Rower. Historia legendy sytuacje wyprawy technologie techniki typy

Oryginalny, kolorowy, bogato ilustrowany poradnik, zawierający wszystko co każdy, zarówno początkujący jak i zaawansowan

657 119 19MB

Polish Pages [421] Year 2004

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Rower. Historia legendy sytuacje wyprawy technologie techniki typy

Citation preview

• welocyped

• kołowiec • dwukołowiec

(fr. vélocipède, od tac. velox pes - sz y b k a noga)



ro w e r



fiets

a try k a n e rsk i •



kolo

czesk i •



fie ts

flam an d zk i

poisk t (od n azw y angielskiej firm y Rover, p ro d u k u jącej p o jazd y m ech an iczn e , zało żo n ej w 1877 r.; ang. rove - w ędrow ać)

bicycle

cykel

angielski •

d u ń sk i •

biciklo

b ic y c le tte



saikel

fran cu sk i

b en g alsk i

esp e ra n to

K O .H C .r iO bułg arsk i

jalgratas



r o th a r



*

gaelicki

• jto 6 f)X a x o grecki • P a ik ik a la hawajski •



esto ń sk i



*

tO Ć ć ł

K

ch orw acki

polkupyóra

daaw heeyl

fiński

galijski

hebrajski • b ic ic le ta hiszpański

> s e p e d a indonezyjski • jite n s h a japoński • b ic ic le ta kataloński • d v ’ir a tis litewski •

bisikleta



F a h rrad



BejiocHiifefl ro sy jsk i



cykel

bajsikil

m alajsk i •

m altań sk i •

paihikara

m ao ry sk i



fiets

n id e rla n d z k i

OO o •

V elo

n ie m ie c k i ♦

sz w ed zk i



bicicleta

koło



[w S zw ajcarii]



ru m u ń s k i

śląski [dialekt] *

sykkel •

n o rw e sk i •

bicykel

bisiklet

tu reck i

b ic ic le ta

sło w a ck i • •

beic

p o rtu g alsk i

baisikeli

su a h ili

w alijski

...... •

kerékpár



slangowo



slangowo, ale rzadziej:



określenia rodzaju:

w ęg iersk i



bicicletta

w ło sk i

• dwa kółka • bike • bajk • pojazd » sprzęt • m aszynka • klam ot • pędzidło

• koza • katiusza • m ieszczuch

8 holender 8 lim uzyna 8 góral 8 sztywniak 8 szosówka 8 kolarzówka

I. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 zjazdówka 8 bujawka 8 ostre koło 8 m akrokesz 8 kom unijniak 8

OKREŚLENIA MARKI:

8

skocina

( s c o to

8

zbir

8

Spec

(Biria)

(S pecialized) 8

konina

(K ona)

8

kołodziej

(W h eeler)

15

/V".' *

(Ti

o o

^

NOKIA ZJAZD MTB

N O K IA

Nokia Zjazd MTB Od 2000 roku firma Nokia jest głównym sponsorem imprez o randze Pucharu Polski w zjeździe, które odbywają się latem w górskich miejscowościach. Zjazd MTB, zwany też downhillem, zaliczany do sportów ekstremalnych, jest jedną z młodszych, choć bardzo już popularnych dyscyplin sportowych.

Nokia bardzo chętnie wspiera działania

Przygotowanie

trasach

wyrazem indywidualizmu i twórczego podejścia do

wymaga ogromnego wysiłku fizycznego oraz siły

życia, których celem jest zbliżanie ludzi, wspólny

charakteru.

zarówno

wypoczynek i sportowe zmagania. Firma chce

zaangażowanie

w ten sposób zwrócić uwagę wszystkich na wyższe

indywidualne

do jazdy

W

zjeździe

podejście,

na

górskich

liczy forma,

się

zawodników, jak i współpraca drużynowa.

wartości w życiu, a zarazem popierać przyjazne dla środowiska współzawodnictwo sportowe.

N O K IA

będące

Zjazd rowerowy (z angielskiego downhill, w skrócie

W późniejszych latach rower znacznie odchudzono,

DH) tak naprawdę rozpoczął erę kolarstwa górskiego, a duża ilość przełożeń pozwoliła na skonstruowanie W Kalifornii w połowie lat siedemdziesiątych grupa

uniwersalnego roweru do wjeżdżania i zjeżdżania

młodych zapaleńców z Gary Fisherem na czele

(cross country). Prawdziwy boom na „górale” sprawił,

fascynowała

po

że dyscyplina cross country zadebiutowała w 1996

skalistych stokach pobliskich gór. Rowery, których

roku na igrzyskach olimpijskich w Atlancie. Nie ulega

używali, były stare i nie pozwalały na wiele,

jednak wątpliwości, że kolarstwo górskie swoje

Wkrótce ich jakość zaczęła się zmieniać, a tym samym

początki wiąże właśnie ze zjazdem. Zawody w tej

jazda stawała się szybsza i dostarczała mocniejszych

dyscyplinie rozgrywane są od 1990 roku.

wrażeń.

się

niebezpiecznymi

Najwięcej

zjazdami

innowacyjnych

rozwiązań

wprowadził wspomniany Fisher, któremu również zawdzięczamy nazwę mountain bike (MTB) - rower górski.

IMCIKIA

Specyfika

roweru

DH właściwie

uniemożliwia

podjeżdżanie. Maszyna nie ma odpowiednich przełożeń, a potężne amortyzatory oraz geometria sprawiają, że zjazdowcy mają trzy wyjścia: albo pchać rower

Historia zjazdu rowerowego w Polsce jest krótsza,

na górę (co raczej nie sprawia frajdy), albo wynająć

W 1999 roku pierwsze mistrzostwa odbyły się

kierowcę, który za każdym razem woziłby ich na szczyt,

w Szklarskiej Porębie, po tym jak PZKol (Polski Związek

albo udać się na miejsce wyciągiem krzesełkowym.

Kolarstwa) uznał zjazd

rowerowy za odrębną

dyscyplinę i przygotował odpowiednie przepisy. Rok później po raz pierwszy zorganizowano cykl zawodów o Puchar Polski, który był zarazem pierwszym pucharem w

sportach

ekstremalnych

rozegranym

w naszym kraju, a w roku 2001 Puchar Nokia 2001 Zjazd MTB okazał się bardzo udanym przedsięwzięciem.

IM OKIA

W elocyped, kołowiec, powóz, w którym jeźl

dziec sam stanowi siłę poruszającą, a któreg równowaga utrzymuje się pod wpływem siły od środkowej, jak w giroskopie (ob.). Zwykły ty welocyped u jest W . uko, dwu dw cykl. Pierwotnie używany był W . wysoki (fig. P składający sie z koła poruszającego, o średnic; 1,35 do 1,60 metra, i z małego koła kierującegc umieszczonego w tyle, które służy, jako podpora koło wielkie wprawiane jest w szybki obrót prze jeźdźca, siedzącego na siodle i naciskającego korbę Przed siodłem osadzony jest pręt, dający sie zwra cae na prawo i lewo, skutkiem czego W . kieru nek swój zmienia; przez nacisk jeźdźca na pedał, koło za każdym ruchem jego nóg w górę i na dó wykonywa pełny obrót i o taką długość na przód się posuwa. Wysoki wszakże taki dwukoło wiec łatwo narażony był na niebezpieczeństwc samo spojrzenie na tę machinę wskazuje, że śro dek ciężkości, gdy jeździec jest na siodle, przypa da prawie bezpośrednio nad środkiem koła wiel

. y

. '< « **‘vł:v

*» s * , e * e 9 o .

^

^ °Aloj

u ia iiA í * Oli è ç p i '

t ^

° a

*

s i e d m i o m i l o w e

b u t y

R

ower, a wła ciwie rowerzysta na rowerze, oznacza naj­ bardziej ekonomiczny sposób przem ieszczania si . Z rowerem przegrywaj zarówno inne maszyny skonstru­ owane przez człowieka, ja k i poruszaj ce si w najró niejszy sposób zwierz ta. Łoso , zajmuj cy drugie miejsce w klasyfikacji generalnej, potrzebuje na przetransportowa­ nie 1 kg swojej masy na odległo 1 km a trzy razy wi cej energii! Mało tego, dystans mi dzy rowerem a reszt stawki b dzie si zwi kszał, gdy trudno udoskonali łososia albo technik chodzenia, podczas gdy rower mo e wiele zyska przez upowszechnienie obudowy aerodynamicznej. Rower to realizacja odwiecznych marze o siedm iom i­ lowych butach - m aszyna prosta, niedroga i lekka, a przy tym zw ielokrotniaj ca mo liwo ci człowieka. Na poko­ nanie pieszo kilom etra przeci tny człowiek potrzebuje ok. 15 minut. Ten sam człowiek na rowerze w tym samym czasie przejedzie 4 km, nie m cz c si ani troch bardziej. To oznacza, e obszar w zasi gu 15-minutowej przeja d ki rowerem je st 16 razy wi kszy ni obszar dost pny w tym czasie na piechot . ♦ n i e z a l e i n y > Rower oferuje niezale no : od korków, problemów z parkowaniem, rozkładów jazdy, awarii, zdarze losowych. To co w gazetach zwykle okre la si mia­ nem kataklizm u komunikacyjnego, a wi c p kni ta rura pod główn ulic , karambol na obwodnicy, wi ksza de­ monstracja, dla rowerzysty mo e by najwy ej drobn uci liwo ci . ♦s z y b k i > W mie cie, zwłaszcza na dystansach do 5-7 km, rower je st najszybszym rodkiem transportu. W wielu kra­ jach Europy, a tak e w Stanach Zjednoczonych wielokrotnie organizowano wy cigi ró nych rodków transportu (samo­ chód, autobus, metro, rower) i prawie zawsze wygrywał ro­ werzysta - np. w Londynie w 8 przypadkach na 10. W tym sa­ mym mie cie złodziej w biały dzie obrabował bank (nie

pochwalamy), spokojnie odjechał z łupem na rowerze, pod­ czas gdy cigaj ca go policja utkwiła w korkach. • ła n i i d e m o k ra ty c z n y > Rower jest niezwykle tanim rodkiem transportu. Sumuj c koszty zakupu, okresowych przegl dów, cz ci i akcesoriów, po kilku latach intensyw­ nego u ywania przeci tny koszt pokonania kilometra wynosi 5-10 gr, w zale no ci od klasy roweru i zdolno ci wła ciciela do wykonywania drobnych napraw we własnym zakresie. Dla porównania - podobnie wyliczona cena za kilometr w przy­ padku rodków komunikacji publicznej si ga 10-30 gr, a sa­ mochodu osobowego 45-75 gr.

nym rodkiem transportu. Równie dobrze mog na nim je dzi kobiety, m czy ni, dzieci, młodzie , osoby w sile wie­ ku i najstarsze, ludzie biedni, rednio zamo ni i obrzydliwie bogaci, s te rozmaite rowery dla niepełnosprawnych. Ro­ wer mo e zapewnia dost p do edukacji, pracy, usług czy rozrywki, niezale nie od zawarto ci portfela. • xd r « wy > Jazda na rowerze jest jednym z najbardziej wszechstronnie rozwijaj cych wicze fizycznych (wi cej w rozdziale Zdrower) i jednym z niewielu, które mog si sta stałym elementem stylu ycia. Pedałowanie uspraw­ nia organizm, szczególnie funkcjonowanie płuc, serca, układu oddechowego i kr enia. Australian National Heart Foundation twierdzi, e połowa ludzi stosuj cych obecnie leki obni aj ce zbyt wysokie ci nienie krwi mogłaby z te­ go zrezygnowa (a tym samym zlikwidowa ich szkodliwe skutki uboczne), gdyby zacz ła systematycznie je dzi na rowerze.

Przeci tny polski kierowca godzin dziennie pracuje na swój samochód. Je li przyje d a do pracy na 8.00, dopiero 0 9.00 zaczyna pracowa na siebie. Rowerzy cie koszt podróy zwraca si ju o 8.10. Ze wzgl du na niewielk cen , niskie koszty eksploatacji 1 ró norodno odmian, rower jest najbardziej demokratycz­

30

nie

truje

Zanieczyszczenie mi

cymi

rodowiska

fabrykami

cz sto

i wielkimi

t r a n s p o r t z u y w a w i c ej e n e r g i i n i datek w przeciwie energochłonno no

bezmy

si

z dy­

Tymczasem

cały p r z e m y s ł , na do

s tw ie do zu y c i a p r z e m y s ł o w e g o , j e g o c a ł y c z a s r o n i e . S k ł a d a si

lne

kontynentu

kojarzy

hutami.

wo

enie

tirami

towarów

na to z a r ó w

na

drugi

koniec

( p o m i d o r ó w z U k r a i n y do H o l a n d i i i k e c z u p u

z p o w r o te m ) , j a k i nie z b y t m dre naw yki, z któryc h wiele o só b nie potrafi z r e z y g n o w a d e m po g a z e t

Zu ycie energii wi czyszcze

, np. podje

d anie s a m o c h o

d o k i o s k u o d d a l o n e g o o d d o m u o 2 0 0 m. e si

. Pr ze ci tne

o c z y w i cie z p ro d u k c j

drzewo

zanie

li c i a s t e p r z e z g o d z i n

wy

t w a r z a 1 2 0 0 1 t l e n u , c z ł o w i e k z u y w a 30 1. W t y m c z a s i e sil nik

samochodu

osobowego

zamienia

6000

1 w

Przez rok przeci tny sam o ch ó d produkuje ton wieraj

cych

nych.

S

azotu,

przeszło

t y s i c t r uj

w ró d nic h p o d r a niaj

w glowodory

benzen,

a nawet

cych

ci

kie.

katalizatorów, s a m o c h o d y wci

zwi zków

chemicz

ce d r o g i o d d e c h o w e t l e n ki

aromatyczne,

metale

spaliny.

s pa li n za

takie j a k Mimo

s

rakotwórczy

upowszechnienia

głównym

r ó d ł e m gro

n e g o t l e n k u w gl a . Wi

kszo

tych zwi

zków wraca potem

nie z w d y c h a n y m p o w i e t r z e m , ałami.

W miastach

enia

rodowiska.

samochody Szacuje

to ze s p o s

si ,

do nas

główn

przyczyn

e

Europejczyków

6%

um ie ra na c h o ro b y w y w o ł a n e spalin am i. J e d n o c z e połowa

mieszka

ty w n y hałas, poczynek

ców miast uskar

powoduj

a si

na

80%

tego

s a m o c h o d y - na ru c h liw y m skrzy

hałasu

ska

nie ju

ponadnorma

cy s tre s za d n ia i u t r u d n i a j

noc . Za niem al

- j e li

yw anym i wiktu

cy wy

odpowiadaj

o w a n i u h a ł a s os i g a n a

w e t 90 d e cy be li . T r a n s p o r t d r o g o w y p r z y c z y n i a si

równie

14% o g ó ł u g a z ó w c i e p l a r n i a n y c h p o c h o d z i b o

wiem

wydechowych

z

rur

samochodów.

emisje zwi zane z w y d o b y c iem ,

J e li

przewozem

n i e m pa liwa, o d s e te k ten w z r o nie do 2 0 - 2 5 % .

Ji

d o z m i a n kli

matycznych,

doliczymy

i przetwarza

ł y k h is t o r ii W e l o c y p e d , kołowiec, powóz, w którym je dziec sam stanowi sił poruszaj c , a którego równowaga utrzymuje si pod wpływem siły cdrodkowej, ja k w giroskopie (ob.). Zwykły typ welocypedu je s t W. dwukołowy, dwukołowiec, bi­ cykl Pierwotnie u ywany był W. loysoki (fig. 1), składaj cy si z koła poruszaj cego, o rednicy 1,35 do 1,60 metra, i z małego koła kieruj cego, umieszczonego w tyle, które słu y, jako podpora; koło wielkie wprawiane je s t w szybki obrót przez je d ca, siedz cego na siodle i naciskaj cego korb . Przed siodłem osadzony je st pr t, daj cy si zwra­ ca na prawo i lewo, skutkiem* czego W. kieru­ nek swój zmienia; przez nacisk je d ca na pedały koło za ka dym ruchem jego nóg w gór i na dół wykonywa pełny obrót i o tak% długo na-

mi . Skoro wi e welocyped napotyka jak kolwiek zawad , cho by kamyk lub pewn nierówno gruntu, małe . koło tylne wznosi si w gór , rodek ci ko ei przenosi si ku przodowi i dla braku wszelkiej podpory nast puje gro ny upadek. Na­ tomiast upadku na bok daleko mniej obawia si potrzeba, gdy mo e si zdarzy tylko przy ruchu bardzo powoluym, utrzymywanie bowiem welocypeda w równowadze porówna mo na z zachowywa­ niem równowagi linoehoda. Je eli je dziec czuje, ii pochyla si na lewo, manewruje w sposób ta­ lu, aby opisał łuk ' koła, którego rodek przypa­ da na lewo; wzbudzona staa natychmiast siła od rodkowa, oddalaj c go od tego rodka, od« chyl go na prawo. Aby ‘tedy nie upadł na prawo, powtarza podobny manewr, który go od­ chyla znów na lewoA a w ten sposób równowaga ocala si ustawicznie za pomoc nast puj cych po sobie kołysa , które przy pewnej wprawie je d ca staj si prawie niewidoczne.—Niebez­ piecze stwem upadku ku przodowi nie grozi, albo przynajmniej przedstawia je w znacznie

Fig. 1. Welocyped wysoki

Fig. 2. Rower.

przód si posuwa. Wysoki wszak e taki dwukoło­ wiec łatwo nara ony był na niebezpiecze stwo; samo spojrzenie na t machin wskazuje, e rodek ci ko ei, gdy je dziec je s t na siodle, przypa­ da prawie bezpo rednio nad rodkiem koła wiel­ kiego, które zatem podtrzymuje wszystek prawie ładunek, gdy koło małe jedynie wspiera si o zie­

mniejszym stopniu, dwukołowiec nowego typu (fig. 2), obecnie powszechnie u ywany i zwa­ ny rower (aDg. rover), składaj cy si z dwóch kół jednakiej prawie wielko ci, niezbyt wysokich, % których przednie słu y do sterowania, . tylne za do posuwania, czyli je s t kołem poruszaj cem. rednica koła przedniego wynosi 70 do 80, tylne­ 32

go 50—60 centymetrów; poniewa wszak e mniej­ sze to koło za ka dym obrotem przebiegałoby drog mniejszy, ani eli koło weloeypedu wysokiego, o przeto pedałów' d wiga kółko z bate, którego rednica zwykle dwa razy je st wi ksza, ani eli rednica kółka z batego, osadzonego aa osi koła poruszaj cego, skutkiem czego ka demu nacisko­ wi pedałów odpowiada obrót dwukrotny koła po-

(fig. 6), utrzymuj ca w zwi zku cz ci weloeype­ du, składa si z rur stalowych, koła wyrabiaj si równie wył czuie ze stali. SzDiwchy kół sa b d w piast wszrubowane, b d te maj poło enie

Fig. 3. Tandem dwuosobowy.

Fig. S. Trójkołowiec ze skrzyni .

ruszaj cego, a tem samem osi ga si pr dko ta­ ka sama, ja k w weloeypedzie wysokim. Buch osi pedałów przenosi si na o koła poruszaj cego zwykle za pomoc ła cucha Galia czyli ladeueiia stawowego (ob. Ła cuch). Według zasady rowe­ rów urz dzona s te W. dla kilku je d ców, któ­ re od machiny jednoosobowej ró ni ■si tylko wi ksz długo ci i wi ksz liczb siodeł oraz korb z pedałami; taki W* dwuosobowy nazyw* si tandem (fig. 3), W. trójosobowy trypkt, czte­ roosobowy kwadntpl t i t. a.; w Ameryce u ywane s nawet podobne machiny dziesi cioosobowe. W. trójkołowy, trójkołowiec, trycykl (fig. 4) ma urz dzenie doayó ró ne i słu y dla osób, którym . utrzymanie równowagi na bicyklu jest zbyt uci liwe, nadaje si wszak e' korzystniej do przewoenia pakunków i w - tym razie opatrzony je s t w odpowiedni skrzyni (fig. 5). Odmian trójko­ łowców sa tandemy i sociabUs. orzeznaezone dla dwu osób, które w pierwszych siedz jedna za drug , w drugich za jedna obok drugiej. W. jednokołowy czyli monocykl nieprzydatny jest zgoła do usług rzeczywistych, jest to bowiem przyrz d dost pny do najbieglejszych tylko ekwilibrystów, a cyrk przedstawia jedyne dla niego pole.—JRama

do obwodu jej styczne. Kola otoczone s obr cz pneumatyczn , czyli rur gamow wypełnion powietrzem zg szczonem. Osie pedałów i koła poraszaj cego osadzone a% w piastach w taki sposób, e opieraj si o szereg Łufek:, rozło onych w rozsserzeaiu piast (fig. 7), przez co tarcie ulega na­ der znacznemu zmniejszeniu.— 4by wyja ni ró aie pr dko ci mi dzy piechurem a cyklist , czyli je d£e«ai na welocypedzie, pr7,via. na.le. v. e dla ppzebie enia jednej i - tej.samej drogi, drugi wytona potrzebuje prac mniejsz , ani eli pierwszy, ilo ci za pracy wyło one w biega pieszym i na weloeypedzie porówna si dadz przez zadysza­ nie, jak ie sprawiaj . Jad e bicyklem po dobrej drodze szosowej z pr dko ci 12 kim. na godzin,, nie doznajemy zm czenia wi kszego, ani eli przy chodzie krokiem zwykłym, pr dko za 12 kim. na godzin , czyli przeszło 3 m. na sekund , stauowi ju bieg gimnastyczny, który powoduje zady­ szenie dosy znaczne. Cyklista wtedy dopiero, gdy przebiega 24 do 25 kim. na godzin , doznajo zm czenia takiego, ja k piechur biegnący krokiem gimnastycznym. Przy biegu bowiem pieszym, ko­ ry si składa z szeregu podskoków, trzeba dosy znacznego nakładu pracy. 33

Fragm enty encyklopedii z p o c z ą tk u XX w iek u .

R o w e r b i e g o w y K a r l a F r i e d r i c h a D r a i s a z 1 8 1 7 r.

P ierw szy row er * p ed a ła m i zbudow any w 1839 r. p rzez K irk p a trick a M acM illan a

R o w e r z b u d o w a n y p r z e z P i e r r e ' a L a l l e m e n t a w 1 8 6 4 r.

Re

row erow e PhilipD H ein richa F isch e ra , 1853 r. 7

34

domysły i pomysły ocz tki roweru gin w mrokach dziejów. Najstarszy prawdopodobnie w izerunek tego pojazdu widnieje na w itra u wykonanym we W łoszech około 1580 r., a umiesz­ czonym w ko ciele w Stoke Poges w Anglii w 1642 r. Zatem kto musiał go wymy li wcze niej. Niewykluczone, e zo­ stał wynaleziony (i zapomniany ze wzgl du na nisk jako sieci drogowej) wiele razy - w ko cu koła ze szprychami znane s ju od 4 tysi cy lat.

P

Le ona r do na r o w e r z e ? I Wiele ródeł przypisuje wy­ nalezienie roweru Leonardowi da Vinci. Wprawdzie na pochodz cym z ko ca XV w. szkicu mistrza wyra nie wida kształt roweru, jednak szkic ten odnaleziono stosunkowo niedawno i nie wiadomo, ja k a cz jest autorstwa Leonar­ da, jak a jego ucznia, a jaka sprytnym fałszerstwem. Nie ule­ ga jednak w tpliwo ci, e da Vinci wymy lił m.in. bardzo istotne dla pó niejszego rozwoju roweru ło ysko kulkowe i nap d ła cuchowy. Według innych, jeszcze mniej pewnych ródeł pomysł skonstruowania roweru narodził si ju na pocz tku XV stu­ lecia, a jego autorstwo przypisuje si Włochowi Joannesowi Fontanie. Rower k ró l ow e j B e « try « x e ? | Stuprocentow kaczk dziennikarsk s za to doniesienia o XVII-wiecznych rowe­ rach niderlandzkich, na których do dzisiaj maj je dzi członkowie holenderskiej rodziny królewskiej. Na pocz tku 1999 r. Konrad Dybek opublikował w „Kółkach Dwóch" na wpół artobliw relacj z Holandii, której fragmenty (te bar­ dziej sensacyjne) zostały bezkrytycznie i bez konsultacji z autorem skopiowane przez „Rzeczpospolit "... i tak naro­ dził si nowy mit. Cxy te le ry fe ry ło rowery"? [ W drugiej połowie XVIII w. (według ró nych wersji w 1765, 1771 albo w 1790 r.) fran­ cuski hrabia William de Sivrac miał skonstruow a proto­ plast roweru - Celerifere, czyli celeryfer. Drewniany po­ jazd składał si z dwóch kół poł czonych prost ram .

Leon ardo da Vinci

Rower biegowy z 1817 r. ilustracja z prospektu reklam owego K.F. D raisa, 1817 r.

W elocypedy 2 D re zn a , 1817 r.

35

36

Je dziec siedział okrakiem na ramie i nap dzał pojazd, odbijaj c si stopami od ziemi. Jednak według innych ro­ deł, celeryfer był zwyczajnym powozem konnym, a hrabia wcale go nie wymy lił, tylko uzyskał licencj na jego produkcj od Anglików. ::: l u d z i e z e l a z a (a b i c y k l e z d r e w n a ) 1816 D rui sie n n e | Pierwsze udokumentowane histo­ rycznie wydarzenie pochodzi z roku 1816, kiedy to bade ski inspektor lasów, baron Karl Friedrich Christian Drais von Sauerbrun zbudował „maszyn do biegania" - udoskonalon wersj celeryfera, z mo liwo ci kierowania przez skr canie przedniego koła. „Szalony Baron" zadziwia wszyst­ kich, pokonuj c na swojej maszynie dystans z Mannheim do Schwetzinger czterokrotnie szybciej od powozu. Potem uzupełnia pojazd o uruchamiany link hamulec, wy ciełane siodło o regulowanej wysoko ci i... licznik odległo ci (ok. 1825 r.). Wkrótce jednak zwierzchnicy barona zakazuj mu poruszania si na welocypedzie, jako e (ich zdaniem) nie licuje to z godno ci piastowanego przez niego urz du. Od nazwiska wynalazcy pojazd zyskał miano Draisienne i prawdopodobnie st d pochodzi polskie słowo „drezyna" (aczkolwiek niektóre ródła podaj , e baron skonstruował równie specjalny pojazd do poruszania si po torach kole­ jowych, czyli wła nie drezyn ). 1839 W elocyped M atM ilian n | Kirkpatrick MacMillan, szkocki kowal z Courthill, wymy la pedały i buduje pierw­ szy bicykl umo liwiaj cy jazd bez dotykania nogami zie­ mi. Pedały w wełocypedzie MacMillana nie przypominały stosowanych obecnie, bli sze były tym spotykanym w ma­ szynach do szycia - zostały umocowane do ramy w okoli­ cach przedniego koła, a tylne poruszały za pomoc dwóch d wigni. Konstrukcj kół wzmocniono metalowymi oku­ ciami. Trzy lata pó niej kowal pokonał na swoim welocy­ pedzie imponuj cy dystans 229 km do Glasgow i z powro­ tem ze redni pr dko ci 13 km/godz. 1860 Ko eiofłuk M icb«nx | Zajmuj cy si serwisem powozów,, (wedługyt t e / wersji wózków dzieci cych) Fran­ cuz PieifeAichaux°Askaje do naprawy Draisienne. Zains'■¿ciA £1 vv I.u b aca,w ie5 1

pirowany kołem szlifierskim (s te głosy, e nie on, lecz Pierre Lallement, mechanik pracuj cy w jego fabryce) wyposa a przednie koło drezyny w pedały... i tak powstaje welocyped Michaux. Wdzi czne okre lenie „ko ciotłuk" zyskuje dzi ki obitym elazem drewnianym kołom, gwarantuj cym niezapomniane wra enia ko ciom wła ciciela podczas przeja d ki po paryskim bruku. Mimo rednio zach caj cego przydomka, pomysł welocypedu okazuje si trafiony i 8 lat pó niej Messieur Michaux zatrudnia ponad 300 robotników wytwarzaj cych codzien­ nie od trzech do pi ciu maszyn.

Ernest M ichaux, syn francuskieg o konstruktora P ierre'a Michaux z żelaznym rowerem pedałowym (M ichauline) z 1868 r.

D ILEC T O

c l e s ct

M o to s

pneumatici vela

J.B.LOUVET

Zabytkow a dźw ig n ia handlu

zło te

lata

cyklistyki

1869 B icykl i ło y sk o k u lk o w e 1 W tym roku po raz pierwszy pojawia si nazwa bicykl, Swierey opatentowuje w Anglii ło ysko kulkowe, a na licz cej 123 km trasie z Pa­ ry a do Rouen odbywa si wy cig, w którym bierze udział 200 cyklistów. Zwyci zc zostaje James Moore na welocypedzie wa cym 73 kg (według innych ródeł „zaledwie" 30 kg), wyposa onym wła nie w ło yska kulkowe. 18 70 A rie ł Cycle | James Starley, uznany potem za ojca przem ysłu rowerowego, konstruuje bicykl z wielkim przed­ nim kołem i znacznie mniejszym tylnym. Rok pó niej roz­ poczyna si seryjna produkcja Ariel Cycle (przednie koło o rednicy 48, tylne - 22 cali). Rower był w cało ci wykona­ ny z metalu, wa ył ok. 23 kg i kosztował 8 funtów. Pozycja, jak zajmował cyklista na bicyklu, sprawiała, e kierowanie tym pojazdem wymagało dosy du ej wprawy i bywało nie­ bezpieczne (zdarzały si miertelne wypadki po locie nad kierownic ). Przez jaki czas wydawało si , e jedyn metod osi gni cia wi kszych pr dko ci je st powi kszanie rednicy ko­ ła, ale pó niej Starley skonstruował przekładni , dzi ki któ­ rej jed en obrót korby powodował dwa obroty koła. 1885 Swwer Sofeły Cyele | Bratanek Jamesa, John Kemp Starley, konstruuje rower b d cy pierwowzorem dzisiejszych. Koła zbli onej wielko ci, diamentowa rama (okre lenie pocho­ dzi od kształtu, nie materiału), nap d ła cuchowy, wygodne siodełko i r czki na kierownicy sprawiły, e jazda na bicyklu stała si łatwiejsza, bezpieczniejsza i przyjemniejsza. Nazwa „Rover" pochodzi od słowa rove (w drowa , wał sa , włóczy si ). Poniewa bicykle produkowane przez spółk Starleya i Sattona zyskały spor popularno równie w Polsce, ich nazwa została spolszczona - st d nasz „rower". 18 86 Tmraraysłwo Cykl istów i B y m isy j Powstaje W arszawskie Towarzystwo Cyklistów - drugie w Polsce stowarzyszenie sportowe. Sze lat pó niej otwarto ziemny tor kolarski na Dynasach w Warszawie, jeden z najnowocze niejszych wówczas obiektów w Europie, uznawany za kolebk polskiego kolarstwa. W 1921 r. tor ziemny zast piono betonowym.

18 88 G itn s w e o p o n y | W eterynarz z Belfastu, John Boyd Dunlop, wymy la opony pneum atyczne i wyposa a w nie trójkołowy rower swego syna, Johna. Próby przebie­ gaj obiecuj co, wi c Dunlop sporz dza wi cej pneu-bi­ cycles (rowerów pneum atycznych) i nam awia rajdowca W illiama H ume'a do uczestniczenia w wy cigach na takim rowerze. Dzi ki nowym oponom Hume wygrywa wy cig. Wcze niejszy patent Thom sona (napełniona pow ietrzem opona z lnu im pregnowanego kauczukiem lub gutaperk ) odchodzi w zapom nienie. Warto zwróci uwag , e ten niew tpliwie po yteczny wynalazek na kilkadziesi t lat zahamował rozwój amortyza­ torów - wcze niejsze bicykle wyposa ano w skomplikowa­ ne układy resorowania. Niektóre były bardzo interesuj ce, np. koło maj ce dwie poł czone spr ynami obr cze, wi ksz i mniejsz . Po upowszechnieniu pneumatycznej opony amortyzacj uznano za lep uliczk . 1892 UCł | Powstaje International CyclistAssociation (Midzynarodowy Zwi zek Rowerzystów), w 1900 r. przemiano­ wany na Union Cycliste Internationale, pod któr to nazw działa do dnia dzisiejszego.

39

1896 K olarstw o sp o rtem olim pijskim j Na igrzyskach w Atenach pojawia si kolarstwo. 1899 D u rsley P e d e rs e n | Powstaje rower o alternatyw nej konstrukcji ramy, z siodełkiem zawieszonym wysoko na czym w rodzaju hamaku, oferuj cy wi kszy komfort pod­ czas przeja d ek. Rowery Pedersena s produkowane do dzisiaj i mo na je spotka np. na ulicach Kopenhagi. 1900 P ia s ta S ach sa I Niemiecki producent rowerów Fichtel & Sachs wprowadza na rynek piast wolnobiegow , potem nazwan piast torpedo. 1902 P ie rw sz e p r z e r s u tk i | Henry Sturmey i James Archer opatentowali przekładni planetarn montowan w tylnej pia cie. Pocz tkowo przerzutka była dwu-, potem trzybiegowa. p ierw sza p o lo w a XX w ieku 1917 P olsk i ro w e r | W Zakładach Zawadzkiego zosta­ je zmontowany pierwszy w Polsce rower. 1920 PZKol | Powstaje Zwi zek Polskich Towarzystw Kolars­ kich, w roku 1938 przemianowany na Polski Zwi zek Kolarski. 1934 P oziom e •• oszustwo j Charles Mochet skon­ struował Velocar - rower poziomy, na którym, dzi ki wygod­ niejszej pozycji i mniejszym oporom powietrza, z łatwo ci pobijano kolejne rekordy. W odpowiedzi UCI (Mi dzynarodowa Unia Cyklistów) zakazała rowerom poziomym udzia­ łu w oficjalnych zawodach kolarskich. Zabroniła te stoso­ wania jakiejkolwiek obudowy aerodynamicznej. Mo na jedynie spekulowa , jak potoczyłaby si historia, gdyby nie te zakazy i zamiast udoskonalania roweru Starleya wszystkie wysiłki skierowano by na rozwój rowerów poziomych. By mo e dzi na drogach powszechne byłyby nap dzane sił mi ni pojazdy rozwijaj ce pr dko 100 km/godz.? Zło liwi twierdz , e dobrze, i UCI nie po­ wstała kilkana cie lat wcze niej, gdy do dzisiaj je dzilibymy na drewnianych kołach okutych elaznymi klamrami. Cho rowery poziome „zeszły do podziemia", maj si całkiem dobrze, a ich wielbiciele i konstruktorzy (najcz ciej w jednej osobie) potrafi stworzy prawdziwe cuda. Wi cej o rowerach poziomych - zob. s. 64.

::: r o w e r y n o w e j e r y 1974 P ocz tki MTB | Pewien hippis Gary Fisher skon­ struował dla firmy Schwinn pierwszy rower górski o nazwie Excelsior, wzmacniaj c ram i montuj c hamulce z motocy­ kla. Pi lat pó niej ten e Gary Fisher oraz Charles Kelly i Tom Ritchey zało yli firm MountainBikes, potem przemianowan na Fisher MountainBikes, a nast pnie na Gary Fisher Bicycles. Tak naprawd , wynalezienie i dynamiczny rozwój roweru górskiego zawdzi czamy... wprowadzeniu zakazu jazdy na motocyklach w parkach narodowych Sta­ nów Zjednoczonych (zob. s. 49). 1977 P o lity k a ro w ero w a © roningen j Miasto Gronin­ gen w Holandii jako pierwsze wprowadziło polityk rowerow , do dzi uznawan za wzorcow w dziedzinie radzenia so­ bie z korkami. Z. centrum wyrzucono samochody, obwodnica ródmiejska została zw ona o dwie trzecie, powstało 100 km nowych dróg i pasów dla rowerów. Wkrótce potem ju ponad połowa podró y w Groningen odbywała si na rowerze.

1 9 7 9 R »w er d od a *i s h r i f d e ł [ Rower Gossamer Al­ batross, nap dzany i pilotowany przez Bryana Allena, prze­ latuje nad kanałem La Manche, utrzymuj c si na wysokoci od 60 cm do 2 m. 19 S 0 Na ta p« s e f o c z c e . . . | Poziomy rower - tandem Vector Gamma, zaprojektowany przez zespół Allana A. Voigta i nap dzany przez par Grylls-Barszczewski - przekracza barier 100 km /godz. 1 98 3 I w r o p e js k a F e d e r a c ja C y k listó w | Dwana cie stow arzysze rowerowych z ró nych krajów zakłada ECF (European Cyclists' Federation). W odró nieniu od nasta­ wionej na wyczynowe zawody sportowe UCI, nowa federa­ cja ma by bli ej problem ów przeci tnego rowerzysty. 1992 P ier* » « i« C riłic a l M a*s | Wracaj cy z pracy rowerzy ci blokuj główn ulic San Francisco, domagaj c si respektow ania praw cyklistów i ograniczenia uci liwego ruchu samochodowego. To pocz tek ruchu Mas Kry­ tycznych - niezorganizow anych przejazdów rowerowych przez centra miast. 1995 m ia s tu d la R«wer»i'«r f Powstaje porozumienie lokalnych organizacji ekologicznych i rowerowych z miast całej Polski. Sie Miasta dla Rowerów zbiera informacje, pro­ wadzi szkolenia i warsztaty, organizuje wystawy oraz ulicz­ ne happeningi, publikuje ulotki, naklejki i ksi ki, naciska na władze samorz dowe i centralne. 1 99 7 Iur*V el® i €« *B p«ter» | Z inicjatywy ECF roz­ poczynaj si prace nad stworzeniem ogólnoeuropejskiej sieci wysokiej jako ci mi dzynarodowych tras rowerowych - EuroVelo. Jednocze nie na konferencji w Lyonie zawi zuje si mi dzynarodowa organizacja Car Busters, otwarcie wyst puj ca przeciwko „kultowi samochodu". 19 98 M asa K ry ty c z n a t r a f i a p od s tr z e c h y j Rzecz­ nik Zarz du Dróg Miejskich w Warszawie, niejaki Marek Wo , stwierdza publicznie, e „Warszawa nie wie , aby po niej rowerem je dzi ". W odpowiedzi rowerzy ci masowo wyje d aj na ulice stolicy, na kilka godzin blokuj c ruch w centrum miasta. 2000 N atio n al Cycle Nefwoi-k 1 W Wielkiej Brytanii zo­ staje otwarte pierwsze 8 tys. km ogólnokrajowej sieci dróg

dla rowerów. To najwi ksze przedsi wzi cie tego rodzaju. | Obecnie gotowe je st ju 13,5 tys. km, a plan na rok 2005 za­ kłada 16 tys. km. 2 0 02 w ia t e łk a w tu n e l* | W Gda sku przy ul. Halle­ ra zostaje oddana do u ytku pierwsza cie ka rowerowa wy­ budowana według wskazówek ekspertów sieci Miasta dla Rowerów. Kilka miesi cy pó niej Gda ski Rowerowy Pro­ jekt Inwestycyjno-Promocyjny, realizowany wspólnie przez Miasta dla Rowerów, Obywatelsk Lig Ekologiczn i samo­ rz d Gda ska, a obejmuj cy budow 30 km cie ek rowero­ wych i uspokojenie ruchu samochodowego na 700-kilometrowym odcinku ulic, zostaje doceniony na wiatowym Szczycie Ziemi w Johannesburgu, jako wzorcowy przykład ograniczania emisji gazów cieplarnianych. 2 0 0 4 P o la c y na r » w e rs « h J Według bada Ipsos 60% Polaków przynajmniej od czasu do czasu je dzi na rowe­ rach. Ponad połowa co najmniej raz w tygodniu. W ród ro­ werzystów przewa aj m czy ni (66%). Najcz ciej je d najmłodsi (9 na 10 osób ma 15-19 lat).

O d n o s z ę w r a ż e n i e , i e t e c h n i k a p r z e ł o m u X X i X X I w. d o r o s ł a j u z do t e g o , a b y ś m y s o b i e m o g li p o z w o l i ć n a w y n a le zie n ie

now ego, re w e la cy jn e g o śro d k a k o m u n i­

k a cji Ig d o w ej. W z w ią z k u z ogrom nym n a tło k ie m , ja k i o b se rw u je m y na szo sach i ulicach w e w s z y stk ic h p r a w ie k r a j a c h ś w i a t a , m u s i a ł b y on m ie ć k i l k a z a l e t , k t ó r e z a ­ d e c y d o w a ły b y o jego z w y c ię s tw ie nad o b e cn ie s to s o w a ­ nym i p o ja z d a m i: sam o cho d am i i m o to cy k la m i. A w ięc p o w i n i e n być l e k k i , b a r d z o z w r o t n y , w z g l ę d n i e s z y b k i (ale

nie

zanadto,

ze

w zg lęd u

na

m o żliw e

kraksy),

p rz e d e w sz y stk im je d n a k nie może pow odow ać z a to ró w i z a n ie c z y s z c z a ć p o w ie tr z a . Now y p o ja zd z w sz y stk im i w y m ie n io n y m i z a le ta m i b y łb y w rę cz n ieo ce n io n y . T r z e ­ b a go w i ę c k o n i e c z n i e w y n a l e ź ć , co p o d d a j ę w t e j c h w i ­ li pod r o z w a g ę C z y t e l n i k ó w . O s o b i ś c i e j e s t e m do ść l i ­ c h y m k o n s t r u k t o r e m , a l e z a to w y m y ś l i ł e m d l a n i e g o n a z w ę , k t ó r a w y d a j e mi s i ę n a d e r t r a f n a : r o w e r [•••]• piW

"

°

ju liusz je r z y h e r lin g e r N ie z w y k le p e r y p e t ie o d k ry ć i w y n a la z k ó w

O

dfe d z iś rzez lata wierzono, że samochód jest środkiem transpor­ tu przyszłości. Na starych futurystycznych filmikach przedstawiających sielskie życie w roku 2000 widać rodziny w ciągu kilku minut dojeżdżające z pracy czy szkoły do domu - każdy własnym autkiem. Niestety, autorzy tych filmików byli na bakier z matematyką i nie przewidywali, że gdyby każ­ dy wsiadł do samochodu, zwyczajnie zabrakłoby miejsca na drogi i parkingi. Nie przewidywali też hałasu i zanieczyszcze­ nia powietrza. Ten optymistyczny trend kultywują kolorowe reklamy, w których samochód z reguły jest przedstawiany sam na pustej drodze, co śmieszniejsze - często również w otoczeniu dziewiczej przyrody. Tymczasem szara codzien­ ność to smog, wypadki i miliony godzin tracone w korkach.

P

rzez lata wierzono, e samochód jest rodkiem transpor­ tu przyszło ci. Na starych futurystycznych filmikach przedstawiaj cych sielskie ycie w roku 2000 wida rodziny w ci gu kilku minut doje d aj ce z pracy czy szkoły do domu - ka dy własnym autkiem. Niestety, autorzy tych filmików byli na bakier z matematyk i nie przewidywali, e gdyby ka dy wsiadł do samochodu, zwyczajnie zabrakłoby miejsca na drogi i parkingi. Nie przewidywali te hałasu i zanieczyszcze­ nia powietrza. Ten optymistyczny trend kultywuj kolorowe reklamy, w których samochód z reguły jest przedstawiany sam na pustej drodze, co mieszniejsze - cz sto równie w otoczeniu dziewiczej przyrody. Tymczasem szara codzien­ no to smog, wypadki i miliony godzin tracone w korkach.

P

JSI czas na nowy ś r o d e k t r a n s p o r t u Kiedy fala fascynacji motoryzacj zacz ła opada , rozpocz ły si poszukiw ania nowego, lepszego rodka transpor­ tu. Przykładem takich poszukiw a mo e by ginger. Wy­ nalazek ten, zaprezentow any z wielk pomp pod koniec 2001 r., miał zrewolucjonizow a komunikacj w miastach, ginger, znany tak e pod kryptonim em IT, był pojazdem elektrycznym , przypominaj cym nieco skrzy owanie sku­ tera z wag łazienkow i umo liwiaj cym poruszanie si z maksymaln pr dko ci kilkunastu kilom etrów na go­ dzin . Powszechny entuzjazm trwał do mom entu, w któ-

jest to pierw szy w historii w ynalazek, który aby odnieść kom ercyjny sukces, p o trzeb u je... ścieżek row erow ych (i to bardziej niż sam row er)”. je st to pierw szy w historii w ynalazek, który aby odnie komercyjny sukces, potrzebuje... cie ek rowerowych (i to bardziej ni sam rower)".

I I I miasta ro w erow e m i a s t a m i pr z ys zł oś ci Rewolucyjna (a wła ciwie „rowelucyjna") technologia zo­ stała ju wynaleziona dawno temu. Potrzebna je st jedynie wola polityczna, aby stworzy jak najlepsze w arunki do jej wykorzystywania. Wbrew rozpow szechnionem u mniemaniu, najbardziej „zroweryzowanym" krajem wiata nie s Chiny, lecz Holan­ dia. W deszczowych i w ietrznych Niderlandach je st wi cej bicykli ni ludzi. 30% wszelkich podró y, a w niektórych miastach (np. Groningen) nawet ponad połowa, odbywa si na rowerze. Rower jako rodek transportu miejskiego cie­ szy si równie ogromn popularno ci w Danii, Niem­ czech, Austrii, Szwecji, Norwegii i Finlandii. Rowerem doje d a si do szkoły, na uniwersytet, do pra­ cy, na zakupy. Na rowerze odwozi si dziecko do przed­ szkola i dostarcza zaopatrzenie do sklepiku. Coraz wi ksz popularno zyskuje te turystyka rowerowa - wielodniowe czy nawet wielotygodniowe podró e z sakwami mieszcz cymi wszystko, co rowerzy cie potrzebne. Holandia przyj ła Masterplan Fiets (Plan Rower), obejmu­ j cy promocj roweru, popraw bezpiecze stwa oraz walk z kradzie ami. Dzi ki temu do 2010 r. liczba kilometrów poko­ nywanych na rowerze ma si zwi kszy o kolejne 30%. Plan Rower przyczyni si wi c do realizacji głównego celu holen­ derskiego Planu Transportowego, jakim jest ograniczenie u y wania samochodów. Kraje, w których rower cieszy si mniejsz popularnoci , staraj si dogoni te lepsze, np. Krajowa Strategia Ro­ werowa w Wielkiej Brytanii d y do czterokrotnego zwi k­ . szenia liczby podró y rowerem do roku 2012. Przykładem

• O

takiej strategii ju zrealizowanej i odnosz cej wymierne sukcesy mo e by Finlandia, gdzie 18% wszelkich podró y odbywa si na rowerze. A 20-30 lat temu sytuacja przypo­ minała polsk - rower kojarzony głównie z biednymi obszarami wiejskimi oraz mini­ malna liczba podró y rowerowych. Prawdopodobnie upłynie jeszcze sporo wody w Wi le, zanim „oficjalne czynniki" w Polsce doceni zalety dwóch kółek. Coraz silniejszy jest jednak oddolny ruch ludzi, którzy chc ten proces przy pieszy . Od kilku lat działa sie organizacji Miasta dla Rowerów, stawiaj ca sobie za cel popra­ w bezpiecze stwa i wygody jazdy rowerem w miastach. Coraz wi ksz popularno zdo­ bywa te zwyczaj Mas Krytycznych - grupo­ wych przejazdów rowerowych organizowa­ nych w ostatni pi tek ka dego miesi ca przez centrum (w najwi kszych miastach na ulice wyje d a nawet 1000 rowerów). Warto zauwa y , e postawienie na rower opłaca si zarówno samorz dom miast, jak i ich mieszka com. Rower nie potrzebuje rozbudowanej infrastruktury, wielopoziomo­ wych parkingów, bezkolizyjnych skrzy o­ wa czy drogich tuneli. cie ka dla rowerzy­ stów jest niemal 100 razy ta sza ni ulica o podobnej przepustowo ci. Kopenhaga, gdzie co trzecia osoba doje d a do pracy na rowerze, na budow i utrzymanie dróg wyda­ je 10 razy mniej ni rzekomo biedna Warsza­ wa. Nie trzeba dodawa , e poruszanie si po stolicy Danii jest przy tym nieporównywalnie łatwiejsze ni po stolicy Polski. T e k s t : A le k s a n d e r

B u czyń sk i

-

.

-

le g e n d y MTB i - voila\ Priorytetem jest wytrzymało , a to e zło ony w pocie czoła pojazd wa y nawet 25 kg, musi zej na dalszy plan. Du a masa uniemo liwia wła ciwie podje d anie, na­ le y co wymy li . Gary Fisher, zawodnik przełajowy, dokłada przerzutki, ma­ netki biegów obsługiwane kciukiem i suport na trzy z batki.

ołowa lat 70. XX w. Kalifornia. Góry, mnóstwo szutrówek. Kilku facetów wpada na pomysł, eby je dzi mctorem po szutrowych drogach u ywanych przez stra po arn do patrolowania suchych lasów i zaro li na zboczach gór­ skich. Faceci je d bez przerwy w gór i w dół, rujnuj c drogi. Władze powiatu Marin postanawiaj ukróci ten mierdz cy proceder. Na szcz cie jest rower. Poniewa gór­ ski jeszcze nie istnieje, nale y go wymy li .

P

chłopaki' i re p a k i C h a r l e s K e l l y opowiada, e gdy w 1977 r. kto powie­ dział, e to co robi , mo e sta si sportem olimpijskim, wszyscy go wy miali. Zjazdy na czas traktowali jako ródło silnych wra e , sposób na sp dzanie wolnego czasu. Mieli ochot je dzi na rowerach i jednocze nie oderwa si od schematu szerokiej asfaltowej szosy, barankowej kierownicy, przepisowych trykotów, spodenek i skarpetek. Najbardziej podniecała ich pr dko i pokonywanie problemów zwi zanych z utrzymaniem si na trasie. Chłopcy we flanelowych koszulach, ochronnych ogrodniczych r kawicach zupełnie niechc cy wywołali lawin , str caj c kamyk ze zbocza Mt Tamalpais.

c h ł o p a k i si ę nudzą. Mówi to m R l t c h e y : „W okolicach San Francisco s nie­ prawdopodobne warunki do jazdy rowerem - fenomenalne drogi asfaltowe wij ce si kilometrami po wzgórzach, a oprócz tego nieprawdopodobne cie ki w terenie. Ka dy dzieciak, który dawał czadu na szosie, musiał pr dzej czy pó niej wpa na pomysł jazdy po bezdro ach, cie kach itd. Poniewa ludzie rozbijali si na ballonerach, klunkerach i jak tylko chceszje nazywa , postanowili my ulepsza takie rowery. ;;; c h ł o p a k i

kombinują

Punktem wyj cia okazuje si Schwinn Excelsior. Surowy, ci ki i niezniszczalny, łatwy w prowadzeniu. Kierownica ty­ pu „jaskółka", szerokie oponiska, rama o bardzo otwartych k tach. W Stanach produkowano go w latach 30. XX w. Ale przejd my do lat 70. Poniewa podstawa to dobra rama, trze­ ba jej szuka - np. w gara u s siada, na pchlim targu czy zło­ mowisku. W porz dku, mamy ram i co dalej? Faceci pokro­ ju Gary'ego Fishera, Toma Ritcheya, Joe Breeze'a czy Charlesa Kelly'ego zastanawiaj si , sk d wzi reszt . Specyficz­ nych cz ci do rowerów terenowych wła ciwie nie ma, a te istniej ce nale y przerobi albo dopasowa . Przedni hamu­ lec z wyciskacza do cytrusów? Prosz bardzo! Obr cz nie pa­ suje do piasty, bo ma zbyt mało otworów? No problem! Wier­ cimy dodatkowe, zakładamy szprychy o ró nych długo ciach

Mówi J o e B r e e i e : „Pierwszy formalny wy cig z pomia­ rem czasu odbył si 21 pa dziernika 1976 r., na wschodnich zboczach Pine Mountain na północ od Mt. Tam. 2,5-kilometrowa trasa o ró nicy wzniesie 1300 stóp wytapiała smar z ło ysk Torpeda. Ka dy z uczestników musiał przed kolejn prób nakłada do rodka nowy smar. Wła nie dlatego tras ochrzczono REPACK Charlie Kelly i Fred Wolf wytyczyli tras i obsługiwali dwa wojskowe chronometry. Zawodnicy byli wysyłani co dwie minuty, a najlepsi jechali na k o c u , eby budowa napicie. W latach 1976-1984 zorganizowano 24 wy cigi. Najlepszy czas trasy ustanowił Gary Fisher (4,22 s). Ja zwyci yłem 10 razy, a mój najlepszy czas wynosił 4,24 s. Najszybsz ko- | biet była Wenda Cragg (5,27 s)". «

c h ł o p a k i po la t ac h W1979 r. Gary. Fisher, Charles Kelly i Tom Ritchey zało yli fi­ rn pod nazw Mountain Bikes. Mieli ochot produkowa ro­ wery, niestety, ró nili si podej ciem do tematu. Gary zawsze chciał popularyzowa ten sport, dostarczaj c rowery szerszej grupie odbiorców. Tom miał zamiar produkowa najlepsze ro­ wery na wiecie - „tylko" kilkaset sztuk rocznie. Ró nice cha­ rakterów spowodowały rozwód. Trudno powiedzie , e za po­ rozumieniem stron, gdy panowie do dzi za sob nie przepa­ daj . A Charlie? Charlie to typowy hipis. Obecnie „robi" za yw skamieniało , relikt odległej ery pocz tków MTB. Zawodo­ wo zajmuje si przenoszeniem pianin, a oprócz tego wyst pu­ je z własn kapel The Aphids w barach San Francisco. ::: a c h ł o p a k i w Pol sce. .. Mówi Bo rf os * Pr©co|ł»-człowiek, który zajmuje si MTB od pocz tku istnienia tego sportu w Polsce, a nawet wcze niej. „Jest taka miejscowo pomi dzy Gdyni a Sopotem, nazy­ wa si Kamienny Potok. Jeszcze w podstawówce uwielbialimy z kolegami ogl da treningi i zawody na torze motocrossowym wła nie tam. Oczy nam wychodziły na wierzch na wi­ dok wspaniałych maszyn. Oczywi cie, nie mogli my nawet marzy o motocyklu, nie tylko ze wzgl du na wiek - motocykl kosztował fortun . Znale li my jednak sposób, aby czu si jak mistrzowie motocrossu. Wy ywali my si na rowerach, przebudowuj c je i dostosowuj c do pokonywania trudno ci terenowych. Pojazdy na bazie rowerów »Wiola« miały posze­ rzone opony, kierownice motocyklowe, szerokie, z poprzeczk . Robili my specjalnie przystosowan tras niedaleko na­ szych domów, w Gdyni, na Kamiennej Górze: podjazdy, sko­ ki a przede wszystkim zjazdy, bardzo trudne wtedy - ale uwaam, e i teraz karkołomne. Teraz to si ładnie nazywa down­ hill. Był siwy dym - kaski robotników stoczniowych, r kawiczki, kartoniki symuluj ce prac silnika. Nie wi zali my ro­ weru z ekologi , ochron rodowiska. To był czysty fun. Pe­ tem wyro li my z tego, a jeszcze pó niej pojawił si MTB, ale ja i tak widz nasz »Wiol «, jak popatrz na rower Gary'ego". tekst

Miłosz

KęJrotki

(„bikeBoard")

G a r y F is h e r ro z m a w ia z M iłoszem K ęd rackim

Czy podczas p rojektow ania row eru kto ci pom aga? Jak najbardziej. Współpracuj z dwoma szefami produktu, 60 in ynierami, dwoma specami od oprawy plastycznej. W procesie projektowania i testowania korzystam z opinii kilku zawodników, kilku hard core'owców i wielu najzwyklej­ szych rowerzystów.

kach w okolicy. Wszyscy je d na rowerach freeride'owych - krótkie mostki, podgi te kierownice itd. Podczas jednej wycieczki na zjazdach chyba z dziesi razy przeleciałem przez kierownic . Zacz łem kombinowa , dlaczego. Kiedy skróciłem mostek w moim rowerze do XC, podjazdy okazały si mord g . Drog prób i bł dów doszedłem do tego, e trzeba skróci mostek i wydłu y górn rur ramy. Pó niej jeszcze przez długi czas szlifowałem pomysł.

Nie je s te p rzeci tnym row erzyst . S tartujesz w zawo­ dach, je s te w w ietnej formie, b ardzo du o je dzisz na ro w erze. Ja k je s te w stan ie okre li p o trzeby pocz tk u j cych row erzystów , czy odbiorców np. row erów trekkingow ych? Bardzo interesuje mnie opinia przeci tnego bikera, ja k mu si je dzi, co s dzi o sprz cie. Taki „przeci tny Kazio" - jak go nazywam - potrafi dostrzec rzecz, o której nie pomy li za­ wodowy kolarz. Współpracuj te z dzie mi. Powiem ci, e od nich mo na si dowiedzie takich rzeczy, które mog zosta wykorzystane w rowerze dla zawodnika. Szczerze mó­ wi c, do rzadko opinie zawodników przydaj si gdzie in­ dziej ni przy rowerach wyczynowych.

To ciekaw e, e w E uropie na row erach je d głów nie faceci. Czy uw a asz, e istnieje ja k i sposób, eby prze­ k ona kobiety do jazd y ? Widzisz, najbardziej zach caj ce dla Amerykanek je st to, e je d z innymi kobietami. Co robisz, ja k jedziesz z kumpla­ mi na przeja d k ? Gadasz, cały czas gadasz, a kobiety co? Gadaj jeszcze wi cej! Wycieczka rowerowa to dla nich ko­ lejna okazja do plotkowania. Co ci in teresu je oprócz rowerów si ? M uzyka, film, sztuka? Interesuj si ka dym aspektem ycia. Przecie poniek d pracuj w show biznesie. Je eli chodzi o muzyk - Bob Marley, latynoski jazz, reggae, muzyka kuba ska. Lubi akurat to, bo to yje, zmienia si . Brytyjski house je st czadowy, no s te potworne pomyłki, ale tak je st ze wszystkim. Je li chodzi o film, uwielbiam braci Cohenów, Fargo i Big Lebowsky to jest jazda na maksa! Nie my l, e zgrywam si na wielkiego znawc , jednak zawsze co je st w stanie człowie­ ka zainspirowa i my l , e nie mo na si ograniczy wy­ ł cznie do rowerów. To istotne, ale nie jedyne, co mamy z ycia. Tylko profesjonalny zawodnik musi skoncentrowa si w 100% na rowerze.

Czy to z dzie mi w spółpracuje ci si najlepiej? Tak. Najgorsi s rutynowi bikerzy. Oni ju wiedz , czego chc i najtrudniej zmusi ich do twórczego wysiłku. Sk d b ie rz esz pom ysły, cho by takie ja k sły n n a geome­ tria Genesis? Potrzeba jest matk wynalazku. Nie da si wymy li ulepsze­ nia, siedz c za biurkiem. Mam tak zaprzyja nion grup młodych bikerów, z którymi je d w Kalifornii. Mój pech polega na tym, e ta banda nic sobie nie robi z mojego wie­ ku, pozycji społecznej i je dzi po najbardziej stromych cie -

52

53

©

nie

tylko

©

MTB

O b e c n i e

blisko

r o w e r ó w

to

80%

r o w e r y

ś r e d n i o

35%) .

l a r n o ś c i

„ g ó r a l i "

z d o b y w a j ą

s p r z e d a w a n y c h

W y d a j e

nieco

w y p o s a ż o n e

g ó r s k i e się,

i u ż

mija,

r o w e r y

Polsce

ś w i e c i e

szczyt

u z n a n i e

s t a t e c z n e

p o p u ­ powoli

i

l e pi e j

e k k i n g o w e .

j e d y n i e

n i e w i e l k i

w y c i n e k

o o

wciąż

że a

b a r d z i e j

(na

w

y b i e r a j ą l u d z k i c h ności

Nie

r o w e r ó w

p o k a z a ć m o i e

m i ę ś n i .

i n n y c h

a

p r z y n a j m n i e j

nic

p o s t a r a m y

r o w e r u

i n d y w i d u a l n y m

z a c h ę c i 56

do

siłą

u n i w e r s a l ­

p r z y k ł a d ó w ,

z n a l e z i e n i e

o d p o w i a d a j ą c e g o

n a p ę d z a n e

uj m u j ąc

g ó r s k i c h ,

k i l k a

u ł a t w i

p o j a z d y

co

się być

b a r d z i e j

p o t r z e b o m ,

p o s z u k i w a ń .

ferowany w polskich sklepach typowy rower górski nie­ specjalnie nadaje si do jazdy po mie cie. Drogi osprz t, wysokiej jako ci przerzutki i amortyzowany widelec kusz złodzieja, brak baga nika utrudnia przewiezienie na­ wet niewielkiego baga u, a brak błotników powoduje bru­ dzenie ubrania. Mo na oczywi cie taki rower przerobi , by nadawał si równie na miasto (zob. dalej - Cywilizuj c „gó­ rala"), ale mo e lepiej poszuka roweru od pocz tku projek­ towanego pod k tem wykorzystania w mie cie. Wiele osób ma dwa rowery - jeden wysokiej klasy na dalekie wyprawy, drugi ta szy i prostszy na miasto.

O

Cz sto w sklepach i katalogach rowerowych mianem ro­ weru miejskiego okre la si dowoln maszyn wyposa on w błotniki i baga nik. Prawdziwy rower tego typu (niezale nie od kraju produkcji zwany potocznie „holendrem", a przez Holendrów omafiet) ma jednak nieco wi cej cech wyró niaj cych, zapewniaj cych wygod , bezpiecze stwo, niezawodno i bezobsługowo (zob. te s. 104). Rama w rowerze miejskim jest do krótka. Kierownica, umieszczona wy ej ni siodełko, ma charakterystyczny wy­ gi ty kształt, z uwagi na który zwana jest cz sto „mew " lub „jaskółk ". Uchwyty uło one s niemal równolegle do kie­ runku jazdy. W efekcie na takim bicyklu siedzimy prawie prosto, dzi ki czemu lepiej widzimy, co si dzieje dookoła nas. Jeste my te bardziej widoczni dla kierowców. Konstruktorzy rowerów miejskich staraj si jak najwi cej mechanizmów schowa w rodku. Stanowi to zabezpie­ czenie przed niepogod , zapewnia niezmienne funkcjono­ wanie w trudnych warunkach i ochron przed korozj , a jednocze nie zmniejsza ryzyko kradzie y i wandalizmu. W pia cie tylnego koła kryje si hamulec (uruchamiany przy próbie pedałowania do tyłu, tzw. kontra) oraz przerzutka (na miasto wystarczaj trzy biegi, ale mo na równie dosta piasty 5-, 7-, 10-, a nawet 14-biegowe), w pia cie przedniej czasem równie jest dynamo.

•niew ielka masa • szybko i zwrotno »optym alna geometria umo liwiaj ca efektywne pedałowanie • aerodynam iczna sylwetka • du y w ybór i ró norodno modeli »du a rozpi to cenow a »łatwo w serwisowaniu • mo liwo pokonywania bardzo stromych podjazdów w o d y > • sportowa, mocno pochylona pozycja rowerzysty utrudnia dług ja z d •zja z d y w terenie wymagaj sporych umiej tno ci technicznych • sparta skie tw arde siodełko

T B d y jy K w r gp*skil obecnie w c M h cefriicnach: hardtail z przednim am ortyzatorem i sztywn ram oraz fuli suspension z am ortyzowanym przodem i tyłem. Oby­ dwa przeznaczone do jazdy w terenie, z maksymalnym w ykorzystaniem potencjału energii mi ni rowerzysty. Geometria je st tak zaprojektowana, aby na siodełku, które prawidłowo ustaw ione znajduje si znacznie wy ej ni kie­ rownica, spoczywało zaledwie 25-30% masy ciała. Takie uło enie ciała gwarantuje zarówno aerodynamiczn sylwetk , ja k i du y nacisk na pedały, co umo liwia energicz­ ne przyspieszanie, osi ganie du ych pr dko ci i pokony­ wanie bardzo stromych w zniesie .

s i o d e ł k o > twarde, lekkie, w skie, raczej podpiera po ladki, ni słu y do siedzenia, coraz cz ciej zaprojektowane tak, aby zaoszcz dzi m czy nie „cierpie "(wyci cie w linii podłu nej, elowe inkrustacje) k i e r o w n i c a > najcz ciej prosta, w ska, zazwyczaj zako czona rogami m o s t e k > istotny element w dopasowywaniu geometrii do indywidualnego zapotrzebow ania, st d ró ne długo ci i k ty pochylenia (tak e ujemne) w i d e l e c p r z e d n i > am ortyzow any jednopółkow y, o skoku ok. 80 mm; w modelach fuli suspension nawet 100 mm k o ł o > 26-calowe, cho prekursor rowerów górskich - firma Gary Fisher oferuje tak e m odele na 29-calowych kołach; obr cze, zw łaszcza w drogich modelach, s bardzo lekkie, o niskim lub wysokim profilu; niektóre umo liwiaj montowanie opon bezd tkowych; zdarzaj si tak e koła karbonow e bezszprychowe; profesionalne koła maj niewiele szprych, cz sto profilowanych, zaplecionych w bardzo wymy lny sposób - nadaj rowerowi drapie no ci i agresywnego, sportowego wygl du (niektóre koła to wydatek kilku tysi cy złotych); du y wybór opon o ró nym przeznaczeniu i szerokiej skali wymiarów od 1,0" do 2,2" r o n o > bardzo lekka, najcz ciej w klasycznym kształcie, cho wiele firm oferuje bardziej niekonw encjonalne konstrukcje; mo e by wykonana z tytanu, karbonu, aluminium, m agnezu, stopów chromowo-molibdenowych czy stali - od materiału zale y cena; zapew nia aerodynamiczn , pochylon sylwetk , z wysoko umieszczonym rodkiem ci ko ci; model fuli suspension ma tylny amortyzator; ramy z tylnym am ortyzatorem cechuje du a ró norodno rozwi za konstrukcyjnych p e d a ł y > głównie zatrzaskow e, tylko w ta szych modelach klasyczne pedały platformowe (tak e z noskami) H a m u l c e ; V-brake, cho coraz cz ciej zast powane, zw łaszcza w dro szych modelach, przez tarczowe hydrauliczne lub mechaniczne o lekkiej konstrukcji n a p e d > g łó w n ie 3x9 - w zale no ci od ceny danego modelu, stosuje si szerok gam osprz tu a m o r t y z a c j a ł y ł u > wyst puje tylko w modelach fuli suspension; je st bardzo lekk konstrukcj , głównie w oparciu o damper powietrzny z mo liwo ci blokady ugi cia; stosowane s bardzo ró ne rozwi zania zapewniaj ce niewielkie straty energii podczas pokonyw ania podjazdów; stosunkowo niewielka masa; skok ok. 100 mm

Rowery cross country s bardzo lekkie. Te, na których ry­ walizuj zawodowcy wa poni ej 10 kg, a fuli suspension s tylko o 10% ci sze. Coraz wi ksz popularno ci ciesz si modele w pełni amortyzowane.

95

zjazdowy

flłtl -« d i » w n h i i l ) To bezkompromisowy rower przeznaczony głównie do zjaz­ dów w ekstremalnie trudnym terenie. Konstrukcja wła ciwie uniemo liwia podje d anie i utrudnia jazd po płaskim te­ renie. Ka dy element budowy podporz dkowany jest tylko jednem u celowi - aby jak najszybciej znale si na dole. Rowery tego typu przeznaczone s dla w skiego grona spe­ cjalistów i szalonych entuzjastów. Ze wzgl du na astrono­ miczne ceny i bardzo w skie przeznaczenie, stosunkowo rzadko trafiaj w r ce amatorów. Do ich produkcji stosuje si bardzo zaawansowane i wyrafinowane rozwi zania konstruk­ cyjne wywodz ce si ze sportu motorowego - głównie z mo­ tocykli motocrossowych. Rowery zjazdowe odgrywaj wa n rol w działach rozwojowych firm rowerowych, gdzie w ekstremalnie trudnych warunkach testowane s innowa­ cyjne rozwi zania techniczne i materiały stosowane do pro­ dukcji. Wszystkie elementy wykonane s z du precyzj i z wykorzystaniem najwytrzymalszych materiałów. Tech­ nologia rodem z kosmosu.

z a l e t y > - mo liwo pokonyw ania karkołomnych zjazdów i przeszkód - najwy sza jako i precyzja wykonania -zaaw ansow anie technologiczne - m odny image, budz cy respekt i podziw (czytaj - s szpanerskie) - doskonałe zawieszenie niweluj ce tak e niektóre bł dy kieruj cego w w ty> - spory ci ar (cz sto prawie 20 kg) • bardzo wysoka cena (nawet 30 tys. zł) -kosztow na eksploatacja -w ska specjalizacja - skomplikowana obsługa serwisowa - nieregularny kształt ramy utrudniaj cy transport - niewielki w ybór i w ska rozpi to cenowa s i o d e ł k a > szersze, dłu sze i bardziej mi kkie od tych stosowanych w rowerach cross country k i e r o w n i c a > masywna, szeroka, wygi ta do tyłu i ku górze m o s t e k > krótki i masywny; o zerowym lub dodatnim k cie pochylenia, cz sto zintegrow any z górn półk amortyzatora w i d e l e c p r z e d n i > am ortyzator - skok powy ej ISO mm, dochodz cy nawet do 300 mm, widelce dwupółkowe zapewniaj ce odpowiedni sztywno , cz sto stosowane am ortyzatory upside down; konstrukcja do złudzenia przypominaj ca teleskop motocrossowy r a m a > w ytrzymała, masyw na o bardzo sztywnej konstrukcji, w ykonana zazwyczaj z aluminium, ma tylny am ortyzator i nisko opadaj c rur górn ; du y rozstaw osi, mały k t w yprzedzenia widelca i wysoko um ieszczony suport; geometria zapew nia wyprostowan sylwetk rowerzysty oraz nisko umieszczony, przeniesiony na tył rodek ci ko ci p e d a ł y > dwa rozwi zania: pedały platformowe z zatrzaskam i lub bez k o ł a > 26 cali, twarde, szerokie, bardzo wytrzymałe obr cze osadzone na masywnych szprychach; opony najszersze z szerokich - rozm iar nawet 3,0" h a m u l c e > zarów no z przodu, ja k i z tyłu tarczowe, hydrauliczne, 0 du ej rednicy; zaciski nawet 4-tłoczkowe n a p d > brak przedniej przerzutki, przednia z batka 42-52 z by, zaopatrzona w specjaln prowadnic zapobiegaj c spadaniu ła cucha 1 osłon zabezpieczaj c przed uderzeniami; napinacz ła cucha; z tyłu tradycyjna kaseta i przerzutka a m o r t y z a c j a t y ł u > tylne koło na ogół m ocowane do dwuramiennego, jednozaw iasow ego wahacza, cho w tym elemencie istnieje du a ró norodno konstrukcyjna; skok około 200 mm, element resoruj cy damper olejowo-spr ynowy

freeride'owy ( FR

-

freeride}

Jest to odrobin mniej bezkompromisowa odmiana roweru zjazdowego, przeznaczona głównie dla młodych adeptów downhillu lub amatorów zjazdów niebior cych udziału w zawodach. Geometria ramy i zastosowane przeło enia (w odró nieniu od DH 2-3 z batki przednie) umo liwiaj pokonywanie podjazdów, cho nie jest to wcale łatwe. Ro­ wer freeride'owy jest odrobin l ejszy i ma mniejszy zakres pracy zawieszenia. Jest ta szy od roweru DH, a przez to ła­ twiej dost pny dla szerszego grona odbiorców. Stanowi do­ skonal propozycj dla fanów szybkich zjazdów, którzy nie zawsze na gór mog dosta si wyci giem.

z a l e t y > *l ejszy od DH • mo liwo pokonyw ania podjazdów, trudnych zjazdów i przeszkód • ta szy od roweru DH (dolny pułap 5800 zł) ' zaawansowane zaw ieszenie • modny image w a d y > •spory ci ar (ok. 16 kg) • w ysoka cena (nawet 30 tys. zł) • kosztowna i skomplikowana obsługa serwisowa • droga eksploatacja • w skie przeznaczenie • nieregularny kształt ramy utrudnia transport s i o d e ł k o > przewa nie stosowane s modele DH, cho czasami tak e XC k i e r o w n i c a > masywna, szeroka zagi ta do góry i do tyłu m o s t e k > krótki, masywny, o dodatnim lub zerowym k cie pochylenia, czasami zintegrowany z górn półk amortyzatora w i d e l e c p r z e d n i > am ortyzator je d n o -lu b dwupółkowy o maksymalnym skoku 130-180 mm, modele upside down rzadko spotykane k o ł a > 26 cali, twarde, szerokie, bardzo wytrzymałe, osadzone na szprychach; opony szerokie - zazwyczaj 2,l"-2,5" r a m a > sztywna, wytrzymała konstrukcja, jednak l ejsza ni DH; ma tylny amortyzator o du ym skoku i nisko opadaj c rur górn : zapewnia du y rozstaw osi, mały k t w yprzedzenia widelca, wysoko umieszczony suport; w yprostowana sylwetka rowerzysty z nisko um ieszczonym, przeniesionym na tył rodkiem ci ko ci; w ykonana najcz ciej z aluminium p e d a ł y > dwa rozwi zania: platformowe z zatrzaskami lub bez n a p d > wysokiej klasy osprz t; z przodu trzy lub dwie z batki z osłon ; korby zazwyczaj w zm ocnione; z tyłu standardow a piasta i kaseta a m o r t y z a c j a t y ł u > du a ró norodno rozwi za konstrukcyjnych, głównie w oparciu o damper spr ynowo-olejowy; konstrukcje zarówno jedno-, ja k i czterozawiasowe: skok 130-150 mm h a m u l c e > zarów no z przodu, ja k i z tyłu tarczow e hydrauliczne; tarcze o du ej rednicy i masywnej konstrukcji

z a l e t y > - l ejszy od rowerów DH i FR (13-14 kg) -d u a uniwersalno i w szechstronno - ni sza cena ni rowery DH i FR - dobre wła ciwo ci trakcyjne -m o liwo blokady ugi cia tylnego (a czasem przedniego) zawieszenia -m odny image - du y wybór modeli - du a rozpi to cenowa w a c ł y > -w i ksza masa ni w cross country - m ało aerodynam iczna sylwetka - geometria nieco odbiega od tej zapewniaj cej najefektywniejsze pedałowanie i energiczne przyspieszenia, ja k to je st w cross country

enduro Dopiero od niedawna figuruje w ofercie firm rowerowych. Jest to pewnego rodzaju maria roweru freeride'owego z ro­ werem cross country fuli suspension. Wypełnia nisz mi dzy tymi dwiema kategoriami. Przeznaczony jest do jazdy w trudnym, górzystym terenie i pokonywania długich dy­ stansów w ci kich warunkach. Ma amortyzacj tylnego i przedniego koła (80-130 mm). Geometria zapewnia pozycj nieco bardziej wyprostowan ni cross country, co umo liwia lepsze prowadzenie roweru na trudnych zjaz­ dach. Około 35% masy ciała spoczywa na siodełku, które po­ winno by umieszczone na poziomie lub nieznacznie powyej kierownicy. Doskonale nadaje si do maratonów rowerowych.

s i o d e ł k o > w skie, dosy tw arde, ale przewy szaj ce gabarytami te z wyczynowych rowerów cross country k i e r o w n i c a > stosowane s dwa rozwi zania: kierownica gi ta do góry i do tyłu (analogicznie do FR) lub prosta pochodz ca z cross country m o s t e k > um iarkowanie długi, zazwyczaj o dodatnim k cie pochylenia w i d e l e c p r z e d n i > amortyzowany, jednopółkow y o skoku 100-130 mm k o ł a > 26 cali, obr cze te same co w cross country, lecz preferowane modele o wytrzymalszej konstrukcji, szeroko ogumienia nie przekracza 2,3" r a m o > m asywniejsza ni w cross country, w ykonana najcz ciej z aluminium, ma amortyzowany tył; zapew nia wygodn pozycj umo liwiaj c zjazdy, podjazdy i pokonywanie długich dystansów w trudnym terenie p e d a ł y > głównie zatrzaskowe, czasam i platforma z zatrzaskiem; klasyczne pedały platformowe kłóc si nieco z przeznaczeniem roweru, nawet je li seryjnie montuje je producent n a p d > w zale no ci od ceny danego modelu m ontow any jest odpowiedniej jako ci osprz t, przeło enia najcz ciej 3x9 a m o r t y z a c j a t y ł u > du a ró norodno rozwi za konstrukcyjnych, głównie w oparciu o damper powietrzny, z mo liwo ci blokady ugi cia, zapewniaj cy skok ok. 100 mm; dominuj typy wielozawiasowe cechuj ce si lepsz charakterystyk i kultur pracy, lecz bardziej skomplikowan budow h a m u l c e > głównie tarczowe, hydrauliczne lub mechaniczne, pochodz ce z modeli cross country

98

d u a l o wy

(DL - dual )

Jest poł czeniem MTB i BMX-a. Od jednego przej ł du e, 26-calowe koła, od drugiego kształt ramy i ideologi . Po­ wstał nowy rower i nowa dyscyplina sportu - dual, polega­ j ca na tym, e dwóch zawodników rywalizuje na trasie zjazdowej, wyznaczonej tyczkami, usianej licznymi prze­ szkodami, pokonywanymi zazwyczaj wysokimi efektowny­ mi skokami. Rowery dualowe s bardzo wytrzymałe, zwrot­ ne, dobrze amortyzuj l dowanie po skoku i umo liwiaj pedałowanie na stoj co. Mo na je równie wykorzystywa do tzw. jazdy wolnej, czyli skoków i akrobacji. Coraz cz ciej na miejskich ulicach, skwerach i w parkach mo na po­ dziwia wyczyny szalonych rowerzystów wykonuj cych coraz to nowe i bardziej zwariowane ewolucje. Odmian (ta sz ) roweru dualowego jest tzw. fun bike, przeznaczony głównie dla dzieci, chc cych na ladowa star­ szych kolegów i zafascynowanych popularn w ostatniej de­ kadzie „subkultur za du ych spodni".

z a l e t y > •w ytrzym ała konstrukcja • mo liwo wykonywania skoków i ewolucji • du a zwrotno • du a rozpi to cenowa • spory w ybór • modny image w a d y > • du a masa - ok. 13 kg •m ała funkcjonalno • pedałowanie w ła ciwie tylko na stoj co s i o d e ł k o > szerokie, masywne i niezbyt twarde k i e r o w n i c a > masywna, szeroka, gi ta do tyłu i do góry m o s t e k > solidny, krótki, o zerowym lub dodatnim k cie pochylenia w i d e l e c > amortyzator jednopółkow y, o du ym skoku 100-130 mm k o ł a > 26 cali, twarde, mocne obr cze, osadzone na szprychach; opony grube, cz sto downhillowe r a m o zw arta, m asywna, o du ej sztywno ci poprzecznej; niewielki rozstaw osi zapewniaj cy du zw rotno ; nisko opadaj ca rura górna, siodełko um ieszczone poni ej kierownicy; sztyw ne tylne zaw ieszenie; geom etria zapew nia w yprostow an sylw etk i ułatw ia pedałow anie na stoj co oraz szybkie zwroty p e d a ł y > platformowe - szerokie, o dobrej przyczepno ci n a p d > m odele dla zaw odników nie maj przedniej przerzutki, zaopatrzone s w napinacze i prow adnice ła cucha; m odele dla am atorów maj najcz ciej przeło enia 3x9 a m o r t y z a c j a l y ł u > wła ciwie nie wyst puje h a m u l c e > tarczowe hydrauliczne lub mechaniczne; w ta szych fun bike'ach stosowane s głównie ham ulce typu V-brake

i a l e t y > » niska cena •w ytrzym ała konstrukcja • mo liwo wykonywania skoków i akrobacji • niewielkie gabaryty • m odny image w a d y > • du a masa •b ra k przeło e • mo liwo pokonyw ania tylko niewielkich odległo ci • geometria utrudniaj ca pedałowanie na siedz co

BMX Inspiracj dla konstruktorów były motocykle crossowe. Za­ stosowano 20-calowe koła, na grubych, niespotykanych wcze niej oponach, mał masywn ram i charakterystyczn , szerok , mocno wygi t do góry kierownic , wzmocnion porzeczn rurk . Poprzeczk , tak jak w motocyklach osłoni te g bkow nakładk , która okazała si wdzi cznym miejscem do umieszczania przeró nych emblematów. BMX zyskał ogromn popularno i szybko trafił z torów crosso­ wych na ameryka skie ulice, a potem tak e do Europy. Z nadej ciem ery rowerów górskich zainteresowanie tym typem rowerów zmalało na kilka lat, ale ostatnio prze ywaj one prawdziwy renesans. Wyodr bniły si trzy dyscypliny: wycigi na torze crossowym (race), skoki (dirt) i akrobatyka (flatland). Zwolennicy BMX-ów to głównie młodzi ludzie, którzy lubi ryzyko, lu ny styl (czyt. spodnie), nie boj si złama i kontuzji i nie ograniczaj do jazdy po rampach i to­ rach. Barierki, schody, murki, ławki...

s i o d e ł k o > krótkie, grube i szerokie; w modelach flatlandow ych mniejsze ni w pozostałych k i e r o w n i c a > mocno wygi ta do góry, z charakterystyczn poprzeczk wzmacniaj c ; niespotykana w innych typach rowerów; zapew nia wyprostowan sylwetk mimo małych kół i niskiej główki ramy m o s t e k > krótki, zw arty i masywny w i d e l e c p r z e d n i > sztywny, masywny; modele dirtowe dystansuj o do przodu; flatlandowe - o w płaszczy nie widelca k o ł a > 20 cali; ci kie, masyw ne obr cze, osadzone zazwyczaj na 48 szprychach - musz du o wytrzym a ; opony grube, bie nikowane w zale no ci od przeznaczenia r a m a > zwarta, sztywna, wytrzymała konstrukcja, głównie ze stopów Cro-Mo; niewielkie rozm iary umo liwiaj wykonywanie akrobacji i wysokich skoków p e d a ł y >platform ow e - szerokie o dobrej przyczepno ci n a p d > brak przeło e ; modele flatlandowe maj mechanizm zapobiegaj cy obracaniu korb podczas kr cenia si koła do tyłu (freecoaster) h a m u l c e > szcz kowe lub V-brake, poprow adzenie linek umo liwia swobodne obracanie kierownicy o 360 stopni; do jednej z klamek podł czone s linki przedniego i tylnego hamulca, co zapew nia rów noczesne hamowanie obu kół - przydatne zw łaszcza podczas wykonyw ania akrobacji a m o r t y z a c j a t y ł u > n ie wyst puje

100

z a l e t y > • bardzo mała masa - rekord wynosi 4,162 kg * mo liwo pokonyw ania długich dystansów z du pr dko ci • małe opory powietrza i toczenia • du a rozpi to cen • ogromny wybór w o d y > •w skie przeznaczenie •b ra k amortyzacji • m cz ca pozycja rowerzysty • wymaga od rowerzysty sporych umiej tno ci technicznych

szosowy Najwi kszy tradycjonalista w ród jedno ladów. W kilkudziesi cioletniej historii uległ niewielkim zmianom, ewolu­ uj c jedynie pod wzgl dem technologicznym. To dzi ki nie­ mu rozwin ło si kolarstwo, jed n a z najpi kniejszych dyscyplin sportowych.

s i o d e ł k o > twarde, w skie, bardzo lekkie; słu y do podparcia po ladków, a nie do siedzenia m o s f e k > długi, o ujemnych k tach pochylenia k i e r o w n i c a > charakterystycznie wyprofilowana, w ska; zapewnia aerodynam iczn sylwetk ; umo liwia kilka ró nych chwytów w i d e l e c p r z e d n i > sztywny, cho w klasyku Paris-Roubaix stosuje si widelce am ortyzowane k o t a > 28 cali; obr cze bardzo cienkie, lekkie, zazwyczaj o wysokim profilu; osadzone na ró nej ilo ci szprych; stosow ane s tak e koła karbonowe, bezszprychow e i pełne; profesjonalne koła dla zawodników kosztuj nawet kilka tysi cy złotych; opony ekstrem alnie cienkie, prawie pozbaw ione bie nika; dominuj tzw. szytki (opona je st jednocze nie d tk ] r a m a > bardzo lekka; w drogich modelach z tytanu lub karbonu, w ta szych aluminiowa lub chromowo-molibdenowa; geometria wymaga pochylonej, sportowej sylwetki; najmniejszy w ród rowerów rozstaw osi i du y k t w yprzedzenia widelca gwarantuje du precyzj prowadzenia, mo liwo ekstremalnych przechyłów i niespotykan w innych modelach sztywno p e d a ł y > zatrzaskow e, o innej konstrukcji ni te stosowane w rowerach cross country n a p d > stosuje si specjalny osprz t przeznaczony wył cznie do tego typu rowerów; z przodu u ywa si długich korb z dwiema z batkami, które s znacznie wi ksze ni w cross country (wi ksza - nawet 53 z by); z tyłu kaseta 8, 9 lub nawet 10 biegów; manetki przerzutek zintegrowane z klamkami hamulcowymi, umo liwiaj zmian biegów przy dwóch uło eniach dłoni na kierownicy h a m u l c e > typowym rozw i zaniem s hamulce szcz kowe, które nie powoduj rozpychania ram y i nie wymagaj dodatkowych w zm ocnie

Wszystkie param etry „szosówki" podporz dkowane s szybkiej, sportowej je dzie po asfaltowych drogach. Geome­ tria ramy z siodełkiem umieszczonym wysoko ponad cha­ rakterystycznie wyprofilowan kierownic zapewnia sportow , aerodynamiczn pozycj . Zaledwie 25-30% masy ciała spoczywa na siodełku, zapewniaj c maksymalnie efektyw­ ne pedałowanie i amortyzowanie nierówno ci nogami i ra­ mionami. Poł czenie aerodynamicznej sylwetki, du ych kół, ekstremalnie w skich opon, bardzo lekkiej konstrukcji i twardych przeło e , czyni „szosówk " mistrzem pr dko ci i długiego dystansu. Wymaga du ych umiej tno ci technicz­ nych i sporego wyczucia.

a m o r t y z a c ja ty łu >

101

nie występuje

cressowy

z a l e t y > • stosunkowo niewielka masa (s modele wa ce nawet poni ej 10 kg) ' niskie opory toczenia • aerodynam iczna pozycja rowerzysty ' geometria zapew nia efektywne pedałowanie w o d y > •n ie nadaje si do jazd y w terenie • pochylona sylwetka rowerzysty wi e si z obci eniem r k i kr gosłupa

($ r® S S )

Wypełnia luk mi dzy rowerem trekkingowym a szosowym. Jest stworzony głównie do jazdy po szosie, cho zastosowa­ nie odpowiedniego ogumienia umo liwia tak e jazd po utwardzonej nawierzchni. W obr bie tej grupy istniej spo­ re ró nice pomi dzy poszczególnymi modelami. Niektóre przypominaj budow ogołocone z turystycznych atrybu­ tów rowery trekkingowe, inne wygl daj jak lekko zmodyfi­ kowane „szosówki". Produkowane s modele zarówno fuli suspension, jak i nieamortyzowane. Zró nicowanie w budo­ wie wynika z ró nego podej cia producentów do amator­ skiej jazdy szosowej, przeznaczenie pozostaje jednak takie samo. Rower crossowy jest ch tnie wykorzystywany do tre­ ningów zarówno przez kolarzy górskich, jak i szosowych.

s i o d e ł k o > takie jak w cross country lub w „szosówce" m o s f ek > du a ró norodno - od tych z mo liwo ci regulacji do długich mostków o zerowym k cie pochylenia k i e r o w n i c a > prosta, w ska, czasami z rogami w i d e l e c p r z e d n i > amortyzowany, o lekkiej konstrukcji i niewielkim skoku, wychwytuje drobne nierówno ci, chroni c r ce przed szybkim zm czeniem; s tak e modele ze sztywnym widelcem k o ł a > 28 cali, obr cze w skie, osadzone na szprychach; ogumienie o przeznaczeniu szosowym - cienkie, z niewielkim bie nikiem lub bez (slick) r a m a > zmodyfikowane konstrukcje trekkingow e b d szosowe - st d du e ró nice w konstrukcji i wygl dzie; mog by sztywne lub amortyzowane, o sportowej geometrii lub nastaw ione bardziej na rekreacj ; w zale no ci od pierwowzoru zapewniaj pozycj bardziej lub mniej pochylon ; dominuj cym surowcem do produkcji je st aluminium i Cro-Mo p e d a ł y > zatrzaskowe lub klasyczne n a p d > dominuje klasyczne rozw i zanie z cross country, bazuj ce na osprz cie redniej i wy szej klasy; spotyka si tak e osprz t szosowy h a m u l c e > głównie V-brake, ale montowane s tak e hamulce tarczowe a m o r t y z a c j a t y ł u > wyst puj modele z amortyzowanym tyłem, o niewielkim skoku, poprawiaj cym komfort jazd y i umo liwiaj cym pokonywanie du ych dystansów

102

z a l e t y > - funkcjonalno - przystosowanie do ruchu ulicznego - w ygodna pozycja - sprawdza si na twardych nawierzchniach - małe opory toczenia - mo liwo transportu ekw ipunku - du a rozpi to cen w a d y > -d u a masa - du e gabaryty • du y rozstaw osi kół - słaba sprawno w terenie

trekking o w y

Przeznaczony do turystyki - zarówno do dalekich, wielo­ dniowych eskapad, jak i krótkich wypadów za miasto. Jest przystosowany do jazdy po szosie i niezbyt trudnym tere­ nie, głównie po utw ardzonych drogach. Pozwala na mon­ ta baga ników (przedniego i tylnego), obszernych błotni­ ków, o wietlenia (tak e zasilanego pr dnic ) czy sakw. Cz sto zreszt wszystkie te akcesoria turystyczne wchodz w skład seryjnego wyposa enia. Geometria ramy zapewnia umiarkowanie pochylon pozycj . Około 45% masy ciała spoczywa na siodełku, odci aj c r ce i kr gosłup. Uło e nie takie to złoty rodek mi dzy aerodynamik , efektywnoci pedałowania, a mo liwo ci wielogodzinnego podróowania. Popularno rowerów trekkingowych sprawia, e do ich konstrukcji trafia wiele wyrafinowanych rozwi za typowych dla rowerów wyczynowych. Elementy takie jak: am ortyzatory (zarówno przód i tył), ham ulce tarczowe, hydrauliczne i najwy szej klasy osprz t, na dobre zadomo­ wiły si w tym typie rowerów.

s i o d e ł k o > wi ksze i wygodniejsze ni w XC; cz sto ma element resoruj cy, pow szechne je st tak e zastosow anie amortyzowanej sztycy podsiodłowej m o s t e k > raczej krótki, o dodatnim k cie pochylenia, cz sto z mo liwo ci regulacji pochylenia k i e r o w n i c a > zazwyczaj wygi ta ku górze, rzadko prosta, cz sto z rogami w i d e l e c p r z e d n i > amortyzow any o niewielkim .skoku ok. 60 mm; zapobiega przenoszeniu drobnych nierówno ci na ram iona kieruj cego, umo liwiaj c wielogodzinn jazd k o ł a > 28 cali, obr cze masywne, osadzone na szprychach; opony w skie, z małym bie nikiem, przeznaczone głównie na asfaltowe drogi r a m a > sztywna lub z amortyzowanym tyłem, zapew nia wygodn , cho niecałkowicie wyprostowan sylwetk ; górna rura przebiega wy ej ni w rowerach cross country; w ykonana z alum inium b d Cro-Mo; konstrukcja umo liwia montowanie wyposa enia turystycznego; przystosowana do du ych obci e ; cz sto w yposa ona seryjnie w zintegrow ane baga niki o solidnej masywnej konstrukcji p e d a ł y > klasyczne, cz sto z noskami h a m u l c o króluj hamulce typu V-brake, głównie ze wzgl du na łatw obsług i tani eksploatacj ; mo na tak e spotka hamulce tarczowe lub hydrauliczne n a p d > klasyczne rozwi zania, ja k w cross country, dominuje jednak osprz t redniej klasy a m o r t y z a c j a t y ł u > amortyzow any tył zaczyna dominowa w tej klasie, wydajnie zwi kszaj c komfort podró y, co je st niezwykle w a ne na długich dystansach; przy du ej masie row eru z ekwipunkiem rekompensuje słabe amortyzowanie ze strony opon, które s cienkie i mocno napompowane; umo liwia dług ja z d po utwardzonych drogach; dro sze modele maj mo liwo blokady skoku, który w tej klasie je st niewielki

103

m i e j s k i f cl ł y bi ke) Pełni czysto u ytkow funkcj , cho nadaje si tak e do krót­ kich rekreacyjnych przeja d ek. Wbrew nazwie znajduje za­ stosowanie nie tylko w du ych aglomeracjach, ale tak e na wsi, gdzie cieszy si du popularno ci . Konstrukcja i wyposa enie umo liwiaj dojazd do pracy, szkoły czy np. na targ, bez konieczno ci przebierania si w sportowy strój. Geometria ramy zapewnia wyprostowan , wygodn sylwetk i łatwe wsiadanie, a du e, mi kkie, amortyzowane siodełko, gwarantuje komfortow jazd . Baga nik (lub koszyk) umo liwia przewo enie zakupów, teczki czy torebki. Koła obudo­ wane s szerokimi błotnikami chroni cymi przed zachlapa­ niem, a ła cuch i z batk przykrywa osłona, tak aby nie zniszczy nogawek spodni. Rower wyposa ony jest w kom­ pletne o wietlenie zasilane pr dnic . W Europie Zachodniej city bike stanowi wa ne ogniwo komunikacyjne i na stałe wpisał si w pejza miast, o czym wiadczy przykład Amster­ damu czy Cambridge. Konstruktorzy stosuj coraz wi cej in­ nowacyjnych rozwi za , np. automatyczna zmiana biegów czy pr dnica w pia cie uruchamiana przyciskiem na kierow­ nicy. Wi cej o rowerze miejskim zob. s. 57.

z a l e t y > • du a funkcjonalno •p ro sta obsługa •ta n ia eksploatacja • łatwe prow adzenie • niewysoka cena • długowieczno w a d y > • du a masa •n ie sprawdza si w trudnym terenie s i o d e ł k o > d u e , wygodne, amortyzow ane - zapew nia komfortow ja z d ; cz sto stosuje si amortyzowan sztyc m o s ł e k > krótki, o du ym, dodatnim k cie pochylenia; cz sto z mo liwo ci regulacji pochylenia k i e r o w n i c a > wygi ta do góry i mocno do tyłu w i d e l e c p r z e d n i > tradycyjnym rozwi zaniem je st widelec sztywny, ale niektórzy producenci montuj am ortyzatory o niewielkim skoku k o ł a > 28- lub 26-calowe; szprychowe; opony cienkie, z małym bie nikiem o niewielkich oporach toczenia p e d a ł y > klasyczne, zazwyczaj pokryte tworzyw em sztucznym, co zapobiega obsuwaniu si stopy, bez ryzyka zniszczenia podeszwy, ja k to si dzieje w ostrych, metalowych modelach n a p ęd > du a ró norodno - s modele w yposa one w klasyczne rozwi zania z cross country, bazuj ce na tanim osprz cie; coraz cz ciej wykorzystuje si przekładnie w pia cie, rezygnuj c z przedniej przerzutki takie rozwi zanie najlepiej pasuje do row em miejskiego; ilo biegów 3-7; je st tak e mo liwo poł czenia przekładni w pia cie z kaset (8 lub 9) i tyln przerzutk - wynalazek firmy Sram pozwala na zmian nawet 27 biegów jedn manetk ; nowo ci je st tak e autom atyczna zm iana biegów zaprezentow ana przez firm Shimano (Nexus), która ju wcze niej wprowadziła elektroniczn zmian biegów; ciekawym rozwi zaniem jest piasta Sparc nap dzana silnikiem elektrycznym, pozwalaj ca na przejechanie 30 km na jednym ładowaniu, z pr dko ci maksymaln 25 km/godz. h a m u l c e > typu V-brake lub ukryte w pia cie - mog by b bnowe lub rolkowe, zarów no z przodu, ja k i z tyłu; tylny hamulec tak e jako

.!

składany

fskfiidak)

W Polsce składak uto samiany jest głównie z pierwszokomunijnym prezentem obowi zuj cym przez długie lata. W wielu gara ach, komórkach i piwnicach mo na jeszcze wydoby spod kurzu stare, zapomniane Wigry, Jubilaty czy Flamingi, które przez lata dominowały na polskich drogach. Dzi składaki znów wracaj do łask w znacznie odmłodzo­ nej, zmodernizowanej i dostosowanej do współczesnych wymogów formie. W spółczesne składaki maj bardzo zró nicowan budow i przeznaczenie. Od mikrorowerów na kółkach wielko ci spodka do kawy do rowerów górskich na 26-calowych ko­ łach. Ich wspóln cech je st mo liwo znacznego zmniej­ szenia gabarytów kilkoma prostymi ruchami, bez koniecz­ no ci u ywania kluczy. Jako bardzo por czne - zarówno w transporcie, jak i przechowywaniu - s cz sto elementem ekwipunku przyczepy kempingowej, campera czy łódki, a czasami tak e lotniczej walizki. Zob. tak e s. 62.

z a l e t y > • małe gabaryty ułatwiaj ce transport i przechowywanie • uniwersalno • stosunkowo niewysoka cena w a d y > • niewielka w ytrzymało • mały wybór s i o d e ł k o > najcz ciej mi kkie i małe m o s t e k > du a ró norodno , w zale no ci od przeznaczenia k i e r o w n i c a > du a ró norodno , w zale no ci od modelu w i d e l e c p r z e d n i > sztywny, cho spotyka si tak e am ortyzow ane k o ł a > szeroka rozpi to rozmiarów - od ekstrem alnie małych do pełnowymiarowych r a m a > składana, w niektórych modelach nawet w kilku miejscach p e d a ł y > najcz ciej platformowe n a p d > du a ró norodno rozwi za , cho dominuj przeło enia w pia cie h a m u l c e > spotykane s w szystkie rozwi zania a m o r t y z a c j a t y ł u > nie wyst puje

z a l e t y > - mo liwo jazd y we dwoje -koszt zakupu ni szy ni w przypadku dwóch rowerów • mniejsze koszty eksploatacji - korzystny stosunek mocy do masy - zbilansowanie siły pary row erzystów mo liwo osi gania du ych pr dko ci i pokonywania du ych dystansów wady> - d u e gabaryty utrudniaj ce transport i przechowywanie - słabe wła ciwo ci trakcyjne - kierowanie wymaga do w iadczenia - osoba z tyłu ma ograniczon widoczno - długa droga hamowania - du e ryzyko uszkodzenia obr czy i przebicia d tki

t a n d e m Dwuosobowy rower, cho zawsze budził w ród postron­ nych ambiwalentne uczucia, zaskarbił sobie sympati wielu kolarskich duetów. Jest idealnym rozwi zaniem dla pary ro­ werzystów, mi dzy którymi istnieje du a dysproporcja sił lub umiej tno ci technicznych, co znacznie utrudnia plano­ wanie wspólnych wypadów. Z tego powodu w ród wła cicieli tandemów dominuj dwuosobowe spółki: cywilne I mał e stwa, i z ograniczon odpowiedzialno ci - pary za­ kochanych. W tandemie osoba siedz ca z przodu kieruje, nadaje tempo (poprzez zmian przeło e ) oraz reguluje pr dko (dzi ki ham ulcom ). Pedałowanie przypada w udziale obojgu rowerzystom i dzi ki dwóm ła cuchom nap d przenoszony jest na tylne koło.

s i o d e ł k o > mog by dopasow ane do płci i upodoba , cho producenci zazwyczaj montuj dwa jednakow e; w zale no ci od typu - cross country lub szosowe k i e r o w n i c a > tylna (bez klamek i manetek) czasami ró ni si od przedniej - mo e by wygi ta do tyłu i do góry, aby zwi kszy odległo mi dzy rowerzystami m o s ł e k > przedni - w zale no ci od typu - analogicznie jak w cross country lub w „szosówce"; tylny - zazwyczaj o dodatnim k cie pochylenia, um ieszczony na sztycy podsiodłowej w i d e l e c p r z e d n i > w modelach szosowych sztywny; w MTB zazwyczaj amortyzowany, zwi kszaj cy bezpiecze stwo i wła ciwo ci trakcyjne; ze wzgl du na du mas i ograniczone mo liwo ci m anewrowania stosowanie sztywnego widelca je st niew skazane i ryzykowne r a m a > je st najbardziej charakterystycznym elementem tandem u umo liw ia m ontowanie dwóch suportów i dwóch sztyc; ze wzgl du na spor długo i obci enia, jakim je st poddawana, ma solidn , masywn , dodatkowo wzmocnion konstrukcj ; w ykonana głównie z aluminium; wyst puj tak e modele z amortyzow anym tyłem p e d a i y > platformowe lub zatrzaskow e (których u ywanie wymaga sporej wprawy) k o t a > w zale no ci od typu - analogicznie ja k w cross country lub w „szosówce"; preferowane modele o masywnej konstrukcji i du ej wytrzymało ci h a m u l c e > w zale no ci od typu - analogicznie ja k w cross country lub „szosówce" n a p d > w odró nieniu od tradycyjnych rowerów - dwa korbowody poł czone ła cuchem, pozostałe elementy ja k w singlowych pierwowzorach a m o r t y z a c j a ł y ł u > spotykana w drogich modelach MTB; rozwi zania konstrukcyjne ja k w rowerach cross country; w znacz cy sposób podnosi wła ciwo ci trakcyjne i komfort jazdy

Nazwa tandem nie okre la precyzyjnie typu roweru, wskazuje jedynie na jego dwuosobowe przeznaczenie. W ród kilku odmian tandemów dominuj warianty MTB (zarówno „sztywne", jak i amortyzowane) oraz szosowe. O •

" •; k«": SSaK ii iii

106

" •:!! !:«!;pii.

Prawo o ruchu drogowym wymaga od rowerzystów posiada­ nia czerwonego wiatła z tyłu (mo e by stałe lub migaj ce) i białego z przodu (powinno by stałe). wiatła rowerowe musz by wł czone w nocy oraz w tu­ nelach. W przeciwie stwie do samochodowych wiateł mija­ nia, nie trzeba ich u ywa w ci gu dnia w sezonie zimowym czy w trudnych warunkach atmosferycznych - s za słabe, by sprawiało to jak kolwiek ró nic . O wietlenie roweru słu y dwóm celom: po pierwsze po­ jazd ma by widoczny dla pozostałych uczestników ruchu (kierowców samochodów, pieszych czy innych rowerzy­ stów), a po drugie, rowerzysta musi widzie , gdzie jedzie. Do realizacji tego pierwszego celu bardzo dobrze nadaje si o wietlenie diodowe (LED) - lekkie, tanie (lampka kosz­ tuje 5-30 zł) i energooszcz dne (komplet baterii starcza na kilkadziesi t, a nawet ponad sto godzin). Lampki diodowe nie gasn , kiedy si zatrzymamy, np. przed skrzy owaniem. Parkuj c rower, łatwo je zdj i zało y po powrocie, co eli­ minuje ryzyko kradzie y. W zasadzie ka d lampk diodow mo na przestawi w tryb migania. Warto z tego korzysta , gdy migaj ca dioda wieci ja niej i bardziej przykuwa uwag , poza tym baterie starcz na dłu ej. Niektórzy kierowcy narzekaj jednak, e miganie utrudnia im ocen odległo ci, dlatego dobrze mie oprócz wiatełka solidny odblask. W wi kszo ci przypadków (jazda po mie cie, rekreacja, turystyka) lampki diodowe w zupełno ci wystarczaj . W te­ renie zabudowanym ulice s o wietlane latarniami, a poza miastem z reguły pomaga wiatło gwiazd i ksi yca. Gdyby jednak kto chciał w pochmurn bezksi ycow noc poszale po g stym lesie albo m ci si na kierowcach bezmy lnie wiec cych długimi po oczach, mo e si zaopa­ trzy w o wietlenie wi kszego kalibru, zasilane na który z omówionych ni ej sposobów. • Baterie - to rozwi zanie dosy kosztowne i do stosowania raczej tylko w sytuacjach awaryjnych, gdy z reguły wy­ czerpuj si po 2-3 godzinach.

fot. Tbpeak (import Bikem an}

la m p y

p rz e d n ie

Lampki przednie ze wzgl du na rodzaj ródła wiatła dziel si na arowe, wolframowe (klasyczna arówka), kryptono­ we, halogenowe i diodowe (półprzewodnikowe). Przez wiele lat stosowano klasyczne aróweczki wolfra­ mowe (zazwyczaj o napi ciu 2,5-6 V) które s zminiaturyzowan wersj arówek u ywanych w domu. arówki krypto­ nowe daj dwukrotnie ja niejsze wiatło w stosunku do kla­ sycznych arówek, a halogenowe - trzykrotnie. Oczywi cie, wi e si to z szybszym wyczerpaniem baterii. Przyszło ci wydaj si ja niejsze i coraz bardziej efektywne lampki dio­ dowe. W sprzeda y s ju dost pne diody o jasno ci porów­ nywalnej z arówkami halogenowymi, przy znacznie mniej­ szym zu yciu energii. Produkuj je m.in. firmy Cateye, Smart i Nova. Niestety, obecnie jeszcze takie rozwi zanie jest dro­ gie. Kosztuj ca 150 zł lampka b dzie wieci a do 110 godzin na 4 bateriach AA (paluszki). S te ta sze - daj ce mał ilo wiatła, wystarczaj c do tego, by my byli widoczni dla innych uczestników ruchu. Trzydiodowa lampka Mirage, firmy Fal­ con Eye zasilana dwiema bateriami AA, działaj ca do 200 go­ dzin kosztuje 10-15 zł. Niektóre - szczególnie ta sze modele maj diody barwy ółtej, zielonej lub niebieskawej.

N a o g ó ł w ystarczo le kk ie o św ie tle n ie d io d o w e.

>■Akumulator - montowany np. w koszyku na bidon (Cateye Power Supply/HL500II, Sigma Mirage). Zwykle star­ cza na dłu ej ni baterie, a po w yczerpaniu mo na go naładowa , podł czaj c do sieci. Wad je st znaczna waga akum ulatora oraz fakt, e nie w ystarczy na dłu sze przeja d ki. * • Dynamo zewn trzne - rozwi zanie najta sze, ale do zaw odne. Umo liwia nieprzerw an produkcj pr du podczas jazdy, ale w trudniejszych w arunkach pogodo­ wych mo e si lizga . W ymaga nieco silniejszego peda­ łowania (cz wytworzonej energii idzie na obrót dyna­ ma) , a przy wi kszych pr dko ciach mo e nawet przepa­ li arówk . * «Dynamo w pia cie - rozwi zanie najbardziej luksusowe, dosy drogie (wydatek rz du 200 zł), ale najbardziej nieza­ wodne. Dynamo takie jest odporne na warunki atmosfe­ ryczne, a przy tym działa „wiecznie". Dzi ki pomini ciu przeło enia mechanicznego, wytwarzany przez dynamo dodatkowy opór ruchu jest minimalny.

la m p y

ty ln e

Czerwone diody LED, jedne z pierwszych, które udało si skonstruowa , s wr cz stworzone dla rowerzystów - daj wiatło o przepisowym kolorze, pobieraj mało pr du i s niezawodne. Poniewa jedyn funkcj o wietlenia tylnego jest informowanie innych uczestników ruchu drogowego o naszej obecno ci na jezdni, nie jest wymagana bardzo dua jasno lampy. W ród tego typu akcesoriów króluj diodowe wielofunk­ cyjne migacze - daj ce w zale no ci od wybranego trybu pracy wiatło ci głe lub migaj ce w ró nym rytmie. Lampki mog by mocowane na wiele sposobów - na sztywno do ramy rowerowej, za pomoc zatrzasku wsuwa­ nego do cz ci na stałe zamocowanej do ramy, lub za pomoc klipsa, którym mo na zaczepi lampk o pasek od spodni, inn cz ubrania b d np. plecak.

H2

W mie cie mo e si przyda wiatło „stopu" - zintegro­ wana z ham ulcem czerwona tylna lampka zapalaj ca si podczas hamowania. Na zako czenie powtórzmy jeszcze, eby nie było w tpliwo ci - zgodnie z prawem mo emy u ywa pulsuj cego o wietlenia barwy czerwonej i aden policjant nie mo e nam wlepi mandatu, ja k to było przed paroma laty.

c z o łó w k i Bardzo dobrym wyj ciem jest stosowanie latarki zakładanej na głow (lub kask) - tzw. czołówki. Dzi ki temu podczas jazdy mamy jasny snop wiatła pod aj cy za ruchami gło­ wy, a na biwaku wygodn latark .

o d b la s k i Odblaski ułatwiaj dostrze enie roweru w nocy. Du y od­ blask w wietle reflektorów samochodowych mo e by na­ wet lepiej widoczny ni wiatełko. Ka dy rower musi mie przynajmniej jeden czerwony od­ blask z tyłu. W trosce o własne bezpiecze stwo warto jednak pój troch dalej, wykorzystuj c jedn lub wi cej z poni szych lokalizacji. Prawo mówi o o wietleniu i odblaskach z przodu oraz z tyłu. A co z widoczno ci roweru z boku? Niektóre opony s fabrycznie wyposa one w odblaskowe paski boczne. W razie ich braku warto rozwa y umieszczenie odblasków mi dzy szprychami kół. Mo na tak e umie ci na szpry­ chach diody wiec ce - kosmiczne wra enie gwarantowane. Cz sto spotyka si odblaski na pedałach. Z konieczno ci s one niewielkie, jednak zwracaj uwag d z i k i temu, e pozostaj w ci głym ruchu. Poniewa mog by całkowicie za­ słoni te przez gł boko wci te obcasy, nale y traktowa je tyl­ ko jako uzupełnienie innych elementów. Alternatyw jest umieszczenie odblasków nieco wy ej, na nodze w okolicach kostki. Mamy tu dwie mo liwo ci. Niektóre kolarskie spodnie maj fabrycznie wszyte odblaski na łydkach. Posiadaczom spodni tradycyjnych mo na zarekomendowa odblaskowe opaski na rzepy (5-10 zł], które nie tylko popra­ wiaj widoczno na drodze, ale równie chroni nogawki

•.:..;. ■■ > « 'k o

- ' io

b iw a k u

rro ,:e

ih i ż y ć j a k o

ie K a r k a

spodni przed zabrudzeniem. Warto wiedzie , e dawniej, kie­ dy norm była jazda na rowerze w garniturze, w sklepach i ka­ talogach rowerowych poczesne miejsce zajmowały specjalne spinacze do nogawek, zwane z niemiecka hozenhalterami. Opaski odblaskowe doskonale sprawdzaj si równie na r kawach kurtki. Dzi ki nim, sygnalizuj c skr t po zmroku, nie musimy zastanawia si , czy nasze rozpaczliwe macha­ nie zostanie zauwa one czy te nie. Du e znaczenie po zmroku ma kolor ubrania. Kupuj c kurtk na rower lub peleryn , warto wybra jasn ( ółt , po­ mara czow , seledynow ] albo od razu wyposa on w ele­ menty odblaskowe. Wród brytyjskich rowerzystów popularne s odblaskowe kamizelki słu b drogowych. Pocz tkowo, podczas fali prote­ stów przeciwko budowie nowych autostrad, były wykorzy­ stywane do kamufla u w czasie akcji sabota owych, by np. uszkodzi buldo er bez zwracania niepotrzebnej uwagi. Pó niej zauwa ono ich zalety na drodze, a obecnie rozdawane s przez policj . W Polsce mo na takie dosta w sklepach

13

z odzie robocz i artykułami BHP (wydatek rz du 30-50 zł). Zapewniaj doskonał widoczno w ka dych warunkach (o ile nie s schowane pod plecakiem ). Po ytecznym wynalazkiem jest równie dost pna w skle­ pach BHP ta ma odblaskowa, któr mo na naklei na ram lub na obr cze kół pomi dzy szprychami. W tym drugim wy­ padku lepiej nie zakleja całej obr czy (najlepiej nie wi cej ni połow ) - ruchomy odblask zwraca wi ksz uwag .

dzwonek Ten niedoceniany przez wielu rowerzystów element wyposaenia - powiedzmy sobie szczerze: obowi zkowego - bardzo si przydaje zarówno w górach, jak i w mie cie. Do jazdy miejskiej mog si przyda ró nego rodzaju tr bki, np. na spr one powietrze. Pami tajmy jednak, e w my l przepi­ sów kodeksu drogowego sygnał nie mo e by przera liwy. Dosy du y wybór dzwonków oferuje firma CatEye.

b ag ażn ik

b a g a ż n ik

Solidny baga nik pozwala przewozi nie tylko baga , ale równie pasa era. Ładunek umieszczony na baga niku nie obci a pleców i nie powoduje pocenia si pod plecakiem. Doci aj c tylne koło, baga nik skutecznie zapobiega lotom przez kierownic podczas gwałtownego hamowania. T cz wyposa enia najlepiej kupowa od razu z rowe­ rem. Kto ju ma rower, powinien zabra go ze sob na zaku­ py i na miejscu spróbowa zało y baga nik. Uniknie si w ten sposób nieprzyjemnych niespodzianek zwi zanych z niedostosowaniem systemu mocowania do danego układu ramy albo kolizj mocowania z układem hamulcowym. Kupuj c baga nik pod sakwy, warto spróbowa przymie­ rzy go wraz z nimi. Baga nik nie mo e by zbyt krótki, gdy grozi to irytuj cym obijaniem pi t o sakwy podczas jazdy. Niektóre baga niki maj na ko cu blaszk , do której mo na przykr ci wiatełko - to dobre rozwi zanie, dzi ki które­ mu baga lub kurtka nie zasłoni o wietlenia. Lampk mo na te umie ci na ko cu błotnika.

Je li baga u je st zbyt wiele, nale y rozwa y zamontowanie drugiego baga nika z przodu, który mo e by taki sam, jak ten z tyłu. Lepiej jednak nie wiesza z przodu normalnego kompletu sakw, poniewa utrudni to kierowanie. Mo na za to spokojnie przywi za piwór, karimat i rzeczy o podob­ nych gabarytach. W sprzeda y s specjalne obni one baga niki przednie (tzw. low- def), które wygl dem w ogóle nie przypominaj tradycyjnego baga nika, ale umo liwiaj woenie niewielkich sakw w okolicach osi przedniego koła. U ywanie przedniego baga nika nie jest konieczne - mo na spokojnie wybra si na miesi czn włócz g wył cznie z baga nikiem tylnym (i rowerem, oczywi cie), ale przeniesie­ nie cz ci baga u na przód odci a tylne koło. Przedni baga nik nale y poleci wła cicielom rowerów, w których p kaj szprychy. U ywanie low-ridem dodatkowo obni a rodek ci ko ci roweru, a zatem poprawia wygod i stabilno jazdy. Uwaga! Baga nik przedni nie zawsze pasuje do widelca - tu równie na zakupy koniecznie trzeba si wybra z rowerem.

14

p rz e d n i

fot Universe

a lu m in io w y czy s ta lo w y ?

Agency

Baga nik aluminiowy jest l ejszy i sztywniejszy, dzi ki czemu oszcz dzamy troch wagi, a sakwy s umocowane bardziej stabilnie. Z kolei baga nik stalowy jest ta szy i łatwiejszy do zespawania, gdy zdarzy si awaria. Montuj c baga nik, nale y pami ta o wykorzystaniu pod­ kładek spr ynuj cych. Teoretycznie powinno to zabezpie­ czy przed odkr caniem si rubek, w praktyce warto co jaki czas sprawdza , czy nic si nie obluzowało. Na dłu sze wyjaz­ dy warto wzi ze sob 2-3 zapasowe rubki.

s.i

bagaż Je li nie zdecydujemy si na sakwy, baga mo na umie ci na baga niku na kilka sposobów. Słabo spisuj si cz sto spoty­ kane w polskich baga nikach metalowe ramki na spr ynie. Znacznie bardziej uniwersalne jest mocowanie baga u gum­ kami lub rozci gliwymi ta mami z haczykami, tzw. bungee.

błotniki Błotniki - kolejny element podstawowego wyposa enia ka dego roweru - s przydatne nawet wtedy, je eli nie planuje­ my jazdy w deszczu czy niegu. Ró nica jest kolosalna - na rowerze z dobrymi błotnikami mo na spokojnie je dzi w garniturze lub sukience, podczas gdy na rowerze bez błot­ ników nawet przejechanie przez niewielk kału ko czy si gustownym wzorkiem na plecach. Dobre błotniki to błotniki pełne, osadzone do blisko ko­ ła. Mocowane powinny by do widelca (przednie koło) lub ra­ my pod siodłem (tylne koło) oraz wspornikami w okolicach osi koła. Idealny tylny błotnik umo liwia zamocowanie naje­ go ko cu wiatełka rowerowego, a przynajmniej odblasku. Plastikowe błotniki z lu nym ko cem (bez podpieraj cych i utrzymuj cych go w stałej pozycji drutów) s z reguły zbyt krótkie i zapewniaj tylko symboliczn ochron . To sa­ mo dotyczy błotników mocowanych do sztycy. Przedni błotnik powinien by zako czony niewielkim ka­ wałkiem gumy - chlapaczem. Je li zakupiony przez nas błot­ nik nie jest fabrycznie wyposa ony w chlapacz, mo na go

dosztukowa samodzielnie, np. z kawałka starej d tki. W sy­ tuacji awaryjnej jako prowizoryczny błotnik mo na wyko­ rzysta przyczepiony do baga nika kawałek tektury, reklamówk lub nawet star gazet . Chroni to jednak jedynie przed zmoczeniem pleców, a spodnie na pewno si zabłoc . Je eli zamontowanie normalnego pełnego błotnika oka e si niemo liwe (np. ze wzgl du na zbyt grube opony), osoby z odrobin zaci cia do majsterkowania mog skonstruowa błotnik z kilku poprzecinanych na pół (wzdłu ) plastiko­ wych butelek po wodzie mineralnej. Podobn technik mo na wykorzysta do przedłu enia zbyt krótkich błotników. Dodatkow ochron zapewnia osłoni cie ła cucha. Osło­ na cz ciowa (górna) zapobiega pobrudzeniu nogawki, jak i jej wkr ceniu mi dzy blat a ła cuch. Osłona całkowita chro­ ni dodatkowo ła cuch i ogranicza potrzeb jego konserwacji. W niektórych rowerach miejskich błotnik jest uzupełnio­ ny jeszcze o plastikowe szybki zasłaniaj ce mniej wi cej jedn trzeci tylnego koła. Na tak wyposa onym bicyklu mo na bez obaw je dzi nawet w eleganckim stroju.

115

fol. Ortlleb

i

V - ;* '

W ypo sażen ie turysty: pakowne sakw y, błotniki z ch la p a cza m i. ośw ietlenie i o d b lask i.

•ML / '• / Je li jednak mimo naszych stara dojdzie do jakiej nie­ przyjemnej sytuacji i jeste my pewni, e wina nie le y po naszej stronie, stosunkowo łatwo uzyska rekompen­ sat . W tym celu nale y wyst pi ze skarg do przedsi biorstwa komunikacyjnego odpowiedzialnego za auto­ bus, jak najdokładniej przedstawiaj c okoliczno ci zdarzenia. Trzeba pami ta o podaniu czasu, miejsca, numeru linii, numeru bocznego autobusu, a tak e opisa­ niu poniesionych szkód (np. rozdarta kurtka, scentrowane koło) oraz zachowania kierowcy po wypadku. Oczywi cie, dobrze jest mie wiadka. Przedsi biorstwa komunikacji autobusowej z reguły dbaj o swoj opini i zajmuj si takimi sprawami znacznie sprawniej ni policja normalnymi wypadkami.

trą b ie n ie amochody, jakby były mało hała liwe i uci liwe same w sobie, s na dodatek wyposa one w klaksony. Niezale nie od stosowanego stylu jazdy, ka dy rowerzysta wczeniej czy pó niej zostanie „obtr biony". Co zatem nale y zrobi , aby unikn zwi zanej z tym traumy? Przede wszystkim - BEZ PANIKI! Ta uniwersalna dla całej galaktyki zasada sprawdza si równie na rowerze. Wielu ro­ werzystów, słysz c klakson instynktownie przestaje pedało­ wa i odwraca si w kierunku ródła d wi ku. Z reguły wi e si to z przechyleniem roweru i lekkim skr tem kierownicy, w zwi zku z czym rower zbacza z dotychczas utrzymywane­ go kursu i np. ze skraju jezdni w druje na jej rodek. Niedo­ brze. Je li akurat przypadkiem w okolicy jest dziura, kamie albo inna przeszkoda, której nie umkniemy, bo patrzyli my do tyłu i nie spodziewali my si , e rower zmieni kurs, kwalifika­ cja sytuacji zmienia si na Bardzo Niedobrze. Niektórzy kierowcy traktuj klakson jako form pozdro­ • o wienia. Mo na ich zrozumie - zamkni ci w metalowej OO puszce s pozbawieni mo liwo ci korzystania z bardziej subtelnych form komunikacji interpersonalnej, takich jak pozdrowienie typu „cze ", sympatyczny u miech, dzwo­ nek rowerowy czy skini cie głow . Niewykluczone, e sami je d na rowerze i nasz widok nasun ł im przyjemne sko­ jarzenia. Mo na zatem te ko skie zaloty zignorowa lub ocpowiedzie przyjaznym machni ciem r ki. Dzwonienie jest raczej bezcelowe - szansa, e d wi k dzwonka przebije si przez szyby samochodu, jest nikła. Druga grupa kierowców to ci, którzy tr bi , bo lubi . Z re­ guły bezpo rednim impulsem do naci ni cia klaksonu jest konieczno zdj cia na chwil nogi z pedału gazu. Ten typ po prostu musi co naciska . Zalecane w takim przypadku [ post powanie - jak wy ej, ze wskazaniem na przyjazne ma­ chanie r k (zdecydowanie odradzamy wymowne stukanie j si w czoło i inne gesty uznane za obra liwe). Niewykluczo­ ne, e zgodnie z reguł zara liwo ci emocjonalnej poprawi to tr bi cemu nastrój i w przyszło ci b dzie si on zachowy­ wał bardziej społecznie.

S

167

j azda

a w a r y j n a

posoby radzenia sobie z awariami roweru opisano w roz­ dziale tutaj skon­ centrujemy si na tym, co robi , gdy te sposoby zawiod czyli jak na uszkodzonym rowerze dotoczy si do domu, najbli szej stacji kolejowej b d sklepu rowerowego.

S :::

Technologia {Naprawypartyzanckie),

guma

Ka dy mo e zapomnie o zapasowej d tce czy zestawie do łatania. Zdarza si te , e nie tylko d tka, ale równie opona została mocno zniszczona i nowe d tki ulegaj przebiciu natychmiast po zało eniu. W takiej sytuacji mo na przejecha kilka kilometrów bez powietrza w d tce, pami taj c jednak, e: ♦zaci ni cie hamulców mo e spowodowa „zbicie si " d tki w jednym miejscu i powa ne utrudnienie jazdy (najle­ piej po prostu rozpi hamulec i korzysta z drugiego]; ♦jazda bez powietrza skraca ywot d tki, opony, obr czy oraz szprych. Cz ci z tych problemów udaje si unikn , całkowicie zdejmuj c d tk oraz opon z koła i jad c na gołej obr czy - wówczas mo emy si poczu jak pionierzy bicyklistyki na ko ciotłukach. Szczególnie interesuj ce efekty d wi kowe wyst puj na nawierzchni z płyt chodnikowych, a za­ smakuje w nich ka dy, kto w dzieci stwie chciał zosta maszynist . Rozwi zaniem alternatywnym (do pracochłonnym) jest napchanie do opony du ej ilo ci trawy lub li ci.

Wreszcie trzecia grupa to kierowcy, którzy tr bi , bo chc | ostrzec przed potencjalnym niebezpiecze stwem. Jest to grui pa najrzadsza i mo na przeje dzi ładnych kilka lat, zanim trafi si na takiego osobnika. Takie tr bienie mo e pojawi si np. na drodze o znikomym ruchu, gdy jedziemy w sposób do swobodny (zwłaszcza w kilkuosobowej grupie), jako ostrze enie o samochodzie zbli aj cym si z tyłu lub na gór­ skiej drodze za ostrym, ograniczaj cym widoczno zakr tem, jako uprzedzenie o poje dzie zbli aj cym si z naprzeciwka. Niezale nie od sytuacji i powodu naciskania klaksonu, war­ to sobie na sucho prze wiczy patrzenie w ró ne kierunki bez utraty kontroli nad rowerem. Sztuka polega na tym, by mimo koniecznego skr tu tułowia, spoczywaj ce na kierownicy dłoI nie pozostały dokładnie w tym samym miejscu. To umiej tno , która ułatwi równie np. bezpieczne, płynne zmienianie pasa. Kierowcom warto zwróci uwag , e je li chc , aby ro­ werzysta ust pił im miejsca, to u ycie klaksonu jest najI gorszym mo liwym pomysłem. W zdecydowanej wi kszo ci przypadków spowoduje, e rowerzysta zwolni i skr ci w lewo, ale czy naprawd o to chodziło? Aby tr bie­ nie przyniosło wi cej po ytku ni szkody, musi by wyko­ nane z odpowiednim wyprzedzeniem - przynajmniej kilku­ nastu sekund, co z reguły oznacza kilkaset metrów drogi.

::: s c e n t r o w a n e ko ł o Je li koło zostanie silnie scentrowane, b dzie blokowa si mi dzy szcz kami hamulca. Post puje si podobnie jak w przypadku jazdy „na flaku" - lepiej rozpi szcz ki i radzi sobie bez hamulca. :::

awaria

nap

du

Gdy np. zerwał si ła cuch, a nie ma mo liwo ci napra­ wienia go, mo na korzysta z roweru jak z hulajnogi. Osi -

13B

Town cent!.*' gniemy pr dko ci znacznie ni sze ni podczas normalnej jazdy (rz du 10-15 km/godz.), ale i tak b dzie to sposób po­ ruszania znacznie szybszy ni marsz. Jazd mo na sobie urozmaica , staj c na zmian to na jednym, to na drugim pe­ dale oraz kontempluj c sens wo enia ze sob imadełka do ła cucha. Rekord autora tego tekstu wynosi 25 km pokona­ nych po połamaniu przerzutki. :::

Gorse North

HiU Star

M Elgin

Football

traffic

holowanie

Je li nie jedziemy samotnie, a przynajmniej w dwie osoby, w przypadku awarii nap du przeci tnie sprawny rowerzysta mo e spokojnie holowa za swoj maszyn uszkodzony ro­ wer wraz z rowerzyst . Oczywi cie dobrze, gdy na uszko­ dzonym rowerze si dzie l ejsza z tych dwóch osób. Najprostszy, acz nie najwygodniejszy sposób, to złapanie przez holowanego osobnika baga nika roweru holuj cego rowerzy ci jad wtedy jakby obok siebie. Sytuacja wygl da inaczej, gdy mamy do pokonania dłu szy dystans. Warto wówczas pokusi si o zmontowanie ho­ lu z prawdziwego zdarzenia. Jego długo powinna wynosi przynajmniej 2 m, a wi c tyle, eby umo liwi jad cemu z tyłu wyhamowanie w razie zatrzymania. Jednocze nie hol nie mo e by na tyle długi, aby walał si po ziemi albo cinał zakr ty. Z jednej strony hol mocujemy do sztycy siodeł­ ka holuj cego, z drugiej do ramy obiektu holowanego pod kierownic (uwaga: nie wolno zaczepia o kierownic ). Ide­ alny hol to ta ma wspinaczkowa plus dwa karabinki, które umo liwi łatwe zaczepianie i odczepianie, jednak w razie potrzeby wystarczy sznurek do suszenia bielizny albo dwa zwi zane razem paski od sakw. Podobno rewelacyjnie jako hol rowerowy sprawdza si te smycz dla psa z automatycz­ nym rozwijaniem i blokad , ale autor osobi cie tego patentu nie przetestował. Gdy holuj cy ma zamiar si zatrzyma , powinien odpo­ wiednio wcze niej uprzedzi o tym osobnika holowanego, np. uniesieniem otwartej dłoni. Technik holowania mo na równie zastosowa w przy­ padku, kiedy jeden z uczestników wycieczki odniesie kontuzj uniemo liwiaj c mu dalsze pedałowanie.

P.M.Hospital

ruch

l e w o s t r o n n y

o pa stw, w których obowi zuje ruch lewostronny, nale m.in.: Wielka Brytania, Irlandia, Cypr, Indie, Japo­ nia, Australia. Nie nale y si specjalnie ba takiej organiza­ cji ruchu - z reguły wystarcza kilka godzin, by przystosowa si do ruchu lewostronnego i płynnie wykonywa manewry skr tu, omijania czy wyprzedzania. Wbrew pozorom, ła­ twiej przystosowuj si rowerzy ci ni piesi - ci pierwsi, przebywaj c na jezdni, cały czas s wiadomi lewostronne­ go ruchu, ci drudzy za potrafi si zagapi przy wchodze­ niu na jezdni (nie patrz we wła ciw stron ). S jednak sytuacje szczególne, w których trzeba zachowywa ostro no nawet po kilku tygodniach praktyki. Na pewno nale y do nich wyjazd z ulicy jednokierunkowej - tu najłatwiej zapomnie o lewostronnym ruchu. Podobna sytuacja mo e zaj przy powrocie na jezdni po dłu szym odcinku w terenie. Podst pne potrafi by te du e skrzy owania. Człowiek przyzwyczajony do ruchu prawostronnego pod wiadomie spodziewa si , e pojazd nadje d aj cy z prawej b dzie je­ chał dalszym pasem. Widz c taki pojazd (a nie widz c nic z lewej strony), nawet je li ma zamiar ust pi pierwsze stwa, czasem wyje d a do połowy skrzy owania. Przy ruchu lewostronnym jest odwrotnie - najpierw przecinamy tor jaz­ dy pojazdów nadje d aj cych z prawej, a potem z lewej.

D

lot. G rz e g o r

ten

pies

nie

gryzie

sy, nawet najbardziej poczciwe, rodz si z awersj do cyklistów. Za adnym pieszym czy samochodem nie ganiaj i nie ujadaj tak zaciekle, jak za najbardziej spokoj­ nym i miłuj cym zwierzaki rowerzyst . Nawet aroganckie koty maj wi ksze szans unikni cia konfliktu. Przyczyny psiej niech ci nie s do ko ca jasne - by mo e chodzi

P

0 specyficzny rytm poruszaj cych si w gór i w dół łydek (cho najnowsze badania dowodz , e zaprzestanie pedało­ wania nie powoduje ustania psiej agresji), a by mo e daw­ no, dawno temu jaki prarowerzysta najechał prapsu na ogon i tak rozpocz ła si trwaj ca wiele pokole krwawa wendeta. Niezale nie od przyczyn, nale y sobie jako ra­ dzi z tym zagro eniem. :::

bex p a n i k i

Jak zwykle, najgorsza jest panika. Osoba okazuj ca strach po prostu zaprasza psa do cz stowania si jej łydkami. 1 mo emy by niemal pewni, e nawet najbardziej rozkosz­ na psina zechce skorzysta z zaproszenia. Okrzyki typu „ojej!" mo na porówna do yczenia „smacznego!". Nieza­ le nie od tego, jak bardzo si boimy, nie mo emy tego okaza przeciwnikowi. ::: d o b r y

pi e s e k

Je li nie chcemy (a raczej nie chcemy), aby pies wmontował nam si we wspomnian ju łydk , mo emy powtarza : „Do­ bry piesek, bardzo grzeczny piesek, no jaki liczny piesek, pomachaj ogonkiem, ale pi knie piesek macha ogonkiem". Wa ne, aby nie wspomina nic o gryzieniu (np. stwierdzenie „piesek na pewno nie chce mnie ugry " mo e si okaza sporym bł dem). Podobno, je li tylko b dzie si prawi kom­ plementy z wystarczaj c doz przekonania i czuło ci, pies ulegnie sile sugestii i faktycznie stanie si dobrym pieskiem. Jest to jednak metoda wył cznie dla zdeklarowanych pacyfi­ stów. Jak dot d odnotowano tylko jeden przypadek skutecz­ nego jej zastosowania - przez osob , dla której filmem brutalnym i pełnym bezsensownej przemocy.

ła

1i0

MrówkaZby­

::: do b u d y Znacznie bardziej popularnym rozwi zaniem jest wydarcie si z całej siły. Osoby bardziej elokwentne mog powie­ dzie co w stylu „stój!" albo „do budy!", jednak tutaj te od konkretnych słów wa niejsza b dzie stanowczo i przekonanie o własnej racji. Jak wyja nił Mówi cy-do-Zwierz t: „Wystarczy zwykły wrzask w ciekło ci. Po pro­ stu wrzeszczysz i skaczesz". Dla mnie bomba. Znaczna cz psów jest tak zaskoczona faktem, e rowe­ rzysta zamiast ucieka w panice o miela si pyskowa , e zapomina, po co wła ciwie wyszła na drog i kilka nast pnych minut sp dza na kontemplacji wypowiedzi. Niestety, istniej równie takie, które podejmuj wyzwanie i zaczyna­ j szczeka jeszcze gło niej. Reasumuj c: metoda by mo e nie gwarantuje bez­ piecznego przejazdu, ale zdecydowanie poprawia samo­ poczucie. Dodatkow zalet je st zakłócenie spokoju włacicieli psa. ::: p i e s c h c e si pobawi Istnieje teoria twierdz ca, e pies szczeka, szczerzy kły itp. nie dlatego, e ma złe intencje, ale dlatego, e chce si poba­ wi . Dlaczego zatem nie wci gn go w zabaw daj c rów­ ne szans obu stronom? Rozp dzamy si do rozs dnej pr dko ci, tak by zmusi psa do intensywnego biegu, i na chwil odpuszczamy, po­ zwalaj c mu si dogoni . Pies raczej nie rzuci si nam na plecy, ale b dzie si starał zaatakowa z boku, my l c o naszej atrakcyjnej łydce. Gdy znajdzie si na wysoko ci tylnego koła, lekko skr camy w jego kierunku, a mówi c wprost - zło liwie zaje d amy mu drog . Nasz partner w zabawie zmuszony zostanie w ten sposób do intensyw­ nego hamowania na cztery łapy, ewentualnie gwałtownej zmiany kursu, równie wi cej si ze znacz c utrat pr dko ci. Teraz przy pieszamy... i albo machamy psu na po egnanie, albo ponownie zwalniamy i powtarzamy mrnewr. Wi kszo psów zniech ca si po pierwszej rundzie (na palcach jednej r ki mo na policzy te wytrzymuj ce do rundy trzeciej).

Uwaga! Decyduj c si na t technik , nale y zachowa wyczucie przy zaje d aniu drogi - nie byłoby dobrze, gdy- ! by co si wkr ciło w szprychy. Po kilku dniach praktyki, przy sprzyjaj cej konfiguracji terenu mo na wypróbowa wariant ze spychaniem psiny do rowu albo w krzaki. ;SJ o c h o t n i c y w y s t

p

W grupie o zró nicowanych pogl dach lub poziomie pew­ no ci siebie jedna lub dwie osoby mog przyci ga uwag psów, stosuj c któr z wcze niej wymienionych metod, a pozostali uzyskaj dzi ki temu wi ty spokój. Istnieje inny wariant tego podej cia - do zastosowania w przypadku, gdy który z uczestników wycieczki uparcie panikuje i odmawia zaprzestania wykrzykiwania „ojej!" - po prostu zostawiamy takiego osobnika na po arcie. :::

no

piechot

Powy sze metody s nieocenione w typowych sytuacjach, kiedy pies zauwa a rowerzyst w ostatnim momencie, wypa­ da na drog i zaczyna go goni . Zdarza si jednak, e jedziemy spokojnie drog , a przed nami wyrasta barykada z z bów i sier ci. W takim wypadku powinni my przede wszystkim si odpr y , a wiadomo, e nic tak nie odpr a, jak relaks z rowerem na najwy szym konarze przydro nego drzewa, pod którym ujada Burek lub cała sfora Burków, a mówi c pcwa nie - mo na zsi z roweru, przej kawałek na piecho­ t i spokojnie pozwoli bestii u wiadomi sobie ró nic wa-' gi. Je li jednak ró nica ta wypada na nasz niekorzy , lepiej zawróci , pami taj c o tym, by wygl dało to jak odwrót na z góry zaplanowane pozycje, a nie paniczna ucieczka. W sytuacji podbramkowej, mo na wykorzysta rower ja­ ko tarcz . Po prostu staramy si , by cały czas był mi dzy re­ mi a napastnikiem. ::: d a z e r y i i n n e

bajery

Niektóre sklepy rowerowe oferuj niewielki gad et na bate­ rie (dazer), który po naci ni ciu przycisku emituje d wi ki wysokiej cz stotliwo ci, niesłyszalne dla ludzkiego ucha, a podobno bardzo nieprzyjemne dla ucha psiego.

' 171 I

Brzmi nie le, jednak nale y pami ta , e jest to technolo­ gia zachodnia, opracowana z my l o (nomen omen] fancuskich pieskach, a typowy pies zachodnioeuropejski tak si ma do rasowego polskiego przydro nego kundla bojo­ wego jak mi koala do wygłodzonego nied wiedzia grizli. Warto te zwróci uwag , e zasi g dazera nie przekracza zwykle 5 m, a typowy model dodatkowo wymaga wycelo­ wania w kierunku napastnika. Inny tego typu gad et to niedu y pojemnik z gazem, któ­ rego zasi g jest jednak e jeszcze mniejszy, a przy niewpraw­ nym u yciu mo e sta si broni obosieczn . Mo na go wo­ zi dla poprawy samopoczucia. Mniej zaawansowan technologicznie, ale chyba bar­ dziej skuteczn wersj dazera stanowi bidon albo butelka z wod . Dobrze wycelowane psikni cie to mocny argument w odwiecznej walce o dominacj na drodze. Metoda wyma­ ga niezłego opanowania roweru, gdy trzeba jednocze nie kierowa pojazdem, unika kłapni i strzela . Procentuj tutaj do wiadczenia zdobywane podczas lanych poniedział­ ków. Problem pojawia si , gdy sko czy si amunicja. Oczywi cie, nale y te pami ta , e metoda b dzie trudna do za­ stosowania przy temperaturach poni ej zera. Niektórzy z my l o natr tnych psach wo drugi bidon, dodaj c do wody ró ne paskudne chemikalia (np. amoniak). Zwa ywszy na dodatkow wag oraz przykre skutki ewen­ tualnego pomylenia bidonów, nale y to uzna za ostatecz­ no . Zastosowanie tego wariantu jest ograniczone raczej je­ dynie do sytuacji, kiedy na naszej codziennej drodze do/z pracy czatuje wyj tkowo krwio ercza bestia, posiada­ j ca dodatkowo skrajnie t pego wła ciciela. ::: za psa o d p o w i a d a wł a ci ci el Je li (odpuka ) zostanie si chapni tym lub zwyczajnie po­ gryzionym, koniecznie trzeba zidentyfikowa wła ciciela i za da okazania aktualnej ksi eczki szczepie psa, w ra­ zie potrzeby wzywaj c na pomoc policj . Przypadki w cieklizny s obecnie rzadkie, ale choroba ta nadal nale y do | niebezpiecznych. Nie bez znaczenia jest te aspekt wycho­ wawczy takiej interwencji.

112

odstawowym elementem ochrony przed niepogod s błotniki (im pełniejsze, tym lepsze - szczegóły w roz­ dziale Tutaj zajmiemy si głównie ochron przed deszczem.

P

:;:

Rowerplus).

kurtki

I peleryny

Typowe kurtki czy sztormiaki zapewniaj tylko cz ciow ochron . Je li pada bardzo intensywnie, natychmiast wida to na spodniach, mniej wi cej od kolan do połowy ud - ta nieosłoni ta kurtk cz nóg przy pedałowaniu cz sto znajdu­ je si w poziomie. Latem nie ma to wi kszego znaczenia - z reguły i tak je dzimy w krótkich spodenkach lub specjalnych spodniach ko­ larskich z lycry. Je li deszcz jest lekki - nie ma problemu. Na chłodniejsze dni i wi ksze ulewy warto jednak zaopatrzy si w specjaln peleryn rowerow . Peleryny wyst puj w dwóch odmianach - bardziej kla­ sycznej, czyli dzwonowatej, i stricte rowerowej, czyli prostok tnej, okre lanej czasem jako poncho. Zalet [lub wa­ d ) poncha rowerowego - długiego i w skiego prostok ta nieprzemakalnego materiału z dziur na głow po rodku jest wi ksza przewiewno . Po zało eniu zapewnia ochro­ n z przodu i z tyłu, ale po bokach pozostaje pusta przestrze . Mogłoby si wydawa , e przez to jest mniej sku­ teczne ni klasyczna, pełniejsza peleryna w kształcie dzwona, jednak tak naprawd to jest wła nie to, czego rowerzy cie potrzeba. Podczas jazdy na rowerze najbardziej na deszcz nara ony jest wła nie front, a przy pochylonej sylwetce równie plecy. Ochrona z boku nie jest tak istotna, a przy całkowitym osłoni ciu materiałem nieprzemakal­ nym [jak w pelerynie dzwonowatej) łatwo si nadmiernie zgrza i spoci . Przy prawidłowym zało eniu przód w obu odmianach peleryny rozpo ciera si mi dzy barkami rowerzysty a kie­ rownic , tworz c zadaszenie chroni ce zarówno r ce, jak i nogi - i wła nie to stanowi główn ró nic pomi dzy pele­ ryn a zwykł kurtk . Ró nica druga polega na tym, e pe-

leryna stawia wi kszy opór aerodynamiczny, a przez to nie nadaje si do szybkiej, energicznej jazdy. Co za co ... Wybieraj c peleryn lub kurtk do jazdy na rowerze, war­ to zdecydowa si na jasny jaskrawy kolor ( ółty, pomara czowy, seledynowy), co oprócz ochrony przed deszczem zapewni lepsz widoczno na drodze, a to jest szczególnie istotne przy trudnych warunkach atmosferycznych. :::

dodatki

Nieocenion ochron twarzy podczas deszczu zapewnia zwyczajna czapka bejsbolówka z daszkiem. Je li krople deszczu nie padaj w oczy, człowiek od razu widzi dwa ra­ zy wi cej. Osłon równie dobrze zagwarantuje np. kapelusz z szerokim rondem. Nieco mniej praktyczny jest daszek w kapturze kurtki kaptur ogranicza pole widzenia i szele ci koło uszu. W efek­ cie sprawia, e ani nie widzimy, ani nie słyszymy co si wo­ kół nas dzieje. Je li kaptur jest lu ny, spadnie przy pierw­ szym podmuchu wiatru, je li za zostanie ciasno ci gni ty, ochrona twarzy przed deszczem b dzie raczej symboliczna. Tego typu nakrycie głowy sprawdza si na ogół u osób o dłu­ gich włosach, które musz chroni fryzur przed deszczem, i jako dodatkowa ochrona do zało enia na czapk w warun­ kach ekstremalnych. Dobra peleryna w zasadzie całkowicie chroni przed desz­ czem, a dobre błotniki w 100% zabezpieczaj przed wod z dołu, czyli chlapaniem naszych własnych kół. Pozostaje niestety woda z boku - zawsze mo emy zosta ochlapani przez nieuprzejmych kierowców. Na to nie ma idealnego sposobu, mo na jedynie stara si utrudnia wyprzedzanie w okolicach wi kszych kału . Je eli jest naprawd le, naj­

lepiej wybra inn tras , korzystaj c ze cie ek rowero­ wych, chodników i alejek parkowych. Osoby, które oprócz je d enia na rowerze chodz po gó­ rach, czasem jako dodatkow osłon przed chlap zakładaj stare stuptuty - nogawice z nieprzemakalnego materiału, nieutrudniaj ce ruchu, a chroni ce nog od stopy po kolano. Podobny patent to znane ze szpitali obuwie ochronne lekka prze roczysta folia, któr mo na nało y na dowolne buty. Poniewa folia jest nie tylko nieprzemakalna, ale rów­ nie zupełnie nie przepuszcza powietrza, niewskazane jest noszenie takiej ochrony przez dłu szy czas. Siadanie na mokrym siodełku nie nale y do najprzy­ jemniejszych do wiadcze , dlatego zostawiaj c rower na ulicy podczas deszczu, warto zabezpieczy siodełko przed zamokni ciem zwykł plastikow torebk . Aby nie zwiał jej nagły podmuch wiatru, dobrze jest cisn j gumk . W krajach o silnej tradycji rowerowej mo na czasem pod­ czas deszczu spotka cyklistów spokojnie pedałuj cych z rozło onymi parasolami. Przemysł rowerowy wychodzi im naprzeciw - w handlu pojawiły si specjalne uchwyty po­ zwalaj ce na przymocowanie parasola do kierownicy. Ama­ torów tego wynalazku nale y jednak przestrzec, e przy pr dko ciach wy szych ni kilkana cie kilometrów na go­ dzin parasol zachowuje si jak na du ym wietrze i staje si bardziej zawad ni ochron . ::: w t e r e n i e Je d c w czasie deszczu w terenie, musimy zwraca szczególn uwag na hamulce. Mokry piach, ziemia lub wirek potrafi by naprawd zabójcze dla klocków ha­ mulcowych - czasem wystarczy jeden dłu szy stromy zjazd, by zetrze komplet klocków na proszek. Tak wi c, gdy tylko pojawi si podejrzenia, e dzieje si co złego (np. nagle zmalała siła hamowania), dobrze jest si za­ trzyma i wyczy ci obr cz. Oczywi cie, takich trosk pozbawieni s posiadacze pojaz­ dów wyposa onych w hamulce wewn trzne, ale raczej rzad­ ko na trasach terenowych spotyka si osoby na rowerach z kontr .

jazda

zimą

Polsce rower z reguły jest postrzegany jako sprz t ty­ powo sezonowy. Narty zim , rower latem. Tymcza­ sem, nie licz c odmiennego ubioru, jazda na rowerze w zi­ mie nie ró ni si znacz co od jazdy w innych porach roku. Mro na zima jest nawet całkiem przyjemnym dla rowerzy­ sty okresem w porównaniu np. z jesiennymi słotami. Co ciekawe, do najbardziej „zroweryzowanych" miast w Euro­ pie nale y Oulu w północnej Finlandii.

W

W zimie rower mo na wykorzystywa zarówno jako rodek transportu, jak i rekreacji. Wprawdzie daleko nam do standardów szwedzkich, gdzie cie ki rowerowe s od nieane w pierwszej kolejno ci, przed jezdniami, ale gdy opa­ dy niegu sparali uj miasto, rower i tak oferuje niezale no od korków. Ponadto oszcz dza nie tylko oczekiwania na przystanku, ale równie mudnego odkopywania czy skrobania samochodowych szyb. Nie ma te problemów z zapłonem. A abstrahuj c od zalet praktycznych, wieczor­ na przeja d ka przez o nie one miasto mo e dostarczy naprawd niezapomnianych wra e . Oczywi cie, zdarzaj si dni wyj tkowo okropne - gwał­ towne roztopy poł czone z opadami deszczu czy nast puj ce czasem po odwil y nawroty mrozu pokrywaj ce wszystko warstewk lodu. Praktyka pokazuje jednak, e dni tych jest na tyle niewiele, i osobie przyzwyczajonej do jazdy na ro­ werze trudno przesi si na inny rodek transportu i nawet wtedy wybiera rower. Tym, którym zwykła jazda na rowerze nie wystarcza, in­ spiracji mo e dostarczy familijny przejazd rodzinki Ziminów (Nikołaj Zimin, moskiewski dziennikarz, zapalony podró nik-cyklista) na rowerach przez zamarzni te najgł bsze jezioro wiata - Bajkał. Z kolei obdarzonym yłk współza­ wodnictwa warto poleci Iditasport - coroczny supermaraton na szlaku Iditarod na Alasce (w lutym), w którym bior udział rowerzy ci, biegacze i narciarze. Rowerzy ci repre­ zentowani s najliczniej i najwcze niej docieraj do mety. W wersji „extreme" długo trasy wynosi 560 km, a w wer­ sji „impossible" - prawie 1800 km.

::: u b r a n i e

Warto te przyzwyczai si do noszenia zim kalesonów, grubszych rajstop, rajtuzów, getrów, a przynajmniej ela­ stycznych opasek na kolana. Uchroni to intensywnie pracu­ j ce podczas jazdy stawy kolanowe przed przewianiem i je­ go przykrymi konsekwencjami. Komu nie pasuj zwyczajne siermi ne wełniane b d bawełniane gacie, mo e si za­ opatrzy w specjalistycznych sklepach turystycznych w znacznie bardziej kultowe pantalony z rhovylonu lub cienkiego polaru. W lepiej wyposa onych sklepach rowero­ wych mo na te czasem znale specjalne opaski na kolana (nakolanniki) z windstoppera.

Kiedyjest zimno, nale y si ciepło ubra - to niby oczywiste. Ró nica mi dzy zimowym ubiorem np. na spacer z psem a zimowym ubiorem na rower polega na tym, e wybieraj c si na przeja d k , wszelkie ko czyny opatulamy cieplej, a korpus nieco l ej. Najwa niejsze s ciepłe r kawiczki (podczas jazdy na rowerze raczej trudno trzyma r ce w kie­ szeni), zaraz po nich czapka i skarpetki. Kurtka puchowa jest natomiast zdecydowanie niepotrzebna. Przy wi kszych mrozach wskazane b d dwie pary r kawiczek - cienkie wełniane lub z polara, w których mo na np. zro­ bi co przy rowerze, obejrze map czy wydmucha nos, oraz znacznie grubsze, zakładane na wierzch podczas jazdy. Czapce (konieczna, bo wi kszo ciepła tracimy przez głow ) powinien oczywi cie towarzyszy szalik. Innym rozwi zaniem jest „dwa w jednym", czyli kominiarka, dodatko­ wo chroni ca policzki. M czyznom bardzo ułatwia ycie zapuszczenie brody (dobra wymówka, by unikn codzien­ nego porannego golenia). Ciepłe skarpetki s konieczne, poniewa podczas jazdy na rowerze stopy (a szczególnie palce stóp) nie ruszaj si tak intensywnie ja k przy chodzeniu.

Dobieraj c reszt ubioru, nale y wzi poprawk na to, e podczas jazdy na rowerze b dziemy zu ywa nieco wi cej energii ni poruszaj c si piechot , a przez to wydziela nie­ co wi cej ciepła. Do jazdy przy 15-stopniowych mrozach z reguły wystarcza podkoszulek, polar i chroni ca przed wia­ trem kurtka. Zmarzluchy mog zało y jeszcze jeden polar. Ubiór musi by jak najbardziej szczelny, zatem poszcze­ gólne jego elementy nale y zakłada starannie. Nogawki ge­ trów powinny wchodzi w skarpetki, podkoszulek w rajtuzy, a szalik lub kominiarka uszczelnia ubranie od góry. W razie potrzeby mo na te wło y ko ce r kawów polara do r kawiczek. Takie opatulenie zabezpiecza przed podwianiem, a przez to zapobiega przezi bieniu. Jedna z hipotez, tłuma­ cz cych dlaczego rowerzy ci choruj rzadziej, wi e to nie tylko z wi kszym zahartowaniem organizmu, ale równie przykładaniem du ej wagi do prawidłowego ubioru. ::: na d ł u ż s z e w y c i e c z k i Je li planujemy bardziej intensywny, wielogodzinny wysiłek, warto zadba o to, by nasze ubranie oddychało. Wystarczy troch za bardzo si spoci , by reszt wycieczki sp dzi w mokrej, lodowato zimnej koszulce. Aby osi gn najlepszy efekt, ka da z zało onych warstw powinna by przewiewna. Obowi zuje tu, podobnie jak w turystyce górskiej, zasada trzech warstw: najbli ej ciała koszulka z rhovylonu lub cien­ kiego polaru, na wierzch chroni ca przez wiatrem i niegiem kurtka z materiału typu goretex, hydrotex, airtex lub wind­ stopper, a mi dzy nimi bluza z grubszego polaru.

m

Je eli w połowie trasy stwierdzimy, e zało yli my zbyt cienkie skarpetki, nie trzeba biernie poddawa si odmro e niu. Z reguły wystarczy zej z roweru i przej (aj eszcze le­ piej przebiec) kilkadziesi t metrów. Gdy w palcach stóp po­ wróci kr enie, wracamy na siodełko. :::

oby a a r d z i o f k o

ni e m a r z ł o

Przy intensywnym wysiłku trudno jest oddycha przez cały czas nosem, a wystawienie gardła na suche mro ne powie­ trze mo e u mniej zahartowanych osób sko czy si przezi bieniem. Z tego powodu wielu rowerzystów chwali sobie dost pne od niedawna w sklepach rowerowych i motocyklo­ wych maski z polara lub windstoppera. Ta sz a niemal równie skuteczn ochron zapewniaj maski przeciwpyłowe dost pne w sklepach z odzie robocz i sprz tem BHP. Warto od ałowa kilkadziesi t groszy i kupi tak z wentylkiem umo liwiaj cym cz ciow wy­ mian powietrza, dzi ki czemu b dziemy oddycha idealn mieszank powietrza wie ego i ogrzanego, nawil onego powietrza „z odzysku". Uwaga: wymienione tutaj elementy ubioru budz niezdrow sensacj w ród osób niezorientowanych w temacie kolarstwa zimowego. Zdarza si , e widz c przy 25-stopniowym mrozie dziarsko pedałuj cego cyklist w pełnej komi­ niarce i oszronionej masce, starsze osoby próbuj odegna zło znakiem krzy a, młodsze wpadaj na latarnie, odprowa­ dzaj c go wzrokiem, a policjanci zatrzymuj do kontroli i szukaj materiałów wybuchowych w sakwach. Mo na si jedynie pociesza , e podobne przygody spotykały barona Karla Friedricha Christiana Draisa von Sauerbruna, kiedy to na pocz tku XIX w. migał na stanowi cej pierwowzór rowe­ ru maszynie. Brakuje tylko przypadków omdle pi knych dam, które mo na by z po wi ceniem ratowa , ale nie tra my nadziei... (Wi cej o ubraniach - zob. s. 125).

jest wie y, gorzej, gdy utworzy zbit , tward i nierówn mas . Boczne ulice mog by pokryte warstw czarnego lo­ du, wyj tkowo utrudniaj c jazd , z kolei na głównych mo na si spotka z wi ksz agresj kierowców. W trakcie opadów niegu i po wie ych opadach do jaz­ dy na rowerze bardziej nadaj si cie ki rowerowe, alejki parkowe i chodniki. Jezdnie s wtedy intensywnie i cz sto zupełnie bezmy lnie posypywane sol , lepiej wi c unika powstałej w ten sposób r cej nie no-wodnej brei. wie a warstwa niegu na chodnikach i cie kach wyrównuje drob­ ne nierówno ci i raczej ułatwia jazd . Po dłu szych okresach mro nej bez nie nej pogody nieusuni ty nieg zbija si w pagórkowat skorup , przypomina­ j c koszmarnie liski i nierówno uło ony bruk. Wtedy dobrze jest przenie si na jezdni , która do tego czasu powinna ju wyschn i nie ró ni si specjalnie od nawierzchni latem.

::: t r a s a Zim polski rowerzysta stoi przed wyborami jeszcze trud­ niejszymi ni w lecie. cie ki rowerowe, a cz sto równie chodniki s zupełnie nieod nie ane. Pół biedy, kiedy nieg

-17

Poza miastem dobrze pedałuje si po zupełnie nieprze­ jezdnych w lecie piaszczystych traktach. Przemieszany z pia­ skiem i nieco ubity nieg tworzy bardzo wygodn nawierzch­ ni . Z kolei ch tnie wykorzystywane latem boczne drogi asfaltowe zim s z reguły tak oblodzone, e jazda po nich wymaga maksymalnej koncentracji uwagi. :::

przygotowanie

Po zało eniu kolczastej opony (wła ciwie wystarczy jed­ na, na przednie koło) nale y unika je d enia po suchym asfalcie, gdy powoduje to przy pieszone cieranie kolców. ::: t e c h n i k a j a z d y Zima nie sprzyja agresywnej je dzie i gwałtownym ma­ newrom (nie tylko na rowerze). Tory tramwajowe, kraw niki, progi zwalniaj ce i inne podobne przeszkody trzeba pokonywa pod k tem maksy­ malnie zbli onym do prostego. Nale y unika fragmentów jezdni pokrytych czarnym lo­ dem utworzonym z rozwalcowanego kołami samochodów zbitego niegu. Jest nie tylko bardzo liski, ale te nierówny. Je li nie mamy mo liwo ci omini cia takiego placka, najle­ piej przejecha go na wprost - próby skr tu na takiej na­ wierzchni nie rokuj bowiem szans na powodzenie. Chwilowa utrata równowagi nie musi oznacza upadku mo na si podeprze lub odbi nog . Trzeba tylko przy tym mocno trzyma kierownic . W takich sytuacjach pomaga obni one siodełko - zawsze to bli ej ziemi. W przypadku po lizgu nie wolno hamowa czy wyko­ nywa gwałtownych ruchów. Lepiej zwolni hamulce i po­ zwoli rowerowi sun w wybranym przeze kierunku, a nawet skierowa w tamt stron kierownic . Wszelkich manewrów mo na próbowa dopiero po odzyskaniu przyczepno ci. Ewentualnie, je li jeste my w stanie prawidłowo rozpozna , które koło si lizga, mo emy próbowa bar­ dzo ostro nie hamowa drugim kołem (je eli w efekcie ha­ mowania to drugie równie wpadnie w po lizg, nie pozo­ staje nam nic innego, jak tylko upa z wdzi kiem). Aby unikn buksowania, je d c w kopnym niegu, trze­ ba si powstrzyma przed stawaniem na pedałach i przenie ci ar ciała do tyłu. Je li nieg jest wie y i niezbyt gruby, to paradoksalnie bardzo dobrze sprawuj si rowery na cien­ kich oponach - koło bez problemów przecina nieg i opiera si dopiero na twardej nawierzchni pod spodem. I ostatnia rada: zanim pierwszy raz wyjedziemy na zimowe ulice, warto po wiczy ró ne manewry na podwórku albo w parku, by wyczu mo liwo ci roweru w nowych warunkach.

r o we r u

Opuszczaj c siodełko, mo na obni y rodek ci ko ci ro­ weru. Poprawia to jego stabilno i ułatwia podparcie si no­ g w razie potrzeby, ale powoduje, e pedałowanie wymaga wi kszego wysiłku. Takie rozwi zanie jest korzystne tylko przy bardzo liskiej nawierzchni. Spuszczaj c troch powietrza z d tek, poprawia si przyczepno opon. Tu równie działa zasada „co za co " - jaz­ da staje si bardziej bezpieczna, ale i bardziej m cz ca. Zwi ksza si równie szansa przebicia d tki, cho nie po­ winno to stanowi wi kszego problemu, gdy nieg wyrów­ nuje dziury w nawierzchni, ułatwia wjazdy na kraw niki i chroni opony przed typowymi urazami. Oblepione niegiem przerzutki, hamulce i dynama zewn trzne mog przysparza problemów. Przerzutki wewn trzne, kontra i dynamo w pia cie s bardziej niezawodne, a przy tym znacznie lepiej chronione przed korozj . Je eli zdecydu­ jemy si na u ywanie osprz tu zewn trznego, niech b dzie jak najta szy, tak eby nie było go al wymieni na wiosn . Korzystaj c z nosków, warto poluzowa paski. ::: z k o l c a mi czy bez? Od paru lat w sklepach rowerowych s dost pne zimowe opony z kolcami, które z reguły kosztuj 100-200 zł. Oso­ by cierpliwe mog sobie tak opon wykona samodziel­ nie, zu ywaj c 120-200 blachowkr tów. Trzeba jednak zwróci uwag , e kolce sprawdzaj si wła ciwie tylko na ubitym niegu lub lodzie (doskonale nadaj si np. do sza­ le stw na zamarzni tym jeziorze). W kopnym niegu zwy­ kła opona sprawuje si w zasadzie równie dobrze jak ta z kolcami, a na twardej nawierzchni (asfalt, zamarzni ty grunt) nawet nieco lepiej.

HB

©

rozwi|a|qca m a ni a

si ę

uprawiania

cykli­

st y k i p r z e z pł e ć n i e w i e ś c i ą prowadzi

prostą

wego

drogą

do

maso 1

samobójstwa.

DR WARMW CKLER wychowujemy

pokolenia

łych o d e l i k a t n y c h ni e w y r a b i a m y fizycznych

os ó b o t y ­

kościach, gdyż

nawyku

ćwiczeń

u m łodzieży.

CHLD HEALTH NSTTTUTE

fot. Trek

•j r orzystanie z roweru przedłu a ycie o kilka lat. Towa♦mrzystwo Lekarzy Brytyjskich ocenia, e korzy ci zdro­ wotne zwi zane z jazd na rowerze (lepsza kondycja, spraw­ niejszy układ oddechowy i krwiono ny), mierzone zmian spodziewanej długo ci ycia, przewy szaj dwudziestokrot­ nie mierzone t sam miar zagro enia (ryzyko urazów). Co ciekawe, ycie cyklistyjest nie tylko dłu sze, ale i lepsze - re­ gularnie za ywaj cy ruchu rowerzy ci ciesz si bowiem zdrowiem i sprawno ci tak , jak osoby 10 lat młodsze. Badania przeprowadzone na 600 mieszka cach Waszyng­ tonu w wieku 18-56 lat, którzy je d na rowerze co naj­ mniej cztery razy w tygodniu, pokazały, e rowerzy ci dwu­ krotnie rzadziej choruj na serce. W tej grupie tylko 4,2% osób miało problemy z sercem, podczas gdy w grupie kon­ trolnej a 8,4%. Ni sze jest równie ryzyko nadci nienia, bronchitu, astmy, dolegliwo ci ortopedycznych, chorób gru­ czołów łojowych oraz ylaków. Wi kszo osób ma ju wiadomo , e palenie papiero­ sów nie jest zdrowe. Tymczasem brak ruchu stwarza zagroenie dla zdrowia równie du e, jak wypalanie 20 papierosów dziennie. Codzienna doza ruchu to najlepsze i maj ce naj­ mniej negatywnych skutków ubocznych lekarstwo na wi kszo chorób trapi cych kraje rozwini te - od mia d ycy po osteoporoz . Aby jednak było skuteczne, musi by podawa­ ne systematycznie i w umiarkowanych dawkach. Forsowny trening na ciance wspinaczkowej czy w fitness-clubie nic nie da, je li zostanie zarzucony po kilku miesi cach, a osób, które s w stanie regularnie uprawia sport przez lata, wci jest niewiele. Wi kszo wcze niej czy pó niej rezygnuje, tłumacz c si brakiem czasu i pieni dzy lub znudzeniem. Australijscy lekarze oceniaj , e jedyne formy aktywno ci fi­ zycznej , które mog wej w nawyk i sta si stałym elemen­ tem stylu ycia, a zatem jedyne spełniaj ce wy ej wymienione kryterium systematyczno ci, to spacery, uprawianie ogródka i wła nie wycieczki rowerowe.

by znajduj ce si wewn trz sam ochodów osobowych, ale wi cej ni piesi i rowerzy ci; najzdrowszym powietrzem oddychaj piesi i rowerzy ci. Wynika to z tego, e najwy sze st enie zanieczyszcze jest przy gruncie, a rowerzy ci trzymaj głow wysoko, znacznie wy ej ni wloty powietrza w aucie. Ponadto, samochody ja­ d jeden za drugim - kierowca wdycha wi c spaliny, które wydali pojazd przed nim. Tymczasem rowerzysta porusza si w du ej mierze niezale nie od strumienia samochodów (albo jest wyprzedzany, albo sam wyprzedza), pozostaj c nieco poza tunelem spalin.

El e ga nt ka sprzed

ponad

stu l ał . T a l i a osy - z a s ł u g a

roweru

czy m o r d e r c z e g o g o r s e t u ? S ta w ia m y n a row er.

Niepodwa aln zalet jazdy na rowerze jest to, e mo na j uprawia „przy okazji". W przeciwie stwie do basenu czy siłowni, ten rodzaj aktywno ci fizycznej nie wi e si ze spe­ cjalnymi wydatkami, nie wymaga te po wi cania dodatko­ wego czasu na wiczenia fizyczne. tss k i e r o w c o , t r u j s i sami Cz osób obawia si je dzi na rowerze po drogach i uli­ cach ze wzgl du na zanieczyszczenie powietrza. Tymcza­ sem Environmental Transport Association z Wielkiej Bryta­ nii przejrzało wyniki przeszło 70 ró nych bada na temat zanieczyszczenia powietrza w miastach Europy i Ameryki, które wskazywały na to, e: poziom zanieczyszcze wewn trz wszelkich pojazdów jest wy szy ni na zewn trz; samochody osobowe daj bardzo słab ochron przed spa­ linami b d nie zapewniaj jej wcale; > pasa erowie du ych pojazdów komunikacji publicznej (autobusów, tramwajów) wdychaj mniej spalin ni oso­

Ujmuj c rzecz w liczbach, w porównaniu z osob jad c samochodem pokonuj cy t sam tras rowerzysta wdycha ok. 2,5 razy mniej tlenku w gla (czadu), 2 razy mniej tlenków azotu, 6 razy mniej benzenu, 5 razy mniej toluenu i 4 razy mniej ksylenu (za van Wijnen et al, 1995: The exposure ofcyclists, car d uers and pedest ans to traffic-related pollutants). Warto zwróci uwag , e porównanie to dotyczy jazdy do­ kładnie t sam tras , a w praktyce ró nice s nawet wi ksze, gdy rowerzy ci cz sto wybieraj trasy alternatywne w sto­ sunku do głównych, najbardziej zanieczyszczonych ulic. Spora cz codziennych szlaków prowadzi bocznymi ulicz­ kami, przez parki i osiedla. Nawet na wytyczonej w zdłu uli­ cy cie ce rowerowej czy chodniku poziom zanieczyszcze je st ni szy ni na jezdni. Reasumuj c, na skutki zanieczyszczenia powietrza w mie­ cie najbardziej nara eni s kierowcy i pasa erowie samo­ chodów osobowych. Jednak je st jaka sprawiedliwo na tym wiecie...

nt

rysyic® w y p a d k ó w

i uraiów

Wbrew utartym przekonaniom, ryzyko wypadku podczas jazdy na rowerze jest stosunkowo niewielkie. Nie da si ukry , e problem bezpiecze stwa w ruchu ulicznym jest problemem rzeczywistym. Co roku na polskich drogach gi­ nie 7 tys. osób - o wiele wi cej ni np. w wyniku zabójstw. Z reguły jednak wyolbrzymia si ryzyko zwi zane z jazd na rowerze, bł dnie postrzegaj c samochód jako bezpieczniej­ szy rodek transportu. Wiara w to, e karoseria, poduszka

-82

powietrzna czy ABS ochroni przed skutkami bezmy lno ci cz sto okazuje si zgubna, zwłaszcza w ród ludzi młodych. Z analizy statystyk (ryzyko wypadków na milion przeje­ chanych kilometrów) wynika bowiem, e osoby w wieku 25-29 lat s dwa-trzy razy bardziej zagro one wypadkiem, prowadz c samochód ni podczas jazdy na rowerze, a w wie­ ku 18-24 lat nawet pi razy bardziej! Obra enia rowerzystów s z reguły mniej powa ne ni te odnoszone przez innych uczestników ruchu. Urazy krytycz­ ne zdarzaj si im sze razy rzadziej ni np. pieszym. Nie­ którzy twierdz nawet, e jazda na rowerze zmniejsza ryzy­ ko złama , skr ce , stłucze i tym podobnych urazów. Systematyczne korzystanie z roweru wyrabia nie tylko mi nie, ale równie lepsz koordynacj ruchów i zmysł równo­ wagi. W efekcie aktywni rowerzy ci znacznie rzadziej ulega­ j urazom w prozaicznych sytuacjach typu po lizgni cie pod prysznicem czy na oblodzonym chodniku. Oczywi cie, nale y zrobi wszystko, aby zminimalizowa ryzyko podczas jazdy na rowerze. Warto opanowa zasady bezpiecznego poruszania si po drodze, dba o wła ciwy stan techniczny roweru, domaga si od władz lokalnych ograniczania i uspokajania ruchu samochodowego. Jednak rezygnacja z jazdy na rowerze bezpiecze stwa nie poprawi, przyniesie wi cej szkód ni po ytków. Co ciekawe, rower jest nie tylko bezpiecznym rodkiem transportu, ale równie bezpiecznym sportem. Jego miło ni­ cy trafiaj do szpitala 22 razy rzadziej ni osoby graj ce w koszykówk i 26 razy rzadziej ni te, które uprawiaj tenis. s:: o t y ło ? a n o r e k s f o ? d z i k u j , w o l r o we r , , . Jazda na rowerze wi e si ze zwi kszonym zu yciem kalo­ rii i pozwala bez nadmiernego katowania si diet czy wyt onymi wiczeniami zrzuci kilka zb dnych kilogramów, a cz sto nawet przekształci je w mi nie. Ju ponad połowa dzieci cierpi na nadwag i otyło lub ma za du o cholestero­ lu we krwi, a z tego raczej si nie wyrasta. Tymczasem wy­ starczy nawet niewielka, byle systematyczna dawka ruchu, by nie mie wyrzutów sumienia z powodu dokładki przy obiedzie czy ciastka na deser.

Wa cy 60 kg człowiek, jad c przy bezwietrznej pogodzie na rowerze po płaskim terenie ze stał pr dko ci 18 km/godz., spala 300 kilokalorii (kcal) w ci gu godziny, a przy pr dko ci 25 km/godz. i wadze 80 kg - dwa razy wi cej. Mo na przyj , e w typowych warunkach, z umiarkowanym wiatrem i nie­ wielkim baga em, na przejechanie kilkunastu kilometrów po­ trzeba mniej wi cej tyle energii, ile dostarcza tabliczka czeko­ lady - nieco mniej na szosie, nieco wi cej w mie cie, znacznie wi cej przy je dzie terenowej. Dzienne zapotrzebowanie na energi dla osoby doje d aj cej na rowerze 5 km do szkoły lub pracy jest o blisko 20% wy sze ni dla osoby pokonuj cej ten sam dystans autobusem lub samochodem. Mówi c krót­ ko, zamiast pi ciu posiłków mo na spokojnie zje sze .

ut r owe r I seks ( ni e t y l k o dl a poi »ów| W 1998 r. opublikowano badania Irvina Goldsteina, urologa z bosto skiej akademii medycznej, według których inten­ sywna jazda na rowerze mo e powodowa u m czyzn pro­ blemy z potencj . Badania wywołały pewne poruszenie

w wiatku kolarskim. Długotrwałe uciskanie jakiegokolwiek ludzkiego organu nie mo e nie odbija si na jego sprawnoci - przekonywał dr Goldstein. W tym wypadku chodziło o uciskanie przez siodełko t tnicy doprowadzaj cej krew do penisa. Sceptycy wskazywali na to, e je li rower zaburza potencj obywateli Stanów Zjednoczonych, jednej z najrzadziej je d cych na rowerze nacji, to na co dzie korzystaj cy z bi­ cykli Holendrzy, Du czycy czy Szwedzi ju dawno powinni by całkowicie niezdolni do rozmna ania. Niektórzy zwrócili te uwag na fakt, i na problemy uskar ało si zaledwie 4% rowerzystów, co przy wielko ci przebadanej grupy (500 osób) nie wykraczało poza granice bł du statystystycznego. Z kolei według innych bada , ilo plemników w spermie Amerykanów systematycznie spada, co przypisuje si ... przegrzaniu m skich narz dów płciowych podczas coraz dłu szych nasiadówek za kierownic samochodu. Poniewa jednak temat co jak i czas powracał w formie mniej lub bardziej sensacyjnych doniesie prasowych, zna­ le li si tacy, którzy postanowili przeprowadzi solidniejsze badania, by rozwia obawy zapalonych kolarzy. Oczywi cie byli w ród nich Włosi. Dr Romualdo Belardinelli z Ancony przez osiem tygodni obserwował dwie grupy m czyzn jedni je dzili na rowerze przynajmniej trzy razy w tygodniu,

drudzy nie je dzili w ogóle. Okazało si , e grupa rowerzy­ stów odczuwała znaczn popraw jako ci ycia, a w szcze­ gólno ci zdecydowanie wi ksz aktywno seksualn . Po­ twierdziły to badania w Stanach Zjednoczonych, gdzie podczas podobnego eksperymentu m czy ni je d cy na rowerach odbywali stosunki o 30% cz ciej. Jednocze nie ich partnerki odnotowały 30% wi cej orgazmów ni partnerki z grupy kontrolnej. Cyding Scotland komentuje: „Nie chcemy otwarcie zach ca do uprawiania seksu podczas jazdy, ale w pełni zgadzamy si z tez , e rower pozytywnie wpływa na ycie seksualne. Jazda na rowerze usprawnia grupy mi ni nóg i po ladków, które nie tylko sprawiaj , e rowerzyst(k)a jest bardziej atrak­ cyjny^) w oczach płci przeciwnej, ale równie s mi niami najbardziej intensywnie wykorzystywanymi w łó ku". Tymczasem lekarze ameryka scy zacz li zaleca jazd na rowerze osobom maj cym problemy z potencj , które ze wzgl du na inne przyjmowane leki nie mog stosowa Wi­ gry. No có , my zalecamy jazd na rowerze wszystkim, rów­ nie tym niemaj cym problemów oraz bez przeci wskaza do przyjmowania Viagry.

::: my l p o z y t y w n i e Wszelkie powy sze przykłady dotyczyły zdrowia fizycznego. Ale rower wpływa te pozytywnie na zdrowie psychiczne. Mo na si rzeczywi cie zastanawia , co tu jest przyczyn a co skutkiem, czyli krótko mówi c - czy urodzeni optymi ci cz ciej wsiadaj na rower, czy te to wła nie rower sprawia, e pogodniej i yczliwiej patrzymy na wiat. Według ankiety przeprowadzonej w Stanach Zjednoczonych rowerzy ci uwaaj si za szcz liwych lub bardzo szcz liwych cztery razy cz ciej ni osoby niekorzystaj ce z tego rodka transportu. Doskonale obrazuje to niemiecka anegdota. Otó , je li na dworze jest ciemno, mokro i ponuro, przeci tny człowiek, wchodz c do domu, powie: „ale zimno i nieprzyjemnie dzi na zewn trz", a rowerzysta w tej samej sytuacji zauwa y: „ale tu ciepło w rodku"... f e k s ls

154

A le k s a n d e r

B ucsy

ski

o d ży w ian ie szczypta teorii w g l o w o d a n y j Najwa niejszym rodłem energii s wę­ glowodany czyli cukry. Zalecenia dla osób aktywnych mó­ wi , eby 50-70% ogólnej ilo ci kalorii przyjmowa w posta­ ci w glowodanów. Cukry wyst puj w dwóch postaciach: prostej i zło onej. Cukry proste, bardzo łatwo przyswajalne przez orga­ nizm, po spo yciu s niemal natychmiast wprowadzane do krwioobiegu. Jednak zbyt du a jednorazowa dawka stymu­ luje wydzielanie insuliny, która z kolei powoduje zwi kszenie poboru glukozy (cukru prostego) przez mi nie. W efekcie mózg dostaje za mało w glowodanów prostych, co objawia si zm czeniem, bólami i zawrotami głowy, a co za tym idzie rozkojarzeniem czy trudno ciami z koncentracj . ródłem w glowodanów prostych s : cukier zwykły, cze­ kolada, batony, miód, soki owocowe, ciasto, d em. Cukry zło one składaj si z cukrów prostych i maj po­ sta du ych ła cuchów, s wi c znacznie wolniej trawione. Ich energia wyzwala si dopiero po pewnym czasie, dlatego wła nie w glowodany zło one powinny przewa a w diecie. ródłem w glowodanów zło onych s : mleko, jogurt, mi­ ka, ry , ziemniaki, fasola, owoce. Wniosek: podstaw naszej diety powinny by w glowoda­ ny zło one, które b d stopniowo dostarczały energi przez długi czas. Produkty bogate w cukry proste (batony, czekola­ da) stosujmy jako dodatek, a nie baz . t ł u s z c z e | Zawieraj najwi cej kalorii w stosunku do swo­ jej wagi - na jeden gram przypada 9 kcal. Powinny pokrywa 25-30% dziennego zapotrzebowania na kalorie (dzienna daw­ ka tłuszczu dla zdrowego organizmu - 40 g). Nale y wybiera wi cej tłuszczów nienasyconych ni na­ syconych. ródłem tłuszczów s : olej, oliwa, mi so, parówki, mleko, masło, mietana, sery.

85

hittikm | Spełniaj przede wszystkim funkcj budulcow , ale 10-15% pobieranej przez organizm energii pochodzi włanie z nich. Składnik ten jest szczególnie wa ny przy długo­ trwałym wysiłku. ródłem białek s : mi so, fasola, mleko, jogurt, sery, ry­ t y jaja.

:::

zapotrzebowanie

energetyczne

Dla osób dorosłych prowadz cych siedz cy tryb ycia zale­ cana dzienna dawka energetyczna wynosi: • ♦ dla kobiet - 2100 kcal; ♦ dla m czyzn - 2700 kcal. Przy regularnych treningach organizm spala rednio 2800-3500 kcal dziennie (do 5000 kcal w przypadku sportów wytrzymało ciowych).

:::

napoj e

Ciało ludzkie składa si w 60-70% z wody, która zapewnia rozprowadzenie energii, witamin i pierwiastków mineral­ nych po całym organizmie. Ka dy z nas wydala codziennie przynajmniej 400 ml wody - oddychaj c, 400 ml - przez skó­ r i 1000 ml - przez nerki (w postaci moczu). Podczas inten­ sywnego wysiłku mi nie mog wyprodukowa do 200 razy wi cej ciepła ni mi nie w spoczynku - pocenie si spełnia w takim wypadku rol chłodzenia. Razem z potem tracimy nie tylko wod , ale tak e sole mine­ ralne, niektóre witaminy oraz białka i aminokwasy. Rozpusz­ czone w wodzie pierwiastki elektrolitowe (sód, potas, wap , magnez i chlor) bior ce udział w wa nych procesach fizjolo­ gicznych (np. przewodzenie sygnałów w komórkach nerwo­ wych, skurcze mi ni szkieletowych i serca) nie s nigdzie ma­ gazynowane i w zwi zku z tym ich nadmierna utrata mo e by gro na dla organizmu. Pocz wszy od słabn cej gwałtownie wydolno ci fizycznej i narastaj cego znu enia, poprzez zasłabni cia i utrat przytomno ci, a po powa ne i czasami nieod­ wracalne uszkodzenie nerek. W czasie intensywnego treningu człowiek mo e straci w ci gu godziny 1-1,5 litra wody. Do uzupełniania płynów wydalonych wraz z potem nie wystarczy zwykła woda - jak ju wspomnieli my, tracimy nie

tyle wod , co elektrolity. Podczas intensywnej jazy na rowe­ rze, gdy pot zalewa nam twarz, nale y przyjmowa mniej wi cej 0,5 1 napojów na godzin . Strategia zawsze powinna by taka sama - pijemy nie wtedy, kiedy jeste my ju bardzo spragnieni, ale cz sto i małymi łykami. Woda jest równie wchłaniana w jam ie ustnej przez skór - st d wniosek: im dłu ej trzymamy płyn w ustach tym szybciej zostanie wchłoni ty. Najlepiej mie dwa bidony - jeden z czym energetycz­ nym, drugi z wod na przepłukanie g stej liny wytwarzanej przy piciu słodkich napoi, która utrudnia swobodne oddycha­ nie. Do przepłukania gardła po zjedzeniu np. batonika nie na­ daje si napój zawieraj cy cho odrobin cukru. eo p i l | Omówione poni ej rodzaje napojów podzielono ze wzgl du na zawarto soli mineralnych. Napoje hipotoniczne (zawieraj mniej minerałów ni płyny ustrojowe) to wody mineralne, stołowe, ródlane i wodoci gowe, a tak e wszelkiego rodzaju herbaty, rozcie czone soki owocowe i warzywne. Wchłaniaj si dosy szybko, rozcie czaj c płyny ustrojowe. Do napojów hipertonicznych (zawieraj cych wi ksz ilo minerałów) nale g ste soki owocowe i warzywne oraz mocno słodzone, aromatyzo­ wane lub barwione napoje. Jedne i drugie zakłócaj gospodark wodno-elektrolityczn organizmu. Dla człowieka pro­ wadz cego norm alny tryb ycia nie ma to wi kszego znaczenia (po kilkudziesi ciu minutach równowaga zostaje przyw rócona), ale u osób czynnie uprawiaj cych sport mo e wyst pi deficyt wodny. Napoje izotoniczne (maj identyczne st enie składni­ ków mineralnych jak płyny ustrojowe organizmu) znacznie przyspieszaj wchłanianie wody razem z potrzebnymi skład­ nikami. S najbardziej po dane, gdy organizm intensywnie si poci, a wi c traci elektrolity. Producenci cz sto dodaj równie łatwo przyswajalne w glowodany dostarczaj ce energi dla pracuj cych mi ni oraz witaminy. Jednym z najbardziej znanych i popularnych na wiecie napojów tego rodzaju jest reklamowany na niemal ka dych zawodach sportowych Isostrar, produkowany przez szwaj­ carski koncern chemiczno-farmaceutyczny Novartis.

1G

::: j e d n o d n i o w e w y c i e c z k i n i a d a n i e j Najwa niejszy posiłek, dostarczaj cy ener­ gii niemal na cały dzie powinien by równie smaczny i nie odbiega od przyj tych zwyczajów ywieniowych. Jak to cz sto bywa, najlepsze s najprostsze i najzwyklejsze rze­ czy: kanapki z serem, w dlin , pomidorem czy d emem. Dla lubi cych produkty mleczne - porcja muesli z dodatkow dawk rodzynek. Do popicia soki owocowe i herbata unikajmy kawy, która nie ma adnych warto ci od ywczych. Na koniec posiłku warto zje banana i jogurt. I jeszcze uwaga. Nie nale y opycha przed wyruszeniem w drog .

si bezpo rednio

d r u g i e n i a d a n i e | Wzorem kolarzy z Tour de Pologne na wycieczk mo na zabra bułki z d emem i miodem - s lekko strawne i energetyczne. Oczywi cie, w gr wchodz równie kanapki z warzywami lub serem. W dlin lepiej uni­ ka - apetycznie wygl daj cy plaster szynki nie zniesie de­ brze upalnego dnia. Do tego zestawu mo na doł czy plaster ananasa, który jest bardzo energetyczny. Warto mie na podor dziu tabliczk czekolady, która szybko uzupełnia niedobory kalorii (i nie­ stety w upale szybko si topi). o b i a d | Przerw na solidny obiad proponujemy zast pi kilkoma krótkimi postojami przeznaczonymi na przegryzki orzeszki, suszone i wie e owoce, ciasteczka, bułki, jogurty czy batony czekoladowe. Takie posiłki, nie obci aj c zbyt­ nio oł dka b d dostarcza bez przerwy energi . k o l « € J « | Ten posiłek cz sto zast puje ciepły obiad (tzw. obiadokolacja) i jem y go ju w domu, zgodnie z własnymi przyzwyczajeniami. Najlepszym ródłem energii na nast pny dzie b d produkty bogate w w glowodany zło one - maka­ ron, ry , kasza czy ziemniaki. To wła nie energia z tego ro­ dzaju pokarmu zmagazynowana w postaci glikogenu w m i­ niach oraz w trobie zapewni sił w kolejnym dniu jazdy.

::: w i e l o d n i o w e w y c i e c z k i z własnym zapleczem kuchennym n i a d a n i e | Bywa, e nocuj c pod namiotem, nie mamy mo liwo ci przygotowania tradycyjnych kanapek. Doskona­ le sprawdza si wtedy znana i lubiana przez wielu turystów kaszka mleczno-ry owa lub mleczno-pszenna dla dzieci. Dla podniesienia kaloryczno ci warto do niej doda mleko w proszku, muesli i bakalie (zwłaszcza rodzynki). o b i a d | Mo emy przyj dwie strategie - podobnie jak w przypadku jednodniowych wycieczek, solidny obiad za­ st pujemy kilkoma przegryzkami na postojach. Na wielo­ dniowych wyprawach dla urozmaicenia diety warto jednak co jaki czas zafundowa sobie lekki obiad w rodku dnia (około 14.00), poł czony z odpoczynkiem. Doskonale do tego celu nadaj si tzw. chi skie zupki - jedna mo e nie wystarczy , ale dwie (po 120 gramów suchej masy ka da) zaspokoj nasze potrzeby energetyczne, nie obci aj c o-

17

ł dka. Je li tylko pozwala na to stan portfela, mo emy oczywi cie zje co lekkiego w restauracji - z menu najle­ piej wybiera ryby czy drób, rezygnuj c z czerwonego mi sa, szczególnie pławi cego si w g stym sosie. k o ia c f et | Po całodziennym pedałowaniu, ju na kempin­ gu, mo na sobie wreszcie pozwoli na upichcenie czego bardziej skomplikowanego - w ko cu dzisiaj nigdzie nam si ju nie spieszy. Najlepsze b dzie jakie bardzo syc ce, a przy tym niezbyt ci kie danie, przydadz si wi c produkty bo­ gate w w glowodany - makaron, ry , kasza czy ziemniaki (a raczej puree ziemniaczane w proszku). Wystarczy troch sosu z torebki lub słoika i - je li mamy tak mo liwo - pa­ r warzyw (pomidor, cebula, papryka). Łatwo i szybko przyrz dza si te kotlety sojowe oraz oczywi cie zupki chi skie. Na ekstremalne wypady warto zaopatrzy si w gotowe liofi­ lizowane dania, które maj zdecydowanie najlepszy współ­ czynnik w aga/kaloryczno - z mniej wi cej 100 g suchej masy po zalaniu wrz tkiem otrzymujemy pół kilograma po­ siłku o warto ci energetycznej 1000 kcal. W Polsce takie ze­ stawy produkuj m.in. firmy: Lyovit (www.lyovit.com.pl) i Elena (www.elena.pl). Trzeba pami ta , e jedzenie w proszku - sosy, zupy i in­ ne gotowe dania - s w pewnych w arunkach dobrodziej­ stwem, ale szybko si nudz . Wyka my troch inwencji! | . Wystarczy kupi par jajek, cebul , główk czosnku, papry­ k i pomidory, warzywa poddusi , doda jaja i ju mamy pyszny obiad o niebo lepszy od nasyconych konserwantam i da błyskawicznych. Kilka wypróbowanych na wyprawach przepisów zamieszczono w rozdziale Turystyka s. 210. Zawsze bierzmy kostki bulionowe - zajmuj niewiele miejsca, a w ekstremalnych sytuacjach pozwalaj szybko przyrz dzi zup (np. z makaronem lub ziemniakami). Na wszelki wypadek warto mie kilka gor cych kubków (zup błyskaw icznych).

Tekst: Marcin iokub Kenone

R O W E R

- T O

Z D R O W I E

Hie tylko gw ozd y z o g ra ra c z n a u y w aj ro w e m , iafco z d ro w " rozryw ­ ki, K JS pyj cej m e , forsammiejsze s p o rty ,

Polscy o rly $ d ró w n ie 4ocmm po-

zyfsezr-Y

dtc

I

F O R M A

Scrnic*w;''e90

'Ozwoju

ra AH *■ row erow y . W uW e cy W a rsz a w y , z»cm« o r t y d — M ario tmBzka i Z b y s At S ow on je d n o ’ro « e ro c l« P. W . U . i dlate­ go d e s z q si p e h w l sil I z h 3'wj “ katorg - biez nieustaj c biegunk i gor czk ledwo pozwalało I ".unia I"'.1" mi dotrze do Palmyry. duj ca ci głe 1 Na szcz cie spotkali my polskiego lekarza, wrocła­ Adana# Aleppo V odwodnienie, sil­ wianina - Bartosza Ludwika, i dzi ki jego kuracji jako si Antalya ny przeciwny wiatr, pozbierałem. Rano mogłem ju wsi na rower i, co prawda upał. Postoje wydłuz bólem, ale jednak, pedałowa naprzód. ały si w niesko czo1 no . Przed całkowitym Po trzech dniach jazdy przez pustyni dotarli my do najstar­ n 0' rozklejeniem ratowała szej stolicy na wiecie - Damaszku. Tam czekali my dob Amman Kair s nas nadzieja, e do celu \ na wydanie wiz jorda skich, dzi ki którym drog do Giza*« # ń ju tak blisko. Poniewa si­ Izraela mieli my otwart . Elat f1 ła wiatru rosła, postanowiliAi-fajjumł nł Izraelczycy, mimo usilnych pró b, nie zgodzili si , my rusza rankiem, godzin aby my pokonali most graniczny na rowerach. Pierwszy przed wschodem sło ca, kie­ i ostatni raz zapakowali my sprz t do autobusu, by dy jeszcze napór wichury nie przejecha - oczywi cie słono płac c - 150 metrów od jest tak silny. Na jedzenie pa­ posterunku jorda skiego do izraelskiego. Tu rowery trzyli my z obrzydzeniem, i baga e prze wietlono i dokładnie przeszukano, a nas jednak co wieczór zmuszaliszczegółowo przepytano o cel i tras podró y. W wyni­ my si do przełkni cia obo­ ku „dochodzenia" wa no naszych wiz skrócono z mie­ wi zkowej porcji makaronu z rosołkiem. si ca do 2 tygodni.

Po uzupełnieniu zapasów wody ruszyli my dalej, nast pna wio­ ska była za 10 km. Kolejny dzie był zmaga­ Wrocław niem z przeciwnym wia­ ■ / trem, pustyni , gor cem i na­ \ wrotem choroby oł dkowej. W ci gu tej doby tylko raz 's udało nam si nabra wody na po­ sterunku wojskowym. Pocz stowano nas tam napojem - łagodnym narkoty­ kiem, podobnym do marihuany - zalewanym wrz tkiem i mocno słodzonym.

V

Sporym zagro eniem na tym odcinku były sfory psów. Jak powszechnie wiadomo, ten gatunek zwierz t wybitnie nie lubi rowerzystów. Cz sto wi c mieli my pot ny doping w postaci szczekaj cych i warcz cych gro nie czworonogów,

Po zwiedzeniu okolic Jeziora Galilejskiego i Nazaretu doje­ chali my, a wła ciwie zjechali my z Jerozolimy (850 m n.p.m.) do najni ej poło onego miejsca na wiecie - Morza Martwego (410 m p.p. m.). 247

próbuj cych za wszelk cen nas dogoni . Na płaskim tere­ nie nie mieli my problemów, aby uciec przed obna onymi kłami, lecz gdy droga zaczynała si wznosi , poziom adrena­ liny gwałtownie nam podskakiwał. W takich chwilach bylimy pełni podziwu dla matki natury, która wyposa yła nas w instynkt samozachowawczy - pr dko ci, jakie rozwijali my byłyby wr cz nieprawdopodobne w innych okoliczno ciach. Po 75 dniach pedałowania, 21 wrze nia 1998 r. dotarli my do Kairu pod piramidy w Gizie. Byli my szcz liwi, ale przede wszystkim wyczerpani. Najbardziej cieszyła nas wiadomo , e ju nigdzie nie musimy jecha . Teraz mieli my w perspek­ tywie tylko odpoczynek i zwiedzanie. Przed odlotem do Pragi odwiedzili my Kair, piramidy w Gize, Memfis, Sakkar i Luksor. A am basador Rzeczypo­ spolitej Polskiej w Egipcie przyj ł nas na popołudniowej herbatce.

28 wrze nia po sze ciu godzinach lotu i jazdy samocho­ dem wrócili my do Wrocławia. A nie chce si wierzy , e w tamt stron jechali my 1800 godzin, czyli 75 dni. Pokonali my 5932 km, na rowerze siedzieli my 346 godz., rednio w ci gu dnia przeje d ali my 92 km z pr dko ci 17 km /godz. Odwiedzili my 11 krajów na trzech kontynen­ tach, 5 mórz, 5 pusty , 5 stolic. Wypili my 1 t wody, 15 razy przebijali my d tk , mieli my ok. 30 drobnych awarii, zrobi­ li my 1500 klatek zdj . Celnik na granicy czesko-słowackiej nie miał jednak racji - dojechali my... Tekst

i z d ję c io :

M a r tin

ja k u b

Kontakt z autorem : korzonek@ box43.pl W ypraw a w Internecie: w w w .w ro w e r.p l/e g y p t9 8 W ięcej o w ypraw ach rowerowych można poczytać na stronie „w R o w er": w w w .w ro w e r.p l.

K o rz o n e k

owa Zelandia najdłu ej izolowany ekosystem naszej planety, królestwo gór, wulkanów, pot nych fiordów i dziewiczych lasów deszczowych. I marzenie, które nie dawa ■ ło nam spa po nocach zobaczy to wszystko na własne oczy. W toku kilkumiesi cznych przygotowa , gromadzenia fun ■ duszy, zabiegania o sponsorów i dogrywania szczegółów, marzenie nabierało powoli realnych kształtów. Jednak dopie ■ ro na pokładzie samolotu dotarło do nas, e naprawd zaczy ■ namy je realizowa ! Rozpoczynała si pierwsza polska Eks­ pedycja Rowerowa dookoła Nowej Zelandii... s. it

N

Kiedy wiosennym rankiem 4 grudnia wyruszali my na tras , w Polsce zapadał wła nie zimowy wieczór. Antypody lubi przekor . Szybko okazało si wi c, e drogi oznaczone na mapach jako płaskie asfaltówki, równie dobrze mog by podłymi szutrówkami z kilkukilometrowym przewy szeniem, a sam asfalt to w istocie tarmac, czyli smoła posypana granitowym tłuczniem, przypominaj ca - w zale no ci od temperatury i proporcji składników - pilnik do drewna lub lep na muchy. Niezra eni tym, coraz bardziej oddalali my si od Auckland, powoli oswajaj c objuczone rowery, z których ka dy wraz z ładunkiem wa ył ponad 50 kg i toczył si ze stabil­ no ci kuli do kr gli. Pierwszym celem był Mt Taranaki - u piony wulkan, któ­ rego wiecznie o nie ony szczyt wznosi si 2517 m ponad Mo­ rze Tasmana. Wiod ca wokół niego szosa nosi nazw Drogi Surferów, z uwagi na huraganowe wiatry czyni ce ten obszar rajem dla amatorów wielkiej fali... i piekłem dla rowerzystów. Wiatr zmuszaj cy do zaciekłego pedałowania nawet na stro­ mych zjazdach towarzyszył nam a do Wellington. Sercem stolicy Nowej Zelandii jest rozległy port, pełen wielkich frachtowców i luksusowych jachtów. S siaduj ce z nabrze ami centrum to niezwykłe poł czenie architektury z czasów kolonialnych z nowoczesnymi budynkam i ze szkła i stali. W labiryntcie ulic kł bi si kolorowy tłum, a kafejki

249 I

t tni wieloj zycznym gwarem do pó nej nocy. Wellington jest jednak tak niewielkie, e ju po krótkim spacerze trafia­ my do cichych dzielnic mieszkalnych, rozrzuconych malow­ niczo na wzgórzach. Na jednym z takich wzniesie znale li­ my polsk am basad , w której mogli my nabra sił do dalszej jazdy. Po jednodniow ym odpoczynku, szybkim przegl dzie rowerów i uzupełnieniu zapasów, wyruszyli my pro­ mem na Wysp Południow .

podj li my z nimi walk , odpłaciły si odmro eniami uszu i pal cym bólem ka dego nieosłoni tego skrawka skóry. Nie poddali my si jednak, docieraj c w ko cu na Slope Point - naj­ dalej wysuni ty na południe punkt Wyspy Południowej. Prze­ dzieraj c si przez porastaj cy okolice Catlins dziewiczy busz, natrafili my na lady przegranej rywalizacji człowieka z przyrod - opuszczone tartaki, szyny do transportu drewna, wreszcie stary tunel kole­ • • jowy, zaro ni ty wysokimi drzewami. Kiero­ wali my si jednak do krainy, przy której Majacz ce w oddali góry i cinaj cy z nóg wiatr utwierdziły ka da inna wydaje si ostoj cywilizacji... nas w przekonaniu, e arty si sko czyły. Krajobraz naj Fiordland to jedno z najbardziej wi kszej z wysp Nowej Zelandii jest zaskakuj cy. Wokół, jak deszczowych miejsc na wie­ okiem si gn rozci gaj si wzgórza pokryte such , wypa cie, zbieraj ce rocznie nawet 10 lon sło cem traw . Wspinaj c si na kolejne wzniesienia, metrów opadów, królestwo najmijamy miejscowo ci istniej ce wył cznie na mapach. Po pot niejszych fiordów na Zie­ pustkowiach hula wiatr... mi, siedlisko stworze tak nie­ Na obszarze wi kszym ni pół Polski yje zaledwie zwykłych ja k nocna nielotna 800 tys. ludzi, z czego wi kszo w trzech du ych mia­ papuga Kakapo, Kiwi - symbol No­ stach: Invercargill, Dunedin i Christchurch. Droga ivcsn» wej Zelandii czy Kea - wysokogórska do tego ostatniego wiedzie w skim pasem l du papuga o dziobie dostatecznie silnym, na granicy gór i Oceanu Spokojnego. Ku na­ by rozpru dach z blachy falistej! Bram szemu zdumieniu, okazało si , e przydo Fiordlandu je st miasto Te Anau. Tu za­ brze ne skały zamieszkuj kolonie czyna si Milford Road, przez wielu uwa ana fok, lwów morskich, a nawet pingwi­ za najpi kniejsz drog wiata. Biegnie najpierw nów! Christchurch to jedno z dwóch rozległ polodowcow dolin , pó niej wcina si w w miejsc na wiecie, sk d startuj samoloty ski przesmyk mi dzy szczytami przekraczaj cymi 2000 m transportowe z zaopatrzeniem dla baz n.p.m., by powy ej granicy wiecznie zielonej puszczy do­ na Antarktydzie. W pobli u główne­ trze do punktu, w którym góry zamykaj dla przej cie. go rynku (jak mawiaj zło liwi, bardziej W połowie XX w. powstał tu najdłu szy nieumocniony tunel angielskiego, ni sama Anglia) znajduje si Bailey's Bar, znana wiata przera liwie w ska, stroma i nieo wietlona jaskinia, w ród polarników „poczekalnia" w drodze na biegun. Na ciapo której cianach spadaj z hukiem kaskady wody. Tak wynach mnóstwo zdj , podpisy załóg, kolorowe flagi i emblema­ gl da piekło rowerzysty. A raczej czy ciec, bo po drugiej stro­ ty transportowców... Wszystko to wydawało si mało realne, nie czeka prawdziwy raj! Na odcinku krótszym ni 10 km kiedy w Wigili Bo ego Narodzenia odpoczywali my na spa­ lonej sło cem pla y, jednak z ka dym dniem blisko Białego j droga opada z tysi ca metrów na poziom morza w scenerii tak oszałamiaj cej, e nie sposób jej opisa . Gdziekolwiek Kontynentu stawała si coraz bardziej odczuwalna. spojrze , wznosz si ogromne szczyty pokryte niegiem, t» *który topi c si stworzył gigantyczne wodospady. Nigdy, naDrugiego dnia wi t lodowaty wicher, deszcz i gradobicie naj­ prawd nigdy nie czuli my takiego zachwytu i... l ku. pierw zupełnie uniemo liwiły nam jazd , a kiedy wreszcie

! 250:

W ?

►►

które w czasach gor czki złota wyrastały tutaj dosłownie z dnia na dzie . Najwi kszy odkryty w Nowej Zelandii samo­ rodek wa ył ponad 3,6 kg; jednak chyba dobrze si stało, e nie znale li my podobnego, czekała nas bowiem mozolna wspinaczka na Crowns Rang Saddle, najwy sz ogólnodost pn drog w Nowej Zelandii, a dzie pó niej na alpejsk przeł cz Haast, uko czon dopiero w 1995 roku! Ta ostatnia chwilami jest tak stroma, e przed jednym z zakr tów zbu­ dowano specjaln ramp zako czon łach wiru, słu c do zatrzymywania pojazdów, którym spłon ły hamulce! Na szcz cie, nasze magury dzielnie zniosły t prób i bezpiecz­ nie kontynuowali my jazd przez d ungl pełn gigantycz­ nych paproci i drzew dorastaj cych 60 metrów wysoko ci. 80 milionów lat izolacji sprawiło, e wiele ro lin to gatunki reliktowe, pami taj ce jeszcze czasy dinozaurów! Wraz z Fiordlandem lasy deszczowe Zachodniego Wybrze a tworz jeden z najwi kszych parków narodowych na kuli ziem­ skiej. Co ciekawe, w pocz tkach kolonizacji Nowej Zelandii wła nie tutaj przyszło y jednym z pierwszych... polskich

Sylwestrowy wieczór sp dzili my na Milford - najwy szym fiordzie wiata. Gdy nast pnego dnia z pokładu niewielkiej łodzi spogl dali my na jego półtorakilometrowe, niemal pio­ nowe ciany, wra enie było piorunuj ce. Niestety, szybko topniej ce zapasy ywno ci kazały my le o powrocie do cy­ wilizacji. Po uzupełnieniu prowiantu w Te Anau ruszyli my kamienistym szlakiem do Queenstown. Czekały nas przepra­ wy przez górskie potoki, w których sakwy chwilami znikały pod wod , niezliczone podjazdy i zjazdy, a do tego nieustan­ ny wiatr. Mimo to rankiem stan li my wreszcie na przystani obok farmy Walter Peak, sk d kilka razy dziennie odpływa do Queenstown parowiec „Earnslaw", pami taj cy czasy pierwszych osadników. W Queenstown, uchodz cym za sto­ lic sportów ekstremalnych, wymienili my Adzie powa nie uszkodzon tyln obr cz na downhillowego potwora, który wkrótce miał si sprawdzi na szlakach w lasach deszczo­ wych Zachodniego Wybrze a... Wcze niej jednak czekała nas wizyta w Arrowtown, najbardziej znanym z wielu miast,

22

osadników! Przez wiele lat nasi rodacy walczyli z buszem, oceanem i innymi przeciwno ciami, próbuj c wydrze dla siebie przestrze do ycia, zanim otrzymali od rz du zgod na przesiedlenie si w bardziej go cinne rejony. Nawet dzi okolice Haast zamieszkuje tylko garstka ludzi... Jakby mało było cudów przyrody, wkrótce dotarli my do je­ dynego na wiecie miejsca, gdzie pot ny lodowiec toruje sobie drog do oceanu przez tropikaln d ungl ... Tam włanie zrozumieli my, dlaczego Zachodnie Wybrze e (West Coast) zw czasem Mokrym W ybrze em (Wet Coast) - ule­ wa, która rozszalała si nad lodowcami, trwała nieprzerwa­ nie 4 dni i noce, zamieniaj c drogi w strumienie, a strumie­ nie w rw ce rzeki. Gdyby nie w odoodporne kurtki i sakwy, m usieliby my zacz budowa Ark ... 1> 5» Kolejne dni droga wiła si wybrze em Morza Tasmana, u podnó a m ajestatycznych Alp Południowych, jednak w mgłach snuj cych si od witu a do zmierzchu widocz­

no ograniczała si do kilkuset metrów. Maj c i tak przemo­ czone buty, udali my si na poszukiwania nefrytu w górskiej rzece. Ten niezmiernie twardy półszlachetny kamie wyko­ rzystywany jest od niepami tnych czasów przez Maorysów do wyrobu broni i kunsztownych ozdób. Inn atrakcj oka­ zały si mosty... kolejowo-drogowe, gdzie dla oszcz dno ci rodkiem pojedynczego pasa dla samochodów poprowadzo­ no tak e tory. Ada jechała nawet za lokomotyw ! Wreszcie pogoda postanowiła u miechn si do nas, chocia na Pancakes Rocks (Nale nikowe Skały) czekał nas jesz­ cze jed en prysznic - tym razem ze wzburzonej w kamien­ nych pieczarach morskiej wody. W ko cu nadszedł moment powrotu na Wysp Północn . Z alem opuszczali my Wysp Południow , a kiedy nasz prom znów ta czył na falach cieniny Cooka, towarzyszyły mu stada delfinów... W Wellington czekało nas ponowne „ładowanie akumulato­ rów", a tak e liczne spotkania z Poloni zorganizowane

253

w ramach prowadzonych przez Kub bada socjologicz­ form oddzielnej ekspedycji. Rejon ten zamieszkuj niemal nych. W ymienili my te wytart na wiór tyln opon w jed­ wył cznie Maorysi, rdzenni mieszka cy Nowej Zelandii. nym z rowerów, od kilku dni misternie podklejan kawałka­ | Chocia przez długi czas nie mieli kontaktu z białymi, zy­ mi bie nika do ci arówek. Nadszedł czas, by rusza dalej skuj c dzi ki temu miano Dzieci Mgły, wobec nas okazali na północ. Do pokonania mieli my pasmo Rimutaka, słynne ! si niezmiernie przyj a ni. Od kobiety imieniem Elizabeth z wiatrów zdolnych zdmuchiwa samochody w rosn cy pootrzymali my przepyszny kawałek rekina i owoce komo-koni ej drogi busz. W 1880 r. wichura przewróciła nawet po­ mo, a kolejn noc sp dzili my w maoryskiej szkole. Dalej ci g! Nie ma si co zatem dziwi , e chocia walczyli my czekał ju tylko busz, rozbrzmiewaj cy po zmroku okrzyka­ z całych sił, wiatr robił z nami co chciał, kilkakrotnie rzuca­ mi kiwi, pofukiwaniami oposów i graniem cykad. Te Urewe­ j c z impetem na bariery, lub gnaj c pod gór z zadziwiaj ra ze swymi cudownymi jezioram i, mnóstwem wodospadów c pr dko ci . Z prawdziw ulg zjechali my z powrotem i bogactwem niezwykłych stworze , szcz liwie le y poza w doliny, by wkrótce porzuci główn drog na rzecz bocz­ zainteresowaniem zblazowanych turystów, wymagaj cych nego traktu, wij cego si w ród porosłych suchymi trawami wygodnych hoteli i klimatyzowanych autobusów. T dy a­ wzgórz Puketo. Naszym celem był Te Urewera - park naro­ den autobus nie przejedzie... ►► dowy chroni cy gigantyczne obszary pradawnego lasu. Wie­ dzie przeze tylko jedna górska droga, rzadko u ywana na­ Wkrótce rozstali my si z buszem, by wkroczy na wulka­ wet przez miejscowych. Tysi cletnie drzewa zamykaj si niczne obszary Rotorua. Tutaj w ystarczy dotkn dłoni ponad ni ja k tunel, a ciany spl tanej zieleni s tak g ste, gor cej ziemi, by poczu drzemi c w jej wn trzu pot g . e poszukiwania wody lub miejsca na nocleg przybieraj i Po ostatniej pobudce w ulkanu Mt. Ruapehu w 1995 r., du a

24

cz wyspy pokryła si szar warstw popiołów, a przez kilka dni z odległego o 300 km mi dzynarodowego lotniska w Auckland nie w ystartow ał aden samolot. Wrz ce ródła, jeziora st onego kwasu, gejzery i dymi ce skały nie zosta­ wiaj w tpliwo ci, e sen ognistego olbrzyma nadal nie jest spokojny... Jeszcze tylko odrobina relaksu w cudownych gor cych basenach mineralnych i na rowery! Pó nym po­ południem dotarli my do... Hobbitonu! Poło one w ród zielonych pagórków miasteczko M atamata zyskało sław , gdy na potrzeby trylogii Władca Pier cieni stworzono tu krain Hobbitów. Zdj cia kr cono w takiej tajemnicy, e na­ wet miejscowi farmerzy nie wiedzieli, co si wi ci! Dzi na planie filmowym znów pas si owce, a po chatkach zosta­ ły pozbawione okien i drzwi ciany.

Coromandel sprawiały, e jechało si jak przez ba niow kra­ in . Licznik odmierzał ostatnie kilometry: 80... 90... 105... 115... Sło ce powoli chowało si za horyzont, zało yli my wi c o wietlenie i lecieli my dalej. Przebicie si przez paj czyn dróg, autostrad, skrzy owa i rond było nie lada wy­ zwaniem, ale Polak potrafi. Jeszcze tylko zakupy na nocne wi towanie, a potem na Mt Wellington, do domu naszych polskich przyjaciół. Udało si ... Auckland, 5 lutego, 5:30. Ada wstawaj, zwijamy nam io... Hej, moment! Na rodku pokoju pi trzy si stos sakw, ro­ wery w gara u, nam iot suszy si na płocie... Chocia wci trudno w to uwierzy , nasza wyprawa dobiegła ko ca. Do­ kładnie dwa miesi ce, ponad 5700 pokonanych kilome­ trów, setki poznanych ludzi, tysi ce cudownych miejsc... Głowy pełne w spom nie i kolejnych marze czekaj cych na realizacj .

Czas naglił, wi c zostawiaj c po prawej stronie ton ce w mgłach góry Kaimai, rozpocz li my ostatni etap podró y. Droga wiodła samym brzegiem Pacyfiku przez rezerwat mor­ skiego ptactwa. W idoczne na horyzoncie zarysy półwyspu

T e k s t i z d ję c ia i A d r ia n n a

255

S k u ro s z

i Jakub

P o s trz y g a c z

jrzeci tnemu Polakowi Wietnam kojarzy si wył cznie z wojn , w której Amerykanie dostali w ko oraz z azjatyckim jedzeniem serwowanym w ulicznych budkach. Przy bli szym zainteresowaniu si tym krajem okazuje si , e nie wiemy o Wietnamie i W ietnamczykach prawie nic. Kraj ten ma wspaniał histori , pełn cesarskich tronów, dostatku oraz oczywi cie wojen, które toczyły si latami. Wietnam to tygiel kulturowy. Kilkadziesi t mniejszo ci narodowych, drugie tyle religii, wyzna i sekt (jedna z nich uznała m.in. Winstona Churchilla jako swojego proroka). Na szcz cie socjalizm nie zabił tej ró norodno ci - jest ona w tej chwili tak samo warto ciowym „towarem" jak wiet­ namskie ciuchy. Wyruszamy w piqtek, 21 marca 2003 r. | Naszym głów­ nym celem je st próba poznania kraju, jego kultury, historii, zabytków. Chcemy si dowiedzie , jak yj tam zwykli lu­ dzie, szczególnie poza wielkimi miastami. Chcemy posma-

kowa azjatyckiego klim atu w w ydaniu niezbyt zadepta­ nym przez turystów. Przed podró e) | Kiedy wyje d ali my do Wietnamu, w Ira­ ku zaczynała si wojna, a w Hanoi była ju jedna miertelna ofiara tajemniczej choroby SARS. Otrzymali my maiła, w którym ambasador RP w Wietnamie radził nam odło y plany na pó niej. Tydzie przed odlotem Aeroflot odwołał nasz rejs, pó niej okazało si , e mniej wi cej w tym czasie rozpocz ły si naloty na Bagdad. Do Wietnamu polecieli my kilka dni pó niej. Rowerem po Sajgonie | Po nocy w samolocie, Sajgon, czyli Ho Chi Minh City, wita nas tropikalnym upałem. Powietrze, rozgrzane i ci kie, nie ułatwia oddychania. W głowie kołacz si my li „Czy rowery doleciały? Czy w takim upale jakikol­ wiek wysiłek fizyczny wchodzi w gr ?". Za nami kilkana cie godzin podró y, przed nami 3 tygodnie i prawie 2 tys. km. Dwoje z naszej trójki jedzie na wypraw rowerow po raz

23

pierwszy w yciu. Lekko zaniepokojeni widokiem ludzi w ma­ skach na twarzy (SARS!) wychodzimy przed budynek lotni­ ska. W pełnym sło cu i w towarzystwie ciekawych wszystkie­ go Wietnamczyków skr camy rowery. Lecz to wszystko nic w porównaniu z tym, co zaraz zobaczymy na ulicach. Rowery, skutery, riksze | Potoki rowerów, riksz, skuterów a nawet samochodów tocz ce si dostojnie we wszystkich mo liwych kierunkach. Wietnamczyk jedzie motorowerem pod pr d na rondzie, pisz c SMS-a, dwie dziewczyny wspól­ nie pedałuj ce na tym samym rowerze, 4-osobowa rodzina plus balonik na skuterze, para na rowerach trzymaj ca si za r ce w czasie jazdy - to tylko kilka typowych scenek ulicz­ nych. Pod koniec pierwszego dnia ju zaczynamy rozumie , e chaos na ulicach jest pozorny. W tym szale stwie jest me­ toda, o czym przekonujemy si z ka dym kilometrem. Zasa­ d numer jeden staje si obserwacja miejscowych zwyczajów na drodze, poł czona z du doz wewn trznego spokoju.

Ill i i i Wujith Ho

IMIIIiMllillllllllilllll«

!III 5f!billboardyw znanymstylu.

Wietnamski wieczór | Po zm ierzchu wszystkie ulice zapeł­ niaj si straganami z jedzeniem , pami tkami itp. Naszym głównym pokarmem jest Pho, czyli wietnamski rosół z ma­ karonem. Ju mamy go troch dosy , ale trudno znale in­ ne danie. Czasem trafi si ry z warzywami i tofu. Socjalizm i wolny rynek | Zaskakuj cy dla nas je st system polityczny, który tu panuje - z jednej strony pomniki, flagi z sierpem i młotem, pionierzy w czerwonych chustach, pa­ triotyczne pogadanki puszczane na ulicach przez megafon,

27

K



r

■ J

--------

.

.-J\

O b raz e k z pro w in cji > ło n ie piasek, to ryż.

a z drugiej - luksusowe wille, samochody i restauracje, gdzie obiad kosztuje tyle co przeci tna pensja Wietnamczyka. Pie­ ni dze i ideologia nie przeszkadzaj sobie nawzajem. Jeste my w Quo Ngay | Na licznikach 1000 km. Jeste my w Qua Ngay, 120 km przed Hoi An. Pogoda wietna - sło ce, upał, wiatr w oczy i ani kropli deszczu. Par słów o ruchu drogowym | Przepisy drogowe s dosy jednoznaczne: na ulicy nie mo esz trzyma si zbyt blisko kraw nika, poniewa przy kraw niku jad ci, którzy poru­ szaj si pod pr d. wiatła na skrzy owaniu słu tylko po to, aby wzmóc ostro no . Czerwone wcale nie oznacza, e nie mo na jecha , a zielone, e nikt nie wyjedzie z bocznej ulicy. Na wi kszo ci skrzy owa ruch odbywa si poprzez umiej tne manewrowanie pomi dzy kilkoma strumieniami rowerów, motorowerów i innych pojazdów. Poza miastem jedzie si t stron drogi, która ma lepsz nawierzchni . Je li chcesz wymin ci arówk , która wy­ przedza autobus, który omija rowerzystów, musisz po prostu uwa a , eby nie wpa pod ci arówk nadje d aj c z na­

przeciwka pod pr d. Ruch jednak odbywa si bardzo harmo­ nijnie i z du ym poszanowaniem zasady, e jako to b dzie. Rowery | Nasze maszyny wzbudzaj wielkie zainteresowa­ nie. S błyszcz ce, kolorowe i bardzo - ja k na W ietnam du e. Cho w tym kraju prawie w szyscy je d na rowe­ rach, s one jed n ak zupełnie inne. W ietnam czycy dosiada­ j pojazdów z „minionej epoki", tak zardzew iałych, jakby zostały wydobyte z dna morza. Po mniej wi cej dwóch ty­ godniach znam y przyczyn - zauwa amy, e wszystkie niealum iniowe i niegalw anizow ane cz ci i rubki w na­ szych rowerach pokrywa rdza. Sprawc je st bardzo wilgot­ ne powietrze i słony wiatr od morza. Hello! Whałsa name? | Podró uj c po mniej ucz szczanych drogach Wietnamu, jednej rzeczy ma si dosy ... Nie chodzi o upał, pył, mało higieniczne toalety ani komary. Chodzi o „helooooł!" - angielskie powitanie wymawiane z zaczep­ nym przeci ganiem. To słowo-klucz zrobiło fenomenaln ka­ rier w Wietnamie i zwykle pada w pierwszej kolejno ci na widok nie-Wietnamczyka. Odnosimy wra enie, e nawet niemowl ta potrafi je wymawia . 1600 km na liczniku | Dotarli my do Thai Binh. Odk d przejechali my przeł cz Hi Van, jeste my w historycznie pół­ nocnym Wietnamie, który bardzo si ró ni od południowe­ go. Jest zimniej, biedniej, w sklepach du o mniej towaru a ludzie mniej sympatyczni. Na północy nawet kurczaki szybciej uciekaj z drogi w obawie przed zjedzeniem. Drogi na Północy | Jazda drog nr 1 to niezapomniane przeycie. Chaos, huk ci arówek i klaksonów. Ogłuszaj ce tr bienie tirów to zwykle wyraz sympatii dla nas. Setki rowerzy­ stów i skuterów. Ci arówki wymijaj si i wyprzedzaj „na trzeciego", a nawet „na czwartego". Droga jest dobra - szerokie pobocze oddzielone namalowan lini , której raczej nie przekraczaj samochody. Ka dy kierowca je st lub był rowerzyst , st d du e wyczucie sytu­ acji. W Wietnamie człowiek na rowerze nie jest intruzem. Miejscami nawierzchnia jest w trakcie remontu, dzi ki czemu mamy prawdziwe cross country. Na północy sytuacja zdecydowanie si zmienia - mniej samochodów i mniej zniszczona nawierzchnia.

Kilka razy musimy ko czy tras ju po zmroku bez wiateł - wtedy jedynym punktem orientacyjnym staj si reflek­ tory nadje d aj cych ci arówek. Na tej szeroko ci geogra­ ficznej ciemno zapada około osiemnastej. Napoje I Najciekawszym odkryciem kulinarnym je st sok z trzciny cukrowej z dodatkiem limonki lub ananasa. Przy drodze stoj specjalne machiny przypominaj ce wy ymaczk nap dzan wielkim kołem sterowym, słu ce do wyciska­ nia soku. Napój ten jest serwowany z kruszonym lodem, ma słodko-kwa ny smak i wietnie orze wia.

Zaskoczeniem dla nas je st zupełnie inny system pokazy­ wania liczb na palcach. Wa na je st strona dłoni (wewn trzna czy zewn trzna), któr si pokazuje. Sze palców mo e oznacza zarówno „sze " jak i „pi tna cie" je li szóstym palcem je st kciuk drugiej dłoni... Zatoka Halong | Zatoka Halong figuruje na Li cie wiatowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Na powierzchni 500 km2 z morza wynurza si ponad 3 tys. wapiennych wysp-skał. Rano płyniemy wodolotem na wysp Cat Ba. Na miejscu wynajmujemy łódk i ru­ szamy na podbój jednej z najwi kszych atrakcji turystycznych Wietnamu.

Na południu Wietnamu delektujemy si pyszn kaw , parzon w metalowych sitkach nakładanych na szklank . Kawa jest bardzo mocna i bardzo słodka. Wspaniały aromat.

Na tle turkusowej wody i bł kitnego nieba bielej wapienne skały. Odwiedzamy wioski na łodziach i hodowl pereł. K piemy si w cieplutkiej wodzie, w pobli u pi knej piaszczystej pla y. Jednak dost pu do l du broni skały „poro ni te" mał ami. Po pierwszej próbie wyj cia na pla mam skaleczon r k i kolano... W drodze powrotnej zabieramy „na stopa" W ietnamk , która przywi zała swoj łódk do naszej.

Fenomenalnym napojem, który popijaj wszyscy Wietnamczycy, je st zielona herbata ja minowa - lekka i wspaniale gasz ca pra­ gnienie. To tradycyjny napój w tym kraju gdy kto ci zaproponuje herbat , nie wolno odmówi . Do Hanoi ju tylko 100 km | Na liczniku ju 1800 km! Jeste my w Hai Phong - mie cie wypadowym na Halong Bay. Jutro zamierzam y opłyn łódk zatok , która jest chyba najwi ksz atrakcj turystyczn Wietnamu. Jexyk I Przed wypraw my leli my, e znaj c j zyk angiel­ ski, rosyjski i par słów po francusku, jako si dogadamy. Do szybko stwierdzili my, e łatwiej nam b dzie nauczy si podstawowych zwrotów i liczebników po w ietnam sku ni liczy na znajomo angielskiego u Wietnamczyków. Cho w W ietnamie u ywa si alfabetu łaci skiego, słowa, które dla nas wygl daj tak samo (nie licz c kilku dodatko­ wych kreseczek) mog mie kilka ró nych znacze . Na przy­ kład „ma", w zale no ci od konfiguracji kreseczek, mo e oz­ nacza : duch, matka, który, grobowiec, ko , sadzonka ry u. System liczebników je st bardzo prosty. Wystarczy na­ uczy si liczb od 1 do 10 oraz 1000 (co jest istotne, poniewa poni ej 1000 dongów kosztuje tylko mała bułka). W j zyku wietnamskim „pi tna cie", wymawia si jak „dziesi pi ", „dwadzie cia pi " jak „dwa dziesi pi ".

Polskie akcenty w Wietnamie | Ku naszemu zdziwieniu, natkn li my si na kilka polskich akcentów. Najcz ciej po­ wtarzaj cym si były tablice informacyjne o Panu Prof. Kazi­ mierzu Kwiatkowskim z PKZ, który odbudowywał ruiny sto­ licy cywilizacji Champa w My Son oraz Zakazane Miasto w cesarskiej stolicy Hue. Kolejna niespodzianka to polska czekolada w wietnam­ skich sklepach! Oprócz tego spotkali my kilku Wietnamczyków, którzy na wie , e jeste my Polakami, zaczynali mówi po rosyj­ sku, bułgarsku itp ., a jeden nas kompletnie zaskoczył, kiedy zacz ł mówi po polsku. Ju w domu! | 16 kwietnia 2003 r. Jeste m yju w Warszawie. Udało si ! Cała trasa przejechana zgodnie z planem. Na licz­ niku Wyprawy 1970 km. Jeste my zm czeni, ale zadowoleni. fe k s ł i

259

r i ię s i a :

A n e fa

N ew ak

i W ło d e k

K ie r w *

peby nie było nieporozum ie , od razu napisz , co je st [nieprawd . W ci gu kilku lat zje dzili my na rowe­ rach wi kszo krajów Europy W schodniej. Przed ka d wypraw słuchali my niezliczonej ilo ci ostrze e o czy­ haj cych na nas zagro eniach. Ale rzeczywisto okazała si o wiele łagodniejsza. Nieprawd jest, e w wi kszo ci krajów postsowieckich nie ma co je . Nigdy podczas na­ szych wypraw nie byli my naprawd głodni, mimo e je­ den z nas je st w egetarianinem . Nieprawd jest, e Estonia to kraj bezludnych bezdro y. Nieprawd jest, e Ukraina to kraj rezunów dybi cych na ycie Polaków, i e na Białoru­ si nale y nocowa tylko w bezpo redniej blisko ci poste­ runków milicji. Nieprawd jest, e Rum unia to kraina zło­ dziei itd., itp. Zła przygoda tego typu zdarzyła nam si tylko raz, kiedy dziesi ciolatek zrabował nam walkmana, ale wiele razy pow ierzali my swoje mienie opiece obcych ludzi i dobrze na tym w ychodzili my. Niemal na ka dym kroku spotykali my si z tak serdeczno ci i bezintere­ sowno ci , e mimo pewnej rutyny, jak posiedli my, za­ wsze na nowo nas one zaskakiwały.

Z

Kilka praktycznych uwag wynikaj cych z naszych dowiadcze . Dwuosobowy skład wydaje nam si idealny na takie wyprawy. Zdeklarowanych samotników oczywi cie nie przekonamy, budz oni zreszt nasz podziw, jednak co dwie głowy to nie jedna, a nocuj c pod namiotem dobrze je st mie mo liwo rozdzielenia si - np. jeden wyrusza po zakupy, a drugi strze e „dobytku". Podró w wi kszych grupach grozi z kolei cz stym i konfliktami interesów i opó nieniami. Rower je st w ehikułem budz cym pow szechn sympati , a nierzadko podziw. Jako rowerzy ci na przej ciach granicznych zawsze byli my obsługiwani poza kolejnoci . Nie zaszkodzi jednak zaopatrzenie pojazdu w dodatkow atrakcj , ja k i gad et, który z miejsca w zbudza zain­ teresow anie i zwraca uwag . W moim przypadku rol t

spełnia nieco kuriozalna, poka na i dono na tr ba z gruszk zam ocowana na kierownicy. Niby drobiazg, a jednak niew iarygodnie cz sto pomagał nam przełam a lody, wybrn z takiej czy innej opresji, ł cznie z przekonaniem białoruskiego pogranicznika na przej ciu wył cznie dla sa­ mochodów, e pojazd z takim klaksonem to jed n ak „maszina". Zatrzymuj c si gdzie na dłu ej, zawsze mimowol­ nie wykorzystujem y dzieci jako po redników mi dzy nami a miejscow ludno ci . To one jako pierw sze przychodz zaciekawione ogl da obcych, a potem przekazuj doro­ słym w iedz o nich: e na przykład nie miec , nie s pija­ kami, nie kradn dziewcz t, nie gwałc kur etc. Bardzo to potem ułatwia przełam yw anie lodów. Du e miasta zwyklimy omija , ale chc c gruntowniej jakie zw iedzi , staralimy si zostawia rowery i baga pod opiek poznanych m ieszka ców miasta, a w najgorszym razie w miejscu spo­ rego ruchu, np. przed du ym sklepem (tylko nie przy dworcach, które chyba na całym wiecie przyci gaj ludzi z m arginesu!). Cho w tej cz ci Europy obozowanie „na dziko" nikomu nie przeszkadza, dobrze zapyta w pobli­ skim domostwie, czy mo na postawi nam iot w upatrzo­ nym miejscu. Zrobi to dobre wra enie na gospodarzach, a mo liwe, e w zbudzi te w nich poczucie odpowiedzial­ no ci za koczuj cych „na ich terenie". Nieznajomo j zy­ ka nigdy nie była szczególnym utrudnieniem w zawieraniu znajomo ci, nawet na W grzech, ale rosyjski, a rzadziej angielski, bywaj oczywi cie przydatne. Jest pocz tek maja, kiedy znana wszystkim włóczykijom „gor czka wiosenna", jak nazywał j Tomek Sawyer, ka e nam wyruszy w podró do Hucułów i dalej, do mitycznych Czerniowiec, „małego Wiednia Wschodu". Z licznych prze­ stróg tak naprawd bierzemy sobie do serca tylko jedn , pochodz c z Ilustrowanego przewodnika po Galicyi Mieczy­ sława Orłowicza z 1914 roku. „Prawie ka dy onaty Hucuł -

261

ostrzega autor - ma kochank {lubaska) i odwrotnie; stosunki erotyczne w rodzinie nie nale do rzadko ci. Przy takich stosunkach kiła stała si tu chorob nagminn eby zobaczy , jak si sprawy maj po upływie niemal wieku, musimy jednak troch popedałowa . Obieramy tras przez Sambor, Drohobycz, Stryj, Stanisławów, Kołomyj i Kuty. W okoli­ cach Kosowa wspinamy si na znany nam z opisu Vincenza szczyt, gdzie pustelniczy ywot wiódł sam Baal-Szem-Tow. I tu odbijamy si od gór Czarnohory, aby wzdłu Czeremo­ szu, który zaraz wpadnie do Prutu, prawym brzegiem obu tych rzek, pomkn do Czerniowiec; dokładnie przedwojenn granic polsko-rumu sk . Pierwsz noc nad Czeremoszem sp dzamy pod Glinic , w samym rodku orkiestry niezliczonych ab. Spokój uroczyska zakłóci nam jedynie smagły, złotoz by bukowiniec, uprawiaj cy miłosne harce ze swoj lubask na kamienistej pla y. Wszystko przygotował, jak nale y, konserw , czerwone wino, zapomniał tylko otwieracza, wi c zgłosił si po scyzor Andrzeja, zadziwiaj c nas przy okazji kwiecist przemow . Chyba bywa wodzire­ jem na do ynkach: powitanie, pochwał urody ojczystych okolic i przyja ni oraz po egnanie zawarł w jednym, trwaj cym pi minut potoku wymowy. W co ładniejszych miejscach urz dzamy krótkie postoje dla odpoczynku. Ot, w połowie drogi z Kut do Czerniowiec, w Waszkowcach (Vascauti), nasz uwag przykuł obrazek ciut wi tokradczy, ale urokliwy: para nastolatków pas cych krowy na zapuszczonym kirkucie. Andrzej wchodzi w las przekrzywionych macew szuka dobrych uj , a do mnie zbli a si staruszek z kubłem i r kawic , pewnie idzie na­ rwa pokrzyw. Zrazu wydaje si wrogi: „A wy kto?" - pyta obcesowo. Próbuj wykr ci si bezpiecznym „Ja ne howorju ukrainskoju mowoju", ale to nie wystarcza. „Nu, ale kto wy? To hiba rozumite?". „Moju familiu choczete piznaty?" bełkocz polsko-rosyjsko-ukrai skim wolapikiem, nie chc c w tym akurat miejscu uzna si za go cia natr tnego dziadka. „Nie prizwyszcze piznaty, tilky diznatysia, kto wy". „My liudi. Prosto liudi". „Toja baczu, szczo ne twaryny. Ale kto?". „Polaki". „Turysty?" „Turysty". „A! Polaki. Turysty. Ta wulica - pokazuje na szos , któr przyjechali my - Tako nazy-

wajetsia wulica Polska. Tu same Polaki yli. Ja radyj naszij zustriczi". Ucinamy dłu sz , ju przyjazn pogaw dk . j Dziadek opowiada, e Waszkowce były kiedy wielonarodo­ wo ciowe, z alem i sentymentem wspomina czasy, kiedy Ukrai cy s siadowali tu z Polakami, Niemcami, ydami i Ormianami. Teraz, mówi, zostało z tego tylko par nazw i ten kirkut w ruinie. I mał e stwo ostatnich, starych ydów, ale oni te ju wybieraj si do Ameryki. Odrobina pewno ci siebie, o ile nie przechodzi w arogan1 cj , ułatwia kontakt z miejscowymi, a okazji do zawarcia | znajomo ci podró rowerem dostarcza a nadto. Alon po­ ! znajemy na peryferiach Czerniowiec przy ulicznej studni, j gdzie zatrzymali my si , eby jak ona nabra wody. Ale nie w usta; zaraz pytamy o mo liwo przechowania rowerów na czas potrzebny do obejrzenia miasta. „Jołki pałki!" - dzi­ wi si . „ - Z Polszczy na wełosypedach? Nie mo etd bytd'!". Po chwili wahania prowadzi jednak dwóch sumasszedszych Polaków do mizernego domu, który zajmuje wraz z bratem Sasz i jego liczn rodzin . No, gdyby my przy studni spo­ tkali Sasz , mogłoby nam nie starczy pewno ci siebie, eby go zahaczy . Jest dwudziestoo mioletnim młodzianem o ramionach pokrytych tatua ami i sznytami wiadcz cymi 0 bogatej, ale niekoniecznie chlubnej przeszło ci. Przedsta­ wia nam dzieci i narzeczonego Alony: „To Andrij, tak jak ty, a on - wskazuje narzeczonego - Tiozka". Dziwne imi , ale przynajmniej łatwe do zapami tania, bo codziennie pozna­ jem y tylu Wołodiów, Andrij ów i Igorów, e ju nam si pi­ I cz . Przy kawie Sasza okazuje si człowiekiem cichym 1 uprzejmym, wi c bez obaw powierzamy nasze rumaki i sekwy opiece nowych znajomych, a sami wkraczamy, ju pie­ i szo, do Czerniowiec. j Od razu czujemy si jak „na Zachodzie". S nawet nie­ widziane od przej cia granicznego w Medyce billboardy i („Zaw dy Coca-Cola"). Cierpliwy poszukiwacz mo e zna­ i le kilka restauracyjek „europejskiej klasy", z obrotnym, lecz dyskretnym kelnerem i czyst toalet . W pierwszym lokalu, trzydzie ci metrów w bok od ulicy Mickiewicza, c sz degustacji przyjemnie zakłóca nam gwar wtaczaj cej ! si do rodka wycieczki niemieckich ydów. Przed stu



i wi cej laty dominował tu taki w ła nie j zyk, niemiecki, ale upow szechniony głównie przez ywioł ydowski, nie mniejszo niemieck . Falowanie czasu, nagłe odpływy w spółczesno ci wobec powrotów przeszło ci, gra gubi cej si w tym przem ieszaniu w yobra ni - b d nam tu towa­ rzyszyły bez ustanku.

nadrabia z nawi zk te braki. Po rozwi zaniu j zyków przy w ieczornym ognisku w ychodzi na jaw nieporozum ienie: Tiozka to nie Tiozka, lecz jeszcze jed en Andrij. Zwrot „on tiozka", jakiego u ył Sasza przy powitaniu, oznaczał po prostu slangowe „on tak samo", czyli, e te Andrij. Ot, je­ den z wielu j zykowych lapsusów, jakie ubarwiaj nasze przyja nie w krajach Europy W schodniej. Wi kszy pro­ blem stanowi dla nas próba, jakiej grzeczno nakazuje si podda wieczorem: próba mocy naszych głów. Now przy­

Najwi ksz i najsłynniejsz synagog Tempel w centrum (Orłowicz: „Synagoga w stylu m auryta skim wedle planów Zacharyewicza") sowieckie władze przysposobiły do roli kinoteatru, w ród czerniow czan przyj ło si wtedy zgry lija trzeba utw ierdzi horyłk i bez zb dnej zwłoki zapew­ we okre lenie „kinogoga". Ko ciół ormia ski został zbez­ niam, e długo dotrzym ywali my pola ukrai skiej przewa­ czeszczony w inny sposób: podobno sprawuj cy w nim dze i cho polegli my, to po pi knej walce. Oni zreszt te liturgi ksi dz infułat powiesił si w jego wn trzu, co spo­ nie wyszli z tego starcia bez uszczerbku. Obraz „Tiozki" powodow ało zam kni cie zdesakralizow anej tym czynem | konanego przez siły grawitacji i l duj cego z pluskiem wi tyni. Ale w Czerniowcach wci je st gdzie i o co si mo­ w „jeziorze" długo był nam osłod m czarni, jakie niesie ze dli . Polski ko ciół wi tego Krzy a, cerkiew w. Parasesob kac na rowerze. kwi, dom modlitw adwentystów, lutera ska „kircha", grec­ •» • kokatolicka cerkiew uspie ska... Dzielnic Czerniowiec je st Przez Storo yniec i Berehomet, chłodz c si widokiem o niesławna ongi z targów bydła i m dro ci cadyków wie Sadaonych szczytów Czarnohory, zbli amy si do wła ciwego góra. Jeszcze Paul Celan pisał o Czerniowcach poło onych celu naszej eskapady, do najprawdziwszej Huculszczyzny, „pod" Sadagór . Cadyk Abraham Jakub, podobnie jak cała której serce bije gdzie w Krzyworówni i abiu (dzi Werchosadagórska dynastia zało ona w połowie XIX w. przez Izra­ wyna). I staje mi w pami ci kartka od zaprzyj a nionego po­ ela z Ru yna, słyn ł nie tylko z m dro ci, ale i z ostentacyj­ ety, który na wie o naszych planach nie mógł powstrzyma nego bogactwa, którego najokazalszym przejawem stał si I zdziwienia: „Wi c Huculi jeszcze istniej ? My lałem, e to ja­ w ybudowany wkrótce wystawny dwór, obecnie baza trakto­ ki lud mityczny". Od staro wieku czy cho by czasów młodorowa. Izrael zawdzi czał mu przydom ek „chasydzkiego ci Vincenza, który ja k nikt uchwycił huculskiego ducha w tekróla". Baal-Szem-Tow i jego ubodzy towarzysze mieli za tralogii Na wysokiej połoninie, wiat tak si zmienił, e nic, złe tutejszym m istrzom pławienie si w zbytkach, doszło nawet góry, nie powinno było zosta na swoim miejscu. Tym­ zreszt na tym tle do duchowej wojny nauczycieli z Sadagó- : czasem posługuj c si map sporz dzon przed laty, wci ry i S cza, ale i tak do cadyka Abrahama Jakuba pielgrzy­ mo na odnajdywa prastare szlaki wiod ce w gł b „słowia mowali ydzi z całego wiata. Je li Czerniowce rzeczywiskiej Atlantydy". Same nazwy mijanych wsi sprawiaj , e czu­ cie były małym Wiedniem, to Sadagór nazywano „mał jem y si , jakby my wje d ali na stronice starych ksi ek: BiaJerozolim nad Prutem". łobere ka, U cieryki, Równa, Jasienowo. W ród domów Sp dzamy w Czerniowcach trzy dni. Tiozka zaprasza na z desek malowanych najcz ciej na niebiesko trafiaj si mu­ dacz pod miastem, gdzie mo emy odpocz , wyk pa si rowa ce, nie zawsze dopasowane do pejza u, jakby zbyt wi­ w jeziorze i nocowa pod dachem. Kiedy przychodzi co do doczne we wsiach, gdzie zamiłowanie Hucułów do osobno ci czego, „dacza" okazuje si trzyizbowym domeczkiem z wy­ i samotno ci przez dziesi tki lat kazało im osiedla si w gó­ chodkiem na zewn trz, a jezioro stawkiem dziesi metrów rach i dolinach, w wielkiej odległo ci od siebie. St d niespo­ na dwadzie cia, ale serdeczno Tiozki i całej kompanii tykane gdzie indziej przestrzenie, jakie zajmuje jedna wie

[ abie było najwi ksz wsi mi dzywojennej Polski). Jeszcze troch pedałowania, kilka zakr tasów i przydro ny znak ob­ wieszcza cyrylic : Krivoryvnia. Robi si g sto od domów. Od razu wpadamy na wielk star chałup , to dom, w którym by­ wał Iwan Franko, marksistowski pisarz, pierwszy po Bogu i Tarasie Szewczence w ukrai skiej literaturze. Teraz je st tu muzeum, zamkni te z powodu soboty, ale pierwszy zaczepio­ ny przechodzie mo e nas wpu ci , jego ona pracuje w mu­ zeum. Vincenz ma tu swój k cik, a nasz przewodnik z dum obnosi si z ukrai skim wydaniem Na wysokiej połoninie. Konfidencjonalnie zdradza nam, e ci gotki Franki do ludu znalazły swój najlepszy wyraz w romansie z Hucułk , do któ­ rej mimo podeszłego wieku poczuł mi t . W Krzyworówni sp dzał kilka miesi cy w roku za rad lekarzy; był ju wtedy pozbawiony władzy w r kach i swe pó ne dzieła dyktował. Romans wyszedł na zdrowie i pisarzowi, i jego lubasce: yła 103 lata, a po mierci Franki cz czci, jak go darzono, spłyn ła i na ni . Ma nawet swój portret w korytarzyku.

: i I i

miastach dowcipach o Hucułach s i te o mieszaj ce ich z powodu rzekomych zaniedba higienicznych. Cho niebogaty - bo utrzymuje siebie i rodzin z grania po weselach - Roman skupuje od okolicznych m ieszka ców wszystko, co „starowi kie": stroje, instrum enty, narz dzia pracy i i przedm ioty codziennego u ytku. Bez pomocy w ładz zgro­ madził poka ny zbiór. Tylko zgardy, czyli ozdobnego na­ szyjnika z monet, nie udało mu si zdoby . „Amerykance wykupili", mówi. Zawieramy te bli sz znajomo z Marij i jej rodzin : niezliczonymi dzie mi i dido Fedirem blisko sze dziesi tki, posiadaczem gin cej umiej tno ci „czytania fasoli". „M a po­ goniłam - chwali si Marija - bo pijak". Gnie d si w dzie| si cioro w dwu izbach przytartacznego baraku, w ciasnocie I i zaduchu, ale z telewizorem. Anten stanowi dwie podwiei szone pod sufitem puszki po piwie, odbiera całkiem nie le. i Wsz dzie co wisi: na sznurach pranie, na cianach ubrania, j naczynia mi dzy wi tymi obrazami. I fotografie przodków, I które widywali my te w innych chatach, czasem wymiesza­ ! ne z wyci tymi z gazet zdj ciami bóstw w rodzaju Bre niewa. Menu je st tu nieskomplikowane: rano huculska wersja ' mamałygi, czyli kulesza, na obiad ziemniaki, wieczorem i znów kulesza albo banusz, czyli to samo, ale ze mietan . | Dla dorosłych o dowolnych porach dowolna ilo samohonki pochowanej po k tach.

Dotarli my do abia troch za pó no, eby zd y na osła­ wiony chid połonynskij, czyli uroczysty wyp d owiec na sezo­ nowy wypas na połoninach. Ale Roman Kumłyk, huculski mu­ zyk i znawca własnej kultury, mówi, e obecnie chid odbywa si bez pompy, jaka towarzyszyła mu cho by jeszcze za komu­ ny. Ale czasy, kiedy sowiecka władza hołubiła Hucułów jako grup etniczn przydatn na festiwalach pseudofolkloru, wspo­ mina bez entuzjazmu. Pokaza si w huculskim stroju poza Huculszczyzn stanowiło prowokacj . Utrwaliły si te wtedy | Dido Fedir prze wietla mnie ciemnobr zowymi, gł bokimi jak obra liwe wyobra enia o Hucułach, jakie panowały i w Polsce studnie oczami. Co prawda dzisiaj „ e ski dzie ", ale skoro juco najmniej od czasów Wincentego Pola. W nieopublikowa- I tro z rana wyje d amy, zgadza si spróbowa . Trzy dni w tygonych - na szcz cie - Kilku zarysach do opisania Hucułów na | dniu s „ e skie", trzy „m skie", w niedziel nie wolno tkn Bukowinie Poi podkre lał nie tylko „cudzołóstwo i wszeteczfasoli i kart. Prowadzi mnie na stron i ss c lulk , opowiada no " bukowi skich górali, prowadz ce oczywi cie do rozpa­ o rodzinnej tradycji wró enia. Pami ta z dzieci stwa, e do je ­ noszenia si „choroby francuskiej", ale wyliczał te „pija stwo, go dziadka, te czytaj cego fasol , zje d ali si ludzie z najdal­ złodziejstwo, kłamstwo, oszuka stwo i samolubstwo" jako ich szych stron. Potem „specjalizacj " przej ł ojciec Fedira, potem cechy rozpoznawcze. Ponadto, według niego, Hucułki, nie on sam. I na tym si sko czy, bo dido nie ma syna, a kobiety do do e - rzecz jasna - oddaj si lubie no ci („ju od dzieci fasoli si nie nadaj . ci ga z szafy słoik wypełniony ziarnami stwa i to zanadto"), to jeszcze „nigdy si nie k pi ". białej fasoli, rozsypuje po stole i zaznacza: „Mo e mi uwierzy­ Przy wieczornej pogaduszce pogrywaj cy nam na skrzyp­ cie, mo e nie uwierzycie, ale wszystko, co powiem, to b dzie cach Kumłyk potwierdza, e w ród kr cych do dzi po prawda". Całkiem jak Cyganka da na pocz tek pieni ka, ale

16

nie chodzi o zarobek, wystarczy cho byjedna kopijka. Kładzie monet na stole obok rozproszonych ziaren i ka e mi je po­ dzieli na trzy cz ci. Kiedy spełniam polecenie, zamy la si nad powstał konfiguracj i zaczyna mówi . Wychodzi od ogólnych prawd dotycz cych jakiej dziedziny ycia, swo­ istych złotych my li w rodzaju „Babie nigdy nie wierz, cho by do nieba skakała!". Potem dzieli kupki fasoli na mniejsze cz ci i przesuwaj c czasem ziarno z wahaniem, jak szachista fgur , stopniowo u ci la t prawd i przekłada na moj osobist sytuacj . Jest bardzo skupiony, czasem niezadowolony, kiedy fasola nie chce go słucha i uło y si w czytelny kontekst. Du o wie. Ale poniewa nie wierz w ludowe zabobony, my l ze zło ci o Mariji, która musiała mu podpowiedzie wszystko, czego dowiedziała si o mnie z wcze niejszych roz­ mów. Kiedy dido nic ju nie mo e wycisn z uło enia fasoli, zbiera j do kupy i ka e od nowa podzieli na trzy. Takich „rund" jest siedem, a ka da dotyczy czego innego: zdrowia, spraw rodzinnych, naszej podró y... W pewnym momencie, je­ dyny raz podczas całej sesji, przekre la fasol znakiem krzy a, czasem mruczy co cicho, jakby si modlił albo rozmawiał sam ze sob . Cz sto podkre la, e uzyskan wiedz mam zachowa „pro siebia", wykorzystuj c z po ytkiem, ale nie dziel c si ni z nikim. Nie podpowiadam tematów, które szczególnie mnie interesuj , ale jakim trafem dido sam porusza te wła nie kwe­ stie. Wreszcie raz, a potem drugi podaje w swoim monologu fakty, z jakich nie tylko Mariji, ale w ogóle nikomu si nie zwierzyłem, ze szczegółami, których odgadn naprawd nie miał prawa. Włosy staj mi d ba i czytanie fasoli nagle przesta­ je by zabobonem, a staje si fascynuj c zagadk . Przy nast pnym podziale na trzy korci mnie, eby utrudni mu zada­ nie i zamiast przeło y fasol machinalnie i bezmy lnie jak dot d, celowo rozgarniam j na bardzo nierówne kupki. „Nie tak, nie tak!" - woła ze zło ci Fedir. Zgarnia ziarna i ka e mi podzieli od nowa. Wi cej nie odwa am si ju kombinowa , grzecznie słucham, co ma mi jeszcze do powiedzenia. O mierci mówi, starannie omijaj c to słowo, na przykład przeno nie, e wieczka stoi blisko czyjej głowy. Przepowiadanie trwa chyba z godzin , na koniec dido wygl da na zm czonego, ale zadowolonego z siebie. Ja jestem troch wystraszony i chc

szybko ucieka , eby podzieli si wra eniami z Andrzejem, ale wró bita powstrzymuje mnie, bo trzeba jeszcze uczyni „diak". Wyci ga sk d samohonk i w podzi kowaniu niezna­ nym mi mocom wypijamy po solidnej szklaneczce. Ostrze eni o fatalnym stanie upatrzonej na mapie drogi rezy­ gnujemy z ambitnego planu zdobycia Czarnohory. Wpasowujemy si mi dzy ni a Gorgany, jad c dolin Czarnej Cisy. Potem z biegiem Cisy mkniemy wzdłu granicy ukrai sko-rumu skiej, nastroszonej ponurymi resztkami drutów kol­ czastych. Przed nami ju tylko Słowacja, a potem Polska. Wiemy ju , e na Huculszczy nie czas nie stan ł w miejscu, a jednak czujemy, e wracamy z innego, osobnego wiata. Sk d wzi ł t inno ? Z tak zwanego zapó nienia cywiliza­ cyjnego? Z rzeczywistej odr bno ci kulturowej „mitycznych" Hucułów, czy mo e tylko z naszej pobudzonej lekturami wyobra ni? Tego to ju nie wiemy. Tekst: Jacek Pedsiadto Z d ję c ia :

Lwów



A n d rz e j 0

K ro m a r i

30

Sambor

Kołomyja

267)

60 km

1-------- 1-------- 1

w i e l k i

i knowali my wypraw na Celebes, a polecieli my do Stanów Zjednoczonych. Irek zaj ł si finansów stron przedsi wzi cia. Do moich zada nale ało przygotowanie sprz tu i opracowanie trasy. Koszt podró y na Celebes (bilety około 1400 USD na osob ) w poł czeniu z innymi niedogodno ciami (kilka przesia­ dek) zadecydował o zmianie planów. Na dodatek ogranicza­ ły nas urlopy. W gr wchodziły tylko dwa tygodnie w lipcu. Po długich namysłach wybór padł na Stany. Maj c do dys­ pozycji tak mało czasu, mo na zwiedzi tylko jaki niewiel­ ki zak tek tego ogromnego kraju. Zdecydowali my, e celem b dzie Wielki Kanion. Plan był prosty: po wyl dowaniu w Las Vegas pakujemy sakwy na rowery, doje d amy do Wielkiego Kanionu, tam zostawiamy „balast" w jakim motelu i robimy ostre, rowe­ rowe wypady. Taki był plan... Oczywi cie, było troch ina­ czej, jak przystało na wyjazd „na wariackich papierach". To wariactwo wynikało z faktu, e wiele spraw przed wyjaz­ dem załatwiali my w ostatniej chwili. Tak było z wizami i rowerami - przygotowanie sprz tu kosztowało nas kilka nieprzespanych nocy. Do tego ten upiorny pech, który nas prze ladował. Najpierw na lotnisku w Warszawie okazało si , e nasz samolot nie odleci do Frankfurtu. A wi c co? Wracamy do do­ mu? Na szcz cie udało nam si załapa na pó niejszy samo­ lot. We Frankfurcie o mało nie spó nili my si na nasz czar­ ter, a w Las Vegas dowiedzieli my si , e baga (czyli nasze scotty i sakwy) został w Europie. No nic, mówi si trudno. I tak mieli my sp dzi t noc w mie cie hazardu.

I

Wychodzimy z klimatyzowanego terminalu lotniska i na­ tychmiast uderza nas gor ce powietrze. Upss... Jazda na ro­ werze w takiej temperaturze nie nale y do przyjemno ci. Ale czego mo na si spodziewa po klimacie panuj cym na pu­ styni, na której tylko jedna rzecz ci gle ro nie - Las Vegas.

: 2

k a n i o n

o k o l i c e

Zatrzymujemy si w hotelu Excalibur, stylizowanym na zamek rycerski. Zreszt tu wszystko jest na co stylizowane. Fakt, e wieczorem miasto robi niesamowite wra enie. Gra wiateł, tysi ce neonów i tłum ludzi wywołuje na pocz tku małe oszołomienie. Wystarcz jednak dwa dni, a oszołomie­ nie mija i dostrzega si cał kiczowato Vegas i pot n ma­ chin słu c wyci ganiu od ludzi pieni dzy. Pech towarzyszy nam nadal, nast pnego dnia okazuje si bowiem, e owszem, baga dotarł, ale brakuje jednego rowe­ ru! Oznacza to kolejny przymusowy nocleg i wieczór pełen nerwów - czy ten rower w ko cu si znajdzie? Przynajmniej mo emy bez po piechu przemy le dalsz cz wyprawy. Rankiem odbieramy wreszcie drugi rower i po zapakowa­ niu wszystkiego do wynaj tego samochodu ruszamy w drog . Doje d amy do Zapory Hoovera - jednego z najwi kszych tego typu obiektów na wiecie (232 m wysoko ci). I tu znowu pech, a raczej objaw mojego roztrzepania - w wypoyczalni samochodów zostawiłem paszport. Ale plama! Trzeba wraca . Irek pomy lał wtedy zapewne, e wybrał si na wypraw z jakim niedojd . Zapada zmierzch, gdy doje d amy nad kraw d Havasu Canion - jednej z odnóg Wielkiego Kanionu. Droga si ko czy i mamy przed sob wielk dziur w ziemi. Niewyobraalnie wielk ! Liczymy na jaki hotel w pobli u, a tu guzik - nie ma nawet sklepiku. Tylko parking, na którym ludzie w samochodach powoli układaj si do snu. Co gorsza, nie ma adnego ródła bie cej wody. Tego nie przewidzielimy. Na szcz cie „mieszka cy" parkingu okazali si bar­ dziej zapobiegliwi. Napełniaj nam bidony i próbuj wybi z głowy pomysł zjechania do kanionu na rowerach. „Tam mo na tylko zej na piechot lub zjecha konno z prze­ wodnikiem. Na rower jest za stromo" - mówi . W tym mo­ mencie (zgodnie z typowo polsk przekor ) ju wiemy. Zjedziemy na rowerach.

Nocujemy pod namiotem. Jak si pó niej okazało, rozbi­ li my go na l dowisku dla helikopterów. Pobudka o 7.00, szybko zwijamy namiot, wkładamy co trzeba do plecaków, siadamy na rowery i jazda w dół. Zjazd faktycznie nie nale y do łatwych. Na pocz tku wiedzie stromym szlakiem wij cym si po cianie. Trzeba troch skaka , czasami nawet schodzi z roweru. Po zje dzie ze ciany trafiamy na grz ski szutrowy trakt. Nie ma mowy o szybkiej je dzie. Mijani tury ci robi wielkie oczy, widz c nas na rowerach. W ko cu po dwóch godzinach pokonujemy 13 km dziel ce nas do wioski Supai, w której mieszkaj Indianie ze szczepu Havasupai. Wioska le y w kotlinie oddzielonej od reszty wiata kilkusetmetro­ wymi pionowymi cianami. Otyło tubylców to pierwsza rzecz, która przykuwa na­ sz uwag . Otyło to mało powiedziane. Mo e tutaj tusza wiadczy o dobrobycie? W biurze informacji turystycznej płacimy za wst p na te­ ren rezerw atu Indian. Przy okazji dostaje nam si za nocleg na l dowisku helikopterów i dowiadujemy si , e dalej nie mo emy jecha rowerami. Z alem zostawiamy nasze scotty i wawym krokiem ruszam y w dół kanionu. Udaje nam si zobaczy trzy z czterech słynnych wodospadów, ale dopie­ ro drugi Havasu Falls i trzeci Mooney Falls (licz c od góry) powalaj pi knem. Pot ga tych cudów natury i niesamowity, turkusowy kolor wody powoduj , e zapomina si o wszyst­ kim. I dobrze. Do takich miejsc zm ierza si po to, by oderwa si od codziennych problemów.

Aby nie straci dnia, decydujemy si na 58-kilometrowy wypad rowerowy do pobliskiego parku narodowego. Sunset Crater National Park to licz ce około 400 wulkanów pole, miej­ sce kultu Indian Hopi. Niektóre wulkany nadal s aktywne. Docieramy do W upatki National Monument, gdzie prze­ trwały ruiny india skich budowli. Nie mamy zbyt du o cza­ su, no i nadszarpni ta wczoraj kondycja daje si we znaki. A na dodatek okazuje si , e p tla liczy prawie 100 km. Przed nami jeszcze 20 km podjazdu, gdy sło ce zupełnie kryje si za horyzont. Pedałujemy resztk sił. Na nieszcz cie, nie mamy adnego o wietlenia, wi c poruszamy si w totalnych ciemno ciach. Niemal cał uwag koncentruje­ my na tym, by nie zjecha z drogi, a to powoduje jeszcze wi ksze wyczerpanie. Mniej wi cej 10 km od „mety" podda­ jem y si . Siadamy na poboczu, by troch odpocz i próbu­ jem y zatrzyma jak i samochód. Nic z tego. W rzucamy obo­ lałe siedzenia na siodełka, ale ka de naci ni cie na pedały przychodzi z coraz wi kszym trudem. Znowu próbuj łapa „okazj ". Zatrzymuje si jakie sportowe auto. Krótka roz­ mowa i uzgadniamy, e Irekjedzie z nimi po nasz samochód, a ja siedz w rowie z rowerami i czekam. Zaczyna si pi deszcz. Zakładam pelerynk Rizi, ale i tak je st coraz chłod­ niej . Z by graj jak nieskomplikowan melodi , a czas dłuy si niemiłosiernie. Wreszcie je st Irek. Czym pr dzej je dziemy do najbli szej restauracji, by napełni oł dki. Po „uczcie" w McDonaldzie wraca nam ch do ycia. •• N azajutrz

Do podstawy trzeciego wodospadu wiedzie karkołomny szlak zej ciowy zako czony por czówkami. K piel w turku­ sowym jeziorku i inhalacje par wodn daj nam sił na po­ konanie 5-kilometrowego odcinka do Supai i 13-kilometrowego na kraw d kanionu. Odbieramy rowery i znów daje o sobie zna pech: Irkowi wykr cił si lekko pedał i wyrwał gwint. Próbuj naprawi awari no em, niestety, bez sukcesu. Trzeba prowadzi ro­ wer. O zm ierzchu docieramy na gór kompletnie wyczerpa­ ni. Nazajutrz w wi kszym mie cie znajdujemy serwis rowe­ rowy, w którym naprawiaj zepsuty gwint.

| znów je d z iem y

w

k ieru n k u

W ielk ieg o

K anionu,

tym razem do Grand Canion Village, gdzie skupia si wi kszo ruchu turystycznego w tym rejonie. Nocleg na kempin­ gu (15 dolarów od namiotu) uznajemy za najlepsze rozwi za­ nie, tym bardziej, e za pokój zapłaciliby my przynajmniej I 100 dolarów. Wieczorem robimy jeszcze wycieczk rowerow kraw dzi Kanionu. Zachodz ce sło ce rzuca na skały długie cienie, a tam gdzie dociera - barwi je na pomara czowo. Rowerem mo na dojecha do oddalonego o 15 km od centrum miejsca zwanego Hermits Rest. Tu ko czy si po- [ pularny szlak kraw dziowy West Rim Drive, obfity w punk­ ty widokowe.

rzek i powrót na kraw d kanionu tego samego dnia. W po­ łowie drogi napotkany stra nik parku mówi to samo i naka­ zuje nam zawróci lub spa w schronisku na dole. Tłuma­ czymy, e zejdziemy jeszcze troch i zaraz wracamy. Daje si przekona , a my oczywi cie schodzim y do rzeki. Po wi­ sz cym mo cie docieramy na drugi brzeg Kolorado. Jestemy 900 metrów poni ej i 16 km od kraw dzi kanionu. Po­ wietrze faluje od gor ca. Po o miu godzinach od zej cia, docieramy na kraw d . Niezły czas, ale łydki bol .

W biurze informacji turystycznej dowiadujemy si , e zjazd rowerami w gł b kanionu je st niemo liwy, tzn. zabro­ niony. Czyli pech. Pozostaje nam tylko zej na piechot . Cz szlaków je st zamkni ta, gdy wczorajsza burza znisz­ czyła niektóre odcinki. Schodzimy tras o nazwie Kaibab. Co prawda miejscami jest stromo, ale rowerami spokojnie dało­ by si zjecha , gdyby nie ruch na szlaku uniemo liwiaj cy swobodn ja zd . Idziemy szybkim tempem, wyprzedzaj c sporo turystów. Ci, którzy wracaj , nie wygl daj zbyt wieo - s spoceni i zm czeni. No tak, tem peratura nie roz­ pieszcza. Ugotowa si mo na, a po drodze nie ma adnego ródła wody, nie wspominaj c o sklepiku z prowiantem. Do­ piero na samym dole, nad rzek Kolorado jest schronisko i yciodajny płyn. My jednak dobrze si zabezpieczyli my. Mamy po 3 litry wody na głow i zapas jedzenia. W prze­ w odniku ostrzegaj o mo liwo ci złapania udaru termiczne­ go. No i wszyscy odradzaj „down & up", czyli zej cie nad

Nast pnego dnia opuszczamy Wielki Kanion. Nic tu po nas. Nie mo na je dzi rowerami, wi c nie ma zabawy. Dociera­ my do Doliny Monumentów. Ze wzgl du na specyficzny kra­ jobraz nakr cono tu dziesi tki westernów. Na szcz cie mo na zwiedza dolin na rowerach, cho niewielu si na to decyduje. Co prawda mamy do dyspozycji zaledwie 20-kilometrow p tl , ale przy tem peraturze przekraczaj cej 40 stopni w cieniu i tak nie chce si du o je dzi . O Dolinie M onumentów mo na powiedzie jedno: miejsce niezwykłe. Dobrych kilka godzin zabiera nam pokonanie samocho­ dem dystansu dziel cego nas od kolejnego pi knego zak t­ ka: Kanionu Bryce'a. Jako e robi si ciemno, a koniecznie chcemy dojecha na miejsce, naciskamy troch mocniej na gaz. Nie podoba si to policjantowi patroluj cemu tras ra­ diowozem wyposa onym w kamer . Na szcz cie ko czy si pouczeniem. s»t» Kolejny ranek zaczyna si standardowo: pakowanie sprz tu do samochodu i obfite niadanie. Poniewa dawno nie mieli­ my pecha, Irek zatrzasn ł kluczyki w samochodzie. Z pobli­ skiego w arsztatu sprowadzili my fachowca, który pomajstro­ wał minut i skasował 50 dolarów. Wreszcie ruszamy pod gór w kierunku Kanionu Bryce'a. Pierwszy punkt widokowy rzuca na kolana: wielokolorowe rz dy kolumn wyci te z mi kkiej skały przez sło ce, wiatr i deszcz. Niektóre ł cz si w zamki z murami obronnymi i basztami. Gdzie indziej ziej otwory płytkich jask i . Nad wszystkim czuwaj wyrze bione przez natur pos gi Indian.

232

nr

Szlakiem kraw dziowym pono nie mo na je dzi rowera­ mi, ale nie potrafimy sobie odmówi przyjemno ci podziwia­ nia całego kanionu. Po ka dych kilkuset metrach zmienia si perspektywa i pojawiaj coraz to nowe, niesamowite widoki. Zjazd asfaltow drog jest super. Znowu mo na si poba­ wi w przybieranie najbardziej aerodynamicznych pozycji albo w wyprzedzanie kolegi, gdy najpierw posiedziało mu si na kole. Nocujemy w Brian Head. Najwy ej poło one w Stanach miasteczko sprawia wra enie u pionego. Pewnie zim jest tu tłoczno. Nast pnego dnia wje d amy na Brian Head Peak o wysokoci 3447 m n.p.m. Dla mnie to rekordowa wysoko osi gni ta na rowerze. Przed nami całodniowa jazda po okolicz­ nych górach. Krajobrazy bardzo podobne ja k w naszych Bieszczadach. Na jednym ze zjazdów puszczam hamulce i zaczyna si ostra jazda. W pewnym momencie po gładkim odcinku tra­ fiam na kamienie. Trudno utrzyma równowag , w dodatku jad za szybko. Na jednym z kamieni wylatuj ja k z procy i l duj na ł ce. Na szcz cie ko czy si na niegro nych stłu­ czeniach i otarciach. Rozwaliłem sobie tylko opuszek palca wskazuj cego. Na szcz cie, bo mogło by niewesoło - gdy­ bym si połamał, byłby problem ze ci gni ciem pomocy. Irek ruga mnie za lekkomy lno . Spokojniejszym tempem i prawie bez kłopotów (prawie, bo Irek łapie gum ) docieramy nad jezioro Panguitch. Skr camy w bok, by zrobi p tl po bezdro ach i obejrze pozosta­ ło ci po wygasłym dawno wulkanie. Gdzie w połowie p tli gubimy wła ciw drog i jedziem y dalej na azymut. Dzicz, pustkowie, a do tego pal ce sło ce. Doje d amy w ko cu w pobli e znanego jeziora. Zaczynam by głodny, ale w oko­ licy nie ma adnej knajpy. Przed nami droga powrotna. Je­ dziemy innym szlakiem, niestety, cały czas pod gór . Siły po­ woli mnie opuszczaj . Czuj , e sko czyło mi si paliwo i ja d na rezerwie. Czasami nie mam energii, by jecha pod gór . Prowadz rower, zmagaj c si ze sob . W takim stanie nie ciesz mnie pi kne widoki po drodze.

N a d n ie W ielk ieg o K a n io n u

> ogio.mne pontony na KoloidnO

Gdy d o c i e r a m y do Brian Head, j e s t e m bliski w y c z e r p a n ia .

Marz o sutym posiłku. Pakujemy si do samochodu i zje d amy do Cedar City. Nast pnego dnia troch odpoczywamy, bo mi nie nie zregenerowały si jeszcze po wczorajszych wy­ czynach. Zatrzymujemy si w cichej wiosce Central i pozwala­ my sobie na mał przeja d k dla rozruszania mi ni. Za to nazajutrz robimy 100-kilometrow p tl po pobliskich bezdroach. Szlak jest wspaniały. Zabójcze zjazdy, ci kie podjazdy, niemiłosiernie piek ce sło ce, no i niesamowita cisza, zm cona tylko d wi kami wydawanymi przez nasze rowery. Wieczorem czy cimy dokładnie samochód, bo ju tro od­ stawiamy go do wypo yczalni. Po mniej wi cej 200 km do­ je d amy do Las Vegas. A nazajutrz lecimy do domu. Tak ko czy si nasz wypad na Dziki Zachód.

fekst kisi CsajSiowrsM Więcej o wyprawie: www.cyklotur.com/igor

213 !

d ro g a w ch n tu racit Karakoram Highway, jedyna droga ł cz ca Chiny z Pakista­ nem, je st cz ci pradawnego Jedwabnego Szlaku. Na przełom ie lat 60. i 70. XX w. Pakistan i Chiny postanow iły zm odernizow a szlak i przystosowa go do ruchu samo­ chodowego. Przy budowie 1300-kilometrowej wysokogór­ skiej trasy, która poł czyła Kaszgar w Chinach z Islam aba­ dem (stolica Pakistanu), zatrudniono 20 tys. chi skich oraz 15 tys. pakista skich robotników. Około 500 spo ród nich straciło ycie podczas pracy. Tras oddano do u ytku w 1986 r. W ytyczenie szlaku wymagało du ych umiej tno ci w rodkowej cz ci jest on wykuty w granitowej skale i prze­ biega nad 500-metrow przepa ci . Ruch na szlaku wstrzymuj cz sto deszcze oraz trz sienia ziemi wywołuj ce lawiny błotne i osuwanie si rumowisk skalnych. Ka dy odcinek drogi ma swoich opiekunów - robot­ ników, którzy w razie potrzeby naprawiaj j i modernizuj . Wypadki str ce samochodów w przepa nie s tu rzadk o c i , o czym wiadcz liczne wraki le ce poni e j.

na sz l a k u Karakoram Highway to łagodnie wznosz ca si długimi i sze­ rokimi dolinami Pamiru szosa. Słowo Pamir, oznaczaj ce w tutejszym dialekcie pastwisko, doskonale okre la krajo­ braz. Na rozległych ł kach mieszka cy - Tad ykowie - wy­ pasaj bydło i konie. Zielone pola łagodnie przechodz w piaskowe masywy górskie wyznaczaj ce brzegi dolin. Sielankow harmoni burz gdzieniegdzie o lepiaj co białe lo­ dowce - gro ne siedmiotysi czne szczyty. W takiej scenerii sp dzili my 8 dni. Codziennie pokonywali my ok. 60 km non stop pod gór ze redni pr dko ci 15 km /godz. Orga­ nizmy nieprzystosowane do wysiłku na takich wysoko ciach powoli przyzwyczajały si do nowych warunków. Pierwsze objawy niedotlenienia pojawiły si na 3700 m n.p.m. - bóle

głowy, zadyszka i szybkie zm czenie. Podjazd na przeł cz Khubjerab (4730 m n.p.m.), gdzie przebiega granica chi sko-pakista ska, okazał si mordercz 10-kilometrow wspinaczk , w czasie której rednia pr dko wynosiła 5 km/godz., a odpoczynki trzeba było robi co kilometr.

noclegi,

czyl i

pr oz a w y p r a w y

Najcz ciej nocowali my „na dziko", rozstawiaj c namiot przy drodze. Starali my si jednak tak planowa tras , by mniej wi cej co trzy dni pod wieczór doje d a do wioski, w której był hotel. Najdro szy nocleg w chi skim hotelu, w Kaszgarze, kosz­ tował astronomiczn sum 10 $ za dob od osoby, ale do ko ca podró y nie mieszkali my w lepszych warunkach. Pakista ski i indyjski standard hoteli niewiele ma wspól­ nego z europejskim. Na ogół zatrzymywali my si w tanich przydro nych hotelikach dla turystów-trampów, gdzie noc­ leg kosztował 1-3 $ od osoby. Za bardzo po dan w tych szeroko ciach geograficznych klimatyzacj trzeba było za­ płaci o połow wi cej. Zdarzały si tak e miejsca budz ce prawdziw groz (brud, smród, brak wody itp .). Nocuj c w takich norach, rozkładali my karimaty na łó ku i spali­ my w ubraniu.

w gór

i w dół

Jeden z odcinków trasy wiódł wydr onym przez Indus skalnym kanionem, po którego obu stronach wyrastały szeciotysi czne o nie one szczyty Karakorum, Himalajów i Hindukuszu. Tu - około 300 km od granicy z Chinami, na zł czeniu rzek Gilgit i Indus spotykaj si najwi ksze pasma górskie wiata. Droga wije si cz sto przez 20 km na zbocze w wozu 300 m nad lustro rzeki - eby ponownie zni y si do jej po­ ziomu. Cały czas prowadzi wykut półk skaln , która w wielu miejscach jest tak w ska, e mie ci si tylko jeden

samochód, w dodatku na całej długo ci KKH nie ma wła ciwie adnych barierek. Jazda po czym takim wymaga moc­ nych nerwów i maksymalnej koncentracji, zwłaszcza gdy za­ suwa si w dół z pr dko ci 50 km /godz., maj c po jednej stronie 300-metrow przepa , a po drugiej w ciekle rycz c 1 dymi c ci arówk , mkn c rodkiem drogi pod gór . Nasz dzie wygl dał mniej wi cej tak: pobudka o 7.00, niadanie, zwini cie obozowiska, drobne naprawy (ok. 2 godz.) i start. Umawiali my si , e w jakiej wiosce zjemy posiłek, po czym razem lub ka dy swoim tempem jechalimy 3-4 godz. Po obiedzie ustalali my, ile kilometrów poko­ namy do wieczora i gdzie si zatrzymamy na nocleg. Ten sys­ tem si sprawdzał, a w dodatku pozwalał na podziwianie widoków w samotno ci i ciszy. Na trasie nie unikn li my do powszechnej tutaj prakty­ ki rzucania w turystów ró nymi przedmiotami - zazwyczaj kamieniami. Nie wiadomo, czy był to rodzaj zabawy czy przejaw agresji. Naszymi prze ladowcami były na ogół dzie­ ci - chyba postrzegały nas jako łudzi bogatych, zawsze bo­

wiem domagały si prezentów lub pieni dzy, krzycz c: „One pen". Na sam d wi k tych słów nogi same naciskały mocniej na pedały, niezale nie, czy było z górki czy pod górk . Na szcz cie, do wiadczali my te niejednokrotnie yczliwo ci Pakista czyków. Gdy którego dnia w przydro nej re­ stauracyjce zabrakło nam pieni dzy, policjant zaoferował poyczk o równowarto ci 10 $ (oczywi cie, najszybciej jak si dało odesłali my mu pieni dze). Innym razem, gdy wieczorem szukali my rozpaczliwie noclegu w jakiej wiosce, dzi ki uprzejmo ci miejscowych sp dzili my noc w... meczecie, zjadłszy przedtem sut kolacj . Kiedy Mikołaj złapał gum , wojskowy w przydro nym posterunku zaprosił nas na obiad i herbat . Takich dowodów sympatii było wi cej i, oczywi cie, aden z naszych dobroczy ców nie oczekiwał wynagrodzenia.

niestety,

pora w r a c a ł

Ostatnie dni wyprawy upłyn ły pod znakiem bananowców, palm oraz gor cego, wilgotnego i ci kiego powietrza. Droga coraz rzadziej si wznosiła, mogli my wi c pokonywa wi k-

26 "

-4 :x '.- s r '.V

P a k is ta n > ta b lica u p a m ię tn ia ją c a b u d o w ę K a rako ra m H ighw ay.

sze dystanse. W szybkim tempie zbli ali my si do kresu podró y. Wreszcie po 21 dniach pedałowania (pokonali my 1357 km), w 38 dobie wyprawy, dotarli my do Islamabadu. Jeden z celów wyprawy - stolic Indii - osi gn li my po 43 dniach podró y przez Białoru , Rosj , Kazachstan, Chiny i Pakistan. W tym czasie pokonali my około 5 tys. km poci giem, 2,5 tys. km autobusami i 1,4 tys. km rowerem. Powrót do Warszawy samolotem zaj ł nam ok. 6 godz.

kilka słów 0 sprzęcie Rowery, na których jechali my, to typowe górskie MTB przystosowane do jazdy szosowej. Zało yli my opony „slicki" o grubo ci 1,75", kierownice triathlonowe, błotniki, wiatła oraz specjalnie w zm ocnione baga niki. Sakwy mie­ li my umocowane na tylnym baga niku oraz na przednim tzw. low-riderze. Dzi ki takiemu rozło eniu ci aru rower był znacznie lepiej wywa ony i całkiem dobrze si go pro­ wadziło. Przed wyjazdem rowery dokładnie sprawdzili my, wymieniaj c ka dy zu yty element, co pozwoliło nam za-

P a k is ta n > na d rog a ch k ró lu ją ryczące cięża ró w ki.

bra minimaln ilo narz dzi i cz ci zam iennych. Ka dy z nas miał podr czny zestaw kluczy, zapasow d tk , pompk oraz imadełko do ła cucha. Dodatkowo - klucz do odkr cania kasety, du y klucz nastawny, zapasowe szpry­ chy, linki hamulcowe i do przerzutek, klocki hamulcowe, opon oraz du o łatek. Spali my w dwóch namiotach dwuosobowych, dzi ki te­ mu mogli my trzyma baga e przy sobie. Rowery kładli my obok namiotu, spinaj c je dwoma zapi ciami. Dodatkowym zabezpieczeniem były le ce na rowerach mena ki, które, spadaj c, mogły odstraszy potencjalnego złodzieja. Wa nym elementem naszego wyposa enia były piwory. Od wysoko ci około 3700 m n.p.m. tem peratura spadała w nocy poni ej zera. W takich w arunkach najlepsze s pi­ w ory puchowe. Najcz ciej jech ali my ciepło ubrani w polarach i kurtkach. Testowane przez nas wyroby firmy Trango (ubrania z Polartecu) i Campus (kurtka z Climatexu) sprawdziły si znakomicie. Na głowach mieli my oczywi cie kaski.

277

y f

0

100

200km

1 ______ i______ i

*

Uczestnicy wyprawy: Marcin JakLb Korzonek, Grzegorz Liro,

Kaszgar irShan

tacSZYKETAN

A

M ikołaj Liro, M ikołaj Zieliński

CH I N Y

I

R u

ti

czas trwania wyprawy: 49 dni

N

M

Af£*NlS]wB

ilość dni bez jazdy: 28 dni



J tk P B

średni dzienny czas jazdy: 4 godz. 1 7 min

NDl maksymalny dystans dzienny: 128 km

R aw a l p i n d i

maksymalna średnia prędkość dzienna:

22,19 km/godz.

maksymalny dzienny czas jazdy: 6 godz. 1 9 min maksymalna prędkość: 62 km/godz. maksymalna wysokość osiągnięta na rowerze: 4733 m n.p.m. maksymalna wysokość osiągnięta pieszo: 5400 m n.p.m.

odwiedzone kraje: Rosja, Kazachstan, Chiny, Pakistan, Indie kraje „pokonane" na rowerze: Chiny, Pakistan

Kontakt z autorem: [email protected] Wyprawa w Internecie: www.wrower.pl/kkh99 W ięcej o tej i innych w ypra w ach row erow ych m ożna poczytać na stronie „w R ow er": w w w .w ro w e r.p l.

T e k s t i id f o c ia t

278

M a r c in

ja k u b

K o m e tte k

a zwłaszcza jego górska odmiana, nale y do po­ R ower, . jazdów uniwersalnych i nadaj cych si na ka de bezdro a. Przekonali my si o tym na własnych skórach, gdy latem 1998 roku, razem z pozna skim globtroterem Mar­ kiem ebrowskim, postanowili my poł czy nasze dowiadczenia: Marek - niestrudzonego obie y wiata i in­ struktora survivalu, ja - fanatyka turystyki, rowerowej w szczególno ci. Jako cel obrali my wysp niepodobn do adnej innej. W trakcie miesi cznej wyprawy na Islandi 279

pokonali my dwa i pół tysi ca kilometrów; podró owalimy po szosach i bezdro ach, wspinali my si na strome przeł cze górskie, obje d ali my niezliczone fiordy, podzi­ wiali my gejzery, sulfatary i gadaj ce błota, k pali my si w gor cych ródłach lub strumykach wypływaj cych pro­ sto z lodowców, poznali my wielu ciekawych ludzi. Wi­ dzieli my ptasi raj i nocowali my pod wulkanem, który w ka dej chwili mo e unicestwi 300 tys. istnie ludzkich. Tego si nie zapomina!

Z okna samolotu lec cego na wysoko ci 15 tys. metrów nad powierzchni oceanu ogl damy przepi kny wschód sło ca nad wysp wzi t jakby ywcem z fantastycznych wizji. Z tej wysoko ci znakomicie wida sto ki wulkanów, ogromne pola lawy, dymy gejzerów i gigantyczne, mieni ce si w sło cu czapy lodowców. Wra enie pot guje psy­ chodeliczny piew Bjork, który dobywa si ze stereofo­ nicznych słuchawek. Po wyl dowaniu z biciem serca odbieramy nasze rowery, stwierdzaj c z ulg , e felgi s proste, a szprychy całe. Z tru­ dem przepychamy si przez stref tranzytow zatłoczon do granic mo liwo ci przez turystów pod aj cych ze Stanów Zjednoczonych do Europy i w odwrotnym kierunku. W pasz­ porty wbijaj nam piecz tki z frapuj cym napisem „Syslumadurinn Keflavikurflugvelli Vegabrefaskodun Koma", po czym przekraczamy bramk , za któr czeka Islandia. Wita nas ci­ sza i senna atmosfera zapadłej prowincji, zakłócana jedynie sm tnym wrzaskiem mew, tak ró na od zgiełku towarzysz cego nam przez kilkana cie ostatnich godzin. W rogu pocze­ kalni pi , chrapi c pot nie, dwaj zaro ni ci strudzeni włó­ cz dzy. Przez ogromne panoramiczne okno widzimy pole czarnych wulkanicznych kamieni wypełniaj ce przestrze po sam horyzont. Wychodzimy z budynku, wci gaj c w płu­ ca chłodne wilgotne powietrze przesycone delikatnym zapa­

chem siarki, wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia i wsiadamy na rowery. Spełniły si nasze marzenia. Naresz­ cie jeste my na Islandii... Miesi c, który sp dzili my, przemierzaj c rowerami krain ognia i lodu, obfitował w ciekawe do wiadczenia. Przewa nie byli my zaskoczeni tym, co działo si wokół. Zauwa yli my na przykład, e Islandia to kraj samochodów (wła ciwie jedy­ n asfaltow drog jest obwodnica wzdłu wybrze a - a i tak nie na całej długo ci). Dosy specyficzny jest widok trz s cej si staruszki, która z trudem wsiada do ogromnej toyoty 4WD, a nast pnie rusza z impetem, obryzguj c czarnym błotem wszystko wokół - wł cznie z nami, oczywi cie. Islandia to kraj prawie bezle ny - pojedyncze skarlałe drze­ wa s przedmiotem kultu mieszka ców wyspy. Wieje przez cały czas, a pojawienie si nawet mdłych promyków sło ca trzeba traktowa jako prawdziwy dar niebios. Rowerzy ci s postrzegani jak ekscentryczni szale cy. Na nasz widok samo­ chody przystawały i byli my obfotografowywani z ka dej stro­ ny. Jeden z niemieckich turystów poprosił nawet o zdj cie z moim pojazdem, dumnie pr c si przed obiektywem, po czym wywalił si zgrabnie pod ci arem objuczonego sakwa­ mi roweru i nie był w stanie si podnie . Najwidoczniej nie zachwyciło go to - nawet si z nami nie po egnał.

20

Niezb dnym narz dziem cyklisty na Islandii jest druciana szczotka. Po ka dym dniu jazdy nale y ni starannie oczy ci opony z lepkiego wulkanicznego błota. Kilkudniowe zanie­ dbanie w tym specyficznym „pedicure" doprowadza do takie­ go nawarstwienia si czarnej mazi, e koło nie mie ci si w widelcu. Sprytni tubylcy, wyczuwaj c koniunktur , oferuj owe szczotki po skandalicznych cenach. Takie problemy nie dotycz oczywi cie tych, którzy okr aj wysp , korzystaj c z dobrodziejstw asfaltowej nawierzchni. Łatwo ich rozpo­ zna : dosiadaj kosztownych rowerów z pełn amortyzacj (tzw. fuli suspension), maj mnóstwo baga u i... czysty ia cuch i przerzutki, co oznacza, e nawet nie wjechali w gł b wyspy, lecz podró uj od motelu do motelu, płac c za wszyst­ ko kart kredytow . Je li tylko znajd „dziki" kawałek szosy, robi mnóstwo zdj . Zapewne po powrocie do domu opo­ wiadaj znajomym o dziewiczych terenach, jakie zdobywali. Prawdziwa Islandia - to tzw. interior, czyli pustynne, niezamieszkane wn trze wyspy. Przejecha mo na tylko dwiema bardzo wyboistymi drogami. Nazywaj si Kjolur i Sprengisandur i biegn z południa na północ. Rzecz jasna, zapusz­ czaj si tam jedynie samochody terenowe wyposa one w silne radiostacje (w razie jakiej awarii zapomnijcie o ko­ mórce) , dwa autokary liniowe o specjalnie przystosowanym podwoziu, motocykli ci na „crossach" oraz nieliczni cykli ci z szale stwem w oczach, błotem w przerzutkach i drucian szczotk oczywi cie. Poza sezonem turystycznym, który na Islandii jest niezwykle krótki - lipiec i pierwszy tydzie sierpnia - bywaj dni, gdy w interiorze nie widuje si nikogo. Na pustynnym odcinku Kjolur spotkali my tylko dwóch ro­ werzystów. Jeden z nich był Francuzem i jechał na rozkleko­ tanej przedwojennej damce z kołami tak pogi tymi, e led­ wie mie ciły si w widełkach. Zamiast sakw miał ogromny płócienny worek przywi zany do telepi cego si baga nika. Jego strój nie odbiegał stylem od ekwipunku: sztruksowa marynarka z r kawami przetartymi na łokciach, spodnie od garnituru, mokasyny na bosych stopach (jakie 5 stopni i sil­ ny wiatr), zawadiacka, czerwona chustka i niedopałek papie­ rosa zwisaj cy z k cika ust. Do tego mruczał Marsyliank ,

wi c nie mogli my nie poczu do niego sympatii. Mimo ba­ riery j zykowej zrozumieli my, e Francuz jest głodny i na­ karmili my go do syta. Spotkali my te Niemca, który opatu­ lony szczelnie ciuchami z gore-texu, gnał przed siebie z obł dem w oczach. Chcieli my go zatrzyma i porozma­ wia - nic z tego. Dopiero pó niej zrozumieli my, e uciekał przed burz piaskow , która wła nie nas doganiała. Burza piaskowa na Islandii - tego nie zapomn nigdy! Pierw­ szymi zwiastunami nadchodz cego kataklizmu były wzmaga­ j cy si wiatr i... mewy, lec ce do tyłu! Najwidoczniej zostały porwane przez silne pr dy powietrzne i teraz pomiatało nimi w miejscu, gdzie ptaków si z reguły nie widuje. Chmury pia­ sku przesłoniły horyzont i wiat zrobił si pomara czowy. Na szcz cie, zd yli my schroni si w pomara czowej (!) chat­ ce „Slysavaferlag Islands" (co w rodzaju naszego GOPR-u). Takich samoobsługowych schronisk słu cych w razie potrze­ by podró nikom jest na Islandii kilkadziesi t. Zwykle mo na w nich znale radiostacj i podstawowe produkty spo ywcze. Na ogół w pobli u le obci aj ce w tł konstrukcj betono­ we bloki, poł czone z chatk stalowymi linami. artowali my sobie, e jest to zabezpieczenie przed kradzie chatki, jednak arty si sko czyły, gdy domek zacz ł si trz . Musieli my zamkn okiennice, eby fruwaj ce wokół kamienie wielko ci pi ci nie wybiły szyb. Cał noc nie spali my, przekonani, e podłoga za moment oderwie si od ziemi. Rankiem wszystko si uspokoiło i zrobiła si pi kna pogoda... Islandia to nie tylko kraj dla wielbicieli mocnych wra e . Mo liwo ci jest mnóstwo, pocz wszy od k pieli w niezliczo­ nych basenach zasilanych ciepł wod z gejzerów, poprzez fotografowanie czarnych, klifowych wybrze y wraz z mas polarnego ptactwa czy zbieranie czarnych północnych jagód, a do swobodnych pieszych podró y z plecakiem przez ksi ycowy krajobraz usiany kraterami i lodowcami. Pi kno suro­ wej północnej krainy pozostawia niezatarte wra enie i ch powrotu - wszak wci pozostało tyle do obejrzenia! t e k s t i o d ję c ia : A n d n e f K a le n ie w ic z

282

c z e r w o n a

aki jest Madagaskar? Pi kny. Sp dziłem tam zaledwie miesi c i przejechałem rowerem 2100 km. Na wschodzie zwiedzałem fragment lasu deszczowego w parkach narodowych d'Andasibe-Mantadia i Ranomafana. Tylko tutaj mo na spotka lemury i inne ciekawe zwierz ta. Na południu jest troch gór i sawanna z setkami kopców usypanych przez termity. Przeje d ałem te przez pustyni (piaszczyst drog ), na której po horyzont nie wida było ani jednego drzewa pozwalaj cego schroni si przed piek cym sło cem. Temperatura dochodziła do

J

w y s p a

50°C. Po nieubitych traktach przejechałem w sumie 250 km. Za najwi kszy sukces uwa am wjazd na trzeci pod wzgl dem wysoko ci gór Madagaskaru - Tsiafajavona (2643 m n.p.m). Wyprawa pozwoliła mi zaledwie dotkn atrakcji Madagaskaru. My l , e kiedy tam wróc , ale bez roweru, bo za po­ moc tego rodka transportu nie da si zwiedza odległych i dzikich zak tków Czerwonej Wyspy, zwanej tak ze wzgl du na wyst puj ce pospolicie lateryty - ziemi koloru pomara czowobr zowego.

if r l

łona

- egzotyczna stolica

Dotarłem do Tamatave - najwi kszego miasta portowego na Czerwonej Wyspie. Znalazłem nocleg u yczliwych ojców oblatów i wreszcie mogłem porozmawia w ojczystym j zy­ ku, wyk pa si i poło y na normalnym łó ku. Od misjona­ rzy dowiedziałem si wielu ciekawych rzeczy o ludziach i zwyczajach na Madagaskarze.

Szok kulturowy. Totalne zaskoczenie. Ulice pełne samocho­ dów (pocz wszy od ledwo trzymaj cych si kupy citroenów „kaczek", do najnowszych BMW i samochodów tereno­ wych) . Pono po Tanie je dzi polonez i dwa du e fiaty, a kto widział nawet „malucha". Mi dzy tr bi cymi samochodami kr c si ludzie. Metr od jezdni stoj stragany z przeró nymi towarami. W 40-stopniowym upale sprzedaje si surowe ry­ by czy mi so. Gdyjest ju zielone i dokładnie oblepione mu­ chami, Malgasze dodaj ostrych przypraw i robi kiełbaski, a kiedy te czerniej , piek je i nadal sprzedaj . Nieopodal handluje si w glem drzewnym, kobieta, siedz c na chodni­ ku, karmi piersi niemowl owini te w kawałek tkaniny, wsz dzie pełno mieci. Tutaj nikt nie sprz ta, a odpadki wy­ rzuca si po prostu na ulic . Mijam dziecko bawi ce si na stercie mieci w pobli u domku skleconego z kartonów. Kil­ kaset metrów dalej stoj pi kne wille, oddzielone od szarej rzeczywisto ci wysokim murem. To wielkie miasto (1,5 min mieszka ców) jest szczególnie jaskrawym przykładem kon­ trastów wyst puj cych na Madagaskarze.

w krainie

malgesxśw

Malgasze nie s Murzynami, jak mogłoby si wydawa zwaywszy na poło enie geograficzne wyspy. To potomkowie lu­ dów przybyłych z Indonezji, Azji Mniejszej i Afryki. Ka de plemi , a jest ich 13, wyró nia si odr bnymi cechami antro­ pogenicznymi. Na wschodzie tubylcy maj rysy polinezyjskie, czasami mo na zaobserwowa domieszk rasy ółtej, sporo tu przecie emigrantów z Chin. Na zachodzie spotyka si ludzi 0 znacznie ciemniejszej karnacji i rysach charakterystycznych dla rasy czarnej. Jest te du a grupa przybyszów z Pakistanu 1 Indii. Ci ostatni tworz niezwykle hermetyczn kast , nie do­ puszczaj c do bli szych zwi zków z ludem malgaskim. Malgasze nastawieni s do białych, zwanych tu uazaha (czyt. wazaa) bardzo serdecznie. Czasami nawet nie chciało brickaville-łamałave mi si odpowiada na pozdrowienia, gdy na ulic wybiegali Brickaville słynie z produkcji rumu. Jest tu jedna z dwóch mieszka cy całej wioski - przede wszystkim dzieci - krzy­ najwi kszych gorzelni na Czerwonej Wyspie. Trzciny cukro­ cz c: sali vazaha, co znaczy: „witaj biały człowieku". Zdarza­ wej, z której wyrabia si rum, nie brakuje. j si jednak przypadki, e tubylcy yj cy w buszu boj si vaPo drodze mijałem pola ry owe poło one tarasowo w małych zaha. Chodz pogłoski, e biali wyjadaj Malgaszom serca dolinach i wzgórza poro ni te niskimi krzewami. Lasy dawno lub mózgi. Na ogół jednak vazaha uwa ani s za przybyszów znikn ły z pola widzenia i trudno było znale cho odrobin z rajskiej krainy, gdzie nie trzeba du o pracowa , by mie pie­ cienia, gdy Malgasze nie oszcz dzili nawet starych drzew. ni dze, du o pieni dzy. Skoro biali maj ich tak du o, to cze­ mu tego nie wykorzysta , na przykład zawy aj c ceny? Dlate­ W pierwszych dniach musiałem si nauczy wielu rzeczy. W wioskach na trasie kupowałem banany, mango czy co do go przy ka dym zakupie warto si potargowa - pocz tkow kwot czasami mo na zbi o połow . picia, miałem jednak sporo problemów z przymocowaniem do roweru butelek z mineraln . W sakwach nie było miejsca, Na Madagaskarze przetrwało wiele ciekawych zwycza­ a na baga niku podskakiwały na ka dym kamieniu i p kały, jów. Typowe s tu fady (czyt. fadi) oznaczaj ce co nieczy­ co doprowadzało mnie do szału. W sklepikach prawie za­ stego, przedmiot tabu. Na prawie całej wyspie fady przypada wsze mo na było dosta coca-col , sprite'a i miejscowe piwo na wtorek i czwartek. Lepiej wtedy nie pracowa w polu, bo THB. Napoje z reguły miały temperatur otoczenia, czyli n dzne b d plony, ale jest to dobry czas na handel i odpo­ 30-35°C. Lodówki na naft s tu rzadko ci , a pr d tylko czynek. Szczególnie w tym ostatnim „zaj ciu" Malgasze si w miastach lub du ych wsiach. lubuj . Trudno si dziwi - pogoda rozleniwia, na drzewach

284

rosn banany, a misk ry u mo na mie niemal za darmo. Oczywi cie, mo na spotka i takich tubylców, którym praca pali si w r kach. A wracaj c do fady jeszcze do niedawna w niektórych re­ gionach zabijano noworodki urodzone w ten dzie . Na szcz cie misjonarze wykorzenili barbarzy ski zwyczaj. Nie udało im si zwalczy innej praktyki: eutanazji. S zak tki, gdzie ludzi sta­ rych i schorowanych „usypia" si poduszk , niejednokrotnie dzie wczeniej prosz c ksi dza o udzielenie ostatniego sakramentu. Wi kszo MalMaigaskie kobiety m oją sporo na g ło w ie . gaszów jest katolikami, ale czasami poga skie zwyczaje s silniejsze. Ciekawe praktyki wi si z kultem przodków. Ciało zmarłego składa si do grobu ow ni te w całun, a po pewnym czasie uroczy cie je ekshumuje, przewija w nowy całun i składa do grobowca, cz stokro ude­ korowanego malowidłami mówi cymi, kim był zmarły i co posiadał. Mo na si na przykład dowiedzie , e był kierowc taksówki albo, e miał sze byków. Grobowce lub cmen­ tarze oddalone od wiosek to miejsca wi te. Obcy nie s tu mile widziani. Ka de plemi buduje grobowce w inny sposób. Betsimisaraka chowaj zmarłych pod czółnami, Bari z okolic Ranohira stawiaj kamienny słup przysypany stert kamieni.

ka urodziła si jako dwudzieste z kolei dziecko. Dzieci wida wsz dzie. W pra­ wie ka dej wi kszej wiosce jest szkoła, do której rankiem zmierzaj tabuny roze mianych malców. W wi kszo ci wiejskich szkół jest tylko jedna zbioro­ wa sala, a tylko w bogatych miejscowociach rodziców sta na zeszyty i ołów­ ki dla potomstwa. Maigaskie dzieci s liczne, prawie zawsze u miechni te, cho cz sto brud­ ne, zasmarkane i odziane w rzeczy, któja k na caty m św ie c ie ,

Warto wspomnie o niezwykle silnych wi zach rodzin­ nych. Cz sto ten, któremu lepiej si powodzi, jest wykorzy­ stywany do granic mo liwo ci. Na przykład rodzina przyje d a „w go ci" i zostaje pół roku lub dłu ej. Bywa, e krewni podrzucaj dzieci, argumentuj c, e ,np. w danym miejscu jest lepsza szkoła i po miesi cu przestaj si troszczy o po­ tomstwo. Wła nie z tego powodu niewielu Malgaszów decy­ duje si na własn działalno gospodarcz . Przed otwar­ ciem sklepu rodzina ogołociłaby półki z towaru, a rodzinie si tu nie odmawia. Taki obyczaj... Rodziny maigaskie s liczne. Na północnym wschodzie za ideał uchodz stadła składaj ce si z 12 dzieci: 6 chłopców i 6 dziewczynek. Słyszałem o rodzince, w której pierwsza cór­

i"lun

200 400 km I_______ I 236

re u nas byłyby u ywane jako szmaty. Dzieci wychowuj nawzajem. Starsze rodze stwo opiekuje si młodszym. Z re­ guły o cał rodzin troszczy si matka. Z ojcami ró nie by­ wa. Niejednokrotnie zostawiaj on ze spor gromadk i odchodz do innej kobiety. Co takiego jak wierno jest tu raczej rzadko spotykane, a w plemieniu Bari dopuszczalna jest nawet poligamia. Jednak panowie z tego plemienia bar­ dziej interesuj si liczb zebu (byków) ni Kobiety potrafi nosi na głowie prawie wszystko. Co do odzie y, Malgasze (szczególnie panowie) nie przejmuj specjalnie. Charakterystyczn cz ci garderoby jest lam­ ba, czyli spory kawałek wzorzystego materiału, w którym mo na tak e przenie na plecach dziecko. Pi am traktuje na wsi jako ubiór od wi tny, nadaj cy si znakomicie na wyj cie do ko cioła. Na buty sta tylko najbardziej maj t nych. Pozostali chodz boso lub w japonkach.

Itpor z«t obywca sz c z y t ó w Postanawiam zdoby trzeci pod wzgl dem wysoko ci szczyt na wyspie: Tsiafajavona 2643 m n.p.m. Na pocz tku za adne skarby nie mogłem si nauczy prawidłowej wymowy tej nazwy. W ko cu za którym razem czafad una utkwiła mi w pami ci. Nie mog si tutaj powstrzyma od wtr cenia kil­ ku słów na temat małgaskiej wymowy i nazewnictwa. Głosk „o" wymawia si jak „u", „y" jak „i", J " ja k „d ", do tego dwie trzecie nazw wiosek i miast zaczyna si od członu „Antana". Wszystkie m skie imiona zaczynaj si na liter „r". W yruszam tu po szóstej z zapasami ywno ci i wody, niezb dn odzie i zestawem małego McGivera. Docieram do skrzy owania i staj przed dylematem, gdzie jecha . Na­ potkani Malgasze kieruj mnie w lewo, jednak po kilku kilo­ metrach wspinaczki mój zmysł orientacji mówi mi, e odda­ lam si od szczytu. Mapa mówi to samo - trzeba wraca . Wjazd na szczyt oceniam jako i łatwy, i ci ki zarazem. Ła­ twy - bo jedzie si po niezłej, utrzymanej ja k dobre szlaki gór­ skie drodze, ci ki - bo jest bardzo stromo, a mój plecak troch jednak wa y. Na wysoko ci około 2300 m n.p.m. robi si kamieni cie i kilkaset metrów rower jedzie obok mnie. Potem płaska droga prawie na sam szczyt. A jakie widoki! Miodas!

K o m u n ik a c ja na p r o w in c ji > w óz z napędem na osiem nóg.

Sto metrów przed szczytem bior rower na rami i wspinam si po paskudnie stromym stoku. Na wierzchołku wi tej gó­ ry ogl dam uło ony z kamieni ołtarz, na którym składa si ofiary ze zwierz t. S jeszcze lady wie ej krwi. Zjawia si te Malgasz. W szedł tu boso! Zastanawiaj ce. Zjazd nieprawdopodobny! Rozp dzam si do 65 km/godz., przeskakuj c nad wystaj cymi z ziemi kanałami do odprowa­ dzania wody. Zje d am bez kasku (na ladownictwo niewska­ zane) - adrenalina buzuje w yłach. To lubi !

pr z e z g ó r y i p * s t y n i e Towarzysz mi teraz góry o pionowych, gładkich cianach, poprzecinanych równoległymi bruzdam i oraz wszechobecna czerwie laterytów. Mam za sob m cz cy dzie - 120 km, dwie spore przeł cze i 45-stopniowy upał. Hotel Eden w wiosce Ankaramena oferuje mi posłanie ze słomy, o wietlenie, którego ródłem jest lampka oliwna i towarzystwo wielkich karaczanów spa­ ceruj cych po cianach, hałasuj cych przy tym tak, e mam wra enie, e kto próbuje włama si do pokoju. O wodzie do mycia mog zapomnie . Rzeczywi cie, eden! Przedpołudnie nast pnego dnia wypełnia mi wspinaczka na kolejn przeł cz. Widoki cudowne. W ko cu docieram na gór , spodziewaj c si w nagrod porz dnego zjazdu. Pora -

287

ka. Jest płasko, a asfalt zmienia si w pylisty, czerwony lateryt. Widok urozmaicaj tylko niezliczone kopce termitów i zeschłe k py traw. Temperatura 50°C, a dookoła ani skrawka cienia, ja k to na pustyni. Na dodatek samochody zrobiły z trasy „pralk ", skutecznie uprzykrzaj c jazd .

| ła piaszczysta pla a, a wszystko to w wielkim kamiennym j mie cie poprzecinanym w wozami gł bokimi nawet na kil| kaset metrów. Fotografuj lemury, pi ce pod kamieniami j skorpiony i niesamowit ro lin - Pachypodiwn rosulatum, zwan tak e stop słonia.

Najgorsze je st to, e nie wiem nawet w przybli eniu, ile kilom etrów zostało do pokonania. Po horyzont pustkowie! Łatwo sobie wyobrazi , co si dzieje w tedy w głowie czło­ wieka. W szystko wydaje si nierzeczyw iste. Zarysy do­ mów i samochodów równie . Na szcz cie okazuje si , e majacz ce w oddali chaty s prawdziwe i do tego w jednej z nich je st sklepik. Komizmu całej sytuacji dodaj reklamy coca-coli i fanty! Tem peratura napojów nie odbiega zbyt­ nio od tem peratury otoczenia! Nie dało si tego pi , ale co zrobi , kiedy dusi pragnienie? Kilka kobiet przygl da mi si bacznie, ale zd yłem si ju przyzwyczai do tego, e w szyscy wsz dzie zwracaj na mnie uwag , a do tego miej si za plecami, szczególnie z mojego kolarskiego ubioru. Malgasz nie zało yłby na siebie takich spodenek. Obserwuj ce mnie panie pewnie my lały, e vazaha za­ puszczaj cy si tu na rowerze nie mo e by zupełnie nor­ malny. Chyba miały racj .

|

Docieram do wioski Ranohira, w której postanawiam zosta na trzy noce. Powód jak zwykle - kolejny ciekawy park narodowy. Podziwiam miejsca jak z bajki: palmy, szemrz cy strumyk, spadaj cy ze skalnej półki male ki wodospad i ma-

| '

I [ I i

Do Toliary, gdzie ko czy si moja przygoda na Madaga­ skarze, pozostało 80 km. Po drodze podziwiam baobaby - olbrzymy sprawiaj ce wra enie jakby rosły do góry korzenia­ mi. Malgaskie legendy mówi , e stworzył je Bóg. Poniewa jednak wbrew jego woli rosły za szybko, zabieraj c wiatło innym ro linom, wyrwał je, po czym wetkn ł w ziemi do góry korzeniami. Według innej opowie ci, to diabeł posadził je w taki sposób, by mie zielono w piekle. Te fascynuj ce drzewa stoj samotnie na sawannie, jakby zapomniane. Malgasze potrafi wykorzystywa je w niezwykły sposób. Na wysoko ci kilku metrów wyr buj w pniu otwór, przez który dr wn trze do poziomu gruntu. W powstałej dziupli zbie­ ra si woda wypompowywana z wn trza zeschłej ziemi przez pot ny system korzeniowy.

Nocuj w Toliarze, a nast pnego dnia pakuj plecak i tym 1 razem bez roweru ruszam do Ifaty - jednego z najpi kniejszych miejsc do nurkowania. To ju ostatni etap wyprawy. JłOWT t Zapadni te policzki (no có , schudło mi si troch ), prze­ krwione oczy i ogólna apatia - tak wygl dam na lotnisku w Warszawie. Koniec wyprawy, ale nie kłopotów z ni zwi zanych. Dwa tygodnie po powrocie pojawia si dziwna go­ r czka, zimne poty i wysypka. Na szcz cie w rodzinnym Po­ znaniu jest Klinika Chorób Tropikalnych i Paso ytniczych. Po tygodniowej obserwacji okazuje si , e mam w gorka je­ litowego. Złapałem go prawdopodobnie, spaceruj c boso po pla y - ten niewielki, za to bardzo podst pny paso yt przeni­ ka przez skór . Po dwóch tygodniach kuracji udaje si zabi bez lito ci wszystko, co przywiozłem z Czerwonej Wyspy. Wszystko, oprócz wspomnie . T e k s ł i z d ję c ia :

K o m u n ik a c ja w m ie ś c ie > pousse-pousse, czyli coś w rodzaju rikszy.

Ig o r C z a jk o w s k i

W ięcej o w yp ra w ie : w w w .cyklo tu r.co m /ig or

(zwan przez miejscowych soroche) spowodowan bardzo roz­ dało si !!! Po 21 dniach przebijania si przez peruwia skie Andy i pokonaniu 1616 km dojechali my na rowe- j rzedzonym powietrzem. Mdło ci, zawroty głowy czy drobne rach do Titicaca - najwy ej poło onego eglownego jeziora krwotoki - oto jej efekty. Id c za rad miejscowych Indian, pi­ wiata. Sukces nie wzi ł si z niczego, poparty był do wiad- i jem y mat de coca, czyli wywar z li ci koki, który nieco łagodzi czeniem poprzednich wypraw, a przede wszystkim 10-mie- przykre dolegliwo ci. Na szcz cie szybko si aklimaty ujemy si cznym okresem intensywnych przygotowa . Do Peru i pomimo wiej cego w twarz niemal huraganowego wiatru, dotarli my drog lotnicz , najpierw do Nowego Jorku, a na- j wje d amy na przeł cz, przez któr biegnie najwy ej poło o­ st pnie lokalnymi liniami do Limy, stolicy Peru, sk d rozpo- na linia kolejowa na wiecie, skonstruowana przez Polaka, Er­ nesta Malinowskiego (zob. zdj cie). eby u wiadomi , na jak cz li my w drówk przez Andy. wysoko si wdrapali my, wystarczy powiedzie , e byli my Pierwsze kilometry witaj nas 5-6% podjazdem, zako czonym j wy ej ni najwy szy szczyt Europy, Mont Blanc. Ticlio otwiera przed nami centralne Andy, najbardziej po 4 dniach na przeł czy Ticlio (4818 m n.p.m.). Wje d aj c zapomniany i zacofany region Peru, do którego zje d amy na t ogromn wysoko , walczymy z chorob wysoko ciow

U

b o ł i w i a

z szalon pr dko ci z przeł czy. Niestety, rado jazd y bez pedałow ania nie trwa długo. Ju po kilkunastu kilome­ trach ko czy si asfalt i rozpoczyna górska kam ienista dro­ ga - jedno z najwi kszych utrudnie tej wyprawy. Towa­ rzyszy nam prawie do samego jeziora Titicaca. W drodze przez andyjskie wertepy od czasu do czasu obserwujemy lady strzałów na m urach. Centralne Andy to w szak e ob­ szar działalno ci sławnej z okrucie stwa organizacji terro­ rystycznej wietlisty Szlak. Jeszcze kilka lat temu docho­ dziło tu do regularnych star z w ojskam i rz dowymi. Teraz panuje w zgl dny spokój, a o tragedii sprzed lat przypomi­ naj cz ste patrole wojskowe.

Olbrzymi wysiłek wkładany w pokonanie ka dego kilo­ metra rekompensuj niesamowite widoki surowych i maje­ statycznych Andów. We znaki daj si ogromne wahania temperatur. W dzie pali sło ce, w nocy dokuczaj przy­ mrozki. Gdyby nie ciepłe piwory Paj ka i doskonałe kurtki Małachowski Team, byłoby z nami krucho. Kolejny etap to wi ta dolina Inków. Przeje d aj c przez t najbardziej yzn w Peru krain , nabieramy sił i podziwiamy pami tki niezwykłej cywilizacji. Z licznych ruin, jakie ogl damy, najbardziej oczarowuje nas ukryte gł boko w d ungli i zachowane w idealnym stanie Machu Picchu - miasto kultu

290}

sło ca. Odpoczynek w dolinie Inków nie trwa długo, przed i Jedyn skuteczn broni w walce z chorob jest głodówka. Na nami bowiem wznosz cy si na wysoko 4000 m n.p.m. pia­ domiar złego w nocy temperatura spada do około 0°C. skowy Altiplano. Pomimo kra cowego osłabienia, si gaj c po resztki re­ zerw organizmu, pokonujemy ostatnie 150 km dziel ce nas Kilkadziesi t kilometrów przed jeziorem prze ywamy najbar­ | od wi tego morza Inków. Wreszcie, wieczorem, na wpół dziej dramatyczne chwile. Nad ranem Tomasz Ziarko traci na ywi widzimy zielonkaw tafl Titicaca. Rozpiera nas duma jednym z zakr tów przyczepno na oblodzonych kamieniach i i rado . Nad jeziorem zostajemy jeszcze dwa dni, po czym i wpada do rowu. Na szcz cie, mimo du ej pr dko ci i silne­ I ruszamy w drog powrotn do Polski. W naszych głowach go uderzenia, wychodzi z tego bez szwanku, podobnie jak na­ | kł bi si ju pomysły na nast pne rowerowe wyprawy. sza przy czepka Taza. Nast pnego dnia okazuje si , e zatrulimy si miejscow wod . Wymioty, totalne osłabienie i bardzo T e k s t i z d ję c ia : T o m a s z P is z c z a k o , T e m a s z Z ia r k o wysoka gor czka atakuj ca cał noc odbieraj nam resztki sił. W ięcej o w y p ra w ie : w w w .a tla n tis .g liw ic e .p l

edna z najciekaw szych tras turystycznych byłego Zwi zku Radzieckiego prowadzi przez tereny b d ce kolebk pot nego pa stwa. Nieco ponad tysi c kilome­ trów w miar przyzwoitych, bo asfaltowych, szos wiedzie turyst niczym po sznurku, z Moskwy nad Wołg i z powro­ tem, pozwalaj c zachwyci si pi knem prastarych miast-pa stw o tysi cletniej historii, zdumiewaj c architektur cerkwi i klasztorów oraz urocz melancholi tradycyjnej ro­ syjskiej drewnianej zabudowy. Siergijew Posad, Pieriesławl Zaliesskij, Rostów (zdj cie obok), Jarosław, Kostroma, Suzdal czy Władymir to zaledwie najwa niejsze klejnoty Złotego Pier cienia Rosji. W miastach mo na prze ledzi wszystkie etapy rozwoju sztuki staroruskiej - s tam pot ne kamienne wi tynie z XII i XIII w., XVI-wieczne budowle obronne, freski z XVII w. oraz dzieła reprezentuj ce szkoły malarskie Rostowa, Jaro­ sławia czy Suzdala. W skansenach zebrano perełki architek­ tury drewnianej, m.in. cerkwie, chaty bogatych i rednio zamo nych gospodarzy, młyny. Nie brakuje pami tek z czasów mongołsko-tatarskiej niewoli czy, ja k to okre laj Rosjanie, „interwencji polsko-litewskiej". Złoty Pier cie znany jest chyba jednak przede wszystkim ze sztuki ludowej. W licznych muzeach zgromadzono wspaniałe przykłady dawnej sztuki zdobniczej: rze by w drewnie i ko ci, dzieła artystów garncarzy i jubilerów, m iniatury z laki, prze liczne w swej naiwnej prostocie zabawki chłopskie czy urocze landszafciki malowane czarn i perłow emali na drewnia­ nych deseczkach. Nie sposób zapomnie malowniczych krajobrazów i nie­ zmierzonych przestrzeni nadwoł a skich równin, le nych strumyków, borów sosnowych i brzozowych lasów, które po­ zwalaj w pełni doceni uroki długiego letniego dnia. O Złotym Pier cieniu Rosji cała nasza trójka, czyli Ula Majewska, Andrzej Narloch (to w jego głowie zrodził si po­ mysł zorganizowania rowerowej wyprawy) i ni ej podpisany

I

292

uczyła si dawno temu w szkole. Były to czasy, gdy j zyk ro­ syjski był obowi zkowym i jedynym słusznym j zykiem, a wi c znienawidzonym przez wi kszo kolegów i kole a­ nek ze szkolnej ławy. Nasz trójk poł czyło jednak to, e dobrze zapami tali my lekcje pi knego, słowia skiego j zy­ ka, a wi c tak e to, o czym opowiadały czytanki. Trudny do wyobra enia ogrom kraju zaczynaj cego si tak niedaleko, przyci gaj ce niczym magnes niesko czone bogactwo krajo­ brazów i kultur, nieodparta magia podró y za przysłowiowe trzy grosze sprawiły, e wiele z naszych wcze niejszych wy­ jazdów wi zało si ze Zwi zkiem Radzieckim, a pó niej z Rosj . Rzecz oczywista, najbardziej poci gały nas odległe krainy, obce kultury i tak inny od naszego - umiarkowanego - klimat. Pr dzej czy pó niej jednak fascynacja krajem zza Buga musiała nas zaprowadzi do samego jego serca, do „Trzeciego Rzymu", ja k nazywano Moskw ju w czasach ca­ ra Iwana III, i jej okolic.

t r zeci

rxym

mi a s t e m t r zech

r ewer i w

Jazda na rowerze po Moskwie to nie przelewki. Miasto le y na stosunkowo wysokich wzgórzach - na zdobycie niektórych pozwalaj jedynie mi kkie przeło enia przerzutek. Stan asfal­ towej nawierzchni ulic jest opłakany - pot ne dziury stano­ wi miertelne zagro enie dla samochodów, a co dopiero dla nas! Z kolei ich wymini cie ł czy si z ryzykiem zderzenia z nadje d aj cymi samochodami, których kierowcy wydawali si polowa na nas ze szczególnym zaci ciem. Bicykl na mo­ skiewskich ulicach to pojazd wyj ty spod jurysdykcji i jako ta­ ki w oczach kierowców nie mo e si porusza na równych pra­ wach z samochodami, co odczuli my zwłaszcza w sytuacjach, gdy wydawało nam si , e mamy pierwsze stwo. Zabudowa Moskwy nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek porz dkiem architektonicznym czy zdrowym rozs dkiem. Miasto jest niczym kalejdoskop w r ku dziecka - nigdy nie wia­ domo, co si zobaczy za chwil . Mo e to by opasła cerkiew mieni ca si wszystkimi kolorami t czy, pos pny budynek z szar granitow fasad czy te figlarna ró owa fontan­ na z u miechni tymi amorkami. Po zwiedzaniu oddajemy si uciechom kulinarnym, czyli poszukiwaniu tanich i dobrych

pielmieni (pierogi) albo czuburyków (placki z mi sem, kapust lub ziemniakami). Wybieramy tanie bary mleczne, oferuj ce miejsca stoj ce, niezb dne dla stałej obserwacji zostawionych przed lokalem pojazdów, dla pewno ci spi tych link . Produk­ ty nabiałowe (mleko, kefir, jogurt i sery) s po prostu bezkon­ kurencyjne, podobnie jak chleb - zwłaszcza ten prawdziwie ro­ syjski, czarny, z niełuskanego ziarna. Warto wspomnie o wybornym kwasie chlebowym, kupowanym prosto z fotogenicznych ółtych cystern stoj cych tu i ówdzie na ulicach. i

««

p lelfrzymim

szlaku

kemez

Szerok asfaltow drog docieramy do miasteczka Siergijew Posad, które jest prawosławnym odpowiednikiem naszej Cz stochowy. Na wysokim wzgórzu wznosi si otoczony po­ t nym murem kompleks klasztorny Troice-Siergijewa Ław­ ra. Wzrok przyci gaj liczne niebieskie kopuły, zdobione złotymi gwiazdami. Nazwa miasteczka pochodzi od jednego z najpopularniejszych wi tych ko cioła prawosławnego Sergiusza Radone skiego, zało yciela klasztoru. Zaczyna pada . Przemoczeni i zzi bni ci trafiamy do do­ mu pielgrzymkowego, w którym ka dy podró nik mo e l czy na nocleg za równowarto 1,5 zł. Wierni (oddzielnie kobiety, oddzielnie m czy ni) tłocz si na kilku, coraz to w szych kondygnacjach, najwyra niej dobudowywanych co kilka lat. Ula z przera eniem zagl da do niewielkiego po­ koju, w którym pi ju kilkana cie strudzonych kobiet. Jako intu st, czyli turysta zagraniczny, dost puje zaszczytu spa­ nia na osobnej wersalce. My, tzn. dwaj Andrzeje, pimy na samej górze. Do pó nej nocy toczymy dysputy o przewadze prawosławia nad innymi religiami z brodatym, długowłosym studentem o wzroku inkwizytora.

trąbi

łyłke

Wczesnym rankiem ruszamy dalej na północ - asfaltow główn szos , jako e innej trasy nie ma, inaczej ni w Pol­ sce, gdzie bez trudu mo na znale objazd ciekawymi, mało ucz szczanymi drogami bocznymi. cigamy si z kamazami w sk nitk lichego asfaltu. Ko­ lejne wzgórza, pod które mozolnie pedałujemy, wydaj si coraz wy sze. Najgorsze s ci arówki, których kierowcy za­ zwyczaj tr bi tylko raz i to dopiero w ostatnim momencie, a nast pnie bezpardonowo zmuszaj nas do ucieczki na grz skie pobocze. Gorzej przy je dzie w dół, gdy nierzadko osi gamy pr dko ci powy ej 50 km/godz. Wjechanie przy takiej szybko ci obci onym rowerem na pobocze mo e si sko czy niewesoło... zielone

piekło

Przed nami wariant terenowy. Okr amy urocze jezioro Pleszczejewo i gładk jak stół szos mkniemy na północny zachód. Droga zamienia si w gruntówk , mimo e w na­ szym dokładnym atlasie samochodowym kupionym kilka dni wcze niej w Moskwie jest zaznaczona jako krajowa. Po 24

kilku kilometrach doje d amy do male kiej cerkiewki ze wi tym ródełkiem we wn trzu. Wystarczy zanurzy si w nim po czubek głowy i szczerze ałowa swych niecnych uczynków, aby uzyska odpust całkowity. Najlepiej piewa przy tym pie ni cerkiewne. Droga niepokoj co zamienia si w zwykł le n przecink , a nas dopadaj najpierw komary, a potem pot ne ko skie muchy, które tn wyj tkowo mocno, a na dodatek s niezwykle uparte. Nie ma rady, trzeba si ubra od stóp do głów, co w skwarze letniego dnia jest przyjemno ci raczej w tpliw . Grunt przechodzi w yw glin , pojawiaj si ogromne kału e, których nie sposób objecha . Rowery ton po same piasty. Najgorsze s jednak gigantyczne koleiny w mi kkiej mazi, wyje d one przez pot ne pojazdy słu by le nej. S tak gł bokie, e trudno przepcha rowery wraz z sakwami. Spocone twarze atakuj zgraje owadów, a my powoli tracimy orientacj i gubimy si w sieci le nych dróg i dró ek. W ko cu doje d amy do male kiej wioski Łycziency. To nic, e nie ma elektryczno ci, e nie dociera tu adna droga, a wi c nigdy nie pojawił si samochód! Z na­ szymi jedno ladami jeste my pierwszymi kierowcami po­

jazdów mechanicznych w Łycziency, co sprawia, e czuje­ my si ja k David LM ngstone w trzech osobach. Dziwne to uczucie w Europie u progu XXI w. S miejscowo ci, których nie wymienia si w ród najwi kszych atrakcji Złotego Pier cienia, cho nie ust puj im pod adnym wzgl dem. Nale y do nich Borisoglebskij. Miecina byłaby po prostu kolejn , podobn do wielu innych wiosk , gdyby nie pot ne bramy dwóch cerkwi - Borysa i Gleba. Nadgryziony solidnie z bem czasu zabytek prezen­ tuje si całkiem okazale. Brak samochodów na brukowanym dziedzi cu sprawia, e czujemy si niczym w XIV w., gdy wi tynie dopiero powstawały. Na ryneczku kupujemy rosyj­ ski przysmak - owsiane ciasteczka, które w poł czeniu z prawdziw rosyjsk herbat s tak smaczne, e odt d wy­ patrujemy ich w ka dym sklepie spo ywczym.

k o l e j n e klejnoty pierścienie Rostów, jedno z najstarszych miast rosyjskich, pojawił si w dokumentach pisanych ju w 862 r., czyli wcze niej ni Moskwa. Od 1207 r. był stolic samodzielnego ksi stwa ro­ stowskiego. Dzi jest niewielkim miasteczkiem, przytłoczo­

295

nym pot g sakralnych cudów architektonicznych. Jedziemy wzdłu pot nych murów otaczaj cych cerkwie: Spaso-Jakowlewsk i Abraamijewo-Bogojawlensk . We wn trzach podziwiamy przepi kne freski, które pokrywaj całe ciany i przechodz płynnie w wizerunek rozgwie d onego nieba. Ten optyczny zabieg sprawia, e po wej ciu do cerkwi wkra­ czamy do innego, tajemniczego wiata. Nie mamy ochoty powraca na koszmarny „kamazowy" szlak, jedziem y wi c poci giem do Jarosławia. Z ciemnego k ta baru łypie do nas jednym okiem zaroni ty dziadek, ze smakiem zajadaj cy ciemny chleb polewa­ ny olejem rzepakowym. Rezygnujemy z tego specjału i ru­ szamy w stron cerkwii. W ród zabytków dominuj trzy kolory: niebieski kopuł, czerwony fresków i złoty cennego kruszcu pokrywaj cego carskie wrota. To wła nie w Jarosławiu narodził si styl archi­ tektoniczny zwany „ruskim", z charakterystycznymi bryłami ko ciołów i kopuł. Najpi kniejsze freski pokrywaj ciany

P lio s > ta n a d w o łża ń ska kn a jp ka już d łu g o n ie postoi

cerkwi Ilji Proroka. Z jednej z cerkiewnych wie rozci ga si malowniczy widok na pot n Wołg . Jeszcze dzi przyjdzie nam przekracza j pot nym, jedynym w okolicy mostem. nadwoł a ska przestrze Prostor, rosyjskie słowo oznaczaj ce „przestrze ", nabiera dla nas szczególnego znaczenia, gdy wje d amy na rozległe nadwoł a skie tereny. Samochody gdzie poznikały, pozo­ stawiaj c do naszej dyspozycji zadziwiaj co porz dne szosy. Wołga to pot na rzeka. W niektórych miejscach trudno dostrzec przeciwny brzeg. Z wn trza namiotu kontempluje­ my pot ne burty transoceanicznych statków przepływaj cych dosłownie przed naszymi nosami. W nocnym półmro­ ku przy odrobinie dobrej woli mo na podsłucha , o czym rozmawia załoga morskich kolosów. Pod amy ju w stron Krasnoje-na-Wołgie, niekwestio­ nowanej stolicy rosyjskiego przemysłu jubilerskiego, gdzie działa jedyna w Rosji uczelnia szkol ca mistrzów cechu złot­ niczego. Stamt d odpływa prom na przeciwległy brzeg Woł­ gi. Poniewa spó nili my si na ostatni kurs, korzystamy z usług mieszka ców oddalonej o 20 km wioski, którzy przewo ch tnych na drugi brzeg za symboliczn opłat . W umówionym miejscu nie ma nikogo. Po drugiej stronie rzeki gro nie czernieje wysoki brzeg i pobłyskuj wiatełka kurortu Plios. Pozostaje nam woła z brzegu w nadziei, e kto nas usłyszy. Po kilku chwilach z ciemno ci wyłania si mikroskopijna łódka wraz z wła cicielem. Ku naszemu zdzi­ wieniu, bez przeszkód docieramy prawie całkiem zanurzon łodzi na drugi brzeg. Plios, malownicza miejscowo wypoczynkowa, jest ulu­ bionym miejscem rosyjskiej bohemy artystycznej, ze szcze­ gólnym uwzgl dnieniem malarzy, którzy ch tnie urz dzaj tu plenery. Została zało ona w XIV w. przez moskiewskiego ksi cia Wasyla I, syna Dymitra Do skiego. Magiczna atmos­ fera, jaka tu panuje urzekła jednego z najwi kszych rosyj­ skich malarzy - Lewitana, który jak nikt inny przyczynił si do popularno ci osady, prezentuj c okolice na niezliczonych płótnach. Dzi mo na je obejrze w jedynym w swoim rodza­ ju Muzeum Krajobrazu.

296

i

k r z y w e w i e ż a w. . .

kidekszy

Nie trzeba wcale jecha do Włoch, eby napatrzę si do woli na wie , która jest ju tak przechylona ze staroci, e właciwie nie wiadomo, dlaczego jeszcze stoi. Wystarczy odwie­ dzi niewielk Kideksz , kilka kilometrów na północ od Suzdala. W XII w. była to wiejska rezydencja kniazia Jurija Dołgorukiego. W wiosce, na brzegu uroczej rzeki Nierli stoi jedna z najpi kniejszych „staruszek" w ród rosyjskich cerkwi - wi tynia Borysa i Gleba z 1152 r. Towarzyszy jej wspom­ niana wie a, d wigaj ca na skrzywionych plecach dzwon. W przeciwie stwie do włoskiej odpowiedniczki, nie została w aden sposób zabezpieczona. St d ju niedaleko do Suzdala - miasta uwa anego za najwa niejsze na trasie Złotego Pier cienia. Bior c pod uwa­ g ilo zabytków, nie ma ono sobie równych w całej Rosji wyrafinowane proporcje, mnóstwo wie yczek i kopuł, cha­ rakterystyczna ro linno-zwierz ca ornamentyka. Najwi k­ sze wra enie robi na nas kompleks niewielkich, ale boga­ tych w detale drewnianych cerkiewek, przeniesionych do miejscowego skansenu z terenu całej Rosji. Na horyzoncie pojawiaj si pot ne niebieskie kopuły XII-wiecznej katedry w Bogolubowie. Po pokonaniu ostrego zjazdu w dół nad rzek Nierl roz­ bijamy namiot nieopodal cerkwi Pokrow na Nierli, uwa anej za najpi kniejsz na wiecie. Niewielkie i prawie pozbawio­ ne ozdób arcydzieło architektury powstało w 1165 r. O jego warto ci stanowi genialne wyczucie proporcji, które stało si obowi zuj ce dla wi kszo ci cerkwi prawosławnych na ca­ łym wiecie. Dopiero po pewnym czasie dociera do mnie, sk d tak dobrze znam charakterystyczn brył wi tyni: tu­ taj wła nie na przełomie 1965 i 1966 r. wybitny rosyjski re yser Andriej Tarkowski kr cił And eja Rublowa - jeden ze swoich najlepszych filmów. moskwa-pietuszki Władymir to ostatni klejnot Złotego Pier cienia, który przy­ szło nam podziwia . Obronny gród zało ony w 1108 r. nad rzek Kla m przez Włodzimierza Monomacha, niecałe pół wieku pó niej był ju stolic Rusi Włodzimiersko-Suzdal-

skiej. Mimo niszcz cego najazdu Mongołów w XIII w., ilo atrakcji architektonicznych i historycznych zadowoli najwy­ bredniejszego konesera. Ja czekam z ut sknieniem na freski legendarnego Andrieja Rublowa, które znam z albumów i ko­ lorowego epizodu filmu Tarkowskiego. Do Soboru Uspie skiego kryj cego te bezcenne dzieła sztuki udaje nam si wej na pół godziny przed odjazdem naszego poci gu. Pojazd zatrzymuje si na stacji Pietuszki. Wspominamy najwi kszego alkoholika w ród pisarzy radzieckich lub jak kto woli - najwi kszego pisarza w ród alkoholików, Wienedikta Jerofiejewa, który rozsławił t tras w powie ci Moskwa-Pietuszki. Cho bardzo si staramy, nie mo emy znale po wi conego pisarzowi pomnika, który pono stoi gdzie na peronie. iewiałan -

bohomaz

Prawdziwi globtroterzy oraz starzy wyjadacze wschodnich szlaków zazwyczaj lekcewa teren centralnej Rosji. Nic bar­ dziej bł dnego. Bogactwo pami tek historii i kultury oraz niespodzianki, które na nas czekały, zapami tamy na długo. Jednocze nie czujemy niedosyt. Dwa tygodnie to zbyt mało. Na pewno tam jeszcze kiedy wrócimy... Kilka dni po powrocie do Poznania czekam w sekreta­ riacie pewnego urz du na przyj cie w gabinecie dyrektora. W pewnym momencie na cianie dostrzegam reprodukcj przedstawiaj c znajomy dla mnie widok. Po krótkim ra­ my le ju wiem: to obraz Lewitana, ukazuj cy Plios do­ kładnie z tego miejsca nad Wołg , z którego przeprawialimy si łodzi . Z dum informuj jasnowłos sekretark , e znam autora obrazu i miejsce, które on przedstawia, ale słysz lekcewa c odpowied : Lewiatan? Chyba pomyliło si co panu ze Starym Testamentem. Jaki tam Lewiatan... to jaki bohomaz! Widok Wołgi z obrazu Lewitana mam ci gle przed oczami. Tekst: Amdne| Koleniewici Fr a g m e n ty o b s ze r n ej relacji Kamaz trąbi tylko trzech szaleńców na rowerach zwiedzało Rosję w a n e j w „ G a z e c i e W y b o r c z e j" .

2S7

VI S

raz, czyli o tym, ja k Centralną o p u b li k o ­

przyl dek horn y l, eby dojecha na rowerach na przyl dek Horn, a dokładnie do miasta Ushuaia oddalonego o 150 km od przyl dka, nie dawała nam spokoju od kilku lat. Po suk­ cesie naszej wyprawy nad Titicaca pojawiła si realna szansa urzeczywistnienia marzenia. Wzi li my si do roboty. Przy­ gotowania do ekspedycji trwały 5 miesi cy, pochłaniaj c nas bez reszty. Wreszcie 3 lutego wsiedli my do samolotu i wyle­ cieli my z Warszawy do stolicy Chile - Santiago, rozpoczyna­ j c wielk przygod .

M

Zaczyna si pechowo - a 5 dni zajmuje nam transport do San Carlos de Bariloche, poło onej w ród andyjskich jezior miejscowo ci, któr obrali my za miejsce startu. Na szcz cie pokonujemy problemy i mo emy zacz kr ci . Patagonia wita nas łaskawie. Jedziemy niezł drog przez niezwykle malownicze góry - dawne tereny Indian Mapuche. Chyba tylko szcz liwy traf sprawia, e podczas rozbijania obozowiska spotykamy grupk Indian. Na pocz tku s nieuf­ ni, cho wyra nie zainteresowani naszymi kosmicznymi jak dla nich strojami. Po kilku minutach rozmowy przełamuje­ my lody i zostajemy zaproszeni do wioski, gdzie na własne oczy mo emy zobaczy , ja k yje ta wymieraj ca grupa et­ niczna. Co nas zaskoczyło? Na pewno widok kolorowego te­ lewizora w india skim domu. W drodze wyj tku Indianie prowadz nas do wi tego wo­ dospadu, u stóp którego mo emy rozbi obóz. Dopiero rano dowiadujemy si , e spali my na india skim cmentarzu, o czym nasi dowcipni gospodarze nie raczyli nas wcze niej poinformowa . Szybko ruszamy dalej. Jedziemy przez zachwycaj cy park narodowy Los Alerces. Podziwiaj c górskie jeziora i ekscytuj ce o nie one szczyty, suniemy na południe. Nie zdajemy sobie sprawy, e otacza­ j ce nas lasy to ostatnie drzewa, jakie widzimy przed wjecha­ niem na pamp .

298

P rzylądek Horn

Po 100 kilometrach ko czy si asfalt i zaczyna bardzo trud­ na technicznie szutrowa droga, a wraz z ni patago ska od­ miana pampy - meseta. Jeszcze nie mamy poj cia, co ozna­ cza dla rowerzysty ten półpustynny obszar. Najpierw atakuje sło ce. O jakimkolwiek cieniu mo emy zapomnie - jedyna ro linno to wysuszone k pki ostrej trawy. Kolejnym problemem okazuje si smagaj cy gor cy wiatr, który nie napotykaj c na adne przeszkody, rozp dza si na andyjskich zboczach i mknie w kierunku oceanu, uderzaj c w bok naszych rowerów. eby dopełni obrazu piekielnej pa­ tago skiej pampy, trzeba powiedzie o ogromnej pustce, ja­ ka tam panuje. Nie ma nic: zabudowa , drzew, krzewów, tyl­ ko my ze wiadomo ci , e odległo ci mi dzy pojedynczymi estancjami dochodz do 200 km. W tych ekstremalnie trudnych w arunkach nie czekamy zbyt długo na kłopoty. W pewnej chwili organizm Tomka

Piszczako zaczyna odmawia posłusze stwa. Pojawiaj si pierwsze objawy udaru słonecznego. Tylko natychmiastowe zatrzymanie si , szybka interwencja i du o szcz cia pozwa­ laj zapobiec niebezpiecznym nast pstwom. Dwa dni pó niej na skutek drga p ka nam 2,5 litrowy zbiornik z wod . Tracimy zapas, który miał nam starczy na 60 km, jakie nas dzieliło od najbli szej estancji. Jazda w tej temperaturze bez wody jest niemo liwa, postanawiamy wi c zatrzyma jakie auto i poprosi o yciodajny płyn. eby uzyska troch cienia rozbijamy namiot i czekamy. Do wie­ czora nie spotykamy nikogo i sytuacja zaczyna by drama­ tyczna. Potwornie osłabieni, z gardłami wyschni tymi na wiór zapadamy w nerwowy sen. Nad ranem budzi nas woła­ nie. Na wpół ywi wyczołgujemy si z namiotu, przed któ­ rym stoi gauczo - argenty ski kowboj. Gor czkowo tłuma­ czymy, o co nam chodzi i dostajemy zapas wody, który pozwoli nam dotrze do najbli szej estancji.

nuj cej i tajemniczej Ziemi Ognistej. Z pewn trwog wsiadamy na mały chybotliwy prom, którym przedosta­ jem y si na drug stron cie niny.

‘źŻSfc}*// ‘

- ' .Lteadtó:

'■-.•■

. -w

4*: c .

-

-«?*}■



Nast pne dni a do wyjazdu z mesety s znacznie spokojniej­ sze i przynosz interesuj c odmian w ród patago skiej monotonii - podziwiamy niesamowity kanion, na którego skałach Indianie Quelche od 7 tys. lat zostawiali odciski dłoni. Ta swoista pami tka po wymarłych ju ludach robi ogromne wra enie. Chwil dumamy nad krucho ci i przemijalno ci ludzkiego ywota, po czym ruszamy na południe, opuszcza­ j c patago skie piekło. Przed nami ostatni etap - Ziemia Ognista. Zanim jednak dotrzemy na wysp , musimy si przebi przez barier Andów.

Tierra del Fuego wita nas zgodnie ze swoj ponur sław . Od pierwszych kilometrów walczymy z huraganowym wiatrem wiej cym prosto w twarz ze stał pr dko ci 90 km/godz. Nietrud­ no sobie wyobrazi , jak spowalnia to nasz jazd . Wszystko co najgorsze dopiero przed nami. Gdy zje d amy ze szczytu małego wzniesienia, wiatr niespodziewanie słabnie, by po kilku sekundach zaatakowa z ogromn si­ ł od lewej strony. Nie zdaj c sobie nawet sprawy, co si dzieje, w jednej chwili zostajemy zmieceni z szutro­ wej drogi wprost do 3-metrowego osypiska. Zszokowani wyczołgujemy si spod rowerów. Tomek Ziarko ma mocno stłuczone kolano, co stawia pod znakiem zapytania dalsz ja zd . Poniewa jednak od ce­ lu wyprawy dzieli nas jedynie 250 km, zdesperowani posta­ nawiamy jecha , licz c e ból w kolanie b dzie si zmniej­ sza . Przepakowujemy ci sze rzeczy na rower drugiego Tomka i ruszamy. Po pierwszych krytycznych godzinach ból zaczyna ust powa .

Za nami 2707 km. Jeste my u celu wyprawy, w Ushuaia - naj­ dalej na południe wysuni tym mie cie wiata. Dramatyczna ko cówka sprawiła, e pod sam przyl dek Horn doje d amy kra cowo wycie czeni. Wycie czeni, ale szcz liwi, bo po 30 dniach zmagania si z Patagoni i Ziemi Ognist jestemy w miejscu, sk d dalej na południe mo na ju tylko pły­ n . Czas wraca do Polski.

W miar jak zbli amy si do Ziemi Ognistej, pogoda zaczyna si zmienia . Temperatura raptownie spada, zaczyna inten­ sywnie pada , wzmaga si wiatr. Czujemy, e zbli amy si do ko ca wiata. Wreszcie naszym oczom ukazuje si Cie nina Magellana - ostatnia granica oddzielaj ca kontynent od fascy-

tekst i zdiccia: Tomasz Piszczako, fsnasi Ziark« Więcej o wyprawie : www.atlantis.gliwice.pl

310

Kolarstwo i®

bowiem

w /

stem

nim

i

dwa

a i b o i gi e z d i ą c

upraw iać

tylko

ma

grz ebiqc.

■ ■

ob na

pewien,

go

grzebie sport u

ni e

dba

można

rowerze,

Przy

czym

albo

ni e

ję-

'

t z \

r

cz ł o w i e k B fA ijJ u S m y ł ej c z : *

ni e

za:

lic

w

s w oo ii m m

w i ę c e j

bowie m

,f’T*

rowerze,

\|l o i y t k u .

c>

ni e

Taki

pogodę

i

~

ma

z

t ee -­

„mechanik"

ni e

interesuje

mu

klucz,

frw
z aluminium

m ateriał Rama roweru to nie tylko szkielet, do którego przykr ca si poszczególne cz ci. Od własno ci ramy zale y sterowanie, ale i amortyzacja nierówno ci. Prosz nie my le , e amorty­ zacja potrzebnajest tylko przy je dzie w terenie. Ramy do jaz­ dy po asfalcie wymagaj jeszcze skuteczniejszego tłumienia drga , bo zazwyczaj u ywane w komplecie z nimi ogumienie jest cienkie, w skie i nie tłumi wibracji i dziur. Komfort rowe­ rzysty, cho bardzo istotny, to tylko cz zagadnienia. Wielu, zwłaszcza ambitnych miło ników tego sportu, jest w stanie po wi ci go w imi efektywno ci. Nie nale y zapomina o bardzo wa nej rzeczy - rower efektywny to taki, który dłuej utrzymuje przyczepno . Przylegaj ce do podło a koła maj ogromny wpływ zarówno na hamowanie, jak i na nap dzanie pojazdu. Utrata przyczepno ci jest wi c jednoznaczna z utrat efektywno ci. Przyczepno mo na utrzyma albo dzi ki pracy ciała, co wymaga sporo siły (a wi c powoduje utrat efektywno ci), albo za pomoc systemu amortyzacji, co wi e si ze wzrostem kom­ plikacji konstrukcji, a wi c ci aru i ceny ramy. S te prostsze, bardziej prymitywne ni mechaniczna amortyzacja, sposoby. Mo na zastosowa opony o du ej obj to ci albo (i) elastyczn oraz spr yst ram . Ramy rowerów sztywnych i hardtailów maj olbrzymie mo liwo ci resoruj ce, wymagaj jednak stosowania wyrafino-

o o

w y cz yn o w a r ama MTB > z kompozytu węglowego

wanych materiałów i dopracowanych kształtów, a technologia materiałowa ram sztywnych musi by na znacznie wy szym poziomie ni ram fuli suspension. Do budowy ram rowero­ wych u ywa si ró nych materiałów, od ich rodzaju zale y ja­ ko amortyzacji. Obecnie najpopularniejszym materiałem do budowy ramy s stopy aluminium. I to nie tylko dlatego, e materiał ten ma dobre parametry - dla producentów istotna jest tak e łatwo produkcji, z której wynika cena. Nale y pami ta , e alumi­ nium nie zawsze oznacza lekko . Bardzo cz sto spotyka si aluminiowe ramy porównywalnie ci kie do „stalowych". A ra­ my „stalowe" w swoich najbardziej zaawansowanych wyda­ niach mog przewy sza nawet najporz dniejsze aluminiowe.

308 :

!• iii PS 3

fo l. Trek





i

rower rekreacyjny > stalowa

I

Oto dokładniejsze wyja nienie: •stal hi-ten (oznaczenia: Hi Ten, High Tensile) - stal w glowa, konstrukcyjna podwy szonej jako ci. Jest materiałem tanim i Jatwym w obróbce, dlatego króluje w ród najta szych rowerów. Ma mał wytrzymało i spory ci ar wła ciwy. Aby uzyska od­ powiedni wytrzymało ramy, wymagane jest stosowanie rur o grubych ciankach (0,8-1 mm), a to znacznie podnosi mas ramy. Własno ci tego stopu oraz stosowanie grubosciennych rur sprawiaj , e rama nie ma po danych zdolno ci do absorpcji drga . Ramy Hi Ten nie nadaj si do intensywnej eksploatacji. Producenci stosuj zabieg ich uszlachetniania, u ywaj c w kon­ strukcji ramy rury ze szlachetniejszej stali chromowo-molibdenowej. Naklejka Cro-Mo na rurze ramy nie musi oznacza , e

hi

rama Cro-Mo

cała wykonana jest z tego materiału. Dlatego warto zbada wie­ dz sprzedawcy i dokładnie przewertowa katalog. Kryptonim „Sinmoly" oznacza np., ejedna rura ramy, najcz ciej podsiodłowa, wykonanajest ze stopu Cro-Mo. „Trimoly" to informacja, e cały przedni trójk t wykonany został ze stali szlachetniejszej. •stal chromowo-molibdenowa (oznaczenia: cr-mo, CrMo, Cro-Mo, Cro-moly) - stal stopowa z dodatkami chromu i molib­ denu. Pierwszy z nich polepsza hartowno , drugi korzystnie wpływa na struktur . Jest to materiał bardzo szlachetny i cho podobniejak Hi Ten zalicza si do „stali", tojej parametry zdecy­ dowanie przewy szaj opisan powy ej. Cro-Mo ma wietne własno ci wytrzymało ciowe i eksploatacyjne, pozwala stosowa rury o niewielkiej rednicy i cienkich ciankach (0,6-0,8 mm),

309 ;

J' i! »!! s

.b ik eB o ard ") U materiałów fot. Meiida

M e rid a M a tssp o rł: sp o rto w y ro w o r g ó rsk i > rama magnezowa

a mniejsza masa nie oznacza mniejszej wytrzymało ci. Stal Cro-Mo bardzo dobrze tłumi drgania, ramy z niej zbudowane s znacznie trwalsze ni aluminiowe, a tak e wolniej si starzej . Rury z tej stali s poddawane skomplikowanym procesom obrób­ ki cieplnej oraz plastycznej. Dla obni enia masy czasemsi je kil­ kakrotnie cieniuje. W tym procesie specjalny frez łobi rur od rodka, dzi ki czemu grubo cianki na ko cach ruryjest wi ksza ni w rodkujej długo ci, np. 0,6-0,4 mm. Powód zaiste ba­ nalny, gdy najwi ksza moc rur wymaganajest w w złach ł cz cych. Wi ksza grubo na styku rur ułatwia te spawanie. Ramy wykonane z rur Cro-Mo to prawdzie arcydzieła dla koneserów ce­ ni cych sobie wygod i trwało . Z rynku zostały wyparte, dlate­ go e ci ar ramy wykonanej z nawet najbardziej wyrafinowa­ nych rur bywa zauwa alnie wi kszy ni porównywalnej cenowo ramy z aluminium, którajest synonimem lekko ci.

|*( f c

c

H

' 310

• aluminium - stopy aluminium to obecnie najpopularniejszy

materiał konstrukcyjny ram. Producenci i nabywcy przy wybo­ rze tego surowca kieruj si przede wszystkim jego ci arem, który stanowi ok. 1/3 ci aru stali o tej samej obj to ci. Nie bez znaczenia jest te wysoka odporno na korozj . Ale alu­ minium zdecydowanie ust puje stali parametrami wytrzyma­ ło ciowymi. eby uzyska podobn sztywno i wytrzyma­ ło , zwi ksza si grubo cian i maksymalnie rednic rury. W ten sposób powstaje półfabrykat o lepszej sztywno ci i mniej­ szym ci arze. Jednak ka dy medal ma dwie strony - wysoka sztywno po dana przez zawodnika z uwagi na efektyw­ no nap dzania (pod wpływem pedałowania rama nie wygi­ na si i nie rozprasza niepotrzebnie energii kolarza) objawia si cz sto całkowitym brakiem komfortu. Obecnie najcz ciej stosowane s stopy aluminium serii 6000 i 7000 (nie mo na

rama

fot. Trek

Treks sp o rto w y ro w e r !

jednoznacznie stwierdzi , który z nich jest lepszy]. Materiał 7000 jest dro szy, z kolei 6000 - trudniejszy w obróbce. Oprócz tanich rur z niewyszukanego aluminium istniej tak­ e bardzo zaawansowane stopy, z których produkuje si wie­ lokrotnie cieniowane rury, gdzie grubo cianki mo e zmie­ nia si wielokrotnie (np. 1,9-1 lub 1,3-0,6-0,45 mm). • tytan (oznaczenia: Ti np. Ti 3A1, 2.5V) - podobnie jak alu­ minium i magnez zalicza si do metali lekkich. Jego stopy cechuj si bardzo du wytrzymało ci , s stosunkowo lekkie oraz odporne na korozj . Niestety, stopy tytanu s materiałami drogimi i trudnymi w obróbce, co bardzo pod­ nosi cen wyrobu. Legendarna trwało ram tytanowych sprawiła, e surowiec ten popadł w niełask producentów. Nikomu nie opłaca si produkcja ram, których nikt nie b dzie zmieniał.

m •

c 'i i: o i o e ' o I

> rama z kompozytu węglowego

»magnez (oznaczenia: magnesium) - kolejny cudowny mate­

riał coraz cz ciej lansowany przez potentata w tej dziedzinie - Merid . Jego ci ar wła ciwy jest mniejszy od aluminium 0 ponad 30%. Stopy magnezu prócz nadzwyczajnej lekko ci charakteryzuj si bardzo dobr zdolno ci absorbowania drga , znacznie przewy szaj c „rowerowe" stopy alumi­ nium. Niestety, magnesium ma ni sz wytrzymało . Wyma­ ga stosowania rur o wi kszej grubo ci cianek i specjalnych kształtów profili. W poł czeniu z trudnym procesem techno­ logicznym daje materiał o dobrych własno ciach, ale drogi. »kompozyty (potocznie zwane carbonem) - do wiadczenie podpowiada, e nie ma doskonalszej ramy ni wykonana z włókien w glowych. Własno ci amortyzacyjne, lekko 1 (wbrew pozorom) trwało stawiaj carbon na pierwszym miejscu w ród materiałów. Kompozyty powstaj poprzez na­

311 t ) r o

mo

kładanie kolejnych warstw włókien w glowych i ł czenie ich za pomoc specjalnych ywic. Poniewa własno ci mecha­ niczne kompozytów zale od wielu czynników - rodzaju u ytych włókien i ywic, k ta uło enia poszczególnych warstw, sposobu ich nas czania ywic , sposobu laminacji - mo na polega wył cznie na markowych produktach. Do produkcji niezb dnajest zaawansowana technologia, du y kapitał i dowiadczenie. Zasadniczo stosowane s dwie podstawowe technologie wytwarzania ram z włókien w glowych. Pierwsza polega na ł czeniu kompozytowych rur za pomoc ł czników. Produkcja rur carbonowych na skal przemysłow nie jest dzisiaj problemem, stosowane s do tego sterowane nu­ merycznie nawijarki. W technologii skorupowej, zwanej monoco cue (z ang. monolit), na rdzeniu układa si odpowiednie warstwy tkanin carbonowych, kewlarowych nas czonych ywic . Cało wci­ skana zostaje w specjaln form i podgrzewana. Rdze jest najcz ciej rodzajem pompowanego worka, zwi ksza obj to , dociskaj c składnik to cian formy. Ci nienie i wysoka temperatura usuwaj p cherzyki i kieszonki powietrza ze struktury, czyni c j wyj tkowo lekk i mocn . Ideały s nie­ stety bardzo kosztowne. systemy

amortyzacji

ramy

W rowerach terenowych po dany skok koła to wi cej ni 50 mm. Takich warto ci nie zapewni ani spr ysta rama, ani szerokie opony. Utrzymywanie przyczepno ci koła nap dzaj cego podnosi efektywno jazdy, a na zjazdach poprawa przy­ czepno ci wpływa bezpo rednio na skrócenie drogi hamowa­ nia. Rower bez amortyzacji jedzie, odbijaj c si od nierówno ci i wła ciwie nie dotykaj c kołami gruntu; rower z amortyzacj przez wi kszo czasu przylega oponami do nawierzchni. Podczas hamowania rower jad cy 25 km/godz. w ka dej se­ kundzie pokonuje prawie 7 m. Badania firmy Giant wykazały, e w tym czasie rower bez amortyzacji przez ok. 0,25 sekundy pozbawiony jest przyczepno ci, czyli 1,7 m pokonuje bez kon­ taktu z podło em! Do wiadczenie mówi, e amortyzacja kół zmniejsza dystans pokonywany bez kontroli o wi cej ni połow . Wprawny rowerzysta potrafi zatrzyma rower rozp dzony

i

S a n ta Cruz HeckEor > z amortyzacją systemu jednoosiowego

do tej pr dko ci na dystansie 6-10 m (w zale no ci od przyczep­ no ci podło a). Nale y wi c zało y , e podczasjazdy rowerem bez amortyzacji z pr dko ci 25 km/godz. po dziurach, droga hamowania wydłu y si nawet o 2 m, co mo e sko czy si gro nym wypadkiem. W celu utrzymania przyczepno ci konstruowane s specjal­ ne systemy zawieszenia. Ich budowa musi uwzgl dnia dwie sprawy: efektywno nap dzania i jako amortyzacji. Rowerzy­ sta dysponuje niewielk moc i nie mo e sobie pozwoli na jej marnotrawienie. Bardzo cz sto pedałowanie powoduje uginanie si wahacza. Siły rowerzysty, zamiast skupia si na nap dzaniu roweru u ywane s do kompresji spr yny. Nie jest to zja­ wisko marginalne, bo trzeba pami ta , e przez godzin rowe­ rzysta obraca korbami około 4500 razy! Obecnie prace konstruktorów zmierzaj w dwóch kierun­ kach: pierwszy zakłada doskonalenie systemu zawieszenia, drugi koncentruje si na „inteligentnych" amortyzatorach, które potrafi rozpozna , czy kołysanie zawieszenia wywołane jest prac nap du i wtedy zablokowa ugi cie czy te wahacz powi­ nien zamortyzowa wstrz s spowodowany dziur . system j ednoosi owy Jest to najbardziej pierwotny system amortyzacji. Pomi dzy osi tylnego koła a ram roweru znajduje si wył cznie jeden prze­ gub - główna o obrotu wahacza. W zale no ci od poło enia

: 3J2 ; I i

głównej osi obrotu zmienia si charakterystyka pracy zawiesze­ nia. Im wy ej jest umieszczona o obrotu, tym bardziej ła cuch, napr ony pod wpływem pedałowania, usztywnia zawieszenie. Jest to dobrodziejstwem na gładkich podjazdach, zmniejsza jed­ nak przyczepno na nierównych trasach. Je li nast puje wysuni cie osi obrotu wahacza do przodu, przed o suportu, mniej zauwa alnyjest wpływ pracy zawieszenia na nap d i odwrotnie. Konstruktorzy, ongluj c tymi wielko ciami, walcz o uzyskanie mo liwie najbardziej efektywnego systemu zawieszenia. Najcz ciej do ruchomego ramienia wahacza mocowany jest amortyzator. Najbardziej znane tego typu konstrukcje prezentu­ je Santa Cruz oraz Scott. W drogich rowerach spotyka si „inte­ ligentne" amortyzatory Manitou SPV i 5th Element w znacznym stopniu eliminuj ce wady systemu. Specjalne przekładnie upodabniaj czasem rowery tego sys­ temu do tzw. czterozawiasowców. Je eli pomi dzy główn osi obrotu a osi tylnego koła nie ma innego przegubu, o tylnego koła porusza si po łuku - otrzymujemy zatem jednoosiowy system zawieszenia. Pozostałe elementy wahacza w takim rozwi zaniu pełni rol przekładni modyfikuj cej siły, jakie od­ działuj na tylny amortyzator. Przykładem kryptojednoosiowców s wszystkie modele fuli suspension firmy Kona, nowe Meridy LRS czy Rocky Mountain Element. czter oz awi as owi ec W tej konstrukcji kluczow rol odgrywa o obrotu zlokalizo­ wana pomi dzy główn osi wahacza i osi tylnego koła. Takie rozwi zanie sprawia, e trajektoria osi tylnego koła podczas uginania si wahacza nie zmienia napr enia ła cucha, czyli wpływ pracy nap du na amortyzacj i odwrotnie jest minimalny. Wła cicielem praw do tego wynalazku jest firma Specialized, która nazywa ten system FSR. Bardzo ciekawym uzupełnieniem okazuje si amortyzator Brian z czujnikiem blokuj cym skok koła na gładkich nawierzchniach. Rozwi zanie Giant NRS jest podobne kinematycznie do FSR, ale charakteryzuje si bardzo niskim umieszczeniem przegubu pomi dzy główn osi waha­ cza a osi koła tylnego. Technologi czterozawiasow wykorzy­ stuje jeszcze kilka mniejszych firm, w ród nich słynna manu­ faktura Intense. Ostatnio coraz cz ciej spotyka si rozwi zanie

|: |

t

e

c

Ir

n

g

I i 383

Spedalized Endure > klasyczny cZerczawiascMiec VPP (Virtual Pivot Point - system zawieszenia z wirtualn osi obrotu). Wahacz wykorzystuje jednak te same zasady, co sys­ tem czterozawiasowy. inne

system y

Poza wymienionymi istniej te inne systemy amortyzacji ramy - softtail (jeden z najprostszych; zamiast ło yskowanej osi ob­ rotu wykorzystuje si spr ysto materiału, z którego wykona­ no dolne rurki tylnego trójk ta); URT (o suportu i o koła s sztywno zamocowane na tej samej belce wahacza); drive (przy­ pomina URT, sercem układu jest mimo ród, w którym jest za­ montowana o suportu). wybór

r a my

Dobór rozmiaru ramy jest kluczowym zagadnieniem przy wy­ borze roweru. Nie ma znaczenia ani rodzaj uprawianego kolar­ stwa, ani intensywno je d enia. Optymalny jest przedział rozmiarów ram, na których dany rowerzysta mo e wygodnie si rozsi i efektywnie pedałowa . Wspornik siodełka zapewnia pewien zakres regulacji, ale istot­ ny parametr ramy tojej długo (długo górnej rury), ajest ona ci le zwi zana z wysoko ci . Osobnik o krótkich nogach, długich ramionach i korpusie powinien mie mo liwie jak najwi kszy rozmiar ramy. Tylko

i

wtedy pozostanie do miejsca na wyci gni cie grzbietu ponad górn rur ramy. Długonogim kobietom polecamy mo liwie naj­ mniejszy rozmiar ramy, czyli wspornik siodła wysuni ty najle­ piej do znacznika i niezbyt długi wspornik kierownicy.

2. Ustaw siodełko w pozycji uznanej za właściwą.

ust al eni e wi el kości

4. Oprzyj pięty na pedałach (pomocnik utrzymuje rower w piono­

U stalanie w yso ko ści sio d e łka 1. Namów do pomocy kogoś silnego, kto nie ma kłopotów z za­ chowaniem równowagi.

3. Wsiądź na rower podtrzymywany przez pomocnika za kierownicę.

ramy

Wysoko ramy powinna zapewnia dostateczn odległo pomi dzy górn rur ramy a kroczem. Pozwoli to na bezpieczne zeskoczenie z pedałów bez przykrych konsekwencji. W rowe­ rze górskim rowerzysta, który stoi okrakiem nad ram , musi mie mo liwo uniesienia przedniego koła co najmniej 15 cm nad ziemi . W rowerach przeznaczonych do u ytkowania w ła­ twiejszym terenie rama mo e by nieco wy sza, czyli koła nie trzeba unosi tak wysoko, wystarczy 10 cm.

wej i stabilnej pozycji). 5. Kręć pedałami do tyłu, pamiętając, że stawy kolanowe muszą prostować się niemal zupełnie, jeśli tak nie jest, wysuń nieco sio­ dełko do góry i wróć do punktu 4. Jeśli pośladki przesuwają się na boki, nieznacznie obniż siodełko i znów powróć do punktu 4. rana

na

polskie

U sta la n ie w y so k o ści ramy 1. Zdejmij obuwie. 2. Stojąc ze stopami rozstawionymi na szerokość 20 cm, zmierz długość nogi od podłoża do krocza, po czym wynik w centyme­ trach pomnóż przez odpowiadający współczynnik: dla roweru g ó rsk ie g o - 0 ,5 7 ; dla roweru szo so w e g o - 0 ,6 7 ; dla roweru łre k k in g o w e g o - 0 ,6 3 . 3. Ponieważ rozmiary rowerów górskich podawane są zazwyczaj w calach a my uzyskaliśmy wynik w centymetrach, wykonujemy jeszcze jedno dzielenie - przez 2,54.

Optymalnym rozwi zaniem jest taki dobór wielko ci ramy ro­ weru MTB i trekkingowego, eby był najmniejszym mo liwym do zastosowania przy zaproponowanym przez producenta wsporniku siodła. Na wsporniku siodła znajduje si specjalny znacznik informuj cy o maksymalnym poziomie wysuni cia go z ramy. Pod adnym pozorem nie wolno wyci ga siodełka powy ej znacznika cho by o centymetr! Grozi to wypadkiem, uszkodzeniem ramy lub całkowitym zniszczeniem wspornika. Podczas jazdy na siedz co rowerzysta musi mie mo liwo wyprostowania kolan. Zbyt wysokie umieszczenie siodełka wy­ musza wyci ganie stopy i przesuwanie po ladków to w lewo, to w prawo. Z kolei zbyt niskie niejest ergonomiczne ani efektyw­ ne. Do wyznaczenia najdogodniejszej wysoko ci siodełka do­ chodzi si metod prób i bł dów. -

i* i e c h n o i

ogi a

warunki

Ten problem ł czy si przede wszystkim z wyborem roweru. Patrz c dookoła, cz sto trudno uwierzy , e s jeszcze produ­ kowane inne rowery ni górskie. MTB wła ciwie zdominowały polski rynek. „Górale" były i nadal s najcz ciej kupowanymi jedno ladami. Z jednej stronyjest to zasadne, bo dziurawe dro­ gi wymagaj odpornych kół i trwało ci osprz tu, a z drugiej nie zawsze trzeba wozi ze sob to całe elastwo. Rower górski powinien by u ywany zgodnie ze swoj na­ zw , czyli w górach. Mocna rama, wytrzymałe koła o du ych mo liwo ciach absorpcji drga wywołanych nierówno ciami nawierzchni, zwrotno - to wszystko sprzyja u ytkownikowi nawet na najbardziej stromych podjazdach i zjazdach. Ale do­ piero na najtrudniejszych szlakach mo na doceni wi kszo jego zalet. Niestety, rowery górskie, przeznaczone do jazdy w ci kim terenie, z kołami o zewn trznej rednicy 26 cali, s u ywane wbrew pierwotnym intencjom konstruktorów. Wi kszo posiadaczy je dzi nimi na działk , do pracy, w najlep­ szym razie po parku. Przystosowywanie roweru górskiego do tego typu jazdy jest bezsensowne - w ko cu tylko kilka pro­ cent powierzchni naszego kraju zajmuj góry. Dla osób je d cych w Polsce idealnym rozwi zaniem s rowery trekkingowe. Nawet miło nicy jazdy cie kami czy drogami le nymi powinni skorzysta z mo liwo ci, jakie daje rower na wi kszych kołach. Zewn trzna rednica 28 cali i sto­ sunkowo w skie opony sprawiaj , e rower znacznie lepiej to­ czy si i wymaga mniej sił do nap dzania. Zob. tak e s. 57.

| « 3 4:

|

warna

serwis

5. Utóż koła pod ramą.

Czyszczenie roweru to nie tylko kwestia estetyki. Mycie ramyjest najlepszym sposobem na dokonanie przegl du najistotniejszej cz ci roweru. Ramy p kaj i lepiej odkry to przed wycieczk ni wjej trakcie. W tym rozdziale nie zaj kniemy si nawet o na­ prawach, które dalej b dziemy okre la jako „partyzanckie", bo nie istniej jeszcze ta my ani kleje, które zł czyłyby ram . Myj c i osuszaj c szmat , mamy okazj przyjrze si dokładnie newral­ gicznym punktom nara onym na p kni cia i złamania. I to ju wszystko, co mo e zrobi rowerzysta. Je li zauwa ymy co po­ dejrzanego, a dysponujemy wa n gwarancj , powinni my próbowa dochodzi swoich praw u sprzedawcy. Do mycia roweru w adnym wypadku nie wolno stosowa wysoko ci nieniowych zestawów zwanych popularnie karcherami. Rower ró ni si od samochodu, a jego ło yska s gorzej uszczelniane - woda z detergentem pod wysokim ci nieniem wciska si wsz dzie i wypłukuje smar z ło ysk. Nienasmarowane cz ci niszcz si i ulegaj korozji. Najlepiej stosowa wod z wiadra, a nie z uj cia pod du ym ci nieniem. Ostatnio w pro­ fesjonalnych sklepach rowerowych pojawiły si specjalne zesta­ wy szczotek - za 55 zł mo na kupi 5 porz dnych i wykona­ nych specjalnie do mycia roweru. Je li to wydaje si przesad , to nale y nadmieni , e szczotki wystarczaj na dwa pokolenia rowerzystów i przyspieszaj mycie roweru o kilkana cie minut. Taki zestaw powinien składa si z szerokiej zmiotki z mi kkim włosem do ramy i powierzchni łatwo dost pnych, twardej szczoteczki o długim włosiu do czyszczenia kasety i z batek mechanizmu korbowego, szerokiego, okr głego p dzla do szprych, piast i kół, wygi tej szczotki z twardym, krótkim wło­ sem idealnej do przerzutek i specjalnej okr głej szczoteczki do czyszczenia miejsc trudno dost pnych. A teraz do dzieła:

6 . W wiadrze z wodą rozpuść płyn do mycia, może być specjalny do rowerów, sam ochodów lub nawet „ludwik" do naczyń. 7. Szeroką zmiotką zmocz ramę i koła. Nie szoruj!

8 . Jeśli to możliwe, łańcuch, kasetę i koronki suportu spryskaj odtłuszczaczem rowerowym. Nie wolno stosować nafty, rozpusz­ czalnika czy innego mocnego środka, bo przedostanie się do łożysk i wypłucze smar. 9. Zmiotką wyszoruj opony i obręcze, pędzlem wyczyść szprychy i piasty, a specjalną twardą szczotką - kasetę. 1 0. Nie żałując wody z płynem, umyj ramę. Należy zacząć od sio­ dełka, wspornika siodła i przemieszczać się ku dołowi. Kierow­ nicę można sobie darować, a na pewno nie ma potrzeby szo­ rować manetek (z pewnością nie są na tyle brudne, a poza tym częste mycie skraca ich żywot). 11.

W miejscach trudno dostępnych, np. po wewnętrznej stronie widelca i okolicach mufy suportu, posłuż się pędzlem. Po­ wierzchnię w pobliżu

hamulców i przerzutki czyść okrągłą

szczotką przeznaczoną do miejsc trudno dostępnych. 1 2. Wymień wodę w wiadrze (rozpoczynamy płukanie) - nie pole­ w aj, lecz spłukuj rower zmiotką, nie żałując przy tym wody. 13. Zostaw rower na 30 minut, żeby obciekł. 14. Suchą szmatą powycieraj

poszczególne części, traktując ze

specjalną troską elementy matowe, na których najbardziej wi­ dać niedociągnięcia w myciu. 1 5. N a jw a ż n ie js z e - szczególnie dokładnie czyścimy ramę w oko­ licach główki, suportu, haków kół i wspornika siodełka. 1 6 . Nie lekceważ żadnej rysy w okolicach spawów. Sprawdź, czy są wyczuwalne pod paznokciem ; jeśli tak, trzeba natychmiast za­ przestać jazdy na rowerze - grozi wypadkiem. 1 7. Po zmontowaniu roweru oprzyj go tak, żeby stał w pionie, a koła

1. Przebierz się w ubranie robocze.

były ustawione równolegle. Przykucnij kilka metrów za rowerem

2. Zdemontuj koła.

i sprawdź, czy obie rolki przerzutki są idealnie w płaszczyźnie

3. Powieś rower na dogodnej wysokości, zah a cza ją c o czubek

wzdłużnej roweru. Wózek przerzutki musi być ustawiony w pionie,

siodełka (idealnie do tego nadaje się trzepak z wysoko umiesz­

a rolki przerzutki w osi kół. Jeśli tak nie jest, należy wymienić hak

czoną poprzeczką).

przerzutki lub wyprostować ją z wyczuciem (trzymając ją za gór­ ną główkę; pozostałe części są w tym momencie nietykalne).

4. Wyjmij z piasty zacisk tylnego koła i zamontuj w ramie tak, że­ by opierał się na nim łańcuch (nie może zwisać i ocierać się

T e k st:

o ramę). Uwaga! Zacisk nie może być zbyt mocno zapięty.

|:|

t e c h n o

c g

a

I

: 315 =

|

r a m a

Ml ł o n

K ę d ra ck i

( „ it i k e B e a r d " )

w i d e l c e

Zmor cyklistów zawsze były wszelkie nierówno ci, które mu­ siały pokona koła. Bior c pod uwag , e pierwsze rowery to­ czyły si na oponach z lanej gumy po ówczesnych drogach (brukowane), trzeba przyzna , e jazda na welocypedzie wy­ magała niemałego zaci cia. W 1888 r. irlandzki weterynarz John Dunlop po raz pierwszy zastosował ogumienie pneumatyczne wykonane z kawałka w a ogrodowego poł czonego w piercie . Dzi ki temu wynalazkowi jazda na rowerze stała si prawdziw przyjemno ci .

am ortyzujące



Amortyzacja kojarzy si głównie z ró nego rodzaju waha­ czami czy spr ynami, jednak tak naprawd ka dy rower ma pewn amortyzacj - uginaj si opony wypełnione powie­ trzem, ramiona i nogi rowerzysty, spr yny siodełka, przed­ nich widełek, w minimalnym stopniu funkcj amortyzatora pełni nawet r kawiczki. Dla rowerzysty liczy si suma tych wszystkich ugi . Kariera roweru górskiego spowodowała gwałtowny rozwój zawieszenia amortyzowanego. Tutaj ju nie chodziło o komfort jazdy, ale o bezpiecze stwo podczas szalonych zjazdów, bynaj­ mniej nie po szosie, ale po wybojach i korzeniach drzew. Wje­ chanie przy szybko ci 60 km/godz. na kamie sko czyłoby si z pewno ci wypadkiem. Zastosowanie widełek elastycznie ust puj cych pod naporem przeszkody znacznie zwi ksza bez­ piecze stwo jazdy. To wła nie dzi ki temu wynalazkowi mo liwe jest uzyskiwanie przez kolarzy górskich zawrotnych pr dkoci w terenie - nawet do 80 km/godz. Dla rowerzystów preferuj cych spokojn jazd po alejkach i cie kach rowero­ wych wa niejszy jest komfort jazdy. Podobnie jak w samochodach i motorach, to wła nie zawie­ szenie odpowiada za stały kontakt przedniego koła z na­ wierzchni . Koło, które znajduje si w powietrzu po wybiciu si z przeszkody (np. kamienia), nie słu y do niczego rowerzy cie - nie pozwala zmieni kierunku jazdy ani zahamowa , umo liwia za to cz sto kontakt z gleb . Zawieszenie powinno spełnia dwie podstawowe funkcje: resorowania i tłumienia. Resorowanie to kontrolowane ugi cie si cz ci spr ynuj cej pod naciskiem, na przykład ugi cie si widelca po najechaniu na kamie czy inn przeszkod . Ele­ ment resoruj cy przyjmuje energi zderzenia i musi j odda .

z'

s3j

0 * X ¿ c i 25 -fr-S QVJ J O i/i- c8 •$ -C •5 ? s ! i■s|| i c

i ^1 bt. ucM i ;0 3 •■■' 1

ir

t

°- j V8 •

i I

^ A°

•5 A N w5! * £>* 5 5Z o

i i i

*2 Ł

N

|:| I e c h

TH

316

w i d e l c e

a m o r t y z u j ą c e

AAtósisoecBsi Shhrer S C > widelec typu upside down > rozwiązanie ;■ LI r ? 1 ":hv;>;>(: ' ?r-v "P C y ictre' .'/afi-sA "i";n--':¡J ;;,-i:fil' amortyzator ma mniejszą bezwładność i Jest aktywrnejs ¿y net wyśoifjcb

Rock Shox SIEI W orld Cup > wyczynowy, superlekki widelec do wyścigjów XC > rura sterowa i głowica z kompozytów węglowych > zdalnie sterowana blokada skoku.

7 £

fo t. R ock S h o x '

V i : ' -L ichi (z m a t e r i a ł ó w „ b i k eB o cr d " ) Rocie

S h o x

P s y l®

R a c e

>

w y ra fin o w a n y ,

bardzo

le k k i

w id e le c

stosowany w rowerach Enduro > duży skok (125 mm) i zdalnie sterowana blokada skoku.

fo t. R ock S h o c k (z m o to r io łó w „ b ik e B o a r d * )

> widelec amortyzowany do wyścigów 4X (Cztery Four Cross} i skoków Dirt > charakterystyczne niecodzienne rozwiązanie zespołu goleni dolnych i podkowy oraz stała oś o średnicy 20 mm.

fot. Magma (.Magazyi

M arzocchi 8 8 8 R > nowoczesny widelec dwupółkowy przeznaczony do freeride'u i zjazdu > potężne golenie górne (j) 35 mm, średnica osi 20 mm oraz 20 -cenłymetrowy skok.

fo t M a rz o c c h i (z m a t e r ia łó w „ b ik e B o o r d " )

p i a s t y

ne s na osi za pomoc nakr tek kontruj cych. Drugi typ obraca si dzi ki specjalnym ło yskom zwanym potocznie ło yskami maszynowymi. Nazwa ta, stosowana pra­ wie wył cznie przez rowerzystów, jest zdecydowanie niepo­ prawna, ale si przyj ła, b dziemy wi c jej u ywa . Ło yska maszynowe s wciskane za pomoc specjalnych pras do korpu­ su piasty, zamkni te i smarowane fabrycznie. W zasadzie nie da si ich samodzielnie regulowa , mo naje tylko wymieni na nowe. Niektóre firmy stosuj jednak piasty na ło yskach z in­ tegralnymi bie niami, które pozwalaj na regulacj ; spotyka si je w najdro szych produktach. Przednie piasty podparte s najcz ciej dwoma ło yskami, w tylnych, zintegrowanych z b benkiem wolnobiegu, najcz ciej spotyka si cztery, s jednak wyj tki. W prymitywnych tylnych piastach do nakr canych wolnobiegów na ogół s dwa ło yska.

budow a: 1. k o p s piasty 2. kołnierz szprych 3. ołw ory na szprychy

v-/ie'owj,iusi 1\:/i:^y

Ham ulcowej

5. uszczelnienie 6. oś koła

7. ło e (:, zcsr l'"