Szkoła frankfurcka [1, cz. 2]

  • Commentary
  • Bibuła

Table of contents :
Kurt Baumann - Autarkia a gospodarka planowa 231

Max Horkheimer - Materializm i moralność 251

Friedrich Pollock - Uwagi o kryzysie gospodarczym 277

Paul Ludwig Landsberg - Ideologia rasowa i nauka o rasach. O najnowszej literaturze dotyczącej problemu rasowego 303

Max Horkheimer - Przyczynek do sporu o racjonalizm we współczesnej filozofii 321

Walter Benjamin - O aktualnej postawie społecznej francuskiego pisarza 361

Herbert Marcuse - Walka z liberalizmem w totalitarnej koncepcji państwa 381

Leo Lowenthal - Interpretacja Dostojewskiego w Niemczech przedwojennych 409

Max Horkheimer - Przyczynek do problemu prawdy 439

Erich Fromm - Społeczne uwarunkowanie terapii psychoanalitycznej 473

Citation preview

SZKOU FMNKFURCM toml CZĘŚĆ DRUGA

Wstęp i tłumaczenie:

Jerzy ŁOZIŃSKI

WARSZAWA

1985

KURT BAUMANN

Autarkia a gospodarka planowa

i

Wydaj e się, że spora ilość faktów nie mogących budzić wątpliwości uzasadnia tezę o końcu gospodarki światowej. Na podstawie badań ankietowych można uznać za uzasadnione, że łagodzące kryzys oddziaływanie handlu zagra­ nicznego jest obecnie o wiele słabsze niż przy przedwojennych załamaniaoh gospodarczych, które albo w ogóle nie wpływały na jednoczesne zmniejszenie ilościowo ujętego handlu zagranicznego albo wpływały w bardzo niewielkim stopniu*. Nie ulega wątpliwości, że rosnący protekcjonizm miejscami doprowa­ dził dziś w licznych gałęziach do całkowitego odgrodzenia produkcji krajo­ wej . Poza tym, od czasu gdy w efekcie kryzysu kredytowego i trudności mone­ tarnych zewnętrzne relacje gospodarcze zostały wyrwane ze związków rynko­ wych i poddane regulacji przez przymus gospodarczy, można mówić o zmianie metod w polityce handlowej. Ale fakty takie niczego jeszcze nie dowodzą. Nie można z nich odczytać, czy chodzi o usuwalne przejawy wojny lub kryzysu czy o początki zasadniczo r.owego kierowania gospodarką. Dopiero gdy zmniej­ szenie handlu światowego podciąga Bię pod prawo strukturalnego spadku zna­ czenia handlu zagranicznego, zaś występujące tu i ówdzie nadawanie między­ państwowej wymianie gospodarczej formy naturalnej ocenia się jako "przywrap canie handlowi jego właściwych zadań", wydarzenia, które zachodzą w ostat­ nich latach na rynku światowym uzyskują tę epokową wagę, która w obozie autarkistów nadaje im znamię'symptomu przełomu w gospodarce i w dziejach. K. Baumann: Autarkie und Planwirtschaft. "Zeitschrift für Sozialforschung" 1933 z. 1, s. 79-103. 1 Por. przygotowany i wydany przez Kieler Institut für Weltwirtschaft und Seeverkehr raport komisji opracowującej ankietę: Der Deutsche Aussenhandel unter der Einwirkung weltwirtschaftlicher Strukturwandlungen. 2 tomy, Berlin 1932. T. II, s. 460 i n. 2 F. Fried: Autarkie, /w:/ Tatschriften. Jena 1932, s. 56.

232

Kurt Baumann

Ekwipunek teoretyczny, pozwalający wyjaśniać zaburzenia w powojen­ nym kapitalizmie w sensie koncepcji autarkicznej, w dużej ozęści dostarcza reprezentantom ekonomii politycznej argumentów, przy pomocy których - pod­ czas dyskusji nad cłami ochronnymi w erze Capriviego-Bfllowa - Oldenberg, Pohle i Adolf Wagner obwieszczali koniec industrializmu eksportującego i czynili się heroldami autarkii agrarnej. Obok militamo-politycznego punktu widzenia i obawy przed grożącą utratą zbytu w krajach zamorskich, określa­ jąca ich stanowisko była zwłaszcza troska o to, że dostawy z "krajów rolni­ czych" w pełni ustałyby, gdyby w przyszłości ich własny przemysł ściągał tam dla siebie całą nadwyżkę produkcji rolnej \ Już wówczas przepowiadano

kryzys, w ramach którego po dokonanej industrializacji ziemi nieuchronnie musiałby nastąpić powrót do zamkniętego państwa handlowego1*. Jeśli zgodzić

się z Sombartem, Salinem i z autorami z kręgu "Tat", to obecny kryzys na­ leży interpretować jako wydarzenie tego typu'. Co prawda, wywodowi, że in­ dustrializacja krajów rolniczych i surowcowych ostatecznie tłumaczy wybuch kryzysu, nie przyznaje się wartości absolutnej. Ma się na myśli raczej to, że wspomagane przez protekcjonizm terytorialne rozszerzenie systemu indu­ strialnego doprowadziło do strukturalnego spadku wielkości handlu zagranicz­ nego^, a wraz z regresem podziału pracy między sferami produkcji surowcowej i produkcji przetwórczej tak bardzo wreszcie podkopało fundament gospodarki światowej, że pierwsze uderzenie "procesów ¿wórczych i niszczących mogło rozbić ją w pył i rozwiać łatwiej niż lotny piasek"?. Różnie przy tym kon­ struuje się - podobnie jak podczas mającej miejsce około roku 1900 kontro­ wersji co do państwa rolniczego i przemysłowego - związek między industria­ lizacją a handlem zagranicznym. Sombart głosi zmniejszanie się zdolności3 4567

3 Tak L. Pohle, np. na monachijskiej sesji Verein für Sozialpolitik 1901. . "Schriften" T. 98, s. 207. Podobnie: A. Wagner: Agrar- und Industriestaat. Jena 1902, s. 153. Za takimi prognozami zawsze stało prawo zmniejszającej się żyzności ziemi. Gdy wskazywało się na podaż zboża z krajów zamorskich po niskich cenach, odpowiadano, że kiedy rosnące własne zapotrzebowanie zmusi nowe kraje do intensywniejszej produkcji, wcześniej lub później nas­ tąpi okres rosnących cen. Obecnie podobnie Sombart /patrz niżej/. 4 "Część produkcji przemysłowej nie znajduje już wtedy odbiorcy. /.../ Nie ma innego wyboru, jak teraz znowu się cofać drogą, którą przedtem podąża­ no naprzód. Znaczy to, że dużą część ludności, którą oderwało się od gos­ podarki rolnej i zagnało do przemysłu, trzeba znowu wycofać z zajęć prze­ mysłowych i na nowo zatrudnić przy pracach rolnych". L. Pohle: Deutschland am Scheideweg. Leipzig 1902, s. 166 i n. /prócz tego opracowanie E. Düblina: Internationale Konjunkturabhüngigkeit und Autarkie. "Archiv für Sozial­ wissenschaft und Sozialpolitik" T, 67, s. 283 i n./. Te same poglądy wypo­ wiadał później wyraźnie G. Hildebrand: Die Erchfltterung der Industrieherr­ schaft und des Industriesozlllsmus Jena 1910. 5 "Gdy dziś spojrzeć na dyskusję wokół rolnictwa i przemysłu z przełomu wie­ ków, to wszystkie argumenty Adolpha Wagnera przeciw państwu industrialne­ mu i przeciw optymistom eksportu w pełni się sprawdziły. /.../ Obecny kry­ zys jest tego uderzającym przykładem". G. Wirsing: Zwischeneuropa und die deutsche Zukunft, /w:/ Tatschriften Jena 1932, s. 249. 6 Co do wykorzystania, sformułowanego po raz pierwszy przez Sombarta w 1903, "prawa malejącego znaczenia międzynarodowych stosunków gospodarczych" por. M. Victor: Das sogennante Gesetz der abnehmenden Aussenhandelsbedeutung. "Weltwirtschaftliches Archiv" T. 36, s. 59 1 n. 7 E. Salin: Von den Wandlungen der Weltwirtschaft in der Nachkriegszeit. "Weltwirtschaftliches Archiv" T. 35, s. 11.

Autarkie a gospodarka planowa

233

importowej młodych krajów kapitalistycznych "z tej prostej przyczyny, że nie mogą one zaoferować żadnego ekwiwalentu za przywożone towary przemysło­ we. Nie mają zaś ekwiwalentu, ponieważ nie mogą jednocześnie budować swego własnego przemysłu i wywozić do Europy surowców i produktów żywnościowych. Ujmując to inaczej: na tej samej podstawie rolniczej nie mogą wybudować so­ bie dwu systemów przemysłowych: własnego i europejskiego, zgodnie z prawem proporcjonalności bazy rolniczej i nadbudowy przemysłowej. /.../ Ale nie mo­ gą też rozszerzyć własnej bazy rolniczej, gdyż wtedy wytwarzałyby produkty 8 żywnościowe bardziej intensywnie, a zatem o wiele za drogo . Pewną rolę w toku wywodu Sombarta odgrywa także stagnacja wydajności pracy - tu stwier­ dzana w sferze produkcji surowcowej, ale dająca się zaobserwować ogólnie połączona ze spadkową tendencją ruchu ludności, jako że stąd wyprowadza on spadek zysków, czyli wyschnięcie źródła eksportu kapitału. Argumenty innych autorów bardziej lub mniej świadomie odrzucają marksistowskie interpreta­ cje imperializmu - typu ujęć Róży Luksemburg i Sternberga - zatem ze zmniej­ szenia eksportu wyrobów fabrycznych do obszarów uprzemysławiających się wywnioskowują utrudnienia w sprowadzaniu środków żywnościowych i surowców®.

I w jednej, i w drugiej wizji wynikiem jest to, że opanowanie Ziemi przez kapitalizm musi być zrównoważone przez "upadek gospodarki światowej" /Wagemann/, a ostatecznie musi prowadzić do jej zupełnego rozkładu. Nieuniknio­ nym nakazem jest zatem orientacja na rynek wewnętrzny, bowiem po rozpadnięoiu się "sztucznego tworu" gospodarki światowej nie pozostanie nic innego, jak wyzyskać niezrealizowane możliwości eksportowe, rozwijając w tym celu tę rodzaje produkcji, które dotąd przenoszone były za granicę. Taka autarkizacja byłaby świadomą kontynuacją i uniwersalizacją praktyk interwencjonietycznych wprowadzonych w wielu krajach w latach powojennych1®. Wszędzie pow­ stałaby dzięki niej nowa "piękna odpowiedniość" między przemysłem a gospo­ darką rolną. Obszary o nadwyżce produkcji rolnej, ograniczając ją, zastoso­ wałyby zwolnione czynniki produkcyjne w przemyśle, obszary zaopatrywane w pro­ dukty rolne musiałyby postępować odwrotnie, dokonując reagraryzacji, aż osiągnięta by została daleko posunięta samowystarczalność dzięki planowemu zaokrąglaniu korpusów gospodarek. Jeśli nawet nie myśli się o pełnej autarkii w granicach obecnych państw narodowych, to zbliżającej się realizacji tej "platońskiej idei" /Fried/ oczekuje się od nowych "wielkoprzestrzennych gospodarek", których zarysy - jeśli dobrze skierować wzrok - są już dzisiaj widoczne8 11. 910

8 W. Sombart: Die Zukunft des Kapitalismus. Berlin-Charlottenburg 1932, s. 3®. To samo już w 1928 na sesji Verein für Sozialpolitik w Zürichu. 9 Por. G. Wirsing: Zwischeneuropa... oraz F. Fried: Autarkie, /w:/ Tatschriften..., s. 247 i n. oraz 20 i n. 10 Jako wzór może służyć wspieranie przemysłu w nowych państwach europejskich i w krajach zachodnich, ale także waloryzacja produktów tropikalnych /kawy, cukru, kauczuku/, w trakcie realizacji której od gromadzenia zapasów prze­ chodzi się do ograniczania produkcji. 11 Przychodzą tu na myśl imperia: angielskie i francuskie, tworzący się obszar wschodnioazjatyćki, Rosja Radziecka, USA, "Europa Środkowa" czy "Zjednoczo­ ny Kontynent Europejski". Europa Środkowa jest hasłem "Tat” /Niemcy i Euro­ pa południowo-wschodnia, pozostające w związkach z Rosją Radziecką/; Zjedna— czony Kontynent Europejski, który ma obejmować kontynent nierosyjski z do­

234

Kurt Baumann

Ponieważ całkowita samowystarczalność nie wydaje się możliwa, pro­ paganda autarkii działa zazwyczaj poprzez gospodarczą, moralną i politycz­ ną ocenę poszczególnych posunięć importowych. W Niemczech przede wszystkim wysuwa się i realizuje żądania, by w interesie własnej produkcji zamknąć przywóz produktów rolnych. Np. u von Dietzego owa "swoboda wykarmienia" mo­ tywowana jest czysto politycznie, przy świadomym odkładaniu na bok ekonomi­ cznych kryteriów wydajności, a także bez odwoływania się do teorii rozwoju: obronność kraju i narodu, zależna od zapewnienia własnej podstawy żywnościo­ wej i wzmocnienia wiejskich warstw ludności, jest ważniejsza niż wzgląd na gospodarność i stan aprowizacji1213 . Ale nawet u takich "integralnych" autar16 15 14 kistów, którzy wierzą, że w swych żądaniach poddają się niezależnym od nich prawom, dedukcja ekonomiczna i ekonomiczna konieczność odgrywają rolę ubocz­ ną i pośrednią. Protekcjonizm i regres w podziale pracy mają tu znaczenie oznak nowej "postawy" narodów: jest to oręż; którym posługuje się zasada państwa narodowego w walce z zasadą gospodarki międzynarodowej. W tej wersj i jest zresztą zawsze prawdą, że autarkia nie jest tylko wymarzona, gdyż oto w Niemczech "rozwój dokonuje się w istocie samorzutnie, ale nie z przyczyn ekonomicznych, lecz ponieważ odpowiada charakterowi niemieckiemu"1^. Ta

wizja świata1

jest nieczuła zarówno na zarzut, że droga do gospodarki na­

rodowej jest "wybrukowana kryzysami" /Dflblin/, jak i na wskazanie na nie­ uniknione obniżenie się poziomu życia. Bo choć aż nazbyt łatwe do odparcia są takie uzasadnienia, jak Frieda, który mimochodem - nie zagłębiając się w to bynajmniej - obiecuje pomnożenie bogactwa, czy Sombarta, który od-reagraryzacji Niemiec oczekuje likwidacji na najbliższe lata całego bezrobo15 cia , są one całkiem niepotrzebne. Odraza wobec "nikczemnego świata postę­ pu" i "tzw. rozumu wieku XIX" /Salin/ pozwala nawet wtedy popierać autarkię, gdy przyznaje się, że z punktu widzenia polityki aprowizacji i koniunktury mogłaby ona oddziaływać tylko ujemnie1®.

12

13 14

15

16

datkiem francuskich posiadłości w Afryce, od dawna wieszczony jest przez autarkistów z "Sozialistischen Monatshefte" /ostatnio por. szczególnie artykuły H. Kranolda w tym czasopiśmie/. Por. referat tegoż na drezdeńskiej sesji Verein für Sozialpolitik 1932, "Schriften" T. 187, szczególnie s. 111. Tak samo H. Schacht: "Kwestia produkcji rolnej jest wprawdzie dla pojedynczych gospodarzy kwestią ren­ towności, ale dla narodu widzianego w całości jest to jednak konieczność życiowa niezależna od kosztów" /H. Schacht: Grundsätze deutscher Wirt­ schaftspolitik. Oldenburg 1932, s. 31/. F. Fried w: "Tat" styczeń 1933, s. 839. Światopoglądowe podłoże żądań autarkicznych jest wyraźne u Spanna. Gospo­ darce światowej brakuje, wedle Spanna, charakteru "bezpośredniej jedności", podczas gdy narodowe gospodarki ludowe są "formą twórczą" i dlatego aspi­ rują do "własnego zróżnicowanego życia", stając przed zadaniem możliwie najpełniej rozwiniętej samowystarczalności. Spann: Der individualistische und der universalistische Begriff der Weltwirtschaft. "Weltwirtschaftli­ ches Archiv" T. 30, s. 116 i n. Por.F-.Med: Autarkie, /w:/ Tatschriften..., s. 55; W. Sombart: Die Zu­ kunft..., s. 44. W propagandzie autarkizmu poważną rolę odgrywa zawsze punkt widzenia tworzenia miejsc pracy. Por. E. Salin: Am Wendepunkt der deutschen Wirtschaftspolitik, /w:/ Deutsche Agrarpoli­ tik. Veröffentlichungen der Friedrich List-Gesellschaft T. 6. Cz. 2. Berlin 1932, s. 703 in. W tym sanym kierunku - acz bez zastrzeżeń, które jeszcze czyni Salin - idą wypo­ wiedzi 0. Strassers, liiekischa i in. Spora dokumentacja: F. Hofftaam: Der Ruf nach Autarkie in der deutschen politischen Gegerwartsideologie. "Weltwirschaftliches Archiv" T. 36, s. 496 in.; G. Bernstein: Abwandlungen des Autarkiegedankens. "Wirtschaftskurve" listopad 1932.

Autarkia a gospodarka planowa

235

Uważr się, że w pełni uda się obronić konieczność ukształtowania porządku autarkicznego, gdy wykaże się, iż w tym samym kierunku popychają silne wewnętrzne zmiany w gospodarce. Występują tu faktycznie pewne paralelizmy. Jest analogia między interwencjami w swobodę handlu zagranicznego, jakimi są wszystkie środki zmierzające do odcięcia się od rynku światowego, a interwencji na rynkach wewnętrznych, bez względu na to, czy wychodzą one od monopolistycznych przedsiębiorstw czy grup przedsiębiorstw, od związ­ ków zawodowych czy od państwa. Jeśli rozwój, który przyniósł ze sobą takie wewnątrzgospodarcze regulacją cen i produkcji, rzutować w przyszłość /przy czym można się powołać na Schmalenbacha czy Sombarta/, to poprzez "organicz­ ne przekształcenie" obecnego trendu droga prowadzi do swego rodzaju "gos­ podarki planowej", w której ostatecznie wolność zastępowana jest przez więź. Nie ma przy tym zazwyczaj znaczenia, czy chodzi o planowy kapitalizm czy o planowy socjalizm, w obliczu faktu, że i tak "pewna epoka indywidualistycz­ na zbliża się po raz kolejny ku końcowi w powszechnodziejowym przejściu od okresów, w których następuje swobodne związanie się we wspólnotę, do okresów, w których w imię wolności rozluźnia się ona do postaci społeczeństwa"1^. Ta­ ka gospodarka planowa tak miałaby się do wolnej gospodarki rynkowej, jak autarkia do wolnego handlu: wewnątrz i zewnątrz świadoma regulacja zajmuje miejsce mechanicznego biegu rzeczy. W tym kontekście postulat autarkii wy­ raźnie uzyskuje nieco odmienne znaczenie - mówi się teraz o "autarchii": samorządność - tak że obejmuje również narzędzia państwowego promowania eksportu w ramach planu przywozu i wywozu, który obejmuje całą gospodarkę. Myśli się teraz nie tyle o ograniczaniu handlu zagranicznego, ile o jego centralnym planowaniu, przy czym zawsze powinien zostać zachowany prymat rynku wewnętrznego i narodowopolityczny warunek swobody wykarmienia. System nowej polityki handlowej, działającej przy pomocy umów kontyngentowych i preferencji, uruchamiającej zatem bezpośrednią wzajemną wymianę towarów - jak to już dzisiaj praktykuje się w wielu przypadkach - zastępuje epokę kapitalizmu liberalistycznego, która potrafiła osiągnąć tylko "przypadkowe związki" między gospodarkami narodowymi. Skoro autarkia i gospodarka planowa podpadają pod to samo pojęcie ogólne /gospodarka zwarta/, to nasuwa się konkluzja, że jedna implikuje drugą także rzeczowo i praktycznie. Z jednej więc strony uznaje się, że nie będzie można zrealizować przyszłej narodowej gospodarki planowej bez "auta­ rchii", której to tezy dowodzi się empirycznie wskazując na Rosję Radziecką 17 E. Salin: Am Wendepunkt ... /w:/ Deutsche Agrarpolitik. T. 6. Cz. 2, s. 698. - Jakieś samooszustwo kryje się w tym, że autorzy z "Tat" jako podpory propagowanego przez nich nowego ładu wskazują "nienapoczęte war­ stwy pośrednie" "niekapitalistycznego mieszczaństwa" - które stanowią drobni właściciele i osobiście gospodarujący przedsiębiorcy - ale jedno­ cześnie odrzucają wszelką kapitalistyczną gospodarkę planową jako zafał­ szowanie prawdziwej "gospodarki wspólnotowej", öw posiadający stan śred­ ni nie jest bowiem antykapitalistyczny - jak dobrze wykazuje Geiger lecz co najwyżej antymonopolistyczny. Por. E.W. Eschmann: Krisis des Bürgertums. "Die Arbeit" 1931, s. 362 i n. oraz Th. Geiger: Mittelschich­ ten und Sozialismus. "Die Arbeit" 1931, s. 619 i n.

236

Kurt Baumann

i jej monopol handlu zagranicznego. Niezależnie zaś od tego szuka się wspar­ cia np. w rozważaniach, że bez regulowania międzynarodowych stosunków kredy­ towych i handlowych państwowa polityka kredytowa, zapobiegająca kryzysowi lub go lecząca, zawsze mogłaby być pokrzyżowana z zewnątrz. Patrząc z innej stro­ ny, równie przekonujące wydaje się to, że wszelkie środki autarkizujące po­ ciągają za sobą ingerencje "w stylu gospodarki planowej" na rynku wewnętrz­ nym, ingerencje w produkcję i podział, i w tej mierze sprzyjają rozwojowi "gospodarki całościowej". W rzeczy samej bowiem wszędzie, gdzie protekcjo­ nizm lat ostatnich posługiwał się nową metodą polityki handlowej i prowadził do bezpośredniej wymiany między operacjami przywozu i wywozu lub do Bamozaopatrzenia w części gałęzi, tam niósł ze sobą, dokonujące się pod rosnącym wpływem państwa, zespolenie gałęzi produkcyjnych i kontrolę nad podażą ryn­ kową. Z powodzeniem zaś można wykazać, że w tym leżą przesłanki osiągnięć protekcjonistycznych. Socjaliści, dotąd trzymający się z dala od polityki odgradzania gospodarek narodowych państw kapitalistycznych, doszli do wnios­ ku, że w imię stopniowej, planowej przebudowy gospodarczej istniejącego po­ rządku celowe jest hic et nunc współdziałanie na rzecz autarkii. Ale trzeba jeszcze zbadać wewnętrzną spójność tego stanowiska.

2

ł

Najpierw trzeba zapytać, czy rzeczywiście rozwój ekonomiczny popy­ cha gospodarkę światową do rozpadu. Fakt, że w okresie 1913-1929 wzrost han­ dlu światowego pozostał znacznie w tyle za wzrostem produkcji światowej1®, nie pozwala jeszcze na odpowiedź pozytywną, bowiem rozbieżność obu szeregów w dużej części tłumaczy się tym, że w wielu dziedzinach produkcja krajowa zwiększała Bię w czasie wojny i bezpośrednio po niej, podczas gdy handel który dopiero w roku 1924 znowu osiągnął poziom z roku 1914 - był dodatko­ wo hamowany przez przegrody i nie mógł już odrobić przewagi produkcji krajo­ wej. Ale gdy oprzeć się na obliczeniach Instytutu Kilońskiego, także w okre­ sie przyspieszenia 1925-1929 światowy handel nie całkiem dotrzymywał kroku wzrostowi produkcji, przy czym różnicę nie w pełni tłumaczy zastąpienie hegemonicznej potęgi Anglii przez Stany Zjednoczone, kraj zatem o znacznie 19 słabszych więzach handlu zagranicznego . Jest bardzo prawdopodobne, że po­ zostawanie zewnętrznych wyników gospodarczych w tyle za wewnętrznymi stano­ wi m.in. konsekwencję industrializacji. Ponieważ przejście do gospodarki przemysłowej /przetwarzającej/ i jej rozwój przebiegają w każdym kraju w przybliżeniu według tego samego

18 W roku 1929 wskaźnik wzrostu produkcji światowej w stosunku do stanu przedwojennego wynosi ok. 89J, podczas gdy obroty handlu zagranicznego wzrosły tylko o 30J. /Der Deutsche Aussenhandel. T. II, s. 22/. 19 Ibidem, s. 16. Natomiast Condliffe w wydanej przez Ligę Narodów pracy "World Economic Survey" /Geneva 1932/ dochodzi do wniosku, że wskaźnik wzrostu handlu światowego przed wojną i po niej /z wyłączeniem lat 1913-21/ był nieco większy od wskaźnika wzrostu produkcji. Ścisła dokładność nie jest możliwa przy tego typu obliczeniach.

Auta rida a gospodarka planowa

237

schematu - proces rozpoczyna się w sferze dóbr konsumpcyjnych i poprzez rozwój własnej wytwórczości środków produkcji prowadzi do coraz większej intensyfikacji aparatu - w wielu krajach zatem przebiega w tym samym cza­ sie na różnych szczeblach, nigdy nie zostanie, oczywiście, wyrównana różni­ ca poziomów między organizmami gospodarczymi o różnym wieku, którą to róż­ nicę można odczytać ze słabszego lub silniejszego opanowania sfery dóbr ka­ pitałowych20. Już te różnice w intensywności stawiają przed handlem zagra­

nicznym coraz to nowe zadania. Pomimo to, w dłuższym okresie, na skutek uprzemysłowienia, zmniejsza się udział przywozu produktów gotowych w ich zu­ życiu2122 . Jeśli nawet można to sprowadzić przede wszystkim do wzmagającego

się protekcjonizmu, to jednak w tym samym kierunku wskazuje działająca w wielu krajach przemysłowych tendencja do wyrównywania warunków produkcji. Odpowiednio do zakresu tego zjawiska maleje znaczenie różnic między koszta­ mi komparatywnymi, na których opiera się międzynarodowa wymiana towarów. Czy to z tej czy z tamtej przyczyny, coraz większa część siły nabywczej, która wzrasta przy rozbudowie produkcji przemysłowej, kieruje się ku kra­ jowym produktom. Całkiem niezależnie od zmian w układach konkurencyjnych, oznacza to jednak względne zawężenie wymiany towarowej między przemysłami, która głównie jest wymianą produktów różnych typów. Owe słabnące więzi han­ dlu zagranicznego między wielkimi krajami przetwarzającymi - co można dos­ trzec w początku obecnego stulecia, a jednoznacznie stwierdzić w okresie powojennym - nie mówią jednak jeszcze o końcu gospodarki światowej. Nie­ zależnie bowiem od faktu, że także w tym zakresie może występować absolutny wzrost obrotów handlowych i z reguły ma to miejsce tak długo, jak długo wzrost samej produkcji nie ulegnie zahamowaniu na skutek przemieszczenia przemysłu na inne obszary, wymiana między ośrodkami przetwórczymi jest uzu­ pełniana przez handel między terenami rolniczymi i surowcowymi, tak że moż­

20 Walter Hoffmann wykazał to systematycznie dla dużej liczby krajów. /W. Hoffmann : Studien und Typen der Industrialisierung. "Probleme der Welt­ wirtschaft" T. 5t; Jena 1931/. Dalej jako "kraje przemysłowe" określane są kraje z przewagą eksportu produktów gotowych, jako "rolnicze" - kraje z przewagą eksportu produktów żywnościowych i surowców. 21 Np. w USA z 3,6% w 1913 do 2,3% w roku 1929; w Wielkiej Brytanii z 14,3% do 13%; w Niemczech z 9,0% do 8,1%; w Japonii z 24,2% do 10,5%; w Kana­ dzie z 29,4% do 27% itd. Wyjątek stanowi tylko Szwecja /Der deutsche Aussenhandel. T. II, s. 23/. 22 Całość obrotów między krajami przemysłowymi /uprzemysłowiona Europa, USA i Japonia/ w latach 1911/13 - 1927/29 wzrosła co do wartości o 42%, iloś­ ciowo wzrosła zatem bardzo niewiele, gdyż indeks cen Ligi Narodów w roku 1929 przewyższa o 35% poziom z roku 1913. Udział tych krajów w ogólnych obrotach światowych spadł z 29% do 24%. Wymiana towarów między europejski­ mi krajami przemysłowymi wykazuje spadek absolutny, który ze względu na przesunięcie się bazy rolniczej i surowcowej na tereny zamorskie dotknął handel towarami żywnościowymi i surowcami bardziej jeszcze niż handel produktami gotowymi. Tendencje spadkowe bardziej się tu uwyraźniają, gdyż kraje te dostarczają sobie głównie produkty przemysłowe, podczas gdy na handel zagraniczny między Japonią i USA składają się głównie obroty su­ rowcowe, zaś wobec krajów przetwarzających Stany Zjednoczone "zachowują się bardziej jak kraj rolniczy" /Ibidem, s. 357 i n./. Fritz Sternberg przeprowadza taki sam wywód, ale opiera się tylko na wskaźnikach udziału, zaś ze względnego osłabienia więzi handlowych między krajami przemysłowy­ mi wyciąga wnioski, które nie są przekonywujące /F. Sternberg: Krise und Aussenhandel."Weltwirtschaftliches Archiv" T. 29, s. 248 i n./.

238

Kurt Baumann

liwy spadek w pierwszej sferze może być bardziej niż zrównoważony przez przyrost w drugiej. Nasuwa się tu wątpliwość, że kraje rolnicze ogarnięte są przez pro­ ces uprzemysłowienia i szczególnie tu muszą wystąpić tendencje spadkowe. Za­ pominałoby się jednak przy niej o tym, że odpowiadające warunkom gospodarki naturalnej kapitalistyczne otwarcie tych obszarów dokonuje się w dużej mie­ rze w ten sposób, że różne gałęzie pierwotnej produkcji same są rozbudowywa­ ne do postaci "przemysłów" na miarę rynku światowego, mających wysoką wydaj­ ność. Jasne jest, że w tej sytuacji utrzymane jest uzupełnianie się produk­ cji państw przemysłowych i rolniczych, a wobec rosnącego eksportu surowców i importu produktów przemysłowych pogłębiają się związki handlowe między ni­ mi. W tym kontekście trzeba wspomnieć nie tylko o "neokapltalistycznych" obszarach monokultur, gdzie przy całkowitej jednostronności produkcji powstają nowocześnie wyposażone i zorientowane na rynki światowe zakłady surow­ cowe, i nie tylko o wysokowyspecjalizowanych gospodarkach rolnych dokonują­ cych uszlachetniania w Nowej Zelandii, Danii i w krajach północno-wschodniej Europy. Co do zasady to samo dotyczy ważnych obszarów uprzemysławiających się, gdyż w ostatnich latach nowa industrializacja wykroczyła poza częścio­ we zaczątki w sferze dóbr konsumpcyjnych tam, gdzie była "służebna" wobec rolniczej i górniczej produkcji eksportowej.»Tak więc stosunkowo szybki roz­ wój, który objął liczne gałęzie przemysłu ciężkiego w Kanadzie, Australii, Afryce Południowej i - na wyższym poziomie - w Szwecji, tłumaczy się co do istoty dużym popytem na środki produkcji zgłaszanym przez rozbudowujące się i technicznie zaawansowane gałęzie produkcji pierwotnej. Ich rosnąca wydaj­ ność pozwala na to, by rozbudowa przemysłu dokonywała się przy zwiększają­ cych się nadwyżkach surowcowych, co stoi w sprzeczności z prognozą Sombarta, głoszącego prawo melejącej wydajności ziemi2^. Wzrost siły nabywczej, jakiego w efekcie doznały te kraje i jakie wyraził się - nawet przy procen­ towo nieco zmniejszonej zależności od przywozu - w silnym zwiększeniu obro­ tów towarami przemysłowymi, był najsilniejszym bodźcem dla handlu światoweo i, go w okresie powojennym . Pomimo pozostawania w tyle za rozwojem produkcji23

23 W tej sprawie por. Borek, który w swym studium "Die Industrialisierung der Britischen Dominions und die Rflckwirkung auf ihre weltwirtschaftli­ che Stellung" /"Weltwirtschaftliches Archiv" T. 35, s. 536 in./ dowodzi na podstawie licznych materiałów, że "spowodowany przez industrializację wzrost własnego zapotrzebowania jest z reguły wielokrotnie przewyższany przez wzrost wydobycia surowców, tak że nie następuje zawężenie bazy su­ rowcowej w starych krajach przemysłowych" /s. 575-576/. Podobnie Colm na drezdeńskiej sesji Verein für Sozialpolitik/"Schriften" T. 187, szczegól­ nie s. 36-37/. Kanada, Afryka Południowa, Nowa Zelandia, Sfederowane Państwa Malajskie, dalej północnoeuropejskie kraje rolnicze i surowcowe więcej niż podwoi­ ły w porównaniu z latami przedwojennymi swój import produktów gotowych, a częściowo /jak Szwecja/ prawie potroiły. W "Deutsche Aussenhandel" i u Victore /Das sogenannte Gesetz... "Weltwirtschaftliches Archiv" T. 35, s. 70 i n./ wykazane jest, że ten wzrost wywodzi się nie z efektów pro­ dukcyjnych industrializacji /w wąskim sensie/, lecz ze zmian w sile na­ bywczej okręgów rolniczych i kopalnianych. Całościowy handel między kra­ jami przetysłcwymi a rolniczymi zwiększył się wartościowo w porównaniu z okresem sprzed wojny /1927/29 do 1911/13/ o 84%, a jego udział w całym handlu zagranicznym wzrósł z 59% do 63%. Zintensyfikował się również handel między krajami rolniczymi. /Der Deutsche Aussenhandel T. U, s. 152 , 357 i n.; Borek: Die Industrialisierung... "Weltwirtschaft­ liches Archiv" T. 35, s. 577/.

Autarkia a gospodarka planowa

239

krajowej, w latach 1925*1929 wykazuje on większy roczny współczynnik wzros­ tu /4,85%/ niż w ostatnim przedwojennym okresie koniunktury /*ł,52i/. W ogóle w tej mierze, w jakiej produkcja przemysłowa coraz bardziej nabiera charakteru "wszechobecności", w jakiej rolnictwo coraz to nowe czyn­ ności odstępuje przemysłowi przetwórczemu 1 w jakiej zmniejszają się "rosz­ czenia" co do bazy rolniczej /na skutek postępu technicznego w oszczędności surowców lub malejącego udziału żywności w budżetach konsumenckich/, trzeba się liczyć z tym, że "baza przemysłowa" zwiększy się i absolutnie, i relatyw­ nie, rozszerzając się też terytorialnie. Przez to wzmagają się tendencje "reintegrujące", które zaznaczają się w wymianie towarowej między różnymi dzie­ dzinami przemysłu. Ale jak długo nie można przewidzieć przyszłego ruchu zys25 ków i wzrostu produkcji , tak długo nie można wydedukować ani regresu w han­ dlu zagranicznym, ani tym bardziej upadku gospodarki światowej. "Kurczenie się wielkości" nie jest^groźbą, która by przed nią stała. Jak na dłoni widać, że dokonującego się od początku kryzysu ograni­ czania handlu światowego nie można przyjąć za argument za "strukturalnym" rozpadem rynku światowego. Nie jest ono również wynikiem industrializacji krajów rolniczych, nawet jeśli pewne gałęzie produkcji - przede wszystkim angielskiej - zostały wyparte przez nowowyrosłych konkurentów. Ogólny zastój w sprzedaży do obszarów zamorskich nie został spowodowany przez siłę tamtej­ szej wytwórczości, lecz wystąpił na skutek zmniejszonej zdolności nabywczej tych krajów, co wywołał kryzys rolniczy i surowcowy, niezależny od cyklu przemysłowego, ów kryzys w rolnictwie jest z pewnością wynikiem kapitaliza­ cji gospodarki, w tym przypadku produkcji rolnej, a przede wszystkim zamor­ skiej uprawy zbóż, w której zaszły głębokie przemiany. Wszelako jej technicyzacja utworzyła sytuację, w której program autarkiczny ze swym postulatem reagraryzacji jest tak nieadekwatny, jak to tylko możliwe. Wzrost bowiem wy­ dajności i z hektara, i na głowę spowodował zmniejszenie udziału ludności wiejskiej w całej ludności, a w wielu miejscach wymusił jej absolutny spa­ dek, zaś rozpowszechnienie nowej techniki w europejskich uprawach zbóż i w krajach zamorskich czyni koniecznym dalszy odpływ ze wsi. Kryzys w rolnictwie określa ze swej strony strukturę kryzysu prze­ mysłowego czy nawet decyduje o jego ostrości i długotrwałości. Jak długo kraje rolnicze były tylko pasywnie zależne od koniunktury, tak długo wywóz towarów do nich, wspomagany przez eksport kapitału, stanowił ułatwienie dla centrów w pierwszej kolejności dotykanych kryzysem, ułatwienie, które wielce przyczyniało się do przezwyciężania depresji . Dzisiaj nie istnieje już ta możliwość uniku, gdyż okręgi rolnicze same stanowią decydujące źródło kryzysu. 25 Sombart, a wraz z nim Salin i Fried są oczywiście zdania, że minął już czas rewolucyjnego postępu technicznego /a przez to i wielkich zysków/. Po wojnie nie sposób znaleźć oparcia dla tego poglądu - ani w przemyśle, ani w rolnictwie. 26 W odniesieniu do Anglii jest to szczegółowo wykazane w: K. Zweig: Struk­ turwandlungen und Konjunkturschwingungen im englischen Aussenhandel der Vorkriegszeit. "Weltwirtschaftliches Archiv" T. 30, s. 317 i n., a szcze­ gólnie 336 i n.

240

Kurt Baumann

Wskutek tego zwiększył się nacisk wywierany na rynek światowy przez towary niezbywalne, zaostrzyła się walka konkurencyjna, a poszczególne kraje bar­ dziej niż kiedykolwiek zostały zmuszone do protekcjonistycznych środków ob­ ronnych. Mnożyły się one wraz z tym, jak kryzys wstrząsał międzynarodowym mechanizmem kredytowym i mechanizmem płatności oraz postawił pod znakiem zapytania międzypaństwową równowagę gospodarczą, która w zakresie większym niż kiedykolwiek została wytworzona podczas ostatniego przyspieszenia dzię­ ki krótkotrwałym ruchom kapitału. Wraz z pogorszeniem się koniunktury /i w krajach wierzycielskich, i w krajach dłużniczych/ zmniejszyła się oferta kredytowa, tak że przemieszczenia złota i dewiz musiały doprowadzić do wy­ równania bilansów płatniczych, co - po spowodowanych przez zawieszenie kre­ dytów w 1931 r. stratach w rezerwach płatniczych - część krajów dłużniczych zmusiło do zawieszenia parytetu monetarnego, a wszystkie - do aktywizacji bilansów handlowych. Pogłębiło to i zuniwersalizowało kryzysy nabrzmiałe w obrębie poszczególnych gospodarek. Nowa fala protekcjonizmu wzięła teraz początek w krajach-dłużnikach. Konieczne ograniczenie- importu osiągano przez restrykcyjną politykę kredytową, ale również przez podwyższenie ceł, państwo­ wą kontrolę przywozu /rozdysponowywanie dewiz/ lub przez kontyngenty i mono­ pole przywozowe. Obok tego podejmowane są próby protekcjonistycznego popie27 rania eksportu . Ponieważ zawiódł międzynarodowy mechanizm wyrównawczy, po­ mocy szukano niejednokrotnie w owych umowach handlowych zorientowanych na gospodarkę naturalną i lokalną, które propaganda autarkizmu stara się teraz uczynić zasadą konstruowania wszelkiej przyszłej zewnętrznej polityki gospo­ darczej . A choć wprawdzie nie ulega wątpliwości, że większość tych środków stanowi twór tymczasowy i wraz z rozluźnieniem sytuacji będą one stopniowo zanikać, to na razie poważnie trzeba liczyć się z faktem, że z utworzonymi instytucjami związały się w międzyczasie poważne interesy finansowe. Zresztą nawet i całkowita likwidacja protekcjonizmu opartego na po­ lityce dewizowej ciągle jeszcze pozwalałaby istnieć tendencjom izolacjonistycznym, które od dziesięcioleci działają prawie wszędzie w polityce handlo­ wej /nie mając możliwości przeszkodzenia szybkiemu wzrostowi handlu świato­ wego/. W wysoko rozwiniętych państwach kapitalistycznych wraz ze zmniejsza­ jącą się ruchliwością kapitału i wraz ze wzrostem jego ryzyka, to ta, to inna sfera produkcji, w obliczu nowo pojawiającej się konkurencji zagrani­ cznej , była coraz żywiej zainteresowana w zabezpieczeniu określonego poziomu produkcji i cen, przed czym stopniowo musiała ustępować wolność handlu. Naj­ szybciej dokonywało się to w gospodarkach o najbardziej rozwiniętym monopolizmie, gdzie fakt, iż nie dopuszcza się zagranicy pozwala ustalać i zmie­ niać podaż na podstawie wspólnej decyzji i dlatego cło umożliwia nie tylko utrzymanie ceny, ale i jej podwyższanie. Ale ten protekcjonizm monopolistycz­ ny nie jest naprawdę autarkiczny. Konieczność, by na rzecz wielkiej produk­ cji wykorzystywać zdolności wytwórcze aż do granic możliwości, prowadzi nie-

27 Dobry przegląd daje: W. Greif: Der Methodenwandel der europäischen Handels­ politik während des Krisenjahres 1933 /w:/ Arbeiten zur europäischen Problematik. Wyd. przez A. Wagnera. Zeszyt 2, Berlin 1932.

Autarkie a gospodarka planowa

241

uchronnie - jeśli się nie ma utracić uprzywilejowanej pozycji wewnątrz kra­ ju - do dumpingu i z reguły czyni przemysły zmonopolizowane rzecznikami silnych interesów eksportowych. Niezależnie od tego, jak bardzo pozbawiona jest treści zasada wolnego handlu w obrębie wysoko rozwiniętych przemysłów kapitalistycznych, współczesne centra autarkiczne leżą gdzie indziej. Ten­ dencje do odgradzania się są najwyraźniejsze, po pierwsze, tam, gdzie cho­ dzi w ogóle o stworzenie narodowego kapitalizmu przemysłowego, zatem na te­ rytoriach zamorskich, przede wszystkim jednak w tych krajach, w których wobec braku rozleglej szych zarzewi industrializacji względnie okrzepłej politycznie burźuazji - inicjatywę, w interesie rozszerzenia swej władzy, przejmuje samo państwo zorganizowane na zasadach dyktatorskich. Na drogi współczesnej produkcji próbuje ono wprowadzić gospodarkę chronioną przed zagranicą i wspieraną wszelkiego rodzaju subwencjami i przywilejami. Przyk­ łady tego typu stanowią Włochy, a kilka szczebli niżej: Persja, Turcja, Polska, Węgry i państwa bałkańskie . Drugie "strukturalne" centrum autarkiczne stanowią kontynentalne, a przede wszystkim niemieckie, uprawy zbóż na terenie Europy. Od czasów po­ jawienia się konkurencji zamorskiej w Niemczech nigdy nie ucichło żądanie "swobody wykarmienia" i z bardzo krótkimi przerwami /szczególnie za Capriviego/ stale pragnęło podporządkować sobie politykę gospodarczą państwa. Zarówno przed wojną, jak i po niej ta ochrona rolnictwa występowała w posta­ ci doraźnego wspierania najniezbędniejszych przedsięwzięć - najniezbędniej­ szych, jako że tania, rujnująca krajową produkcję podaż zagraniczna miała być zjawiskiem przejściowym, które znowu ustąpi miejsca "normalnym" układom i "odpowiednim" cenom. Dalekosiężnej polityce nie pozwala to dopuścić do od­ padnięcia gruntów granicznych, których uprawę trzeba będzie jeszcze później 29 podjąć . Rozwój w ostatnich pięćdziesięciu latach stale na nowo obala tę prognozę. Nie dostrzegała ona przyczyn kryzysu w rolnictwie w latach siedem­ dziesiątych i osiemdziesiątych, podobnie jak nie dostrzega ich teraz. W oby­ dwu przypadkach postęp techniczny połączony z udostępnieniem nowych terenów kolonialnych zwiększył rolniczą siłę wytwórczą nowych krajów daleko ponad to, do czego dążono w Europie poprzez posunięcia racjonalizacyjne, które i

28 Spośród wymienionych krajów zdecydowanie najszybszy rozwój wykazują Wło­ chy. Przewyższają one wszystkie kraje europejskie ze swą roczną stopą wzrostu produkcji przemysłowej 3,2? /w latach 1913-1927/28/ /za: R. Wagenfähr: Die Industriewirtschaft. Entwicklungstendenzen der deutschen und internationalen Industrieproduktion 1860-1932. PVierteljahreshefte zur Konjunkturforschung" Zeszyt specjalny 1931. Berlin 1933/. Co do po­ lityki przemysłowej Europy wschodniej i południowej por. G. Wirsing: Zwischeneuropa... /w:/ Tatschriften, a jeśli chodzi o polityczną struk­ turę tych krajów także: F. Borkenau: Zur Soziologie des Faschismus. "Archiv für Sozialwissenschaft und Sozialpolitik" T. 62, luty 1933. 29 Ostatnio zwłaszcza Baade, który za najważniejszy czynnik hamujący uważa "upolitycznienie światowych rynków zboża" i liczy się z podwojeniem lub z jeszcze większym podwyższeniem cen zboża w przypadku, gdy rozstrzyga­ na środkami politycznymi /przede wszystkim przez Rosję/ walka o rynek światowy przechyliła się na jedną lub na drugą stronę /Baade: System der agrarpolitischen Mittel, /w:/ Deutsche Agrarpolitik T. 2, s. 249 i n. oraz 256/. 0 prognozach Wagnera i Sombarta była poprzednio mowa.

242

Kurt Baumann

tu podejmowano50. Dlatego od końca ubiegłego stulecia renta europejskiej produkcji zbóż mogła być prosto i banalnie zapewniona jedynie tylko poprzez stałą ochronę polityczną, która jest utrzymywana także w czasach koniunktu­ ralnego wzrostu cen rynkowych. Wszystkie wieści z obszarów zamorskich dziś bardziej niż kiedykolwiek przeciwstawiają się optymistycznym oczekiwaniom, że rozwój cen doprowadzi je do poziomu kosztów rolnictwa np. wschodnionie-

miecklego. Przed rokiem 1914 w niemieckiej propagandzie autarkizmu stale były stosowane jednocześnie dwie tezy: o niedostatecznej militarnej sile obron­ nej państwa w przeważającej mierze przemysłowego i niewystarczającym zapew­ nieniu produktów żywnościowych dla Niemiec na czas wojny. Wielka gospodarka ziemska, socjologiczny nośnik tych tez, dziś występujących tylko w niezna­ cznie zmodyfikowanej postaci, zawsze maskowała w ten sposób rzeczywisty stan rzeczy. Bismarck i Caprivi czuli się zmuszeni do forsowania rozwoju kapitalizmu przemysłowego właśnie ze względu na politykę narodową i mili­ tarną, jako że rosnących zbrojeń nie można było finansować poprzez rolnic­ two. I wreszcie to ministerstwo wojny przypuściło atak na politykę zbożo­ wą, gdyż w połączeniu z systemem świadectw przywozowych pozwalała ona ek­ sportować corocznie kilkaset tysięcy ton żyta i przez to w typowych miesią­ cach zagrożenia wojennego, w maju - czerwcu, ęgołocała Niemcy południowo-zachodnle z zapasów zboża5\ Zboże - pochodzące przede wszystkim z obsza­

ru wielkiej własności ziemskiej - rozważa się wyłącznie jako środek apro­ wizacji wojennej, a pomija się uszlachetnione produkty gospodarki chłopskiej, i sam ten fakt wskazuje na swoisty charakter niemieckiej autarkii rolnej. Nigdy nie chroniła "rolnictwa", natomiast potrafiła tylko inaczej - na ko­ rzyść wielkiej własności - dzielić jego przychód. Dotyczy to czasów przed­ wojennych, dla których dowód w tej mierze przedstawił przede wszystkim Es32 slen jak i czasów obecnych, w których, wedle wszystkich świadectw, sku­ teczna ochrona cen zbóż i Chleba - prócz tego można było utrzymać tylko ce­ nę cukru - niepotrzebnie zaostrzyła kryzys w gospodarce dóbr uszlachetnio-30 32 31 30 Co do tego, że przy wszystkich różnicach, charakter obu kryzysów rolnych był zasadniczo tego samego rodzaju por. dowody podawane w: J. Gumperz: Die Agrarkrise in den Vereinigten Staaten. Leipzig 1931, s. 108 i n. Baade jest wprawdzie zdania, że głębokie przemiany w zamorskich uprawach pszenicy nie mają żadnego znaczenia dla światowej produkcji żyta, ale cy­ tujący te wywody Baadego N. Jasny w swej krytyce słusznie wskazuje na związek między cenami wszystkich odmian zbóż:"zmiana sytuacji w rejonach zamorskich /miałaby/ decydujące znaczenie dla rynku żyta nawet wtedy, gdyby w ogóle nie produkowano tam żyta" /"Deutscher Volkswirt" 24.04. 1931, s. 1003/. 31 Por. E. Kehr: Klassenkämpfe und Rflstungspolitik im kaiserlichen Deutsch­ land. "Die Gesellschaft" T.. 1: 1932, s. 391 i n. Socjologiczne podstawy również i polityki rolnej są szerzej rozważane w jego znakomitej książce: Schlachtflottenbau und Parteipolitik 1894-1901. Versuch eines Querschnitts durch die innenpolitischen, sozialen und ideologischen Voraussetzungen des deutschen Imperialismus. Berlin 1930, zwłaszcza s. 259 - 272. Histo­ rische Studien. Zesz. 197. 32 Por. J.B. Esslen: Die Fleischversorgung des Deutschen Reiches. Stuttgart 1912. Taka sama krytyka i takie samo stanowisko później w: Aeroboe: Zur Frage der AgrarzBlle. Berlin 1924.

Autarkia i gospodarka planowa

243

nych55. Niemiecka polityka rolna zawsze miała na celu utrzymanie wielkiej

własności ziemskiej w Niemczech wschodnich i dlatego służyła utrwalaniu po­ litycznej budowli Rzeszy Niemieckiej, której niepisana, ale działająca przez wszystkie zmiany państwowe XIX i XX wieku konstytucją przyznawała gos­ podarce wielkoobsżarniezej władzę polityczną nie odpowiadającą gospodarczej i społecznej strukturze Niemiec. 3

Twierdzenie, ie polityka odwrotu od rynku światowego nie daje się wystarczająco wspierać tradycyjnymi środkami protekcjonizmu celnego, lecz musi się uciekać do "planowego" regulowania handlu zagranicznego i rynku wewnętrznego, z pewnością nie jest słuszne w tej ogólnej formie. Pośrednie /celne/ 1 bezpośrednie /kontyngentowe/ ilościowe ograniczenia importu są co do istoty równoważnymi instrumentami autarkizacji. W normalnych warun­ kach można przestawić organizm gospodarczy na większą samodzielność opie­ rając się tylko na cłach, pod których ochroną produkcja krajowa tak długo będzie kultywowana kosztem eksportu, aż wcześniej lub później - co zależy od elastyczności podaży chronionych wyrobów i od popytu na nie - pokryje wewnętrzne zapotrzebowanie5**. Nie potrzeba do tego żadnych ingerencji. Do­

piero szczególna sytuacja kryzysowa lat ostatnich uczyniła w licznych przy­ padkach ochronę celną nieużyteczną wobec silnych wahań cen na rynku świato­ wym i zmusiła do kontyngentowego regulowania handlu zagranicznego55. Tam,

gdzie dochodzi do zastosowania tej "planowej" metody i wyłączona zostaje cena jako regulator /podaży i/ popytu na towary zagraniczne, konieczne jest zbudowanie wewnątrz gospodarki aparatu rozdziału. W tej sytuacji albo im­ port jest podejmowany przez państwowe bądź półpaństwowe towarzystwa, albo pojedyncze firmy otrzymują przywilej przywozu w granicach indywidualnie określonego udziału w kontyngencie. To samo mutatis mutandis odnosi się do krajów dostawczych. W tej mierze istnieje zatem bezpośredni związek między regulowaniem handlu zagranicznego a wewnętrzną interwencją gospodarczą. Jeśli autarkia jest już uzyskana w jakimś ograniczonym zakresie, to można ją utrzymywać poprzez obronę przed tańszą podażą zagraniczną przy pomocy środków wyłącznie polityki celnej. Naturalnie, chroniona produkcja musi się dopasowywać do zmian popytu krajowego, jest zatem zmuszana, by33 * 35 34 33 Ostatnio, wraz z bogatym materiałem: H. Niehaus: Nordwesten und Osten in der deutschen Futtermittelpolitik. "Archiv für Sozialwissenschaft und Sozialpolitik". T. 68, luty 1933. 34 Odmiennego zdania jest H. Gross: Strukturelle Voraussetzungen wirksamer IndustriezBlle . "Weltwirtschaftlisches Archiv" T. 35, s. 444 i n. 35 W najnowszej niemieckiej polityce rolnej niejednokrotnie dochodziło do tego, że przy zwiększającym się zapotrzebowaniu na import pod koniec ro­ ku żniwnego system kontyngentowy zmuszał z uwagi na popyt do przejścio­ wego łagodzenia prohibicyjnie ustawionych ceł. Chcąc zapobiec temu, by wolny handel nie doszedł przy obniżonych taryfach do zapasowych przywo­ zów, które utrudniłyby utrzymanie wysokiej ceny po nowych zbiorach, zła­ godzoną taryfę ograniczano do określonego kontyngentu. /Baade: System.../w:/ Deutsche Agrarpolitik. T. 2, s. 263 i n./.

244

Kurt Saumann

przy ograniczeniu zakupów - spowodowanym przez kryzys czy przez cokolwiek Innego - obniżać ceny i zmniejszać swą wielkość. Jeśli temu procesowi przy­ stosowawczemu - który niczego co do zasady nie zmienia pod względem samowyr starczalności - chce się przeszkodzić gwoli zachowania określonego poziomu cen lub majątku, to zapewne konieczna będzie ingerencja monopolu bądź pań­ stwa. Jest to słuszne szczególnie wtedy, gdy gałęzie produkcji stymulowane - np. przez pystem premii eksportowych - do wykraczania poza granice autarkii tracą zbyt na rynku światowym i chcą teraz nadwyżki ulokować na rynku wewnętrznym aż do cen pokrywających koszty. Jest to przypadek niemieckiego żyta, którego uprawa w dzisiejszym rozmiarze jest politycznym produktem cza­ sów przedwojennych^®. W czasach kryzysów same przez się narzucają się żąda­ nia i środki interwencjonistyczne, ponieważ utrzymanie rentowności takich politycznych gałęzi gospodarczych" stało się w pełni oczywistą treścią wszystkich dążeń autarkicznych. Te działania obronne prawie powszechnie są motywowane w propagan­ dzie autarkizmu przez względy koniunktury politycznej lub planu gospodarcze­ go. Od zabezpieczenia poszczególnych rynków przed kryzysem, a więc np. od ochrony rolnictwa, oczekuje się wzmocnienia rynku wewnętrznego i wierzy się, że przez to podczas depresji będzie można przeszkodzić dalszemu spadkowi cen, a w miarę możliwości dać nawet początek,dynamicznemu rozwojowi. Za tym wyobrażeniem stoi teoria ogniskującego wpływu względnie stałych dochodów, które rzekomo hamują kryzys. Nie sposób jednak zrozumieć, w jaki sposób prze­ sunięcie siły nabywczej wprowadzane przez bezpośrednie lub pośrednie subwen­ cjonowanie rolnictwa czy innych gałęzi, ma mieć taki zbawienny wpływ. Wzmoc­ nienie jednej sfery produkcji i płynącego z niej dochodu z konieczności za­ chodzi kosztem innych gałęzi: właśnie w ten sposób uruchomione zostaje prze­ stawienie, które stanowi cel polityki autarkicznej. Rozpatrywana w dłuższym okresie, zwiększona siła nabywcza uprzywilejowanych gałęzi może w jakimś miejscu znowu zatrudnić siły, których gdzie indziej nie wykorzystuje się. Ale niezależnie od tego, że nie stwarza to żadnej dodatkowej pracy, a co najwyżej dokonuje innego jej podziału, sam proces przestawiania jest prob37 tematyczny , Nie jest wcale pewne, że ograniczenia po jednej stronie natych­ miast są kompensowane przez odpowiednie wzrosty po drugiej stronie, zwłasz­ cza że przemieszczenia wymagają zwiększonego tworzenia kapitału w zależności od nasycenia nim gałęzi popieranych i tych, z których się rezygnuje, i w za­ leżności od skali dyslokacji, o które chodzi. Interwencja, już ze względu na swój partykularny charakter, który uniemożliwia regulację procesu prze­ stawienia, przez krótszy lub dłuższy czas powodować będzie zakłócenia, ja­ kie w określonych warunkach pogłębiają i przedłużają depresję. Możliwe są przypadki, w których zakłócenia te i tak iły stąpiłyby - choć może w innym miejscu - mimo rezygnacji z ochrony protekcjonistycznej, ale nie przemawia to za uzdrawiającym kryzys działaniem interwencji. W ostatecznym efekcie

36 Por. N. Jasny: Die Zukunl't des Roggens. "Vierteljahreshefte zur Konjunkturforschung" Zeszyt specjalny 20. Berlin 1930, szczeg. s. 68. Podobna relacja występuje przy cukrze; w tej sprawie: Fried: Autarkie /w:/ Tatschriften, s. 80: "jeśli chodzi o cukier, obecna nadprodukcja, budowana od 1928 przez ustanowienie niemieckiego cła na cukier i postano­ wienie o cenie maksymalnej, wywołała już regulowanie gospodarki krajowej /autaridę/ i planowanie gospodarcze". Lederera podczas drezdeńskiej sesji Verein fßr Sozialpolitik.

Autarkia a gospodarka planowa

2H5

przyniesie ona też zmniejszenie wytwórczości, jeśli racjonalnie ukształtowarne gałęzie przemysłu obciążę na rzecz dziedzin ciągle słabnących. Można by się z tym od biedy pogodzić, gdyby wspomaganie gałęzi krajowych nastawione było, przynajmniej na dłuższą metę, na większą stabilność gospodarki. Ale'' już przykład Stanów Zjednoczonych, które przy stosunkowo nieznacznych wskaź­ nikach obrotów handlu zagranicznego na głowę mieszkańca i przy-silnym zmie­ szaniu przemysłu i rolnictwa są krajem całkowicie wrażliwym na koniunkturę dowodzi, że ani niezależność od zagranicy ani "wewnętrzne zrównoważenie" nie gwarantują gospodarce narodowej spokojnego biegu koniunktury^®. Kryzysy i

koniunktury nie wyrastają z handlu zagranicznego ani nie łączą się z okreś­ loną strukturą produkcji, lecz rodzone są przez mechanizm, przez procesy rozwojowe produkcji kapitalistycznej. W rozwój ten wkraczają interwencje, ale nie powstaje w wyniku tego planowo sterowana, funkcjonująca bez zakłóceń gospodarka. Ponieważ częścio­ wa regulacja dotyczy tylko poszczególnych dziedzin, dlatego czynniki kryzy­ sowe o znaczeniu ogólnym działają dalej, w efekcie czego proces koniunktu­ ralny zostaje tylko zmodyfikowany albo zostaje zaostrzony na skutek nieuwzględnianych ubocznych oddziaływań ingerencji. Tam, gdzie w ogóle uważa się, że można uniknąć zakłóceń dzięki świadomemu kierowaniu gospodarką, istnieje z tej racji jednomyślność co do tego, że bezpośrednie i pośrednie regulacje następować muszą w ramach obejmującego cały obszar gospodarki pla­ nu totalnego'^, pomimo to partykularnym interwencjom, do. których prowadzi

polityka autarkiczna, chce się nadawać znaczenie przynajmniej zarodków no­ wego ładu i mówi się z tej racji o "prawie nieświadomym przejściu do gospo­ darki planowej", które powinno dokonać się z różnych stron; "jako przykład 40 na pierwszym miejscu stoi tu polityka handlowa" . Trzeba będzie teraz poka­ zać, że takie przejście zderza się z tymi samymi sprzecznościami, o które rozbija się także i planowe sterowanie pojedynczego rynku. Nawet w gałęziach gospodarczych, których ceny i produkcja mają być chronione, osiąga się faktycznie nader tymczasową stabilizację. Nie ma tu nawet decydującego znaczenia fakt, w jaki sposób dokonuje się ingerencji w proces rynkowy i w proces produkcji. Zagrożony rynek można bronić przed tą częścią podaży towarów, której przypisuje się zniżkowy wpływ na cenę, ucie­ kając się albo do niszczenia towarów, albo do tworzenia zapasów, albo do wy­ wołanego przez dyskryminację cenową skierowania nadwyżkowej podaży ku innym dziedzinom czy zastosowaniom. Przesłanką takich środków, przy pomocy których pracuje autarkistyczny "system narzędzi polityki rolnej" /Baade/ w Niem­ 38 Por. E. Döblin: Internationale KonjukturabhEngigkeit ... "Archiv für Sozialwissenschaft und Sozialpolitik" T. 67. 39 "Planowanie częściowe jest sprzecznością samą w sobie. /.../ Ma się pra­ wo mówić o gospodarce planowej dopiero wtedy, gdy ustanowiona jest sen­ sowna relacja między procesami we wszystkich dziedzinach. Z organizacyj­ nego punktu widzenia w żadnej gospodarce narodowej nie obejdzie się bez najwyższej rady planowania". /W. Sombart: Die Zukunft..., s. 20/. Tak sa­ mo np.: Eschmann: Naturale Planwirtschaft: Grundzflge. "Die Tat". Rocz. 24, s. 234. 40 F. Fried: Der Umbau der Wirtschaft. "Die Tat" Rocz. 24, s. 458.

246

Kurt Baumann

czech4142 , które Jednak wchodzą w użycie - przy wszelkich rewaloryzacjach także na innych rynkach i w innych krajach, są porozumienia monopolistycz­ ne lub udział urzędów państwowych. Niezależnie od skutków dla niechronionych dziedzin produkcji, stałym wynikiem tej "planowej" terapii jest to, że w regulowanych gałęziach gospodarki przedsiębiorstwa prowadzą produkcję w starym, nie odpowiadającym sytuacji rynkowej zakresie, a fabryki lepiej wyposażone, którym manipulowane ceny przynoszą zyski, nawet ją rozszerzają. Dlatego pod koniec każdego okresu produkcyjnego trzeba - zwłaszcza przy do­ konującym się podczas kryzysu spadku popytu - ściągać z rynku coraz większe ilości towarów. Tam, gdzie koszty rewaloryzacji, które powstają w magazyno­ waniu, w deficytowym eksporcie itd., przenoszą się z prywatnych związków mo­ nopolistycznych na całą podaż, wzrastające obciążenie - domagające się dzia­ łań łagodzących - wkrótce jest odczuwane przez przedsiębiorstwa, co prędzej czy później zmusza do zaniechania starań /względnie do spontanicznego ograni­ czenia produkcji/. Natomiast dla producentów nie jest jasna rzeczywista sy­ tuacja rynkowa, skoro stratę ponosi państwo, czyli podatnik. Jak długo pier­ wszeństwa nie zdobędą przeciwne interesy, "planowo" można tu kontynuować 42 wspieranie, a przez to i nadprodukcję . Co prawda, w praktycd tego typu przedsięwzięcia ogniskujące, które finansowane są z pieniędzy państwowych, załamują się ze względu na brak gotowości do stałego finansowania. Samorzutt ne ograniczanie produkcji w związku monopolistycznym nie zmienia w sposób istotny opisanej sytuacji, bowiem utrzymywanie wysokiej ceny prowadzi do aktywizacji rezerw produkcyjnych poza sferą skartelizowaną i przez to wy­ wołuje nadprodukcję, która w określonych warunkach wstrząsa samym monopolem. W obrębie takiego związku z powodzeniem można przeszkadzać nadprodukcji to­ 41 Miejsce centralne zajmuje popieranie żyta: aby rozładować rynek żyta chlebowego, państwo skupuje część zboża denaturyzuje je /żyto eozynowane/ i przy jednoczesnym ograniczeniu dostaw innych pasz przekazuje po niższej cenie hodowcom świń. Ta sama zasada stosowana jest przy płatkach ziemniaczanych, a ostatnio także przy pszenicy. Cła już tu nie skutkują, bowiem wzrost produkcji, od dawna sztucznie forsowany przez podtrzymywa­ nie cen przy zmniejszającej się konsumpcji, w ubiegłym roku po raz pierw­ szy wyparł wszystkie potrzebne dotąd przywozy /poi1, także przypis następ­ ny/ . 42 W rolnictwie niemieckim doprowadziło to do sytuacji, w której przy utrzy­ mującym się podczas kryzysu spadku konsumpcji i przy zanikających przy­ wozach powierzchnia uprawy zbóż chlebowych /żyto i pszenica łącznie/ zos­ tała jeszcze rozszerzona, tak że obecnie subwencja potrzebna dla wszyst­ kich zbóż leży poniżej poziomu wahań w rocznych zbiorach. "Właśnie obec­ nie /.../ dzięki wymuszonym tendencjom rozwojowym /!/ niemiecka produk­ cja rolna w coraz szerszym kręgu produktów zaczyna osiągać granicę samozaopatrzenia, co sprawia, że jeśli jest to w ogóle możliwe, to w każdym razie jest nam niezwykle trudno oddzielać przy pomocy tradycyjnych środ­ ków niemieckich cen wewnętrznych od cen na rynku światowym" /Baade: Sys tem ... /w:/ Deutsche Agrarpolitik. T. 2, s. 254. Krytycznie względem tego: hr. v. Bissing: Grundlagen und Wirkungen der deutschen Agrarpoli­ tik. "Weltwirtschaftliches Archiv" por. też: H. Wilbrandt: Das deutsche Agrarproblem II. "Deutscher Volkswirt" R. VII, nr 14: "Całość spowodowa­ nego przez kryzys uszczuplenia popytu od roku 1928 można oceniać na ok. 3,5 do 4 milionów ton zboża. Tak więc ogólny spadek popytu osiąga lub przekracza wzrost produkcji od 1928. Spora część "swobody wykarmienia" opłacana jest głodem bezrobotnych".

Autarkia a gospodarka planowa

21)7

warów - choć nie nadmiernemu rozrostowi aparatu, któremu sprzyjają zyski monopolowe - gdyż każde przedsiębiorstwo ulepsza i rozszerza zdolności do zdobywania zysków różniczkowych i do podwyższania kwot zysków. Wraz z nie­ wykorzystywaniem potencjałów produkcyjnych powstają zatem niewidoczne zapa­ sy towarów, które zawsze można skierować na rynek. We wszystkich takich przy­ padkach interesy związane z zyskiem stają na przeszkodzie właśnie cząstkowe­ mu planowaniu w wyizolowanej gałęzi produkcji. 0 tych sprzecznościach interesów, które i przy wolnej, i przy ograni­ czonej konkurencji występują między "pojedynczymi kapitalistami", zapomina się zakładając, że dla uzyskania lepszego niż dotąd wyniku, trzeba by planowo kształtować i rozszerzać dzisiejsze częściowe ingerencje . W tym samym miejscu - którym jest w ostatniej instancji prywatna własność - ponosiłyby porażkę próby centralnego planowania. Skuteczne regulowanie koniunktury zak­ ładałoby, że instancja nakazująca nie kierowałaby się albo nie wyłącznie by się kierowała cenami i rentownością, gdyż te nie stanowią dostatecznego wskaź­ nika słuszności jej inwestycji; przy wielości procesów wzrostu błędne koniun­ kturalnie decyzje występują także wtedy i właśnie wtedy, gdy kierujący przed­ siębiorstwem reaguje na zmiany cen w sposób ekonomicznie racjonalny. Dlatego każdy plan gospodarczy, jeśli ma być skuteczny, musi zastępować lub uzupeł­ niać wyliczenia cenowe względnie mechanizm cenowy kontrolnymi obliczeniami w wielkościach naturalnych. Musiałyby one leżeć u podstaw decyzji o rodzaju, skali i tempie inwestycji oraz technicznych innowacji, przez co unikałoby się dysproporcji ilościowych w produkcji dóbr komplementarnych i dałoby się zlikwidować niewykorzystanie czynników produkcji, któro może wyrastać z bra­ ku odpowiedniości między związanymi ze sobą elementami /robotnicy-miejsca pracy: "brak kapitału" V. Dopóki utrzymane zostają prywatne decyzje o pro­ dukcji, instytucja planująca nigdy nie będzie mogła spełnić takich zadań tworzenia kapitału i centralnego sterowania nim. Urząd planowania, który miałby pełnić jedynie funkcje informacyjne i doradcze, musi zawodzić od sa­ mego początku, gdyż w określonych warunkach pogoń za zyskiem i konkurencja mogą zmuszać przedsiębiorców np. do rozszerzania i racjonalizacji produkcji, podczas gdy centrala z przyczyn ogólnogospodarczych starałaby się poprzez służbę informacyjną i propagandę doprowadzić do rezygnacji z tych posu-

**3 Por. polemiczne uwagi A. Rflstowa podczas drezdeńskiej sesji Verein fflr Sozialpolitik: "To, co właśnie powiedziałem, pokazuje, że do istoty pań­ stwowej ingerencji o dotychczasowym typie należy bezplanowość. /.../ To państwo nie stoi przed wyborem, czy podejmować ingerencje planowe w miej­ sce bezplanowych. Tylko w jednym jedynym, wyjątkowym przypadku może ono ingerować wedle spójnego planu: gdy oto walka interesów, w której stawką jest państwo, kończy się tak, że przewagę uzyskuje jedna tylko grupa in­ teresów, gromi inne i państwo anektuje tylko dla siebie." /"Schriften" T. 187, s. 67/.

44 Tu por. prace Carla Landauera i Ed. Heimanna, którzy w tej sprawie docie­ rają do takiego samego wyniku, choć punkty wyjścia i podstawy ich teorii kryzysów bardzo się od siebie różnią.

Kurt Eaumann

248

nięć1*®. Neisser i Landauer pokazali przekonywująco, że kontrola państwowa w najlepszym przypadku mogłaby się troszczyć o formalną poprawność i kapi­ talistyczną solidność kierowania gospodarką, nie sprostałaby jednak idącym dalej wymaganiom ochrony przed kryzysami 46 . Nawet gdy centrala ma prawo bez­ pośredniej ingerencji, to jeśli nie jest jej przekazana pełnia władzy roz­ kazodawczej, zawsze istnieją możliwości uchylania się przed stosowanymi przez nią narzędziami: przedsiębiorca może uciekać się do ograniczania pro­ dukcji lub jej zawieszania, na określone ingerencje może odpowiadać niepożą­ danymi z punktu widzenia polityki koniunkturalnej racjonalizacjami, może szu­ kać bocznej drogi w samofinansowaniu, które jest trudne do kontrolowania przez instytucję planującą i któremu trudno przeszkodzić, gdyż przy ocenie odpisów i zapasów, jak i przy obliczaniu kosztów ogólnych zawsze pozostaje pewne pole manewru. Dlatego konieczną przesłanką gospodarki planowej jest likwidacja prawa do prywatnego dysponowania środkami produkcji. Stwierdzenie, że autarkizacja prowadzi do gospodarki planowej, dałoby się tylko wtedy utrzymać, gdyby można wykazać, że prze ona do wywłaszczenia. 0 tym jednak nie ma mowy. Narzędzia "ochrony pracy narodowej" dają wzmocnie­ nie ośrodkom tych sił, które przeciwstawiają się porządkowi planu gospodarczego 47 . Gdy zatem w kręgu "Tat", z jednej strony, pochwala się dzisiejszą politykę autarkiczną zabezpieczającą dochód, a z drugiej - wysuwa się żąda­ nia zburzenia gospodarki opartej na zysku prywAtnym, dołącza się to tylko do wielu niedorzeczności akceptowanej tam ekonomii politycznej. Z pewnością, polityka ochronna pociąga za sobą interwencje wewnątrz gospodarki. Jednak uznanie, że kapitalizm, który jest regulowany w różnych kierunkach, stoi bliżej gospodarki planowej niż wolna konkurencja, jest wprawdzie ponętne na pierwszy rzut oka, ale niesłuszne. Ani kapitalizm interwencyjny nie jest bar­ dziej odporny na kryzysy od kapitalizmu wolnokonkurencyjnego, ani nie ma ja­ kiejkolwiek konieczności ekonomicznej, która wymusiłaby przejście od częścio­ wej regulacji do planu totalnego. 4

Jeśli założyć, że wraz z wprowadzeniem - na początek w granicach na­ rodowych - wspólnej własności środków produkcji, stworzona zostaje podstawa dla planowego opanowania koniunktury, to w takim ustroju socjalistycznym regulacja gospodarki zewnętrznej niewątpliwie zapewnia odporność na kryzysy. 45 Por. natomiast, jak wielkie nadzieje Baade pokłada w takim "doradczym planie gospodarczym": "W zdecydowanej większości wypadków państwu uda się dawać producentom rozsądne rady co do rozszerzania lub ograniczania produkcji. Przede wszystkim musi się ono troszczyć o to, by /.../ pewien uzyskiwany w centralnym punkcie całościowy ogląd planu gospodarczego był w SDOSób możli­ wie najbardziej przemawiający przekazywany do milionów producentów" /Baade: Me Landwirtschaft im Sozialismus. "Me Arbeit” czerwiec 1932, s. 410/. Powołuje się przy tym na efekty, które uzyskano poprzez "kodeks świński", ale w innym miejscu roztropnie dodaje, że skutek ten - relatywne ograniczenie hodowli świń - został uzyskany "także pod jednoczes­ nym wpływem polityki zbóż paszowych". /Baade: System.../w:/ Deutsche Agrarpolitik. T. 2. s. 287/. 46 Por. H. Neisser: Kritik der Bankenaufsicht. "Me Arbeit" R. 8: 1931, s. 744 i n.; C. Landauer: Planwirtschaft und Verkehrswirtschaft. 1931, zwłaszcza s. 92 i n. 47 Do tej kwestii i do wszystkich problemów dotyczących drogi do gospodarki planowej patrz wnikliwe rozważania Paula Henrberga /Planwirtschaft. Berlin 1933, s. 44 i n./.

Autarkia a gospodarka planowa

2*19

Przywozy i wywozy trzeba będzie wciągać do planu i w formie wartościowej, i w formie naturalnej, będą też musiały być podjęte kroki, które pozwolą wy­ chwytywać i unieszkodliwiać zakłócenia rynku światowego. Tak więc przede wszystkim trzeba będzie przeszkodzić oddziaływaniu kryzysów występujących w zagranicznej gospodarce prywatnej. Krajom przetwarzającym nie może zagra­ żać z tej strony nazbyt wielkie niebezpieczeństwo, gdyż podczas kryzysu ce­ ny surowców, które są importowane w pierwszej kolejności, spadają silniej niż eksportowe ceny towarów gotowych, tak że - w zależności od okoliczności • uzyskiwane są nadwyżki, które można przeznaczyć np. na tworzenie krajo­ wych rezerw magazynowych, na rezerwy środków płatniczych za granicą lub na zwiększenie przywozu dóbr konsumpcyjnych. Chwilowo palące może stać się za­ danie, by chronić przed konkurencją zagraniczną gałęzie przemysłu, które są planowo kierowane. Przejściowo powstawać mogą sytuacje, w których skokowo Intensyfikująca rozwój zagranica będzie przeważać, gdyż gospodarka planowa dla uniknięcia kryzysu musi regulować postęp techniczny na obszarach wysokouprzemysłowionych, np. dostosowując go do okresu amortyzacji starego aparatu rzeczowego bądź też zawsze dokonując racjonalizacji tylko w tej skali, w ja­ kiej antycypująco stworzony został kapitał rzeczowy nieodzowny dla dalszego zatrudnienia zwolnionych robotników. Ale na dłuższą metę, właśnie dlatego, że poprzez regulację postępu technicznego unika się kryzysów, to raczej w gospodarce socjalistycznej wyższe będzie przeciętne tempo racjonalizacji zużytkowywanej dla jej zaopatrzenia. Jako środki sterowania handlem zagranicznym mogą gdzie niegdzie wcho­ dzić w grę metody polityki celnej. Jej powszechne zastosowanie zakładałoby, że poszczególne przedsiębiorstwa w sposób swobodny zgłaszają popyt na rynku światowym w ramach przyznanej im siły nabywczej. Cło nie spełniałoby już tu funkcji wspierania produkcji, gdyż regulacja wzrostu w każdym przypadku przy­ sługiwałaby instytucji centralnej. Ogólnie jednak narzędzie to będzie dlatego nieskuteczne, że takie pośrednie metody polityki importowej nie są dostatecz­ nym zabezpieczeniem przestrzegania planu naturalnego. Ładowi socjalistycznemu z zasady odpowiadają bezpośrednie narzędzia regulacji ilościowej - umowy kon­ tyngentowe, zorganizowane na zasadzie trustowej,ale przede wszystkim scentrali­ zowany państwowy handel zagraniczny. Sensem sterowania handlem zagranicznym w żadnym wypadku nie może być autarkizacja jako cel, nawet jeśli warunki uzyskiwania odporności na kryzysy układają się korzystniej przy daleko posuniętej samodzielności, jako że wtedy duża część procesów gospodarczych toczy się w sferze bezpośrednio objętej pla­ nem. Ten sam skutek zapewni jednak elastyczny organizm handlu zagranicznego, pozwalając przy tym wykorzystać pożytki międzynarodowego podziału pracy. W okresie przejściowym wskazane mogłoby być osłabienie zależności od handlu zagranicznego. Powstają zatem trudne problemy przestawienia, które - podob­ nie jak nie podejmowane tu kwestie polityki pieniężnej i walutowej - wymaga­ ją osobnego zbadania.

MAX HORKHEIMER

Materializm i moralność

Jest to, oczywiście,późne zjawisko w dziejach, że ludzie samodzielnie próbują odpowiedzieć na pytanie, czy ich działania są dobre czy złe. Ponie­ waż wysoko rozwinięta jednostka europejska może postawić w świetle pełnej świadomości 1 moralnie ocenić nie tylko ważne decyzje, ale 1 przeważnie in­ stynktowne i stające się przyzwyczajeniem reakcje, z których składa się więk­ sza część jej życia, dlatego działania ludzkie wydają się tym bardziej przy­ musowe, do im wcześniejszych tworów dziejowych należą ich podmioty, zdolność do poddania krytyce moralnej popędowych reakcji i do zmiany ich na podstawie jednostkowego namysłu mogła się wykształtować dopiero wraz ze wzrostem zróż­ nicowania społecznego. Nawet średniowieczna zasada autorytetu, od wstrząśnię­ cia którą rozpoczynają się moralne kwestie nowożytności, jest wyrazem później fazy tego procesu. Jeśli sama niezłomna wiara religijna, stanowiąca przesłan­ kę panowania tej zasady, jest bogatym w komplikacje zapośredniczenlem między naiwnym przeżyciem a reakcją popędową, to tym bardziej średniowieczne kryte­ rium aprobowanej przez kościół tradycji, której wyłączna prawdziwość nosiła jeszcze - oczywiście - charakter silnego przymusu, określa konflikt moralny. Gdy Augustyn stwierdza: “Zaprawdę, nie wierzyłbym ewangelii, gdyby nie udzie­ lił mi poręczenia Kościół Katolicki“, to samo to potwierdzenie zakłada - jak zauważył Dilthey* 1 - zwątpienie w wiarę. Nowożytny proces życia społecznego

tak bardzo wspomógł ludzkie siły, że przynajmniej członkowie poszczególnych warstw najbardziej rozwiniętych krajów mogą w stosunkowo szerokim zakresie swej egzystencji podążać nie tylko za instynktem czy przyzwyczajeniem, lecz mogą wybierać samodzielnie między wieloma wyobrażonymi celami. Chociaż w wie­ lu dziedzinach życia społecznego i indywidualnego ogromnie wydoskonaliły się

M. Horkheimer: Materialismus und Moral. "Zeitschrift fûr Sozialforschung" 1933 z. 2, s. 162-195.

1 Por. W. Dilthey: Gesammelte Schriften. T. V. Leipzig und Berlin 1921, s. 110 i n.

252

Kaw Horkhelisar

refleksje nad techniką, rozważania co do środków, które należy podjąć dla określonego celu, to cele ludzkie zwykły trwać nieugnlącie. Właśnie w dzia­ łaniach, których suną ma wagą społeczną i dziejową, ludzie w ogólności zacho­ wują sią całkiem typowo, tzn. w sposób odpowiadający określonemu systemowi pobudek, charakterystycznemu dla ich grupy społeoznej. Tylko w prywatnych, nie mających znaczenia życiowego, sytuacjach ludzie mają zwyczaj sumiennie rozwalać - ze wszystkich stron swe pobudki i używać sił intelektualnych do ustalania celów. W obrąbie obeonej formy społecznej, szczególnie w czasach jej młodości, energicznie stawiane były pytania o słuszne oele. Ody zatrzęs­ ła sią zasada autorytetu i znacząca liczba jednostek decyzją co do pokierowa­ nia własnym życiem miała w dużej mierze we własnych rąkach, powstała potrze­ ba wskazówki duchowej, która ukierunkowując jednostką w tym świacie mogłaby zająć miejsce ginącej instancji. Jeśli dla członków wyższych warstw społecz­ nych zdobycie pryncypiów moralnycn ważne było dlatego, że ze wzglądu na swą pozycją oiągle podejmować musie11 decyzje kontrowersyjne, to racjonalnie ufundowana moralność tym potrzebniejsza była dla opanowania w państwie mas, jako że żądano od nich poczynań niezgodnych z ich interesami życiowymi. Nowożytni filozofowie idealistyczni starali sią zaspokoić tą potrzebą poprzez zestawianie aksjomatów. W zgodzie ze stosunkami, które od czasów Re­ nesansu skazywały ludzi na samych siebie, próbowali uprawomocnić te aksjomaty poprzez rozum, czyli przez przesłanki ze swej zasady powszechnie dostępne. Jak by sią nie różniły mlądzy sobą systemy na przykład Leibniza, Spinozy i Oświecenia, to jednak wszystkie one świadczą o wysiłku, by pewną określoną postawą uzasadnić jako raz na zawsze słuszną na mocy wieczystego ującia świa­ ta i człowieka. Dlatego aspirują one do bezwarunkowej ważności. Jeśli abstra­ hować od kilku materialistycznych i wojujących teorii francuskiego Oświecenia, normy określane jako słuszne są przeważnie ujmowane ogólnie i dają tylko nie­ liczne konkretne wskazania. W ostatnich stuleciach życie żądało od moralności - podobnie jak od religii - zbyt wielkiej zdolności przystosowawczej, by prze­ pracowywane co do treści wskazania uogły uchronić choćby pozór wieczyetości. Nawet współcześni etycy, zdecydowanie atakujący formalizm dawnych nauk moral­ nych, wcale sią od nich nie różnią pod tym wzglądem. "Etyka nie uczy wprost, co powinno sią wydarzyć tu i teraz, w danej sytuacji - piBze Nicolai Hartmann - lecz uczy generalnie, jakie ma właściwości to, co w ogóle powinno sią wyda­ rzać. Etyka wytwarza ogólną podstawą, z której obiektywnie, jak z lotu ptaka, widzi sią to, co aktualne"23. Idealistyczna filozofia moralna okupuje wiarą w swą bezwarunkowcść tym, że sama nie odnosi sią do żadnego momentu dziejowe­ go. Nie blerze niczyjej strony. Choć jej poglądy mogą nawet bardzo odpowiadać czy przynosić korzyść grupie ludzi historycznie ze sobą walczących, to jednak nie wyznacza ona żadnego stanowiska. Hartmann wyjaśnia: "Tyle oto można powie­ dzieć w kwestii, co człowiek powinien czynić stając wobec konfliktu rzeczywiś­ cie angażującego odpowiedzialność: decydować wedle •najlepszej woli’, tzn. decydować wedle własnego żywego poczucia wielkości wartości"^. Etyka "nie mie­

sza sią do konfliktów życia, nie daje przepisów na tą okoliczność ukutych, 2 N. Hartmann: Ethik. Berlin und Leipzig 1926, s. 3. 3 Ibidem, s. *122.

Materializm i moralność

253

nie jest kodeksem nakazów i zakazów, jak prawo. Zwraca się właśnie do tego, co twórcze w człowieku, wymagając, by za każdym razem od nowa wypatrywał, h poniekąd odgadywał, co tu i teraz powinno nastąpić" . Moralność ma zatem sens wieczystych kategorii. Podobnie jak do istoty człowieka miałaby nale­ żeć ocena sądów wedle prawdziwości i fałszywości, a przedmiotowych tworów wedle piękna i brzydoty, tak zawsze powinna być możliwa ocena, czy charakte­ ry i działania są dobre czy złe. Pomimo wielu zażartych dyskusji co do moż­

liwości lub niemożliwości wieczystej moralności, między filozofami nowożyt­ nymi zachodzi porozumienie co do jej pojęcia. Zmienność treści, wrodzony charakter poszczególnych sądów - to się głosi lub neguje, ale regułą jest, że zdolność do moralnego sądu wartościującego jest zasadniczą cechą ludzkiej natury, co najmniej równorzędną poznaniu teoretycznemu. Od Renesansu w filo­ zofii pojawia się nowa kategoria cnoty: cnota moralna. Nie ma ona wiele wspólnego ani z etycznymi wyobrażeniami Greków, które dotyczyły najlepszej drogi do szczęścia, ani z religijną etyką średniowiecza. Choć istnieją związ­ ki między tymi zjawiskami a nowożytnym problemem moralnym, to swe korzenie ma on w podstawowych cechach porządku burżuazyjnego. Wiele elementów ekono­ micznych tego porządku można odnaleźć we wcześniejszych formach społeczeń­ stwa, występują w nich również pewne rysy tego problemu, ale sam on może być zrozumiany tylko z punktu widzenia ogólnej sytuacji egzystencjalnej epoki, która zmierza obecnie ku końcowi. Moralne wyobrażenia burżuazji uzyskują najjaśniejszy wyraz w Kaniow­ skiej formule imperatywu kategorycznego: "Postępuj tylko według takiej mak­ symy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem"^. Cecha moralności jest wedle Kanta tą, która odróżnia działania zgodne z tą zasadą i rozgrywające się bezpośrednio w jej imię od wszystkich innych. Sam wyjaśnił, w czym upatrywać "specyficzną cechę odróżniającą" ten impera­ tyw od wszystkich innych reguł działania: w "wyrzeczeniu się wszelkiego za­ interesowania” . Jeśli nawet sam rozum jest zainteresowany w sposób czysty i bezpośredni w działaniach moralnych?, to dzieje się tak nie ze względu na interes związany z przedmiotem, nie z potrzeby. Działanie z obowiązku jest przeciwstawione działaniu interesownemu. Cnota polega wprawdzie nie na tym, że uprawiana jest przeciw celom indywidualnym, ale na tym, że uprawiana jest niezależnie od nich. Człowiek winien się uwolnić od swych interesów. Pogląd Kanta, jak wiadomo, zwalczany był przez najróżniejsze kierunki, m.in. przez Schillera i Schleiermachera. Bezinteresowne działanie przedsta­ wiano jako wręcz niemożliwe. "Czymże innym jest interes niż oddziaływaniem motywu na wolę? Gdy zatem wolę pobudza motyw, ma ona interes; gdzie jednak żaden motyw jej nie pobudza, to po prawdzie równie niewiele może ona zdzia­ łać, jak niewiele może się poruszyć z miejsca kamień bez uderzenia czy po­ ciągnięcia" - mówi Schopenhauer®. Kant z pewnością nie chciał rozumieć przez

4 5 6 7 8

Ibidem, s. 3-4. I. Kant: Uzasadnienie metafizyki moralności. Warszawa 1953, s. 50. ibidem, s. 66. Ibidem, s. 89 i n. A. Schopenhauer: Grundlage der Moral. Sämtliche Werke. T. 3, München 1912, a. 635.

251*

Max Horkheimer

działanie moralne działania bez motywu, szoro samo działanie interesowne uwa­ ża za naturalne prawo człowieka. Pobudka moralna tkwi -W poszanowaniu prawe etycznego. Ale krytyka Schopenhauera, którą, rozwijając własną etykę, prze­ kształca on w stwierdzenia pozytywne, jedno uchwytuje słusznie: rzeczywiste podstawy czynu, dla osoby, która działa moralnie w sensie kantowskim, pczostają ukryte. Ani nie wie cna dlaczego ogólność powinna stać ponad szczegóło­ wością, ani nie wie jak rzeczywiście ustalić ich zgodność w jednostkowym przypadku. Imperatyw, który "sam znajduje drogę do serca i sam z siebie prze­ ciw woli zdobywa szacunek /choć nie zawsze posłuch/"^, pozostawia jednostce

pewien niepokój i niejasność. W jej duszy rozgrywa się walka między intere­ sem osobistym a mglistym przedstawieniem interesu wspólnego, między celowoś­ cią jednostkową a celowością ogólną, nie sposób jednak dopatrzeć się, jak możliwy jest rozumny, oparty na kryteriach wybór między nimi. Pojawia się nieskończona refleksja i stałe stropienie, którego z zasady nie można prze­ zwyciężyć. Filozofia Kanta jest pełnym wyrazem swych czasów jako wierne od­ zwierciedlenie roli ludzi w procesie życia społecznego, gdyż właśnie ta roz­ grywająca się w ich wnętrzu problematyka wyrasta z owej roli. Zastanowienie się nad strukturą porządku burżuazyjnego łatwo pozwala zrozumieć podstawę stanu ducha, o który tu chodzi. Całość społeczna żyje dzięki rozkiełznaniu u wszystkich jednostek instynktu posiadania. Utrzymuje się ona tak długo, jak długo troszczą się one o zysk, o utrzymanie i pomno­ żenie własnego majątku. Każdemu pozostawione Je3t to, by troszczył się o siebie tak dobrze, jak potrafi. Ponieważ jednak każdy musi z konieczności wykonywać to, czego potrzebują inni, czynności pozornie samodzielne, a ma­ jące na celu własne dobro, promują potrzeby ogólne. Na psychicznym aparacie podmiotów odcisnął się fakt, że w tym porządku produkcja całościowej egzys­ tencji społecznej współbiegnie z ich dążeniem do posiadania. We wszystkich okresach ludzie zgodnie ze swym bytem dostosowywali się do warunków życio­ wych społeczeństwa; w czasach nowożytnych konsekwencją tego przystosowania jest to, że ludzkie siły nastawiają się na wspieranie indywidualnej korzyści. Ani uczucia jednostki, ani jej świadomość, ani forma jej szczęścia, ani jej wyobrażenie Boga nie wymyka się tej panującej nad życiem zasadzie. Funkcja pełniona w danym społeczeństwie przez daną osobę ma wpływ nawet na najbar­ dziej subtelne i zupełnie od tej funkcji odległe wzruszenia. Korzyść ekono­ miczna jest w tej epoce prawem naturalnym, któremu podlega życie indywidual­ ne. Naprzeciw tego naturalnego prawa jednostek imperatyw kategoryczny stawia jako zasadniczą miarę "ogólne prawo natury", prawo egzystencji społeczeństwa ludzkiego. Miara ta byłaby bezsensowna, gdyby interesy szczegółowe i potrze­ by ogólności zazębiały się w sposób konieczny, nie zaś nadzwyczaj niedokład­ nie. To, że jednak owo konieczne zazębianie się nie zachodzi, jest wadą burżuazyjnej formy gospodarowania: nie ma żadnej rozumnej relacji między konkuren­ cją jednostek jako środkiem a zapośredniczaną przez ten środek egzystencją całości społecznej. Proces ten dokonuje się jak zdarzenie przyrodnicze, a

9 I. Kant: Krytyka praktycznego rozumu. Warszawa 1972, s. 143.

Materializm i moralność

255

nie pod kontrolą świadomej woli. Z chaotycznych dążeń jednostek, przemysłów i państw, życie ogólności wyłania się ślepe, przypadkowe i podłe. Irracjonalność ta wyraża się w cierpieniach większości ludzkości. Jednostka, całko­ wicie pochłonięta przez troskę o siebie i c to, co "jej własne", nie tylkc bez jasnej świadomości przyczynia się do życia całości, ale przez swą pracę wywołuje oprócz szczęścia innych, także ich cierpienie. Nigdy nie może wie­ dzieć na pewno, jak dalece i dla jakich indywiduów jej praca oznacza jedno lub drugie. Myśli o ogólności nie można postawić w żadnym jednoznacznym sto­ sunku do własnej pracy. Problem ten, który rozumnie mogłoby rozwiązać tylko samo społeczeństwo poprzez planowe stosunki wzajemne swych członków w świado­ mie przez nich kierowanym procesie produkcji, w epoce burżuazyjnej wyłania się jako wewnętrzny konflikt podmiotów. Indywiduum, wyzwalając się z wszechwładnych jedności średniowiecznych, uzyskało wprawdzie świadomość siebie samego jako samodzielnej istoty. Samo­ świadomość ta jest jednak abstrakcyjna: całkowicie ukryty w mroku pozostaje sposób, w jaki jednostka poprzez swą pracę współoddziaływuje na bieg całości społecznej, sama będąc z kolei pod-jego wpływem. Wszyscy uczestniczą w dob­ rym czy złym rozwoju całości społecznej, a jednak wydaje się on procesem przy­ rodniczym. W tej całości nie widać roli jednostki, bez czego nie można okreś­ lić jej istoty. Dlatego każdy ma fałszywą świadomość swej egzystencji, którą przy pomocy kategorii psychologicznych może ujmować jako całość rzekomo wol­ nych decyzji. Z powodu braku rozumnej organizacji całości społecznej - dla której jecnak ważna jest praca każdego - nikt nie może pojąć siebie w swym prawdziwym do niej stosunku i każdy zna siebie tylko jako jednostkę. Tę w jakiś sposób obchodzi wprawdzie całość, ale nigdy nie jest dla niej jasne, co w tej całości i w jakim stopniu powoduje ona przez swój egoistyczny czyn. Dlatego całość pojawia się jako upomnienie, jako wymóg i właśnie postępowe jednostki niepokoi w głosie sumienia podczas pracy10.

Materializm próbuje - i to nie jedynie tak ogólnie, jak zostało właś­ nie pokazane, lecz swoiście dostosowując się do różnych okresów i do różnych klas społecznych - wskazać rzeczywiste’ stosunki, z których wyrasta problem moralny i które odzwierciedlają się - choć w opaczny sposób - w naukach filo­ zofii moralnej. Sformułowana przez Kanta idea moralności zawiera w sobie tę prawdę, że sposób postępowania podległy naturalnemu prawu korzyści ekonomicz­ nej nie jest zarazem nieodzownie sposobem rozumnym. W idei tej interesom jed­ nostki nie jest przeciwstawiane uczucie czy powrót do ślepego posłuszeństwa. Nie są oczerniane ani interesy, ani rozum, natomiast rozum stwierdza, że nie musi służyć jedynie prawu naturalnemu, interesom jednostki, nie musi mianowi­ cie wtedy, gdy swe wolą obejmie również prawo naturalne całości. Jednostka 10 Psychologiczna teoria sumienia, rozwijana np. przez Freuda w tekście "Das Ich und das Es" /S. Freud: Gesammelte Schriften. Wien.T. 6, s. 372 i n., zwłaszcza 381/, całkowicie zgadza się z tą interpretacją. Psychologia wyjaśnia mechanizm, dzięki któremu zmysł moralny upowszechnia się i za­ puszcza trwałe korzenie w jednostce. Ale podstawa istnienia tegc mecha­ nizmu leży głębiej niż w jednostkowej duszy.

256

Max Horkheimer

nie może, oczywiście, spełnić wymogu, by całość ukształtować rozumnie. Opa­ nowania przez ludzi całego procesu społecznego można dokonać tylko wtedy, gdy społeczeństwo przezwycięża swą anarchistyczna formę i konstytuuje się jako rzeczywisty podmiot, co znaczy także: przez czyn dziejowy. Tego czynu zaś nie tworzy jednostka, lecz Konstelacja grup społecznych, w których dyna­ mice ważną rolę odgrywa także sumienie. Moralny niepokój ciąży nie tylko na pracy jednostek w procesie produkcji, lecz godzi w ich całą egzystencję. Gdziekolwiek ludzie posłuszni są prawu, które w tym społeczeństwie jest dla nich naturalne, tam troszczą się bezpośrednio tylko o sprawy podmiotu inte­ resów, noszącego ich imię. W tej mierze, w jakiej rozum mieszczańskiej jed­ nostki wykracza poza jej cele szczegółowe, w tej mierze, w jakiej jest ona nie tylko określonym X z jego prywatnymi troskami i pragnieniami, lecz potra­ fi zarazem zapytać, co ją właściwie obchodzą troski X, nawet gdy dotyczą one bezpośrednio jej prywatnej egzystencji, w tej mierze zatem, w jakiej jest nie tylko tym X, lecz członkiem ludzkiej społeczności, budzi się w niej "autonomiczna1’ wola, której formułą jest nakaz kaniowski. Cudzy interes ma przy tym - jak konsekwentnie wyłuszcza tc Kant** - sens równie przypadkowy jak interes własny, gdyż z zasady dla X stosunek dążeń 1' do życia ogółu nie jest bardziej przejrzysty niż w przypadku dążeń własnych. Ktc nie potrafi przeżyć całego konfliktu obecnego w ekonomicznej sytuacji burżua, pozostaje w tyle za rozwojem i brak mu formy reagowania właściwej ludziom tej epoki. Materializm wcale zatem nie odrzuca moralności jako np. czczej ideo­ logii, w sensie świadomości fałszywej. Mą ona sens przejawu człowieczeństwa, którego w trakcie epoki burżuazyjnej nie można bynar.jmniej znieść. Jednak fi­ lozoficzny wyraz moralności jest pod wieloma względami zniekształcony. Prze­ de wszystkim, rozwiązanie problemu nie Leży w posłuszeństwie wobec ściśle sformułowanego nakazu. Gdy rzeczywiście próbuje się zastosować imperatyw kan­ iowski, natychmiast okazuje się, że wcale nie można by przezeń dopomóc ogó­ łowi, o który właśnie troszczy się wola moralna. Nawet gdyby się wszyscy do niego stosowali, nawet gdyby wszyscy prowadzili życie w jego sensie cnotli­ we, panowałby nieład taki sam jak dotąd. Nie zmieniłoby się nic istotnego. Tę bezradność i niemoc dobrej woli pokazują w pełnym świetle cztery przykłady postępowania moralnego, które przytacza 3am Kant. ’■! pierwszym, desperat rezygnuje ze względu na nakaz moralny z samobójstwa. Wszelako problematyczność jego rozstrzygnięcia jest tak oczywista, że czytelnika zdumie­ wa, dlaczego Kant jej rzetelnie nie uwzględnia. Dlaczego ktoś, "komu życie sprzykrzyło się wskutek szeregu nieszczęść, które wzmogły się aż do beznadziejności" , nie powinien zarazem chcieć, by maksyma ¿ego postępowania stała się zarazem prawem ogólnym? Czy świat ten raczej nie jest taki, że człowiek rozumny musi odczuwać jaxo pociechę możliwość takiego wyjścia? Hume*owska rozprawa o samobójstwie, w której ukazuje się on jako prawdziwy filozof Oświecenia, opublikowana została wprawdzie przed ’’Uzasadnieniem me­ tafizyki moralności" i napisana była na długo przed nim, sprawia jednak wra11 Por. np. I. Kant: Uzasadnienie..., 3. 68. 12 Ibidem, s. 51.

Materializm i moralność

257

żenie odpowiedzi na osobliwy pogląd Kanta. "Człowiek, który usuwa się z ży­ cia, nie czyni społeczeństwu nic złego; przestane mu jedynie czynić dobro, co jeśli w ogóle stanowi jakąś szkodę, to jest to szkoda najniższego rzędu. /.../ Przypuśćmy, że nie jest już w mojej mocy działać w interesie społeczeń­ stwa; przypuśćmy, że jestem społeczeństwu ciężarem; przypuśćmy, że moje ży­ cie przeszkadza komuś w przyniesieniu społeczeństwu znacznie większego pożyt­ ku. W takich wypadkach wyrzeczenie się życia będzie z mojej strony czymś nie tylko niewinnym, ale zgoła chwalebnym. Ale w tego rodzaju sytuacji znajduje się większość ludzi, którzy doznają pokusy, aby rozstać się z życiem. Ci, cc cieszą się zdrowiem, siłą lub władzą zazwyczaj więcej mają powodów do tego, by żyć w zgodzie ze światem"1^. Jakże pokrętny w zestawieniu z tym głosem wydaje się prowadzony przez Kanta wywód, nie wspominający o sprzecznościach w społeczeństwie! W drugim przykładzie ktoś uchyla się od dostarczenia pie­ niędzy poprzez fałszywą obietnicę późniejszego ioh zwrotu. Aby ocenić przyk­ ład, trzeba by wiedzy, na jaki cel mają być zużyte pieniądze i jaki charak­ ter mają stosunki między obu kontrahentami. W pewnych przypadkach Kant mógł­ by obronić rozwiązanie określane przez niego jako moralne tylko przy użyciu środków równie wyszukanych jak te, do których ucieka się przy innej okazji na okoliczność kłamstwa w ogóle . W trzecim przykładzie abstrahowanie od rzeczywistości okazuje się jeszcze bardziej fatalne niż w pierwszym. Człowiek bogaty odkrywa w sobie talent, ale jest za bardzo wygodny, aby go rozwijać. Kant sądzi, iż nie mógłby on chcieć, by wszyscy inni w jego sytuacji odda­ wali się próżniactwu i musiałby się dlatego wziąć do pracy. Ale, w niezgo­ dzie z opinią Kanta, utalentowanego człowieka od jakiegokolwiek wdawania się w tę sprawę musiałaby powstrzymać wizja, że jego wola przyzywa w szranki wszystkich konkurentów, jacy istnieją. Jeśli człowiek ten ma się poddać twar­ dej nauce, to w ramach tego społeczeństwa konkurencji musi chcieć' właśnie, by jego wola nie stała się zasadą ogólną. Czwarty przykład dotyczy dobroczyn­ ności. Zaleca się ją tu mniej przez szacunek dla prawa moralnego, a bardziej przez nie nazbyt pociągające wskazanie, że kiedyś także sam bogacz może jej potrzebować. Jeśli w przykładzie tym ma chodzić nie o grosz żebraczy, lęez o sumy prawdziwie ponętne, to bogacz słusznie będzie przedkładał pewną te­ raźniejszość nad problematyczną przyszłość. Jeśli jednak problem poddać pod rozwagę nie egoistycznie, lecz w kaniowskim sensie moralnie, to znaczy ze względu na ogół, to teoria bogacza, ustalająca co jest dla niego dobre, bę­ dzie się właśnie bardzo różniła od teorii żebraka: bogacz z szczerym sercem będzie uważał, że wielkie datki są szkodliwe. Gdy chodzić będzie o rzecz po­ ważniejszą, o podatki publiczne czy o płacę roboczą, tak wiele będzie prze­ konań w kwestii, co nadaje się na ogólne prawo, jak wiele jest grup społecz­

nych.

Przez to, że każdy działa zgodnie ze swym sumieniem nie znika ani chaos, ani wyrastająca z niego nędza. Formalna reguła, by być w zgodzie z so-

13 D. Hume: Abhandlungen über den Selbstmord. Philos. Bibi, bei Meiner. T. 36. 3 wyd. Leipzig, s. 154. 14 I. Kant: Gesammelte Schriften. /Akademieeusgabe/. T. 8, s. 425 i h.

253

Max Horkheimer

bą samym, by wola nie popadała w sprzeczność, nie daje wskazania, które mogłoby usunąć podstawę moralnego niepokoju. Czy jest haniebny czyn, które­ go nigdy nie można by popełnić z czystym sumieniem? 0 szczęściu ludzkości decyduje nie to, że jednostki uważają swe postępki za zgodne z naturalnym prawem ogółu, lecz to, w jakim stopniu ta zgodność rzeczywiście zachodzi. Idealistyczną mrzonką jest przeświadczenie, że dobra wola - jakkolwiek sil­ ny byłby jej bodziec - jest jedynym dobrem, podobnie jak ocena działań tyl­ ko wedle ich intencji, nie zaś.zgodnie z tym, jakie jest ich rzeczywiste znaczenie w danym momencie historycznym. Od tego ideologicznego aspektu Kantowskiego pojęcia moralności prowadzi prosta droga do współczesnej mistyki ofiary i posłuszeństwa, która - co prawda - na Kanta powołuje się niezbyt pewnie. Jeśli najwyższym celem ma być rozwój i pomyślna działalność sił tkwią cych w ogóle, to nie wystarczy bynajmniej doglądać moralnego wnętrza, czys­ tego ducha, czy nawet poprzez dyscyplinę tłumić instynkty posiadania, ale trzeba baczyć na to, by rzeczywiście istniały zewnętrzne mechanizmy, które mogą powodować szczęście. Ważne jęcz nie wyłącznie to, jak ludzie coś robią,, lecz co robią; właśnie tam, gdzie stawką jest wszystko, mniej chodzi o moty­ wy tych, którzy dążą do celu, niż że go osiągają. Z pewnością, także obiek­ tu i sytuacji nie można określić bez wnętrza działających ludzi, gdyż to, co wewnętrzne, i to, co zewnętrzne, 3ą w całości dziejów - podobnie jak w życiu jednostki - momentami wieloaspektowego procesu dialektycznego. Jednak panują*< ca w moralności mieszczańskiej tendencja, by wartość wiązać wyłącznie z su­ mieniem, okazuje się - szczególnie współcześnie - postawą hamującą postęp. W warunkach panującej nędzy o losie ludzkości decyduje nie po prostu świado­ mość obowiązku, entuzjazm, ofiara, lecz cel świadomości obowiązku, entuzjazmu ofiary. Niewątpliwie wola człowieka gotowego do poświęceń może być dobrym na­ rzędziem w służbie każdej potęgi, także wstecznej. 0 stosunku, w jakim stoi treść tej woli do rozwoju całego społeczeństwa, mówi nie sumień-ilecz słu­ szna teoria. W koncepcji Kanta tylko jedną stronę stanowi ów rys idealistyczny, zgodnie z którym, gdy w duszy wszystko jest w porządku, także i świat ma być w porządku; ów brak rozróżnienia między fantazją a rzeczywistością, poprzez który filozofia idealistyczna okazuje się udoskonaloną formą prymitywnej wiary we wszechmoc myśli, czyli: udoskonaloną formą magii. Koncepcja ta ma też nader aktywny stosunek do rzeczywistości. Usiłowałem poprzednio pokazać, że w tym społeczeństwie odizolowanych jednostek imperatyw kategoryczny zde­ rza się z niemożliwością jego rozumnej realizacji. Dlatego jako konieczną konsekwencją jest zmiana tego społeczeństwa. Wraz z tym musiałyby także znik­ nąć te właśnie jednostki, do których zwraca się imperatyw i których kształ­ towanie jest pozornie jego jedynym celem. Moralność mieszczańska popycha do zniesienia tego porządku, na gruncie którego jest dopiero możliwa i koniecz­ na. Jeśli ludzie chcą działać tak, by ich maksyma nadawała się na prawo ogól­ ne, to muszą zaprowadzić porządek, w którym zmysł taki nie byłby równie prób lematyczny jak w podanych przez Kanta przypadkach, lecz rzeczywiście można by go wyposażyć w kryteria. Społeczeństwo musi wtedy mieć taki charakter, że swe

Materializm i moralność

59

interesy - i tc interesy wszystkich swych członków - ustala na srodze racjo­ nalnej. Tylko przy tym założeniu jest rozsądne z punktu widzenia jednostki - która odczuwa, że subiektywnie i obiektywnie uczestniczy w takim planie - by życie swe orientowała w tym kierunku. Współczesne etyka zamiast tej dynamicznej, wykraczającej poza aktualne stosunki cechy poglądu Kanta, roz­ wija właśnie jego stronę negatywną: przeciwstawiający się zmianom subiekty­ wizm. Tu jednak przyczyna raniej kryje się u Kanta, a bardziej w upływie dziejów od jego czasćw. Wprawdzie koncepcja Kanta zawiera nie dające się utrzymać pojęcie wieczystego nakazu odnoszącego się do wolnego podmiotu, ale zawiera zarazem tendencje, w których antycypuje się koniec moralności. W koncepcji tej wyra­ żona zostaje sprzeczność, która ciąży nad burżuazją podczas całej jej epoki: porządek, który stworzyła i przy którym obstaje, stoi w sprzeczności z jej własnym pojęciem rozumu. Kant głosi absolutność moralności i nieuchronnie musi obwieszczać jej zniesienie, traktując ją jako przemijającą. Moralność opiera się na różnicy między interesem a obowiązkiem. Pionierzy społeczeń­ stwa burżuazyjnego postawili przed nim zadanie, by jedno z drugim pogodzić, ale tylko filozoficzni rzecznicy "dobrze pojętego interesu własnego" /Bent­ ham/ odważyli się uznać, że je spełniono. Pogodzenie to jest niemożliwe w ramach panującej formy społecznej, gdyż w niej ani ludzkość nie dochodzi do głosu, ar.i nie uzyskuje świadomości, chyba że jako teoria, która - przeciw­ stawiając się opinii publicznej - krytykuje interesy partykularne panoszące się w danej chwili jako powszechność. Materialistyczna antropologia burżuazji wcześnie już znała koncepcję, wedle której to, co stanowi przesłankę mo­ ralności w sensie burżuazyjnym: różnica między interesami szczegółowymi a powszechnymi, zniknąć musi dzięki czynowi dziejowemu. "Nie można uszczęśli­ wić ludzi inaczej, jak tylko łącząc interes jednostki z- interesem ogółu. Przyjmując taką zasadę, widzimy wyraźnie, że nauka o moralności jest nauką niepoważną, jeśli nie łączy się z polityką i ustawodawstwem. Stąd wniosek, że chcąc być użyteczni dla świata, filozofowie powinni rozważyć sprawę z te­ go punktu widzenia, z jakiego patrzą na nią prawodawcy. Nie dysponując taką samą władzą, powinni być natchnieni tym samym duchem. Zadaniem moralisty jest wyznaczać prawa, a prawodawcy zapewnić ich wykonanie, kładąc na nie pieczęć władcy"1^. Także Kant uważał, że w lepszym społeczeństwie możliwe będzie pojednanie szczęścia i obowiązku. Wedle niego nie ma "sporu między praktyką a teorią"-^; "czyste zasady prawa mają rzeczywistość obiektywną, 17

tj. dają się realizować" '. Jest przekonany, że rzeczywistym zadaniem poli18 tyki jest'to, by odpowiadała "ogólnemu celowi publicznemu /szczęściu/” Oczywiście, "maksymy polityczne muszą mieć za punkt wyjścia /...! nie powo­ dzenie w państwie czy jego szczęśliwość, jakich można by się spodziewać po posłuszeństwie względem nich, czyli nie cel /.../, który jest przedmiotem 15 16 17 18

C. Helvétius: C umyśle. Warszawa 1959. T. I, 6. 142-145. I. Kant: Sum ewigen Frieden. Gesammelte Schriften. T. 8, s. 570. Ibidem, s. 580. Ibidem, s. 586.

260

Max Horkheimer

jego woli"1'. Za powszechność nie może się więc podawać ani pojedyncze pań­

stwo, ani jakakolwiek zbiorowa potęga. Zdaniem Kanta, w rzetelnej polityce w ostatecznym rozrachunku wcale nie chodzi o uzgadnianie interesów jednost­ kowych z tego typu interesami partykularnymi, chodzi natomiast o osiągnię­ cie celu, którego zasadę podaje czysty rozum. Choć Kant chciałby ów cel określić nie jako stan najwyższego szczęścia, lecz jako zgodne z prawami 20 * utrzymanie największej wolności ludzkiej , to jednak nie doprowadzał on do sprzeczności między wolnością i szczęściem tłumacząc, iż to drugie samo wy­ pływa z tej pierwszej. Ciągle podkreślał zasadniczą różnicę między intere­ sem a obowiązkiem nie ze względu na sam porządek doskonały, lecz ze wzglę­ du na ludzi, którzy do niego dążą. W społeczeństwie traktowanym jako cel, cele każdej jednostki mogą współistnieć z celami wszystkich innych i choć prywatne cele jednostek różniłyby się tu co do treści, to jednak nie byłoby konieczne, by stawały sobie wzajemnie na przeszkodzie. Działanie moralne zgadzałoby się z prawem moralnym i w żadnym przypadku nie prowadziłoby do konfliktu z nim. Niezależnie od jasnych stwierdzeń co do możliwości owego przyszłego społeczeństwa, Kant mógł nie być pewien skali, w jakiej się ono zrealizuje. Pisząc "Krytykę czystego rozumu" był przekonany, że urzeczywistnianie ideału "może przekroczyć każdą podaną granicę" 21 . Dla tak zwanych wy­ jadaczy politycznych, którzy szczycą się swą praktyką, a w rzeczywistości schlebiają panującym potęgom, znalazł twarde słowa, gdyż głoszą oni, że lu­ dzka natura uniemożliwia ulepszenia w sensie idei. "Im zawsze najlepszym mu­ si się wydawać każdy istniejący już ustrój prawny lub ten, który po nim następuje, jeśli zmienia go wyższa władza" . Filozof nie powołuje się sceptycz­ nie na to, że zna ludzi, lecz na to, że zna Człowieka i wie, "czym można go zrobić" . Antropologia nie wysuwa żadnego przekonywującego zarzutu wobec przełamywania złych stosunków społecznych. Kantowskie argumenty przeciw psy­ chologicznej obronie absolutyzmu zachowują ważność dla każdej epoki, w któ­ rej do walki z postępem wykorzystuje się oprócz innych nauk także te, które traktują o człowieku. Realizacja moralności i jednoczesne jej zniesienie, co 24 Schopenhauer nazwał "ustanowieniem moralnej utopii" , nie jest dla Kanta iluzją, lecz celem polityki. Co prawda, także i filozofia Kanta ujawnia elementy utopijne: tkwią one nie w myśli o doskonałym porządku, lecz w niedialektycznym wyobrażeniu stałego zbliżania się do niego. W jego przekonanie, w owym celu ostatecznym zawarte są w sposób identyczny wszystkie określenia społeczeństwa burżuazyjnego, tyle że są do siebie lepiej dostosowane niż obecnie. Także Kant uwiecz­ nia kategorie panującego systemu. Porządek przedstawiany przez niego jako cel byłby znowu porządkiem samodzielnie działających osób, z których decyzji, podejmowanych indywidualnie, miałaby oto gładko wynikać pomyślność całości.

19 20 21 22 23 24

Ibidem, a. 379. Idem: Krytyka czystego rozumu. T. II, s. 25-26. Ibidem, s. 26. % Idem: Zum ewigen'Frieden. Gesammelte Schriften. T. 8, s. 370. Ibidem, s. 37?. A. Schopenhauer: Grundlage... sämtliche Werke. T. 3, s. 635.

Materializm i moralność

261

Ten ideał jest faktycznie utopią. Jak w każdej utopii,-marząca myśl buduje piękny obraz z niezmienionych elementów teraźniejszości. Zgodność interesów jednostek można w Kentowskiej utopii rozumieć tylko jako harmonię przedustanowioną, jako dobroczynny cud. Natomiast nauka bierze pod uwagę tę okolicz­ ność, iż przewrót dziejowy zmienia też elementy wcześniejszej sytuacji. Dla zmienienia utopijnego charakteru Kantowskiego wyobrażenia o dos­ konałym porządku potrzebna jest, materialistyozna teoria społeczeństwa. Od­ mienne interesy jednostek nie są faktami podstawowymi, a swe podłoże mają nie w samoistnej konstytucji psychologicznej, lecz w stosunkach materialnych i w rzeczywistej ogólnej sytuacji grupy społecznej, do której należy jed­ nostka. Z konieczności nie dająca się usunąć różnica interesów wyrasta z róż­ nic w stosunkach własnościowych. Ludzie stają dziś wobec siebie jako funkcje różnych potencji ekonomicznych, z których każda wskazuje różne sprzeczne ten­ dencje rozwojowe. Zgodność jednostkowych celów przestanie się wydawać cudem dopiero wtedy, gdy ten ar.tagonistyczny sposób produkcji, którego wprowadze­ nie oznaczało ongiś niezwykły postęp, a między innymi możliwość rozwoju samoświadomych ludzi, zostanie zastąpiony przez taką formę życia społecznego, w której nie wedle tylko dobrej chęci, lecz wedle konieczności rozumu zarzą­ dzać się będzie własnością produkcyjną w interesie ogółu. Ale wtedy i jed­ nostki przestają być wyrazicielami tylko celów prywatnych. Nikt nie jest już monadą, a każdy jest - w języku Kanta - "członem" ogółu. Wyrażenie to, przy pomocy którego Kant określa dynamiczny element w zjawisku moralnym, wskazujący już - poza swe granice - na bardziej rozum­ ne społeczeństwo, odegrało smutną rolę w socjologii współczesnej. W tym roz­ padającym się mechanizmie ma ono skłaniać ludzi pełnych zwątpienia dc tego, by ślepo poddali się partykularnej "całości", w którą rzuciły ich urodzenie lub los, niezależnie od tego, jaką rolę odgrywa ona oto w ludzkiej historii. Przy tym zwrot odwołujący się do kategorii organicznych rozumiany jest w sen­ sie dokładnie przeciwstawnym kantowskiemu. Wskazuje on na dawne szczeble.spo­ łeczne, na których każde zdarzenie zapośredniczane było jedynie przez in­ stynkt, tradycję, posłuszeństwo, zamiast na okres, gdy stosunki międzyludz­ kie naprawdę będą regulowane przez rozum. Kant używa obrazu organizmu, zapo­ wiadając płynne funkcjonowanie przyszłego społeczeństwa. W najmniejszym stop­ niu nie neguje to roli myślenia racjonalnego. Dzisiaj natomiast, obraz orga­ nizmu oznacza system zależności i nierówności ekonomicznych, których nie moż­ na już usprawiedliwić przed dojrzałym rozumem krytycznym i dlatego potrzeba fraz metafizycznych, aby ludzie się z nini pogodzili. Obraz ten przywołuje się, by mocą ślepej natury uzasadnić jako odwieczny stosunek sytuację, że jed­ ni tylko rozkazują, a drudzy tylko wykonują polecenia; stan rzeczy, który stał się wątpliwy z powodu wzrostu wszystkich sił. Dziś, podobnie jak w cza­ sach Meneniusa Agrippy, ludzie powinni ukoić się myślą, że rola w całości jest im przyrodzona, podobnie jak członkom ciała zwierzęcego - właściwa im rola. Jako przykład stawia się członkom społeczeństwa sztywne zależności w przyrodzie. W niezgodzie z tą idealistyczną socjologią, która sądzi, że usu­ wa niesprawiedliwość, gdy poprzez tak zwaną duchową odnowę próbuje wypędzić

262

Max Horkheimer

z głów wzrastającą świadomość, Kantowska nauka moralna ukierunkowana jest na społeczeństwo, w którym wprawdzie czynności przedmiotowe są jak najdosko­ nalej uozłonowane, ale możliwości rozwoju i szczęście jednostek nie są pod­ dane żadnej gradacji i nie są pozostawiane losowi. Jak mówi Nowy Testament: "Aby nie było w ciele rozdwojenia, lecz aby członki miały nawzajem o siebie jednakie staranie"2'. Kant określa organizm właśnie przez pojęcie celu. Zda­ rzenie organiczne zawsze wskazuje u niego na "przyczynowość pojęcia"*^, czy­

li na zamysł i plan. W przyszłym społeczeństwie, stanowiącym cel świadomości moralnej, ży­ cie całości i jednostek nie powstaje jako tylko wynik przyrodniczy, lecz ja­ ko rezultat rozumnych planów, które w równym stopniu biorą pod uwagę szczęś­ cie jednostek. Zamiast ślepego mechanizmu walk ekonomicznych, który obecnie warunkuje szczęście, a dla większej części ludzkości - nieszczęście, pojawia się celowe zastosowanie niezmierzonego bogactwa ludzkich i rzeczowych sił wytwarzania. Wedle Kanta, każda jednostka powinna być "wprawdzie powszechnie prawodawcza, ale zarazem sama prawom tym podległa"*'. "Prawodawcza” jest ona nie w czczym ogólnoprawnym 3en3ie demokracji formalnej, lecz w ten sposób, że w całej rzeczywistości społecznej ona i jej możliwości uwzględniane są w tym samym stopniu, co w odniesieniu do wszystkich innych jednostek. W rozumie­ niu Kanta, tylko jednostki, a nie żadna partykularna całość, są godne tego, by być celem absolutnym: tylko or.e mają rozum. Ideę społeczeństwa godności ludzkiej, w którym moralność traci swą podstawę, ukazał Kant poprzez anali­ zę świadomości moralnej. Idea ta wydaje się postulatem 1 konsekwencją. Ke­ gel uczynił ją podstawą swej filozofii. Wedle niego, rozumność istnieje kon­ kretnie w jedności wolności obiektywnej i subiektywnej, czyli w jedności wo­ li ogólnej i woli jednostek dążących do swych celów2®. Co prawda, uważał on - podobnie jak jego liberalistyczni nauczyciele ekonomii politycznej - że stan ten jest już urzeczywistniony. W jego systemie moralność - jako siła ludzka różna od interesów - nie odgrywa wielkiej roli. Ta finalna metafizy­ ka dziejów nie potrzebuje już jej Jako siły napędowej. Ale Heglowskie poję­ cie ducha zawiera ten sam ideał, że świat burżuazyjny, jak tkwi w filozofii Kanta, tak mieści się we wszystkich myślących głowach. Teoria urzeczywist­ nienia tego ideału prowadzi od filozofii do krytyki ekonomii politycznej. Wiedza, że wola i wezwanie do niej mają korzenie w obecnym sposobie produkcji i - tak jak inne formy życia - zmieniają się wraz z nim, pojęła moralność i wyznaczyła jej kres. W epoce, gdy naturalnym prawem człowieka jest panowanie interesu posiadania i gdy każdy widzi w innym, wedle Kantowskiego określenia, tylko środek do własnych celów, wiedza ta oznacza troskę o rozwój i szczęście życia w ogóle. Również przeciwnicy tradycyjnej moral­ ności przesłanką krytyki czynią nieokreślone poczucie moralne związane z ta­ kimi dążeniami. Gdy Nietzsche w "Przedmowie" do "Genealogii moralności" wyk­

25 I List do Koryntian, 12,25 /tłumaczenie Brytyjskiego i Zagranicznego To­ warzystwa Biblijnego/. 26 I.Kant: Krytyka władzy sądzenia. Warszawa 196^, 5 10 /a. 39-90/ i $ 54 /s. 326-327/. 27 Idem: Uzasadnienie..., s. 69. 28 Por. m.in. G.W.F. Hegel: Zasady filozofii prawa, 5 258.

Materializa i moralność

263

łada swój własny problem, to po pytaniu materialistycznym: "wśród jakich wa­ runków wynalazł sobie człowiek, owe oceny wartości: 'dotrze* i *żle*?'i przy­ chodzi natychmiast moralne: "i jaką wartość mają one same? Wstrzymywałyż one, czy też popierały rozwój człowieczy? Czy sa oznaką niedostatku, zubożenia, zwyrodnienia życia? Lut przeciwnie, ozy zdradza się w nich pełnia, siła, wola życia, jego odwaga, jego ufność, jego przyszłość?" '. Zatem, tak samo jak u Kanta, miarą tutaj jest ogólny obraz ludzkości. Co prawda, w okresie, gdy jasne widoczna już była bardziej korzystna forma organizacji ludzkości, Nietzsche zalecał nader opaczne formy jej wyzwolenia, lego wymóg wobec te­ raźniejszej ludzkości, iż musi "cel swój stawiać poza sobą - ale nie w fał­ szywym świecie, lecz w jego własnym rozwoju"^, godzi w niego samego, gdyż wszystkie jego praktyczne projekty opierają się na fałszywej ekstrapolacji. Wnioskiem, jego psychologicznej penetracji jednostek działających pod wpływem, naturalnego prawa interesu osobistego byłe, że powszechnego spełnienia tego, do czego one dążą, a mianowicie pewności i szczęścia, siusiałoby dokonać spo­ łeczeństwo filistrów, świat "ostatnich" ludzi. Nie rozumiał, że znienawidzo­ ne przez niego cechy współczesności wyrastają właśnie z braku korzystnych przesłanek dla powszechności, kraz z rozszerzeniem zasięgu rozumu - czego się lękał - wraz z jego zastosowaniem do wszystkich stosunków społecznych musiałyby przekształcić się owe cechy - mające prawdziwą podstawę w skupieniu wszystkich instynktów wokół prywatnej korzyści - i inne musiałyby się stać wyobrażenia; a nawet same popędy. Fakt, ze Nietzsche nie zna dialektyki, ka­ żę mu, podobnie jak Kantowi, przewidywać "brak sprawiedliwości". "Gdyby wszy­ stko było takie, jak tego pragniemy, cała moralność zamieniłaby się we włas­ ną korzyść"^1. Ale w rzeczywistości albo korzyść własna zarazem zmieniłaby się w moralność, albo raczej obie rozpłynęłyby się w nowej formie ludzkiego interesu, odpowiadającej rozumnej sytuacji. Nietzscheańska teoria dziejów błądzi, gdyż choć nie stawia celu w tamtym świecie, to jednak stawia go w świecie opacznym, jako że jej autor z powodu nieznajomości praw ekonomicz­ nych dezinterpretuje ruch teraźniejszego świata. Wszelako jego własna moral­ ność zawiera te same elementy, co moralność przez niego zwalczana. Sroży się on przeciw samemu sobie. Także w ujęciu Bergsona moralność zawiera idee postępu ludzkości: "od społeczeństwa rzeczywistego, którym jesteśmy, myślą przenosimy się do społeczeństwa idealnego; jemu składamy hołd, gdy kłonimy się przed godnością ludzką w nas, gdy postanawiamy działać w szacunku wobec siebie"^. Wedle nie­

go, są dwie strony moralności: "naturalna", wyrastająca z dostosowania się społeczeństwa do jego warunków życiowych a składająca się z zastygłych w przyzwyczajenia, społecznie celowych reakcji, które podobnie jak u egzempla­ rzy stad zwierzęcych stają się własnymi reakcjami członków prymitywnych ple29 F. Nietzsche: Z genealogii moralności. Warszawa-Kraków 191J, s. A. 30 Idem: Also sprach Zarathustra. Aus dem Nachlass 1882-1685 Werke. TaschenAusmabe. T. 7, s. 188. 31 I.Kant: Reflexionen zur Metaphysik. Gesammelte Schriften. T. 18, s. 45A. 32 H. Bergson: Les deux sources de la morale et de la religión. Paris 1932, s. 66. /Cytat ten przytoczony jest w języku francuskim - przyp. tłum./.

264

Max Horkheimer

mion i cywilizowanych narodów, i strona prawdziwie ludzka, "élan d’amour"". Zawiera on w sobie "le sentiment d’un progrèss”'' i obejmuje już utrzymanie i zabezpieczenie nie tylko jednostkowego związku, do którego indywiduum przypadkowo należy, lecz ludzkości. Różnica między obu stronami, z których jedna ukazuje się jako "pression sociale"-”, zaś druga jako "marche en avant"}®, jest tą samą, która u Kanta występuje pomiędzy prawem naturalnym a poszanowaniem człowieczeństwa. Jeszcze dziś spojrzenie Bergsona sięga do­ statecznie głęboko, by uchwycić różnicę między powszechnie poważanym uczu­ ciem a moralnością wskazującą ku przyszłości."Wrodzone i podstawowe posta­ wy człowieka współczesnego"}? dotyczą rodziny, kręgu interesów, narodu i z konieczności obejmują możliwą wrogość między grupami. Do tej interesownej miłości przynależy nienawiść, ale nie do solidarności uczucia moralnego skie­ rowanego ku przyszłości. "To pomiędzy narodem - jakkolwiek wielki by był a ludzkością występuje cały dystans miedzy tym, co skończone, a tym, co nieograniczone, między tym, co zamknięte, a tym, co otwarte”33 ' . Co prawda, po­ dobnie jak Nietzsche, Bergson traci ostrość spojrzenia wobec problemu, jak ma być urzeczywistnione idealne społeczeństwo nakreślone przez czystą moral­ ność, jakie siły w teraźniejszości przeciwdziałają mu, kto zaś jest rzeczni­ kiem tego społeczeństwa i obstaje za nim. Powtarza tu teorię bohaterów, "z których każdy stanowi wytwór ewolucji twórczej, jakby był zwiastunem nowego gatunku”". Zgodnie ze starymi wierzeniami, mają 3ię oni pojawiać pojedyn­ czo i u początku wielkich epok, a 3ą to zdarzenia niezwykle rzadkie. Ale przekonany o ich rzadkości, Bergson zapomina zapytać, czy dziś ostatecznie Z z , 40 nie jest tak, iż wielu bohaterów "société ideale" istnieje i staje do wal­ ki, choćby filozofowie wiedzieli o nich tylko to, co właściwe jest "duszy w 30bie zamkniętej". W tym zapomnieniu, w obojętności wobec ziemskich walk o to społeczeństwo, które w moralności zaprojektowane jest myślowo, w braku nawiązania do sił prących naprzód mieści się porcja niemoralnosci, którą można dziś wykryć także w czystej filozofii. Materializm widzi w moralności wyraz życia określonych ludzi i stara się ją pojmować ze względu na warunki jej powstawania i przemijania. Pojmo­ wać nie w imię prawdy samej w Sobie, lecz w związku z dążeniami historyczny­ mi. Siebie ujmuje on jako teoretyczną stronę wysiłków na rzecz likwidacji istniejącej nędzy. Cechy, które wskazuje on w historycznym zjawisku moral­ ności, odsłaniają się dla analizy tylko ze względu na założone określone in­ teresy praktyczne. Materializm nie wietrzy za moralnością żadnej ponadhistorycznej instancji. Cbca jest mu trwoga, jaką jeszcze teraz wiodą ze sobą przepisy moralne - jakkolwiek by były uduchowione - z racji swego pochodze­ nia od autorytetu religijnego. Skutki wszelkich ludzkich działań dokonują Pęd miłości /przyp. tłum./. Poczucie postępu /przyp. tłum./. Ibidem, s. 48. Nacisk społeczny /przyp. tłum./. Marsz naprzód /przyp. tłum./. Ibidem, s. 54./Cytat ten przytoczony jest w języku francuskim - przyp. tłum./. Ibidem. /Cytat ten przytoczony jest w języku francuskim - przyp. tłum./. Ibidem, s. 98. /Cytat ten przytoczony jest w języku francuskim - przyp. tłum./. 40 Idealnego społeczeństwa /przyp. tłum./.

33 34 35 36 37 38 39

Materializm i moralność

się wyłącznie w święcie czaso-przestrzennym. Jeśli tu nie oddziaływują na swego sprawcę, nie ma się czego od nich obawiać. Wobec rozumu nie ostają się ani blask, w jaki filozofowie i powszechne mniemanie spowijają postępek “etyczny", ani argumenty, przy pomocy których go wychwalają. Współczesne "badanie wartości", autorstwa Schelera i Hartnanna, poprzez swe przypuszcze­ nie, że można zbadać "pole prawdziwych wartości"14'1 podcbnie jak jakąś inną sferę przedmiotową, określiły tylko inną metodę rozwikływania zadania nierozwiążalnego: z czystej filozofii wyprowadzić uzasadnienie sposobów postę­ powania. Gdy nauka mówi o "strukturze i uporządkowaniu państwa wartości", nieuchronnie stanowi to próbę takiego obwieszczania przykazać.. Bowiem r.awet jeśli tę wiedzę określać jako "zupełnie się jeszcze znajdującą w stadium po42 szukiwań i prób" , to jednak na wszystkich wartościach, które stara się wskazać etyk, ciąży "moment powinności" który w określonych przypadkach przekształca się w "podmiotowa powinność czynu" . Pomimo wyjaśnień, że de­ cyzja zawsze spoczywa w sumieniu podmiotu, pomimo ogólności, należącej dc istoty filozoficznej nauki moralnej, utrzymuje się, że istnieją różnice po­ ziomów, z którymi postępek powinien być zgodny: "i tak np. co do charakteru wartościowego miłość bliźniego jest wyższa od sprawiedliwości, miłość wobec wroga wyższa od miłości bliźniego, wszelako ukochanie osoby jest /jak się wydaje/ wyższe od nich obu. I podobnie dzielność stoi wyżej od zawładnięcia, wiara i wierność wyżej od dzielności, a znowu od nich wyżej cnota obdarov.’ująca i osobowość" '. Tezy takie - których treść zresztą tylko bardzo odlegle wiąże się z poczuciem moralnym, a tc na skutek faktu, że od czasów Kenta funkcja filozofii stawała się silnie reakcyjna - mają, podobnie jak impera­ tyw kategoryczny, charakter przykazań. Są one zmistyfikowanymi wyrazami sta­ nów ducha, gdzie faktycznie "pression sociale" i "élan d’amour" zbiegły się w połączenie trudne do rozplątar.ia. Nie ma żadnego wiecznego państwa wartoś­ ci. Ludzkie potrzeby i pragnienia, interesy i cierpienia zmieniają się w po­ wiązaniu z procesem społecznym. Psychologia i inne nauki pomocnicze historii muszą się przyłączyć do wyjaśniania uznawanych w danej chwili wartości i ich zmiany. Mie istnieją wiążące przykazania moralne. Materializm nie odnajduje żadnej transcendującej ludzi instancji, która odróżniałaby gotowość pomocy od żądzy zysku, dobro od okropności, chciwość od samopoświęcenia. Także lcgika uparcie milczy i nie przyznaje pierwszeństwa nastawieniu moralnemu. Wszystkie próby, by moralność zamiast na doczesnej rozwadze, ufundować na spojrzeniu w zaświaty /a jak pokazują rozważane przykłady, nawet Kant nie zawsze przeciwstawiał się tej skłonności/, oparte są na harraonistycznych iluzjach. Przede wszystkim, w większości przypadków moralność i rozwaga roz­ chodzą się. Ani na drodze intuicji, ani na drodze argumentów nie jest możli-41 45 44 43 42

41 42 43 44 45

N. Hartmann: Ethik, s. 43. Ibidem, s. 227. Ibidem, s. 154. Ibidem, s. 1ÉJ. . Ibidem, s. 497.

266

Max Horkheiner

we uzasadnienie moralności: stanowi ona raczej nastawienie psychiczne. Jest rzeczą psychologii opisał je i uczynić zrozumiałym co do osobistych uwarun­ kowań i co do przenoszenia z jednej generacji na drugą. Dla uczucia moralne­ go charakterystyczna jest intencja, która odchyla 3ię od "prawa naturalnego” i nie noże mieć do czynienia z prywatnym zawłaszczaniem i własnością. Współ­ cześnie prawie wszystkie ludzkie pobudki określane są albo przez to prawo, albo przez czystą konwencję. Z definicji myślicieli burżuazyjr.ych wynika, że w epoce tej nawet miłość podpada pod kategorię własności. "Widzimy, że ten, kto miłuje, z koniecznością usiłuje rzecz umiłowana mieć obecną i za46 chować ją” - mówi Spinoza. Kant opisuje małżeństwo ;axo związek dwojga osób różnych płci, by przez całe życie wzajemnie posiadały sws płciowe włazciwości" i mówi o "równości posiadania" przez małżonków nie tylko dóbr rzeczowych, ale i ’’osób, które 3ię wzajemnie posiadają . W tej mierze, w jakiej współczesne prezentacje nie stały się całkiem ideologiczne, także i one zawierają podobne definicje. Wedle Freuda, cel erotyczny popędu niemow­ lęcego - a zgodnie z jego teorią już tu można wykryć zasadnicze cechy popę­ du występującego u ludzi dorosłych - polega na tym, by "wywołać odpowiednie 45 pobudzenie sfer erogennych" . Tak więc ukochana osoba zasadnicze występuje jako środek do wywoływania owego pobudzenia. Pod cym względem teoria Freuda robi wrażenie bliższego rozwinięcia Kaniowskiej definicji małżeństwa. Uczucie moralne różni się od miłości tego typu i Kant ma rację od­ różniając je nie tylko od egoizmu, ale i do wszelkiej takiej "skłonności". Poprzez swą teorię, że - w przeciwieństwie do tego, co jest regułą świata burżuazyjnego - człowiek jest w moralności nie tylko środkiem, ale zawsze zarazem i celem, określa on stan psychiczny. Uczucie moralne zawsze ma coś wspólnego z miłością, gdyż "u celu czeka miłość, uwielbienie, pragnienie pełni, tęsknota"^0. Ale miłość ta odnosi się nie do osoby jako podmiotu eko­

nomicznego czy jako pozycji w stanie majątkowym kochającego, lecz do osoby jako mogącej być członkiem szczęśliwej ludzkości. Nie chodzi jej o znacze­ nie czy o funkcję danej jednostki w życiu burżuazyjnym, lecz o jej ubóstwo i o siły wskazujące ku przyszłości. Miłości tej nie można zdefiniować, jeśli jej opisu nie ukierunkuje się na przyszłe szczęśliwe życie, i to nie na pod­ stawie jakiegoś objawienia, lecz na podstawie nędzy teraźniejszości. Dla wszystkich, pod tym względem, pod którym są w ogóle ludźmi, miłość ta prag­ nie swobodnego rozwoju sił twórczych. Wydaje się jej, że każdej żywej isto­ cie wolno domagać się szczęścia i nie zadaje tu najmniejszego pytania o upra­ wnienie czy usprawiedliwienie. Rygorystyczność stoi wobec niej w zasadniczej sprzeczności, choć mogą być procesy psychiczne, które mieszczą w sobie oba 46 B. Spinoza: Etyka. Warszawa 195u, cz. III, tw. XVII, przypis /s. 159/. /Cytat ten przytoczony jest po łacinie - przyp. tłum./. 47 I. Kant: Metaphysische AnfangsgrUnde der Rechtslehre. § 24. Gesammelte Schriften T. 6, s. 277. 48 Ibidem, $ 26, s. 278. 49 S. Freud: Drei Abhandlungen zur Sexualtheorie. Gesammelte Schriften. T. 5, s. 59. 50 F. Nietzsche: Aloo sprach Zaratbustra. Aus dem Nachlass . Werke. T. 7, s. 488.

Materializm i moralność

267

momenty. W społeczeństwie burżuazyjnym wychowanie w duchu rygorystycznej moralności, dokonywane pod znakiem wyzwolenia od prawa naturalnego, często prawu temu służyło. Wyrazem uczucia moralnego nie jest kij kapralski, lecz finał IX Symfonii. Potwierdza się to dziś w dwojaki sposób. Przede wszystkim jako współcierpienie. Podczas gdy w epoce Kanta produkcja społeczna zapośredniczona przez prywatne zawłaszczanie była postępowa, dziś oznacza bezsensowne para­ liżowanie sił i ich nadużywanie w celach destrukcyjnych. Rozrastająca się do wymiarów światowych walka między wielkimi ugrupowaniami sił ekonomicznych prowadzona jest przy wywracaniu na opak dobrych ludzkich skłonności, przy usilnym kłamstwie na użytek wewnętrzny i zewnętrzny i przy rozwijaniu bez­ miernej nienawiści. W epoce burżuazyjnej ludzkość stała się tak bogata i wła­ da tak wielkimi siłami przyrodniczymi i ludzkimi, że mogłaby istnieć zjedno­ czona, stawiając sobie szlachetne cele. Konieczność ukrycia tego wszędzie się odsłaniającego stanu rzeczy wyznacza sferę obłudy, która rozciąga się nie tylko na stosunki międzynarodowe, lecz wnika też w sprawy najbardziej pry­ watne; wyznacza sferę minimalizacji dążeń kulturalnych, włącznie z nauką, barbaryzacji życia osobistego i publicznego, w efekcie czego do nędzy mate­ rialnej dołącza się jeszcze duchowa. Nigdy ubóstwo ludzi nie stało w bar­ dziej krzyczącym przeciwieństwie do ich możliwego bogactwa niż dzisiaj, nig­ dy wszystkie siły nie były straszliwiej spętane niż w tych generacjach, w których dzieci głodują, a ręce ojców skręcają bomby. Wydaje się, że świat jest wpędzany w nieszczęście - czy może już się w nim znajduje - które w granicach przekazanej historii można porównać tylko z zagładą antyku. W tej współczesnej fazie jako najbardziej dobitna cecha.istnienia utrwaliła się bezsensowność jednostkowego losu, która już wcześniej była rodzona przez nieobecność rozumu i jałową przyrodniczość procesu produkcyjnego. Ten, ko­ mu szczęście sprzyja, mógłby - przy tej samej osobistej wartości - znaleźć się na miejscu osoby najnieszczęśliwszej, i odwrotnie. Każdy wydany jest na łup ślepemu przypadkowi. Bieg egzystencji człowieka nie pozostaje w żadnym stosunku do jego wewnętrznych możliwości, a jego rola we współczesnym spo­ łeczeństwie nie pozostaje zazwyczaj w żadnej relacji do tego, co mógłby zdzia­ łać w społeczeństwie rozumnym. Dlatego osoba postępująca moralnie nie może swego stosunku do danego człowieka opierać na jego godności. To, w jakiej mierze w postawach i czynach rzeczywiście uczestniczy zasługa, nie ujawnia się w chaotycznej teraźniejszości: "całkowicie ukryta przed nami /.../ po­ zostaje właściwa zasługa postępowania /zasługa i wina/, a nawet moralność naszego własnego zachowania się"'1. Widzimy ludzi nie jako podmioty swych losów, lecz jako przedmioty ślepego procesu przyrodniczego i odpowiedzią uczu­ cia moralnego jest współcierpienie. Odwołując się do sytuacji dziejowej można wyjaśnić to, że Kant nie dostrzegał współcierpienia w uczuciu moralnym. Zapewne dlatego oczekiwał on wzrostu powszechnego szczęścia w wyniku nieprzerwanego rozwoju wolnej konku-

51 I. Kant: Krytyka czystego rozumu. T. II, s. 29*ł.

268

Max Horkheimer

rencji, że widział rozkwit świata pod panowaniem tej zasady. Pomimo to i w jego czasach nie można było oddzielić współcierpienia od moralności. Jak dłu­ go jednostka nie jest zjednoczona z całością, jak długo dla samego wyzwolo­ nego od trwogi człowieka lekka śmierć nie jest czymś zewnętrznym, jako że wiedziałby, iż ogół rzetelnie zachowuje jego cele, jak długo zatem moralność ma jeszcze podstawę egzystencjalną, tak długo mieszka w niej współczucie. A nawet może ją przetrwać, gdyż moralność należy do określonej formy stosun­ ków międzyludzkich, które przystroiły się nią na gruncie sposobu produkowa­ nia właściwego epoce burżuazyjnej. Gdy stosunki te zmienia się na skutek ich rozumnej regulacji, moralność zejdzie co najmniej na drugi pian. Ludzie bę­ dą mogli wtedy wspólnie zwalczać swe cierpienia i choroby - nie można prze­ widzieć, czego dokona medycyna wyzwolona z obecnych społecznych kajdan w przyrodzie dalej jednak panować będzie cierpienie i śmierć. Solidarność ludzka jest jednak częścią ogólnej solidarności życia. Postęp w urzeczywist­ nianiu pierwszej będzie też zwiększał poczucie tej drugiej. Zwierzęta -otrzebują człowieka. Jest zasługą filozofii Schopenhauera, że z wielką jasnoś­ cią przedstawiła naszą Jedność z nimi. Większe uzdolnienia człowieka - a przede wszystkim rozum - nie znoszą całkowicie odczuwanej przez niego wspól­ noty ze zwierzętami. Cechy ludzkie mają wprawdzie szczególne piętno, ale oczywiste jest pokrewieństwo szczęścia i nędzy człowieka z życiem zwierzę­ cia. Polityka jest inną postacią adekwatnego wyrazu, jaki znajduje dziś moralność. Wielcy filozofowie moralni zawsze określali szczęście ogółu ja­ ko jej właściwy cel. Uważając formę obecnego społeczeństwa za wieczną. Kant musiał niewątpliwie zwodzić samego siebie, co do struktury przyszłego spo­ łeczeństwa. Dopiero materialistyczna krytyka ekonomii politycznej pokazała, że urzeczywistnienie ideału, z którym obecne społeczeństwo wkracza na arenę, mianowicie ideału pogodzenia interesu partykularnego z interesem ogólnym, możliwe jest tylko przy zniesieniu przesłanek tego społeczeństwa. Twierdzi się dziś,-że mieszczańskie idee wolności, równości, sprawiedliwości okazały się złe. Wszelako to nie idee mieszczaństwa, lecz nie odpowiadające im warun­ ki pokazały, iż nie można ich utrzymać. Ważność haseł Oświecenia i rewolucji francuskiej jest dziś większa niż kiedykolwiek. Dialektyczna krytyka świata kryjącego się pod osłoną tych haseł polega właśnie na wykazaniu, że na grun­ cie rzeczywistości zachowały one swą aktualność, nie zaś - utraciły. Te idee i wartości nie są niczym innym niż pojedynczymi cechami rozumnego społeczeń­ stwa, które moralność zakłada jako cel nadający jej ukierunkowanie. Dlatego polityka zgodna z moralnością nie może porzucać tych wymagań, a musi je urze­ czywistniać, ęczywiście nie porzez utopijne obstawanie przy ich uwarunkowa­ nych czasowo definicjach, lecz poprzez zgodność z sensem. Treść idei nie jest wieczna, jest poddana dziejowej zmianie, i to nie dlatego, że np. "duch" sam z siebie spontanicznie naruszył zasadę identyczności, lecz ponieważ ludzkie impulsy pragnące tego, co lepsze, przyjmują inną postać w zależności od ma­ teriału historycznego, w którym działają. Jedność takich pojęć w mniejszym stopniu ujawnia się w stałości ich elementów, a w większym - w dziejowym roz­

Materializm i moralność

269

woju sytuacji ludzi, dla których ich urzeczywistnienie jest konieczne. W teorii materialistycznej chodzi nie o zachowanie niezmienności po­ jęć, a o polepszenie powszechnego losu. W tej walce idee zmieniły swą treść. W jednym z wymiarów wolność jednostek oznacza dziś zniesienie ich ekonomicz­ nej samodzielności. Założeniem dotychczasowych idei równości i sprawiedliwoś­ ci była współczesna nierówność podmiotów ekonomicznych i ludzkich. Musi ona zniknąć w zjednoczonym społeczeństwie i dlatego idee te tracą swój sens. "Równość polega wyłącznie na przeciwieństwie do nierówności, sprawiedliwość - niesprawiedliwości, zatem ciąży jeszcze na nich przeciwieństwo w stosunku do dawnej, dotychczasowej histerii, a więc do samego starego społeczeństwa''^2. Wszystkie te pojęcia czerpią dotychczas swą określoną treść ze stosunków wol­ nej gospodarki, która z czasem powinna zacząć funkcjonować z pożytkiem dla wszystkich. Dzisiaj przekształciły się one w konkretny obraz lepszego spo­ łeczeństwa, które narodzi się ze społeczeństwa obecnego, jeśli ludzie wcześ­ niej nie pogrążą się w barbarzyństwie. Pojęcie sprawiedliwości, jako hasto odgrywające kluczową rolę w wal­ ce o rozumne społeczeństwo, jest starsze od moralności. Jest ono tak stare jak społeczeństwo klasowe, to znaczy: jak cała znana historia europejska. Sprawiedliwość w połączeniu z wolnością i równością dopiero w moralności burżuazyjnej znalazła uznanie jako ogólna zasada, która ma być urzeczywist­ niona w tym świecie. W istocie dopiero dzisiaj środki, jakimi dysponuje ludz­ kość, stały się dostatecznie wielkie na to, by jej rzetelne urzeczywistnie­ nie stało się bezpośrednim zadaniem historycznym. Zmagania o spełnienie tej zasady charakteryzują naszą epokę przejściową. W dotychczasowych dziejach każda praca w sferze kultury była możliwa tylko na podstawie podziału na grupę rządzącą i grupę rządzoną. Cierpienie, które wiąże się z ciągłym odtwarzaniem życia narodów na określonym poziomie, a przede wszystkim z wszelkim postępem, a które zarazem stanowi koszt pono­ szony przez społeczeństwo, nigdy nie rozkładało się równo na jego członków. Przyczyna tego leży nie - jak sądziły filozoficzne pięknoduchy XVIII w. w chciwości i złych cechach panujących, lecz w dysproporcji między siłami lu­ dzi a ich potrzebami. Z uwagi na dostępność narzędzi, aż po współczesność za­ leżność mas w pracy i w ogóle w życiu była warunkowana przez ogólny stopień wykształcenia społeczeństwa, włącznie z klasą rządzącą. Ciemnota mas odpo­ wiadała niezdolności panujących do tego, by podnieść je na wyższy szczebel wykształcenia, a oba momenty były stale odtwarzane łącznie z surowością eg­ zystencji społecznej, która zmieniała się wprawdzie, ale powoli. Z racji niebezpieczeństwa pogrążenia się w chaosie, ludzkość dziejowa nie stała przed wyborem, czy znieść stosunki panowania. Powstania i rozszerzania się kultury nie można oddzielić od tego rozdarcia. Niezależnie od dóbr materialnych po­ chodzących z procesu produkcji opartego na podziale pracy, wytwory kultury i nauki - wysubtelnione formy stosunków między ludźmi, ich poczucie egzysten­ cji duchowej - wskazują na swe źródło w brzemionach i przyjemnościach nie­ równo podzielonego społeczeństwa.

52 F. Engels: Prace przygotowawcze do "Anty-Dflhringa". MED. T. 20, s. 685

270

Max HOTkfceimer

Często zapewniano, że podział r.a klasy, nadający swe piętno dotych­ czasowym dziejom, jest przedłużeniem nierówności w naturze. Gatunki zwierzę­ ce nożna podzielić na prześladowców i prześladowanych, i choć wprawdzie wie­ le należy i do jednych, i do-drugich, inne jednak wyraźnie należą do jednej tylko grupy. Także w obrębie gatunków są oddzielone przestrzennie grupy, co do których wydaje się, że części błogosławi szczęście, a część jest prześla­ dowana przez niepojęte ciosy. Także cierpienie i śmierć są nierówne rozdzie­ lone w obrębie gatunków i grup, a zależą od warunków, którym brak jest ja­ kiegokolwiek sensownego związku z życiem jednostek. Nierówność trwale uwarun­ kowana przez proces życiowy społeczeństwa pokrewna jest tej, która występuje w całej naturze. W życiu ludzkości obydwie przenikają się; naturalna nierów­ ność cech fizycznych uzdolnień, dalej zaś chorowitość i konkretne warunki umierania komplikują jeszcze nierówność społeczną. Naturalnie, stopień, w jakim w społeczeństwie oddziaływują te naturalne nierówności zależy od je­ go rozwoju. Mają one różne skutki w różnych fazach danej budowli społecznej. Wystąpienie tej 3amej choroby może oznaczać coś zupełnie innego dla osób na­ leżących do różnych kręgów społecznych. Opieka, kunszt pedagogiczny i system nagród dają mało uzdolnionemu bogatemu dziecku możliwość rozwijania tych pre­ dyspozycji, które jednak posiada, podczas gdy zapćźnione dziecko małych lu­ dzi w walce c byt ginie duchowo i cieleśnie, życie pogłębia jego braki, zaś dobre zadatki niszczeją. Wszelako w dziejach ludzkości, w których nierówność stanowi tak ważny wątek, zawsze można było zauważyć - czy to jako inny ich aspekt, czy to ja­ ko ich skutek - określoną ludzką reakcję. W różnych czasach i w różnych miej­ scach żądano likwidacji nierówności. Nie tylko warstwy poddane uważały, że jest ona złem, ale sądzili tak również odstępcy z warstw panujących. Równość, któx-ą należy ustanowić, a której pojęcie rozwijało się - zgodnie z poglądem materialistycznym - wraz ze stosunkami wymiennymi, była rozumiana na najróż­ niejsze sposoby. Od prostego żądania, by każdy miał równy udział w wytwarza­ nych przez społeczeństwo dobrach konsumpcyjnych /np. w pierwotnym chrześci­ jaństwie/, przez projekt, by każdemu przyznawano część odpowiadającą jego pracy /np. Proudhon/, aż po myśl, że na jeonostki najbardziej wrażliwe po­ winny być nakładane najmniejsze ciężary /Nietzsche/ idzie niezwykle bogaty ciąg wyobrażeń co do sprawiedliwego porządku. Wszystkie mają na celu to, by szczęście, w takiej mierze, w jakiej jest ono możliwe dla każdego, gdy zes­ tawiać go z innymi na podstawie ich przeznaczenia społecznego, nie było okreś­ lane przez przypadkowe, dowolne i wobec samego człowieka zewnętrzne czynniki, innymi słowy, by nierówność pod względem warunków życiowych jednostek była co najwyżej tak duża, jak jest to konieczne na danym szczeblu rozwoju, jeśli założyć stworzenie ogólnospołecznego zaopatrywania w dobra. Oto ogólna treść pojęcia sprawiedliwości; zgodnie z nim, panująca nierówność społeczna wymaga w każdej sytuacji racjonalnego uzasadnienia. Nierówność przestaje być uważa­ na za dobro, a staje się czymś, co powinno być przezwyciężone. Dziełem czasów najnowszych jest uczynienie z tego zasady ogólnej. Także i w nich nie brakowało obrońców nierówności i piewców ślepego losu w

Materializm i moralność

271

przyrodzie i w społeczeństwie. 0 ile jednak reprezentatywni filozofowie epok minionych, jak Arystoteles czy Tomasz z Akwinu, wysławiali nierówność losów ludzkich jako wieczystą wartość, o tyle Oświecenie - nawiązując zresz­ tą do starych nauk humanistycznych - przedstawiało nierówność jako złe, któ­ re należy zlikwidować, a w rewolucji francuskiej równość została wyniesioną do zasady ustrojowej. Takie usankcjonowanie nie było czczym podszeptem, czy - mówiąc w ślad za Bergsonem - wdaniem się powszechnej moralności w krąg mo­ ralności zamkniętej, lecz w epoce tej było składnikiem przystosowywanie się całego społeczeństwa do zmieniających się warunków życia, czego - jat: każda żywa istota - dokonuje ono dzięki wewnętrznej dynamice zarówno w sposób ciąg­ ły, jak i skokowo. Idee równości "wynikają logicznie z praktycznych przekształceń, naszych społeczeństw . Wraz z ideą równości ustanowiona też jest w sposób konieczny idea wolności. Skoro żadna jednostka ludzka nie jest z urodzenia mniej od innej godna tego, by w rzeczywistości rozwijać się i za­ spokajać swe potrzeby, to w konsekwencji także i stosowanie przemocy przez jedną, grupę ludzką wobec drugiej uznaje się za zło. Jak nie można oddzielić pojęcia sprawiedliwości od pojęcia równości, tak nie można go oddzielić od pojęcia wolności.

Proklamowanie wolności jako zasady ustroju od początku stanowiło dla myślenia nie tylko postęp, ale i niebezpieczeństwo. Przy nowym ukształtowaniu stosunków prawnych dokonywało się faktycznie zniesienie określonych nierów­ ności, już niekoniecznych, a nawet stanowiących przeszkodę przy rozwiniętych ludzkich siłach, ale krok ten był zarazem ogłoszony jako urzeczywistnienie wolności w ogóle. P.ewolucja francuska nie tylko dopomogła ogólnemu pojęciu sprawiedliwości w tym, że so6tało zaaprobowane teoretycznie, lecz w swej epoce urzeczywistniła je w szerokim zakresie. Rządzi ono wyobrażeniami XIXwiecznymi i jako decydująca cecha przeniknęło do całej myśli, a nawet i do odczuwania świata europejskiego i amerykańskiego. Zestarzały się jednak in­ stytucje, które w czasie rewolucji adekwatnie ucieleśniały tę zasadę, zesta­ rzał się cały ustrój społeczeństwa burżuazyjnego. W tamtych czasach, równość wobec prawa oznaczała - pomimo nierówności możliwości - postęp co do pojmo­ wania sprawiedliwości, dziś z racji owej nierówności - nie wystarcza ona. Wolność publicznej wypowiedzi była orężem w walce o lepsze stosunki - dziś służy ona przede wszystkim temu, co przestarzałe. Nienaruszalność własności była obroną pracy mieszczańskiej przed ingerencją ze strony władzy - dziś jej konsekwencją jest monopolizacja, wywłaszczenie szerokich warstw obywatel­ skich i bezpłodność bogactwa społecznego. Tak więc związek z panującą władzą, w jaki od czasu rewolucji fran­ cuskiej weszły idee burżuazji, powoduje zamęt myślowy: owe przyszłościowe idee wyobcowują się wobec nośników, na które wskazują ich treści, wobec pos­ tępowych sił społeczeństwa, i przeciwstawiają się im. Właśnie obecnie ich urzeczywistnienie jest zadaniem, które ludzkość musi rozwiązać pod groźbą zagłady. Dzisiaj po raz pierwszy likwidacja nierówności ekonomicznej - co

53 C. Bouglé: Les idées égalitaires. Paris 1925, s. 248. /Cytat ten przy­ toczony jest w języku francuskim - przyp. tłum./.

272

Max Horkheimer

w krótkim czasie mu3iałoby doprowadzić do daleko posuniętego zniesienia róż­ nicy pomiędzy grupą panującą a grupą podporządkowaną - nie tylko nie oznacza odrzucenia wartości kultury, lecz przeciwnie - oznacza ich ocalenie. Podczas gdy w poprzednich epokach nierówny podział władzy należał do przesłanek kul­ tury, dziś stał się jej zagrożeniem. Ale te 3ily, którym złe stosunki spo­ łeczne wychodzą na dobre, posługują się teraz owymi ideami, aby bronić się przed możliwą przemianą, stanowiącą potrzebę ludzkości. Wydzierają nawet te idee tym, których prawdziwe interesy związane są z ich urzeczywistnieniem, ijjawnia się w tym swoista współczesna beznadziejność, która panuje w sferze światopoglądowej. Określenia sprawiedliwości, wyrażające się dziś w instytu­ cjach demokracji jedynie formalnej i w przeświadczeniach ludzi wychowanych w ich duchu, utraciły jasny związek ze swym źródłem. W przeciwnym przypadku tak właśnie zwróciłyby się przeciw panującym potęgom, które nakładają pęta rozwojowi ludzkości, jak w czasie, gdy samo mieszczaństwo pojmowało je w sensie produktywnym, tyle że dziś przemiana oznaczałaby krok nieporównanie bardziej radykalny. Bo też władcy, choć od stuleci sami opiewali zasady dob­ rego ładu jako święte, są gotowi do tego, by je natychmiast przekręcić lub zdradzić tam, gdzie ich rozumne stosowanie nie służy już ich interesowi, lecz sprzeciwia się mu. Tak, gotowi są na to, by usunąć za burtę i wyrzucić z wychowania cały ten ideał, za który walczyli i nad którym pracowali - ja­ ko jego nosiciele - ojcowie rewolucji burżuazyjnej, gdy ludzie są już na ty­ le dojrzali i zdesperowani, by ideał ten stosować już nie mechanicznie: w imię zachowania instytucji, lecz dialektycznie: dla urzeczywistnienia lepsze­ go porządku. Zewnętrzne i wewnętrzne potrzeby władzy niosą ze sobą to, że wszystko w moralności mieszczańskiej, co wskazuje naprzód, jest w wielu miej­ scach duszone lub rozmyślnie usuwane. Coraz bardziej zmniejsza się ilość krajów, gdzie nie są jeszcze krytykowane wszystkie wartości, w których cho­ dzi o wzrost szczęścia jednostek. Okazuje się, że czas, gdy świat burżuazyjny tworzył moralność, był za krótki, by ogólność przekształcić w ciało i krew. W duszach płytko osadzona jest nie tylko świecka moralność, ale i to dobro, i ta miłość człowieka, które poprzez generacje przenikały do niej z chrześcijaństwa, wyprzedzającej- ją potęgi cywilizacyjnej. Na tyle płytko, że także te siły mogą zmarnieć w przeciągu dziesięcioleci. Pośród rządów, narodów i licznych rzeczników wykształconego świata uczucia moralne są tak słabe, że wprtawdzie dochodzą do głosu w kwestiach związanych z trzęsienia­ mi ziemi i katastrofami górniczymi, bardzo łatwo jednak milkną lub są zapo­ minane wobec krzyczącego bezprawia, które dokonując się gwoli intersów czys­ to prywatnych, forsuje "prawo naturalne" i szydzi ze wszystkich wartości mieszczańskich. Nawoływanie do moralności jest zatem bardziej bezsilne niż kiedykol­ wiek, ale też i zbyteczne. W przeciwieństwie do idealistycznej wiary w głos sumienia jako siłę decydującą w dziejach, myśleniu materialistycznemu obca je3t ta nadzieja. Ponieważ jednak samo etanowi składnik zabiegów o lepsze społeczeństwo, wie też bardzo dobrze, gdzie dziś działają elementy prące naprzód. Pód potwornym ciężarem, który zalega dziś nad wielką częścią współ­

Materializm i moralność

czesnego świata, elementy te będą stale wytwarzane Jako pragnienie rozum­ nych stosunków, odpowiadających obecnemu etapowi rozwojowemu. Ta część ludz­ kości, która ze względu na swe połóżer.ie z konieczności jest związana z ową przemianą, zawiera już w sobie i przyciąga coraz to nowe siły naprawdę prag­ nące urzeczywistnienia lepszego społeczeństwa, to takiej przemiany owa część jest także psychologicznie przygotowana, gdyż jej rola w procesie produkcyj­ nym mniej kieruje jej uwagę ku pomnażaniu wartości - które jednak nie daje perspektyw - a bardziej ku wydatkowaniu jej siły roboczej. W tych warunkach łatwiej będą się tworzyć charaktery, dla których nie są decydujące instynkty posiadania, Choć w ter. sposób dziedzictwo moralności przenosi się na nowe wa­ rstwy, to jednak pod panowaniem prawa naturalnego wielu proletariuszy wykazu­ je cechy burżuazyjne, jak to poprzednio było wykazane na łamach pisma' . Także i dzieła późnych pisarzy mieszczańskich, jak Zola, Maupassant, Ibsen, Tołstoj, stanowią czyste świadectwa dobra moralnego. Niemniej wspólne, kie­ rowane przez doświadczenie dążenia tej części ludzkości, by wyzwolić siebie i ją, zawierają tak wiele czystej solidarności, tak wiele braku zainteresowa­ nia o osobistą egzystencję, tak mało myślenia o posiadaniu i własności, że już w nich aaje się poznać poczucie życia nowej ludzkości. Podczas gdy ułud­ na świadomość równości w obecnym społeczeństwie ma na sobie tę ogólną skazę, iż abstrahuje cd faktycznej nierówności w egzystencji ludzi i dlatego zawie­ ra nieprawdę, siły srace dc przemiany wysuwają na plan pierwszy faktyczną nierówność. Do obowiązującego pojęcia równości przynależy również wiedza o jego negacji: dzisiejsi ludzie są nierówni nie tylko cc do możliwości ekono­ micznych, ale także i co dc właściwości duchowych i moralnych. Chłop bawar­ ski różni się zasadniczo od berlińskiego robotnika fabrycznego, ile pewność, że różnice opierają się na warunkach należących do przeszłości, a przede wszystkim, że nierówność pod względem władzy i szczęścia, dziś utrwalana przez strukturę społeczeństwa, nie odpowiada już wzrostowi sił wytwórczych, wytwarza szacunek dla wewnętrznych możliwości człowieka i dla tego, "czym można go uczynić" /Kant.', a także wytwarza poczucie niezależności i gotowość niesienia pomocy. Do tego może pozytywnie nawiązywać polityka, jeśli chodzi jej o budowę nowego społeczeństwa. Nic nie zobowiązuje do taiciej polityki, podobnie jak nic nie zobowią­ zuje do współczucia. Zobowiązania odwołują się do nakazów i tanów, a tych nie ma w tym przypadku. Ale zarówno we współczuciu, jak i w zwróconej ku przysz­ łości polityce materializm widzi siły wytwórcze, które historycznie związa­ ne są z moralnością burżuazyjną. Jednak wedle niego nie tylko jawne formy na­ kazu, ale i wyobrażenia obowiązku i metafizycznej winy, przede wszystkim zaś zniesławianie przyjemności i rozkoszy oddziaływują hamująco na dzisiejszą dynamikę społeczną. Teoria materialistyczna nawet ńie dodaje otuchy temu, kto działa politycznie, że koniecznie musi osiągnąć cel. Nie jest metafizyką dziejów, lecz zmieniającym się obrazem świata, rozwijającym się wraz z prak59 Por. E. Fromm: Die psychoanalytische Charakterologie und ihre Bedeutung für die Sozialpsychologie. "Zeitschrift für Sozialforschung" 1932 z. 3. s- 268 i n-, zwl. s. 279.

274

Max Horkheimer

tycznymi działaniami na rzecz ulepszania tegoż świata. Wiedza o zawartych w tym obrazie tendencjach nie gwarantuje jednoznacznej prognozy przyszłych wydarzeń. Nawet gdyby rację mieli ci, którzy sądzą, że teoria może się my­ lić "tylko" co do tempa rozwoju, nie zaś co do jego kierunku - straszliwe "tylko", jako że dotyczy potępieńczych cierpień pokoleń - mógłby przecież na koniec czas formalnie przyjmowany odmienić się tak, że dotknęłoby to ja­ kości jego treści, to znaczy, ludzkość mogłaby zostać rzucona na dawne po­ ziomy rozwoju tylko dlatego, że walka trwała zbyt długo. Wynikałaby stąd tylko czysta pewność, że ów porządek musi nadejść, ale nie byłoby nawet naj­ słabszego uzasadnienia, na podstawie którego można by je potwierdzić lub przyspieszyć. Fakt, że coś zdobywa władzę w świecie, nie jest podstawą glo­ ryfikacji. Prastary mit panujących, że to, co ma władzę, musi też być dob­ re, przeszedł do zachodniej filozofii przez arystotelesowską koncepcję jed­ ności między rzeczywistością a doskonałością, protestantyzm wzmocnił go w swej wierze w Boga jako władcę świata i jako tego, kto wprowadził porządek w świecie, a obecnie całe ludzkie życie opanowane jest w Europie i w Amery­ ce przez to przeświadczenie, ślepe uwielbienie sukcesu naznacza ludzi naj­ bardziej osobistym wyobcowaniem życia. Dla materialisty ari samo istnienie dziejowej znakomitości, ani szanse, jakie przed nią stoją, nie stanowią zale­ ty. Pyta on o to, w jakim stosunku do uznawanych przezeń wartości stoi owa wielkość w danym momencie, i działa zgodnie z konkretną sytuacją. Nieszczęś­ ciem, które ciąży nad takim działaniem w aktualnych warunkach społecznych, jest to, że obydwie formy wyrażające dziś uczucie moralne, współczucie i po­ lityka, rzadko mogą znajdować się w rozumnej relacji. Z reguły wzgląd na ludzi bliskich i wzgląd na ludzi dalekich, pomoc dla jednostek i pomoc dla ludzkości są ze sobą sprzeczne. Nawet najlepszym twardnieje jakieś miejsce

w sercu. I idealistycznym kierunkom w filozofii, i materializmowi wspólny jest pogląd, że moralności nie można dowieść i że żadna jednostkowa wartość nie może być uzasadniona na sposób czysto teoretyczny. Ale zupełnie odmienne jest zarówno wyprowadzanie tej zasady, jak i konkretne zastosowanie jej w nauce. W filozofii idealistycznej oba te elementy są w sposób konieczny zwią­ zane z jej koncepcją absolutnie wolnego podmiotu. Podobnie jak podmiot ma z siebie samego wytwarzać poznanie - przynajmniej u późniejszych przedstawi­ cieli idealizmu - tak i ustanawianie wartości ujmowane jest subiektywnie. Już Nicolaus Cusanus naucza: "Bez władzy osądzania i porównywania giną wszel­ kie oceny, a wraz z nimi musiałyby też przepaść wartości. W tym ujawnia się drogocenność ducha, bowiem bez niego całe stworzenie nie miałoby wartości"^, A choć wedle Cusanusa autonomiczny podmiot nie tworzy samodzielnie istoty wartości, to jednak swobodnie rozstrzyga o tym, ile wartości przysługuje każ­ dej rzeczy. W tej twórczej działalności ma być podobny do Boga; poniekąd jest nawet drugim Bogiem. Od czasów Cusanusa teoria ta przyjęła się w nauce i w filozofii. Wedle niej, różnice wartościowe między przedmiotami nie mają cha55 N. Cusanus: De ludo globi. II, s. 236 i n. Cyt. za:E. Cassirer: Individuum und Kosmos in der Philosophie der Rennaissance. Berlin 1927, s. 46.

Materializm i moralność

275

rakteru rzeczowego; przedmiot sam w sobie jest indyferentny wobec wartości. Nauka może wprawdzie opisywać ludzkie akty wartościotwórcze, sama jednak nie może niczego rozstrzygać co do wartości. We współczesnej metodologii zasada ta została sformułowane jako wymóg wyzwolenia się od wartościowania. Jeśli wyłączyć obiektywne teorie wartości, które zazwyczaj wykazują romantyczne, a w każdym razie antydemokratyczne tendencje, to dla głównych kierunków fi­ lozofii idealistycznej charakterystyczny jest pogląd Maxa Webera, "że jesteś­ my ludźmi kultury, obdarzonymi zdolnościami i wolą zajmowania świadomego sta­ nowiska wobec świata i nadawania mu sensu". "Owe idee wartości 3ą wszakże niewątpliwie ’subiektywne’"^ . W konsekwencji, w idealistycznej filozofii i

nauce każdy sąd wartościujący uważa się za zakazany, a nawet w ostatnich dziesięcioleciach obowiązkiem nauk o duchu i o kulturze stawało się coraz bardziej to, by nie ujmować i nie rozwijać materiału w nawiązaniu do wiel­ kich celów ustanawianych w dziejach, lecz by stwierdzać i klasyfikować fak­ ty "nie skażone teorią". Gdyby odnieść do problemów tych nauk cele, które wcześniej wysuwała burżuazja - a przede wszystkim jak największego szczęścia powszechnego - z konieczności musiałoby to prowadzić do coraz liczniejszych konfliktów. W podstawowych dziełach mieszczaństwa ten punkt widzenia w pełni jeszcze obowiązuje. Nawet twórcy pozytywizmu, w przeciwieństwie do licznych swych późniejszych uczniów, bronili się przed naturalistycznym zwyrodnieniem nauki. "’Spécialité dispersive* obecnego pokolenia uczonych - pisze John Stuart Mili w swej pracy o Auguste Comte‘m - którzy w przeciwieństwie do swych wielkich poprzedników żywią prawdziwą niecnęc do szerszych poglądów i ani nie znają, ani nie zauważają interesów ludzkości, które leżą poza wąs­ kimi granicami ich zawodu, p. Comte traktuje jako jedną z największych i sta­ le rosnących wad naszych czasów i w tym upatruje największą przeszkodę dla odrodzenia moralnego i intelektualnego. Walka z tymi zjawiskami jest jednym z głównych celów, ku którym chciałby skierować siły społeczeństwa"^'. Głosy

takie stały się nader rzadkie właśnie pośród dzisiejszych postępowych uczo­

nych. Kontentować się muszą oni tym, by pracy swej bronić przed rosnącą potę­ gą ludzi, którzy chcieliby podporządkować naukę wątpliwym już celom i bez zwracania uwagi na ścisłość i czystość zepchnąć z uzyskanej już pozycji, by uczynić ją niewolnicą panującej właśnie władzy. Uczeni ci, poprzez to, że naukę i wrażliwość na prawdę starają się chronić przed wciskającym się dziś barbarzyństwem służą cywilizacji w podobny sposób jak państwa, w których dzię­ ki wychowaniu cieszą się jeszcze poważaniem w powszechnej świadomości czyste wartości burżuazyjne . 56 M. Weber: "Obiektywność"poznania w naukach społecznych. 7w:Z Problemy socjologii wiedzy. Warszawa 1985, s. 73, 75. 57 J. St. Mili: Gesammelte Werke. T. 9, Leipzig 1871*, s. 67. 58 Por. np. prowadzoną przez E. Claparède dyskusję na posiedzeniu Société française de Philosophie z dn. 12.03.1932 /p. biuletyn Towarzystwa z lipca/ września 1932 r. wydany w Paryżu przez Armanda Collina/.

276

Max Horkheimer

Materializm uważa, że absolutny szacunek dla prawdy jest koniecznym, mimo że nie wystarczającym warunkiem rzeczywistej nauki. Wie, że niezależ­ nie od tego, czy twórca nauki jest tego świadom czy nie, badania współokreślają interesy wyrastające ze społecznej i osobistej sytuacji. Poprzez duże i małe kwestie czynniki historyczne oddziaływują nie tylko na wybór przed­ miotu, ale także na ukierunkowanie uwagi i abstrakcji. Wynik wyrasta zaw­ sze z określonego połączenia badających ludzi i przedmiotów. Jednak w prze­ ciwieństwie do filozofii idealistycznej, materializm nie redukuje działają­ cych po stronie podmiotowej rzeczywistych interesów i celów, które się wysu­ wa, do niezależnej twórczej działalności owego podmiotu, lecz je same uważa za rezultat procesu rozwojowego, w którym uczestniczą i subiektywne, i obiek­ tywne momenty. Również i wartość wymienna w gospodarce nie opiera się na swo­ bodnej ocenie, lecz powstaje w społecznym procesie życiowym, na który wpływa­ ją też wartości użytkowe. Materializmowi obce jest niedialektyczne pojęcie wolnego podmiotu. Jest świadom także i własnego uwarunkowania. Gdy pominąć niuanse osobiste, trzeba go szukać w wiązaniu się z tymi siłami, które dążą do urzeczywistnienia przedstawionych wyżej celów. Ponieważ nauka materialistyczna w żadnej kwestii nie odwraca się od tych celów, więc nie przybiera charakteru pozornej bezpartyjności, lecz świadomie ją akcentuje. Chodzi jej nie tyle o oryginalność, ile o kontynuację teoretycznych doświadczeń, które na tej drodze już poczyniono. Od współczesnego pozytywizmu materializm oddziela to, że decydujące znaczenie przyznaje nie czystemu zbieraniu faktów, lecz teorii. Różnica ta nie dotyczy konkretnych badań, w których często dociera do tych samych, co tamten, stwierdzeń. Wielu reprezentantów pozytywizmu dzięki kontaktowi z problemami społecznymi słusznie ujęło stosunek moralności i praktyki do teo­ rii. "Daleko do tego, by praktyka wynikła z teorii. Póki co, teoria jest ro­ dzajem abstrakcyjnej projekcji moralności, która jest praktykowana w danej chwili w danym społeczeństwie". Teoria jest systemem ustaleń, które wyras­ tają z określonej praktyki, z ustanowienia określonych celów. Kto świat ujmu­ je z jednolitego punktu widzenia, temu ukazuje on jednolity obraz, który oczywiście zmiśnia się z upływem czasu, jakiemu poddani są działający i pozna­ jący ludzie. Materiał wszelkiego ludzkiego poznania jest już zorganizowany przez praktykę i żądanie, by stwierdzać fakty nieobciążone teorią, jest fał­ szywe, jeśli ma oznaczać, że w tym, co dane obiektywnie, nie działają czyn­ niki subiektywne. Jeśli żądanie to rozumieć produktywnie, to znaczy tyle tyl­ ko, że opis ma być prawdziwy. Teoria, odpowiadająca celom poznania całościowa struktura, z której wszelki opis otrzymuje sens i której z kolei ma służyć, także należy do dążeń tworzących ją ludzi. Źródłem tych dążeń mogą być albo prywatne zachcianki, albo interesy wstecznych sił, albo potrzeby dojrzewają­ cej ludzkości.

59 L. Lévy-Bruhl: La morale et la science des moeurs. Wyd. 9, Paris 1927, s. 98./Cytat ten przytoczony jest w języku francuskim - przyp. tłum./.

FRIEDRICH POLLOCK

Uwagi o kryzysie gospodarczym

Budzące oszołomienie i grozę ekonomiczne i społeczne formy przejawia­ nia się kryzysu gospodarczego, jak i niezwykłe, a ciągle jeszcze przynoszą­ ce zawód wysiłki na rzecz jego pokonania, zmuszają do zastanowienia się, ja­ kie jest dziejowe znaczenie tych procesów. Podaje się wiele sprzecznych in­ terpretacji, ale właśnie te teorie, które mają największe aspiracje dc autorytatywn-.ści, obalane są przez niepowodzenia prób, by wyciągnąć z nich prak­ tyczne konsekwencje. Artykuł ten przekazuje pomysły, które powstały w trakcie naukowych dyskusji i podczas studiowania faktów oraz części literatury teoretycznej - ogarnąć jej nie może już nawet fachowiec - które zaś mogą być pożyteczne dla połączenia wielu zagadkowych zjawisk w zrozumiały związek^. Intencją artykułu jest wyjaśnienie zasadniczej struktury kryzysu poprzez konflikt mię­ dzy siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji, którego wyrazem jest sprzecz­ ność między nieograniczonymi możliwościami ekonomicznymi a ograniczonym wyko­ rzystaniem kapitału. Trudność w realizacji tego ostatniego ma tendencję dc stałego zwiększania się. Uchwycenie konieczności równowagi ekonomicznej która daje się ściśle określić - oraz przypadkowości i niestabilności jej realizacji posłuży w następnym kroku za nić przewodnią w labiryncie faktów i opinii. Z uwagi na coraz ściślejsze powiązanie danych gospodarczych i społecz­ nych, nie jest możliwe ograniczenie się do faktów czysto ekonomicznych. Jeś­ li nie chcieć się zadowolić bardzo abstrakcyjnymi i oderwanymi od życia stwierdzeniami, to z konieczności trzeba wykraczać poza specjalistyczne graF. Pollock: Bemerkungen zur Wirtschaftskrise. "Zeitschrift für Sozialforschung” 1933 z. 3, s. 321-353. 1 Moim obowiązkiem jest podziękować Gerhardowi Meyerowi i Rudolfowi Katzowi za liczne inspiracje i za zgromadzenie bardzo obszernego materiału , który jest podstawą jednej z części tej pracy.

278

Friedrich Pollock

nice. Podjęta tu również będzie próba prognozy przyszłości ekonomicznej i społecznej. Paląca potrzeba wiedzy, dokąd podróżujemy, sprawia, że czysto probabilistyczny charakter tego typu przepowiedni odczuwa się jako mniejsze zło niż pełne rezygnacji "ignoramus". Przede wszystkim postaramy się naświetlić kwestię, w jakim stopniu kryzys ten jest podobny do swoich poprzedników, jakie zaś czynniki określa­ ją jego odmienność. Z rozważań tych można wysnuć wnioski co do perspektyw jego przezwyciężenia. Dla oceny dalszej przyszłości kapitalizmu konieczne jest ponadto gruntowne zastanowienie się nad środkami, które - jak się wydaje - pozwalają przezwyciężyć napięcia istniejące wewnątrz systemu, bez znoszenia jego podstaw. 1

Temu, kto w latach amerykańskiej prosperity wyrażał pogląd, że roz­ wój ten musi kiedyś osiągnąć swój kres, tłumaczono, iż dogmatycznie lgnie do przestarzałej teorii kryzysów. Kryzysy wcale nie są swoiste dla kapita­ lizmu, a poprzednie załamania koniunktury można sprowadzić do nagromadzenia się zewnętrznych wobec systemu nieszczęśliwych przypadków. Także dziś częs­ tokroć prezentuje się opinię, że zarówno amerykańska katastrofa gospodarcza, jak i ogólny kryzys światowy zostały sprowadzone przez czynniki "egzogeniczne". 1 faktycznie w każdym kryzysie i w każdym ożywieniu działało obok siebie tak wiele jednorazowych czynników, że w każdym poszczególnym przypadku można po­ dać wyjaśnienie odwołujące się do "przypadkowych" momentów zakłócających i 2 odblokowujących . Nie są one jednak zadowalające z tej przyczyny, że nie mo­ gą przypisywać znaczenia typowym prawidłowościom, które niezależnie od ros­ nącego zróżnicowania stale są wykrywane w badaniach koniunktury. Za dowiedzio­ ne uważamy to, że cykl koniunkturalny jest powodowany "endogenicznie" i że co do swej istoty kryzys powoduje gwałtowne /choć i tak przejściowe/ przy­ wrócenie równowagi, zakłóconej w sposób nieuchronny w poprzedzającym go ok­ resie ożywienia. Jeśli na podstawie wnikliwych sprawozdań, takich jak te, które opubli­ kowały w ostatnich latach Liga Narodów i niemiecki Institut für Konjunkturforachung-5, w sposób nieuprzedzony rozważyć zjawiska kryzysowe i porównać je z typowymi schematami kryzysów", to zdziwić musi już czysto zewnętrzna zgodność wielu cech podstawowych. Także i tym razem zewnętrzne zdarzenie, nowojorski krach giełdowy /analogiczny krach nastąpił w 1873 w Wiedniu/, daje koniec wcześniejszej koniunkturze inwestycyjnej.

2 Por. J. Schumpeter: Der Stand und die nächste Zukunft der Konjunkturfor­ schung. /w:/ Festschrift fflr Arthur Spiethoff. München 1933, s. 263. 3 Por. Le cours et les phases de la dépression économique mondiale. Publie par la Secrétariat de la Société des Nations. Genève 1931 /autor: B. Ohlin/; Société des Nations. Situation économique mondiale 1932/33. Genève 1933 /autore J.B. Condliffe/; "Vierteljahrshefte für Konjunkturforschung", Berlin; E. Wagemann: Struktur und Rythmus der Weltwirtschaft. Berlin 1931. 4 Np. Mitchella /Business Cycles. New York 1927/ czy Spiethoffa /Art. "Krisen" w "Handwörterbuch der Staatswissenschaften", 4 wyd./.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

79

Załamanie to, które tłumaczyć należy nie przez bezpośrednią przyczy­ nę, lecz przez istniejącą już wcześniej chwiejność całej gospodarki, wyzwa­ la typowy mechanizm kryzysowy: ograniczenie produkcji, zwalnianie pracowni­ ków, zastój w zbycie, spadek cen, ograniczenie systemu kredytowego, wstrzy­ manie wypłat, kryzys zaufania, bankructwo. Toczy się proces "oczyszczania”, tzn. likwidacji "dysproporcji" poprzez wartościowe lub fizyczne niszczenie części środków produkcji i części produktów. W ten sposób stopniowo powstaje nowa równowaga, wyrażająca się w zmianie relacji między kosztami a ceną w kierunku nowej rentowności, co wraz z nagromadzonym wolnym kapitałem sta­ nowi przesłankę wychodzenia z kryzysu. Także i poprzednio "przyrodnicze si­ ły" kryzysu nie zatrzymywały się u bram "zdrowych" przedsiębiorstw. To, co się dziś określa jako "autodeflację", a co stanowi główny przedmiot sporu pośród teoretyków kryzysu, można zaobserwować także w uprzednich kryzysach /choć bez dzisiejszej ostrości/: "proces oczyszczający" wywołuje silniejsze spadki cen, te powodują bankructwa, a przez to także dalszą przymusową sprze­ daż i nowe załamania, tak że popada się w błędne koło. Wolny kapitał często nie zostaje ulokowany na nowo, gdyż istniejący aparat produkcyjny oraz zapa­ sy i tak wydają się zbyt wielkie. Wiele cen spada poniżej poziomu, przy któ­ rym produkcja jest jeszcze rentowna choćby dla najbardziej zracjonalizowanych zakładów. Brutalny mechanizm kryzysu rodzi zagrożenie wobec wielu przedsię­ biorstw, które nie są ani niesolidne, ani zbyteczne. Często już zwracano uwagę na to, że ówczesne opisy dawnych kryzysów czyta się jak warianty, opisu poszczególnych faz kryzysu dzisiejszego. W wie­ lu kwestiach szczegółowych zgodność ta posunięta jest aż do najdrobniejszych elementów-. Wszystko to pozwala jednak tylko na stwierdzenie, że sytuacja obecna ujawnia wielkie podobieństwo do sytuacji wcześniejszych i że podobień­ stwo to uzasadnia założenie, że przyczyny są uwarunkowane systemowo i znane z kryzysów poprzedniego stulecia. Obok tego jest jednak oczywiste, że co do głębokości, długotrwałości, jak i rozległości geograficznej i gałęziowej kryzys, który w USA szaleje od końca 1929, a stopniowo ogarnął prawie wszystkie kraje^, daleko przewyższa kryzysy poprzednie. Pod wieloma względami bardzo podobny jest kryzys, który wybuchł w roku 1873, a przezwyciężony został dopiero około roku 1879, a wed­ le licznych autorów nawet dopiero pod koniec lat 80-tych, czy jeszcze póź­ niej. Objął on wszystkie kraje europejskie i większość gałęzi gospodarki. Fcważnie załamały się ceny poszczególnych towarów, a przede wszystkim cena żelaza, której najwyższy poziom w 1873 wyniósł 116 szylingów 11 pensów, a która w 1879 spadła do 97 szylingów. Chodzi tu jednak o przypadek szczególny, który charakteryzuje zbiegnięcie się trudności zbytu z nadzwyczajnym spad­ kiem kosztów produkcji. Cena żelaza oczywiście bardzo silnie wpływa na in­ deks cen surowców przemysłowych, który w Niemczech wyniósł w 1873 — 123,8, 5 Por. np. M. Wirth: Geschichte der Handelkrisen. Wyd. 3. Frankfurt a.M. 1883; a z nowszej literatury: E. Wagemann: Struktur...; J. Lescure: Des crises générales et périodiques de surproduction. Wyd. 9, Paris 1932;, przytoczone wyżej sprawozdanie Ligi Narodów autorstwa Ohlina /s. 308 i n./. Informacje o kryzysie z roku 1857 przedstawiły teraz na podstawie niepublikowanych dotąd materiałów dwa artykuły w "Weltwirtschaftlichen Archiv" /październik 1933/. 6 Jedyne wyjątki stanowią Związek Radziecki, Japonia i Palestyna.

280

Friedrich Pollock

a w 1878 - 69,7 /1913*100/\ Inne liczby pozostają daleko z tyłu za dzisiej­ szymi. I tak wartość angielskiego wywozu zmniejszyła się w latach 1873-1879 o prawie 25$, wobec spadku o 40% w latach 1929-32 w Wielkiej Brytanii i o 60% w latach 1929-32 w USA. Ilość bezrobotnych członków związków zawodowych osiągnęła maksimum w 1879 /11,4%/, podczas gdy w grudniu 1932 pośród człon­ ków American Federation of Labour było 35% bezrobotnych i 20% częściowo zap trudnionych . Wprawdzie w poszczególnych gałęziach przemysłu znacznie spad­ ły płace, ale w Anglii obniżyły się one tylko ze 108 w 1873 do 102 w 1879 i później aż do 1887 pozostawały niemal stałe /podstawa: 1867-77 = 100/^,

podczas gdy indeks północno-amerykańskich i niemieckich płac w przemyśle wy­ kazuje pomiędzy 1930 a końcem 1933 spadek o ponad 20% /przy czym na skutek niewłaściwych metod liczenia tylko częściowo uchwycono efektywny spadek pła­ cy nominalnej/7 8910. Osobnego wyjaśnienia wymaga zatem ostrość obecnego kryzy­

su. Próbowano go udzielić w "teorii długich fal". Wedle niej, trwające od ośmiu do dziesięciu lat cykle koniunkturalne miałyby się rozgrywać w obrę­ bie większego, "obejmującego stulecie" systemu sił sprzyjających lub prze­ szkadzających rozwojowi. Gdy załamanie koniunktury trafia na dolinę fali w systemie długich fal, wtedy dochodzi do szczególnie ostrego kryzysu. Tego typu zdarzenie zaszło w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i obecnie. Dowody, wysuwane przy nakładzie wielu wysiłków, opierają się na niedopusz­ czalnym uogólnianiu pojedynczych faktów11. Trzeba zatem poszukać lepszego wytłumaczenia niezwykłego charakteru tego kryzysu.

7 Por. E. Wagemann: Struktur ..., s. 235. Znajdują się tam /także na s. 323/ bogatsze dane liczbowe. Por. również wspomniane już prace. 8 Por. "Annuaire Statisque de la Société des Nations. 1932/33". Genève 1933. 9 Por. G.D.H. Cole: British Trade and Industry. Past and Future. London 1932, s. 99. 10 Por. Société des Nations. Situation .... s. 112. Rozważając place realne, sprawozdanie to dochodzi do wniosku dotyczącego tylko małej warstwy, ale i w tym przypadku błędnego z racji niepełnych wskaźników kosztów utrzyma­ nia, "że to nie wojnę należy winić za to, iż większość osób mających peł­ nowymiarową stałą pracę wedle normalnych stawek nie jest - gdy nie wspo­ minać o utracie uzupełniających uzysków płynących z godzin pracy dodatko­ wej - w dużo lepszej sytuacji niż w 1929 r." /fragm. ten został przyto­ czony w języku francuskim - przyp. tłum./. Szczególnie ważnym symptomem kryzysu jest kształtowanie się siły nabywczej wszystkich otrzymujących pła­ cę, a sprawozdanie samo pokazuje, że nastąpił tu ogromny regres. W publi­ kacji Międzynarodowego Biura Pracy /Bericht des Direktors. Genf 1933, s. 45/ podano następujące liczby dotyczące przemysłu przetwórczego w USA: 1929 1932/październik/ Ogólna suma płac 100,5 39,9 Wskaźnik kosztów utrzymania 100 78,1 Siła nabywcza 100,5 52,4 Oznacza to spadek sumy płac o ponad 60% i siły nabywczej o prawie 50%. 11 Dotyczące tego problemu wywody Wagemanna, w wybitnej skądinąd i często tu cytowanej pracy, mają wręcz metafizyczny charakter. To samo dotyczy roli, jaka przypisywana jest teorii długich fal w godnej przeczytania książce J. Dobretsbergera "Freie oder gebundene Wirtschaft" /München 1932/. ,

Uwagi o kryzysie gospodarczym

281

2

Przekonanie, że cykl koniunkturalny jest powodowany "endogenicznie", nie wyklucza tego, że czynniki "eg^geniczne" mogą go poważnie modyfikować. Choćby odrzucało się "zewnętrzne" źródła zakłóceń jako jedyne wytłumaczenie kryzysu, te można je jednak dopuścić jako uzasadnienie jego szczególnych cech. Decydująca rolę w zaostrzeniu kryzysu odgrywają niewątpliwie dwa takie "przypadkowe" czynniki: wojna światowa ze wszystkimi swymi konsekwencjami ekonomicznymi i politycznymi oraz rewolucjonizacja techniki agrarnej. Zakłócenia spowodowane przez wojnę światową zostały tak dokładnie opisane, że wystarczy tu sumaryczne wyliczenie najważniejszych spośród nich* Wojna niezwykle podniosłe siły wytwórcze całego świata, a jednocześnie bar­ dzo utrudniła ustanowienie nowej równowagi na skutek rozbicia międzynarodo­ wego podziału pracy /industrializacja nowych krajów, poprowadzenie nowych granic politycznych itd./ i pogmatwania międzynarodowych stosunków kredyto­ wych /co wynikło z długów wojennych i reparacji/. Po raz pierwszy dało te o 3obie znać z pełną ostrością w latach-powojennych, gdy zaspokojono nacrzmiałą potrzebę odnowienia maszyn i materiałów1'', a później podczas wybuchu

kryzysu w Europie w 1931, gdy nie dysponowano już dalszymi prywatnymi poży­ czkami na sfinansowanie płatności politycznych. Spowodowane przez to cięż­ kie wstrząsy wytworzyły atmosferę wielkiej niepewności ekonomicznej i poli­ tycznej, która wywarła druzgocący wpływ na narodowy i międzynarodowy mecha­ nizm kredytowy, i tak rozregulowany przez skutki wojny. Podejmując środki służące własnym interesom pieniężnym i handlowym, każdy kraj szkodzi więk­ szości innych, tak że powstały w końcu beznadziejny zamęt i groźne napięcia polityczne. "Normalne" załamanie koniunktury nastąpiło w niezwykłych warun­ kach, w których zabrakło większej części istniejących przedtem czynników elastyczności. Przy ogromnie wzmożonej chwiejności wszystkich stosunków gos­ podarczych i politycznych, kapitał uwalniany w procesie kryzysu nie jest in­ westowany na nowo, lecz ucieka w krótkoterminowe lokaty lut gromadzony jest w postaci zupełnie anachronicznych zasobów złota 1 i« . Fowstaje groteskowa sy­ tuacja, w której wielkie kraje nieomal nie potrafią się bronić przed kata­ strofalnymi skutkami, jakie wywiera na całe ich życie gospodarcze wycofywa­ nie wędrującego krótkoterminowego kapitału. Okazuje się, że nigdzie już nie funkcjonuje prawidłowo "normalny" mechanizm rynkowy i kryzysowy, jakc że wydaje się, iż pośrednie i bezpośrednie skutki wojny wszędzie naruszyły przesłanki normalnego toku życia gospodarczego. W wielu przypadkach musi wkraczać państwo, aby uniknąć najgorszych konsekwencji. Dochodzi do bezplanowego interwencjonizmu, który również wzmaga ogólną niepewność i działa jako "polityczny" czynnik zakłócający. 12 Co do szczegółów, por. odnośny rozdział: Arthur Salter: Recovery. London 1932; B. Ohlin: Le Cours...; A.H. Hansen: Economic Stabilization in an Unbalanced World. New York 1932. 13 Podczas ciężkiego kryzysu w 1921, który na kontynencie przesłoniła infla­ cja. H Sprawozdanie Ligi Narodów za lata 1932/33 ocenia te prywatne zasoby na 1,3 miliarda dolarów w złocie. /Società..., s. 326/.

282

Friedrich Pollock

W tym pobieżnie naszkicowanym obrazie trzeba jeszcze wskazać na spustoszenia, które wywołane zostały przez drugie - pozornie niezależne od pierwszego - z "przypadkowych" źródeł kryzysu: przez kryzys w rolnictwie. Bezpośrednio wywołany przez rewolucjonizację techniki agrarnej na terenach zamorskich, wkracza on w najróżnorodniejszy sposób w procesy gospodarowania we wszystkich krajach. Nieznana dotąd nadprodukcja, którą po załamaniu się prób rewaloryzacyjnych tylko częściowo można zbyć - nawet po rujnujących ce­ nach - zagraża gospodarczej egzystencji ludności wiejskiej; bardzo ciężkie­ go wstrząsu doznał system kredytu rolnego, katastrofalnie pogorszyły się zagraniczne stosunki handlowe rolniczych krajów-dłużników i ich bilanse płat­ nicze. Dla właściwych użytkowników, nabywców surowców rolnych, korzyści pły­ nące z obniżki cen zostały zniesione przez inne uszczerbki, a w szczególnośic ci przez przegrupowania, które nieuchronnie niosą ze sobą straty*'. Przy bliższym rozpatrzeniu obu tych "przypadkowo" zaostrzających kry­ zys źródeł zakłóceń, natychmiast nasuwa się pytanie, czy faktycznie można je oceniać jako "przypadkowe" i "incydentalne". Przede wszystkim okazuje się, że wcale nie chodzi tu o dwóch mącicieli różnego rodu, gdyż forsowna rewolucjonizacja techniki agrarnej jest oczywiście tylko szczególną konsekwencją wojny światowej. Wojenne wysokie ceny zbóż i płac robotników rolnych stworzy­ ły ekonomiczne podstawy rewolucjonizacji techniki agrarnej, zaś rozwój kon­ strukcji silnikowych stworzył podstawy techniczne. Tu pojawiają się natych­ miast nowe pytania: czy technicyzacja gospodarki rolnej nie została zapocząt­ kowana jeszcze na długo przed wojną, podobnie jak wiele innych procesów, które zazwyczaj ukazuje się jako skutki wojny /np. industrializacja krajów pozaeuropejskich/1®? I czy sama wojna jest rzeczywiście czynnikiem politycznym "zewnętrznym" wobec systemu ? Można pokazać, że tak zwane czynniki poli­ tyczne wyrastają z ekonomicznych i społecznych warunków kapitalizmu i że im bardziej system kapitalistyczny traci elastyczność, a jego wewnętrzne napię­ cia wzrastają, tym częściej czynniki te występują jako siły pozornie samo­ dzielne. Można przyjąć, że tempo rozwoju czynników zaostrzających kryzys, chwila ich pojawienia się oraz sposób zbiegnięcia się, jak i określone błę­ dy w polityce ogólnej i w polityce gospodarczej wolno interpretować jako elementy w pewnym sensie incydentalne i przypadkowe. Ale niesłuszne jest charakteryzowanie ich z tej przyczyny jako "zewnętrznych wobec systemu", gdyż z wewnętrznych napięć systemu kapitalistycznego w sposób konieczny wy­ łaniać się muszą coraz to nowe quasi-przypadkowe źródła wszelkich rodzajów zakłóceń. Wojna światowa i traktaty pokojowe stworzyły wiele tego typu "incy­ dentalnych" czynników zakłócających, które częściowo pozwalają wyjaśnić 15 Co do szczegółów, por. wspomniany wyżej memoriał Ohlina, jak i godne uwa­ gi studium tegoż autora "Ungelbste Probleme der gegenwärtigen Krise" w "Weltwirtschaftlichen Archiv" /lipiec 1932/. 16 W tej sprawie por. pracę przygotowaną i wydaną przez Institut für Welt­ wirtschaft und Seeverkehr na Uniwersytecie w Kilonii: Der deutsche Aus­ senhandel unter der Einwirkung weltwirtschaftlicher Strukturwandlungen. 2 tomy- Berlin 1932. 17 Zbyt mało wie się o tym, że wojna światowa rozpoczęła się bezpośrednio przed wybuchem prawdopodobnie bardzo ciężkiego kryzysu gospodarczego.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

28J

głębię i trudność w przezwyciężaniu kryzysu. Ponadto wywołały one i przys­ pieszyły trwałe zmiany w strukturze systemu kapitalistycznego, które na sta­ łe stawiają pod znakiem zapytania "normalne" funkcjonowanie mechanizmu ryn­ kowego i kryzysowego. 3 "W całym zakresie ludzkiego wysiłku i ludzkich potrzeb, popyt i po­ daż dostosowały się do siebie, choć nikt nie oceniał pierwszego ani nie pla­ nował drugiej. Indywidualny wytwórca zwiększał produkcję i szukał na ślepo drogi na nowe lub szersze rynki. /.../ Za przewodnika mieł nie ocenę świato­ wego popytu i światowej produkcji, lecz ruchomy wskaźnik zmiany cen. adyby wraz z konkurentami wyprodukował on więcej, niż chciałby kupić konsument na jakimkolwiek z dostępnych dla nich rynków, ceny spadłyby, mniej wydajnie i mniej korzystnie usytuowani producenci ponieśliby straty i zostaliby wypch­ nięci; na skutek tego po pewnym czasie podaż opadłaby poniżej popytu, ceny by wzrosły, a niedługo później wizja wyższych zysków znowu przyciągnęłaby do produkcji więcej kapitałów i przedsiębiorców. Tak więc podaż i popyt krą­ żyłyby wokół centralnego - choć ruchomego - punktu równowagi, będąc do nie­ go przywiązane nicią elastyczną, lecz o określonej długości. Ci, którzy w każdej sferze obmyślali przedsięwzięcia, nie tyle widzieli, ile wyczuwali drogę na rynek. /.../ Ani nie trzeba, ani nie można było mieć rozległego oglądu. Produkcja i podział były kształtowane przez proces: automatyczny, elastyczny i wrażliwy"^®.

Ta pieśń pochwalna na cześć liberalistycznego systemu gospodarczego znajduje się w jego nekrologu, napisanym przez jednego z najpoważniejszych angielskich ekonomistów. Gdy pominąć to, że w mowach pogrzebowych -zazwyczaj przesadnie opisuje się zasługi zmarłych, a pamiętać o tym, iż słowa Saltera większy nacisk kładą na to, jak pomyślane było funkcjonowanie, mniejszy zaś na ponoszone przy tym "straty na tarcie", wtedy zdania te dobrze pozwa­ lają wejrzeć w część zewnętrznych założeń mechanizmu rynkowego. Stosunkowo małe przedsiębiorstwa były charakterystyczne dla wszystkich gałęzi gospodar­ ki, na dobre i na złe podporządkowywały się one ze ślepym niemal posłuszeń­ stwem komendom rosnących lub opadających cen; stosunkowo łatwo można było wycofać kapitał z zatłoczonej gałęzi gospodarczej i skierować do bardziej zyskowej. Gdy dodać jeszcze to /co Salter robi w innym miejscu/, że ogólne funkcjonowanie pieniądza i kredytu były niemal niezawodne, że wielkie rynki zamorskie stały otworem i rzadkie były zaskoczenia w polityce handlu zagra­ nicznego, tó otrzymujemy najogólniejszy szkic warunków, w których gospodar­ ka zawsze odnajdywała punkt równowagi /choć w istocie przy bardzo ciężkich, niezliczonych "stratach na tarcie"/. Warunki te legły w gruzach i gdy mówimy o "strukturalnych przemianach", ma to oznaczać, że przy zmianie "danych" nie chodzi przeważnie o tymczasowe 16 A. Salter: Recovery, s. 10 i n. /Cytat ten przytoczony jest w języku angielskim - przyp. tłum./.

284

Friedrich Pollock

zjawisko kryzysowe, lecz o nieodwracalne fakty. Wskażemy tu tylko najważ­ niejsze z nich i to o tyle, o ile odgrywają istotna rolę w zaostrzaniu kryie zysu i utrudnianiu jego przezwyciężenia*. Na pierwszym miejscu stoi przesunięcie gospodarczego punktu ciężkoś­ ci ku wielkim zakładom, ku wielkim przedsiębiorstwom i zrzeszeniom przed­ siębiorstw. Jakkolwiek znaczna byłaby ilość małych i średnich przedsiębiorstw, o najważniejszych rozstrzygnięciach gospodarczych decydują /jeśli nie wcho20 dzą w grę szczególne kalkulacje polityczne/ wielkie jednostki . Dążą one do monopolistycznego opanowania rynku, mając chęć i siły po temu, by w szerszych granicach stawiać opór anonimowemu dyktatowi ceny. One zaś zupełnie nie mogą poddać się temu dyktatowi bez ciężkich strat, gdyż organizacyjna i technicz­ na wielkość czyni je nieelastycznymi. Znana jest zgubna rola, którą odgrywa­ ją w wielkich zakładach "koszty stałe", a która zmusza je do tego, by w gra­ nicach państwa - a gdzie to możliwe, także poza nimi - przy pomocy wszelkich możliwych środków wyłączać w odniesieniu do samych siebie mechanizm konkuren­ cji. Jedyne polityczne narzędzie koniunktury, jakim rozporządza liberalizm, "śruba dyskontowa", jest bezsilne wobec zysków i strat wchodzących w grę w przypadku wielkich jednostek. Dysproporcjonalności, które i tak musiałyby powstać, są poważnie zaostrzane przez tego typu opór. W tym samym kierunku działa władza, jaką dyrektorzy trustów i karteli sprawują nad kierunkiem zastosowań wielkich ilości własnego i obcego kapitału^1, ze wszystkimi tego

konsekwencjami w postaci błędnych inwestycji czy choćby nadmiernej rozbudowy zdolności produkcyjnych. Na koniec, mechanizm konkurencji jest jeszcze przez to paraliżowany, że wielkie jednostki nie tylko decydują o polityce gospodar­ czej, ale w każdej krytycznej sytuacji mogą też być pewne finansowej pomocy państwa. W ten sposób udaremniona jest główna funkcja kryzysu gospodarczego: przywrócenie zakłóconych proporcji, zaś załamanie się koniunktury jest prze­ dłużone, a wywołane spustoszenia - zwielokrotnione. Wzrastająca wielkość oraz wydłużające się okresy lokaty koniecznego w poszczególnych zakładach kapitału stałego coraz bardziej utrudniają i wędrówki kapitału z jednej ga­ łęzi gospodarczej do drugiej, i dopływ nowego kapitału. A przecież automaty­ czna regulacja równowagi gospodarczej polegała na tych przenosinach kapita­ łu, regulowanych przez względną zyskowność poszczególnych gałęzi gospodar­ czych. Nawet gdy pominąć związek między rozwojem współczesnej techniki a od­ grywającym istotną rolę trendem koncentracji, to rozwój ten trzeba zaliczyć do najbardziej burzycielskich przemian strukturalnych. Od czasów rewolucji przemysłowej każde pokolenie na coraz wyższy poziom wznosiło osiągnięcia 19 Por. także F. Pollock: Die gegenwärtige Lage des Kapitalismus und die Aus­ sichten einer planwirtschaftlichen Neuordnung. "Zeitschrift für Sozial­ forschung" 1932 z. 1, s. Hin. 20 Mamy tu na myśli zarówno wielkie pojedyncze przedsiębiorstwa, jak i wys­ tępujące jako jednostki zjednoczenia gospodarcze, kartele, koncerny; dotychczas także - choć z pewnymi ograniczeniami - związki zawodowe. 21 Jest znanym faktem, że wraz z wielkością kapitału własnego kredytobiorcy, gotowość dostarczyciela pieniędzy do udzielania kredytu, wzrasta dużo szybciej od jego wiarygodności kredytowej.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

285

techniki. Ale od czasów wojny, na skutek unaukowienia metod produkcji i, oddanych do dyspozycji "wielkich jednostek", środków systematycznej racjo­ nalizacji rozwój ten osiągnął tempo, które dawno przerosło ociężały mecha­ nizm rynkowy. Wzrasta znaczenie produkcji masowej, mało pracochłonnej a silnie kapitałochłonnej, a wraz z tym rośnie niebezpieczeństwo trwałej nad­ produkcji i "strukturalnego" bezrobocia. Produkcja środków produkcji zwięk­ sza swój udział w produkcji całkowitej, a to ze swej strony czyni cały systern bardziej podatnym na kryzysy . A wreszcie maszyna opanowała rolnictwo i zaprowadziła tu przekształcenia porównywalne tylko z zastąpieniem krosna ręcznego przez krosno mechaniczne. Oznacza to jednak, że część gospodarki, która dotychczas była stosunkowo mało podatna na kryzys i mogła oddziaływać łagodząco podczas depresji, w przyszłości musi także przyjmować cały impet kryzysu. Dalszą przemianą strukturalną o kluczowym znaczeniu jest ostateczne -jak widać - złamanie monopolu Europy i Stanów Zjednoczonych na zaopatrywa­ nie świata w towary przemysłowe. Tak więc na o wiele wyższym szczeblu pow­ tarza się proces, który przed pięćdziesięciu laty opisywano następująco: "Teoria wolnego handlu opierała się na jednym założeniu, że Anglia miała stać się jedynym wielkim ośrodkiem przemysłowym świata rolniczego. Tymcza­ sem fakty dowiodły, iż założenie to jest czystym urojeniem. Warunki nowoczes­ nego przemysłu, siłę pary i maszyny, można stworzyć wszędzie, gdzie jest pa­ liwo, zwłaszcza węgiel - a węgiel mają prócz Anglii także inne kraje: Fran­ cja, Belgia, Niemcy, Ameryka, nawet Rosja. Mieszkańcy tych krajów zaś nie uważali, by leżało w ich interesie przekształcenie się w ubogich dzierżaw­ ców irlandzkich jedynie po to, by pomnożyć chwałę i bogactwo angielskich kapitalistów. Zaczęli wytwarzać nie tylko dla siebie, ale i dla reszty świa­ ta; a skutek jest taki, że monopol przemysłowy, który Anglia posiadała nie­ mal sto lat, jest teraz nieodwołalnie złamany"2^. Gdy na miejsce siły pary

i węgla wstawić elektryczność, a na miejsce europejskich - kraje azjatyckie, to otrzymujemy dobry obraz zdarzeń, które rozgrywają się na rynku światowym. Japońskie tekstylia, zegarki i inne towary masowe, indyjskie materiały biją europejską konkurencję na rynkach azjatyckich i południowoamerykańskich, malajskie obuwie gumowe, japońskie żarówki i buty wchodzą do Europy pomimo wyż­ szych barier celnych. Podczas gdy europejskie i amerykańskie możliwości wy­ twarzania towarów masowych wzrosły ogromnie, istnieje groźba, iż dawni od­ biorcy staną się bardzo niebezpiecznymi konkurentami. W ten sposób znacznie mniej możliwe stało się wyjście, które dotychczas w czasach kryzysów stano­ wiły: eksport kapitału i otwieranie nowych rynków. Zakłócenia w międzynaro­ dowym podziale pracy są zarazem skutkiem, jak i przyczyną wzrastającego pro­ tekcjonizmu, dla którego dodatkowym źródłem coraz to nowych bodźców jest potrzeba wielkich jednostek, by w sposób możliwie najtrwalszy zapewnić so­ bie duży rynek zbytu. 22 Por. Frederick C. Mills: Economic Tendencies in the United States. New York 1932, s. 533. 23 F. Engels: Anglia w latach 1895 i 1885. MED. T. 21, s. 221.

286

Friedrich Pollock

Wymieniono tu tylko część nieodwracalnych przemian. Szczegółowe ba­ danie pokazałoby, że daleko idące zmiany wystąpiły także w licznych innych sferach: w systemie kredytowym, w metodach sprzedaży towarów, w strukturze i przemianach potrzeb masowych, w ruchu ludności /by z nazwy wymienić tu tylko kilka/. Te kwestie, w połączeniu z poprzednim wywodem, czynią zrozu­ miałym to, dlaczego liberalistyczny mechanizm gospodarczy, powstały na grun­ cie innych przesłanek i względnie dobrze funkcjonujący, dziś nie może już sprostać swym zadaniom. Wszystko przemawia za tym, że daremnym wysiłkiem byłoby podejmowanie próby, by przewrócić techniczne, ekonomiczne i socjopsychologiczne przesłanki gospodarki wolnorynkowej. Przemiany strukturalne, wskazane tutaj tylko sumarycznie, powodują zaostrzenie podatności całego systemu na kryzysy. W przyszłości trzeba się liczyć nie tylko z kryzysami mającymi tendencję do pogłębiania się, ale także z szybszym ich następowa­ niem po sobie z racji coraz silniejszego przyspieszania tych procesów pro­ dukcyjnych, które decydują o toku koniunktury2 . 4 Sporządzono niezliczone projekty przezwyciężenia kryzysu gospodarcze­ go. Różnobarwna paleta projektów sięga od przestróg ortodoksyjnych libera­ łów, że jedyne zbawienie leży w totalnym laissez-faire we wszystkich dzie­ dzinach działalności gospodarczej i że powinno się zawierzyć sprawdzonym si­ łom sarooodradzania się systemu, po żądanie radykalnej przebudowy i budowy od podstaw gospodarki planowej2^. Pokrótce rozważymy tu niektóre z tych koniunkturalno-gospodarczych przedsięwzięć, które najprawdopodobniej zaczną być realizowane lub przynajmniej mogą być natychmiast zastosowane bez zbyt poważnych zabiegów, a w następnych częściach omówimy zasadnicze środki, które mogą być współ­ cześnie zastosowane do przezwyciężenia kryzysu. Po czterech latach niewyobrażalnych zniszczeń "samoodnowa" postąpiła tak daleko, że nierozwiązalnym zadaniem nie wydaje się to, by poprzez ciąg operacji przynajmniej zakończyć "oczyszczanie" i stworzyć w ten sposób prze­ słanki dla godnej wzmianki poprawy. Należy tu przede wszystkim zasadnicza re­ wizja stosunków między wierzycielami a dłużnikami - w pierwszej kolejności w odniesieniu do zadłużeń politycznych i zadłużeń w gospodarce rolnej - któ­ re to stosunki w najważniejszych państwach i między nimi już od pewnego cza­ su ożywiły się2®. Bezwarunkowo konieczne są również: uporządkowanie systemu 24 Pakt, że ilość osób uczestniczących w procesie gospodarowania ma tendencję do zmniejszania się, w połączeniu ze wzrastającą wydajnością współczesne­ go sposobu produkaji i z większą trwałością produktów masowych ma za konsekwencję to, że za każdym razem bardzo szybko zostają osiągnięte gra­ nice nasycenia. Charakterystycznymi przykładami są: samochody, jedwab sztuczny, radia, ale także i wiele groszowych artykułów z sieci sklepowych. 25 Systematyczne przedstawienie głównych typów w:G. Colm: Die Krisensitua­ tion der kapitalistischen Wirtschaft. "Archiv fQr Sozialwissenschaft und Sozialpolitik" lipiec 1933. 26 Obecnie /październik 1933/ w USA wchodzi w życie, dzięki najróżniejszym wybiegom, radykalny środek dewaluacji długów - jeśli nie wspominać o ot­ wartym umożeniu - w postaci inflacji. W Niemczech częściowe umożenia bez ogłaszania bankructwa nastąpiły w związku z Osthilfe.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

287

monetarnego i związana z tym troska o równowagę budżetową w poszczególnych państwach. Może to osiągnąć tylko silny rząd, bezwarunkowo odsuwający na bok interesy niższej rangi. Rząd taki jest konieczny także po to, by tak rozkładał podatki, a płace utrzymywał na takim poziomie, aby przynajmniej od tej strony nie była zagrożona rentowność działalności gospodarczej. Pot­ rzebne są również pewne porozumienia międzynarodowe, aby usunąć część prze­ szkód na drodze do ponownego wzrostu. Niepowodzenie londyńskiej światowej konferencji gospodarczej w niczym nie świadczy przeciw możliwości takich porozumień. W istocie postawiono tam sobie zbyt wysokie cele i zapomniano, że ostatecznie minęły czasy wolnego handlu i że na skutek różnic w warun­ kach produkcji umowy co do ograniczenia produkcji /wyjąwszy pewne surowce/ 27 musiałyby wymagać niemożliwych ofiar właśnie od najsilniejszych . Wybrano także najbardziej niekorzystny moment, gdyż nie można było liczyć na aktyw­ ną współpracę USA, dopóki ktoś tam, we własnym kraju nie zapanował do pewnego stopnia nad nader groźną sytuacją. W późniejszym okresie, gdy w najważniej­ szych krajach zostanie doprowadzone do końca "wewnętrzne oczyszczenie", a ko­ rzyści walutowego dumpingu zmienią się w swe przeciwieństwo na skutek pow­ szechnego użycia, międzynarodowe porozumienie co do stabilizacji kursu wa­ lut może całkowicie leżeć w interesie wszystkich państw. Można sobie wyobra­ zić także inne międzynarodowe umowy co do ułatwień w handlu zagranicznym, ale z przyczyn, które trzeba jeszcze rozważyć, zostaną one najprawdopodobniej zawarte tylko przez pewne grupy państw. Wraz z przywróceniem stabilności mo­ netarnej, której przy spełnianiu wskazanych wyżej warunków powinien towa­ rzyszyć powrót zaufania, bezsensowne stanie się pozostawianie w bezczynności miliardów wolnego kapitału w zlocie lub w krótkoterminowych kredytach. "!.'admiar" kapitału pieniężnego, który od dawna jest uznawany za najbardziej wi­ domy symptom tego, iż kryzys przechodzi w fazę depresji, wraz z powracającą gotowością kapitalistów do nowych lokat wyrazi się w końcu w zmniejszającym się oprocentowaniu kredytów i wszelkiego rodzaju lokat. Umieszczanie kapita­ łu szukającego takich zastosowań natrafi z początku na duże trudności w naj­ ważniejszych krajach przemysłowych, ze względu na występujące we wszystkich gałęziach gospodarki nadmierne zdolności produkcyjne, których kryzys bynaj*■> p mniej nie zmniejsza4"*'. Tutaj jednak rozpościera się szerokie pole nowych możliwości związanych z otwarciem całych kontynentów. Afryka i Azja“^ są jeszcze zdolne wchłonąć ogromne ilości kapitału, a polityka ’’rewaloryzacji kolonii" może dać podstawę pod niezwykłe rozszerzenie rynków. Proces ten może być znacznie ułatwiony przez udzielanie gwarancji państwowej dla poży­

27 Różnice interesów - istniejące i bez tego - są jeszcze znacznie zaostrza­ ne przez wzgląd na przemysł wojenny /do którego stopniowo trzeba zaliczać wszystkie większe gałęzie, z rolnictwem włącznie/. W tej dziedzinie każ­ de duże państwo chce zachować maksymalną zdolność produkcyjną. 28 Wysoki techniczny poziom aparatu produkcyjnego czyni nieprawdopodobnym to, by podobnie jak przy przezwyciężaniu wcześniejszych kryzysów ważną rolę odegrało wprowadzenie nowych, kapitałochłonnych metod produkcji w starych gałęziach przemysłu. 29 Wydaje się, że także Związek Radziecki. Francja i USA są zdecydowane wykorzystać tę możliwość.

288

Friedrich Pollock

czek i dostaw towarowych. Zwykle nie docenia się możliwości wchłaniania przez te kraje nowych kapitałów. Wiadomo, że w Chinach, poza kilkoma cen­ trami handlowymi, brakuje jeszcze wszystkiego. W Afryce /gdzie na skutek pomyślnego zwalczania śpiączki, znowu stały się dostępne rozległe tereny/ systematyczna budowa dróg, linii kolejowych, elektrowni może nadać całemu kontynentowi zupełnie nowy wygląd. Nawet kraje od dawna już skolonizowane, jak Indie, dają niesłychane możliwości nowych inwestycji, a przez to oferu­ ją dodatkowy rynek środków produkcji i konsumpcji^®. W opartym na otwiera­ niu nowych rynków procesie dostosowywania konsumpcji do bardzo zaawansowa­ nej produkcji poważną rolę może odegrać wciągnięcie produkcji rolnej do sys­ temu kapitalistycznego. Wprawdzie techniczny przewrót w rolnictwie znacznie zaostrzył kryzys, ale z czasem spowodowana przezeń obniżka kosztów może się wyrazić w zwielokrotnieniu siły nabywczej w odniesieniu do szlachetniej­ szych produktów rolnych i towarów przemysłowych. Z drugiej strony, gospodar­ stwa chłopskie, które dziś jeszcze chronione są w wielu krajach przez inter­ wencję państwową przed, powstającymi przy dostosowywaniu się do zmienionych warunków, "stratami na tarcie", zostaną w końcu zmuszone do przestawienia się na racjonalny sposób produkcji, oparty na rachunkowości i używający wszyst­ kich dających się zastosować środków technicznych. Proces ten, który zmjerza do zniesienia różnicy warunków życia w mieście i na wsi, dziś dopiero rozpoczyna się. Jego realizacja oznacza poważne rozszerzenie rynku zarówno dla przemysłu środków produkcji, jak i dla przemysłu środków konsumpcji. Jednakże wprowadzenie środków oczyszczających i stwarzana w ten spo­ sób możliwość otwarcia nowych rynków nie spowoduje jeszcze wszystkiego tego, co konieczne jest do przezwyciężenia ciężkiego kryzysu. Zgodnie z wcześniej­ szymi doświadczeniami, potrzeba do tego pewnego "zapłonu", który np. w 181(8 r. polegał na odkryciu nowych pól złotonośnych, a w końcu stulecia na zwy­ cięskim pochodzie elektryczności. Toczy się spór co do tego, co dziś mogłoby spełnić rolę takiego "zapłonu": zlecenie wielkich prac publicznych /Niemcy, Francja/; wzrost cen dzięki narzędziom polityki pieniężnej i kredytowej, mających na celu oswobodzenie rynku z zapasów duszących ruch cen; podwyżka płac /stare żądanie związków zawodowych/; czy kombinacja tych i innych środ­ ków /program Roosevelta/. Wyrazem ostrego niebezpieczeństwa i zmienionych warunków systemowych jest opinia, że nie należy czekać - jak dawniej - na "przypadkowy" zapłon, lecz że absolutnie konieczne jest przezwyciężanie de­ presji przy pomocy "sztucznych" zabiegów. Skoro zniknęła większość przesła­ nek funkcjonowania mechanizmu rynkowego, to potrzebne są specjalne zabiegi, aby wydostać się z krytycznej sytuacji, ale także, aby cały system uczynić mniej wrażliwym na zakłócenia. Należą do tych zabiegów liczne interwencje

JO "Większość z 500 000 wiosek nie zetknęła się jeszcze z koleją żelazną czy z szosami; urzędy pocztowe oddalone są od siebie o wiele mil, a jesz­ cze bardziej rozrzucone są urzędy telegraficzne. Poza północnym zachodem, cały kraj uzależniony jest od monsunów i wszystkie główne czynności rol­ nicze są rozpoczynane i kończone przez te zjawiska. Jeśli niemożliwa jest stała irygacja, warunki klimatyczne ograniczają w ten sposób czynności rolnicze do kilku miesięcy w roku". Report of the Indian Statuory Commi­ sion. T. 1. London 1930, s. 16. /Cytat przytoczony jest w języku angiel­ skim - przyp. tłum./. Por. także: Report of the Royal Commission on Agri­ culture in India. London 1928.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

289

państwa we wszystkich dziedzinach działalności gospodarczej, a w szczegól­ ności wspieranie wszelkich zrzeszeń gospodarczych /dobrze zrozumiał to Boosevelt/ i polityka kredytowa zorientowana na koniunkturę gospodarczą, która nie obawia się sprawowania kontroli nad inwestycjami /Keynes, Salter/. Ale w tym kontekście decydującą i brzemienną w konsekwencje rolę odgrywa zwłasz­ cza polityka handlu zagranicznego. Otóż coraz częściej jest dziś znowu sta­ wiane pytanie, czy ze względu na niebezpieczeństwa, jakie niosą dla każdego kraju zewnętrzne stosunki handlowe, w ogóle należałoby pragnąć przywrócenia rozbitego rynku światowego. Partia autarkistów pozyskała ostatnio tak nie­ oczekiwanego stronnika, jak J.M. Keynes^* 1. "Kiedy jest to rozsądne i prak­

tycznie możliwe - wywodzi on - pozwólmy, by produkty pozostawały w ojczyź­ nie, a przede wszystkim, by zasadniczy charakter finansów był narodowy". Izolacja gospodarcza ma dziś bardziej służyć pokojowi, niż jej przeciwień­ stwo. Wprawdzie samowystarczalność narodu nieco kosztuje, ale są ważne po­ wody, by pozwolić sobie na ten luksus. Ponadto technika rozprzestrzeniła się tak szeroko, że współczesne produkty masowe mogłyby być wytwarzane rów­ nie wydajnie w niemal wszystkich krajach i klimatach^. Nie oznacza to z pewnością, by miało się uprawiać w Anglii bawełnę i winną latorośl, nie oz­ nacza jednak także, że ma się je ściągać z "zagranicy". Przeciwnie, logicz­ ną konsekwencją takiej postawy jest autarkizm imperialistyczny, mający na celu stworzenie imperium możliwie najmniej zależnego od zagranicy. Dywagacje takie od dawna wykroczyły poza stadium rozważań akademickich. Wraz z przy­ wróceniem handlu światowego widoczne będą zarysy ponadnarodowych bloków gos­ podarczych, które mogłyby dla swych uczestników zabezpieczyć dostęp dc duże­ go rynku i zapewnić im względnie dużą samowystarczalność^'.

Prawdziwym problemem jest, jak długo utrzyma się tak "nakręcona" ko­ niunktura. W zasadzie wszystkie te środki niczego nie zmienią w źródłach za­ burzeń, a przeciwnie - liczne z nich staną się jeszcze bardziej groźne na skutek tych zabiegów. Np. każde sztuczne zawyżanie cen w jeszcze krótszym czasie prowadzi do ogromnej nadprodukcji, żaden z przewidzianych środków nie gwarantuje zachowania koniecznych proporcjonalności, industrializacja kolonii stwarza w bliskiej przyszłości groźnych konkurentów, zaś podział świata na bloki gospodarcze prowadzi nieuchronnie do ich zbrojnej obrony ■511 przed tymi, którzy na podziale stracili .

31 Por. artykuł pierwotnie opublikowany w londyńskim "Nation", a po niemiec­ ku przedrukowany w "Sćhmoliers Jahrbuch" /sierpień 1933/pod tytułem "Na­ tionale Selbstgenügsamkeit". 32 Ibidem, s. 79 i n. 33 0 następujących, mniej więcej, układach, których znacznie więcej niż zaczątki, już widać, można by myśleć jako o takich blokach gospodarczych: 1. Imperium Brytyjskie, uzupełnione o Skandynawię i część Ameryki Po­ łudniowej ; 2. Francja i jej kolonie wraz z częścią obszaru naddunajskiego i częścią wschodnich krajów nadbrzeżnych; prawdopodobnie z pewnymi przywilejami w handlu ze Związkiem Radzieckim; 3. USA wraz z częścią Ameryki Południowej i Chin; 4. Związek Radziecki. 34 Np. nie można jeszcze przewidzieć, do kogo w przytoczonych układach miały­ by się przyłączyć Niemcy i Japonia. Można sobie wyobrazić, że powtórzy się tutaj - w zdecydowanie bardziej niekorzystnych warunkach - sytuacja sprzed roku 1914.

290

Friedrich Pollock

Ale nakreślonym tu środkom daleko jeszcze do wyczerpania możliwości, jakie posiada system kapitalistyczny, by dopasować się do zmienionych wa­ runków. Przy tym chodzi tu jedynie o drogi, które powinny wyprowadzić z dzisiejszego kryzysu. Dla dalej sięgającej prognozy konieczne jest gruntow­ ne rozważenie środków, jakimi rozporządza system kapitalistyczny, aby uporać się ze swym wewnętrznym rozdarciem.

5

Jedną z mających decydujące znaczenie cech obecnej sytuacji społecz­ nej jest to, że konflikt między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji stał się ostrzejszy niż był kiedykolwiek przedtem. Nigdy dotąd wszelkiego rodzaju siły, które mogłyby posłużyć zaspokajaniu ludzkich potrzeb, nie osiągnęły z takim impetem granic postawionych im przez rodzaj stosunków mię­ dzy ludźmi, związanymi ze sobą w podziale pracy. Jakościowo proces ten nie stanowi niczego nowego: w długim ciągu kryzysów gospodarczych znajduje wy­ raz to, że w dłuższych lub krótszych odstępach czasu obecna forma gospoda­ rowania okazywała się niezdolna do całkowitego zużytkowania rozwiniętych przez nią sił, aby zabezpieczyć wszystkich członków społeczeństwa. Wszela­ ko obraz, który 3ię dziś odsłania, różni się ilościowo od dawnych, "normal­ nych" procesów przystosowawczych. Jest to wyrazem faktu, że dzisiaj we wszy­ stkich sférách siły wytwórcze z nieznaną dotąd siłą targają okowy stosunków produkcji, a szczególnie tę formę ich ucieleśnienia, jaką są określone sto­ sunki własnościowe. W sytuacji tej ujawnia się mnogość możliwości. Najbardziej logiczne jest rozsadzenie barier na skutek nadmiernego ciśnienia. Wszystko wskazuje na to, że na razie nie należy oczekiwać takiego biegu wypadków. Przeciwnie, na naszych oczach widomie rozgrywa się proces przystosowawczy i to na dwa sposoby: poprzez ograniczanie przemocą sił wytwórczych i poprzez rozszerza­ nie granic, w które są one wtłaczane. Dla krótkości pierwszy sposób można nazwać, przypominając grecką opowieść, "metodą Prokrustesa”. Chodzi tu o poczynania najbardziej gwałtowne, związane z najpoważniejszymi stratami wszelkiego rodzaju, które wytłumaczyć można tylko przez to, że istniejący system gospodarczy znajduje się w stanie bezwzględnej walki z nadmiernie rozrośniętymi silami wytwórczymi. Drugą możliwością jest rozluźnienie pęt, pewne dostosowanie przede wszystkim stosunków własnościowych do zmienionych okoliczności. Wspólne dla obu metod jest to, że pozostawiają nienaruszone podstawy systemu kapitalistycznego. W ogóle można je dokładnie oddzielić tylko ściśle myślowo, gdyż wiele narzędzi albo bezpośrednio, albo w konsekwencjach nosi cechy tak jednej, jak i drugiej metody. Pod wrażeniem światowego kry­ zysu gospodarczego wielu fachowców rozwodzi się nad tym, jak można by dziś bez porównania lepiej ukształtować zaspokajanie ludzkich potrzeb, gdyby ist­ niejące już siły wytwórcze mogły się swobodnie rozwijać w odpowiednich warun­ kach. Spośród wielkiego chóru tych, którzy pogląd ten podzielają, dopuśćmy do słowa trzy najbardziej dobitne głosy: "Jesteśmy tym pokoleniem ludzkości,

Uwagi o kryzysie gospodarczym

291

które ma najwięcej szczęścia, obyśmy tylko potrafili wziąć sie za bary z losem. W przeciągu jednego życia ludzkiego Nauka dała nam większą władzę nad Przyrodą i dalej rozciągnęła pole widzenia badawczego umysłu niż w ca­ łej udokumentowanej historii. Teraz i dopiero teraz mamy dość zasobów mate­ rialnych, wiedzy technicznej i praktyki przemysłowej, by każdemu z rojnej populacji świata pozwolić na fizyczny komfort, właściwy odpoczynek i na dos­ tęp do wszystkiego z bogatego dziedzictwa naszej cywilizacji, co może dać mu przyjemność zgodnie z jego charakterem"-^. "w naszej dzisiejszej sytuacji ekonomicznej zawarta jest tragiczna ironia. Nie zostaliśmy doprowadzeni do obecnego stanu przez żadną klęskę naturalną. /.../ Mamy nadmiar surowców, nadmiar urządzeń do przetwarzania ich w dobra, których potrzebujemy, nad­ miar środków transportu i udogodnień handlowych, mających na celu udostępnie­ nie tych dóbr wszystkim potrzebującym"^. "Dopiero teraz, po raz pierwszy w

ludzkiej historii, można mówić o istniejącej dla całej wspólnoty możliwości bogatego życia, wolnego od harówki. Widoczne są środki do jej realizacji, stają one do naszych usług i do naszego rozporządzenia. Możliwość ta odsło­ niła się i stała się dostępna wtedy, gdy nauka otworzyła, jedną po drugiej, zamknięte dotąd skarbnice przyrody, budując nam bramę wiedzy do nowych zaso­ bów potęgi i materii oraz dc przepisów, jak wykorzystywać je do ostatnich ■37 granie na rzecz ludzkich potrzeb . Jest wielką zasługą technokratów, że zwrócili powszechną uwagę na dzisiejsze możliwości techniczne. Słusznie krytykowano elementy sensacji to­ warzyszące ich wystąpieniom, niedopuszczalne uogólnienia najbardziej zaawan­ sowanych, ale i znajdujących się dopiero w "stadium kalki" /S. Chase/ metod produkcji, błędy poszczególnych wyliczeń. Mają oni niemniej rację, gdy wska­ zują na przepaść między tym, co dziś technicznie możliwe, a jego służebnoś­ cią wobec ludzi. Jako rzecznicy sił wytwórczych, protestują na swój sposób przeciw spętaniu przez "system cen". Przytaczane przez technokratów przykła­ dy gwałtownego wzrostu produktywności ludzkiej pracy są tak znane, że zby­ teczne jest tutaj ich powtarzanie. Pokrywają się z danymi codziennego doś­ wiadczenia i z liczbami statystyki produkcji. Możliwość lepszego zaopatrzenia przy krótszym czasie pracy mogłaby oznaczać początek procesu, który prowa­ dziłby poprzez intensywniejsze kształcenie, poprzez organizację członków spo­ łeczeństwa i poprzez umożliwianą w ten sposób pełną racjonalizację całego procesu gospodarowania do takiego zaopatrzenia w dobra i do takiego zwiększe­ nia wszystkich energii społecznych, jakie jeszcze przed niewielu dziesięcio­ leciami musiałyby zostać uznane za utopię. W ostatnich latach niezliczeni laicy i fachowcy wygłosili wiele go­ rących mów i stworzyli nieprzejrzaną literaturę na temat paradoksu, że pomi­ mo owego potencjalnego bogactwa, nieznanego nigdy w takiej skali, czyha groź­ ba, iż ludzkość będzie się stawała coraz uboższa. Pogląd najczęściej repre35 A. Salter: Recovery, s. 302. /Cytat ten przytoczony jest w języku angiel­ skim - przyp. tłum./. 36 Franklin D. Roosevelt: Looking Foreward. London 1933, s. 95. /Cytat ten przytoczony jest w języku angielskim - przyp. tłum./. 37 Fred Henderson: The Economic Consequences of Power Production. London 1931, s. 61. /Cytat ten przytoczony jest w języku angielskim - przyp. tłum./.

292

Friedrich Pollocz

zentowany w fachowych naukach i wygłaszany przez odpowiedzialnych mężów stanu brzmi następująco: "Kryzys ekonomiczny, który gnębi dziś świat busi­ nessu, jest najgłupszym i najbardziej nieuzasadnionym w dziejach. Wszystkie inne okoliczności - z wyjątkiem mądrości finansowej - sprzyjają erze prospe­ rity i dobrobytu. Ale nieumiejętność dostosowania pojazdu do obciążenia, a środków płatniczych do wymogów, spowodowała kryzys, tak że wielu ludzi głoduje w świecie obfitości, podczas gdy wszystkich przygniata poczucie przygnębienia i niemożliwości sprostania sytuacji. Anomalia ta tłumaczy śię _ tym, że maszyneria wymiany i dystrybucji produktu pracy okazała się zupełnie nieodpowiednia"* ■ Problem jednak leży właśnie w tym, że zapóźnienie systemu podziału w 3tosunku do rozwoju możliwości produkcyjnych nie jest przypadkiem ani za­ niedbaniem, lecz jest uwarunkowane przez nadrzędny interes: utrzymać wszy­ stkie zdarzenia gospodarcze i społeczne w granicach, które gwarantują za­ chowanie podstaw obecnego porządku społecznego. Ponieważ nie ma żadnej przedustanowionej harmonii między wzrostem sił technicznych i gospodarczych z jednej strony, a potrzebą panowania i użytkowania kapitału - z drugiej, a przeciwnie, obie strony stale popadają we wzajemny konflikt, to nie chodzi po prostu o techniczne zadanie, by aparat podziału doprowadzić do tego same­ go s.tanu, który osiągnęła produkcja, ani o "bardziej celowy podział" docho­ du, lecz o problem dostosowania sił wytwórczych do stosunków produkcji. Ten zaś problem można zrozumieć w całej jego doniosłości tylko z punktu widzenia sytuacji społecznej. We wszystkich dotychczasowych kryzysach dochodziło do stosowania me­ tody Prokrustesa, tzn. metody niszczenia lub dławienia sił wytwórczych. Dziś trzeba zastosować środki o nieznanej dotąd gwałtowności, odpowiednio do po­ tęgi sił, które trzeba okiełznać. Historia gospodarcza nie zna okresu, w któ-. rym w takiej skali planowo by niszczono surowce wszelkich rodzajów, a jako największą cnotę ekonomiczną, opłacaną przez państwo w żywej gotówce, sławio­ no by niewykorzystywanie części istniejących możliwości produkcyjnych. Dzien­ niki przedstawiają swym czytelnikom skalę tych zabiegów w sposób zupełnie niewystarczający . Znacznie wyraźniej dostrzega się, że przez całe lata na 38 Z przemówienia lorda D’Aberr.on, cytowanego w: Ibidem, s. 60. Podkreślenie nasze. /Cytat ten przytoczony jest w języku angielskim - przyp. tłum./. 39 Także w fachowej prasie tylko przygodnie uzyskuje się konkretne informa­ cje. I tak np. "The Commercial and Financial Chronicie" z 1.07.1933 pisze o niszczeniu kawy w Brazylii, że przez dwa lata rząd kazał zniszczyć ponad 16 milionów worków kawy /w 1933 roczne zbiory szacowano na 26 milionów worków/. W tym roku płaci się 30 milreisów za każdy zniszczony worek, w poprzednim płacono nawet trochę więcej. U Condliffe’a znajduje się in­ formacja o pierwszych rezultatach środków zastosowanych przez rząd amery­ kański dla ograniczenia produkcji bawełny: płacone przez państwo premie doprowadziły do tego, że 11 milionów akrów plantacji bawełny zostanych było odłogiem lub zaoranych. /Por. Société des Nations. Situation..., s. 339/. Wymienione poprzednio pismo amerykańskie informuje w tym samym numerze o premiach za tylko częściowe zbiory tytoniu. 8.07.1933 pisze o uboju w Chile 225 000 owiec, z których można było zużyć tylko łój, a 12.08.1933 o poczynaniach na rzecz rozładowania amerykańskiego rynku świń­ skiego, przy czym część zwierząt ma być przerobiona na paszę i mydło. Z Danii infornują, że w tym roku dokonano uboju i spalenia dużej ilości krów, z których część zużyto na paszę dla świń. W tych kwestiach par. także: John Strachey: The Ccndng Struggle far Power-. London 1932, s. 89 i n.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

293

świecie nie wykorzystywano siły roboczej dużej części najlepiej wykwalifi­ kowanych robotników, co stanowi niszczenie sił wytwórczych w dużo większym stopniu niż unieruchamianie fabryk czy złomowanie maszyn. Poczyniono różne próby, by obliczyć szkody, jakie poniosła ludzkość na skutek "metod przystosowawczych . Z każdego punktu widzenia ich wielkość jest fantastycznie wielka. Krytyk dzisiejszej organizacji gospodarki, jeśli chce przedstawić niezmier­ ne koszty systemu, musi wskazywać na to, nie zaś na istotnie mniejsze kwoty zawłaszczane przez "kapitalistów". "Sednem problemu nie jest zysk, który faktycznie zdobywa łowca majątku, lecz straty i zakłócenia, które powoduje usiłując go zdobyć. Każdy bowiem sukces okupiony jest porażkami, a większość z nich w co najmniej równej mierze jak sukcesy odpowiedzialna jest za zanu­ rzenia. We właściwie zorganizowanej ekonomice obfitości, moglibyśmy prawdo­ podobnie wytrzymać marnotrawstwo siły nabywczej powodowane przez spekulantów i tych, którzy nie nie posiadają. Tym, czego żaden system nie może znosić bez kohca, jest ciągłe pobudzanie jego sił Witalnych przez tych, którzy pró­ bują zdobyć bogactwo. /.../ Gdybyśmy zabrali bogaczom cały dochód i rozprowa­ dzili go między resztę ludności, to - wedle profesora Bowleya - standard ży­ cia podniósłby się tylko o jakieś dziesięć procent. Ale gdybyśmy zlikwidowa­ li gonitwę w piętkę, jaką prowadzą ci, którzy starają się zdobyć zamożność, prawdopodobnie z dnia na dzień moglibyśmy usunąć nędzę i podwoić stopę ży„41 ciową Zsrzut, że chodzi tu tylko o zjawiska kryzysowe, potwierdza to, co ma odpierać: że gospodarka kapitalistyczna w celu utrzymania się niszczy dużą część stojącego do dyspozycji bogactwa rzeczowego. Niepokojącą ilustra­ cją niszczenia wartości jest zacieśniająca się spirala, która stanowi graho ficzny obraz miesięcznych obrotów handlu światowego od stycznia 1929' . W pierwszym półroczu 1933 wartość handlu światowego spadła do 34,51 obrotów z pierwszej połowy 1929 roku. I choć obroty w ujęciu ilościowym /co jako wskaźnik zawsze ma nader problematyczne znaczenie/ zmniejszyły się "tylko" o 27S /dla roku 1932/, to jednak skurczenie się obrotów wartościowych daje wyobrażenie o skali spustoszeń, jakich kilka lat dokonało w, połączonych ze sobą podziałem pracy, krajach świata. Pokazano wyżej,.jakie siły wpychają w błędne koło coraz bardziej bez­ nadziejnego protekcjonizmu. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że chodzi o świa­ domą rezygnację z optymalnych metod produkcji, dokonywaną w interesie okreś­ lonych grup. Jest oczywiste, że w pozbawionym klas i granic państwie 40 Jedna z najoryginalniejszych jest autorstwa Abbatiego, który niewykorzys­ tane w 1930 r. /¡/zdolności produkcyjne obliczył na 15 mld dolarów w zlocie, a straty producentów na 18,5 mld. Wszelako jego metody rachunko­ we bardziej ekscytują, niż dają się teoretycznie utrzymać. /A.H. Abbati: Economie Lessons. London 1932/. Ostatnio W. Woytinsky oszacował koszt kry­ zysu do końca 1933 na ok. 200 mld dolarów w zlocie, co jest prawie równe kosztom wojny światowej. 41 Stuart Chase: A New Deal. New York 1932, s. 21. /Cytat ten przytoczony jest w języku angielskim - przyp. tłum./. 42 Por. Société des Nations. Situation ..., s. 8. Liczby podane są na s. 230 i n. oraz na 352.

294

Friedrich Pollock

światowym podział pracy - taki, jaki marzył się klasycznym ekonomistom poli­ tycznym - byłby możliwy i pożądany technicznie. Wzgląd na utrzymanie istnie­ jących stosunków własnościowych, na ekonomiczna i militarną ochronę zainwe­ stowanego kapitału zmuszają do stosowania metody Prokrustesa, a przez to i do obniżania stopy życiowej wielkiej części ludzi do poziomu, którego żaden Malthus nie potrafiłby usprawiedliwić ubóstwem natury. W konsekwencji, tak­ że wyzwolenie ludzkości od troski o chleb powszedni piętnowane jest jako wy­ suwanie "materialistycznych" celów, a głoszona jest ewangelia ubogiego życia. Ta pochwała ubóstwa występuje wszędzie tam, gdzie świadomie żąda się rezyg­ nacji z najlepszych metod produkcji, by zażegnać niebezpieczeństwo, które 4’ poprzez techniczne przewroty zagraża zainwestowanemu kapitałowi '. Tego typu rozważania łączą się z posunięciami, które mają inne korze­ nie, a które kierują się przeciw rozwojowi "największej siły wytwórczej": klasy robotniczej. Podniesienie kulturalnego poziomu robotników, do pewnego stopnia wymagane i wspierane przez rozwój techniczny, prowadzi do wzrostu zorganizowania klasy robotniczej, a zarazem do wzrostu jej zdolności organi­ zacyjnych. W połączeniu z technicznie możliwym znacznym skróceniem czasu pracy stwarza to jedną z przesłanek nowej organizacji społeczeństwa. Wysoki stopień umiejętności technicznych w wielu sferach gospodarki i zarządzania, dyscyplina i poczucie odpowiedzialności mają w najbardziej rozwiniętych kra­ jach tendencję do tego, by stawać się tak oczywistymi cechami przeciętnego robotnika, jak wiedza, którą zapewnia szkoła powszechna. Potężne siły dzia­ łają dziś w tym kierunku, by odwrócić tę tendencję rozwojową. Skoro do mas wychodzi się z ewangelią twardego życia, a jednocześnie obniża się dc mini­ mum wykształcenie szkolne oraz prawo do samorządności i własnych organizacji, może to zahamować rozwój jednych z najważniejszych przesłanek planowej orga­ nizacji życia społecznego, opartego na świadomie kierowanej gospodarce, lub 44 przesłanki te może wręcz zlikwidować . Nie we wszystkich sferach walka o spętanie sił wytwórczych rozgrywa się w dramatycznej formie niszczenia, które jest widoczne dla wszystkich. W poszczególnych przypadkach ukrywa 3ię ono za poczynaniami, które pozornie nie mają nic wspólnego z tym celem. Jest tak na przykład wtedy, gdy utrzymu­ je się przestarzałe, nieracjonalne przy obecnym stanie techniki metody pro­ dukcji: uprawia się nie nadające się do tego grunty lub specjalnie chroni się w wielu obszarach produkcji i handlu małe zakłady, a zakładom bardziej operatywnym w miarę możliwości przeszkadza się na drodze aktów administra43 "Niektóre autorytety sądzą, że stary 3ystem może kuśtykać, jeśli ustabi­ lizuje się niską produkcję, niską 3topę życiową i niski poziom życia. Pisze się już artykuły podnoszące tezę, że przesadzono z produkcją ma­ sową. Z powrotem do dziewiętnastowiecznego umiarkowania, ciężkiej pracy i oszczędzania grosików!" S. Chase: Technooracy. An Interpretation. New York 1933, s. 28. /Cytat ten przytoczony jest w języku angielskim przyp. tłum./. 44 Istnieją pewne przeciwstawiające się temu tendencje, jak np. zagwaranto­ wana przez "kodeks" Roosevelta możliwość ustalania przez związki zawodo­ we taryfikatorów płac.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

295

45 cyjnych albo się je szykanuje . Także i tutaj chodzi o Świadomą rezygnację z optymalnej wydajności na rzecz utrzymania warstwy społecznej, która stano­ wi najlepsze oparcie dla istniejącego porządku. Do metody Prokrustesa trzeba też w pewnym stopniu4^ zaliczyć działa­ nia monopolistycznych i monopolopodobnych zrzeszeń gospodarczych, które to działania w imię utrzymania wysokiej ceny prowadzą do ograniczenia produk­ cji. Powodują one nie tylko wielkie - zależnie od okoliczności - szkody, zakłócając mechanizm cenowy /np. poprzez znane utrzymywanie podczas kryzysu wysokich cen "związanych"/, lecz także w imię interesów grupowych przeszka­ dzają i co do jakości, i co do ilości zaopatrzeniu w dobra, które możliwe jest z technicznego punktu widzenia. Na skutek splecenia wszystkich stadiów produkcji, szkody powodowane w ten sposób mogą być większe niż się początko­ wo wydaje i z nadwyżką mogą przekraczać wszelkie możliwe korzyści gospodar­ ki narodowej. Monopolistyczna polityka gospodarcza ma też szkodliwe konsek­ wencje o charakterze długofalowym. Należy do nich zużycie zysku monopolowe­ go na nowe lokaty, które okazują się błędnymi inwestycjami. Należą do nich również zgubne zaburzenia gospodarcze i polityczne, które wywołuje walka monopolistycznych organizacji o krajowych konsumentów, a przede wszystkim ścieranie się na światowym rynku potęg gospodarczych, zebranych w kartelach i trustach, a popieranych przez państwo. Do tego kompleksu problemów należy wreszcie potęgującą się na skutek wzrostu sprzeczności interesów gospodar­ czych konieczność wojskowych starć, które niosą ze sobą niewyobrażalne spu­ stoszenia. Dla trzymania w posłuszeństwie wroga wewnętrznego i do walki z wrogiem zewnętrznym trzeba stworzyć aparat wojenny, który domaga się co­ raz większej części produktu społecznego i odbiera ludziom znaczny ułamek ich spożycia. Należy tu nie tylko produkcja broni, ale także przygotowywa­ nie wielkich rezerw produkcyjnych oraz podtrzymywanie licznych gałęzi pro­ dukcji "narodowej" /np. utrzymywanie za wszelką cenę samowystarczalności zbożowej, z której przy racjonalnym, urządzeniu gospodarki lepiej by było zrezygnować/. Wyścig zbrojeń, wytworzony przez sprzeczności gospodarcze i związaną z nimi niepewność, zaostrza sprzeczności i powszechną niepewność, czyniąc niemożliwym jakikolwiek rozumny podział pracy i kapitału. Jest bar­ dzo wątpliwe, czy w tym błędnym kole kryzysu wiele mogą zmienić próby stwo­ rzenia zamkniętych, względnie autarkicznych obszarów. U kresu tych procesów, tak jak na razie go widać, odsłaniają się zarysy nowej wojny. Oglądane ze stanowiska polityki gospodarczej zarysy te nie są niczym innym, jak konty­ nuacją przy użyciu innych środków metod siłowego "oczyszczania", które od dawna stosowane są w kryzysach. Przedstawiony tu pogląd odpiera się mówiąc, że przy "metodzie Prokru­ stesa" chodzi o przypadki niezgodne z systemem i że wprawdzie w systemie kon­ kurencyjnym zachodzą dotkliwe straty na tarcie, są to jednak naturalne i ko­ nieczne przejawy wzrostu. Przeciwstawiając się takim próbom, które chcą przed45. Tutaj należy prowadzona w Niemczech i w Szwajcarii walka z domami towaro­ wymi i łańcuchami sklepowymi,jak i większość innych poczynań broniących . miejską i wiejską warstwę średnią. 46 0 pozytywnym przystosowawczym charakterze tych regulacji będzie jeszcze mowa.

Z'ii

Friedrich Pollock

3tawiać fakty jako niezgodne z systemem lub jako zło konieczne, trzeba stwierdzić, że duszenie przemocą sil wytwórczych jest właściwe systemowi kapitalistycznemu od jego początków. Jego działalność zawsze oznaczała bar­ barzyńskie niszczenie dóbr, a często i życia ludzi, choć we wcześniejszych fazach było to konieczne dla ustanowienia na wyższym poziomie nowego punktu równowagi. Dzisiaj jednak działalność ta uzyskała inny charakter pod dwoma względami: musi następować w zakresie, który był niewyobrażalny dla poprzed­ nich pokoleń i który można wyjaśnić tylko poprzez ostre sprzeczności między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji. A dalej, wykorzystywanie tej działalności nie oznacza już dziś nieuchronnej konieczności, lecz jest wyni­ kiem tego, że przy wyborze między utrzymywaniem istniejących, przestarzałych stosunków produkcji a lepszym pokryciem ludzkich potrzeb zapada decyzja na yy rzecz istniejącego porządku .

Siła napięć występujących dziś w systemie kapitalistycznym przejawia się w tym, że ingerencje w stosunki produkcji mające na celu ich dostosowa­ nie do sił wytwórczych przyjęły w ostatnich latach zakres, który wcześniej w czasach pokoju byłby nie do pomyślenia. Jak w innych dziedzinach, także i tutaj kapitalizm dowiódł nieprzeczuwanej odporności i zdolności przystoso­ wawczej. Jakkolwiek różne byłyby postacie, w jakich występują te procesy przystosowawcze, można je w zasadzie sprowadzić do wspólnego mianownika: oznaczają one w odniesieniu do poszczególnych właścicieli środków produkcji mniej lub bardziej głębokie ograniczenie ich decyzyjnego uprawnienia, by sa­ modzielnie określać formę i kierunek swej działalności gospodarczej. Podsta­ wowe prawa systemu gospodarki liberalistycznej są w szerokiej skali odrzuca­ ne na korzyść wielkich jednostek lub nawet samego państwa. Tym ograniczeniom odpowiada żądanie - nie prawne, lecz faktyczne - by państwo udzielało pomo­ cy w trudnych sytuacjach, przynajmniej wielkim podmiotom gospodarczym. Oddzielenie posiadania kapitału od dysponowania nim /od działalności przedsiębiorcy/ już przed wojną było stosunkowo szeroko rozwinięte w towa­ rzystwach akcyjnych i w organizacjach, kapitalistycznych wyższego rzędu. Ta centralizacja w jednym ręku "kontroli", bez możliwości sprzeciwu ze strony 48 rozproszonych posiadaczy, przybrała ostatnio ogromny zakres . Kryje się w tym, oczywiście, poważne rozluźnienie więzów, pierwotnie wytworzonych przez instytucję własności prywatnej. W ten sam sposób można interpretować uzyski­ waną przez wielkie jednostki łatwość finansowania, czy to w postaci samofi­ nansowania, czy w postaci wiarygodności kredytowej, o której wnioskuje się

47 Można podać wiele przykładów, że wybór ten podejmowany jest świadomie. Z reguły można uchylić się od decyzji dania"pierwszeństwa własnej korzyś­ ci przed korzyścią ogółu", poprzez odrzucenie możliwości takiej przebu­ dowy stosunków produkcji, która byłaby owocna. 48 Por. A. Berle, G. Means: The Modern Corporation and Private Property. New York 1932. Omówienie: "Zeitschrift f(lr Sozialforschung" 1933 z. 2, s. 317-318.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

J97-

/często niesłusznie/ z wielkości przedsiębiorcy1^. Ingerencje w przywileje prywatnych właścicieli, które dokonują się w "corporate system", widoczne są w trustach i kartelach^0. Ujednolicenie

w całej gałęzi gospodarczej polityki produkcji i cen, możliwość eliminacji odstających zakładów i zapobiegania błędom inwestycyjnym dzięki ogólnej wiedzy o istniejących zdolnościach produkcyjnych mogą prowadzić do względ­ nie racjonalnego zastosowania istniejących sił wytwórczych, które nie jest zakłócane przez błędne rachuby posiadaczy kapitału. Jak dotąd, chodzi tu jednak głównie o możliwość teoretyczną. W praktyce, większość organizacji monopolistycznych nie wykazywała ani niezbędnej elastyczności w polityce cen, ani wymaganej długofalowości planowania w zakresie inwestycji. Jeszcze bardziej decydujące zmiany przynosi gwałtownie wzrastające wkraczanie państwa w całe życie gospodarcze. We wczesnych czasach kapitaliz­ mu spełniło ono wobec niego usługi położnicze, później zostało odsunięte na bok, a dziś, wobec rosnących trudności, znowu przychodzi mu na pomoc. Nie chodzi nam o opis różnych odmian i dziedzin interwencji państwo­ wej, lecz o najważniejsze z przypadków, gdy na skutek wkraczania państwa na­ stępuje modyfikacja stosunków produkcji. Te interwencje w postulowaną przez liberalizm swobodę zawierania umów można uznać za najostrzejszą formę prób przystosowawczych. Forma ta radykalizuje się w sposób istotny, gdy poczynania państwowe forsują dobrowol­ ne dotąd związki gospodarcze lub je nawet wymuszają, co się ostatnio zdarza coraz częściej /Włochy, Niemcy, kodeks Roosevelta/. Następnym krokiem jest upaństwowienie pojedynczych przedsiębiorstw lub całych gałęzi gospodarczych, w których - jak(np. w komunikacji - oczywista jest nieekonomiczność konkuren­ cji. Nawet jeśli zachowana jest forma stowarzyszenia dochodowego /np. Deut­ sche Reichsbahn A.G., Dresdener Bank, Britisch Broadcasting Corp, itd./, działalność takich przedsiębiorstw nie jest już określana wyłącznie przez wzgląd na zysk. 0 ile wymienione dotąd interwencje państwowe także i wcześ­ niej odgrywały pewną rolę, o tyle dająca się ostatnio zaobserwować intensyw­ ność i różnorodność posunięć politycznych na rzecz koniunktury stanowi nowy szczebel zabiegów "państwowo-kapitalistycznych". Są one świadectwem tego, że dotychczasowy "automatyzm" może być częściowo zastąpiony - jeśli nawet z pro­ blematycznym skutkiem - przez nowe metody, bez naruszania w ten sposób zap sadniczej struktury istniejącego porządku. Wiele planów działań politycznych na rzecz koniunktury, które sięgają po różne środki polityki pieniężnej lub kredytowej, czy po tworzenie miejsc pracy przez państwo, znalazło najradykalniejsze spośród znanych w historii kapitalizmu zastosowań w rooseveltowskiej polityce "Nira". Zasady inicjaty­ wy przedsiębiorców i indywidualnej pogoni za zyskiem pozostają w mocy, ale 49 Raz jeszcze trzeba zauważyć - co odnosi się także do innych rozpatrywanych tu zjawisk przystosowawczych - że te same działania prowadzą często do ruj­ nujących skutków. I tak np. samofinansowanie czy łatwość otrzymania kredy­ tu prowadzi często do najcięższych błędów inwestycyjnych. 50 W USA aż do ustaw "Nira" w zasadzie musiały one z reguły posługiwać się owym "corporate system". /"Nira" - skrót od wydanego w 1933 r. przez Roosevelta "National Industrial Recovery Act" - przyp. tłum./.

298

Friedrich Pollock

nałożono na nie bardzo silne ograniczenia. Przepisy prawa i nacisk opinii publicznej powinny wspólnie działać w tym kierunku, by na indywidualnych podmiotach gospodarczych wymusić postępowanie, jakie plebiscytowy dyktator uważa za konieczne dla "recovery”. Użyte środki są znane, a w kontekście naszych rozważań interesujące są: zorganizowanie przedsiębiorców i robot­ ników, ustalenie minimalnych cen i płac, próby nowego ułożenia stosunków między wierzycielami i dłużnikami oraz całego systemu bankowości, środki regulacji części produkcji surowcowej i program robót publicznych. Wszyst­ kie te ingerencje wkraczają w stosunki własnościowe o wiele silniej niż było to dotąd możliwe w USA. Nie można dziś dokładnie powiedzieć, jak dale­ ce polityka ta przynosi rezultaty więcej niż cząstkowe. Wątpliwość, czy eksperyment ten wyprowadzi Stany Zjednoczone z kryzysu, oparta jest na tym, że owa polityka bazuje na odwróconej teorii siły nabywczej, że jej operacje leczą zasadniczo tylko symptomy i trzeba oczekiwać, iż przyczyni się ona do zaostrzenia istniejących dysproporcji i stworzenia nowych. Nie chcemy nrzez to powiedzieć, że wszystkie nowo zastosowane metody są nieużyteczne. Przeciw­ nie, wiele przemawia za tym, że w przyszłości potrzebne będą takie i jesz­ cze ostrzejsze zabiegi. Tego typu interwencje w wielkim stylu ujawniają się przede wszystkim w polityce handlu zagranicznego. Ze stosowanego wcześniej protekcjonizmu wy­ rosła mniej lub bardziej spójna kontrola handlu zagranicznego, która zmierza do kierowania nim przez państwo. W swej znakomitej książce Lautman słusznie wskazywał, że proces ten nie może zatrzymać się przy kierowaniu handlem, lecz z wewnętrzną koniecznością będzie popychał do jednolitego kierowania całą gospodarką^ . Jeśli kierownictwo to będzie sprawowane przez państwową centralę, to osiągnięty zostanie najwyższy punkt, do którego może być doprowadzona mody­ fikacja stosunków produkcji bez zniesienia podstaw systemu kapitalistyczne­ go. Istnieją jednak poważne wątpliwości, czy taka kapitalistyczna gospodarka planowa jest w ogóle możliwa. Znaczyłoby to przede wszystkim tyle, że naj­ silniejsze grupy kapitalistów, które owładnęły państwem, dyktują wszystkim innym warunki ich działalności gospodarczej. W konsekwentnie planowej gospo­ darce musi to prowadzić do likwidacji wszelkiej samodzielnej działalności przedsiębiorców i do zastąpienia jej przez dyspozycje centralnego ośrodka planowania. Musiałby się on troszczyć o usunięcie wahań koniunkturalnych w tym sensie, że regulowałby równomierny wzrost. Coraz częściej przyznaje się, że nie można osiągnąć stabilizacji koniunktury przy czysto ilościowej polityce kredytowej i pieniężnej . Prowadzi to jednak do konieczności po­ siadania rozległej znajomości całego procesu gospodarowania i do, opierają­ cego się na niej, sięgającego aż do szczegółów, sterowania co najmniej inwestycjami, a przez to: ogromną częścią produkcji . Takie totalne sterowanie, 51 Jules Lautman: Les aspects nouveaux du protectionnisme. Paris 1933. 52 W tej kwestii por. dość żywą ostatnio dyskusję o "neutralnym" pieniądzu, której aktualny stan przedstawia W. Egle /Jena 1933/. 53 Przy tym trzeba najpierw założyć, że możliwe jest sterowanie konsumpcją dzięki narzędziom polityki cen.

Uwagi o kryzysie gospodarczym

299

które w dużej mierze byłoby możliwe przy pomocy stojących dziś do dyspozy­ cji środków, jakościowo jest czymś zupełnie innym niż podejmowane dotąd cząstkowe zabiegi. Założeniem jest to, że dla dobra ogólnego interesu kapi­ talizmu najpotężniejsze grupy porozumiały się co do polityki planowania gos­ podarki, która te polityka musi bardzo poważnie naruszać ich szczegółowe in­ teresy. Taki wszechwładny ośrodek planowania /w nieco zmodyfikowanej formie: Cli "kartel generalny"'' / musiałby samodzielnie decydować o powodzeniu i niepowodzeniu wszystkich pozostałych podmiotów gospodarczych - posiadaczy kapita­ łu i robotników - jako że nie uczestniczyłyby one efektywnie w powstawaniu jego postanowień. Wątpliwe jest, by na gruncie kapitalizmu kiedykolwiek doszło do ta­ kiej modyfikacji stosunków produkcji, choćby-tylko w skali narodowej. Wido­ czne są pewne tendencje w tym kierunku, szczerze popierane przez część biuro­ kracji państwowej, jak i przez bezrobotnych kandydatów na nowe miejsca w ad­ ministracji. Ale na tej drodze są też wielkie przeszkody. Najważniejsze z nich to: sprzeczności interesów w obrębie najsilniejszych grup i brak pew­ ności, czy nowe problemy techniczne są w ogóle rozwiązalne"^. Gdyby jednak trudności systemu kapitalistycznego miały się dalej pogłębiać, to prawdopo­ dobnie w imię ratowania systemu zostaną przezwyciężone także te opory, choć może w bardzo ciężkich bojach. Takiemu przekształceniu metod gospodarczych nieuchronnie towarzyszy totalna zmiana politycznej organizacji społeczeń­ stwa. Wydarzenia ostatnich lat pokazały, jakie cechy noszą formy politycz­ ne, które odpowiadają kapitalizmowi monopolistycznemu. Otwartą pozostaje kwestia, czy takiej kapitalistycznej gospodarce _ planowej uda się trwale zabezpieczyć podstawy systemu: własność prywatną i jej realizację. Przede wszystkim, regulatywna działalność tej gospodarki mo­ głaby spowodować racjonalne zagospodarowanie części sił wytwórczych, a meto­ dyczne niszczenie części, której nie daje się wykorzystać w obrębie systemu^®. Gdyby pomimo to miały wystąpić nowe wielkie trudności ekonomiczne i

społeczne /co jest bardziej prawdopodobne niż założenie przeciwne/, wtedy musiałby zostać osiągnięty punkt, gdzie stosunki produkcji, które znowu sta­ łyby się hamulcem, a nie dałyby się dalej modyfikować, nie wytrzymałyby już ciśnienia sił wytwórczych.

54 Por. najnowszą krytykę w: J. Strachey: The Comming Struggle..., s. 246 i n. /por. również recenzję w "Zeitschrift für Sozialforschung" 1933 z. 3, s. 456. 55 Nie uważamy już, by najpoważniejszym zastrzeżeniem był wyrażony przez nas wcześniej pogląd, że degradacja własności kapitału do czystego rentierstwa niemożliwym czyni przyjęcie kapitalistycznej gospodarki planowej. Por. F. Pollock: Die gegenwärtige Lage... "Zeitschrift fflr Sozialforschung" 1932 z. 1, s. 27. 56 Już z tego wynika, że w takim systemie nie zostałyby użyte do zaspokajania potrzeb wszystkie te siły, które mogłyby być przydatne w nastawionej na ten cel gospodarce.

300

Friedrich Pollock

Do wniosku, że błędem jest spodziewać się w najbliższej przyszłości nieuchronnego końca kapitalizmu, prowadzą i analiza przyczyn kryzysu, i po­ kazanie konkretnych środków stosowanych do przezwyciężenia obecnego kryzy­ su światowego i ogólne rozważania nad możliwymi metodami zniesienia groź­ nych napięć między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji. Ale trwałość systemu gospodarczego i społecznego zależy nie tylko od jego "technicznych" środków rozwiązywania zadań ekonomicznych, ale w równej mierze także od si­ ły oporu tych warstw, które muszą ponosić ciężary Istniejącego porządku. Doświadczenie uczy, że w przeszłości bardzo przeceniano tę siłę oporu i że zmieniona rola klasy robotniczej w procesie gospodarczym, przewroty w tech­ nice zbrojeniowej i niezwykłe wydoskonalenie duchowej władzy nad masami sprawiają, że wydaje się, iż w dającym się przewidzieć czasie općr taki bę­ dzie możliwy tylko na skutek najcięższych katastrof. Tym, co się kończy, nie jest kapitalizm, a tylko jego faza liberalna. W przyszłości dla większości ludzi będzie coraz mniej swobód ekonomicznych, politycznych i kulturalnych. Trudno przewidywać, jak dalece będzie można wy­ eliminować kryzysy przy pomocy wzrastających ograniczeń w sferze ekonomicz­ nej. Nie wykazano dotąd, że kapitałowy pęd do realizacji słabnie na skutek stłoczenia go w wielkich jednostkach. Także opanowanie podaży krajowej w niewielkim stopniu gwarantuje tę realizację. Trzeba się zatem liczyć z tym, że niszczycielskie siły, które usunięto z opanowanych sfer eliminując kon­ kurencję na drodze polityki kartelowej i poprzez absolutne sterowanie han­ dlem zagranicznym, tym potężniej będą się ścierały w nie opanowanych sfe­ rach®®. Nawet jeśli te konflikty sprawią, że stale będzie groziło niebezpie­

czeństwo wojny, - istniejące także z innych powodów - to błędem byłoby zak­ ładać dla najbliższej przyszłości, że w krótkim czasie musi dojść do powik­ łań wojennych na wielką skalę. Ciągle jeszcze świat nie jest w pełni zindustrializowany, ciągle jeszcze międzynarodowe porozumienia mogą długofalowo harmonizować interesy, ciągle jeszcze istnieją możliwości, by nieodzowne pro­ porcje przywracać na coraz wyższym poziomie, ciągle jeszcze można metodą Prokrustesa wciskać przemocą buntownicze siły wytwórcze w istniejące ramy i ciągle jeszcze nie wykorzystano do granic możliwości innych czynników ela­ styczności. Dopiero w dużo dalszej przyszłości nie ma dla istniejącego syste­ mu - jak się wydaje - żadnych wyjść ekonomicznych. Zapewne, jest wiele oznak po temu, że w bliskiej przyszłości wahnięcia koniunktury będą bardzo potężne, koniunktury - krótkie, a depresje - długie i głębokie. Jednak w poszczegól­ nych krajach istotne złagodzenie przyniesie świadoma, nie cofająca się przed żadnymi posunięciami polityka koniunktury.

57 Ilość miejsca nie zezwala na bardziej szczegółowe uzasadnienie poniższych prognoz ani na zilustrowanie ich istniejącym bogatym materiałem. Nożna je zatem potraktować jako hipotezy robocze. 58 Do tego dołącza się walka monopoli o konsumentów, prowadzona w obrębie kraju.

Uwagi o kryzysie gospodarczy!»

301

Spośród różnych warstw społecznych właźciwyr użytkownikiem porządku kapitalistycznego stanie się coraz bardziej wąska grupa gospodarczych feudałów i ich najwyższych funkcjonariuszy. "Dwie trzecie amerykańskiego prze­ mysłu skupione jest w kilkuset korporacjach i faktycznie zarządzane przez nie więcej niż pięć tysięcy osób. /.../ Mniej niż trzy tuziny prywatnych banków i sprzedających akcje oddziałów banków handlowych steruje ruchem ka­ pitału wewnątrz kraju i na zewnątrz niego. Władza ekonomiczna jest skoncen­ trowana w niewielu rękach. Duża część ludności pracującej aa szanse zarobić na życie tylko z łaski zwartej maszynerii ekonomicznej"5960 . Główny ciężar kryzysu i polityki koniunktury będą nasłały ponieść sa­ modzielne warstwy średnie wraz z proletariatem. Pomimo tego, że panujące si­ ły dobierają środki ratunkowe rozważając podstawowe możliwości samozachowania, coraz mniejsza ich część będzie mogła uchronić samodzielność gospodar­ czą. Reszta będzie przyjmowana do rozrastającego się sparatu państwowego lub będzie roztapiać się w proletariacie50. Rzekomy "renesans" stanu średniego,

jego pozornie samodzielne wystąpienie z pretensjami do znaczącego uczestni­ ctwa we władzy państwowej to prawdopodobnie zjawisko przejściowe, które trwać będzie tylko dopóty, dopóki nie zakończy się reorganizacja aparatu władzy państwowej na zasadach dyktatorskich. Już dzisiaj duża część uroszczeń klasy średniej zaspokajana jest w fantazji, a nie w rzeczywistości eko­ nomicznej . Potężne siły działają w tym kierunku, by pracowników fizycznych i umy­ słowych wygnać z zajmowanych dotąd kluczowych pozycji ekonomicznych i uczy­ nić ich bezsilnymi praktycznie. Systematyczne zastosowanie wszelkich tech­ nicznych środków pomocniczych i w fabryce, i w biurze, pęd do coraz bardziej kapitałochłonnych sposobów produkcji, jawna tendencja do tworzenia miejsc pracy bez ludzi lub przynajmniej z niewieloma ludźmi prowadzą do "struktural­ nego" bezrobocia licznych "rąk" i głów, a zarazem do ostrego zróżnicowania pośród zatrudnionych. Dzielą się oni na dwie grupy, z których pierwsza ma tendencję do silnego kurczenia się. Stanowią ją wysokowykwalifikowane siły do budowy i obsługi narzędzi produkcji i do obsługi stosunkowo niewielu me­ tod produkcyjnych, do których potrzeba wykształconej siły roboczej. Drugą grupę stanowi masa robotników tylko przyuczonych lub niewyuczonych, którzy są - podobnie jak pewne towary - "wymienni", tzn. mogą być zastąpieni przez byle kogo z rzeszy bezrobotnych. Z przyczyn technicznych i politycznych płace nowej "arystokracji robotniczej" będą dość wysokie, zaś płac robotni­ ków niewykwalifikowanych żadna polityka związków zawodowych nie może podnieść powyżej ruchomego poziomu minimum egzystencjalnego. Trzeba przyjąć, że ros­ nące trudności realizacji kapitału nie pozwolą na stosowanie polityki wyso­ 59 F.D. Roosevelt: Looking Foreward, s. 223. 60 Najważniejszym obszarem rekrutacji chętnych do państwowego aparatu władzy jest wykształcona młodzież pochodząca z warstw średnich. W tym kontekście pouczające jest, że w Japonii w roku 1933 spośród 55 000 studentów, któ­ rzy zakończyli edukację, ponad 30 000 inżynierów, technologów, lekarzy itd. nie mogło znaleźć pracy. Spośród 21 000 dyplomowanych handlowców tyl­ ko 9 000 otrzymało stałe posady. Informacje pochodzą z gazet japońskich, a przedrukowane zostały w "Lu" z 6.10.1933 r.

..302

Friedrich Pollock

kich płac, bezpośrednio korzystnej tylko dla części kapitału. Masa praco­ biorców jest bezsilna wobec tego nacisku, gdyż .broń strajkowa stępiła się, zaś na reprezentowanie własnych interesów politycznych nie otrzymają pozwo­ lenia. Ze względu na stan techniki militarnej opór siłowy nie noże nieś żad­ nych widoków powodzenia. Zresztą także duch bojowy wielkich mas zostanie złamany zarówno poprzez współczesne netody ich opanowywania, jak i poprzez widoczny już dziś wyraźnie proces, który prowadzi do swego rodzaju zurzędniczenia. Otóż względnie stałe zatrudnienie coraz bardziej będzie się stawa­ ło przywilejem, który podobnie jak funkcja urzędnicza stale od nowa musi być uzyskiwany, nie tylko poprzez pracę bez zarzutu, lecz także przez "god­ ną zaufania" postawę. Kto okazuje się "niegodny zaufania* lub próbuje aktyw­ nie sprzeciwiać się istniejącemu porządkowi, temu grozi nie tylko utrata miejsca pracy, lecz ponadto także odebranie wszelkich zapomóg, czyli pewna zguba jego i rodziny. Unicestwienie siły oporu klasy robotniczej zostanie doprowadzone do końca poprzez to zróżnicowanie bezrobotnych na tych, którzy mogą liczyć na ponowne zatrudnienie i na "elementy niegodne zaufania", któ­ rym tego przywileju odmówi się przejściowo lub trwale. Do charakterystycznych cech rządów, pod którymi dokonuje się cały ten proces, należy ich całkowita zależność od najpotężniejszych grup spo­ łecznych i niezależność od wszystkich innych grup. Dlatego postanowienia co do koniecznych środków państwowych i ich realizacja przechodzić mogą sto­ sunkowo gładko. Parlamentaryzm żle nadawał się do tego celu; odpowiadał on mniej zaawansowanemu skupieniu potęgi gospodarczej. Wydaje się, że na skutek uwolnienia się od warunków parlamentaryzmu i wobec rozporządzania całym apa­ ratem psychicznego zniewalania mas, rządy odpowiednie dla tej epoki są nie­ zależne od klas i w sposób bezpartyjny stają ponad społeczeństwem. Socjolo­ giczna analiza nowej formy państwa jest zadaniem, które dopiero trzeba roz­ wiązać; kluczem do zrozumienia są rozważane wyżej problemy ekonomiczne.

PAUL LUDWIG LANDSBERG

Ideologia rasowa i nauka o rasach O najnowszej literaturze dotyczącej problemu rasowego* 1

Różnoaspektowa nierówność między ludźmi, zgodna z ich cechami biolo­ gicznymi, jest faktem oczywistym, któremu tylko szaleniec mógłby zaprzeczać. Teza o równości wszystkich istot o ludzkim obliczu wypowiada etyczną normę naszej postawy wobec bliźnich, nigdy jednak nie jest stwierdzeniem empirycz­ nym. Jest zadaniem nauki, by nierówności pogrupować, opisać i zbadać genety­ cznie, a w szczególności, by zapytać, co one oznaczają dla medycyny, pedago­ giki i socjologii oraz jakie pośród nich zawierają się nierówności pod wzglę­ dem emocjonalnym i duchowym. Dalej trzeba będzie zapytać, w jakim stopniu i wedle jakich praw dziedziczone są właściwości, w jakim stopniu i w jaki spo­ sób mogą się one przekształcać wraz ze zmianą otoczenia i o inne kwestie te­ go typu. Mamy tu obfitość ważnych pytań i wcale nie jest jeszcze pewne, że można na nie odpowiedzieć na podstawie doświadczenia. Kryją się tu poważne zadania dla nauki. Ogromnie ważne jest, by dokonać zasadniczego odróżnienia między kon­ cepcją ras jako czystą ideologią a koncepcją ras jako nauką przyrodniczą. Trzeba będzie pokazać, w jakim sensie nie są wolne od przewodniego motywu ideologicznego także problemy burżuazyjnej nauki o przyrodzie, ale także i to, że ona i właściwa ideologia rasowa różnią się jak niebo i ziemia.

P.L. Landsberg: Rassenideologie und Rassenwissenschaft. Zur neuesten Lite­ ratur über Rassehproblem. "Zeitschrift für Sozialforschung" 1933 z. 3, s. 388-406. 1 Por. rn.in.: Correspondence entre Gobineau et Prokesch. 1854-1867. Paris 1933; Gobineau: Religion et philosophie dans l’Asie centrale. Paris 1933; Eugène Pitard: Les races et l’histoire, /w:/ L’Evolution de 1’Humanité. V; Hommes, races et coutumes. Paris 1931; Hans F.K. Günther: Rassenkunde des deutschen Volkes. Wyd. 17. München 1933; von Eickstädt: Rassenkunde und Rassengeschichte der Menschheit. Ukazuje się w zeszytach od 1933 r. /do tej fundamentalnej pracy trzeba będzie powrócić po zakończeniu jej publikacji/ ; Baur-Fischer-Lenz : Menschliche Erblichkeitslehre und Rassen­ hygiene. 2 tomy. Wyd. 4, München 1933. Przegląd nowszej literatury nie­ mieckiej o problemie ras w: "Börsenblatt für den deutschen Buchhandel" nr 198, 26 sierpień 1933■

304

Paul Ludwig Landaberg

Co się tyczy pojęcia ideologii, to dalecy jesteśmy od tego, by ideo­ logów traktować jako jakichś oszustów. To, że jakąś koncepcję określa się jako ideologię, oznacza, iż co do istoty, zarówno swe powstanie, jak i swą oczywistość dla zwolenników zawdzięcza nie treści empirycznej, lecz społecz­ nej funkcji, oddziaływaniu, jakie wywiera w społeczeństwie i kampaniom, któ­ rych się od niej oczekuje. Cele te i oczekiwania wcale nie muszą być, co oczywiste, uświadamiane. Czysta ideologia rasowa ma swe źródła, jak wiadomo, w dziele hrabie­ go Gobineau, a w szczególności w "Essai sur l’inégalité des races humaines" /1853-55/. Gobineau jest feudalem, który z oburzeniem i rezygnacją przyglą­ da się zwycięskiemu światu burżuazyjnemu i jego tendencji do zrównywania stanów, choć nie klas. Słusznie konstatuje, że cała historia ludzkości, po­ traktowana globalnie, oznacza nieprzerwanie wzrastające mieszanie się ras, a często też pewną egalitaryzację biologiczną. Jest to dla niego zrządzoną przez los tendencją do jakościowego upadku ludzkości. Nie pozostaje nic in­ nego, jak wraz z "siedmiu wiernymi" wycofać się w najdalsze zakątki Kaukazu i stamtąd przyglądać się nieszczęściu ludzkości. To, że Gobineau jest fran­ cuskim feudalem swoich czasów, nie pozostaje bez konsekwencji. Dczniowie przejęli od niego tylko błędy, z feudalnej elegii próbując uczynić ideolo­ gię burżuazyjną. Spośród epigonów Gobineau można by wymienić np. De Lapouge’a, Houstona Stuarta Chamberlaina i Woltmanna, który koncepcję tę sprowadził do Niemiec. Współcześnie zaś Lenza i Günthera, także chyba Schemanna; w Ameryce Lothropa Studharda, którego książka "Die Drohung des Untermenschen" miała tak wielkie powodzenie w Niemczech. Do tego dołącza się ogromna i jednorod­ na popularna literatura propagandowa, która od wielu lat poświęca się temu, by wszystkimi środkami zwalczać Żydów. Dobrą orientację daje dzieło "Men­ schliche Erblichkeitstheorie und Rassenhygienie" Baura-Fischera-Lenza, które bogaty zespół faktów naukowych wmontowuje w całość o silnym zabarwieniu ide­ ologicznym i subiektywnym. Rozprawy Eugena Fischera wykazują nawet rzetelną próbę obiektywizmu. Wszelako ukoronowaniem dzieła jest "naukowa" teza: "... że rasa nordycka maszeruje na czele ludzkości pod względem darów duchowych". Zobaczymy, jak uzyskano takie tezy. W tym celu spróbujmy scharakteryzować co do treści elementy wspólne wszystkim tym koncepcjom. Uważamy, że te elementy wspólne oparte są na różr. nych składnikach treściowych, którym w każdym przypadku przysługuje swoiste znaczenie społeczne i które z tego względu u różnych autorów występują z róż­ ną siłą. We wszystkich tych koncepcjach zawsze jest jednak obecna określona tendencja myślowa i już u Gobineau występuje ona całkiem jasno. Zasadniczymi składnikami prawdziwej ideologii rasowej są: I. Tendencja do zmonopolizowania wartości przez jedną rasę, która wprawdzie nie zawsze jest faktycznie własną rasą autora, zawsze jest jednak tą, z którą on się identyfikuje. U innych ras przystaje się na wartości, uważane za mniej warte, jak np. Gobineau przypisuje Murzynom siłę fantazji zmysłowych, przeciwstawioną inteligencji europejskiej i nordyckiemu heroiz­ mowi. Pretensje rości się do tego, czemu nie można odmówić wysokiej wartości.

Ideologia rasowa i nauka o rasach

305

Chamberlain robi z Chrystusa Aryjczyka, Woltmann z Dantego i Rafaela robi ludzi nordyokich. W indywidualnych przypadkach może tu odgrywać rolę upodo­ banie do typu, który się uważa za własny. Bardziej owocne niż zagłębianie się w te kwestie, będzie pytanie o funkcję społeczną, czy raczej o funkcje społeczne, gdyż mogą one być bardzo różnorodne. Pierwszą z nich jest funkcja, jaką spełnia monopolizacja wartości wobec kolonizacyjnego podporządkowania ludności kolorowej narodom białym. W epoce imperializmu może ona występować zamiast lub obok starych ideologii ■isjonarakieh, uzasadniając każdą formę wyzysku. Widoczna jest rasowa różnioa między "białymi" a ■czarnymi, żółtymi, brązowymi i łatwo przełożyć ją np. na różnicę między narodami panów i narodami niewolników, a w każdym ra­ zie na zdecydowanie stałą różnicę wartościową. Ostatnio Japończycy całkiem ochoczo kierują uczoną teorię przeciw "rasie chińskiej". A kiedy przeciw białym? Ody raz już stworzy się schemat, to może on w nowy i radykalny spo­ sób uzasadnić pierwotnie religijny antysemityzm, może znaleźć zastosowanie w walkach między kapitałem przemysłowym i bankowym, gospodarką miejską i wiejską, drobnym handlem i domami towarowymi, wreszcie w walce konkurencyj­ nej na rynku pracy, który staje się za ciasny. Zawsze chodzi o prawo ludzi do poniżania i ujarzmiania ludzi. Dlatego socjalizm i ideologia rasowa są urodzonymi wrogami: nie dlatego, by pierwszy głosił bzdury o biologicznej równości wszystkich ludzi, lecz dlatego, że zwraca się przeciw wszelkiemu zniewalaniu i wyzyskiwaniu ludzi przez ludzi. I tak up. jest oczywiste, że mężczyzna i kobieta są biologicznie istotami ogromnie różnymi, ale jest niedopuszczalne i niedorzeczne, by wyprowadzać stąd męski monopol w sferze wartości i uzasadniać faktyczny wyzysk kobiety. Biały jest biały, a Chiń­ czyk jest Chińczykiem. Obu powinno się pomóc w tym, by ku pożytkowi całej ludzkości rozwijali swobodnie swe specyficzne zadatki i wartości. II. Ideologie rasowe odznaczają się tym, że nie odwołując się do żad­ nych badań empirycznych, lekceważą endogeniczną zmienność ras. Jako dogmat zakłada się, że jeśli rasy się nie mieszają, to nie zmieniają się lub zmie­ niają się nieznacznie pod wpływem zmian otoczenia czy mutacji biologicznych. W rzeczywistości trudną kwestią badawczą jest, co się zmienia, a co Bię nie zmienia. Trzeba by było wykryć inwariar.ty przynajmniej pod jednym ważnym względem. Zobaczymy później dokładniej, że tak nie jest, choć może zostaną jeszcze znalezione.- Społeczna funkcja tej drugiej koncepcji, by tak rzec, wzmacnia pierwszą; znaczy to, że jej ściśle określoną funkcją jest stabili­ zacja, uwiecznienie istniejących stosunków władzy. Grupa u władzy chce so­ bie na zawsze przypisać wyższą wartość biologiczną i płynącą stąd prawowitość panowania. Przy pomocy tej koncepcji inwariantów można z kolei pomniejszać zna­ czenie poprawy środowiska społecznego. To, co zawinione jest przez ubóstwo mas, złe warunki mieszkaniowe, złą higienę i złe wyżywienie, niezdrowe warun­ ki pracy, alkoholizm, można uczynić konsekwencją niższości rasowej, unikając krytyki systemu gospodarczego, która wychodziłaby od rozpoznania jego skutków.

306

Paul Ludwig Landsberg

III. Cechą wszystkich tych koncepcji jest przyjmowanie grupy założeń co do istnienia i wartości "czystych ras". Ma się tu na myśli "nie zmiesza­ ne", ale w słowie "czyste" zawarty jest już sąd wartościujący. Pojawia się zaraz przykre pytanie: "Nie zmieszane, od kiedy?". Wedle tego, co wiadomo, ludzkość jest bardzo stara, liczy co najmniej 500 000 lat, a najprawdopodob­ niej wielokrotnie więcej, zaś co do jej początku, wiedza nasza porusza się w ciemności. Wraz z Klaatschem możemy sobie pomyśleć, że ludzie powstali polifiletycznie, a nie monofiletycznie - za czego prawdopodobieństwem przema­ wiają wprawdzie pewne względy, ale co wcale nie jest dowiedzione - że zatem początek dokonał się w wielości pierwotnych stad, ale i tak od niepamiętnych czasów owe prarasy nie istnieją już. Tym, co znamy - zwłaszcza w czasach his­ torycznych - są mieszaniny ciągle coraz bardziej komplikujące się. Pomińmy to i weźmy pod uwagę narzucające się wrażenie, zgodnie z któ­ rym wydaje się, że owe mieszaniny stale wytwarzają - z całą pewnością nie bez wpływu warunków środowiska i systemów tradycji - względnie stałe typy biologiczne. I tak europejska warstwa panów z czasów feudalnych czy żydzi z getta nie są wprawdzie żadną rasą, ale w pewnym stopniu odnajdujemy tu jed­ ność charakteru życia. I dlatego w odniesieniu do czasów feudalnych z ich względnie zamkniętymi grupami, które spajała więź dziedziczenia, sama ideo­ logia czystej rasy nie jest absolutnie niedorzeczna. Natomiast w epoce wyso­ korozwiniętego i późnego kapitalizmu panujące warstwy wielkoburżuazyjne pre­ zentują nieprzejrzane mrowie również i typów życiowych. Przewrót w dziedzi­ nie form produkcji i w dziedzinie form społecznych przyniósł ze sobą to, że selektywną zasadą awansu społecznego jest szczególny rodzaj uzdolnień inte­ lektualnych, zewnętrznej rzutkości i uczuciowego chłodu, które są typowe dla osiągających powodzenie kapitalistów. W tej feudalnej ideologii burżuazyjnej warstwie panów jest równie do twarzy, jak małpie w sznurze pereł. W niczym jej to nie przeszkadza, by przy okazji stroić się w nią, tym mniej, iż prze­ słanki owe wydają się nieodzowne w całości ideologii rasowej, która jest tak niezwykle sugestywna i pożyteczna. IV. Do całości tej należy koncepcja o znacznie większej nośności. Otóż istnieje tendencja, by rasy biologiczne - co do których fikcyjnie zakłada się, że są one gdzieś, przynajmniej w przybliżeniu,"czysto" ucieleśnione - identy­ fikować z narodami i ludami. Także i tutaj ideologia znowu wysuwa niewzruszo­ ne dogmaty, zamiast trudnych rozważań i żmudnych badań. Dla każdego, kto jest bezstronny, jest oczywiste, że pojęcie ludu jako kategoria kulturowa, a poję­ cie narodu jako kategoria oznaczająca państwową wspólnotę egzystencji, są niezależne od pojęcia rasy. Nawet w najluźniejszym sensie żaden z istnieją­ cych ludów czy narodów nie stanowi jednostki rasowej. Duchowy komfort prostych dogmatów służy tym wszystkim, którzy są nad­ zwyczaj wysokiego zdania o nauce, ale w rzeczywistości nie przyswoili sobie jej istoty. Jak wyraźnie pokazuje to dziś np. fizyka, prawdziwa nauka jest zróżnicowanym sposobem stawiania pytań i jest dialektycznym rozwijaniem hipo­ tez mających podstawę w określonym materiale doświadczeniowym. Jeśli rozumie siebie, nigdy nie może chcieć być czymś innym. Jeśli do owego komfortu dołą-

Ideologia rasowa i nauka o rasach

307

szy się intuicyjne poczucie, że coś musi być w identyfikacji narodu z rasą, gdyż oczywiście naród nie powstał z dobrowolnej i świadomej decyzji jednos­ tek, to może powstać paradoksalny galimatias, sprzeczny z wszelką historycz­ ną wiedzą o rozwoju narodów i z wszelką biologiczną wiedzą o ich składzie. Na użytek przeglądu funkcji społecznych, także i tutaj trzeba dokonać odróżnienia w owej tworzącej galimatias tendencji dwu istotnie odmiennych niuansów. Dla koncepcji starego typu charakterystyczne jest dążenie do tego, by narody i grupy narodów traktować jako jednostki rasowe. Jest oczywiste, że rzetelne rozwinięcie takich poglądów musi prowadzić do rozbicia każdej faktycznie narodowej wspólnoty egzystencji na wielość części. Najdobitniej zwrócił uwagę na ten fakt K.F. Wolff w swej polemice z Gflntherem. Nie prze­ szkadza to niemieckim ideologom rasowym w powtarzaniu bez żadnych dowodów i czynieniu podstawą swej praktyki twierdzenia, że pochodzenie semickie wyklu­ cza prawdziwą przynależność do narodu niemieckiego. Dokładniejsze zajęcie się biologiczną Btrukturą narodu sprawiło, że nawet współcześni ideologowie rasowi nie mogą teoretycznie przyjąć tego typu identyfikacji. Nie mogli się całkiem odciąć od znajomości rezultatów osiągniętych zwłaszcza przez Eugena Fischera i musieli się nawet zdecydować na popularyzację badan Fischera, Claussa, Kerna 1 innych. Decyzja ta przyszła im o tyle łatwiej, że nastręczy­ ła się możliwość nowego i dużo bardziej owocnego wykorzystania tych właśnie badań. Tutaj pojawia się druga odmiana wykoślawionej identyfikacji. Teraz dostrzega się, że we własnym narodzie występują mieszaniny - przynajmniej co do najoczywistszych elementów - i potwierdza się je. Jednak różnym częś­ ciom narodu przyznaje się nierówne wartości, przede wszystkim pod względem biologicznym, ale następnie, w duchu od podstaw fałszywego biologizmu, także pod względem ogólnoludzkim. W konsekwencji występuje tu tendencja do ustana­ wiania dla tych części narodu monopolu wartości. Taka jest funkcja pracy GCnthera. Hasło "nordyzacji" uzyskało donośny rozgłos. Jego sens społeczny jest taki: część narodu ma biologiczne uprawnienie do panowania nad inną częś­ cią. Różnica między panami z urodzenia a niewolnikami z urodzenia przeniesio­ na została z poziomu międzynarodowej polityki kolonialnej na poziom walki mię­ dzy grupami, która występuje w skali międzynarodowej i wewnątrznarodowej. Z całym spokojem można pozostawić propagandzistom ledwie skrywane identyfika­ cje, a to przede wszystkim: warstwy społecznie niższej z obecnymi w tym samym narodzie podludźmi oraz warstwy panującej wraz z jej partyjnymi rzecznikami ze szlachetnymi i bohaterskimi przedstawicielami wyższej rasy. Jest jednak pewna okoliczność, której cały ten prąd zawdzięcza swe życie intelektualne, swą siłę żywotną i siłę wzrostu. Jak na dłoni widać, że walka ze zorganizowa­ nym na sposób marksistowski proletariatem dobrze daje się połączyć z rasowym antysemityzmem, który między innymi umożliwia zniesławianie części jego nau­ czycieli i przywódców. Wiadomo zresztą, że zwalcza się nie klasę robotniczą jako taką, lecz jej roszczenia do równości kulturalnej i gospodarczej. Co wię­ cej, walkę z życiowymi roszczeniami robotników ma się odwagę prowadzić w imię samych robotników. Nie ma takiej rzeczywistości, która nie dopuszczałaby wie­

JO8

Paul Ludwig Landsberg

lu interpretacji ideologicznych. W "subromantycznym" - wedle trafnego określenia Carla Schmitta - samooglądzie człowieka nordyckiego szczególnie jasno widać, jak niezgodne są ta­ kie ideologie z rzeczywistością i jak niezależna od tej niezgodności jest ich użyteczność do celów maskowania jak najbardziej realnych dążeń. Nie bardzo trzeba wskazywać na to, że tylko zupełnie mała część narodu niemieckiego ujawnia - choćby w przybliżeniu - cechy tak zwanej nordyckiej rasy. W zdecydo­ wanie najbardziej nordyckim narodzie szwedzkim ujawniało je 31* ludności. Przy tym wszystkie nie całkiem już czyste przypadki zaliczono do typu o du­ żej, podłużnej czaszce, jasnej skórze i jasnoblond włosach, czyli w isto­ cie do typu nordyckiego. Wobec braku badań, pozostawiam sądowi indywidualne­ go doświadczenia, czy w Nadrenii, Saksonii, Berlinie i Bawarii typ ten sta­ nowi więcej niż 10X. Od tego obrazu niezbyt istotnie powinien się różnić skład klasowy głównych partii politycznych. Niezależnie od tego, nie sposób, oczywiście, wykazać, że rasie nor­ dyckiej przysługuje jakakolwiek wyższa ogólna wartość niż innym rasowym skła­ dnikom narodu niemieckiego. W najlepszym przypadku mamy tu do czynienia z wy­ razami gustów - jak np. że jeden woli blondynki, a drugi brunetki - niefra­ sobliwie rozdętymi w bajkowe teorie. Zresztą, gdy na ten czynnik gustu spoj­ rzeć z punktu widzenia psychologii, wydaje się, że on jest jedną z przyczyn, dla których teoretycy ras tak często gustują w typie zupełnie innym niż ich własny. Tak więc także Rathenau należałby w dużej mierze do epigonów Gobineau, od którego pochodzi pojęcie nordyckiej rasy panów. Wreszcie, nie trzeba też wiele rozwodzić się nad tym, że rasowy skład narodu niemieckiego pozostaje w pewnej relacji do jego struktury regional­ nej - i tak np. stosunkowo najwięcej ludzi o typie nordyckim znajduje się w Niemczech Północnych - ale nie ma żadnej relacji między nim a uwarstwie­ niem społecznym czy nawet podziałami politycznymi. Pomimo to, ta forma kon­ cepcji ras, która we własnym narodzie mówi o rasie panów, jest rzeczywiście popularna i aktualna, a więc rzeczywiście polityczna. Od początku jest ona przykrojona do użytku w bieżącej .walce. V. Teoretyczną cechą ideologii rasowej jest tendencja do nadawania mechanistycznego charakteru pojęciom doboru i higieny rasowej. Także i tutaj znowu okazuje się, że groźne są nie tyle same błędy ludzkie, ile prawdy, któ­ re tak są związane z błędnymi koncepcjami, że sprowadzają myśl i praktykę na fałszywą drogę. Myśl o higienie rasowej sama w sobie jest prastara i wywodzi się co najmniej od Platorih; w dużej mierze jest to zresztą myśl słuszna. Z pewnością, można myśleć o postępie ludzkości, w sensie wyższej jakości same­ go człowieka, tylko wtedy, gdy odpowiedzialność rządzi samym tworzeniem no­ wych pokoleń. Zapewne Nietzsche najdobitniej ujął intuicyjnie myśl o takim doborze w imię wyższej jakości. Uzasadniły ją współczesne badania nad dzie­ dzicznością prowadzone od czasów Mendela, de Vriesa, Rfldina i in. Można uznać za dowiedzione, że radykalne znaczenie ma modyfikaćja istoty ludzkiej na dro­ dze dziedziczności, a w szczególności krzyżowania, przede wszystkim między obiema różnymi jednostkami rodzicielskimi, do jakichkolwiek ras by należały.

Ideologia rasowa i nauka o rasach

10?

Potwierdzają to badania nad konstytucją człowieka, prowadzone przez współ­ czesną psychopatologię - Kretschmera, Ewalda, Hoffmanna, i in. Właśnie ten, kto ma na celu lepszą przyszłość ludzkości, nie powinien lekceważyć znacze­ nia tych problemów. Ale u ideologów rasowych ów słuszny pogląd może się łą­ czyć z wieloma błędnymi tendencjami. Przede wszystkim wyraźnie jednak zaniedbują cni oddziaływanie wycho­ wania i środowiska, a więc: /dzieciństwa. Otóż w żaden sposób nie może nastą­ pić biologiczna poprawa w ludzkiej grupie, jeśli nie zwalczy sie zdecydowa­ nie głodu i ubóstwa, ponurego bezrobocia, ciasnych i złych mieszkać, zwątpię nia, alkoholizmu i braku wykształcenia. Ponieważ warunków tych nie można od­ dzielić od kapitalistycznego sposobu produkcji, więc jednostron­ ne wskazywanie na problem kultywacji biologicznej jest niewątpliwie ideolo­ gicznie użyteczny dla utrwalania tego sposobu. Dalej, wielu higienistów rasowych ma skłonność do tego, by zapominać, że pośród ludzi najbardziej podstawowy czynnik doboru naturalnego-w możliwie najkorzystniejszym kierunku-z zasady leży w sferze indywidualnych wyborów, dokonywanych przez miłość. Scheler pokazał, że jeśli na instynkt wiodący ku miłości spojrzeć biologicznie, to w zasadzie ma on na celu wywyższenie typu: człowiek. Dlatego kluczowym dziełem higieny rasowej byłoby wyzwolenie miłość: z pęt ekonomicznych, które z reguły jeszcze dziś nosi. Oczywiste jest, że także myśl o biologicznym ulepszeniu ludzkości podporządkowuje się ogólniej­ szej koncepcji odnowy. Całkiem opaczne jest, gdy ideologowie rasowi w jakikolwiek sposób wiążą ulepszenie rasy z ideą rasy czystej. Przeciwnie, tylko tworzenie nowych, wyższych typów ludzkich, czy ściślej: w ogóle ułatwienie takiego wytwarzania mogłoby być sensownym celem jakiejkolwiek polityki ludnościowej. Polityka ta­ ka musiałaby się w istocie koncentrować na roli negatywnego wyzwalania. Jak powiedział Gobineau, krzyżowanie się jest przeznaczeniem ludzkości. Nauka nie potrafi podać pozytywnych reguł, jak nim kierować, by powstawały bardziej wartościowe generacje. Gdyby przez tysiąclecia raz jej się to udało, wtedy samoświadoma ludzkość musiałaby odmówić posłuszeństwa tym regułom - które i tak opierałyby się tylko na hipotezach - i płynącej z nich rezygnacji ze swo­ bodnego wyboru małżonka. W rzeczy samej, jawnie brutalna byłaby chęć wkracza­ nia w ludzkie życie uczuciowe przy użyciu tak prymitywnych pojęć. Wszak czys­ te rasy mogły istnieć tylko przed setkami tysięcy lat. Nic o nich nie wiemy i w ogóle bardzo niewiele będziemy o nich kiedykolwiek wiedzieć. W rćwnie niewielkim stopniu wykazano, że istnieją krzyżówki rasowe, które są złe same w sobie. Niczego nie można tu przewidzieć z góry. W każdym pojedynczym przy­ padku rezultaty są zasadniczo odmienne, podobnie jak przy łączeniu się jed­ nostek z ras zbliżonych, jeśli nawet nie z tej samej rasy. Doświadczenie po­ kazuje, że krzyżowanie ras zarówno może zagrażać, jak i sprzyjać szczególnym talentom. VI. Koncepcje te można osądzić z filozoficznego punktu widzenia. Teo­ ria ras, z którą spotykamy się u ideologów i u wielu przyrodników, zawiera filozoficzną antropologię, określenie istoty człowieka, jak i wyprowadzoną

310

Paul Ludwig Landsberg

stąd filozofię historii. Przekonania te daleko wykraczają .ceza materiał em­ piryczny i ujawniają się jedynie w przygodnych uwagach, ale naprawdę to one kierują całą pasją badawcza. Charakterystyczne jest np. zdanie E. Fischera: "Nie ma ludzi po prostu, są tylko ludzie określonych ras lut mieszanek raso­ wych". Jeśli aa ono głosić tyle tylko, że każdy człowiek należy dc jakiejś rasy lub mieszaniny ras, to jest to beztreściowa tautologia, żądająca komplet­ ności, ktćrej musi się domagać każda klasyfikacja w obrębie gatunku ludzkie­ go. Jeśli jednak ma ono głosić - a tak to> właśnie, brzmi - że w owym uczestni­ czeniu w rasie lub mieszaninie ras zawarta .jest istota jednostki ludzkiej, to mamy przed oczyma zasadniczą myśl tej koncepcji rasowej: człowiek jakc istota rasowa. Trzeba by uzupełnić: istota rasowa jak zwierzę, istota, którą w kwestiach zasadniczych trzeba traktować jako wytwór swego fizycznego pocho­ dzenia. Całkowicie jasno widać tu, że powszechnie panosząca się koncepcja ra­ sowa nie ma nic wspólnego z "idealizmem", lecz - gdy oceniać to filozoficz­ nie - jest prawym dzieckiem stulecia naturalizmu. Już Gobineau poszukuje podobnie jak Comte - przyrodniczych praw rozwoju społecznego. U E. Fischera charakterystyczna jest zresztą fundamentalna dwuznaczność jego zdania, które przy jedynej sensownej interpretacji trafnie formułuje naturalistyczny dog­ mat podstawowy ideologii rasowej. Ale nie można naprawdę wyprowadzić osobowoś­ ci jednostek ludzkich z ich dziedzicznego uwarunkowania; w nowej całości oso­ bowości te nadają swemu dziedzictwu ukierunkowanie i sens. Z przeświadczeniem religijnym czy z jakimkolwiek stanowiskiem idealistycznym można pogodzić tyl­ ko tego typu antropologię, która z szacunku dla niezbadanych głębi każdej jed­ nostki uznaje ten zasadniczy fakt. Jak z każdej antropologii, także z tej naszkicowanej uprzednio płynie pewne ujęcie dziejów. Właściwym elementem dziejów ludzkich okazują się: krzy­ żowanie ras, ich walki, wzloty i upadki. Z powodu upadku ras miała zginąć kultura antyczna, krzyżowanie ras ma szkodzić rozwiniętym kulturom lub - a fakty przemawiają raczej za tym - je tworzyć. Wszystkie inne zjawiska dziejo­ we są w takiej samej funkcjonalnej relacji do wydarzeń w procesie biologicz­ nego dziedziczenia, jak np. nadbudowa do bazy. Nie przypadkiem także u Gobineau znajdujemy obraz rzeczywistej bazy wszystkich wydarzeń,historycznych, obraz pewnej ”3ubstruction". Staje się to oczywiste natychmiast, gdy dla porównania sięgniemy np. po CarlyLe*a koncep­ cję wielkich ludzi czy heglowską koncepcję, która głosi, że dzieje są samo­ realizacją idei. Mamy tu przed sobą niewątpliwie obie podstawowe formy ideali­ stycznej interpretacji historii /w sensie Diltheya/: subiektywno-idealistyczną i obiektywno-idealistyczną. Równie niewątpliwie działa w rasowo-biologicznej filozofii dziejów naturalistyczny sposób myślenia /znowu w sensie Dilt­ heya/. Mamy oto proces naturalny, sam w sobie właściwie wcale już nie histo­ ryczny, który jest podstawą dla określenia całości ludzkich dziejów. | Ale naprawdę, zjawiska historyczne opierają się takiej redukcji. Co najwyżej mogą zostać pokazane warunki, ale nie przyczyny. I tak np. charakter produktywnej i przedsiębiorczej nordyckiej grupy rasowej z pewnością sprzyjał powstaniu kapitalistycznej formy gospodarki, a być może nawet ją umożliwił.

Ideologia rasowa i nauka c rasach

ale to, że forma ta powstała i że powstała w określonym czasie można zrozu­ mieć tylko w o wiele szerszym kontekście, także i ekonomicznym. Próby zaś, by dzieło Michała Anioła czy Goethego tłumaczyć przez ich dziedzictwo krwi, nazwiemy jawną bzdurą. W im większym stopniu człowiek dochodzi do samoreali­ zacji, tym bardziej w jego zachowaniu i dziele dochodzi do głosu to, co w jego duchowej indywidualności niepowtarzalne i r.ieredukowalne. Nie da się tu doprowadzić do końca czy rozstrzygnąć dyskusji o pojmowaniu historii, której korzenie tkwią w przeciwieństwach ludzkiej autointerpretacji i rozwijającej ją antropologii. Można tu uzyskać tyle tylko, że uświadomimy sobie przynależ­ ność pewnej koncepcji, jej związki z innymi i jej konsekwencje. Jest to wszak prosta, łatwiutka i pokraczna antyteza karykatury materializmu, przy pomocy której ideologia rasowa uzyskała w swej młodości większość wyników. Już z tego, co powiedziane, wynika, że zasadnicze błędy ideologii ra­ sowej mogą być ukazane przez racjonalne badania i analizy problemu ras. Tym po części tłumaczy się widoczna ostatnio w tej ideologii tendencja, by wyzwo­ lić się od wszelkich postaci rozumu i by proklamować się "mitem krwi", błęd­ nie użyte sorelowskie pojęcie mitu sugestywnie wychodzi naprzeciw pewnemu prymityzmowi mas. Tu, w państwie irracjonalizmu, ani nie może, ani nie powinno być mowy o uzasadnianiu. Z socjologicznego punktu widzenia ta niejasna posta­ wa oznacza rezygnację z nauki i z rozumu. Nie można, oczywiście, dyskutować z autorytatywnością takiego stanowiska. Ponadto, odpowiednikiem irracjonaliz­ mu jest tendencja władzy państwowej, by rządząc opierać się wyłącznie na fi­ zycznej przemocy i nie troszczyć się przy tym choćby o pozór racjonalnego pra­ wa. Oto irracjonalna rzeczywistość społeczna, która leży naprawdę u podstaw irracjonalizmu mitu krwi. Władza państwowa rezygnuje z racjonalnych ozdób v postaci abstrakcyjnej idei prawa dokładnie tak samo, jak jej ideologia rezygnu­ je z racjonalnych ozdób w postaci formy naukowej. Mitologie współczesnych ce­ lów nie mają nic wspólnego z wielkimi mitami ludzkości. Ich treści są nazbyt ubogie i bez reszty pochodzą ze stadium koncepcji rasowej, gdy występowała ona jeszcze w kostiumie nauki. Swą siłę oddziaływania częściowo zawdzięczają one sytuacji społecznej, a częściowo godnym zbadania przez psychoanalizę im­ pulsom masowej nieświadomości, którym to impulsom ofiarowują pozorne zaspo­ kojenie bądź to religijnych potrzeb, bądź potrzeb o znacznie mniej szacownym, charakterze.

Tak krótka rozprawa nie może usiłować przedstawić choćby tylko najważ­ niejszych wyników badań naukowych nad rasami. Musi ograniczyć się ao tego, by - w celu przynajmniej zamarkowania znaczenia konfrontacji ideologii z nau­ ką - podkreślić niektóre kwestie, jakie mają związek z problemami społecznymi i z zadaniem rozbicia ideologii. Zainteresowanie tymi badaniami rozpoczyna się w osiemnastowiecznym. Oś­ wieceniu, które nie koncentruje się wyłącznie na konstrukcjach rozumowych, lecz podejmuje wypady we wszystkich kierunkach poznania empirycznego. Czasom

312

Paul Ludwig Landsberg

tym zawdzięczamy w szczególności początki empirycznej etnologii i psycholo­ gii. Z zainteresowania rzeczywistą ludzkością i jej różnorodnością wyrosły wielkie próby opracowania ras, podjęte przez Kanta i Blumenbacha. Wydaje mi się, że nowa epoka w empirycznym badaniu ras zaczyna się w 1869 r. wraz z "Hereditary genius" Daltona. Tu, obok dowolnych założeń, których nigdy nie brakuje i chyba nie może brakować w początkach jakiegoś kierunku badawczego, znalazły się poczynione w najróżniejszych dziedzinach pierwsze empiryczne ob­ serwacje dziedziczności szczególnie korzystnych uzdolnień. Dzięki nowej, ści­ słej teorii dziedziczności stworzonej w naszym stuleciu, ów zasadniczy kie­ runek poszukiwań otrzymał solidną metodę. Na podstawie godnej podziwu znajo­ mości rzeczy i dorównującej jej umiejętności krytycznego przemyślenia prob­ lemów i metod, najlepszą i najbardziej aktualną prezentację wyników całości badań nad problemem ras daje von Eickstldt w swym modelowym dziele "Rassen­ kunde und Rassengeschichte der Menschheit". Pierwszy i drugi zeszyt tej pra­ cy opublikowano w roku 1933. Czym w nauce jest "rasa"? Występuje tu jako kategoria niższa od zoo­ logicznego gatunku, odpowiadająca temu, co zoolog nazywa odmianą. Tak np. doberman jest rasą psów, wyhodowaną w połowie ubiegłego stulecia przez raka­ rza Dobermanns, który stopniowo skrzyżował pinczera z owczarkiem, ogarem i dogiem. Rasa występuje zatem zawsze już jako produkt pewnej mieszaniny; w rasie ludzkiej niezaplanowanej mieszaniny w obrębie gatunku. Jak zwięźle for­ mułuje to Weidenreich, w antropologii biologicznej rasa jest "grupą ludzi, którzy od innych grup odróżniają się wspólnymi cechami dziedzicznymi". Podob­ ne znaczenie podają wszystkie tworzone obecnie definicje rasy. Szczególnie dobrze obmyślona i ścisła jest definicja Eickst&dta: "Rasą ludzką jest grupa jednostek, które z ograniczonymi odchyleniami wykazują znaczne zespolenie normalnych dziedzicznych cech cielesnych". Różne przytoczone w tej definicji cechy zasługują na dokładniejszą analizę. Po pierwsze, występują tu połączo­ ne pojęcia "znaczne zespolenie*. Słowa te celowo zostały dobrane w sposób nie­ co mglisty i wskazują, że tutaj - jak zawsze - racjonalna definicja nie wy­ czerpuje rzeczywistej jedności i rzeczywistego sensu pojęcia odniesionego do naoczności. Poza tym, określenie powyższe ma tendencję do ujęcia całościowego. Termin "normalne" użyty jest w przeciwieństwie do pewnych cech dziedzicznych, które powstały w populacji z przyczyn epidemii. Decydujące znaczenie ma wymóg, by to, co ma cechować rasę, miało charakter dziedziczny. Już Kant formułował to kategorycznie: "Tylko to, co w gatunku zwierzęcym przekazywane jest dzie­ dzicznie, może uprawniać do różnicowania go na klasy". Tutaj, naturalnie, na­ tychmiast otwiera się problem trwałości dziedziczności. Cechy mające być ce­ chami rasowymi muszą być trwale dziedziczone, tzn. jeśli nie następują żadne krzyżowania, muszą przenosić się na potomstwo i muszą stale powtarzać się wed­ le pewnych praw, do których poznania ścisła nauka o dziedziczności dochodzi bardzo powoli, a które oczywiście nie są po prostu prawami Mendla. Fakt, że następnie von Eickstädt mówi o cechach cielesnych, jest charakterystyczny dla somatycznego punktu wyjścia badań nad rasą, które najpierw musiały zdobyć trwa­ ły grunt pod stopami, przede wszystkim przy pomocy pomiarów. Natomiast badanie

Ideologia rasowa i nauka o rasach

313

duchowych cech rasowych jest jeszcze w powijakach i musi walczyć z poważny­ mi trudnościami metodycznymi. Jest oczywiste, że z punktu widzenia człowieka właśnie one uzyskałyby zasadnicze znaczenie. Słusznie chce się dziś przecho­ dzić od wyliczania pojedynczych cech do wykrycia wewnętrznie zależnych grup cech. Można sobie wyobrazić, że w przyszłości dotrze się do zasadniczych pryncypiów, obejmujących cielesną i duchową całość człowieka. Pewien impuls w tyra kierunku dają interesujące prace L.F. Claussa, nawet jeśli z koniecz­ ności wcale nie mogą jeszcze zapewnić trwałych i ogólnych rozwiązali problemów. Sądzimy, że w odrębnym artykule powrócimy do tych praw i ich ukrytych zało­ żeń. Samo przez się powinno być zrozumiałe to, że w definicji rasy uwzględ­ niono pewien zakres odchyleń. Za poszczególne wymiary tych odchyleń można uważać np. typy konstytucyjne Kretschmera, które bynajmniej nie pokrywają się z rasami; dalej, typy zawodowe: Eickst&dt przytacza np. różnicę między krawcem a kowalem, także typy regionalne, których badaniu poświęcał się przede wszystkim Hellpach: np. różnica między Nadreńczykieir. a mieszkańcem Górnej Bawarii nie jest w swej istocie różnicą rasową; i wreszcie takie róż­ nice jak typy seksualne, a przede wszystkim sama różnica płci; typy wieko­ we: np. różnica między młodzieńcem a starcem; a na koniec różnice typów wy­ kryte przez badania grup krwi. Jeśli od badania ras znowu zwrócimy się do koncepcji, które - jak stwierdzamy - są charakterystyczne dla ideologii rasowej, to w oczy rzuca się przede wszystkim monopolizacja wartości, żadna nauka przyrodnicza nie wartościują. Nauki historyczne i filozofia, które właśnie mają rozpoznawać wartości, wartość i kulturę odnajdują we wszystkich rasach i ich odmianach. Dla badaczy chińskie rysunki tuszem muszą być równie dobre jak niemiecka mu­ zyka, a powieść rosyjska - jak eposy kultur murzyńskich. Czym innym jest to, co może i chce się samemu robić. Szacunek dla innych musi łączyć się z rea­ lizacją własnej istoty. Każdy powinien pielęgnować swe wartości bez ucisku i nie uciskając. Każdy powinien cenić innych i uczyć się od nich. Tylko w ter. sposób wzrasta pełnia wartości ludzkich, nie istnieje zaś żaden monopol na wartości. Właśnie tak myśleli ci wszyscy, którym - jak Lessingowi, Herderowi, Goethemu - niemieckość zawdzięcza swe istotne ukształtowanie. Cc do drugiej z przytoczonych cech ideologii, trzeba powiedzieć, że nie udało się jeszcze wykryć czynnika - a zwłaszcza czynnika duchowego - którego zmiana pod wpływem środowiska lub spontanicznej mutacji byłaby wykluczona. Przez długi czas wierzono, że zasadniczy element inwariantny odnaleziono co do świetności i interesów "długoczaszkowcćw". W przypływie manii frenologicznej Vacher de Lapogue pisał: "Także dla uczonego porywające jest gdy widzi, że losy człowieka zależą od dwu czy trzech milimetrów długości lub szerokoś­ ci jego czaszki". Dawno już wyblakły te sny o więzach krwi. Zgodnie z dobrze zestawionym wyliczeniem Weidenreicha, okrągłą - a więc i mniejszą - czaszkę mieli: Helm­ holtz, Bismarck, Erazm, Kant, Schopenhauer, Leibniz itd. Naturalnie, równie wielu ważnych ludzi miało czaszki podłużne. Aliści najdłuższe czaszki mają najbardziej prymitywni Murzyni australijscy. Z anatomicznego punktu widzenia,

314

Paul Ludwig Landsberg

długość lub krótkość czaszki nie ma zupełnie żadnego znaczenia dla ukształ­ towania się centrów mózgowych. Godne uwagi są ustalenia - które zaskoczyły Ammor.a - zgodnie z którymi np. w rejonie Badenii, którego mieszkańcy mają przeważnie podłużne czaszki, także czaszki rekrutów żydowskich są relatywnie długie. Von 3oas i jego szkoła podjęli i rozstrzygnęli nasuwające się tù kwestie dziedzicznej zmienności form czaszki pod wpływem mało jeszcze zbada­ nych oddziaływań środowiska. Jego ustalenia opublikowane zostały w Waszyng­ tonie w latach 1910 i 1911 pod tytułem "Change in bodily form of descendants of immigrants". Rozległe badania pośród amerykańskich imigrantów i ich dzie­ ci pokazały tu, że różne grupy ludzi o czaśzkach długich i krótkich już w pierwszych dwu generacjach wykazywały znaczną zmianę masy czaszki w kierunku jednolitego typu pośredniego. Samego Boasa zaskoczyły wyniki jego pomiarów. Pokazuje to, jak bardzo jesteśmy skłonni przeceniać wpływ na człowieka śro­ dowiska i tradycji w wymiarach świadomości czy w ogóle w wymiarach jednost­ kowych i jak bardzo jesteśmy skłonni nie doceniać tego wpływu w wymiarze dziedziczności. Jak na dłoni widać znaczenie tych kwestii, szczególnie dla problemów postawania ras i ich zmiany. Po tym zaś, gdy nie powiodły się in­ ne próby znalezienia inwariantów - np. przy pomocy kretschmerowskich typów konstytucyjnych - powinna się teraz z coraz większym powszechnym uznaniem spotykać w nauce opinia, że nie możemy skonstruować sztywnego systemu ras ludzkich, a możemy tylko tworzyć wiedzę o rasach i rasową historię ludzkoś­ ci, tak jak to rozumie von Eickstidt. Także i to jest - oczywiście - tylko częściowo możliwe. Z im większą powagą podjęte zostaną leżące tu doniosłe zadania, tym szybciej położy się kres jakby z księżyca spadłym banialukom statycznej charakterystyki ras. Wspomnieliśmy już, że nawet w najdawniejszych czasach nauka nie napo­ tyka na pozbawione domieszek prarasy. Kwestia ta rozpływa się w wielkim mro­ ku prehistorii. Wszystkie historyczne narody są jednościami historycznych lo­ sów, do czego dołącza się najczęściej jedność kultury i języka, prawa i tra­ dycji. Przeżycia historyczne stoją zawsze u źródeł idei narodu i właśnie owe idee 3ą konstytutywne dla zakresu narodu. Biologicznie wszystkie narody sta­ nowią bardzo ^komplikowane twory mieszane, tzn. wielości rasowe: krzyżówki skrzyżowań itd. W ostatnich dziesięcioleciach radośnie popierano badania nad biologicznym składem narodu niemieckiego. Wydaje mi się, że najfortunniejszą próbę prowizorycznego podsumowania tych badań stanowi "Stammbaum und Artbild der Eeutschen" F. Kerna z 1927. Cała biologiczna mieszanka narodu niemieckie­ go zawiera trzy zasadnicze składniki: nordycki, daryj3ki i alpejski. Wszyst­ ko jest tu dopiero w powijakach, ale jest jasne, że badanie zmierza w kierun­ ku coraz dalszych zróżnicowań. Pozostaje kwestia, czy względna czystość rasowa, czyli rzeczywiste utrzymanie trwania starego typu witalnego - który oczywiście powstał już ze skrzyżowań - zapewnia konkretną wartość, np. szczególną produktywność kultu­ ralną. Beznadziejne byłoby sprowadzanie wysoko rozwiniętych kultur do jednej jedynej rasy. Istniała kultura chińska, której zawdzięczamy np. papier i por­ celanę, ale także i najhardziej szkodliwe wynalazki, jak proch palny i sztukę

Ideologia rasowa i nauka c rasach

ujarzmiania. Pismo klinowe oraz przełomowe formy religii i moralności pocho­ dzą od Semitćw. Egipcjanie, Babilończycy, Inkowie, podziwiane przez Frobeniusa kultury murzyńskie - niewyczerpana jest polifonia kultur. Jeśli pomi­ nąć bardzo skomplikowany plrotlem powstania kultur hinduskich, to można poważ­ nie dyskutować nad kwestią prymatu "Nordyków" - przynajmniej w Europie - w twcrzeniu kultury. Ale właśnie w Europie badania uprawdopodobniły to, że dla Okresów jej rozkwitu kulturalnego pożyteczne były konkretne krzyżówki rasowe. Tak np. Sommer skorygował koncepcję Woltmanna, że Renesans włoski był owocem czysto nordyckiej krwi. Człowiek nordycki wyzwolił kulturalny rozwój Europy nie na swych rodzimych terenach północnych - gezie typ ten jest zachowany we względnej czystości - lecz tam, gdzie mieszał się ze śródziemnomorskimi typa­ mi rasowymi czy w Niemczech południowych, środkowych i zachodnich, gazie łą­ czył się przede wszystkim z typem daryjskim i alpejskim. JaBne jest zatem, że człowiek nordycki współ-wyzwolił ten rozwój. Właśnie w Grecji, w Rzymie, we Francji i w Niemczech szczególnie płodne było zmieszanie się dawnej lud­ ności z plemionami nordyckimi. A wreszcie dzieje wymiany między Zachodem a Wscr.odem pokazują, jak pożytecznie wpłynęły na dzieje kultury europejskiej bardzo żywe kontakty między rasami. By wskazat jeden tylko przykład, przypo­ mniany o wpływie kultury arabskiej na średniowiecze w jego szczytowym rozwo­

ju. Poza tym, nie możemy psychologicznie jednoznacznie określić charak­ teru rasowego czy narodowego, gdyż każde historyczne zdarzenie może je naru­ szać z trudną do przewidzenia siłą. Przez wieki literatura wszelkich kalib­ rów nad niczym nie rozwodzi się chętniej niż nad różnymi charakterami naro­ dów, które w abstrakcji niepostrzeżenie zlewają się z rasami. Niemiec, Fran­ cuz, Anglik, Żyd, Rosjanin są wdzięcznymi tematami żurnalistyki o wyższych ambicjach. Przyłącza się do niej - jako reprezentant naukowego badanie, prob­ lemu ras - np. Lenz z prawdziwie zdumiewającym wejrzeniem w rosyjską duszę. "Siła ras z istotną domieszką mongolską jest większa w cierpieniu i wytrwa­ łości niż w czynie dającym wyzwolenie". "Z natury bierne, ... dość spokojne, ... gotowe do posłuszeństwa”. Czasy wojenne zazwyczaj przynoszą w darze in­ flację takich interesujących konstatacji, naśladujących podówczas nienawist­ ne podszepty mas. Większość takich opisów - niezależnie od ich intencji można porównać do sytuacji, gdy człowiek, którego w Paryżu wiózł rudy woźni­ ca, opowiada o swej podróży: "Francuzi są rudzi itd." Gdy u podstaw opisów leży szersze doświadczenie, mają niewątpliwie pewną wartość. Jest to jednak wartość historyczna, a prawda zawsze odnosi się do przeszłości, z której nie można wyprowadzić żadnych pewnych predeterminacji. Stąd właśnie wynika, że w sposób prawdziwie głęboki może scharakteryzować istotę danego narodu tylko ten, kto gruntownie zna jego tradycję, dzieje, język i literaturę. To wyzna­ czy np. różnicę między Curtiusem z jego wyjątkową znajomością Francji a "błys­ kotliwymi sformułowaniami” Sieburga. Ale żadna w ogóle teoria nie może okreś­ lić przyszłego rozwoju istotnych cech danego narodu ani wytyczyć granic temu rozwojowi. Co najwyżej przeczucia dotyczące tego rozwoju może mieć ten tylko, kto bierze udział w jego aktywnym przygotowywaniu. Dotyczy to jedynie takich

316

Paul Ludwig Landsberg

ludzi jak Gorki, którzy rosyjski charakter narodowy ujęli zupełnie inaczej: w formie nie tylko odbitki, lecz także wiedzy uczonego. Należeli do narodu i swe twórcze siły przyłożyli do jego zmiany. Frzyszłość narodu zawsze jest dziełem twórczym. Jeśli jakiemuś nowemu prądowi chce się przeszkodzić w imię niemieckości czy francuskości, z reguły oznacza to próbę zwalczania przysz­ łości przez przeszłość. Próby takie, na dodatek podejmowane z reguły przy pomocy sfałszowanego obrazu przeszłości, są charakterystyczne dla ideologii grup ludzkich, które lękają się przyszłości, gdyż są społecznie schyłkowe. Zresztą tendencja do hipostazowania typów występuje nie tylko w dys­ kusjach w ramach koncepcji rasowych, lecz stanowi jedno z wielkich duchowych zagrożeń naszej epoki. Dawno już tu zapomniano o rozwadze takiego na przykład Maxa Webera. Trzeba przypominać, że psycholog czy socjolog może swobodnie bu­ dować tak wiele typów, jak chce, jeśli tylko ma zawsze pełną świadomość tego, że typowi nie odpowiada żadna konkretna rzeczywistość, a chodzi w jego przy­ padku jedynie o środek pomocniczy, którego wyłączna wartość polega na uży­ teczności w interpretowaniu rzeczywistości. Zupełnie dobrze mogę zatem kon­ struować typy narodowe i typy warstw ponadnarodowych, ale typ nigdy nie może dostarczyć normy dla przyszłości: pomaga w poznaniu tego, co istnieje, a szczególnie tego, co minęło. Nawet spostrzeganie dotyczy tylko rzeczy minio­ nych; oczekiwania są jednak czymś innym niż poznanie. Tworzone typy są zazwy­ czaj tym płodniejsze, im więcej realnych określeń łączą w jednostkę pojęcio­ wą. Np. typ "bezrobotny" jest źle zbudowany, gdyż rzeczywiste jednostki mają ze sobą niewiele czy też nic wspólnego, a właśnie uchwycenie tego postawione jest jako cel. Lepsze już - i to coraz lepsze - są pojęcia takich typów, jak "bezrobotny członek europejskich społeczeństw kapitalistycznych", "bezrobotny Niemiec w epoce powojennej" itd. Czym ściślej, tym lepiej, z wyłączeniem tych tylko przypadków, gdy dla pewnych wniosków potrzebne jest szersze spojrzenie. W psychologii pojęcie typu jest z reguły tym owocniejsze, im większe znacze­ nie w faktycznej całościowej strukturze rzeczywistych ludzi mają struktury przez ów typ uwypuklane. Typy to sposoby oglądu, które powinny umożliwiać poznanie określonych cech rzeczywistości. "Aryjczyk" to, poza porównawczym językoznawstwem, źle zbudowane pojęcie typu. Jak teraz rzecz się ma ze związkiem między biologicznymi różnicami pomiędzy typami a uwarstwieniem społecznym? Związek taki niewątpliwie istnie­ je w początkach państw. Socjologiczna szkoła w teorii państwa wskazuje na re­ gularnie pojawiające się zjawisko powstawania państwa na drodze podboju jeonej wspólnoty plemiennej przez inną. "Państwo powstaje z różnych plemion lu­ dzkich - mówi Gumplowicz - i tylko z nich się składa". Przeważnie jest’ to wędrowny lud pasterzy czy żeglarzy, który zwycięża osiadły ród rolniczy, i ponad trudzącym się, zniewolonym ludem wznosi swe państwo: jak Normanowie w Anglii czy Rosji lub Mandżurowie w Chinach itd. Narodziny państwa znaczone Zą krwią i podbojem. 0 wyższej wartości panującego teraz narodu może być mowa oczywiście - tylko w tym sensie, że to on właśnie zwyciężył, jak Rzymianie Kartagińczyków i kulturalnie wyżej stojących Greków, Germanowie w epoce węd­ rówki ludów - Rzymian, Tatarzy - pół świata, Turcy - Armeńczyków i wszystkie

Ideologia rasowa i nauka o rasach

317

narody, które mogli zwyciężyć. W toku dziejów mieszają się biologicznie i kulturalnie naród zwycięski i naród zwyciężony. Jeśli ten ostatni jest sil­ niejszy kulturowo, to może nawet wycisnąć swe piętno na kulturze i języku ca­ łego narodu: język wnuków Longobardów, Franków, Normanów ma brzmienie neoromańskie. Teraz rozpoczyna się proces, którego rezultat w socjologii materialistycznej widziany jest ostrzej niż w pozostałych jej odmianach. Z biegiem stuleci, podczas gdy zachowana zostaje struktura państwa, zaś organizacja jednej grupy ludzkiej ciągle służy do ucisku innej grupy, ludy stają się kas­ tami i stanami, a wreszcie klasami we współczesnym sensie. Rzeczywiście współ czesne państwa istnieją w Europie od ok. 1789, zaś dominującą w nich struk­ turą jest niewątpliwie ekonomiczny porządek klasowy bez jakiegokolwiek funda­ mentu biologicznego. Dziś biologiczne różnice między klasami trzeba nieodzow­ nie widzieć jako konsekwencje, a nie jako przyczyny różnic w położeniu klas. Jest jakby ironią dziejów, że właśnie w tej chwili dzieje się tak, iż pojawia się ideologia, która nie odpowiada już rzeczywistości, a część swej siły prze konywania czerpać może zawsze z tego, co uparcie tkwi w pamięci narodów. W osobliwy sposób uzasadnienia ma dostarczać maskarada, w której dzień dzisiej­ szy stroi się w szaty prehistorii. Problem ras narzucił się z nową natarczywością, ponieważ gwałtowny roz wój współczesnej biologii postawił kwestie biologiczne w centrum dyskusji również socjologicznych, a w filozofii dał od czasów Nietzschego przesłankę do tworzenia biocentrycznych obrazów świata, obrazów o bardzo różnej wartoś­ ci. Najważniejszymi spośród nich są: system Bergsona i - przy pewnej różnicy poziomu - Klagesa.^Wyniki badań wystarczyły, by zadać kłam ideologii rasowej i jej epifenomenowi: mitowi krwi. Natomiast wyniki samych badań nad rasami - szczególnie co do aspektu psychicznego - są jeszcze dość niezadowalające, a założenia antropologiczne - jeszcze mało klarowne. Jeśli chodzi o stronę psychologiczną, to szczególnie wyraźnie ujawniło się, że oczywiście także postępy poważnie traktowanego naukowego badania ras nie są wolne od wpływu społecznego. Niech pokaże to jeden chociaż przykład, który zaczerpnąłem z amerykań­ skich badań, stojących na pierwszym miejscu pod względem zakresu i gruntowości sondowania faktów. Porteus i Babcock dokonali porównawczych badań psycho­ logie zno-ras owy eh na różnych rasach zamieszkujących Hawaje. Przy tym główna kwestia dotyczyła czynnika psychologicznego, który nazwali "social efficiency /przydatność społeczna/, a który Porteus opracował na podstawie badań nad od­ biegającymi od normy młodocianymi. Okazało się, że daje się go rozłożyć na różne czynniki szczegółowe, które faktycznie stoją ze sobą w ścisłym biolo­ gicznym związku strukturalnym. Należą tu: zdolność do planowania, zdolność do hamowania impulsywnych działań i reakcji, stabilność zainteresowań, zdolność do samokontroli, zdolność do przeciwstawiania się sugestii i emocjonalna po­ budliwość, brak zmienności uczuciowej oraz agresywność. Zestawienie jest zu­ pełnie dobre, a każda cecha została dość trafnie określona, choć przy różnym przydawanym im znaczeniu. W rezultacie na pierwszym miejscu znaleźli się Ja­ pończycy, dalej z małą różnicą - Chińczycy, a z dużo większą różnicą Portugal

318

Paul Ludwig Landsberg

czycy, Hawajczycy, Filipińczycy, Portorikańczycy. Ujęte liczbowo indeksy przydatności wyniosły: 86, 83, 60, 51, 33, 33. Nie trudno jednak teraz zobaczyć nieświadomy moment społeczny, ukie­ runkowujący zainteresowania badawcze. Otóż nie budzi zdziwienia dalsze stwier­ dzenie, że ta hierarchia przydatności społecznej prawie całkowicie zgadza się z wynikami w szkole, a przede wszystkim z umiejętnościami poczynań ekonomicz­ nych, wyrażającymi się w sukcesie. Tym, co zbadano, była właśnie ta cecha: zdolność do sprostania idealnemu obrazowi homo oeconomicus, mającemu współ­ czesny anglosaski charakter, i zdolność do uzyskania sukcesu w systemie gos­ podarczym o tym właśnie charakterze. "Social effieiency" jest czynnikiem na­ der zmiennym. U Maxa Webera, Sombarta i w pogłębionych studiach socjohistorycznych pokazano wielość możliwych i rzeczywistych form etosu gospodarczego. Kapitalizm poprzedziło wiele rodzajów gospodarowania. Wszystkie one za gos­ podarne uznawały inne postawy, a w obrębie tak odmiennych form czymś istot­ nie innym była przydatność społeczna. Jakże filisterska byłaby teraz chęć, by wartość uzdolnionego estetycznie i muzykalnego ludu hawajskiego odczytywać z tabeli przydatności społecznej. Czynnik ideologiczny przytoczonych badań po­ legał zatem na ich jednostronnym zainteresowaniu tymi aechami człowieka, któ­ re prowadzą do sukcesu w systemie gospodarki kapitalistycznej. Niechcący od­ krywa się tu subiektywna mentalność Portausa i Babcocka. Czy też weźmy badania inteligencji, które Amerykanie przeprowadzili podczas wojny pośród dwóch milionów rekrutów. Ujawniła się w nich wielka prze­ waga Anglosasów, a dalej: białych nad wszystkimi kolorowymi. Czynnik ideolo­ giczny kryje się tu w podwójnym błędzie źródłowym. Po pierwsze, jak ostatnio wykazał Clauss, samo pojęcie inteligencji, wedle którego dokonuje się porów­ nań, należy do świata białej rasy, Anglosasów i kapitalizmu. Rezultat wart jest zatem takiego dajmy na to stwierdzenia, że spośród wszystkich ludzi to jednak Holendrzy najczęściej i najlepiej mówią po holendersku. Po drugie, pra­ wie zupełnie nie uwzględniono tu czynnika społecznego. Każdemu wiadomo, że po­ zycja społeczna zasiedziałych Anglot.isów jest w Ameryce Północnej zupełnie inna niż Polaków, Rosjan czy Murzynów. Już z tej przyczyny rezultat nie może być bezpośrednio wykorzystany w teorii ras, choćby był bardzo interesujący pod innymi względami. Ale nie trudno jest powiedzieć, w czym tkwi zasadnicza różnica między takimi badaniami a czystą ideologią rasową. 0 ile tu społecznie uwarunkowane są kierunki poszukiwań, to u Gdnthera czy Lothropa tak uwarunkowany jest sam wynik. Ludzie tego typu znają odpowiedź zanim w ogóle postawią pytanie i zre­ sztą poważnie nie pytają; dlatego też w ogóle nie uprawiają prawdziwej nauki. Wielkiej i nieusuwalnej różnicy między naukowo przyozdobioną ideologią a nauką nie likwiduje też uznanie, że każde badanie naukowe jest ogólnie uwarunkowane społecznie. Zupełnie fałszywe jest wyobrażenie, że pewnego dnia wszystkie kwe­ stie i rozwiązania powstałe w pracy nauki burżuazyjnej mogą nagle utracić wszelką wartość. W naszym przypadku decydujące znaczenie ma to, że np. wyniki badawcze Perteusa i Babcocka pozostają interesujące także wtedy, gdy rozważać je z innego punktu widzenia. To, jak oceniam przedstawiony przez nich czynnik,

Ideologia rasowa i nauka o rasach

319

badacze ci pozostawiają umie samemu. Dostatecznie jasno pokazują swe metody i co właściwie badają. Muszę tylko ich, trzymające się realiów, wyniki opat­ rzyć indeksem "Badania zdolności grup narodowych z anglosaskiej kolonii handlowo-eksportowej do osiągania sukcesu w kapitalistycznym życiu gospodarczym" i także ja nie mogę odnieść się do nich z lekceważeniem. Interesująca jest np. znacznie wyższa racjonalność rasy żółtej w porównaniu z Południowoeuropejozykami. Choć zatem nauka nigdy nie jest pozbawiona więzów społecznych, to jednak pozwala nam na wgląd w sposób, w jaki stawia pytania i na oddziele­ nie uzyskiwanych przez nią wyników od sądów wartościujących, które nieuchron­ nie zawarte są w tych pytaniach. Dla psychologicznego punktu widzenia odsłania się tu sprzeczność między myśleniem obiektywnym a autystycznym i dereistycznym, w znaczeniu Bleulera. To, co można pokazać na przykładzie szczegółowych badań, można też wykazać w odniesieniu do problemów podstawowych. Kwestią, która ma tu kluczo­ we znaczenie, jest właśnie przez Darwina postawione pytanie o dziedziczenie tego, co nabyte. W wypowiedziach negujących tę możliwość uwyraźniają się dwie tendencje przyrodoznawstwa, z których jedna bardziej jest wskaźnikiem psycho­ logii badacza, druga - bardziej społecznej funkcji badania. Łatwo zauważyć, że pośród niemałej ilości ludzi, a zwłaszcza lekarzy o zupełnie różnych przekonaniach politycznych, idea higieny rasowej stała się swego rodzaju religią, tzn. stała się szczególną i nader agresywną formą wia­ ry w ogólny postęp, wiary, która tak chętnie chciałaby uchodzić za naukowo uzasadnioną. Jeśli rzeczywiście uda się pokazać, że nie można przekazywać cech nabytych, wtedy konsekwencją będzie to, że postęp ludzkości może się dokonywać tylko i wyłącznie dzięki higienie rasowej. Na wpół uświadamiane pragnienie, by temu medycznemu bóstwu zapewnić wszechwładzę, prowadzi dalej do uderzająco ostentacyjnego odrzucania możliwości, by do zmiany cech dzie­ dzicznych i do trwałego postępu ludzkości zmierzać poprzez wychowanie i zmia­ nę środowiska. Motyw ten jasno występuje u Lenza. Podobnie jasna jest funkcja społeczna. Spełniana jest ona przez odmawianie wartości oddziaływaniu środo­ wiska, zatem przez pomniejszanie wartości wszelkich zmian społecznych. Z drugiej strony, także i uznanie możliwości przekazywania cech naby­ tych może nie być wolne od pozanaukowej chęci udowodnienia endogenicznej zmie­ nności rasy, co zresztą dla Boasa i innych wydaje się pewne i bez tego założe­ nia. Niemniej uznanie takiej dziedziczności obejmowałoby uznanie plastycznoś­ ci ras i zmienności typów witalnych i w istocie rzucałoby nowe światło na kwestię powstania ras. Z punktu widzenia nauki rzecz przedstawia się dziś tak, że dziedzicznego przekazywania cech nabytych nie mcżna ani wprost pot­ wierdzić, ani wprost odrzucić. Klasyczne uzasadnienie dla odrzucenia, oparte na dokonanym przez Weismanna oddzieleniu "soma" od "germen", jest o tyle przedwczesne, że choć powszechnie uznaje się, iż komórka rozrodcza jest jedy­ nym nośnikiem dziedziczności, to jednak coraz częściej dochodzi się do wnio­ sku, że także tę komórkę trzeba rozpatrywać w związku z całym organizmem i jego zmianami. Nic nas do tego nie zmusza, by całościowe rozważania zmian organizmu zatrzymywały się przed komórką rozrodczą. Wydaje się prawdopodobne,

320

Paul Ludwig Landsberg

że ani odcięty mysi ogon, ani wyuczona znajomość języka chińskiego nie są dziedziczone, poważnym problemem jest Jednak, esy nie są dziedziczone prze­ miany całej struktury fizjo-psychicznej. Badacz i myśliciel o niezwykłym zna­ czeniu, Bleuler, uznaje tę dziedziczność i słusznie uważa za prawdziwe znane "Brunstschwielen" Kamnerera, przytaczając teł inne eksperymenty idące w tym kierunku. Jak bardzo jesteśmy teoretycznie skłaniani do takiego założenia ujawnia się np. w tym, iż w tej samej pracy, w której Łens z pasją zwalcza lamarckizn, a wraz s nim wszelkie uznanie przekazywania cech nabytych, E. Fi­ scher w swej skądinąd nader wątpliwej teorii powstania człowieka wykorzystuje - wprawdzie nie pojęciowo, ale merytorycznie - poglądy zupełnie przeciwne. Jeśli problematyczne jest utrwalanie mutacji, to dobór i mutacja nie wystar­ czą już do tego, by w jakiś sposób wyjaśnić powstawanie gatunków. To z kolei, że zasada doboru noże tylko dobierać, a nie płodzić, dostatecznie stwierdził już Driesch. Może ona wyjaśniać nie powstawanie, lecz ginięcie rodzajów. Jeś­ li jednak uważać się będzie, że nie jest jeszcze dowiedzione przekazywanie takich cech nabytych, które przyczyniają się do modyfikacji całej struktury żywej istoty i jej komórek rozrodczych, to jest także zupełnie słuszne, że bez tego założenia nie można wykazać żadnej ewolucji gatunków. Któryż jednak z naukowców chciałby dziś powrócić do Linneusza, aby tylko uniknąć jakiego­ kolwiek związku z Lamarckiem! Wydaje nam się, te w każdej konsekwentnej teo­ rii ewolucji musi być trochę lamarckizmu, podobnie zresztą jak rzecz się ma z teorią Darwina, który nie był darwinistą. Także tutaj badania amerykańskie kroczą nową drogą, od czasu mianowicie, gdy w 1930 r. w "Ameriean Naturalist" H.G. Mflller poinformował o sztucznym wytworzeniu mutacji poprzez napromieniowywanie. Każde nowe osiągnięcie w teorii dziedziczności, także i teorię ras będzie stawiało przed nowymi zadaniami, wydaje się, że coraz trudniej będzie uniknąć jej rozwoju w kierunku coraz większego uwypuklania zmienności, co prze ciwstawiać się będzie pragnieniom statycznej i wartościującej charakterysty­ ki typów. Jakby się rzecz z tym miała, widać tu, jak zupełnie nie można oder­ wać problemu czysto przyrodoznawczego od spornych kwestii społecznych.

MAX HORKHEIMER

Przyczynek do sporu o racjonalizm we współczesnej filozofii

W pracach przedstawiających historię nowożytnej filozofii przez ra­ cjonalizm rozumie się kierunek rozpoczynający się od Kartezjusza. W obrę­ bie tego kierunku jedną z głównych myśli jest podział świata na dwa nieza­ leżne od siebie państwa: substancji duchowej i substancji przestrzennej. 0 ile u samego Kartezjusza wydaje się, że to podstawowe twierdzenie jest jeszcze naruszane przez przypadkową, a przyjętą ze względów teoretycznych tezę o związku między obu oddzielonymi częściami dokonującym się w pewnym miejscu ludzkiego mózgu, to dalszy rozwój usunął tę powodującą sprzeczność konkluzję: substancję duchową uznawano teraz za całkowicie niezależną od rzeczywistości ciał materialnych. To pierwotne rozdzielenie określiło specyfikę racjonalizmu szkoły kartezjańskiej, który od XVII wieku zdominował dywagacje filozoficzne. Wed­ le tego racjonalizmu, duch, odłączony od materii i w człowieku tylko czysto zewnętrznie z nią sprzęgnięty, potrafi z samego siebie wytwarzać prawdziwe poznanie. Jego właściwa czynność polega na czystym myśleniu. Zresztą, na skutek tego zasadniczego oddzielenia, doświadczenie zmysłowe, jako efekt oddziaływania ze światem zewnętrznym, a zatem i jego wytwór, nie może być uznane za wartościowe; ma ono sens niejasnej, zmiennej, zamazanej podstawy życia duchowego, nie zaś źródła poznania. Wyizolowane Ja, zwracając się ku sobie samemu i rozważając swą własną istotę, odkrywa wiecznie prawdziwe są­ dy, które dotyczą Boga i świata. W tym uznaniu wyłączności czystego myśle­ nia zawarta jest wiara w statyczną strukturę świata: jego zarysy muszą być zawarte w trwałych związkach pojęciowych. Wraz z całą filozofią idealistycz­ ną racjonalizm zakłada w ten sposób, że istnieje stały i niezależny od ludz­ kiej Praxis stosunek między pojęciem a rzeczywistością. M. Horkheimer: Zum Rationalismusstreit in der gegenwärtigen Philosophie. "Zeitschrift für Sozialforschung" 1931! z. i, s. 1-51.

322

Max Horkheimei'

Filozoficzni przeciwnicy nie naruszyli jego podstaw. Prawie wszyst­ kie ze słynnych zarzutów angielskich erapiryetów wobec racjonalizmu konty­ nentalnego polegały na tym, ża faworyzując konstrukcje pojęciowa, deprecjo­ nował on fakty doświadczalne. 0 ile w czasach racjonalistycznych systemów XVII wieku na pierwszym planie stała jeszcze kwestia uzasadniania i zasię­ gu myślenia pojęciowego w ogóle, o tyle coraz silniejsze przekształcanie się burżuazyjnego sposobu produkcji zmuszało do tego, by przy pomocy doś­ wiadczenia urządzać się w tym nowy» świacie. Ogólny problem kształtowania i opanowywania przyrody, który przenikał kontynentalną ontologię i filozo­ fię prawa, na gruncie angielskim rozwijał się jako troska jednostki o szyb­ kie odnalezienie się w świacie. Najważniejszym grupom społecznym coraz waż­ niejsze musiało wydawać się takie dokonanie intelektu, któro polega na wy­ ciąganiu wniosków z obserwacji ludzi i rzeczy w życiu społecznym. Od Locke*a do Johna Stuarta Milla dla większej części filozofii angielskiej cha­ rakterystyczna jest teoria takich właśnie procesów myślowych, przy czym zresztą świadome motywy, które prowadziły poszczególnych filozofów do takie­ go stawiania problemów, wcale nie «usiały być jasno określone. Dokonano przy tym, mających wielkie znaczenie, odkryć co do ludzkiej pracy poznawczej ale wspomniana przesłanka filozofii kratezjańskiej nie została naruszona. Nawet tam, gdzie liczni francuscy i niemieccy kontynuatorzy Descartesa za­ przeczali istnieniu jednej - mianowicie materialnej - z połówek świata, ciągle trzymali się konsekwencji tego oddzielenia o tyle, że rozumiejąc pod uznawaną przez siebie■częścią czystego wyizolowanego ducha, monadę, uważali jednak, że oddzielone Ja zajmuje się nie samodzielnym wytwarzaniem myśli, lecz konstatowaniem i wiązaniem wrażeń zmysłowych. Także angielscy empiryści, podobnie jak kartezjańczycy, byt ludzki widzieli jako złożony z posz­ czególnych procesów świadomościowych, z "cogitationes". W obu kierunkach filozoficznych prawda składa się z sądów, których pojęcia tak się mają do faktów zm -łowych, jak to, co ogólne, do tego, co szczegółowe. Wedle empirystów, po,ę.ia te wyrastają z materiału zmysłowego i uzyskiwane są na drodze postępującej eliminacji różnie treściowych, czyli na drodze abstrakcji. Wedle racjonalistów, są one pierwotnymi jednostkami, które w gotowej już postaci spoczywają w rozumie. Kartezjańczycy sądzą, że w każdym indywiduum są a priori zawarte także prawdy dotyczące procesów rozgrywających się w rzeczywistości; z najwyższych sądów, które są możliwe do uchwycenia przez każdą rozumną istotę, zasadniczo muszą się dać wyprowa­ dzić przez dedukcję również jednostkowe prawdy poznawcze. Także w koncepcji empirystycznej, to, co istnieje, może być poznane przez każdą monadę na gruncie procesów czysto świadomościowych. Poznanie jest niezależne od sił, które leżą poza świadomością czy też zasadniczo się od niej różnią. Stosunek poznania do przedmiotu, jego zadania, granice jego sprawczości, a nawet jego najważniejsze treści dają się raz na zawsze usta­ lić lub przynajmniej sklasyfikować. Można zarysować trwały światopogląd, choćby nawet był on nader sceptyczny, gdyż istnieje, rozciągająca się na ca­ łą przyszłość, pewność dotycząca tego, co istotne. Podkreślanie naszej nie-

Spór o racjonalizm

325

wiedzy - które od czasów Hume»a zwykło występować w pismach pozytywistycz­ nych - zapewnianie, “że równie nieznana jest nam natura umysłu, jak rzeczy fizycznych"1, jest równie dogmatyczną metafizyką, jak wieczne prawdy kartezjanizmu. Pozytywizm wyprowadza ze swej analizy świadomości światopogląd agnostyczny, racjonalizm kierunku kartcejańskiego wyprowadza z niej świato­ pogląd bardziej treściowo określony. I jeden, i drugi wierzy, że musimy się podporządkować zabiegom metafizyki, "żeby móc następnie żyć spokojnie" 23. Ku­ rne choe, byśmy spoczęli w zadowoleniu, gdy widzimy, "że dotarliśmy do naj­ dalszych granic rozumu ludzkiego"^, a granice te ustala na gruncie rozważe­

nia świadomości przez nią samą. Kant połączył pogląd o wrodzonych pojęciach z bardziej umiarkowanym przekonaniem Hume’a o ograniczoności naszej wiedzy, przy czym również obwieścił, że wynik samopoznania świadomości jest treścią niewzruszonej teorii uniwersalnej. W tych dywagacjach nowożytnej filozofii zamknięta w sobie świadomość jednostki utożsamiana jest z ludzką egzystencją. W kierunku racjonalistycznym wszystkie problemy wydają się rozwiązane, gdy jednostka uzyskuje jasne i wyraźne pojęcie samej siebie; w kierunku empirystycznym bardziej chodzi o to, by wprowadzić porządek do obfitości danych nam przeżyć; w obu przypadkach prawda ma wyrastać z introspekcji rozumnego indywiduum. Przy tym istota działania jest rozpatrywana z punktu widzenia tego, w jakim stopniu jest ono właściwą konsekwencją owej prawdy. Jeśli spełnione są zadania intelektualne, które każda jednostka na gruncie wpraw­ nego oświecenia jest w stanie wykonać w granicach własnej świadomości, wte­ dy, jak się wydaje, praktyczna realizacja dokonuje się sama; uważa się ją za proste następstwo refleksji. W ten sposób powodzenie, a przynajmniej spełnienie powołania każdej jednostki zależy od dobrego funkcjonowania jej aparatu intelektualnego. Wcześnie jednak przez racjonalizm zaczęto rozumieć nie tylko kartezjanizm, ale całą wielką filozofię nowożytną. Rola, jaką zarówno kartezjańczycy, jak i empiryści rezerwują dla świadomości, mogła oddziaływać jako wy­ raz postawy oświeconych warstw burżuazyjnych, które wszystkie kwestie życio­ we ehciały podporządkować swej kontroli. W grupach społecznych i w okresach nowożytności, w których ujawniały się zarówno postawy opozycyjne wobec burżuazyjnej postaci świata, jak i prawdziwe obawy samej burżuazji przed jej następstwami, znalazło się teł miejsce dla ataków na kartezjańsko-empirystyczną filozofię świadomości. W mniejszym stopniu chodzi tu o takie zjawis­ ka, jak występująca w pierwszej połowie XIX wieku opozycja akademickiej mło­ dzieży niemieckiej przeciw racjonalizmowi, który szczególnie na terenie teo­ logii nabrał charakteru pedantycznego. Racjonalizm występował tu głównie w swym pierwotnym związku z pierwszą fazą epoki burżuazyjnej, fazą abaolutystycznego rozumu, i popadł w sprzeczność z fazą drugą, liberalną. Antyracjonalistyczny charakter nosiła przede wszystkim odraza do zniesienia tradycyj­ nych, "historycznych" i w rzeczywistości przestarzałych instytucji na rzecz

1 D. Hume: Traktat o naturze ludzkiej. T. 1. Warszawa 1963, S. 7. 2 Idem: Badania dotyczące rozumu ludzkiego. Warszawa 1977, s. 11. 3 Idem: Traktat... T. i, s. 8.

324

Max Horkheimer

fora bardziej celowych. Od czasów rewolucji francuskiej opór ten, szczegól­ nie w Niemczech, chętnie przeciwstawiał twory •historyczne’' i * organiczne’ "racjonalistycznej" manii odnowy. Racjonalizm, w który opór ten cheiał ugo­ dzić, był w istocie postanowieniem, by poglądy i stosunki osadzać nie wed­ le ich szlachetności, lecz wedle ich dostosowania do potrzeb rodu ludzkie­ go. Takie znaczenie słowa racjonalizm bardzo wcześnie weszło w powszechne użycie i to weszło tak bardzo, że nawet Helmholtz wspominał ubocznie o "skłonności Francuzów do tego, by wszystko, co rozwinęło się w histerii, wyrzucać za burtę na mocy teorii racjonalistycznych"*; Hegel zajgł pozycję obrońcy tego atakowanego racjonalizmu, pissae: "* kwestii, esy to, eo mówi stare prawo i konstytucja, jest dobre czy złe, nie może chodzić o starodawność. Także składanie ofiar z ludzi, niewolnictwo, feudalny despotyzm i nie­ zliczone rzeczy haniebne były zawsze wyrazem czegoś, co było starym prawem. Często powtarza się, że prawa nie mogą zginąć, te stulecia nie mogą z bez­ prawia uczynić prawa, ale powinno się dodać: choć bezprawie, które trwało przez stulecia, przez owe setki lat oznaczało prawo; dalej zaś: że wiekowe i rzeczywiście pozytywne prawo sprawiedliwie ginie, gdy niknie baza, która jest warunkiem jego egzysteneji"\

Także we współczesnej walce z racjonalizmem, która od 1900 prowadzo­ na jest w filozofii i w innych sferach kultury, wcale nie chodzi tylko o kartezjanizm. Co prawda, w tej walce krytykuje się między innymi także i te tecrie, które uzyskują ścisłe znaczenie tylko w obrębie kartezjanizmu, i od­ rzuca się np.-"czyste" myślenie, które zgodnie ze swym sensem należy do po­ jęcia autonomicznego rozumu, a które z równym zapałem było atakowane przez empirystów. Dzisiaj ma się jednak skłonność do tego, by bez nazbyt bacznego zwracania uwagi na odcienie, całą filozofię świadomości obciążać winą za wspomniane wyżej cechy. W najróżniejszych branżach naukowych i najróżniej­ szych sferach życia racjonalizm ma 'naczenie postawy, którą trzeba porzucić, i tak jak sens wiązany z tym słowem rtał się bardzo mglisty i obejmuje bar­ dzo różnorodne treści, tak też w owym ruchu antyracjonalistycznym współdzia­ łają najróżniejsze motywy i dążenia. W odrzuceniu racjonalizmu, które w ostatnich dziesięcioleciach stale przybierało na sile, a współcześnie - jak się wydaje - przekroczyło już swój punkt szczytowy, odzwierciedla się prze­ chodzenie porządku burżuazyjnego z okresu liberalistycznegc w okres kapita­ lizmu monopolistycznego. Rozwój od pierwotnie postępowego antyracjonalizmu do irracjonalizmu uniwersalistycznego, który jest ściśle związany z totali­ tarnym ustrojem państwowym, pod wieloma względami wykazuje podobieństwo do kształtowania się romantyzmu w okresie restauracji, tak jak proces ten przed­ stawia Troeltsch®.

W zwrocie przeciw racjonalizmowi w impresjonistycznej literaturze i w impresjonistycznym malarstwie, podobnie jak w filozofii Nietzschego

4 H. Helmholtz: 5 G.W.F. Hegel: Leipzig 1913, 6 E. Troeltsch:

Vorträge und Reden. Braunschweig 1903. T. 2, s. 199. Schriften zur Politik und Rechtsphilosophie. Wyd. Lassona. s. 199. Gesammelte Schriften. T. 4. Tübingen 1925, s. 587 i n.

Spór o racjonalizm

325

i Bergsona, można już wprawdzie rozpoznać niepewność burżuazji co do jej humanistycznej tradycji, ale zarazem wyraża ona protest przeciw spętaniu indywidualnego życia p?zez narastający ruch koncentracji kapitału. Nato­ miast irracjonalizm w swej dzisiejszej postaci całkowicie zerwał z tamtą tradycją: wprawdzie i w nim odzwierciedla się jeszcze cierpienie jednostek w ramach panującego porządku, ale odbicie to jest dziś jakby odwrócone, gdyż nierozumność i płynące z niej indywidualne cierpienia pokazywane są jako konieczność i na sposób myślowy obracane są w dobro. Egzystencja, poz­ bawionych udziału we władzy gospodarczej, mas drobnej burżuazji wiejskiej i miejskiej wyczerpuje Bię w byciu narzędziem poręczania zewnętrznych i wewnętrznych celów grup panujących. Dostosowanie się do tej sytuacji nastę­ puje - jak zawsze - poprzez ideologiczną gloryfikację. Oznaką tego, że ja­ kaś warstwa społeczna pogodziła się ze swym losem, jest uświadamianie sobie przez jej członków metafizycznego znaczenia tej formy egzystencji. Gloryfi­ kacja świadomości obowiązku, a zarazem autonomicznej osoby, która w filozo­ fii racjonalistycznej występuje od Leibniza do Fichtego, zamieniła się np. u Maxa Schelera w pieśń pochwalną ku czci cierpienia. Gotowość do ofiar i wyrzeczeń, w której ostatecznie można rozpoznać jednoznacznie cnotę posłu­ szeństwa i odrzucenia własnych interesów, staje się postawą powszechną i ujawnia dostosowanie się wielkiej części społeczeństwa do aktualnej sytua­ cji. Człowiek nie jest już dla siebie samego celem, lecz w sensie istotnym jest narzędziem. "Nie ma już autonomicznej jednostkowości"?. życie pokrywa

się ze "służbą". "Każdą postawę, która rzeczywiście ustosunkowuje się do władzy, można poznać także i po tym, że w jej granicach pojmuje się człowie­ ka nie jako cel, lecz jako środek, jako podporę zarówno władzy, jak i wolnoś­ ci. Człowiek rozwija swe najwyższe siły, rozwija władztwo wszędzie tam, gdzie stoi na służbie"®. Nie jest naszym zamiarem, przedstawiać tu ogromnie różnorodne motywy i przesłanki, które łączą się we współczesnym odrzuceniu racjonalizmu, ani też ich społeczne korzenie. Chodziłoby tu natomiast o rozważenie stosunku filozofii materialistycznej do pewnych zjawisk występujących w sporze o ra­ cjonalizm. Prezentacja tego stosunku o tyle może pomóc merytorycznie w roz­ jaśnieniu problemu, że muszą przy tym dojść do głosu przeciwieństwa, ale i elementy identyczne w racjonalizmie i irracjonalizmie, bowiem oba kierunki są pod wieloma względami przeciwstawne materializmowi: zarówno filozofia świadomości kartezjańskiego racjonalizmu i angielskiego empiryzmu, jak i współczesny światopogląd irracjonalistyczny noszą idealistyczny charakter. Siły duchowe, o których mówią różne koncepcje irracjonalistyczne, mają czło­ wiekowi zapewniać wejrzenie w trwałą istotę czy w podstawę świata w niemniejszym stopniu, niż praca pojęciowa w oczekiwaniach systemów racjonalistycz­ nych. Siły duszy czy ducha powinny ujawniać odwieczną prawdę. Współczesny spór o racjonalizm nie godzi w idealistyczny pogląd, że dzięki wewnętrzpym 7 E. Krieck: Nationalpolitische Erziehung. Leipzig 1933, s. Jlll. 8 E. Jflnger: Der Arbeiter. Wyd. 2. Hamburg 1932, s. 71.

326

Max Horkheimer

właściwościom człowiek może sobie zapewnić dostęp do źródłowego bytu świa­ ta, poprzez to zaś może uzyskać normy działania. Przeciwnie, spór ten roz­ grywa się na gruncie takiego przekonania i w tej mierze stoi w sprzecznoś­

ci z materializmem. Założenie to było krytykowane także w filozofii idealistycznej, po­ nieważ jednak należy ono do jej istoty, krytyka ta musiała prowadzić do zaprzeczenia albo możliwości filozofii w ogóle, albo sensu własnych przes­ łanek idealizmu. Z pierwszym przypadkiem mamy do czynienia w sceptycyzmie Hume’a i we współczesnym historyzmie: doszły one do zanegowania prawdy teo­ retycznej. Przypadek drugi miał miejsce u tych filozofów, którzy wychodząc od Idealistycznych wątków myślowych, przechodzili do materialistycznego sposobu myślenia. Dotyczy to francuskich filozofów oświeceniowych, którzy uniwersalne kwestie ontologiczne traktowali z wielką pobłażliwością, nato­ miast do aktualnej praktyki historycznej podchodzili z nieprzejednaną suro­ wością. Przede wszystkim jednak dotyczy to dialektycznej metody Hegla, któ­ ra rozłamuje jego wyjściowe stanowisko filozofii identyczności 1 jego fi­ nalny system. Niezależnie od wszystkich tych kwestii, idealistyczny charak­ ter racjonalizmu i irracjonalizmu jako kierunków światopoglądowych jest źródłem jednej z kluczowych sprzeczności między nimi a materializmem. Wedle materializmu ani czyste myślenie, ani abstrakcja w sensie fi­ lozofii świadomości, ani intuicja w sensie irracjonalizmu nie są w stanie zapewnić jednostce związku z trwałą strukturą bytu. W swym wnętrzu jednost­ ka nie może odkryć ani najgłębszych podstaw ani najwyższej istoty; nie mo­ że też dorzeć do rzekomych ostatecznych elementów bytu. Ü podstaw całej fi­ lozofii idealistycznej leży takie definitywne określanie myślenia i jego przedmiotu; określanie, które abstrahuje od sytuacji dziejowej i od powsta­ jących w jej obrębie zadań teoretycznych. Wszystkie jej odmiany zawierają dogmatyczne pojęcie totalności. Materializmowi obca jest każda próba sta­ wiania problemów, która opiera się na tym pojęciu. Jego stanowisko wobec poszczególnych argumentów, które odgrywają rolę we współczesnym sporze wo­ kół racjonalizmu, nie jest proęte; nie przyłącza się on wszak do żadnej ze spierających się stron. Nadzwyczaj różnorodne są filozoficzne stanowiska irracjonalizmu: do jego istoty należy to, że szybko się on przekształca i liczne elementy, które wczoraj uznane były za charakterystyczne dla tego punktu widzenia, dzisiaj jemu samemu wydają się godne zwalczania. Rothacker, w swojej próbie "po raz pierwszy dokonanego rozwinięcia ’ojczys­ tej filozofii’ szkoły historycznej jako spójnej postawy myślowej"5, przyta­ cza podaną przez Wilhelma Scherera charakterystykę przeciwieństw. Brzmi ona następująco: "Nacjonalizm przeciw kosmopolityzmowi, siła natury przeciw sztucznym tworom, władze autonomiczne przeciw centralizacji, samorządność przeciw uszczęśliwianiu od góry, indywidualna wolność przeciw wszechwładzy państwa, wzniosłość historii przeciw skonstruowanemu ideałowi, szacunek dla tego, co starodawne, przeciw pogoni za nowością, rozwój przeciw temu, co

9 E. Rothacker: Logik »md Systematik der Geisteswissenschaften, /w:/ Hand­ buch der Philosophie. Cz. II. München und Berlin 1927, s. 130.

Spór o racjonalizm

327

spreparowane, uczucie i naoczność przeciw rozumowi i dedukcjom, forma orga­ niczna przeciw matematycznej, to, co zmysłowe, przeciw temu, co abstrakcyj­ ne, wrodzona siła twórcza przeciw regułom, ’żywotność* przeciw temu, co me­ chaniczne"10. Antytezy te są wysuwane ze strony irracjonalizmu. Wiele z nich

jest ważne także dzisiaj. W licznych krajach odwraca się te, które dotyczą państwa. Tutaj chodzi o rozważenie tylko dwóch głównych cech krytyki irracjonalistycznej: ataku na myślenie i na Indywidualizm epoki liberallstycznej. Pierwszy zarzut brzmi: rozum może być stosowany nie uniwersalnie, lecz tylko w odniesieniu do ograniczonej sfery przedmiotowej. Podejście pojęciowe zawodzi wobec wielu czy wręcz wobec najważniejszych fenomenów ży­ cia. A nawet więcej: podejście to niszczy swe przedmioty. Owo twierdzenie o zabójczym działaniu myślenia, którego nieograniczone stosowalność była jedną z podstawowych tez burżuazji podczas całego okresu jej wzlotu, uderza w podstawowy pogląd epoki liberallstycznej. Ody filozofia życia, a przede wszystkim Bergson, wystąpiła z tym oskarżeniem wobec myślenia, duża część samej burżuazji nie mogła już znieść ładu życiowego, który rozwinęła przy pomocy swej nauki i techniki. Filozofowie życia, pod hasłem jego rozwoju wyruszający przeciw myśleniu, które kiedyś pomogło uwolnić właśnie to ży­ cie z okowów przestarzałego porządku feudalnego, na terenie swej własnej sfery ujawnili pogłębiającą Bię sprzeczność między burżuazyjnym ładem a pierwotnymi ideami burżuazji. Spodziewano się, że dzięki nie znajdującemu przeszkód zastosowaniu do wszystkich problemów życiowych rozumu, który zos­ tał wyzwolonjf ze swych średniowiecznych wędzideł, i dzięki wolnym rządom intelektualnych sił każdej jednostki nastąpi nieograniczony rozwój społe­ czeństwa i trwały wzrost ogólnej pomyślności. IrracjonaliBtyczne ogranicze­ nie myślenia do pojedynczych dziedzin zawierało od samego początku dwa sprze­ czne elementy: protest przeciw ładowi życiowemu, który stał się zły, i rezy­ gnację z tego, by spowodować przekształcenie owego ładu przy pomocy zastoso­ wania myślenia teoretycznego do problemu całości społeczeństwa. Filozofia życia od początku utrzymywała, że wielkie problemy ludzkie wymykają się ze sfery, gdzie włada myślenie, a rozum potrafi je tylko beznadziejnie wypaczać. Wedle tego poglądu, przed myśleniem zamykają swą prawdziwą istotę nie tylko prapodstawa zdarzeń, twórcze życie i duchowe stany jednostki, ale zamykają ją również wszystkie twory kultury duchowej. Osądowi pojęciowemu mają nie być dostępne ani miłość do jednostki, ani miłość do wspólnoty, ani religia, ani dzieło sztuki. Myślowy rozbiór tych fenomenów miałby prowadzić do wyróżnienia wielości abstrakcyjnych cech i szaleństwem byłaby wiara, że pierwotna sensowna treść da się z powrotem złożyć z tych kawałków, które uzyskano z jej analitycznego rozkładu. Jeśli ktoś podda analizie zjawiska, które są nośnikami wartości, zniszczy jej obiekt i na koniec zastąpi go nędzną karykaturą. Zgodnie z tym, jedyną możliwość rozumienia daje nie kry­ tyczny osąd, lecz - przeciwnie - zdanie się na żywą treść. Pierwotnie filo­ zofia życia zachowywała teoretyczny charakter rozumienia w tej mierze, w ja10 W. Scherer: Vorträge und Aufsätze zur Geschichte des geistigen Lebens in Deutschland und Oesterreich. Berlin 1874, s. 340 i n.

328

Max Horkheimer

klej wysiłek intuicji, by wnikać do wnętrza wydarzania się życia, nie był w sposób konieczny identyczny z określonym stanowiskiem praktycznym. Ale od czasu koncepcji Maxa Schelera, która głosi, że poznanie filozoficzne jest związane z pewnymi etycznymi przesłankami - do których zalicza on mi­ łość i pokorę1112 14- szerokie uznanie zdobyło sobie przeświadczenie, że fan­ 13

tazja, pasja, wewnętrzna zgoda są momentami poznania czystych tworów istotowych. Posłuszeństwo stało się w końcu warunkiem wstępnym rozumienia. Dzi­ siaj wydaje się już zrozumiałe samo przez się, że miejsce teoretycznego poj­ mowania istniejących sił musi zająć zapał tych, którzy są od nich zależni. Potomkowie dawnego racjonalizmu i empiryzmu nie tylko występowali z ostrymi argumentami przeciw coraz natarczywezemu skazywaniu myślenia na banicję, lecz niektórzy wskazywali nawet na liczne społeczne funkcje irra­ cjonalizmu. W ten sposób pracę Schelera "Genius des Krieges", która "służy 12 uzasadnieniu wojny jako szczytowego punktu działalności państwowej* , Ric­ kert określa jako całkowicie spójną z punktu widzenia filozofii życia. "Jeś­ li ktoś nie tylko widzi, że naturalne, witalne życie jest wzrostem, ale za­ razem w tym biologicznym 'prawie* upatruje normę wszelkiego życia kulturalnego to faktycznie musi myśleć tak jak Scheier"15. Wsze­ lako przy całej logicznej subtelności argumentów, jakie racjonalizm wytacza przeciw filozofii życia, nie potrafi on ugodzić jej w sposób rozstrzygający. Gdy występują przeciwko sobie, każde ma tyle samo racji, co przeciwnik. De­ precjacja myślenia pojęciowego na rzecz pustego wskazania na przeżycie jest, po pierwsze, stanowiskiem wrogim poznaniu i dlatego wstecznym, ale co więcej, jest sprzeczne z własną filozoficzną pracą filozofii życia. "Gdzie nie ma chęci do opanowywania pojęciowego, tam w najlepszym przypadku dochodzi się do błogiej pasywności, a wtedy jesteśmy w pobliżu schleglowskiej gnuśności, rozumianej jako jedyny fragment podobny Bogu"11*. Ten sprzeciw wobec roman­

tycznego i mistycznego elementu w filozofii życia jest uzasadniony. Z dru­ giej strony, oczywista stała się niemożliwość utrzymania obrazu myślenia, jaki daje filozofia świadomości. Wedle niej, zadaniem pracy pojęciowej jest to, by dopiero umożliwić wyłonienie się ze świata - który sam w sobie jest tylko chaosem danych - czegoś, co jest uformowane, ustrukturalizowane. Myś­ lenie, co do którego w systemach racjonalistycznych przeważnie nie jest zu­ pełnie jasne, czy należy ono do konkretnego podmiotu jednostkowego czy do anonimowej świadomości w ogóle, powinno, jako czynna, ale zupełnie pusta forma, wytworzyć "świat" ze zmysłowej materii poznania. Także i Rickert od starego racjonalizmu różni się w istocie tylko tym, że uznaje moment "irra­ cjonalny" czy "jeśli ktoś woli - empiryczny"15. "Dla człowieka teoretycznego,

który jest wolny od wszelkich pozanaukowych ocen, w początku badania, a za­ tem niezależnie od wszelkiej interpretacji, świat wcale jeszcze nie jest 'światem' w sensie kosmosu, w sensie uporządkowanej całości, lecz jest chao­ 11 12 13 14 15

Por. np. M. Scheier: Vom Ewigen im Menschen. Leipzig 1921, s. 106 i n. H. Rickert: Die Philosophie des Lebens. Tübingen 1922, s. 30. Ibidem, 8. 102. Ibidem, s. 5*. Idem: System der Philosophie. T. 1. Tübingen 1921, s. 368.

Spór o racjonalizm

329

sem, którego faktycznie nie można oddać"1®. To ostre przeciwstawienie dwóch

zasad, z których współdziałania wyrastać ma świat, jest mistyczną legendą w równie wielkim stopniu, jak sama metafizyka. Pomimo całej ostrożności, od­ różnienie to musi doprowadzić do absurdalnej tezy o istnieniu ponaddziejowej dynamiki, dlatego choćby,- że zgodnie z nim historia ma się dopiero wyła­ niać z procesu, w którym swoją rolę odgrywają myślenie i empiryczny materiał. Filozofia życia i pokrewne jej kierunki w filozofii i psychologii od­ niosły zwycięstwo nad tymi racjonalistycznymi mitami. Jednym z najważniej­ szych tego narzędzi było wykazanie, że struktury wykrywane w rzeczach nie są wnoszone przez myślący i obserwujący podmiot, lecz mają podstawę obiek­ tywną. Wiarę, że tym, co pierwotnie dane, jest chaos elementów zmysłowych, z których pojęcie musi dopiero stworzyć uporządkowany świat, można odeprzeć zarówno przez opis danych naocznych, jak i przez studium intelektualnych 17 aktów. W szczególności teoria postaci dostarczyła dowodu strukturalizacji danych i poprzez wnikliwe badania wykazała mitologiczny charakter niezależ­ nych czynników duchowych. Niemniej filozofia życia przesadza w swej krytyce racjonalizmu. Mianowicie, słuszne twierdzenie o własnej strukturze tego, co dane, i płynące z niego odrzucenie koncepcji, iżby Wszelki porządek w świę­ cie był wytwarzany przez myślenie, stale próbuje ona zastąpić fałszywą wia­ rą w bezpośrednią prawdę. Nie zauważa ona, że wszelkie poznanie jest współokreślane przez ludzi, którzy je tworzą. Na skutek tego, iż filozofia ta nie rozumie, że napięcie między poznaniem a przedmiotem jest nie do przezwy­ ciężenia, nabiera ona charakteru filozofii identyczności, która jest sama równie niehistoryczna, jak zwalczana przez nią koncepcja. Racjonalizm i irracjonalizm wzajemnie znoszą swe uroszczenia metafi­ zyczne. Myślenie wywiera na nie swój burzycielski wpływ i niewątpliwie dzięki krytyce, której każdy z kierunków poddaje przeciwnika, coś może znik­ nąć ze świata. Wedle poglądu irracjonalizmu, byłby tym cały wytwór filozofii: zatem zarówno irracjonalizmu, jak i jego przeciwnika, racjonalizmu. Ale nawet po bardziej dokładnym ich skonfrontowaniu - co można tu tylko zasygnalizować - same krytykowane koncepcje filozoficzne zostają zachowane. Przeciwnik może je zasadniczo zrekonstruować na podstawie dokumentów /co przeczy tezie irracjonalistycznej/. W wielu szczegółowych dziedzinach poznania zupełnie niena­ ruszone pozostają ustalenia, które zostały dokonane w związku z oboma kierun­ kami metafizycznymi. Zburzone jest tylko uroszczenie do prawdy w tej mierze, w jakiej wysuwane jest bezzasadnie, bynajmniej jednak nie zostają zniszczone tezy, poprzez które uroszczenie to nadaje sobie sens» Gdy ktoś zajmuje się nimi’ przy pomocy aktualnych narzędzi poznawczych, nie obdarza ich już wiarą. Ale tego skutku nie powoduje samo tylko myślenie, jako że poznanie w każdym swym kroku zależy jeszcze od przesłanek zupełnie innych niż czysto logiczne. Obiektywna nieprawdziwość twierdzeń jest tylko warunkiem koniecznym, ale wca­ le niewystarczającym ich odrzucenia, szczególnie gdy fałszywy pogląd należy do świata panujących myśli. Ukierunkowanie poszczególnych tworów, prowadzą16 Idem: Die Philosophie des Lebens, s. 148. 17 Por. prace W. KBhlera, M. Wertheimera, A. Gelba, K. Koffki i in.

3JO

Max Horkheimer

cych do uznania lub odrzucenia, jest uwarunkowane nie tylko przez chęć znalezienia prawdy, lecz przez całą osobowościową sytuację psychiczną, ta zaś wyrasta z tego, jak układają się losy poznającego podmiotu w jego śro­ dowisku społecznym. Nawet matematyka jako abstrakcyjna i szczególnie odda­ lona od walk społecznych nauka pomocnicza, która w dużym zakresie chciałaby izolować odnoszące się do niej funkcje myślowe i rozwijać je jako proce­ sy poddane sztywnym swoistym prawem, nie jest w swych działaniach tak wolna od ateoretycznych wpływów, jak się to często przyjmuje. Odkrywanie prawd mówi jeszcze bardzo mało o tym, czy inni ludzie je odtwarzają. Pośród wiel­ kich warstw, na skutek ich roli w procesie produkcyjnym, wytwarza się kon­ stytucja psychiczna, która odciąga je od wglądu w najważniejsze kwestie ży­ ciowe, a przez to i od wglądu w ich rzeczywiste własne interesy. W dotych­ czasowej historii zawsze tylko pewne określone grupy były pobudzane do te­ go, by rozpoznawać ograniczoność świata panujących myśli i w rozrachunkach ze starymi poglądami rozwijać nowe idee. Dla pozostałych części społeczeń­ stwa mniejszą rolę odgrywa kwestia, czy jakąś sprawę dalej można uważać za prawdziwą zgodnie ze stanem wiedzy. Są wielkie grupy społeczne, dla których jasność teoretyczna mogłaby stanowić tylko przeszkodę w dostosowaniu się do sytuacji i przyczynę jednostkowych konfliktów duchowych. Natomiast zaintere­ sowanie dla prawdy ważnej w danym momencie historycznym powBtaje w momentach, które skazują ludzi na przewrót w istniejących porządkach i zmuszają ich do wniknięcia w kwestie społeczne, a przez to naturalnie i w metafizyczne, i w religijne. Warunki po temu można znaleźć tylko w określonych warstwach i w określonych epokach. Mówiąc ogólnie, samo myślenie pojęciowe nie potrafi nawet obalić najmroczniejszego przesądu, gdy pełni on ważną funkcję w dynami­ ce jako tako stabilnej struktury społecznej. Są oczywiście sytuacje, w których rośnie społeczne znaczenie myślenia. Sceptyczny pogląd o jego koniecznej niemocy jest równie fałszywy jak twier­ dzenie głoszące jego nieodpartą siłę. Natomiast społeczne znaczenie określo­ nych treści poznania zależy od walk społecznych toczonych w danej epoce. Pew­ na konkretna teoria, jak np. koncepcja ruchu Ziemi, którą w spokoju roztrzą­ sano w szczytowym okresie średniowiecza, mogła później w czasach Odrodzenia nabrać siły wywrotowej. Także współcześnie, podobnie jak w innych krytycz­ nych okresach, poznanie zdobywa większe znaczenie społeczne niż w stuleciach stabilności. Ideologia postępu, która ułatwiała burżuazyjnemu stanowi średnie­ mu i wyższym warstwom robotniczym dostosowanie się do sytuacji, w czasach . kryzysu gospodarczego rozpada się, co grozi odsłonięciem miejsca dla głęb­ szego poznania procesów społecznych. Przeciw szerzeniu tego poznania, czego skutek trudno by dziś przewidzieć, filozoficzna defensywa użyła najstarszych przesądów i prostackiego zabobonu. Niewybredne obelgi pod adresem myślenia w ogóle, ostrzeżenia przed jego zabójczym efektem są momentami tej walki. Filozofia życia Bergsona, Simmla, Diltheya, która co prawda musiała dostar­ czyć argumentów deprecjonujących myślenie, zawierała jeszcze rysy postępo­ we, co jasno wyraża się między innymi w stosunku jej pojęcia intuicji do dziejów racjonalizmu, a przede wszystkim do filozofii Spinozy. Natomiast

Spór o racjonalizm

331

popularne hasło przeciw myśleniu w ogóle, głoszące, że ma ono być rzekomo narzędziem zniszczenia, było puszczane w obieg najczęściej przez dyletan­ tów. Ich umiejętność bardziej opiera się na wspaniałości dziejów, niż na uzdolnieniach do teoretycznej prawdy; nie chcą zadowolić się ograniczeniami nauki, lecz zwalczają myślenie jako przejaw upadku. "¿wiaty naukowe - pisze Spengler - są światami powierzchownymi, świa­ tami praktycznymi, bezdusznymi, czysto ekstensywnymi. Leżą one u podstaw światopoglądów buddyzmu, stoicyzmu i socjalizmu. We wszystkich trzech przy­ padkach zapleczem jest dążenie, by życie przeżywać już nie w ledwie uświada­ mianej, nie znającej alternatyw samozrozumiałości, lecz by uważać je za problematyczne i na podstawie ustaleń intelektualnych urządzać je ’celowo’, ’rozumnie*. Ludzie kultury żyją nieświadomie, ludzie faktów żyją świadomie". Jako człowieka kultury traktuje się przy tym z reguły chłopa, ostrzega się zaś przed mieszkańcem miasta, przed robotnikiem. "Samo miasto świata stoi pośrodku krainy kultury jako ekstremum nieorganiczności; odrywa jej miesz18 kańców od ich korzeni, przyciąga ku sobie i pożera" . Fodobnie też Klages wyrusza do boju w imię przesądu a przeciw nauce i kierowanej przez nią prak­ tyce: "’Porządek’ rozumu wypiera pełnię, sprawia, że z morza obrazów wycieka nienaruszalna trwałość przedmiotów; twierdzi, że jesteśmy szlachetnymi rze­ czami bez życia, dla których czas staje się nadgryzającym zębem, a stawanie się - Maelstromem zniszczenia /.../ Chmury przestały być atakującymi oddzia­ łami demonów, gdy tylko zaznajomiłem się z prawem wydzielania pary wodnej, która - sama w sobie martwa - poddaje się równie unormowanym wahaniom ciś­ nienia powietrza"1^. Nie uznaje się eksperymentu ani żadnego praktycznego

dowodu teorii. Za niemożliwe uważa się potwierdzanie nauki przez technikę, myślenia przez działanie: "Ale najbardziej prostackim samooszustwem jest dowód rzeczowy, który opiera się na wyliczaniu wyników z góry i na machinalizmie. Maszyna mianowicie - będąca także przyrodą, choć okpioną i przy­ muszoną, ujarzmiającą przyrodą samą siebie - może wprawdzie z powodzeniem zniszczyć życie, ale nie może go jednak wytworzyć! ’Nierzeczywistość’ świata fizycznego nie przeszkadza temu, że przy pomocy pojęć z niego uzys­ kanych duch sporządził sobie narzędzie do zabijania rzeczywistości"2®.

W całkowitej naiwności obwieszcza się tu jako odwieczne prawo stan rzeczy, który faktycznie zachodzi na gruncie współczesnej sytuacji społecznej, a któ­ ry polega na tym, że wytworzonych przez siebie środków i metod produkcji ludzie używają do walki ze sobą i na własną zgubę. Maszyna może "zniszczyć życie"; to, że może się przyczyniać do jego utrzymania, ułatwiania, rozwi­ jania, nie przychodzi Klagesowi na myśl. Wydaje się, że nie chodzi o ową różnicę między fantazją a słuszną teorią. Im bardziej zacofana, im prymi­ tywniejsza świadomość, tym lepiej. "Co się zaś tyczy /.../ ’przesądu’ i •fantastyki’, to nie można zapominać, że uwolnienie się od nich jest prob18 0. Spengler: Der Untergang des Abendlandes. T. 1. Mfinchen 1920, s. 489. 19 L. Klages: Der Geist ais Widersacher der Seele. Leipzig 1929-1932. T. 3, s. 451-452. 20 Ibidem, s. 766-767.

332

Max Horkheimer

lematyczną korzyścią osób ’wykształconych*, podczas gdy im głębiej się w nie zanurzamy, tym bardziej zstępujemy na poziom świadomości ludowej, który jest jedynym miejscem, gdzie nasze wątki przyłączają się do ludzkiej prehistorii"2122 Dzisiaj wydaje się, że dążenia postępowych grup społecznych do urze­ czywistnienia rozumnego społeczeństwa zamarły na długi czas w bezruchu. For­ my życia społecznego w dużej mierze są już dostosowane do potrzeb gospodar­ ki monopolistycznej. Dlatego nawet te pełne prostego rozgoryczenia epigońskie echa filozofii ducha nie charakteryzują nastroju duchowego, który sze­ rzy się współcześnie. W coraz większej mierze filozofia ta jest zwalczana właśnie w tych krajach, które są już najbardziej zaawansowane w owym przye stosowaniu się. Forma panowania, w warunkach której dokonuje się we wnętrzu państw powrót do społecznej stabilności, jest przeciwstawna tej defetystycz­ nej postawie. Nową całościową sytuację, która zawiera w sobie własną dialektykę, tworzy ideologiczne wciąganie do wspólnoty narodowej dużych mas robot­ niczych. Tworzy ją również dokonujące się w warunkach przemocy, która wzras­ ta w związku z zewnętrznymi sprzecznościami, wciąganie ich do stałego pod­ noszenia prężności narodu i do możliwie najbardziej intensywnego uczestnic­ twa w narodowej polityce. Siły, które zostały wyzwolone na rzecz ucisku przyszłościowych tendencji, a nawet wyplenienia ich, jak i na rzecz posłu­ gującego się przemocą utrzymania przestarzałych form życiowych, na gruncie sprzeczności społecznych same muszą dziś sprzyjać elementom dążącym do znie­ sienia chronionego porządku. Oprócz wychowania wielkich mas miejskiego i wiejskiego stanu średniego do egzystencji zgodnej z wymogami czasu, do ele­ mentów tych należy też rozwój ich racjonalistycznego myślenia, a dzięki te­ mu - budzenie ich z zawodowego i politycznego letargu. Pomimo sztucznego odradzania umierającej formy rodziny, która musi funkcjonować dla stałego odtwarzania niezbędnej duchowej konstytucji mas, została zlikwidowana dość duża ilość starych przyzwyczajeń i uprzedzeń, a pośród nich także pozosta­ łości feudalnego ducha kastowego. Irracjonalizm jest teraz tak ograniczany, jak przedtem on sam ograniczał-naukę. Na rozum i technikę nie spadają już teraz jedynie kalumnie, a tylko określone treści chronione są przed myślęniem pojęciowym poprzez "posłanie ich do refugium tego, co irracjonalne" Grupują się one przede wszystkim wokół pojęcia ofiary. Ale nowe nastawie­ nie przyzwyczaja ludzi w wielu dziedzinach do racjonalnego kierowania ży­ ciem. W określonym zakresie bardziej niż dotychczas żąda się konkretnego myślenia i aprobuje się technikę, choć sam etos pracy, który zawiera w so­ bie ów pozytywny stosunek do racjonalnych sił, jest Irracjonalny. Technika nie jest pojmowana jako narzędzie wspomagające człowieka, ani nie jest uży­ wana w przejrzystym odniesieniu do jego szczęścia - co w rzeczy samej było­ by sprzeczne z jego rolą we współczesnym społeczeństwie - lecz uzyskuje etyczną i estetyczną gloryfikację. Spengler sławi ją jako wyraz dążenia faustycznego; dla Dacque’a budowa maszyny, "jeśli patrzymy na nią jako na fi­

21 Ibidem, s. 452. 22 M. Heidegger: Sein und Zeit. Halle 1927, s. 136

Spór o racjonalizm

333

zyczne urzeczywistnienie przez nasz duch praobrazu", oznacza "ujrzenie i urzeczywistnienie odwiecznej myśli"; maszyna - "czymże ona jest, jeśli nie prawdziwym hołdem dla przepełnionego ideą sensu choćby żelaza, które, by tak rzec, dzięki naszemu duchowi uzyskało tu życie i symbolicznie pokazuje nam swe wewnętrzne oblicze" . Ernst Jünger tłumaczy, "że sama technika ma źródło kulturowe, że dysponuje swoistymi symbolami i że za jej procesami 24 kryje się walka między kształtami" . W tej mierze, w jakiej racjonalność jest składnikiem zdolności konkurencyjnej panujących potęg w czasach wojny i pokoju, jest ona aprobowana, choć w formie irracjonalnej i zniekształco­ nej. Niemniej zarzut zabójczości podnosi się przeciw myśleniu wszędzie tam, gdzie staje ono na przeszkodzie uwzniośleniu władzy i jej aktualnych celów. W rzeczywistości rozum potrafi zabijać tylko nieprawdę. Twierdzenie, że słuszna myśl miałaby niszczyć przedmiot, jest wewnętrznie sprzeczne. Praw­ dziwość czy nieprawdziwość wielu ogólnych tez wiary z zasady wymyka się sprawdzeniu. Ale w tej mierze są one pozbawione sensu, gdyż każda teza aspi­ ruje do prawdziwości, a każda prawda ma swą podstawę poznawczą. Nie zdarza się, by bezpodstawne przekonanie jakiejś epoki było niszczone przez samo tylko myślenie. Jak długo utrzymywane są w mocy przez znaczne siły społecz­ ne, rozumna wiedza może je atakować ile chce: zniszczony zostanie nie fe­ tysz, lecz świadek, który przeciw niemu występuje. "Ujawnienie prawdy jest fatalne tylko dla tego, kto ją wypowiada" . Myślenie odkrywające bezpod­ stawność tylko wtedy osiąga zwycięstwo, gdy siły,.któro są nośnikami, ideo­ logii, przestają oddziaływać także z innych przyczyn. Teoria jest tylko jed­ nym z elementów w procesie dziejowym, a jej znaczenie można za każdym: razem wyznaczyć tylko w związku z określoną sytuacją dziejową. Liberalistyczny idealizm, który ratunku oczekuje od samego wyzwolenia myśli każdego człowie­ ka - podobnie, jak, jego zdaniem, z wyzwolenia prywatnego dążenia do zysku ma wyrosnąć prosperity - przeoczą historyczne różnice. W wieku XVIII popie­ ranie wolności osobistej i inicjatywy przedsiębiorcy miało inne znaczenie niż w obecnych warunkach, gdy wolność wypowiedzi - tam, gdzie jeszcze ist­ nieje - w istocie służy przyspieszonemu znoszeniu jej samej. Nie można raz na zawsze ustalić władzy, jaka w dziejach przysługuje myśleniu, podobnie jak nie można w ten sposób ustalić jego kluczowych kategorii i jego struk­ tury. Filozofia życia, która zarzuca myśleniu, że ma działanie niszczyciel­ skie, pojmuje je w szczególnej formie, mianowicie jako myślenie pojęciowe, któro rozkłada, porównuje, wyjaśnia, uogólnia, krótko: jako analizę. W tej mierze jest w tej krytyce moment uprawniony, gdyż pewna ilość systemów ra­ cjonalistycznych rzeczywiście pomieszała takie myślenie z działalnością du­ chową w ogóle. Filozofia życia z pełną słusznością podkreśla, że pojęcia określają abstrakcyjne momenty przedmiotu. Niezależnie od tego, czy tworze23 E. Dacqué: Natur und Erlösung. München-Berlin 1933, s. 53. 24 E. Jünger: Der Arbeiter, s. 161. 25 C.A. Helvétius: De l'Homme. Oeuvres complètes. T. 5. Londres 1780, /Cytat ten przytoczony jest w języku francuskim - przyp. tłum./.

b.

29.

334

Max Horkheimer

nie pojęć dokonuje się poprzez abstrakcję, zgodnie ze starą teorią empirystyczną, czy, jak naucza fenomenologia, poprzez ogląd istoty, same one - jeśli nie są imionami własnymi - dotyczą nie obiektu wziętego w pełnej konkretności, lecz jego poszczególnych cech, które są wspólne jemu i innym obiektom. W nauce w dużej mierze chodzi o wyróżnianie i stwierdzanie takich cech, by później można było odkrywać związki między nimi. W tej mierze, w jakiej cechy te można odnaleźć nie w jednym, lecz w zasadniczo nieograni­ czonej ilość przedmiotów, związki takie są powszechne i mają znaczenie praw. Ich kategorią jest przyczynowość. Dla określonych naukowców poszczególne abstrakcyjne momenty rzeczywistości stanowią przedmioty badań. Fizyk ma do czynienia z masą i ruchem ciał; konkretny proces zachodzący w określonym miejscu i czasie interesuje go tylko w tej mierze, w jakiej można się z nie­ go czegoś dowiedzieć o tych ogólnych przedmiotach. Chemik zajmuje się ogól­ nymi przemianami materii, fizjolog - procesami w ciele żywej Istoty. Potrze­ by społeczeństwa ludzkiego określały rozwój i podział nauk odpowiednio do tego, jakie badania takich abstrakcyjnych jakości były konieczne w danym momencie. Descartes wierzył nawet, że wystarczy zbadać jedną jedyną właści­ wość, a mianowicie stosunki przestrzenne między ciałami; wszystkie pozosta­ łe właściwości - a zatem cały zmysłowy świat - uważał za pozbawione znacze­ nia, za czysty pozór. Tym jednak, co w owym czasie dopomogło zdobyć uznanie tej teorii redukującej świat do mierzalnych stosunków, w mniejszym stopniu było racjonalistyczne podstawienie abstrakcyjnej jakości w miejsce całej rzeczywistości, a w większym zaufanie do świadomych siebie ludzi 1 do ich sił wiedzionych przez rozum. Później do matematyki, rozumianej jako jedyna nauka, dołączyła się swoista, różna od niej fizyka, później zaś rozwijana przez Anglików chemia, a na koniec za odbicie rzeczywistości uznano system czy sumę całej mnogości dyscyplin naukowych. Takie ujęcie nauki jako całoś­ ci stałych relacji między abstrakcyjnymi elementami wystarczało dla potrzeb rozwijającego się świata burżuazyjnego. Utożsamienie poznania z trwałym systemem ogólnych twierdzeń czy nawet z ogromem badań szczegółowych stało się nieadekwatne i zapóźnione dopiero wtedy, gdy zadania intelektualne, z którymi musiało się uporać społeczeństwo, nie polegały już przede wszystkim na ulepszaniu sztuki rządzenia, na wzroście techniki i na szerzeniu w ma­ sach pewnego minimum niezbędnych dla przemysłu wiadomości, zaś kluczowym tematem praktycznym, a przez to i teoretycznym, stała się tendencja rozwo­ jowa całego społeczeństwa. Filozofia życia podkreśla, że abstrakcyjne momenty uzyskiwane w ana­ lizie pojęciowej także po ich zsumowaniu nie zbiegają się z żywym przedmio­ tem. Suma kresek na rysunku nie daje jeszcze obrazu. Wyliczenie pobudek człowieka nie daje przedstawienia nawet fragmentu jego życia wewnętrznego. "Psychologia - plsze Bergson - działa w istocie przy pomocy analizy, tak jak inne nauki. Dane jej początkowo w prostej intuicji Ja rozkłada na spo­ strzeżenia, uczucia, przedstawienia, które bada z oddzielna. W ten sposób zamiast Ja podstawia wielość elementów, które są faktami psychologicznymi. Ale czy elementy te równają się częściom? /.../ Już sam pomysł, by obiekt

Spór o racjonalizm

335

na powrót złożyć przy pomocy operacji, które posługują się jedynie elemen­ tami symbolicznymi, byłby obarczony taką absurdalnością, że nikomu nie przy­ szedłby do głowy, gdyby tylko zdano sobie sprawę z tego, że mamy tu do czy­ nienia nie z fragmentami przedmiotu, lecz, by tak rzec, z fragmentami symbo26 licznymi" . To, co się tu mówi o psychologii pojedynczego człowieka, doty­ czy także historii w ogóle. Wiara, że Obraz rzeczywistych wydarzeń złoży się z niezliczonych studiów szczegółowych, przeprowadzanych z najróżniejszych narodowych, osobistych punktów widzenia, a nagromadzonych w bibliotekach, stała się iluzją epoki liberalistycznej. Stanowi ona część ogólnego przekona­ nia, że skrzętna działalność jednostek we wszystkich dziedzinach życia musi składać się na harmonijną całość. Filozofia życia całkowicie neguje to, by z wolna krocząca naprzód praca analityczną miała wartość dla rzeczywistego zrozumienia, uważa ona, że jedynym narzędziem poznawczym filozofii jest akt intuicji, możliwy tylko w pewnych momentach. Jej metodologia jest radykalna. Poglądy-że abstrakcyjne elementy, uzyskane na drodze pojęciowych roz­ różnień, także w swej sumie nie odpowiadają pierwotnemu fenomenowi, zawsze był bliski materializmowi, który wyszkolił się na logice Hegla. Abstrakcja i analiza są czynnościami przekształcającymi. Ich skutek musi być znowu znie­ siony w poznaniu, które przy rekonstrukcji ma uwzględniać wszystkie swois­ tości analizy tak wiernie, jak jest to tylko możliwe. Nawet jeśli ten nakaz nigdy nie może być spełniony bez reszty, to jednak wszelka prezentacja dia­ lektyczna opiera się na próbie, by uczynić mu zadość. "Wielu utrzymuje, że poznanie w ogóle nie może zrobić nic więcej, niż dany przedmiot konkretny rozłożyć na abstrakcyjne elementy, a potem rozważać je w izolacji. Jednak natychmiast staje się jasne, że jest to przeinaczenie rzeczy i że poznanie, które chce brać rzeczy za to, czym one sa. popada w ten sposób w sprzeczność z samym sobą. Oto np. chemik wkłada kawałek mięsa do swej retorty, dręczy je na różne sposoby i powiada potem, iż stwierdził, że składa się ono z azotu, węgla, wodoru itd. Te abstrakcyjne substancje nie są Już jednak mię­ sem. Podobnie rzecz się ma, gdy empiryczny psycholog rozkłada postępek na różne aspekty, które ujawnia on w badaniu, a które określa potem w tym od­ dzieleniu. Z przedmiotem badanym analitycznie postępuje się przeto tak samo jak z cebulą, od której oddziela się jedną warstwę po drugiej"2?. Gdy jednak

z faktu, że analiza oddziela myślenie od pierwotnego przedmiotu, filozofia życia wyciąga wniosek, że poznanie zapośredniczone przez pojęcia jest zupeł­ nie nieużyteczne dla odnajdywania prawdy i gdy trud pojmowania przy szukaniu prawdy chcialaby zastąpić samą intuicją bezpośrednią, naocznością czy wręcz afirmującym natchnieniem, wtedy spada daleko poniżej poziomu logiki Hegla. Metoda dialektyczna jest całością narzędzi intelektualnych służących temu, by abstrakcyjne momenty, które uzyskano dzięki separującemu rozsądko­ wi, zaowocowały obrazem żywego przedmiotu. Nie ma uniwersalnej reguły osią­ gania tego celu. Nawet w obrębie jednej nauki szczegółowej, np. psychologii indywidualnej badanie prawie każdej jednostki ludzkiej wymaga innej formy 26 H. Bergson: Einführung in die Metaphysik. Jena 1920, s. 15 i n. 27 G.W.F. Hegel: Enzyklopädie. § 227, dodatek.

336

Max Horkheimer

konstrukcji teoretycznej. Na podstawie zasadniczych pojęć analitycznych, które uzyskane zostały dzięki obserwacji niezliczonych przypadków i które stanowią ogólną wiedzę o typowym jednostkowym rozwoju duchowym, w połącze­ niu z danymi, których dostarcza odrębna analiza konkretnych losów, psycho­ log musi się starać zrozumieć aktualną sytuację wraz z jej specyficzną dy­ namiką. Różne są tu nie tylko dane, ale i sposób dialektycznego konstruowa­ nia; znaczenie uczestniczących w nim pojęć ogólnych w żadnym przypadku nie jest dokładnie to samo. Jeśli np. do konkretnego opisu wprowadzone są kate­ gorie popędu samozachowawczego czy resentymentu, to w całości tej za każdym razem uzyskują swoisty aens. Każdy krok w prezentacji żywego procesu wpływa na funkcję, a przez to i na znaczenie pojęć, które zostały użyte. Realizm po­ jęciowy, czyli koncepcja, że znaczenia pojęć ogólnych istnieją samodzielnie, jest równie niesłuszny jak jego nominalistyczny przeciwnik, wedle którego pojęcia ogólne są tylko nazwami. Czy raczej: obie koncepcje mają rację. Po­ jęcia ogólne mają znaczenie realne, to jednak jest zawsze określane tylko w całościowym przedstawieniu konkretnego przedmiotu, które ma swe własne, odpowiadające obiektowi zasady. Twierdzenie Arystotelesa, że pojęcia ogól­ ne istnieją w tej mierze, w jakiej istnieją przedmioty jednostkowe, zosta­ ło przekształcone przez filozofię heglowską w ten sposób, że także znaczenie pojęć jest inne w zależności od jednostkowego przedmiotu, w którym się one wypełniają. Nie oznacza to wcale, że nie można trwale przy­ porządkować każdemu pojęciowemu terminowi określonego sensu. W myśleniu nie wolno poprzez jakiś znak rozumieć to jedno, to znów drugie. Jeśli tylko poję­ cie pomyślane jest w sposób całkowicie odizolowany, ma ono stały sens. Ody jednak wchodzi w skomplikowany twór myślowy, wtedy w całości tej nabywa swo­ istej funkcji. I tak np. popęd samozachowawczy można jednoznacznie zdefinio­ wać, jeśli rozważa się go w izolacji, tylko sam w sobie. W całościowym obra­ zie konkretnego człowieka, rozumiany jako popęd samozachowawczy określonej żywej osoby jest on w swej treści poddany oddziaływaniu innych cech ducho­ wych. Podobnie jak ze zdania, że jakiś chemiczny związek można uzyskać z po­ łączenia określonych elementów i rozłożyć go z powrotem na nie, nie wynika, że elementy te,w związku zachowały te same właściwości co przedtem i potem, tak też ścisła definiowalność pojęć abstrakcyjnych nie powoduje tego, by nie doznawały przemiany współdziałając ze sobą w myślowym odbiciu konkretnej całości. Wypełniające się pojęcia są zawsze momentami całego teoretycznego ciągu myślowego, nie są zaś już wyizolowanymi symbolami. Już nawet ta prosta konstatacja uzasadnia heglowską tezę, że praw­ dziwe myślenie zawiera sprzeczność. Pojęcia uzyskane przez rozsądek w drodze abstrakcji przekształcają swój sens, wchodząc we wzajemny związek w obrębie przedstawienia konkretnej całości, a jednak pozostają identyczne z samymi sobą w tej mierze, w jakiej zachowują stałe definicje. W logice dialektycz­ nej nie usuwa się po prostu zasad logiki tradycyjnej, "logiki rozsądku", a przede wszystkim zasady identyczności, ale też i innych reguł myślenia różni­ cującego. Abstrakcyjne elementy pojęcia i ich stałe relacje, zgłębiane w ba­ daniach nauk szczegółowych, stanowią materiał, który stale stoi do dyspozycji

Spór o racjonalizm

337

dla potwierdzania żywego procesu na drodze teoretycznej. Z tego powodu nie jest prawdziwe przeświadczenie filozofii życia i innych kierunków irracjonalistycznych, że wejrzenie w prawdziwy byt zupełnie nie ma do czynienia z analiza, którą nieuchronnie miałoby zastępować bezmyślne zatopienie się w olśnieniu. Nauki szczegółowe tylko dostarczają elementów do teoretycznej konstrukcji procesu dziejowego, elementy te zaś w ramach przedstawienia nie pozostają tym, czym były w naukach szczegółowych, lecz uzyskują nowe funkcje znaczeniowe, o których przedtem nie było jeszcze mowy. Każde prawdziwe myś­ lenie trzeba dlatego ująć także jako ciągłą krytykę abstrakcyjnych określeń. Zawiera ono moment krytyczny czy - jak mówi Hegel - sceptyczny. Dialektycz­ na strona logiczności jest zarazem stroną "negatywno-rozumową"2®. Nawet jeś­ li pojęciowe twory fizyki, definicje procesów życiowych w biologii, ogólny opis bodźców popędowych, przedstawienie typowego mechanizmu inflacji czy akumulacji kapitału i inne ustalenia nauk szczegółowych nie są jeszcze przedstawieniem prawdziwych zdarzeń w przyrodzie martwej i ożywionej, to jednak badanie wyabstrahowało te pojęcia i sądy z rzeczywistych zaszłości. Już przez to choćby różnią się one od wytworów.fantazji i dowolnych kon­ strukcji: ze względu na swą genezę i ze względu na swą stosowalność stoją w pozytywnym stosunku do rzeczywistości. Między innymi od dokładności tych procesów analizy zależy wierność myślowego odzwierciedlenia rzeczywistości. Analiza podąża od tego, co szczegółowe, to tego, co ogólne. Wystar­ cza ona w tej mierze, w jakiej myślenie ma wydzielić to, co jest powtarzal­ ne. Nauka spełniła wtedy swe zadanie wobec tych czynności, które zależą od względnej niezmienności stosunków przyrodniczych i społecznych. W okresie liberalizmu oczekiwano cudów od prostego rozwoju badań szczegółowych, gdyż uważano, że podstawy aktualnej formy społecznej mają charakter statyczny. Ale postępowanie mechanistyczne zawodzi tam, gdzie chodzi o poznanie dzie­ jów. Tutaj chodzi o to, by rozpoznać dominujące tendencje w niezakończonych jeszcze, niepowtarzalnych procesach. Trzeba wprawdzie do tego wciągnąć wie­ dzę analityczną, ale dokonanie, w którym ma odegrać swoją rolę, wcale się z nią nie pokrywa. Z zasady odmienne tu są sposób badania i sposób prezenta­ cji. Przy rekonstrukcji tendencji, które rządzą w całości społecznej, odgry­ wają rolę jeszcze zupełnie inne funkcje psychiczne niż przy tworzeniu nauki szczegółowej. Należy do nich także "intuicja". Emplria - mówi Hegel - "pre­ paruje materiał empiryczny" dla pojęcia dialektycznego, "aby mogło go pod­ jąć w dobrym stanie." "Porządek powstawania nauki jest odmienny od jej po­ rządku samego w sobie, gdy jest ona ukończona, tak jak porządek dziejów fi­ lozofii i porządek filozofii. Ukształtowanie strony empirycznej stało się 29 istotnym warunkiem tego, by idea mogła osiągnąć rozwój-, określenie" "Ba­ danie musi szczegółowo opanować materię, musi zanalizować różne jej formy rozwojowe i wyśledzić ich więź wewnętrzną. Dopiero po dokonaniu tej pracy można właściwie przedstawić rzeczywisty ruch"^ .

28 Ibidem. § 79. 29 Idem: Vorlesungen über die Geschichte der Philosophie. T. 3. JubiläumsAusgabe. T. 19, s. 283-28t. 30 K. Marks: Kapitał. T. 1. Posłowie do wydania drugiego. MED. T. 23, s. 18.

338

Max Horkheimer

Irracjonalizm widzi, że analiza "rzeczywiście przemienia konkret w abstrakt"^1, zapomina jednak o tym, "że rozbiór ten musi przecież nastąpić", jeśli w ogóle ma być pojęty. To zaprzeczenie cech pozytywnych jest charak­ terystyczne nie tylko dla ataku na myślenie racjonalistyczne, lecz dla współ­ czesnej walki z liberalistycznymi formami życia, która toczona jest we wszystkich sferach. Wprawdzie reprezentanci panującego nastawienia duchowe­ go mają dużo racji w krytyce przedawnionej kultury, nie potrafią jednak wy­ ciągnąć żadnych konsekwencji, które posuwałyby naprzód. Najchętniej powró­ ciliby do przedkapitalistycznej formy społeczeństwa. Nadmiernie wyspecjali­ zowanemu, tracącemu w końcu treść życiu minionej epoki przeciwstawiają pros­ te tezy wiary, zaś miejsce myślenia analitycznego, ale pełnego niuansów, ma zająć ślepe posłuszeństwo. W ten sposób jednak duch jest odnawiany nie wed­ le przyszłości, lecz wedle przeszłości: praca, która bezpłodnie toczy się w wielu naukach, nie jest usuwana na rzecz zastosowania wszystkich duchowych sił wytwórczych w rzeczywistym interesie ludzi, lecz tylko w imię uproszcze­ nia myślenia. Aliści potrzeby prącego naprzód rozwoju ekonomicznego nadają większości współczesnych kierunków pplitycznych, społecznych i kulturalnych charakter dwoisty, z czego ich rzecznicy wcale nie muszą sobie zdawać spra­ wy: nawet ogromne uproszczenie myślenia ma za towarzysza jego krzewienie pośród.mas. To samo dotyczy pozostałych elementów irracjonalnego poglądu na świat. Na skutek rozpoczynającego się namysłu nad społeczeństwem, zanego­ wanie jednostki na rzecz tylko wyobrażonej wspólnoty zastępuje w szerokich warstwach burżuazji fałszywą świadomość ich rzekomej indywidualnej samodziel­ ności. Gloryfikacja porządku społecznego, który pomimo obfitości surowców i środków produkcji wytwarza nędzę i trwałą groźbę wojny, oraz dzika walka z każdym dążeniem, by porządek ten ulepszyć, zawierają niezamierzone wyzna­ nie, że ten dom ludzkości jest karcerem. Regres spowodowany przez ogólną wrogość wobec myślenia stanowi korektę postępowości, która i tak już prze­ kształciła się była w swe przeciwieństwo. Materializm nie neguje myślenia analitycznego, które w obecnych wa­ runkach z siły wytwórczej przekształciło się - jak inne narzędzia społeczne - w hamulec, lecz przechodzi do jego właściwego zastosowania. Jednak odgry­ wa ono w nim inną rolę niż w dotychczasowej filozofii. Dialektyka materialistyczna jest zasadniczo różna także od dialektyki heglowskiej. Rozwijając dialektyczne sprzeczności, a jeszcze bardziej: prowadząc dialektyczną prezen­ tację, Hegel pokazał szczegółowo, jak można uczynić płodnymi w myślowej re­ konstrukcji żywego procesu pojęcia zdobywane analitycznie. Wszelako u niego jest naprawdę tylko jeden jedyny wielki proces, który zawiera w sobie wszy­ stkie pojęcia jako swe momenty, filozof zaś może raz na zawsze ująć i przed­ stawić ten proces, to "konkretne Jedno". Dlatego u Hegla, nie tylko w logice, ale i w filozofii przyrody, 1 w filozofii ducha, poszczególne szczeble tego przedstawienia mają znaczenie stosunków wiecznych. W ukończonym systemie wszystkie relacje są pomyślane jak© niezmienne. W ten sposób moralność - u Hegla określana w szczególnym sensie przez dobro i sumienie - ukazuje się,

31 G.W.F. Hegel: EnzyklopUdie. § 38, dodatek.

Spór o racjonalizm

339

"52 wraz z abstrakcyjnym prawem burżuazyjnym , jako wieczny moment etyczności. W niej równie stałe znaczenie ma państwo, w szczególny sposób obejmujące rodzinę oraz społeczeństwo i stające ponad nimi. Abstrakcyjne kategorie wszystkich części systemu, tak czystej logiki /np. ilość i jakość/, jak również poszczególnych sfer kultury /np. sztuka i religia/, powinny się da­ wać złożyć w trwały obraz konkretnego bytu. Ktokolwiek kiedykolwiek zechce uchwycić realne znaczenie jakiejkolwiek kategorii, będzie musiał - wiedzio­ ny przez wewnętrzną logikę rzeczy - zrealizować ten sam obraz bytu. Gdy kie­ dyś ktoś znowu odtwarza ten obraz, to zanim go nie ukończy, cały materiał pojęciowy ma ciągle jeszcze w ruchu, gdyż znaczenie poszczególnych katego­ rii uzyskuje pełnię dopiero w ramach całości. Ale jako momenty myślowej jedni, która dla Hegla jest nie tylko odbiciem, lecz samym Absolutem, po­ winny one mieć niezmienną ważność. "Logikę należy zgodnie z tym ująć jako system czystego rozumu, jaką królestwo czystej myśli. Królestwo to jest prawdą taką, jaką jest ona sama w sobie i dla siebie bez żadnej osłony. Dlatego też można wyrazić się w ten sposób, że treść ta jest przedstawie­ niem Boga takim, jakim jest on w swej wiecznej istocie przed stworzeniem przyrody i skończonego ducha"^. Logika zaś zawiera in nucę cały system.

Sama ukończona teoria nie jest już u Hegla wciągnięta w historię. Istnieje myślenie wszechobejmujące, którego produkt nie jest już abstrakcyjny i przekształcalny: dialektyka jest ukończona. Materialista nie może uwierzyć w taką jednoznaczność. Nie ma osta­ tecznego obrazu rzeczywistości, ani co do istoty, ani co do zjawiska. Samo ustanowienie ponadczasowego podmiotu, który jako jedyny mógłby objąć taki obraz, jest fałszem. Także przezwyciężanie jednostronności pojęć abstrakcyj­ nych przez sztukę konstrukcji dialektycznej nie prowadzi - jak mniema Hegel - do prawdy absolutnej. Zawsze dokonuje się ono w myśli ludzi określonych dziejowo. "Myśli człowiek, nie zaś Ja czy rozum". Dlatego w filo32 Użyty tu przymiotnik "bürgerlich" /mieszczański, burżuazyjny, cywilny, obywatelski/ jest jednym z tych pojęć z niemieckiej tradycji filozoficz­ nej, które nie dają się oddać po polsku w całej swej niejednoznaczności, stanowiącej zarazem o ich bogactwie znaczeniowym. Jest to kwestia daleko wykraczająca poza sprawy czysto słownikowe. W tradycji marksistowskiej, która źródłowo jest tradycją niemieckiej myśli marksistowskiej, określe­ nie pewnych wartości /takich jak patriotyzm, legalizm, poszanowanie wła­ dzy, a przede wszystkim władzy państwowej/ jako "obywatelskie" /bürger­ liche/ współzawierało wskazanie na to, że do kultury europejskiej są one we współczesnym - XIX-wiecznym - sensie wprowadzane przez mieszczaństwo - burżuazję - jako warstwę społeczną. Jako takie, wartości te przynależą do porządku starego świata, świata, który ma być zniesiony przez socja­ lizm. Zatem w tej tradycji określenie "bürgerlich" ma charakter opisowo-krytyczny, nosząc wyraźny aspekt pejoratywny. Wraz z tym, jak socjalizm przestał być projektem nowego świata, a stał się rzeczywistością poli­ tyczną, aspekt opisowy pojęcia "bürgerlich" ponownie zaczął być uzupeł­ niany o moment afirmatywny, który był z nim zawsze związany w liberali­ zującej myśli mieszczańskiej. W tekście Horkheimera termin "bürgerliches Recht" jest wyraźnie użyty w owym dwuaspektowym znaczeniu oplsowo-krytycznym; ja zdecydowałem się zachować drugi z tych aspektów. /Przypis tłum./. 33 G.W.F. Hegel: Nauka logiki. T. 1, Warszawa 1967, s-. ^3

340

Max Herkheimer

zofii materialistycznej "zasadą poznania, podmiotem jest rzeczywista i peł­ na istota człowieka nie zaś Ja, nie absolutny, czyli abstrakcyjny duch, krótko mówiąc: nie rozum dla siebie samego istniejący"5**. Gdyby istota ta

była niezmiennie ta sama - jak jeszcze sądzili wcześniejsi materialiści, włącznie z Feuerbachem - to owe konstrukcje myślowe miałyby przynajmniej jedną i tą samą podstawę subiektywną. Po drugiej stronie stałyby teoretycz­ ne projekty owej istoty, odniesione do całego świata. Jeszcze Dilthey w ten sposób rozumiał intelektualną kulturę ludzkości. Ale materializm dialektycz­ ny zawsze pojmuje podmiot myślenia nie jako kolejny abstrakt, np. jako isto­ tę człowieka, lecz jako ludzi konkretnej epoki dziejowej. Takie i oni nie są hipostazami, pojmowanymi jako odizolowane, oddzielone od siebie i od świata jednostki, jako monady. Przeciwnie, ich cały byt, przeto i ich świa­ domość, zależą w równie wielkim stopniu od naturalnego wyposażenia, jak i od całości stosunków, które w ich czasach kształtują się w społeczeństwie. Dlatego wedle materializmu teoria procesu życia społecznego jest, z jednej strony, najpojemniejszą konstrukcją myślową, dla której pomocą są analitycz­ ne badania ze wszystkich dziedzin, a z drugiej strony - teoria ta musi do­ stosować się do sytuacji duchowej i materialnej oraz ku wyrastającym z niej impulsom, które są charakterystyczne dla poszczególnych klas społecznych. Jest, co prawda, wiele poglądów, które w mniejszym stopniu są określane przez psychiczną strukturę określonej grupy w procesie produkcji, a w więk­ szym przez osobiste cechy swoiste twórców, ale zazwyczaj takie przekonania albo nie uzyskują społecznego znaczenia, albo sposób, w jaki oddziaływują lub są rozumiane, nadaje im bardziej lub mniej jednoznacznie piętno określo­ nej klasy. Ponieważ, zwłaszcza w obecnym momencie dziejowym, rozwiązanie rzeczy­ wistych kluczowych problemów, które trapią ludzkość, zależy od wyniku walk pomiędzy grupami społecznymi, więc o wadze teorii decyduje przede wszystkim to, w jakim stopniu jej zasada konstrukcyjna jest współokreślana przez zada­ nia takiej grupy, nie zaś przez osobistą sytuację autora. Wedle Hegla, tok uniwersalnej dialektyki jest jednoznacznie wytyczony przez immanentną dyna­ mikę pojęcia; materializm natomiast uważa każdą konstrukcję dialektyczną za produkt, który ludzie projektują w trakcie ścierania się z ich otoczeniem społecznym i przyrodniczym. W całym jej biegu kieruje nią zatem nie tylko przedmiot, ale także stopień rozwoju podmiotu oraz jego świadome i nieświa­ dome dążenia. 0 wartości teorii nie decyduje wyłącznie formalne kryterium prawdziwości /ileż to przeprowadzono właśnie w niedawnej przeszłości badań, które nie posuwają poznania ani o włos dalej, ale ośmielają się aspirować do prawdy; dla iluż to tekstów jedyną racją myślenia jest odciąganie uwagi od kluczowych problemów, przy.czym nie można by im wytykać logicznych uchybieńl/. 0 wartości teorii decyduje jej związek z zadaniami, które w konkretnym mo­ mencie historycznym podejmowane są przez postępowe siły społeczne, ale tak­ że i ta wartość nie odnosi się bezpośrednio do całej ludzkości; lecz wstępnie tylko do grupy, która jest w tym zadaniu zainteresowana. Fakt, że w wielu 34 L. Feuerbach: Grundsfttze der ihiloaophie der Zukunft. Nr 50. SSmtliche Werke. T. 3. Stuttgart 1904, s. 313.

Spór o racjonalizm

341

przypadkach myślenie zupełnie oddaliło się od kwestii świata ludzkiego, któ­ ry pogrążony jest w walkach, jest jedną z przesłanek nieufności do intelek­ tualistów. A chociaż kryterium tego oddalenia nie może stanowić świadomość niewykształcona, a jedynie rzeczywisty dowód, iż związek z kluczowymi aktu­ alnie kwestiami został utracony, to jednak ów zarzut przeciw pozornie niezau leżnej inteligencji, połączony z oskarżeniem o racjonalizm, o tyle są słusz­ ne, że niezwiązanie myślenia nie oznacza wolności sądu, oznacza natomiast brak kontroli myślenia nad własnymi motywami. Filozofów zdradza porzucanie utrwalonej historycznie terminologii, stałe ukuwanie nowych pojęć, nieustan­ ne rozpoczynanie od początku, troska o neutralność wypowiedzi i pragnienie oryginalności. Ale oskarżać należy nie inteligencję, lecz brak więzi między nią a problemami wysuwanymi przez dzieje. Najbardziej abstrakcyjne wątki myś­ lowe mogą mieć bardziej realne znaczenie niż problemy pozornie stawiane kon­ kretnie, przy których sformułowaniu używa się jak najbardziej codziennych i popularnych słów. Pod tym względem szczególnie faworyzuje się sferę rzemieśl­ ników i chłopów. Im bardziej niknie świadomy związek z walkami dziejowymi, tym silniej filozofowie zaręczają, że ich myślenie ma grunt pod nogami i w nim jest zakorzenione. Jest to posiłkowe wyobrażenie, którego nie można utrzy­ mać, co jest zupełnie jasne ze względu na ów wspomniany brak. Pojęcia, sądy, teorie to fenomeny rozwijające się w starciach ludzi między sobą i z przyrodą. Ale kryterium prawdy wcale nie jest - jak sądzi pragmatyzm - pożytek; poznanie pokazuje, poprzez bardzo różnorodne oznaki, co jest warte w różnych dziedzinach nauki i życia. Koncepcja głosząca, że każde poznanie jest pożyteczne, tzn. że musi bezpośrednio prowadzić do zaspo­ kojenia potrzeby praktycznej, jest fałszywa, ale sama potrzeba teoretyczna, zainteresowanie prawda uzyskuje ukierunkowanie zgodnie z sytuacją poznającego pod­ miotu. Jeśli jego losy, w których czynniki materialne przenikają się z ducho­ wymi, prowadzą do tego, że w jego pracy myślowej dochodzą dd głosu nie jedy­ nie osobiste zachcianki, lecz potrzeby ludzkości, wtedy praca ta może zdobyć znaczenie dziejowe. Bóg nie mógłby niczego poznać, gdyż nie ma on potrzeb. Nie jest bynajmniej tak, iżby procesy myślowe aż po najdrobniejszy szczegół były kierowane przez wymaganie, które bezpośrednio wysuwa sytuacja material­ na, bowiem w równie wielkim stopniu są kierowane przez nieświadome pobudki popędowe. Zresztą same one stanowią ostatecznie znowu reakcje jednostek na ich usytuowanie w społeczeństwie. W jakiejś teorii może np. - zupełnie nie­ zależnie od jej słuszności czy fałszywości - wyrażać się potrzeba samopotwierdzenia, która nie jest zaspokajana w rzeczywistym życiu. Wprawdzie w ducho­ wym życiu grupy takie'irracjonalne czynniki odgrywają rolę tym mniejszą, im mniej jej sytuacja wymusza zjawiska wypierania, jednak zawsze same zadania myślenia i środki do ich rozwiązania wyrastają z wymogów, które konkretna sytuacja stawia wobec konkretnych ludzi. Samo stwierdzanie prawdy w zgodzie z właściwymi w danymi momencie kry­ teriami - czy dokonywałoby się to poprzez procesy psychiczne /np. na drodze przypomnienia/, poprzez eksperymenty czy poprzez zdarzenia niezależne od pod­ miotu - jest uwarunkowane historycznie jako proces rozgrywający się w rzeczy­

342

Max Horkheimer

wistym świecie. Zgodność sądu z rzeczywistym stanem rzeczy nigdy nie jest dana bezpośrednio, nie ina między nimi żadnej identyczności. Przemijające są zarówno zadania, jakie myślenie ma za każdym razem do rozwiązania, jak typ i metoda tego myślenia oraz stosunek sądu do przedmiotu. Pomimo to, w każdym konkretnym przypadku istnieje różnica między tym, co prawdziwe, a tym, co fałszywe. Relatywistyczna negacja tej różnicy przeczy sama sobie. Można dziś np. zupełnie dobrze rozstrzy&iąć, która z wielu teorii kryzysu gospodarczego jest słuszna. Prawdziwe i fałszywe są dające się odróżnić ce­ chy tworu teoretycznego, a związane są one z jego stosunkiem do przedmiotu. Stosunek ten nie jest oczywiście ustanawiany dowolnie przez różniących się od siebie ludzi, jest jednak przez nich zapośredniczany: bez tego zapośredniczenia nie istnieje prawda. Dlatego teoria nie jest jakąś faktycznością, którą można by oderwać od ludzi. Nikt nie może dokonywać refleksji nad so­ bą samym czy wręcz nad ludzkością tak, jakby był podmiotem wolnym od okreś­ lonych uwarunkowań historycznych. Jednostka może wprawdzie abstrahować od pewnych interesów osobistych, może w miarę możliwości wyłączać wszystkie ce­ chy uwarunkowane przez jej losy, zawsze jednak wszystkie jej kroki myślowe będą reakcjami określonego człowieka z określonej klasy społecznej w okreś­ lonym momencie. Rozumie się to z pewnością samo przez się, ale charakter całej filozofii idealistycznej nie zgadza się z tą oczywistością. W nurcie tym myślenie filozoficzne jest rozumiane - albo jawnie /jak np. w klasycz­ nym idealizmie niemieckim/ albo niejawnie /jak np. u Berkeleya/ jako coś, co wprawdzie rozgrywa się na pozór w empirycznym człowieku, ale w rzeczy­ wistości jest pozaczasową przesłanką tego empirycznego człowieka albo przy­ najmniej procesem niezależnym od niego samego. Właśnie w epoce burżuazyjnej filozofia idealistyczna zastąpiła w dużej mierze - przynajmniej pośród oś­ wieconej burżuazji - objawienie. Wszechobejmujący sens, zrozumienie podwalin świata nie są już obwieszczane odgórnie, lecz odkrywane są czy nawet wytwa­ rzane przez siłę duchową obecną w 'ażdej jednostce. W ten sposób idealisty­ czny obraz świata - podobnie jak afirmatywny sens religii - nie powinien nosić cech uspołecznionego człowieka, który go wytwarza, lecz powinien mieć sens czystego odzwierciedlenia odwiecznego porządku. Irracjonalistyczne kie­ runki idealizmu w niczym nie przewyższają tu kierunków racjonalistycznych. Wprawdzie pośród warunków zrozumienia zastępują myślenie analityczne intui­ cją czy innymi impulsami duszy - np. nastrojem, przyjaźnią, nudą, trwogą, wiarą, wstydem^ - ale twór istotowy, który człowiek zajmujący tę postawę 35 Co do niektórych z tych warunków por. artykuł M. Heideggera "Czym jest metafizyka?": "Owo głębokie znudzenie, ciągnące się jak milcząca mgła w przepaściach naszej przytomności, pokrywa rzeczy i pokrywa ludzi, i wraz z nimi pokrywa nas samych - sprawiając, że wszystko to po równi staje się nam osobliwie obojętne. W znudzeniu"tym ujawnia się całość bytu. In­ nej możliwości takiego ujawnienia dostarcza radość z obecności kogoś in­ nego /.../, umiłowanego człowieka. /.../ Rola tego aspektu nastroju - nazwljmy go nastrojeniem /Befindliehkeit/ - polega /.../ na tymjTeodsłania on przed nami każdorazowo na swój sposób byt w Całości". "W jasnej nocy nicości trwogi powstaje dopiero pierwotna otwartość bytu jako takie­ go, to mianowicie, że jest on bytem, nie za3~nicością". /M. Heidegger: Budować, mieszkać, myśleX“WarszawaT^77, a.■’34-35, 38. Podkr. M.Horkh.przyp. tłum./.

Spór o racjonalizm

3ił3

spostrzega - czy będzie nim życie, czy egzystencja, czy istota narodu - ma znaczenie nici przewodniej. Tej trzeba Bię bezwarunkowo trzymać, choć może to polegać jedynie na nakazie, by zawsze kwestionować własne pryncypia i własne stanowisko albo na spontanicznym przytaknięciu miejscu, w którym da­ nego człowieka postawił już jego los. Świątobliwość, jaką filozofia ideali­ styczna nadaje określanym przez siebie postawom i celom, jest w sposób ko­ nieczny związana z niespełnialną ideą pozaczasowego podmiotu. Wykrywając to powiązanie, materializm detronizuje ubóstwionego ducha w sposób bardziej gruntowny niż irracjonalizm, który neguje analizę, by się podpisać pod śle­ pą wiarą. Materializm dialektyczny rozumie zasadność zarzutów wobec myślenia czysto analitycznego. Stare i nowe koncepcje filozoficzne, które wyniki ana­ lizy i produkty abstrakcji hipostazują jako podstawę bytu czy jako jego ele­ menty, są jednostronne i ograniczone. Ale zreifikowane kategorie filozofii irracjonalistycznej, jak np. życie czy egzystencja - choćby nawet twierdzo­ no, że immanentny im jest ruch, że są dziejowe i konkretne - są nie mniej abstrakcyjne niż ontologiczne zasady kierunków zwalczanych jako racjonali­ styczne, jak np. Ja, idea absolutna czy suma wrażeń. Wszystkie te wyizolo­ wane jednostki, przy których zapomina się o dostarczającym ich procesie lub uważa się go za nieistotny, spełniają dziś ideologiczne funkcje metafizycz­ nych pojęć podstawowych. W przeciwieństwie do irracjonalizmu, materializm stara się znieść jednostronności myślenia analitycznego, ale bez odrzucania go. Także sama teoria dialektyczna ma przecież charakter abstrakcyjny z te­ go już powodu, że pomimo usiłowań, by w miarę możliwości przedmiot odzwier­ ciedlać w różnorodności jego form rozwojowych, już przy jego spostrzeganiu i w każdym swym kroku zależy od określonych warunków historycznych. Pozna­ nie totalności to pojęcie, które jest samo w sobie sprzeczne. Świadomość

własnego uwarunkowania, charakteryzująca myślenie dialektyczne, jest przy obecnym stanie teorii identyczna z rozpoznaniem społecznego uwarunkowania jednostek. Tak jak teza o niezależności i samowładztwie myślenia przyporząd­ kowana jest pojęciu zamkniętego w sobie, monadycznego indywiduum, tak z materialistycznym poglądem ó skończoności myślenia związana jest teza, że każ­ da jednostka jest uwikłana w ogólnospołeczny proces życiowy. W materializ­ mie, podobnie jak u Hegla, przezwyciężanie błędów myślenia abstrakcyjnego dokonuje się w ten sposób, że usiłuje się pojmować poszczególne kategorie jako zależne od wytwarzającego je procesu. W materializmie jednak nie ma on sam znowu charakteru duchowego, a jego rezultatem nie jest samopoznająca się, czyli i nieskończona idea. Uważa on natomiast, że jednostka ze wszyst­ kimi swoimi kategoriami zależna jest od rozwoju społecznego, któryjest przedstawiony w ekonomicznej teorii dziejów. Podmiot i przedmiot nigdy nie są tu całkowicie ze sobą zgodne, natomiast występuje między nimi zmieniają­ ce się napięcie, zależne od roli, jaką teoria odgrywa w społeczeństwie, od stopnia, w jakim ludzie panują nad sobą i nad pożaludzką przyrodą. A choć społeczeństwo bynajmniej nie obejmuje totalności warunków lo­ sów życiowych jednostki, nade zaś wszystko z przynależności jednostki do

344

Max Horkheimer

określonej grupy społecznej wcale nie wynika, że musi ona wykazywać typowe dla tej grupy predyspozycje i poglądy, to jednak zależność sięga o wiele da­ lej, niż się zazwyczaj przyjmuje w filozofii i psychologii, które przeważ­ nie są nastawione indywidualistycznie. Pomijając fakt, że nawet przy najwięk­ szym zróżnicowaniu zachowań osób należących do pewnej klasy „decydujący o ich poczynaniach punkt widzenia jest o wiele bardziej jednolity, niż dostrze­ ga to powierzchowny obserwator, również rzeczywistych różnic nie można uwa­ żać za bezpośrednio naturalne. Jak wiemy dziś, różnice charakterologiczne nie odsyłają po prostu do świadomego wychowania, lecz o wiele bardziej do przeżyć z dzieciństwa. Zarówno zespół tych przeżyć, jak i ich różne przyczy­ ny są w przypadku jednostki współokreślane tak przez swoiste cechy rodziny tak, jak się one kształtują w toku dziejów w różnych klasach społecznych jak przez szczególne losy danej rodziny. Każda osobowość ma swą naturę, ale ta jest społecznie uwarunkowana w stopniu daleko wykraczającym poza miary, które współcześnie można naukowo określić. Z tej materialistycznej interpretacji jednostki nie tylko wynika kry­ tyczna postawa wobec hipostazowania myślenia analitycznego - a także i dia­ lektycznego - ale również stanowi ona punkt wyjścia do oceny indywidualizmu, tego drugiego wielkiego zarzutu jaki się dziś wysuwa wobec racjonalistycz­ nych nurtów w filozofii. Choć poczynania, a bardziej jeszcze szczęście każ­ dej jednostki, zawsze były funkcją sytuacji społeczeństwa, to jednak w wie­ lu epokach, a przede wszystkim w okresach wzlotu kapitalizmu, w wielkich war­ stwach społecznych jednostki - naturalnie, społecznie uwarunkowane - były w stanie znacznie polepszyć swą sytuację przez własny namysł, własne decyzje i przedsięwzięcia. Dzisiaj nawet w najbardziej rozwiniętych krajach życie ludzi jest - z coraz bardziej nielicznymi wyjątkami - określane na gruncie stosunków ekonomicznych przez czynniki, które w ogóle nie podlegają ludzkiej woli. Wszystkie ludzkie rachunki, które za cel stawiają sobie indywidualną korzyść, są tak bezsilne wobec tego typu wielkich wydarzeń społecznych, jak kryzysy gospodarcze czy ściśle z nimi związane wojny, że przejściowe powo­ dzenie jednostki czy nawet życie, w którym wszystko się powiodło, robią wra­ żenie przeoczeń, tych drobnych niedoskonałości aparatury, jakich nigdy nie można usunąć do końca. Z tej przyczyny, jeśli we wcześniejszych fazach mate­ rializm słusznie zachęcał ludzi do troszczenia się o własne powodzenie, to współcześnie jasno przejrzał prawie całkowitą beznadziejność takich działań. Baczenie na osobisty los przekształciło się w dużej mierze w uczestnictwo w walkach społecznych. Nie można tego dezinterpretować na modłę mechanistyczną. Ten, kto zgodnie z treścią teorii materialistycznej pracuje nad zadania­ mi społecznymi, nie chce, dla przykładu, na podstawie abstrakcyjnych dywagacji zabiegać o osobiste powodzenie przy pomocy przemian społecznych. Byłoby to w istocie myślenie w najwyższym stopniu jednostronne, które nieuchronnie musiałoby się okazać czcze na skutek samych wymiarów czasowych przemian spo­ łecznych. Przejście od myślenia indywidualistycznego do poznania sytuacji społecznej w mniejszym stopniu charakteryzuje się tym, że pojedynczy podmiot rewiduje swe poglądy, a bardziej tym, że słuszna teoria zostaje ogarnięta

Spór o racjonalizm

345

przez warstwy społeczne, które są do tego szczególnie przysposobione na skutek swego umiejscowienia w procesie produkcji. Wielkie masy przez długi czas tłumią rozpoznanie beznadziejności indywidualnych dążeń w ramach obec­ nego porządku społecznego, niezależnie od tego, jak jasno byłoby im to uka­ zane praktycznie i teoretycznie. Na gruncie form wychowawczych panujących w większości grup społecznych stale od nowa są reprodukowane mechanizmy psy­ chiczne, na skutek których owa wiedza o beznadziejności odbierana jest ja­ ko niemożliwa do wytrzymania i w odpowiedni sposób jest obrabiana. Prześ­ wiadczenie to, bolesne dla jednostki zajmującej punkt widzenia własnych in­ teresów, daje się wytrzymać tylko tam, gdzie jako najwyższe nie są już od­ czuwane wartości indywidualistyczne, zarówno w sensie dobrego życia osobis­ tego, jak w sensie indywidualnego awansu. Ten typ człowieka, u którego rze­ czywistą siłą staje się jasna wiedza o obecnej sytuacji społeczeństwa, prze­ kształca sens, który wiedza ta miała w granicach refleksji zawiedzionego indywiduum mieszczańskiego. Dla tego-typu człowieka poznanie stanowi siłę prącą naprzód. Wszystkim, których utrzymywanie przestarzałych form życia społecznego skazuje na egzystencję pozbawioną nadziei, poznanie wyznacza cel, który można osiągnąć tylko solidarnie: przekształcenie obecnego społe­ czeństwa w formę odpowiadającą potrzebom ogółu. W solidarności własny in­ teres nie zostaje po prostu zanegowany, gdyż, w postaci wiedzy o beznadziej­ ności indywidualnych dążeń w ramach istniejącego świata, stanowi on stały impuls do aktywności. Traci jednak postać, która była dla niego swoista w epoce burżuazyjnej, a mianowicie przeciwstawność interesowi ogólnemu. W irracjonalistycznym pojęciu "rozkładu" oskarżenie, że myślenie ni­ szczy swój przedmiot, łączy się z zarzutem właściwej mu indywidualistycznej tendencji. Pojęcie to nie tylko godzi w postawę człowieka, który nie mogąc się oddać wielkim treściom życia, ze słabości i z resentymentu pojęciowo niszczy przeżycia, które innych fascynują, ale chce ono także obwieszczać, że dokonywana przez analizę deprecjacja wszystkich wielkości jest służebna wobec jednostki dbającej tylko o samozachowanie i obbjętnej na całość. Kry­ tyka racjonalistyczna jest atakowana nie tylko dlatego, że koncepcje ideo­ logiczne: religijne, metafizyczne i inne, wydaje na pastwę myślenia, a prze­ to 1 niebezpieczeństwa zasadnego rozkładu, ale i z tej przyczyny, że miarą norm i wartości ma czynić cele indywidualistyczne. W rzeczy samej, już ra­ cjonalizm kartezjański był indywidualistyczny w tej mierze, iż kryterium fałszywości upatrywał w niezgodności sądów z rozumem potencjalnie istnieją­ cym w każdej jednostce. Miarą norm i teorii stawało się coraz bardziej in­ dywiduum pojmowane Jako absolutne, a wraz z monadycznym Ja zhipostazowane zostały jego aktualne cele. Ale w niezgodzie z tezą o równości ludzi, .któ­ rą burżuazja po objęciu władzy przemieniła z żądania w stwierdzenie, czło­ wiek jest określany historycznie. Dostatecznie wielkie są różnice uwarunko­ wane społecznie. Tak jak w dzisiejszym irracjonalizmie różnice te są uświę­ cane jako naturalne i pochodzące od Boga - zupełnie jak w czasach gospodar­ ki niewolniczej - tak w okresie liberalizmu dogmatycznie im zaprzeczano. Jednostka myśląca wyłącznie o korzyści ekonomicznej wydawała się prototypem

346

Max Horkheimer

człowieka. Ratio była jej ratio, celowość zaś była zgodnością z jej celami, a ostatecznie - zgodnością z celami zyskownych przedsięwzięć, które podpo­ rządkowane są własnej dynamice. Rozwój ten miął swą podstawę w zasadzie go­ spodarki wolnorynkowej, w tej samej zasadzie, która niesłychanie wsparłszy całe życie społeczne, dziś nakłada na nie pęta. W gospodarce tej prawo ko­ rzyści ekonomicznej panuje nad psychicznymi reakcjami ludzi jako prawo przy­ rodnicze. Irracjonalizm zwalcza sposób myślenia, który odpowiada temu prawu. Zwalcza on interes własny, tak jak zwalcza również rozsądek. Racjonalistyczny podział człowieka na dwie samodzielne połówki, na ciało i na ducha, zubożył teorię naukową o wszystkie nieświadome i półświadome zdarzenia duchowe. Jeśli pominąć nieliczne wyjątki w psychologii fran­ cuskiej /przede wszystkim La Rochefoucauld i Vauvenargues/ i w filozofii nie­ mieckiej /przede wszystkim teoretyczne pisma Gothego i romantyzmu/, to praw­ dziwie duchowa część ludzkiego życia spotykała się z zainteresowaniem tylko w literaturze pięknej. Przy tym pobudki nieindywidualistyczne umknęły uwa­ dze racjonalizmu: jego psychologia stała się teorią 'self-interest". Zasłu­ gą współczesnego irracjonalizmu jest to, że atakuje ten brak. 0 ile jednak teoria freudowska - co do swej struktury należąca do okresu liberalistycznego - przynajmniej przez dziesięciolecia swego kształtowania się pojmowała człowieka jako produkt konfliktu między świadomością a nieświadomością, ja­ ko produkt dialektyki między Ego i Id, która rozgrywa się pod naporem oto­ czenia społecznego, o tyle irracjonalizm zaczął ubóstwiać pieświadomość. Dogmatycznie wybiera on poszczególne czynniki, które nie są w pełni teore­ tycznie wyjaśnione - jak np. nieświadomy wpływ takich spójni historycznych, jak rasa czy krew, i bezpośrednio zastępuje nimi jednostkowe myślenie ro­ zumne, to zaś okrywa niesławą. Ale redukowanie uwarunkowania myślenia, któ­ remu kierunek nadaje cała sytuacja życiowa, jak i - oczywiście - przedmiot, do kilku czynników uznanych za odwieczne, jestrównie wielkim błędem, jak negowanie tego uwarunkowania na modlę racjonalistyczną. Kompromitacja refleksji czysto egoistycznej, "własnej korzyści", zawiera słuszną treść w fałszywej formie, podobnie jak kompromitacja myśle­ nia analitycznego. Dl«, przeważającej części ludzkości działanie ukierunko­ wane na wartości indywidualne jest współcześnie bezpłodne. Skoncentrowanie całej troski na podtrzymaniu życia, możliwie najsprawniejsze dostosowywa­ nie własnego życia do zastanych warunków, stałe mierzenie wszystkich wy­ darzeń wedla powodzenia własnego i bliskich osób, w minionej sytuacji eko­ nomicznej stanowiły formę właściwej reakcji oświeconych jednostek. W tej mierze, w jakiej myślenie nosi dziś jeszcze wyłącznie ten charakter, jest' ono nie racjonalne, lecz racjonalistyczne. Jeśli jednak prawdą jest, że jednostka zależy od całości społecznej, a dziś uwaga zwracająca się ku ca­ łości musi mieć pierwszeństwo przed ślepym troszczeniem się o własne inte­ resy, to podstawą tej prawdy jest fakt, że społeczeństwo w swej współczes­ nej postaci stoi w sprzeczności z własnymi interesami większości ludzi. Za­ daniem nie jest zduszenie interesów, lecz przezwyciężenie tej sprzeczności, wedle zaś teorii materialistycznej może być ono rozwiązane tylko poprzez

Spór o racjonalizm

347

przekształcenie stosunków produkcji, które są poastawą całej budowli społe­ czeństwa. Natomiast irracjonalizm neguje prawo do indywidualnego samozachowania, a sens oraz cel wszelkiej ludzkiej działalności upatruje w całości, tak jakby interes związany z całością miał być zrealizowany nie poprzez za­ interesowanie jednostek samymi sobą i sobie podobnymi, lecz poprzez bezwa­ runkowe ujarzmienie. Chce on uzyskiwać obraz żywego procesu nie na drodze myślowej rekonstrukcji, która opiera się na wynikach analizy, lecz na dro­ dze bezpośredniego przeżycia, i podobnie udział w wydarzeniach społecznych i politycznych powinien następować nie ze względu na rzeczywiste potrzeby ludzi, lecz poprzez niekontrolowane oddanie się jednostki całości. W obu przypadkach czyni się ona sługą aktualnie panującej władzy. Jak wyżej poka­ zano, wrogość wobec myślenia chroni jedynie nieprawdę, a mianowicie fałszy­ we treści wiary metafizycznej i religijnej. Poświęcenie się dla całości, dla "wspólnej korzyści" jest zasadą miłą sercu także złej władzy. Jest ona tak samo dogmatyczna jak zasada własnej korzyści tak długo, jak długo całość nie Jest stale ulepszana ze względu na szczęście człowieka. Bez spełnienia for-i muły heglowskiej, "że celem państwa jest interes ogólny jako taki, a w nim zachowanie interesów szczegółowych, których ten interes ogólny jest substan­ cją"^, żądanie pełnego oddania się interesom państwa jest czystym dogmatyzmem. Widziany z perspektywy dziejów powszechnych, przymus wywierany wobec bardzo zacofanych warstw w mieście i na wsi, a uczący je tłumienia własnych wąskich interesów, może być środkiem, który byłby nieunikniony także w ra­ mach innych stosunków. Przestarzałemu sposobowi produkcji tych warstw odpo­ wiada postawa duchowa, którą można dostosować do współczesnego stanu wiedzy nie na drodze racjonalnej, a tylko poprzez autorytet. Ale wymóg rezygnacji z własnych interesów, wzywanie do dyscypliny i heroizmu, pieśń pochwalna na cześć ubóstwa są kierowane przede wszystkim do postępowych grup społecz­ nych, które ogólne interesy mają "za swą substancję" w o wiele większej mie­ rze, niż rzecz się ma zazwyczaj z całością, w której imieniu wysuwa się za­ zwyczaj owe żądania. Tak więc zarówno w swej krytyce indywidualizmu, która jest słuszna sama w sobie, jak i w swym ataku na myślenie, irracjonalizm powraca na poziom niższy od liberalistycznego. Jest "ruchem opozycyjnym". Ma trwałe osiągnięcia w krytyce i w niszczeniu, które jemu samemu są z za­ sady nienawistne. W "budowie" - która jest jego zasadą pozytywną - w pod­ boju nowych sfer życia potrafi czegoś dokonać tylko o tyle, o ile działają w nim elementy, które zwalcza, a które jednak przemocą się narzucają. Potra­ fi czegoś dokonać tylko przy pomocy myślenia i dzięki sprawstwu partykular­ nych interesów. Ograniczenie się do dążeń samozachowawczych, wysuwanie czysto ego­ istycznych celów - przy którym obumierają inne pobudki popędowe - charakte­ ryzuje w istocie życie pełne ubóstwa. Gdy jednak pogląd ten z teoretycznej refleksji staje się zasadą panowania, uzyskuje szczególną funkcję ideolo­ giczną. Filozoficzny irracjonalizm Nietzschego i Bergsona wzywał same warstwy panujące do sprzeciwienia się uwarunkowanemu ekonomicznie ubóstwu du36 G.W.F. Hegel: Zasady filozofii prawa. Warszawa 1969, s. 252.

348

Max Horkheimer

chowemu, przypominając im o ich własnych możliwościach, o możliwościach "życia". Gdy z tym samym wezwaniem występuje wobec ogółu panujący - nie po­ dając przy tym racjonalnego uzasadnienia, które nawiązywałoby do własnego interesu jednostek - to staje się ono poręcznym żądaniem, by ogół cierpli­ wie znosił ciężki żywot, jaki wieść musi w danych warunkach. Wezwanie ta­ kie oznacza wyrzeczenie się odpowiedzialności. Rozumnego myślenia w żaden sposób nie można zawężać - jak chce to robić ideologia skrajnie liberalistyczna - do przykładania do wszystkiego miarki indywidualnych celów, wszela­ ko każde rozumne uzasadnienie działania może być ostatecznie odniesione tyl­ ko do szczęścia ludzkiego. Rząd, który nie poczuwałby się do wykazywania, że jego posunięcia mają dla rządzonych ten właśnie sens, byłby czystą despotią. Despotyzm nie musi nieuchronnie być zły czy w ogóle wsteczny. Dawno już minął najlepszy czas tych teorii państwa, które rozpatrują formy rzą­ dów pomijając ich treść i więcej uwagi poświęcają reprezentowaniu interesów niż ich realizacji. Istnieje despotyzm oświecony, a nawet despotyzm rewolu­ cyjny. 0 jego charakterze rozstrzyga stosunek do rzeczywistych interesów ludzi, nad którymi panuje. Nawet jeśli nie ma bezwzględnej skali, wedle której stosunek ów można by osądzać - a nie ma jej już choćby dlatego, że surowość i niesprawiedliwość despotii trzeba tłumaczyć nie tylko w związku z nią samą, ale także w związku z ogólnym poziomem rozwoju mas poddanych pa­ nowaniu - to w całej epoce nowożytnej społeczna funkcja despotii, jej postę­ powe lub wsteczne znaczenie określane są przez to, jak dalece służy ona interesom powszechnym, a w jakim stopniu interesom uprzywilejowanej partykularności. Nawet jeśli najbardziej ponure okresy w dziejach ludzkości roz­ patrywać tylko teleologicznie, zatem mając na uwadze jej dalszy rozwój: przysposabianie ludzi do tego, by zachowali w pamięci "kilka prymitywnych wymogów społecznego współżycia", to cel tego rozwoju jest definiowany wy­ łącznie poprzez określone interesy ludzkie. Dzisiaj nad wszystkimi zdarzenia­ mi społecznymi panuje sprzeczność między życiowymi interesami ludzi a zacho­ waniem niezgodnych z tymi interesami fora życia. Irracjonalizm, który negu­ je indywidualne interesy występujące pośród mas, wysuwając żądanie bezmyśl­ nego posłuszeństwa i ślepego poświęcenia, zamiast przekształcać strukturę tych interesów dzięki refleksji nad podstawami procesu społecznego i zamiast wznosić je ponad poziom czczego zabiegania o korzyść, nieświadomie służy dziś partykularnym - bynajmniej nie negowanym - interesom panujących. Ci zaś ciągle czerpią korzyść z porządku istniejącego w starej postaci. Błąd logiczny polega tu na niedialektycznym użyciu pojęć całości i części. Przeciwstawiając się pozytywistycznej metodologii liberalizmu słu­ sznie zauważono, że całość nie tylko jest czymś więcej niż sumą części, ale też jest czymś zupełnie innym czy - lepiej to ujmując - że. suma jest granicznym przypadkiem całości. Przekonanie to było już zawarte w irracjonalistycznej krytyce myślenia abstrakcyjnego. Podkreślając wyłącznie samo­ dzielność całości, krytyka ta "wyraża tylko tę tautologię, że całość jako całość równa jest nie częściom, lecz całości”* 38. Jeśli zajmuje się to sta­

37' P. Nietzsche: Z genealogii moralności, Warszawa-Kraków 1913, s. 63. 38 G.W.F. Hegel: Nauka logiki. T. 2. Warszawa 1968, s. 231.

Spór o racjonalizm

349

nowisko, relację między całością i częścią widzi się jednostronnie, w ten sposób, że część jest w całości określana tylko przez nią, a zupełnie nie jest określana przez samą siebie. W irracjonalistycznej koncepcji całości podrzędną rolę odgrywa ta prosta prawda, że całość bez części jest niczym; prawda, przy której jednostronnie obstaje ze swej strony pozytywistyczna teoria nauki. Trzeba jednak zrozumieć, że dynamika każdej całości jest, zgodnie z jej swoistością, określana zarówno przez elementy, jak i przez jej specyficzną strukturę; w ludzkich zaś dziejach chodzi wręcz o to, by także struktura całości, formy życia społecznego dostały się pod kontrolę elementów, a mianowicie żyjącyoh w tych formach ludzi. W okresie liberalizmu, a z pewnością także w okresie po nim nastę­ pującym ludzie tylko na pozór zapanowali nad społeczeństwem i wszystkimi jego instytucjami, nad całym życiem kulturalnym. Wyobrazili sobie, że sami podejmują najważniejsze decyzje, czy co do przedsięwzięć zawodowych, czy w parlamentach, czy co do politycznego przywódcy, podczas gdy jednak właś­ nie te dziedziny, które w końcowym rozrachunku określają ogólny bieg dzie­ jów, mianowicie dziedziny ekonomiczne, wyjęte są spod wszelkiej rozumnej regulacji. Wyrastające z nich konieczności, we właściwym sensie życiowe kwestie ludzkości, działają zatem ślepo, tzn. poprzez niekonieczny wzrost nędzy, wojen i regresów prowadzą do stanów barbarzyństwa społecznego. Po­ nieważ prowadzonemu przez luiizkość procesowi produkcji brakuje właściwej organizacji i kontroli - pomimo wszystkich monopoli, a nawet z racji tego, że nowoczesne monopole pomnażają jeszcze ogólną dezorganizację jako odizolo­ wane przedsięwzięcia organizacyjne - więc także i całość życia społecznego, zależąca w końcu od czynników ekonomicznych, wymyka się ludzkiej woli. Wo­ bec jednostek występuje jako wrogi im los, jako natura. Ale przypadek i śmierć panują nad życiem dokładnie tak daleko, jak daleko sięga określanie rozumnej istoty przez ślepą naturę, jak daleko konieczność ogranicza państwo wolności. Dlatego chodzi o to, by całość społeczna nie pozornie, lecz rze­ czywiście znalazła się pod kontrolą swych części. Z drogiej strony, także i one same dalej będą się znajdowały w dużej mierze pod panowaniem praw, po­ nieważ ich wytwór musi oddziaływać na nie same. Rozumie się to samo przez się: jest to twierdzenie, które jest ogólnie ważne dla procesu życiowego. W irracjonalistycznej koncepcji jednostki i wspólnoty wszędzie u podstaw leży niedynamiczne użycie pojęć całości i części. Współcześnie od­ grywa ono szczególną rolę w pochodzącej od Othmara Spanna filozofii uniwersalistycznej. Dwa główne błędy metodyczne rządzą dziś wypowiedziami o jed­ nostce i społeczeństwie. Po pierwsze, w jednostronnej identyfikacji tego stosunku brakuje uwzględnienia szczególnej natury procesu, który trzeba właśnie zbadać, a w którym, na różne za każdym razem sposoby, określają się całość i czynniki elementarne. Znajduje to wyraz we wnioskach, które trud­ no przewyższyć w metafizycznej prymitywności, ale które dlatego są bardzo przejrzyste. Twierdzi się oto na przykład: "Całość jest wcześniejsza niż 39 część" , przy czym nie zakłada się tu relacji przyczynowej, a chodzi jedy-* 39 0, Spann: Gesellschaftslehre. Leipzig 1930, s. 562

350

Max Horkheimer

nie o pierwszeństwo logiczne; na podejście przyczynowe "nie ma w społecae. stwie miejsca"*40. Szybko się jednak okazuje, że deklaracji tej przyznaje się znaczenie czysto terminologiczne, a wcale nie przedmiotowe, bowiem to bezsensowne na gruncie czystej logiki twierdzenie beztrosko zastosowane jest do genetycznych problemów rzeczywistości. Jego przeniesienie na kwes­ tie społeczne dokonuje się zupełnie mechanicznie: "Gdy uzna się fakt, że podstawą i istotą wszelkich zjawisk społecznych jest duchowa wspólnota osy całość, natychmiast z tego wynika, że pierwszą w porządku istotowym rzeczy­ wistość stanowi ’społeczeństwo*, jednostka zaś jest tym, co w jej obrębie powstaje wtórnie /przez uczłonowanie/. Teraz jednostka ukazuje się nie ja­ ko zdolna do samorozwoju /autarkiczna/, lecz jako człon; społeczeństwo uka­ zuje się nie jako zbieranina, lecz jako całość, która się rozczłonkowuje"4142 *',

"W ten sposób ujawniają się dwie cechy: a/ całość, społeczeństwo jest właś­ ciwą rzeczywistością; b/ całości przysługuje prymat /jest tym, co pojęcio­ wo pierwsze/, jednostka zaś do pewnego stopnia istnieje rzeczywiście tylko 42 jako składnik całości, jako jej człon, i dlatego jest tym, co pochodne" Większość współczesnych wywodów filozoficznych i socjologicznych na temat jednostki nie opiera się na bardziej ścisłym podejściu. W niczym nie są one lepsze od wypowiedzi indywidualistycznych adwersarzy, którzy wysuwają tezę przeciwną, czyli tezę o logicznym i ontologicznym priorytecie części wobec całości. Co więcej, te ostatnie o tyle jeszcze są bliższe prawdy, że ich tezy zgadzają się z powierzchownym oglądem mechanistycznych nauk przyrodni­ czych, a w socjologii pierwszeństwo mają jednostki przynajmniej w przedsta­ wionym wyżej sensie kontroli, do której trzeba dążyć. Obydwie strony nie wi­ dzą, że wyłączne podkreślanie jednego aspektu tego stosunku jest "pustą abstrakcją" i obie popadają w czystą metafizykę. Dzisiejsza dyskusja wokół relacji między jednostką a społeczeństwem jest jednak obciążona jeszcze i drugim błędem. Otóż problem zazwyczaj jest stawiany nie w świadomym związku z rzeczywistymi potrzebami określonych grup ludzkich, zatem nie w toku praktyki dziejowej, lecz w ten sposób, jak gdyby działający ludzie absolutnie zawsze musieli się stosować do ogólnie ważnej odpowiedzi na filozoficzny problem całości i części, jednostki i wspólnoty. Interpretacja filozoficzna traktowana jest jako odwieczna norma nadająca działaniu sens i cel, nie zaś jako moment w rozwiązywaniu zadań stojących przed ludźmi; moment, który ma oczywiście swój własny sposób od­ działywania. Filozof wierzy, że określa cele ludzkie, ale - właśnie dlate­ go, iż nie wyjaśnił sobie dobrze związku między myśleniem a rzeczywistymi potrzebami i rzeczywistymi walkami ludzkimi - łatwo popada w ślepą zależ­ ność od panujących aktualnie potęg. Zbadanie w abstrakcyjnej sferze logiki 40 Ibidem, s. 562-563. 41 Idem: Universalismus. /w:/ HandwBrterbuch der Staatswissenschaften. T. 8. Jena 1928, s. 456. 42 Idem: Gesellschaftslehre, s. 100.

Spór o racjonalizm

351

stosunku między całością a częścią czy pryncypialne podejście do kwestii jednostki i wspólnoty mogą w określonych warunkach znaleźć drugorzędne zastosowanie również w teorii uczestniczącej w walce o poprawę aktualnej wspólnoty. Ale trwałe normy wyprowadzone z takich rozważań mogą służyć tylko celom pozanaukowym. Osuwanie się na poziom tych odległych i pomyśla­ nych jako odwieczne problemów, podobnie jak powrót do rzekomo pierwotnej lub właściwej czy czystej, a w każdym razie przedhistorycznej istoty czło­ wieka, pełnią w tym stopniu funkcję ideologiczną, że podejmowane są w imię sprawienia czegoś, do czego z zasady się nie nadają: do zdobycia lub upra­ womocnienia konkretnej postawy, której żąda się od ludzi, a która polega na pasywnym podporządkowaniu. Zazwyczaj wcale nie pojawia się przy tym myśl, że ontologia, antropologia czy psychologia są tylko odbitkami przeszłości, nie zaś modelami przyszłości. Co więcej, jako wzorzec ma służyć nie tylko prehistoria człowieka, lecz także pozaludzka przyroda. Gdyby niesforne dzie­ cko chciało powoływać się na swą "naturę", a mała kanalia na pęd do władzy jako prainBtynkt ludzki, odpowiedziałoby się im z pewnością, że muszą sobie z tym poradzić. Ale narodom filozofowie serwują dziś jako uzasadnienie dla podłego stanu świata zupełnie niesmaczne porównania zaczerpnięte z nauk o roślinach, rasach i rozwoju. Takie dysputy z obszarów odległych od wiedzy, a raczej z obszarów niewiedzy mogą wprowadzać tylko zamęt do celów, które stawiają sobie ludzie. Cele te z pewnością są uzależnione na różne spoBoby od aktualnego stanu ludzkiego poznania. Nie da się utrzymać radykalnego od­ dzielenia ustanawiania celów od nauki, przeprowadzonego przez Maxa Webera. Ale nawet zaawansowana nauka, a cóż dopiero współczesna filozofująca biologia nie potrafi ani opisać celów, ani za nimi argumentować i uzasad­ niać ich. Jednak ulepszanie teorii odgrywa ważną rolę w walce o lepszy po­ rządek jako element krytyczny, korekcyjny, napędowy i wzmacniający. Jeśli się obecnie zapędza naukę i filozofię do abstrakcyjnego wykazania, że wspól­ nota zawsze jest wszystkim, zaś jednostki - z wyjątkiem kilku herosów zawsze są niczym, wtedy usiłowania te nie mają nic wspólnego z postępową funkcją nauki. Należą do historii zniewalania ideologicznego, nie zaś do historii ludzkiego poznania. Irracjonalizm przezwycięża myślenie czysto indywidualistyczne nie przy pomocy przekonania, że zdecydowana większość ludzkości jest wspólnie zainteresowana w rozumnej organizacji społeczeństwa, lecz żądając rezygna­ cji z indywidualnego szczęścia na rzecz metafizycznych bytów istotowych. Rozpoznanie przyczyn nędzy mas, która polega na współczesnym ubóstwie i na dalszej perspektywie pełnego męczarni zgonu w wojnach związanych z tym sys­ temem, potrafiłoby zmienić nie tylko świadomość ludzkości, ale całą jej psychiczną istotę. Troska jedynie o osobisty awans, nastawienie się wy­ łącznie na korzyść ekonomiczną jako reakcje narzucane przez "racjonalne" przesłanki usamodzielniły się w trakcie epoki burżuazyjnej i ludzi z tych warstw, które wierzą jeszcze w to, iż obecna sytuacja daje im szanse, spro­ wadziły do poziomu automatów zabiegających o własne utrzymanie. Ze względu 43 Por. jej znakomitą krytykę przeprowadzoną przez M. Hartmanna w; Die methodologische Grundlagen der Biologie. Leipzig 1933.

352

Max Horkheimer

na niemożliwość zaspokojenia instynktów indywidualistycznych odgórnie nego­ wana jest jednostka jako stanowiąca sens życia, a na jej miejsce jako praw­ dziwy podmiot wyznaczana jest istniejąca właśnie wspólnota. Wtedy jednostki kierują w pewnej części swe nie zaspokojone pragnienia awansu społecznego na kolektywną jednię, do której zawsze należą. W swych myślach i uczuciach wyposażają państwo w te wartości indywidualistyczne, które epoka liberalistyczna wpajała jednostce jako ideały. Swe pragnienia ważności społecznej zaspokajają w reprezentatywnych jednostkach. Myślenie indywidualistyczne wcale nie jest tu naprawdę przezwyciężane, a jest jedynie przemieszczane. Odpowiednio, w wielkiej polityce jak najbardziej uprawnione są dywagacje racjonalistyczne, które wykluczone są w wymiarze jednostkowym. W odniesie­ niu do państwa, myślenie wręcz nie może być dostatecznie egoistyczne. Ina­ czej jest z rozumowym pojęciem wspólnoty, które opiera się na rozpoznaniu wspólnych interesów życiowych. Spajają one te ujarzmione grupy, które w kon­ sekwencji obecnego stanu społeczeństwa, stanu wspieranego przez irracjona­ lizm, a w jego intencjach nawet uwiecznianego, w okresach pokoju wzajemnie muszą sobie szkodzić, a podczas wojny - wyniszczać się. Gdy irracjonalistyczna filozofia i irracjonalistyczny światopogląd nawołują do podporządko­ wania jednostki właściwej całości, mogą nawiązywać, .¡je śladami rozumnego uzasadnienia, do pozornej, a właściwie w części rzeczywiście istniejącej, sprzeczności interesów ludzkości podzielonej na narody, która to sprzecz­ ność wynika ze złej organizacji i ze złego podziału świata. Organizacja ta kiedyś sprzyjała życiu, dziś jej utrzymywanie leży już tylko w interesie co­ raz mniejszej części ludzkości. Ludzkość musi ją zmienić pod groźbą zagłady. Wysławiając ekonomicznie uwarunkowaną rezygnację z popędów, irracjo­ nalizm przyczynia się do tego, by przyzwyczajać do niej masy. Ułatwia przy­ stosowanie się mas i dzięki przynoszonemu psychicznemu zaspokojeniu oddaje na usługi panującej polityki te siły, które w przeciwnym przypadku trzymały­ by się z dala od teraźniejszości. Ważną tezą psychologii społecznej jest twierdzenie, że bezpośrednie uśmierzenie fizycznych potrzeb mas może być częściowo i na jakiś czas zastąpione przez innego rodzaju czynniki zaspo­ kajające. Ogólna postawa duchowa, która przy pomocy współczesnego irracjo­ nalizmu powstaje na gruncie przystosowania do podłych warunków egzystencji, to 3wego rodzaju gotowość do ofiar. W ramach tej ascetycznej postawy ludzie są równie trwale związani z wartościami indywidualistycznymi jak przy naj­ bardziej prostackim egoizmie - tyle że wartości te w sensie pozytywnym prze­ niesione są na całość, a wobec samej jednostki występują z odwróconymi zna­ kami: miejsce osobistej potęgi zajmuje teraz posłuszeństwo, miejsce bogac­ twa - ubóstwo, miejsce libertyństwa - cnotliwość. W życiu, w postępowym sensie transcendującym burżuazyjne formy egzy­ stencji, wartości indywidualistyczne nie będą ani zwalczane, ani duszone, lecz wycofają się na dalszy plan, poza cele ustalane przez całe społeczeń­ stwo. Natomiast moralność ofiary i samonegacji wyrasta z dostosowywania się egoistycznych egzystencji do sytuacji, która uniemożliwia adekwatne zaspokajanie potrzeb'popędowych. Ponieważ przy tym jednostki zmieniają po

Spór o racjonalizm

353

części swe popędy tylko co do ich oznak i także po tej transformacji przy­ najmniej część egoistycznej masy popędowej zostaje zachowana, to zazwyczaj w sercu gotowym do ofiar mieszka obok ascezy spory kawał dzikiej chciwości, ambicji i pędu do władzy w społeczeństwie, które wyrażaja się wszędzie tam, gdzie rzeczywistość pozostawiła dla nich malutkie miejsce. Fakt, że owa re­ zygnacja dokonywana jest świadomie w imię wspólnoty, wcale nie oznacza, że w charakterze tych ludzi zdolność do miłości przeważa nad popędem samozacho­ wawczym. W takim przypadku myśl o ofierze nie odgrywałaby w ich światopoglą­ dzie tak wybitnej roli, zaś ich odczuwanie świata nie miałoby owego poloru “tragiczności", który ma taką wartość dla współczesnej literatury. Pojęcie wspólnoty, o które tu chodzi, nie opiera się też na rozpoznaniu wspólnego źródła nędzy: własnej i cudzej. W takim przypadku tylko nędza byłaby tym, co przede wszystkim wspólne, zaś wspólnota jako cecha charakterystyczna życia społecznego nie wydawałaby się czymś rzeczywistym, lecz zadaniem do­ piero do wykonania. Natomiast wspólnota, do której odnosi się ofiara, usta­ nawiana jest odgórnie jako istotowy obiekt prostego uwielbienia. Można zwod­ niczo obwieszczać, że ona istnieje, gdyż Jej realizacja nie tylko jest od­ różniana od spełnienia wymogów materialnych, ale nawet nie powinna się z tym wiązać. Wspólnota ta jest symbolem, przy pomocy którego dokonuje się inwer­ sja popędów indywidualistycznych i pogodzenie z istniejącą rzeczywistością. Oddziaływanie sił duchowych, które w innym przypadku mogłyby zmierzać do przekształcenia owego symbolu, ma dziś sens utrzymywania systemu przeciwsta­ wiającego się większości interesów indywidualnych. Także ten system utrzy­ muje i odtwarza życie społeczeństwa - choć zawsze w sposób przypadkowy i przy straszliwych stratach na tarcie. W tej mierze poświęcanie się dla istniejące­ go porządku i praca na rzecz złej rzeczywistości nie są całkowicie wyzbyte po­ zytywnego, racjonalnego sensu, podobnie jak - z drugiej strony - walka o zmianę tego systemu musi zrazu okaleczać wiele tych sił, których wyzwole­ nie jest jej celem. W tej rzeczywistości, która jest pełna sprzeczności, każda działalność sama nosi sprzeczny charakter. Przeto rezygnacja z indy­ widualnych interesów i ich przeniesienie na symbol wspólnoty może być ko­ rzystne i rozumne nie tylko dla tych, którzy są najpotężniejsi ekonomicznie, ale i dla innych warstw, a nawet dla większości w obrębie jakiejś z istnieją­ cych struktur władzy. Wszelako szerzej widząca teoria dostrzega ograniczo­ ność tego rozumu: małe korzyści, które w obrębie jednej z rywalizujących grup władzy ludzie mogą uzyskać kosztem innych, gdy rzucą na szalę swe ro­ szczenie do szczęścia czy nawet własne życie, jest okupywane nie tylko tą stawką, lecz przedłużeniem i pogłębieniem bezsensownej nędzy oraz niespra­ wiedliwością i barbarzyństwem na całym świecie. Konsekwencje tej sytuacji muszą w końcu zwrócić się przeciw tym także, którzy poprzednio uzyskiwali korzyści, lub przeciw ich bliskim. W irracjonalizmie zawarta jest w isto­ cie świadomość, że ofiara jest bezsensowna dla jednostek, które ją ponoszą, a nawet świadomość ta należy do jego istoty. Dochodzi więc do tego, że w naszych dniach ofiary "muszą być cenione tym bardziej, iż ponoszone są na

351*

Max Horkheimer

granicy sensowności" 44 W psychologii szeroko badano mechanizm dochodzi do zmiany wyrazów popędu. Zasadnicze które oddziaływują tu w sposób istotny, Freud ambiwalencji i odwróconej postawy obronnej1*®.

psychiczny, dzięki któremu elementy życia duchowego, określił przy pomocy pojęć Ale przede wszystkim Nietzs­

che dostrzegł społeczne znaczenie umiejętności psychicznej, by z koniecz­ ności czynić cnotę i bezsilności nadać przeciwne znaczenie. Wedle niego ideał ascetyczny jest "fortelem do utrzymania życia"*®. Szczegółowo stu­ diował on środki psychiczne, poprzez które w niższej klasie zwalcza się de­ presyjne oddziaływanie rezygnacji wymuszanej przez stosunki ekonomiczne. Obok "hipnotyzowania" wskazuje przede wszystkim na "tę działalność machinal­ ną i to, co się z nią wiąże.to jest bezwzględną prawidłowość, punktualne bezmyślne posłuszeństwo, jednostajny raz na zawsze tryb życia, zapełnienie czasu, pewne przyzwolenie, ba, pewne wprawianie się do ’nieosobowości’, do zapomnienia samego siebie, do 'incurie sui*"*?. Analiza Nietzschego bez­

pośrednio odnosi się wprawdzie do kapłana, ale jego technikę przedstawił w sposób, który całkowicie stosuje się do najnowszego irracjonalizmu. "Właś­ nie gdy miał do czynienia z cierpiącymi niższych stanów, z niewolnikami ro­ boczymi lub więźniami /lub z kobietami, które przecież po największej częś­ ci są jednym i drugim zarówno, niewolnikiem roboczym i więźniem/, nie po­ trzebował niczego więcej, tylko małej sztuki przemieniania nazw i przechrz­ czenie, aby w znienawidzonych rzeczach widzieli odtąd dobrodziejstwo, względ­ nie szczęście: w każdym razie nie kapłani wynaleźli niezadowolenie niewol­ ników ze swego losu - Jeszcze bardziej cenionym środkiem w walce ze zgnę­ bieniem jest zalecenie drobnej radości, łatwo dostępnej i dającej się ująć w prawidło; posługują się tym lekarstwem często w połączeniu z powyżej omówionym"1*®. Ale od czsbów Nietzschego rozwój społeczny na wiele sposobów prze­ rósł jego rozważania, które przede wszystkim odnosiły się do praktyki chrze­ ścijaństwa, ale i ją uchwytywały tylko ze względu na pewne funkcje histo­ ryczne. Religia, która w czasach nowożytnych przyjęła wiele cech humanistycz­ nych, dziś przystosowuje się do zmienionego stanu rzeczywistości i bardzo zbliżyła się do biologistycznej strony filozofii Nietzschego. W swej walce z niezadowoleniem została ona później w dużym zakresie wsparta przez nowe potęgi wychowawcze. Niemniej nieztscheańska analiza "przewartościowania", pomimo swych braków, ma znaczenie także dla owych nowych funkcji społecz­ nych. Zamiast pojęć religijnych występują dziś kategorie z innego porządku 44 E. Jttnger: Der Arbeiter, s. 170. 45 Por. szczególnie: S. Freud: Gesammelte Schriften. T. 5. Wien, s. 452-458. Chodzi tu o takie postawy obronne, w których na skutek niezwykle silne­ go zrepresjonowania pierwotnego bodźca, rzeczywiste zachowania mają cha­ rakter całkowicie odmienny /np. zrepresjonowana wrogość przejawia się w postaci przesadnej uprzejmości/. /Uwaga tłum./. 46 F. Nietzsche: Z genealogii..., s. 144. 47 Ibidem, s. 163. 48 Ibidem, s. 163-164.

Spór o racjonalizm

355

albo ważne są równolegle i jedne, i drugie. To, czego w religii żądano w imię Boga, dziś dokonuje się dla dobra całości, dla dobra wspólnoty. Właś­ ciwe życie, które przedtem powodowała łaska, teraz powinno wyrastać z natu­ ralnych więzów życiowych, z potęg krwi i ziemi. Słuszny zarzut wobec rachi­ tycznego racjonalizmu, że rozum nie tworzy sam z siebie i że siły intelek­ tualne są uzewnętrznieniem ogólnoludzkiej konstytucji, zostaje zhipostazowany jako fałsz, gdy różnice w tej konstytucji, które zachodzą między jed­ nostkami i narodami, pojmowane są jako ustanawiane bezpośrednio przez natu­ rę, nie zaś jako wynik rozwoju integrującego czynniki społeczne i niespołeczne. Autorytatywnie obdarza się przy tym naturę wartościami bądź pozytywnymi, bądź negatywnymi, w zależności od tego, czy chodzi o naturę własnej, czy wro­ giej grupy. Czasem występuje ona zamiennie z Bogiem lub nawet zostaje ubóst­ wiona. Także wobec problemu ofiary myślenie materialistyczne nie może przed­ stawić poglądu obowiązującego raz na zawsze. Nie jest ono tak radykalne, jak metafizyka. Ponieważ tendencje dziejowe, z którymi się wiąże, są wpraw­ dzie współokreślane przez zagrożenie jednostkowego szczęścia i życia, ale nie są nastawione jedynie na samozachowanie każdej jednostki, dlatego indy­ widualne istnienie nie stanowi dla niego ani jedynego, ani najwyższego celu. W toku praktyki dziejowej poświęcenie życia może stać się bezwzględnie ko­ nieczne, zaś wyłączna troska o nie może dla ludzi zupełnie stracić wartość, iródła motywów, dla których jednostki uczestniczą w tej praktyce, z pewnoś­ cią nie leżą jedynie w intelekcie, lecz wynikają z całego charakteru działa­ jącej osoby, ale bez słusznej teorii całego społeczeństwa działanie społecz­ ne - nawet gdy jest nader wymyślne w technicznych szczegółach - oddane jest na pastwę czystemu przypadkowi i tylko przypuszcza się co do niego, że słu­ ży własnym celom, gdy naprawdę służy zamaskowanej konstelacji interesów. Teoria społeczeństwa, którą kieruje się rozumne działanie, nie jest - jak pokazano wyżej - tylko sumą abstrakcyjnych elementów pojęciowych, lecz jest próbą, by przy pomocy wszystkich nauk szczegółowych nakreślić obraz proce­ su życia społecznego. Obraz ten ma dopómóc w gruntownym rozpoznaniu krytycz­ nej sytuacji światowej i zarodkowych możliwości bardziej rozumnego porządku. Wyłożenie tej teorii jest poprzedzane przez analizę i owo dogmatyczne poję­ cie wspólnoty może się w rzeczy samej obawiać z jej strony wielu zagrożeń. Z materializmem sprzeczne jest nie poświęcanie życia jako takie, lecz poś­ więcanie w imię antyludzkich interesów: ofiara, której przesłanką jest sacrificium intellectus lub przynajmniej niedostatek intelektu. Dla najbar­ dziej postępowych grup społecznych wymóg, by utrzymywać się na wyżynach aktualnie dostępnego poznania, nie jest racjonalizmem, a jest nieubłaganie narzucany przez ich sytuację życiową. Mało dla nich wprawdzie znaczy pozna­ nie samo dla siebie, ale to znaczenie - podobnie jak działanie, w którym uczestniczy - uzyskuje w związku z walkami o uczłowieczenie życia. Nawet prawdziwe myśli ludzkie, gdy w ogóle oderwane są od nędzy i radości, nie mają same dla siebie żadnej wartości. Ale czy sama walka o urzeczywistnienie porządku, który byłby godny

356

Max Horkhelmer

człowieka, nie ma głębszego sensu? Czy nie ma jakiegoś - być może ukrytego przed jednostkami - przeznaczenia dziejowego, tak że każdy, kto na swoim miejscu poświęca się, jednak służy czemuś wyższemu, niepoznawalnemu, a prze­ cież - godnemu uwielbienia? Na pytania te racjonalizm i irracjonalizm udzie­ liły wielu pozytywnych odpowiedzi. Popadły przy tym w optymistyczną metafi­ zykę, a w ten sposób ułatwiły sobie jeszcze swój współczesny pesymizm spo­ łeczny. Materializm nie zna żadnej innej rzeczywistości, ani tej, która mia­ łaby leżeć u podstaw naszej rzeczywistości, ani tej, która miałaby się nad nią nadbudowywać. Nie na pozór, lecz naprawdę i raz na zawsze ludzie tracą szczęście i pokój, którymi nie zostali obdarzeni na ziemi, śmierć bowiem nie jest pokojem, lecz rzeczywiście prowadzi w nicość. Miłość do ludzi jak rozumie ją materializm - odnosi się nie do istot, które po śmierci chro­ nią się w wieczności, lecz do jednostek z całą powagą pojmowanych jako prze­ mijające. Poznaniu materialistycznemu nie może także stawić czoła także wybieg współczesnej filozofii, by ze względu na uwiąd wiary w zaświaty przedstawić nadejście śmierci jako "konieczne spełnienie sensu życia"^, wybieg, który jest szczególną próbą myślowego pojednania z bezsensowną rzeczywistością. W poznaniu tym nie ma żadnej odmiany optymizmu światopoglądowego i dlatego trudniej jest mu pogodzić się z biegiem dziejów powszechnych. Wszystkie energie, nawet najbardziej desperackie kieruje ku doczesności, a rozczaro­ waniu przeciwstawia przy tym jedyną wiarę, jaką dopuszcza, nadzieję zwiążaną z ziemskimi możliwościami człowieka. W przeciwieństwie do niego, opty­ mizm metafizyczny i religijny nie jest skazany na to, by wypatrywać dla lu­ dzi nawet najmniejszą doczesną możliwość i z całą energią przy niej trwać. Bezwzględna rezygnacja materialistycznego sposobu myślenia z wszel­ kich idealnych możliwości zaprowadzenia harmonii szczególnie jasno uwydat­ nia się w takich czasach jak obecne, kiedy wydaje się, że przyszłość świa­ ta jest w najwyższym stopniu zagrożona, a bezpośrednim niebezpieczeństwem dla tej części świata, która najwięcej obiecuje, jeśli chodzi o rozwój wszystkich zdolności kulturalnych, jest upadek w barbarzyństwo. Wszystkie te objawienia, których racjonalizm i irracjonalizm jako gałęzie metafizyki idealistycznej udzielają w najmroczniejszych chwilach istnienia: wieczne idee i niewyczerpalne życie, czyste Ja i prawdziwy sens egzystencji, nie­ zniszczalne jądro osobowości i boskie posłannictwo własnego narodu, okazu­ ją się tworami pojęciowymi, w których uwieczniony jest refleks przemijają­ cej osobowości. Dzieje powszechne stanowiły w pewnym stopniu rozwój rozum­ nej istoty, którą każdy nosi w sobie jako jądro podmiotowości i jednostka mogła się czuć nieprzemijająca w sensie substancji. Racjonalistyczna wiara w postęp wyraża nie tylko szacunek dla nieograniczonych możliwości rozwoju ludzkiego i moralne pragnienie lepszej przyszłości ludzkości, lecz także narcystyczną projekcję na całą wieczność własnego uwarunkowanego czasowo

Ja. W kapitalizmie monopolistycznym, gdzie większość jednostek ujmowana 49 M. Scheier: Schriften aus dem Nachlass. T. 1. Berlin 1933, s. 26.

Spór o racjonalizm

357

jest tylko jako elementy masowe, irracjonalizm dostarcza oto teorii, te istota tych jednostek egzystuje we wszechogarniającej jedni dziejowej, do której w każdej chwili należą, i że gdyby tylko były posłuszne, o nic nie siusiałyby się troszczyć: ich lepsze Ja jest po śmierci zachowywane we wspól­ nocie. Tak oto i racjonalizm, i irracjonalizm służą gloryfikacji. Fakt, że materializmowi na zupełnie brakować tej cechy, wydaje się sprzeczny z jego historycznymi źródłami. Stanowczo podtrzymywanym, zasadni­ czym elementem filozofii epikurejskiej jest to, by dzięki myśleniu wypędzać z duszy obawę i zwątpienie. Filozofia ta przypisuje teorii moc uzdrawiania^0.

Ale w przeciwieństwie do filozofii idealistycznej, także w starożytności ma­ terializm spełniał tę psychologiczną posługę nie tak, iżby wskazywał na to, co nieprzemijalne, i, jak Platon, w uwiecznionych pojęciach, czy, jak stoi­ cy, w ubóstwionym biegu natury tworzył ludziom ojczyznę, dając nadzieję na powrót do niej. Poprzez ujawnienie idoli metafizycznych - co zawsze stanowi­ ło główną część koncepcji materializmu - skierował on ludzką zdolność do mi­ łości nie ku produktom fantazji, nie ku czystym symbolom i lustrzanym two­ rom, lecz ku rzeczywistym żywym istotom. V wielu osób silna determinacja mo­ że pochodzić nie tylko z solidarności z tymi istotami, ale i z przejrzystoś­ ci świadomości. Wyzwalające może być samo stwierdzenie wspólnoty cierpienia i wskazanie stosunków, które niosą udrękę, • które działają skrywane przed światłem świadomości przez cały aparat ideologiczny. Wszelako to nie po prostu myślenie uzyskać może takie znaczenie, lecz aktualna struktura odnosząca treści myślowe wzajemnie do siebie i do rzeczywistości. Dla materializmu wiedza sama w sobie - choćby bardzo zróż­ nicowana i skrupulatna - niewiele jeszcze znaczy. Chodzi o to, że w centrum wiedzy stoi kilka prawd, które w każdym momencie dziejowym pomagają wyjaśnić rzeczywistość. Naprawdę drugorzędną rolę odgrywa przy tym sama ilość wiedzy. Jak na przykład w różnych okresach starożytności - a i wtedy za każdym ra­ zem tylko dla pewnych warstw panujących - decydujące znaczenie miało precy­ zyjne pojęcie substancji i uwolnienie się od lęku przed bogami, tak w rene­ sansie prawdziwa wiedza koncentrowała się na postępowej antropologii i kos­ mologii. Ludzie i pomysły okreśłały wtedy subtelne różnice w poglądach na przedmioty, które w innych czasach mogły być obojętne dla charakteru kon­ cepcji filozoficznych i ich zwolenników. Dziś o prawdzie całościowego wi­ dzenia decydują określone podstawowe ujęcia istoty społeczeństwa, nie zaś posiadanie lub nieposiadanie rozległych wiadomości specjalistycznych. Ale także w samych tych podstawowych ujęciach chodzi o pozornie bagatelne od­ rębności. Gdyby chciało się dziś pociągnąć linię oddzielającą ludzi z uwa­ gi na ważność ich wiedzy, to trzeba by ją prowadzić mniej ze względu na skalę ich wykształcenia naukowego, a bardziej ze względu na pewne cechy za­ chowań, w których wyraża się ich stanowisko wobec walk dziejowych. Ten, kto rozporządza kluczowymi ujęciami, uzyskuje też - gdy potrzeba - wiado­ mości z innych dziedzin, ale gdy wychodzić od wykształcenia, które ma nie­ aktualną strukturę, wtedy w pewnych okolicznościach droga jest usiana cięż-

50 Por. np. Lukrecjusz: 0 naturze wszechrzeczy. Warszawa 1957. Ks. II, w. 58-60, ks. V,w. 1-55.

358

Max Horkheimer

kiml przeszkodami. Od zamkniętych w swych granicach nauk szczegółowych częs­ to jest tylko mały krok do zabobonu: dowodzą tego liczne przypadki, gdy o sprawach szczególnie blisko obchodzących wszystkich ludzi zaczynają mówić tacy reprezentanci owych nauk, którzy w swych dziedzinach doszli do rzeczy najwybitniejszych. Dla jednostek masa wiadomości, które dla całego społe­ czeństwa są oczywiście nadzwyczaj ważne jako środek produkcji, nie jest już dziś tak bardzo istotna jak w pozytywistycznych okresach rozwoju nauki, rów­ nież i dlatego, że od czasów dlalektyki heglowskiej rozpowszechnił się pog­ ląd, że postęp poznania nie dokonuje się już na drodze Sumowania danych. Etapy w rozwoju nauki wyznacza nie przyrost faktów i teorii, lecz gwałtowne przekształcenie fundamentalnych kategorii. Przekształcenie takie jest wpraw­ dzie zawsze poprzedzane przez coraz dalej postępującą rewizję wiedzy szcze­ gółowej, ale ta nieuchronnie dokonuje się przy uwzględnieniu najwyższych pryncypiów systemowych, które wytyczają zakres korekt. W efekcie, rewolucjonizacja fundamentalnych kategorii, która jest w ten sposób dopiero przy­ gotowywana, ogólnie podnosi poznanie na wyższy poziom i dotyka całej jego struktury. Jeśli przeto materialistyczne myślenie i jego upowszechnianie, obok swej roli jako oręża w walkach społecznych, wywiera też na jednostki wpływ wyzwalający i pokrzepiający - a w ten sposób w takich właśnie momen­ tach jak obecny oznacza psychiczną pomoc - to dzieje się tak-nie dlatego, żeby sam materializm uważał za wielką wartość posiadanie wiedzy niezależ­ nie od wszelkich praktycznych zadań i celów, lecz dlatego, że wiele ducho­ wych kajdan, w których ludzie dziś cierpią, pęka, gdy rozbrzmiewa właściwe słowo, i ponieważ słowo to w dużym stopniu może znosić narzuconą przemocą izolację ludzi od siebie, charakterystyczną dla epoki współczesnej. Siła taka jest właściwa prawdzie, choć ta nie tylko rezygnuje ze wszelkiego ide­ ologicznego pocieszenia, lecz stara się je rozbić. W sporze między racjonalizmem a irracjonalizmem materializm nie na­ leży do żadnej ze stron. Od czasu, gdy Kartezjusz odizolował substancję du­ chową od wszelkiej rzeczywistości przestrzennej, racjonalizm zabsolutyzował jako najwyższy rodzaj ludzkiej, czynności określoną formę myślenia: wynajdy­ wanie abstrakcyjnych pojęć i ustalanie czyBto statycznych stosunków między nimi. W związku z tym obstawał przy psychologii lntelektualistycznej 1 dzia­ łania ludzkie wyjaśniał wyłącznie na podstawie świadomych motywów. Ponieważ jego antropologia od początku była określana przez pojęcie odizolowanej substancji duchowej, przez pojęcie monady - które było wprawdzie wiernym wyrazem jednostronności człowieka w epoce burżuazyjnej, ale w którym pomi­ nięta była jego zależność od ogólnospołecznego procesu życiowego - dlatego całość społeczna ze swoimi wymogami mogła w racjonalizmie odgrywać rolę al­ bo jako sprzyjająca egoistycznym celom, albo jako przeszkadzająca im, albo też wymogi te występowały w nim w zmltologlzowanej formie sumienia czy przy­ kazania boskiego. "Irracjonalizm jako odzew na racjonalizm mówi tylko ukrad­ kiem o tym, na co tamten jest ślepy"^^. w swym pojęciu wspólnoty usuwa on nierozwiązane problemy do "refugium tego, co irracjonale". Swe logiczne 51 M. Heidegger: Sein und Zeit, s. 136

Spór o racjonalizm

359

źródła ma w porażce, jaka racjonalizm ponosi wobec problemów społecznych. Jego siła wyrasta z obecnego schyłkowego okresu, w jakim znajduje się spo­ łeczeństwo samoświadomych jednostek. Dzisiaj prawdę obraża fałszywe racjo­ nalistyczne pojęcie równości, które logicznie ufundowane jest na hipostazie jednostkowych zdolności do myślenia abstrakcyjnego, a które zamiast stawać się żądaniem rozumnego ukształtowania stosunków, staje się doktryną meta­ fizyczną. Z konkurencyjnej walki między jednostkami burżuazyjnymi, które troszczą się tylko o własne interesy, na mocy praw rozwijającej się ekono­ miki jako zwycięzcy wychodzą tylko całkiem małe grupy. Znacznie większa ilość ludzi traci swą indywidualność i staje się masą, która potrafi dzia­ łać tylko heteronomicznie, nawet jeśli do celów, jakie są przed nią stawia­ ne, chcąc nie chcąc trzeba wprowadzić w pewnym zakresie jej własne potrze­ by. Irracjonalizm słusznie stwierdza bankructwo racjonalizmu i wyciąga z tego fałszywą konkluzję. Jednostronne myślenie i egoistyczne interesy kry­ tykuje on nie w imię takiego urządzenia świata, które faktycznie byłoby zgodne z siłami stojącymi do dyspozycji ludzkości. Przeciwnie, poprzez swój nakaz podporządkowania się rzekomej całości i powszechności zabiega o śle­ pą akceptację, a w ten sposób pozostawia nienaruszone co do istoty prawa ekonomiczne, które są przyczyną współczesnych stosunków, i troszczy się o cele najpotężniejszych czynników gospodarczych, będących tylko agentami owych potęg ekonomicznych. Staje on na przeszkodzie nowemu ukształtowaniu społeczeństwa. Na pozór uznaje taką konieczność, ale ogranicza ją do wew­ nętrznej przemiany i do odnowy duchowej. Ze skomplikowanego problemu spo­ łecznego robi prymitywny problem pedagogiczny, co może odpowiadać zacofa­ nym warstwom, które wewnętrznie są związane z taką filozofią, Z cech swois­ tych okresu, w którym irracjonalizm odgrywa pewną rolę, wynika jego nega­ tywny charakter, podobnie jak pozytywny charakter racjonalizmu wiąże się z wielkimi twórczymi dokonaniami burżuazji. Ten ostatni staje się współcześ­ nie łatwym łupem przeciwnika; historia dawno pozostawiła za sobą czas sys­ temów racjonalistycznych. Rozum, zawarty w nazwie racjonalizmu, działa dziś w ramach teorii, której metodę rozwinął jeszcze sam racjonalizm pod tytułem dialektyki.

VALIER BENJAMIN

O aktualnej postawie społecznej francuskiego pisarza

Gdy w roku 1914 wybuchła wojna, pod prasa drukarską leżała książka Guillaume Apollinaire’a "Le Poète assassiné". Apollinaire’a nazwano Bellachinim literatury. W jego stylu pisania i życia zawierały się gotowe teo­ rie i hasła, które podówczas były aktualne. Wyciągał je ze swej egzystencji, tak jak magik wyciąga z cylindra to, czego się właśnie od niego żąda: om­ let, złotą rybkę, suknię balową, zegarek kieszonkowy. Jak długo człowiek ten żył - zmarł w dniu zawieszenia broni - nie pojawiła się żadna ekscen­ tryczna moda w malarstwie i w pisarstwie, której nie stworzył lub przynaj­ mniej nie lansował. Wraz z Marinettim puścił w obieg hasło futuryzmu w po­ czątkach tego ruchuj potem propagował dada, nowe malarstwo od Picassa po Maxa Ernsta, a na koniec surrealizm, któremu nadał nazwę. W opowiadaniu "Poeta zamordowany" - które dało tytuł tomowi nowel - Apollinaire opubli­ kował artykuł - naturalnie apokryficzny - który ”26 stycznia tego roku" miał się ukazać w czasopiśmie "Głos" w Adelaide w Australii, pochodząc spod pióra pewnego niemieckiego chemika. W artykule tym czytamy: "Prawdziwa chwała opuściła poezję, przenosząc się w dziedziny nauki, filozofii, akrobatyki, filantropii, socjologii etc. ... Poeci dobrzy są dzisiaj tylko do brania pieniędzy, których nie zarabiają dlatego, że nie pracują, i że og­ romna ich większość /wyjątkami są autorzy tekstów do piosenek i kilku in­ nych/ nie ma ani krzty talentu i, co zatem, żadnego usprawiedliwienia. Zaś ci, którzy posiadają pewne zdolności, tym bardziej są szkodliwi, gdyż nie mają żadnych zarobków i żadnych zajęć, każdy z nich robi więcej wrzawy niż pułk żołnierzy./.../ Ludzie ci nie mają już żadnej racji istnienia. Przy­ znawane im nagrody ukradzione są pracującym, wynalazcom, uczonym, filozofom akrobatom, filantropom, socjologom etc. Poeci muszą zniknąć. Likurg wygnał

W. Benjamin: Zum gegenwärtigen gesellschaftlichen Standort des französischen Schriftstellers. "Zeitschrift für Sozialforschung" 1934 z. 1, s. 54-77.

J62

Walter Benjamin

ich z Republiki, trzeba wygnać ich z całej Ziemi". W wydaniu wieczornym autor miał jeszcze opublikować uzupełnienie, w którym czytamy: "¿wiecie, wybieraj pomiędzy swoim życiem a poezją: jeśli nie podejmie się przeciw niej poważnych środków, skończone z cywilizacją. Nie wolno ci się wahać. Jutro zacznie się nowa era. Poezja przestanie istnieć Zmasakrujemy poetów"1. Słowa te nie wyglądają na napisane przed dwudziestu laty. Nie cho­ dzi o to, że owe dwa dziesiątki lat przeszły, nie pozostawiając na nich żadnego śladu. Niemniej dzieło tych lat polegało na tym, że z pewnego nas­ troju, z pewnej przesadnej improwizacji wyprowadziły prawdę, która tam by­ ła zawarta. W międzyczasie poznaliśmy krajobraz, w jednym błysku oświetlo­ ny przez te słowa /3 • wtedy był on jeszcze odległy/. Istnieje społeczny ustrój imperializmu, w którym pozycja intelektualistów stawała się coraz cięższa. Selekcja, jakiej dokonują pośród nich panujący, prawie nie ustę­ puje co do surowości postępowania opisanemu przez Apollinaire*a. Podjęte od tego czasu próby określenia funkcji intelektualisty w społeczeństwie da­ ją świadectwo kryzysowi, w którym on żyje. Nie nazbyt wielu posiadło dosta-* teczną determinację i ostrość spojrzenia, by zrozumieć, że oczyszczenie sytuacji intelektualisty, jeśli już nie ekonomicznej, to z pewnością moral­ nej, ma za przesłankę najgłębszą przemianę społeczeństwa. Gdy pogląd ten jest dziś niedwuznacznie wypowiadany przez André Gide’a i niektórych mło-. dych pisarzy, to przecież jego wartość musi się wydawać tym większa, im dokładniej uzmysłowić sobie trudne warunki, w których jest uzyskiwany. W błysku jasnowidztwa Apollinaire’a rozładowuje się duszna atmosfe­ ra. W tej atmosferze powstaje dzieło Maurice’a Barrèsa, które w latach przedwojennych miało decydujący wpływ na inteligencję. Barrés był romanty­ cznym nihilistą. Dezorganizacja idących za nim intelektualistów musiała postąpić bardzo daleko, skoro znajdowały ich aprobatę maksymy człowieka, który oświadczył: "Cóż mi zależy na słuszności teorii; tym, co potrafię w nich docenić, jest entuzjazm". Barrètt byt tym głęboko przeniknięty i wyzna­ wał: "że wszystko jest obojętne, z wyjątkiem élan, która płynie do nas i nam podobnym z pewnych idei, dla tych zaś, którzy zdobyli właściwy punkt widzenia, nie ma żadnych wielkich wydarzeń, a jest tylko widowisko w wiel­ kim stylu". Im bardziej zagłębiać się w świat myślowy tego człowieka, tym ściślejsze okazuje się pokrewieństwo tego świata z teoriami, które współ­ czesność wytwarza wszędzie. Jest to ten sam nihilizm zasadniczej postawy, ten sam idealizm gestów i ten sam konformizm, które stanowią wynik nihili­ zmu i idealizmu. Podobnie jak wedle La Rochefoucauld wychowanie może czło­ wieka nauczyć tylko dystyngowanego radzenia sobie z brzoskwinią, tak też uruchamiany przez Barresa aparat romantyczny - a w końcu i polityczny - ma­ jący propagować "kult ziemi i zmarłych" nie służy żadnemu celowi wyższemu niż "uczynienie bezładnych wrażeń bardziej ucywilizowanymi". Owe uszlachet­ nione wrażenia nigdzie nie wypierają się tego, że ich źródłem jest estetyzm, który stanowi tylko drugą stronę nihilizmu. I jak dziś włoski nacjonalizm

1 G. Apollinaire: Poeta zamordowany. Kraków 1976, s. 73, 74. /Przyp. tłum./.

O postawie francuskiego pisarza

363

powołuje się na Rzym imperialny, a niemiecki - na germańskie pogaństwo, tak Berrea wierzy, że nadeszła godzina "pogodzenia zwyciężonych bogów i świętości". Chce ratować przejrzyste źródła i głębokie lasy, nie mniej niż katedry francuskie, w obronie których wystąpił w znanym tekście w roku 1914: "Aby zaś zachować moc duchowości rasy, domagam się spojenia uczucia katolickiego z duchem ziemi ojczystej". Barres osiągnął największe oddziaływanie dzięki powieści "Les De'racinés", która przedstawia losy siedmiu Lotaryńczyków studiujących w Paryżu, Krytyk Thibaudet poczynił o tej powieści pouczającą uwagę: "Jakby samo z siebie dzieje się tak, że czterech z tej grupy dochodzi do czegoś i pozostaje uczciwymi ludźmi: cl mianowicie, którzy mają pieniądze. Z owych dwóch wszakże, którzy otrzymują stypendium, jeden zostaje szantażystą, a drugi mordercą. To nie przypadek. Barres chciał dać do zrozumienia, że wielkim warunkiem uczciwości jest niezależność, czyli majątek". Filozofia Barresa to filozofia dziedzictwa. Tak się składa, że w ważnej powieści, w której przedstawił tę filozofię, jedna z głównych postaci stanowi studium nauczy­ ciela Barrosa, Julesa Lagneau. Ci' dwaj ludzie, którzy nie rozumieli się także w kwestiach życiowych, w kwestiach społecznych przeciwstawiali się sobie bardzo ostro. Lagneau był rzeczywiście człowiekiem wykorzenionym. Pochodził z Metzu; jego rodzina została zrujnowana, gdy w 1871 wybrała Francję. Dla młodego Lagneau Francja pod każdym względem była przeciwień­ stwem spadku. W wieku dwudziestu lat filozof musiał przejąć na siebie cię­ żar utrzymania rodziny. Natomiast Barrfes w wieku dwudziestu lat objął spa­ dek, który zapewnił mu wolny czas na pisanie "Cuite du Moi". Lagneau pozostawił mało pism. Wszelako w historii duchowej ostatnich dziesięcioleci stanowi pewien drogowskaz. Spod ręki tego nauczyciela wyszli dwaj uczniowie, dwaj intelektualiści, których dzieło do pewnego stopnia za­ wiera w sobie cały zakres burżuazyjnej ideologii francuskiej. Czego dzieło Barrosa dokonało dla ideologii prawicy, to drugi uczeń, Chartier - Alain zrobił dla ideologii lewicy. Tekst politycznego wyznania Alaina, "Elemente d’une doctrine radicale" - co w tym przypadku oznacza doktrynę partii ra­ dykalnej - stanowi swego rodzaju testament Julesa Lagneau. Radykałowie są - jeśli chodzi o kierownictwo - partią profesorów i nauczycieli. Lagneau był typowym przedstawicielem takiej postawy: "Zabraniamy sobie - pisze - wszel­ kiego zabiegania o popularność, wszelkiej ambicji do przedstawiania czegoś; zabraniamy sobie również najmniejszej nieprawdziwości słów czy tekstów mó­ wiących, co można stworzyć lub utrzymać". Dodaje też: "Nie będziemy tezauryzować majątku, wyrzekamy się oszczędzania, troski o nas i naszych bliskich. Cnota, do której będziemy dążyć, nie potrzebuje żadnych pokłonów". Cechy te­ go intelektualisty - niezależnie od tego, w jakim stopniu zostały zaczerpnię­ te z życia - stanowią tak treściwy i tak ugruntowany ideał burżuazyjnej war­ stwy przywódczej w "republice profesorów", że nie będzie bez pożytku naświet­ lenie ich tak ostre, jak to możliwe. Można to zrobić na podstawie artykułu Jacquesa Chardonne’a, w którym ten typ intelektualisty mieszczańatatego zos­ tał wręcz przedstawiony jako typ drobnomieszczanina. Fakt, że przedstawię-

J64

Walter Benjamin

nie to jest wyraźnie przesadne i szablonowe, czyni je tutaj tylko bardziej użytecznym.. "Mieszczanin - mowa tu o drobnomieszczaninie w podanym sensie - jest artystą. Jest istotą cywilizowaną, ale dostatecznie niezależną od książek, by mieć własne myśli. Wystarczająco poznał - czy to z doświadczenia czy z obserwacji - bogactwa, aby już o nich nie myśleć; z zasady jest obojętny na rzeczy obojętne i jak inny stworzony jest dla ubóstwa; pozbawiony prze­ sądów - choćby nader szlachetnych - iluzji i nadziei; pierwszy, gdy chodzi o żądanie sprawiedliwości dla innych, i pierwszy, gdy chodzi o tolerowanie jej realizacji; niczego nie oczekuje już na ziemi, gdzie uzyskał wszystko oprócz sprawiedliwej zapłaty, i niczego nie oczekuje po tamtej stronie; po­ mimo to znajduje upodobanie w tym pozbawionym perspektyw życiu, i to, eo ono przynosi dobrego, potrafi smakować bez wzgardy. Ziemia, która stworzy­ ła tę istotę, nie zaniedbała swego zadania. Droga prowadząca do tej mądroś­ ci nie jest trudna i dlatego jest jeszcze nadzieja dla wydziedziczonych. Dlatego nie można dla kogokolwiek czynić z góry wątpliwym tego, co społe­ czeństwo może dać człowiekowi". Radykalizm jako partia polityczna wziął Barrèsa za słowo. Problemy stawia przed sobą tak jak on, tyle że odpowiedź na nie na przeciwny sens. Dziedzicznemu prawu tradycjonalistów przeciwstawia prawo dziecka, przywi­ lejom urodzenia i majątku - osobistą zasługę jednostki 1 wyniki egzaminów państwowych. "I czemu nie - kończy Thibaudet - cywilizacja chińska przez tysiąclecia utrzymywała się na podstawie egzaminokracji". Porównanie z Chi­ nami, choć szokujące, może być dla wielu osób pouczające. Od dawna zalicza się ono do żelaznego repertuaru eseistów. Odważył się na nie także Paul Morand, mówiąc o frapującym podobieństwie między Chińczykiem a francuskim drobnomieszczaninem. U obydwu mamy "fanatyczną oszczędność, kunszt stałe­ go ulepszania rzeczy i przedłużania w ten sposób ich trwałości /.../, nie­ ufność, starodawną grzeczność, głęboko zakorzenioną, ale pasywną wrogość wobec obcych, konserwatyzm przeplatamy burzami społecznymi, brak solidar­ ności i wytrwałość starych ludzi, którzy nie poddają się chorobom. Można by przypuścić, że wszystkie stare cywilizacje są do siebie podobne". To zaplecze społeczne, z którego wyrosła największa partia Francji - a stano­ wią ją radykałowie - z całą pewnością nie jest identyczne z całościową strukturą kraju. Niewątpliwie jednak organizacje i kluby - tak zwane cad­ res - którymi partia ta dysponuje w całym kraju, tworzą aurę, w której rozwinęły się najbardziej istotne, a poza którą wykroczyły tylko najbar­ dziej postępowe, ideologie inteligencji. Książka zatytułowana "Tableau des Partis en France", którą André Siegfried opublikował przed trzema la­ ty, jest wartościowym narzędziem do badania owych cadres. Alain nie jest bynajmniej ich przywódcą, jest jednak najbystrzejszym interpretatorem tych grup. Ich działanie definiuje jako "stałe zwalczanie wielkich przez ma­ łych". I faktycznie można było utrzymywać, że cały program ekonomiczny ra­ dykalizmu polega na tkaniu aureoli wokół słówka "mały": wziąć w obronę małego chłopa, małego kupca, małego posiadacza i właściciela małych osz­ czędności.

O postawie francuskiego pisarza

365

Tyle jeśli chodzi o Alaina. Jest on bardziej interpretatorem niż bojownikiem. W naturze podłoża społecznego, na którym rozgrywa się akcja burżuazyjnych intelektualistów, leży to, że akcja bardziej zdecydowana natychmiast grozi ześlizgnięciem się w sekciarstwo i w romantyzm. Ideolo­ gie Bendy i Pe'guya są tego przykładami. Sytuacji duchowej stworzonej przez Barrèsa i Maurrasa, a usankcjo­ nowanej przez rozwój sytuacji powojennej, zadała cios przed pięciu lat praca Bendy "Trahison des clercs". W książce tej Benda zajmuje się stano­ wiskiem jakie intelektualiści w trakcie ostatnich dziesięcioleci zaczęli zajmować wobec polityki. I mówi: od kiedy tylko istnieją Intelektualiści, ich-powszechnodziejową powinnością stało się nauczanie ogólnych i abstrak­ cyjnych wartości ludzkich - wolności, prawa i człowieczeństwa. Teraz jed­ nak, poprzez Maurrasa i Barrésa, d’Annunzia i Marinettiego, Kiplinga -i Conan Doyle’a, Rudolfa Borchardta i Spenglera, zaczęli zdradzać dobra, na których straży postawiły ich wieki. Po pierwsze, chodzi o bezprzykładową aktualność, jaką dla literatów uzyskały kwestie polityczne. Gdzie nie spoj­ rzeć, wszędzie politykujący powieściopisarze, politykujący lirycy, politykujący historycy, politykujący recenzenci. Ale to nie same pasje politycz­ ne wydają się Bendzie tym, co niewiarygodne i niesłychane. Bardziej szoku­ jący i niezdrowy jest kierunek, w jakim pasje te wyżywają się: hasła inte­ ligencji bronią spraw narodowych przeciw ludzkości, partii przęciw prawu, władzy przeciw duchowi. Gorzkie rzeczywiste konieczności, maksymy polityki realizmu były prezentowane przez "klerków" także i wcześniej, ale nawet Machiavelli nie chciał ich przedstawiać z patosem nakazu etycznego. Postawę Bendy wyznacza katolicyzm. Teza leżąca u podstaw jego książ­ ki głosi podwójną moralność we wszystkich formach: moralność przemocy dla państw i narodów oraz moralność chrześcijańskiego humanizmu dla inteligen­ cji. I o wiele mniej żałuje tego, że normy chrześcijańsko-humanitame nie mają decydującego wpływu na «¿darzenia światowe, niż tego, że normy te co­ raz bardziej muszą wyrzekać się takich aspiracji, gdyż inteligencja, która je reprezentowała, przeszła do partii władzy. Trzeba podziwiać wirtuozerię, z jaką Benda utrzymuje się na powierzchni problemu. Zmierzch wolnej inteli­ gencji jest uwarunkowany ekonomicznie, jeśli nawet nie wyłącznie, to jednak w rozstrzygającej mierze. Autor wykazuje równie mało zrozumienia dla owej gospodarczej podstawy kryzysu inteligencji, co dla kryzysu nauki, polegają­ cego na wstrząśnięciu dogmatem bezzałożeniowego badania. Wydaje się też, że nie widzi, iż uwięzienie inteligencji w przesądach klasy i narodu jest tylko najbardziej fatalną i najbardziej krótkowzroczną próbą, by wychodząc od idealistycznych abstrakcji zetrzeć się z rzeczywistością bezpośrednio, bardziej bezpośrednio niż kiedykolwiek przedtem. Tak więc gwałtowność i spazmatyćzność same się narzucały temu ruchowi. Jeśli jednak nie próbuje się znaleźć postaci dla niego odpowiedniej, lecz ehce się go uwstecznić, a ludzi pióra oddać pod nadzór utopijnego idealizmu, wtedy - i nie może tu mamić powoływanie się na ideały demokracji - ujawnia to w pełni roman­ tyczną postawę duchową. Benda wyznał to pokrótce w'"Dibcours K la Nation Européenne", gdzie zdobywczym piórem opisuje scalony kontynent /na którym

366

Walter Benjamin

formy gospodarcze pozostały po 3taremu/: Europa ta "będzie Europą bardziej naukową niż literacką, bardziej intelektualną niż artystyczną, bardziej filozoficzną niż malowniczą. I niewielu jest pośród nas takich, dla których nie będzie to gorzką nauczką. 0 ileż bowiem bardziej pociągający od uczo­ nych są poeci! 0 ileż łatwiej zawrócą w głowach artyści niż myśliciele! Znaczy to jednak, że trzeba się zdecydować: albo Europa będzie istniała na serio albo w ogóle jej nie będzie. Będzie o wiele bardziej krótkotrwała niż narody, które ze swej strony same stały się już czymś mniejszym od prowin­ cji. Tak więc znaczy to, że trzeba wybierać: albo unzeczywistnimy Europę, albo zostaniemy wiecznymi dziećmi. Narody staną się ukochanymi dzieweczka­ mi i będą szczęśliwe w poczuciu, że są istotami kochanymi zmysłowo i żarli­ wie. Europa jednak będzie musiała być podobna do owego młodego uczonego z trzynastego wieku, który wykładał matematykę na uniwersytecie w Bolonii, a przed słuchaczami występował w zasłonie, by nie konfundować ich jej pięk­ nością". W tej nader utopijnej Europie nie trudno odkryć przekształconą celę klasztorną o nadnaturalnej wielkości, do której odosobnienia wycofują się "myśliciele", by ślęczeć nad tekstem kazania, nie nękani przez myśl, że będzie ono wygłoszone - jeśli w ogóle - przed pustymi ławkami. Dlatego nie­ wiele można zarzucić Berlowi, gdy mówi: "’Zdrada myślicieli’? Czy pod sło­ wem ’myśliciele’ Berida nie rozumie w istocie księży troszczących się o du­ szę i o ziemski majątek? /.../ Czy nie przemawia tu nostalgia za klaszto­ rem, za benedyktynami, /.../ tak silna we współczesnym świecie? Czy długo jeszcze będzie się to opłakiwać?". "Myśliciel", którego Benda tak zaklinające przywołuje, aby stawił czoła kryzysowi, dostatecznie szybko ujawnia swą prawdziwą naturę, zgod­ nie z którą jest on przywoływanym obrazem samotnika, średniowiecznego kle­ ryka siedzącego w swej celi. Nie zabrakło jednak prób, by wlać życie w schemat "myśliciela". Nikt bardziej żarliwie nie starał się oblec go w cia­ ło niż Charles Péguy, który apelował ,