Karol Marks, Kapitał: współczesne interpretacje klasycznej ekonomii
 9788362304158, 8362304154

Citation preview

Ty​tuł ory​gi​na​łu: DAS KA​PI​TAL Prze​kład: Wa​cław Sad​kow​ski Pro​jekt okład​ki: Ma​ciej Sa​dow​ski Re​dak​cja: Kry​sty​na Bo​ro​wiec​ka-Strug Ko​rek​ta: Zo​fia Smu​ga Co​py​ri​ght © In​fi​ni​te Ide​as Li​mi​ted, 2009 Co​py​ri​ght © for the Po​lish edi​tion by Wy​daw​nic​two Stu​dio EMKA War​sza​wa 2012 Wszel​kie pra​wa, włącz​nie z pra​wem do re​pro​duk​cji tek​stów w ca​ło​ści lub w czę​ści, w ja​kiej​kol​wiek for​mie – za​strze​żo​ne. Wszel​kich in​for​ma​cji udzie​la: Wy​daw​nic​two Stu​dio EMKA ul. Kró​lo​wej Al​do​ny 6, 03-928 War​sza​wa tel./fax 22 628 08 38, 616 00 67 wy​daw​nic​two@stu​dio​e m​ka.com.pl www.stu​dio​e m​ka.com.pl ISBN 978-83-62304-15-8 Skład i ła​ma​nie: www.an​[email protected] Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o.

Spis treści

WPRO​WA​DZE​NIE 1. KA​PI​TA​NIE, PARA ROZ​SA​DZA KO​TŁY KA​PI​TA​LIZM NIE​POD​TRZY​MY​WA​NY 2. KA​PI​TA​LIZM POD​TRZY​MY​WA​NY 3. ETY​KA 4. CZY KA​PI​TA​LIZM DA SIĘ PO​GO​DZIĆ Z SU​MIE​NIEM? 5. TRZY WSKAŹ​NI​KI 6. ZA​ŁA​MA​NIE RYN​KU I ŚRO​DO​WI​SKO NA​TU​RAL​NE 7. EKO​NO​MI​KA EKO​LO​GICZ​NA 8. KO​LE​GO, PO​TRZE​BU​JESZ WSPÓŁ​KOM​PA​NÓW 9. OSTROŻ​NIE Z NO​WO​CZE​SNY​MI LUD​DY​TY​STA​MI 10. TECH​NO​TO​PIA 11. PRA​CA DZIE​CI 12. ZE​RWA​NIE ŁAŃ​CU​CHA – W PO​ŚCI​GU ZA PRO​DUK​TYW​NO​ŚCIĄ 13. ZA​RZĄ​DZA​NIE CZA​SEM – MNIEJ ZNA​CZY LE​PIEJ 14. ELI​MI​NO​WA​NIE JA​ŁO​WEJ HA​RÓW​KI 15. UWOL​NIJ SWÓJ UMYSŁ Z KLAT​KI^ 16. ZDO​BY​WAJ RÓŻ​NO​RA​KIE UMIE​JĘT​NO​ŚCI 17. KA​PI​TA​LIZM WY​NA​TU​RZO​NY – FE​TY​SZY​ZO​WA​NIE TO​WA​RÓW 18. ZA​PO​MNIJ O MO​RA​LI​ZA​TO​RACH 19. UWAŻ​NIE STU​DIUJ DANE LICZ​BO​WE 20. KRY​ZYS – JAKI KRY​ZYS? 21. NA ŚCIEŻ​CE KU ZGU​BIE 22. SPO​SO​BIE​NIE SIĘ DO OSIĄ​GNIĘĆ

23. ROZ​JA​ŚNIJ SO​BIE ŻY​CIE 24. BAŁ​WO​CHWAL​STWO 25. WY​RA​ŻA​NIE WŁA​SNYCH SŁÓW CU​DZY​MI USTA​MI 26. OSTROŻ​NOŚĆ PRZY WDA​WA​NIU SIĘ W WAL​KĘ 27. BĄDŹ WIA​RY​GOD​NY 28. NA LI​TOŚĆ BO​SKĄ, GŁO​WA DO GÓRY! 29. BĄDŹ WY​JĄT​KO​WY 30. TRE​NO​WA​NIE I PRZY​UCZA​NIE – SZYB​KA ŚCIEŻ​KA 31. ZIARN​KO DO ZIARN​KA… 32. W SI​DŁACH KA​TE​RIN​GU 33. PRZE​STAŃ ŻYĆ PRZE​SZŁO​ŚCIĄ 34. WIEDZ, KIE​DY SIĘ ZA​TRZY​MAĆ 35. WŁĄCZ SIĘ W WY​MIA​NĘ UMIE​JĘT​NO​ŚCI 36. WŁĄCZ SIĘ W HAN​DEL WY​MIEN​NY 37. RE​ALI​ZUJ WŁA​SNE ZA​MIE​RZE​NIA 38. OTWÓRZ SIĘ NA WSPÓŁ​DZIA​ŁA​NIE 39. JE​STEŚ TYM, CO RO​BISZ 40. WIĘK​SZE NIE ZA​WSZE ZNA​CZY LEP​SZE 41. PRECZ Z DŁU​GA​MI! 42. RA​TUJ​CIE WŁA​SNĄ SKÓ​RĘ 43. NOWY KA​PI​TA​LIZM 44. PRZE​PRA​CO​WA​NIE 45. JE​ŚLI CHCESZ MY​ŚLEĆ NIE​SCHE​MA​TYCZ​NIE, ODŁÓŻ NA BOK POD​RĘCZ​NI​KI 46. PŁAĆ TYLE, ILE ZE​CHCESZ 47. NIE SKU​PIAJ WSZYST​KIE​GO W SWO​IM RĘKU 48. WOL​NOŚĆ ZGRO​MA​DZEŃ 49. KA​IZEN

50. SZKO​LE​NIE W TRAK​CIE PO​SIŁ​KU 51. JE​STEŚ TYM, CO KON​SU​MU​JESZ 52. CAŁA NA​PRZÓD! KA​LEN​DA​RIUM ŻY​CIA I DZIA​ŁAL​NO​ŚCI GŁÓW​NE MY​ŚLI KA​RO​LA MARK​SA

WPRO​WA​DZE​NIE Na pierwszy rzut oka zamysł napisania książki o nowoczesnym biznesie, opartej na nowej interpretacji dzieła Karola Marksa, wydaje się wręcz perwersyjny. Marks był współautorem Manifestu komunistycznego, człowiekiem, któremu przy pisaniu fundamentalnego dzieła Das Ka​pi​tal przyświecał jedynie zamiar odsłonięcia sposobu funkcjonowania kapitalizmu, oraz jego bez​li​to​snej na​tu​ry, jako sys​te​mu wy​z y​sku lu​dzi pra​cy. Marks sądził, że system kapitalistyczny zawiera w sobie zalążki własnego upadku, ponieważ jest w tak wysokim stopniu nieuczciwy. Był przekonany, że rewolucja robotnicza, która o tym upadku zadecyduje, jest nie tylko pożądana, ale wręcz nieunikniona. Oparty na takim założeniu, Ka​pi​tał wydaje się nie tylko dziełem wieszczącym ten upadek, lecz także czymś w rodzaju młota do roz​bi​ja​nia sys​te​mu ka​pi​ta​li​stycz​ne​go. Marks utrzymywał jednak, że sam nie jest bynajmniej marksistą. Nasze postrzeganie jego postawy i dzieła zabarwione jest w sposób nieunikniony interpretacjami jego spuścizny, jakie się namnożyły, zwłaszcza wyprodukowanymi na użytek ponurych reżymów przez ich akolitów. Jeśli jednak odwołamy się do oryginalnego kształtu dzieła Marksa, oczyszczonego z tych sekciarskich wypaczeń, dostrzeżemy w jego autorze obserwatora i myśliciela zatroskanego cierpieniami robotników i przejętego lękiem, że system, który je powoduje, aspiruje do wiecznotrwałości. Zadziwia nas fakt, że tak wiele poczynionych przez Marksa obserwacji i sformułowanych przezeń ocen zachowało war​tość do​rów​nu​ją​cą tej, któ​rą mia​ły w la​tach 60. XIX wieku. Marks nie był ojcem-założycielem komunizmu – znacznie zasadniej można by go uznać za zwiastuna bardziej nowoczesnej, nieporównanie bardziej „trendy” szkoły myślenia antyglobalistycznego. Nie ulegało dlań wątpliwości, że robotnicy na całym świecie są nie tylko skuci łańcuchami wyzysku, ale są związani ze sobą tą więzią. Dzięki temu przeświadczeniu stał się zwiastunem upowszechniającego się dziś przekonania, że nie usunęliśmy robotniczej nędzy i wyzysku – po prostu wypchnęliśmy je poza horyzont naszego powszedniego widzenia. Przemyślenia Marksa dotyczące kapitalizmu podtrzymywanego i niepodtrzymywanego można uznać za punkt wyjścia do oceny takich zjawisk generowanych przez nowoczesny biznes, jak: etyczny konsumeryzm, korporacyjna odpowiedzialność społeczna i wolny rynek. To, że Marks uwypuklał cykliczny charakter kapitalizmu z jego boomami i bankructwami, wzlotami i zapaściami, nabiera dziś szczególnego znaczenia, a sporządzona przezeń dokumentacja dowodząca chciwości bankierów oraz roztaczanych przez nich zwodniczych miraży łatwego zysku na giełdzie nabiera wyjątkowej ak​tu​al​no​ści w świe​tle kry​zy​su fi​nan​so​we​go z lat 2008-2009.

Dzisiejszy komentator biznesu wie jednak, że kapitalizm nie rozpadł się w toku wieku dwudziestego, Marks zaś nie mógł być tego faktu świadom. Co więcej, niektóre elementy systemu kapitalistycznego uwzględniły jego dawne słabości, wypracowały nowe sposoby zarządzania ludźmi, nowe zasoby i nową skalę wymiany dóbr i doświadczeń. Książka niniejsza rozpatruje zatroskania Karola Marksa z perspektywy dzisiejszych kłopotów i wysuwa pewne rozwiązania alternatywne pod rozwagę rewolucji, jaka zwraca się przeciw niesprawiedliwościom systemu. Adresuję tę książkę do nowoczesnego przedsiębiorcy, który lubi myśleć nieco śmielej, który zapewne wciągnięty jest w większym lub mniejszym stopniu w zarządzanie ludźmi i który wyposażony jest w poczucie odpowiedzialności z tego powodu. Książka ta przyjmuje również – podobnie jak to czynił Marks – założenie, że każdy robotnik jest także osobą ludzką i winien być zachęcany do osobistego rozwoju i kreatywności – nie zaś do wyzyskiwania innych, którzy również mają prawo do osobistego roz​wo​ju.

1. KA​PI​TA​NIE, PARA ROZ​SA​DZA KO​TŁY KA​PI​TA​LIZM NIE​POD​TRZY​MY​WA​NY Monopol kapitału staje się pętami nałożonymi na sposób produkcji, która rozwijała się i rozkwitała wraz z nim, a także pod nim. Centralizacja środków produkcji i socjalizacja pracy osiągnęły w końcu punkt, w którym stały się niekompatybilne z ich kapitalistyczną powłoką. Daje się już sły​szeć po​dzwon​ne pry​w at​nej wła​sno​ści ka​pi​ta​li​stycz​nej. Apokaliptyczny język Karola Marksa odzwierciedla jego przekonanie, że zalążki upadku kapitalizmu zawierają się w jego rdzeniu – cały system przyspiesza do chwili, kiedy kapitalizm pożre sam siebie. Jeśli to zabrzmi dla twoich uszu zbyt melodramatycznie, zważ, że recesja gospodarcza roku 2009 ukazała, że krawędzią, przy której nastąpiło załamanie, było zaciąganie i odprzedawanie długów. Jeśli nie było to obgryzanie kapitalizmu przez niego samego, to nie można sobie innego „sa​mo​zja​da​nia się” wy​obra​zić. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Zapytano Isaaka Newtona o stale rosnące zasoby mórz południowych. Odparł, że „nie sposób obliczyć szaleństwa lu​dzi”. Lord Rad​nor

Odprzedawanie zastawów hipotecznych i zalew niskooprocentowanych, zwodniczych kredytów można uznać za zabiegi wymyślone ostatnio, ale Marks był dokładnie świadom absurdalności nieskrępowanego kapitalizmu – w roku 1719 South Sea Company zaproponowała układ, na mocy którego wykupiła więcej niż połowę długu państwowego Wielkiej Brytanii. Pociągnęło to za sobą masowy napływ na rynek nierzetelnych przedsiębiorców i około roku 1720 cały ten system runął, ale ka​pi​ta​li​stycz​ny ape​tyt na przed​się​wzię​cia nie​wy​ko​nal​ne by​najm​niej nie uległ zmniej​sze​niu. Jeff Bezos, jeden z szefów Amazonu, wsławił się w okresie boomu lat 90. XX wieku maksymą: „Zyski są złudzeniem głupoli” Kiedy ów boom, rozkręcany powszechną dostępnością „dotcomów” w internecie, zamienił się w katastrofę, skromne rynki finansowe przypomniały sobie, że zyski należą się udziałowcom, a model finansowy nieoparty na wytwarzaniu produktów zawsze okazuje się bańką mydlaną. W chwili gdy piszę te słowa, świat finansów usiłuje się pozbierać po utracie 50 miliardów dolarów wyprowadzonych przez brokera z Wall Street – Bernarda Madoffa. Okazało się nagle, że zbudował on klasyczną piramidę, opartą na nowych graczach giełdowych wnoszących w nią swoje pieniądze. U podstaw tej piramidy nie tkwi żaden wartościowy produkt, lecz po prostu próżnia. Nic – oprócz całkowicie legalnego łańcucha transakcji finansowych polegających na tym, że niedające się spłacić długi sprzedawane są z jednego banku do drugiego, ustawicznie powiększając

sumę za​dłu​że​nia. Czysty kapitalizm mógłby oczywiście dowodzić, że dzieje się tak wtedy, kiedy system nie jest dostatecznie powściągany, i że zagrożone upadkiem banki nie powinny być wspomagane przez rządy, lecz przyciskane do ściany. Tragiczne skutki, które takie pozostawienie banków samym sobie obciążyłyby klientów tych banków oraz całe społeczeństwo, sprawiają, że nie można tak postępować i że trzeba uwzględniać społeczne następstwa kapitalistycznej chciwości. A to z kolei oznacza jedynie, że ograniczeniu ulegają niepodtrzymywane formy kapitalizmu, my zaś, zamiast tworzyć trwały system wspierania (wraz ze wspieraniem społecznym), utrzymujemy przesłanki do ko​lej​nych bo​le​snych za​ła​mań.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Kluczowe dla zrozumienia całej sytuacji jest to, że wartość wynikająca z inwestowania oparta jest na przypływie entuzjazmu. Czasem się to udaje, ale rzadko na dłuższy dystans czasowy, a ci, co się w porę nie wycofają, zostaną ograbieni. Sprawdzaj swoje inwestycje, osobiste i korporacyjne, i wierz tyl​ko w te, któ​re przy​no​szą efekt w krót​kim ter​mi​nie.

2. KA​PI​TA​LIZM POD​TRZY​MY​WA​NY Kapitalistyczny sposób przywłaszczania, będący wynikiem kapitalistycznego sposobu produkcji, wytwarza prywatną własność kapitalistyczną. Jest to pierwszy zamach na osobistą własność prywatną, wymuszony na pracy przez właściciela. Ale produkcja kapitalistyczna, wskutek bez​w zględ​no​ści pra-Na​tu​ry, ro​dzi za​ne​go​w a​nie sa​mej sie​bie. Jest to ne​ga​cja ne​ga​cji. Marks uważał, że kapitalizm zginie w piekielnych płomieniach wznieconych przez siebie samego, wepchnięty w nie przez nieunikniony bunt proletariatu, dążącego do przejęcia środków produkcji. Ale Marks nie przewidział tego, że ekscesy kapitalizmu wzbudzą sprzeciw samych kapitalistów i konsumentów, którzy zaczną zabiegać o stworzenie bardziej ludzkich form kapitalizmu – takich, które zdobędą się na roztoczenie opieki nad ludźmi, a nawet przystąpią do budowy nowego świata. Być może Marks nie zechciałby ich zaakceptować; byłby się odniósł z niejakim uznaniem do postępu w za​kre​sie wa​run​ków ży​cia i norm etycz​nych wpro​wa​dza​nych w sfe​rę sto​sun​ków mię​dzy​ludz​kich, ale w ogólności uznałby je za plastry łagodzące moralny rozkład i przedkładałby nad nie gruntowny prze​łom w sto​sun​kach spo​łecz​nych po​prze​dza​ją​cy to​tal​ny krach świa​ta ka​pi​ta​li​stycz​ne​go. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Musimy dokonać wyboru pomiędzy rynkiem globalnym rządzącym się jedynie dążeniem do krótkoterminowych zy​sków a ryn​kiem, któ​ry ma ludz​kie ob​li​cze. Kofi An​nan

Cokolwiek by w tych sprawach postanowił, pozostaje faktem, że nowoczesny biznes przestał upatrywać zagrożenie we wspieraniu i w odpowiedzialności społecznej. Nie ma dziś konieczności wycinania drzew po to, by przekonać się, czy można się bez nich obyć – nawet najbezwzględniejszy cynik korporacyjny dostrzega dziś materialne korzyści płynące z wprowadzania reguł odpowiedzialności społecznej w działalność biznesową. W okresie liczebnego wzrostu konsumentów oraz dynamicznego poszerzania się wpływu mediów (pojawienie się stron internetowych walnie przyczyniło się do umocnienia roli obu tych czynników) przedsiębiorca, który ogranicza się do powiększania swoich zysków „z zaciśniętymi zębami” i na przekór wszystkiemu, naraża się na utratę partnerów, bojkot i kłopoty prawne, a także utratę pracowników, ataki ze strony obroń​ców praw czło​wie​ka, kry​ty​kę pra​so​wą oraz znisz​cze​nie swe​go PR-u i kło​po​ty le​gi​sla​cyj​ne. W czasach Marksa takie zagrożenia w ogóle dla wielkiego biznesu nie istniały, zwłaszcza jeśli potrafił najgorsze ze swych niegodziwości ukryć przed światem. Przed rokiem 1867 ukrywanie zbójeckiego oblicza przed światem było łatwo wykonalne, ponieważ biedni i wyzyskiwani nie

dysponowali żadnymi możliwościami odsłaniania swoich niedoli przed światem, ich głos był niesłyszalny. Pozbawionych wykształcenia robotników łatwo było wikłać w bratobójcze spory i zwady, a okrucieństwa uprawiane notorycznie w dalekich, położonych na obrzeżach „cywilizowanego świata” zakątkach pozostawały nieznane, przesłonięte korzyściami wynikłymi z bez​względ​nej eks​plo​ata​cji ko​lo​nial​nej. Pojęcie „odpowiedzialności społecznej” jest nader rozległe i ogólne, ale można je uszczegółowić w odniesieniu do siedmiu dziedzin o kluczowym znaczeniu; są to: odpowiedzialność finansowa, ety​ka, róż​no​rod​ność, spo​łecz​ność, śro​do​wi​sko, pra​wa czło​wie​ka oraz jego bez​pie​czeń​stwo. Marks mógł nie akceptować poszczególnych, drobnych kroków naprawczych pozostających w ramach systemu kapitalistycznego, ale z jego Ka​pi​ta​łu wynika jasno, że każda z wyżej wymienionych dziedzin nabiera priorytetowego znaczenia w jego wizji polepszenia losu robotników. Nie musimy żyć w poczuciu zagrożenia proletariackim powstaniem ani wymuszać narzucania przedsiębiorstwom modeli funkcjonowania respektujących zasady odpowiedzialności spo​łecz​nej; dziś biz​nes po​czu​wa​ją​cy się do tej od​po​wie​dzial​no​ści jest po pro​stu biz​ne​sem do​brym.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Odpowiedzialność społeczna jest poczuciem niezawierającym w sobie żadnych konkretów, prawda? Jeśli tak sądzisz, jesteś w błędzie. Nie tylko implikuje nadchodzące standardy ISO uściślające rozumienie odpowiedzialności społecznej, lecz także dopomaga ci w ich wdrażaniu. Zwróć się do Institute For Supply Management (ISM) i jego Responsibility Prioritization Tool o analizy wskazujące, w jakim zakresie twój biznes może zyskać na tych stan​dar​dach.

3. ETY​KA Ekonomia polityczna, będąca nauką niezależną, która pojawiła się w okresie manufaktury, tylko z jej pozycji rozpatrywała społeczne usytuowanie pracowników i postrzegała ich jedynie jako narzędzie produkcji wytwarzające możliwie najobfitsze dobra kosztem określonego nakładu pracy, a w konsekwencji zobowiązanych do obniżania kosztów wytwarzania wyrobów i przy​spie​sza​nia aku​mu​la​cji ka​pi​ta​łu. Czy wiesz, ile razy Karol Marks użył w swej analizie kapitalizmu pojęcia „etyka”? Użył go wielokrotnie. To znamienne, gdyż obecnie nie sposób znaleźć raportu w kwestiach ekonomicznych, w którym nie podjęto by przynajmniej jakiejś wycinkowej oceny działań gospodarczych z punktu widzenia etyki biznesu. W czasach Marksa określenia „etyka biznesu” używano nader rzadko, a oprócz tego całą w ogóle „naukę” zwaną ekonomią polityczną uznawano za całkowicie po​zba​wio​ną aspek​tu etycz​ne​go, z na​tu​ry rze​czy wy​zby​tą wszel​kiej tro​skli​wo​ści i zde​hu​ma​ni​zo​wa​ną. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Wedle prawa winny to człowiek, który pogwałcił prawa in​nych. Z punktu widzenia etyki winnym jest ten także, kto za​mie​rza je po​gwał​cić. Im​ma​nu​el Kant

Dla rozkwitu biznesu etyka wydaje się zbędna. W trudnych czasach wręcz bezużyteczna. Marks mógłby orzec, że to jej negliżowanie leży w naturze kapitalizmu i zgodne jest z jego bazą, czyli z (często brutalnym) wyzyskiem człowieka pracy. Dziś jednak nasila się dyskusja dowodząca, że wyzysk nie jest elementem modelu przedsiębiorczości wspieranej i że dla osiągnięcia w biznesie trwa​łe​go suk​ce​su na dłuż​szą metę nie​zbęd​ne jest uwzględ​nia​nie wy​mo​gów etycz​nych. Działający w Zjednoczonym Królestwie Institute of Business Ethics proponuje prosty test dla etycznego sprawdzenia decyzji podejmowanych w biznesowej działalności. Oznacza to, że przed następną decyzją podejmowaną przez ciebie (także jako przedstawiciela zatrudniającej cię korporacji) powinieneś poddać to zamierzone postanowienie ocenie etycznej, dotyczącej jego Przejrzystości, Skuteczności i Rzetelności. Byłoby miło, gdybyś ułożył z nich sobie jakiś akronim (PSR?), ja ci żad​ne​go nie na​rzu​cam. O co w tym te​ście cho​dzi? 1. Przejrzystość – jak się poczuję, jeśli moja decyzja (podjęta na odpowiedzialność moją bądź

w imie​niu kor​po​ra​cji, któ​rej je​stem człon​kiem) zo​sta​nie upu​blicz​nio​na? 2. Skuteczność – czy jestem pewien, że podejmując tę decyzję, wziąłem pod uwagę wszystkie szko​dli​we na​stęp​stwa, ja​kie mo​gła spo​wo​do​wać (i czy sta​ra​łem się ta​kim na​stęp​stwom za​po​biec)? 3. Rzetelność – czy wszyscy ludzie, których ta decyzja dotyczy (bezpośrednio lub pośrednio) będą mo​gli uznać, że pod​ją​łem ją w do​brej wie​rze (na​wet je​śli się z nią nie zga​dza​ją)? Życie jest, jakie jest, jednak byłoby dobrze, gdybyś co do każdej podejmowanej decyzji mógł odpowiedzieć „tak” na każde z tych trzech pytań. Jeśli będziesz żywił jakieś wątpliwości, należałoby zasięgnąć rady u kogoś godnego zaufania. Powinien to być człowiek o wyrobionym poczuciu moralnym, który nie jest twoim wspólnikiem. Pamiętaj o włączeniu w proces decyzyjny trzeciej strony – jeśli chciałbyś u lisa zasięgnąć opinii o kurczętach, z pewnością udzieli ci rady nieodpowiadającej wymogom twego akronimu PSR. Rozejrzyj się więc za doradcą, który sam rów​nież two​je​mu akro​ni​mo​wi spro​sta. Za kimś, na kim mo​żesz po​le​gać.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Stosuj się do reguł zawartych w Kodeksie etycznym. Przedstawia on podstawowe reguły postępowania i podsuwa kryteria pozwalające podejmować właściwe decyzje także w niejasnych, niejednoznacznych kwestiach. Twój kodeks etyczny może się okazać bezwartościowy, jeśli będziesz go wypaczał i dostosowywał do doraźnych potrzeb. Weź sobie do serca przestrogę zawartą w dewizie Google'a: „Don't be Evil” – i nie wście​kaj się.

4. CZY KA​PI​TA​LIZM DA SIĘ PO​GO​DZIĆ Z SU​MIE​NIEM? Jako przedstawiciel tego ruchu, posiadacz pieniędzy staje się kapitalistą. Jego osoba, a raczej jego kieszeń, jest punktem wyjścia i zarazem punktem dojścia operacji finansowych, polegających na przywłaszczaniu coraz większych sum, co jest celem samym w sobie i co sprawia, że ów posiadacz funkcjonuje jako kapitalista, czyli jako kapitał uosobiony, wyposażony w świa​do​mość i wolę. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Jak to wspaniale, że nikt nie odczuwa potrzeby odczekania choć​by chwi​li przed za​bra​niem się za na​pra​wia​nie świa​ta. Anna Frank

Kapitalizm czysty powoduje się jedynie przywłaszczaniem dóbr, a w swych analizach łapczywego kapitalizmu dziewiętnastowiecznego Marks stwierdzał, że świadomość i wola kapitalistów służyła jedynie gromadzeniu przez nich pieniędzy. Dziś jednak pod wpływem wielu czynników uformowała się koncepcja kapitalizmu wyposażonego w sumienie. Zrazu przedsiębiorstwa poczuwające się do odpowiedzialności powstawały jako reakcja na ekscesy kapitalizmu. Z upływem czasu okazało się, że sumienie korporacyjne sprzyja osiąganiu pełnego sukcesu w biznesie. Na koniec zaś uformowała się silna presja zmuszająca do odprawiania modłów przy dokonywaniu obrotów pieniężnych – sprawiła ona, że nawet przedsiębiorstwa tak chciwe, że mogłyby posłużyć za przykład dowodzący słusz​no​ści dia​gnoz Mark​sa, za​czę​ły pło​nić się ze wsty​du. We

wstępie

do

opracowanych

w

ISM

(Institute

for

Supply

Management)Za​sa​dach

odpowiedzialności społecznej Paul Novak, członek kierownictwa tej instytucji, przekonuje: „Przyjęcie postawy zgodnej z wymogami społecznej odpowiedzialności wychodzi biznesowi na dobre – dotyczy to zarówno sektora publicznego, jak i prywatnego. Często korzyść jest wymierna finansowo. Odpowiedzialność społeczna może nawet zapewnić przedsiębiorstwu uniknięcie trudności lub kłopotliwych kontroli. Jednakże «miękkie» korzyści w postaci uzyskiwanej przez przedsiębiorstwo godności, samodowartościowania, a także odnoszonych przez nie sukcesów i zdobywanych wyróżnień oraz zaszczytów, w pełni uzasadniają respektowanie przez dane przed​się​bior​stwo za​sad od​po​wie​dzial​no​ści spo​łecz​nej”. Owe „miękkie” korzyści trudno wymierzyć, a postawieni wobec wyboru między zaszczytami a zyskiem finansowym liczni przedsiębiorcy wybraliby ów zysk. Sprawa polega jednak na tym, że w naszych czasach trudno uzyskać znaczniejsze korzyści finansowe w sposób nie całkiem uczciwy bez ściągnięcia na siebie uwagi bacznych obserwatorów życia gospodarczego, którzy natychmiast

podniosą alarm. Biznes nie zawsze odnosił sukcesy w działaniach samoograniczających jego zapędy, o czym świadczyły dowodnie skandale ujawnione w pierwszej dekadzie nowego stulecia. Rzecznicy prawa w Stanach Zjednoczonych poczuli się zmuszeni do interwencyjnego wkroczenia w sferę biznesu, czego najwymowniejszym przykładem było przyjęcie w roku 2002 ustawy Sar​ba​ne​sa-Oxleya, po​tocz​nie na​zy​wa​nej „Sar​box” lub SOX. W zamierzeniu ustawa ta miała na celu uniknięcie skandali rozliczeniowych, ale w toku jej wdrażania konieczne okazało się poszerzenie odpowiedzialności za działania szefów korporacji i przejrzystości prowadzonych przez nich akcji. Ustawa ta nie tylko znacznie utrudniła czołowym menedżerom zagarnianie nienależnych im funduszów, lecz także umożliwiła sprawdzanie standardów etycznych obowiązujących przedsiębiorstwa przez kontrolerów, reprezentantów opinii publicznej i prasę. W czasach Marksa wielki biznes był niekontrolowany i niekontrolowalny; niepohamowana niczym chciwość części kapitalistów wyświadczyła więc swego rodzaju przysługę, generując potrzebę wprowadzenia w sferę biznesu przejrzystości i prawnej odpowiedzialności. Kapitalizm odbył długą drogę od swoich mrocznych i dzikich początków, by w końcu poddać się kontroli zin​sty​tu​cjo​na​li​zo​wa​nych dziś na​stęp​ców Jim​my’ego Cric​ke​ta. MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Ustanów w swoim przedsiębiorstwie inspektora ds. działania etycznego. W latach 80. XX wieku przyjęło się powoływać na tę funkcję jakiegoś biurowego niedorajdę albo któregoś z udziałowców – wybór zależał od stopnia cynizmu szefa. Nie musi to być pracownik pełnoetatowy, ale samo utworzenie w przedsiębiorstwie „etycznego przed​się​bior​stwu kre​dyt za​ufa​nia.

barometru”

zjednuje

temu

5. TRZY WSKAŹ​NI​KI Odkrycie w Ameryce złóż złota i srebra, wyplenienie ludności tubylczej, a zamienienie jej resztek w niewolników i zmuszenie do pracy w kopalniach, rozpoczęcie podboju i łupienia Indii Wschodnich, przekształcenie Afryki w królikarnię do wylęgu czarnoskórych niewolników przeznaczonych na handel, oznaczało różany świat produkcji kapitalistycznej. Te idylliczne przed​się​w zię​cia sta​ły się klu​czo​w y​mi skład​ni​ka​mi pier​w ot​nej aku​mu​la​cji. Marks nie żywił iluzji co do kapitalistycznej eksploatacji planety i jej ludności, i dzisiaj nie brak jej przykładów. W Afryce toczą się krwawe wojny o diamenty; prawa lokalnej ludności są łamane wskutek zagarniania złóż ropy, a kiedy w akwenach morskich znalezione zostają jakieś minerały, przekupni politycy z radością wynajdują specjalne regulacje prawne. Gryząca ironia Marksa w sto​sun​ku do „idyl​licz​nych przed​się​wzięć” nadal jest ak​tu​al​na. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Świat nie będzie tolerował biznesu, który nie traktuje poważnie partnerstwa, a w przyszłości będzie nagradzał kom​pa​nie, któ​re się do tego part​ner​stwa po​czu​wa​ją. C. Mi​cha​el Arm​strong, pre​zes AT&T

Nie musi jednak tak być. Nasila się tendencja do negocjowania i przedyskutowywania z przedsiębiorcami „trzech wskaźników” (Tripple Bottom Line – TBL lub 3BL). Oznaczają one wzbogacenie tradycyjnych schematów mierzenia stabilności firmy o trzy wskaźniki: wyniki ekonomiczne, wpływ na środowisko naturalne oraz wpływ na otoczenie społeczne. Podłożem tego pomysłu jest założenie, że kompania nie jest odpowiedzialna jedynie przed swoimi akcjonariuszami, lecz także przed wszystkimi tymi, na których życie działalność kompanii wywiera wpływ. „Trzy wskaź​ni​ki” na​zy​wa​ne by​wa​ją tak​że „Three P’s – pe​ople, pla​net, pro​fit” (lu​dzie, pla​ne​ta, zysk). W odniesieniu do ludzi, zasada „trzech wskaźników” zobowiązywałaby uczciwy biznes do dbałości o objęcie beneficjami wynikającymi z działalności przedsiębiorstwa społeczności, która odczuwa różne skutki działalności owego przedsiębiorstwa. Byłyby to na przykład ułatwienia w nabywaniu towarów przez nie wytwarzanych, ustalanie korzystnych cen na wyroby małych producentów, za​bez​pie​cze​nia so​cjal​ne dla za​trud​nia​nych pra​cow​ni​ków. W odniesieniu do planety – chodziłoby o wdrożenie starań w zakresie ochrony środowiska naturalnego. Nie trzeba aż przedsiębiorstwa wyrębu lasów, by wyrządzać szkody w rejonie tropikalnych puszczy; każde biuro – nawet nieprodukujące materialnych wyrobów – jest konsumentem energii, użytkownikiem wyrobów z plastyku (produktu petrochemii), a także wytwórcą

ma​ku​la​tu​ry, róż​ne​go ro​dza​ju od​pa​dów itp. W odniesieniu do zysku – w grę wchodzą nie tylko zabiegi o doraźne dochody, lecz także przygotowanie planów dotyczących długoterminowej działalności przedsiębiorstwa na rynku. Jest to nieodzowny składnik poważnego traktowania biznesu, jego strategia wymaga równoważenia krótkoterminowych zamierzeń przygotowaniami do długofazowego funkcjonowania systemu wspie​ra​nia przed​się​bior​stwa. „Trzy wskaźniki” sprawdziły się w działalności pewnych dziedzin wielkiego biznesu. Na przykład wzrost ekoturystyki opiera się w znacznym stopniu na tej właśnie zasadzie. Marks byłby zaskoczony skalą „trzech wskaźników”, ale trudno mieć mu to za złe, jeśli się zważy, że nie mógł przewidzieć rozrostu środków masowego przekazu, zwłaszcza ogólnoświatowej sieci internetu (World Wide Web), umożliwiającej powszechną debatę i stwarzającej nawet przedsiębiorstwom niszowym szansę docierania do szerokich kręgów publiczności. Nie wiemy, czy zaaprobowałby ten system. Nacisk kładziony na masowość jest ze swej natury bliski klasycznemu marksizmowi, ale autor Ka​pi​ta​łu mógłby go uznać za kolejny plaster nakładany na system społeczny chory do szpiku kości. Miło by​ło​by wy​pro​wa​dzić go z tego błęd​ne​go mnie​ma​nia.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Przygotuj się do wprowadzenia zasady „trzech wskaźników” do twojego przedsiębiorstwa. Jakie kategorie powinieneś włączyć do obszaru,Judzie” i „planeta”? Jaką skalę osiąga wpływ wywierany przez twoje przedsiębiorstwo na inne – i innych? A w odniesieniu do „ekonomiki zieleni” – czy twoje przed​się​bior​stwo za​li​czył​byś do „czer​wo​nych” czy „czar​nych”?

6. ZA​ŁA​MA​NIE RYN​KU I ŚRO​DO​WI​SKO NA​TU​RAL​NE Kapitalizm nie interesuje się długotrwałością życia siły roboczej. Jedyną jego troską jest wykorzystanie tej siły w maksymalnym stopniu; ma ona zachować sprawność przez cały dzień roboczy. Ten cel osiąga się za cenę skracania życia robotnika, na podobieństwo wyjaławiania gle​by przez chci​w e​go far​me​ra. To nie przypadek sprawił, że Karol Marks porównuje wykorzystywanie siły roboczej do wyjaławiania gleby. To, co obserwował w polu własnego widzenia, było jaskrawym przykładem obu tych dewastacji dokonywanych dla osiągnięcia finansowych zysków. Zarazem Marks dostrzegał w tym największą klęskę systemu kapitalistycznego. Całkiem po prostu rzecz ujmując, miał na myśli konieczność wprowadzenia samoregulującego się w znacznej mierze systemu regulowania i stabilizowania rynku – zrównoważenia podaży z popytem w skali globalnej, co warunkuje wpro​wa​dze​nie do​bro​by​tu. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Możesz umacniać prawa człowieka i przestrzeganie praw pracowniczych oraz standardów ochrony środowiska, wprowadzając je w działalność twego własnego przed​się​bior​stwa. Kofi An​nan

Nie rozumiano tego w jego czasach w ogóle, dopuszczając się niewyobrażalnych i nieodwracalnych szkód, takich jak niszczenie ekosystemu, a nawet osłabianie odporności całej planety. Marks nie odczuwał jeszcze potrzeby wytłumaczenia, dlaczego chciwy farmer jest krótkowzrocznym głupcem. Nie docierała doń jeszcze wiedza o cyklu azotowej wymiany, o niszczycielskim pozostawianiu ugorów, a także zbyt forsownego użyźniania. Ograniczał się do zakładania, że czytelnik sam dostrzeże i pojmie, że farmer ograbia nie tylko ziemię, lecz także samego siebie, powracając do praktyk minionych czasów. Tak więc rzecznik czystego kapitalizmu mógłby dowodzić, że rzeczony farmer zmuszony zostanie do przyznania się do błędu, gdyż jego ziemia stanie się bezwartościowa, je​śli nie za​sto​su​je on no​wo​cze​śniej​szych spo​so​bów upra​wy. Ry​nek wy​mu​si na nim tę zmia​nę. Problem o znacznie rozleglejszej skali, związany z rynkiem globalnym, polega na tym, że zniszczenia na nim dokonywane są tak blisko związane z ich przyczyną, że szansa na ich poprawę zostaje udaremniona. Rynki mogą podlegać dającemu się powstrzymać załamaniu z najróżniejszych przyczyn. Pełna skala załamania może oznaczać, że nie jesteśmy świadomi rozmiarów wytworzonej luki. Czy możecie sobie wyobrazić wielkość lasów deszczowych? W roku 2005 Narody Zjednoczone orzekły, że co roku zwiększeniu ulega 13 milionów hektarów lasów

podzwrotnikowych, ale co to może mówić nam, wchodzącym do sklepu meblowego? Problem stwarzać też może odległość dzieląca nas od miejsca, gdzie skutek niełatwo nam powiązać z przyczyną – nigdy nie byłem w Mato Grosso w Brazylii, a nawet gdybym się tam znalazł, trudno byłoby mi uzmysłowić sobie, ile szkody powstało w tamtejszej bioróżnorodności wskutek wyrwania z niej surowca na mój nowy lśniący stół. Istnieje wreszcie problem wynikający z dążeń kapitalizmu do sprywatyzowania naturalnego bogactwa po to, by je wykorzystywać, ale rzeczywiste koszta tego za​bie​gu ule​ga​ją roz​sze​rze​niu i ob​cią​ża​ją całe spo​łe​czeń​stwo. Krótko mówiąc, kapitalizm wykonuje wielką pracę dla uzyskania dochodu, ale gdy pojawia się konieczność naprawienia szkód, ich sprawcy stają się niewidoczni. W odróżnieniu od głupiego farmera z opowieści Marksa, globalny kapitalizm jest w ciągłym ruchu. Aż do czasu, kiedy nasza pla​ne​ta zo​sta​nie cał​ko​wi​cie wy​dre​no​wa​na z ży​wot​nych so​ków.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Lubimy odkładać surowce wtórne do przetworzenia (któż z nas zdaje sobie sprawę z tego, że takie drobne gesty mogą ocalić planetę?), ale jeśli jesteś tą sprawą naprawdę przejęty, uświadom sobie, że wielkie oszczędności mogą zostać dokonane dopiero wtedy, kiedy zabiorą się za to wielkie kompanie. Kto jest odpowiedzialny za audyt wpływu twojego przedsiębiorstwa na środowisko naturalne? Nikt? No to może już czas, żeby ktoś u cie​bie się tym za​jął.

7. EKO​NO​MI​KA EKO​LO​GICZ​NA Ziemia (a więc – w rozumieniu ekonomicznym – także woda) w stanie dziewiczym dostarczająca człowiekowi środków koniecznych do życia, jest uniwersalnym przedmiotem ludzkiej pracy. Te wszystkie przedmioty, które praca jedynie oderwała od ich naturalnego środowiska, są wytworem pracy spontanicznie wykonanej przez naturę. Tym właśnie są ryby, które łowimy i wyłączamy z ich naturalnego środowiska, woda, drewno, które wywlekamy z dzie​w i​czej pusz​czy oraz ży​w i​ca, któ​rą z tego drew​na od​cią​ga​my. W latach 60. XIX wieku ochrona środowiska nie była tematem omawianym tak szeroko, jak się to dzieje dzisiaj. Marks mógł więc poruszać tę kwestię jedynie jako formę kapitału naturalnego, z której robotnik zostaje wyalienowany przez system kapitalistyczny oraz podział pracy. Dziś jednak umacnia się i upowszechnia pogląd, że planeta nasza nie ma nieograniczonych zasobów surowcowych i że zasoby owe mogą się wyczerpać. Za czasów Marksa przypuszczenie, że sztokfisz może stać się pewnego dnia nieosiągalny, było wprost nie do wyobrażenia, podobnie jak absurdalne wydawały się przewidywania, że pewne kraje mogą wyciąć trzy czwarte swoich lasów. Skoro pie​nią​dze trzę​są świa​tem, to za​bie​gi o nie ro​dzą dzia​łal​ność biz​ne​so​wą na​pę​dza​ją​cą roz​wój. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Pirat, rzucający żebrakowi dwa miedziaki, może się uważać za filantropa, ale ten gest nie czyni zeń jeszcze od​po​wie​dzial​ne​go przed​się​bior​cy. Lord Hol​me, Rio​Tin​to

Światowa Rada Biznesu na rzecz Zrównoważonego Rozwoju (World Business Council for Sustainable Development – WBCSD) skonstatowała w latach 90. XX wieku, że „ekowydajność osiąga się przez dostawy po konkurencyjnych cenach dóbr i usług zaspokajających ludzkie potrzeby i nadających życiu jakość, przy stopniowym zmniejszaniu ekologicznych następstw oraz wyczerpywania zasobów w drodze recyklingu, przynajmniej odpowiadającym zdolnościom wy​do​byw​czym zie​mi”. Ta „zdolność wydobywcza” oznacza zdolność do wspierania najbardziej wymagającego gatunku (jaki stanowimy my, ludzie). Jeśli będziemy eksploatować zasoby naszej planety, nie wspierając jej „zdolności wydobywczej”, zasoby te zaczną się wyczerpywać, co ograniczy zdolność Ziemi do utrzymania przy życiu jej mieszkańców. Ekowydajność stara się temu zapobiec, obliczając wartość ekonomiczną dodaną przez kompanie do proekologicznego oddziaływania wynikającego z tych operacji. Znaczna część Ka​pi​ta​łu dotyczy przetworzenia jednej formy kapitału w drugą jego formę.

Praca zostaje przetworzona w płacę, która z kolei przemienia się w zakupione dobra, będące z kolei wytworem pracy itd. Marks nie włączył jednak w swoje dywagacje tego, że pewna część kapitału nie daje się przetworzyć w inną jego formę i że ten proces nie może przebiegać w nieskończoność. Żad​ne pie​nią​dze nie przy​wró​cą ży​cia wy​mar​łym ga​tun​kom. Marks szczególną uwagę skupiał na analizie związków przyczynowych, łączących konsumpcję z pracą, kapitałem i walutą. Celem Ka​pi​ta​łu było ukazanie ich wzajemnych powiązań i udowodnienie, że cały system opiera się na wyzysku robotnika. Dziś staje przed nami przede wszystkim zadanie ustalenia związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy biznesem a ograniczonymi zasobami naturalnymi, a po wtóre skłonienia biznesu i rządów do przyjęcia odpowiedzialności za wy​ko​rzy​sty​wa​nie tych za​so​bów.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Monitorowanie planety nie jest zadaniem łatwym, ale istnieją narzędzia pozwalające dopomóc w budowaniu kompleksowych związków pomiędzy kwestiami ekonomicznymi, społecznymi i ekologicznymi. Zapoznaj się z Dashboard of Sustainability – http://esl.jrc.it/envind/da​sh​brds.htm – dostęp jest bezpłatny, a w przedstawiony tam schemat możesz wstawić dane do​ty​czą​ce two​je​go biz​ne​su.

8. KO​LE​GO, PO​TRZE​BU​JESZ WSPÓŁ​KOM​PA​NÓW Współpraca, jaką obserwowaliśmy od zarania dziejów ludzkości w ramach plemion utrzymujących się z łowiectwa, albo w rolniczych wspólnotach indiańskich, oparta jest z jednej strony na wspólnej własności środków produkcji, z drugiej zaś na fakcie, że żaden z członków takiej wspólnoty nie zrywa pępowiny łączącej go z plemieniem czy też wspólnotą, podobnie jak żad​na psz​czo​ła nie od​ry​w a się od swe​go ula. W walce o utworzenie lepszej formy kapitalizmu koncepcja kapitału społecznego zyskuje na znaczeniu. Marks wynosi kapitał społeczny na sam szczyt, rozprawiając o pępowinie łączącej jednostki z macierzystym plemieniem lub wspólnotą. Określenie „kapitał społeczny” zwykło się przypisywać L. Hanifanowi, amerykańskiemu inspektorowi szkolnemu, który w roku 1916 napisał, że „jest to dotykalna substancja licząca się poważnie w powszednim życiu ludu: składa się na nią dobra wola, koleżeństwo, sympatia, stosunki społeczne zachodzące pomiędzy jednostkami i rodzinami two​rzą​cy​mi gru​pę spo​łecz​ną”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Jednostka jest społecznie po​zo​sta​wio​na sa​mej so​bie.

bezradna,

jeśli

zostaje

L. Ha​ni​fan

Według Marksa, kapitalizm wyobcował robotników z ich roli w tradycyjnej (względnie niewielkiej) wspólnocie, i przerzucił ich oraz przykuł do miast przemysłowych; proces ten opisany został w dziełach takich jak Bowling Alone: America's Declining Social Capital profesora Roberta Putnama (1995). Autor zanalizował w nim przemiany społeczeństwa amerykańskiego zachodzące od roku 1950: zmniejszający się udział w zgromadzeniach publicznych, malejącą liczebność partii politycznych i topniejący udział obywateli w wyborach. Studium Putnama dowodziło, że ludzie wycofują się z zaangażowania społecznego i zamykają w swoim ciasnym kręgu; istotną rolę od​gry​wa​ją w tym te​le​wi​zja i za​ję​cia do​mo​we. Istotą kapitału społecznego jest to, że przynosi on pożytek wszystkim weń zaangażowanym, tworzy relacje oparte na wzajemnym zaufaniu, a także rozbudowuje sieć kontaktów zwiększających społeczną produktywność. Najjaskrawszym przejawem rozrostu owych kontaktów jest uformowanie z nich sieci, ale doraźna wymiana rekomendowanych ustnie produktów i usług oraz świadczenie wzajemnej pomocy w razie potrzeby w ramach wykrystalizowanej społeczności wykracza nieraz daleko poza ustrukturalizowane formy. Krótko mówiąc, jeśli pragniesz więcej od innych ludzi uzy​ski​wać, po​wi​nie​neś wię​cej na ich rzecz świad​czyć.

Różne społeczności wytwarzają różne formy współżycia – na przykład ludność miast angielskich słynie z braku zainteresowania sąsiadami, współmieszkańcami tych miast. Ale ta cecha nie powstrzymuje nas przed zawieraniem znajomości i nawiązywaniem trwałych kontaktów z innymi ludźmi. Istnieje wiele miejsc, gdzie możesz powiększać swój kapitał społeczny, spotykając się z ludźmi myślącymi podobnie jak ty – i nie chodzi mi o organizacje polityczne ani „samoobronne”. Uczestnicząc w grupach ludzi o pokrewnych zainteresowaniach, klubach książkowych, zespołach amatorskich, nawiązujesz niekiedy bliskie znajomości z ludźmi, z którymi wiele cię łączy. Marks widziałby w tym środek pomocny w przełamywaniu alienacji dezintegrującej życie społeczne w warunkach kapitalizmu. Z pewnością tak właśnie sprawy się mają: poszerzanie kapitału społecznego jest o wiele łatwiejsze i bezpieczniejsze od wyruszania na miasto w zbroi i z orężem słu​żą​cym zdo​by​wa​niu prze​mo​cą środ​ków pro​duk​cji.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Telewizja i komputer są wstanie rozbudzić zainteresowania introspektywne w wielkiej liczbie ludzi, ale dopiero internet stworzył możliwość tworzenia komunikujących się ze sobą społeczności. Obecnie można całymi godzinami czerpać radość z przebywania „twarzą w twarz” z innymi, powstały także komunikujące się ze sobą społeczności biznesowe. Spróbuj przystąpić do Linkedln i podłączyć się do sieci obejmującej daw​nych, obec​nych i być może przy​szłych ko​le​gów.

9. OSTROŻ​NIE Z NO​WO​CZE​SNY​MI LUD​DY​TY​STA​MI W wieku XVII cała niemal Europa doświadczyła rewolucyjnych wstrząsów wzniecanych przez ludzi pracy przeciw więzom i ograniczeniom, nazywanym w Niemczech Bandmühle, Schnurmühle lub Mühlenstuhl. Były to bunty rzemieślników skierowane przeciw odbierającym im pracę maszynom. Tych buntowników sprzeciwiających się wprowadzaniu maszyn nazywamy luddytystami, zapewne dlatego, że nazwisko Ned Ludd łatwiej wymówić niż termin „Schnur​müh​le”. Według świadectwa Marksa już w roku 1579 pojawiła się maszyna, która potrafiła wytwarzać do sześciu wstążek na raz – „ale burmistrz zaniepokoił się, że ten wynalazek może spowodować wyrzucenie na bruk znacznej liczby tkaczy, co sprawiło, że wynalazca został skrytobójczo utopiony. W Lejdzie nie wprowadzono tej maszyny do użytku przed rokiem 1629; wkrótce jednak zamieszki wy​wo​ła​ne przez tka​czy zmu​si​ły za​rząd mia​sta do wy​da​nia za​ka​zu uży​wa​nia ta​kich ma​szyn”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Wszelka bystrość przedsiębiorcza sprowadza w grun​cie rze​czy do zgod​ne​go z pra​wem sa​bo​to​wa​nia.

się

Thor​ste​in Ve​blen, ame​ry​kań​ski eko​no​mi​sta

Wydaje się więc, że życie wynalazców było w erze ząbkującej industrializacji dosyć niebezpieczne. Potwierdzają to inne zapisy. „Około roku 1630 wiatrak, postawiony przez pewnego Holendra w okolicach Londynu, sprowokował okoliczną ludność do buntu. Aż po końcowe lata wieku XVIII młyny wodne spotykały się ze zdecydowanym oporem ludności, mimo iż promował je parlament. Everett dopiero w roku 1758 wprowadził do użytku gręplarnię wełny napędzaną wodą, ale została ona spa​lo​na przez stu​ty​sięcz​ny tłum lu​dzi, któ​rzy wsku​tek jej uru​cho​mie​nia stra​ci​li pra​cę” Nowe instalacje techniczne były uszkadzane, usuwane i niszczone jeszcze zanim Ned Ludd wymyślił zorganizowany sabotaż stosowany przez ruch luddytystyczny. „Dopiero po pewnym czasie i zebraniu odpowiednich doświadczeń lud pracujący nauczył się odróżniać maszynerię od wykorzystywania jej przez kapitał i kierować ostrze buntu nie przeciw środkom produkcji, ale przeciw sposobowi ich wykorzystywania”. Ta uwaga Marksa wydaje się nazbyt optymistyczna. Nowocześni luddytyści opłacili pobieranie tej nauki wysoką ceną lęku i poczucia bezradności, zanim innowacje techniczne za​czę​ły istot​nie uła​twiać im pra​cę i ży​cie. Nowocześni luddytyści zazwyczaj nie niszczą komputerów (choć wielu z nich o tym marzy), ale mogą sabotować nowatorskie urządzenia przez bierny opór bądź też niedbałość w ich wykorzystywaniu. Powściąganie zapędów innowacyjnych nie musi być dokonywane w drodze skrytobójstwa, ale

w każdym razie skuteczne realizowanie postępu technicznego jest przedsięwzięciem delikatnej natury. W wielu wypadkach nowatorskie rozwiązania i technologie przedstawiane są jako udogodnienia przynoszące pracownikom realne korzyści, bądź też dające się zaakceptować bez nadmiernego wysiłku i łatwo przechodzące w nawyk. Choć więc wymóg: „ucz się albo umieraj” może przynosić zyski, równie łatwo wywołać może resentymenty wynikające z lęku, jaki ludzie ży​wią do no​wych wy​mo​gów i do​świad​czeń, któ​ry to lęk skła​nia ich do sta​wia​nia im opo​ru.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Niezależnie od tego, jakie korzyści ma ci przynieść jakaś innowacja, nie narzucaj jej swoim pracownikom bez skon​sul​to​wa​nia jej z nimi i stop​nio​we​go wdra​ża​nia. Sta​raj się, by jej rzecznikami stali się pracownicy uzyskujący wskutek jej wprowadzenia ewidentne korzyści. Zmiany wprowadzane „odśrodkowo” są o wiele skuteczniejsze i trwalsze od zmian na​rzu​ca​nych czy też wy​mu​sza​nych.

10. TECH​NO​TO​PIA Maszyna jest ze swej istoty… mechanizmem, który wprawiony w ruch, dokonuje za pośrednictwem swych składowych narzędzi tych czynności, które uprzednio wykonywał robotnik za pośrednictwem podobnych narzędzi. Ta Marksowska definicja technologii była, hmmm, ra​czej nie​traf​na. Spory o to, czy Marks był czy nie był deterministą w kwestii technologii (czyli czy sądził – bądź nie sądził – że technologia determinuje społeczne wartości kulturalne) są jałowe, ale pogląd, że znajdował się w potrzasku dwóch rywalizujących ze sobą obietnic składanych przez technologię, wydaje się uzasadniony. Z jednej strony bowiem technologia dokonywała w jego czasach ogromnej zmiany charakteru społeczeństwa, z drugiej zaś autor Ka​pi​ta​łu widział w niej potężną siłę, władną wzmoc​nić spo​łe​czeń​stwo w dą​że​niu do osła​bie​nia mo​nar​chii i wła​dzy Ko​ścio​ła. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Kiedy kapitał wprzęga wiedzę w swe usługi, oporna ręka pra​cow​ni​ka przy​ucza się do po​tul​no​ści. An​drew Ure, twór​ca fi​lo​zo​fii ma​nu​fak​tu​ry, 1835. Re​flek​sja do​ty​czy „wołu” ro​bo​cze​go

Marks był naocznym świadkiem dokonujących się przemian w historii przemysłu, był obserwatorem wnikliwym, dostrzegającym, że maszyny wnoszą wielki postęp w tę historię, ale także, że wywołują w ludziach silną traumę: „Kiedy maszyny wymuszają na przemyśle postęp krok po kroku, proces ten powoduje trwałe zbiednienie wytwórców rywalizujących z tym przemysłem. Kiedy zaś przemiany następują nagle, skutek odczuwany jest dotkliwie przez wielkie masy ludzkie”. Można by uznać, że Marks był wczesnym technorealistą – kimś lokującym się pomiędzy technotopistami upatrującymi w nauce zbawienia dla ludzkości, oraz neoluddystami przeciwstawiającymi się technologii. Można także uznać, że ów brodacz był po prostu realistą, zdającym sobie sprawę zarówno z okrucieństw i niesprawiedliwości wynikających z rozwoju technologii, jak i możliwości, które ów rozwój otwie​ra. Tym jednak, co ma znaczenie w kontekście naszej nowoczesności, jest stwierdzenie, że proces przemian technologicznych osiągnął tempo zawrotne, ale problemy wymagające rozwiązania pozostają niezmienione. Technorealizm jest tedy postawą najbardziej zrównoważoną, zwłaszcza w naszym trudnym okresie, kiedy oszczędność kosztów (a także zakres wykorzystania siły roboczej) wynikająca z wprowadzania nowych technologii wyprzedza znacznie korzyści trudno wymierne, takie jak rozwój indywidualnej produktywności oraz nowych metod pracy. Weźmy za przykład telefoniczną obsługę klientów. W początkowym okresie obserwowaliśmy wzrost liczbowy

stanowisk pracy, które uprzednio w ogóle nie istniały, wynikły z faktu, że wiele przedsiębiorstw nie dysponowało załogą pracowniczą dość liczną do tego, by zapewnić klientom sprawną obsługę przez swoje biura centralne. Marks nie mógł tego przewidzieć, gdyż stykał się jedynie z wymuszoną przez rozwój technologii redukcją stanowisk pracy. Skorzystały natychmiast na tej zmianie krainy takie jak Szko​cja czy Ir​lan​dia. Technologia internetowa zaczęła jednak hamować rozwój dalekodystansowych kontaktów telefonicznych i zastępować je kontaktami lokalnymi, dokonywanymi za pośrednictwem zakładanych na odległych geograficznie obszarach lokalnych biur obsługi; koszta były niemal równe. Marks mógłby uznać ten proces za kolejny przykład chronicznej szkodliwości następstw rozwoju technologicznego, odczuwanych przez pracowników. Otwarta pozostaje natomiast kwestia odbioru tych zmian przez klientów. Niektóre operacje mogą być teraz dokonywane przez „wirtualne” centra, obsługiwane przez pracowników niepełnoetatowych, bądź sterowane przez nich z domu. Może nie przynosi to przedsiębiorcom aż takich oszczędności jak osławione centrum Mumbai, ale przy nie​któ​rych ope​ra​cjach przy​spa​rza to klien​tom spo​rej dozy sa​tys​fak​cji.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Skuteczne funkcjonowanie nowych systemów w czasie kryzysu kredytowego opiera się na tym, by skupiały się one jednocześnie na zwiększeniu produktywności i obniżeniu kosztów. Dzięki temu twój biznes będzie przygotowany do wznowienia rozwoju po przejściu kryzysu i nie zapędzi się w śle​pą ulicz​kę.

11. PRA​CA DZIE​CI Co się tyczy maszynerii napędzanej ludzkimi mięśniami, rozpatrywanie tego zagadnienia należy rozpocząć od środków służących do wyzyskiwania robotników o wątłej muskulaturze oraz tych, których rozwój cielesny nie jest kompletny i których ciała są wiotkie. Praca kobiet i dzieci stała się pierwszym terenem eksploatacji pracowników przez kapitalistów wprowadzających do użyt​ku ma​szy​ne​rię. Rewolucja przemysłowa należy już dziś do przeszłości, ale troska Marksa o dzieci wykonujące ciężkie prace nadal jest aktualna. Mechanizacja skutecznie zastępuje fizyczną siłę roboczą i uzależnienie od niej. Marks zaobserwował też, że przemysł tekstylny – zrazu wlokący się w ogonie procesu mechanizacji – przedkłada drobniejsze, delikatniejsze dłonie kobiet i dzieci nad ciężkie graby robotników placowych, niesposobne do obsługi maszyn włókienniczych. „Dawniej robotnik sprzedawał swą własną siłę roboczą, którą dysponował jako wolny najemnik. Teraz sprzedaje swą żonę i dzie​ci. Stał się han​dla​rzem nie​wol​ni​ków”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Najgorszym złodziejem jest ten, kto okrada dzieci z czasu wol​ne​go. Bill Hay​wo​od, przy​wód​ca In​du​strial Wor​kers of the World Union

Po tym melodramatycznie brzmiącym stwierdzeniu Marks przystąpił do omawiania szczegółów. „Angażowanie dzieci do pracy przypomina w pewien sposób wyszukiwanie odpowiednich osobników na targu niewolniczym, rzuca się to w oczy w ogłoszeniach w prasie amerykańskiej, podających pożądane warunki fizyczne”. Marks cytuje konkretne wymogi: pracownik poszukiwany „nie może wyglądać na mniej niż trzynastolatka”. Ten pułap wieku pozostaje w związku z aktem prawnym, który określa limit godzin pracy, dopuszczalny dla dzieci poniżej pewnej granicy wieku. Fabrykanci nie interesowali się rzeczywistym wiekiem młodocianych pracowników; nie chcieli na​to​miast wy​glą​dać na dur​niów, któ​rzy dają się oszu​ki​wać co do wie​ku naj​mo​wa​nych pra​cow​ni​ków. Niewiele zmieniło się od tamtych czasów. Kiedy sprawdzano wiek młodocianych pracowników firmy Nike w Kambodży, okazało się, że fałszywą metrykę urodzenia można tam kupić za zaledwie 5 do​la​rów. Marks opisywał jarmark odbywający się w Bethnal Green co dwa tygodnie; „dzieci obojga płci, poczynając od dziewiątego roku życia, wynajmują się [tam] do pracy w przędzalniach jedwabiu. Płaca tygodniowa wynosi przeciętnie 1 szyling 2 pensy (wypłacane rodzicom) oraz 2 pensy wypłacane «dzieciom na herbatę»”. „Kontrakty zawiera się na przeciąg jednego tygodnia.

Transakcje te omawia się w sposób upokarzający”. Nike oskarżono o wykorzystywanie dziewięcioletnich pracowników do produkcji piłek futbolowych. Obrońcy praw człowieka oskarżają firmę Nike o wykorzystywanie młodocianej siły roboczej w tych rejonach świata, gdzie trudno wymóc przestrzeganie praw człowieka. Mimo energicznych zaprzeczeń, w sprawie tej pro​wa​dzo​na jest in​ten​syw​na kam​pa​nia w ma​so​wych środ​kach prze​ka​zu. Oprócz dezaprobaty moralnej, nie ulega wątpliwości, że najlżejsze nawet oskarżenie o wykorzystywanie dzieci oznacza kompletne załamanie PR-u firmy. Nike była tym krytykom poddawana notorycznie nie dlatego, by miała być jedyną firmą dopuszczającą się tego przestępstwa, lecz dlatego, że uporczywie uprawiała wymuszanie pracy na młodocianych w różnych krajach. Z podobnych przyczyn kariera telewizyjnej prezenterki Kathie Lee Gifford – orędowniczki praw dziecka – zachwiała się, kiedy się okazało, że jej ubiory produkowane są w wyciskającej z dzieci krwawy pot wytwórni odzieży w Hondurasie. Takie stawianie innym wysokich wymagań przy jed​no​cze​snym za​my​ka​niu oczu na wła​sne nie​oby​czaj​no​ści wy​ma​ga sta​now​cze​go po​tę​pie​nia.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Zastosuj rygorystyczne kryteria co do wieku angażowanych pracowników. Nalegaj na stosowanie surowych restrykcji wobec osób dopuszczających się wykorzystywania nieletnich pracowników. Konsekwentnie głoś zasady, że twój biznes będzie istniał tylko pod warunkiem bezwzględnego utrzymywania i praw​nym.

się

na

odpowiednim

poziomie

etycznym

12. ZE​RWA​NIE ŁAŃ​CU​CHA – W PO​ŚCI​GU ZA PRO​DUK​TYW​NO​ŚCIĄ Jeśli umaszynowienie staje się najskuteczniejszym sposobem zwiększenia wydajności pracy – to znaczy, jeśli prowadzi do skrócenia czasu potrzebnego do należytego wytworzenia produktu – w rękach kapitalistów prowadzących najbardziej zmechanizowane fabryki – staje się ono najsposobniejszym narzędziem do wydłużania czasu pracy robotników ponad wytrzymałość ludz​kiej na​tu​ry. Podstawiając termin „technologia” w miejsce użytego przez Marksa określenia „umaszynowienie”, przekonujemy się, że jego teza zachowała do dziś pełną aktualność. Ułatwienia sposobów pracy poprzez kapitalistyczną „maszynizację” nie służą bynajmniej temu, by ułatwiać życie – służą zwiększaniu zysków właściciela środków produkcji. Marks sformułował swoją tezę w okresie, kiedy innowacje przemysłowe zwiększające wydajność pracy robotników przynosiły korzyści – i zyski – właścicielom fabryk podlegających „umaszynowieniu”. W dobie obecnej sytuacja stała się bardziej skomplikowana, ponieważ narzędzia pracy, dzięki którym osiąga się osobistą wydajność pracy, umożliwiają pracownikowi swobodniejsze organizowanie sobie czasu i stopniowanie wła​snej wy​daj​no​ści oraz ob​cią​że​nia nią swo​je​go ży​cia. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Przekonanie, że wynalazczość mechanizacyjna rozjaśni sy​tu​ację ży​cio​wą ko​go​kol​wiek, jest na​der wąt​pli​we. John Stu​art Mill, fi​lo​zof, eko​no​mi​sta

Z badań, jakie prowadził Ipsos Reid dla Research In Motion, wynika, że typowy dzień pracy obejmuje co najmniej 60 minut niewypełnionych aktywnością produkcyjną. Czas ten możemy spożytkować bardziej efektywnie. Dzięki temu w ciągu roku uzyskamy 250 dodatkowych godzin, które możemy wykorzystać produktywnie, zamiast spędzać je w pociągach, autobusach, samolotach lub na wy​sta​wa​niu w ogon​kach. Za​nim jed​nak za​bie​rze​my się za ich ogra​ni​cza​nie, przy​pa​trz​my się, co się dzieje z ludźmi, którzy nie tolerują bezproduktywnie spędzanego czasu. W czasie posiłków przeglądają korespondencję. Czas spędzany na naradzaniu się lub dyskusjach odmierzają z zegarkiem w ręku. Znam małżeństwa, które z trudem wprowadzają w życie zasadę „żadnych ema​ili w sy​pial​ni”, by uchro​nić przed utra​tą przy​najm​niej chwi​le in​tym​no​ści. Punkt widzenia Marksa nie uległ więc bynajmniej przedawnieniu, nadal dowodzi swojej aktualności. Zwiększanie osobistej produktywności ograniczane jest najczęściej do sfery czysto zawodowej. Rozciągnięcie tych starań na inne dziedziny życia wymaga precyzyjnego planowania

i ogromnej samodyscypliny, z reguły udaje się to tylko w reklamowych spotach. Gdyby było inaczej, po cóż wielkie przedsiębiorstwa miałyby zatrudniać instruktorów, ćwiczących członków kierowniczych zespołów tych kompanii w umiejętności maksymalnego wykorzystywania czasu? Dziś realizowane zalecenia ograniczają się do rozwijania umiejętności wykorzystywania wyświetlacza ciekłokrystalicznego LCD i posługiwania się połączeniami telefonii komórkowej 3G, a i to wymaga nie lada wy​sił​ku.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Opanuj

rutynowe

wykorzystywanie

palmtopu

PDA.

Tak

jak

wyłączasz swój telefon komórkowy, kiedy w kinie rozpoczyna się seans filmowy (chyba że tego nie czynisz!), naucz się wyłączać swoją uwagę i napięcie wewnętrzne na czas poświęcony zajęciom godnym tego, by się im oddać bez reszty – takim jak rozmowy, uczestnictwo w spotkaniach, posiłki itp. W przeciwnym razie nie będziesz w istocie zwiększał swojej pro​duk​tyw​no​ści, lecz je​dy​nie wy​dłu​żał go​dzi​ny pra​cy.

13. ZA​RZĄ​DZA​NIE CZA​SEM – MNIEJ ZNA​CZY LE​PIEJ Wprowadzenie Ustawy o pracy – stwierdzał Marks – dowiodło, że rozsądne skracanie dnia roboczego prowadzi do osiągnięcia wysokiego stopnia regularności, systematyczności, porządkowania, zdyscyplinowania i produktywności pracy. Innymi słowy, wydłużanie czasu pracy niekoniecznie przynieść musi zwiększenie jej wydajności – nawet na żądanie ka​pi​ta​li​stycz​ne​go eks​plo​ata​to​ra. Rozejrzyj się po świecie, a dostrzeżesz znaczne różnice w kulturze pracy. Przed laty pracowałem dla jednej z amerykańskich firm wydawniczych, rozciągającej swoją działalność na Zjednoczone Królestwo, Francję i Niemcy. Amerykańscy szefowie byli bardzo zadowoleni z tego, że pracownicy londyńskiej filii tego przedsiębiorstwa zjadali swój lunch w swoich kabinach roboczych i rzadko opuszczali biuro przed siódmą wieczorem. Byli zgorszeni postawą pracowników filii francuskiej owego przedsiębiorstwa, którzy domagali się dwugodzinnej przerwy na swe „drugie śniadanie”, oraz skrupulatnością pracowników filii niemieckiej, którzy gromadnie opuszczali biuro o pół do szóstej po po​łu​dniu. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Czy ko​chasz ży​cie? A więc nie trwoń czasu, bo marne życie składa się z czasu roz​trwo​nio​ne​go. Ben​ja​min Fran​klin

Oprócz satysfakcji, jaką się odczuwa z faktu, że narodowe obyczaje bywają respektowane, trzeba uświadomić sobie, że każda kultura wykształca swój własny styl pracy. Cudzoziemcy rzadko dostrzegają fakt, że dwugodzinna przerwa w południe, obowiązująca w całej Francji, stanowi kluczowy składnik francuskiego dnia pracy. Nic nie jest w stanie skuteczniej zacieśnić więzi między pracownikami niż wspólne spożywanie południowego posiłku (tylko dziwacy spożywają go w tym kraju samotnie), a co więcej, właśnie przy tym wspólnym posilaniu się doprowadza się do skutku nader istotne działania, porozumienia i transakcje – toczone w godzinach rannych rozmowy rozpoczynają procesy negocjacyjne, przygotowują grunt dla porozumień, uzgodnień wzajemnych ustępstw, których dokonuje się w czasie pomiędzy przekąską a filiżanką kawy. Podobnie nawyk niemiecki do opuszczania miejsca pracy o ustalonej godzinie ma równie ważny wpływ na efektywność pracy jak anglosaskie przesiadywanie za biurkiem do późnych godzin. Może ono wprawdzie komuś z zewnątrz nasunąć podejrzenie, że taki „wysiadywacz” po prostu nie potrafi na​le​ży​cie go​spo​da​ro​wać swo​im cza​sem, ale był​by to wnio​sek po​chop​ny.

Różnice narodowych obyczajów zacierają się pod wpływem globalizacji, dominację zdobywa anglosaski model pracy w biznesie, ale wiele przemawia za tym, by zastanowić się nad ścisłym ograniczeniem czasu pracy jako niezawodnie skutecznym sposobem zarówno intensyfikowania własnej produktywności, jak i ubarwiania własnego życia. Pracować należy wydajniej, a nie ciężej – ta zasada powinna stać się credo efektywnego biznesmana. Pozytywne skutki ograniczenia czasu pracy uznawał Marks już przed stu pięćdziesięciu laty za oczywiste: „Pan Robert Gardner ograniczył liczbę godzin pracy w swych dwóch wielkich fabrykach w Preston, z dniem 20 kwietnia roku 1844 skrócono dzień pracy z dwunastu do jedenastu godzin. Wynikiem tego było to, że «tę samą ilość produktu osiągnięto przy tych samych kosztach produkcji, a wszyscy robotnicy otrzymali za jedenastogodzinny dzień pracy tę samą zapłatę, którą uprzednio zyskiwali za dwanaście przepracowanych godzin»”. Według Marksa, „skrócenie dnia pracy stworzyło subiektywne warunki dla skondensowania wysiłku produkcyjnego, co umożliwiło robotnikowi intensywniejsze wy​ko​rzy​sta​nie sił”. Ten sam przekaz zawierają dzisiejsze ograniczania godzin pracy (choć wysiłek fizyczny może dziś odgrywać mniejszą rolę), pod warunkiem, że potrafimy odróżnić godziny spędzone w miejscu pracy od wydajności pracy. Lepiej pracować ochoczo, szybciej i skuteczniej, niż spędzać czas pod przy​mu​sem, mar​ku​jąc wy​si​łek.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Skoro włączasz budzik, by się upewnić, że stawisz się na czas do pracy, to dlaczego nie włączasz sygnału zawiadamiającego cię o zakończeniu dnia pracy? Ustanowienie sobie stałej granicy czasowej skłoni cię do efektywnego rozplanowania zajęć tak, by dawały się sfinalizować przed ową granicą, a nawet w miarę moż​no​ści wcze​śniej.

14. ELI​MI​NO​WA​NIE JA​ŁO​WEJ HA​RÓW​KI Żałosna rutyna zajęć jałowych i nużących, w których w nieskończoność powtarza się te same mechaniczne czynności, przypomina męki Syzyfa. Ciężar jałowej pracy przygniata robotnika jak głaz zwa​lo​ny mu na ple​cy. „W manufakturze – tłumaczy Marks – robotnik jest żywą częścią maszyny. W fabryce mamy do czynienia z bezmyślnym mechanizmem niezależnym od robotnika, który zdaje się półżywym dodatkiem. Myślenie jest w tej pracy dodatkową torturą, ponieważ maszyna nie uwalnia robotnika od pra​cy, ale uśmier​ca w nim wszel​kie za​in​te​re​so​wa​nie pra​cą”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Pra​ca nie jest prze​kleń​stwem, jest nim pra​ca ja​ło​wa. Hen​ry​Ward Be​echer,ame​ry​kań​ski du​chow​ny

Praca całkowicie wolna od dodatku jałowości trafia się niesłychanie rzadko. Niezależnie od tego, czym się chlubisz przed znajomymi w wykonywanym przez siebie zajęciu – będąc na przykład pilotem pasażerskich odrzutowców lub artystą kabaretowym – w swoich powszednich zajęciach masz do odwalenia pewną ilość roboty papierkowej albo mechanicznie wykonywanej rutyny. Im wyżej usytuowany jesteś w hierarchii menedżerskiej, tym mniej masz takich nudnych zadań, a dobry menedżer stara się nie tylko o to, by się samemu od takiej jałowej rutyny w maksymalnym stopniu uwolnić, lecz także o to, by w miarę możności oszczędzać jej swoim podwładnym, gdyż ludzie szczęśliwi z wykonywania swojej pracy są o wiele efektywniejsi. W jaki więc sposób zmniejszasz ich ob​cią​że​nia ja​ło​wą ru​ty​ną? I w jaki spo​sób sam jej uni​kasz? Jednym z pomysłów jest zaprzestanie praktyki zwalania tego haraczu na innych i sprawiedliwe obciążanie wszystkich członków zespołu możliwie zminimalizowanymi „działkami” czynności niezbędnych do wykonania. Przy wdrożeniu systemu rotacyjnego nikt nie ma podstaw do uznawania siebie za szykanowanego bądź upośledzonego. Innym sposobem przeciwdziałania pracowniczym frustracjom – pozornie przeciwstawnym poprzedniemu – jest poszukiwanie poza zespołem wykonawcy lub wykonawców zadań nużących. Usuwanie takich zadań poza ramy własnego zespołu może – odciążając od ich wykonywania utalentowanych członków twojego zespołu – ułatwić im skupienie się na wykonywaniu prac wymagających kreatywnego wkładu ze strony wykonawców. Jeszcze inny sposób rozwiązywania tej kwestii sprowadza się do powierzania takich nużących zadań bardziej elastycznie usposobionym członkom własnego zespołu – na przykład za cenę zwolnienia ich z obowiązku zrywania się każdego ranka do pracy (żeby mogli te nużące prace wykonywać w do​wol​nym cza​sie, w domu – albo uzy​sku​jąc do​dat​ko​we dni wol​ne).

Którykolwiek z tych sposobów wyda ci się stosowny i zechcesz go wybrać, nie zaniedbaj stałego sprawdzania, czyjego wdrażanie i wykonywanie nie przysparza jakichś niedogodności (niekiedy nieprzewidzianych), nie jest traktowane jako ujma czy wręcz obraza. Upewnienie się o właściwym funkcjonowaniu wdrożonego systemu uporania się z zajęciami jałowymi i nużącymi jest obowiązkiem menedżera, ponoszącego odpowiedzialność za morale podległego mu zespołu pra​cow​ni​cze​go. Ża​den z jego człon​ków nie po​wi​nien po​czuć się Sy​zy​fem.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Stwórz

odpowiednik

„Parszywej

dwunastki”



drużynę

specjalizującą się w rozwiązywaniu problemów kłopotliwych i

czerpiącą

z

tego

dumę.

Jedna

z

agencji

reklamowych

powierzyła wykonywanie takich nużących, jałowych czynności wynajętej do tego celu, wyspecjalizowanej w tym zakresie ekipie, wynagradzanej hojnie za swoje poświęcenie. Ekipa ta wykształciła sobie ducha zbiorowego działania (team spirit czy też esprit d'equ​ip​pe) i szczy​ci się nim.

15. UWOL​NIJ SWÓJ UMYSŁ Z KLAT​KI^ Marks był świadom faktu, że mechaniczna praca wyjaławia umysł. W gruncie rzeczy zdarzali się jeszcze w połowie XVIII wieku przedsiębiorcy, którzy do pewnych prac, otoczonych zawodową tajemnicą, woleli zatrudniać ludzi na poły zidiociałych. Przemysł nowoczesny w odosobnionych przy​pad​kach wy​da​je się po​stę​po​wać po​dob​nie, być może nie w wy​ni​ku ce​lo​we​go za​ło​ż e​nia. „W manufakturze w toku procesu formowania się zespołu roboczego, a poprzez ten zespół w wytwarzaniu kapitału bogacącego się zbiorową pracą zespołu, każdy robotnik musi dysponować jedynie ograniczonym zasobem możliwości wytwórczych”. Innymi słowy, Marks stwierdza, że po to, by stać się sprawną częścią maszyny, każdy robotnik musi stać się tak bezrozumny jak każde inne narzędzie pracy. Myśl tę zaczerpnął Marks od Adama Smitha, ekonomisty osiemnastowiecznego, który pisał: „Matką przemysłu jest ignorancja, na równi z zabobonem. Refleksja i pomysłowość są zaczątkiem błędu, natomiast nawyk wykonywania rutynowych poruszeń ręką lub nogą jest całkowicie wolny od wszelkiej pomysłowości. Właściciele manufaktur uzyskują tedy największe zyski, kiedy pracownicy wykorzystują swe umysły w możliwie najmniejszym zakresie i kiedy […] ze​spół pra​cow​ni​czy funk​cjo​nu​je jak ma​szy​na, któ​rej skła​do​wą czę​ścią są ro​bot​ni​cy”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Ignorantami rodzimy się wszyscy, ale trwanie w głupocie wy​ma​ga cięż​kiej pra​cy. Ben​ja​min Fran​klin

W obecnych czasach mało prawdopodobna wydaje się sytuacja, w której ty, dobry czytelniku, miałbyś pracować przy taśmie produkcyjnej, gdyż absolutna większość skrajnie zrutynizowanych prac podległa już zautomatyzowaniu – bądź też przerzucona została do krajów azjatyckich (Marks skomentowałby ten fakt tak: „A nie mówiłem?”). Nie wyklucza to wszakże faktu, że maszyna jako taka egzystuje nadal i stale wymaga od nas, byśmy jej służyli, podporządkowując się jej interesom. Różnice zaś polegają na tym, że dzisiejsze maszyny są subtelniejsze – stając się wirtualnym wytworem pomysłów, ambicji korporacyjnych i międzynarodowego handlu – a po drugie na tym, że robotnicy stali się bardziej krytyczni, skoro lojalność kompanii jest już rzadkością w erze krót​ko​ter​mi​no​wych kon​trak​tów i okre​so​wych zwol​nień. Mimo to nadal istnieją pewne ortodoksyjne założenia myślowe, wspólne niemal wszystkim kompaniom, jakie zdołasz, czytelniku, wymienić, założenia obejmujące przynajmniej dziedzinę kreatywności. Łańcuchy pętające nowoczesnego robotnika nie są tak ciężkie jak w erze dziewiętnastowiecznego industrializmu, w dobie obecnej starają się wyglądać na dobrowolnie

nakładane przez robotników, co umożliwia ignorancja i bezmyślna aprobata zachowań i praktyk stosowanych przez przedsiębiorców. Nie prowadzą one na ogół do drastycznego zniewolenia, ale stosowane systematycznie krępują robotnika i ograniczają jego samodzielność równie skutecznie jak kla​sycz​ne „oko​wy wy​zy​sku”. Na przykład: nie istnieje przecież nic, co byłoby ważniejsze dla twojego biznesu i twojej osobistej pomyślności od świeżych pomysłów. Przytłaczająca większość kompanii wyznaje w tym zakresie zasadę „burzy mózgów” jako sposób zasilania się nowymi koncepcjami. Efektywnie funkcjonująca „burza” obejmuje dobrą organizację czasu (okresy relaksu i refleksji przeplatane gwałtownymi porywami inwencyjności), wzajemny szacunek wewnątrz grupy osób (każdy z uczestników ma prawo wyrażać swoje zdanie i wysłuchiwać zdania innych) oraz fazę formułowania sofistycznej syntezy, doprowadzającą do wdrażania nowych pomysłów w praktyczną działalność. Jakże często jednak taka „burza mózgów” wyradza się w notorycznie powtarzane popisy oratorskie jednego lub dwóch kra​so​mów​ców przed znu​dzo​ną resz​tą ze​spo​łu.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Sporządź kontrolną listę nowych zastosowań w SCAMPER: Substytut – by się zorientować, co moglibyśmy wymienić? Połączenie – jakie nowe elementy moglibyśmy scalić? Przystosowanie – czym moglibyśmy zastąpić układy istniejące? Modyfikacje – co moglibyśmy zmienić? Zmiana zastosowania – przesunięcie czegoś na inne miejsce, do innego użytku. Wyeliminowanie – czy gdybyśmy coś usunęli, układ mógłby funkcjonować? Odwrócenie ukierunkowania – czy gdybyśmy diametralnie odwrócili ukierunkowanie, układ funkcjonowałby le​piej?

16. ZDO​BY​WAJ RÓŻ​NO​RA​KIE UMIE​JĘT​NO​ŚCI W wyniku odkrycia, iż jestem zdolny do wykonywania każdej pracy, poczułem się w mniejszym stopniu skorupiakiem, a w większym – człowiekiem. Wyznania tego nie złożył Marks, ale pe wie n francuski robotnik, po powrocie z San Francisco. Marksa urzekła ta samoocena przekształcenia się ślimaka w homo sapiens, nam posłużyć może jako zalecenie, jak przeżyć ży​cie. Tę przemianę skorupiaka w człowieka Marks tłumaczy po prostu doświadczeniem uzyskanym w wyniku wykonywania kilku zawodów, nie zaś natchnieniem przez świętą gołębicę. Przytacza dalej słowa owego francuskiego robotnika: „Nigdy bym nie uwierzył, że okażę się zdolny do wykonywania tak różnorodnych zawodów, w jakich mnie zatrudniano w Kalifornii. Byłem uprzednio przekonany, że nadaję się jedynie do zawodu drukarza… Przebywając tam jednak w środowisku ludzi, którzy zmieniali zajęcia zawodowe z taką łatwością, z jaką się zmienia koszulę, poszedłem za ich przykładem. Kiedy uprzykrzyła mi się praca górnika, przeniosłem się do miasta, gdzie pracowałem najpierw jako drukarz, a następnie jako dekarz, hydraulik i «złota rączka», jak Boga ko​cham”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Pod pojęciem „człowiek wykształcony” rozumiemy przede wszystkim kogoś zdolnego do robienia wszystkiego tego, co ro​bią inni. G.W.F. He​gel

Nie jestem pewien, ilu wędrownych robotników zaklinało się w owych czasach na imię boskie, a z całą pewnością jeszcze mniej używa tej formuły dzisiaj, ale ów Marksowski robotnikwędrowiec jest zwiastunem nowego typu mobilnego, elastycznie dostosowującego się do rynku pracy robotnika nowoczesnego. Zmiana zawodu dokonywana równie często jak zmiana koszuli jest zapewne rytmem nazbyt częstotliwym (albo też rozmijającym się z wymogami higieny osobistej), ale osiągnięcie zdolności do zmiany specjalizacji zawodowej stosownie do możliwości korzystnego zatrudnienia zwiększa szanse na pomyślną karierę zawodową i czyni pracownika odporniejszym na zmia​ny ko​niunk​tu​ry ryn​ko​wej. Stosunkowo często natomiast mamy do czynienia z pułapką, w której więzną na długo (niekiedy na całe życie) pracownicy dobrzy w jakiejś specjalności zawodowej, trzymający się jej kurczowo wcale nie dlatego, że ją sobie szczególnie upodobali, ale dlatego właśnie, że osiągnęli w niej biegłość. I nie wchodzi tu w grę jedynie lęk przed imaniem się innych zajęć. W wielu dziedzinach

przemysłu rozpoczyna się pracę od zajęć fizycznych, by po pewnym czasie przejść do kolejnych szczebli zarządzania. Wielu ludzi taka perspektywa pociąga, ale są i tacy, którzy za nic – nawet za możliwość zwiększenia zarobków – nie chcą porzucić zajęć manualnych. Z drugiej zaś strony jakaś część awansowanych z pracownika szeregowego na stanowiska w pionie zarządzania nie została w ogóle zapytana, czy jej taki awans przyniósł satysfakcję wewnętrzną, a nie tylko większe uposażenie. Przepytaj ośmiolatków, kim chcieliby zostać w dorosłym życiu, a jeśli będą udzielali odpowiedzi w rodzaju „agentem ubezpieczeniowym”, „księgowym” albo „brygadzistą w fabryce traktorów”, to znaczy, że należałoby im cofnąć kieszonkowe. Jeśli jednak zaczniesz zadawać podobne pytania czterdziestolatkom, przekonasz się z ich odpowiedzi, że większość z nas całkowicie zapomniała o tym, że wykonywana praca może być zgodna z tym, o czym marzyliśmy w dzie​ciń​stwie. Nie zapominaj wszakże, że musisz być dobry w pracy, jeśli chcesz, żeby ta praca była dobra dla ciebie. Może się nawet okazać, że jesteś najlepszym dekarzem albo hydraulikiem, a jeśli ci ta praca sprawia przyjemność, możesz być człowiekiem wartościowszym i wyżej cenionym od nie​usa​tys​fak​cjo​no​wa​ne​go dru​ka​rza.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nie musisz jutro rzucić pracy i wstąpić do zespołu cyrkowego (choć niech ci się szczęści w tym zawodzie, jeśli do niego odczuwasz powołanie). Możesz rozpocząć nowy rozdział życia zawodowego, sprawdzając stopniowo swoje w nim możliwości w czasie wolnym od pracy, bądź też uzupełniając podstawową działalność o zajęcia dodatkowe z nowej dziedziny. Znam wiele osób, które rozpoczęły nową karierę jako zajęcie dodatkowe, wy​ko​ny​wa​ne po ośmio​go​dzin​nej pra​cy pod​sta​wo​wej.

17. KA​PI​TA​LIZM WY​NA​TU​RZO​NY – FE​TY​SZY​ZO​WA​NIE TO​WA​RÓW W poszukiwaniu analogii musimy sięgnąć po najbardziej ukryte rewiry świata religii. W tym świecie rozwój umysłu ludzkiego pojmowany jest jako dzieło niezależnej istoty ludzkiej obdarzonej życiem i wchodzącej w związki z innymi istotami oraz z rasą ludzką. A więc jest to świat wytworów pracy ludzkiej. Taki ład nazywam fetyszyzmem, który wiąże się z wytworami pra​cy, z chwi​lą, w któ​rej wy​twór​cy sta​ją się to​w a​rem. Fetyszyzowanie użyteczności brzmi jak coś, co uprawiają politycy konserwatywni w stosunku do kobiet, z którymi nie są żonaci, w rozumieniu Marksowskim jednak nie jest to ani w połowie tak zabawne, jak się może wydawać. Marksowska koncepcja fetyszyzowania użyteczności skupia się na obiektywnej wartości wyrobu, nie zaś na rozważaniu związków przyczynowych zachodzących pomiędzy rzeczywistą wartością wyrobu a rozległym obszarem stosunków społecznych i pracy, które złożyły się na jego wytworzenie. Nie postrzegamy bowiem stosunków społecznych, które wniosły swój wkład w wytworzenie produktu, mamy natomiast w polu widzenia rynek decydujący o wartości i o tym, kto co wytwarza – oraz wytwory, towary powstające, pojawiające się i stające się przedmiotem wymiany niezależnie od wszelkiej interwencji człowieka. To one nadają sens pojęciu ważności, a nawet sens życiu, tak jak w społeczeństwach pierwotnych fetysz uważany jest za sym​bol wła​dzy. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Niezależność – to zgodność z najważniejszymi zasadami i wnętrzem człowieka, a to oznacza często niezgodność z po​wszech​ny​mi ido​la​mi i fe​ty​sza​mi. Mark Twa​in

W erze współczesnej konsumeryzm rozwinął się w stopniu, jakiego Marks nie umiałby sobie wyobrazić, a fetyszyzowanie towarów stało się czymś nader rozpowszechnionym. Można by powiedzieć, że dla szerzenia tego kultu powołano specjalną gałąź biznesu, przemysł reklamowy, który traktuje lansowane towary już nie jako rzeczy same w sobie, cechujące się walorami użytkowymi, lecz jako znamiona indywidualności odbiorcy. Status człowieka przywykło się określać według przedmiotów, które posiada: im bardziej wyszukanymi wytworami otacza się dana osoba, tym wyżej jest ceniona. Punktem wyjścia całej tej piramidy próżności jest uznanie, że człowiek jeżdżący luksusowym samochodem osiąga status wyższy od ludzi, którzy ów samochód wyprodukowali. Dalszy szczebel tej drabiny to przeświadczenie, że samochód ów korzysta ze szczególnego statusu, którego użycza swojemu właścicielowi, na pewien czas oczywiście. W wyniku

takiej fetyszyzacji pomniejszamy, a nawet wręcz tracimy z oczu sens statusu człowieka. Zdarza się, że przedmioty, którymi się posługujemy – takie jak odtwarzacz muzyki czy aparat telefoniczny – określamy przymiotnikiem „seksowny”. Zawiera się w nim sugestia, że użytkownik takich przedmiotów wyróżnia się wysoką atrakcyjnością seksualną wynikającą z faktu ich posiadania. Cofa to

nas

ku

dość

wczesnemu

etapowi

rozwoju

społeczeństwa

charakteryzującego

się

bał​wo​chwal​stwem. Marks uległby zapewne zadziwieniu tak wielką liczebnością poddanych współcześnie fetyszyzowaniu przedmiotów uformowanych z materii w ogóle nieożywionej. Z drugiej jednak strony czułby się usatysfakcjonowany potwierdzeniem trafności swoich przewidywań dotyczących fe​ty​szy​zo​wa​nia wy​two​rów i to​wa​rów.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Czy jesteś winien osądzania innych ludzi lub organizacji wedle notowań osiąganych przez przedmioty, jakie ci ludzie posiadają? Zdobądź się na odwagę osądzenia, czy za podstawę oceny człowieka uznajesz jego osobiste osiągnięcia, czy też przedmioty, jakimi się otacza. I upewnij się, że podstawą dokonywanego przez ciebie osądu bliźnich jest osoba ludzka, a nie bły​skot​ka, któ​rą owa oso​ba ze​chcia​ła się przy​ozdo​bić.

18. ZA​PO​MNIJ O MO​RA​LI​ZA​TO​RACH Życie umiarkowane i stałe zatrudnienie jest dla biednego drogą właściwą do uzyskania racjonalnego szczęścia – pisał Mandeville w swej Przypowieści o pszczołach; Marks dodaje: … pod którym to pojęciem [autor ów] rozumie długi dzień pracy i skromne środki utrzymania. Marks pisał wprawdzie w erze wiktoriańskiej, ale nigdy nie podzielał poglądu, wedle którego zdro​we ży​cie i umiar​ko​wa​ny wy​si​łek są speł​nie​niem ży​cio​wych aspi​ra​cji. Przypowieść o pszczołach Bernarda de Mandeville’a wywołała żywe dyskusje, kiedy się pojawiła, a jedną z najczęstszych interpretacji tego utworu było doczytywanie się w nim subtelnej krytyki Kościoła. Jednakże w zasadzie jest to poemat o dobrze zorganizowanym ulu pszczelim (przyjęło się uważać go za alegorię odnoszącą się do Anglii), oczyszczonym przez Boga z wszelkich nieprawości; pszczółki wiodą żywot niezwykle pracowity, ale za swój trud uzyskują należyty ekwiwalent i czują się szczęśliwe. W zakończeniu tego utworu nowo oczyszczone pszczółki czują się tak ciężko przygniecione pracą, że wzdychają do całkowitego rozluźnienia rygorów pracy, co można odczytać jako przestrogę, że „we wszystkich bogatych krajach większość biedaków nigdy nie powinna pozostać bez zatrudnienia, ponieważ regularnie wydaje wszystkie pieniądze, które zarabia”. Marks zgadza się z Mandeville’em, że bogactwa narodów powstają z wyzysku robotników do stopnia, w którym nie tracą oni jeszcze sił do pracy, ale nie akceptował poglądu, że ta ich praca jest rzetelnie wynagradzana. Być może, autor Ka​pi​ta​łu oburzał się na piewcę wiktoriańskiej pro​spe​ri​ty potępiającego domaganie się przez źle opłacanych robotników godziwej zapłaty za ich trud. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Im cięższą pracę i w im trudniejszych warunkach wykonuje człowiek, tym wątlejszy staje się jego idealizm i tym bar​dziej mrocz​nie​je mu umysł. D.H. Law​ren​ce

W każdym razie miło wiedzieć, że Marks nigdy nie uznawał zwiększonego wysiłku robotników za środek prowadzący do polepszenia ich doli. Przeciwnie: starał się otworzyć robotnikom oczy na fakt, że ich wysiłek wykorzystywany jest przez klasę panującą dla zwiększenia jej własnego dobrobytu, podczas gdy klasie robotniczej oferuje się za tę ciężką pracę jedynie moralną satysfakcję wynikającą z sa​mo​po​świę​ce​nia. Niewielu z nas w dobie dzisiejszej pracuje w zakładach wyciskających krwawy pot, ale większość z nas poddana jest presji moralnej starającej się przekonać nas, że praca jest dla nas nagrodą sama

w sobie. Ta moralistyczna, niekiedy usankcjonowana religią koncepcja pracy jako nagrody została zauważona i zanalizowana zarówno przez Marksa, jak i jego współpracownika Fryderyka Engelsa. W swoim streszczeniu Ka​pi​ta​łu Engels podkreśla, że „w społeczeństwie, w którym dominuje produkcja dóbr konsumpcyjnych, religią panującą jest chrześcijaństwo, zwłaszcza w wersji pro​te​stanc​kiej”. Nie dawajmy wiary tej koncepcji. Sama z siebie ciężka praca nie jest złem, ale nie jest też dobrem – zwłaszcza jeśli usankcjonowano ją etosem, wedle którego praca cięższa jest czymś lepszym od pra​cy zręcz​nej. Dla dobra twojego biznesu i dla twojego dobra osobistego powinieneś odrzucić ortodoksyjną wizję człowieka ciężko pracującego i poszukiwać raczej „soków żywotnych”, które generują pracę skutecznie doprowadzającą do osiągnięcia zamierzonych celów. Praca, która nie wiedzie ku takiemu ce​lo​wi, jest wy​sił​kiem złud​nym bądź zbęd​nym.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ W skali Pareto 80% wyników osiąga się z 20% włożonego czasu lub wysiłku. Z kolei 80% tych wysiłków wytwarza 20% wyników; pozostałe są zwykłym marnowaniem czasu. Wypisz sobie 10 celów do osiągnięcia i uszereguj je w skali od i do 10 pod względem wartości. A następnie zapomnij o celach od 4 do 10, do​pó​ki nie osią​gniesz ce​lów 1-3.

19. UWAŻ​NIE STU​DIUJ DANE LICZ​BO​WE Marks wysnuwał najważniejsze ze swoich wniosków z oficjalnych sprawozdań – na przykład w danych dotyczących pracy odnalazł „udokumentowane” potwierdzenie, że od czasu wojny antyjakobińskiej płace robotników ulegają stałej obniżce. W przemyśle tekstylnym płace te obniżyły się tak drastycznie, mimo równoczesnego wydłużenia dnia pracy, że dniówka stała się mniej​sza niż po​przed​nio. Sprawozdania mogą brzmieć nudno, ale Marks dowiódł, że stanowią pierwszy krok do rewolucji. Znaczenie jego dzieła polega w dużym stopniu nie na przedstawianych w różnych wariantach konstrukcjach myślowych na temat wartości i kapitału, lecz na obserwacjach dotyczących warunków życia robotników od rewolucji przemysłowej po epokę wiktoriańską. Wiele z tych obserwacji poczynił sam Marks, ale znaczną ich część zaczerpnął z pilnie studiowanych oficjalnych dokumentów, wykazów i sprawozdań, dopełniających spostrzeżenia i doświadczenia osobiste. Podobnie jak dzisiaj, także w owych czasach materiały te stawały się nie tylko kluczem do zro​zu​mie​nia prze​szło​ści, lecz tak​że punk​tem wyj​ścia dla po​stu​lo​wa​nia lep​szej przy​szło​ści. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Diabelskie dane liczbowe teo​re​tycz​nych wy​wo​dów.



wymowniejsze

od

Bal​ta​zar Gra​cian, hisz​pań​ski fi​lo​zof

Kapitalizm podtrzymywany we wszystkich swoich formach (ekologicznej, społecznej, etycznej itd.) jest rzeczywiście podtrzymywany, jeśli to podtrzymywanie jest widoczne i kiedy zaangażowanie przedsiębiorstwa w umacnianie tej jego cechy jest otwarcie demonstrowane. Na szczęście przejrzystość jest jednym z podstawowych założeń koncepcyjnych kapitalizmu podtrzymywanego, co powinno tę przejrzystość uczynić wszechobecną, ale niektóre przedsiębiorstwa nie biorą sobie tej sprawy do serca z jednego z dwóch powodów. Albo nie chcą, by je kojarzono z pobrzmiewającym ckliwością pojęciem odpowiedzialności społecznej i w oczach opinii publicznej wolą uchodzić za „normalny biznes”, albo też traktują akces do „kapitalizmu podtrzymywanego” jako przybieranie bar​wy ochron​nej wy​mu​szo​ne oko​licz​no​ścia​mi. Ta druga postawa umożliwia utrzymywanie twardego reżymu kapitalistycznego osłoniętego maskującymi parawanikami. Stykasz się z tą grą w ciuciubabkę na przykład w hotelach, które w łazienkach zawieszają apele do parodniowego wykorzystywania ręczników i prześcieradeł kąpielowych pod pretekstem dbałości o ochronę środowiska naturalnego. Gdyby tym hotelarzom chodziło nie o zaoszczędzenie kosztów utrzymywania wysokich standardów higieny, lecz

o rzeczywistą ochronę środowiska, zainstalowaliby rozwinięty system recyklingu, oszczędzania energii elektrycznej przez energooszczędne żarówki i tym podobne zabiegi. Niektórzy hotelarze tak po​stę​pu​ją, ale nie wszy​scy. Od​po​wied​nie ra​por​ty do​wio​dły​by tego na​tych​miast. Inne klasyczne „parawaniki” polegają na opatrywaniu różnych urządzeń naklejkami typu: „naturalne”, „przyjazne środowisku”, „zdrowe”, albo też na zapewnieniach, że dany produkt jest „wolny” od tego czy innego szkodliwego składnika (przez kilka dekad takim zneutralizowanym składnikiem był CFC) lub też, że jest „energooszczędny” (bez wyjaśniania, że ową ener​go​osz​częd​ność osią​ga się dzię​ki sto​so​wa​niu tok​sycz​nych che​mi​ka​liów). Nawet zaklinanie się, że czysto organiczne pochodzenie jakiegoś produktu jest „poświadczone certyfikatem”, jest blagą, bo nie ma sposobu sprawdzenia owego certyfikatu. W roku 2007 kompania TerraChoice wypuściła na rynek 1100 produktów „czysto organicznych” – certyfikatów 450 z nich nie dało się sprawdzić. Sprawozdania i wykazy dokumentacyjne są cennym źródłem wiedzy o kapitalizmie – dowodzą, że niesprawdzalne zapewnienia o społecznej odpowiedzialności są czczą ga​da​ni​ną, choć​by wy​krzy​ki​wa​no je przez wszyst​kie na​gła​śnia​cze.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Studiowanie

sprawozdań

i

wykazów

statystycznych

jest

zadaniem czasochłonnym i trudnym, skorzystaj więc z pomocy Globar Reporting Initiative (GRI), która publikuje Sustainability Reporting Guidelines, obejmujące kluczowe dziedziny. Są one do​stęp​ne pod ad​re​sem: www.glo​bal​re​por​ting.org.

20. KRY​ZYS – JAKI KRY​ZYS? Skutki odpływów w produkcji przemysłowej dotykają również pracowników najlepiej płatnych, czyli arystokracji robotniczej. W pamięci ludzkiej utrwalił się rok 1857, który przyniósł głęboki kryzys, jakim co jaki czas kończy się cykl przemysłowy. Kolejny taki kryzys nastąpił w roku 1866. Marks postrzegał kryzysy jako strukturalny składnik regularnego cyklu przemysłowego – mo​ż e​my od​nieść to twier​dze​nie do ak​tu​al​nych re​ce​sji prze​my​sło​wych. W chwili, gdy piszę te słowa (w początku lat 90. XX wieku) środki masowego przekazu trzęsą się wprost ze zgro​zy wy​wo​ła​nej kry​zy​sem ban​ko​wym. MYŚL PRZE​WOD​NIA

W każdej erze „dawne złote dni” były mitem. Nikt nigdy nie uzna​wał okre​su, w któ​rym żyje, za zło​ty. Bro​okes At​kin​son, ame​ry​kań​ski dzien​ni​karz

Bez opamiętania i prób trzeźwego spojrzenia na ponoszone przez ludzi straty, załamuje się ręce nad cierpieniami osób dotkniętych tą bankową plajtą, zamiast wzywać do zastanowienia nad wadami rynku finansowego. Nawet informacja, że koncern BP odnotował trzydziestodziewięcioprocentowy (39!) wzrost rocznych dochodów, nie poprawia nastrojów, ponieważ prezes zapowiedział ustąpienie z tej funkcji (powodem do zmartwienia mogłoby być ewentualnie to, gdyby nikt nie kwapił się do objęcia po nim tej funkcji!). Marks nie byłby tym wszystkim zaskoczony. Stwierdził on, że rynki finansowe charakteryzują się czymś w rodzaju krótkiej pamięci. Opisując kryzys w przemyśle bawełnianym, odnotował swoistą wirówkę koniunktur i dekoniunktur w brytyjskiej bran​ży tek​styl​nej. „Od roku 1815 do 1821 panowała na nim depresja; lata 1822-1823 były okresem pro​spe​ri​ty; w 1824 roku nastąpiło zniesienie ustaw prawnych skierowanych przeciw związkom zawodowym i dokonał się niemal burzliwy rozwój zakładów przemysłowych; rok 1825 przyniósł kryzys, rok 1826 – powszechną wśród robotników nędzę, wywołane nią zamieszki; w roku 1827 nastąpiła lekka poprawa, w roku 1828 – imponujący eksport produkcji, zwłaszcza do Indii; w 1830 – kolejne załamanie, trwające do roku 1833; w roku 1886 – kolejna faza rozkwitu; w latach 1837-1838 – ostra recesja; w 1839 – odbicie od dna; 1840 – znów załamanie produkcji, zamieszki, tłumione w niektórych miejscach przez wojsko. W 1844 – odradzanie się, w 1845 – rozkwit; w początku roku 1846 jeszcze rozwój, w drugiej połowie roku kryzys. Przywrócenie prawa restrykcyjnego. 1847 – kryzys. 1854 – rozkwit, zdobywanie nowych rynków, 1855 – kryzys nadciągający ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, następnie załamanie rynków wschodnich. 1856 – boom; 1857 – kryzys.

1858 – rozwój, z kulminacją w roku 1859, rozrost liczebny zakładów przemysłowych; 1860 – brytyjski przemysł tekstylny osiąga zenit, rozciągający się na rok 1861, ale pod koniec roku załamanie wywołane amerykańską wojną secesyjną i gwałtownym spadkiem podaży bawełny. W la​tach 1862-1863 kry​zys osią​ga dno”. Czyż to nie brzmi znajomo? Marks podkreśla fakt, że przemienność okresów rozkwitu i zapaści jest charakterystyczną cechą systemu podlegającego nieustannemu rozrostowi, co na zmianę pobudza zapotrzebowania rynkowe i przesyca je. Kryzys obecny może okazać się najgorszy w naszych czasach, ale jest mało prawdopodobne, by na ulice wyległy zgłodniałe masy ludzkie – i ten kryzys tak​że za​mknie się znów roz​wo​jo​wym zry​wem.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Kiedy się wybierasz na narty, wykupujesz sobie ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków, gdyż wiesz, że się takowe narciarzom przydarzają. Dlaczego więc nie ubezpieczyć swojego życia? Za cenę comiesięcznej składki polisa zapewni ci dopływ 60% twoich dochodów. Ubezpieczeniem możesz objąć mieszkanie. Weź pod uwagę, że większość ludzi pracujących na własny rachunek nie kwapi się z wykupieniem sobie ubezpieczenia, a ich przedsiębiorstwa mogą przecież zbankrutować lub zostać zmuszone do zmniejszenia kosztów za​trud​nie​nia.

21. NA ŚCIEŻ​CE KU ZGU​BIE W tym samym czasie, w którym praca w fabryce wyczerpie do cna twe siły psychiczne i załamie system nerwowy, spowoduje też poważne osłabienie mięśni i unicestwi w tobie każdy atom po​czu​cia wol​no​ści, za​rów​no ak​tyw​no​ści fi​zycz​nej jak umy​sło​w ej. Niekończąca się, wyczerpująca praca prowadzi do ogłupienia człowieka. Marks wybiegł przed swoje czasy stwierdzając ten fakt, a od jego epoki poczynając znaczenie doświadczeń poszerzających wiedzę człowieka dla zachowania jego mentalnej aktywności utrwaliło się do tego stopnia, że stało się swego rodzaju przemysłem. Studia nad rolą powiązań nerwowych dowiodły, że skłanianie twojego umysłu do tego, by opanowywał nowe umiejętności i rozwiązywał nowe zadania myślowe – takie jak nauka języków obcych, gra na nieznanym sobie uprzednio instrumencie muzycznym albo uprawianie nowej dyscypliny sportowej – utrzymuje ów umysł w stanie sprawności. Okazuje się, że umysł pozostaje czynny i zdolny do tworzenia nowych połączeń nerwowych, doskonali się i rozwija podobnie jak mięśnie. Tak więc możemy albo go rozwijać, albo tracić. Badania przeprowadzone w Japonii dowiodły, że już po 15-minutowym wykorzystywaniu szarych komórek w ciągu jednego dnia udaje się utrzymać w stanie funkcjonalności powiązania nerwowe pomiędzy nimi i tym samym powstrzymać proces starzenia się. Powstał cały przemysł produkujący narzędzia do uruchamiania pracy myślowej – gry komputerowe pomagają utrzymać szare komórki w stanie gotowości funkcjonalnej. Jedna z gier Nintendo – Dr Kawashima's Brain Training: How Old is Your Brain? – stała się ogólnokrajowym bestselerem i jest sprzedawana tak​że w in​nych kra​jach. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Geniusz wynalazczy za wstępny warunek doświadczeń twór​czych uzna​je za​do​wa​la​ją​cą ak​tyw​ność umy​sło​wą. Al​fred North Whi​te​he​ad, bry​tyj​ski ma​te​ma​tyk i fi​lo​zof

Tak więc okazalibyśmy się nie tylko wyjątkowo niemądrzy, gdybyśmy żyli i oddychali jedynie pra​cą, lecz tak​że ska​za​li​by​śmy nasz umysł na uwiąd. Problem polega na tym, że mechanicznie wykonywana praca wytwarza w nas pewną rutynę, a ta rutyna pociąga za sobą skutki podobne do tych, jakie wywoływała przygniatająca praca robotników ery wiktoriańskiej. Ileż to razy zdarzało się nam krytykować kogoś za to, że zastygł w pewnej rutynie? Oczywiście łatwiej krytykować za takie zachowanie innych, niż dostrzec jego objawy w nas samych – kiedyż to po raz ostatni zdołaliście się wyrwać z własnej „strefy spokoju” i podjąć się wykonania jakiejś nowej, nieznanej z dotychczasowego doświadczenia pracy? Zdarzyło się to

wczoraj? Tydzień temu? Przed rokiem? Jeśli nie imasz się systematycznie nowych zajęć i zadań, twój mózg stopniowo traci zdolność do uporania się z czymś takim. Nie wykręcaj się przed uznaniem tej praw​dy. Często zdarza się nam obserwować ludzi podejmujących próby wykonania jakiejś nowej pracy, sprostania nowym wymogom – i ponoszących porażkę. Wydaje się jednak korzystniejsze dla ich sprawności umysłowej podejmowanie ryzyka porażki niż bierna rezygnacja z wszelkich nowych zainteresowań i zadań. Każdy z nas ma przynajmniej jednego znajomego, który notorycznie obwieszcza, że doznał właśnie nowego urzeczenia miłosnego (co sprawia, że otoczenie patrzy nań wytrzeszczonymi oczyma), ale być może te nowe uniesienia miłosne pozwalają mu skuteczniej opie​rać się sta​rze​niu?

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Niekoniecznie musisz nauczyć się mandaryńskiej wersji języka chińskiego ani pilotowania śmigłowca, po to, by rozwijać sobie umysł. Ale urozmaicanie i wzbogacanie rutyny mentalnej składaniem puzzli, rozwiązywaniem krzyżówek i rebusów, albo nawet słuchanie nowej muzyki, również stymuluje twój umysł (choć oczywiście opanowanie mandaryńskiej chińszczyzny i sztuki pilotażu helikopterowego po​sze​rzyć two​ją spraw​ność umy​sło​wą!).

mogłoby

niezmiernie

22. SPO​SO​BIE​NIE SIĘ DO OSIĄ​GNIĘĆ Zespół pracowniczy (zbiorowy pracownik) posiadł obecnie w stopniu doskonałym wszystkie umiejętności niezbędne do produkcji oraz umiejętność wykorzystywania ich w sposób najbardziej ekonomiczny dzięki odpowiedniemu posługiwaniu się wszystkimi organami, jakimi dysponuje poszczególny pracownik, a także zespół pracowniczy wykonujący wyspecjalizowane funk​cje. To brzmi godnie, nieprawdaż? „Niezbędne umiejętności”, „sposób najbardziej ekonomiczny”, „wyspecjalizowane” – wszystko to czyni owego zbiorowego pracownika kimś w rodzaju nad​czło​wie​ka. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Sprawność fizyczna ma nie tylko kluczowe znaczenie dla zdrowia systemu, lecz jest także podstawą dynamiki i kre​atyw​no​ści in​te​lek​tu​al​nej. John F. Ken​ne​dy

Marks opatrzył tę tezę jednakże nieco zasmucającym komentarzem: „Wąskie ukierunkowanie umiejętności robotnika osiąga stan perfekcyjny, kiedy staje się on członkiem zespołu pracowniczego; podobnie też wtedy ujawnia się w pełni jednostronność jego przygotowania zawodowego”. A więc robotnik osiąga pełnię swoich zawodowych kompetencji dopiero z chwilą, w której staje się on dodatkiem do maszyny, nie zaś wtedy, kiedy staje się osobowością w pełni wykrystalizowaną. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie ma na myśli Marks, rozwijając swoje rozumienie „jednostronności”, gdy pisze: „Na przykład nadmiernie rozrastają mu się niektóre mięśnie, tworzą się niepożądane skrzywienia kości itp.”. Oznacza to, że cechy nabyte w wyniku szczególnego obciążenia pracą, korzystne dla wydajności pracownika wykonującego pewnego rodzaju czynności, nie przy​czy​nia​ją się do jego har​mo​nij​ne​go roz​wo​ju. Dla systemu, w którym pracownik funkcjonuje, cechy te mogą być cenne, ale nie sprzyjają one z pewnością rozwijaniu się jego osobowości. Nie mówiąc już o tym, że pracownicy, obdarzeni nimi przez los, po​win​ni uni​kać peł​no​wy​mia​ro​wych lu​ster! Sprawność fizyczną uznaje się za bezcenną broń pracownika nie tylko dlatego, że pomaga przezwyciężyć stresy. Mocny układ krążenia tętniczego pozwala mu lepiej znosić sytuacje stresogenne, bronić się przed nadciśnieniem, a także unikać nadwagi. Utrzymywanie właściwej wagi ciała pozwala też skuteczniej wykonywać pracę zawodową, a także sprzyja utrzymywaniu szacunku dla samego siebie i dobrego samopoczucia, co stanowi podstawę do utwierdzenia się

w prze​ko​na​niu, że się jest peł​no​war​to​ścio​wym czło​wie​kiem, a nie je​dy​nie try​bi​kiem w ma​szy​nie. Dla utrzymania fizycznej sprawności nie trzeba chodzić na siłownię – wystarczy wpasować regularne marsze lub intensywne spacery w nasz układ dnia. Dochodzić pieszo do stacji kolejki dojazdowej, wysiadać z autobusu o przystanek lub dwa przed punktem docelowym, wstawać i wyruszać do pracy na tyle wcześnie, by takie zachowania były możliwe, wchodzić schodami na piętra, zamiast korzystać z windy (z wyłączeniem wspinania się na wyższe piętra wieżowców, oczywiście!), wybierać się w odwiedziny do znajomych, zamiast wyręczać się pocztą elektroniczną bądź telefonami. Kup sobie rower, wybieraj się nim na zakupy (zaopatrz się w kłódkę zabezpieczającą twój pojazd przed kradzieżą!), umów się z kimś spośród znajomych na wspólne mar​sze lub bie​gi, na​ucz się grać w te​ni​sa albo za​in​te​re​suj się ja​kimś spor​tem ru​cho​wym.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nikt cię w tej chwili nie widzi? To świetnie, spróbuj zmienić sposób zasiadania za biurkiem. Najpierw odsuń się od biurka o 2-3 kroki, złącz stopy, oprzyj dłonie na blacie biurka i rozprostuj ramiona. Trzymaj się prosto i powoli zginając ramiona w łokciach oraz nogi w kolanach, opadnij w dół, zrównując klatkę piersiową z poziomem blatu biurka. Powtarzaj to ćwi​cze​nie 5 do 10 razy dzien​nie.

23. ROZ​JA​ŚNIJ SO​BIE ŻY​CIE W swej ślepej niepowstrzymanej pasji, w swym wilczym pościgu za dodatkową korzyścią z pracy kapitał przekracza nie tylko moralne, lecz nawet fizyczne granice wytrzymałości, na jaką może się zdobyć pracownik. Komputer odbiera pracownikowi czas niezbędny na rozwój fizyczny, utrzymanie ciała w zdrowiu. A nawet czas konieczny dla zaczerpnięcia świeżego oddechu i wy​sta​w ie​nia się na dzia​ła​nie słoń​ca. Marks stwierdził, że świeże powietrze i promienie słoneczne mają istotne znaczenie dla uzyskania zdrowia, zadowolenia z życia i wspierał to przekonanie zaleceniami udzielanymi przez autorytety medyczne. „O znaczeniu światła słonecznego dla utrzymania zdrowia i rozwoju fizycznego pisze doświadczony lekarz: «Promienie słoneczne działają na nasze ciało także bezpośrednio, wzmacniając je i stymulując jego elastyczność. Mięśnie zwierząt, pozbawione dostatecznej dawki światła, miękną i zastygają, energia nerwów wygasa pozbawiona świetlnej stymulacji, wstrzymany zo​sta​je ogól​ny roz​rost ich or​ga​ni​zmów»”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Nie ma inwestycji, która przyniosłaby ci więcej pożytku niż wy​sta​wia​nie się od cza​su do cza​su na dzia​ła​nie słoń​ca. Ori​son Swe​et Mar​den, pi​sarz i my​śli​ciel

Nie musimy doprowadzać aż do wstrzymania naszego fizycznego rozwoju, by przekonać się o cierpieniach wywoływanych brakiem świeżego powietrza i słońca – skutki takiego braku odczuwamy już przy względnie niewielkim ich niedostatku. Wszyscy doznajemy radości odsuwając rankiem zasłony, by wpuścić światło słoneczne do wnętrza mieszkania i polepszyć sobie nastrój, a nie przypadkiem wielu z nas ów dobry nastrój określa mianem „słoneczny”. Przez długi czas nie uświadamiano sobie, że światło wnosi w nasze życie nie tylko ułatwienie w postrzeganiu przedmiotów i znaczeń, lecz także dodatnio wpływa na nasze usposobienie do życia – niedostatek światła powoduje natomiast poważną niekiedy depresję; określa się ją mianem sezonowej niedyspozycji psychicznej (SNP). Zdarza się ona na ogół jesienią (na półkuli północnej w październiku i listopadzie), uwalnia nas od siebie wiosną. Jej symptomami bywają: osłabienie słuchu, przygnębienie, brak entuzjazmu, w pewnych wypadkach osłabienie woli życia. Im bliżej mieszkacie bieguna, tym dotkliwsze stają się te symptomy. Najlepszym lekarstwem na nie jest – jeśli warunki ci na to pozwalają – przeniesienie się na sezon zimowy z północy na południe, do któregoś z krajów, gdzie panuje przez cały rok pogoda wiosenno-letnia. Nie wszyscy mogą sobie na to po​zwo​lić, ale w mia​rę moż​no​ści każ​dy z nas po​wi​nien za​bie​gać o roz​ja​śnie​nie so​bie ży​cia.

Jednym ze stosunkowo łatwo osiągalnych tego sposobów (chyba że mieszkasz za kołem polarnym, gdzie przez kilka miesięcy panuje wieczna noc!) jest wystawianie się na słońce, kiedykolwiek jest to możliwe. Wyruszanie do pracy przed nastaniem dnia może zdołować każdego, a powroty z pracy do domu po zapadnięciu zmroku pogłębią oczywiście ten dyskomfort psychiczny. Niewielu z nas ma możliwość wyrwania się z pracy w ciągu dnia, ale ilekroć taka możliwość otwiera się przed nami (a dzieje się to w niedziele i święta), pod każdym pretekstem powinno się wychodzić na świeże powietrze i światło, zamiast stymulować się sztucznie czarną kawą w mrocznych pomieszczeniach. Warto wyjść na spacer, nawet wtedy, kiedy przychodzi pora na południowy posiłek: możemy prze​cież jeść ka​nap​kę, spa​ce​ru​jąc po par​ku.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Jasne światło znakomicie leczy z sezonowej niedyspozycji psychicznej. Uważa się niekiedy, że drogie w zastosowaniu, iluminacyjne oświetlenie elektryczne pełni taką samą funkcję; istnieją jednak stosunkowo niedrogie lampy kwarcowe, chroniące cię przed promieniowaniem ultrafioletowym. Korzystaj z nich choćby przez 20 minut dziennie, na przykład przy śnia​da​niu.

24. BAŁ​WO​CHWAL​STWO A czy nowoczesna ekonomika, w tak wysokim stopniu ograniczana przez system monetarny, nie two​rzy so​bie ja​skra​w ych za​bo​bo​nów, ile​kroć ule​ga za​gro​że​niu przez ka​pi​tał? Mając w pamięci określenie odniesione przez Marksa do religii – że jest „opium dla ludu” – z niejakim zaskoczeniem musimy stwierdzić, że Marksowski krytycyzm wobec nowoczesnej ekonomiki współbrzmi pod wieloma względami z wyrafinowanymi jej ocenami formułowanymi przez wielebnego Rowana Williamsa, arcybiskupa Canterbury. Stwierdził on mianowicie nie tylko, że świat finansów wymaga wnikliwego zbadania i ścisłych uregulowań w działaniu, lecz także że świat ów w sze​ro​kim za​kre​sie upra​wia bał​wo​chwal​stwo. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Zabobon, bałwochwalstwo i hipokryzja sze​ro​ko, ale o praw​dę trze​ba za​bie​gać.

rozlewają

się

Mar​tin Lu​ter

Arcybiskup dowodzi: „Fundamentalizm – termin zaczerpnięty ze słownictwa religijnego – nie jest nieodpowiedni dla określenia [tego] problemu. Marks już dawno temu opisał sposób, w jaki nieokiełznany kapitalizm przekształca się w swego rodzaju mitologię, przypisującą rzeczywistość, władzę i działania siłom, które nie mają bytu rzeczywistego. W odniesieniu do tego problemu [Marks] miał ra​cję, jak w nie​wie​lu in​nych spra​wach” Pozostawiając na boku kwestię, czy Marks miał rację w „niewielu innych sprawach”, należy skupić uwagę na tym, że zarówno religia, jak i marksizm podjęły kwestię postawy społeczeństwa wobec ekonomiki. Zabiegi Margaret Thatcher, Ronalda Reagana i George’a W. Busha zsumowały się i doprowadziły do stworzenia ortodoksji, wedle której rynek, siły rynkowe – zwłaszcza te siły – są ostateczną instancją niepodlegającą rządom, nie tylko władną decydować o ekonomice, ale wręcz zobowiązaną do decydowania o ekonomice i tym samym o losie narodów. Arcybiskup podkreśla, że „wypowiadamy się o kapitale i o rynku niemal tak, jakby to były byty [podmiotowe], stawiające sobie cele i opracowujące strategie, dokonują ce wyborów, rozumnie rozważające sposoby osią​ga​nia ce​lów. Tra​ci​my z oczu fakt, że są to rze​czy, któ​re my po​wo​ła​li​śmy do ist​nie​nia”. Nie tylko postępujemy tak, jakby rynki pojawiły się niezależnie od naszych działań, lecz także jesteśmy przekonani, że ich funkcjonowaniem kieruje szczególnego typu „samoświadomość”. „Oczekujemy, że pojęcie abstrakcyjne – «rynek» – wytworzy wspólne dobro, bądź też powściągnie potencjalne ekscesy w imię szczególnej, naturalnej rozwagi, jak to czyni organizm naturalny czy też eko​sys​tem”.

Krach finansowy roku 2009 nie oznacza bynajmniej załamania się ekonomiki wolnorynkowej, podobnie zresztą jak likwidacja muru berlińskiego i rozpad Związku Radzieckiego nie kładą kresu istnieniu marksizmu (Marks z całą pewnością wzdragałby się uznać to państwo za uformowane zgodnie z jego koncepcjami). Są one natomiast napomnieniem dowodzącym, że system wolnorynkowy nie jest doskonały ani wyłączony spod krytyki. Każdy, kto utrzymuje, że siły rynkowe mogą funkcjonować sprawnie bez żadnego nadzoru i ograniczeń, powinien udać się do Islandii i głosić tę tezę mieszkańcom tego kraju, dyskutującym nie tyle na temat usunięcia rządu (czego już do​ko​na​no), ile w ogó​le nad przy​szło​ścią ca​łej tam​tej​szej kla​sy po​li​tycz​nej. „Mitologia i pojęcia abstrakcyjne, pseudobyty rozplenione w nowoczesnej kulturze finansowej, pilnie potrzebują swych własnych Dawkinsów i Hit-chensów” – pisze arcybiskup Williams wzywający do stworzenia odpowiedników tych słynnych ateistów w sferze problematyki rynkowej. Arcybiskup zdaje się w tym względzie zapominać, że kapitalizm znalazł był już dość dawno temu swe​go Daw​kin​sa – tym kimś był Ka​rol Marks.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nieetatowi doradcy kosztują zaledwie kilka kolacji rocznie i mogą ci przedstawić kontrowersyjne, ale przydatne opinie w skomplikowanych sprawach. Myśl wielopłaszczyznowo. Czy prowadzić biznes zamknięty na nowe opcje? W takim wypadku posłuż się niereformowalnym rzemieślnikiem jako asystentem dyrektora. A może zdecydować się na czystą rachunkowość? W takim razie przyjmij do rady dyrekcyjnej błyskotliwego, try​ska​ją​ce​go no​wa​tor​ski​mi po​my​sła​mi twór​cze​go do​rad​cę.

25. WY​RA​ŻA​NIE WŁA​SNYCH SŁÓW CU​DZY​MI USTA​MI Krytykując nieszczęścia spowodowane przez industrializację, Marks pisał: Kto​kol​w iek i kiedykolwiek przedstawiał rzeczywisty stan rzeczy w zakresie kapitalistycznego wykorzystywania maszynerii, stwierdzał, że zwraca się ono przeciw pracownikom i okazuje się wro​giem spo​łecz​ne​go po​stę​pu. Ist​nym speł​nie​niem gróźb Bil​la Sy​ke​sa! Karol Marks wdaje się w wyjaśnienia, przywodzące na myśl słynne samousprawiedliwienia Dickensowskiego Sykesa, który zwrócił się do sędziów z oracją dowodzącą, że „nie ma oczywiście wątpliwości, że gardło owego wędrownego kupca zostało poderżnięte. Ale stało się to nie z winy mojej, lecz z winy noża. Czyżbyśmy jednak, z powodu tego przykrego, lecz w gruncie rzeczy błahego zdarzenia, musieli się wyrzec używania noży? Spróbujmy sobie wyobrazić, jak by wyglądały rolnictwo i handel, gdyby to narzędzie wycofano z użytku. Bez niego zbawcza chirurgia i inspirująca anatomia przestałyby istnieć, podobnie jak straże honorowe. Gdybyście zakazali posługiwania się no​żem, cof​nę​li​by​ście roz​wój ludz​ko​ści aż do głę​bo​kie​go bar​ba​rzyń​stwa!” MYŚL PRZE​WOD​NIA

Fak​ty są bąk​nię​cia​mi brzu​cho​mów​ców! Al​do​us Hux​ley

Wywód logiczny i dobrze uzasadniony. Po to, by ubiec krytykę jego własnych przeświadczeń, Marks sięga po przewrotną samoobronę zabójcy, sugerując, że owa absurdalna argumentacja jest wy​kład​nią po​glą​dów jego kry​ty​ków. Podobnie postępuje Marks w swym omówieniu pracy dzieci. Personifikuje tam kapitał i udziela temu uosobieniu głosu. W tym wypadku wkłada kapitałowi w usta argumenty Shylocka, Szekspirowskiego „kupca weneckiego”: „Pracownicy oraz inspektorzy pracy protestowali [przeciw zatrudnianiu nieletnich], powołując się na względy higieniczne i moralne, ale kapitał odpowiadał: «Na mą gło​wę! Ja mi​łu​ję pra​wo!». To bu​so​la mo​je​go dzia​ła​nia”. Bill Sykes nie posunął się aż tak daleko. Marks nie tylko wypożyczył sobie fikcyjnego bohatera po to, by ten uosabiał jego krytyków, ale przypisał mu słowa nigdy przez tę postać literacką nie wy​po​wie​dzia​ne. Sta​ry bro​dacz oka​zał się po​le​mi​stą nie​prze​bie​ra​ją​cym w środ​kach. Nie kwapiłbym się jednak z określaniem takich chwytów jako intelektualnej łobuzerki. W końcu ten brodacz protestował przeciw temu, by go określano mianem marksisty i obwiniano o to, że jego poglądy zainspirowały surowe i represyjne reżymy. Osobiście podejrzewam, że przypisywanie paradoksalnie skarykaturowanych poglądów oponentom jest jednym z częstych tricków

polemicznych – Marksowski pastisz wypowiedzi Sykesa jest klasycznym niemal przykładem takiej prak​ty​ki. Wniosek, jaki z tego epizodu wynika, dowodzi, że szokujące koncepty łatwiej szerzą się i budzą żywsze echa, kiedy się je przypisze jakiejś słynnej postaci literackiej. Zamiast żmudnie przelewać je na papier i prezentować na własną odpowiedzialność, lepiej podpisać pod nimi bohatera jakiegoś sławnego utworu literackiego i propagować niejako na jego rachunek. Jeśli masz zamiar wyłożyć ludziom jakąś koncepcję, postaraj się o to, by twoi słuchacze lub czytelnicy uwierzyli, że wypływa ona z ust twe​go głów​ne​go ry​wa​la albo ja​kie​goś li​te​rac​kie​go ido​la.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Zwróć się do jakiegoś utytułowanego durnia. Wydział marketingu Microsoftu, świadomy tego, że ów koncern nie cieszy się powszechną sympatią, a nie chcąc na własną rękę dociekać przyczyn tego stanu rzeczy, zwykł był ściągać dziennikarzy na rozmowy ze swoimi głównymi szefami, by ci usłyszeli, dlaczego są nielubiani. Dziennikarze nie mówili niczego, czego by marketing Microsoftu nie wiedział, ale szefowie wysłuchiwali ich w skupieniu równie uprzejmym co wymuszonym i unikało się w ten sposób wszelkich kłopotliwych we​wnętrz​nych kwa​sów.

26. OSTROŻ​NOŚĆ PRZY WDA​WA​NIU SIĘ W WAL​KĘ Klasyczna ekonomia polityczna zawsze lubowała się w przedstawianiu kapitału społecznego jako wielkości ustalonej na ustalonym poziomie wydajności. Przesąd ten jednak uczynił dogmatem arcyfilistyn Jeremy Bentham, ten banalny, pedantyczny, drętwy mówca o inteligencji prze​cięt​ne​go dzie​w ięt​na​sto​w iecz​ne​go miesz​czu​cha. Hola, zapędziłeś się tu trochę, Karolu… Być może poniosła cię polemiczna wena. Można ci ją jednak wybaczyć, nie byłeś w swoim krytycyzmie odosobniony. Mógłbyś na przykład w przypisie wesprzeć się oceną taką oto: „Bentham jest zjawiskiem czysto angielskim. Według naszego filozofa Christiana Wolffa nigdy i w żadnym kraju domowy patchwork nie był wykonany w sposób bardziej sa​tys​fak​cjo​nu​ją​cy”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

W kon​flik​cie mię​dzy tobą a świa​tem sta​wiaj na świat. Frank Zap​pa

Na litość boską, Karolu, cóż ci ten człowiek uczynił? „Z najgłębszą naiwnością traktuje on no​wo​cze​sne​go skle​pi​ka​rza, zwłasz​cza an​giel​skie​go, jako nor​mal​ne​go czło​wie​ka” Ist​ny hor​ror! Marks kontynuuje swój atak: „Bentham jest pomiędzy filozofami tym, kim Martin Tupper między poetami. Obaj mogli zostać wyprodukowani jedynie przez manufaktury angielskie”. Większość z nas zachodzi w głowę, skąd się wywodził Martin Tupper, ale Karol nie waha się powiązać go z Benthamem, oskarżając filozofa o wypowiedzenie opinii, że „krytyka artystyczna jest «szkodliwa», ponieważ wprawia w zakłopotanie wartościowych ludzi ceniących sobie wysoko poezję Martina Tuppera” itd. Utwierdzony takim niemądrym sukursem, ten dzielny skryba, mający za motto «Nulla dies sine linea», wyprodukował całą górę książek. Gdybym mógł zdobyć się na odwagę cechującą mego przyjaciela Heinricha Heinego, nazwałbym Pana Jeremiego geniuszem mieszczańskiej głu​po​ty”. Od​no​szę wra​że​nie, Ka​ro​lu, że się na taką od​wa​gę zdo​by​łeś. Czas nie okazał się jednak w tej kwestii łaskawy dla Marksa, gdyż Jeremy Bentham upamiętnił się głównie jako liberalny modernizator, Tupper zaś (jeśli w ogóle można mówić, że zachował się w pamięci późniejszych pokoleń) znany jest jako „poeta niedzielny”, amator, który dość wcześnie zachwycił się literaturą afrykańską. Wszystko to świadczy, że w materii ich obu Marks wdał się w walkę z wiatrakami. Czytelnik nie przejmuje się dziś ani Benthamem, ani jego sklepikarzami, Tupper nikogo dziś nie obchodzi, skąd więc zacietrzewienie, jakie wywoływali w brodatym

eko​no​mi​ście? Jest ono jednym jeszcze dowodem świadczącym o tym, że w tym ogromnym traktacie ekonomicznym, jakim jest Das Kapital, pulsuje osobista irytacja autora. Marks był człowiekiem ulegającym silnym emocjom, tak ostre ataki nie są w jego pismach czymś wyjątkowym. MacCullocha określił jako „zgasłego mistrza pretensjonalnego kretynizmu”, o Ganilhu wyraził się tak oto: „Nie sposób wyolbrzymić kretynizmu jego postawy”; o Rosji zaś, że zbiera „…aplauzy liberalnych kretynów z całej Europy”. W Marksie krew burzyła się z różnych powodów i przy różnych okazjach, nie czynił jednak z obiektów swoich niechęci zasadniczego przedmiotu badań. Gdyby takim przedmiotem uczynił Tuppera, skupiłby uwagę na następującym wyznaniu poety: „świat jest światem dla rasy anglosaskiej!” Nie musiałby szukać dla swojej dezaprobaty potwierdzeń w jakichś przytoczeniach po​da​wa​nych w przy​pi​sie.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nigdy nie wdawaj się w walkę, nie zastanawiając się nad pozytywnym skutkiem, jaki chcesz dzięki tej walce osiągnąć. Oszczędzaj siły – sporządź sobie listę celów, do których dążysz, oraz rozważ prawdopodobieństwo uzyskania sukcesu, a także wykaz środków, które będą ci do tego potrzebne. Jeśli nie jesteś wstanie precyzyjnie określić tych celów i środków, nie wdawaj się w zbęd​ne po​tycz​ki, le​piej bę​dzie, je​śli się wy​co​fasz.

27. BĄDŹ WIA​RY​GOD​NY Zapewnienie siły roboczej na określony czas jest wstępem do procesu produkcyjnego; wstęp ten należy powtórzyć, zbliżając się do końca przewidywanego okresu pracy, i to dostatecznie wcze​śnie, na ty​dzień lub mie​siąc przed fi​na​łem. W swym dziele Ka​pi​tał Marks poświęca wiele miejsca analizie zasad, na których opiera się dniówka i jej wycena. Zwraca uwagę przede wszystkim na to, iż w sytuacji, w której praca opłacana jest według rytmu okresowego (zwykle są to dniówki, tygodniówki lub wynagrodzenie miesięczne), kapitaliści nigdy nie opłacają żadnego z tych okresów z góry, tak więc wysokość stawki ustalana jest przez pracodawcę arbitralnie. „Robotnik nie jest więc opłacany, zanim wydatkuje swą energię roboczą, a także zanim wyczerpie swoje możliwości robocze w stopniu nie tylko osiągającym przewidywania, ale owe przewidywania przekraczającym. Tym sposobem wytwarza on nie tylko wartość dodatkową, którą uznaje się za fundusz uzyskany przez kapitalistę na jego osobistą korzyść, lecz także fundusz, z którego pobrane zostanie jego wynagrodzenie, kapitał o zmiennej wysokości; zatrudnienie robotnika zaś trwa jedynie do chwili, w której zreprodukuje on fundusz potrzebny do po​bra​nia sumy na opła​ce​nie pra​cy ro​bot​ni​ka”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Przedsięwzięcie chybione może przetrwać, wy​płu​ka​ny z pie​nię​dzy nie prze​trwa.

ale

biznes

Mi​cha​el Izza, szef In​sti​tu​te of Char​te​red Ac​co​un​tants in En​gland and Wa​les, rok 2008

Oznacza to, że robotnik właściwie wypożycza swoją pracę kapitaliście, bezprocentowo, jedynie w ocze​ki​wa​niu za​pła​ty. Po za​sta​no​wie​niu się nad tą kwe​stią do​cho​dzi się do wnio​sku, że jest to układ nieuczciwy – bo przecież to raczej kapitalista niż robotnik mniej potrzebuje pożyczki. Większość z nas opłacana jest w rytmie miesięcznym, pracujemy przez cały miesiąc, by otrzymać wynagrodzenie. Rzadko zdarzają się zajęcia opłacane z góry – zazwyczaj należność wypłaca się awansem za zajęcia niebezpieczne lub szkodliwe dla zdrowia, albo nielegalne (niekiedy cechują się one wszyst​ki​mi tymi wła​ści​wo​ścia​mi na​raz). Sytuacja ta nie zmieni się oczywiście z dnia na dzień; polityczny system wypożyczania własnej pracy kapitalistom utrwalił się, ponieważ w większości zawodów to kapitalista ma w ręku środki produkcji. Co więcej, w okresach ekonomicznego załamania, kiedy zatrudnienie staje się poszukiwane i niełatwe do znalezienia, pozycja kapitalistów ulega znacznemu wzmocnieniu. Istnieje wszakże możliwość przeanalizowania całego systemu i nadania mu bardziej sprawiedliwych i za​ra​zem sku​tecz​nych pro​ce​dur po​stę​po​wa​nia.

Wszyscy przedsiębiorcy, a także znaczna większość ludzi będących pracodawcami samych siebie, opowiadają się za koncepcją zaliczkowania, ponieważ wprowadzanie sukcesywnego napływu wynagrodzenia zyskuje przewagę nad kumulowaniem go w mniej częstotliwym rytmie. Przepatrz więc listę swoich płacodawców – bądź też swoich pracobiorców, jeśli takowych zatrudniasz – by sprawdzić, czy nie byłoby rozwiązaniem właściwszym wprowadzenie w wasze stosunki systemu wypłat mniejszych, ale realizowanych w rytmie bardziej częstotliwym, a przy tym regularnym, na przykład cotygodniowym, i spróbuj to z nimi wynegocjować. Weź przy tym pod uwagę fakt, że rytm „po​ło​wa wy​pła​ty z góry, po​ło​wa po wy​ko​na​niu pra​cy” nie musi do​ty​czyć je​dy​nie wy​naj​mo​wa​nych do „mo​krej ro​bo​ty” za​bój​ców.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Ustalając wysokość wypłat, zadbaj o to, by uwzględnić zniżki i płynące stąd korzyści; ruchomą skalę płac rozlokowanych w czasie nietrudno uzgodnić, a taka płynność może być cenniejsza dla ciebie i twojego biznesu niż trwanie przy naj​wyż​szej ce​nie za two​je pro​duk​ty lub usłu​gi.

28. NA LI​TOŚĆ BO​SKĄ, GŁO​WA DO GÓRY! Akumulacja zamożności na jednym biegunie prowadzi jednocześnie do akumulacji biedy, skrajnego wyczerpania sił, niewolnictwa, ciemnoty, brutalności, degradacji umysłowej na biegunie przeciwnym, to znaczy po stronie klasy, która wytwarza swój produkt w formie ka​pi​ta​łu. Jestem pewien, że Karol Marks był prawdziwą beczką śmiechu, kiedy zasiadał dla odprężenia nad kuflem piwa w pubie, ale kiedy się czyta jego Kapitał, nabiera się przekonania, że jego analizy przemysłu dziewiętnastowiecznego w kwestii perspektyw robotniczego losu wprawiały go w nastrój niedającego się ukoić rozgoryczenia. Dostrzegał on, że narastające skomplikowanie wytwarzanych wyrobów w połączeniu z procesem zmechanizowania produkcji, poszerzania się systemu produkcji taśmowej doszło do poziomu, w którym monotonia wykonywanych mechanicznie czynności odebrała robotnikowi wszelką satysfakcję twórczą i głęboko go zdołowała. „ [Kapitaliści] zredukowali pracownika do rangi istoty sfragmentaryzowanej, uczynili zeń jedynie dodatek do maszyny, zamienili w jed​no jesz​cze, znie​na​wi​dzo​ne na​rzę​dzie, po​zba​wio​ne du​szy”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Któregoś dnia zasiadłem, by się zastanowić… „głowa do góry, mogłoby być gorzej!”. Zebrałem się w sobie – a spra​wy po​to​czy​ły się go​rzej. Ja​mes C. Ha​ger​ty, se​kre​tarz pra​so​wy Bia​łe​go Domu

Nawet jeśli pracujesz na stanowisku szczególnie cię niesatysfakcjonującym, nie zaryzykowałbyś chyba określenia swojej roli w pracy jako „znienawidzonego [przez ciebie] narzędzia” – w każdym razie, jeśli masz już za sobą wczesne lata życia, kiedy to podejmowałeś się krótkotrwałych zajęć w przerwach międzysemestralnych lub też po zakończeniu studiów, przed znalezieniem odpowiedniej pracy. Teraz zaś, kiedy już jesteś menedżerem, osiągnąłeś zapewne możliwość wpływania na sytuację innych ludzi znajdujących się w takim upokarzającym położeniu. Rozpocznij więc stosowne zabiegi. Marks nie podjął wysiłku, by przewidzieć „troskliwy kapitalizm”, w którym w najtrudniejszych nawet dziedzinach pracy prowadzone są starania, by ulżyć doli pracowników. Producenci lodów Ben i Jerry wsławili się właśnie takim traktowaniem swoich pracowników, by uczynić ich życie szczęśliwym. Być może natchnęła ich po temu własna hippisowska przeszłość, ale bynajmniej nie nakłoniła ich ona do nadmiernego powiększania załogi bądź tolerowania nieusprawiedliwionych nieobecności w pracy. Ben i Jerry wprowadzili nowe metody zapobiegania demonstrowaniu przez pracowników złych humorów bądź gorzkich smutków. Ludzie zatrudnieni przez nich zyskiwali sobie miano „radosnego gangu” – The Joy Gang. Wszyscy są ochotnikami,

wynagradzanymi z rocznego budżetu, co ich skłania do wykazywania znacznej pomysłowości w wykonywaniu codziennych czynności bez ulegania powszedniej rutynie. Pomysły te stają się dla nich swego rodzaju przesłaniem – obejmują takie imprezy, jak „dzień pizzy za darmo”, „dzień nie​dba​łe​go ubio​ru” czy też dość oso​bli​we „świę​to Bar​ry’ego Ma​ni​ło​wa”. Określenie „radosny gang” może brzmieć jak eufemizm w rodzaju tych, które pojawiały się w systemie komunistycznej dyktatury, ale tkwiąca za tą inicjatywą idea – uczynienia z radości czerpanej z pracy celu działania przedsiębiorstwa, nad którym to celem dyskutuje się, w który się inwestuje – da się zastosować w każdej dziedzinie biznesu. Nie musi podrażać kosztów, jeśli się ją rozumnie wciela w życie. Przy tych wszystkich dyskusjach o rozkwicie i przygaszaniu biznesowej koniunktury warto mieć w polu widzenia także możliwość rozjaśnienia życia zawodowego pra​cow​ni​ków.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Powołaj własny komitet do spraw rozradowania pracy. Niechaj ochotnicy uzupełnią zespół etatowy i wzbogacą działalność przedsiębiorstwa o inicjatywy prowadzące do ubarwienia wszystkim pracy i czerpania z niej radosnej satysfakcji. Nie ograniczaj się do premiowania ich poszczególnych pomysłów, lecz szukaj sposobów systematycznego odmierzania skali ich sukcesów – takich jak na przykład „miernik rozradowania” przez nich za​in​spi​ro​wa​ne​go.

29. BĄDŹ WY​JĄT​KO​WY Po to, by udoskonalić organizm ludzki, by posiadł nowe umiejętności i biegłość w danej dziedzinie przemysłu i uczynił człowieka pracownikiem szczególnie wykwalifikowanym, potrzebne jest specjalne wyedukowanie lub też doświadczenie, a to ze swej strony zwróci po​nie​sio​ne kosz​ta w mniej​szym lub więk​szym stop​niu. Marks nie mógł być wyznawcą kolektywizmu, ale rozumiał, że nie wszyscy robotnicy są sobie równi i że nie każdy z nich, dzięki swym osobistym „umiejętnościom i biegłości”, może zostać uznany za „pra​cow​ni​ka szcze​gól​nie wy​kwa​li​fi​ko​wa​ne​go”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Człowiek jest zwierzęciem, dobijającym targu: żadne inne zwierzę nie jest do tego zdolne, żaden pies nie zamienia się ko​ścią z dru​gim. Adam Smith

W ramach systemu fabrycznego Marks dostrzegł pewne możliwości, które przytoczył za opublikowanym w roku 1854 raportem komitetu The Master Spinners’ and Manufacturers’ Defence Fund: „Zarządzający fabryką powinien utrwalić sobie w pamięci fakt, że ma do czynienia jedynie ze stosunkowo prostymi formami wyspecjalizowanych zajęć i że nie ma żadnej, którą można opanować wysiłkiem mniejszym lub też takiej, której jakość wymagałaby szczodrzejszego wynagradzania, ani też takiej, której nie byłby w stanie wykonywać zadowalająco pracownik po niezbędnym, ale krót​kim tre​nin​gu czy​nią​cym zeń eks​per​ta”. Krótko mówiąc, robotnicy nie są nikim innym jak tylko szeregowymi piechurami czy też mięsem armatnim. Nie da się jednak odnieść tego stwierdzenia do warunków pracy w nowoczesnym zakładzie przemysłowym – stało się dziś jasne, że osiągnąwszy biegłość w swojej specjalności robotnicy awansują i choć byłoby z pewnością przesadą utrzymywanie, że każdy z nich ma w zasięgu ręki marszałkowską buławę, jest dziś pewne, że w wyniku pracy nad sobą mogą piąć się w górę po szczeblach zawodowej hierarchii, a w każdym razie domagać się większej płacy za pracę lepiej wy​ko​ny​wa​ną i bar​dziej wy​spe​cja​li​zo​wa​ną. Oczywiście, praca nie da się sprowadzić do płacy. W jej rozwój wnosi wkład partnerstwo z kolegami, rozwój duchowy i pogłębienie inicjatywności wynikające z przywiązania do pracy w danym przedsiębiorstwie. W każdym jednak razie płaca winna się cechować stałą tendencją do wzrostu, co sprawia, że każdy kolejny poniedziałek pracownik rozpoczyna z chęcią i nadzieją. I pro​sił​bym nie uda​wać, na​wet przed sa​mym sobą, że ktoś nie lubi wpły​wów eks​tra.

Jeśli chcesz stać się kimś wyjątkowym, odpowiedz sobie najpierw, jakie czynności najbardziej ci odpowiadają, jakie prace najchętniej wykonujesz i chciałbyś wykonywać, a także, co potrafiłbyś wy​ko​ny​wać le​piej. Za​daj so​bie kil​ka waż​nych w tym za​kre​sie py​tań: 1. Jak oce​nia​ją mnie moi ko​le​dzy pod wzglę​dem stop​nia mo​jej pro​fe​sjo​nal​no​ści? 2. Ja​kie mam ce​chy do​dat​nie? 3. Na czy​jej oce​nie mi za​le​ży – mego obec​ne​go sze​fa? Sze​fa, któ​re​mu chciał​bym pod​le​gać? 4. Co uczy​ni​łem ostat​nio ta​kie​go, co pod​no​si moją oce​nę w oczach tej oso​by? 5. Co za​mie​rzam uczy​nić, aby tę oce​nę w jego oczach pod​nieść? Te zamierzone działania zależą od odpowiedzi, których udzieliłeś na pierwsze cztery pytania, a mogą obejmować na przykład udział w dalszym szkoleniu, uzyskiwanie certyfikatów zawodowych, przedkładanie własnych projektów, a także prezentowanie własnych pomysłów ulepszających pracę na forum publicznym. Cokolwiek w tej mierze przedsięweźmiesz, miej przed oczyma cel, jaki sobie postawiłeś – umocnienie swojej pozycji w oczach osoby, na której opinii ci zależy – nie zaś schle​bia​nie swo​je​mu ego.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Chciałbyś wiedzieć, ile mógłbyś być wart? Nie porównuj siebie ze swoimi obecnymi kolegami (choćby dla sprawdzenia, jak jesteś wynagradzany), ponieważ to ogranicza twoją samoocenę do ram zatrudniającego cię przedsiębiorstwa. Spróbuj przymierzyć się do płac w innych dziedzinach przemysłu i w innych częściach świa​ta – cze​mu za​my​kać się we wła​snych, cia​snych opłot​kach?

30. TRE​NO​WA​NIE I PRZY​UCZA​NIE – SZYB​KA ŚCIEŻ​KA Wdrożenie tej rewolucji wymagałoby jedynie wprowadzenia szkolnictwa technicznego i rolniczego, owych «école d’enseignement professionnel», w których dzieci ludzi pracy uzyskiwałyby podstawową wiedzę z zakresu techniki i umiejętność wykonywania różnych za​w o​dów. Marks sądził, że edukacja serwowana robotnikom jest niedostateczna i nieodpowiednio wdrażana. Był przekonany, że rewolucja wprowadzi do programu nauczania szkolnego rozwijanie umiejętności technicznych. „Ustawa przemysłowa, to pierwsze, ograniczone ustępstwo ze strony kapitału, ograniczyła się do połączenia wykształcenia podstawowego z pracą w fabryce; nie ulega wątpliwości, że kiedy klasa robotnicza dojdzie do władzy, co musi się dokonać, wykształcenie techniczne, zarówno teoretyczne, jak i praktyczne, zajmie należne mu miejsce w programie nauczania w szko​łach kształ​cą​cych dzie​ci ro​bot​ni​ków”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Zawsze głosiłem, że nie mamy w tym kraju niedoboru siły ro​bo​czej, mamy na​to​miast nie​do​bór umie​jęt​no​ści. Ale​xis Her​man, se​kre​tarz ds. pra​cy w rzą​dzie USA

Marks nieco się przeliczył, uznając objęcie władzy przez klasę robotniczą za nieuniknione, gdyż klasy posiadające całkiem krzepko wiodą nadal prym w większości krajów świata i bynajmniej nie zamierzają kiedykolwiek odejść od steru. Ale to wcale nie znaczy, żeby Marks miał się mylić gruntownie w sprawie „oświaty technicznej”, która stała się w całym świecie kluczową dziedziną systemu nauczania. Toczą się oczywiście ożywione dyskusje o wyższości oświaty tradycyjnej nad szkolnictwem zawodowym, ale jednocześnie odnotowujemy realizowane przez koncerny przemysłowe programy doszkalania pracowników w zakresie sztuki i literatury, niekiedy dość kosztowne i powiązane ze szkoleniem mającym na celu rozwijanie umiejętności zawodowych. Programy te bywają nieraz redukowane pod naciskiem żywionych przez pracodawców i - zgodnych z ich interesami – wyobrażeń o tym, że istnieją nieograniczone wprost zasoby siły roboczej, że żaden z zatrudnianych przez te koncerny pracowników nie jest niezastąpiony. Przekonanie to trwa za​zwy​czaj do chwi​li, gdy któ​ryś z „da​ją​cych się ła​two za​stą​pić” pra​cow​ni​ków od​cho​dzi z pra​cy. Programy szkoleniowe na ogół są ograniczane bądź zawieszane w okresach, w których przedsiębiorstwa podejmują starania o zmniejszenie kosztów własnych. Starania te są z zasady przejawem krótkowzroczności. Dobry system szkoleniowy podnosi morale załogi pracowniczej i umacnia zdolność utrzymywania przez przedsiębiorstwo ustabilizowanej załogi. Funkcjonalny

system samokształcenia pracowników sprawdza się wspaniale w kompaniach tworzących własną kulturę pracy, owocującą renomą, jaką zyskują jej produkty na rynku, zdobywając rangę wyrobów markowych. Każde z przedsiębiorstw winno stawać się dla samego siebie akademią – nawet wtedy, kie​dy jest to przed​się​bior​stwo jed​no​oso​bo​we. Jeśli nie masz środków na rozwijanie formalnego systemu dokształcania, rozejrzyj się za współudziałowcem takiego przedsięwzięcia, wystrzegając się wszakże współuczestnictwa w programach, które wykraczają daleko poza sferę zainteresowań i potrzeb twojego biznesu. Raczej porozum się z wyspecjalizowaną w prowadzeniu szkoleń firmą, lub też zwróć się do niej o zarekomendowanie cię do odpowiadającego twoim potrzebom specjalisty-instruktora – zwróć się o to, by ci przedstawiono jego curriculum vitae. Postępowanie takie nie powinno być zbyt kosztowne, gdyż firma zwykle zakłada, że prawdziwy sukces zasadza się na powtarzalności świadczonych usług. Szkolenie jest subtelną formą inwestowania w ludzi; jest też skutecznym sposobem rozwijania relacji między poszczególnymi kompaniami i firmami z danej dziedziny przemysłu oraz cennym bodźcem moralnym. Może także przysłużyć się rozwojowi lokalnej społeczności, obejmując zasięgiem swojego działania jej członków i umacniając jej więź ze świad​czą​cym jej do​bro przed​się​bior​stwem.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Naśladowanie jest najlepszą drogą wiodącą do podnoszenia kwalifikacji pracowników słabszych i zasilania potencjału twórczego załogi doświadczeniami pracowników najsprawniejszych. Wdrażane właściwie, prowadzi też do wzbudzania w każdym pracowniku poczucia sprawności zawodowej i sukcesu, gdyż w zasadzie każdy pracownik stanowiący wzór do naśladowania ułatwia pracę kolegom podążającym jego śladem, a pogłębiając umiejętności zawodowe swoich kolegów, taki „przodownik pracy” tym samym ich do​war​to​ścio​wu​je.

31. ZIARN​KO DO ZIARN​KA… Prywatny właściciel narzędzi produkcji jest w drobnym przemyśle zjawiskiem typowym, podobnie jak w rolnictwie czy manufakturze; z kolei drobny przemysł jest niezbędnym wa​run​kiem ist​nie​nia pro​duk​cji spo​łecz​nej i oso​bi​stej wol​no​ści wy​twór​cy. Co czyni drobny przemysł sympatycznym. Marks mówi dalej, że „ [drobny przemysł] rozkwita, uwalnia całą energię, osiąga swe klasyczne formy tylko wtedy, kiedy wytwórca jest prywatnym właścicielem swych narzędzi produkcji, samodzielnie sterującym swą wytwórczością: jest takim właścicielem rolnik uprawiający swą ziemię, rzemieślnik operujący mistrzowsko swymi narzędziami pracy. Ten system produkcji poprzedza parcelację gruntów i rozpowszechnienie się środ​ków pro​duk​cji”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Męczy mnie wysłuchiwanie tu o milionie dolarów, tam o mi​lio​nie do​la​rów – to ta​kie dro​bia​zgo​we. Imel​da Mar​cos

Drobny przemysł zmalał radykalnie od roku 1860, w mniejszym stopniu zmalała drobna własność ziemi. Z drugiej zaś strony nastąpił ogromny rozrost liczbowy środków produkcji i dokonał się bezprecedensowo rozległy dostęp do posługiwania się nimi dla zdobycia środków na utrzymanie. Cud, jakim jest sieć internetowa, i ogromniejący zasięg „ekonomiki wiedzy” oznaczają, że możemy wystawiać na sprzedaż nasze doświadczenia i dokonywane przez nas analizy z większą szansą na sukces, niż gdybyśmy oferowali nasze wyroby. Drobna przedsiębiorczość otwiera się dziś przed każdym, kto ma coś w głowie i umie się zdobyć na maszerowanie własnym szlakiem. Wymagana jest tylko determinacja w wejściu na rynek i przedstawieniu własnej opłacanej wymienialnymi walutami oferty online. Założenie sklepu nie wymaga dziś żadnych inwestycji budowlanych ani zakupowania biurowych mebli – wystarczy włączyć eBay i wkracza się na międzynarodowy rynek za jednym naciśnięciem guzika. Znaczna liczba ludzi dokonuje zakupów w systemie car-boot, zdobywając wyroby, które można zakupić jedynie via eBay, a niektórzy korzystają z tego systemu jedynie po to, by za​ku​pić pew​ne pro​duk​ty, a na​stęp​nie je sprze​dać. Radość z otwarcia sklepiku w eBay polega na tym, że możesz prowadzić własny biznes, unikając zawracania sobie głowy problemami wynajmu lokali, czynszów, a skupić się na eksperymentowaniu z twoim zmysłem przedsiębiorczości po prostu dla zwiększenia twoich dochodów przez kupowanie i sprzedawanie. Jest to wspaniała okazja ku temu, by hobby zamienić w źródło dochodu. Lepiej uruchomić sklepik w eBay, niż ograniczać się do wyszukiwania produktów na własny użytek;

otwiera to możliwość wyspecjalizowania się w obrocie produktami określonego rodzaju i zdobycia lojalnej klienteli, rozsianej dosłownie po całym świecie. W odróżnieniu od indywidualnie wybieranych produktów sklepik otwarty w eBayu umożliwia wam wycofanie z oferty jakiegoś pro​duk​tu na​tych​miast po tym, gdy stwier​dzi​cie, że się źle sprze​da​je. Nie jest to możliwość niczym nieograniczana – musisz mieć dostęp do internetu i musisz przedstawić własne dobra, zanim będziesz mógł dokonać ich sprzedaży, a także przemyśleć sprawę ich wycofywania. Opłaty pobierane przez eBay obejmują: wpisowe na listę oraz opłatę od sfinalizowanych sprzedaży (minimalna opłata wynosi na ogół 5% ceny sprzedaży); a opłacasz także miesięczną składkę (oczywiście, jeśli chcesz mieć własny sklep), ale opłata ta wynosi niecałe 10 fun​tów, nie sta​no​wi więc szcze​gól​ne​go ob​cią​że​nia fi​nan​so​we​go.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Władze fiskalne w coraz większym stopniu interesują się sklepikami w eBayu, porozmawiaj więc o tym ze swym księgowym. Jeśli działasz w pojedynkę, twoje sprzedaże będą traktowane jak dochód podlegający opodatkowaniu. Jeśli wchodzisz w skład spółki z o.o., opodatkowaniu VAT-em podlegać będą twoje aukcje. Przestajesz być niewidzialny, nawet gdybyś przeprowadzał swoje transakcje w sypialni za za​su​nię​ty​mi za​sło​na​mi.

32. W SI​DŁACH KA​TE​RIN​GU Każdy posiadacz niewolników może skuć im karki, ramiona i nogi kajdanami, by tym łatwiej umocnić swą władzę nad nimi. A porównanie to wykazuje, że niektórzy biedacy mogą być przykuci do miejsca lub pracodawcy, wydzielającego im żywność i napitek po to, by byli zdolni do pra​cy. Żelazne obroże na karku, łańcuchy skuwające nogi znikły już z nowoczesnego biznesu jako sposoby przymuszania do pracy. Z drugiej jednak strony żywność pozostała dość skutecznym środkiem wymuszającym na robotniku intensywniejszą pracę i niektóre kompanie posługują się nim w zakresie moderowanym jedynie troską o to, by nie spotkały się z oskarżeniami o stosowanie pracy nie​wol​ni​czej. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Żyw​ność jest waż​nym skład​ni​kiem die​ty. Fran Le​bo​witz, ame​ry​kań​ska pi​sar​ka

W początku lat 90. XX wieku koncern Microsoft nie był jeszcze postrzegany jako megakorporacja – nadal cieszył się niezłą reputacją jako przedsiębiorstwo prężne i rozumne, w naturalny sposób ściągające do siebie najbystrzejsze umysły. Sprzyjała temu okoliczność, że Microsoft nie miał w swoim macierzystym miasteczku Redmond niczego w rodzaju rozległych budynków fabrycznych; przeciwnie, wyglądem jego siedziba przypominała campus otoczony malowniczymi trawnikami, strzeżony przez uśmiechniętych ochroniarzy-wolontariuszy, zwanych Policją Microsoftu. Jeśli kiedykolwiek oglądałeś kultowy w latach 60. serial The Prisoner, to łatwo wyobrazisz sobie, jak ta „główna kwatera” rozwijającego się giganta wyglądała w swojej fazie początkowej. Przebywając tam, nie miałeś jednak wcale wrażenia, że jesteś otoczony jakimś ochronnym kokonem, wyizolowany ze śro​do​wi​ska. Mia​łeś świa​do​mość, że za​li​czasz się do mó​zgow​ców. Przestronne pomieszczenie relaksowe, obejmujące pokoje od numeru 7 do 11, wyposażone było we wszystkie możliwe rodzaje napojów. Oferowano mnóstwo egzotycznych soków, ale prawdziwym hitem były drinki o wysokiej zawartości kofeiny. Ludzie tworzący oprogramowanie mają skłonności do przesiadywania nocami, a mózgowcy potrzebują do napędzania swoich umysłów wy​so​ko​war​to​ścio​we​go pa​li​wa. Rzecz jasna, że inne kompanie stosują ten sam trick. Zajrzyj do biur Google’a (Googleplex), a znajdziesz tam całe kosze owoców, baterie butelek wód mineralnych i „energizatorów”. Posiłki są tu darmowe i niejeden pracownik tej firmy przybrał na wadze w okresie zatrudnienia. Pomysł jest prosty: żywność jest stosunkowo niedrogim środkiem podbudowującym morale; czyniąc ją dostępną

w dowolnej chwili, odwodzi się ludzi od wszelkich pomysłów o wyruszeniu w poszukiwaniu jej w ciągu dnia roboczego poza teren przedsiębiorstwa. Zamiast przedsiębrać takie wyprawy, pracownicy będą woleli spożywać kanapki barowe przy własnych biurkach, w zacisznych salkach relaksowych bądź w trakcie narad w salach konferencyjnych. Oznacza to także, że oszczędzą energię zu​ży​wa​ną do mar​szów „za chle​bem” po oko​li​cy i w ca​ło​ści prze​zna​czą ją na pra​cę dla pra​co​daw​cy. Wiele kompanii, które nie mają zaplecza kuchennego umożliwiającego serwowanie gorących posiłków, stara się przynajmniej umożliwić pracownikom dostęp do cateringowych kanapek serwowanych w bezpłatnym barze zakładowym. Zajrzyj tam przed rozpoczęciem pracy – i potraktuj dar​mo​we śnia​da​nie jako swe​go ro​dza​ju bo​nus.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nie musisz stosować aż kantyny dla sprawienia przyjemności twoim pracownikom; już szklaneczka soku stanowi krok w dobrym kierunku. Zastąp im czas zużywany na docieranie do znajdujących „snackową”

się poza bezpłatną

obrębem zakładu ofertą dostępną

pracy barów na miejscu,

a przekonasz się, że wydane na ten cel pieniądze zwrócą ci się rychło i z naddatkiem w postaci wydłużenia i zintensyfikowania efek​tyw​nie wy​ko​rzy​sty​wa​ne​go cza​su pra​cy.

33. PRZE​STAŃ ŻYĆ PRZE​SZŁO​ŚCIĄ Sytuacja angielskiego robotnika rolnego w latach 1770-1780, jeśli wziąć pod uwagę jego odżywianie się, warunki mieszkaniowe, a także jego poczucie własnej wartości, rozrywki etc., jest ide​ałem, któ​re​go nig​dy, aż po cza​sy obec​ne, nie uda​ło się osią​gnąć. W okresie, w którym żył Marks, rozpoczynała się intensywna industrializacja rolnictwa angielskiego – i to w pewnym stopniu tłumaczy jego nostalgię za „dawnymi laty”. Ta tęsknota za minioną pastoralną idyllą może jednak prowadzić do negowania osiągnięć, jakie się dokonały w mo​der​ni​zu​ją​cej się go​spo​dar​ce rol​nej. MYŚL PRZE​WOD​NIA

No​stal​gia nie jest tym, czym kie​dyś by​wa​ła. Mą​drość lu​do​wa

Marksowski krytycyzm w odniesieniu do współczesnej mu gospodarki – wywiedziony z rzetelnej wiedzy analitycznej i trafnie argumentowany (w odróżnieniu od Marksowskich teorii ekonomicznych) – jest uzasadniony i przekonujący, ale wyartykułowane przez brodacza rojenia o „wsi spokojnej, wsi wesołej” z okresu preindustrialnego brzmią w najlepszym razie naiwnie i czu​łost​ko​wo. Przeszłość zawsze wydaje się różowa, ale ta wizja nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. W wyidealizowanym przez Marksa „złotym okresie” nie istniała w żadnej formie wolność polityczna wieśniaka, jego prawo do wyrażania siebie, podobnie jak prawo do edukacji, żeby już nie wspo​mi​nać o wa​run​kach miesz​ka​nio​wych ani też o sta​tu​sie ko​biet w owych cza​sach. Społeczeństwo złożone bywa skore do idealizowania społeczeństwa prostego, ale nie bierze ono pod uwagę tego, że życie „proste” było nader często życiem niezwykle trudnym, polegającym na niewyobrażalnie bezwzględnym służeniu innym, niezbędnym do utrzymania siebie i rodziny. Społeczeństwa optujące za powrotem do przeszłości, takie jak środowiska islamskich fundamentalistów, zdają się wyrzekać wielu wolności osobistych, które osiągnięto nawet w ich kra​jach. Fundamentalizm może być przypadkiem krańcowym, ale pokusa powrotu pod pewnymi względami do „dawnych, dobrych dni” i natrętne do nich wzdychanie jest fałszywą ucieczką od trudności cechujących nowoczesne formy życia. Dla przykładu: cywilizacja gazetowo-papiernicza przeżywa obecnie kryzys, który wcale nie wynika ze spadku dochodów, ale z uwiądu swojej tożsamości. Poklasyfikowane tematycznie ogłoszenia drobne niemal wyginęły pod naporem ogłoszeń online oraz

dostępu do najaktualniejszych informacji dostępnych w sieci. Środowisko ludzi czytających gazety starzeje się i topnieje. Niektóre gazety pojęły, że ich przyszłość zależy od rozwijania elektronicznych wersji kontynuujących tradycje dobrego piśmiennictwa, reportażu i celnych opinii w kwestiach politycznych i społecznych. Większość gazet jednak desperacko stara się utrzymywać drukowane wersje swoich edycji – korzystając niekiedy (jak to ma miejsce we Francji) z subsydiów państwowych oraz rozbudowując bezpłatną prenumeratę dla osób, które ukończyły 18 lat. To, że gazeta znajduje się w trudnej sytuacji i dlatego apeluje do osób dopiero wkraczających w wiek dojrzały, nie jest przed czytelnikami ujawniane z energią równą tej, z jaką się sławi bezpłatną pre​nu​me​ra​tę. Era „gazet i czasopism” nie przeminęła bez reszty, ale myśl o powrocie do „złotego wieku”, kiedy nie wyobrażaliśmy sobie dnia bez zakupienia gazety, jest śmieszna. Przemysł gazetowy zrobiłby lepiej, przystosowując się do przyszłości niż trwoniąc energię i środki na daremne próby re​ani​mo​wa​nia prze​szło​ści. Czy nie na​le​ża​ło​by tej prze​stro​gi od​nieść i do two​je​go biz​ne​su?

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Uczyń to, co robi tchórz, pospolicie zwany śmierdzielem. Czynność tę wymyślono w przemyśle zbrojeniowym w latach wojny: wykorzystała ją grupa pracowników obdarzona znaczną niezależnością i pełnomocnictwami do przełamywania ortodoksyjnych nawyków pleniących się w każdym przedsiębiorstwie. Rozwijaj dyskusję nad nowatorskimi scenariuszami – w trybie „A gdybyśmy tak…” (zrobili to czy tamto), wychodząc w ten sposób naprzeciw przyszłym spo​so​bom i kie​run​kom dzia​ła​nia.

34. WIEDZ, KIE​DY SIĘ ZA​TRZY​MAĆ Projekt rozwija się bardzo powoli, gdyż ostateczny obraz spraw, którym poświęcono całe lata studiów, nie będzie się mógł ukształtować, zanim nie odsłonią się nowe ich aspekty oraz konsekwencje wymagające dalszego przemyślenia – Karol Marks o procesie powstawania swo​je​go dzie​ła Das Ka​pi​tal. Jest taki film rysunkowy o rybce imieniem Nemo, podejmującej bohaterskie wysiłki w celu połączenia się z ojcem, wzorowany na „hitowym” komiksie Pizara z roku 2003. Przygotowując się do jego sfilmowania, reżyser Andrew Santon spędził ponad godzinę w studiu, w towarzystwie swojego szefa, Johna Lassetera, próbując wczuć się w atmosferę filmu, dobierając obsadę głosową, akcesoria i sprawdzając różne efekty specjalne. W końcu spytał szefa, zaniepokojony jego mil​cze​niem, co o tym wszyst​kim są​dzi. Les​se​ter od​po​wie​dział: „Ja się wczu​łem w ryb​kę”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Pro​sto​ta, pro​sto​ta, pro​sto​ta! Po​wta​rzam… Hen​ry Da​wid Tho​re​au

Niekiedy pracujemy nad czymś tak intensywnie, że tracimy z oczu to, czy efekt naszych starań jest już dość dobry, czy też po prostu okazał się niewypałem i trzeba by odeń odstąpić. Marks rozciągnął Das Ka​pi​tal na cztery grube tomy, ale za swego życia doczekał się publikacji tylko pierwszego z nich, a jego przygotowanie do druku zajęło dwanaście lat. Pozostałe tomy (czwarty budzi niekiedy ostre dyskusje) zostały opracowane na podstawie notatek Marksa odczytanych przez jego współpracownika Fryderyka Engelsa. Wygląda na to, że Marks ustawicznie przerabiał swoje dzieło, od samego początku swojej pracy po sam kres życia. Francis Wheen, jeden z najrozsądniejszych komentatorów Ka​pi​ta​łu, opowiada o zdarzeniu, które miało miejsce przed samym złożeniem pierwszego tomu Ka​pi​ta​łu w drukarni. Marks zaczął wówczas gorąco nakłaniać Engelsa do przeczytania utworu Balzaka Nieznane arcydzieło. Balzak opisuje w nim sytuację, jakiej w owym czasie mógł doświadczać Marks. Utwór Balzaka ukazuje bowiem malarza nazwiskiem Frenhofer, pracującego przez dziesięć lat nad portretem, który ma zrewolucjonizować malarstwo. Kiedy go w końcu demonstruje swym kolegom-malarzom, nie są oni w stanie rozeznać się w jego przedmiocie ani konstrukcji, ponieważ podlegało wytrwałym, niekończącym się przeróbkom i przemalowywaniom. Wielu czytelników dzieła Marksa uważa, że Ka​pi​tał jest właśnie takim wielowarstwowym i wieloczłonowym palimpsestem – przejmującą wymowę ma to, że (jak może świadczyć owo opowiedziane przez Wheena zdarzenie) autor Ka​pi​ta​łu był o swoim dziele takiego właśnie zdania – w takim w każdym razie stopniu, by uczulać na tę kwestię swojego współ​pra​cow​ni​ka, a tak​że swo​ich wy​daw​ców.

Co się tyczy Balzakowskiego Frenhofera, mógł był on dopuścić do swojego „dzieła w trakcie powstawania” któregoś (lub nawet którychś) ze swoich darzonych przezeń zaufaniem kolegów, by wysłuchać bezstronnej opinii kogoś z zewnątrz – praktykę tę stosuje się dziś dość powszechnie. Uzyskanie obiektywnej opinii przed ukończeniem dzieła, któremu przypisuje się znaczenie zasadnicze i któremu poświęca się długotrwały i ogromny wysiłek, może uchronić przed utopieniem w nim bezmiaru energii i strawieniem niezmiernej ilości czasu. Nie zapominaj więc o przestrodze, jakiej ci udziela Nemo. Może ci się zdarzyć, że coś, co w danej chwili nie jest perfekcyjne, jest jednak względnie dobre, a „względnie dobre” dziś, może stać się „perfekcyjne”, wręcz doskonałe, w nie​da​ją​cej się jesz​cze okre​ślić przy​szło​ści.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Przystępując do realizacji nowego projektu, zastanów się nad tym, jakby go podzielić na dające się zamknąć w swoich ramach etapy; wyznaczając na ich wykonanie możliwie konkretne terminy, będziesz mógł dokładniej oceniać „na bieżąco” poczynione postępy w realizacji całego przedsięwzięcia. Celem takich kolejnych sprawdzianów nie jest ocena tego, jak pracujesz; chodzi głównie o to, by móc rozważnie decydować o kon​ty​nu​owa​niu bądź też za​wie​sze​niu swo​ich prac.

35. WŁĄCZ SIĘ W WY​MIA​NĘ UMIE​JĘT​NO​ŚCI Wynagrodzenie za czas przepracowany określone jest przez równanie: wartość dnia roboczego równa się wartości dniówki wypłaconej sile roboczej. Zarobek uzyskany za wyprodukowanie jednej sztuki produktu jest więc zmodyfikowaną formą wynagrodzenia za czas zużyty na jej wy​two​rze​nie. Wymiana umiejętności wprowadza nas w sedno Marksowskiego idealnego systemu pracy – pomijając kwestię użyteczności, zaznajamiania robotników z ich własnymi umiejętnościami, a także z ko​le​ga​mi w pra​cy oraz ze wspól​nym śro​do​wi​skiem. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Mam przyjaciół odzianych w kombinezony za​mie​nił​bym ich na świa​to​wych mo​nar​chów.

i

nie

Tho​mas Edi​son

Cały ten system polega albo na prostej, bezpośredniej wymianie umiejętności, albo na wymianie dokonywanej w systemie bankowym. Wymiana prosta jest niezwykle łatwa i odbywa się zazwyczaj przez umieszczanie w biuletynie środowiskowym ogłoszeń, w których nadawcy podają, co są w stanie wykonać na rzecz innych i czego od tych innych oczekiwaliby w zamian. Najczęstsze są propozycje typu „Udzielam lekcji francuskiego w zamian za lekcje angielskiego” lub też „Prowadzę księ​gi han​dlo​we w za​mian za kon​sul​ta​cje w kwe​stiach od​po​wie​dzial​no​ści pra​cow​ni​ków”. Wszystko odbywa się sprawnie, jeśli obie strony rozporządzają oferowanymi umiejętnościami i służą nimi rzetelnie, ale sprawy się komplikują, jeśli wymiana staje się w dużym stopniu jednostronna. Na przykład, mnóstwo ludzi poszukuje opiekuna/opiekunki dyżurującej przy dzieciach, ale jeśliby ktoś chciał odwdzięczać się za tę usługę udzielaniem lekcji języka keczua, może napotkać trud​no​ści w zna​le​zie​niu ta​kiej „baby-sit​ter​ki”. Wła​śnie dla​te​go wy​my​ślo​no sys​tem Time Bank. W tym systemie rozliczenia dokonywane są nie przy zastosowaniu pieniędzy, lecz czasu – to on staje się walutą wymienną. Za podstawę zwykle przyjmuje się założenie, że wszyscy robotnicy są równi, a każdy rodzaj pracy wart jest tyle, ile czasu zużyto na jej wykonanie. Otwiera to przed tobą możliwość uzyskania od innej osoby takiej ilości czasu przeznaczonego na pracę dla ciebie, jakiej ty potrzebowałeś do wykonania czegoś na rzecz tej osoby. Nie musisz odpłacać się swoim czasem natychmiast, ani też „za jednym zamachem” uzyskiwać od innej osoby całej porcji czasu, jaki będzie potrzebny do wykonania przez nią jakiejś pracy dla ciebie; takie rozciągnięte w czasie wzajemne świadczenia mogą obejmować także jakąś grupę osób. W niektórych systemach takiej wymiany możliwe jest podarowanie komuś trzeciemu zamówionej przez ciebie porcji czasu pracy, którą

„opłacasz” czasem własnym. Ten sposób „rozliczania” spotyka się szczególnie często przy pracach ogrodniczych, wyprowadzaniu psów na spacer, prasowaniu, lekcjach języków obcych, uczeniu obsługi komputera, nauczaniu muzyki, czytaniu na głos, prowadzeniu ksiąg handlowych i zakupach. Dobry Time Bank zaczyna od przyjęcia kwestionariusza, w którym podajesz rodzaj usług, jakie oferujesz. Niektóre z tych zajęć – na przykład „wyprowadzanie psa na spacer” – nie wymagają szczegółowych objaśnień, ale inne – jak choćby „doradztwo podatkowe” – trzeba zaprezentować ewen​tu​al​nym re​flek​tan​tom moż​li​wie ści​śle, pre​cy​zyj​nie cha​rak​te​ry​zu​jąc wła​sne umie​jęt​no​ści. Niekiedy wymienianie się umiejętnościami sprowadza się do rozliczeń pieniężnych (dzieje się tak zazwyczaj w sytuacji, w której nie rozporządzasz dostateczną pulą wolnego czasu), ale ogólnie biorąc idea Time Banku nie polega na tworzeniu parawanów dla zwykłego najmowania pracowników za pieniężne wynagrodzenie. Powiedzieć jednak trzeba, że idea ta niewątpliwie stwarza możliwość nawiązania kontaktu z potencjalnymi klientami i można w niej widzieć całkiem nie​złe na​rzę​dzie mar​ke​tin​gu w rę​kach oso​by efek​tyw​nie świad​czą​cej usłu​gi.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nie potrafisz wskazać żadnej własnej umiejętności, którą chciałbyś wymienić na jakąś usługę potrzebną ci aktualnie? Rozejrzyj się wokół. Być może twoje towarzystwo samo w sobie może być dla kogoś atrakcyjną ofertą. Wykonywanie takiej usługi nie będzie wymagało ani nakładów pieniężnych, ani szczególnych umiejętności. Rozpocznij od złożenia odpowiedniej oferty w biuletynie środowiskowym – i nie odstraszaj osób za​in​te​re​so​wa​nych tą ofer​tą.

36. WŁĄCZ SIĘ W HAN​DEL WY​MIEN​NY Jak dowiódł [Arystoteles], podstawową formą handlu jest wymiana przedmiotów powszechnego użytku, lecz w toku swego rozwoju zrodziła ona potrzebę pieniędzy. Po odkryciu pieniędzy wymiana produktów wygenerowała wymianę towarów, a to z kolei, na przekór swej naturalnej tendencji, doprowadziło do chrematystyki, czyli sztuki robienia pieniędzy. Tyle mówi Marks o Ary​sto​te​le​sie i na​ro​dzi​nach han​dlu. Marks patrzy na wymianę bezpośrednią niezbyt przychylnym okiem, ponieważ robotnik wytworzył przecież wartość dodatkową, zawierając ją w swoim produkcie, a teraz wymienia ją z innym wytwórcą.

Autorowi Ka​pi​ta​łu uczciwsza wydawałaby się protowymiana: „Pojawienie się

produktów jako towaru zapowiada rozwój podziału pracy, w którym dokonuje się oddzielenie wartości użytkowej od wymiany wartości, a takie oddzielenie, rozpoczynające się od wyłonienia się pro​duk​tów, musi zdą​żać do wy​mia​ny pie​nięż​nej”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

To, co nazywamy „postępem” ba​dzie​wia na inne.

jest wymianą

jednego

Ha​ve​lock El​lis, bry​tyj​ski psy​cho​log

W gruncie rzeczy wymiana wyrobów nadal odgrywa pewną rolę w nowoczesnym biznesie w formie wymiany wyrobów i usług na platformie utworzonej przez przedsiębiorstwa członkowskie wedle rozliczeń dokonywanych we własnej, wewnętrznej walucie. Nie polega to bynajmniej na prostym przeniesieniu rozliczeń stosowanych w grze Monopoly; nowoczesna wymiana może zwiększyć sprzedaż, zwiększając przepływ pieniędzy oraz rozbudowując system kredytowy (kupujesz na kredyt); nie musisz więc ograniczać się do wymiany bezpośredniej, możesz kupować u różnych partnerów i sprzedawać różnym partnerom w tym samym czasie. Proces wymiany sam z siebie wymaga rzetelnej rachunkowości, brokeringu i księgowości. Komercyjny system wymiany przynosi zysk w for​mie opłat ryn​ko​wych, zwy​kle też pro​wi​zji od ko​lej​nych trans​ak​cji. Oblicza się, że w samych Stanach Zjednoczonych istnieje ponad 350 000 przedsiębiorstw uczestniczących w wymianie towarowej i ponad 400 tysięcy przedsiębiorstw zajmujących się wymianą komercyjną, które prowadzą działalność w skali rynku światowego; skupiają się one w dwóch renomowanych kompaniach przemysłowych: National Association of Trade Exchange (NATE) oraz In​ter​na​tio​nal Re​ci​pro​cal Tra​de As​so​cia​tion (IRTA). Nie czuj się więc zaskoczony faktem, że ten system staje się coraz bardziej popularny. Jego początki sięgają roku 1934, a nawet kryzysu walutowego z okresu wielkiego załamania na Wall Street w roku

1929. Wydarzenia te zainspirowały powołanie do życia pierwszego systemu wymiany towarowej – szwajcarskiego WIR Banku („wir” to po niemiecku „my”). Zrazu obejmował on jedynie małe i średnie przedsiębiorstwa i utrzymywał system sprzedaży i kupna funkcjonujący pomiędzy nimi. Idea takiego banku sprawdziła się w takim stopniu, że WIR liczy w tej chwili 60 000 członków, a prowadzone przezeń działania osiągają wartość 3 miliardów franków szwajcarskich. System wymiany nie tylko zastępuje rozliczenia gotówkowe, lecz także pomaga klientom dotrzeć do sprzedawców, a często umożliwia obu stronom poczynienie znacznych oszczędności i korzystanie z istot​nych uła​twień w prak​tycz​nym re​ali​zo​wa​niu wy​mia​ny dóbr. Jeśli poszukujesz magazynu pełnego produktów, bądź też otwarty na możliwości zwiększenia zapotrzebowania na świadczone przez twój biznes usługi. Może powinieneś zaniechać zastanawiania się nad wyszukiwaniem takich możliwości na własną rękę i skorzystać z platformy umożliwiającej ci prowadzenie wymiany rozwijającej się na przekór czasowo malejącej płynności pie​nią​dza?

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Wymienianie się dobrami nie sprzyja płynności pieniądza, jest natomiast skuteczną metodą recyklingu. Koncept ten tkwił u podstaw Freecycle – internetowego systemu wymiany produktów, który w Wielkiej Brytanii objął milion dwieście tysięcy uczestników korzystających z tej formy kredytowania zakupów w okresie kryzysu bankowego. Poszukaj tą drogą nabywcy twojego odnalezionego na strychu, nieużywanego już przez cie​bie ro​we​ru.

37. RE​ALI​ZUJ WŁA​SNE ZA​MIE​RZE​NIA Najpierw zauważyliśmy, iż podległość pracy wobec kapitału jest jedynie formalną konsekwencją faktu, że robotnik, miast pracować na własną rzecz, pracuje na rzecz kapitalisty, a w osta​tecz​nym ra​chun​ku tak​że pod wła​da​niem ka​pi​ta​li​sty. Lu​dzie pra​co​wa​li na rzecz in​ne​go czło​wie​ka od tak daw​na, od kie​dy po​ja​wił się „czło​wiek”, na rzecz któ​re​go moż​na było pra​co​wać. Ale wca​le tak być nie po​win​no. Mo​głeś się od​da​lić i być na swo​im. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Ustawiczne nękanie seksualne – czy to jest problem osób pra​cu​ją​cych na wła​sny ra​chu​nek? Vic​to​ria Wood, an​giel​ska ko​me​dio​pi​sar​ka

Każdy, kto kiedykolwiek pracował w biurze, pomyślał kiedyś, że lepiej byłoby pracować na rzecz samego siebie. Oczywiście, wyobraźnia podsuwa nam w takich chwilach raczej nierealne wizje, w których nie tylko nie mamy żadnego szefa, ale wykonujemy prace, o których od zawsze ma​rzy​li​śmy, a tak​że ta​kie ro​dza​je za​trud​nie​nia, któ​re spra​wia​ją nam czy​stą ra​dość. Rzecz polega jednak na tym, że praca na własny rachunek wcale nie oznacza, że się nie ma szefa. Masz go zawsze – i jesteś tym szefem ty sam, we własnej osobie. Toteż pierwszą sprawą, nad którą powinieneś się zastanowić, jest to, jak dobrym szefem się okażesz. Czy będziesz niefrasobliwym zarządcą pozwalającym podwładnemu spędzać czas na wyglądaniu przez okno lub wystawaniu przed otwartą lodówką w oczekiwaniu na impuls natchnienia, co by też z niej wyjąć na przekąskę? Czy też staniesz się potworem, zmuszającym swego niewolnika do pracy ponad siły i podporządkowaniu jej ca​łe​go ży​cia oso​bi​ste​go? Jako pracodawca samego siebie będziesz też musiał przyjąć na siebie obowiązki, jakie dźwiga na sobie zatrudniające cię przedsiębiorstwo – a te obejmują na przykład płacę za okres, kiedy przebywasz na zwolnieniu chorobowym, i w ogóle sposób wynagradzania ciebie, opłacania podatków (włącznie z VAT-em). Jeśli z góry nie zarezerwujesz pieniędzy na podatki, to lepiej, żebyś od razu poszukał sobie bogatego wujka lub kogoś w tym rodzaju, kto cię wybawi z tarapatów, ja​kie na​dej​dą w dniu po​dat​ko​wych roz​li​czeń. Najlepszym sposobem podejmowania samodzielnej działalności biznesowej jest odbycie wstępnej rozmowy z księgowym. Dotyczyć ona powinna nie tylko twojej przewidywanej zdolności podatkowej, lecz także takich sposobów przyszłego realizowania powinności podatkowych, by działając zgodnie z prawem, zminimalizować podatkowe obciążenia. Rozmowa taka może cię

skłonić do gruntownej zmiany twojej pierwotnej koncepcji samodzielnego prowadzenia biznesu. Rozmowa taka może się też okazać cenna z tego powodu, że księgowi nie są na ogół ludźmi podatnymi na snucie nierealnych rojeń: może będziesz skłonny w jej wyniku poddać swój projekt za​sad​ni​czej re​wi​zji, co za​wsze le​piej wy​ko​nać, za​nim się wy​star​tu​je. W większości państw władze są życzliwie usposobione do drobnej przedsiębiorczości i oferują całą gamę ekspertyz i poradnictwa, jak ją zakładać i rozwijać. Prym w tym względzie wiodą zazwyczaj władze lokalne. Nie zaniedbaj możliwości dokładnego rozeznania się w tych możliwościach i upewnienia się, czy projekt, który zamierzasz podjąć, spotka się z zainteresowaniem na rynku, a zwłaszcza, czy podejmowano już próby podobne do twojego projektu i jaki los je spotkał. Nie trze​ba po​wta​rzać po​my​łek po​przed​ni​ków.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nie poddawaj się zniechęceniu i nie ulegaj przesądom wpajającym ci przekonanie, że masz pecha. Weź sobie do serca przestrogę przed podkradaniem klientów i unikaj czynów, które twój dotychczasowy pracodawca uznać może za nielojalne. Nie ulegaj też nazbyt łatwo impulsom roztaczającym miraże bez pokrycia – nie pal za sobą mostów bez uzyskania pewności, że się bez nich obej​dziesz.

38. OTWÓRZ SIĘ NA WSPÓŁ​DZIA​ŁA​NIE W miarę pogłębiania się świadomości, iż proces pracy nabiera charakteru coraz bardziej społecznego, poszerza się też – jako naturalna konsekwencja tego procesu – nasze rozumienie pra​cy pro​duk​tyw​nej oraz jej wy​ko​naw​cy – pro​duk​tyw​ne​go ro​bot​ni​ka. Na nieszczęście dla Marksa robotnicy nie zjednoczyli się jeszcze po to, by zrzucić z siebie jarzmo kapitalistycznego wyzysku. Na szczęście natomiast, przy zachowanej żywotności kapitalizmu, utrzymuje się także – i to w niezłej formie – społeczny charakter pracy, a spółdzielczość jest czymś bardziej powszechnym niż sądzicie. U podstaw spółdzielczości tkwi założenie, że kooperatywa jest własnością wspólną, jednoczącą ludzi po to, by się nawzajem wspierali w swoich dążeniach. W przeciwieństwie do biznesu niespółdzielczego, żadni akcjonariusze ani inwestorzy finansowi nie wy​wie​ra​ją na spół​dziel​nię pre​sji, by dą​ży​ła je​dy​nie do mak​sy​ma​li​zo​wa​nia zy​sków. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Te wizje i koncepcja wspólności pozostają słowami, jeśli nie tchnie​my w nie ży​cia. Theo Ep​ste​in, me​ne​dżer ba​se​bal​lu

Może to wszystko brzmi nazbyt podniośle, ale według International Co-Operative Allience spółdzielnie w skali świata zatrudniają 100 milionów pracowników (o 20 procent więcej niż korporacje międzynarodowe) i mają ponad 800 milionów członków indywidualnych. Najwydajniej funkcjonują w rybołówstwie, rolnictwie i budownictwie, ale mają także przedsiębiorstwa usługowe, trans​por​to​we, le​kar​skie i fi​nan​so​we. W Zjednoczonym Królestwie przedsiębiorstwa spółdzielcze obejmują całą gamę placówek, od małych sklepików w Lancashire po największe w tym państwie kooperatywy (najniższy wkład członkowski wynosi 1 funta), liczba członków przekracza półtora miliona osób, zatrudniają one 87 tysięcy pracowników, obsługują 10 milionów klientów w ciągu tygodnia, a roczny obrót w dziedzinie zaopatrzenia w żywność, służby zdrowia, usług turystycznych, pogrzebowych oraz ob​słu​gi fi​nan​so​wej wy​no​si 9 mi​liar​dów fun​tów. Kooperatywy nie wyłamują się spod normalnych reguł rządzących biznesem. Podobnie jak nikt nie wyżyłby z samej miłości i świeżego powietrza, tak wszelkie przedsięwzięcie runęłoby, gdyby jego biznesowe fundamenty się zawaliły. Każde przedsiębiorstwo spółdzielcze musi dowieść w praktyce, że wysuwa ofertę do przyjęcia dla klienta i że wytrzymuje konkurencję z przedsiębiorstwami niespółdzielczymi o tym samym zakresie działania. Spółdzielnie dysponują pewną nad tymi przedsiębiorstwami przewagą, wynikającą z tego, że nie mają akcjonariuszy napierających na

maksymalizowanie zysków. Muszą jedynie zarobić na siebie, by móc funkcjonować na obrzeżach głów​ne​go nur​tu biz​ne​so​we​go oraz w róż​no​ra​kich ni​szach. To oznacza, że najlepsze kooperatywy przynoszą zyski i dowodzą swojej wysokiej dochodowości, ponieważ ich członkowie i pracownicy w nich właśnie zaopatrują się w podstawowe produkty, przekonując się o korzyściach z tego płynących. W takiej sytuacji kooperatywa stanowi doskonałą odpowiedź na wysunięty przez Marksa problem wyalienowania robotnika z pracy na rzecz niespółdzielczego przedsiębiorstwa, w którym ów robotnik jest zatrudniony. Skoro zyski wracają do robotników, a prowadzenie tego przedsięwzięcia staje się ich życiowym zadaniem, mogą oni utożsamiać się ze swoim zakładem pracy i w pewnym stopniu nadzorować jego funkcjonowanie. Albo też – wedle cynicznie usposobionych komentatorów – przykładać rękę do wyzyskiwania sa​mych sie​bie.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Załóż własną kooperatywę. Nie musi to być wielka plantacja kawy – wystarczy, jeśli powiększysz swoją siłę nabywczą (wykorzystując hurtowe upusty cen) lub wykupisz udział w jakimś wspólnym przedsięwzięciu. Pewna znana mi grupa ludzi utworzyła kooperatywę po to, by wykupić miejscowy klub i pro​wa​dzić go ku wspól​ne​mu po​żyt​ko​wi.

39. JE​STEŚ TYM, CO RO​BISZ Działając w świecie zewnętrznym i zmieniając ten świat, [człowiek] zmienia zarazem swą na​tu​rę. Roz​w i​ja swe uśpio​ne moce i wy​ko​rzy​stu​je je zgod​nie ze spra​w o​w a​ną nad nimi wła​dzą. Porównując bezduszną pracę robotnika fabrycznego z (nieco wyidealizowaną) działalnością samodzielnego rzemieślnika, Marks dowodzi, że odnajdujemy radość i satysfakcję w takiej pracy, która rozwija i pogłębia nasze umiejętności. Przytłumianie tego procesu przez zmuszanie ludzi do mechanicznie wykonywanych czynności powoduje wyalienowanie człowieka z tego procesu i wy​zby​wa​nie się prze​zeń wła​snej oso​bo​wo​ści. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Nic nie umacnia szacunku dla samego siebie i wiary w sie​bie bar​dziej niż wła​sne do​ko​na​nia. Tho​mas Car​ly​le

Nasza postawa wobec pracy jest zjawiskiem złożonym. Praca większości z nas jest łatwiejsza niż praca naszych przodków, mniejszy jednak procent z nas jest skłonny się z nią identyfikować. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że żaden zawód nie daje dziś takiego poczucia bezpieczeństwa, jakie kiedyś oferowała stała praca – nawet specjalności „bezpieczne”, takie jak bankowość czy księgowość, doznają skutków recesji i zapaści ekonomicznych. Tym samym więc zmieniły się wyobrażenia o specjalności zawodowej wykonywanej przez całe życie, a w następstwie tego także i modele kariery życiowej. Nierzadko na przykład spotyka się ludzi, którzy porzucili dobrze płatne posady i szczodrze świadczone im bonusy na rzecz zajęć dorywczych, wykonywanych w przerwach między długimi podróżami. Praca nie jest już postrzegana jako prosty sposób zdobywania środków na życie ani też jako znamię określające pozycję człowieka w społeczeństwie, stała się raczej środkiem pomocnym w samorealizacji, swobodnym rozwijaniu własnej osobowości. Nie jest to oczywiście zjawisko powszechne, trudno też byłoby mówić o jakimś odwrocie od traktowania pracy jako sposobu zdobywania środków na utrzymanie, ale – ogólnie biorąc – coraz powszechniejszym sprawdzianem sensowności naszej pracy zawodowej jest stopień jej zgodności z opracowaną przez Ma​slo​wa hie​rar​chią po​trzeb. W latach 40. XX wieku Maslow ustanowił taką hierarchię, zazwyczaj przedstawianą w formie piramidy. U jej podstaw znajdują się potrzeby życiowe – żywność, woda, odpoczynek nocny itp. – od których wspinają się kolejne szczeble: poczucie bezpieczeństwa, potrzeba przyjaźni, założenia rodziny, a następnie potrzeba zdobycia szacunku oraz samorealizacja (na którą składa się satysfakcja mo​ral​na, kre​atyw​ność i spon​ta​nicz​ność).

Według tej koncepcji, wyższe szczeble spełnionych potrzeb osiągnąć można jedynie poprzez osiągnięcie szczebli niższych. Jeśli odczuwasz braki żywnościowe, nie jesteś skłonny rozmyślać o swoim samospełnieniu, ale kiedy tylko poprawią ci się warunki bytu, zaczynasz szukać bezpieczeństwa życiowego, rozglądać się za przyjaźnią i pragnąć uznania – i po osiągnięciu tych szczebli wspinasz się dalej jeszcze ku szczytowi piramidy. Maslow uważał, że wychowawcy powinni w swoich działaniach pedagogicznych ukierunkować się na stymulowanie samorealizacji wychowanków, zachęcać każdego z nich, by był autentyczny („był sobą”), dopomagać w odkryciu ich zdolności i odnalezieniu życiowego powołania, a przede wszystkim wykształcać w nich zdolność do rozwiązywania problemów i skupiania wysiłków na realizacji głównego celu życia („nie załamuj się z po​wo​du dro​bia​zgów”). Robotnicy, którymi zajmował się Marks, nie dysponowali takim luksusem, przykuto ich do harówki zaspokajającej jedynie podstawowe potrzeby życiowe (udawało się im co najwyżej zyskać sobie szacunek otoczenia). Większość z nich może szukać usprawiedliwienia w trudnych warunkach życiowych, w dążeniu do kariery powinniśmy więc wybiegać myślami poza tabelę wynagrodzeń i sprawdzać, w jakim stopniu wykonywane przez nas zajęcie zawodowe umożliwia nam wy​kra​cza​nie poza by​to​wą try​wial​ność i dą​że​nie do peł​nej sa​mo​re​ali​za​cji.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Wypisz sobie to wszystko, co w twojej pracy umacnia w tobie szacunek dla samego siebie i zjednuje ci uznanie ze strony innych ludzi. Wypisz także te sprawy, które osobistemu rozwojowi, kreatywności wewnętrznemu. Ta druga lista okazuje się Zastanów się nad możliwością wzbogacenia jej i do​świad​cze​nia.

służą twojemu i rozwojowi niezbyt długa? o nowe zajęcia

40. WIĘK​SZE NIE ZA​WSZE ZNA​CZY LEP​SZE [Zjawisko to] pleni się teraz ku pożytkowi grona kapitalistów. Wrzeciona i krosna, dawniej stanowiące jedynie wysypkę rozsianą po kraju, zgęstniały i zeskorupiały w postaci wielkich zakładów tkackich wraz z pomieszczeniami mieszkalnymi ich pracowników oraz składami su​row​ca. Marks dostrzegł sposób, w jaki kapitalizm pożera sam siebie, zwycięzcy potężnieją i rozrastają się, a przegrani albo stają się ich łupem, albo zostają wdeptani w ziemię. Proces ten można też zaobserwować dzisiaj, choćby na głównych ulicach miast, skąd znikają drobne, samodzielne sklepy, ustępując miejsca olbrzymim sieciom handlowym rozbudowującym luksusowe salony handlowe. „Ktoś, kto ogląda wielkie wytwórnie przemysłowe i ogromne farmy rolnicze, nie zdaje sobie sprawy z faktu, iż powstały one z wchłonięcia całej rzeszy małych zakładów produkcyjnych i rozbudowywały się kosztem całej rzeszy drobnych, niezależnych wytwórców. Pozostały jednak po nich pewne ślady. W okresie działalności Mirabeau, «lwa Rewolucji», te wielkie manufaktury nazywano jeszcze «manufakturami zjednoczonymi», wytwórniami scalonymi z poszczególnych warsz​ta​tów, tak jak pole upraw​ne po​wsta​je z za​ora​nia po​szcze​gól​nych za​go​nów”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

W toku długich dziejów gatunku ludzkiego (a także gatunków zwierzęcych) przetrwały te, które nauczyły się naj​sku​tecz​niej​szej im​pro​wi​za​cji i współ​pra​cy Ka​rol Dar​win

Kapitaliści niewchłonięci przez wielkie organizmy gospodarcze mogą z dumą utrzymywać, że wyłonił ich „dobór naturalny” jako najsprawniejszych w zaspokajaniu potrzeb konsumentów. Wielkie rekiny rynku zaś tłumaczą swoją dominację na głównych ulicach miast tym, że oferują klientom bogatszy wybór, znacznie wydłużony czas pracy swoich sklepów i galerii, a także niższe ceny. Jeśli mi wskażesz kogoś utyskującego na zniknięcie małych sklepów z bulwarów i wielkich ulic miejskich, ja ci wskażę kogoś innego, kto głównych zakupów dokonuje w supermarkecie Tesco, uzupełniając je od czasu do czasu zaglądaniem do rodzinnego sklepu po drugiej stronie ulicy, gdzie znajduje rzadziej spotykane gatunki owoców czy jarzyn. Pozostaje natomiast prawdą, że wielkie supermarkety nie wszystkim klientom odpowiadają. Małe sklepy są nie tylko bardziej malownicze; są też bar​dziej ludz​kie. Marks był miłośnikiem Mirabeau i cytował obficie jego wywody o chałupnictwie: „Wielka fabryka (manufacture réunie) wzbogaci jednego lub dwóch przedsiębiorców, ale robotnicy będą się przez

nią jedynie przesnuwać, opłacani lepiej lub gorzej, nie uzyskają żadnego udziału w jej sukcesie, także przez nich wypracowanym. W zakładzie mniejszym (manufacture separé) natomiast nikt wprawdzie specjalnie się nie wzbogaci, ale wielu robotników osiągnie godziwe warunki życiowe; oszczędność i zaradność pozwolą zgromadzić mały kapitalik na wypadek narodzin dziecka lub choroby, ich samych lub kogoś z bliskich. Małe zakłady, często w połączeniu z drobnymi udziałami, są je​dy​ny​mi wol​ny​mi przed​się​bior​stwa​mi”. Utrzymywanie niezależności drobnego biznesu nie musi oznaczać frontalnego starcia z wielkim biznesem (drobny przedsiębiorca poniósłby w takiej walce nieuchronną klęskę), ani też nie musi prowadzić do podporządkowania się większemu. Poszukaj raczej możliwości sprzymierzenia się z innymi drobnymi przedsiębiorcami. Przykładem mogą ci służyć targowiska farmerskie, stanowiące bazę dla licznych drobnych udziałowców. Działając wspólnie, podnoszą oni rangę oferowanych produktów i zwiększają swoją atrakcyjność dla nabywców; a tak zespolony rynek każdemu udziałowcowi przynosi zyski – wzbogacając ofertę o towary dostarczane „wprost ze wsi” („mleko pro​sto od kro​wy”, „jaja wiej​skie” itp.).

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Nie musisz tworzyć wielkiej korporacji. Swatch utworzony został przez grupę szwajcarskich producentów zegarków, którzy wykupili akcje podupadających przedsiębiorstw. Na rynek wprowadzili tani i pomysłowy produkt, co pozwoliło uratować podupadającą gałąź przemysłu. Czyż nie zapewniłbyś swojemu biznesowi pomyślniejszej przyszłości, sprzymierzając się z dotychczasowymi rywalami i wspólnymi siłami zmagając się z po​ten​ta​ta​mi w two​jej bran​ży?

41. PRECZ Z DŁU​GA​MI! Jeśli ktoś zaciąga długi równe wartości wszystkiego, co posiada, staje się jasne, że to, co po​sia​da, ma war​tość je​dy​nie rów​ną su​mie jego za​dłu​że​nia. Według BBC suma zadłużenia konsumentów, korporacji oraz sektora publicznego wraz z odsetkami przekracza w Zjednoczonym Królestwie nasz roczny dochód narodowy o 300 procent i wynosi ponad 4 biliony funtów. Krótko mówiąc, wartość naszego kraju równa jest sumie jego zadłużenia. W przy​bli​że​niu. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Młodzi są pań​stwa.

szczęśliwcami,

gdyż

odziedziczą

zadłużenie

Her​bert Ho​over

Zadłużenie było przez długie lata stałym elementem naszego życia, toteż wielu z nas na pytanie, czy mamy długi, odpowiedziałoby bez wahania przecząco, ponieważ przestaliśmy uważać nasze karty kredytowe, zastawy hipoteczne i ujemne saldo kont bankowych za zadłużenie – są to po prostu powszednie ułatwienia życiowe. Ta sytuacja powinna się zmienić, jeśli wyciągniemy wnioski ze wstrząsów tektonicznych, które objęły globalny system bankowy, uświadamiając wszystkim, że nie​kon​tro​lo​wa​ne za​dłu​ża​nie się jest jed​nym z głów​nych po​wo​dów tego świa​to​we​go kry​zy​su. Co gorsza, Karol Marks załamałby ręce nad stanem rzeczy, w którym źle opłacana, bezwzględnie wykorzystywana, a oszczędna z natury rzesza robotnicza w krajach Dalekiego Wschodu jest swego rodzaju sprawczynią tego nieokiełznanego zadłużania się Zachodu. Bilion czterysta miliardów funtów rezerwy budżetowej Chin okazało się nieodpartą pokusą dla bankierów w krajach Zachodu: wypożyczyli je od Chińczyków, by z kolei wypożyczyć naiwnym dorobkiewiczom z krajów Zachodu na zakup plazmowych odbiorników telewizyjnych oraz willi w najatrakcyjniejszych miejscach na świecie. Toteż Zhou Xiaochuan, gubernator chińskiego Banku Narodowego, miał rację stwierdzając, że „przerost konsumpcji i nadużywanie kredytów są powodem kryzysu finansowego w USA”, a ponieważ Stany Zjednoczone są „największą i najważniejszą potęgą ekonomiczną świata, powinny podjąć inicjatywę uzdrowienia swej polityki [finansowej], podniesienia oprocentowania kredytów i zredukowania swego handlowego i finansowego kryzysu”. Oznacza to, że świat pracy zostanie ponownie dociśnięty do ściany, tym razem przez globalny kapitalizm zapożyczony – o ironio! – u jednego z ostatnich państw komunistycznych i udostępniający te pieniądze beztroskim trwonicielom z Zachodu. Czas obecny jest najbardziej sprzyjającą chwilą ku temu, by przepatrzeć swo​je dłu​gi, oso​bi​ste i za​wo​do​we, i pod​jąć wy​si​łek zmie​rza​ją​cy do uwol​nie​nia się od nich.

Zacznij od audytu swoich długów – od chłodnego wyliczenia, ile i komu jesteś winien. Oznacza to wyraźne uświadomienie sobie, jakie długi zaciągnąłeś przy użyciu tej magicznej karty kredytowej oraz „kart usługowo-kredytowych”, które przyjmowałeś, od kogo się dało, uradowany, że powodują doraźną obniżkę cen czy opłat, ale było to dawno temu i zdążyłeś zapomnieć, że te miłe upusty osładzają wydatki, jakie obciążają twoje konto, którego stanu nie chce ci się sprawdzać. Nie szukaj usprawiedliwienia, że niemal nikt nie dba o „takie drobiazgi”, które z mrówczą skrupulatnością powiększają twoje zadłużenie. Nie przegap tej chwili i sprawdź, jak wygląda twoje obciążenie hi​po​tecz​ne, jaki jest stan two​je​go kon​ta oraz czy nie za​le​gasz ze spła​tą rat i po​ży​czek.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Jedną z najbardziej rozpowszechnionych form spłacania długów jest ich skumulowanie, ale nie jest to sposób najwłaściwszy. Zamiast spłacenia największego długu (zazwyczaj zaciągniętego przez kartę kredytową), będziesz w ten sposób zwracał partiami zminimalizowanymi do granic możliwości długi wszystkim wierzycielom, aż po dzień, w którym zwrócisz ostatni grosz głów​ne​mu po​życz​ko​daw​cy.

42. RA​TUJ​CIE WŁA​SNĄ SKÓ​RĘ Zbijajcie, zbijajcie [pieniądze]!… Oszczędzajcie, oszczędzajcie – itd., przetwarzajcie możliwie największą część dochodu, albo też produktów doraźnie zbędnych, w kapitał! Akumulacja dla akumulacji, produkcja dla produkcji: tą klasyczną formułą klasyczna ekonomia polityczna określała historyczną misję burżuazji, nie podejmując najmniejszej próby osłonięcia jakimś pa​ra​w a​nem nie​po​ha​mo​w a​ne​go dą​że​nia do za​moż​no​ści. Zdania te brzmią tak, jakby Marks wzywał nas wszystkich do tego, byśmy się bogacili, ale on traktował je jak okrzyk wzywający do boju z kapitalizmem. Postrzegał ten system jako swego rodzaju pandemonium, w którym bogaci oszczędzają swoich zakusów jedynie jeszcze bogatszym, i to jedynie z lęku, by nie przegrać w starciu z nimi, a łupią wszystkich pozostałych, którzy im się nawiną pod rękę. Kiedy przypatrzymy się chłodnym okiem otaczającemu nas światu, trudno nam będzie nie uznać, że brodacz nie mylił się tak całkiem. Jeśli jednak wczytamy się uważnie w probiznesowe książki motywacyjne, stwierdzimy, że bynajmniej nie wszyscy skazani jesteśmy na przegraną, i że istnieje możliwość, by nawet nieznaczne zasoby własne, z którymi staniemy w biznesowe szranki, przetworzyć w zasoby poważniejsze. Mam na myśli udziały, oszczędności i renty. Jeśli jesteś bystry, mo​żesz te swo​je za​so​by zwięk​szyć na​wet trzy​krot​nie. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Bądź zawsze miły dla bankierów. Bądź zawsze miły dla osób dysponujących funduszami. Bądź zawsze miły dla me​diów. I tym po​dob​nych. John Got​ti, ame​ry​kań​ski gang​ster

Wartość udziałów ulega wahaniom. Marks dostrzegł pewne zjawisko charakterystyczne dla kapitalizmu, a polegające na tym, że nie podlega on rozwojowi stałemu, lecz przemiennym cyklom przyśpieszenia i zwolnienia; przyśpieszenia zdają się chwilami przekraczać barierę dźwięku, ale przyhamowania przybierają postać niszczycielskich krachów. Mamy skłonność do zapominania o tym i do ubolewania nad spadkiem wartości akcji. Andy Hornby, były dyrektor HBOS, powiedział w brytyjskim parlamencie, że nie odebrał bonusu za ubiegły rok w gotówce, lecz zamienił go sobie na akcje. I nawiązując do kryzysu bankowego, poskarżył się: „Mam teraz mniej pieniędzy, niż wpłaciłem”. Biedaczek! Skarga ta dowodzi nie tylko tego, jak bardzo Hornby rozmija się z nastrojami społecznymi, lecz także, jak bardzo jest on nawykły do udzielania wykrętnych wyjaśnień. Wiadomo bowiem dobrze, że krótkotrwały spadek wartości akcji nie stanowi problemu dla tych udziałowców, którym posiadane zasoby pieniężne umożliwiają przetrwanie bessy i doczekanie kolejnej hossy, jaka przyniesie radykalny wzrost wartości ich udziałów ponad poziom

„wyjściowy”. Zwykle cierpliwość okazywana przez dekadę przynosi znaczące zyski, nawet jeśli w toku dekady zdarzy się krótkotrwała recesja. W kłopoty popadają natomiast ci, którzy wszystkie swoje oszczędności utopili w akcjach. Jeśli w okresie zapaści na rynkach finansowych zamierzasz podejmować odsetki lub rentę od swoich wkładów, radzę ci, byś się przed tym – jeśli zdołasz – powstrzymał, gdyż wypłata będzie wyjątkowo niska. Nawet wyszukując takich zakątków świata, w których kurs wymiany twojej waluty rodzimej najmniej zmalał, nie unikniesz straty, gdyż kryzys fi​nan​so​wy po​ra​ża wszyst​kie moż​li​we wa​lu​ty, od euro po mon​gol​ski tögrög. Jeśli nie osiągnąłeś jeszcze wieku emerytalnego, twoje odsetki i renta nadal pozostają rozwiązaniem korzystnym, zważywszy na potrącenia podatkowe i wzrost opłat bankowych, pod warunkiem jednak, byś nie wprowadził wszystkich swoich zasobów pieniężnych w ten sam system; instytucje finansowe nie są aż w takim stopniu kuloodporne, za jakie się podają. Zawsze korzystne pozostają lokaty umieszczone w nieruchomościach, a także te akcje, które traktujesz jako długoterminowe. Rozsądek na​ka​zu​je jed​nak grać na róż​nych in​stru​men​tach – osią​ga się wte​dy efek​ty brzmią​ce po​li​fo​nicz​nie.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Renty mają swoją ciemną stronę – ich wysokość zostaje określona z góry, stają się więc chwilami niewystarczające; zwłaszcza tracą na wartości, jeśli rentier umiera niedługo po przejściu na emeryturę. Jeśli więc jesteś płatnikiem podatków obowiązujących w Zjednoczonym Królestwie, weź pod uwagę system ISA; wysokość renty jest tam niewielka, ale korzystasz z odpowiednich ulg podatkowych oraz znacznie większej ela​stycz​no​ści tego sys​te​mu.

43. NOWY KA​PI​TA​LIZM Marks rozprawia z spo​łe​czeń​stwa,

ożywieniem o władzy państwa, skupionej i zorganizowanej sile

[powołanej

po

temu] by popędzać i modulować proces transformacji

feudalnego sposobu produkcji w kapitalistyczny i by skracać okres przejściowy. Przemoc jest akuszerem wobec każdego starego społeczeństwa, noszącego w sobie zalążki społeczeństwa no​w e​go. Sama w so​bie jest siłą eko​no​micz​ną. Siła miała wielki udział w ujawnieniu ostatniego kryzysu finansowego i w uświadomieniu spo​łe​czeń​stwom za​chod​nim, że za​cią​ga​nie po​ży​czek prze​kra​cza​ją​cych wy​so​kość za​so​bów oka​zu​je się praktyką pozbawioną wartości. Kolejnym ogniwem tego systemu, zwłaszcza w Zjednoczonym Królestwie i Stanach Zjednoczonych, okazały się owe banki inwestycyjne, brygady szturmowe kapitalizmu, powoływane do życia w oparciu o niebezpiecznie wątły kapitał zakładowy i prące ku całkowitej klapie. A w chwili upadku całkiem zarzucające powtarzaną uprzednio w nieskończoność wolnorynkową mantrę o niedopuszczalności interwencji państwa w ich działalność i udające się po prośbie do podatników, by ich uratowali przed zgubą. Stwierdzono, że owi podatnicy w Zjednoczonym Królestwie wyłożyli około 600 miliardów funtów, by uratować system bankowy; w Stanach Zjednoczonych wysupłano na ten cel sumy dziewięciokrotnie większe. Ale nie koniec na tym, nadal dowodzi się potrzeby dalszych interwencji, a padają też żądania całkowitej na​cjo​na​li​za​cji czo​ło​wych ban​ków. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Kapitalizm uśmiercił naszą wiarę we wszelką skuteczną władzę, z wyjątkiem tej, która siłą wspiera własne in​te​re​sy. Geo​r​ge Ber​nard Shaw

Karol Marks uśmiecha się na ten widok spomiędzy swoich bokobrodów. Chichocąc, komentuje: A nie mó​wi​łem? Ale to jedyny pozytywny akcent w tej gorzkiej farsie. W dziewiątej i dziesiątej dekadzie dwudziestego wieku obserwowaliśmy imponujący rozrost banków inwestycyjnych – żądza pieniądza była ogólnie aprobowana i żaden rząd, włącznie z rządami socjalistycznymi, nie próbował położyć tamy tej pazerności kapitalistycznej. W tych okolicznościach banki wręcz korzystały z poparcia tej „skupionej i zorganizowanej siły”, jaką jest władza państwowa, powołanej jakoby po to, „by po​pę​dzać i mo​de​lo​wać pro​ces trans​for​ma​cji”. Teraz wszakże trend uległ odwróceniu, podatnicy oraz ich rządy nie są już skłonni wybaczać

sektorowi finansowemu jego ekscesów. Albo też – jak się wyraził o bankach Robert Peston, komentator ekonomiczny BBC – uznano, że „przetrwanie [banków] jako instytucji zależy w chwili

obecnej całkowicie od dobrej woli rządów i podatników, i dzieje się tak w całym świecie. Od Australii po Koreę Południową, Niemcy, Francję, Zjednoczone Królestwo i Stany Zjednoczone – między innymi – wsparcie systemu bankowego ze strony podatników osiągnęło skalę przekraczającą jedną czwartą światowego GNP, czyli więcej niż 9 bilionów funtów. Skoro więc jesteśmy świadkami na poły stałej nacjonalizacji systemu bankowego, a wkrótce zaobserwujemy istotne wsparcie udzielone przez podatników poszczególnym kompaniom uczestniczącym w realnej ekonomice, nasze banki i przedsiębiorstwa w sektorze prywatnym będą zmuszone zwiększyć wysiłki po to, by podtrzymać dobrą wolę tych, którzy utrzymują je przy życiu: dobrą wolę wielu milionów po​dat​ni​ków”. A to znaczy, że w najbliższej przyszłości poszerzy się zakres przejrzystości i odpowiedzialności w ich działaniu. Pokrycie dla czeków i zrównoważenie bilansu staną się normą obowiązującą, a „chwa​leb​na dra​pież​na chci​wość” zo​sta​nie za​stą​pio​na ka​pi​ta​li​zmem roz​waż​nym.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Kryzys bankowy dowiódł szaleństwa, jakim było ignorowanie gwizdków ostrzegawczych. Przepatrz uważnie, czy nie przegapiłeś jakiegoś ostrzegawczego gwizdka w swojej działalności – ostrożność nie jest zawadą, lecz klapą bezpieczeństwa – i upoważnij kogoś, by kontrolował tę dzia​łal​ność obiek​tyw​nie, ale su​ro​wo, bez ta​ry​fy ulgo​wej.

44. PRZE​PRA​CO​WA​NIE Od czasów starożytnych poczynając, przepracowanie stawało się koszmarem, kiedy jego przedmiot był wymienialny na inną wartość w szczególnie niezależnej formie pieniądza: w uzy​ski​w a​niu zło​ta i sre​bra. Pra​cę śmier​tel​nie wy​czer​pu​ją​cą uzna​w a​no za prze​pra​co​w a​nie. Zapracowanie się na śmierć wyszło w nowoczesnym biznesie z mody, ale praca tak intensywna, że aż skracająca życie, jest niemal normą – jeśli się zważy wywoływany przez nią stres. Wątpię, czy Karol Marks brał to pod uwagę, pracując przy biurku po dziesięć godzin na dobę w latach, gdy tworzył swoje fundamentalne dzieło, ale ta przestroga nie powinna być zlekceważona przez żadnego urzę​da​sa. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Stres jest skutkiem niewiedzy. Wszystko uznaje się za pil​ne. Nic nie jest waż​ne. Po pro​stu się po​łóż. Na​ta​lie Gold​berg, wy​znaw​czy​ni zen

„Skoro tylko ludzie, których praca nie odbiega od najcięższych form pracy niewolniczej, pańszczyźnianej itp. zostali wciągnięci w wirówkę międzynarodowego rynku, zdominowaną przez kapitalistyczny sposób produkcji, sprzedaż ich wyrobów na eksport stała się ich naczelnym zadaniem, a ucywilizowany horror śmiertelnego przepracowania stał się nową formą bar​ba​rzyń​skie​go hor​ro​ru nie​wol​nic​twa, pańsz​czy​zny… itd.”. W języku japońskim istnieje termin na określenie śmiertelnego przepracowania: ka​ro​szi. Gazety chińskie określają to ponure zjawisko mianem gu​alo​szi. W Zjednoczonym Królestwie nazywamy je mustn't grum​ble (nie wol​no stę​kać). Ety​ka pro​te​stanc​ka zna wie​le po​dob​nych okre​śleń. Madeleine Bunting w swojej książce Willing Slaves: How the Overwork Culture is Ruling Our Li​ves dowodzi, że nie tylko Brytyjczycy wykazują skłonność do pracy ponad dopuszczalną liczbę godzin, większą niż mieszkańcy innych krajów europejskich. Od roku 1898 procent ludzi pracujących ponad 48 godzin na tydzień zwiększył się z 10 do 26. Co więcej, 65 procent pracowników nie korzysta z przerwy na posiłek (zwykle nie dłuższej niż 30 minut), a ci, którzy się tej przerwy nie wyrzekają, jedzą z zasady kanapki przyniesione ze sobą do pracy, nie udając się nie tylko do żadnego baru, ale nawet do jakiegoś pobliskiego parku, by tam spożyć ten przygotowany w domu posiłek. Często też nie korzystamy z należnych nam praw do wypoczynku urlopowego – tyl​ko 44 pro​cent pra​cow​ni​ków wy​ko​rzy​stu​je w peł​ni przy​słu​gu​ją​ce im w każ​dym roku urlo​py. Nie dzieje się to bez konsekwencji. Stres wywołany pracą powoduje bóle głowy, zakłócenie

procesów trawiennych, wzrost napięcia przykro odczuwany przez przyjaciół i rodziny, bezsenność i otępienie. Silny stres może spowodować wzrost ciśnienia tętniczego i przypadłości krążeniowe, otyłość, astmę, owrzodzenie żołądka i migreny. Może też zaszkodzić twojemu biznesowi. Przeprowadzone w latach 2006/2007 przez Health and Safety Executive badania nad chorobami wywołanymi przez pracę wykazały, że 13 milionów 800 tysięcy dni roboczych stracono wskutek wywołanego przeciążeniem pracą stresu, depresji i dolegliwości neurotycznych, a każdy z takich przypadków powodował utratę przeciętnie 30,2 dni roboczych, czego koszta wynosiły 530 milionów fun​tów. Stresem wywoływanym przeciążeniem pracą trzeba się zająć od razu i musisz się nim zająć ty sam. Środki zaradcze mogą być całkiem proste: uśmiech, przeznaczenie stosownej liczby godzin na sen, ćwiczenia, rozsądna dieta, znalezienie sobie odpowiednich sposobów relaksowania się (medytacja, spacery, słuchanie muzyki) i zadbanie nie tylko o osiągnięcie osobistej równowagi między pracą a odpoczynkiem, lecz także o uzyskiwanie takiej równowagi przez osoby z twojego otoczenia. Nie zapominaj, że stres jest zaraźliwy, toteż jeśli twoi pracownicy się przepracowują, ty także ulegniesz temu zagrożeniu. A gdyby te starania i zabiegi przekraczały twoje siły, nie wzdragaj się prosić o po​moc.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Pierwszym krokiem do zapanowania nad stresem wynikającym z przepracowania jest dostrzeżenie jego objawów u siebie i innych. Czy przedsiębiorstwo, w którym pracujesz, stosuje jakąś strategię antystresową, pozwalającą na czas rozpoznać symptomy przemęczenia pracą i wdrażającą środki zaradcze zarówno w skali ogólnej, jak i jednostkowej? Jeśli nie – opracuj i wdra​żaj ta​ko​wą.

45. JE​ŚLI CHCESZ MY​ŚLEĆ NIE​SCHE​MA​TYCZ​NIE, ODŁÓŻ NA BOK POD​RĘCZ​NI​KI Zrazu ekonomią polityczną zajmowali się filozofowie, tacy jak Hobbes, Locke, Hume, a także przedsiębiorcy i mężowie stanu, tacy jak Thomas More, Temple, Sully, De Witt, North, Law, Vanderlint, Cantillon, Franklin; a przede wszystkim – i to z wielkim powodzeniem – lekarze, jak Pet​ty, Bar​bon, Man​de​vil​le, Qu​esney. Marks był stałym bywalcem czytelni w British Museum i w swoich studiach nad kapitalizmem i wyzyskiem robotników przeczytał wiele dzieł z zakresu ekonomii politycznej, biznesu i politologii. Oprócz autorów wymienionych w powyższym cytacie poznał również dzieła francuskich myślicieli, takich jak Fourier, Saint-Simon i Proudhon oraz ekonomistów, jak Hobbs, Franklin i Smith. Mniej pewne jest natomiast to, czy zgłębiał myśl filozoficzną starożytnych Greków – Demokryta i Epikura. Arystoteles, a zwłaszcza przemyślenia nad niewolnictwem snute w Etyce Nikomachejskiej, również wy​war​ły wpływ na Mark​sow​skie kon​cep​cje na te​mat pie​nię​dzy i spo​łe​czeń​stwa. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Politycy powinni czytać powieści fantastyczno-naukowe, a nie we​ster​ny ani ro​man​se kry​mi​nal​ne. Ar​thur C. Clar​ke, au​tor scien​ce fic​tion

Szeroki wachlarz przytoczeń i odniesień, jakie znajdujemy w jego dziele, obejmuje wielu pisarzy

różnych epok. Francis Wheel w swoim studium Marx's Das Kapital – A Biography wymienia jako źródła cytatów m.in. Biblię, dzieła Szekspira, Goethego, Miltona, Homera, Balzaka, Dantego, Schillera, Sofoklesa, Platona, Tukidydesa, Ksenofonta, Daniela Defoe, Cervantesa, Drydena, Heinego, Juwenala, Horacego, Tomasza Morusa, Samuela Taylora, a także aluzje do opowieści grozy, angielskich powieści romantycznych, ballad ludowych, pieśni i rymowanek, melodramatów i fars, mi​tów i przy​słów. Marks miał zwyczaj notowania wszystkiego, co wyczytał, nabrał go jeszcze w okresie studiów na uniwersytecie; uwypuklał w tych notatkach wzajemne powiązania i nawiązania do różnych utworów. Kiedy studiował filozofię prawa, równolegle zapoznawał się z historią sztuki, uczył się języka angielskiego i włoskiego, tłumaczył na niemiecki dzieło Tacyta Ger​ma​nia i Re​to​ry​kę Arystotelesa. Szczególnie zainteresowało go dzieło Reimarusa: „spędziłem nad nim wiele czasu, zwłaszcza nad książ​ka​mi o in​stynk​cie ar​ty​stycz​nym u zwie​rząt, któ​re głę​bo​ko za​pa​dły mi w umysł”. W postawie badawczej Hermanna Samuela Reimarusa zainteresowało go to, że ten filozof sądził, że jeśli się pragnie głębiej zrozumieć Boga oraz funkcjonowanie świata, powinno się raczej studiować

dzieło Boskie w postaci różnych form natury, niż polegać na piśmiennictwie religijnym i domniemanych objawieniach prawdy, opisanych w dziełach różnych nawiedzonych. Krótko rzecz uj​mu​jąc, odłóż pod​ręcz​ni​ki i przy​patrz się temu, co rze​czy​wi​ście obok cie​bie się dzie​je. Marks był zapewne postacią dość osobliwą; kiedy wraz z rodziną przenosił się do dzielnicy Hampstead Heath, zabrał ze sobą mnóstwo notatek i tomów poezji. Ale jego lektury eklektyczne i synkretyzujące najróżniejsze orientacje i postawy demonstrowały przyjętą przezeń filozofię, wedle której należy uczyć się wybranej dyscypliny wiedzy nie z rewelacji głoszonych przez grono jej wybranych reprezentantów, lecz z obserwowania ekosystemu i funkcjonujących w nim zasad etycz​nych.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Książka niniejsza stara się wykazać, że nawet kapitaliści nauczyli się sporo z dzieła Marksa i z poczynionych przezeń obserwacji. Spróbuj choć na chwilę odsunąć książki o biznesie i wyjść w swoich lekturach poza obręb metodologii nowoczesnego menedżeringu: dowiedz się, w jaki sposób etyka, a na​wet na​uki przy​rod​ni​cze, mogą się przy​dać w two​jej pra​cy.

46. PŁAĆ TYLE, ILE ZE​CHCESZ Wartość towaru wyraża się w cenie, jaką mu przypisano, wprowadzając go na rynek, stąd jest ona wstęp​nym wa​run​kiem jego po​w o​dze​nia u na​byw​ców, a nie jego re​zul​ta​tem. Z oczywistym wyjątkiem, kiedy nie ustalasz ceny i pozwalasz ludziom płacić, za co zechcą i ile zechcą. Zasada „Płać, ile chcesz” zatraciła już tę wyjątkową cechę, jaką jest szczodrość, i nabrała charakteru chwytu reklamowego, w miarę jednak przekształcania się ekonomiki konwencjonalnej i roz​wo​ju sys​te​mu kre​dy​to​we​go jej za​ła​ma​ne echa moż​na tu i ów​dzie do​sły​szeć. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Nie chcę pieniędzy. To ludzie płacą należność za to, czego pra​gną, ja nig​dy tej na​leż​no​ści nie pła​cę. Oscar Wil​de

Pewna sprytna restauracja londyńska wybijała w tytułach (przynajmniej swoich inseratów zamieszczanych w prasie) zasadę „płacisz, ile zechcesz” w odniesieniu do serwowanych tam posiłków. Little Restaurant w Farringdon wprowadziła na jeden miesiąc zasadę „płacisz tyle, ile twoim zdaniem warte jest spożyte danie”, wzdragając się przed zaakceptowaniem opłat dokonywanych kartą kredytową. Jej właściciel Peter Illic wyraził zdanie, że „wydaje się rzeczą właściwą takie otwarcie na ludzi o ograniczonych możliwościach finansowych, odczuwających zrozumiałe skrępowanie. Zaobserwowaliśmy znaczne zwiększenie się liczby ludzi ze śródmieścia, przychodzących po to, by zjeść wartościowy posiłek”. Jest to więc, jak widać, dobry chwyt reklamowy, a przy tym właściciel nie obawia się bynajmniej, że jego restauracja zbankrutuje, przynajmniej nie w efekcie pierwszego takiego miesiąca „półotwartości” – w roku 1985 prowadził dwie re​stau​ra​cje w Fin​chley, od dwóch lat „pół​otwar​te” na prze​ciąg mie​sią​ca. Zasada „Płać, ile zechcesz” uzyskała rozgłos, kiedy Radiohead ogłosiło takie miesięczne „półotwarcie” w swoim programie In Rainbows (Pod tęczą). „Wykliknięcie” wybranego koszyka za dowolną cenę umożliwił program internetowy – pojawił się komunikat „Cena zależy od ciebie”. Jeśli kliknąłeś ponownie, zapewniono cię z większym naciskiem: To naprawdę zależy od ciebie. Umoż​li​wia​ło ci ono nie​uisz​cze​nie żad​nej za​pła​ty. Program ten rozszerza się w związku z ekonomiczną zapaścią. Hotel sieci Ibicus w Singapurze, w Bencoolen, zaleca się gościom swoim adresem w sieci: www.pay​wha​ty​ouwant.com.sg. MIDEM, jedna z największych na świecie konferencji muzycznych, ustaliła z kompanią zajmującą się wynajmowaniem nieruchomości w Cannes, we Francji, że kompania owa zaoferuje uczestnikom imprezy MIDEM na czas jej trwania czterdzieści apartamentów za dowolnie ustaloną przez

wynajemców cenę. Czasopismo Good zaoferowało prenumeratę za dowolną cenę powyżej i dolara, ale jeśli wpłaciłeś z tego tytułu dwadzieścia dolarów, albo jeszcze więcej, otrzymywałeś za​pro​sze​nia na przy​ję​cia or​ga​ni​zo​wa​ne przez re​dak​cję. Co najciekawsze jednak, praktyki takie nie są jedynie desperackimi porywami mającymi pomóc w przetrwaniu kryzysu. Zasada „Płacisz, ile zechcesz” już od dziesięciu lat stała się normą w wielu barach berlińskich – i bary te nadal prosperują. Trzy bary należące do Jurgena Stumpfa zaczęły ją stosować po prostu dlatego, że właściciele nie wiedzieli, jakie ustalić ceny. System się przyjął – i obo​wią​zu​je obec​nie każ​de​go wie​czo​ra, od 8 wie​czo​rem po​czy​na​jąc.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Czy przemyśliwasz o wprowadzeniu zasady „Płacisz, ile ze​chcesz” do swo​jej ofer​ty mar​ke​tin​go​wej? Nie prze​ocz fak​tu, że utrzymanie rzetelności, egzystencji

istnienia przedsiębiorstwa zależy od ludzkiej a wielokrotnie dowiedziono, że utrzymanie przedsiębiorstwa zapewnia się dzięki

powiadamianiu ludzi o tym, jakie opłaty wnoszą inni ludzie oraz – jeśli to tylko możliwe – pobieranie tych opłat w kontakcie bez​po​śred​nim czło​wie​ka z czło​wie​kiem.

47. NIE SKU​PIAJ WSZYST​KIE​GO W SWO​IM RĘKU Ten antagonizm pomiędzy ilościowymi ograniczeniami pieniężnymi a ich kwalifikatywną nieograniczonością działa stale jak ostroga w dziedzinie syzyfowej pracy akumulatorskiej. Tak się ma sprawa z człowiekiem akumulującym kapitał, podobnie jak ze zdobywcą, który dostrzega co​raz nowe ob​sza​ry pod​bo​ju. Według Marksa gromadzenie zapasów jest prymitywną formą akceptowania kapitalizmu i wykorzystywania możliwości akumulacji. „Barbarzyńca posiadający towary, a także wieśniak z któregoś z krajów Europy Zachodniej, uważa, że wartość jest tym samym co jej forma, którą w danej chwili przybiera, toteż zwiększający się zapas złota i srebra uznają za przyrost wartości”. Im więcej dóbr posiadacie, tym więcej dóbr pragniecie; tym bardziej jednak bolesna staje się dla was ich utrata. W istocie zaś gromadzenie zapasów zmniejsza kapitalistyczną zdolność do akumulacji, ponieważ bez spekulacji załamuje się konsumpcja i system obrotu dobrami. „Zaobserwowaliśmy, że w miarę kontynuowania obrotu aż do radykalnego przyspieszenia go, co pociąga za sobą wzrost cen, sys​te​ma​tycz​nie wzra​sta ilość pie​nię​dzy w obie​gu”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Nie stanie się wybitnym przywódcą nikt, kto wszystkiego chce dokonać sam lub też skupia w swym ręku wszystkie po​trzeb​ne do tego celu środ​ki. An​drew Car​ne​gie

Co się tyczy pieniędzy, mechanizm ten w latach 2008-2009 doprowadził do sytuacji, w której pojęcie „płynność” stało się groźnym ostrzeżeniem w bankowości, co spowodowało, że środowisko biznesowe obróciło się przeciw bankom i oskarżyło je o gromadzenie pieniędzy, doprowadzając do spowolnienia tempa rozwoju i utrudniło działania prowadzące do przywrócenia dynamiki ekonomice. Nie trzeba być żarliwym keynesistą, by spostrzec, że jeśli nie wprowadzasz pieniędzy w obieg, spo​wal​niasz funk​cjo​no​wa​nie ca​łe​go sys​te​mu. Często jednak traci się z oczu fakt, że ta sama prawidłowość dotyczy kapitału intelektualnego. Nowoczesny menedżer musi dla osiągnięcia sukcesu przestać magazynować doświadczenie w sekretnym schowku, musi postępować mądrze i uczyć się wykorzystywania doświadczeń innych ludzi, z którymi współpracuje; dopomaganie im i czerpanie z ich dokonań jest ważną częścią umiejętności zarządzania oraz skutecznym sposobem uznawania i honorowania sukcesów innych osób. Czas już uczynić zastanawianie się naszym obowiązkiem – i mentorem. Mentorem może być też

wiele innych czynników, ale wspólne zrozumienie z zespołem, z którym pracujemy, stanowi bezcenne doświadczenie w zakresie przedsiębiorczości i zarządzania, które decyduje o tym, że stajemy się spolegliwi dla naszych podopiecznych oraz klientów. Można to osiągnąć przez finansowe premiowanie za pośrednictwem agencji nadzorujących, które pełnią funkcje konsultacyjne, często jednak dokonuje się tego głównie w drodze zwracania komuś należności i zachowywania wolnej ręki wobec cudzych dylematów biznesowych. Kanclerz Skarbu Alistair Darling w Zjednoczonym Królestwie wzywała niedawno przedsiębiorców do okazywania silniejszego wsparcia nowemu pokoleniu, podobne wezwania wyrażały popularne programy telewizyjne w rodzaju Dragons’ Den, uzmysławiające przedsiębiorcom, ile mogą dokonać z pomocą in​nych. Dlaczegóż więc miałbyś pozostawać w tych kwestiach Zosią samosią? Pobudzanie do sukcesu jest swego rodzaju sukcesem, i im szczodrzej dzielisz się swoimi doświadczeniami i swoim know-how, tym większy uzyskujesz wpływ na rozwój kultury biznesowej w swoim otoczeniu. Gromadzenie czegoś „na zapas” prowadzi do stagnacji, natomiast dzielenie się z innymi rozwija twoje umie​jęt​no​ści i umac​nia two​ją wia​rę w sie​bie.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Pouczanie się nawzajem jest zaletą przedsiębiorczości. Istnieje potrzeba men

w dynamicznej torów w pracy

z dziećmi, z uchodźcami, z ludźmi niepotrafiącymi obsługiwać komputery i w ogóle z innymi przedsiębiorcami. W poszukiwaniu godnych zaufania mentorów zwróć się pod następujący adres ma​ilo​wy: www.ti​me​bank.org.uk/men​tor.

48. WOL​NOŚĆ ZGRO​MA​DZEŃ W okresie pierwszych porywów rewolucji burżuazja francuska ośmieliła się odebrać robotnikom prawo do zgromadzeń, dopiero co przez nich uzyskane. Dekretem z 14 czerwca roku 1791 postanowiono, że wszelkie stowarzyszenia robotnicze są «zamachem na wolność i na deklarację praw człowieka», za które wymierza się karę w wysokości 500 funtów oraz po​zba​w ie​nia praw oby​w a​tel​skich na prze​ciąg roku. Określenia takie jak „wolność zgromadzeń” i „społeczne postulaty” brzmią dla dzisiejszego ucha dość archaicznie. Niektórym przypomnieć mogą stereotypy związkowe z lat 70., głoszone przez „niebieskie kołnierzyki”, którzy to nosiciele takiego stroju zbierali się przy piwie i z serowymi kanapkami w dłoni przegłosowywali odpowiadające ich oczekiwaniom żądania. Skoro jednak w krajach Zachodu w zasadzie respektuje się prawo do zgromadzeń, warto przypomnieć, że w prze​szło​ści było ono naj​pierw w ogó​le za​ka​za​ne, a przez dłu​gi czas po​tem no​to​rycz​nie ła​ma​ne. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Ci, którzy pragną poświęcić wolność w imię bezpieczeństwa, nie zasługują ani na jedno, ani na drugie, i żad​ne​go nie otrzy​ma​ją. Ben​ja​min Fran​klin

Marks zauważa, że wolność zgromadzeń (a tym samym zakładania związków) była przez zadziwiająco długi czas zakazywana, ograniczana i łamana, a działo się tak z jednego głównie powodu: „prawo, które – środkami przymusu pozostającymi w dyspozycji państwa – spychało walkę między kapitałem a światem pracy w matnię, z korzyścią dla kapitału, przeżyło rewolucje i obalenie dynastii”. Nawet okres wielkiego terroru bynajmniej go nie zniósł. Dopiero ostatnio uchylił je kodeks pracy. Nie ma niczego bardziej charakterystycznego dla burżuazyjnego zamachu stanu. Chapelier, referent Komitetu ds. owego prawa, pisał: „Wzburzenia mogą być nieco silniejsze niż w istocie są… nie powinny być jednak na tyle silne, by uwol nić [wzburzonych] od absolutnego uzależnienia od [uzyskiwanych] środków do życia, co jest niemalże formą pracy niewolniczej”; toteż robotnicy nie mogą rozeznać się w swoich interesach, ani działać pospólnie dla osiągnięcia tego celu, lecz mają pozostawać w owym „absolutnym uzależnieniu od środków do życia, co jest nie​mal​że for​mą pra​cy nie​wol​ni​czej”. Krótko mówiąc, kwestia wolności zgromadzeń i zbiorowego działania sprowadza się do tego, że mogą one pobudzić robotników do wyrwania się z niewolniczego uzależnienia. Toteż kapitał musi trzymać rękę na pulsie i niezgodnymi z prawem wybiegami rozbijać zbiorowe działania, dogadując

się z wyłamującymi się ze wspólnego frontu osobnikami – co jest zgodne z klasyczną formułą: dziel i rządź. W krajach wysoko rozwiniętych wolność gromadzenia się i stowarzyszania jest wpisana w ko​deks praw​ny (w ar​ty​ku​le 12. Kar​ty Praw Pod​sta​wo​wych, obo​wią​zu​ją​cej w Unii Eu​ro​pej​skiej). Zapomina się o tym przy ogólnym osłabieniu „uzwiązkowienia”, chociaż istnienie związków zawodowych może być dla biznesu korzystne – zapobiega konfrontacji. Związki mogą ułatwić porozumienia w sprawach komunikacji, organizacji, szkolenia i morale. Odgrywają istotną rolę w ustalaniu skali korporacyjnej odpowiedzialności społecznej, która – jak to już wykazaliśmy – ma znacz​ny udział w for​mo​wa​niu się no​we​go ka​pi​ta​li​zmu.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ A więc zostałeś zachęcony do „uzwiązkowienia” – umocnienia pozycji związków zawodowych jako środka do współdziałania z „siłą roboczą” Ale czy przekonałeś się, że twoi partnerzy winnych krajach respektują wolność zgromadzeń? W miarę wzrostu wymagań w zakresie przejrzystości działań i rzetelności działania wzmaga się też presja na rozliczenie się z twoich własnych uzysków oraz rozliczeń ze wszystkimi przed​się​bior​stwa​mi, z któ​ry​mi masz do czy​nie​nia.

49. KA​IZEN Kapitały dodatkowe uzyskane w wyniku normalnej akumulacji służą jako szczególnie dogodny spo​sób na wy​ko​rzy​sty​w a​nie no​w ych wy​na​laz​ków i od​kryć, a też roz​w o​ju prze​my​słu w ogól​no​ści. Zdaniem Marksa w naturze przemysłu leży stały rozwój, lecz polega on jedynie na doskonaleniu maszynerii, mającym na celu systematyczne redukowanie pracy ręcznej, a tym samym na ograniczaniu płacowych roszczeń robotników. „Z upływem czasu także i stary kapitał dochodzi do punktu, w którym musi się odnowić od stóp do głów, zrzucić z siebie starą skórę i odrodzić się w perfekcyjnej formie technicznej, w której zmniejszona liczba robotników obsługiwać będzie powiększony park maszynowy i przetwarzać również zwiększoną liczbę surowców w obficiej wy​two​rzo​ne pro​duk​ty”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Firmy znakomite nie polegają na znakomitości raz osiągniętej, lecz na stałym udoskonalaniu i wprowadzaniu zmian. Tom Pe​ters, au​tor Biz​n es od nowa!

W trudnych latach przemysłu wiktoriańskiego istniały nader ograniczone możliwości zwiększenia wydajności pracy robotników, a bardzo niewielu ludzi uważało, że robotnicy rozporządzają siłą umożliwiającą usprawnienie procesu produkcji i polepszenie warunków pracy, a także zwiększenie satysfakcji czerpanej z wykonywanej pracy. Marks nie przewidział tego, że usprawnione zarządzanie – bardziej przemyślne i elastyczniejsze – może doprowadzić nie tylko do zwiększenia wydajności pracy robotników, ale wzbudzi w nich dumę z tego dokonania, co położy kres ich poczuciu wy​alie​no​wa​nia, któ​re Marks uwa​żał za nie​unik​nio​ny sku​tek ka​pi​ta​li​zmu. Termin „kaizen” pochodzi z języka japońskiego, uformowanego z dwóch wyrazów: kai (zmiana) oraz zen (dobro) – zazwyczaj odnosi się go do stałego rozwoju, dokonującego się w wyniku pewnego procesu. Na ogół kojarzy się to pojęcie z takimi przedsiębiorstwami jak Honda, Suzuki, a przede wszystkim Nippon Steel, który wdrożył „kaizen” w początku lat 60. Sam termin „kaizen” jest nieco młodszy, zrazu określano taki stały rozwój mianem „dżiszu kanri” (samozarządzanie), które oddawało dynamikę zjawiska. W gruncie rzeczy stosowano ten termin do zespołów pracowniczych ponoszących odpowiedzialność za swoją wydajność i z tego względu wysuwających własne sugestie co do zwiększania swojej produktywności. Niestety, doprowadziło to do mylenia tego systemu z innym, w którym robotnicy biorą na siebie całą pracę myślową, zupełnie jak gdyby proces wytwarzania był czymś w rodzaju skrzynki na pomysły racjonalizatorskie. Kiedy kaizen okazał się

najbardziej wydajny, był wprawdzie wynikiem inicjatywy robotników, ale systematycznie nimi zarządzano. Na przykład w koncernie Nippon Steel przybrał on formę mikstury łączącej elementy wolontariatu, pracy opłacanej i pracy obowiązkowej. Badania prowadzone w tym koncernie wykazały, że oficjalne spotkania „dżiszu kanri” zajmowały pięć roboczogodzin w tygodniu, za które uczestnicy pobierali wynagrodzenie, ale pociągały za sobą od dwóch do pięciu godzin tygodniowo zajmowanych przez nieformalne dyskusje prowadzone przez robotników, na ogół w czasie przerw na posiłek lub po pracy. Te nieopłacane godziny honorowej pracy kaizen przynosiły jednak bonusy w postaci zwiększonej wydajności. System kaizen pomagał w dodatku w rozwijaniu „ducha zespołu” pracowniczego, zapewniającego temu zespołowi produkowanie we współzawodnictwie z innymi zespołami, nad którymi ten najlepszy osiągał przewagę w kreatywności i zwiększaniu efektywności pracy. W niektórych przypadkach dochodziło do wymontowywania usprawniających urzą​dzeń po za​koń​cze​niu pra​cy, by je ustrzec przed wzro​kiem ry​wa​li.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ System kaizen można wprowadzić niemal do każdego rodzaju biznesu, pod warunkiem, że spełnisz cztery jego podstawowe wymogi: ukształtowanie „ducha zespołu” uświadomienie członkom zespołu potrzeby osiągnięcia maksymalnej skuteczności systemu, utwierdzenie sprzężenia zwrotnego i zapewnienie systemowi stałego ewoluowania. Zastanów się nad tym, w jakim zakresie twoje przedsiębiorstwo lub kierowany przez ciebie jego wydział wdraża system kaizen i co mo​żesz zro​bić, by po​lep​szyć tę pra​cę.

50. SZKO​LE​NIE W TRAK​CIE PO​SIŁ​KU Skoro jeszcze przed rozpoczęciem praca została wyalienowana od robotnika sprzedającego swą siłę roboczą, zagarnięta przez kapitalistów i wtopiona w kapitał, musi ona w toku procesu wy​twór​cze​go wy​ło​nić pro​dukt, któ​ry nie na​le​ży do ro​bot​ni​ka. Według Marksa alienacja powodowana przez kapitalizm jest poczwórna. „Po pierwsze, robotnicy, poczynając od chwili, kiedy zostali wyrwani z naturalnego środowiska rodzącego żywność, wyalienowani zostali od wytworów swej pracy i oddzieleni od świata natury. Po drugie, wyalienowani zostali od procesu pracy, ponieważ podział pracy zmniejszył bezpośrednie wykonawstwo robót i zredukował człowieka do rangi dodatku do maszyny. Po trzecie, robotnik indywidualny wyalienowany został ze swej natury, ponieważ stał się przede wszystkim robotnikiem, a dopiero w następnej kolejności człowiekiem. Po czwarte, w wyniku wszystkich tych form wyobcowania człowiek wyalienowany został ze swego człowieczeństwa, czego ostateczną kon​se​kwen​cją była utra​ta kon​tak​tu z in​ny​mi ludź​mi”. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Praca powinna wciągać, radować robotnika i rozwijać w nim twór​cze in​stynk​ty. Ri​chard Bran​son

Nie trzeba być ortodoksyjnym marksistą, by przyznać, że większość tych stwierdzeń jest w oczywisty sposób prawdziwa i że mechaniczna praca przy bezdusznej maszynie naprawczej nie może uczynić człowieka szczęśliwym. Przyznanie to nie skłoni cię zapewne do odrzucenia systemu kapitalistycznego, ale możesz przecież zabiegać o zredukowanie lub wręcz usunięcie tych alie​nu​ją​cych ele​men​tów. W tym miejscu otwiera się pole dla formowania konstruktywnej kultury przedsiębiorstwa. Kultura ta nie jest w stanie rozwiązać wszystkich problemów, ale może dojść dość daleko na drodze wiodącej do odtworzenia więzi między pracownikami, a także między nim i głównym celem działania przed​się​bior​stwa. Pod​sta​wo​wy​mi czę​ścia​mi skła​do​wy​mi doj​rza​łej kul​tu​ry przed​się​bior​stwa są: • Orientacja. Przedstaw ludziom jasną ideę, którą przedsiębiorstwo realizuje, cele, do których zmie​rza i me​to​dy, za po​mo​cą któ​rych za​mie​rza te cele osią​gnąć. • Trening. Oferuj pracownikom trening łączący informację z motywacją i umożliwiaj pracownikom wy​su​wa​nie ich wła​snych su​ge​stii co do ce​lów tre​nin​gu, po​dob​nie jak wio​dą​ce do tego celu dro​gi.

• Komunikowanie się. Komunikowanie się w ramach korporacji jest często jednokierunkowe – „z góry na dół” – podczas gdy powinno polegać na nieustannym dialogu przy wykorzystywaniu wszyst​kich do​stęp​nych me​cha​ni​zmów. • Docenianie i nagradzanie. Jeśli dobre działania nie zostają docenione, wygasają, ustępując miejsca „od​wa​la​niu ro​bo​ty”, przy cał​ko​wi​tym bra​ku za​in​te​re​so​wa​nia jej wy​ni​ka​mi. Tak więc wprowadź program „Ucz się w trakcie posiłku”. W większości większych przedsiębiorstw nikt prawie nie wie, czym zajmują się inne wydziały, co prowadzi do apatii, zobojętnienia, a nawet negatywnego stosunku do przedsiębiorstwa. Wprowadź więc zwyczaj nieformalnego przedstawiania się pracowników twego przedsiębiorstwa, a także ich wydziałów, ich pracy, upodobań, preferencji i idiosynkrazji odczuwanych w stosunkach międzyludzkich. Szarpnij się na zamówienie sandwiczów i zaproś wszystkich do rozmowy dotyczącej sposobów, w jaki mogliby sobie nawzajem pomagać. Jeśli to rozpocznie proces humanizowania twojego przedsiębiorstwa, to wy​ko​na​łeś krok we wła​ści​wym kie​run​ku.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Dobre przedsiębiorstwa oferują „Szkolenie w trakcie posiłku” innym przedsiębiorstwom – klientom, kolegom, a także rywalom. Jeśli to sprzyja ekosystemowi twojego przedsiębiorstwa w zrozumieniu ciebie i jeśli uzyskujesz możliwość zjednania ich swoimi ekspertyzami oraz przyjacielskim odnoszeniem się do nich, umacniasz rangę i atrakcyjność swego biznesu, a także torujesz drogę do re​ali​za​cji swo​ich ce​lów.

51. JE​STEŚ TYM, CO KON​SU​MU​JESZ Człowiek zawsze był konsumentem i pozostaje konsumentem, zarówno przed wytwarzaniem, jak i w jego trak​cie. Możesz być producentem, menedżerem lub robotnikiem, ale kimkolwiek jesteś, z całą pewnością jesteś też konsumentem. „Wszelki proces produkcyjny dokonujący się w społeczeństwie musi być procesem ciągłym, musi być kontynuowany przez pewien czas i przechodzić przez te same fazy. Społeczeństwo nie może przerwać ani wytwarzania, ani konsumpcji. Jak już wykazaliśmy, jest to układ sprzężony w nierozerwalną całość, a podlegając nieprzerwanej odnowie, każdy proces spo​łecz​ny, ja​kim jest też pro​duk​cja, w tym sa​mym cza​sie pod​da​ny zo​sta​je re​pro​duk​cji” MYŚL PRZE​WOD​NIA

Etyczna postawa człowieka powinna się opierać na życzliwości, wykształceniu i więzi społecznej; zasady re​li​gij​ne nie są po​trzeb​ne dla jej wspie​ra​nia. Al​bert Ein​ste​in

Co ważniejsze zaś, Marks podkreśla, że siłą kapitalizmu jest ruch sił, ich przemieszczanie się; tak więc robotnik, który porzucił wieś w poszukiwaniu pracy, zostaje zmuszony do konsumowania produktów, ponieważ nie może już uprawiać produktów rolnych służących jego własnemu wyżywieniu. Ten nieprzerwany cykl jako całość i każdy robotnik z osobna wymuszają więc eks​plo​ata​cję cu​dzej pra​cy. W obecnej epoce, kiedy udajemy się do delikatesów na zakupy, nie postrzegamy siebie jako eksploatatorów ani jako eksploatowanych, ale osobisty wkład każdego z nas jako konsumenta pozostaje niezaprzeczalny, a eksploatacja funkcjonuje właśnie w takim systemie. Dlatego też wielu kon​su​men​tów za​czy​na do​cie​kać etycz​ne​go wy​mia​ru ich za​ku​po​wej pa​sji. Recesja może nabierać rozmachu, kredyty mogą być drastycznie ograniczane, zapaść ekonomiczna może się pogłębiać i rozszerzać, ale co się tyczy reakcji konsumenta na te zdarzenia, stwierdzić wypada, że w tych warunkach konsumeryzm etyczny utrzymuje się przy życiu. Coroczne raporty Cooperative Banku odnotowują wzrost wydatków konsumenckich w Zjednoczonym Królestwie, co jest widomym świadectwem żywotności konsumeryzmu etycznego. Na przekór temu, że w roku 2008 spadła konsumpcja konsumerska, wartość rynku etycznego w Zjednoczonym Królestwie wynosiła 33,5 miliarda funtów, a każde gospodarstwo domowe wydało przeciętnie 707 funtów na zakupy zgodne ze swoimi etycznymi pryncypiami (w porównaniu z 630 funtami wydatkowanymi na takież cele w roku poprzednim). Tak więc etyczna konsumpcja ma się dobrze, podczas gdy ogólne wydatki

konsumenckie zmalały w tymże roku 2008 o 600 miliardów funtów. Na targowiskach i w punktach sprzedaży zdrowej żywności zakupy wzrosły o 14 procent. Wydaje się tedy, że preferujemy zakupy zgod​ne z na​szym su​mie​niem, na​wet kie​dy je​ste​śmy świa​do​mi, że wię​cej nas kosz​tu​ją. Tę samą tendencję potwierdzają raporty sporządzane przez Boston Consulting Group: Green Advantage for Consumer Companies. Ankieta, która objęła 9000 osób dorosłych w 9 krajach, wykazała, że 34 procent mieszkańców Europy będzie kontynuowało zakupy produktów zielonych, w Sta​nach Zjed​no​czo​nych pro​cent ten jest o dwa punk​ty niż​szy. Oczywiście, pozostaje zagadką, czy tendencja taka utrzymałaby się, gdyby ludzie rzeczywiście zostali pozbawieni pieniędzy. Mroczną stroną całego systemu jest to, że kiedy owi „etyczni konsumenci” zachodzą do baru fast food, zamiast do drogiej restauracji, lub robią zakupy w sklepach firmowych, zamiast u samodzielnych drobnych sprzedawców, mogą powodować się w sprawach rynkowych względami etycznymi, których uprzednio nie kojarzono z rynkiem. Rozejrzyj się więc za „mar​ko​wy​mi” sprze​daw​ca​mi z głów​nych ulic, skła​da​ją​cy​mi etycz​ne obiet​ni​ce.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Konsumowanie mniejszej ilości lepszych produktów jest tylko częścią całej sprawy-możesz prowadzić akcję na rzecz dokonania istotnej zmiany w polityce zakupów. Może ona polegać na prostym powiadamianiu ludzi, co i dlaczego kupili. Nie ma tu powodu do bojkotowania kogokolwiek, zanim nie znajdziesz czasu, by zawiadomić wytwórcę, że zamierzasz objąć go boj​ko​tem.

52. CAŁA NA​PRZÓD! Trzeba sobie uświadomić, że wiele bólu fizycznego i moralnego spadło na nich z przyczyn, za które w żaden sposób nie ponoszą odpowiedzialności, których istnienia w ogóle nie mogli być świa​do​mi, z któ​ry​mi nie by​li​by w sta​nie się zmie​rzyć. Marks mówi o robotnikach opresjonowanych przez system „gangsterski”, ale koncepcja bezbronności pracownika w starciu z kapitalistą jest stałym wątkiem tematycznym Ka​pi​ta​łu. Jego autor podkreśla, że ta nierówność wpisana jest w system, ponieważ kapitalista może nie zatrudnić robotnika, ten zaś – raz już wyzuty z ziemi, a także wyzbyty samodzielności przysługującej statusowi niezależnego rzemieślnika – nie ma alternatywy dla konieczności pracy. Musi pracować, by zdobyć środki na utrzymanie, i nie może zmienić tej sytuacji, dopóki płace nie wzrosną albo też nie poprawią się warunki pracy. Sytuacja taka trwa – niestety – po dzień dzisiejszy w biedniejszych czę​ściach świa​ta oraz w więk​szo​ści słab​szych eko​no​micz​nie kra​jów na Za​cho​dzie. MYŚL PRZE​WOD​NIA

Ci, którzy się w ogóle nie poruszają, nie odczuwają brze​mie​nia swych kaj​da​nów. Róża Luk​sem​burg, mark​si​stow​ska re​wo​lu​cjo​nist​ka

Możliwe jednak, że nikt spośród czytelników tej książki nie znajduje się w takiej sytuacji. Należymy do uprzywilejowanych i wykształconych grup, które (w większości) mogą sobie wybierać miejsce i rodzaj pracy. Bywamy zatroskani częściej problemami naszej autopromocji lub zawirowaniami naszej zawodowej kariery niż lękiem przed głodem bądź też zaharowaniem się na śmierć przy taśmie produkcyjnej. Toteż wyzwaniem naszym jest sposób, w jaki należałoby wykorzystać nasze atuty, któ​ry​mi – w od​róż​nie​niu od ro​bot​ni​ków opi​sa​nych przez Mark​sa – zo​sta​li​śmy ob​da​rze​ni. Spytaj samego siebie, czy robisz to, co chciałbyś robić. I czy wiesz, dlaczego to robisz? Po to, by mieć z czego żyć? To niewystarczający powód. Pora, by zebrać się w sobie, ponieważ wszyscy przeszliśmy już długą drogę, i zrozumieć, że nie wyświadczasz nikomu żadnej uprzejmości, nie wy​ko​rzy​stu​jąc w peł​ni wol​no​ści, któ​rą roz​po​rzą​dzasz. Najpierw określ sobie cel, do którego dążysz. Co cię motywuje? Jakie żywisz zamiary? Jakie podejmiesz kroki, by je spełnić? Nie wzdragaj się przed wytknięciem sobie ambitnych celów, upewnij się tylko, czy potrafisz rozłożyć dążenie do nich na poszczególne etapy, jakim będziesz w stanie sprostać. Tim Wright, konsultant w kwestiach kreatywności, wygłasza odczyty, w których wzywa słuchaczy, by określili, do czego dążą. Podaje przykład własnego celu życiowego – chce zagrać w golfa na Księżycu z Davidem Bowie. Podając cel tak trudny, demonstruje następnie, jak

rozłożyć go na poszczególne etapy, wieńczone skromniejszymi osiągnięciami – najpierw trzeba się nauczyć grać w golfa (to nie jest zadanie szczególnie trudne), zaprzyjaźnić z Davidem Bowie (to już trudniejsze, ale dające się zrealizować przy wykorzystaniu odpowiednich kanałów), a w końcu wybrać się na Księżyc. Ten ostatni etap wydaje się nie do zrealizowania, ale w miarę tego, jak bę​dzie się roz​wi​ja​ła tu​ry​sty​ka w prze​strze​ni ko​smicz​nej, może w cią​gu na​stęp​nych kil​ku lat bę​dzie już można takie zamierzenie spełnić. Sprawa polega na tym, by nie rozproszyć w powszedniej krzątaninie swojej zdolności do zrealizowania całego swojego potencjału. Jeśli nasze walki okazują się da​rem​ne, winy za to nie po​no​si nikt inny, lecz my sami.

MYŚL POD ROZ​WA​GĘ Wypisz sobie swoją misję do spełnienia. Nie chodzi o przelanie na papier gołosłownych mrzonek, ale o rzeczowe sformułowanie zamiaru, który podejmujesz, i sposobu, w jaki go zrealizujesz. Schowaj go w jakimś ważnym dla ciebie miejscu w dzienniku, albo jako fiszkę rozkładaną pod szklaną pokrywą biurka, gdzie będziesz mógł stale na nią spoglądać i pilnować realizacji swo​je​go celu.

KA​LEN​DA​RIUM ŻY​CIA I DZIA​ŁAL​NO​ŚCI 1818

Ro​dzi się w Tre​wi​rze, pod​ów​czas w Pru​sach, obec​nie Nad​re​nia – Pa​la​ty​nat.

1836

Im​ma​try​ku​la​cja na stu​diach praw​ni​czych w Ber​li​nie.

1841

Dok​to​rat z fi​lo​zo​fii.

1842/43

Od 15 paź​dzier​ni​ka 1842 do 18 mar​ca 1843 roku re​dak​tor na​czel​ny „Rhe​ini​sche Ze​itung” w Ko​lo​nii.

1843

Po​ślu​bia Jen​ny von We​st​pha​len, cór​kę ba​ro​na i rad​cy sta​nu.

1844

Po​czą​tek współ​pra​cy z Fry​de​ry​kiem En​gel​sem.

1848

Ra​zem z En​gel​sem wy​da​je Ma​ni​fest Ko​mu​ni​stycz​ny. Zo​sta​je re​dak​to​rem na​czel​nym re​wo​lu​cyj​nej ga​ze​ty „Neue Rhe​ini​sche Ze​itung”. Aresz​to​wa​ny (na krót​ko) w Bruk​se​li.

1849

Od tego roku aż do śmier​ci współ​pra​cu​je z du​żym dzien​ni​kiem ame​ry​kań​skim „New York Da​ily Tri​bu​ne” Emi​gru​je do Lon​dy​nu.

1852

Po​pa​da w po​waż​ne ta​ra​pa​ty fi​nan​so​we.

1859

Przy​czy​nek do kry​ty​ki eko​no​mii po​li​tycz​nej w for​mie ze​szy​tu. Au​tor za​mie​rzał wy​da​wać swe sze​ro​ko za​kro​jo​ne dzie​ło jako ze​szy​ty. Skoń​czy​ło się na wy​da​niu jed​ne​go.

1864

Współ​za​kła​da mię​dzy​na​ro​do​we Sto​wa​rzy​sze​nie Ro​bot​ni​ków. Ak​tyw​nie uczest​ni​czy w jego pra​cach.

1867

Uka​zu​je się Ka​pi​tał w na​kła​dzie 1000 eg​zem​pla​rzy.

1868

Z po​wo​du pro​ble​mów fi​nan​so​wych roz​wa​ża prze​nie​sie​nie się do Ge​ne​wy ze wzglę​du na niż​sze kosz​ty utrzy​ma​nia.

1881

Umie​ra jego mał​żon​ka Jen​ny, od lat cho​ra na raka.

1883

Marks umie​ra w Lon​dy​nie.

GŁÓW​NE MY​ŚLI KA​RO​LA MARK​SA Spo​łe​czeń​stwo ko​mu​ni​stycz​ne „…ozna​cza dziś ro​bić to, a ju​tro tam​to, ran​ka​mi po​lo​wać, po​po​łu​dnia​mi węd​ko​wać, wie​czo​ra​mi zaj​mo​wać się by​dłem, po obie​dzie kry​ty​ko​wać i w ogó​le ro​bić to, na co tyl​ko przyj​dzie mi ocho​ta, nie sta​jąc się przy tym my​śli​wym, węd​ka​rzem, rol​ni​kiem czy kry​ty​kiem”. Miesz​czań​stwo „Bur​żu​azja ode​gra​ła w hi​sto​rii naj​bar​dziej re​wo​lu​cyj​ną rolę. Tam, gdzie do​szła do wła​dzy, znisz​czy​ła wszel​kie feu​dal​ne, pa​triar​chal​ne, idyl​licz​ne sto​sun​ki”. Świa​do​mość „Nie świa​do​mość okre​śla byt, lecz byt okre​śla świa​do​mość”. Bieg dzie​jów „He​gel za​uwa​żył, iż wszyst​kie wiel​kie wy​da​rze​nia hi​sto​rycz​ne i po​sta​cie wy​stę​pu​ją dwu​krot​nie. Za​po​mniał tyl​ko do​dać, że raz jako tra​ge​dia, a dru​gi raz jako far​sa” Re​li​gia „Re​li​gia jest wes​tchnie​niem uci​śnio​ne​go stwo​rze​nia, ser​cem nie​czu​łe​go świa​ta, tak jak ono jest du​szą bez​dusz​nych uwa​run​ko​wać. To opium dla ludu”. Idee „Idee (po​dob​nie jak re​li​gie) nie mogą mieć żad​ne​go wpły​wu na bieg rze​czy”. Fi​lo​z o​fia „Fi​lo​zo​fo​wie tyl​ko róż​nie in​ter​pre​to​wa​li Świat; cho​dzi o to, żeby go zmie​nić”. Ka​pi​tał „Ka​pi​tał to mar​twa pra​ca, któ​ra oży​wa tyl​ko na spo​sób wam​pi​ra przez wy​sy​sa​nie ży​wej pra​cy, i tym bar​dziej żyje, im wię​cej jej wy​ssie” Ję​z yk „Ję​zyk po​wsta​je, tak jak świa​do​mość, do​pie​ro z po​trze​by, na​tu​ral​nej po​trze​by ko​mu​ni​ko​wa​nia się z in​ny​mi ludź​mi” Prze​moc „Prze​moc jest aku​sze​rem każ​de​go sta​re​go spo​łe​czeń​stwa, któ​ra nosi się z za​mia​ra​mi wo​bec no​we​go”. Zna​ni zwo​len​ni​cy teo​rii Mark​sa: Wło​dzi​mierz Il​jicz Le​nin, Jó​zef Sta​lin, Mao Ze​dong, Fi​del Ca​stro.