Symptomy psychoanalizy : Jacques Lacan: od filozofii do antyfilozofii 9788324226979, 9788324229123

Teza niniejszej książki opiera się na dwóch przesłankach: przesłance o istnieniu złożonej relacji między psychoanalizą a

864 144 11MB

Polish Pages 434 Year 2018

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Symptomy psychoanalizy : Jacques Lacan: od filozofii do antyfilozofii
 9788324226979, 9788324229123

  • Commentary
  • Bibuła

Table of contents :
Wstęp
Wykaz skrótów
Psychoanaliza jako dzieło (czytanie Lacana albo work in progress)
I.1. Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy
I.2. Dwie lektury…
I.2.1. …i inne
I.3. Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata
Psychoanaliza jako psychoza
II.1. Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof
II.2. Bliźni Schreber
II.2.1. Schreber als Schreiber: cudowne ciało
II.2.2. Schreber: Lacan – Deleuze
II.3. Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce)
II.3.1. Lacan i Finnegans Wake: j’ai rencontré Joyce
II.3.2. Czytanie Listu
II.3.3. Joyce ne donne pas sa langue au chat…
Psychoanaliza jako forma paideia
III.1. Duch i litera psychoanalizy
III.2. Dyskurs mistrza Heideggera
III.3. Symptom Wittgensteina
III.3.1 Wittgenstein wobec psychoanalizy
III.3.2. Psychoanaliza jako gra językowa?
III.4. List utracony
Psychoanaliza jako subwersja
IV.1. Dywersja lingwistyki
IV.1.1. Językoznawstwo Freuda
IV.1.2. Saussure współczesny Freudowi
IV.1.3. Lacan: Saussure dla Freuda
IV.1.4. Saussure dla Lacana
IV.2. Dekonstrukcja matematyki
IV.2.1. Przesłanka podmiotu
IV.2.2. Litera Lacana
IV.3. Realizacje…
IV.3.1. Lacan i ideologia: cztery dyskursy
IV.3.2. Il n’y a pas de rapport sexuel
Bibliografia prac cytowanych w tekście
Indeks nazwisk

Citation preview

Michał Gusin

Symptomy psychoanalizy Jacques Lacan: od filozofii do antyfilozofii

universitas

Symptomy psychoanalizy Jacques Lacan: od filozofii do antyfilozofii

Michał Gusin

Symptomy psychoanalizy Jacques Lacan: od filozofii do antyfilozofii

Kraków

Publikacja dofinansowana przez Dolnośląską Szkołę Wyższą, ze środków MNiSzW przyznanych na utrzymanie potencjału badawczego

w roku 2014 r. - decyzja nr 203549/E-680/S/2014 z dnia 25 lutego 2014 © Copyright by Michał Gusin and Towarzystwo Autorów i Wydawców

Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2018 ISBN 97883-242-2697-9

e-ISBN 97883-242-2912-3

Opracowanie redakcyjne, skład i projekt okładki Pracownia Mole

Na okładce

Luca Signorelli, Kłamstwa Antychrysta (Śmierć Antychrysta),

fresk, ok. 1500

Emilii i Sarze

Wstęp

Intencja napisania książki przestaje być rozpoznawalna po jej napisaniu. Z pierwotnej chmury konceptów zostaje mate-

rialność liter uporządkowanych w tytuł, którego arbitralność

w niczym nie przypomina przeznaczenia ewokowanego inten­ cją pisania. Książka jest rodzajem przedstawienia, w którym to, co wystawione, ma zastępować przedstawianie. W istocie

materializuje się na podstawie niewiedzy odnośnie do tego,

co pochodzi z wiedzy o tym, że się wie to, co ma się napisać.

Dlatego ma szansę odmienić własną trajektorię - nawet zaczęta może się nie skończyć.

Ta książka, jako skończona, w niczym już nie zmieni swoje­

go biegu. Dlatego zacząć może się od wskazania tychże intencji, które uruchomiły proces pisania. Była to przede wszystkim au­ tentyczna potrzeba uporządkowania tego, co nazywa się myślą

Jacques’a Lacana: psychoanalityka, pisarza, mówcy, myśliciela, ekscentryka, heretyka. Była to także potrzeba uporządkowania tego, jak widzieli i czytali go inni i dlaczego o tej lekturze chcieli dalej pisać. Wreszcie potrzeba uchwycenia tego, jak Lacan

Wstęp 5

czytał innych. W tym sensie książka wyrosła z potrzeby rozpo­

znania przestrzeni, w której myślenie się porusza. Byłaby czymś w rodzaju podręcznej mapy, a także apologią aktu lektury. Pracami o Jacques’u Lacanie można by wypełnić bibliotekę ich liczba jest nadzwyczaj imponująca. Jednocześnie zauważyć można w tej obfitości dysproporcje w recepcji dzieła fran­

cuskiego psychoanalityka w poszczególnych językach. I tak pokaźnej ilości literatury anglojęzycznej, hiszpańskojęzycznej oraz, rzecz jasna, pisanej w ojczystym języku Lacana odpowia­

da względnie niewielka liczba prac niemiecko- czy włoskojęzycznych. Na tym tle obecność autora Écrits w języku polskim jest zastanawiająco nikła. Funkcjonują oczywiście dobre pol­ skie prace o Lacanie, brak natomiast tłumaczeń jego dzieł1. Ów brak powoduje konieczność każdorazowo nowego przeło­

żenia i osadzenia w języku polskim słowa i tekstu autora Rzeczy freudowskiej, a zadanie to bywa niełatwe. Niniejsza książka

rodząca się ze spotkania z tymże brakiem siłą rzeczy mierzy

się także z kwestią translacji. W niej bowiem akt czytania sta­ je się aktem pisania, a ten staje się (jest) przyczyną materialną

tego, co może być na nowo czytane. Widać to na samym po­ czątku drogi „Lacana czytelnika Freuda”, ale także czytelnika

Platona, Arystotelesa, św. Tomasza z Akwinu, Kartezjusza, Spi­

nozy, Kanta, Hegla czy Heideggera. Obierając za oś tematyczną relację (i rację) Lacana wobec tradycji filozoficznej, chciałem pokazać wymiar diachroniczny

jego pracy myśli, pracy, która w filozofii i jako filozofia zwykle

i

Teksty z Écrits ukazują się stopniowo w periodyku „Psychoanaliza”,

polskie przekłady poszczególnych seminariów krążą także w psycho­

analitycznych grupach roboczych.

6 Wstęp

znajdowała wyraz. Nie aspirowałem do wyczerpującego przed­

stawienia podstawowych pojęć psychoanalizy Lacanowskiej;

nie aspirowałem do ukazania pełnej argumentacji poszczegól­

nych tez Lacana, nie aspirowałem nawet do pełnego wyjaśnie­ nia ich znaczenia. Interesował mnie raczej proces krystalizacji

i rozpadu fragmentów koncepcji, która jakby od niechcenia wyraziła się w świadectwie dzieła.

Jeśli zaś za świadectwo uznać prace sygnowane nazwiskiem Lacana, to momentem początkowym był także akt czytania.

Czytania z miłością - tak jak czyta się dawne listy miłosne, któ­

rych adresatki i nadawcy rozpłynęli się niczym wspomnienie Albertyny w Czasie odnalezionym. Wyparował ich pociągający powab, wyobrażenie i obraz, cały image rozżarzający anonsu­

jące się piszącemu słowa jako namiastki obecności... Wypa­

rowała bolesna i przyprawiająca o zawrót głowy możliwość

niespełnienia albo niemożliwość spełnienia, którą i którym byłoby uobecnienie, niczym formuła il riy pas de rapport sexuel wypisana sympatycznym atramentem pod każdym akapitem listu. Została miłość ( Y a l’Un), jedna i jedyna, której nigdy - ze

względu na przygodną naturę nas poszukujących - się nie od­

najdzie w żadnej postaci. Tak więc czytanie Lacana z miłością to także doświadczenie realnego, które nie jest ani wyobrażonym, ani symbolicznym.

Jak wiadomo, doświadczenie realnego może być druzgocące dla tego, kto daje mu wyraz i kto chciałby dać mu wyraz. Stąd wzięła się instytucja psychoanalityka jako tego, który przepro­

wadza (procedura passeur) zatrwożony podmiot, a właściwie bycie-w-świecie, jestestwo w jego strukturalnych przypadło­ ściach (załóżmy, że są one nerwicą, psychozą czy perwersją -

choć ich nazwy i ilość nie są tu istotne) przez owo pragnienie

Wstęp 7

znaczenia. Kim jest filozof wobec psychoanalityka? Jaka jest pozycja filozofii jako miłości wiedzy nastającej z wyrzeczenia

się mniemań i opinii (ale też eo ipso zdrowego rozsądku) wobec owej mowy oznajmiającej siebie jako cios w narcyzm miłości własnej człowieka? Co wynika z przejęcia słowników pojęć

wypracowanych i przepracowanych w tradycji filozoficznej przez dyskurs aspirujący do godności nauki (scientia)? Oto pytania, którymi naznaczone jest dzieło Lacana i które nieja­

ko nadają porządek niniejszej pracy. W czterech rozdziałach-

-symptomach nakreślam ich konfigurację w perspektywie tego,

co sam autor Rzeczy freudowskiej nazwał antyfilozofią.

I tak w rozdziale pierwszym, wyjaśniając i przybliżając poję­ cie antyfilozofii, tak szerokie i wieloznaczne jak jego przeciwień­ stwo i źródło, odnoszę się do kilku podstawowych sposobów

czytania Lacana, których fundamentalność konstytuować ma nie na zasadzie powtórzenia - wspomniane czytanie z miłością.

Psychoanaliza Lacana, tworzący ją dyskurs to dzieło-w-toku, którego jedną z wykonawczych postaci jest antyfilozof w jego

wielokrotnych inkarnacjach. Dlatego też epigrafy do wszystkich rozdziałów-symptomów - a znaczenie epigrafów w pismach Lacana było niebagatelne - zaczerpnięte są z owego zaktuali­

zowanego work in progress, jakim było, jest i będzie Finnegans Wake. Ich porządek nie jest przypadkowy. Rozdział drugi poświęcony jest temu, co stanowiło punkt

wyjścia Lacana-myśliciela zaczynającego jako psychiatra. Trzy postaci stanowiące repery dyskursu analitycznego w jego pre-

literalnej, literalnej i postliteralnej formie wyznaczają symptom nazwany psychozą. Rozdział trzeci poświęcony jest temu, co umownie nazy­

wa się „formacją psychoanalityka”, a u Lacana występuje pod

8 Wstęp

nazwą szkoły. Nie prezentując historycznego ujęcia, nawiązuję do tradycji filozoficznej jako paideia, do której Lacan zdawał się dobrze nastrojony. Kluczowa jest tu myśl Heideggera, z którą

autor Encore zmagał się dostatecznie długo, by można było go uznać za jej znawcę. Także Wittgenstein jest ujęty w tej per­ spektywie, choć nie tyle jako myśliciel przez Lacana czytany,

ale jako paradoksalny sojusznik. Kwestia tego, jak Lacan czyta

i uczy czytać teksty również filozoficzne, omówiona została na przykładzie Seminarium o „Skradzionym liście”. Rozdział czwarty przedstawia symptom aktu subwersji.

Omawiam najszerzej komentowaną w literaturze przedmiotu kwestię dywersji lingwistyki - zajmuje mnie szczególnie sprawa lingwisterstwa jako pewnej postaci antyfilozofii - oraz budzącą najwięcej nieporozumień sprawę użytkowania przez Lacana pojęć i koncepcji matematycznych, powracam do wspomniane­

go w rozdziale pierwszym mathemu, podając jego „przykłady”. Książka ta powstawała dosyć długo - na tyle długo, że miała

szansę nie powstać albo zostać nienapisana, przekształcając się w nieskończony wywód o tym, jak nie da się zapisać niczego

z tego, co zostaje usłyszane z pism innych2. Należą się przeto

2

W niniejszej książce znajdują się zmodyfikowane w niewielkim ilo­ ściowo stopniu, acz w sposób istotny teksty publikowane wcześniej. I tak w rozdziale drugim fragment poświęcony sędziemu Schreberowi był opublikowany w: Rozprawy Naukowe Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, Wrocław 2012; zaś fragment omawiający „relacje” Lacana z Deleuzem w: „Praktyka Teoretyczna” 2012, nr 5. W rozdziale trzecim podrozdział poświęcony Wittgensteinowi opar­ ty jest na tekście opublikowanym w: Ludwig Wittgenstein - konteksty i konfrontacje, red. P. Dehnel, L. Rasiński, Wrocław 2011.

Wstęp 9

podziękowania tym, którzy uniemożliwili mi nienapisanie, co pozostaje stale czymś więcej niż umożliwienie napisania. Lista jest obszerna. W pierwszym rzędzie podziękować chcę

mojej uczelni, Dolnośląskiej Szkole Wyższej, jako instytucji

i wspólnocie akademickiej, za niezbędne w procesie pisania akty ponaglania, analogiczne do tych, o których Lacan pisał

w Czasie logicznym i asercji antycypowanej pewności. Dzięki

Piotrowi Dehnelowi i Lotarowi Rasińskiemu odnajdywałem potwierdzenie traconej chwilami pewności własnego dyskur­ su, za co pragnę im z całą szczerością podziękować. Dzięki Marii Reut miałem okazję upubliczniać swoje pomysły i tym

sposobem konfrontować się ze słuchaniem innego, w którym jest powątpiewanie, za co z całego serca dziękuję. Dziękuję

także wszystkim osobom, które nie zwątpiły w skończoność

moich obietnic.

Wyrazy uznania należą się Wydawnictwu Universitas dziękuję redaktorowi Janowi Sadkiewiczowi za cierpliwość

i wyrozumiałość. Dziękuję Maciejowi Mekurmanowi za wnikliwe lektury

rozwlekłych dyskursów o Lacanie, w których wielokrotnie

z bezlitosną precyzją wykazywał uchybienia uzasadnień. Wie­

le z tychże dyskursów, pierwotnie przeznaczonych do niniejszej pracy, musiałem odłożyć. Książkę dedykuję moim córkom - dzięki ich miłości i obec­

ności kolejny raz mogłem na nowo docenić znaczenie listu,

zwłaszcza pisanego z miłości. Wrocław-Sierpnica, sierpień-wrzesień 2017

Wykaz skrótów

J. Lacan, Écrits, Paris 1966, oznaczane jako E wraz z podaniem

strony (jeśli tekst pojawia się po raz pierwszy w cytowaniu, podaję także jego tytuł).

J. Lacan, Autres Écrits, Paris 2001, oznaczane jako AE wraz z podaniem strony (jeśli tekst pojawia się po raz pierwszy w cy­

towaniu, podaję także jego tytuł). Seminaria: wydane oficjalnie oznaczam za pomocą majuskuły S wraz z cyfrą rzymską, która jest numerem księgi (np. J. Lacan,

Séminaire. Livre XX. Encore, Paris 1975 = S XX), jeśli chodzi

o niewydane oficjalnie, zamiast strony podaję datę seansu. Les Écrits techniques (1953-1954), Le Séminaire. Livre I. Les écrits

technique de Freud, Paris 1975 (S I).

Le Moi dans la théorie freudienne et dans la technique de la psychanalyse (1954-1955), Le Séminaire. Livre II, Le Moi dans la théorie freudienne..., Paris 1978 (S II).

Wykaz skrótów 11

Les structures freudiennes des psychoses (1955-1956), Le Sémi­ naire. Livre ¡11. Les Psychoses, Paris 1981 [przekład polski: Se­ minarium 111. Psychozy, tłum. J. Waga, Warszawa 2014] (S III).

La relation d’objet et les structures freudiennes (1956-1957),

Le Séminaire. Livre IV. La relation d’objet, Paris 1994 (S IV). Les formations de l’inconscient (1957-1958), Le Séminaire. Li­ vre V Les formations de l’inconscient, Paris 1998 (S V).

Le désir et son interprétation (1958-1959), Le Séminaire. Livre VI. Le désir et son interprétation, Paris 2013 (S VI). ¡¡éthique de la psychanalyse (1959-1960), Le Séminaire. Livre VIL

¡¡éthique de la psychanalyse, Paris 1986 (S VII). Le transfert dans sa disparité subjective, sa prétendue situation,

ses excursions techniques (1960-1961), Le Séminaire. Livre VIH.

Le transfert, Paris 2001 (S VIII). L’identification (1961-1962), niewydane (S IX).

¡¡angoisse (1962-1963), Le Séminaire. Livre X. ¡¡angoisse, Paris 2004 (S X).

Les quatre concepts fondamentaux de la psychanalyse (1964), Le Séminaire. Livre XI. Les quatre conceptsfondamentaux de la

psychanalyse, Paris 1973 (S XI).

12 Wykaz skrótów

Les problèmes cruciaux pour la psychanalyse (1964-1965), nie-

wydane (S XII). Eobjet de la psychanalyse (1965-1966), niewydane (S XIII). La logique du fantasme (1966-1967), niewydane (S XIV).

Lactépsychanalytique (1967-1968), niewydane (S XV). D’un Autre à l’autre (1968-1969), Le Séminaire. Livre XVI.D’un

Autre à l’autre, Paris 2006 (S XVI).

Lenvers de la psychanalyse (1969-1970), Le Séminaire. Livre

XVII. Lenvers de la psychanalyse, Paris 1991 (S XVII). D’un discours qui ne serait pas du semblant (1971), Le Séminaire. Livre XVIII. D’un discours qui ne serait pas du semblant, Paris 2007 (S XVIII).

... Ou pire (1971-1972), Le Séminaire. Livre XIX. ...ou pire, Paris 2011 (S XIX).

Encore (1972-1973), Le Séminaire. Livre XX. Encore, Paris 1975 (S XX).

Les non dupes errent (1973-1974), niewydane (S XXI). R.S.I. (1974-1975), niewydane (S XXII).

Wykaz skrótów 13

Lesinthome (1975-1976), Le Séminaire. LivreXXIII. Le sinthome, Paris 2005 (S XXIII).

L’insu que sait de lune-bévue saile à mourre (1976-1977), nie-

wydane (S XXIV).

Le moment de conclure (1977-1978), niewydane (S XXV).

ROZDZIAŁ I Psychoanaliza jako dzieło

(czytanie Lacana albo work in progress)

Magis megis enerretur minus hoc intelligow. - How? Cest mai prononsable, tartagliano, perfrances. Vous n'avez pas d'o dans votre boche

provenciale, mousoo.

James Joyce, Finnegans Wake

Lektura dzieła Jacques’a Lacana nastręcza trudności na po­ ziomie literalnym, w trakcie samego procesu odczytywania czytelnik zostaje wyprowadzony poza znany i utrwalony spo­

sób przyswajania tekstów tak naukowych, jak i filozoficznych. Nie chodzi tu tylko o kwestie stylu, sposoby argumentacji czy konstruowania pojęć. Napisany tekst ma nie tyle prezento­

wać statyczną całość, wynik kwestii wyjściowej, jawnej bądź

uwikłanej, ale raczej migotać, tworzyć znaczenia dodatkowe

w stosunku do literalnych. Wysiłek czytania ma być metonimią

aktu psychoanalitycznego. Z tego względu między innymi, jak

zauważa Bruce Fink1, Lacana albo w ogóle się nie czyta, albo czyta bez końca - co nie oznacza: bez konkluzji. W tym dru­ gim przypadku czytelnik ma do dyspozycji wiele sposobów

i

Zob. B. Fink, Lacan to the Letter. Reading Écrits Closely, University of Minnesota 2002, s. 65.

Psychoanaliza jako dzieło 15

lektury: diachroniczną, synchroniczną, konceptualną, kontekstualną, genetyczną czy egzegetyczną. Można je ze sobą łączyć,

o czym zaświadcza ogromna literatura sekundarna, zasadniczo francusko-, hiszpańsko- i anglojęzyczna. Dlatego użyteczne

będzie nakreślenie planu, wedle którego taka lektura - z której wyrasta niniejsza praca - przebiega. Ogniskuje się ona wokół

złożonych relacji, jakie powstały pomiędzy dyskursem zainau­ gurowanym przez Freuda a tradycją filozoficzną. W odróżnieniu od innych, czy to ortodoksyjnych, czy heterodoksyjnych konty­

nuatorów myśli autora Objaśniania marzeń sennych, Lacan uka­ zuje owe relacje in statu nascendi, ale z drugiej strony raz jeszcze

dokonuje zwrotu w sposobie rozumienia koneksji filozoficzno-

-psychoanalitycznych, zamieniając je w aneksje. W tym kon­ tekście jego dzieło określić można jako symptomatyczne, jako zestaw symptomów psychoanalizy w myśli współczesnej, która

wielokrotnie ogłaszała kres filozofii. Czym jest symptom?

W medycynie, z którą termin ten potocznie jest kojarzony, stanowi widoczną oznakę leżącą u podłoża choroby, która

bez jego obecności mogłaby pozostać niewykryta. Rozumiany

jest więc jako efekt istnienia podstawowej różnicy między po­ wierzchnią a głębią, między zjawiskami a ukrytymi przyczyna­ mi tychże zjawisk, które nie mogą być ukazane doświadczalnie, ale muszą być wywnioskowane. Symptom powołuje zatem pracę hermeneutyczną. W konstrukcjach Lacana jednak jest

nie tyle oznaką czy indeksem, co procesem tworzenia znie­ kształconego znaczenia dla podmiotu. Same teksty autora

Écrits ukazują ową operację deformacji czy przesunięcia w ob­ szarze języka w porządku symbolicznym. Co więcej, symptom

jako tego rodzaju proces uchyla, jak zobaczymy, zasadność rozróżnienia między tym, co jawne, i tym, co ukryte, między

16 Psychoanaliza jako dzieło

powierzchnią a głębią - jest, jak powie Lacan, znaczącym poza odesłaniem do znaczonego. I wreszcie symptomy składają się

na afektywną sferę doświadczeń podmiotu, którą za sprawą „treningu” bądź terapii może on zaakceptować albo odrzucić -

symptom przechodzi w sinthome.

1.1. Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy We Wzniosłym obiekcie ideologii Slavoj Žižek, jeden z bardziej podejrzliwych i podejrzanych czytelników Lacana, pisze, iż „pojęciem symptomu możemy się posługiwać jako rodzajem klucza czy indeksu pozwalającego rozróżnić podstawowe etapy

rozwoju teoretycznego Lacana”2, przez co samo to pojęcie jest szczególnego rodzaju symptomem, symptomem stopnia zero.

Nie sposób oczywiście w tym miejscu prześledzić całego ciągu zmian dokonujących się w rozumieniu tego terminu, ale jako punkt wyjścia weźmy dwa fragmenty z Écrits i jeden z semi­

nariów. Pierwszy pochodzi z tekstu napisanego w roku 1966,

a więc roku wydania Pism, i tym samym przynależy do tego, co nazywał będę za Milnerem pierwszym klasycyzmem3 Lacana: Trudno nie widzieć, iż nawet przed nadejściem psycho­

analizy został wprowadzony wymiar tego, co może być

nazwane symptomem, a który został wyartykułowany 2

S. Žižek, Wzniosły obiekt ideologii, tłum. J. Bator, P. Dybel, Wro­

3

cław 2001, s. 94. J.-C. Milner, Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia, tłum. M. Gusin,

Warszawa 2017. Milner pisze o pierwszym i drugim klasycyzmie Lacana. Omawiam tę kwestię dalej.

Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy 17

na mocy tego, iż reprezentuje on powrót prawdy jako takiej w wybrakowaną wiedzę. Nie odnosimy się tu do klasycznego problemu błę­ du, ale raczej do konkretnej manifestacji, która musi być oceniona „klinicznie”, w której odnajdujemy nie

tyle niedobór przedstawienia, ale raczej prawdę innego odniesienia niż to, przedstawione bądź nie, czego usta­

lony porządek może ona zaburzyć... W tym sensie powiedzieć można, iż ten wymiar jest wysoce zróżnicowany w krytyce Marksa, nawet jeśli nie jest tam uwyraźniony. I można powiedzieć, iż częściowe odwrócenie Hegla, jakiego dokonuje, ukonstytuowane jest za sprawą powrotu (materialistycznego, w takiej

mierze, w jakiej nadaje mu obraz i ciało) do zagad­

nienia prawdy. To ostatnie faktycznie narzuca się, by posunąć się do tego zwrotu, nie poprzez podjęcie wątku

fortelu/chytrości rozumu, subtelnej formy, w której Hegel robi mu wakacje, ale poprzez zaburzenie tych forteli

(wystarczy poczytać polityczne pisma Marksa), które są

tylko rozumu przebraniem...

Wiemy, z jaką precyzją należałoby podejmować tę kwestię prawdy i jej zakręcenie w kierunku wiedzy która niemniej, jak się nam wydaje, jest zasadą filozofii

jako takiej. Wspominamy o tym tylko po to, aby wskazać skok operacji freudowskiej [jakiego tam dokonał Freud].

Freud wyróżnia się poprzez wyraźne powiązanie statusu symptomu ze statusem własnej operacji, gdyż freudowska operacja jest symptomem właściwej ope­

racji, w dwóch znaczeniach terminu.

18 Psychoanaliza jako dzieło

W odróżnieniu od znaku - jak dym, którego nie ma bez ognia, ognia, którego jest on wskazówką wzywającą do możliwego ugaszenia - symptom może być tylko in­ terpretowany w porządku znaczącego. Znaczący znaczy

wyłącznie dzięki relacji z innym znaczącym. Prawda

symptomu tkwi w tym powiązaniu. Symptom pozosta­

wał nieokreślony, gdy był rozumiany jako reprezentacja pewnego wtargnięcia prawdy. Symptom faktycznie jest

prawdą, jest zrobiony z tego samego materiału co praw­ da, jeśli materialistycznie założymy, że prawda jest tym,

co buduje się z łańcucha znaczącego (E, s. 234-235).

Drugi fragment pochodzi z Psychoanalizy i jej nauczania, tek­ stu pierwotnie będącego odczytem w ramach spotkań Francu­ skiego Towarzystwa Filozoficznego (z 23 II1957):

Podlegający psychoanalizie symptom, czy to normalny, czy patologiczny, odróżnia się nie tylko od wskaźnika diagnostycznego, ale od wszelkiej dającej się uchwycić

formy czystej ekspresywności przez to, że jest utrzymy­

wany przez strukturę, która jest identyczna ze struk­

turą mowy. Ale przez to nie mamy na myśli struktury, którą można umieścić w jakiejś semiologii (...), ale

taką strukturę mowy, która manifestuje się w językach

zwanych przeze mnie pozytywnymi, czyli takimi, któ­ rymi faktycznie mówią ludzkie zbiorowości (...), jeśli symptom może być odczytany, to dlatego, że jest już

wpisany w proces zapisywania. Jako szczególna for­

macja nieświadomego symptom nie jest znaczeniem,

ale jego relacją wobec struktury znaczącej, która go

Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy 19

determinuje. Jeśli pozwolilibyśmy sobie na grę słów,

powiedzielibyśmy, że chodzi zawsze o zgodność pod­

miotu z orzeczeniem (E, s. 444-445). Trzecia „definicja” symptomu, jedna z wielu pojawiających się

w późniejszym nauczaniu Lacana4, pochodzi z seminarium z lat 1974-1975 zatytułowanego R.S.I. (skrót od nazw trzech podstawowych kategorii psychoanalitycznej teorii Lacana: re­

alnego, symbolicznego i wyobrażeniowego, który fonetycznie w języku francuskim równoważny jest słowu hérésie - herezja

polegać będzie tyle na przeformułowaniu podstawowych zało­

żeń Freuda, co na wprowadzaniu i używaniu nowego „zapisu”, jakim były węzły boromejskie) i akcentuje afektywny wymiar

procesu psychoanalitycznego:

Symptomu nie da się inaczej zdefiniować niż jako sposo­ bu, w jaki każdy rozkoszuje się (jouit) nieświadomością,

o ile nieświadomość go determinuje. Szukać źródła pojęcia symptomu, które wcale nie jest poszukiwane

u Hipokratesa, należy u Marksa, który pierwszy powią­ zał kapitalizm z czym - z tym, co dawno temu nazywano

feudalizmem (...). Przeczytajcie pod tym kątem całą literaturę: kapitalizm uważa się za coś, co ma pewne skutki, dlaczegóż nie miałby ich mieć! Skutki te, ogólnie

biorąc, są dobroczynne, skoro przynosi on pożytek ze

4

Późniejsze albo późne nauczanie Lacana, zgodnie z chronologią, ale także z przyjętym tu podziałem, datuje się na początek lat 70. Punktem orientacyjnym jest seminarium Encore z lat 1972-1973, a opublikowane w 1975 roku.

20 Psychoanaliza jako dzieło

zredukowania do nicości proletariusza, dzięki czemu proletariusz urzeczywistnia istotę człowieka. Byt po­

zbawiony wszystkiego zostaje mesjańskim bytem przy­

szłości. Taki jest sposób, w jaki Marks analizuje pojęcie symptomu. Daje oczywiście mnóstwo innych sympto­

mów, ale relacja tegoż z wiarą w człowieka jest absolut­ nie niekwestionowalna (S XXII, wykład z 18 II 1975)5.

Na podstawie tych trzech fragmentów zarysować można cały proces, który określam tu jako przejście od czerpania czy po­

siłkowania się tradycją filozoficzną ku jej powtórnemu przemy­ śleniu, a więc sens sformułowania „symptomy psychoanalizy”.

Zacznijmy od drugiego, chronologicznie najstarszego frag­ mentu. Sformułowana jest w nim explicite teza o tym, że będąc ujawnieniem działania instancji psychicznej, którą psycho­

analiza nazywa nieświadomością, symptom ma taką samą rangę

w porządku fenomenów życia psychicznego jak sny, przejęzy­ czenia czy czynności pomyłkowe (formacje nieświadomego), a równocześnie odróżnia się od nich za sprawą swojej szcze­ gólnej natury: wpisany jest w proces zapisywania. Lacan mówi

o możliwości odczytania ze względu na samo zapisanie. Czyż

więc proces psychoanalityczny nie powołuje w tym samym stop­ niu kwestii czytania co kwestii mówienia? W tym sensie chodzi

o przygotowanie albo wprawkę, którą dla psychoanalityków for­ mowanych przez Lacana ma być lektura Arystotelesa, Hegla czy Heideggera, bowiem właśnie teksty pochodzące z tradycji filo­

zoficznej stanowią miejsce splotu problemu interpretacji, metodo­ logii (czy raczej metody) i przekazywania innym. Co więcej, 5

„Ornicar?” 1975, nr 4, s. 106.

Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy 21

filozofia jako dziedzina utrzymująca się z zapytywania o praw­ dę, jej kryteria, obowiązywalność i zasięg, daje wskazówkę, jak

rozumieć symptom, jako że jest on tym, co bierze się z relacji

człowieka wobec tego, co będzie nazywał swoją przeszłością, historią czy dziedzictwem; symptom będzie niejako emano­

wał ze sposobu ujęcia tejże historii, tak w wymiarze indywi­ dualnym, jak i zbiorowym. Dlatego w pierwszym fragmencie mowa o Heglu i Marksie jako tych, których wzajemna relacja

jest tyleż przedmiotem namysłu filozoficznego, co ilustracją tegoż namysłu. Od razu możemy przywołać i objaśnić kluczowe terminy

tutaj występujące, a więc pojęcie znaczącego, mowy i języ­

ka bez odwoływania się na razie do lingwistyki. Lacanowski

signifiant6 scharakteryzować można, odwołując się do procesu psychoanalitycznego, jakim jest relacja pomiędzy analitykiem a analizantem, za pomocą trzech negatywnych wyróżników. Po

pierwsze znaczący jest zawsze mimowolnym wyrazem bytu mówiącego - w takim znaczeniu znaczącym może być gest analizanta, jeśli ma charakter nieintencjonalny. Po drugie znaczący

sam w sobie jest pozbawiony znaczenia, sam wyizolowany, oddzielony od innych znaczących pozostaje „niemy”. Po trze­ cie znaczący jest, istnieje o tyle, o ile powiązany jest z innymi

znaczącymi, istnieje więc tylko w relacji albo łańcuchu:

Znaczący jest jeden pośród innych, z którymi się wiąże.

O ile znaczący jeden postrzegany jest przez analityka

bądź analizanta, o tyle inni, z którymi jest powiązany,

6

Zgodnie z przyjętym polskim nazewnictwem le signifiant tłumaczę

jako znaczący (rodzaj męski).

22 Psychoanaliza jako dzieło

mogą być niewidoczni. Są oni znaczącymi wirtualny­ mi (...). Powiązanie pomiędzy Jednym a innymi jest tak ścisłe, że kiedy myślimy o znaczącym, nigdy nie wolno

wyobrażać go sobie jako pojedynczego. Lacanowski

aforyzm dobrze to oddaje: znaczący jest znaczącym tylko dla innego znaczącego (znaczący reprezentuje

podmiot dla innego znaczącego)7. W tym kontekście symptom stanowi tkaninę znaczących, któ­ ra nie skrywa czegoś innego, ale jest tym, co uprawomocnia iluzyjne (rzec należy: wyobrażeniowe) myślenie o głębi i po­

wierzchni. Innymi słowy, symptom nie tyle wymaga inter­ pretacji, co rozwinięcia łańcuchów znaczących, z których jest

spleciony, nie tyle hermeneutyki, co analizy w etymologicznym słowa znaczeniu. W tradycji filozoficznej istotnym elemen­ tem składowym jest procedura odkrywania albo odsłaniania

prawdy jako pokonywania przeszkód i iluzji (namysł, wgląd, krytyka - stanowią wspólny mianownik wielu całkowicie odmiennych propozycji koncepcyjnych w historii filozofii).

Psychoanalityczny symptom paradoksalnie byłby miejscem,

toposem tejże pracy („symptom faktycznie jest prawdą”) zno­ wu w podwójnym znaczeniu: jako miejsca, w którym prawda

(dla) podmiotu jest już zapisana, oraz jako depozyt „znaków języka”, w których ten zapis się dokonuje. Nietrudno dostrzec

tu metaforykę bezpośrednio odwołującą się do terminologii de Saussurea, w której rozróżnienie pomiędzy langue, langage

7

J.-D. Nasio, Cinq leçons sur la théorie de Jacques Lacan, Paris 1994,

s. 24-25. Znaczący Jeden to w zapisie Lacana, do którego będziemy

się odwoływać, S I.

Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy 23

i parole stanowi punkt wyjścia dla ustalenia wersji lingwistyki8.

O ile Lacan w pierwszym okresie nauczania najczęściej po­

sługuje się terminem (um) langage, o tyle nie zawsze czyni to w ścisłej zgodności z rozumieniem formalnego autora Kursu językoznawstwa ogólnego9. Symptom ujawnia się w mówieniu

(parole) analizanta, a przez to powołuje konieczność analizy związków, które zachodzą na poziomie mowy i języka. Ta z po­ zoru banalna konstatacja wskazuje faktyczny stosunek Lacana

wobec lingwistyki - był nią zainteresowany wyłącznie w ce­ lach użytkowych, dlatego też terminy, które z niej przyswajał,

uzyskiwały nowe znaczenia (o czym więcej w rozdziale IV).

Freud we Wstępie do psychoanalizy omawia znaczenie symptomów jako oznak nerwicowych, które w mniejszym lub

większym stopniu utrudniają funkcjonowanie opanowanemu

nimi podmiotowi - proces psychoanalityczny polegałby na usunięciu albo przynajmniej złagodzeniu afektywnego działania

symptomu, a więc nie tyle chodzi o dotarcie do rzeczywistej albo obiektywnej przyczyny czynności nerwicowej, co o jej

konstytucję w realności psychicznej podmiotu, którą Freud nazywa fantazją10. Symptom byłby więc swoistą przebitką owej

8 9

10

Zob. rozdział IV. Rozróżnienie langue/langage w języku francuskim jest naturalne, ale też terminy są wymienne. Zachowuję, zgodnie z literą przekładu Kursu językoznawstwa ogólnego, dla langue nazwę język, dla langage mowa, a dla parole - mówienie. Zob. F. de Saussure, Kurs języko­ znawstwa ogólnego, tłum. K. Kasprzyk, Warszawa 1991, s. 40-42. Z. Freud, Wstęp do psychoanalizy, tłum. S. Kempnerówna, W. Zaniewicki, Warszawa 1984, s. 353-363. Klasycznym przykładem będzie tu analiza Człowieka-Wilka i pojęcie „sceny pierwotnej”. Por. J. Laplan-

che, J.-B. Pontalis, Słownik psychoanalizy, dz. cyt., hasło: Fantazja.

24 Psychoanaliza jako dzieło

rzeczywistości psychicznej, która manifestuje się równocześnie

na poziomie psychicznym i somatycznym (nerwica natręctw oraz histeria stanowiły wyjściowy materiał psychoanalitycznej

symptomatologii). Jeśli więc w mówieniu analizanta otwiera­ jącym się w porządku symbolicznym symptom ufundowany

na łańcuchu znaczących mógł zostać wyspecyfikowany przy

pomocy terminów z językoznawstwa czy retoryki (symptom

jako metafora [E, s. 519]), to na poziomie somatycznym, zgodnie z duchem Freuda, Lacan traktuje go jako swoiste rozładowanie konfliktu psychicznego11, które nazywa la jouissance. Termin

ten oznaczający słownikowo użytkowanie, rozkoszowanie się12,

ale także przyjemność-ekscytację w sensie seksualnym nabiera w wywodach autora Seminarium o „Skradzionym /iście” wielu coraz bardziej subtelnych odcieni13. W przywołanym tu cytacie

z R.S.I. symptom jest rozumiany jako modus owego „rozładowa­ nia” i w tym najprostszym znaczeniu pozostaje czymś jednost­

kowym, indywidualnym i osobliwym, czymś, co nie podlega

żadnemu potencjalnemu prawu, niczemu, co znajdowałoby 11

Konflikt psychiczny w znaczeniu psychoanalitycznym zachodzi na skutek zderzenia przeciwstawnych tendencji wewnętrznych. Może być jawny, jak na przykład w przypadku niezgodności pragnienia z wymogami moralnymi jednostki, albo „utajony, który może się wyrazić w zniekształcony sposób w konflikcie jawnym, przejawiając

12

13

się zwłaszcza w symptomach, zaburzeniach zachowania, charakteru, itd"; J. Laplanche, J.-B. Pontalis, Słownik psychoanalizy, dz. cyt., s. 120. Tak zostało przetłumaczone w polskim przekładzie E. Lévinasa, Ca­ łość i nieskończoność. Oczywiście pomiędzy ujęciem Lévinasa a La­ cana nie ma wielu punktów wspólnych. Mielibyśmy tu przykład klasycznej ekwiwokacji odnośnie do terminu jouissance. Zob. S XX. Seminarium Encore zaczyna się od wprowadzenia lego terminu, jako kluczowego dla rozważań wykładów z roku 1972/1973.

Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy 25

wyjaśnienie w porządku symbolicznym. Tak więc poprzez

jouissance symptom denuncjuje realne, co Lacan wyraża for­ mułą: „nazywam symptomem to, co przychodzi z realnego”14; zbiegają się w jego zakresie tematycznym trzy porządki: wy­ obrażeniowy (symptom jako iluzja), symboliczny (symptom

jako łańcuch znaczących) oraz realny (symptom jako jouissance). Można byłoby wskazać znaczenie sformułowania „sympto­ my psychoanalizy” w horyzoncie filozofii, zestawiając powyżej

zarysowany kontekst terminu symptom z terminem fenomen: ten pierwszy byłby dla psychoanalizy tym, czym dla feno­ menologii jest fenomen w takiej formule, którą opracowuje Heidegger na początku Bycia i czasu, gdzie odwołując się do

etymologii greckiego słowa, nazywa fenomenem to, co się samo z siebie ukazuje i posiada charakter całkowicie pozytywny, a więc nie jest pozorem czy przejawem skrywającym coś innego niż to, co się ukazuje15. Symptomami psychoanalizy, jako teorii,

byłyby więc te formuły i procedury, w których ukazuje się ona jako swoisty dyskurs rozprawiający o myśleniu i doświadczeniu bytu ludzkiego, podobnie jak literatura, filozofia czy nauki

szczegółowe. W wydaniu Lacana swoistość tego dyskursu uzy­

skała niezwykły zasięg - w ramach koncepcji autora Rzeczy freudowskiej zostały przeformułowane zarówno odniesienia bytu ludzkiego do języka16 (efektem tegoż jest na przykład

rozkwit teorii psychoanalitycznej w badaniach literackich17) 14

J. Lacan, Troisième, „Lettres de École Freudienne” 1975, nr 16, s. 185.

15 16

M. Heidegger, Bycie i czas, tłum. B. Baran, Warszawa 1994, s. 40-43. Por. M. Foucault, Słowa i rzeczy, tłum. T. Komendant, Gdańsk 2004 (wydanie francuskie 1966). Jednym z wielu przykładów „zastosowania” lacanowskich formuł w teorii literatury jest praca F. Kittlera Aufschreibersysteme 1800/1900

17

26 Psychoanaliza jako dzieło

i procedur poznawczych, jak i sposoby formułowania tychże

odniesień, które nazywane są odpowiednio: naukowymi, spekulatywnymi czy literackimi (formuły naukowe, filozoficzne bądź literackie). Przytoczone trzy cytaty - jako symptomy -

mają ilustrować ten troisty splot stale obecny w dyskursie Lacana, który w tym znaczeniu jest także metadyskursem, co pozornie wydaje się sprzeczne z jedną ze sławnych formuł

o nieistnieniu metajęzyka. Mają także wskazywać na problematyczność samego dzieła Lacana polegającą, jak wiadomo, na

specyficznym dualizmie tego, co mówione, i tego, co napisane (i opublikowane). Lacan nie był „człowiekiem pisma”, w porównaniu z sobie

współczesnymi psychoanalitykami i myślicielami pisał względ­ nie niewiele, a publikował jeszcze mniej18. W sensie ścisłym

był autorem tylko jednej książki powstałej przed jego akcesem do psychoanalizy, której zresztą przez długi czas nie uznawał19. Wydane w 1966 roku Pisma stanowią zbiór tekstów napisanych

i w większości publikowanych w ciągu 30 lat (najstarszy pocho­ dzi z 1936 roku), pogrupowanych ze względu na perspektywę, którą wyznaczało aktualne nauczanie Lacana (stąd tekstem

otwierającym Écrits jest Seminarium o „Skradzionym liście", a zamykającym spisana wersja wykładu w ramach seminarium

(Wilhelm Fink Verlag 1985), którą można byłoby nazwać jedną z pierwszych prac stosujących terminologię Lacana (także Foucaulta

i Derridy) w obszarze języka niemieckiego. 18

Początek instancji litery w nieświadomości, gdzie Lacan wskazuje spe­ cyfikę dualności tego, co pisane (l’écrit), i tego, co mówione (E, s. 493),

19

Zob. rozdział 11.1 niniejszej pracy.

ilustrować może tę konstatację. Por. rozdz. IV.

Symptom w psychoanalizie a symptom psychoanalizy 27

z roku akademickiego 1965/196620). Zresztą sam autor wypo­ wiadał się niejednokrotnie o ich randze w ekonomii swojego psychoanalitycznego przedsięwzięcia. W tekście z roku 1971

Lacan pisze: Jestem jako autor mniej pomyślany, niż można sobie

wyobrazić, a moje Écrits to tytuł bardziej ironiczny, niż można sądzić - chodzi bowiem albo o sprawozda­

nia, wystąpienia kongresowe, albo powiedzmy „listy

otwarte”, w których omawiam fragmenty mojego na­ uczania (AE, s. 12)21. Byłoby to pisane świadectwo, iż mistrz nie jest człowiekiem

pisma, a teksty opublikowane mają w istocie rolę poboczną,

komentatorską, podporządkowane są mówionemu nauczaniu dokonującemu się w wydarzeniu seminarium. Znaczenie tej

20

21

Większość tekstu Seminarium o „Skradzionym liście" pochodzi z seminarium z roku 1954/1955 opublikowanego z liczbą porządko­ wą II jako Le moi dans la théorie de Freud et dans la technique de la psychanalyse (Paris 1978); Nauka i prawda, tekst zamykający Pisma, opublikowany pierwotnie w pierwszym numerze „Cahiers pour l’analyse”, przynależy do tematyki seminarium z liczbą porządkową XIII zatytułowanym L’Objet de la psychanalyse (nieopublikowanym oficjalnie). Ramy takie to kolejna wskazówka sugerująca relację pomiędzy tekstami pisanymi (publikowanymi) a wykładami semi­ naryjnymi (nauczaniem mówionym). Tekst Liturattere w zamyśle wydawcy J.A. Millera spełniać ma rolę analogiczną w Autres Écrits, jak Seminarium o „Skradzionym liście”

w Écrits. Ukazuje nową, w stosunku do tej z drugiej połowy lat 60.,

perspektywę Lacana, co odpowiada podziałowi tutaj przyjętemu za J.-C. Milnerem.

28 Psychoanaliza jako dzieło

relacji pisane-mówione mimo omówień w literaturze przed­ miotu dalekie jest od jednoznaczności.

12. Dwie lektury... Seminaria Lacana, których historia stanowić może temat

osobnego opracowania22, mimo iż nie doczekały się jeszcze

całościowego oficjalnego wydania, którego patronem i przy­ czyną sprawczą jest J.A. Miller, są dostępne w wersji elektro­

nicznej (a więc nieoficjalnej) na stronach internetowych23. Problem z nimi związany polega na ustaleniu związku pomię­ dzy zawartą w nich treścią a tekstami, nad których publikacją

czuwał sam Lacan - na podstawie lektury seminariów wyraź­ nie widać, jak bardzo ewoluuje nauczanie Lacana. Pierwotnie

skierowane do niewielkiej grupy słuchaczy, psychoanalityków i psychiatrów, w której pojawiali się okazjonalnie filozofowie

(np. J. Hyppolite, który był jednym z najistotniejszych inter­ lokutorów z kręgów akademickich w latach 50.), u progu

lat 60., wraz ze zmianą miejsca i przeniesieniem wykładów

do £cole Normale Superieur, stały się miejscem formacyjnym

22

Zob. E. Roudinesco, Jacques Lacan, jego życie i myśl, tłum. R. Reszke, Warszawa 2005. Polskie wydanie tej niezwykle istotnej dla zrozumie­ nia drogi Lacana książki pozostawia wiele do życzenia. Po pierwsze wydanie jest okrojone. Po drugie tłumaczenie wielce zasłużonego

dla kultury psychoanalitycznej w Polsce świetlanej pamięci Roberta

23

Reszke roi się od błędów. Co więcej, można usłyszeć [je] z zapisu magnetofonowego, wysłu­ chać samego Lacana wygłaszającego naukę. Spośród wielu adresów internetowych odwołuję się najczęściej do www.ecole-lacanienne.net.

Dwie lektury... 29

wielu współczesnych myślicieli francuskich, aby wraz z ko­ lejną zmianą miejsca pod koniec lat 60. stać się swoistym

wydarzeniem kulturalnym Paryża lat 70. Rzecz jasna, te in­ stytucjonalne zmiany stanowiły czynnik zewnętrzny wobec

nauczania, niemniej jednak przyczyniały się do potrzeby opracowania nowych sposobów przekazu, nowego języka i mówienia, które rodziły się w trakcie wygłaszania żywego słowa nauki psychoanalizy. Stąd też zastrzeżenia co do rangi i wartości wyjaśniającej poszczególnych fragmentów pocho­ dzących z seminariów. Nieuprzedzony czytelnik dostrzeże

szybko, iż nawet w obrębie jednego seminarium pojawiają się

sformułowania tej samej kwestii jeśli nie wzajemnie sprzecz­ ne, to bardzo merytorycznie od siebie oddalone, często też występują sformułowania zupełnie banalne; że skierowane

są do słuchaczy obeznanych z praktyką psychoanalityczną

(terminy techniczne funkcjonują bez objaśnienia); że za­ kłada się, iż słuchacz zna przynajmniej potencjalnie pojęcia

i wywody zawarte we wcześniejszych seminariach24. Innymi słowy, posługiwanie się seminariami celem wyjaśnienia ja­

kiegoś pojęcia (na przykład wyżej wspomniane realne) z Lacanowskiego słownika doprowadzić może do niespójnych

sformułowań - seminaria mają zaś istotny walor objaśniający

w przypadku lektury genetycznej. Tym sposobem powstaje 24

Nie mogę w tym miejscu uzasadnić tej konstatacji, mogę zasugerować pod tym kątem lekturę seminarium dostępnego w języku polskim (J. Lacan, Seminarium III. Psychozy, tłum. J. Waga, Warszawa 2014). Porównując wczesne seminaria Lacana z późnymi (po przeniesieniu z ENS), widać nie tylko zmianę tematyki, ale przede wszystkim zmianę języka: kalambury, gry słowne, ekwiwokacje stają się tkanką żywej mowy seminaryjnej.

30 Psychoanaliza jako dzieło

pytanie o jedność dzieła złożonego z nauczania mówionego

i tekstów pisanych, i z perspektywy tradycji filozoficznej py­ tanie to nie jest trywialne. Podejmuje je J.-C. Milner w przy­ wołanej już pracy Lheuvre claire, a praca ta stanowi przykład

kanonicznego odczytania Lacana, z którego zaczerpnęliśmy

kilka ustaleń. Milner, sam uformowany przez seminaria odbywające

się w ENS, dla potrzeb przedstawienia pracy myśli, porząd­ ku argumentacji i ewolucji psychoanalizy Lacana konstruuje

metodę nazwaną przez siebie materializmem dyskursywnym. Po pierwsze zakłada, że możliwe jest wskazanie albo skonstru­

owanie zbioru dyskursywnego zawierającego przynajmniej jedno twierdzenie. Twierdzenie stanowi element minimalny atom dyskursywności. W perspektywie językowej twierdzenie

jest równoważne zdaniu. Po drugie zauważa, że najczęściej używana metoda tworzenia twierdzeń-zdań sprowadza się do

more geometrico. Mamy zatem aksjomaty, teorematy i lematy. Lacan stronił oczywiście od takiej metody i Milner podkreśla,

że stosuje ją wbrew niemu, niejako przemocą, ale taka przemoc jest częścią jego projektu. Po trzecie Milner postuluje, aby wy­ preparowane twierdzenia były niezależne od „dyskursywnego

otoczenia, w którym zostały przez badacza odkryte”, czyli po­ winny zachowywać swoje właściwości niezależnie zarówno od

kontekstu, a więc miejsca w tekście, w którym się znajdują, jak

i okoliczności, w jakich zostały sformułowane: Oto co nazywam metodą wymuszonego ruchu; polega

ona na wybraniu twierdzenia i wyciągnięcia go z jego

naturalnego miejsca. Jeśli zachowuje ono właściwości

twierdzenia, może wówczas być uznane za twierdzenie

Dwie lektury... 31

myślenia. Odwołując się do morę geometria), poddaję

Lacana tej próbie25. Oczywiście najpierw należy określić dyskursywny zbiór, na którym dokonuje się tych operacji. Autor LAmour de la langue

postuluje hipotezę, której, jak mówi, nie może dowieść, a która

może być sformułowana następująco: Lacan wybrał w sposób rozmyślny i świadomy niektóre spośród swoich pisanych wystą­

pień i uznał je za takie teksty, które konstytuować będą dzieło.

Czym jest samo dzieło, nie jest sprawą oczywistą, w przypadku

Lacana dwoistość mówione-pisane ukazuje bowiem problematyczność takiej jedności dużo bardziej niż w przypadku

innych dwudziestowiecznych myślicieli - porównaniem, jak zobaczymy, może być Wittgenstein.

Zbiorem dyskursywnym, w którym Milner będzie wskazywał twierdzenia, są teksty przez samego Lacana przeznaczone do

publikacji w „formie książki” zatytułowanej Pisma oraz te po­

wstałe później, po roku 1966, które ukazywały się w periodyku „Scilicet”. Te pisane i starannie wyselekcjonowane teksty Milner nazywa zbiorczo Scripta, i to Scripta pokrywać się mają z ca­

łością dyskursywną26. Chodzi o to, że w skład tej całości nie

25

A. Badiou, Lacan. thntiphilosophie 3, Paris 2013, s. 243. Na seminarium

Badiou (1994/1995) poświęconym antyfilozofii Lacana Milner został zaproszony właśnie jako autor Dzieła jasnego, pracy, która zdaniem Ba­

diou należy do jednej z najważniejszych prezentacji myśli (a właściwie myślenia) Lacana. Na ostatnim wykładzie seminaryjnym (15 VI1995) 26

Milner omawia intencje i metodę leżące u podłoża jego pracy. Opublikowany w stulecie urodzin Lacana zbiór Autres Écrits nie za­

wiera wszystkich opublikowanych po 1966 roku pism rozproszonych

32 Psychoanaliza jako dzieło

zalicza Milner seminariów, których edycja zaczęła się w 1973 (Les quatre concepts fondamentaux de la psychanalyse otwiera­ ło cykl, seminarium z liczbą porządkową XI z lat 1964-1965)

i nie jest oficjalnie ukończona. Jednym z powodów takiej

decyzji jest rozróżnienie w dziele Lacana części ezoterycznej i egzoterycznej, rozróżnienie skądinąd znane od starożytności;

w największym skrócie sprowadzić można rozważania Milnera do tezy, iż treścią nauczania prowadzonego w ramach cyklicz­ nych, odbywających się od 1953 roku seminariów była metoda

pracy psychoanalitycznej jako działania - innymi słowy było to

ćwiczenie, którego podstawą była doktryna powstająca w for­ mie pisanej i niejako retroaktywnie konstytuująca się przez

ten zapis.

U Lacana istnieje (...) część ezoteryczna i egzoteryczna; istnieje także część pisana i część mówiona (...);

ezoteryczna jest część pisana, egzoteryczna - część mówiona i transkrybowana. Stąd wniosek: z punktu

widzenia myśli w seminariach nie ma i nigdy nie bę­ dzie niczego więcej niż to, co jest w Scripta. Ale zawsze

istnieje w Scripta coś, czego nie ma w seminariach. Se­

minaria w niczym nie mogą modyfikować interpretacji

Scripta, ale wszystko, co znajduje się w Scripta, istotne jest dla interpretacji seminariów27.

27

w periodykach. Jednak wybór i uszeregowanie tekstów dokonane przez J.A. Millera sugerować mogą swoistą polemikę z „próbą” Mil­ nera. J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 24-25.

Dwie lektury... 33

Milner robi jednak wyjątek: jest nim cykl mówionych wy­

kładów z lat 1972-1973, seminarium opublikowane z liczbą

porządkową XX jako Encore w roku 1975; zalicza je do opra­

cowywanej całości dyskursywnej. To rozstrzygnięcie Milnera przy bliższym spojrzeniu oka­ zuje się dalekie od oczywistości. Po pierwsze jeśli potraktujemy

seminarium Encore jako współistotne tekstom równocześnie z nim publikowanymi, wówczas nie ma żadnego uzasadnienia, aby takiej współistotności nie przypisywać seminariom póź­

niejszym, tym bardziej że dokonuje się w ich obrębie prawdziwa rewolucja (język węzłów, zakwestionowanie wagi kompleksu Edypa, wyznaczenie terapeutycznych celów psychoanalizy). Po drugie jeśli uznamy seminaria za egzoteryczną część dzieła,

wówczas możemy przeoczyć znaczenie metody prowadzenia nauczania - czynnik formacyjny. Po trzecie nie widać prostego uzasadnienia dla podziału napisane-ezoteryczne - mówione-

-egzoteryczne. Milner oczywiście świadom jest tych trudności, ale rozstrzygnięcie to wydaje się stanowić warunek stosowal­

ności materializmu dyskursywnego.

W ramach takiego podejścia Milner explicite formułuje trzy wnioski odnośnie do dzieła Lacana. Po pierwsze jest ono nieskończone, zarówno materialnie nieukończone ze względu

na śmierć autora, jak i wewnętrznie niedomknięte (podobnie

jak np. Sagrada Familia Gaudiego). Po drugie wyróżnione są w nim dwa wyraźne momenty nazwane klasycyzmami: pierw­ szy klasycyzm ma zwieńczenie w zbiorze Écrits, chociaż nie jest

współczesny publikacji tegoż; drugi takiego zwieńczenia nie

ma, choć ma wiele symptomów, w większości negatywnych. Po trzecie istnieją w tym dziele pryncypia, zasady, które są

wewnętrznie spójne, co sprawia, że jest ono przejrzyste i jasne.

34 Psychoanaliza jako dzieło

Wnioski te są o tyle istotne, że stanowią argumenty w niniejszej pracy. Niemożliwe jest bowiem wychodzenie od zera w rekon­ struowaniu drogi myślenia Lacana prowadzącej od filozofii

do antyfilozofii. Niemniej jednak to, iż są argumentami, nie oznacza, że same nie podlegają rewizji.

Jeśli chodzi o nieskończoność jako niedomknięcie dzieła,

sprawa nie nastręcza trudności na poziomie lektury diachronicznej. Lacan podobnie jak inni wybitni myśliciele nieustannie rozwijał swoją koncepcję, wprowadzał w nią kolejne wymia­ ry, tworząc niejako work in progress™. Trudności pojawiają

się na poziomie lektury synchronicznej: czy kolejne wymiary dołączane do istniejących (przykład rozwoju historycznego: do lektury Freuda dochodzi wymiar de Saussurea, do czego dołą­ cza się wymiar instytucjonalnego nauczania psychoanalizy, do

którego dochodzi „teoria zapisu” w postaci koncepcji węzłów) nie niszczą sposobu funkcjonowania dyskursu, nie wymuszają

rewidowania podstawowych reguł (problem szkoły lacanow-

skiej) i w efekcie uniemożliwiają wyjaśnienie fundamentalnych pojęć, skoro ich istnienie ma charakter wyłącznie dynamiczny? Pytania te odsyłają do drugiego wniosku ustalającego dy­ stynkcję pomiędzy historycznie wyróżnionymi etapami myśli Lacana. Milner mówi o klasycyzmach ze względu na sposób

potraktowania autora Seminarium o „Skradzionym liście" jako myśliciela precyzyjnego, wręcz klasycznego, jeśli chodzi

o przejrzystość wywodów składających się na nieskończone dzieło w perspektywie materializmu dyskursywnego (trzeci

28

Używam tego sformułowania zgodnie z hasłem z Vocabulaire euro­ péen des philosophies, red. B. Cassin, Paris 2004. Zob. rozdział II (podrozdział o Joysie).

Dwie lektury... 35

wniosek). Kluczową sprawą jest odpowiedź na pytanie o miej­

sce psychoanalizy Lacana w porządku nauk szczegółowych. Zwykle kwestia obraca się wokół albo samej psychoanalizy, albo jej wersji lacanowskiej traktowanej jako szczególna odmiana

źródłowego projektu Freuda29.

Wywodzący się od Diltheya podział nauk empirycznych

na Naturwissenschajien i Geisteswissenschaftert zadomowił się w języku niemieckim współczesnym Freudowi do tego stop­ nia, że naturalne było pytanie o charakter tworzonej teorii. Jak wiadomo, Freud nie dał jasnej odpowiedzi, wzorcowe były dla niego nauki przyrodnicze, chociaż sam nie odwoływał się do ich wzorcowości wywodzącej się od możliwości ekspe­

rymentu i matematyzacji. Co więcej, spekulatywny wymiar psychoanalizy, od którego Freud próbował się odżegnywać, zbliżał ją do przejęcia metodologii nauk o duchu. Tak więc

hermeneutyka byłaby nie do końca akceptowanym przezna­ czeniem30. Problem ten oczywiście nierozerwalnie związa­ ny jest z kwestionowaniem samej naukowości psychoanalizy.

Być może złudzeniem jest pytanie o przynależność, skoro ona

sama nauką nie jest. Krytyka ta wysuwana z różnych pozycji (Wittgenstein, Popper itd.) zakładała od razu jasność co do

znaczenia terminu nauka. 29

30

Jednym z przykładów jest praca E Rouslang, Lacan, de lequivoque à l’impasse, Minuil 1986, w której dawny uczeń Lacana w niezwykle krytyczny sposób ocenia ruch myśli byłego mistrza. Przykładem innej, choć napisanej w podobnym demaskatorskim tonie jest pra­ ca M. Borch-Jacobsen, Lacan. Le maitre absolu, Flammarion 1990. Obydwie książki powstały na potrzeby czytelnika amerykańskiego (anglojęzycznego). Por. np. A. Leder, Nauka Freuda w epoce „Sein und Zeit”, Warsza­ wa 2007, rozdział 1.

36 Psychoanaliza jako dzieło

W tradycji francuskiej psychoanaliza stanowiła obiekt kryty­ ki z pozycji filozoficznych (np. Sartre w ostatnim rozdziale Bytu

i nicości) czy przedmiot zainteresowania w świecie literackim (surrealizm), natomiast nie była szczególnie często rozważana od strony epistemologicznej31. Istotną składową Lacanowskiego

podejścia było całkowicie nowe podjęcie kwestii naukowości. Wychodząc - w myśl materializmu dyskursywnego - od

twierdzenia Lacana o tożsamości podmiotu nauki i podmiotu

psychoanalizy, argumentacja Milnera zaczyna się od usytu­ owania Lacanowskiego ujęcia psychoanalizy w obrębie historii

i teorii nauki. Lacan implicite podejmując pytanie o naukowy status psychoanalizy, podejmuje także teorię nauki. Sprecyzo­

wać należy, co autor Rzeczyfreudowskiej rozumie przez naukę:

są to dyskursy datowane od narodzin nauki nowoczesnej, w których artykułuje się związek empiryczności i matema­ tyczności. Obydwa te terminy mają specyficzne znaczenie. Jeśli

chodzi o pierwszy, mamy tutaj obwarowanie: treść twierdzenia, które ma charakter empiryczny, odznacza się dwiema cechami.

Po pierwsze stan rzeczy, o którym orzeka, da się w sposób pośredni bądź bezpośredni przedstawić w przestrzeni i czasie;

po drugie możliwe jest pomyślenie owego stanu rzeczy jako

czegoś, co może być różne od tego, co to twierdzenie mówi. Empiryczne jest to, co przygodne, co nie istnieje z wewnętrznej

31

Zob. E. Roudinesco, Histoire de la psychanalyse en France. 2, Paris 1986, s. 165-235. Kluczowa praca Ricoeura De l'interpretatione po­ chodzi z okresu, kiedy koncepcja Lacana była już bardzo solidnie wykształcona, chociaż nie miała jeszcze postaci dzieła. Jak wiadomo, nieobecność Lacana w pracy Ricoeura pogłębiła tylko niechęć do filozofa, ale też do filozofii jako takiej. Sytuacja powtórzona zostanie przy Anty-Edypie (patrz rozdz. 11).

Dwie lektury... 37

konieczności - i to jest przedmiot nauki nowoczesnej, w której nastąpiło zerwanie z tradycją starożytną (episteme). Docho­ dzi do tego matematyczność jako formalizacja albo wzorzec

ścisłości, który wiąże się w nauce nowoczesnej z literalnością

jako kwestią precyzyjnego zapisu32. Zdaniem Milnera właśnie

w takim kontekście Lacan umieszcza kwestię psychoanalizy

jako nauki: należy ona bowiem do uniwersum zainicjowanego przez naukę nowoczesną - i w związku z tym będziemy mieć rozróżnienie dwóch klasycyzmów.

W przypadku pierwszego klasycyzmu reguły te organi­ zują się wraz z programem strukturalizmu. Wykład rzymski

z 1953 roku ustanawia początek tego procesu w momencie

konstytuowania się dzieła, ale kluczową rolę odgrywa tu mate­ matyczność. Milner sugeruje implicite, iż w Écrits, które otwiera Seminarium o „Skradzionym liście" (rozszerzone w stosunku do wersji z 1956 roku o zakończenie zawierające ilustracje

cyrkulacji znaczącego zaczerpnięte z teorii grafów), mamy do czynienia z programem matematyzacji podobnej do tej, jaka dokonała się w lingwistyce. Kwestia ustalenia zgodności

Freuda z de Saussureem dotyczy w istocie tego, jak psycho­

analiza wpisuje się w naukę nowoczesną - lingwistyka jest

pretekstem; tak samo zresztą jak pretekstem są rozmaite wzory

guasi-matematyczne pojawiające się w Pismach składające się

na tak zwaną „algebrę” Lacana czy figury topologiczne.

Drugi klasycyzm jest niczym innym jak wyciągnięciem konsekwencji z tego programu ulokowania psychoanalizy

32

Najlepszą egzemplifikacją tej wzorcowości jest zinterpretowanie

sławnego zdania Galileusza o księdze natury zapisanej w języku matematyki.

38 Psychoanaliza jako dzieło

w ramach nauki i możliwości jej nauczania. Pojawiają się czyn­ niki zarówno zewnętrzne (nauczanie psychoanalizy w ramach

uniwersytetu), jak i wewnętrzne (wyczerpanie paradygmatu

strukturalnego spod znaku lingwistyki, tendencje w samej matematyce pod postacią kolejnego programu Bourbakiego proponującego literalizację matematyki33).

Pojęciem kluczowym jest pojęcie mathemu. O ile w pierw­ szym klasycyzmie mamy nawracające w formie pisanej i mó­ wionej formuły, które Milner nazywa logia34, charakteryzujące

się prostą składnią i dobrze określoną treścią, tak w drugim chociaż logion nie znika, zostaje „uzupełniony” właśnie for­ mułą, która ma mieć charakter całkowicie przekazywalny,

nauczalny i w takim znaczeniu jednoznaczny. Czym jest mathem? W odróżnieniu od określania tym

terminem wszelkich zapisów quasz'-matematycznych pojawia­ jących się w tekstach Lacana35 Milner pokazuje - a ta demon­

stracja zostaje uznana w niniejszej pracy - że ma on bardzo szczególne znaczenie. Znacznie bliższy, paradoksalnie, jest tu rodowód via Heidegger niż via Lévi-Strauss36 i „techniczne” 33 34

35 36

N. Bourbaki, Théorie des ensemble, Paris 1970. Termin zaczerpnięty z filologii biblijnej (logion jako wypowiedź przypisywana w Ewangeliach Chrystusowi). Przykładami logia są: „nieświadomość ustrukturowana jest jak mowa”, „znaczący repre­ zentuje podmiot dla innego znaczącego”, „podmiot nauki i podmiot

psychoanalizy są tym samym” itd. Np. B. Fink, Kliniczne wprowadzenie do psychoanalizy Lacanowskiej. Teoria i technika, tłum. Ł. Mokrosiński, Warszawa 2002. „Zgodnie z brzmieniem słowa to, co «matematyczne», pochodzi od greckiego ta mathemata, to, czego można się nauczyć, i dlatego zarazem to, czego można nauczać”, w: M. Heidegger, Pytanie o rzecz, tłum. J. Mizera, Warszawa 2001, s. 67.

Dwie lektury... 39

rozumienie matematyki. Z jednej strony chodzi o sprawę transmitowalności nauczania psychoanalizy, skoro ta zajęła miejsce w orszaku nauk uniwersyteckich. Byłby on więc formą zapisu najbardziej wskazaną dla możliwości nauczania (jako tego, co ma być nauczane), można więc na zasadzie analogii powiedzieć,

że jest on dla matematyki tym, czym fonem dla fonematyki. Z drugiej strony ta analogia jest myląca, bowiem matematy­

ka oparta na mathemie nie ma nic wspólnego z tym, czym

była owa nauka tak samo dla Euklidesa, jak i Bourbakiego: „co w oczach matematyków wiernych swemu dziedzictwu sta­ nowiło jej najcenniejszą istotę: nie tylko morę geometrico, ale demonstracja i wszelki rodzaj powiązania”37. Za sprawą mathe-

mu matematyka byłaby zestawem niepowiązanych między sobą zbiorów liter (np. RSI), a Bourbaki doprowadzony zostałby do

swego zaprzeczenia. Lacan, wprowadzając mathem, miałby spożytkować matematykę jako „skarbiec dla niewyobraże-

niowej i niejakościowej teorii myślenia”. Tak więc mathem, wywodząc się z horyzontu literalizacji matematyki obecne­

go w pierwszym klasycyzmie (gdzie, jeszcze raz podkreślmy, występuje „algebra” Lacana), decentruje statut matematyki

w doktrynie Lacana i dlatego nie jest „matematyczny”. Podejście do matematyki staje się pierwszym, najbardziej ewi­

dentnym probierzem rozróżnienia pomiędzy klasycyzmami

Lacana i to dzięki niemu możemy zobaczyć, jak artykułuje się problem filozofii w ujęciu Milnera. Matematyka, mimo różnic w swoim stosowanym wymiarze,

jako procedura dowodzenia jest rozumiana tak samo w ramach 37

J.-C. Milner, Dzieło jasne..., dz. cyt., s. 165.

40 Psychoanaliza jako dzieło

episteme antycznej, jak w nowoczesnym podejściu. Ta ciągłość odpowiada tej, z którą mamy do czynienia w przypadku filo­ zofii. Symetrycznym odbiciem mathemu w matematyce jest

odbicie antyfilozofii „w” tradycji filozoficznej. Jeśli dzięki de-

monstrowalności można nauczyć się i nauczać innych twier­ dzeń, które są przedmiotem dowodzenia, tak dzięki „mądrości”

(sophia) można owo nauczanie operacjonalizować. Tradycja antyczna (platońsko-arystotelesowska) poprzez figurę sofisty wskazywała na skrajne konsekwencje owej operacjonalizacji:

sofista jest pozorem filozofa, tym, kto go przedrzeźnia, paro­ diuje i w konsekwencji mu zagraża. Lacan zrywa z episteme

antyczną, a tym samym nauka wyrzeka się mądrości, jako tego, co etymologicznie wpisane jest w wysiłek filozofii. W drugim klasycyzmie nie tyle mówi o sofiście38, co o antyfilozofii. Termin ten pojawił się po raz pierwszy u Lacana w pro­

gramowym tekście opublikowanym w „Ornicar?” w 1975 roku.

W apokryficznym stylu autor Rzeczyfreudowskiej tytułuje nim badanie tego, co dyskurs uniwersytecki zawdzięcza przypi­ sywanej sobie funkcji „edukacyjnej”. Historia idei niestety nie da sobie z tym rady. Cierpliwe zbieranie niedorzecz­ ności, które go charakteryzuje, pozwoli ją uwypuklić w jej

nieredukowalnym wymiarze, w wiecznym śnie. Z którego

istnieje tylko szczególne przebudzenie (AE, s. 314). 38

Mówi o nim w pierwszym klasycyzmie: „Psychoanalityk to obecność sofisty w naszych czasach, ale z innym statutem” (J. Lacan: Problèmes cruciaux de la psychanalyse, niewydane; seans z 12 V 1965). Zob. B. Cassin, Jacques le Sophiste. Lacan, logos et psychanalyse, Paris 2012; książka Cassin omawia między innymi kwestię tradycji solistycznej w działalności Lacana.

Dwie lektury... 41

Pięć lat później, rozwiązując założoną wcześniej przez siebie szkołę École Freudienne, określił swoje przedsięwzięcie jako rebelię przeciwko filozofii39. W licznych tekstach publikowa­ nych i wygłaszanych w końcowej fazie działalności Lacana

termin ten nie pojawia się jednak szczególnie często, niemniej wzbudza zrozumiałe zainteresowanie zarówno u egzegetów dzieła francuskiego psychoanalityka, jak i filozofów, którzy do Lacana w jakiś sposób nawiązują. Powody tego zaintere­

sowania są oczywiste: z jednej strony skupia w sobie ciągłe napięcie, które istnieje pomiędzy projektem psychoanalizy wypracowanym przez Freuda a tradycją filozoficzną, a z dru­ giej - pokazuje paradoksalność dzieła samego Lacana, należą­ cego do tych myślicieli dwudziestowiecznych, którzy otworzyli drogę dla filozoficznej (w odróżnieniu od psychologicznej) lektury Freuda. Odniesienia i cytaty z Arystotelesa, Kartezju-

sza, Hegla, Kanta czy Heideggera są w pismach francuskiego psychoanalityka równie częste jak wszechobecne odniesienia do Freuda. W takim sensie sam termin antyfilozofia wydaje

się godny próby eksplikacji.

Taką eksplikację niezależnie od Milnera podjął Alaine Badiou40. Różnice pomiędzy ujęciem Milnera a Badiou można byłoby

określić jako różnicę pomiędzy „słabym” i „mocnym” rozu­ mieniem tegoż terminu. Ujęcie zaproponowane przez autora

Bytu i zdarzenia jest słabe w tym znaczeniu, iż przedrostek

39 40

„Ornicar?” nr 21-22, s. 17 A. Badiou, LAntiphilosophie: Lacan et Platon, w: A. Badiou, Con­

ditions, Paris 1992 oraz A. Badiou, Le Séminaire. Lacan ïantiphilo-

sophie 3, dz. cyt.

42 Psychoanaliza jako dzieło

anty- ustanawia nie tyle negację, co subwersję filozofii, tra­ dycji filozoficznej. Badiou interpretuje Lacanowską rebelię

przeciw filozofii jako coś, co miało miejsce w przypadku Nietz­ schego czy Wittgensteina, chociaż oczywiście opierało się na innych przesłankach.

Badiou wyróżnia trzy cechy formalne antyfilozofii: 1. Zdyskredytowanie filozofii co do jej teoretycznych roszczeń, chociaż sama dyskredytacja nie musi mieć koniecznie po­ staci obalenia, refutacji jako zbijania argumentów (postać logicznego argumentowania).

2. Ukazanie prawdziwej natury operacji filozoficznej, tego, w jaki sposób dokonuje się akt filozoficzny, którego praw­

dziwe intencje są przez filozofa ukrywane, zasłaniane, po­ krywane „miłosną retoryką”. 3. Przeciwstawienie tak rozpoznanemu aktowi działania no­

wego rodzaju, dzięki któremu nastąpi ostateczne zniesienie

filozofii. U Lacana pierwsza cecha realizuje się na czterech płaszczy­ znach. Po pierwsze filozofia jest zakładnikiem figury dyskursu mistrza, a dokładniej, jak ujmuje to Badiou, ma pozostawać

poza zakresem rotacji dyskursów: „najistotniejsze jest nie tyle to, że filozofia jest wypowiadana z perspektywy dyskursu mi­

strza, ale to, że jej wewnętrzną, konstytutywną intencją jest

zatrzymanie obiegu dyskursów”41. U Lacana istnieją cztery

pozycje dyskursywne, które wzajemnie w siebie przechodzą (quarts de tour), a filozofia ma tendencję do zatrzymywania

41

A. Badiou, Le Séminaire. Lacan lantiphilosophie 3, dz. cyt., s. 164; dalej cytaty bezpośrednio w tekście jako B z podaniem numeru strony.

Dwie lektury... 43

tego ruchu, co jest innym sformułowaniem tezy, iż filozofia

chce uchodzić za fundament, wiedzę podstawową czy metawiedzę (epistemologiczne roszczenia), która jest absolutnie

autonomiczna. Idąc dalej, filozofia traktuje przeto samą siebie jako możliwość metajęzyka:

Nie ma metajęzyka innego niż wszystkie formy szelmo­

stwa (canaillerie), jeśli oznaczymy przez to te dziwacz­ ne operacje dające się wyprowadzić z tego, że ludzkie pragnienie (desirde l’homme) jest pragnieniem Innego,

że całe to szelmostwo opiera się na woli bycia Innym -

mam na myśli wielkiego Innego - kimś, w kogo wpisane są figury, w jakich zostanie pochwycone jego pragnienie (S XVII, s. 68) - mówi Lacan przy okazji Wittgensteina, ale odnieść moż­

na to do pretensji filozofii do odgrywania roli operacji, która także ma oswajać Innego, jest wzorem wszelkiego szelmostwa,

oszustwa, również takiego, którym będzie posługiwał się Lacan

odnośnie do lingwistyki, czyli lingwisterstwa (S XX, s. 20). Druga płaszczyzna realizacji owego dyskredytowania filo­ zofii zarysowuje się jako fundamentalne przeoczenie filozo­

fii. Nie rozpoznaje ona realnego (Badiou pisze o ab-sensie związku seksualnego jako ilustracji dla formuły il riy a pas de

rapport sexuel), co wyraża się jako wymuszanie albo narzuca­ nie sensu czemuś, co jest całkowicie indyferentne na podział sens/nie-sens (ab-sens jako to, co tkwi w samy akcie podziału

na to, co ma znaczenie, i to, co znaczenia nie posiada), co jest „poza prawem” - to, że istnieje filozofia non-sensu czy absurdu,

niczego tu nie zmienia:

44 Psychoanaliza jako dzieło

Swoiście filozoficznym sposobem afirmacji non-sensu

pozostaje wymuszanie sensu na ab-sensie, który jest czymś całkowicie innym niż non-sens. Tu źródło ma

fantazmat całości. Dla Lacana, krytyka - tradycyjna filozoficznego fantazmatu całości albo systemu musi

być traktowana zarówno jako skutek, jak i przyczyna.

Prawdziwa przyczyna, wymuszanie racji w nie-racji [non-rapport], wymuszanie sensu w ab-sensie, nada­ wanie całości wszystkiemu w uogólnianiu od racji do sensu (B, s. 165-166).

Trzeci poziom: filozofia nie chce nic wiedzieć o jouissance, a w konsekwencji o Rzeczy (das Ding) w sensie Lacana. Filozofia nie cierpi Rzeczy jouissance. Dlatego skądinąd -

dorzucam argument, chociaż nie wiem, czy występuje u Lacana (nigdy nie wiadomo, co Lacan powiedział, nikt nie wie wszystkiego, co Lacan powiedział!) - istnieją

filozofowie, którzy zalecają powrót do samej Rzeczy, niejako kompulsywnie. To hasło Husserla: powrót do

rzeczy samych. Jeśli spojrzeć na ten przymus powrotu w perspektywie Lacana, można powiedzieć, że filozofia

jest nim dotknięta tylko dlatego, że o Rzeczy nie chce nic wiedzieć. Owo „nie chcenie nic wiedzieć” każę jej

ogłaszać imperatyw powrotu do rzeczy samych w for­ mie kompulsywnej (B, s. 166). I wreszcie czwarty - ontologiczny. Od czasów Parmenide-

sa filozofia przyjęła zawodny aksjomat: bycie myśli. Dla La­

cana to kluczowy moment, bowiem myślenie istnieje tylko

Dwie lektury... 45

w punkcie odstąpienia, tylko za cenę rozstania się z topiką bycia: tylko tu, gdzie bycie jest porzucone, to myśli. W formule Lacana: tu, gdzie to myśli, nie jestem; tu, gdzie jestem, nie myślę (la oit ęa pense, je ne suis pas; la ouje susi, je ne pense

pas). Taki jest główny motyw nieporozumienia odnośnie do kartezjańskiego cogito. Tym, co wydaje się w oczach Lacana niedopuszczalne, to zbyt pochopne przejście od cogito do res cogitans. Z istnienia wypowiedzi: ja myślę da się tylko

wyprowadzić, wedle Lacana, miejsce myślenia jako figury res,

rzeczy (istnieje coś, co myśli). W tym także filozofia gubi swój

przedmiot, chybi swojemu powołaniu, błądząc w odniesieniu do topiki myślenia:

Miejsce, gdzie to myśli, zostaje ostatecznie całkowicie

zasłonięte pod postacią fałszywego aksjomatu mówią­ cego, że tam, gdzie jest myślenie, jest bycie, pod posta­ cią aksjomatu Parmenidesa: bycie i myślenie są Tym

Samym. Aksjomat ten definitywnie pogrąża filozofię

w ślepocie odnośnie do topiki myślenia (B, s. 167). Druga cecha polega na tym, że dyskursywna postać filozofii po­

zoruje operacje tworzące właściwy akt, który należy rozpoznać. Wobec tych operacji filozofia pozostaje ślepa, chociaż składają

się one na jej właściwe działanie. Badiou mówi o trzech takich operacjach: usunięcie matematyki, impregnowanie na politykę, eksponowanie miłości, która jest jej obejściem (i jest to zapew­

ne moment, w którym bardziej eksponuje własną koncepcję

czterech wydarzeń powołujących podmiot42). 42

Zob. A. Badiou, Etyka, dum. P. Mościcki, Warszawa 2009.

46 Psychoanaliza jako dzieło

Trzecim wyróżnikiem formalnym antyfilozofii jest powo­

łanie własnego aktu. W przypadku Lacana jest to akt psycho­

analityczny, który ma być przeciwstawiony aktowi filozoficznemu. Ten ostatni ma na celu osiągnięcie pełni jako zaspokojenia, speł­

nienia, kartezjańskiej pewności, spinozjanskiej błogości, heglow­

skiej wiedzy absolutnej itd. Ten cel obecny jest także w różnego rodzaju wersjach sceptycyzmu czy nihilizmu (np. w platońskiej

dyskusji na temat szczęścia filozofa): „Można powiedzieć, że z perspektywy aktu podmiot filozoficzny prezentuje się jako podmiot wirtualnie wypełniony” (B, s. 168). Obrazuje to, w ja­

kim stopniu filozofia związana jest z episteme starożytną. Akt

analityczny zaś dla samego psychoanalityka jest źródłem lęku i cierpienia. Takie jest jego przeznaczenie. W jednym z ostatnich

tekstów Lacan powiada: Tak, psychoanalityk nie cierpi swego aktu (24 II 1980). Dlatego psychoanalityk u Lacana to także

święty (zob. rozdział II.3.1)

Dla Badiou Lacan nawet jako antyfilozof pozostaje jednym z najważniejszych filozofów XX wieku43.

Mocne rozumienie antyfilozofii polega na usytuowaniu psycho­ analizy Lacana nie tyle w nurcie „wywrotowym” i subwersyw-

nym, poprzecznie przebiegającym historię filozofii, co poza

nim. Dokładnie rzecz biorąc, wszelkie odwołania do filozofii

mają w przypadku francuskiego psychoanalityka charakter wyłącznie strategiczny. Lacan nie jest zainteresowany filo­ zoficznymi implikacjami psychoanalizy, a chodzi mu o usta­

nowienie doktryny psychoanalitycznej, która obejść się może,

43

Zob. tenże, Byt i zdarzenie, tłum. P. Pieniążek, Kraków 2010 (wy­

starczy sięgnąć do Wstępu).

Dwie lektury... 47

tak jak czyni to nowoczesna nauka, bez balastu filozofii. Milner

zarysowuje taką wykładnię antyfilozofii. Jest to konsekwencja

albo manifestacja drugiego klasycyzmu - i dzięki temu daje najbardziej radykalną interpretację także tego, co dzieje się

w ostatnim okresie nauczania Lacana. Teoria węzłów, „żegluga

pod banderą Joycea”, jejęzyk (lalangue) są tymi różnymi droga­ mi, którymi podążać może myślenie wypracowane wedle reguł drugiego klasycyzmu. Zdaniem Milnera drugi klasycyzm po­

przez te drogi pokazuje, że zawiera w sobie mechanizm własne­ go unicestwienia, a przez to nie jest ostatnim słowem Lacana.

Rozwijając rozumowanie Milnera, można byłoby do terminów logion i mathem dołożyć termin węzeł (noeud).

Przejmując wnioski, a także podstawowe rozróżnienia od Milnera, powrócę do jego interpretacji w rozdziale IV.

12.1. ...i inne Spośród ogromnej literatury poświęconej filozoficznemu kon­

tekstowi dzieła Lacana wymienić należy zarówno lektury sław­ ne, niemal klasyczne, jak i szczególnie ważne w horyzoncie

niniejszego ujęcia. Do klasy tych pierwszych, pod względem sławy, zaliczyć trzeba tekst Derridy Lefacteur de la vérité (pier­ wotnie opublikowany w piśmie „Poétique” w 1975, później

włączony do książki La Carte postale)**, tekst wyraźnie paso­ żytniczy (w znaczeniu dekonstrukcjonistycznym) i bazujący 44

Na temat ewentualnego „sporu” Lacan-Derrida w kontekście filo­ zoficznego zaplecza, struktury pojęciowej i koncepcji języka obydwu myślicieli zob. P. Dybel, Derrida i Lacan: spór dwóch żaków o fallusa, „Literatura na Swiecie” 2003, nr 3-4.

48 Psychoanaliza jako dzieło

na fundamentalnej pracy uczniów Derridy: Phillipea Lacoue-

-Labarthea i Jean-Luc Nancyego. Sam Lacan już wcześniej utrzymywał, iż gramatologia i pojęcie „archi-pisma” wpro­ wadzone przez Derridę do szerokiego obiegu wywodzą się w istocie z jego seminaryjnego nauczania45, a oryginalność autora Pisma i różnicy w kontekście filozofii to uniwersytecka

fałszywka źródłowej inwencji Lacana. Upatrywać w tym moż­ na początku wzajemnej osobistej niechęci pomiędzy psycho­

analitykiem a filozofem, która w nietzscheańskim stylu prze­ nosi się na dzieło46, a sposób czytania w Listonoszu prawdy jest jej tekstualnym wyrazem. Niemniej to wspomniani ucznio­ wie Derridy opublikowali w 1973 roku książkę, która stała się

„w pewnym sensie wzorcowym” przykładem ścisłej i utrzyma­ nej w rygorze filozoficznym lektury Lacana47. Taką wzorcowość

„w pewnym sensie” potwierdził sam główny zainteresowany, który mimo iż nie odpowiedział osobiście na przesłany mu

przez strasburskich filozofów list zawierający egzemplarz

Le Titre de la lettre, ze szczególną atencją wypowiedział się na

seansie seminaryjnym o ich pracy (wykład z 20 II1973):

45

J. Lacan, La psychanalyse. Raison d'un échec [w: AE, 346]: „C'est pour­

46

quoi mon discours, si mince soit-il auprès dune oeuvre comme celle de mon ami Claude Lévi-Strauss, fait balise autrement, dans ce flot montant de signifiant, de signifié, de «ça parle», de trace, de gramme, de leurre, de mythe, voire de manque, de la circulation desquels je me suis maintenant dessaisi. Aphrodite de cette écume, en a surgi au dernier temps la différance, avec un a. Ça laisse de l'espoir pour ce que Freud consigne comme le relais du catéchisme”. Por. J. A. Miller, Notice de fil en aiguille, w: J. Lacan, Séminaire. Livre

47

XXIIL Le Sinthome, Paris 2005, s. 232-235. Na temat historycznego konlekstu zob. np. B. Peeters, Derrida. A Bio­ graphie, tlum. A. Brown, Cambridge 2012, s. 249-250.

Dwie lektury... 49

Jeśli Arystotelesa nie sposób tak łatwo zrozumieć z po­ wodu dzielącego nas od niego dystansu, to mam w tym

usprawiedliwienie odnośnie do tego, że mówię wam, iż czytanie nie zmusza [obliguje] nas wcale do rozumienia.

Czytać należy najpierw.

Oto dlaczego dzisiaj, w sposób, który być może wyda się trochę paradoksalny, zalecam wam przeczy­ tanie książki, o której najmniej powiedzieć można, że mnie dotyczy. Ta książka nazywa się Le Titre de la lettre

i ukazała się w wydawnictwie Galilee, w serii A la lettre. Nie powiem wam o autorach, którzy w tym przypadku

zdają mi się odgrywać raczej rolę pionków. Nie że miałbym deprecjonować ich pracę, jeśli o mnie chodzi, powiedziałbym, że przeczytałem ją z największą

satysfakcją. Chciałbym poddać waszemu sprawdzianowi tę książkę, napisaną w jak najgorszych intencjach, jak

możecie się o tym przekonać z ostatnich trzydziestu stron.

Nie mógłbym bardziej zachęcić do jej rozpowszechnienia.

Powiedzieć mogę w pewien sposób, że jeśli chodzi o czytanie, nigdy nie byłem tak odczytany - z taką mi­ łością. Oczywiście, jak okazuje się na końcu książki, jest

to miłość, o której najmniej można powiedzieć, że jej zwykłego sobowtóra [podszewkę] w teorii analitycznej nie jest niemożliwe przywołać.

(...) Powiedzmy, że jest to model dobrej lektury do tego stopnia, iż mogę powiedzieć, że żałuję, iż nigdy nie otrzymałem od tych, którzy są mi bliscy, niczego,

co byłoby jej odpowiednikiem. Autorzy uznali, że muszą się ograniczyć - i czemu

na Boga ich nie pochwalić, skoro warunkiem lektury

50 Psychoanaliza jako dzieło

jest oczywiście to, że sama sobie narzuca granice - do jednego artykułu zawartego w moich Écrits zatytułowa­ nego L’Instance de la lettre" (S XX, s. 61-62). Mimo iż od publikacji Le Titre de lettre minęły ponad cztery de­

kady, dalej jest to praca warta uwagi między innymi z powodu przytoczonej tu „reklamy” Lacana. Jako zachęta do lektury jest

ona wystarczająco wieloznaczna, aby wzbudzić ciekawość nie tylko ówczesnych słuchaczy dyskursu analityka, ale także aby

pobudzić współczesnych czytelników. O trzy lata wcześniejsza pierwsza w całości poświęcona Lacanowi praca, która była książką z obszaru dyskursu uniwersyteckiego (teza doktor­

ska), stanowiła egzegezę podstawowych terminów i tropów argumentacyjnych z Écrits w szerokim kontekście, nieograni-

czającym się do słownika psychoanalitycznego. Przedmowa samego mistrza napisana po części jako reakcja na nadcho­ dzące uznanie świata akademickiego nadawała jej dodatkową

wartość48. Zaś praca Lacoue-Labarthea i Nancyego wywo­ dząca się z horyzontu dekonstrukcji w świecie akademickim (czyli dyskursie uniwersyteckim) już osiadłej (przynajmniej w oczach Lacana) nie stanowiła egzegezy, ale próbę ukazania wewnętrznych uwarunkowań dyskursu Lacana, co sprowadziło

się do rozpoznania bądź przypisania metafizycznego balastu,

który więzi go w okowach filozofii Zachodu. Stąd Lacan mówi o najgorszych intencjach przyświecających autorom - nie jest to tylko wyraz osobistej idiosynkrazji pod adresem Derridy

48

A. Lemaire, Jacques Lacan, Bruxelle 1970. Lacan wypowiadał się o tej

pracy napisanej, co ważne, na uniwersytecie Louvain, na seansie z 14 11970 (S XVII, s. 45-46).

Dwie lektury... 51

jako patrona tego przedsięwzięcia - ukazujących się w drugiej

(spośród dwóch) części książki. W części pierwszej, o czym jeszcze będzie okazja powiedzieć w rozdziale IV, mamy do czynienia z rozbiorem, bardzo staran­ nym i trzymającym się niezwykle blisko, nomen omen, litery tekstu L’Instance de la lettre. Część druga, nazwana Logiki} zna­ czącego, opiera się na strategicznym sposobie lektury mającym

wychwycić wszelkiego rodzaju zapożyczenia, zniekształcenia,

odkształcenia i zakrzywienia dyskursu filozoficznego implicite wpisanego w Instancję litery, a w konsekwencji w cały zamysł

Lacana potraktowany jako zdecentrowany system, którego

sugestywną ilustrację graficzną autorzy tytułują w nawiązaniu do dzieła Kopernika De revolutionibus orbium litteralium":

Lacan komponuje system w najbardziej klasycznym znaczeniu. Lacanowska rewolucja, która przejmuje ob­

raz „rewolucji kopernikańskiej” od Kanta via Freud, być może działa także na wspak tejże49 50.

Takie potraktowanie całości myślenia Lacana nie mogło być przez niego zaakceptowane, ale też nie zostało w całości od­ rzucone, czyli w tym wypadku przemilczane, jak działo się z wieloma ówczesnymi publikacjami do jego myśli nawiązu­

jącymi (tak potraktowane zostały na przykład tekst Derridy

i teksty Guattariego). Autorzy Le Titre de la lettre sugerują, iż

rozpoznana przez nich intencja zniesienia (w sensie Heglow­ skiego Aufheben, jak podkreślają) dyskursu filozoficznego nie

49

P. Lacoue-Labarthe, J.L. Nancy, Le Titre de la lettre, Paris 1990, s. 143.

50

Tamże, s. 148-149.

52 Psychoanaliza jako dzieło

powiodła się z tego powodu, że dyskurs Lacana znajduje się okowach metafizyki Zachodu. Wśród odczytań Lacana w kontekście historyczno-

-filozoficznym na uwagę zasługuje dosyć obszerna praca Alaina

Juranville’a, w której pojęcia wypracowane przez autora Rzeczy freudowskiej objaśniane są niemal fenomenologicznie51. Poza wieloma walorami egzegetycznymi lekturę tę cechuje wyraź­

na intencja koncyliacyjna mająca łagodzić wydźwięk Lacanowskiego hasła antyfilozofia. Wyróżniając, zgodnie z teorią

dyskursów Lacana, dyskurs filozoficzny jako ostateczną po­ stać dyskursu mistrza, Juranville skłania się ku tezie, że stanowi

on dopełnienie psychoanalizy Lacana w sensie historycznego warunku. Innymi słowy, antyfilozofia, stanowiąc moment we­ wnętrzny tak określonego dyskursu filozoficznego, oznacza­

łaby raczej wyrzeczenie się metafizyki i ontologii, co byłoby

współbieżne ze współczesną psychoanalizie ewolucją tradycji filozoficznej. Pokazuje tym samym, jak cyrkulowanie antyfilo-

zofii - terminu tego jednak Juranville nie przywołuje - w dziele

Lacana, zwłaszcza w ostatnim okresie węzłów boromejskich, uruchamia możliwości wzajemnie owocnego dialogu pomiędzy filozofem a psychoanalitykiem: Psychoanaliza także nie da się pojąć bez filozofii i wy­

maga jej, aby móc się uprawomocnić jako wypowiada­ jąca i działająca „ku realnemu”. Z początku wydaje się nie mieć nic wspólnego z filozofią, a nawet zmusza do

swoistego wyrzeczenia się iluzji właściwego jej [filozofii] dyskursu. W przeciwieństwie do filozofii byłaby - za 51

A. Juranville, Lacan et la philosophie, Paris 1984.

Dwie lektury... 53

sprawą swojego aktu i wypowiadania - „najbardziej realnym”. Ale może się potwierdzić jako „najbardziej re­ alne” tylko jeśli ulokuje się poza nerwicą, a ze swojego aktu i powiadania uczyni coś, co należy do porządku su-

blimacji. W ten sposób Lacan, kiedy wprowadza teorię znaczącego, ukazuje realne w jego znaczeniu i wykracza

poza [koncepcję kompleksu] Edypa. Dzięki znaczącemu

chce ująć w sposób precyzyjny nieświadome. Wszystkie jednak ścisłe koncepcje, wszystkie wysiłki celem okre­

ślenia spójności zapisu (l’écrit), otwierają się ostatecznie na filozofię52. Wspomniany Slavoj Žižek sprawę przynależności Lacana do

tradycji filozoficznej stawia jasno, acz wbrew pozorom nie­

jednoznacznie. Najlepiej dokumentuje ową niejednoznacz­ ność praca Le Plus sublime des hystériques. Hegel avec Lacan będąca reedycją i uzupełnieniem tezy doktorskiej Filozofia

pomiędzy symptomem a fantazją przygotowanej i obronionej pod patronatem J.A. Millera w 1982 roku53. Większość prac Żiżka zdaje się rozwijać, objaśniać i komentować zawartą tam tezę: „Lacan był fundamentalnie Heglowski, ale nie wiedział

o tym”54. Formuła ta, godna samego Lacana, wyrażać ma dające

52

53

54

Tamże, s. 482. Przywołuję ten fragment także po to, aby podkreślić, że we wszystkich lekturach Lacana podejmujących problem jego odniesienia do filozofii pojęcie realnego jest kluczowe. Na temat konstytuowania się i rozwoju lektury Lacana przez słoweń­ skiego socjologa i filozofa zob. K. Mikurda, Nie-całość. ¿iżek, Dolar, Zupancic, Warszawa 2015. S. Žižek, The Most Sublime Hysterie. Hegel with Lacan, Cambridge 2014,

s. 2. Praca oryginalnie została opublikowana po francusku w 2011 roku.

54 Psychoanaliza jako dzieło

się uzasadnić w skończonej argumentacji przekonanie, że praw­

da Lacanowskiej psychoanalizy znajduje się w horyzoncie dys­

kursu autora Fenomenologii ducha, nie jest jednak tam zawarta jako substancja, gotowa figura czekająca odkrycia, ale proces,

którego przebieg zapisany jest w dziele Lacana. Znaczy to, że

zarówno Heglowski model filozofii55 jako niezbędnego dla

procesu analitycznego residuum zostaje zachowany (odpowia­ dałby temu, co Milner nazywa częścią protreptyczną56, a więc Lacan byłby Heglowski tylko jako mówca), jak i psychoanaliza w wydaniu autora Écrits nie demontuje sfery wyznaczonej

przez tradycję filozoficzną, której potencjalność określił Hegel, ukazuje jedynie niemożliwość aktualizacji (podobnie jak twier­

dzenia Goedla nie niweczą konstrukcji systemów aksjomatycznych, ale wyznaczają im wewnętrzne granice). Lacan jest

czytany przez filtr Hegla w takim samym stopniu jak Hegel 55

„W studiowaniu filozofii w równym stopniu jak uprawianie rezoner-

stwa przeszkadza urojenie, które nie ma charakteru rezonującego, że istnieją definitywnie ustalone prawdy, co do których ten, kto jest w [ich] posiadaniu, mniema, że nie potrzebuje powracać, lecz przyjmuje je za podstawę i uważa, że może je wypowiadać (...). Od tej strony jest szczególnie konieczne, by uczynić na powrót z filozofo­

wania zajęcie poważne (...). Wydaje się, że przesłanką filozofowania jest właśnie brak wiadomości i studiów, że więc tam, gdzie się one za­ czynają, filozofia się kończy. Uważa się ją często za wiedzę formalną, pozbawioną treści; i brakuje kompletnie zrozumienia, że to, co (...) jest w jakiejkolwiek wiedzy i nauce prawdą, może zasłużyć sobie na

to miano tylko wtedy, gdy zostało wypracowane przez filozofię; że inne nauki, choćby nie wiem jak się starały [poznawać] bez filozofii, za pomocą myślenia rezonującego - nie mogą bez niej mieć w sobie życia, ducha, prawdy” - G.W.F. Hegel, Fenomenologia ducha, tłum. S.I-'. Nowicki, Warszawa 2002, s. 53-54. 56

Zob. J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 23, 28-35.

Dwie lektury... 55

jest czytany przez filtr Lacana. Wyrażać ma to tytuł. Pierwsza część - Najwznioślejszy histeryk - to określenie Lacana autora Fenomenologii ducha57. Część druga - Hegel avec Lacan - na­

wiązuje do tekstu z Écrits: Kant avec Sade, w którym spójnik avec zastosowany jest w znaczeniu nie tyle połączenia, ale do­ pełnienia (Krytyka praktycznego rozumu ma swoje dopełnienie

w Filozofii w buduarze i odwrotnie). Jest to także nawiązanie do tytułu zbioru tekstów pod redakcją Jacques a Auberta Joyce avec

Lacan, w którym zostaje po raz pierwszy użyte takie wyjaśnie­ nie58. U Żiźka Hegel zajmuje miejsce Joycea, co wpływa na sam sposób lektury poprzez filtr lektury autora dopełniającego. Stąd

tak liczne odniesienia autora Wzniosłego obiektu ideologii do

przykładów zaczerpniętych z kultury masowej, filmu i potocz­

nego doświadczenia mających wyjaśnić i zilustrować właśnie formuły Lacana (logion w sensie Milnera). Sprawia to takie

wrażenie, jakby same zdania Lacana odgrywały rolę obiek­

tu małe a uruchamiającego pragnienie lektury-interpretacji. W tym kontekście warto odwołać się do wielowymiarowej anegdoty przytoczonej w Encore celem przybliżenia terminu obiekt małe a (taką strategię przejmie później Żiżek):

57

Zob. S XVII, s. 38.

58

Jacques-Alain Miller pisze w Przedmowie do tegoż wyboru: Joyce avec Lacan nie znaczy James Joyce i Jacques Lacan razem pod ramię, jak często widywałem przechadzających się ulicą Lille Jacquesa Lacana i Jacquesa Auberta, kiedy ten przynosił mu najnowsze książki o tym trzecim. Nie, Joyce avec Lacan stanowi echo szczególnego tytułu jed­ nego pisma Lacana: Kant avec Sade, w którym liczni teraz czytelnicy Etyki psychoanalizy mogliby odnaleźć, gdyby podjęli wysiłek powołać się na niego, główny temat tego seminarium, rozwinięty albo raczej rozżarzony”, w: Joyce avec Lacan, red. J. Aubert, Paris 1987, s. 9.

56 Psychoanaliza jako dzieło

Mogę wam opowiedzieć przypowiastkę o papudze, któ­ ra była zakochana w Picassie. W jaki sposób można o niej powiedzieć? Na sposób, w jaki podgryzała go

za kołnierz koszuli i poły kurtki. Ta papużka w istocie zakochana była w tym, co istotne dla człowieka, w jego ubiorze. Papużka ta była jak Kartezjusz, dla którego

ludzie byli ubraniami ...prze-chadzającymi (en pro-

-menade). Ubrania to obietnica orgii (Les habits, ęa

promet la menade), kiedy się je zdejmie. Ale to tylko mit, mit zgodny ze wspomnianym przed chwilą łóżkiem.

Używanie ciała, kiedy nie ma już ubrań, pozostawia nie­ tkniętą kwestię tego, co tworzy Jedno, to znaczy kwestię

identyfikacji. Papużka identyfikowała się z Picassem

ubranym. O całkiem to samo idzie w tym, czym jest miłość. Habit miłuje mnicha, ponieważ przez to są tylko jednym. Innymi słowy, to, co jest pod habitem, i to, co nazywamy ciałem, to być może tylko resztka, którą na­

zywam obiektem [małe] a (S XX, s. 12).

Nie wnikając w egzegezę tego fragmentu, można zauważyć, że sposób lektury Żiźka czyni z Lacana myśliciela wpisują­

cego się tak samo w tradycję filozoficzną jak współcześni mu konkurenci (Foucault, Derrida, Deleuze) właśnie przez to, że

jest on odczytywany od strony znaczonego. Być może wszyst­ kie obcojęzyczne (tzn. niefrancuskojęzyczne) komentarze do

Lacana skazane są na sytuację owej papużki, co zmusza ich

autorów albo do ogłaszania bezużyteczności „retoryki” Lacana

i jej pominięcia, albo interpretacji na podstawie, koniecznego ze względu na przejście do innego języka, usunięcia wszel­ kich homonimii i ekwiwokacji. Krótko mówiąc, filozoficzna

Dwie lektury... 57

(gwasz-heglowska) perspektywa Żiżka i szkoły słoweńskiej interpretuje lacanowskie realne, którego artykulacja nastę­

puje najczęściej poprzez subwersję języka (wypowiadanego

i zapisywanego), jako swoistą sferę rzeczy samych w sobie, do której nie ma dostępu żadna wiedza, ale możliwe jest dotar­ cie poprzez działanie (akt psychoanalityczny). Realne byłoby

także dziedziną rozumu praktycznego w znaczeniu Kanta59

i postulat „etyki psychoanalizy” (zaproponowany i objaśniany w seminarium pod tym samym tytułem w roku akademickim 1959/196060) byłby potwierdzeniem tego rodzaju filozoficzno-

ści, którą obejmuje Heglowski dyskurs, tak jak obejmuje on podział rozumu teoretycznego i praktycznego, podział na sferę

fenomenów i sferę noumenów poprzez operację zniesienia. Do klasy lektur mniej znanych w rozpowszechnionych komentarzach do Lacana szczególnie istotne dla niniejszych rozważań są prace François Balmès’go61. Ten francuski psycho­

analityk z wielką starannością i dbałością o pojęciową precyzję 59 60

61

Najbardziej klarowne przedstawienie tej argumentacji w: A. Zupan-

cic, Ethics of the Real. Kant, Lacan, Paris 2000. „Wskazałem wam w istocie, iż moja teza - i nie bądźcie zdziwieni, że prezentuje się ona z początku tylko w sposób niewyraźny, bo­ wiem bieg naszego dyskursu nada jej właściwy ciężar - jest taka: prawo moralne, moralny nakaz, obecność instancji moralnej jest tym dzięki czemu, w naszej działalności jako ustrukturowanej przez symboliczne ujawnia się realne - realne jako takie, ciężar realnego” (S VII, s. 28) (podkr. moje). F. Balmès, Ce que dit Lacan de tetre (1953-60), Paris 1999; oraz tegoż, Dieu, le sexe et la vérité, Toulouse 2012. Obydwie prace mają cha­ rakter kompilacyjny, składają się z tekstów względnie niezależnych (zwłaszcza drugi tytuł). Głównie odwołuję się do ustaleń Balmès’go

dotyczących relacji Lacana wobec Heideggera, i ogólniej ontologii jako jądra tradycji filozoficznej.

58 Psychoanaliza jako dzieło

pokazuje, jak w planie historycznym sytuują się odniesienia

autora Rzeczy freudowskiej do tradycji filozoficznej, w jaki sposób przestraja terminy słownika filozoficznego dla potrzeb

dyskursu psychoanalitycznego w wymiarze zarówno praktycz­

nym (mówienie w analizie), jak i teoretycznym (wypowiadanie

się o analizie). Szczególne znaczenie w tym przestrajaniu ucha odgrywa kwestia ontologii. Balmès zauważa, że Lacan niemal od początku swojej drogi psychoanalitycznej posługuje się cen­ tralnym pojęciem bycia reaktywowanym w filozofii Heideggera,

sugerując tym samym, iż w psychoanalizie istnieje coś, co doty­

czy w istocie filozofii, a jednocześnie pozostaje nieufny wobec samej ontologii62. Nieufność tę należy interpretować zdaniem

autora Dieu, le sexe, la vérité jako swoisty wybieg solistyczny: Lacan mówi o bycie tak jak sofista Gorgiasz, któremu przypi­

suje się trzy sławne sformułowania unicestwiające ontologię

na wstępie tradycji filozoficznej. Mimo że Lacan przez pewien czas deklarował pokrewieństwo z sofistami (patrz niżej), to

jednak pozostawał w kontekście filozofii (co oczywiście nie znaczy, że identyfikował się z figurą filozofa), podkreślając, iż w procesie analitycznym podmiotowi chodzi o jego własne by­

cie. Ciągła obecność terminologii ontologicznej, pojęcia bycie czyni owo odniesienie Lacana czymś dialektycznym. Nawet w tak programowo antyontologicznym tekście jak L’Étour­

dit (przynależącym do drugiego klasycyzmu)63 termin l’être

62

Lacan zapytany o ontologię przez młodego J.A. Millera odpowiada

wymijająco (por. S XI, s. 37), z czasem jego niechęć wobec tej części

63

filozofii narasta aż do wprowadzenia neologizmu hontologie (S XVII, s. 209), co można byłoby oddać jako „hańbologia”. Na temat tego metatekstu zob. A. Badiou, B. Cassin, Il ny a pas de rapport sexel. Deux leçons sur «L’Étourdit» de Lacan, Paris 2010.

Dwie lektury... 59

zostaje wkomponowany w neologizmy parletre i paretre (któ­

rymi w Encore zastępuje częściowo termin nieświadome). Balmes pokazuje, w jaki sposób Lacan odgranicza swoje pojęcie podmiotu (podmiotu procesu psychoanalitycznego, ale także

podmiotu jako konstrukcji par excellence filozoficznej) od wcześniejszych historycznych definicji. Rzecz w tym, iż owe demarkacje działają w obszarze filozofii jako myślenia bycia,

zgodnie z określeniem Heideggera64, odwołując się równocze­

śnie do ujęcia kartezjańskiego, które wedle Lacana (za autorem

Bycia i czasu) inauguruje w myśleniu zachodniej metafizyki możliwość podmiotu nauki65 - innymi słowy podmiot kartezjański jest początkiem nauki nowożytnej i w tym początku można też mówić o psychoanalizie jako nauce; ów początek jest tyleż historycznym źródłem, co transcendentalnym wa­

runkiem naukowości. Psychoanaliza staje się, a przynajmniej stać się może, istotnym elementem w namyśle nad dziejami metafizyki. Istotna jest tutaj niesymetryczność relacji pomiędzy

filozofią a psychoanalizą: ta ostatnia służy do dekonstrukcji

tej pierwszej. Zdaniem Balmesgo nie ma u Lacana żadnej

ontologii, nie powołuje takiego dyskursu, ale w tym, co mówi i pisze, posługując się terminem bycie, otwierają się drogi dla „innej krytyki ontoteologii niż dekonstrukcja rozwijana przez Heideggera i heideggerystów. Psychoanaliza bowiem, nie 64

Spośród mnogości tekstów Heideggera na szczególną uwagę w kon­

65

(pierwotnie opublikowany w języku francuskim w 1966). Balmès w Ce que dit Lacan de l’étre podziela implicite ustalenia Milnera z L’Oeuvre claire odnośnie do zgodności podmiotu nauki

tekście antyfilozofii Lacana zajmuje Koniecfilozofii i zdanie myślenia

z podmiotem psychoanalizy, ale w jego lekturze wyakcentowany jest

inny element, właśnie element filozoficzny (Heidegger).

60 Psychoanaliza jako dzieło

przynależąc do filozofii, opiera się zarazem na niej i na nią się

powołuje. Pytanie, czy końcowe określenie antyfilozofia wy­ starczy dla wyjaśnienia zestawu tych dróg, pozostaje otwarte”66.

13. Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata Boris Groys, starając się wyartykułować termin antyfilozofia

w kontekście sytuacji kulturowej współczesności, zauważył,

iż krytyka filozoficzna będąca chlubą oświeceniowej tradycji myślenia, do której odwoływał się także Lacan, doprowadziła do fetyszyzacji prawdy albo prawd filozoficznych, tym samym je dyskredytując, co skądinąd wyraził w niepowtarzalny sposób

Fryderyk Nietzsche. Zrodziło to z kolei podejrzenie-przeczucie,

że jedynym sposobem uniknięcia smutnego losu towaru jest uchylenie kryteriów, odrzucenie reguł sprawdzalności, we-

ryfikowalności czy przekazywalności dla tego, co ma walor prawdy filozoficznej. Zamiast tego chodzi o jej praktykowanie: „prawda traci formę towaru, ponieważ nie jest sprawdzana,

lecz praktykowana - tak, jak praktykuje się oddychanie (...). Z takich to intuicji wykiełkowała nowa gałąź filozofii, którą przez analogię do antysztuki można nazwać antyfilozofią”67.

W przypadku Lacana termin antyfilozofia zdaje się od­ woływać, przynajmniej implicite, do trzech obszarów tradycji 66

F. Balmès, Ce que dit Lacan..., dz. cyt., s. 5.

67

B. Groys, Wprowadzenie do anty-filozofii, tłum. J. Gilewicz, Warszawa 2012, s. 7. Wybór reprezentantów antyfilozofii dokonany przez Groysa dostatecznie pokazuje, jak bardzo różni się jego rozumienie tegoż terminu od ujęcia Lacana; niemniej jednak wskazuje też na możliwą interpretację: antyfilozofia jako współczesna wersja sofistyki.

Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata 61

filozoficznej, w której mimo iż literalnie termin ten nie wy­ stępował, stanowił jednak swego rodzaju cień. Nie tyle nawet

antyfilozofia, co antyfilozofjest innym filozofa, kimś, kto temu ostatniemu w jego powadze i umiłowaniu prawdy zagraża,

naśladuje i parodiuje, aby odmówić mu racji bytu. W tradycji starożytnej to oczywiście sofista, w istnieniu którego ogniskuje się nie tylko agon Platona, ale też Arystotelesowski model logiki

oparty na zasadzie sprzeczności68. Z tradycji starożytnej wywodzi się też postać sceptyka

jako tego, kto podaje w wątpliwość wszelkie możliwości roz­

strzygnięcia pytań - w tradycji nowożytnej figura ta uzyskuje

kulminacyjną postać w kartezjańskim argumencie demona zwodziciela. Będąc pod jurysdykcją filozofa, sceptyk zostaje usunięty, demon zwodziciel zastąpiony prawdomównym

Bogiem, niemniej jednak z jego obecnością jest tak jak z na­

dejściem antychrysta - stale się anonsuje. Antychrysta można byłoby traktować jako figurę antyfilozofa w tradycji nowo­

żytnej, bowiem jest ów adwersarz zbawiciela tym, kto pod­ szywa się pod postać mistrza, kto zwodzi i oszukuje adeptów poszukujących prawdy, inaczej wszak niż antyczno-pogański 68 „Są filozofowie, którzy, jak już powiedzieliśmy, twierdzą, że ta sama rzecz może być i nie być oraz że można tak sądzić (...). My nato­ miast zajęliśmy takie stanowisko, iżjest niemożliwe, ażeby jakaś rzecz

równocześnie była i nie była, i w ten sposób wykazaliśmy, że zasada ta jest najpewniejsza ze wszystkich. Niektórzy filozofowie żądają dowodu nawet dla tej zasady, a to wskutek braku wiedzy logicznej; jest bowiem brakiem wiedzy logicznej nieodróżnianie tego, co wymaga dowodu,

od tego, co dowodu nie potrzebuje” - Arystoteles, Metafizyka, (ioo6a), tłum. K. Leśniak. Filozofowie, o których pisze Arystoteles, to sofiści,

którzy sprowadzili filozofię do praktyki językowej, gdzie głównym orężem są ekwiwokacje i rozgrywanie homonimami.

62 Psychoanaliza jako dzieło

sofista. Nie jest to antychryst w rozumieniu Nietzschego, ale raczej w rozumieniu ewangelicznym, w rozumieniu apostołów Pawła69 i Jana70. Taki antychryst „nawiedza” także Freuda, co

akcentuje Lacan.

W otwierającej Psychopatologię życia codziennego analizie

procesu zapominania imion własnych znajduje się wielokrotnie później przywoływana i omawiana aluzja do fresków z katedry w Orvieto autorstwa renesansowego malarza Luki Signorellego,

którego nazwiska Freud nie był sobie w stanie przypomnieć mimo usilnych prób i mimo tego, że miał w pamięci wszyst­ kie detale fresków, łącznie z autoportretem twórcy. Ukazują one, jak pisze Freud, „rzeczy ostateczne”71, będąc ilustracją

69

Drugi List do Tesaloniczan (2 Tes 2,3-11): „Niech was w żaden sposób

nikt nie zwodzi, bo [dzień Pański nie nadejdzie] dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia (...) dowodząc, że sam jest Bogiem (...). Poja­ wieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, [działanie] z wszelkim zwodze­ niem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa" - Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia 70

Tysiąclecia, wyd. III, Poznań 1980. Pierwszy List św. Jana Apostoła (2 J 2,18-6): „Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że jest już ostatnia godzina. Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli

naszego ducha, pozostaliby z nami”. Do tego fragmentu odwołuje się także Milner, mówiąc o antyfilozofii (J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 189).

71

Z. Freud, Psychopatologia życia codziennego. Marzenia senne, tłum.

L. Jekels, H. Ivanka, W. Szewczuk, Warszawa 1987, s. 34. W liście do Fliessa (22 IX1898) pisanym równolegle z artykułem omawiającym

Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata 63

do Apokalipsy: Piekło, Raj, Śmierć, Sąd Ostateczny. Szczegól­

nie sugestywny jest ten przedstawiający kazanie Antychrysta,

na którym Signorelli umieścił także siebie w roli słuchacza. Antychryst wygląda tak samo jak Pan - z tą różnicą, że z jego

postaci emanuje, a właściwie jest z nią zawęźlona, postać diabła

szepcząca mu do ucha. Obraz ukazuje więc to, co pozostaje niewidzialne dla zobrazowanych postaci (wśród których są

Rafael, Kolumb czy Petrarka). Freud traktuje zbiorczo całość

fresków, nie wymienia nawet ich tytułów, można jednak sądzić, że doskonale zna ich historię i symbolikę, których nie przywo­ łuje w analizie. Lacan zauważa:

to zjawisko zapominania Freud wyjaśnia: „Nie mogłem przywo­ łać nazwiska sławnego malarza, który namalował Sąd Ostateczny w Orvieto, najlepszy, jaki dotąd widziałem. Zamiast tego przy­ chodziły mi nazwiska Botticelli, Boltraffio, acz byłem pewny, że są błędne. W końcu odnalazłem nazwisko Signorelli, i od razu także imię Luca - co było dowodem, iż było to tylko wyparcie a nie faktyczne zapomnienie. Jasne jest, dlaczego Botticelli wysunął się na pierwszy plan; jedynie Signor został wyparty; Bo- z obydwu zastępczych nazwisk da się wyjaśnić przez wspomnienie odpowie­ dzialne za wyparcie; dotyczy ono czegoś, co zdarzyło się w Bośni i zaczynało się od słów «Herr [Signor, Panie], cóż można poradzić?»

Zapomniałem nazwiska Signorelli podczas krótkiej podróży po Hercegowinie, którą zacząłem z Ragusy w towarzystwie pewnego prawnika z Berlina (Freyhau), z którym zacząłem rozmawiać o ob­ razach. W tej konwersacji, która wywołała wspomnienia w sposób

oczywisty powodujące wyparcie, mówiliśmy o śmierci i seksualno­ ści. Słowo Trafio stanowi bez wątpienia echo Trafoi, które widzia­

łem podczas pierwszej wycieczki” - Z. Freud, The Complete Letters of Sigmund Freud to Wilhelm Fliess 1887-1904, tłum. J.M. Masson, Harvard University 1985, s. 326-327.

64 Psychoanaliza jako dzieło

Przypomnijmy sobie owo złamanie ostrza pamięci: si­ gnor z imienia Signorelli, dla Freuda niemożliwego do

przywołania jako autora sławnego fresku Antychrysta

w katedrze w Orvieto, mimo że szczegóły i sama postać malarza w nim zawarta wydają się tym żywiej powracać

w jego pamięci. To dlatego signor, wraz z Herr, Panem absolutnym, jest wchłonięte i wyparte przez podmuch

apokalipsy, który wzmaga echa konwersacji, w trakcie

której jest: zakłócenia, podkreśla przy tym, wyłaniają­ cego się tematu przez temat wcześniejszy - którym de

facto jest śmierć, za którą ktoś ponosi odpowiedzialność

(E, s. 447)72Jeśli Lacan wymienia ten fresk, to także dlatego, że zawarta

na nim gra podobieństw tego, co widoczne, i tego, co ukryte,

sama stanowi przedmiot namysłu. Kazanie Antychrysta staje

się swoistą metonimią procesu analitycznego, w którym wy­ powiadający - tak analizant, jak i analityk - mówi coś innego, niż zwyczajowo się wypowiada. Wyparcie nazwiska Signorelli nie dotyczy tylko kwestii związanych ze śmiercią i seksualno­

ścią, w połączeniu których zogniskowała się tematyka psycho­

analityczna; dotyczy racji jej istnienia jako wiedzy podobnej do nauki empirycznej, bliskiej tradycji filozoficznej. I właśnie to Lacan podkreśla z niewypowiedzianych i niedopowiedzianych

didaskaliów analizy Freuda.

Jeśli literalnie odczytamy analizę przedstawioną w Psycho­ patologii..., wówczas będziemy musieli uznać, że Freud od­

72 O tym fresku i powiązaniu go z kwestią freudowskiego pytania: Czego chce kobieta?, zob. S XI, s. 35-36.

Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata 6$

nośnie do motywów zapomnienia nazwiska Signorelli mówi

niewiele, a właściwie przemilcza je, przywołując jedynie po­ włokę znaczących: Bo, Elli, Signor73. Treść tego, co stanowiło przedmiot wyparcia i zniekształcenia wyrażonego jako za­

pomnienie, pozostała ukryta, przynajmniej dla czytelników, a Freud - w odróżnieniu od Signorellego - nie wpisuje swoje­ go autoportretu w przedstawionym mechanizmie wypierania.

Analogicznie będzie w prezentacji analizy marzeń sennych. Doktryna psychoanalizy oparta jest na niedopowiedzeniu:

Jeśli istnieje coś, co całe nasze podejście wyznacza - i za­ pewne zostało przez doświadczenie analityczne odno­ wione - to to, że jedynym sposobem, w jaki przywołuje

się prawdę, jest wskazanie, że jest ona dostępna tylko poprzez niedomówienie (mi-dire) [pół-wypowiedze-

nie], że nie może wypowiedzieć się w całości z tego powodu, iż poza swoją połową nie ma nic do powie­

dzenia. Wszystko, co może się wypowiedzieć, jest tym, a w konsekwencji dyskurs tutaj zawiesza się. Nie mó­

wimy o niewypowiadalnym, jakkolwiek wydaje się to

sprawiać niektórym przyjemność (S XVII, s. 58).

73

„Nazwisko «Signorelli» zostało (...) rozłożone na dwie części. Jed­ na para zgłosek powtórzyła się bez zmiany w jednym z imion za­ stępczych (elli), druga zaś, wskutek przetłumaczenia Signor - Herr, zahaczyła wielokrotnie o rozmaite nazwy ze stłumionego tematu (...). Sposób, w jaki została tu ona zastąpiona, był taki, jak gdyby

nastąpiło przesunięcie, nie uwzględniające ani znaczenia, ani aku­

stycznej różnicy sylab, a posługujące się ślepo nazwami «Bośnia» i «Hercegowina»”; Z. Freud, Psychopatologia życia codziennego..., dz. cyt., s. 37-38.

66 Psychoanaliza jako dzieło

Figura Antychrysta, którą zadeklarowany ateista Freud po­ mija milczeniem74 w przywoływanym procesie zapominania

nazwiska autora tejże figury, stanowi moment organizujący

dyskurs psychoanalityczny, który odróżnia swoje intencje od aspiracji filozoficznych dążących do wypowiedzenia, ujęcia

czy pokazania prawdy w całości jako całości.

Anty- ze słowa antyfilozofia, o której mówi Lacan, odsyła więc do tego, czym jest nienazwany albo pominięty czy nawet wykluczony (w sensie forclusion) antychryst, źródło wszelkich

herezji. Antyfilozofia z drugiego klasycyzmu nie oznaczałaby więc pożegnania się z tradycją filozoficzną wykorzystywaną

w pierwszym klasycyzmie, ale raczej z jej okultyzowaniem75, rozpraszaniem i multiplikowaniem, tak iż przestały być widocz­

ne jakiekolwiek związki z przytaczanymi w nie mniejszej ilości niż wcześniej cytatami i kryptocytatami uznanych filozofów.

Trzecia figura związana jest z nauką, z wykształceniem się tego, co ogólnie nazywa się dyskursem naukowym. Przyjmując, 74

Jest znacznie gorzej - tekst poświęcony siedemnastowiecznemu ma­

larzowi Haizmannowi zdaje się „wyparciem zalegalizowanym” (zob. Z. Freud, Nerwica diaboliczna w XVII wieku, w: tegoż, Charakter a erotyka, tłum. R. Reszke, D. Rogalski, Warszawa 1996). Co znaczy

75

owo „zalegalizowanie”, zob. M. de Certeau, What Freud Makes of History: „A Seventeenth-Century Demonological Neurosis" w: tegoż, The Writing of History, tłum. T. Conley, Columbia University 1988. W innym kontekście niż tradycja filozoficzna zagadnienie to podjęła Agata Bielik-Robson. Wpisuje Lacana w tradycję gnostycką, co po­ niekąd zbieżne jest z przywołaniem tu figury herezjarchy-antychrysta i ze wszelkimi antynomiami wynikającymi z takiego ujęcia. Zob. A. Bielik-Robson, „Na Pustyni". Kryptoteologie późnej nowoczesności, Kraków 2008, s. 205-263.

Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata 67

iż dyskurs ten wykształca się i krystalizuje w nowożytności,

a pełną postać empiryczną uzyskuje w połowie XIX wieku (z dyskursów o istotach żywych powstaje biologia, z dyskursów

o bogactwach narodów powstaje ekonomia, z dyskursów o po­ chodzeniu mowy powstaje językoznawstwo itd.), inaugurując

episteme nowoczesności (zgodnie z chronologią i terminologią

Słów i rzeczy), możemy powiedzieć, iż filozofia samoświadoma redukcji dotychczasowego pola problemów inaczej określa

własną jurysdykcję. Kolejny cytat z przywołanej przed chwilą Psychopatologii życia codziennego ilustruje ten kontekst:

Jestem istotnie zdania, że znaczna część mitologicznego światopoglądu, sięgającego aż do najnowszych religii, nie jest niczym innym, jak psychologią rzutowaną na

świat zewnętrzny. Niejasne poznanie (...) psychicznych czynników i stosunków nieświadomego odzwierciedla

się - trudno inaczej powiedzieć niż: analogicznie jak w paranoi - w konstrukcji nadzmysłowej rzeczywi­ stości, którą nauka powinna na powrót sprowadzić do psychologii nieświadomego. Można by śmiało roz­

wiązać w ten sposób problem baśni o raju i grzechu

pierworodnym, o Bogu, o nieśmiertelności, o dobrym i złym itd., i przeistoczyć w ten sposób metafizykę w metapsychologię76.

Freud rozumie tu przez metafizykę religię i teologię - ontologiczna podstawa istnienia boga jest efektem wyłącznie psycho­

logicznym. Z punktu widzenia filozofii rozumowanie autora 76 Z. Freud, Psychopatologia..., dz. cyt., s. 323-324.

68 Psychoanaliza jako dzieło

Objaśniania marzeń sennych wydaje się zgodne z postulatem

Kanta o nierozstrzygalności na gruncie poznania intelektu­

alnego istnienia boga, a w efekcie sprowadzenie owej kwestii istnienia do analizy sposobów przedstawienia postulowanego bytu. Dla Freuda jednak - i dla dużej części późniejszej psycho­

analizy - uprzywilejowanym sposobem przedstawienia świata

nadzmysłowego jest ten, z którym mamy do czynienia w choro­ bie psychicznej, w paranoi; jest to niejako klucz dla wszystkich

reprezentacji transcendencji, a jeszcze więcej - dla myślenia ontologicznego. I nawet jeśli potraktujemy fragment ten jako wyraz ironii, z jaką Freud odnosi się do spekulacji filozoficz­

nych, to jest to bardziej ironia sokratejska niż potoczna77.

W konstatacji tej wyróżnić można przynajmniej trzy wy­

znaczniki charakteryzujące potencjalną relację pomiędzy psychoanalizą a filozofią. Najbardziej wyraźnym jest figura scjentyzmu, w której wyraża się intencja zniesienia filozofii na

rzecz nauk empirycznych, w szczególności psychologii (pod freudowskim pojęciem metapsychologii kryje się korpus teore­

tycznych wglądów wypracowanych dzięki psychoanalizie). In­ tencja ta zdaje się obecna od samego początku przedsięwzięcia

Freuda, o czym świadczyć może korespondencja z Wilhelmem Fliessem:

Jako młody człowiek nie znałem innego pragnienia niż

pragnienie wiedzy filozoficznej, a teraz mogę je spełnić, zwracając się od medycyny do psychologii. Zostałem

terapeutą niejako mimowolnie; jestem przekonany, iż

77

Zob. J. Lacan, „Réponses à des étudiants en philosophie” (AE,

s. 203-204).

Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata 69

znając warunki odnośnie do osoby i okoliczności, mogę

definitywnie uleczyć histerię i nerwicę natręctw78. Drugi topos jest znacznie bardziej fundamentalny i jedno­ cześnie mniej wyraźny, a dotyczy związku czy też homologii

pomiędzy bytem a możliwością jego reprezentacji. Mówiąc w skrócie, tradycja filozoficzna od Greków, od Parmenidesa ustanawia relację pomiędzy tym, co jest, co istnieje, a moż­

liwością pomyślenia czy wyrażenia tego. Ontologia jako teo­

ria bytu, ów twardy rdzeń filozofii, opiera się na uznaniu tego rodzaju homologii - greckie pojęcie logosu, jako tego,

w czym i przez co objawia się to, co jest (aletheia), stanowi

miarę samej relacji, wskaźnik odpowiedniości bycia i my­ ślenia (dzon logon). Byt, myślenie i „język” tworzą całość będącą właściwym przedmiotem filozofii realizującej się jako system. Całość ta jest warunkiem świata empirycznego, jest transcendentna i transcendentalna zarazem. Psychoanaliza,

wprowadzając kategorię guasi-ontologiczną nieświadomość, taką całość zdaje się kwestionować, zdaje się kwestionować

także obiektywność owej homologii - jest ona jedynie projek­ cją. Wywrotowy potencjał pojęcia nieświadomości sprawiał kłopot wszystkim filozoficznym interpretacjom i krytykom

psychoanalizy od Wittgensteina, przez Poppera po Ricaeura,

a jednocześnie uruchamiał intencje myślenia Lacana o „po­ wrocie do Freuda”. Trzeci wyznacznik można by nazwać „terapeutycznym”. My­

ślenie ontologiczne, przekonanie o warunkującej świat empi­

78

List z 16 IV 1896, w: The Complet Leiters ofS. Freud to W Fliess 1887-

-1904, dz. cyt., s. 180.

70 Psychoanaliza jako dzieło

ryczny - którego prawa formułują nauki przyrodnicze - cało­

ści jest złudzeniem, swego rodzaju niedomaganiem myślenia, czymś na kształt Kantowskiego „pozoru transcendentalne­

go”. Freud proponuje za sprawą przekształcenia metafizyki w psychologię, sposób jeśli nie usunięcia, to przynajmniej zła­

godzenia konsekwencji tego niedomagania. Metoda ta określa

praktyczny wymiar relacji pomiędzy psychoanalizą a tradycją

filozoficzną. Innymi słowy, zadaniem filozofii za sprawą psycho­

analitycznego odchylenia (w istocie aktu psychoanalitycznego) jest spojrzenie na siebie i swoje dzieje jako na przyrodzoną

dolegliwość istoty myślącej. W tym sensie Freud byłby spadko­ biercą tradycji oświeceniowej (z ducha Kanta), a jednocześnie

radykalizowałby jej cele (jak Marks czy Nietzsche). U Lacana te toposy zostają zradykalizowane i pogłębione,

niejako zwielokrotnione w znaczeniu nadania im nowych wy­ miarów. Owa radykalizacja wynika częściowo z lekcji Heideg­ gera, którego Lacan mimo wszelkich późniejszych zastrzeżeń

był niewątpliwie wnikliwym filozoficznym czytelnikiem79. Nauka nowożytna wywodzi się z myślenia bycia, jest częścią losu zachodniej metafizyki, a przeto jej konsystentność nie

jest faktem, czymś z góry oczywistym, mimo niezaprzeczal­ nych osiągnięć tejże w opanowywaniu świata (Heideggerow-

skie pojęcie techniki). Dlatego, w odróżnieniu od Freuda, Lacan nie powołuje się na żaden ideał nauki, do którego

miałaby aspirować psychoanaliza - filozofia autorowi Rzeczy freudowskiej potrzebna jest także jako właśnie taka „terapia

językowa” wyzwalająca nas - użytkowników i beneficjentów

79 W tym kontekście zob. A. Badiou, Lacan. Lantiphilosophie 3, dz. cyt.,

s. 93-95. Piszę o tym więcej w rozdziale III.

Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata 71

nauki - z wiary w nią jako ideał80. Motyw odsyła także do

Wittgensteina. Podsumowując, mielibyśmy trzy figury antyfilozofa: sofistę,

herezjarchę-antychrysta oraz radykalnego technokratę-terapeutę (nazwę taką proponuję tylko z braku lepszej). Ta ostatnia figura

rozpadałaby się na trzy współistotne składowe. Związek tych

figur w myśleniu Lacana moglibyśmy zobrazować przy pomocy następującej ilustracji:

Bo

Por. J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyl., s. 39-43. Milner podaje zu­ pełnie inne przesłanki do uzasadnienia takiej tezy.

72 Psychoanaliza jako dzieło

Obrazować ma ona też przebieg i układ części w poniższych rozważaniach przechodzenia od filozofii do antyfilozofii u Lacana. I tak obszar u góry z zaznaczonymi trzema kręgami, prze­ cinającymi się w ten sposób, iż usunięcie jednego rozwiązuje pozostałe (węzeł boromejski) to obszar-obraz działalności La-

cana jako psychiatry, psychoanalityka i naukowca (w termino­

logii Milnera: twórcy doktrynału nauki psychoanalizy). Obszar

opisany jako antichristos to sfera spotkania „fałszywego pod­ miotu”, jak mówi Lacan w CActe de psychanalyse, w trakcie któ­

rego może nastąpić pęknięcie, wtargnięcie realnego. Trzy różne reprezentacje tej możliwości, które u Lacana wydają się najistot­ niejsze, krążą wokół psychozy: jego podejście niepsychoanalityczne w tezie doktorskiej („przypadek Aimée”), rozbudowana

koncepcja forclusion jako mechanizmu odpowiedzialnego za aktywację struktury psychotycznej (lektura Schrebera) oraz koncepcja sinthome jako czwartego węzła w wiązaniu typu

boromejskiego („spotkanie” z Jamesem Joyce’em). I wreszcie

obszar opisany jako sofista to sfera działań formacyjnych. La­ can, twórca szkoły (École Freudienne de Paris) i złożonych procedur nominacji psychoanalityków w wielu aspektach mógłby swoimi działaniami ewokować antycznego filozofa mówił jednak, że jest sofistą współczesnych czasów. Psycho­

analiza jako formacja reaktywująca tradycję paideia, Bildung jest u Lacana kontestowana w momencie powoływania się na

nią. W tym kontekście nawiązania do Heideggera nabierają też innego znaczenia - w rozdziale III omawiam zasadniczo

kwestię teoretyczną związaną z koncepcją realnego - Heideg­ gera, który chce być filozofem na wzór grecki, presokratejski

wręcz i którego myślenie to paideia par excellence. Wittgenstein zaś - którego drugą filozofię Badiou, nie do końca w takim

Antyfilozofia: sofista, antychryst, technokrata 73

sensie, o jakim tu mowa, nazywa sofistyką - zdaje się podobny w tej pracy kontestacji tradycji filozoficznej paideia (a nie tylko

filozofii jako dyskursu uniwersyteckiego) do Lacana, chociaż więcej ich dzieli niż łączy. W takim też znaczeniu psychoanaliza

Lacana jest subwersją: dywersją lingwistyki, dekonstrukcją

zamieniającą się w destrukcję matematyki i rebelią polityki. Cyfry pogrubione nad strzałkami oznaczają chronologię

ewolucji Lacana (od psychiatrii przez „literaturę” do psycho­ analizy jako formacji paideia, „de-ontologizacji” i terapii

„identyfikowania się z symptomem”), natomiast cyfry zazna­ czone mniejszym stopniem pisma wskazują porządek lektury

w kontekście antyfilozofii (Lacan sofista, Lacan technokrata-terapeuta, Lacan herezjarcha (psychoanalizy)). Wykorzystanie tej guasi-escherowskiej konstrukcji (zapożyczonej w istocie od

Penrosea81) wskazywać ma na obecność w każdym elemencie dwóch pozostałych. A zatem lektura każdego z rozdziałów

(II, III, IV) powinna być zapośredniczona lekturą dwóch po­

zostałych, chociaż można czytać całość linearnie, pamiętając

wszak o sofizmacie przedstawionym w Czasie logicznym i asercji antycypowanej pewności.

81

R. Penrose, Droga do rzeczywistości. Wyczerpujący przewodnik po

prawach rządzących Wszechświatem, tłum. J. Przystawa, Warsza­

wa 2010.

ROZDZIAŁ II Psychoanaliza jako psychoza

Eversceptistic! He does not believe in our psychous

of the Real Absence, neither miracle wheat nor soulsurgery of P.P. Quemby.

James Joyce, Finnegans Wake

Podczas drugiego pobytu w Stanach Zjednoczonych w listopa­

dzie 1975 roku Lacan na zaproszenie uniwersytetu Yale wygłosił

wykład, w którym wspomina retrospektywnie o swojej drodze do psychoanalizy i znaczeniu swojego punktu wyjścia, czegoś, co moglibyśmy nazwać arche, początkiem lacanizmu. Jak stałem się psychoanalitykiem? Stałem się nim na stare lata, po trzydziestym piątym roku życia. Popeł­ niłem coś, co we Francji nazywa się tezą doktorską

w medycynie. Nie było to moje pierwsze pismo, jako że teza ma być rzeczywiście napisana. Z definicji teza ma być napisana i obroniona. W tamtym czasie teza to była poważna sprawa (...). Dzisiaj staje się zwyczajowo

przed gronem dwóch lub trzech znajomych profesorów,

świetnie obeznanych z tematem, który najczęściej sami zasugerowali. W moim przypadku tak nie było. W rze­

czywistości musiałem narzucić moją tezę. Zatytułowa­ łem ją, dla zgromadzonych psychiatrów, O psychozie

Psychoanaliza jako psychoza 75

paranoicznej w związkach z osobowością. Byłem wów­ czas naiwny. Sądziłem, że osobowość jest czymś łatwym

do uchwycenia. Nie ośmieliłbym się już tak zatytułować tego, o czym była tam mowa, ponieważ nie uważam,

ażeby psychoza miała cokolwiek wspólnego z osobo­ wością. Psychoza jest próbą ścisłości (rigueur). W tym sensie powiedziałbym, że jestem psychotykiem. Jestem

psychotykiem z tego tylko powodu, że zawsze próbo­

wałem być ścisły1. Sformułowanie to nie jest tylko figurą retoryczną: w doświad­

czeniu psychotycznym dotykamy zagadnień, z którymi mierzy się myślenie filozoficzne ab origo. Na poziomie ontologicznym, epistemicznym i językowym podmiot psychotyczny doświad­

cza fundamentalnej nieprzystawalności do świata [wspólnego przeżywania], którą próbuje wyrazić swoim stanem choro­

bowym, wyrazić w sposób ścisły, czyli zdyscyplinowany i ry­ gorystyczny. Oznacza to, że w odróżnieniu na przykład od

rozmaitych przeżyć mistycznych (często nakładających się na psychozę) podmiot nie dysponuje żadną wyobrażoną całością,

żadnym wzorcem czy modelem, podług którego mógłby upo­ rządkować własne doświadczenie - jest absolutnie pojedyn­

czy i absolutnie niezupełny: ścisłość jako rygor i dyscyplina stanowią jedyny gwarant przetrwania takiego nietożsamego

i niezupełnego „podmiotu”. Prawdopodobnie dlatego psychotyk nie jest zdolny do przyjęcia postawy solipsysty. Jakkolwiek nic w biografii Lacana nie wskazuje na zaburzenia chorobowe,

i

J. Lacan, Yale University, Kanzer Seminar, „Scilicet” 1976, nr 6/7, s. 8-9.

76 Psychoanaliza jako psychoza

to przytoczona autodeskrypcja oddaje wagę i znaczenie proble­ matyki psychoz w jego bibliografii. Można by zapewne wskazać inne odniesienia tegoż sformułowania - jako ironię skierowaną

pod adresem adeptów i strażników dyskursu uniwersyteckiego, subwersywną ironię udoskonalaną w trakcie seminariów for­

mujących przyszłych psychoanalityków wykorzystaną tutaj przed zgoła innym audytorium; jako kolejne potwierdzenie

powołania do namysłu, któremu Lacan dał wyraz trzy dekady wcześniej, mówiąc, że „bycie człowieka nie tylko nie może

być zrozumiane bez szaleństwa (folie), ale nie byłoby byciem ludzkim, gdyby nie nosiło w sobie szaleństwa jako granicy

własnej wolności” (E, s. 177).

11.1. Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof Zanim przyszły autor Écrits stanie się psychoanalitykiem, zdo­

będzie solidne wykształcenie psychiatryczne, którego teore­

tycznym zwieńczeniem będzie teza doktorska. Istotne jest to, że od samego początku przedmiotem zainteresowania Lacana nie są nerwice w różnorodnych odmianach, ale dolegliwości

dużo bardziej spektakularne. W terminologii psychiatrycznej pod nazwą psychoza umiesz­ cza się zwykle zespół chorób psychicznych, które wywołane są bądź czynnikami organicznymi, bądź ich etiologia pozostaje niejasna (schizofrenia). W przypadku paranoi, klasyfikowanej

jako podgrupa psychoz, zainteresowania Lacana psychiatry sku­

piały się początkowo na próbie zdiagnozowania jej przebiegu i powiązania go z tym, co nazwał „strukturą osobowościową” podmiotu, a dzięki temu wyróżnieniu cech dystynktywnych

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 77

psychozy samej. Tezę doktorską, o której wiele lat później powie, że zaprowadziła go na próg psychoanalizy, Lacan rozpoczyna od przeciwstawienia psychozy demencji:

Psychoza, w najogólniejszym znaczeniu, przez kontrast nabiera właściwego sensu, który wymyka się temu

[psychoorganicznemu] paralelizmowi i ujawnia, iż

w braku wszelkich dających się dostrzec niedoborów [pamięci, motoryki, percepcji itd.] (...) i w braku jedy­

nie prawdopodobnych uszkodzeń organicznych istnieją zaburzenia psychiczne, które (...) w całości są specy­

ficznymi zaburzeniami syntezy psychicznej (...). Syn­ tezę ową, nazywaną przez nas osobowością, próbujemy

zdefiniować obiektywnie przez właściwe jej fenomeny wiążące nas z ich ludzkim znaczeniem2 (T, s. 13-14).

W ten sposób psychoza stanowi rozwój (chorobliwy i pato­ logiczny) tendencji istniejących w osobowości, co w konse­ kwencji oznaczać będzie możliwość ustalenia „homologii pomiędzy obłędem a osobowością” (T, s. 56). Lacan definiuje osobowość jako zbiór funkcji obejmujący psychologiczny rozwój podmiotu, pojęcie, jakie ma o sobie i na­

turę relacji z innymi. Zawiera ona trzy aspekty: indywidualny, strukturalny i społeczny, pokrywające „ukonstytuowaną przez jednostkę całość, a także jej otoczenie” (s. 337). Jest więc czymś

nabytym, a nie wrodzonym. Takie ujęcie odróżnia się przede

2

J. Lacan, De la psychose paranoïaque dans ses rapportes avec la person -

nalité, Paris 1975 (dalej w tekście głównym jako T wraz z podaniem strony).

78 Psychoanaliza jako psychoza

wszystkim od ujęcia konstytucjonalistycznego, które może przełożyć „jedynie niedobory organiczne na zewnętrzną wo­

bec osobowości przyczynę patogenną” (T, s. 53). W ten sposób zdefiniowana osobowość ma za podstawę podłoże organiczne. Osobowość jest także tym, co pozwala zdefiniować psycho-

genezę symptomu: (...) jest psychogenezą symptomu - fizycznego bądź

duchowego - w której przyczyny wyrażają się jako

funkcja złożonych mechanizmów osobowości, [której zamanifestowanie odzwierciedla je i w której leczenie

może od niej zależeć] (T, s. 45). Symptom ma też podstawę organiczną - Lacan skłania się do

zakwestionowania patogenezy, która byłaby częścią mechani­ zmów organicznych i psychogenetycznych. Lacan wyróżnia dwa typy patogenezy w przypadku psy­

chozy: 1. patogeneza niemająca charakteru psychogenetycznego obej­ muje „czynniki wrodzone, dziedziczne albo nabyte (...) nie­ zależnie od warunkowych wpływów otoczenia, a szczególnie

otoczenia społecznego” (s. 340). Organogeneza rozpatry­

wana jako czynnik przeważający w schizofrenii i psychozie maniakalno-depresyjnej. Wyjaśnia wybuch choroby i cha­ rakteryzuje psychozy zwane organicznymi (s. 108);

2. patogeneza psychogenetyczna definiuje się jako zaburzony rozwój osobowości, a dokładniej jako zatrzymanie ewolucji, mniej lub bardziej przedwczesne, tłumaczące się przez za-

fiksowanie na stadium pierwotnego lub wtórnego narcyzmu w zależności od typu psychozy, która będzie określonym

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 79

zaburzeniem afektywnym. Psychozy psychogenetyczne to

te, które związane są z osobowością pacjenta - z jego hi­

storią, samowiedzą i „życiowymi konfliktami” - w szcze­

gólności psychozy paranoiczne.

W artykule z 1931 roku (Structure des psychoses paranoïaques) Lacan częściowo uprawomocnił pojęcie konstytucji paranoicz­

nej - charakteryzujące się przecenianiem siebie, podejrzliwością,

zafałszowaniem sądów i społecznym nieprzystosowaniem - któ­ re poddaje krytyce w tezie:

Czy psychoza (...) jest zdeterminowana przez „kon­ stytucję”? Przez to mówi się: obłąkani są paranoikami

„z urodzenia”. Będziemy usatysfakcjonowani (...), jeśli

wskażemy kilka cech szczególnych, które pacjent ujaw­ nia przed psychozą (T, s. 348). Podobnie poddaje krytyce jednostronne ujęcie organogenetyczne.

Opierając się na rozróżnieniu pomiędzy psychozami halucyna-

cyjnymi i interpretacyjnymi, Lacan odcina się od koncepcji fran­

cuskiej szkoły psychiatrycznej (Serieaux, Clerambault, którego później uzna za jedynego mistrza w psychiatrii; SII, s. 11; E, s. 66)

i zbliża ku szkole niemieckiej (Bleuler, Kretchmer), w której decydującą rolę odgrywały czynniki reaktywne w psychozie: Zbiór prac, do których się odnieśliśmy (...), dąży w su­

mie do podporządkowania determinizmu paranoi czyn­

nikom organicznym. A to, wskazując pokrewieństwo z psychozami, gdzie wydają się niezaprzeczalnie domi­ nujące (...), gdy chodzi o fakty chorobliwego kojarze­

nia, a tym bardziej takie jak semiologiczne kombinacje,

80 Psychoanaliza jako psychoza

które te fakty prezentują, są one bardzo zróżnicowane

i nie pozwalają zakładać jednoznacznie organicznej patogenezy paranoi (T, s. 125-126).

Takiej patogenezie Lacan przeciwstawia „relacje rozumienia”, które pozwolą mu uchwycić psychozę paranoiczną „jako po­

zytywną i zorganizowaną całość, a nie jako następstwo ele­ mentarnych fenomenów psychicznych, źródła problemów

dysocjacyjnych” (s. 310). Dzięki temu paranoja będzie scharak­ teryzowana za pomocą szczególnej siatki pojęciowej - w jakiej organizować się będą urojenia - którą Lacan definiuje wedle czterech parametrów: 1. wyrazistego znaczenia tematów urojeniowych, 2. lo­

gicznego i czasoprzestrzennego niesprecyzowania ich rozwoju, 3. waloru realności wyrazu, którą nadają kom­

pleksowi albo konfliktowi nierozpoznanemu przez podmiot, 4. organizacji tych pojęć dzięki prelogicznej

zasadzie powtarzanej identyfikacji (T, s. 297). Taka jest „racjonalność” reaktywnego urojenia odpowiada­ jącego na nieświadomy konflikt natury „etyczno-seksualnej”, a więc powiązany z historią podmiotu i jego samowiedzą, uro­ jenia charakteryzującego wedle Lacana psychozy paranoiczne,

a szczególnie te nazywane „psychozami Nad-ja”: psychozę

zemsty i samokarania.

Paranoja samokarania, kategoria nozologiczna wypracowa­

na przez Lacana albo „najbardziej sprecyzowany typ kliniczny”, była czymś, co miało wyraźnie ukazywać związki psychozy z osobowością w trakcie jej historii. Lacan uściśla, że wybór

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 81

terminu samokaranie „wskazuje co najwyżej związek z nor­ malną funkcją psychologiczną” (s. 255).

W stosunku do obowiązującego obrazu paranoi Lacan opie­ ra się na diagnozie paranoi samokarania wedle następujących

kryteriów: a. wcześniejszej struktury osobowości, naznaczonej tym, co

nazywa „niezrealizowaniem życiowych zachowań” szcze­ gólnie na polu seksualnym i rodzinnym;

b. troistą patogenezą zawierającą (T, s. 347): 1. przyczynę okazjonalną, determinującą wybuch psychozy:

mogą to być procesy organiczne takie jak zatrucie albo problemy hormonalne;

2. przyczynę aktualną, determinującą strukturę i trwałość symptomów: może to być życiowy konflikt o wydźwięku

etycznym, najczęściej związany z relacjami rodzinnymi

pacjenta, bardzo często skojarzony ze zmianą sytuacji życiowej mającą wartość afektywnego urazu;

3. przyczynę specyficzną, determinującą reakcję psycho­

tyczną: fiksacja na jednym ze stadiów rozwojowych [Nad-ja albo na narcyzmie wtórnym], często skorelowa­

na z trudną sytuacją rodzinną w dzieciństwie pacjenta; c. tematów urojeniowych krążących wokół samooskarżeń, znaczących „wyrzutów etycznych” pod własnym adresem,

jak również reaktywnością urojeń na oddziaływania endo­ genne (stan ogólny) i egzogenne (modyfikacja ogólnego

konfliktu, najczęściej rodzinnego), zachowanie właściwe

dla urojeń, skąd potencjalne zagrożenie dla podmiotu, z możliwą redukcją do urojeń powiązanych z działaniem

i zaspokojeniem „popędu samokarania”; d. podatności na leczenie.

82 Psychoanaliza jako psychoza

Specyfika tej jednostki nozologicznej polegającej na „związ­ kach etiologicznych, przez które psychoza ściśle powiązana jest

z przeżywaną historią podmiotu” (s. 267), zobrazowana jest na przykładzie Aimée, o której Lacan mówi, iż jej urojenia „mogą

być rozumiane jako transpozycja coraz bardziej odśrodkowej

wrogości, w której chce nie zauważać bezpośredniego obiektu” (s. 282). „W historycznej genezie psychozy nasza analiza wskazuje

centrum, którym jest moralny konflikt Aimée z siostrą. Czyż fakt ten nie nabiera właściwej wartości w świetle teorii determinującej fiksacje takich pacjentów na kompleksie rodzinnym?” (s. 261). Wprowadzając taką jednostkę nozologiczną, mógł zdystan­

sować się od ujmowania paranoi w kategoriach wypracowanych przez francuską szkołę psychiatryczną (ujęcie organicystyczne),

równocześnie poddając krytyce koncepcję psychozy jako dzie­ dzicznego zjawiska i promując ujęcie dynamiczne, reaktywne

i pozytywne: mamy oto sugestię, iż psychoza rozumiana może być jako swego rodzaju nadwyżka, korzyść: Że taka korzyść realizuje się kosztem społecznego a na­

wet biologicznego przystosowania (...), w niczym nie usuwa ludzkiego znaczenia źródłowo chorobliwym wy­ obrażeniom [odnośnie do przedstawień/reprezentacji

chorobliwych] (T, s. 288).

Przy okazji Aimée Lacan przywołuje „możliwości pozytywnego tworzenia, które psychoza bezpośrednio daje, a nie tylko oddala”

(s. 289), i porównuje ją, toutes proportions gardées, z przypadkiem

Rousseau, zapytując o relacje łączące psychozę z geniuszem: „Problem w przypadku Rousseau polega na tym, co jego geniusz

zawdzięcza nienormalnemu rozwojowi osobowości” (s. 290).

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 83

Odrzucenie wrodzoności konstytucjonalnego determinizmu psychozy dokonuje się za cenę częściowego nawiązania

aliansu z psychoanalizą: organicznemu determinizmowi Lacan przeciwstawia „determinizm dającego się historycznie odkryć urazu” (s. 260). Psychoanaliza uwidaczniająca „zasadniczą

rolę libidialnych fiksacji dla wypracowania świata obiektów w najszerszym tego słowa znaczeniu” (s. 257) pozwala Laca-

nowi „odczytać” w strukturze urojeń Aimée typową regresję libidialną. Podkreśla naukowe znaczenie freudowskiej teorii i wskazuje na korelację pomiędzy libido a osobowością: Ewolucja libido w doktrynie Freuda wydaje nam się dokładnie odpowiadać, w naszych formułach, tej czę­

ści istotnej w doświadczeniu, fenomenów osobowości, których organiczną bazę [daje nam] pragnienie (désir)

seksualne (T, s. 255). Lacan przychylnie odwołuje się więc do słabo obecnej wów­

czas we Francji (zwłaszcza w kręgu psychiatrów) teorii Freuda.

W związku z przypadkiem Aimée omawia koncepcję paranoi jako „obrony przed wypartym homoseksualizmem”, którą Freud

wypracował na bazie swojego odczytania Denkwürdigkeiten eines Nervenkranken Daniela Paula Schrebera. Streszcza przy okazji kluczowy fragment sławnej freudowskiej formuły mecha­ nizmu paranoicznego. Pojawiające się tematy urojeniowe w pa­

ranoi dają się zorganizować wokół zaprzeczenia wypowiedzi: Ja (mężczyzna) go (mężczyznę) kocham. Gdy zostanie zaprzeczo­

ne orzeczenie (Ja go nie kocham. Ja go nienawidzę), wówczas

na skutek wtórnej projekcji (On mnie nienawidzi) podmiot doświadcza manii prześladowczej. Gdy zostanie zaprzeczony

84 Psychoanaliza jako psychoza

podmiot (Nie ja go kocham. Ja kocham ją), wówczas za sprawą owej projekcji (Ona mnie kocha) podmiot będzie naznaczony

erotomanią. Gdy zostanie zaprzeczone dopełnienie (Ja nie jego

kocham. Ona go kocha), wówczas chorobowa formacja pod­ miotu prezentuje się jako mania zazdrości. Wreszcie gdy zosta­ nie zaprzeczona cała formuła (Ja nie kocham nikogo. Kocham

tylko siebie), podmiot poprzez powrót do „fazy” narcystycznej organizuje swoje tematy urojeniowe w postaci manii wielkości. Formuły te, oderwane od przypadku, do którego się

odnoszą, mogą się wydawać tak ogólne, że nie widać

w nich nic więcej niż pomysłowość. Niemniej, stosu­ jąc je [w odniesieniu] do naszego przypadku [Aimee], konstatujemy zaraz, iż nie tylko tłumaczą one w sposób

jasny strukturę urojeń (delire), ale jeszcze że szczególne

metody, które powołują, wskazują teoretyczną bazę jego względnej łagodności (T, s. 262).

Tytułowa „psychoza paranoidalna” ma swoją reprezentację w analizie przypadku, w istocie jedynej analizy przypadku w ca­ łej działalności Lacana, Marguerite Anzieu występującej pod pseudonimem Aimée - jest to imię jednej z bohaterek powie­ ści, którą Marguerite napisała. Sama zaś historia rzeczywistej

Marguerite Pantaine-Anzieu została szczegółowo opisana przez

Elisabeth Roudinesco z jednej strony i Jeana Allouch z drugiej i stanowić może bogaty materiał interpretacyjny3. Kim była

3

J. Allouch, Marguerite ou l’Aimée de Lacan, Paris 1994 oraz E. Rou­ dinesco, Jacques Lacan. Jego życie i myśl, tłum. R. Reszke, Warsza­ wa 2005.

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 85

kobieta z pierwszego i jedynego „studium przypadku” Lacana

i czym jeszcze było owo studium? W tezie doktorskiej mamy prawdziwą próbkę literackich aspiracji jej autora, próbkę, która jest o tyle istotna, że pokazuje,

jak bardzo ów wymiar literackości tekstu pisanego, o którym wspominałem poprzednio, różni się od tego manifestującego

się w klasycyzmach Lacana. Jest to literackość dopasowana do

prezentowanego doświadczenia: Młody psychiatra nie zadowala się dokonaniem błysko­

tliwej krytycznej syntezy wielu bieżących nurtów myśli francuskiej; proponuje pisanie (une écriture) szaleństwa tak ówcześnie nowe, jak to uprawiane przez Bretona czy Bataillea. Zamiast tradycyjnego studium przypadku mamy

w tezie z 1932 roku kilkusetstronicową powieść w stylu flau-

bertiańskim, czyli w języku literackim niedającym się zre-

Dzieje się tak, a jest to istotne dla niniejszych rozważań, również dlatego, że Lacan równocześnie przytacza całe fragmenty tekstu napisanych przez Marguerite powieści. Do swojego studium dołącza tekst bohaterki jako dokument, w którym mogą być

rozpoznane ślady wskazujące na zaburzenia chorobowe; ślady takie zidentyfikować można w stylu pisania, błędach składnio­ wych, częstotliwości powtarzania słów - krótko mówiąc w piśmie chorego, jeśli tylko uważnie będziemy je czytali. Lacan we wcze­

śniejszym artykule napisanym wspólnie z dwoma psychiatrami posługuje się terminem „schizografii” jako zestawu tego rodza­

ju śladów czy symptomów mechanizmu psychopatologicznego* 4

F.. Roudinesco, Histoire de la psychanalyse en France 2., Paris 1986, s. 127.

86 Psychoanaliza jako psychoza

widocznych wyłącznie na poziomie tekstów pisanych, które

nazwane są „natchnionymi” - powie później, że zaczął swoją których nazwanie „natchnionymi”, odsyła tyleż do ducha surreali­ zmu i „pisania automatycznego” co do rangi nadawanej im przez

chorych5. Z tego względu przypadek Aimée można byłoby umie­

ścić w literackim horyzoncie, który otwiera André Breton Nadją6.

5

J. Lévy-Valensi, P. Migault, J. Lacan, Écrits „inspirés": schizographie,

„Les Annales Médico-Psychologique” t. Il, 1931, s. 508-522. Artykuł kończy się wyjaśnieniem psychiatrycznego znaczenia „pisma na­

tchnione”: „W sumie nic nie jest mniej natchnione, w sensie ducho­ wym, niż takie pismo odczuwane [przez chorego] jako natchnione. Kiedy myślenie jest osłabione i zubożone, zjawisko automatyzmu uzupełnia je. Automatyzm jest odczuwany jako coś zewnętrznego, ponieważ uzupełnia deficyt myślenia” (tamże, s. 522). Pojęcie auto­

6

matyzmu mentalnego wywodzi się od Clérambault. Wedle niego istotową cechą psychozy jest współistnienie w świadomości trybu myślenia odmiennego od zwyczajowego i tym samym patologiczne­ go, który z tym zwyczajowym-normalnym jest najczęściej niezgodny i sam chory uznaje jego obcość i nienaturalność. Zjawisko to na­ zwane jest automatyzmem z tego względu, że rozwija się samoistnie i niezależnie od woli myślącego podmiotu. „Wiadomo, że większość zjawisk automatyzmu mentalnego zaobserwowanych przez Clérambaulta ujawnia język, który niejako mówi sam, któremu zdumiony podmiot zdaje się tylko pasywnie asystować” (J.C. Maleval, Logique du délire, Rennes 2011, s. 60) - kolejny powód, dla którego Lacan mógł nazwać swego dawnego nauczyciela „jedynym mistrzem”. Książka Bretona opublikowana w 1928 roku stanowi tyleż niezwykłe świadectwo surrealizmu w jego odcieniu natchnionym, tajemnym i okultystycznym, który nadawał mu specyficznie negatywne po­ krewieństwo z psychoanalizą (Breton psychiatra udał się do Freuda w 1921 roku i, jak wiadomo, skończyło się na wzajemnym niezrozu­ mieniu), starającą się za sprawą naukowej powagi (E. Jones) odrzucić owe tematy, co osiągnięcie literackie.

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 87

W retrospektywnym wprowadzeniu do Pism Lacan za­ uważa, iż wierność formalnej skorupie symptomu, który jest

prawdziwym śladem klinicznym, jaki możemy uznać, doprowadziła nas do tej granicy, gdzie zamienia się

w wytwory kreacji. W przypadku naszej tezy (przypadek Aimée) wytwory literackie - dostatecznie ważkie, aby

zostać uwzględnione, pod szyldem (z rewerencją) poezji

automatycznej, przez Éluarda (E, s. 66). Opis przypadku, który zajmuje centralną i najdłuższą część

klasycznie podzielonej tezy (część pierwsza omawiająca tło teoretyczno-historyczne problemu, część druga - analiza przy­ padku i część trzecia w postaci wniosków), psychiatra zaczyna niczym dziennikarz: 10 kwietnia 193... o godzinie ósmej wieczorem pani Z.,

jedna z najbardziej cenionych przez paryską publiczność

aktorek, dotarła do teatru, w którym miała występ. Przy wejściu dla aktorów została zaczepiona przez nieznajomą, która zapytała ją: „Czy pani jest panią Z.?”. Pytająca miała

na sobie schludny płaszcz, którego kołnierz i mankiety podpięte były futrem, rękawiczki oraz torebkę; nic w jej zachowaniu nie zdradzało niechęci do aktorki. Przyzwy­

czajona do przyjmowania wyrazów uznania od wielbicieli

odpowiedziała twierdząco i chciała przejść. Wówczas, jak relacjonuje Z., nieznajoma zmieniła się na twarzy, pospiesz­ nie wyciągnęła z torebki nóż i z nienawistnym spojrzeniem

zamachnęła się na nią. Dla odparowania ciosu aktorka

88 Psychoanaliza jako psychoza

otwartą dłonią schwyciła ostrze noża, co spowodowało rozcięcie ścięgna palców. W tym momencie osoby z oto­

czenia zdołały obezwładnić sprawczynię agresji (T, s. 153). Ofiarą tej napaści była aktorka Huguette Duflos (Hermence Hert), a jej sprawczynią trzydziestoośmioletnia Marguerite

Anzieu z domu Pantaine, pochodząca z prowincji urzędniczka

pocztowa, od kilku lat mieszkająca samotnie w Paryżu. Po tejże napaści osadzona w areszcie (Saint-Lazare) trafiła po dwóch miesiącach do szpitala klinicznego Sainte-Anne,

gdzie przez niemal rok będzie sondowana przez doktora La­

cana. Jej dalsze dzieje nie będą już bezpośrednio związane z autorem De la psychose..., acz warto mieć w pamięci, że jej syn Didier Anzieu będzie przechodził psychoanalizę u Lacana

(od 1949 do 1953 roku) i sam odegra niebagatelną rolę w hi­ storii francuskiej psychoanalizy, zaś ona sama będzie później

pracować u ojca Jacques’a Lacana78. Istnieje także szczególna analogia pomiędzy losem tej nieuznanej pisarki (Margeurite poczyniła wiele starań, by opubli­ kować swoje powieści, później na próżno usiłowało odzyskać manuskrypty od Lacana, dla którego stały się materiałem źró­

dłowym analizy psychozy paranoidalnej) a losem wybitnego poety i pisarza, którego także diagnozował Lacan: Antonina

Artauda. Łączyło ich miejsce osadzenia (Ville-Evarde), ale Artaud w diagnozie przyszłego autora Rzeczyfreudowskiej uznany został za całkowicie niezdolnego do pisania®. 7

Na temat szczegółowej historii Marguerite i jej syna zob. J. Allouch, Marguerite..., dz. cyt., s. 154-184.

8

Por. S. Lotringer, Mad like Artaud, tłum. J. Spinks, Mineapollis 2015, s. 39, 58-59-

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 89

Szczegółowy opis przypadku Aimée jest dla Lacana wy­ jątkowy, nigdy później nie będzie omawiał historii chorych, nigdy opisy przypadków nie posłużą mu do ilustrowania teo­ retycznych koncepcji, co było fundamentalną praktyką dla Freuda, ale można też je spotkać u Melanii Klein i innych

psychoan alityków. W jednej perspektywie historia Marguerite wydawać się może czymś akcydentalnym i godnym uwagi tylko w kon­

tekście historycznym, nie wnosząc nic istotnego do samego rozumienia dojrzałej koncepcji Lacana, tym bardziej że on

sam niejako zawiesza na czterdzieści lat autoryzowanie De la psychose... we własnej bibliografii (praca została wznowiona

dopiero w 1975 roku w wydawnictwie Seuil). W drugiej - moż­ na spróbować pokazać, jak w historii przypadku ogniskują się

wszystkie znaczące tendencje charakterystyczne dla psycho­ analitycznego ujęcia Lacana, przy czym ogniskowanie ma cha­

rakter wirtualny i dotyczy poziomu metodologicznego. Teza doktorska z oczywistych względów nie wchodzi w skład pism

sygnowanych przymiotnikiem psychoanalityczny - jest pracą

z dziedziny psychiatrii. Niemniej jednak stanowi moment przełomowy dla jeszcze nieistniejącej koncepcji lacanowskiej

psychoanalizy. Tym bardziej godna jest uwagi jako prepsychoanalityczny symptom czytania tradycji filozoficznej9. 9

Przedstawienie przypadku może być postrzegane jako pretekst dla zilu­ strowania ogólnej tezy dotyczącej genezy obłędu, którą Lacan zarysował w pierwszej części tezy doktorskiej. Co więcej, wraz z uszczegółowie­ niem materiału widać coś w rodzaju przechodzenia z dziedziny psychia­

trii na grunt psychoanalizy, co wyraża się zapożyczaniem terminologii freudowskiej, z jednoczesnym kierowaniem rozważania ku aspektom filozoficznym. Por. E. Roudinesco, Jacques Lacan, dz. cyt., s. 78.

90 Psychoanaliza jako psychoza

Jako „wyraziście określony typ kliniczny” przypadek Aimée ilustruje w całym bogactwie związek osobowości z genezą psychozy; przypadek ten zostanie opisany jako „paranoja sa-

mokarania (autopunition)". Próba zabójstwa aktorki była próbą ukarania siebie, aktorka bowiem ucieleśniała jej ideał:

Aimée uderza w swojej ofierze we własny uzewnętrzniony

ideał (...). Ale obiekt, którego Aimée dosięga, ma jedynie

wartość czystego symbolu i przez swój czyn nie osiąga ona żadnej ulgi. Jednak za sprawą samego ciosu czynią­

cego z niej winowajczynię w obliczu prawa Aimée uderza w samą siebie, a kiedy to zrozumie, wówczas osiągnie zaspokojenie spełnionego pragnienia: obłęd, stając się

bezużyteczny, zanika. Natura dochodzenia do zdrowia

pokazuje, jak sądzimy, naturę schorzenia (T, s. 253). Tak więc w filozoficznym horyzoncie (fenomenologia) Lacan

używa freudowskiej teorii dla ustalenia związku między uroje­ niową formacją Marguerite, która wywołała kryminalny czyn,

a utajonym homoseksualizmem. Powiązanie to jednak jest

interesujące z niepsychoanalitycznych powodów. O ile bowiem u Freuda główny nacisk położony jest na komponent seksualny

w „wypartym homoseksualizmie”, u Lacana akcent kładzie się

na samo odniesienie do innego jako obiektu zainteresowania czy obsadzenia libidialnego.

Można by wnosić - patrząc z perspektywy „stadium zwier­

ciadła” - że paranoik skonstruowany w tezie doktorskiej Lacana

„kocha” swoje podobieństwo, kogoś, kto ucieleśnia to, co jest mu najbliższe w dystansie, a więc w postaci innego będącego

eksterioryzacją idealnego obrazu siebie.

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 91

„Obiekt” nie jest niczym innym niż sam „podmiot”: odle­ gły od pragnienia obiektu miłością erotyczną, jak chciał Freud, paranoik kocha siebie samego (nienawidzi siebie

samego) w podobieństwie sobowtóra. Lacan zauważa,

że prześladowcze figury z urojeń Aimee - w szczegól­

ności nieszczęsna aktorka przez nią ugodzona - były

wszystkie figurami tego, czym ona sama chciała być10. Cios zadany aktorce wymierzony został w „uzewnętrzniony

ideał” Aimee, a ten z kolei oznacza przede wszystkim „ideał” społeczny (u Freuda jest to „ideał Ja” odpowiedzialny m.in. za utrwalanie więzi społecznych). W tym sensie paranoiczny ideał stanowi figurę dużo bardziej wplecioną w obieg społeczny niż

pole relacji erotycznych, a przez to i sam obłęd ma charakter

społeczny.

Zresztą jak mogło by być inaczej, skoro stale dotyczy

on tego, czym chciałoby się być (idealnie), a nie tego, co chciałoby się mieć (z racji rozkoszy seksualnych)? Tym, czym sam nie jestem (mianowicie podmiotem:

wolnym, autonomicznym, niezależnym itd.), zawsze jest inny (inny podmiot: bogaty, sławny, uwielbiany, uznany) zajmujący moje miejsce - owo miejsce lub

pozycję społeczną, gdzie chciałbym być11.

10

11

M. Borch-Jacobsen, Lacan. Le maitre absolu, Paris 1990, s. 40. W tej wykładni Lacan z okresu tezy doktorskiej widziany jest jako autor stadium zwierciadła. Tamże, s. 41.

92 Psychoanaliza jako psychoza

W wykładni Freuda paranoja jest wyrazem zaprzeczonej ten­ dencji homoseksualnej. Paranoik kocha swojego wyimagino­

wanego prześladowcę homoseksualną miłością, która za sprawą mechanizmu odrzucenia ( Verwerfung) przechodzi w nienawiść.

Horyzontem pozostaje tu niejako monadyczny podmiot uwię­ ziony w narcystycznej miłości. U Lacana zaś obsadzenia para-

noidalne skierowane są bardziej na pole społeczne niż na sferę erotyczną: homoseksualność ustępuje miejsca homosocjalności. Szaleństwo staje się sprawą społeczną, ogniskuje bowiem w sobie

rywalizację stanowiącą podstawę wszelkich związków społecz­ nych. To, co wydawało się aspołecznym wymiarem obłędu, uka­

zuje się jako soczewka ogniskująca wiązkę „hiperspołecznych” uwarunkowań. Paranoik ujawnia agresywność immanentnie wpisaną w związki społeczne z innymi, którą Freud określał jako

„wysublimowaną” i „zahamowaną ze względu na cel seksualny”. Stąd też „hipermoralny” charakter przestępstwa, które popełnia

Aimée: uderzając w rywalkę, którą paranoiczka chciałaby być, uderza w samą siebie i sama siebie karze. I tak może zacząć za­

rysowywać się coś, co w terminologii heglowsko-kojèvianskiej nazywa się walką o uznanie w dialektyce panowania i niewoli.

Widać tu „odległe sąsiedztwo” zarówno wobec psychoanali­ zy (użycie freudowskich konceptów), jak i tradycji filozoficznej. Niemniej jednak teza doktorska Lacana ma zupełnie innego niż

Hegel „patrona”. Opatrzona jest bowiem mottem z Etyki Spinozy przytoczonym w oryginale12 - nazwisko Spinozy i odniesienie 12 „Quilibet unis cujusque individui affectus ab affectu alterius tantum discepat, quantum essentia unius ab essentia alterius differt” („Każdy

afekt jakiejkolwiek jednostki jest odmienny od afektu drugiej jed­ nostki w tej mierze, w jakiej istota jednej różni się od istoty drugiej”), w: B. Spinoza, Etyka, tłum. L. Kołakowski, Warszawa 1954, s. 210.

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 93

do tegoż motta pojawia się na samym końcu książki, tak jakby twierdzenie stanowiło ramę, w której rozwijał się psychiatryczny

namysł nad mechanizmem psychotycznym, albo też jako do­ datek bądź ozdobnik mający charakter retoryczny. Skonkludujemy teraz naszą pracę spinozjanskim twier­

dzeniem, które posłużyło jako epigraf. Jeśli przypomnieć sobie znaczenie, jakie u Spinozy ma termin istota, a mia­

nowicie jako suma pojęciowo zdefiniowanych relacji jed­ nostki, oraz znaczenie afektywnego determinizmu, które nadaje terminowi afekt, wówczas uderzająca jest zgod­

ność tej formuły z podstawą naszej tezy. Powiemy więc, wyrażając samą ideę naszych badań, iż „afekty jednej jednostki wykazuje z afektem innej jednostki tyleż roz­

bieżności (discordance), ile istota jednej różni się od istoty drugiej”. Chcemy przez to powiedzieć, że determinujące

konflikty, intencjonalne symptomy i reakcje popędowe psy­ chozy są rozbieżne (discordent) z relacjami rozumienia,

które definiują rozwój, pojęciową strukturę oraz społecz­ ne napięcia normalnej osobowości wedle miary, którą określa historia afektów podmiotu (T, s. 342-343).

Niezgodność nie zachodzi więc pomiędzy dwiema jednostkami, które różnią się między sobą w swojej istocie, a co za tym idzie,

zgodnie z nauką Spinozy, w swoim pragnieniu; przynależy

jednak do samego podmiotu-pacjenta: paranoik jest w nie­ zgodzie z samym sobą, jest dla siebie odmienny, zrywając więzy

z normalną osobowością13. 13

Spinozjanskie odniesienie miało także rozstrzygające znaczenie dla odrzucenia psychiatrycznej koncepcji tzw. obłędu indukowanego

94 Psychoanaliza jako psychoza

Tłumaczenie Lacana różni się od wówczas dostępnego prze­ kładu francuskiego między innymi tym, że zgodnie z duchem

oryginału utrzymuje rozróżnienie pomiędzy discrepare i différé, łacińskimi terminami, które w przekładzie Appuhniego zostały oddane francuskim différer. Takie rozróżnienie było niczym

objawienie w obrębie dyskursu psychiatrycznego Lacana dzięki niemu Spinoza daje uzasadnienie dla wprowadzenia

do opisu psychozy kategorii „niezgodności” („dyskordancji”14). Ważniejszy jest jednak sam sposób czytania filozofa i pożytkowania koncepcji filozoficznych dla własnych konstrukcji

poprzez interpretowanie ich zasadniczych składowych. Taki

sam proces odnajdziemy później, kiedy Lacan używa kon­ cepcji bycia Heideggera czy wiedzy Hegla. Chodzi tu o proce­ durę interpretowania używanej koncepcji w perspektywie jej

funkcjonowania w doktrynie, do której zostaje dopasowana

i tylko w takiej konfiguracja objawia swoją prawdę. Pociąga to za sobą poważne konsekwencje, bowiem ze względu na taką

przesłankę, jak zauważa Roudinesco, Lacan odrzucał wszelką metodę historii nauki

(folie à deux): jeśli każdy afektowany jest wedle własnej istoty, a więc w terminologii Spinozy - wedle własnego pożądania, komunikacja

czy przekazywanie szaleństwa są niemożliwe, gdyż prawdziwa ko­ munikacja dokonuje się tylko na poziomie obiektywnego poznania i tak samo niemożliwa jest równoczesność afektów (dwa indywidua musiałyby posiadać jedną istotę). Zob. J. Allouch, Marguerite..., dz. cyt., s. 451-452. 14 O historii tego terminu w słowniku psychiatrycznym zob. G. Lanteri-Laura, M. Gros, Essai sur la discordance dans la psychiatrie contemporaire, Paris 1992; także E. Roudinesco, Jacques Lacan..., dz. cyt., s. 85.

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 95

(...) zasadzającą się na krytyce, odrzucał także wszelką historyzację tekstów. Jego zdaniem corpus dzieła nie

mógł się w miarę upływu czasu stać sumą wszelkich możliwych lekcji. Lacan (...) zakładał, że wszelki rodzaj

lektury, który nie czyni zadość imputowanej tekstowi prawdzie, należy odrzucić jako odejście od tekstu czy

jako jego dezinterpretację, toteż w stosunku do wy­ korzystywanego przez siebie corpusu dzieł przypisy­ wał sobie stanowisko prawodawcy i tłumacza prawdy

prawdziwej15. Lacan u samego początku nie jest więc bezstronnym czytelni­

kiem tradycji filozoficznej, ale tym, który rozmyślnie dokonuje interpretacyjnej przemocy poprzez sam akt wpisywania lektury

w ramy własnej koncepcji: w przypadku tezy doktorskiej - psy­ chiatrycznej koncepcji paranoi, w przypadku tekstów później­ szych - ewoluującej koncepcji psychoanalitycznej. Nie jest to oczywiście cecha, którą można byłoby umieścić w zestawie

własności charakteryzujących antyfilozofię, niemniej jednak zwraca uwagę na ulokowanie znaczenia filozofii w dziele La­ cana. Strategia taka często używana jest w obrębie samej filo­

zofii, zapewniając jej ciągłość, gdy jednak zostaje zastosowana w przypadku implementowania pojęć filozoficznych w dyskurs nauk szczegółowych (psychiatrii w omawianym przypadku)

czy dyskursów aspirujących do takiej rangi (psychoanaliza),

wówczas można zapytać o intencje takiego podejścia. Lacan, dając taką wykładnię, poprzez przekład 57. twierdze­

nia z trzeciej części Etyki odczytuje Spinozę nie w kategoriach 15

E. Roudinesco, Jacques Lacan, dz. cyt., s. 88.

96 Psychoanaliza jako psychoza

teologicznych (jak ówcześnie robili to znawcy koncepcji

„księcia filozofów”), ale bardziej jako filozofa pragnienia16 (w latach 60. tak Spinozę będzie odczytywał Deleuze, cho­

ciaż oczywiście nie odwołuje się do Lacana), interpretując spinozjanski afekt jako chorobę (stan psychotyczny), co jest

dezinterpretacją litery tekstu Etyki. Wedle tejże afekt oznacza afektywną treść, o ile jest przeżywana i w konsekwencji uświa­ damiana. Spinoza przyjmuje istnienie „nieświadomości”, którą

nazywa popędem (appetitus), bo ten jest właśnie pozbawio­

nym świadomości pożądaniem (cupiditas)17. Jak uzasadniał Lacan, psychoza nie jest efektem wcześniejszego uposażenia podmiotu ani zaburzeń somatycznych, ale wyrazem inten­

cjonalnej i znaczącej postawy, która całkowicie naznaczając wewnętrzne zerwanie, zachowuje globalne formy i struktu­ ry wcześniejszej osobowości. Osobowość zaś zdefiniowana

jest przez historię podmiotu, tak samo jak zdefiniowane jest przez nią odchylenie od normalności: symptom jest treścią tej historii, nad którą podmiot nie może zapanować. I do

tego uzasadnienia przydaje się koncepcja Etyki. Powołanie

się na Spinozę jest więc z jednej strony jego dezinterpretacją (potraktowaniem go nie jako reprezentanta metafizyki, ale

jako „psychologa osobowości”), a z drugiej wyrazem wiary w powagę autorytetu filozoficznego. Można więc rzec, że autor

De la psychose paranoiaque tak jak jest psychiatrą i pisarzem, tak też jest sprzymierzeńcem tradycji filozoficznej.

16

Por. R. Misrahi, Spinoza en épigraphe de Lacan, „Littoral” 1982, nr 3/4,

17

s. 73-74B. Spinoza, Etyka, dz. cyt., s. 210-211.

Aimée: Lacan psychiatra, pisarz i filozof 97

112. Bliźni Schreber Tematykę psychozy wypracowaną na gruncie spotkania z Mar­ guerite Pantaine (z przypadkiem Aimée) Lacan zmodyfikował

w tekście przygotowanym dla Encyklopediifrancuskiej. Artykuł

Les Complexes familiaux18 omawia zagadnienie genezy para­ noi w zupełnie innej perspektywie niż ta wykreowana w De la psychose paranoïaque... Obecny jest słownik psychoanali­

tyczny, bowiem głównym tematem jest opracowanie pojęcia imago, które to pojęcie leżało u podstaw koncepcji „fazy lustra”.

Lacan wyróżnia trzy rodzaje imago19: macierzyńskiego, bra­

terskiego i ojcowskiego, z którymi powiązane są odpowiednio trzy kompleksy (w sensie Freuda)20: kompleks odstawienia od 18

Został zamówiony przez H. Wallona i ukazał się w Vili tomie En­ cyclopédie Française (marzec 1938). Na temat złożonej historii lego

tekstu zob.: E. Roudinesco, Jacques Lacan, dz. cyt., s. 205-210. Za­ mieszczony został z drobnymi zmianami także w Autres Écrites, co

„nadaje” mu statut psychoanalitycznego tekstu Lacana (cytat w tekście wedle wersji z AE). Termin ten został wprowadzony przez C.G. Junga i zadomowił się psychoanalizie. Wedle Słownika psychoanalizy Laplanchea i Pontalisa jest to „nieświadomy pierwowzór postaci, który ukierunkowuje sposób, w jaki podmiot pojmuje drugiego człowieka”; podobne określenie znaleźć można w tekście Les Complexes... 20 Kompleks: „Zorganizowany zespół wyobrażeń i wspomnień o wiel­ kiej sile uczuciowej, częściowo lub całkowicie nieświadomych. Kom­ pleks tworzy się na podstawie relacji interpersonalnych z okresu dzieciństwa; może on ustrukturować wszystkie poziomy psycho­ logiczne: emocje, postawy, zachowania przystosowawcze” J. Laplanche, J.-B. Ponlalis, Słownik psychoanalizy, dz. cyt., s. 110. Lacan: „Le complexe, en effet, lie sous une forme fixée un ensemble de réac­ tions qui peut intéresser toutes les fonctions organiques depuis 19

98 Psychoanaliza jako psychoza

piersi (sevrage), kompleks wtargnięcia oraz kompleks Edypa. Środowiskiem kształtującym rozwój i ewolucję tegoż zaim­ plementowanego podmiotowi obrazu jest zespół relacji z in­

nymi, które Lacan ogranicza tutaj do rodziny (troistej relacji matka-ojciec-dziecko) (zob. AE, s. 47-48). I w takiej kon­

stelacji (kompleks rodzinny) omówione zostaje zagadnienie

psychozy. Z punktu widzenia ewolucji traktowania filozofii tekst ten godny jest odnotowania przez to, iż określa ramy,

w których zostają artykułowane późniejsze kwestie dotyczące

zasadniczego, z punktu widzenia kliniki psychoanalizy, rozróż­ nienia pomiędzy psychozą a neurozą (nerwicą). W tym celu

kilkanaście lat później Lacan rozbudowuje znaczący arsenał lektur filozoficznych oraz bierze na warsztat seminaryjny Pa­ miętniki nerwowo chorego Schrebera21.

Zacznijmy od przytoczenia dwóch cytatów z Seminarium III, w których mogłyby zostać wyróżnione logiony: Kiedy Freud tworzy termin „nieświadoma myśl” (...), nie mówi nic innego niż to, że myśl oznacza rzecz, która

artykułuje się w mowie (...). Tę mowę moglibyśmy na­

zwać wewnętrzną, lecz już sam ten przymiotnik wszyst­ ko przeinacza. Ów rzekomo wewnętrzny monolog jest w doskonałej ciągłości z dialogiem zewnętrznym, i to

21

l’émotion jusqu’à la conduite adaptée à l’objet. Ce qui définit le complexe, c’est qu’il reproduit une certaine réalité de l’ambiance, et doublement” (AE, s. 28). Był to drugi z kanonu pięciu psychoanaliz freudowskich omawiany systematycznie w ramach „powrotu do Freuda” przez Lacana tekst (po przypadku Człowieka-Wilka, od omówienia którego rozpoczyna się cykl seminariów, którego jednak stenogram nie zachował się).

Bliźni Schreber 99

właśnie z tego powodu możemy powiedzieć, że nie­ świadome jest także dyskursem innego (S III, s. 208).

Nieświadome jest w swej istocie ustrukturyzowane, splecione, usnute, utkane z mowy (langage). A znaczący nie tylko odgrywa w nim równie ważną rolę jak znaczo­

ny, lecz odgrywa tam rolę wręcz zasadniczą (...). System

znaczącego, język (une langue), ma pewne szczególne cechy, dzięki którym można specyfikować sylaby, użycia

słów, zwroty (...) i to warunkuje (...) to, co dzieje się

w nieświadomym (S III, s. 219-221). Kiedy w Kompleksach rodzinnych nieświadome (a właściwie nieświadomość) było opisywane jako formacja ustruktury-

zowana przez reprezentacje zwane imago, to w roku 1955 uj­

mowane jest jako struktura mowy, w której nie tyle chodzi

o oznaczanie i odnoszenie się do świata pozawerbalnego (za­ kładana rzeczywistość), co o samą relację pomiędzy jej elemen­

tami (znaczącymi) określającą i warunkującą świat podmiotu czy świat ludzkiego doświadczenia albo to, co Heidegger nazy­ wa byciem-w-świecie. W strukturze mowy dwoistość elementu

znaczącego i znaczonego odpowiada (w tym ujęciu) temporalnej dwoistości przeżycia psychotycznego (także opisywanego przez Schrebera): jawnego i przeżywanego aktualnie konfliktu,

w jakim pogrążony jest podmiot (przeżycia sędziego z okresu

pobytu w Sonnestein i później będące tematem Pamiętników...) oraz ukrytego i doświadczonego w przeszłości (w znaczeniu nieuświadomionego - w przypadku Schrebera ujawnił go

Freuda jako „konflikt” z ojcem ), na istnieniu której opiera się praktyka analityczna jako możliwość terapii.

100 Psychoanaliza jako psychoza

Bez zasadniczej dwoistości znaczącego i znaczonego determinizm psychoanalityczny jest wręcz nie do po­ myślenia. Materiał związany z dawnym konfliktem

przechowywany jest w nieświadomym jako znaczący

(...), aby zostać pochwyconym w znaczonym aktualne­ go konfliktu i służyć mu za mowę, to jest za symptom

(S III, s. 221).

Tak więc przeżycie psychotyczne ukazuje rzeczywistość ludzką

jako sferę porządkowaną przez jednostki inherentnie przynale­ żące do systemu językowego - psychoza nie mniej niż marzenia senne otwiera uniwersalną drogę do opisu świata ludzkiego

doświadczenia. Tekst Schrebera jest przeto wyjątkowym ma­ teriałem, tak jak były nim „écrites inspiré”, w którym warstwa językowa stanowi swoistą linię przewodnią („Tak obszerny dokument, jak ten przewodniczącego Schrebera, zachowuje

swoją pełną wartość, o ile założymy ciągłą i głęboką spójność

elementów znaczących, od początku aż do końca urojenia”; S III, s. 222). Dwa wnioski widać od razu: na poziomie teo­

retycznym znaczący jest tym, co wyznacza horyzont badania

psychoanalitycznego; na poziomie kliniki postulat ten prze­ kłada się jako określenie sposobu, w jaki „podmiot sytuuje się

względem całości porządku symbolicznego, porządku pier­ wotnego, środowiska różnego od środowiska realnego i od

wymiaru wyobrażeniowego, z którym człowiek ma zawsze do czynienia i który konstytuuje ludzką rzeczywistość” [podkre­

ślenie moje] (S III, s. 223). Czytając Schrebera, Lacan dysponował względnie precy­ zyjną triadą: symboliczne - wyobrażeniowe - realne, którą

wprowadził trzy lat wcześniej w wykładzie zatytułowanym

Bliźni Schreber 101

Le symbolique, l’imaginaire et le réel22. Kolejność występujących w tytule nazw (SIR) nie jest przypadkowa: symboliczne stanowi

ówcześnie główny obiekt psychoanalitycznego namysłu, wy­ obrażeniowe - najlepiej omówiony element triady, realne zaś jako ten z „istotowych rejestrów ludzkiej rzeczywistości”, który

wymagał będzie pozytywnego określenia. Powołanie tej triady

jako trzech rejestrów (registres), a więc zarazem sposobów organizowania doświadczenia podmiotu i jego rejestrowania,

a nawet zapisywania23 w aparacie psychicznym stanowić miało znak rozpoznawczy psychoanalizy formowanej przez Lacana24.

O wyobrażeniowym Lacan mówił już explicite w Kompleksach rodzinnych, a w koncepcji fazy lustra jest to termin podstawo­ wy. Z drugiej strony jest to także chleb powszedni praktyki analitycznej: wszelkie doświadczenia zaspokojenia, wszelkiego

rodzaju iluzje i złudzenia takiego zaspokojenia stanowią treść wyobrażeń, które organizują się i odciskają w aparacie psy­

chicznym podmiotu wedle pewnych reguł, pewnego porządku,

22

23

Był to wykład konferencyjny dla członków Société française de Psychanalyse (z 9 VII 1953). Ten ważny tekst nie wszedł ani do Écrits ani do Autres Écrits, przeto funkcjonuje w różnych wersjach, nie posiada wersji kanonicznej. Posługuję się wersją z „Bulletin de 1’Association Freudienne" 1982, nr 1. Lacan używa terminu registre oczywiście rozmyślnie. Odsyłam tu, a także w innych miejscach, gdzie mowa jest o wyborze terminu

francuskiego, do odpowiednich haseł z ulubionego przez Lacana

słownika etymologicznego języka francuskiego, czyli: O. Bloch, W. von Wartburg, Dictionnaire étymologique de la langue française. 24

Rok 1953 uchodzić może w tym znaczeniu za początek faktycznej

psychoanalizy à la Lacan: omawiana konferencja (lipiec), wykład

rzymski (wrzesień) i początek seminariów w szpitalu św. Anny (listo­

pad).

102 Psychoanaliza jako psychoza

tworząc właśnie rejestr wyobrażeniowy. Liczne odniesienia Lacana do etologii, do przykładów zachowania zwierząt (rytuały

godowe)25, mają ilustrować te właściwości rejestru wyobraże­

niowego, które wywodzą się z funkcji dawania sygnału, znaku (który nie jest tym samym co znaczący) innemu, drugiemu

osobnikowi tego samego gatunku. W przypadku człowieka

zachowania seksualne stanowią pole uprzywilejowane o tyle, że

w nich elementy wchodzące w rejestr wyobrażeniowy uzyskują charakter symboliczny: znak przechodzi w znaczący. Stawką

analizy jest postulat oddzielenia tego, co ma charakter wyobra­ żeniowy, od tego, co ma charakter symboliczny. Postulat ten wywieść można z samej lektury Freuda, który w Objaśnianiu

marzeń sennych wyraźnie wskazuje, że obrazy, czyli wizualne reprezentacje albo wyobrażenia w marzeniu sennym powinny być odczytywane (czytaj: deszyfrowane, Deutung) jako skła­

dowe rebusu. Gdy zatrzymamy się nad tym, co one obrazują

(treść jawna), zostaniemy przez nie opanowani, pochłonięci i zafascynowani tak, iż żadna analiza nie będzie możliwa, na pewno nie w sensie Freuda26. Rejestr symboliczny, symbo­

liczne także stanowi codzienność praktyki analitycznej, a na­

wet jest warunkiem jej możliwości jako to, w czym artykułuje

się materiał psychoanalityczny, jest to bowiem rejestr języka. Ale symboliczne odsyła także do terminu wprowadzonego 25

Mamy ich wiele zwłaszcza w seminarium z roku akademickiego

26

1954/1955 (Ls Moi dans la théorie de Freud et dans la technique de la psychanalyse). Taką sytuację wskazać można byłoby u junga, u którego analiza ma zupełnie inny charakter niż w przypadku autora Totem i tabu. Związ­

ki Lacana z Jungiem nie są wcale jednoznaczne, choć na poziomie teoretycznym nie ma między nimi relacji.

Bliźni Schreber 103

przez Lévi-Straussa opisującego funkcję symboliczną jako relację organizującą wymianę w obrębie ludzkiej społeczno­ ści. Trzeci z występujących w tytule terminów jest najbardziej enigmatyczny, a na uwagę jednego z uczestników wykładu, iż o realnym nic nie zostało powiedziane, Lacan odpowiada

wymijająco: „realne jest bądź totalnością, bądź zanikającym momentem. W doświadczeniu analitycznym dla podmiotu to

zawsze zderzenie się z czymś, na przykład: milczeniem ana­

lityka”27. Będzie więc to raczej niedająca się określić reszta, która oczywiście nie jest tym samym co rzeczywistość, nawet

rzeczywistość psychiczna: to reszta, która nie podpada pod

„zapis” wyobrażeniowy i symboliczny. Takie negatywne okre­ ślenie realnego stanowiło, jak zobaczymy, główny moment

odniesień filozoficznych.

Wykład Le symbolique, l’imaginaire et le réel wyznacza także punkt zwrotny w sposobie ujęcia psychoanalizy jako cało­

ści teorii i praktyki. Lacan wyraźnie podkreśla, że nie może

istnieć w psychoanalizie rozróżnienie na teorię i technikę - są w punkcie wyjścia jednym i tym samym. Przeto szczególnym wyróżnikiem doktryny zapoczątkowanej przez Freuda jest zniesienie nowożytnej dwoistości theoria-praxis, za sprawą

czego tak trudno usytuować ją w domenie nauk nowożytnych. Nie jest ani nauką eksperymentalną, ani „techniką inicjacyj­

ną”, chociaż wykazuje do nich pewne podobieństwa28. Jeśli psychoanaliza ma coś wspólnego z nauką doświadczalną, to

zapewne nie w sensie epistemologicznym (eksperyment jako

27

J. Lacan, Le Symbolique..., „Bulletin de l’Association Freudienne” 1982, nr 1, s. 36.

28

Tamże, s. 5-6.

104 Psychoanaliza jako psychoza

sprawdzian hipotezy) - byłby to związek bardziej podstawowy

i osobliwy, którego ironiczną definicję może stanowić formuła: „psychoanaliza [jest] terapią, której oczekuje się od psycho­ analityka” (E, s. 460).

Seminaryjna lektura Pamiętników nerwowo chorego służyła zarówno w uzasadnieniu tezy o jedności teorii i techniki, co

w przypadku terapii psychoz miało niebagatelne znaczenie zarówno praktyczne29, jak i w opracowaniu koncepcji realnego:

Wprowadzenie kategorii realnego ma zasadnicze zna­

czenie, niepodobna jej lekceważyć w tekstach Freudow­ skich. Nadałem jej tę nazwę z uwagi na to, że definiuje ona pole różne od symbolicznego. Dopiero stąd jedynie możliwe jest objaśnienie fenomenu psychotycznego (S III, s. 151).

W Psychozach realne nadal ma określenie negatywne, ale za­ plecze tej negatywności jest dosyć złożone, co zobaczyć można, sięgając do tekstu pisanego niemal równocześnie z wygłasza­

nym seminarium: Reponse a Jean Hyppolite (omawiam to w rozdziale kolejnym).

Daniel Paul Schreber zajmuje szczególne miejsce zarówno w historii psychoanalizy, jak i w samej psychoanalitycznej teorii.

29 Temu w dużej mierze poświęcony jest dwa lat po seminarium opu­

blikowany tekst D'une question préliminaire à tout traitement possible de la psychose. Spośród wielu zmian, jakie zaszły w nauczaniu Lacana w przejściu od wersji mówionej do pisanej, rzuca się od razu w oczy zmiana liczby mnogiej na pojedynczą.

Bliźni Schreber 105

Poprzez swoje Pamiętniki nerwowo chorego sędzia Schreber został autorem i przypadkiem równocześnie. Odkryty dla

psychoanalizy przez Junga, opisany przez Freuda, komento­

wany przez późniejszych psychoanalityków (Idę Macalpinea,

Mauricea Katana) tekst Pamiętników stał się jednym z pod­ stawowych źródeł dla psychoanalitycznej koncepcji psychozy Lacana, zapewne jednego z jego najważniejszych klinicznych dokonań. Wywodząc się z formacji psychiatrycznej, Lacan

miał na uwadze wprowadzenie do psychoanalizy tematyki, która nie będąc jej obca, stanowiła mimo wszystko poważne

wyzwanie, przede wszystkim ze względu na technikę. Freud, abstrahując od własnej niechęci do psychotyków, podkreślał

w tym przypadku niemożliwość używania procedury stoso­ wanej w analizie neurotyków: psychotyk nie powie więcej,

niż zechce. Tym samym podstawowy wymóg terapii anali­ tycznej napotyka na przeszkodę. Waga napisanego tekstu jest współmierna zatem do uwięzionej albo niewypowiedzianej

mowy. Pamiętniki nerwowo chorego stanowić mogą materiał,

na którym można dokonać psychoanalitycznej lektury tak, jak

dokonuje się psychoanalitycznej interpretacji na podstawie wypowiedzianych przez analizanta opowieści. W ramach powrotu do Freuda - a co za tym idzie, powrotu do umiejętności nie tylko słuchania, ale i czytania, którym

początek daje autor Objaśniania marzeń sennych - Lacan za­

prezentował całkiem literalnie lekturę tekstu Schrebera w se­ minarium z roku akademickiego 1955/1956. Résumé tej lektury albo to, co należałoby nazwać wersją „zmodyfikowaną na

skutek zapisu”, zamieścił w Écrits. Do Schrebera powrócił także jako autor przedmowy do francuskiego przekładu Pamięt­

ników. Zarówno seminarium Psychozy, jak i tekst O kwestii

106 Psychoanaliza jako psychoza

wstępnej do wszelkiego możliwego leczenia psychozy składają

się na korpus psychoanalityczny, w którym względnie mało

jest bezpośrednich odniesień do tradycji filozoficznej. Po­ jawia się natomiast w szerszym kontekście pojęcie realnego

jako tego, co stanowi kluczową przesłankę doświadczenia psychotycznego Schrebera - pojęcie to jest terminem śred­ nim w przejściu od filozofii do antyfilozofii, kategorią zapo-

średniczającą pomiędzy pierwszym a drugim klasycyzmem Lacana. Znaczenie Schrebera (nie jako przypadku, ale jako autora) zobaczyć można także później, na zasadzie odwróce­

nia problematyki, kiedy Lacan wymyśla termin antyfilozofia w związku z atakiem na psychoanalizę na początku lat 70. Atak

ten przeprowadzony z różnych pozycji, w interesującej nas perspektywie najwyraźniej zobaczyć można na przykładzie

odniesienia (a właściwie jego negatywnej wersji jako milcze­

nia) do Anty-Edypa Deleuzea i Guattariego opublikowanego w 1972 roku. W tym starciu Schreber realny, Schreber pisarz

(Schreber Schreiber), stosując taką grę słów, zajmuje miejsce

innego, w którym zdeponowane jest właściwe rozumienie

albo niezrozumienie psychoanalizy (innymi słowy: Schreber jest zapowiedzią Joycea).

Zacząć jednak należy od samego autora Dankwurdikeiten... mającego statut „fałszywego” podmiotu filozoficznego, który został mu nadany właśnie poprzez lekturę Freuda. Lektura ta

wyzwoliła tekst Schrebera z archiwów dokumentów psychia­

trycznych, w jakim już na początku został umieszczony za sprawą biografii autora. Co więcej, taka paradoksalna operacja

będąca efektem ubocznym wprowadzania w teorię psycho­ analityczną materiału psychiatrycznego nie była zamierzo­

na. Ani Freud, ani Lacan nie czytają Schrebera przez pryzmat

Bliźni Schreber 107

filozofii jako doświadczenia myślenia, ale, zgodnie z podziałem na „normalne i patologiczne” myślenie, przez soczewki teorii psychoanalitycznej (Freud in statu nascendi, Lacan ognisku­

jąc je na kwestiach lingwistycznych). Niemniej Schreber sam

z siebie skłania do pytania o relację pomiędzy doświadczeniem

psychotycznym, tekstem, który jest „zapisem” tego doświadcze­ nia a lekturą tegoż tekstu. W tym sensie staje się podmiotem

filozoficznym, podmiotem kartezjańskim w dosłownym tego słowa znaczeniu. Punktem wyjścia nie jest przedstawienie,

treść umysłu, ale afekt, doznanie, którego źródłem jest ciało30.

11.2.1. Schreber ais Sdireiber: cudowne ciało W psychoanalizie ciało i cielesność człowieka odgrywają rolę podwójnego innego. Z jednej strony psychoanalityczne my­

ślenie zapoczątkowane przez Freuda podważa utarty sposób

traktowania ciała jako obiektu biologicznego, czysto przyrodni­ czego, przynależącego do świata materii, o którym całą wiedzę dostarcza anatomia i fizjologia; a z drugiej - usiłuje nadać pozytywne charakterystyki tej „denaturalizacji” substancji

rozciągłej. Sytuując seksualność w centrum zainteresowania

30 Lacan napisze w przedmowie do francuskiego wydania książki

Schrebera: „La thématique que nous mesurons à la patience qu’exige le terrain où nous avons à la faire entendre, dans la polarité, la plus récente à s’y promouvoir, du sujet de la jouissance au sujet que re­ présente le signifiant pour un signifiant toujours autre, n’est-ce pas là ce qui va nous permettre une définition plus précise de la paranoïa

comme identifiant la jouissance dans ce lieu de l’Autre comme tel” (AE, s. 215).

108 Psychoanaliza jako psychoza

swojego projektu badawczego, Freud, a później Lacan nie szczę­ dzą wysiłków, ażeby oddzielić ją od czysto biologicznej czy

zwierzęcej natury. Seksualność jest tym, co „nienaturalne”, tym,

co zniekształca i deformuje człowieka jako istotę biologiczną, a jednocześnie nie da się oddzielić od materialnej i cielesnej

strony człowieka31. Tym sposobem ciało nie jest nośnikiem albo neutralnym podłożem procesów psychicznych - odwrot­

nie: strukturalnie jest tożsame z tym, co psychiczne, chociaż ta tożsamość z gruntu stanowi paradoksalne „wydarzenie”

i będzie przedmiotem niewyczerpanej reprezentacji. Wpisa­ na w nie seksualność czyni biologię duchową, a duchowość

biologiczną; seksualność jest łącznikiem w kartezjańskim roz­ dzieleniu substancji myślącej i rozciągłej. Tak oto wyakcento­ wanie seksualności czynić będzie zadość trzem postulatom. Po pierwsze pozwoli odciąć się od wszelkich podejrzanych afiliacji psychoanalizy z rozpowszechnionymi na początku

wieku XX formami okultyzmu czy mistycyzmu (tym, co

Yirmiyahu Yovel nazwał „mrocznym oświeceniem”, którego spadkobiercą był Freud obok Spinozy i Nietzschego32), będą­

cymi kontrpropozycją wobec dziewiętnastowiecznego scjentyzmu. Po drugie otworzy projekt psychoanalizy na możliwości stwarzane przez nauki empiryczne (seksualność być może da się opisywać metodami ilościowymi - stąd energetyczny model

Freuda). Po trzecie wzbudzi zainteresowanie i koniec końców przyniesie wyzwolenie temu, co przez wieki nowożytne było

31

W tym kontekście po raz pierwszy przywołać można lacanowską

32

Y. Yovel, Spinoza and Other Heretics. The Adventures of Immanence, University of Princeton 1989, s. 136.

formułę /7 ny a pas de rapport sexuele.

Bliźni Schreber 109

ograniczane i marginalizowane. Za sprawą tematyzowania seksualności psychoanaliza aspiruje do stania się naukowym

dyskursem wyzwolicielskim. W tym kontekście ciało stanowić

będzie szczególny przedmiot badań. Spotkanie z histerią do­ statecznie pokazało nieredukowalność cielesności do poziomu

anatomii33. Spotkanie natomiast z doświadczeniem opisanym przez sędziego Schrebera zmusiło Freuda nie tylko do próby wypracowania psychoanalitycznego podejścia do zaburzeń znacznie poważniejszych niż te, z którymi zwracali się do niego

pacjenci, ale także do ostatecznego potwierdzenia czy ukorono­

wania roli seksualności. Rzecz będzie szła o wagę pierwszego postulatu, czyli pokazania tego, jak psychoanaliza umożliwia nieredukcyjne (w odróżnieniu od psychiatrii) podejście do takiego całościowego doświadczenia.

Opisując przypadek sędziego Daniela Paula Schrebera, od sa­ mego początku Freud ostrożny jest w nazewnictwie. Uznany przez lekarzy za paranoika Schreber w analizie Freuda trakto­

wany jest z większą powściągliwością. Jego „nerwowa choroba” według autora Psychopatologii życia codziennego ogniskuje się

wokół „przemiany cielesnej w kobietę”. Nie będzie nas tu zajmo­ wało to, dlaczego Freud utożsamia ową przemianę z kastracją (Schreberiańskie Entmannung zostaje uznane za zniekształconą

formę homoseksualnego pragnienia), ale to, w jaki sposób ciało

33

Na ten temat por. D.E Sadoff, Sciences of the Flesh. Representing

Body and Subject in Psychoanalysis, Stanford 1998. W perspektywie historycznej dobre wprowadzenie daje praca: £. Trillat, Historia histerii, tłum. Z. Podgórska-Klawe, E. Jamrozik, Wrocław-KrakówWarszawa 1993.

110 Psychoanaliza jako psychoza

sędziego staje się „ciałem cudownym”, dając pożywkę tyle dla psychoanalitycznej teorii, co dla jej krytyki. Choroba nerwowa sędziego, jak sam podkreśla, nie jest chorobą umysłu, ale wyrazem obiektywnego stanu rzeczy,

a mianowicie stanu polegającego na powiązaniu jego ciała

z oddziaływaniami zewnętrznymi, a w szczególności z Bogiem.

Wyjaśnieniu tego związku Schreber poświęca wstępną część Pamiętników, konstruując system quasi-teologiczny (system,

który - jak podkreślają psychiatrzy - jest nieodłączną częścią

paranoi). Jego ciało stanowi ośrodek przyciągający promienie pochodzące od Boga, co koniec końców prowadzi do kosmicz­ nej katastrofy, w której na skutek zbytniego zbliżenia się stwórcy do stworzenia zaburzona zostaje naturalna relacja łącząca świat i Boga (co sędzia nazywa, cytując za mówiącymi do niego gło­

sami, Porządkiem Świata). W obronie przed wzrastającą atrak­ cyjnością ciała Bóg (starając się od niego „uwolnić”) zsyła na

Schrebera serię plag czy chorób, od najdrobniejszych dolegliwo­

ści fizycznych, przez okrutne cierpienia fizyczne, po wymyślne

tortury psychiczne, które kulminować mają w „pozbawieniu

rozumu” sędziego i uczynieniu z niego „ścierwa”. Tym sło­ wem zwraca się do niego jeden jedyny raz bezpośrednio Bóg, przynajmniej jeden z aspektów Boga34. Termin Luder oczy­ wiście ma szereg konotacji: z jednej strony, jak pokazał Mi­ chel de Certeau35, wskazuje na pokrewieństwo z przeżyciem

34

Zob. D. P. Schreber, Pamiętniki nerwowo chorego wraz z suplementami

i aneksem, tłum. R. Darda-Staab, Kraków 2006, s. 120. Dalej cytaty bezpośrednio w tekście jako (Schreber) wraz numerem strony.

35

Zob. M. de Certeau, ^Institution de la pourriture: Luder, w: M. de Cer­ teau, Histoire et psychanalyse entre science et fiction, Paris 1987.

Bliźni Schreber 111

mistycznym (subtelną sprawą pozostaje dystynkcja między

przeżyciem mistycznym a psychotycznym w przypadku sędzie­

go), z drugiej odsyła do wyobrażeniowego archiwum sędziego, z zasobów którego korzysta, aby na nowo zbudować swoją tożsamość, a więc wyjść ze stanu chorobowego36. Geneza owej

katastrofalnej atrakcyjności jest przedmiotem drobiazgowej

pracy wyjaśniającej, która w tym miejscu oczywiście nie będzie naszym tematem - wystarczy powiedzieć, że sędzia dokłada

wszelkich starań, aby pokazać i uzasadnić, że jego choroba jest wynikiem długiego procesu dziejowego, a inaczej mówiąc, konstruuje owe wyjaśniania na bazie materiału historycznego, który staje się pożywką jego „systemu paranoicznego”. W tym

sensie Pamiętniki otwierają pole dla podejścia historycznego czy hermeneutyczno-kulturowego37. Wokół ciała więc Schre­ ber buduje całe swoje chorobowe doświadczenie. Ono będzie źródłem pewności w obliczu zagrożonego rozumu, będzie je­

dyną bronią w nierównej walce człowieka z Bogiem i wreszcie będzie podmiotem samej przemiany przywracającej Porządek

Świata - ciało realne, symboliczne i wyobrażeniowe (w „syste­

mie”, w doświadczeniu, w fantazji).

36

37

Większość znaczeń owego terminu znaleźć można w książce E.L. Santner, My Own Private Germany. Daniel Paul Schrebers Secret History

ofModernity, University of Princeton 1996; (s. 162, przypis 48). Najważniejsze prace to: Z. Lothane, In Defense of Schreber. Soul Murder and Psychiatry, New York-London 1992; D. Devreese, Pacte manqué paranoïaque, Paris 2003. W języku polskim: K. Wolański,

Sędzia Schreber. Bóg, nerwy, psychoanaliza, Warszawa 2012. Praca Wolańskiego sporo miejsca poświęca guattariańsko-delezujanskiemu „zużytkowaniu” tekstu Schrebera w Anty-Edypie, co defacto wyznacza jej perspektywę.

112 Psychoanaliza jako psychoza

Od początku choroby nerwowej sędzia ma poważne wąt­

pliwości co do statusu swoich myśli, przedstawień i postrze-

żeń. W trakcie pisania Pamiętników wielokrotnie kwestionuje prawdziwość wyobrażeń i fantazmatów dotyczących świata

zewnętrznego (np. to, że był ostatnim żyjącym człowiekiem, że cały świat uległ zagładzie), podkreśla to, stosując wyrażenie

„jakby” (ais ob), większość opisów jest tylko przybliżeniem tego, co było jego udziałem, stale powtarza, iż „opis za pomocą słów

jest niezmiernie trudny, po części wręcz niemożliwy” (Schre­

ber, s. 91) - opisuje swoje wizje i doświadczenia, które z jednej strony mają być symptomem specyficznej relacji pomiędzy nim jako ciałem a światem, a z drugiej strony mogą być pro­

duktem atakowanego i zaburzanego umysłu, który jest niczym innym niż siecią nerwów (Schreber, s. 29). W tym znacze­ niu Schreber staje przed problemem, który napędzał filozofię

nowożytną, a który Derrida nazwał „wolą mówienia demona zwodziciela”. Chodzi oczywiście o kartezjańską konstrukcję z Medytacji o pierwszej filozofii. W celu znalezienie podstawy,

na której będzie można ufundować poznanie i wiedzę podmiot medytacji jako szczególnego ćwiczenia duchowego, powołuje trzy instancje kwestionujące dotychczasowe kryteria pewności

poznania. Dwa pierwsze podważające adekwatność poznania

zmysłowego, a więc hipoteza złudzeń zmysłowych i hipoteza snu, należą do tradycji starożytnej, natomiast hipoteza demona

zwodziciela wydaje się koncepcją obcą starożytności. Można

powiedzieć, że złudzenia zmysłowe są efektem niedoskonałości instancji ciała, możliwość stałego pogrążenia w śnie jest efek­

tem niedoskonałości instancji umysłu czy też duszy, natomiast

możliwość systematycznego oszustwa i kłamstwa jest efektem niedoskonałości zarówno samej instancji boga stwórcy, jak

Bliźni Schreber 113

i stworzenia, byłaby więc z ducha gnostycka. Hipoteza demona zwodziciela powołana zostaje po to, żeby medytujący podmiot wyczerpał wszystkie możliwości, które mogą być jego udziałem,

łącznie z szaleństwem, a przynajmniej specyficzną formą sza­

leństwa (zresztą kwestia ta, jak wiadomo, była tematem osobli­

wej „polemiki” między Foucaultem a Derridą). W momencie unieważnienia czy odparcia tej hipotezy wszystkie mogące

przytrafić mu się stany będą mogły stanowić przedmiot pewnej

i niepodważalnej, bo opartej na źródłowej oczywistości (ego cogito rzecz jasna!) wiedzy. W logice medytacji unieważnienie to odgrywa centralną rolę. Oczywistość (źródłowa) ego cogito ego sum, której nie może „zainfekować” demon zwodziciel, jest w istocie pusta i bezużyteczna, gdy samo istnienie demona nie zostanie zażegnane. Medytujący podmiot dokonuje tego, od­ wołując się właśnie do doskonałości stwórcy. Stwórca nie przy­

należy do systemu konstruowanego w trakcie medytacji, jest jego Innym, który zostaje wprowadzony na mocy konieczności uporania się z hipotezą demona. Istnienie boga stwórcy, mimo

że wywiedzione w porządku ego cogito (na mocy zmodyfiko­ wanej wersji dowodu ontologicznego), jest warunkiem samego myślenia podmiotu. Mówiąc pewnym skrótem, rozmyślne

wyprodukowanie hipotezy demona zwodziciela i rozstrzygnię­ cie jej wymusza na podmiocie powołanie czynnika, który jest

zewnętrzny w stosunku do konstruowanego systemu (przeko­

nań, wiedzy, pewności; albo jeszcze inaczej: hipoteza demona zwodziciela jest przykładem zdania nierozstrzygalnego w sen­

sie goedlowskim38).

38

Na ten temat por. H.G. Frankfurt, Demons, Dreamers and Madmen. The Defense of Reason in Descartes's Meditations, Indianapolis-New

114 Psychoanaliza jako psychoza

Doświadczenie sędziego Schrebera nazwać można swo­ istym spotkaniem z demonem zwodzicielem. I tak na poziomie

najbardziej bezpośrednim sędzia przeżywa w trakcie choroby nerwowej stalą ingerencję „promieni”, czyli obcych nerwów

w swoim ciele, co wywołuje efekty somatyczne (s. n), począwszy po bardzo znaczące, np. zanik męskich narządów płciowych

i przymus wypowiadania słów czy fragmentów zdań („mówiące głosy”). Jego ciało nie jest mu posłuszne, a wręcz staje się, mówiąc metaforycznie, „obcym organem” - w podręcznikach

psychiatrii jest to jeden z symptomów charakteryzujących pa­ ranoję. Co więcej, na skutek tej ingerencji sędzia zmuszony jest, jak pisze, do „bezustannego myślenia”, a tym sposobem „naturalne prawo człowieka do zapewnienia od czasu do czasu

swym nerwom (...) spokoju (...) zostało mi odebrane przez

kontaktujące się ze mną promienie, które nieustannie chciały wiedzieć, o czym myślę” (Schreber, s. 58). Ów przymus my­

ślenia zatruwa albo czyni całkiem nieoczywistą formułę ego cogito. Nie tylko treść mojego myślenia może być zafałszowana, ale sam akt myślenia nie ma we mnie swojego źródła, a więc nie ego cogito, ale id cogites. Można powiedzieć, że ego cogito

to podmiot fałszywy. Skądinąd w takim też znaczeniu Lacan mógł powiedzieć o Schreberze, iż jest on „męczennikiem nie­ świadomości, męczennikiem w etymologicznym sensie bycia

York 1970. W nawiązaniu do powyższych uwag warto przywołać to, co Frankfurt pisze: „Kwestia wyłaniająca się na końcu kartezjańskiej dyskusji o naturze ludzkiej w Pierwszej Medytacji jest pytaniem o to, czy założenie możliwości racjonalnych dociekań samo nie redukuje się do absurdu”, s. 84.

Bliźni Schreber 115

świadkiem. Chodzi o otwarte świadectwo” (S III, s. 149). Przez to, że „coś myśli”, ja mogę tylko podlegać temu procesowi,

a w żaden sposobu nie czynić z niego momentu orientacyj­

nego, punktu archimedesowego czy aksjomatu oczywistości źródłowej. Demon zwodziciel zainfekował samą możliwość aktu myślenia. I wreszcie, na ostatnim poziomie, stwórca bóg, którego Schreber w trakcie swojej choroby doświadcza jak

mało kto (w tym wyraża się charakterystyczna dla paranoi

mania religijna), okazuje się daleki od wszelkiej doskonałości (jak pisze sędzia, „zna się tylko na trupach”). W efekcie sędzia zmuszony jest do pewnego zniekształcenia czy sparodiowa­

nia kartezjańskich medytacji. W tekście samych Pamiętników nic nie wskazuje na to, by Schreber czytał Kartezjusza czy też

innych filozofów systemowych (w okresie sprzed choroby, jak pisze, nie starczało mu na to czasu w nawale obowiązków

służbowych), a jednak adresuje owe Dankwurdikeiten, które tłumaczyć by należało jako Osobliwe myśli, nie tyle do psy­

chiatrów (którzy będą mieli wgląd w genezę choroby), co do

teologów i filozofów.

Konstrukcja tekstu Dankwurdikeiten nie wydaje się przy­ padkowa. Sędzia zaczyna od opisu quasi-teologicznego dotyczą­

cego całości świata (Bóg, życie wieczne), przez wprowadzenie

szczególnie koncepcji „mordu na duszy”, aby przejść do relacji

dotyczących własnego ciała. I w takim sensie konstruuje swoje „cudowne ciało”, z jednej strony będące obiektem oddziaływa­

nia, które sprzeczne jest z naturalnym porządkiem świata (na jego ciele dokonują się cuda typu przeobrażenia narządów

płciowych, zanik organów wewnętrznych itd.), a z drugiej bę­ dącym jedynym gwarantem pewności całego doświadczenia.

O samym tym doświadczeniu pisze, iż

116 Psychoanaliza jako psychoza

będzie to, jak cała moja opowieść o czynionych z moim ciałem cudach, brzmieć dla wszystkich ludzi ponad miarę

dziwnie i pewnie będą oni skłonni uznawać ją tylko za wytwór osobliwie pobudzonej fantazji. Wobec tego mogę

tylko zapewnić, że prawie żadne wspomnienie z mojego

życia nie jest dla mnie pewniejsze niż omawiane cuda. Gdyż cóż pewniejszego może być dla człowieka, niż to, co

doznaje i doświadcza na własnym ciele? (Schreber, s. 130).

Czy Schreber więc uznaje pewność doznań cielesnych, czy wy­ kazuje się naiwnością dyskredytującą go w oczach filozofów? Jego prawniczy umysł i konsekwentna logika, wedle której skon­ struowane są Pamiętniki, nie przeoczyłaby tego rodzaju naiw­ ności. Cudowne ciało, które staje się ciałem kobiecym, a więc

ciało w trakcie stawania się, ciało, w którym przemieszczają

się wyróżniki anatomiczne (męskie i żeńskie), jest tym, czego choroba nie może dosięgnąć, analogicznie jak aktu myślenia nie może dosięgnąć hipoteza demona zwodziciela. W takim sensie

mówi o pewności: już nie ja myślę, skoro to myśli, jest punktem oporu przeciw zwodzicielowi, aleja ucieleśniam: moje ciało nie

przynależy do porządku natury, do świata zewnętrznego, które­ go jest zresztą wyznacznikiem, ale ustanawia możliwość samej natury. Psychotyczne doświadczenie Schrebera nie wyraża się oczywiście w postaci systemu filozoficznego, ale jest wyrazem

„systemowego” buntu przeciw „naturalizacji” ciała, wyrazem zapewne chorobliwym ale nie mniej znaczącym niż ten, którego świadectwem jest psychoanaliza39. Freudowskie „doniesienie”

39 Por. F.A. Kit ller, Discourse Networks 1800/1900, tłum. M. Meelter, Ch. Cullens, Stanford 1990, s. 293-304. Znaczenie dyskursu Schrebera dla

Bliźni Schreber 117

Ferencziemu o tym, że „odniósł sukces tam, gdzie nie powio­ dło się paranoikowi”, bardzo dobrze nadawałoby się na hasło naukowego triumfu psychoanalizy. Dla Freuda skonstruowany przez sędziego opis „ma wszel­ kie prawo, by wzbudzić zainteresowanie psychoanalityków”.

Zresztą pierwszym analitykiem, który zwrócił uwagę Freudowi na Denkwiirdikeiten, był C.G. Jung, którego rozprawa doktor­

ska ukazała się w tym samym wydawnictwie, które opubliko­ wało dzieło Schrebera40. Psychoanaliza, mimo iż z definicji nie zajmowała się praktycznie zaburzeniami psychotycznymi (psychotyk to ktoś, u kogo nie występuje przeniesienie), dzięki

podejściu wypracowanemu na gruncie leczenia nerwic próbo­ wała ukazać i wyjaśnić pobudki leżące u podstaw formowania

się symptomów paranoi. W takim sensie freudowska analiza doświadczenia sędziego różniła się od czysto opisowego uję­ cia leczących Schrebera psychiatrów, których zresztą werdykt

rozważań Kittlera wyraża się obrazowo w oryginalnym (niemieckim) tytule książki: Aufschreibersysteme 1800/1900, termin ten pochodzi 40

ze słownika Schrebera (schreberyzm). W wymianie listów między Freudem a Jungiem odniesienie do Schre­ bera pojawia się po raz pierwszy w liście z 17IV1910 roku, gdzie Jung bez żadnych objaśnień używa wyrażenia z Grundsprache Schrebera angewundert (wycudowany) (należałoby mówić o „wycudowanym ciele”) - można wysnuć stąd wniosek, że rozmawiali o Pamiętni­ kach i przypadku Schrebera podczas spotkania w Norymberdze na II Kongresie Psychoanalitycznym (30-31 III 1910) i Rotenburgu,

gdzie wybrali się po kongresie. W ich epistolarnej wymianie z tego okresu znaleźć można dużo więcej schreberyzmów (por. The Freud/ Jung Leiters, The Correspondence between S. Freud and C.G. Jung, red. W. McGuire, tłum. R. Manheim, R.F.C. Hüll, Princeton-New

York 1974).

118 Psychoanaliza jako psychoza

umieszczony jest w samych Pamiętnikach. Na dodatek Freud mógł niejako przećwiczyć metody opracowane przy interpre­

tacji marzeń sennych, mógł pokazać ich moc wyjaśniającą.

W zgodzie z logiką koncepcji analitycznej cały tekst Pamiętni­

ków uznać należy za zniekształcony (Enstallung) wyraz pragnie­ nia piszącego podmiotu - proces chorobowy i tekst wzajemnie się dopełniają, ale też anulują w swojej ostrości, tzn. świadectwo

tekstu znosi intensywność choroby (m.in. za sprawą zamiesz­

czonego w Pamiętnikach wywodu prawniczego Schreber mógł

cofnąć nałożone na niego kilka lat wcześniej ubezwłasnowol­ nienie), a z drugiej - obecność choroby zmusza do traktowania tekstu jako świadectwa tejże, a więc podważa jego autonomię (wszystko w nim zapisane jest tylko quasi, tylko „jakby” syste­ mem, myśleniem, dyskursem). Przesłanka ta stanowić będzie

podstawę dla wszystkich odczytań analitycznych od Freuda, przez Idę Macalpinea, Lacana po Devreese’a. Psychoanalityczna

koncepcja wypracowana na podstawie lektury Denkwiirdikeiten w centrum doświadczenia sędziego nie stawia manii reli­ gijnej (jego szczególnego obcowania z Bogiem), ale przemianę

w kobietę. Kwestia będzie polegać na zdolności interpretacyjnej,

która służy przedstawieniu teorii i wśród wielu psychoana­ litycznych objaśnień „przypadku Schrebera” znaleźć można takie, które swoją „fantastycznością” znacznie przewyższają interpretowany tekst. Sam Freud nie interesował się psychotykami - byli dla niego, według jego słów, zbyt „niesamowici,

zbyt obcy”. Natomiast materiał dostarczany przez tego rodzaju zaburzenia psychiczne stanowił pożywkę dla działania teorii.

Być może duża część adwersarzy psychoanalizy znalazłaby naj­ mocniejsze argumenty na rzecz jej redukcyjności właśnie we freudowskim podejściu do doświadczenia sędziego Schrebera.

Bliźni Schreber 119

Przemiana w kobietę równoznaczna jest bowiem z kastracją,

ciało cudowne jest tylko fantazmatem ciała wykastrowanego, które odsyła do kompleksu Edypa i ojca (czy to realnego, czy

symbolicznego). Za cielesną metamorfozą Schrebera kryje się jasna pobudka życzeniowa, mianowicie wyparte pragnienie

homoseksualne. Paranoja jako szczególna forma psychozy jest zniekształconym wyrazem wypartego homoseksualizmu.

Lektura Freuda jest próbą interpretacji, na której buduje i stara się potwierdzić teorię psychoanalityczną. W centrum

konstrukcji interpretacyjnej umieszcza „fantazję” sędziego jako zamieniającego się w kobietę, fantazję, która zaczyna się od wyobrażenia „że właściwie naprawdę pięknym uczuciem

musi być być kobietą ulegającą podczas stosunku płciowego” (Schreber, s. 51). Owo stawanie się kobietą w pierwszym etapie niezgodne z porządkiem świata nazywa się odmężczyźnieniem (Entmannung), co Freud utożsamia z kastracją. Powiązanie

seksualności i zaburzeń umysłowych jest niejako podane na

talerzu. Co więcej, przez taką lekturę Freud stara się uprawo­

mocnić aparat pojęciowy psychoanalizy (kompleks Edypa, kastracja) do tego stopnia, iż pod koniec swoich rozważań zmuszony jest usprawiedliwić narzucającą się analogię między urojeniowym systemem Schrebera a własną teorią: To, że świat musi zginąć, ponieważ „ja” chorego przy­

ciąga do siebie wszystkie promienie, że potem w trakcie procesu rekonstrukcji chory musi się lękliwie troszczyć

o to, by Bóg nie rozwiązał owego promienistego związku, jaki z nim zawarł - te i inne szczegóły formacji mania­

kalnej Schrebera brzmią prawie niczym endopsychiczne postrzeżenia procesów, których hipotetyczne istnienie

120 Psychoanaliza jako psychoza

uznałem tu za podstawę zrozumienia paranoi. W tym

miejscu mogę się jednak powołać na świadectwo przy­ jaciela i fachowca, który poświadczy, że rozwinąłem teorię paranoi, jeszcze zanim zapoznałem się z treścią

książki Schrebera. Niechże więc przyszłość rozstrzygnie,

czy w teorii tej tkwi więcej szaleństwa, niż byłoby mi to miłe, czy też że w szaleństwie tkwi więcej prawdy, niż skłonni byliby dziś zakładać inni badacze41.

Tekst jest po części wyrazem „powrotu do zdrowia”, konstruk­

cją, za pomocą której Schreber odbudowuje świat, który mu się rozpadł w jego przeżyciu psychotycznym. Źródłem zaś

tego przeżycia jest według Freuda wypierany homoseksualizm, psychoza będzie formacją obronną, dzięki której sędzia anu­ luje swoje tendencje homoseksualne, właśnie „zamieniając się

w kobietę”, kobietę wyjątkową, bo obcującą cieleśnie z Bogiem. Wielokrotne odwoływanie się do tego Freudowskiego

tekstu przez większość autorów piszących o historii sędzie­ go nadaje mu status „tekstu założycielskiego”, który stając się przedmiotem komentarzy i rewizji, otwiera drogę niekończą­

cej się pracy egzegezy. Inaczej mówiąc, przez Freudowskie „psychoanalizowanie” pracy Schrebera ona sama stała się czę­ ścią teorii Freuda, niejako spłaszczyła się do wersji „romansu rodzinnego”, z którego należy odczytać przekaz o przyczynach

samej choroby zawarty tam w postaci zniekształconej. Mo­ delem metodologicznym jest ten wypracowany w przypadku

41

S. Freud, Psychoanalityczne uwagi o autobiograficznie opisanym przy­ padku paranoi (dementia paranoides), tłum. R. Reszke, w: tegoż, Charakter a erotyka, Warszawa 1996, s. 161-162.

Bliźni Schreber 121

objaśniania marzeń sennych - książkę Schrebera należy czytać jako tekst, w którym działają mechanizmy przesunięcia i kon­ densacji, a właściwe znaczenie zawarte jest w tym, co mechani­

zmy te maskują; jest więc to tekst nieświadomości. Freudowski postulat odsłonięcia „mechaniki” nieświadomości na drodze interpretacji (w tym przypadku tekstu par excellence) jest fun­

damentalny dla całego teoretycznego podejścia psychoanalizy.

Jednak mechanika ta nie wychodzi poza zakres działania urzą­

dzeń rodzinnych - całe doświadczenie opisane przez Schrebera

sprowadzić można do jego relacji rodzinnych - i to one są ukrytą treścią tego niezwykłego „pisma”, to one napędzają

silniki samej choroby. W szczególności relacja do ojca, który reprezentowany będzie kolejno przed pierwszego psychiatrę

Schrebera, profesora Flechsiga, następnie przez Boga wyższego

i samego Boga, stanowić będzie jądro procesu chorobowego w tak szczególny sposób manifestującego się w książce. Schre­

ber czytany przez Freuda staje się matrycą interpretacyjną dużej części schreberologii. Rzecz jasna, tekst Freuda ma dosyć złożoną logikę, niemniej jednak w tym psychoanalitycznym podejściu widać nermeneutyczną lekturę, której brakowało

wyłącznie opisowej rejestracji psychiatrycznej. Freud odsłania formacje znaczące tam, gdzie psychiatra rozpoznawał bezsens choroby, czyli to, co nazywa się rojeniem umysłu - tą drogą będą szły lektury psychoanalityczne rozszyfrowujące zarówno

treść, jak i mechanizmy powstawania urojeń.

Jednak mimo wysiłku oddania sprawiedliwości pracy Schre­ bera Freud wprowadza na samym początku pewne zafałszowa­

nia. Jedno z nich polega na potraktowaniu Denkwürdigkeiten... jako autobiografii. Nawet przy najbardziej szerokim rozumie­ niu tej nazwy trudno zaliczyć książkę Schrebera do książek

122 Psychoanaliza jako psychoza

autobiograficznych czy pamiętnikarskich. Zgoła przeciwny

przyświeca mu cel niż pisanie (i publikowanie) autobiografii. Pierwotnym zamiarem była „chęć zorientowania mojej żony

w moich osobistych przeżyciach i religijnych wyobrażeniach” (Schreber, s. 25); z czasem jednak rozszerza się krąg możliwych

adresatów i pod tym kątem sędzia redaguje wielokrotnie swoje wcześniejsze zapiski, aspirując do stworzenia dzieła „osobliwie” naukowego. Osobliwe myśli nerwowo chorego nazywają się tak

ze względu na nieprzystawalność czy nieadekwatność języka nauki wobec doświadczenia, które było udziałem Schrebera

(por. Słowo wstępne). Na dodatek dzieło to ma być rodzajem zeznania, Darzegung, dzięki któremu sędzia dowiedzie, że nie

jest chory umysłowo, ale jego choroba ma charakter „świato­

wy”, jest wyrazem obiektywnego stanu świata czy też zaburze­ nia jego porządku (Weltordnung). Integralną częścią tej całości jest memorandum stawiające kwestię jurysdykcji nad osobami

uznanymi za psychicznie chore. Tak więc nie chodzi tu o opi­

sanie własnej biografii, oddanie własnych przemyśleń, a na­

wet swojego doświadczenia, ale o próbę zrozumienia i wglądu

w procesy zachodzące obiektywnie, a których soczewką stała się osoba sędziego. W różnych opisach osobistych cierpień na

skutek „inwazji promieni” (np. rozdział XI), chodzi o pokazanie ich zewnętrznego źródła, przyczyny i równocześnie poddanie ich interpretacji. Dochodzi jeszcze do tego kwestia mowy zależnej świat Schrebera rozbrzmiewa głosami, które szemrają, mówią w niezwykle spowolniony sposób, powtarzają w nieskończoność

jak zacinająca się płyta urywane zdania, czasami używają wyszu­

kanych słów, czasami posługują się obelgami. Schreber zreda­

gować musi całą tę mowę, ów „język podstawowy”, który stanie się jednym z głównych tematów interpretacji Lacana - robi to

Bliźni Schreber 123

właśnie w Dankwiirdikeit... Można przeto nazwać Schrebera redaktorem owego „zapisu”, idąc w tym za uzasadnieniem sądu znoszącego ubezwłasnowolnienie - sędziowie jako pierwsi

zauważyli, że „dosadne słowa” pojawiające się w książce nie pochodzą od samego autora, ale są tylko świadectwem przekazy­

wanym przez niego: „Nie należy ich zapisywać na rachunek Po­

woda - stanowią one jedynie odtworzenie głosów duchów, które we wcześniejszych latach, w czasie najsilniejszych halucynacji, przemawiały do Powoda” (Schreber, s. 387). Inne zafałszowanie

jest skutkiem ubocznym celowego zaniechania odtworzenia usuniętej części biograficznej sędziego. Rozdział III Pamiętników został ocenzurowany na polecenie rodziny Schrebera (według wersji przytaczanej przez Lothane42 głównym zainteresowanym

był mąż najstarszej siostry sędziego Anny, Carl Jung, który jako ceniony biznesmen nie chciał dopuścić do zniesławienia, wyku­ pił też dużą część nakładu i zniszczył) - Freud miał możliwość

wglądu zarówno w ten materiał, jak i materiał zgromadzony

w zakładach psychiatrycznych, w których przebywał Schreber, jednak zaniechał tego, zostawiając niejako w swej pracy niewyja­

śniony moment dotyczący tego, jaki związek ma choroba sędzie­ go z jego powołaniem na stanowisko przewodniczącego senatu

(Senatprasident). Pomiędzy Ernennung a Entmannung Freud nie ustala żadnego związku - kluczowe będzie Entmannung

interpretowane jako wybuch homoseksualnego libido. W ten

sposób Schreber w teorii psychoanalitycznej pozbawiony zostaje wszelkich obsadzeń społecznych, a paranoja na dobre powiązana

z homoseksualizmem czy homoerotyzmem.

42

Zob. Z. Lothane, ln Defense ofSchreber. Soul Murder and Psychiatry,

dz. cyt., s. 26.

124 Psychoanaliza jako psychoza

Freudowski dyskurs naukowo-emancypacyjny faktycznie

rozjaśnił mroki spowijające psychotyczne doświadczenie sę­ dziego, niemniej jednak usunął z niego wszystko, co mogłoby

zwrócić uwagę teologów i filozofów, którzy skądinąd obawiali­

by się jakichkolwiek odniesień do samego pisma sędziego. A pi­ smo to miało przecież na celu wyjaśnienie wydarzenia-cudu

dokonującego się na ciele Schrebera, ciele w tym znaczeniu cudownym dla podmiotu kartezjańskiego.

1122. Schreber: Lacan - Deleuze Jednym z bohaterów i patronów Anty-Edypa - książki mają­ cej wywołać tyle sporów i dyskusji wokół związków filozofii

i psychoanalizy, psychoanalizy i psychiatrii, psychoanalizy i po­ lityki - jest sędzia Schreber. Przywołany na początku jako

niedający się zedypalizować herold antypsychiatrii, później

jako świadek i świadectwo redukcyjnej procedury objaśniania psychoanalitycznego i wreszcie jako reprezentant maszyny

paranoicznej stanowiącej biegun schizofrenizacji jako procesu oporu i rewolty w obrębie porządku kapitalistycznego, uzyskał

Schreber kolejne życie po źródłowym „mordzie dusznym”. Czy­

tając jednak pracę Deleuzea i Guattariego, trudno nie odnieść wrażenia, że z bliźniego uczynili widmową postać własnej in­ wencji43. O ile Guattari, uczestnik seminariów Lacana, a także

43

Samuel Weber pisze wręcz o nieznajomości tekstu Schrebera, zob.

S. Weber, Introduction to the 1988 Edition, w: D.P. Schreber, Memoirs

of My Nervous Illness, tłum. I. Macalpine, R. Hunter, Harvard Uni­ versity 1988, s. xiii (przypis 16).

Bliźni Schreber 125

aktywny członek École Freudienne, dobrze był zorientowany

w koncepcjach autora Seminarium o „Skradzionym liście“44, o tyle Deleuze, umysł historyczno-filozoficzny, posługiwał się konceptami Lacana wyłącznie na poziomie teoretycznym. Naj­

lepszym tego dowodem była książka, którą Lacan mógł przyjąć z jeszcze większą rewerencją niż wcześniejsze prace Deleuzea: Logika sensu. Wraz z początkiem lat 70. ta możliwa filiacja

filozofa z psychoanalizą stawała się coraz bardziej niemożliwa aż do tego stopnia, że w nocie do włoskiego wydania Logiki

sensu z 1976 roku Deleuze zauważył: Co się nie udało w Logice sensu? Oczywiście, nosi ona

jeszcze znamiona autentycznej życzliwości i poczucia

winy wobec psychoanalizy. Moim jedynym wytłuma­ czeniem byłoby to, że próbowałem w sposób nieśmia­

ły unieszkodliwić psychoanalizę, przedstawić ją jako sztukę powierzchni, która zajmuje się wydarzeniami jako jednostkami powierzchniowymi (Edyp nie jest

niegodziwcem, ma tylko dobre intencje...). Koncepty psychoanalityczne pozostały nietknęte, a Melani Klein i Freud potraktowani z respektem. A teraz?

Niestety, nie mogę mówić wyłącznie we własnym imieniu,

ponieważ wszystko, co stało się od Logiki sensu, pozostaje zależne od mojego spotkania z Felixem Guattarim, od

mojej z nim pracy, tego, co robimy razem (...). Anty-Edyp

nie jest już ani wysokością, ani głębią, ani powierzch­

nią. Tu wszystko się wydarza, dzieje się - intensywności,

44

Piszę o tym więcej we wstępie do polskiego wydania: F. Guattari, Chaosmoza, tłum. M. Gusin, Warszawa (w przygotowaniu).

126 Psychoanaliza jako psychoza

wielości, wydarzenia - na pewnego rodzaju ciele sferycz­

nym czy cylindrycznym obrazie: ciele bez organów45. Słowa te napisane po siedmiu latach od wydania Logique du sens świadczą przynajmniej o trzech sprawach. Po pierwsze psychoanaliza w książce tej ujmowana jest jako teoria pełna użytecznych pojęć, schematów i konceptów, które mogą być

rozwijane na planie filozoficznym - potwierdzają to liczne cytaty i odwołania do Freuda, Lacana, Melani Klein, ale także

Pontalisa czy Ledairea. Odwołania te mają charakter poko­

jowy - w tym sensie fundamentalna koncepcja teorii Freuda pozostała nietknięta - w odróżnieniu od odwołań występują­ cych w Anty-Edypie, które mają charakter subwersywny, a cza­ sami wręcz wojenny i prowadzą do zastąpienia psychoanalizy

schizoanalizą. Po drugie sojusz z psychoanalizą w wymiarze

teoretycznym według rozważań Logiki sensu jest nie tylko moż­ liwy, ale i wskazany, stąd poczucie winy wobec psychoanalizy, której filozoficzna albo metafizyczna potencjalności ciągle nie

została zaktualizowana. Można byłoby pomyśleć, iż życzli­

wość Deleuzea wobec psychoanalizy jest symetryczną figurą

wobec „życzliwości” Lacana dla filozofii i podobnie zanika na początku lat 70. Anty-Edyp stanowi jeden z kilku momentów

w dwudziestowiecznej filozofii francuskiej, w których następuje odwrót od metafizycznej potencjalności psychoanalizy, ale

także, co zdaje się mniej rozpoznane, wpisuje się w drogę pro­

wadzącą Lacana ku antyfilozofii. Po trzecie aktywne działanie w polu teorii psychoanalitycznej polega na unieszkodliwieniu

45

G. Deleuze, Note pour l’édition italienne de Logique du sens, w: tegoz, Deux régimes de fous, Paris 2003, s. 60.

Bliźni Schreber 127

jej, przedstawieniu jako „sztuki powierzchni”. Oznacza to, że dokonująca się swoista praca na poziomie pojęciowym, na poziomie potencjalności zapoznaje groźny czy złowrogi cha­ rakter psychoanalizy, jej wymiar „polityczny” demaskowany

w Anty-Edypie. Logika sensu, jak zobaczymy, przekształca

psychoanalizę w teorię fantazmatów, a w pewnym sensie także w fantazmatyczną teorię, co później zostanie określone jako nieśmiała próba unieszkodliwienia, która się nie powiodła.

Komentarz napisany z perspektywy współpracy z Guattarim, w trakcie jej największej intensywności, wskazywać może na

swego rodzaju rozczarowanie spowodowane zbytnią bliskością projektu Logiki sensu i psychoanalizy. W takiej też perspektywie

można by powiedzieć, że jest to książka, która „zatrąca niemiło

Freudem”46. Problem, jak się wydaje, leży jednak w tym, iż przy­

należąc do „etapu przejściowego” Deleuzea, zawiera w sobie elementy nigdy później nie rozwijane - a jednocześnie zupeł­ nie wpisuje się w serie jego wcześniejszych książek. W wielu bowiem aspektach stanowi dopełnienie bądź uzupełnienie

Różnicy i powtórzenia. W znaczeniu uzupełnienia stanowi pró­

bę realizacji książki filozoficznej, która nawiązuje do technik pokrewnych „na przykład teatrowi czy filmowi” - zamiast roz­ działów mamy wzajemnie się implikujące serie, w całościowym

horyzoncie książki eksplikujące, ażeby w recepcji czytelniczej

46 W anglojęzycznym wydaniu słowa z przedmowy „Ce livre est un essai de roman logique et psychanalytique” zostały przetłumaczone jako „This book is an attempt to develop a logical and psychologi­ cal novel”. Pomyłka ta stanowi swego rodzaju świadectwo recepcji Deleuzea jako zagorzałego wroga psychoanalizy.

128 Psychoanaliza jako psychoza

wyrazić complication. Historia filozofii, będąc medium, w któ­

rym komunikacja między seriami znajduje wyraz, opowiada

się na nowo; tak jak w książkach poświęconych Nietzschemu, Kantowi czy Spinozie. Ale też inaczej - sobowtór jest w pełni

uprzedni w stosunku do myśliciela, nie jest jego pasożytem,

ale duchem odkupicielem z chaosu, życiem podwojonym, a na mocy complicatio unieskończonionym. Uzupełnienie ozna­ cza więc zapewnienie ciągłości tworzącego się dzieła: uznany historyk filozofii publikuje książkę par excellence filozoficzną, którą jest Różnica i powtórzenie, aby uzupełnić przejście od

historii filozofii do filozofii samej tym, co zwie się logiką sensu. Nazwa jest samym przedmiotem: logika określa (minimalny) zespół reguł i prawideł, na mocy których myśli i wypowiedzi

są komunikowalne, tworzą więc sens wspólny; logika sensu

to sensu powtórzenie, w którym na nowo skonfrontowani jesteśmy z sytuacją poprzedzającą narodziny myśli. Ale też Logika sensu jest dopełnieniem Różnicy i powtórze­

nia, tak jak dopełnieniem zbioru jest wszystko, co do niego nie należy. Powtarzające się motywy obu książek realizują inne kierunki, stanowią przykład syntezy dysjunktywnej. Motyw

psychoanalizy, bądź co bądź odgrywający fundamentalną rolę w książce bezpośrednio następującj po Logice sensu, stanowi

47

„Trójca komplikacja-eksplikacja-implikacja zdaje sprawę z całego systemu, to znaczy z chaosu, który wszystko zawiera, z dywergent-

nych serii, które się zeń wyłaniają i doń powracają (...). Każda seria eksplikuje się lub rozwija tylko w swojej różnicy z innymi seriami,

jakie implikuje i jakie ją implikują, jakie zwija i jakie ją zwijają w tym chaosie, który wszystko komplikuje”. G. Deleuze, Różnica

i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1998, s. 185.

Bliźni Schreber 129

przykład afiliacji filozoficznej. I Różnica..., i Logika... są za­ uważone przez Lacana, który w Seminarium XVI, zachęcając swoich słuchaczy do lektury obydwu prac, odnotował:

przez sam swój tytuł Różnica i powtórzenie wykazuje powiązania z moim dyskursem, o czym jej autor z pew­

nością dobrze wie. Dlatego też byłem mile zaskoczo­

ny, znajdując na półce książkę, która daje nam jeszcze więcej - zaskoczony tym bardziej, że kiedy ostatnio go

widziałem, nic mi o niej nie wspominał, - i nazywa się Logika sensu (...), warto zauważyć, że miał szczęście,

mogąc poświęcić czas na wyartykułowanie i zgroma­ dzenie w jednym tekście nie tylko tego, co w istocie

głosił mój dyskurs - a nie ma wątpliwości, że dyskurs ten jest w centrum jego książek, skoro przyznaje, jak bardzo Seminarium o Skradzionym o liście tworzy pew­

nego rodzaju warunek wstępny, definiuje próg - ale także (...) tego, co według mnie wzbogaca mój dyskurs

(S XVI, s. 218).

Ta uwaga pochodząca od mistrza dobrze pokazuje kierunek, w którym Deleuze zmierzał pod koniec lat 60. Logika sen­ su w znaczeniu dopełnienia będzie także (a może przede wszystkim) wprowadzeniem do psychoanalizy - przy czym

wprowadzenie ma tu charakter wieloznaczny. Z jednej strony daje okołostrukturalistyczną wykładnię psychoanalizy, czyli

powtarza w teoretycznie skondensowanej formie drogę Lacana

z połowy lat 50., z drugiej redefiniuje strukturalizm przez od­ wołania do psychoanalizy, i to redefiniuje w sposób krytyczny.

Tak jak Heidegger postulował wprowadzenie do metafizyki

130 Psychoanaliza jako psychoza

jako jej ponowne przemyślenie (w medium historii filozofii), tak Deleuze proponuje powtórzenie strukturalistycznego mo­

mentu psychoanalizy („Ta książka jest próbą powieści logicz­ nej i psychoanalitycznej zarazem”)48. Jakkolwiek ten moment

strukturalistyczny nie jest tożsamy ze źródłowym lacanowskim „powrotem do Freuda” - idzie tu raczej o swoistą potencjal-

ność zawartą w procesie fantazmatu albo wydarzenia. Sama psychoanaliza ma być „nauką o wydarzeniu” - i to właśnie

wokół niego konstytuować się będzie delezjański gest wobec dziedzictwa Freuda.

Deleuze jednocześnie jest profanem, doskonale psycho­ analizie obcym, niewiernym, który niemniej pozostaje jej przychylny. Jak powie już po publikacji Anty-Edypa: „nie by­ łem obciążony ani odpowiedzialnością psychoanalityka, ani

poczuciem winy i różnymi innymi uwarunkowaniami zwią­

zanymi ze statusem pacjenta”49, co pozwalało mu na pracę

pojęciową „w dodatku w fazie zalążkowej”. I na tym etapie jest

Logika... - opracowuje psychoanalityczne koncepty (Edyp, kastracja, ciało jako mnogość stref erogennych itd.), które

przeplatają się w koncepcji wydarzenia. Teoretyczny projekt

psychoanalizy rozumiany jest jako opracowywanie genezy zna­ czeń, które konstytuują się wokół różnych zdarzeń w życiu pod­ miotu, w szczególności zdarzeń traumatycznych podlegających procesowi wyparcia. W takim też najogólniejszym znaczeniu

Deleuze pisze, iż psychoanaliza „jest nauką o wydarzeniach,

48

G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011, s. 14.

Dalej wszystkie cytaty bezpośrednio w tekście, oznaczone symbolem LS wraz z numerem strony.

49

Tenże, Negocjacje, tłum. M. Herer, Wrocław 2005, s. 26.

Bliźni Schreber 131

pod warunkiem, że nie traktujemy wydarzenia jako czegoś, czego sens należy odnaleźć i wydobyć” (LS, s. 282). Wydarzenie

jest pojawieniem się sensu będącego granicą, powierzchnią rozdzielającą, dystansem między zdaniem a stanem rzeczy, do którego się ono odnosi - wydarzenie jest sensem samym

„pod warunkiem, że nie myli się wydarzenia z jego czaso-

-przestrzenną realizacją” (LS, s. 43). Wiąże się to z kolejną cha­ rakterystyką: jako nauka psychoanaliza odtworzyć ma logikę

czy też porządek, w jakim rzeczywiste zdarzenia podmiotu stają się dla niego zdarzeniami znaczącymi: „Praca analizy (...)

polega na umożliwieniu dotarcia do tego nieświadomego po­ rządku reprezentacji «wypartych», ażeby odtworzyć jego logikę, odkryć za każdym razem jego osobliwą/jednostkową (singu-

lier) spoistość”50. Deleuzea jako filozofa interesuje oczywiście

nie praktyka (klinika), ale możliwość określenia samego aktu

myślenia, czasownika myśleć, będącego osobliwością, wokół której konstytuuje się Ja (por. LS, s. 160) przy pomocy teorii psychoanalitycznej.

W ukonstytuowanej wersji psychoanalizy oddziaływanie słowa

na ciało, tego, co językowe, na to, co somatyczne, przyjmie postać dualnej artykulacji popędu: afektu i przedstawienia/ wyobrażenia (Vorstellung). Dualność tę wyjaśnić można

względnie łatwo, jako kumulacje i/lub rozładowanie napięcia na poziomie cielesnym (odczucie przykrości i/lub rozkoszy) oraz towarzyszące temu wspomnienie bądź wyobrażenie. Wy­

obrażenie może reprezentować się na płaszczyźnie somatycz­

nej, czego najlepszym przykładem były objawy histeryczne, 50 S. Leclaire, Psychanalyser, Paris 1968, s. 58.

132 Psychoanaliza jako psychoza

w których ciało zachowuje się wbrew nauce anatomii; i od­ wrotnie - pobudzenie cielesne (przyjemność i przykrość)

może reprezentować się czy też „wyczerpywać” w wyobrażeniu. Freud wokół tej dualności sklasyfikuje cechy dystynktywne

nerwicy, psychozy i obsesji (fobii). Psychoanaliza nigdy nie

mogła wyrzec się owej dwoistości, a mówiąc jeszcze inaczej,

psychoanaliza zredukowana wyłącznie do praktyki dyskursywnej, wyłącznie do mówienia nie jest psychoanalizą: język, mowa

i mówienie występują w ścisłym związku z afektywnym stanem wypowiadającego podmiotu. Psychoanaliza jako nauka, nawet

jeśli jest to tylko nauka w stanie powstawania, quosi-nauka czy też tylko projekt nauki o nieświadomości, będzie miała na celu wyjaśnienie tej podwójnej artykulacji mówiącego ciała. W tym znaczeniu wszelkie teoretyczne toposy psychoanalizy zostają

wypracowane dzięki oparciu na materiale terapeutycznym.

Podmiot znaczącego, czyli podmiot wypowiadający, występuje w szczególnym związku z podmiotem jouissance, czyli podmio­ tem doznającym (przyjemności lub bólu). Ten pierwszy odpo­

wiada freudowskiej artykulacji na poziomie przedstawienia/ wyobrażenia, ten drugi - afektu. Dla Deleuzea, któremu cho­

dzi nie tyle o podmiotowość i subiektywność, co o procesy je wywarzające, ważne będą te konstrukcje psychoanalizy, które

niczym rozważania stoików o ciałach i efektach pokazują wza­

jemne oddziaływanie czy przenikanie się owych stref pęknię­ tego podmiotu. Odwoływał się więc będzie tak do Lacana,

jak i Melani Klein. Fantazmat stanowił będzie konstrukcję najbliższą na poziomie konceptualnym wydarzeniu (seria 30.).

W Słowniku psychoanalizy Laplanchea i Pontalisa, do któ­

rego Logika... wielokrotnie się odwołuje, fantazmat w najogól­ niejszym znaczeniu określany jest jako wyobrażony scenariusz,

Bliźni Schreber 133

w którym „podmiot, w sposób mniej lub bardziej zniekształ­ cony przez procesy obronne przedstawia spełnienie jakiegoś pragnienia”51 (s. 52). Psychoanaliza odkrywa leżącą u podłoża

wszelkich fantazmatów formę uniwersalną w postaci fantazma­

tu pierwotnego. Najlepszym i zarazem najbardziej adekwatnym przykładem dla delezjańskiego wprowadzenia może być analiza

Człowieka-Wilka i Człowieka-Szczura wraz z późniejszymi

komentarzami. Odniesienia do nich pojawiają się w Logice sensu kilkakrotnie, ażeby zilustrować zarówno samą koncep­ cję fantazmatu, jak i metodę serialną. Jeśli chodzi o analizę

Człowieka-Szczura52 szczególnie interesujący jest dla Deleu­

zea komentarz Lacana. Powołuje się na niego w serii szóstej, popełniając przy tym zabawną czynność pomyłkową: „Weźmy jego [Lacana] komentarz do człowieka od wilków, wykazujący istnienie serii w nieświadomości (...) i wskazujący na szczegól­

ną rolę, jaką w obu seriach odgrywa element «długu»” (s. 67). Człowiek-Wilk (albo Człowiek od wilków, jak funkcjonuje w języku francuskim) zastąpił Człowieka-Szczura.

W Lacanowskim opracowaniu ważne jest także to, co zo­ stanie przetworzone w koncepcję fantazmatu:

w sercu doświadczenia analitycznego istnieje coś, co powinno właściwie nazywać się mitem, mitem jako do­

kładnie tym, co może być zdefiniowane jako nadające

formułę dyskursywną temu, co nie może być przekazane 51

J. Laplanche, J.B. Pontalis, Słownik psychoanalizy, tłum. E. Modze­

52

Z. Freud, Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw,

lewska, E. Wojciechowska, Warszawa 1996, s. 52. w: tegoż. Charakter a erotyka, tłum. R. Reszke, D. Rogalski, Warszawa

1996, s. 23-83.

134 Psychoanaliza jako psychoza

w definicji prawdy (...). Mówienie nie może uchwycić

tego momentu dostępu do prawdy jako prawdy obiek­ tywnej, może go wyrazić tylko w sposób mityczny53. Psychoanaliza jako teoria oparta na praktyce, sztuka w średnio­ wiecznym znaczeniu sztuk wyzwolonych (arts libéraux), udo­ stępnia coś, co nie daje się zobiektywizować w postaci formuł

nauki i wyraża się w postaci mitycznej. Lacan nazwie to „indy­ widualnym mitem nerwicy”, swoistą inscenizacją, mitycznym

pejzażem, w którym podmiot rekonstruuje własną historię.

I nie jest to historia obiektywna, ale za to sensowna, pełna

różnego rodzaju elementów odgrywających szczególną rolę w życiu podmiotu. W psychoanalizie jako technice chodzi o ich wyodrębnienie, wyodrębnienie ich układów, serii rozumianej

jako szeregu elementów wzajemnie do siebie odsyłających za sprawą czegoś, co jest w stosunku do nich całkowicie he­

terogeniczne. W przypadku Człowieka-Szczura była to seria zapoczątkowana opowieścią o chińskiej torturze, opowieścią, która stanowiła katalizator dla czynności natrętnych, za spra­

wą których Ernest Lanzer zgłosił się do Freuda, a jednocześnie

punkt zbieżności, wokół którego organizować się będzie relacja do zmarłego ojca i ukochanej kobiety. Analiza tego przypadku

polega na uporządkowaniu występujących tu ciągów znacze­

niowych, serii wzajemnie się wywołujących i rezonujących (seria synowska i seria ojcowska).

W Lacanowskiej analizie człowieka od szczurów wy­ stępuje na przykład seria ojca, która bardzo wcześnie

53

J. Lacan, Le mythe individuel du névrosé, Paris 1956, s. 322.

Bliźni Schreber 135

pobudza dziecko i należy do historii rodzinnej (dług -

przyjaciel - kobieta bogata - kobieta biedna), a także seria o tych samych elementach, ale zamaskowanych

i przesuniętych, którą podmiot sam odnajduje później

już na własną rękę (gdzie dług gra rolę przedmiotu = x, który wprawia w rezonans obie serie (LS, s. 303). Analizowany i opisany przez Freuda przypadek Siergieja Pankiejewa stanowi wzorcowy przykład tego, w jaki sposób zda­

rzenie z historii podmiotu staje się wydarzeniem w znaczeniu

Deleuzea. Co więcej, dekadę później, w drugim tomie Kapita­

lizmu i schizofrenii, napisanym wspólnie z Guattarim, znajduje się ostatni tekst poświęcony wprost psychoanalizie, który jest

swego rodzaju trawestacją psychoanalitycznych rozważań nad historią Człowieka-Wilka54.

Dla Freuda analiza zaprezentowana pod tytułem Z historii nerwicy dziecięcej stanowiła zarówno ważną aplikację już opra­

cowanej teorii, jak i mocny dowód skuteczności metody inter­ pretacji psychoanalitycznej. Pacjent, który zostanie nazwany

Człowiekiem-Wilkiem, po wielu bezowocnych próbach leczenia

u współczesnych mu lekarzy zwrócił się do twórcy psychoanali­ zy w nadziei znalezienia pomocy. Freud odnajduje źródło jego

aktualnych zaburzeń w historii dzieciństwa. Stosując metody

opracowane w Objaśnianiu marzeń sennych i biorąc poprawki na zniekształcenia pamięci obejmującej wspomnienia i przeży­

cia z dzieciństwa analizanta, rekonstruuje źródłowe doświad­ czenie, które naznaczy w sposób retroaktywny rzeczywistość

54

Zob. G. Deleuze, F. Guattari, Tysiąc plateau, tłum, zbiorowe, War­

szawa 2015, s. 31-45.

136 Psychoanaliza jako psychoza

psychiczną Człowieka-Wilka. Kluczowe będzie marzenie senne, za sprawą którego Pankiejew nabędzie psychoanalityczny kryp­ tonim Człowieka-Wilka. Jego treścią jawną jest obraz wilków siedzących na drzewie i intensywnie wpatrujących się w śniące-

go. Analityczna interpretacja tego snu doprowadzi do odkrycia „sceny pierwotnej”, którą w tym przypadku był akt seksualny rodziców a tergo - Człowiek-Wilk jako półtoraroczne dziecko

był świadkiem tej sceny uzyskującej znaczenie za sprawą mecha­ nizmu naznaczenia wstecznego. Naturalne wydaje się pytanie

o ontologiczny status owego zdarzenia: czy rzeczywiście miało miejsce, czy też jest tak konstrukcją analityczną, jak i pewnym

scenariuszem, w którym jak w soczewce skupia się charakter psychoanalitycznego projektu teoretycznego? W Logice sensu,

w której chodzi o pokazanie genezy wydarzenia jako bytu meta­ fizycznego, transcendentalnego i topologicznego jednocześnie,

freudowska analiza odgrywa rolę przykładu wyjściowego. Gdy

Deleuze charakteryzuje fantazmat jako to, co nie reprezentuje ani działania, ani doznania, ale „wynik działania i doznania”,

równocześnie uchyla rozróżnienie pomiędzy wyobrażonym a rzeczywistym stanem rzeczy jako substancją wydarzenia.

Freud także uchylił wagę tego rozróżnienia („sam chciałbym

wiedzieć, czy scena pierwotna był fantazją, czy realnym prze­ życiem mego pacjenta, ale biorąc pod uwagę inne podobne przypadki, należy stwierdzić, że rozstrzygnięcie tej kwestii nie

jest właściwie aż tak bardzo ważne”)55 - i właśnie to sprawia, że psychoanaliza rozpoznaje proces tworzenia się fantazmatów jako zakorzenionych w rzeczywistej historii podmiotu, ale na

55

Z. Freud, Dwie nerwice dziecięce, tłum. R. Reszke, Warszawa 1996, s. 175.

Bliźni Schreber 137

nowo ową historię przetwarzających (naznaczenie wsteczne) czy zakrzywiających. Stanowią przeto coś w rodzaju powierzchni, na której zostają zarejestrowane zdarzenia: powierzchni łączącej

i rozdzielającej ową wewnętrzność podmiotu, jego mityczno- metafizyczną subiektywność i stronę zewnętrzną, czyli asyme­ trycznie mityczno-fizyczną obiektywność. Ze względu na ten

„dwustronny” charakter w fantazmacie dokonuje się przejście od przeżycia psychicznego (pseudoprzyczyna, zdarzenie wyjścio­

we) do struktury logicznej (efekt, artykulacja językowa, inter­ pretacja analityczna) i odwrotnie: następuje ustrukturowanie wrażeń poprzez ich „rejestrację” na powierzchni. W termino­ logii freudowskiej proces ten nazywa się naznaczeniem wstecz­

nym (Nachtrachligkeif). Podlega mu nie tyle całe traumatyczne przeżycie, ile te jego elementy, które nie mogły zostać w pełni

wprowadzone do kontekstu znaczeniowego przeżywającego podmiotu (obserwacja aktu seksualnego rodziców). Wraz z po­ jawieniem się zdarzeń umożliwiających stworzenie kontekstu

dla tych nieogarniętych elementów następuje retroaktywne

opracowanie całości traumatycznego zdarzenia. Uprzywile­ jowanym polem tego procesu jest seksualność ze względu na charakterystyczną dla niej zmienność w czasie. Innymi słowy w fantazmacie jako „rejestracji wydarzenia” dokonuje się dysjunktywna synteza: przeszłe zdarzenie rozwidla się na ciągi

znaczeniowe, które aktywizują się w zależności od siły pobu­

dzenia (interpretacja analityczna jako pobudzenie) występującej

w teraźniejszości. Późniejszy zarzut wobec psychoanalizy pole­ gał będzie m.in. na tym, że jej model teoretyczny oparty jest na

redukowaniu owych ciągów, na blokowaniu siły „produkcyjnej nieświadomości” realizującej się w fantazmacie sprowadzonym stale do tego samego (Edyp, ojciec, kastracja).

138 Psychoanaliza jako psychoza

Pisząc Logikę sensu, Deleuze używa tropów psychoanali­

tycznych celem zużytkowania ich we własnej metafizycznej koncepcji. Użytek taki jest możliwy, gdyż Deleuze postrze­

ga psychoanalityczne konstrukcje jako metafizyczne poten-

cjalności. Analityczne pojęcie fantazmatu posłużyć może zilustrowaniu serializmu, tego, co nazwane zostało porządko­ waniem w serie (misę en serie), jako pewnej metafizyki struktu-

ralizmu. W serii piątej zostaje określony paradoks polegający na

regresji w nieskończoność występujący w samym akcie nazy­

wania: ażeby zdefiniować daną nazwę, potrzebuję nazwy, która wymaga definicji, i tak ad infinium. Zważywszy na wagę rozróż­ nienia podstawowego (seria 2.) czterech wymiarów zdania jako

elementu systemu językowego (wskazywanie, manifestowanie, znaczenie i sens), można powiedzieć, że sens wypowiedzi, sta­

jąc się przedmiotem wypowiedzi kolejnej, multiplikuje się bez

końca. Sytuacja ta znana jest tak w logice, gdzie próbowali ją zażegnać Russell czy w inny sposób Wittgenstein, jak i w życiu codziennym, co w odwróconej wersji ilustruje Lewis Carroll,

opisując spotkanie Alicji z Białym Rycerzem, który zapowiada tytuł piosenki (s. 53). Deleuze rozważa seryjną postać owego

regresu w serii szóstej pod kątem tego, jak powoduje on po­

dwojenie albo rozdwojenie samej serii typu ni, n2, n3, ną...: „forma seryjna z konieczności powstaje wszędzie tam, gdzie

pojawiają się co najmniej dwie równoczesne serie” (s. 62). Wy­

stępuje tu seria terminów definiujących i terminów zdefinio­ wanych przebiegająca nazwy: ną desygnuje n3, które desygnuje n2, które desygnuje ni, oraz ni desygnowane przez n2, które

desygnowane jest przez n3, które desygnowane jest przez ną. Wydawać by się mogło, że obie serie są wymienne, ze względu jednak na to, że w pierwszej serii każdy termin desygnuje sens

Bliźni Schreber 139

następnego, a w drugiej jest desygnowany przez kolejny, mamy do czynienia z relacją, która nie jest symetryczna: A jest w re­

lacji z B, wtedy gdy B oznacza sens A, co nie jest równoważne temu, że A oznacza sens B, czyli że B jest w relacji z A. Jak

zauważa James Williams we wprowadzeniu do Logiki sensu: U Deleuzea relacje nie są symetryczne ani przechodnie.

W momencie, gdy przechodzimy do drugiego elementu relacji, pierwszy zostaje przez owo przejście zmieniony.

Gdy mówię, że „warczenie” znaczy „złość”, to „złość”

desygnuje znaczenie „warczenia”, ale gdy powiem, że „złość” znaczy „wściekłość”, wówczas „wściekłość” de­

sygnuje znaczenie „złości”, która nie jest już tym, co desygnuje znaczenie „warczenia”, ale specyficznym zna­ czeniem desygnowanym przez „wściekłość”56.

Powoduje to, że nie tylko znaczenie i sens stanowią niedające się ograniczyć pole do definiowania (i interpretowania), ale tak­ że samo definiowanie i oznaczanie rozkładają się w serie: „Ład serii jest więc w istocie wieloseryjny” (LS, s. 63). Regres jako

źródło wszelkich paradoksów albo „arcyparadoks” (LS, s. 62) nie polega wyłącznie na ucieczce w nieskończoność tropionego

sensu (interpretacja psychoanalityczna sceny pierwotnej), ale przede wszystkim na tym, że elementy serii wytwarzają nową

serię, której to prawo funkcjonowania jest nieredukowalne do

prawa pierwszej serii:

56

J. Williams, Gilles Deleuzes Logic of sense. A Critical Introduction

and Guide, Edinburgh University 2009, s. 185.

140 Psychoanaliza jako psychoza

W istocie owe dwie heterogeniczne serie mogą być okre­ ślane na rozmaite sposoby. Może być to seria wydarzeń i seria rzeczy, w których wydarzenia te się urzeczywist­

niają bądź też nie, seria złożona z desygnujących zdań

bądź i seria desygnowanych przez nie rzeczy (...). Roz­ różnienia te są bez znaczenia (...). Ważniejsze jest to,

że można konstruować obie serie w postaci na pozór

jednorodnej (LS s. 63). Ilustruje to psychoanaliza jako teoria fantazmatów. Fantazmat w odróżnieniu od takich obiektów psychoanalizy

jak marzenia senne, czynności pomyłkowe czy symptomy cho­

robowe, które powstają niezależnie od woli podmiotu, wyła­

niając się niejako z głębi i stanowiąc przedmiot myślenia, jest współtworzony przez podmiot, wyprowadza albo przekształca wewnętrzność, niedostępną głębię w zewnętrzne otoczenie i jest już myśleniem (a nie tym, co do pomyślenia i w efekcie zin­ terpretowania). Jak pisze Deleuze, fantazmat jest wyjątkowo

ruchliwy, a więc „swobodnie przemierza dystans dzielący różne systemy psychiczne”, a także przemieszcza się w swoim rozwoju

diachronicznym: może na nowo opracować własny początek, „wchłonąć w siebie własne źródło” (LS, s. 290). W takim znacze­

niu stanowi środowisko (milieu) dla rozwarstwiającej się serii, to, co zapewnia jej szczególną jednorodność. Ujmując rzecz jeszcze

inaczej: jeśli w przypadku marzenia sennego rozwarstwienie serii polega literalnie na odchyleniu pomiędzy samym przeżyciem snu (stan rzeczy) a jego artykulacją językową, pozostaje ona

w tym znaczeniu niejednorodna - u Lacana będzie to problem realnego w stosunku do symbolicznego, ale też kwestia wspo­ mnianej różnicy pomiędzy podmiotem afektu a podmiotem

Bliźni Schreber 141

przedstawienia - a spojenie, tylko asymptotyczne (jako proces nieskończony), dokonuje się w procesie interpretacji zapewnia­ jącym pozorną jednorodność (marzenie senne jako spełnienie

pragnienia, którego poszukuje interpretacja). Proces interpre­ tacji zaś polega na ustalaniu korespondencji w serii artykulacji

językowej rozwarstwiającej się pomiędzy treść jawną marzenia sennego a treść ukrytą, między serią znaczących a serią znaczo­ nych. Tym, co stanowi warunek możliwości ich korespondencji,

jest paradoksalna instancja pustej przegródki, tego, czego braku­ je na jego miejscu, czemu brakuje własnej tożsamości, brakuje

podobieństwa do siebie samego i własnego źródła pochodzenia (LS, s. 68). W słowniku psychoanalitycznym to fallus („Nie musi-

my tu przypominać charakterystycznych właściwości fallusa, wy­ odrębnionych przez Lacana w jego słynnych pracach”, LS, s. 303),

znaczące pragnienia, ale także to, co pozwala wyobrażać sobie jakąkolwiek reprezentację, jakiekolwiek przedstawienie. Mamy więc serię zbieżną, której granica jest ewokowana w interpretacji (przykład interpretacji dużej części marzeń sennych w Objaśnia­ niu marzeń sennych), mamy serię, która rozwarstwia się na co

najmniej dwie serie albo zbiegające do tej samej granicy, albo do różnych granic, albo wreszcie rozbieżne. Fantazmat, przynajmniej w chwili swych narodzin, nie

jest niczym innym, jak tylko wewnętrznym rezonansem

między dwiema niezależnymi seriami seksualnymi, o ile rezonans ten przygotowuje nadejście wydarzenia i za­

powiada jego ujęcie (LS, s. 304). Mowa tu o seriach seksualnych (oralnej, pregenitalnej i edypal-

nej) ponieważ wraz z seksualnością, czyli wyodrębnieniem się

142 Psychoanaliza jako psychoza

popędów seksualnych z całej masy sił (aktywnych i reaktyw­ nych), w oddziaływanie których podmiot jest uwikłany, „za­ czyna się seria, albowiem forma seryjna jest formą organizacji powierzchni” (LS, s. 298). W jakim sensie rezonans między

seriami przygotowuje nadejście wydarzenia? Przykładem może być seria obrazów, wspomnień, słów, znaków, symptomów czy czegokolwiek innego, wchodząca w komunikację z inną serią,

wywołując doznanie cielesne. Ich wzajemne oddziaływanie staje się początkiem wyobrażonego scenariusza, o ile owo do­

znanie niezależnie od intensywności będzie czymś, co podmiot będzie starał się odtworzyć, co będzie jego jednostkowym albo osobliwym wydarzeniem. To oddziaływanie, ten rezonans jest

niczym innym niż momentem, w którym podmiot doświadcza

sensu jako przebłysku, jako tego, co jest poza-bytem i trwaniem

jednocześnie, jest „owym minimum bytu, które odpowiada

wszystkiemu, co trwa. W tym właśnie znaczeniu stanowi «wy­ darzenie»” (LS, s. 43) Nie chodzi tu tylko o konotacje sek­

sualne - doznaniem cielesnym jest również myśl, myślenie jako takie: powierzchnia fizyczna i powierzchnia metafizyczna w fantazmacie właśnie dlatego w siebie przechodzą (por. LS,

s. 278): „Wzór fantazmatu jest następujący: od seksualnej

pary do myśli, za pośrednictwem kastracji”. Fantazmat jest myśleniem samym, zapowiadając wydarzenie-sens i tworząc przestrzeń (teatralną scenę) dla jego ujęcia: psychoanalityczny

podmiot znaczącego i podmiot jouissance krzyżują się. Jak więc mamy rozumieć sformułowanie, że „psychoana­ liza w ogóle jest nauką o wydarzeniach”? O jakim rodzaju na­

uki jest tutaj mowa? Na odpowiedź składają się trzy elementy.

Po pierwsze nie będąc psychoanalitykiem, Deleuze nie przej­

mował się „wiernością” doktrynie - jak widzieliśmy, swobodnie

Bliźni Schreber 143

kontaminował terminy pochodzące od Lacana z tymi od Klein i odwrotnie - ani, co z tym związane, z jej wymiarem praktycz­ nym. Psychoanaliza to pewien zestaw narzędzi, które można stosować w projekcie logiki sensu, czyli przy określaniu proble­

mu genezy myślenia w sensie szerokim; można za ich pośred­ nictwem ilustrować działanie metody serialnej, pokazywać, jak

w jej obrębie metoda serialna stanowi powiązaną z nią metodę.

Na takim poziomie byłoby to postawienie „metodologicznego problemu” koncepcji. Dlatego też Lacan mógł odnaleźć swój

dyskurs w narracji Deleuzea, dodajmy, że dyskurs miniony,

czyli usłyszeć własne echo. W kontekście historycznym war­ to zauważyć, że druga połowa lat 60. to przejście Lacana od

„pierwszego klasycyzmu” do drugiego, a więc postawienie na nowo kwestii „naukowości” psychoanalizy. Po drugie „nauka o wydarzeniach” to wynalazek stoików,

którzy przeformułowali platońską episteme albo nawet doko­ nali „odwrócenia platonizmu”, co w obrazowy sposób opisane jest w serii osiemnastej. Platoński problem, który dotyczył bę­

dzie także rozumienia fundamentalnego pojęcia psychoanalizy, polega na określeniu zasięgu Idei: czym jest to, co w Idei nie

uczestniczy, co nie jest przez nią reprezentowane - to pytanie o symulakrum. W tradycji filozoficznej jest to problem pozo­ ru, złudzenia, nonsensu, ale też, ujmując rzecz w kategoriach przestrzennych, problem rozróżnienia wnętrza i zewnętrza,

głębi i wysokości. Stoicy są w odczytaniu Deleuzea tymi, którzy „ujawniają” mroczną głębię i oślepiającą wysokość. Ich nauka dotyczy tego, co

wymknęło się Idei, wypływa na powierzchnię, zdąża do bezcielesnej granicy, by odtąd reprezentować wszelką

144 Psychoanaliza jako psychoza

możliwą idealność, pozbawioną jednak właściwej jej

przyczynowej i duchowej skuteczności (...) Symulakry tracą odtąd swój status podziemnych buntowni­

ków, za to uwydatniać się będą ich „efekty” (nie dbając

o terminologię stoicką, można by je nazwać „fantazma­ tami”). To, co najgłębiej skryte stało się czymś najbar­ dziej jawnym (LS, s. 24).

Jeśli odnieść to teraz do psychoanalizy jako teorii nieświado­

mego, mamy następujący schemat. Koncepcja Freuda traktu­ je o nieświadomości jako części aparatu psychicznego, jako

o czymś, czego nie da się zredukować do przejrzystej instancji świadomości, co może być oddane za pomocą metafory mrocz­ nej głębi albo też góry lodowej, która w większości jest pod

powierzchnią. Opierając się na tej metaforze, psychoanalizę odczytywać można na trzy sposoby albo też wedle wymiarów:

jako koncepcję psychologiczno-biologiczną, kulturowo-hermeneutyczną i wreszcie jak systemowo-strukturalną. Wszystkie te wymiary zgodne są z duchem przestrzennej metafory Freuda.

W pierwszej wersji nieświadomość stanowi miejsce wypartych

przedstawień i chaotycznych popędów, których proces porząd­

kowania obrazuje rozwój życia seksualnego. W drugiej wersji nieświadomość określić można jako matrycę miejsca zawie­

rającą w sobie obraz filogenezy odpowiedzialny za „przejście”

z natury do kultury. W trzeciej wersji nieświadomość przestaje mieć charakter geometryczny - nie jest już miejscem, które

dałoby się zlokalizować w aparacie psychicznym, nie jest nawet warunkiem możliwości takiej lokalizacji, ale stanowi system

relacji mogący opisać m.in. „relacje geometryczne i topo­ logiczne”. We wszystkich tych wersjach mamy do czynienia

Bliźni Schreber 145

z odwróceniem odniesienia między głębią a powierzchnią, tym, co wewnętrzne, a tym, co zewnętrzne. Psychoanaliza nie trak­ tuje nieświadomości jako siedziby symulakrów, głębinowych

bytów, które rozbijają organizację powierzchni i przedstawienia (LS, s. 289), przeciwnie - we wszystkich wariantach stanowi

ona warunek owej organizacji, sama możliwość przedstawienia

jest jej „efektem”. Mityczna przestrzeń nie-sensu, szaleństwa

i niemożliwości uzyskuje więc pozytywny status sfery narodzin fantazmatu. Nauka o wydarzeniach oznaczałaby taką teorię

nieświadomości, która ukazuje jej „powierzchniowy” charak­ ter w przestrzennej metaforyce wywodzącej się od Platona.

Czyż w tym Lacan nie usłyszał obietnicy wzbogacenia własnej próby ulokowania psychoanalizy w porządku wiedzy? Po trzecie nauka o wydarzeniach, która nie traktuje swo­ jego przedmiotu jako czegoś, czego sens „należy odnaleźć

i wydobyć”, sytuuje się poza dualnym podziałem na nauki wy-

jaśniająco-przewidujące i opisująco-rozumiejące. Skonstru­ ować musi więc na nowo sposób odniesienia do przedmiotu, przez co może nosić miano logiki sensu, być jak fenomeno­ logia przednaukowa. Niemniej jednak samą ową konstrukcję

uznaje za arbitralną, w przeciwnym razie ograniczona byłaby przez sposób formalizacji, przez reguły logiczne - w termino­

logii Deleuzea byłaby logiką znaczenia. Oczywiście nie ozna­

cza to, że cechuje ją zupełna dowolność i brak poszanowania praw logiki - wszak mowa o nauce. Arbitralność polega tu raczej na niemożliwości wyczerpania wydarzenia, na nie­

możliwości usytuowania się poza nim, jest ono bowiem płaszczyzną immanencji - nauka o wydarzeniu może mieć tylko charakter wydarzenia. W tym znaczeniu naukowość jest fantazmatem:

146 Psychoanaliza jako psychoza

I jeśli to w tej cząstce, której urzeczywistnienie nie jest w stanie dopełnić, a przyczyna - wytworzyć, mieści się

całość wydarzenia, to zarazem właśnie tutaj poddaje się ono również przeciwurzeczywistnieniu; właśnie tu tkwi nasza najwyższa wolność, dzięki której może­

my owo wydarzenie rozwinąć i doprowadzić do koń­

ca, do punktu przeistoczenia, by wreszcie zapanować nad urzeczywistnieniami i przyczynami. Jako nauka

czystych wydarzeń, psychoanaliza jest również sztu­

ką przeciwurzeczywistnień, sublimacji i symbolizacji (LS, s. 283).

Nauka o wydarzeniu pozwala nam zapanować nad nieprzystawalnością sensu, jego nadmiarem albo brakiem, czymś, z czym żadna nauka poradzić sobie z definicji nie może. I gdy mowa

tutaj o sztuce sublimacji i symbolizacji, możemy myśleć, że chodzi o sam proces psychoanalityczny, taki, który przechodził

Człowiek-Szczur czy Człowiek-Wilk. A jednak to nie psychoanalityczne przypadki opisane przez

Freuda i następców interesują Deleuzea. Logika sensu rozciąga

się między nadsensem Louisa Wolfsona, nonsensem Lewisa Carrolla a infrasensem Antonina Artauda: wysokość, po­ wierzchnia i głębia, pomiędzy neurozą a schizofrenią, między

szaleństwem a „wielkim zdrowiem”. I tu raz jeszcze fantazmat psychoanalizy inauguruje swój proces, bowiem

psychoanaliza znajduje w szaleństwie par excellence -

które psychiatrzy nazywają schizofrenią - bliską sobie,

nieprzezwyciężalną udrękę: w szaleństwie tym dane są (...) wszelkie formy skończoności (...). Psychoanaliza

Bliźni Schreber 147

„rozpoznaje się w jestestwie swoim”, kiedy staje przed psychozami, do których mimo to (a raczej właśnie

z tego powodu) nie ma dostępu: tak jakby psychoza w akcie okrutnej iluminacji wskazywała - nigdy za odle­

głe, lecz zawsze za bliskie - miejsce, ku któremu analiza musi z wolna zmierzać57.

Dla Deleuzea podobnie jak dla Foucaulta, choć w innym kon­ tekście, paradoksalne sąsiedztwo psychoanalizy i psychozy stanowi źródło żywotności i subwersywnej siły tej pierwszej.

Fantazmat stanowi granicę bezpieczeństwa - jest tym koncep­ tem, który w Logice sensu wprowadza w rezonans inne pojęcia psychoanalityczne i dlatego też jest wprowadzeniem do psycho­

analizy. W odróżnieniu od innych kluczowych terminów Logiki sensu nigdzie indziej u Deleuzea się już nie pojawia.

Zauważyć można na podstawie tego historycznego rozwi­

nięcia, iż Lacan spoglądał na dokonania współczesnych sobie

na tyle przychylnym okiem, na ile sam mógł je zużytkowywać (także w sensie jouissance). W przypadku Deleuzea zbieżność

wydawać się mogła obiecująca58, oczywiście do czasu - mistrz kolejny raz poczuł się zdradzony. Nie chodziło tylko o współ­ pracę Deleuzea z Guattarim i jej efekt w postaci Anty-Edypa -

książki, która z perspektywy ówczesnej pracy Lacana (drugi

klasycyzm, mathem, początek koncepcji węzłów boromejskich) zdaje się nieszczególnie istotna poza, oczywiście, wymiarem wizerunkowym - rzecz dotyczyła zasadniczo sposobu od­

czytywania go przez filozofów. Autor Różnicy i powtórzenia

57 58

M. Foucault, Słowa i rzeczy, tłum. T. Komendant, Gdańsk 2006, s. 337. Zob. E. Roudinesco, Jacques Lacan, dz. cyt., s. 496.

148 Psychoanaliza jako psychoza

ewidentnie zdradza psychoanalizę jako pole dyskursu nauko­ wego, opieczętowując hasłem fantazmat, co skądinąd nie jest,

jak widzieliśmy, niczym dyskredytującym w ówczesnej mowie

i Deleuzea, i Lacana. Robi to w podobnych okolicznościach

czasowych, choć w innym horyzoncie konceptualnym - jak Foucault, Derrida czy Roustang. W Logice sensu Schreber pojawia się aluzyjnie jako metafora myśliciela:

(...) od dawna nie ma już nic zabawnego w owej relacji łączącej ranę kastracji z pęknięciem konstytutywnym dla myśli albo między seksualnością a myślą jako taką.

Nic śmiesznego (ale też nic smutnego) w obsesyjnych ścieżkach, którymi podąża myśliciel. Nie idzie tu bynaj­ mniej o przyczynowość, tylko o geografię, o topologię.

Nie znaczy to wcale, że myśl rozmyśla o seksualności albo myśliciel - o małżeństwie. To myśl jest przecież metamorfozą płci, myśliciel zaś - metamorfozą pary

(LS, s. 293; podkreślenie moje).

113. Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) Pod koniec Seminarium III, kiedy następuje wyjaśnienie funk­ cji znaczącego w formowaniu się symptomów chorobowych

Schrebera, Lacan mówi: Znaczący bycia ojcem jest tym, co tworzy „drogę głów­ ną” w relacjach seksualnych z kobietą. Jeżeli taka droga

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 149

główna nie istnieje, ma się do czynienia z pewną liczbą podrzędnych dróżek: kopulacja, później ciąża kobiety. Przewodniczącemu Schreberowi najwyraźniej braku­

je tego podstawowego znaczącego, który zwie się być

ojcem. Dlatego konieczne było, aby zabłądził, aby się pogubił do tego stopnia, iż myślał, że sam nosi dziec­

ko, jak kobieta. Trzeba mu było wyobrazić sobie siebie jako kobietę i przez ciążę zrealizować część drogi nie­ zbędnej do tego, aby przez zsumowanie jednej i dru­ giej urzeczywistniła się [dla niego] funkcja bycia ojcem (...). Jeżeli założymy, że znaczący podąża zupełnie sam

swoim torem (...), to musimy przyznać, że jest w nas swego rodzaju szum, ba, prawdziwy harmider, którym

zostaliśmy ogłuszeni od dzieciństwa, mniej lub bardziej skutecznie omijany dzięki utrzymywaniu znaczeń, które

nas dotyczą. Czemuż by nie powziąć takiej myśli, że akurat w momencie, w którym puszczają, zawodzą po­

wiązania między tym, co Saussure nazywa bezkształtną

masą znaczącego, a bezkształtną masą znaczeń i zain­ teresowań, nieprzerwany potok znaczącego odzyskuje

swoją niezależność? A wtedy (...) znaczące całkiem

same zaczynają mówić, śpiewać (S III, s. 536-538). Znaczący główny, który później zostanie nazwany Imieniem-ojca (w sensie powiązań społecznych również jako funkcja

przekazywania nazwiska, która toruje i podwaja jednocze­ śnie ową drogę główną), zapewnia powiązanie albo relację

i rację istnienia (rapport) odrębnych bytów funkcjonujących w symbolicznym jako kobiety i mężczyźni. Trajektoria owe­

go znaczącego głównego wyznaczać będzie jednostkowy los

150 Psychoanaliza jako psychoza

podmiotu w jego wymiarze symbolicznym - z mapy tej trajek­

torii wyczytać można będzie pracę podmiotu jako istoty psy­ chicznej, a także podmiotu nieświadomego. Schreber posłużył jako bliźni, którego trajektoria znaczącego w istotny sposób odchyliła się od zwyczajowych wykresów, ale co więcej - i na

tym polegało jego bycie bliźnim psychoanalizy - potrafił ten wykres przedstawić w procesie jego powstawania. Zaintere­

sowanie Lacana Joyceem jako podmiotem, któremu udało się uniknąć katastrofy sędziego, ma źródło w powyższym cytacie.

Temu zadaniu poświęcone jest - po prawie dwudziestu latach seminarium z roku akademickiego 1975/1976 zatytułowane

Le Sinthome. Czytelnika Seminarium XXIII ogarnąć może rozczarowa­ nie, zwłaszcza jeśli jest admiratorem pisarstwa wielkiego Euro­ pejczyka. Po pierwsze gdyby zechciał odtworzyć Lacanowskie podejście do dzieła Joycea, musiałby skonstatować, że nastąpił tu odwrót od zadomawiającego się ówcześnie w literaturoznaw­

stwie podejścia strukturalnego, w którym niemałe znaczenie odgrywały pojęcia Imienia-ojca, znaczącego, strukturalnego

kompleksu Edypa itd.59. Po drugie seanse seminaryjne mające niezwykle rozbudowany - w porównaniu z tymi z lat 50. i 60. poziom aluzyjności i gier słownych (poziom lalangue) niewiele

nowego mówią o samym Joysie: Lacan odwołuje się zasadniczo 59

Dwie najczęściej przywoływane, z wielu prac podsumowujących to podejście w odniesieniu do Joycea, to pisane w latach 70. książki: M. Norris, Decentred Univers of Finnegans Wake: A Structuralist Analysis, Baltimore 1976 oraz C. MacCabe, James Joyce and the Revolution of the Word, London 1979. MacCabe odważnie używa terminologii Lacana pierwszego klasycyzmu, nie zawsze rozjaśniając tym meandry dzieła Joycea, acz wykazując sporo inwencji.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 151

do wymiaru biograficznego, którego kanoniczną wykładnię dał Ellmann, oraz - jeśli chodzi o Finnegans Wake - do klasycznych prac Athertona i Clive’a Harta, a także prac Jacquesa Auberta,

ówcześnie jednego z najwybitniejszych francuskich znawców

Joycea; innymi słowy autor Ulissesa służy bardziej jako pretekst niż jako temat, chociaż ten pretekst warunkuje sam przedmiot,

którym jest związek realnego, symbolicznego i wyobrażenio­ wego - splot będący tematem seminarium wcześniejszego. Po trzecie Lacan mimo całej atencji dla Joycea jako pisarza,

który odmienił losy literatury, stale podkreśla, że podobnie

jak on sam, Jacques Lacan, pozostaje nieczytelny i w pewnym sensie pozostanie na zawsze poza zasięgiem psychoanalizy:

Joyce est un a-Freud (S XXIII, s. 120)60. Ta nieczytelność to oczywiście coś znacznie więcej niż komplikacja materii i formy

dzieła - to sam zapis realnego, które wbrew strukturalnej regule

czytelności (mit, marzenie senne, związki społeczne i ogólnie

wszystko, co składa się na ludzką rzeczywistość, podpada pod reguły i prawa dające się odtworzyć i powtórzyć) nie podlega analizie jako procesowi rozkładania na elementy pierwsze. Tak więc odejście (chociaż należy podkreślić, iż Lacan nigdy w swoim użytkowaniu dzieł literackich nie stosował podejścia

ściśle strukturalnego) od „qMflsi-strukturalistycznej” idei mo­

gło nasunąć komentatorom pomysł wpisania późnego Lacana (drugiego klasycyzmu) w nurt zwany poststrukturalizmem,

60 Sformułowanie to, fonetycznie odsyłające do francuskiego affreux (przeraźliwy, okropny, niegodziwy), stanowić może motto Laca­

na od-czytywania Joycea (albo używając innego odpowiednika o-czytywania). Instruktażowe mogą być też uwagi z Przedmowy do angielskiego wydania Seminarium XI, zob. AE, s. 573.

152 Psychoanaliza jako psychoza

nurt nominalnie mocno zakorzeniony we współczesnym

„przemyśle joycowskim”. Abstrahując od tego, że sama nazwa poststrukturalizm ma, jak się zdaje, wyłącznie charakterystyki historyczne (do poststrukturalistów zalicza się i Foucaulta, i Derridę, i Kristevç, i Guattariego), to w żaden sposób nie

oddaje specyfiki podejścia Lacana i jego zakwestionowania

strukturalizmu61. Po czwarte wreszcie, Joyce jako pre-tekst

idzie Lacanowi w sukurs w jego rebelii przeciw filozofii:

Wystarczająco panuję nad jejęzykiem (lalangue), to zna­ czy francuskim, ażeby zostać samemu doprowadzonym

do tego, czego fascynującym świadectwem jest rozkoszo­ wanie (jouissance) właściwe symptomowi. Nieprzenik­

nione rozkoszowanie usuwające sens. Domyślano się go od dawna. Bycie postjoycowskie to wiedza ( AE, s. 570)62.

Ta kwestia wymaga rozwinięcia na dwóch planach - w kon­ tekście drogi samego Lacana oraz w kontekście francu­ skiego „namysłu nad Joyceem”63 - wzajemnie na siebie 61 62

Zob. J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 141-146.

J. Lacan, Joyce le Symptôme; tekst wygłaszany na otwarcie V Między­ narodowego Kongresu Joyceowskiego (16-20 VI 1976) w Pa­ ryżu. W zbiorze Joyce avec Lacan zatytułowany jest jako Joyce le Symptôme II, z tego względu, że jest to projekt drugiego wystąpienie Lacana na tym kongresie. Nie został natomiast zamieszczony w edy­ cji Seminarium XXIII.

63

Nie sposób zrozumieć dużej części myśli francuskiej lat 70. (łącznie z tym, co nazywa się „French Theory”) bez uwzględnienia owej fascynacji dziełem (i osobą) Jamesa Joycea, którą wyrażali tak różni myśliciele i intelektualiści tacy jak J. Derrida, J. Kristevea, Ph. Sollers, F. Guattari czy H. Cixous (by pozostać przy najbardziej znanych

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 153

nakładających się, ich rozdzielenie ma oczywiście charakter

heurystyczny.

Spośród dotychczas wydanych oficjalnie seminariów jedynie Seminarium XXIII opatrzone jest czymś, co przypomina ko­

mentarz lub objaśnienia, a to, że tylko je przypomina, a nimi

nie jest, stanowi element kompozycyjny wpisujący się w struk­ turę tego nie-komentarza dzieła Jamesa Joycea będącego tema­ tem Lacanowskiego cyklu wykładów z roku akademickiego

1975/1976. Jacques-Alain Miller w swoich Uwagach od słowa do słowa rozczytuje lokalnie terminy i sformułowania pojawiające się w Le Sinthome, zauważa, jak gęsty jest to tekst wymagają­ cy szczególnej uwagi i lektury. Seminarium zdaje się układać

wielopiętrowo, rozgałęziać poprzez sieć odniesień zarówno

wewnętrznych, w powiązaniu z wcześniejszymi seminariami (tutaj Encore, którego wydanie nadzorował ówcześnie Lacan),

jak i odniesień zewnętrznych. Mamy do czynienia z rzeczami niedopowiedzianymi, acz ewokowanymi w sposób, którego

uważna egzegeza nie może pomylić, pozostawiając miejsce na

inwencje interpretatorów - raz jeszcze mowa (language) La­

cana jest bardzo precyzyjna i uporządkowana mimo pozornej dywagacyjności i aluzyjności. Podobny byłby więc Lacan do Joycea, którego aluzyjność, ścisłość i zagadkowość uruchomiła mnogość wydziałów uniwersyteckich i powołała do istnienia to, co nie bez ironii godnej autora Ulissesa nazywa się „Joyce

industries”. Miller nie tyle wyjaśnia pojawiające się ekwiwokacje

nazwiskach). Na len temat zob.: G. Lernout, The French Joyce, Ann Arbor University of Michigan 1990; oraz J.-L. Houdebine, Excès de langages, Paris 1984, s. 113-262.

154 Psychoanaliza jako psychoza

i systemy odniesień, co wskazuje na to, w jaki sposób Lacan praktykował w swoim późnym nauczaniu zalecenia Balthasara

Graciana, czy metodę rozpoznaną przez Leo Straussa w Prześla­ dowaniu i sztuce pisania (o której wspomina w Seminarium I czy w Instancji litery)6465 - innymi słowy: sugeruje, iż seminarium przekształciło się w miejsce nauczania ezoterycznego mimo uczestniczących w nim tłumów. Zmiana polegałaby nie tylko na przekształcaniu się konceptualnego aparatu i treści wykładanej doktryny (drugi klasycyzm), ale także jej formy i kierunku -

ilustruje ją zmiana wybrzmiewająca w tytule, zmiana na pozio­ mie zapisu, litery: le sinthome fonetycznie wybrzmiewającego

jak le symptóme66, realizując kolejny krok urzeczywistniania jejęzyka, o którym mówił i którym mówił od początku lat 70. W swoich Uwagach Miller przedstawia oczywiście wnikliwą genezę tego seminarium, którego temat, zważywszy na kontekst historyczny koncepcji Lacana (rozwijał „teorię węzłów” zda­

jącą się mieć niewiele wspólnego z literaturą jako taką), może

być zaskakujący i wydawać się podyktowany okolicznościami

(w marcu 1975 roku otrzymał zaproszenie na otwarcie kongresu

64

65

Na lemat owej metody i tego, co wynika z przyjęcia jej istnienia u Lacana dla samej interpretacji Lacana zob. J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 29-35. W wystąpieniu z 16 VI1975 roku otwierającym V Międzynarodowy Kongres Joyceowski Lacan wyjaśnia, skąd wziął taki zapis - sięgnął do etymologii języka francuskiego, czyli do słownika O. Blocha i W. von Wartburga. Pod hasłem symptom możemy przeczytać, że pierwotnie słowo to zapisywane było jako sinthome, i dopiero Ra­ belais (XVI wiek), zapisując go jako symptomate, nadał mu współ­ czesną ortografię francuską, jednocześnie sprowadzając do słownika medycznego. Zob. S XXIII, s. 162.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 155

joycowskiego). Jednak przed tym seminarium Lacan do Joy­ cea nawiązywał, a zagadka albo paradoks polega na tym, że są to tak rzadkie nawiązania - wykorzystując grę słów, można by

powiedzieć, że jest to symptom sinthomu. Od tego też zacznę,

mając na uwadze zarówno moment wyjaśniający, eksplikację terminu, jak i jego znaczenie w kontekście antyfilozofii.

113.1. Lacan i Finnegans Wake: j'ai rencontré Joyce

Przeglądając teksty pisane przez Lacana, łatwo znaleźć można literalne odniesienie do autora Dublińczyków, trudniej jednak,

założywszy, że takowe istnieją, zlokalizować odniesienia na poziomie znaczonego. Sprawa jest o tyle istotna, że spośród mnogości aluzji literackich będących dla Lacana, inaczej niż

dla Freuda, momentami rozspajającymi dyskurs analityczny

oparty na logice znaczącego, zadającymi mu nowe kierunki (lektura Skradzionego listu Poego, Antygony Sofoklesa, Lol V.

Margurerite Duras pokazuje to w odniesieniu do kształtowania

się pierwszego klasycyzmu), cytat (na podobieństwo cytatu)

z Joycea jest jeden i powraca on w dwóch kluczowych tekstach. Idzie o grę słów zaczerpniętą z Finnegans Wake: letter-litter.

Jak w istocie, wracając do naszych policjantów, mogliby pochwycić list, ci, którzy wzięli go z miejsca, gdzie był

ukryty? W tym, co mieli w rękach, co trzymali, byłby

czymś innym, co nie odpowiadało rysopisowi przez nich posiadanemu? A letter, a litter, list, śmieć. Grano

wieloznacznościami w kręgach Joycea, na homofonii tych dwóch angielskich słów (E, s. 25).

156 Psychoanaliza jako psychoza

W stosunku do tekstu głównego Seminarium o „Skradzionym liście” uwaga ta zdaje się nie mieć większego znaczenia oprócz

ilustracyjnego, jak tuzin innych jawnych cytatów z literatury.

Co więcej, źródło tego cytatu podane jest z błędem66. W Lituraterre zaś ta homofoniczność staje się jednym z elementów

konstytuujących tytuł-nazwę tego tekstu, tytuł będący prze­ kształceniem słowa littérature. Osoba Joycea zaś przywołana jest w związku z jego odmową poddania się psychoanalizie, którą zaproponowała mu w 1919 jedna z jego finansowych

protektorek - psychoanalitykiem miał być sam Carl Gustav

Jung. Odmowa ta była w konsekwencji przyczyną poważnych

tarapatów finansowych rodziny uchodźców Joyceow67.

W przywoływanej przez nas grze, [Joyce] nic by nie wygrał, skoro zmierzał prosto, przez to a letter, a litter,

66

67

Chodzi oczywiście o Our exagmination round his fortification for incamination of Work in Progress (Paris 1929), zbiór tekstów zapo­ wiadających i omawiających work in progress dziesięć lat później zmaterializowane jako Finnegans Wake. Błąd, o jakim mowa, to literówka w słowie exagmination (opuszczenie litery g, zgodnie z poprawną angielszczyzną), który wydawać się może nieistotny, gdyby nie fakt, że literówki takie pojawiały się nagminnie (Finnegans Wake zapisywane jako Finnegans Wake) w „Ornicar?”, w którym publikowane były fragmenty Seminarium XXIII w latach 70. Na dodatek, akurat w Our exagmination... owa ąuasi-homofoniczność letter—litter znajduje się w ostatnim tekście zbioru jako A Litter to James Joyce podpisanym przez niejakiego Vladimira Dixona - język tego strzępo-listu imituje samo Work in Progress, i jego autor to być może sam James Joyce (więcej o „postaci” Dixona zob.: N. Cornwell, James Joyce and the Russians, Basingstoke 1992, s. 8-11). Zob. R. Ellmann, James Joyce, Oxford University 1979, s. 480-482.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 157

prościutko do tego, co najlepsze z tego, czego można oczekiwać po psychoanalizie na jej końcu. Poświęciwszy literę (A faire litière de la lettre), czyż to jeszcze nie święty

Tomasz - być może sobie przypominacie, o ile kiedy­

kolwiek znaliście, [jego sformułowanie] sicut palea nawiedza Joycea, jak w całej rozciągłości zaświadcza jego dzieło? (S XVIII, s. 113)6*.

James Joyce i św. Tomasz z Akwinu połączą się później, tworząc

imię własne Joyce le sinthome (por. AE, s. 565) na bazie homofonii litter-letter oraz owego sicut palea - formuły przypisy­

wanej autorowi Summy teologicznej. Z dokumentów procesu

kanonizacyjnego wyczytać można, iż św. Tomasz 6 grudnia 1273 roku, kończąc kolejną część Summy, doznał ekstazy, która oddaliła go od spraw ziemskich, w tym i od pisania. Na py­

tanie swojego sekretarza odpowiedział, że nie może już pisać,

a wszystko, co dotąd napisał, wydaje mu się niczym plewy (sicut

palea) w porównaniu z tym, co zobaczył6’.

68

Podaję wersję z seminarium, bo zdaje się bardziej czytelna od wersji

pisanej („Au jeu que nous évoquons, il n’y eût rien gagné, y allant tout droit au mieux de ce qu’on peut attendre de la psychanalyse à sa fin.

/A faire litière de la lettre, est-ce saint Thomas encore qui lui revient,

comme l’oeuvre en témoigne tout de son long?”; AE, s. 7), a także

bardziej rozbudowana. To, iż w wersji pisanej nie ma formuły sicut palea, wydaje się uzasadnione decyzją spisania i opublikowania tejże

69

wersji. Zob. J.A. Weisheipl, Friar Thomas d'Aquino: His Life, Thought and Works, Washington 1983, s. 321. Inna wersja tłumaczenia owego wyrażenia: zob. E Régnault, Dieu est inconscient. Études lacaniennes

autour de saint Thomas d’Aquin, Navarin 1985, s. 8.

158 Psychoanaliza jako psychoza

Joyce porównywał zaś własną pracę pisarską, której począ­ tek dają krótkie formy nazwane przez autora epifaniami70, do

„tajemnicy mszy”71. Mimo niesłabnącego antyklerykalizmu

i negatywnego stosunku do instytucjonalnych form religijno­

ści Joyce przesiąknięty jest „katolickim grzechem”, z którego obecności zdaje sobie sprawę w taki sam sposób, w jaki zda­

wali sobie z niego sprawę wszyscy heretycy i herezjarchowie chrześcijaństwa. W przeciwieństwie do ateisty Freuda nie znosił świętego miasta Rzym, można jednak przypuszczać, że

obejrzenie fresków z Orvieto z centralnym Kazaniem Anty­

chrysta zapoczątkowałoby inny proces niż ten zaszyfrowa­ ny jako wyparcie śmierci i seksualności72. Nie ma przesady

w nazwaniu Joycea świętym literatury, jako tego, którego upór, powołanie i wiara (odpowiedniki milczenia, wygnania i chytrości) pozwoliły przezwyciężyć pokusę nie-pisania, pokusę

a-literalności. Od wspomnianych epifanii, przez utwory po­

etyckie, przez Dublińczyków, Portret artysty z czasów młodości, po Ulissesa - praca zarobkowa Joycea przebiegała niejako na 70

Epifania u Joycea to moment rozbłysku „istoty rzeczy”, której zwy­ czajność i pospolitość w tymże błysku zostaje zniesiona na rzecz jednostkowości i niepowtarzalności (por. R. Ellmann, James Joyce,

71

dz. cyt., s. 83). Zob. S. Joyce, Stróż brata mego, tłum. M. Słomczyński, Warszawa 1971, s. 105.

72

Odsyłam do fascynującej, acz nie do końca pasującej do Joyce in­ dustries pracy C.G. Sandulescu, The Language of the Devil. Texture

and Archetype in Finnegans Wake, Chester Springs 1987; a także do H. Cixous, EExile de James Joyce ou l’art, du remplacement. Grasset 1968

(Lacan odwoływał się raczej aluzyjnie do tezy doktorskiej Cixous); na temat niechęci Joycea do Rzymu, miasta także bardzo ważnego dla Lacana, zob. C. Soler, Lacan, lecteur de Joyce, Paris 2015, s. 54-68.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 159

obrzeżach literatury. Publikacja Ulissesa umożliwiała pewne uporządkowanie życia rodzinie Joyceow, który to porządek

niemal natychmiast został podbity Dziełem w toku, jak przez

siedemnaście lat autor będzie nazywał swoją ostatnią książkę Finnegans Wake.

W wykładzie z 16 czerwca 1975 roku Lacan mówi głównie

o i przy okazji Finnegans Wake, książki, która ówcześnie nie miała jeszcze innej wersji językowej niż oryginalna. Prawie na

samym wstępie tego wystąpienia powiada: „Joyce le sinthome tworzy homofonię ze świętością (sainteté), o której być może

kilka osób przypomina sobie, że mówiłem w telewizji” (S XXIII, s. 162). Nawiązując tym do fragmentu o przedstawieniu ana­ lityka formowanego w École Freudienne i porównaniu jego statusu do statusu świętego w minionych epokach:

Ponieważ nie ma lepszego sposobu jego [psychoana­

lityka] obiektywnego usytuowania niż ten, który w prze­ szłości nazywał się: bycie świętym. Święty całe życie nie wzbudza szacunku, którego warta jest czasami jego aureola. Nikt go nie zauważa, kiedy przemierza drogą Baltasara Gracian, drogą wyrzeczenia się roz­

głosu - Amelot de La Houssaye sądził przeto, że pisał

o dworzaninie. Święty, aby było jasne, nie czyni miłości

bliźniego (charité). Bardziej skłania się ku umniejszaniu

(faire le déchet): odmiłowuje (décharite). Aby urzeczy­ wistnić to, co nakłada struktura, a mianowicie pozwolić podmiotowi, podmiotowi nieświadomego, wziąć go za

przyczynę swego pragnienia [na marginesie: ucieleśnio­ ny obiekt (a)], Abnegacja (abjection) jej [miłości bliź­

niego] powoduje w istocie, że podmiot, o jakim mowa,

160 Psychoanaliza jako psychoza

ma szansę zorientować się przynajmniej w strukturze.

Dla świętego to nieśmieszne... (AE, s. 519-520)73.

Dla Lacana zatem świętość Joycea daje rękojmię do rozgry­ wania jego tekstami, w szczególności Finnegans Wake, jako

obiektem małe a: Przeczytajcie kilka stron z Finnegans Wake, nie poszukując rozumienia - to się czyta. To się czyta, ale jak zwrócił mi

uwagę ktoś z mojego otoczenia, dlatego że czujemy obec­ ność jouissance tego, kto to napisał. Pytamy - przynajmniej pytała o to wspomniana osoba - dlaczego Joyce opubliko­

wał. Dlaczego owo Work, które przez 17 lat było in progress, wyszło w końcu czarno na białym? (S XXIII, s. 162). Wyjaśnia to, dlaczego w trakcie seminarium tak niewiele o sa­

mym Finnegans Wake zostaje powiedziane. W ramach wpro­ wadzenia należy zatem powiedzieć kilka podstawowych rzeczy

o dziele Joycea. Finnegans Wake opublikowane w 1939 roku uchodzi za dzieło

literackie i gigantyczne przedsięwzięcie, które nie znalazło ani kontynuatorów, ani naśladowców74. Niewątpliwie jest dziełem 73

Tekst „Télévision” (z 1974 roku) będący zapisem lekko zmodyfiko­

74

wanym rozmowy emitowanej jako program telewizyjny w dwóch odcinkach. Graficzna forma tego zapisu przypomina formę rozdziału drugiego z drugiej części Finnegans Wake (s. 260-308). Pisarzy wzorujących i inspirujących się książką Joycea było oczy­ wiście wielu (P. Sollers we Francji, F. Rios w Hiszpanii), ale nikt nie poszedł dalej w kierunku przez Joycea wskazanym.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 161

sztuki pisarskiej, tytanicznej pracy, odwagi i powołania. Joyce pisząc przez siedemnaście lat książkę, której publikowane frag­ menty najpierw w periodyku „Dial”, a później w awangardo­

wym piśmie „Transition”, nie przysparzały autorowi Ulissesa zwolenników, zmagał się tak z własną chorobą oczu, jak i coraz

poważniejszą chorobą córki Lucii (od 1932 roku). Zmagania

te zawarte są w Finnegans Wake. Można powiedzieć, że isto­ tą pisarstwa Joycea jest iście alchemiczna umiejętność, którą ucieleśnia w dziele postać Shema, przekształcania materii życia w tkankę dzieła. A jednak tak wydawałoby się konkretna i ma­ terialna zawartość literacka stała się jedną z najsławniejszych nie(do)czytanych i nieczytelnych książek.

W przypadku Finnegans Wake chodzi o rozkołysanie, a może

i zniszczenie, jak sugerował na przykład Philippe Sollers75, ję­ zyka angielskiego, którego przecież mistrzem i przekaźnikiem

był Joyce mieszkający większą część życia w nieanglojęzycznej

Europie. Ostatnie dzieło wielkiego Irlandczyka byłoby prze­ wrotną zemstą na tych, którzy skolonizowali i niemal uśmiercili mowę gaelicką. Byłoby też ostatnim słowem literatury angiel­ skiej, w takim sensie jak Fenomenologia ducha Hegla kończy historię - w literaturze po Finnegans Wake nie pojawia się już

żadna nowa jakość, wszystkie zasady rządzące mową zostały wyjawione: „z językiem”, mówi Joyce, „mogę zrobić wszystko”. 75

P. Sollers, Joyce et Cie, w: tegoż, Théorie des exceptions, Paris 1986; jest to rozbudowana wersja wystąpienia Sollersa na kongresie w 1975 roku. Tekst len jest także punktem wyjścia dla Lacana w jego se­ minarium (S XXIII, s. 11). Do tekstu autora Femmes powrócę jako, moim zdaniem, jednej z najlepszych literacko-krytycznych ilustra­ cji owocnej inspiracji Lacanem w piśmiennictwie Joyce industries i french theory.

162 Psychoanaliza jako psychoza

Między innymi z tego powodu powołane zostały wydziały na uniwersytetach do rozwikływania tegoż Joyceowskiego obja­

wienia, a akademicy dostali pracę na kolejne trzysta lat. Finnegans Wake ukazuje własne procedury językowe w spo­ sób niejawny. Dzieje się tak z powodu samych intencji dzie­ ła. Joyce bowiem od samego początku sugerował, że pisze

w kontrapunkcie do Ulissesa, Finnegans ma być księgą nocy, a język jest językiem snu tout court. I w tym miejscu Joyce

natrafia na psychoanalizę, wobec której miał stosunek jeśli nie niechętny, to ironiczny76. Ostatnia książka Joycea jako „reprezentacja” marze­

nia sennego mogłaby uchodzić za swoistą dyslokucję77 Die

76

Wśród niezwykle bogatej bibliografii dotyczącej tego tematu odwołu­ ję się tutaj oczywiście do R. Ellmann, James Joyce, Oxford University 1959; oraz L. Thurston, James Joyce and the Problem ofPsychoanalysis, Cambridge University 2004. Oczywiście jeśli chodzi o „krytyczny” stosunek pisarza do dyskursu Freuda, trzeba odnotować, że Joyce

mimo wszystko Freudem się inspirował. Najlepszym tego przy­ kładem jest ostatni rozdział III księgi Finnegans Wake, który - jak pokazał precyzyjnie Ferrer - oparty jest na analizie Człowieka-Wilka (D. Ferrer, Freudful Couchmare ofAd: Joyces Notes on Freud and the Composition of Chapter XVI o/Finnegans Wake, „James Joyce Quar­

terly” 1985, t. XXII, nr 4, s. 367-382); odsyłam także do podstawowej

dla tzw. lektury genetycznej Finnegans Wake pracy: How Joyce Wrote

77

Finnegans Wake, red. L. Crispi, S. Slote, University of Wisconsin 2008. Rzecz jasna Lacan nie mógł o tym wiedzieć, ale jest to kolejny poziom transmitowania „sceny pierwotnej” w akcie pisania - więcej o tym w przygotowywanej książce Między schizofrenii} a hermeneutyki}. Termin pochodzący od F. Senna. A propos „klasycznego” Ulissesa: Dyslokucja „przypomina przestrzenną metaforę wszelkiego rodzaju metamorfoz, zwrotów, przemieszczeń i przeniesień, ale zaznacza również fundamentalne znaczenie mowy i pisma oraz sugeruje, że

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 163

Traumdeutung Freuda. Nie sposób przeoczyć wagi Objaśniania marzeń sennych, zajmując się Finnegans Wake nie tylko z powo­

dów historycznych i technicznych (kondensacja i przemiesz­ czenie jako mechanizmy freudowskiej pracy marzenia sennego

wydają się ulokowane i zastosowane w przestrzeni tekstu,

w pracy słowa), ale, co ważniejsze, również dlatego, że chodzi

o samą interpretację. W przypadku Joycea odniesienie do pracy Freuda zahacza o kwestię interpretacji (deutung), która jest

jedynym zajęciem czytelnika - interpretacji nieustępliwie za­

mieniającej proste i centralne pytanie „co to znaczy?” w rodzaj

specyficznie nonsensownego, mrocznego i zniekształconego tekstu literackiego, „tekstu snu”, zagadkowego i niepokojącego „murmurandomu” (FT, 357.18, FW, 358.3)78 „odmurmurowane-

go z nocy wcześniejszej”. W szczególności dlatego, że jedyna

realna oczywistość „śnienia” wkracza w mroczny język owych

„szmerów pamięci” (FT, 294.6) „pamkrukników” (FT, 387.21)

język może być używany niezgodnie z normami. Prefiks powinien zwrócić uwagę na stałą tendencję w Ulissesie [Finnegans Wake], która ujawnia się w pewnej przewrotności, w heretyckich odstęp­ stwach, ale również w rozlicznych pomyłkach i zakłóceniach ko­ munikacyjnych. W czysto negatywnym sensie termin ten mógłby posłużyć redaktorom wydania krytycznego jako wygodna etykietka dla wszystkich podgrup błędów, które pojawiły się w trakcie dość ryzykownej drogi książki z jednego etapu do drugiego, za sprawą nieuchronnych pomyłek wynikających z nieuwagi w procesie re­ dagowania” (F. Senn, Tropiąc Ulissesa: warianty dyslokucji, tłum. B. Kucała, „Literatura na Świecie” 2004, nr 7-8, s. 175).

78 Podaję także propozycję z polskiego przekładu, w tekście zaznaczo­

ne jako FT (J. Joyce, Finneganów Tren, tłum. K. Bartnicki, Kraków 2012) - inwencja tłumacza i staranność wydania czynią ten przekład jedną z ciekawszych propozycji w historii translacji Finnegans Wake.

164 Psychoanaliza jako psychoza

(„spamiętanych” z powodu „zmurmurowanych” „memuarów”), szczególna „technika interpretacyjna odróżniająca się od tych używanych do świadomie skonstruowanej narracji będzie istot­ na dla czytania tego, co Joyce nazywa «naśladowaniem stanu snu»; Objaśnianie marzeń sennych daje nie tylko najbardziej

rozwinięty i opracowany przykład takiej techniki, ale także uwzględnia (...) alternatywne techniki interpretacyjne”79. Joyce niejako współzawodniczy z Freudem nie tylko w prze­

mierzaniu i sondowaniu mrocznych rejonów psychiki, ale także

w sposobie konstruowania wiedzy. Finnegans Wake jako dzie­ ło domykające literacki modernizm, którego celem jest tyleż kreowanie przyszłości, co zachowanie przeszłości80, zawiera

w sobie „naukę” Freuda przetransponowaną albo zanamorfozowaną. Mówiąc skrótowo, psychoanalityczna podróż stale zaczyna się od zewnątrz nieświadomości, stale ma charakter epistemologiczny, a więc odbywa się pod auspicjami wspól­

nego i komunikowalnego języka, auspicjami cogito mogącego ustalić tożsamość obiektów i syntezującej funkcji świadomo­

ści - zamysł Joycea polega na podróżowaniu zaczynającym się od wewnątrz, od tego, co w mowie Finnegans Wake nazywa

się Real Absence (FW, 536.05). Innymi słowy, rzecz nie polega na zaprezentowaniu czy przedstawieniu marzenia sennego,

79

80

J. Bishop, Joyce's Book of Dark, Finnegans Wake, University of Wi­

sconsin, s. 16. C. Hart zauważył, że zgodnie z kluczową ideą Finnegans Wake, we­ dle której prawdziwym grzechem pierworodnym jest samo boskie creatio, sama konstrukcja dzieła pokazuje, iż „każde zdarzenie, opis, strzęp rozmowy jest bardziej przypomnieniem niż «twórczym» wy­ obrażeniem” (C. Hart, Structure and Motif in Finnegans Wake, Nort-

western University 1962, s. 44).

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 165

ale na jego samowypowiedzeniu się. W tym sensie ma być to destrukcja już nie tylko języka macierzystego, ale mowy jako

takiej - dyslokucja i dyslokacja języka w jejęzyk. Na podobieństwo czterech sensów Pisma Świętego (dosłow­ ny, alegoryczny, hermeneutyczny i mistyczny) w przypadku Finnegans Wake można byłoby wyróżnić, za Philippem Sol-

lersem, cztery poziomy lektury: lektura „obsceniczna”, histo­ ryczna, mityczna i lektura ewokująca jouissance. Na poziomie

lektury obscenicznej chodzi o hipotezę, wedle której Joyce konstruuje język dzieła w celu „zaszyfrowania” elementów

i obrazów, które powszechnie uchodzą za nieprzyzwoite - po doświadczeniach z oskarżeniami o nieobyczajność i porno-

graficzność Ulissesa Irlandczyk decyduje się na zmianę samego języka, który przemyca treści zakazane, polegającą na „pod­ porządkowaniu słowa, pozornie zgodnego z uznanym kodem,

innemu kodowi, do którego klucz zawiera samo to słowo; w ten sposób wewnątrz słowa następuje podwojenie - mówi to, co

mówi, ale dorzuca niemą nadwyżkę, która milcząco wypowiada to, co mówi, i kod, zgodnie z którym to mówi”81. Finnegans Wake stanowi językowy monument pornografii, a w tekście

zostaje uwiecznione to, czego cenzura (nie tylko obyczajowa) nie może rozpoznać, bo zostaje wyprowadzona w pole przy po­

mocy technicznej procedury kodowania znaczeń, i nie chodzi

tu tylko o treści seksualne.

81

M. Foucault, Szaleństwo, nieobecność dzieła, tłum. K. Komendant, „Literatura na Święcie” 1988, nr 6, s. 148. Foucault sformułował tę pro­

cedurę przy okazji pisarstwa Raymounda Roussela, który podobnie jak Joyce, choć z mniejszym powodzeniem, rozgrywał homofonią języka francuskiego.

166 Psychoanaliza jako psychoza

Na poziomie lektury historycznej wygnaniec Joyce re­ konstruuje historię swojej ojczyzny, wpisując w nią ewolucję

rodzaju ludzkiego zgodnie z doktryną historiozoficzną Giambattisty Vico. Taki sposób rekonstrukcji wymaga nowej pro­ cedury narracyjnej - historia jest niezamknięta oraz ciągła

i zawierać musi własny opis, moment własnego powstawania;

innymi słowy Vico uzupełniony musi być Heglem (oczywi­ ście z zastrzeżeniem: „Nie wierzę w żadną naukę, lecz gdy czytam Vico, moja wyobraźnia wzbogaca się, nie wzbogaca

jej jednak lektura Freuda czy Junga”82). W lekturze mitycznej Finnegans Wake stanowi powtórne opracowanie wielkich mi­

tów ludzkości: narodzin, śmierci, zmartwychwstania - są one

opracowywane nie z perspektywy obserwatora, zewnętrznej, ale wewnętrznej. Oznacza to, że są „prezentowane” in statu nascendi - wydarzają się na poziomie języka: mit jest całością

wszystkich swoich językowych wersji i jako taki jest procesem dokonującym się w mowie (opowiadany mit jest aktualizacją

potencjalności), ale co bardziej paradoksalne, a stanowi tło Fin­ negans Wake, daje podstawę językowi, stanowi Grundsprache,

który „rekonstruował” Schreber. Tylko z zewnątrz, z dystansu

mit jest mitem, czyli przedstawieniem symbolicznym, ale sam ów dystans, owa perspektywa zewnętrzna stanowi emanację

rzeczywistości mitu, która jako taka jest Abgrund, jest realnym. Wyzwaniem i powołaniem jest więc nie tyle antropologiczne

kolekcjonowanie realizacji mitu, ile jego nowe kreowanie. Mit upadku (czy to w istnienie, czy w język), od którego „rozpoczy­

na się” tekst Finnegans Wake, realizuje się jako samo Finnegans

Wake. Umberto Eco zauważył, że w przeciwieństwie do Ulissesa, 82 R. Ellmann, James Joyce, dz. cyt., s. 608.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 167

który uchodzić może za „realizację” traktatu metafizyczne­ go, ostatnie dzieło Joycea jest „traktatem z logiki formalnej,

który dostarcza nam narzędzi określenia (...) nieskończonej formy potencjalnej uniwersum. Jednak między tym wyobra­

żeniem świata a potencjalnością naszego zamiaru poruszania

się w świecie nie zachodzi już żaden związek”83. Rzecz w tym, że narzędzia, za pomocą których chcielibyśmy określić niedające się uchwycić jednorazowo i całościowo realne, mają

genezę w doświadczeniu owego niepowodzenia. Mit stanowi

być może chronologicznie pierwsze z takich narzędzi i, jak wiadomo, można w nim zrekonstruować wewnętrzną logikę, która wyprzedza logikę teorii naukowych, a na dodatek jesz­

cze może być określony „jako taki rodzaj mowy, w którym

wartość formuły traduttore, traditore zmierza praktycznie do

zera”84. Finnegans Wake objawia się więc równocześnie zarów­ no jako mityzacja języka (traktat z prelogiki, z której narodzi

się logika formalna), jak i wypowiadanie mitu (performatyw

ustanawiający rzeczywistość mówiących podmiotów, które się multiplikują) - ta synchronia to przewrotny wynalazek Joycea, za sprawą którego mógł bez obaw wydać swoje dzieło

na akademickie „obadywania” na najbliższe trzysta lat. Czwarty rodzaj lektury, niejako zawieszający hermeneu-

tyczną wertykalność dzieła, rozgrywa się w literze, postępuje na powierzchni. Sytuacja wygląda podobnie, zachowując wszyst­

kie proporcje, jak przy rozwiązywaniu szarad i rebusów, gdzie materialność zapisu stanowi obietnicę znaczenia. Joyce poprzez

83 84

U. Eco, Poetyki Joycea, tłum. M. Kośnik, Warszawa 1998, s. 185. C. Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, tłum. K. Pomian, War­ szawa 1998, s. 188-189.

168 Psychoanaliza jako psychoza

pisanie transmituje własną jouissance - sam termin wyraża

zarówno owo paradoksalne zaspokojenie, które podmiot uzy­

skuje za sprawą swoich bolesnych symptomów, jak i cierpienie, które wynika z zaspokojenia. Jeśli więc pisanie stanowiło postać jouissance, tak lektura stanowić może powtórzenie albo reformułę jouissance. Tu niejako pisanie Joycea zakreśla krąg albo

też, podobnie jak w Finnegans Wake, wytycza cykl. Zaczynając od epifanii, jak zauważa jedna z kontynuatorek Lacana:

Słowa języka Joycea reprezentują, podobnie jak epifanie,

połączenie nadmiaru sensu z jego wydrążeniem. Praca

nad determinowania sensu, wywodząca się z wielo­ znaczności właściwej językowi angielskiemu, ale także z gry pomiędzy pisaniem a czytaniem, literą a fonemem, przechodzeniem od jednego języka do drugiego za po­

mocą homofonii, urzeczywistnia eksces sensu, korzy­ stając z bogactwa wieloznaczności, która przechodzi

w nonsens, czystą i prostą nieczytelność. Tekst redukuje

się do realnego litery jako sensu wydrążonego, wydrą­ żenia tworzącego łożysko jouissance Joycea85.

We wszystkich tych odmianach lektury chodzi o swoiste roz­ poznanie zniesienia języka - zniesienia rozumianego po he-

glowsku. Ludycznie obsceniczny język Finnegans Wake za­ chowuje funkcję reprezentacji, ale rozpuszcza jego funkcję komunikacyjną. Kondensacja historyczna, zdając się działać na poziomie komunikacji, stale opowiadać musi o początku tejże

85

C. Millot, Épiphanies, w: Joyce avec Lacan, red. J. Aubert, J.-A. Miller,

dz. cyt., s. 92.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 169

komunikacji, o intencji czy też o możliwym znaczeniu, niczym

Humpty Dumpty wyjaśniający Alicji treść swoich słów. Tym sposobem rozbija relacje syntagmatyczne, rozciągając związki

paradygmatyczne: w jeden znak językowy, jako skondensowany

element (słowo-kufer albo raczej słowo-tobół), wpisane zosta­ je wiele, łącznie z opozycyjnymi względem siebie, motywów.

Historyczna „opowieść” Joycea ewokuje historie języka angiel­ skiego - języka zdobywców, którego Stefan Dedalus, niejako

protoplasta mowy w Finnegans Wake, doświadczał już w Por­ trecie artysty... jako obcego86 - i to bycie w „obcym” języku stanowi właściwe znaczenie Joyceowskiego „wygnania”, które

jest także tematem seminarium Lacana (zob. S XXIII, s. 70).

Historia wygnania w języku i z języka uniwersalizuje się sama przez się - tak jak bohater Ulissesa ewokował figurę Żyda

86 „Język, którym rozmawiamy, jest w pierwszym rzędzie jego językiem,

a potem dopiero moim. Jakżeż inaczej brzmią słowa: dom, Chrystus, piwo, pan, w jego ustach i w moich! Ja nie potrafię wymówić ani na­ pisać tych słów bez duchowego niepokoju. Jego język, taki swój i taki obcy, zawsze będzie dla mnie językiem nabytym. Ja nie tworzyłem ani nie zatwierdziłem słów tego języka. Głos mój je osacza. Dusza moja wrze w cieniu jego mowy” - J. Joyce, Portret artysty z czasów młodości, tłum. Z. Allan, Warszawa 1978, s. 205. Fritz Senn, jeden z bardziej zasłużonych reprezentantów Joyce industries, zauważył,

iż „angielski był zawsze dla Joycea mową nabytą i cień tego pada na całe jego dzieło (...). Stefan Dedalus, Shem albo Joyce (w tym przypadku takie utożsamienie jest dopuszczalne) zmierzają do wy­ wrócenia go w całości, być może na zasadzie Irlandzkiej zemsty. Jego [Joycea] angielski, język jego książek, będzie zdawał się coraz bardziej osobliwy w stosunku do mistrzów języka angielskiego (...)” (F. Senn, Joyceś Dislocations. Essays on Readingas Translations, Johns Hopkins University, s. 44).

170 Psychoanaliza jako psychoza

Tułacza, tak „język macierzysty” staje się historycznym boha­ terem Finnegans Wake. Jeśli Joyce dokonuje subwersji języka angielskiego, to dokonuje tego w nim samym - stąd składnia

i gramatyka są zachowane, stąd awangardowość tej książki w porównaniu z eksperymentami literackimi lat 20. ubiegłego wieku jest delikatna, a jednocześnie nieprzekraczalna.

W swoich wspomnieniach przyjaciel i świadek pracy Joycea Frank Budgen przywołuje rozmowę z autorem Dublińczyków,

w której wypowiada się on o różnicy pomiędzy twórczymi zdol­ nościami kobiet i mężczyzn: „Kobiety piszą książki i malują

obrazy, komponują i wykonują muzykę. Są takie, które uzy­ skały uznanie w obszarze badań naukowych... Ale nigdy nie słyszałeś o kobiecie, która byłaby twórcą kompletnego systemu

filozoficznego, i nie sądzę, byś kiedykolwiek usłyszał”87. Uwaga ta wypowiedziana na początku lat 30., w okresie spowolnienia prac

nad Finnegans Wake i początkiem problemów Lucii, świadczyć

może nie tyle o mizoginizmie autora Ulissesa, co o jego „filo­ zoficznej pomysłowości” (cunning oprócz silence i exiles, trzech haseł stanowiących coś w rodzaju herbu rodzinny uchodźców Joyceow). System filozoficzny leżałby strukturalnie poza zasię­

giem twórczej mocy feminite i miałby poświadczać wyższość męskiego intelektu. Atherton, nawiązując do tej uwagi, pisze, iż

celem Joycea było nie tyle wykreowanie prywatnego języka, ale

stworzenie systemu filozoficznego jako swoistej dezaktywacji pociągającej (tak w sensie seksualnym, jak poznawczym) ko­ biecości, której na odmienne sposoby wyrazem są: 18. epizod

87

R. Ellmann, James Joyce, dz. cyt., s. 648.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 171

Ulissesa i IV księga Finnegans Wakeas. Z tego względu nie chodzi tu o intelektualną supremację, ale o domknięcie historii myśli ludzkiej: nie usłyszymy o kobiecie, która byłaby autorką kom­

pletnego systemu filozoficznego dlatego, iż taki system nie będzie już możliwy po Finnegans Wake, podobnie jak po Fenomenologii ducha nie możliwa była wiedza absolutna. Zaangażowanie Joycea w filozofię i ugruntowanie systemo­ wego myślenia organizujące Ulissesa widoczne są od początku

jego drogi twórczej. Lektura Arystotelesa i św. Tomasza z Akwi­ nu, którym oddawał się w Bibliothèque Nationale i Sainte-Geneviève podczas swojego pierwszego pobytu w Paryżu

w 1903 roku, z pewnością inspirowały go do prób opracowania

systemu filozoficznego88 89. Gdy trzydzieści lat później Joyce zniechęcony i ogarnięty wątpliwościami różnej natury co do sensowności kontynuowa­

nia Dzieła w toku zwierzał się Beckettowi, że „być może przesys-

tematyzował (oversystemitaized) Ulissesa”90, miał nowy pomysł tego, czym ma być system, wypracowany niejako w praktyce

literackiej. System, podobnie jak w fizyce, nie klasyczny, ale kwantowy. Ani Arystoteles, ani św. Tomasz, ani nawet Hegel czy

88 89

J. Atherton, The Books at the Wake: A Study of Literary Allusions in James Joyces Finnegans Wake, University of Illinois 1961, s. 51. Z listu do matki: „Zbiór mych pieśni ukaże się na wiosnę 1907. Pierw­ sza z moich komedii jakieś pięć lat potem. Po dalszych pięciu latach Estetyka” (J. Joyce, Listy, 1.1, tłum. M. Ronikier, Kraków 1986, s. 26). Żadne dzieło teoretyczne nie powstało, niemniej jednak wszystkie dzieła literackie, poczynając od Dublińczyków, zdradzają znamiona niesłychanej filozoficznej erudycji, Finnegans Wake - w stopniu

90

najwyższym. R. Ellmann, James Joyce, dz. cyt., s. 715.

172 Psychoanaliza jako psychoza

Vico nie byli tu już pomocni. Ulisses zbudowany formalnie jest

jako szkolny przykład sylogizmu: S i M to P - pierwsza część Tele­ machia, w której Stefan Dedalus zajmuje się sobą, zaczyna się od słowa stately („stateczny” w przekładzie Słomczyńskiego);

część druga, w której Leopold Bloom wśród różnorodnych

zajęć zaprzątnięty jest urzeczywistniającą się niewiernością

swojej żony, zaczyna się słowem Mr (Słomczyński już nie za­ chowuje tu zgodności literalnej); ostatnia część, gdzie Bloom zajmuje się Stefanem i Molly, zaczyna się od słowa preparatory. Sylogizm, we wszelkich odmianach stanowiący kościec procedury niezawodnego wnioskowania, na której system się

buduje, służy jako wskazówka dla czytelnika: wewnętrzny determinizm dzieła pozwala na przemierzanie reprezentowanej rzeczywistości z dokładnością niemal fotograficzną, a co więcej, na jego mocy ustanowiona jest ekonomia systemu, w którym nie ma zbędnych znaków. Tak więc duża kropka • rozdzielająca

akcję Ulissesa od monologu Molly pełni rolę znaku kończące­

go dowód - QED, zamykającego wnioskowanie sylogistyczne.

Dowiedzioną tezą ma być możliwość odwzorowania rzeczywi­ stości w języku, dokazanie izomorfizmu tych dwóch struktur rzecz jasna, jest to „dowód sofistyczny”: Joyce nie ma inklinacji

Wittgensteina. Epizod 18. jest poza jego zasięgiem, a jednocześnie eks­

centrycznym wynikiem. Wielokrotnie przywoływany w tym kontekście fragment listu Joycea do Budgena:

Penelopa to clou całej książki. Pierwsze zdanie liczy 2500

słów. Epizod składa się z ośmiu zdań. Rozpoczyna się i kończy wypowiedzianym przez kobietę słowem: Tak. Toczy się on jak wielka kula ziemska, powoli, równo

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 173

i pewnie, obracając się wokół własnej osi. Jego cztery główne punkty to kobiece piersi, dupa, łono i pizda, wyrażone słowami: ponieważ, dno (...), kobieta, tak91.

Uzmysławiać ma to, czym jest miejsce w systemie w podwój­

nym tego słowa znaczeniu: przestrzennej metafory i roli, jaką

spełnia. Finnegans Wake będąc, obrazowo mówiąc, odwróce­ niem afirmatywnego charakteru Ulissesa („Fin neg answake”,

czyli „find the negative answer, that is the key”), kieruje swoich czytelników na manowce systematyzacji. System filozoficzny zostaje tym samym zniesiony. Taką literacką reprezentację

tradycji filozoficznej daje Joyce. Rzecz jasna, jest to powłoka

formalna. Realizacja Dzieła w toku, tak jak miała być udostępnie­ niem języka snu, miała być też wyprawą w najgłębsze mroki doświadczenia psychicznego - obłędu, który stał się udzia­

łem córki pisarza, a którego on sam nie traktował w kate­

goriach medycznych92. Ciemności albo nieczytelność języka nie są metaforą, ale raczej nazwą ilustrującą to, co zajmowało Joycea realistę, pisarza tak analitycznie rozwarstwiającego świat

przedstawiany93.

91 92

J. Joyce, Listy, I. II, dz. cyt., s. 54. Na ten temat na przykład C. Loeb-Shloss, Lucia Joyce. To Dance in

the Wake, New York 2003. Jedną z kluczowych tez tej książki jest odczytanie Finnegans Wake jako „listu pisanego do Lucii, przekazu

93

potwierdzającego w sposób zawiły, śmiały i odważny prawdę jej doświadczenia”, tamże, s. 436. W liście do H. Weaver (26 XI1926): „Znaczna część egzystencji ludz­ kiej upływa pod znakiem stanu, którego nie oddaje żywy język, okle­ pana gramatyka ani żywa fabuła” (J. Joyce, Listy, t. II, dz. cyt., s. 176).

174 Psychoanaliza jako psychoza

Biorąc pod uwagę tylko te aspekty Finnegans Wake, widać, że spotkania Lacana z Joyceem, których mityczno-faktyczny wymiar przywołuje w wykładzie kongresowym (S XXIII, s. 162),

były niemożliwe do uniknięcia94.

Jacques-Alain Miller wyraził nadzieję, iż nadejdzie taki

moment, w którym Lacan czytany będzie tak, jak czytany jest na wydziałach uniwersyteckich Joyce (S XXIII, s. 215), a więc poprzez deszyfrację odniesień, odsyłanie do namnażających się katalogów możliwych cytatów, wskazywanie źródeł, uka­ zywanie genealogii czy pokazywanie kolejnych wariacji tego samego tematu lub logionu. Nieuniknioność co do nadejścia ta­

kiego dyskursu uniwersyteckiego łączy się z przeświadczeniem

o zbędności literatury po Joysie (co nie znaczy, że nie należy czy nie można tworzyć literatury tak, jakby nie było Finnegans Wake albo jak pisało się przed Joyceem), i analogicznie zbęd­ ności psychoanalizy po Lacanie (co nie znaczy, że psycho­ analiza już nie działa, o ile działała kiedykolwiek, bowiem z jej działaniem jest jak z dyktaturą proletariatu: działa skutecznie,

kiedy okazuje się zbędna). By wskazać wartość takiego rodzaju lektury Joycea, odwołam się do jednego rozdziału z Finnegans

Wake, wskazując tym także na jedno ze znaczeń Lacanowskiego spożytkowania letter-litter95.

94

Lacan nie mógł spotkać Joycea w Paryżu w 1918 roku, jak mówi w wykładzie. Można, tak jak Miller, uznać ten błąd za przygodne

nałożenie się na siebie wspomnień psychoanalityka, ale może być też emblematyczną figurą narracji Lacana o Joysie (zob. L. Thurston, 95

lames Joyce and the Problem of Psychoanalysis, dz. cyt., s. 18-20). Zachęcam czytelnika do sięgnięcia po Finnegans Wake, a także po wersję polską (również inne wersje, w szczególności francuską).

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 175

1132. Czytanie Listu Piąty rozdział pierwszej księgi Finnegans Wake - tytułowany przez pierwszych komentatorów i krytyków dzieła Joycea jako

Manifesto Anna Livia Plurlabelle, Mamafesta, Hen lub po prostu Letter - powstał stosunkowo wcześnie (opublikowany pierwot­ nie w piśmie „Criterion” w 1925 roku). Niemniej jednak jego ostateczna wersja książkowa uległa subtelnym, choć mającym

daleko idące konsekwencje dla całości dzieła przeróbkom96. Zaczyna się od inwokacji do Anny Livii Plurlabelle - głów­ nej postaci kobiecej w Finnegans Wake - zaczerpniętej na wzór

dwóch wielkich religii monoteistycznych: islamu i chrześcijań­ stwa, ale także jako do bogini wielkiej rzeki i matki wszystkich ludzi. List Anny Livii dotyczyć ma w istocie niejasnej przewiny

jej męża, a ona chce oczyścić go z zarzutów i treść tego listu pojawia się w księdze IV (615.12- 619.19), chociaż można „po­ kazać”, że sam tekst Finnegans Wake jest treścią właściwą listu

spisanego przez Shema (jednego z bliźniaków, synów Anny Livii), a przekazanego w postaci materialnej potencjalnym czy­

telnikom przez Shauna. Kobiecy manifest (stąd Mamafesta) bę­ dzie tytułowany 312 nazwami, które wypełniają strony 104-107.

Każda z tych nazw ewokuje mniej lub bardziej istotny temat

całości. I tak mamy przywołany sam tytuł książki, który Joyce zachowywał w tajemnicy niemal do czasu publikacji (Lappsfor Finns This Funnycoons Week, 105.21), inny sugeruje przewijający się przez książkę motyw irlandzkiego żołnierza strzelającego

do rosyjskiego generała w czasie wojny krymskiej (How the Buckling Shut At Rush In January, 105.21-22), jako homofonia 96 Zob. How Joyce Wrote Finnegans Wake, dz. cyt.

176 Psychoanaliza jako psychoza

Buckley shot the Russian General), jeszcze inny anonsuje motyw

egipski (How to Pull a Good Horuscoup even when Oldsire is

Dead to the Word, 105.28-29). Ostatnia nazwa-tytuł (107.1-7) ma wyrażać samą treść listu: zdemaskowanie oszczerstw kie­

rowanych pod adresem Humphreya Chimpdena Earwickera (męża Anny Livii i głównej postaci męskiej, występującej pod inicjałami HCE). Praca nad Listem, jak świadczą o tym ustale­ nia komentatorów Joycea97, zakończona na przełomie grudnia

i stycznia 1923/1924, modyfikowała plany odnośnie do całej

książki. Rozdział z manuskryptu zatytułowany The Delivery of the Letter, który nie pojawia się w I.5, stanowi konceptualny za­

lążek i słownikową podstawę dla III księgi, natomiast rozdział

The Revered Letter „przemieszczony” do księgi IV indukuje jej

dwie ostatnie części. W takim znaczeniu List stanowi rodzaj

metonimii Finnegans Wake jako obiektu literalnego, czegoś, co składa się z liter (letters), podlega procedurze czytania

i interpretowania oraz oddziałuje na adresata-czytelnika, aby w końcu ulec zniszczeniu i przekształcić się w strzęp i śmieć (litter) jako przedmiot materialny. Innymi słowy podlega he­

glowskiemu A ufhebung: w odpadkach zachowuje się i utrwala

źródłowy sens, którego poszukiwali alchemicy, filozofowie i wyznawcy różnych mitologii, a dzisiaj pracownicy przemy­ słu joyceowskiego. Dalsza część rozdziału I.5 (107.8-125.23) w pewnym sensie przedstawia metody takiego „czytania”98. 97

Podstawowym materiałem jest tu A First-Draft Version of Finnegans

98

Wake, red. D. Hayman, Cambridge 1963. Poniższy fragment to coś w rodzaju próby przełożenia na poziomie

znaczonego tekstu Joycea, tak jak po raz pierwszy próbowali to zrobić J. Campbell, H.M. Robinson, A Skeleton Key to Finnegans

Wake, London 1949. Jest to „streszczenie” opierające się i na samym

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 177

List zostaje opisany jako graf-wykres, coś, co jest narysowa­ ne, co zostało wygrzebane ze sterty śmieci przez kurę (111.5-24)

(stąd także nazwa rozdziału Hen). Jakkolwiek jego treść wydaje się zagmatwana, dotyczy ona ostatecznie spraw rodzinnych i oddziaływania rodzinnej organi­

zacji na całość społeczeństwa (temat Giambattisty Vico z Nauki

nowej, gdzie małżeństwo jest źródłową instytucją ludzkości). Związki rodzinne określają, w jaki sposób społeczeństwo prze­

kazuje z pokolenia na pokolenie poczucie dobra i zła (107.32-35). Pytanie, kto go napisał (107.36-108.1)? Raczej niż pochopnie odpowiadać narracja zaleca czytelnikowi cierpliwość. Wiele

historycznych przykładów cierpliwości zostaje przywołanych.

Być może list był efektem działalności radionadawcy bądź autora słuchowisk (108.22).

Narracja sugeruje kolejne podejście, często stosowane we współczesnych genetycznych interpretacjach Finnegans Wake. Nie analizujemy tekstu, ale jego początki, źródła i paralogizmy

(109.1-36). Zdaje się, że list był wiadomością z Bostonu (Mass.) dla Dear Maggy (111.10-11) komunikującą informacje dotyczące wesela i pogrzebu pośród znajomych autora-nadawcy i koń­

czył się najczulszymi pozdrowieniami dla bliźniaków (Shem

i Shaun), choć w miejscu podpisu znajdowała się plama po herbacie. Ale list jest ważniejszy, niż się wydaje: jako pismo

z Bostonu (Mass.) pochodzi z the Boss’s Town, Nieba repre­

zentowanego przez Mass (miejsca odbywania mszy). Jest więc

oryginalnym tekście Joycea i jego polskiej wersji K. Bartnickiego, i komentarzu-streszczeniu z E.L. Epstein, A Guide Through Finnegans Wake, University of Florida 2009, s. 53-56 (cytaty wedle wydania oryginalnego Finnegans Wake).

178 Psychoanaliza jako psychoza

wiadomością z góry. Jest także samym Finnegans Wake, tekstem

zaczynającej się od „Reverend” a kończącym się na „the”. Słowo

„riverrun” jest pierwszym słowem w książce, a ostatnim jest „the”, co jest dostatecznie podobne do słowa „tea” (herbata). Ostateczna wersja listu (615.12-13) zaadresowana jest do „Dear

Reverend Majesty”. Dlaczego powierzchnia listu jest tak zagmatwana? Odpo­ wiedź - za sprawą tego, że list był zakopany w kopcu (111.28-30):

„jeśli negatywowi przydarzy się rozpuścić podczas wysychania,

zarys konia staje się kombinacją fragmentów portretu konia”.

Narracja ostrzega skonfundowanego czytelnika: czujesz się zagubiony w lesie?, wydaje ci się, że Finnegans Wake jest zwykłym składem słów?, powtarzasz za Poundem, przyjacie­ lem i krytykiem Joycea, który pisał „nazwij mnie sukinsynem,

jeśli mam najbledsze pojęcie, o co w tej książce chodzi”. Jednak

Pound i inni zawiedzeni czytelnicy są zapewniani, że o ile ucze­ ni mogą opanować tekst, który wszystko wyjaśni, poszukujący

czytelnik wyprowadzić może całkiem sporo sensu ze stosu

odpadów (112.6-8). Następuje dalej długa i uczona analiza listu, skoncentrowana na wyglądzie liter, papieru i innych detali za­

pisu. W ogóle nie ma mowy o samej treści listu - podobnie jak w przypadku genetycznych czy postmodernistycznych egzegez Finnegans Wake, co z przekąsem podkreśla Epstein.

To, co dotyczy treści tekstu, pojawia się w wierszach 113.11-22;

wszystko, co chce powiedzieć piszący list, ma ujawnić boską prawdę o nim (o HCE - pisze „kobieta” schwrites) - głównie

jak widzieć całość jego życia, jak istniały w nim trzy osoby (prawdopodobnie dwóch synów i ich połączenie, Shimar Shin

z Wiłlingdone Museyroom). Taniec z ładnymi dziewczętami

był jego jedyną słabostką, ale „honi soit qui mal y pense” albo

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 179

jej słowami: „kochaneczki nosiły kwitnące majty” (113.16-17).

Jej tolerancyjna postawa wobec słabostek męża jest zrozumiała:

z rozdziału Anna Livia (1.8) dowiemy się, że sama podsuwała mężowi młode dziewczęta, głównie po to, by wyrwać go z od­ rętwienia i apatii.

Następnie czytelnik dowiaduje się, że tekst jest portretem artysty (114.32) („a poor trait of the artless”), zostaje wprowa­ dzony w długą i błyskotliwą analizę kazirodztwa imitującą Freuda (incest w nękanym poczuciem winy umyśle HCE): my,

przerażający starzy psychole albo psychoanalitycy, roztacza­ my groźne wizje jungowsko-freudowskie naszych zepsutych

umysłów dla młodziutkich Alicji, które nie są jeszcze w sta­ nie stawiać oporu (115.21-23). Analizowane jest pojęcie „ojca” przez napalonych pederastów, co wzbudzić ma zainteresowanie

czytelników i innych kreatur (115.24-28): nasi ojcowie dają nam jeść, ale także zabijają nas. Poza tym młode dziewczęta preferują seks z krewnymi z linii ojca jako opozycyjnej dla

linii macierzyńskiej. Narracja przedstawia tu nadzieję HCE, że

jego córka wołałaby uprawiać seks z nim niż ze swoim bratem.

W wierszu 120.13-14 pojawia się „idealny czytelnik cierpiący

na idealną bezsenność” - wymarzony dla lektury Finnegans Wake. Mamy tutaj analizę listu opartą na modelu Edwarda Sullivana opisującego Księgę z Kells (Book of Kells). Jak wia­ domo, Joyce zachwycał się średniowieczną maestrią dzieła

i sugerował, że Finnegans Wake sporo mu zawdzięcza, a szcze­ gólnie wspaniale dekorowanej stronie Tunc (122.22). Narracja Joycea wypełniona jest bibliograficznymi i ikonograficznymi detalami, dopełniana opisami symboli typograficznych, ma­

gicznych liczb 432 i 1132 (119.26) i kryptograficznych analiz

sekretnego alfabetu tekstu (119.10-123.10).

180 Psychoanaliza jako psychoza

Podczas tych uczonych i oderwanych od tematu dyskusji wprowadzeni są Czterej Starcy reprezentujący najgorszą odmia­

nę pedanterii (122.11-19). Czterej Starcy to także autorzy czterech Ewangelii, często pojawiający się na kartach Book ofKells. Tutaj występują jako awanturnicy, przekupnie z Rubaiyaty skupieni na

piciu wina (122.11). Fałszywi ewangeliści grają w karty, możliwe, że w wista w oryginalnej wersji. Gra ma oczywiście symboliczne

znaczenie: zagrywka szóstką kier (prawdopodobnie) zbita jest królową kier, która zbita jest królem kier. Przeciwnik wygrywa, gdy król kier przebity zostaje pikowym. Symboliczny przekaz

mówi: miłość zostaje pokonana przez śmierć (122.13-19). Ta karciana gra stanowi wedle Epsteina najbardziej za­ gęszczone miejsce tekstu. Przywołując wyczerpujące i paradne

komentarze krytyków poświęcone stronie Tunc jako modelowe dla tekstu (122.20-123.10), Joyce porównuje je z wypowiedziami

psychoanalityków. Bawiły go spory między zwolennikami Jun­ ga i Freuda. Joyce niejako drwi z Junga i Freuda, praktykujących

swoje metody na Lewisie Carrollu i na jego dziele (115.21-23). Mało zabawna analiza psychoanalityków jest kontynuowana, a Freud i Jung połączyli się w amalgamacie Tung-Toyd.

Znaki akcentowe na manuskrypcie opisane są jak dziury

wyryte widelcem przez uczonego profesora (123.30-124.34). W tym miejscu komentatorzy Joycea mogą poczuć się nie­ swojo: oto święty-Joyce przewidział, jak wykłady i teksty jemu poświęcone stają się ostatecznie zabawą krytyków i komenta­ torów. Narrator zauważa, że głodni uczeni biorą mylnie po­

dzwonne za dzwonek sprzedawcy bułeczek, czyli uczeni biorą

dzieła literatury, które zostały napisane krwią, potem i całym

życiem pisarzy, za rozważne przemyślenia dla akademików z Joyce industries.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 181

Ostatni paragraf rozdziału opisuje genezę listu. Czterej Star­

cy sugerują, że list został napisany przez biblijnego Hama, od­ rzuconego syna Noego, który widział nagość ojca, gdy ten spał

pijany (125.1-2). Ujawnienia słabości ojca, które mają miejsce w rozdziale poprzedzającym i następującym po I.5, sugerują, że to rzeczywiście Ham mógł spisać kroniki ojca. Jednak tak nie jest, Ham jest Shaunem, który nie pisze listów, a jedynie

je doręcza. Prawdziwym autorem zapisu listu Anny Livii o jej

mężu jest jej syn Shem, zaanonsowany przez zdanie: „How do you do today, my dark sir?” - zapisane na poziomie homofonii

w języku rosyjskim: „Kak wy pożywajetie, moj czerni gospodin?” - które w Finnegans Wake w różnych transformacjach

pojawia się jedenaście razy. Jak zauważa Epstein, sugerować może ono także pogardę Shauna dla nieczystego brata, który

pisze tylko po to, by zarobić na napitek.

Oczywiście z powyższego komentarza możemy wynieść

tylko tyle, że komentowany tekst wymaga powtórnej lektury.

W przypadku Finnegans Wake jest to podstawowa charakte­ rystyka wiążąca tekst i jego interpretację, „dzieła napisanego nie po to, by je rozumieć, ale po to, by je czytać”, jak z kolei

o swoich Pismach powiadał Lacan. W tym miejscu możemy powrócić do kwestii lalangue.

1133. Joyce ne donnę pas sa langue au chat... Powyższe sformułowanie to wyrażenie idiomatyczne języka

francuskiego, które oznacza niepoddawanie się w poszukiwa­ niu rozwiązania jakiegoś problemu, kontynuowanie robienia

czegoś, co dla wykonującego podmiotu nie jest łatwe. Joyce

182 Psychoanaliza jako psychoza

kontynuuje pisanie-tworzenie Dzieła w toku w latach 30., na­

trafiając na coraz większe trudności i przeszkody, „nie daje jednak języka kotu”, jak dosłownie można byłoby przełożyć

powyższą formułę. Przynajmniej tak pisze Sollers w tekście, do którego na samym początku seminarium nawiązuje Lacan:

„Joyce musiał pisać po angielsku, niewątpliwie, jak powiedział

to w Tel Quel ktoś, kto mam nadzieję jest w tym zgromadzeniu,

Philippe Sollers, [Joyce] pisał po angielsku na sposób taki, że angielski już nie istnieje” (S XXIII, s. u)99. Co więcej, Joyce

„oddał kota diabłu”. Autor Ulissesa mniej znany jest jako pisarz książek dla

dzieci, właściwie jednego opowiadania, ale za to bardzo uda­ nego100. W liście do swego wnuka Stephanea z sierpnia 1936 roku Joyce zapisał opowiadanie później nazwane Kot i diabeł,

opowiadanie o chytrości, pomysłowości i przemyślności (cunning) człowieka w relacji z diabłem. W Beaugency, mieście nad

Loarą, jego mieszkańcy kiedyś cierpieli z powodu braku mostu.

Dowiedziawszy się z gazety diabeł, który „zawsze czyta gaze­

ty”, zaoferował swe usługi - za wybudowanie pięknego mostu,

który dzisiaj możemy w Beaugency podziwiać, zażądał swoim zwyczajem, ażeby pierwsza osoba, która go przekroczy, stała

się jego własnością. Przemyślny burmistrz Beaugency dzielący

z diabłem swoiste zamiłowanie do przepychu miał już gotowy plan. I kiedy rankiem następnego dnia wszyscy mieszkańcy

Sollers: „Joyce się nie poddaje (ne donnę pas sa langue au chat). Nie pisze w «jejęzyku» (w sensie Lacana) ale w ięzykach (lelangues): przeskakującym, tnącym, pojedynczej liczbie mnogiej”: P. Sollers, ¡oyce et Cie, dz. cyt., s. 90. 100 Co wielokrotnie potwierdziła moja córka Sara.

99

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 183

miasta z fascynacją i trwogą oglądali wspaniały most, na które­ go drugim końcu czekał diabeł, nadszedł burmistrz z wiadrem

wody i kotem na ramieniu. Gdy stanął na moście, wszyscy mężczyźni wstrzymali oddech i wszystkie ko­

biety wstrzymały swe języki. Burmistrz postawił kota na moście i - chlust! - szybko jak błyskawica wylał na

niego całe wiadro wody. Kot, który nagle znalazł się po­ między diabłem a wiadrem wody, równie błyskawicznie podjął decyzję: z opuszczonymi uszami przebiegł przez most i wpadł w ramiona diabła101.

Rozeźlony diabeł zadowolić musiał się kotem, dla którego był jednak bardzo przyjazny, a mieszkańcy miasta odetchnęli

z ulgą, mogąc spokojnie przejść na drugi brzeg Loary. W post­

scriptum listu Joyce dodaje, że diabeł najczęściej mówi we własnym, przez siebie wymyślanym języku, który nazywa się

bellysbabble, w chwilach jednak złości potrafi „biegle mówić kiepską francuszczyzną, choć ludzie, którzy go słyszeli, twier­

dzą, że ma silny akcent dubliński”102. Oprócz tego, że mamy tu doskonałe opowiadanie, mamy

także dokument, na podstawie którego wyprowadzić można wnioski odnośnie do traktowania przez Joycea języka, który poddaje coraz większemu przekształcaniu (w połowie lat 30.

Finnegans Wake jako materiał było gotowe, proces formowania

101 J. Joyce, Listy, tom II, dz. cyt., s. 295. 102 Na temat tego opowiadania urocza książeczka C.G. Sandulescu, L. Vianu, The Devil in Corsica. Work in Progress, Joyce Lexicography, 1.124, Bucharest 2016.

184 Psychoanaliza jako psychoza

go w języku trwał jednak nadal). Obraz jest aż nadto wyraźny. Joyce otoczony językiem francuskim pisze w swoim bellys-

babble. To, co w idiomatycznym wyrażeniu francuskim trans­

mituje rezygnację (dawanie języka kotu), zostaje odwrócone (kot biegnie w ramiona diabła). Tak więc Joyce „traktuje słowa

jak rzeczy”103104 , z tym zastrzeżeniem, że w trakcie wymyśla­ nia „własnych języków” procedurę takiej podmiany, w istocie

semiotyzację rzeczywistości, opanował do najdrobniejszego szczegółu, o czym świadczyć ma Finnegans Wake jako przed­ miot materialny.

W doświadczeniu psychotycznym, kiedy nieprzerwany po­ tok znaczącego odzyskuje niezależność, „znaczące zaczynają

mówić, śpiewać” (SIU, s. 538) - Joyce, dzięki swojej sztuce pisarskiej, opanował mowę, śpiew i szum znaczących, w ta­

kim znaczeniu, że sprowadził je na powrót w język, w języki, w symboliczne. Ową rozwartość (béance)'0* realnego wypełniał

na nowo wynalazkiem swojej mowy: bellysbabble. Dlaczego jednak, jak powiada Sollers, nie pisze w jejęzyku? 103 Artykuł Junga o Ulissesie (1932), w którym pojawia się ta konstata­ cja - cecha charakterystyczna schizofrenii - stała się przesłanką, na której autor Misterium coniunctionis buduje rozumowanie, w którym nie tyle chodzi o zdyskredytowanie Joycea jako „obłąkanego”, ale wskazanie na to, że Ulisses, a metonimicznie także jego autor, zrywa komunikację, co uniemożliwia wejście w proces przeniesienia będą­ cy warunkiem psychoanalizy: Joyce jest nieanalizowalny. Byłaby to także odpowiedź Junga na wspomnianą odmowę Joycea poddania się psychoanalizie, która stała się jednym z motywów u Lacana. 104 Lacan często używał terminu béant, pisząc o realnym - słownik Blocha i Wartburga przydaje się do wyjaśnienia tego powiązania. Etymologicznie słowo to pochodzi od bayer oznaczającego otwarcie

czy rozwarcie ust, a także „pożądliwie pragnąć”.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 185

Termin jęjęzyk pojawił się u Lacana na początku lat 70., właściwie jako „udane przejęzyczenie”. Lacan wspomina histo­

rię powstania Słownika psychoanalizy (który ukazał się w roku 1967), jako zadaniu powierzonego

dwóm najlepszym gościom [chodzi o Jeana Laplan-

chea i Jean-Bertranda Pontalisa], którzy mogli wy­ konać doskonałą robotę: słownik filozofii. Co mówię: słownik psychoanalizy! Widzicie przejęzyczenie. Warte Lalandea... Lalangue - jak teraz zapiszę (...) zapiszcie: lalangue łącznie, jednym słowem. Odtąd tak to będę

zapisywał (S XIX, seans z 4 XI1971). Ten żart słowny - skojarzenie z André Lalande’em, autorem jed­

nego z najważniejszych słowników filozofii w XX wieku, słowa la langue na poziomie homofonii - staje się okazją dla kolejne­

go rozwinięcia logionu: l’inconscient est structuré comme un lan­

gage105 i odróżnienia mowy (le langage) od języka (la langue)106.

Jejęzyk wchodzi do słownika Lacana i odgrywa niebagatelną

rolę w drugim klasycyzmie. Najogólniej mówiąc, jest to figura języka macierzystego (polski język ojczysty od razu powołuje ojca jako prawodawcę, a w tym ujęciu chodzi o swoistą anarchię,

stan sprzed albo obok edypalizacji, która w psychoanalizie jest ściśle powiązana z wejściem podmiotu w mowę), tym, co 105 Seminarium Le Savoir du psychanalyste miało trochę inny charakter niż równoległe z nim ... ou pire, z tego powodu, że było „przeznaczo­ ne” dla psychiatrów i odbywało się w szpitalu św. Anny, czyli tam, gdzie Lacan w latach 50. zaczynał działalność seminaryjną.

106 Zob. M. Gusin, Jasność z miłości do języka, w: J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. ix-x.

186 Psychoanaliza jako psychoza

istnieje w każdym języku jako nieprzekładalna nadwyżka, jako to, co nie daje się sformalizować, co nie ma funkcji komuni­

kacyjnej (może mieć ewokacyjną, retoryczną czy estetyczną, acz nie musi) - ciemna energia języka w lingwistyce107, jeśli można użyć takiego terminu wziętego ze słownika fizyki, a co

w psychoanalizie zostaje wychwycone („ucho Freuda”). Dzięki istnieniu tegoż jejęzyka marzenie senne może przekształcać się w rebus: kiedy opowiadam sen, podatność języka na gry słowne nie tylko jest warunkiem jego objaśnienia (Deutung),

ale przede wszystkim warunkiem powodzenia (bądź porażki)

jego artykulacji108.

W L’Étourdit sławne zdanie, iż „Jeden język pośród innych nie jest niczym więcej niż sumą (intégral) ekwiwokacji, którym

jego historia pozwoliła przetrwać” (AE, s. 490), wskazuje też na zakres działań analitycznych. W praktyce psychoanalitycz­ nej posługiwanie się dwuznacznościami, ekwiwokacjami czy homonimiami ma bardzo określony cel: chodzi o ukazanie

za danym sformułowaniem czy zwrotem innego terminu in­ nego znaczącego, które prowadzić ma do wyzwolenie jądra

symptomu poprzez wywołanie nowego łańcucha znaczących, w którym nastąpi metonimizacja jouissance, albo odwrotnie, jej rozchwianie i zerwanie (w języku francuskim o takie homo-

fonie dosyć łatwo, są niejako wpisane w jego fonetykę: „non-

-dupes errent” = „noms du père”, „jeune homme” = „je nomme”

„deux” = „deux”, „Gestapo” ~ „gest à peau”, Si ~ essaime to

107 O problemie lalangue dla językoznawstwa zob. J.-C. Milner: LAmoure

de la langue, Paris 1978. 108 Nawiasem mówiąc, czy nie jest to jeden z powodów wyjaśniających

odmienne losy i recepcje psychoanalizy w różnych językach?

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 187

kilka z ogromnej ilości przykładów obecnych w seminariach

i pismach Lacana). Joyce natomiast, stale ironicznie zdystanso­ wany wobec „Jungfraudś Messongebook” (FW, 460.20), pod­ kreślał swoistą obecność symptomu poprzez wskazanie tego, iż jest on zawsze obraźliwy dla zdrowego rozsądku, dla zwyczajo­ wego rozumienia znaczeń, dzięki któremu skądinąd możemy

się komunikować i porozumiewać, i którego zawieszenie grozi nieodmiennie szaleństwem. Ów zdrowy rozsądek nie jest jed­

nak czymś naturalnym i uniwersalnym, jest skutkiem dyskursu, jak z kolei podkreśla Lacan, wytwarzanym poprzez zlokalizo­ wanie różnego rodzaju sposobów zaspokojenia w otoczeniu

społecznym przez ów dyskurs wiązanym. W tym znaczeniu sens jako proces językowy powiązany jest z jouissance - taki jest postulat psychoanalizy na poziomie praktyki109. Lacan, w ostatnim seansie z Encore mówi:

Jejęzyk służy do wszystkiego za wyjątkiem komunikacji. Co pokazało nam doświadczenie nieświadomości, o ile jest ona stworzona z jejęzyka, tego jejęzyka, o którym wiecie, że zapisuję go jednym słowem, aby wskazać to,

z czym każdy z nas ma do czynienia, jejęzykiem zwanym macierzystym i wcale nie na darmo (...). Jeśli mówię, że mowa jest tym, jak nieświadomość jest ustrukturowana, to

dlatego, iż mowa zasadniczo nie istnieje. Mowa jest tym, co próbujemy poznać, odnosząc się do funkcji jejęzyka (...).

Nieświadome jest świadectwem wiedzy, jaka w większej części umyka byciu mówiącemu. Bycie takie daje okazję, 109 Zob. C. Soler, Lacan, lectuer de Joyce, dz. cyt., s. 132-135.

188 Psychoanaliza jako psychoza

by zdać sobie sprawę, gdzie sięgają efekty jejęzyka, przez

co prezentuje wszelkiego rodzaje afekty pozostające za­

gadkowymi. Afekty te są tym, co jest wynikiem obecności jejęzyka jako tego, co artykułuje on z rzeczy, które wykra­ czają daleko poza to, co bycie mówiące wnosi z wygłasza­

nej wiedzy. Mowa bez wątpienia jest stworzona z jejęzyka. Jest mozolną pracą (élucubration) wiedzy nad jejęzykiem.

Ale nieświadome jest wiedzą, umiejętnością postępowania

(savoir-faire) z jejęzykiem. A to, co potrafimy robić z jeję­

zykiem, wykracza daleko poza to, z czego możemy zdać sprawę przy pomocy mowy (S XX, s. 126-127).

Oto więc prawdziwa „definicja” jejęzyka: łożysko mowy, z któ­ rego wywodzi się jej część afektywna, jouissance (stąd też może

być nazwany macierzystym). Zdaniem Sollersa Joyce nie pisze w jejęzyku dlatego, że go multiplikuje (stąd neologizm lëlan-

gues). Lacan rozumie to sformułowanie jako nawiązanie do élation - euforii, o której mówi się, że jest symptomem tego, co w psychiatrii nazywa się manią: „Manią jest w istocie to, do cze­ go podobne jest ostatnie dzieło Joycea (...), mianowicie Finne-

gans Wake” (S XXIII, s. 12). Zajmować go będzie przeto nie tyle

wiedza włożona i wyłożona w Finnegans Wake (czym zajmuje się „przemysł joycowski”), ale umiejętność postępowania (savoirfaire) Joycea z językiem i jejęzykiem. W związku z tym ostatnim

Lacan niejako w sposób naturalny mógł połączyć Joycea z kon­

cepcją węzła boromejskiego, która zajmowała go od Encore110 -

umiejętność postępowania, know-how odnośnie do „ciemnej

110 O roli węzła boromejskiego w tym seminarium zob. J.-A. Miller, Notice de fil en aiguille, w: S XXIII, s. 217-220.

Saint Homme James Joyce (albo sam James Joyce) 189

energii lingwistyki” nie mogą być już oddawane w zwyczajowej mowie, nawet mowie Lacana; sięga przeto do „pokazywania”,

węzła boromejskiego, będących „inną formą zapisu” niż to, co

„nie przestaje się nie zapisywać” przez wypowiadanie111. I to w istocie oznacza Joyce le sinthome: umiejętność radzenia sobie z tym, czego nie można zawrzeć w żadnej mowie, zapisać przy pomocy jakiejkolwiek formalizacji, ująć w jakikolwiek dyskurs.

Można byłoby więc powiedzieć, że chodzi o sztukę - zapewne tak, ale pod warunkiem, że jest sposobem życia i rzemiosłem

równocześnie, czyli tym, co w tradycji greckiej nazywało się sophies, a co Lacan, nie bez związku z Finnegans Wake, nazwie

folisophie „mniej przygnębiającą niż Księga zwana Księgą Mą­ drości w Biblii” (S XXIII, s. 128).

s Ilustracja sinthome na planie węzła boromejskiego z czterema pierście­ niami (S XXIII, s. 94).

111 W takim sensie jejęzyk, mathem i węzeł boromejski stanowią wy­

różniki drugiego klasycyzmu.

190 Psychoanaliza jako psychoza

ROZDZIAŁ III Psychoanaliza jako forma paideia

By the light of philophosy, (and may she never folsage us!) things will begin to clear up a bit one

way or another within the next quarrel of an hour

and be hanged to them as ten to one they will too...

James Joyce, Finnegans Wake

Psychoanaliza zajmuje szczególne miejsce pośród wielkich dyskursów XX wieku. Ze względu na swoją specyfikę, będąc

zamysłem teoretycznym i konkretną praktyką terapeutyczną, sytuuje się na trzech poziomach jednocześnie: jako zjawisko kulturowe, jako doktryna wiedzy i jako system kształtujący sieć

wzajemnych relacji między jednostkami. O ile pierwszy poziom jest sprawą podejścia historycznego, które mogłoby sklasyfiko­

wać różne formy owego zjawiska i zaprezentować je w postaci,

powiedzmy, głównych nurtów psychoanalizy, o tyle dwa kolejne taką prezentację mocno utrudniają. W odróżnieniu na przy­ kład od marksizmu, którego siła oddziaływania była przecież

znacznie rozleglejsza, psychoanaliza działała subtelniej i, rzec można, głębiej. Nie chodzi tu tylko o to, że główne odkrycie

psychoanalizy i przedmiot jej badań: nieświadomość jest tym,

co warunkuje i określa status poznającego podmiotu (doktryna

Psychoanaliza jako forma paideia 191

wiedzy)1, ale także o to, iż w swojej najbardziej wyrafinowanej

postaci aspiruje ona do tego, co w kulturze starożytnej oznaczał termin paideia. Paideia bowiem odnosi się do kształcenia i wy­ chowania, oznaczając metody i techniki, wedle których dokonu­ je się „obróbka” dzikusa, czyniąca z niego istotę cywilizowaną, ale odnosi się także ów termin do samego procesu, w którym

metody i techniki są praktykowane (analogicznie jak w przy­ padku ujawniania wiedzy absolutnej w Fenomenologii ducha). Pierwsza analogia zdaje się tu oczywista: psychoanaliza jest pro­

cesem obróbki seksualności czy libido - owego dzikusa, który chciałby funkcjonować wedle zasady rozkoszy; powiedzmy od razu, że jest to nietrafna analogia. Druga analogia kojarzyłaby

psychoanalizę jako praktykę quasi-medyczną, w której leczenie opiera się na rozmowie, a przez to i na kształceniu (w znaczeniu

paideios) analizowanego odnośnie do jego dolegliwości. Grecka medycyna jako paideia polegała na pouczaniu chorego, wprowa­

dzaniu go w sztukę medyczną; co więcej, panował także pogląd,

iż kryterium prawdziwego leczenia, które opanowali nie lekarze-niewolnicy, ale posiadający wiedzę doktorzy (rozróżnienie występujące na przykład w Prawach Platona), polega na uzgod­

nieniu medycznego poznania, w które chory jest wprowadzany,

z tym, co on sam o swojej chorobie może sobie przypomnieć2.

1

Jeden l podstawowych zarzutów, wspólny zresztą wobec marksizmu,

2

mówi, że doktryna ta jest ideologią w tym znaczeniu, że każde wobec siebie krytyczne twierdzenie rozpoznaje jako uwarunkowane tym, czego wygłaszający je oponent nie rozpoznaje - nieświadomym. W tym sensie nie poddaje się krytyce - motyw niefalsyfikowalności i ideologiczności spotykają się na tym samym poziomie. Por. W. Jaeger, Paideia, tłum. M. Plezia, H. Bednarek, Warszawa 2001,

s. 523-526.

192 Psychoanaliza jako forma paideia

Trzecia analogia odsyła do pojmowania psychoanalizy jako

sposobu przekształcenia istoty ludzkiej nie wedle warunków

narzuconych mu z zewnątrz, nie w celu przystosowania go do,

powiedzmy, umownie panującego porządku, ale zgodnie z tym, co uznaje ona za prawdę o sobie, która ujawnia się nie tyle

na końcu analizy, co w samym jej procesie; przekształcenie to oczywiście ma wymiar etyczny - byłaby to „etyka” psycho­

analizy. Czwarta analogia polegałaby na traktowaniu koncepcji

wywodzącej się od Freuda jako praktyki stricte wychowawczej, dyscypliny, która działa od dołu, rozpoznaje i od razu tamuje

pragnienie, jakkolwiek jest ono konceptualizowane, ale nie na zasadzie represji, a systematycznego wygaszania. Jak wiadomo,

takie rozumienie psychoanalizy stało się przedmiotem rozbu­

dowanej krytyki w latach 70. XX wieku we Francji (R. Castel, G. Deleuze, F. Guattari, M. Foucault), która odbiła się też na koncepcji Lacana.

Aby uzasadnić stosowność i ograniczenia owych analogii, należy uszczegółowić obydwa terminy. W kontekście anty-

filozofii Lacana jego pojmowanie paideia stanowi doskonałą egzemplifikację konstytuujących jego dzieło różnic z Freudem.

111.1. Duch i litera psychoanalizy Wiadomo, że bez lektury Freuda Lacana zrozumieć nie sposób,

ale z drugiej strony, jakkolwiek rozciągać by zakres terminu

interpretacja, autor Rzeczyfreudowskiej Freuda nie interpretu­ je. Na czym więc polega „powrót do Freuda”, powrót do doktry­ ny wielowymiarowej, mającej kontynuatorów namaszczonych

słowem samego mistrza, a jednocześnie wątpliwej w obrębie

Duch i litera psychoanalizy 193

dyskursów nauki? Dla Lacana powrót polegał przede wszyst­ kim na przywróceniu znaczenia źródłowemu odkryciu Freuda, które z czasem, a mowa tu o latach 50. we Francji, w prze­

różnych wersjach psychoanalizy uległo prawie całkowitemu

zatarciu. Nazwą tego źródłowego odkrycia jest nieświadomość

i wszystko to, dzięki czemu możemy się do niej przybliżyć. Problem polega na tym, że nieświadomość będąca częścią apa­ ratu psychicznego jest równocześnie czymś najtrudniejszym do pomyślenia i w tym sensie najdalszym dla świadomości; nie jest jej przeciwieństwem ani jej mroczną mityczną stro­

ną, ale czymś, co posiada własną logikę i porządek. Freud od początku, od czasu swojego spotkania z histerią i przypadku

Anny O., przez analizę marzenia sennego, czynności pomył­

kowych czy dowcipu, po spekulacje nad topografią instancji psychicznych ową logikę próbował uchwycić. Historie leczo­ nych i opisywanych przez Freuda przypadków są nieodłączną

częścią tego przedsięwzięcia. Dlatego powrót do źródłowego

odkrycia wedle Lacana wymaga szczególnej lektury Freuda. Z jednej strony będzie to lektura wedle litery, czyli tego, co

w Seminarium I nazywa się „Freud linijka po linijce” - lek­

tura analityczna, a zarazem całościowa; Freud potraktowany jest jako fundator dyskursywności, którego doktrynę przyjąć należy w całej jej powadze. Otwierając swoje publiczne semina­

rium w roku 1953, co dało początek prawie trzydziestoletniemu

nauczaniu w szacownych paryskich instytucjach3, Lacan kreśli sugestywny obraz „mistrza lektury”:

3

W sensie instytucjonalnym i historycznym: od szpitala psychiatrycz­ nego Salpetrier przez ficole Normal Superieur po Panteon.

194 Psychoanaliza jako forma paideia

Mistrz przerywa milczenie czymkolwiek: szyderstwem, kopnięciem. W ten sposób postępuje mistrz buddyjski

w zen, poszukując znaczenia. Do samych uczniów na­ leży poszukiwanie odpowiedzi na ich własne pytania.

Mistrz nie naucza ex cathedra gotowej nauki, przy­ nosi odpowiedź, kiedy sami uczniowie gotowi są ją

znaleźć. Takie nauczanie jest odrzuceniem systemu. Odsła­ nia myśl w ruchu - na system niemniej narażoną, gdyż

z konieczności prezentuje oblicze dogmatyczne. Myśl Freuda dożywotnio otwarta jest na rewizję. Błędem jest

redukowanie jej do potocznych formuł. Każde poję­ cie posiada w niej własne życie. Niektóre z tych pojęć w danym czasie były nie do pomyślenia dla Freuda,

ponieważ stanowiły odpowiedź na pytanie postawio­

ne w innych terminach. Zrozumiemy ich znaczenie

tylko wtedy, gdy na nowo usytuujemy je w kontekście (S I, s. 9).

Stąd Lacan swoją lekturę Freuda będzie redefiniował, wpro­

wadzając w jej kontekst cały aparat lingwistyki, a później kon­ cepcje zaczerpnięte z geometrii i topologii. Intencje wydają

się jasne: chodzi o odkrycie Freuda, którego on sam w sposób pełny do końca sformułować nie mógł; lektura ma na celu

eksplikację tego, co w dziele zawarte jest implicite. Lacan wierny jest literze Freuda, choć nie jest to wierność komentatora ani interpretatora - to wierność analogiczna, przy zachowaniu

wszystkich proporcji, jaką św. Tomasz z Akwinu ma wobec

Arystotelesa. Pewne jest jednak, że wraz z taką lekturą Lacana dzieło autora Poza zasadą przyjemności uzyskało nowy wymiar,

Duch i litera psychoanalizy 195

co więcej - liczne trudności i paradoksy freudowskiej myśli w świetle takiej lektury uzyskują nowe życie4. Z drugiej strony będzie to lektura jeśli nie przeciw ducho­

wi Freuda, to przynajmniej w znacznym od niego dystansie. Litera Freuda zawarta jest w jego dziele pisanym, zamknięta

w Dziełach zebranych. Spadkobiercami zaś ducha byliby ci, którzy u Freuda terminowali i którym dał błogosławieństwo pod postacią wręczenia im sławnego pierścienia. O tyle to

interesujące, że Freud nie prowadził publicznego nauczania. Najpierw istniał model towarzystwa (Wtorkowe Towarzystwo

Psychologiczne), model, który Elisabeth Roudinesco nazwa­

ła platońskim, model spotkań, na których Freud jako mistrz otoczony był najbliższymi przyjaciółmi, częstokroć spokrew­

nionymi lub mogącymi wejść w obręb rodziny5. Później, po rozstaniu z Jungiem, powstał tak zwany Tajny Komitet, który stanowił rodzaj żydowskiego getta, jeszcze później Freud oddał całą władzę stowarzyszeniu IPA. Tak więc duch Freuda byłby

własnością IPA, jedynej instytucji, która w sposób legalny prze­ kazuje doktrynę psychoanalizy. Po roku 1927, gdy następowało coraz więcej rozłamów w łonie IPA, ów duch stawał się na

powrót udziałem wąskich grup. Po śmierci Freuda, po wejściu psychoanalizy na kontynent amerykański, do Stanów Zjedno­ czonych, gdy psychoanaliza stała się zjawiskiem masowym,

duch Freuda stał się abstrakcją, tym silniej legitymizującą tych, którzy instytucjonalnie zmuszeni są do jej podtrzymywania.

4

Zob. R. Boolhby, Death and Desire. Psychoanalytic Theory in Lacans

5

Tak bylo w przypadku Junga czy S. Ferencziego; zob. E. Jones, Sig­

Return to Freud, London 1991. mund Freud. Life and Work, t. II, London 1973, s. 61.

196 Psychoanaliza jako forma paideia

Jednym słowem „merkantylizacja” psychoanalizy i ja­ łowe walki, które musiała prowadzić na rzecz pewnego

statusu (...), mając za tło ducha współzawodnictwa, który wciągnął ją na drogę rywalizacji zarówno z la­

boratoriami psycho-farmakologicznymi, jak i z różnej

maści psychoterapiami, wszystko to przyczyniło się do tego, że zapomniano, czym było początkowo olśnienie wielkiej platońskiej uczty prowadzonej przez Freuda

na początku wieku6. W tym sensie powrót Lacana do Freuda jest sprzeciwem wobec

instytucjonalizacji psychoanalizy, sprzeciwem wobec martwe­

go ducha nieobecnego ojca7. Odwzajemniona niechęć Lacana do Marii Bonaparte, prawowitej głosicielki nauki mistrza we

Francji, doktrynalna walka z rozpowszechnianą za pośrednic­ twem Heinza Hartmanna w IPA ego psychology, a wreszcie

permanentne naruszenie zasad terapeutycznej praktyki szko­ leniowej doprowadziły do wykluczenia (w 1964 roku) Lacana z Międzynarodowego Stowarzyszenia Psychoanalitycznego.

I gdy trzy lata później ekskomunikowany zakłada Francuską Szkołę Psychoanalizy (w ramach tak zwanych działań forma­

cyjnych), trudno oprzeć się wrażeniu, że reaktywowany jest tu starożytny model szkoły8, model paideia, w którym ma być doświadczona „rozstrzygająca moc prawdy”. Model ten Lacan 6

E. Roudinesco, J. Derrida, Pochwala psychoanalizy, tłum. M. Loba, „Literatura na Swiecie” 2003, nr 3-4, s. 292.

7

Teoretyczne zmagania z psychoanalizą amerykańską i jej ucieleśnie­

8

niem w postaci ego psychology stanowiło przedmiot działalności Lacana w latach 50. Zob. B. Fink, Lacan to the Letter, dz. cyt., s. 38-62. Zob. E. Roudinesco, Jacques Lacan, dz. cyt., s. 450.

Duch i litera psychoanalizy 197

praktykować zaczął wcześniej - wraz z początkiem semina­

riów, a na poziomie doktryny zarysowuje się prawie od jego

pierwszych pism. Model ten tym bardziej staje się wyraźny, gdy spojrzymy na dzieło Lacana globalnie, dzieło składające

się z tego, co napisane (litery), i tego, co powiedziane - z pism i seminariów.

Milner w Dziele jasnym dokonał ważnego i użytecznego rozróżnienia dzieła francuskiego psychoanalityka na część ezoteryczną i egzoteryczną. W przypadku autorów starożyt­ nych, w szczególności Platona i Arystotelesa, wiemy o ich nauce

pisanej i wykładanej w Akademii i Lyceum. Dialogi Platona skierowane są przede wszystkim do ludzi pozostających poza Akademią, natomiast cała nauka ustna, jak można wniosko­

wać na podstawie listów, skierowana jest do wtajemniczonych, mających odpowiednie przygotowanie. Natomiast rozprawy Arystotelesa w większości stanowią zapis nauk ustnych przeka­

zywanych w obrębie szkoły, zapis sporządzany na dodatek przez

uczniów. Z Platona znamy jedynie część jego egzoterycznej na­

uki, z Arystotelesa - ezoterycznej. W takim sensie dzieło Freuda jest wyłącznie egzoteryczne (zapisy z posiedzeń Towarzystwa Wiedeńskiego wydają się w niczym nie naruszać tej opinii), zaś

u Lacana mamy część ustną i pisaną - problem w tym, co uznać za ezo-, a co za egzoteryczne. Na pisma Lacana składają się wła­

śnie Écrits wydane w 1966 oraz teksty napisane po tymże roku, a ukazujące się w specjalnie do tego powołanym piśmie (od 1968

roku), gdzie tylko Lacan miał prawo sygnować teksty, „Scilicet”9. Co do nauki ustnej, to przekazywana jest ona w postaci semina­ riów czy, jak zatytułowali to wydawcy, seminarium podzielonego 9

Zob. rozdział IV.

198 Psychoanaliza jako forma paideia

na księgi. O ile nauka pisana nie podlega kwestii co do jej au­ tentyczności, o tyle spór o seminaria trwa nadal (jak wiadomo,

jedynym legalnym spadkobiercą i wydawcą kolejnych tomów jest zięć Lacana J.-A. Miller); nie to jest jednak najistotniejsze.

Jeśli przyjąć, że w dziele część egzoteryczna jest dopełnieniem części ezoterycznej, wówczas, jak w przypadku Arystotelesa,

powiedzieć należy, że nauka skierowana do niewtajemniczonych,

egzoteryczna, jest zachętą (protreptikon) do podjęcia studiów ezoterycznych, czego warunkiem wstępnym jest wyjście poza

krąg doxa; nauka zaś ezoteryczna (właściwe życie teoretycz­

ne według Arystotelesa) jest sposobem formowania uczniów przez mistrza w pełnym znaczeniu słowa paideia10. Na poziomie

koncepcji czy doktryny część egzoteryczna nie wnosi nic nowe­ go i odwrotnie - część ezoteryczna konceptualnie koherentna jest z ezoteryczną. Oczywiście w tej ostatniej pojawić się może

wiele uzupełnień, wyjaśnień czy komentarzy tyczących „rze­

czy fachowych”, znanych w obrębie szkoły - dlatego też to ona jest dopełnieniem części ezoterycznej, ale w niej też znajduje

się wymiar paideia, mianowicie jako warunek wstępny, dzięki któremu uczeń wyrwać się może z doxa i skierować ku theoria (w przypadku paraboli jaskini u Platona zobaczymy dokładniej ten wstępny warunek). U Lacana wbrew pozorom ezoteryczne

nie są seminaria, ale pisma (czy jak precyzuje Milner: Scripta,

w skład których wchodzą i Écrits i „Scilicet”):

Seminaria Lacana są egzoteryczne, nie ezoteryczne; ezo­ teryczne są Scripta - w znaczeniu, w jakim ezoteryczny

10

Por. P. Hadot, Czym jest filozofia starożytna?, tłum. P. Domański, Warszawa 2000, s. 123-124.

Duch i litera psychoanalizy 199

jest korpus arystotelesowski. Te pierwsze utkane są z elementów protreptyki - aluzji, literackich bądź uczonych ozdobników, diatryb, dekonstrukcji doxa;

te drugie dążą do pozbycia się jej. Seminaria starają się pochwycić słuchacza (...) w punkcie wyobrażeniowości, w którym umieściły go okoliczności danego momentu; pochwyciwszy go, starają się przemieścić go

z tego naturalnego miejsca za sprawą gwałtownego

ruchu, który u Lacana, w odróżnieniu od Platona, przyjmuje raczej postać diatryby, jeśli nie inwektywy

(Lacan rozwinął technikę, którą nazwać można pro-

treptykiem negatywnym: pobudzić podmiot do wy­ rwania się z doxa poprzez strofowanie go. Technika

nie jest nowa: praktykowali ją cynicy, odnajdujemy

ją ponownie u Lewisa Carrolla, gdzie miła, uprzejma i reprezentująca najbardziej wiktoriańskie bezbarwne

opinie Alicja stale daje się obrażać przedstawicielom non-sensu, który jest symptomem realnego; odnajdu­ jemy ją wreszcie u surrealistów i w popisach Groucho Marxa). Scripta mogą oczywiście zawierać elementy protreptyczne, ale to, co jest w nich rozstrzygające, po-

zostaje wobec takich elementów obojętne: czytelnik

(...) musi rozszyfrować, ewentualnie między wierszami, tezę z porządku wiedzy11.

n

J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 24; (podkreślenie moje - ma ono pokazać jeszcze inną, której moim zdaniem Milner nie docenił, a być może rozmyślnie pominął, własność seminariów, także jako stenogramów myśli: anonsowanie realnego w postaci gier słownych). Zob. rozdział I.

200 Psychoanaliza jako forma paideia

Scripta są więc wehikułem doktryny, która sama w sobie jest „odsłanianiem prawdy” niemogącej być zawartą w jakiejkolwiek

wiedzy, na ich podstawie można natomiast rekonstruować strukturalne twierdzenia tej doktryny, a więc procedury docho­

dzenia do prawdy. Rozróżnienie Milnera jest o tyle ciekawe, że przyznaje pierwszeństwo właśnie literze, nauce pisanej. Wyda­ wać by się mogło, że na seminariach (później redagowanych, co

potencjalnie nadaje im różne wersje: oficjalna, wydawana pod egidą Millera, różni się od tej, którą znaleźć można na stronach ASP12), gdzie istniała komunikacja z obecnym mistrzem, ży­

wym słowem, tym, co w terapii analitycznej jest fundamentem, i jednocześnie tym, przez co następuje wtajemniczenie, gdzie

powstaje doktryna. W pismach mistrz jest nieobecny, a jego nieobecność, jak uporczywie będzie pokazywał Lacan od końca lat 60., staje się warunkiem możliwości ujawnienia prawdy.

Lektura Lacana wykracza w tym sensie poza ducha Freu­

da, natomiast lektura pism Lacana wymaga podwójnej pracy.

Można wiele powiedzieć o barokowym stylu lacanowskich Scripta, o udziwnionej retoryce, która może sprawiać wra­

żenie, że autor bawi się własną erudycją i formalnymi grami

słownymi, wobec których czytelnik pozostaje niemal bezradny.

Jednak takie wykorzystanie języka jest jak najbardziej celowe: nie chodzi tylko o wyrwanie czytelnika z przyzwyczajeń języ­

kowych (temu miała służyć część egzoteryczna), liczne cytaty niezaznaczone jawnie w tekście, aluzje literackie, aluzje do dzieł filozoficznych (zarówno klasycznych, jak i mniej zna­ nych), zestawianie ze sobą bardzo odległych autorów (jak na

przykład Balthazar Gracian i Nietzsche) mogą być uznawane 12

Skrajnym przykładem jest sprawa edycji Seminarium VIII.

Duch i litera psychoanalizy 201

za wersje lacanowskiej sofistyki, niepraktykowanej powszech­ nie w świecie psychoanalitycznym. Mimo całego długu Freuda

wobec literatury wykorzystywał ją w celach ilustracyjnych,

dawania przykładu i wskazówek objaśniających - na tym po­ legało jego zanurzenie w niemieckiej kulturze humanistycz­

nej13 - u Lacana jest niejako na odwrót: literatura ma raczej zbijać z tropu. Pod tym względem Écrits (i w nie mniejszym stopniu Scripta) stanowić mogą przedmiot wieloletnich badań

dla literaturoznawców. Rozwikływanie splotów zawiązanych

w tekstach stanowi już pracę samą w sobie, a praca ta ma

swoją stawkę: Słowo nie jest znakiem, ale węzłem znaczenia. I gdy

mówię na przykład słowo „kurtyna” (rideau), to nie

tylko przez konwencję oznaczania użytku z przedmio­ tu, który mogę odmienić na tysiące sposobów zamy­

sły, w jakich jest postrzegany przez robotnika, kupca,

malarza czy psychologa jako praca, towar, kolorowe oblicze czy struktura przestrzenna. Przez metaforę zasłony drzew, przez kalambur zmarszczek i śmiechu

wody (rides et ris de leau). Przez ustanowienie grani­ cy mojej dziedziny albo przy okazji parawan mojej medytacji w pokoju, który dzielę. Przez cud otwartej w nieskończoność przestrzeni, nieznanym na progu

albo podróżą w samotny poranek. Przez opętanie sceną, w której wychodzi na jaw obecność Agrypiny u konsula Imperium albo spojrzenie pani Chasteller

na przechodzącego Luciena Leuwena. Przez pomyłkę 13

Por. F. Kittier, Discourse Network 1800/1900, i przystającą

(albo kongruentną, co symbolizuje znak =) do możliwości utrzymania kreski pomiędzy znaczącym a znaczonym. Między innymi oznacza to, że znaczący nie wchodzi czy nie „faszeruje”

znaczonego27 - przy pomocy metonimii nie generuję nowego znaczenia, kiedy stosuję ją w mówieniu, to moje opowiadanie jest „mówieniem tego samego innymi słowami”).

Formuła metafory zaś to:

27

„Co dzieje się w dziele Joycea? Znaczący faszeruje (truffer) znaczone­ go. Joyce to długi pisany tekst - przeczytajcie Finnegans Wake - długi pisany tekst, w którym sens z tego pochodzi, z faktu, że znaczący przenikają się, nakładają się na siebie (...), wraz z tym wytwarza się coś, co jako znaczony może zdawać się zagadkowe, a co jest czymś bliższym temu, co my, analitycy, dzięki dyskursowi anali­ tycznemu, potrafimy odczytać, coś, co bliższe jest przejęzyczeniu (lapsus)" (S XX, s. 37). Chodzi o termin truffer, ale też o konstatację, że z Finnegans Wake ulatnia się procedura metonimizacji; jeśli zesta­ wić tę uwagę z innymi dotyczącymi komplementarności metonimii i metafory oraz niezdolności psychotyka do tworzenia metafory, dostaniemy formułę Sollersa: Joyce to anty-Schreber (Ph. Sollers, Joyce et Cie, dz. cyt., s. 95), zob. rozdział II.3.

Dywersja lingwistyki 329

czyli: metafora jest funkcją zastępowania jednego znaczące­ go (w naszym przykładzie znaczącego „Booz”) przez innego

znaczącego („snopek”), tak iż ten pierwszy pozostaje obecny (co wskazuje S przed znakiem ), prowadząc (albo przystając) do przekreślenia kreski pomiędzy znaczonym a znaczącym

i indukując albo tworząc przez to nowe znaczenie. Znak „+” jest zarówno przekreśleniem kreski, jak i symbolem mającym

wskazywać „nadprogramowe ” i nowe znaczenie. Metafora jest „zamianą, która równocześnie utrzymuje to, co zamienia”

(SIV, s. 378). Mamy tutaj po raz pierwszy użytą „algebrę” Lacana - for­ muły te czasami błędnie nazywane są mathemami2*. Abstrahu­ jąc nawet od tego, że nazwa mathem pojawia się dużo później,

wystarczy zwrócić uwagę na rolę tychże zapisów, ażeby uświa­ domić sobie różnicę. Mają one charakter ilustracyjny, to znaczy

są skróconą wersją formuł językowych: definicji metonimii

i metafory; ich występowanie w dyskursie Instancji litery... nie zmienia formy tego tekstu. 28 W polskich tłumaczeniach oddawane też jako „matem”, i to wydaje mi się częściowo uzasadnione (coś w rodzaju „wartości dodatkowej” przekładu na inny język). Otóż zgodnie z przyjętym w niniejszej

książce rozdziałem - za Milnerem - na pierwszy i drugi klasycyzm, mathem jest swoistą konstrukcją „znoszącą” matematykę, a nie ją wykorzystującą (zob. następny podrozdział i rozdział I.2), pracującą w drugim klasycyzmie; formuły ąuas/-algebraiczne i duża część ekskursu Lacana w obszary matematyki, co było koherentne z jego

akcesem do strukturałizmu, przygotowały oczywiście ten zwrot. Tak więc matemy (w sensie wszelkich „zapisów matematycznych”

występujących w Pismach) byłyby pozorem (semblant) mathemu. Zob. M. Gusin, Jasność z miłości do języka, w: J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. xx-xxi.

330 Psychoanaliza jako subwersja

Lacan wykorzystał w swojej lekturze Freuda ustalenia lin­

gwistyki, ale zrobił to za cenę przeformułowania koncepcji wywodzących się z językoznawstwa. Najpierw rozbicie jedności

znaku, później sformułowanie praw rządzących znaczącym otworzyły drogę do zaakcentowania systemowo-strukturalnego wątku w dziele autora Objaśniania marzeń sennych. Lingwi­

styka, a raczej jej przepracowanie, dała konieczne narzędzia (koncepcja znaczącego) umożliwiające wstępne „wczytanie” we

Freuda systemu, który wywodzi się od de Saussurea. Dalsze zabiegi będą polegały na uściśleniu tego „źródłowego” po­ wiązania. Tak w pierwszym klasycyzmie realizującym się jako „powrót do Freuda” początkowo wygląda kwestia lingwistyki. Niemniej jednak sposób przyswajania Saussurea na tym się nie kończy.

Pamiętać trzeba, że dywersja jest także interpretacją, która uka­ zuje coś, czego inne działania nie obejmują. Lacan tak jak jest

czytelnikiem Freuda, jest też czytelnikiem Saussurea chociaż z tej lektury nie ma tak rozbudowanej relacji. Dlatego wypada

wrócić do programu genewskiego językoznawcy powtórnie.

IV.1.4. Saussure dla Lacana Kurs językoznawstwa ogólnego to projekt stworzenia nauki, nauki lingwistyki. Co ma na myśli Saussure, postulując taki

program, zobaczyć można na podstawie tego, czym było po­

przedzające go językoznawstwo, z którego się wywodził. Wedle genewczyka, podobnie jak zdaniem współczesnych mu badaczy, sercem językoznawstwa jest gramatyka porównawcza. Program ten da się streścić jedną zasadą: wyjaśnić stałe podobieństwa

Dywersja lingwistyki 331

pomiędzy różnymi językami na podstawie ich odniesienia do wspólnego wzorca językowego albo języka prototypowego.

I wyróżnia się tu dwa przypadki. W pierwszym, zasadniczo od­ noszącym się do języków romańskich, ale generalnie także do

wszystkich języków europejskich, chodzi o prototyp obserwo­ wany na podstawie dokumentów pisanych, którym jest łacina. Program polega więc na wyjaśnieniu podobieństw i różnic po­

między różnymi językami romańskimi (włoskim, hiszpańskim, francuskim, rumuńskim, portugalskim itd.) na podstawie ich pokrewieństwa z łaciną. Chodzi więc o porównanie - stąd na­

zwa gramatyka porównawcza, ale w istocie właściwsza byłaby nazwa: językoznawstwo porównawcze (mówi się o lingwistyce

historycznej ze względu na materiały historyczne). Saussure, zdając sobie sprawę z zawodności i niepełności odniesień historycznych (materiałów źródłowych), wymyślił

neologizmy: „diachronia” i „diachroniczny”29 (s. 105): kiedy

porównujemy stany języka, do których należą różne dane, nie uprawiamy historii, ale językoznawstwo diachroniczne; kiedy

zaś porównujemy stany języka, do których należą dane współ­

czesne sobie, uprawiamy językoznawstwo synchroniczne. Drugi przypadek jest bardziej złożony: należy wyjaśnić po­ dobieństwa pomiędzy różnymi językami poprzez hipotetyczną

lub okolicznościową rekonstrukcję prototypu, którego nie ma udokumentowanego w żadnym zapisie. Historycznie w tej

formie ukonstytuowała się gramatyka porównawcza. Uderza­ jące podobieństwa odkryte pomiędzy mówionymi językami

w Europie i Indiach dały asumpt do sformułowania hipotezy,

29 Zob. F. de Saussure, Kurs..., dz. cyt.,s. 105 (dalej cytaty bezpośrednio w tekście z podaniem strony).

332 Psychoanaliza jako subwersja

wysuniętej na początku XIX wieku, o istnieniu prototypu (prawzorca) indoeuropejskiego. Zakładało to oczywiście uznanie istnienia ludu, którego historię można byłoby zrekonstruować:

obszar geograficzny, migracje, zwyczaje, technikę itd. Saussure

doskonale rozumiał podwójność tego programu. Zdawał sobie

sprawę zarówno z jego rangi, jak i ograniczeń. Jedna z trudności polegała na niedostatecznym rozdzieleniu

dwóch czynników: z jednej strony wywodzących się bezpo­

średnio z lingwistyki hipotez na temat języka; z drugiej hipotez

mówiących o społeczności użytkowników, a więc takich, które nie są częścią lingwistyki, ale historii, nawet jeśli opierają się

na danych językoznawczych (Kurs..., s. 253). Posługując się

słowem „diachronia”, Saussure stara się uporządkować sprawy. W Kursie... chodzi wyłącznie o język, to znaczy naukę o języku, która nie ma żadnych konotacji historycznych czy politycznych

(wyższość rasy w powiązaniu ze zdolnościami języka, którym się posługuje) i nie operuje żadnymi naukami posiłkowymi. Istnieje wiele gałęzi gramatyki porównawczej odnośnie do

dziedzin studiowanych języków (języki romańskie, słowiańskie, germańskie itd.), ale wyróżnić można dwa podejścia metodo­ logiczne zależne od tego, czy wspólnota użytkowników ma cha­

rakter faktyczny, czy tylko hipotetyczny. Dla de Saussurea język ma charakter faktyczny: relacja pomiędzy językami-córkami

a prototypem czy językiem wzorcowym jest niezależna od tego, czy ten prototyp jest obserwowalny, czy nie. Metody indoeuropejskiej gramatyki porównawczej nie mogłyby różnić się zasadniczo od innych form gramatyki porównawczej. Istnieje

tylko jedna metoda gramatyki porównawczej. Co więcej, opiera

się ona wyłącznie na tym, że prototyp jest językiem: będąc

wyróżnionym ze względu na status w metodzie porównawczej,

Dywersja lingwistyki 333

zachowuje jednak własności języka. Reasumując, mamy trzy postulaty. Po pierwsze lingwistyka historyczna nie jest niczym innym niż komparatystyką, czyli porównywaniem języków. Po

drugie język ma takie same właściwości niezależnie od tego, czy badamy go w relacji do innych języków, czy niezależnie od nich; w takim znaczeniu językoznawstwo porównawcze stano­

wi jedną z gałęzi językoznawstwa w ogólności, o którym mówi Saussure: językoznawstwa ogólnego. Po trzecie język ma takie

same właściwości niezależnie od tego, czy jest potwierdzony

dokumentami, czy też nie podlega bezpośredniej obserwacji. Wychodząc od tych postulatów, genewski lingwista, opie­

rając się na modelu nauki wywodzącym się z tradycji staro­ żytnej, tworzy teorię naukową. Źródłowym modelem dla Saussurea zdaje się ten pochodzący od Arystotelesa i za pośred­ nictwem Euklidesa, metody more geometrico, zadomowiony

w nowożytności. Nauka w tym modelu charakteryzowana jest

jako dyskurs opierający się na trzech zasadach. Zasada pierw­

sza: wszystkie zdania tego dyskursu dotyczyć mają elementów tej samej dziedziny i wiązać się z jednoznacznie określonym

przedmiotem - jest to zasada jedności przedmiotu i jednorod­ ności pola badawczego. Zasada druga: zdania tego dyskursu są albo twierdzeniami albo aksjomatami, z minimalnej liczby aksjomatów wyrażonych za pomocą minimalnej liczby pojęć podstawowych wyprowadzić można dowolną liczbę twierdzeń -

im mniejsza liczba aksjomatów, a większa liczba twierdzeń, tym

lepszy dyskurs; taka zasada „mini-max” byłaby zasadą minimalizmu epistemologicznego. Zasada trzecia: wszystkie aksjomaty i pojęcia pierwotne mają być oczywiste, a więc nie trzeba ani

definiować pojęć, ani dokazywać aksjomatów - zasada oczy­ wistości. W takiej perspektywie przedsięwzięcie zrealizowane

334 Psychoanaliza jako subwersja

jako kurs językoznawstwa ogólnego scharakteryzować można

względnie łatwo. Przedmiotem teorii będzie język (langue), zaś

liczba aksjomatów zostaje zredukowana do jednego: „język jest

systemem znaków”, tak jak liczba pojęć pierwotnych zostaje zredukowana do jednego pojęcia: pojęcia znaku. Z tego pojęcia

pierwotnego, które nie wymaga definicji, oraz z owego ucho­ dzącego za oczywisty aksjomatu wyprowadzone będą wszystkie tezy lingwistyki naukowej30.

Zacznijmy od przedmiotu, który został zdefiniowany w roz­

dziale III Wstępu. Pierwsza sprawa dotyczy odróżnienia mowy (/e langage) od języka (la langue) i podania definicji negatywnej

i pozytywnej. Definicja negatywna: przedmiotem językoznaw­ stwa nie jest mowa, definicja pozytywna: przedmiotem języko­

znawstwa jest język. Na mocy arystotelesowsko-euklidesowego modelu nauki definicja negatywna uzasadnia się przez to, że mowa nie jest dziedziną jednorodną („ma swoją stronę indy­

widualną i stronę społeczną (...), zakłada ona równocześnie ustalony system i ewolucję; w każdym momencie jest instytucją

chwili obecnej i wytworem przeszłości” (Kurs..., s. 36)), a jej

aspektami zajmować się mogą inne nauki takie jak psychologia, antropologia, gramatyka normatywna czy filologia, „które my

oddzielamy wyraźnie od językoznawstwa, lecz które, przy za­ stosowaniu niepoprawnej metody, mogłyby zgłaszać swoje

prawa do mowy jako do własnego przedmiotu badań” (Kurs..., s. 36). Chodzi więc w tej definicji negatywnej o wyraźne roz­ graniczenie językoznawstwa od pola nauk istniejących. W de­

finicji pozytywnej chodzi zaś o to, ażeby potraktować język jako punkt widzenia czy perspektywę: „przyjąć go za normę 30

Zob. J.-C. Milner, EAmour de la langue, Paris 1978, s. 47-69.

Dywersja lingwistyki 335

dla wszystkich innych przejawów mowy” (s. 36). Chodzi także

o to, żeby odróżnić język od mówienia (la parole): język jest

tym, dzięki czemu każdą pojedynczą daną lingwistyczną mo­ żemy traktować niezależnie od okoliczności jej wystąpienia, mówienie natomiast jest tym, co ją indywidualizuje i czyni

niepowtarzalną („jest ono zawsze indywidualne i pozostaje

pod władzą jednostki” [Kurs..., s. 40]). Ale język jest także materialnością psychiczną, sumą „odbić złożonych w każdym

mózgu, podobnie jak słownik, którego identyczne egzemplarze

zostałyby rozdane poszczególnym jednostkom” (Kurs..., s. 47), w odróżnieniu od mówienia, w którym nie ma nic zbiorowego, a „przejawy jego są indywidualne i chwilowe” (tamże). Owa

materialność psychiczna nie jest czymś wrodzonym, ale czymś nabytym - to fakt społeczny. Saussure również i tę sferę manife­

stacji mowy odgranicza od językoznawstwa („językoznawstwo zewnętrzne”). Dzięki tak wyspecyfikowanemu pojęciu języka (w triadzie: mowa-język-mówienie) można określić jednorodną dziedzinę

badań, w której występują dające się odtworzyć i powtórzyć

zjawiska-jednostki. Równocześnie eliminujemy pojęcie mowy z dziedziny językoznawstwa, zawieszając tym samym pytanie

o jej istnienie, pochodzenie, źródło: „zagadnienie początków

mowy nie ma takiego znaczenia, jakie mu się na ogół przypisuje. Właściwie nie należałoby nawet w ogóle stawiać tego zagad­ nienia” (Kurs..., s. 95-96). Językoznawstwo ogólne może więc

funkcjonować niezależnie od przedmiotu zainteresowania filo­

zofii języka, z której wywodziła się lingwistyka porównawcza. Jeśli przedmiotem teorii de Saussurea jest język, to pojęciem

podstawowym jest pojęcie znaku, wokół którego organizują się różne interpretacje koncepcji autora Kursu... Uznanie pojęcia

336 Psychoanaliza jako subwersja

znaku za podstawowe jest równoznaczne ze stwierdzeniem, iż nie istnieje u de Saussurea teoria znaku, bowiem w takim

przypadku należałoby podać definicję tegoż. Na pierwszy rzut oka teza taka wydaje się sprzeczna z tekstem Kursu..., gdzie

o znaku językowym mówi się, iż „łączy nie rzecz i nazwę, ale pojęcie i obraz akustyczny” (s. 90), wyprowadzając z tego

jako definicję: „znak językowy jest (...) bytem psychicznym

o dwóch obliczach”. Teoria znaku odpowiadać ma na pytanie, czym jest znak, podając jego definicję i sposoby klasyfikacji, a więc zakładając, że istnieją różne typy znaków i sposoby ich

rozróżniania. Krótko mówiąc, teoria nie traktowałaby go jako pojęcia pierwotnego. W tradycji filozoficznej napotkać można takie teorie: stoicyzm, logikę Port-Royal. Łatwo zauważyć, że Saussure nie mówi o znaku jako takim, ale o znaku języko­

wym, wykluczając z góry wszelkie rozważania klasyfikacyjne.

Co więcej, powyższe określenie znaku językowego nie spełnia kryteriów definicji, a co najwyżej jest określeniem opisowym.

W tym sensie pokrewieństwo genewskiego językoznawcy z tra­ dycją filozofii znaku nie jest oczywiste. Nie chodzi tylko o to, że mamy do czynienia ze znakiem

wyłącznie językowym. Historycznie rzecz ujmując, różne filo­

zofie języka oraz teorie znaku były od siebie niezależne: ujęcia starożytne języka (np. Platon) nie powoływały się na koncepcję znaku, zaś samo pojęcie znaku rozwijało się niezależnie od

refleksji nad językiem. U stoików pojęcie to ma charakter sche­ matu wnioskowania: z tego, co widoczne i jawne, wnioskować

można o tym, co bezpośrednio widoczne nie jest. Zdarzyć się może, iż to niewidoczne jest obecne, ale właśnie umyka

bezpośredniej obserwacji, jak w przypadku dymu i ognia (wi­ doczny dym może anonsować ogień, który jest niewidoczny

Dywersja lingwistyki 337

ze względu na ukształtowanie terenu); może być tak, że to nie­ widoczne jest już najzwyczajniej nieobecne, jak w przypadku

śladu i stopy, która ten ślad zostawiła; może być wreszcie tak, iż to niewidoczne wiąże się strukturalnie z obserwowalnym stanem, jak w przypadku zawstydzenia i rumieńca na twarzy.

Znak (semainon) jest więc materialną oznaką, na mocy której wnioskować można o czymś, co w danej chwili nie daje się bezpośrednio ująć31.

Do tej ogólnej koncepcji znaku dołącza koncepcja języka

i koncepcja nazwy. Milner zauważa, że decydującym myślicie­ lem był tu św. Augustyn32. U Augustyna mamy założenie, iż mowa ludzka stanowi podstawową manifestację czy ujawnienie niewidocznego myślenia: mowa jest oznaką ludzkiej duszy,

a słowo ma moc uobecniania rzeczy, której w danym momencie

brakuje. W nowożytności najpełniejszą realizacją tego ujęcia była logika Port-Royal (Arnauld i Nicole), w której augustynizm łączy się z kartezjanizmem. Od tego momentu mowa

i język będą wiązane z jakąś koncepcją znaku, a koncepcja znaku odsyłać będzie do jakieś koncepcji mowy. De Saussure

mówi w istocie coś innego niż tradycja Port-Royal i na tym polega owa nieoczywistość pokrewieństwa. Zarówno model augustiański (genetycznie wywodzący się od stoików), jak i ujęcie Port-Royal opiera się na asymetrii:

relacja pomiędzy tym, co oznaczane, a tym, co znaczone, nie

jest relacją symetryczną (dym jest znakiem ognia, oddech zna­ kiem życia, wyraz twarz znakiem uczuć, ale nie odwrotnie).

W znaku idea rzeczy, którą reprezentuje, powołuje, wywołuje

31 32

Zob. także Arystoteles, Hermeneutyka. Zob. J.-C. Milner, EAmour..., dz. cyt., s. 55.

338 Psychoanaliza jako subwersja

czy wzbudza idee rzeczy reprezentowanej, a relacji nie moż­ na odwrócić. Saussurowski model znaku językowego jest zaś

oparty na relacji symetrycznej: „szereg dźwięków należy do językoznawstwa tylko wtedy, gdy stanowią one oparcie ja­

kiegoś pojęcia (...). Pojęcia (...) bytami językowymi stają się dopiero przez skojarzenie z obrazami akustycznymi” {Kurs...,

s. 125). Wprowadzając własne nazewnictwo („znakiem nazy­ wamy połączenie pojęcia i obrazu akustycznego”) w kontrze do nazewnictwa tradycyjnego („w powszechnym użyciu termin ten oznacza na ogół sam obraz akustyczny” [s. 91]), Saussure

faktycznie kwestionuje ujęcie klasyczne znaku jako pewnej

rzeczywistości (na przykład obraz akustyczny arbor) reprezen­ tującej, dzięki relacji asymetrycznej, inną rzeczywistość - rzecz

nazywaną arbor czy też ideę tejże rzeczy. Formalny autor Kursu... podkreśla symetryczność tej re­

lacji, a więc ujęcie przeciwstawne poprzez wybór termino­ logii: w miejsce obrazu akustycznego i pojęcia (pary opartej

na symetrycznej dwoistości strony czynnej i biernej) będzie mówił o signifiant (znaczącym) i signifié (znaczonym) {Kurs...,

s. 91). Za sprawą wejścia tych terminów do powszechnego słownika filozoficznego zapoznaje się znaczenie zmiany, która nastąpiła poprzez ich wprowadzenie. Znaczony istnieje o tyle, o ile istnieje znaczący, a znaczący istnieje o tyle, o ile istnieje

znaczony. Dlatego też w schemacie rysunkowym ilustrującym całość relacji znaczony-znaczący występują strzałki w obydwu kierunkach. Zmiana decydująca polega jednak na tym, że u Saussurea

znak nie jest reprezentacją, która jest relacją asymetryczną,

ale asocjacją: „obydwa składniki zawarte w znaku językowym są natury psychicznej oraz że są połączone w naszym mózgu

Dywersja lingwistyki 339

więzią asocjacji” (Kurs..., s. 90). Związek skojarzeniowy opiera się na relacji symetrycznej: jeśli x kojarzy się z y, to y koja­ rzy się z x. Tak więc znaczący nie reprezentuje znaczonego,

a jest z nim w związku asocjacyjnym, czyli jest z nim powiązany poprzez skojarzenie (stąd też taką rolę odgrywać będzie hasło

arbitralności znaku). Reprezentacja zachodzi między znakiem jako całością (znaczonego i znaczącego) a tym, do czego może się odnosić (rzeczywistość pozajęzykowa), ale właśnie ta relacja

z punktu widzenia Kursu... jest nieistotna.

W tym określeniu dokonuje się głęboka zmiana pojęcia zna­ ku odnośnie do tradycyjnych ujęć (Foucault w Słowach i rze­ czach podkreśla, że teoria znaku od czasów Port-Royal opiera

się na modelu reprezentacji i taką dziedziczy ją współczesna

episteme, do której zalicza się także Saussure. Przytoczone tu uwagi, pochodzące od Milnera, pokazują rozbieżność ustaleń. Saussure pozostaje przy terminie znak z pewną ostrożnością:

„zadowalamy się tą nazwą tylko dlatego, że nie wiemy, czym

ją zastąpić, gdyż powszechnie używany język nie nasuwa nam żadnej innej” (Kurs..., s. 91). Konsekwencją tej zmiany jest przede wszystkim trudność związana z rozumieniem pojęcia znaczony (signifie). Literalnie, zgodnie z tekstem Kursu..., jest

to ta część znaku określona przez znaczącego, ale pozostająca od niego różna. Sam zaś znaczący nie jest tylko materialnym

dźwiękiem, ale obrazem akustycznym odpowiadającym temu szeregowi dźwięków, czyli defacto jest psychiczną reprezentacją materiału fonicznego. Ze znaczonym sprawa ma się jeszcze go­

rzej. Jak wiadomo, znaczony nie jest oznaczaną rzeczą. W przy­ toczonym przez Saussurea przykładzie nie jest to ani konkretne

drzewo, ani klasa drzew istniejących, ani nawet klasa drzew

możliwych. Tekst mówi, że jest to „pojęcie”, ale czym w takim

340 Psychoanaliza jako subwersja

razie jest pojęcie? Mogłoby się zdawać, że chodzi o pojęcie

rzeczy (pojęcie drzewa), ale wówczas mielibyśmy powrót do

modelu klasycznego, który został właśnie zakwestionowany: znaczący nie reprezentuje znaczonego: i gdyby znaczony jako

pojęcie reprezentował rzecz, wówczas byłby tym samym co idea w modelu Port-Royal.

Tekst wywodzący się od de Saussurea sugeruje, iż może cho­ dzić o pojęcie czysto językowe: znaczony znaku drzewo byłby

kojarzony ze wszystkimi odmianami słowa drzewo - i tylko z nimi. Wówczas jednak pojawia się trudność związana z ho-

monimami”. Saussure w istocie nie daje żadnej innej definicji znaczonego niż określenia tautologicznego: znaczonym znaku drzewo jest pojęcie kojarzone w języku ze znaczącym /drzewo/. W związku z tym następcy i użytkownicy de Saussurea mieli

dwie drogi: jedna polegała na próbie eksplikacji tegoż ter­ minu przy pomocy narzędzi par excellence lingwistycznych

(Benveniste); druga polegała na swego rodzaju metodycznej redukcji - znaczony nie jest ani rzeczą, ani pojęciem rzeczy, ale tym wszystkim, co pozwala myśleć, przypuszczać i wyobrażać

sobie, że nazywamy rzeczy lub odnosimy się do nich. Ujmując rzecz inaczej: „znaczony niczego nie reprezentuje, ale pozwala

wyobrazić sobie, że istnieją reprezentacje. Znawca Freuda nie przeoczy tu echa pojęcia Vorstellungsreprasentanz"3*.

Mamy wreszcie aksjomat: „język jest systemem znaków”. Sugerowana oczywistość tego stwierdzenia ma poważne kon-33 34

33 34

Zob. J.-C. Milner, Le Périple structurale. Figures et paradigme, Verdier 2008, s. 35. Tamże, s. 37; zob. hasło Reprezentacja wyobrażeniowa w Słowniku psychoanalizy J. Laplanche'a, J.B. Pontalisa.

Dywersja lingwistyki 341

sekwencje ontologiczne. Jeśli znak stanowi pojęcie podstawowe, które zostaje opisane nie w sposób definicyjny i klasyfikacyj­ ny, ale poprzez wyliczenie cech (znak językowy jako związek

asocjacyjny znaczącego i znaczonego, w którym wyróżnia się

arbitralność owego związku oraz wartość czyli relacyjność wobec innych znaków [Kurs..., s. 138]), wówczas możemy wy­

prowadzić jako wniosek: „w języku istnieją tylko różnice. Co więcej: różnica na ogół zakłada istnienie składników pozy­ tywnych, między którymi się ustala; ale w języku istnieją tylko

różnice bez składników pozytywnych (...). To, co się znajduje

w znaku z pojęcia lub materiału dźwiękowego, ma mniejsze znaczenie niż to, co znajduje się wokół niego w innych zna­ kach” (s. 143). Nie odwołując się do całej sekundarnej literatury

interpretującej te zdania (kwestia relacji pomiędzy strukturalizmem a tzw. poststrukturalizmem), zauważmy najprostsze

konsekwencje. Po pierwsze znak językowy nie jest jednostką

posiadającą tożsamość - stąd jedyna możliwa definicja to de­ finicja aksjomatyczna: znak to element systemu językowego (tak jak w matematyce definiuje się np. tensor jako element

przestrzeni tensorowej). Po drugie wszelkie własności znaku są wynikiem relacji, które istnieją w systemie (pomiędzy innymi znakami) - jest więc bytem relacyjnym. Po trzecie różnica

konstytuująca znak (cały czas, jak podkreśla de Saussure, bra­

ny w aspekcie znaczonego bądź znaczącego) jest pierwotna i w takim sensie odróżnia się od wszystkich innych własności („język może zadowolić się opozycją czegoś z niczym” (s. 111)).

Jeśli potraktować te trzy charakterystyki znaku jako obowią­ zujące dla całego programu lingwistyki strukturalnej, którą będzie eksploatował Lacan, wówczas należy stwierdzić, że w jej

obrębie powołane zostaje pojęcie „czystej różnicy” niezależnej

342 Psychoanaliza jako subwersja

od relacji podobieństwa: „lingwistyka strukturalna nie zna re­

lacji podobieństwa; nie ma ona dla niej znaczenia; lingwistyka

strukturalna dysponuje jedynie relacją różnicy, homonimiczną względem tego, co zwykle nazywa się «różnicą», ale odrębną od niej, skoro nie ma ona przeciwieństwa”35.

Co z tej krótkiej charakterystyki nauki językoznawstwa ogól­ nego istotne było dla Lacana? Wiadomo, że podobnie jak inni mu współcześni (Lévi-Strauss, Barthes, Dumézil) był żywo za­ interesowany możliwościami wykorzystania lingwistyki w ob­

rębie własnej dziedziny, wykorzystania jej jako psychoanalityk.

Wypada zauważyć, że Freud, którego Lacan mianował swoim

prawdziwym poprzednikiem, pozostał obojętny na cały dys­ kurs językoznawczy rozwijający się w obrębie języka niemiec­

kiego od połowy XIX wieku (wspomniane językoznawstwo porównawcze, z którego wyszedł de Saussure), mimo iż był

zafascynowany antykiem i posiadał niewątpliwe rozeznanie

w kulturze humanistycznej, na którą składała się znajomość ję­

zyków, znajomość retoryki, gramatyki i historii. O jego erudycji świadczy choćby sposób wykorzystywania literatury w pracy i teorii analitycznej. Językoznawstwo współczesne Freudowi nie zajmuje go prawie wcale, tak jakby nie miało żadnego zna­ czenia dla odkrycia nieświadomości w przeciwieństwie do

gramatyki, retoryki czy filologii. Lacan zaś interesował się językoznawstwem jako dziedzi­

ną, która ustala i omawia pewne własności języka, a przez to przydatna jest dla rozpoznania i orientacji w tym, co stanowi

podstawową przesłankę doświadczenia analitycznego, czyli 35

J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 124.

Dywersja lingwistyki 343

w mówieniu pacjenta (który później zostanie nazwany analizantem). Wiadomo też, że mimo tego zainteresowania pozostał obojętny wobec metod, jakie lingwistyka wprowadzała (cechy

dystynktywne, pary minimalne, komutacje), co odróżnia go na przykład od autora Smutku tropików. Wyrazem owego zainte­ resowania jest logion: „nieświadomość ustrukturowana jest jak

jakaś mowa” stanowiący hasło psychoanalizy lacanowskiej. Od razu zobaczyć można i wysłyszeć (pamiętając formułę qubn

dise reste oublié derrière ce qui se dit dans ce qui s’entend), jaką pozycję zajmuje Lacan wobec lingwistyki - nazwałbym ją bli­

skością antypodyczną. Po pierwsze nie chodzi o język będący właściwym i jedynym przedmiotem nauki językoznawstwa, ale o różnorodną mowę (co podkreśla rodzajnik nieokreślony un). Po drugie lingwistyka może być pomocna dla dyskursu zaini­

cjowanego przez Freuda, gdy:

a. mówi o języku jako systemie-strukturze, który generuje własności (nieświadomość jest strukturą samogenerującą,

o której można mówić na takiej zasadzie, na jakiej lingwi­ styka strukturalna mówi o języku); b. mówi o języku jako o „systemie minimalnym ”, opierając się na jednym pojęciu podstawowym i jednym aksjomacie

(w tym sensie naukowość lingwistyki jest wzorcowa dla

dyskursu o nieświadomości). Lacan pozostaje następcą Freuda w jego obojętności na lingwi­

stykę, ale przybliża się do niej niejako w topologii przestrzeni

rzutowej. W zakończeniu kluczowego dla pierwszego klasycyzmu tekstu Seminarium o „Skradzionym liście” (E, s. 41-61), któ­ re było, jak widzieliśmy, wprowadzeniem, zobaczyć możemy,

w jaki sposób wykorzystywana jest lingwistyka rozumiana jako

344 Psychoanaliza jako subwersja

dyskurs o systemie minimalnym (znaczenie b) dla objaśnienia funkcjonowania nieświadomości. System, o którym tam mowa, składa się z dwóch elementów: +/-, w nawiązaniu do gry, o któ­ rej mowa w opowiadaniu Poego (patrz rozdział poprzedni).

Można powiedzieć, że Saussure daje Lacanowi podstawową definicję znaczącego: jako elementu minimalnego dowolnej struktury. Jednocześnie cały program językoznawstwa struk­

turalnego jest autorowi Rzeczy freudowskiej przydatny tylko częściowo. I kiedy w Encore sformułuje explicite swoją separację

z lingwistyką36, to można powiedzieć, iż jest to akt tej samej rangi

i tej samej proweniencji co wprowadzenie nazwy antyfilozofia.

IV2. Dekonstrukcja matematyki O ile kwestia lingwistyki nie wydaje się szczególnie obca w per­ spektywie mówienia o psychoanalizie i jej praktykowaniu,

36

„Pewnego dnia spostrzegłem, że trudno byłoby nie wchodzić w lingwi­ stykę, począwszy od momentu, kiedy została odkryta nieświadomość. Na bazie tego zrobiłem coś, co wydaje mi się, prawdę powiedziawszy, jedynym zarzutem, jaki mogę sformułować wobec tego, co usłyszeli­ ście niedawno z ust Jakobsona, a mianowicie, że cała mowa przynależy do lingwistyki, czyli ostatecznie do lingwisty. / Nie to ażebym się z nim nie zgadzał, kiedy chodzi o poezję, a propos której wysunął ten argument. Ale jeśli rozważyć wszystko to, co z definicji mowy wynika odnośnie do fundamentu podmiotu, tak przeformułowanego, tak wy­ wróconego (subvertie) przez Freuda, na podstawie czego gwarantuje się potwierdzenie wszystkiego, co nazwał nieświadomością, wówczas trzeba pozostawiając Jakobsonowi jego zarezerwowaną dziedzinę, ukuć inne słowo. Nazwałbym je lingwisterstwem" (S XX, s. 19-20).

Zob. J.-C. Milner: Dzieło jasne, dz. cyt., s. 173-174.

Dekonstrukcja matematyki 345

o tyle odwołania do matematyki czy posługiwanie się jej słow­ nikiem budzić może zrozumiałe powątpiewanie, a w najlep­ szym razie powoływać pytanie o sens takich zabiegów. Lacan do matematyki nie tylko się odwoływał, ale także stosował

dosyć złożone procedury oparte na pojęciach i rozumowa­

niach matematycznych, na dodatek wygłaszał niepokojące z punktu widzenia samej matematyki konstatacje (w Étourdit, w Encore, a także przy okazji „teorii węzłów”). Jego uczniowie, komentatorzy i zwolennicy podzielili się na dwie grupy - dla jednych była to oznaka ewolucji psychoanalizy tout court wpro­ wadzająca ją na nowy poziom, dla drugich była to ślepa droga,

samowola mistrza, której znaczenie dla przyszłości doktryny

byłoby raczej negatywne. Później, po śmierci Lacana spory przeniosły się poza kręgi szkoły. W tych ekskursach autora

Rzeczy freudowskiej widziano po trosze ekscentryczność, po trosze szarlatanerię, po trosze autentyczny wysiłek myślenia. Ci, którzy przystawali na tezę o ekscentryczności, zadowalają się stwierdzeniem, iż matematyka u Lacana ma rolę jedynie dekoracyjną, w najlepszym razie jest używana na tej samej

zasadzie co język, którym Lacan pisał i mówił w późniejszych seminariach - ażeby wyrwać czytelnika lub słuchacza z przy­ zwyczajenia, z doxa, mniemania dotyczącego także matematyki,

tego, czym ona jest, ale bez żadnego pozytywnego celu (byłaby

to funkcja protreptyczna, posługując się terminologią Milnera). Ci, którzy mówią o szarlatanerii czy nawet obskurantyzmie, starają się wykazać na poziomie literalnym bezużyteczność,

sprzeczność czy bezsens sformułowań Lacana37. Zaś ci, którzy

37

Znaną w języku polskim jest książka A. Sokala i J.P. Bricmonta, Modne bzdury, w której autorzy z godną pozazdroszczenia pewnością

346 Psychoanaliza jako subwersja

mówią o wysiłku myślenia, podjąć muszą się egzegezy kon­ cepcji autora Rzeczy freudowskiej w całości38. Widać więc, że sprawa matematyki jest poważna. Lacan bowiem, jako jeden

z niewielu myślicieli dwudziestowiecznych, odważył się reakty­

wować na ogromną skalę kwestię podstawową, pytanie o naukę jako postać bycia-w-świecie. W odróżnieniu od Heideggera

nie zadał takiego pytania bezpośrednio, ale pośrednio poprzez

kwestię konstytuowania się dyskursu psychoanalizy jako nauki. Matematyka, stając się w nowożytności kluczem dla rozumie­ nia poznania naukowego (nauki przyrodnicze), komplikowała

swój statut epistemologiczny (źródło Kantowskiej krytyki ro­ zumu), że można było się spierać co do jej miejsca w świecie (a nie w orszaku nauk): platonizm, formalizm, intuicjonizm itd.,

nie były to tylko nazwy kierunków filozofii matematyki, ale

globalne propozycje filozoficzne. Dla Lacana problem katego­ rii realnego skierował go, jak widzieliśmy, do „technicznego”

swojej znajomości tekstów Lacana cytują obszerne fragmenty z Étour­

dit, ubolewając, że autor nie wyjaśnia nigdzie, na czym polega zwią­ zek topologii z psychoanalizą, wytykając przy tym, że z perspekty­ wy matematyki (!) mówi bzdury. Na czym polega naiwność takiej lektury, zob. B. Fink, Lacan to the Letter, dz. cyt., s. 129-140; Fink dosyć precyzyjnie obnaża „samozadowolenie” lektury przedmio­ towej odnośnie do Lacana (Sokal i Bricmont są fizykami, a więc roszczą sobie w sposób naturalny prawo znajomości matematyki, którą to znajomość utożsamiają z wiedzą o tym, czym jest matema­ tyka). Rzecz jasna, Modne bzdury to przykład skrajny, szarlatanerię suponowali także M. Borch-Jacobsen czy F. Roustang. 38 Wymienieni w rozdziale pierwszym Badiou i Milner robią to na poziomie teoretycznym, J.A. Miller na poziomie psychoanalizy sa­ mej - byłyby one komplementarne, gdyby można było wypowiedzieć całą prawdę o myśli Lacana!

Dekonstrukcja matematyki 347

dyskursu matematyki (topologia)39 i generalnie: matematyki40. W rozdziale pierwszym niniejszej pracy, przy okazji przyjęcia podziału Milnera na pierwszy i drugi klasycyzm, zauważyli­

śmy, jakie znaczenie przypisać należy matematyce w kontek­ ście antyfilozofii u Lacana. Teraz możemy powrócić do tego

zagadnienia, zaczynając od samej kwestii psychoanalizy jako

dyskursu aspirującego do bycia nauką.

IVJ.1. Przesłanka podmiotu

Jakkolwiek by oceniać dwudziestowieczne refutacje pojęcia

podmiotu, jedno jest pewne: współczesne horyzonty myślenia o podmiocie zostają ustanowione o kartezjańską przesłankę

ego cogito, a jest to sprawa o tyle ważna, że z tą przesłanką związana jest nowożytna koncepcja nauki. Kartezjusz, poszu­

kując ugruntowania wiedzy, wiedzy, w ramach której można

byłoby posługiwać się kryterium oczywistości w dochodzeniu do prawdy (analiza jako metoda rozkładu całości na elemen­

ty pierwsze, których prawdziwość potwierdzona jest mocą oczywistości - stąd aksjomatyka), dochodzi do argumentu, którego nie może podważyć argument demona zwodziciela:

39

40

Nie omawiam tej kwestii, jako że wykracza poza zakres niniej­ szych rozważań, odsyłając przy tym do zbioru Lacan: Topologically Speaking, red. E. Ragland, D. Milovanovic, Cambridge 2004; wybór ten jest o tyle ciekawy, że prezentuje szeroki horyzont zagadnień, nie ograniczając się do hermetycznej narracji, jak dzieje się to często w pracach o „topologii Lacana”. Dobrym wprowadzeniem do tej kwestii jest drobna książeczka N. Charraud, Lacan et les mathématiques, Paris 1997.

348 Psychoanaliza jako subwersja

ego cogito ego sum. Oto więc otwiera się droga odzyskiwania

zawieszonej wiedzy, ale opartej tym razem na niepodważal­ nej pewności. Logika Medytacji o pierwszej filozofii pokazuje, że pewność ego cogito ostatecznie uwarunkowana jest przez istnienie Boga, a dokładniej jeszcze przez zawartą w tymże

akcie cogito ideę nieskończoności. Tym bardziej pojawiające

się określenie podmiotu jest jakościowe: podmiot jest „rzeczą myślącą”, a to oznacza, że „wątpi, pojmuje, twierdzi, przeczy, chce, nie chce, a także wyobraża sobie i czuje”41. Określenie to, jakby uczynione zbyt pospiesznie, na co zwracać będzie

uwagę dwudziestowieczna filozofia od Husserla po Derridę, zapoznaje, a przynajmniej zasłania sposób rozumowania

w tym ustanowieniu pewności podmiotu z wątpienia obecny.

Mianowicie myśl niezależnie od swej treści, od postaci, jaką przybiera, formy i wyrazu jest samym momentem i podstawą

ustanowienia42 - podmiot zostaje ustanowiony przez myśl pozbawioną jakości. Jednocześnie w takim ustanowieniu nie

występuje autozwrotność, tzn. fundującą cechą ego cogito nie jest dyspozycja świadomości do samoujmowania, do tego, że

sama może stać się swoim przedmiotem, krótko mówiąc - dys­

pozycja samoświadomości. Rzecz jasna, kartezjański podmiot

takiej dyspozycji nie wyklucza (u Kanta, reprezentującego już uformowane pojęcie podmiotu, mamy transcendentalną jed­ ność apercepcji), ale też nie ona jest fundamentalna. Charakter

41

R. Descartes, Medytacje o pierwszej filozofii, tłum. K. Ajdukiewicz, Kęty 2001, s. 51.

42

Wokół tej kwestii krąży także po wielokroć już opisywane „starcie” Derrida-Foucault na temat ekskluzji szaleństwa także z dyskursu siedemnastowiecznej nauki kartezjańskim gestem.

Dekonstrukcja matematyki 349

podstawy podmiotowości samoświadomość uzyskuje dopiero za sprawą Leibniza43.

Jeśli uznać, jak powszechnie się to czyni, że model (em­ pirycznej) nauki nowożytnej wypracowany zostaje za sprawą zerwania z jakościowym myśleniem odziedziczonym po Ary­ stotelesie i transmitowanym przez tradycję scholastyczną, zaś

pozytywnie - dzięki „cudownemu” użyciu matematyki, która z punktu widzenia greckiej episteme w żaden sposób nie mogła odnosić się do zmiennego świata empirycznego, to widać, jakie znaczenie odgrywa kartezjański podmiot jako podmiot nauki. Po pierwsze nauka nowożytna, aby się ukonstytuować, odciąć

się musi od myśli antycznej. Po drugie wzorcem dla niej będzie metoda Galileusza, a więc matematyzacja opisywanego obiektu

czy zjawiska. Po trzecie istotą matematyzacji jest to, iż dzięki niej można abstrahować od wszelkich jakości zmysłowych, któ­

re towarzyszą badanym obiektom. Podmiot kartezjański byłby więc efektem tej samej logiki, która doprowadziła w wieku XVII do koncepcji nowożytnej nauki - koncepcji oczywiście niesformułowanej expressis verbis.

Takie podmiotowo-naukowe powiązanie w perspektywie historycznej opisywał Alexandre Koyré, którego znaczenie

dla myśli Lacana trudne jest do przecenienia. Lacan po­ wiada, że

43

Na ten temat por. na przykład M. Pranie Świadomość siebie i poznanie

siebie, tłum. Z. Zwoliński, Warszawa 2002, s. 129-130. Jeśli chodzi o rolę Leibniza i historyczno-dziejowe przekształcenia ego cogito, które wprowadzają w podmiotowość subiektywność i samoświado­ mość, por. M. Heidegger, Nietzsche, t. II, tłum, zbiorowe, Warszawa 1999, szczególnie s. 424-454.

350 Psychoanaliza jako subwersja

Nieświadome jest sumą efektów mówienia w podmiocie, na poziomie, gdzie podmiot konstytuuje się z efektów znaczącego. Pokazuje to, że przez pojęcie podmiotu (...) nie oznaczamy żywego substratu niezbędnego dla

fenomenu subiektywności ani żadnego rodzaju sub­ stancji, ani żadnego bytu poznającego (...) wtórnego

czy pierwotnego, ani nawet logosu, który częściowo by

się ucieleśnił - ale podmiot kartezjański, który wyła­ nia się w momencie, gdy wątpienie rozpoznaje się jako

pewność (doute se reconnaît comme certitude) (S XI, s. 142-143).

Uznaje tym samym Kartezjusza za tego myśliciela, którego pojęcie podmiotu otwiera właściwy horyzont dla psychoanalizy

wpisującej się w korpus nauki nowożytnej. Rzecz szczególna, że Freud, jak wiadomo, odnosił się jeśli nie z idiosynkrazją, to

przynajmniej z nieufnością do rozmaitych, tak mu współcze­ snych, jak i historycznych dyskursów filozoficznych. Dla zilu­ strowania i podbudowania wypracowanych konceptów używał

raczej toposów zaczerpniętych z literatury czy sztuki. Z drugiej zaś strony mocno związany był ze scjentystycznym podejściem opartym na ideale nauki, który nie jest tożsamy z nauką ide­ alną. Wzorcem dla psychoanalizy były dyskursy wypracowa­

ne w ramach nauki nowożytnej. „Hipotezę nieświadomości”

i całą metapsychologię (jako trójdzielną perspektywę badania zjawisk psychicznych: dynamiczną, ekonomiczną i topiczną) powołuje na podstawie pozytywności nauki nowożytnej

i w zgodzie z nią (model biologiczno-fizjologiczno-fizyczny byłby wzorcem dla metapsychologii). Krótko mówiąc, filo­ zoficzny konstrukt, „podmiot” Freudowi jest zbędny nie tylko

Dekonstrukcja matematyki 351

ze względu na dezynwolturę wobec „filozoficznej spekulacji”, ale także dlatego, że dobrze zadomowiony jest w horyzoncie scjentyzmu, do którego erozji mniej lub bardziej mimowol­

nie przyczynia się, wznosząc konstrukcję (by nie powiedzieć:

gmach) psychoanalizy. Lacan jako ten, który w ową konstrukcję wkracza - rozpoznaje, jak będzie utrzymywał, konstrukcyjne założenia dla samego twórcy niejasne. Według Lacana psychoanaliza, konstytuując się jako „pew­

na” nauka - zgodnie z intencją jej twórcy - stowarzyszona jest z takim samym zjawiskiem, które wiąże podmiot kartezjański z nauką nowożytną. Oto, co nazywam „przesłanką podmio­ tu”. Punktem wyjścia niech będą ustalenia Milnera z Dzieła

jasnego44. Lacan w La Science et la vérité, tekście zamykającym Pisma

czyni następującą uwagę: Powiedzieć, że podmiot, na którym działamy w psycho­ analizie, może być tylko podmiotem nauki, uchodzić

może za paradoks. Jednak wytyczona musi być tu gra­ nica, z braku której wszystko się miesza i zaczyna nie­

uczciwość nazywana skądinąd obiektywizmem: ale brak odwagi i brak określenia obiektu zawodzą (E, s. 858). Retoryka tego wyrażenia sama w sobie jest ciekawa - w dys­ kursie stylistycznie doprowadzonym do finezyjnej paradok-

salności, m.in. przez generowanie figur myśli z figur słownych,

44

Milner mówi o „aksjomacie podmiotu”, zob. J.-C. Milner, Dzieło

jasne, dz. cyt., s. 37.

352 Psychoanaliza jako subwersja

sformułowanie skądinąd przejrzyste wypunktowane zostaje jako paradoks. Można rozłożyć je, jak czyni to Milner, nazywa­

jąc tę formułę „twierdzeniem o równości podmiotów”, na trzy

składowe, trzy lematy. Pierwszy lemat: psychoanaliza działa, jako praktyka i jako teoria, na podmiocie, a nie na przykład na

ego czyja (rozróżnienie skądinąd dokonane przez Lacana w la­ tach 50.). Drugi lemat: istnieje podmiot nauki. Trzeci: te dwa podmioty są jednym i tym samym, tworzą jedność. Opierając

się na rozważaniach Koyrego (i, jak podkreśla Milner, również Kojevea), Lacan przyznaje Kartezjuszowi status pierwszego nowoczesnego (moderne) filozofa właśnie za sprawą wprowa­

dzenia cogito jako podstawy dla wszelkich twierdzeń nauki

(instruktażowym tekstem w tej kwestii była Instancja litery w nieświadomym albo rozum od Freuda z 1956 roku) i w tym znaczeniu Kartezjusz wymyśla zarówno podmiot (nowoczesny) filozoficzny, jak i podmiot nauki - podmiot, jak zauważyliśmy,

„wyczyszczony” z wszelkich jakości (matematyzacja), a co za

tym idzie, odsubiektywizowany. Jak więc można mówić o ja­ kimkolwiek psycho-analizowaniu? Tak oto odsłania się para-

doksalność tego sformułowania, a w istocie paradoksalność

terminu podmiot nieświadomego. Aby zdemaskować i usunąć

pozór sprzeczności (para-doxa), Lacan wprowadzi „logikę znaczącego” i w takim kontekście odniesienia do lingwistyki de Saussurea, Jakobsona czy Benvenistea będą raczej strategiczne niż merytoryczne. W Objaśnianiu marzeń sennych czytamy:

Nie chodzi o to, że owa praca [marzenia sennego] jest bardziej niedbała, niepoprawna, zapominalska czy

też mniej doskonała niż myślenie na jawie - jest ona

Dekonstrukcja matematyki 353

czymś jakościowo różnym od niego, przeto zrazu nie daje się z nim porównać. Praca ta w ogóle nie polega

na myśleniu, na wydawaniu sądów - ogranicza się do

transformowania45. Freud odmawia więc nieświadomości - której praca snu jest

najczystszą reprezentacją - nie tyle myślenia, co myślenia uformowanego, polegającego zgodnie z określeniem Kanta na tworzeniu i wydawaniu sądów (funkcja Verstand). W takim sensie uprawniona jest równoległa lektura (przynajmniej od­ powiednich fragmentów!) Objaśniania marzeń sennych i Me­ dytacji o pierwszej filozofii. W przypadku Descartesa ważne

są określenia opozycyjne, dystynkcje, które wyprowadzone są z aktu cogito (na ich mocy powstanie res cogitas). Nato­ miast u Freuda takie opozycje, takie modalności nie występują

w określeniu podmiotu (jako podłoża) pracy marzenia sennego. Praca snu nie odsyła i nie pociąga za sobą koniecznego przej­ ścia (wnioskowanie) do „rzeczy myślącej”. Jeśli więc chcemy

utrzymywać, że marzenie senne jest „jakąś” formą myślenia (skoro posiada sens, który może zostać zdeszyfrowany), musimy wówczas przyjąć, że istnieje (jeszcze) myślenie tam, gdzie zawieszone zostały różnice między pewnością a wątpieniem,

afirmacją a negacją, wyobraźnią a odczuciem, chceniem i nie­

chceniem itd. - temat ten powraca u Freuda kilkakrotnie, ale najbardziej wyrazistą postać przybiera w krótkim artykule

p.t. Zaprzeczenie (Verneinung). Myślenie pozbawione określeń w modelu energetycznym opisywane było (w zarysie) na pod­ stawie praw ilościowych. Lacan natomiast ucieka od modelu 45

Z. Freud, Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 428.

354 Psychoanaliza jako subwersja

energetycznego - powołuje prawa opisujące działanie nie­

świadomości, które nie mają charakteru jakościowego, ale też nie są ilościowe - do tego potrzebne będzie zredefiniowanie

istoty matematyzacji. Po pierwsze autor Stadium zwierciadła zapisując „myślę:

«więc jestem»” (je pense: „donc je suis”) (E, s. 864), zatrzy­ muje się niejako na skraju cogito; czyni z niego strukturalny równoważnik wypowiedzi. Konkluzja „więc jestem” stanowi

wypowiedzenie albo ogłoszenie przesłanki „ja myślę”. Po dru­ gie akcentuje możliwość ujęcia podmiotu, wygenerowanego

pracą marzenia sennego, które może uwolnić go od warunku

samozwrotności - świadomości siebie albo samoświadomości.

Jak pisze Milner: Freudyzm wedle Lacana opiera się na potrójnej afir-

macji: że istnieje nieświadomość, że nie jest ona czymś obcym w stosunku do myślenia i że zatem nie jest

czymś obcym wobec podmiotu myślenia. Gdyby by­ ła czymś obcym, wówczas psychoanaliza byłaby de jurę nieuprawniona i niemożliwa jako praktyka. W istocie

nieświadomość obca wobec myślącego podmiotu to

somatyka, ale somatyka nie ma do czynienia ani z praw­ dą, ani z mówieniem; psychoanaliza tymczasem ma do czynienia z prawdą i mówieniem. Nieświadomość,

z którą do czynienia ma psychoanaliza, nie jest więc czymś obcym ani podmiotowi, ani myśleniu. W zamian ani podmiot, ani myślenie nie wymagają świadomości46.

46

J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 41.

Dekonstrukcja matematyki 355

W konsekwencji: można myśleć podmiot, nie przywołując pojęcia samoświadomości. Co więcej, samoświadomość staje

się jedynie charakterystyką empiryczną jednostki, „którą filo­

zofia niesłusznie umieściła w podmiocie (...). Psychoanaliza zatem ujmuje aksjomat podmiotu w sposób dużo bardziej

ścisły niż jakakolwiek inna doktryna. Z niezrównaną precyzją rozdziela dwa byty - w przypadku jednego samoświadomość może być niesprzecznie nie uznawana za istotną; w przypadku drugiego samoświadomość nie może być niesprzecznie nie

uznawana za istotną. Pierwszy odpowiada dokładnie na zapo­

trzebowania nauki i tylko on popada w ograniczenia wprowa­ dzone przez aksjomat podmiotu; będziemy więc go nazywać

prawomocnie podmiotem nauki. Rozumiemy teraz, dlaczego

jest on równie dobrze podmiotem kartezjańskim i podmiotem freudowskim. Co do drugiego, to nazwa Ja pasuje do niego równie dobrze jak każda inna”47. Nieświadomość jako to, co jest unbewusst, odgrywa rolę nie

czegoś zaprzeczonego (świadomości, której fundamentalnym wyróżnikiem jest autozwrotność, a więc samoświadomość),

ale odwrotnie - jest pierwotna w stosunku do świadomości.

Sytuacja ta odpowiada temu, co miało miejsce u Kartezjusza (a ogólniej w całej klasycystycznej episteme) odnośnie do idei

nieskończoności. Nieskończoność ma charakter pozytywny i to w niej, jako idei, ostateczne uzasadnienie znajduje podmiot. W Lacanowskiej wersji instaurowania podmiotu unbewusst jest unendlich. Po trzecie wreszcie, matematyzacja wprowadzana

przez Lacana jest próbą realizacji nauki opartej na zrównaniu 47

Tamże, s. 51.

356 Psychoanaliza jako subwersja

podmiotu psychoanalizy i nauki w ramach strukturalizmu.

Oznacza to, że - z jednej strony - „Lacan lingwista jest już Lacanem matematykiem”48; z drugiej zaś - historyczny akces do nurtu zwanego strukturalizmem.

W różne sposoby charakteryzowano dyskursy mające kon­ stytuować ów nurt - od lingwistyki (z lat 20. i 30. ubiegłego wieku) przez etnologię i antropologię po matematykę. Dla na­ szych potrzeb strukturalizmem nazywać będziemy program

poszerzenia granic i jurysdykcji nauki nowoczesnej (zgodnie z trafnym określeniem Lévi-Straussa, iż jest to „pewien rodzaj superracjonalizmu”49). Program ten opierał się na lingwistyce

i - co nie zawsze jest podkreślane - na swego rodzaju matema-

tyzacji rozumianej jako procedura formalizacji albo literalizacji.

Niezmatematyzowane nauki empiryczne - nauki o człowieku i jego kulturowych wytworach - poszukując odpowiednika ide­ ału ścisłości obecnego w naukach przyrodniczych pod postacią

matematyki, odnalazły go, jak się zdawało, w językoznawstwie spod znaku Ferdynanda de Saussurea. Znaczenie Kursu języ­

koznawstwa ogólnego jest powszechnie znane. Jak widzieliśmy, 48

49

W Wykładzie rzymskim, który wedle Milnera uchodzić może za manifest pierwszego klasycyzmu Lacana, czytamy: „Forma matematyzacji, którą uzyskuje odkrycie fonemu (...), prowadzi nas do samych podstaw tego, co ostatnia doktryna Freuda (...) określa jako subiektywne źródła funkcji symbolicznej” (E, s. 284). Wystarczy przypomnieć, że wykład ten pochodzi z 1953 roku, a więc okresu, gdy Lacan dopiero zaczynał się zwracać ku językoznawstwu! C. Lévi-Strauss, Smutek tropików, tłum. A. Steinsberg, Warszawa 1994, s. 67. Użytecznym wprowadzeniem do kwestii strukturalizmu

w przywoływanym tu znaczeniu może być praca V. Descombesa, To samo i inne, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1996, szczególnie kwestia pochodzenia struktury od grupy Bourbaki.

Dekonstrukcja matematyki 357

najbardziej ogólna, ale też nośna idea stamtąd zaczerpnięta po­ wiada, iż język (langue) jest systemem, którego elementy będące

jednością znaczonego i znaczącego (pojęcia i obrazu akustycz­ nego) uzyskują wartość dzięki różnicy wobec innych elemen­

tów tegoż systemu. W konsekwencji tożsamość znaczącego (obraz akustyczny) bądź znaczonego (pojęcia) jako elementu

systemu (w perspektywie synchronicznej oczywiście) konsty­ tuuje się, opierając się na różnicach. Oznacza to między innymi, iż tego rodzaju podejście dokonuje redukcji wszelkich jakości

zmysłowych występujących w językach naturalnych - innymi słowy, jedynym uchwytnym zmysłowo przedmiotem metody rozwiniętej w oparciu o idee konstytuujących różnic w języku (lingwistyka strukturalna) jest materiał foniczny, ale żadna

jednostka foniczna, którą lingwiści określają jako dźwięczną, wargową, zębową itd„ nie posiada sama z siebie takiego okre­

ślenia. Dana jakość charakteryzuje jednostkę, identyfikuje ją w znaczeniu nadania tożsamości za sprawą różnicy, która od­ dziela ją od innych jednostek50. Można więc, nie uciekając się

50 Posłużmy się przykładem pochodzącym od Milnera językoznawcy. W języku niemieckim słowo Rad (koło) wymawia się tak samo jak

Rat (radca) - w obydwu przypadkach taki sam zapis fonetyczny [t]. Zapis ortograficzny uwidacznia jednak w pierwszym przypadku d, a w drugim t; jeszcze wyraźniej widać to w przypadku liczby mnogiej Rader, gdzie słyszalne jest Id/ i Ratę, gdzie słyszalne jest /1/. Należy więc wyjaśnić, co dzieje się przy przejściu od liczby pojedynczej do mnogiej z głoską /d/. Językoznawcy mówią, że „w języku nie­

mieckim końcowe /d/ staje się nieme. Ale lingwiści strukturalni (Trubecki) mówią więcej: z pewnością okluzywna spółgłoska koń­ cowa z Rat i Rad jest materialnie niema, ale nie jest taka z punktu widzenia nauki lingwistyki. Nie można oprzeć się na materialnej spółgłosce okluzywnej, skoro pojawiają się one tylko w takiej po­ zycji. Własności językowe istnieją o tyle, o ile tworzą część relacji

358 Psychoanaliza jako subwersja

do opisu ilościowego, rozpisać wszelkie jakości występujące

w materiale fonicznym w postaci na przykład tablicy, na której przedstawiają się relacje, stosunki, symetrie zachodzące między elementami systemu. Krótko mówiąc, zapis symboliczny albo

literalizacja dokonują rozpuszczenia tego, co jakościowe za pomocą czegoś, co nie jest kwantyfikowalne - proces, który jest

rozszerzeniem procedury matematyzacji w nauce nowożytnej. Lingwistyka w latach 50. mogła być uznawana za dyscy­

plinę tak samo literalną jak algebra czy logika, a jednak od nich całkowicie niezależną. Na tychże fundamentach

odniosła sukces empiryczny. Zbiór języków naturalnych uznany był za możliwy do uchwycenia, co do zakresu i co do szczegółu, na podstawie jej metody. Można było

więc uważać, że w stosunku do swojego przedmiotu zachowuje się ona tak jak nauka galilejska. Galileizm

rozszerzony zatem, oparty na rozszerzonej matematyce oraz rozszerzony na nieznane dotąd przedmioty51.

Na podstawie tejże metody Lévi-Strauss pokazywał, że spe­ cyficznie ludzkie, a więc nieprzyrodnicze zjawiska takie jak związki pokrewieństwa dają się precyzyjnie i wyczerpująco przedstawić w swoim funkcjonowaniu52. Znalazł więc w ling­ wistyce nić metodologiczną. Z kolei grupa matematyków opozycyjno-dystynktywnej. Jednostka foniczna z punktu widzenia nauki nie jest niema sama z siebie - jest taka za sprawą różnicy, która oddziela ją od innych jednostek.

51 52

J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 115-116. Czym dla strukturalizmu jest tablica, pokazuje Struktura mitów Lévi-Straussa (C. Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, tłum. K. Pomian, Warszawa 1972).

Dekonstrukcja matematyki 359

występujących pod pseudonimem Nicolas Bourbaki sprowa­

dzała matematykę do operacji symbolicznych, a więc litery-symbole nie miały charakteru liczbowego, wyrażającego ilość,

ale były czysto symboliczne - i nie chodziło w tym o realizację starego programu Hilberta. W oczywisty sposób te dwie reali­

zacje „metody literalizacji” zainspirowały Lacana. Po pierwsze

nieświadomość staje się bardziej dziedziną kultury niż natury (czego Freud jednoznacznie nie przyznał). Po drugie matematyzacja leży u podstaw symbolicznego. Na tym polega akces

Lacana do strukturalizmu, ale na tym się nie kończy. Lingwistykę strukturalną oprzeć można na trzech tezach

minimalnych. Minimalizm teorii: teoria tym bardziej przybliża

się do ideału nauki, im mniejszej liczby aksjomatów i pojęć

podstawowych używa. Minimalizm obiektu: poznajemy język tylko ze względu na rozpatrywanie samych własności minimal­ nych tworzących system, rozkładalny na elementy minimalne. Minimalizm własności: element systemu ma tylko takie wła­ sności, które są determinowane przez system. I właśnie z tych trzech tez Lacan robi specyficzny użytek. Znaczący - signifiant -

to nic innego niż element minimalny struktury, a struktura to system wraz z „relacją minimalną”. Jako element minimalny sam nie ma własności, ale jest tym, co własności wytwarza, wprowadza w system - znaczący jest działaniem w strukturze

i to za jego sprawą wyłania się podmiot. „Znaczący reprezen­ tuje PODMIOT dla innego znaczącego” (E, s. 819). Formuła ta - logion - staje się w pewnym sensie jedyną pozytywną

definicją podmiotu. Dosłownie oznacza ona, że:

1. znaczący reprezentuje coś dla kogoś;

2. to, dla kogo reprezentuje, może być tylko innym znaczącym; 3. tym czymś, co reprezentuje znaczący, może być tylko podmiot;

360 Psychoanaliza jako subwersja

4. podmiot jest wyłącznie tym, co jeden znaczący reprezentuje dla innego znaczącego.

W ten sposób definiowany jest łańcuch znaczących (własno­ ści 1-3) - nie ma pojedynczego znaczącego, występują tylko

w ciągu, w łańcuchu - oraz podmiot jako istotna własność tegoż łańcucha. Uprawnione jest mówienie o podmiocie znaczącego

w sensie bycia częściowym efektem łańcucha znaczących53.

W ten sposób kartezjański podmiot przedstawia się jako

efekt ciągu: ego cogito (jedno znaczące): ego sum (inne zna­ czące). „Ochroniony cudzysłowem wokół drugiej części zapis JE PENSE-. «DONC JE SUIS», czyta się, że myślenie funduje

byt tylko wiążąc się w mówieniu, gdzie cała operacja dotyka istoty języka” (E, s. 864-855). Podmiot istnieje więc w przejściu od jednego znaczącego do drugiego; cogito jest wypowiedzią

„więc jestem”, ale ta wypowiedź niejako retroaktywnie ustanawia pierwsze znaczące „ja myślę”. I tak dochodzimy do miejsca

podmiotu jako przerwy w łańcuchu. Powołanie logiki znaczących pozwoliło „zrównać” pod­ miot nauki z tym, co wyłania się jako podmiot teorii psycho­

analitycznej. Proces składał się z trzech przesłanek. Zgodnie z pierwszą podmiot kartezjański stanie się podmiotem znaczą­

cego wówczas, gdy zapiszemy go (ego cogito) w postaci łańcu­ cha „ja myślę: «więc ja jestem»”. Zgodnie z drugą - podmiot 53

Pojęcie eks-tymności, wypracowane w oparciu o „rozważania topo­ logiczne”, mogłoby uchronić podmiot przed całkowitym podpo­ rządkowaniem znaczącemu. Swoista algebra i swoista topologia na poziomie praktyki analitycznej będą się uzupełniać. O tym wykra­ czaniu sobą poza siebie, do wnętrza zewnętrzności, konstytuującym podmiot, i o tym, jaki związek ma to ze strukturalizmem, patrz: P. Dybel, Zagadka „drugiej płci", Kraków 2006, s. 189-192.

Dekonstrukcja matematyki 361

freudowski, podmiot nieświadomego stanie się podmiotem

znaczącego wówczas, gdy sama nieświadomość zostanie okre­ ślona jako łańcuch, mianowicie przez formułę: „nieświadomość ustrukturowana jest jak mowa”. Wreszcie trzecia przesłanka

powiada, że podmiot nauki (zmatematyzowanej) będzie pod­ miotem znaczącego, gdy matematykę potraktujemy jako ope­

rację na znakach (znaczących) uprzednich wobec (możliwego)

znaczenia (formalizm).

IV22. Litera Lacana

Podmiot zostaje określony przez miejsce w łańcuchu znaczą­ cych - tak można podsumować teorię podmiotu w psycho­ analizie jako „naukowym dyskursie” w ramach strukturalizmu,

którego projekt opiera się na rozszerzonej formalizacji, aby

wydobyć to, co warunkuje wszelką możliwą racjonalność. Jed­

nak Lacan odchodzi od formalizacji na rzecz topologizacji: diagramy i wzory ustępują miejsca mathemom i węzłom. O ile więc „superracjonalizm” pierwszego okresu, zdominowanego

strategicznym sojuszem z lingwistyką, odwoływał się do alge­ bry na wzór szkoły Bourbaki, o tyle okres z początku lat 70.,

będąc czymś na kształt „ucieczki poza możliwą metaforykę”, jaką niesie ze sobą logika znaczących, zmierza ku „pokazywa­ niu”, „ujawnianiu” nieświadomości, a nie jej opisywaniu. Pod

pewnymi względami dla tego przejścia kluczowe jest Semina­ rium XX. Drogę zarysować można następująco.

Na przełomie lat 1969 i 1970 Lacan wypracował teorię

czterech dyskursów, do której kilkakrotnie będzie później się odwoływał (w Encore i Radiophonie). Teoria ta powstała

362 Psychoanaliza jako subwersja

w związku zarówno z instytucjonalizacją nauczania psycho­ analizy (pierwszy wydział psychoanalizy na uniwersytecie Vincennes), jak i z kwestią interpretacji Wittgensteina (semi­

narium L’Envers de la psychanalyse w pewnej części inspirowane było kwestią zapisu i rozumienia logiki, stąd też nawiązanie do

Traktatu logiczno-filozoficznego)54. Problem Tractatus logico-philosophicus w ujęciu Lacana sprowadza się do problemu matematyzacji. Jeśli istnieje u Wittgensteina izomorfizm pomiędzy

myślą, językiem oraz światem (ogół faktów) i nie przynależy do żadnej z tych sfer (nie można go ani pomyśleć, ani wypowie­

dzieć, ani pokazać), wówczas jako izomorfizm transmitowany

jest w wiedzy matematycznej. Matematyka ani nie wymyśla, ani nie wyraża, ani nie pokazuje, ale jednocześnie „utrzymuje razem” owe trzy domeny doświadczenia. Rzecz jasna, mate­

matyka u Wittgensteina jako „pewna metoda logiczna” zostaje sprowadzona do logiki zgodnie z duchem Russella i Fregego.

Niemniej dla Lacana kwestia ta otwiera ponownie, z jednej strony, problem przekazywalności i „zapisu” w psychoanalizie

(który pojawia się w Encore pod postacią „logiki kwantyfikato-

rów”), z drugiej - związku wyobrażeniowego, symbolicznego

i realnego w postaci „teorii węzłów” (która także w Encore się pojawia).

Wychodząc od problemu nauczalności psychoanalizy, wy­

pada zauważyć dwie sprawy. Po pierwsze swoiste wyczerpanie

„sojuszu lingwistycznego”. Jakobson, z którym Lacan oprócz

relacji personalnych podzielał również pewną wizję nauki

54 Zob. S XVII, s. 61-77, a także M. Gusin, Jacques Lacan - Larys na­ uki psychoanalizy, w: Między scjentyzmem a historyzmem, red. K.

Szlachcic, Wrocław 2004, szczególnie s. 153-160.

Dekonstrukcja matematyki 363

(jakkolwiek językoznawca pozostawał sceptyczny wobec na­ ukowości psychoanalizy), przeszedł ku teorii poezji (odkrycie

anagramów de Saussurea miało być tu istotnym wydarzeniem). Pojawił się także Chomsky, pokazując, że lingwistyka struk­ turalna nie jest nauką zupełną. Mało tego, u Chomskiego „nic

w jego metodzie nie dotyczy już znaczącego, łańcucha czy jakiejkolwiek struktury (...) i nic w tym, co twierdzi o mowie,

nie jest kompatybilne z faktem psychoanalizy”55. Po drugie, jeśli inflacja modelu lingwistycznego jest zdarzeniem wobec

psychoanalizy zewnętrznym, to istnieje jeszcze trudność we­

wnętrzna - niepowodzenie w zbudowaniu koncepcji litery56. 55

J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 145.

56

Dla jasności wywodu warto przytoczyć to hasło ze Słownika psy­ choanalizy lacanowskiej: „Jako element realnego, litera sama w so­ bie pozbawiona jest znaczenia. Lacan obrazuje to, odwołując się (...) do hieroglifów egipskich, które przez długi czas pozostawały dla Europejczyków nie do odczytania. Aż do Champolliona, który zdołał je odszyfrować na podstawie Kamienia z Rosetty, nikt nie rozumiał tych zagadkowych inskrypcji, chociaż było oczywiste, że zorganizowane są one w znaczący system (...). W taki sam sposób znaczące utrzymuje się jako pozbawiona znaczenia litera, która naznacza los podmiotu/pacjenta i którą tenże musi odszyfrować. Dobrym tego przykładem jest przypadek Człowieka od Wilków, gdzie Freud pokazał, że pozbawiona znaczenia litera V pojawia się w życiu Człowieka od Wilków pod wieloma przebraniami (...).

Jak pokazuje ten przypadek, litera jest istotowo tym, co powraca i powtarza się; stale trwa, wpisując się w życie podmiotu/pacjenta. Lacan ilustruje tę powtarzalność, odwołując się do opowiadania A.E. Poe Skradziony list. Grając na podwójnym znaczeniu słowa lettre, przedstawia opowieść Poego o pisanym dokumencie (liście), który przechodzi przez ręce różnych osób, jako metaforę znaczące­ go, który krąży pomiędzy różnymi podmiotami wyznaczając szcze­ gólną pozycję temu, kto jest w jego posiadaniu (...).

364 Psychoanaliza jako subwersja

O ile bowiem logika znaczących dobrze wykładała się przez lingwistykę strukturalną, o tyle pojęcie litery pozostawało wobec tejże w dużym zakresie heterogeniczne. Różnica mię­

dzy znaczącym a literą dotyczy lokalizowalności, tożsamości

oraz „obszaru występowania”: litera występuje w dyskursie,

posiada tożsamość i daje się tym samym umiejscowić (Semi­

narium o „Skradzionym liście” - tekst otwierający Pisma oraz wspomniany już „kartezjański” tekst Instancja litery... są tego

wyrazem). Znaczący natomiast występuje w łańcuchu i po­ wołuje podmiot, choć sam nie jest identyfikowalny; mieści się

w całości w porządku symbolicznym - jest nie tyle jego ele­

mentem, co działaniem. Ten charakter aktywny, strona czynna słowa signifiant, ma u Lacana niemałe znaczenie. To wszystko zaś, co dotyczy litery, wyrażać się będzie przez metafory spo­

tkania, kontaktu, wzajemnego nachodzenia na siebie znaczą­

cych. Ta topologiczna problematyka wynika z niemożliwości

usymbolizowania realnego, w którym działa litera. W tym sensie nie można przedstawić litery nawet przez różnicę, jak

dzieje się w przypadku znaczącego. Używając terminologii psychoanalitycznej, znaczący umożliwia i wzywa do inter­

pretacji (materia symptomu), zaś litera jest powiązana z samą Z powodu roli, jaką litera odgrywa w nieświadomym, analizu­ jący skupić się musi nie tyle na sensie albo znaczeniu wypowiedzi analizowanego, ale na jej formalnych właściwościach; analizujący musi czytać mowę analizowanego jakby to był tekst, «brać ją lite­ ralnie» (prendre d la lettre). Oto bliski związek pomiędzy literą a pi­ smem, związek przez Lacana rozważany w seminarium z 1972-1973

[Encore] (...). Pismo związane jest także z ideą formalizacji i mathemami-, Lacan dlatego o swoich algebraicznych symbolach mówi jako

o «literach»” (D. Evans, An Introductory Dictionary of Lacanian

Psychoanalysis, London-New York 1996, s. 100).

Dekonstrukcja matematyki 365

jouissance i w pewnym sensie eliminuje to, co znaczące repre­ zentuje, a więc podmiot.

W ten sposób realizuje się to, co Milner nazywa „drugim klasycyzmem” Lacana - a może nawet nie tyle realizuje się, co zarysowuje. Drugi klasycyzm w przeciwieństwie do pierwszego nie ma wykładni w dziele (Écrits), można mówić o jedynie

o jego wstępnej postaci ujawnionej w Encore (Milner przyznaje temu seminarium rolę szczególną między innymi z powodów wyżej wspomnianych). Pierwszy rozwijał się „wokół znaczące­ go”, drugi wokół litery. Ale jak w pierwszym dla wypracowania

znaczącego rolę przewodnią odgrywała lingwistyka, tak tu

będzie potrzebna matematyka rozumiana szczególnie (ling­ wistyka zresztą też była rozumiana szczególnie). Wszystkie

odwołania do matematyki („algebraiczne” formuły metafory

i metonimii, grafy i formuły matematyczne z Ecrits, figury geometryczne i wzory występujące w seminariach do lat 70.) nie będą już traktowane jako „matematyczne” w rozumieniu

mathemów. Czym jest to ostatnie pojęcie? Termin pojawiający się w Etourdit („mowa czystych mathe­

mów - a rozumiem przez to, to czego można się nauczyć”; AE, s. 472; „mathem wypowiada się z samego realnego rozpozna­ nego najpierw w mowie”; AE, s. 481) oraz Encore („formalizacja

matematyczna jest naszym celem, naszym ideałem. Dlacze­ go? - ponieważ tylko ona jest mathemem, to znaczy zdolna do integralnego przesyłania”; S XX, s. 108), został w tych tekstach wypracowany. Z jednej strony chodzi oczywiście o próbę do­

tarcia do realnego57, które to pojęcie w pierwszym klasycyzmie

57

„Matematyzacja sama dosięga realnego - w czym zgodna jest z na­ szym dyskursem, dyskursem analitycznym - realnego, które nie ma

366 Psychoanaliza jako subwersja

nie doczekało się zadawalających rozwinięć (to, co nie pod­

lega symbolizacji), z drugiej zaś o pedagogiczną stronę nauki psychoanalizy. Zanim o modelu pedagogicznym i roli mathemu

w nim, powrócę do kategorii realnego. Za sprawą realnego wiążą się u Lacana kwestie filozofii, ma­ tematyki i psychoanalizy jako praktyki. Wychodząc od tej ostat­ niej, termin realne odsyła do pojęcia rzeczywistości psychicznej

jako sfery leżącej u podstaw zarówno możliwości powstawania

percepcji rzeczywistości, jak i halucynacji. Lacan ilustrował to pojęcie w Psychozach na bardzo elementarnym poziomie, odwołując się do freudowskiej analizy Człowieka-Wilka (S III,

s. 21-22). Groźba kastracji, nie mogąc być wypowiedziana, nie może też zostać przetworzona w procesie symbolizacji i z tego

powodu pojawia się w postaci halucynacji, a więc w formie wi­

zualnej, która dla przeżywającego podmiotu (psychotyka) ma wartość rzeczywistego obrazu. Tak więc realne, które podob­ nie jak wyobrażeniowe i symboliczne, dawałoby się wyśledzić w terapii analitycznej, stanowiłoby twardy rdzeń doświadczenia analizanta, a przez to ognisko samego aktu psychoanalityczne­

go. Kiedy wiele lat później Lacan okaże swoistą niechęć do zi­

dentyfikowania Człowieka-Wilka jako pacjenta posługującego

się mówieniem do Freuda jak szyfrem, której to identyfikacji dokonał Nicolas Abraham przy współudziale Marie Torok, to

właśnie dlatego, iż w tej interpretacji jakkolwiek fascynującej z punktu widzenia koncepcji mowy i jejęzyka ulatuje realne:

nic wspólnego z tym, co przypisuje mu tradycyjna wiedza, i które nie

jest tym, w co ona wierzy - rzeczywistością, ale fantazmatem. Realne, rzekłbym, to tajemnica mówiącego ciała, tajemnica nieświadomości” (S XX, s. 118)

Dekonstrukcja matematyki 367

Werbarium Człowieka-Wilka jest czymś, gdzie - jeśli sło­ wa mają sens - jak sądzę, rozpoznano moc tego, o czym

zawsze mówiłem, a mianowicie znaczącego, to o niego chodzi w nieświadomym, o fakt, że nieświadome jest

tym, że mówimy - jeśli takie jest istnienie parletre - że mówi się samemu, mówi się samemu, ponieważ za­

wsze mówi się jedną i tę samą rzecz, która drażni, skąd obrona i wszystko to, o czym deliberuje się jako o pozor­ nych oporach. Uderzające jest, że opór - powiedziałem to coś, co bierze początek u samego analityka, a dobra wola analizanta nigdy nie napotyka na nic gorszego niż

opór analityka (S XXIV, seans z n 11977). Jednak pojęcie realnego występuje już Au-dela du „Principe de réalité” (najstarszym tekście zamieszczonym w Écrits). Lacan wprowadza tam „obiektywne pojęcie rzeczywistości psychicz­ nej” będące przeciwwagą dla krytykowanego asocjacjonizmu poszukującego „gwaranta prawdy”. Funkcją realnego w postu­

lowanej naukowej koncepcji psychologii zapowiadanej przez psychoanalizę byłoby to, co w koncepcjach asocjacjonistycznych przypadało „funkcji prawdy” (E, s. 75). Główna jednak trudność polega na tym, iż wbrew późniejszemu stosowaniu

terminu realne jest synonimiczne z tym, co nazywa się zwy­ czajowo rzeczywistością: „Wspólne stanowisko całej naukowej

(...) kultury wprowadziło abstrakcję: dla chorego i dla lekarza psychologia jest dziedziną «wyobrażeniowego» w sensie iluzo­ rycznego; to, co ma realne znaczenie, symptom, psychologicz­ nie może być tylko «pozorem»” (E, s. 81). Badanie symptomu, branie go na poważnie polega właśnie na tym, ażeby trakto­

wać go nie jako coś pozbawionego znaczenia i spójności, ale

368 Psychoanaliza jako subwersja

przeciwnie - jako coś, co ma własne istnienie. Taka będzie

stawka i zadanie psychoanalizy: Praca iluzjonisty, można by powiedzieć, jeśli nie daje

rozwiązania iluzji. Jej działanie terapeutyczne, prze­ ciwnie, należy z istoty zdefiniować jako podwójny ruch,

w którym obraz (l’image), najpierw rozproszony i pęk­ nięty, zostaje stopniowo powiązany z realnym, aby zo­ stać stopniowo oddzielonym od realnego, to znaczy

[aby został] przywrócony właściwej mu rzeczywistości. Działanie, które poświadcza o skuteczności (efficience)

tej rzeczywistości (E, s. 85).

Obraz, Gestalt, postać całości wyłaniająca się na etapie fazy lustra nie jest czymś realnym, chociaż z tego rejestru realnego

się wywodzi. Wydawać może się więc, iż realne jest terminem węższym niż rzeczywistość, że czerpie swoją moc ontologiczną z tego ostatniego pojęcia, które z kolei odsyła do tradycji filo­

zoficznej. Lacan w Au-dela... nawiązuje explicite do Meyerso-

na58, posługującego się terminem realne w kontekście fizyki59. Podlegając ewolucji, termin ten u autora Rzeczy freudowskiej wywodzi się ze słownika filozoficznego60, w którym można wyróżnić przynajmniej trzy charakterystyki stale obecne w La-

canowskim wyspecyfikowaniu tego terminu:

58

E. Meyerson, La déduction relativiste, Paris 1923.

59

Zob. F. Roustang, Lacan..., dz. cyt., s. 64-65.

60

A. Lalande, Vocabulaire technique et critique de la philosophie, Paris

1988, haslo: Réel.

Dekonstrukcja matematyki 369

1. realne jest czymś stawiającym opór, jako trwałe i niedające

się sprowadzić do rzeczywistości psychicznej (na podstawie tegoż możliwa jest jouissance, a także stąd wywodzi się

koncepcja obiektu małe a); 2. realne jest niezależne od ja oraz od świadomości, stanowi

podstawę zjawisk, fenomenów, które stanowią możliwy przedmiot poznania (niemniej Lacan będzie stanowczo dementował porównywanie realnego z kantowskim „uni-

wersum rzeczy samych w sobie”); 3. realne jest racjonalne („tout ce qui est reél est rationnel

(et inversement”; E, s. 226) - formuła ta czasami w bardzo przekształconych wersjach przewija się przez Pisma (np. 292

i 310). Jeśli potraktować Funkcję i pole... jako zwiastun pierwszego klasycyzmu, wówczas występująca w nim for­

muła ma funkcję logionu ilustrującego „matematyczność”

pierwszego Lacana, ale nie tyle w znaczeniu formuły za­ czerpniętej z Heglowskiej Filozofii prawa, gdzie kontekst

wskazuje na rzeczywistość historyczną, ale w sensie tego, co daje się logicznie ująć, a w konsekwencji zmatematyzować. Ten trzeci wyróżnik jest tutaj kluczowy. Na założeniu moż­

liwości matematycznego opisu (fizycznej) rzeczywistości

ukonstytuowały się nowożytne nauki empiryczne (mam

tu na myśli także językoznawstwo współczesne Lacanowi). Jeśli więc realne jest racjonalne, to w sposób naturalny pojawia się pytanie, znowu explicite wyrażone u Lacana,

o znaczenie tejże matematyzowalności. Innymi słowy, ma­ tematyka, kwestia zapisu matematycznego, używanie figur topologicznych, a później „praktyka węzłów” nie są w dziele

Lacana ciałem obcym, nie są także ilustracją czy metaforą

mającą ułatwić (czy utrudnić) objaśniane kwestie stricte

370 Psychoanaliza jako subwersja

analityczne, ale tym, co wynika z wprowadzenia i operowa­

nia terminem realne. Tak jak symboliczne opiera się i paso­ żytuje na lingwistyce, tak realne przenicowuje matematykę.

W pierwszym klasycyzmie Lacan bliski strukturalistom posługuje się matematyką na tej zasadzie, jak czynili to

językoznawcy61. Jego modele topologiczne, począwszy od Seminarium IX, wykorzystanie grafów czy użycie zapisu

na sposób wzorów algebraicznych są niczym innym jak

naświetlaniem kwestii realnego. Drugi klasycyzm wraz z koncepcją mathemu taką aplikację podaje w wątpliwość. Otwierają się dwie drogi interpretacji: albo model matema­ tyczny jest zbyt ubogi bądź restrykcyjny dla artykułowania

realnego i należy go zmodyfikować, albo należy wyrzec się logionu o racjonalności realnego. Drugi element tej alter­ natywy znowu można rozdwoić: wyrzeczenie może być

pasywne bądź aktywne. W przypadku pasywnego mamy Lacana historycznego, który stopniowo poprzez pokazy­

wanie i robienie węzłów pogrąża się w milczeniu, jako że

„o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”, a realne, które jest ziemią jałową filozofii, czyni z tej filozoficznej

propozycji powinność. Aktywne zaś wyrzeczenie polega na zakwestionowaniu możliwości ontologii, a dokładniej: prawa. Lacan przytacza dyskusję pomiędzy matematykiem Poincarém a filozofem Boutroux, zauważając z przekąsem, 61

Instruktarzową pracą nie są tu ani teksty Benveniste’a czy Jakobsona, ale książka pod redakcją tego ostatniego Structure of languages

and its mathematical aspeccts, 1961 (o ile mi wiadomo, Lacan nie powoływał się na wybór tych tekstów, ale to w nim zobaczyć można najlepiej samą ideę aplikacji matematyki jako modelu bądź modeli w językoznawstwie).

Dekonstrukcja matematyki 371

że filozof jest tu mądrzejszy od matematyka. Dyskusja do­ tyczyła możliwości ewolucji praw fizycznych. Wedle Poin-

carégo nie ma czegoś takiego jak ewolucja praw, ponieważ „właśnie to, czego uczony poszukuje, jest prawem, o ile nie ewoluuje”. Dlaczego jednak myśląc o świecie czy wszechświecie w kategoriach fizycznych, jako bycie zmieniają­ cym się w czasie i z czasem, postulujemy istnienie czegoś wiecznego i niezmiennego, czegoś, czemu ma podlegać

przyszłość i czemu podlegała przeszłość?62 Możemy pomy­ śleć coś, co w istocie nie podlega zasadzie tożsamości, co zmienia się (o ile pojęcie zmiany ma w takim przypadku

sens) w sposób całkowicie dowolny, choć powiązany ze sposobem obserwowania czy orzekania o nim (coś na podo­

bieństwo świata kwantowego, o którym mówi fizyka i chce go pomyśleć na wzór świata klasycznego, który myśli przez matematykę). Realne byłoby takim bezprawiem i w takim znaczeniu nie da się o „nim” orzekać, nie jest to jednak

sfera „rzeczy samych w sobie”, z tej prostej przyczyny, że nie istnieje podział na fenomeny i noumeny - ta negacja

zawarta jest w terminie symptom (jako jouissance').

Zasadniczą funkcją mathemu jest to, że „zapewnia kompletną

(intégrale) przekazywalność wiedzy”; natomiast jego forma „zgodna jest z paradygmatem matematyki” wyznaczającym, jak

widzieliśmy, naukę nowożytną. Tak więc mathem dla matema­

tyki będzie tym, czym fonem dla fonologii: atomem wiedzy; tym, co ujawni samą istotę matematyzowalności i odwrotnie -

62 Zob. Conférence de presse du docteur Jacques Lacan au ('entre cultu­ rel français, Rome, le 29 octobre 1974, „Lettres del’École Freudienne” 1975, nr 16, 24-25.

372 Psychoanaliza jako subwersja

matematyka będzie odtąd rozumiana, analogicznie jak fono­

logia dla fonemów, jako teoria ogólnych warunków tworze­ nia mathemów. Podobnie jak w przypadku fonologii, która mogła określić, czym jest sama foniczność, głosowość jako

taka, matematyka dzięki mathemowi określi, czym jest „ma­ tematyczność”. I w tym momencie będziemy mieć prawdziwą

destrukcję matematyki. W kulturze pedagogicznej wykształconej w dużej części

na greckim, czyli zasadniczo filozoficznym, modelu paideia

wiedza wytwarza pewną własną nadwyżkę zwaną mądrością. Przez postać nauczyciela-mistrza, który wiedzę przekazuje, mą­ drość stać się może udziałem uczniów. Bezpośrednia obecność nauczyciela nie jest warunkiem koniecznym - jego milczenie

i jego nieobecność mogą być formą jego nauczania, przez któ­ re transmituje się mądrość. Jeśli mathem zapewnia całkowitą

przekazywalność wiedzy, oznacza to, że niepotrzebny jest nauczyciel-mistrz, co więcej, nie istnieją uczniowie ani nie istnieje mądrość jako „wartość dodatkowa wiedzy”. Jeśli transmisja nowoczesnej wiedzy nie wymaga mi­

strzów (co najwyżej profesorów), to właśnie dlatego, że w całości zdaje się na literalne funkcjonowanie mate­ matyki. I odwrotnie, jeśli nauka nowoczesna zdaje się

w całości na literalne funkcjonowanie matematyki, to

pociąga za sobą to, iż nie jest ona mądrością (skandal, przeciw któremu komitety etyczne i Kościoły śpieszą

z odsieczą). Pociąga to za sobą również to, iż w uniwer-

sum nauki nie ma mistrza albo, co na jedno wychodzi, nazwa „mistrz” oznacza jedynie pewną pozycję63. 63

J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 151.

Dekonstrukcja matematyki 373

Zmiana, której mathem jest wyrazem, dokonuje się już w teorii czterech dyskursów. Do nauczania nauki psycho­ analizy wystarczą mathemy i w nich uzyskuje ona swą „arcy-

naukowość” - chodzi o to, czy można tę naukę, tak jak została „wymyślona” w ramach strukturalizmu (albo za Milnerem, jako pierwszy klasycyzm), przedstawić w postaci mathemów? Pytanie wydawać się może źle sformułowane, jeśli nie

uwzględnimy kontekstu pozateoretycznego. Tu jeden tylko przy­ kład. Pismo „Scilicet” powołane dla potrzeb szkoły zawiera teksty,

które nie są sygnowane; jedyny autor, który ma prawo podpisy­ wać się pod tekstem, to Jacques Lacan. Można taką procedurę

wyjaśniać przez odwołanie do hasła (strukturalizmu) „śmier­

ci autora”, ale też jako zapożyczenie zwyczajów matematyków Bourbaki - a nawet czegoś więcej niż zwyczajów. Odwołanie się

do Bourbakiego ma w zamyśle legitymizować „matematyzację” psychoanalizy, tak jak ten ostatni zmatematyzował matematykę.

Ale Lacan idzie jeszcze dalej, twierdząc, że projekt Bourba­ kiego nie był dość konsekwentny przez to, że ograniczył się do traktowania algebraicznych symboli tylko jako tego, co oznacza coś innego (np. zbiór) - symbole matematyczne, litery nie ozna­ czają, ale same są owymi „bytami matematycznymi”. W Encore,

przy okazji dywagacji nad istnieniem Jednego z platońskiego Parmenidesa, Lacan powiada:

Zgromadźmy razem jakieś przedmioty. Dołóżmy tam

to, co można nazwać przedmiotami myśli czy przed­ miotami materialnymi, wszystko, co można zliczyć jako jedno. Skolekcjonujmy te absolutnie odmienne rzeczy

i dajmy sobie prawo oznaczyć tę kolekcję (assemblage) jakąś literą. W ten sposób wyraża się u swego początku

374 Psychoanaliza jako subwersja

teoria zbiorów, na przykład ta, którą przedstawiłem

ostatnio, odwołując się do Nicolasa Bourbakiego. Do­

puściliście stwierdzenie, że litera desygnuje kolekcję.

Jest to wyrażone w tekście ostatecznego wydania (...) [autorzy] rzeczywiście zatroszczyli się o to, by powie­

dzieć, że litery desygnują kolekcję. W tym właśnie tkwi ich nieśmiałość i błąd - litery tworzą kolekcje, litery

są tymi kolekcjami, a nie desygnują je, są traktowa­ ne jako funkcjonujące jako same te kolekcje. Widzicie, że zachowując jeszcze to jak, trzymam się porządku

tego, co przedkładam, kiedy mówię, że nieświadomość ustrukturowana jest jak mowa. Powiadam jak, aby nie

powiedzieć, do czego stale wracam, że nieświadomość jest ustrukturowana przez mowę. Nieświadomość jest ustrukturowana jak kolekcje, o które idzie w teorii zbio­

rów, [które] są jak litery (S XX, s. 46, seans z 16 11973). Fragment ten wymaga uwagi, jako że jest podstawą dla Milnera

do wprowadzenia tezy o hiperbourbakizmie Lacana64. 64 „Lacan w istocie wprowadza na miejsce Bourbakiego figurę fun­

damentalnie odmienną, którą można by raczej nazwać hiperbourbakizmem (...). Tam, gdzie prebourbakistowska matematyka powoływała się na pochodzącą od Greków koherencję racjonalną, Bourbaki powołuje się wyłącznie na konsystencję literalną. Uważają wszakże za homogeniczną z pierwszą. Lacan zaś (...) jest bardziej restrykcyjny: gdyby literalna konsystencja istniała, nie przestałaby być wyobrażeniowa (...) matematyka, w świetle artykulacji dokonanej przez Bourbakiego i dezartykulacji dokonanej przez odwołującego się do hiperbourbakizmu Lacana, stanowi skarbiec dla niewyobrażeniowej i niejakościowej teorii myślenia”; J.-C. Milner, Dzieło jasne, dz. cyt., s. 168-169 (zob. rozdział I).

Dekonstrukcja matematyki 375

Grupa Bourbaki, którą tworzyli najwybitniejsi francuscy matematycy w latach 40. i 50. XX wieku, miała na celu - oprócz działalności stricte „technicznej” - uporządkowanie goto­

wych działów matematyki, a w istocie zliteralizowanie, czyli zapisanie w postaci absolutnie konsystentnej wszystkich gałęzi matematyki. Byłby to program, który polegał na zrobieniu

z matematyki „literatury”, jeśli ten ostatni termin rozumieć jako teorię i praktykę łączenia znaków graficznych, w której wyróżnić można zestaw reguł. Dla przybliżenia tego projektu

warto przytoczyć dłuższy fragment z Przedmowy do pierwsze­ go tomu Elementów matematyki - fragment, który jest także istotny do zrozumienia Lacana i tego, co pisze Milner. Od czasów greckich mówić o matematyce to mówić

o dowodzeniu (demonstration') - można nawet powąt­ piewać, czy gdzieś poza matematyką znajdujemy dowo­ dzenie w ścisłym tego słowa znaczeniu, który otrzymało od Greków (...). Mamy prawo mówić, że znaczenie się nie zmieniło, albowiem to, co było dowodzeniem dla

Euklidesa, jest nim nadal i dla nas; w epokach, w któ­

rych pojęciu temu groziło zatracenie i w związku z tym matematyka była w niebezpieczeństwie, właśnie u Gre­ ków poszukiwano jej wzoru. Ale do tego szacownego

dziedzictwa od wieków dochodzą istotne zdobycze. W istocie analiza mechanizmów dowodzenia w do­

brze dobranych tekstach matematycznych pozwoliła wydobyć z nich strukturę, dwojaki punkt widzenia słow­ nika i składni. Tym sposobem dochodzimy do konstata­

cji, że wystarczająco jasny tekst matematyczny mógłby

być wyrażony w języku umownym zawierającym jedynie

376 Psychoanaliza jako subwersja

niewielką liczbę stałych „słów” skolekcjonowanych wedle składni, która składałaby się z niewielkiej liczby reguł niepodlegających uchyleniu: tekst taki nazwa­

ny jest sformalizowanym. Opis partii szachowej przy

pomocy zwyczajowej notacji, tablica logarytmiczna to

teksty sformalizowane; formuły algebraiczne także by

takimi były, gdybyśmy całkowicie skodyfikowali reguły rządzące stosowaniem nawiasów (...). Sprawdzenie sformalizowanego tekstu wymaga jedy­ nie czegoś w rodzaju mechanicznej uwagi, błędy byłyby

możliwe wyłącznie na skutek długości bądź komplikacji tekstu (...). W tekście niesformalizowanym narażeni je­

steśmy na błędy wnioskowań, ryzykując poprzez zbytnie zaufanie do intuicji albo wnioskując przez analogię (...). Metoda aksjomatyczna nie jest właściwie mówiąc

niczym innym, niż ową sztuką redagowania tekstów, które łatwo sformalizować. Nie jest to nowy wynalazek; niemniej jego systemowe stosowanie jako narzędzia

poszukiwawczego jest jedną z wyróżniających cech współczesnej matematyki. Mało ważne jest, czy chodzi

o pisanie, czy o czytanie tekstu sformalizowanego, czy mamy słowa, czy znaki o takim bądź innym znaczeniu

w tekście (...) ważne jest wyłącznie zobaczenie popraw­

ności reguł składniowych (...). Tak jak sztuka poprawnego mówienia poprzedza

gramatykę, tak samo metoda aksjomatyczna praktyko­ wana była, zanim wymyślono języki sformalizowane; ale

jej świadome praktykowanie może opierać się wyłącznie

na znajomości ogólnych zasad rządzących tymi języka­ mi i ich relacji z tekstami matematycznymi. W Księdze

Dekonstrukcja matematyki 377

tej dajemy najpierw opis takiego języka, a nawet przed­ stawiamy ogólne zasady, które mogą stosować się do

wielu innych podobnych. Tylko jeden z tych języków wystarczał będzie dla naszego obiektu. Kiedyś sądzono,

że każda gałąź matematyki zależy od szczególnych wglą­

dów (intuitions), które dostarczają jej podstawowych pojęć i prawd, co powodowało, że każda z nich miała mieć swoisty język formalny; dziś wiadomo, że możliwe

jest, w sensie logicznym, wyprowadzenie całej obecnej

matematyki z jednego źródła - Teorii Zbiorów. Wystar­

czy przedstawić zasady jednego języka sformalizowane­ go, wskazać, jak można zredagować w tym języku Teorię

Zbiorów, a dalej pokazać, jak wpisują się w nią rozmaite gałęzie matematyki. Czyniąc to, nie chcemy ustanawiać wiecznych praw. Być może pewnego dnia matematycy

zgodzą się stosować niedające się sformalizować w tym

języku tryby wnioskowania; wówczas należałoby, jeśli nie całkowicie zmienić język, to przynajmniej rozsze­ rzyć reguły składniowe. Przyszłość pokaże, co zostanie

wybrane65. A zatem oprócz teorio-mnogościowego podejścia do matematy­ ki - podejścia, które zrywa całkowicie z wszelkim wyobrażenio­

wym wsparciem, z jakąkolwiek „intuicją” czy ilustracyjnością Bourbaki jednoznacznie deklaruje ciągłość matematyki jako dziedziny, której istotą są procedury dowodzenia wypracowane w świecie greckim oraz postuluje możliwość wprowadzenia

65 N. Bourbaki, Éléments de mathématique. Livre I. Théorie des Ensem­

bles, Paris 1970, s. 5 -8.

378 Psychoanaliza jako subwersja

języka-zapisu, którym ogarnie się całą istniejącą matematykę. Nie interesują go przy tym żadne „metafizyczne kwestie” od­ niesienia takiego języka, ograniczenia (twierdzenia Goedla) czy

wymogi poznawcze. Czy jest to coś podobnego do propozycji Russella i Whitheada z Principia Mathematica? Oczywiście nie - program z początku XX wieku był głęboko metafizyczny,

poza tym co innego było jego celem. Niemniej gdy sięgniemy do właściwej zawartości - czyli tego, co następuje po Wstępie -

pierwszej Księgi Bourbakiego, tak jak robi to w przywołanym

fragmencie z Encore Lacan, musimy się zapytać o znaczenie

poszczególnych terminów - w szczególności chodzi o kluczowy

termin assemblage, który dla Lacana jest literą. Bourbaki, mó­ wiąc o „teorii matematycznej”, wyróżnia trzy rodzaje znaków: znaki logiczne, litery (wyróżniające się tym, że są zastępowalne) oraz znaki specjalne (właściwe teorii) oraz wprowadza pojęcie kolekcji (assemblage) jako „następstwa znaków teorii L zapi­

sanych obok siebie, pewne wyróżnione literami znaki [ale nie litery] mogą być połączone parami za pomocą linii przebie­

gających ponad nimi, co nazywa się powiązaniami (liens)"66. Bourbaki dalej podaje, że „ciągi symboli reprezentują kolekcje”

i wymienia przykłady takie jak: „3 i 4”, N (znak zbioru liczb

naturalnych), „funkcja T”, „każdy pierścień skończony jest przemienny” itd. Cały wysiłek definicyjny podporządkowany

jest ustaleniu tego, jakie reguły składniowe będą występowa­ ły między tymi obiektami. Tak więc jeśli kolekcja faktycznie jest literą (w powyższym znaczeniu Bourbakiego), to istotnie mamy do czynienia z usunięciem wszelkiej kwestii składni.

I w ten sposób interpretuje to Milner, pisząc, że Lacan odrzuca 66 Tamże, s. 14.

Dekonstrukcja matematyki 379

w sposób implicytny ciągłość matematyki greckiej i projektu

Bourbakiego za sprawą stwierdzenia „litery tworzą kolekcję”. Matematyka, na którą powoływałby się Lacan, jest teraz czystą

„literaturą”, w której reguły wymyślane są ad hoc. Lacan do Bourbakiego nawiązuje także przez to, że mathem i taka „matematyzacja” mają być poręką nie tylko naukowości,

ale wyrwania się z wszelkich wyobrażeniowych aspektów nauki

psychoanalizy. To najogólniejsza stawka odwołań do dyscy­ plin formalnych. Psychoanaliza bowiem, jako nauka, miała

odsłonić myślenie, które nie podpada pod kryteria jakościowe i wyobrażeniowe, myślenie wyprzedzające obowiązywalność

zasady sprzeczności i wyłączonego środka, wymogu spójno­

ści i dyskursywności - krótko mówiąc, tego, co przygotował organon Arystotelesa, a co stanowi kościec wszelkiej teorii. Do

takiego ujęcia potrzebna była teza o tożsamości kartezjańskiego

podmiotu cogito z freudowskim podmiotem nieświadomości. Lacan konstruował teorię myślenia uprzedniego wobec mecha­ nizmów logiki i wszystkiego, co owe mechanizmy produkują

(„proces pierwotny”) nie na zasadzie rozszerzenia teorii (jak

w strukturalizmie), które mogłoby opierać się na „procedurze

kalkowania” (opis transcendentalnego wychodzącego od em­ pirycznego, opis nieświadomego wychodzącego od świadome­

go), ale jej przeformułowania. U Freuda, jak wiadomo, teorii takiej brakowało - był „konstrukt” przekalkowany z modelu energetyczno-biologicznego. U Lacana teoria ta miała związek z koncepcją realnego. I w tym sensie formalizacja, „matematy­

zacja” (w pierwszym klasycyzmie jeszcze w tradycyjnym rozu­

mieniu) i literalizacja (litera jako składowa mathemu) przyjmują funkcję analogiczną, jaką spełniała matematyka w dyskursie

380 Psychoanaliza jako subwersja

platońskim. U Platona dzięki wiedzy matematycznej wykroczyć można było poza panującą doxa i zbliżyć się do właściwego

poziomu idei (dialektyka) - matematyka wywoływała wstrząs

i ukazywała drogę. Była to droga ontologii - współcześnie ku takiej wizji matematyki skłania się Badiou. Dla Lacana, rzecz jasna, matematyka nie jest żadną ontologią.

„Matematyka” drugiego klasycyzmu, oparta na mathemach

jest kamieniem obrazy dla matematyków. Wyprana jest bo­ wiem z wszelkiej dedukcyjności, która zostaje uznana za cha­ rakterystykę wyobrażeniowego modelu myślenia. Jako taka

(zespół mathemów) polega na czysto literalnej procedurze:

posługiwanie się literami w miejsce komentarza mówionego, który polega przecież na ciągu wnioskowań. Najlepszą reali­

zację znajduje w koncepcji węzłów boromejskich67, dlatego że

właśnie literalnie może pokazać powiązania wyobrażeniowego, symbolicznego i realnego (stąd różne zestawienia literowe aż po R-S-I). Niemniej Lacan interesował się teorią węzłów68

67

Węzeł boromejski to figura złożona z trzech pierścieni w taki sposób,

że jeśli jeden z pierścieni zostanie przerwany (dokonana zostanie na

68

nim nietopologiczna operacja), dwa pozostałe nie będą już ze sobą połączone. Na ten lemat w przystępnym ujęciu wprowadzającym do rozważań klinicznych zob. C. Fellahian, La psychose selon Lacan, Paris 2005; a także J. Lacan, Le séminaire. Livre XXIII. La Sinthome, Paris 2005, szczególnie komentarz J.A. Millera, s. 199-246. Trzeba odróżnić matematyczną teorię od tego, co Lacan nazywa węzłem boromejskim. W sensie ścisłym węzeł boromejski nie jest przedmiotem teorii węzłów. Węzeł boromejski w matematyce znany był od dawna - w wersji popularnej znaleźć można jego ilustrację na przykład w książce E. Krasnera i J. Newmana Mathematics and the Imagination (1949), której egzemplarz Lacan posiadał w swojej bibliotece. Po raz pierwszy autor Rzeczy freudowskiej wprowadza

Dekonstrukcja matematyki 381

właśnie jako tą dziedziną matematyki, która nie miała wówczas formalizacji. Dlatego można by powiedzieć - raz jeszcze zapośredniczając Bourbakim Lacana - że chodziło o wypracowanie

kwestii języka, zapisu, który teoria węzłów musi sprokurować jako dziedzina matematyki dająca się sprowadzić do „języka

podstawowego” teorii zbiorów. A przeto teoria ta i „spotkanie z Joyceem” nie były przygodnym faktem.

IV3. Realizacje... Gdybyśmy chcieli trzymać się ściśle przyjętego tu za Milnerem podziału na pierwszy i drugi klasycyzm, wówczas należało­

by powiedzieć także o okresie przejściowym - w wymiarze czasowym obejmowałby on lata pomiędzy publikacją Écrits

a artykulacją koncepcji mathemu (pojawiającego się po raz pierwszy na seminarium Le Savoir du psychanalyste). Pokrywał­ by się więc czasowo z momentem najbardziej spektakularnych wydarzeń społeczno-politycznych we Francji (Maj 68; zmiana, jeśli nie upadek roli uniwersytetu jako miejsca formacyjne­

go; społeczne ukonstytuowanie się ruchów emancypacyjnych,

węzły w Seminarium XIX (...om pire), w Encore zajmują już wiele

miejsca (seans z 22 X). Są w centum uwagi na odczycie w Rzymie z 1974 roku zatytułowanym La Troisième, który zdaniem J.A. Mil­

lera ma znaczenie nie mniejsze niż dwa pozostałe tzw. „dyskursy

rzymskie” („Funkcja i pole mowy i mówienia w psychoanalizie” z 1953 (w E, s. 237-322) oraz „Psychoanaliza. Racja porażki” z 1968 roku (w AE, s. 341-349)). I wreszcie Seminarium z lat 1974/1975 pod tytułem RSI, gdzie węzły są głównym tematem wraz z triadą

realne-symboliczne- wyobrażeniowe.

382 Psychoanaliza jako subwersja

w szczególności feminizmu), na które filozofowie albo nie od­ powiadali (Sartre), albo odpowiadali z opóźnieniem (Foucault,

Derrida). Lacan wydaje się reagować natychmiast, co świadczy nie tylko o jego „wyczulonym uchu” psychoanalityka, ale także

o bezbłędnym - nawet jeśli jest ideologiczne - rozpoznaniu aktualności. Wydarzenia, jakimi były seminaria, wystąpienia pozaseminaryjne, a także działalność École Freudienne do­

kumentują ten okres przejściowy jako niezwykle płodny teo­

retycznie. W horyzoncie naszego problemu formowania się antyfilozofii szczególnie istotne są dwie kwestie: „teoria czterech dyskursów” oraz sformułowanie logionu il ny a pas de rapport

sexuel, który wyrażony zostaje w mathemie pojawiającym się w Encore. Nie mogąc przedstawić pełnej historii kształtowa­ nia się mathemu różnicy seksualnej, odniosę się wyłącznie do

kwestii podstawowej: dlaczego jest to fundamentalna zasada.

IV3.1. Lacan i ideologia: cztery dyskursy

W Głównych nurtach marksizmu Leszek Kołakowski podaje następującą definicję ideologii: proces myślowy w taki sposób zmistyfikowany w świa­

domości, iż człowiek nie zna sił, które rzeczywiście kie­ rują jego myśleniem i wyobraża sobie, że powoduje nim czysta konsekwencja myśli samej oraz czysto myślowe

wpływy; w myśleniu ideologicznie zdeformowanym człowiek nie jest świadom, że wszelka myśl, i w szcze­ gólności jego własna, poddana jest w swoim toku i wyni­

kach działaniu pozamyślowych warunków społecznych,

Realizacje... 383

i że warunki te wyraża w postaci zniekształconej przez interesowne preferencje jakiejś zbiorowości69. Określenie to zdaje się bardzo płodne w perspektywie rela­

cji pomiędzy dwoma nurtami myślowymi, które odegrały trudną do przecenienia rolę w historii XX wieku - relacji pomiędzy marksizmem a psychoanalizą. Jeśli przyjrzeć się

uważniej tej definicji Kołakowskiego, zobaczyć można, iż mo­ del ideologiczny stanowi matrycę dla psychoanalitycznego podejścia do myślenia o jednostce. Tak jak w marksizmie

świadomość zafałszowana nie pozwala podmiotowi na neu­ tralne przedstawienie jego usytuowania w świecie społecznym,

tak w psychoanalizie analogiczne zniekształcenie nie pozwala mu na neutralne przedstawienie jego sytuacji jako podmiotu mówiącego; mówiąc obrazowo, owo zniekształcenie, proces

psychiczny, deformuje to, co od czasów nowożytności uchodzi za podstawowy wyróżnik podmiotu, mianowicie samoświado­

mość. Analogicznie jak w marksizmie zadanie krytyki ideo­ logii nie może ograniczać się tylko do działalności teoretycznej czy dyskursywnej, gdyż taka ugruntowuje jedynie status ideo­

logii jako świadomości zafałszowanej, tak w psychoanalizie jej wymiar teoretyczny związany jest nierozerwalnie z praktyką terapeutyczną - w jednym i drugim przypadku nie wystarcza

dobra wola myślenia, metodologiczna przejrzystość i wyraź-

ność myślenia o sobie (jako podmiocie i jako podmiocie spo­

łecznym), ażeby pozbyć się iluzji samostanowienia i dostrzec

czy uświadomić sobie siły, które samo to myślenie warunkują.

I wreszcie tak marksizm, jak i psychoanaliza podkreślają 69 L. Kołakowski, Główne nurty marksizmu, Londyn 1988, s. 129.

384 Psychoanaliza jako subwersja

znaczenie tego, jak podmiot myśli, jak tworzy przedstawienia

czy to świata społecznego, czy samego siebie - przedstawienia

te traktowane są jako symptomy, które z jednej strony wskazują na coś od nich zupełnie różnego (sytuacja bazy, czynników

ekonomicznych w marksizmie; pragnienie w psychoanalizie), a z drugiej operują zestawem procedur czy też mechanizmów

(fetyszyzm towarowy w marksizmie, praca marzenia senne­ go w psychoanalizie), które obiektywizując się, stawiają pod znakiem zapytania istnienie rzeczywistości samej, będącej tą

sferą, na której dokonuje się zafałszowanie tudzież deformacja. Ta ostatnia kwestia jest o tyle ważna, że ów konstruktywizm marksizmu i psychoanalizy stał się uzasadnionym powo­ dem do oskarżenia ich o ideologiczność w sensie całkiem potocznym70.

W przypadku Freuda budowane przez niego pojęcie nie­ świadomości jako sfery podmiotowej, która uporządkowana

jest zupełnie inaczej (metafora „innej sceny”) niż świado­ mość (wyróżnioną przez samoświadomość albo intencjonalność w znaczeniu Brentano), wskazuje sporo podobieństw

strukturalnych z modelem ideologicznym. Niemniej to, co uchodzi za kanon pism społecznych Freuda, nie podejmuje powiązania tego modelu strukturalnego z aplikacjami do teorii

społecznej. Nawiązania takie znaleźć można raczej u przed­ stawicieli szkoły frankfurckiej, ale są to oczywiście nawiązania z perspektywy opracowanej wcześniej teorii społecznej. W tym kontekście myśl i przedsięwzięcie Lacana stanowi oryginalną propozycję usytuowania psychoanalizy, rozumianej w najbar­ dziej elementarnym znaczeniu jako odkrycia nieświadomości 70 Na ten temat zob. R. Castel, Le Psychanalysme, Paris 1981.

Realizacje... 385

(„powrót do Freuda”) wobec nie tylko dyskursu nauk, ale także ideologii w podanym powyżej znaczeniu. Lacan od po­ czątku do końca swojej pracy teoretycznej był praktykującym psychoanalitykiem i nie tyle starał się dopasować swój projekt teoretyczny do istniejących projektów naukowych (lingwistyka,

matematyka) czy filozoficznych (heglizm spod znaku Kojevea,

strukturalizm), ile za ich pomocą nadać cechy dystynktywne swojemu work in progress, prezentowanemu tyleż w postaci pisemnej, co mówionej. Na stałe kojarzone z Lacanem sfor­ mułowanie o „nieświadomości ustrukturowanej jak mowa”

pokazuje, rzecz jasna na dużym poziomie ogólności, że samo rozróżnienie na to, co indywidualne, i na to, co społeczne,

musi być artykułowane inaczej niż rozróżnienie między ze­ wnętrznymi warunkami a podmiotową, jednostkową czy pry­ watną (wewnętrzną) jaźnią. Lacanowskie pojęcie porządku

symbolicznego, w którym istota biologiczna konstytuuje się jako człowiek poprzez język i prawo (w różnych okresach

działalności francuskiego psychoanalityka różnie rozumiane),

zaciera granice między tym, co indywidualne, a tym, co spo­

łeczne - człowiek socjalizuje się w momencie przyswajania języka, a język konstytuuje go jako człowieka. Tak jak nie ma języka prywatnego, w czym Lacan zapewne zgodziłby się z Wittgensteinem, tak nie ma czegoś takiego jak prywatna

czy indywidualna nieświadomość. Co więcej, poprzez takie,

jak by nie patrzeć „lingwistyczne”, zakrzywienie autor Rzeczy freudowskiej zrywa (jak wielu mu współczesnych) z mitem naturalnego człowieka, owej roussowskiej idei, która tkwiła

u podłoża wielu projektów utopijnych. Widać to szczególnie wyraźnie na przykładzie założycielskiego dla psychoanalizy mitu Edypa, który wedle Freuda wyraża uniwersalną formację

386 Psychoanaliza jako subwersja

podmiotu71. Potraktowanie przez Lacana tej fundującej opo­ wieści w kategoriach lingwistycznych jest znamienne. Elementy

z mitu Edypa przez różnych przedstawicieli psychoanalizy (od Melanie Klein po Annę Freud) interpretowane jako bezpo­ średnio powiązane z organami ciała (lęk kastracyjny, zazdrość

o penisa) bądź też powiązane z rzeczywistymi lub wyobrażony­ mi wydarzeniami rodzinnymi (uwiedzenie, scena pierwotna)

zostają sprowadzone do czysto językowej funkcji (Lacan robi

to, co zrobił Lévi-Strauss, ale związuje z materiałem klinicz­ nym). Dla Lacana kompleks Edypa zaczyna się od momentu,

gdy dziecko uświadamia sobie, czy raczej zaczyna przeczuwać (o ile tak można powiedzieć), podstawowe reguły kierujące życiem seksualnym człowieka, reguły, które są odzwierciedlone

w językowych zwyczajach obowiązujących w rodzinie, które ze wszelkimi prywatnymi zakrzywieniami odzwierciedlają ogólną formę mowy. W micie Edypa to terminy wyrażające pokrewieństwo (przekazywanie nazwiska) determinują na­

stępstwa wydarzeń. Lacan stale próbuje rozróżniać między

symbolicznymi czynnikami (takimi jak stosunki pokrewień­

stwa) będącymi strukturalnymi charakterystykami a konkret­

nymi uposażeniami anatomicznymi czy konkretnymi ludźmi. I tak na przykład (osławiony) penis zaczyna odgrywać rolę w rozwoju psychicznym dopiero wówczas, gdy zostaje prze-

transformowany w symbol, fallus, który jest znaczącym, mia­

nowicie jest nośnikiem informacji o sieci społecznych znaczeń

przypisywanych męskiemu organowi seksualnemu. W sensie lingwistycznym fallus służy jako cecha dystynktywna rozróż­ niająca dwie klasy obiektów: kobiety od mężczyzn. W naszym 71

Zob. J. Laplanche, J.-B. Pontalis, Słownik psychoanalizy, dz. cyt.

Realizacje... 387

społeczeństwie klasy te nie są równe, a fallus jako znaczące jest nośnikiem informacji o tej społecznej nierówności. A w takim

kontekście to, co psychoanaliza nazywa „zazdrością o penisa”, nie jest wyrazem żadnego anatomicznego braku, ale wyrazem

specyficznej zazdrości społecznej. Istota ludzka wpleciona jest w siatkę znaczących, za sprawą czego to, co biologiczne, uzy­ skuje status bycia człowiekiem i w takim też sensie nie istnieje jakieś twarde indywidualne jądro, które miałoby być czymś

wobec owej językowej socjalizacji uprzednie, jak u Freuda, gdzie takim rdzeniem było uposażenie cielesne: „anatomia

jest przeznaczeniem”. W rozwijanej przez Lacana koncepcji porządku symbolicz­

nego odniesienie do kwestii ideologii, odniesienie nie wprost, uzyskuje najlepszy wyraz po wydarzeniach maja i czerwca 1968 roku. Z jednej strony wydarzenia te pokazały niezgodę

na panowanie strukturalizmu jako oficjalnej doktryny nauk humanistycznych (ilustruje to sławne później graffiti w École Normale Supérieur: „to nie struktury wyszły na ulicę”, ko­ mentowane przez Lacana przy okazji wykładu Foucaulta Kim jest autor)72, a z drugiej przenikanie się sfery teoretycznej, dyskursu naukowego z kontekstem społeczno-politycznym,

byłaby to więc wymarzona przez Marksa fuzja teorii i prak­ tyki. O ile Lacan od początku do końca sceptyczny był wobec

marksizmu jako propozycji społecznej, o tyle u schyłku lat 60. i na początku 70. musiał skonfrontować się z różnymi odmia­ nami „pragnienia rewolucji” jako psychoanalityk. Polem tej

konfrontacji zdaje się Seminarium XVII, L'Envers de la psycha­ nalyse (1969/1970) wygłaszane na Wydziale Prawa naprzeciw 72

Zob. F. Dosse, Historie du structuralisme, Paris 1992, t. II, s. 147-152.

388 Psychoanaliza jako subwersja

Panteonu. W seminarium tym pojawia się koncepcja czterech dyskursów. Jak pisze Elizabeth Roudinesco, rysuje się tam także

fantazmatyczny autoportret samego autora: jest to niejako „rewers” autoportretu, jaki wyłania się

w jego komentarzu do Uczty Platona [pochodzącym z seminarium Le Transfert z 1960 roku]. W 1960 roku Lacan był Panem i Nauczycielem otoczonym gromadką uczniów. W 1970 roku stał się tyranem wynoszonym

pod niebiosa przez masy, atakowanym przez buntow­ ników (...), w owym roku mógł się on zastanawiać nad

problemem przyszłości redukowanego coraz bardziej do funkcji psychopedagogicznej uniwersytetu oraz nad warunkami przekazywania nauki freudowskiej w spo­

łeczeństwie, w którym masy w coraz większej mierze zastępowały elity73.

Gdy Lacan używał wcześniej terminu dyskurs (zamiast np.

„mówienie”), to po to, aby podkreślić transindywidualną naturę

języka, fakt, że mówienie zawsze pociąga za sobą drugi pod­ miot, rozmówcę. Stąd sławna formuła Lacana mówiąca, że „nie­ świadomość jest dyskursem Innego”, oznacza nieświadomość

jako efekty mówienia wywołane w podmiocie, mówienia, które adresowane jest do niego skądinąd; od innego podmiotu, który został zapomniany, z innego miejsca aparatu psychicznego (innej sceny). W Seminarium XVII zaczyna stosować termin „dyskurs” w trochę inny sposób, chociaż nadal akcent położony

jest na intersubiektywność. Można powiedzieć, że odwołuje 73

E. Roudinesco, Jacąues Lacan..., dz. cyt., s. 496.

Realizacje... 389

się ciągle do tradycji de Saussurea, w której dyskurs ozna­ cza zespół reguł wiążących tekst (pisany lub mówiony) z jego kontekstami - specyfika owych kontekstów i reguł decyduje

o specyfice dyskursu. W tej perspektywie termin ten oznacza

materialną sieć znaczących albo „więź społeczną ufundowaną w języku” (S XX, s. 6). Lacan rozpoznaje albo ustanawia cztery typy więzi spo­ łecznej, cztery możliwe artykulacje symbolicznej sieci, która

ustala relacje intersubiektywne. Tymi „czterema dyskursami”

są: dyskurs pana, dyskurs uniwersytecki, dyskurs histeryczny i dyskurs analityka. Każdy z tych dyskursów Lacan reprezen­ tuje za pomocą algorytmu, a każdy algorytm zawiera cztery

algebraiczne symbole74: 51 = znaczący panowania 52 = wiedza (le savoir)

$ = podmiot a = nadwyżka rozkoszowania [wartość dodatkowa rozko­ szowania się] (objet petit a)

Dyskursy wzajemnie różnią się między sobą za sprawą roz­

mieszczenia tych czterech symboli. W algorytmach czterech dyskursów istnieją cztery pozycje, a każda z nich ma swoją

nazwę. Nazwy tych pozycji pokazane są poniżej.

czynnik działający prawda 74

inny produkcja

Terminy te u Lacana definiują się nawzajem, mamy tu sytuację

analogiczną jak w przypadku pewnych definicji aksjomatycznych występujących w matematyce. Na ten temat zob. G. Le Gaufey, L’In­

complétude du symbolique, Paris 1996, s. 160-166.

390 Psychoanaliza jako subwersja

Lacan nadaje różne nazwy tym pozycjom w różnych miejscach swojej pracy. Pozycje z lewej strony zajęte są przez czynniki ak­ tywne w podmiocie mówiącym (wysyłającym przekaz); z prawej

strony - czynniki, które podmiot otrzymujący przekaz zmuszony jest przyjąć z góry (odpowiednik kodu). Górne pozycje repre­

zentują czynnik jawny i bezpośredni, dolne - ukryty i wypierany. Górna lewa pozycja (czynnik działający - agens) jest miejscem

działania zajmowanym przez to, co w dyskursie jest aktywne i jawne (w sensie modelu ideologicznego jest to pozycja tego, kto wypowiada, pozycja treści jawnej). Dolna lewa pozycja jest

miejscem, gdzie działa czynnik warunkujący działanie (jest to więc pozycja tego, ze względu na to, co mówi ten, kto zajmuje pozycję czynnika działającego, a jednocześnie nie ujawnia tego; byłoby to coś na kształt „ukrytej intencji”, z tym że i dla samego

mówiącego może pozostawać ukryte: „prawda” wypowiedzi, którą należałoby deszyfrować). Górna prawa pozycja zajmowa­

na jest przez czynnik przywołany czy powołany przez dyskurs, przekaz pochodzący od czynnika zajmującego lewą górną po­ zycję. I wreszcie dolna prawa pozycja zajmowana jest przez to,

co dyskurs ma wywoływać czy wytwarzać, czyli coś, co nazwać byłoby można „przyczyną celową” w Arystotelesowskim sensie).

Każdy dyskurs definiowany jest przez zapis czterech algebra­

icznych symboli na różnej pozycji. Symbole pozostają zawsze w tym samym porządku, a więc każdy dyskurs jest po prostu rezultatem obrotu znaków o kąt półpełny. Lewa górna pozycja („czynnik działający”) jest pozycją dominującą, która definiuje dyskurs. Oprócz czterech symboli każdy algorytm zawiera strzałkę biegnącą od czynnika działającego do innego. Cztery dyskursy pokazane są poniżej.

Realizacje... 391

Sz

Si



->

$

->

Si $ —

— (dyskurs uniwersytecki)

$

Si

->



a

S2

a

$ —

— S2

(dyskurs pana)

a

Sz



— a

(dyskurs histeryczny)

(dyskurs psychoanalityczny)

Si

M Si ---- ► S; S

a

U S2—► a Si l

H S1 ---- ► S; Í

a

k a —► S

S

S,

Schemat czterech dyskursów (S XVII, s. 31)

Dyskurs pana jest dyskursem podstawowym, od którego wy­ wodzą się trzy pozostałe. Pozycję dominującą zajmuje znaczący

panowania [mistrza] (Si), które reprezentuje podmiot ($) dla

392 Psychoanaliza jako subwersja

innego znaczącego, a dokładniej dla innych znaczących (Sz); jed­ nak w tej znaczącej operacji zawsze istnieje nadwyżka (wartość

dodatkowa), mianowicie objet petit a. Chodzi o to, że wszelkie

próby totalizacji skazane są na niepowodzenie. Dyskurs pana „maskuje podział podmiotu”. Dyskurs ten ilustruje także struk­ turę heglowskiej dialektyki pana i niewolnika. Pan (Si) jest czyn­

nikiem działającym, który wprowadza niewolnika (S2) w pracę (uruchamia niewolnika); rezultatem tej pracy jest nadwyżka

(wartość dodatkowa) (a), którą pan próbuje sobie przywłaszczyć. Dyskurs uniwersytecki zostaje utworzony przez obrót o 90

stopni (przeciwnie do ruchu wskazówek zegara) dyskursu pana.

Pozycję dominującą zajmuje wiedza (savoir). Ilustruje to fakt, że we wszelkich usiłowaniach przekazania pozornie „neutral­ nej” wiedzy innemu zawsze można wskazać próbę panowania (panowania wiedzy, zdominowania innego, któremu ta wiedza jest przekazywana). Dyskurs uniwersytecki reprezentuje hege­ monię wiedzy, szczególnie widoczną w nowoczesności pod

postacią hegemonii nauki. Dyskurs histeryczny także jest utworzony przez obrót o kąt półpełny dyskursu pana, ale zgodnie z ruchem wskazówek

zegara. Nie chodzi tylko o to, że jest „on wygłaszany przez

histeryka”, ale o pewien rodzaj społecznej więzi, w którą można

wpisać podmiot. Pozycja dominująca zajmowana jest przez

podmiot podzielony, symptom. Dyskurs jest tym, co wskazuje drogę ku wiedzy (S XVII, s. 23). Leczenie psychoanalityczne pociąga za sobą „strukturalne wprowadzenie dyskursu histe­ ryka na mocy sztucznych warunków”; innymi słowy, analityk „histeryzuje” dyskurs pacjenta (S XVII, s. 35).

Dyskurs analityka powstaje przez obrócenie o 90 stop­ ni dyskursu histeryka (w ten sam sposób jak Freud rozwinął

Realizacje... 393

psychoanalizę, dokonując interpretacyjnego obrócenia dyskur­

su swoich histerycznych pacjentów). Pozycja czynnika działa­

jącego, która jest pozycją zajmowaną przez analityka, zajęta jest

przez objet petit a; ilustruje to fakt, że analityk musi w trak­ cie leczenia stać się przyczyną pragnienia analizanta (S XVII,

s. 41). Fakt, że dyskurs ten jest odwróceniem dyskursu pana, uwydatnia według Lacana to, że psychoanaliza jest w istotny

sposób praktyką subwersywną, która podważa wszelkie próby dominacji i panowania.

Tak w największym skrócie opisać można owe cztery dyskur­

sy75. Koncepcja ta pozwalała, jak się wydawało, zrealizować co

najmniej dwa istotne zadania. Pierwsze: zinterpretować w ka­

tegoriach psychoanalitycznych (czyli Lacanowskich) różne po­

staci wytwarzania się więzi społecznych, łącznie z najważniejszą relacją - relacją władzy. Koncepcja czterech dyskursów niejako

korespondowała z opracowywaną mniej więcej w tym samym czasie (3 lata później, dokładnie rzecz biorąc) i miejscu koncep­ cją władzy-wiedzy Michela Foucaulta. W takim też znaczeniu

dawała asumpt do spojrzenia psychoanalitycznego na proces „zafałszowywania świadomości”. Druga sprawa dotyczyła samej

kwestii nauczalności psychoanalizy. Powołany w 1969 roku uniwersytet Vincennes był pierwszym, na którym powstał wy­

dział psychoanalizy, wydział z, jak się okazało, bardzo burzliwą historią. Sprawa była o tyle poważna, że jego powołanie pocią­

gało za sobą zmianę w przygotowaniu terapeutów analityków.

75

Więcej na ten temat zob.: Lacanian Theory ofDiscourse. Subject, Struc­ ture and Society, red. M. Bracher, M. Alcorn, R. Corthell, F. Massardier- Kenney, New York 1994.

394 Psychoanaliza jako subwersja

W dotychczasowej praktyce warunkiem koniecznym uzyskania

„certyfikatu” psychoanalityka było przejście psychoanalizy pod

kierunkiem uznanego praktyka. Wraz z wkroczeniem w obszar wiedzy uniwersyteckiej, czyli uniwersalnej, musiała ona wyzbyć

się tego ezoterycznego (czy, jak powiedzą niektórzy adwersarze, sekciarskiego) charakteru. Charakter ten bowiem sprawiał, że miała ona w sobie coś nieprzekazywalnego, pewną nadwyżkę,

której nie da się nauczyć - w tym sensie aspirowała do współ­

czesnej mądrości, ale nie nauki. Teoria czterech dyskursów zapisywanych na sposób qwasi-matematycznych wzorów stała

się wstępem dla powołania mathemów jako operacji literalnych,

tak jak zauważyliśmy w poprzednim podrozdziale.

W perspektywie teorii czterech dyskursów kwestia ideologii jako świadomości zafałszowanej uzyskuje statut czynnika kon­

stytuującego jednostkę w jej najbardziej indywidualnym wy­ miarze76. Dzieje się tak dlatego, że za jej pomocą rozpoznać można działanie owego „zniekształcającego procesu myślowe­

go” nie tylko na poziomie relacji władzy (dyskurs pana), ale

także w modelu edukacyjnym, w samej jego strukturze (dys­ kurs uniwersytecki) i wreszcie w samej próbie filozoficznego

„zniesienia” ideologii jako rozpoznania i zdemistyfikowania (dyskurs histeryczny, który dla Lacana stanowił matrycę dla „uprawiania” filozofii). Pozostaje pytanie o użyteczność dyskur­

su analitycznego poza analizą, o jego skuteczność w „zmaganiu” się z ideologią. Losy psychoanalizy Lacanowskiej pokazują,

do jakiego stopnia „proces analizy” pozbywał się iluzji eman­ cypacji. W tym też miejscu Lacan zderzył się z feminizmem.

76 Kwestie le porusza np. S. Żiżek, Wzniosły obiekt ideologii, dz. cyt.

Realizacje... 395

IV.32. Il n'y a pas de rapport sexuel Pośród podstawowych wypowiedzi psychoanalizy Lacana dwie

są szczególnie komentowane: jedna dotyczy mowy, druga ciała. Juan Nasio w cytowanej książce Pięć wykładów o teorii

Jacquesa Lacana mówi nawet, że są tylko dwa pryncypia teorii psychoanalitycznej: jedno mówiące o nieświadomości ustrukturowanej jak mowa, a drugie zapisane powyżej, jako tytuł tego podrozdziału7778 . Samo przetłumaczenie wyrażenia sprawia trudności, znaczy bowiem dosłownie: nie istnieje stosunek

seksualny. Kiedy jednak sięgniemy do Słownika Lalandea, zo­

baczymy, że termin rapport ma trzy podstawowe (w sensie słownikowym) znaczenia: pierwsze, ogólne, jako termin wy­

rażający związek dwóch lub więcej przedmiotów należących do tej samej kategorii; drugie jako synonim relacji podobień­

stwa, ale też zależności; trzecie jako odpowiednik stosunku, proporcji rozumianej jako miara wielkości. Można byłoby

więc przełożyć to wyrażenie tak: nie istnieje relacja seksual­

na - mimo że w oryginale nie ma słowa relation. Kluczowym dla wyjaśnienia tej, wydawałoby się, niedorzecznej formuły

jest koncepcja jouissance, kolejnego terminu, który należy do Słownika terminów nieprzekładalnych™, a który u Lacana ma,

jak anonsowaliśmy, pierwszorzędne znaczenie. Zacznijmy więc od zarysowania elementarnego wymiaru tegoż złożonego po­

jęcia i jeszcze bardziej złożonej koncepcji Lacana, którą wokół niego budował przez niemal trzy dekady.

77

J.D. Nasio, Cinq leçons sur la théorie..., dz. cyt., s. 15.

78

Zob. Vocabulaire européen des philosophies, red. B. Cassin, dz. cyt., haslo: Plaisir.

396 Psychoanaliza jako subwersja

Seminarium Encore zaczyna się od seansu zatytułowanego

De la jouissance, w którym przytacza dwa podstawowe zna­ czenia słowa jouissance - jako rozkoszowania się i ekscytacji seksualnej oraz jako użytkowania. Nawiązuje w tym częściowo

do Freuda. Ten posługiwał się terminem Genuss (słownikowo

odpowiadające francuskiemu jouissance), którego używał za­ równo w kontekście zaspokojenia (Befriedigung) życiowych po­

trzeb, jak i spełnienia życzenia-pragnienia (Wunscherfüllung) (np. w pracy marzenia sennego). Lacan, mówiąc o jouissance, akcentuje w tym pojęciu dwie potencjalnie w nim zawarte

składowe: rozkosz związaną z pobudzeniem seksualnym, jego narastaniem i rozładowaniem (nie jest to wyłącznie doświad­ czenie rozładowania napięcia seksualnego jako Lust) oraz ze sprawowaniem prawa do użytkowania („użytkowanie znaczy,

że można cieszyć się (jouir) swoimi środkami, ale nie należy ich trwonić”; S XX, s. 10). W wymiarze seksualnym jouissance

leży u podstaw sformułowania teorii perwersji, perwersji

rozumianej jako struktura psychiczna (obok neurotycznej i psychotycznej)79. Strukturę perwersyjną charakteryzuje to, iż podmiot przez nią konstytuowany podlega wymogom prawa,

które równocześnie podważa i zupełnie się w nim zatraca jako

podporządkowany („w perwersjach podmiot stara się spowo­ dować, by prawo zaistniało”80 i - jak zgodnie z potocznym

uzusem językowym - perwersyjnie je wyśmiewa czy wyszydza przy pomocy mniej lub bardziej obscenicznych zachowań). Leży także u podstaw wprowadzonej później teorii „różnicy

79

Zob. B. Fink, Kliniczne wprowadzenie do psychoanalizy lacanowskiej,

80

dz. cyt. Tamże, s. 235.

Realizacje... 397

seksualnej”, która opiera się na wyróżnieniu i odróżnieniu

jouissance fallicznej od jouissance kobiecej oraz na dwóch

założeniach: po pierwsze pragnienie konstytuuje się w relacji językowej, w strukturze mówienia; po drugie - w obrębie

naszej formuły „nie istnieje relacja seksualna”. Na poziomie podstawowym oznacza ona, iż podmiot do­

świadczając lub przeżywając cielesny związek z drugim pod­ miotem (akt seksualny), w owym doświadczeniu nie napotyka ani obiektu swojego pragnienia, którym wydawał się być dru­

gi, ani spełnienia pragnienia, którego oczekiwał od tegoż do-

świadczenia-przeżycia. Zaspokojenie nigdy nie może być - jak by tego nie określić - pełne, całościowe, zupełne bądź absolutne.

Czym byłoby całościowe zaspokojenie? Sprawa związana jest z wyjątkowością jouissance, której doświadczenie odsyła do mi­ tycznego ojca hordy pierwotnej, a ściślej do fantazji wokół niego

powstającej, która odzwierciedla porządek symboliczny. Ojcu hordy pierwotnej, którego powołał Freud jako figurę myślową

celem psychoanalitycznego wyjaśnienia pochodzenia kultury,

przypisuje się prawo do posiadania wszystkich kobiet, które to prawo odciska się jako wyobrażenie albo fantazja wszystkich

mężczyzn nieosiągalnej bądź zakazanej „absolutnej jouissance"

(jest ona niemożliwa jako fantazmatyczna: fantazja nieograni­ czonego żadnym prawem, także anatomiczno-fizjologicznym, użytkowania seksualnego siebie oraz drugiego). Tak więc inni mężczyźni (wszyscy poza jednym) będą mogli doświadczyć jedynie „jouissance fallicznej” podporządkowanej ułomności kastracji81, która w tym znaczeniu jest niepełna - jej „częścio-

wość” pochodzi z natury zaspokojenia, którego całościowość 81

Por. J. Laplanchc, J.B. Pontalis, Słownik psychoanalizy, dz. cyt., hasło: Kompleks kastracji.

398 Psychoanaliza jako subwersja

jest fantazmatyczna. Męska jouissance powołuje niejako widmo

(jako fantazja) „innej jouissance” (S XX, s. 61-71) różnej zarówno od absolutnej, jak i fallicznej jouissance, którą Lacan przypisuje

kobiecie, choć to przypisanie ma szczególny charakter. Kobie­

cość w polu seksualności oznacza to, czego nie da się podpo­

rządkować logice wywiedzionej z kompleksu kastracji (na czym

ta logika polega, widać także na przykładzie kompleksu Edypa), a co Lacan nazywa „nie-całością” (pas-tout). Nie jest to dopeł­ nienie czy uzupełnienie tego, co nazywa się męskością (kobie­

ta nie jest dopełnieniem mężczyzny ani odwrotnie - nie ma tu

mowy o żadnej patriarchalnej czy fallocentrycznej wykładni), ale raczej nadwyżka, ekscesem wykraczający poza maskulinistyczny horyzont ujmowania. Ta nadwyżka produkuje także „inną jouissance” („tę, przez którą kobieta nie jest całością, która czyni ją nieobecną dla niej samej, nieobecną jako podmiot”).

Ale jednocześnie Lacan powiada: oto co pokazuje dyskurs analityczny, w tym, że dla

jednego z bytów jako obdarzonych płcią {sexués), dla mężczyzny, o ile jest wyposażony w organ nazywany

{dit) fallicznym - powiedziałem nazywany - cielesna płeć, seks kobiecy {la femme) - powiedziałem kobiecy,

jako że właśnie nie ma kobiecości {il n’y pas la femme), kobieta nie jest całością {n’est pas tout) - seks kobiecy nic mu nie mówi, jeśli nie jest zapośredniczone przez jouissance cielesną (S XX, s. 13)82.

82 Widać na poziomie języka, jak bardzo wyślizguje się tu znaczenie przy przeniesieniu go w inny język. Tłumacząc la femme w negacji

il riy pas jako kobiecość, oczywiście dokonuję interpretacji całości to wyrażenie nie jest równoważne wyrażeniu La femme n’existe pas.

Realizacje... 399

Kobiecość nie istnieje (La femme n’existe pas) właśnie przez to, że jako całość mogłaby się ukonstytuować wyłącznie w od­

niesieniu do tego, co ją zapośrednicza (mówiąc takim quasi-heglowskim żargonem), ale nie jest całością przez to, że taki

wzorzec czy forma (na wzór platońskiej idei) nie istnieją - koło zamknięte. Inaczej mówiąc, jako element zbioru kobiety poje­ dyncza kobieta istnieje tylko jako jedna, a nie jako reprezen­

tantka całości, bo taki zbiór ma charakter nominalny, stanowi kolekcję pojedynczych liter (w znaczeniu, o jakim mówiliśmy w podrozdziale IV.2). Kobiecość zatem jest czymś, co zostało wyprodukowane na poziomie nazewnictwa ze względu na

przygodny fakt posiadania przez istotę mówiącą (parlêtre) płci.

Nie ma tu symetrii między „kobiecością” a męskością - i to jest niejako podsumowane w formule il riy a pas de rapport sexuel. Daje to także podstawę dla dyskursu feministycznego. Paweł Dybel, komentując diagram różnicy seksualnej, do­

szedł do konstatacji, iż Lacan zuniwersalizował męskie spoj­ rzenie na kobietę:

Tylko ta perspektywa [męska], jako perspektywa pod­ miotu, pozwala na wypowiedzenie czegokolwiek (...).

Jeśli więc kobiety są istotami, które mówią, to dzieje się

tak jedynie dlatego, że porzucają wówczas swą kobiecą pozycję objet petit a (...). Przeobrażają się wtedy w ko­ biety, które mówią jak męskie podmioty. Mogą wów­ czas tak samo jak mężczyźni mówić o wielu różnych

rzeczach. Z jednym wszakże wyjątkiem: nie są w stanie powiedzieć niczego o sobie samych83. 83 P. Dybel, Zagadka „drugiej płci". Wokół różnicy seksualnej w psycho­ analizie i feminizmie, Kraków 2006, s. 242.

400 Psychoanaliza jako subwersja

Jeśli rzeczywiście na podstawie diagramu Lacana można wysunąć tak mocne sformułowanie pod adresem autora Rzeczy

freudowskiej - zachowywałby się on wobec kobiety (unefemme)

niczym Bóg wobec Schrebera. Gotowa postać diagramu jest następująca84:

Odczytać ten zapis należy następująco. Po stronie lewej mamy „pozycję” męską, po prawej - kobiecą. Po lewej linia dolna: za sprawą funkcji fallicznej (O) mężczyzna jest całością, czyli:

każdy mężczyzna podlega funkcji fallicznej85, jest jako taki z tym zastrzeżeniem, że warunkiem istnienia tej funkcji jest

istnienie jakiegoś x, za sprawą którego formuła jest negowa­

na (czyli jakiś x, który nie spełnia funkcji): istnieje x taki, że

nieprawda, że