­ nie przeciwstawić. Zawiść Michała była tym bardziej gorz­ ka, że Kościół kijowski pod rządami Mohyły oglądał się, o ile chodziło o poparcie ze strony świeckiej, raczej na hos­ podara mołdawskiego niż na cara. To nie przyczyniało się do poprawy stosunków między Kijowem a Moskwą.8 Bazyli pragnął, by Kościół, którym się opiekował, był rządny i zjednoczony. Nagabywany przez Mohyłę, a idąc za doradą Syrigosa, zażądał, by zwołano Synod, na którym miano by uchwalić ostateczne wyznanie wiary. Pod jego naciskiem zwołano Synod do Jass, jego, Lupula, stolicy, we wrześniu 1642 roku. Przedstawicielami Konstantyno­ 8 W sprawie Bazylego Lupula zob. N. Jorga, B yzan ce après B yzance, 163— 181.

IX. Określenie doktryny

377

pola byli Meletios Syrigos i były metropolita Nicei, Koś­ cioła kijowskiego zaś Izajasz Kozłowski i dwaj inni wysocy dostojnicy duchowni. Kościół moskiewski przysłał trzech przedstawicieli, a przysłali ich również patriarchowie wschodni (wszyscy pobierali zasiłki od Bazylego). Byli jed­ nak na tyle ostrożni, by się zastrzec, że zjazd jest tylko miejscowym Synodem i nie ma znaczenia ekumenicznego. Obradom przewodniczył hospodar mołdawski.9 Syrigos był politykiem chytrym. Obawiając się zamieszek zażądał, by Synod obradował tajnie. Na skutek tego je­ dyne godne wiary informacje o tym zjeździe zawdzięcza­ my — rzecz dziwna — protestantowi. Był to poddany duń­ ski, pochodzący z Italii, nazwiskiem Scogardi. Był on przy­ bocznym lekarzem Bazylego, a cieszył się zaufaniem swego władcy. Wedle sprawozdania Scogardiego, pierwszą spra­ wą, którą się zajęto, miało być potępienie ,,Konfesji” Lu­ karisa. Moskwianie sprzeciwili się temu od razu, niewąt­ pliwie nie z miłości do Lukarisa, lecz raczej z chęci sprze­ ciwu. Oświadczyli, że ,,Konfesja” Lukarisa nie ma znacze­ nia; była to zwykła osobista wypowiedź, nie mająca w ogóle nic wspólnego z prawosławiem, a poza tym była prawdo­ podobnie falsyfikatem. Bazyli pragnąc zapobiec jawnej kłótni poparł stanowisko moskiewskie i sprawę pominięto milczeniem. W zamian za to Synod potępił jako heretycki krótki katechizm przypisywany Lukarisowi, ale w rzeczy­ wistości napisany przez jednego z jego zwolenników. Nie wymieniono przy tym imienia zmarłego patriarchy. Następ­ nym i najważniejszym przedmiotem obrad stała się „Kon­ fesja” Mohyły. Meletios Syrigos przetłumaczył ją był z ję­ zyka łacińskiego na grecki i podjął się przedstawić sprawę Synodowi. Ale Syrigos podejrzewał chytrze, że wiele po­ glądów Mohyły wyda się prawosławnym nieco nadmiernie łacińskimi. Wobec tego przy dokonywaniu przekładu do­ puścił się nieco dodatków i skreśleń z tekstu. Sam Mohyła zgodził się prawdopodobnie na pewne zmiany, a poza tym — wobec swej słabej znajomości greki — zdaje się nie­ których wcale nie dostrzegł.10 W skróconym wydaniu ka­ 9 Zob. J. D. Mansi, dz. cyt., X X IV , 1720. 10 Sprawozdanie Scogardiego podaje E. de Hurmuzaki, dz. cyt., IV, 1, 668; zob. też A. Malvy i M. Viller, dz. cyt., X L I X — LI.

378

IX. Określenie doktryny

techizmu, który później opracował na użytek czytelników Rusinów, wykorzystał niektóre z dokonanych zmian, inne natomiast pominął.11 Sobór w Jassach przyjął ..Konfesję” Mohyły w opraco­ waniu Syrigosa i zakończył swe prace zalecając parę nie­ wielkich reform natury administracyjnej. Wkrótce potem patriarcha konstantynopolitański Parteniusz II zwołał spe­ cjalne posiedzenie Świętego Synodu, który zatwierdził uchwały zapadłe w Jassach. Zatwierdzili je też patriarcho­ wie Joanicjusz aleksandryjski, Makary antiocheński i Paisjusz jerozolimski.12 Te wszystkie zatwierdzenia nie zna­ czą jednak wcale, by ,,Konfesja” Mohyły miała wejść w skład oficjalnego dogmatu Kościoła. Taką władzę miał tylko Sobór ekumeniczny. Synod w Jassach ekumenicznym nie był, a poparcie różnych patriarchalnych Synodów tego charakteru mu nadać nie mogło. Wobec tego, choć patriar­ cha konstantynopolitański Paisjusz pisząc w roku 1654 do Nikona moskiewskiego zalecał mu „Konfesję” Mohyły, już w dwa lata później patriarcha Parteniusz III zwołał do Kon­ stantynopola Synod, który pomówił „Konfesję” o zabar­ wienie przez doktrynę rzymską. Ale Parteniusza III, który szanował pamięć Lukarisa na tyle, że zadbał o przyzwoite pogrzebanie jego szczątków, a poza tym pragnął się przy­ podobać Kościołowi moskiewskiemu i popierał go w sporach z Kijowem, Turcy uśmiercili w roku 1657 pomawiając go o intrygowanie z carem.13 Wtedy opinia przechyliła się znowu ku „Konfesji” . W roku 1662 patriarcha jerozolimski Nektariusz orzekł, że „Konfesja” „zawiera wyłącznie czystą naukę i nie zawiera żadnych nowinek przyjętych z jakiej­ kolwiek religii” 14. W roku 1667 wydano ją w Amsterdamie 11 W sprawie katechizmu zob. A. Malvy i M. Viller, dz. c y t., CXLV ns. 12 Zob.: ta m ż e, LI— LIII; C. Delikanis, P a tr ia rc h ik a E n g ra p h a , 3 tomy, Konstantynopol 1094, III, 31— 32. 13 Zob. C. Delikanis, dz. c y t., III, 39. 14 Tekst zalecenia Nektariusza podaje wstęp do T h e O r th o d o x C o n fe s s io n o f th e C a th o lic an d A p o s to lic E a stern C h u rch , fa ith fu lly tra n s la ted fr o m th e O rig in a l fr o m th e v e r s io n o f P e ­ te r M o g iła , w yd. J. J. Overbeck, London 1898, 6— 9. Nektariusz

przyznaje, że nie czytał tekstu łacińskiego, nie może więc się wypowiadać w tej sprawie.

IX. Określenie doktryny

379

po grecku w wersji opracowanej przez Syrigosa i rozesła­ no ją wszystkim Kościołom prawosławnym z pełną apro­ batą patriarchatu konstantynopolitańskiego.15 Ale nauki w niej zawarte nie zostały nigdy uznane za istotne artykuły wiary. Gdyby się chciało uważać „Konfesję” Mohyły za pełne kompendium dogmatów — trzeba by ją uznać za pełną nieścisłości. Niemniej przeto — jeżeli nie uwzględnimy osobistej „Konfesji” Lukarisa — „Konfesja” Mohyły jest pierwszą od czasów Jana z Damaszku próbą ścisłego ujęcia zasadniczych wierzeń Kościoła, a poza tym pragnie ona odpowiedzieć na zagadnienia wyrosłe ostatnio podczas wy­ miany myśli z Kościołami zachodnimi. W sprawie pocho­ dzenia Ducha Świętego ujęcie Mohyły brzmi tak: „Duch Święty pochodzi tylko od Ojca w tym znaczeniu, że Ojciec jest źródłem i zasadą Bóstwa” . Na Soborze Florenckim wielu teologów rzymskich wyrażało gotowość przyjęcia tej formuły; wielu też i po dziś dzień uważa, że nie budzi ona zastrzeżeń. Formułę tę przyjęto też w roku 1875,16 gdy Kościół anglikański prowadził rozmowy w Bonn ze społecz­ nościami starokatolickimi i z prawosławnymi. Natomiast wielu prawosławnych uważało zawsze, że ów przynoszący określenie paragraf jest i niepotrzebny, i niepożądany, acz­ kolwiek nie można go nazwać heretyckim. Prawdę powie­ dziawszy, można go bardzo rozmaicie interpretować. Wiadome jest, że sam Mohyła przyjął rzymską naukę o czyśćcu oraz mniemał, że dusze świętych dostają się na­ tychmiast do raju. Izajasz Kozłowski przemawiając w jego imieniu na Synodzie w Kijowie bronił obu tych poglądów. Po długich rozprawach odesłano to zagadnienie do roz­ strzygnięcia przez patriarchę konstantynopolitańskiego. Ten jednak uchylił się od dania bezpośredniej odpowiedzi. Syrigos przewidywał, że takie nauki wywołają zacięte spory w Jassach. Wobec tego tłumacząc „Konfesję” przeinaczył całkowicie jej tekst: zaprzeczył istnieniu czyśćca oraz stwierdził, że o losie dusz świętych nic nie wiadomo. Mo­ hyła ze swej strony pominął później ostrożnie całe zagad­ 15 W sprawie różnych wydań zob. A. Malvy i M. Viller, dz. cyt., LVII— LIX. 16 Zob. tam że, 127— 128 i przypisy.

380

IX. Określenie doktryny

nienie przygotowując swój skrócony katechizm.17 O ile chodzi o zagadnienie predestynacji i Boskiej przedwiedzy, „Konfesja” Mohyły trzyma się nauki Jerzego Scholariosa Gennadiosa, która opiera się na Janie z Damaszku. Odzwier­ ciedla ona powszechnie przyjęty pogląd prawosławnych. W sprawie „wiary i uczynków” przyjęła „Konfesja” w brzmieniu dosłownym doktrynę, którą wyraził patriarcha Jeremiasz II w odpowiedzi, jaką dał luteranom, ale dodaje stanowczo: „Grzeszą ci, co liczą, że będą zbawieni przez samą wiarę, bez dobrych uczynków” 18. W sprawie transsubstancjacji Mohyła, a z nim i Syrigos w swym przekładzie przyjęli naukę podobną do wyznawa­ nej przez łacinników, ale interpretowali ją w sensie sta­ nowczo materialnym.19 Natomiast odrzucił Mohyła grecką naukę o epiklesis, to jest wiarę, że przemiana chleba i wina dokonuje się tylko przez odwołanie się do Ducha Świętego. Przyjął pogląd łaciński, że przemiana dokonywa się w chwi­ li, gdy powtarza się słowa Chrystusa. To wywołało zawzię­ tą argumentację na Synodzie w Kijowie. Sprawę tę dołą­ czono do tych, które miały być przedłożone patriarsze. W swym przekładzie „Konfesji” Syrigos zmienił jej tekst wsta­ wiając doń naukę o epiklesis. Gdyby ją pominął, „Kon­ fesja” nie zostałaby prawdopodobnie przyjęta. Ale Mohyła, gdy odkrył tę zmianę, nie był zadowolony. Utrzymywał swój pogląd i ponowił go w skróconym katechizmie.20 Niektóre wyrażenia, które Syrigos pozostawił w „Kon­ fesji” nie zmieniając ich, wskazują, że Mohyła nie przyjął nauki Palamasa o energiach. Nigdzie jej jednak wyraźnie nie zaprzeczył i sprawa ta w ogóle nie weszła pod obrady.21 Grecy byliby może woleli, by formuły „Konfesji” odno­ szące się do paru spraw mniejszej wagi były wyrażone bar­ dziej dokładnie, zostały one jednak przyjęte bez sprzeciwu. Dyskutowano nieco na Synodzie kijowskim nad pochodze­ niem duszy ludzkiej. Stało się tak dlatego, że niektórzy 17 Zob. T he O rth od ox C onfession..., 144— 152. X L V I— XL V II. CXVII. is T a m że, 19— 21. 107— 108. 19 Zob. tam że, 34. 60— 61. 20 Zob. tam że, L. L X X X V III. Zob. sprawozdanie Scogardiego, wyżej, str. 377. 21 Zob. A. Malvy i M. Viller, dz. cyt., 71— 72.

IX. Określenie doktryny

381

ruscy teologowie hołdowali jeszcze wyobrażeniom traducjanistycznym. Synod w Jassach przyjął ujęcie Mohyły, że Bóg stwarza duszę i przelewa ją w ciało, skoro tylko ciało powstało przez zapłodnienie.22 ,,Konfesja” Piotra Mohyły ma dla badacza prawosławia wydźwięk dziwnie obcy. Jasne było, że była ona inspiro­ wana duchem latynizmu. Wykład wiary, przyjęcie siedmiu sakramentów, wyliczenie i porządek trzech cnót teologicz­ nych, siedmiu grzechów głównych, a także niejeden sposób wyrażania się — wszystko to wskazywało, jak głęboko Mohyła był przesiąknięty teologią scholastyczną. Niektó­ rzy prawosławni teologowie przypuszczali, że ,,Konfesja” jest niezbyt się różniącą przeróbką katechizmu, który kilka­ dziesiąt lat wcześniej wydał był katolicki święty, Piotr Kanizjusz. Meletios Syrigos uczynił, co mógł, by nadać jej formę łatwiejszą do przyjęcia. A w owych czasach czyniła najlepiej zadość potrzebom chwili. Trudno by przyszło prawosławnym ją odrzucać, skoro tylu patriarchów i tyle Synodów ją przyjęło. Nawet przedstawiciele Moskwy — choć ich stosunek do Mohyły był chłodny — wyrazili swą zgodę. Patriarcha moskiewski Joachim kazał w roku 1685 przełożyć ją na język starosłowiański. Wydano w końcu ten przekład w roku 1696 na rozkaz cara Piotra i jego mat­ ki carycy Elżbiety. Patriarcha Adrian orzekł, że „Kon­ fesja” jest dziełem Bożego natchnienia. Sam Piotr Wielki skłaniający się do zachodnich sposobów myślenia cenił ją na równi z dziełami dawnych Ojców Kościoła.23 Ale na Wschodzie utrzymał się zawsze pewien prąd powściągli­ wszy. W tradycji Kościoła prawosławnego „Konfesja” Mo­ hyły uważana jest za osobiste wyznanie wiary najzupełniej ortodoksyjne, lecz pozbawione powagi wiążącej.24 Około roku 1691 krytyczny stosunek do „Konfesji” po­ czął znowu narastać. Patriarchowie Kallinikos w Konstan­ tynopolu i Dositeos w Jerozolimie usiłowali powściągnąć krytykę orzekając, że „Konfesja” jest ortodoksyjna i nie­ naganna.25 Dositeos poszedł jeszcze dalej w swej aprobacie 22 23 24 25

Zob. tam że, 12— 13. Zob.: ta m że, L X V II; J. D. Mansi, dz. cyt., X X X V II, 27— 28. Zob. na przykład S. Bulgakov, dz. cyt., 47. Zob. J. D. Mansi, dz. cyt., X X X V II, 465— 466.

382

IX. Określenie doktryny

i napisał długi wstęp do jej wydania w języku greckim opublikowanego w roku 1699 w Snagowie przez hieromnicha Antimosa z Gruzji.26 Uznawano jednak, że potrzebny jest obszerniejszy wykład wiary, a Dositeos był jak naj­ bardziej odpowiedni do ułożenia go. Pochodził z Peloponezu, urodził się w roku 1641 niedaleko Koryntu; pochodził z ro­ dziny, która uważała się za potomków rodziny Notarasów z Konstantynopola. Jerozolimski patriarcha Paisjusz, także Peloponezyjczyk, był przyjacielem rodziców Dositeosa. Pod­ jął się umożliwić mu kształcenie się w Konstantynopolu, gdzie głównym jego mistrzem stał się filozof Karyofyllos. Karyofyllos był serdecznym przyjacielem Cyryla Lukarisa i podzielał wiele jego nieprawosławnych poglądów. Jako nauczyciel był znakomity i chociaż osobiście skłaniał się do neoarystotelianizmu, stał się natchnieniem dla wielu najwybitniejszych greckich teologicznych umysłów w tej epoce. W Konstantynopolu Dositeos nauczył się języków łacińskiego, włoskiego, a także tureckiego i arabskiego. Pa­ isjusz przyjął go w swoją służbę. Licząc lat dziewiętnaście towarzyszył Paisjuszowi w charakterze sekretarza w po­ dróży do krajów kaukaskich i był przy nim, gdy w roku 1660 Paisjusz umarł w Castelorizzo. Następca Paisjusza na tronie patriarszym w Jerozolimie, Nektariusz, mianował wkrótce potem Dositeosa swym przedstawicielem w Moł­ dawii. Było to stanowisko poważne, patriarchat bowiem po­ siadał tam bogate włości. W roku 1668 Dositeos został mia­ nowany metropolitą Cezarei w Palestynie. W następnym roku, gdy Nektariusz zrzekł się urzędu, Dositeos licząc lat dwadzieścia siedem został patriarchą jerozolimskim. Pano­ wał tam przez trzydzieści dziewięć lat, aż do swej śmierci w roku 1707. Przez te długie lata jego wiedza, jego energia i jego rzetelność sprawiły, że stał się najbardziej wpływo­ wą i najbardziej szanowaną postacią na chrześcijańskim Wschodzie.27 26 Zob. E. Legrand, B ibligraphie H ellénique... au 17e siècle, III, 68— 69; IV, 151— 152. 27 Dositeos doczekał się obszernej literatury. Jego siostrzeniec i następca Chrysantos Notaras dołączył jego krótki życiorys, pisany w duchu pochwalnym, jako wstęp do jego H istoria peri ton en H ierosolym ois patriarcheusanton, Bukareszt 1715, którą

IX. Określenie doktryny

383

Stan Kościoła prawosławnego bardzo Dositeosa martwił. Kościół ten, jak to wykazał w swej przedmowie do Mohyłowej „Konfesji” , stał wobec czterech niebezpieczeństw za­ grażających mu z zewnątrz. Pierwszym z nich był luteranizm, drugim kalwinizm. Oba są nęcące, ponieważ dzielą z prawosławiem wrogość do Rzymu. Oba te wyznania li­ czą wielu czcigodnych wyznawców, ale oba są po prostu heretyckie. Trzecim niebezpieczeństwem jest dokonana przez papieża Grzegorza XIII w roku 1583 reforma kalen­ darza. Dositeos niechętny był tej reformie nie tylko dlate­ go, że w imię nauki zmieniała tradycyjny uświęcony sy­ stem, lecz także — i może jeszcze bardziej — ponieważ pa­ piestwo ją narzuciło, a wszystkie kraje świata poczęły ją przyjmować jeden za drugim. Czwartym niebezpieczeń­ stwem — i to najgorszym ze wszystkich — był Zakon Je­ zuitów. Dositeos bał się jezuitów szczerze. Pracując w Moł­ dawii poznał ich działalność w sąsiednich krajach i nasłu­ chał się przerażających powieści o ich postępowaniu. Wiele z nich sobie zapisał, jak na przykład historię o księżnej ruskiej, którą jezuici nawrócili i namówili, by wydobyła z grobu rozpadające się szczątki swego ojca i ochrzciła je wedle obrządku łacińskiego. Przeraziły go osiągnięcia je­ zuickiej propagandy, która rozgłaszała, że prawosławna hierarchia ulegała wpływom protestanckich herezji. Po­ dejrzewał nawet, że jezuici przerobili — choć może nie w całości — słynną „Konfesję” Lukarisa, tak by znaleźć dowód dla swych twierdzeń.28 Poparł ,,Konfesję” Mohyły, by wykazać, że Kościół jego nie skłania się ku protestanwydał po śmierci autora. Streszczenie życiorysu Dositeosa w: T. H. Papadopoullos, dz. cyt., I, 154— 156; zob. też: M. Jugie, T heologia D ogm ática C hristianorum O rientalium ,.., I, 516— 517; A. P. Palmieri, D ositeo, Patriarca G reco di G erusalem m e, Firenze 1909, passim — jest to obszerny życiorys pisany z łaciń­ skiego punktu widzenia. 28 Zob. E. Legrand, B ibliograph ie H ellénique... au 17e siècle, III, 68— 69 (Dositeosowe „cztery niebezpieczeństwa”). Doktor Covel pisze, że otrzymał był od Dositeosa listy, w których papież nazywany jest „wściekłą bestią, dzikim niedźwiedziem, Abomi­ nacją i Desolacją...”, a franciszkanie „dzikimi bestiami, bez­ litosnymi mordercami, czartami” . W sprawie wątpliwości Do­ siteosa co do Lukarisowego autorstwa „Konfesji” zob. jego Historia..., 1170.

384

IX. Określenie doktryny

tyzmowi. Ale przykład jezuitów przekonał go o tym, czego jego Kościół najbardziej potrzebuje od wewnątrz. Jezuici osiągają sukcesy, gdyż mają znakomity system nauczania. A właśnie w nauczaniu prawosławni są najbardziej nie­ udolni. Dositeos zachęca do zakładania nowych i zrefor­ mowania istniejących szkół i akademii. W roku 1680 zało­ żył na koszt swego jerozolimskiego patriarchatu drukarnię w Jassach w Mołdawii, gdzie rozporządzał środkami pie­ niężnymi i gdzie nie groziły mu trudności ze strony władz tureckich, jak w Jerozolimie i Konstantynopolu. Od czasu zniszczenia prasy drukarskiej, którą Lukaris był sprowadził do Konstantynopola, a z której niezbyt długo dało się ko­ rzystać, aż do tej pory prawosławni musieli drukować swe książki za granicą, przeważnie w Wenecji, w Genewie lub Amsterdamie albo na Ukrainie, gdzie sztuka drukarska nie stała wysoko. Teraz zaś jerozolimska drukarnia w Jassach stała się najważniejszą firmą drukarską w całym świecie prawosławnym.29 Dositeos sam napisał wiele dzieł ogłoszonych drukiem. Pisarska jego działalność nie miała granic. Przygotował do wydania dzieła niejednego z Ojców Kościoła, a także pisma nowszych teologów, jak na przykład swego po­ przednika, Nektariusza. I rzeczywiście ocalił niejedno, co by inaczej było poszło na zniszczenie. Z jego własnych pism ogłoszono za jego życia trzy rozprawy napadające ostro na Kościół rzymski. Są to: Tomos Katallagis, Tomos Agapis i Tomos Charas, który ukazał się na dwa lata przed śmiercią autora. Były to krótkie, ale jasno wyłożone ho­ milie, przeważnie kompilacje z dawniejszych pism teolo­ gicznych. Największe z jego dzieł pojawiło się dopiero w roku 1715, w osiem lat po jego śmierci. Wydał je i rozpo­ wszechnił jego siostrzeniec i następca Chrysantos Notaras. Tytuł jego brzmi: „Historia patriarchów Jerozolimy” . W rze­ czywistości jednak jest to historia całego wschodniego Koś­ cioła: jego Soborów (Synodów), jego schizm i przewodnich postaci; o samej Jerozolimie stosunkowo niewiele można tam znaleźć. Jest natomiast wiele dygresji z dziedziny teo­ 29 Zob.: T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 155— 156; T. Ware, Eustratios A rg en ti, 31— 32.

IX. Określenie doktryny

385

logii i historii. Dositeos czerpał szczodrze ze swego rozległe­ go oczytania nie tylko w pismach Ojców Kościoła oraz hi­ storyków bizantyńskich i neobizantyńskich, czerpał też z kronikarzy arabskich i z pisarzy zachodnich, jak na przy­ kład Grzegorza z Tours. Jego dzieło jest wyraźnie polemicz­ ne, nie opuszcza żadnej sposobności do wykazania błędów łacinników. Dositeos — z pewnych powodów — cofa datę początków rozłamu z Zachodem do najwcześniejszych cza­ sów Kościoła. Mierniki jego wiedzy nie są może takie jak dzisiaj. Nowoczesne badania mogłyby wykazać nieścisłość niejednego z jego twierdzeń. Ale z pewnością mógł się równać z każdym współczesnym sobie uczonym. Jego in­ terpretacja wydarzeń nigdy nie jest całkiem obiektywna; ale nie był on mniej obiektywny niż — każdy w swoim rodzaju — pisarze tacy jak Voltaire, a nawet Gibbon. Dositeosa można słusznie zaliczyć do wielkich dziejopisarzy.30 Dositeos uważał, że Kościół potrzebuje wykładu wiary do­ kładniejszego niż ten, który mu dała ,,Konfesja” Mohyły. W roku 1672, wkrótce po objęciu patriarchatu, zwrócił się do swego brata z Konstantynopola Dionizego IV — zwanego Muzułmaninem, ponieważ miał muzułmańskich krew­ nych — z prośbą, by ten przysłał mu list okrężny, który by można przedstawić Synodowi w Jerozolimie jako wy­ znanie prawdziwej wiary. Wobec tego Dionizy opracował takie wyznanie z pomocą trzech swoich poprzedników: Parteniusza IV, Klemensa i Metodego III, którzy wraz z nim to pismo podpisali, i wysłał je do Jerozolimy, aby tam odczytano je przed Synodem zwołanym przez Dositeosa. Synod jerozolimski je przyjął, a Dositeos przeznaczył je do rozpowszechnienia. Ukazało się w parę lat później jako jedno z pierwszych wydawnictw jerozolimskiej drukarni w Jassach. Jest powszechnie znane pod nazwą ,,Konfesja Dositeosa” .31 30 H istoria ta ukazała się w roku 1715 w Bukareszcie. O jej treści zob. N. Jorga, B yzan ce apres B yza n ce, 196— 198. 31 Pełny grecki tekst „Konfesji Dositeosa” podaje J. N. Karmiris, Ta D ogm atika kai S ym bolika M nem eia..., II, 746— 773. Zob. też J. N. W. B. Robertson, T he A cts and D ecrees o f the Synod o f J erusalem , som etim es called th e C ouncil o f B eth leh em , London 1899; dzieło to zawiera angielski przekład „Konfesji” — 110— 162.

386

IX. Określenie doktryny

„Konfesji Dositeosa” brak sełiolastycznego układu „Kon­ fesji” Mohyły. Omawia każdą zasadniczą doktrynę, jedną po drugiej, ale bez żadnego logicznego porządku, przy czym omówienie to ma charakter dyskursywny. Panuje w niej tendencja do wywodzenia definicji dogmatycznych — w miarę możności — z dawnych tradycji, wedle których na­ sza wiedza teologiczna musi koniecznie być niekompletna, 0 ile nie ma się do czynienia z jakimś uprzednim Bożym objawieniem. Ale mimo wszystko „Konfesja” usiłowała dać jasne wypowiedzi dotyczące podstawowych dogmatów, oko­ ło których toczyły się niedawne spory. Wbrew łacinnikom „Konfesja” twierdzi stanowczo, że Duch Święty pochodzi wyłącznie od Ojca, a pomija objaśniające zdanie zawarte w „Konfesji” Mohylańskiej. Odrzuca też naukę o czyśćcu. Wymaga stanowczo używania w sakramencie Eucharystii chleba na zaczynie i twierdzi, że epiklesis jest niezbędna, by doprowadzić do przemiany elementów. Twierdzi dalej, że jedynie prawosławny kalendarz postów i świąt jest pra­ widłowy. Zaprzecza też stanowczo roszczeniom stolicy rzymskiej do zajmowania jakiegokolwiek zwierzchniego stanowiska w Kościele. W przeciwieństwie do „Konfesji” Mohylańskiej, która wyraźnie przeciwstawiała się palamizmowi, „Konfesja Dositeosa” przyjmuje palamickie słow­ nictwo, gdy mówi o wizji Boga. Ale jest ta „Konfesja” rów­ nie stanowcza, gdy przeczy różnym poglądom teologii pro­ testanckiej. Wypowiada się bez niedomówień na rzecz transsubstancjacji; posługuje się wyrażeniem „metousiosis” 1 orzeka, że chleb i wino użyte w Sakramencie przeistoczy­ ły się naprawdę i całkowicie w Ciało i Krew Chrystusa. Przyjmuje wstawiennictwo świętych i całkowite odpuszcze­ nie grzechów przez sakrament ostatniego namaszczenia. Liczbę sakramentów ustala ostatecznie na siedem. Wyjaś­ nia, że świętym obrazom należy okazywać uszanowanie zgodnie ze wskazówkami Drugiego Soboru Nicejskiego. „Konfesja” idzie nawet dalej niż Sobór Nicejski, gdyż ze­ zwala na ikony przedstawiające Ojca i Ducha Świętego, gdy tymczasem Bizantyńczycy utrzymywali, że można od­ twarzać w malarstwie tylko Bóstwo Wcielone. Odrzuca predestynację, tak jak ją pojmują wyznawcy kalwinizmu, obstaje przy wolności ludzkiej woli, przyjmuje przy tym

IX, Określenie doktryny

387

naukę wyłożoną przez Jana z Damaszku i Gennadiosa. Od­ rzuca naukę o usprawiedliwieniu przez samą tylko wiarę. Oświadcza, że zbawienie osiąga się przez „wiarę i miłość, to jest przez wiarę i uczynki” . Synod jerozolimski nie był Soborem powszechnym. Ani Dionizy, ani Dositeos nie byliby się poważyli utrzymywać, że „Konfesja” jest bezwarunkowo i we wszystkich szcze­ gółach bezbłędna. Zawierała jedynie to, co jej twórcy uważali v/ swej ludzkiej niedoskonałości za zgodne z praw­ dą. „Konfesja” w całości odzwierciedlała ogólne poglądy ówczesnych prawosławnych i — z wyjątkiem jej dokładnej definicji transsubstancjacji — na ogół biorąc obowiązuje po dziś dzień. Gdy anglikańscy Non-Jurorzy zażądali autory­ tatywnego wyznania nauki prawosławnej, patriarcha Je­ remiasz III wysłał do Anglii tekst „Konfesji Dositeos a” najuprzejmiej żądając, by anglikanie przyjęli ją z góry, zanimby się mogły rozpocząć jakiekolwiek rozmowy o unii.32 „Konfesja” jednak — nawet z jej licznymi objaśniającymi klauzulami — była nieco zbyt ścisła w pojęciu wielu pra­ wosławnych. Formuła omawiająca transsubstancjację miała niebawem stać się źródłem wielu kłopotów. Na prośbę patriarchy moskiewskiego Joachima Dositeos wysłał w roku 1680 do Moskwy dwu swoich wysoce uczo­ nych dworzan. Byli to dwaj bracia pochodzący z Kefalonii; nazwisko ich brzmiało Lichudes, a imiona Joanicjusz i Sofroniusz. Kościół kijowski nie szczędził wytrwałych wysił­ ków, by narzucić całemu Kościołowi na Rusi zlatynizowaną naukę o Eucharystii. Jeden z uczniów Piotra Mohyły, mnich ukraiński Symeon Połocki, osiedlił się był w Mo­ skwie, a że jego obejście było uprzejme i dworne, stał się wnet ulubieńcem w carskim otoczeniu. Aleksiej powierzył mu nauczanie swych dzieci, w których liczbie znalazł się też najmłodszy jego syn Piotr. Ale ten przyszły Piotr Wiel­ ki liczył wszystkiego lat osiem, gdy Symeon umarł, trudno więc myśleć, by nauczyciel mógł był nań wyrzec głębszy wpływ. Symeon nie znał języka greckiego, ale władał bieg­ le łacińskim i polskim. Jego obeznanie zaś z naukowymi 32 Zob. H. T. F. Duckworth, G reek M anuals o j C hurch D octrine, London 1901, streszczające cztery dziewiętnastowieczne greckie katechizmy.

388

IX. Określenie doktryny

odkryciami i metodami Zachodu imponowało mieszkańcom Moskwy. Dla moskiewskiego duchowieństwa nie żywił nic prócz pogardy. Ufny w przychylność cara, zapragnął wy­ jednać ukaz narzucający Kościołowi moskiewskiemu przy­ jęcie pełnej nauki o transsubstancjacji i odrzucenie nauki 0 epiklesis. Patriarcha Joachim i jego duchowieństwo prze­ razili się i posłali do Dositeosa z prośbą o pomoc. Najgroźniejsze spięcie już było minęło, gdy bracia Lichudes dotarli do Moskwy, bo właśnie wtedy Symeon zmarł. Jego przyjaciel i uczeń Sylwester Miedwiediew, który dalej prowadził jego dzieło, był człowiekiem mniej uczonym 1 mniej zdolnym. Braciom Lichudes nie mógł sprostać, tym bardziej że obaj otrzymali byli znakomite zachodnie wy­ kształcenie w Padwie i Wenecji, znali język łaciński i wło­ ski; znane im też były najnowsze kierunki w filozofii i nau­ kach ścisłych. Car począł okazywać Miedwiediewowi mniej łaski; uprzytomnił też sobie ogólną niechęć do nauk ukra­ ińskich. W roku 1690, na krótko przed śmiercią patriarchy Joachima, odbył się w Moskwie Synod, który odrzucił nau­ czanie Symeona Potockiego. Naukę o epiklesis uznano za dogmat i zatwierdzono rozmyślnie nieścisłe określenie transsubstancjacji. Wycofano wydane w Kijowie różne pod­ ręczniki teologiczne. Na ich miejsce bracia Lichudes opra­ cowali nowe. Wydali ponownie ,,Konfesję” Mohyły, ale tak, że wydanie z roku 1696 zawierało sporo modyfikacji do­ tyczących nauki o osobach Trójcy Świętej i nauki o Eucha­ rystii. Bracia Lichudes wbrew swojemu zachodniemu wy­ kształceniu byli wyznawcami starej tradycji apofatycznej. Zdaje się, że uważali nawet ,,Konfesję Dositeosa” za nieco nadmiernie katafatyczną. Byli przedstawicielami ruchu od­ chodzącego od poszukiwania ścisłości, tak znamiennego dla XVII wieku, a powracającego do starej tradycji. W XIX wieku, kiedy poczęto układać nowe katechizmy tak w Rosji, jak i w Grecji, słownictwo ich, o ile chodzi o Eucharystię, wolną wolę i usprawiedliwienie przez wiarę, jest rozmyśl­ nie ogólnikowe: wskazuje na Boskie tajemnice.33 33 W sprawie braci Lichudes zob. M. Smercowski, Bracia L i­ chudes (po rosyjsku), Petersburg 1899; dzieło to daje pełny obraz ich życia i pism. Zob. też M. Jugie, T heologia D ogm atica C hristianorum O rientalium ..., I, 517— 518.

IX. Określenie doktryny

3Ś9

Wiek XVIII nie był w żadnym kraju na świecie wiekiem wielkich teologów. Jeżeli chodzi o Rosję, narzucona przez Piotra Wielkiego, naśladująca raczej luterańskie niż bizan­ tyńskie wzory kontrola świecka zniechęcała do podejmowa­ nia poważniejszej pracy teologicznej. Dwór cesarski począł coraz bardziej wrastać w świecką kulturę Zachodu. Z trzech wybitnych kobiet, którym było w XVIII wieku dane władać Rosją, dwie, mianowicie Katarzyna I i Kata­ rzyna II, urodziły się w protestantyzmie. Ich nawrócenie się na prawosławie miało charakter raczej polityczny niż religijny. Trzecia z nich, Elżbieta Piotrówna, była bardziej zabobonna niż pobożna; nie nęciły jej subtelności teologii. Katarzyna II zapełniała rozmyślnie ważne stanowiska koś­ cielne wolnomyślicielami, a monastery skłonna była uważać za instytucje państwu wrogie. Święci mężowie rosyjscy, tacy jak Tichon, biskup Woroneża, podziwiany przez Do­ stojewskiego, albo mistyk Paisij Wieliczkowski, nie doznali ze strony rządu pomocy ani zachęty.34 Jeżeli chodzi o Greków, wpływ fanariockiej arystokracji sprawił, że nauka świecka weszła w modę kosztem nauki religijnej. Jednym z nielicznych, którzy łączyli obie gałęzie wiedzy, był Nikodem ze Świętej Góry. Dzieło jego pt. Pidalion, ogłoszone w roku 1800 w Lipsku, jest po dziś dzień najpoważniejszym źródłem, o ile chodzi o zadania i zakres greckiego prawa kanonicznego. Nikodem był zarazem mis­ tykiem w starym stylu, choć co prawda zalecane przez nie­ go ćwiczenia mistyczne czerpią więcej z Ignacego Loyoli i mistyków zachodnich niż z hezychastów. Ale Nikodem jest odosobniony w swojej duchowości.35 Chęć do wymiany myśli z teologami innych wyznań zaniknęła. Protektorką wiary prawosławnych stała się Rosja; co prawda nie zaw­ sze była tak gotowa do bezinteresownej pomocy, jak się prawosławni byli spodziewali. Jedynym niezmiennym nie­

34 O późniejszych rosyjskich mistykach zob. E. Behr-Sigel, P rière et sain teté dans VEglise russe, Paris 1950. 35 Zob.: T. Ware, Eustratios A rgen ti, 101— 102. 170— 172; M. Viller, N icod èm e V Agiorite et ses em prun ts à la littérature spiritu elle occid en tale, „Revue d’Ascétique et de Mystique”, 5 (1924) 174— 177.

IX. Określenie doktryny

390

bezpieczeństwem dla nich była propaganda Kościoła rzym­ skiego. Jezuici utracili nieco ze swego dawnego wpływu, wielu potentatów zachodniej Europy odwróciło się od nich. Ale na Wschodzie byli nadal czynni, a obok nich rozwinęły swą działalność Zakony Dominikanów i Franciszkanów. Mo­ carstwa katolickie, a w szczególności Francja, jakkolwiek u siebie w domu odwracały się od nich, wciąż skłonne były posługiwać się nimi dla swych politycznych celów w gra­ nicach państwa ottomańskiego. Spory o opiekę nad miejscami świętymi w Palestynie ciągnęły się nadal. Franciszkanie domagali się uznania ich za szczególnie powołanych do opiekowania się miejscami świętymi. Katolickie mocarstwa popierały te ich roszczenia. Sułtan ze względów administracyjnych byłby wolał pozo­ stawić sanktuaria nadal pod opieką prawosławnych, ale ze względów dyplomatycznych czynił często ustępstwa franciszkanom. Musiał też pamiętać, że także jego podda­ nymi są Koptowie, jakobici i Arabowie i że winien mieć względy również i dla nich. W drugiej połowie XVII wie­ ku wpływy czołowych fanariotów w Wysokiej Porcie za­ pewniły Grekom stanowisko uprzywilejowane w miejscach świętych. Ale nie można było nie uznać ich łacińskich współzawodników. W późniejszych czasach spory te stały się jedną z przyczyn wojny krymskiej.36 Tymczasem w Kon­ stantynopolu propaganda łacińska działała nieustannie, przenikając nawet i na dwór patriarszy. Patriarchę Atana­ zego, znakomitego muzykologa (władał w latach 1709—1711), pomawiano o proromanizm. Takież podejrzenia padały na jednego lub dwu spośród jego następców. Na koniec współ­ zawodnictwo pomiędzy Kościołami spowodowało jedyny w XVIII wieku wielkiej miary spór teologiczny w łonie prawosławia. Toczyły się zawsze spory o właściwy obrzęd obowiązują­ cy przy przyjmowaniu do Kościoła prawosławnego chrześ­ cijan przechodzących z Kościoła rzymskiego lub innych Kościołów. Sprawa powtarzała się często, ponieważ wielu Greków pochodzących z ziem pod panowaniem weneckim,

Zob. wyżej, str. 260.

IX. Określenie doktryny

391

na przykład z Wysp Jońskich, pragnęło powrócić na łono Kościoła swych ojców. Należeli tu tacy, którzy pragnęli się osiedlić w granicach cesarstwa ottomańskiego albo którzy mieli żony prawosławne. Synod z roku 1484, pierwszy Sy­ nod zwołany do Konstantynopola po upadku tego miasta*, zajmował się właśnie tym zagadnieniem. Synod ten ustalił obrzęd, wedle którego nowo nawrócony wyrzekał się błę­ dów doktrynalnych i dostępował ponownego bierzmowa­ nia; ale nie musiał być ponownie ochrzczony. Z biegiem czasu jednak wyrosły wątpliwości, czy to wystarcza. Czy chrzest heretycki jest ważny? Wątpliwości te nie wynikały wyłącznie z niechęci do łacinników, choć i taki wzgląd wchodził z pewnością w grę. Wynikały ze szczerego przeko­ nania, że łaciński obrzęd chrztu nie jest kanonicznie prawi­ dłowy. Prawosławni, trzymając się zwyczajów pierwotnego chrześcijaństwa, dokonywali chrztu przez zanurzenie. Koś­ ciół przyzwalał, by w razie nagłym każdy ochrzczony chrześcijanin — bez względu na sektę, do której by nale­ żał — mógł dokonać ważnego chrztu, byleby po zawezwa­ niu Trójcy Świętej. Ale obrzęd musiał być dokonany przez zanurzenie, o ile tylko to było fizycznie wykonalne. Łacinnicy natomiast chrzcili przez pokropienie. Wielu prawo­ sławnych mniemało, że było to niezgodne z kanonami. Wy­ magali oni ponownego chrztu dla nowo nawróconych nie dlatego, że byli oni ochrzczeni przez heretyka, lecz dlatego, że wedle ich zdania nie byli oni w ogóle ochrzczeni. Po­ glądy duchownych prawosławnych, a przede wszystkim kół zakonnych, przesuwały się już od pewnego czasu w tym kierunku. Konfesje siedemnastowieczne nie zajmowały się obrzędami chrztu. Ale w początkach XVIII wieku poczęto domagać się ponownego chrztu stanowczo. Przodownikami w tym ruchu byli prawdopodobnie Rosjanie, zawsze bar­ dziej prawosławni niż prawosławni. W roku 1718 Piotr Wielki pisał do patriarchy Jeremiasza w Konstantynopolu z pytaniem, czy należy ponownie chrzcić nawracających się, i otrzymał odpowiedź, że nie jest to potrzebne. Ale udzie­ lając tej odpowiedzi Jeremiasz nie działał w imieniu całe­ go Kościoła. Po jego stronie wypowiadali się arystokratycz­ ni fanariocd i intelektualiści pyszniący się swą zachodnią kulturą i tym, że byli wolni od bigoterii, poza tym większa

392

IX. Określenie doktryny

część wyższych hierarchów, z których wielu zawdzięczało swe stanowiska wpływom fanariotów, oraz pochodzący z Wysp Jońskich, gdzie prawosławni żyli w zgodzie z ka­ tolikami i gdzie nawrócenia były zjawiskiem częstym. Tacy ludzie nie widzieli potrzeby zmian w istniejących zwycza­ jach. W prawie kanonicznym, jakie wynikało z Pisma świę­ tego i z uchwał Soborów powszechnych, nie można było znaleźć nic, co by dla ważności chrztu wymagało zanurze­ nia albo też ponownego chrztu kogoś już ochrzczonego w imię Trójcy Świętej. Po przeciwnej stronie wypowiadała się większość monasterów, uważających się zawsze za straż­ ników tradycji, dalej prawosławni rosyjscy i prawosławni w Syrii i Palestynie, gdzie niechęć do katolików była silna i gdzie nawróceń było niewiele, a jeśli chodzi o duchowień­ stwo — zwłaszcza niższe — pozostawało prawie bez wy­ jątku pod wpływem monasterów. W połowie XVIII wieku to drugie stronnictwo znalazło dwu wybitnych przywódców. Jednym był Eustratios Argenti. Był człowiekiem świeckim, pochodził z Chios, gdzie uro­ dził się około roku 1690, a studiował filozofię i medycynę w Europie Zachodniej. Zasłynął jako jeden z czołowych le­ karzy na Bliskim Wschodzie. Poza tym oddawał się namięt­ nie teologii. Przeczytane księgi przekonały go, że zanurze­ nie jest jedyną kanoniczną formą chrztu. Jego zdaniem wynajdywanie innych form było błędem i uleganiem prą­ dom światowym. Koła intelektualistów, w których się ob­ racał, nie okazały mu zrozumienia. Ale udało mu się prze­ konać wybitnego teologa, metropolitę Nicei Cyryla. Cyryl pochodził z niższych ^fer z Konstantynopola. Ale posiadał dobre wykształcenie, a dzięki swym zasługom osiągnął wy­ soki stopień w hierarchii. Jego koledzy-metropolici szano­ wali go dla jego zdolności, ale nie był przez nich łubiany. Jednakowoż patriarcha Paisjusz II był jeszcze mniej popu­ larny. Paisjusz, który był już raz złożony z urzędu, wie­ dział, że Synod knuje przeciwko niemu intrygi, kazał był więc — jak opowiadano — wszystkim podległym mu metro­ politom zaprzysiąc, że gdyby został ponownie złożony z urzędu, żaden z nich nie zgodzi się zająć opróżnionego po nim miejsca. Cyryl złożył przysięgę, ale gdy Paisjusza zno­ wu usunięto we wrześniu 1748 roku, już w kilka dni potem

IX. Określenie doktryny

393

objął tron patriarszy. Historię, że Cyryl złamał przysięgę, puścili jego nieprzyjaciele w obieg dopiero po kilku latach. Nie wyjaśnili jednak sposobów, dzięki którym Cyryl tak gładko został wybrany na tron. Cyryl zostawszy patriarchą miał trzy cele na oku: chciał polepszyć system wychowania po monasterach, zreformować finanse swego urzędu oraz wprowadzić obowiązek ponownego chrztu dla nowo nawró­ conych. Usiłowania zmierzające do osiągnięcia pierwszego z tych celów, a polegające na próbie założenia akademii na górze Athos, zakończyły się niepowodzeniem. Surowe refor­ my w dziedzinie finansowej osiągnęły pewne wyniki. Pa­ triarcha nałożył wielkie ciężary na metropolie i bogatsze biskupstwa, a ulżył ciężarów uboższym społecznościom. To zwiększyło jego popularność wśród greckiego pospólstwa w Konstantynopolu, któremu i tak podobały się jego po­ wszechnie znane poglądy w sprawie ponownego chrztu, na­ tomiast metropolitów przyprawiło o wielką złość. Zanim zdążył wprowadzić w życie swą politykę religijną, postarali się o złożenie go z urzędu (maj 1751) i wprowadzili nań po­ nownie Paisjusza. Paisjusz nie żywił — zdaje się — zawiści przeciw Cyrylowi, a sam skłaniał się do uznania potrzeby ponownego chrztu. Nie miał jednak dostatecznej powagi, by narzucić swe zdanie; nie potrafił też zabronić pewnej ilości metropolitów, by jawnie mu się przeciwstawiali. Żył pod­ ówczas w Konstantynopolu mnich imieniem Auksencjusz, któremu pospólstwo przypisywało moce cudotwórcze, a któ­ ry z całą pewnością był znakomitym demagogiem. Jakkol­ wiek Cyryl — zdaje się szczerze — odrzekał się wszelkiej styczności z Auksencjuszem, ten ostatni rozpętał wrogość przeciw Paisjuszowi i metropolitom i we wrześniu 1752 ro­ ku doprowadził do takich zaburzeń, że władze tureckie uznały konieczność usunięcia Paisjusza i ponownego wybo­ ru Cyryla. Widząc takie dowody swej popularności Cyryl mógł rzucić wyzwanie metropolitom. W roku 1755 rozesłał encyklikę w potocznym języku greckim, której był prawdo­ podobnie osobiście autorem, a w której domagał się po­ nownego chrztu dla nowo nawróconych z Kościołów rzym­ skiego i ormiańskiego. W ślad za nią wydał o miesiąc póź­ niej urzędowe zarządzenie znane pod nazwą ,,Oros” do któ­ rego ułożenia przyczynił się był Argenti. Opierając się na

394

IX. Określenie doktryny

założeniach prawa kanonicznego orzekał z naciskiem, że ponownego chrztu należy wymagać od każdego nowo na­ wróconego. Patriarchowie Aleksandrii i Jerozolimy podpi­ sali to zarządzenie. Patriarcha Antiochii byłby postąpił po­ dobnie, gdyby nie to, że przebywał podówczas w Rosji po­ szukując pieniężnego wsparcia, i gdyby jakiś przywłaszczyeiel nie był właśnie zasiadł na jego tronie. Metropolici powitali „Oroś” okrzykiem oburzenia, ale przekonali się nie bez zakłopotania, że stali się sojuszni­ kami poselstw mocarstw katolickich, które natychmiast zgłosiły wobec Porty protesty przeciw obrażaniu religii katolickiej. Nacisk wywarty przez ambasadorów raczej niż opinie Synodu doprowadził do usunięcia Cyryla w styczniu 1757. Ale skoro tylko jego następca Kallinikos IV, uprzed­ nio metropolita Braiły w Rumunii, zechciał w sześć miesię­ cy później odwołać „Oroś”, doszło do takich rozruchów, że Turcy zażądali ustąpienia Kallinikosa. Następny patriarcha Serafeim II był zbyt ostrożny, by miał powtórzyć usiłowa­ nia Kallinikosa. Skutkiem tego — choć Cyryl nie zostawił po sobie chlubnych wspomnień — konieczność udzielania ponownego chrztu jest po dziś dzień uznawana urzędowo przez Kościół prawosławny. Niezależnie od tego, czy jego zarządzenia są przejawem wstecznego obskurantyzmu, jak utrzymywali niektórzy przeciwnicy Cyryla, czy szowinizmu religijnego, jak twierdzą inni, czy — co jest bardziej praw­ dopodobne — wyrazem jego szczerego przekonania, wielu prawosławnych ubolewa wciąż, że Cyryl wydał ,,Oros” ; oka­ zało się bowiem, że jest on przeszkodą do jakiegokolwiek pojednania Kościołów. „Oroś” jest ostatnim teologicznym przedsięwzięciem Kościoła prawosławnego przed nowymi sporami, jakie rozpętają się w XIX wieku. Tymczasem Ko­ ściół ten został porwany w wiry walk politycznych podję­ tych przez naród grecki.37 37 Spór w sprawie chrztu przedstawił wspaniale T. Ware, Eustratios A rg en ti, 65— 107. O działalności Cyryla V podstawo­ wym źródłem jest cytowana już kronika Sergiusza Makraiosa, I, w: C. N. Sathas, M esaionike bib lioth eke, III, 203— 238. Zob. też T. H. Papadopoullos, dz. cyt., I, 159— 264.

Rozdział dziesiąty FANARIOCI Było dla Kościoła szczęściem w jego walce o utrzyma­ nie swego stanowiska pomimo doznawanego ucisku i wzro­ stu zadłużenia, że znalazły się wśród Greków klasy, któ­ rym panowanie ottomańskie przyniosło dobrobyt. Rozprze­ strzenienie się wielkiego mocarstwa na cały Bliski Wschód obaliło zapory stawiane przed handlem przez dawniej­ sze poszczególne państwa. Handel wewnątrz cesarstwa roz­ kwitał wszędzie pomimo ceł miejscowych i drapieżności miejscowych gubernatorów. Rosła liczba kupców zachod­ nioeuropejskich, którzy przybywali do portów tureckich, by zakupywać jedwabie i kobierce, oliwki i suszone owo­ ce, zioła, korzenie i tytoń, i w ogóle towary wytwarzane w cesarstwie. Rdzenni Turcy nie mieli zmysłu kupieckie­ go; a usunęli Italczyków mających niegdyś w swych rę­ kach handel Lewantu. Działalność kupiecką Turcy pozo­ stawili narodom podbitym: Żydom, Ormianom, Syryjczy­ kom i Grekom. Grupą przodującą byli teraz Grecy, a to dzięki temu, że byli też najlepszymi żeglarzami. Wśród Greków panowała z dawna wielka bieda. Większość gre­ ckich chłopów tak w Europie, jak i w Azji wydrapywała mozolnie swą egzystencję z jałowej ziemi. Lecz tam, gdzie natura była nieco łaskawsza, jak na przykład w paśmie Pelionu z jego bystrymi strumieniami, tam wszędzie wyra­ stały kwitnące osiedla, w których drobni przemysłowcy skupiali się w spółki i związki. Jedwabie z Pelionu były sławne pod koniec XVII wieku, a plantatorzy morwy cie­ szyli się szczególnymi przywilejami z sułtańskiego nada­ nia. W Ambelakii tessalskiej i w zachodniomacedońskiej

396

X. Fanarioci

Naussie kwitło przetwórstwo bawełny.1 W tym czasie han­ del futrami skupiał się w cesarstwie wokół macedońskiego miasta Kastoria. Obywatele tamtejsi zakupywali futra po­ chodzące z dalekiej północy i przerabiali je we własnych warsztatach na okrycia i czapki.2 W regionach Macedonii uprawiających tytoń większość dochodów dostawała się tu­ reckim obszarnikom; ale chłopom uprawiającym ziemię nie działa się krzywda.3 Rozkwitała też przybrzeżna żegluga i rybołówstwo w okolicy Konstantynopola. Zajmowali się nim przeważnie Grecy albo chrześcijańscy Lazowie, któ­ rych uważano za Greków, ponieważ byli prawosławni. A handel przewozowy we wschodnim basenie Morza Śród­ ziemnego był cały w rękach greckich armatorów zamie­ szkałych na Wyspach Egejskich Hydra lub Syra.4 Greccy kupcy wywozili małmazję na targowiska Niemiec lub Pol­ ski albo też gromadzili dalej na Wschodzie bawełnę i ko1 Zob.: A. Hadjimichali, A sp ects de Vorganisation écon om iq u e d ec G recs dans VEmpire O ttom an, L e C in q -cen tièm e a n n iv er­ saire de le prise de C on stan tin op le, L 'H ellénism e contem porain, zeszyt poza serią, Athènes 1953, 364— 368; N. G. Svoronos, C om ­ m erce de Salonique au X V I I I e siècle, Paris 1956, 250; D. Sici­ lianos, H e M akrinitza kai to P elion, Ateny 1939, 92— 94. 2 W sprawie handlu futrami zob.: A. Hadjimichali, art. cyt., 272— 275; C. Mertsios, M onum ents de l'histoire de la M a ced on ie, Salonique 1947, 209 ns. 3 Sprawozdania francuskich konsulów: Arasy, de Jonville i Beaujour, w: M. Lascaris, S alonique à la fin du X V I I I e siècle, Athènes 1939; N. G. Svoronos, dz. cyt., 261— 264. 4 W sprawie handlu morskiego w obrębie cesarstwa ottomańskiego w X V II wieku zob. R. Mantran, Istanbul dans la s e ­ cond e m oitié du X V I I e siècle, Paris 1962, 425 ns., zwłaszcza 487— 492. O udziale Greków zob.: Eremiya Çelebi Kdmürcüyan, Istanbul Tarihi: X V II asîrda Istanbul, przełożył na język turec­ ki H. D. Andreasyan, Istanbul 1952, 47 (opis sporządzony przez współczesnego podróżnika Ormianina); R. Mantran, dz. cyt., 55— 57. Nie ma dobrego przeglądu handlu Wysp Egejskich w X V III wieku, kiedy to wyspiarze owładnęli niemal całym handlem Lewantu. Według L. S. Bartholdy’ego, V oy a g e en G rèce fait dans les an nées 1803— 1804, 2 tomy, Paris 1807, II, 63, wyspy Hydra, Spetsai, Psara i Chios posiadały trzysta do czte­ rystu statków. Najlepszą monografią wyspy Hydra jest wciąż G. D. Kriezis. H istoria tes N esou pro tes Epanastaseos tou 1821, Patras 1860. Zob. też w sprawie przywilejów, z jakich wyspy korzystały, J. Z. Stephanopoli, L es Iles de l'E gée: leurs p r iv i­ lèges, Athènes 1912,‘passim.

X. Fanarioci

397

rżenie, by je wywozić w inne strony.5 Ale wielkie ma­ jątki można było łatwiej gromadzić w większych nadmor­ skich miastach portowych: w Smyrnie, Tessalonice, Kon­ stantynopolu. Prawa Koranu, a także wrodzona Turkom niechęć zabraniały im oddawać się interesom bankowym. Toteż rychło bankierami i finansistami cesarstwa stali się Żydzi, a w jeszcze większym stopniu Grecy. Na Wschodzie — inaczej niż w Europie feudalnej — nie uważano nigdy bogacenia się za coś niegodnego arysto­ kracji. W społeczności greckiej poczęła wypływać na wierzch arystokracja pieniądza. Łączyły ją wspólne cele i korzyści oraz zawierane w jej gronie małżeństwa. Jej szeregi stały otworem dla nowo przybywających. Bogate rody żywiły wielkie ambicje. Wśród tej społeczności powa­ gą był patriarchat, bogate rody dążyły więc do zdobycia wpływu na patriarchat. Arystokracja nazywając się ,,archontami narodu greckiego” budowała swe konstantyno­ politańskie siedziby w dzielnicy Fanar, by sąsiadowały z gmachami patriarchatu. Dla synów swych zdobywała stanowiska na dworze patriarchy i tak kolejno wysokie urzędy Wielkiego Kościoła przechodziły jeden po drugim w ręce świeckich. Potomkowie arystokratycznych rodów nie wstępowali w szeregi duchowieństwa. Uważano, że uwłaczałoby to ich godności. Biskupi i sam patriarcha po­ chodzili spośród uzdolnionych chłopców z niższych warstw, szli w górę dzięki inteligencji i zasługom. Ale pod koniec XVII wieku rodziny fanariotów, jak się teraz zazwyczaj nazywały, opanowały były ośrodki kościelnej organizacji. Nie mogły jednak opanować ich całkowicie. Bywały wy­ padki, jak na przykład za patriarchy Cyryla V, że mu­ siały ustępować pod naciskiem opinii publicznej. Ale pa­ triarchat jako taki nie mógł się bez nich obejść. Jedynie fanarioci mieli możność płacenia długów patriarchatu i knucia u Wysokiej Porty intryg ku jego korzyści.6 5 Zob.: N. Jorga, B yzan ce apres B yzan ce, 234— 235; T. Stoianovic, T he C on qu erin g Balkan O rth od ox M erch a n t, „Journal of Economic History”, 20 (1960) 234— 313. W Lipsku, Wrocławiu i Poznaniu greccy kupcy mieli swe kaplice; zob. M. Gedeon, P atriarchikoi Pinakes, 638. 641. 669. 6 W sprawie „archontów” zob. N. Jorga, B yzan ce apres B y ­ zance, 90— 91. 113— 125.

398

X. Fanarioci

Fanariotom pochlebiało, jeżeli mogli wywodzić swe ro­ dy od dostojnych w Bizancjum przodków albo bodaj od jednego z tych osiemnastu prowincjonalnych rodów, które Mehmet II przesiedlił do Konstantynopola, albo przynaj­ mniej od jakiegoś wielkiego rodu italskiego. Trudno było znaleźć na to dowody w społeczności, gdzie cały zastęp domowników przybierał zwykle nazwisko swego pana. Na­ zwiska te v/ysuwano gorliwie naprzód. Nowo przyjmowa­ ni do tej grupy starali się jak mogli najprędzej wejść w koligacje z tymi dostojnymi rodami.7 W ten sposób fa­ narioci przesiąkali wspomnieniami Bizancjum. Na razie przymnażali bogactw, liczyli, że dzięki nim zdobędą wpływ najpierw na dworze patriarchy, a następnie na sułtańskim. Marzyli o tym, by wpływ ten posłużył w końcu do wskrzeszenia imperium bizantyńskiego. Świecki odłam greckiej społeczności potrzebował okrą­ gło jednego stulecia, by ocknąć się ze wstrząsu, jakim był turecki podbój. Napotykamy wtedy pierwszego greckiego milionera w epoce ottomańskiej, Michała Kantakuzena. Turcy nazywali go ,,Szajtan-oglu” , czyli ,,Syn Szatana” . On sam został skazany na śmierć, a wielki jego majątek skon­ fiskowano; ale inni członkowie jego rodziny zachowali swe bogactwa i zajmowali wysokie stanowiska w kołach fanariotów.8 Niewiele od niego młodszy współczesny mu Jan Karadża, człowiek skromniejszego pochodzenia, zdobył wielki majątek jako dostawca armii ottomańskiej. Było to stanowisko wysoce dochodowe, które odziedziczył po nim jego zięć Skarlatos, przezwany Beglitsi. Skarlatos wzboga7 W sprawie tej dążności zob. Le L iv re d’ Or de la n ob lesse phanariote par un Ph ariote, wyd. E. R. Rhangabé, Athènes 1892, passim. Rodzina Kantakuzenów prawdopodobnie słusznie, A rgyropoulów, Arystarchów i Rhangabe mniej pewnie powoły­ wały się na swe pochodzenie od cesarzy bizantyńskich. Rodziny Mouroussi i Ypsilanti uważały, że pochodzą z rodów przesiedlo­ nych przez Mehmeta II z Trebizondy i że są spokrewnione z Wielkimi Komnenami. Rodzina Mano przybyła z Sycylii przez Genuę. Rodzina Mawroyeni wywodziła się od weneckich M orosinich. Rodzina Skarlatich przybyła z Florencji. Rodzina Mawrokordato twierdziła, że w linii męskiej pochodzi od Otella, a w żeńskiej od Fabiusza Maximusa Cunctatora. Zob. niżej, str. 403. 8 Zob. wyżej, str. 218.

X. Fanarioci

399

cii się nawet bardziej niż „Szajtan-oglu” , lecz był od niego rozważniejszy. I on też zginął gwałtowną śmiercią — za­ mordował go jakiś janczar w roku 1630 — ale jego spad­ kobiercy objęli po nim całe jego dziedzictwo.9 Ci milionerzy XVI wieku doszli do majątku jako kupcy. Ale spostrzegli się, że najłatwiej przychodzi zdobyć boga­ ctwa i utrzymać się przy nich drogą współpracy z rzą­ dem ottomańskim. W początkach następnego stulecia bo­ gaci kupcy poczęli wysyłać swych synów, a wraz z nimi młodych uczonych i teologów, po naukę na uniwersy­ tety italskie, przeważnie do Padwy. Niektórzy jeździli na­ wet do Rzymu, do Genewy lub do Paryża. Tam młodzień­ cy ci oddawali się najchętniej studiom medycyny. Lekarzy-Turków było bardzo mało, a najlepszym sposobem, by pozyskać zaufanie któregoś ze znakomitych Turków, było wyleczenie go z jakiejś choroby spowodowanej zwykle przez przejedzenie się. Choroby takie sprowadzało nań je­ go nieopanowane zamiłowanie do słodyczy z potajemnym pijaństwem. Lekarze greccy cieszyli się dużym uznaniem. Jak wiemy, ulubionym lekarzem króla Karola II angiel­ skiego był Grek, doktor Rodokonaki.10 Ten system wykazał niebawem swą użyteczność. Około roku 1650 przybył do Konstantynopola z Zachodu młody doktor — rodem z wyspy Chios — nazwiskiem Panayoti Nikoussios Mamonas. Dawano mu przezwisko ,,Zielony Koń” , ponieważ mówiono powszechnie, że na Chios można równie łatwo znaleźć zielonego konia, jak mądrego człowie­ ka. Wychowali go na Chios ojcowie jezuici, ale go nie na­ wrócili. On zaś pojechał do Konstantynopola, by uczyć się filozofii pod kierunkiem Meletiosa Syrigosa. Później udał się do szkoły lekarskiej w Padwie. Po powrocie zwrócił na siebie uwagę wielkiego wezyra Ahmeta Kópriilii, z pocho­ dzenia Albańczyka. Ten zatrudnił go zrazu jako swego do­ mowego lekarza. Później zaś, poznawszy jego wszechstron­ ne uzdolnienia i jego znakomitą znajomość języków, uznał, że odda on większe usługi przy układaniu przeznaczonych dla zagranicy depesz i przy prowadzeniu rozmów z przed­ 9 W sprawie Skarlatosa Beglitsi zob.: S. Gerlach, dz. cyt., 270. 296; N. Jorga, B yzan ce apres B yzance, 119. 123. 10 Zob. wyżej, str. 326.

400

X. Fanarioci

stawicielami obcych państw. W roku 1669 Kbpriilu stwo­ rzył dla niego urząd wielkiego dragomana Wysokiej Por­ ty, to jest naczelnego tłumacza i stale pełniącego obowiąz­ ki zwierzchnika ministerstwa spraw zagranicznych. Na tym urzędzie Panayoti otrzymał zezwolenie na zapuszcze­ nie brody, którego to przywileju odmawiano w Turcji przedtem chrześcijanom świeckim, i pozwolono mu jeździć w orszaku czterech dworzan. Pozwolono mu i jego dwo­ rzanom nosić czapki futrzane.11 Równocześnie stworzono stanowisko dragomana floty i zastrzeżono je dla fanariotów. Choć nie wynikało to z jego nazwy, urząd ten nada­ wał piastującemu go władzę nad świecką społecznością Greków z uszczerbkiem dla władzy patriarszej.12 Panayoti oddał wezyrowi takie usługi, że utrzymano ten urząd i po jego śmierci, która nastąpiła w cztery lata później. Wtedy Kbpriilu mianował wielkim dragomanem bogatego młodego Greka — Aleksandra Mawrokordato, który należał do najściślejszego kręgu fanariockiej arysto­ kracji. Ta nominacja dała początek nowemu rozdziałowi historii znaczenia i dążeń fanariotów.13 Pragnąc ekonomicznego i politycznego wzmocnienia swe­ go stanowiska fanarioci poczęli się oglądać za krajem, w którym by mogli inwestować swe bogactwa, a który by równocześnie mógł posłużyć jako pozycja wyjściowa dla odbudowy Bizancjum. W Konstantynopolu łatwo było o zdobycie majątku, lecz równie łatwo o jego utratę dro­ gą nagłej i niespodziewanej konfiskaty. Nabycie ziemi w granicach imperium ottomańskiego było dla chrześcija­ nina trudno dostępne, ziemia mogła być zagrabiona w każ­ dej chwili. Jednakowoż istniały po drugiej stronie Du­ naju ziemie uznające wprawdzie zwierzchność sułtana, lecz obdarzone samorządem. Księstwa Wołoszczyzny i Mołda­ wii — po ich złączeniu zwiemy je Rumunią — zamieszki­ 11 Zob. K. Daponte, dz. cyt., w: C. N. Sathas, M esaionike b iblioth ek e, III, 6. 10. 12. 15. Anastazy Gordius powiada, że był on uczniem Meletiosa Syrigosa — zob. Bios E ugeniou A itolou , w: C. N. Sathas, M esaionike b ib lioth eke, III, 483. Zob. też J. von Hammer-Purgstall, dz. cyt., VI, 11. 27. 12 Zob. T. H. Papadopoullos, dz. cyt., 48— 49. 18 Zob. niżej, str. 404.

X. Fanarioci

401

wała ludność rodzima mówiąca językiem wywodzącym się z łaciny, choć z formami iliryjskimi i ze słowiańskimi wtrętami. Kościół modlił się tam po starosłowiańsku; daw­ niej podlegał Kościołowi serbskiemu, ale obecnie zależał od Konstantynopola. Począwszy od XIV aż do XVII wie­ ku książęta panujący w obu tych księstwach związani byli pokrewieństwem z rodem Bassaraba, od którego wzięła swą nazwę Besarabia. Książęta ci następowali po siebie z przerażającą prędkością, a związki ich z rodem Bassara­ ba polegały na urodzeniu często nieprawym lub też na małżeństwach. Wołoszczyzna przyjęła zwierzchnictwo tu­ reckie w XIV wieku. Ale pod koniec XV wieku książę Stefan, władca Wielkiej Mołdawii, podbił Wołoszczyznę i stał się głównym obrońcą chrześcijaństwa w walce z Tur­ kami. Jego następcy nie podołali tej walce. Poddali się sułtanowi dobrowolnie, i pozwolono im panować dalej ja­ ko lennikom. Rozdzielono ponownie obie dzielnice, a pa­ nowali tam książęta dynastyczni wybierani wedle litery prawa przez bojarów, głowy miejscowych rodów szlachec­ kich. Wybór podlegał zatwierdzeniu przez sułtana. Ksią­ żęta Wołoszczyzny i Mołdawi byli wprawdzie lennikami sułtana, ale byli jedynymi władcami chrześcijańskimi, któ­ rzy się utrzymali w zasięgu dawnego świata bizantyńskie­ go. Uważali się zatem za pewnego rodzaju dziedziców ce­ sarzy bizantyńskich. Ambitniejsi przybierali nawet tytuł basileusa. A wszyscy wzorowali swe dwory na dawnym dworze cesarskim.14 Te ich marzenia usposabiały ich przyjaźnie dla Greków. Lubili przyjmować szczególne wyróżnienia od patriarcha­ tu. Zdawali sobie też sprawę, że opłaci się mieć w Kon­ stantynopolu przyjaciół mogących snuć na ich korzyść in­ trygi na sułtańskim dworze. Było to tym ważniejsze, że sułtan coraz częściej sam wyznaczał kandydatów do wy­ boru na tron książęcy. Fanarioci zaś ze swej strony zrozu­ mieli, że znaleźli tam ziemie, w których mogli się obwa­ rować. Coraz więcej Greków przedostawało się poza Du­ naj i przez związki małżeńskie wchodziło w szeregi szlach­ ty wołoskiej lub mołdawskiej. Wołoska księżna Chiajna, 14 Zob. N. Jorga, B yzan ce après B yzan ce, 126— 154.

402

X. Fanarioci

wnuczka Stefana Wielkiego, słynęła z tego, że na swym dworze zebrała sporo przystojnych wytwornych Greków. Jedna z jej córek poślubiła siostrzeńca patriarchy, inna Kantakuzena, brata ,,Szajtana-oglu” . Brat jej Janku, hos­ podar Mołdawii, poślubił wdowę Greczynkę i obdarzył swych pasierbów wysokimi urzędami administracyjnymi. Michał Waleczny, książę Wołoszczyzny pod koniec XVI wieku, był synem Greczynki i wynajmował greckich poe­ tów, by opiewali jego wielkie czyny.15 Pierwszym wielkim rodem fanariockim, który zwrócił oczy na te księstwa, byli Kantakuzeni. Najmłodszy syn ,,Szajtana-oglu” poślubił — podobnie jak jego stryj — księżniczkę wołoską. Spośród dzieci jego najstarszego sy­ na — córka została księżną Mołdawii, a najmłodszy syn poślubił Stańkę Bassaraba, dziedziczkę starszej gałęzi ksią­ żęcej linii.16 Grecy Kantakuzeni stali się w ten sposób przewodnią rodziną wśród zadunajskiej szlachty. Dołączyli się do nich ich kuzyni nazwiskiem Rosetti, niebawem za nimi poszli Chrysoskolei i pomniejsze rody, takie jak Karadża i Pawiaki.17 Za ich przykładem poszły prawosławne rodziny albańskie, które się były osiedliły w Konstanty­ nopolu i których członkowie poślubili Greczynki. Na ich czele stał Jerzy Ghika, głowa rodziny spokrewnionej z ro­ dziną Kópriilii, a roztropnie utrzymującej przyjazne sto­ sunki ze swymi muzułmańskimi krewniakami.18 Skarlatos Beglitsi poszedł tą samą drogą. Syna nie miał, a największą część swych bogactw zostawił Roksandrze. najmłodszej ze swych czterech córek. Postanowił znaleźć dla niej męża godnego jej bogactw i rodu. Skarlatos bo­ wiem głosił, że pochodził ze znakomitej rodziny floren­ ckiej, która przeniosła się do Grecji z rodziną Aeciaiuoli. 15 Zob. N. Jorga, B yzan ce après B yzan ce, 135— 136. 148— 149. 0 nadmiernej miłości Chiajny ku wytwornym Grekom zob. poe­ mat Jerzego Etolczyka w: N. Banescu, Un P oèm e g rec vulgaire, 1 poemat Stavrinosa Szatnego, A ndragathies tou eu seb esta tou kai andreiotatou M ich ael w oew od a, w: E. Legrand, R ecu eil des poèm s h istoriques, Paris 1877. 16 W sprawie rodu Kantakuzenów zob. wyżej, str. 218 ns. 17 Zob. K. Daponte, dz. c y t 17. 18 K. Daponte, H istorikos K atalogos, w: C. N. Sathas, M esaionike bib lioth ek e, III, 172— 175.

X. Fanarioci

403

W roku 1623, gdy Roksandra liczyła czternaście lat, wy­ dano ją za jedynego syna Rudolfa Bassaraba, księcia Moł­ dawii, chłopca siedemnastoletniego, dopiero co wybrane­ go na tron mołdawski. Ale ten młody książę Aleksander, który przez jeden rok panował także na Wołoszczyźnie, zmarł w roku 1630. Skarlatos zginął zabity w tymże roku. Roksandra licząc wtedy dwadzieścia jeden lat była teraz bezdzietną wdową. Piękna nie była: ospa poznaczyła ją była śladami i oślepiła na jedno oko. Ale posiadała wspa­ niałe wykształcenie. Pisarze tak italscy, jak i greccy skła­ dali hołdy jej kulturze. Była poza tym niezmiernie bogata. Odmówiła poślubienia następnego księcia wołoskiego, któ­ rym był kuzyn jej zmarłego męża Maciej Bassaraba (choć złośliwa pogłoska szeptała, że to właśnie on nie chciał jej poślubić posłyszawszy o jej śladach po ospie). Wybrała na­ tomiast młodego kupca z wyspy Chios, Mikołaja Mawrokordato. Ojciec jego podawał się za potomka wodza na służbie weneckiej, rodem Greka, nazwiskiem Mavros (to nazwisko w tragedii Otello przekręcono na ,,Maura z We­ necji”), którego dziedziczka weszła przez małżeństwo w ro­ dzinę genueńsko-chiocką nazwiskiem Cordati. Matka jego była też Chiotką z rodziny genueńskiej, pochodziła z ge­ nueńskiej gałęzi rzymskiej rodziny Massimi, pochodzącej od Fabiusza Maximusa Cunctatora. Ale nie to wspaniałe pochodzenie, lecz poślubienie Roksandry stworzyło boga­ ctwa rodu Mawrokordato. Jego potomkowie byli na tyle wdzięczni, że przez parę pokoleń dołączali nazwisko Skarlatos do własnego.19 19 Zob.: K. Daponte, C h r o n o g ra p h o s , 15— 16, i H isto r ik o s K a ta lo g o s , 166— 167. Dem etrius Cantemir, dz. cy t., 356— 358, o p o ­ w iada o śladach ospy R oksan dry i o tym, jak M aciej w ołoski nie chciał je j poślubić. A le św iadectw o jest w ątpliw e, gdyż n ienaw idził on rodu M aw rokordato, a pisał w siedem dziesiąt lat po w ypadkach. D aponte w ych w a la eru d y cję Roksandry, tak samo uczony Jakub M anos z A rgos, L o g o s P a n e g y r ic o s , w stęp do książki je j syna A leksandra M aw rokordato, H istoria to n JoudoAon, Bukareszt 1716. Zob. A. A. C. Stourdza, dz. cy t., 32— 34. 408— 409; autor przytacza w szystkie m iarodajn e źródła, ale lekcew aży daty i nazwiska. O „u rom an ty zow an ym ” ży cio ­ rysie R oksan dry napisanym przez autorkę pochodzącą z jej r o ­ dziny i opartym na papierach rodzin nych zob. księżna Bibesco, L e N y m p h e E u r o p ę, Paris 1960, 63— 71.

404

X. Fanarioci

Aleksander, młodszy, ale jedyny z tego małżeństwa syn, który doszedł lat męskich, urodził się w roku 1624. Ojciec jego zmarł w dziesięć lat później. Matka jego — sprzyjają­ ca zapewne katolicyzmowi — wysłała go, gdy ukończył lat piętnaście, do jezuickiego Kolegium Świętego Atanaze­ go. W trzy lata później przeniósł się na uniwersytet w Pad­ wie, gdzie studiował filozofię i medycynę. Z powodu gwał­ townego usposobienia został stamtąd usunięty. Stopień dok­ torski osiągnął w Bolonii na podstawie rozprawy o krąże­ niu krwi. Wkrótce potem powrócił do Konstantynopola, a w roku 1666, licząc lat dwadzieścia cztery, został mia­ nowany wielkim oratorem Wielkiego Kościoła i dyrekto­ rem Akademii Patriarszej. Tam pod wpływem dawnego dyrektora Jana Karyofyllosa wykładał filozofię neoarystoteliańską, a także filologię starogrecką. Obok tego upra­ wiał praktykę lekarską. Jako lekarz zwrócił na siebie uwagę Ahmeta Kopriilu, który poszukiwał następcy po Panayotim, wyniesionym właśnie na stanowisko wielkiego dragomana. Okazał się doskonałym lekarzem. Pacjentem jego był sułtan i wielu obcych ambasadorów. Ale podobnie jak to było z Panayotim, wezyr postanowił pełniej wyzy­ skać jego zdolności. Po śmierci Panayotiego Aleksander Mawrokordato został mianowany wielkim dragomanem licząc lat trzydzieści jeden. Trzy lata przedtem poślubił znakomitą fanariotkę, Charisę Chrysoskoleo, której matka Kassandra była księżniczką mołdawską. Aleksander był wielkim dragomanem przez dwadzieścia pięć lat z krótką przerwą na początku roku 1684, kiedy wtrącono go do więzienia jako jednego z kozłów ofiarnych za klęskę Turków pod Wiedniem. Matka jego, która po­ dzielała jego więzienie, zmarła wkrótce po uwolnieniu ich obojga, w sierpniu 1684. Aleksander objął rychło swój urząd z powrotem. W roku 1688 przewodniczył tureckiemu po­ selstwu do Wiednia. W roku 1698 utworzono dla niego urząd jeszcze wyższy. Został egzaporytą, ministrem spraw tajnych, czyli tajnym sekretarzem sułtana, z tytułem księ­ cia i Jaśnie Oświeconej Wysokości. W roku 1698 był głów­ nym przedstawicielem Turcji na kongresie pokojowym w Karłowicach. Tam cesarz z rodu Habsburgów nadał mu tytuł księcia Świętego Państwa Rzymskiego. Aleksander

X. Fanarioci

405

zmarł w roku 1709 otoczony powszechną czcią i niezmier­ nie bogaty. Kariera jego otwarła nowe widoki przed ambi­ cjami Greków. Żaden z późniejszych fanariotów nie dorównał w pełni Aleksandrowi Mawrokordato; jednak on stworzył dla nich nowe warunki. Był wyjątkowo inteligentny i wysoce wy­ kształcony oraz zawsze gotów do utrzymywania duchowych kontaktów z Zachodem. Jezuici uważali go za utajonego ka­ tolika; ale postępowanie jego niezbyt usprawiedliwiało tę wiarę. Uczestniczył żywo w sprawach Kościoła prawosław­ nego i występował w obronie jego praw. Będąc wielkim dragomanem doprowadził do złagodzenia przepisów utru­ dniających budowę nowych kościołów i postarał się o prze­ kazanie grekom niektórych świętych miejsc w Jerozolimie strzeżonych dotychczas przez łacinników. Współdziałał przy tym z wielkim patriarchą jerozolimskim Dositeosem. Ale zupełnie nie był fanatykiem. Przykazał surowo grekom je­ rozolimskim, że mają okazać gościnność i pomoc chrześci­ janom wszelkich odcieni, którzy^chcieli odwiedzać świąty­ nie powierzone ich pieczy. Zdaje się, że sądził, iż uda się połączyć wszystkie Kościoły chrześcijańskie na zasadach no­ wej filozofii opierając się na jedności starego świata grec­ ko-rzymskiego. Postępowanie jego nosiło znamiona wycho­ wania jezuickiego. Był filozofem i intelektualistą, gorliwie pragnął być nowoczesnym Europejczykiem. Nie podobała mu się stara apofatyczna tradycja prawosławia. W prakty­ ce uczynił wiele dla swego Kościoła, ale kierunek myślowy, którego był przedstawicielem, przymnażał Kościołowi trosk.20 Tymczasem fanarioci umocnili swój stan posiadania w księstwach. Kościół miejscowy pomagał w dziele hellenizacji kraju. Liturgii słowiańskiej trzymano się aż po ostatnie 20 Nie posiadamy za dow a lającego życiorysu w ielkiego egzaporyty. W spółczesne mu źródła z K onstantyn opola w ym ieniają go często, w szczególności D aponte i K antem ir; p odob n ie w szy ­ stkie w spółczesne mu dzieła za jm u ją ce się L ew an tem i d y p lo­ m a cją ow ych czasów. Z ob. N. Jorga, B y z a n c e a p rès B y z a n c e , 203— 207; A. A. C. Stourdza, dz. cy t., 35 ns.; E. Legrand, G é ­ n é a lo g ie d es M a u r o co r d a to s d e C o n s ta n tin o p le, Paris 1900, 10. ns. Zob. też „u rom an tyzow an ą” op ow ieść księżny Bibesco, dz. cy t., 72— 114. W spraw ie jego reform studiów zob. w yżej, str. 245.

406

X. Fanarioci

lata XVII wieku, kiedy to wprowadzono język rumuński, ale nie wprowadzono alfabetu łacińskiego w miejsce sło­ wiańskiego, aż dopiero dobrze w XIX wieku. Ale bez wzglę­ du na język liturgiczny wyższe duchowieństwo było greckie lub po grecku kształcone. W obu księstwach zakładano greckie szkoły i seminaria. Nie należy mniemać, że było to dowodem jawnego wyzysku tubylców. Rodzimy Kościół postępował tu dobrowolnie pragnąc sobie zapewnić pomoc ze strony greckiej wiedzy, a fanariockich pieniędzy i wpły­ wów, i w ten sposób wzmocnić się przeciw łacińskim misjo­ narzom przybywającym z państw habsburskich i z Polski. Greckie akademie w Bukareszcie i Jassach założono nie ze względów narodowościowych, lecz w powszechnym interesie prawosławia.21 Dynastia Bassaraba była już całkowicie zhellenizowana jeszcze przed swym wygaśnięciem, które nastąpiło pod ko­ niec pierwszego ćwierćwiecza XVII wieku. Po jej wygaś­ nięciu trony książęce stały się łupem różnych awanturni­ ków, którym udało się położyć miejscowe koneksje z wpły­ wami na Fanarze i na dworze sułtańskim. Powrstały dwa główne stronnictwa: z jednej strony rody takie jak Kantakuzeni i Rosetti, które dzięki pieniądzom lub związkom małżeńskim doszły do wielkich posiadłości w księstwach i tam się osiedliły, z drugiej zaś strony rody takie jak Ghika i Mawrokcrdato, które pragnęły rządzić księstwami po­ przez Fanar, a swe posiadłości rumuńskie uważały prze­ ważnie za źródło dochodu. Spośród niekrajowych książąt, którzy objęli dziedzictwo po rodzie Bassaraba, pierwszym był Albańczyk zrodzony z matki Mołdawianki, Bazyli zwa­ ny Wilkiem. Panował w Mołdawii w latach 1634— 1654. Był, jak wiemy, przyjacielem Piotra Mohyły, a wielką po­ stacią w dziedzinie prawosławnej polityki. A gdy popłacił długi patriarchatu i coroczne daniny obciążające społecz­ ności z góry Athos, wyrósł tak wysoko, że odwoływano się do jego rozstrzygnięć w sporach kościelnych, jak na przy­ kład w sporze między patriarchą Aleksandrii a autono­ micznym monasterem Świętej Katarzyny na górze Synaj. 21

W spraw ie K ościoła w księstw ach zob. N. Jorga, Is to r ia

la B is er ic a R o m a n ilo r , 2 tom y, Y alenia 1908— 1909, passim.

X. Fanarioci

407

Były patriarcha konstantynopolitański Atanazy Pattelaras nazywał go nowym Achillesem i dziedzicem wszystkich ce­ sarzy. Przygotował w tajemnicy jego koronację na cesarza. Ale gdy Lupul począł intrygować, by rozciągnąć swe pano­ wanie i na Wołoszczyznę, Wysoka Porta się zaniepokoiła i usunęła go z tronu.22 W cztery lata później Grzegorz Ghika zdobył dzięki in­ trygom tron mołdawski, a w rok później również tron wo­ łoski. Krew rumuńska nie płynęła w jego żyłach. Powo­ dzenie zawdzięczał swym wpływom wT Konstantynopolu, a szczególnie u swych krewniaków Kóprulii.23 Przez najbliż­ sze półwiecze trony przechodziły z przerażającą szybkością na zmianę z rąk członków rodu Ghika i ich krewniaków na Kantakuzenów i ich krewniaków. Trzej wybitniejsi ksią­ żęta ówcześni pochodzili ze stronnictwa tych ostatnich. Szerban Kantakuzen, syn jednej z dziedziczek rodu Bassaraba, został księciem Wołoszczyzny w roku 1679. Odznaczał się dzielnicowym patriotyzmem i przyczynił się wielce do rozwoju miejscowego przemysłu i sztuki. On to wprowadził język rumuński do liturgii. Choć utrzymywał pozory wier­ ności dla sułtana, marzył o uzyskaniu niepodległości i wdał się w knowania z cesarzami habsburskim i moskiewskim. Cesarz Habsburg nadał mu tytuł księcia Świętego Państwa Rzymskiego. Ale Szerban Kantakuzen posuwał się szybciej, niż wymagała roztropność. Gdy zmarł nagle w roku 1689, krążyły pogłoski, że został otruty przez swych przezorniej­ szych brata i siostrzeńca.24 Brat jego nie o wiele go przeżył, a jego siostrzeniec Konstantyn Brankowan, którego matka, Helena Kantakuzena, odziedziczyła po śmierci Szerbana wszystkie majętności rodów Bassaraba i Kantakuzenów. zasiadł na tronie wołoskim. Panował pomyślnie przez dwa­ dzieścia. pięć lat. Idąc w ślady swego wuja uczynił wiele dla swego kraju i jego cywilizacji; osobiście zaś utrzymywał ścisłe stosunki z umysłowym życiem Fanaru i Italii. Ale i on snuł potajemne knowania z obcymi mocarstwami i marzył, że zostanie chrześcijańskim cesarzem Wschodu. Skończyło 22 Z ob.: N. Jorga, B y z a n c e a p r es B y z a n c e , 163— 179; w yżej, str. 375 ns. 23 Z ob. K. Daponte, C h r o n o g ra p h o s , 9— 17. 24 Z om .: ta m ż e, 7—41; Dem etrius Cantem ir, dz. c y t., 370— 371.

X. Fanarioci

408

się na tym, że osobiści jego wrogowie ostrzegli sułtana o je­ go zamysłach. Pewnego dnia w roku 1714 wezwano księcia i jego synów do Konstantynopola i tam ich ścięto.25 Współczesny mu jego współzawodnik Demetriusz Kantemir panował krócej, ale uniknął śmierci z ręki kata. Deme­ triusz Kantemir był człowiekiem wybitnym. Rodzina jego ojca była pochodzenia tatarskiego, ale jego matka była Greczynką, on sam zaś przez małżeństwo wszedł do rodziny Kantakuzenów. Mówił jedenastoma językami. Napisał pod­ stawową historię cesarstwa ottomańskiego, która wciąż od­ daje usługi. Napisał też historię Mołdawii, przełożył na ję­ zyk grecki Koran i napisał dialog o filozofii dualistycznej oraz rozprawę o wschodniej muzyce. Ułożył też różne pieśni ludowe, które słyszy się i dziś jeszcze po ulicach Stambułu. Był biegłym prawnikiem i pracował przez wiele lat jako prawny doradca patriarchatu. Jemu zawdzięcza się utrzy­ manie dla chrześcijan kościoła Świętej Marii od Mongołów. Na tron Mołdawii wstąpił w roku 1710 i natychmiast wszczął rokowania z carem rosyjskim Piotrem Wielkim namawia­ jąc go, by najechał ten kraj. Ale najazd się nie powiódł; ludność go nie poparła. Piotr wpadł w matnię nad Prutem i uniknął niewoli jedynie dzięki sprzedajności ottomańskie­ go wezyra. Kantemir musiał uciekać do Rosji, gdzie doko­ nał swych dni.26 Takie wypadki przeraziły sułtana — działały zaś na rzecz fanariotów, którzy pragnęli z Konstantynopola rządzić naddu-najskimi księstwami. Fanar patrzył niechętnie na wszel­ kie przejawy rumuńskiej odrębności. Pragnął utrzymać w całości cesarstwo ottomańskie aż do dnia, gdy je będzie można w całości przenieść na Greków z Konstantynopola. Wpływy, jakie Fanar uzyskał u Wysokiej Porty, doprowa­ dziły do nowego okresu w polityce tureckiej. Odtąd rządy w księstwach sprawować mieli fanarioci z Konstantynopola. Do tego dążył wielki egzaporyta. Krótko przed śmiercią 25 W

spraw ie

K onstantyna

Brankow ana

A. A. C.

Stourdza,

dz. cy t., 47 ns., p od a je orygin aln e źródła rum uńskie. D em etrius Cantemir, dz. c y t., 371— 372, pow tarza plotki i pełne u przed ze­

nia w iadom ości o jeg o życiu i rodzinie. 26 W spraw ie życia i czyn ów K antem ira i jego pism zob. D e­ m etrius Cantemir, dz. cy t., 455— 460.

X. Fanarioci

409

uzyskał tron mołdawski dla swego najstarszego syna Miko­ łaja, którego żona Kassandra Kantakuzena pochodziła z ro­ dziny Bassaraba. Mikołaja obalił wkrótce Kantemir; ale w roku 1716 Mikołaj uzyskał tron wołoski i dał dowody swej wierności wobec sułtana, gdyż spędził dwa lata w austriac­ kim więzieniu. To wywarło wielkie wrażenie na Portę. Po­ stanowiła powierzyć oba trony stronnictwu Mawrokordatów i ich krewniakom, rodzinom Ghika i Rakowica.27 W latach 1711—1758 w Mołdawii, a w latach 1716—1769 na Wołoszczyźnie członkowie tych trzech rodzin zmieniali się w szybkiej kolejności na tronach. Po roku 1731 zaniecha­ no komedii wyboru przez miejscowych bojarów. Odtąd suł­ tan po prostu sam mianował księcia w zamian za zapłatę w gotowych pieniądzach dla siebie i swych ministrów. Od­ tąd też i z tejże przyczyny działo się tak jak z patriarcha­ tem. Sułtan ciągnął korzyści z tego, że dokonywał zmian, ile tylko się dało. Usuwał księcia, następnie zmuszał go do ponownego zakupienia utraconego tronu albo też przenosił go z jednego księstwa na drugie, albo też groził księciu Wołoszczyzny, że go przeniesie na uboższy tron mołdawski, chyba że zapłaci okup. Książę zazwyczaj sprawował przed­ tem urząd wielkiego dragomana, tak że sułtan mógł sobie wyrobić pewne wyobrażenie o jego przydatności, a poza tym kandydat mógł sobie zgromadzić majątek umożli­ wiający transakcję. Uregulowano też tytuły rodzin ksią­ żęcych; potomkowie księcia w męskiej linii mieli prawo zwać się książętami. Dwór i urząd książęcy przeorganizowa­ no na wzór dworu patriarchy. Na dworze jednak przebywał stale turecki rezydent czuwający z urzędu nad powodzeniem muzułmanów przemieszkujących w księstwie, a także szpie­ gujący księcia. Najważniejszym z urzędników książęcych był kapikehaja, jego agent w Konstantynopolu. Od jego wierności, wpływów i taktu zależało utrzymanie się księ­ cia na tronie. Księcia mianowano w Konstantynopolu, a na­ maszczał go patriarcha. W przeciągu dni trzydziestu książę był obowiązany jawić się w swej nowej stolicy, a jeżeli nie dotrzymywał tego terminu, musiał zapłacić adze janczarów 16 funtów złota za każdy dzień spóźnienia. Książęta znają­ 257 Z ob.: N. Jorga, B y z a n c e a p r es B y z a n c e , 224— 225; A . K. H y p silantis, dz. cy t., 320 ns.

410

X. Fanarioci

cy się na rzeczy starali się nie grzeszyć punktualnością. Książę po przybyciu otrzymywał uroczyste błogosławieńs­ two od miejscowego metropolity. Gdy go chciano usunąć, nietrudno było o powody. Oskarżano go o knowania z ob­ cymi państwami albo przywłaszczenie sobie dochodów na­ leżnych sułtanowi, albo o gnębienie poddanych. Wtedy suł­ tan wysyłał na ręce metropolity firman oznajmiający usu­ nięcie księcia. Metropolita powiadamiał o tym zgromadze­ nie bojarów, a osobiście był odpowiedzialny za to, by ksią­ żę nie zdążył zbiec. Jak tylko można było najprędzej, odsy­ łano księcia do Konstantynopola pod strażą i zwykle skazy­ wano go na wygnanie do jakiejś wyznaczonej po temu miejscowości. Lecz bardzo często się zdarzało, że po paru miesiącach wykupywał on swój tron z powrotem. Rządy miejscowe pozostawały w rękach bojarów, a fanarioccy urzędnicy nadzorowali ich i udzielali porady. Każdy Grek, który przez małżeństwo wszedł do bojarskiej rodziny i po­ siadał ziemię, był uważany za bojara.28 Rządy fanariotów w obu księstwach wyglądają korzyst­ nie, jeżeli je porównamy z rządami wszystkich niemal paszów w innych dzielnicach imperium, a także z rządami ostatnich rodzimych książąt. Korupcja — jeżeli chcemy sto­ sować mierniki oceny przyjęte w XVIII wieku — nie była nadmierna. Sprawiedliwość wymierzano mniej więcej uczci­ wie i bez nadmiernej zwłoki. Ale niepewność utrzymania się na tronie krępowała książąt. Konstantyn Mawrokordato na przykład, wnuk egzaporyty, władca sumienny i oświeco­ ny, który obdarzył oba księstwa zreformowaną konstytu­ cją, ustanowił sprawiedliwsze zasady wymierzania podat­ ków i uczynił je mniej uciążliwymi, poprawił też dolę ludzi pańszczyźnianych oraz zamierzał wyzwolić ich całkowicie — w latach 1730—1769 obejmował tron na Wcłoszczyżnie sześć razy, a w Mołdawii cztery razy, a najdłuższy z tych 28 N ajlepszy obraz rządów fan ariotów w księstw ach daje W illiam W ilkinson, A n A c c o u n t o f th e P r in c ip a lities o f W a lla ch ia and M o ld a v ia , Lon don 1820. A utor by ł przedtem sporo lat bry ty jsk im konsulem w Bukareszcie. S tanow isko to z a jm o ­ w ał w połow ie X V II w ieku h istoryk D aponte. Zob. też bardzo n ieprzyjazne opisy w : M. P. Zallonis, E ssai su r les F a n a rio tes, M arseille 1824, i J. L. Carra, H is to ir e d e la M o ld a v ie e t d e la V a la ch ie , N euchâtel 1781.

X. Fanarioci

411

okresów trwał wszystkiego sześć miesięcy. Tak częste zmia­ ny na tronie uniemożliwiały prawie zupełnie sprawowanie dobrych rządów i uprawianie przemyślanej na dalszą metę polityki.29 Niepewność własnego losu skłaniała książąt do wyciskania ile tylko się dało pieniędzy z poddanych. Księs­ twa miały wiele bogactw naturalnych, a książęta mieli znaczne dochody. Ale Mołdawia musiała płacić sułtanowi roczny haracz w wysokości około 7000 funtów złota, a Wo­ łoszczyzna około 14 000. W połowie XVIII wieku tron moł­ dawski kosztował zwycięskiego kandydata około 30 000 funtów złota, a wołoski około 45 000. Przeniesienie z jedne­ go tronu na drugi kosztowało około 20 000 funtów złota. Mołdawia w latach pomyślnych mogła przynieść podatkami około 180 000 funtów złota, a Wołoszczyna około 300 000. Do obowiązków księcia należał jednak nie tylko pobór nałożo­ nych podatków i zapłata corocznego haraczu. Musiał on też opłacić swój dwór i urzędników państwowych; musiał nie­ ustannie przekupywać tureckich urzędników, a również pa­ triarchat liczył na jego szczodrą pomoc finansową. Skutkiem tego książę musiał obciążać swój lud do ostatnich granic. Jeżeli zniósł jeden podatek, musiał natychmiast wymyślić inny. Rumuni poczęli zatem chorobliwie tęsknić za rodzi­ mym księciem, który by rządził mniej sprężyście, ale mniej z poddanych wyciskał. Podróżnicy z XVIII wieku zgodnie wyrażają się o uciążliwości podatków i ich szkodliwości dla rozwoju księstw. A mimo wszystko każdy książę kończąc swe panowanie był biedniejszy niż wtedy, gdy je zaczynał.30 Około połowy XVIII wieku rodzina Mawrokordato bez w-zględu na swe bogactwo nie mogła dłużej dostarczać ksią­ żąt; rodzina Rakowica zaś była zrujnowana. Miejsca książąt z tych rodów zajęły różne rodziny z Fanaru, jak Ypsilanti, Mouroussi i Kallimachi. W roku 1774 sułtan pragnąc zapew­ nić większą ciągłość władzy zgodził się na zastrzeżenie god­ ności książęcej dla członków trzech wymienionych powyżej 29 Z ob.: W. W ilkinson, dz. cy t., 95— 98; A. D. X en op ol, H is to ir e d es R o u m a in s d e la D a cie T ra ja n e , 2 tom y, Paris 1896, II, 207— 212. W spraw ie K onstantyna M aw rokordato zob.: A. K. H ypsilantis, dz. cy t., 340— 349; N. Jorga, B y z a n c e a p res B y z a n ce , 231— 232. Spis książąt daje A. A. C. Stourdza, dz. c y t., 89— 90. 30 Zob. W. W ilkinson, dz. c y t., 60— 71.

412

X. Fanarioci

rodów, a także dla rodziny Ghika. W roku 1802 przyrzeczono, że każdy książę będzie panował przez co najmniej sie­ dem lat.31 Jeżeli ma się w pamięci ciężary finansowe, jak wytłu­ maczyć, dlaczego władza książęca była tak nęcąca? Prag­ nienie to rodziło się częściowo z zamiłowania do przepychu, tytułów i pożądania władzy, choćby ta władza miała być ograniczona. Pewien brytyjski podróżnik zauważył w roku 1817 dziwaczne zjawisko: ,,Sprawuje despotyczną władzę grecki książę, który jest sam równocześnie nikczemnym nie­ wolnikiem” 32. Lecz głównym bodźcem dla książąt była idea cesarstwa, idea odrodzenia Bizancjum. Pod rządami książąt -fanariotów mogła znaleźć przytułek w księstwach naddunajskich cywilizacja neobizantyńska. Mogła się w ich ziemi zakorzenić arystokracja pochodzenia greckiego. Mogły wy­ chować obywateli dla nowego Bizancjum greckie akademie. Tam można było żywić bizantyńskie ambicje w warunkach o wiele przychylniejszych niż w ciemnych pałacach okala­ jących Fanar, a otoczonych przez turecką policję. Tam w Rumunii, w tym Rzymie (Rum) zadunajskim, można było planować wskrzeszenie Nowego Rzymu. Ale takie zamysły wymagały współpracy ze strony Koś­ cioła. Patriarcha był teraz na żołdzie fanariotów, ale był w dalszym ciągu głową prawosławnej społeczności. Patriar­ chat zyskiwał wiele w tym związku. W latach 1695—1795 doszło do zmiany obsady tronu patriarszego tylko trzydzieś­ ci jeden razy, podczas gdy w latach 1595—1695 zmian ta­ kich było sześćdziesiąt jeden. Tę zmianę zawdzięczano wpły­ wom fanariotów u Wysokiej Porty. Okup, jaki należało zło­ 31 Zob. R. W. S eton-W atson, A H is to r y o f th e R o u m a n ia n s , C am bridge 1934, 126— 143. W początkach X I X w ieku doktor R obert W alsh pow iada, że tytuł książęcy przyznany został ośm iu rodzinom fan ariotów . Są to: M aw rokordato, M ouroussi, Y psilanti. K allim achi, Soutzo, Karadża, H antcherli i M aw royeni — dz. cy t., II, 402— 403. Pom inął rody K antakuzenów , Ghika i R a k ow ica, które się też w y w od ziły z książąt. 32 W. M acM ichael, J o u r n e y fr o m M o s c o w to C o n s ta n tin o p le, 1817— 1818, L on don 1819, 107. A u tor opisuje w spaniałość i zbytek fan ariock ich d w orów — ta m ż e, 92 ns. H rabia de H au lerive p o ­ w iada to sam o o blasku książęcym w trzydzieści lat później, zob. J o u rn a l in éd it d e V o y a g e e n M o ld a v ie, B ucarest 1902.

X. Fanarioci

413

żyć sułtanowi za zatwierdzenie wybranego patriarchy, był wciąż wysoki; ale fanarioci umieli dopilnować, by go nie zwiększano, a sami płacili więcej niż połowę okupu. Uży­ wali swych wpływów i swych bogactw, by ulżyć Wielkiemu Kościołowi ciężaru. Wielki Kościół ze swej strony musiał im się odwdzięczać za doznawaną pomoc. Reformy z lat 174.1 i 1755 ukróciły władzę Synodu, więc i władzę świeckich urzędników, którzy kierowali Synodem. To sprawiło, że Kościół w mniejszej mierze musiał się liczyć z ich wpływa­ mi przy obsadzaniu stanowisk. Ale narzucali oni Kościołowi swoje poglądy i zmuszali go, by stawał się narzędziem ich polityki.33 Fanarioci mieli wiele znakomitych pomysłów. Wykształ­ cenie cenili bardzo wysoko. W ich gronie znaleźć było moż­ na sporo uczonych i wybitnych twórców. Wielu książąt, zwłaszcza pochodzących z rodu Mawrokordato, było ludźmi o wysokiej kulturze, którzy mogli jako równi z równymi obcować z najbardziej wymagającymi gośćmi z Zachodu. Pod ich wpływem Akademia Patriarsza w Konstantynopo­ lu nabrała nowego życia. Akademie w Bukareszcie i Jassach założone przez zhellenizowanych książąt w XVII wieku były popierane i rozrosły się. Greccy uczeni gromadzili się tam licznie woląc nauczać tam niż w raczej hamującej wszelki rozwój atmosferze Konstantynopola. Pod koniec XVII wie­ ku uczony Sewastos Kymenites tchnął nowe życie w Aka­ demię Bukareszteńską. Dzieło jego prowadzili dalej inni uczeni: Jerzy Hypomenas, Jerzy Theodorou z Trebizondy, Demetrios Pamperis Prokopius, Jakub Manos z Argos i in­ ni. Współczesny Sewastosowi Kreteńczyk Jeremiasz Kakavala unowocześnił również Akademię w Jassach. Za przy­ kładem fanariotów poszli bogaci mecenasi po wszystkich ziemiach zamieszkanych przez Greków. Powstały akademie w Smyrnie, na Chios, w Janinie, w Zagorze na Pelionie i w Dimitsanie na Peloponezie, a także w innych miejscowoś­ ciach. Szkoły te miały na celu niezbędne podniesienie po­ ziomu świeckiego wykształcenia Greków. Założyciele i opie­ kunowie tych szkół byli to przeważnie ludzie, którzy kształ­ cili się sami na Zachodzie. Wzorem dla nich był raczej uni­ 53 W spraw ie reform zob.: T. H. P apadopoullos, dz. cy t., I, 48— 57; w yżej, str. 194 ns.

414

X. Fanarioci

wersytet w Padwie niż jakakolwiek inna instytucja prze­ siąknięta starą tradycją bizantyńską. Można było i nadal czytywać greckich Ojców Kościoła, ale nacisk kładziono przede wszystkim na filologię klasyczną i na filozofię tak starożytną, jak i nową, oraz na nauki ścisłe. Profesorowie byli lojalnymi członkami Kościoła prawosławnego; przeciw­ stawiali się świadomie zarówno łacinnikom, jak i protes­ tantom. Ale sami byli przesyceni współczesną sobie atmosfe­ rą Zachodu. Opanował ich racjonalizm i strach przed wszy­ stkim, co można było napiętnować mianem zabobonu. Chcie­ li wykazać, że i oni, i ich uczniowie byli równie światli jak każdy Europejczyk z Zachodu.34 Kościołowi wychodziło na korzyść to, że spotkał się z umysłowym wyzwaniem, jednakowoż wyzwanie to przyszło zbyt nagle. Istnienie wysoko wykształconego laikatu, inte­ resującego się żywo sprawami religii, dodawało Kościołowi bizantyńskiemu siły. Teraz laikat począł pomiatać tradycja­ mi Kościoła. Przywiązane do tradycji koła kościelne poczęły zatem patrzeć nieufnie i niechętnie na nowoczesne wycho­ wanie, a obrony poszukiwały w wycofaniu się w coraz ciaśniejszy obskurantyzm. Rozłam między intelektualistami i tradycjonalistami, który się był pojawił, gdy wprowadzo­ no do programu Akademii Patriarszej filozofię neoarystoteliańską, począł się pogłębiać. Wielu duchownych wyższe­ go stopnia poszło pod wpływem fanariotów za prądem mo­ dernistycznym. Za dawnych czasów prawosławie wolało skupiać się na sprawach wiekuistych i skromnie odmawiało przyoblekania wiary w zdobne szaty modnej filozofii. Fa­ narioci natomiast dążąc do zaimponowania Zachodowi od­ wracali się od takich staromodnych wyobrażeń. Zdawali so­ bie sprawę z prestiżu, jaki otaczał starożytną wiedzę grec­ ką; chcieli więc teraz pokazać, że kulturą i krwią są dzie­ dzicami Greków starożytnych. Synowie ich, ruchliwi ludzie świeccy wychowani po nowoczesnemu, zapełniali teraz administracyjne stanowiska na dworze patriarchy. Skut­ kiem tego patriarchat począł tracić kontakt z wielką gro­ madą wiernych, dla których wiara znaczyła więcej niż filo­ 34 Z ob.: w yżej, str. 242 ns., 231— 240.

i

N. Jorga, B y z a n c e a p rès B y z a n c e ,

X. Fanarioci

415

zofia, a święci chrześcijańscy więcej niż pogańscy mędrko­ wie dawnych czasów. Fanarioci potrzebowali pomocy Kościoła przede wszys­ tkim w dążeniu do swego ostatecznego politycznego celu. A nie był to cel byle jaki. ,,Megali Idea” — „ Wielka Idea” Greków jest starsza niż epoka tureckiego podboju. Idea ta to przekonanie o imperialnym przeznaczeniu greckiego narodu. Dał jej wyraz Michał VIII Paleolog w mowie, którą wygło­ sił na wiadomość, że wojska jego odzyskały Konstantyno­ pol na łacinnikach. Co prawda dawał Grekom nazwę ,,Romaioi” . Później za panowania Paleologów nazwa ,,Helleni” wypłynęła znowu. Towarzyszył jej świadomy zamiar złą­ czenia imperializmu bizantyńskiego z kulturą i tradycją starożytnej Grecji.35 Wraz z rozprzestrzenianiem się Rene­ sansu wzrosło powszechne uznanie dla starej cywilizacji greckiej. Jest zrozumiałe, że Grecy pragnęli odnieść z tego korzyści, gdy przeżywali katastrofy polityczne. Byli teraz niewolnikami Turków, ale i członkami tego wielkiego naro­ du, który ucywilizował był Europę. Przeznaczenie zatem każe im powstać znowu. Fanarioci usiłowali zespolić naro­ dowe siły hellenizmu w emocjonalny, lecz nielogiczny zwią­ zek z ekumenicznymi tradycjami Bizancjum i prawosław­ nego Kościoła. Pracowali nad odbudową Bizancjum, tego Nowego Rzymu, który miał być greckim i nowym ośrod­ kiem greckiej cywilizacji obejmującej cały świat prawo­ sławny. Duchem ożywiającym „Wielką Ideę” była miesza­ nina neobizantynizmu z wyraźną świadomością przynależ­ ności narodowej. Ale w miarę rozwoju nowoczesnego świata nacjonalizm zaczął dominować nad ekumenizmem. Jerzy Scholarios Gennadios przewidział — być może nie zdając sobie z tego sprawy — to niebezpieczeństwo, gdy zapytany o swą narodowość nie nazwał się Hellenem, choć należał do narodu Hellenów, nie nazwał się też Bizantyńczykiem, choć urodził się był w Bizancjum, lecz nazwał się raczej chrześci­ janinem, to znaczy prawosławnym. Albowiem Kościół pra­ wosławny, jeżeli miał zachować swą siłę duchową, musiał 35 Z ob.: J. V oyatzidis, ,,La G ra n d e I d é e ” , L e C in q -c e n t iè m e a n n iv e r s a ir e d e la p r ise d e C o n s ta n tin o p le, L 'H e llé n is m e c o n ­ t em p o ra in , zeszyt poza serią, Athènes 1953, 279— 285.

416

X. Fanarioci

pozostać ekumeniczny. Nie wolno mu było stać się wyłącz­ nie Kościołem narodowym greckim. Cena, jaką Kościół prawosławny musiał zapłacić dobro­ czynnym fanariotom za ich opiekę, była wysoka. Znaczyło to po pierwsze, że Kościołem kierowano coraz bardziej pod kątem widzenia interesów narodowych greckich, nie zaś in­ teresów prawosławia pojętego jako całość. Układ zawarty przez sułtana Mehmeta II z patriarchą Gennadiosem poddał wszystkich prawosławnych przebywających w granicach ce­ sarstwa ottomańskiego pod władzę patriarchy. Patriarchat zaś siłą rzeczy pozostawał w greckich* rękach. Ale pierwsi patriarchowie z okresu po podboju byli świadomi swych obowiązków ekumenicznych. Po zdobyciu przez Turków królestw serbskiego i bułgarskiego zniesiono autonomiczne patriarchaty Serbii i Bułgarii. Oba te Kościoły cieszyły się jednak i nadal pewną autonomią pod przewodnictwem me­ tropolitów w Pecz i Tymowie lub Ochrydzie. Zachowały swą słowiańską liturgię, rodzime duchowieństwo i bisku­ pów. To nie podobało się fanariotom. Z Kościołami Wołosz­ czyzny i Mołdawii można było sobie łatwo poradzić dzięki infiltracji Greków do tych księstw, a ludność bądź co bądź patrzyła niechętnie na średniowieczne panowanie Kościoła serbskiego. Fanarioccy książęta nie zajmowali się liturgią w miejscowym języku potocznym, a nawet istotnie dopoma­ gali językowi rumuńskiemu w jego zdobywczej walce ze starosłowiańskim. Wyższe duchowieństwo było zhellenizowane. Fanarioci nie mieli powodów do niepokoju. Bułga­ rzy i Serbowie byli trudniejsi do przejednania; nie chcieli się zhellenizować. Protestowali z pewnym powodzeniem przed mianowaniem greckich metropolitów. Wznowiono na pewien czas serbski patriarchat w Pecz (1557—1755). Fana­ rioci żądali ściślejszej kontroli. W roku 1766 skasowano autonomiczną metropolię w Pecz, a w roku 1767 metropolię w Ochrydzie. Kościoły serbski i bułgarski zostały oddane każdy pod rządy egzarchy mianowanego przez patriarchę. Stało się to za sprawą patriarchy Samuela Hantcherliego pochodzącego z parweniuszowskiej rodziny fanariockiej. Jego brat Konstantyn był przejściowo księciem Wołoszczyz­ ny; ale zdzierstwa, jakich się dopuszczał, przeraziły w koń­ cu nie tylko podatników, lecz nawet i jego własnych mini­

X. Fanarioci

417

strów, zrzucono go więc z tronu i na rozkaz sułtana straco­ no. Egzarchowie narzucali usilnie Kościołom bałkańskim greckich biskupów, co budziło coraz większą nienawiść u Serbów i Bułgarów. Serbowie odzyskali swą religijną autonomię w pierwszych latach XIX wieku równocześnie z uznaniem przez Turków ich autonomii politycznej. Koś­ ciół bułgarski natomiast musiał ze zrzuceniem greckiego jarzma poczekać aż do roku 1870. Polityka patriarchatu po­ grążyła swe własne cele. Wzbudziła tyle niechęci, że gdy na­ deszła po temu pora, Serbowie i Bułgarzy nie chcieli współ­ działać w żadnym kierowanym przez Greków ruchu niepod­ ległościowym. Trzymali się na uboczu nawet Rumuni. Ża­ den z tych narodów nie chciał — po zaznaniu greckich rzą­ dów w dziedzinie religijnej — zamieniać politycznego pa­ nowania tureckiego na greckie.36 Jedynie Kościół Czarnogóry, owego maleńkiego górskie­ go kraiku, do którego Turcy nie potrafili nigdy się przedo­ stać, utrzymał swą religijną samodzielność pod rządami dy­ nastii biskupów-gubernatorów, których tytuły przechodziły ze stryja na bratanka. W roku 1799 sułtan Selim III uznał za niepodległego władcę księcia-biskupa Piotra I Piotrowi­ cza Niegosza. I od tej chwili nawet Fanar uznał pełną reli­ gijną autonomię Czarnogóry.37 Położenie Kościoła rosyjskiego było zgoła odmienne. Na­ wet najbardziej zaborczo usposobieni patriarchowie kon­ stantynopolitańscy nie mogli marzyć o opanowaniu go, sko­ ro rządzili nim carowie iście jako gałęzią aparatu państwo­ wego. Zniesienie patriarchatu moskiewskiego przez Piotra Wielkiego nie było Konstantynopolowi niemiłe, ponieważ przywracało — przynajmniej formalnie — zwierzchnie sta­ 36 W spraw ie K ościoła bułgarskiego zob. I. Sn egarow , H isto ria a r c y b is k u p s tw a — p a tr ia rc h a tu O c h r y d y (po bułgarsku), Sofia 1936, passim ; w spraw ie K ościoła serbskiego — L. H adrovics, dz. c y t., passim. Z a rów n o S. M akraios, dz. c y t., 250— 252, jak i A. K. H ypsilantis, dz. c y t., 410, stw ierdzają, że w ładze obu tych

K o ścio łó w prosiły o zniesienie ich autonom ii. Stało się tak n ie­ w ątp liw ie dlatego, że w yższe du ch ow ień stw o, które b y ło greckie, poszukiw ało p om ocy p rzeciw narastającem u n acjon alizm ow i na Bałkanach. 37 W spraw ie K ościoła czarnogórskiego zob. L. H adrovics, dz. c y t.

418

X. Fanarioci

nowisko w Kościele patriarsze ekumenicznemu. Ale patriar­ chowie rozsądnie nie kusili się o wkraczanie bez zaprosze­ nia w dziedzinę rosyjskich stosunków wewnętrznych.38 Nie mogli też liczyć, że będą mogli rządzić autonomicznym Koś­ ciołem gruzińskim, chociaż jego metropolita uznawał w pa­ triarsze swego zwierzchnika i od Konstantynopola oczeki­ wał urzędowego zatwierdzenia swego wyboru.39 Od czasów podboju Syrii i Egiptu przez Turków Grecy opanowali starsze patriarchaty wschodnie. Patriarsze w Konstantynopolu nie przysługiwało oficjalnie prawo do zwierzchnictwa nad bratnimi patriarchatami. Wobec tego jednak, że siedzibą jego była stolica cesarstwa, usiłował w y­ stępować wobec sułtana jako ich przedstawiciel i mógł w dużej mierze sprawować nad nimi nadzór, a to tym bardziej, że ich hierarchia była niemal całkowicie grecka. To było zupełnie słuszne, o ile chodzi o patriarchat aleksandryjski, którego wierni składali się głównie z osiadłych w Egipcie greckich kupców i przemysłowców. Chrześcijanie-tubylcy należeli prawie bez wyjątku do odrębnego monofizyckiego Kościoła Koptów. W roku 1651 oceniano całą prawosławną społeczność w Kairze na wszystkiego sześćset dusz. Propa­ ganda rzymska w obrębie patriarchatu była w XVIII wieku niezwykle czynna, Grecy dochowali jednak wierności pra­ wosławiu; w dużej mierze przyczyniły się do tego wystą­ pienia Eustratiosa Argenti.40 W patriarchatach antiocheńs­ kim i jerozolimskim większość prawosławnych należała do narodowości miejscowych używających już języka arab­ skiego i posługujących się w kościołach wiejskich liturgią 38 Z ob. w yżej, str. 368 ns. 39 Zob. w yżej, str. 88— 89. 40 W spraw ie K ościoła w A leksan drii zob.: K. A. Uspieński, P a tr ia rc h a t a le k s a n d r y js k i (po rosyjsku ), I, Petersburg 1898, 340 ns.; C. A. Papadopoulos, H istoria tes E k k lesia s A le k s a n d r eias, 62— 1924, passim ; T. W are, E u stra tio s A r g e n ti, 50— 59. Jeden z patriarchów , Sam uel K apasoulis, poddał się potajem n ie R z y ­ m ow i — zob. G. H ofm ann, G r ie c h is c h e P a tr ia r c h e n u nd d ie R ö m is c h e P ä p s te, X III, nr 47, passim ; X X X V I , nr 97, 41— 60. Eustratios A rgen ti usiłow ał też p op raw ić położenie fin an sow e patriarchatu — zob. T. W are, E u stra tio s A r g e n ti, 52— 53. A. K. H ypsilantis pisze, że w roku 1744 d och ody patriarch y nie w y ­ starczały na opłacen ie p rocen tów od zaciągniętych pożyczek — zob. dz. c y t., 352.

X. Fanarioci

419

arabską. Ci wierni byli raczej niechętni narzucanej sobie greckiej hierarchii. Dzięki wpływom fanariotów u Wysokiej Porty cieszyli się nieco lepszym położeniem niż inne mniej­ szości wyznaniowe, ale ich wierność była letnia, a wielu prześlizgiwało się na stronę rzymską lub do innych sekt. Patriarcha Antiochii, osiadły teraz w Damaszku, utrzymy­ wał ściślejszą styczność z Arabami niż jego brat w Jerozo­ limie. Wyższe duchowieństwo składało się w większym niż tam odsetku z tubylców. Ale patriarcha antiocheński był najuboższym i najmniej znaczącym wśród patriarchów i nie przyszłoby mu nigdy na myśl stawiać opór swemu bratu w Konstantynopolu, zwłaszcza po roku 1724, kiedy to przy­ szło do rozłamu, gdy biskupi zwolennicy Rzymu wybrali w Damaszku sprzyjającego Rzymowi patriarchę Serafeima (Cyryl VI), a reszta członków Synodu zbiegła do Konstanty­ nopola i tam wybrała Greka — Sylwestra. Upłynęło prze­ szło czterdzieści lat, zanim stronnictwo prawosławne wzięło górę. Sam Sylwester umiał należycie ustosunkować się do swej arabskiej owczarni, ale jego następcy woleli spędzać większość swego czasu w Konstantynopolu.41 Patriarcha je­ rozolimski zajmował najniższy stopień, lecz był najmniej ubogi wśród patriarchów. Otaczał go wielki prestiż, gdyż był biskupem najświętszego miasta i strażnikiem najdostojniej­ szych świątyń chrześcijaństwa. Począwszy od XVI wieku książęta Wołoszczyzny i Mołdawii obsypywali patriarchat darami i nadali mu rozległe włości na ziemiach swych księstw. Carowie rosyjscy nie byli mniej hojni. Patriarchę jerozolimskiego stać było na utrzymanie szkół nie tylko w Palestynie, lecz i w innych stronach prawosławnego świata. Posiadał własną drukarnię umieszczoną bezpiecznie poza zasięgiem muzułmanów, w Jassach, stolicy Mołdawii. Ale cały ustrój patriarchatu był czysto grecki. Prawosławny Palestyńczyk, jeżeli pragnął awansować, musiał się nauczyć po grecku i w całości dostosować do greckich interesów. Sam patriarcha zaś spędzał większość swego czasu w Kon­ stantynopolu lub w księstwach. Grecy nie byli skłonni ze­ 41 W spraw ie K ościoła antiocheńskiego zob.: C. A. P a p a d o­ poulos, H isto ria te s E k k la sia s A n tio c h e ia s , A leksandria 1951, passim ; T. W are, E u stra tio s A r g e n ti, 36— 41.

420

X. Fanarioci

zwolić, by ta soczysta śliwka wpadła w cudze ręce.42 Jedna­ kowoż można powątpiewać, czy na dłuższą metę nacjona­ lizm grecki, wsączający się coraz silniej w całą prawosławną organizację, był dobrodziejstwem dla prawosławia. Nie było to zgodne ze starą tradycją bizantyńską. Znajomość języka greckiego była rzeczywiście niezbędna na ziemiach cesars­ twa, jeżeli ktoś chciał zajmować jakiekolwiek urzędowe sta­ nowisko, ale nie rozróżniano tam narodowości. Bizantyńczycy sprzyjali liturgiom miejscowym; i nie kwapili się z na­ rzucaniem greckiej hierarchii innym narodom. „Wielka Idea” natomiast skłaniała Greków do uważania się za naród wybrany. A „narody wybrane” rzadko bywają łubiane; i nie są należycie przystosowane do życia chrześcijańskiego. Jednym z owoców polityki fanariotów było dążenie do przeistoczenia Kościoła prawosławnego w Kościół wyłącz­ nie grecki. Prowadziło to też do obniżenia walorów ducho­ wych, gdyż poczęto grecką kulturę przeciwstawiać prawo­ sławnej tradycji; usiłowano uczynić z Kościoła przybytek dla uczuć narodowych, które były szczere, a do pewnego stopnia też i demokratyczne, lecz z życiem duchowym nie­ wiele miały wspólnego. Równocześnie zaś stawiało to pa­ triarchat wobec moralnego dylematu. Wikłało Kościół w sieci polityki, i to polityki wywrotowej. Czyż Kościół nie był obowiązany oddawać cesarzowi, co cesarskie? Czy pa­ triarcha miał prawo zlekceważyć ugodę zawartą przez suł­ tana z jego wielkim poprzednikiem Gennadiosem? Czy mo­ że złamać przysięgę, jaką składał sułtanowi w chwili za­ twierdzenia swej elekcji? A w dziedzinie znacznie bardziej praktycznej — czyż patriarcha miał prawo wdawać się w 42 W spraw ie posiadłości jerozolim skiego patriarchatu w k się­ stw ach zob. N. Jorga, B y z a n c e a p res B y z a n c e , 132. 159— 160. 188. 193. P atriarcha C hrysantcs Notaras, siostrzeniec i następca D ositeosa, spędził w iększość życia w M ołdaw ii i na W ołoszczyźnie — zob. ta m ż e , 227. Jam es D allaw ay w sw ym C o n s ta n tin o p le, A n c i e n t and M o d e rn , L on don 1797, 380, pow iada, że p a triarch o­ w ie A n tioch ii i Jerozolim y m uszą przeby w ać w K on sta n tyn o­ polu , pon iew aż bieda uzależnia ich od h ojn ości patriarch y K o n ­ stantynopola. Jeżeli chodzi o patriarch ę jerozolim skiego, tw ie r­ dzenie to nie jest całkiem ścisłe: przebyw ał w K onstantyn opolu chętnie, gdyż chciał pozostaw ać w styczności ze sw ym i p osia d ­ łościam i w księstw ach.

X. Fanarioci

421

spiski, które, gdy chybią, sprowadzą nieuchronnie na jego owczarnię najstraszliwszy odwet? Głębiej myślący hierar­ chowie nie mogli lekkomyślnie popierać wywrotowego na­ cjonalizmu. Z drugiej strony, czy jeżeliby patriarchowie nie dołączyli się do ruchu, bądź to kierując się poczuciem hono­ ru, bądź ostrożnością, bądź wreszcie przez zobojętnienie, czy w takim razie nie napiętnowano by ich jako zdrajców helle­ nizmu? Kościół utraciłby swój wpływ na energiczniejsze i bardziej postępowe odłamy swej społeczności. Zmartwych­ wstanie Grecji oznaczało szubienicę wzniesioną przed bra­ mą patriarchatu i kołyszącego się na niej trupa patriarchy.

Rozdział jedenasty KOŚCIÓŁ I LUD GRECKI Polityczne i umysłowe ambicje fanariotów groziły szko­ dą temu, co dotychczas było najważniejszą ostoją Kościoła prawosławnego. Jeżeli w łonie wschodniego chrześcijań­ stwa nie doszło do Reformacji, jeżeli nie rozpętał się prąd tak potężny jak ruch katarów w zachodniej Europie, to stało się tak dzięki temu, że Kościół nie utracił nigdy styczności z ludem. Zasada, że wiejskiego proboszcza do­ biera się spośród wieśniaków, tak że różni się od nich- tym tylko, iż otrzymał wykształcenie i ma wiedzę niezbędną do odprawiana tajemnicy obrzędów, oznaczała, że nie było nigdy poważnego rozdźwięku między nim a jego owiecz­ kami. Nigdy nie było mu wolno być nieobecnym. Nie mógł marzyć o zajęciu wyższego stanowiska w hierarchii. Nie miał powodów, by porzucić parafię, udać się do pałacu bi­ skupiego, by tam intrygować dla zdobycia sobie łask. Był pokorny i zadowolony ze swej doli. Jeżeli potrzebował du­ chowego kierownictwa, mógł go poszukać w sąsiednim monasterze. Parafianie szanowali go, bo miał władzę sprawo­ wania służby Bożej. A jego położenie materialne tak nie­ wiele było lepsze niż położenie jego parafian, że żaden z nich nie mógł mu zazdrościć. Parafia stanowiła całość zwartą; czerpała siłę ze wspólnego czytania Ewangelii i odprawiania wspólnego nabożeństwa eucharystycznego. A po podboju tureckim wzmocniło się poczucie jedności, bo wszyscy odczuwali obecność wspólnego niewiernego cie­ mięzcy. Te chrześcijańskie wioski właśnie dzięki prostocie swego chrześcijaństwa mogły utrzymać się nienaruszone w obliczu tureckiego obszarnika, agi, a nawet wysłanni­ ków sułtana z dalekiego Stambułu.

XL Kościół i lud grecki

423

Groziło zawsze związane z taką prostotą niebezpieczeń­ stwo, że na wsi obrzędy kościelne staną się w końcu zwy­ kłymi praktykami magicznymi, do których się dołączą za­ bobony odziedziczone po dawnych pogańskich czasach. Jeżeli religia na wsi ma pozostać czymś więcej niż magią, jeżeli ma zachować swą siłę duchową, musi podlegać nad­ zorowi. Wieś mogła mieć to szczęście, że w sąsiedztwie znajdował się monaster będący ośrodkiem czynnego życia duchowego. Ale nawet monastery wymagały nadzoru, je­ żeli chciano utrzymać ich poziom. Miejscowy biskup mu­ siał utrzymywać styczność z parafiami i monasterami swej diecezji. A sam musiał być człowiekiem godnym. Bi­ skupa musiał nadzorować metropolita, a tego wartość pod­ legała ocenie szczytu kościelnej hierarchii, czyli dworu patriarszego. Miejscowa parafia lub monaster mogły być na tyle samowystarczalne, że były zdolne przetrwać, na­ wet gdyby związek z wyższymi władzami uległ przerwa­ niu, ale popadłyby w zastój, gdyby wyższe władze nie oka­ zywały stałej dbałości o ich los.1 Ta dbałość zmniejszała się z biegiem czasu. Od wiejskie­ go proboszcza nie wymagano nigdy, by był uczonym; oczekiwano jednak, że w dziedzinie obyczajów będzie swej parafii świecił przykładem. Jeżeli obcy podróżnicy lamen­ towali w XVII wieku nad nieuctwem księży i mnichów, to pod koniec XVIII wieku podróżni odwiedzający kraje greckie zapisują raz za razem przykłady chciwości i zdzierstwa, których winę ponoszą nie tylko księża i mnisi, lecz nawet sami biskupi. William Turner na przykład opowia­ da, jak arcybiskup w Kos odmówił w jego obecności wy­ słania księdza do umierającej kobiety, ponieważ nie mo­ gła zapłacić sumy, jakiej wymagał. Wielu Greków nawet poczęło zdawać sobie sprawę z tego, że cały zespół kościel­ ny był zgniły aż do korzenia.2 W ciągu XVI wieku — podobnie jak za czasów Bizan­ cjum — zapełniali dwór patriarchy poważni duchowni po­ 1 W spraw ie organizacji parafii, która nie zm ieniła się do naszych czasów, zob. P. H am m ond, T h e W a te r s o f M a ra h , L o n ­ don 1958, 28 ns. 2 Zob. W. Turner, J o u rn a l o f a T o u r in th e L e v a n t , 3 tom y, Lon don 1820, III, 509— 510.

XI. Kościół i lud grecki

424

chodzący przeważnie z prowincji, którzy byli rozpoczęli swą służbę kapłańską w jakimś prowincjonalnym monasterze. W miarę jak posuwali się w górę po szczeblach hierarchii, mogli sobie zdać sprawę z korzyści, jakie może przynieść intryga i przekupstwo. Byli to jednak ludzie istotnie religijni i przeważnie pamiętający swe pozastołeczne pochodzenie. Ale podbój turecki zmusił patriarchat do podjęcia także świeckich obowiązków. Wysocy urzęd­ nicy patriarchatu stali się urzędnikami administracyjny­ mi. Ludzie o mentalności świeckiej okazywali się tu uży­ teczniejsi od duchownych będących wyłącznie duchowny­ mi. W miarę jak posuwał się wiek XVII i pod wpływem fanariotów ten proces laicyzacji przybierał na sile. Bogaci kupcy z Konstantynopola, od których szczodrobliwości patriarchat był zależny w sprawach pieniężnych, pożądali stanowisk na dworze patriarchy dla swych krewnych i po­ częli wykorzystywać te urzędy dla swych celów politycz­ nych. Ci nowi urzędnicy porodzili się byli i wychowali prawie bez wyjątku w Konstantynopolu. Uważali, że pro­ wincje są nudne i barbarzyńskie. Uwaga ich ograniczała się do samego Konstantynopola i do bogatych krain w księ­ stwach naddunajskich, gdzie wielu z nich posiadało teraz majętności. Ich wykształcenie wzbudziło w nich niechęć do starych tradycji Kościoła. W XVIII wieku szczycili się tym, że są biegli w zachodnioeuropejskiej filozofii i przesiąknę!» modnym podówczas racjonalizmem. Ułatwienie dostępu do wykształcenia, jakie przynosiły szkoły i akademie, którym patronowali, prowadziło do równoległego obniżania pozio­ mu wykształcenia religijnego. Niewielu tylko z przebywa­ jących na dworze patriarchy hierarchów ośmielało się na­ rażać na pogardę ze strony fanariotów powstając przeciw panującemu prądowi. Ale u pobożnych ludzi po prowin­ cjach budziły się opory przeciw tej nowomodnej uczoności, a to prowadziło do podejrzliwego stosunku do wszelkiej wiedzy i do nieufnego obskurantyzmu. Jeżeli czy lanie ksiąg przywodzić miało do takiego bezbożnego racjonaliz­ mu, to rzecz jasna lepiej było nie czytać żadnych ksiąg.3 Obniżanie się poziomu wiedzy ujawniało się najsilniej 3 Zob. w yżej, str. 242

ns.

XL Kościół i lud grecki

42 5

i najszkodliwiej w monasterach. Bo poziom religijności na prowincji zależał głównie od miejscowych monasterów: one to dostarczały duchowych doradców i spowiedników, od których byli zawiśli wieśniacy i ich księża. Już za cza­ sów bizantyńskich wiele prowincjonalnych monasterów były to domy pokorne i bez wielkich roszczeń, a ich mnisi byli ludźmi prostymi bez większej wiedzy książkowej. Mo­ naster jednak był obowiązany do posiadania księgozbioru, choćby nie było tam wiele więcej niż parę ksiąg liturgicz­ nych i parę żywotów świętych. Pod koniec XVI wieku poczęto po małych monasterach zaniedbywać księgozbiory przeważnie dla braku środków. Pod koniec XVIII wieku, gdy do biedy dołączyła się obojętność, a nawet nienawiść, te małe księgozbiory właściwie poznikały. Gdzie się księgi utrzymały, leżały nie okurzone i nie czytywane, o ile nie zostały pogubione lub rozprzedane. Przeciętny mnich — wyjątki były nieliczne — zapomniał nawet sztuki czyta­ nia. Osiemnastowieczni podróżni zauważali, że zdarzało się często, iż mnich niby to czytający Ewangelię powtarzał je­ dynie to, czego się był nauczył na pamięć. Mnisi odpra­ wiali obrzędy niewątpliwie nabożnie, ale mechanicznie. Poza tym uprawiali swe pola i sady lub karczowali drze­ wa jak współpracujący z nimi rolnicy. Klasztory nie mo­ gły dać duchowego kierownictwa ludności okolicznej.4 4 J. Pitton de T ou rn efort, dz. c y t., I, 98, pow iada, że d u ch o­ w ień stw o greckie nie um ie n apraw dę czytać ksiąg liturgicznych i nie rozum ie sensu tego, co pow tarza; na str. 114 pow iada, że nie potrafią już w yg łosić kazania. N aw et p rzych yln y G rekom R icaut żali się, że angielscy rzem ieśln icy „m ają w ięcej nauki i rozeznania niż doktorzy i du ch ow n i w G re c ji” — T h e P r e s e n t S ta te o f th e G r e e k and A r m e n ia n C h u rc h e s , A n n o C h risti 1678, w stęp, 28. J. Spon, V o y a g e s d T ta lie, d e D a lm a tie, d e G r e c e , e t du L e v a n t, 3 tom y, L yon 1678, II, 200— 202, b y ł zdu m iony k sięgo­

zbiorem arcybiskupa A ten A n tim osa III w roku 1674. A le A teny i ich kulturalne trad ycje są w yjątkiem . A n gielscy p odróżn icy z w czesnych lat X I X w ieku, tacy jak W. M. Leake, T r a v e ls in N o r th e r n G r e e c e , książka w ydana w L on dyn ie w roku 1838, ale oparta na podróżach z sam ego początku stulecia; H. Holland, T r c :'els in th e Io n ia n I sles, A lb a n ia , T h e s sa ly , M a ced o n ia , etc., d u rin g th e y e a r s 1812 an d 1813, b.m. 1814, i dr Hunt, M o u n t A th o s : A n a c c o u n t o f th e M o n a s tic In s titu tio n s and L ib r a r ies , w : R. W alpole, M e m o ir e s r ela tin g to E u r o p ea n an d A s ia tic T u r ­ k e y . L on d on 2 1818, — w szyscy stale p om aw iają g reckich m n i-

426

XL Kościół i lud grecki

Wielkie monastery utrzymały swe życie kulturalne dłu­ żej. Zakłady po przedmieściach Konstantynopola były wciąż jeszcze ośrodkami nauki.* i*5 Wielkie monastery z Pon­ tu, jak Sumela, Yazelon i Piristira, zachowały i powiększy­ ły swe księgozbiory i utrzymały je w dobrym stanie aż do XIX wieku.6 Monastery w Meteora w Tessalii, które straszliwie ucierpiały podczas podboju tureckiego, zostały pGd koniec XVI wieku odbudowane przez jednego z ksią­ żąt wołoskich, który obdarzył je księgozbiorami.7 W ciągu XVII wieku wiele mon aster ów zostało odbudowanych lub założonych przez bogatych mecenasów. Dołączano je do ja­ kiejś bogatej instytucji, takiej jak patriarchat jerozolim­ ski albo monastery zakładane w księstwach naddunajskich przez ich książąt, a ta przyjmowała obowiązek utrzy­ ch ów o zupełne n ieuctw o i bezw artościow ość, podobnie jak p ó ź ­ niej R. Curzon, V isits to M o n a s te r ie s in th e L e v a n t, London, 1848, i E dw ard Lear, który w spom ina m n ich ów z góry Athos jako istoty „b ełk otliw e, nędzne, nie lubiące baraniny, u nikające ludzi, n ienaw idzące kobiet, ponure, zatruw ające w esołość, m onotonne, tępe jak stado m ułów , złośliw e, żałobne, rybiaste i lepkie od m arm olady, jed n ym słow em »m a łp ia te«” — list do C. Fortescue (1856), przytoczony w : A. D avidson, L ife o f E d w a rd L ea r, L o n ­ don 1950, 98. A le trzeba pam iętać, że podróżn i ci utożsam iali przew ażnie naukę z w ykształcen iem klasycznym i w cale by nie byli zach w yceni, g d yb y m nisi byli na tyle poduczeni, by p rze­ szkodzić im w przyw łaszczan iu sobie klasycznych rękopisów . Z drugiej strony Dean W addington w sw ej książce T h e P r e ­ s e n t C o n d itio n o f th e G r e e k or O rie n ta l C h u rch , London 1829, opartej na jego podróżach do G recji w latach 1823— 1824, pisze o m onasterach z p ew n ym poszanow aniem (zob. 79— 94), ale p rze ­ raża go n ieuctw o księży parafialn ych (zob. str. 108). 5 B iblioteki m on asterów rozm ieszczonych na obw odzie K o n ­ stantynopola, przeniesione obecnie do Fanaru, zaw ierają sporo dzieł klasyczn ych przepisanych już po p odb oju , w szczególności K am ariotissa posiadająca rękopisy dzieł Dem ostenesa, H om era, T eokryta i Lukiana, przepisane w X V I w ieku i później. Zob. szkic do katalogu k sięgozb iorów Fanaru. K atalog m onasteru Hagia Triada na H alki zapisał, że w iele najlepszych ręk op isów zostało zabranych przez Sir Thom asa Roe w roku 1628 i z n a j­ dują się teraz w O ksfordzie. Zob. w yżej, str. 301 ns. 6 Zob. F. Cum ont i E. Cum ont, V o y a g e d ’ e x p lo r a tio n a r c h é o ­ lo g iq u e d ans le P o n t e t la P e tite A r m é n ie , B ru xelles 1906, 371— — 372. 7 Zob.: D. M. N icol, M e te o r a , th e R o c k M o n a s ter ies o f T h e s ­ sa ly, 169— 170; N. Jorga, B y z a n c e a p r ès B y z a n c e , 130. 142— 143.

XI. Kościół i lud grecki

427

mywania ich na należytym poziomie.8 Ale z nastaniem XVIII wieku zakładanie monasterów przestało być modne. Upadek ich można było szczególnie zauważyć na górze Athos. Wiecznie niezadowolony katolicki podróżnik Pierre Belon, który nie lubił Greków, powiada, że w XVI wieku nie można było znaleźć w żadnym z tamtejszych monaste­ rów więcej niż trzech lub czterech mnichów umiejących czytać.9 Trudno w to uwierzyć, jeżeli się pamięta, że mo­ nastery z góry Athos wzięły udział w roku 1578 w zaku­ pieniu wspaniałej biblioteki Michała Kantakuzena. W roku 1602 Margunios zapisał dziewięć skrzyń z księgami monasterowi Iviron na Athos; a w roku 1684 patriarcha Dio­ nizy IV zapisał temuż monasterowi wiele swych ksiąg. Ka­ talogi dowodzą, że przez cały XVII wiek także inne wię­ ksze monastery na Athos powiększały swe księgozbiory.10 Jeszcze w XVIII wieku patriarchowie tacy jak Jere­ miasz III albo Serafeim II, przecież ludzie przywykli do śro­ dowisk uczonych, byli szczęśliwi, gdy mogli osiąść na Athos.11 Ale niepowodzenie próby Cyryla V założenia na górze Athos akademii wykazało, że mnisi odrzucili intelektualizm Fanaru.12 Wzrastała niechęć między monasterami, nawet tymi z góry Athos, a Grekami z Konstantynopola. Atmosfera monasterów stawała się coraz bardziej wroga, skutkiem tego Athos przestało pociągać ludzi wykształco­ nych. Do monasterów spływali nowicjusze prymitywniejsi i mniej wartościowi. Pod koniec XVIII wieku na Świętej Górze odsetek ludzi umiejących czytać wyraźnie spadł. A w początkach XIX wieku mnisi popadli w stan nie­ okrzesanego nieuctwa, który tak świetnie, ale i złośliwie opisali podróżnicy, jak na przykład Robert Curzon.13 8 Zob. N. Jorga, j.w ., 142. 158— 160. 9 Zob. P. Belon, L e s O b s e r v a tio n s d e p lu sieu rs s in g u la r itez et c h o s e s m é m o r a b le s t r o u v é e s en G r è c e , A s i e , In d ie, A r a b ie e t a u tres p a y s e str a n g e s , Paris 1853, 83. 10 W spraw ie ksiąg M ichała K antakuzena zob. w yżej, str. 218. D okładny w ykaz zapisu M arguniosa w : D. J. G eanakoplos, B y ­ z a n tin e E ast and L a tin W e s t, 181— 190. W spraw ie D ionizego IV zob. M. Gedeon, P a tr ia rc h ik o i P in a k e s, 593. Jego testam ent p o ­ chodzi z roku 1678. 11 Zob. M. G edeon, j.w ., 631— 632. 650. 12 Zob. w yżej, str. 242 ns. 13 Zob. R. Curzon, dz. cy t., 279— 311. 357— 449.

428

XL Kościół i lud grecki

Podróżnicy ci nie wszyscy unikali przesady. Zauważyli wyzysk uprawiany przez duchowieństwo, ale rzadko wspo­ minają, że byli także kapłani dobrotliwi i świątobliwi. Za­ pisywali, jak ciasne były zainteresowania mnichów i jak zaniedbana większość ich księgozbiorów. Ale były wciąż na Athos domy — jak na przykład Wielka Ławra — gdzie pie­ czołowicie dbano o zachowanie skarbów przeszłości. Tak samo było w takich monasterach jak Sumela albo klasztor Świętego Jana na Patmos. Poza tym te przygnębiające na­ stroje antyzachodnie i antyintelektualistyczne były swego rodzaju przejawem niezłomności przekonań. Republika na Świętej Górze chciała się zabezpieczyć przed zaraźliwą py­ chą tego świata i dążeniami, jakie w sposób widoczny prze­ nikały grecką społeczność. Chciała utrzymać przy życiu pra­ wdziwą tradycję prawosławia żądającą skupienia się przy wiekuistych prawdach, nie skażonych przez wymyślone przez człowieka filozofie i naukowe teorie. W okresie istnie­ nia akademii na Athos kazano mnichom słuchać wykładów Vulgarisa o filozofii niemieckiej — i to ich przejęło grozą. A to właśnie im teraz dawano, gdy zwracali się o duchowe przewodnictwo do Konstantynopola. Ich niechęć była jało­ wa i pożałowania godna; ale była dowodem pozytywnego wysiłku utrzymania istotnej treści wiary. Ale nawet na górze Athos nacjonalizm zaczął podnosić głowę. Monastery greckie poczęły okazywać wrogość do­ mom serbskim i bułgarskim, a niebawem też rumuńskim i rosyjskim. Ta wzajemna wrogość będzie jeszcze wzrastała w XIX wieku.14 Nacjonalizm na górze Athos był jeszcze pomiarkowany, był wyrazem rywalizacji pomiędzy chrześcijanami. Na ze­ wnątrz Góry zwracał się przeciwko niewiernemu ciemięzcy. Grecy w prowincjach nie mogli zrozumieć misternej polity­ ki patriarchatu. Nie potrafili ocenić giętkości, jaką patriar­ cha i jego doradcy musieli okazywać w stosunkach z Wy­ soką Portą. Od swych wiejskich kapłanów, od miejscowego opata albo biskupa oczekiwali ochrony przed miejscowymi urzędami tureckimi, a popierali każdego, kto stawał w ich 14 Z ob. F. W. H asluck, A th o s and its M o n a s te r ie s , L on don 1924, 55— 60.

X I . K o ś c i ó ł i lu d g r e c k i

429

obronie przed rządem. Za wielkich czasów cesarstwa ottomańskiego, kiedy administracja była sprężysta i na ogół biorąc sprawiedliwa, można było utrzymać grecki nacjona­ lizm w podziemiu. Ale z nastaniem XVIII wieku machina rządowa poczęła się psować. Prowincjonalni gubernatorzy tureccy poczęli wszczynać bunty przeciw sułtanowi i za­ zwyczaj mogli liczyć na pomoc miejscowych Greków. Lu­ dzie wyjęci spod prawa — coraz liczniejsi — szukali schro­ nienia w górach. W dzielnicach słowiańskich oznaczano ich tureckim mianem „hajduków” , w Grecji zaś zwali się „klephtoi” . Żyli z rozboju, zwracając się głównie przeciw tu­ reckim obszarnikom, ale równie chętnie łupili chrześcijań­ skich kupców i podróżnych bez względu na narodowość. Mogli liczyć na pomoc miejscowych chrześcijańskich wieś­ niaków, w których oczach uchodzili za kogoś w rodzaju zapóźnionego Robin Hooda. A ochronę przed turecką policją znajdowali prawie zawsze w miejscowym monasterze.15 Równocześnie wzrastał duch buntu w wyżej wykształco­ nych kołach greckich. Ottomańska Europa nawiązywała ściślejszą styczność z resztą kontynentu. Wyspy Jońskie po­ zostały nadal pod panowaniem weneckim. A po zakończe­ niu ostatniej wojny wenecko-tureckiej w początkach XVIII wieku komunikacja w obie strony między wyspami a lą­ dem stała się łatwa. Zajęcie Wenecji przez Francuzów pod koniec stulecia sprawiło, że Grecy zetknęli się z ideami rewolucyjnymi. Rosnące zainteresowanie grecką starożyt­ nością sprowadzało do Grecji podróżnych wszelkiej naro­ dowości; a ponieważ walki w rewolucyjnej Francji utrud­ niały podróżnikom angielskim dostęp do Italii, wielu z nich kierowało się teraz ku Atenom. Tymczasem Grecy w naddunajskich księstwach byli w stałej styczności z Austrią i Rosją. Ogólnie biorąc Grecy nie byli bardziej analfabeta­ mi niż jakikolwiek inny naród europejski owych czasów. Po wsiach umiał czytać tylko ksiądz, nauczyciel w szkole, a ponadto jeden lub drugi chłop. Ale po miastach, małych czy wielkich, znajomość czytania była powszechna. Ludzie zwiedzający współczesną Grecję zwracają zawsze uwagę na 15 W sprawie kleftów zob. A. Phrantzis, E p ito m e te s H isto ria s te s a n a g e n n e th e is e s H a lla d os, 3 tom y, A ten y 1941, I, 40 ns. Zob. też T. H. Papadopou llos, dz. c y t., I, 147— 149.

430

X I . K o ś c i ó ł i lu d g r e c k i

grecką namiętność czytania dzienników. Pod koniec XVIII wieku ulotki i rozprawki zastępowały dzienniki. Był to wiek, kiedy po całej Europie rozpleniały się tajne związki. Szerzyło się przede wszystkim wolnomularstwo. Nęciło ono i ówczesnych Greków. Choć — jak się zdaje — nie powsta­ ła w obrębie cesarstwa ottomańskiego ani jedna loża, pew­ na ilość fanariotów oraz innych Greków stawała się maso­ nami podróżując na Zachód. W roku 1811 założono lożę na wyspie Korfu. Idee osiemnastowiecznej masonerii nie sprzy­ jały starym Kościołom. W szeregach masońskich znalazło się nawet nieco greckich duchownych. Skutkiem tego ru­ chu było osłabienie wpływu Kościoła prawosławnego.16 Wśród Greków prorokiem nowych nastrojów stał się człowiek wybitny — Adamantics Korais. Urodził się w Smyrnie w roku 1748 i jako młody człowiek przybył do Pa­ ryża, gdzie rozbił swe namioty i pozostał do końca życia. Tam nawiązał styczność z francuskimi encyklopedystami i ich uczniami. Pod ich wpływem nabrał niechęci do klery­ kalizmu i tradycji. Zaczytywał się w Gibbonie i w końcu uwierzył, że chrześcijaństwo rozpoczęło ciemny okres euro­ pejskiej cywilizacji. Przyjaciel jego Karl Schlegel nauczył go utożsamiać język z narodowością. „Język — pisał — to naród; bo jeśli ktoś mówi »la langue de France