Traktat o władzy 9788389812932, 9788389812933

152 36 22MB

Polish Pages 418 [423] Year 2013

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Traktat o władzy
 9788389812932, 9788389812933

Citation preview

Traktat o władzy

Bertrand de Jouvenel

Traktat o władzy

Przekład Krzysztof Śledziński

Fij($PUBLISHING

Tytuł oryginału niemieckiego: On Power, The N atural History o f Its Growth Przekład: Krzysztof Śledziński Projekt okładki: Mateusz Komada Redakcja techniczna: Anna Szarko

D u Pouvoir: Histoire Naturelle de sa Croissance (1945) by Les Editions de Cheval Aile. Przekładu dokonano z języka angielskiego, z wydania dokonanego przez fundację Liberty Fund, Inc.

Copyright for the Polish edition by Fijorr Publishing Company © 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być reprodukowana jakimkol­ wiek sposobem - mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii czy tp. - bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji i referatów, kiedy to osoba recenzująca lub refe­ rująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki, z podaniem źródła pochodzenia.

ISBN: 978-83-89812-93-2

Dystrybucja wysyłkowa za pośrednictwem Internetu: [email protected] lub www.fijor.com Wydanie pierwsze —Warszawa 2013

S pis treści

Wstęp .................------.......... — ...... Przedstawienie Minotaura ....................—■...................... - - — -.............................

11 17

.

Księga I M etafizyka władzy 1. O posłuszeństwie obywatelskim ......... ........................ 33 Tajemnica posłuszeństwa obywatelskiego ...................... 35 Historyczny charakter posłuszeństwa ................. ................................. .. 1$6 8. £ i tywa ll^ ^ lpcdligscza^ 163 * ^^F-Wojdi.jii£;ob®i'l^pS^M&|W 162Militaryzacja cywilizat§i — ......i----- „ ..» * * •.* * . 164 _

.

$

!' i

IH ^ i )

Od arnifi fepgWbej rfpąmpniśMflpsiB^ 169 Wojna, akuszerka monarchii absolutnej —r r- r-r-r -- -mmmm——— 170 Władze w rywalizacji międzynarodowej ™ Pobór do wojska mmmmmmi^mmmmmmmmmmmmmmmm........ 172 Epoka mięsa armatnie|0 mmmmmmtmmm........... —***«• 174 Wojna totalna . . . . . . . . . ..........................................................................175

K sięga IV

Państw ®jako ipsM iiifiW A -rewolucja i 9. W ładziM ta grabieżca pQfI|iteu społecznego ..„fm-rn-n.— »i—-*■.......................« m r r> 181 f e f fifc liA d lf Z arystokracją 1J0|USZ Zludem mnnwritrniiLiii III '.....mmmmmm .......... 183 Czy władza jest konserwatystą społecznym, czy rewolucjonistą? ..... amsmsmmam ...... 184 Nici w statokratycznej tkaninie ..... ...— «, umimmmm ........................ ‘immmwiiMi....... 186 Władza i komórka klanowa ....... miii-t-r--------. ...— ' i"'1" — Władza i komórka baronostwa ... ............ . ...... - ■j — -----1^9 Władza i komórka kapitalistyczna ....... 192 ■ Szczyt i upadek państwa 198 Dynamika polityki 199 10. Władza i lud 201 Wspólnotą feudalna 3Hr Władza utwierdza się 205 zwykłego człowieka w państwie 207 Absołu^zm plebejuszy

---- a—

#W

•\ Reakcja arystokratyczna *• * ■■■*■»-----212 " H a taktyka i samobójstwo 216 1 L * ^ d h a i wierzenia m»...........-.................. *................... “■ Władza hamowana p rz^^iK H B ii a —--------- ------- ---------------— — — 222 PMwSboskie mmiit hiiihi



lim*ir~ni

i—

mmmmm .

..............

221

225

- PodniosłoŚĆ prawa 226 '• Prawo i prawa r-—-■-~ ..... . . ^ 4 . . . 229 Dwa źródła prawa ------------------------------------------230 Prawo i zwyczaj ....... 4 .... ..............■'■■-— 233 Rozwój władzy prawodawczej - »- * - ................ . nimmm •■•■•--•. •235 Kryzys racjo^iBiilpczny i konsekwencje polityczne protagoreizmu ......... ............ 236 ,■i j i s p i j . . y Zmienia u ę w g v:f;MM, nie jej n a tu ra 12- O rewolucjach ZmilL.............................................................................*243 . '%woluc|ls* u su w aj iitb fiJii J>0®|g§; 3MW V Trzy rewolucje ....................... 245 'tyranią ..........o-—X - L i- TrM __la-J £KMi * Tożsamość państwa demoferatycznego i monarchieznego 248 ■'■ StałoM władzy 249 Odmienny charakter władzy zą ątjeien r^gime'u ......... 250 Osłabienie władzy. Koalicja arystokratyczna ___ v. 251 Stan trzeci przywraca monarchię bez króla — ««■................ 253 Prefekt Napoleona, dziecko rewolucji j —...... 256 Rewolucja i prawa jednostek .......... nr-r .-ol.tBl..ri- -------- ----- — —l........ 258 Sprawiedliwość jest bezbronna przed władzą ........ ..........——......... 260 I. demokracja -------------t ■ 265 O |«żćżffiąćźeMiu idei ........... .......... -r_r„Tr. 266 Zasada wolności i zasadą SE M I ^ ______2 67 ", Suwerenność prawa skutkuje suwerennością parlamentu s u w ....... -W im---- A— HtSP

Naród, sędzia prawa ........................... ....................................« -----..................... t It _ 273 Prawo jako „upodobanie” narodu ............... m....... 277 Apetyt na imperium .......................................................... ...................... — ......... __ 278 O suwerenności parlamentarnej ............................... ............ .................................. .,- Ma280 O d suwerenności prawa do suwerenności narodu .............. ... ... mmmmmmmmi ____282 14. Totalitarna demokracja ..................................... .......... 285 Suwerenność i wolność ..................... *' ' *...1. 286 Idea całości postępuje ................... 287 Atak na tendencje odśrodkowe .............. 289 Autorytarny duch w demokracji ■—"TTiMirnniimmnii i ........ -*^ .»**»*««■*«*»........ —— 291 Interes ogólny i jego monopol ............ 292 Samoobrona interesów .................... *«««*--.. 293 O powstaniu władzy ................................ mm............. .................. O partiach ............ - ..nnnw ii 1.—........ 299 O machinie politycznej .................. Mmmammmśmmmm........... ......................................... 301 O d obywatela do żołnierza: rywalizacja o władzę przybiera wojskową postać W.. 303 Ku reżimowi plebiscytowemu .............................. 304 Konkurencja „zmechanizowanych” partii kończy się dyktaturą jednej partii ^ ... 306 Degradacja reżimu wiąże się z degradacją idei prawa ................................. 307 Księga V I . W ładza ograniczona czy nieograniczona ? 15. Władza ograniczona ........................... i......................... -.-............................. 313 Władza ograniczona .................................................................. ?............................... 314 O hamulcach wewnętrznych .................... ••...................... 316 O przeciwwagach .................. ,....... 317 Przeciwwagi zniesione i prawo podporządkowane ..... 319 Nieograniczona władza jest niebezpieczna niezależnie od jej źródła i podstawy .. 322 Myśl powraca do ograniczonej władzy. Lekcja angielska ........................................ 325 Formalny podział władz ............... 328 16. Władza i prawo ' ..............—- .............................................................. 333 Czy prawo to jedynie zbiór reguł ustalanych przez władzę? .....».:...... 333 O nieograniczonej władzy prawodawczej ....r-T-miMi-iwi ......... i .................. 335 Błąd hedonisty i utylitarysty ........ mmmm...... 338 Prawo ponad władzą ...... 339 Okres zmiennego prawa ........... 341 Środki przeciwko prawom .......................................... 342 Gdy sędzia ogranicza przedstawiciela władzy ...'................... 1.... ..**»: 343 O władzy sędziego .................................. 345 Czy ruch idei wpływa na fundamenty prawa? ......... 347 Prawo staje się dżunglą ....................................................... 348 17. Arystokratyczne korzenie wolności ...... 351 O Wolności *****........mmmmmm......................................... 352 Dalekie korzenie wolności ............................................. 353 System wolności ................ 354 Wolność jako system oparty na klasach ................................................................ 357

Wolni, niewolni, półwolni .............. 358 Inkorporacja i zróżnicowana asymilacja ................. —............. 359 Postępy cezaryzmu ................. 361 Warunki wolności ................ ......... —.......... 362 Dwa możliwe kierunki partii narodowych .............................. ...........- — ...... 364 Problem wciąż nie jest za nami ............... 365 O historycznym powstaniu cech narodowych ................ 368 Dlaczego demokracja zwiększa prawa władzy i osłabia gwarancje dla jednostki .. 370 18. Wolność lub bezpieczeństwo ........................ 373 Cena wolności ....................................................................................... 374 Ruunt in servitutem ....................................... 376 O architekturze społeczeństwa ---------------------377 Władza i awans społeczny ............................. ■ m m im..i,■■■■■■■■ni.,379 Klasa średnia i wolność ............. 381 Jeden poziom wolności lub wiele poziomów ........................................................... 382 Sekurytarystyczna demokracja ...................... 383 Zanik elementu wolnościowego ^rmrm............ ........................................................... 384 Pactum subiectionis ............ 385 Bezpieczeństwo społeczne i wszechwładza państwa ....................................... 387 Protektorat społeczny: jego uzasadnienie i cel ............... 389 Teokracje i wojny religijne ............................... 390 19. Porządek lub protektorat społeczny ...................... 393 Liberalna negacja ....................... 394 Krytyka „legalitariańska” ................................... . u w i — « ................................... 395 Współczesny problem i jego absurdalne rozwiązanie .................................»«■«.««■ 399 C ud pewności siebie • •■ 400 Pojęcie dobrego zachowania « . ■■— ........ *-■............ .................... 1... ........... 402 O regulacji społeczeństwa ................. 404 Nowe funkcje wymagają nowych koncepcji przymusu .................. 406 Władze społeczne pozbawione kodów etycznych ...................................... 407 Konsekwencje fałszywej koncepcji społeczeństwa ........ 410 O d chaosu do totalitaryzmu mmmmmmn............ WHiminiii-------------- ——-------- 411 Owoce indywidualistycznego racjonalizmu ..... ' '......... ’] 8 412 Indeks .....!!■■■■ ninimriniirmimiiiiiwilniiiiiai............................... *11.111" 415

W

stęp

W tych złowrogich czasach, gdy presja wydarzeń sprawia, że nie można za­ chować ąjjdfeJai umysłu, i gdy bezwzględna konieczność podjęcia drastycznych fcresfcdif sprawia, że powszechnie uznafe; i i | jakiekolwiek wątpliwości oraz jaki­ kolwiek sceptycyzm i krytykę za zdrady narodu, wydanie książki lakifij jak ta Bertranda de Jouvenela może wymagać pewnego uzasadnienia. Jest to bowiem apel tfilśttfc o wątpliwość i sceptycyzm; nawołuje się w niej, żeby nie m m m ŚM .#§Siru tyrana”, konieczności1, zrealizować swoich zamiarów. Stanowi ona również argum ent na rzecz nieprzerwanej krytyki każdej nowej propozycji zwiększenia władzy p r i l u K lub innego monopolizującego władzę ciała. Może się w związku z tym wydać, że treść niniejszej osłabi u rządzących wolę działania, a u rządzonych w d f • Ale zupełnie 'Afl0 o to chodzi. Jouvenel jest zbyt bystrym obserwatorem naszego świata i naszej epoki, żeby ignorować ich potrzeby. Jego książka to jp Jllik tatotffiy argum ent przeciwko stąpaniu po omacku, jeśli m ożna go uniknąć, przeciwko powszechnemu poglądowi, że ciemność jest w rzeczy samej światłem wcielonym i że klif to jedynie niewielka pochyłość. A utor zwraca naszą uwagę przede wszystkim na coś, co na pierwszy rzut oka wydać się może uderzającym zbiegiem okoliczności: władza państwa syste­ matycznie rosła przy jednoczesnym wzroście okrucieństwa rasy ludzkiej. Jako że książkę napisano przed wydarzeniami w Hiroshimie, najbardziej wyraziste dla nas przykłady tego zjawiska pozostawały poza zasięgiem autora. Lecz warto zwrócić uwagę na to, że, gdy z niepokojem uświadamiamy sobie ogrom ny po­ tencjał okrucieństwa, jaki jest udziałem naszych współczesnych, powinniśmy stale mieć w pamięci, że ta potencjalność przerodziła się w fakt dzięki władzy państwa. Bomby atomowej nie stworzyła działająca niezależnie grupa „na­ ukowców”, lecz pracownicy rządu Stanów Zjednoczonych, spośród których

1 Nawiązanie do Raju utraconego Johna Miltona [jeżeli nie zaznaczono inaczej, przypisy oznaczo­ ne gwiazdką pochodzą z anglojęzycznego wydania książki].

Traktat o władzy

najważniejsi byli naukowcami. Ale decyzja o tym, żeby opracować bombę ato­ mowy "Wlfsśii od prezydenta Roosevelta, a decyzja o jej użyciu od prezydenta Tmntaaa, Twierdzenie to nie przypisuje złej wiary każdemu urzędnikowi pańM1SH jedynie uwagę, że tylko państwo m a wystarczającą władzę, żeby na taką skalę, I że państwo to zawsze politycy - nie­ zależnie O r w Białym Domu, czy na Kremlu. M m e iiĄ ii: państwem mogą zarządzać filozofowie czy naukowcy, jest niebezpieczne i złudne. bo­ wiem filozofowie stali się królami, a naukowcy komisarzami, przekształciliby się w polityków, a władza dana państwu jest władzą, jaką przyznaje się ludziom, którzy są władcami państwa, ludziom poddanym wszystkim ograniczeniom i pokusom właściwym ich niebezpiecznemu rzemiosłu. Jeśli nie będziemy mieć tego na uwadze, powszechnie zapanuje optymistyczne przekonanie, żeby od­ dalić wszelkie wątpliwości i obawy, gdyż w państwie, jakie na myśli mają teore­ tycy, władzę sprawować będą ludzie o nieprzeciętnej mądrości i cnocie moralnej. Nic bardziej mylnego. Władzę dzierżyć będą przede wszystkim ludzie, potem panujący, a naukowcy i święci na szarym końcu. Twórcy amerykańskiej konsty­ tucji ulegli iluzji, że można ustalić „rząd praw, a nie ludzi”. Wszystkie rządy są rządami ludzkimi, choć lepsze z nich posiadają pewną domieszkę prawa, które rfsfelgFFPl ^ ^ ń ii^ a tife d la zapędów władców, j Można, rzecz jasną, wierżyć, że nowy system lub nowa doktryna polityczna zmieni te t u ^ p w ę f e gfentfettM p M W a t o tylko łatwa do wskazania i usunięcia luka w starszych systemach sprawia, że wątpliwości 1ubawy Bertranda de Jouvenela są tak W frtK fe bezprywatn własności2, bez uprzedzeń rasowych, bez religii, bez deszczu w święta - bardzo M iiliw i w Is a ll Jeśli Wtowie­ rzysz, to, jak powiedział książę Wellington, możesz wierzyć; w cokolwiek. Warto chyba jednak przypomnieć sobie rozczarowanie Lenina (którego nikt nigdy nie oskarżał o romantyczny optymiznftjj, W Państwie a rewolucji Lenin w przeddzień przejęcia władzy Uznawał aparat pańiłwowy za i|awfekQ efemeryczne i ulotne. Wiedział lepiej, a gdyby mógł powrócić do Leningradu trzydzieści lat później, jego oczom ukazałaby się władza państwowa jeszcze bardziej wspaniała niż ta, jaką kiedykolwiek dzierżył car, nie dlatego, że „ktoś zdradził ideę rewolucji”, lecz ponieważ, jak ujmuje to Jouvenel, „władza zmienia swój kształt, lecz nie swoją naturę”. Polityka to władza; nie możemy uciec od tej prawdy i jej konsekwencji. Marzymy o lepszym świecie, ale znajduje się on w Utopii - w krainie marzeń. 2 Por. Arystoteles, Polityka, przeł. L. Piotrowicz, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 2010, s. 51 (ks. 2, rozdz. 2, ust. 9): „Wszystko to zło nie jest bynajmniej wyftijuejti braku wspólności mienia, lecz [ludzkiej] przewrotności”.

12

W stęp

To właśnie W U topii tyrani znajdują najlepszego sojusznika. Tylko niezwykle p lllm u - może dokonać tego, co obiecują propagatorzy ostatecznych tófiirfąpiń; zgadzamy się więc na wzrost władzy państwa, lecz w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że nie doświadczamy obiecanych korzyści lub że otrzymaliśmy je po niezwykle wysokiej, może wręcz rujnującej, M i l i Jedną z wielu zalet tej książki jest to, że zwraca ona uwagę na cenę, jaką trzeba było zapłaci! nawet za tak historyczne zwycięstwa jak rewolucja francuska. Może rewolucja była jedynym sposobem na wyjście z błędnego koła, w jakim znalazło się państwo francuskie w czasie ancien regime u. Krytyczna ocena ittft w przededniu rewolucji dokonana przez Jouvenela sugeruje, że tak w W tó felffa Lecz cena, jaką przyszło za to zapłacić, była niebotycznie wysoka. Republika domagała się ofiar, jakich nie śmiał żądać żaden król, i te ofiary po­ niesiono. Może jedynym sposobem na zastąpienie dekadenckiego caratu jako najważniejszego organu państwa rosyjskiego była rewolucja bolszewików, lecz r a p : na cenę, jaką wciąż się płaci za to osiągnięcie! Gdyby dom a­ gano; i i f takich poświęceń na rzecz religii lub jakiegoś innego celu niezwiązanego z państwem narodowym, bylibyśmy znacznie bardziej krytyczni. I nawet jeśli w wielkim pmafcianiu będziemy mieć powodzenie państwa w dotrzymy­ w ania &£@nie jest za darmo, a czasem cena mafii być bajońska. • łł. IhafMl przykładem będzie konieczność krytycznej OMWf wszelkich roszczeń do pdfe|S®agj tfeom yfaslst i nieskazitelności. jlN J l t a ł f e prawo królów do złego rządzenia” |flE doktryną, z której wszyscy a t^ to g P rt|d z iś śmiać. Jej zwolennicy nie zaprzeczali jednak, że królowie mogą była to i c k l f c t I idfe grzech. Lecz niektórzy współcześni obrońcy Jpr t ł un u' ffllitfnaB1 demokratycznego, jak i totalitarnego, głoszą i praktykują dałsfiyBf B@ildli|p Prawa, zdecydowanie bardziej bezkrytyczną a t i ta, J tó rą opracował Robert Filmer. Według nich władcy, Fiihrer, Duce, Partia czy Suwe­ renny itfc mogą się. m dM A d ,IH B d U | ani intelektualnie. Zacho­ dzie jesteśmy w większości odporni na doktrynę politycznej P P 1’ Biffittiśf |stii dbodsCo zdyskredytowane formy, jakie przybrała on a w Berlinie i Rzymie, ftHPPPftW bardziej zaawansowanej postaci w Moskwie. N ie uodpor­ niliśmy się jednak na „demokratyczne” argumenty, które stanowią, że większość ale m o ż e s l|* E ^ ^ |E ifc l|iit naszą większością, ż i| jeśli stanowimy jej część, nie może ona..(fcjiófta! tSftgfjś przerażająco głupiego. A jednak bezustannie to robi. Jouvene! słuiiafc niebezpieczne skutki, do jakich prowadzić może ta iluzja (niezależnie od tego* czy wyszła ona spod pióra Rousseau); jeśli bowiem lud ma zawsze rasffj a lud jest państwem, to nie powinniśmy mieć żadnych

13

Traktat o władzy obaw przed przekazaniem w ręce swoich mandatariuszy całkowitej i niekontro­ lowanej władzy, której dodatkowo nie możemy odzyskać. Lecz jako że lud nie zawsze ma rację, jako że może mylić się zarówno mo­ ralnie, jak i intelektualnie, przed niebezpieczeństwem, gdybyśmy choć trochę osłabili czujność, jaka jest ceną wolności, z tego tylko powodu, że władza z n a jd y d#Więk«dh ludu. Władza jednak fliebędzie w rękach ludu, lecz rządzących. To oni bowiem panuj% bez znaczenia, jak Zostali wybsat„^Więcej wspólnego mają ze sobą dwaj deputowani, z których jeden jest rewolucjonistą, a drugi nie, niż dwaj rewolucjoniści, z których jeden jest deputowanym, a drugi nie”. A to, co napisał Jouvenel w odniesieniu do Trzeciej Republiki, jest praw­ dziwe w stosunku do wszystkich państw. Rządzenie to rzemiosło. Możemy więc do w®f®fMsh rządzących zastosować ocenę Swifta; „Samowolna władza jest na­ turalnym obiektem pożądania księcia, tak jak wino lub kobiety dla młodego mężczyzny, łapówka dla sędziego1ey pfMSfaafc M m se wĄ* lepszą motywację, rządzący, jak sądy, chcą powiększyć swoją jurysdykcję, j Jak mamy skończyć z tą niekończącą się bezczelnością? Upewniając dę, że sprawowanie władzy nie zostanie zmonopolizowane. Pisząc z francuskiego punktu widzenia, Jouvenel ma świadomość szkód dokonanych przez spadek znaczenia wszystkich pośrednich organizacji władzy na rzecz władzy państwa Byliśmy mniej tolerancyjni wobec chciwości państwa, jego za' zdrości, HM9KfNi przykład niż bezpośrednie odniesienie do naszej jftElKfŁ Głupotą byłoby jednak udawać, że władza państwa brytyjskiego nie organizacji, iMdUhty1 całkiem pokaźną władzę. Minotaur, jak Jouvenel nazywa wszechogarniające państwo, cechuje się nieograniczoną chciwością. :f Głupotą byłoby też niezauważenie, że chciwość państwa znajduje uzasad­ nienie w niezdolności niezależnych ofgan&aiji do skutecznego wykonywania f i g o W jJESw Jyy wykonywały tak dobrze, oraz w tym, że we współczewspn. M i k brak: fk łk tji, k tó r r ta organizacje mogłyby ipawowifi, Doko­ nana w książce błyskotliwa analiza spadku użyteczności publicznej takich ciał francuskich jak parlamenty, przekształcenie francuskich przywódców prawnych w egoistyczny i w dużej mierze pasożytniczy organ, zapewnia, że ptfffitiię Jouvenela nie odniosą wrażenia, że upadek niezależnych źródeł władzy wynika wyłącznie z przemocy państwa. Może być on skutkiem niedostosowania się tych swego czasu użytecznych organizacji do ducha epoki. Oczywiście, wszyscy świadkami błędów Parlamentu w Paryżu. Trochę trudniej będzie nam przełknąć, że Oxford i Cambridge, Federacja Przemysłów Brytyjskich czy Trade Union Congress są takimi f i f t p i l ciałami co jad affim ty we Francji i że one

14

Wstęp ióipiiifil mogą u p # W odpowiedzi na swoje własne przewinienia i w wyniku jniiłif lih b a n f e j agresji ze strony państwa! J bukhI fa lę 'n ie zauważyć i nie stwierdzić, że zaakcepto­ wanie wszechpotężnego państwa wynika w do§fi$ mierze ze zmęczenia i rozpaczy spowodowanych przez powszechny w dzisiejszym kwiecie brak porządku. Naród francuski niemal z otwartymi rękoma fakt, Jfe LG#rifcXIVr zakończy! wojnę domowy chciał pokoju w kraju niemal za wszelką cenę. Możemy skła­ niaj się Jhi U m , ięisy |dbt śladem, JMfflE i r t t e f zniweczyć zagrożenie ze strony innej, jeszcze straszliwszej wojny To po dziewięcioletniej wojnie udało się stworzyć „nowy wspaniały świat” z powieści Aldousa Huxleya. „Świat nigdy nie będzie bezpieczny dla demokracji —napisał Chesterton po I wojnie światowej —to niebezpieczne rzemiosło”. Błyskodiwie wskazano tutaj jeden z powodów, dfe których jest ono tak niebezpieczne, a jednym z obowiązków obywatela, który ceni sobie wolność, jest przemyślenie problemów przedstawionych i prze­ analizowanych w książce. Denis W illiam Brogan

P rzedstawienie M inotaura

Wojna, której doświadczyliśmy, przekroczyła w swoim okrucieństwie i po­ tencjale zniszczenia to, co widzieliśmy kiedykolwiek w świecie zachodnim. Potęga ta ma swoje źródło w niezrównanej skali, w jakiej wykorzystano ludzi i środki. Nie tylko zwiększono liczebność armii do 10, 15 czy nawet 20 min ludzi, lecz także, poza frontem, werbowano całe społeczeństwa tak, żeby ar­ miom tym nie brakowało najnowszych i najbardziej śmiercionośnych broni. Każdy mieszkaniec państwa musiał służyć wojnie, a niekonieczne zadania, które umilają nam życie, tolerowano —ledwo —tylko wtedy, kiedy uznano je za na tyle niezbędne, żeby utrzymać ducha tego ogromnego narzędzia wojny, w jakie przekształcono cały naród1. W wojnie tej wszyscy —pracownicy, chłopi i kobiety —walczyli, a w kon­ sekwencji wszystko, fabryki, pola, a nawet domy mieszkalne, stało się celem. Jednym słowem, wrogiem, z którym należało walczyć, byli ludzie i ziemia, a bombowce dążyły do ich totalnego unicestwienia. Wojna pochłonęłaby mniej ofiar, nie wywołałaby takich zniszczeń, gdyby pewne impulsy, odczuwane gwałtownie i powszechnie, nie przekształciły na­ tury człowieka tak, że możliwe stało się całkowite zaburzenie zwyczajowych spo­ sobów życia. Podburzanie i podtrzymywanie tych namiętności było amunicją wojny, bez której inne środki musiały wydać się pozbawioną znaczenia propa­ gandą. Barbarzyństwo działania wymaga barbarzyństwa uczuć —takie też było zadanie propagandy. Najbardziej zaskakującą cechą tego spektaklu, który sobie zgotowaliśmy, jest to, jak mało nas zaskoczył.

1 „Potrzeby obywateli muszą zostać zaspokojone, żeby zapewnić, ii ich praca w produkcji wo­ jennej nie ucierpi” - napisał „Frankfurter Źeitung” 29 grudnia 1942 r. Artykuł zainspirowały pobudki „liberalne”! Można było „zapewnić, iż ich praca w produkcji wojennej nie ucierpi , tylko pokazując, że działań prowadzących do śmierci nie dałoby się bez nich prowadzić. Rów­ nież w Anglii uwolnienie górników spod obowiązku służby wojskowej stanowiło przedmiot rozlicznych debat w Parlamencie, dowodząc podstawowego znaczenia górnictwa węgla dla działań wojennych.

17

Traktat o władzy 1. Łatwo wyjaśnić, jak doszło to tego, że cała ludność Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, gdzie nie było poboru do wojska i gdzie prawa jednostki były świętością, stała się jedynie „zasobem ludzkim” i została wykorzystana przez państwo w Sposób, faófff W największym ■wpafai maksymalizowałby wysiłek wojenny2. Miimicy użyfy do podboju świata wszystkich swoich zasobów narodo­ wych i nie istniała szansa, żeby inne państwa były w stanie je powstrzymać przy zastosowaniu jedynie części swoich środków. To właśnie stanowiło błąd H w f r a której los dał lekcję Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym. Wielka Brytania posunęła się nawet tak daleko, że wprowadziła pobór kobiet. • W podobny sposób trzeba naśladować wroga, który w celu lepszego ujarzmienia ciał swoich obywateli uczucia, gdyż w przeciwnym K i l będzie trzeba brać udział «f WiliS. Dochodzi i ś p do figo, że państwa naśladują „totalne” metody mm śJk przeciwników tak, ja&ptójidpk** jący się śledzą swoje pchnięcia i zwody, u Całkowita militaryzacja całych społeczeństw stanowi zatem rezultat - w Niemczech bezpośredni, w innych państwach pośredni - działań Adolfa Hitlera. A powodem tego osiągnięcia było w jego państwie to, że jedynie całość zasobów państwa mogła wystarczyć, żeby zaspokoić jego wolę władzy, r Wyjaśnienie to jest niepodważalne, ale niewystarczające. Hitler nie był pierw­ szym europejskim zdobywcą, jak to możliwe, że ani Napoleon, afi! in i Karol XII nigdy nie osiągnęli takiej mobilizacji społeczeństwa dla potrzeb wojennych? Z tej prostej przyczyny, że nie byli w stanie. Pojawiały się także inne iśa sjfa przy IrtJiydl władcy z wielką chęcią skorzystaliby pełnymi garściami z zasobów narodowych, żeby a d e ji^ e l igresotai wystarczy choćby wspomnieć cesarzy, którzy również wtedy, gdy Tufty na­ jeżdżali ich iltirfi,. :f%dy nie zdołali, nawet przy leh ogromnych włościach, zgromadzić znaczniejszej armii. A zatem ani wola agresora, ani potrzeby ofiar same nie wystarczą, wy­ jaśnić ogrom wykorzystanych w obecnej wojnie zasobów. Wyjaśnienia trzeba raczej poszukiwać w icw kash, zarówno duchowych, jak i materialnych* łffifci współczesne rządy mają i # iw»j«J To właśnie moc tych J irfp iif ■ Formuła ta wyszła z ust prezydenta Frańklina Delano Rooscvelta. niełej książce Apres la dćfdt^ mfĄa » j w listopadiiś 1940 r., wykazałem, jak kierowanie WSj ^ t^ Ch' zasobów gospodarczych i intelektualnych na cele jednej idei daje państwu poddanemu takiej l|p y p H n ie ogromną przewagę Ie^ h u Ai skupiło Ich w tym sa­ mym stopniu. Ten rodzaj monolityzmu, produkt naszej epoki, jest obecnie, niestety, jedynym warunkiem umożliwiającym przetrwanie społeczeństwa w stanie wojny. .

18

Przedstawienie Minotaura umożliwiła, niezależnie czy dla potrzeb ataku, czy obrony, całkowitą mobili­ zację, której jesteśmy świadkami.

2. Wojna nie musi być ani nie zawsze byłą tym, czym jest dziś. . W* czatami ludzi w wieku poborowym i to nie wKJpdAdBK ogólna ii ii d a że £i^ffl& powoływał tylko połowę danej klasy. Pozostałą część społeczeństwa pozostawiał w spokoju —pomijając oboZa panowania Ludwika IwpiS^jŁ poboru była U taH H b a sama wojna mogła nie mleć żadnego wpływu na osoby prywatne. Możemy powiedzieć zatem, że sama wojna niekoniecznie musi skutkować n n F że uczestniczyć w niej h fd ali Iiiiejy obywatel i wykorzystany zostanie fań iy zasób. Czy możemy także it^hPwUL że okw]. Posłowie ludu nie są »'lriffit £ nie m ogą być jego przedstawicielami [..4« Idea przedstawicielstwa jest nowoczesna; pochodzi od rządów feudalnych, tych nieprawych i niedorzecz­ nych rządów, porażających rodzaj ludzki i zniesławiających człowieka45.

Swój atak skierował przeciwko systemowi przedstawicielskiemu w postaci, *Ii£|i|}:ir tym samym państwie, które Monteskiusz uczynił modelem doskonałości: •

jakiej

Lud angielski, sądząc, że jest wolny, myli się bardzo; jest on w olny tylko ; podczas wyboru członka Parlamentu. Skoro tylko ci są wybrani, staje się V

staje się niczym, Ij^y&eE^ jaM c g a d * krótkich chwil wolności, wskazuje, że za ślu b i na jej utratę46. ;

Skąd ta cała wściekłość? Suwerenność przybrała tak wielkie rozmiary, że Rous­ seau stoŁM-w n M M d | gdyby przystano na możliwość wyboru jej przedstawi­ cieli, istenfe stałoby na przeszkodzie, żeby owi przedstawicieli wysunęli roszczenia do suwerenności47. W rzeczy samej każda tyrania, która się od tamtej pory pnjawiła, usprawiedliwiała napaść na prawa jednostek przyznanym sobie roszczeniem do reprezentowania narodu. Co Rousseau przewidział to, co wydało się umykać M onteskiuszowi ■*- że autorytet Parlamentu, choć przez jakiś czas będzie ** Rousseau, Umowa społeczna, s. 1 1 2 h |1 3 (księga 3, rozdz. l | | , v 46 *Iamże._ ?• * U Kanta znaleźć możemy ten sam brak zaufania do „przedstawicieli”. „Lud bowiem, ref®!* zentowany p r a s n a l deputowanych (w parlamencie), posiada w tych ostatnich prawdzi­ wych obrońców swojej wolności i swych praw, żywo oddanych (również ze względu m a ie p e , i swe totfeinyj polegającej przecież na administracji sprawie ogólnego bezpieczeństwa, którego strzec mają armia, Rota i urzędnicy cywilni; ludzie ci są.lMf9P tego gotowi sami sobie patrzeć na ręce (zamiast uciekać się do oporu przeciwko dopuszczającemu się nadużyć z w ii^ g|tift«* wi, któremu władzę powierzył liS sf\ I. Kant, Metafizyka moralności, przeł. E. Nowak, Warsza­ wa: Wydawnictwo Naukowe PW N s. 163.

59

Traktat owteriTv rosnąć kosztem władzy wykonawczej i działać jako hamulec dla władzy, ostatecznie sprowadzi się do zdominowania władzy wykonawczej, a później do stopienia się z nią, ponownie tworząc władzę, która będzie wysuwać roszczenia do suwerenności

6. Podział teorii suw erenności pod w zględem skutków ich zasosow ania Gdybyśmy s p l e t l i teraz z lotu ptaka na przeanalizowane właśnie teorie, Mtplir^yiibyśmy, że każda z nich sprawią, że poddani stąjf ilę posłuszni dzięki tema* i i ujawnia sifim franscendentalnązasadę, która stoi za władzą, jaką widzą; zasada I% niezależnie czy będzie n ią Bóg, czy naród, uzbrojona jest w autorytet absolutny. W tym samym czasie chcą podporządkować władzę tej zasadzie, ja­ kakolwiek ona będzie. Dyscyplinujący skutek tej zasady ji it więc dwutorowy: ^ l^ ^ p to tu je zarówno poddanych, jak i władzę. , D yscyplinują poddanych, wzm acnia felfcjącą Lecz jednocześnie jBHPPH ją ogranicza, rekompensując tym samym to zakładając, tWMm jasna, że da się znaleźć, jlfcąl m etodę -utJayfatyiWliią l i i n w iwach* A to. stanowi problem. Im ferd raij jest koncepcja źilfaiffeffl SUwerena, k ń r y władza może uzurpować, i im większe wynikające stąd niebezpieczeństwo dla społeczeństwa, tym ważniejsze stają się te praktyczne metody, jakie stosuje się, żeby ukrócić zapędy władzy. Lecz suweren nie może dać odczuć całej swojej obecności, żeby sprawić, iż regenci będą wypełniać swoje obowiązki. Potrzebuje zatem jakiegoś ciała kontro­ lnego; cSŚB l i , niezależnie czy jego rządem, czy obok n ii|^ podejmie czasie p r o ^ ’p ^ f i p j , łącząc igcm samym •w Jg d ty i jgfa kompetencje regenta i nadzorcy, a więc zapewniając sobie nieograniczoną władzę. Niebezpieczeństwo jo prowadzi do zwiększenia liczby środków ostrożności; władza i jej nadzorca są dzięki podziale funkcji lub krótkiej kadencji rozdrob­ nieni na małe części - co jest powodem słabości i chaosu w zarządzaniu sprawami społeczności. Nieuchronnie zatem A a o s i słabość J i a j | się po pewnym czasie nie do zniesienia, połączą rozdzielone wcześniej części suwerenności — i będziemy M ila n o w a razem, w autorytet despoty. Im szersza koncepcja prawa suwerenności w czasie, gdy monopol wydawał się próżnym marzeniem, tym ostrzejszy despotyzm. Jeśli wyznaje się pogląd, że prawa wspólnoty nie zezwalają na jakąkolwiek zmianę, prawa utrzymają despotę na wodzy. Lub też, jeśli wyznaje się pogląd, że prawa te, odpowiadające zarządzeniom boskim, są w części niezmienne, przynajmniej ta część będzie się mocno trzymać.

60

Teorie suw erenności

Zaczynamy teraz widzieć, że powszechna suwerenność może stworzyć znacznie groźniejszy despotyzm niż suwerenność boska. Tyran bowiem (nie­ zależnie, czy jest nim jedna osoba, czy wiele osób), którem u udało się prze­ jęcie jednej czy drugiej suwerenności, nie może wykorzystać boskiej woli, która ukazuje się człowiekowi pod postacią prawa wiecznego, do przedsiębrania tego, czego tylko sobie zażyczy. Powszechna suwerenność nie cechuje się naturalną stałością, lecz ulega zmianom; nie jest więc przywiązana do prawa, a jej głos m o­ żemy usłyszeć w prawach, które zmieniają się i następują po sobie. U zurpująca władza m a zatem w tym przypadku znacznie więcej wolnej przestrzeni; cieszy się większą wolnością, a jej wolność określamy jako arbitralność.

Rozdział 3 O

r g a n ic z n e t e o r ie w ła dzy

W yjaśnieniem 1 usprawiedliwieniem posłuszeństwa obywatelskiego jest w tdług teorii l u w a n d k l prawo rozkazywania, fcrśffl władza czerpie ze swojego źródła: boskiego łub powszechnego. . Ale sSffi władza nie m a ^Affi Czyż nie musi xf§^ń o dobro wspólne —jak­ kolwiek niejasne i o zmiennej treści, przy czym owo niepew ne znaczenie o d ­ powiada nieokreślonej u a tittii aspltaifl ludzkich? I WĘf moife się zdarzyć, że choć posiada f g y w } p | legitymację, jeśli chodzi O jej źródło, rządzi w sposób, który ta fc w fitifiii godzi w dobro wąpólftę* fc ito ą tia m ieć wątpli­ wości co do posłuszeństwa? Teologowie często debatowali na ten tem at i wyprowadzili i t y s h iSlW iStóldjgf celu* N iektórzy dowodzili, że naw et niesprawiedliwej w ładzy należy słuchać; lecz większość z nich, a wśród n ich p o ­ siadający największy autorytet, utrzymywali pogląd zupełnie przeciwny, zgodnie z którym rząd z niesprawiedliwym celem nie może być legitymizowany swoim pochodzeniem . W szczególności św. Tomasz wydaje się przywiązywać większą wagę do celu w ładzy niż do jej pochodzenia: o pór przeciwko władzy, k tóra nie zmierza do dobra wspólnego, nie jest już zdradą1. Idea celu, odegrawszy w średniowiecznym myśleniu katolickim rolę kory­ gującą w obec idei suw erenności (oznacza to, że m ożna wypowiedzieć posłu­ szeństwo władzy z pow odu braku jej legitymacji, jeśli władza przestała dążyć do dobra w spólnego)2, ustąpiła miejsca teoriom powszechnej suw erenności. N ie chodzi oczywiście o to, że ludzie przestali twierdzić, iż funkcją władzy jest osią­ gnięcie ogólnej korzyści: n ik t nigdy nie poszedł tak daleko. Postaw iono jednak

1 Summa theologica, II,. 4 2 ,2 . „Ad cerriam dicendttm, quod regimen tyrannicum lis® ś&ptBsaitią quia non ordinatur ad bopura com m une, sed ad bonum, privatum regentis; et Id io perturbatio hujus regiminis non habet radonem sedltionis*.

2 Jeśli, używając średniowiecznego języka, zajmuje się ona m destructionem aniżeli, jak powinna, in aedificationem.

63

Traktat o władzy

hipotezę, że władza, która jest legalną em anacją społeczeństwa, dokładnie z tego pow odu nigdy nie przestanie zmierzać do dobra wspólnego, ponieważ „wola powszechna zawsze jest praw orządna i zawsze dąży do korzyści publicznej”3. W X IX w., ale nie wcześniej, ponow nie zauważamy koncepcję celu, lecz jej w pływ jest zupełnie in n y od tego, z którym m ogliśmy spotkać się w średnio­ wieczu. W tedy służyła ona jako przeszkoda na drodze do rozwoju władzy. Jednak w X IX w. będzie m iała za zadanie przyspieszyć jej postępy. To odwrócenie wy­ nika z zupełnie innego sposobu postrzegania społeczeństwa, które uznaje się obecnie nie za agregat jednostek posiadających wspólne zasady prawne, lecz za rozwijający się organizm . M usim y zatrzymać się tutaj, żeby przeanalizować tę rewolucję intelektualną, ponieważ to właśnie z niej nowe teorie ostatecznego celu czerpią swoje znaczenie i cechy charakterystyczne.

1. N om inalistyczna koncepcja sp o łeczeń stw a W yjaśnienia i w dużym stopniu aktualizacji teorii suwerenności należy szukać w koncepcji społeczeństwa, która była niezwykle m odna wtedy, gdy teorię tę form ułow ano. Przed X IX w. żaden myśliciel zachodni nie w padł na to, żeby założyć, iż w ja­ kim kolw iek zgrupow aniu ludzi podporządkow anych wspólnej sile politycznej istnieje coś poza jednostką. Taki był p u n k t widzenia Rzymian. Postrzegali oni lu d rzym ski jako zgromadzenie ludzi; to prawda, nie jako jakiekolwiek zgroma­ dzenie, lecz takie, które zmierzało dzięki praw u do wspólnej korzyści4. N igdy nie wyobrażali sobie, że zgromadzenie to może być ojcem „osoby” różnej od osób składających się n a nie. Podczas gdy m y m ów im y dziś „Francja”, m ając wrażenie, że m ów im y o rzeczywistej osobie,- oni mówili, w zależności od tego, kiedy te słowa padały: „lud rzymski” czy „Senat i lud rzymski”, określając tym z g ru n tu opisowym wyrażeniem, że to, co w idzą oczyma swojego rozumu, to nie osoba, Rzym, lecz fizyczna realność zbiorowości jednostek należących do grupy. D la nich słowo „lud” w powszechnym rozum ieniu przywoływało coś bardzo konkretnego, mianowicie obywateli rzym skich zgromadzonych w kon­ klawe; nie potrzebowali słowa równoznacznego z naszym „narodem”, ponieważ

3 Umowa społeczna, księga 2 , rozdz. 3. 4 Zob. Cicero, De Re PubUca, 1 ,2 5 , 39: „Res publica, res pop uli, populus autem non omnis hom inum coetus quoquo m odo congregatus, sed coetus m ultitudinis juris consensu et utilitatis com m unione sociatus” [wyd. polskie: Marek Tuliusz Cyceron, O państwie. O prawach, przeł. I. Żółtowska, Kęty: Antyk 1999].

64

O rganiczne teorie w ładzy

dodawanie do siebie jednostek prowadziło jedynie, jak to rozum iano, do sum y jednostek, a nie do pow stania zupełnie odrębnej istoty. N ie potrzebowali także słowa „państwo”, poniew aż nie mieli świadomości istnienia czegoś transcen­ dentnego, żyjącego ponad nim i i obok nich, lecz tylko pew nych w spólnych interesów, które składały się na res publica. W edług tej koncepcji, którą Rzym przekazał wątkom średnim , jed y n ą rze­ czywistością jest -iritaidiŁ. Średniowieczni ipfriogprip s h e M omcśtM&ilk X VII i XVIII ft* Jćdnogf ośnife p roki am owal i, ig Baflw»Ufc p a p n ^ d m f a ^ f e społeczeń­ stwo, Ustanowili społeczeństwo tylko wtedy, gdy i i jfa i to I n f c p K z pow odu zepsucia ich natury (teologowie) albo ®e w i ę d l i na (H obbes). Jednak to społeczeństwo w slg i jjpsc sztucznym r f s f a n —H k p h i u stwierdza to sgpfeW # N aw et H obbes, chociaż n a frontyspisie do jednego ze p fs lp h dziel um ieścił rysunek gigantycznego człowieka,; na którego sldadają ilę kształty przypom inające luild* nigdy n ie s k ła d a ł, jak się wydaje, że JŁsiiasatl N ie m a on żadnej t w e | ^ l » l l ii poza tym , co człowiek łub jgdhw ali jako jego * b 1 | 'jL *■ D zięki ^ koncipęJC że pojęcie S K H Ś d jest fiiilp itlffe zrozumiałe. składa się z powiązanych sobą a jego rozwiązani# f a l m m su możliw e. A utorytarysta, jak H obbes, i wolnościowiec, jak Rousseau, zgadzają się ze sobą p o d ty m w ^ fe3 b ® * T en pierwszy widzi w rozpadzie społeczeństwa katastrofę, której trzeba przeciwdziałać każdym kosztem6, ten drugi zaś społeczeństwo postrzega jako ostatni bastion dla prześladowanych obywateli.

5 Przykładowo: „jakiekolwiek sztuczne ciało rządowe jest dziełem innego ciała sztucznego”.

Umowa społeczna, s. 74 (księga. 3, tazdz. I). 6 Hobbes, którego wzburzenia społeczne wprawiły w takie kłopoty, że musiał ncipkąr z kraju, chciał przekazać władzy ten stopień absolutyzmu tylko z tego pow odu, że ponad wszystko nie m ógł znieść perspektywy, że ludzkość cofnie się do tego, co postrzegał, słusznie lub nie, jako prymitywny stan walki wszystkich ze wszystkimi. Po opracowaniu swojej teorii nieograniczo­ nego prawa panowania odpowiedział na zarzuty w ten sposób: „Lecz m oże tutaj ktoś zarzucić, że sytuacja poddanych jest bardzo nędzna, jako że są wystawieni na chucie i inne nieujęte w karby nam iętności tego lub tych, którzy mają tak nieograniczoną m oc w sw oich rękach. Zazwyczaj też ludzie, którzy żyją pod władzą monarchy, myślą, że jest to w ina monarchy, ci zaś, którzy żyją pod rządami demokracji albo innego zgromadzenia suwerennego, przypisują wszystkie rzeczy ujem ne tej formie państwa; gdy tymczasem m oc państwowa jest ta sama we wszystkich formach państwa, jeśli mają być one dostatecznie doskonałe, by cnronić i bronić poddanych. N ie biorą ci ludzie w rachubę, że w sytuacji człowieka nigdy nie m oże być takiej czy innej niewygody; i że nawet największa strona ujemna, jaką może przedstawiać dla ludu w ogóle jakaś forma rządu, jest zaledwie niedostrzegalna w porów naniu z tym i straszliwymi biedami i nieszczęściami, jak ie towarzyszą w ojnie dom owej, albo w porów naniu z tą nieuregu­ lowaną sytuacją ludzi, którzy nie mają nad sobą władcy i nie są poddani prawom ani w ykonywającej przymus mocy, która by powstrzymała ich ręce od rabunku i zemsty”. Lewiatan, s. 162.

65

Traktat o władzy

Biorąc jednak pod uwagę, że społeczeństwo to wyłącznie sztuczne zgroma­ dzenie z natury niezależnych ludzi, pomyślm y o wysiłku potrzebnym do dosto­ sowania zachowań ludzi do siebie i do zmuszenia ich do podporządkowania się wspólnej władzy! Tajemnica powstania społeczeństwa wymaga interwencji Boga lub przynajmniej pierwszego uroczystego zebrania wszystkich ludzi. Pomyślmy także o charyzmie potrzebnej do utrzymywania dzień po d niu spójności całości! M usiał istnieć jakiś tytuł do wymuszania szacunku, tytuł, który nie mógł być zbyt podniosły —w skrócie, suwerenność, niezależnie o d tego, czy zgodzono się, żeby to władza od razu stała się jej powiernikiem. Jest oczywiste, że gdy niezależne osoby zgadzają się regulować wzajemne sto­ sunki i wyznaczają pełnom ocników mających wykonywać to zadanie, trwałość w spólnoty i ścisłe egzekwowanie zawartych zobowiązań można zapewnić tylko przez nadanie najwyższego majestatu tym , których stałym obowiązkiem będzie sprowadzenie zabłąkanych jednostek na w spólną drogę. Współcześnie widzimy um ow ę społeczną zawartą między osobami w stanie natury — bellum omnium contra omnes. O soby te były potężnym i państwam i, a umową tą była Liga N arodów. To sztuczne dzieło rozpadło się z tego pow odu, że nie było żadnej władzy, która posiadałaby transcendentne prawo, którem u państwa-członkowie nie m ogliby się przeciwstawić. W ten sam sposób w drużynie rugby, jeśli mogę podać bardziej znajomy przykład, m usi istnieć jakaś polubow na władza, żeby trzydziestu potężnych mężczyzn słuchało gwizdka jednego sędziego. Biorąc pod uwagę abstrakcyjny problem utworzenia i utrzymania związku m iędzy niezależnymi elementami; biorąc pod uwagę przekonanie, że natura tych elem entów nie przeszła żadnej fundamentalnej zmiany w wyniku zawarcia umowy społecznej; biorąc pod uwagę wiarę, że zawsze mogły nastąpić brak zgody i se­ cesja —zobaczymy, że niezbędna stała się majestatyczna suwerenność, która mogła nadać słabym i nagim urzędnikom godność. Postrzegana w świetle swoich postu­ latów, idea ta nie tylko jest logiczna, lecz cechuje się specyficznym dostojeństwem. Przyjmując jednak, że społeczeństwo jest naturalnym i koniecznym faktem, że człowiek m aterialnie i m oralnie nie może z niego wystąpić i że czynniki różne o d siły prawa i państwa wymuszają jego społeczny konform izm , poparcie dla władzy, jakie daje teoria suwerenności, staje się nadm ierne i niebezpieczne. Zagrożenia są częściowo ukryte, dopóki w umysłach ludzkich znajduje swój wyraz hipoteza, która sprowadziła suwerenność na świat, mianowicie, że lu­ dzie są rzeczywistością, a społeczeństwo konwencją. O p inia ta implikuje ideę, że osobowość ludzka m a w artość absolutną, wobec której społeczeństwo sta­ now i tylko środek. Takie jest źródło Deklaracji Praw Człowieka, praw, wobec

66

Organiczne teorie władzy

których prawo suwerenności jest bezsilne; ta porażka suwerenności musi wydać się logicznie absurdalna, jeśli pamięta się, że jej prawo jest z definicji absolutne, lecz wyda się najbardziej tie$E ałtt|ta«S 8|lia świecie, jeśli pamięta że iwm , polityczne jest sztuczne, a to wyłącznie prestiż, jaki posiada IJaH ma doprowadzić do konkretnego celu, oraz że wszystkie te cienie są niczym pył wobec realności IstPjĘf M iś itty zatem powiedzieć, że dopóki filozofia społeczna była indywidualistyczna i nominalistyczna, koncepcją sprawiedli­ wości nie mogła niczemu zaszkodzić; zaczęła siać spustoszenie dopiero wtedy, gdy filozofia znalazła się w stanie upadku. O d tego punktu mamy dwa znaczenia słowa „demokracja”: jako indywi­ dualistyczna filozofia społeczna jest to władza praw człowieka; w filozofii poli­ tycznej, oderwanej od indywidualizmu społecznego, to absolutyzm rządu, który czerpie swoją legitymację od mas. *

2. Realistyczna koncepcja społeczeństw a Myślenie jest mniej niezależne od okoliczności zewnętrznych niż il§ zakłada, a filozofowie więcej zawdzięczają modom I p n M H i n p s zwyczajom niż chcą przyznać. Zanim metafizyka mogła potwierdzić rzeczywistość społeczną, społe­ czeństwo musiało najpierw przybrać kształt, który nazywamy narodem. H U jest rezultat, może najważniejszy, rewolucji francuskiej, fid y Zgroma­ dzenie Prawodawcze pogrążyło Francję w wojennej eskapadzie, której monar­ chia nigdy nie mogłaby zaryzykować, wydało się wkrótce, że zasoby jej władzy nie wystarczają, żeby stawić opór reszcie Europy; konieczne było zatem zaprzę­ gnięcie niemal wszystkich jej obywateli w wojnę —okazało się to roszczeniem bez precedensu. W czyim imieniu je wysunąć? Zdyskredytowanego króla? Zde­ cydowanie nie. A więc w imieniu narodu: patriotyzm, który przez tysiąc lat przybierał postać przywiązania do jednej osoby, w naturalny sposób zwrócił umysły ludzi ku nadaniu narodowi charakteru i wyglądu osoby, której granice prędko poprawiono za pomocą tysięcy ołówków. Zignorowanie psychologicznych zakłóceń i przekształceń wprowadzonych w ruch przez rewolucję oznaczałoby, że pozostajemy w ramach błędnych kon­ cepcji całej późniejszej historii europejskiej, wliczając w to historię myśli. We wcześniejszym okresie, tak jak po bitwie pod M alplaqi® | Francuzi jednoczyli się wokół króla, przychodząc w sukurs kochanemu i poważanemu przywódcy. Lecz teraz jest to naród, w którym jako członkowie id illS jednoczą się wokół siebie. Ta koncepcja całości, mającej i»®§e własne/fgrfl^ nadrzędne wobec

67

Traktat o władzy jej części, według wszelkiego prawdopodobieństwa zawsze m aj dowala się pod powierzchnią. Lecz proces jej krystalizacji miał być Nie chodzi o to, że obalono króla, lecz ż i całość, osoba-naród, wspięła 4§ na tron. Jej życie przypominało życie króla, którego zastąpiła, lecz miała ona jedną ogromną nad nim przewagę: poddani bowiem w porównaniu z królem - którego postrzegają Jggó osobę odmienną od ijkŁ . —ZiSSfltty dbają o to, żeby ochronić swoje prawa, naród natomiast nie jest inną osobą: on sam jest pod­ danym, lecz jednocześnie czymś więcej - hipostazowanym *1®$^ także rffeigp tej sp® h!i|i i&fwgj*, fes władza bardziej przypomina swoją starą inkarnację niż ogólnie się sądzi I że w każdym rade J^ a p p e łn ie oderwana od ludzi, feńgpwl *ządbi.". Liczą się bowiem poglądy. A pogląd, L tóif zdobył Wi Francji uznanie i póź­ niej rozprzestrzenił się po Europie, głosił, że osobf-iitfód ma swój własny byt i j f i f naturalnym powiernikiem władzy. Armie francuskie zasiały ziarno swojej wiary w całej Europie dzięki i i rozwlewidy oraz aft. skufeik iwiia||ełll* Jifeg przywiozły w swoim marszu. Ci, którzy, jak Fichte, na początku byli fej i f t t b n X h §!&#• iSę-najbiritt^ liwymi propagatorami wrogich nacjonalizmów. W w l ą gdy uiiffiiiGkti odczucia narodowe poderwały się do lotu, Hegel sformułował pierwszą spójną koncepcję nowego zjawiska i nadał narodowi war­ tość filozoficznego bytu. Jego teoria, jeśli przeciwstawimy ją teorii Rousseau, podkreśla zakres zmian, jakie przeszło pojęcie społeczeństwa. To, co Rousseau nazywa „społeczeństwem obywatelskim”, odpowiada społeczeństwu, o jakim myślano aż do rewolucji. Liczą się w nim poszczególni członkowie i największą troską otacza się ich cele i interesy. Lecz żeby ochronić te jednostki zarówno przed zagrożeniem z zewnątrz, jak i przed potencjalną szkodą, jaką mogą sobie wyrządzić wzajemnie, konieczne są instytucje. Porządek i władza, które mająj l zagwarantować, wymagane są przez wzgląd na interesy samej jednostki. Lecz niezależnie od tego, na ile skuteczny ma być ten porządek, i od tego, jaki m być zakres owej władzy, jest to moralnie podrzędne stanowisko, jako :lfe gai? nowiono je tylko po to, żeby umożliwić jednostkom dążenie do ich własnych celów. Heglowska koncepcja państwa, z drugiej strony, odpowiada nowej idei społeczeństwa. Tak jak człowiek nie uznaje rodziny za zwykłą dogodność, lecz łączy się z nią całym swoim jestestwem i zgadza się żyć jako członek tego ciała, tak —razem z ideą bycia członkiem narodu -L przychodzi do niego świadomość, że jest zobowiązany do brania udziału w kolektywnym życiu, dostosowania swoich działań do działań ogółu i czerpania p irfe m n o lę i i osiągnięć społeczeń­ stwa. W skrócie - społeczeństwo -$tfrie się celem.

68

Organiczne teorie władzy

3. Logiczne konsekwencje koncepcji realistycznej Taka jest, ujmując najprostszym językiem, koncepcja Hegla7. Jej powią­ zania z ewolucją świadomości politycznej są jasne i wyraźne; w XIX i XX w. ludzie myśleć będą o społeczeństwie w kategoriach Hegla, choć nawet o tym nie będą wiedzieć z tego powodu, że na tym polu jego praca polegała wyłącznie na nadaniu formy poglądowi od zawsze mniej lub bardziej świadomie obecnemu w umysłach wielu ludzi. Ta nowatorska koncepcja społeczeństwa miała doniosłe konsekwencje. Idea dobra wspólnego nabiera teraz zupełnie innej treści niż wcześniej. To już nie wyłącznie kwestia pomocy każdej jednostce w urzeczywistnieniu jej prywat­ nego dobra —co jest dosyć jednoznaczne —ale osiągnięcia dobra społecznego o znacznie mniej określonej treści. Idea celu władzy ma zupełnie inne znaczenie niż w średniowieczu. Celem była wtedy sprawiedliwość, „ius suum cuique tribuere”, żeby zapewnić, iż każdy otrzymał to, co do niego należało. Ale co do niego należało? To, co niezmienny zwyczaj uznał za należące do niego. Stąd wynikało, że idea celu czy ostatecznej przyczyny nie może znaleźć zastosowania do zwiększenia potęgi władzy. Wszystko to uległo zmianie, gdy prawa, które jednostki posiadają, ich subiektywne prawa, ustępują miejsca znacznie bardziej egzaltowanej moralności, która musi zostać wprowadzona w społeczeństwie. Przez wzgląd na ten cel nie m a takiego zwiększenia, którego władza, jako przed­ stawiciel tego przedsięwzięcia, nie może uzasadnić. O d tamtego czasu, jak wi­ dzimy, mamy więc do czynienia z teoriami celu ostatecznego władzy, które są niezwykle korzystne dla niej samej. Musi ona jedynie, przykładowo, uczynić celem niejasne pojęcie sprawiedliwości społecznej. A co do samej władzy —jak wpływa na nią ta nowa idea? Istnieje obecnie byt kolektywny, który ma o wiele większe znaczenie niż jednostki: oczywiście zatem transcendentne prawo suwerenności nie przynależy do nikogo innego. Suwe­ renność narodu jest, jak często podkreślano8, czymś zupełnie innym niż suwe­ renność ludu. W tej ostatniej - jak rzekł Rousseau - „[suweren] ukształtowany [jest] wyłącznie ze składających się nań jednostek”9. Lecz w tej pierwszej spo­ łeczeństwo spełnia się jako całość tylko w tym zakresie, w jakim uczestniczący

7 Powstrzymałem się od dokładnego cytowania z powodu osobliwości żargonu Hegla. Istotne akapity znaleźć można w tomie 7 wydania Lassona jego zebranych dzieł: Schriften zur Politik

una Rechtsphilosophie. 8 Zob. w szczególności Carre de Malberg, Contribution a la theoriegenerale de 1’etat, 2 tomy, Paris 1920; Paul Bastid, Sieyes et sa pensie, Paris 1939.

9 Rousseau, Umowa społeczna, s. 26 (księga 1, rozdz.

69

Traktat o władzy w nim uznają siebie za jego członków i postrzegają to społeczeństwo jako swój cel; wynika z tego logicznie, że tylko ci, którzy zdobyli tę wiedzę, prowadzą spo­ łeczeństwo do jego spełnienia. W ich gestii leży kierownictwo i przywództwo; wola powszechna nakłada się tylko z ich wolą; ich wola jest wolą powszechną. Hegel uważał, że wyjaśnił w ten sposób koncepcję, która w postaci, jaką znajdujemy « Rousseau, była dosyć niejasna. Nie ma sensu temu zaprzeczać. Genewski filozof, poinformowawszy, że „wola powszechna jest zawsze słuszna i zmierza zawsze ku pożytkowi ogółu”10, miał w pamięci zbyt wiele niesprawie­ dliwych i katastrofalnych decyzji podjętych przez lud ateński, żeby nie dodać: „Nie wynika stąd, że rozważania ludu mają zawsze ten sam stopień prawości”, a dalej: „Istnieje często duża różnica między Wolą Wszystkich a Wolą Po­ wszechną; tylko ta ostatnia dba o dobro publiczne”. Wszystko to byłoby pozba­ wione znaczenia, chyba że twierdzenia „jest prawomocna i zawsze zmierza ku dobru publicznemu” oraz „dba o dobro publiczne” uznawane są za atrybuty ide­ alnej woli. Taki jest cel Hegla: wola powszechna to taka, która zmierza do swo­ jego celu (nie uznaje się jej już za wolę, którą prywatne interesy ze sobą dzielą, lecz jako spełnienie wyższego stadium życia kolektywnego). Siłą napędową spo­ łeczeństwa jest wola powszechna, która robi wszystko, co musi zostać zrobione, niezależnie czy jednostki nieświadome celu zgadzają się na bycie stronami. W skrócie, chodzi o wywołanie w ciele społecznym rozkwitu, któ­ rego wizję posiadają jedynie jego świadomi członkowie. Tworzą oni ^uniwersalną klasę” reszcie - więźniom Spllgb własnych partykułaryzmów. A zatem świadoma część społeczeństwa OLt za zadanie dokonać za ca§6ll koniecznych wyborów. Nie oznacza to według Hegla, że ma ona swobodę wy­ boru dla całości takiej przyszłości, jaka się jej żywnie podoba. Wręcz przeciwnie, P j|§ y c a ló ló p c ^ w ltin ilw ć zarówno teraz, jak szłośd, jest tym, co. czyni ją świadomą częścią. Stosując gwałtowne wymusić na całości bycie tym, czym być powinna, działa jedynie jako akuszer i, nawet jeśli korzysta z siły, nie czyni całości żadnej krzywdy. * Łatwo zauważyć, jak sprzyjająca może się okazać ta teoria dla grupy ludzi, którzy, twierdząc, że są świadomą częścią, uznają, że wiedzą, do jakiego celu społeczeństwo ma zdążać, i są przekonani, że tylko ich wola koresponduje z „raęjÓBalli§ Wolą na rzecz jpgj samej i jej owoców** o którydh wipasmlna Hegel. Administracja Prus, przykładowo, w okresie swojego największego rozwoju, od­ nalazła w heglizmie uzasadnienie zarówno dla tego, co robiła, jak i dla autory­ tatywnych metod. Beamtenstaat (biurokracja), władza urzędników, jest pewna, 10 Tamże, s. 35 (księga 2, rozdz. 3$.,>

70

Organiczne teorie władzy że jej wola nie przedstawia arbitralnego kaprysu, lecz stanowi wiedzę o tym, co powinno być. W rezultacie może i musi zmuszać ludzi do takich sposobów działania i myślenia, które najlepiej urzeczywistnią cel, który rozum jej ujawnił. Wizja tego, co być powinno, według tego, co wyobrażają sobie w tej grupie, obsadza tę właśnie grupę w głównej roli. W socjalizmie naukowym Marksa nie ma wątpliwości co do tego, czym proletariat powinien być. Dlatego też proleta­ riat, jako świadoma część, może i będzie wypowiadać się w imieniu całości; jego obowiązkiem jest wpoić obojętnym masom świadomość powstawania proleta­ riackiej całości. W późniejszym okresie proletariat, gdy wreszcie poznał się na sobie, zanika jako klasa i staje się całością. I znowu, w ten sam sposób, partia faszystowska, jako świadoma część na­ rodu, robi to, czego chce naród, i chce, żeby stało się to tym, czym być powinno. Wszystkie te doktryny, sankcjonujące w praktyce prawo mniejszości, która postrzega samą siebie jako świadomą część, do kierowania większością, wy­ wodzą się z heglizmu. Nie jest dodatkowo wcale prawdą, że systemy z heglow­ skim rodowodem są jedynymi dziećmi koncepcji społecznej całości. Koncepcja ta, jak powiedzieliśmy wcześniej, była rozpowszechniona w myśleniu w okresie porewolucyjnym: nie zaskakuje więc, że współczesna polityka jest pełna takich systemów. Podczas gdy we wcześniejszych stuleciach rzeczywisty lud mógł być reprezentowany tylko w paru aspektach (przez Stany Generalne) albo wcale (jak twierdził Rousseau), całość może teraz znaleźć wyraz w tych, którzy wiedzą lub twierdzą, że wiedzą, co jest stosowne, i którzy z tego powodu są lub twierdzą, że są w takiej pozycji, że mogą wyrażać wolę obiektywną. Nastanie albo oligarchia wybieranych urzędników, albo powszechne zgrupowania wypowiadające się z całą pewnością w imieniu Narodu. Będą one, niezależnie czy jest to grupa, czy partia, jedynym powiernikiem prawdy. A partie opozycyjne posiadające inne koncepcje celu także będą zmierzać do pokierowania całością i będą chciały sprawować tę funkcję bez żadnych ograniczeń. Podsumowując: wrażenie wspólnych uczuć narodowych spowodowało, że na społeczeństwo patrzy się jako na całość. Jeszcze nie jako spełnioną całość, ponieważ wiele jednostek w społeczeństwie nie zachowuje się, jakby były jego członkami, co wynika z tego, że nie wiedzą, iż są jego członkami, a nie po prostu jednostkami. Ta całość spełnia się jednak w takim stopniu, w jakim jej świadomi członkowie prowadzą resztę tak, żeby zachowywała się i działała w taki sposób, jakiego wymaga cel społeczny. I z tego powodu świadomi członkowie mogą i muszą ciągnąć za sobą nieświadomych. Nie wydaje się, żeby Hegel chciał opra­ cować teorię autorytaryzmu. Lecz znamy jego teorię przede wszystkim przez wzgląd na jej owoce.

71

4. Podział pracy a organicyzm W międzyczasie, w połowie XIX w., skupiano się na postępie przemysłowym i ’Wynikających z niego zmianach społecznych, tak jak na początku tego wieku koncentrowano się na zjawisku nacjonalizmu. Tę zdumiewającą zmianę, która pędziła na złamanie karku od czasu Umowy Społecznej, zinterpretował Adam Smith. Autor Bogactwa narodów - dzieła, któ­ rego sława dotąd nie zmalała - wyjaśnił wpływ podziału pracy na produktyw­ ność społeczeństwa. Wkrótce popularna stała się idea, że im dalej jednostki we wspólnocie popychają specjalizację w odpowiedniej działalności, tym większa będzie produkcja w tej wspólnocie - czy też, jak ujął to Jeremy Bentham, tym więcej środków szczęśliwości wytworzą. Koncepcja ta zdobyła serca wszystkich ze względu na dwutorowy ruch, na który zwróciła uwagę, chociaż te dwie ścieżki ostatecznie staną się jedną. Hegel zrobił z niej dobry użytek: pamiętając, że Platon w Republice dobitnie podkreślał znaczenie braku aattedHMWfllt obywateli i uznawał to za konieczny warunek jedności społecznej, Hegel stwierdził, że cechą charakterystyczną współczesnego państwa było a contrario zezwolenie na ten proces różnicowania, dzięki któremu coraz większą różnorodność dało się osiągnąć w ramach coraz bogatszej jedności11. Antycypuje to flElMŚdhp Emile’a Durkheima w naszych czasach; przeciw­ stawia on „mechaniczną” solidarność prymitywnych społeczności, w których jednostki trzymają się razem na zasadzie podobieństwa, i joIM®m M społeczności dojrzałych, których członkowie jedynie z powodu tóżttls#4 wania stają się dla siebie niezbędni12. Auguste Comte, który bardzo wyraźnie rozdzielił materialne I imsdbi skutki tego zjawiska, jako pierwszy wprowadził pojęcie podziału pracy do myśli pdta|PBnej. Przyznawał, że w porządku materialnym działania ludzi, różnicując się, zmierzają do coraz bardziej skutecznego wzajemnego oddziaływania13. H# ma pewności, czy proces dostosowania iilm c jest tak automa­ tyczny jak chdfłiby tego liberalni ekonomiści, których leseferyzm potępia, oraz

r „Zasada, współczesnych państw posiada głęboko zakorzenioną zdolność, która nm^liwia za­ sadzie subiektywności zrealizowanie się do skrajnej granicy niezależnej jednostkowej osobli­ wości i która sprowadza ją jednocześnie do nadrzędnej jedności; a więc która utrzymuje tę jedność pośród tei zasady upoważnienia”. Hegel, Principes de la Philosophie de Droit, 1940, par. 260 [wyd. polskie: Zasadyfilozofiiprawa, przeł. A. Landman, Warszawa: Państwowe Wy­ dawnictwo Naukowe 1969]. Zob. Ć. Durkheim, De la division du travail social, Paris 1892 [wyd. polskie: Opodziale procy społecznej, przeł. K. Wakar, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe iiS& ty, *• A Comte, Cours dephilosophiepositive, Paris 1839 (zwł. t. 4, s. 470-480). -

72

Organiczne teorie władzy sądzi, że obowiązkiem władzy publicznej jest pomoc w ułatwianiu tego dosto­ sowania. Jak jednak zauważa, proces wywołuje zróżnicowanie moralne, które wymaga naprawy. Zadaniem władzy jest * powstrzymanie dzięki adekwatnym środkom i pohamowanie tak dafceeifii, Jul: \ to tylko możliwe, tej tragicznej skłonności do fundamentalnego poróżnienia odczuć i interesów, która nieuchronnie >^nika i iżmej zasady ccwsijnJWb* *

kiego

i która, gdyby pozwolili Jej bez żadnych ograniczeń pods&^ 3 » e t ó e

.

z jej naturalnym kursem, niechybnie doprowadziłaby do wstrzymania jakie­ gokolwiek postępu społecznego14.

Iftpg patódfejiea kariera pojęcia podziału pracy nie kończy się tutaj.. Miała od tego czasu podbić biologię, a stamtąd powrócić dzięki Spencerowi na pole myśli politycznej z bogatszą treścią i większym impetem. Biologia poczyniła zdecydowany postęp, jeśli chodzi o postrzeganie każdego organizmu, żywego J lfa komórek; t r a w k i to prawda, niemal nieskończone zróżnicowanie między jednyin ffliptfeliSBl 1 innym, E M S * W ramach tego samego organizmu; fen f a m f , t ym większe zróżnicowanie komórek, jakie się na niego składają. Pożyczenie z ekonomii poli­ tycznej ie wszystkie te komórki W wynika procesu funkcjonalnego różnicowania ewoluowały z prymitywnych komórek, które były względnie proste. Następujące po sobie etapy doskonalenia organizmów odpowiadały etapom postępu „naturalnego” podziału pracy. Organizmy zaczęto wigs jako coraz wyższe formy w tym samym procesie —współpracy międzykomórkowej dzięki podziałowi pracy - lub jako „społeczności komórek” o coraz większym ilsn o ltt tPiUCiB^ph koncepcji w h h n r i .iMdB-A cho­ ciaż współczesna nauka zrezygnowała f niej W |sy pierwotnej pw arfs JeJ sformuło­ wanie, jak wiemy, wyirefaii' wstrząs: w&Sd idei, nad którymi absolutnie dominowała, i pojawienie się nowych, szczególnie w dziedzinie nauk politycznych. Skoro biologia postrzegała organizmy jako społeczeństwa, czyż teoria politp z t ti nie mogła postrzegać społeczeństwa jako organizmu? Niemal od razu po O powstawaniu gatunków (listopad 1859 r.) Herbert Spencer napisał do „Westminster Review” 1860 r.) czo­ łobitny artykuł zatytułowany Organizm społeczny {The social organism). Wylicza

Tamże, s. 220.

73

Traktat o władzy

tam 15 podobieństwa między społeczeństwami ludzkimi a organizmami komór­ kowymi. Oba, zaczynając Jako niewielkie skupiska, niedostrzegalnie nabierają masy: niektóre z nich dochodząc ostatecznie do wielkości dziesiątki tysięcy razy większej niż pierwotna. Podczas gdy początkowo miały strukturę tak prostą, że rówńie dobrze można było uznać, II nie posiadają żadnej, z czasem przybierają wraz ze i m wzrostem coraz bardziej skomplikowaną strukturę. Chociaż we m a m Ę /A * stadiach nie występuje u nich niemal żadna zależność między ich częściami, części te stopniowo uzależniają się od siebie, a uza­ leżnienie to staje się tak wielkie, że jakakolwiek działalność i życie w ogólności są możliwe tylko dzięki działalności i życiu innych części. Życie społeczeństwa jako organizmu jest niezależne od życia jakiejkolwiek jego części składowej, które rodzą się, rosną, pracują i umierają, podczas gdy całe ciało istnieje nadal, zSfc|fe* szając swoją wielkość, kompletność struktury i działalność funkcjonalną. Pogląd ten natychmiast zdobył ogromną popularność. Zapewnił ówcze­ snemu przekonaniu o przynależności d o « l i l g i ’l » r ś ^ j iifl to, którego dostarczał J h ^ s w ł l idealizm* p®§« strzeni IftAŚW dli® było«yfflpiT|fiy^tj9^ d # ddp: U p aH Ę p h żA fe prawda naukowa nie zostanie szybciej zaakceptowana niż ta, która uzasadnia metaforę, do której jesteśmy już przyzwyczajeni.. .

5. Społeczeństw o - żywy organizm Prawda jest taka, że m i - jak pokazuje przypadek MenenhlSia Jigryppy16 - w rozważaniach a społeczeństwie odwoływano się do analogii do fizpssitep ciała ^ow tlklK « Sw; Tomasz napisał: . Każda grupa, o którą nikt się nie troszczy, rozpadnie się. I w ten sam sposób ciało człowieka, jak każdego in n eg o . zwferięćfa, rozpadnie się, jeśli n k ifjeMtt k le j ą c a siła, która dążyć będzie do wspólnego dobra fip

L ą P iT a k jak

o to k a m i,

niezależnie czy

15 Zob. H. Spencer, Essays, scientific, political and speculative, 3 tomy, London. Artykuł, do jakie­ go się odnoszę, znajduje się na stronach 3 8 4 -4 2 8 pierwszego tomu: niniejszy akapit streszcza strony391-392. Meneniusz Agiyppa - rzymski patryciusz i mąż stanu* konsul w 5 0 3 % p.n.e. W momencie pierwszej secesji ludu na Świętą Górę był jednym z komisarzy uprawnionych do zajmowania 1 ;fan # |jk ę o brzuchu i członkach.

17 DeRegimimMBŚptmtkl,

74

L

O rganiczne teorie w ładzy

jest nim serce, czy głow a, przywódca. W każdej fKWWstCt&i ludzkiej m u si w ystępow ać w ten sam sposób zasada kierowania18.

Analogię tę często posuw ano bardzo daleko. Forset, A nglik piszący w 1606 r.19, porów nał naturalne i polityczne ciała organ po organie, a H obbes, jak się mówi, przejął o d niego wiele pomysłów. W to wątpię* poniew aż wydaje się, że H obbes nadał Lewiatanowi byt niem al eteryczny, k tó ry stanowi tylko odzwierciedlenie jedynego rzeczywistego życia -^ żytaa lfiribi składających się na Bez w ątpienia jed n ak m etafora ta jest zawsze niebezpiecznym sługą; naj­ pierw będzie m ieć n a celu przedstaw ienie skrom nego przykładu do argum entu, lecz ostatecznie stanie się pan em i zdom inuje go. Rouvray20, a naw et R ousseau21 w ychodzą ze stru k tu ry ciała naturalnego, żeby wyjaśnić strukturę w spólnoty - o której wiedzą, że jest sztuczna. C o więcej, w przypadku Rousseau w ładza m etafory n ad stosującym ją um ysłem jest bardzo wyraźna. iPóstęp n auk społecznych uniew ażnił o d tego c*M& wszystkie analogie, p o ­ p a ® przykładam i zaczerpniętym i z fizjologii, do i t ó k

Jfię M a iŚ f

w każdym s a l i i i i m iały w ogóle związku i tem atem . R s fflO M K . dlatego, że opierały

f t l MifdfiJBl o f a l i i i « |p E iim L l, i organów, j A i f a m o 4 ła celów

porów nania, a po dM ipg^lpjffledo w ^ ^ l d ® - dlatego, że jakiekolw iek porów ­ nanie Istniejącego społeczeństw a do organizm u nfegi dotyczyć organizm u, k tó ry znajduje się n a znacznie niższym poziom ie ewolucji niż człowiek i jest znacznie mniej zaawansowany, jeśli chodzi o dw utorow y proces różnicow ania i integracji. Innym i słowy, jeśli społeczeństw a są żyjącymi organizm am i - jeśli sta­ nowią, jak bez w ahania sugeruje D u rk h eim , „szeregi społeczne” poza szeregami 18 Tamże, I, 2. 19 E. Forset, A comparative discourse o f bodies natural and political, L ondon 1606.

26J.L. de Rouvray, Le triomphe des republiques, 1673. 21 W Encyklopedii w artykule „Ekonom ia polityczna”, pisze: „Ciało polityczne, brane jako ta­ kie, m oże być porów nane z żyjącym organizm em z organami, jak np. organizm em ludzkim . W ładza suwerenna przedstawia głowę; prawa i zwyczaje, których narzędziami są sędziow ie i sędziowie pokoju, stanow ią m ózg (który jest centrum nerw owym i m iejscem rozum u, w oli i zmysłów); nancłel, przem ysł i rolnictw o, Które zapewniają wszystkim utrzymanie, są ustam i i żołądkiem; finanse publiczne są krwią, którą mądre gospodarowanie, działające jak serce, w y­ korzystuje d o rozdysponow ania pokarm u po całym ciele; obyw atele są ciałem i kończynam i, dzięki którym m achina porusza się, żyje i działa, i których ból jest natychm iast przekazywany, fflkfadafkfc lin istota jest zdrowa, d o m ózgu.

jednego i drugiego A A r r f g jgtó' wspólne całości, wzajemną wrażliwość i wewnętrz­ ną harmonię wszystkich części. Gdyhy ceń sysilffl kpKUńikacji zatrzyma! się, gdyby zanikła formalna jedność i gdyby sąsiednie części przestały dzielić ze sobą źjyefe* nie przestając być sąsiadami, człowiek umiarłby, a państwo by się rozpadło. Ciało polityczne jest zatem istotą moralną posiadającą wolę, a ca wała powszechna zawsze zmierza ku utrzymaniu i dobrobytowi ogółu i części, będącej źródłem p i w t_ J “.

75

T rak tat o w ładzy

zw ierzęcym i — to isto ty z tego now ego szeregu m o g ą znajdow ać się na swoim w łasnym etapie rozw oju, co staw ia je daleko za n aw et najniższym i ssakami. P rzedstaw iona przez Spencera h ip o teza w ydaje się godzić stare tendencje in­ telek tu aln e z o sta tn im i o dk ry ciam i w nauce: z tego p o w o d u spotkała się z cie­ p ły m przyjęciem . C o w ięcej, dając im p u ls i znaczenie b ad an io m etnologicznym, zapew niła sobie p ło d n e pole b ad ań : czyż p ry m ity w n e społeczności n a różnych eta p a ch sw ojej ew olucji n ie d ają św iadectw a n astępujących p o sobie stadiów, przez k tó re m y sam i m usieliśm y przejść? P ow rócim y d o tego p u n k tu widzenia i zobaczym y, co m a m y m yśleć n a jego tem at. In teresu ją nas tu taj jed n a k p o lityczne w nioski, d o jak ich prow adzi przyjęcie sy stem u „organicystycznego”. P on o w n ie w id zim y lo t b u m erangu: koncepcja, k tó ra p o w stała w celu ograniczenia władzy, staje się n iem al natychm iast wyja­ śn ie n ie m i uzasadnieniem ro zro stu władzy. S p en cer był w iktoriańsk im w igiem , k tó reg o k red em przez całe jego życie b y ło ograniczenie sfery działania władzy. W iele zawdzięczał — znacznie więcej n iż sam chciał przyznać — A uguste’ow i C o m te ’owi, lecz gnębiły go wnioski, ja k ie C o m te w yciągał z procesu ró żnicow ania społecznego. C o m te stw ierdził: S to p ie ń n a tężen ia fu n k cji regu latyw nej, daleki o d zm niejszania się w raz z p o­ stę p e m ew o lu cji czło w iek a , staje się — p rzeciw n ie — coraz bardziej niezbędny /

[...]. K ażdego d n ia jak o n ie u n ik n io n y rezultat znaczącego pod ziału dzia­ ła ln o śc i lud zk iej pracy każdy z nas p o d w ie lo m a w z g lęd a m i autom atycznie p o k ła d a sa m o istn ie n ie sw o jeg o życia n a tłu m ie n iezn a n y ch przedstawicieli, k tó rzy m o g lib y przez g łu p o tę czy z ło śliw o ść w d u ży m sto p n iu oddziaływać n a całe m a sy lu d zk ie [...]. R ó ż n o r o d n e fu n k cje w g osp od arce społecznej jako n atu ra ln ie zw iązan e z rosn ącą C a ło ścią m u szą s to p n io w o zm ierzać d o pod­ d a n ia się o sta teczn ie o g ó ln e m u tren d o w i najbardziej ro zleg łeg o przedstawi­ cie lstw a w c a ły m sy stem ie — przed staw icielstw a n a zn a czo n eg o, jeśli chodzi o je g o c e c h y charakterystyczne, b ezu sta n n y m o d d zia ły w a n ie m C ałości na p o sz cz e g ó ln e części22.

S pencer zbeształ go za te przew idyw ania: Id ealn e s p o łe cz e ń stw o p an a C o m te ’a to tak ie, w k tó ry m rząd jest jak najbar­ dziej r o zb u d o w a n y —w k tó ry m d z ia ła ln o ści fu n k cy jn e w zn a czn ie większym

22 C o m te , Cours de philosophic positive , t. 4 , s. 4 8 6 , 4 8 8 , 4 9 0 .

76

O rgan iczn e teo rie w ładzy

stopniu poddane są publicznej regulacji niż dziś - w którym hierarchiczna organizacja o niekwestionowanym autorytecie będzie wszystkim zarządzać - w którym życie jednostki będzie podporządkowane jak najbardziej życiu społecznemu. Przeciwstawia m u sw oją w łasną tezę: Ta forma suwerenności, do której zmierzamy, będzie taką, w której, jak sądzę, rząd będzie jak najmniejszy, a wolność jak największa —taką, w której na­ tura ludzka zostanie tak ułożona przez dyscyplinę społeczną, że dostosuje się do państwa społecznego, że nie będzie potrzebować zewnętrznej przemocy, lecz że sama będzie powściągliwa - taką, w której obywatel nie będzie znosić żadnej ingerencji w swoją wolność, poza tą, która konieczna jest do utrzy­ mania równej wolności innych —taką, w której spontaniczna kooperacja, której zawdzięczamy nasz system przemysłowy i która obecnie rozbudowuje go z coraz większą prędkością, spowoduje powstanie instytucji, które zniosą niemal wszystkie funkcje społeczne, i pozostawi rządowi tylko funkcję utrzy­ mywania tych warunków swobodnego działania, które umożliwiają taką spontaniczną kooperację —taką, w której życie jednostki będzie najbardziej spójne z życiem społecznym; taką, w której życie społeczne nie będzie mieć innego celu, jak zapewnienie życiu jednostki jak najdalej idącego spełnienia23.

6. P roblem z a k r esu w ła d zy w teorii o rg a n icy sty czn ej W ty m sporze śm iało po staw io n o p ro b lem zakresu władzy. C o m te i Spencer zgadzają się co d o tego, że w ładza stanow i p ro d u k t ew olucji, o rg an - d la Spen­ cera biologiczny, d la C o m te ’a w przen o śn y m znaczeniu - k tó reg o o statecznym celem jest koord y n o w an ie różn o ro d n o ści społecznej i zw iązanie ze so b ą poszcze­ gólnych części. C zy faktycznie w m iarę ja k społeczeństw o ew oluuje i o rg an y rządow e przy­ stosow ują się d o sw ojego celu, rząd m u si k o n tro lo w ać coraz bardziej rygory­ stycznie i szczegółowo działan ia czło n k ó w społeczeństw a? C zy w ręcz przeciw nie —rząd m usi poluzow ać ucisk, rzadziej in terw en io w ać i zm niejszać daninę? U przedzenia Spencera d o p ro w ad ziły go d o w y d ed u k o w an ia z o rganicy­ stycznej h ip o tezy w n io sk u o o b u m a rc iu władzy, obecnego w cześniej w jego

23 Spencer, Essays, t. 3, s. 72-73.

77

11q.r\Lcu t-J vviau^V

um yśle. W yciągnął go tym chętniej, gdy obserw ując w swojej młodości spadek n a osi władzy, zauważył, że później zaczęła p o n o w n ie piąć się w górę - zmiana, k tó ra na starość w praw iła go w o g ro m n y n iep o k ó j24. W spółwystępowanie tego w zrostu w ładzy z rozw ojem instytucji dem okratycznych stanowiło wystarcza­ jący dow ód, że w ładza nie zm niejszy się w yłącznie z p o w o d u ustanowienia ludu jako suw erena. Spencer chciał pokazać, że takie ograniczenie należy do natural­ nego porządku ew olucji i postępu. W tym celu skorzystał z przeciw staw ienia społeczeństw militarnych i prze­ mysłowych, którego pom ysłodaw cą był S aint-S im on25, i przetłumaczył na ter­ m inologię fizjologiczną różnice m iędzy nim i. T o praw da, twierdził, że dla celów zew nętrznej działalności w ojennej w zględem in n y ch społeczeństw organizm społeczny dąży do jeszcze bardziej całkow itej m obilizacji, zbiera siły z jeszcze w iększym natężeniem i osiąga te rezultaty dzięki centralizacji i wzrostowi władzy. Lecz jego działalność w ew nętrzna, z drugiej strony, k tó ra rozwija się dzięki dy­ wersyfikacji funkcji i coraz lepszem u d ostosow aniu się do siebie części, które dzielą i indyw idualizują się w jeszcze większym sto p n iu , n ie wymaga centralnej regulacji; w ręcz przeciw nie, społeczeństw o w ypracow uje szereg swoich własnych o rg an ó w regulujących, które są o d ręb n e o d rząd u (tak jak rynki surowcowe czy p apierów w artościow ych, d o m y clearingow e, związki zaw odowe i wszelkiego ro­ d zaju zrzeszenia). Tezę tę po p arł szczegółowymi rozw ażaniam i zapożyczonymi z fizjologii, w k tórych pow rócił d o tego sam ego d u alizm u —tej samej koncen­ tracji z jednej strony oraz tego sam ego uporządkow anego rozproszenia z drugiej. Lecz tę w izję społeczeństw a jako o rg an izm u , k tó rą ta k usilnie starał się upra­ w o m o cn ić, zastosow ano przeciw ko n iem u . T hom as Huxley, biolog, m ógł n aty ch m iast p o d n ieść zarzut: Jeśli pod ob ień stw a m ięd zy ciałem fizjologicznym a ciałem politycznym są ja­ kąkolw iek sugestią n ie tylk o d la teg o , czy m to ostatn ie jest, i jak to się stało, że jest ty m , czy m jest, lecz także dla teg o , czym p o w in n o być i d o jakiego stanu

24 Później, w Professional and industrial institutions, m iał napisać: „W połow ie tego wieku osią­ gnięto, szczególnie w A nglii, w iększy zakres w o ln o ści niż istniał kiedykolwiek, odkąd narody zaczęły się form ować. [...] A le ruch ten, który w tak dużym stopniu przełamał despotyczne re­ żim y przeszłości, osiągnął p ew ną granicę, z której zaczął się cofać. Stopniow o narzucano nowe ograniczenia i zakazy w miejsce starych. L udzkość zastąpiła dom inację potężnej klasy społecz­ nej panow aniem klasy urzędniczej, która stanie się rów nie potężna Iud m oże jeszcze bardziej, i która w koń cu będzie tak się różnić o d wyobrażeń teorii socjalistycznych, jak bogata i dumna hierarchia w ieków średnich o d biednych i skrom nych misjonarzy, o d których się wzięła”. 25 H enri d e Saint-Sim on (1760-1825) - historyk, filozof, ekonom ista i socjalista utopijny. W brew system ow i feudalnem u i w ojskow em u, który w prow adzono ponow nie wraz z restau­ racją Ludwika XV III, popierał organizację, w której to przyw ódcy przemysłowi mieli kontro­ low ać społeczeństw o.

78

Organiczne teorie władzy

zmierza, nie mogę powstrzymać się od Wniosku, że rzeczywista moc tej analogii całkowicie przeciwstawia się negatywnemu poglądowi na funkcję państwa26. N ie n aszym celem je s t o k re śle n ie , k tó r a in te rp re ta c ja „ p o lity c z n y c h te n d e n c ji o rg a n iz m u fizjologiczneg o ” je s t b a rd ziej p o p ra w n a : S p e n c e ra czy H u x le y a . M u ­ sim y je d y n ie zw ró cić uw ag ę, że p e łn e p rzy jęcie p e rsp e k ty w y o rg a n ic y sty c z n e j w y k o rzy stan o w y łączn ie, ż e b y u z a sa d n ić i w y tłu m a c z y ć n ie o g ra n ic z o n y w z ro st fu n k cji a p a ra tu rz ą d o w e g o 27. O sta te c z n ie , D u rk h e im w d ziele, k tó re w sw o im czasie d a ło p o c z ą te k szk o le28 i k tó re je s t a m a lg a m a te m h e g liz m u i o rg a n ic y z m u , stw ie rd z ił, że sk ala i fu n k c je o rg a n u rząd o w eg o m u s z ą ro sn ą ć w ra z z ro z w o je m sp o łe c z e ń stw 29 i że siła w ła d z y

26 Huxley kontynuuje: „Zakładając, że, zgodnie z tym poglądem, każdy mięsień miał stać na straży, żeby system nerwowy nie ingerował w jego skurcze z wyjątkiem sytuacji, gdy te skurcze mogły wywołać skurcze innego mięśnia; lub że każdy gruczoł ma prawo do wydzie­ lania, dopóki jego wydzieliny nie wpływają na wydzieliny innego gruczołu; zakładając, że każda oddzielna komórka ma swobodę dbania o «interes» własny, a laissez-faire jest panem : wszystkiego, co stałoby się z ciałem fizjologicznym? . Faktem jest, że to władza suwerenna ciała myśli za organizm fizjologiczny, działa za niego i rzą­ dzi poszczególnymi składnikami za pomocą kija. Nawet ciałka krwi nie mogą zorganizować zebrania publicznego bez oskarżenia o przekrwienie, a mózg, jak każdy inny despota, którego znamy, woła o użycie przeciwko nim ostrej stali. Tak jak w Lewiatanie Hobbesa, przedstawiciel władzy suwefiśofiCj Ir %jąeym organizmie, choć Czerpie swoją moc od mas, nad którymi panu­ je, jest ponad prawem. Kwestionowanie jego władzy pociąga za sobą śmierć lub tę częściową śmierć, jaką nazywamy paraliżem. A więc, jeśli analogia ciała politycznego z ciałem fizjologicznym cokolwiek znaczy, wydaje mi się, że sprzyja ona znacznie większej ilości ingerencji rządowej niż obecnie istnieje lub niż to, co w ogóle chciałbym ujrzeć”. T. Huxley, Administrative nihilism, wydanie ponowne w: M ethod and results, London 1893. . 27 Zob. m.in. P. v. Lilienfeld, D ie menschliche Gesellschaji ais realer Organismus, M ittau 1873. Społeczeństwo, jak twierdzi, jest najwyższą klasą żyjącego organizmu. A. Schaffie, Bau und Lehen des sozialen Kdrpers, 4 tomy, 1875—1878, gdzie autor skrupulatnie przeprowadza, organ po organie, porównanie ciała fizjologicznego z organizmem społecznym. Nie zniechęciło to Rene wormsa od pójścia tą samą ścieżką myślową w Organisme et societe, Paris 1893. G. de Graef, Le transformisme social, essaisur leprogris et le regres des societes, Paris 1893: „W historii rozwoju społeczeństw ludzkich regulatywne organy kolektywnej władzy udoskonalają się stopniowo, tworząc coraz silniejszą koordynację wszystkich przedstawicieli społecznych. Czyż nie to samo zdarza się w hierarchii wszystkich istot żywych i czyż to nie stopień organizacji, jaki osiągają, daje im ich miejsce w skali życia? A więc w przypadku społeczeństw stopień organizacji jest wspólną miarą, miarą postępu; w historii cywilizacji nie ma żadnego innego kryterium ich odpowiedniej i względnej wartości”. Możemy przywołać także Jacques’a Novicowa: Conscience et Volonte sociales, Paris 1893. Teza ta osiągnęła znaczny sukces w kręgach socjalistycznych, gdzie finiile Vandervelde stał się jej entuzjastycznym głosicielem. Jej najwspóicześniejszym propagatorem jest biolog Oscar Hertwig, Der Stoat ais Organismus, 1922. 28 Por. fi. Durkheim, De la division du travail social, dz. cyt. 29 „Postrzeganie faktycznych wymiarów organów rządowych jako przejawu choroby i wynikają­ cego z przypadkowości jest wysoce niesystematyczne. Jest to pod każdym względem normalne zjawisko, mające związek z samą strukturą wyższych społeczeństw, jako że postępuje ono regu­ larnie i stale w zakresie, do jakiego zbliżają się społeczeństwa tego typu”. Tamże, s. 201—202.

79

T raktat o w ładzy

m usi rosnąć z p ow odu nacisku w spólnych uczuć30. Później miał pójść jeszcze dalej i tw ierdzić, że naw et odczucia religijne są uczuciam i przynależności do społeczeństw a —niejasne przekonanie, że w ypracow ujem y byt, który jest ponad n am i. A w k o ń cu m iał pow iedzieć, że p o d im io n am i bogów i Boga przedmiotem ubóstw ienia nie było nic innego, jak społeczeństw o31.

7. W o d a n a młyn w ład zy Rozważyliśm y do tej p o ry cztery abstrakcyjne koncepcje — cztery rodziny teorii —władzy. D w ie z nich, teorie suw erenności, w yjaśniają i uzasadniają istnienie władzy za p o m o cą praw a, które czerpie o n a o d suw erena, niezależnie czy jest nim Bóg, czy lu d , i które m oże o na egzekwować przez w zgląd n a swoją legitymację lub o d pow iednie pochodzenie. Pozostałe dw ie, k tó re określiliśm y mianem teorii or­ ganicznych, w yjaśniają i uzasadniają istnienie w ładzy za p om ocą jej funkcji lub celu, k tó ry m jest zapew nienie m oralnej i m aterialnej spójności społeczeństwa. W pierwszych dw óch w ładza jaw i się jak o o środek panow ania pośród wie­ lości, w trzeciej jako krystalizujący ogień lu b jak o strefa światła, z której rozprze­ strzenia się oświecenie, a w czwartej jak o organ w ram ach organizmu. W teoriach suw erenności praw o pan o w an ia jest postrzegane jako absolutne; w teoriach organicznych funkcja p anow ania postrzegana jest jako rosnąca. Jakkolw iek różne, każda z n ich m oże być i była wykorzystana do uzasad­ n ien ia w ładzy absolutnej. Pierwsze dw ie jednak, jako o p arte n a nom inalistycznej wizji społeczeństwa i n a założeniu, że jednostka jest jed y n ą rzeczywistością, są uczulone na całkowite w chłonięcie człowieka: dopuszczają o n e ideę subiektyw nych praw. Pierwsza z n ich , im plikując niezm ienne praw o boskie, im p lik u je także obiektywne prawa, k tó ry ch przestrzeganie jest im peratyw em . W bardziej współczesnych teoriach, 30 „Kiedy pojawia się struktura rządowa o znacznym autorytecie, pow odów tego szukać musimy nie w pozycji, jaką zajmują rządzący, lecz w naturze rządzonych społeczeństw. Musimy zbadać, jakie posiadają wierzenia i jakie w spólne uczucia ucieleśnione w osobie lub rodzinie dają im taką m oc”. Tamże, s. 2 1 3 —2 1 4 . Jak w tezie D urkheim a, która p o d tym względem pozostaje p o d w pływ em Hegla, społeczeństw o zaczyna się o d silnej solidarności moralnej, żeby powró­ cić dzięki procesowi zróżnicowania do naw et silniejszej solidarności; wynika stąd, że władza, po okresie osłabienia, m usi ostatecznie nabyć now ą m oc. 31 Z ob. Ć. D urkheim , Les formes ćlimentaires de la vie religieuse, Paris 1925: „Wierni słusznie wierzą w siłę moralną, która powstrzym uje ich i z której czerpie się to, co w nich najlepsze: siła ta istnieje, jest nią społeczeństw o [...] bóstw o jest jedynie sym bolicznym wyrazem społe­ czeństwa” (s. 3 2 2 —3 2 3 ) [wyd. polskie: Elementarne formy życia religijnego. System totemiczny w Australii, przeł. E. Tarkowska, Warszawa: W ydaw nictw o N aukow e P w N 2010].

80

Organiczne teorie władzy

z drugiej strony, jedynym obiektywnym prawem jest to, które społeczeństwo ustanawia i może modyfikować według swej woli, a jedynymi subiektywnymi prawami są te, które raczy nadać. Wydaje się więc, jakoby różnorodne teorie widziane z perspektywy historycznej poszerzały się tak, że stawały się coraz bardziej korzystne dla władzy. Łatwiej za­ uważalnym zjawiskiem w każdej teorii jest jej własna ewolucja. C hoć początkowo ich zadaniem miało być stawianie przeszkód na drodze władzy, ostatecznie służą one właśnie jej, podczas gdy tendencja przeciwna —teoria, która miała być ko­ rzystna dla władzy, a stała się jej przeciwniczką - nie jest nam całkowicie obca. W niosek jest więc następujący: władza posiada jakąś tajemniczą atrakcyj­ ność, dzięki której może zmusić do posłuszeństwa nawet systemy myślowe po­ myślane na jej szkodę. Jest to jeden z atrybutów władzy. Coś, co trwa, coś, co może wywołać zarówno skutki fizyczne, jak i moralne. Czy możem y stwierdzić, że rozumiemy jej naturę? Absolutnie nie. Pozbądźmy się więc tych bezużytecznych teorii, które nie nauczyły nas ni­ czego pożytecznego i zajmijmy się odkrywaniem sekretów władzy. Spróbujm y początkowo spojrzeć na nią u jej narodzin lub chociaż schwytać ją tak blisko jej odległych początków, jak to tylko możliwe.

Ł i

\* f

•ru

4ł V

* if M

V

r

|

Vr

*

i..

n

*

Ą.’ *

*

* -♦ . ** yS

i

>

fi

V-

*

5 ł V

#

■U >

* L 4- •

-

f

i

*•

*
>

*

a «., *x ;.

* *

łr

'v



*» f

* •-

^ćJ

«

**

■» **.

I

a

Farfe 1 § t L

94

*

Magiczne źródło władzy obwieszczenie spadku # witalnych króla, a wtedy bezużyteczny król układał swoją głowę na kolanach dziewicy i zostawał razem z nią pochowany żywcem^ Fakty te stanowią wystarczający dowód na istnliBle magicznej władzy kró­ lewskiej. Nie dowodzą one jednak tego, co Frazer chciał, żeby dowodziły, miaie władza królewska powstaje, i tylko wtedy może powstać, na pod­ stawie siły magicznej.

5. Niewidzialny rząd Im dalej w przeszłość idą badania etnologiczne, tym bardziej pewne wydaje się, że społeczności pierwotne nie należą do żadnej z podstawowych monarchii, arystokracji i demokracji. Ani zachowanie iafi ditóW*1 na#§ wspólnoty nie są determinowane przez jednego I t v p i U l :i| Bite określane p f^ Z iiijf -i'te n|ęfc£#£zy M i l e są w stanie Interpretować dla swoich współbraci. Mamy obraz zgromadzeń w prymitywnych lttcfelt* Lecz nie możemy nawet fdhte w plemionach Niedorzecznym błędem fast zakładanie, że plemię organizowało zebrania, aby rozważyć za i przeciw konkretnego działania i że w końcu większość zawsze zwyciężała. Ze­ brania nie polegały n t debatowaniu; iaczej swego rodzaju czarną mszę celebrowaną w celu nakłonienia boga do wyrażenia swojej woli. - Weźmy l^HKfiJp najmniej ludu, jaki świat widział «■ Rzymian: nawet p e to Ś J A możemy przeczytać, ofiary i konsultowanie się z siłami W ffiljtni poprzedzały otwarcie debaty. Nam w naszej epoce praktyka ta wydaje się tylko ceremonią przed posiedzeniem. Jest jednak oczywiste, że w najwcze­ śniejszych czasach całopalenie, a także badanie i interpretacja wnętrzności, same były posiedzeniem, jego święty charakter ograniczał zgromadzenie do konkret­ nego czasu i miejsca. Anglik George Laurence Gomme podjął się odkrycia tych rnlsfs#: jak s i| dowfeefelai te starożytne zgromadzenia zawsze organizowano na HHBfUfr a kamień ofiarny znajdował się pośrodku zbiorowiska starszych. Byli to ludzie; którzy wypędzili najwięcej złych duchów i najlepiej nadawali się do zrozumienia tajemnego przesłania boga. Kamień ofiarny i zgromadzenie starsayzffiy Stanowiły duchowy ośrodek, z którego wychodziły decyzje polityczne, przybierające konkretny kształt i posiadające status wyroczni. 26 Gaetano Casati, Tenyears in Equatorial 2 tomy, London 1891*

® CUL Gomme, Printitiwfilk nm&k, London

1880.

95

11cuM.cn u wtctu/iv

Starszyzna, n am faln i interpretatorzy boga, n ija k o narzuciła mu przywią­ zanie do pradawnych zwyczajów Kasi dalecy przodkowie zawsze zdawali sobie sprawę z cudu równowagi wymaganej do trwania życia i osiąganej tylko poprzez nabożne przekazywanie pewnych sekretów. Bezcennym spadkiem była nauka metalurgii, która zapewniła plemieniu skuteczne uzbrojenie, i rytuały towa­ rzyszące biciu metalu. Nawet najmniejsze pominięcie wyświęconego porządku procedowania było niebezpieczne* Ludzkość maszerowała W ifch dniach przez nieznaną krainę usianą pułap­ kami; tylko jedna ścieżka - przewodzili na niej starsi —była bezpieczna. Tą drogą też zmierzała, za przywództwem starszyzny, łącząc boskośc i zwyczaj. Przykład podany przez Sumnera Maine’aF JpJstzuje, JA wielką odrazę ĆZnły niecywilizowane luny do rządzenia za ptwtueą decyzji podejmowanych W wyniku djptaijjpu Kiedy Maine był urzędnikiem w Indiach, rząd stworzył kanały irygacyjne w celu zapewnienia wioskom wody; wioskom pozostawiono W dystrybucję. Co się stało? JA tylko wykonano delikatne zadanie przydziału, mieszkańcy zdecydowali zapomnieć, że władza ludzka przyznała tę wodę każ­ demu człowiekowi. Przekonali sami siebie do fikcyjnego poglądu, że dodatkowe porcje wody przekazał im pradawny zwyczaj, za którym stało zarządzenie2829. Jeśli archaiczne spoiecsno&i myślały w ten sposób, łatwo zrozumieć pozycję starszyzny. TAi był ich autorytet w Melanezji, że Rivers30 widział, iż zapędzają w róg kobiety z takim skutkiem, że nAH^§pife 'żifpiftpftno najczęfefej jgińife wnukiem a porzuconą żoną jego dziadka od strony ojs* & D n U tl f e i §fe młodszy be#t, gdyby jego starszy brat nie mógł znaleźć lepszego użytku dla jednej ze swoich wnuczek, musi ją poślnlft&' Każde działanie w życiu posiada swój własny odpowiedni rytuał* którego po­ wiernikiem jest starszyzna. dW *i |ffS0Mps§JBBL. ludziach i na sposobie gospodarowania, lecz na rytuałach. Zapłodnienia feAfaar nie osiąga się w wyniku stosunku seksualnego, lecz przez to, że duch wchodzi w nią i przychodzi ponownie na świat jA o dziecko. Gźyj Aikol wiek młody człowiek poważyłby się na kwestionowanie autorytetu starszyzny, skoro beż ftfcf nil mógłby osiągnąć męskn&f Zanim stanie się wojow­ nikiem, musi poddać się rytuałowi InfejiiJI ;pńsepmwadsmemu przez starszyznę31. 28 Sir Henry Sumner Maine (1822-1888) - angielski komparatystaprawny i historyk, którego najbardziej znana praca. Ancient Law, została wydana w 1861 r. Zgodnie z jego podstawową koncepcją władza patriaichalna stanowiła zalążek społeczeństwa. 30 W.H.R. Rivers, The history ofm elanesim society, 2 tomy, Cambridge 1914* 31 H utton Webster, Prim itive secret societies. New York 1908.

96

Magiczne źródło władzy

Gdy nadchodzi odpowiedni czas, młodzieńcy są izolowani, więzieni, głodzeni i bici; wtedy, gdy przetrwają tę katorgę, stają się mężczyznami. Młodzieniec zdaje sobie sprawę, że gdyby starszyzna nie chciała uczynić go mężczyzną, byłby dzieckiem do końca życia. W rzeczywistości to przez wzgląd na przyznanie m u imienia mężczyzny „otrzymuje on udział w sile przenikającej społeczność postrzeganą jako całość”32.

6. Panowanie starszych-m agów We wspólnotach pierwotnych najlepszym sposobem na sprawowanie władzy politycznej jest zrozumienie woli sił nadprzyrodzonych oraz wiedza o czasach i warunkach, w jakich siły te będą sprzyjające. Starszyzna jest naturalnym powiernikiem tej gałęzi wiedzy. Lecz niektórzy są bliżsi bogom niż inni, tak bliscy, że mogą wywoływać ifih działania. Nasze wątpliwości nie dotyczą tego, czy boska wola jest poruszana modlitwą, lecz ra­ czej tego, jak ktoś mógłby powiedzieć, że jej rękę prowadzą różne rytuały czy modlitwy, które zobowiązują boga. Wszystkie społeczności pierwotne wierzyły w istnienie tej magicznej mocy. Weźmy Rzymian: ludzie, którzy opracowali dwanaście tablic33345, zawarli w nich ttfPSE W tam tym cdsaafe zakaz przenoszenia za pomocą magii na swoje pole ziarna zasadzonego nat polu należącym do kogoś innego! Celtowie przyznawali druidom moc ptggfepi&CiŚij iarmli ścianą powietrza, czego mogli dokonać tylko W bezpośrednim niebezpieczeństwie śmierci. Przykłady zebrane przez Frazera dowodzą, że w różnych częściach globu wierzono,. I# moc wywoływania lub wstrzymywania Czy ktokolwiek mógłby nie opierać swoich marzeń I i J h f ba Stych, fe& sy dzierżą taką potęgę? Lub czy mógłby nie pragnąć, jelli potęga ta jest przenoszalna, zdobyć jej dla siebie? Tutaj znajduj# f i f wyjaśnienie ttiMftiaawfi^ liczby pośród barbarzyńców. W ewnętrzny krąg fiwgiwlif ci. ze starszyzny, którzy najlepiej znają się na mocach nadprzyrodzonych, i to im podporządkowane i®

* V. Larock, Essai sur la valeur sacree et la valeur sociale des mms de personnes dans les societes inferieures, Park 1932. 33 Powstanie D w u n a s t u , p r z y p a d a na lata p.n.e. 34 Zob. Thegolden bough, 1.1, część I: The magic art and evolution ofkings [wyd. polskie: M otapdi^, przet .* 1-2, wyd. 4, Wuszawa; Państwowy Instytut Wyoawni^ 0 71]. 35 Jeśli chodzi o tajemne społeczności w Afryce, masa pt. Secret societes w Encyclopaedia flff tmd ethics.

Tho­

97

Traktat o władzy

N i Alfhipelagu Bismarcka boskiego potwora, nazywanego Dukduk, powoduje wybuchy paniki religijnej, która trzyma społeczeństwo w ryzach. Zanim pojawi się jakikolwiek ślad sierpa księżyca w nowiu, kobiety chowają się, gdyż wiedzą, że to śmierć boga. Mężczyźni w plem ieniu zbierają się na wy­ brzeżu; tam przy akompaniamencie bębnów śpiewają*- żeby ukryć swój strach i oddać cześć Dukdukowi. G dy nastaje świt, widzą na wodzie pięć czy sześć kanoe, związanych ze sobą, żeby utrzymać pomost, na którym powiewają dwie wysokie na dziesięć stóp istoty. W momencie gdy ten stwór zbliża się do wy­ brzeża, Dukduki zeskakują na plażę, a obecni uciekają w popłochu: niech będzie potępiony ten, kto dotknie owych monstrów —śmierć przez cios tomahawkiem będzie jego losem. Dukduki obracają się wokół siebie w tańcu, któremu towa­ rzyszą przenikliwe wrzaski. Następnie znikają w zaroślach, gdzie przygotowano dla nich dom z prezentami. Gdy nadchodzi wieczór, pojawiają się ponownie: pierwszy uzbrojony jest w kij, drugi dzierży maczugę. Mężczyźni ustawiają się w szeregi i pozwalają się bić do krwi, czasem do omdlenia lub wręcz do śmierci. Czy dwóch starszych przebranych za D ukduki wie, że to wszystko oszustwo? Czy robią to na rzecz naturalnych korzyści, jakie na nich spływają, i żeby za­ pewnić sobie panowanie nad życiem społeczności? Czy też naprawdę wierzą w litó flW sił nadprzyrodzonych, którym M i gra nadaje zrozumiałą formę? Kto może to wiedzieć? Czy oni sami wiedzą? Jakakolwiek byłaby odpowiedź, mamy tutaj Społeczną i polityczną, a b r o j jlim fo n a te nie Hfl§y u f a j ą ta skupia się W ótófefłch starszych . ' Proces rekrutacji llta$władzy następuje za pośrednictwem starannego systemu kooptacji. Zęby dojść do funkcji Dukduka, trzeba przejść przez hierarchię po® ii« tego nie można przyspieszać. Tego samego rodzaju krąg magiczny, zwany Egbo, znaleziono w zachodniej Afryce. Jak twierdzą ci, co go znaleźli, jest on zdegenerowany, ponieważ wejście i awans są kupowane i sprzedawane. Żeby wejść na sam szczyt kręgu wtajemniczonych, tubylec musi uiścić sumę odpowiada­ jącą trzem tysiącom funtów. W ten sposób władza czarodziejów-starszych dołącza do swojego autorytetu siły społeczne. Pozycję tę; umacniają po pierwsze składki po drugie Me poparcie, a p a t r a d e odebranie potencjalnej opozycji jakichkolwiek środków, dzięki którym mogłaby ona w ogóle powstać. Władza sprawowana przez władzę magiczną jest teraz panowaniem poli­ tycznym, a te pierwotne ludy nie znają innego36. 36 G. Brown, Melanesians and Polynesians, London l | Ą i 39% P lW łU ą » Wyspach Samoa i Archipelagu Bismarcka co następuje: „Nie ma rządu poza tajemnymi społecznościami, a je­ dynym zbieranym dochodem jest ten, który pochodzi z danin, które egzekwują, i kar, które Ma*»ea$k Jedynymi prawami są ustawy, jakie uchwalają”.

98

Magiczne źródło władzy Zastraszenie zapewnia jej absolutne podporządkowanie i dzieci, szantaż przekazuj# jej całe zasoby tych wspólnot. Narzuca o m dyscyplinę spo­ łeczną, zapewnia przestrzeganie proroczych nakazów, jakie wypowiada, i sądów, które oznajmia: a wszystkiego dokonuje mocą zabobonnego strachu. Tak wiel­ kiego, że Frazer mógł nazwać z«|tatij niańką państwa37.

7. Zachowawczy charakter władzy magicznej Strach to zasada leżąca u podstaw władzy magicznej; jego rolą w społeczeń­ stwie jest utrwalenie zwyczajów. Dzikus, który odrzuciłby praktyki swoich przodków, sprowadziłby na siebie gniew sił nadprzyrodzonych. Lecz im bardziej ich słucha, tym bardziej m u one sprzyjają. Nie oznacza to, że władza magiczna nigdy nie wprowadza innowacji. Lud może otrzymać od niej nowy zestaw zasad dotyczących sposobu życia, lecz w mo­ mencie, w którym je ogłoszono, stawały się one częścią dziedzictwa przodków; dzięki pozorowi charakterystycznemu dla mentalności barbarzyńców przypisuje się im status pradawności, a nowych sposobów postępowania nie podaje się samo jak starych. Możemy powiedzieć, że władza zwycięża zasoH M lPW i i& idii p BgaaEB^ńlim 'mafamm ^-mdrnimaA fam L a n a a spoJ b n A iH P utrzymuje swój Ś m fflf kształt. Władza magiczna » dla g ru p y słk , która działa na rzecz utrzymania nabytych cech charakterystycznych plemienia. Zanim przejdziemy do kolejnej tasKi% :żauważm ||iś ftiS fifp ^ jp ą ^ jsy p a którą trzeba było tysięcy łaŁ d h n f a l wraz z jej upadkiem. b | d | postrzegać nowinki z pewną obawą, nadal będą sądzić, że nienormalne zachowanie sprowadzi karę boską. Władza, która zastąpi władzę magiczną, przejmie od niej pewien religijny prestiż. To zabobonne uczucie przeszło do nas od najdawniejszych czasów, a przybieiijąę nową postać, przypiszekrólom moc leczenia gruźlicy i opanowania epilepsji;! tik lam o jb l i l | ijseiiiia a# strachem przed osobą o królewskim pochodzeniu. Kusi. nas, żeby Ii w rai ze .zniesieniem monarchii z religią ustąpiły miejsca zdepersonalizowanej władzy. Niewątpliwi# nie ma nic świętego w ludziach, którzy nami teraz rządzą! Lecz nasze odczucia są bardziej trwałe niż nasze sposoby myślenia, więc przekazaliśmy tem u bezosobowemu państwu pewną część starożytnego namaszczenia.

37J.G. Frazer, The devil’s advocate, London 1937.

99

Traktat o władzy Niektórzy filozofowie38 poświęcili się zdębieniu zjawiska łamania praw i po­ szukiwali jego przyczyn. Jtófilfij zaskakujące jest jednak zjpsfefal odwrotne: szanowanie praw i powafanls Ida autorytetu. H to e f c podaje setki przykładów pokazujących nam masy ludzi podporządkowujących się jarzmu, którego » m s i i nie znoszą, a tafcie jednomyślni#' I chętnie lti» d i|s której nienawidzą. Wyjaśnieniem tej dziwnej czci odległego tytułu. Ą M tem nieposłuszeństwo — ogłoszone 1 jawne — pHSSffltti pań­ stwa wciąż ma pewne bogom istanow iapK W Ś& tlffl^,; jak isd#IIi| siłą w rzeczywistości oni dysponują. Cortes bezkarnie obalił: Idol# na wyspie Cozumel, żeby pokazać tubylcom, że ich bogowie są fałszywi. Gdy H am pden odmówił zapłaty podatku od ifitkw, ustanowionego przez K r a b I, h m przyjaciele bali się # jego bezpieczeństwo; zdołał jednak ndMg &> było na to, że król z dynastii S n B s b r nie dlb& lfl f i l *I:dhiaifeMdh pio­ runów ! król upadł. i l*i^ginalilHjhiy historie rewolucji, a dowiemy się,, M k ild y upadek ii& ffi, poprzedzało nieposłuszeństwo, które nfa pkarane. Jest prawdą tak dziś, jak i ddeSkpIdl tysięcy lat temu, że władza* k tlii- s t o l i k upada. Najbardziej pradawna władza zapisała więc coś w spadku władzy najbardziej Współczesnej. Po raz pierwszy zetknęliśmy się ze zjawiskiem, które z czasem stanie się coraz jaśniejsze. Niezależnie jak brutalne były środki, dzięki którym nowe porządki społeczne zajmują miejsca starych, te pierwsze stanowić będą odbicie tych ostatnich.

38 Zob. w szczególności Daniel Bellet, LeMepris des lois etses consequences societies, Paris 1918.

100

Rozdział 5 N a d e jś c ie

w o jo w n ik a

Nie m a niepodważalnego dowodu, że nasze społeczeństwo przeszło przez etap, w jakim znajduje się obecnie jakakolwiek wspólnota pierwotna. Postępu nie przedstawia się już jako prostej drogi, na której poszczególne zacofane spo­ łeczności są kamieniami milowymi. Obecnie wyznaje się raczej pogląd, zgodnie z którym grupy istot ludzkich poruszają się w kierunku cywilizacji po zupełnie od siebie różnych drogach, w rezultacie czego większość z nich utyka w ślepych uliczkach, gdzie albo się zatrzymują w rozwoju, albo czasem wręcz upadają1. Nie twierdzi się dzisiaj, że totemizm był etapem religijiHjf społecznej organizacji, przez którą musiało przejść każde społeczeństwo bez wyjątku. Wręcz przeciwnie, istnieją tylko pewne obszary na ziemi, na których totemizm Iffc prawdą, ie matczyna poprzedzała m ® m 1 wszędzie ojcowską. *Ifej linii .myślenia przeczy że matczyna przynależność przetrw ała^ niektórych społeczeństwach nawet wtedy, gdy dotarły one do całkiem zaawansowanego e lip s cywilizacyjnego, podczas gdy w innych rodzina patriarchalna występowała jeszcze, gdy nie wyszły one poza okres najprymitywniejszego barbarzyństwa. W niosek wydaje się więc taki, że społeczności ludzkie, pojawiwszy się na ziemi niezależnie od siebie* mogły od samego początku odrębne formy* które może determinowały ich przyszłą potęgę lub ich dozgonną przeciętność. Pewne jest jednak to, że ci, którzy, niezależnie czy naturalnie, czy własnym wysiłkiem, jako pierwsi zorganizowali się patriarchalnie, którzy nie postrzegali wszechświata jako gry złych mocy i którzy wjwóiiińł® ! Uwolnili się od tych 1 Koncepcja kresu cywilizacji została opracowana przede wszystkim przez Arnolda Toynbee’ego, A study o f history, 5 tomów, Oxford [wyd. polskie: Studium historii, przeł. J. Marzęcki, Warsza­ wa: Państwowy Instytut Wydawniczy 2000].

2 „Totemizmu nie odnaleziono, przynajmniej jako żywej instytucji, w żadnej części Ameryki Północnej, Europy i, za wyjątkiem Indii, Azji. N ie udowodniono także poza wszelką wątpli­ wością, że istniała w którejkolwiek z wielkich rodzin ludzkich, które odegrały największą rolę w historii: Aryjczyków, Semitów i Turów”. Frazer, The origins of thefamily and the clan.

101

Traktat o władzy

obaw, stoją przed nami jako prawdziwi założyciele państwa i jako prawdziwie historyczne społeczeństwa. Nie trzeba podkreślać, w jakim zakresie wyolbrzymione mistyczne obawy powstrzymują ludzi przed podjęciem niesprawdzonego działania i blokują innowacyjność i postęp3. Z pewnością patriarchalny sposób życia sprzyja postępowi społecznemu w tym samym stopniu, co matriarchalny go wstrzymuje. Rezultatem przyjęcia tego drugiego trybu jest to, że dzied młodych kobiet stają się własnośd ą grupy społecznej, która nie może się powiększyć, chyba że proporcjonalnie do liczby młodych kobiet. W tym pierwszym natomiast to dzieci młodych mężczyzn stają się własnością grupy, a wskaźnik jej wzrostu rośnie gwałtownie, jeśli ci młodzi mężczyźni mogą, czy dzięki wojnie, czy innym sposobom, mieć wiele kobiet. C o oczywiste, grupa patriarchalna prędko stanie się silniejsza niż matriarchalna, a jednocześnie bardziej zjednoczona. Spowodowało to wysunięcie domy­ słów, że niektórym społeczeństwom matriarchalnym ich najsilniejsi członkowie narzucili patriarchalny sposób życia i że tak sformowane grupy wchłaniały inne, które były przez nie miażdżone. Lecz, jakkolwiek różne mogły być ich struktury społeczne, wydaje się jasne, że wszystkie społeczności pierwotne odpowiadają naszemu opisowi rytuałów przeprowadzanych przez starszyznę. Panowanie tego rodzaju było konieczne, żeby kierować niepewnymi krokami ludności pośród zasadzek zastawionych przez przyrodę. Lecz żeby społeczeństwo znów się roz­ wijało, trzeba obalić lub — bardziej akuratnie — odrzucić starą władzę o nie­ zmiennej istocie. Ten proces możemy nazwać w rzeczy samej pierwszą rewolucją polityczną. Jaka była jego przyczyna? Poza wszelką wątpliwością: wojna.

1. Sp ołeczne konsekw encje w ojennego ducha Hipotezy „dzikusa” wysunięte zarówno przez Hobbesa, jak i Rousseau zostały jednogłośnie odrzucone przez antropologię. W rzeczywistości człowiek nie był ani tak okrutny, ani tak niewinny, jak go oni przedstawili. Faktycznie, w ramach*i

3 Lucien Lćvy-Bruhl przedstawia ten strach, odnosząc się do uderzającego świadectwa eskimo­ skiego szamana: „Nie wierzymy, my się boimy. Boimy się ducha ziemi, Który wywołuje burze, i z którym musimy walczyć, żeby uniezależnić nasze życia od ziemi i morza. Boimy się boga-księżyca. Boimy się potrzeby i głodu w naszych uciążliwych igloo. [...] Boimy się chorób, które nas dotykają. [,..J Boim y się złośliwych duchów, powietrza, morza, ziemi, które mogą pomóc złoczyńcom przeciągnąć ich pobratymców na złą stronę. Boimy się dusz zmarłych i zwierząt, które zabiliśmy. To właśnie dlatego nasi ojcowie otrzymali od swoich ojców pradawne zasady życia, oparte na wiedzy i doświadczeniu pokoleń. Chociaż nie wiemy, jak i dlaczego, trzymamy się tych zasad, żeby chronić się przed złem. I jesteśmy tak ignoranccy, że wszystko, co niezwy­ kłe, przeraża nas”. Le sumaturel et la nature dans la mentalitiprimitive, Paris 1931, s. 20-21.

102

Nadejście wojownika ograniczeń małego kręgu, do którego należał, wykazuje się sporą towarzyskością, chociaż ktoś, kto znajduje się poza jego kręgiem, pozostaje dla niego niezna­ jomym, co jest niemal równoznaczne ze stwierdzeniem, że jest wrogiem. Czy to jednak nieuniknione, że społeczeństwa żyjące w izolacji staną ze sobą w szranki? Czemu w rsgjlle miałyby to i s b i# Z a |p ^ f | przecież małą przestrzeń na przeogromnym kontynencie4. Czy ludzie walczą ze sobą, gdy prowadzą cał­ kowicie od siebie niezależne życia? Fichte nie uważał tak, a w jego myśli wypra­ cowanie przez każdy naród samowystarczalności było koronną drogą do wiecz­ nego pokoju5. Zim ny rozum kieruje się ku wnioskowi, że współistnienie na żfeMł różno­ rodnych zgrupowań barbarzyńców nie prowadzi z konieczności ani do wOjitjl ani do pokoju. Czego możemy się dowiedzieć z obserwacji Afryki Centralnej i Australii Centralnej? Czego nauczyli się nasi przodkowie od mieszkańców Ameryki Północnej? Że niektórzy ludzie są a niektórzy nie. Taki jiie S I Ł podstawowy i nieredukowalny: nie mamy żadnych danych, żeby go wyja­ śnić. Lud albo ma wolę władzy, albo nie. Istnienie lub brak woli władzy pociąga ze sobą poważne konsekwencje. Weźmy pokojowo nastawiony lud. Wola władzy sprawia, że ludzie szanująi słu­ chają tych, którzy lOBoriik* jak okiełznać i z!ągodżi4 iffif E Starp wiedzą bo­ wiem, że to im zawdzięczają duże plony i rozród bydła. Weźmy z drugiej strony lud o wojennych zapatrywaniach, który mniej poddaje się zrządzeniom przyrody. Przemoc zapewni m u wszystko, czego tylko m u zabraknie: kobiety czy bydło. Możemy być pewni, że pierwszym mężczyzną będzie tam wojownik-łupieżca. ■* Wszelka historia opowiada o swojemu pier­ wotnemu stanowi, o jego wysiłkach, żeby zapewnić sobie więcej dóbr niż ma w sarnim Ip sp ofeafeakn zasięgu. Jedną & - nieokrzesaną - HjJ sildiSl jest n a p iŁ s m jt a ii lk i i co dawno tem u powodował wojny, teraz sprzyja globalnej Mniejsza o to; nie ma jednak wątpliwości, że głównymi twórcami cywilizacji materialnej są te ludy, które cechowały się duchem podboju. Wojna jest przyczyną dalekosiężnych zahurzeń społecznych. Załóżmy, że starszyzna plemienna wykonała wszystkie rytuały i wręczyła wo­ jownikom amulety, które dają im odporność. Dochodzi wtedy do bitwy i ma miejsce prym itywna forma eksperymentu naukowego. Najsilniejszy i najodważ­ niejszy okazuje się wojownikiem - nie ten, który m a najwięcej talizmanów. 4 Eug&ne Cavaignac w pierwszym tomie swojej Histoire universeUe pozwala sobie na pewne inte­ resujące spekulacje dotyczące ludności świata w czasach prehistorycznych. 5 J.G. Fichte, L’etat commercialfem e, Paris 1931 [wyd. polskie: Zamknięte państwo handlowe I inne pisma, ptś§t, P. Dybel i jp., Warszawa: Fundacja „Aletheia” W m f a

103

Traktat o władzy Przed tym gwałtownym doświadczeniem rzeczywistości uginają się wszelkie złudne wierzenia. Człowiek, który powróci w chwale, jest najlepszym wojowni­ kiem: jego miejsce w społeczeństwie będzie tym samym nowe i inne; *, W ojna prowadzi do zburzenia ustalonej hierarchii. Rozważmy przypadek tych australijskich barbarzyńców6, których jedyną postacią bogactwa są ich służki. Kobiety są tak cennym towarem, że można je nabyć tylko za pomocą bar­ teru. I tak potężni i egoistyczni są starsi, że tylko oni mogą rozporządzać dziew­ czętami w wiosce, które w rzeczywistości wymieniają nie na korzyść młodych mężczyzn w plemieniu, żeby zapewnić im żony, lecz we własnym interesie; tym samym zwiększa się liczba ich własnych konkubin, podczas gdy młodzi męż­ czyźni muszą się bez nich obyć. Co gorsza, starszyzna z obawy przed odwetem nie pozwala młodym mężczyznom udhfellf aa zbrojny najazd, żeby zdobyć ko­ biety. Muszą oni więc obyć się bez f a b i t t I dfelęfewać szczęściu, gdy znajdą jakąś starszą kobietę, której nikt już ftio A s i żeby pomagała przy utrzymaniu ogniska, napełniała naczynia i ó o r f l ldk h s g p ll wioski do wioski. Przypuśćmy teraz, że grupa tych młodych m a f ^ f i n zbiera się razem i wyrusza na wojenną ścieżkę, podczas gdy starsi nie J d ą tylko prowadzą jałowe dys­ kusje7. Wojownicy wracają obłowieni kobietami, a ich status —nie tylko mate­ rialny, lecz także moralny - natychmiast ulega zmianie. Jeśli najazd prowadzi do ip d fn i tym lepiej dla nich, jako że silne ram iona zyskają na cenie w okresie zagro­ żenia, a im dłuższa wojna, tym bardziej całkowita będzie zmiana władzy. Chwała wałczącym! Najdzielniejsi będą najbardziej poszukiwani i sformują arystokrację. Proces ten jednak nie nastąpi szybko. Prym itywne kam panie wojskowe są krótkie i rzadkie. W międzyczasie powraca zaufanie dla starszyzny, a spoistość wojowników nie utrzymuje się. . Kurs wydarzeń różni się znacząco w zależności od tego, czy społeczeństwo jest patriarchalne, czy nie. Jeśli tak, na wyczynach synów zyskują ojcowie, któ­ rych uznanie wzrasta. Jeśli nie, opozycja między starszyzną a wojownikami zarysuje się wyraźniej; pierwsi będą grupą zachowawczą, drudzy będą chcieli wprowadzać zmiany; pierwsi będą dążyć do tego, żeby plem ię nadal zachowy­ wało się w dotychczasowy sposób, drudzy będą zaś chcieli, aby plemię wiało się poprzez kontakty t # M f lta n w m u ^E ^B O L

fts J ^ p S E bogaci

ilę dzięki monopolowi na bogactwo plem ienia, now a ia ^ te iE B ^ £ bogaci d | * Zńh, P. Beveridge, O f the Aborigines inhabiting the Great Lacustrine and the riverine defuriS^k e j t a w i » d Proceedings rirfee Rpyal Society o f N ew South Wales” 1SS3, t, X7, m

7 Lafitau rysuje przed nami obrazy prywatnych wypadów tego Ittśbaftt wśród Irokezów: „Te małe grupy składają się %zasady z siedm iu lufa ośmiu łudzi z Wioskę ale liczba ta będzie się zwiększać, gdy mężczyźni z innych wiosek dołączą do nich [...] i można porównać je do Argonautów . LafitaiM. 3, s .1 5 3 , . . .

104

Nadejście wojownika poprzez grabież: taki jest jej wkład w życie wspólnoty i może tutaj leży sekret jej politycznego triumfu. Najodważniejsi jednocześnie najlepiej nadają się do wykonywania arystokratycznych obowiązków gościnności i szczodrości. Dzięki ucztom plemiennym uzyskują dostęp nawet do tajemnych stowarzyszeń i stają się ich przywódcami. Słowem, są oni parweniuszami społeczeństw pierwotnych.

2. Wojna daje początek patriarchatowi Nawet jeśli nie zgodzimy się, że patriarchat był kiedykolwiek pierwotną in­ stytucją, jego rozwój łatwo wyjaśnić poprzez działalność wojenną. ■ Z powodów naturalnych (udział ojjpi w prokreacji nie był początkowo w ogóle rozumiany)8 dziecko stanowiło powszechną własność mężczyzn od strony matki. Lecz wojownik powracający po zwycięstwie z łupem w postaci ko­ biet nie musiał wyrównywać rachunków z rodziną od strony matki. Dzieci będą ich, a rozmnażanie zapewni im bogactwo i siłę. Takie jest wyjaśnienie przejścia od rodziny matriarchalnej do rodziny patriarchalnej. To samo wyjaśnienie dotyczy absolutystycznej władzy ojcowskiej; wywodzi się ona, ujmując krótko, z podbitych kobiet. W ten sposób wojna tworzy pJSĄpifi! Między jednym reżimem społecznym a drugim. W ybitni filologowie CS więcej, f e a f e r ilf K dwie warstwy kultów: ziemskie kulty rolniczych iM ątlipjdhąluych ^ ^ l s | ^ z ^ t | ^ ^ i i | s ® f i l i j niebiańskimi kultami wojowni­ czych i patriarchalnych społeczności9.

3. Wojenna arystokracja jest także plutokracją

Z

Znajdujem y się teraz w sferze zgadywanek. Pewne jest jednak to, że wraz patriarchainą i trwającą w oji% ' wojenna odwaga. I t lj s się zasadą po-

społecznego i ijKŚMMj,* W ojna daje bogactwo, lecz jednocześnie sprowadza nierówny podział łupów, Z czego składa d ę bogactwo w społeczeństwie tego rodzaju! N ie z ziemi, ponieważ «fp|i§p tfe Względem niew ielki^ IM s y ludności jest niemal

* Niewiedza, z jaką spotykają się etnologowie.

9 Zob. G.

Mithm-Varuna. ĘfSffi sur deux representations indo-europiennes de la Souverainete, Paris I f ® oraz Mj0.es et diewc des Germains. Essai d ’interpretation comparative, Paris

1939, Pomysłowość autora ukazuje w wielu mitach wojownika-boga, który obala i zmienia porządek społeczny boga-maga.

105

Traktat o władzy

nieograniczony. W pewnym stopniu z zasobów jedzenia, lecz te szybko się zu­ żywają —trzeba je stale uzupełniać. Z narzędzi - bez wątpienia, ale narzędzia są bezużyteczne dla tych, którzy nie potrafią z nich korzystać. N a względnie dużym poziom ie zaawansowania - z bydła; zwierzęta jednak potrzebują ludzi, którzy się nim i zajmą i będą je bronić. Bogactwo tym samym obejm uje posiadanie dużej siły roboczej - początkowo żon, później niewolników. W ojna zapewnia obie te korzyści i daje je nieuchronnie najodważniejszym wojownikom. To oni zyskują na niej najbardziej; to oni m ają największe ro­ dziny. Bohater rozmnaża się proporcjonalnie do swoich zwycięstw. Później, po wprowadzeniu instytucji monogam ii, straty wojenne powodują wymarcie wojowników —przykładowo, szlachta feudalna jest zagrożona wygi­ nięciem. N a skutek tego przyzwyczailiśmy się w naszych czasach, że liczeb­ ność społeczeństwa utrzymywana jest na takim samym poziom ie przez wysoki wskaźnik narodzin wśród ludzi o niskiej pozycji społecznej. Lecz wcześniej było zupełnie odwrotnie. To rodziny wojowników się rozmnażały. Jakże wiele legend w tysiącach języków opowiada nam o „setkach synów” dzielnego rycerza! D o naturalnych sposobów wzrostu dołączyły wkrótce inne. Społeczności pierwotne tak dobrze zdają sobie sprawę ze znaczenia liczby dla siły i bogactwa, że pierwszą rzeczą, jaką irokescy wojownicy robią, gdy w rócą z wyprawy, jest ogłoszenie liczby zmarłych10. Trzeba ich wymienić i w tym celu korzysta się z więźniów, włączając ich do rodzin, które poniosły straty11. Praktyki poligamii i adopcji zdecydowanie przechylają szalę na rzecz klanów, które zdobyły rozgłos na wojnie. Słabi nie m ogą rozmnażać się w tym samym tempie. Są oni niczym pył wobec piram id i stanowią najniższe i odosobnione grupy w społeczności. W idzim y w tym powstanie pierwszego plebsu. Wszystkie spory —poza tym i, które m ają miejsce w ram ach klanu i nie prze­ kładają się na świat zewnętrzny —powodowane są tym , że dwie rodziny biorą udział w zderzeniu interesów swoich członków; w ynika stąd, że odosobnione

10 „Wojsko przybyłe w okolice wioski —mówi Lafitau —zatrzymuje się, a jeden z wojowników wydaje z siebie okrzyk śmierci «Kohe», w przeszywających i ponurych tonach, który przeciąga tak długo, jak to możliwe, i powtarza tyle razy, ile jest zmarłych. Niezależnie jak całkowite jest zwycięstwo i co na nim zyskali, pierwszym odczuciem, jakiemu dają wyraz, jest żałoba”. Tom 3, s. 2 3 8 -2 3 9 . 11 Jak tylko więzień, którego wcielenie zostało ustalone, w chodzi do szałasu, do którego ma przynależeć, „zdejmowane są z niego więzi i całe ponure ozdoby, które dały m u wygląd ofiary przeznaczonej na poświecenie; obmywa się go ciepłą wodą, żeby zmyć z jego twarzy barwy na niej namalowane, i ubiera się go odpowiednio. Odwiedzają go w tedy krewni i przyjaciele rodziny, do której przybył. N iedługo potem wystawia się przyjęcie całej wiosce, żeby dać mu imię osoby, której miejsce zajmuje; przyjaciele i kamraci zmarłego również wystawiają mu przyjęcie w imię zmarłego i żeby odaać mu cześć — i od tego m om entu więzień wchodzi we wszystkie swoje prawa”. Lafitau, dz. cyt.

106

Nadejście wojownika grupy społeczne, słabi, nie mogą pozwolić sobie na przeciwstawienie się silnemu klanowi. Potrzebując ochrony, dołączają do silniejszej grupy i zostają jej klien­ tami. Społeczeństwo staje się tym samym federacją klanów, piramidą społeczną z silniejszymi i słabszymi grupami. Wymyślenie niewolnictwa wzbogaca ich jeszcze bardziej. „Wymyślenie” jest tu dobrym słowem, nie ma bowiem wątpliwości, że bardziej zacofane ludy nie miały o nim pojęcia. Idea obcego mieszkającego wśród nich nie pojawiła się w ogóle w ich umysłach. Jeśli nie mógł zostać wchłonięty —adoptowany —przez rodzinę, jego miejsce było poza wspólnotą, a jego losem banicja lub śmierć. Pierwsza rewolucja przemysłowa, porównywalna do opracowania maszyn, miała miejsce wtedy, gdy ludzie podjęli myśl, żeby oszczędzić swoich wrogów i wykorzystać zamiast tego ich pracę. Kto jest właścicielem niewolników? Zwycięzcy, arystokracja, która przeradza się tym samym w plutokrację. A od tego czasu wojny (lub przynajmniej najbar­ dziej konieczne działania) prowadzić będzie wyłącznie ona. Bogactwo dostarcza bowiem nowego uzbrojenia na wojnę, jak rydwan, który posiadać może tylko bogacz. Bogaci wydają się w ogóle inną istotą, gdy walczą ze swoich rydwanów; są szlachtą. Tak to wyglądało w Grecji za czasów Homera. Poza świadectwem samych poematów, Arystoteles mówi nam, że były to czasy, zarówno militarnie, jak i politycznie, „kawalerii”. W ten sposób wojna wytworzyła monopolistyczną kastę ludzi, jednocześnie bogatych, wojowniczych i politycznie potężnych; Rzymianie nazywali ich patrycjuszami, Grecy zaś eupatrydami. Pozostała część społeczeństwa tworzyła personel klanów, tak że społeczeń­ stwo zaczęło przypom inać linię ludzkich piramid; na szczycie każdej stał szef klanów, poniżej byli jego klienci, a na samym dole znajdowali się niewolnicy. Każdy z tych klanów to małe państwo, a człowiek na samej górze jest rządem, prawem i sprawiedliwością. Każdy stanowi także bastion religii, która posiada swój własny kult.

4. Rząd Społeczeństwo urosło. Znajdujem y się daleko od pierwotnych grup, które liczyły (zgodnie z danym i empirycznymi z Australii)12 od pięćdziesięciu do dwustu osób pod przew odnictwem starszyzny. M am y teraz rozbudowane klany, 12 A Knabenhaus, Die poUtische Organization bei den austmlischen eingeboren, Berlin-Leipzig 1919.

107

Traktat o władzy

z których każdy może być tak silny, jak cała społeczność pierwotna. Trzyma je w ryzach wielka patriarchalna rodzina, a nie to, co możemy nazwać kpiąco pierwotnym „małym narodem”. Lecz jaki jest związek między tymi rodzinami? Stajemy w tym momencie przed tym samym problemem rządu, jaki dał się we znaki pisarzom klasycznym. Chociaż nie mieli oni wiedzy o prehistorii po­ litycznej, nie mylili się co do punktu wyjścia historii politycznej. Opieramy się więc, co dość naturalne, na ich rozwiązaniach: senat głów klanów (konfederackie spoiwo społeczne) i król (symbol wojskowy). Nasza krótka wyprawa do wieków ciemnych przygotowała nas jednak na to, żebyśmy zauważyli, iż natura tych organów rządowych nie jest tak prosta. Rozumie się samo przez się, że dla celów wojennych musi istnieć pozycja przywódcy; siła jego stanowiska zależy od tego, jak częste są wojny i czy jego dobra passa wojenna się utrzymuje; co naturalne, negocjacje z obcymi powinny być przeprowadzane w imieniu tego strasznego wojownika, który, jak możemy łatwo zauważyć, zostaje do pewnego stopnia zinstytucjonalizowany i otrzymuje na czas wojny pełny autorytet, co przekazali nam Rzymianie w formie absolu­ tyzmu imperium extra muros13. Logicznie jest, co więcej, założyć, że ten przywódca, który zwyczajowo ma do swojej dyspozycji wszystkie zasoby swojego klanu, będzie musiał dojść do porozumienia z innymi przywódcami klanów albo będzie bezsilny; stąd ko­ nieczność senatu. Nie można jednak postrzegać jakiejkolwiek instytucji jedynie jako elementu maszynerii. Wszystkie naładowane są prądem, który przekazano im dawno temu i który utrzymuje się dzięki uczuciom przekazywanym aż po dziś dzień. Błędem byłoby więc uznać, że senat to wyłącznie rada zarządzająca, w której każdy reprezentuje siebie. Cechuje się on także pewnymi mistycznymi właściwościami charakterystycznymi dla rady czarowników-starszych. . Jeszcze bardziej skomplikowane jest zagadnienie króla.

5. G odność królewska Problem ten jest zbyt obszerny, żebyśmy mogli pozwolić sobie na szczegó­ łowe jego przeanalizowanie, i nie mam y złudzeń, że znaleźliśmy rozwiązanie. Wydaje się jednak, że godność królewska cechuje się pewnym fundamentalnym dualizmem. 13 Imperium to obejmowało władzę życia i śmierci. Brano je na siebie poza murami miasta razem ze świętymi broniami i czerwonym strojem, zakazanym w mieście. W gruncie rzeczy wojna przekształciła potestas konsula w imperium.

108

Nadejście wojownika

U pewnych ludów występują, ą ii t e f S h możemy natrafić na ich ślady, dwie odrębne osobistości, z których każda odpowiada ogólnie naszej idei króla. Jedną z nich jest zasadniczo kapłan, przewodniczący ceremoniom publicznym oraz utrzymujący siłę i spójność „narodu”14; drugi to główny wojownik, przywódca najazdów, kierujący potęgą narodu15. Warto -wmMŁ. Uwagę, że |kiśż|?ejs, króla, jak ją dziś rozumiemy, nie została przydzielona wyłącznie ze względu na pełnioną funkcję16. Składa się m u hołd i poważa się go; otrzymuje on daninę ze zwierzyny łownej, w zamian za co może ze swojego tronu na przyjęciu pochwalić łowcę; uznaje się, dobre oko, jeśli chodzi o niebezpieczeństwa i sposobności do Zplffit; zwołuje radę państwa - jest jednak tylko równym pośród równych. Żeby był kimś musi połączyć swoją funkcję dux, jak możemy ją na­ zwać, z funkcją rex, tzn. religijną. Rex to ten, na którym spoczywają starożytne magiczne moce i obowiązki a i H ^ a ^ c h rytuałów. W każdym momencie jest on niewolnikiem s u w a c h zakazów. W e może jeść tego, nie może patrzeć na to; oddaje się m u cześć, l e u W JegB funkcja polega na wysłuchi błagań i srfbgWKiin pokuty a on #ąm. JS f liififiii® 1 ofiarą swojej roli. M amy bardzo niejasne przekazy o tym, jak przejmuje fighonorow ą funkcję; bierze z niej jednak tylko feiSfśdii I nie kajdany. To tłumaczy podwójny charakter władzy królewskiej w historii —dualizm, fa fa f przekazała Wizjpklm; nssgffiij|£^m po Jahf władzom. Jest jednocześnie s y m l d b m ^ ę ć t e t ^ l l lefzeińęm religijnym, nadaje ||J s p 4 J a s # :l niesłabnącą cnotę. Lecz jest samą w sobie, eksploatacjii wisłą władzy, wykorzystaniem zasobów narodowych dla q I S p :'pssriftu itM ffp d te -i ■*

6. Państwo lub rzecz publiczna Niezależnie, Cży te przypuszczenia są, prawdziwe, ozyhlfą w pewnym m o­ mencie historycznego rożWćfil §§ę z. ambitnym który dąży

14 Proszę przyjąć moje przeprosiny: będziemy używać słowa „naród” w niedokładnym znacze■ niu, na określenie wspólnoty s m o k o s # rządzo nej Przez jedną władzę psEStpcani. , ** ljE«y iiłdoeuropejskie wydają się zawsze nadawać suwerenności dwie 'Ommę, ęp przedstawiają legendarne osoby Romulusa 1 Numy: młody i energiczny przywódca wyprawy praż mądry C i stary przyjaciel bogów. Wydawaliby się nawet przenieść ten dualizm d o swojego Panteonu, co pokazuje poiteójóa osobowość Mitry-Waruny. Zob. G. Dumćzil, "* Zob. William Christie MaeJLeod, The Origin o fwk- State Reconsidered in i§|? Light of the Data

iofAboriginal North America.

109

Traktat o władzy

do rozszerzenia swoich własnych prerogatyw kosztem głów klanów — „abso­ lutnych monarchów swoich rodzin”, jak nazywa ich Vico - i zazdrości im ich niezależności. Nieuchronnie dochodzi do batalii. Niekiedy łatwo podążyć jej biegiem, szczególnie tam, gdzie król nie jest za bardzo poważany jako dzierżyciel sił mi­ stycznych. To dlatego bez wątpienia przegrał w Grecji i w Rzymie; lecz na Za­ chodzie sprawy są znacznie bardziej skomplikowane. Zobaczmy najpierw, co znajduje się na szali. Bez g p w król jest bezsilny jako że to oni zapewniają m u posłuszeńpfc«H podporządkowanych im grup, f e i n same »& są poddane władzy króla. Jaki będzie w id tt® przypadku cel króla? • Pozbawienie magnatów solidnej podstawy dla Ich władzy, która zmusza go do dzielenia z nimi funkcji rządzenia, a potem, po złamaniu leh śzeregów, zdobycie dla -tf^ te te ip a te d a le j kontroli nad wszystkimi siłami, jakimi d y s p o n ^ . Zęby ten fHIZltfaje: SO§ttB®Sl$iw W plebejuszy, które spędzają swofi nudne p iram id am i a iy itó te ai^ i; w niektó rych przypadkach pomagają mu zepchnięci na bok i sfrustrowani członkowie samych piramid. : Po ZWyfifpwle króla nastąpi, e a lte id ri :W r^ rfK fi|tl!!s'»*«i;'|ii^ina on niezaWftoM społeczną nisko urodzonym członkom Wipólsafy i stworzy nową ma­ chinę rządową, t ó w u ś p i każdą jedsosllfi! bezpośrednio podległą władzy Porażka króla zniweczy tę reorganizację, utrzyma na jakiś czas piramidy spoieefeaą a sprawami publicznymi zarządzać będą patrycjusze, którzy stworzą oli­ garchiczną republikę. Zapamiętajmy: przez wzgląd na swoją naturę ten sam bodziec prowadzi władzę na dwa tory —zmniejszenia nierówności społecznych oraz zwiększenia i ześrodkowania władzy centralnej, i

7. Królestwo staje się monarchią Szanse zwycięstwa króla są najmniejsze we wspólnotach względnie niewielkich, gdzie spójność patrycjuszy jest tym większa. Lecz społeczeństwo będzie początkowo przez łączenie się, później przez podbój. Jako pfii|§l|dy możemy podać Rzymian, Spartan jJ a te ló lfs którzy pokazują nam, że konfederacja przy­ chodzi całkiem naturalnie ludom W lfów iikllS N a skutek stworzenia konfederacji17 17 Por. podział

110

Tifinszowi-

Nadejście wojownika wprowadza się do nowo powstałego „narodu” element heterogeniczności, który zapewnia wspólnej kaście rządzących (liczącej dwie osoby w Sparcie, dwie u Irokezów i początkowo również dwie w Rzymie) pewien przyrost znaczenia. Nie­ uchronnie członkowie tej kasty są ze sobą związani, jak wtedy, gdy na początku wojny przeprowadzają różnorodne rytuały właściwe dla każdej odrębnej społecz­ ności. Rytuały te są jak gdyby czynnikiem krystalizującym w mitologicznym pro­ cesie, czynnikiem, który jednoczy kulty i żeni bogów różnych wspólnot. Społeczności w Grecji i Rzymie nie były18jednak wystarczająco duże, hetero­ geniczne albo religijne, żeby zapewnić królom duchowe ramię potrzebne do zwy­ cięstwa. Trudniej rozeznać się w wydarzeniach na Wschodzie. Ale wydaje się, że ludzie byli tam bardziej posłuszni królom, najpierw ze względu na ogromne zna­ czenie ich religijnych funkcji, a później z powodu ich podbojów terytorialnych. Gdy małe, bojowe państwo podbija znaczne obszary należące do wielu wspólnot, przed jego władcą stoi świetna sposobność do zdobycia władzy ab­ solutnej. Wewnątrz murów miejskich żyło niewielu ludzi skłonnych posłuchać jego wołania o powstanie przeciwko patrycjuszom; lecz podbite ludy, pokonane w o p fif, gdy uczucia narodowe jeszcze się nie uformowały, mogą zapewnić mu pomoc, jilJgf potrzebuje. z przykładów takiego biegu wydarzeń jest AlekSfflrier Macedoński, który swoją straż przyboczną sformował z młodych Persów, gdy jego Macedończycy zbuntowali się przeciwko niemu. Innym niech będzie przypadek sułtanów m m m M Sshę. którzy rekrutowali % szeregów c o ^ ^ t ó l i ! im despotyczne panowanie w kraju i potęgę militarną. Dzięki podbojom które różnorodność podbitych mu zapewnia, król może zrzucić tpiitz jarzmo arystokracji, której do tamtego czasu był prze­ wodniczącym —niczym więcej; staję |if monarchą, a czasem nawet kimś więcej. W różnorodnej mieszaninie zdobywców i zdobytych mieszają się różne kulty grup - kulty, które w każdej grupie stanowią przywilej elity patrycjuszy19. Wchodzenie w kontakt z bogami jest jednym ze sposobów zjed­ nywania sobie ich poparcia, więc nikt nie chciał dzielić się tego rodzaju pry­ watnym sojuszem. Jeśli zatem król oferuje masie swoich poddanych boga dla wszystkich, oddaje im ogromną przysługę. Współczesny krytyk, który sądzi, że władcy egipscy na­ rzucili swoim upokorzonym poddanym kult boga, którym byli oni sami, nie ma

18 W momencie kryzysu królewskiego. 19 „Z punktu widzenia praw religijnych * mówi Lange —plfifes, ftawet po tym, jak uzyskał pra­ wa polityczne, znajduje się na zupełnie innej pozycji co ludzie z trzydziestu kurii. Idea, że plebejusz mógł przejąć funkcję księdza i składać ofiatf'ligpB*, "ifpw dbt się patrycjuszom świętokradztwem”. A. Berthelot, Histoire ititMmre.de Rotm, *

111

Traktat o władzy

racji. Wręcz przeciwnie, opierając na sobie odczucia tamtego okresu, dali swo­ jem u ludowi nowe prawa i nową godność, wliczając ich razem ze szlachtą do wspólnego kultu20. Takie są polityczne i religijne środki, dzięki którym monarcha może ustanowić cały aparat stabilnego i permanentnego rządu, z biurokracją, armią, policją, sys­ temem podatkowym i wszystkim innym, co przekazuje nam słowo „państwo”.

8. R zecz publiczna b ez aparatu państw ow ego Aparat państwa jest zbudowany przez osobistą władzę i dla niej. Żeby pojedynczy człowiek mógł przekazywać i egzekwować swoją wolę w całym królestwie, przekaz i egzekucja muszą być systematyczne i trzeba im zapewnić środki wzrostu - innymi słowy, biurokrację, policję i opodatkowanie. W monarchii ten aparat państwowy jest naturalnym i koniecznym narzędziem. Wpływ tego aparatu na społeczeństwo wieki temu był tak znaczny, że w mo­ mencie, gdy monarchia zniknęła, a aparat ten pozostał nienaruszony, nadal będzie się uważać, że jego siłę napędową stanowi jedna wola, chociaż jest to wola abs­ trakcyjnego bytu, który zajął miejsce monarchy. Okiem umysłu możemy przy­ kładowo zobaczyć decyzje państwa i egzekwowanie ich przez aparat państwowy. Jeśli myślimy w ten sposób, trudno będzie nam zrozumieć starożytną repu­ blikę; każde działanie zależy tam bowiem od zbiorowiska woli, niezależnie czy chodzi o podjęcie decyzji, czy o wykonanie jej, nie ma więc aparatu państwowego. Znaczące jest, że nawet tacy myśliciele, jak Rousseau i Monteskiusz, wrzucili do jednego wora współczesne państwa i starożytne miasta, nie zwróciwszy uwagi na podstawową między nimi różnicę. Dawna republika nie posiadała aparatu państwowego. N ie potrzebowała środków narzucania woli publicznej wszystkim swoim obywatelom, którzy nie chcieliby w ogóle o czymś takim słyszeć. Obywatele swoimi wolami i swoimi zasobami - początkowo niewielkimi, lecz stale rosnącymi —podejmują decyzję poprzez dostosowywanie swojej woli i egzekwują ją poprzez połączenie zasobów. To właśnie z tego powodu - że wszystko sprowadza się do dostosowywania woli i łączenia zasobów - starożytne republiki noszą nazwę „rzeczy publicznej”.

20 Dużo światła na tę kwestię rzuca świetna praca J. Pirenne’a, Histoire du droit et des institutions de lancienne Egypte, 4 tomy, Brussels 1932.

112

N adejście wojownika

9. Starożytne republiki

Widzieliśmy, jak król wojowniczego społeczeństwa klanowego nie mógł podjąć działania bez pomocy głów klanów, I zdajemy sobie sprawę, jak natu­ ralną rzeczą było dla niego dążenie ift skoncentrowania pełni władzy wła­ snej osobie —cel, którego ostatecznym rezultatem B H U b Ip ć złamanie potęgi klanów z pomocą obcych i plebejany zarówno liilJfflWfdb, p k i podbitych. Arystokracja klanowa ciifjfifla niewątpliwie z powodu róziansla u m p tu . Podczas gdy chciała utrzymać swój status niemal całkowitej niezależności od króla i niemal równego z nim statusu, wysoko ceniła sobie nadrzędną pozycję, jaką zajmowała wobec innych członków W Ę Ś h s ^ JŁ lego względu rodacy Aleksandra odmówili padania przed nim na twarz I JeflBOSgifilfc zachowywali się z szokującą arogancją wobec swoich I Ich greckich sojuszników. To właśnie ten stan umysłu musiał wprowadzić w życie rewolucję, która oba?* liła monarchię w Grecji 1 feymlę,. Pfl§ póżem y awóltffijlsa egalitarn we współczesnym znaczeniu —co czynili niektórzy, wykazując się zupełną igno­ rancją struktury społecznej starożytności. CMblSI tych rewolucji było powstrzy­ manie dwóch powiązanych ze sobą zjawisk - jp ltśp z n ig o wyniesienia króla i społecznego wyniesienia plebsu. Czynili to w interesie hierarchii społecznej. Jasno widać to na przykładzie miasta, które bardziej niż jakiekolwiek inne utrzymało swoje pierwotne właściwości i które dzięki temu pozwala nam lepiej zrozumieć z gruntu arystokratyczną naturę. Jaki to paradoks, że właśnie Spartę tak podziwiali uczestnicy rewolucji francuskiej! W Sparcie liczą się tylko zwycięscy wojownicy. Określają się oni „równymi” i mają po temu powód, jako że chcą być róvvni ze sobą i z nikim innym. Poniżej nich znajdują glf niewolnicy, którzy im usługują, heloci, którzy uprawiają dla nich pola, i periojkowie, którzy są wolni, lecz nie mają żadnych praw politycznych. Układ społeczny jest więc typowy i przypomina Rzym we wczesnym okresie republiki. „Lud” obalił króla. Lecz J u d ” w tamtym czasie oznaczał wyłącznie patrycjuszy należących do trzeciej kurii, grupy rodów wysokiego pochodzenia, która jako jedyna była reprezentowana w senacie (zgromadzeniu „o jeii Nawet słowo „patria” oznacza, jak zaznaczył Vico21, wspólne interesy „ojców” i szlacheckich rodzin, nad którymi panują.

Słowo patria wraz ze słowem res denotuje w rezultacie „interes naszych ojców”. Belgioso, red. G. Vico, s. 212.

Traktat o władzy

10. Rząd poprzez tradycje ludowe W starożytnej republice nie znajdujemy nigdzie kierującej woli, która po­ siadałaby broń, $$|gp Wymuszać posłuszeństwo przemocą. Byli co prawda konHknpfeb lecz przede wszystkim - dwaj, a fundamentalną cechą ich funkcji było t©> że jeden z nich mógł powstrzymywać działalność drugiego. A gdy chcieli narzucić swoją wspólną wolę, jakie środki mieli do dyspozycji? Jedynie paru liktorów; przez cały swój okres republikański Rzym nie znał środków przy­ musu publicznego, a jako armię miał sam lud, który mógł, gdy nastała taka konieczność, odpowiedzieć na wezwanie przywódców społecznych. Można było podjąć tylko te decyzje, co do których istniała uniwersalna zgoda, a przy braku aparatu państwowego ich wykonanie zależało wyłącznie od współpracy ludności. Armią była tylko uzbrojona ludność, a przychodami tylko sumy przekazane przez obywateli, które zbierano jako dobrowolne datki. Nie było, co najważniejsze, kadry urzędniczej. . W piiiawnyeh, nafcitssh; żadnego urzędu nie ridfhmŁ wlekicaifij kadry, który sprawuje swoją funkcję metodą miinowania były wybory na fcl§rii| ®§jkls lok, często poprzez ciągnięcie losów - co Arystoteles nazywał prawdziwie demokratycznym sposobem. $ Wydaje się zatem, §e rządzący fill tworzą, jak w naszym współczesnym Społeczeństwie, spójnego ciała, które od ministra na szczycie do policjanta na dole porusza się jako jedno. Wręcz przeciwnie, urzędnicy, zarówno wysocy, jak i niscy, wypełniają swoje zadania niemal kompletnie niezależnie. Jak reżim tego rodzaju mógł w ogóle funkcjonować? Tylko dzięki wielkiej spój­ ności moralnej i dzięki temu, że każdy obywatel mógł ubiegać się o objęcie urzędu. Pewien kodeks zachowania stał się niemal drugą naturą dla członków wspól­ noty dzięki dyscyplinie w domu i nauczaniu w szkole; kodeks ten cieszył się tak ogromnym poparciem opinii publicznej, że masy ludzi stały się niemal nie* ftgtólftiilKi, Miało to miejsce w szczególności w Sparcie. Ksenofont w Ustroju spartańskim22 podkreślił przede wszystkim wagę edukacji, której zawdzięcza się spójny i funkcjonalny reżim. Rząd w społeczeństwach tego typu, jak słusznie stwierdzono, był wynikiem tradycji ludowej.

^sfwtiat

114

^rec^ ’ Lyon 1934; zob. także wspaniałą pracę tego samego autora: Le Mirage

11. Monarchiczna spuścizna w spółczesnych państw Rzeczywiście decydującym momentem we wczesnej łiilBSii Ittfttt jest kryzys między królem i głowami klanów; to wtedy, w zależności od powodów sporu, po­ wstają nieusuwalne różnice charakteru politycznego. To, że konkretne teorie konstytucyjne, które zawierały koncepcje wywodzące się ze sprzecznych doświadczeń — republika czy państwo, obywatel czy poddany —wynika wy­ łącznie z niepowodzenia w dostrzeżeniu istotności tego rozwidlenia dróg. Kiedykolwiek głowy klanów zwyciężyły, uznawało się, że obywatele wspólnie utrzymują wynikający stąd układ polityczny w celu poprawy swoich wspólnych interesów — res publica. Ciałem i kośćmi w tym społeczeństwie są jednostki, które się na nie składają, co znajduje swój wyraz w ich zgromadzeniach —ko­ rniejach. W swoim czasie ci, którzy nie należeli początkowo do społeczeństwa, zostają wyniesieni do rangi członków i biorą ucMał w jego życiu; wraz z nim i zgromadzenia zwiększają swoją liczebność - comitia centuriata i comitia tributa. Lecz gdy mamy do czynienia z przypadkiem, gdy cała wspólnota przeciwstawia się jednemu członkowi lub obcej wspólnocie, powołuje się wtedy na tytuł tej realności - p o p u lu s i na interesy sktaA ||ee się na nią - respublica. M te nie mówi o państwie ani nie ima słowa na oznaczenie istnienia fikcyjnej osoby oddzielnej od obywateli.

JdtJL z drugiej s® ń^:1w fa|I^t^ei^fst< i»fe^ieMió»Pl£lieitt,ponad'VVSl^^ kimi i panu|ąppn nad wszystkimi, śMM iijj. Ófenfaffli ipfiteczeństwa są poddani im każe* m a­ czają mu w riife środków; otrzymują w zamian przywileje, jakie im nada. Centrum wspólnoty, p^isU brai odbite!# «*t e U L h ta w fe T b on decyduje za ludzi i działa w ich w tym celu aparat,, m wyłącznie on sam i jego słudzy. Na tym szkielecie rozpościera się ciało społeczne* Md*, W ^pfii® ta połączona jest uczuciem nie wspólnej asocjlEjj, ie® wspólnego posiadania. W ten sposób powstaje owa skomplikowana idea* Irim toństega- Republika, » j s i „ m y , obywatele rozumiała ją jako część społeczeństwa, które sami tworzymy dla w ł a s n y c h . , IMPHQ i '® śtiW M any zarządca lł& ifc M s ® itą jego poddanymi. Nie m a znaczenia, że król w końcu znika w rewolucji politycznej; owoce jego dzieła aa pobfalS Królowie cudotwórcy. Studium na temat nadprzyrodzonego charakteruprzypisywanego władzy królewskiej zwłaszcza we Francji i w Anglii, przeł. J.M. Kłoczowski, Warszawa: Bellona 1998].

128

Dialektvka p a n o w a n ia

loj^ifflil 1 dąży do taMek celów, jakie sugeruje m u ambicja. Lecz u l i liMiaj prawdą byłoby stwierdzić o tym systemie panowania, że zawdzięcza lista* nowienie ochronie, jaką zapewnił podbitym, swoją przymiii©W| ności w zdobywaniu sojuszników i upowszechnianiu posłuszeństwa, a w M o . zasoby, li ś r e czerpie od lttllf —dobrobytowi, jaki zaprowadza. O ba wyjaśnienia icfaljgli pasują do tego przypadku. Władza ukształtowała się i i poglądach, lecz rozwinęła swój aparat i iw ^ b Szyła liczbę swoich instrum entów dzięki wSWzffl jak obrócić okoliczności czasu na swoją korzyść. mogła to osiągnąć, tylko służąc społeczeństwu. g ż e n i e do zwiększenia autorytetu nigdy nie ale droga wiodąca do niego pro­ wadzi przez usługi, jakie świadczy. ^ N ikt ule zakłada, gdy widzi leśniczego przycinającego zagajnik, żeby pomóc JbuMBKl rosnąć, lub ogrodnika łapiącego ślimaki, dbającego o młode rośliny W p ld a iif wystawiającego je na żpfcdsfoę ciepło cieplarni, że ludzie ci robią te rzeczy z przywiązania do królestwa roślin. A jednak dbają oni o nie znacznie bardziej niż można by się spodziewać Ba podstawie ZifftBfij kalkulacji. To uczucie a l l jeitjed llk b o d źcem dla ich pracy, a raczej ich koniecznym towa­ rzyszem. Rozum usunąłby jakiekolwiek ń p tó ć f ż wszystkich ich działań. Lecz na­ tura człowieka jest taka, że jego uczucia porusza wysiłek, jaki on sam podejmuje. * T H ttril m a się sprawa z władzą. Panowanie, które jest celem samym w sobie, dba o dobro wspólne. CE M » t którzy za sobą piramidy do­ wodzące niepohamowanego egoizmu, uregulowali tgfa&i bieg N ilu i użyźnili ziemie fellachów. Zachodni powody, żeby fW|ii®ii'przem':pd: krajowy, lecz wspieranie to staje się z czasem przyjemnością i pasją*, 11% CO było jednokierunkowym przepływem ifh jif i śfwa do M iasta Panowania, równoważy §lf m ocą przeciwnego np^H r"tePHipJ|F poddani nie są w stanie uzyskać korzyści i tego prawa* I J b H b p BBHBnrih metafory — rsfila a władzy, gdy osiągnęła pewną wielkość, B is może dlutej i 'Ziemi poddanych, nie dając jej niczego w Mamtat* N&ffije tym samym jej kolej, żeby coś dać, / .b S u n u d m rśe. jest choćby w najmniejszym stopniu hsdub ustanowionym, l i l y zaspokoić jego potrzeby. Jest raczej pasożytniczą i domi­ nującą naroślą, która oddzieliła s i | od dominującej grupy zdo­ bywców. Lecz potrzeba ustanowienia swojego panowania, utrzymania go i zaspo­ kojenia wymusza na nim zachowanie, na którym zyskuje znacząca większość jego poddanych. Założenie, że zasada rządów większości funkcjonuje tylko w demokracji, to fantastyczna iluzja. Król, który jest jedynie jednostką, bardziej

129

Traktat o władzy

potrzebuje ogólnego poparcia społeczeństwa niż jakakolwiek inna forma rządu. A jako że w naturze ludzkiej leży zwyczaj przywiązywania się, król, chociaż dzia­ łający z początku tylko z troski o swój autorytet, zaczyna także działać z uczu­ ciem, a w końcu to uczucie staje się dla niego bodźcem. Powróciła tym samym mistyczna zasada rex. Władza przeszła zatem, drogą zupełnie naturalnej przemiany, od pasożytnictwa do symbiozy. Monarcha jest, co oczywiste, jednocześnie niszczycielem republiki zwycięzców i budowniczym narodu. Wyjaśnia to konflikt opinii, jakie wysuwano pod ad­ resem np. cesarzy rzymskich; byli znienawidzeni przez republikanów w Rzymie i uwielbiani przez poddane ludy zewnętrznych prowincji. A więc na początku swojej kariery władza sprowadza wywyższonych na dół i wywyższa słabych.

9. Powstanie narodu w osobie króla Materialne warunki, w jakich naród żyje, są wynikiem podboju: to podbój tworzy całość z oddzielnych elementów. Ale naród nie jest początkowo cało­ ścią, jako że każda składająca się na niego grupa ma świadomość osobnego bytu. Jak można więc stworzyć wspólną świadomość? Uczucia wszystkich muszą mieć wspólny punkt zaczepienia. Kto ma być ośrodkiem krystalizacji uczuć narodo­ wych? Odpowiedź jest następująca: monarcha. Dzięki nieomylnemu instynktowi przedstawia się każdej grupie jako substytut i następca ich dawnego przywódcy. Weźmy Filipa II: uśmiechamy się zawsze na widok niemal niekończącej się listy tytułów, jakie posiadał. Widzimy w nich tylko próżność. Ale nie mamy racji —była to konieczność. Jako władca wielu różnych ludów, musiał przed­ stawić każdemu znajome mu oblicze. Podobnie król Francji musiał przyjąć tytuł księcia Bretanii i delfina. To samo miało miejsce w całej Europie. Ten szereg tytułów jest jedynie odpowiednikiem różnych twarzy króla. Z czasem te oblicza stopią się w jedno, a duchowe różnice znajdą ujście w cie­ lesnej jedności. Ten proces łączenia ma podstawowe znaczenie, jako że dzięki niemu tron staje się miejscem, w którym starcia emocjonalne zostają powstrzy­ mane i w którym powstają uczucia narodowe. Bretończyków i mieszkańców Viennois łączy fakt, że ten, kto jest księciem jednych, jest delfinem drugich. W pewnym więc znaczeniu naród opiera się na tronie. Ludzie stają się współ­ obywatelami z powodu wierności jednej i tej samej osobie. A teraz widzimy, dla­ czego ludy utworzone w monarszej ziemi postrzegają naród jako osobę; myślą przez analogię do żywej osoby, dzięki której powstały wspólne uczucia.

130

Dialektvka panowania Rzymianie pozbawieni byli tej koncepcji. Idea fikcyjnego bytu żyjącego poza i ponad nimi nie mogła zmieścić się w ich głowach. Postrzegali tylko societas, jakie tworzyli. A podporządkowane ludy nie należały do societas, chyba że ze­ zwolono im do niego przystąpić - pojawia się tutaj paląca kwestia praw obywa­ telskich. Rzymianie nie wyszli dobrze na przejęciu ceremonii religijnych podbi­ tych i przeniesieniu ich do Rzymu —podbite ludy nigdy nie uznawały Rzymu za swój duchowy dom ani nie postrzegały go jako swojej moralnej podstawy. To znaczy, nigdy aż do pojawienia się cesarzy, którzy przedstawili ludowi taki obraz siebie, jaki chciały one podziwiać. To dzięki cesarzom agregat stał się całością.

10. Miasto Panowania Przeanalizujemy teraz wszystko, co dotyczy panowania w dużych formacjach na różnych etapach ich rozwoju. . We wczesnym okresie istnienia państwa jedynym celem zgrupowań ludzkich w jego ramach jest pokojowe współistnienie. Widzimy zasiadających w zgroma­ dzeniach gockich i frankijskich zdobywców; widzimy lud rzymski w konklawe; widzimy króla przewodniczącego sądowi normańskich baronów. Widzimy w nich wielkich panów, elitę zdecydowanie nadrzędną wobec mas, władzę ist­ niejącą dla jamej siebie i dla swych owoców. Przejdźmy test? dalej w czasie. Miejsce zgromadzeń, niech będzie to pole, forum czy komnatą, czasem puste* czasem zapełnione ludźmi, zniknęło; istnieje teraz pałac, otoczony licznymi budynkami, w których wielu urzędników i funk­ cjonariuszy wypełnia swoje funkcje. T ai, kto panuje, jest teraz królem, któremu pomagają jego stali służący ministerialowie i ministrowie. Powstało eaifepwfefp nowe miasto, Miasto przystań ambitnych.1’ -riftgr racjsgf. 'że miasto to naa zupełnie inne .znaczenie niż dawne zgromadzenia lordów i panów; że tm sm dygnitarzy i urzędników nfe są wcale panami, fe® sługami; te oni sługami króla, którego wola W zgodzie z potrzebami i pragnieniami ludu jako całości; że to, co widzimy, to - w skrócie - działający aparat u i f i t * » n y w rękach woli społecznej? w, Nie mylimy lif, f e ś Ujęcie to nie jest adekwatne, gdyż woła władcy, jakkolwiefclsifc dostosowana do woli społecznej, to w ikfc wola władcy. A aparat nie jest wcale biernym Składa się z tedri, którzy powoli zajmowali mfejieg starych władców i stanowiska tak podobne do starych, te przejęli pewne Kdh cechy charakterystyczne - w tak dużym stopniu, te z czasem pozostawią za sobą aparat,

131

Traktat o władzy

zdobędą bogactwo i tytuł szlachecki i zaczną uważać się za potomków rasy pa­ nującej: świadkami tych wydarzeń byli Saint-Simon i Henri de Boulainvilliers,°. Nie możemy więc przestać postrzegać władzy, jak tylko zacznie obejmować króla i jego urzędników, jako panującej elity; różnica polega na tym, że teraz jest lepiej przystosowana do rządzenia, tym bardziej, że poza rządzeniem świadczy ważne i niezastąpione usługi.

11. Obalenie władzy Wszystkie te usługi i wspaniałe zadania wykonywane z myślą o masach ludz­ kich sprawiają, że niemal wzbraniamy się przed myślą, że ze swej istoty władza nadal jest dominującym egoistą, co postulowaliśmy na początku. Jej zachowanie rzeczywiście uległo zmianie, gdyż obecnie zapewnia błogo­ sławieństwa porządku, sprawiedliwości, bezpieczeństwa i dobrobytu. Jej skład ludzki również jest inny — obejmuje ona teraz najbardziej kompetentnych członków spośród poddanych. To wielkie przekształcenie można łatwo wyjaśnić, jeśli zwrócimy uwagę, że władza chce przetrwać - a przetrwanie mogła osiągnąć tylko dzięki zbliżeniu się do poddanych, rozszerzeniu zakresu świadczonych usług i rekrutowaniu swojej elity, i dzięki harmonizacji woli. W efekcie państwo zachowuje się ze względów praktycznych tak, jakby zmie­ niło swoją istotową naturę, która była egoistyczna, na naturę nabytą, która jest społeczna. Lecz jednocześnie waha się; czasem całkowicie jednoczy się ze swoją asymptotą, gdy wydaje się całkowicie społeczna, żeby następnie znowu powrócić do punktu wyjścia, gdy ponownie staje się ona egoistyczna. Wydaje się to paradoksalne, lecz coraz częściej słyszy się zarzut dominacji wysuwany przeciwko władzy, której intencje stały się dogłębnie społeczne. Ten zarzut można wysunąć tylko wtedy, gdy władza zakończyła duchowe zjedno­ czenie, a naród stał się świadomą całością. Im mocniej czuje się tę jedność, tym większa będzie opozycja wobec władzy jako czegoś, co nie jest emanacją narodu, lecz czymś, co zostało mu narzucone. Dzięki zbiegowi okoliczności, wcale nie tak niezwykłemu w historii społecznej, ludzie uświadamiają sobie obcy charakter10

10 Annę Gabriel Henn Bernard, markiz de Boulainvilliers (1658-1722) - francuski myśliciel polityczny. Arystokrata o bardzo zdecydowanych poglądach; atakował zarówno monarchię absolutną, jak i rząd powszechny. Usilnie starał się udowodnić, że prawo szlachty do rządzenia opierało się na podboju, ponieważ szlachta, jak twierdził, wywodziła się od zwycięskich Fran­ ków, podczas gdy poddani byli synami podbitych Galorzymian.

132

Dialektvka panowania władzy dokładnie w tym momencie, gdy staje się ona narodowa. Tak samo klasa robotnicza zacznie postrzegać siebie jako klasę wyzyskiwaną dokładnie w tym samym czasie, kiedy władza poluzuje jej ciężary. Żeby fakt dał początek idei - co wynika stąd, że obserwacja zostaje dostosowana do konwencjonalnego my­ ślenia - musi on mieć miejsce blisko w czasie idei. Ten sam warunek pozostanie w mocy, jeśli fakt ma służyć za podstawę tego, że idea będzie atakowana za to, że nie jest tym, za co się podaje. A więc ten obcy dyktator, wykorzystujący władzę, która istnieje dła siebie samej i swoich owoców, zostaje obalony. A jednak w momencie jego obalenia przestał być on i obcy, i arbitralny, i wyzyskujący. Jego skład ludzki zupełnie się zmienił, jego ciężary nie wykraczały poza to, co było niezbędne po to, żeby mógł spełniać swoje zadania: twórca narodu stał się jego narzędziem - to znaczy, dopóki natura władzy pozwalała jej przekształcenie panowania było możliwe bez wyrzeczenia się swojego istnienia.'

12. Dwa sposoby H h twierdzę, Je prześledziłem fosforytamif władzy, lecz raczej udowodniłem logicznie hipotezę, zgodnie z którą władza oparta na „czystej” sile i „czystym” wyzysku pociąga za sobą wniosek, że musi ona z konieczności próbować pogodzić się ze swoimi poddanymi i dostosować się do ich potrzeb i aspiracji; że chociaż jej głównym bodźcem jest „czysty” egoizm i chociaż nie posiada żadnego celu poza sobą samą, będzie jednak coraz bardziej skłaniać się do wspierania interesów wspólnoty i celów M je l l | |pofefifta;.. m iM -.ieaćflęfp ó l^ ta, żeby trwać, a n tym samym-, probIem» jak usunąć co h h h I a 1 Jff p l s ę f w l t l ^ na*■ -flip jak pozbawić ją jakiejkolwiek możliwości powrotu do pierwotnego sposobu m sŻM msŚĘ jak* słowem, te §fif .Sittift ftanie się społeczna. Istnieją dwa możliwe sposoby: pierwszy jest logiczny, lecz wydaje się nierealny, drugi zaś wy­ daje się łatwy, lecz nie jest w stanie zapewnić tego, czego się po nim spodziewano. Zacznijmy od początku: zwykle nikt nie przeczy, że władza, która bierze się z dominacji i istnieje po to, żeby dominować, powinna zostać zniszczona. Ko­ lejnym krokiem, jaki muszą podjąć Indzie uznający się za współobywateli, jest Stworzenie societas w celu wspólnego zarządzania naszymi wspólnymi intere­ sami; w ten ę® ^spraw fai^¥otte;repy3bIi^|. w której nie będzie już suw erennej osoby, niezależnie czy cielesnej, czy idealnej, i w której nikt nie rządzi wolami wszystkich —w której niczego nie można osiągnąć bez efektywnego konsensusu

133

Traktat o władzy

woli. Powinniśmy byli tedy pozbyć się aparatu państwowego utworzonego przez scentralizowaną hierarchię i składającego sjg z jednolitej! d fc p powinniśmy byli zamiast tego utworzyć dużą liczbę niezależnych urzędów, które obywatele będę kolejno obejmować - przechodząc tym samym przez etapy panowania i posłu­ szeństwa, których zamienność Arystoteles uważał za fundamentalną cechę rządu republikańskiego. Byłoby to w rzeczy samej całkowite obalenie monarchicznego typu władzy. Tendencje tego rodzaju, chociaż faktycznie czasem się pojawiają, nie zdobyły jednak poparcia. Popularna stała się za to prostsza w praktyce idea, żeby utrzymać cały monarchiczny aparat państwowy z jedną jedyną różnicą —zastępując osobę z ciała i kości —króla, osobą idealną, narodem. Miasto Panowania wciąż stoi. Wszystko, czego dokonaliśmy, miało na celu wypędzenie okupanta z pałacu i wprowadzenie w jego miejsce reprezentantów narodu. Nowi przybysze szybko znajdą w swoim nowo zdobytym miejscu zaalifefaainlp pamięć, tradycje, symbole i środki dominacji.

13. Naturalna ewolucja każdego aparatu i panowania jOi feńbf ściśle io^ E g ^ |m^EwLim potrzeby argumentu założymy, i i nowi przybysze nie otrzymają spadku po sw ej władzy Założymy, że rewolucjoniści, chociaż uznawali konieczność p tu k c to iE spójnego aparatu państwowego —Miasta Panowania —nie chcą mleć nic wspólnego ze starym aparatem i starym miastem. Założymy, że stworzą zupełnie nową władzę, ustajagraAWI dla 1 przez społeczeństwo, którego przedstawicielem I sługą jest ona z definicji. Ta nowa władza ze względu na jej źródło z czasem wymknie się intencjom swoich twórców i stanie się bytem istniejącym dla samej siebie i swoich owoców. Każde zgromadzenie ludzi przedstawia nam ten sam obraz. Jak tylko ludzie przestają wspólnie podążać do celu społecznego11 i jak tylko staje się on nie­ odłącznym obowiązkiem jednej zróżnicowanej grupy, z którym reszta ma do czynienia w określonym czasie, z chwilą gdy to zróżnicowanie nastaje, odpowie­ dzialna grupa staje się elitą, która nabywa swój odrębny byt i interesy. Czasem przeciwstawia się masie, od której się wywodzi. I wychodzi z tego starcia zwycięsko12. W rzeczywistości biorącym udział w zgromadzeniu osobom "

ma miejsce, przykładowo, w stowarzyszeniach piratów, w których mim km ieć przywódca, itfe p o i nie ma czynnego ciała nad biernym ogółem. Każdą ciało ludzkie — mówi Spencer — dowodzi, że struktura regulacyjna zawsze sif umacniać. każdego cywilizowanego społeczeństwa, każdego społeczeństwa niezależnie

134

Dialektvka panow ania

prywatnym, które mają swoje własne troski i które nigdy wcześniej ze sobą nie współpracowały, trudno będzie wykazać się wystarczającą pewnością, żeby o d ­ rzucić propozycje, sprytnie przedstawiane im z mównicy, a które popierane są argumentami natury zupełnie obcej uczestnikom zgromadzenia. Również w tym widzimy powód, dla którego lud rzymski był w stanie przez tak długi okres uchwalać swoje prawa na placu publicznym: analiza przestrze­ ganej procedury pokazuje rozstrzygająco, że ich rzeczywistym celem było jedynie ratyfikowanie tego, co zostało wspólnie ustalone przez magistratów i senat. Obecnie dokładnie te same m etody stosuje się na corocznych zgromadze­ niach wspólników spółek. Jak elita menedżerów, która m a liczne upraw nienia i której zadaniem jest opieranie się przeciwnikom, mogłaby sobie nie uświa­ domić, że znacząco różni się od innych ludzi, że tylko w jej rękach m ogą spo­ czywać interesy społeczeństwa i że —w skrócie —najpilniejszym interesem spo­ łeczeństwa jest jej utrzymywanie i hołubienie?

14. Ego rządu Jeśli te zjawiska m ają miejsce (a mają, w każdym zgromadzeniu), będą bez wątpienia wywierać jeszcze większą presję w zgromadzeniach politycznych13. Nie ma potrzeby zakładać, że osoby wybrane do rządzenia nie są w ogólności doskonałymi przedstawicielami, podobnym i do swoich poddanych. Lecz jak tylko wezwie się ich do wykonania uprawnień suwerena, ich wola przyjmie, co zauważył D uguit, nową postać i inną siłę. C i, którzy działają w im ieniu autorytetu suwerena i wyrażają w olę suwerena, górują ponad resztą ludności, a jedynym działaniem, jakie w zględem niej p o­ dejmują, jest panowanie. C i, do których suweren się zwraca, mają w ykonać rozkaz, jaki im przydzielił, nie ze względu na treść tego rozkazu, lecz poniew aż pochodzi on od w oli, która jest naturalnie nadrzędna w zględem nich14.

od jego celu pokazuje, iak ogólna kadra, w całości lub częściowo stała, kieruje jej sprawami i okre­ śla działania, nie spotykając się z dużym oporem”. H. Spencer, Problems oj Ethics and Sociology. 13 „Jeśli zatem ta nadrzędność rządzących w ustalonych ciałach ostatnio powstałych, składają­ cych się z ludzi, którzy w wielu podanych przypadkach mają wolność wyboru w stwierdzeniu swojej niezależności, jak wielka stanie się ta nadrzędność rządzących w ciałach ustanowionych dawno temu, które obejmują duże obszary i są wysoce zorganizowane i które zamiast regulo­ wać tylko część swojego życia jako całości, regulują całe?”. Spencer, dz. cyt. 14 Leon Duguit, Souveraineti et liberte, Paris: F. Alcan 1922, s. 7 8 -7 9 .

135

Traktat o władzy C hod zi w ięc o to, że suweren, w ykonując swoje uprawnienia, będzie po­ strzegać siebie jako istotę nadrzędną, co z kolei sprawia, że jego „podobieństwo” d o zw ykłego obywatela traci rację bytu. Lecz przecież — ktoś pow ie — działają on i wyłącznie jako jego przedstawiciele i powiernicy. Naprawdę? Proudhon wy­ ciągnął następującą le fa j f ze sw oich doświadczeń delegata na Zgromadzenie w 1848 r.: Nie ma sensu mówić, że osoba wybrana lub reprezentant ludu jest jedynie » powiernikiem ludu, jego delegatem, rzecznikiem, przedstawicielem, tłuma\ -eiSSL feAi pomimo l i memammadkŁ która

PfiSl 'do ludu,, oraz

pomimn jego formalnego I prawnego podporządkowania ś$Wj®IE l l i i H l *.%'» jgsawL reprezentantowi' I tłumaczowi, iM S frd p stanie się

i s wpływ i au- .:i

M f i i p rzecznika n if ip k le większy niż wpływ i atttojytet

,*

C liliS M Iw oje powiernictwo na poważnie. Zawsze będzie tak: wbrew zasadom, d if a p t suwerena. będzie p a n człowiek nie

mcsm&xźa .

tknąć, jeśli 'mogę tgfc s

której

jest igfcjHatfpa pmwem..|4:

własność, Znajdując się H f B j$P l4> masami, f a ś i i r i l a l ą i j ę o d n ich psychologicznie ze w zględu na różnicę pozycji, m enedżerowie zbliżają się do siebie, pozostając p od w pływem sw oich pozycji i funkcji: „W szyscy ci - rzekł Spencer - którzy składają się na organizacje rządowe i administrację, łączą się i oddzielają od r e sz ty ^ . Ti&brzą elitę, co zauważył Rousseau, który zw rócił uwagę zarówno na

nkm rŁrtm im M

jffe i konsekw encje S i K t e l£ |f &3 § if lt f a L f

Jednakże, aby ciało rządowe istniało, aby miało realne życie odróżniające je ad,ildk.fsańiw óm ^% aby wszyscy jego r f aA lBste mogli dzlitlić zgodnie 1 odpowiadać celowi, dla którego rząd

musi on posiadać

swoje ja odrębne, pewną wrażliwość wspólną wszystkim jego członkom, p S M ą iflt i wolę własną, dążącą do jego Zachowania'17, v"

,5 Proudhon, Theoriedu mouvement constitutionnel au XIXe sifole, Paris 1 8 7 0 , s. 8 9 -9 0 . 17 Rousseau, Umowa społeczna, s. 7 4 (księga 3 , rozdz. 1).

136

Dialektvka p an o w an ia

15. N ieod łączn a d w o isto ść w ładzy N ie m ożna by tego lepiej ująć: społeczeństwo, ustanawiając aparat m ający m u służyć, sprowadziło na świat m ałe społeczeństwo, które różni się o d niego samego i które posiada niechybnie swoje własne uczucia, interesy i wole. Każdy chcący postrzegać naród jako by t moralny, k tórem u nadano św iadom ość ko ­ lektywną, zdolny do w yrażania woli powszechnej, m usi ujrzeć we w ładzy tq, co zobaczył Rousseau - in n y byt, posiadający swoją św iadom ość i swoją wolę, który dąży przez wzgląd n a swój n aturalny egoizm d o swoich pryw atnych korzyści. M ożem y podać uderzające dow ody n a ten egoizm. Jak pisze histo ­ ryk Lavisse: To prawda, źe w ładza publiczna w e Francji w jakim kolw iek reżim ie, zarów no republikańskim , jak J każdym tB J jp i, posiada swoje w łasne, w ąskie, ego* istyczne cele. Th

nie tyle koteria, c o konsorcjum ludzi, którzy, zdobyw szy

przypadkow o władzę, dokładają w szd ld cb starań, żeby rów nież przez przy­ padek jej nie stracić. Suw erenność narodu jest bezsprzecznie kłam stw em 18.

Jeśli z a ś< ą ® w o uczucia pow odujące tym k o n so rc ju m , m am y świadectwo wreltaego H enry’ego !i» J ^ i n B c i U U W H *'•' O baw iam się, że przyszliśm y d o sądu z takim sam ym usposobieniem , co Że

celem było f% ;żeby rząd znalazł s i ę . ■

Wnaszych rękach; że S i p ®

itó liS fift celem było Utrzymanie tej władzy, do- . i

- skonałego zajęcia dla Bii i wielkich ffitsEhWści wynagrodzenia tych, którzy pomogli Rzadko ^

.

i ukarania tych, którzy się fum przeciwstawiali19. zdarza, że rządzący rów nie szczerze wyrażają swoje przem yślenia20.

MmmemM ta jednak

wyraża poglądy przyjm ow ane przez tych, którzy

są posłuszni. O strzegani przez intuicję i nauczeni przez doświadczenie, ludzie uznają za renegatów tych, którzy ich opuszczają, żeby w stąpić do M iasta Pa­ now ania. W przypadku

k tó ry stał się po b orcą podatkow ym ,

14 Ernest Lavisse w artykule w „Revue de Paris”, 15 stycznia 1899. 19 Bolingbroke, Letter to Sir William Windham. 20 Por. Halifax, Maxims o f State: „Partie w państwie, jak korsarze, zazwyczaj wywieszają fałszywe flagi; pozorem jest dobro publiczne; rzeczywiście chodzi o zdobycie nagród; a kiedykolwiek wygrywają, zamiast ulepszać swoje zwycięstwo, rzucają się na bagaż”.

137

Traktat o władzy

sekretarza związku zawodowego, który stał się ministrem, ich starzy znajomi natychmiast rozpoznają kogoś, kto stał się dla nich obcym. A powodem tego jest to, że klimat władzy zmienia tych ludzi; sługusi władzy są w konsekwencji takimi strażnikami swojego domostwa, jak narkomani swojej kryjówki. Poddani, czując, że rządzący nie rządzą wyłącznie dla ich korzyści, oskarżają reżim, niezależnie czy jest nim monarchia, czy republika, o występek właściwy naturze ludzkiej: władza cechuje się nieodłącznie egoizmem. Przedstawiliśmy początkowo władzę, która z istoty była egoistyczna; widzie­ liśmy, że nabywa później naturę społeczną. Doszliśmy teraz do zaprezentowania takiej władzy, której istota jest społeczna i która nabywa naturę egoistyczną. Ta zbieżność racjonalnego następstwa wydarzeń prowadzi nas do irracjonalnego wniosku dotyczącego całej władzy: w przypadki JQlS£Sflste| te Asi® n a jm y is^j m sobą w stałym związku. W jakikolwiek sposób i w jakimkolwiek k w tarin nie jest ani « ! diabłem, lecz, j® k m i człowiek, ii0 3 tą.rfA » ą5jednoczącą w rf ^ d w i# :I p li^ ie ttf f tia y * .,,,;-

16. Egoizm władzy Absurdem tw ieafeili że każda władza stanowi według nas połączenie, czy w tych samych, czy innych proporcjach, dwóch chemicznie czystych sub­ stancji, egoizmu i poczucia społecznego. Każda nowo powstająca nauka —a nauki polityczne są wystarczająco młode - musi korzystać z idei abstrakcyjnych. Ale musimy pamiętać, że te idee są w gruncie rzeczy syntezami obrazów dostarczanych nam przez pamięć; obrazy te będą kolorować idee, tworząc skojarzenia, które popadną h fl absolutne—jeśli nie będą przez długi czas stosowane. TrzebllsfŚJ& tM h lrfi# uważnym, gdy obchodzi się z ideami abstrakcyjnymi, „które muszą p w g ta l n a tyle ogólne, id ly inożna Igfa pod flfew p Sari@db| nawet, że idee te powinny zostać niedookreślone, dopóki nie zgromadzi się wy­ starczającej liczby faktów, dla których mają stanowić wspólny mianownik. Jeśli, przykładowo, opieramy swoją koncepcję egoizmu władzy na obrazie, jaki dostarcza nam król Bantu, dla którego panowanie nie jest zasadniczo ni­ czym innym jak opływaniem w bogactwo i jedzeniem ogromnych posiłków —to samo słowo, „fouma”, denotuje zarówno panowanie, jak i jedzenie21 —js®

^ H A Junod, Mceurs et coutumes des Bantom, Paris 1936, t. 1, s. 381.

138

Dialektyka panowania

p o d w p ły w em te g o ob ra zu o ty łe g o i o tłu sz c zo n eg o p rzy w ó d cy k la n u z a cz n iem y szukać d la n ie g o o d p o w ie d n ik a w św iec ie w sp ó łc ze sn y m , n ie z n a jd zie m y go: ob ecn ie sp raw ow an ie w ła d z y n ie sprow ad za się d o obżarstw a, a m in istro w ie , którzy n ad używ ają s w o ic h sta n o w isk , ż eb y korzystać z życia i w z b o g a c a ć się, są w yjątkam i. C zy ozn acza to , że u w a ż n a analiza u k aże, że n ie m a ża d n y ch p u n k tó w w sp ó l­ nych m ię d z y s p o so b e m , w jaki B a n tu załatw iają sprawy, a ty m , w jaki r o b im y t o my? O n i od d a ją d a n in ę w p o sta c i jed zen ia , m y zb ieram y p o d a tk i. K ról je sw o je przychody, lecz tow arzyszą m u w ty m jeg o słu żą cy i ci, k tó rzy p o m a g a ją m u rządzić - e k w iw a le n t n a szeg o k o rp u su u rzęd n iczeg o i sił p o licy jn y c h . Istn ieje zatem d u ża g rupa „zjadaczy d a n in ”, której ż y w o tn y m in teresem jest ic h p o w ię k ­ szenie, grupa, d o której rząd zeni p łacący ciężary - p o n o w n ie to sa m o s ło w o , „louha”, określa p o d d a n e g o i p o d a tn ik a — c h c ą się p rzed ostać, ż e b y z a m ie n ić sw oją p ozycję r zą d zo n eg o n a p o zy cję rządzącego. C z y k to k o lw ie k o ś m ie liłb y się stw ierdzić, że n ic ta k ieg o n ie d zieje się w naszym społeczeń stw ie? ‘ ‘ T o jed n a k n ie m p d b K ról w ykorzystu je zn aczn ą część d a n in y w aktach h ojn ości, urządzając b a n k ie ty lu b w ręczając prezenty, w o b e c ty ch , k tó ry c h p o ­ parcie k o n so lid u je je g o w ła d z ę i k tó ry c h o d ejście b y ją naruszyło. C z y n ie w i­ dzim y, ja k o b y w sp ó łc ze sn e p a ń stw a r ó w n ież sto so w a ły fu n d u sze p u b lic z n e , ż eb y w esprzeć fin a n so w o g r u p y i k lasy s p o łe cz n e , k tó ry ch g ło sy c h c ą so b ie zapew nić? N azw a, ja p pe.jasna., n ie jest ta sam a — zjaw isko to o b e c n ie nazyw a się „redystry­

bucja d o c h o d u przez o p o d a tk o w a n ie ”. B ez w ą tp ien ia n ie p o p ra w n e b y ło b y tw ierd zen ie, że w ła d za s'ciąga teraz p o ­ datki przed e w sz y stk im n a sw o ją w ła sn ą korzyść, a d o p ier o pćMtó®§, ż eb y z d o b y ć z w o len n ik ó w d zię k i p r z y słu g o m i k o r z y śc io m . C z y jed n ak ffltffi® w sz y stk o ta egoistyczn a interpretacja o p o d a tk o w a n ia n ie b ę d z ie k o n ie c z n ą k o rek tą s p o ­ łecznej k o n ce p c ji o p o d a tk o w a n ia , której się zw y k le n a & a $ f dbj* m p fa ^ cja , ż e w zrost p o d a tk ó w o d p o w ia d a je d y n ie w z ro sto w i p otrzeb sp o łeczn ych ? Ż e je ­ dyn ym p o w o d e m z w ięk sz e n ia liCSzisy ffiieflG pracy jest rozszerzen ie SMffiggu u s łu g

i lis te n

te g o n ig d y się n ie rozszerza, a b y u sp ra w ied liw ić z w ięk sz e n ie lic z b y

m iejsc pracy? C z y m a m y a b so lu tn ą p e w n o ść , że m o ty w e m h o jn o śc i w ła d z y w o b e c sp o łe cz e ń stw a je st za w sze troska o sp ra w ied liw o ść sp o łe cz n ą , a n ig d y in ­ teres rządzącej f e i s ą p O braz u rzęd n ik a , c z ło w ie k a z u p e łn ie n ied b a ją ceg o o w ła s n y in teres i o ż e n io ­ n eg o z in teresem p u b lic z n y m , w rzeczy sam ej je d n e g o z n a jm n iej m a ter ia ln ie u k ieru n k ow a n y ch lu d z i w n a sz y m sp o łe c z e ń stw ie , p o ja w ia się w ty m m ie jsc u , żeb y zbesztać li i s za te su g e stie. L ecz czy ż .file p o tw ierd za n a szeg o p o w y ż sz e g o tw ierdzen ia to , że za k a ż d y m razem , g d y w ła d za z m ie n ia w ła ścic ie la , zw y cięsk a

139

Traktat o władzy

partia wykorzystuje ją na modłę Bantu jako bankiet, na którym nowo przybyli walczą o miejsca i rzucają ochłapy swoim zwolennikom?22 Zauważmy - nie zagłębiając się w to teraz zanadto - że zasada egoizmu znów wychodzi na wierzch w najbardziej barbarzyńskiej postaci zawsze wtedy, gdy władza zmienia właściciela, nawet gdy rzekomy przedmiot zmiany sta­ nowił triu m f zasady społecznej. Pozwólmy wyciągnąć sobie ten prowizoryczny wniosek: że równie niepoprawnym ujęciem jest przedstawienie władzy jako wy­ łącznie egoistycznej, jak i jako wyłącznie społecznej. Znacznie prawdziwszy jest wielowymiarowy pogląd na to zagadnienie, które ukaże się dzięki temu w zu­ pełnie innym świetle.

17. Szlachetne formy egoizm u rządow ego N ie wolno nam opracować zbyt wąskiej i słabej koncepcji egoizmu rządowego, przy czym egoizm oznaczałby tutaj jedynie skłonność do życia dla samego siebie —nieodłączną, jak widzieliśmy, cechę charakterystyczną władzy. Lecz skłonność ta jest bardziej wielowymiarowa i nie polega wyłącznie na wykorzystaniu władzy na rzecz tych, którzy ją sprawują. Przyjemność, jaką sprawowanie jej przynosi, jest zupełnie inna od tej, jaką^czerpie się z niepohamowanej zachłanności, chyba że mowa o nędznikach, którzy nie mogą powstrzymać swoich żądz. Ego człowieka, który jest zakochany w sobie i aż pali się do działania, rośnie dzięki tem u, że człowiek ten rozwija swoją osobowość i szlifuje swoje zdolności. Przywódca każdej grupy czuje się na skutek tego większy, wyższy i potężniejszy. Jego natura zmienia się wraz z jego posturą. Ostrożność i chciwość, które ko­ jarzymy z egoizmem, rzadko są jego udziałem. Jego ograniczone gesty stają się coraz wyraźniejsze; posiada on, jak może ująć to przeciętny obywatel, „królew­ skie” zalety i wady. Jest człowiekiem przeznaczenia23. Panowanie jest szczytem góry. Powietrze, jakie tam wdychamy, jest zupełnie inne, a perspektywa, z jakiej możemy spoglądać, zasadniczo różni się od tej, jaką widzim y w dolinie posłuszeństwa. Pasja porządku i geniusz tworzenia, które

22 Twierdzenie to jest bez wątpienia prawdziwsze dla Francji i Stanów Zjednoczonych niż dla Anglii. W Stanach Zjednoczonych, pomijając pewne ostatnie ustawy, system łupów wciąż działa na dużą skalę. Również w Anglii mamy do czynienia z licznymi mianowaniami, których ograniczenie jest raczej mało prawdopodobne. 23 „Żeby być centrum działania, a więc punktem zainteresowania tłumu, żeby wznieść się ponad wszystkie ludy i epoki, żeby panować nad Historią, żeby sprowadzić swój lud i swoje rodziny na pierwszy plan dziejów: takije st historyczny i nieświadomy plan każdej jednostki obdarzo­ nej historycznym powołaniem . Spengler, The Decline of the West.

140

Dialektvka panowania składają się na naturalne zdolności człowieka, znajdują tutaj swój pełny wyraz. Człowiek, który stał się wielki, widzi z wierzchołka swojej wieży masy rojące się pod nim, jeśli tylko zechce spojrzeć w dół. Czy cele, jakie przed sobą stawia, zmierzają do dobrobytu społecznego? Może. Czy odpowiadają jego dążeniom? Często. A zatem przywódca łatwo prze­ konuje samego siebie, że jego jedyną ambicją jest służyć ogółowi, i zapomina, że tak naprawdę motywuje go chęć działania i pragnienie ekspansji. Nie mam wątpliwości, że Napoleon był szczery, gdy powiedział do Armanda Caulaincourta: „Ludzie mylą się, gdy mówią, że jestem ambitny - osobiście dotykają mnie nieszczęścia ludów; chcę, żeby ludzie byli szczęśliwi, a jeśli przeżyję dziesięć lat, Francja będzie szczęśliwa”24. To pamiętne stwierdzenie dobrze ilustruje roszczenie, jakie władza bezu­ stannie wysuwa i jakie czyni swoim celem: że jej jedynym celem istnienia jest dążenie do celów społecznych. Kłamstwo, to prawda, nie jest zawsze tak rażące, a sprzeczność zawsze tak uderzająca. I jakże często zdarzało się, że zmiana biegu wypadków uwiarygodnia je, gdy cele społeczne są osiągane, a dla historii nie ma żadnego znaczenia, czy były to prawdziwe motywy ludzi u władzy25. Egoizm władzy i jej poczucie społeczne pozostawiają nas —jak ktoś może stwierdzić - w nierozerwalnej niepewności. Zgubiliśmy się w labiryncie. Ależ wręcz p s t ó t a i t i l C l ^ ^ ^ a i i r s w ó j cdfc stajem yw obecności władzy jako ta­ kiej, jaką piiiiiiymfgikt cała historia. O d teg$? li« -“ czenia o tworzeniu władzy, z której wykorzeni się każdy ślad egoizmu, ad iszak nas jako daremne i infantylne. ; dsrfnwlŚS zakochanego w prostocie, której nigdzie w przyrodzie nks m ożna 'Uje da |ł$f przekonać, że dwoistość władcy 'Jat jfej Istotą. N awet od czasów boskich rojeń Platona, które Same w sobie również wywodziły się ze wcześniejszych utopii, poszukiwano doskonale cnotliwego rządu, takiego, który żyłby jedynie dla interesów i życzeń rządzonych. Dla myślicieli ta iluzja m iała jedynie negatywny skutek - udaremniła ona powstanie nauki politycznej, która warta by była tego określenia; lecz, jak tylko zeszła na lud — dysponenta władzy, okazała się jednym z najważniejszych po­ wodów wielkich zaburzeń, ....naszą epokę i zagrażają samemu ist­ nieniu j u r a f i p t ń t e f L s , ■ Obywatele nie ograniczają aktywnie wad j nadużyć będących udziałem fak­ tycznej władzy, gdyż wiedzą, że te wady i nadużycia pozostają w naturze władzy. 24 Memoires de Caulaincourt. 'i#

mgessemaiHegel.

141

Traktat o władzy

Jako że są bierni jako obywatele, a aktywni w sferze emocjonalnej, uznają te wady I nadużycia m stygmaty złej władzy', trzeba obalić, żeby mogła ją zastąpić inna, nieskończenie bardziej sprawiedliwa i dobroczynna. Pozbądźmy się więc egoizmu, który ze względu na długą praktykę dostosował się do społeczeństwa i nauczył się, że A y § ^ g f t ^ |Woje własne spełnienie, rm&i najpierw zaspokoić potrzeby ogółu dzięki wykorzystaniu dla dobra publicznego wszystkich prywat: M p n i drogę, rzekł głupiec, duchowi, który będzie w całości społeczny, duchowi, fa&tyin rzekomo pretendenci do władzy są wypełnieni. Nawet jeśli ow i PH nndm dL mówią prawdę, nadal nie dowiedziono, że abstrakcyjna i ide­ alna koncepcja dobra ogólnego* którą ze sobą przynoszą, ma jakąkolwiek prze­ wagę nad i iffip irp itty m Ujęciem społeczeństwa, które dawno U B U wprowadzili ich poprzednicy. A nawet jeśli faktycznie nie ma w nich ani cząstki egoizmu, będzie to, jak zobaczymy, niezadowalające dla władzy. Lecz, szczerze mówiąc, pretensje tego rodzaju zawsze pozostają nieuzasadnione. Bezmoże poruszać niektórych zdobywców władzy, lecz nie da się ukryć, zdobywcami, jak i Ich zwolennikami powodują konkretne ambicje i pragnienia. Każda zmiana reżimu | w mniejszym stopniu, każda zmiana rządu JiSt jakby reprodukcją Hi MHŚŚ lub bardziej ograniczoną skalę —inwazji barciekawscy dumni i chciwi. p f. jakim l i t t i s i y pa MSk p lS fi^ y IffitóllWiL im w pełni wyfagsyitisle Hj niebywałej maszynerii, a m a n t d o d ta il ŚA ttilj pewsyeb nowych środków czasem inną. wykorzystywać, Panowania, przyozdobionego już przez Jej poprzedników. A zatem nigdy nieumierająca nadzieja na pozbawienie władzy wszelkich śladów egoizmu skutkuje jedynie powstaniem je§Mii ibodtólw przy­ musu dk:tt«tfjpti^i Ę|piSffiLL W ZWi^lSi iż tym p|i# będzie nauką polityczną nauki,; -toin- ńkt uznaje nieod­ łącznej dwoistości władzy: zasady egoizmu nie d a ^ ę i aigj o p rz e ć . Widzieliśmy, jak naturalnie przystosowuje się do interesu społecznego*, Jrit ma także wątpli­ wości, że ten sam efekt może osiągnąć sztucznie, lecz stanowi to część sztuki po­ litycznej - a to zupełnie inna historia. * Możemy być z siebie «adifimdkBi$f e to dalej, jeśli chodzi

JbtoftHLz

fi ^ sz e rozum tenk id s td ^

%

^

Rozdział 7 E k spa n sjo n istyczny

charakter władzy

Jeśli cechą charakterystyczną wtldBy jest egoistyczna chęć połączona z wolą służenia społeczeństwu, uctSlill^lS^ałoiefliem będzie to, że im słabszy egoizm, tym ijM ifsit,A fi rfuiffite doskonały rząd to iaŁł. w którym wyeliminowano egoizmu. Ta iluzja wyplenienia egoizmu była pragnieniem ludzi, których ograniczenie jest równe jedynie ich dobrym intencjom. Nie zdają sobie onisSp®S|| le JM M SLrfiW liki i natura społeczeństwa razem składają się na to, że każdy projekt tego typu będzie iluzoryczny. Bez zasady egoizmu władzy tofaiw rfH byii^’wewnętrznej, która pozwala jej wypełniać jej funkcje. # w T k dwoistość jest i b a d p ^ 1 to dzięki współgraniu tych dwóch antytelyćiiipji zasad władza ma skłonność do ^ jm a ą a n ll.c o ra z ważniejszego miejsca W ŚĘ^bi. społeczeństwa; rozliczne zbiegi okoliczności wabią ją w tym samym czasie, gdy jej apetyt gna, ją do świeżych pastwisk. Wynika stąd wzrost władzy, który nie zna granic, przyspieszany przez coraz bardziej altruistyczną powierz­ chowność, chociaż iMpęwsfa przewodnim wciąż jest jak zawsze ta sama wola panowania.' -

.1. Egoizm jako konieczny elem ent władzy To bez w ą g fe ria pochlebny obraz - elita rządząca motywowana wyłącznie dobroczynnością. Sami rządzący są na niego tak podatni, że utrzymują, iż nie­ chętnie przystają na zwolnienie od obowiązków publicznych, które, jak twierdzą, podejmują wyłącznie z poczucia obowiązku. Takie oddanie, nawet gdyby było prawdziwe, nie byłoby jednak na rękę społeczeństwu. Jedynie ludzie, którzy mają skłonność do spekulacji, zapewniliby pozytywne skutki, jakie mogłyby wyniknąć z tego oddania - w związku z tym idh uczestnictwa w życiu publicznym często po­ żądano. Rząd tego rodzaju również jednak poniesie porażkę - zostawiając na ten

143

Traktat o władzy

moment na boku pewną bardzo poważną wadę, do której powrócimy - z po­ wodu braku świeżej krwi, z czego rządzeni bardzo szybko zdają sobie sprawę. W porządku natury wszystko, czego nie trzyma intensywna i brutalna mi­ łość własna, umiera. W ten sam sposób —dzięki intensywnej i brutalnej miłości, jaką rządzący czują dla swojego autorytetu - władza może osiągnąć konieczną dominację. Trzeba więc niestety przyznać, że delikatne serce, idące aż do samowyrzeczenia, oznacza dla władzy samobójstwo. Przykładów na to zapewniają Lamartine1i zawsze pamiętny przypadek Ludwika XVI. W pouczającym akapicie2 Alexis de Tocqueville pokazał nam, jak monarchia przekształciła się w swojego własnego oskarżyciela i ściągnęła na siebie gniew, przeciwko któremu nie chce się bronić. Zabrakło jej woli życia: „Powiedzcie Szwajcarom, żeby nie strzelali”. Historia odrzuca bohaterów, którzy zjednują nasze serca w poezji: szczodrego Karola, troskliwego Aleksego, łagodnego Karola Edwarda. Byli oni bliscy swoim współczesnym, a nawet dziś duchy uronią za nich łzę. Lecz, jak rzekł Luter, „Bóg nie dał rządzącym ogona lisa, lecz szablę”. Innymi słowy, pewne uczucie wyż­ szości, pewien posmak dominacji, pewność prawości i władczy temperament są odpowiednimi cechami władców. „Roi d’Yvetot”, dobry królewicz z pieśni Berangera, był jak król, który nigdy nie siedział na tronie3. Również w naszej erze eksperymentowano z łagodnymi władcami. Pomimo ich sympatycznych cech, a może z ich powodu, historia się ich pozbyła. Życie Fryderyka Wielkiego stanowi dla nas pod tym względem bardzo dobrą wska­ zówkę. Jakże sympatycznym młodym człowiekiem był! Lecz gdyby taki po­ został, poszedłby drogą carewicza Aleksego. Gdy wstąpił na tron, zdziwiona Europa ujrzała zupełnie inną osobę. Koniec zatem z poszukiwaniem u rządzących tych cnót, które są im obce! Władza istnieje dzięki tym, którzy ją sprawują, a oni zapewniają jej ciepłotę i środki odżywcze w zamian za przyjemności, jakich im dostarcza. Najwspa­ nialszą z tych przyjemności nie jest ta infantylna rozkosz luksusu i próżności, która olśniewa wyobraźnię ludzką, drażni niewielkich sprzedawców i pokazuje

1 Alphonse de Lamartine (1790-1869) —przywódca prowincjonalnego rządu ustanowionego w lu­ tym 1848 r. Autor odnosi sie tutaj do niezdolności tego rządu do poradzenia sobie z zamieszkami z lipca 1848 r., co doprowadziło do zduszenia Lamartine’a przez Louis-Eugćne’a Cavaignaca. 2 Tocqueville, Dawny ustrój i rewolucja, przeł. H . Szumańska-Grossowa, Warszawa: Wydawnic­ two Aletheia 2005, księga III, rozdz. 5. 3 Miasto i obszar Yvetot były przez długi czas na wpół suwerennym księstwem, a lorda Yvetot powszechnie określano „królem d’Yvetot”. Bardzo znany utwór Berangera o tym tytule wydano w 1815 r. D on Carlos (1545—1568) - syn Filipa II, króla Hiszpanii, znany ze słabych zdolności umysłowych. Uwięziony i najpewniej zamordowany przez ojca. Bohater sztuk Schillera, Alfieriego i Otwaya. Aleksy Romanow (lo 9 0 -1 7 1 8 ) - syn Piotra I Wielkiego. Łagodny, uczuciowy marzyciel, nie miał powodzenia u swojego ojca, który w końcu skazał go na śmierć.

144

Ekspansionistvcznv charakter władzy

l n cym samym egoizm władzy. Bankiety, jakie opisali nam w swoich książkach burgundzcy kronikarze, procesje państwowe, luksus, który otaczał Karola Śmia­ łego, Juliusza II, Wawrzyńca Wspaniałego, Franciszka I czy Ludwika XIV, tych smakoszów bogactwa a* to właśnie denerwuje społeczeństwo. Możemy jednak być im wdzięczni za ich hojność, której zawdzięczamy van Eycków i Michałów Aniołów tego świata, a także Kaplicę Sykstyńską i Wersal: rozrzutne nawyki książąt okazały się największym skarbem ludzkości. Żeby całkowicie uniewinnić się od zarzutu egoizmu, rządzący muszą jedynie udawać wyszukaną prostotę i surowe gospodarowanie. Jakby rzeczywiste roz­ kosze panowania nie były czymś innym! W każdych warunkach życia i niezależnie od pozycji społecznej człowiek czuje się bardziej człowiekiem, gdy narzuca się innym i czyni innych narzędziami swojej woli, środkami do wielkich celów, których upojne wizje m u się ukazują. Panowanie nad ludźmi, cóż za rozszerzenie ego! Efemeryczna przyjemność, ja­ kiej doznajemy, gdy po długiej chorobie nasze kończyny odzyskują swoją dawną sprawność, może dać nam małą wskazówkę co do nieporównywalnej przyjem­ ności, gdy codzienne bodźce promieniują na całą masę ludzką i wprawiają w ruch m i l i o n y odległych kończyn. Może się nim delektować nawet siwy i ubrany w garnitur urzędnik w cieniu swojego gabinetu. Jego myśli dotrzymują kroku rozkazom, jakie iś^cfije. Oczami swojego umysłu widzi kanał wykopywany do­ kładnie w tym mJęj^Sr fc ife zakreślił ołówkiem na mapie, łodzie, które wkrótce nadadzą m u źyclfr powstające na jego brzegach, o b f i t o ś ć towarów piętrzą­ cych i i na nabrzeżu jeg p m itllą marzeń. Nie zaskakuje, że Colbert, jak opowiada Perranłr^, ś a d i^ p tsssy pprikn, biurku pidtóissfc pocierał ręce z radości. • H if& lfiM L W JW O ts il: f c tM f c , bez J j M T ^ |r figur Czy to tylko przywiązanie do detali sprawia, Jfe nawet w dfefillis pokoju wyznacza trasę, jaką każdy oddział żoiftiaiy ma B m jll przez cesarstwo,, ■tfHK liczbę muszkietów jakie mają znaleźć się W'feidfcsf zbrojowni, liczbę kul e b A r t każdym miejscu swojego imperium a g r f c K bawełny, jaką trzebi, iiiiSfflSiy! ś # H in d i i przez domy celne - jalt m a to hfĘ wykonane i kiedy dotrze do Francji z Salonik? Wcale nie: gdy reguluje przepływ ludzi i dóbr, czuje jakby przepompowywano m u nową krew, która uzupełnia jego. W ten sposób naród znajdujący się pod panowaniem staje się w pewnym sensie przedłużeniem ego swojego władcy; przyjemność początkowo jest pozy­ tywna, a potem refleksyjna—to znaczy, polega nie tylko na przesuwanie figur, lecz stała się głęboką świadomością tego, co wpływa na każdego. W tym czasie egoizm 4 Perrault, sekretarz Colberta, jest autorem znanego w e Francji zbioru bajek.

145

Traktat o władzy

władzy dotyka całego narodu 1jego utożsamienie z władcą jest całkowite. Dawno temu to zasada monarchii musiała spełniać to podwójne zadanie kierowania egofette® I utożsamieniem się Z masą społeczną. A w ten sposób instytucja monar­ chii, wcale nlepodciągająca interesów całego ludu pod interesy jednego człowieka, uwrażliwiła się na każdą ranę, jaką otrzymuje choćby najmniejsza komórka. Bez­ pieczeństwo utrzymania władzy i jej sukcesja w linii prostej zapewniały maksy­ malną identyfikację egoizmu z korzyścią społeczną, podczas gdy - przeciwnie —chwilowe lub niepewne sprawowanie władzy powoduje, że naród Staje sif j§* dynie narzędziem jednostki, egoizmu, który opiera się wchłonięciu przez całość. Im szybciej p o sitd iiliS w ładzy następują po sobie, tym mniej kompletnie ich egoizm przechodzi aa ciało społeczne, na którym zasiadają li tylko przez jiąi# dzień. Ich ego jest bardziej odrębne od społeczeństwa i czerpie przyjemność w bar­ dziej wulgarny sposób. Albo też, jeśli ich egoizm można skierować na zewnątrz, zatrzymuje się on na utworzeniu formacji, przykładowo partii, dzięki której może utrzymać się dłużej. Narodem będą ftastępu||f^'|W W lf 'fflmjit ig ó r i i z nim* l t d *. partiami, które się w rii® MHfdsji. ■ To służba publiczna stanowi zbiornik tego sublimowanego egofemią faifay jest środkiem ochronnym władzy. Stali urzędnicy dokładają wszelkich starań, żeby utrzymać swoje urzędy i zwiększyć ich kompetencje, jako że w głębi serca postrzegają, je jako swoją własność - często bowiem przekazano im je w spadku. Cfi6©Ci społeczna monarchii ^utożsam ienie swojego ego ze społeczeństwem —znajduje bezbarwny wyraz w dziedzicznej biurokracji lub w j P Ś d t t . sswi®riach”, które innymi sposobamizahezpieczają tę

2. Od egoizm u do idealizmu V l i k tylko 8n iię konieczność istnienia władzy w społeczeństwie, trzeba p ig p n rfj że władza otrzymuje je z uczucia, jakim panujący darzą swoje własne funkcje, które z czasem wplątują we własne osobowości. Dzięki tym funkcjom mogą narzucać swoje własne uczucia na skrajne elementy ciała społecznego. Tb konkretne i łatwo zauważalne zjawisko dało po­ procesowi rozpowszechnionej teorii czątek* paieduKJsobp państwo jest psrfalRBięim , Jedyny praw­ dziwy element tutaj ma charakter dla tych, feigjjieh utożsamia się z państwem, naród stanowi i l y lEhwb&faej osoby. Musimy m te lrię na .bacznold*, jeHl dbpetó o ita A i* które mogą nastąpić, gdy pociągniemy tę linię myślenia do jej logicznych wniosków. Gdyby ego rządu

146

Ekspansionistvcznv charakter władzy faktycznie mogło rozprzestrzenić się na całą masę swoich poddanych w taki sposób, że nie tylko kontrolowałoby ich wszystkie działania, lecz także otrzy­ małoby od nich z powrotem każde wrażenie, jakie wywrze, tradycyjne sprzecz­ ności w polityce zostałyby w końcu usunięte: dociekanie, czy impulsywna siła powinna pochodzić od władzy w formie autorytatywnych rozkazów, czy piąć się do niej od ciała społecznego jako wyraz woli ogólnej, byłoby daremne, kiedy się widzi, że rozkazy te ex hypothesi całkowicie dostosowały się do tej woli. Jednym problemem jest filozoficzne pytanie, co nastąpiło pierwsze. Wychodząc od egoistycznej natury władzy, powinniśmy dojść do wniosku, że egoizm, nawet jeśli da mu się wolną rękę, mógł pożądać tylko takiej przyszłości, jakiej domaga się społeczeństwo. Teoria ta, jakkolwiek absurdalna, nie jest bardziej bez sensu niż ta, która od lat stanowi podstawowe jadło ekonomii politycznej. Jeśli bowiem egoizm jednostek, zostawiony sam sobie, musi zapoczątkować najlepszy z możliwych światów, dlaczego to samo nie miałoby odnosić się do egoizmu rządów? Trzeba oczyścić naukę polityczną z sofistyki tego rodzaju, mającej za swoją podstawę błąd polegający na tym, że nadaje się uniwersalną ważność prawdzie, która uniwersalna być nie może. Zarówno rozum, jak i obserwacja pozwalają wyciągnąć wniosek, że granice, w jakich egoizm ludzi o wysokim statusie wy­ nosi ich w ich samoindetyfikacji ze społeczeństwem, są tym szersze, im ich pa­ nowanie jest bardziej stabilne i długowieczne. Koncepcja legitymacji stanowi wyraz tej prawdy. Legitymizowana władza to taka, w której interesy władzy i in­ teresy społeczeństwa doszły do równowagi dzięki dostosowaniu się do siebie. Lecz ani logika, ani doświadczenie nie pozwalają nam stwierdzić, że instynk­ towne uczucie może sprawić, iż równowaga ta będzie całkowita. Tutaj znajduje się zatopiona rafa, na której spoczęły wszystkie te doktryny, zarówno starożytne, jak i współczesne, które nauczały, iż całkowity egoizm może być podstawą cał­ kowitego altruizmu. Jeśli to prawda —co nigdy nie zostało ściśle dowiedzione —że maksymalne dobro człowieka wynika z myślenia o dobru innych ludzi, obserwacja dowodzi, że w praktyce nie jest on w stanie popchnąć swojego ego­ izmu do tego oddalonego punktu, w którym nastąpią te owocne konsekwencje. Nawet w przypadku najbardziej prawomocnych władców egoizm nadal zajmuje pół domostwa; wciąż w wystarczającym stopniu emanuje antyspołeczną energią, żeby sprawić, iż egoistyczne instynkty będą dla społeczeństwa podej­ rzane, i żeby ludzie nie zwracali uwagi na usługi, jakie bez wątpienia egoizm spełnia. Altruizm, o który woła społeczeństwo, nie jest podświadomym pro­ duktem ubocznym, lecz świadomą zasadą rządzenia. Lecz jak tylko władzę zacznie uważać się wyłącznie za przedstawiciela dobra wspólnego, musi ona stworzyć sobie jasny obraz tego, czym to dobro wspólne

147

Traktat o władzy

Jisfc Kiedy władza była egoistyczna, stała przed nieuchronną koniecznością co­ dziennego dostosowywania się do społeczeństwa; wystarczyło wtedy stworzyć obraz wymogów publicznych, które, chociaż niejasne, wywodziły się z faktycz­ nych kontaktów. Lecz jak tylko władza, pod wpływem altruizmu, ma obraz całej w spólnoty i lekarstwa, jakiego potrzebuje, nieadekwatność ludzkiej inteligencji do takiego zadania uwydatnia się w całości. O sąd okazuje się bardziej ślepy niż to, co wskazuje czucie —innym i słowy, czucie jest nadrzędne wobec wzroku. W arto zwrócić uwagę na fakt, że wszystkie największe błędy polityczne wy­ wodzą s i| z błędnego odczytania dobra wspólnego - błędy, których egoizm, gdyby wzięto go pod uwagę, oszczędziłby władzy. Weźmy, przykładowo, unieważnienie edyktu nantejskiego. Ludwik XIV zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z wartości znakomitych usług, jakie świadczyli bystrzy mechanicy będący jego poddanymi5, a zezwalanie utalentowanym osobom na wjazd do Francji było polityką monar­ chii przez zbyt długi czas i miało zbyt dobre rezultaty6, żeby król nie brał pod uwagę ogromnych szkód, jakie wyrządziłoby m u rzucenie najlepszych francu­ skich obywateli w ramiona wrogów holenderskich lub angielskich rywali Francji. Jeśli, m im o to, podjął tak katastrofalną decyzję, zrobił to pod wpływem błędnej koncepcji dobra wspólnego i swojego obowiązku jako panującego. W jego mowie pogrzebowej Massillon stwierdził to explicite: „Wy, zwodniczy politycy, na próżno przedstawiliście Ludwikowi nieśmiałe rady Ittliifiej mądrości: ciało monarchii zostało osłabione emigracją tak óbywatełŁ handel nadwądony zarówno przez utratę siły jak i ukryte pozbawieni© ich bogactwa, gdy obce pań­ stwa były obrońcami przygotowywały s!| d o podjęcia działań wojennych w celu Jej ©brony, Mifcł^lpi©^ństwa.. jedynie‘;^ W i6 a iily ■ Jeśli można się oddalić od wszechogarniającej katastrofy naszych czasów na tyle, Mbf-WpAsi,®, nich sąd f ^ d a J li i^ Ś e będziemy mieć przykład analogiczny do powyższego. Zdrowy ijptaśii, przy braku innych motywów, odwiódłby am bitną władzę od rasowych, które, jak wiedziała, 5 Można zobaczyć w 2 lub 3 rozdziale mojego podstawowego kursu historii gospodarczej, L’Żconomie mondiale au vingtieme siecle, lub w moim krótkim opracowaniu L’Or du temps de Charles Quint et de Philippe U, że w X V I 1 XVII w. monarchowie patrzyli na postęp gospodarczy nie­ mal wyłącznie jako zależny od siły wojskowej. , ^ Jlltft monumentalne dzieło Boissonnade’a Le Socialisme d ’etat en France au temps des Valois et O m im Ł ,

*

Oraisonfiinebre de Louis XIV [wi] CEuvres? Lyon 1Ś01, t. 2, s. 5 ® ,

8 Mic w karierze Massillona (1663-17411*, który w swoim czasie dorównywał Bossuetowi jako nie sugeruje, że fragment Hfe zawiera choć źdźbło ironii - chociaż człowiek nie barn | i będzie w ii® ||||#|hy w mowie pogrzebowej niż w lapidarnej tafccypcji! Mowa pogrzebowa Ludwika XIV przeszła do pamięci ze względu na zdanie wygłoszone na otwarcie: „Dieu seul est grand”. D . w. Brogan, w recenzji tej książki, daje powody, żeby wątpić, Czy Ludwik był faktycznie tak prostoduszny, jak przedstawił go Massillon.

148

Ekspansionistvcznv charak ter władzy

doprowadzą do powszechnego wzburzenia i które, jak sama przyznała, pomogły rzucić na szalę ich wrogów w idki ciężar narodu dysponującego nieograniczonymi zasobami. Czy nie m am y tutaj także do czynienia z przypadkiem, w którym arbi­ tralna wizja tego, czym społeczeństwo pow inno być, doprowadziło władzę do po­ pełnienia największej gafy, przed którą ustrzegłby ją instynkt samozachowawczy? To nlepiM i& j że władza kotnpHaWtpiWój egoizm poprzez dążenie do celów, które uznaje za sjpoleciHej społeczeństwo jest bowiem skom plikowaną strukturą, a gdy eiffliM o sposoby usprawnienia go, fałszywa nauka i ideologiczna pasja są ślepymi i okrutnym i przew odnikam i - ani odrobinę mniej okrutnym i dla samego ludu wtajem niczonego w popełnione błędy. W ładza, jak myśli egoista, może oddać społeczeństwu ogrom ne przysługi; może także wyrządzić m u niewypowiedzianą krzywdę, gdy próbuje wprowa­ dzić te przysługi w życie. Lecz jedynie dzięki analizie intelektualnej możem y wyróżnić w niej dwa stanowiska, które rzeczywistość uczyniła nierozerwalnymi. Egoizm, który nadaje jej życie, i ideał, który rzekomo realizuje, są nieodłącz­ nymi jej cechami, jak pokazują osobowości gigantów władzy; nie są oni w stanie stwierdzić, czy to oni sami, czy ich ludy oszałamiają ich —przyjmują wszystko i wierzą, że to przekazują. W miarę, jak władza przechodzi przez następujące po sobie etapy swojego istnienia, połączone działanie tych cfwSA cech charakterystycznych s p i i j ^ rj fj wzrostowi; pierwsze daje jej bogactwo, drugie zapewniąnfeustępliwość. *

3. Egoistyczny b o d ziec d o w zrostu W ito p n iu , w jakim panow anie jest swoistym rodzajem egoizmu, wykazuje naturalną tendencję do wzrostu. Człowiek, twierdzi Rousseau, jest ograniczoną istotą: je g o życie jest

JlSilfcii, jego

E S M t a n je g o zdolność cie­

szenia się zawsze jest stała; n ic nie pom aga wyobrażanie sobie, że jest w ielki, bow iem nadal pozostaje mały. Państwo 9,2 drugiej strony, jako że jest ciałem sztucznym , nie zna granic; w ielkość będąca jego udziałem , jest nieograni■

i l m oże zawsze zw iększać się sam a10.

* Dając m u poczucie ludu, narodu, ■faWMfll jplttpaaaM|. 10 Por. fragment zatytułowany Que la guerre nait de I'etat social w dodatku (s. 309) do Du contrat social wydanego przez wydawnictwo Dreyfus-Brissac (Paris 1896).

149

Traktat o władzy A egoizmy, jakie go kształtują i dają m u życie, zwiększają jego podboje. Duch podbojów miał zarówno swoich wstrząśniętych oskarżycieli, jak i swoich apologetów; ci ostatni chwalą go za jego dzieło konsolidacji i ponownej konsolidacji małych bytów politycznych, w rezultacie którego powstały potężne formacje, stanowiące - według nich - konieczny warunek bardziej doskonałego podziału pracy, bardziej efektywnej współpracy społecznej i —w skrócie - po­ stępu cywilizacyj nego11. Zewnętrzny wzrost władzy wywołał liczne komentarze, wzrost wewnętrzny zadziwiająco mało. Niewielką uwagę poświęcono faktowi, że każda władza po­ strzega masę, nad jaką panuje, jako inwestycję, od której może uzyskać zasoby potrzebne dla swoich celów, czy też jako blok kamienia, który może ociosać, jak tylko jej się podoba. Powracając na moment do porównania narodu do jednostki, nie zapominając jednak, że tylko rządzący tak naprawdę postrzegają naród w ten sposób, głowa chce uzyskać od ciała jak najwięcej usług, a mózg zmierza do uzyskania coraz większej świadomej kontroli nad kończynami. Ta cecha władzy ukazuje się na bardzo konkretne sposoby: w zwiększonych budże­ tach, jakimi dysponuje, oraz w mnożeniu regulacji, jakie narzuca, i urzędników, którzy doglądają ich egzekucji. Ograniczając się do czynników zewnętrznych, czy kiedykolwiek widzieliśmy władzę, która, w przeciwieństwie do innych, nie była powodowana wewnętrznym pragnieniem wzrostu? Nie oznacza to, że każda władza odniosła taki sam sukces lub że stały wzrost wydatków, praw i biu­ rokracji spowodowany jest li tylko impulsem władzy. Twierdzę zaś, że impuls ten jest immanentny każdej władzy. Impuls ten wzmagają wszystkie egoizmy, te duże i te małe, szlachetne i plu­ gawe, które wzięte razem składają się na egoizm władzy. Perspektywy, jakie otwierają się przed wielkim człowiekiem, są niewidoczne dla przeciętnego Ko­ walskiego wykonującego swoje codzienne zadania. To od niego władza, nieza­ leżnie czy poprzez zgodę, czy przymus, otrzymuje środki, jakich potrzebuje. Lichy władca nie ma takich podniosłych marzeń: pozwala jednak odkręcić się wszystkim nakrętkom w maszynie, a z ich poluzowania wyniknie niepohamo­ wana potrzeba nowych podatków i dodatkowej podaży urzędników. Na dole rządowej drabiny urzędnik, milcząco i niezauważalnie, hoduje urzędnika i spro­ wadza jego krewnych i poddanych na stanowiska państwowe. Historia Zachodu od czasów podziału Europy na suwerenne państwa pokazuje nam niemal niezaburzony postęp wzrostu władzy rządu. Można*

" Spencer, Principles of sociology, t. 3, akapity; 4 3 8 ,4 5 1 , 481.

150

Ekspansionistvcznv charakter władzy nie zauważyć tego zjawiska tylko wtedy, gdy zwróci się uwagę wyłącznie na postać, jaką władza przybiera. Powstaje tym samym fantastyczny obraz: mo­ narchowie jawią się jako panowie niewolników, których haracz nie zna granic, a którzy zostali zastąpieni rządami reprezentacyjnymi. Zasoby owych rządów są wprost proporcjonalne do ich autorytetu, dopóki ostatecznie nie zwycięży demokracja, otrzymując od zgadzającego się narodu tylko to, co chce przekazać władzy, która jest jego sługą. Takie są imponderabilia. Są jednak także ponderabilia - wymiar armii, ciężar opodatkowania, liczba urzędników. Mierzalna skala tych narzędzi daje dokładny wskaźnik wzrostu władzy. Zacznijmy od panowania Filipa Augusta1213. Bez opo­ datkowania król utrzymuje się jak każdy inny posiadacz ziemski: ze swojej wła­ snej nieruchomości. Bez armii na jego każde skinienie, utrzymuje skromną straż przyboczną, która żywi się u jego stołu. Bez urzędników, opiera się, gdy idzie o spełnianie usług publicznych, na duchownych, których zatrudnia, i na służą­ cych, których mianuje. Nawet jego skarbiec i jego prywatna fortuna ma swoje miejsce w kościele i pozostaje w rękach mnichów, którzy są jego bankierami. Chociaż jestem jego poddanym, nigdy nie spotkam tego głównego dziedzica; nie wymaga on ode mnie żadnych podatków, nie wymusza na mnie służby woj­ skowej ani nie uchwala żadnych praw, które mogą wpłynąć na moje życie. Jakie zmiany dokonały się dla moich pobratymców do końca panowania Ludwika XIV! Po trwającej stulecia batalii zmuszono lud do regularnego uzu­ pełniania królewskiej kiesy. Monarcha utrzymuje ze swoich dochodów stałą armię 200 tys. żołnierzy. Jego rządcy zapewniają mu posłuszeństwo na prowin­ cjach, a policja ucisza malkontentów. Wydaje prawa i wypuszcza swoich dra­ gonów, żeby ukarali tych, którzy nie czczą Boga w sposób, który on uznaje za słuszny; ogromna armia urzędników zawiaduje i kieruje narodem. Władza na­ rzuciła swoją wolę. Nie jest już małą kropką w społeczeństwie, lecz wielką plamą w samym jego centrum, siecią linii, które przechodzą przez samo jego serce. Szkoda? Czy to nie rewolucja obaliła króla, żeby znieść jego strukturę, za­ atakować jego aparat panowania, który w każdym razie w części zniszczy, i ob­ niżyć podatki płacone przez lud? Wcale nie; zamiast tego zadekretuje pobór, którego monarcha od dawna pożądał, lecz którego nigdy nie był w stanie wpro­ wadzić w życie. Prawdą jest, że nigdy więcej nie zobaczymy budżetów Callone’a; lecz powodem tego jest po prostu to, że zostaną one podwojone za Napoleona 123

12 Filip II August —król Francji od 1180 do 1213 r. 13 Znani nam dzięki wspaniałym badaniom F. Lota i R. Fawtiera w Le premier budget de la mo­

narchiefranęaise, 1202—1203.

151

Traktat o władzy i potrojone w okresie Restauracji. Rządca zniknął, lecz jego miejsce zajął prefekt. A zatem rozdęcie ma ciągle miejsce. O d jednego reżimu do drugiego - zawsze więcej żołnierzy, więcej podatków, więcej praw, więcej urzędników. Nie twierdzę, że impuls władzy jest jedyną siłą napędową tego zjawiska; twierdzę zaś, że nikt nie może czytać historii, nie uświadamiając sobie jego ist­ nienia. Czasem impuls ten zelżeje, jak wtedy, gdy Karol V na łożu śmierci zniósł wszystkie podatki, z którymi miał tyle problemów i które umożliwiły mu od­ niesienie zwycięstw za jego panowania. Niemal natychmiast jednak ponownie je wprowadzono, chociaż dokonanie tego wymagało znacznego rozlewu krwi14. Są zatem przerwy, nawet odwroty, lecz to jedynie pojedyncze incydenty w postępie władzy na przestrzeni wieków. Nie m a wątpliwości, że władza nie mogłaby osiągnąć tego postępu, gdyby nie rzeczywiste usługi, jakie spełnia, i pod płaszczykiem nadziei wzniecanych przez przejawy altruistycznego aspektu swojej natury.

4. Społeczne usprawiedliwienie wzrostu władzy Gdy władza żąda dla siebie zasobów, zadowolenie poddanych szybko znika. Trzynastowieczny król mógł ubiegać się o możliwość włożenia swojemu najstar­ szemu synowi, na stosownym przyjęciu, zbroi rycerza. Lecz gdyby zbyt wcześnie po tym rozważał wydanie swojej córki i zażądał odpowiedniego posagu, spo­ tkałby się z bardzo złym przyjęciem. Żeby zebrać datki, władza musi powołać się na interes społeczny. To właśnie w ten sposób wojna stuletnia, w czasie której monarcha był często zmuszony prosić poddanych o współpracę, przyzwyczaiła ich w końcu, po często następu­ jących po sobie sporadycznych daninach, do stałego podatku, którego następ­ stwa trwały dłużej niż powody jego ustanowienia. To właśnie w ten sposób wojna o rewolucję uzasadniła pobór, chociaż do­ kum enty z 1789 r. są dowodem na jednomyślną wrogość wobec jego lichych początków za monarchii. Pobór jednak utrwalił się. Jest więc tak, że czasy zagro­ żenia, gdy władza podejmuje działania dla bezpieczeństwa ogólnego, sprzyjają przyrostowi arsenału, który zatrzymuje dla siebie nawet wtedy, gdy kryzys zo­ stał zażegnany.

14 Por. Lćon Mirot, Les insurrections urbaines.

152

Ekspansionistvcznv charakter władzy

Przez długi czas obserwowano, że egoizm władzy zyskuje na niebezpieczeń­ stwie publicznym: Istnieje spisek [zawołał Omer Talon], który ma na celu utrzymanie przy życiu potwora, jakim jest wojna, żeby mogła ona trwać jako sposobność dla tych, którzy nadużywają autorytetu królewskiego, pozwalając im pochłonąć własność, która wciąż znajduje się w rękach prywatnych.

Nie można wyolbrzymić roli odgrywanej przez wojnę w rozdęciu władzy; ale wojna nie jest jedyną okolicznością, w której władza może powołać się na interes publiczny, żeby zwiększyć ucisk narodu. Jej rola nie polega jedynie na obronie swoich poddanych przed innymi władzami, takimi jak ona; władza twierdzi także, że chroni ich przed siłami innego rodzaju. Niezmiernie często możemy spotkać się z błędem polegającym na tym, że nie dostrzega się w społeczeństwie więcej niż jednej władzy, tj. władzy poza władzą rządową czy publiczną. Podczas gdy w rzeczywistości władza rządowa jest jedynie jedną z wielu władz istniejących w społeczeństwie, istnieje poza nimi cały szereg innych, które natychmiast stają się jej współpracownikami pod tym względem, że pomagają jej utrzymać porządek społeczny, lub jej rywalami, zdo­ bywając posłuszeństwo ludzi i przeciągając ich na swoją stronę. Te nierządowe władze, którym nadamy nazwę władzy społecznej, nie posiadają bardziej anielskiej natury niż sama władza. Gdyby posiadały, mielibyśmy do czy­ nienia, możemy na to liczyć, z doskonałą harmonią między nimi. Lecz tak nie jest: niezależnie jak altruistyczna ma być jedna z tych władz, jak ojcowska czy duchowa, natura ludzka nadaje jej pewną cząstkę egoizmu: sprawia ona, że władza taka ma skłonność do uznania siebie za swój własny cel. Natomiast władza, która jest z na­ tury egoistyczna, jak władza cesarza czy panów feudalnych, z czasem trzeźwieje i nierównomiernie rozwija się u niej duch ochrony i miłości. Każda władza jest z natury dwoista. Każda odrębna władza, jako że wykazuje się ambicją, ma ten­ dencję do wzrostu; jako że cechuje ją egoizm - do rozważania tylko swojego bez­ pośredniego interesu; jako że jest zazdrosna —do zmniejszania roli innych władz. Wynika stąd nieustający spór władz. A spór ten daje państwu najlepszą szansę. Wzrost jego autorytetu uderza jednostki nie tyle jako stałe wtargnięcie w ich wolność, co jako próba obalenia różnorodnych niewielkich tyranii, którym byli oni podporządkowani. Wygląda to tak, jakby postęp państwa był środkiem po­ stępu jednostki. To stanowi główny powód nieustającego współudziału poddanych w pla­ nach władzy; to prawdziwy sekret ekspansji władzy.

153

Traktat o władzy

5. Władza jako powiernik nadziei Ludzkość żarliwie chce uciec przed swoim przeznaczeniem i swoim poło­ żeniem; to jej życzenie, gdy przeniesione w sferę działania, jest źródłem wszel­ kiego postępu. Lecz to także właśnie ta wulgarna15 forma modlitwy prosi o in­ terwencję niewidzialnych sił w nasze prywatne sprawy. Czy to nie naturalne, że modlitwy tego rodzaju, nakierowane na cele prak­ tyczne, powinny być adresowane także do widzialnej władzy, na tyle potężnej, że może zniszczyć sprawcę naszej niedoli i niegodziwości nam wyrządzonych, na tyle bogatej, że może w całości spełnić nasze życzenia i na tyle suwerennej, że może zmienić całe nasze życie? Berło to magiczna różdżka, która może zdziałać cuda: „Si le roi voulait”. Lecz cuda te mogą nastąpić tylko, dopóki władzy nie ograniczają kajdany rządów prawa. Jeśli nie jest władna łagodzić sprawiedliwości oportunizmem i przyznawać nieoczekiwane dary, jej baśniowy urok szybko zaniknie. Wynika stąd, że umiarko­ wane instytucje stają się, żeby użyć żywotnego wyrażenia Lamartine’a, „nudne”. Choć szkodliwość arbitralnej władzy została udowodniona raz za razem już tysiące razy, arbitralna władza wciąż powstanie na nowo. Żeby ją zrzucić, ludzie muszą znudzić się płaceniem zbyt drogo za niewielką szansę na to, że arbitralny władca będzie grać w tę samą grę, co oni, tak jak męczymy się loterią, w której nasza zła passa trwała zbyt długi czas. Lecz arbitralna władza za każdym razem podnosi swoją głowę; powraca do życia dzięki swoim obietnicom, niepodwa­ żalnej atrakcyjności, która toruje jej drogę. Im większa przepaść między obudzo­ nymi namiętnościami człowieka a rzeczywistością jego istnienia, tym bardziej krzykliwe będą pasje, które wzywają magika. Władza nie jest wyłącznie powiernikiem egoistycznych nadziei; jest także powiernikiem nadziei altruistycznych i społecznych. Tylko nędzna filozofia wy­ jaśnia wszystkie ludzkie zachowania za pomocą prostego motywu egoistycznego interesu. Zadaje jej kłam zarówno to, że spekulatywne umysły produkują raz za razem wizje lepszego porządku, jak i to, że wizje te mają wpływ na ludzi, którzy osobiście nic nie mają do zyskania na zmianie. Sprawozdanie z różno­ rodnych przekształceń społecznych, które pominęłoby ustalenie wpływów tych wizji, byłoby całkowicie fałszywe. Jednak nawet one, nie mniej niż najbardziej karygodne, zagmatwane oczekiwania, są ziarnem na przemiał w młynie władzy. W sferze natury nic nie jest w stanie zaspokoić prymitywnych żądz ludzkiego ducha. Kochając swoje własne eksperymenty, proste stosunki i bezpośrednie 15 W przeciwieństwie do mistycznej modlitwy, która prosi o silę, żeby zaakceptować.

154

Ekspansionistvcznv charakter władzy

związki przyczynowo-skutkowe, jakie jego umysł może pojąć, i prostoduszne plany, które jest na tyle mądry, żeby stworzyć, człowiek m arzy o tym, żeby cały świat okazał się zbudow any nie tylko tym i samymi środkami, jakie on posiada, lecz także dzięki tym samym umiejętnościom, które są jego udziałem. Radując się tym, że sprowadza wszystko do jedności, jest cały czas zażenowany nieskoń­ czoną różnorodnością, jaką zdaje się preferować sama natura, czego przykładem niech będą struktury chemiczne i ciała organiczne. Przyjemnie jćff wyobrażać sobie, jak człowiek, gdyby posiadał potęgę, p o ­ now nie stworzyłby wszechświat - proste i jednolite wzory, na jakich by go oparł. N ie m a tej władzy, lecz m a - lub m a - władzę rekonstrukcji porządku społecznego. To dziedzina, w której, jak sądzi, prawa natury dla niego nie w której chce zasadzić tę prostotę, która jest jego motywem prze­ w odnim i którą bierze za doskonałość. < J ik tylko intelektualista wyobraża sobie prosty porządek rzeczy, służy wzro­ stowi władzy. Istniejący porządek, tutaj jak wszędzie, jest bowiem skom pliko­ wany i opiera się na całym szeregu najbardziej zróżnicowanych podpórek, auto­ rytetów, sentym entów i dostosowań. Jeśli dąży się do tego, żeby jedna sprężyna wykonała pracę wista* jak potężny musi być ji j p i p i t ; lub jeśli jedna kolum na musi podeprzeć tu* f© wiele podpierało, m usi być ona najgrubsza ze wszyst­ kich! Tylko władza może się stać tą sprężyną lub kolum ną —i jakaż to władza ttUHl tego prostego pow odu, że spekulatywne myślenie m a skłonność do lekceważenia użyteczności szeregu drugorzędnych czynników, które składają się na porządek, prowadzi ono nieuchronnie do w zmocnienia władzy centralnej, nigdy bardziej pewnie niż wtedy, gdy podważa każdy rodzaj władzy, włączając w to władzę centralną; w ładza musi bowiem istnieć, a gdy pojawia się znowu, przybierze najbardziej skoncentrow aną postać, jaka jest możliwa1** 38 Gomte dobrze przyglądał g$| gpfflL co nazywamy „złem”, które, jakkolwiek nie ważąc się usunąć go ze świata przyrody, pragniemy usunąć ze świata społecznego: „Z powodu jego wiel­ kiego skomplikowania, świat polityczny nie może być gorzej regulowany niż astronomiczny, fizyczny, chemiczny czy biologiczny. Czemu jest więc tak, że zawsze oburzamy się przeciwko w p łMh t nied oskonałoJriom ludzi z pierwszej kategorii, podczas gdy przyjmujemy wszystkie inne ze spokojem i rezygnacją, chociaż nie są one choćby o k m y n ę mniej znaczące i szo­ kujące? Powodem tej dziwnej różnicy jest to ,ja k sądzę, że do tej pory filozofii pozytywnej udało się rozwinąć nasze najskrytsze uczucia względem prawa natury tylko w odniesieniu do najprostszych zjawisk, których analiza jest względnie prosta i które trzeba było przebadać Jatp pierwsze”. C om te, Cours de philosophicpositive, t„ 4, s. 1 5 2 -1 5 3 . ***

słusznie zauważył w przypadku rewolucji* linia, rozumowania, która krytykuje władzę polityczną jako irracjonalną i traktuje ją jako nieznaczącą, pomaga obalić nie tylko M, lecz także władze społeczne i duchowe składające się na potząafck; przygotowuje ona ipm facto ostateczne zwycięstwo władzy politycznej, która musi powstać ponownie nad władzami społecznymi i duchowyjisL które nie podlegają W iej naturalnej jggfjdegiisill, A zatem wła­ dza polityczną rośnie, nieobciążona hamulcami i ograniczeniami: „G łówny gmach był w rutoach, ale go odbudowano; a jako że za każdym razem, gdy powstawał js» ;i»wq> wszystko,

155

Traktat o wladzv

6. Myśl I Władza, filozof i tyran Istnieje wiele nieporozumień co do prawdziwych stosunków między myślą a władzą. Wystarczy nam, że myśl notorycznie krytykuje istniejący porządek i ustanowioną władzę, żeby można było całkowicie pominąć jej pasję porządku i autorytetu. Obfitująca w idee piękna, harmonii i sprawiedliwości, myśl jest poniewierana i obalana przez rzeczywistość społeczną. Tutaj, mówi, rozpostarte są przypad­ kowo miasta rażące zarówno w oczy, jak i w nos; w ich ramach żyją brzydkie, głupie i nieszczęśliwe istoty; głupota zaciemnia radę, a drzemią tam skąpstwo i zło; czy będziemy mogli znaleźć królewski pałac króla przyrody, odzwiercie­ dlenie inteligencji Boga? Jak z otchłani tych ścieków myślenie może ponieść po­ rażkę w przywołaniu idealnego miasta, w którym nieporównywalna piękność obywateli dorównywałaby majestatowi budowli? To właśnie w slumsach Neapolu Campanella18, dominikanin, miał ów fen Q mięścię słońca, które nie miałoby na swoich murach żadnych lecz figury geometryczne i obrazy zwierząt i roślin uporządkowane według nauki oraz narzędzi stworzonych dzięki ludzkiej pomysłowościąnad jĘgS-życiem pieczę sprawuje Nadrzędny Metafizyk . W ten sposób, pod wpływem bodźca „boskiej delikatności, która czuje za­ równo nienawiść, jak 1 iwfeiS, Ittóra przekształca i podnosi to, co kocha”19, myślący człowiek buduje swoje B e a l n e s w o j ą Republikę, swoją Utopię, w których nfc ma żadnego nlspog^dlia i niesprawiedliwości. Przyjrzyjmy się Jidnafe* jak główni budowniczowie Rajów, Platon, Morus i Campanella, zabrali się do tego. l o d z i ł ^ pspopiw przez pozbycie się różnic; " N iech o&gecntele nigdy nie

się jymgfcl Platon] i niech nigdy nie pró-

• bują dowiedzieć się, co znaczy działać niezależnie i osobno, i niech nigdy nie przyzwyczają się do działania w ien sposób; ftfceefa raczej zmierzają wspólnie . do

id ó w i l i s s h

w e wszystkim jedną drogę ży- f .

ciową20. ' co w dawnym okresie miało go ograniczać, znajdowało się w ruinach, nagle z wnętrza narodu, który właśnie obalił króla, powstała siła jeszcze potężniejsza, bardziej skrupulatna i absolutna , n iż ta, któsąJdedykdiwlek posiadał król , De la democratic en Amćrique, t. 3, s. 308-309. l® Tomaso Campanella $ 3 0 8 -1 6 3 9 ) —mnich dominikański, trzymany przez 27 lat w więzieniu f f l^igdłp-, przez władze hiszpańskie za rzekomy współudział w spisku politycznym. Jego: * w więzieniuw 1623 r. To zimna i abstrakcyjna wariacja na temat Morusa, która również m a Platona za tło. . 19 Friedrich Nietzsche, T h e Will to Power, t. 2, s. 283 [wyd. polskie: Wola mocy, przeł. K. Drze­ wiecki, S. Frycz, Kraków: Wydawnictwo Vis-ż-vis - Etiuda 2009]. 0 Plato, Les Lois, księga XII [wyd. polskie: Prawa, przeł. i oprać. M . Maykowska, wyd. 2, War-

156

Ekspansionistvcznv charakter władzy Własność jest wspólna; magistraci dadzą każdemu obywatelowi jego działkę, gdy jej potrzebuje. Ubranie jest jednolite, posiłki je się wspólnie, zakwaterowanie również jest wspólne, a Campanella pokazuje nam obraz magistratów dystrybu­ ujących mieszkańców, na okres sześciu miesięcy, pośród różnych domostw tak, że każdy ma swoje imię obok swojego łóżka. Magistraci przyznają każdemu jego zadanie i ich zgoda, którą mogą w każdym czasie cofnąć, jest konieczna, żeby kto­ kolwiek mógł uczęszczać do szkoły. Morus dzieli życie mieszkańców Utopii między pracę na polach i pracę w miastach, przy czym ta ostatnia, chyba że magistraci zda* cydują inaczej, będzie taka sama, jak praca, którą wykonywali ich ojcowie. Nikt nie może opuścić swojego domu bez pozwolenia określającego datę powrotu. A ftitS P popierał zakaz podróży zagranicznych, chyba że z powodu obowiązków publicz­ nych: narzucił powracającym obywatelom obowiązek wyjaśnienia młodym poko­ leniom, jak podrzędne były zagraniczne instytucje w porównaniu z ich własnymi. Takie są zasady Idealnych republik, o jakich marzyli filozofowie, mogłyby zachwycić naszych przodków w czasie, na realizację. W naszej epoce, w miarę jak chmury burzowe są coraz bliżej, spoglądamy na nie z bliska; szukamy tam wolności i nie znajdujemy jej. Są to marzenia o tyraniach, o najbardziej surowych, ciężkich i opresyjnych tyraniach, jakie historia kiedykolwiek nam poteżAu W.tóh wszystkich po­ rządek zapewnia się za cenę powszechnego meldunku i masowego dyscyplinowania. To właśnie do tego prowadzi nas tiy llę n it bez żadnych granic i cugli! A wy­ obrażenia te w największym stopniu ujawniają naturalne skłonności myślenia. Mjtfiinite kwitnie w porządku, ponieważ jest inteligencją; postrzega porządek W prostocie, ponieważ jest ludzkie. Kiedykolwiek dąży do urzeczywistnienia tego porządku, ukazuje złowieszczą brutalność Savonaroli czy Kalwina; częściej jednak poszukuje pomocy i przekabaca na swoją stronę ludzi działania, swoje świeckie ramię: przykładowo, Platon spodziewał się, że jego prawa będą egze­ kwowane przez tyrana z Syrakuz. Czy związek filozofów z tyranią jest paradoksem? W żadnym razie. Władza nigdy nie może być zbyt despotyczna dla spekulującego człowieka, dopóki oszukuje on sam siebie, że jej arbitralna siła przyspieszy realizację jego planów. Dowodzi tego urok, jaki rosyjski despotyzm miał dla intelektualistów. Zdanie Auguste’a C om te’a na tem at cara Mikołaja to jedynie powtórzenie oczekiwania Diderota na to, żeby caryca Katarzyna W ielka uchwaliła za pomocą ukazu do­ gmaty encyklopedystów*21. Nie mogąc osiągnąć swoich celów dzięki należącemu

szawa: „Alfa-Wero” 1997]. 21 W radiowej recenzji tej książki Max BelofF porównał urok Katarzyny dla Woltera i Diderota

157

do niej

— perswazji - inteligencja pożąda tych narzędzi władzy, które

działają szybciej; a W olter podziwiał Katarzynę za to, źe „jest władna sprawić, że 50 tyii ludzi maszeruje do Polski, żeby ustanowić tam tolerancję i wolność su m ien ia’22. Ą zatem łatwowierne plem ię filozofów działa na rzecz władzy, wyjej zalety i i do punktu, w którym władza pozbawia ich złudzeń. Dalej,

zaczynają ją wyklinać, lecz wciąż służą jej sprawie w ogólności, po­

to

kładając nadzieje w radykalnym i systematycznym zastosowaniu swoich zasad, zadaniuj którem u sprostać m oże tylko potężna władza. Benjam in C onstant23 słusznie wyśmiał niefilozoficzną preferencję uczonych dla autorytarnych metod: ., Każde znaczące zastosowanie tej bezprawnej siły, każde odwołanie się do w czasach kryzysowych traktowane było, ze stulecia M, fianWfei z szacunkiem i opisywane z bardzo korzystnej perspektywy. spokojnie przy iPftffl, biurku, uwalnia arbitralną władzę we M t tt r te f c IJtara;:Sif, żeby jego styl odzwierciedlał osobliwość, faórej gaMHsowanie popiera; postrzega

sfepćlfegF przez moment, jakby

władzę z tego względu, że pochwala jej nadużycia; ogrzewa swój spekulatywny umysł przy ognisku demonstracji siły, która służy za ozdobę jego epoki; w ten sposób władza kojarzy mu się z przyjemnością; na cały głos powtarza piękne frazesy - bezpieczeństwo narodu, nadrzędne prawo, interes publiczny; zgubił się w oczarowaniu swoim własnym geniuszem i jego sa­ mego zadziwia jego energia. Biedy głupiec! Jego słowa są zaadresowane do ludzi, którzy wcale nie chcą ich słyszeć i którzy, usłyszawszy je, skorzystają z pierwszej okazji, żeby wypróbować jego teorie na nim samym24. z pociągiem Webbsa do Stalina. 22 Dobrze znamy ten zdumiewający list, w którym Wolter przyklaskiwał najazdom na Polskę: „Jest kobietą, która zaskarbiła sobie ogromny szacunek: jest ona Semiramidą Północy, która sprawia, że: 50 tysięcy ludzi maszeruje do Polski, żeby ustanowić tam tolerancję i wolność sumienia. Jest to unikalne zdarzenie w historii świata i odbije się ono, gwarantuję ci, szero" kim echem. Jestem dumny z tego, żejestem u niej w łasce: jestem jej aspirantem, jeśli chodzi o wszystkich i przeciwko wszystkim. Dobrze zdaję sobie sprawę z pewnych błahycn zarzutów, jakie kieruje się pod jej adresem w sprawie jej męża [w Którego morderstwie brała udział], ale są to sprawy rodzinne, którymi się nie interesuję; a poza tym nie jest złym układem zły uczynek naprawić, ponieważ wymaga to wielkich wysiłków, żeby wywołać u społeczeństwa poważanie i podziw; a w każdym razie ten nędznik, jej mąż, nigdy nie dokonałby tych wspa­ niałych rzeczy, które moja Katarzyna robi każdego dnia”. List to pani du Deffand, 18 maja 13167. CEuvm, t. 45, s. 267-M jf. 23 Henri-Benjanfc Constant de Rebecque —francuski pisarz i polityk, którego dzieło jest obszernie cytowane w niniejszej książce. Konsekwentny zwolennik zasad liberal­ nych i wolności prasy, zaufany pąjni de Stad. Jego dzieła polityczne, wszystkie krótkie i rzeczoiiteiftfcsąw thwack pt. Cours de politiqueconstitutionelle. Menjamln CtaSSKSfe Depespmt de conquete et dusurpation [w:] CEuvres, 1. 1, s. 249.

158

Eksoansionistvczny charakter władzy

Myślenie marzące o porządku, jednocześnie zbyt jp r s s ty r a I dą­ żące do zrealizowania go zbyt szybko dzięki środkom, ..trirę s ą d r a s t y c z n e i zbyt radykalne, stale * władzą: nawet wypowiadając wojnę sprawującym władzę, d z ia li na rzecz Jij zwiększenia. Umieszcza bo­ wiem w głowach ludzi wizje, które mogą przybrać konkretny kształt tylko za pomocą ogromnego wysiłku czynionego w kierunku przeciwnym niż ten, jaki przyjął naturalny bieg wydarzeń - wysiłku, do którego zdolna jest tylko władza, potężna władza. A więc, p o d su m o w u j^ myślenie uzbraja władzę w najbardziej efektywne uzasadnienie swojego rozrostu. Jako samozwańczy egoista, władza napotyka opór wszystkich interesów spo­ łecznych, z którym i musi wchodzić w interakcje. Lecz niech nazwie siebie altruistyczną i odda się urzeczywistnianiu ideału, a zdobędzie nad każdym interesem taką przewagę, która pozwoli jej poświęcić go w celu spełnienia swojej misji i zgnieść każdą przeszkodę na drodze jej zwycięskiego marszu.

Rozdział 8 O RYWALIZACJI POLITYCZNEJ1

Historia to zapis sporu władz. Zawsze i wszędzie człowiek staje się właści­ cielem człowieka, żeby nagiąć go do swojej woli i dostosować do swoich planów; społeczeństwo jest tym samym postrzegane jako plejada władz, które powstają, rosną i walczą ze sobą. Władze, które różnią się od siebie rodzajowo, jak np. władza polityczna od rodziny, pana na włościach czy księdza, mogą znaleźć się zarówno w stanie współpracy, jak i konfliktu. Między władzami, które są tego samego rodzaju i które są równie nieograniczone, jeśli chodzi o ich zakres2, naturalny stan rzeczy to wojna. Człowiekowi, który żyje wyłącznie w czasie —jeśli szczęście dopisało —pokoju, wojna wydaje się zbiegiem okoliczności; lecz komuś, kto przypatruje się rozwojowi dziejów, przedstawia się ona jako ta sfera działalności państw, która jest jak najbardziej zgodna z ich istotą. Spójrzmy na mapę Europy - nie statyczną, jaką przedstawia geografia po­ lityczna każdego okresu, lecz raczej na obraz zmieniający się na przestrzeni wieków. Zobaczmy, jak obszary w kolorze różowym, niebieskim czy żółtym, oznaczające państwa, do których przynależą, rozprzestrzeniają się kosztem in­ nych państw i zmniejszają się pod naciskiem sąsiadów. Macka skierowana jest w kierunku morza, wzdłuż rzeki zakłada się przymierze, zdobywa się górę z marszu czy otacza i wchłania się ciało leżące poza granicami kraju. W końcu ośmiornica traci swoją żywotność; nadchodzi dzień, gdy staje się ofiarą apetytu innego drapieżnika i upada pod jego naporem.

1 Rozdział ten ukazał się w styczniu 1943 r„ w recenzji Suisse contemporaine. 2 Jako że państwo jest ciałem sztucznym - rzekł Rousseau - nie ma narzuconych z góry granic [...] nierówność człowieka ma swoje granice z natury rzeczy, ale nierówność społeczeństw może się zwiększać, aż jedno wchłonie wszystkie pozostałe”.

161

Traktat o władzy

Obrazy przywoływane przez te zmieniające sif Łdióty peł­ zające ameby, które możemy oglądać pod mikroskopem. I to, niech nas Bóg chroni, jest historia.

1. Czy wojna jest obca w spółczesnym państwom? Przed XIX w. taki rodzaj kanibalizmu był |p P ^ p m przedmiotem badań hi* storycznych. O d tamtego czasu uczeni patrzyli w innym kierunku.. Myśleli, nie bez powodu, że współcześnie duch podbojów odnosi się nie do narodów, lecz do im władców; bpi, jm feta Jg lp L ft Meg ewolucji politycznej polega na podporządkowaniu W tjai HHtadflft, tMA* przeszłości, tematy teraźniejszości byłycałkowfcie Inne —człowiek zrzu­ cający jarano społecznego despotyzmu i dzięki nauce, umiejętnościom i kom­ binacjom władający zasobami ziemi. Gdy 10. W jpćfaćtte oko spB ^^O 'Jia minione stulecia, wydawali się stfa* l^Iókpwł, fó tiÓm np|p® Ą r mask monarchom | pozostawiły w spuściźnie studentom niezliczone bitwy, były jedynie przypadkowymi zdarzeniami, głównymi i podstawowymi liniami ludzkiego p a n u ją ,. % * Ten Tn— flj był prawdziwszą historią niż opowieść o eskapadach wojskowych! Rozwój ten przedstawiał się bowiem jako stały postęp w jednym kierunku, jakim jest połączona eksploatacja zasobów światowych na korzyść wy­ branego człowieka i jego pobratymców. Taki był cel, do którego narody świata, teraz panowie swoich losów i prze­ nikliwi absolwenci systemu edukacyjnego, zmierzały w świadomej jednomyśl­ ności. Każda osobna władza, będąc obecnie sługą narodu, naciskałaby na ten postęp. Jeśli przypadkowo dochodziłoby o la ,y i^ , Bogactwo zgromadzone przez osoby prywatne dało państwu niemal nieskoń­ czone zasoby do prowadzenia wojny. Powstawały fabryki metalurgiczne, które można było, gdy nastał czas, wykorzystać do stworzenia jeszcze potężniejszych ira n k Ete banków wpływały fafine n p t e i wydatki ik ^ h b l Dla­ czego Niemcy przeprowadzały pBodiimeię w blPiiifr Anglia, dtang&L .te? jej firmy kontrolują światowe zasoby ropy, 4. Rosja okrywała się torów kolejowych? Działania te wyglądały na pokojowe, lecz stanowiły część procesu gromadzenia asów w nieustającej grze o władzę. Ostatecznie, sam postęp demokracji umieścił bronie w zbrojowniach rządów. WWfa* które wszyscy jik o siły obce, flb mogą zmusić swoich na­ rodów do dokonania naprawdę wielkich pofw ięce^ *^^1, gdzie, z drugiej strony są one blisko związane ze swoimi narodami, mogą uzyskać od nich więcej, czego dowodem zaskakująca wielkość armii, jaką do d p p ę s f ^ t władcy Francji rewolucyjnej i imperialnej. Wynikało to stąd, że ludzie sądzili, iż władza ta jest krwią z }#J krwi. W rezultacie dokładnie te same zjawiska, które zdawały się obiecywać epokę wiecznego pfe& pĄ w przygotowywały dla władzy materiały i psychologiczną broń wojenną, której siła i skala zdecydowanie przekraczały to, co widziano kiedykolwiek wcześniej.

3 Leibniz stwierdził, że jedynym miejscem, na którym słowa „pax perpetua” miały jakiekolwiek znaczenie, jest cmentarz.

163

Traktat o władzy

2. Militaryzacja cywilizacji Czy nie było wygodnie, gdy mieliśmy prawa historii, zgodnie z którymi wielkie społeczeństwo, jakie dziś istnieje w świecie zachodnim, będące samo w sobie zalążkiem cywilizacji, miało ulegać demilitaryzacji, w miarę jak postę­ pował jego rozwój? Czy zjawiska tego nie widzieliśmy w przypadku Rzymu? Im dłużej cywilizacja ta trwała, tym mniej jej członkowie skłonni byli do brania broni do rąk. Powołanie wojskowe, które we wczesnym okresie rozwoju było naturalnym zajęciem każdego dorosłego mężczyzny - jak wśród wszystkich ludów pierwotnych: Irokezów, Zulusów i Abisyńczyków - stało się ostatecznie wyspecjalizowaną i dyskredytowaną profesją. Proces postępującej demilitaryzacji był widoczny przede wszystkim w liczbie żołnierzy pod rzymskimi sztandarami. Wciąż nieokrzesane miasto, które zaata­ kował Hannibal, liczyło jedynie milion ludzi w czasie, gdy wystosowało prze­ ciwko niemu w Kannach armię ponad 85 tys. ludzi. Lecz gdy jego armie starły się pod Farsalos4, Republika, chociaż do tego momentu rozprzestrzeniła się w całym basenie Morza Śródziemnego, nie mogła wystawić więcej niż 65 tys. ludzi. Gdy Tyberiusz wytężył wszystkie siły, żeby pomścić legiony Warusa, mógł wysłać bratankowi Germanikowi jedynie 50 tys. ludzi. Marek Aureliusz, jak się wydaje, nie miał ich więcej, gdy próbował zakończyć spór z Partami. Gdy Julian Apo­ stata powstrzymał Alemanów koło Strasburga5, miał 13 tys. ludzi, a Belizariusz dostał od Justyniana 11 tys., żeby odebrać Włochy z rąk Gotów6. Taka jest naturalna ewolucja ludu, który staje się coraz bardziej cywilizo­ wany. Wyjaśnia to także ostateczną niezdolność tego ludu do walki w obliczu inwazji Gotów i Wandalów - niewielkich ludów, które miały zacięcie wojskowe, chociaż liczyły nie więcej niż dziesiątki tysięcy ludzi; mogłaby ich pokonać naj­ mniejsza prowincja Cesarstwa, gdyby wyszkolić wszystkich jej mieszkańców w sztuce wojennej. Alaryk nie zdołałby zdobyć dawnego Rzymu, tak jak Genzeryk nie mógłby podbić starej Kartaginy. Droga, którą zmierza nasza cywilizacja, prowadzi w przeciwnym kierunku —do katastrofy równie totalnej, lecz zupełnie innego rodzaju. Pod Poitiers, które było decydującą bitwą XIV w., udział brało mniej więcej 50 tys. ludzi, a mniej więcej tyle samo walczyło pod Marignano. Tylko niewiele więcej, ponoć około 65 tys., biło się pod Nórdlingen, w decydującej bitwie 4 Chodzi o bitwę między Juliuszem Cezarem a Pompejuszem w 48 r. p.n.e. 5 Bitwa pod Argentoratum w 357 r.

6 Wielkości wzięte z dobrze znanego, czterotomowego traktatu Hansa Delbriicka pt. Geschichte des Kriegskunst, 1900-1920.

164

O rywalizacji politycznej

wojny trzydziestoletniej. Lecz przejdźmy do M alplaquet w 1709 r. i Lipska w 1813 r.: odpow iednio 200 tys. i 450 tys. Jesteśmy w tym coraz lepsi. I w ojna światowa zabiła lub okaleczyła pięć razy więcej ludzi niż było powołanych do służby wojskowej p o d koniec wojen na­ poleońskich7. O fiary w obecnej wojnie (1939-1945) przekraczają zaś wszelką wyobraźnię. Kończymy tam , gdzie zaczęli barbarzyńcy.

3. Prawo rywalizacji politycznej Czemu wycofujemy się z cywilizacji, zamiast postępować do przodu tak|afc Rzymianie? Przychodzi na myśl jedna różnica między ich światem a naszym: ich był monistyczny, nasz jest pluralistyczny. Jeśli chodzi o skład ludzki, nasz jest może mniej zróżnicowany niż rzymski, lecz podzielony został na liczne rządy, z k tó ­ rych każdy, jak mówi Rousseau, „czuje się słaby tak długo, jak istnieją rządy silniejsze niż on sam; jego bezpieczeństwo i przetrwanie wymagają tego, żeby stał się silniejszy od swoich sąsiadów”. EMęj mówi tak: ■ ■ Jako że jego w ielkość jest względna, ciało pgjitaSfcKji m a sl B M M h

k

U I

jbh

równania, żeby naprawdę się poznać; jest zależne od tego, co z m |d u fesię w okół ' ■ niego, i m usi interesować się tym, co się tam bować S U f W U f t p i i i trzymać się z boku; staje od tęgó! czy jego isgiM.. rośnie, czy się zmniejsza,

MW

BMVCpró­ A l f W za leżn ości.;

w siłę, £ i§ słabnie. ;*w

. N aturalna zazdrość między władzami sprowadziła na jedną dobrze znaną zasadę —państw a płacą d ro p ) za to, że zapom ną o r i f f choćby na m o­ m ent —że aneksja danego terytorium przez jedną władzę, dając tem u p iif lf f il dodatkowe źródło zasobów, zmusza inne do przedsiębrania podobnej ekspansji w celu ponow nego ustanowienia równowagi. Istnieje feilp alc law y J p if tlb na zdobycie siły. Jest o n przy okazji znacznie bardziej przerażający niż zajęcie jakiegoś obszaru: postęp dokonany przez władzę w eksploatacji naturalnych zasobów swojego kraju. Jeśli będzie korzystać z b o ­ gactwa i siły narodu w coraz większym stopniu i zdoła przekonać społeczeństwo 7 Według ojca de Pradta w latach 181§“4 f li 4 pod sztandarami znalazły się m iliony ludzi. I woj­ na światowa zabiła 8 m f e a okaleczyła 6 m in (Edgar JL’Enqu&e sur la production, Geneva 1920).

165

Traktat o władzy

do tej nowej polityki, zmienia stosunek między swoimi środkami na prowa­ dzenie wojny a posiadanymi przez swoich sąsiadów; staje się, jeśli jej kapitał jest niewielki, równa największym potęgom, a jeśli jest duża —w zasięgu jej ręki będzie osiągnięcie pozycji hegemona. Jeśli w okresie panowania Gustawa Adolfa miejsce Szwecji w świecie poli­ tyki było nieproporcjonalne do znaczenia kraju, wynikało to stąd, że ów wielki król podporządkował działalność narodu swoim projektom w takim stopniu, jaki wcześniej wydawał się nieosiągalny. Również Prusy w czasie Fryderyka II nie mogłyby trzymać w szachu koalicji trzech wielkich monarchii, z których każda byłaby w stanie je zniszczyć, gdyby nie podobnie intensywna eksploatacja swoich możliwości. Podsumowując, Francja w okresie rewolucji jednym susem podbiła cfeagry. fglfkii nie mógł zdobyć Ludwik XIV, a to dlatego, że bardziej totalna władza w większym stopniu korzystała z zasobów narodowych. Edmund Jk$m * pisząc w Ł* dobrze to rozumiał: Państwo [francuskie] jest wszystkim. W szystko kieruje się do produkcji siły. Jest wojskowe w swojej zasadzie, w swoich maksymach, w swoim duchu i w swoich wszystkich ruchach. U

Gdyby Francja miała tylko połowę

> iffpffljl ludności, swojej zwartości, swojej m ożliwości zastosowania siły, by­ łaby zbyt silna dla większości państw europejskich takich, jafclfe one

1 za­

chowujących się tak, jak się zachowują8.

Każde wtargnięcie władzy w sferę społeczeństwa, czy w celach wojennych, czy jakichkolwiek innych, daje tej władzy przewagę w wojnie9. Dowodów na to dostarczają dwie niemieckie inwazje na Francję dokonane w odległości ćwierci WkSttL M . tfribfiEL Fiasko obrony z 1940 £., które nastąpiło po cudzie pod Marną z 1914 r., w stopniu było rezultatem osłabienia Francji, a w więk­ szym umocnienia się Niemiec w wyniku całkowitej mobilizacji ich energii naro­ dowej. Dalszego dowodu dostarczają dwa zupełnie odm ienne losy, jakie spotkały

“ Burke, Letters on a Regicide Peace (LeĘepM^r ' 9 Nie ma sensu przywoływać przeciwko mnie klisz o despotycznej władzy Kserksesa upadającej przed wolnością ateńską. Gdy odnoszę się do większej, bardziej totalnej władzy, mam na PM® władzę, która żąda i otrzymuje więcej od swoich poddanych. Jest pewne, że pod tym względem władza w miastach ateńskich przeważała nad władzą Króla Królów nad swoimi. Przykładowo, miasta jonJHą podporządkowane monarsze perskiemu, fnBsiałyjpfacić ® u jedynie małą daniKtórą często poza tym rządziły się same. N ie interesuję się tutaj rozważa­ niami na temat azjatyckich despotyzmów, które brały bardzo niewiele od swoich poddanych, ale despotyzmu współczesnego rodzaju, który bierze w ogromnych ilościach - a im bardziej skutecznie, tym bardziej odseparowuje się od wyniosłego zewnętrza despotyzmów w Azji.

166

O rywalizacji politycznej

armie rosyjskie w tych wojnach - różnica wynikała wyłącznie z tego, że Rosja w okresie międzywojennym prowadziła zakrojtom na szeroką skalę podboje. U t t L jaką trzeba z tych doświadczeń, jest taka, że żadne państwo nie może pozostać bierne, gdy inny kraj pozbawia swoich obywateli praw. Musi podobnie naruszyć prawa swojego narodu, bo w przeciwnym razie słono za­ płaci za to zaniedbanie. A więc Francja przegrała już wojnę z 1870 r., ponieważ mogła wystawić do bitwy przeciwko armiom pruskim wojska znacznie słabsze liczebnie, gdyż nie udało gig jej wprowadzić poboru wojskowego, który miał miejsce u jej sąsiada. s■ |% H fcW ^pęnl;.;naj|f|iij znanym aspektem tego zjawiska jest wyścig zbrojeń. Lecz wyścig t e n jest jedynie c i e n i e m i odzwierciedleniem czegoś z n a c z n i e po­ ważniejszego - wyścigu totalitaryzmów. Władza, która ingeruje tylko w nie­ które dziedziny, nie będzie mogła zwiększyć swojego potencjału wojennego poza pewne granice. Żeby je przekroczyć, musi zrewolucjonizować te dziedziny i zawłaszczyć nowe uprawnienia.

4. Postęp władzy, postęp wojny Zdarza się zatem, że wielkie postępy w procesie militaryzacji są w stosunku przyczyny lub skutku wobec wielkich postępów władzy w ogólności. Czasem powód tego jest taki, że rewolucja polityczna nagle wzmacnia władzę, umożliwiając zwiększenie skali zbrojeń. Miało to miejsce, gdy Cromwell zbu­ dował bez trudności potęgę morską Anglii, która pozostawała tylko w sferze marzeń Karola I; lub gdy rewolucja francuska wprowadziła czego sfe&fey monarchii nie fafeflfbp *■Żeby uzasadnić pńpęgy wlpdzy* argumentem jest potrzeba Osią­ gnięcia równej pozycji wojskowej z potężnym rywalem, jWk W e F iffięji» Ka­ rola I® ® czy w Stanach Zjednoczonych dziś. Widzimy więc, że jak każdy postęp władzy jest użyteczny dla wojny, tak jpoffinajMa: władzyj wojna jest jak pies pasterski dręczący opieszałe władze, żeby dołączyły się do swoich mądrzejszych współbraci w tota­ litarnym wyścigu. Te bliskie powiązania między wojną a władzą są stałym motywem historii Eu­ ropy. Każde państwo, które w swoim czasie cieszyło się hegemonią polityczną,

10 Karol VII - król Francji od 1422 do 1461 r. Jego poddaną była Joanna d’Arc. Stworzył stałą armię na podstawie stałego podatku.

167

Traktat o władzy zapewniło sobie środki finansowe dzięki bardziej kompletnemu podporząd­ kowaniu sobie swoich obywateli niż uczynili to jego rywale. A żeby uniknąć wchłonięcia przez tych poprzedników w hegemonii, inne władze na konty­ nencie musiały wejść na równy poziom, co one. Gdyby jednej M óiiiidiii feudalnej udało się uzyskać pomoc finansową od swoich w iialf W wJflfeej ilości i z większą częstotliwością, przez co mogłaby zwiększyć liczbę najemników w armii, inne państwa musiałyby pójść jej śladem. Gdyby pomoc tę połączyć w stały podatek na utrzymanie stałej armii, również ten ruch trzeba by naśladować, jako le, jak stwierdza Adam Smith: JgjEs tylko jedno państwo przyjęło system stałej armii, jego sąsiedzi musieli go wprowadzić ze względów bezpieczeństwa, jako że stare milicje nie byłyby w stanie przeciwstawić się armii tego rodzaju.

Lecz jak tylko monarchia mogła oprzeć się na stałej armii, dokonała tego w « ł l arbitralnego narzucenia opodatkowania —innym i słowy dążyła do absoJaifiM p*A od tego czasu nuiśf #pbie drogę do poboru wojskowego, którego zagrożenia świadom był już Monteskiusz. ' Pobór wojskowy, w stosunku do którego monarchie stawiały mniej lub bar­ dziej nieśmiałe kroki, zapoczątkowała Francja rewolucyjna. I to jemu zawdzię­ czała ona swoje zwycięstwa, których większość wynikała z przytłaczającej prze­ wagi liczebnej. Gneisenau11 przedstawił jedyną możliwą odpowiedź: „Rewolucja wykorzystała w całości siłę narodową ludu francuskiego. [...] Inne państwa eu­ ropejskie muszą czerpać z tych samych rezerw w celu przywrócenia starożytnej równowagi w Europie”. Jako że tak działa rywalizacja polityczna, próba ograniczenia zbrojeń, co jasne, jest bezcelowa. Zbrojenia są wyłącznie wyrazem władzy. Wzmagają się, ponieważ władza rośnie w siłę. A jednak najgłośniej domagają się ich ograni­ czenia te partie, które, z niezmierzoną niekonsekwencją, są najgorętszymi zwo­ lennikam i zwiększenia siły władzy. W ładza nierozerwalnie wiąże się z wojną, a społeczeństwo chcące ograniczyć spustoszenia wojenne nie znajdzie innego sposobu na osiągnięcie tego zamie­ rzenia niż ograniczenie zasięgu władzy.*V I

f® A ugust Neidhardt von Gneisenau (1 7 6 0 -1 8 3 1 ) - jeden z pruskich generałów w wojnie VI koalicji antyfrancuskiej. Szef kadry Bliichera pod Waterloo.

168

O rywalizacji politycznej

5. Od armii feudalnej do armii królewskiej Reżim arystokratyczny jest tym reżimem, który w największym stopniu ogranicza zakres zaangażowania narodu w wojnę. Wynika to stąd, że żaden inny reżim nie jest równie uczulony na ekspansję władzy. Taki reżim ma wokół siebie, to prawda, zasadniczo militarystyczną otoczkę, ponieważ domeną klasy pana* jącej jest wojna. Z drugiej strony, wojna nie jest domeną żadnej innej klasy. Przykładowo, w Sparcie uderza nieproporcjonalnie mała liczba żołnierzy w po­ równaniu z populacją jako całością, a w Europie Zachodniej powstanie feudalizmu było sygnałem dla poważnego zmniejszenia liczebności armii. Karol Wielki posiadał tak wielu żołnierzy, że Francja podobną wielkość osiągnie do­ piero w XVII w. Konieczność trzymania w szachu kawalerii saraceńskiej czy węgierskiej oraz zajmowania stanowisk obronnych tak szybko, jak normańscy piraci w ich lekkich statkach, zapoczątkowała epokę kawalerii - lecz tylko kawa­ lerii panów feudalnych, przy czym król bez wątpienia miał do swojej dyspozycji tylko jeden jej oddział. W tym czasie ludzie nie brali w ogóle udziału w wojnach - nie miały one dla nich znaczenia, chyba że działania wojenne toczyły się na zamieszkanym przez nich obszarze —a pamięć tych dni zachowała się w zawo­ łaniu często dziś powtarzanym: „Ci, którzy chcą wojny, niech sobie ją toczą, a nas niech zostawią w spokoju”. I r t i i j ą duże różnice między arm ią osiadłej arystokracji, ze swej natury nie­ spójną i niezdyscyplinowaną z powodu różnorodności składających się na nią oddziałów, a armią arystokracji miejskiej, której, przeciwnie, wspólnota inte­ resów i wykształcenia m s bliskie związanie zwyczajem dają osobliwą potęgę. Wojska tego drugiego rodzaju są lepsze niż najemnicy, podczas gdy te pierwsze padną p r z e d Wojskami, co widzieliśmy pod Crecy i Nikopolis. Ortas lub kompanie janczarów były wyrazem władzy znacznie skrajniejszej niż jej odpowiednik na Zachodzie, w takim stopniu, że Europa chrze­ ścijańska aż do końca XVII w. nie była w stanie się jej przeciwstawić. Armia angielska - płatna armia, od księcia Walii do najlichszego łucznika - stanowiła wyraz monarchii, która mogła otrzymać od swoich wasali i pospólstwa regu­ larne daniny12, a wkrótce położyła swoje łapy na narodowych zasobach wełny, żeby zabezpieczyć dla siebie handel zagraniczny13; w końcu, mogła zaprzęgnąć d » swoich usług największych kapitalistów tego okresu —florentczyków. 12 Zob. Carl Stephenson, Taxation and Representation [w:] Haskins Anniversary Essays, Boston 1929 oraz James Field Willard, Parliamentary Taxes on Personal Property, 1290-1334, Cam­ bridge, Mass. 1934. 13 Zob. Baldwin Schuyler Terry, The Financing o f the Hundred Years’War, London 1914.

169

Traktat o władzy W czasie wojny stuletniej Francja próbowała wznieść swoją władzę królewską na poziom równy władzy wroga. W śród podejmowanych przez monarchię fran­ cuską starań wymienić można to, że od kolejnych zgromadzeń powszechnych i lokalnych Filip VI i Jan II wymagali danin; a także podatki nałożone na okup za Jana II, które Karol V nadal nakładał i którym zawdzięczał swoje zwycięstwa; gdy podatki zlikwidowano, angielskie fortuny odżyły. Niezmiernie istotnym skutkiem wojny stuletniej była instytucja stałego po­ datku pogłównego - i lilie - dzięki któremu utrzymywano kompanie ordynansowe, tzn. stałą i płatną kawalerię (1444 r.). W ten sposób rezultatem pierwszego wielkiego konfliktu zbrojnego w społeczeństwie zachodnim było umocnienie władzy.

6. Wojna, akuszerka monarchii absolutnej

A wszystkie wojny we wszystkich epokach, w których państwa europejskie walczyły ze sobą, będą mieć ten sam skutek. W XVI w. i przez część wieku XVII Hiszpania była dominującą siłą w Europie, w czym udział miało złoto sprowa­ dzone z Nowego Świata, a przede wszystkim armia stworzona przez „wielkiego kapitana” Gonzaleza z Kordoby. Ordynans z 1496 r. wprowadził nawet w tym rodzaju pobór. Jeden z dwunastu poddanych między a dwudziestym piątym rokiem życia był zobowiązany do służby t a t o m - Stawał gtf żołnierzem. Takie są „groźnej piechoty hiszpańW iwdbn K n is świętowane przez Bossueta. a u r a i A absolutnej w&śwma wAflgU^ j i k i w e Francji wiąże się p i p l f a M i ich dynastii, żeby odeprzeć zagrożenie hiszpańskie. Jakub I zawdzię­ czał swoje szerokie kompetencje Armadzie. & chełŁ fiJ pre­ się na zagro rogatywy państwa, ponieważ mogli IliTOiMgrń& z zewnątrz. V Fpntenay-Mareuil daje nam p p sł» wgląd w to, jak dużą rotę odgrywały potrzeby w zlikwidowaniu starożytnych form rządów i utorowaniu drogi dla monarchil absolutnej. Żeby uchfemić królestwo, trzeba była koniecznie: zapewnić, że król będzie >r* IDjai; frfafet wySfanasajl® absolutną, i d y wnritŚŁ igokpMdfe uzna za : Mifif dla niego; a miał do czynienia z królem Hiszpanii posiadającym duży &rs^wl£$irp8: trfgl ■ Ł H łft Cs chciał, było zaś zbyt oczywiste, że nasz król, który musiał zebrać Stany Generalne,, jak to się zwykle MM*. Ittb oprzeć iłf , 170

O rywalizacji politycznej

na dobroduszności Parlamentu, żeby zdobyć to, czego potrzebował, nigdy by tego nie otrzymał14.

Richelieu, uświadomiwszy sobie, że Maria Medycejska zmniejszyła sku­ teczność militarną Ifattfiji do U żołnierz||, zwiększył armię do 60 następnie, prowadząc przez tyle lat wojnę w Niemczech dzięki sab^diisia d k Szwecji i innym środkom i**,wkładając - jak poinformował króla - swoją rękę ra» Jd b p « iS fek :n S :n a rękojeść miecza”) 5gdy wyczerpanie Szwedów i ich prze­ grana pod Nordlingen zmusiła go do wkroczenia, wyruszył z 100 tys. piechurów i 20 tys. kawalerzystów - armie, jakich Francja nie widziała przez osiem wieków. Wysokie podatki były konieczne, żeby utrzymać ten wysiłek; ich poboru nie: można było odwlekać ze względu na formy ani oglądać się na zgodę opodatko­ wanych. Zapomniano o lekcji Cominesa15: „Jaki król czy szlachcic na ziemi ma władzę obłożenia podatkiem choćby pensa pprfidiJWtiP przez swoich p o d a t­ nych bez nadania i zgody tych, którzy muszą płacić—poza przypadkiem ^ i g n l T |lllil§ tego rodzaju

w Francji'Hiszpan

7. Władze w rywalizacji międzynarodowej Richelieu, dążąc do zwycięstwa w walce politycznej, gwałcił wszystkie prawa i niszczył wszystkie instytucje, które podważały prawo państwa do nakładania podatków, sprawiał, że jego rywale, z których wszyscy pragnęli utrzymać swoje pozycje, podejmowali podobne środki. Hrabia Olivares w Hiszpanii usiłował wprowadzić w życie maksymę, że „dobro narodu i armii góruje nad każdym prawem i każdym przywilejem”3^, W Anglii Karol I stracił cierpliwość w stosunkach z Parlamentem i nielegalnie opodatkował statki, wywołując tym samym opór Hampdena. Proces sądowy miał miejsce pod koniec 1637 r,; w 1639 r. Normandia wystąpiła przeciwko Richelieu w próbie zatrzymania poboru podatków nałożonych od śmierci 14 Memoires de Messire Du VaU marquis de Fontenay-MareuiU red. C.B. Petitot, 1826, t. 15 Philippe de Comines (1445-1509) - francuski mąż stanu i historyk. Jego pamiętniki, wydane w siedmiu tomach, nazwano najwcześniejszym we Francji dziełem historycznym, niebęaącym kroniką. W przeciwieństwie do kronikarzy, Comines nie dbał o przedstawienie i widowisko, ale czynił kąśliwe uwagi dotyczące ludzi i polityki. 16 Memoires de Richelieu, red. C.C. Petitot, t. 4, s. 245. 17 Wskazówki, jakich Gaspar de G uzmin, hrabia de Olivares, pierwszy minister Filipa IV, udzie­ lał wicekrólowi wysłanemu do Katalonii.

171

Traktat o władzy

Henryka IV. W 1640 & wybuchła rewolucja w Katalonii, której celem było utrzymanie tradycyjnych przywilejów i wolności. JdH chodzi » J a | sto­ sunek do wydarzeń w Europie, jest jedną z wielu reakcji na postępy konkurują­ cych®?! sobą władz w kierunku a b se ła ę ia iil # Fronsb ftfe ohaMa dzieła Richelieu, w rezultacie którego utworzono, jak uważa de Retz, !J w najbardziej prawowitej monarchii najbardziej skandaliczną i niebezpieczną tyranię, jaka kiedykolwiek istniała”1819. N a skutek tego władza Ludwika XIV zdominowała Europę. Wobec tego inne państwa europejskie na­ turalnie zaczęły powoływać się na potrzebę powstrzymania postępów Francji. Zazdrość innych książąt wobec Ludwika XIV jest źródłem wszystkich uzurpacji władzy nad ludami. Lecz niebezpieczeństwo jego hegemonii dało im do­ skonale uczciwy pretekst, żeby iść w jego ślady.

8. Pobór do wojska Władza odniosła swoje pierwsze wielkie zwycięstwo w epoce nowożytnej, gdy uzyskała prawo sięgania do kieszeni swoich poddanych w celu uzyskania funduszy potrzebnych do wprowadzenia w życie swoich planów. Początkowo, w okresie Parlamentów angielskich, Stanów Q iidlfdfe|eh we Ffiifflfip.i Kortezów opodatkowanie zaMaJp od zgody opodatkowanych. pA się frU tg l j ^ ' co wyznaczało jg em ray krok władzy do m n i b , . . Dopiero później n a d s iĄ M ljjoy krok, znacznie ważniejszy, jeśli chodzi prowadzenia uzyskanie prawa dfa A f l p i l d a l pod­ danych, żeby zwiększyć armie. Nic nie było bardziej obce duchowi społeczeństw arystokratycznych; naturalne było to, że bronili ich wyłącznie arystokraci. Taki jest ich interes, urząd i przywilej. To właśnie jako wojownicy są oni jako całość dla. który JiSt .Ich przywódcą, i dla ludu, który na nich polega. Jako szo fm ferze|iltt^ i^ S :i dbtońcy drugiego d sg ^ ą ^ ia ró w n o dobrą opinią narodu, jife i szacunkiem mWĘ^Ęgiki na swoją paąpĘjp w istijjfc liii mniej bronić narodowych interesów przed zagranicznymi intruzami, co s»dSdh własnych interesów przed naruszeniem od góry i niepokójafififl z dołu. Wykorzystanie wdjsk najemników naruszyło ten monopol profesji woj­ skowej13. Całkowicie zanikł on, gdy służba wojskowa przestała być domeną 18 Wypowiada się bardziej jako pamflecista aniżeli historyk.

19 „Przed Filipem ^ngustem - fisze Boulainvilliers - jedynymi żołnierzami we Francji byli po­ siadacze lenn; lecz król ten, biorąc udział w wojnach, na Które baronowie się nie zgadzali, za­ czął praktykować najem żołnierzy, i - tego czasu nasi królowie zawsze m!iU ze sobą kawalerię

172

O rywalizacji politycznej szlachty i została rozszerzona na całą ludność. Jak zobaczymy20, królowie zawsze dążyli do powszechnej służby wojskowej. Jeśli chodzi o porządek wewnętrzny, zapewniała im ona środki obalenia tej przeszkody dla interwencji państwa, jaką stanowił porządek arystokratyczny, a patrząc z perspektywy porządku zewnętrz­ nego —dawał im kolosalny przyrost zasobów. Jedynym sposobem, w jaki Gustaw Adolf był w stanie utrzymać armię w Niem­ czech, było zapewnienie, że w każdym okręgu w Szwecji mieszkańcy co pewien okres wyznaczą pewną liczbę swoich mieszkańców, żeby ippfaylŁ na usługach króla. Louvois wysunął propozycję, żeby wzmocnić w ten sam sposób regimenty francuskie, których ffflt nie dało się nadrobić przez dobrowolne rekrutacje. Jak wyjaśnił na początku, stworzenie trzydziestu pięciu regimentów, trafnie nazywa­ nych rezerwowymi, służyć miało obronie lokalnej. Lecz jego pomysł napotkał tak duży opór, że musiał zastąpić zaciąg wyborem rekrutów. To, cugi* obawiali się chłopi, w końcu nadeszło: oddziały te działały jako magazyny, z których można było czerpać sporą ilość żołnierzy do oddziałów w czynnej służbie. Takie były nieśmiałe początki militaryzacji całej ludności. Nowy system najpierw rozpostarł skrzydła w Prusach. Jako nowo powstałe królestwo Prusy nie posiadały ani ludności, ani bogactwa, ani spójności teryfgrfatneŁ U f różnorodne prowincje miały swoje własne historie i brakowało im jedności. Fryderyk Wilhelm pierwszym swoim celem uczynił utrzymanie armii, która powinna składać się z najlepszych żołnierzy, jakich można rekru­ tować w całych Niemczech i w całej Europie. Każdemu swojemu oddziałowi przydzielił część (kanton) obszaru Prus. Każdy kanton zapewniał swojemu od­ działowi rekrutów potrzebnych do wypełnienia jego szeregów. C i poborowi, których określano kantonistami, służyli początkowo przez parę miesięcy, lecz zwoływano ich na parę tygodni każdego roku i w czasie wojny. Takie było znaczenie słynnego zarządzenia z 1733 r. Służba wojskowa, status rezerwowego, mobilizacja w okresie wojny —wszystko to dzieła Prus. Małe za­ soby ludzkie i pieniężne, jakie początkowo posiadały Prusy, sprawiły, że ambitna władza zmobilizowała siłę narodu do punktu, który dotychczas pozostawał nieosiągnięty. Prusy, chociaż niewielkie w porównaniu z Francją, pomijając kolejne nabytki zdobyte w olśniewających zwycięstwach, miały pod bronią w przededniu rewolucji 195 tys. ludzi względem 180 tys. we Francji. Wielką zaletą systemu

zaciężną, zarówno we Francji, jak i w Niemczech; lecz w armii nie istniał podział na klasy aż do czasu rebelii we Flandrii, gdy stało się jasne, że wśród pospólstwa znaleźli się ludzie tak nieustraszeni i inteligentni jak w szeregach szlachty. Po tym nastały wojny z Anglią, w której służba w oddziałach najemnych stała się powszechna”. Essai sur la noblesse de France. 20 Rozdział 9.

173

TmklntowInH/v pruskiego było to, ’Ae te 195 tys. kosztowało tylko około 45 milionów, co było mniej niż połową kosztu mniej licznej armii francuskiej. Liczby te - 180 tys. żołnierzy francuskie!), 195 tys. pruskich, 240 tys. au­ striackich - wyjaśniają wystarczająco bierność Francji pod koniec epoki monar­ chii, która pozostała głucha na apele dochodzące do niej z Holandii w 1787 r. i Belgii w 1789 r. - tracąc tym samym szansę na zamknięcie raz na zawsze tzw, otwartych drzwi dla wrogów Francji, jej północno-wschodniej granicy. Bezczelność, która przyszła po tym tchórzostwie, miała odpowiednie skutki. Durni i politycznie niedoświadczcni władcy pogrążyli kraj w wojnie z dwoma głów­ nymi siłami wojskowymi na kontynencie, do których dołączyli Hiszpanie, Anglicy i Piemontczycy. Jak rewolucyjna Francja przyjęła ten szok? W pierwszej godzinie uratowało ją dwuznaczne zachowanie w Brunszwiku. Ale co potem? Potem wysta­ wiła do walki znacznie liczniejsze armie niż łączne siły koalicji; żeby to zrobić, potrze­ bowała władzy, której absolutyzm zdecydowanie różniłby się od absolutyzmu staro­ żytnej monarchii, władzy, która mogła obwieścić: „Od dziś aż po dzień, gdy wróg zostanie wygnany z ziem Republiki, każdy Francuz będzie służył w szeregach armii”.

9. Epoka mięsa armatniego Za decyzją Konwentu z 23 sierpnia 1793 r. poszły środki wykonawcze. W 1794 r. na francuskich rejestrach \fapfewp3b figurowało 1 min 169 tys. mężczyzn. Zaczęła się nowa epoka w historii militarnej, epoka mięsa armatniego. Żaden generał w ancien regime nie śmiałby wystawiać swoich ściśniętych w zwartym szeregu wojsk na ogień nieprzyjaciela. IM illi który ^proponow ał r itll rok4 wi^aniiii r f i mógł zdobyć posłuchu, "Wydłużony porządek b lfpy yt-rat w ludziach, ale nie dawał jasnego rozstrzygnięcia. Podczas gdy generałowie re­ wolucji i Cesarstwa wydawali, nie zważając na koszt, władza mogła teraz sięgnąć po mięso armitnl® w całym narodzie francuskim. A historia miała przekazać, że masakry te były początkiem spadku ludności i żywotności Francji, Prawo Jourdana z ITPS r. nadało sp am o w i arisifcpfji żołnierzy formalny kształt. Służba wojskowa była obowiązkowa dla mężczyzn między dwudziestym a dwudziestym piątym rokiem życia, którzy składali się na pierwszych pięć klas, liczących milion ludzi; prawo decydowało, ilu z nich trzeba zwerbować, a werbo­ wano wielu. Każdego roku najstarsza klasa mogła zostać wezwana po raz drugi, a młodsza po raz pierwszy. System ten miał stosować także Napoleon: począt­ kowo brał 80 tys. ludzi w każdej klasie, ale gdy przygotowywał się do kampanii

174

O rywalizacji politycznej

rosyjskiej, powołał 120 tys. z klasy 1810 r., a po klęsce powołał 150 tys. ludzi z klasy 1814 r., nie wspominając o 300 tys. z klas, które początkowo oszczędził. Ogólnie od września 1805 r. do listopada 1813 r. odebrał Francji 2 min 100 tys. istnień, nie licząc żołnierzy republiki, których trzymano pod sztandarami. Jak reszta Europy mogłaby z nim walczyć, gdyby nie odwołała się do takich samych środków? Wiele rządów jedynie z niechęcią zgodziło się na działania, które trącały barbarzyństwem. Lecz w końcu je przyjęto* a Napoleon upadł pod ciężarem liczb. Przewaga, jaką początkowo Francja zdobyła dzięki intensywnej eksploatacji swojego potencjału ludzkiego, przestała się liczyć, jak tylko jej rywale zaczęli ją imitować. Liczebna równowaga sił sugerowała, że bardzo prawdopodobny wy­ dawał się upadek Francji już w 1793 lub 1794 r. Uniemożliwiło to francuskie masowe powstanie. Lecz jak tylko wszyscy przyjęli te same metody, Francja l i s nie zyskała na tym odwleczeniu sądnego dnia.

10. Wojna totalna Niemcy jednak nie wynieśli żadnej nauki z porażki Francji, Same spośród zwycięskiej koalicji, która zmusiła Francję do odrzucenia systemu, dzięki któ­ remu spustoszyła Europę, Prusy utrzymały analogiczny, lecz zaostrzony system, torujący drogę do zwycięstw 1870 r. Ich sukces przestraszył Europę tak bardzo, że każde państwo na kontynencie poszło śladem Niemiec i wprowadziło pobór wojskowy. Nieuniknionym tego rezultatem było to, że w 1888 r. armie euro­ pejskie w stanie pokoju miały taką samą liczebność, co w szczycie wojen napo­ leońskich - 3 min ludzi. Wydatki publiczne państw europejskich, które miały wartość 170 min funtów szterlingów w 1816 r., osiągnęły 868 min w 1898 r. W każdym państwie wydatki wojskowe stanowiły ich większą część. W końcu sztorm nadszedł, a jego rezultaty dobrze znamy. Zabitych było 8 min, okaleczonych 6 min. Biorąc walczące państwa ogółem, 8 proc. ich mę­ skiej siły roboczej zginęło; we Francji i w Niemczech wartość ta wynosiła 10 proc. A co uzyskano kosztem takiego zniszczenia? Wynik wojny byłby taki sam, nawet gdyby zaangażowane armie nie były większe niż profesjonalne armie XVII w. Tak jak Francja rewolucyjna, niezależnie od intensywnego wyko­ rzystania zasobów narodowych, w końcu uległa koalicji, która mogła znieść znacznie większy potencjał ludzki i gospodarczy, taki sam los spotkał Niemcy Wilhelma II; ich opór załamał się wobec połączenia sił narodowych, a wcześniej czy później, równowaga zasobów musiała przechylić się na ich niekorzyść.

175

Traktat o władzy Pokazano po raz drugi, że przewaga w wyścigu politycznym, biorąc pod uwagę wzrost żądań państwa wobec ludności, jest jedynie efemeryczna; rywale są tym samym zachęcani do podejmowania podobnych działań, a wzrost skut­ kuje tylko znienawidzonymi ciężarami w okresie pokoju i potwornym wzrostem liczby ofiar i zakresu zniszczeń. Czy musiał nastąpić trzeci y p f Wręcz nie możemy sobie wyobrazić, ile ist­ nień ludzkich wojna ta pochłonie i jaka część dziedzictwa kulturowego prze­ padnie w jej wyniku. To blokada Niemiec w I wojnie światowej dała początek doktrynie wojny

to ta ln e j. Zaspokojenie potrzeb państwa niemieckiego, jak również każdego obywatela li­ mitowały nie tylko dostępne fundusze, lecz także fizyczne produkty dostępne z ogra­ niczonych obszarów kontrolowanych przez armię niemiecką. Środki konieczne w >0$ bardziej sff W okresie wojny państwo musi planować produkcję, żeby uzyskać maksymalny potencjał wojenny, zgodny z po­ trzebą utrzymania przez ludność minimalnego standardu życia. Cały naród staje się zatem bronią wojenną dzierżoną przez państwo; a liczba obywateli zaangażowanych w ograniczona jest tylko potrzebą utrzymania narodu przy życiu. W y d a j e się, że i d b i ,0 lłll3 W i& lip ) utożsamienia narodu z siłami zbrojnymi po­ wstała pod ś w i a t o w e j . Postęp w tym kierunku był początkowo i i M t t i d p , a doktryna o s t a t e c z n i e znalazła wyraz w polityce, która a ż do końca w okół£$£$&:aurę braku koordynacji i empiryczności. Idea znalazła pożywkę w niemieckim nacjonalizmie, który przekazał go w spsdOb* ruchowi ItlfttyKlftBiPir.- Gdy już przejął władzę, l a l i ten rozpoczął taką rekonstrukcję gospodarki K t o f e j & j g żeby wyglądała jak o k r ę t w o j e n n y . Jego celem była walka, a każdy członek załogi stał na swoim stanowisku, niezależnie czy walczył, czy dostarczał zapasy. Magazyny były pełne pocisków, lecz zaopa­ trzenie załogi nie mogło zostać pod tym względem zaniedbane. Aż do tego momentu pąńitw o w n A l wojny żądało od życia narodu ty tk i tylfijego siły, ile było potrzebne do podtrzymania jego działań wojennych. Lecz teraz, w okresie pokoju, państwo przygotowywało całkowitą utylizację na­ rodowych zasobów wojennych. . Pierwsze starcia w II wojnie światowej pokazały dokładnie ten sam problem, się było spodziewać w walce między krążownikiem a linSowcein atlantyckim, uzbrojonym co prawda w działa, lecz na którego pokładzie służba Mdf£ obsługiwała ociężałych pasażerów. . Wynik był inny, gdy Niemcy zaatakowały Rosję, gdzie przez dwadzieścia lat zadania przydzielała ludziom władza centralna.

176

O rywalizacji politycznej Rywalizacja polityczna miała swoje zwykłe konsekwencje, a Anglia i Stany Zjednoczone wkrótce skopiowały niemieckie metody wojenne. W tych właśnie dwóch krajach osoba prywatna cieszyła się największymi prawami przeciwko państwu. Stany Zjednoczone nie wprowadziły poboru wojskowego od czasu wojny secesyjnej i zniosły go w momencie, gdy niebezpieczeństwo wojny m i­ nęło. Nawet w I wojnie światowej Anglia stworzyła armię narodową dopiero po długim okresie wahania, a prawo państwa do uciskania jednostki było tak słabe, że respektowano sprzeciw tych, którzy świadomie nie chcieli brać udziału wojnie. Będąc w potrzebie, państwo, to prawda, roztrwoniło majątek naro­ dowy przeż |Klgf€^ii I inflację, lecz wzięło później na swoje barki przywrócenie tego, ć#ś zabrało, tlfta li^ i^ j^ , dawny parytet walut —funta i dolara. W okresie wojennym ■wmMmmsmm fyflbp ^ których dostarczyły państwu nadzwy­ czajne zasoby, a których celem było przekierowanie produkcji do jego potrzeb. ¥ Można jednak zauważyć, że w latach bezpośrednio poprzedzających II wojnę Ip iilM ą państwo znacząco umocniło swoje in ip erm ffi, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. W ilka |iSilsWta&- NiemcUM udowodniła trium f armii ameryh s s & d Ś B L Po raz pfepfsąy'1W histerii jpgpp|iij|f ||§ |ft|p r Zjednoczonych spojrzał m masę swoich obywateli jako można wykorzystać w jak najlepszy sposób, żeby służył prowadzeniu wojny! W tP f.|A fli wieków średnich, żeby utrzymać swoje miejsce w wy­ ścigu pińfppia, ofiary, jakich domagały się od swoich narodów. Podczas gdy królowie z dynastii Kapetyngów prowadzili wojny, mając life dyspozycji parę kontyngentów swoich wasali, których służba nie mogła prze­ kraczać 40 dni, pwiigwi. d r i i dzisiejszego mają możliwość powoły­ wania do wojska i utrzymywania pod komendą całej męskiej populacji. Podczas gdy moninchowie feudalni WBśBĘ^i prowadzić wojnę tylko przy wykorzystaniu zasobów ze swoich włości, idhuiftępcy mają do swojej dyspozycji całe dochody narodowe. Mieszkańcy miast średniowiecznych w czasie wojny mogli, jeśli nie M rfśawMH. aJg dbyfc blisko faktycznego teatru działań, w ogóle jej nie zauważyć. Dziś zaś zarówno sprzymierzeniec, jak i wróg spaliłby ich dom, zmasakrował rodzinę i z dum ą spojrzałby na swoje dokonania. Nawet samą Myśl, która we wcześniejszym czasie pogardzała tymi burdami, zwolennicy podbojów zaprzęgli do wychwalania cywilizacyjnych wartości gangsterów i podżegaczy. Jak można nie zauważyć w tej zdumiewającej degradacji naszej cywilizacji owoców absolutyzmu państwowego? Wszystko zaprzęga się w wojnę, ponieważ władza dysponuje wszystkim. Rywalizacja przemysłowa poszłaby w tym samym kierunku, co polityczna, gdyby panowie posiadali nieograniczoną władzę nad swoimi pracownikami.

177

Traktat o władzy

Jakkolwiek ludzcy mogliby być z natury, wymagaliby coraz większych wysiłków od masy ludzi znajdujących się pod nim i - pod presją, żeby dotrzymać kroku swoim rywalom. Uniknięto tych rywalizacji tylko z tego względu, ie opozycja związków zawodowych ustala granice tego, czego panowie mogą wymagać* . Czemu w s p ó łc z e ś n i J iilf is a ® nlE się m mmm nśm m m m m m pgfj®BHtf,: Ancien regime miał d o s p s f a l i i z- takim m m f przedstawicieli różnych środowisk,: Lecz^WiWIpĆl^liląpajeżimie te środowiska stałgf władzą, a ludzie w konsekwencji nie mają swojego szermierza. Cls fa ó a y są państwem, rezerwują dla siebie samych prawo wypo­ wiadania się w imieniu narodu; interes narodu, który byłby odrębny od interesu państwa, według nich nie istnieje. Zgnietliby jako bunt to, co monarcha uzna­ łaby za protest. Pod takim pretekstem, że władzę przekazano narodowi, i nie chcąc przyjąć do wiadomości, że mamy tu do czynienia z dwoma ciałami, które są i muszą być odrębne, naród oddano do dyspozycji władzy.

Księga IV P aństw o

jako pe r m a n en tna r ew o luc ja

Rozdział 9 W ładza JAKO GRABIEŻCA PORZĄDKU SPOŁECZNEGO

Władza jest autorytetem i dąży do jeszcze większego autorytetu. Jest siłą i dąży do jeszcze większej siły. Lub, jeśli woli się mniej metafizyczną term ino­ logię, ambitne wole, przyciągane urokiem władzy, zużywają bezustannie swoją energię w jej imieniu, żeby mogły objąć swoim ramieniem społeczeństwo jeszcze mocniej i wydobyć z niego więcej jego zasobów. Proces {#» nie trwa nieprzerwanie, lecz przerwy i kroki wstecz nie przeciwdzia­ łają postępowi władsy rta przestrzeni wieków, co wystarczająco dobrze udowadnia historia opodatkowania, wojska, prawodawstwa i sił policyjnych. Jest dość jasne, ŚffCS^ść bogactwa spolecaiego zawłaszczana przez władzę publiczną coraz bardziej rośnie, tak jak część społeczeństwa, jaką władza ta mobilizuje. Coraz ściślej regu­ luj! ona prywatrii| d iM a h lfili coraz surowiej kontroluje swoich poddanych1. W idok ten nasuwa dwa. pytania: Co umożliwiło postępy władzy? I dlaczego ten EMHOp pozostawai w dużej mierze niezauważony? ■ Jej jpwodfetiale W tfiląg ^ filu coraz większego nadzoru nad działalnością fednosrM! mfc§! coraz większej części siły obecnej w społeczeń­ stwie, nie przykuło uwagi od Lecz kształt społeczeństwa zastdńlPB l§| od tego różni. Społeczeństwo stanowi nierozerwalną mieszaninę różnych formacji, w ramach których mamy więzi zależ­ ności i stosunki oparte na wyzysku. Innymi słowy, jest to hierarchia, system nierów­ ności, Walka klas ozy Jak widział to Platon: „w każdym [z państw] siedzą przy­ najmniej dwa państwa, które się zwalczają: państwo ubogich i państwo bogatych”2. Dwór, nad którym władza sprawuje kontrolę, jest zatem skomplikowany. S§P* tuacje, interesy i aspiracje ludzi są liczne i różnorodne, a z tego powodu władza nie spotyka się qjffl® i lecz i i n v M * poparciem. Kim są jej zwolennicy? Kim są jej przeciwnicy?

Platon, Państwo, przeł. W. Witwicki, Warszawa: Spółdzielnia Wyd awnlcza „Wiedza” 1948, s. M B K I K ' ■' • ■ .

182

Władza jako grabieżca porządku społecznego

1. Konflikt władzy z arystokracją i sojusz z ludem Możemy od razu zobaczyć, że jeśli w społeczeństwie zachowanie grup dużych i małych determ inują różne władze, to władze te będą musiały wejść w konflikt z władzą publiczną, która dąży do rządzenia zachowaniem wszystkich: jako że ich kompetencje nakładają się z zakresem zadań władzy publicznej, jej celem jest zniesienie ich. Ci, którzy są podporządkowani panowaniu różnych książąt społecznych, nie obawiają się postępu państwa, jako że nie tracą na tym wol­ ności. W najgorszym wypadku stracą jedno panowanie i zyskają inne. Z drugiej strony, władza, poszukując zasobów, atakuje książąt społecznych, którzy pojaJakiemu celowi służą bogactwo i potęga, jeśli nie utrzymaniu w zasięgu ręki masy ludzkiej pracy i energii? Bogaty człowiek to taki, który może czerpać korzyści z tej masy. Potężny człowiek to taki, który może wykorzystać te energie, żeby narzucić swoją wolę. Słowo „bogactwo” przywołuje na myśl ideę orszaku służących, „potęga” zaś - armię żołnierzy. Zawsze i wszędzie wykorzystuje się pracę ludzi i kiełzna ich energię. Władza, która potrzebuję ich dla siebie, aaisi zatem zacząć odłączać ich pLirewt** nych nadzorców. Rabuje ona 2^50bów, poborców dziesięciny, I i 9 ich poddani nie zyskują nic więcej poza zmianą panów. A okresie jej ekspansji predestynowane ofiary władzy i naturalni jej wrogowie są potężni —to ludzie z listami płac i wszyscy tf* którzy posiadają władzę w społeczeństwie, a dzięki niej znaczną potęgę. Żeby ich zaatakować, władza nie musi czuć wobec nich jakiejkolwiek świadomej wrogości; ze zwie­ rzęcym łnstytiktem obala pochłania ło , co ją karmi. * A władzę drażni każde inne panowanie poza własnym, karmi ją zaś cała energia, niezależnie, gdzie można ją znaleźć. Jeśli ludzki atom, który zawiera tę energię, uwięziony jest w molekule społecznej, władza musi tę molekułę zniszczyć. Ten­ dencja do wyrównywania nie jest zatem w żadnym m aib jak się powszechnie sądzi, nabytą własnością, którą przyjmuje na siebie, gdy przybiera formę demo­ kratyczną. Wyrównuje sama przez się l dUklegp* #§ jest państwem3. Proces wy­ równywania nie musi mieć swojego miejsca w jej programie: zawiera się on w jej naturze. O d m om entu, w którym dąży do zawłaszczenia zasobów ukrytych we wspólnocie, jest zmuszona do obalenia potężnych przez tak naturalną skłonność, jaka każe niedźwiedziowi poszukującemu ^feeŁa \m m M & nla«

3 Myśl ta powtarza się u Tocqueville’a. Stanowi ona nawet temat p ip ^ s lB ł trzeciego tom u jego De la dśmocratie en Amerique: „Każda władza Centralna, która podąża za swoimi naturalnymi instynktami, lubi równość i dąży do niej* równość bowiem bardziej o iż cokolwiek uła­ twia działanie tego rodzaju władzy, rozszerza ją i ugruntowuje”* t. % s. 4§fL •

183

Traktat o władzy

Jak zatem pospolici ludzie, zależni i pracownicy, powitają to świeckie dzieło zniszczenia? Bez wątpienia z radością. Jego skutkiem jest bowiem spustoszenie zamków feudałów; władzą kieruje ambicja, lecz ofiary cieszą się z wolności, jaką fta zapewniła. Jej dziełem Jest przełamanie skorupy małych prywatnych tyranii, żeby wyzwolić zgromadzoną w nich energię; kieruje nią chciwość, lecz wyzyski­ wani cieszą się z upadku wyzyskiwaczy. Ostateczny rezultat tego niesłychanego dzieła agresji ujawnia się dopiero po jakimś czasie. Widoczne, bez wątpienia, jest zastąpienie wielu dominiów pry­ watnych jednym dominium ogólnym, wielu arystokracji jedną „statokracją”4. Lecz początkowo ludzie przyklaskują: ci bardziej zdolni spośród nich są, kolejno i bez. przerwy, rekrutowani do armii władzy - administracji pi­ nami swoich wcześniejszych przełożonych. » Najbardziej naturalną rzeczą jest zatem to, że pospolici ludzie będą sojusz­ nikami władzy, będą SI nią całą robotę, prowadząc tym ,IltfńfmA etepiBgp. państwa, fctóof dsifid swojej bierności i. którą pobudzają przez swoje apele.

2. Czy władza jest konserwatystą społecznym, czy rewolucjonistą? Gdybyśmy przedstawili władzę jako byt naturalnie cechujący się skłonno­ ścią do obalania władz społecznych i rabowania ich zaiAifeii byr.litSEhf€Eill5 zmierzający do i^usZIl. |e ludźmi, §|fs koncepcjom. Lecz paradoksem jest postrzeganie władzy l i t e narzędzia rewo­ lucji. Lfeaiaemis um ysłow i «faw A f najmniejsza oznaka pgadbkm . sfcśy jako ostrzeżenie, że musi się cofnąć i od nowa. zaplanować drogę. Mam przeciwko sobie nie tylko powszechny pogląd, ale także ludzi pokroju Monteskiusza i Marksa. Szlachta, mówi pierwszy, musi chronić tron; państwo, twierdzi drugi, jest narzędziem dominacji jednej klasy nad inną. Kto, pytają, jest rzeczywistym beneficjentem ochrony praw, decyzji sądów i interwencji policji? Ci, którzy posiadają, których pozycja jest legitymizowana, zagwaran­ towana i chroniona przez władze publiczne. A kto, jeśli nie ofiary porządku społecznego, uznają władzę za wroga? Proletariat, nie mając żadnego interesu we w l t M i i l flfctldhM ate będzie obawiać się policjanta, który jest jej opiekunem. 4 Arystokratom. społecznych. Pojawiają się sytuacje, które sprawiają, że konieczne staną się rozporządzenia, do których Cyceron pogardliwie się odnosi: „reguły życia codziennego”, jak je nazywa. Ale jaka istnieje różnica m iędzy prawem boskim a tym i ludzkimi prawami! '

Jako te M M m

prawa jest duch boski, który je obmyślił, Się o n o w duchu człowieka, który jest mądry lub do-

skonały. JeH, chodzi o pisane

m ów ią in n ym i głosam i o tych

samych sprawach i które obowiązują, tylko pew ien czas, otrzymują one nazwę «prawo» raczej p ra s,w zg lą d na społeczne przyzw olenie n iż same przez się.

6 Ihering, dz. c y t, i , l ® , 7 Tamże, s. 305. 8 Cicero, O prawach, przeł. L Żółtowska, K ę ty :" W y 4 te n k iw .A n ^ k iP ® * S i,'i^ 6 .-

228

Władza i wierzenia

4. Prawo i prawa Istnieją zatem dwa rodzaje praw. Po pierwsze mamy to, co nazwać możemy przykazaniami, które przekazywane są z wysoka, ponieważ głęboko ®gilg$jni lu­ dzie uważają, że wywodzą się od proroka lub ponieważ ludżie z większym prze­ konaniem do fefdfektn. ludzkiego wierzą, ż i je ® prorocy są zdolni do ogłoszenia ich. Niemniej jednak, ich twórcą jest Bóg. Złamanie tego prawa jest wykrocze­ niem przeciwko Niemu. Tego, który dopuścił się owego czynu, spotka kara, niezależnie od tego, czy bierze w tym udział władza świecka. Później przychodzą regulacje, które człowiek ustanowił, żeby trzymać w ryzach różne zachowania wynikające z coraz większego różnicowania się społeczeństwa. Im więcej uwagi poświęca się procesowi ewolucji społecznej, tym jaśniejsza wydaje Się ta diiffliiEOlJ* €M§Miek* który powoli zmienia swoje nawyki, nadal będzie wierny pewnym zachowaniom i wciąż z szacunkiem przestrzegać pewnych zakazów. Ostry i m p e r a t y w podtrzymuje te r A p r n l m g e czynniki spo­ łeczne, Taka jeit domena absolutu. Z drugiej strony, nowe rodzaje działalności i kontakty ze światem ze­ wnętrznym sprawiają, że powstają nowe problemy, przez co konieczne są nowe wzorce zachowania. Nowe zasady potrzebne są po to, żeby sprostać nowym sytuacjom. Jak należy sformułować te nowe zasady? Dla ludu o głęboko religijnych przekonaniach możliwa j^H tylko jedna droga. P r a w o . boskie m jedyna podstawa ffiiiirflioJei, i wyłączny fundament prawodawstwa; g ly powstają doktorzy religii formułują odpowiedzi, opierając się na zasadach Księgi. W ten sposób naród, ufając boskiemu prawodawstwu, może obyć się w ogóle bez władzy prawodawczej. Naród żydowski, przykładowo, nawet w diasporze mógł uregulować najbardziej skomplikowane spory. Ten przykład praktycznej władzy prawodawczej, jaka wjWępowała przy braku jakiegokolwiek odpowiednio stytuowanego państwa, nie spotkał się z należytą uwagą myślicieli politycznych, W świecie islamu prawodawstwo oparte na Koranie odegrało podobną rolę9. A zatem w tych przypadkach prawa nie są tworzone. Interpretacja prawa za­ pewnia konieczne odpowiedzi dla wszystkich konkretnych przypadków. Prawo­ dawstwo staje się nie więcej u lf prawoznawstwem, a prawoznawstwo kazuistyką. Duch O rientu skłania się do tego rozwiązania, Zachodu - wręcz prze­ ciwnie. Ten ostatni bierze prawo boskie w sferę własnych kompetencji - w sferę działań absolutnie nakazanych lub absolutnie zakazanych, i zakłada, że działania 9 Jest znaczące, że jeden z najsłynniejszych traktatów poświęconych prawodawstwu muzułmań­ skiemu był zatytułowanych Taarw, co oznacza „zbliżanie się do Boga”, a komentarz do niego —Fath al Quarib, co oznacza „objawienie Wszechobecnego”.

229

Traktat o władzy

nieskonkretyzowane przez prawo są m u obojętne. W tym otwartym obszarze poszczególne energie i Irfcjaijriiy mogą zatem swobodnie istnieć, niepodporządkowane żadnym ograniczeniom poza tymi, które nakłada jedna na drugą —ograniczeniom, które przybierają postać wojny i spraw sądowych. Im bardziej zachowanie oddala się od pierwotnego konformizmu, w tym większym stopniu dawać będzie początek konfliktom; rozwój tych konfliktów jest tym szybszy, im szybciej zmiany zachodzą. Harmonia zachowań nie jest ju$ naturalna jak w statycznych społecznościach, ale trzeba ją od nowa ustanowić. Potrzeba więc decyzji dokładnych (lub sądowych) lub ogólnych (lub prawo­ dawczych), których szybko rosnąca liczba ustanawia nad prawem nadrzędną strukturę. Powstaje prawo ludzkie przeciwstawne prawu boskiemu. Weźmy Rzym, gdzie rozróżnienie na te dwie sfery jest szczególnie wyraźne. Przypuśćmy, że Rzymianin wziął westalkę na swoją kochankę; jako że obraził bogów, król karze przestępstwo, działając jako narzędzie gniewu boskiego. Ale przypuśćmy, z drugiej strony, że zabił współobywatela: jako że obraził jedynie rodzinę ofiary, to rodzina musi wziąć sprawiedliwość w swoje ręce. Lecz rodzina ISSipfacy stoi przy nim, aż zemsta zaczyna zagrażać integralności całej wspólnoty król ingeruje wtedy jako mediator, działając w imieniu interesów społeczeństwa. podkreślić, że u podstaw tych dwóch ingerencji leżały dwie zupełnie tM me zasady, jedna jffifiiaim i iA|p§&4, g druga społeczna i praktyczna. Trzeba też IM W SpIfże druga zasada obowiązuje tylko z tego powodu, że brak jej znaczenia lęłigijnego, że bogowie ograniczony krąg zainteresowań.Rzymia BWie tiaf^MsWf religijnym ludem na kuli ziemskiej. I właśnie z tego względu tak szybko odróżnił J i t - to, nakazują bogowie, od ius —dzieła umysłów ludzkich.

5. Dwa źródła prawa O d tamtego czasu można było wyróżnić dwa źródła prawa. Z jednej strony mamy kategoryczne reguły zachowania, stanowiące obiektywne prawo, które ma religijny charakter; z drugiej zaś - spierających się ludzi i w interesie wszystkich wzajemnie uznających swoje subiektywne prawa, które składają się, jeśli spojrzeć na nie z zewnątrz, na obiektywne prawo, które jest utylitarne z charakteru. Dziedziny tych dwóch praw różnią się znacznie w zależności od tego, czy dane społeczeństwo uznaje bóstwa, które czci, za egoistyczne i chcące tylko ofiar z ognia, czy jako sprawiedliwe i troszczące się o to, żeby ludzie zachowy­ wali się prawdziwie moralnie. Pierwszą z tych alternatyw napotykamy w czystej postaci u różnych plemion afrykańskich, gdzie, mówi się nam, „religia polega

230

Władza i wierzenia

wyłącznie na cerem onialnym kulcie, a jedynie zaniedbanie lub pom in ięcie ry­ tuału f u l l sprowadzić gn iew | A i k faktem,

Th ekstremalny przypadek; pozostaje

m ogą być mniej lub bardziej „moralni”. Im

P 0 f lU « tym w liif c a będzie sfera czysto ludzkiego j h m

ł



-

Gf&iiloa m iędzy dw iem a dziedzinam i prawa Mil jest m ŚL ani wieczna. Po­ karmem ludzkiego prawa jest sam o życie oraz nacisk interesów i uczuć. Ihering m ógł n ąw ft p Ó » if4 ? if4 £e subiektywnym prawem był tylko ch roniony interes. W dlthiy* że w miarę jak interesy się wzmagają, zdobywają ochronę prawną i pow odu siły, jaką dają. W pew nym sensie prawo ludzkie jest w każdym czasie umową, którą poddaje się rewizji w zależności od zmieniających się warunków. N ieuchronna zm iana tego rodzaju naturalnie wkracza w dziedzinę prawa b o­ skiego; napotyka tylko bierny opór, chyba że wiara jest m ocna. C o więcej, sam e idee pobudza to samo pomieszanie interesów i uczuć. Idee nie są tworami badań, lecz poddają się wpływom czasu i miejsca. D och od zi w ięc do tego, że wyznawana koncepcja w oli boskiej zm ienia się p od w pływ em walki społecznej i że im peratywy moralne ulegają przemożnym zm ianom . Trzeba rozwinąć tjgo temat, żeby pokazać, w jak różny sposób m ożna przepro­ wadzić granicę m iędzy tym i dwom a sferami, i że nie są one odporne na swój wpływ. Świeckie ludy, jak Rzymianie, dają bogom ich dziedzinę prawa, rozwijając obok i M swoją11. W ystarczy nie obrażać bezpośrednio bogów. G łęboko reli­ gijne ę i n i i i ą

w*drugiej m m ę i, jak te w wiekach f a i s f A ,

dom inującego partnera. Im b ifitig j

z prawa

M g , ‘tym p & f e f ’

r b p 4 o o udzielać odpow iedzi na p to b lim y lu d & i-a i& iT iH iliii'ia ^ e^ i^ eitw ierże boskie pgpfplHP^PiNi obejm uje wszysttóe spfawy n a św iecić; * A ponieważ prawo wieczne jest istniejącym [w umyśle] najwyższego rzą­ dzącego pomysłem rządaetok, dlatego wszystkie f f i l p i f

[ f a te ”,

r giiąjdują się w niższych rządzących, muszą pochodzić od jp8Sii, wiecznego. / zal pomysły niższych rządzących są prawami, a chodzi o wsBJfeteirmp ,/; prawa, poza prawem wiecznym. Stąd też w a y t e e pggwa. m tyle poafaatką .

10 Por. A.B. Ellis, The Yoruba Speaking Peoples o f the Slave Coast o f WestAfrica, London 1894. 11 „Jak w niemal wszystkich rozkazach rządowych w Rzymie, lecz szczególnie w prawach, wy­ stępuje nieodłącznie klauzula stanowiąca, że prawo nie obejmuje niczego, co zdolne jest po­ gwałcić prawa boskie. Do kategorii tej należą naruszenia przenajświętszych rozkazów; lecz obejmują one także naruszenia jakichkolwiek praw należących do boga, których celem było przede wszystkim zapewnienie nienaruszalności res sacrae. Samo prawo pozbawia ważności wszystkie środki objęte zakazem zawartym w tym przepisie; nie ma zatem potrzeby powtarza­ nia ich, wystarczy fakty te spisać. Ale nawet wtedy, gdy klauzulą tę pomijano, przepisy prawne sprzeczne z roszczeniami reli^ii postrzegano jako nieistniejące , Th. Mommsen, Manuel des antiquites romaines, t. 6, część 1.

231

iraKtat o wtaazv

od prawa wiecznego, o ile pochodzą z rozumu należycie ustawionego. [*J| O tyle prawo ludzkie ma istotne znamiona prawa, o ile jest zgodne z nale­ życie ustawionym rozumem. I wówczas jest jasne, że pochodzi od prawa wiecznego. O ile zaś odchodzi od rozumu, zwie się prawem niegodziwym. W takim bowiem razie nie ma istotnych znamion prawa, ale raczej znamiona jakiejś przemocy lub gwałtu12. N ie dałoby się wyrazić tego bardziej precyzyjnie: praw o ludzkie lub pozy­ tyw ne pozostawać m usi w ram ach praw a boskiego lub naturalnego. Św. Tomasz dalej rozwija tę kwestię: prawo naturalne zawiera jakieś ogólne przykazania, które zawsze są ważne. Natomiast prawo ustanowione przez ludzi zawiera jakoweś prawa partyku­ larne zależnie od wyłaniających się różnych spraw13. W idzim y więc, że rosnące skom plikow anie społeczeństwa może wymagać większej liczby rozporządzeń. Św. Tomasz chciałby jedynie, żeby ich punktem byty wieczne zasady. Łatwo wyobrazić sobie gwarancje dane jed­ nostce drogą proceduralną. Podczas gdy człowiek przestrzega pewnych zasad w

d e s y się absolutnym bezpieczeństwem, jako że

praw o nie m ą fńftćf g o d ita w y ń i l T t zasady, a ludzie •«

w to nawet

sprawujących władzę —h sA ifj ir tw i H d taP P A fcu ę Społeczeństw o, które uznaje praw o, m o l i J ą rzecz jasna, złamać. Poddani lub napełnieni autorytetem , jego J ^ b d r a f l i często popełniają a lssm a e .naruszenia,

bardziej p H

im ap Ś m ł a d w f t 1* ids

h f l l y tak sły n n ą p o s t ą p gdyby wszyscy książęta się jak chrześcijanie. j Lecz,

naw et

ę fH fl l i i śffzećżńe

może po­

strzegać praw o jako groblę, której nie pochłonie żadna fala przestępstw, chociaż a a te n m o m en t m o l i j ą zalać. ." N aw et gf* f e ó liy

wkrtfaffl wiedzą, żfe

Anrigfc do braku

zgody z zew nątrz dochodzi niezdecydow anie o d w ew nątrz, żeby wymusić*i

P Św. Tomasz, Prawo, przeł. P. Bełeh, hondom Katolicki Ośrodek "Wydawniczy Veritas, s. 43. p Tamże, s. 91. - król, fateMh celem U o i chrześcijan w Pgólnej krucjacie i zapewnienie wszystkim SMawiedEsraśd $eiórą wymierzał pod dębem w Vincennes). Człowiek o dumnej religijności, chciał uczynić z niej zasadę życia publicznego i prywatnego, a także zadać kłam dictum „polityka jest jednądługą namiastką”. 232

Władza iwierzenia odwrót. Średniowieczni królowie często się kajali, niepokój sumienia odgrywał u nich bowiem większą rolę niż sądzi przeciętny racjonalistyczny historyk. Prawo postrzega się więc jako daną strukturę; dostosowują się do niego tradycje ludowe, a ludzie - z mniejszą lub większą regularnością - uwzględ­ niają je w każdym swoim zachowaniu, prywatnym i publicznym. Przy niepew­ ności właściwej sprawom ludzkim zapewnia ono możliwą pewność i przewidywalność.

6. Prawo i zwyczaj Nie wolno nam pomylić prawa boskiego ze zwyczajem. Zwyczaj to krysta­ lizacja wszystkich nawyków społeczeństwa. Lud, u którego zwyczaj jest całkoi M i ittW fiinnp, znosi despotyzm, zmarłych. Prawo, i Ariapij Jtim m podczas gdy zaleca 1 ustala nawyki konieczne społeczeństwu do jia m tta u ^ in ie zamyka drzwi do korzystnych, wariaifh dmafe fa te ro z r ó ż n ia ją film V Przewaga wiary może bez wątpienia poskutkować przyw itaniem uległego ludu do liw ó tlsin tl 'w ilder doktorów prawa, których celem będzie stabilizacja całego ludzkiego zachowania na całe wieki. A fealrfo ® era io ® |p p ^ e i ludzi Zadteochi były zbyt żywotne, żeby obawiać się takiego jarzma. Zmiany zachowania wywołane zostały żywotnym bodźcem woli panowania. Prawo nie potępiło od ręki, ale zapewniło kryteria rozwiązania sporów wynikających z tych nowinek i ogólne zasady organizowania tych nowych zachowań. Prawo i zwyczaj, choć nie identyczne pod względem logicznym, są iden­ tyczne pod względem praktycznym. Uczucie głębokiego szacunku do prawa, przekazywane z pokolenia na po­ kolenie, dotyczy również postępowania. „Mój ojciec, który obawiał się Boga, postępował w ten sposób”. Tradycyjne zachowanie i instytucje, nawet jeśli nie mają religijnej treści, zostały niejako inkorporowane do religii: przypominają stragany, które w dawnych czasach ustawiano po stronach katedry. % TEfe z wierzeń ! nawyków, i z niczego innego, wynikają reguły prawa wyko­ rzystywane w rozwijającym się społeczeństwie, żeby na stałe przywrócić har­ monii p tZ d r f y czas zakłócaną konfliktem woli. Działalność regułotwórcza może przybrać postać albo wyłącznie decyzji sądowych, albo decyzji sądowych połączonych z prawodawstwem. W pierwszym przypadku „mądrzy lu ll!# :, stający twarzą w twarz z nieskoń­ czenie różnorodnymi problemami, muszą opracować coraz śmielsze fikcje w celu podporządkowania nowych problemów coraz dalszym precedensom. Ale także

233

o sMaKtew

prawo się rozwija, dotrzymując kroku życiu, a najbardziej skomplikowane sys­ temy reguł społecznych są następującymi po sobie emanacjami zespołu zasad i nawyków, które stanowią wspólne dziedzictwo całego społeczeństwa; nawet najsubtelniejsze — a— łidg przeprowadzane p a t ! „mądrego człowieka” jest bliskim krewnym p sę śŚ M cytowanych przez : Gdy regulowanie nowatorskich sposobów zachowania przejmuje wy­ nikają z tego ważne polityczne i psychologiczne konsekwencje. Jeśli chodzi 0 społeczeństwo, i r i b , potrzeba fp p n f e f tili sttW ijytąych Wspiętą poczucie m akM , i Ś Ś Ś k jako J a n śam dla coraz wątlejszego kuku przodków. Jest to dla jednostki szkoła wyższa S S H ł r i d l ma dodyspP* zycji odpowiedniego prawa i musi decydować sama, co j^j jfię należy,! zapewni! przestrzeganie tego na drodze sądowej. Ostatecznie, dla władzy* I W nas tn s f interesuje, wiara w prawo poza nim m a p ie rw s z o rz ę d o ia iit^ illk Zachowania nadal zmieniają t ! | bez zaleceń władzy; a problemy, jakie te uroimy będą rozwiązywane bez jej interwencji. Przez długie prawo zdobyw a autorytet właściwy jem u samemu, w rfw fty walny niemal boskiego, z którym jeit.jpQ w ipW W lttE i^szym lub większym stopniu. Wzięte łącznie, prawo stanow i wspaniałą całość; musi je honorować nie tylko władza, którzy sprawują władzę, są pionkami w potężnej sieci zobowiązań. Prawo jest ponad nimi, a oni mogą poruszać się tylko wzdłuż wyznaczonych przez nie dróg. Tak było we wczesnym Rzymie, gdzie państwo nie mogło zastosować przeciwko obywatelowi prawa 1 musiało podjąć przeciwko niem u działanie, zwane M ik, | było w k także wJffijptg gdzie, żgpeliifei tym , co p i» D § ie f t to, co zwie się zasadami konstytucji, to pewne indukcje i uogólnienia oparte na konkretnych decyzjach wydanych przez sądy w sprawach dotyczących : praw danych jednostek1^,

?

* Są więc dobre powody, żeby widzieć w corpus iuris potężny instrum ent dys­ cypliny społecznej, który nie zawdzięcza władzy; przeciwstawia siftfHł i narzuca się jej; zarówno ogranicza ją, Jak i dąży do kontrolowania jej, -

Ihering, L’Esprit du droit romain,.% 2, & 81. A także romaines, c. 1, s. 364 i fiast. 16 A V . Dicey, Introduction to the study of constitutional law.

234

Manuel des antiguitłs

Władza i wierzenia

7. Rozwój władzy prawodawczej Jest oczywiste, że rola władzy w społeczeństwie różnić się będzie znacznie w zależności od tego, czy uchwala ona prawa, czy nie, czy ustanawia reguły za­ chowania lub same ich treści, wymagając ich przestrzegania. Gdy w pewnym momencie rozwoju historycznego ińiM ffly władzę, która uchwala prawa przy zgodzie albo ludu jako c a ł o ś c i , albo zgromadzenia, i która a lt może ustanowić tych praw bez j ^ o zgody, powinniśmy zinterpretować te prawa ludu lub zgromadzenia jako ograniczenie władzy, jako jej odejście od prymitywnego stanu absolutyzmu. Lecz ten pierwotny absolutyzm jest czystym mitem. To nieprawda, że ludzkość wyłoniła się z poprzedniego stanu, w którym magistraci i monarchowie mogli całkowicie arbitralnie ustanawiać zasady za­ chowania. Nie posiadali choćby zalążka takiego prawa czy też, bardziej akuratnie, takiej władzy. jest i r i p tak, że to ludgr czy zgromadzenia pozbawiały samą władzę moż­ ności uchwalania praw, jako że władza nigdy nie miała lafcUh uprawnień. Two* rzymyeałko wicie błędy pogląd na społeczeństwa w o lc e is gdy Iło m jeden człowiek lub paru ludzi, jeśli zdarzyło In.. irt| dzierżyć władzę, mają tym saM pu możliwość swoim poddanym zachowań, które nakazują odejście od przyjętych wzorców wierzeń i zwyczajów. Daleko od tego —widzimy, że sami władcy są niewolnikami tych przyjętych schematów. Zgoda ludzi lub zgromadzenia wcale nie ograniczała swobody działania władców, nigdy bowiem owej swobody nie mieli; wręcz przeciwnie, umożliwiła zwiększenie autorytetu rządowego. W średniowieczu to władza zwoływała angielski Parlament i francuskie Stany Generalne. Jej głównym celem było uchwalenie podatków, które na podstawie zwyczaju były nieuprawnione. Nawet w 1789 r. to znowu władza zwołała Stany Generalne, chcąc z pom ocą ludu znaleźć siłę, żeby przełamać opór przeciwko reformom, które uznawała za konieczne. , Władza prawodawcza nie jest atrybutem odebranym władzy przez ustano­ wienie zgromadzenia czy przez wolę pOWI®gilm|.-Tb dodatek do władzy, tak przy tym nowoczesny, że nie zaistniałby bez zgromadzenia czy zgody ludu1^ Zwróćmy uwagę na nieśmiałe teńłpU* W jakim władza się rozwija. Początkowo 17 Pollard bardzo jasno opisał, jak angielscy królowie wykorzystywali Parlament, z którego pomo­ cą zdobyli władze, której wcześniej nie posiadali. Król w Parlamencie mógł nakazać to, czego sam kroi nie mógł. „Korona nigdy nie była sama przez s i| jako l e przed czasami su­ werenności nie było w gruncie rzeczy prawdziwejjm uataśm iŚi Utwćleńttośc osiągano jedynie ' dzięki wysiłkom korony w parlamencie |~,J. A w ięc suwerenność rosła wraz z powszechnym przedstawicielstwem”. A.F. Pollard, The evoluttoś0Parliament, La a m g 1934, & 230fi l i n

235

Traktat o władzy

w ła d n a jest ty lk o przeform u ło w y w ać zw yczaj18. P o tem , pow oli, wprowadza się n o w e praw a, k tó re je d n a k św iad o m ie przed staw ia się jak o p o w ró t d o starych d o b ry c h zwyczajów. P oprzez p rak ty k ę legislacyjną k ro k p o k ro k u g ru n t zdo­ b y w a idea, że praw a czy praw o m o ż n a n ie tylk o przeform ułow yw ać, lecz także tw orzyć —d ro g ą form alnego ogłoszenia. S łow em , to in sty tu cjo m p ow szechnym lu b przedstaw icielskim , a nie kapry­ sow i jakiegoś legendarnego d esp o ty m u sim y przypisać k o ncepcję, któ ra pojawia się m n iej lu b bardziej p ó źn o w h isto rii każdej cywilizacji: że w ola kierownicza jest w ład n a kw estionow ać w każdej chw ili p raw a i sposoby zachow ania ludzi. Ż e b y m o g ło się to stać, trzeb a b yło przeciw staw ić au to ry teto w i boskiemu, k tó ry ją odrzucił, a u to ry te t n ie pojedynczego m onarchy, lecz społeczeństwa. K oncepcja społeczeństw a św iadom ie rozw ijającego reguły zachow ania wiążące w szystkich jego członków m oże pojaw ić się ty m w cześniej, jak ju ż zaznaczy­ liśm y, jeśli au to ry te t boski odgryw ał (jak w R zym ie) w zględnie niewielką rolę w fo rm u ło w an iu praw ; jego zw ycięstw o w najw iększym sto p n iu zapewnia naj­ b ardziej racjonalistyczny kryzys, k tó ry m a m iejsce w h isto rii każdej cywilizacji.

8. Kryzys racjonalistyczny i konsekwencje polityczne protagoreizmu W sw ojej m ło d o ści każda cyw ilizacja o b aw ia się nadprzyrodzonych sił, czci sw oich przodków , jest w iern a zw yczajom . Jeśli w yobraża sobie lepszy stan rzeczy, uw aża, że ju ż d aw n o m in ął, a p ew n y m z n ak iem jej p o stę p u jest to , że tym , czego o b aw ia się najbardziej i najusilniej stara się u n ik n ą ć , jest degeneracja.

18 Idea, że ktokolwiek jest w stanie uchwalać prawa, które przeczą zwyczajowi, jest całkowicie obca wiekom średnim. Przykładowo, gdy sw. Ludwik wydał ordynację (1246 r.), w jakim języku to uczynił? Mówi, że zwołał do Orleanu baronów i szlachtę Kraju, żeby mogli oni ustalić, jaki panuje w kraju zwyczaj, który król obwieszcza i którego nakazuje przestrzegać „Nos volentes super hoc cognoscere veritatem et quod erat dubium declarare, vocatis ad nos apud Aurel baronibus et magnatibus earundem terrarum, habito cum eis tractatu et consilio ailigenti, communi assertione eorum, didicimus de consuetudine terrarum illarum, quae talis est. [...] Haec autem omnia, prout superius continentur, de communi consilio et assensu dictorum baronum et militum volumus et praecipimus de coetero in perpetuum firmiter observari”. Cyt. za: Carlyle, t. 5, s. 54. Widzimy tutaj, że prawodawstwo jest kwestią usta­ lania i poświadczania zwyczaju. Stąd obecność „baronów i m agnatów ”, którzy są tam jako sędziowie co do faktów. Błędem byłoby więc postrzeganie baronów i królajako wspólnego ciała ustawodawczego, którego współczesnym odpowiednikiem byłby król w Parlamencie. Ale łatwo zauważyć, że te spotkania króla z jego kurią mające ustalić, jaki jest zwyczaj, stały się ostatecznie sposobem narzucenia go. I łatwo wyobrazić sobie, jak to się stało. Dokonało się to poprzez wydawanie jako zwyczajowe i stałe tego, co było w rzeczywistości nowe. Por. w tym kontekście to, co Maine powiedział na temat dostarczania wody do Indii.

236

Władza iwierzenia

Jej życie wchodzi wtedy w przeciwną fazę, w której, ufając swoim światłom, zaczyna regulować zachowania ludzi w taki sposób, żeby osiągnąć maksymalną użyteczność; jako że nigdy nie wątpi, iż dzięki temu zdoła wkroczyć do Złotej Ery ukrytej w przyszłości, i jest całkowicie przekonana o zasadności swoich własnych ulepszeń, nie troszczy się już o przetrwanie swojego dziedzictwa i czasem popada w zepsucie i rozkład w momencie, gdy jej nadzieje są najbardziej wyolbrzymione. Linia czy raczej obszar podziału wyznaczone są przez keppi mfrmt&Bgmąi Nadchodzi potem czas, gdy jedynie z p o w o d y , z a p e w n i o n e j przez tradycje ludowe lud rozwija się i wchodzi w kontakt z wieloma lóljpyill j^ółećZ« nościami; początkowo wyśmiewa je, potem przechodzi do uważniejszego prze­ analizowania ich wierzeń i sposobów zachowania, które różnią się od tych, które panują u niego. „[Sprawiedliwość i niesprawiedliwość] zmieniają charakter ze zmianą klimatu. Trzy stopnie oddalenia od bieguna obalają całe prawoznawstwo, południk rozstrzyga o prawdzie”19. Z jednej strony, kontakty te pozytywnie wpływają n a umysły, które są w stanie wznieść się ponad pozory i dostrzec leżącą u podstaw jedność praw, jak było w przypadku jo n itó w w Chinach; z drugiej ią one niebezpieczne dła pospolitych które, srte potrafiąc n ś i r l i p i ^ ^ sobie wewnętrznej spójności całej struktury wierzeń i zwyczajów społecznych, uznają, że mają swobodę przyjęcia jakiegoś przypadkowego sposobu życia, a następnie zastanawiają się, czy w ogóle jakikolwiek sposób życia jest naprawdę niezbędny. Dowiedziawszy się, że jeden z ich poglądów nie jest powszechnie wyzna­ wany, dochodzą do wniosku, że żaden nie jest konieczny, nie zatrzymawszy się nawet, żeby rozważyć, iż w ich społeczności może być on niezbędny. W pewnym punkcie, przez korelację czy zbieg okoliczności, sama czysta inteligencja zaczyna niszczyć swoje starożytne d z i e ł a . N a początku chciała zdefiniować koncepcję porządku naturalnego, zrozumieć racjonalność i piękno wm% udowodnić, ż# od moralnego i materialnego postępu zależy te , czy człowiek obwaruje .$lg ta­ kimi wspaniałymi prawami. P otem .znfcik, swój kierunek i zaczyna podważać w s z y s t k o , cow cześniej twierdziła. Przykładowo, w Grecji, podczas gdy pitagorejczycy potwierdzili boskie po­ chodzenie i naturę prawa® ! niezmienność zwyczaju, filozofowie zaczęli przed­ stawiać prawa jako wyłączne dzieło rąk ludzkich, które utrzymywano w mocy dzięki fikcji, iż prawo stanowi ingerencję bogów w życie na ziemi21. 19 B. Pascal, Myśli, przeł. T. Boy-Żeleński, Warszawa: Hachette 2008, s. 154. 20 Por. A. Delatte, Essai sur la politique pythagoricienne, Paris 1922. 21 Tak szła słynna interpretacja Krycjasza na ich temat: „Po tym jak wymyślono pierwsze ludzkie prawa przeciwko oczywistym niesprawiedliwościom, ludzie zdecydowali się błyskawicznie,

237

Traktat o władzy Zgodnie z tym ujęciem prawa nie tylko ulegają zmianie - pod tym względem filozofowie jedynie uzasadnili już powszechne praktyki legislacyjne —lecz dodat­ kowo nie ma w nich najmniejszej choćby cząstki stałości, nic w nich nie przy­ pomina prawa naturalnego ani obiektywnej moralności. Dowodzi tego fakt, że żadne prawo nie otrzymało zgody ludzi zawsze i wszędzie*22. Łatwo z tego wydedukować, że nie ma prawa naturalnego i że prawodawstwo i moralność są jedynie sprawą konwencji i produktami ludzkiej woli. Jest to postawa umysłu, którą przedstawił Platon: Jeśli chodzi o bogów, ludzie ci twierdzą, że nie istnieją naturalnie, lecz są bytami sztucznymi żyjącymi dzięki pewnym prawom; że prawa te są różne w zależności od intencji ludów, które je ustanowiły, że dobro jest czymś innym w przyrodzie, a czym innym w prawie; że odnośnie sprawiedliwości nic nie jest sprawiedliwe w naturze, lecz że ludzie, zawsze podzieleni w tej , kwestii, zawsze tworzą nowe układy dla tych samych rzeczy; że układy te są miarą sprawiedliwości tak długo, jak się utrzymują, a początek swój mają w sztuce i prawie, a nie przyrodzie23. Racjonalistyczny kryzys, jak powiedzieliśmy, zdarza się w każdym społeczeń­ stwie na danym etapie jego rozwoju. Podczas gdy powszechnie uznaje się jego historyczne znaczenie, błędnie interpretuje się jego konsekwencje, ponieważ zwykle dostrzega się jedynie jego bezpośrednie skutki. Podporą tronu, m ówi się nam, był przesąd, a skutkiem racjonalistycznego naporu było zatem obalenie władzy, gdyż osłabił on poparcie, jakie zapewniały jej wierzenia. M usim y spojrzeć dalej. W spólnota wierzeń stanowiła potężny czynnik w spójności społecznej; była ostoją instytucji i stróżem tradycji ludowych. Za­ pewniała porządek społeczny, uzupełniający i chroniący porządek polityczny;

w celu obejścia niebezpieczeństw spowodowanych przez ukryte niesprawiedliwości, mówić o potężnej i nieśmiertelnej istocie, która widzi i rozumie dzięki swojej naturze wszystko, co tajemnicze, i karzącej zło. Fikcje te zostały sformułowane przez pierwszych mędrców, żeby zasiać strach w sercach ludzkich”. H A. Diels, Die Fragmente dervorsokratiker, Berlin 1903, fragm. 25. 22 Na ten temat Pascal przekopiował i skondensował argument Montaigne’a: „Przyznają, iż spra­ wiedliwość nie tkwi w tych zwyczajach, ale że mieści się w naturalnych prawach, znanych wszędzie. Z pewnością broniliby tego uparcie, gdyby błahy traf, który posiał prawa łudzicie, natrafił bodaj na jedno powszechne; ale jak gdyby dla żartu kaprys ludzki rozdrobnił się tak, iż nie ma takiego prawa*. Pascal, Myśli, s. 154. 23 Platon, Les lais, księga VIII [wyd. polskie: Prawa, przeł. i oprać. M. Maykowska, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe I960].

238

Władza i wierzenia

jej istnienie, co pokazuje niezależność i świętość prawa, uwolniło władzę od szero­ kiej odpowiedzialności i ustanowił© wokół niej niemal nieprzekraczalną barierę. Cfcjf tnoiiTOy nie d®tf*ii: zbiegu załamania się wierzeń od XVI do XVIII w. z powstaniem monarchii absolutnych? Czy nie jest jasne, że monarchie absolutne zawdzięczały swój byt właśnie tem u załamaniu? C!l§fś:sitó©iifc ftlf-jaitnuife$pfP" jągp wielki fifees h fi 'ftskle wMłsittt okresem 1fiilfiSw myślnych despotów24, przekonanych o konwencjonalnym charakterze instytucji, pewnych, że mogą i muszą obalić zwyczaje swoich ludów, żeby przyzwyczaić ich do rozumności, zwiększających swoje machiny biurokratyczne w ceha wspaźdaf l e M l p f a ś l i i wzmagających |A r gajH q^M h idbjj* I g ń lę f ó " Kierowniczej władzy przypisuje się więc moc zmiany porządku rzeczy, usta­ nawia się władzę prawodawczą, a prawo, które przestało być panem i przewod­ nikiem rozporządzeń ludzkich, staje się w związku z tym zwykłym statutem. Historia nie zna nic, co bardziej sprzyjałoby wzrostowi władzy. A najwytwor­ niejsi myśliciele XVIII ffe tak dobrze &tym wiedzieli, że ich celem stało się postawfaflte przed prawodawcą przeszkody, która uniemożliwi m u pójście dalej przez m jjm m & m ŚB niepokalanego przewodnika - „naturalnej religii” Rousseau czy „naturalnej etyki* Woltera. Zohat^ytóy, jak hamulce te funkcjonowały w XIX w. I jak W fctaieu przestały działać. Zgodnie z logiką musiały w końcu M iitólŁ Jak tylko obwołano człowieka wszechrzeczy”25, nie było już prawdy, dobra ani sprawiedliwości, lecz jedynie poglądy o takiej samej ważności, których konflikt można było rozstrzy­ gnąć jedynie siłą polityczną lub wojskową; a każda siła z kolei osadza na tronie J H h I ^ dobro i sprawiedliwość, które przetrwają tak długo, jak ona sama.

24 Por. Robert Leroux, La thiorie du despotisme eclaire chez Karl-Lheodore Dalberg, Paris 1922. 25 Aforyzm ten przypisuje się Protagorasowi. Montaigne w Apologyfor Raimond Sebond, cytuje Pliniusza: „Jakby ktoś, kto nie może zmierzyć siebie, mógłby zmierzyć inne rzeczy!”. Monta­ igne pozostawia taki komentarz: „W rzeczy samej, Protagoras nieźle nas urządził, gdy uczynił z człowieka miarę wszechrzeczy, który nie zna nawet swojej własnej miary* |wyd. polskie: Apologia Rajmunda Sebond [w:] Próby, t. 3, przeł. T. Boy-Żeleński, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy 1985).

239

Księga V Z

m ie n ia s ię o b l ic z e w ł a d z y ,

ALE NIE JEJ NATURA

Rozdział 12 O REWOLUCJACH1

Rewolucje polityczne, jako gwałtowne kryzysy w karierze kuwają szczególną uwagę historyków. Nagły pożar skrywanych eksplozja i rozprzestrzenianie Hf niczym zasad istniejących dotąd w podsfadbu. szybujący w górę wzrost znaczenia nsMPsh ludzi, gra aktorów w bru­ talnym i okrutnym filmie, potworne wybuchy tłumów, w których poważne twarze ludzi zajętych swoimi sprawami ustępują miejsca przerażającym obli­ czom nienawiści 1 zwierzęcego okmeteiisswa - to zagadnienie, które wzburza pisarza, a u pokojowo nastawionego czytelnika wywołuje dreszcze! To omawiane s l o w w historii, lecz jednocześnie najmniej rozu­ miane. Duch ludzkości wciąż przeżywa ł lW j§: ffiW bfe §1 nauka bardziej budzi jego uśmiech niż przekazuje mu wiedzę. Widzi tylko powierzchowny aspekt zda­ rzeń i w nim szuka wyjaśnienia; napływ fali, który przed oczyma, za ruch .«i«łego morza, podczas p fy analiza tego ruchu zdolności myletUą. Trzyma się krzyku wolności, który wznosi się. fil początku każdej rewo­ lucji* Nie dostrzega, % nie wybuchła nigdy rewolucja, której skutkiem nie byłby wzroitifflBpp f Żeby pojąć prawdziwą rolę rewolucji i zapewnić tym nagłym i spektakularnym punktom kulminacyjnym ich odpowiedniemiejsce w długim marszu historii, m u­ simy odwrócić nasze oczy od fascynującego przedstawienia, jakim bez wątpienia jest ich wybuch; m aritay zauważyć, jak wyglądał strumień, zanim tę prędkość i w jakim kształcie widzimy go później, gdy wydarzenia p r i p i a ^ t l f l ^ p dppfly tok. Przed wartkim strumieniem było panowanie Karola I, Ludwika XVI, M i­ kołaja II. Po rewolucjach - Cromwella, Napoleona, Stalina. To oni są panami. To im zostaną podporządkowani ludzie, którzy powstali przeciwko „tyrańskim”

1 W rozdziale tym powinniśmy pamiętać o znaczeniu słowa „parlament”, o czym wspominali­ śmy w przypisie W rozdziale 10.

243

Traktat o władzy

Stuartom, Burbonom i Romanowom. Zjawisko to jest tak zdumiewające jak jego powszechna interpretacja jest błędna. Jak przykro, mówi się, że rewolucja odbiegła od swojego naturalnego kursu, że antyspołeczne ekstrawagancje wolności wymagają siły, która by je po­ wstrzymała, że te ekstrawagancje sprowadziły tak powszechną biedę, że potrzeba było człowieka., który odbudowałby kraj! Gdyby można było uniknąć tego czy innego błędu! Bardzo chętnie wyjawiamy dokładne momenty, w których rfcraaŁ J f wskazujemy działania, jkę&ftg rewolucji grzech,

Ojw iw mmd jak można tak nie n o m ib i fenomenu rewoluep? Cromweltawtef Staimowfenlesą li i|fa> przypadkową konsekwencją, wypadkiem burzy rewolucyjnej. Są raczej jej przeznaczonym cekin/ do którego zmierzało całe wrzenie społeczne; tyki rozpoczął g£g mcm I upadkiem jednej władzy, żeby zakończyć się konsolidacją władzy jeszcze bardziej absolutnej* 1. Rewolucje usuwają słabość i wydają na świat potęgę Początki rewolucji cechują się urokiem wręcz nie do opisania. Wydarzenie, Jest n&|śiiią||;wyda}e Się. otwierać każdą możliwość. Przeddlą stfEmriBwMHB marzenia, Nienawidzonego systemu, ura­ żonych interesów, niespełnionych ambicji; zmieni. iBwepfej, spełni wszystko I osiągnie wszystko; jego żywy pochód zdobywa serca wszystkich i przyciąga m f f it tych, którym. brapsA ^taln ■%; Te szczęśliwe godziny są wyryte w pamięci ludów i ubarwiają dla wiedzy potomnych następstwa, które za nimi nadeszły. To właśnie w liryczności ludzie będą szukać klucza do tego ruchu, to starych rewolucjonistów będą o to pytać; jakby ludzie widzieli, co czynią, i czynili to, co chcieli! Chcieli walczyć z opresją, Ograniczyć władzę, położyć kres arbitralności, każdemu zagwarantować życie ła k n ie ^ ustąpienia...- s Chcieli f i m n p i p ł o n n e nadzieje, jako że nigdy nie było im to przezna­ czone. Ich M st&tpzttt ffiftpa została spełniana, gdy stawili czoło władzy i na­ ruszyli jej gmach. Ich bezkarność dowodzi jej słabości i daje znak do ogólnego ataku na bezsilnego potwora. Otwierają się bramy zawiści iK y w i Się kajdany obżarstwa; władza upada, a w jej upadku można usłyszeć upadające wokół niej władze społeczne. Pozostają tylko ruiny, które fala może zniszczyć. Nowi ludzie przybywają na jej sztandarze; pytanie, czy wiedzą, jaki jest ich program, byłoby pogardą I drwiną. Są oni jedynie żaglami wypełnionymi wiatrem ich czasów,

244

O rewolucjach skorupami, które łapią dźwięk sztormu. Lecz w końcu morze społeczeństwa łagodzi Się. Tb szansa dla tych, którzy wkraczają do tego, co pozostało z Miasta Panowania; umacniają J© szczątkami zebranymi z ruin władz społecznych i zwiększają swoją władzę, czemu nikt ^ nie sprzeciwia. Jak likwidacja słabej władzy i ustanowienie silnej mogłoby nie być predesty­ nowanym i opatrznościowym końcem każdego takiego kataklizmu?

2. Trzy rewolucje Rewolucja w Anglii wybuchła w imię naruszanych praw własności, w imię oporu wobec niewielkiego podatku ziemskiego zwanego „podatkiem morskim”. Sama rewolucja wkrótce ustanowiła podatek dziesięć razy cięższy. Była prote­ stem przeciwko konfiskatom ze strony Stuartów; wkrótce sama nie tylko będzie systematycznie grabić Kościół, lecz ze względów politycznych przejmie również wielką część własności prywatnej. W Irlandii wywłaszczono cały naród. Szkocja, która wystąpiła w obronie swojego sposobu życia i rządu, widziała, jak odbie­ rano jej wszystko, co tylko uważała za wartościowe2. Cromwell, który się dzięki temu wzmocnił, mógł stworzyć armię (chęć jej ustanowienia spowodowała upadek Karola) i W |jN|lllS 1 ludzi, którym król musiał ulec. Dyktator sformował siły morskie, o jakich; nieszczęsny monarcha tylko marzyć, i prowadził w o jiy do łBQ|fp£L Karo­ lowi brakowało środków. Rewolucja francuska uwolniła chłopstwo od ciężarów feudalnych; zmusiła ich jednak do chwycenia za broń i wysyłała oddziały wojskowe w pościgu za nieposłusznymi; zniosła lettres de cachet, lecz postawiła gilotyny w miejscach pu­ blicznych. Potępiła w 1790 r. przypisywany fasifawi plan dołączenia d e hiszpańskiego w wojnie przeciwko samotnej Anglii, ale pchnęła naród w kam­ panię wojskową przeciwko całej Europie i za pomocą bezprecedensowych żądań wyciągnęła od kraju zasoby na taką skalę, jaka umożliwiła jej realizację programu, który monarchia musiała porzucić - zdobycia naturalnych granic Francji. Potrzeba było ćwierć wieku, żeby przedstawić rewolucję rosyjską 1917 r. we 2 Clarendon fis ie © czasach Restauracji: „Cała s t illlt lt l starożytnego rządu szkockiego została tak zmieniona przez Cromwella, prawa i zwyczaje w kraju zostały tak przekształcone na ko­ rzyść tych angielskich, które Cromwell ustanowił, a które nie pozostawiały żadnego niemal znaku tego, czym Szkocja była wcześniej. Władza szlachty została tak całkowicie zniesiona i wypleniona, że wszelkie roszczenia do szacunku i poważania miały ważność tylko taką, jaką przekazywały finanse i urzędy nadane przez Cromwella”. Life of Clarendon.

245

T raktat o w ładzy

właściwym świetle. Znacznie potężniejsza władza niż ta, jaką posiadał car, uwol­ n ili w kraju bardzo różne siły, dzięki którym odzyskano wszystkie terytoria, jakie straciło carskie imperium, a nawet więcej. W idzimy więc, że prawdziwą historyczną funkcją rewolucji jest odnowienie i umocnienie władzy. Przestańmy witać je jako reakcje ducha wolności prze­ ciwko ciemięzcy. Tak niewiele mają z tym wspólnego, że nie można wymienić chociażby jednej, w której obalono prawdziwego despotę. Czy ludzie podnieśli się przeciwko Ludwikowi XIV? Nie, przeciwko dobro­ dusznemu Ludwikowi XVI, który nie miał nawet serca, żeby pozwolić swojej gwardii szwajcarskiej otworzyć ogień do napierającego ludu. Przeciwko Piotrowi Wielkiemu? Nie, przeciwko słabowitemu Mikołajowi II, który nie śmiał nawet pomścić swojego ukochanego Rasputina. Przeciwko sinobrodemu Henrykowi VIII? Nie, przeciwko Karolowi I, który po paru nieudolnych próbach rządzenia zaniechał go na rzecz spokojnego życia i który nie był dla nikogo zagrożeniem. A, jak mądrze zauważył Mazarin, gdyby nie opuścił swojego ministra, Strafforda, nie straciłby głowy na szafocie. Królowie ci zginęli i i i z powodu tyranii, lecz z powodu słabości. Lud wzniósł szafoty ttlfc jako karę moralną za despotyzm, lecz jako biologiczną karę za słabość. Ludy nigdy nie występują przedwko władzy, która wyciska z nich ostatnie poty. Obawiają się barbarzyństwa takiej władzy, a często postrzegają ją jako coś wspaniałego Lud nie I f f i i i l l t r i ś l po pierwsze, z powodu naturalnego in­ stynktu, który, gdy jeżdziiC ifę waha, przemienia napwstósij W sWMi zwierzę; po drugie*. .łagodna władza jest w jak dobre są jej intencje, wrogiem ludu —fife: ffltaii' Mr> ma władzę, od odebrania bogactwa 1 n&ipjglińa fa d n ii coraz cięższego jarzma; ostatecznie, ponieważ prawo rywalizacji gromadzi ludzi wokół silniejszej władzy dzierżonej przez jeszcze bifdifej islaafcią dłoń.

3. Rewolucja i tyrania

Rewolucja rozdziera powietrze krytyką tyranów. A jednak w rzeczywistości w |ej jttohdŚB wyjścia nie ma żadnego tyrana, pojawia się on dopiero później mocą jej wyrffców, Zasada rządu, który obala, budzi tylkoumia kowany szacunek, a sam wqjji posiada jedynie dawnego autorytetu. Te same przyczyny, które umożliwiły jego upadek^ spfaiffipi że był on niezdolny do despotyzmu. W miejsce pozbawionego energii stracha na wróble powszechne wzburzenie 246

O rewolucjach

wywiesza banery swojego własnego entuzjazmu i zastępuje wyczerpanych i scep­ tycznych rządzących atletami politycznymi, którzy właśnie krwawo wyelimino­ wali przeciwników rewolucji. Czy ludzie nie działają w imię zasad, które wywołują takie namiętności, że z całą pewnością zdobędą fanatyczny posłuch? Nie tylko zpjpfifili się iiłiliJF nowe życie, lecz kierunek, jaki nadała kursowi naaadbb nie natrafia na prze­ szkody postawione ras jej drodze przez władze społeczne — Wir zmiótł i po­ wierzchni ziem i.' Im dalej idzie likwidacja arystokracji, tym bardziej kompletna będzie tyrania ustanowiona przez rewolucję. Konfiskaty za Cromwella były, bez wątpienia* ogromne, lecz sama ziemia nie została obrócona w p y ł—jedynie przekazano ją w dużej Ilości nowym wła­ ścicielom, często ludziom, którzy wzbogacili się na usługiwaniu Kompanii Wsehodnioindyjskiej. % tego powodu interesy ig A s m t: trwały jako potężna sfla zachowawcza. Trzymały w szachu lewellerów, inspirowały mnichów, a wraz ze zniknięciem Cromwella uczyniły swoim celem Ograniczenie władzy państwa; do tego potrzebowały trzydziestu lat i innej dynastii, lecz lęh dzieło miało prze­ trwać półtora wieku. . 1H i ftsa®Efl obalenie władzy rodzin arystokratycznych poprzez zniesienie przywilejów i odebranie posiadłości ziemskich poszło znacznie dalej. Ale prze­ strzegano nierówności posiadania, a rozgrabienie Kościoła i spustoszenie Europy zapoczątkowały nowe fortuny. Powstały tym samym kapitalistyczne bariery dla wszechmocnego państwa. Lecz rewolucja rosyjska przejęła całą własność prywatną, niezależnie od po­ staci, jaką własność ta przybierała. W ten sposób państwo rosyjskie nie m u­ siało borykać się z jakimikolwiek przeszkodami poza zwolennikami NEP-U3, na których bunt pozwolił, a później kułakami, których niezależność środków wydawała się początkowo zbyt niewielka, żeby się nimi przejmować. A więc re­ wolucja w Anglii wzmocniła władzę mniej skutecznie i trwale niż rewolucja we Francji, a we Francji mniej niż w Rosji. Tylko z zewnątrz były one rewolucjami przeciwko władzy. Ich rzeczywistym skutkiem było to, że władza zyskała nowy wigor i pewność siebie, a także to, że zniesiono przeszkody, które od długiego czasu wstrzymywały jej rozwój.

jktltaft

3 Nowa Polityka Ekonomiczna (Nowaja ekonomiczeskaja politika, NEP) - doktryna polityki gospodarczej Rosji Radzieckiej i ZSRR w latach 1921-1929; częściowy powrót do gospodarki rynkowej, zwalczany przez bolszewików.

247

Traktat o władzy

4. T ożsam ość państwa demokratycznego i m onarchicznego Rewolucja francuska w uderzający sposób ukazuje fundamentalną niezmien­ ność państwa pomimo ciągłych metamorfoz i wzrostu, jaki te metamorfozy mu zapewniają. Jakkolwiek wrzenie to było gwałtowne, nie złamało ono stałości ewo­ lucji państwa francuskiego; stanowiło ono raczej brutalną likwidację przeszkód, które do końca XVIII w. znalazły się na jej drodze i wstrzymywały jej postęp. Viollet dobrze to rozumiał4:* Dominującą cechą historycznej ewolucji monarchii w ostatnich trzech wiekach była ogólna tendencja do unifikacji i jednolitości. W olność wszędzie upadała, a władza rosła. Rewolucja przypominała gwałtowne przełamanie ogromnej tamy, którą napór wody zmył za jednym zamachem. Fala ta była połączeniem tradycyjnych i historycznych sił; a zatem, i nie możemy za bardzo tego podkre­ ślić, duch ancien regime■u pozostał na usługach nowych idei. D uch ten, z istoty autorytarny i dośrodkowy, odniósł zwycięstwo nad rewolucją i przewodniczył jej dziełu destrukcji, przy czym jego siła wzrosła s»EfJetPctlfe, Serce przeszłości nadal biło I żyło. Nasza koncepcja wszechmocnego państwa, odpowiednio zrozu,

miana, mówi zatem o dążeniu ancien regime'u do panowania podniesionym do statusu doktryny i systemu. Innymi słowy, współczesne państwo jest pradawnym królem; Miydęśfeó kontynuuje swoje hggUtasife dzieło tłumienia wszystkich wolności lokalnych, jest, jak król, wyrównywaezem i normalizatorem.

Prawdy tej nie akceptuje się powizecłmift, a pow odu tego zjawiska trzeba szukać w metodzie, jaką przyjęła w i ę k s z o ś ć badaczy XVIII w. O d TeUmaquecP do Considirations sur la Revolution franęaise M adam e de Stael mieliśmy do czyf t t a l t Z kolosalnym wylewem twierdzeń zabarwionych ideologicznie. Nigdy w polityce nie było takiego książek i wystąpień, ironii i argumentów. uczeni, z nieskończoną troską i subtelnością, opracowali drzewa genealo­ giczne dla idei tego stulecia aż do ich ostatecznego kwitnienia. Poczynili pobu­ dzające studia. Aby wyjaśnić historię, mniej istotne jest jednak słuchanie tego, co ludzie mają do powiedzenia, niż patrzenie na to, co robią6. 4

Zob. Paul Viollet, Le Roi et ses ministres pendant les trois demier siecles de la monarchie, Paris 1912. Cytaty pochodzą ze wstępu, s. 6 -8 .

f 6

24 8

'aque —słynny „utopijny” romans Fćnelona, wydany w 1699 r. możemy - powiedział dr Johnson —wniknąć w serca ludzi, ale możemy obserwować ich inia”.

O rewolucjach Działanie w polityce jest w ostatecznym rozrachunku zarządzaniem. Niech kto chce otworzy akta administracyjne od panowania Ludwika XIV do Napo­ leona. Ciągłość władzy uderzy nas w oczy; na jaw wychodzą wtedy przeszkody, na jakie natrafiła, i prawdziwy kierunek zdarzeń.

5. Stałość władzy Urzędnicy monarchii mieli tylko jedną stałą politykę: politykę Richelieu i Mazarina; polegała ona na walce, rozpoczętej jeszcze przez Ludwika XI, prze­ ciwko dynastii Habsburgów. Starannie zaplanowane intrygi Mazarina, dosto­ sowane i przeprowadzone przez Ludwika XIV, pozbawiły Habsburgów tronu w Hiszpanii. W miejsce książąt austriackich —zarówno w Hiszpanii, jak i we Włoszech —posadzono Burbonów. Nadal trzeba było przeciwstawiać się Wie­ dniowi, nie z potrzeby zniszczenia państwa, które nie stanowiło już zagrożenia, lecz dlatego, że przeciwstawiając się mu, Francja stała się naturalnym punktem zbornym książąt niemieckich, którzy obawiali się cesarza. W ten sposób nie tylko uniemożliwiła zjednoczenie Niemiec pod berłem Habsburgów, którzy nie byli już tak przerażającymi przeciwnikami, ale także - i przede wszystkim - zgromadzenie się ich wokół wewnętrznego centrum oporu, jakim były Prusy, które bez wątpienia weszłyby w rolę obrońcy w momencie, kiedy Francja by z niej zrezygnowała. Francuscy urzędnicy nigdy nie wahali się w tej polityce, która była tak prosta, jak dalekowzroczna. Ale nie mogli jej prowadzić bezustannie, ponieważ szlacheccy kontrolerzy, osiągnąwszy stanowiska ambasadora i ministra, działali przeciwko polityce francuskiej, niezależnie czy dlatego, że próżność skłoniła ich do tego, że muszą zrobić dobre wrażenie, albo dlatego, jak w przypadku księcia de Choiseul7, że uczynili z dworu zagranicznego punkt zborny swoich interesów i zwolenników przeciwko nieprzerwanym intrygom Wersalu. Maria Antonina jak nikt inny była znienawidzona jako królowa Francji, co wynikało przede wszystkim, rzecz jasna, stąd, że reprezentowała sojusz au­ striacki, którzy sprowadził na Francję katastrofę wojny siedmioletniej i pozbawił ją miejsca w czołówce potęg europejskich. 7 Ćtienne-Franęois de Choiseul, markiz de Stainville (1719—1785) —główny minister Ludwika XIV od 1758 do 1770 r. Zawdzięczał swoje wyniesienie madame Pompadour; jego pozycja osłabła w 1764 r., a madame du Barry była w znacznej mierze odpowiedzialna za jego odwo­ łanie w 1770 r. Jednym z powodów było jego poparcie dla prowincjonalnych parlamentów przeciwko jego rywalowi, kanclerzowi Maupeou. Ostatnimi czasy francuski historyk nazwał go „etroitement lie aux parlements, jansenistes”.

249

Traktat o władzy

Jaki był rezultat rewolucji francuskiej dla francuskiej polityki zagranicznej? W ojna z Austrią. W ojna z Prusami również, bez wątpienia, ale z Prusami nie w ahano się zawrzeć pokoju i dążyć do sojuszu. A do wojny dążono z tym samym wrogiem, z tym i samymi planam i i tym i samymi celami, co w najlepszym okresie monarchii. Urzędnicy zwyciężyli, ciągłość państwa została zachowana. „Któż mógłby stwierdzić, że Republika Francuska nie jest kolejnym Ludwikiem XIV”8? Czy była to kwestia przypadku? W żadnym razie. Burke zauważył wście­ kłość, jaka panowała w kręgach urzędniczych w następstwie rozbiorów Polski; nie ograniczył się do obrażenia suwerena. To do tych kręgów pamfleciarz Soulavie skierował H istoire de la decadence de la monarchie franęaise, w którym opracował zasadę starożytnej polityki Francji, „której celem za granicą było wznoszenie małych państw i upokarzanie wielkich potęg; której celem w kraju było zwiększenie władzy państwa i upokorzenie wszystkich władz podległych”9.

6. Odmienny charakter władzy za ancien regime’u Realizacja drugiej części tego program u nie odniosła większego sukcesu niż pierwszej części za monarchii. W ładza królewska powoli rosła dzięki rozsądnemu, lecz nieprzerwanemu postępowi; podporządkowywała, gdy było to konieczne, zasadę konieczności. Sprawowała nierówną kontrolę nad różnymi częściami królestwa; przykładowo jest prawdą, że opodatkowania nie wymagano, a podatków nie zbierano poza prow incjam i elektorskimi, podczas gdy w prowincjach państwowych zgroma­ dzenia regionalne decydowały o sumie, jaką przeznaczały na króla i dzieliły ją m iędzy odpowiedzialne osoby. Te różnice stopnia władzy znowuż uzależnione był od „rzędu” ludności, do której król się odwoływał. W kład duchowieństwa nadal określano jako „bezpłatny prezent”10. D o przywilejów lokalnych i tych, które wynikały z rangi, dodano przywileje przedstawicieli państwa i posiadaczy stanowisk, czyli przede wszystkim członków Parlamentu, którzy twierdzili, że 8 Wyrażenie to pochodzi od Yvernoisa, pamflecisty urodzonego w Genewie i agenta Anglików. 9 Jean-Louis Giraud-Soulavie, Memoires historiqu.es etpolitiques du regne de Louis XVI depuis son managejusqu’a sa mort, 6 tomów, Strasbourg 1801, t. 1, s. 144. 10 „Nie sądzę tak - odpowiedział Ludwik XVI na sugestię Neckera, że dobrym pomysłem byłoby wyzbycie się słów aongratuit—ponieważ, po pierwsze, wyrażenie to jest pradawne i przyciąga koneserów formułek, po drugie — dobrym pomysłem może być przekazanie moim spadko­ biercom wyrażenia, które mówi im , że muszą w całości polegać na usposobieniu Francuzów i nie wywłaszczać ziemi na wojskową m odłę”.

250

O rewolucjach ich zgoda jest konieczna, żeby nadać ważność edyktom królewskim. W ten sposób władza była hamowana na każdym kroku przez respektowanie naszych praw * l p i t o f l k Gdy prosiła swoich poddanych o bezpłatne prezenty, podatki *

i datki, musiała zapewnić przedstawicielstwo duchowieństwu Francji i zwołać je razem. Negocjowała wejście w życie edyktu podatkowego z Par- lamentem. Ubiegała się o jurysdykcję w państwie Langwedocji. Wymagała jej w Burgundii. W Bretanii musiała zwykle ją kupować, mniej lub bardziej > pośrednio. W prowfac|ich zdobyła ją dzięki sile ałaa^a^ Bi

:

Rząd królewski musiał więc uważnie stawiać kroki. Żeby wzmocnić władzę, trzeba było zawsze przeciwstawiać się wszystkim odśrodkowym tendencjom, jednocześnie troszcząc się o to, żeby nie dać powodu do tego, żeby zjednoczyły się one przeciwko państwu. Katastrofalny związek interesów powstał w XVIII w. w wyniku szeregu łśptif! które miały doprowadzić do upadku monarchii. I

7. Osłabienie władzy. Koalicja arystokratyczna Król otoczony był przez szlachetnie urodzonych, którzy działali jak parawan uniemożliwiający wyniesienie plebejskich poddanych, którzy tak umiejętnie słu­ żyli królewskim przodkom. Ludwik XIV stanowczo wykluczył szlachtę z każdego urzędu politycznego, ale teraz ten tłum dworzan, chciwych władzy i urzędów, za­ czął toczyć nieprzerwaną walkę z ministrami królewskimi, z których każdy musiał w związku z tym założyć swoją własną koterię, żeby utrzymać się na stanowisku. W rezultacie monarchiczny rząd nie oferował już tej stabilności, tej powścią­ gliwości, jeśli chodzi o sporne kwestie; innymi słowy, stracił swoje zalety. Każda frakcja na dworze poszukiwała poparcia w kraju i ze względu na chwilowe ko­ rzyści wzmacniała, jak w przypadku księcia de Choiseul i Parlamentów, interesy partyjne. Udawała się nawet po pomoc do zagranicznych państw, a ich ambasa­ dorowie i przedstawiciele odegrali taką rolę, jakiej nie uświadczono od czasów Ligi Katolickiej12. 11 Soulavie, dz. cyt., t. 6, s. 34 1 -3 4 2 .

n Liga Katolicka (Liga Święta) - organizacja założona w 1576 r. przez księcia Henryka I Gwizjusza w celu utrzymania dominacji religii rzymskokatolickiej i wykluczenia protestanckich książąt z tronu, Wkrótce wynikła z tego wojna domowa.

251

Traktat o władzy Podczas gdy władza się chwiała, Parlamenty zjednoczyły się przeciwko siłom odśrodkowym. Żeby utrzymać ludzi prawa w służbie państwu, jak na początku, musiały tylko zapewnić, że w ich szeregach znajdą się biedni urzędnicy związani z dworem lub przynajmniej Masa śtsritai* którą dzieliła od szlachty ogromna przepaść społeczna. Ale urzędy dziedziczne, które z początku wiązały pewne ro­ dziny z klasy średniej z interesami państwa, odłączyły się od Masy średniej, two­ rząc osobną kts% z interesami wyższej szlachty za pośrednictwem m ie r n y c h nafc& IW c Parlamentarzyści, którzy na początku byli statokratami, nieposiadającymi statusu poza tym, jaM przyznaje im ich stanowisko, stali il| arystokratami z autorytetem odpowiednim dla siebie i interesami odrębnymi od interesów państwa. Jeśli ktoś próbował zmniejszyć absurdalnie rozbuchaną liczbę urzędników, którzy tylko stali na drodze, parlamentarzyści przeszkadzali mu. Po­ wodem tego było to, że urzędnicy, jak parlamentarzyści, wykupili swoje urzędy (które stworzono w chudych latach, żeby osiągnąć dochód) i że parlamentarzyści nie mogli pozwolić na jaMkolwiek atak na własność13, która dawała im zna­ czenie, jakim się cieszyli. Jeśli próbowano równo opodatkować ludzi wszystkich rzędów, parlamentarzyści, którzy sami cieszyli się przywilejami podatkowymi, mieli wspólne cele z wszystMmi Innymi uprzywilejowanymi. W świetle nadcho­ dzącego konfliktu między riWj* tradycyjnymi wrogami lA aln y ch Immunitetów, a władzą, oni sami paradoksalnie zostali tych im munitetów obrońcami.. W końcu stali się tak silni, że odwołanie ich przez M aupeou zakrawało na zamach stanu. Władza była w tym czasie tak słaba, że niektórzy dworzanie z frakcji parlamentarnej byli w stanie maltretować ministra finansów w pocze­ kalni u samego króla14. I Za Parlamentem stała szlachta, duchowieństwo, prowincje i sami książęta. Nie było partii króla. Był tylko lud.

13 Gdy Maupeou, zmusiwszy Parlament do ucieczki, wziął się za ograniczenie tłumu bezużytecz: nycn urzędników, była to dla klasy średniej istna katastrofa. W dzienniku parlamentarzysty pod datą 26 kwietnia 1772 r. czytamy: „Niemożliwe byłoby opisanie spustoszenia, jakie panuje w większości rodzin we Francji, odnosząc się do ogromnej liczby zniesionych urzędów, * która rośnie z dnia na dzień. Mamy do czynienia z bankructwami, petycjami, samobójstwami * itd. Chociaż ostatniego roku wniesiono 2350 petycji i popełniono 200 samobójstw, Boba obu i wciąż rośnie, w miarę jak sprawy posuwają się coraz dalej”. Journal historime de la Revolution - operee dans la constitution de la monarchieJranęaisepar M. de Maupeou, ćhancelier de France,

London 1775,t 3, $• flfc u „Parę dni temu w Wersalu, w przedsionku prowadzącym do oil de bauf, znalazła się grupa żołnierzy i szlachciców, która, na widok ojca Terra, obmyśliła pomysł spłatania mu figla, pole­ gającego na ściśnięciu ga tak nawpii wrzasnął z bólu i biagaf ich, żeby go wypuścili; doldadnie w tym czasie do sali wszedł marszałek hrabią de Misy, kontroler domostwa hrabiny Prowansji; szeregi się otworzyły, a hrabią przeszedł bez przeszkód —wypowiedziano dostatecz­ nie głośno, żeby kontroler ogólny mógł usłyszeć: przepuszczamy uczciwych ludzi!”. Pod datą: 2$ marca 1772 w Journal historique, dz. cyt.

252

O rewolucjach

8. Stan trzeci przywraca monarchię b ez króla W 1788 r. administracja stanęła w obliczu sił, które pokrzyżowały jej szyki. Były one tak potężne, że nie mogła sobie z nim i poradzić. Rewolucja miała nagle odwrócić bieg wydarzeń i uwolnić ją od wszystkich wrogów. O dw rót m onarchii poszedł tak daleko, że administracja musiała rzucić na pożarcie ludu swoich zarządców prowincji, którzy egzekwowali wolę rządu cen­ tralnego; ich funkcje przejęły zgromadzenia prowincji - ruch w odwrotnym kie­ runku niż to, co spotykamy w całej historii Francji. Rewolucja, z drugiej strony, miała podporządkować cały kraj jeszcze bardziej ściśle i jednolicie niż wcześniej woli władzy. Rewolucja przywróciła monarchię absolutną. Filip IV Piękny dobrze rozumiał kierunek aspiracji ludu: z tego powodu jako pierwszy wezwał stan trzeci do Stanów Generalnych. Niemal pięć wieków później wydarzenia wciąż przyznawały m u rację; ifc Ludwik XVI a le był Filipem Pięknym. A restauracja miała odbyć się bez króla. Ktokolwiek przeanalizuję szczegółowo burzliwą karierę zgromadzeń rewolu­ cyjnych, jpp^piow & W przypływach i odpływach idei i w intrygach frakcji, które często wypowiadały i! f tylko po tp, leb y ukryć swoje rzeczywiste intencje. Lecz Jedno jest pewne: od początku poświęciła interesy tylko tych uprzywilejowanych, którzy domagali się zwołania stanów general­ nych. Parę sesji wystarczyło, aby znieść przywileje, których król nigdy nie ważył się tknąć. Zniesienie stanów prowincji, cel polityki królewskiej od stuleci, było dziełem chwili. O grom ne posiadłości duchowieństwa przekazano nie mniej prędko władzy i Parlamenty, których taktyka blokowania doprowadziła do zwo­ łania Stanów Generalnych, zwolniono jeszcze szybciej niż w czasach M aupeou. ■ „ Zniesiono również System hamulców i równowagi, co stanowiło, jak zauważył Mirabeau, wielką okazję dla króla15. Napisał do niego: „Idea zgromadzenia wszystkich obywateli w jedną klasę zadowoliłaby Richelieu, jako że równość tego rodzaju ułatwia sprawowanie władzy”16. Mirabeau postrzegał siebie jako spadko­ biercę wielkiego kardynała, zbierając owoce tego zdumiewającego obcinania głów. 15 W memorandum o wspaniałej jasności zaznacza: „W trakcie jednego roku wolność zwyciężyła nad uprzedzeniami, które zagrażają władzy, zlikwidowała więcej wrogów tronu i osiągnęła większe poświęcenia dla dobrobytu narodowego niż władza królewska mogła w ciągu wielu wieków. Zawsze zwracałem uwagę na fakt, że zniesienie duchowieństwa, Parlamentów, ziemi państwowej, szlachty feudalnej, sądów prowincji i każdego innego przywileju stanowiło zwy­ cięstwo zarówno dla narodu, jak i dla monarchii”. Dwudzieste ósme memorandum dla dworu z datą: 28 września 1790 r. w Correspondance de Mirabeau avec le Comte de La Marek, Paris |8 5 1 , t. 2, s. 197. Mirabeau jasno rozumiał, że rewolucja działała na korzyść władzy. Ale to nie władza w tradycyjnej postaci wiedziała, jak zebrać tego owoce. 16 List do króla z 8 lipca 1790 r., Correspondancede Mirabeau avec le Comte de La Marek, t. 2, s. 74.

253

Traktat o władzy Lecz Ludwik XVI i Zgromadzenie, a także historia, sądziły inaczej. Próba ujawnienia intencji członków Konstytuanty spełzła na niczym. To prawda, popierali podział władz na egzekutywę, którą chcieli pozostawić kró­ lowi, i legislatywę, którą przejąć mieli przedstawiciele ludu. To prawda, prze­ kazali lokalną administrację wybranym ciałom lokalnym i w ten sposób do­ prowadzili do dalszego podziału władzy. Ale to rozbieranie władzy na części, jakkolwiek wielkie znaczenie przykładali do niego jego autorzy, nie ma żadnego znaczenia historycznego. Dzieło Konstytuanty, jak pokazuje choćby jego koń­ cowa skrucha, było bowiem, wbrew sobie, pełnym przekazaniem władzy. Odebrało władzę prawodawczą królowi i obiecało, że nie zrobi nic więcej. Lalli-Tollendal17 i Mirabeau18 ubolewali nad szaleństwem, jakiego dopuściłoby się Zgromadzenie, gdyby miało przejąć kompetencje pozostawione królowi. „Tak, zapewniam cię —płakał Mirabeau —nie może być nic straszniejszego niż suwerenna arystokracja sześciuset osób”. A jednak nieuchronnie miała ona na­ dejść. A jakim widowiskiem jest dla filozofów ta walka —najpierw Konstytuanty, a potem Zgromadzenia Prawodawczego —przeciwko swojemu przeznaczeniu, o którym śnili i którego się bali! Żeby stworzyć zgromadzenie narodowe, pierwsi rewolucjoniści przywołali zasadę woli powszechnej i twierdzili, że są jej mandatariuszami. Ciekawe, jak zasada ta poniosła ich na swoich sztandarach, dopóki wspierała powstanie nowej władzy, lecz zeszła do podziemia na pierwszy znak tego, że ściągnie na władzę kłopoty. Jako że wola narodowa była źródłem wszelkiej władzy, również król, jeśli miał nadal dzierżyć jej część, musiał być, razem ze Zgromadzeniem, „przed­ stawicielem narodu”. Wystąpiło wtedy zjawisko paradoksalne: funkcjonowali zarówno przedstawiciele wybrani, jak i dziedziczni. W krótce król stał się nikim więcej jak pierwszym urzędnikiem: czemuż bowiem zwykły urzędnik miałby 17 W swoim raporcie dotyczącym konstytucji Lalli-Tollendal napisał 31 sierpnia 1789 r.: „Zadaje się pytanie, czy król, jako część ciała prawodawczego, nie będzie na każdym kroku widział, że jego wpływ jest ograniczany przez związek wszystkich woli w jednej izbie narodowej. Jeśli on ustąpi, co wtedy ogranicza autorytet izby? Ludzi trzeba chronić od tyranii każdego rodzaju: An­ glia ucierpiała z powodu Długiego Parlamentu tak samo jak z powodu któregokolwiek z jej de­ spotycznych królów. [...] Za Karola I Długi Parlament, dopóki przestrzegał konstytucji i (malał wespół z królem, zadośćuczynił wielu krzywdom i wydał wiele użytecznych praw, lecz jak tylko przyznał sobie samemu władzę prawodawczą i wyłączył z niej króla, nie trzeba było drugo cze­ kać, żeby położył swoje łapy również na administracji, a skutkiem tej agresji i tej koncentracji władzy był ucisk ludu znacznie gorszy niż ten, którego, jak twierdzono, mu oszczędzono”. 18 W słynnej debacie dotyczącej prawa do wypowiedzenia wojny wyjaśnił swoje stanowisko na­ stępująco: „Władzę sprawują ludzie; ludzie nadużywają władzy, która nie jest dostatecznie ha­ mowana, i wykraczają poza granice. To właśnie w ten sposób monarchia staje się despotyczna. I to właśnie dlatego musimy powziąć tyle środków ostrożności. Lecz to również w ten sposób rząd przedstawicielski staje się oligarchią, kiedykolwiek jedna z dwóch władz, które mają się równoważyć, zdobywa przewagę nad drugą i zamiast hamować ją, wkracza w jej kompeten­ cje”. Przemówienie z 2 0 maja 1790 r.

254

O rewolucjach być nieusuwalny? O koliczności sprzyjały, a pierwsi rewolucjoniści powstrzymali króla; a teraz władze prawodawcza i wykonawcza znalazły się w rękach Kon­ wentu. „Jeśli chodzi o równowagę sił, w przeszłości pozwoliliśmy sobie nabrać gi| na jej prestiż”, krzyczał Robespierre, lecz teraz dlaczego m am y przejmować się instytucjami obm yślanym i d o zrów nowa­ żenia w ładzy tyranów? To tyrania m usi zostać wykorzeniona: lud nie pow i­ nien chcieć znajdować w kłótniach sw oich w ładców chw ili na zaczerpnięcie powietrza, lecz zagwarantować sobie prawa sw oim i prawicami19.

Innymi słowy, gdy władzę dzierżyli inni, chcieliśmy ją ograniczać, teraz zaś, gdy my sami ją mamy, nie może ona być zbyt duża. A więc Zgromadzenie stało się suwerenem. Ale jeśli czerpie ono swój auto­ rytet z faktu, że wyraża wolę powszechną, musi ono stale podporządkowywać się tym, dzięki którym uzyskało swoją pozycję. C óż z tego? W czasie pierwszych dni20 „wyborcy” odrzucili im peratywne instrukcje, które wielu z nich otrzymało od tych, którzy ich tu wysłali. Suwerenność parlam entarna została zastąpiona powszechną, w mniejszym Siigińtiz pow odu argum entów Sieyesa niż woli władzy luiM , którzy je usłyszeli. IflUpriMĄ, &§S£§t hdżlfe będą absolutnym Sff#efm€Ma g d y iif4 iC fi§ | prawA^aii8d efeflT Jako że w ten gf$$§b przedstawiciele czerpią o d filćh władzę absolutną. Ale gdy przefa»$ail Jul:lsa tę władzę. J e b , rola się kończy i nie m a już są teraz poddanym ^ 5Etylko zgromadzenie suwerenem. T |I to w i|P § » madzeniu tworzy się wola powszechna21, a konsultacja z ludem to jedynie M« dzaj triku sprowadzającego cały naród do m ikrokosm osu sześciuset ludzi, którzy dzięki nadzwyczajnie odważnej fikcji są uznawani za sam zgrom adzony naród22. A jednak ten uszczęśliwiony suweren, który ważył się posłać króla* n a szafot i stale odrzucać propozycje żyrondystów chcących odwołać się do zgromadzeń wyborczych, ukorzył i poniżył się —przed lim ? Przed bandam i nieokiełznanych fanatyków, których pow itano na Konwencie 1 których szaleńcze petycji ftóyj^§oi jako wyraz woli powszechnej. 19 Przemówienie Robespierre’a na zgromadzeniu 10 maja fjfffiS Ł „• 38 i h Ś d h f f l t i f l f i i Ą o i 1789 r. 38 „Naszym zadaniem tW ljN powiedział Sieyżs - nie jest liczenie głosów, lecz proponowanie, uważne słuchanie i zmienianie naszych zdań w ed b wspólnego stworzenia zbiorowej w m ru Przemówienie z 8 września 1789 t. 22 „Decyzja —powiedział Sieyes —należy do zgromadzonego narodu i nie może należeć do kogo­ kolwiek innego. Lud lub naród mogą mieć tylko jeden głos, głos narodowego prawodawcy . Przemówienie z 8 września 1789 r.

255

Traktat o władzy

Byli tam wielcy prawoznawcy, którzy wykazali się godną podziwu pomysło­ wością, redukując wszystkie te sprzeczności do teorii konstytucyjnych. Trudno sobie wyobrazić, jak mogli ate usłyszeć płaczów ulicy i turkotu wozów oraz jak mogli zaufać słowu pisanemu, które albo skomponowano naprędce pod wpływem nienawiści łub paniki, albo złożono po godzinach kompromisów i znużenia. Logiki epoki rewolucyjnej należy szukać nie w ideach, lecz w faktach. Głównym faktem, jaki powinien nas interesować, jest wyniesienie nowej władzy, władzy samozwańczych reprezentantów, którzy, dopóki nie zabijali się wzajemnie, uczestniczyli w sesjach od momentu powstania Konwentu poprzez Dyrektoriat i Konsulat, i mieli pewien przydział w cesarstwie. Prawdziwym ucieleśnieniem tej nowej władzy był Sieyes. Nikt nie odegrał większej roli niż on w rus»®jll rewolucji; będąc członkiem Konstytuanty, fisłwentu, Komitetu Ocalenia Publicznego, d^rriktel®® i konsulem, starował |co do 'tego li e ma wątpliwości) do Napoleona - M r j f gdyby mógł to wy­ powiedziałby | i wę wtan|»aL Ittfeoltt -* seedfcttii Jfcewabufi Jen zamknięta; jej Zasady znajdują swój wyraz w moje] osobie. Istniejący l^gl jest przedstawiełelenŁ suwerennego ludu. Nie może być opozycji wobec suwerena”. ,

9. Prefekt Napoleona, dziecko rewolucji Nieograniczona władza Napoleona była celem, do którego zmierzał cały przewrót od dnia, w którym ambicje Orleanu czy próżność Lafayette’a wpra­ wiły go w ruch. „Ktoś mógłby rzec, że stworzenie Napoleona było nieprze­ rwanym projektem, codziennie i skrupulatnie realizowanym przez ludzi rewolu ejr^ . Wszystko zbiegło się w tym punkcie. Spójrzmy na to, jak sukcesywnie przygotowywano grunt pod dyktaturę prefektów, która miała być stałą cechą społeczeństwa francuskiego. Ludność marzyła o tym, żeby uwolnić się od królewskich zarządców i żeby samej zarządzać sobą za pośrednictwem zgromadzeń lokalnych. Konstytuanta rzekomo spełniła to marzenie, powierzając wszystkie departamenty rządowe wy­ bieralnym zgromadzeniom lokalnym. Lecz jednocześnie zniszczyła dokładnie fi jednostki historyczne, które miały możliwość i wolę samodzielnego zarządzania sobą. Sieyes, korzystając ze swojej inteligencji geometrycznej, obmyślił pomysł pocięcia kraju na 24 równe czworokąty, które same miały być podzielone na 9 równych okręgów, które, na podstawie tej samej infantylnej geometrii, składały23 23 E. Faguet, Du

256

Fans ł M L g, 243.

u re w o iu c ia c n

się również z 9 k antonów k a id f11* CŁfarilri ten szalony plan n ie został zreali­ zowany, stanow ił o n ideał tw órców departam entów, iNfeSjli b y ło p otem piecznie nadać tym sztucznym tw orom au ton om iczn e Itónkfddl T i k wiano się, że poczują oddech s w o |e g « fe M l :■ Systematyczny duch [rzekł Benjamin Constant] zachwycał się na początku symetrią. Namiętność władzy wkrótce uświadomiła sobie, jak wielką prze- 4 »wagę dawała ta symetria.

$ię do punktu, *tf „faitfpi tiliS lM U ^ ■h

'

tak jak

- legionów f

»f p im fr4 ”r d t**ArtrSarŁk vi

^dfclW U był Strach, że do- czegokolwiek, co robiono, ideę moralną!25.

i ■ Lecz niedługo nawet n p J k ^ d dyrektorów departamentów B Ś f f i i n wstrzy­ mywanie polityki władzy centralnej. I f l b r i P ^ n n E potępił' Idh ijsttL d w

i '«

' Nieszczęśliwe konsekwencje tego lodząju zawsze będą mieć miejsce, dopóki wnerw kierujący fyfik skomplikowanym organizmem rządowym nie jest na- ■ pięty; musi być naprężony, a żeby był, musi biec bez przeszkód od centrum do obwodu, z jednym tylko bezpośrednim Wsparciem26, m fa |||p ć napoleoński prefekt. C ytując p on ow n ie B ^ l^ r fh iC c B n H i

r

: Despotyzm, faScf zastąpił demagogię; 1Jstflry jako legat jej dzieł nie był ob&

je |

bardzo spryastfe BWit na ścieżce, jaką utorowała. Te

' ; dwie skrajności zgadzały sfgjW'tej1kwestii, ponieważ u podstaw ich obu leżała i

Interesy i H H O A A i które wynikają z lokalnych zwyczajów, *zad braj|,^|tó^C ' H a n ą fefcfe1jest tak nie w smak władzy, że tym bardziej jej spieszno go wyrugować. Władza uświadamia sobie, że jednostki są ła-

r.

ogromny ciężar Hoże zmiażdżyć je bez żadnych trudności ■'

^ taksfiBf'l^fcwwym pias'kiem-. ■■■■

24 Zob Paul Bastid, dz. cyt., f e H iM lI t 25 De 1’esprit de conquete, W&kk JjfeCEuvres, 1836, s. 170. 26 Raport i a p a y c l i rządowych opracowany w jplenhi, Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publiczo przez Billaud-Varenne’a, 28 brumaire an II [18 listopada 1793 r.j. Wrogość władz loiych ętA się w czasie dó Jlttig o początku rewolucji. Sfieyćs, który lepiej rozumiał, gdzie llfjfc!,niż inni, gwałtownie wypowiadał się na ten temat 7 września 17Ś9 r. Cytuję jego pogląd ;■w następnym rozdziale.

S

257

Traktat o władzy

10. Rewolucja i prawa jednostek Tego, że rewolucja, niezależnie jak dobry był jej język, działała na rzecz władzy, a nie wolności, jaskrawo dowodzi to, co uczyniono z prawami jednostek W trakcie wrzenia, które zaczęło się w 1789 n . Nigdy bardziej uderzająco —i bez wątpienia szczerze —nie wyrażono intencji, H człowiek jako osoba posiada święte prawa. Taka była wspaniała koncepcja członków Konstytuanty; taki jest ich tytuł do sławy. I w podobny sposób człon­ kowie Zgromadzenia Prawodawczego i Konwentu, termidorianie, a nawet sam Bonaparte, uważali, że prawa te ofiarowują i gwarantują. A jednak rewolucja, w ifm iejtlpn fta p A i posłuszna ideom, które proklamowała, a w większym nieifidtóllnym zasadom życia, które wprawiła w ruch, pozbyła się wszystkich praw, Iplfet miała rzekomo wywyższać, i skutecznie pozbawiła obywateli wszelkich gwarancji pga^twko. władzy, której przekazała nieograniczony autorytet. . Przeanalizujmy fakty. Zabezpieczenie praw Jest funkcją władzy sądowniczej. Konstytu­ anta miała tak negatywny stosunek do starych Parlamentów, których taktyka hamowania doprowadziła do zwołania Stanów Generalnych, że odwołała je w całości. j®a nowych funda­ mentach, lA>y sprawiedliwość sJłllt- się „wszechpotężna, żeby objąć wszystkie prawa i wszystkich ludzi*. Sprawiedliwość mogła się teraz całkowicie unieza­ leżnić mógł zostać ukarany za p m e p i a , jeśli ława przysięgłych n ii zaakceptowała aktu odpal iła, W lift SpC&óh Stanął przed sudutt, .niektórzy obywatele, wybrani przypadkowo i niepoddani £wb$ax dyrektywom poza wytycznymi sędziego, który nie brał udział w ob­ radach, musieli zdecydować, czy w ogóle będzie tę sprawę rozstrzygał. Przed kim. o B jw irf musiał t n i j } Przed iądsta departamentu, w f a i t p a in ia ła sia przysięgłych stwierdziłaby jego winę lub niewinność. A nawet wtedy wbrew wszystkim w jpB kam mającym na celu podminowanie jej, rola sędziego nadal pozostała znaczną, Cii* W takim raalę sędziowie m u s ifh j l teraz wybierani przez lud. W ten sposób obywatel byłby sądzony w przyszłości m-na ę ^sśmtkm xdp ukarać którego równi m u ■■ Czy można by sobie wyobrazić lepsze zabezpieczenia? Lecz władza, która narodziła się za rewolutft» była młoda i misła am­ bicje ukształtować społeczeństwo zgodnie ze swoim niecierpliwiła tó| wszelką opozycją i prędko potępiała ją jako występek. W krótce miała dojść do wniosku, że gwarancje, które sama przyznała, n ii ftu w a ly z nią. Twierdziła, m sędziowie czerpią swoje inspiracje nie z praw wartych nazwy, jaką nadała

258

O rew olucjach

h f początkowo Konstytuanta, i ustanowionych zasad ogólnych, lecz z przelot­ nych standardów, nakierowanych na konkretne klasy obywateli, przebierając je za prawa. Zarzuciła im, że są zbyt łagodni. Gdy po 10 sierpnia 1792 r. D anton został ministrem sprawiedliwości, zastraszył sędziów, mówiąc im, że zdobył to stanowisko dzięki te n Ą że wdrapał się na mury Tuileries, że działo stanowi teraz ultima ratio ludu i że rzezi można było uniknąć, gdyby urzędnicy wykonali swoje obowiązki —ale ci prześladowali popularne towarzystwa i pisarzy, bro­ niąc jednocześnie schizmatyckich księży. Na wniosek popularnego towarzystwa Pierre Philippeaux zażądał wyczyszczenia trybunałów, które wybierano dwa lata wcześniej na sześć lat. „Mogę poświadczyć —stwierdził w* f a w większości tych trybunałów wystarczy, że człowiek jest patriotą, żeby przegrał proces”. A od tego o m r f i f c M m H do 'wytalŚW za wyborami. Ais Wjitóir ludu nigdy nie był :w y « is® ^cy , żeby zadowoli! władzę* która M Itófp&i fiielB po wyborach brała się Dyrektoriat, p ^ tó rib ffO » miał n s i s p a ! wybory w 49 departamentach. Lecz nawet proces czystek nie wystarczał terrorowi. D n * wymagał try­ bunałów ifS P H M D ^h na trybunał# w który, niewspierany przez ławę przysięgłych, wkrótce przesiał .wpladbiWać świadków i obrońców i zaczął. S il Wstając z miejMĄ illSfW ać tych, których i siefasie przestępstwa ledwo odczytane. S 't-ł Gdy pozbyto się tego monstrualnego tworu, władza powróciła do rąk zwy­ kłych sędziów, lecz nie przyznała im niezależności. Zmęczona do tego momentu unieważnianiem wyborów, w roku VIII przyznała sobie kompetencję miano­ wania sędziów i awansowania ich27. O d tego czasu z religijną żarliwością broniła środków nacisku, których m ancien regime u nie posiadała, ponieważ w tamtym urzędy nie były ani na sprzedaż, ani dziedziczne. m w dawnym czasach były jak federacja małych republik pośród monarchii; zazdrościły im wolności i były powiernikami rzymskiej tradycji. Ja­ kiekolwiek były wady sprawiedliwości wymierzanej za ancien regime u, niespotkało Stę te rilgdy i B f c l "SiHSWtfle] serwilizmu wobec władzy, który jest tez form ą sprzedajności, i to najgorszą. Ta głów na Wada, k tó ra nie tylko : deprawuje sędziego, ale szybko zatruw a cały naród, była całkowicie obca ów- . czesnym sądofnM.

47 Zob. Jean Bourdon, L’Organisation juidiciaire de Van VMI, Paris 1941. 28 Tocqueville, dz. cyt*, s. l.$L '

259

Traktat o władzy

Niezależna, majestatyczna i zdolna przeciwstawić się samemu królowi władza sądownicza znacząco wpłynęła na charakter ludu. Przyzwyczajenia sądowe stały się p o d w ielom a względami przyzwyczajeniami narodow ym i. Z sądów przejęto powszechne przekonanie, że każda sprawa wymaga debaty, że od każdej decyzji przysługuje apelacja, a także zasadę jaw­ ności, poszanowania form - wszystko, co trzym a niewolę n a dystans29.

Ta niezależność już nigdy nie miała się pojawić. „Podporządkowanie magi­ stratów rządowi jest jednym ze zwycięstw rewolucji. W momencie, gdy ogłoszono prawa człowieka, zniszczyła fortecę tych praw i sparaliżowała jej obrońców”30.

11. Sprawiedliwość jest bezbronna przed władzą H»jakl była jedyna sfesi W jakiej „postępowa* sprawiedliwość nadawała sif do obrony praw jednostek gorzej i i i czasach przedrewolucyjnych. \ ;~i “life wcześniejszym #kres|ę ’H e ira g ity nie miały skrupułów, gdy chciały we­ zwać przed sąd przedstawicieli władzy lub wysunąć pastóNsfel.JBlm akt oskar­ żenia W afanarii praw HhMMHsŁ* i Warto zwrócić uwagę, że ten sam człowiek, który twierdził, że ustanowił prawa jednostek na nienaruszalnej podstawie, zaatakował Parlamenty za to, że chroniły je nawet przeciwko działaniom księcia. Kto mówił tym językiem? Lu­ dzie Konwentu? Nie, już wcześniej Konstytuanta. Jednogłośnie przyklaskiwała Thouretowi, jednemu ze swoich kolegów31, gdy wysunął przeciwko władzy są­ downiczej zarzut, który był w rzeczywistości pochwałą: „Jako rywal władzy ad­ ministracyjnej ingerowała w jej działania, kontrolowała jej operacje i niepokoiła jej przedstawicieli”. 8 stycznia 1790 r. Zgromadzenie wydało instrukcję, zgodnie z którą każdy akt trybunałów i sądów mogący zagrozić działaniom administracji lub wstrzymać podejmowane przez nią czynności był sprzeczny z konstytucją i tracił moc kontrolowania różnych ciał administracyjnych. 24 sierpnia prawo zastrzegło: „Sędziom nie wolno, pod karą przepadku, ingerować W jaHkdfcwłek sposób w działania organów administracji lub stawiać przed sądem urzędników za to, czego dokonali w trakcie wykonywania swoich obowiązków”.

29 Tamże, s. 157. 30 Fafuet, dz. cyc. 31 Posiedzenie z 24 marca tfffiaę.

260

O rewolucjach Gdy kom iM y iMlflrfri objęły cały kraj siecią informatorów, co miało naftąpiń J tś i przedstawiciele w obwodach łamali każdą zasadę spra­ wiedliwości i humanizmu, Konwent ciskał piorunami nie w nich, lecz w słabe ł nieśmiałe przeszkody ustanowione przez sędziów —których, nie zapominajmy, wybrali ludzie ■**na dm dze arbitralnego okrucieństwa. Konwent N arodowy dekretuje fjp*] że unieważnia wszelkie toczące się sprawy i wyroki wydane w sądach przeciwko członkom organów administracji i ko­ mitetów czu jnd kl tia podstawie skarg dotyczących żądanych dóbr, podatków rewolucyjnych i innych działań administracyjnych, które wyszły spod rąk rzeczonych organów w celu wilamstnia praw I d u e t ó w przez przedstawicieli W obwodach.

ponownie zabrania się rozpoznawania działań ad­

ministracji, niezależnie jakiej byłyby natury32.

Zacytowałem te długie fragmenty, ponieważ dowodzą one, że rewolucja ode­ brała sprawiedliwości jej dotychczasowy obowiązek obrony jednostki przeciwko wykroczeniom władzy. A także dlatego, że pokazują, iż powściąganie i uciskanie sprawiedliwości oraz powstrzymywanie jednostek były dziełem nie terroru, lecz Ten stan rzeczy rewolucja przekazała w spadku współczesnemu społeczeństwu, w którym zasady te wciąż obowiązują33. Jak rewolucja zmiażdżyła wszystkie organy, których autorytet mógł ograni­ czyć autorytet państwa, tak pozbawiła jednostki jakichkolwiek środków konsty­ tucyjnych, żeby ich prawa przeważyły przeciwko prawom państwa. Działała na rzecz absolutyzmu władzy.

12. Państwo i rewolucja w Rosji

Rewolucja rosyjska stanowi przykład tego samego dualizmu między obiecaną wolnością a wprowadzoną władzą, choć jest on tutaj jeszcze bardziej wyraźny.

32 Dekret z 10 fructidora. 33 Skoro w praktyce dało się bronić praw jednostki przed władzą, fakt ten wynika z posiadania władzy —niebezpiecznego posiadania, trzeba zaznaczyć —przez jedną tylko klasę, burżuazję, której wykształcenie i interesy doprowadziły do obawy przed nadużyciami władzy i która rozwinęła wspaniałe sądownictwo Rady Stanu. Ale w sądownictwie tym to państwo dawało zgodę na wydawanie wyroków przeciwko sobie; ta wspaniałomyślność z jego strony mogła zakończyć się następnego dnia według widzimisię rządu, który chciałby sprawować władzę absolutną, przekazaną m u przez to dziecko rewolucji, prawo francuskie.

261

Traktat o władzy

Szkoła Marksa i Engelsa potępiła nie jakąś konkretną władzę, lecz władzę per

se i uczyniła to niem al tak samo gorliwie, jak anarchiści. W słusznie słynnym pam fłecie Lenin stwierdził, że rewolucja m usi „«wszystkie swe siły niszczenia skoncentrować)) przeciwko władzy państwowej, [musi] postawić sobie za za­ danie nie ulepszenie m achiny państwowej, lecz jej zburzenie, unicestwienie”3435. Państwo jest w rzeczywistości tworem zła. Engels zakpił z jego deifikacji u Hegla: Według pojęć filozofów państwo jest „urzeczywistnieniem idei”, czyli przeło­ żonym na język filozoficzny królestwem bożym na ziemi, terenem, na którym urzeczywistnia się lub powinna się urzeczywistniać wieczysta prawda i spra­ wiedliwość. Stąd zaś wypływa zabobonna cześć dla państwa i dla wszystkiego, co ma z nim związek, cześć, która tym łatwiej się zakorzenia, że każdy już od dzieciństwa zwykł sobie wyobrażać, iż ogólne sprawy i interesy wspólne całemu społeczeństwu nie mogą być załatwiane i zabezpieczane inaczej niż dotąd, to ~ jest przez państwo i jego dobrze uposażonych urzędników. Niejeden wyobraża sobie, że robi już bardzo śmiały krok, jeżeli się wyzwala z wiary w dziedziczną monarchię i klnie się na demokratyczną republikę. W rzeczywistości jednak ,

państwo nie jest niczym innym, jak maszyną do dławienia jednej klasy przez drugą i to wcale nie mniej w demokratycznej republice niż monarchii36.

Jako że „[pjaństwo jest to specjalna organizacja siły, organizacja przemocy w celu uciskania jakiejś klasy”37, jego raison d'etre zniknie razem z ciemięzcą: „Że wraz ze zniesieniem klas nastąpi również zniesienie państwa — tego marksizm uczył zawsze”38. Engels to sam o powiedział w e fragmencie, którem u wszyscy marksiści przy­ pisują fundam entalne znaczenie: Proletariat obejmuje władzę państwową i zamienia środki produkcji przede wszystkim we własność państwową. Tym samym jednak znosi sam siebie 34 „The Times” z 10 marca 1947 r. podaje fragmenty artykułów Józefa Stalina i Andrieja Wy­ szyńskiego wydanych ostatnio w periodyku rosyjskim „Bolszewik”, z których wynika, że ta cecha teorii marksistowskiej została oficjalnie usunięta przez obecnych właaców Rosji. 35 W.I. Lenin, Państwo a rewolucja. Nauka marksizmu o państwie i zadania proletariatu w rewo­ lucji, przeł. S. Zawadzki, Warszawa: Książka i Wiedza 1980, s. 29. 36 Engels, Wstęp [w:] K. Marks, Wojna domowa we Francji, Warszawa—Łódź—Lublin: Spółdziel­ nia Wydawnicza „Książka”, s. 34-35. 37 Lenin, dz. cyt., s. 23. 38 Tamże, s. 56.

262

O rewolucjach jako proletariat, tym samym znosi wszystkie różnice klasowe i przeciwień­ stwa klasowe, a zatem państwo jako państwo. Dotychczasowe społeczeństwo, poruszając się w przeciwieństwach klasowych, potrzebowało państwa, tzn. organizacji każdorazowej klasy wyzyskującej, do utrzymania jej zewnętrz­ nych warunków produkcji, w szczególności więc do utrzymania przemocą klasy wyzyskiwanej w warunkach ucisku, określonych przez istniejący sposób produkcji (niewolnictwo, pańszczyzna lub poddaństwo, praca na­ jemna). Państwo było oficjalnym reprezentantem całego społeczeństwa, uję­ ciem go w postaci widomego ciała zbiorowego, ale było takim ciałem tylko 0 tyle, o ile było państwem tej klasy, która sama reprezentowała w swej epoce całe społeczeństwo: w starożytności państwem obywateli-właścicieli niewol­ ników, w wiekach średnich - państwem szlachty feudalnej, za naszych czasów - państwem burżuazji. Stając się nareszcie faktycznie reprezentantem całego społeczeństwa, państwo czyni samo siebie zbytecznym. Gdy nie będzie już żadnej klasy społecznej do uciskania, gdy z usunięciem panowania klasowego 1walki jednostek o byt, wypływającej z dotychczasowej anarchii produkcji, zostaną też usunięte wynikające stąd konflikty i gwałty - z tą chwilą nie ma już wobec kogo stosować represji i niepotrzebna staje się specjalna władza represyjna, państwo39. Fragment ten wypełniony jest energią myślenia i jasnością wyrazu, którym zawdzięcza on swoją sławę. N ie pozostawia żadnych wątpliwości co do praw­ dziwości doktryny. Tak jak list Marksa do Hiigelmanna, napisany na początku Komuny40: „Twierdzę, że rewolucja we Francji powinna była powziąć każdy wysiłek, żeby nie przekazać machiny biurokratycznej i wojskowej do innych rąk, co było jedynym rezultatem dotychczasowych rewolucji, lecz zmiażdżyć ją”. W tym akapicie Marks zdaje się chcieć złamania aparatu przymusu, gdy rewo­ lucja wciąż trwa, podczas gdy Lenin, z drugiej strony, miał przyjąć pogląd, że na początku trzeba było z niego skorzystać „do zdławienia oporu wyzyskiwaczy, jak i do kierowania olbrzymimi masami ludności, chłopstwem, drobną burżuazją, półproletariuszami przy «ustawianiu» gospodarki socjalistycznej”4^ ,. W każdym razie władza musi wcześniej czy później zniknąć. N a pytanie „Co ma zastąpić mechanizm państwowy w momencie, w którym zostanie on zgnie­ ciony?”, Lenin odpowiedział:

39 Engels, Anty-Diihring, przeł. P. Hoffman, Warszawa: Książka i Wiedza 1956, s. 313-314. 40 12 kwietnia 1871 r. 41 Lenin, dz. cyt., s. 25. 263

Iraktat o w ładzy

Zamiast specjalnych instytucji uprzywilejowanej mniejszości (uprzywilejo­ wany aparat urzędnicy dowództwo Stałej arnpu!) może to wykonywać bez-

p l l f i i i l p - m p g , w i ę k s z o ś ć , a im bardziej* .© g ć l t t o l u d o w e £ tst}e się samo spra­ wowanie funkcji władzy państwowej, tym mniej potrzebna staje się władza. Szczególnie godne uwagi w tym względzie jest podkreślone przez Marksa jM arifriti n a u p prezentację, wszelkich

‘w J B d b wydatków

na re­

f l l t ó p ^ i h urzędników państwowych,

sprowadzenie pensji wszystkich osób urzędowych w państwie do poziomu «płacy robotnika». Tu właśnie najbardziej poglądowo u w i d a c z n i a s ię przełol i i s ę tWrot -

do demokracji proletariackiej, od

demokracji ciemiężącej do demokracji klas uciskanych42. Porównajmy teraz te zasady ze wspaniałym aparatem przymusu wzniesionym w Rosji przez rewolucję. Zwolennicy doktryny marksistowskiej mogą, jeśli chcą, potępić zdradę zasad rewolucji. Wrogowie doktryny i reżimu mogą, jeśli chcą, zwrócili baczniejszą uwagę na te podstawowe rozbieżności, Stronnicy reżimu mogą, jeśli chcą, usprawiedliwić go przez odniesienie do potrzeb okresu przej­ ściowego, w którym buduje się socjalizm43. Naszym ó h m p i przedmiotem.. r i i j i l t nMgjtaff iflfe Chcem y odnaleźć w tym współczesnym wydarzeniu, które bez wątpienia do­ tyczy znacznego obszaru świata, przykład na to, czym jest w naszym przekonnafli prawo rew«lic|fe że rewolucje będą wzmacniać władzę przez zmianę jej przedstawicieli i przywrócenie do życia jej ducha. Naród może otrzymać od rewolucji nową siłę, jak op , osłabiona Francja Lu­ dwika XVI otrzymała energię, żeby odzyskać swoje naturalne granice, albo Rosja, która w 1917 r. poniosła klęskę, otrzymała od niej w olę podbojów w 1942 E| nie oczekujmy jednak od niej wolności, Podsumowując, rewolucje wybuchają nie dla człowieka, lecz dla władzy44.

42 Tamże, s. 10—41. ■'.■ 43 Wszystkie trzy partie bez wątpienia zignorowały prawdziwe twierdzenie Edwarda Gibbona: „Od entuzjazmu do oszustwa wiedzie droga śliska i niebezpieczna; demon Sokratesa przedsta­ w i pamiętny przykład, jak mądry człowiek może sam się oszukiwać, jak dobry człowiek może oszukiwać innych, jak sumienie może zapaść w sen w mieszanym i pośrednim stadium między samooszukiwaniem i dM fcKÓ bpi 44 Por. to, co Tocqueville pisze na temat Marrasta w swoich Souvenirs o f the 1848 Revolution: „il appartenait a la race ordinaire des revolutionnaires franęais qui, par libertć du peuple, ont toujours entendu le despotisme exerce an a m |u peuple!”.

264

Rozdział 13 Im perium

i dem ok ra cja

Historia, jak widzieliśmy, jest obrazem koncentracji sił w ręku jednej osoby, zwanej państwem, która w miarę upływu czasu dysponuje coraz większymi za­ sobami, rości sobie do wspólnoty coraz szersze prawa i toleruje coraz mniej władzy poza sobą samą. Państwo jest panowaniem; jego cel to stać się głównym organizatorem życia w społeczeństwie i jeszcze dalej posunięta monopolizacja. Widzieliśmy jak, z drugiej strony, różnorodne władze społeczne bronią się przed nim i ustalają swoje prawa w przeciwieństwie do jego praw, a swoje wolności, często anarchistyczne lub uciskające, do jego autorytetu. Niekończąca się wojna toczyła się między tymi dwoma siłami, między interesem, który zwał siebie ogólnym, a interesami, które określały się jako prywatne. Władza ma swoje wzloty i upadki, lecz patrząc na całościowy obraz, będzie on przedstawiał stały postęp, który znajduje odzwierciedlenie w zdumiewa­ jącym wzroście jej środków, przychodów, sił wojskowych i policyjnych, a także możliwości ustanawiania praw. Widzieliśmy, jak stara władza została obalona. Lecz rewolucja ta nie pocią­ gnęła za sobą zniszczenia władzy; wręcz przeciwnie. We wstrząsach przepadły władze społeczne, które hamowały jej postęp. A władza duchowa, która zapew­ niała jej zasady zachowania, znacznie ucierpiała. Ale kompleks praw i sił, które się na nią składały, nie rozpadł się: jedynie przeszedł w inne ręce. To, co nazywamy nadejściem demokracji, jest tak naprawdę przekazaniem ustalonej władzy nowym właścicielom czy też, jeśli kto woli, zdobyciem Miasta Panowania przez nowych mieszkańców. Jako że przekazaniu temu lub podbo­ jowi towarzyszy zniszczenie lub cofnięcie jakichkolwiek sił, które przeciwsta­ wiały się imperiuml, pozycja władzy w społeczeństwie będzie ostatecznie bar­ dziej odosobniona, a przez to znacznie potężniejsza. Suwerenna władza w państwie.

265

Traktat o władzy Nowa władza, tak jak stara, zwie samą siebie „wyrazem społeczeństwa”, czym budzi mniej nieufności niż stara. Zobaczymy konsekwencje tego posunięcia. Nie powinniśmy jednak traktować tej transformacji politycznej jedynie jako zastąpienia jednego suwerena innym. Gdyby na tym się kończyło, wcielenie w koncepcji demokracji (oznaczającej, ujmując ściśle, jedynie reżim, w którym suwerenność należy do ludu i jest wykonywana w jego imieniu) idei takich, jak wolności i praworządność, które ściśle logicznie są zupełnie jej obce, byłoby cał­ kowicie niezrozumiałe. Ich obecność w tym kontekście jest wysoce pouczająca. Tak jak fakt, że na szczycie góry znaleźliśmy muszlę, świadczy o tym, że dawno temu było tam morze, tak emocjonalne * p |p i l w o k o M I praworządności z demokracją przypominają nam, ie chodziło o coś więcej niż zwykłą zmianę suwerena. Demokracja stanowi bowiem roszczenie do ucywilizowania i udo­ mowienia Minotaura, do przekształcenia tyrana, którego apetyt był wcześniej jego jedynym prawem, w zwykły kawałek wyprany z jakichkolwiek uczuć, W pozbawionego namiętności wykonawcę sprawiedliwych i koniecznych praw, niezdolnego do położenia ręki na Wifaaitói jpitatsiA l w skrócie,' sługę tych f c lr tl^ A 1 pięknych idei, praworządności i wolności, Próba ta, gdyby się powiodła, pozbawiłaby liczne g |y społeczne i religijne, które hamowały państwu* funkcji, jakie spełniały od iirfidtóiw. Odosobniona po­ zycja wWfeyw społeczeństwie nie sprawiałaby nikomu cierpienia i wydawałaby się nawet pożądana. Czy próba ta mogła się udać? Czy można zmienić naturę władzy? Jej pozycja, jej powab, możliwości, jakie przedstawia, nadzieja, jaką wywo­ łuje w naszych sercach, przekazują jej pewne stałe cechy charakterystyczne. Do­ wodem na to jest ostateczny cel wszystkich systemów idei o wolnościowym, „legalitarnym” i demokratycznym zabarwieniu.

1. O przeznaczeniu idei Czy Myśl kieruje sukcesywnymi przekształceniami ludzkich? Hegel twierdził, że tak, a zmiany formy państwa są dla niego jedynie cieniami rzucanymi przez Marsz idei wywołany przez ducha który postępuje za pośrednictwem nieustającej syntezy przeciwności, jakie wydaje na świat. Dla Marksa idee nie są królowymi, lecz sługami, jedynie formalnymi wyrazami potrzeb i uczuć sprowadzonymi na świat przez warunki: ich efektywność nie zależy od nich samych, lecz została im użyczona przez impulsy społeczne, które wydają je na świat. Marks mylił się, gdy odmawiał duchowi twórczego charakteru, lecz Hegel nie zrozumiał sposobu, w jaki działa mechanizm polityki. 266

Imperium i dem okracia

To prawda? i i h a s « | królowymi z urodzenia: zdobywają przychylność, gdy wchodzą na usługj interesów i instynktów. Pójdźmy za ideą od jej narodzin do jej triumfu, a ita n li it f jasne* że osiągnęła szczyt tylko dzięki zdumiewającemu zwyrodnieniu. Użastdnięną struktura argumentacyjna, wprowadzająca w ruch cały potok korelacji logicznej między zdefiniowanymi terminami, jako taka nie przechodzi do świadomości społecznej: raczej poddana zostaje naciskom, które zniszczyły jej architekturę wewnętrzną i pozostawiły w jej miejscu tylko bez­ ładny rozgardiasz kóftdpfji, z których najbardziej magiczna zdobywa uznanie. W rezultacie to nie rozum znalazł przewodnika, lecz namiętność flagę. Historia diABpcy demokratycznej dostarcza uderzającego przykładu sys­ temu intelektualnego rozwiewanego społecznym wiatrem. Pomyślana jako podstawa dla wolności, toruje drogę tyranii. Wydana na świat jako bastion przeciwko władzy, ostatecznie daje władzy najlepszy grunt, na którym może rozprzestrzeniać f l | na polu społecznym.

2. Zasada wolności i zasada prawa Zęby zrozumieć len katastrofalny upadek, zacznijmy od przywrócenia po­ rządku wśród rozważanych idei — które obecnie znajdują się w stanie ruiny i chaosu. Twórcy doktryny demokratycznej uczynili z wolności człowieka filozoficzny fundament całej struktury myślowej i chcieli, żeby wolność stała się politycznym skutkiem ich działalności. Wielkości ich umysłów dowodzi to, że z powolnego dogorywania chrześcijańskiej katedry - do której upadku się przyczynili - oca­ lili koncepcję godności ludzkiej. Człowiek, ym kstfetók;^st, posiada w ich mniemaniu cele właściwe sobie, do pcha go jakaś wewnętrzna siła. Dwa zewnętrzne czynniki mogą unieM iib ifć mu p is p ip ig qb!u: miażdżąca siła potrzeb fizycznych i agresja jego współbraci, niezależnie jaką przyjmie postać. Stowarzyszenie umożliwia m u zmniejszenie ciężaru potrzeb | powinno gwarantować także ochronę przeciwko woli jego sąsiada. Lecz stowarzyszenie jest pułapką i złudzeniem, gdy podpo­ rządkowuje go „zmiennej, niepewnej, nieznanej, arbitralnej woli innego czło­ wieka”2 - jego suwerena. .

1 Locke, Drugi traktat o rządzie [w:] Ekmś traktaty o rządzie, przeł. Z. Rau, Warszawa: Wydaw­ nictwa Naukowe PW N 1992, s. 179. , ,

267

Traktat o władzy

Nasze władze uznają zasadniczo, że człowiek, „wchodząc do stowarzyszenia”, przyjął z własnej woli pewne zasady zachowania, konieczne do utrzymania tego stowarzyszenia. Ale jest on zobowiązany do przestrzegania tych zasad i niczego więcej; jego jedynym panem i ziemskim suwerenem jest prawo. „Wolny lud —stwierdził Rousseau - jest posłuszny prawu i tylko prawu, a to właśnie przez wzgląd na moc praw nie jest posłuszny ludziom”3. Zatrzymajmy ifę na ć h liif , żeby złożyć hołd szlachetności tej koncepcji, która została sprzeniewierzona m nlij przez jej krytyków niż przez fe| Jhh skorzy­ stali z niej jej zadeklarowani szermierze. Wolność to zasada i cel społeczeństwa: do przyjęcia jest tylko konieczna i wy­ starczająca suwerenność prawa, żadna inna. Takie są postulaty. Dostarczają one bezpośredniego uzasadnienia dla ukorzenia i podporządkowania władzy - która nie posiada od tego momentu żadnego innego prawa ani powodu istnienia poza egzekucją prawa. Prawo znajduje się ponad wszystkim, a jego autorytet, który chroni człowieka przed człowiekiem, trzyma władzę w granicach jej właściwych funkcji. „Prawo powinno chronić 1 Indywidualną wsdislć przed uHclnVm rządzących”4. Intencja wzniesienia tysk fundamentów jest ilp d tó e jasna: chodzi o powstrzymanie władzy. Zobaczmy teraz, jakie idee wykorzystano, żeby zbudować resztę budynku. Jako że prawo | K ponad kwestią o kapitalnym znaczeniu po­ zostaje, s ^ t liii ono pochodzić i kto ma ogłaszać jego obowiązywanie. Wieki średnie nie znały tego próblemu; dla nich prawo było ustalone, panowanie zaś stanowiło punkt wyjścia. Ale od czasu, gdy odrzucono prawo boskie jako przesąd, a zwyczaj jako nawyk, prawo trzeba było tworzyć. * f Musiała w związku z tym istnieć władza prawodawcza, która, jako skarbnica nadrzędnej zasady życia, byłaby %konieczności Afa o o o d ió t ó C 'Sf jedni ludzie mają określać, jak mają się lidbpSfW&ć? Czy władza, IJHM wadzona teraz do statusu „wykonawcy”, została związana kajdanami tylko po fO* żeby powstać jako nowa i jeszcze potężniejsza? Niebezpieczeństwo było oczywiste. władze były go świadome. W zależności od tego, co dyktowały tem­ perament i rigodgw i^i; gmferiyfep rig i nim -albo empirycznie, albo filozoficznie. 3 Lettres ecńtes de la montagne, część 2, list 8. 4 Deklaracja praw z 1 791P., art. 5 Jak rzekł Locke: „Ten, kto może stanowić prawa innemu, musi być koniecznie jego zwierzchI tak od czasu, kiedy w społeczeństwie legislatywa jest uprawniona do stanowienia; Ćk wszystkich warstw i każdego członka społeczeństwa praw określających zasady postępowania i ftaćkwania władzy oraz wykonywania ich tam, gdzie będą one łamane, legislatywa musi być wła­ dzą najwyższą, a wszelka władza sprawowana nad członkami lub poszczególnym częściami spo­ łeczeństwa musi od niej pochodzić i jej być podporządkowana” (Drugi traktat o rządzie, s. 27y}s

268

Imperium i demokracja

3. Suwerenność prawa skutkuje suwerennością parlamentu Lekarstwo, jakie znaleźli angielscy myśliciele, jak ujął to Monteskiusz, miało gotycką proweniencję. Kraj posiadał od wieków doświadczenia ze zgromadzeniami, które, chociaż zwoływane przez monarchę, zawsze wykazywały skłonność do ograniczania jego praw i odmawiania mu udogodnień, o jakie zabiegał. W czasach niepokojów do­ kładały wręcz wszelkich starań, żeby dać mu wytyczne, które If S e ograniczały jego władzę. Tę ustaloną tendencję do odmawiania władzy uznawano błędnie za właściwą przedstawicielstwu ludu jako takiego, podczas gdy wynikała ona ze szczególnej natury i statusu tych średniowiecznych zgromadzeń, i Czym one były? Początkowo zgromadzeniami uprzywilejowanych. Miejsca zajmowali tam lub byli reprezentowani ludzie (wielcy baronowie), którzy okazali się wystarczająco potężni, żeby potwierdzić następnie mŚMr dała tam wpływowa organizacja. Kościół, która utrzymywała moralną i świecką niezależność, konieczną dla spełnienia jego misji; w końcu były tam niewielkie ciała miejskie, które uzyskawszy swobody dzięki swojej inicjatywie, otrzymały od króla moc decydowania za siebie. . Zebranie Parlamentu miało od zarania tę nieodłączną cechę charakteryże byfelifailńilift małych, którym króLfiit mógł wy* dawać rozkazów i z którymi musiał pertraktować. Angielski król w Swoim Parlamencie czy francuski król w swoich Stanach Generalnych stanowili zgromadzenie różnych władz w narodzie: tam władza publiczna spotykała się z władzami IfiMiS Ągófay,' reprezento­ wany przez króla, pertraktował z interesami lokalnymi, które ukazywały się oso­ biście albo za pośrednictwem swoich przedstawicieli. - ’ W dialogu między jednością a różnorodnością naród występował w dwóch różnych rolach —jako całość, jeśli chodzi o interesy zgromadzone w suwerenie, i jako zbiorowość, jeśli chodzi o interesy lokalne reprezentowane przez obecnych6. Zgromadzenie tego rodzaju było konieczne dla władzy, która nie mogłasiłowo dysponować własnością, lecz musiała wysuwać żądania pod adresem każdego interesu prywatnego, żeby miał swój udział w zaspokojeniu potrzeb nych. Podejście przedstawicieli do żądań władzy było z grubsza negatywne! MSe dawali jej tego, o m prosiła, i. tS | eo dawali, uzależniali od spfe& ala pewnych

6 Lista reprezentowanych interesów stała się niekompletna, wadliwa i zaburzona, ponieważ zmiany w reprezentacji ciągnęły się za przekształceniami społecznymi. -

269

Traktat o władzy

warunków; nieograniczoną akceptację można było uzyskać tylko w chwili oczy­ wistej konieczności. Co więcej, byli ściśle związani przez mandaty imperatywne i odpowiadali przed partykularnymi interesami, które reprezentowali. Podnosząc podatki, nie otrzymawszy ich jako dobrodziejstwa od tych zgroma­ dzeń, Ludwik XIII i Karol I weszli na drogę rewolucyjną: interes ogólny nie brał już pod uwagę interesów prywatnych, lecz dysponował własnością za pomocą siły. Naturalnie opinia publiczna, SBSŚp twarzą w twarz z tą absolutystyczną rewolucją, wolałaby powrócić do reżimu zgromadzeń, które gwarantowały zachowanie prywat­ nych interesów. Niechęć do posiadania suwerena, który mógł bez zgody tych zgro­ madzeń ustanawiać prawa, nie była wcale nierozsądna. Kompetencje prawodawcze suwerena dochodziły do głosu dopiero wtedy, gdy zgromadzenie się zgodziło, a fakt, że rościł on sobie prawo do samodzielnego wykonywania tego niebezpiecznego uprawnienia, stanowił nadużycie. Można było je ograniczyć tylko wtedy, gdy trzeba było ubiegać się o zgodę zarówno suwerena, jak i zgromadzenia, a w przypadku tego ostamiegp dawało się spokojnie przewidzieć, że obstawałoby nadal przy swoim negatywnym podejściu i niechętnie przyznałoby więcej niż konieczne minimum. G dy jednak dominacja, jaką zgromadzenie miało nad suwerenem, zapewniła m u funkcję jedynego powiernika władzy prawodawczej ze względu na pozycję jedynego przedstawiciela narodu, nikt nie zauważył zmiany, do której doszło w jego A n t o n i i podejściu. Zamiast być przeciwwagą dla różnych interesów, reprezentowanych przez ludzi związanych mandatam i imperatywnymi, stało się całego narodu7; musiało tO::nast^i0W 5ppa,Mffiiftii Idei, który przyznał m u zadanie tworzenia praw W im ieniu narodu. V ■Stara organizacja gwarantowała, że żadne przedsięwzięcie podjęte przez władzę w im ieniu interesu publicznego nie mogło stać się prawem bezi®dsipJi, zgody reprezentantów różnych innych interesów w narodzie. Nielogiczne by­ łoby, gdyby ewl j a n i proponowali prawa, jako że cel praw stanowiło służenie interesowi publicznemu. Zgromadzenie nfiBjgfas Stać też nastąpiło, pńpu* dawcą tylko z racji zupełnie nowatorskiej idei, że jest przedstawicielem narodu pojmowanego jako całość i w jego interesie ogólnym; ta rola należała wcześniej do króla. Zm iana ta wpłynęła na samą istotę zgromadzenia, a wyznaczała ją nowa wolność działania ze strony przedstawicieli względem ich wyborców, na którą

7 Zasada ta, ogłoszona w czasie pierwszej sesji Konstytuanty przez Sieyfesa, znalazła swój wyraz w konstytucji z MKL j ł w n p w m ją p j postaci: „Posłowie wybrani w departamentach tie będą reprezentantami jednego, określonego departamentu, lecz całego Narodu” (rozdz. 1, część 3, art. 7). M a ona swój wyraz w prawie Konstytucyjnym. Warto zwrócić uwagę, że w Parlamencie angielskim, który powstał dzięki powolnej ewolucji ze średniowiecznego zgromadzenia, gdzie każdy człowiek poza wszelką wątpliwością reprezentował tylko tych, którzy go tam wysłali, sama idea poszczególnego posła reprezentującego cały naród w końcu zwycięzca.

270

Imperium i dem okracją

doktrynerzy nowego systemu zwracali szczególną uwagę8. N ie spostrzegli, że Par­ lament, jak tylko został zjednoczony, uw olniony i stał się nadrzędnym (a miał plan bycia jedynym) autorem prawa9, pod żadnym względem nie mógł mieć tych samych skłonności, jakie charakteryzowały go, gdy był ograniczanym z każdej strony kłębowiskiem sprzeczności i gdy nie miał właściwej dla siebie władzy. Parlament był teraz następcą króla jako przedstawiciel całości: przejął jego misję i jego potrzeby. W przeciwieństwie do niego jednak nie musiał użerać się z różnorodnymi przedstawicielami, mandatariuszami partykularnych interesów, które musiałby brać pod uwagę. W pradawnej organizacji ititese^ nasgdu reprezentowano na dwa sposoby: jako całość i jako połączenie części; pierwsze mogło prosić, drugie odmówić. Jedno z nich teraz znikło. I w przeciwieństwie do tego, czego można by się spodziewać, nie był nim król, jako że władza prawodawcza reprezentująca interes publiczny była jedynie jego następcą. N ie, nie reprezentowano j uż różnych interesów w naro­ dzie. To, co było organem dla ochrony obywateli, stelo się teraz organem postępu interesu publicznego, dodatkowo obdarzonym potężną władzą prawodawczą. W tej nowifj |3«§tiP władza m a znacznie szerszy zakres niż dawniej. Suwerena, gdy był nim król, ograniczał wyższy kodeks, który upraw om ocniała religia i którego strażnikiem był Kościół; ograniczały go także różne zwyczajowe reguły zakorzenione w powszechnych uczuciach, które działały jako jego uzupełnienie. Lecz kodeks ten i te reguły są bezsilne wobec władzy. Jest ona jednocześnie pra­ wodawcą, której uznanym obowiązkiem i prawem jest funkcja źródła kodeksów i reguł. ^Angielski Parlam ent - m ów iono sarkastycznie - może uczynić wszystko poza przemianą mężczyzny w kobietę”. . 8 Na posiedzeniu 7 lipca 1789 %,' na Konstytuancie, Sieyes odrzucił średniowieczną ideę man­ datu imperatywnego. Francuskie prawoznawstwo konstytucyjne unieważnia każdy mandat imperatywny, który poseł przyjął. Te same poglądy zaakceptowano w Anglii, ale tam stanowią one owoc długiego procesu transformacji istoty przedstawicielstwa.

9 Jeśli chodzi o Anglię, sir Edward Coke pisze w swoim Fourth Institute. „Jeśli chodzi o władzę i prawo Parlamentu do wydawania praw na podstawie projektów, jest ono tak transcendentne i absolutne, że nie może być objęte jakimikolwiek granicami. [...] Posiada on suwerenną i nie­ kontrolowaną władzę gromadzenia praw, ich ogłaszania, rozszerzania, ograniczania, uchylania, odnawiania i interpretowania w każdych sprawach, duchowych i świeckich, cywilnych, woj­ skowych, morskich i karnych; to właśnie jemu konstytucja tego królestwa powierza absolut­ ną, despotyczną władzę, która w każdym rządzie musi gdzieś rezydować. W szelkie nadużycia, ktzvwdy, działania i naprawy, które wynikają bezpośrednio z tych praw, należą do kompetencji trybunału nadzwyczajnego. M oże on regulować lub zmieniać porządek dziedziczenia tronu, jalc za panowania Henryka VIII czy W imelm a III. M oże zmieniać ustaloną religię, jak uczy­ niono wielokrotnie za panowania Henryka VIII i trójki jego dzieci. M oże zmieniać, a nawet przerabiać konstytucję królestwa isam ych Parlamentów, czego dokonał Akt unii i różne statuty dotyczące trzyletnich i siedmioletnich kadencji. Podsumowując, może uczynić wszystko, co nie jest fizycznie niemożliwe”. Jest prawdą, że w słowniku tamtych czasów słowo „Parlament oznaczało zebranie króla i dwóch izb. Ale osłabienie króla postąpiło tak daleko, że teraz „suwe­ renność parlamentarna” oznacza nie więcej, jak suwerenność Izby Gmin.

271

Traktat o władzy

Jest pewne, że nic tego rodzaju nie było planem filozofów. Wszyscy oni byli głę­ boko przekonani o istnieniu naturalnego i koniecznego porządku, a funkcją prawo­ dawcy powinno być w ich opinii rozwikływanie zarysów tego porządku i przypo­ minanie błądzącym rządom o konieczności jego przestrzegania. Locke analizował, tylko po to, żeby potępić, absolutną i arbitralną władzę prawodawczą10. William Blackstone uznawał, wraz ze wszystkimi starożytnymi mędrcami i teologami, że prawa ludzkie czerpią swoją moc stąd, że są zgodne lub spójne z prawem boskim11. Nie ma jednak teraz żadnej sankcji broniącej tej zgodności czy spójności. Mo­ żemy jedynie mieć nadzieję, że prawodawcami będą ludzie przestrzegający tego wyższego kodeksu w wystarczającym stopniu, żeby nam go przekazać. A to zależy w ostatecznym rozrachunku od dominujących idei moralnych i religijnych. W końcu zatem zasada legalności, obmyślana jako absolutna gwarancja wol­ ności każdego człowieka, miała usprawiedliwić bezwarunkowe przekazanie tej wolności osądowi arystokracji parlamentarnej12. Arystokracja ta staje się „księciem”, znacznie potężniejszym niż był król niep&ssfóęy nad aparatem prawodawczym. Sytuacja ta mogła mieć dwie impli­ kacje. Albo temu „księciu” uda się uwolnić od wyborców - co nastąpiło na przykład w Republice Genewskiej w XVIII w. - gdy stanie się absolutny: choć wciąż może powstrzymać się przed gwałceniem wolności obywatelskich przez wzgląd na fakt, że jest zwolennikiem pewnego wyższego kodeksu stanowiącego źródło jego praw - tę rolę odgrywała jH l^ a buskiego - i re­ gulatorem jego zachowania.: i W przeciwnym wypadku członkowie zgromadzenia mogą stać sif jyjpćń# narzędziami partii, zabawkami w rękach zewnętrznych Wobec zgromadzenia partii i sił, które repfezeńtują partykularne Istfwesjf I są znacznie bardziej nie­ bezpieczne dla społeczeństwa, gdyż jednocześnie stanowią wyraz herezji filozo­ ficznych. Jako że każdy z nich dąży do zdobycia absolutnej przewagi, wybucha walka, w której stawką jest nie tylko władza, jak w konfliktach dynastycznych, 10 „Legislatywa [w,] 8iS jest i nie m ole być absolutną, arbitralni władzą jfgfgipti i majątkiem l ludu. [...] Prawa natury obowiązują jako wieczne zasady nadane wszystkim ludziom, zarówno ustawodawcom, jak i wszystkim innym. Przepisy, które ceni tworzą dla określenia postępowa*?* nia innych ludzi, muszą być zgodne z prawem natury zarówno dM efc własnego postępowania, w jak 1 flBMMpBWBffljjl |>nycn, to znaczy, zgodne z wolą bożą* fct&d j i l t asftfc Wyrazem”. Locke, Drugi traktat o rządzie, s. 258-259. 11 „To prawo natury, współczesne rodzajowi ludzkiemu i ogłoszone przez samego Boga, jest rzecz b U h m nadrzędne wobec każdego innego zobowiązania. Jest wiążące, na całej Ziemi, we wszystkrajach i w każdym czasie: prawa ludzkie, które mu przeczą, są nieważne; a te, które są ważne, czerpiąrał% f|^ojąj^icały swć| autorytet, po śred n io |® bezpośrednio, odtegopierwotnego prawa”. Blackstone, Commentaries on the Laws of England, London 1 7 6 5 , 1. 1, s. 41.

S

U »F)InuWc w skrócie, Parlament, który został pomyślany jako przedstawiciel narodu, stał się jego efektywnym suwerenem”. Carrć de Malberg, Es, łoi, expression de la volontigłnerale, Paris 1931.

272

lecz same prawa, które nie będą ju ż stałym odzw ierciedleniem wyższych praw d, tylko zmieniać się będą z każdą fluktuacją pom yślności w walce. W reżim ie tego rodzaju nie będzie ani pewności prawa, ani gwarancji wolności.

4. Naród, sędzia prawa Jako genewczyk, Rousseau n a podstaw ie historii swojego m iasta rodzinnego wiedział o pierwszych niebezpieczeństwach. W szystkie jego pism a polityczne, chociaż wychwalają zasady wolności i rów ności13, stanow ią jednocześnie próbę wprowadzenia takich warunków, które uniem ożliw ią tym zasadom przekształ­ cenie się w suwerenność parlam entarną. Rousseau rozlegle p otęp ia i odrzuca ją oraz obwieszcza niezbywalność suwerenności powszechnej, co m a n a celu nie dopuścić do wystąpienia takiej sytuacji. ■* Podstawowe dla nas znaczenie H J M B H H I zrozum ienie tego, co m i a ł o ś na myśli, a co przez wiele lat systematycznie zniekształcano14. Obywatel m usi być wolny, a jego w olność zależy o d tego, czy przestrzega prawa. Jeśli to praw a m ają być jego panem , jest niezm iernie w ażne, żeby o b o ­ wiązywały tylko takie, które są sprawiedliwe i konieczne. Rousseau nie powierza zadania ustanow ienia takich praw ciału sam ozw ań­ czych przedstawicieli. Zdecydow anie nie. O byw atel jest zarów no przedm iotem , jak i celem prawa. M usi więc być jego sędzią. Mowę praw o narzuci nowe zobntsd^anifet tylko J q p spraw ą jć i ^ jak o o iA jf zobow iązanej, czy ten obowiązek zaakceptuje -SB1odizuoi. Z godnie z rozum ow aniem Rousseau każde prawo jest popraw ką do um ow y społecznej: sUby m ogło obowiązywać, s t r » ¥ umowy muszą się n a nie zgodzić. , A rgum ent ten, doprow adzony d o jego logicznych konsekw encji, sprawiłby, że prawa byłyby ważne tylko dla tych, którzy głosowali za n im i n a zgrom adzeniu

13 „Nie ma zatem wolności bez praw ani miejsca, w którym człowiek jest ponad prawem: nawet w stanie natury człowiek jest w olny tylko dzięki prawu naturalnemu, które znajduje się ponad wszystkimi. Wolny lud jest posłuszny bez niewolnictwa; ma przywódców, lecz nie panów; prze­ strzega praw, lecz przestrzega jedynie praw, i to dzięki prawom nie musi wykonywać rozkazów ludzi. Wszystkie przeszkody, jakie odnoszą się w republikach do władzy magistratów, ustano­ wione są jedynie po to, żeby chronić święty obszar prawa; magistraci są ich poddanymi, nie pa­ nami; ich obowiązkiem jest ich ochrona, nie naruszanie ich. Lud jest wolny, niezależnie od swo­ jej formy rządu, gdy postrzega swojego władcę nie jako człowieka, lecz jako narzędzie prawa. Słowem, los w olności jest powiązany z losem prawa, w olność będzie rządzić lub zaniknie razem * z nim; tego jestem absolutnie pewny”. Rousseau, Lettm ;0Md,U 4e la montagne, f e n zobaczymy. I

1 Zob. La Revolution sociale demontree par le coup d ’B at du 2 decembre, Brussels 1352, $. 17: „W centralizacji wyobrażonej przez jakobinów możemy zobaczyć wpływ powszechnych to* stynktów, które łatwiej pojmują prostą koncepcję władzy niż skomplikowaną koncepcję umo­ wy społecznej”.

285

Traktat o władzy

1. Suwerenność i wolność Postrzegana z perspektywy historycznej, wolność była statusem, nabytym nie bez walki przez pewnych ludzi, utrzymywanym dzięki energicznej ochronie i za­ gwarantowanym przywilejami, które odebrano władzy. Ludzie dążyli do tego, żeby rozszerzyć ją na wszystkich, i chcieli zagwarantować ją za pomocą ogólnych uregulowań. Idea ta, choć jedynie arbitralne uproszczenie najtrudniejszego pro­ blemu w nauce politycznej, była zbyt subtelna, żeby przebić się do świadomości społecznej, i dodatkowo niezadowalająca dla apetytów nowych urzędników, którzy zdecydowanie bardziej woleli panowanie niż wolność. Idea wolnościowa jako taka jest obojętna na to, jaką postać władza przy­ biera. Jej zasadą jest uznanie lub założenie, że każdy człowiek ma tę samą dumę i godność, które wcześniej były przywilejami tylko arystokracji. Obwieszczając suwerenność każdego człowieka nad samym sobą, jego wystarczającym wymo­ giem jest to, żeby każdy członek społeczeństwa posiadał właściwą sobie domenę, na której będzie panem. I, w następstwie tego, władzę powinno się ograniczyć do sfery wpływów, której nigdy nie przekroczy. Jeśli spełni się ten warunek, obo­ jętne będzie, czy panowanie pozostanie monarchiczne, zapewniając sobie koElf#Ć |fcabjjpofcf i neutralnoM w batalii interesów, czy stanie się arystokratyczne 1 zyska m bM W lnoJ! inteligentnych arfiM^f I uzasadnionych opinii, fgy znowuż stanie; alg d^B@ka%cznfe NąwetfĘltispgu podzielał wybór między różnymi formami zależał w jego mniemaniu od wielkości wspólnoty, ą jfefimiWif sam skłaniał się d» s p ir in ijl, vradftablB stąd, że pasowała ona do niego państw o umiarkowanej wielkości. Lecz la nie jest w smak ambitnym ludziom otoczonym pompą nowych idei. Ich cel znajdowałby się poza ich zasięgiem, gdyby zwrócili si$ w stronę wolnościowych aspiracji, które wynoszą ich do władzy tylko po to, żeby wprowadzić ograniczenie w ich imperium. Ich cel stanowi raczej przejęcie im perium . Nie mogą tolerować władzy, która nie jest ich, ani ograniczeń tej, która do nich należy. Stąd pomysł, że nie wystarczy, żeby suwerenne jednostki miały gwarancje przeciwko władzy: nie mogą uznawać żadnej władzy, która nie pochodzi od «§dn j i l i są uświęcone, dlaczego miałyby akceptować panowanfe* któremu nie mogą ufać? Znieśmy więc taką i niech m m . p ry w lip A wolności wprowadzi na Jej miejsce inną,, która ze swej natury nie może zdradzić tych, którzy powołali ją do życia. W ten sposób, twierdzi się, do istniejących środków obrony przeciwko władzy i do ustalonej wolności dodaje się na korzyść jednostki prawo do udziału we władzy i ustalonej suwerenności. Jest to, niestety, porzucenie istoty na rzecz cienia.

286

Totalitarna dem okracja

Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby wspólna suwerenność obywa­ teli była tym większa, im mniej będzie wolności, która znajdzie dzięki tem u tym pewniejsze gwarancje. Błąd ten wytknął już z góry Monteskiusz: „Wreszcie, ponieważ w demokracji lud zdaje się czynić mniej więcej to, co chce, pomiesz­ czono wolność w tego rodzaju rządach i pomieszano władzę ludu z wolnością ludu”2. To pomieszanie idei stoi u podstaw współczesnych despotyzmów. Przy pomocy rozsądnie zrównoważonych instytucji można zapewnić wszystkim skuteczne zabezpieczenia przeciwko władzy. Ale nie ma na Ziemi takich instytucji, które umożliwiłyby każdej jednostce udział w wykonywaniu władzy, jako że władza to panowanie, a wszyscy panować nie mogą. Suweren­ ność ludu jest więc fikcją i to taką, która w długim okresie okaże się zgubna dla wolności jednostki. Utrzymanie zasad wolnościowych jest trudne, wymaga nieustającej czuj­ ności, ponieważ duch dominacji nigdy nie śpi. Jakkolwiek przyznaje się, że z władzy nie da się zrezygnować i jakkolwiek zezwala się jej na spożytkowanie wszystkich jej energii we właściwej jej dziedzinie, zasada wolnościowa nigdy nie przestaje podejrzewać władzy o to, że jest potencjalnym agresorem, i utrzymuje zazdrosny nadzór nad granicami wolności. Lecz jak tylko władza została oparta na suwerenności ogółu, podejrzenia wydały się nierozsądne, czujność bezce­ lowa, a ograniczenia ustanowione dla władzy nie są już przestrzegane.

2. Idea całości postępuje Obserwator widzi w społeczeństwie ogromny tłum jednostek, z których każda porusza się mocą swojej własnej woli; widzi, że ich różnorodność cha­ rakterów, funkcji i sytuacji sprawia, iż zbierają się one w różne kategorie, z któ­ rych każda ma swoje własne interesy - względem członków ogólne, a względem społeczeństwa partykularne. Te indywidualne wole, te partykularne interesy są podstawową rzeczywistością życia społecznego. Żyją one, nie ma wątpliwości, w ciągłej wojnie, lecz biorąc pod uwagę przestrzeganie pewnych zasad, ta wojna tchnie życie w społeczeństwo. Wola i interesy władzy zawsze brały udział w tych „działaniach wojennych”. Wola zawsze chciała wydawać się nieomylna, a interesy transcendentne. Lecz dopóki reżim był monarchiczny, mimo iż dwór królewski zmierzał w kierunku absolutyzmu, nigdy nie odniosła ona sukcesu. Władza demokratyczna ma inny Monteskiusz, O duchu praw, księga 11, rozdz. 2.

287

Traktat o władzy

oręż. Jego poprzednik, spersonifikowany, znajdował się oczywiście ponad, lecz także poza ludem. Władza demokratyczna uważa się za tożsamą z nim, a jednak z natury rzeczy pozostaje ponad nim. Wola królewska należała, o czym dobrze wiedziano, do koronowanej głowy, jej faworyta lub ministra; była pod tym względem tak ludzka, jak każda inna. Wola władzy demokratycznej zowie się ogólną. Miażdży ona każdą jednostkę pod cię­ żarem sumy jednostek reprezentowanych w m m wilg uciska wszystkie prywatne in­ teresy w imieniu interesu ogólnego, który ucieleśnia. Fikcja demokracji przekazuje i podejmuje działania. rządzącym autorytet *Ri p tó a d k Ta personifikacja całości jeśK n a p p u i l ^ i # p M li zachodnim i IMiSowf jcellkc feiata greckiego, i faÓt£||& $n^pl'r^ A . kecz obywatele ogrodzeni jego murami i mniej więcej tak samo wy­ edukowani, których różnice w pozycji, ąp&lepnfj I p l y tj if e i l M ’isiStliSpBiki® znacznie bardziej zbliżyli się do stanu Upeięzyf^i^ całości d i lud ogromnego państwa, posiadającego różne korzenie i różne tradycje, cechującego się różno­ rodnością funkcji. .. Ta całość nie Jesfc l a t e l y pomimo- f P s d H i l pffófci d a f c t ó i pry­ watnych formacji I tradycji3; Jest fikcją, która, a g A M e sobie akt własności władzy. N ie m a wątpliwości, że zniesienie lub zelżenie imperium oraz możność kie­ r o w a n i a s i ę swoimi prywatnymi pragnieniami, którą lud uzyskał, miałoby roz­ puszczający wpływ na ludzi i terytoria kiedyś trzymane razem przez ucisk mo­ narchii. I to właśnie tego nte chcieli tolerować nowi właściciele imperium. Sieyes wyraził swoje zdanie na ten tem at4 z ogrom ną mocą: 1 Francja nlfc może być zbieraniną małych nacji* I których każda posiada­ łaby swój własny rząd demokratyczny; nie stanowi ona zbioru państw; jest pojedynczą całością złożoną z integralnych części; części te nie mogą mieć

istnienia niezależnego od całości, jako że nie są one całościami połączo­ nym i w zwykłej federacji, lecz częściami składającymi się na całość. Róż-

!

nica jest znacząca 1 i podstawowym dla nas znaczeniu. Utracimy wszystko

3 Tocqueville obserwował to z przerażeniem: „Stare lokalne władze zniknęły Im odrodzenia lub zastąpienia, a wszędzie w ich miejsce wszedł rząd centrali® Jffiltf5kierował sprawami. Całe Niemcy, a nawet cała Europa, przedstawiają pod tym względem ten sam ob­ raz. Wszędzie ludzie pozostawiają za sobą wolność wieków średnich pgjjfpo■ .U g lily wkroczyć w nowoczesną odmianę wolności, lecz aby powrócić do starożytnep* centralizacja nie jest bowiem niczym innym, jak współczesną wersją administracji, jaką widzieliśmy w Im­ perium Rzymskim”. List do H , m i, f ,y p l - | S Ł L . 4 W Zgromadzeniu Konstytucyjnym, 7 września 1 3 1 1 1* %

288

Totalitarna dem okracja

w m om encie, w k tó ry m zgodzim y ^

postrzegać ustalone m iasta, dystrykty

i prow incje jako wiele republik połączonych ze sobą tylko potrzebam i obrony zewnętrznej

3. Atak na tendencje odśrodkowe Każda władza będzie atakować tendencje odśrodkowe. Ale zachowaniewładży demokratycznej przedstawia pod tym względem pewne osobliwe i uderzające cechy. Twjeidzi, że jej misja polega na nw ilŚ E iśu człowieka od ograniczeń na* letonych na niego przez dawną władzę, która mniej lub bardziej była dzieckiem podboju. Lecz to nie powstrzymało Konwentu od pozbawienia głów I t ó * ftAfiMMSI angielskiego od wyplenienia irlandzkich separatystów w Jed­ nych z najbardziej krwawych w p r f w hMasidl ®y rządu w Waszyngtonie od lpy** powiedzenia w cfap jakiej Europa wcześniej nie znała, żeby zdusić próbę sao£9p liasym przykładem mogłaby być Republika Hiszpańska, liB&a w lĘĘĄ ti sprzeciwiała się zbrojrńefUćhowi na rzecz niezależności Katalonii. 1 "Wki$goitWobec jest niespójna z roszczeniem, że władza sprawuje rządy przez sam lud, jako że w oczywisty sposób rząd odpowiada ścisłej temu opisowi w mniejszych wspólnotach niż w większych5. Jedynie w małych wspólnotach obywatel może wybierał swoich władców bezpośrednio spośród JMgli których n r f f f e ie zna. Tylko takie społeczności mogą uzasadnić wysoką Ocenę WflMlttmą. p£%M Monteskiusza: Lud t l d p i i i im ię "Wybrać ‘fd h u k f d f p i ,1® powierzyć część t

U

W ie ‘kgdbwfc

|f t ign a ten bywał: d p ®

f U b p i '- ^ fp iS fll się

tak '-

a 1 takj jg tt tedy zupełnie zdolny Wybrać wodza. W ie, iż jakiś sędziajest |fllig | że . l& f c f c i d

wyrokis żeiife dowiedziono m u przekupstwa; i oto dość,

abyw ybrać pretora. Zwróciły jego uwagę hojność albo bogactwa jakiegoś obywatela; to wystarczy, aby l u b i l i iipfeti Wszystkie te rzeczy ia ila ilp s k tig r ę b -1’ lud lepiej dowiaduje się na p lam

m onarcha w

pskoI®

pałacu6.

Dalszym wymogiem jest iBElaiEi placu publicznego lub jego ekwiwalentu * a z to, że wybór zarządców powinien o d b y w a ć się na poziomie komunalnym. 5 „Zważywszy dobrze tomj^psd®* nie widzę u nas wdajto^m ciągu m o ilta ś c i utrzymania przez zwierzchnika swych praw, jeśli państwo nie jest bardzo małe”. Rousseau, Umowa społeczna., s. 115 (księga 3, tOtcfc 15). * Monteskiusz, O duchu praw, księga 2,

M ik i ■ 289

Traktat o władzy

Pragnienie jak najlepszego zabezpieczenia suwerenności powszechnej po­ w inno prowadzić logicznie do tego, żeby tych samych zasad przestrzegać przy ustanawianiu większych władz. N a poziomie prowincji ludność jest już zbyt duża i zbyt rozproszona, żeby mogła się zgromadzić w jednym miejscu tak, aby wszyscy osobiście poznali każdego kandydata na dane stanowisko. Z tego pow odu wybór i kontrola nad zarządcami lokalnymi powinny być zadaniem przedstawicieli władz miejskich. I z tych samych powodów wybór i kontrola nad zarządcami krajowymi ^w tetfy fey ć dziełem p t^ e ^ |p ^ 4 ń il| regionów System tego rodzaju z pewnością najlepiej ucieleśniałby suwerenność po­ wszechną, szczególnie gdyby samowolę p a s d b s i f t t i l , hamowały mandaty im­ peratywne7 i gdyby ich wyborcy mogli odwołać ich w każdym momencie, tak jak delegaci na holenderskie Stany Generalne mogli zostać odwołani przez ich a przedstawiciele na Stany Regionalne Ł Lecz i u M i j l nowych, których głos ludu a a f n £ pm utiL impeńum, nigdy nie było ustanowienie reżimu tego rodzaju. M ierziło M y ja k a spadko­ bierców władzy j h h i h A s b ^ trwonienie swoich włości, żsSy podporządko­ wywać się komukolwiek. I f tę c i jSSieilPnią jako że mieli, fa ta l w postaci nowej legitymacji, ich jedynym celem było zwiększenie władzy, ilęplt* wy&ępujący przeciwko fed eralistycznej koncepcji9, h f f tik rzecznikiem: „Ogólny zarząd, Jtot|Slsga^idfaBp-