Przewodnik po Kapitale Karola Marksa [1] 9788394367121

Kapitał Karola Marksa to dzieło onieśmielające – swoim rozmachem, przenikliwością, głębią i erudycją. Z tego właśnie pow

614 47 14MB

Polish Pages 419 Year 2017

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa [1]
 9788394367121

  • Commentary
  • Bibuła

Table of contents :
Przedmowa • 7

Wprowadzenie • 13

Rozdział I • Towary i wymiana • 31
Rozdział 1. Towar • 33
1. Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa i wartość (substancja wartości,
wielkość wartości) • 33
2. Dwoisty charakter pracy zawartej w towarach • 45
3. Forma wartości, czyli wartość wymienna • 49
4. Fetyszyzm towarowy i jego tajemnica • 57
Rozdział 2. Proces wymiany • 67

Rozdział II • Pienią dz• 75
Rozdział 3. Pienią dz, czyli cyrkulacja towarów • 77
1. Miernik wartości • 78
2. Środek cyrkulacji • 84
3. Pienią dz • 93

Rozdział III • Od kapitału do siły roboczej • 109
Rozdział 4. Przemiana pieniądza w kapitał • 111
1. Ogólny wzór kapitału • 113
2. Sprzeczności ogólnego wzoru • 119
3. Kupno i sprzedaż sity roboczej • 125

Rozdział IV • Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej • 135
Rozdział 5. Proces pracy i proces pomnażania wartości • 140
Kapitalistyczna forma procesu pracy »149
Rozdział 6. i 7. Kapitał stały i zmienny oraz stopa wartości dodatkowej • 158

Rozdział V • Dzień roboczy • 165
Rozdział 8. Dzień roboczy • 167
Rozdział 9. Stopa i masa wartości dodatkowej • 194

Rozdział VI • Wartość dodatkowa względna • 197
Rozdział 10. Pojęcie wartości dodatkowej względnej • 199
Rozdział 11. Kooperacja • 208
Rozdział 12. Podział pracy i manufaktura • 214

Rozdział VII • Co ujawnia technologia? • 227
Rozdział 13. Maszyna i wielki przemysł • 229
Istotny przypis • 229
1—3. Rozwój maszyn, transfery wartości oraz wpływ na robotników • 242

Rozdział VIII • Maszyny I wielki przemysł • 255
4-10. Robotnicy, fabryki, przemysł • 258

Rozdział IX • Od bezwzględnej I względnej wartości dodatkowej do akumulacji
kapitału • 281
Rozdziały 17.-20. Płace • 287
Dział siódmy - Proces akumulacji kapitału • 290
Rozdział 21. Reprodukcja prosta • 294
Rozdział 22. Przemiana wartości dodatkowej w kapitał • 301

Rozdział X • Akumulacja kapitalistyczna • 311
Rozdział 23. Ogólne prawo akumulacji kapitalistycznej • 313
Komentarz odnośnie do wartościowego składu kapitału • 313
Pierwszy model akumulacji kapitału • 318
Drugi model akumulacji kapitału • 320
Względne przeludnienie • 329
Dekonstrukcja liberalnego utopijnego marzenia • 333

Rozdział XI • Tajemnica akumulacji pierwotnej • 339
Rozdziały 24.-25. Akumulacja pierwotna • 347
Komentarz • 358

Refleksje I przewidywania • 369
1. Skąd początkowo biorą się pieniądze? • 373
2. Skąd bierze się siła robocza? • 374
3. Dostęp do środków produkcji • 377
4. Niedobór po stronie przyrody • 378
5. Kwestia technologii • 380
6. Utrata kapitalistycznej kontroli nad procesem pracy • 383
7. Problem realizacji i efektywnego popytu • 383
8. System kredytowy i centralizacja kapitału • 386
Cyrkulacja kapitału jako całości • 393

Indeks rzeczowy • 403

Indeks osób I komentowanych dzieł • 411

Citation preview

PRZEWODNIK PO

Kapitale KAROLA MARKSA

część Q

Chciałbym skłonić was do przeczytania Kapitału autorstwa Karola'Marksa (...) w dodatku na warunkach, które on sam określił i przy użyciu Marksowskich kategorii i pojęć

David Harvey

heterod

x

Celem naszej działalności wydawniczej jest rozsze­ rzenie dotychczasowego spektrum debaty publicznej przez przeniesienie na polski grunt tradycji intelektualnych ekonomii heterodoksyjnej. Ekonomia, wbrew obiegowej opinii, nie jest nauką ścisłą i od jej zarania zawsze istniały różne, konkurujące ze sobą szkoły, dostarczające alter­ natywnych opisów zacho­ dzących w świecie procesów gospodarczych.

Zamierzamy publikować prace autorów polskich i zagranicz­ nych, a także wznowienia klasycznych dzieł ekonomii heterodoksyjnej. Nasze serie wydawnicze:

• Marksistowska • Neoricardiańska • Postkeynesowska • Instytucjonalna • Schumpeterowska • Ekonomia Środowiskowa • Ekonomia Feministyczna • Filozofia i Metodologia Nauk Ekonomicznych

• Biografie Ekonomistów • Historia gospodarcza i historia myśli ekonomicznej

David Harvey

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Przełożył Krystian Szadkowski

Tytuł oryginału A Companlon to Marx's Capitai

Originally published by Verso Books A Companlon to Marx's Capitai

Copyright © 2010, David Harvey All rights reserved

Copyright © for thè Polish translatlon Krystian Szadkowski Redakcja Marcin Czachor Redakcja językowa Anna Wojczyńska

Korekta Ela Dajksler Skład Maciej Mikulewicz | Składacz - pracownia DTP i usług redakcyjnych Projekt okładki Waldemar Koralewski | Portlab Projekt wnętrza Ela Dajksler, Waldemar Koralewski | Portlab

Zdjęcie na okładce Sebastian Mikołajczak

Indeks Anna Wojczyńska

Copyright © for the Pollsh edltlon by

Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox

Poznań 2017 ISBN 978-83-943671-2-1

Wydawnictwo Ekonomiczne Heteredox ul. Mostowa 10, 61-854 Poznań tei. +48 668 821 341, [email protected] heterodox.pl

Spis treści

Przedmowa • 7

Wprowadzenie • 13

Rozdział I • Towary I wymiana • 31

Rozdziat 1. Towar • 33

1. Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa i wartość (substancja wartości,

wielkość wartości) • 33 2. Dwoisty charakter pracy zawartej w towarach • 45 3. Forma wartości, czyli wartość wymienna • 49 4. Fetyszyzm towarowy i jego tajemnica • 57

Rozdział 2. Proces wymiany • 67 Rozdział II • Pieniądz • 75

Rozdziat 3. Pieniądz, czyli cyrkulacja towarów • 77

1. Miernik wartości • 78 2. Środek cyrkulacji • 84 3. Pieniądz • 93 Rozdział III • Od kapitału do siły roboczej • 109

Rozdziat 4. Przemiana pieniądza w kapitat • 111

1. Ogólny wzór kapitału • 113 2. Sprzeczności ogólnego wzoru • 119 3. Kupno i sprzedaż sity roboczej • 125 Rozdział IV • Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej • 135

Rozdziat 5. Proces pracy i proces pomnażania wartości • 140

Kapitalistyczna forma procesu pracy »149 Rozdziat 6. i 7. Kapitat staty i zmienny oraz stopa wartości dodatkowej • 158 Rozdział V • Dzień roboczy • 165

Rozdziat 8. Dzień roboczy • 167 Rozdziat 9. Stopa i masa wartości dodatkowej • 194

Rozdział VI • Wartość dodatkowa względna • 197

Rozdział 10. Pojęcie wartości dodatkowej względnej • 199 Rozdział 11. Kooperacja • 208 Rozdział 12. Podział pracy i manufaktura • 214 Rozdział VII • Co ujawnia technologia? • 227

Rozdział 13. Maszyna i wielki przemysł • 229

Istotny przypis • 229

1—3. Rozwój maszyn, transfery wartości oraz wpływ na robotników • 242 Rozdział VIII • Maszyny I wielki przemysł • 255

4-10. Robotnicy, fabryki, przemysł • 258 Rozdział IX • Od bezwzględnej I względnej wartości dodatkowej do akumulacji kapitału • 281

Rozdziały 17.-20. Płace • 287 Dział siódmy - Proces akumulacji kapitału • 290 Rozdział 21. Reprodukcja prosta • 294 Rozdział 22. Przemiana wartości dodatkowej w kapitał • 301 Rozdział X • Akumulacja kapitalistyczna • 311

Rozdział 23. Ogólne prawo akumulacji kapitalistycznej • 313 Komentarz odnośnie do wartościowego składu kapitału • 313

Pierwszy model akumulacji kapitału • 318 Drugi model akumulacji kapitału • 320 Względne przeludnienie • 329

Dekonstrukcja liberalnego utopijnego marzenia • 333 Rozdział XI • Tajemnica akumulacji pierwotnej • 339

Rozdziały 24.-25. Akumulacja pierwotna • 347 Komentarz • 358 Refleksje I przewidywania • 369

1. Skąd początkowo biorą się pieniądze? • 373 2. Skąd bierze się siła robocza? • 374 3. Dostęp do środków produkcji • 377

4. Niedobór po stronie przyrody • 378 5. Kwestia technologii • 380

6. Utrata kapitalistycznej kontroli nad procesem pracy • 383 7. Problem realizacji i efektywnego popytu • 383 8. System kredytowy i centralizacja kapitatu • 386 Cyrkulacja kapitału jako catoścl • 393 Indeks rzeczowy • 403

Indeks osób I komentowanych dzieł • 411

Przedmowa

Kiedy dowiedziano się, że nagrania wideo moich corocznych wykładów o tomie I

Marksowskiego Kapitału mają zostać umieszczone w intemecie, redaktorzy z wydaw­ nictwa Verso zapytali, czy nie byłbym zainteresowany przygotowaniem ich wersji

książkowej. Z wielu różnych powodów przystałem na ten pomysł. Niepowodzenia gospodarki oraz wyłaniający się wówczas na horyzoncie po­

ważny globalny kryzys, jeśli nie wręcz całkowite załamanie gospodarcze, poskutko­

wały wzrostem zainteresowania analizą Marksa. Ukierunkowane było ono szczegól­ nie na sprawdzenie, czy analiza ta może być pomocna w zrozumieniu źródeł naszego

dzisiejszego kłopotliwego położenia. Problem polega jednak na tym, że ostatnie trzydzieści lat, w szczególności okres od upadku muru berlińskiego i końca zimnej wojny nie był zbyt pomyślnym i płodnym czasem dla myśli Marksa, o Marksow-

skiej polityce rewolucyjnej nie wspominając. W konsekwencji dojrzało całe młode

pokolenie ludzi pozbawionych znajomości, a co dopiero wprawy, w marksowskiej

ekonomii politycznej. Wydaje się zatem, że jest to właściwy moment na stworzenie

przewodnika po Kapitale, który mógłby dać temu pokoleniu szansę samodzielnego

zbadania, o co właściwie chodzi z tym Marksem. Moment dla przeprowadzenia konstruktywnej ponownej oceny dzieła Marksa

jest sprzyjający w jeszcze jednym sensie. Gwałtowne opozycje i niezliczone podzia­ ły w obrębie ruchu marksistowskiego, które naznaczyły cale lata siedemdziesiąte

XX wieku, wpływające nie tylko na praktyki polityczne, ale również na orientacje teore­

tyczne, zbledły nieco, podobnie jak i apetyt na czysty akademizm, który z jednej strony pomagał utrzymać zainteresowanie Marksem w trudnych czasach, robiąc to jednak,

z drugiej strony, za cenę prowadzenia nieprzystępnych i zwykle wysoce abstrakcyj­

nych debat i refleksji. Mam wrażenie, że ci i te, którzy dziś pragną czytać Marksa, są dalece bardziej zainteresowani praktycznym zaangażowaniem. Nie oznacza to jednak,

10

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

że lękają się abstrakcji; raczej to, że akademizm wydaje im się nudny i kompletnie

pozbawiony znaczenia. Wiele studentów i studentek, aktywistów i aktywistek rozpacz­

liwie domaga się silnej teoretycznej podstawy pozwalającej na lepsze uchwycenie spo­ sobu, w jaki wszystko wiąże się ze wszystkim. Ich nadrzędnym celem jest jednak moż­

liwość usytuowania analizy w kontekście ich własnych, konkretnych zainteresowań i praktycznego działania politycznego. Mam nadzieję, że składająca się na niniejszy

tom prezentacja podstaw teorii Marksa pomoże im w realizacji tego celu. Przygotowując tekst, pracowałem na transkrypcjach nagrań audio wykładów wygło­ szonych wiosną 2007 roku, sporządzonych przez Katharinę Bodirsky (której w tym miejscu serdecznie dziękuję). Wykłady w postaci wideo (zob. davidharvey.org) zostały

zorganizowane przez Chrisa Caruso (który również zaprojektował stronę internetową) oraz sfilmowane przez Media College z University of the Poor w Nowym Jorku oraz Media

Mobilizing Project w Filadelfii, a wygłoszone jesienią 2007 roku. Chciałbym podziękować

Chrisowi oraz wszystkim pozostałym za ich dobrowolny wkład pracy w ten projekt. Między wersjami audio a wideo istniały jednak istotne różnice. Pojawiły się one

przede wszystkim dlatego, że zawsze prowadzę wykłady w sposób odrobinę impro­ wizowany, koncentrując się na różnych aspektach omawianego tekstu, w zależności od wydarzeń politycznych bądź gospodarczych, jak również na moich własnych zain­ teresowaniach (czasem wręcz kaprysach) w danym momencie. Dyskusje odbywające

się w ramach zajęć często też przekierowują uwagę w niedające się wcześniej przewi­

dzieć rejony. Niestety rozmiar tego tomu nie pozwala na dołączenie zapisu dyskusji. W kilku miejscach jednak, tam gdzie wydawało mi się to właściwe, włączyłem ich ele­ menty do głównej partii tekstu. Chociaż pracowałem głównie z wersją audio, dodałem

również niektóre elementy z materiałów wideo. Oczywiście redagowanie transkrypcji

musiało być zadaniem karkołomnym, po części ze względu na ograniczenia objętości tekstu książki, ale również ze względu na konieczność przekładu ze słowa mówionego

na pisane, co zawsze wymaga istotnych, a niekiedy dość drastycznych modyfikacji. Skorzystałem również z możliwości rozjaśnienia niektórych kwestii niepodjętych

w wykładach oraz dodałem kilka dalej idących przemyśleń. Tekst, z którego korzystam w trakcie kursu, to przekład wykonany przez Bena Fowkesa, opublikowany pierwotnie przez Pelican Books oraz New Left Review w 1976 roku, przedrukowany przez Vintage

w 1977 roku, a następnie wznowiony w ramach Penguin Classics w 1992 roku. Odnie­ sienia do stron umieszczone w nawiasach odnoszą się do tych wydań *.

* W polskim przekładzie korzystam z wydania nakładem Książki i Wiedzy: K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom I. Proces wytwarzania kapitału, przeł. P. Hoffman, B. Minc,

Przedmowa

11

Mam nadzieję, że mój „przewodnik" - bo rzeczywiście myślę o tej książce jak

o przewodniku bardziej niż o wprowadzeniu czy interpretacji - zapewni użyteczny

wgląd w ekonomię polityczną Marksa każdemu i każdej, którzy chcieliby podą­ żać wyznaczoną przez nią drogą. Starałem się utrzymać sposób prezentacji właśnie

na poziomie wprowadzenia, bez jednoczesnego popadania w uproszczenia. Co wię­ cej, nie rozważałem w szczegółach wielu kontrowersji kłębiących się wokół różnych

interpretacji samego tekstu Marksa. Zarazem czytelnik powinien zrozumieć, że to, co otrzymuje w tej książce, w żadnym wypadku nie jest neutralnym odczytaniem. To interpretacja, do której doszedłem po niemal czterdziestu latach nauczania Kapi­

tału pośród bardzo różnych, dysponujących rozmaitymi doświadczeniami ludzi (którym jestem dłużny, gdyż nauczyli mnie wielu rzeczy), próbując jednocześnie

wykorzystać myśl Marksa do działania politycznego na własny, konstruktywny spo­ sób w moich badaniach naukowych. Nie staram się tu nikogo przekonać do przy­ jęcia mojego punktu widzenia. Za cel obrałem raczej świadome wykorzystanie go

jako furtki dla chcących konstruować własne, znaczące i w maksymalny sposób użyteczne dla nich samych interpretacje, rozwijane w konkretnych okolicznościach,

w których przyszło im żyć. Jeśli uda mi się przynajmniej częściowo zrealizować ten zamiar, będę całkowicie zadowolony.

E. Lipiński, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 23, Książka i Wiedza, Warszawa 1968. Cytaty z tego wydania lokalizuję, podając numer strony w nawiasie (przyp. dum.).

Wprowadzenie

Chciałbym skłonić was do przeczytania Kapitału autorstwa Karola Marksa, a wła­ ściwie wpierw jego tomu I, w dodatku na warunkach, które on sam określił, i przy

użyciu Marksowskich kategorii i pojęć. Może się to wydawać nieco niedorzeczne, ponieważ jeśli nie przeczytaliście jeszcze tej książki, to prawdopodobnie nie wie­

cie, czym są Marksowskie pojęcia i warunki, które stawia. Zapewniam was jednak,

że jednym z nich jest to, żebyście czytali dokładnie i uważnie. Proces rzeczywi­ stego kształcenia zawsze pociąga za sobą walkę o to, by zrozumieć to, co nieznane. Moje własne odczytania Kapitału, zebrane w niniejszym tomie, okażą się znacznie bardziej pouczające, jeśli przed ich lekturą przeczytacie stosowne rozdziały. Zależy

mi na tym, by zachęcić was do indywidualnego starcia z tym tekstem oraz do tego, byście przez zmaganie się z nim bezpośrednio rozpoczęli kształtowanie własnego rozumienia myśli Marksa.

Stawia to jednak przed nami natychmiastową trudność. Każdy słyszał o Karolu Marksie, o pojęciach takich jak „marksizm" czy „marksistowski" i oczywiście mamy

do czynienia ze wszelkiego rodzaju powiązaniami i skojarzeniami, które nasuwają się w związku z tymi słowami. Tym samym nieuchronnie rozpoczniecie lekturę

z różnymi uprzedzeniami i założeniami; niektóre z nich będą dla myśli Marksa przychylne, inne nie. Jednak chciałbym was prosić o spróbowanie, tak jak to tylko możliwe, odłożenia na bok wszystkich tych rzeczy, które myślicie, że wiecie o Marksie,

tak byście mogli zająć się tym, co rzeczywiście ma on nam do powiedzenia. Pozostanie wciąż wiele innych przeszkód na drodze do osiągnięcia tego rodzaju

bezpośredniego kontaktu z tekstem. Jesteśmy spętani na przykład tym, by zbliżać się

do tekstu tego rodzaju w sposób właściwy naszemu partykularnemu uformowaniu inte­ lektualnemu i empirycznym doświadczeniom. Dla wielu studentów i studentek na to intelektualne uformowanie mają wpływ lub wręcz rządzą nim względy i problemy

16

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

natury akademickiej. Występuje naturalna tendencja do czytania Marksa z partyku­

larnej, wykluczającej perspektywy danej dyscypliny. Sam Marks jednak nigdy nie otrzymałby pełnowymiarowego etatu na uniwersytecie w żadnej z istniejących dyscy­

plin, a po dziś dzień większość władz wydziałowych niechętnie uznaje go za swojego człowieka. Jeśli zatem jesteś doktorantem lub doktorantką i chcesz przeczytać Marksa we właściwy sposób, wówczas powinnaś raczej zapomnieć o tym, co przyniesie ci stałe zatrudnienie w twoim własnym obszarze badawczym - oczywiście nie w długiej per­

spektywie, ale przynajmniej w kontekście samego celu lektury. Mówiąc krótko, powi­ nieneś podjąć potężny wysiłek, by ustalić, co Marks ma ci do powiedzenia poza tym,

co w łatwy sposób da się zrozumieć dzięki twoim konkretnym narzędziom dyscypli­ narnym, intelektualnemu uformowaniu oraz, co ważniejsze, twoim własnym empiry­ cznym doświadczeniom (czy będą to doświadczenia aktywisty związkowego, czy dzia­ łaczki na rzecz lokalnej wspólnoty, czy wreszcie kapitalistycznego przedsiębiorcy).

Istotnym powodem dla przyjęcia takiej otwartej postawy względem tej lektury

jest to, że Kapitał okazuje się niesamowicie bogatą książką. Szekspir, Grecy, Faust, Balzac, Shelley, baśnie, wilkołaki, wampiry i poezja - wszystko to pojawia się na jej

kartach w towarzystwie niezliczonych ekonomistów politycznych, filozofów, antro­ pologów, dziennikarzy oraz teoretyków polityki. Marks czerpie z ogromnego zbioru źródeł, a prześledzenie ich może być nie tylko pouczające, ale również zabawne.

Niektóre z tych odniesień są nieuchwytne, gdyż autor często starał się nie przyzna­ wać do nich otwarcie; z biegiem kolejnych lat nauczania Kapitału udało mi się jed­ nak odkryć całkiem sporo powiązań. Na przykład kiedy rozpocząłem swoją pierw­

szą lekturę, nie przeczytałem jeszcze zbyt wiele Balzaca. Później, gdy sięgnąłem

po jego powieści, często zdarzało mi się mówić: „Ach, to stąd właśnie wziął to Marks!"

Jasne, że przeczytał uważnie Balzaca, a nawet miał ambicję, by napisać pełnowy­ miarowe dzieło poświęcone Komedii ludzkiej, kiedy już upora się z Kapitałem. Jed­

noczesna lektura Kapitału i Balzaca pomaga wyjaśnić, dlaczego tak było. W każdym razie Kapitał to niezwykle obfity i wielowymiarowy tekst. Bazuje

na olbrzymiej podstawie empirycznej, opracowanej w oparciu o ogromnie zróżni­ cowaną literaturę napisaną w wielu językach, w różnych miejscach i czasie. Spieszę

dodać, że nie twierdzę, że nie będziecie w stanie zrozumieć Marksa, dopóki nie prze­ brniecie przez te wszystkie odniesienia bibliograficzne. Jednak to, co mnie osobiście zainspirowało i mam nadzieję zainspiruje również was, to założenie, że mamy tu

przepastny zbiór zasobów, które mogą rzucić światło na to, dlaczego żyjemy dziś w taki sposób, w jaki żyjemy. Wszystkie one napędzają i zasilają Marksowską analizę, przy okazji zaś i my możemy czerpać z nich korzyści.

Wprowadzenie

17

Zobaczycie również, że Kapitał jest zdumiewająco dobry po prostu jako książka. Czytany jako pewna całość okazuje się konstruktem literackim dającym czytelni­ kowi niebywałą satysfakcję. Napotykamy tu jednak więcej potencjalnych trudności dla rozumienia, ponieważ wiele z was spotkało się już czy czytało fragmenty Marksa

w trakcie swojego kształcenia. Być może już w liceum czytaliście Manifest partii komu­ nistycznej. Może odbyłyście jeden z tych kursów z zakresu teorii społecznej, gdzie

na Marksa poświęca się dwa tygodnie, kilka następnych na Webera, kilka na Durkheima,

Foucaulta oraz na cały ten orszak ważnych postaci. Może czytaliście wyimki z Kapi­ tału lub jakieś teoretyczne wykłady na temat, powiedzmy, politycznych przekonań Marksa. Jednak czytanie wyimków czy abstrakcyjnych sprawozdań jest całkowi­

cie odmienne od czytania Kapitału jako kompletnego tekstu. Zaczyna się wtedy

postrzegać te fragmenty i cząstki w radykalnie nowym świetle, w kontekście znacz­ nie obszerniejszej narracji. Zasadniczą kwestią jest tu poświęcenie rzetelnej uwagi tej wielkiej narracji i bycie przygotowanym na zmianę swojego rozumienia tych fragmentów i cząstek lub abstrakcyjnych sprawozdań, z którymi mieliście do czy­

nienia uprzednio. Marks z pewnością chciałby, żeby jego dzieło było czytane jako

całość. Podniósłby pewnie ogromny krzyk na samą myśl, że można by go właściwie zrozumieć na podstawie wyimków, bez znaczenia jak starannie dobranych. Z pew­ nością nie pochwaliłby zaledwie dwóch tygodni rozważań w ramach wprowadzają­

cego kursu dotyczącego teorii społecznej, podobnie jak gdyby sam miał poświęcić

zaledwie dwa tygodnie na czytanie Adama Smitha. Niemal z pewnością dojdziecie

do całkiem odmiennego pojmowania myśli Marksa, gdy przeczytacie Kapitał jako całość. Oznacza to jednak, że będziecie musieli przeczytać całą książkę jako książkę

właśnie - i w tym zamierzeniu chciałbym wam pomóc.

W pewien sposób jednak konkretne intelektualne zaplecze oraz stanowiska ugrun­

towane w danych dyscyplinach nie tylko mają znaczenie w kontekście lektury Kapitału, ale pozwalają spojrzeć na niego w pożyteczny sposób. Jestem oczywiście przeciwnikiem pewnego rodzaju wykluczających odczytań, wokół których studenci

niewzruszenie organizują swoje rozumienie. Przez lata nauczyłem się jednak, że perspektywy konkretnych dyscyplin mogą być pouczające. Uczyłem Kapitału

grupy wszelkiego rodzaju, niemal corocznie od 1971 roku, czasami po dwa, a nawet

trzy razy w ciągu tego samego roku. Jednego roku był to cały wydział filozofii niejako heglowski - tego, co nazywało się wówczas Morgan State College w Baltimore;

kolejnego roku byli to doktoranci z programu literatury angielskiej Johns Hopkins

University; następnie na kursie pojawili się niemal sami ekonomiści. Zafascynowało

18

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

mnie, że każda z tych grup widziała w Kapitale inne kwestie. Zacząłem uczyć się coraz więcej i więcej o samym tekście przez pracowanie nad nim z ludźmi repre­ zentującymi różne dyscypliny.

Czasami jednak to doświadczenie uczenia wydawało mi się irytujące, nieraz też bolesne, ponieważ dana grupa nie postrzegała czegoś na mój sposób lub naci­

skała na podążanie w kierunkach, które uważałem za pozbawione znaczenia. Któregoś

roku usiłowałem czytać Kapitał z grupą z filologii romańskiej z Johns Hopkins University. Mimo mojej głębokiej frustracji spędziliśmy niemal cały semestr na roz­ dziale pierwszym. Nieustannie powtarzałem wówczas: „Słuchajcie, musimy ruszać naprzód i dotrzeć co najmniej do polityki dnia roboczego" na co oni: „Nie, nie,

nie. Musimy to wpierw poprawnie zrozumieć. Czym jest wartość? Co on rozumie

przez pieniądz jako towar? Na czym polega fetysz?” i tak dalej. Przynieśli nawet ze sobą na zajęcia niemieckie wydanie tylko po to, żeby sprawdzać poprawność przekładów. Okazało się, że pracowali w tradycji kogoś, o kim wówczas nigdy nie słyszałem, kogoś, kto, jak myślałem, musiał być politycznym, jeśli nie intelektual­

nym idiotą, skoro propagował tego rodzaju podejście. Osobą tą był Jacques Derrida,

który przebywał na Hopkins w późnych latach sześćdziesiątych i na początku sie­

demdziesiątych XX wieku. Gdy myślę o tym doświadczeniu dzisiaj, rozumiem, że ta grupa nauczyła mnie żywotnego znaczenia tego, by poświęcić uwagę języ­ kowi Marksa - temu, co mówi, w jaki sposób to mówi oraz co przyjmuje za pewnik po prostu przez dokładne przeczesanie rozdziału pierwszego.

Nie martwcie się jednak: nie zamierzam robić tego w zebranych tu odczyta­ niach, ponieważ chciałbym nie tylko objąć Marksowskie rozważania o dniu robo­

czym, ale również jestem zdeterminowany, by podążać z wami aż do samego końca

tego tomu. Uważam po prostu, że perspektywy różnych dyscyplin mogą w użyteczny sposób otworzyć przed nami rozmaite wymiary myśli Marksa, przede wszystkim

dlatego, że napisał on ten tekst w oparciu o niezwykle zróżnicowaną i bogatą trady­

cję krytycznego myślenia. Jestem wdzięczny wielu osobom i grupom, z którymi przez

wiele lat czytałem Kapitał, właśnie dlatego, że nauczyły mnie tak wiele o różnych aspektach dzieła Marksa, których sam nie wyczytałbym z pewnością nigdy.

Trik czy owak, istnieją trzy główne intelektualne i polityczne tradycje stanowiące

podbudowę analizy wyłożonej w Kapitale; wszystkie zostały wprawione w ruch

przez głębokie zaangażowanie Marksa na rzecz teorii krytycznej czy krytycznej analizy. Gdy był on względnie młody, napisał do jednego ze swoich redakcyjnych kolegów list, który ukazał się następnie w formie małego artykułu, noszący osta­ tecznie tytuł „Bezwzględna krytyka wszystkiego, co istnieje” Ewidentnie był tutaj

Wprowadzenie

19

całkiem skromny - proponuję, żebyście rzeczywiście przeczytali ten tekst, ponie­ waż jest fascynujący. Nie mówi on bowiem: „Wszyscy są głupi, a ja, wielki tylarks, zamierzam zakrytykować was na śmierć" Twierdzi raczej, że było wielu poważnych ludzi, którzy w przenikliwy sposób myśleli o świecie i dostrzegli jego specyficzne

właściwości. Ich ustalenia muszą zostać uszanowane, bez względu na to, jak by nie były jednostronne czy wypaczone. Metoda krytyczna za punkt wyjścia obiera to, co inni powiedzieli lub dostrzegli, i pracuje nad tym w celu przekształcenia

myśli - oraz świata, który ona opisuje - w coś nowego. Dla Marksa nowa wiedza powstaje wtedy, gdy bierzemy radykalnie odmienne bloki pojęciowe i pocieramy je o siebie, by wzniecić rewolucyjny ogień. Tak właśnie wygląda efekt tego, co uczynił

w Kapitale-, powiązał razem odmienne tradycje intelektualne, tworząc zupełnie nową

i rewolucyjną podbudowę dla wiedzy. Pierwszą z trzech głównych podstaw pojęciowych, które zbiegają się w Kapitale,

jest klasyczna ekonomia polityczna - to znaczy ekonomia polityczna od XVII do po­ łowy XIX wieku; przede wszystkim brytyjska, choć nie wyłącznie, i rozwijająca się od takich postaci, jak William Petty, John Locke, Thomas Hobbes i David Hume, do wielkiego trio: Adama Smitha, Thomasa Malthusa i Davida Ricarda, obejmu­ jąca także pozostałych, na przykład pokroju Jamesa Steuarta. Nie można zapo­

mnieć o francuskiej tradycji ekonomii politycznej (fizjokratach w rodzaju François Quesnaya czy Anne-Roberta Turgota oraz o Jeanie Sismondim czy Jeanie-Baptiste

Sayu), jak również o pojedynczych Włochach czy Amerykanach (jak Henry Charles

Carey), którzy dostarczyli Marksowi dodatkowych, istotnych materiałów. Marks poddał wszystkich tych autorów głębokiej krytyce w trzech tomach szkiców i nota­

tek, które dziś funkcjonują pod nazwą Teorii wartości dodatkowej. Oczywiście nie dysponował wówczas kserokopiarką czy internetem, w związku z czym musiał pie­ czołowicie kopiować długie ustępy ze Smitha, by następnie spisać o nich komenta­

rze, obszerne fragmenty ze Steuarta opatrzone kolejnymi komentarzami i tak dalej. W rezultacie można powiedzieć, że zajmował się tym, co dziś określamy mianem

dekonstrukcji, i muszę przyznać, że to od Marksa nauczyłem się, jak dekonstruować argumenty w ten sposób. Gdy na przykład brał na warsztat Adama Smitha, przysta­ wał na znaczną część tego, co ten miał do powiedzenia, ale następnie poszukiwał luk i sprzeczności, których oczyszczenie radykalnie przekształca argumentację.

Tego rodzaju wywód pojawia się w całym Kapitale, ponieważ, jak wskazuje podtytuł, został on ukształtowany jako „krytyka ekonomii politycznej” Drugim składnikiem pojęciowym w teoretyzowaniu Marksa są dociekania

filozoficzne, które mają swoje źródła u Greków. Rozprawę doktorską Marks napisał

20

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

o Epikurze i ogólnie rzecz biorąc, był zaznajomiony z myślą grecką. Jak zobaczycie, często nie kto inny, jak Arystoteles dostarcza zakotwiczenia dla jego argumentów.

Marks odebrał gruntowne wykształcenie z zakresu tego, w jaki sposób myśl grecka przedostała się do niemieckiej filozoficznej tradycji krytycznej - do dociekań Spinozy, Leibniza oraz oczywiście Hegla, jak również Kanta i wielu innych. Powiązał tę głów­

nie niemiecką tradycję krytycznej filozofii z brytyjską i francuską tradycją ekonomii politycznej. Chociaż, ponownie, błędem byłoby postrzeganie owych wpływów po pros­

tu w kategoriach tradycji narodowych (Hume był przecież w równym stopniu filozo­ fem - chociaż przedstawicielem empiryzmu - co ekonomistą politycznym, a wpływy Kartezjusza i Rousseau na Marksa były przemożne). Jednak na Marksie odciska pięt­ no głównie niemiecka tradycja filozofii krytycznej, ponieważ to z nią związane było

jego podstawowe wykształcenie. Podobnie potężny wpływ miała na niego kry­ tyczna atmosfera wytworzona przez tych, których następnie znano pod mianem

„młodoheglistów” z lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku. Trzecia tradycja, do której odwołuje się Marks, to socjalizm utopijny. W jego

czasach był to przede wszystkim francuski nurt, chociaż to Anglik Thomas More uważany jest za ojca założyciela jego nowoczesnej tradycji, choć ona sama ma swe

początki jeszcze u Greków, a kolejny Anglik, Robert Owen, nie tylko napisał pokaź­ ne utopijne traktaty, ale rzeczywiście poszukiwał sposobów na wcielenie wielu

ze swoich pomysłów w życie. Wszystko to za czasów Marksa. Jednakże to we Francji

w latach trzydziestych i czterdziestych XIX wieku doszło do niesamowitego wybu­ chu myślenia utopijnego, zainspirowanego przede wszystkim wcześniejszymi

pismami Saint-Simona, Fouriera i Babeufa. Istnieli tacy ludzie, jak na przykład Étienne Cabet, który stworzył grupę nazywaną Ikarianami, a która osiedliła się

w Stanach Zjednoczonych po 1848 roku; Proudhon i proudhoniści; August Blanqui

(który ukuł frazę „dyktatura proletariatu") oraz wielu innych mu podobnych, wier­

nych tradycji jakobińskiej (jak choćby Babeuf); ruch saint-simonistów; fourierystów, jak Victor Considérant; czy socjalistycznych feministek, jak Flora Tristan.

I to właśnie w latach czterdziestych XIX wieku we Francji wielu radykałów po raz pierwszy zechciało nazwać się komunistami, nawet jeśli nie mieli żadnej jasności,

co to może oznaczać. Marks był dobrze zapoznany z tą tradycją, jeśli nie wręcz

w niej zanurzony, szczególnie gdy przebywał w Paryżu jeszcze przed wydaleniem w 1844 roku. Myślę, że zaczerpnął z niej więcej, niż jest skłonny przyznać. Co zro­

zumiałe, chciał zdystansować się od utopizmu lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku, gdyż uznawał go za z wielu względów winnego porażek rewolucji

1848 roku w Paryżu. Nie podobało mu się, gdy utopiści projektowali jakieś idealne

Wprowadzenie

21

społeczeństwo, pozbawieni pomysłu na to, jak dojść stąd tam, najpełniej zaś to jego opozycyjne stanowisko dało o sobie znać w Manifeście partii komunistyczne}. Nas­

tępnie zaś często poddaje ich idee negacji, czyni tak szczególnie w odniesieniu do myśli Fouriera i Proudhona. Oto trzy główne ścieżki pojęciowe, które zbiegają się w Marksowskim Kapitale.

Jego celem jest zamiana radykalnego politycznego projektu z tego, co uważał

za raczej płytki utopijny socjalizm, w naukowy komunizm. Jednak w tym celu nie może po prostu przeciwstawić utopistów politycznym ekonomistom. Musi stworzyć od nowa i przekonfigurować to, czym jest metoda społeczno-naukowa. Ta nowa

metoda naukowa, z grubsza rzecz biorąc, oparta jest na badaniu przede wszystkim brytyjskiej tradycji klasycznej ekonomii politycznej przy wykorzystaniu narzędzi

głównie niemieckiej tradycji filozofii krytycznej, po czym wszystko to zastosowane zostaje do rozjaśnienia głównie francuskiego impulsu utopijnego w celu odpowie­ dzi na następujące pytania: czym jest komunizm, w jaki sposób komunista powi­ nien myśleć? w jaki sposób może zarówno zrozumieć, jak i krytykować kapitalizm

naukowo w celu bardziej efektywnego wyznaczenia ścieżki wiodącej do rewolu­ cji komunistycznej? Jak zobaczymy, w Kapitale znajdziemy wiele uwag na temat

naukowego rozumienia kapitalizmu, ale nie tak znowu dużo o tym, jak ukształtować rewolucję komunistyczną. Nie znajdziemy również zbyt wiele o tym, w jaki sposób powinno wyglądać komunistyczne społeczeństwo.

Wskazałem już niektóre z trudności stojących na drodze lektury Kapitału na warun­ kach wyznaczonych przez Marksa. On sam był zbyt świadomy tych trudności

i, co interesujące, mówił o nich w swoich różnych przedmowach. W przedmowie do wydania francuskiego na przykład odniósł się do sugestii, że wydanie powinno ukazać się w postaci serii. Pisał w 1872 roku: Mogę jedynie przyklasnąć Waszemu zamiarowi, aby wydawać przekład Kapitału

w periodycznych zeszytach. W tej formie dzieło to będzie bardziej dostępne dla klasy robotniczej, a dla mnie wzgląd ten przeważa nad wszystkimi innymi. Jest to strona

piękna Waszego medalu, ale oto strona odwrotna. Metoda analizy, którą się posługi­

wałem i która nie była jeszcze stosowana w zagadnieniach ekonomicznych, utrudnia bardzo czytanie pierwszych rozdziałów. Można się obawiać, że publiczność francuska, zawsze niecierpliwie oczekująca konkluzji i pragnąca poznać związek między ogólnymi

22

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

zasadami a sprawami, które ją bezpośrednio interesują, zlęknie się dalszego czytania,

nie znajdując wszystkiego zaraz na początku. Jest to brak, któremu nie mogę zaradzić, chyba tylko uprzedzić i przestrzec o tym czytelników szukających prawdy. W nauce nie

ma dróg bitych i ci tylko zdołają wedrzeć się na jej świedane szczyty, których nie odstraszy

trud wspinania się po urwistych ścieżkach (20).

Również i ja muszę rozpocząć od przestrzeżenia wszystkich czytelników i czytel­

niczek Marksa, jakkolwiek gorliwie skupionych na poszukiwaniu prawdy, że w rze­ czy samej pierwszych kilka rozdziałów Kapitału jest szczególnie żmudną lekturą.

Są ku temu dwa powody. Pierwszy dotyczy metody Marksa, do której odniesiemy się krótko za moment. Drugi odnosi się do szczególnego sposobu, w jaki urządził on swój projekt. W Kapitale Marks celował w to, by za pomocą krytyki ekonomii politycznej zro­

zumieć, w jaki sposób działa kapitalizm. Wiedział, że będzie to ogromne przedsię­ wzięcie. Jednak by wprawić w ruch swój projekt, musiał rozwinąć aparat pojęciowy,

który pomógłby mu zrozumieć całą złożoność kapitalizmu, i w jednym ze swoich wprowadzeń wyjaśnia, w jaki sposób planuje to osiągnąć. „Sposób wykładu” pisze

w posłowiu do wydania drugiego, „musi różnić się formalnie od sposobu badania": Badanie musi szczegółowo opanować materiał, musi zanalizować różne jego formy rozwojowe i wyśledzić ich więź wewnętrzną. Dopiero po dokonaniu tej pracy może

być właściwie przedstawiony rzeczywisty ruch. Gdy się to uda i gdy życie materii znaj­ dzie swe odbicie w idei, może się wydawać, że ma się do czynienia z jakąś konstrukcją a priori (18).

Marksowska metoda badawcza wychodzi od wszystkiego, co istnieje - od rzeczywi­

stości w tym, jak się jej doświadcza, jak również od wszystkich dostępnych opisów

tego doświadczenia zapewnianych przez ekonomistów politycznych, filozofów, powieściopisarzy i im podobnych. Materiał ten poddawany jest następnie rygory­

stycznej krytyce w celu odkrycia kilku prostych, ale potężnych pojęć, które rzucają

światło na sposób, w jaki działa rzeczywistość. Marks określa to mianem metody schodzenia (method ofdescent) - wychodzimy od bezpośrednio danej rzeczywi­

stości, która nas otacza, spoglądając głębiej w celu uchwycenia pojęć fundamental­

nych dla tej rzeczywistości. Wyposażeni w takie pojęcia możemy rozpocząć naszą

pracę, kierując się z powrotem na powierzchnię - metodą wznoszenia się (method

ofascent) - i odkrywamy, jak łudzące mogą być zjawiska tego świata. Obierając

Wprowadzenie

23

ten punkt, znajdujemy się na stosownej pozycji do interpretowania tego świata w radykalnie odmiennych kategoriach.

Mówiąc ogólnie, Marks rozpoczyna od zjawisk z poziomu powierzchni, by odna­

leźć pojęcia głębokie. Jednak w Kapitale zaczyna od prezentowania podstawo­ wych pojęć, wniosków, do których doszedł, stosując swoją metodę badawczą.

W otwierających księgę rozdziałach po prostu rozmieszcza swoje pojęcia, wprost

i w błyskawicznym porządku następowania po sobie, w sposób, który w istocie sprawia, że wyglądają jak konstrukcje sformułowane a priori, czy nawet arbitral­

nie. Nic dziwnego zatem, że przy pierwszej lekturze pojawia się wątpliwość: skąd u diaska wzięły się te wszystkie idee i pojęcia? Dlaczego Marks stosuje je w ten

właśnie sposób? Przez większość czasu nie macie pojęcia, o czym on właściwie mówi. Jednak wraz z zagłębianiem się w dalsze partie książki jasne staje się to,

w jaki sposób pojęcia te rzeczywiście rozświetlają nasz świat. Po chwili zaś kategorie takie, jak wartość czy fetyszyzm nabierają znaczenia.

Przecież dopiero pod koniec książki uchwytujemy, jak te pojęcia pracują!

Przyznajmy, że jest to dość obca i dziwna strategia. Bliższe nam jest zapewne podejście, które polega na budowaniu argumentacji cegiełka po cegiełce. U Marksa

jednak argumentacja przyjmuje bardziej warstwową postać, coś na kształt warstw cebuli. Być może ta metafora jest niefortunna, ponieważ, jak ktoś już kiedyś zwrócił

mi uwagę, obieranie cebuli wyciska łzy z oczu. Marks jednak rozpoczyna z samego zewnętrza cebuli, poruszając się przez warstwy zewnętrznej rzeczywistości, by do­

trzeć do jej centrum, pojęciowego rdzenia. Następnie pozwala znów rozrastać

się argumentowi, wracając na powierzchnię poprzez różne warstwy teorii. Praw­ dziwa moc argumentu staje się jednak oczywista dopiero wtedy, gdy po powro­ cie do świata doświadczenia okazujemy się wyposażeni w całkowicie nową ramę

wiedzy służącej rozumieniu i interpretowaniu tego doświadczenia. Do tego cza­ su Marks również ukazał mnóstwo z tego, co sprawia, że kapitalizm rozrasta się

we właściwy mu sposób. Tak oto pojęcia, które na pierwszy rzut oka wydawały się

abstrakcyjne i aprioryczne, stały się jeszcze głębsze i bardziej zrozumiałe. Marks bowiem rozszerza ich zasięg wraz z rozwojem analizy.

Różni się to od podejścia rozwijającego argumentację „cegiełka po cegiełce"

i niełatwo się do tego przyzwyczaić. Oznacza to w praktyce, że musicie się wyka­ zać niespotykaną cierpliwością, szczególnie przy pierwszych trzech rozdziałach,

nie wiedząc jeszcze w istocie, co się właściwie dzieje, aż wreszcie uzyskacie lepsze rozumienie całości, gdy przejdziecie do dalszych części tekstu. Dopiero wówczas zaczniecie dostrzegać, jak te pojęcia pracują.

24

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Marksowskim punktem wyjścia jest pojęcie towaru. Na pierwszy rzut oka wydaje się to cokolwiek arbitralnym, jeśli nie wręcz dziwnym początkiem analizy. Gdy myś-

limy o Marksie, do głowy przychodzą nam zdania w rodzaju „historia wszystkich dotychczasowych społeczeństw jest historią walk klasowych” z Manifestu. Dlaczego

więc Kapitał nie zaczyna się od wałki klasowej? W rzeczywistości trzeba przebrnąć

przez blisko trzysta stron, by natknąć się na coś więcej niż tylko wzmiankę na ten temat. Może to przyprawić o frustrację zwłaszcza te i tych, którzy poszukają bez­ pośredniej instrukcji działania. Dlaczego Marks nie zaczyna od pieniądza? Fak­

tycznie - w swoich wstępnych dociekaniach chciał zacząć właśnie w tym miejscu, ale po dalszych studiach postanowił, że pieniądz musi zostać wyjaśniony raczej niż

założony. Dlaczego nie zaczął od pracy, kolejnego pojęcia, z którym jest głęboko

związany? Dlaczego zaczął od towaru? Co ciekawe, jeśli prześledzić Marksowskie notatki, można spostrzec, że przez długi okres, około dwadzieścia lat, autor zmagał

się z pytaniem o to, gdzie rozpocząć. Metoda schodzenia przywiodła go do poję­ cia towaru, ale nie podjął żadnego wysiłku, by wyjaśnić zasadność tego wyboru.

Po prostu rozpoczął od towaru, koniec kropka. Należy jednak zrozumieć, że Marks konstruuje swoją argumentację na podsta­

wie już określonego wniosku. Sprzyja to zagadkowemu rozpoczęciu jego wywodu, a pokusa stojąca przed czytelnikiem to albo tak się speszyć, albo tak bardzo zirytować tą całą arbitralnością, by poddać się już na etapie trzeciego rozdziału. W takim razie

Marks ma jednak trochę racji, wskazując, że cały początek Kapitału jest szczególnie uciążliwy. Moim wstępnym zadaniem jest zatem przeprowadzić was, co najmniej,

przez te pierwsze trzy rozdziały; później nawigacja staje się już nieco prostsza. Zasugerowałem jednak, że aparat pojęciowy, który konstruuje Marks, jest przezna­ czony do radzenia sobie nie tylko z tomem I Kapitału, ale do analizy całości. A jak

oczywiście zdajemy sobie sprawę, istnieją trzy tomy Kapitału, które do nas dotarły, i jeśli rzeczywiście chcecie zrozumieć kapitalistyczny sposób produkcji, musicie niestety przeczytać je wszystkie. Tom I otwiera tylko jedną z perspektyw. Co gorsze,

nawet trzy tomy Kapitału są wyłącznie jedną ósmą (jeśli już) tego, co zaprojektował

Marks. Spójrzmy, co napisał we wstępnym tekście zwanym Zarysem krytyki ekonomii

politycznej, gdzie przedstawiał szczegółowo różne projekty Kapitału. Jak twierdził, w pewnym momencie jego ambicją było zmierzenie się z następującymi kwestiami: i) Ogólne abstrakcyjne określenia, zatem w mniejszym lub większym stopniu właściwe

wszystkim formom społecznym (...). 2) Kategorie, które stanowią wewnętrzną strukturę

Wprowadzenie

25

społeczeństwa burżuazyjnego i na których się opierają podstawowe klasy. Kapitał, praca

najemna, własność ziemska. Ich stosunek wzajemny. Miasto i wieś. Trzy wielkie klasy społeczne. Wymiana między nimi. Cyrkulacja. Kredyt (prywatny). 3) Unifikacja społeczeń­

stwa burżuazyjnego w formie państwa. Rozpatrywane [państwo] w stosunku do samego

siebie. Klasy „nieproduktywne" Podatki. Długi państwowe. Kredyt publiczny. Ludność. Kolonie. Emigracja. 4) Międzynarodowe stosunki produkcji. Międzynarodowy podział

pracy. Międzynarodowa wymiana. Wywóz i przywóz. Kurs dewiz. 5) Rynek światowy i kryzysy1.

Marks nigdy nawet nie zbliżył się do ukończenia tego projektu. Faktycznie w jak­ kolwiek systematyczny lub szczegółowy sposób podjął ledwie kilka z tych tematów.

Wiele z nich - jak system kredytowy czy finanse, działalność w koloniach, państwo,

stosunki międzynarodowe oraz rynek światowy i kryzysy - są absolutnie kluczowe dla naszego rozumienia kapitalizmu. Gdzieniegdzie w przepastnych tomach jego pism pojawiają się wskazówki odnośnie do tego, jak radzić sobie z wieloma z tych problemów, w jaki sposób najlepiej rozumieć państwo, społeczeństwo obywatel­

skie, migracje, wymianę walut i tym podobne. Możliwe jest również, jak starałem

się to pokazać w moich The Limits to CapitaP, by powiązać ze sobą niektóre z tych

fragmentów, z którymi nas pozostawił, w sposób, który ma sens. Ważne jest jed­ nak, by dostrzec, że to na aparacie pojęciowym zaprezentowanym w początkowych partiach Kapitału spoczywa ciężar położenia podwalin pod ten przełomowy, choć

niekompletny projekt. Jak zobaczycie, w tomie I badany jest kapitalistyczny sposób produkcji z punktu widzenia produkcji - nie rynku, nie handlu światowego, ale właśnie samej produk­

cji. Tom II (nigdy nieukończona) przyjmuje perspektywę stosunków wymiany, pod­ czas gdy tom III (również niekompletna) koncentruje się wpierw na formowaniu się

kryzysów jako wytworów fundamentalnych sprzeczności kapitalizmu, by następnie podjąć problemy podziału wartości dodatkowej w formach zysku, zwrotu z kapi­

tału finansowego, renty gruntowej, zysku z kapitału handlowego, podatków i tym podobnych. Zatem analiza przeprowadzona w tomie I ma wiele braków, ale jest tu

z pewnością wystarczająco dużo materiału, by wyposażyć was w zrozumienie tego,

jak rzeczywiście działa kapitalistyczny sposób produkcji.1 2

1 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 58-59. 2 D. Harvey, The Limits to Capital, Verso, London 2006.



Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Wiedzie nas to z powrotem do metody stosowanej przez Marksa. Jedną z naj­

ważniejszych rzeczy, którą można uzyskać dzięki uważnemu studiowaniu tomu I,

jest zrozumienie właśnie tego, w jaki sposób działa owa metoda. Osobiście uważam, że jest to równie ważne, jak wnioski, które Marks wyciąga odnośnie do tego, jak działa kapitalizm. W momencie gdy nauczycie się metody i staniecie się zarówno

wprawni w jej stosowaniu, jak i pewni jej mocy, wówczas będziecie w stanie wyko­ rzystać ją do zrozumienia niemal wszystkiego. Metoda ta ma oczywiście swoje źró­

dło w dialektyce, która, jak Marks zaznacza w już przywoływanej przedmowie, „nie była jeszcze stosowana w zagadnieniach ekonomicznych" (20). Omawia tę dialek­

tyczną metodę także w posłowiu do drugiego wydania. Choć jego idee wywodzą się od Hegla, to Marksowska „metoda dialektyczna jest w założeniu nie tylko różna od heglowskiej, lecz jest jej wprost przeciwstawna" (18). Stąd właśnie bierze się

sławetne twierdzenie o tym, że Marks odwrócił Heglowską dialektykę i postawił ją z głowy na nogi. Zobaczymy, że istnieją jednak powody, by uznać, iż nie jest to do końca prawda.

Marks zrewolucjonizował metodę dialektyczną, ale nie polegało to na prostym odwróceniu. „Mistyfikującą stronę dialektyki heglowskiej krytykowałem już pra­

wie przed 30 laty" stwierdził, odnosząc się do swojej krytyki Filozofii prawa Hegla. Krytyka ta była fundacyjnym momentem, w którym Marks przedefiniował swój stosunek do dialektyki Hegla. Sprzeciwił się temu, że zmistyfikowana forma owej

dialektyki stała się w Niemczech lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku swe­

go rodzaju modą, i postanowił rozpocząć jej odnowę, by mogła uwzględnić fakt,

iż „każdą powstałą formę ujmuje w ciągłości ruchu" Marks musiał zatem przekonfigurować dialektykę, tak aby mogła uchwycić również „stronę przemijającą" spo­ łeczeństwa. Mówiąc w skrócie, dialektyka musi posiadać zdolność do rozumienia

i reprezentowania procesów ruchu, zmiany i transformacji. Taka metoda dialek­ tyczna „przed niczym nie chyli czoła i z istoty swej jest krytyczna i rewolucyjna"

(18-19), przede wszystkim dlatego, że dociera do samego serca tego, na czym pole­ gają zarówno aktualne, jak i potencjalne społeczne transformacje.

Marks mówi tu o swoim zamiarze wynalezienia na nowo metody dialektycz­ nej, tak by mogła wziąć pod uwagę ujawniające się i dynamiczne stosunki między

elementami w obrębie systemu kapitalistycznego. Zamierza to zrobić w taki spo­ sób, by uchwycić płynność i ruch, ponieważ jest, jak zobaczymy, niezwykle zafa­

scynowany odmiennością i dynamiką kapitalizmu. Taki obraz kontrastuje ze stale wyprzedzającą Marksa sławą sztywnego i nieruchomego myśliciela struktura-

listycznego. Kapitał ukazuje Marksa, który zawsze mówi o przepływie i ruchu -

Wprowadzenie

27

procesie - choćby cyrkulacji kapitału. Wobec tego lektura Marksa na ustalonych

przez niego warunkach wymaga tego, byście uchwycili, z czym wiąże on znaczenie

„dialektyki"

Problem polega tutaj jednak na tym, że Marks nigdy nie napisał traktatu poś­ więconego dialektyce oraz że nigdy nie wyeksplikował swojej metody dialekty­ cznej (chociaż, jak zobaczymy, można znaleźć wiele uwag rozproszonych to tu, to tam w jego dziele). Mierzymy się tu z jawnym paradoksem. Żeby zrozumieć

metodę dialektyczną Marksa, musicie przeczytać Kapitał, ponieważ jest on źró­ dłem jej rzeczywistej praktyki; ale żeby zrozumieć Kapitał, musicie pojąć metodę

dialektyczną Marksa. Uważna lektura Kapitału stopniowo wydobywa sens tego, jak

działa owa metoda, a im więcej przeczytacie, tym lepiej zrozumiecie Kapitał jako

książkę.

Chcialbym zauważyć, że jedną z osobliwych kwestii dotyczących naszego sys­

temu edukacji jest to, że im lepiej wykształceni jesteście w danej dyscyplinie, tym prawdopodobnie mniej przyzwyczajeni będziecie do metody dialektycznej. W isto­ cie małe dzieci są bardzo dialektyczne. Postrzegają wszystko w stanie ruchu,

w sprzecznościach i transformacjach. Trzeba naprawdę ogromnego wysiłku, by poz­ bawić dzieci zdolności do bycia dobrymi dialektykami. Marks pragnie odzyskać tę intuicyjną moc metody dialektycznej i zaprząc ją do pracy na rzecz rozumienia

tego, w jaki sposób wszystko znajduje się w procesie, w stanie ruchu. Nie mówi

po prostu o pracy; mówi o procesie pracy. Kapitał nie jest rzeczą, ale raczej proce­ sem, który istnieje wyłącznie w ruchu. Kiedy zatrzymuje się cyrkulacja, wartość znika, a cały system się zawala. Spójrzcie, co stało się po 11 września 2001 roku w Nowym Jorku: wszystko nagle znieruchomiało. Samoloty przestały latać, zam­

knięto mosty i drogi. Po trzech dniach zorientowano się, że kapitalizm zawaliłby

się, jeśli wszystko nie znajdzie się z powrotem w ruchu. W związku z tym nagle burmistrz Giuliani i prezydent Bush zaczęli błagać społeczeństwo, by wyciągnęło

swoje karty kredytowe i poszło na zakupy, ruszyło z powrotem na Broadway, wró­

ciło do swoich ulubionych restauracji. Bush nawet wystąpił w reklamie telewizyjnej

przemysłu lotniczego, zachęcając Amerykanów do tego, by nie bali się latać. Kapitalizm jest niczym, jeśli nie znajduje się w ruchu. Marks jest niezwykle

pełen uznania dla tej kwestii i podejmuje się przywołania transformacyjnego dyna­ mizmu kapitału. Właśnie dlatego tak trudno zrozumieć, że często przedstawia

się go jako statycznego myśliciela, który redukuje kapitalizm do pewnej struk­ turalnej konfiguracji. Wprost przeciwnie: tym, co Marks odszukuje w Kapitałę, jest pojęciowy aparat, głęboka struktura, która wyjaśnia sposób, w jaki ruch jest

ze

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

rzeczywiście wpisany w obręb kapitalistycznego sposobu produkcji. W konse­

kwencji wiele z jego pojęć sformułowanych zostało bardziej wokół stosunków

niż wokół samodzielnych zasad; dotyczą one bowiem działań ukierunkowanych na transformację.

Wobec tego poznanie i docenienie metody dialektycznej Kapitału jest nie­ zbędne do zrozumienia Marksa na warunkach ustalonych przez niego samego.

Wiele osób, w tym niektórzy marksiści i marksistki, zaprzeczyli by temu. Tak zwani marksiści analityczni - myśliciele w rodzaju G.A. Cohena, Johna Roemera

czy Roberta Brennera - odrzucają dialektykę. Faktycznie wolą nazywać się „nie-bzdurnymi marksistami" („no-bulłshit Marxists"). Wolą przekształcać Marksowski

wywód w serię zdań analitycznych. Inni przeistaczają jego wywody w kauzalny model świata. Istnieje nawet pozytywistyczny sposób wykładania Marksa, pozwa­

lający na empiryczne sprawdzenie jego teorii. W każdym z tych przypadków wywód

zostaje ogołocony z dialektyki. Otóż zasadniczo nie twierdzę, że analityczni marksi­ ści się mylą, że ci, którzy przekształcają Marksa w pozytywistycznego budowniczego modeli, zostali wprowadzeni w błąd. Być może mają rację; jednak będę obstawał

przy tym, że warunki, które ustanowił Marks, są warunkami dialektycznymi, a zatem jesteśmy zobowiązani, by wpierw zmierzyć się z dialektycznym czytaniem Kapitału.

Podkreślmy na koniec: naszym celem jest lektura Marksa na jego własnych warun­

kach, ale o ile kierować będziemy się tym podejściem, o tyle warunki te znajdować się będą nieuchronnie pod wpływem moich własnych zainteresowań i doświad­ czeń. Spędziłem znaczną część mojego akademickiego życia, przekładając teorię

Marksa na badania nad kapitalistyczną urbanizacją, nierównym rozwojem geogra­ ficznym i imperializmem, a to doświadczenie w oczywisty sposób wpłynęło na to,

jak czytam obecnie Kapitał. Zacznijmy od tego, że są to praktyczne bardziej niż filozoficzne czy abstrakcyjnie teoretyczne zainteresowania. Moje podejście zawsze polegało na tym, by pytać, co Kapitał może wyjawić nam odnośnie do naszego

życia codziennego przeżywanego w dużych miastach wytworzonych przez kapitał.

Przez ponad trzydzieści osobliwych lat angażowania się w pracę z tym tekstem zaszły ogromne geograficzne, historyczne i społeczne zmiany. W istocie jednym

z powodów, dla których lubię co roku nauczać Kapitału, jest to, że za każdym razem muszę zadać sobie pytanie, w jaki sposób ta kolejna lektura będzie odmienna

od poprzednich. Co jeśli uderzy mnie to, czego dotąd nie dostrzegałem? Zauważy­

łem, że wraz z tym, jak zmienia się geografia, historia i ludzie, wracam do Marksa

w coraz mniejszym stopniu po porady, w coraz większym zaś po potencjalne

Wprowadzenie

29

teoretyczne intuicje. Oczywiście w tym procesie udoskonaliłem z kolei moje rozu­ mienie samego tekstu. lednak wraz z tym, jak jesteśmy konfrontowani przez histo­

ryczny i intelektualny klimat z jawnie bezprecedensowymi problemami i zagroże­ niami, sposób, w jaki czytamy Kapitał, musi również się zmieniać i przystosowywać.

Marks mówi o tym procesie w kategoriach koniecznego przeformułowania

i reinterpretacji. Zauważa, że teoria burżuazyjna zrozumiała świat w szczególny

sposób w XVIII wieku, a następnie historia ruszyła naprzód i sprawiła, że ta teoria, jak i oferowane przez nią ujęcia stały się bezużyteczne (11-14). Idee muszą ulec zmianie lub zostać przekonfigurowane wraz ze zmianą warunków. Marks zrozu­

miał i przedstawił przenikliwie świat kapitalistyczny z lat pięćdziesiątych i sześć­ dziesiątych XIX wieku, ale świat się zmienił, a wobec tego należy zawsze zadać

pytanie: w jaki sposób ten tekst ma zastosowanie do naszych czasów? Niestety, jak uważam, neoliberalna kontrrewolucja, która zdominowała globalny kapita­ lizm w ostatnich trzydziestu latach; zrobiła wiele, by odtworzyć w skali globalnej te warunki, które Marks tak doskonale zdekonstruował dla Anglii lat pięćdziesiątych

i sześćdziesiątych XIX wieku. Wobec tego w niniejsze odczytanie wplatam niektóre

z moich własnych komentarzy odnośnie do znaczenia Kapitału dla współczesnego świata oraz interpretacje tekstu, które wydają się najlepiej pasować do wymowy

naszych czasów.

Przede wszystkim jednak chciałbym, abyście wyszli z naszego spotkania z własnym odczytaniem Kapitału. To znaczy: mam nadzieję, że zaangażujecie się w tekst na warunkach ustanowionych przez wasze własne specyficzne doświadcze­

nie - intelektualne, społeczne, polityczne - i pobierzecie z niego lekcję w waszym własnym stylu. Mam nadzieję, że spędzicie dużo dobrego i pouczającego czasu,

przemawiając do tekstu takiego, jakim on jest, i pozwalając mu przemówić do was

z powrotem. Ten rodzaj dialogu z tekstem jest wspaniałym doświadczeniem w poszukiwaniu rozumienia tego, co wydaje się niemal niemożliwe do zrozumie­

nia. Zadaniem każdego czytelnika i każdej czytelniczki jest bowiem przekładanie Kapitału na to, co posiada znaczenie w jego i jej własnym życiu. Nie ma i nie może

być żadnego ostatecznego i definitywnego odczytania przede wszystkim dlatego, że świat się nieustannie zmienia. Marks prawdopodobnie skwitowałby to, mówiąc:

Hic Rhodus, hic salta! Do dzieła!

Rozdział I • Towary i wymiana

Rozdział 1. Towar

1. Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa I wartość (substancja wartości, wielkość wartości) Pozwólcie, że rozpocznę od bardzo szczegółowego przyjrzenia się pierwszej czę­

ści rozdziału pierwszego. Zrobię tak, ponieważ to właśnie w tym miejscu Marks wykłada podstawowe kategorie niejako a priori i często w nieco tajemniczy sposób,

na modłę „przyjmij to bez gadania” a jak, sądzę, wymagałoby to rozwinięcia. Jestem również zainteresowany tym, byście zaznajomili się, najszybciej jak to możliwe,

ze sposobem uważnej lektury Kapitału, niezbędnej do tego, by w ogóle go zro­ zumieć. Nie bójcie się jednak, w dalszej części nie będę kontynuował swojego

wykładu na tym poziomie szczegółowości! Towar jest dla Marksa apriorycznym punktem wyjścia. Jak pisze: „Bogactwo

społeczeństw, w których panuje kapitalistyczny sposób produkcji, jawi się (erscheint) jako «olbrzymie zbiorowisko towarów», poszczególny zaś towar jako jego forma

elementarna. Dlatego też badania nasze rozpoczynamy od analizy towaru” (39) *Zwróćcie uwagę na pewną kwestię z poziomu językowego. Przyjrzyjmy się sformu­

łowaniu „jawić się" użytemu w tym fragmencie w dwojakim kontekście. Co oczywi­ ste, „jawi się" to nie to samo co „jest" Wybór tego słowa - uważajcie na nie, ponie­ waż na kartach Kapitału Marks robi z niego częsty użytek - sygnalizuje, że coś innego dzieje się pod powierzchnią pozoru. Zostajemy natychmiast zaproszeni

• Przekład zmodyfikowany. W polskiej wersji niemieckie sformułowanie erscheint oddawane było jako „występuje” - w użyciu Marksowskim ma ono jednak heglowską konotację z das Schein, czyli pozorem. Zmiana ma na celu uzgodnienie tekstu polskiego przekładu z intuicjami, do któ­ rych odwołuje się w swoim wywodzie Harvey (przyp. tłum.).

34

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

do myślenia nad tym, co to takiego może być. Zauważcie również, że Marks jest zainteresowany wyłącznie kapitalistycznym sposobem produkcji. Nie intere­

sują go ani starożytne, ani socjalistyczne, ani nawet mieszane sposoby produkcji, ale właśnie wyłącznie kapitalistyczny sposób produkcji w jego czystej postaci. Bar­

dzo ważne, żebyśmy w trakcie dalszej lektury zawsze o tym pamiętali. Rozpoczynanie od towarów okazuje się bardzo poręczne, ponieważ każdy ma

z nimi codzienny kontakt i jakieś powiązane doświadczenia. Jesteśmy nimi oto­ czeni na każdym kroku, spędzamy czas, kupując je, poszukując ich, pożądając ich

czy wzgardzając nimi. Forma towarowa jest czymś powszechnie obecnym w ramach kapitalistycznego sposobu produkcji. Marks wybrał właśnie ten wspólny mianow­

nik, coś, co jest znane i wspólne nam wszystkim bez względu na klasę, rasę, płeć, religię, narodowość, preferencje seksualne czy cokolwiek innego. Znamy się na to­

warach w taki potoczny sposób, one zaś, co więcej, są kluczowe dla naszego istnie­ nia: musimy kupować je, żeby przetrwać.

Towary sprzedawane są na rynku, a to natychmiast narzuca pytanie: jakiego rodzaju transakcją ekonomiczną jest ta sprzedaż? Towar jest czymś, co odpowiada

ludzkiej chęci, potrzebie czy pragnieniu. Jest czymś względem nas zewnętrznym, w czego posiadanie wchodzimy i czynimy naszym własnym. Marks jednak natych­

miast oznajmia, że nie jest zainteresowany właściwościami towarów, ponieważ „charakter tych potrzeb, czy np. pochodzą one z żołądka, czy też z wyobraźni, nie odgrywa tu żadnej roli” (39). Wszystko, co go interesuje, to prosty fakt, że ludzie kupują towary oraz że to działanie jest czymś podstawowym dla sposobu, w jaki

żyją. Na świecie istnieją oczywiście miliony towarów, różniących się pod względem cech materialnych oraz tego, w jaki sposób określane są ilościowo (kilogramy mąki,

pary skarpet, kilowaty energii elektrycznej czy metry bieżące płótna i tak dalej). Marks jednak odsuwa to niezmierne zróżnicowanie na bok, mówiąc, że „odkrycie tych

różnych stron, a zatem odkrycie rozmaitych sposobów użycia rzeczy, jest wynikiem rozwoju historycznego” podobnie jak „wynalezienie społecznych miar ilości rzeczy

użytecznych" (40). Musi natomiast znaleźć jakiś sposób, by mówić o towarze jako takim. „Użyteczność danej rzeczy” da się najlepiej pojąć jako „wartość użytkowa" (40). Pojecie wartości użytkowej będzie kluczowe we wszystkim, co następuje dalej.

Spójrzcie, jak szybko Marks abstrahuje od niesamowitej różnorodności ludz­

kich chęci, potrzeb i pragnień, jak również od ogromnej rozmaitości towarów, ich wag i miar w celu skupienia się na jednolitym pojęciu wartości użytkowej. Dobrze obrazuje to wniosek, który poczynił w jednej z przedmów, mówiąc,

że problemem nauk społecznych jest to, iż nie mogą wyizolować i przeprowadzić

Rozdział I Towary I wymiana

35

w pełni kontrolowanego eksperymentu w laboratorium, dlatego w tym celu muszą posłużyć się siłą abstrakcji, zamiast rozwijać formy rozumienia podobne do tych

w naukach ścisłych (6). W tym otwierającym fragmencie widzicie ten proces abs­

trakcji w działaniu pierwszy, ale z pewnością nie ostatni raz. Jednakże „w formie społecznej, którą mamy rozpatrywać” (to znaczy w kapi­

talizmie), towary są „zarazem nośnikami wartości wymiennej" (40-41) . **

Bądźcie

ostrożni w stosunku do słowa „nośnik” ponieważ noszenie czegoś nie jest tym samym co bycie czymś. Towary są nośnikami czegoś innego, co dopiero ma zostać

zdefiniowane. W jaki sposób mamy zatem odkryć, czego nośnikiem jest towar? Kiedy przyjrzymy się rzeczywistym procesom wymiany odbywającym się na rynku,

ukaże nam się ogromna różnorodność wskaźników wymiany między, dajmy na to, koszulami a butami czy jabłkami a pomarańczami, a te wskaźniki wymiany będą

się niezwykle różnić nawet dla tych samych produktów w tym samym czasie i miej­ scu. Wobec tego na pierwszy rzut oka wydaje się, jakby wskaźniki wymiany były

„czymś przypadkowym i czysto względnym” (ale zauważcie słowo „względnym"). Wszystko „jawiłoby się” zatem tak, że idea „wartości wewnętrznej, immanent-

nej towarowi (valeur intrinsèque) wydaje się jakimś contradictio in adiecto" (41).

Z jednej strony wszystko z zasady wymienialne jest na wszystko inne. Towary mogą

zmieniać właścicieli i poruszać się w systemie wymiany. Coś sprawia, że wszystkie towary są współmierne w ramach wymiany. Wynika z tego, że „odpowiednie war­

tości wymienne tego samego towaru wyrażają jednakową wielkość. Po wtóre zaś: wartość wymienna może być w ogóle tylko sposobem wyrażania się, «formą prze­

jawiania się» odmiennej od niej treści" (41). Nie mogę rozkroić towaru i dotrzeć

do tego składnika, który odpowiedzialny jest za jego wymienialność. To, co sprawia, że daje się on wymieniać, musi być czymś innym, a to coś innego daje się odkryć tylko wówczas, gdy towar jest wymieniany (w tym miejscu kluczowego znaczenia

zaczyna nabierać idea ruchu i procesu). Gdy towar zmienia właściciela, wyraża coś dotyczącego nie tyle wyłącznie własnych cech, ale również cech wszystkich towarów na przykład to, że są ze sobą współmierne. Dlaczego zatem są one współmierne

i w następstwie czego zachodzi ta współmierność? „Każdy z nich” (towarów) „jako

wartość wymienna - musi więc dać się sprowadzić do tej trzeciej [rzeczy - przyp. tłum.]" (42).

•• Przekład zmodyfikowany. Ponieważ Harvey tam, gdzie Marks odnosi się do wartości użyt­ kowej, umieszcza towar, słowo „nosicielka" użyte w polskim przekładzie Marksa zmieniono tu

na „nośnik” (przyp. tłum.).

36

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Jak twierdzi Marks, „to wspólne nie może być geometryczną, fizyczną, che­

miczną ani żadną inną przyrodzoną własnością towarów” (42). Prowadzi nas to do istotnego zwrotu w argumentacji. Marks często bywa przedstawiany jako nie­

złomny, jeśli nie wręcz fimdamentalistyczny materialista. Wszystko musi być ma­ terialne, żeby mogło zostać prawomocnie uznane za rzeczywiste, ale w tym miej­ scu Marks zaprzecza temu, że materialność towarów może powiedzieć wam

cokolwiek z tego, co chcielibyście wiedzieć o czynnikach sprawiających, że są one współmierne. „Jako wartości użytkowe towary różnią się przede wszystkim jako­

ścią, jako wartości wymienne mogą różnić się tylko ilością, nie zawierają więc ani atomu wartości użytkowej" (42). Współmierność towarów nie jest ustanowiona

na podstawie ich wartości użytkowych. „Jeżeli więc pominiemy wartość użytkową ciał towarów, pozostaje im tylko jedna własność” - w tym właśnie miejscu dokonu­

jemy kolejnego z tych przeskoków a priori za pomocą twierdzenia: „ta mianowicie,

że są produktami pracy” (42-43). W taki oto sposób wszystkie towary są wytwo­

rami ludzkiej pracy. To, co towary mają ze sobą wspólnego, to fakt, że wszystkie są nośnikami ludzkiej pracy wcielonej w nie w procesie ich produkcji. Jednak, dopytuje natychmiast Marks, jakiego rodzaju ludzka praca wcielona jest w towary? Nie może być to rzeczywisty czas jej trwania - tego, co nazywa on

pracą konkretną - ponieważ im dłużej trwałoby wytworzenie danego towaru, tym

bardziej byłby wartościowy. Dlaczego miałbym płacić więcej za przedmiot tylko dlatego, że ktoś dłużej go wytwarzał, gdy mogę zdobyć go za pół ceny od kogoś,

kto wytworzył go w czasie o połowę krótszym? Marks podsumowując, stwierdza

zatem, że wszystkie towary są „sprowadzone do jednakowej pracy ludzkiej, do abs­ trakcyjnie ludzkiej pracy” (43).

Jak jednak wygląda taka abstrakcyjnie ludzka praca? Towary są residuum produktów pracy. Pozostała z nich tylko jednakowa dla wszystkich widmowa przedmiotowość, czyste skrzepy niezróżnicowanej pracy ludzkiej. (...) Jako kryształy tej wspólnej im substancji społecznej są one wartościami - wartościami towarów (43).

Cóż za krótkie przejście, a przecież zawierające tak niesłychanie skondensowane treści! Jeśli niezróżnicowana praca ludzka to „widmowa przedmiotowość” w jaki

sposób możemy ją dostrzec lub zmierzyć? Cóż to za materializm? Jak zauważycie, nim wyłożone zostaną podstawowe pojęcia i wywód przejdzie od wartości użytkowej przez wartość wymienną do abstrakcyjnie ludzkiej pracy,

a ostatecznie do wartości jako skrzepów niezróżnicowanej pracy ludzkiej, miną

Rozdział I Towary I wymiana

37

całe cztery strony raczej tajemniczych stwierdzeń. To właśnie wartość czyni wszyst­ kie towary mierzalnymi i to właśnie ta wartość jest jednocześnie ukryta pod posta­

cią „widmowej przedmiotowości” i przekazywana w procesie wymiany towarowej. Stawia to przed nami pytanie: czy wartość rzeczywiście jest „widmową przedmio-

towością" czy też zaledwie jawi się w ten oto sposób? Powyższe pytanie pozwala nam na zreinterpretowanie wartości wymiennej jako „koniecznego sposobu wyrażania się czy też formy przejawiania się wartości"

(43). Zwróćcie uwagę po raz kolejny na słowo „przejawianie się"; tym razem jednak możemy spojrzeć na relację przejawiania się w odwrotny sposób, ponieważ tajem­ nica tego, co sprawia, że towary są na siebie nawzajem wymienialne, rozumiana jest obecnie jako świat zjawisk owej „widmowej przedmiotowości" którą nazywamy

wartością. Wartość wymienna jest konieczną reprezentacją ludzkiej pracy wcielonej

w towary. Kiedy pójdziecie do supermarketu, możecie odkryć wartości wymienne, jednak nie uda wam się zobaczyć czy zmierzyć ludzkiej pracy wcielonej bezpo­

średnio w towary. To właśnie wcielenie pracy ludzkiej posiada widmową obecność

manifestującą się na półkach w supermarkecie. Pomyślcie o tym następnym razem,

gdy znajdziecie się w takim sklepie otoczeni tymi widmami! Marks powraca do pytania o to, jakiego rodzaju praca zaangażowana jest

w wytwarzanie wartości. Wartość to „abstrakcyjnie ludzka praca (...) uprzedmioto­ wiona (...) lub zmaterializowana" (43) w towarze. W jaki sposób wobec tego mierzy

się tę wartość? Przede wszystkim ma to w oczywisty sposób coś wspólnego z cza­

sem pracy. Jednakże, jak już stwierdziłem, wskazując na różnicę między pracą konkretną a pracą abstrakcyjną, nie może być to rzeczywisty czas pracy, ponieważ

wówczas wartość towaru byłaby tym większa, „im bardziej leniwy lub niezręczny jest człowiek" który go wytworzył. W takim razie „praca stanowiąca substancję

wartości jest to jednorodna praca ludzka, wydatkowanie takiej samej ludzkiej siły roboczej" W celu zrozumienia tego, co oznacza „wydatkowanie tej samej ludzkiej

siły roboczej" Marks musi, jak mówi, przyjrzeć się „całej sile roboczej społeczeństwa, reprezentowanej w wartościach świata towarów” (44).

To aprioryczne stwierdzenie ma potężne implikacje. Marks nie rozwija ich

jednak w tym miejscu. Pozwolę sobie zatem zrobić to za niego, żebyście nie zrozu­ mieli opacznie tego, czego dotyczy teoria wartości. Mówienie o „całej sile roboczej społeczeństwa" jest milczącym przywołaniem rynku światowego, który powstał

w warunkach kapitalistycznego sposobu produkcji. Gdzie to „społeczeństwo" świat kapitalistycznej wymiany towarowej - ma swoje granice? W tym momencie

jest w Chinach, jest w Meksyku, jest w Japonii, Rosji, Republice Południowej Afryki -

38

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

jest globalnym zbiorem stosunków. Miara wartości wyprowadzana jest z całego tego świata ludzkiej pracy. Było tak również, choć oczywiście w nieco mniejszej

skali, w czasach Marksa. Już w Manifeście partii komunistycznej znajdziemy prze­

cież wspaniały opis tego, co dziś określamy mianem globalizacji: Przez eksploatację rynku światowego burżuazja nadała produkcji i spożyciu wszystkich krajów charakter kosmopolityczny (...), usunęła spod nóg przemysłu podstawę naro­

dową. Odwieczne narodowe gałęzie przemysłu uległy zniszczeniu i ulegają mu codzien­ nie w dalszym ciągu. Zostają one wyparte przez nowe gałęzie przemysłu, których wpro­ wadzenie staje się kwestią życia dla wszystkich narodów cywilizowanych, przez gałęzie

przemysłu, które przerabiają już nie miejscowe, lecz sprowadzane z najodleglejszych stref surowce i których fabrykaty spożywane są nie tylko w danym kraju, lecz także

we wszystkich częściach świata. Miejsce dawnych potrzeb, zaspokajanych przez wyroby krajowe, zajmują nowe, wymagające dla swego zaspokojenia produktów najodleglej­

szych krajów i klimatów. Dawna miejscowa i narodowa samowystarczalność i zaskle­ pienie ustępują miejsca wszechstronnym stosunkom wzajemnym i wszechstronnej

współzależności narodów1.

To właśnie na tym dynamicznym globalnym obszarze stosunków wymiany wartość

określana jest wciąż i na nowo. Marks pisał w historycznym kontekście, w którym świat, przy wykorzystaniu statków parowych, kolei żelaznej i telegrafu, bardzo

szybko otwierał się na handel globalny. Autor Kapitału rozumiał również doskonale, że wartość nie jest określana na naszym podwórku czy nawet w obrębie gospodarki

krajowej, ale wynika z funkcjonowania całokształtu światowej wymiany towarowej. Marks ponownie wykorzystuje tu jednak moc abstrakcji, by wyjść z ideą jednostek jednorodnej pracy, z których każda „jest taką samą ludzką siłą roboczą co inna,

jeżeli ma charakter społecznie przeciętnej siły roboczej i działa jako taka społeczna

przeciętna siła robocza" (44), ta redukcja do formy wartości obecnie zachodzi nie­ jako poprzez handel światowy. Pozwala mu to na sformułowanie kluczowej definicji „wartości" jako „społecz­

nie niezbędnego czasu pracy" który „jest czasem pracy potrzebnym do wytworze­

nia jakiejś wartości użytkowej w istniejących społecznie normalnych warunkach produkcji i przy społecznie przeciętnym stopniu umiejętności i intensywności

1 K. Marks, F. Engels, Manifest partii komunistycznej, w: tychże, Dzieła, t. 4, Książka i Wiedza,

Warszawa 1962, s. 518.

Rozdział I Towary I wymiana

39

pracy" Po czym podsumowuje: „a więc tylko ilość społecznie niezbędnej pracy, czyli czas pracy społecznie niezbędny do wytworzenia jakiejś wartości użytkowej, określa wielkość jej wartości” (44). Oto definicja. W oczywisty sposób jest to defini­ cja warunkowa, ponieważ uzależniona jest od pojęcia „społeczeństwa" - gdzie też

to społeczeństwo się zaczyna, a gdzie kończy? Czy jest ono zamknięte, czy otwarte?

Co jeśli, a tak z pewnością być musi, tym społeczeństwem jest rynek światowy...?

Jednym z powodów, dla którego Marks mógł umknąć krytyce z tą tajemniczą prezentacją wartości użytkowej, wartości wymiennej i wartości, było to, że każdy,

kto czytał Ricarda, powiedziałby, że tak to właśnie przedstawia Ricardo. Rzeczy­ wiście, jest to czysty Ricardo, z jedną jednakże istotną zmianą. Ricardo odwoływał

się do pojęcia czasu pracy jako wartości. Natomiast Marks wykorzystuje pojęcie

społecznie niezbędnego czasu pracy. W tym oto miejscu Marks naśladuje aparat

pojęciowy Ricarda i - wydawałoby się, że zupełnie niewinnie - dodaje drobną modyfikację. Jednak ta zmiana, jak zobaczymy, robi ogromną różnicę. Od razu

zmuszeni jesteśmy zapytać: co to znaczy „społecznie niezbędny”? W jaki sposób jest to ustanawiane i kto jest za to odpowiedzialny? Marks nie udziela tu żadnych

bezpośrednich odpowiedzi, ale to pytanie jest jednym z tematów przewijających się

przez cały Kapitał. Czym są społeczne niezbędności wbudowane w kapitalistyczny

sposób produkcji? Przyznaję, że jest to dla nas wciąż spory problem. Czy, jak w słynnym stwier­

dzeniu Margaret Thatcher, „nie ma alternatywy” co w pewien sposób równa się po­

wiedzeniu, że społeczne niezbędności, które nas otaczają, są ustanowione w tak sztywny sposób, że nie mamy żadnego wyboru, jak tylko się do nich dostosować? U ich podstawy wracamy do pytania o to, kto i jak ustanawia te „wartości" Oczywi­

ście lubimy myśleć, że posiadamy swoje własne „wartości" a przy okazji każdego

okresu wyborczego w Stanach Zjednoczonych powraca niekończąca się dyskusja

o „wartościach" startujących kandydatów. Jednak Marks twierdzi, że istnieje szcze­

gólny rodzaj wartości i jej miara, określone przez proces, którego nie rozumiemy, a który niekoniecznie jest naszym świadomym wyborem, oraz że sposób, w który narzucane nam są te wartości, musi zostać wydobyty na jaw. Jeśli chcecie zrozu­

mieć, kim jesteście i gdzie znajdujecie się w tym wirze buzujących wartości, musi-

cie wpierw zrozumieć, w jaki sposób wartości towarów są tworzone i wytwarzane, oraz to, jakie niesie to ze sobą konsekwencje - społeczne, środowiskowe, polityczne

i tym podobne. Łudzicie się, jeśli myślicie, że możecie rozwikłać problem środo­ wiskowy w rodzaju globalnego ocieplenia bez rzeczywistego konfrontowania się

z kwestią tego, przez kogo i jak określona zostaje podstawowa struktura wartości

40

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

naszego społeczeństwa. Wobec tego Marks obstaje przy tym, że musimy zrozu­

mieć, na czym polegają wartości towarów i określające je społeczne niezbędności. Wartości towarów nie są ustalonymi na trwałe wielkościami. Są na przykład

wrażliwe na zmiany w wydajności: Po wprowadzeniu w Anglii krosna parowego wystarczyła, być może, połowa tego czasu co dawniej do przetworzenia danej ilości przędzy w tkaninę. Angielski tkacz ręczny fak­ tycznie nadal potrzebował na to takiego samego czasu pracy co dawniej, ale produkt

jego indywidualnej godziny pracy reprezentował teraz już tylko pół społecznej godziny pracy i dlatego spadl do połowy swej dawnej wartości (44).

Zwraca to naszą uwagę na fakt, że wartość jest wrażliwa na rewolucje w zakresie technologii i wydajności. Duża część tomu I będzie dotyczyła omówienia źródeł

i wpływu rewolucji w wydajności oraz następujących po nich rewolucji w stosunkach wartości. Jednak nie tylko rewolucje z zakresu technologii mają znaczenie, ponieważ wartość „określają najrozmaitsze okoliczności, między innymi przeciętny poziom

umiejętności robotnika, stopień rozwoju nauki i jej technologicznego zastosowania" Marks jest niezwykle przejęty znaczeniem technologii i nauki w kapitalizmie -

„społeczna organizacja procesu produkcji, rozmiary i efektywność środków pro­ dukcji oraz warunki naturalne” (45). Szeroki wachlarz sił może naruszyć wartości.

Transformacja środowiska naturalnego czy migracje do miejsc o bardziej sprzyja­ jących warunkach naturalnych (tańsze zasoby) rewolucjonizują wartości. Wartości

towarów, mówiąc w skrócie, poddane są szeregowi potężnych sił. Marks nie stara się przedstawić tu jakiejś ich ostatecznej kategoryzacji, po prostu przestrzega nas, że to,

co nazywamy „wartością” nie jest stałe, ale poddane nieustannym rewolucyjnym transformacjom. Wtem w jego wywodzie następuje szczególny zwrot. W ostatnim akapicie tej

części nagle wprowadza ponownie kwestię wartości użytkowej. „Rzecz może być

wartością użytkową, nie będąc wartością" Oddychamy powietrzem, ale jak do tej pory nie udało nam się zamknąć go w butelkach i sprzedawać jako towaru, cho­

ciaż jestem pewien, że w tej chwili ktoś gdzieś zastanawia się nad tym, jak tego dokonać. Co więcej, „rzecz może być użyteczna i być produktem ludzkiej pracy,

nie będąc towarem" Uprawiam pomidory w moim przydomowym ogródku i nas­ tępnie je zjadam. Wielu ludzi w kapitalizmie rzeczywiście robi wiele rzeczy samo­ dzielnie (szczególnie jeśli uwzględnić niewielką pomoc ze strony sklepów hoł­

dujących zasadzie „zrób to sam”). Ogrom pracy (szczególnie w gospodarstwie

Rozdział I Towary i wymiana

41

domowym) odbywa się poza produkcją towarową. Produkcja towarów wymaga

nie tylko wytwarzania wartości użytkowych, ale „wartości użytkowych dla innych" Nie tylko wartości użytkowych dla pana feudalnego, które mógłby wytworzyć jego

chłop, ale wartości użytkowych, które mogą dotrzeć do innych za pośrednictwem rynku. Następstwem jest to, że „żadna rzecz nie może być wartością, jeżeli nie jest

przedmiotem użytecznym. Jeżeli jest bezużyteczna, to i praca w niej zawarta jest bezużyteczna, nie wchodzi w ogóle w rachubę jako praca i dlatego nie stwarza war­ tości” (46-47). Marks już wcześniej wydawał się oddalać i abstrahować od wartości

użytkowej w celu przejścia do wartości wymiennej - i to właśnie doprowadziło go

do wartości. Jednak w tym miejscu stwierdza, że jeśli towar nie spełnia ludzkiego pragnienia, potrzeby czy zachcianki, wówczas nie posiada wartości! Mówiąc w skró­

cie, należy móc go komuś gdzieś sprzedać. Zastanówmy się przez chwilę nad strukturą tego argumentu. Zaczynamy od pojedynczego pojęcia towaru i ustalamy jego dwoisty charakter: posiada war­

tość użytkową i wartość wymienną. Wartości wymienne są reprezentacją czegoś. Czego? Marks stwierdza, że są reprezentacją wartości. Wartość zaś jest społecz­

nie niezbędnym czasem pracy. Jednak wartość nie ma żadnego znaczenia, jeśli nie wiąże się z powrotem z wartością użytkową. Wartość użytkowa jest społecznie

niezbędna względem wartości. Powyższy argument można ująć w pewien wzór i wyglądałby on wówczas następująco:

Rysunek 1.1. Struktura wartości

Rozważmy zatem konsekwencje tego wywodu. Posiadacie towar zwany domem.

Czy jesteście bardziej zainteresowani jego wartością użytkową, czy wartością wy­

mienną? Najpewniej będziecie zainteresowani obiema z nich. Jednak mamy tu do czynienia z potencjalną opozycją. Jeśli zechcecie w pełni zrealizować wartość

42

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

wymienną, będziecie musieli odstąpić jego wartość użytkową komuś innemu. Jeśli

natomiast chcecie korzystać z jego wartości użytkowej, wówczas dość trudno uzy­ skać dostęp do jego wartości wymiennej, chyba że weźmiecie kredyt z odwróconą hipoteką. Czy zwiększanie na własny użytek wartości użytkowej domu zwiększa

jego potencjalną wartość wymienną? (Nowoczesna kuchnia - prawdopodobnie tak; specjalna konstrukcja związana z posiadanym hobby - pewnie nie.) Co dzieje

się z naszym światem społecznym, gdy dom, który niegdyś rozumiany był przede wszystkim w kategoriach wartości dodatkowej, jako miejsce zamieszkania, zostaje

pomyślany jako sposób na budowanie długoterminowych oszczędności (aktywów kapitałowych) dla rodziny robotniczej czy nawet jako nośnik „przerzucany" dla krót­

koterminowego zysku spekulacyjnego przez każdego, kto ma dostęp do kredytu? Ta dychotomia wartość użytkowa/wartość wymienna jest w zasadzie użyteczna!

Rozważmy jednak ten argument jeszcze dokładniej. Towar, pojedyncze poję­ cie, ma dwa aspekty. Ale nie możecie przeciąć go na pół i stwierdzić, że oto jest

wartość wymienna, a oto wartość użytkowa. Towar jest bowiem jednością. Nato­ miast w obrębie tej jedności mamy do czynienia z dwoistością, a ta dwoistość

pozwala nam na zdefiniowanie czegoś, co nazywamy wartością - kolejnym jedno­ litym pojęciem - jako społecznie niezbędnego czasu pracy, i właśnie tego nośni­ kiem jest wartość użytkowa towaru. Jednakże po to, by posiadać wartość, towar

musi być użyteczny. Na podstawie tego powiązania między wartością a wartością użytkową dostrzeżemy wszelkiego rodzaju problemy powstające wokół podaży

i popytu. Jeśli podaż jest zbyt wielka, wartość wymienna się obniży; jeśli podaż jest zbyt mała, wartość wymienna wzrośnie - mamy zatem elementy podaży i popytu

w „przypadkowych i względnych” aspektach wartości wymiennej. Jednak za tymi wahaniami wartość może pozostać stałą (jeśli wszystkie inne czynniki określające

wartość, takie jak wydajność, również pozostaną stałe). Marks nie jest szczególnie zainteresowany stosunkami podaży i popytu. Chce wiedzieć, w jaki sposób inter­

pretować stosunki wymiany towarów między, powiedzmy, koszulami a butami, gdy podaż i popyt znajdują się w stanie równowagi. Potrzebujemy zatem odmien­

nego rodzaju analizy, która wskazywałaby na wartość jako zakrzepłe elementy tej społecznej substancji zwanej społecznie niezbędnym czasem pracy. Musimy, bez zwracania na to uwagi, milcząco wyabstrahować ją z warunków popytu i podaży

na rynku, by móc mówić o wartościach towaru (przy założeniu równowagi podaży i popytu) jako społecznie niezbędnym czasie pracy. W jaki sposób działa tu Marksowska metoda dialektyczna? Czy powiedzielibyś­

cie, że wartości wymienne są przyczyną wartości? Czy raczej, że wartości wymienne

Rozdział I Towary i wymiana

43

są podstawą wartości użytkowych, czy też wartości użytkowe są przyczyną?... Nie jest to z pewnością analiza przyczynowa. Dotyczy przede wszystkim relacji, relacji dialek­

tycznych. Czy można mówić o wartości wymiennej bez wartości użytkowej? Oczywi­

ście, że nie. Czy można mówić o wartości bez wartości użytkowej? Również nie. Innymi słowy, nie można dyskutować jakiegokolwiek z tych pojęć bez omawiania pozostałych. Są to pojęcia współzależne, tworzące stosunki w obrębie swego rodzaju całokształtu.

Przyznaję, że użycie słowa „całokształt" w pewnych środowiskach intelektu­ alnych może wyglądać jak wyciąganie wielkiej czerwonej płachty. Marks nie miał bladego pojęcia, czym miałby być strukturalizm i jeszcze mniej wiedział o pojęciu postrukturalizmu. Musimy być ostrożni względem wpychania jego myśli w te kate­

gorie (moim zdaniem ona zupełnie do nich nie pasuje). Jednak z pewnością Marks miał ambicję zrozumienia kapitalistycznego sposobu produkcji jako całości, dla­

tego jedynym interesującym pytaniem jest to, jakie dokładnie pojęcie całokształtu miał na myśli? Wiem z tej pierwszej części, że ów całokształt może zostać najlepiej zrozumiany poprzez triumwirat pojęć wartości użytkowej, wartości wymiennej

oraz wartości, wzniesiony w oparciu o towar. Jednakże Marks przyznawał otwar­ cie, że wartości użytkowe są niezwykle zróżnicowane, wartości wymienne są przy­ godne i względne oraz że wartość posiada (lub wydaje się posiadać) „widmową

przedmiotowość" która w każdym razie poddana jest stałym rewolucjom zacho­

dzącym na skutek zmian technologicznych i wstrząsów w stosunkach społecznych

i naturalnych. Ten całokształt nie jest czymś statycznym i zamkniętym, ale płynnym i otwartym, a zatem znajduje się w stałym procesie transformacji. Nie jest to nie­ wątpliwie Heglowska całość, ale wszystko, co jeszcze możemy o niej powiedzieć, będzie musiało poczekać, aż dotrzemy do dalszych partii tekstu.

Jak do tej pory rozwijana tu narracja brzmi mniej więcej następująco: Marks dekla­ ruje, że jego celem jest odsłonięcie zasad działania kapitalistycznego sposobu

produkcji. Rozpoczyna od pojęcia towaru i niezwłocznie określa jego dwoisty cha­ rakter: wartość użytkową oraz wartość wymienną. Ponieważ wartości użytkowe

towarzyszą nam od zawsze, w związku z tym mówią nam niewiele o specyfice kapi­ talizmu. Zatem Marks odsuwa je na bok, by móc spokojnie zająć się wartościami

wymiennymi. Stosunek wymiany między towarami na pierwszy rzut oka wydaje

się przypadkowy, jednak sam akt wymiany zakłada, że wszystkie towary posiadają

coś wspólnego, co sprawia, że są porównywalne i współmierne. Tą wspólność,

44

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

jak tajemniczo zakłada Marks, określa fakt, że wszystkie są wytworami ludzkiej pracy. Jako takie wcielają „wartość” wstępnie zdefiniowaną jako społecznie nie­

zbędny (średni) czas pracy potrzebny do ich wytworzenia w danych warunkach wydajności pracy. Jednak po to, żeby praca była społecznie niezbędna, ktoś musi chcieć, pragnąć i potrzebować danego towaru, co oznacza, że wartość użytkowa musi ponownie znaleźć się w naszej argumentacji.

W dalszej analizie te trzy pojęcia - wartości użytkowej, wartości wymiennej oraz wartości - utrzymywane są w stałej i nieraz bardzo intensywnej wzajemnej

relacji. Marks rzadko przygląda się któremuś z nich z osobna; to relacje między nimi mają znaczenie. Jednakże często bada on relacje zachodzące między tylko dwoma

z nich, odsuwając jedną pozostałą na bok Rozwijając swój wywód dotyczący dwo­ istego charakteru pracy zawartej w towarach w kolejnej części rozdziału, Marks

skupia się na stosunku między wartością użytkową pracy a wartością, którą zawiera ta użyteczna praca (zakładając wartość wymienną jako stałą). W kolejnej części

bierze w nawias wartość użytkową i bada stosunek między wartością wymienną

a wartością w celu wyjaśnienia pochodzenia i roli pieniądza. Należy zwracać uwagę na te przesunięcia uwagi wraz z rozwojem argumentacji, ponieważ twierdzenia w każdej z tych części są zawsze uzależnione od tego, które z pojęć akurat zostało

odsunięte na bok. Jest jeszcze jeden tryb argumentacji, który wymaga wyjaśnienia, jeśli mamy pójść dalej. Rozpocząwszy od wartości użytkowej i wartości wymiennej - dycho­ tomii - Marks dochodzi następnie do jednolitego pojęcia wartości, które ma coś

wspólnego z ludzką pracą rozumianą jako „społecznie niezbędny czas pracy" (44).

Jakiego natomiast rodzaju ludzka praca jest społecznie niezbędna? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie odsłania przed nami dwoistość między pracą konkretną

(rzeczywistą) oraz abstrakcyjną (społecznie istotną). Te dwie formy pracy zbiegają

się raz jeszcze w jednolitym akcie wymiany towarowej. Oględziny tego momentu

wymiany odsłaniają jednak kolejną dwoistość zachodzącą między względną i ekwi­

walentną formą wartości. Te dwa sposoby wyrażania się wartości zostają ponownie zjednoczone w wyłonieniu się jednego towaru - towaru pieniądza - który funk­

cjonuje jako ogólny ekwiwalent w stosunku do wszystkich innych towarów. Da się

tu dostrzec pewien schemat argumentacyjny. Argumentacja rozwijana jest stop­

niowo, poprzez ukazywanie przeciwieństw składanych następnie w jedną całość (jak w przypadku formy pieniężnej), uwewnętrzniającą te sprzeczności, choć roz­

padającą się dalej na kolejne dwoiste relacje. Tak właśnie działa Marksowska dia­ lektyczna metoda wykładu, obecna, jak zobaczymy, w całym Kapitale.

Rozdział I Towary I wymiana

45

Oto wzorzec rozwijania argumentu w prostej postaci diagramu:

Rysunek 1.2. Ścieżka wywodu w rozdziale pierwszym Kapitału

Odwzorowanie wywodu w taki sposób znacznie ułatwia dostrzeżenie cało­ ściowego kontekstu. Łatwiej jest wówczas umiejscowić zawartość każdej z części

w obrębie ogólnej linii argumentacyjnej. Nie jest to heglowska logika w ścisłym sensie, ponieważ nie mamy tu ostatecznego momentu syntezy, a jedynie tymcza­ sowy moment jedności, w obrębie którego wcielona zostaje kolejna sprzeczność -

dwoistość - wymagająca dalszego rozwinięcia argumentacji w celu jej zrozumienia. Oto jak rozwija się Marksowski proces przedstawiania w Kapitale - i rzeczywiście

jest to sposób rozwijania, a nie logicznego wyprowadzania. Tworzy on szkieletową

strukturę argumentacji, na której wesprzeć się mogą wszelkiego rodzaju kwestie konceptualne. W ten sposób, wraz z postępem, wyłania się coraz szersze rozumie­ nie wewnętrznych stosunków, które utrzymują kapitalizm w stałym stanie sprzecz­ nej jedności, a zatem - w ciągłym ruchu.

2. Dwoisty charakter pracy zawartej w towarach

Marks rozpoczyna tę część skromnym stwierdzeniem: „pierwszy krytycznie wyś­ wietliłem ten dwoisty charakter pracy zawartej w towarze. Ponieważ punkt ten

odgrywa decydującą rolę, gdy chodzi o zrozumienie ekonomii politycznej, przeto należy go tutaj zbadać dokładniej” (47). Podobnie jak w części pierwszej, rozpoczyna od wartości użytkowych. Są to produkty fizyczne, wytworzone przez użyteczną,

„konkretną" pracę. Ogromna heterogeniczność form procesów pracy konkretnej -

krawiectwa, szewstwa, przędzalnictwa, tkactwa, rolnictwa i tak dalej - jest ważna,

46

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

ponieważ bez niej nie byłoby podstawy dla jakichkolwiek aktów wymiany (nikt, co oczywiste, nie chciałby wymieniać podobnych produktów) czy społecznego podziału pracy. Wartości użytkowe nie mogą występować wobec siebie jako towary, jeżeli nie tkwią w nich jakościowo różne prace użyteczne. W społeczeństwie, którego produkty przybie­

rają powszechnie formę towarów, tzn. w społeczeństwie wytwórców towarów, ta jako­

ściowa różnica prac użytecznych, wykonywanych niezależnie od siebie jako prywatne

zajęcia samodzielnych wytwórców, rozwija się w wieloczłonowy system, w społeczny podział pracy (48).

W tym miejscu Marks porusza wątek metodologiczny, powracający następnie

echem we wszystkich pozostałych rozdziałach: ruch od prostoty do większej złożo­ ności, od prostych molekularnych aspektów gospodarki opartej na wymianie w kie­

runku bardziej systematycznego rozumienia. Odstępuje następnie od zasady spo­ glądania na relacje w celu zbadania niektórych uniwersalnych właściwości pracy

użytecznej. Robi tak, ponieważ praca „jako twórczyni wartości użytkowych, jako praca użyteczna, jest (...) warunkiem istnienia człowieka, niezależnym od wszel­

kich ustrojów społecznych" (48-49). Praca użyteczna jest „wieczną, przyrodzoną

koniecznością, która umożliwia wymianę materii między człowiekiem a przyrodą,

a więc umożliwia życie ludzkie" (49). Idea „wymiany materii” ujmująca pracę jako pośrednik między ludzką egzys­ tencją a przyrodą, jest kluczową kwestią dla Marksowskiej historyczno-materiali-

stycznej argumentacji. Powróci do niej w wielu miejscach w Kapitale, nawet jeśli

pozostawi tę ideę w postaci raczej nierozwiniętej. To również charakterystyczne dla jego podejścia. W rezultacie zdarza mu się stwierdzać: „Spójrzcie, oto coś waż­

nego, nad czym powinniście się zastanowić (w tym przypadku chodzi o stosunek do przyrody). Nie zamierzam się tym zajmować bardziej szczegółowo, ale chciał-

bym postawić tę kwestię jako ważną, zanim przejdę do spraw bardziej naglących”

Wartości użytkowe „są połączeniami dwóch pierwiastków: materiału danego przez przyrodę i pracy" W związku z tym „w procesie produkcji człowiek może postępo­

wać tylko tak, jak postępuje przyroda" (49). Jest to ponownie fundamentalny punkt: cokolwiek robimy, musi to być spójne z prawem natury; to, co robimy może zmieniać tylko formy materii. Co więcej: w samej tej pracy kształtowania jest on [czło­ wiek] bezustannie wspomagany przez siły przyrody. Praca nie jest więc jedynym źródłem

Rozdział I Towary i wymiana

47

wartości użytkowych przez nią wytwarzanych, jedynym źródłem materialnego bogactwa. Praca, jak mówi William Petty, jest ojcem materialnego bogactwa, a ziemia matką (49).

Z pomocą tej upłciowionej metafory (która pochodzi co najmniej od Francisa

Bacona) Marks wprowadza kluczowe rozróżnienie między bogactwem - całkowitą

masą wartości użytkowych znajdujących się w czyjejś dyspozycji - a wartością społecznie niezbędnym czasem, który reprezentują te wartości użytkowe.

Następnie Marks powraca do pytania o wartości w celu odróżnienia ich homo-

geniczności (wszystkich wytworów pracy ludzkiej) od ogromnej heterogeniczności

wartości użytkowych i konkretnych form pracy. Pisze: Jakkolwiek krawiectwo i tkactwo są to czynności produkcyjne jakościowo różne, to jed­

nak w obu wypadkach odbywa się produkcyjne użytkowanie mózgu człowieka, jego mięśni, nerwów, rąk itd. - i w tym znaczeniu obie czynności są ludzką pracą. Są to tylko

dwie różne formy wydatkowania ludzkiej siły roboczej. Oczywiście, sama ludzka siła

robocza musi już być mniej lub więcej rozwinięta, aby mogła być wydatkowana w tej

lub innej formie. Ale wartość towaru reprezentuje pracę ludzką jako taką, wydatkowanie

ludzkiej pracy w ogóle (50).

Jako takie jest to właśnie to, co Marks nazywa pracą „abstrakcyjną" (50-53). Tego

rodzaju ogólność pracy kontrastuje z mnóstwem konkretnych prac wytwarzających

rzeczywiste wartości użytkowe. Tworząc pojęcie pracy abstrakcyjnej, Marks utrzy­ muje, że zaledwie odzwierciedla abstrakcję wytworzoną przez rozległe wymiany towarów.

W ten właśnie sposób Marks konceptualizuje wartość, posługując się kate­ gorią jednostek prostej pracy abstrakcyjnej. Ten standard pomiaru „zmienia swój

charakter w zależności od kraju i epoki kultury, ale w określonym społeczeństwie

jest dany" (50). Raz jeszcze napotykamy często stosowaną w Kapitale strategię. Standard pomiaru jest czymś zależnym od czasu i przestrzeni, ale dla celów analizy zakładamy, że jest czymś znanym. Co więcej, w tym przypadku Marks mówi nawet,

że „praca złożona” na przykład praca wykwalifikowana, „uważana jest za pracę prostą spotęgowaną, a raczej pomnożoną, tak że mniejsza ilość pracy złożonej równa się

większej ilości pracy prostej” (50-51). Doświadczenie uczy, że takie sprowadzanie jednej pracy do drugiej odbywa się nie­ ustannie. Choćby towar był produktem pracy jak najbardziej złożonej, jego wartość

48

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

przyrównuje go do produktu pracy prostej i dlatego sama także reprezentuje tylko

pewną ilość pracy prostej (...). Dla uproszczenia będziemy odtąd wszelki rodzaj siły

roboczej rozpatrywali bezpośrednio jako siłę roboczą prostą, oszczędzając sobie w ten sposób trudu dokonywania redukcji (51).

Fakt, że Marks nigdy nie doprecyzował, jakie „doświadczenie" miał na myśli, czyni ten fragment wysoce kontrowersyjnym. W literaturze przedmiotu nazywa się to

„problemem redukcji” ponieważ nie ma jasności, w jaki sposób praca wykwalifi­

kowana może być i jest redukowana do pracy prostej niezależnie od wartości wytworzonego towaru. Podobnie jak założenie dotyczące wartości jako społecznie

niezbędnego czasu pracy, to sformułowanie Marksa wydaje się tajemnicze, jeśli

nie wręcz nonszalanckie. Nie wyjaśnia, w jaki sposób dokonuje się ta redukcja. Po prostu zakłada dla celów analizy, że tak jest, i dalej rozwija ją już na tej podsta­ wie. Oznacza to, że jakościowe różnice, których doświadczamy w przypadku pracy konkretnej, pracy użytecznej i jej heterogeniczności, są tu zredukowane do czegoś

czysto ilościowego i homogenicznego. Oczywiście pogląd Marksa dotyczy tego, że zarówno abstrakcyjne (homoge­ niczne), jak i konkretne (heterogeniczne) aspekty pracy zostają zjednoczone w jed­

nolitym akcie pracy. Autor Kapitału nie zakłada przecież, że praca abstrakcyjna odbywa się w jednej części fabryki, konkretna zaś w innym jej miejscu. Dwoistość naznacza sam pojedynczy proces pracy: wytwarzającej koszulę, która zawiera war­

tość. Oznacza to, że wcielenie wartości nie zaszłoby bez konkretnej pracy wytwa­

rzania koszul i, co więcej, że nie jesteśmy w stanie wiedzieć, czym jest wartość, o ile koszule nie zostaną wymienione na buty czy cokolwiek innego. To właśnie poprzez wielorakość prac konkretnych wyłania się miernik pracy abstrakcyjnej. Wszelka praca jest z jednej strony wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej w znaczeniu fizjologicznym - i w tym charakterze jednorodnej pracy ludzkiej, czyli abstrakcyjnie

ludzkiej pracy, tworzy wartość towarów. Wszelka praca jest z drugiej strony wydatko­

waniem ludzkiej siły roboczej w szczególnej celowej formie - i w tym charakterze kon­

kretnej użytecznej pracy tworzy wartości użytkowe (53)-

Zauważcie, że ten argument jest zwierciadlanym odbiciem argumentu z pierw­ szej części rozdziału. Pojedynczy towar uwewnętrznia wartości użytkowe, wartości

wymienne i wartości. Poszczególny proces pracy wciela użyteczną pracę konkretną oraz pracę abstrakcyjną czy wartość (społecznie niezbędny czas pracy) w towar,

Rozdział I Towary I wymiana

49

który będzie nośnikiem wartości wymiennej na rynku. Odpowiedź na problem

związany z tym, jak praca wykwalifikowana czy złożona może zostać zredukowana do pracy prostej, znajduje się częściowo, jak się okazuje, w kolejnej części, w której

Marks podąża za towarem aż na rynek i podejmuje kwestię relacji między warto­

ścią a wartością wymienną. Przejdźmy zatem do części trzeciej.

3. Forma wartości, czyli wartość wymienna

W moim przekonaniu w tej części Kapitału znajdziemy sporo nudnego materiału, który bardzo łatwo może przesłonić nam znaczenie wyprowadzanego w tym miej­

scu argumentu. Jak wskazywałem wcześniej, Marks czasami zakłada czapkę rach­

mistrza, skutkiem czego jest forma prezentacji, która może zanudzić na śmierć: „gdy to równa się tamto, a to równa się tamto, natomiast to kosztuje trzy pensy,

a tamto piętnaście, wówczas coś innego równa się..." - mniej więcej tak to leci, wspie­

rając się na różnego rodzaju ilustracjach liczbowych. Napotkamy tu problem lasu zasłoniętego przez drzewa w jego najgorszej postaci. W związku z tym jest to dobry

moment, by wymyślić, w jaki sposób mamy sobie radzić z podobnymi sytuacjami. Zamierzam postępować następująco: z jednej strony prześlizgnąć się nad często

prostą i techniczną argumentacją, z drugiej zaś komentować jej głębsze znaczenie.

Celem Marksa jest wyjaśnienie pochodzenia formy pieniężnej. „Tu jednak należy dokonać czegoś" stwierdza (znów tak skromnie!), „o co burżuazyjna eko­

nomia nawet się nie pokusiła” Należy mianowicie wykazać, jak powstała ta forma pieniężna, czyli prześledzić rozwój wyrazu wartości zawartego w stosunku wartościowym towarów, od jego najprostszej, najbardziej nie­

pozornej postaci aż do olśniewającej formy pieniężnej. Wtedy zniknie też zagadka pie­

niądza (55).

Jak zobaczymy, Marks dokona tego w serii niezgrabnych kroków, rozpoczynając od prostej sytuacji handlu wymiennego. Ja mam towar i ty masz towar. Względ­ na wartość mojego towaru zostanie wyrażona w kategoriach wartości (nakładu

pracy) towaru, który posiadasz ty. W ten sposób twój towar zostanie miarą war­ tości mojego. Odwróćmy tę relację, a mój towar będzie mógł być postrzegany jako ekwiwalent wartości twojego. W prostej sytuacji tego rodzaju barteru każdy

posiadacz towaru ma również coś o wartości względnej i poszukuje ekwiwalentu

50

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

tego w innym towarze. Ponieważ istnieje tak wiele towarów, jak wiele jest ludzi i aktów wymiany, w związku z tym istnieje tak wiele ekwiwalentów, jak wiele ist­

nieje towarów i aktów wymiany. W istocie wszystko, co Marks stara się pokazać, to że akt wymiany zawsze posiada dwoisty charakter - bieguny względnej i ekwi­ walentnej formy - w którym ekwiwalent towaru występuje „jako ucieleśnienie abs­

trakcyjnie ludzkiej pracy" (67). Przeciwieństwo między wartością użytkową a wartoś­

cią, dotychczas wcielone w towar, „ujawnia się tu w przeciwieństwie zewnętrznym” między jednym towarem, który pełni funkcję wartości użytkowej, i innym, reprezen­

tującym jego wartość wymienną (71). W złożonym polu wymian, takim jak rynek, mój towar będzie posiadał wiele potencjalnych ekwiwalentów oraz na odwrót - wszyscy dookoła posiadają wartości

względne, będące w potencjalnym stosunku w odniesieniu do mojego pojedyncze­ go ekwiwalentu. Rosnąca złożoność stosunków wymiany stwarza „rozwiniętą formę"

wartości, która przekształca się w „ogólną formę" wartości (B. 72-75 oraz C. 75-80).

Proces ten ostatecznie krystalizuje się w „ogólnym ekwiwalencie": jednym towa­ rze, który odgrywa wyłączną rolę „towaru-pieniądza" (D. 80-81). Towar-pieniądz wyrasta z systemu handlowego, a nie go poprzedza, tak, że to rozpowszechnienie

się i generalizacja stosunków wymiany są kluczowym i niezbędnym warunkiem

dla wykrystalizowania się formy pieniężnej. W czasach Marksa tę kluczową rolę odgrywały towary w rodzaju złota i srebra, ale co do zasady mogłyby być to muszelki, puszki tuńczyka czy - jak czasem ma to

miejsce w niszczących warunkach wojennych - papierosy, czekolada czy cokolwiek innego. System rynkowy, by działać efektywnie, wymaga towaru-pieniądza jakiegoś rodzaju, jednakże towar-pieniądz może powstać jedynie wskutek rozwinięcia się

wymiany rynkowej. Pieniądz nie został narzucony z zewnątrz ani wynaleziony przez

kogoś, kto pomyślał, że dobrym pomysłem byłoby posiadanie formy pieniężnej. Marks twierdzi, że nawet formy symboliczne należy rozumieć właśnie w tym kontekście.

Daje to początek interesującej kwestii interpretacyjnej, która wielokrotnie prze­ wija się przez Kapitał: czy Marks formułuje argument historyczny, czy logiczny?

Myślę, że historyczne dowody na poparcie jego wyjaśnienia tego, w jaki sposób pojawia się towar-pieniądz, są obecnie raczej mizerne. Systemy quasi-pieniężne

i towarowe, religijne ikony czy symbole i tym podobne istniały na długo przed tym,

i choć wyrażały swego rodzaju stosunek społeczny, nie miały koniecznie żadnego pierwotnego związku z wymianą towarową, nawet jeśli stopniowo zaczynały zaplą-

tywać się w tego rodzaju wymianach. Jeśli mielibyśmy sięgnąć po dane archeo­ logiczne i historyczne, dziś wiele z nich prawdopodobnie wykazywałoby, że forma

Rozdział I Towary i wymiana

51

pieniężna w żadnym razie nie powstała w sposób, który zakładał Marks. Jestem

skłonny zaakceptować ten argument, jednak mówiąc w jego kontekście rzecz następującą (wracamy zatem do Marksowskiego zainteresowania rozumieniem

kapitalistycznego sposobu produkcji): w warunkach kapitalizmu forma pieniężna musi zostać poddana i powiązana z logicznym stanowiskiem opisywanym przez

Marksa, w taki sposób, by odzwierciedlała potrzebę systemu do upowszechniania stosunków wymiany. To upowszechnienie stosunków wymiany towarowej podpo­

rządkowuje jednak wszystkie formy symboliczne poprzedzające formę pieniężną,

niezbędną do rozwijania towarowej wymiany rynkowej. Prekursorzy formy pie­ niężnej, których ślad można w istocie dostrzec w danych historycznych i arche­

ologicznych dotyczących bicia monet, muszą dostosować się do tej logiki w stop­

niu, w którym zostają wciągnięci w obręb kapitalizmu i pełnią funkcję pieniądza. Jednocześnie powinno wydawać się jasne, że rynek nie mógłby się rozwinąć, jeśli nie

zaszedłby ten proces dyscyplinowania. Choć argument historyczny jest raczej słaby, to argumentacja logiczna jest w tym miejscu potężna.

A zatem w tej części ujmowanej jako pewna całość ustanowiona zostaje nie­ zbędna relacja między wymianą towaru a towarem-pieniądzem oraz ich rola we wza­

jemnym określaniu się, którą każde z nich odgrywa w rozwoju drugiego. Jednak w samej tej części dzieje się znacznie więcej i powinniśmy się temu bliżej przyjrzeć. Na samym początku Marks opisuje sposób, w który przedmiotowość wartości towarów tym się różni od Imć Pani Żwawińskiej, że nie wia­

domo, gdzie ją można zastać. W przeciwieństwie do zmysłowo namacalnej przedmioto-

wości ciała towaru, przedmiotowość wartości nie zawiera ani atomu materii naturalnej. Choćbyśmy więc poszczególny towar kręcili i obracali na wszystkie strony, jako przed­ miot wartości pozostanie on nieuchwytny. Gdy jednak przypomnimy sobie, że towary

mają przedmiotowość wartości tylko dzięki temu, iż są wyrazami tej samej jednostki

społecznej - pracy ludzkiej, że więc przedmiotowość ich wartości jest czysto społeczna,

to stanie się rzeczą samą przez się zrozumiałą, iż może ona wyjść na jaw tylko w sto­ sunku społecznym towaru do towaru (54).

Jest to punkt absolutnie kluczowy, którego nie sposób przecenić: wartość jest nie­

materialna, ale jednocześnie obiektywna. Biorąc pod uwagę założone przywiązanie Marksa do rygorystycznego materializmu, jest to, na pozór, zaskakujący argument,

i musimy się odrobinę z nim pomocować, by go w pełni zrozumieć. Wartość jest

stosunkiem społecznym i nie jesteście w stanie rzeczywiście zobaczyć, dotknąć

52

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

czy poczuć stosunków społecznych w sposób bezpośredni. A zatem musimy ostroż­

nie zbadać ten stosunek społeczny oraz jego wyraz. Marks przedstawia następujący pomysł: wartości, będąc niematerialnymi, nie

mogą istnieć bez środków reprezentacji. W związku z tym to powstanie systemu pieniężnego, powstanie samej formy pieniężnej jako środka namacalnego i mate­

rialnego wyrazu, sprawia, że wartość (jako społecznie niezbędny czas pracy) staje się regulatorem stosunków wymiany. Jednak forma pieniężna zbliża się - krok po kroku,

jak mówi argument logiczny - do wyrażania wartości jedynie wraz z upowszech­ nieniem się stosunków wymiany towarowej. A zatem nie istnieje żadna uniwer­

salna „wartość" której po wielu, wielu latach zmagań wreszcie udaje się wyrazić poprzez wymianę pieniężną. Zachodzi raczej wewnętrzna i wzajemnie rozwija­

jąca się relacja między powstaniem formy pieniężnej i formy wartości. Powstanie wymiany pieniężnej prowadzi do tego, że społecznie niezbędny czas pracy staje

się siłą przewodnią w kapitalistycznym sposobie produkcji. Dlatego wartość jako społecznie niezbędny czas pracy jest czymś historycznie specyficznym dla kapita­

listycznego sposobu produkcji. Pojawia się jedynie w sytuacji, w której wymiana

rynkowa spełnia swoje wymagane zadanie. Z tej Marksowskiej analizy można wyprowadzić dwa wnioski oraz jedno istotne pytanie. Pierwszy wniosek głosi, że stosunki wymiany, bardziej niż będąc epifenomenami głębokiej struktury wartości, istnieją w stosunku dialektycznym z war­

tościami, tak że te drugie zależą od tych pierwszych i na odwrót. Drugi wniosek

potwierdza niematerialny (widmowy), ale obiektywny status pojęcia wartości. Wszystkie sposoby bezpośredniego pomiaru wartości zawiodą. Natomiast znaczące

pytanie dotyczy wątpliwości odnośnie do, jak rzetelną i dokładną reprezentacją wartości jest pieniądz, a, innymi słowy, tego, jak rzeczywiście rozwija się relacja między niematerialnością (wartością) a obiektywnością (schwytaną w pieniężnej reprezentacji wartości).

Marks rozpracowuje ten problem w serii kolejnych kroków. Wyjaśnia, że Tylko wyrażenie ekwiwalentności różnorodnych towarów ujawnia szczególny charakter

pracy tworzącej wartość, przez to mianowicie, że różnorodne prace tkwiące w różno­ rodnych towarach sprowadzone zostają faktycznie do tego, co im jest wspólne, do pracy

ludzkiej w ogóle (58).

W tym miejscu napotykamy częściową odpowiedź na pytanie o to, jak zachodzi redukcja wykwalifikowanej i złożonej pracy ludzkiej do pracy prostej. Marks jednak

Rozdział I Towary i wymiana

53

następnie stwierdza: „ludzka siła robocza w stanie płynnym" - uderzające jest to,

jak często Marks przywołuje pojęcie płynności - „czyli ludzka praca, tworzy wartość,

ale nie jest wartością. Wartością staje się w stanie skrzepnięcia, w postaci przedmio­ towej” (59). Należy zatem poczynić rozróżnienie między procesem pracy a wytwo­ rzoną na jego skutek rzeczą. Idea związku między procesami a rzeczami oraz idea

płynności są istotną częścią Marksowskiej analizy. Im częściej je przywołuje, tym

bardziej odchodzi od dialektyki jako logiki formalnej, przechodząc do dialektyki

jako filozofii procesu historycznego. Ludzka praca jest namacalnym procesem, jed­ nak wraz z końcem procesu otrzymujecie tę rzecz - towar - który „skrzepią” czy „wpra­ wia w stan zastygnięcia” wartość. Choć to rzeczywisty proces jest tym, co ma znacze­

nie, to rzecz ma wartość oraz to rzecz posiada cechy przedmiotowe. Zatem aby wyrazić wartość płótna jako skrzepu ludzkiej pracy, musi się ją wyrazić jako „przed-

miotowość” która w charakterze rzeczy różni się od płótna, a zarazem wspólna jest

płótnu i innemu towarowi (59).

Problem polega na tym, w jaki sposób wartość, ta „przedmiotowość w charakte­

rze rzeczy różniąca się od płótna” zostaje reprezentowana. Odpowiedź leży w for­ mie pieniężno-towarowej. Niemniej w tej relacji między wartością a jej wyrazem

w formie pieniężnej zachodzą, jak zauważa Marks, pewne osobliwości. „[Pjierwsza

osobliwość rzucająca się w oczy” to fakt, że szczególna wartość użytkowa „staje się formą, w której przejawia się jej przeciwieństwo - wartość” (65), a to „wskazuje, że ukrywa się w niej stosunek społeczny" (66). Stąd zagadkowość formy ekwiwalentnej, którą burżuazyjnie tępy wzrok ekonomisty spo­

strzega dopiero wtedy, gdy forma ta występuje przed nim w skończonej postaci, w pie­

niądzu. Wtedy usiłuje on rozwiać mistyczny charakter złota i srebra przez to, że podsuwa zamiast nich mniej lśniące towary i z nie słabnącym zadowoleniem recytuje katalog tych towarów-hofyszów, które ongiś grały rolę ekwiwalentu towarowego (66-67).

„Ciało towaru" - kontynuuje - „który służy za ekwiwalent występuje zawsze jako

ucieleśnienie abstrakcyjnie ludzkiej pracy i jest zawsze produktem określonej użytecznej, konkretnej pracy" (67). Co takiego nam to mówi? Złoto, na przykład, jest określoną wartością użytkową, określonym towarem, wytworzonym w okre­

ślonych warunkach produkcji, a przecież używamy go jako środka wyiazu każdej ludzkiej pracy, gdziekolwiek nie byłaby wykonywana - bierzemy konkretną wartość

54

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

użytkową i wykorzystujemy ją jako zastępnik każdej pracy społecznej. Jak zoba­

czymy, gdy już przejdziemy głębiej do teorii pieniądza w rozdziale drugim, zrodzi to skomplikowane problemy.

Drugą osobliwością jest to, że „konkretna praca staje się formą przejawiania się

swego przeciwieństwa, abstrakcyjnie ludzkiej pracy" (67), trzecią zaś osobliwością jest to, że „praca prywatna staje się formą swego przeciwieństwa, staje się pracą w formie bezpośrednio społecznej" (68). Oznacza to nie tylko, że ogólny ekwiwa­

lent, towar-pieniądz, wystawiony jest na jakościowe i ilościowe problemy, które prześladują również wytwarzanie jakiejkolwiek wartości użytkowej, ale że pro­

dukcja i sprzedaż towaru pieniądza, jak również jego akumulacja (w końcu jako kapitał) leży w rękach prywatnych, pomimo że wypełnia swoją uniwersalizującą

funkcję społeczną. Gdy złoto było wciąż dominującym towarem podtrzymującym

pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku globalny pieniądz, dwoma jego głównymi wytwórcami były Rosja i Republika Południowej Afryki; żadne z nich nie było wów­

czas szczególnie przyjaźnie nastawione wobec międzynarodowego kapitalizmu. Dematerializacja całego systemu finansowego na początku lat siedemdziesiątych

XX wieku oraz system płynnych kursów walut, wolnych od jakiegokolwiek standardu

złota, który wówczas powstał, miały obezwładniający wpływ na wytwórców złota (nawet jeśli nie był to główny powód tego, że w ogóle do tego doszło).

Oto rodzaj sprzeczności, do których rozważenia prowadzą nas analizy Marksa,

i zobaczymy później - szczególnie w tomie III, ale również w trzecim rozdziale niniej­

szego tomu - w jaki sposób te osobliwości i sprzeczności zaczynają odgrywać rolę w tworzeniu możliwości zaistnienia kryzysów finansowych. W każdym przypadku

podstawowym wnioskiem, jaki należy wyciągnąć, jest to, że stosunek między warto­

ściami a ich reprezentacją w formie pieniężnej jest pełen sprzeczności, a w związku z tym nie możemy nigdy zakładać doskonałej postaci reprezentacji. Niedopasowanie między wartościami a ich reprezentacją okazuje się, do pewnego stopnia, posiadać

swoje zalety. Nawet jeśli samo w sobie jest głęboko problematyczne, co ukaże się

nam wyraźniej za chwilę. Prowadzi nas to do ważnego fragmentu z Arystotelesa. „Nie może być" - mówi Arystoteles - „wymiany bez równości, a równości bez współmierności" (68)2. Sto­ sunek między względną a ekwiwalentną formą wartości zakłada równość między

dokonującymi wymiany. Ta właściwość równości w obrębie systemu rynkowego jest

2 Cytowany przez Marksa fragment pochodzi z Etyki nikomachejskiej (przeł. D. Gromska, PWN, Warszawa 2002, ks. V, rozdz. 5, 1 i33b, s. 179).

Rozdział I Towary i wymiana

SS

niezwykle istotna. Marks rozumie ją jako coś fundamentalnego względem tego, jak

na poziomie teoretycznym działa kapitalizm. Podobnie Arystoteles rozumiał potrzebę

współmierności i równości w stosunkach wymiany, jednak nie był w stanie zrozu­ mieć, co się za nią kryje. Dlaczego? Marks twierdzi, że dlatego, iż „społeczeństwo greckie opierało się na pracy niewolników, a więc naturalną jego podstawą była nierówność ludzi i ich sił roboczych" (69). W społeczeństwie niewolniczym nie może być teorii wartości tego rodzaju, którą odnajdziemy w kapitalizmie. Raz jeszcze

zwróćmy uwagę na historyczną określoność teorii wartości w kapitalizmie.

Prowadzi to Marksa z powrotem do rozwijania trzech osobliwości formy pie­ niężnej, skutkującego rozpoznaniem wyłaniającego się przeciwieństwa: Utajone w towarze wewnętrzne przeciwieństwo między wartością użytkową a wartością

ujawnia się tu w przeciwieństwie zewnętrznym, tzn. w stosunku dwóch towarów, przy czym towar, którego wartość mamy wyrazić, występuje bezpośrednio tylko jako wartość

użytkowa, towar zaś, w którym wyrażamy wartość, występuje bezpośrednio tylko jako wartość wymienna (71).

Przeciwieństwo między wyrazem wartości oraz światem towarów, przeciwieństwo, które skutkuje „antynomią" między towarami a pieniądzem, musi zostać zinter­ pretowane jako eksternalizacja czegoś, co jest uwewnętrznione w obrębie samego

towaru. W momencie, w którym opozycja zostanie uzewnętrzniona, staje się wyraźna.

Stosunek między towarami oraz pieniądzem jest wytworem dychotomii między war­

tością użytkową a wartością wymienną, które wykryliśmy jako wewnętrzne względem towaru już na samym początku. Co zatem z tego wszystkiego wynosimy? Po pierwsze, społecznie niezbędny

czas pracy nie może bezpośrednio działać jako regulator tego, co się dzieje, ponie­ waż jest stosunkiem społecznym. Pośrednio będzie robił to za pomocą medium formy pieniężnej. Co więcej, to właśnie powstanie formy pieniężnej pozwala war­ tości na wykrystalizowanie się jako wiodącej zasady tego, w jaki sposób będzie

funkcjonować kapitalistyczna gospodarka. Pamiętajcie również zawsze, że wartość

jest niematerialna, ale obiektywna. Możemy stwierdzić, że to wszystko stwarza cał­ kiem dużo problemów dla zdroworozsądkowej logiki, na której gruncie zakłada się,

że wartość może zostać rzeczywiście zmierzona; nawet niektórzy ekonomiści mar­ ksistowscy spędzili sporo czasu, wyjaśniając, jak można to zrobić. Powiedziałbym,

że nie da się tego zrobić w ogóle. Jeśli wartość jest niematerialna, to nie da się jej mierzyć w sposób bezpośredni. Próba odnalezienia wartości w towarze, poprzez

56

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

zwykłe spoglądanie na towar, przypomina próbę odnalezienia grawitacji w kamie­ niu. Wartość istnieje wyłącznie w stosunkach między towarami i zostaje wyrażona materialnie wyłącznie w sprzecznej i problematycznej formie towaru pieniądza.

Pozwólcie, że poświęcę chwilę na dalszą refleksję nad statusem tych trzech fun­

damentalnych pojęć wartości użytkowej, wartości wymiennej i wartości, które szcze­ gółowo przedstawił Marks. Czyniąc to, narzucę niektóre z moich własnych pomy­ słów, wyrosłych z mych szczególnych zainteresowań, które to pomysły możecie wedle uznania przyjąć lub odrzucić. Te trzy różne pojęcia wcielają w siebie fun­

damentalnie różne przestrzenno-czasowe punkty odniesienia. Wartości użytkowe istnieją w fizycznym świecie materialnym składającym się z przedmiotów, dających się opisać w newtonowskich i kartezjańskich kategoriach bezwzględnej przestrzeni i czasu. Wartości wymienne znajdują się we względnej czasoprzestrzeni ruchu

oraz wymiany towarów, podczas gdy wartości można zrozumieć jedynie w kate­ goriach relacyjnej czasoprzestrzeni rynku światowego. (Niematerialna relacyjna

wartość społecznie niezbędnego czasu pracy pojawia się w obrębie rozwijającej się

czasoprzestrzeni kapitalistycznego globalnego rozwoju). Jednak Marks przekonu­

jąco pokazał, że wartość nie może istnieć bez wartości wymiennych, a wymiana

nie może istnieć bez wartości użytkowych. Te trzy pojęcia są ze sobą wzajemnie dialektycznie zintegrowane.

W ten sam sposób trzy formy bezwzględnej, względnej i relacyjnej czasoprze­ strzeni są dialektycznie powiązane z historyczno-geograficzną dynamiką kapitalis­

tycznego rozwoju. Tak brzmiałoby moje stanowisko jako geografa. Jedną z głównych konsekwencji takiego stanowiska jest twierdzenie, że czasoprzestrzeń kapitalizmu

nie jest stałą, ale zmienną (to samo dzieje się z przyspieszeniem i tym, co w innym miejscu Marks nazywa „niszczeniem przestrzeni przez czas"3, wprawionym w ruch

przez nieustanne rewolucje w zakresie środków transportu i komunikacji). Nie mogę

powstrzymać się od zwrócenia wam na to uwagi! Jednak jeśli chcecie przebadać

zagadnienie czasoprzestrzennej dynamiki kapitalizmu, będziecie musieli sięgnąć po inne książki4.

3 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 412. 4 D. Harvey, Przestrzenie globalnego kapitalizmu, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2016.

Rozdział I Towary i wymiana

57

4. Fatyszyzm towarowy I Jogo tajemnica Kolejna część została napisana w całkowicie odmiennym, bardziej literackim stylu poruszającym i metaforycznym, fantazyjnym, żartobliwym i uczuciowym, pełnym

aluzji i odniesień do magii, tajemnic i nekromancji. Wyraźnie kontrastuje to z nud­ nym stylem księgowego z poprzedniej części. Jest to raczej coś typowego dla zasto­

sowanej przez Marksa w Kapitale taktyki; często zmienia on styl językowy w zależ­ ności od rozważanego tematu. W tym przypadku to przesunięcie może stworzyć

swego rodzaju zamęt wokół znaczenia pojęcia fetyszyzmu w ramach całokształtu Marksowskiej argumentacji (zamęt wzmocniony jeszcze przez fakt, że ta cześć wraz z częścią trzecią - dopiero w drugim, ostatecznym wydaniu została przesu­

nięta z apendyksu pierwszego wydania Kapitału na swe obecne miejsce). Na przyk­ ład niektórzy zainteresowani rozwijaniem rygorystycznej teorii ekonomii politycz­ nej w oparciu o Marksa czasami wydają się postrzegać pojęcie fetyszyzmu jako coś obcego, czego nie należy traktować zbyt poważnie. Z drugiej strony osoby obda­

rzone większą filozoficzną i literacką swadą często traktują ten fragment jak żyłę

złota, fundacyjny moment w Marksowskim rozumieniu świata. W związku z tym należałoby zadać sobie teraz pytanie: w jakiej relacji z całością wywodu Marksa

pozostaje ta część? Pojęcie fetyszyzmu zostało już zasygnalizowane w omówieniu sposobów,

w jakie istotne cechy systemu ekonomiczno-politycznego zostają „zamaskowane” lub uwikłane w „antynomie" i „sprzeczności" dajmy na to, między osobliwością

towaru pieniądza z jednej strony a uniwersalnością widmowych wartości z drugiej. Napięcia, przeciwieństwa, sprzeczności, które zostały już odkryte w tekście, w tym momencie zostają poddane szczegółowemu badaniu, ukazując się pod tytułem

„Fetyszystyczny charakter towaru i jego tajemnica" (82). Jak zobaczymy, pojęcie fetyszyzmu będzie się raz po raz pojawiać (częściej po cichu niż bezpośrednio) w całym dalszym tekście Kapitału jako kluczowe narzędzie służące do odsłaniania

tajemnic kapitalistycznej ekonomii politycznej. W związku z tym traktuję fetyszyzm jako pojęcie fundamentalne dla ekonomii politycznej, jak również dla szerszej

Marksowskiej argumentacji. W efekcie spina ono ze sobą oba te obszary. Dalsza analiza rozwija się w dwóch kolejnych krokach. Po pierwsze, Marks

określa, w jaki sposób powstaje fetyszyzm oraz jak działa on, będąc fundamental­

nym i nieuchronnym aspektem polityczno-ekonomicznego życia w warunkach kapi­

talizmu. Po drugie, bada, jak bałamutnie tenże fetyszyzm reprezentowany jest w myśli burżuazyjnej w ogólności, w szczególności zaś w klasycznej ekonomii politycznej.

58

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Autor Kapitału rozpoczyna od obserwacji, że towar to rzecz „pełna metafi­

zycznych subtelności i kruczków teologicznych” (82): Tajemniczość formy towarowej polega więc po prostu na tym, że odzwierciedla ona

ludziom społeczny charakter ich własnej pracy jako przedmiotowy charakter samych produktów pracy, jako społeczne własności naturalne tych rzeczy (83).

Problem polega na tym, że „forma towarowa i stosunek wartościowy produktów pracy, w którym ona znajduje wyraz, nie ma absolutnie nic wspólnego z ich fi­

zyczną naturą i z wynikającymi z niej rzeczowymi stosunkami". Nasze doświad­

czenie zmysłowe towarów jako wartości użytkowych nie ma nic wspólnego z ich wartością. Towary są zatem „rzeczami zarazem zmysłowymi i nadzmysłowymi,

społecznymi". W rezultacie „określony stosunek społeczny między samymi ludźmi przyjmuje tu dla nich ułudną postać stosunku między rzeczami" To właśnie ten

warunek określa „fetyszyzm, który przylgnął do produktów pracy, odkąd są wyt­

warzane jako towary". Jest on bowiem „nieodłączny od produkcji towarowej” (83-84). Dzieje się tak, ponieważ, jak twierdzi Marks „wytwórcy nawiązują z sobą

społeczną styczność dopiero przez wymianę produktów swej pracy”. W związku z tym poznają wyłącznie „specyficznie społeczne znamiona ich prywatnych prac"

w akcie wymiany. Mówiąc inaczej, nie wiedzą i nie mogą wiedzieć, jaka jest war­ tość ich towarów, dopóki nie wprowadzą ich na rynek i nie wymienią pomyślnie.

„Wytwórcom wydają się społeczne stosunki ich prac prywatnych nie tym, czym

są" - zwróćcie proszę uwagę na istotny zwrot, wydają się - „tzn. nie bezpośrednio społecznymi stosunkami osób w samych ich pracach, lecz raczej rzeczowymi sto­

sunkami osób i społecznymi stosunkami rzeczy" (84). Co zatem się tu dzieje? Idziecie do supermarketu i chcecie kupić główkę sa­ łaty. Po to, by kupić sałatę, musicie uiścić określoną sumę pieniędzy. Rzeczowy stosunek między pieniądzem a sałatą wyraża stosunek społeczny, ponieważ cena -

„ile” - jest społecznie określona, jest ona również pieniężną reprezentacją wartości. Skryta w obrębie tego rynku wymiana rzeczy jest stosunkiem między tobą, konsu­

mentem, a bezpośrednimi producentami - tymi, którzy pracowali na wytworzenie sałaty. By ją kupić, nie tylko nie musisz wiedzieć niczego o pracy czy robotnikach,

którzy zaskrzepili wartość w sałacie. W wysoce skomplikowanych systemach wy­

miany dowiedzenie się czegokolwiek o pracy czy pracownikach jest zwyczajnie niemożliwe. Na rynku światowym fetyszyzm jest czymś nieuchronnym.

Rozdział I Towary i wymiana

59

Efektem finalnym jest to, że nasz społeczny stosunek względem działań wytwór­

czych innych ludzi skryty jest w relacjach miedzy rzeczami. Nie możesz na przykład odkryć w hipermarkecie, czy sałata została wytworzona przez szczęśliwych pracow­

ników, biednych pracowników, niewolników, pracowników najemnych czy jakichś

samozatrudnionych chłopów. Sałaty milczą w kwestii tego, przez kogo i jak zostały wytworzone.

Dlaczego ma to jakiekolwiek znaczenie? Gdy prowadziłem wprowadzające

zajęcia z geografii na Johns Hopkins University, zawsze rozpoczynałem je od pyta­

nia studentów, skąd wzięło się ich śniadanie. Zazwyczaj odpowiadali: „Ach, kupi­ łem to w sklepie". Jednak gdy prosiłem ich, by pomyśleli o pochodzeniu wykra­

czającym poza sklep, zaczęli rozważać cały niezwykły świat pracy w radykalnie

odmiennych środowiskach geograficznych i warunkach społecznych, o których

nic nie wiedzieli i nie mogli nic wiedzieć na podstawie samego faktu spogląda­ nia na składniki swojego śniadania czy nawet wizyty w tym sklepie. Chleb, cukier, kawa, mleko; kubki, noże, widelce, tostery i plastikowe talerze - nie mówiąc już

o maszynach i wyposażeniu potrzebnym do produkowania tych wszystkich rzeczy -

wiązały moich studentów i studentki z milionami pracujących ludzi na całym świecie. Jednym z zadań stojących przed edukacją geograficzną jest przekazywanie

wiedzy na temat różnorodności warunków społeczno-środowiskowych, powiązań przestrzennych i praktyk pracy zakorzenionych we wszystkich aspektach życia codziennego, począwszy choćby od codziennego spożycia śniadania.

Czasami studentom wydawało się, że próbuję wytworzyć w nich poczucie winy

za niezwracanie większej uwagi na tych biednych rolników ścinających trzcinę

cukrową na Dominikanie, którzy praktycznie nic na swojej pracy nie zarabiają. Gdy dochodziło do tego etapu, niekiedy oznajmiali mi: „Proszę Pana, dziś w ogóle

nie jadłem śniadania!”. Na tak postawioną sprawę najczęściej odpowiadałem, że mogliby również chcieć pracować bez lunchu, obiadu i kolacji przez tydzień

i więcej, po to tylko, by zgłębić podstawową Marksowską maksymę, że musimy jeść, aby żyć. Zagadnienia tego rodzaju stawiają przed nami kwestie etyczne. Są tacy, którzy

z różnych powodów proponują rozmaite kodeksy etycznego postępowania w sto­ sunkach międzyludzkich, następnie jednak mierzą się z dylematem, czy lub w jaki

sposób rozszerzyć te reguły etyczne na rzeczywistość wymiany towarowej na rynku

światowym. Zawsze miło jest nalegać na „dobre" relacje twarzą w twarz oraz być

pomocnym bliźniemu, ale co z tego, jeśli jesteśmy całkowicie obojętni względem wszystkich tych, których nie znamy i nie możemy nigdy poznać, a którzy odgrywają

«0

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

kluczową rolę w zapewnianiu nam naszego chleba powszedniego? Czasami zwraca się naszą uwagę na tego rodzaju problemy: na przykład w ramach ruchu „sprawie­ dliwego handlu" który stara się wyartykułować etyczny standard dla światowej

wymiany towarowej, czy przez ruch przeciwko ubóstwu, który stara się organizować zbiórki charytatywne na rzecz odległych innych. Jednak nawet tego rodzaju inicja­ tywy najczęściej kończą się niepowodzeniem w zakresie podważania stosunków

społecznych wytwarzających i podtrzymujących warunki globalnej nierówności: bogactwo litościwych darczyńców i ubóstwo wszystkich pozostałych. Jednak Marksowskie wskazanie nie dotyczy konsekwencji etycznych. On stara

się pokazać, w jaki sposób system rynkowy i formy pieniężne przesłaniają rzeczy­ wiste stosunki społeczne poprzez wymianę rzeczy. Nie mówi on, że ten kamuflaż,

który określa mianem „fetyszyzmu" (84) (zauważcie proszę, że Marksowskie użycie tego sformułowania jest techniczne i całkowicie odmienne od potocznego rozu­

mienia), jest czystą iluzją, że jest sfabrykowaną konstrukcją, którą można zdemon­

tować, gdy tylko zechcemy spróbować. Nie; w istocie tym, co widzisz, jest sałata, są twoje pieniądze; widzisz, ile co kosztuje, i dokonujesz faktycznych decyzji w opar­ ciu o te informacje. Oto znaczenie sformułowania „wydają się": rzeczywiście zacho­ dzi to w ten sposób w hipermarkecie i możemy to zaobserwować, nawet jeśli sto­

sunki społeczne ulegają zamaskowaniu.

Fetyszyzm jest nieuchronnym warunkiem kapitalistycznego sposobu produk­ cji i ma liczne następstwa. Na przykład ludzie zestawiają (...) produkty swojej pracy jako wartości nie dlatego, że traktują te rzeczy

jedynie jako rzeczowe łupiny kryjące jednakową pracę ludzką, lecz odwrotnie, przyrów­ nując w wymianie swe różnorodne produkty jako wartości, ustalają przez to jednako­

wość swych różnych prac jako pracy ludzkiej (85).

Raz jeszcze widzimy, że wartości zaczynają istnieć w oparciu o procesy wymia­ ny, nawet jeśli stosunki wymiany coraz bardziej zbiegają się, by wyrażać wartość

jakp społecznie niezbędny czas pracy. Jednak wytwórcy nie wiedzą o tym, ale czynią to. Wartość nie ma więc na czole napisu głoszącego, czym

jest. Co więcej, wartość przeobraża każdy produkt pracy w społeczny hieroglif. Później ludzie starają się odcyfrować znaczenie hieroglifu, odkryć tajemnicę swego własnego społecznego produktu, gdyż określenie przedmiotów użytku jako wartości jest tak samo społecznym produktem ludzi jak mowa (85).

Rozdział I Towary I wymiana

61

Nie sposób dobitniej wyrazić dialektycznej relacji między tworzeniem wartości a wymianą oraz niematerialnymi, „widmowymi” cechami wartości jako stosunku

społecznego. Jednak jak ująć tę dialektykę za pomocą konstrukcji myślowej? Wielu spośród ekonomistów politycznych źle to zrozumiało (i wciąż nie może tego pojąć), mówi

Marks, ponieważ patrzą na ceny w hipermarkecie, myśląc, że wszystko już tam jest i że oto jedyny rzeczywisty dowód potrzebny, by konstruować teorie. Badają

po prostu relacje między popytem i podażą oraz powiązane z nimi ruchy cen. Inni zaś, bardziej wnikliwi, doszli do „późno dokonanego odkrycia naukowego mówiącego, że produkty pracy są wartościami tylko jako rzeczowe wyrazy pracy ludzkiej zużytej na ich wykonanie" Otwiera ono nową „epokę w historii rozwoju ludzkości" (85).

Klasyczna ekonomia polityczna stopniowo zjednoczyła się wokół pewnej idei wartości leżącej za wahaniami rynku (często określanymi jako „ceny naturalne")

i uznała, że ludzka praca miała z nimi coś wspólnego. Jednak klasyczna ekonomia poniosła porażkę w zrozumieniu luki między niematerialnością wartości jako „zakrzepłego" społecznie niezbędnego czasu pracy

a jej reprezentacją w postaci pieniądza, a zatem nie zrozumiała również roli, jaką odegrało upowszechnienie wymiany w konsolidowaniu formy wartości jako czegoś

historycznie specyficznego dla kapitalizmu. Założyła, że wartości są czymś oczywi­ stym czy też powszechną prawdą, nie dostrzegając przy tym, że Charakter wartości produktów pracy utrwala się faktycznie dopiero w ich działaniu jako wielkości wartości. Wielkości te zmieniają się ciągle, niezależnie od woli, świadomości i działania osób wymieniających. Własny ruch społeczny tych osób przybiera w ich

oczach postać ruchu rzeczy, pod którego kontrolą się znajdują, zamiast same go kon­

trolować (86).

W ten sposób Marks inauguruje swój atak na liberalne pojęcie wolności. Wolność

rynku nie jest jakąkolwiek wolnością. Jest fetyszystyczną iluzją. W warunkach kapitalizmu jednostki poddają się dyscyplinie abstrakcyjnych sił (takich jak nie­ widzialna ręka rynku, w znacznej mierze zmyślona przez Adama Smitha), które

skutecznie rządzą ich stosunkami i wyborami. Mogę stworzyć coś pięknego i wpro­

wadzić to na rynek, ale jeśli nie uda mi się tego wymienić, wówczas nie będzie miało żadnej wartości. Co więcej, nie będę miał wystarczająco dużo pieniędzy,

by zakupić towary potrzebne mi do przeżycia. Regulują nas siły rynkowe, nad któ­

rymi nikt z nas nie ma indywidualnej kontroli. Częścią zaś tego, co Marks pragnie

62

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

osiągnąć w Kapitale, jest mówienie o regulacyjnej sile, pojawiającej się nawet

„w przypadkowych i wciąż zmieniających się stosunkach wymiennych produk­

tów" Wahania podaży i popytu tworzą wahania cen w oparciu o jakąś normę, jed­ nak nie mogą wyjaśnić, dlaczego para butów średnio wymieniana jest na cztery koszule. W obrębie całego tego rynkowego chaosu „czas społecznie niezbędny

do wytworzenia ich [towarów - przyp. tłum.] zawsze daje o sobie znać z przemożną siłą władczego prawa przyrody, podobnie jak prawo ciężkości, gdy się komuś dom

nad głową zawali" (86). Analogia między grawitacją a wartością jest interesująca: obie są stosunkami, a nie rzeczami, obie muszą być pojmowane jako niematerialne,

ale obiektywne.

Prowadzi to następnie Marksa do bezpośredniej krytyki sposobu, w jaki burżuazyjne formy myśli rozwinęły się w relacji do upowszechnienia się wymiany oraz pow­

stania formy pieniężnej: Rozmyślanie nad formami życia ludzkiego, a więc też ich naukowa analiza, kroczy w ogóle drogą wprost przeciwną niż rzeczywisty rozwój (...). Toteż dopiero analiza cen towa­ rów doprowadziła do określenia wielkości wartości i dopiero wspólny pieniężny wyraz

towarów - do ustalenia ich charakteru wartościowego. Ale właśnie ta zakończona forma świata towarów, forma pieniężna, zamiast ujawniać, zarzuca rzeczową zasłonę na spo­

łeczny charakter prac prywatnych, a więc - na społeczne stosunki prywatnych pracow­ ników. Gdy mówię, że surdut, buty itd. ustosunkowują się do płótna jako do ogólnego

ucieleśnienia abstrakcyjnie ludzkiej pracy, dziwaczność tego wyrażenia rzuca się w oczy.

Gdy jednak producenci surduta, butów itd. zestawiają te towary z płótnem - albo, co wca­ le sprawy nie zmienia, ze złotem lub srebrem - jako z ogólnym ekwiwalentem, stosu­

nek ich prywatnych prac do ogólnej pracy społecznej przedstawia się im właśnie w tej cudacznej formie (87).

Słabość tej wizji po stronie klasycznych ekonomistów politycznych uosobiona została w sposobie, w jaki wielu z nich przedstawiało Robinsona Crusoe autorstwa Daniela

Defoe jako model dla doskonałej gospodarki rynkowej wyrastający prosto ze stanu

natury: Robinson samodzielnie, na własną rękę, odosobniony na wyspie, logicznie

tworzy sposób życia właściwy zamieszkiwaniu stanu natury i krok po kroku rekon­ stytuuje logikę gospodarki rynkowej, jednak, jak ze zdumieniem wskazuje Marks,

Robinson, pomimo rzekomego uczenia się z doświadczenia, niby przypadkiem „ocalił zegarek, księgę główną, pióro i atrament” i „jako prawdziwy Anglik zaczyna

niebawem prowadzić księgi handlowe swego gospodarstwa” (88). Innymi słowy,

Rozdział I Towary i wymiana

63

Robinson wziął ze sobą na wyspę ujmujące świat pojęcia właściwe gospodarce ryn­

kowej, a następnie w oparciu o nie zaczął tworzyć swój stosunek do przyrody. Eko­ nomiści polityczni w sposób perwersyjny wykorzystali tę historię, by znaturalizować praktyki wyłaniającej się burżuazji. Przez długi czas myślałem, że ekonomiści polityczni wybrali złą powieść Defoe.

Moll Flanders wydaje się lepszym modelem tego, w jaki sposób odbywają się pro­ dukcja i cyrkulacja towarów. Moll zachowuje się jak typowy towar wystawiony

na sprzedaż. Nieustannie spekuluje na cudzych pragnieniach, a inni nieustannie spekulują na jej pragnieniach (doskonały moment pojawia się, gdy komplet­

nie spłukana wszystkie swoje pieniądze wydaje na wynajęcie wspaniałego stroju

oraz karocy z zaprzęgiem, jak również stosownej biżuterii, by wybrać się na bal, na którym rozkochuje w sobie młodego arystokratę i spędza z nim noc po to tylko, by zorientować się o poranku, że jest on podobnie spłukany, co sprawia, że oboje

dostrzegają zabawność tej sytuacji i rozchodzą się w przyjaźni). Moll podróżuje po całym świecie (dociera nawet do kolonialnej Wirginii), spędza czas w aresz­

cie dla dłużników; jej fortuna raz kurczy się, raz rozrasta. Krąży niczym pieniądz w morzu wymiany towarowej. Moll Flanders jest znacznie lepszą analogią sposobu, w jaki rzeczywiście działa kapitalizm, szczególnie zaś jego spekulacyjna odmiana

z Wall Street. Z oczywistych względów jednak klasyczni ekonomiści polityczni woleli mit

Robinsona Crusoe, ponieważ naturalizował kapitalizm. Jednakże, jak podkreślał Marks, kapitalizm jest tworem historycznym, a nie przedmiotem naturalnym.

„Kategorie burżuazyjnej ekonomii politycznej" to zaledwie „formy myśli mające społeczny, a więc obiektywny walor dla stosunków produkcji tego historycznie

określonego społecznego sposobu produkcji” (87). Krótkie spojrzenie na tę historię

wskazuje ograniczenia rzekomej uniwersalności prawd burżuazyjnej teorii. „Prze­ nieśmy się teraz ze słonecznej wyspy Robinsona w mroki europejskiego średnio­

wiecza" (88-89). Choć może być to skryte w „mrokach” to stosunki społeczne są oczywiste. W systemie pańszczyźnianym, jak wskazuje Marks, „każdy chłop pań­ szczyźniany wie, że pracując na pańskim, oddał panu określoną ilość swej oso­

bistej siły roboczej" (89). Feudalne podmioty były niezwykle świadome, że „spo­

łeczne stosunki ludzi w wykonywanych przez nich pracach ujawniają się jako ich własne osobiste stosunki, a nie są przyobleczone w szatę społecznych stosunków

rzeczy, produktów pracy" (89). Podobnie jest z patriarchalnym wiejskim przemy­ słem chłopskiej rodziny: stosunki społeczne są transparentne, możecie zobaczyć,

co kto robi i dla kogo.

64

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Tego rodzaju historyczne porównania, wraz z analizami fetyszyzmu, pozwalają nam na dostrzeżenie przygodnego, w odróżnieniu od uniwersalnego, charakteru

prawd wykładanych na gruncie burżuazyjnej ekonomii politycznej. „Cały mistycyzm

świata towarów, cała ta mgła tajemniczości i czarów otaczająca produkty pracy w pro­

dukcji towarowej pierzchnie więc od razu, gdy przejdziemy do innych form produkcji”

(87). Możemy nawet wreszcie wyobrazić sobie społeczne stosunki zorganizowane w formie „stowarzyszenia wolnych ludzi" (90) i tak dalej, socjalistyczny świat, w któ­

rym „społeczne stosunki między ludźmi, ich pracami i produktami ich pracy są tutaj,

i w produkcji, i przy podziale, proste i przejrzyste" (91). Odwołując się do idei sto­ warzyszenia, Marks powtarza wiele z ustaleń francuskiej myśli utopijnego socjali­

zmu z lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku (w szczególności Proudhona, choć Marks wzbraniałby się przed przyznaniem tego). Żywi nadzieję, że możemy wykro­

czyć poza fetyszyzm towarowy i spróbować ustanowić, poprzez formy stowarzysze­ niowe, odmienny sposób odnoszenia się do siebie. Czy jest to praktyczne, czy nie,

to już pytanie do indywidualnego rozważenia przez każdego czytelnika i czytelniczkę Marksa. Teraz natomiast dochodzimy do jednego z rzadkich momentów w Kapitale, gdzie możemy rzucić okiem na Marksowską wizję socjalistycznej przyszłości.

Fetyszyzm rynku wytworzył wokół siebie spory ładunek ideologiczny. Marks

komentuje, w jaki sposób protestantyzm jest najodpowiedniejszą formą religijną dla kapitalizmu. Twierdzi, że formy myśli - nie tylko te ekonomistów politycznych -

odzwierciedlają fetysz swoich czasów; jednakże jest to ogólna tendencja. Jego uwagi dotyczące religii i jej relacji z życiem ekonomiczno-politycznym są istotne: Ekonomia polityczna dokonała wprawdzie, choć nie w pełni, rozbioru wartości i jej wielkości i ujawniła treść ukrytą w tych formach. Nigdy jednak nie postawiła nawet

pytania, dlaczego ta treść przybiera taką formę, dlaczego więc praca znajduje wyraz

w wartości, a jej ilość mierzona czasem pracy - w wielkości wartości produktu pracy. Formuły, które na pierwszy rzut oka zdradzają, że właściwe są takiej formacji społecznej,

w której jeszcze posiadacz rządzi ludźmi, a nie człowiek procesem produkcji, wydaję się jej burżuazyjnej świadomości koniecznością równie naturalną i oczywistą jak sama praca produkcyjna (92-93).

Do powyższych rozważań dodaje jeszcze obszerny i istotny przypis 32: Forma wartości produktu pracy jest najbardziej abstrakcyjną, ale też najogólniejszą

formą burżuazyjnego sposobu produkcji, przy czym forma ta charakteryzuje ten sposób

Rozdział I Towary I wymiana

6S

produkcji jako szczególny rodzaj produkcji społecznej, zarazem więc charakteryzuje go historycznie. Jeżeli tedy traktujemy go jako wieczną, naturalną formę produkcji spo­

łecznej, to z konieczności pomijamy też specyficzne osobliwości formy wartości, a więc formy towaru, w dalszym zaś rozwoju - formy pieniężnej, formy kapitału itd. (93).

Marks sugeruje tu, że zabłądzicie, jeśli będziecie naturalizować formę wartości wła­

ściwą kapitalizmowi, ponieważ trudno będzie wówczas, jeśli w ogóle będzie to moż­

liwe, wyobrazić sobie alternatywy.

To właśnie uczynili burżuazyjni ekonomiści polityczni: potraktowali wartość jako coś naturalnego, a nie jako społeczny twór wyrastający z określonego sposobu

produkcji. Tym, co interesuje tu Marksa, jest rewolucyjna transformacja społeczeń­

stwa, oznaczająca obalenie kapitalistycznej formy wartości, tworzenie alternatyw­ nej struktury wartości oraz alternatywnego systemu wartości, który nie posiadałby

specyficznych cech uzyskanych w ramach kapitalizmu. Nie sposób przecenić tego

argumentu, ponieważ teoria wartości z pism Marksa często jest interpretowana jako uniwersalna norma, do której powinniśmy się dostosować. Przestałem już zliczać sytuacje, kiedy słyszałem ludzi narzekających na to, że problem z Mar­

ksem polega na tym, iż wierzy on, że jedyne prawomocne pojęcie wartości wyrasta

z nakładów pracy. W żadnym wypadku. To tylko społeczno-historyczny twór. Zatem

problemem stojącym przed socjalistkami, komunistami, rewolucjonistami, anarchistkami czy kimkolwiek innym jest znalezienie alternatywnej formy wartości,

która sprawdziłaby się w obszarze społecznej reprodukcji odmiennego społeczeń­ stwa. Przez wprowadzenie pojęcie fetyszyzmu Marks pokazuje, w jaki sposób

znaturalizowana wartość klasycznej ekonomii politycznej dyktuje normę. Wyklu­ czamy rewolucyjne możliwości, jeśli ślepo podążamy za tą normą i replikujemy

fetyszyzm towarowy. Naszym zadaniem jest jego zakwestionowanie. Kapitalizm nie ma możliwości uwzględnienia prawdziwych, „naturalnych” wartości w swoich rachunkach. „Ponieważ wartość wymienna jest pewnym spo­

łecznym sposobem wyrażania pracy zużytej na wytworzenie danej rzeczy, nie może

ona zawierać więcej substancji naturalnej niż np. kurs dewiz" (95). Ułudą jest wiara w to, że na przykład „renta gruntowa wyrasta z ziemi, a nie ze społeczeństwa” (95).

Burżuazyjna ekonomia polityczna spogląda na powierzchnię zjawisk. Raz dorobiwszy się teorii wartości opartej na pracy, nigdy nie zagłębiła się w jej zna­ czenie czy historyczne okoliczności jej zaistnienia. Pozostawia nas to z zadaniem wykroczenia poza fetyszyzm, nie tyle przez traktowanie go jako iluzji, ale poprzez zajęcie się jego obiektywną rzeczywistością (82-84,95-96). Jednym ze sposobów jest



Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

podążenie ścieżką „sprawiedliwego handlu" Inny polega na wytyczeniu ścieżki naukowej, teorii krytycznej: sposobu badania i dociekania, który odsłoni głęboką strukturę kapitalizmu i zasugeruje alternatywny system wartości oparty na rady­

kalnie odmiennych społecznych i materialnych stosunkach. Te dwie opcje nie wykluczają się wzajemnie. Polityka, która zajmuje się warun­

kami pracy na gruncie globalnym, rozwijana w, powiedzmy, ruch przeciwko sweat-

shopom, może w łatwy sposób prowadzić na znacznie głębszy teoretycznie obszar niż

ten zakreślony przez Marksa w Kapitale. Dokładnie dlatego, że zjawiska powierzchni, choć fetyszystyczne, zawsze wskazują na obiektywną rzeczywistość. Przypominam

sobie, jak niegdyś studenci z Johns Hopkins urządzili pokaz mody, prezentując ubra­

nia od Liz Clairborne oraz Gap, i opatrując to komentarzem dotyczącym zarówno ubrań, jak i warunków pracy powiązanych z ich wytwarzaniem. Był to skuteczny sposób, by podyskutować o fetyszyzmie, podnoszący świadomość w kwestii global­

nych warunków pracy, a jednocześnie wskazujący na konieczność podjęcia działań. Celem, jaki Marks obrał w Kapitale, jest zdefiniowanie nauki poza bezpo­

średnim fetyszyzmem bez zaprzeczania jego realności. Zdążył już położyć spore podstawy pod to przedsięwzięcie w ramach swojej krytyki burżuazyjnej ekonomii

politycznej. Udało mu się również odsłonić skalę tego, jak w tym, co robimy, rzą­

dzeni jesteśmy przez abstrakcyjne siły rynku, oraz jak nieustannie zagraża nam możliwość sterowania nami przez fetyszystyczne konstrukcje przesłaniające rze­ czywiste wydarzenia. Do jakiego stopnia możecie powiedzieć, że żyjemy w wol­

nym społeczeństwie określanym przez prawdziwie indywidualną wolność? W opinii Marksa iluzje liberalnego utopijnego porządku należy obalić i ukazać takimi, jakimi

są w istocie, to znaczy: replikacją fetyszyzmu, który sprawia, że społeczne stosunki

między ludźmi jawią się jako materialne stosunki między ludźmi oraz społeczne stosunki między rzeczami.

Rozdziat 2. Proces wymiany

Rozdział drugi nie tylko jest krótszy, ale z pewnością łatwiej nadążyć za zawartym

w nim wywodem. Celem Marksa jest tu zdefiniowanie społecznie niezbędnych

warunków wymiany towarowej oraz stworzenie mocnej podstawy dla rozważań o formie pieniężnej, które następują w rozdziale trzecim. Ponieważ towary same nie udają się na rynek, musimy wpierw określić aktyw­ ny stosunek między towarami a tymi, którzy je tam zabierają. Marks kreśli wizję społeczeństwa, w którym „opiekunowie" towarów „wzajemnie uznają się za pry­

watnych właścicieli. Ten stosunek prawny, którego formą jest umowa - ulegalizowana lub nie - jest stosunkiem woli odzwierciedlającym stosunek ekonomiczny.

(...) Osoby istnieją tu dla siebie nawzajem” - zauważcie w tym miejscu przywołanie

argumentu dotyczącego fetyszyzmu - nie jako ludzie, „tylko jako przedstawiciele towarów, a więc jako ich posiadacze” (97-98). Prowadzi to Marksa do wysunięcia znacznie szerszego argumentu. W całym Kapitale „ekonomiczne maski osób są

tylko uosobieniami stosunków ekonomicznych, które osoby te wzajemnie wobec siebie reprezentują” (98). Marks jest zainteresowany rolami ekonomicznymi, które ludzie odgrywają, bardziej niż samymi jednostkami biorącymi udział w tej grze.

Będzie zatem badał stosunki między nabywcami i sprzedawcami, dłużnikami a kre­ dytodawcami, kapitalistami i pracownikami. W Kapitale w istocie nacisk położony

będzie raczej na role niż na osoby, co wynika z uznania, że jednostki mogą pełnić

i często pełnią wiele odmiennych ról, nawet w ramach głęboko sprzecznych sta­ nowisk (jak w sytuacji, w której współcześnie robotnik posiada udziały w fundu­

szu emerytalnym inwestującym na giełdzie). Uwaga skupiona na rolach raczej niż

na jednostkach jest w pełni uzasadniona, jak w sytuacji, w której analizowalibyśmy stosunki między kierowcami a przechodniami na ulicach Manhattanu: większość z nas przybierała obie role i dostosowywała do nich odpowiednio swoje zachowania.

68

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Role w ramach kapitalistycznego sposobu produkcji są ściśle określone. Jed­ nostki stanowią podmioty prawne, dysponujące tytułami własności prywatnej towarów, którymi władają oraz sprzedają je na warunkach określonych w nieprzymusowych umowach. Występuje tu wzajemne poszanowanie praw innych osób;

zasadnicza ekwiwalencja wymian rynkowych, którą dostrzegł już Arystoteles, jest respektowaną wartością. Marks opisuje w tym miejscu konwencjonalną polityczną

i prawną ramę właściwie funkcjonujących rynków, widzianą przez pryzmat liberal­ nej teorii. W tym świecie towar to „urodzony leveller i cynik’,' ponieważ „zawsze jest

gotów zamienić z innym towarem nie tylko duszę, ale ciało" (98). Właściciel chce

się go pozbyć, a nabywca pragnie go mieć: „Żaden towar nie jest wartością użyt­ kową dla swego posiadacza; wszystkie towary są wartościami użytkowymi dla tych, którzy ich nie posiadają. Muszą więc ustawicznie przechodzić z rąk do rąk" (98-99), jednakże to, „czy jest ona użyteczna dla innych, czy więc jej produkt zaspokaja

cudze potrzeby, to może się okazać tylko w wymianie" (99). Powyższy wywód dotyczący społecznie niezbędnej struktury prawnej i insty­

tucjonalnej wymaganej dla sprawnego działania kapitalizmu jest historycznie spe­ cyficzny. Niepowodzenie w zakresie rozpoznania historycznej określoności burżuazyjnych koncepcji praw i obowiązków prowadzi do poważnych błędów. To właśnie z tego powodu Marks w długim przypisie odnotowuje energiczne oskarżenie anar­

chisty Proudhona, który czerpie najpierw swój ideał sprawiedliwości, „justice etemelle" („wiecznej sprawiedliwo­

ści”), ze stosunków prawnych odpowiadających produkcji towarowej, czym - zauważmy mimochodem - dostarcza tak pocieszającego dla wszystkich kołtunów dowodu, że forma

produkcji towarowej jest równie wieczna jak sprawiedliwość. Następnie chce on, na od­ wrót, przekształcić w myśl tego ideału istniejącą w rzeczywistości produkcję towarową i odpowiadające jej rzeczywiste prawo (97-98).

Proudhon w konsekwencji specyficzne burżuazyjne stosunki prawne i gospodar­

cze potraktował jako uniwersalne i fundamentalne punkty odniesienia dla rozwi­ jania alternatywnego, społecznie sprawiedliwego systemu gospodarczego. Z punktu

widzenia Marksa coś takiego w żadnym wypadku nie może stanowić alternatywy, ponieważ przepisuje burżuazyjne koncepcje wartości na rzekomo nowe formy

społeczeństwa. Problem ten pozostaje wciąż do rozwiązania, nie tylko ze względu

na współczesne anarchistyczne ożywienie zainteresowania pomysłami Proudhona, ale również z powodu rozwoju jeszcze szerzej zakrojonej liberalnej polityki praw

Rozdział I Towary I wymiana

69

człowieka jako rzekomego antidotum na społeczne i polityczne schorzenia współ­ czesnego kapitalizmu. Marksowska krytyka Proudhona da się bezpośrednio zasto­

sować do tej współczesnej polityki. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ

z 1948 roku stanowi fundacyjny dokument burżuazyjnego, opartego na rynku indy­ widualizmu i jako taka nie może stanowić podstawy dla dogłębnej krytyki liberal­

nego czy neoliberalnego kapitalizmu. Kwestia politycznej pożyteczności wywiera­ nia nacisku na to, by kapitalistyczny porządek polityczny pozostawał wiemy swoim założycielskim zasadom, to jedna sprawa, ale wyobrażanie sobie, że tego rodzaju

polityka może prowadzić do radykalnego usunięcia kapitalistycznego sposobu pro­ dukcji, jest w opinii Marksa poważnym błędem.

Po powyższych wywodach następuje rekapitulacja tego, w jaki sposób „krysz­

tał pieniężny stanowi konieczny produkt procesu wymiany" (100). Marks często powtarza swoje wcześniejsze argumenty w nieco zmienionym języku. Tym razem

robi to w kontekście opisanego powyżej otoczenia instytucjonalnego. Przywołuje

ten temat, opisując pieniądz jako „historyczny proces rozszerzenia i pogłębienia wymiany rozwijający drzemiące w naturze towaru przeciwieństwo między warto­ ścią użytkową a wartością" (100): Potrzeba zewnętrznego wyrażenia tego przeciwieństwa dla celów obrotu pcha do wytwo­ rzenia samodzielnej formy wartości towaru i dążenie to nie ustaje dopóty, dopóki cel nie

zostanie ostatecznie osiągnięty przez rozdwojenie towaru na towar i pieniądz. Toteż w miarę jak produkty pracy przeistaczają się w towary, towar przeistacza się w pieniądz (100).

Nie ma tu nic, czego nie czytalibyśmy już we wcześniejszych częściach, jednakże

teraz Marks objaśnia, co ten ekonomiczny stosunek między rzeczami oznacza dla stosunków między ludźmi. Jak twierdzi, ta ekonomia wymiany rynkowej zakłada,

że mamy do czynienia „z prywatnymi właścicielami” „zewnętrznych przedmiotów" co z kolei bazuje na założeniu, że „występują wobec siebie jako osoby niezależne” (101). Określenie „zewnętrzne" w odniesieniu do przedmiotów oznacza, że „są one obce

człowiekowi” to znaczy poddane są zasadzie wolnej wymiany. Podmioty wymiany wolne są zatem od jakichkolwiek osobistych więzi czy zależności z przedmiotami,

które posiadają. Zakłada to również społeczny „stosunek wzajemnej obcości” który jest czymś właściwym kapitalizmowi i współistniejącym z prawną własnością towa­

rów (101). „Rodzina patriarchalna czy starohinduska gmina, czy państwo Inków” nie

były związane stosunkami tego rodzaju; procesy wymiany podkopały jednak te

70

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

poprzedzające je struktury społeczne. Jak sugeruje Marks, zachodziło to stopniowo,

aż okazjonalna wymiana między wspólnotami wyewoluowała do punktu, w którym „stałe powtarzanie aktu wymiany uczyniło zeń normalny proces społeczny" (101): W takim samym stopniu, w jakim wymiana towarów rozsadza swoje lokalne szranki,

a przeto wartość towaru przekształca się coraz bardziej w materializację pracy ludzkiej w ogóle, forma pieniężna staje się udziałem towarów, które z natury swej nadają się do spełniania społecznej funkcji ogólnego ekwiwalentu, mianowicie kruszców szlachet­

nych (103).

Jak już wskazałem, twierdzenie dotyczące rozkładu istniejących uprzednio form społecznych, w obliczu coraz rozleglejszych stosunków wymiany i powstania form pieniężnych jako argument historyczny jest dość wątpliwe. Jednakże jego logiczna

zawartość służy ukazaniu, że to, co jest społecznie niezbędne, stanowi „adekwatną

formę przejawiania się wartości” (103), jak również że ten wymóg jest najlepiej speł­

niany, ze względu na ich naturalne cechy, przez szlachetne metale w rodzaju złota oraz srebra. Jednakże, jak pokazał wcześniej Marks, oznacza to, że towar pieniądz

uwewnętrznia pewną podwójność, ponieważ jest zarówno towarem w zwykłym sen­ sie bycia wytworem pracy, jak i „otrzymuje formalną wartość użytkową wynikającą z jego szczególnych funkcji społecznych” (103). W tej formalnej społecznej funkcji „forma pieniężna jest tylko utrwalonym w jednym towarze odbiciem stosunków między wszystkimi innymi towarami" (104).

Co więcej, w tej roli w pełni możliwe staje się zastąpienie towaru pieniądza „przez proste, wyobrażające go znaki pieniężne" Ta zdolność do zastąpienia nie jest niczym zaskakującym, jeśli weźmie się pod uwagę, że „każdy towar jest zna­ kiem, gdyż jako wartość jest tylko rzeczową powłoką wydatkowanej nań pracy

ludzkiej" (105). Marks otwiera tu możliwość włączenia do swojej analizy wielu aspektów tego, co dziś często określa się mianem „ekonomii symbolicznej” Sam jednak tego nie robi, a gdybyśmy chcieli zrobić to za niego, z pewnością wymaga­

łoby to zmodyfikowania sposobu wykładu. Myślę natomiast, że należy zaznaczyć,

iż symboliczny aspekt tego, jak działa kapitalizm, nie jest obcy jego argumentacji.

Odnotować powinni to wszyscy ci, którzy twierdzą, że kapitalizm jest dziś czymś nowym ze względu na to, jak wielkiego znaczenia nabrały kapitał symboliczny i eko­ nomia symboliczna. Kapitalizm bowiem konsekwentnie zmienia swoje oblicze.

Niebezpieczeństwo leży w możliwości traktowania tych ważnych cech sym­ bolicznych jako czegoś czysto wyobrażonego czy jako „dowolnego produktu myśli

Rozdział I Towary I wymiana

71

ludzkiej" (106). Marks zmierza w tym miejscu do tego, by wskazać, że nawet towar pieniądz nie może realizować swojej specyficznej wartości bez wymieniania 5ię

na wszystkie inne towary jako ich ekwiwalent, nawet jeśli umieści się go jako ogólny ekwiwalent wszystkich pozostałych towarów. „Trudność polega nie na tym, by zro­

zumieć, że pieniądz jest towarem, lecz na zrozumieniu, jak, dlaczego, dzięki czemu towar stał się pieniądzem" (106): Na pozór sprawa nie przedstawia się tak, że towar staje się pieniądzem dlatego, że inne towary powszechnie wyrażają w nim swą wartość, dlatego, przeciwnie, sprawa przed­

stawia się tak, że inne towary powszechnie wyrażają w nim swą wartość dlatego, że jest on pieniądzem (107, podkr. - DH).

Innymi słowy, gdy już pieniądz istnieje, wówczas towary znajdują sposoby na to,

by mierzyć własną wartość poręcznie, jak gdyby złoto, które „wyszło z łona ziemi” było „bezpośrednim wcieleniem wszelkiej pracy ludzkiej” (107). Oto właśnie „magia pieniądza" (107), którą należy wyjaśnić. „Zagadka fetysza pieniężnego jest więc

w gruncie rzeczy zagadką fetysza towarowego - tylko że w pieniądzu występuje ona w sposób bardziej jaskrawy i myli wzrok" (107).

Jednak znajdujemy tu jeszcze jeden kluczowy punkt niniejszego rozdziału.

Wraz z umocowaniem się tej „magii" i „fetysza" pieniądza ludzie w swym społecznym procesie produkcji ustosunkowują się do siebie jak atomy, i ich własne stosunki wytwórcze przybierają postać rzeczową, niezależną od ich kontroli i od ich świadomego indywidualnego działania (107).

Brzmi to podejrzanie, jak milczące przywołanie Adama Smitha wizji doskonale dzia­

łającego rynku, którego niewidzialna ręka steruje indywidualnymi decyzjami. Żadna jednostka nie znajduje się jednak u steru, a wszyscy mają działać zgodnie z tym,

co Marks nazwie później „przymusowymi prawami konkurencji” (372). W idealnym świecie Smitha państwo tworzyłoby instytucjonalną ramę dla dosko­ nale funkcjonujących rynków oraz własności prywatnej, a następnie obserwowało

to, jak bogactwo państwa i dobrobyt obywateli gwałtownie się zwiększają, ponieważ indywidualna inicjatywa oraz przedsiębiorczość, koordynowane za pomocą niewi­ dzialnej ręki rynku, wytwarzają sytuację, w której korzystaliby wszyscy. Smith myślał,

że w takim świecie intencje i motywacje jednostek (od chciwości po misję społeczną) nie mają żadnego znaczenia, ponieważ wszystko zorganizuje niewidzialna ręka rynku.

72

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

W tym rozdziale Kapitału mamy do czynienia z nie lada zagadką. Z jednej

strony Marks poświęca przypis na potępienie Proudhonowskiej akceptacji burżuazyjnych pojęć praw i praworządności jako absolutnie marnego wsparcia dla two­

rzenia rewolucyjnej alternatywy. Z drugiej jednak w głównym tekście rozdziału wydaje się akceptować liberalną teorię własności, wzajemność i ekwiwalencję

nieprzymusowej wymiany rynkowej odbywającej się miedzy prawnymi jednostkami, a nawet niewidzialną rękę rynku, za którą optował Adam Smith. W jaki sposób mamy rozwiązać tę pozorną sprzeczność? Myślę, że odpowiedź jest dostatecznie prosta, jednakże posiada poważne implikacje dla sposobu, w jaki będziemy czytać pozostałą

część Kapitału. Marks zajęty jest krytyką klasycznej liberalnej ekonomii politycznej. Wobec tego uznaje akceptację tez liberalizmu (oraz, rozszerzając to również na nasze czasy,

neoliberalizmu) za niezbędną, by pokazać, że klasyczni ekonomiści polityczni poważnie mylili się nawet na gruncie własnych założeń. Marks nie twierdzi tutaj, że nie da się stworzyć doskonale funkcjonujących rynków oraz nakłonić do działania

niewidzialnej ręki, ponieważ rynek zawsze jest zakłócany przez władzę polityczną.

Zamiast tego akceptuje liberalną utopijną wizję doskonale działających rynków oraz niewidzialnej ręki, by zademonstrować, że ich działanie nie pociągnęłoby za sobą korzyści dla wszystkich. Chce pokazać, że doprowadziłoby raczej do nie­

zwykłego wzbogacenia klasy kapitalistycznej przy względnym zubożeniu robotników

i wszystkich pozostałych. Przekłada się to na hipotezy dotyczące rzeczywiście istniejącego kapitalizmu: im bardziej jest on ustrukturyzowany i zorganizowany zgodnie z tą utopijną libe­ ralną czy neoliberalną wizją, tym bardziej rosną nierówności klasowe. I rozumie

się samo przez się, że istnieje wiele dowodów na poparcie poglądu mówiącego, że retoryka wolnych rynków, wolnego handlu oraz ich rzekomych uniwersalnych korzyści, na którą byliśmy wystawieni przez ostatnich trzydzieści lat, wytworzyła

efekty oczekiwane przez Marksa: olbrzymią koncentrację bogactwa i władzy na jed­ nym krańcu skali społecznej, na drugim zaś rozprzestrzeniające się ubóstwo wszyst­

kich pozostałych. Jednak by dowieść tego, Marks musi zaakceptować instytucjo­

nalne podstawy liberalnego utopizmu i tym właśnie zajmuje się w omawianym rozdziale. Nasuwa to istotne zastrzeżenie dotyczące naszej lektury Kapitału. Musimy

uważnie rozróżniać momenty, w których Marks krytykuje i mówi o liberalnej uto­ pijnej wizji w jej doskonałym stanie, od tych poświęconych na analizę rzeczywiście

Rozdział I Towary i wymiana

73

istniejącego kapitalizmu ze wszystkimi jego rynkowymi niedoskonałościami, nie­ równowagą sił i instytucjonalnymi wadami. Jak zobaczymy, działania ku realiza­

cji dwóch zadań niekiedy się ze sobą mieszają. Niektóre mielizny interpretacyjne wynikają z tej kontuzji. Będę się zatem starał wskazywać wam te momenty. Podob­

nie będę podkreślać pojawiające się niekiedy chwile zamętu, łącznie z tymi wystę­

pującymi w samej analizie Marksa, gdy jego pragnienie realizacji obranego celu krytyki klasycznej ekonomii politycznej - przeszkadza mu w dodatkowym zadaniu rozumienia rzeczywistej dynamiki kapitalistycznego sposobu produkcji.

Jednakże przez większą część wywodu Marks wykazuje się przemyślnym spo­

sobem wykorzystywania teoretycznej krytyki liberalnego utopizmu w jego różnych polityczno-ekonomicznych przebraniach, rzucając niszczycielskie światło krytyki

na rzeczywiście istniejący kapitalizm jego czasów. Paradoksalnie mamy sporo szczę­ ścia. Żyjemy w świecie, w którym neoliberalizm przywołuje ponownie, a pod pew­ nymi względami pogłębia tezy liberalizmu. Nasze szczęście wynika zatem z tego,

że Marksowska krytyka wolnych rynków i wolnego handlu może rzucić tyle samo niszczącego światła na nasz obecny, rzeczywiście istniejący kapitalizm, ile rzuciła

na kapitalizm, w którym żył Marks.

Rozdział II • Pieniqdz

Rozdział 3. Pieniądz, czyli cyrkulacja towarów

W tym momencie wiemy już, że szczególne pojęcie pieniądza wykrystalizowało się z Marksowskiego podejścia do wymiany towarów. Można było się go domyślać już po opozycji między względną a ekwiwalentną formą wartości. To zaś, wraz z upow­

szechnieniem wymiany i przyjęciem przez nią postaci ogólnego aktu społecznego, doprowadziło do pojawienia się ogólnego ekwiwalentu, który przybrał formę nama­

calnego towaru pieniądza reprezentującego wartość. Nawet jeśli wówczas skrywał jej źródło w społecznie niezbędnym czasie pracy. Przyjrzymy się teraz bliżej tej

formie pieniężnej.

Rozdział trzeci jest długi i dość skomplikowany. Opowiada jednak prostą historię o czymś, co dziś nie powinno wywoływać zdziwienia. Pieniądz jest jedno­

litym pojęciem, jednakże uwewnętrznia dwoiste funkcje, odzwierciedlające dwo­

istość wartości użytkowej i wartości wymiennej w obrębie towaru. Z jednej strony pieniądz funkcjonuje jako miara wartości, niejako złoty przedstawiciel społecznie

niezbędnego czasu pracy. W tej roli musi posiąść specyficzne cechy, tak by zapew­ niać możliwie najdokładniejszy i najskuteczniejszy standard miary wartości. Z dru­

giej strony pieniądz musi również naoliwiać proces upowszechniania się wymiany

i robić to przy minimalnym zamieszaniu i trudnościach. W ten sposób funkcjonuje

jako zwykłe medium oraz środek umożliwiający obracanie coraz większym zbiorem towarów.

Między tymi dwiema funkcjami zachodzi napięcie czy też sprzeczność. Jako

miara wartości na przykład złoto prezentuje się nie najgorzej. Jest trwałe i może być przechowywane przez wieczność; można analizować jego cechy; można znać

i kontrolować jego konkretne warunki produkcji i cyrkulacji. Złoto świetnie więc

się sprawdza w charakterze miary wartości. Jednak spróbujcie sobie wyobrazić, że za każdym razem, kiedy wybieracie się na kawę, w celu dokonania zakupu musicie

78

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

posługiwać się drobiną złota. Z punktu widzenia cyrkulacji mrowia małych ilości

towarów jest to bardzo nieskuteczna forma pieniądza. Wyobraźcie sobie każdego

z małą sakiewką zawierającą drobiny złota - co jeśli ktoś by kichnął w trakcie prze­ liczania tych drobin? Złoto jest nieefektywnym środkiem cyrkulacji, nawet jeśli sta­

nowi doskonałą miarę wartości. Wobec tego Marks przeciwstawia pieniądz jako miarę wartości (część i) pie­ niądzowi jako środkowi czy medium cyrkulacji (część 2). Na sam koniec mamy jed­

nak wyłącznie jeden rodzaj pieniądza (część 3). Rozwiązanie tego napięcia między pieniądzem jako efektywną miarą wartości a pieniądzem jako efektywnym środ­

kiem cyrkulacji zostaje częściowo podane poprzez wskazanie na możliwość, lub -

i to jest kontrowersyjne - konieczność innej formy cyrkulacji, to znaczy istnienie pie­

niędzy kredytowych. Wynikająca z tego relacja między dłużnikami i kredytodaw­ cami otwiera nie tylko możliwość, ale również konieczność innej formy cyrkulacji,

cyrkulacji kapitału. Innymi słowy, w tym rozdziale pojawia się możliwość pojęcia,

jak również samego faktu kapitału. W ten sam sposób, w jaki możliwość pienią­ dza wykrystalizowała się z procesu wymiany, możliwość kapitału krystalizuje się

ze sprzeczności między pieniądzem jako miarą wartości a pieniądzem jako środ­ kiem cyrkulacji. Oto wielka narracja rozwijana na kartach tego długiego rozdziału. Jeśli będziecie mieli ją stale na uwadze, znacznie łatwiej będzie wam umieścić na właściwym miejscu wiele spośród zawikłanych i nieraz niejasnych detali.

1. Miernik wartości Istnieje różnica między „pieniądzem" a „towarem-pieniądzem" W celu wzmocnienia

swojego wcześniejszego argumentu - to znaczy stwierdzenia, że wartość nie jest

sama w sobie materialnie mierzalna, ale raczej wymaga reprezentacji, by regulować wymianę - Marks zaczyna, zakładając, że jedynie złoto jest towarem-pieniądzem. Jest to „konieczną formą przejawiania się immanentnego miernika wartości towarów,

czasu pracy" (108). Wartość zostaje wyrażona (czy powinniśmy raczej powiedzieć: „znajduje się") w stosunku między towarem-pieniądzem jako „formą przejawiania

się" wartości a wszystkimi towarami, na które się wymienia. Wartość towarów jest

nierozpoznawalna i niepoznawalna bez swojej formy przejawiania się. Stawia to jednakże kilka problemów - odsłaniając również kilka sprzecz­

ności - wymagających dogłębnego zbadania. Marks skupia się wpierw na tym, w jaki sposób ceny zostają powiązane z towarami. Ceny, jak mówi, są wyobrażone

Rozdział II Pieniądz

19

czy idealne (oznaczając produkt myśli czy zasadę logiczną, w odróżnieniu od „real­ nych" czy empirycznie wywiedzionych wniosków) (no). Odnosi się w tym miejscu do faktu, że gdy tworzę towar, nie mam pojęcia, jaka jest jego wartość, zanim nie

wyprowadzę go na rynek. Udaję się na rynek z pewnym wyobrażeniem, idealnym

pojęciem jego wartości. W związku z tym zawieszam na towarze cenę. Ona mówi potencjalnemu nabywcy, co sądzę o tym, ile powinna wynosić cena mojego towaru. Jednakże sam właściwie nie mam pojęcia, czy otrzymam za niego tę cenę, ponieważ nie mam wcześniejszego pojęcia o tym, jaka jest jego wartość „na rynku": Pieniądz w swej funkcji miernika wartości występuje więc jako pieniądz wyobrażony, czyli idealny. Ta okoliczność była źródłem najbardziej wariackich teorii. Jakkolwiek tylko

wyobrażone złoto pełni funkcję miernika wartości, cena zależy całkowicie od rzeczywi­ stego materiału pieniądza (110).

Stosunek zachodzi zatem między wyobrażonymi, idealnymi cenami a cenami rze­ czywiście otrzymanymi na rynku. Uzyskane ceny powinny, „idealnie" wskazywać

rzeczywistą wartość, jednakże będzie to jedynie pozór, reprezentacja - w dodatku niedoskonała - wartości.

Wolelibyśmy oczywiście, żeby ilościowa reprezentacja wartości stanowiła sta­

bilny standard pomiaru. Jednakże złoto jest szczególnym towarem; jego wartość dana jest przez zawarty w nim społecznie niezbędny czas pracy, a ten, jak widzieliśmy, nie

jest stały. Chwiejność konkretnych warunków produkcji ma wpływ na wartość złota (czy jakiegokolwiek innego towaru-pieniądza). Jednak ponieważ tego rodzaju zmiany

wpływają na „wszystkie towary jednocześnie, a więc caeteris paribus pozostawia bez

zmiany ich wzajemne wartości względne, jakkolwiek wszystkie one mają teraz wyższe

lub niższe niż poprzednio ceny wyrażone w zlocie” (113, podkr. - DH). Marks wprowadza również srebro jako możliwy alternatywny towar-pieniądz

po to, by wysunąć prosty argument: jakkolwiek złoto wydaje się solidnym standar­

dem wartości przy porównywaniu względnych wartości wszystkich innych towa­ rów, używanie go jako miernika nie jest jednak czymś bezpiecznym gdy, przychodzi do ustanawiania wartości bezwzględnej (113). Jeśli, jak w przypadku gorączki złota

z 1848 roku, napływ złota zalewa rynek, wówczas nagle jego wartość - jako reprezen­

tatywnej miary społecznie niezbędnego czasu pracy - spada, a ceny wszystkich towa­

rów muszą wzrosnąć, by się do tego dostosować (stąd wielka inflacja z XVI wieku, gdy Hiszpanie przywieźli złoto z Ameryki Łacińskiej). Zawsze mamy do czynie­

nia z towarem-pieniądzem jako czymś, co posiada konkretną wartość użytkową,

eo

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

a warunki jego wytwarzania oddziałują na sposób, w jaki reprezentowana jest war­ tość. W ostatnich latach ceny złota wahały się raz w górę, raz w dół we wszystkich miejscach na świecie (z powodów, które wyjaśnimy niebawem). Marks pragnie pod­

kreślić w tym miejscu, że nawet jeśli jakikolwiek towar pieniądz sprzyja zmienianiu

się miary wartości, to jego nieregularność nie robi żadnej różnicy względnym war­ tościom towarów, które wymieniane są na rynku (112-113, zob. również 63).

Marks idzie dalej, zauważając, że „jako miernik wartości i jako skala cen pie­

niądz pełni dwie zupełnie różne funkcje” (112). W tym miejscu pojawia się wspomi­ nana dwoistość drugiego poziomu na gruncie teorii pieniądza. Nie należy jej mylić

z głównym rozróżnieniem na pieniądz jako miarę wartości oraz jako medium cyr­

kulacji. Pieniądz-towar „miernikiem wartości jest jako społeczne ucieleśnienie ludzkiej pracy" - oto „idealna” reprezentacja - jednakże jest on również „skalą cen jako ustalona waga kruszcu” (112). To ten drugi aspekt pozwala nam na stwier­

dzenie, że dany towar jest rzeczywiście „wart" tyle a tyle uncji złota. To właśnie tę

ilość, wagę złota, mieliśmy na myśli przed wymianą towaru, jak również - miejmy

nadzieję - mieć będziemy w ręku po wymianie towaru. „Różne były tego zjawiska przyczyny" - a przyczyny te okazują się historyczne - jednakże „nazwy pieniężne

jednostek wagowych kruszcu stopniowo odrywają się od pierwotnych nazw Wago­ wych” (114).

W Kapitale nie znajdziemy żadnej bezpośredniej teorii państwa, jednakże jeśli prześledzicie wiele momentów pojawiania się go w tekście, stanie się jasne, że w kapi­

talistycznym systemie produkcji państwo odgrywa kluczowe role (milcząco przywo­

łaliśmy to już w wyobrażeniu instytucji prywatnej własności oraz właściwie funk­ cjonującego rynku zawartym w rozdziale drugim Kapitału). Jak zobaczymy, jedna

z najważniejszych funkcji państwa musi dotyczyć organizowania systemu mone­

tarnego, regulowania nazw pieniężnych oraz utrzymywania systemu monetarnego

w stanie stabilności i efektywności. Te historyczne procesy sprawiają, że oddzielenie pieniężnej nazwy jednostek wagowych kruszcu od ich zwykłej nazwy wchodzi w zwyczaj. Ponieważ skala pieniężna jest z jednej

' strony rzeczą czysto umowną, z drugiej zaś wymaga powszechnego uznania, zostaje w końcu ustalona przez prawo (115).

Nazwa pieniężna jest jednak fetyszystycznym konstruktem. „Nazwa rzeczy jest czymś czysto zewnętrznym w stosunku do jej istoty. Nie wiem jeszcze nic o czło­

wieku, gdy wiem, że ma na imię Jakub. Podobnie w nazwach pieniężnych funt, talar,

Rozdział II Pieniądz

ei

frank, dukat itd. znika wszelki ślad stosunku wartości" (115-116). To znaczy, że stosu­ nek do społecznie niezbędnego czasu pracy jest jeszcze bardziej maskowany przez te nazwy pieniężne. „Cena" podsumowuje Marks, „jest nazwą pieniężną pracy uprzed­

miotowionej w towarze" (116). Nazwa pieniężna (funt, dukat) nie jest tym samym,

co towar-pieniądz (złoto), a jej stosunek do wartości jako społecznie niezbędnego czasu pracy staje się jeszcze bardziej nieprzejrzysty. Ważne jest natomiast, by zapa­ miętać definicję ceny jako nazwy pieniężnej pracy zawartej w towarze.

Marks kontynuuje swój wywód, czyniąc dwie jeszcze ważniejsze obserwacje.

Istnieje „możliwość ilościowej niezgodności między ceną a wielkością wartości, czyli odchylenia się ceny od wielkości wartości" (117), a możliwość ta przynależy

nieodłącznie do formy ceny jako takiej. „Nie jest to wadą tej formy, lecz przeciw­ nie, czyni ją właśnie adekwatną formą takiego sposobu produkcji, w którym norma może sobie torować drogę tylko jako ślepo poprzez bezład działające prawo liczb

przeciętnych" (117). W tym miejscu Marks mówi, że: jeśli wezmę mój towar na ry­ nek i zawieszę na nim cenę (nazwę pieniężną czy proponowaną reprezentację

wartości), ty przyniesiesz podobny towar na rynek i zawiesisz na nim swoją cenę,

ktoś inny przyniesie jeszcze inny towar i zawiesi jeszcze inną cenę, to będziemy mieli wówczas rynek pełen różnych cen dla tego samego towaru. Średnia cena,

która rzeczywiście zostanie uzyskana danego dnia, będzie zależeć od tego, jak wielu ludzi uda się na rynek, chcąc nabyć ten towar, oraz jak wielu ludzi pojawi się tam, by go sprzedać. W związku z tym średnia urzeczywistniona cena będzie się wahać

w zależności od chwiejności warunków popytu i podaży.

Właśnie wskutek działania tego mechanizmu pojawia się równowaga cen. Ta równowaga, czy jak nazwali to klasyczni ekonomiści polityczni, cena „natu­

ralna" jest ceną osiąganą w warunkach równowagi podaży i popytu. W tym momen­ cie równowagi, jak Marks będzie później twierdził, popyt i podaż przestają cokol­ wiek wyjaśniać. Popyt i podaż nie są w stanie wyjaśnić, dlaczego koszula średnio

kosztuje mniej niż para butów oraz jaka jest średnio różnica między koszulami i butami. Marksowski pogląd głosi, że średnia różnica cen odzwierciedla wartość, społecznie niezbędny czas pracy zakrzepły w różnych towarach. Danego dnia jed­ nakże wahania cen powiedzą wam coś o stanie popytu i podaży butów tego dnia oraz o tym, dlaczego wzrosły one lub spadły w porównaniu z dniem wczorajszym.

W związku z tym fakt, że nadajemy towarom nazwy pieniężne i przekształcamy miarę wartości w tą idealną formę, formę ceny, pozwala wahaniom cen równo­

ważyć rynek. To zaś zbliża nas do utożsamienia właściwej reprezentacji wartości ze stanem równowagi czy ceną naturalną. Wahania cen zbiegają się z przeciętną

82

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

społecznie niezbędną pracą przy wytworzeniu danego towaru. Bez tej ilościowej niezgodności nie byłoby sposobu na usuwanie wahań popytu i podaży na rynku

i zbiegania się cen ze społecznie przeciętną ceną, która jest reprezentacją wartości. Druga obserwacja jest jeszcze trudniejsza do przyswojenia: forma ceny nie tylko dopuszcza możliwość ilościowej niezgodności między wielkością

wartości a ceną, tzn. między wielkością wartości a jej pieniężnym wyrazem, ale może też

kryć w sobie sprzeczność jakościową, tak że cena w ogóle przestaje być wyrazem warto­ ści, jakkolwiek pieniądz jest tylko formą wartości towarów. Rzeczy, które same w sobie

nie są wcale towarami, jak np. sumienie, honor itd., mogą być przez swych posiadaczy sprzedawane za pieniądze i w ten sposób otrzymać dzięki swej cenie formę towaru. Rzecz może więc posiadać formalnie cenę, nie posiadając wartości. Wyraz ceny staje

się tutaj urojony, jak pewne wielkości w matematyce. Z drugiej strony także i urojona forma ceny, jak np. cena ziemi dziewiczej niemającej wartości, gdyż żadna praca ludzka

nie została w niej uprzedmiotowiona, może kryć w sobie rzeczywisty stosunek wartości

lub stosunek od niego pochodny (118).

Kiedy już zawiesicie na czymś cenę, możecie co do zasady powiesić ją na czymkol­ wiek, w tym na sumieniu czy honorze, o częściach ciała czy dzieciach nie wspo­ minając. Możecie powiesić ją na zasobach naturalnych czy widoku wodospadu;

możecie z pewnością powiesić ją również na gruncie i spekulować na zmianach cen gruntów. System cen może operować na tych różnicach, by wytworzyć jakościowe,

jak również ilościowe niezgodności. Nasuwa to pytanie: jeśli ceny można zastoso­ wać do wszystkiego, niezależnie od wartości danego obiektu, oraz jeśli w każdym przypadku ich wysokości mogą się wahać niezależnie od wartości, wówczas dla­

czego Marks jest tak zafiksowany na teorii wartości opartej na pracy? Czy typowi

ekonomiści polityczni - nawet dziś - nie mają racji, mówiąc, że jedyne, co jesteśmy w stanie zaobserwować i jedyne, co posiada rzeczywiste znaczenie, zawiera się

w pojęciu ceny, a zatem teoria wartości oparta na pracy jest nieważna?

Marks nie broni w tym miejscu swego wyboru - a gdy wziąć pod uwagę fakt, że tebria wartości oparta na pracy była powszechnie akceptowana przez współcze­ snych mu ricardianistów, niespecjalnie musiał to robić. Dziś, kiedy teoria wartości opartej na pracy została powszechnie zakwestionowana czy porzucona, nawet

przez niektórych marksistów, wypada nam stworzyć jakiegoś rodzaju odpowiedź

na podobne zarzuty. Jak sądzę, Marks odwołałby się tu do pojęcia materialnej bazy: jeśli wszyscy usiłowaliby żyć z oprowadzania po wodospadach czy dzięki handlowi

Rozdział II Pieniądz

03

sumieniem i honorem, nikt by na dłuższą metę nie przetrwał. Produkcja mate­ rialna, materialna transformacja przyrody poprzez procesy pracy, ma kluczpwe

znaczenie dla naszej egzystencji; a to właśnie ta praca materialna tworzy podstawę

dla produkcji i reprodukcji całokształtu ludzkiego życia. Nie możemy odziać się za pomocą sumienia czy honoru (przypomnijcie sobie baśń o nowych szatach

cesarza), nie możemy ubrać się w piękny widok tworzony przez wodospady. Nie uzyskujemy ubrań w ten sposób - biorą się one z procesów ludzkiej pracy

i wymiany towarowej. Nawet w mieście w rodzaju Waszyngtonu, gdzie zdaje się

zachodzić nieprzebrana ilość handlu sumieniem i honorem, zawsze pojawia się pytanie, skąd bierze się nasze śniadanie, jak również elektronika, papier, samo­

chody, domy czy autostrady podtrzymujące nasze życie codzienne. Udawanie, że to wszystko pojawia się w czarodziejski sposób za pomocą rynku, a ułatwia to magia pieniędzy, które jakoś zaplątały się w naszych kieszeniach, oznacza całko­

witą kapitulację przed fetyszyzmem towaru. Potrzebujemy pojęcia wartości jako społecznie niezbędnego czasu pracy w celu przedarcia się przez ten fetyszyzm.

Do was należy decyzja, czy uważacie, że Marks miał rację, zajmując tego rodzaju

stanowisko. Jednak by zrozumieć Kapitał na warunkach ustanowionych przez jego autora, musicie być przygotowani do przyjęcia mniej więcej takiej argumenta­

cji, przynajmniej aż do momentu dotarcia do końca tej książki. Niemniej należy również zgodzić się, że Marks przyznaje tutaj coś niesamowicie ważnego - mia­

nowicie że system cen w rzeczywistości tworzy tylko powierzchnię zjawisk, które

mają własną obiektywną rzeczywistość (która rzeczywiście „jawi się”), jak również żywotną funkcję - regulowania wahań popytu i podaży w taki sposób, że zbiegają się z równowagą cen - a ten system może łatwo, na własnych warunkach, wymknąć się

spod kontroli. Jak zobaczymy dalej, nawet w tym rozdziale, ilościowe i jakościowe niezgodności mają poważne konsekwencje dla sposobu, w jaki działają systemy rynkowe oraz formy pieniężne (są nawet w stanie stwarzać nie tylko możliwość,

ale również nieuchronność kryzysów finansowych i monetarnych!). Jednakże założenie Marksa - a jeśli macie go zrozumieć, musicie je jakoś

znieść - głosi, że wartość jako społecznie niezbędny czas pracy znajduje się w sa­ mym centrum wydarzeń. Jeśli przyjmiemy, że wartości są ustalone (chociaż nie­

ustanne zmiany w obszarach technologii oraz stosunków społecznych i przyrod­ niczych ciągle przypominają nam, że w istocie jest dokładnie odwrotnie), wów­

czas dostrzeżemy oscylowanie cen w czasie wokół cen „naturalnych" to znaczy wokół stanu równowagi między popytem a podażą. Równowaga cen jest zaled­

wie pozorem, przedstawieniem społecznie niezbędnego czasu pracy, który tworzy

84

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

wartość skrystalizowaną w pieniądzu. A ta wartość jest tym, wokół czego rzeczy­

wiście wahają się ceny (116-117). Ceny rynkowe nieustannie i z konieczności odchy­ lają się od wartości; jeśli by tego nie robiły, nie istniałby żaden sposób na rów­

noważenie rynku. Gdy chodzi zaś o jakościowe niezgodności, niektóre z nich (w rodzaju spekulacji wartością gruntów czy renty gruntowej) mają do odegrania istotną materialną rolę w procesie urbanizacji oraz produkcji przestrzeni (która to kwestia zostaje podjęta dopiero w tomie III). Zagadnień tych jednak nie można w tym miejscu roztrząsać.

2. Środek cyrkulacji

Warto przestudiować wprowadzające akapity Marksa w sposób skrupulatny, ponie­ waż często sygnalizują one ogólny tok wywodu czy motyw, o którym należy w dal­

szych częściach pamiętać. W tym miejscu autor przypomina nam, iż „widzieliśmy, że proces wymiany towarów zawiera sprzeczne i wzajemnie się wykluczające sto­ sunki" (119). Do czego się właściwie odnosi? Spójrzcie wstecz na część dotyczącą względnych i ekwiwalentnych form wartości. Marks zidentyfikował tam trzy oso­

bliwości pieniądza-towaru. Po pierwsze, to, że „wartość użytkowa staje się formą, w której przejawia się jej przeciwieństwo - wartość" (65); po drugie, że „praca

konkretna staje się formą przejawiania się swego przeciwieństwa, abstrakcyjnie ludzkiej pracy" (67); po trzecie wreszcie, że „praca prywatna staje się formą swego

przeciwieństwa, staje się pracą w formie bezpośrednio społecznej” (68).

Złoto jest szczególnym towarem wytworzonym i dającym się zawłaszczyć przez osoby prywatne, odznaczającym się osobliwą wartością użytkową, a jednak

wszystkie te osobliwości są niejako pogrzebane w ogólnym ekwiwalencie pienią­ dza-towaru. Jak obserwuje Marks, „rozwój towaru nie znosi tych sprzeczności, ale stwarza formę, w której mogą się poruszać” Mamy tu kilka wskazówek doty­

czących metody dialektycznej stosowanej przez Marksa. Zwróćcie choćby uwagę

na frazę „stwarza formę, w której [sprzeczności] mogą się poruszać” Jest to, jak mówi, „w ogóle metoda rozwiązywania rzeczywistych sprzeczności. Sprzecznością jest np. to, że jedno ciało wciąż spada na inne i wciąż od niego ucieka. Elipsa jest

jedną z form ruchu, w której sprzeczność ta zarazem się urzeczywistnia i rozwiązuje"

(119, podkr. - DH). Wcześniej określiłem już dialektykę jako formę ekspansywnej logiki. Nie­

którzy lubią myśleć o dialektyce jako czymś ściśle powiązanym z tezą, antytezą

Rozdział II Pieniądz

85

i syntezą, jednakże Marks w tym miejscu mówi, że nie ma żadnej syntezy. Istnieje jedynie uwewnętrznienie sprzeczności i ich coraz większe pomieszczenie. Nigdy nie

dokonuje się ostateczne rozwiązanie sprzeczności; mogą one jedynie zostać zreplikowane, albo w obrębie systemu nieustannego ruchu (jak elipsa), albo w większej

skali. Istnieją pozorne momenty rozwiązania - jak wtedy, gdy forma pieniężna

wykrystalizuje się z wymiany, by rozwiązać problem tego, w jaki sposób cyrkulować wszystkie te towary w sposób efektywny. Możemy zatem odetchnąć z ulgą

i powiedzieć: dzięki Bogu, mamy pieniądze, i jest to ładna synteza, nie musimy się

już niczym więcej martwić. Nie, nie, mówi Marks, musimy teraz przeanalizować sprzeczności, które uwewnętrznia forma pieniężna - sprzeczności, które stały się problematyczne na znacznie większą skalę. Zachodzi tu niejako nieustanna eks­

pansja sprzeczności. Z tego powodu nie mam cierpliwości do ludzi, którzy przedstawiają Marksow-

ską dialektykę jako zamkniętą metodę analizy. W żadnym wypadku nie jest ona skończona; wręcz przeciwnie, nieustannie się rozwija, a w tym miejscu wyjaśnia on dokładnie, w jaki sposób to robi. Musimy tylko przyjrzeć się temu, czego już

doświadczyliśmy, czytając Kapitał. Ruch zawartej tu argumentacji polega na nie­

ustannym przekształcaniu, przeformułowywaniu oraz rozszerzaniu pola sprzeczno­ ści. Wyjaśnia to, dlaczego mamy tutaj tyle powtórzeń. Każdy krok naprzód nakazuje Marksowi powrócić do wcześniejszej sprzeczności w celu wyjaśnienia, skąd bierze

się kolejna. Zastanowienie się nad wprowadzającymi fragmentami takimi jak ten pomaga wyjaśnić, co Marks miał na myśli. Daje nam to lepszy wgląd w to, co chciał

zrobić w każdej z części swojej argumentacji.

Widzimy ten proces w całej okazałości w drugiej części rozdziału o pieniądzu,

w którym Marks analizuje to, co określa mianem „społecznej wymiany materii" czy „metamorfozy towaru” (120) zachodzących poprzez wymianę. Jak już widzieliśmy, wymiana stwarza „rozdwojenie towaru na towar i pieniądz” (120). Kiedy wprawimy mechanizm w ruch, zobaczymy, że wraz z każdą zmianą właściciela towar i pieniądz

poruszają się w przeciwnych kierunkach. Podczas gdy ruch jednego (wymiana pie­ niądza) przypuszczalnie ma ułatwiać ruch drugiego (wymianę towarów), jednocze­

śnie zachodzi odwrotny przepływ, tworzący możliwość powstania „przeciwstawnych

form" (120). Przygotowuje to grunt pod analizę metamorfozy towarów.

Wymiana jest transakcją, w której wartość przechodzi przemianę formy. Marks określa ten łańcuch ruchów - towar przechodzący w pieniądz, pieniądz przechodzą­

cy w towar - mianem stosunku T-P-T. (Jest to ruch odmienny od barterowej wymiany



Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

towaru na towar T-T; wszystkie wymiany są obecnie zapośredniczone w pienią­ dzu). Ten proces jest dwoistą metamorfozą wartości od T do P oraz od P do T (120-121).

Na powierzchni wyglądałoby to tak, że przejścia te są swoimi zwierciadlanymi odbiciami, a zatem co do zasady są ekwiwalentne, jednak w istocie są one asy­

metryczne. Strona wymiany T-P, sprzedaż, pociąga za sobą wymianę w formie poszczególnego towaru na ogólny ekwiwalent, towar-pieniądz. Jest to ruch od tego,

co szczególne, do tego, co ogólne. W celu sprzedaży poszczególnego towaru należy wpierw znaleźć na rynku kogoś, kto go zechce. Co się dzieje, gdy zjawiacie się

na rynku, a nikt nie chce waszego towaru? Nasuwa to całą serię pytań dotyczących tego, w jaki sposób potrzeby - a zatem również, na przykład, stwarzanie potrzeb

poprzez reklamę - oddziałują na proces wymiany: Może towar jest produktem jakiegoś nowego rodzaju pracy, który ma rzekomo zaspoka­ jać nowo zrodzoną potrzebę ludzką, albo nawet na własną rękę chce ją dopiero zrodzić.

(...) Produkt zaspokaja dziś pewną społeczną potrzebę. lutro może będzie częściowo

lub całkowicie wyparty przez produkt podobnego rodzaju (122).

W związku z powyższym transformacja od T do P jest skomplikowana w dużej części na skutek warunków popytu i podaży, które istnieją na rynku w danym czasie: Jak widać, towar miłuje pieniądz, ale „the course oftrue love never does run smooth" („droga prawdziwej miłości nie jest usłana różami"). Taka sama samorzutna przypadkowość, która cechuje jakościową strukturę społecznego organizmu produkcji, cechuje również jego

strukturę ilościową, wyrażającą swoje membra disjecta w systemie podziału pracy (123).

Oto niewidzialna ręka rynku - chaos rynkowej wymiany, chroniczna niepewność co do jej całokształtu - nakłada wszelkiego rodzaju ograniczenia na sposób, w jaki

dokonuje się bezpośrednia konwersja towarów na ogólny ekwiwalent. T-P-T jest pojedynczym procesem - wymianą - na który można spoglądać z każdego z jego dwóch „biegunów" (124). Strona P-T wymiany, zakup, jest przej­

ściem od pieniądza do towaru; zakłada ruch od tego, co ogólne do tego, co szcze­ gólne. Nie jest to jednakże proste odwrócenie T-P. Wymiana pieniędzy na towar co do zasady jest znacznie łatwiejsza: udajecie się na rynek z waszymi pieniędzmi

i kupujecie wszystko, czego dusza zapragnie. Wprawdzie potencjalni nabywcy mogą niekiedy zdenerwować się, nie znajdując tego, czego pragną, jednakże w takim

Rozdział II Pieniądz

87

przypadku dzięki ogólnej ekwiwalencji towaru-pieniądza mogą zawsze zakupić coś

innego. W związku z tym w procesie wymiany wartość w konsekwencji przechodzi od jednego stanu (towaru) do drugiego (pieniądza) i z powrotem. Proces ten w swo­

im całokształcie składa się z dwóch przeciwstawnych i wzajem się uzupełniających ruchów, T-P i P-T. Te dwie przeciwstawne przemiany towaru dokonują się w dwóch przeciwstawnych aktach

społecznych posiadacza towaru i odzwierciedlają się w jego dwóch przeciwstawnych maskach ekonomicznych. (...) Podobnie jak ten sam towar kolejno przechodzi dwie

przeciwstawne przemiany (...) tak też ten sam posiadacz towaru gra kolejno rolę sprze­ dawcy i nabywcy (127).

Marksowski nacisk na przeciwstawność (antytetyczność) sygnalizuje potencjalną

sprzeczność, jednakże nie taką zachodząca między nabywcą a sprzedawcą, ponie­

waż „nie są to role stałe, lecz role, które w obrębie cyrkulacji towarów wykonują wciąż inne osoby" (127). Sprzeczność musi leżeć w metamorfozie towarów wzię­ tej jako całość, to jest w obrębie cyrkulacji towarów w ogólności, ponieważ „sam

towar określony jest tu w przeciwstawny sposób” (128), jednocześnie nie stanowiąc wartości użytkowej z perspektywy swojego właściciela i stanowiąc ją jako zakup

dla swojego nabywcy (127).

Proces ten - cyrkulacja towarów - jest nieustannie zapośredniczony przez pie­ niądz. Zwróćcie uwagę raz jeszcze na to, jak istotne dla Marksowskiej argumentacji jest upowszechnienie stosunków wymiany: Z jednej strony, widzimy tu, jak wymiana towarów rozsadza indywidualne i lokalne szranki bezpośredniej wymiany produktów i rozszerza wymianę substancji ludzkich prac; z drugiej strony, powstaje cały krąg zależności społecznych, które mają charakter

praw przyrody, gdyż nie podlegają kontroli działających osób (129).

Gdzie w takim razie w procesie cyrkulacji towarów znajduje się sprzeczność?

Podczas gdy zakupiony towar, stanowiąc wartość użytkową dla swojego konsu­ menta, „znika z cyrkulacji” (129), pieniądz jej nie opuszcza i nie znika. Nie prze-

staje się dalej poruszać, tak że „cyrkulacja wciąż wydziela pieniądz" (129). Mając to

na uwadze, Marks rozpoczyna ostateczny i gwałtowny atak na coś, co nazywane jest prawem Saya - potężną ideę na gruncie klasycznej ekonomii politycznej i po dziś

88

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

istotny przedmiot wiary monetarystów1. Francuski ekonomista Jean Baptiste Say

utrzymywał, że w kapitalizmie nie może istnieć coś takiego, jak ogólny kryzys

nadprodukcji, ponieważ każda sprzedaż jest również zakupem, a każdy zakup sprzedażą. Według tej logiki zawsze istnieje coś takiego, jak stan zagregowanej rów­

nowagi między aktami zakupu i sprzedaży na rynku: choć może wystąpić nadpro­

dukcja butów względem koszul czy pomarańczy w stosunku do jabłek, to pow­ szechna nadprodukcja w społeczeństwie jest niemożliwa ze względu na całościową

ekwiwalencję zakupów i sprzedaży. Marks wyraża swój sprzeciw następująco: Nie ma nic bardziej niedorzecznego niż dogmat, że cyrkulacja towarów oznacza nie­ odzownie równowagę aktów sprzedaży i aktów kupna, ponieważ każda sprzedaż jest

kupnem i vice versa. Jeżeli dogmat ten ma być rozumiany w tym sensie, że ilość istotnie dokonanych sprzedaży równa się ilości zakupów, to mamy przed sobą płaską tautologię.

(...) Nikt nie może sprzedać, jeżeli ktoś inny nie kupi. Ale nikt nie musi natychmiast kupować dlatego tylko, że sam sprzedał. (...) Fakt, że samodzielnie się sobie przeciwsta­

wiające procesy stanowią wewnętrzną jedność, oznacza zarazem, że ich wewnętrzna

jedność porusza się w zewnętrznych przeciwieństwach. Jeżeli to zewnętrzne usamo­ dzielnienie aktów wewnętrznie niesamodzielnych, bo wzajemnie się uzupełniają­

cych, dojdzie do pewnego punktu, jedność daje gwałtownie znać o sobie przez kryzys.

Immanentne towarowi przeciwieństwo wartości użytkowej i wartości, pracy prywatnej, która musi zarazem występować jako praca bezpośrednio społeczna, szczególnej pracy konkretnej, która zarazem liczy się tylko jako praca abstrakcyjnie ogólna, przeciwień­

stwo między uosobieniem przedmiotu a uprzedmiotowieniem osób - cala ta imma­ nent™ sprzeczność osiąga swe rozwinięte formy ruchu w przeciwieństwach meta­

morfozy towaru. Formy te zawierają więc możliwość kryzysów, ale też tylko możliwość (129-130).

Jednakowoż by uzyskać pełne rozwinięcie tej możliwości kryzysów, musielibyście -

przyznam z przykrością - przeczytać tom II i III, a do tego trzy tomy Teorii war­ tości dodatkowej. Jak wskazuje Marks, musimy wiele wiedzieć, zanim będziemy w stanie wyjaśnić w szczegółach, skąd mogą brać się kryzysy. Dla naszych celów

1 Zob. skomplikowaną obronę tego prawa w napisanej przez konserwatywnego ekonomistę

Thomasa Sowella pracy Say's Law. An Historical Analysis, Princeton University Press, Princeton,

NY 1972.

Rozdział II Pieniądz

«9

warto jednak odnotować, jak to „przeciwieństwo między uosobieniem przed­ miotu a uprzedmiotowieniem osób" przywołuje wywód o fetyszyzmie z pierw­

szego rozdziału. W samym sercu Marksowskiego sprzeciwu względem prawa Saya znajduje się

następujący argument. Zaczynam od T, przechodzę do P, ale nie ma żadnej siły, która

zmusiłaby mnie do przeznaczenia pieniędzy natychmiast na kolejny towar. Jeśli chcę, mogę po prostu zatrzymać pieniądze. Mogę to zrobić na przykład jeśli czuję,

że istnieje jakieś zagrożenie na gruncie gospodarki, jeśli martwię się o przyszłość

i chciałem zaoszczędzić. (Co takiego prędzej chciafybyście posiadać w ciężkich czasach: poszczególny towar czy ogólny ekwiwalent?). Co stałoby się jednak z cyr­ kulacją towarów w ogólności, jeśli wszyscy nagle zaczęliby gromadzić pieniądze? Zniknąłby zakup towarów, a cyrkulacja zatrzymałaby się, wywołując powszechny

kryzys. Jeśli nagle wszyscy na świecie zdecydowaliby, że nie będą używać swoich kart kredytowych przez trzy dni, cala globalna gospodarka znalazłaby się w poważ­

nych tarapatach. (Przypomnijcie sobie, w jaki sposób nawoływano ludzi do tego, by po u września wyciągnęli swoje karty kredytowe i wrócili do zakupów.) To z tego powodu tyle wysiłku wkłada się w wyciąganie pieniędzy z naszych kieszeni i utrzy­

mywanie ich w cyrkulacji.

W czasach Marksa większość ekonomistów, w tym Ricardo, akceptowała prawo Saya (130, przyp. 73). Po części z powodu ricardianistów prawo to zdominowało myślenie ekonomiczne w całym XIX wieku, aż po lata trzydzieste XX wieku, gdy miał miejsce kryzys powszechny. Następnie zaś pojawił się (słyszalny i dziś) chór eko­

nomistów mówiących rzeczy w rodzaju: „Nie będzie żadnego kryzysu, jeśli tylko

gospodarka będzie działać według mojego podręcznika!” Wielki Kryzys sprawił,

że dominujące teorie ekonomiczne zaprzeczające możliwości powszechnych kry­ zysów stały się nie do utrzymania. Wówczas, w 1936 roku, John Maynard Keynes opublikował swoją Ogólną teorię

zatrudnienia, procentu i pieniądza, w której całkowicie porzucił prawo Saya. W swo­

ich Essays in Biography (1933) Keynes przebadał ponownie historię tego prawa oraz to, co uważał za jego opłakane konsekwencje dla teoretyzowania w ekonomii. Keynes dokonał wiele z pomocą konceptu, który określił mianem pułapki płynno­

ści, wskutek której na rynku dochodzi czasem do awantur, a posiadacze pieniędzy denerwują się i zachowują je, zamiast inwestować czy wydawać, obniżając w ten

sposób popyt na towary. Niepewność w coraz większym stopniu nęka rynek, a wraz z tym coraz więcej ludzi kurczowo trzyma się swoich pieniędzy jako źródła bez­

pieczeństwa. W konsekwencji cala gospodarka ściągana jest na dno w spiralnym

90

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

ruchu. Keynes wyznawał pogląd, że to rząd powinien wkroczyć i odwrócić ten

proces, tworząc różne bodźce fiskalne. Wówczas prywatnie zgromadzone pienią­ dze zostałyby zwabione z powrotem na rynek.

Widzieliśmy już, że w Kapitale Marks w podobny sposób odrzucał prawo Saya,

uznając je za nonsens, a od lat trzydziestych XX wieku trwa dialog o wzajemnych relacjach marksowskich i keynesowskich teorii ekonomii. Marks wyraźnie brał stronę tych ekonomistów politycznych, którzy dowodzili możliwości powszechnych

kryzysów - w ówczesnej literaturze przedmiotu tego pokroju ekonomiści określani byli jako teoretycy „ogólnej nadpodaży" i nie było ich zbyt wielu. Francuz Sismondi

był jednym z nich; Thomas Malthus (słynący ze swojej teorii ludnościowej) był

kolejnym, co w pewnym sensie jest niefortunne, gdyż Marks, jak zobaczymy w dal­ szej części, nie mógł ścierpieć tego autora.

Z drugiej strony Keynes chwalił Malthusa niepomiernie w swoich Essays in Biography, jednakże bardzo rzadko, prawdopodobnie z powodów politycznych,

przywoływał Marksa. Twierdził wręcz, że nigdy nie czytał Marksa. Podejrzewam jed­ nak, że to robił, ale nawet jeśli nie, to był otoczony ludźmi, którzy, jak choćby eko-

nomistka Joan Robinson, przeczytali Marksa i z pewnością powiedzieli Keynesowi o Marksowskim odrzuceniu prawa Saya. Teoria Keynesa zdominowała myślenie

ekonomiczne w okresie powojennym, po czym nadeszła anty-Keynesowska rewo­ lucja późnych lat siedemdziesiątych XX wieku. Dominujące dziś teorie, monetary-

styczna i neoliberalna, są znacznie bliżej akceptowania prawa Saya. Wobec tego py­ tanie dotyczące właściwego statusu prawa Saya jest interesujące i warte dalszego

zgłębiania. Dla nas jednak w tym miejscu znaczenie ma stanowcze odrzucenie go

przez Marksa. Kolejny krok w ramach Marksowskiego wywodu zanurza nas w analizie cyrkulacji

pieniądza. Nie będę poświęcał zbyt wiele czasu na szczegóły dotyczące tej kwestii, ponieważ Marks po prostu sprawozdaje tu ówczesną literaturę monetarystyczną. Pytanie, które tutaj stawia, brzmi: ile pieniędzy potrzeba, by wprowadzić do cyr­

kulacji daną ilość towarów? Zgadza się tu z pewną wersją tego, co nazywane jest

„ilościową teorią pieniądza” podobną do wersji uznawanej przez Ricarda. Po kilku

stronach szczegółowego omówienia Marks dochodzi do hipotetycznego prawa: ilość cyrkulującego medium „jest określana przez sumę cen cyrkulujących towarów i przeciętną szybkość obiegu pieniądza” (140). (Szybkość obiegu pieniądza jest po prostu miarą tempa, z jakim cyrkulują pieniądze - na przykład tego, jak wiele

razy w ciągu dnia banknot zmienia właściciela.) Jednakże wcześniej już zauważył,

Rozdział II Pieniądz

91

że te „trzy czynniki: ruch cen, ilość cyrkulujących towarów i wreszcie szybkość

obiegu pieniądza - mogą się (...) zmieniać w różnych kierunkach i w rozmaitym stosunku" (139). Ilość pieniądza musiała zatem mocno się wahać, w zależności

od tego, jakim zmianom ulegały te trzy czynniki. Jeśli możecie znaleźć jakiś spo­

sób na przyspieszenie cyrkulacji, wówczas szybkość obiegu pieniędzy się zwiększa, jak dzieje się to w przypadku wykorzystania kart kredytowych czy elektronicznej ban­

kowości. Dajmy na to: im większa prędkość pieniądza, tym mniej pieniędzy potrze­ bujecie. Zrozumiale jest zatem, że pojęcie szybkości obiegu pieniądza jest istotne i po dziś dzień Rezerwa Federalna przeżywa męki, usiłując uzyskać właściwe jej pomiary. Rozważania dotyczące ilościowej teorii pieniądza przywodzą autora Kapitału

z powrotem do argumentu zarysowanego na początku tego rozdziału - mianowicie

że gdy chodzi o cyrkulację towarów, małe kawałki złota kompletnie się nie spraw­ dzają. Znacznie bardziej wydajne jest wykorzystanie symboli, monet, papieru czy,

jak ma to dzisiaj miejsce, liczb na ekranach komputerów. Jednakże, jak zauważa Marks, „funkcja bicia monety, podobnie jak ustanawianie skali cen, należy do pań­

stwa" (143). W związku z tym państwo odgrywa żywotną rolę w zastępowaniu towa­

rów pieniądza kruszcowego znakami, formami symbolicznymi. Marks ilustruje to, wykazując się doskonałą wyobraźnią: Rozmaite mundury narodowe, które złoto i srebro noszą jako monety, ale zrzucają

na rynku światowym, są wyrazem rozdziału między wewnętrznymi, czyli narodowymi

sferami cyrkulacji towarów a powszechną jej sferą, rynkiem światowym (143).

Znaczenie rynku światowego oraz pieniądza światowego powraca pod koniec tego rozdziału.

Na poziomie lokalnym najważniejsze staje się poszukiwanie skutecznych form pieniądza. „Moneta zdawkowa zjawia się obok złota dla wypłaty ułamków najmniejszej monety złotej" (144), co prowadzi ostatecznie do zaistnienia „pań­

stwowego pieniądza papierowego z kursem przymusowym” (145). Gdy tylko poja­ wiają się symbole pieniądza, wraz z nimi wyłania się wiele innych możliwości i problemów: Pieniądz papierowy jest znakiem złota, czyli znakiem pieniężnym. Jego stosunek do war­

tości towarów polega tylko na tym, że wartości te są wyrażone idealnie w tych samych ilościach złota, które papier zmysłowo wyobraża symbolicznie (147).

92

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Marks zauważa również, „że podobnie jak właściwy pieniądz papierowy wywodzi

się z funkcji pieniądza jako środka cyrkulacji, tak też pieniądz kredytowy wyra­

sta samorzutnie z funkcji pieniądza jako środka płatniczego” (145). Towar pie­ niężny, złoto, zostaje zastąpiony przez wszelkiego rodzaju inne środki płatności w rodzaju monet, pieniędzy papierowych czy kredytu. „Społecznie niezbędne" staje się pozostawienie złota za sobą i działanie z innymi symbolicznymi formami

pieniądza. Czy mamy tu do czynienia z argumentem logicznym, argumentem histo­ rycznym czy też z oboma naraz? Z pewnością historia różnych form monetarnych

oraz historia władzy państwowej są w skomplikowany sposób wzajemnie sple­ cione. Czy jest tak jednak z konieczności oraz czy istnieje jakiś nieunikniony wzo­

rzec dla tych stosunków? Do wczesnych lat siedemdziesiątych XX wieku większość

pieniędzy papierowych była domyślnie wymienialna na złoto. Miało to dawać

pieniądzom papierowym ich rzekomą stabilność czy też, jak mógłby stwierdzić Marks, ich relacyjność w odniesieniu do pieniądza. Jednakże począwszy od lat dwudziestych XX wieku w wielu krajach wymiana pieniądza na złoto była nie­ dostępna dla osób prywatnych; rezerwowano ją dla wymiany między krajami

w celu równoważenia rachunków dewizowych. Cały system załamał się w późnych

latach sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych XX wieku, a dziś mamy

czysto symboliczny system pozbawiony materialnej podstawy - ogólny towar pieniężny. W takim razie jaka relacja łączy dziś różne pieniądze papierowe (na przykład dolary, euro, pesos, jeny) oraz wartość towarów? Choć złoto wciąż odgrywa inte­

resującą rolę, nie pełni już dłużej funkcji podstawy dla reprezentowania wartości. Relacja pieniędzy do społecznie niezbędnego czasu pracy, która była problema­ tyczna nawet w przypadku złota, stała się jeszcze odleglejsza i bardziej mglista.

Jednakże stwierdzenie, że jest ona ukryta, odległa czy mglista nie oznacza, że nie

istnieje w ogóle. Zamieszanie na międzynarodowych rynkach walutowych ma jakiś związek z różnicami w zakresie rzeczywistej wydajności w różnych gospo­

darkach narodowych. Ten problematyczny stosunek między istniejącymi formami pieniężnymi a wartościami towarów zarysowywany przez Marksa wciąż stanowi

część naszej rzeczywistości i stanowi bardzo dobry materiał, od którego wyjść może analiza zdążająca w wyznaczonym przez niego kierunku, nawet jeśli współczesna forma przejawiania się tego stosunku jest całkiem inna.

Rozdział II Pieniądz

93

3. Pieniądz

Marks zbadał pieniądz jako miarę wartości i ujawnił niektóre z jego sprzeczności,

w szczególności w odniesieniu do jego „idealnych" funkcji jako ceny i wynikają­ cych z tego „niezgodności” w ramach stosunku między cenami a wartościami.

Spojrzał na pieniądz z punktu widzenia cyrkulacji, by odsłonić kolejny zestaw sprzeczności (w tym możliwość ogólnych kryzysów). Następnie - typowy Marks -

powraca do nas i mówi, że ostatecznie istnieje tylko jeden pieniądz. Oznacza to niejako, że sprzeczności między pieniądzem jako miarą wartości oraz pieniądzem jako środkiem cyrkulacji muszą „móc się poruszać” czy być może nawet zostać

rozwiązane.

W związku z tym Marks zaczyna od powtórzenia podstawowej idei: ujęcia pie­

niądza jako „towaru, który pełni funkcję miernika wartości, a więc - we własnej osobie lub przez zastępcę - funkcję środka cyrkulacji” (148). Powracamy zatem

do jednolitego pojęcia, jednak musimy teraz przeanalizować to, w jaki sposób wcześniej rozpoznane sprzeczności mogą działać w jego obrębie. Poluzowanie

połączenia między wartością a jej wyrazem tworzy pole manewru, jednakże dzieje

się to kosztem kontaktu z rzeczywistą i trwałą podstawą monetarną. Z tego miejsca

Marks zagłębia się dalej w sprzeczności charakteryzujące rozwiniętą formę sys­ temu pieniężnego. Rozpoczyna od rozważenia zjawiska gromadzenia pieniądza: Już na pierwszych szczeblach rozwoju cyrkulacji towarów rozwija się jednocześnie konieczność i żądza zatrzymania przy sobie produktu pierwszej metamorfozy, prze­ kształconej postaci towaru, czyli jego złotej poczwarki. Sprzedajemy towar nie po to, aby kupić towar, ale po to, aby formę towarową zastąpić formą pieniężną. Ze zwykłego

środka pośredniczącego w wymianie materii ta zmiana formy staje się celem samym

w sobie. (...) W ten sposób pieniądz kamienieje w skarb, a sprzedawca towarów staje się ciułaczem skarbu (149).

(Jak zobaczymy, fragment ten zaciemnia inny rodzaj procesu cyrkulacji, w którym T-P-T postrzegany jest jako P-T-P cechujący się zdobywaniem pieniędzy jako celem

samym w sobie).

Dlaczego jednak ludzie to robią? Marks odpowiada na to pytanie w intere­ sujący dwojaki sposób. Z jednej strony występuje żarliwe pragnienie potęgi pie­

niądza, z drugiej zaś istnieje również społeczna konieczność. Dlaczego gromadze­

nie pieniądza jest społecznie niezbędne dla wymiany towarowej? W tym miejscu

94

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Marks przywołuje temporalny problem koordynowania sprzedaży i zakupu róż­

nych towarów, wymagających odmiennego czasu niezbędnego do ich wytworzenia

i wprowadzenia na rynek. Rolnik wytwarza w ramach cyklu rocznego, jednakże

kupuje w ramach cyklu dziennego; zatem musi przechowywać rezerwy z jednych żniw aż do kolejnych. Każdy, kto pragnie zakupić jakąś większą rzecz (dajmy na to dom czy samochód), musi wpierw zgromadzić pieniądze - chyba że istnieje system

kredytowy. „W ten sposób we wszystkich punktach obiegu powstają skarby złote

i srebrne rozmaitej wielkości" (150-151). Jednakże zdolność do przechowywania środków wymiany (na przekór prawu

Saya) również budzi pasję, „gorączkę złota" Jak pisze Marks, „pęd do tworzenia skar­ bów z natury nie zna granic” (153). Krzysztof Kolumb tak ujął tę kwestię: „«Złoto to

cudowna rzecz! Kto je posiada, jest panem wszystkiego, czego pragnie. Za pomocą złota można nawet duszom wrota raju otworzyć» (Kolumb, w liście z Jamajki, 1503 r.)" (151). Cytując Kolumba, Marks powraca do idei mówiącej, że w sytuacji, w której

możecie zawiesić cenę na czymś, możecie zawiesić ją na wszystkim - nawet na ludz­ kiej duszy, na co wskazywałaby jego aluzja do niesławnej średniowiecznej praktyki

Kościoła katolickiego polegającej na sprzedaży odpustów (na przykład papieskich

odpustów obiecujących wejście do nieba): Cyrkulacja staje się olbrzymim tyglem społecznym, do którego wszystko wpada, aby zeń

wyjść jako kryształ pieniężny. Alchemii tej oprzeć się nie mogą nawet święte relikwie (151).

Sprzedaż odpustów niekiedy uważana jest za jedną z pierwszych istotnych fal

kapitalistycznego utowarowienia. Stworzyła z pewnością podstawę dla całego zgro­ madzonego w Watykanie bogactwa. Nie mówiąc już o utowarowieniu świadomości

czy honoru!

Nie ma wobec tego niczego, czego nie dałoby się sprowadzić do pieniędzy; w ramach cyrkulacji towarów pieniądz jest „radykalnym levellerem, zacierają­

cym wszystkie różnice" (151). Idea pieniądza jako radykalnego levellera jest bar­ dzo istotna. Wskazuje na pewną demokratyczność pieniądza, właściwy mu ega­ litaryzm: dolar znajdujący się w mojej kieszeni ma identyczną wartość co wasze

dolary. Posiadając wystarczającą ilość pieniędzy, możecie wykupić sobie drogę do nieba, bez względu na wasze grzechy!

Jednakże pieniądz również „sam jest towarem, rzeczą zewnętrzną, która może

się stać własnością prywatną każdego. Potęga społeczna staje się w ten sposób

prywatną potęgą prywatnej osoby" (152). Jest to zasadniczy krok w Marksowskiej

Rozdział II Pieniądz

95

argumentacji. Zauważcie, w jaki sposób przywołuje to trzecią „osobliwość" formy-

pieniężnej odsłoniętej w części poświęconej względnej i ekwiwalentnej foęmie wartości - to jest tendencję pieniądza do przekształcenia prywatnej pracy w środek wyrazu pracy społecznej. Wraz z tym krokiem jednakże Marks odwraca wstępne

sformułowanie logicznego stosunku między pieniądzem a pracą. W tamtym miej­

scu problem polegał na tym, że prywatne działania były zaangażowane w wytworze­ nie ogólnego ekwiwalentu. Teraz opisywany jest sposób, w jaki osoby prywatne mogą

przyswoić ogólny ekwiwalent dla realizacji własnego, prywatnego celu. Zaczynamy zatem dostrzegać możliwość koncentracji prywatnej a ostatecznie również klasowej władzy w formie pieniężnej.

Nie zawsze zachodzi to pomyślnie. „Społeczeństwo starożytne potępia pie­

niądz jako zdawkową monetę swego ekonomicznego i moralnego ładu” (152). Jest to problem, który Marks przebadał obszernie w Zarysie krytyki ekonomii politycznej,

gdzie pisze o tym, w jaki sposób pieniądz zniszczył starożytną wspólnotę poprzez stanie się samą wspólnotą, wspólnotą pieniądza2. W takim właśnie świecie żyjemy

obecnie. Możemy roić o przynależności do tej czy innej wspólnoty kulturowej, jed­ nakże w praktyce, jak twierdzi Marks, nasza pierwotna wspólnota dana jest nam

przez wspólnotę pieniądza - uniwersalny system cyrkulacji, który podaje nam poranny posiłek - czy tego chcemy czy nie: Społeczeństwo nowożytne, które już w swym dzieciństwie za włosy wyciągnęło Plutona

z wnętrza ziemi, wita w Złotym Graalu olśniewające ucieleśnienie swojej najistotniejszej zasady życiowej (152).

Społeczna potęga, która przywiera do pieniądza, nie ma granic. Jednakże choć pęd do gromadzenia pieniądza jest bezgraniczny, istnieje ilościowe ograniczenie nało­ żone na ciułacza skarbu: ilość pieniądza, którą posiada w danym momencie czasu.

,Ta sprzeczność między ilościową ograniczonością pieniądza a jego jakościową nie-

ograniczonością popycha wciąż ciułacza skarbu do Syzyfowej pracy: akumulacji" (153)**- To pierwsze przywołanie akumulacji w Kapitale, należy w związku z tym zauważyć, że Marks dochodzi do niej przez odkrywanie sprzeczności właściwej

samemu aktowi gromadzenia pieniędzy.

2 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. Z.J. Wyiozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 156-157. • Przekład zmodyfikowany. W polskim przekładzie „Syzyfowej pracy gromadzenia" (przyp. tłum.).

96

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Bezgraniczne możliwości akumulacji pieniężnej są fascynujące. Istnieje jed­

nak fizyczna granica na drodze do akumulacji wartości użytkowych . *

Mówi się,

że Imelda Marcos posiadała blisko dwa tysiące par butów, jednakże ta ogromna liczba jest wciąż skończona. Jak wiele ferrari czy podmiejskich willi możecie posia­

dać? Gdy dysponuje się potęgą pieniądza, możliwości wydają się nieograniczone. Bez względu na to, jak wiele pieniędzy zarabiają, wszyscy dyrektorzy czy miliarde­ rzy chcą - i mogą - otrzymywać więcej. W 2005 roku czołowi menedżerowie fun­ duszy hedgingowych w Stanach Zjednoczonych otrzymali blisko 250 milionów

dolarów w ramach osobistych wynagrodzeń, jednakże do 2008 roku kilku z nich, w tym George Soros, zyskało prawie 3 miliardy dolarów. Akumulacja pieniądza jako nieograniczonej władzy społecznej jest kluczową cechą kapitalistycznego sposobu

produkcji. Kiedy ludzie starają się zakumulować tę społeczną potęgę, zaczynają się

zachowywać w bardzo odmienny sposób. Gdy ogólny ekwiwalent staje się reprezen­ tacją całego społecznie niezbędnego czasu pracy, możliwości dalszej akumulacji

są nieograniczone.

Konsekwencji tego mamy całe mrowie. Kapitalistyczny sposób produkcji

co do swej istoty oparty jest na nieskończonej akumulacji oraz bezgranicznym wzroście. Inne społeczne formacje w pewnym historycznym lub geograficznym punkcie napotykają granicę, a gdy tak się dzieje, upadają. Jednakże doświadczenie

kapitalizmu, z kilkoma oczywistymi fazami zerwań, charakteryzowało się nieustan­

nym i wydawałoby się bezgranicznym wzrostem. Matematyczne krzywe wzrostu ilustrujące historię kapitalizmu w kategoriach całkowitego produktu, całkowitego

bogactwa oraz całkowitej sumy pieniędzy znajdujących się w cyrkulacji są nadzwy­ czajnym przedmiotem do namysłu (wraz z radykalnymi społecznymi, politycznymi

i środowiskowymi konsekwencjami, które za sobą pociągają). Ten zespół wzrostu

nie byłby możliwy, gdyby nie pozornie nieograniczony sposób, w jaki w prywatnych rękach można akumulować reprezentację wartości. Żadna z tych kwestii nie zostaje

• Harvey w świadomy sposób wykorzystuje teoretycznie parę pojęć limit/barrier zarówno do analizowania Marksowskiego sposobu konceptualizowania kapitalizmu, jak i do śledzenia jego historyczno-geograflcznej dynamiki. W polskim wydaniu zarówno Kapitału, jak i Zarysu krytyki ekonomii politycznej tłumaczenie istotnej pary pojęciowej (die Grenze i die Schranke) o heglowskiej proweniencji, którą świadomie przywołuje Marks, jest niekonsekwentne i niezgodne z polskim tłu­ maczeniem Nauki logiki, gdzie terminy te oddawane są jako odpowiednio: granica i ograniczenie. W ten też sposób będę konsekwentnie oddawał intencję teoretyczną stojącą za wykorzystaniem pary limit/barrier, nieraz zmieniając z tego powodu polskie tłumaczenia fragmentów dziel Marksa istotnych dla wywodu Harveya (przyp. tłum.).

Rozdział II Pieniądz

97

bezpośrednio poruszona w Kapitale, ale przywołanie ich może nam pomóc w doko­

naniu istotnego powiązania. Marks rozpoczyna swój wywód dotyczący sprzeczności między bezgraniczną możliwością akumulacji potęgi-pieniądza a ograniczonymi możliwościami akumulacji wartości użytkowych. Jak zobaczymy, jest to zwiastun

jego wyjaśnienia dynamiki wzrostu oraz ekspansywnej natury tego, co dziś nazy­ wamy „globalizującym się" kapitalizmem. Autor Kapitału wychodzi tu ze stanowiska ciułacza skarbu, dla którego bez­

graniczna akumulacja potęgi społecznej w formie pieniądza jest istotnym bodźcem (odkładając na bok dodatkową zachętę w postaci wartości estetycznej związanej

z pięknem srebrnych i złotych przedmiotów). Marks zauważa, że gromadzenie pieniędzy ma potencjalnie pożyteczną funkcję w kontekście sprzeczności między

pieniądzem jako miarą wartości a pieniądzem jako środkiem cyrkulacji. Zgroma­ dzone pieniądze tworzą rezerwę, która może zostać wprowadzona do cyrkulacji,

jeśli istnieje wzrost produkcji towarów, jak również może zostać z niej wycofana, gdy ilość pieniędzy potrzebnych do cyrkulacji maleje (na przykład z powodu zwięk­

szenia szybkości obiegu). W ten sposób gromadzenie skarbu staje się kluczowe w kontekście zarządzania „przypływami i odpływami” (154) pieniądza w cyrkulacji.

Zakres, w którym skarb może pełnić tę funkcję, zależy jednakże od tego, czy wykorzystywany jest we właściwy sposób. Jak, gdy zajdzie taka potrzeba, zwa­

bić z powrotem do cyrkulacji zgromadzone pieniądze? Zwiększanie względnej ceny złota i srebra może podkusić ludzi do wydawania ich na zakup towarów, które

stały się względnie tańsze. Idea zasadza się na tym, że „rezerwuary skarbów służą zarazem za kanały odpływu i dopływu cyrkulującego pieniądza, który wobec tego

nigdy nie przepełnia kanałów swego obiegu" (154).

W związku z tym Marks rozważa konsekwencje tego, że pieniądz wykorzy­ stywany jest jako środek płatności. Raz jeszcze podstawowy problem podnoszony

w tym miejscu bierze się z przecinania się ze sobą czasowości różnego rodzaju produkcji towarowej. Rolnik wytwarza zboże, które można wprowadzić na rynek

we wrześniu. W jaki sposób rolnicy żyją przez resztę roku? Stale potrzebują pienię­ dzy, jednakże wszystkie należne sobie środki otrzymują raz w roku. Tworzy to lukę

między wymianą towarów a wymianami pieniędzy; należy ustalić przyszły czas rozliczenia (ze względu na tamtejszy cykl upraw i zbiorów w Anglii tradycyjną datą

zakładania rachunków stał się dzień św. Michała). Towary cyrkulowały „na kre­ skę" Pieniądz stał się pieniądzem księgowym, zapisanym w księdze rachunkowej.

Ponieważ żaden pieniądz nie krąży rzeczywiście aż do daty rozliczenia, mniejsza

ilość pieniądza kruszcowego jest potrzebna w celu cyrkulowania towarów, a to

98

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

pozwala rozwiązać napięcia między pieniądzem jako miarą wartości a pieniądzem jako środkiem cyrkulacji (154-155).

Wynikiem jest nowy rodzaj stosunku społecznego - między dłużnikami a wie­ rzycielem - dający początek innego rodzaju transakcji ekonomicznej oraz odmien­ nej dynamice społecznej: Sprzedawca staje się wierzycielem, nabywca - dłużnikiem. Ponieważ metamorfoza

towaru, czyli rozwój formy jego wartości, ulega tu zmianie, pieniądz otrzymuje też inną funkcję. Staje się środkiem płatniczym (155).

Przyjrzyjcie się jednak dobrze: „cechy wierzyciela i dłużnika wynikają tu z prostej cyrkulacji towarowej" (155), jednak możliwe jest również przesunięcie od przej­ ściowych, nieregularnych form do takich, które są „w wyższym stopniu zdolne

do krystalizacji" (156), przez co Marks rozumie bardziej określony stosunek klasowy. (Porównuje on tę dynamikę do walki klasowej w świecie starożytnym oraz do walki w średniowieczu, która „kończy się upadkiem feudalnego dłużnika, który traci

władzę polityczną wraz z jej gospodarczą podstawą" (156)). Istnieje zatem relacja

władzy w obrębie stosunku dłużnik-wierzyciel, chociaż jej istota nie została jeszcze określona.

Jaka jest zatem rola kredytu w ogólnej cyrkulacji towarów? Załóżmy, że jestem wierzycielem. Potrzebujecie pieniędzy, a ja pożyczam je wam, chcąc odzyskać je

później. Forma cyrkulacji przyjmuje teraz postać P-T-P, która jest całkiem odmienna od T-P-T. Z jakiego powodu miałbym wpuszczać w obieg pieniądze w celu otrzyma­

nia z powrotem tej samej ilości pieniędzy? Nie mam z tego żadnej korzyści, chyba że na koniec otrzymam więcej pieniędzy niż włożyłem. (Prawdopodobnie całkiem jasne już jest, dokąd zmierza ta analiza).

W tym miejscu pojawia się kluczowy fragment, którego znaczenie zbyt łatwo

jest pominąć, częściowo z powodu tego, że Marks zanurza je w skomplikowanym języku. Zacytuję go niemal w całości: ' Wróćmy do sfery cyrkulacji towarowej. Towar i pieniądz nie zjawiają się już jako ekwi­ walenty jednocześnie na obu biegunach procesu sprzedaży. Pieniądz pełni teraz, po pierwsze, funkcję miernika wartości przy określaniu ceny sprzedawanego towaru.

(...) Po wtóre, pieniądz pełni funkcję idealnego środka kupna. Chociaż istnieje dopiero w formie przyrzeczenia zapłaty ze strony nabywcy, sprawia jednak, że towar zmienia

posiadacza. Dopiero po upływie terminu płatności środek płatniczy wstępuje rzeczywiście

Rozdział II Pieniądz

99

do cyrkulacji, tzn. przechodzi z rąk nabywcy do rąk sprzedawcy. Środek cyrkulacji przekształcił się w skarb dlatego, że po pierwszej fazie w procesie cyrkulacji nastąpiła

przerwa, tzn. że przekształcona postać towaru została wycofana z cyrkulacji. Środek płatniczy wstąpił do cyrkulacji, ale wtedy, gdy towar już z niej wyszedł. Pieniądz nie

pośredniczy już w przebiegu procesu, lecz zamyka go samodzielnie jako absolutny byt wartości wymiennej, czyli towar powszechny. Sprzedawca zamienił towar w pieniądz, aby za pomocą pieniądza zaspokoić jakąś potrzebę, ciułacz skarbu - po to, aby prze­

chować towar w formie pieniężnej, nabywca-dłużnik - po to, aby móc zapłacić. Jeżeli nie

zapłaci, nastąpi przymusowa sprzedaż jego dobytku. Tak więc silą konieczności społecz­ nej, wynikającej ze stosunków samego procesu cyrkulacji - upostaciowana wartość towaru,

pieniądz, staje się teraz samoistnym celem sprzedaży (156-157, podkr. - DH).

Po rozszyfrowaniu, oznacza to, że istnieje potrzeba takiej formy cyrkulacji, w której pieniądz ma być wymieniany w celu osiągnięcia pieniądza: P-T-P. Jest to zmiana

perspektywy, która robi ogromną różnicę. Jeśli celem jest osiąganie innych wartości użytkowych poprzez produkcję towarową oraz wymianę, chociaż w zapośredniczeniu przez pieniądz, mamy wciąż do czynienia z T-P-T. W odróżnieniu od tego P-T-P

jest formą cyrkulacji, w której to nie towary, a pieniądz staje się celem. By uzasadnić

cały proces, muszę odzyskać więcej pieniędzy, niż miałem na początku. Jest to moment w Kapitale, w którym po raz pierwszy widzimy, w jaki sposób cyrkulacja

kapitału wykrystalizowuje się z cyrkulacji towarów zapośredniczonej przez sprzecz­

ności form-pieniężnych. Istnieje wielka różnica między cyrkulacją pieniądza jako

pośrednika wymiany towarowej a cyrkulacją pieniądza wykorzystywanego jako kapitał. Nie każdy pieniądz jest kapitałem. Społeczeństwo poddane pieniądzowi nie

musi być koniecznie społeczeństwem kapitalistycznym. Jeśli wszystko skupiłoby się

na procesie cyrkulacji T-P-T, wówczas pieniądz byłby ledwie pośrednikiem i niczym więcej. Kapitał pojawia się, gdy pieniądz zostaje wprowadzony do cyrkulacji w celu uzyskania większej ilości pieniędzy.

Chciałbym zatrzymać się na chwilę, by zastanowić się nad istotą wywodu rozwi­ niętego przez Marksa do tego miejsca. Możemy tu powiedzieć, że upowszechnie­

nie się wymiany towarowej nieuchronnie prowadzi do powstania form-pienięż­ nych oraz że wewnętrzne sprzeczności tych form pieniężnych prowadzą z kolei z konieczności do powstania kapitalistycznej formy cyrkulacji, w której pieniądz

wykorzystywany jest do tego, by przynosić więcej pieniędzy. Jest to, z grubsza pod­

sumowując, argument w Kapitale, który śledziliśmy do tej pory.

100

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Musimy wpierw jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest to argument historyczny, czy logiczny. Jeśli ten pierwszy, wówczas mamy do czynienia z teleo-

logią historii w ogólności, a kapitalistycznej historii w szczególności. Powstanie

kapitału jest nieuniknionym krokiem w ludzkiej historii, powziętym wskutek stop­ niowego upowszechniania się wymiany towarowej. Można znaleźć stwierdzenia

Marksa, które wspierałyby takie teleologiczne spojrzenie, a jego częste stosowa­ nie słowa „konieczny" z pewnością stanowi wsparcie tego rodzaju interpretacji.

Nie jestem jednak do niej przekonany, a nawet jeśli Marks rzeczywiście w to wierzył, to moim zdaniem się mylił.

Pozostaje nam jeszcze uzasadnienie logiczne, które uważam za bardziej prze­ konujące. Skupia się ono na metodologii stosowanej wraz z rozwojem wywodu: dia­ lektyczna i relacyjna opozycja między wartością użytkową a wartością wymienną

wcielona w towar; eksternalizacja tej opozycji w formie pieniężnej jako sposób na reprezentowanie wartości oraz umożliwienie wymiany towarowej; interna­

lizacja tej sprzeczności przez formę pieniężną jako zarówno środek cyrkulacji

i miara wartości; oraz rozwiązanie tej sprzeczności poprzez pojawienie się stosunku między dłużnikami i wierzycielami w ramach wykorzystania pieniądza jako środka płatniczego. Znajdujemy się tu zatem na pozycji umożliwiającej zrozumienie pie­

niądza jako początku i końca wyróżnionego procesu cyrkulacji, który będziemy określać kapitałem. Logika Marksowskiego argumentu odsłania uwewnętrznione relacje dialektyczne, charakteryzujące w pełni rozwinięty kapitalistyczny sposób

produkcji (rozumiany jako całość) w rodzaju tego, który wyłaniał się (z przygodnych

historycznych powodów) od XVI wieku, szczególnie w Anglii. Oczywiście można poczynić kilka kompromisów w odniesieniu do historycz­

nego uzasadnienia, po prostu przekształcając język z „konieczności” na „możli­

wość” czy nawet „prawdopodobieństwo" lub „szansę" Powiedzielibyśmy wówczas, że te sprzeczności formy pieniężnej stworzyły możliwość dla powstania kapitali­ stycznej formy cyrkulacji. Być może nawet wskazalibyśmy na specyficzne histo­

ryczne okoliczności, w których napięcia emanujące z tych sprzeczności mogą stać się tak wszechogarniające, by bezpośrednio przyczynić się do wyłonienia kapita­ lizmu. Z pewnością sporo z tego, co Marks przypisuje „społecznej konieczności”

wydawałoby się to sugerować. Moglibyśmy podobnie wskazać na zasadnicze ogra­

niczenia, które rozwinęły się w „tradycyjnych" społeczeństwach, chroniąc przed dominacją kapitalistycznej formy cyrkulacji, czy też na społeczną niestałość, której doświadczały te społeczeństwa, będąc poddane okresowemu dostatkowi i niedo­

statkom, zarówno wskutek handlu towarami, jak i podaży złota czy srebra. Różne

Rozdział II Plenlqdz

101

porządki społeczne (jak choćby w Chinach) w różnych czasach wyeliminowały te sprzeczności na swój własny sposób, jednak bez znajdowania się pod dominacją

kapitału. Czy współczesne Chiny zasiliły już kapitalistyczny obóz, czy też mogą wciąż pozwalać sobie na ujeżdżanie kapitalistycznego tygrysa, to kwestia wielkiej

wagi i przedmiot ożywionej dyskusji. Muszę jednak w tym momencie dokonać

podsumowania, poddając pod waszą rozwagę serię pytań. W Kapitale Marks przechodzi dalej do bardziej szczegółowych kwestii. Ist­ nieje bowiem, jak zauważa, „sprzeczność właściwa funkcji pieniądza jako środka

płatności": Jeśli płatności wzajemnie się wyrównują, pieniądz funkcjonuje tylko idealnie jako pie­

niądz rachunkowy, czyli jako miernik wartości. Jeśli trzeba dokonać rzeczywistych płat­ ności, pieniądz występuje nie jako środek cyrkulacji, jako przemijająca i pośrednicząca

jedynie forma przemiany materii, lecz jako indywidualne ucieleśnienie pracy społecznej,

jako samodzielny byt wartości wymiennej, jako towar absolutny (158).

Oznacza to, że gdy pieniądz wkracza do cyrkulacji, by rozwiązać tę nierównowa­ gę, ci, którzy go posiadają, nie robią tego na mocy dobrego serca, odpowiadając

na potrzeby innych czy też rynkową potrzebę większej podaży pieniądza. Raczej ktoś, kto posiada ogólny ekwiwalent, wprowadza go na rynek umyślnie, z jakiegoś powodu, a my musimy zrozumieć, jaki to może być powód. Jednakże „samodziel­

ność" ogólnego towaru oraz jego oddzielenie od codziennej cyrkulacji towarów ma

głębokie konsekwencje. W tym miejscu w ramach Marksowskiego wywodu dochodzi do zaskakują­ cego zwrotu: Sprzeczność ta wybucha w tym momencie kryzysów produkcyjnych i handlowych,

który zwany jest kryzysem pieniężnym. Możliwy jest on tylko tam, gdzie nieprzerwany łańcuch kolejnych płatności oraz system sztucznego ich wyrównywania w pełni się

już rozwinął. W wypadku bardziej ogólnych zakłóceń tego mechanizmu, bez względu

na to, jakie przyczyny wywołały te zakłócenia, pieniądz nagle, bezpośrednio porzuca swą jedynie idealną postać pieniądza rachunkowego, aby przedzierzgnąć się w brzę­

czącą monetę. Nie może być wówczas zastąpiony przez pospolite towary (158-159).

Innymi słowy, nie możecie rozliczyć swoich rachunków poprzez zaciąganie dal­ szych długów; musicie znaleźć żywą gotówkę, ogólny ekwiwalent, by je spłacić.

102

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Stawia to przed nami ogólną kwestię społeczną: skąd ma się brać ta żywa gotówka?

Marks kontynuuje swój wywód: Wartość użytkowa towaru staje się bezużyteczna, a wartość jego niknie wobec jego wła­ snej formy wartości. Wczoraj jeszcze burżua, upojony świetnym stanem swych intere­

sów i mieniąc się wyższym nad przesądy, głosił, że pieniądz to czcze złudzenie. Tylko towar jest pieniądzem. Lecz teraz oto na rynku światowym rozlega się okrzyk: tylko pie­

niądz jest towarem! Jak jeleń łaknie świeżej wody, tak dusza burżua łaknie pieniędzy, tego jedynego bogactwa. W czasie kryzysu przeciwieństwo między towarem a jego

postacią wartości, pieniądzem, urasta do sprzeczności absolutnej. Forma przejawiania się pieniądza jest tu więc obojętna. Głód pieniężny jest taki sam, niezależnie od tego,

czy chodzi o płatności w zlocie, czy też w pieniądzu kredytowym, powiedzmy, w bank­ notach (159).

Jeszcze w 2005 roku panował konsensus co do tego, że istniała pokaźna nadwyżka płynności finansowej rozlewająca się po światowych rynkach. Bankierzy dyspo­

nowali nadwyżkowymi funduszami i pożyczali je niemal każdemu, łącznie z tymi osobami, które - jak później zobaczyliśmy - nie miały żadnej zdolności kredyto­

wej. Kupić dom, nie mając dochodu? Jasne, dlaczego by nie? Pieniądze nie mają znaczenia, ponieważ towary, jak choćby domy, są pewniakiem. Następnie jednak

ceny domów przestały rosnąć, a gdy przychodziło do spłaty długów, coraz więcej ludzi nie było w stanie podołać temu zadaniu. W tym momencie płynność nagle

wyparowała. Gdzie są pieniądze? Raptem Rezerwa Federalna musiała wstrzyknąć ogromne fundusze do systemu bankowego, ponieważ okazało się, że „pieniądz

jest jedynym towarem" Marks wyraził to w zabawny sposób w innym miejscu: w czasach boomu gos­

podarek wszyscy działają jak protestanci - w oparciu o czystą wiarę. Jednakże gdy dochodzi do krachów, wszyscy szukają ratunku w „katolicyzmie”: powrocie do pod­

stawy pieniężnej, rzeczywistego złota. A przecież to właśnie w tych czasach pos­

tawione zostaje pytanie o rzeczywiste wartości i formy pieniężne, na których można poiegać. Jaka jest relacja między tym, co dzieje się w tych fabrykach wpędzania

w długi w sercu Nowego Jorku a rzeczywistą produkcją? Czy handluje się czysto fik­ cyjnymi wartościami? Oto pytania, które stawia nam Marks, pytania, o których zwy­ kle zapomina się w latach tłustych, a które regularnie nawiedzają nas w momentach

kryzysów. Gdy system monetarny staje się bardziej oderwany od systemu wartości,

niż miało to miejsce w przypadku systemu opartego na standardzie złota, wówczas

Rozdział II Pieniądz

103

otwierają się wszelkiego rodzaju nieokiełznane możliwości, mogące mieć wynisz­

czające konsekwencje dla stosunków społecznych i naturalnych.

Gwałtowny niedobór środków cyrkulacji w określonym historycznym mo­

mencie może w podobny sposób wygenerować kryzys. Wycofanie krótkotermino­ wych kredytów z rynku może załamać produkcję towarową. Dobry przykład tego

rodzaju sytuacji miał miejsce we Wschodniej i Południowo-Wschodniej Azji mię­ dzy 1997 a 1998 rokiem. Świetnie działające przedsiębiorstwa wytwarzające towary

były poważnie zadłużone, ale mogły swobodnie wydobyć się z zadłużenia, gdyby nie zostały nagłe pozbawienie krótkookresowej płynności. Bankierzy zatamowali płynność finansową, gospodarka się załamała, a rentowne spółki stały się bankru­

tami, musząc ostatecznie wyprzedawać się z powodu braku dostępu do środków płatności finansowej. Zachodni kapitał i banki przybyły i wykupiły je wszystkie

za bezcen. Płynność finansowa została przywrócona, gospodarka ponownie oży­

wiona, a spółki, które nagle zbankrutowały, ponownie stały się rentowne. Z tą róż­ nicą, że teraz stanowią własność banków i chłopaków z Wall Street, którzy mogą je

wyprzedać, inkasując ogromne zyski. W XIX wieku miało miejsce kilka podobnych

kryzysów płynności, a Marks uważnie się im przyglądał. Rok 1848 widział na własne oczy istotny element składowy kryzysu płynności. Ludźmi, którzy wyszli z niego niezmiernie wzbogaceni i wzmocnieni, byli - zgadnijcie! - ci, którzy kontrolowali złoto, to znaczy Rothschildowie. Obalali rządy tylko z tego powodu, że w owym

szczególnym momencie posiadali kontrolę nad złotem. W Kapitale Marks pokazuje, w jaki sposób możliwość tego rodzaju kryzysów tkwi immanentnie w sposobie, w jaki

sprzeczności systemu monetarnego cyrkulują w ramach kapitalizmu (159). Prowadzi go to następnie do zmodyfikowania ilościowej teorii pieniądza: obsta-

je przy tym, że im mniej potrzeba pieniędzy, tym bardziej płatności równoważą się nawzajem oraz w tym większym stopniu pieniądz staje się tylko środkiem płatniczym.

W cyrkulacji zaczynają znajdować się „towary, których ekwiwalent pieniężny ukaże się dopiero w przyszłości" (160). W ten sposób „pieniądz kredytowy powstaje bez­ pośrednio z funkcji pieniądza jako środka płatniczego, gdyż zobowiązania dłużnicze

za sprzedane towary obiegają z kolei, przenosząc wierzytelności z rąk do rąk" (160). Dziś na Wall Street proces ten został zinstytucjonalizowany w postaci obiegu zabez­ pieczonych papierów dłużnych cyrkulujących w celu przekazywania tych długów

na innych. Marks pisze dalej: Z drugiej strony, w miarę jak się rozszerza system kredytowy, rozszerza się funkcja pie­ niądza jako środka płatniczego. (...) Na pewnym stopniu rozwoju i zasięgu produkcji

104

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

towarowej funkcja pieniądza jako środka płatniczego wykracza poza sferę cyrkulacji

towarowej. Pieniądz staje się powszechnym towarem umów. Renty, podatki itd. prze­

kształcają się ze świadczeń naturalnych w opłaty pieniężne (160-161).

Twierdzeniem tym Marks antycypuje monetyzację wszystkiego, jak również upo­ wszechnienie się kredytu i finansów w sposób, który radykalnie przekształciłby

zarówno stosunki gospodarcze, jak i społeczne. Końcowy wynik jego rozważań mówi, że „rozwój pieniądza jako środka płat­

niczego wymaga nagromadzenia pieniędzy, aby sprostać zobowiązaniom w termi­ nach płatności" (163). Raz jeszcze akumulacja jest tu łączona z tworzeniem skarbu,

jednak pełnią one odmienne funkcje: Wraz z rozwojem społeczeństwa burżuazyjnego zanika tworzenie skarbu jako samo­ dzielna forma bogacenia się, wzrasta ono natomiast jako akumulacja funduszu rezerwo­

wego środków płatniczych (163) *.

Prowadzi to Marksa do zmodyfikowania głoszonej wcześniej ilościowej teorii pie­ niądza: całkowita ilość pieniędzy wymaganych dla cyrkulacji jest sumą towarów

przemnożoną przez ich ceny oraz zmodyfikowaną przez szybkość i rozwój środków płatniczych. Do tego należy teraz dodać fundusz rezerwowy (skarb), który będzie pozwalał na elastyczność w czasach załamania. (Oczywiście we współczesnych warunkach ten fundusz rezerwowy nie jest przechowywany prywatnie, ale znaj­

duje się w prerogatywie instytucji publicznej, którą w Stanach Zjednoczonych jest

odpowiednio zaprojektowana Rezerwa Federalna). Ostatnia część tego rozdziału mierzy się z kwestią pieniądza światowego. By działać skutecznie, każdy system monetarny wymaga, jak widzieliśmy, głębokiego zaanga­

żowania ze strony państwa, jako regulatora monet i symboli, oraz nadzorcy jako­ ści i ilości pieniądza (w naszych czasach jako zarządcy funduszu rezerwowego).

Poszczególne państwa zazwyczaj zarządzają swoimi systemami monetarnymi w konkretny sposób, mogąc cieszyć się dużą dozą swobody w zakresie podejmo­ wanych decyzji. Istnieje jednak rynek światowy, a krajowe polityki monetarne

nie mogą zwolnić państw z efektów dyscyplinarnych, wypływających z wymiany

• Przekład zmodyfikowany. W polskim przekładzie: „gromadzenie funduszu rezerwowego środków płatniczych" (przyp. tłum.).

Rozdział II Pieniądz

105

towarowej na rynku światowym. W związku z tym, choć państwo musi odgrywać

kluczową rolę w stabilizowaniu systemu monetarnego w obrębie swoich grapie geopolitycznych, to jednak powiązane jest z rynkiem światowym, a wobec tego

poddane jego dynamice. Marks wskazuje na rolę odgrywaną przez metale szla­ chetne. Złoto i srebro stały się niejako lingua franca światowego systemu finanso­ wego. Ta baza metali była kluczowa dla stosunków krajowych, jak również zewnętrz­

nych (międzynarodowych) (163-168). Wobec powyższego bezpieczeństwo tej bazy metali, jak również form pienięż­

nych (w szczególności monet), które z tego wynikało, stało się czymś o kluczowym znaczeniu dla globalnego kapitalizmu. Warto zauważyć, że w tym samym czasie,

gdy John Locke nawoływał do religijnej tolerancji, potępiając praktyki palenia heretyków na stosach, jego bliski kolega Izaak Newton został wezwany do obrony

jakości pieniędzy, występując jako mistrz Królewskiej Mennicy. Musiał zmierzyć

się z problemem deprecjacji waluty, która zaszła wskutek praktyk ścierania części srebra ze srebrnych monet, co miało na celu wytworzenie większej ilości monet

(prosty sposób na robienie pieniędzy, jeśli się dobrze nad tym zastanowić). Skazani

skrawacze monet zostali publicznie powieszeni w Tyburn - wykroczenia przeciwko Bogu mogło zostać jakoś wybaczone, ale wykroczenie przeciwko kapitałowi (capi-

tal) i mamonie zasługiwało na dekapitację (capital punishment). Przywodzi nas to do kwestii tego, jakie znaczenie mają Marksowskie argu­

menty w świecie, w którym system finansowy działa bez pieniądza-towaru, bez podstawy w metalach, jak ma to miejsce od 1971 roku. Zauważycie, że złoto wciąż

jest istotne i być może zastanowicie się, czy w tych burzliwych czasach zmąconych międzynarodowych rynków walutowych, chcecie przechowywać złoto, dolary, euro

czy jeny. Złoto nie usunęło się zatem kompletnie ze sceny, a niektórzy argumen­ tują nawet na rzecz powrotu do jakiejś wersji standardu złota, by przeciwdziałać

wahaniom i chaotycznej spekulacji, nękającym międzynarodowe transakcje finan­

sowe. Przypomnijcie sobie, że złoto jest po prostu przedstawiane przez Marksa jako

reprezentacja wartości, społecznie niezbędnego czasu pracy. Wszystko, co zaszło od 1973 roku, polega na zmianie sposobu tej reprezentacji. Jednakże sam Marks

również dostrzegł wiele przesunięć w ramach reprezentacyjnych form takich jak

monety, pieniądz papierowy, kredytowy i tym podobne. W związku z tym w dzi­ siejszej sytuacji w pewien sposób nie ma nic, co opierałoby się jego sposobowi

analizy. W rzeczywistości doszło do tego, że wartość poszczególnej waluty w odnie­ sieniu do innych walut jest (lub powinna być) określana w kategoriach wartości

całkowitego zestawu towarów wytworzonych w obrębie gospodarki narodowej.

106

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

W zrozumiały sposób całkowita wydajność danej gospodarki jest w tym układzie istotną zmienną. Stąd nacisk kładziony na produktywność i wydajność w polityce

publicznej. Jeśli będziemy trzymać się Marksowskiej logiki, powinniśmy natychmiast

zaobserwować sprzeczności wyrastające z tej sytuacji. Zacznijmy choćby od tego, że istnieje fikcja krajowej gospodarki, która pokrywa się z „krajowymi mundurami" krajowych pieniędzy. Tego rodzaju gospodarka stanowi „ideał” fikcję wcielaną w życie poprzez gromadzenie ogromnej ilości statystyk dotyczących produkcji,

konsumpcji, wymiany, świadczeń społecznych i temu podobnych. Statystyki te mają kluczowe znaczenie dla oceniania stanu danego kraju oraz odgrywają ważną

rolę we wpływaniu na stopy wymiany między poszczególnymi walutami. Kiedy statystyki dotyczące ufności konsumentów oraz zatrudnienia wyglądają dobrze,

kursy walut rosną. Dane te istotnie tworzą fikcję krajowej gospodarki, podczas gdy w rzeczywistości nie ma czegoś takiego. W kategoriach Marksowskich powiedzie­ libyśmy, że jest to fetyszystyczna konstrukcja. Może się jednak zdarzyć, że poja­ wią się spekulanci, zakwestionują dane (wiele z nich zbieranych jest w oparciu

o całkiem chybodiwą podstawę) i zasugerują, że niektóre wskaźniki są ważniejsze od innych. Jeśli ich pogląd przeważy, wówczas mogą zarobić ogromną forsę poprzez

grę na wahaniach kursu waluty. George Soros w kilka dni zarobił miliard dolarów, grając przeciwko funtowi brytyjskiemu w stosunku do europejskiego mechanizmu

kursów walutowych (ERM), ponieważ udało mu się przekonać rynek, że miał słusz­

niejszy ogląd krajowej gospodarki. Marks wbudował w swój tryb analizy przekonujący sposób rozumienia napię­ tego i problematycznego powiązania między wartością (społecznie niezbędnym

czasem pracy zakrzepłym w towarach) a sposobami, w jakie system monetarny reprezentuje wartość. Rozpakował to, co fikcyjne i wyobrażeniowe w kontekście

tych reprezentacji oraz wynikających z nich sprzeczności, przy czym jednocześnie

pokazał, w jaki sposób, mimo wszystko, kapitalistyczny sposób produkcji nie może

funkcjonować bez tych idealnych składników. Nie możemy znieść fetyszyzmu, jak wskazał wcześniej - jesteśmy skazani na życie w świecie na opak, w którym mamy materialne stosunki między ludźmi i społeczne stosunki między rzeczami.

Krokiem naprzód jest jednak rozwijanie analizy wewnętrznych sprzeczności, by zro­ zumieć to, jak się poruszają oraz jak otwierają nowe możliwości dla rozwoju (system kredytowy), a także potencjał wystąpienia kryzysów. Marksowska metoda badania,

jak mi się wydaje, jest wzorcowa, nawet jeśli musimy przystosować ją do rozumienia naszej obecnej niebezpiecznej sytuacji.

Rozdział II Pieniądz

107

Ostatnia kwestia. Rozdział o pieniądzu jest bogaty, skomplikowany i trudny do przyswojenia za pierwszym razem. Z tego powodu, jak zwróciłem uwagę ną po­

czątku, wiele osób poddaje się w lekturze Kapitału właśnie tutaj. Mam nadzieję,

że znaleźliście do tej pory wystarczająco dużo intrygujących kwestii, które pozwolą wam wytrwać w dalszej lekturze. Z pewnością jednak ucieszy was, że nie musicie

rozumieć wszystkiego w danym rozdziale, by ruszyć naprzód. Dużo z tego, co powie­

dziano w tym miejscu, ma większe znaczenie dla dalszych tomów niż dla pozostałej części tomu I. Uzbrojeni w kilka podstawowych, ale kluczowych wniosków z tego

rozdziału możecie bez większych problemów zrozumieć pozostały materiał. Od tego momentu wywód stanie się znacznie łatwiejszy.

Rozdział III • Od kapitału do siły roboczej

Rozdział 4. Przemiana pieniądza w kapitał

Zabierzemy się teraz za trzy części rozdziału czwartego koncentrujące się na poję­

ciach kapitału i siły roboczej. Myślę, że uznacie je za znacznie jaśniejsze i pro­ stsze niż te, które rozpatrywaliśmy do tej pory. W niektórych punktach wydają się

one wręcz oczywiste; niekiedy można się zastanowić, dlaczego podsuwa się nam tak zawiłe omówienie całkiem prostych idei, szczególnie gdy we wcześniejszych rozdziałach bardzo trudne koncepcje przedstawiane bywały niemal bez żadnego

wyjaśnienia. Do pewnego stopnia jest to efekt czasów, w których Marks pisał swoje

dzieło. Ktokolwiek zainteresowany wówczas ekonomią polityczną był z pewnością zaznajomiony z teorią wartości opartej na pracy (chociaż w formie ricardiańskiej),

podczas gdy dziś żyjemy w momencie, kiedy nie tylko nie mamy żadnej wiedzy o tej teorii, ale też większość ekonomistów, w tym niektórzy marksiści, uznają ją

za niedającą się obronić. Gdyby Marks pisał Kapitał dzisiaj, musiałby raczej zapro­

ponować silną obronę tej teorii, niż po prostu prezentować ją jako coś oczywistego. Z kolei materiał, którym Marks zajmuje się w kolejnych rozdziałach, stanowił bar­ dziej radykalne odstępstwo od standardowego sposobu myślenia za jego czasów, podczas gdy dziś wydaje się nam znacznie bardziej zrozumiały.

W tych trzech częściach dokonujemy makroprzejścia pod względem usytu­

owania wywodu i warto to dostrzec już na samym początku. Kapitał rozpoczyna się analizą modelu wymiany opartego na handlu barterowym towarami, w ramach którego (nierealistycznie) wyobrażano sobie, że wymianie podlega ekwiwalent

społecznie niezbędnego czasu pracy. Następnie Marks przechodzi od stosunku T-T do badania tego, w jaki sposób wymiany zostają zapośredniczone i zgeneralizowane dzięki powstaniu formy pieniężnej. Uważna analiza tego systemu wymiany T-P-T prowadzi nas pod koniec rozdziału o pieniądzu do rozpoznania formy cyr­ kulacji P-T-P, w której pieniądz staje się celem i przedmiotem wymiany. W obiegu

112

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

T-P-T wymiana ekwiwalentnych wartości ma sens, ponieważ jej celem jest pozy­

skiwanie wartości użytkowych. Pragnę koszul i butów, ale nie potrzebuję lub nie

chcę jabłek i gruszek, które wyprodukowałem. Gdy jednak przychodzi do P-T-P,

wymiana ekwiwalentów wydaje się czymś absurdalnym. Dlaczego niby miałbym przechodzić przez te wszystkie kłopoty i ryzyko związane z procesem wymiany,

by na koniec znaleźć się z tą samą ilością wartości pieniądza? P-T-P ma sens jedy­

nie gdy jej wynikiem jest przyrost wartości, P-T-P + AP, zdefiniowane jako wartość dodatkowa. W tym kontekście pojawia się pytanie: skąd może pochodzić ta wartość dodat­

kowa, gdy prawa wymiany, P-T i następnie T-P, jak przyjęto w klasycznej ekono­ mii politycznej, nakazują wymianę ekwiwalentów? Jeśli prawa wymiany mają zostać zachowane, jak zakłada teoria, wówczas musimy odkryć towar zdolny do wytwarza­

nia większej wartości, niż posiada on sam w sobie. Tym towarem, jak pisze Marks w rozdziale czwartym, jest siła robocza. Oto szeroka historia przejścia opowiedziana w jego trzech częściach. Nasza uwaga przenosi się zatem od kwestii wymiany towa­ rowej do cyrkulacji kapitału. Wstępnego zbadania wymaga tu jedna istotna cecha obecna w omawianych częściach rozdziału czwartego Kapitału. Kilka razy pytałem już, czy Marks for­

mułuje argument logiczny (oparty na krytyce utopijnych propozycji klasycznej

liberalnej ekonomii politycznej), czy argument historyczny dotyczący ewolucji rzeczywiście istniejącego kapitalizmu. Ogólnie rzecz biorąc, przedkładałem odczy­

tanie logiczne nad historyczne, nawet jeśli to drugie pozwalałoby na poczynienie istotnych historycznych spostrzeżeń w kwestii niezbędnych okoliczności ułatwiają­

cych powstanie kapitalistycznego sposobu produkcji (takich jak działanie państwa

w odniesieniu do różnych form pieniężnych). Tego rodzaju podejście byłoby zgodne z argumentem metodologicznym, który Marks poczynił w innym miejscu, miano­

wicie że możemy właściwie rozumieć historię wyłącznie przez spoglądanie wstecz z punktu, w którym znajdujemy się dziś. To kluczowy wniosek poczyniony w Zarysie krytyki ekonomii politycznej: Społeczeństwo burżuazyjne jest najbardziej rozwiniętą i najbardziej zróżnicowaną historyczną organizacją produkcji. Dlatego kategorie, które wyrażają jego stosunki

oraz zrozumienie jego struktury, pozwalają zarazem wejrzeć w strukturę i stosunki pro­ dukcji wszystkich poprzednich upadłych form społecznych, z których szczątków i ele­

mentów jest ono zbudowane; ich częściowo nieprzezwyciężone jeszcze resztki wloką w nim nadal swój żywot, zaś to, co w minionych formach istniało tylko w zalążkach,

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

113

rozwinęło się w nim w elementy o poważnym znaczeniu itd. Anatomia człowieka kryje klucz do anatomii małpy1.

Jednakże podczas gdy „zalążki wyższych form (...) można poznać tylko wtedy,

gdy znane są już te wyższe formy" nie powinno nas to mamić tak, byśmy widzieli prototypy „we wszystkich formach społecznych (...) formy burżuazyjnej" czy abyśmy uważali, że „kategorie ekonomii burżuazyjnej są prawdziwe dla wszystkich form społecznych”1 2. Marks nie przyjmował wigowskiej interpretacji historii czy pro­ stej teleologii. Rewolucja burżuazyjna w sposób fundamentalny zrekonfigurowała

istniejące wcześniej elementy, tworząc zasadniczo nowe formy i jednocześnie pozwa­ lając nam na spoglądanie na te uprzednio istniejące elementy w nowym świede.

1. Ogólny wzór kapitału W interesujących nas tu trzech częściach odczytanie historii wydaje się mieć do odegrania istotną, niezależną rolę w procesie teoretyzowania. Marks na przy­

kład zaczyna część pierwszą od historycznego stwierdzenia: „Handel światowy i rynek światowy otwierają w XVI wieku nowoczesne dzieje kapitału". Logiczny punkt wyjścia podany zostaje w równoległym stwierdzeniu mówiącym, że „koń­

cowy wynik cyrkulacji towarów jest pierwszą formą przejawiania się kapitału" (169). W ten sposób argumenty logiczny i historyczny są ze sobą od razu zestawione. Musimy zatem zwrócić szczególną uwagę na to, w jaki sposób pracują one razem

w tych częściach. Wszystko to w celu zrozumienia, w jaki sposób metodologiczne zalecenia przedstawione szczegółowo w Zarysie krytyki ekonomii politycznej zostają

wcielone w praktykę w Kapitale. Marks rozpoczyna od zbadania sposobu, w jaki kapitał historycznie zmierzył

się z władzą własności ziemskiej w ramach przejścia od feudalizmu do kapitalizmu.

W tym przejściu kapitał kupiecki oraz kapitał lichwiarski - szczególne postaci kapi­ tału - odegrały istotną historyczną rolę. Jednak te formy kapitału różnią się od „nowo­

czesnych" przemysłowych form, które Marks uważa za centralne dla w pełni rozwi­ niętego kapitalistycznego sposobu produkcji (169). Rozkład porządku feudalnego,

1 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 56.

2 Tamże.

114

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

rozkład potęgi własności ziemskiej oraz feudalnej ziemskiej kontroli zostały w dużej

mierze osiągnięte przez władzę kapitału kupieckiego i lichwiarskiego. Dobitny wyraz

tej myśli odnajdziecie również w Manifeście partii komunistycznej. Co ciekawe, nabiera ona logicznego znaczenia w Kapitale, widzimy bowiem, w szczególności w kapitale lichwiarskim, niezależną społeczną potęgę pieniądza (czy też posia­ daczy pieniędzy), ukazaną przez Marksa w rozdziale o pieniądzu jako społecz­

nie niezbędną w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji. Właśnie poprzez wykorzystanie tej niezależnej potęgi lichwa i lichwiarze pomogli rzucić feudalizm na kolana.

Prowadzi to Marksa z powrotem do punktu wyjścia w celu zrozumienia roli pieniądza (przeciwstawionego towarowi) w procesie cyrkulacji. Pieniądz może

zostać wykorzystany, by cyrkulować towary, może być wykorzystany do mierzenia wartości, do przechowywania bogactwa i tak dalej. Kapitał jednakże jest pienią­ dzem wykorzystanym w określony sposób. Nie tylko proces P-T-P jest odwróce­

niem procesu T-P-T, ale jak wskazywał w poprzednim rozdziale Marks: „pieniądz występuje nie jako środek cyrkulacji, jako przemijająca i pośrednicząca jedynie

forma przemiany materii, lecz jako indywidualne ucieleśnienie pracy społecznej, jako samodzielny byt wartości wymiennej, jako towar absolutny” (158). Innymi

słowy, reprezentacja wartości (pieniądz) staje się celem i zadaniem cyrkulacji. Taka forma cyrkulacji jednakże „wydaje się równie bezcelowa, co niedorzeczna" ponie­ waż „wymienić 100 f. szt. najpierw na bawełnę, a potem tę samą bawełnę wymie­

nić znów na too f. szt., a więc okólną drogą wymienić pieniądz na pieniądz” (173), to wymienić „to samo na to samo” (173). Wymiana równych wartości w odniesieniu

do wartości użytkowych jest czymś całkowicie uzasadnionym, ponieważ w tym kon­

tekście liczą się określone właściwości. Jak jednak mogliśmy zobaczyć w rozdziale

trzecim, jedynym logicznym powodem angażowania się w cyrkulację P-T-P jest otrzymywanie na koniec większej wartości niż ta, z którą wkraczało się do tego procesu. Marks wkłada jednak sporo trudu, by sformułować ostatecznie całkiem

oczywisty wniosek: Proces P-T-P ma więc sens nie dlatego, że oba jego punkty krańcowe są jakościowo różne,

oba wszak są pieniądzem, lecz dlatego, że są ilościowo różne. W rezultacie wycofujemy z cyrkulacji więcej pieniędzy, niż wrzuciliśmy do niej na początku. [...] Pełną formą tego procesu jest więc P-T-P; przy czym P’ = P + AP, tzn. równa się pierwotnie wyłożonej

sumie plus pewien przyrost. Ten przyrost, czyli tę nadwyżkę ponad pierwotną wartość,

nazywam - wartością dodatkową (surplus value) (174).

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

115

W ten sposób dochodzimy po raz pierwszy do pojęcia wartości dodatkowej, które,

co oczywiste, jest czymś fundamentalnym dla wszystkich Marksowskich analię.

Na naszych oczach zachodzi tu proces, w którym „pierwotnie wyłożona war­ tość nie tylko [...] zachowuje się w cyrkulacji, ale zmienia w niej swą wielkość,

zwiększa się o pewną wartość dodatkową, czyli pomnaża się. I właśnie ten ruch

przekształca wyłożoną wartość w kapitał" (174). Oto nareszcie definicja „kapitału” Dla Marksa kapitał nie jest rzeczą, a procesem - konkretnie zaś procesem cyrkulacji

wartości. Wartości te zostają zakrzepłe w różnych rzeczach w różnych momentach tego procesu: przede wszystkim w pieniądzu, następnie zaś w towarze, zanim prze­ mienią się z powrotem w formę pieniężną. Ta definicja kapitału jako procesu jest niezwykle istotna. Stanowi radykalne odej -

ście od definicji, którą możecie znaleźć u klasycznych ekonomistów politycznych, gdzie kapitał tradycyjnie rozumiany był jako zapas aktywów (maszyn, pieniędzy itd.), jak również od dominującej definicji obecnej na gruncie konwencjonalnej ekonomii,

gdzie kapitał postrzegany jest jako coś rzeczowego, w rodzaju „czynnika produkcji"

Ekonomia konwencjonalna ma w praktyce trudne zadanie związane z mierzeniem (szacowaniem) czynnika produkcji, jakim jest kapitał. W związku z tym po prostu określa go literą K i dodaje do swoich równań. Jednak jeśli rzeczywiście zapyta­

cie: „Czym właściwie jest to AT i w jaki sposób dokonujecie jego pomiaru?” odpo­

wiedź będzie daleka od oczywistości. Ekonomiści rozwijali różnego rodzaju metody pomiaru, ale nie udało im się zgodzić co do tego, czym kapitał właściwie „jest” Istnieje

zarówno w formie pieniędzy, jak i w formie maszyn, fabryk czy środków produkcji; a w jaki sposób można określić niezależną wartość pieniężną środków produkcji to jest niezależną od wartości towarów, do których wytworzenia się przyczyniają?

Jak pokazano we wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku w ramach tak zwanej kontrowersji wokół pojęcia kapitału (tzw. Cambridge capital controversy), podstawa

całej współczesnej teorii ekonomicznej w zasadzie opiera się niemalże całkowi­ cie na tautologii: wartość pieniężna K w fizycznej formie aktywów określana jest przez to, co zakłada się, że sama ma za zadanie wyjaśnić, mianowicie przez wartość wytworzonych towarów3 (129-130).

Powtórzmy raz jeszcze: Marks spogląda na kapitał jak na proces. Choćby w tej

chwili mógłbym stworzyć kapitał, wyjmując pieniądze z kieszeni i wrzucając je do cyrkulacji w celu zarobienia z nich większej ilości pieniędzy. Mógłbym rów­

nież wyjąć kapitał z cyrkulacji, po prostu decydując się na schowanie pieniędzy 3 Marks przytacza tę samą tautologjczną definicję kapitału występującą w teorii cyrkulacji Saya.

11«

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

z powrotem w kieszeni. Wynika z tego, że nie każdy pieniądz jest kapitałem. Kapi­ tał jest pieniądzem użytym w określony sposób. Definicja kapitału nie może zostać

oddzielona od ludzkiego wyboru odnośnie wpuszczenia potęgi pieniężnej w ten tryb cyrkulacji. Stawia to jednak przed nami cały zestaw problemów. Począwszy

od tego, że istnieje pytanie o to, ile przychodu może przynieść kapitał. Przypomnij-

cie sobie, że jednym z odkryć rozdziału o pieniądzu jest to, że akumulacja potęgi

pieniądza jest potencjalnie bezgraniczna; Marks powtarza to również w tym miejscu

(157-158,179-180). Jego pełne znaczenie zostanie jednak rozważone znacznie później (w szczególności w rozdziałach dwudziestym pierwszym i dwudziestym drugim).

Jak twierdzi Marks, „jako świadomy przedstawiciel tego ruchu posiadacz pie­

niędzy staje się kapitalistą. Jego osoba, a raczej jego kieszeń, staje się punktem wyj­ ścia i punktem powrotu pieniędzy" (176-177). Wynika z tego, że „nie należy więc nigdy uważać wartości użytkowej za bezpośredni cel kapitalisty” (177). Oznacza

to, że kapitalista wytwarza wartości użytkowe jedynie w celu osiągnięcia warto­

ści wymiennej. Kapitalista w rzeczywistości nie dba o to, która lub jakiego rodzaju wartość użytkowa zostanie wyprodukowana; może być to jakakolwiek wartość użyt­

kowa, jak długo pozwala kapitaliście na zdobycie wartości dodatkowej. Celem kapi­ talisty jest, jak raczej można było się spodziewać, „nieustanny proces zdobywania

zysku” (177). Brzmi to jak fabuła Balzakowskiej Eugenii Grandetl To dążenie do absolutnego bogacenia się, ta namiętna pogoń za wartością wymienną sta­

nowi wspólną cechę kapitalisty i ciułacza skarbu, ale ciułacz jest zwariowanym kapitalistą,

gdy tymczasem kapitalista jest rozsądnym ciułaczem skarbu. Ciułacz skarbu dąży do nie­

ustannego pomnażania wartości ratując pieniądz od cyrkulacji, rozumniejszy zaś od niego

kapitalista osiąga ten cel wrzucając wciąż na nowo pieniądz do cyrkulacji (177-178).

Kapitał jest zatem wartością w ruchu - ale wartością-w-ruchu przejawiającą się

w różnych formach. „Jeżeli zatrzymamy się na szczególnych formach przejawiania się" - zwróćcie raz jeszcze uwagę na to zdanie - „które pomnażająca się wartość

kolejno przybiera w okrężnym ruchu swego żywota, to dojdziemy do określeń: kapi­

tał to pieniądz, kapitał to towar" (178). Marks w tym miejscu sprawia, że definicja kapitału jako procesu staje się wyraźna: W istocie jednak wartość staje się tutaj podmiotem procesu, w którym ona poprzez usta­ wiczne przemiany to w formę pieniądza, to w formę towaru sama zmienia swą wielkość, oddziela się jako wartość dodatkowa od siebie samej jako od wartości pierwotnej, sama

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

117

się pomnaża. Albowiem ruch, w którym dołącza ona do siebie wartość dodatkową, jest jej własnym ruchem, jej pomnażanie się jest więc samopomnażaniem się. Wartość

otrzymała tajemną własność stwarzania wartości, dlatego że jest wartością. Wydaje

na świat żywe potomstwo lub co najmniej składa złote jaja (178).

Oczywiście Marks jest w tym miejscu niezwykle ironiczny. Zwracam na to waszą

uwagę, ponieważ czytałem kiedyś rozprawę, w której wzięto te przypisane kapi­ tałowi magiczne własności samopomnażania się na poważnie. W tym gęstym tek­

ście zbyt często można łatwo przegapić ironię. Tutaj akurat „tajemnicze" własności kapitału oraz jego pozornie magiczna zdolność do składania „złotych jaj” istnieją

wyłącznie w rzeczywistości pozorów. Nietrudno jednak dostrzec, w jaki sposób

ten fetyszystyczny twór może zostać wzięty za rzeczywistość - kapitalistyczny sys­ tem produkcji zależy właśnie od tej fikcji, co zresztą widzieliśmy już w rozdziale

pierwszym. Wkładasz pieniądze na konto oszczędnościowe i pod koniec roku suma rośnie. Czy zadaliście sobie kiedyś pytanie, skąd bierze się ten wzrost? Zgodnie

z obiegową opinią zakłada się, że wynika on po prostu z samej istoty pieniądza. Oczywiście byliśmy świadkami okresów, gdy oprocentowanie oszczędności było

ujemne, na przykład gdy inflacja była tak wysoka, a stopy procentowe tak niskie, że zwrot netto oszczędzającego był ujemny (jak miało to miejsce w 2008 roku). Jednak rzeczywiście wydaje się, jak gdyby wasze pieniądze w banku z samej swojej

natury rosły zgodnie ze stopą procentową. Marks chce wiedzieć, co kryje się za tym fetyszem. Jest to tajemnica, która musi zostać odkryta.

Jak pisze, istnieje jeden moment w ramach tego procesu cyrkulacji, do którego zawsze powracamy i który w ten sposób wydaje się ważniejszy niż wszystkie pozo­

stałe. Jest nim moment pieniężny: P-P. Dlaczego tak jest? Ponieważ pieniądz jest

uniwersalną reprezentacją i podstawową miarą wartości. Wobec tego wyłącznie w momencie pieniężnym - momencie kapitalistycznej uniwersalności - możemy

określić, gdzie znajdujemy się w stosunku do wartości i wartości dodatkowej. Trudno to stwierdzić po prostu, przyglądając się specyfice towarów. „Dlatego też pieniądz

jest punktem wyjściowym i punktem końcowym każdego procesu pomnażania war­ tości" (178). W przykładzie Marksa punkt końcowy powinien przynieść 110 funtów

ze 100 funtów, z którymi kapitalista rozpoczynał: Kapitalista wie, że wszystkie towary, choćby nie wiedzieć jak mizernie wyglądały lub jak

źle pachniały, są, Bogiem a prawdą, pieniądzem, są w swej istocie obrzezanymi Żydami, a przy tym cudownym środkiem na to, żeby z pieniędzy zrobić więcej pieniędzy (179).

lis

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Uwagi tego rodzaju były wodą na młyn istotnej debaty dotyczącej rzekomego Marks-

owskiego antysemityzmu. W rzeczy samej, tego rodzaju zdania wyrastają co jakiś czas

w różnych partiach tekstu. W tych czasach kontekstem był szeroko rozpowszech­ niony antysemityzm (weźmy na przykład przedstawienie Fagina z Dickensowskiego

Oliwera Twista). Możecie zatem albo stwierdzić, że Marks, pochodzący z żydowskiej

rodziny konwertytów motywowanych względami związanymi z zatrudnieniem, był podświadomie uprzedzony względem swojej przeszłości lub bezmyślnie powtarzał

uprzedzenia dominujące w jego czasach, albo też dojść do wniosku, że przynajmniej

w tym przypadku jego zamiarem było raczej wskazanie, iż wszystkie oszczerstwa kiero­

wane pod adresem Żydów należałoby w rzeczywistości skierować w stosunku do kapi­ talisty jako kapitalisty. Kwestię tę pozostawiam waszemu samodzielnemu osądowi.

Przyglądając się z powrotem tekstowi, widzimy Marksa, który wciąż rozkrusza fetyszystyczną powierzchnię pozoru: W cyrkulacji prostej wartość towarów występuje wobec ich wartości użytkowej co najwy­

żej w samodzielnej formie pieniężnej, natomiast tutaj występuje ona naraz jako znajdu­ jąca się w procesie, samoczynnie poruszająca się substancja, dla której towar i pieniądz są jedynie formami. Co więcej, zamiast wyrażać stosunki między towarami, wartość wcho­ dzi teraz, że tak powiem, w prywatny stosunek z samą sobą. lako pierwotna wartość od­

różnia się ona od siebie samej jako od wartości dodatkowej, podobnie jak Bóg Ojciec odróżnia się od siebie samego jako od Boga Syna (...). Wartość staje się więc wartością

znajdującą się w procesie, pieniądzem w procesie, i w tym charakterze - kapitałem (179).

Oto następny krok w ramach fundamentalnej definicji kapitału: wartość znajdująca

się w procesie, pieniądz w procesie. Jak odmienne jest to od kapitału rozumianego jako zgromadzone aktywa czy czynnik produkcji. (A przecież to Marks, a nie eko­

nomiści, jest krytykowany za rzekome statyczne „strukturalne" formuły!). Kapitał

„wychodzi z cyrkulacji i znowu do niej wchodzi, zachowuje i pomnaża się w niej, wraca z niej powiększony i wciąż od nowa rozpoczyna ten sam ruch okrężny” (179). Potężne wrażenie przepływu jest oczywiste. Kapitał jest procesem. Koniec i kropka.

Marks na chwilę powraca do kapitału kupieckiego i kapitału lichwiarskiego (to znaczy swojego historycznego bardziej niż logicznego punktu wyjścia). Choć

tym, na czym się koncentruje, jest kapitał przemysłowy, musi przyznać, że istnieją również inne formy cyrkulacji - kapitał kupiecki (kupowanie tanio, by sprzedać drogo) oraz kapitał przynoszący procent, poprzez który może się dokonać pozor­

na samodzielna ekspansja wartości. Widzimy zatem różne możliwości: kapitał

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

119

przemysłowy, kupiecki oraz przynoszący procent, z których wszystkie posiadają tę

samą formę cyrkulacji: P-T-P + AP. Ta postać cyrkulacji, jak podsumowuje Marks, jest „rzeczywiście ogólnym wzorem kapitału, bezpośrednią formą, w jakiej wystę­

puje on w sferze cyrkulacji" (180). Jest formą cyrkulacji, którą należy szczegółowo zbadać pod mikroskopem, by zdemistyfikować jej „tajemnicze" własności. W takim

razie: czy kapitał sam znosi swoje złote jaja?

2. Sprzeczności ogólnego wzoru

Marks rozpoczyna poszukiwanie odpowiedzi na powyższe pytanie przez zbada­

nie sprzeczności w obrębie formy cyrkulacji P-T-P + AP. Fundamentalne pytanie brzmi zatem: skąd bierze się przyrost, to znaczy wartość dodatkowa? Reguły i prawa wymiany, w ich czystej postaci (jak zakładał utopijny liberalizm), głoszą, że muszą

istnieć zasady ekwiwalencji w przejściu od P do T oraz od T do P. Wartość dodat­ kowa nie może zatem być wyprowadzona z wymiany w jej czystej postaci. „Gdzie jest

równość, tam nie ma zysku” W praktyce oczywiście „zdarza się wprawdzie, że ceny, po których towary są sprzedawane, odchylają się od ich wartości, lecz te odchy­ lenia są naruszeniem prawa wymiany towarów" Prawa te są założone w modelu

klasycznej ekonomii politycznej doskonale działających rynków. „W swej czystej

postaci jest ona wymianą ekwiwalentów, nie jest więc środkiem bogacenia się przez zwiększenie wartości” (183). Mierząc się z tą zagadką, kapitaliści i ich ekonomiści pokroju Etienne’a de Condillaca usiłowali przypisać powiększenie obszarowi wartości użytkowych. Marks jednak odrzucił tę opcję. Nie można nagle odwołać się do wartości użytkowych, by

zapobiec problemowi wyrastającemu z ekwiwalencji wartości wymiennych. Jeżeli wymieniamy towary lub towary i pieniądz o jednakowej wartości wymiennej, a więc ekwiwalenty, to nikt oczywiście nie wyciąga z cyrkulacji więcej wartości, niż do niej

wrzuca. Nie powstaje przy tym wartość dodatkowa. Przecież proces cyrkulacji towarów

w jego czystej postaci warunkuje właśnie wymianę ekwiwalentów (185).

Jednak Marks wie doskonale, że „w rzeczywistości (...) zjawiska nie występują w tak

czystej postaci” w związku z czym przechodzi do przypuszczenia, „że wymienia się nieekwiwalenty" Pozwala to na zaistnienie licznych możliwości. Jedną z nich jest to, że sprzedawca może „wskutek jakiegoś zagadkowego przywileju (...) sprzedać

120

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

towar powyżej jego wartości" (185). Nie sprawdza się to, gdy zaczniecie myśleć

o stosunku między nabywcami a sprzedawcami na powszechnych rynkach, ani

trochę bardziej niż sprawdzałoby się stwierdzenie, że nabywca posiada przywilej

zakupu towarów poniżej ich wartości. „Powstawania wartości dodatkowej, a więc przemiany pieniądza w kapitał nie można tedy wytłumaczyć ani w ten sposób, że sprzedawcy sprzedają swoje towary powyżej ich wartości, ani - że nabywcy

kupują je poniżej ich wartości” (186). W kolejnym kroku Marks zwięźle rozważa kwestię tego, co określamy dziś mia­

nem efektywnego popytu, która w tamtych czasach była podejmowana głównie przez Malthusa (chociaż, co zadziwiające, Marks nie odwołuje się do kluczowego tekstu

Malthusa na ten temat, mianowicie do Principles ofPolitical Economy) (187). Malthus

twierdził, że na rynku istnieje wyraźna tendencja do powstawania niedoboru zagre­ gowanego popytu na nadwyżkowe towary, wytwarzane przez kapitalistów w celu

zagarnięcia wartości dodatkowej. Kto posiada siłę nabywczą, by zakupić towary? Kapitaliści reinwestują, a w związku z tym nie konsumują tyle, ile by mogli. Robot­

nicy nie mogą konsumować całości produktu, ponieważ są wyzyskiwani. Wobec tego

Malthus podsumował, że klasa posiadaczy ziemskich ma do spełnienia ważną rolę Marks określiłby ich oczywiście mianem wszelkiej maści burżuazyjnych pasożytów -

to znaczy musi ona podjąć się realizacji dobroczynnego działania konsumowania

tyle, ile tylko może w celu zapewnienia stabilności gospodarki. Malthus w ten sposób

usprawiedliwiał trwanie nieprodukcyjnej klasy konsumpcyjnej (w obliczu Ricardiańskiej krytyki, która również lekceważyła tę klasę jako nieprodukcyjne pasożyty). Malthus w pewien sposób zmodyfikował swoją argumentację, sugerując,

że klasa konsumentów może znajdować się również poza narodem - tak, że han­ del zagraniczny oraz zagraniczne należności (na przykład opłaty w srebrze na rzecz władzy imperialnej) mogłyby również pomóc w rozwiązaniu problemu. Ta ostatnia

kwestia jest jednym z głównych argumentów Róży Luksemburg, mówiącym o nie­ zbędności efektywnego popytu w systemie kapitalistycznym (czuła ona bowiem,

że Marks nie podjął tego w dostateczny sposób w Kapitale), który to popyt ostatecz­

nie może być zagwarantowany wyłącznie przez ustanowienie jakiejś formy relacji z zewnętrzem - w skrócie, poprzez narzucenie imperialistycznej egzekucji należ­

ności. Brytyjska logika imperialistyczna, która doprowadziła do wojen opiumowych,

jest dobrym odzwierciedleniem tej sytuacji: w Chinach było dużo srebra, w związku z czym pomysł polegał na sprzedaży Chińczykom indyjskiego opium, by w ten spo­ sób wydobyć całe srebro w ramach korzystnych transakcji, a następnie zapłacić za wszystkie dobra, które były wytwarzane w Manchesterze i wysyłane do Indii.

Rozdział III Od kapitału do siły robocze)

121

Gdy Chińczycy stawili opór wobec otwierania drzwi ich rynku na opiumowe trans­

akcje, Brytyjczycy odpowiedzieli militarnie. Marks formułuje zjadliwą krytykę pomysłu, że istnieje gdzieś klasa konsu­ mentów czy kogokolwiek, która czerpie swoją wartość nie wiadomo skąd i może

w jakiś sposób wytwarzać wartość dodatkową z obrębu lub z zewnątrz systemu

kapitalistycznych stosunków społecznych. Jak stwierdza, wszyscy (w tym nawet członkowie klas pasożytniczych) w obrębie kapitalizmu biorą skądś swoją wartość,

a jeśli biorą ją z obrębu systemu, wówczas pochodzi ona z przywłaszczania wartości innych (kapitalistów czy robotników), którzy odpowiedzialni są za jej wytworze­

nie. Problem wytwarzania wartości dodatkowej nie może zostać rozwiązany przez odwołanie się do rynku i z pewnością nie możemy usprawiedliwić z tego powodu

trwania nieprodukcyjnych klas konsumentów. Nie możemy również, w dłuższej perspektywie, zakładać, że handel zagraniczny wykona robotę za nas; w pewnym momencie zasada ekwiwalencji musi przeważyć (188).

Te ustępy poświęcone efektywnemu popytowi są pod pewnym względem pro­

blematyczne, a Róża Luksemburg rzuciła Marksowi w tym kontekście niedające się odeprzeć wyzwanie. Stwierdziła bowiem, że imperializm zwrócony przeciwko nieka-

pitalistycznym formacjom społecznym dostarcza częściową odpowiedź na problem efektywnego popytu4. Od tego czasu trwa dyskusja dotycząca tych problemów. Jed­ nak w tych fragmentach Marks jest po prostu skupiony na sposobie, w jaki wyt­

warzana jest wartość dodatkowa, a nie na tym, w jaki sposób może być opłacona

i zrealizowana poprzez konsumpcję. Wartość dodatkowa musi zostać wytworzona, zanim zostanie skonsumowana i nie możemy w tym kontekście odwoływać się

do procesu konsumpcji w celu zrozumienia jej produkcji. W związku z tym idee dotyczące efektywnego popytu nie mogą wyjaśnić sposobu, w jaki powstaje wartość dodatkowa, w szczególności jeśli pozostajemy

„w granicach wymiany towarów, gdzie sprzedawcy są nabywcami, a nabywcy sprze­

dawcami" Na pierwszy rzut oka uwaga ta wydaje się dziwna, zwłaszcza w świetle wcześniejszej krytyki prawa Saya. Nie pomaga również, gdy Marks dodaje, że „kło­ pot nasz pochodzi może stąd, że traktujemy osoby nie indywidualnie, lecz tylko jako

uosobione kategorie” (188), chociaż niebawem zobaczymy, dlaczego obrał właśnie tę drogę. Uważam, że to właśnie tutaj napotykamy rzeczywiste napięcie w obrębie

tekstu Kapitału, napięcie rodzące się między poleganiem przez Marksa na krytyce

4 R. Luksemburg, Akumulacja kapitału, przel. J. Maliniak, Z. Kluza-Wolosiewicz, J. Nowacki, Książka i Prasa, Warszawa 2011, s. 183-185.

122

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

utopijnych tendencji w obszarze klasycznej ekonomii politycznej a jego pragnieniem zrozumienia i naświetlenia nam istoty rzeczywiście istniejącego kapitalizmu. Marks

w rezultacie mówi, że musimy poszukać odpowiedzi na problem z pochodzeniem wartości dodatkowej w zamkniętym geograficznie i udoskonalonym kapitalistycz­

nym sposobie produkcji; w stanie idealnym, gdzie odwołania klas pasożytniczych, konsumeryzmu czy handlu zagranicznego muszą zostać wyeliminowane. W dalszej

części będzie mówił otwarcie o tych założeniach w Kapitale. Tutaj milcząco przywo­ łuje je przez odrzucenie wszystkich zewnętrznych rozwiązań. Odprawia problemy

z efektywnym popytem w ogólności jako nieistotne w tym punkcie analizy, ponieważ

tutaj, w tomie I, skupiony jest wyłącznie na produkcji. Dopiero w tomie II podejmie problemy realizacji wartości na rynkach oraz świat konsumpcji.

Wszystko to wyklucza na tym etapie analizy jakiekolwiek dociekania doty­ czące społecznej niezbędności geograficznych ekspansji, przestrzennych utrwaleń (spatialfixes), imperializmu czy kolonializmu dla przetrwania kapitalizmu. Marks

po prostu przyjmuje tutaj doskonały i zamknięty system kapitalistyczny, a pocho­

dzenie wartości dodatkowej ma zostać wyjaśnione wyłącznie na gruncie tych zało­ żeń. Chociaż ograniczają one teoretyczną wydolność analiz (szczególnie w odniesie­

niu do rozumienia rzeczywistej historycznej i geograficznej dynamiki kapitalizmu), to jednocześnie pogłębiają je i wyostrzają. Jak pokazałem już w innych miejscach -

w szczególności w The Limits to Capital oraz w Spaces of Capital5 - te obszerniej­

sze kwestie były przedmiotem głębokiej troski Marksa, gdy starał się podjąć swój

imponujący projekt rozumienia państwa, handlu zagranicznego, kolonializmu oraz konstrukcji rynku światowego. Jednakże w tym punkcie w Kapitale zajęty jest wyłącznie pokazaniem, że wytwarzanie wartości dodatkowej nie może brać

się z wymiany rynkowej bez względu na to, jakie historyczne czy geopolityczne

warunki będą dominować. Należy znaleźć inny sposób na rozwiązanie sprzecz­ ności dotyczącej tego, w jaki sposób wytwarza się nieekwiwalent (to jest wartość

dodatkową) z wymiany ekwiwalentów. Obranie tak wąskiego obszaru zainteresowania wyjaśnia, dlaczego Marks

na chwilę zaczyna się przyglądać indywiduom bardziej niż rolom społecznym. Jed­

nostki mogą w istocie przewyższyć innych przez sprzedawanie swoich towarów powyżej ich wartości i to rzeczywiście może zachodzić niemal nieustannie. Gdy jed­ nak przyjrzeć się temu w sposób systematyczny i przy użyciu zagregowanych spo­

łecznych kategorii, skutkuje to po prostu sytuacją, w której odbieramy jednemu, 5 D. Harvey, Spaces of Capital. Towards a Critical Geography, Routledge, New York 2001.

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

123

by dać drugiemu. Pojedynczy kapitalista może oszukać drugiego i w ten sposób

umknąć z nadwyżką, jednak w konsekwencji czyjś zysk jest zarazem czyjąś stratą. Nie istnieje więc coś takiego, jak zagregowana wartość dodatkowa. Należy znaleźć

sposób, w ramach którego wszyscy kapitaliści będą w stanie zyskiwać wartość

dodatkową. Zdrowa i sprawnie funkcjonująca gospodarka to taka, gdzie wszyscy

kapitaliści uzyskują stabilną i lukratywną stopę zysku. Tak czy owak, efekt pozostaje ten sam. Jeżeli się wymienia ekwiwalenty, to nie powstaje żadna wartość dodatkowa, a jeżeli się wymienia nieekwiwalenty, to również nie pow­ staje żadna wartość dodatkowa. (...) Czytelnik rozumie więc teraz, dlaczego w naszej ana­

lizie podstawowej formy kapitału, formy, w której określa on organizację ekonomiczną

nowoczesnego społeczeństwa, zostawiamy na razie zupełnie bez uwzględnienia naj­ bardziej znane i, by tak rzec, przedpotopowe jego postacie, kapitał handlowy i kapitał

lichwiarski (189).

W ten sposób historycznie prawdziwe może być spostrzeżenie Benjamina Franklina,

który stwierdził, że „Wojna jest rabunkiem, handel - oszustwem" (190). Oczywiście

u źródeł kapitalizmu na całym świecie zaszło wiele przypadków grabieży, oszu­ stwa, rabunku, kradzieży wartości dodatkowej. Marks nie zaprzecza historycznemu

znaczeniu tych wydarzeń. To samo dotyczy kapitału lichwiarskiego, nawet w obliczu długotrwałego i w niektórych przypadkach niezwykle rygorystycznego tabu pożycza­

nia na procent. Prawo islamskie na przykład zakazuje tego rodzaju pożyczek Pew­ nie nie jest to powszechnie znana informacja, ale aż do połowy XIX wieku Kościół

katolicki utrzymywał zakaz pożyczania na procent i niosło to za sobą ogromne kon­ sekwencje. Na przykład w tym samym okresie we Francji konserwatywni katolicy bardzo często porównywali domy inwestycyjne do burdeli, a operacje finansowe

postrzegali jako swego rodzaju formę prostytucji. Z omawianego okresu pocho­ dzi wiele wspaniałych politycznych karykatur, które naśmiewają się z tego rodzaju

postaw. Jedną z nich umieściłem w swoim Paris. Capital of Modernity. Przedsta­

wia młodą kobietę usiłującą skusić przerażonego starszego pana do wkroczenia do domu inwestycyjnego słowami: „Moja stopa zwrotu jest korzystna niezależnie od tego, jak wielką kwotę chciałbyś zainwestować. Będę dla ciebie bardzo łagodna"6.

A zatem kapitał kupiecki i lichwiarski (lub kapitał przynoszący procent) ode­ grały ważne historyczne role. Marks stwierdza jednak, że 6 Tegož, Paris. Capital ofModernity, Routledge, New York 2003, s. 119.

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

124

W dalszym ciągu naszych badań przekonamy się, że zarówno kapitał handlowy, jak i kapitał przynoszący procent są formami pochodnymi, a zarazem zrozumiemy, dlaczego - history­

cznie rzecz biorąc - pojawiają się one przed nowoczesną formą podstawową kapitału (191).

Te formy cyrkulacji kapitału, mówi, istniały przed pojawieniem się na scenie kapitału

przemysłowego. Zobaczymy jednak, że to kapitał przemysłowy ma się stać formą właściwą kapitału, która określa kapitalistyczny sposób produkcji w jego czystej

postaci. W momencie gdy kapitał przemysłowy staje się dominujący, potrzebuje kapitału handlowego, by sprzedawać swe własne wytwory, jak również kapitału

przynoszącego procent, by mieć możliwość zmieniania inwestycji w celu radzenia sobie z problemami długoterminowych inwestycji w kapitał trwały i tak dalej. W tym celu jednak podstawowa forma cyrkulacji kapitału musi opanować zarówno kapitał

finansowy, jak i kapitał handlowy i przystosować je do swoich potrzeb. W tomie III Kapitału Marks podejmie kwestię sposobu, w jaki się to dzieje, i konsekwencji, jakie niesie.

Z naszej perspektywy ważne jest ocenienie umiejscowienia kapitału handlo­ wego i kapitału przynoszącego procent w obrębie kapitalizmu jako takiego. W wia­ rygodny sposób można stwierdzić, że przeszły one drogę od pozycji hegemonicznej i dominującej w XVI i XVII wieku do stania się drugorzędnymi w stosunku do kapi­

tału przemysłowego w XIX wieku. Jednak wielu - w tym ja sam - dziś stwierdziłoby, że kapitał finansowy raz jeszcze stał się silą dominującą, szczególnie począwszy od lat siedemdziesiątych XX wieku. Jeśli w istocie tak się stało, naszym zadaniem jest ocenienie, co to właściwie oznacza oraz co może nas w związku z tym czekać.

Nie jest to jednak kwestia, którą moglibyśmy tutaj podjąć. Ważne jest dla nas

spostrzeżenie, że Marks zakładał (i w swoim czasie rzeczywiście miał w tym punkcie

rację), że cyrkulacja kapitału w jego przemysłowej formie stała się hegemoniczna.

W związku z tym to właśnie w tej ramie należało postawić i rozwikłać kwestię wytwa­

rzania wartości dodatkowej. Marks stwierdza zatem: Kapitał nie może więc pochodzić z cyrkulacji i tak samo nie może z niej nie pochodzić.

Musi powstawać w cyrkulacji i zarazem nie może powstawać w cyrkulacji. Doszliśmy tedy do podwójnego wyniku. Przemianę pieniądza w kapitał należy objaśnić na podstawie

immanentnych praw wymiany towarów, tak że punktem wyjścia powinna być wymiana

ekwiwalentów. Nasz posiadacz pieniędzy, który jest na razie tylko kapitalistą-poczwarką, musi nabywać towary według ich wartości, musi je sprzedawać według ich wartości, a mi­

mo to musi w wyniku procesu wydobywać z cyrkulacji więcej wartości, niż do niej wrzucił.

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

125

Jego przeobrażenie z poczwarki w motyla musi nastąpić w sferze cyrkulacji i nie może

nastąpić w sferze cyrkulacji. Oto warunki zagadnienia. Hic Rhodus, hic salta! (192-493).

Co w potocznym tłumaczeniu oznaczałoby „teraz sobie radź"

3. Kupno i sprzedaż siły roboczej

Sprzeczność ta okazuje się jednak łatwa do rozwiązania. Odpowiedź zostaje ujawnio­ na już w tytule tej części. Marks konstruuje swoją argumentację w sposób następujący: Aby uzyskać wartość ze spożycia towaru, nasz posiadacz pieniędzy musiałby mieć szczę­

ście znalezienia w sferze cyrkulacji, na rynku, takiego towaru, którego wartość użytkowa

sama miałaby osobliwą moc tworzenia wartości, że zatem samo spożycie towaru byłoby uprzedmiotowieniem pracy, czyli stwarzaniem wartości. I posiadacz pieniędzy znajduje na rynku taki szczególny towar - zdolność do pracy lub silę roboczą (193).

Na zdolność do pracy składają się fizyczne, umysłowe i osobowe umiejętności

zaskrzepiania wartości w towarach. Jednak by przekształcić się w towar, zdolność do pracy musi posiadać określone cechy. Po pierwsze, „aby jej posiadacz mógł ją sprzedawać jako towar, musi on nią rozporządzać, musi więc być wolnym właści­

cielem swej zdolności do pracy, swej osoby" (193). W ten sposób idea wolnego pra­

cownika staje się kluczowa - niewolnictwo i pańszczyzna nie wchodzą w rachubę. Pracownik nie może zrezygnować ze swojej wolności osobistej; jedyne, co może

robić, to sprzedawać swoje fizyczne, umysłowe i osobowe zdolności do tworzenia

wartości. „Może to czynić tylko wówczas, gdy oddaje ją [siłę roboczą - przyp. tłum.] do dyspozycji, do użytku nabywcy zawsze tylko przejściowo, na pewien określony

czas, czyli nie zrzeka się swej własności przez zupełne wyzbycie się jej” (194).

W związku z tym kapitalista nie może posiadać robotnika; jedyne, co kapita­ lista obejmuje w posiadanie, to zdolność do pracy i wytwarzania wartości w okre­ ślonym czasie. Drugi zasadniczy warunek, by posiadacz pieniędzy znajdował na rynku siłę roboczą jako

towar, polega na tym, że jej posiadacz, zamiast sprzedawać towary, w których uprzed­

miotowiła się jego praca, jest, przeciwnie, zmuszony wystawiać na sprzedaż jako towar samą swoją silę roboczą, która istnieje jedynie w jego żywym organizmie (195).

126

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Innymi słowy robotnicy nie znajdują się w sytuacji, w której mogą pracować sami

dla siebie. Przemiana pieniądza w kapitał wymaga więc, aby posiadacz pieniądza znalazł na rynku

towarowym wolnego robotnika, wolnego w znaczeniu podwójnym; po pierwsze, powinien on jako wolna osoba rozporządzać swą silą roboczą jako swoim towarem, a po wtóre, nie powinien mieć żadnych innych towarów do sprzedania, powinien być zupełnie wolny od wszystkiego, a więc wolny od wszelkich rzeczy niezbędnych do urzeczywistnienia

jego siły roboczej (195).

Robotnik musi, mówiąc w skrócie, być już pozbawiony dostępu do środków

produkcji. Marksowski komentarz dotyczący wolności naprawdę pasuje do naszych cza­ sów. Co oznaczały częstokroć powtarzane słowa prezydenta George'a W. Busha

dotyczące niesienia światu wolności? W swojej drugiej mowie inauguracyjnej

posłużył się słowami „wolność" i „swoboda" jakieś pięćdziesiąt razy. W świetle Marksowskiej krytycznej interpretacji mogłoby to oznaczać, że Bush uruchamia kampanię mającą na celu uwolnienie możliwie dużej liczby ludzi od jakiejkolwiek

bezpośredniej kontroli nad środkami produkcji czy też od dostępu do nich. Oczy­ wiście pojedynczy robotnicy będą posiadać prawo do własnego ciała oraz przy­

sługujące im indywidualnie prawa na rynku pracy. Co do zasady posiadają pra­

wo do sprzedawania swojej siły roboczej komu tylko im się podoba oraz prawo do kupowania czegokolwiek pragną na rynku za otrzymywane płace. Tworzenie tego rodzaju świata zgodne jest z tym, na czym polegała kapitalistyczna forma imperialnej polityki w ostatnich dwustu latach. W tym okresie rdzenna i chłop­

ska ludność na całym świecie wywłaszczana była z dostępu do środków produk­ cji oraz masowo proletaryzowana. W nowszej, neoliberalnej wersji tego samego procesu coraz więcej warstw społecznych na całym świecie, łącznie z ludnością

krajów rozwiniętego kapitalizmu, zostaje wywłaszczonych ze swoich zasobów, w tym z niezależnego dostępu do środków produkcji czy środków przetrwania

(na przykład emerytur dla starszych robotników czy różnych publicznych świad­

czeń społecznych). Ideologiczna i polityczna ironia związana z promowaniem tego rodzaju „dwo­ istej" formy burżuazyjnej wolności nie umyka Marksowi. Dziś wystawia nam się rachunek za pozytywne aspekty wolności, zmuszając do akceptacji jej negatyw­

nych aspektów jako czegoś nieuchronnego czy nawet naturalnego. Teoria liberalna

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

127

ufundowana została na doktrynach indywidualnych praw i wolności. Od Locke'a

do Hayeka i później - wszyscy ideologowie liberalizmu i neoliberalizmu stwierdzali, że najlepszym obrońcą tego rodzaju indywidualnych praw oraz wolności jest system rynkowy wsparty na własności prywatnej i burżuazyjnych zasadach niezależności, wzajemności i prawnego indywidualizmu, który Marks opisał (i dla celów badania

przyjął) w rozdziale drugim.

Ponieważ trudno jest protestować przeciwko powszechnym ideałom wolności, łatwo dajemy się przekonać do zaakceptowania tej fikcji mówiącej, że dobre wol­ ności (takie jak te związane z wyborem rynkowym) dalece przeważają nad złymi

(jak wolność kapitalistów do wyzyskiwania pracy innych ludzi). I nawet jeśli odro­ bina represji potrzebna jest w celu pozbawienia ludzi dostępu do środków produkcji

oraz zapewnienia żywotności wolności rynkowych, wówczas uznajemy je za uzasad­

nione. Bardzo szybko zorientujemy się jednak, że znajdujemy się w samym sercu makkartyzmu czy Guantanamo, pozbawieni opozycyjnej podpory, która pozwa­ lałaby utrzymać równowagę. Woodrow Wilson, wielki liberalny prezydent Stanów Zjednoczonych, który dołożył starań, by założyć Ligę Narodów, ujął to w swoim

wykładzie z Uniwersytetu Columbia z 1907 roku w sposób następujący: Ponieważ handel ignoruje krajowe granice, a przemysłowiec nalega na ustanowienie świata jako rynku, flaga jego kraju musi za nim podążać, a drzwi krajów, które są przed nim zamknięte, muszą zostać wyważone. Koncesje, które uzyskali finansiści, muszą być chronione przez rządzących, nawet jeśli suwerenność niechętnych narodów zostanie

w tym procesie podważona. Należy pozyskać i zasiedlić kolonie tak, by żaden użyteczny zakątek świata nie został pominięty czy niewykorzystany.

Głównym celem ideologicznym Marksa jest wykazanie dwoistości tkwiącej w samym

sednie burżuazyjnej koncepcji wolności (jak wtedy, kiedy zakwestionował odwołanie

Proudhona do burżuazyjnej koncepcji sprawiedliwości). Kontrast między retoryką George’a Busha dotyczącą wolności i swobody a rzeczywistością Zatoki Guantanamo jest właśnie tym, czego powinniśmy oczekiwać.

W jaki jednak sposób robotnik miał stać się „wolny" w tym podwójnym sensie? To, dlaczego wolny robotnik napotyka kapitalistę, sprzedając swoją pracę na rynku,

jak zauważa Marks, „nie obchodzi wcale posiadacza pieniędzy (...). Na razie pyta­

nie to nie obchodzi także i nas" (195). W tym miejscu Marks po prostu zakłada, że proces proletaryzacji już zaszedł oraz że działający rynek pracy już istnieje. Nie­ mniej jednak pragnie, by co do „jednej kwestii" nie było żadnych wątpliwości:

128

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Przyroda nie stwarza z jednej strony posiadaczy pieniędzy czy towarów, z drugiej zaś -

posiadaczy własnej tylko siły roboczej. Nie jest to stosunek przyrodzony ani też spo­

łeczny, wspólny wszystkim okresom historycznym. Sam ten stosunek jest oczywiście wynikiem poprzedniego rozwoju dziejowego, wytworem wielu przewrotów ekonomicz­

nych, upadku szeregu dawniejszych formacji produkcji społecznej (196).

Jesteśmy zmuszeni przyznać, że system pracy najemnej posiada określone histo­ rycznie źródła, gdy tylko wyjaśnimy sobie, że kategoria pracy najemnej nie jest

bardziej „naturalna" niż kategoria kapitalisty czy wartości jako takiej. Historia prole-

taryzacji zostanie podjęta przez Marksa później, w dziale siódmym. W tym miejscu po prostu chce on przyjąć, że w pełni dojrzały rynek pracy już istnieje. Niemniej jednak przyznaje, że Również i kategorie ekonomiczne, które rozpatrywaliśmy wcześniej, zdradzają ślady historii. Istnienie produktu jako towaru ma za przesłankę określone warunki historyczne. (...) Gdybyśmy dalej posunęli się w naszych badaniach i zadali sobie pytanie, w jakich

warunkach wszystkie wytwory lub przynajmniej ich większość przybierają formę towa­

rów, zobaczylibyśmy, że dzieje się to tylko na gruncie zupełnie szczególnego, mianowicie kapitalistycznego sposobu produkcji (196).

Przypomina się nam, że to właśnie kapitalistyczny sposób produkcji, nie żaden inny, jest wyłącznym obszarem dociekań Marksa. Produkcja towarowa, która w przeszłości istniała w różnych formach, wraz

z cyrkulacją pieniężną, która historycznie rzecz biorąc również przybierała różne formy, zostaje w przejrzysty sposób powiązana w zamyśle Marksa z powstaniem

form pracy najemnej. Żaden z elementów tego rozwoju nie jest niezależny od pozo­ stałych w ramach powstania dominacji kapitalistycznego sposobu produkcji. Raz jeszcze dochodzi tu do powiązania ze sobą argumentów historycznego i logicz­

nego. Społecznie niezbędny stosunek, który logicznie wiąże produkcję towarową z monetyzacją i oba te procesy zwrotnie z utowarowieniem pracy najemnej, ma swoje

odrębne historyczne źródła. System płacowy oraz rynek pracy, które jawią się nam jako coś oczywistego i logicznego, niemal z pewnością nie wydawały się takie u kresu europejskiego feudalizmu. Sama cyrkulacja towarowa i pieniężna bynajmniej jeszcze nie stwarza historycznych

warunków istnienia kapitału. Powstaje on tylko tam, gdzie posiadacz środków produkcji

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

129

i środków utrzymania znajduje na rynku wolnego robotnika jako sprzedawcę swej siły

roboczej; ale ten jeden historyczny warunek obejmuje cały okres historii świata. Kapitał

otwiera więc nową epokę w rozwoju społecznego procesu produkcji (196-197).

Siła robocza jest jednakże szczególnym typem towaru, specjalnym towarem, innym od wszystkich pozostałych. Przede wszystkim jest jedynym towarem posiadającym

zdolność tworzenia wartości. To właśnie społecznie niezbędny czas pracy robotni­ ków zostaje zakrzepły w towarach i to robotnicy sprzedają swoją siłę roboczą kapi­ taliście. Z kolei kapitaliści wykorzystują siłę roboczą, by organizować wytwarzanie wartości dodatkowej. Zauważcie jednak, że forma, w ramach której cyrkuluje siła

robocza, to T-P-T (robotnicy, wprowadzając swoją siłę roboczą na rynek, sprzedają

ją za pieniądze, pozwalające następnie na zakup towarów niezbędnych do prze­ trwania). Zapamiętajcie zatem, że robotnik zawsze znajduje się w obiegu T-P-T, podczas gdy kapitalista pracuje w obiegu P-T-P. Zasady, w odniesieniu do których

będą rozważać swoją sytuację, będą się odpowiednio od siebie różnić. Robotnik może być zadowolony z wymiany ekwiwalentów, ponieważ liczą się dla niego

przede wszystkim wartości użytkowe. Kapitalista zaś musi rozwiązać problem

osiągania wartości dodatkowej z wymiany ekwiwalentów. Co jest zatem czynnikiem stabilizującym wartość siły roboczej jako towaru? Odpowiedź jest skomplikowana, ponieważ siła robocza nie jest typowym towa­

rem. Nie tylko dlatego, że jako jedyna może tworzyć wartość, ale również dlatego, że czynniki warunkujące jej wartość różnią się od tych wpływających na wartość koszul czy butów, zarówno co do zasady, jak i w szczegółach. Marks wymienia te

czynniki niemal nie wchodząc w jakiekolwiek detale: Wartość siły roboczej, podobnie jak wartość każdego innego towaru, określana jest przez czas pracy niezbędny do produkcji, a więc także do reprodukcji tego szczególnego

artykułu. W charakterze wartości sama siła robocza reprezentuje tylko określoną ilość

uprzedmiotowionej w niej przeciętnej pracy społecznej. (...) Aby siebie zachować, żywy

osobnik wymaga pewnej sumy środków utrzymania. Czas pracy niezbędny do wytworze­ nia siły roboczej sprowadza się więc do czasu pracy niezbędnego do wytworzenia tych

środków utrzymania, czyli wartością siły roboczej jest wartość środków niezbędnych do utrzymania jej posiadacza (197).

Wartość siły roboczej jest zatem ustalana przez wartość wszystkich towarów nie­ zbędnych dla zreprodukowania robotnika w danym standardzie warunków życia.

130

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Dodajemy do siebie wartość chleba, koszul i butów oraz wszystkich pozostałych

rzeczy niezbędnych do podtrzymania i zreprodukowania robotników i całokształt stanowi o tym, co ustala wartość siły roboczej.

Wydaje się to wystarczająco prostym rachunkiem, nieróżniącym się pozornie

co do zasady od tego, który musimy wykonać dla wszystkich pozostałych towarów. Jednak co określa „potrzeby”? Potrzeby odróżniają pracę od wszelkich innych towa­ rów, począwszy od tego, że w trakcie pracy „zużyta zostaje określona ilość ludzkich

mięśni, nerwów, mózgu itd., która musi być zastąpiona" Jeśli robotnicy są potrzebni w ramach konkretnego rodzaju pracy (na przykład w kopalni), mogą potrzebo­

wać, powiedzmy, większej ilości mięsa i ziemniaków, by podtrzymać swoją zdol­ ność do pracy. Co więcej, „suma środków utrzymania musi (...) być wystarczająca,

aby zachować pracującego osobnika jako pracującego osobnika w jego normalnych

warunkach życiowych” Ponownie: co to znaczy „normalnych"? Istnieją „naturalne

potrzeby, jak pożywienie, odzież, opał, mieszkanie itd." które „bywają rozmaite, zależnie od klimatycznych czy innych naturalnych właściwości kraju” (197-198). Potrzeby robotnicze w Arktyce różnią się od tych w strefach umiarkowanych. Jed­ nak w tym miejscu zachodzi naprawdę istotne przesunięcie: Z drugiej strony, zakres tak zwanych niezbędnych potrzeb, a także sposób ich zaspoko­ jenia, jest wytworem historii i dlatego w znacznym stopniu zależy od szczebla rozwoju

kultury danego kraju, między innymi również zasadniczo od tego, w jakich warunkach a więc z jakimi nawykami i wymaganiami życiowymi - wytworzyła się klasa wolnych robotników. W przeciwieństwie zatem do innych towarów określenie wartości siły robo­

czej zawiera pierwiastki historyczne i moralne (198).

W konsekwencji wartość siły roboczej zależna jest od historii walk klasowych. Co wię­ cej, „szczebel rozwoju kultury" w danym kraju różni się zależnie od, na przykład,

siły burżuazyjnych ruchów reformatorskich. Szacowni i cnodiwi burżuje od cza­ su do czasu oburzają się, widząc ubóstwo mas, czując się zaś winni, stwierdzają,

że w porządnym społeczeństwie niedopuszczalne jest, że masy ludzi żyją w ten sposób. Naciskają więc na zapewnianie odpowiednich warunków mieszkanio­

wych, godnej opieki zdrowotnej i wykształcenia, godnego tego i tamtego. Nie­ które z tych działań można postrzegać w kategoriach dbania o własny interes

(ponieważ, powiedzmy, epidemia cholery nie zatrzyma się na granicach wyzna­ czanych między klasami), ale nie istnieje nigdzie żadne burżuazyjne społeczeń­ stwo, które nie miałoby poczucia kulturowych wartości, a tego rodzaju poczucie

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

131

odgrywa kluczową rolę w określaniu tego, ile powinna wynosić wartość siły roboczej.

Marks odwołuje się tu do zasady mówiącej, że istnieje całokształt towarów

ustanawiających warunki tego, co uznaje się za rozsądną płacę w danym społe­ czeństwie, w danym okresie. Nie omawia jednak żadnych szczegółów. Zamiast

tego mamy poruszać się naprzód naszego teoretycznego dociekania, jak gdyby

wartość siły roboczej była ustalona i znana, nawet jeśli wielkości dane nieustannie

się zmieniają i w każdym przypadku muszą być elastyczne, odzwierciedlając tego rodzaju aspekty, jak koszty reprodukcji robotnika, od wyszkolenia i reprodukcji

umiejętności po zakładanie rodziny i reprodukowanie klasy robotniczej (jej jakości

i liczebności) (198). Istnieje jeszcze jedna warta uwypuklenia osobliwość siły roboczej jako towaru. Kapitalista wkracza na rynek i musi płacić za wszystkie towary (surowce i maszyny

i tak dalej) zanim zastosuje je w pracy, jednakże w przypadku siły roboczej kapita­ lista zatrudnia ją i płaci jej dostarczycielom dopiero po tym, jak wykonają już swoją

pracę. W konsekwencji robotnik oddaje awansem towar siły roboczej kapitaliście, mając nadzieję na to, że na końcu otrzyma zapłatę. Nie zawsze ma to jednak miej­

sce. Firmy deklarujące bankructwo mogą odstąpić od wypłaty wynagrodzeń (201). We współczesnych Chinach na przykład duża część siły roboczej w określonych

sektorach przemysłu (między innymi w budownictwie) oraz określonych regionach, szczególnie na Północy, została pozbawiona należnych wypłat, co sprowokowało powszechne protesty.

Marks stara się tu wysunąć argument dotyczący pojęcia akceptowalnych standar­ dów warunków życia robotników różniącego się w zależności od naturalnych, społecz­

nych, politycznych i historycznych okoliczności. Oczywiste jest, że coś akceptowal­

nego w jednym społeczeństwie (powiedzmy we współczesnej Szwecji) nie jest takie w innym (współczesnych Chinach). Podobnie to, co było do przyjęcia w 1850 roku w Stanach Zjednoczonych, nie jest do przyjęcia dzisiaj. Wartość siły roboczej jest zatem bardzo zmienna, nie tylko w zależności od fizycznych potrzeb, ale również

od warunków walki klasowej, stopnia rozwoju kultury w danym kraju oraz historii

ruchów społecznych (niektóre z nich w swoich żądaniach wykraczają daleko poza to, o co mogliby bezpośrednio walczyć sami robotnicy). Mogą funkcjonować partie

socjaldemokratyczne, naciskające na powszechną służbę zdrowia, dostęp do edu­ kacji, odpowiednie warunki mieszkalne, infrastrukturę publiczną - parki, dostęp do wody, infrastrukturę transportową, kanalizację - jak również szanse na pełne

zatrudnienie przy określonej płacy minimalnej. Wszystkie te rzeczy można uważać

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

132

za podstawowe obowiązki krajów rozwiniętych, w zależności od danej sytuacji spo­ łecznej i politycznej. Wynika z tego, że siła robocza nie jest takim samym towarem jak wszystkie pozostałe. Jest unikalnym twórcą wartości, a jednocześnie w sposoby określania

jej wartości wkraczają składniki historyczne i moralne. A te składniki wystawione są na wpływ szerokiego wachlarza sił politycznych, religijnych i innych. Nawet

Watykan wydal wpływowe encykliki o warunkach pracy, a teologia wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej, w swoim szczytowym okresie w latach sześćdziesiątych i sie­ demdziesiątych XX wieku, odegrała kluczową rolę we wzniecaniu ruchów rewolu­

cyjnych, skupionych na standardach życia ubogich. W związku z tym wartość siły

roboczej nie jest czymś raz na zawsze ustalonym. Zmienia się nie tylko dlatego, że zmieniają się koszty podstawowych towarów, ale również dlatego, że koszyk towa­

rów potrzebnych do reprodukowania robotnika znajduje się pod stałym wpływem tych szeroko zakrojonych sił. Wartość siły roboczej jest w jawny sposób wrażliwa na zmiany w wartości towarów niezbędnych do jej podtrzymania. Tani import zredukuje tego rodzaju wartość. Spójrzmy choćby na to, jak obecność Wal-Martu

istotnie wpłynęła na wartość siły roboczej w Stanach Zjednoczonych. Hiperwyzysk

siły roboczej w Chinach utrzymuje wartość siły roboczej w Stanach Zjednoczonych

na niskim poziomie właśnie dzięki taniemu importowi. Wyjaśnia to również opór

występujący po stronie licznych frakcji klasy kapitalistycznej wobec nakładania ograniczeń czy ceł na dobra sprowadzane z Chin. Gdyby na to przystać, doprowa­

dzono by do wzrostu kosztów życia w USA, co z kolei pociągnęłoby za sobą żądania

wyższych płac ze strony robotników. Marks, wzmiankując pokrótce tego rodzaju problemy, odsuwa je na bok, stwier­

dzając, że „w określonym kraju i w określonym okresie przeciętny zakres niezbędnych

środków utrzymania jest wielkością daną" (198). Opisuje on to, co uważa za płynne

i znajdujące się w ciągłej zmianie, jako „wielkość daną” w konkretnym czasie i miejscu. Czy ten ruch jest rozsądny? Teoretycznie pozwala mu na przejście do wyjaśniania tego, w jaki sposób można wytwarzać wartość dodatkową, ale wszystko ma swoją

cenę. W większości gospodarek krajowych znaleziono sposoby określania tego, czym może być ta wielkość dana. Dajmy na to prawodawstwo dotyczące płacy minimalnej uznaje istotność ustalonej wielkości danej w danym miejscu i czasie, podczas gdy polityka dotycząca tego, czy podnosić ją, czy nie, jest świetną ilustra­

cją roli, jaką w określaniu wartości siły roboczej pełni walka polityczna. Lokalne

walki w ostatnich latach o „godną płacę" również stanowią przykład idei zarówno

Rozdział III Od kapitału do siły roboczej

133

ogólnej wielkości danej, jak również walki społecznej o to, ile ta wielkość dana powinna wynosić.

Jeszcze bardziej interesującą paralelę dla sformułowania Marksa stanowi okre­ ślanie tak zwanego progu ubóstwa. W połowie lat sześćdziesiątych XX wieku Mollie Orshansky stworzyła metodę określania poziomu ubóstwa przez powiązanie go

w kategoriach pieniędzy potrzebnych na zakup określonego koszyka towarów

uznanych za niezbędne, by zreprodukować, powiedzmy, czteroosobową rodzinę

na jakimś minimalnie akceptowalnym poziomie. Oto swego rodzaju wielkość

dana, do której odnosił się Marks. Począwszy od lat sześćdziesiątych XX wieku trwa jednak nieustanna dyskusja dotycząca tej definicji, która stała się podstawą

polityki publicznej (na przykład w zakresie różnorodnych świadczeń socjalnych).

Przedmiotem kontrowersji stało się dokładnie to, co powinno wchodzić w skład koszyka towarów - ile pieniędzy z przeznaczeniem na transport, ile na ubrania, ile na jedzenie, ile na wynajem (oraz czy rzeczywiście potrzebujecie dziś telefo­ nów komórkowych). W Stanach Zjednoczonych kwota dla czteroosobowej rodziny wynosi obecnie powyżej 20 000 dolarów rocznie. Prawica mówi, że od samego początku przyglądaliśmy się złemu składowi koszyka, a przez to przeszacowaliśmy

ubóstwo; jednak, jak sugerują wyniki badań, w miejscach o wysokich kosztach życia, w rodzaju miasta Nowego Jorku, poziom powinien wynosić około 26 000

dolarów. Oczywiście wpływ mają tu argumenty historyczne, polityczne i moralne. Powróćmy jednak do idei cyrkulacji siły roboczej w ramach obiegu T-P-T oraz róż­

nicy między tym obiegiem, a tym, w którym działa kapitalista, to znaczy P-T-P + AP. Wartość użytkowa, którą posiadacz pieniędzy otrzymuje w akcie wymiany, przejawia się dopiero w rzeczywistym spożyciu, w procesie konsumpcji siły roboczej. (...) Proces spo­

żywania siły roboczej jest zarazem procesem wytwarzania towaru i wartości dodatkowej. Spożycie siły roboczej, podobnie jak spożycie każdego innego towaru, odbywa się poza

rynkiem, czyli poza sferą cyrkulacji (202-203).

W tym momencie następuje ogromne przesunięcie perspektywy: Opuszczamy więc wraz z posiadaczem pieniędzy i posiadaczem siły roboczej tę sferę

pełną gwaru, gdzie wszystko dzieje się na powierzchni i na oczach wszystkich, aby udać się za nimi do tajemniczej siedziby produkcji, na której progu widnieje napis: No admit­ tance except on business (Wstęp tylko dla interesantów). Tu dowiemy się nie tylko, jak kapi­

tał wytwarza, ale także jak się wytwarza sam kapitał (203).

134

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Marks następnie podsumowuje swój wywód zamaszystym oskarżeniem burżuazyjnej konstytucyjności i prawa. Opuszczenie obszaru cyrkulacji i wymiany oznacza

wyjście ze sfery, która została ustanowiona konstytucyjnie jako „prawdziwy raj

przyrodzonych praw człowieka" Rynek jest miejscem, w którym „panuje wyłącznie Wolność, Równość, Własność i Bentham” Wolność! Albowiem nabywca i sprzedawca towaru, np. siły roboczej, działają tylko

z wolnej woli. Zawierają umowę jako wolne, równe w prawach osoby. Umowa jest ostatecznym wynikiem, w którym ich wole znajdują wspólny wyraz prawny. Równość!

Albowiem odnoszą się wzajemnie do siebie wyłącznie jako posiadacze towarów i wymie­ niają ekwiwalent na ekwiwalent. Własność! Albowiem każdy rozporządza tylko tym,

co do niego należy. Bentham! Albowiem każdy z nich dba tylko o siebie. Jedyną siłą, która ich zbliża i nawiązuje między nimi stosunek, jest siła ich egoizmu, ich własnej

korzyści, ich prywatnych interesów. I właśnie dlatego, że każdy dba tylko o siebie i nikt nie troszczy się o drugiego, wszyscy razem wskutek przedustawnej harmonii rzeczy czy też dzięki opiece przemyślnej Opatrzności dokonują dzieła wzajemnej korzyści, wspólnego

pożytku, ogólnego interesu (203-204).

Marksowski głęboko ironiczny opis standardowej formy liberalnej burżuazyjnej

konstytucjonalności i prawa rynku prowadzi nas do do ostatecznego przesunięcia w ramach jego wywodu: Z chwilą gdy opuszczamy tę sferę prostej cyrkulacji, czyli wymiany towarów, z której wolnohandlowiec vulgaris czerpie swe poglądy, pojęcia i kryteria swego sądu o społeczeń­

stwie kapitału i pracy najemnej, coś jak gdyby się już zmienia w fizjonomiach naszych dramatis personae. Dawny posiadacz pieniędzy kroczy na przedzie jako kapitalista,

posiadacz siły roboczej idzie za nim jako jego robotnik; pierwszy stąpa raźno ze znaczą­

cym uśmiechem, drugi - osowiały, niechętny, jak ktoś, kto przehandlował własną skórę i teraz czeka już tylko na wygarbowanie jej (204).

Ta dalsza refleksja dotycząca burżuazyjnych praw, przywołująca podwójność rze­

komej wolności robotnika, daje Marksowi gładki argument w rozważaniach dużo mniej widzialnego momentu produkcji, który zazwyczaj zachodzi w fabryce. W ten obszar zanurzymy się teraz, podążając za Marksem.

Rozdział IV • Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

Chciałbym teraz na chwilę spojrzeć wstecz na kierunek rozwoju, który obierał do tej pory wywód Marksa. Posłużę się przy tym schematycznym przedstawieniem jego

dialektycznego łańcucha argumentacji (zob. poniższy Rysunek 4.1.). Redukowanie

wywodu do takiej postaci nieuchronnie wyrządza krzywdę bogactwu przemyśleń Marksa. Myślę jednak, że przydaje się czasem posiadać jakiegoś rodzaju mapę poznawczą jego argumentacji. Ułatwi wam to nawigację pośród jej zawiłości.

Rysunek 4.1. Dialektyczny łańcuch argumentacji w tomie I Kapitału Marksa

13«

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Autor Kapitału zaczyna od jednolitego pojęcia towaru, ucieleśniającego dwo­

istość wartości użytkowych i wymiennych. Za wartością wymienną kryje się nato­

miast jednolite pojęcie wartości określone jako społecznie niezbędny czas pracy („społecznie niezbędny" implikuje czyjeś potrzeby i pragnienia z obszaru wartości

użytkowych). Wartość wchłania w siebie dwoistość pracy konkretnej i abstrakcyjnej,

łączących się w akcie wymiany, poprzez którą wartość zostaje wyrażona w ramach dwoistości względnej i ekwiwalentnej formy wartości. Z tego bierze się towar-pieniądz, jako przedstawiciel ogólności wartości, skrywając jednak wewnętrzne zna­

czenie wartości jako społecznego stosunku i tworząc tym samym fetyszyzm towa­ rów, rozumiany jako rzeczowy stosunek między osobami oraz społeczny stosunek

między rzeczami. Na rynku ludzie odnoszą się do siebie nawzajem nie tyle jako ludzie, ale jako nabywcy i sprzedawcy rzeczy. W tym miejscu Marks zakłada, podob­

nie jak na gruncie teorii liberalnej, prawa własności prywatnej, jednostki prawne

oraz doskonale działające rynki. W tym świecie pieniądz, przedstawiciel wartości, wchodzi w dwie odmienne i potencjalnie antagonistyczne role: miary wartości

oraz środka cyrkulacji. Jednakże ostatecznie istnieje jeden pieniądz, a napięcie

między tymi dwiema rolami zostaje pozornie rozwiązane przez nowy stosunek pieniężny - między dłużnikami a wierzycielami. Przesuwa to uwagę z formy cyr­

kulacji T-P-T do formy P-T-P, która oczywiście stanowi prototyp pojęcia kapitału

określonego nie tyle jako rzecz, ale jako forma cyrkulacji wartości, wytwarzająca wartość dodatkową (zysk), P-T-P + AP. Stwarza to sprzeczność między ekwiwalencją zakładaną w ramach doskonalej wymiany rynkowej oraz nieekwiwalencją wyma­

ganą w ramach produkcji wartości dodatkowej. Sprzeczność ta zostaje rozwiązana

dzięki istnieniu siły roboczej jako towaru, który można kupić i sprzedać na rynku,

by następnie wykorzystać go w wytwarzaniu wartości, a zatem wartości dodatko­ wej. W ten sposób dotarliśmy wreszcie do głównej koncepcji klasowego stosunku między pracą a kapitałem.

Zauważcie proszę, że nie jest to przyczynowy łańcuch argumentacji. Zakłada on stopniowe odsłanianie, rozkładanie różnych poziomów złożoności, wraz z roz­

szerzeniem argumentacji od prostej opozycji w obrębie towaru do coraz większej liczby wglądów w różne aspekty tego, w jaki sposób działa kapitalistyczny sposób

produkcji. Ten dialektyczny rozwój obecny jest w całej książce. Weźmy na przykład

pojawienie się w wywodzie stosunku klasowego oraz walki klasowej i dwojakie pojęcia bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej. Dialektyczny namysł prze­

skakuje następnie z tej skali na obszar makrodychotomii między całym tomem I,

skupionym na świecie wytwarzania wartości dodatkowej, a tomem II, gdzie uwaga

Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej

139

koncentruje się przede wszystkim na cyrkulacji i realizacji wartości dodatkowej. Napięcie (sprzeczność) między produkcją a realizacją stanowi podstawę teorii kry­ zysów w tomie III. Wykroczyłem jednak w tym momencie zbyt daleko naprzód.

Powyższa mapa poznawcza pozwala nam wyobrazić sobie to, za pomocą jakich skoków dialektycznych Marks niejako organicznie rozwinął swój wywód. Pamię­

tajcie jednak proszę, że ten wykres jest ilustracją zaledwie szkieletu, wokół którego Marks organizuje analizy rzeczywistego ciała i krwi dynamicznego, rozwijającego

się i pełnego sprzeczności kapitalistycznego sposobu produkcji.

Rozdział 5. Proces pracy i proces pomnażania wartości

Opuszczamy teraz „gwarną” sferę rynku, obszar wolności, równości i Benthama, i wkraczamy do wnętrza procesu pracy, gdzie napis mówi nam: „Wstęp tylko

dla interesantów!" Rozdział ten jest niezwykły pod jednym względem. Przez więk­ szą część Marks jest stanowczy co do tego, że zajmuje się tu jedynie kategoria­

mi pojęciowymi sformułowanymi w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji

i jemu właściwymi. Wartość na przykład nie jest uniwersalną kategorią, ale czymś wyjątkowym dla kapitalizmu wyłaniającego się z epoki burżuazyjnej (jak widzie­ liśmy, Arystoteles nie mógł jej sformułować, z uwagi na panujące w jego czasach niewolnictwo). Jednakże to w tym rozdziale, przez mniej więcej pierwszych dzie­

sięć stron, Marks wdaje się w dyskusję nad tym, co jest uniwersalne i stosowalne we wszystkich możliwych sposobach produkcji. Jak mówi, „proces pracy trzeba naj­ pierw badać niezależnie od jakiejkolwiek określonej formy społecznej” (205); pot­

wierdza w ten sposób stanowisko, które zajął wcześniej, mówiące, że praca jest ,warunkiem istnienia człowieka, niezależnym od wszelkich ustrojów społecznych,

jest wieczną przyrodzoną koniecznością, która umożliwia wymianę materii między człowiekiem a przyrodą, a więc umożliwia życie ludzkie” (49).

Nie powinniśmy jednak interpretować tych stwierdzeń w znanych nam burżuazyjnych kategoriach, zakładających jasny rozdział między „człowiekiem a przy­ rodą” kulturą i naturą, naturalnym i sztucznym, tym, co mentalne, i tym, co fizykalne,

w rdmach którego historia postrzegana jest jako tytaniczne zmaganie między dwoma niezależnymi siłami, ludzkością i przyrodą. Ten proces jest jednocześnie całkowicie

przyrodniczy i całkowicie ludzki. Jest rozumiany dialektycznie jako moment „metabo­ lizmu” w którym niemożliwe jest oddzielenie tego, co naturalne, od tego, co ludzkie.

Jednakże w obrębie tego jednolitego pojęcia procesu pracy, podobnie jak miało to już miejsce w przypadku towaru, od razu rozpoznajemy pewną dwoistość. Jak mówi

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

141

Marks, mamy tu do czynienia z „procesem zachodzącym między człowiekiem a przy­

rodą, procesem, w którym człowiek poprzez swoją własną działalność zapośfed-

nicza, reguluje i kontroluje wymianę materii między sobą a przyrodą" (205). Istoty ludzkie są aktywnymi czynnikami w stosunku do świata znajdującego się wokół

nich. W związku z tym człowiek wobec materii przyrody występuje jako siła przyrody. Wprawia w ruch naturalne siły swe­ go ciała - ramiona i nogi, głowę i ręce, ażeby przyswoić sobie materię przyrody w postaci

przydatnej dla swego własnego życia. Oddziałując za pośrednictwem tego ruchu na istnie­

jącą poza nim przyrodę i zmieniając ją, człowiek zmienia zarazem swoją własną naturę (205).

Jest to miejsce, w którym napotykamy najbardziej przejrzyste Marksowskie dialek­ tyczne sformułowanie stosunku do przyrody. Nie jesteśmy w stanie przekształcić tego, co znajduje się dookoła nas, bez jednoczesnego przekształcenia nas samych. I na odwrót, nie jesteśmy w stanie przekształcić nas samych bez jednoczesnego

przekształcenia wszystkiego, co nas otacza. Jednolity charakter tego dialektycznego stosunku, nawet jeśli zakłada „eksternalizację" przyrody oraz „internalizację" tego,

co społeczne, nigdy nie może zostać usunięty. Ta dialektyka nieustannego prze­ kształcania siebie samego poprzez przekształcanie świata i na odwrót stanowi pod­

stawę dla rozumienia ewolucji ludzkich społeczeństw, jak również ewolucji samej przyrody. Jednakże proces ten nie ogranicza się wyłącznie do istot ludzkich - robią

tak też mrówki, bobry i wszelkiego rodzaju organizmy. Cała historia życia na Ziemi obfituje w dialektyczne interakcje tego rodzaju. Na przykład James Lovelock w swojej hipotezie Gai twierdzi, że atmosfera podtrzymująca obecnie nasze życie nie istniała od zawsze. Stworzyły ją organizmy, które żyły dzięki metanowi i wytwarzały den.

Dialektyka życia organicznego i ewolucji świata przyrodniczego była czymś kluczo­

wym od samego początku istnienia.

W swoich wcześniejszych pracach Marks czerpał wiele z idei charakterystycz­

nie ludzkiej „istoty gatunkowej" (być może bazując na antropologii Kanta, jak rów­ nież na późniejszych ujęciach antropologicznych Feuerbacha). Ta idea znajduje się

raczej w de sformułowań z Kapitału, jednak od czasu do czasu wywiera delikatny wpływ, jak w przytoczonym poniżej przypadku. Co zatem czyni naszą pracę wyjąt­

kowo ludzką? Marks pisze: Pająk dokonuje czynności podobnych do czynności tkacza, a pszczoła budową swych komórek woskowych mogłaby zawstydzić niejednego budowniczego-człowieka. Ale nawet

142

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

najlichszy budowniczy tym z góry już różni się od najzręczniejszej pszczoły, że zanim

zbuduje komórkę w wosku, musi ją przedtem zbudować w swojej głowie. Pod koniec procesu pracy pojawia się wynik, który przed rozpoczęciem tego procesu istniał już

w wyobrażeniu robotnika, a więc istniał już idealnie (206).

To ważne stwierdzenie. Mamy ideę, twierdzi Marks, a następnie ją urzeczywist­

niamy. Istnieje zatem zawsze „idealny” (mentalny) moment, moment utopijny, wiążący się z ludzką działalnością wytwórczą. Co więcej, moment ten nie jest nie­ zaplanowany: „robotnik nie tylko zmienia to, co otrzymuje od przyrody; w tym, co mu daje przyroda, urzeczywistnia zarazem swój cel, który jest mu znany, który jest

dla niego prawem określającym sposób jego działania i któremu musi podporządko ­

wać swoją wolę. I to podporządkowanie nie jest jakimś odosobnionym aktem" (206). Działalność ta jest zatem celowa. Robotnik potrzebuje - potrzebujemy - celowej

woli, uwagi tym bardziej, im mniej praca ta treścią swoją i sposobem, w jaki trzeba ją wykonywać, budzi zapał robotnika, im mniej przeto jest dlań ponętna jako gra własnych jego sil

fizycznych i duchowych (206).

Na temat tych kluczowych fragmentów można poczynić szereg uwag - i są one również kluczowe. Przede wszystkim nie ma wątpliwości, że w tym miejscu Marks kwestionuje Fourierowskie pojęcie procesu pracy. Fourier był przekonany, że praca

powinna polegać na radosnym, pełnym pasji i podniecenia zaangażowaniu, jeśli

nie być po prostu czystą zabawą. Marks mówi, że nigdy na tym nie polega. Jeśli to, co wyobrażone, ma zostać urzeczywistnione, jeśli świadomy cel ma zostać zreali­ zowany, należy włożyć w to dużo samodyscypliny i ciężkiej pracy. Po drugie, Marks

przyznaj e tu żywotną rolę siłom duchowym, świadomemu i celowemu działaniu,

a to przeczy jednemu z często przypisywanych mu argumentów, że materialne

warunki determinują świadomość; że to, w jaki sposób myślimy, podyktowane jest przez materialne okoliczności naszego życia. Stwierdza wyraźnie, że nie, że istnieje

mofnent, kiedy to, co idealne (to, co mentalne), rzeczywiście zapośrednicza nasze działania. Architekt - myślę, że należy traktować tego architekta raczej jako meta­

forę niż konkretny zawód - ma zdolność wymyślania świata i przebudowywania

go na podobieństwo tego pomysłu. Niektórzy teoretycy twierdzą, że albo Marks

w tym fragmencie po prostu zapomniał o swoich własnych zasadach, albo w rze­ czywistości jest schizofrenikiem. Uznają oni, że istnieją wobec tego dwa marksizmy:

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

143

jeden Marks z tego fragmentu, pozwalający na wolną grę idei oraz aktywności

mentalnych, i drugi Marks - deterministyczny, w istocie utrzymujący, że nąsza świadomość, jak również to, co myślimy i robimy, zdeterminowane są przez

nasze materialne warunki. Myślę, że oba te stanowiska nie są wiarygodne. Nie­ prawdopodobne jest to, by ze wszystkich możliwych miejsc to w Kapitale, w klu­

czowym rozdziale tego dzieła, który był dokładnie poprawiany przed publikacją (a następnie zmodyfikowany w odpowiedzi na krytykę), Marks zajął stanowisko

głęboko niespójne ze sposobem, w jaki rozumiał świat. Co innego, gdyby te frag­ menty znajdowały się w jednym z jego notatników czy nawet w Zarysie krytyki

ekonomii politycznej. Jednak mowa tu o centralnym, przejściowym momencie

w argumentacji Kapitału. Zasługuje on zatem na poważne odczytanie i dokładną interpretację.

Marksowskie dialektyczne rozumienie procesu pracy jako momentu meta­ bolicznego od razu implikuje, że idee nie mogą brać się znikąd. Idee w pewnym

sensie są całkiem naturalne (jest to stanowisko będące w całkowitej sprzeczności

z heglowskim idealizmem). Nie ma zatem nic dziwnego w stwierdzeniu, że idee

wyrastają z wnętrza metabolicznego stosunku z materialną przyrodą i zawsze noszą

na sobie piętno tego pochodzenia. Nasze myślowe sposoby pojmowania świata nie są oddzielone od naszych materialnych doświadczeń, naszych kluczowych spo­ sobów zaangażowania w świat, a zatem nie są od nich niezależne. Istnieje jednak (i porównanie z przypadkiem pieniądza czy towaru jest w tym miejscu pouczające) nieuchronna eksternalizacja wewnętrznego stosunku i w taki sam sposób, w jaki

świat pieniądza (szczególnie gdy przybiera symboliczne postaci) może zarówno przejawiać się i „rzeczywiście być" (spójrzcie na argument dotyczący fetyszyzmu)

w opozycji do świata towarów oraz ich wartości użytkowych, tak samo nasze men­

talne przedstawienia świata wchodzą w zewnętrzną relację z materialnym światem, który staramy się przekształcić. Zachodzi zatem dialektyczny ruch, gdy popusz­

czamy wodze wyobraźni, kiedy możemy powiedzieć i mówimy „zamierzam zbudo­

wać to raczej niż tamto’,’ przekształcając materialne składniki przy wykorzystaniu sił naturalnych (w tym ludzkich mięśni) w taki sposób, by wytworzyć coś nowego

i innego (na przykład garnek na kole garncarskim). Marksowskie sformułowanie uchwytuje jednak pewną otwartość względem idei oraz przedstawień mental­

nych. I dokładnie w ten sam sposób, w który system monetarny może wymknąć

się spod kontroli i generować kryzysy finansowe, nasze mentalne przedstawienia

(nasze ideologiczne fiksacje) mogą wymknąć się nam spod kontroli i doprowa­ dzać do kryzysów. Oto w istocie stanowisko, które zajmuje Marks w odniesieniu

144

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

do całej burżuazyjnej wizji świata, z jej fantazjami dotyczącymi Robinsona Crusoe

oraz jej uwielbieniem wyimaginowanego, zaborczego indywidualizmu oraz dosko­

nale działających rynków. Tak samo jak system monetarny zmuszony jest w pew­ nym momencie do powrotu do normalności w stosunku do materialnego świata społecznie niezbędnego czasu pracy, tak i wciąż nam towarzyszące burżuazyjne

koncepcje świata muszą ustąpić pola odpowiedniejszym konfiguracjom men­ talnych przedstawień świata, jeśli mamy podjąć narastające gwałtownie proble­ my społeczne i środowiskowe współczesnego kapitalizmu. Zmagania o właściwe mentalne przedstawienia świata (często ujmowane jako będące „zaledwie" czę­

ścią nadbudowy, chociaż zauważcie, że Marks wyszczególnił, iż to w tym obsza­

rze „stajemy się świadomi" problemów i „wywalczamy je”) mają tu do odegra­

nia istotną rolę. Z jakiego innego powodu Marks tak bardzo starałby się napisać Kapitał? Moment, w którym Marks rozmieszcza mentalne przedstawienia świata, świadomość, celowość i zaangażowanie, nie jest zatem w żaden sposób dziwny

w stosunku do dynamiki społecznej ewolucji i transformacji przyrody oraz natury

ludzkiej, zachodzących poprzez pracę. Wprost przeciwnie, ma fundamentalne

znaczenie. Marks mówi również, że dokańczanie projektów (w rodzaju wznoszenia do­ mów) wymaga ciężkiej pracy, a gdy już rozpoczniemy projekt, zbyt często dajemy

się zamknąć w jego ramach. Jeśli mamy go ukończyć, musimy ulec jego wymaga­ niom, poddać siebie i nasze pasje jego celowej intensywności. Za każdym razem,

gdy na przykład piszę książkę, zaczynam od znakomicie i ekscytująco brzmiącego pomysłu, ale gdy dochodzę do momentu, w którym jest ona już gotowa, czuję się,

jakbym wychodził na wolność z więzienia! W tym miejscu napotykamy jednak coś

o znacznie szerszym znaczeniu. W samym sercu Marksowskiej krytycznej wrażli­ wości znajduje się idea głosząca, że istoty ludzkie mogą zbyt łatwo wpaść w nie­

wolę własnych wytworów i projektów, o fałszywych mentalnych przedstawieniach

świata nie wspominając. Tego rodzaju krytyczna wrażliwość może zostać z powo­ dzeniem zastosowana w odniesieniu do komunizmu, socjalizmu czy starożytno­

ści, jak i w przypadku kapitalizmu - i to tu Marks będzie ją stosował w najbardziej przekonujący sposób.

Coś jeszcze sprawia, że te fragmenty są tak interesujące. Mam wrażenie, że Marks przydaje procesowi pracy nie tylko przymiot kreatywności, ale również i szla­

chectwa. Ten argument wydaje mi się głęboko romantyczny. Marks bez wątpienia znajdował się pod wpływem wczesnodziewiętnastowiecznego romantyzmu. Jego wczesne pisma natchnięte są romantycznymi znaczeniami i uczuciami. Choć ta

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

14$

wrażliwość jest niejako stłumiona w jego dojrzałych pracach, nietrudno dostrzec jej obecność (nawet jeśli pojęcie alienacji przemieszcza się od znaczenia mocno

agonistycznego, jakie przyjmuje w Rękopisach ekonomiczno-filozoficznych z 1844 r.,

w kierunku bardziej technicznego w Kapitale). W omawianym teraz fragmencie Marks mówi wprost, że istoty ludzkie mogą przekształcać świat w sposób radykalny,

według własnej wyobraźni oraz posiadając ideę celu, będąc świadomymi tego, co robią. Robiąc to zaś, dysponują mocą przekształcania siebie samych. Musimy

zatem myśleć o naszych zamiarach, stawać się świadomymi tego, jak i kiedy inter­ weniujemy w świat, przekształcając samych siebie. Możemy i musimy pochwycić

tę dialektyczną możliwość w sposób twórczy. Nie ma zatem żadnego neutralnego

przekształcania uzewnętrznionej w stosunku do nas przyrody. To, co robimy „gdzieś

tam" bardzo mocno dotyczy nas „tutaj" Marks skłania do myślenia dokładnie o tym, jakie znaczenie ma dla nas ta dialektyka, jak również co oznacza ona dla przyrody, której jesteśmy przecież częścią. Stąd bierze się właśnie uniwersalistyczne podejście do rozumienia procesu pracy. Oznacza to, że ludzka natura nie jest czymś danym,

ale podlega nieustannym zmianom. Takie usytuowanie Marksa jest czymś kontrowersyjnym (podobnie jak, być może,

moje własne odczytanie tego stanowiska). Będziecie mieli wiele okazji, by je zakwe­ stionować. Można zająć, na przykład, stanowisko Fouriera czy niektórych wersji marksizmu autonomistycznego reprezentowanego przez, dajmy na to, Antonia

Negriego, Johna Hollowaya czy Harry’ego Cleavera, którego Polityczne czytanie Kapitału1 oferuje wnikliwy wgląd w stojące przed nami kwestie. Musicie jednak

przystać na jakieś rozumienie tego, co mówi Marks, dostrzegać, że jest to jakiś jego sposób na zdefiniowanie własnego stanowiska, jego wizja tego, na czym polega

właściwie możliwość twórczej pracy i zmieniania świata.

Jak zatem można określić proces pracy jako uniwersalny warunek możliwości ludz­

kiej egzystencji? Marks wyróżnia trzy jego składniki: „celowa działalność, czyli sama praca, przedmiot pracy i środki pracy" (206). Początkowo przedmiot, na którym

wykonywana jest praca, dany jest w postaci pojęcia ziemi, czystej natury. Jednakże

Marks szybko odsuwa się od tego podziału, by odróżnić czystą przyrodę od surowców,

stanowiących elementy świata, który został już częściowo przekształcony, stworzony czy wydobyty przez ludzką pracę. Podobne rozróżnienie pojawia się w przypadku środków pracy. Te mogą być otrzymane bezpośrednio, w sposób umożliwiający 1 H. Cleaver, Polityczne czytanie Kapitału, przel. I. Czyż, Oficyna Bractwo Trojka, Poznań 2012.

14«

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

od razu ich użycie - jak na przykład kije, kamienie i tym podobne. Istnieją również

świadomie sporządzone środki pracy, w rodzaju noży czy toporów. Dlatego choć ziemia może stanowić naszą „pierwotną spiżarnię" oraz „pierwotny arsenał środ­

ków pracy” (207), istoty ludzkie od dawna odnosiły sukcesy na polu przekształca­

nia zarówno ziemi, jak i środków pracy zgodnie z własnym zamiarem. Człowiek, jak mówi Marks, cytując z odrobiną aprobaty Benjamina Franklina, to „zwierzę wytwarzające narzędzia" (208). „Jakkolwiek używanie i wytwarzanie środków pracy spotykamy w zarodku już u niektórych gatunków zwierząt, to jednak czynności te stanowią cechę charakterystyczną specyficznie ludzkiego procesu pracy” (208). Następnie Marks podsuwa poboczną obserwację, którą w szczegółach rozwinie

później: Epoki ekonomiczne różnią się nie tym, co się wytwarza, lecz tym, jak się wytwarza, za po­

mocą jakich środków pracy się wytwarza. Środki pracy są nie tylko miernikiem rozwoju

ludzkiej siły roboczej, ale też wykładnikiem stosunków społecznych, w jakich praca się odbywa (208).

Wniosek, który z tego wypływa, mówi, że transformacja naszych środków pracy ma konsekwencje dla naszych społecznych stosunków i na odwrót; wraz ze zmianą naszych stosunków społecznych musi się zmieniać nasza technologia, a gdy ona

się zmienia, wraz z nią przemianie podlegają stosunki społeczne. Marks zakłada w tym miejscu ideę dialektyki między technologiami a stosunkami społecznymi,

która będzie miała znaczenie w dalszej części jego wywodu. Jest to, jak widzieli­

śmy, jego typowa strategia - rzucić komentarz tego rodzaju jako zapowiedź czegoś,

co pojawi się później. Nie jesteśmy jednak zainteresowani wyłącznie narzędziami w typowym zna­

czeniu. Warunki fizycznej infrastruktury, również stworzone na mocy ludzkiej

pracy, nie są wprost zaangażowane w bezpośredni proces pracy, są jednak nie­ zbędne dla jego przebiegu. „Środkami pracy tego typu, które wszakże powstały już za pośrednictwem pracy, są np. budynki robocze, kanały, drogi itp.” (209). Proces pracy zależy nie tylko od wydobycia materiałów z czystej natury, ale również od śro­

dowiska zbudowanego z pól, dróg, infrastruktury miejskiej (często określanego mia­

nem „drugiej natury”). Co jednak z rzeczywistym procesem pracy jako takim? W tym miejscu Marks wraca do rozważania stosunków proces-rzecz. Praca jest procesem. Jest przekształ­ caniem czegoś w coś innego. To przekształcenie niszczy istniejącą wartość użytkową

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

147

i tworzy inną. Co więcej, „to, co po stronie robotnika występowało w formie ruchu (...), występuje teraz po stronie produktu jako stan spoczynku (...), w formie bytu. Robot­

nik prządł, a produktem jest przędza" (209). Różnica między procesem a rzeczą

nieustannie pobrzmiewa gdzieś w de. Zawsze ceniłem to w Marksowskim ujęciu. Jako wykładowca nieustannie muszę

konfrontować się ze stosunkiem proces-rzecz. Proces uczenia się przez studenta zostaje na koniec oceniony na podstawie wykonanych rzeczy w rodzaju prac pisem­

nych. Czasem jednak trudno, jeśli jest to w ogóle możliwe, oceniać proces w opar­

ciu o wytworzone rzeczy. Studenci mogą uważać sam proces za zdumiewająco kształcący i wiele się nauczyć, jednak jeśli napiszą kiepski esej, otrzymują ocenę niedostateczną. Wówczas mówią mi: „Ale przecież tyle się nauczyłem w trakcie

tego kursu!”. Ja zaś odpowiadam: „Jak możesz napisać taki esej i wciąż twierdzić,

że czegokolwiek się nauczyłeś?”. Jest to jednak problem, z którym wszyscy często

się mierzymy. Możemy całkowicie spartolić wytwarzanie rzeczy, ale nauczyć się

czegoś fantastycznego w procesie ich tworzenia. Dla Marksa istotą pracowania jest proces. Dokładnie w ten sam sposób, w jaki

kapitał rozumiany jest jako proces cyrkulacji, praca rozumiana jest jako proces tworzenia. Jest to jednak proces tworzenia wartości użytkowych, a w kapitalizmie oznacza to wytwarzanie ich dla kogoś innego w formie towaru. Czy ta wartość użyt­

kowa musi mieć dla nas bezpośrednie zastosowanie? Niekoniecznie, ponieważ

praca może być przechowywana w celu wykorzystania jej w przyszłości (nawet społeczeństwa pierwotne najczęściej zachowują produkt dodatkowy, by wykorzy­

stać go w przyszłości). W naszym świecie olbrzymie ilości przeszłej pracy przecho­ wywane są na naszych polach, w miastach czy w fizycznej infrastrukturze, a część

z tego pochodzi z dalekiej przeszłości. Codzienna aktywność związana z pracowa­

niem to jedno, ale sposób, w jaki owo pracowanie zostaje zmagazynowane w pro­ duktach i rzeczach, również odgrywa istotną rolę. Co więcej, proces pracy często

wytwarza różne rzeczy naraz. Często mówi się o tym jako o problemie „wspólnych

produktów" (Joint productś). Hodowla bydła stwarza mleko, mięso i skóry, podczas gdy owca hodowana na mięso wytwarza wełnę czy tego chcemy, czy nie. W ramach

kapitalizmu prowadzi to do powstania problemu: w jaki sposób, dajmy na to, te róż­ norodne produkty łączne mają zostać rozłącznie wycenione? Mamy tu problem sprowadzający się do tego, w jaki sposób produkty przeszłej pracy odnoszą się

do teraźniejszych aktywności pracowania. Staje się to szczególnie istotne w przy­

padku wartości maszyn: „maszyna nieczynna w procesie pracy jest bezużyteczna” (212). Wniosek z tego taki, że

148

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Żywa praca musi ogarnąć te rzeczy, musi wskrzesić je z martwych, przekształcić je z war­

tości użytkowych jedynie potencjalnych w wartości użytkowe rzeczywiste i czynne. Objęte ogniem pracy (przez to Marks znowu powraca do kluczowości pracy jako procesu - DH), przyswojone przez nią jako jej powłoki cielesne, powołane jej tchnieniem do pełnienia

w tym procesie funkcji zgodnych z ich przeznaczeniem i powołaniem, zostają one wpraw­ dzie również spożyte, lecz spożyte celowo, jako elementy tworzenia nowych wartości

użytkowych, nowych produktów, które jako środki utrzymania mogą wejść do konsump­ cji indywidualnej lub jako środki produkcji - do nowego procesu pracy (212).

Zatem to kontakt z żywą pracą wskrzesza wartość pracy martwej zakrzepłej w prze­ szłych wytworach. Wskazuje to na istotne rozróżnienie między produkcyjną a indy­

widualną konsumpcją. Konsumpcja produkcyjna jest przeszłą pracą, która zostaje

skonsumowana w obecnym procesie pracy, by stworzyć całkowicie nową wartość użytkową; konsumpcja indywidualna to to, co zostaje skonsumowane przez ludzi w trakcie ich procesów reprodukcyjnych.

„Proces pracy’,’ twierdzi Marks w podsumowującym fragmencie, „jest celową

czynnością mającą wytworzyć wartości użytkowe, przystosować to, co dostarcza

przyroda, do potrzeb człowieka, jest ogólnym warunkiem wymiany materii mię­ dzy człowiekiem a przyrodą" (213) (zauważcie raz jeszcze, jak ważna w Marksowskiej analizie jest ta idea metabolicznej interakcji); jest on „wiecznym naturalnym warunkiem życia ludzkiego" (213) (o czym wspominał już na stronach 48-49), jest przeto procesem niezależnym od jakiejkolwiek formy tego życia, procesem raczej

wspólnym wszystkim jego formom społecznym. Nie mieliśmy wobec tego potrzeby przedstawiać robotnika w stosunku do innych robotników. Wystarczał nam stan rzeczy,

w którym z jednej strony był człowiek i jego praca, z drugiej - przyroda i jej materiały. Podobnie jak po smaku pszenicy nie można poznać, kto ją uprawiał, tak też nie można po tym procesie poznać, w jakich warunkach się odbywa (213).

Na tych kilku stronach Marks zaoferował uniwersalną, fizykalną, drobiazgową

analizę i opis procesu pracy niezależnego od jakiejkolwiek formacji społecznej, ogołoconego z jakiegokolwiek szczególnego społecznego znaczenia. Mogę opisać

kogoś kopiącego rów, ze wszystkimi cielesnymi szczegółami, w tym jego stosunek do przeszłej pracy ucieleśnionej w łopacie, jednak nie jestem w stanie na podsta­

wie tego opisu ustalić, czy jest to stuknięty arystokrata, który robi to dla sportu,

czy chłop, czy niewolnik, pracownik najemny, czy też skazaniec. Istnieje zatem spo­

Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej

149

sób spoglądania na proces pracy jako coś czysto fizykalnego, niepozwalający na po­

znanie czegokolwiek dotyczącego stosunków społecznych, w których jest zanurzony

i uniemożliwiający jakiekolwiek odniesienia do ideologicznych i mentalnych przed­

stawień świata, powstających w ramach, powiedzmy, kapitalistycznego sposobu produkcji. Pozostaje zatem rozważenie tego, w jaki sposób kapitalizm czyni specy­

ficzny użytek z tych uniwersalnych zdolności i sił.

Kapitalistyczna forma procesu pracy

„Wróćmy do naszego kapitalisty in spe. Porzuciliśmy go, gdy nabył na rynku towaro­ wym wszystkie czynniki potrzebne w procesie pracy - czynniki przedmiotowe, czyli środki produkcji, oraz czynnik osobowy, czyli siłę roboczą” (213). Dwa warunki jed­

nakże związane są z umową zawiązywaną pomiędzy kapitałem i pracą w związku

z kupnem i sprzedażą siły roboczej jako towaru. Pierwszy dotyczy tego, że „robot­ nik pracuje pod kontrolą kapitalisty, do którego należy jego praca” (214). Oznacza

to, że gdy zawiązuję umowę z kapitalistą, posiada on prawo kierowania moją pracą oraz delegowania mi zadań. Sprzeciw względem takiej sytuacji pojawi się zapewne,

gdy praca jest niebezpieczna dla życia i kończyn, niemniej jednak ogólna zasada mówi, że robotnik otrzyma pieniądze na przeżycie, w zamian zaś kapitalista może

rozporządzać robotnikiem wedle swego uznania. Siła robocza jest towarem przyna­

leżnym kapitaliście na okres umowy. Drugim warunkiem jest to, że niezależnie co

robotnik stworzy w trakcie trwania umowy, należy to do kapitalisty, a nie robotnika. Nawet jeśli to ja tworzę towar i wcielam w niego pracę konkretną i wartość, nie będzie on należał do mnie. Jest to ciekawe pogwałcenie uwagi Locke’a, że ci, którzy tworzą

wartość poprzez łączenie swojej pracy z ziemią, upoważnieni są do prywatnej własno­ ści tejże wartości. Ogólnie rzecz biorąc, myślę, że spełnienie tych dwóch warunków

oznacza całkowitą alienację (chociaż Marks nie korzysta tu z tego słowa) pracownika od jego twórczego potencjału związanego z pracowaniem oraz z produktem pracy.

„Od tej chwili, gdy wszedł on do warsztatu kapitalisty, wartość użytkowa jego siły robo­

czej, a więc jej użytkowanie, praca, należy już do kapitalisty. Nabywając siłę roboczą, kapitalista zaszczepił samą pracę jako żywy czynnik fermentu” - raz jeszcze napoty­

kamy tu znane z Zarysu krytyki ekonomii politycznej ujęcie pracy jako „kształtującego

ognia” - „martwym, również do niego należącym, elementom tworzenia produktu" (214). Jednakże te dwa warunki pozwalają kapitaliście tak zorganizować produkcję, aby móc

ISO

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

wytworzyć towar, którego wartość jest większa niż suma wartości towarów potrzebnych do wytworzenia go, mianowicie środków produkcji i siły roboczej, na które wyłożył

na rynku towarowym swoje kochane pieniądze. Chce wytworzyć nie tylko wartość użyt­ kową, lecz towar, nie tylko wartość użytkową, lecz wartość, i nie tylko wartość, lecz także

wartość dodatkową (215-216).

W ten sposób kapitalista wiąże „proces pracy i proces tworzenia wartości” (216),

tworząc nowego rodzaju jedność. Tym właśnie ma się zajmować kapitalista, jest to jego świadomy cel, ponieważ pochodzenie zysku leży w wartości dodatkowej, a rolą kapitalisty jest poszukiwanie zysku. Jak pisze Marks: Wszystkim warunkom zagadnienia stało się zadość, a prawa wymiany towarowej nie

zostały w żadnej mierze naruszone. Ekwiwalent wymieniono na ekwiwalent. Kapita­ lista jako nabywca opłaci! każdy towar według jego wartości, bawełnę, wrzeciona, silę roboczą. Następnie uczynił to, co czyni każdy nabywca towarów: spożył ich wartość

użytkową (225).

Czyniąc to, ma możliwość wytwarzać towary posiadające więcej wartości niż ten,

który nabył na początku. Stąd bierze się produkcja wartości dodatkowej. „Cały ten proces, przemiana jego pieniędzy w kapitał, odbywa się w sferze cyrkulacji

i zarazem odbywa się nie w tej sferze" (225). Materiały i siła robocza kupowane

są na rynku za ich wartość, jednak zaprzęgane są do pracy, by zaskrzepić wię­ cej wartości w wytworzonych towarach w procesie produkcji, poza zasięgiem rynku. Warunki, które zostają tu „spełnione” zostały przedstawione w rozdziale czwartym (pod koniec jego części drugiej poświęconej sprzeczności ogólnego

wzoru): właściciel pieniędzy „musi nabywać towary według ich wartości, musi

je sprzedawać według ich wartości, a mimo to musi w wyniku procesu wydoby­ wać z cyrkulacji więcej wartości, niż do niej wrzucił” (192). Wynik jawi się jako coś

magicznego, ponieważ nie tylko kapitał wydaje się zdolny do znoszenia złotych jaj, ale również: wcielając w ich martwą przedmiotowość żywą silę roboczą, kapitalista przekształca war­ tość, czyli pracę minioną, uprzedmiotowioną, martwą, w kapitał, w samopomnażającą

się wartość, w żywego potwora, który zaczyna „pracować” jak gdyby ogarnięty szałem

miłosnym (w tym miejscu Marks cytuje Fausta - DH) (226).

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

151

Ta forma cyrkulacji wygląda następująco:

SR

...Pr ...T-P + AP

P-T

ŚP

Przyjrzyjmy się bliżej różnym krokom w ramach tego procesu. Kapitalista musi zakupić środki produkcji (ŚP): surowce, maszyny, półfabrykaty, wszystkie wytwory przeszłej pracy (zakrzepłe wartości). Musi również nabyć je zgodnie z ich warto­

ścią według zasad wymiany. Jeśli potrzebne jest wrzeciono, wówczas społecznie niezbędny czas pracy wcielony we wrzeciono ustala wartość. Wykorzystywanie przez kogoś złotego wrzeciona nie ma nic wspólnego ze społeczną niezbędnością.

By proces pracy mógł zachodzić poprawnie, kapitalista potrzebuje odpowiedniego

dostępu do środków produkcji na rynku. Zakup siły roboczej (SR) umożliwia oży­ wienie tych „martwych" środków produkcji poprzez proces pracowania (Pr). W przebiegu procesu praca przechodzi wciąż z formy działania w formę bytu, z formy ruchu w formę przedmiotu. Po upływie godziny ruch przędzenia przy­

biera postać pewnej ilości przędzy, a więc określona ilość pracy, jedna godzina pracy,

uprzedmiotowiona jest w bawełnie. Mówimy godzina pracy, tzn. wydatkowanie siły życiowej przędzarza w ciągu godziny, gdyż praca przędzenia rozpatrywana tu jest tylko

jako wydatkowanie siły roboczej, a nie jako szczególna praca przędzenia (219).

Innymi słowy, to praca abstrakcyjna zostaje wcielona w ten akt przędzenia, jej war­

tość zostaje dodana w postaci społecznie niezbędnego czasu pracy zakrzepłego w przędzy. Wynik jest taki, że Określone i ustalone w drodze doświadczenia ilości produktu nie wyobrażają teraz nic

innego jak tylko określone ilości pracy, określoną ilość zakrzepłego czasu pracy. Są one już tylko materializacją jednej godziny, dwóch godzin, jednego dnia pracy społecznej (220).

Co więcej, „rozstrzygające znaczenie ma to, żeby w czasie trwania procesu, tzn. w cza­

sie przekształcania bawełny w przędzę, wydatkowano tylko czas pracy społecznie

niezbędny” (219).

152

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Na koniec dnia roboczego jednak, jeśli wszystko poszło dobrze, kapitalista

w magiczny sposób znajduje się w posiadaniu wartości dodatkowej. Marks ironi­ zuje: „Nasz kapitalista jest zdumiony" Czy wartość produktu nie powinna równać

się „wartości wyłożonego kapitału" (221), będąc prostym zsumowaniem wartości wszystkich nakładów? Jeśli weźmiemy pod uwagę prawa ekwiwalencji wymiany,

wówczas trudno ustalić, skąd wzięła się wartość dodatkowa. Z równą ironią Marks dodaje, że „dobrymi chęciami piekło jest brukowane" (221).

W związku z tym kapitaliści poszukują moralnych uzasadnień i wyjaśnień tego, jak powstaje wartość dodatkowa. Początkowo rozważają wstrzemięźliwość. Kapi­ taliści powstrzymują się od bieżącej konsumpcji i inwestują zaoszczędzone pie­ niądze. Czyż zatem nie zasługują na nagrodę za swoją wstrzemięźliwość? Jest to

motyw głośno wybrzmiewający w długich dyskusjach o roli etyki protestanckiej w powstaniu kapitalizmu. Po drugie, kapitaliści zapewniają ludziom zatrudnie­

nie. Jeśli kapitaliści nie inwestowaliby swoich pieniędzy, nie byłoby zatrudnie­ nia. Biedni robotnicy! Inwestując swoje pieniądze, kapitaliści wyświadczają im

nie lada przysługę. Czy za tę dobroczynność nie należy im się jakaś stopa zwrotu? Jest to całkiem ogólny i z pozoru raczej przekonujący argument - czyż inwestycje

nie tworzą miejsc pracy? Nieustannie sprzeczałem się o to z moją mamą. Mówi­ ła mi: „Przecież to oczywiste, że potrzebujemy kapitalistów!" Odpowiadałem:

„Ale dlaczego?" Ona na to: „Kto by zatrudnił robotników, gdybyśmy nie mieli kapi­

talistów?" Nie potrafiła wyobrazić sobie, że mogą istnieć inne sposoby, w oparciu o które można zatrudniać ludzi. „Kapitaliści są niezbędni" twierdziła, „należy ich

zachować i dobrze traktować, ponieważ gdyby nie zatrudniali robotników, świat stałby się okropnym miejscem - zobacz, co stało się w latach trzydziestych!” Trzeci argument stosowany przez kapitalistów dotyczy tego, że ciężko pracują. Organizują

proces produkcji, zarządzają rzeczami, wkładają w to swój czas pracy oraz ponoszą

całe ryzyko. Prawda, w istocie wielu kapitalistów pracuje, a niektórzy z nich nawet ciężko pracują, jednak kiedy to robią, zazwyczaj płacą sobie podwójnie: z jednej strony wypłacają sobie stopę zwrotu z zainwestowanego kapitału, z drugiej zaś

płacą sobie jako menedżerowie. Przyznają sobie dyrektorskie pensje, a następnie

pobierają opcje na akcje.

Marks uznaje wszystkie te wyjaśnienia za podstępne, kuglarskie sztuczki: Cała ta litania to były z jego (kapitalisty] strony kpiny. Nie przywiązuje do tego wszyst­

kiego żadnego znaczenia. Te i podobne nędzne wykręty i jałowe kruczki pozostawia

profesorom ekonomii politycznej, właśnie za to opłacanym. On sam jest człowiekiem

Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej

153

praktycznym, który wprawdzie nie zawsze zastanawia się nad tym, co mówi na tematy

niedotyczące jego interesów, lecz zawsze wie, co robić, gdy idzie o interes (223). >

Kapitaliści mogą rzeczywiście być oszczędni i wstrzemięźliwi, a niekiedy mogą

również eksponować dobrotiiwe podejście do swoich robotników (na przykład rozpaczliwie utrzymując ich w stanie zatrudnienia, gdy przychodzą ciężkie czasy).

Marksowski argument tyczy się raczej tego, że kapitaliści prawdopodobnie nie mogą

podtrzymać całego systemu przez odwoływanie się do cnoty, moralności oraz dobro­

czynności. Poszczególne zachowania kapitalistów, przechodzące od dobroczynno­ ści do występnej chciwości, są bez znaczenia dla tego, co muszą oni robić, by być kapitalistami - to jest, po prostu, dla zdobywania wartości dodatkowej. Co wię­

cej, ich rola określana jest przez to, na co w dalszej części wywodu wskaże Marks, czyli „przymusowe prawa konkurencji" (372), które pchają wszystkich kapitalistów do zachowywania się w podobny sposób, niezależnie od tego, czy są dobrymi ludźmi,

czy przysłowiowymi kapitalistycznymi świniami. Pełna odpowiedź na problem wyjaśniania wartości dodatkowej jest następują­

ca. Opłacasz wartość siły roboczej, która jest, przypomnijmy, ustalona przez wartość

wszystkich towarów niezbędnych do zreprodukowania robotnika w danym standardzie

warunków życia. Robotnik sprzedaje towar siły roboczej, otrzymuje pieniądze, a następ­ nie nabywa zestaw towarów, których potrzebuje do przeżycia. Jednak by odtworzyć

ekwiwalent wartości własnej siły roboczej, robotnik potrzebuje jedynie określonej liczby

godzin każdego dnia. W związku z tym „dzienne koszty utrzymania" (224) siły roboczej oraz codzienne tworzenie wartości to dwie zupełnie różne rzeczy: „Pierwsza określa

jej wartość wymienną, druga stanowi jej wartość użytkową” (224). Przypomnijcie

sobie, że praca funkcjonuje w obiegu T-P-T, podczas gdy kapitał w obiegu P-T-P + AP. To, że trzeba połowy dnia roboczego, żeby utrzymać robotnika przy życiu w ciągu 24

godzin, bynajmniej nie przeszkadza mu pracować przez cały dzień. A zatem wartość siły roboczej i wartość stwarzana przez użytkowanie siły roboczej w procesie pracy - to

dwie różne wielkości. Tę różnicę wartości miał na względzie kapitalista, nabywając siłę

roboczą. (...) Jednakże czynnikiem decydującym była swoista wartość użytkowa tego towaru, polegająca na tym, że jest on źródłem wartości, i to wartości większej niż jego

własna. To jest ta szczególna usługa, jakiej kapitalista oczekuje od siły roboczej. A przy tym postępuje on zgodnie z wiecznymi prawami wymiany towarowej. W istocie bowiem

sprzedawca siły roboczej, podobnie jak sprzedawca każdego innego towaru, realizuje

jej wartość wymienną, a zbywa jej wartość użytkową (224).

154

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Rozróżnienie na to, co praca tworzy, i to, co praca otrzymuje, jest tutaj kluczo­ we. Wartość dodatkowa bierze się z różnicy między wartością pracy zakrzepłej w towarach w trakcie dnia roboczego a wartością, którą otrzymuje robotnik pod­

dający swoją siłę roboczą jako towar kapitaliście. Mówiąc w skrócie, robotnicy otrzymują wartość swojej siły roboczej i tyle. Kapitaliści następnie zatrudniają ich

do pracy tak, że nie tylko odtwarzają oni wartość swojej siły roboczej, ale również

wytwarzają wartość dodatkową. Wartość użytkowa siły roboczej dla kapitalisty sprowadza się do tego, że jest ona jedynym towarem, który może wytwarzać war­

tość, a zatem wartość dodatkową. Należy oczywiście rozważyć w tym kontekście wiele różnych niuansów. Wiemy

z poprzedniego rozdziału, na przykład, że wartość siły roboczej nie jest ustaloną wielkością, ale waha się w zależności od fizycznych potrzeb, stopnia rozwoju kul­ tury danego kraju, poziomu walki klasowej oraz wszystkich pozostałych czynni­

ków. W związku z tym wartość siły roboczej w Szwecji jest radykalnie odmienna od jej wartości w Tajlandii czy w Chinach. Jednakże Marks w celu uproszczenia

analizy przyjmuje w tym miejscu, że wartość siły roboczej jest ustalonym faktem.

A w danym społeczeństwie, w danym momencie, możemy z grubsza określić, ile ona wynosi. Pozwala to Marksowi na założenie, że kapitaliści będą płacić pełną wartość siły roboczej (chociaż w praktyce mogą silnie zabiegać o to, by płacić swoim

robotnikom mniej) i wciąż wykorzystywać ją do tworzenia wartości dodatkowej przez wykorzystywanie różnicy między tym, co praca otrzymuje, a wartością, którą

tworzy. Różnica ta może zostać uzyskana, ponieważ kapitalista kontroluje (a) to,

co robotnik robi w fabryce oraz (b) produkt. Jednakże w tym założeniu kryje się kolejna zmienna, którą Marks ma dopiero poddać analizie: jak długo robotnik ma

pracować w trakcie dnia roboczego? Jeśli robotnicy wytwarzają ekwiwalent wartości

własnej siły roboczej w ciągu sześciu godzin, wówczas w jasny sposób kapitalista może zdobyć wartość dodatkową jedynie przez zatrudnianie ich na czas dłuższy

niż te sześć godzin. Jeśli dzień roboczy wynosi dziesięć godzin, wtedy kapitaliści otrzymają wartość dodatkową równą czterem godzinom. Pozwala to na wydobycie

wartości dodatkowej w sposób w żadnym wypadku nienaruszający zasad wymiany. W tym miejscu właśnie musimy przypomnieć sobie o dwoistości Marksowskiego projektu. Pragnął on pokazać, że nawet w spełnionym liberalnym społe­ czeństwie, gdzie wszystkie zasady wymiany są w pełni przestrzegane, kapitaliści dysponują środkami do wydobywania wartości dodatkowej z robotników. Libe­

ralna utopia okazuje się nie być żadną utopią, ale potencjalną dystopią dla robotni­ ków. Marks nie mówi, że określanie płac działa rzeczywiście w ten sposób, ale że tezy

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

155

klasycznej liberalnej ekonomii politycznej (a rozciąga się to i na nasze neoliberalne czasy) są poważnie wypaczone na korzyść kapitału. Świat wolności, równości, wła­ sności i Benthama jest maską, fortelem pozwalającym na wydobywanie wartości

dodatkowej z robotników bez pogwałcenia praw wymiany. Wyłożywszy to podstawowe twierdzenie - że wartość dodatkowa pochodzi z różnicy między tym, co otrzymuje praca za swoją siłę roboczą jako towar, a tym,

co wytwarza robotnik w trakcie procesu pracy pod dowództwem kapitału - Marks natychmiast zgłasza mnóstwo zastrzeżeń. Zauważa na przykład, że czas przezna­

czony na produkcję ma znaczenie wyłącznie wtedy, gdy „czas zużyty na wytwo­

rzenie wartości użytkowej jest społecznie niezbędny" (226), a to zależy od tego, czy siła robocza funkcjonuje w „w warunkach normalnych” (227). Stawia to przed nami pytanie: co to znaczy normalność? Co więcej, siła robocza powinna posiadać

„normalny charakter" (227). Marks raz jeszcze pozostawia otwartą kwestię tego, co oznacza normalność, poza stwierdzeniem, że będzie się to różnić w różnych

zawodach, co oznacza posiadanie „panującej przeciętnej miary wprawy, wyszko­ lenia i szybkości" (227). Pracę należy również wydatkować z zachowaniem zwykłej przeciętnej miary natężenia, społecznie przecięt­ nego stopnia intensywności. Kapitalista czuwa nad tym z taką samą troskliwością jak

nad tym, żeby ani jedna chwila nie została zmarnowana bez pracy (227).

Wprowadzenie mimochodem kwestii „przeciętnego natężenia” jest tutaj zna­

czące, ponieważ rozwija się ono później jako kluczowy aspekt kontroli pracy, jako że „atomy czasu są pierwiastkami zysku” (282). W tym wszystkim kapitalista „dba

o to, żeby wyjść na swoje" (227) w ramach praw rządzących wymianami, by w pełni

wykorzystać zakupiony przez siebie towar oraz prawo do karania tych, którzy nie godzą się współpracować zgodnie z jego życzeniami. Prawa te obejmują zasadę,

że praca nie może być marnowana, jak również to, że nie może dojść do sprzecznego z celem spożycia materiału i środków pracy, gdyż zmar­

nowane materiały czy środki pracy oznaczają zbytecznie wydatkowane ilości uprzed­

miotowionej pracy, nie wchodzą więc w rachubę i nie uczestniczą w tworzeniu wartości produktu (227).

Zarysowany został przed nami akt założycielski kapitalistycznej kontroli nad pro­ cesem pracy i to właśnie przez wdrożenie tego rodzaju kontroli kwestia tego, co

156

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

oznacza społeczna niezbędność w procesie pracy, staje się jaśniej określona. Niespo­ dzianka - rezultatem jest ponownie dwoistość! Jako jedność procesu pracy i procesu tworzenia wartości proces produkcji jest procesem

wytwarzania towarów; jako jedność procesu pracy i procesu pomnażania wartości jest on kapitalistycznym procesem produkcji, kapitalistyczną formą produkcji towarowej (228).

Raz jeszcze Marks rozróżnia produkcję towarów w ogóle i specyficznie kapitali­

styczną formę wykorzystującą produkcję w celu osiągnięcia wartości dodatkowej

i ustanowienia w ten sposób odmiennego typu jedności. Wreszcie Marks powraca do pełnego napięć pytania o to, w jaki sposób wyja­

śniać wpływ zróżnicowania umiejętności w obrębie procesu pracy. Praca wykwali­ fikowana uznawana jest za pracę prostą „o większym ciężarze gatunkowym” (228).

Ta praca, „której powstanie wymaga większych kosztów, której wytworzenie kosz­ tuje dłuższego czasu pracy, (...) ma wobec tego większą wartość niż prosta siła robo­

cza" (229). Jednakże w przypisie na tej i kolejnej stronie Marks wskazuje, że wiele spośród tych różnic w umiejętnościach jest iluzorycznych czy arbitralnych i jako

takie są określone społecznie i historycznie. Mamy długą historię tego zjawiska,

do której Marks się zwięźle odwołuje, a którą można by nieco w tym miejscu roz­

winąć. W mojej pracy dotyczącej Paryża Drugiego Cesarstwa odkryłem na przykład, że definicja „umiejętności" miała charakter ściśle związany z płcią. Jakakolwiek

praca, którą mogły wykonywać kobiety, uznawana była za niewykwalifikowaną, w związku z czym gdy kobiety zaczęły wkraczać do danego zawodu, praca w jego ramach zaczynała być uznawana za niewymagającą kwalifikacji. Częściowo odpo­

wiadało to za wrogość niektórych grup rzemieślniczych wobec zatrudniania kobiet oraz za obstawanie Proudhona przy tym, że kobiety nie pasują do warsztatu i powin­

ny pozostać w domu. Sam problem kobiecego zatrudnienia stał się źródłem poważ­ nego napięcia wewnątrz Pierwszej Międzynarodówki w latach sześćdziesiątych

XIX wieku. Opór przeciwko zatrudnieniu kobiet nie pomógł jednak w rozwiąza­

niu problemu z wyjaśnieniem zjawiska pracy wymagającej dobrego wyszkolenia, a zatem drogiej w wytworzeniu i utrzymaniu. Marks raz jeszcze ominął tę drażliwą

kwestię, zakładając, że „w każdym procesie tworzenia wartości” „praca o wyższym

ciężarze gatunkowym” może zostać zredukowana do „przeciętnej pracy prostej” a w związku z tym możemy założyć, że „w każdym procesie tworzenia wartości

pracę wyższą należy zawsze sprowadzać do pracy społecznie przeciętnej" (230). W istocie z tym argumentem można mieć poważne trudności. Problem ten znany

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowe)

157

jest pod nazwą „problemu redukcji pracy złożonej do pracy prostej" Jednakże ja

również ominę go w tym miejscu, pozostawiając was z pytaniem do późniejszego

rozważenia. Obszerny przypis dotyczący relacji między niewolnictwem a pracą najemną (227-

-228) zasługuje również na jakiś komentarz. Kiedy dwa systemy pracy wchodzą ze sobą w kolizję i stają się względem siebie konkurencyjne, przynosi to zgubne

efekty. Niewolnictwo staje się bardziej brutalne pod batem konkurencyjności rynku przystosowującego się do reguł kapitalizmu, jednocześnie zaś niewolnictwo wywiera

silną negatywną presję zarówno na płace, jak i na warunki pracy. Jakikolwiek rodzaj ludzkiego stosunku, który mógł uprzednio istnieć między panem a niewolnikiem, zostanie prawdopodobnie zniszczony. Oczywiście poszczególne warianty niewol­

nictwa różnią się znacząco od siebie, jednak z pewnością w żadnym nie polega ono na wytwarzaniu wartości w sensie, o który chodzi Marksowi. Zakłada odmienny

rodzaj procesu pracy. W czystym systemie niewolniczym nie istnieje praca abstrak­ cyjna. Dlatego właśnie Arystoteles nie mógł sformułować teorii wartości opartej na pracy - ponieważ teoria ta działa wyłącznie w przypadku wolnej pracy. Pamię­

tajmy, że wartość dla Marksa nie jest czymś uniwersalnym, ale specyficznym dla pracy

najemnej w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji.

Rozdział 6. i 7. Kapitał stały i zmienny oraz stopa wartości dodatkowej

W kolejnych dwóch rozdziałach Marks poszukuje sposobu na rozjaśnienie i wzmoc­ nienie swojej teorii wartości dodatkowej, teorii, która, jak zauważył Engels w swoim wprowadzeniu do tomu II Kapitału, „uderzyła jak grom z jasnego nieba”2. Nie są

to zbyt skomplikowane rozdziały, dlatego podejdę do nich dość niezobowiązująco.

Marks wpierw ustanawia rozróżnienie między tym, co określa mianem kapi­

tału stałego oraz kapitału zmiennego. Kapitał stały to przeszła praca zakrzepła w towarach, która wykorzystywana jest jako środki produkcji w obecnym procesie

pracy. Wartość środków produkcji jest już dana, stąd pytanie o to, co dzieje się z tą wartością, gdy zostaje wcielona do nowego procesu pracy. Marks twierdzi, że war­ tość po prostu zostaje przeniesiona na nowy towar. Wartość ta różni się w zależ­

ności od wydajności gałęzi przemysłu wytwarzających surowce oraz maszyny itd. w związku z czym nazywanie tego kapitału „stałym" nie oznacza traktowania go jako czegoś trwałego. Marks chce tu zasygnalizować, że wartość środków produkcji

przepływa przez proces pracy, by zakrzepnąć w nowym towarze. Wartość pozostaje stała w trakcie tego przepływu.

Rzeczywisty proces przenoszenia wartości jest skomplikowany wskutek różno­ rodnych specjalnych okoliczności. Bawełna wchodzi w skład koszuli i w tym przy­

padku fizycznie staje się substancją koszuli, w związku z czym zrozumiałe jest stwier­ dzenie, że jej wartość zostaje wcielona w koszulę. Jednakże energia wykorzystana

w ramach wytwarzania koszuli ostatecznie się w niej nie znajduje. Z pewnością też

nie podobałoby wam się, gdyby w koszuli osadzały się fragmenty maszyny. Roz­ różnienie między fizycznym przenoszeniem a cyrkulacją wartości jednak istnieje.

2 F. Engels, Wstęp do tomu II Kapitału, przel. J. Maliniak, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 24, Książka i Wiedza, Warszawa 1977, s. 25.

Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej

159

Te dwa procesy cyrkulacji różnią się od siebie, ponieważ bawełna jest fizyczną, materialną wartością użytkową, natomiast wartość jest niematerialna i społeczna

(niemniej jednak, jak wywodziliśmy wcześniej, obiektywna). Surowce również

zawierają określoną ilość przeszłej wartości, podobnie jak maszyny oraz inne środki

pracy. Wszystkie te zakumulowane przeszłe wartości wprowadzane są do nowego procesu produkcji pod postacią pracy martwej, którą ożywia praca żywa. W związku

z tym robotnik w efekcie zachowuje wartości już zakrzepłe w surowcach, częściowo obrobionych produktach, maszynach i temu podobnych, i robi to, wykorzystując

je (w produkcyjnej konsumpcji). Marks czyni znaczny użytek z faktu, że robotnik wyświadcza tę przysługę kapitaliście gratis. Te przeszłe wartości użytkowe oraz ich zakrzepłe wartości nie tworzą ani

nie mogą tworzyć niczego nowego. Po prostu zostają wykorzystane i zachowane. Maszyny, dajmy na to, nie mogą tworzyć wartości. To bardzo ważna kwestia, ponieważ

często utrzymuje się - fetyszystycznie - że maszyny są źródłem wartości. W ramach Marksowskiego schematu wyliczeń nie są nim jednak w żadnym wypadku. Jedyne

co zachodzi to przenoszenie wartości maszyn na towar w trakcie procesu pracy. Z maszynami jest natomiast pewien problem, ponieważ maszyna może funkcjonować przez dwadzieścia lata, a wy możecie za jej pomocą wytworzyć całe mnóstwo koszul.

Stąd pytanie o to, ile z wartości maszyny przenoszone jest na pojedynczą koszulę.

Najprostszy sposób na wyjaśnienie przepływu wartości z maszyny na koszulę to stwierdzenie, że na przykład jedna dwudziesta wartości maszyny, która może dzia­

łać przez dwadzieścia lat, będzie przepływać co roku na koszule wyprodukowane

w tymże roku. Proces pracy zachowuje wszystkie te wartości przez przenoszenie ich

na towar, który ma zostać sprzedany na rynku. Zauważcie, że dzieje się tak jedynie ponieważ wartość jest niematerialna, choć obiektywna, w związku z czym można ją wyjaśniać w ten właśnie sposób.

Następnie mamy kapitał zmienny, wartość przeznaczoną na zatrudnianie robot­ ników. W jaki sposób ona cyrkuluje i jakie niesie to ze sobą konsekwencje? Praca martwa zostaje wskrzeszona i przeniesiona na wartość nowych towarów przez żywą pracę. Jest to idea o ogromnym znaczeniu dla Marksa i możecie dostrzec od razu

jej polityczne znaczenie. Robotnicy dysponują mocą niszczenia kapitału stałego (na przykład maszyn), po prostu odmawiając pracy przy ich użyciu. Jeśli robotnicy

odstąpią od maszyn (a „produkcyjna konsumpcja” zostanie przerwana), wówczas transfer kapitału z maszyny na produkt finalny również się zatrzyma, a wartość

kapitału stałego zmniejszy się lub zostanie całkowicie wygubiona. W oczywisty sposób przez sam ten fakt robotnicy są potencjalnie upodmiotowieni, a w stopniu,

160

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

w którym sprawują oni tę funkcję, powinni z pewnością domagać się jakiejś formy

wynagrodzenia za jej realizowanie. Skoro kapitaliści mogą rościć sobie pretensje do wartości dodatkowej na podstawie ofiarowywania robotnikom zatrudnienia, dla­

czego robotnicy nie mieliby zasługiwać na wartość dodatkową ze względu na to, że bez ich starań cały kapitał stały posiadany przez kapitalistów stałby się bezwartościowy?

Robotnicy również dodają wartość przez zaskrzepianie społecznie niezbęd­ nego czasu pracy w produktach. Jednakże wartość, którą tworzą, ma dwa składniki.

Po pierwsze, robotnicy muszą wytwarzać wystarczająco dużo wartości, by pokryć koszty swojego zatrudnienia. To zaś, w przełożeniu na formę pieniężną, pozwala

na reprodukcję siły roboczej w danym standardzie warunków życia, w danym miej­

scu i czasie. Robotnicy przeznaczają swoje pieniądze na zakup towarów, których chcą, potrzebują czy pragną, by żyć. W ten sposób kapitał zmienny dosłownie cyrkuluje w ciałach robotników w ramach procesu cyrkulacji o schemacie T-P-T, który

reprodukuje żywego robotnika przez indywidualną konsumpcję i społeczną repro­ dukcję. Drugi aspekt kapitału zmiennego dotyczy wytwarzania wartości dodatkowej, produkowania wartości powyżej i ponad tę, która byłaby wymagana do zreprodu-

kowania robotników w danym standardzie życia. Wartość dodatkowa wytwarza i reprodukuje kapitalistę. Marks w rezultacie proponuje teorię nowo wytworzonej wartości jako produkcji wartości dodatkowej.

Całkowita wartość towaru złożona jest z wartości kapitału stałego i kapitału

zmiennego powiększonej o wartość dodatkową (c + v + s). Jeśli kapitalista ma osiągnąć wartość dodatkową, wówczas należy kontrolować część zmienną. Mimo wszystko maszyny zwykle nie strajkują ani nie zachowują się w kłótliwy sposób

(choć czasem okazują swój temperament). Aktywnym elementem procesu pracy jest

kapitał zmienny. Jest to „kształtujący ogień" żywej pracy zastosowany w produkcji. Wywód ten ponownie zawiera komponent polityczny. Marks mówi: „Zobaczcie, dro­

dzy robotnicy. To wy tutaj rzeczywiście wykonujecie pracę. Zachowujecie wartość z przeszłości. Odtwarza się ona poprzez to, że pracujecie. Również wy wytwarzacie

wartość dodatkową, przywłaszczaną przez kapitał, by kapitaliści mogli przetrwać, nieraz pławiąc się w luksusach. Oczywiście w interesie kapitalistów leży zapewnienie,

że nie dostrzeżecie swojej kluczowej roli oraz ogromnej potęgi. Wolą, byście wyobra­ żali sobie siebie jako pałętających się tu i tam, a w konsekwencji otrzymujących pracę z przyzwoitą płacą, pozwalającą wam jedynie na powrót do domu i zreprodu-

kowanie siebie i rodziny - najlepiej na tyle, by móc powrócić do pracy kolejnego dnia. Funkcjonujecie w schemacie procesu cyrkulacji T-P-T, a kapitaliści sądzą, że do tego

powinniście ograniczyć swoje życiowe ambicje" Marks pragnie przeciwstawić się tej

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

161

celowej fetyszyzacji poprzez ostrzeżenie klasy robotniczej i wskazanie jej właściwej pozycji zajmowanej w stosunku do wartości dodatkowej oraz akumulacji kapitału.

W ten sposób Marks określił kompletny proces cyrkulacji kapitału i dopełnił definicje kapitału stałego i zmiennego. Wobec tego podsumowuje: A zatem część kapitału, która przekształca się w środki produkcji, tzn. w materiały surowe,

materiały pomocnicze i środki pracy, nie zmienia wielkości swej wartości w procesie pro­ dukcji. Dlatego nazywam ją stałą częścią kapitału lub krócej: kapitałem stałym. Natomiast

część kapitału, która przekształca się w siłę roboczą, zmienia swą wartość w procesie pro­ dukcji. Odtwarza swój własny ekwiwalent, a ponadto stwarza pewną nadwyżkę, wartość dodatkową (...). Dlatego nazywam ją zmienną częścią kapitału lub krócej: kapitałem

zmiennym (242-243).

Prowadzi nas to do rozdziału siódmego, w którym Marks wykorzystuje właśnie

zdefiniowane kategorie, których wzajemne relacje przeanalizował w bardziej upo­

rządkowany sposób. Ponownie wchodzi tu w rolę księgowego. Rzekomo poszukuje „dokładnego wyrazu" stopnia wyzysku siły roboczej. Jednakże wymyśla jednocze­ śnie kilka ciekawych miar stosunków. Weźmy na przykład stosunek kapitału stałego do kapitału zmiennego, c/v. Stosunek ten jest miarą wydajności pracy, wartości

środków produkcji, którą pojedyncza jednostka wartości siły roboczej może prze­

kształcić. Im wyższy stosunek, tym wydajniejsza praca. Następnie Marks rozważa

stosunek wartości dodatkowej do kapitału zmiennego s/v - miarę wyzysku siły roboczej. Jest to ilość wartości dodatkowej, którą może wytworzyć pojedyncza jed­

nostka wartości siły roboczej. Wreszcie jest stopa zysku, którą tworzy stosunek war­

tości dodatkowej do całkowitej wartości wykorzystanej (kapitał stały plus zmienny) czy s/(c + v). Stopa zysku jest czymś innym niż stopa wyzysku. Ta ostatnia uchwytuje to, ile nadmiernej pracy robotnicy oddają kapitaliście w zamian za wartość

otrzymywaną do reprodukowania ich samych w danym standardzie warunków życia. Oczywiście możecie od razu dostrzec, że stopa zysku jest zawsze niższa niż stopa wyzysku. Jeśli narzekacie na zbyt wysoką stopę wyzysku, wówczas kapitaliści mogą zerknąć do swoich ksiąg rachunkowych, by udowodnić, że ich stopa zysku

w zasadzie jest niska. W związku z czym powinniście współczuć kapitaliście i zapo­

mnieć o wysokiej stopie wyzysku! Im więcej zatrudnia się kapitału stałego, tym niż­ sza stopa zysku (jeśli wszystko pozostałe pozostaje niezmienione). Niska stopa zysku

może towarzyszyć wysokiej stopie wyzysku. Będzie to jeden z kluczowych argu­ mentów tomu III Kapitału. Kapitaliści działają pod dyktando stopy zysku, mając

162

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

tendencję do alokowania swojego kapitału tam, gdzie tylko jest ona najwyższa.

Wynikiem jest (napędzana konkurencją) tendencja do równoważenia stopy zysku. Jeśli po przyjrzeniu się sytuacji stwierdzam, że mogę osiągnąć wyższą stopę zys­

ku w innym miejscu, to przeniosę tam swój kapitał. Jednakże niekoniecznie pro­ wadzi mnie to podjęcia dobrych decyzji z perspektywy zwiększania stopy wyzysku,

co jest kluczowym elementem, którym kapitalista powinien być zainteresowany. W rzeczywistości jest to miejsce, w którym fetyszyzm systemu chwyta kapitalistę w pułapkę. Nawet jeśli kapitaliści zorientowaliby się w tej sytuacji, nie byłoby nic,

co mogliby z nią zrobić. Konkurencja pcha ich do podejmowania decyzji w opar­ ciu o stopę zysku, a nie stopę wyzysku. Jeśli pójdą do banku po pożyczkę, to bank będzie podejmował swoje decyzje w oparciu o stopę zysku, a nie stopę wyzysku. Oczywiście, wielkie znaczenie ekonomiczne ma stosunek wartości dodatkowej nie tylko

do tej części kapitału, od której bezpośrednio pochodzi i której zmianę wartości repre­ zentuje, ale też do całego wyłożonego kapitału. Dlatego stosunek ten potraktujemy

obszerniej w księdze trzeciej (248).

W tomie III Marks stara się pokazać, że jest to jeden z mechanizmów, który wpędza

kapitalizm w okresowe kryzysy spadającej stopy zysku. Nie mogę w tym miejscu omawiać tej kwestii obszerniej, niż zrobił to sam autor, jednak chciałbym podkre­

ślić, że powinniście zwrócić szczególną uwagę na rozróżnienie miedzy stopą zysku,

s/(c + v), oraz stopą wyzysku, s/v. Dla Marksa, podobnie jak dla robotników, liczy się przede wszystkim stopa wyzysku. Co więcej, rozumienie dynamiki kapitalizmu wymaga raczej analizy stopy wyzysku niż stopy zysku. Właśnie na tym Marks skupia się w tym rozdziale.

Na stopę wyzysku można, jak mówi, spoglądać na liczne sposoby. Możecie myśleć

o niej jako o stosunku między pracą dodatkową (zawłaszczoną przez kapitalistę) a pracą niezbędną (pracą wymaganą do reprodukowania wartości siły roboczej),

jako niezbędnym czasie pracy w stosunku do czasu pracy dodatkowej czy też, w bar­ dziej formalny sposób, jako stosunku wartości wyłożonej na zakup siły roboczej do całkowitej wartości wytworzonej i pomniejszonej o to, co przeznaczono na opła­

cenie siły roboczej. Problem leży jednak w tym, że podczas gdy wszystkie te sto­ sunki mają sens, nie ma żadnego sposobu, by zaobserwować je w praktyce. W trak­

cie dnia roboczego, gdy robotnicy odtworzyli już wartość v (czy spędzili czas nie­

zbędny na wytworzenie v), nie bije żaden dzwon, tak by mogli wiedzieć, że od tej chwili wytwarzają wartość dodatkową (oddają za darmo swój czas) dla kapitalisty.

Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej

163

Proces pracy jest procesem ciągłym, kończącym się powstaniem towaru, którego wartość złożona jest z c + v + s.

Chociaż różne składniki wartości zakrzepłej w towarze są niedostrzegalne gołym okiem, Marks zamierza stwierdzić - co może się wam nie spodobać - że taki sposób analizy rzeczywiście daje ostatecznie dużo lepszą naukę ekonomii politycz­

nej właśnie dlatego, że wykracza poza fetyszyzm rynku. Burżuazja stworzyła naukę

wystarczająco dobrą z punktu widzenia rynku, jednakże nie zrozumiała tego, jak działa system z punktu widzenia procesu pracy. Zaś w tym stopniu, w jakim to rozumie, chce to oczywiście zamaskować. Burżuazja ma żywotny interes w mówie­

niu robotnikom, że praca jest zaledwie jednym z czynników produkcji: to wasz wkład, który przynosicie na rynek i za który otrzymacie uczciwe wynagrodzenie

w oparciu o bieżącą stopę płac. Nie jest ona w żadnym wypadku w stanie przyznać, że praca jest kształtującym, płynnym, twórczym ogniem w obszarze przekształca­

nia przyrody, znajdującym się w samym sercu jakiegokolwiek sposobu produkcji, w tym kapitalizmu. Podobnie nie można sobie wyobrazić kapitalisty chwalącego

robotników za całą wartość, którą wytworzyli, łącznie oczywiście z wartością dodat­ kową, która leży u podstaw kapitalistycznego zysku.

Marks kończy ten rozdział fantastycznym fragmentem, w którym krytykuje typowe burżuazyjne przedstawienie świata pracy. Zrodziło się ono, gdy Pewnego pięknego poranku 1836 r. Nassau W. Senior, słynny z wiedzy ekonomicznej i pięknego stylu, (...) wezwany został z Oksfordu do Manchesteru, ażeby tu poduczył się

ekonomii, zamiast nauczać jej w Oksfordzie (259).

Manchesterscy przemysłowcy byli bardzo zasmuceni politycznym nawoływaniem

do ograniczenia długości dnia roboczego do „cywilizowanych" dziesięciu godzin

po tym, jak płytkie i niezbyt skuteczne Ustawy fabryczne z 1833 roku pokazały, że apa­ rat państwowy był co najmniej co do zasady przygotowany do uchwalenia ustawo­ wych godzin pracy. W swojej szczegółowej broszurze Senior twierdził, że robotnik

miałby się zajmować w trakcie pierwszych ośmiu godzin swojego dnia pracy wytwa­

rzaniem ekwiwalentnej wartości wszystkich wykorzystanych środków produkcji (kapitału stałego w kategoriach Marksa). Senior nie miał więc bladego pojęcia o tym, że robotnik może przenosić wartości już zakrzepłe w towarach, i zajął niedorzeczne stanowisko, iż musi on aktywnie odtwarzać te wartości. Kolejne trzy godziny miały być poświęcone na reprodukowanie wartości zatrudnionej siły roboczej (kapitału

zmiennego) i dopiero w ostatniej godzinie wytwarzany był zysk kapitalisty (wartość

164

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

dodatkowa). Zatem dwunastogodzinny dzień pracy jest absolutnie niezbędny

dla osiągania zysku. Jeśli dzień roboczy miałby zostać zredukowany z dwunastu do jedenastu godzin, wówczas zniknąłby cały zysk, a przemysł przestałby funkcjo­ nować. Marks odpowiada zjadliwie: „I to pan profesor nazywa «analizą»!" (260).

„Ostatnia godzina Seniora" jest wulgarno-ekonomicznym argumentem, ukutym wyłącznie by dbać o interes przemysłowców.

W nieco śmieszny sposób Senior potwierdza jednakże Marksowski sposób teore­ tyzowania. Czas robotników stanowi kluczową wartość dla kapitalistów i dlatego tak

rozpaczliwie potrzebują oni tych dwunastu godzin. Walka o dowodzenie czasem robotnika leży u źródeł zysku, a to właśnie zakłada Marksowska teoria wartości

dodatkowej. Potwierdza to znaczenie Marksowskiej definicji wartości jako spo­ łecznie niezbędnego czasu pracy. Co takiego jest zatem społecznie niezbędnego w czasowościach pracy? Kapitaliści nie tylko muszą dowodzić procesem pracy, produktem oraz czasem robotników - muszą również zmagać się z zarządzaniem

społeczną istotą czasowości jako takiej. Senior dostrzegł tę fundamentalną prawdę, a Marks, wykorzystując swoje krytyczne narzędzia i usytuowanie po stronie robot­ ników, przekształcił wyskrobki argumentacji Seniora w rzeczywisty moment odkry­ cia. Krytyka konceptu dwunastej godziny Seniora nabywa zatem podwójnego

znaczenia. Z jednej strony pozwala Marksowi na przedstawienie głębin, w których ekonomiści mogą utonąć, usiłując tworzyć apologetyczne argumenty na rzecz klasy kapitalistycznej, a jednocześnie z drugiej strony zgrabnie umieszcza go na pozycji,

z której jest w stanie podjąć fundamentalną prawdę odsłoniętą przez polemikę Seniora: dowodzenie czasem jest kluczowym wektorem walki w obrębie kapita­

listycznego sposobu produkcji. Analiza konceptu dwunastej godziny umożliwia

zgrabne przejście do następnego rozdziału, który w całości poświęcony jest kapi­ talistycznemu czasowi.

Rozdział V • Dzień roboczy

Rozdział 8. Dzień roboczy

Rozdział ósmy jest skonstruowany i napisany w innym stylu niż poprzedzające go

rozdziały. Jest raczej delikatny pod względem teoretycznym, natomiast przełado­

wany bogactwem historycznych szczegółów. Przywołuje też abstrakcyjne kategorie, których nie napotkaliście do tej pory. Marks skupia się tu na historii walki klasowej

o długość dnia roboczego. Starałem się już wcześniej objaśniać ten złożony wza­

jemny splot argumentacji logicznej i historycznej zawartej w Kapitale, przez więk­ szość czasu twierdząc, że wywód logiczny jest znacznie bezpieczniejszym grun­ tem. Tutaj jednak to narracja historyczna ma największe znaczenie - chociaż nie

jest zupełnie pozbawiona znaczenia teoretycznego. Napotykamy w tym miejscu dogłębne teoretyczne sformułowanie istoty czasu i czasowości w ramach kapita­

lizmu, jednocześnie widząc wyraźnie, dlaczego kapitalistyczny sposób produkcji w sposób konieczny konstytuuje się poprzez walkę klasową i się na niej wspiera. Marks rozpoczyna wywód przypominając nam, że między teorią wartości opar­

tej na pracy a wartością siły roboczej istnieje ogromna różnica. Teoria wartości opartej

na pracy zajmuje się tym, w jaki sposób robotnik zaskrzepia społecznie niezbędny czas w towarach. Jest to standard wartości reprezentowany przez towar-pieniądz oraz przez pieniądz w ogólności. Z drugiej strony wartość siły roboczej jest po prostu

wartością towaru sprzedanego na rynku jako siła robocza. Chociaż pod wieloma względami jest to towar jak wszystkie inne towary, posiada jenak kilka szczegól­

nych właściwości, gdyż składają się na niego elementy historyczne i moralne. Nie­ zdolność do rozróżnienia między wartością siły roboczej a teorią wartości opartej

na pracy może doprowadzić do poważnych nieporozumień. Jak pisze Marks: „Wychodziliśmy z założenia, że siłę roboczą kupuje się i sprze-

daje według jej wartości. Jej wartość, podobnie jak wartość każdego innego towaru,

określana jest przez czas pracy niezbędny do jej wytworzenia” (267). Równa się to

168

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

czasowi pracy, który pochłonęło wytworzenie towarów niezbędnych do zreprodukowania robotnika w danym standardzie warunków życia. Marks zakłada, że ta wartość jest stała, nawet jeśli wiemy (jak i on wie), że zmienia się ona nieustannie,

zależąc od kosztów towarów, stanu rozwoju kultury oraz stanu walki klas.

Gdy w ramach procesu pracy robotnicy dodają wartość do towarów, w trak­

cie dnia pracy docieramy do momentu, w którym wytworzą dokładny ekwiwalent wartości własnej siły roboczej. Załóżmy zatem, mówi Marks, że zachodzi to po sze­

ściu godzinach pracy. Wartość dodatkowa pojawia się, ponieważ robotnicy pracują

ponad liczbę godzin potrzebną do zreprodukowania wartości równej wartości ich siły roboczej. Ile jednak dodatkowych godzin przepracowują? Zależy to od długości dnia roboczego. Długość ta nie jest czymś, co podlega negocjacji na rynku w ramach

formy wymiany towarowej, w której ekwiwalenty wymieniane są na ekwiwalenty

(jak w przypadku płac). Nie jest ona stała, lecz płynna. Może wahać się od sześciu do dziesięciu, dwunastu czy czternastu godzin, z zewnętrzną granicą na poziomie

dwudziestu czterech godzin - niemożliwą do osiągnięcia, jako że stanowi ona „fizyczną granicę siły roboczej” (268), a „robotnik potrzebuje pewnego czasu na zas­

pokojenie swych potrzeb duchowych i społecznych (...). Zmiany długości dnia roboczego dokonują się przeto w obrębie fizycznych i społecznych granic” (269). Marks przeprowadza następnie fikcyjną dyskusję między kapitalistą a robotni­ kiem. Kapitalista jako nabywca siły roboczej mówi, że posiada prawo do wykorzy­

stywania jej jak długo tylko pragnie. Jest on wszakże „tylko uosobieniem kapitału"

(269) (przypomnijcie sobie, że Marks zajmuje się wyłącznie rolami, a nie osobami). „Jego dusza jest duszą kapitału. A kapitał ma tylko jedną dążność życiową, dążność do pomnażania swej wartości, do tworzenia wartości dodatkowej” (269). Kapitał,

jak pisze Marks, „jest pracą martwą, która jak wampir" (jest to rozdział, w którym będziemy mieli sporo do czynienia z wampirami i wilkołakami - poważne odejście

od typowych sposobów teoretyzowania w ekonomii politycznej) „ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa pracę żywą, i tym więcej nabiera życia, im więcej jej wyssie” (269). Gdy robotnik mówi, że kończy pracę czy bierze wolne, „to okrada kapitalistę. Kapita­ lista powołuje się więc na prawo wymiany towarowej. Jak każdy inny nabywca, usiłuje on wydobyć z wartości użytkowej swego towaru możliwie największą korzyść" (270).

Robotnicy, w odróżnieniu od maszyn i innych form kapitału stałego, odpowia­ dają. Dostrzegają, że posiadają tę właściwość zwaną siłą roboczą i że ich interes polega na zachowywaniu jej wartości dla przyszłego użytku. Kapitalista nie ma

prawa wyciskać z nich każdego dnia tyle, by groziło to skróceniem ich roboczego

życia. Jak mówi robotnik:

Rozdział V Dzień roboczy

169

To jest sprzeczne z naszą umową i prawem wymiany towarowej. Wobec tego domagam się dnia roboczego normalnej długości, a domagam się go nie odwołując się do twęgo serca, gdyż w sprawach pieniężnych nie ma miejsca na sentymenty. (...) Domagam się normalnego dnia roboczego, ponieważ żądam wartości mego towaru jak każdy inny

sprzedawca (271).

Zauważcie, że zarówno robotnicy, jak i kapitaliści zajmują swoje stanowiska zgod­ nie z prawami wymiany. Marks nie nawołuje, czego moglibyście oczekiwać od rewo­ lucyjnego myśliciela, do zniesienia systemu płac (wages system), ale w swojej anali­

zie przyjmuje, że zarówno robotnicy, jak i kapitaliści przystają na prawa wymiany rynkowej, ekwiwalentu na ekwiwalent. Jedyny problem dotyczy tego, jak wiele

wartości użytkowej (zdolności do zaskrzepiania wartości w towarach) robotnik ma

oddać kapitaliście. Marks posuwa się do tego, ponieważ, jak podkreślałem, pod­ stawowym celem Kapitału jest zdekonstruowanie utopijnych stanowisk klasycz­

nej liberalnej ekonomii politycznej na jej własnych zasadach. „Kapitalista działa

zgodnie ze swym prawem nabywcy, gdy usiłuje przedłużyć jak najbardziej dzień roboczy" (271), a robotnik działa zgodnie ze swym prawem sprzedawcy, gdy chce ograniczyć dzień roboczy do określonej normalnej długości. Mamy tu więc do czynienia z antynomią: prawo prze­

ciw prawu, przy czym oba prawa jednakowo usankcjonowane są przez prawo wymiany towarowej. Między równymi prawami rozstrzyga siła. Oto dlaczego w dziejach produk­ cji kapitalistycznej normowanie dnia roboczego przybiera postać walki o granice dnia

roboczego - walki między zbiorowym kapitalistą, tzn. klasą kapitalistów, a zbiorowym robotnikiem, tzn. klasą robotniczą (272).

Wreszcie, po 272 stronach, mamy ideę walki klasowej. W końcu!

Wiele problemów domaga się tu wyjaśnienia. Akceptacja przez obie strony

pojęcia „praw” jest stwierdzeniem faktu odnoszącym się do hegemonii burżuazyjnej koncepcji praw. Jednakże Marks od razu wskazuje, że problem długości dnia roboczego nie może zostać rozwiązany przez odwołanie się do praw oraz prawa pisanego i prawomocności wymiany (odpowiada to jego wcześniejszemu ata­

kowi na Proudhonowskie pojęcie wiecznej sprawiedliwości). Problemy tego rodzaju mogą zostać rozwiązane jedynie przez walkę klasową, w której „siła" roz­

strzyga między „równymi prawami". Rozpoznanie to ma konsekwencje również dla rozumienia polityki współczesnego kapitalizmu. W ostatnich czasach nastąpił

170

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

niesłychanie gwałtowny rozrost „dyskusji o prawach" a wiele politycznej energii wło­ żono w ideę, że gonitwa za jednostkowymi prawami człowieka jest sposobem (jeśli niejedynym sposobem) na stworzenie bardziej humanitarnego systemu kapitalistycz­

nego. Marks sygnalizuje w tym miejscu, że nie ma żadnego sposobu na to, by roz­

wiązać wiele spośród ważnych kwestii stawianych w kategoriach praw bez uprzed­ niego przeformułowania ich na kategorie walki klasowej. Amnesty International

na przykład radzi sobie całkiem dobrze w przypadku praw politycznych i obywa­ telskich, jednak ma poważne problemy z rozszerzaniem swojej troski na prawa

ekonomiczne, ponieważ nie ma możliwości, by rozwiązać je bez opowiadania się

po jednej ze stron: pracy lub kapitału. Widzicie teraz, o co chodzi Marksowi. Nie ma szans na „uczciwe" rozstrzyganie między równymi prawami (oboma opatrzonymi

pieczęcią praw wymiany). Jedyne, co możecie zrobić, to walczyć po swojej stronie sporu. Rozdział ten kończy się zatem bardzo sceptyczną uwagą dotyczącą „prze­

pysznego katalogu «niezbywalnych praw człowieka»” (354), przeciwstawionego temu, co da się osiągnąć za pomocą walki klasowej.

„Siła" w tym kontekście nie oznacza siły fizycznej (chociaż z pewnością znajdziemy przypadki, w których również i ta miała znaczenie). Główny nacisk w tym rozdziale został jednak położony na siłę polityczną, zdolność do mobilizowa­

nia i budowania politycznych sojuszy i instytucji (jak choćby związków zawodo­ wych) mających wpływać na aparat państwowy, dysponujący mocą prawnego regulowania „normalnego" dnia roboczego. W Marksowskiej ocenie istnieją

momenty możliwości, które można wykorzystać lub zaprzepaścić, w zależności od nieprzewidywalnych okoliczności politycznej sytuacji oraz stosunków między

siłami uczestników gry. Zastosowana tu technika podobna jest do tej wspaniale

przedstawionej w Marksowskim studium Osiemnasty brumaire'a poświęconym temu, w jaki sposób Ludwik Bonaparte doszedł we Francji do władzy w wyniku przegranej rewolucji 1848 roku w Paryżu. Materiały zgromadzone w tym rozdziale

rzucają szczególne światło na sposób, w jaki Marks łącznie uprawiał teorię kapi­ talistycznego sposobu produkcji z jednej strony, oraz, z drugiej, głębokie rozu­ mienie procesów historycznego przekształcania rzeczywiście istniejących kapi­

talistycznych formacji społecznych. Rezultaty walki klasowej nie są nigdy z góry określone.

Wprowadzenie walki klasowej wyznacza moment radykalnego odejścia od zasad zarówno klasycznej, jak i współczesnej teorii ekonomicznej. Całkowicie

zmienia się język, w którym opisywana jest gospodarka; przesunięciu ulega też

rozkład akcentów. Mało prawdopodobne, by wprowadzające kursy z ekonomii

Rozdział V Dzień roboczy

171

kiedykolwiek skupiały się na długości dnia roboczego jako poważnym problemie.

Kwestia ta nie była również omawiana w ramach klasycznej ekonomii politycznej. Historycznie rzecz ujmując, istniały jednak potężne i nieustanne walki o długość

dnia, tygodnia czy roku roboczego (na przykład o płatne wakacje) oraz roboczego życia (wiek emerytalny) i po dziś dzień są to walki, które toczą się wokół nas. Jest to z pewnością podstawowy aspekt kapitalistycznej historii oraz centralny problem

kapitalistycznego sposobu produkcji. Po co nam teorie ekonomiczne, które igno­ rują ten problem?

Marksowska teoria wartości, wprost przeciwnie, prowadzi bezpośrednio do tej centralnej kwestii. Jest tak dlatego, że wartość jest społecznie niezbędnym czasem

pracy, co oznacza, że czas należy do istoty kapitalizmu. Jak mówi stare porzeka­ dło, „czas to pieniądz!" O kontrolę nad czasem, szczególnie czasem innych ludzi, należy kolektywnie walczyć. Nie da się jej przehandlować. Walka klasowa musi

wejść na sam środek sceny teorii polityczno-ekonomicznej, jak również wszystkich

starań na rzecz tego, by zrozumieć historyczną i geograficzną ewolucję kapitali­

zmu. W tym właśnie punkcie Kapitału możemy zacząć doceniać „wartość użyt­ kową" Marksowskiej teorii wartości i wartości dodatkowej. I choć błędem byłoby

traktowanie samego ujęcia konfliktu toczącego się wokół kwestii czasu jako swego

rodzaju empirycznego dowodu sprawności aparatu teoretycznego, to z pewnością pokazuje ono swoją użyteczność, gdy przychodzi do praktyki świadomego teore­

tycznie badania empirycznego.

W jaki sposób zatem Marks prowadzi nas przez tę historię walki o długość dnia roboczego? Rozpoczyna od spostrzeżenia, że kapitalizm nie jest jedynym

rodzajem społeczeństwa, w ramach którego praca dodatkowa i produkt dodatkowy wydobywane są z korzyścią dla jakiejś klasy rządzącej: Gdziekolwiek środki produkcji są monopolem części społeczeństwa, robotnik, wolny czy niewolny, musi do czasu pracy niezbędnego do utrzymania go przy życiu dołączać dodatkowy czas pracy, ażeby wytworzyć środki utrzymania dla właściciela środków pro­

dukcji (272).

Jednakże w kapitalizmie praca dodatkowa przekształcana jest w wartość dodatkową. W związku z tym wytwarzanie produktu dodatkowego stanowi centrum kapitali­ stycznego osiągania wartości dodatkowej. Narzuca to szczególne cechy kapitalisty­

cznemu wyzyskowi, ponieważ akumulacja wartości w formie pieniężnej, jak widzie­

liśmy już wcześniej, nie ma granicy.

172

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

W ekonomicznej formacji społeczeństwa, w której przeważające znaczenie ma nie war­ tość wymienna, lecz wartość użytkowa produktu, ilość pracy dodatkowej ograniczona

jest przez węższy lub szerszy zakres potrzeb, ale z samego charakteru produkcji nie

wypływa jakaś bezgraniczna potrzeba pracy dodatkowej (272-273).

Co więcej, ponieważ przywłaszczenie zachodzi w ramach społeczeństwa określa­

nego przez pracę najemną, robotnicy nie będą doświadczać swojego wytwarzania

wartości dodatkowej w taki sam sposób, w jaki chłopi pańszczyźniani czy niewol­ nicy doświadczają pracy dodatkowej (ponieważ przywłaszczenie skryte jest przez fetyszyzm wymiany rynkowej). By zilustrować to przykładem, Marks odwołuje się

do środkowoeuropejskiego systemu pańszczyzny. Robotnik jest tu zmuszony do świad­ czenia pracy swojemu panu przez określoną liczbę dni. W ten sposób przywłaszcze­

nie pracy dodatkowej staje się całkowicie przejrzyste. Uwolnienie chłopów na mocy rosyjskiego ukazu z 1831 roku rzeczywiście stworzyło sytuację, w której następu­

jący po tym zmodyfikowany system pańszczyzny, zorganizowany na podstawie Règlement organique, pozwolił, by określone definicje dziennej pracy stały się płynne i otwarte. Właściciele ziemscy (bojarzy) twierdzili, że dzienna praca nie jest mie­

rzona przez rzeczywisty dzień, ale przez to, ile pracy powinno zostać wykonane.

To wymaganie dotyczące pracy prawdopodobnie nie mogło zostać spełnione w trak­ cie jednego dnia, w związku z czym wymagano coraz więcej i więcej rzeczywistych dni, by odrobić formalny dzień pracy, aż do czasu, gdy „dwanaście dni pańszczyźnia­ nych przewidzianych w Règlement organique (...) wyniosło 365 dni w ciągu roku” (277).

Mamy tu zalążek bardzo ważnej idei, którą napotkamy jeszcze kilka razy w Kapi­

tale. Miara czasu jest czymś elastycznym, może zostać rozciągnięta lub zmanipulo­ wana dla celów społecznych. W tym przypadku dwanaście dni pracy stało się 365 rzeczywistymi dniami. Tego rodzaju społeczna manipulacja czasu i czasowości jest

również fundamentalną cechą kapitalizmu. Gdy tylko wydobycie dodatkowego czasu pracy staje się czymś podstawowym dla odtwarzania stosunków klasowych,

wówczas kwestia tego, czym jest czas, kto go mierzy oraz jak rozumieć czasowość, wysuwa się na pierwszy plan analiz. Czas nie jest czymś po prostu danym; jest czymś społecznie skonstruowanym i nieustannie poddanym rekonstrukcji (pomyślcie tylko, na przykład, jak w ostatnich latach przesunęły się horyzonty czasowe, dajmy na to,

w sektorze finansowym). W przypadku Règlement organique rozciąganie czasu było

czymś oczywistym. Robotnicy wiedzieli dokładnie, jak wiele pracy dodatkowej mają oddać panu oraz jak przyczyniło się do tego rozciąganie czasu przez klasy rządzące. Jednakże główna idea zawarta w brytyjskich Ustawach fabrycznych z XIX wieku -

Rozdział V Dzień roboczy

173

gwóźdź programu znacznej części omówionego rozdziału - była całkiem inna: ich celem było „okiełznanie dążenia kapitalistów do nieograniczonego wysysania siły

roboczej, co ma być osiągnięte w drodze przymusowego ograniczenia dnia robo­ czego przez państwo, i to przez państwo, którym włada kapitalista i land-lord" (277).

Sformułowanie Marksa stawia przed nami istotne pytanie: dlaczego państwo

rządzone przez kapitalistów i właścicieli ziemskich godzi się na okiełznanie długo­ ści dnia roboczego lub choćby rozmyśla nad tym? Jak dotąd w Kapitale spotykali­ śmy wyłącznie postaci robotników i kapitalistów, wobec tego co u diaska robi tutaj

właściciel ziemski? Ponieważ Marks stara się analizować rzeczywistą historyczną sytuację, z oczywistych powodów musi przyjrzeć się istniejącym układom klaso­

wym oraz temu, w jaki sposób mogą działać sojusze klasowe, gdy robotnicy nie

mają bezpośredniego dostępu do władzy państwowej. Państwo brytyjskie w pier­ wszej połowie XIX wieku było w gruncie rzeczy oparte na stosunkach władzy kapi­ talistów i właścicieli ziemskich i analizowanie polityki tego okresu bez poświęcania uwagi roli arystokracji ziemskiej byłoby niemożliwe. Siła ruchu robotniczego znaj­

dowała się na drugim planie. Jak pisze Marks: Pomijając groźniejszy z każdym dniem ruch robotniczy, ograniczenie czasu pracy

fabrycznej podyktowane było tą samą koniecznością, która nakazała rozlewać guano

na pola angielskie. Ta sama ślepa chciwość, która w jednym wypadku wyjaławiała rolę,

w drugim podcinała siłę życiową narodu u samego korzenia. Wciąż powtarzające się

epidemie przemawiały tu równie wyraźnym językiem, jak zmniejszanie się wzrostu żoł­ nierza w Niemczech i we Francji (277).

Jeśli praca jest, podobnie jak ziemia, kluczowym zasobem w tworzeniu narodowego bogactwa, jak również jeśli jest nadmiernie wyzyskiwana oraz upodlana, wówczas

podkopana zostaje zdolność do dalszego wytwarzania wartości dodatkowej. W inte­ resie państwa leży również posiadanie robotników, którzy mogą stać się skuteczną siłą militarną. Zdrowie i sprawność fizyczna klas robotniczych znajduje się w orbi­

cie interesów politycznych i militarnych (co odnotowane zostało w długim przypi­ sie 46 na stronach 277-278). Na przykład w trakcie wojny francusko-pruskiej z lat

1870-1871 błyskawiczna porażka Francuzów po części przypisana została lepszemu zdrowiu niemieckiego chłopstwa w porównaniu ze zubożałym francuskim chłop­ stwem i klasą robotniczą. Płynący stąd polityczny wniosek mówi, że pozwalanie

na degenerację klasy robotniczej jest militarnie niebezpieczne. Kwestia ta stała się ważna w USA w trakcie drugiej wojny światowej, szczególnie gdy przyszło

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

174

do mobilizowania jednostek ze zubożałych, a w niektórych przypadkach rasowo odmiennych części ludności.

Brytyjskie Ustawy fabryczne, na których koncentruje się Marks, były narzu­ cone przez państwo, a zaprojektowane zarówno z ekonomicznych, jak i politycznych/militarnych powodów, w celu ograniczenia wyzysku żywej pracy i uchronie­

nia jej przed nadmiernym wyniszczeniem. Prawo to jedno, ale jego wdrażanie to osobna sprawa. Przywodzi nas to do istotnej figury inspektorów fabrycznych: kim byli i skąd się wzięli? Nie byli z pewnością radykalnymi marksistami! Wywodzili się z warstwy mieszczańskich fachowców. Byli przedstawicielami służby cywilnej.

Jednak zbierając informacje, wykonali kawał dobrej roboty oraz naciskali mocno, by zdyscyplinować interes fabrykantów zgodnie z wymaganiami państwowymi.

Marks nie byłby w stanie napisać tego rozdziału bez dostarczonego przez nich bogatego zbioru informacji. Dlaczego zatem państwo kontrolowane przez kapitał oraz właścicieli ziemskich zatrudnia inspektorów fabrycznych, by wykonali tego

rodzaju pracę? Wkracza tu na arenę „stopień rozwoju kultury danego kraju" jak rów­ nież burżuazyjna moralność i militarne troski państwa. W dziewiętnastowiecz­

nej Anglii występowały silne nurty burżuazyjnego reformizmu (na przykład Karol Dickens), których przedstawiciele byli przekonani, że niektóre z ówcześnie występu­ jących praktyk z obszaru pracy nie powinny istnieć w żadnym cywilizowanym społe­

czeństwie. Wprowadza to do dyskusji ten sam „historyczny i moralny składnik" który

wpływa na wartość siły roboczej. Choć zatem ruch klasy robotniczej rzeczywiście rósł w siłę, nie dotarłby tam, gdzie się znalazł, bez pomocy burżuazyjnego reformi­

zmu, szczególnie jego odmiany reprezentowanej przez inspektorów fabrycznych. Inspektorzy fabryczni musieli zmierzyć się z problemem tego, w jaki spo­

sób dzień roboczy mógłby zostać określony w praktyce. O której godzinie robot­ nicy powinni zaczynać pracę? Czy początek tego dnia ma miejsce wewnątrz

czy na zewnątrz fabryki? Co z kwestią przerw na posiłek? Marks przytacza fragment raportu: „Zysk dodatkowy, jaki można osiągnąć przez nadmierną pracę ponad czas ustawowy,

' stanowi dla fabrykantów tak wielką pokusę, że nie mogą się jej oprzeć” (...) Te dokony­ wane przez kapitał „drobne kradzieże" czasu posiłku i czasu wypoczynku robotników inspektorzy fabryczni nazywają też „petty pilferings ofminutes", drobnymi kradzieżami

minut, lub „snatching a few minutes", urywaniem po parę minut, robotnicy zaś mają

na to swoją techniczną nazwę: „nibbling and cribbling at meal times" [„wyskubywanie

i wyskrobywanie z przerw na posiłek”] (281-282).

Rozdział V Dzień roboczy

175

Następnie przywołuje kluczową ideę: „atomy czasu są pierwiastkami zysku" (282).

Myślę, że jest to stwierdzenie o fundamentalnym znaczeniu. Kapitaliści starają się pochwycić każdą chwilę czasu robotnika w ramach procesu pracy. Kapitaliści nie

tylko zakupują siłę roboczą robotnika na dwanaście godzin. Muszą być również pewni, że każdy moment tych dwunastu godzin zostanie wykorzystany z maksy­

malną intensywnością. Na tym właśnie polega cały system nadzoru i dyscypliny fabrycznej.

Jeśli potraficie zawierzyć starym filmom, niegdyś operatorzy i operatorki tele­ foniczni mieli czas, by z wami porozmawiać (jestem wystarczająco stary, by pamię­ tać nawet możliwość flirtowania z nimi). Dziś operatorzy mają ścisły rozkład roz­

mów, które muszą obsłużyć w ciągu każdej godziny. Jeśli nie sprostają temu zadaniu, zostaną wylani. Sam rozkład zadań natomiast nieustannie robi się coraz bardziej

napięty tak, że dziś możecie czuć się uprzywilejowani, jeśli uda wam się wyszar­ pać dwie minuty ich czasu. Czytałem o operatorze, który spędził pół godziny, rozmawiając z dzieckiem, którego matka najwyraźniej zmarła. Został następnie

wyrzucony z pracy za niewykonanie zadań z grafiku. To charakterystyczne dla pro­ cesu pracy w ogóle. Kapitalista pragnie czasu, pragnie tych momentów stanowią­

cych elementy zysku. Jest to następstwo faktu, że wartość jest społecznie niezbęd­ nym czasem pracy. Przy całej swojej abstrakcyjności teoria wartości odsłania coś ważnego odnośnie do codziennych praktyk i doświadczeń rzeczywistości pro­

dukcyjnej. Dotyka rzeczywistości zachowań kapitalisty oraz rzeczywistości życia robotnika.

W trzeciej części tego rozdziału Marks obszernie omawia „Gałęzie przemysłu angielskiego bez ustawowej granicy wyzysku" Nie zamierzam rozwijać tu komenta­ rza, ponieważ przerażające świadectwa praktyk pracy w przemyśle zapałczarskim, tapeciarskim czy płóciennym, a w szczególności w piekarstwie (gdzie praca nocna

i fałszowanie chleba stanowiły poważne problemy) mówią raczej same za siebie. Marks przytacza również wypadki, które mogą zaistnieć z powodu przepracowania,

takie jak te na kolei, gdzie sędzia śledczy spostrzegł, że nieuważność, która dopro­

wadziła do wypadku, wynikała prawdopodobnie z nadmiaru godzin pracy. Następ­

nie mamy słynny przypadek dwudziestoletniej modniarki Mary Annę Walkley, „zatrudnionej w bardzo szanowanej nadwornej pracowni modniarskiej" - w sytuacji,

gdy „młode dziewczęta pracują przeciętnie po 16,5 godziny, a w sezonie często po 30 godzin bez przerwy, przy czym odmawiająca posłuszeństwa ich «siła robo­

cza» podtrzymywana jest w razie potrzeby przez sherry, portwejn albo kawę” (295), zmarłej w ciszy z przepracowania. Śmierć z przepracowania nie jest czymś

176

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

charakterystycznym tylko dla XIX wieku. Japończycy mają specjalny określający ją termin techniczny - kardshi. Ludzie umierają z przepracowania, a życie wielu osób

skracane jest przez przepracowanie, którego doświadczają, lub przez warunki,

w których pracują. W 2009 roku Zjednoczeni Robotnicy Rolni (United Farm Workers) pozwali Kalifornijską Administrację Bezpieczeństwa i Zdrowia Zawodowego (California Occupational Safety and Health Administration) za niechronienie

robotników rolnych pracujących w tym stanie przed śmiercionośnymi upałami, przytaczając trzy przypadki bezsensownej śmierci z wyczerpania spowodowanego

gorącem. Marks opisuje, co się dzieje, gdy stosunek sił między kapitałem a pracą staje

się tak przechylony na stronę kapitału, że siła robocza zostaje zdegradowana czy nawet doprowadzana do przedwczesnej śmierci. Problem ten zostaje zaog­

niony wraz z powstaniem systemu zmianowego opisanego w części czwartej tego rozdziału. Niezatrudniony kapitał to stracony kapitał. Pamiętacie, że kapitał nie jest maszyną ani sumą pieniędzy, ale wartością w ruchu. Jeśli maszyna nie jest wyko­

rzystywana, jest martwym kapitałem, w związku z tym istnieje presja na wykorzysty­

wanie jej przez cały czas. Ciągłość procesu produkcji staje się istotna, szczególnie w gałęziach przemysłu takich jak huty czy projektowanie potężnych urządzeń żela­ znych, stosujących duże ilości wyposażenia stanowiącego kapitał trwały. Potrzeba utrzymywania kapitału trwałego w stanie ciągłego działania wymusza dwudzie­

stoczterogodzinny dzień roboczy. Ponieważ pojedynczy robotnicy nie mogą praco­

wać przez dwadzieścia cztery godziny, zaprojektowany zostaje system zmianowy, uzupełniony następnie pracą nocną. Pamiętajcie: robotnicy wytwarzają wartość

dodatkową tylko wtedy, gdy ożywiają kapitał stały. Wynikiem tego jest praca na nocną zmianę w ramach systemu zmianowego. Nie ma zatem czegoś takiego

jak „naturalny dzień roboczy" a tylko różne jego skonstruowane postaci znajdujące

się w relacji do kapitalistycznego wymogu utrzymywania za wszelką cenę ciągłości przepływu.

Część piąta podejmuje kwestię walki o normalny dzień roboczy. Jaka jest zatem

długość czasu, w ciągu którego kapitał może konsumować siłę roboczą, za której dzidnną wartość zapłacił? Kapitał, co jasne, będzie starał się wyszarpać tyle, ile tylko

się da. Dla kapitału rozumie się samo przez się, że robotnik przez całe swe życie jest tylko silą roboczą i niczym więcej, że przeto cały czas, którym rozporządza, jest z natury i z prawa cza­

sem pracy, a więc powinien służyć samopomnażaniu wartości kapitału. Czas potrzebny

Rozdział V Dzień roboczy

177

człowiekowi do wykształcenia, do rozwoju duchowego, do wykonywania funkcji spo­ łecznych, do życia towarzyskiego, do swobodnego korzystania ze swych sił fizycznych

i duchowych, nawet wypoczynek niedzielny (...), wszystko to jest czystym urojeniem!

Ale bezgraniczna i ślepa żądza kapitału, jego wilczy apetyt na pracę dodatkową, spra­ wia, że przekracza on nie tylko granice moralne, lecz również czysto fizyczną górną

granicę dnia roboczego. Przywłaszcza on sobie czas niezbędny do wzrostu, rozwoju i zdrowia organizmu. Rabuje czas potrzebny do wchłaniania czystego powietrza i światła

słonecznego. Skraca czas posiłków i urwane chwile wciela, gdzie tylko może, do procesu produkcji (308-309).

Zawsze, kiedy czytam te fragmenty, przypominam sobie sceny z linią produkcyjną z Dzisiejszych czasów Charliego Chaplina. Kapitał zdrowy sen, potrzebny do gromadzenia, odnawiania i odświeżania siły życiowej, redukuje do tylu godzin odrętwienia, ile trzeba, aby przywrócić życie organizmowi doszczętnie wyczerpanemu. (...) Kapitał nie pyta o długość życia siły roboczej. Interesuje go jedy­

nie i wyłącznie maksimum siły roboczej, które można uruchomić w ciągu jednego dnia roboczego. Cel ten osiąga skracając długość życia siły roboczej, podobnie jak chciwy

gospodarz powiększa plon, wyjaławiając ziemię (309).

Analogia między wyjałowieniem ziemi oraz sił życiowych robotnika przywo­ łuje sformułowanie z rozdziału pierwszego, w którym Marks cytuje komentarz Williama Petty'ego, mówiącego, że „praca (...) jest ojcem materialnego bogac­

twa, a ziemia jego matką" (49)- Daje to również do zrozumienia, że nadmierna eksploatacja zasobów wymaganych do produkcji wszelkiego bogactwa stanowi

niebezpieczeństwo dla samego kapitalizmu. W tym czy innym momencie kapi­

talista również pomyśli, że normalny dzień roboczy nie jest być może takim złym pomysłem. Jeżeli więc nienaturalne przedłużanie dnia roboczego, do którego kapitał nieuchron­ nie zmierza w bezgranicznym pędzie do samopomnażania swej wartości, skraca życie

poszczególnych robotników, a przez to czas trwania ich siły roboczej, niezbędne staje się szybsze zastępowanie zużytej siły roboczej, czyli wzrasta koszt reprodukcji tej siły,

zupełnie tak samo, jak cząstka wartości maszyny podlegająca codziennej reprodukcji

jest tym większa, im szybciej maszyna się zużywa. Zdawałoby się więc, że własny interes kapitału skłania go do ustalenia normalnego dnia roboczego (310).

178

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Problem polega jednakże na tym, że pojedynczy kapitaliści w ramach wzajemnej konkurencji nie mogą przestać przeć w kierunku nadmiernego wyzysku swoich

dwóch podstawowych zasobów: pracy i ziemi. Rodzi to potencjalny konflikt między

klasowym interesem kapitalistów związanym ze „zrównoważoną" siłą roboczą a krótkoterminowymi indywidualnymi zachowaniami kapitalistów mierzących się z konkurencją. Z tej przyczyny należy nałożyć na ich wzajemną konkurencję jakieś ograniczenia.

Właściciele niewolników, jak wskazuje Marks, mogą, gdyby tylko chcieli, poz­ wolić sobie na zabijanie swoich pracowników poprzez nadmierną pracę pod warun­

kiem, że mają pod ręką nowe źródło tanich niewolników. Sprawdza się to jednak

również w przypadku rynku pracy: handel niewolnikami, czytaj: rynek pracy, zamiast Kentucky i Wirginia - Irlandia i okręgi rolnicze Anglii, Szkocji i Walii, zamiast Afryka - Niemcy! Widzieliśmy, jak nadmierna praca dziesiątkuje londyńskich piekarzy, a jednak londyński rynek pracy jest stale prze­

pełniony niemieckimi i innymi kandydatami do śmierci w piekarstwie (311).

Marks wprowadza tu kolejne ważne pojęcie: nadmiernej ludności. Jej występowa­

nie pozwala kapitaliście na hiperwyzysk swoich robotników, bez zwracania uwagi na ich zdrowie czy dobrostan. Oczywiście kapitał musi posiadać dostęp do nad­

miernej ludności. Marks przywołuje tu przypadek komisarzy ustawy o ubogich, którym kazano, „aby wysłali «nadmiar ludności» z okręgów rolniczych na północ, gdzie - jak twierdzili - «fabrykanci wchłoną go i spożyją»" (311). Okręgi rolnicze

wygodnie pozbyły się swoich obowiązków związanych z ustawą o ubogich, jedno­

cześnie dostarczając pracę dodatkową okręgom przemysłowym. W ogóle doświadczenie wskazuje kapitaliście, że istnieje pewien stały nadmiar ludności, tzn. nadmiar ludności w stosunku do tego, w jakich rozmiarach kapitał pragnie w danej

chwili pomnożyć swą wartość, jakkolwiek ten nadmiar ludności składa się z pokoleń ludzkich wycieńczonych, rychło się starzejących, szybko wypierających się nawzajem,

' zrywanych - że się tak wyrażę - zanim dojrzeją. Z drugiej strony jednak doświadczenie wskazuje (...), jak jedynie stałe wchłanianie żywotnych, zdrowych elementów ze wsi hamuje zwyrodnienie ludności przemysłowej i jak nawet robotnicy rolni zaczynają się

wyradzać, pomimo przebywania na świeżym powietrzu oraz pomimo tak wszechwład­ nie wśród nich panujące[j] „principle of natural selection” [zasady doboru natural­ nego], pozwalającej] dorastać tylko najsilniejszym jednostkom (313-314).

Rozdział V Dzień roboczy

179

Nadmierna ludność wpływa na to, czy kapitalista musi dbać o zdrowie, dobrostan oraz oczekiwaną długość życia siły roboczej. Jako pojedyncze istoty ludzkie ka­ pitaliści mogą się tym przejmować. Jednakże zmuszeni do zwiększania zysków

za wszelką cenę w warunkach konkurencji, indywidualni kapitaliści nie mają żad­

nego wyboru. Après moi le déluge! - jest hasłem każdego kapitalisty i każdego narodu kapitalistycz­

nego. Kapitał nie liczy się więc ze zdrowiem i życiem robotnika, jeśli go społeczeństwo do tego nie zmusi. Wobec skarg na degenerację fizyczną i duchową, na przedwczesną śmierć, na mękę przepracowania - kapitał odpowiada: miałażby nas ta męka boleć,

skoro naszą uciechę (zysk) pomnaża? Na ogół jednak nie zależy to od dobrej lub złej

woli poszczególnego kapitalisty. Wolna konkurencja sprawia, że immanentne prawa

produkcji kapitalistycznej działają wobec poszczególnego kapitalisty jako zewnętrzne prawo przymusowe (314-315).

Bez względu na to, czy są dobroduszni, czy paskudni, kapitaliści poprzez konkuren­ cję zmuszeni są do angażowania się w te same praktyki, co ich konkurenci. Jeśli kon­

kurenci skrócili życie swoich robotników, musicie postąpić tak samo. Tak działają przymusowe prawa konkurencji. Samo określenie „przymusowe prawa konkurencji"

powróci jeszcze w wywodzie kilkukrotnie. Ważne jest, by dostrzec, gdzie, jak choćby

w tym przypadku, owe przymusowe prawa odgrywają decydującą rolę. Prowadzi to Marksa do rozważenia sposobu, w jaki „ustanowienie normalnego

dnia roboczego jest wynikiem wielowiekowej walki między kapitalistą a robotni­ kiem” (315). Przenikliwie zauważa, że „dzieje tej walki ukazują nam dwa przeciw­ stawne prądy" (315). W średniowieczu bardzo trudno było znaleźć ludzi, których

można było uczynić robotnikami najemnymi. Jeśli nie byli w stanie utrzymać się z ziemi, stawali się włóczęgami, żebrakami czy rzezimieszkami czyhającymi na trak­ tach (jak Robin Hood). W związku z tym wprowadzono ustawy kodyfikujące stosunek

płacowy, rozszerzające dzień roboczy i kryminalizujące żebractwo i włóczęgostwo.

W rezultacie stworzono aparat dyscyplinarny (Marks podejmuje tę kwestię ponownie w dziale siódmym), by socjalizować ludność do roli robotników i robotnic najem­ nych. Zanim nakazywano im wykonywać porządną pracę codzienną, włóczędzy byli chłostani i zakuwani w dyby. W pierwszych statutach, datowanych na 1349 rok,

porządny dzień pracy określany był jako dzień roboczy złożony z dwunastu godzin.

W ten oto sposób w Anglii narzucono dyscyplinę pracy. Zobaczycie, że w XIX wieku i później podobne problemy podnoszone były przez władze kolonialne. Raportowano,

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

180

dajmy na to, że w Indiach czy Afryce nie da się zmusić rdzennej ludności do praco­

wania przez „normalny" dzień roboczy, a co dopiero „normalny" tydzień roboczy. Rdzenni mieszkańcy zazwyczaj pracowali przez chwilę, po czym znikali. Lokalne

pojęcie czasowości nie przystawało do pojęcia czasu zegarowego i podważało zdol­ ność kapitalistów do wydobywania wartości jako atomów czasu budujących zysk.

Brak dyscypliny czasowej lokalnej ludności był częstym powodem skarg do admi­ nistracji kolonialnej, która podejmowała ogromne wysiłki w celu zaszczepienia dys­ cypliny pracy oraz właściwego poczucia czasowości. (Słyszałem podobne narzeka­

nia współczesnej administracji uniwersyteckiej na studentów, raz nawet zostałem poinstruowany przez edukacyjnych geniuszy z Harvardu, obstających przy tym,

że pierwszą rzeczą, którą powinniśmy robić, by właściwie uczyć studentów, jest zaszczepienie im odpowiedniego poczucia dyscypliny czasowej). Obecnie dysponujemy obszerną literaturą poświęconą średniowiecznemu

i późnośredniowiecznemu stosunkowi do czasu, jak również kwestii przesunięć, do jakich doszło w kontekście czasowości wraz z powstaniem kapitalizmu (czy, jak

niektórzy woleliby to określać, „nowoczesności"). Dla przykładu: zbyt łatwo zapomi­ namy, że godzina była w dużej mierze wynalazkiem XIII wieku, że minuta i sekunda stały się powszechnymi miarami dopiero w późnym XVII wieku oraz że dopiero w naszych czasach wynaleziono kategorie w rodzaju „nanosekund” Nie są to natu­ ralne, a społeczne określenia, ich wynalezienie nie było bez znaczenia dla przej­

ścia od feudalizmu do kapitalizmu. Gdy Michel Foucault mówi o narodzinach urządzania, w istocie odnosi się do tego momentu, gdy ludzie zaczęli uwewnętrz-

niać poczucie czasowej dyscypliny i uczyć się żyć z nią niemal bez zastanowienia. W stopniu, w którym wszyscy zinternalizowaliśmy to poczucie, staliśmy się zakład­ nikami określonego sposobu myślenia o czasowości oraz powiązanych z nią prak­

tykach. Dla Marksa zaś ta czasowość powstaje w nierozerwalnym stosunku z war­

tością jako społecznie niezbędnym czasem pracy. Dla niego rola walki klasowej

jest tutaj kluczowa, co Foucault starał się ominąć czy zbagatelizować. Jak twierdzi Marks Widzieliśmy, że te drobiazgowe postanowienia, z tak koszarową jednostajnością regulu­ jące za pomocą dzwonka okresy, granice i przerwy pracy, nie były bynajmniej wytworem

pomysłowości parlamentu. Rozwijały się one stopniowo z układu stosunków jako pra­ wa naturalne nowoczesnego sposobu produkcji. Sformułowanie tych praw, urzędowe

ich uznanie, ogłoszenie ich przez państwo było wynikiem długotrwałych walk klaso­ wych (330).

Rozdział V Dzień roboczy

1S1

Nie jest to już dłużej kwestia stwierdzenia, że „między równymi prawami rozstrzyga siła” ale uznania klasowego charakteru hegemonicznych form myślenia czasowego

o świecie. Jednak we wszystko to wpleciona zostaje nie tylko czasowość, ale rów­

nież kwestie przestrzenności. Dla ideologów, w rodzaju anonimowego autora An Essay on Trade and Commerce z 1770 roku, problem stanowi „fatalna" skłonność

do „wygodnictwa i lenistwa" (321) po stronie robotniczej ludności. Marks cytuje ten esej w następujący sposób: „Uzdrowienie nie będzie zupełne, dopóki nasi przemysłowi biedacy nie zgodzą się pra­

cować 6 dni za tę samą sumę, która dziś stanowi ich czterodniowy zarobek” W tym celu, a także po to, by „wytrzebić lenistwo, rozpustę i romantyczne mrzonki o wolności” jak

i po to, by „zmniejszyć podatek na rzecz ubogich, by pobudzić ducha przedsiębiorczości i obniżyć cenę pracy w manufakturach” nasz wiemy Eckart kapitału proponuje wypró­

bowany środek, aby tych robotników, którzy korzystają z dobroczynności publicznej (...),

zamykać w „idealnym domu roboczym" („an ideał workhouse"). Dom taki musi stać się „domem postrachu” („House of Terror"), [gdzie] „praca winna trwać 14 godzin dziennie,

jednakże z odpowiednimi przerwami na posiłki, tak aby pozostawało nie mniej niż 12

pełnych godzin pracy” (322).

Marks zaraz odpowiada. Dla pauprów odpowiednik tego domu postrachu, który: w 1770 r. był dopiero marzeniem kapitalistycznej duszy, w niewiele lat później wznosi się już jako olbrzymi „dom roboczy” dla samych robotników przemysłowych. A imię

jego: fabryka. Tym razem idea! blednie wobec rzeczywistości (323).

Przestrzenna organizacja jest częścią aparatów dyscyplinarnych powołanych do życia,

by ciążyć na robotniku. Niemal z pewnością zainspirowało to Foucaulta do sporzą­ dzenia różnorodnych badań przestrzennej organizacji aparatów dyscyplinarnych

(z ich wzorcem w postaci panoptykonu) w książkach w rodzaju Historii szaleństwa

w dobie klasycyzmu, Nadzorować i karać czy Narodzin kliniki. Myślę, że to całkiem ironiczne, że w anglojęzycznych krajach Foucault postrzegany jest często jako myśli­ ciel radykalnie przeciwstawny Marksowi, podczas gdy w oczywisty sposób obrał on

Marksowskie analizy dnia roboczego za jedno ze źródeł swoich inspiracji. W mojej

opinii Foucault wykonał ogromną pracę, uogólniając Marksowski wywód i nada­ jąc mu treść. Chociaż w niektórych jego późniejszych pracach odchodzi od tego,

co twierdzili marksiści (szczególnie zaś maoiści i komuniści w ówczesnej Francji),

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

102

to jego wczesne fundamentalne teksty dotyczące szpitali, więzień czy klinik po­

winny moim zdaniem być odczytywane raczej jako kontynuacja niż odejście od Marksowskich wywodów - szczególnie tych dotyczących powstania dyscypli­

narnego kapitalizmu, w którym robotnicy muszą zostać zsocjalizowani i zdyscypli­

nowani, by zaakceptowali przestrzenno-czasową logikę kapitalistycznego procesu

pracy. Problem tego, w jaki sposób stworzyć i podtrzymać robotniczą dyscyplinę,

nadal jest oczywiście aktualny. Kolejnym jest to, co robić z ludźmi, którzy się nie

dostosują, a zatem zostają określeni jako osobliwi, jeśli nie wręcz dewianci. Tutaj odpowiedzi Marksa i Foucaulta się pokrywają: nazywa się ich szalonymi czy anty­

społecznymi i umieszcza w szpitalach dla psychicznie chorych i więzieniach; bądź, jak zauważa Marks, zostają zakuci w dyby, wykpieni i ukarani. Zatem, aby być „nor­ malną" osobą, należy akceptować określoną czasoprzestrzenną dyscyplinę sto­

sowną dla kapitalistycznego sposobu produkcji. Marks pokazuje, że nie jest to w żadnym wypadku coś normalnego - jest to społeczny twór, powstający w tym historycznym okresie, w szczególny sposób i z konkretnych powodów.

Zrozumiałe zatem, że kapitaliści muszą pierwotnie rozpętać potężną walkę,

by rozszerzyć dzień roboczy i znormalizować go na poziomie, powiedzmy, dzie­ sięciu czy dwunastu godzin (jak miało to miejsce w czasach Marksa). „Czas pracy” w społeczeństwach przedkapitalistycznych różnił się istotnie w zależności od oko­

liczności, jednakże w wielu przypadkach nie wynosił więcej niż cztery godziny dziennie. Pozostała część dnia była przeznaczana na aktywności towarzyskie i inne działania, których nie sposób określić jako „produkcyjne" w sensie przyczyniania

się do materialnego przetrwania. W naszej formie społeczeństwa czterogodzinny dzień pracy zostałby uznany za śmieszny, godny pożałowania i niecywilizowany.

Nasuwa to kilka pytań odnośnie do „stopnia rozwoju” naszej własnej kultury. Przy­

puszczalnie socjalistyczna alternatywa celowałaby w przywrócenie czterogodzin­ nego dnia pracy! W części szóstej znajdujemy historię tego, co stało się w latach trzydziestych

i czterdziestych XIX wieku, gdy robotnicy starali się walczyć przeciwko nadmier­

nemu wydłużaniu dnia roboczego w przemysłowej Anglii. Marks relacjonuje szczególną dynamikę polityczną, którą spróbuję nakreślić na swój sposób, by

nieco rozjaśnić opis Marksa. Wyglądała ona mniej więcej następująco. W latach

dwudziestych XIX wieku w Anglii arystokracja ziemska wciąż sprawowała władzę polityczną. Kontrolowała parlament, kontrolowała Izbę Lordów, miała w swoich rękach monarchię, wojsko oraz system sądowniczy. Istniała wówczas również

Rozdział V Dzień roboczy

183

wzrastająca w siłę burżuazja, częściowo opierająca się na tradycyjnych przedsię­ wzięciach handlowych i finansowych (ulokowanych w Londynie oraz miastach portowych w rodzaju Bristolu czy Liverpoolu, które zbiły fortuny na handlu nie­ wolnikami), jednak już uzupełniana przez coraz potężniejsze przedsięwzięcia przemysłowe skoncentrowane w przędzalniach regionu manchesterskiego. Bur­

żuazja z tej ostatniej frakcji stała się potężnym adwokatem szczególnej wersji teo­

rii ekonomicznej, która zdominowana była przez idee wolnego rynku i wolnego handlu (przypomnijcie sobie, Manchester był miejscem, gdzie Senior udał się,

by dokształcić się w zakresie swojej ekonomii). Choć coraz bogatsi, kapitaliści

przemysłowi byli w zasadzie politycznie bezbronni w porównaniu z arystokracją ziemską. W związku z tym starali się zreformować system parlamentarny w taki

sposób, by zyskać większą władzę w aparacie państwa. By to osiągnąć, musieli jednak stoczyć poważną walkę z arystokracją ziemską. Poszukiwali wsparcia mas

ludowych, szczególnie klas średnich składających się z profesjonalistów czy elokwentnej, samodzielnie wykształconej, rzemieślniczej klasy robotniczej (odmien­

nej od masy niewyedukowanych robotników). Mówiąc w skrócie, przemysłowa burżuazja dążyła do sojuszu z rzemieślniczymi ruchami klasy robotniczej prze­

ciwko arystokracji ziemskiej. Poprzez zmasowaną agitację pod koniec lat dwu­ dziestych XIX wieku przeforsowali w 1832 roku Ihe Reform Act, który przekształ­

cił system reprezentacji parlamentarnej na ich korzyść i zliberalizował cenzus

wyborczy w taki sposób, że skromnie uposażeni właściciele nieruchomości mogli głosować. Jednakże w trakcie agitowania prowadzącego do reformy klasom robotni­

czym złożono różnego rodzaju polityczne obietnice, łącznie z rozszerzeniem praw do głosowania na rzemieślników, uregulowaniem długości dnia roboczego i zro­ bieniem czegoś z uciążliwymi warunkami pracy. The Reform Act szybko został

nazwany przez robotników „wielką zdradą" Przemysłowa burżuazja uzyskała więk­ szość pożądanych przez siebie reform, podczas gdy robotnicy pozostali z niczym.

Pierwsza Ustawa fabryczna regulująca długość dnia roboczego z 1833 roku była słaba i nieskuteczna (choć ustanowiła precedens w zakresie państwowego usta­

wodawstwa w tym zakresie). Robotnicy, rozwścieczeni zdradą, zorganizowali ruch

polityczny zwany czartyzmem, który przeciwstawiał się warunkom życia mas lud­ ności, jak również przerażającym warunkom pracy przemysłowej. W tym czasie

arystokracja ziemska stała się jeszcze bardziej wroga powstającej potędze przemy­

słowej burżuazji (przeczytajcie powieści Karola Dickensa czy Benjamina Disraelego, w których to napięcie jest wszechobecne). Arystokraci byli zatem skłonni wesprzeć

184

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

robotnicze żądania, po części na podstawie narodowego (militarnego) interesu, jednakże również w ramach typowej arystokratycznej polityki noblesse oblige (szlachectwo zobowiązuje), przedstawiając siebie samych jako dobrych paterna­

listycznych ludzi, niewyzyskujących innych w ten sam sposób co ci przebrzydli przemysłowcy. To właśnie częściowo stąd wzięli się inspektorzy fabryczni. Zostali wylansowani przez arystokrację ziemską w celu poskromienia potęgi bezwzględ­

nej, przemysłowej burżuazji. Przez lata czterdzieste XIX wieku przemysłowa burżuazja była ostro naciskana przez tę koalicję arystokracji ziemskiej oraz ruchu klasy robotniczej, która, jak ujął to Marks, była „groźniejsza z każdym dniem” (277). Moc­

niejsze wersje Ustaw fabrycznych zostały poddane pod debatę, a następnie weszły

w życie w 1844,1847 oraz 1848 roku. Mamy tu jednak kolejny kawałek układanki stosunków klasowych i formowa­

nia się sojuszy. Manchesterska szkoła ekonomii była wielką zwolenniczką polityki laissez-faire i wolnego handlu. Doprowadziło to do walki o ustawy zbożowe. Wyso­

kie cła na importowaną pszenicę chroniły przychody arystokracji ziemskiej przed

zagraniczną konkurencją. Rezultatem były jednak wysokie koszty chleba, podsta­ wowego pokarmu klas robotniczych. Przemysłowa burżuazja rozpoczęła zatem

prowadzoną przez Richarda Cobdena i Johna Brighta z Manchesteru kampanię na rzecz zniesienia ustaw zbożowych, wskazując robotnikom, że będzie to ozna­

czało potanienie chleba. Podjęto starania (choć niezbyt skuteczne, robotnicy bowiem zbyt dobrze pamiętali „wielką zdradę"), by wykuć sojusz z robotnikami. Ostatecznie

w latach czterdziestych XIX wieku zreformowano ustawy zbożowe, doprowadzając do obniżki cła na pszenicę, co poważnie wpłynęło na bogactwo arystokracji ziem­

skiej. Jednakże gdy tylko obniżona została cena chleba, przemysłowa burżuazja zredukowała płace. W kategoriach Marksowskich moglibyśmy pokazać, że ponie­

waż wartość siły roboczej określona jest po części przez cenę chleba, tańszy import pszenicy prowadzi do niższych cen chleba, co z kolei prowadzi (przy wszystkich

innych czynnikach niezmienionych) do spadku wartości siły roboczej. Przemy­ słowcy mogą płacić swoim robotnikom mniej, ponieważ robotnicy potrzebują

mniej pieniędzy, by zakupić swój chleb powszedni! W latach czterdziestych XIX wieku ruch czartystów wzmocnił się, robotnicze żądania oraz robotnicza agitacja

się nasiliły, jednakże nie istniał trwały sojusz przeciwko nim ze względu na silny podział między przemysłowymi (burżuazyjnymi) a ziemskimi (arystokratycznymi)

interesami. Burżuazja przemysłowa starała się podkopać działanie Ustaw fabrycznych z lat czterdziestych XIX wieku. Podobnie jak bojarzy, również i ona rozgrywała

Rozdział V Dzień roboczy

165

pojęcia czasowości. Ponieważ robotnicy nie posiadali swoich zegarów, szefowie tak przestawiali zegary fabryczne, by zyskać dodatkowy czas pracy. Organizowali zmiany robocze w taki sposób, by pracować w pofragmentowany sposób, „goniąc

[robotnika] to tu, to tam na krótkie odstępy czasu" (339), tak, że niczym aktor na scenie uczestniczy! on w pracy przez dziesięć godzin, choć musiał być obecny

przez piętnaście. Robotnicy musieli „przełykać swój posiłek w coraz innej porze” (339). Szefowie wykorzystywali system zmianowy, by gmatwać czasy pracy i „pięt­

nowali inspektorów fabrycznych jako swego rodzaju komisarzy Konwentu, którzy bez litości poświęcają nieszczęsnych robotników dla swych mrzonek o ulepsze­

niu świata” (332). Wcześniejsza legislacja w tym zakresie skupiała się szczególnie na zatrudnianiu kobiet i dzieci, co dało początek dyskusji dotyczącej tego, kiedy

dzieci wchodzą w wiek dorosły. „Według antropologii kapitalistycznej wiek dzie­

cięcy kończył się w dziesiątym lub co najwyżej w jedenastym roku życia" (327). Tyle

odnośnie do szczebla rozwoju kultury przemysłowej burżuazji! Jak głośno narze­ kał jeden z inspektorów fabrycznych, Leonard Horner, nie było żadnego sensu

w chodzeniu z tym do sądów, ponieważ zawsze jedynie uniewinniały fabrykantów.

Jak jednak spostrzegł Marks, torysi - czyli arystokracja ziemska - „łaknęli odwetu" (330) za ustawy zbożowe i przeprowadzili nową ustawę fabryczną, która miała ogra­

niczyć dzień roboczy do dziesięciu godzin w 1848 roku.

Jednakże w 1848 roku nastąpił jeden z tych okresowych kryzysów kapitalizmu, poważny kryzys nadakumulacji kapitału, ogromny kryzys bezrobocia obejmujący

całą Europę i wywołujący silne ruchy rewolucyjne w Paryżu, Berlinie i Wiedniu oraz w innych miejscach. Jednocześnie w samej Anglii czartystowskie ożywienie

osiągnęło swój punkt kulminacyjny. W obliczu tego cała burżuazja zaniepokoiła się rewolucyjnym potencjałem klasy robotniczej. W czerwcu 1848 roku w Paryżu doszło do gwałtownego stłumienia ruchów klasy robotniczej, które umożliwiło utrzymanie

władzy, za tym natomiast poszło ustanowienie autorytarnego reżimu, który w 1852

roku stał się Drugim Cesarstwem pod wodzą Ludwika Bonapartego.

W Anglii wydarzenia nie przybrały tak dramatycznego obrotu, jednakże lęk

przed zamieszkami stał się powszechny. Tam też porażka partii czartystów, której wodzowie zostali uwięzieni i której organizacja uległa rozbiciu, zdołała już podkopać zaufanie angielskiej klasy robotniczej we własne siły.

Niebawem paryskie powstanie czerwcowe i jego krwawe zdławienie skupiło zarówno

na kontynencie europejskim, jak i w Anglii, pod wspólnym hasłem ratowania własności, religii, rodziny, społeczeństwa, wszystkie odłamy klas panujących: właścicieli ziemskich

186

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

i kapitalistów, rekinów giełdowych i kramarzy, rzeczników ceł ochronnych i zwolen­

ników wolnego handlu, rząd i opozycję, klechów i wolnomyślicieli, młode ladacznice i stare mniszki! (szczerze powiedziawszy, nie mam bladego pojęcia, co one miały z tym

wspólnego - DH) (333).

Rozważenie tego, jak często „własność, religia, rodzina i społeczeństwo” przewijają

się w charakterze ideologicznej mantry powtarzanej w celu ochrony ustanowio­

nego porządku burżuazyjnego, jest czymś zdumiewającym. Nie szukając daleko, wystarczy sięgnąć po najnowszą historię Stanów Zjednoczonych, gdzie szczególnie Partia Republikańska nie istniałaby, gdyby nie jej zapalczywe deklaracje lojalno­

ści względem tych zasad. W Anglii w 1848 roku oznaczało to, że „klasę robotniczą

wszędzie wyklinano, prześladowano, traktowano jako podpadającą pod „loi des suspects” („ustawę o podejrzanych"). Panowie fabrykanci mogli się więc nie krępo­

wać" i podnieść „otwarty bunt (...) przeciw całemu ustawodawstwu, które poczyna­ jąc od 1833 r. starało się nieco okiełznać «wolne» wysysanie siły roboczej" (333). Ten bunt był „prowadzony z cyniczną bezwzględnością i nieubłaganym terroryzmem,

co zresztą tym łatwiej przychodziło zbuntowanym kapitalistom, że nic poza skórą swych robotników nie ryzykowali" (333). Swoją drogą, bardzo przypomina to neo­

liberalną kontrrewolucję z lat osiemdziesiątych XX wieku, przeprowadzoną przez Reagana i Thatcher. Za czasów administracji Reagana wiele pracy, którą włożono, by uregulować obszar stosunków pracowniczych (za pośrednictwem amerykańskiej

Krajowej Rady Stosunków Pracy oraz Rady Administracji Bezpieczeństwa i Zdrowia)

zostało albo zaprzepaszczone, albo niedoprowadzone do końca. Również w tym przypadku kluczową rolę odegrały zmiany charakteru władzy klasowej i sojuszy

między klasami na gruncie aparatu państwowego.

Coś interesującego stało się jednak w Anglii po 1850 roku: bezpośrednio po tym pozornie ostatecznym zwycięstwie kapitału zaszedł nagły zwrot. Dotychczas robotnicy stawiali opór bierny, choć nieugięty i codziennie ponawiany. Teraz

zaprotestowali głośno i groźnie na wiecach w Lancashire i Yorkshire. A więc tak zwana ustawa o dziesięciogodzinnym dniu roboczym jest czystą blagą, oszustwem parlamen­

tarnym i nigdy naprawdę nie istniała! Inspektorzy fabryczni usilnie ostrzegali rząd, że antagonizm klasowy doszedł do niebywałego napięcia. Nawet część fabrykantów

szemrała: „Sprzeczne orzeczenia sądów spowodowały stan zupełnie anormalny i anar­ chiczny. Inna ustawa obowiązuje w Yorkshire, a inna w Lancashire; inna w jednej parafii

Lancashire, a inna w jej bezpośrednim sąsiedztwie” (341).

Rozdział V Dzień roboczy

187

W efekcie kapitaliści osiągnęli sytuację, w której prawo wykorzystywano do podej­

mowania fragmentarycznych decyzji w różnych miejscach tak, że w rzeczywisto­ ści wszędzie straciło swoją spójność. Poważne zagrożenie rozruchami w 1850 roku wymusiło jednak to, że doszło między fabrykantami i robotnikami do kompromisu, któremu pieczęć sankcji

parlamentarnej nadała nowa dodatkowa ustawa fabryczna z 5 sierpnia 1850 r. Dzień roboczy dla „młodocianych i kobiet” w pierwszych pięciu dniach tygodnia został prze­ dłużony z 10 do 10 łó godziny, w sobotę zaś ograniczony do 7 % godziny (341).

Poszczególne grupy, w rodzaju wytwórców jedwabiu, stosowały wyjątki. W takich zakładach „dla delikatnych palców zarzynano dzieci" (342). Jednak w 1850 roku zasada ta zatryumfowała ostatecznie, kiedy zwyciężyła w wielkich gałęziach przemysłu, będących najbardziej nieodrodnym tworem nowoczesnego sposobu produkcji. Wspa­ niały ich rozwój w latach 1853-1860, idący w parze z fizycznym i moralnym odrodze­ niem robotników fabrycznych, rzucał się w oczy nawet najbardziej krótkowzrocznym.

Sami fabrykanci, którym w półwiekowej z nimi wojnie domowej trzeba było krok za kro­

kiem wydzierać ustawowe granice i normy dnia roboczego, wskazywali z dumą na kon­ trast między ich a „wolnymi" jeszcze dziedzinami wyzysku. Faryzeusze „ekonomii

politycznej” proklamowali teraz zrozumienie konieczności ustawowego normowania dnia roboczego jako znamienną najświeższą zdobycz ich „nauki”. Łatwo zrozumieć,

że z chwilą gdy magnaci fabryczni ulegli konieczności i pogodzili się z nią, siła oporu

kapitału stopniowo słabła, gdy jednocześnie siła ataku klasy robotniczej wzrastała wraz z liczbą jej sprzymierzeńców wśród niezainteresowanych bezpośrednio warstw społe­

czeństwa (345-346).

Kim byli ci sprzymierzeńcy? Marks nie wymienia ich konkretnie, zapewne jednak

chodzi znów przede wszystkim o klasy robotników wykwalifikowanych oraz postę­ powe skrzydło reformistycznej burżuazji. Były to kluczowe składniki w sytuacji,

w której klasy robotnicze nie mogły głosować. „Stąd szybki stosunkowo postęp od roku 1860" (346).

Choć Marks nie komentuje tej kwestii, reformizm ów nie ograniczał się do warun­

ków pracy fabrycznej, a w stopniu, w jakim stało się jasne, że mógłby na tym sko­ rzystać nawet interes przemysłowy, jego udział również rósł. Najlepszym symbo­ lem tego był przemysłowiec z Birmingham, Joseph Chamberlain, który został

188

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

burmistrzem i często określano go mianem „Radykalnego Joe" z powodu jego zaan­ gażowania w usprawnianie miasta w obszarach edukacji, infrastruktury (dopływu

wody, kanalizacji, oświetlenia gazowego i tak dalej) oraz lepszych mieszkań dla ubo­ gich. Do 1860 roku przynajmniej część przemysłowej burżuazji nauczyła się, że jeśli

chce utrzymać zyski, nie musi koniecznie być w tych obszarach reakcyjna. Cała ta dynamika wymaga pewnego komentarza. Z danych wynika jasno,

że do mniej więcej 1850 roku stopa wyzysku w angielskim systemie przemysłowym

była koszmarna, podobnie jak liczba godzin pracy, z ich przerażającymi konsekwen­ cjami dla warunków pracy i życia. Jednakże ten hiperwyzysk rozluźnił się nieco po 1850 roku, bez jakiegokolwiek widocznego negatywnego efektu dla zyskowności

czy wydajności. Miało to miejsce po części dlatego, że kapitaliści znaleźli inny sposób na osiąganie wartości dodatkowej (przejdziemy do tej kwestii niebawem). Odkryli

również, że zdrowa i wydajna siła robocza, w ramach krótszego dnia roboczego, mogła być znacznie bardziej produktywna niż chora, nieskuteczna, rozpadająca się, nieus­ tannie przewracająca się i wymierająca siła robocza jak ta, którą zatrudniali w latach

trzydziestych i czterdziestych XIX wieku. Kapitaliści mogli wówczas odtrąbić to odkry­ cie i swoją dobroczynność, a czasem otwarcie wesprzeć określony poziom regulacji

zbiorowych i interwencji państwa mających na celu ograniczenie przymusowych praw

konkurencji. Jeśli, z punktu widzenia klasy kapitalistycznej jako całości, skracanie dłu­ gości dnia roboczego okazało się dobrym pomysłem, co mówi to nam o walce robot­

ników i ich sprzymierzeńców o jego ograniczenie? Można powiedzieć, że robotnicy

wyświadczyli kapitałowi przysługę. Kapitaliści zostali wepchnięci w reformę, która niekoniecznie była skierowana przeciwko ich interesowi klasowemu. Innymi słowy,

dynamika walki klasowej może równie łatwo pomagać w równoważeniu systemu, jak w jego zniszczeniu. Ostatecznie Marks w tym miejscu przyznaje, że gdy po pięć­

dziesięciu latach walki przeciwko idei regulowania dnia roboczego kapitaliści ulegli, dostrzegli, że sprawdza się ona zarówno dla nich, jak i dla robotników.

W części siódmej Marks bada wpływ angielskiego ustawodawstwa fabrycznego

na inne kraje, przede wszystkim Francję i Stany Zjednoczone. W ten sposób jest on pierwszym myślicielem uznającym, że sposób analizy koncentrujący się wyłącznie

na pojedynczym robotniku i jego umowie jest niewystarczający. Dzieje normowania dnia roboczego w pewnych gałęziach produkcji i trwająca jeszcze

walka o to unormowanie w innych gałęziach stanowią oczywisty dowód, że robotnik

odosobniony, robotnik jako „wolny” sprzedawca swej siły roboczej, na pewnym stopniu

Rozdział V Dzień roboczy

189

dojrzałości produkcji kapitalistycznej ulega bez możności stawienia oporu. Toteż usta­

nowienie normalnego dnia roboczego jest produktem przewlekłej, mniej lub bardziej utajonej wojny domowej między klasą kapitalistów a klasą robotniczą (350).

W innych krajach na tę walkę wpływa charakter tradycji politycznych („rewolucyjna

metoda francuska" (351) jest, dajmy na to, znacznie bardziej uzależniona od dekla­ racji „powszechnych praw") oraz rzeczywistych warunków pracy (w Stanach Zjed­

noczonych, w warunkach niewolnictwa, „robotnik o skórze białej nie może się wyzwolić tam, gdzie robotnik o skórze czarnej piętnowany jest i poniżany" (352)). Jednak w tych wszystkich przypadkach robotnik, jawiący się na rynku jako „wolny

kontrahent" (353), odkrywa, że w żadnym wypadku nie jest nim w rzeczywistości

produkcji, gdzie „pijawka nie puści go, «dopóki bodaj jeden mięsień, jedno ścięgno,

jedna kropla krwi pozostaje do wyssania»" (353-354) (w tym miejscu Marks przy­ wołuje Engelsa). Lekcja do odrobienia brzmi następująco: Dla „ochrony” przed wężem swych udręczeń robotnicy muszą zespolić się i jako klasa

wymusić ustawę państwową, potężną zaporę społeczną, która by przeszkodziła im samym zaprzedawać przez dobrowolną umowę z kapitałem siebie i swoje potomstwo

na śmierć i na niewolę. W miejsce przepysznego katalogu „niezbywalnych praw czło­ wieka” zjawia się skromna Magna Charta ustawowo ograniczonego dnia roboczego,

która „nareszcie wyjaśnia, kiedy się kończy czas, który robotnik sprzedaje, a kiedy się

zaczyna czas należący do niego samego” (354).

Wniosek ten nasuwa kilka uwag. Marksowskie odrzucenie „niezbywalnych praw

człowieka" jest ponownym potwierdzeniem tego, że „gadka o prawach" nie jest w stanie objąć podstawowych problemów, jak choćby określenie długości dnia

roboczego. Sądy również nie są w stanie podołać temu zadaniu. W tym miejscu po raz pierwszy Marks twierdzi, że robotnicy muszą „zespolić się” i działać jako

klasa, a to, jak to zrobią, będzie miało potężny wpływ na warunki pracy i dynamikę kapitalizmu. Poniżej cytuję fragment tomu III Kapitału: Królestwo wolności zaczyna się faktycznie dopiero tam, gdzie kończy się praca, którą

dyktuje nędza i celowość zewnętrzna; leży więc ono z natury rzeczy poza sferą właści­ wej produkcji materialnej. Podobnie jak człowiek dziki, tak też człowiek cywilizowany

musi walczyć z przyrodą, aby zaspokoić swoje potrzeby, aby zachować i reprodukować

swój gatunek, a musi to czynić we wszystkich formach społeczeństwa i przy wszelkich

190

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

możliwych sposobach produkcji. Wraz z jego rozwojem rozszerza się królestwo koniecz­

ności przyrodniczej, wzrastają bowiem potrzeby; zarazem jednak wzrastają siły wytwór­ cze, które owe potrzeby zaspokajają. Wolność w tej dziedzinie może polegać tylko na tym,

że uspołeczniony człowiek, zrzeszeni producenci regulują racjonalnie tę swoją wymianę materii z przyrodą, poddają ją wspólnej kontroli, zamiast być przez nią opanowani jako

przez ślepą silę, dokonują tej wymiany najmniejszym nakładem sił i w warunkach naj­ bardziej godnych ich ludzkiej natury i najbardziej odpowiadających. Zawsze jednak jest

to królestwo konieczności. Poza jego granicami rozpoczyna się rozwój sił ludzkich jako cel sam w sobie, prawdziwe królestwo wolności. Może ono wszakże rozkwitnąć jedynie na swej niezbędnej bazie, która stanowi królestwo konieczności. Skrócenie dnia robo­

czego jest tu przesłanką podstawową1.

Widzieliśmy jednak również, że kapitaliści, pchani naprzód przez przymusowe prawa konkurencji, z dużym prawdopodobieństwem zachowują się w sposób poważnie

nadwądający ich szanse na reprodukowanie się jako klasy. Jeśli robotnicy zorgani­ zują się jako klasa, zmuszając kapitalistów, by zmienili swoje zachowanie, wówczas robotnicy pomagają uchronić kapitalistów od ich własnej indywidualnej głupoty

i krótkowzroczności, zmuszając ich do rozpoznania własnego interesu klasowego. Konsekwencją tego jest fakt, że zbiorowa walka klasowa może pełnić funkcję stabi­ lizatora w obrębie kapitalistycznej dynamiki. Jeśli robotnicy są kompletnie bezsilni,

wówczas system działa opacznie, ponieważ Apres moi le delugeiw żaden sposób

nie stanowi formuły prowadzenia stabilnej gospodarki kapitalistycznej. W oczy­ wisty sposób przymusowe prawa konkurencji spychające kapitalistów na ścieżkę samozniszczenia muszą zostać zahamowane. Stanowi to poważny problem zarówno

w odniesieniu do hipereksploatacji ziemi, grabieży zasobów naturalnych, jak rów­ nież jakości i ilości podaży pracy.

Jest to więc wniosek trudny do wyprowadzenia, ponieważ Marks jest rzekomo myślicielem rewolucyjnym. W tym rozdziale obwarował się jednak wstępnym zało­ żeniem, mówiącym, że zarówno kapitał, jak i praca dochodzą swoich racji w kate­

goriach praw wymiany. W tych kategoriach jedynym możliwym wynikiem po stro­ nie' robotników jest „skromna Magna Carta" uczciwej zapłaty za uczciwy dzień pracy. Nie ma tu mowy o obaleniu klasy kapitalistów czy zniesieniu stosunków klasowych.* i

i K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom III. Proces produkcji kapitalistycznej

jako całość, cz. 2, przel. E. Lipiński, J. Maliniak, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 25, cz. 2, Książka

i Wiedza, Warszawa 1984, s. 560-561.

Rozdział V Dzień roboczy

191

Walka klas zaledwie równoważy stosunek kapital-praca. Walka klasowa zbyt łatwo

może zostać uwewnętrzniona w ramach kapitalistycznej dynamiki, stając się ppzytywną siłą, podtrzymującą kapitalistyczny sposób produkcji. Chociaż oznacza to,

że walka klas jest zarówno nieuchronna, jak i społecznie niezbędna, to jednak rzuca bardzo niewiele światła na szanse stojące przed rewolucyjnym zniesieniem

kapitalizmu.

W jaki sposób mamy rozumieć wynikającą z tego politykę? Według mnie można

się zgodzić z propozycją, że określone upodmiotowienie ruchu robotniczego jest społecznie niezbędne dla skutecznego działania kapitalizmu, a im szybciej kapi­ taliści to dostrzegą i poddadzą się temu, tym lepiej na tym wyjdą. Możemy przy­

toczyć mnóstwo różnorodnych historycznych przykładów na potwierdzenie tego wniosku. Miały bowiem miejsce sytuacje, w których nawet państwo, jak stało się to

w Stanach Zjednoczonych w trakcie New Deal, umyślnie wzmacniało ruch związ­

kowy, nie tyle w celu obalenia kapitalizmu, ale by dopomóc w jego ustabilizowaniu. Walki o wartość siły roboczej oraz o długość dnia roboczego stanowią fundament osiągnięcia odrobiny stabilności na gruncie kapitalizmu, zarówno ze społecznych, politycznych, jak również ekonomicznych powodów. Prawdopodobnie to nie przy­

padek, że faza silnych socjaldemokratycznych rządów w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku w Europie, jak również umowa społeczna między kapi­ tałem a pracą w Stanach Zjednoczonych, wiązały się z silnym kapitalistycznym

wzrostem. Podobnie nie przypadkiem państwa skandynawskie z ich silnymi syste­ mami opieki społecznej pozostały względnie skutecznymi konkurentami na scenie międzynarodowej, nawet w czasie ostatniego zwrotu w kierunku neoliberalizmu,

dokonanego w różnych miejscach na świecie. Marks będzie obstawał przy tym, że w celu zrozumienia dynamiki kapitalizmu odkrycie społecznie niezbędnego

stanu walki klas musi zostać włączone teoretycznie w obręb burżuazyjnej ekonomii politycznej, która w innym wypadku by tę kwestię przemilczała.

Istnieje również punkt, po którego osiągnięciu walka o długość dnia robo­ czego oraz o upodmiotowienie ruchu klasy robotniczej może wykroczyć poza świa­ domość związkową i przemienić się w bardziej rewolucyjne żądania. Jedną kwestią

jest mówienie o tym, że dzień roboczy powinien zostać ograniczony do dziesięciu czy ośmiu godzin, ale co dzieje się, gdy skrócimy go do czterech? W tym momen­ cie kapitaliści robią się nieco nerwowi. Jak pokazał przypadek Francji, nawet trzydziestopięciogodzinny tydzień pracy i sześć tygodni nakazanych prawnie wakacji

uznawane jest za przesadę i wywołuje silny opór po stronie klasy kapitalistów i ich sprzymierzeńców, jak również skłania do walki na rzecz większej „elastyczności"

192

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

prawa pracy. Pytanie w tym miejscu brzmi zatem: od jakiego momentu reformy idą

za daleko i rzeczywiście podważają samą podstawę kapitalizmu? Jeśli w ogóle istnieje punkt równowagi dla walki klas, nie jest on ani sztywno określony, ani znany. Zależy jednak od istoty sił klasowych oraz stopnia elastyczno­ ści, który kapitaliści wykazują w stosunku do nowych wymogów. Na przykład znacz­

nie krótszy dzień roboczy pozwala kapitalistom kłaść większy nacisk na intensyfika­

cję i rosnącą wydajność pracy w sposób, który kompensuje straty poniesione przez krótsze godziny pracy. Niemalże niemożliwe jest utrzymanie wysokiego stopnia intensywności w trakcie dwunastogodzinnego dnia roboczego. Interesujący przy­

kład tej sytuacji miał miejsce w czasie strajku górników przeciwko rządowi Edwarda Heatha w Wielkiej Brytanii we wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku.

W obliczu niedoborów zasilania Heath nakazał wprowadzenie trzydniowego tygo­ dnia pracy, późniejsze materiały pokazały jednak, że spadek aktywności wytwórczej

nie był proporcjonalnie duży. Heath zakazał również emisji programów telewizyj­ nych po dziesiątej wieczorem, co ostatecznie doprowadziło do tego, że został wyko­ pany w kolejnych wyborach (przypominam sobie również, że dziewięć miesięcy

później skoczyła nieco stopa urodzeń).

Nie mogę się powstrzymać, zanim zakończę rozważania nad tym rozdziałem, przed kilkoma komentarzami odnośnie do jego istotności dla współczesnych warun­

ków. Co oczywiste, dynamika walki klasowej (w tym formowania się sojuszy klaso­

wych) od czasów Marksa odgrywa wciąż kluczową rolę w określaniu dnia roboczego, tygodnia, roku czy życia pracy, jak również stopnia uregulowania warunków pracy oraz poziomu płac. Podczas gdy w niektórych miejscach i czasach co bardziej okropne

i przerażające warunki niż te, nad którymi rozmyślał szczegółowo Marks, zostały w znacznej mierze ograniczone, to ogólne problemy, które opisał (jak choćby znacz­

nie niższa niż średnia oczekiwana długość życia w wielu zawodach w rodzaju gór­ nictwa, przetwórstwa stali czy budownictwa), nigdy nie zniknęły. Jednakże w ciągu ostatnich trzydziestu lat, wraz z neoliberalną kontrrewolucją kładącą większy nacisk

na deregulację oraz poszukiwanie w ramach procesu globalizacji znacznie podat-

niejszej na wyzysk siły roboczej, nastąpiło odnowienie tego rodzaju warunków pracy, na których tak obrazowym opisywaniu spędzali swoje dni w czasach Marksa inspektorzy fabryczni. W połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku na zajęciach

z Kapitału zwykłem zadawać moim studentom i studentkom następujące ćwicze­ nie. Prosiłem, by wyobrazili sobie, że otrzymali list z domu, w którym zwraca się

im uwagę, iż biorą udział w kursie poświęconym Kapitałowi, oraz komentuje się,

że chociaż jest to książka historycznie adekwatna, warunki opisane przez Marksa

Rozdział V Dzień roboczy

193

dawno temu zostały wyrugowane. Dawałem studentkom plik wyimków z oficjalnych raportów (choćby Banku Światowego) oraz wycinki z szanowanych gazet (w rodzaju New York Timesa) opisujące warunki pracy w fabrykach produkujących odzież firmy Gap w Ameryce Środkowej, fabrykach Nike’a w Indonezji lub Wietnamie czy pro­ duktów Levi-Straussa w Azji Południowej. Podsuwałem wreszcie te opisujące, jak wielka miłośniczka dzieci, Kathy Lee Gifford, doznała szoku, orientując się, że jej

linia odzieży dla Wal-Martu została wyprodukowana albo przez fabryki w Hondu­

rasie, niemalże bezpłatnie zatrudniające dzieci, albo w sweatshopach w regionie Nowego Jorku, w których ludziom nie płacono przez całe tygodnie. Studenci i stu­

dentki napisali naprawdę wspaniałe eseje. Gdy jednak zasugerowałem, że mogliby chcieć wysłać je do swoich domów, zaczęli się wzdragać.

Niestety w międzyczasie warunki zmieniły się na jeszcze gorsze. W maju 2008 roku Służby Imigracyjne i Celne USA najechały pakownię mięsa, aresztując 389

osób podejrzanych o bycie nielegalnymi imigrantami. Kilkoro z nich było nielet­ nich, a wielu pracowało po dwanaście godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu.

Imigranci zostali potraktowani jak kryminaliści. Wielu spośród 297 skazanych spę­

dziło w więzieniu pięć lub więcej miesięcy jeszcze przed deportacją, podczas gdy władze zaczęły powoli rozprawiać się z firmą stosującą haniebne praktyki pracy,

i to dopiero pod naciskiem opinii publicznej i jej narastającego moralnego obu­ rzenia po ujawnieniu całej sprawy. Jak podsumowali to moi studenci, zbyt łatwo

można włożyć dowolną liczbę współczesnych przykładów praktyk pracowniczych do Marksowskiego rozdziału o dniu roboczym i w ogóle nie zauważyć różnicy.

Do tego doprowadziła nas neoliberalna kontrrewolucja i utrata władzy przez ruch

robotniczy. Przyznaję to ze smutkiem, że w odniesieniu do naszych dzisiejszych

czasów Marksowskie analizy są aż nazbyt aktualne.

Rozdział 9. Stopa i masa wartości dodatkowej

Rozdział dziewiąty jest typowym rozdziałem-łącznikiem. Z jednego zestawu proble­ mów zostaje tu wyprowadzony kolejny. Zanim zajdzie istotny zwrot, Marksowska

metoda powraca do nieco suchych wywodów algebraicznych. Jak sugeruje Marks,

kapitaliści zainteresowani są przede wszystkim maksymalizacją masy wartości dodatkowej, ponieważ ich indywidualna społeczna potęga zależy od całkowitej potęgi pieniądza, którą dowodzą. Masa wartości dodatkowej ustalana jest przez

stopę wartości dodatkowej przemnożoną przez liczbę zatrudnionych robotni­

ków. Jeśli liczba zatrudnionych robotników się zmniejsza, ta sama masa wartości dodatkowej może zostać osiągnięta przez zwiększenie stopy wartości dodatkowej. Jednakże istnieje granica stopy wartości dodatkowej, nie tylko ze względu na dwu­

dziestoczterogodzinną dobę, ale również w związku ze wszystkimi społecznymi

ograniczeniami omówionymi już wcześniej. W obliczu tych ograniczeń kapitaliści mogą zwiększać liczbę zatrudnionych robotników. W pewnym momencie napo­

tykają jednak inną granicę, którą stanowi całkowity dostępny kapitał zmienny oraz całkowita podaż pracującej ludności. Zewnętrzną granicą będzie tutaj oczywi­

ście całkowita liczba ludności, z drugiej strony jednak istnieją powody, dla których

dostępna siła robocza to znacznie mniej niż całkowita liczba ludności. Mierząc się z tymi dwoma ograniczeniami, kapitał musi wynaleźć całkowicie odmienną stra­

tegię zwiększania masy wartości dodatkowej.

' Jak często zdarza się w rozdziałach przejściowych, również i tu Marks dostarcza nam w pigułce konceptualną mapę tego, gdzie już byliśmy i dokąd będziemy dalej

zmierzać: W obrębie procesu produkcji kapitał rozwinął się w zwierzchnictwo nad pracą, tzn.

nad czynną siłą roboczą, czyli nad samym robotnikiem. Uosobiony kapitał, kapitalista,

Rozdział V Dzień roboczy

195

dba o to, aby robotnik wykonywał swą robotę porządnie i z należytym stopniem inten­

sywności. Kapitał rozwinął się dalej w stosunek przymusowy, zniewalający klasę rpbotniczą do wykonywania pracy większej, niżby wymagał od niej wąski zakres jej własnych

potrzeb życiowych (364).

Uosobiony kapitał, w swej żądzy pracy dodatkowej oraz nieustającej pogoni za war­

tością dodatkową, przewyższa energią, żarłocznością i skutecznością wszystkie poprzednie systemy pro­ dukcji

Kapitał z początku podporządkowuje sobie pracę w warunkach technicz­

nych, w których ją historycznie zastaje. Nie zmienia więc natychmiast sposobu produk­

cji. Toteż wytwarzanie wartości dodatkowej w formie dotychczas przez nas rozważanej,

to znaczy za pomocą prostego przedłużenia dnia roboczego, okazywało się niezależne od jakiejkolwiek zmiany samego sposobu produkcji (364).

Wszystko to jednak ma się zmienić zarówno logicznie, jak i historycznie. Gdy „roz­

patrujemy proces produkcji z punktu widzenia procesu pomnażania wartości" wówczas środki produkcji zmieniają się w „środki pochłaniania cudzej pracy. Już nie robotnik posługuje się środkami produkcji, lecz one posługują się nim” (364). To historyczne i logiczne odwrócenie znajduje się w samym centrum zdumiewa­

jącej transformacji, jak powinien być rozumiany kapitalistyczny sposób produkcji. „Nie on konsumuje środki produkcji jako materialne elementy swej działalności produkcyjnej” lecz środki produkcji „jego konsumują jako zaczyn swego własnego procesu życiowego, a proces życiowy kapitału polega jedynie na jego ruchu jako

samopomnażającej się wartości” (364-365). Wynika to z prostego faktu, że jedyny sposób, w jaki wartość środków produkcji (martwa praca zakrzepła w fabrykach,

wrzecionach i maszynach) posiadana przez kapitalistów może zostać zachowa­ na (nie mówiąc już o jej powiększaniu w formie wartości dodatkowej), polega na wchłanianiu świeżych dostaw żywej pracy. Dla „burżuazyjnego mózgu” wynika z tego, że robotnicy istnieją jedynie w celu pomnażania kapitału przez stosowanie ich siły roboczej!

Kapitalizm żywi odrazę do wszelkiego rodzaju granic, dokładnie dlatego, że aku­

mulacja potęgi pieniądza jest co do zasady czymś bezgranicznym. W związku z tym kapitalizm walczy nieustannie o przekroczenie wszystkich granic (środowiskowych, społecznych, politycznych oraz geograficznych) i przekształcenie ich w ograniczenia,

które można ominąć lub przechytrzyć. Przydaje to kapitalistycznemu sposobowi

196

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

produkcji określonego i szczególnego charakteru, jak również narzuca specyficzne historyczne i geograficzne konsekwencje jego rozwojowi. Zwrócimy się teraz w stronę rozważań dotyczących tego, w jaki sposób granice napotkane w tym roz­

dziale - całkowitej dostępnej siły roboczej oraz stopy wyzysku - zostają przekształ­

cone przez kapitał w dające się pokonać ograniczenia.

Rozdział VI • Wartość dodatkowa względna

Rozdział: 10. Pojęcie wartości dodatkowej względnej

Rozdział dziesiąty oferuje nam całkiem prosty wywód, stawiający jednak kilka skom­ plikowanych problemów. Mimo to zbyt łatwo go źle zrozumieć. Początkowy tok rozumowania przybiera tu następującą formę:

Wartość towaru określona jest przez zakrzepły w nim społecznie niezbędny

czas pracy, jednak wartość ta zanika wraz ze wzrastającą wydajnością. „Mówiąc ogólnie: im większa jest produkcyjna siła pracy, tym krótszy jest czas pracy niez­

będny do wytworzenia przedmiotu, tym mniejsza jest skrystalizowana w nim ilość pracy, tym mniejsza jest jego wartość" (46).

Na wartość siły roboczej jako towaru wpływają wszelkiego rodzaju okolicz­ ności historyczne, kulturowe i społeczne. Jednakże powiązana jest ona również

z wartością towarów, których robotnicy potrzebują w celu zaspokojenia potrzeb związanych z własną reprodukcją i uzależnieniem od określonego standardu warun­ ków życia. Wartość siły roboczej sprowadza się do wartości określonej sumy środków utrzymania. Zmienia się więc ona wraz z wartością tych środków utrzymania, tzn. z długością czasu

pracy potrzebnego do ich wytworzenia (199).

Gdy inne czynniki pozostają niezmienione, wówczas wartość siły roboczej będzie

zmniejszać się wraz z rosnącą wydajnością w gałęziach przemysłu wytwarzających dobra, których robotnicy wymagają do własnej reprodukcji. Ażeby obniżyć wartość siły roboczej, musi wzrost siły produkcyjnej objąć gałęzie prze­

mysłu, których produkty określają wartość siły roboczej, a więc bądź wchodzą w skład zwyczajnych środków utrzymania, bądź mogą je zastąpić (371).

200

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Dla kapitalistów oznacza to, że mogą wyłożyć mniej kapitału zmiennego, ponie­ waż robotnicy potrzebują mniej pieniędzy, by zaspokoić swoje potrzeby (ustalone

w danym standardzie warunków życia). Jeżeli kapitaliści muszą wykładać mniej

na kapitał zmienny, wówczas nawet jeśli długość dnia roboczego jest stała, stosunek s/v, stopa wyzysku, wzrasta. Zatem większa masa wartości dodatkowej przypada

kapitaliście, nawet jeśli długość dnia roboczego jest stała.

Proces ten w żaden sposób nie narusza praw wymiany. Możemy mieć pew­ ność, że kapitaliści będą poszukiwać możliwości zakupu jakiejkolwiek siły roboczej za jak najmniejszą wartość, a to zwiększy otrzymywaną przez nich masę warto­

ści dodatkowej. „Pomimo poważnej roli, jaką metoda ta odgrywa w rzeczywistym

ruchu płac roboczych, musimy ją tutaj wyłączyć ze względu na założenie, że towary, a więc i siła robocza, są kupowane i sprzedawane według swej pełnej wartości" (369). Zatem raz jeszcze akceptacja logiki rynkowej oraz tez klasycznej ekonomii politycz­

nej bierze górę nad badaniem rzeczywistych praktyk, pokazując ponownie Marksowskie przywiązanie do zdekonstruowania utopijnych tez klasycznej ekonomii

politycznej na jej własnych warunkach. Marksowski sposób rozumowania daje jesz­

cze jeden szczególny rezultat. „Wzmożenie siły produkcyjnej w gałęziach produkcji, które nie dostarczają ani niezbędnych środków utrzymania, ani środków produkcji do wytwarzania ich, nie wywiera żadnego wpływu na wartość siły roboczej” (371).

Zatem redukowanie wartości luksusowych dóbr przez zwiększanie siły produkcyjnej

nie przynosi wartości dodatkowej względnej. Jedynie spadająca wartość artykułów konsumpcji robotniczej ma znaczenie.

Stąd wypływa następująca zagadka: dlaczego poszczególni kapitaliści zwiększają siłę produkcyjną we własnej gałęzi przemysłu wytwarzającej artykuły konsumpcji

robotniczej, skoro skorzystają z tego wszyscy kapitaliści? Dziś nazywane jest to pro­

blemem gapowicza. Pojedynczy kapitalista, wychodzący naprzód, dokonuje inno­ wacji, obniża cenę danego dobra konsumpcyjnego, w ten sposób obniża wartość

siły roboczej, nie zyskując żadnej szczególnej korzyści. Korzyść przypada całej klasie kapitalistów. Gdzie tkwi indywidualna zachęta do takiego postępowania? Czy wartość dodatkowa względna powstaje wskutek jakiejś strategii klasowej?

Chóć Marks w tym rozdziale nie czyni żadnej wzmianki na ten temat, wcześniej

odniósł się już do przypadku, w którym działał podobny mechanizm - zniesienie ustaw zbożowych (ceł na import pszenicy) w wyniku zbiorowej agitacji ze strony prze­ mysłowców z Manchesteru. Tańszy import pszenicy poskutkował obniżeniem cen chleba, umożliwiając następnie zredukowanie płac. Okazało się, że tego rodzaju stra­

tegia klasowa miała wielkie historyczne znaczenie. Podobne myślenie występuje dziś

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

201

w Stanach Zjednoczonych w odniesieniu do rzekomych korzyści z wolnego handlu.

Fenomen Wal-Martu i taniego importu z Chin są tu mile widziane, gdyż tanie pro­ dukty redukują koszty życia klas robotniczych. Fakt, że pieniężne płace robotników nie wzrosły wiele w ostatnich trzydziestu latach, stał się łatwiejszy do przyjęcia, ponie­

waż fizyczna ilość dóbr, które mogą oni zakupić, wzrosła (pod warunkiem że kupują

w Wal-Marcie). Dokładnie w ten sam sposób, w jaki dziewiętnastowieczna angielska

burżuazja przemysłowa chciała obniżyć wartość siły roboczej, pozwalając na tani import, niechęć do blokowania taniego importu w dzisiejszych Stanach Zjednoczo­ nych wynika z potrzeby utrzymywania wartości siły roboczej na niezmiennym pozio­

mie. Cła ochronne, choć mogą pomóc w zachowaniu miejsc pracy w Stanach Zjed­ noczonych, skutkowałyby podwyżką cen, wywierając presję, by podwyższyć płace. Z historycznego punktu widzenia okazuje się, że istniało i istnieje do dziś wiele

organizowanych przez państwo strategii interweniowania w obszarze wartości siły roboczej. Dlaczego na przykład stan Nowy Jork nie pobiera podatków od sprzedaży jedzenia? Ponieważ wydaje się to kwestią fundamentalną dla określania wartości

siły roboczej. Od czasu do czasu przemysłowa burżuazja wspiera kontrolę wyso­ kości czynszów, tanie (socjalne) mieszkalnictwo i dotowane czynsze oraz produkty

rolnicze, ponieważ utrzymuje to wartość siły roboczej na niskim poziomie. Możemy

zatem dostrzec wiele sytuacji, w których strategie klasowe były i są wypracowy­ wane za pośrednictwem aparatu państwowego w celu obniżenia wartości siły robo­ czej. W stopniu, w którym klasy robotnicze zyskały odrobinę dostępu do władzy państwowej, mogą wykorzystać go do zwiększenia swojego dochodu w naturze (przez państwowe świadczenie wielu usług i dóbr), podnosząc wartość siły robo­

czej (w rzeczywistości żądając zachowania dla siebie części potencjalnej wartości

dodatkowej względnej). Marks w tym rozdziale wystrzega się jakiejkolwiek wzmianki na ten temat,

z pewnością z tych samych powodów, dla których odrzuca sposób, w jaki kapita­

liści nieustannie starają się zakupywać siłę roboczą za mniej niż wynosi jej war­

tość. Na gruncie przyjętych przez Marksa założeń teoretycznych niedopuszczalne

są świadome strategie klasowe czy interwencje państwowe. Nie musimy jednak w tej kwestii koniecznie cały czas za nim podążać, szczególnie jeśli jesteśmy zain­

teresowani rzeczywistą historią. Niemniej jednak wskutek przylgnięcia do restryk­ cyjnych założeń wolnorynkowego utopizmu Marks dostrzega coś bardzo istot­

nego. Pokazuje, jak i dlaczego poszczególni kapitaliści mogą zostać zmuszeni do innowacyjności (bez żadnych klasowych czy państwowych interwencji), nawet jeśli zwrot z ich innowacji trafia do całej klasy kapitalistycznej.

202

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

„Jeżeli poszczególny kapitalista przez wzmożenie produkcyjnej siły pracy powo­ duje potanienie np. koszul, to bynajmniej nie musi przyświecać mu cel, aby pro tanto

zniżyć wartość siły roboczej, a zatem skrócić niezbędny czas pracy" (371-372). Posz­ czególny kapitalista nie działa w oparciu o ogólną klasową świadomość, nawet jeśli

na mocy swoich działań „przyczynia się (...) do podniesienia ogólnej stopy wartości dodatkowej" (372). Marks ostrzega, że „należy odróżniać ogólne i konieczne ten­

dencje kapitału od form ich przejawiania się” (372). To dziwne wyrażenie sygnalizuje, że dzieje się coś szczególnego (zapach fetyszyzmu unosi się w powietrzu). Do czego on zmierza? Nie będziemy teraz rozpatrywali, w jaki sposób immanentne prawa produkcji kapitalis­ tycznej przejawiają się w zewnętrznym ruchu kapitałów, działają jako przymusowe prawa konkurencji i dlatego dochodzą do świadomości indywidualnego kapitalisty jako napę­

dowe motywy jego działania. Ale od razu jest widoczne, że naukowa analiza konkurencji możliwa jest tylko wtedy, kiedy pojęliśmy wewnętrzną naturę kapitału, podobnie jak pozorny ruch ciał niebieskich zrozumiały jest tylko dla tego, kto poznał ich rzeczywisty, ale zmysłowo niepostrzegalny ruch (372).

Musimy teraz pomyśleć długo i wytrwale, krytycznie i uważnie o tym, co mówi.

Zasugerowałem wcześniej, byście wytężyli uwagę, gdy do argumentacji dołączają

przymusowe prawa konkurencji, a tutaj wyraźnie się one pojawiają. Marks jed­ nakowoż wydaje się bagatelizować ich znaczenie, nawet jeśli uznaje, że nie może sobie bez nich poradzić. W tym miejscu mogę jedynie zaoferować wam moją wła­

sną interpretację, będąc świadomym, że wiele osób się ze mną nie zgodzi. Myślę, że istnieje określone podobieństwo między sposobem, w jaki Marks analizuje rolę

wahań podaży i popytu oraz rolę konkurencji. W przypadku podaży i popytu Marks przyznawał, że te warunki odgrywają żywotną rolę, jednak gdy podaż i popyt znajdują

się w równowadze, wówczas nie wyjaśniają niczego. Podaż i popyt nie są w stanie

wyjaśnić, dlaczego koszule wymieniają się na buty w określonym stosunku. Należy to wytłumaczyć przez odwołanie do czegoś całkowicie innego, zakrzepłego społecz­

nie niezbędnego czasu pracy czy wartości. Nie oznacza to, że podaż i popyt nie mają

żadnego znaczenia, ponieważ bez nich nie byłoby równowagi cen. Stosunki podaży

i popytu są niezbędnym, jednak nie wystarczającym aspektem kapitalistycznego sposobu produkcji. Konkurencja między poszczególnymi kapitalistami w obrębie

danej gałęzi produkcji towarów odgrywa podobną rolę. W tym przypadku jednakże

redefiniuje pozycję równowagi - średnią cenę czy wartość towaru - przez zmiany

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

203

w ogólnym poziomie wydajności w tej gałęzi produkcji towarów. Konkurencja, jak formułuje to w tym miejscu Marks, jest swego rodzaju epifenomenem, występują­

cym na powierzchni społeczeństwa, podobnie jednak jak sama wymiana, posiada

głębsze znaczenie, którego nie sposób wyjaśnić przez odniesienie do konkurencji. Takie stanowisko zajął również w Zarysie krytyki ekonomii politycznej: konkurencja nie ustanawia praw ruchu kapitalizmu, lecz jest ich egzekutorem. Illimited competition (nieograniczona konkurencja) nie jest zatem przesłanką prawdziwości praw ekonomicznych, lecz skutkiem - formą przejawia­

nia się, w której realizuje się ich konieczność (...). Konkurencja nie wyjaśnia zatem tych praw, lecz pozwala je dostrzec, nie tworzy ich jednak1.

Zobaczmy, w jaki sposób w tym przypadku działa ten proces. „Aby jednak zro­

zumieć wytwarzanie wartości dodatkowej względnej, i to jedynie na podstawie dotychczas osiągniętych wyników, należy zauważyć, co następuje" (372). Wartość towaru, przypomnijcie sobie, określona jest przez społecznie niezbędny „czas

pracy potrzebny do wytworzenia jakiejś wartości użytkowej w istniejących spo­ łecznie normalnych warunkach produkcji i przy społecznie przeciętnym stopniu umiejętności i intensywności pracy” (44). Co się stanie, jeśli poszczególny kapita­ lista odejdzie od społecznej przeciętnej i zorganizuje superwydajny system pro­

dukcyjny, który zamiast dziesięciu dowolnych przedmiotów na godzinę wytwarza

dwadzieścia? Jeśli zrobi tak jeden kapitalista, a wszyscy pozostali wciąż wytwarzają na poziomie dziesięciu, wówczas ten jeden kapitalista może sprzedawać na pozio­ mie lub blisko społecznej przeciętnej dla dziesięciu przedmiotów, produkując

i sprzedając dwadzieścia. „Wartość indywidualna tego towaru jest obecnie niż­ sza od jego wartości społecznej, co oznacza, że kosztuje on mniej czasu pracy

niż ten sam artykuł wytwarzany w wielkich ilościach w przeciętnych warunkach

społecznych” (373). Innowacyjny kapitalista osiąga nadprogramowy zysk, nad­ programową wartość dodatkową, sprzedając na poziomie lub blisko społecznej przeciętnej, choć produkuje na poziomie siły produkcyjnej znacznie wyższej niż

społecznie przeciętna. Ta różnica jest kluczowa i daje poszczególnemu kapitaliście

formę wartości dodatkowej względnej. W tym przypadku nie ma znaczenia, czy kapi­ talista produkuje artykuły konsumpcji robotniczej, czy dobra luksusowe. Jednak

1 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. ZJ. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 435.

204

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

w jaki sposób ten kapitalista sprzedaje nadprogramowe dziesięć przedmiotów na godzinę po starej społecznie przeciętnej cenie? Tutaj do gry wkraczają prawa

podaży i popytu. Odpowiedź brzmi prawdopodobnie, że przedmioty te nie mogą zostać sprzedane po starej cenie. W związku z tym ceny zaczynają się obniżać.

Gdy to się dzieje, inni kapitaliści konfrontowani są z mniejszym zyskiem. Oznacza

to redystrybucję wartości dodatkowej od tych posiadających gorszą technologię do tych dysponujących lepszą. Zatem ci posługujący się gorszą technologią mają

coraz większą konkurencyjną zachętę do zastosowania nowej technologii. Gdy wszy­

scy kapitaliści w danej gałęzi produkcji pójdą za przykładem i zastosują nową tech­ nologię, by produkować dwadzieścia przedmiotów na godzinę, wówczas społecznie niezbędny czas pracy zakrzepły w przedmiotach spada.

Ta forma wartości dodatkowej względnej, która przypada poszczególnemu kapitaliście, trwa tak długo, jak długo on lub ona posiada lepszą technologię niż

wszyscy pozostali kapitaliści. Jest zatem ulotna: ta nadzwyczajna wartość dodatkowa znika z chwilą, gdy nowy sposób wytwarzania upo­

wszechnia się i przez to znika różnica między wartością indywidualną taniej wytwa­

rzanych towarów a ich wartością społeczną. To samo prawo określania wartości przez czas pracy, które kapitaliście stosującemu nową metodę daje się odczuć w tej postaci, że zmusza go do sprzedawania swych towarów poniżej ich wartości społecznej, to samo

prawo jako przymusowe prawo konkurencji zmusza jego współzawodników do wpro­ wadzania u siebie nowego sposobu wytwarzania (375).

Pierwsza forma względnej wartości dodatkowej rozważana w tym rozdziale jest zjawiskiem klasowym. Przypada całej klasie kapitalistów i jest czymś tak stałym, jak pozwalają na to warunki walki klasowej o wartość siły roboczej. Druga forma jest indywidualna i ulotna. Właśnie ta druga forma przyznaje jednostkową przewagę,

której poszczególni kapitaliści zmuszeni są poszukiwać pchani przez przymusowe

prawa konkurencji. W wyniku tego wszyscy kapitaliści na tym czy innym etapie zmuszeni są do stosowania tej samej technologii. Dwie formy wartości dodat­

kowej względnej są ze sobą wzajemnie powiązane, ponieważ ulotne innowacje

w sektorach artykułów konsumpcji robotniczej będą również obniżać wartość siły

roboczej na fizycznie ustalonym standardzie warunków życia. „Jest więc immanentnym dążeniem i stałą tendencją kapitału wzmagać siłę produkcyjną pracy,

aby spowodować potanienie towarów i przez to uczynić tańszym samego robot­ nika” (376).

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

205

Jeśli są z was jednak mądrzy kapitaliści, będziecie wiedzieć, że zawsze możecie

uzyskać tę drugą ulotną formę wartości dodatkowej względnej, pod warunkiejn że zawsze będziecie dysponować najlepszą technologią w swojej gałęzi produkcji. Niesie to ze sobą kilka interesujących konsekwencji. Załóżmy, że nową technologią jest nowa maszyna. Marks twierdził, że maszyny, będąc pracą martwą, nie mogą

wytwarzać wartości. Co się jednak dzieje, gdy otrzymujecie nadprogramową war­ tość dodatkową z powodu waszej nowej maszyny? Choć maszyny nie są źródłem wartości, mogą być źródłem względnej wartości dodatkowej dla pojedynczego kapi­ talisty! Gdy te maszyny staną się powszechne, mogą zacząć jawić się jako źródło war­ tości dodatkowej względnej dla całej klasy kapitalistycznej ze względu na spadek w wartości siły roboczej. Skutkuje to czymś szczególnym: maszyny nie mogą być

źródłem wartości, ale mogą być źródłem wartości dodatkowej. Spoglądając na sposób, w jaki Marks zorganizował swój wywód, widzimy,

że poszczególni kapitaliści są potężnie zachęcani do przeskakiwania na kolejne

poziomy innowacji technologicznych. Jeśli wysunę się na czoło grupy, ponie­ waż mam lepszy i bardziej wydajny system produkcji niż ty, otrzymam ulotną

wartość dodatkową przez trzy lata, a jeśli następnie ty mnie dogonisz lub nawet przegonisz, wówczas ta ulotna wartość dodatkowa przez trzy lata będzie przy­

padać tobie. Wszyscy kapitaliści polują na ulotną wartość dodatkową osiągalną

za pośrednictwem nowych technologii. Stąd bierze się technologiczna dynamiczność kapitalizmu.

Większość innych teorii zmiany technologicznej traktuje ją jako coś w rodzaju deus ex machina, swego rodzaju egzogeniczną zmienną, przypisywaną wrodzo­

nemu geniuszowi przedsiębiorców lub po prostu immanentnej dla istot ludzkich zdolności do innowacji. Jednak Marks jest jak zwykle niechętny przypisywaniu

czegoś tak kluczowego jakiejś zewnętrznej sile. Znalazł tu zatem prosty sposób

na wyjaśnienie od wewnątrz (czy, jak powiedzielibyśmy, endogennie) tego, dla­ czego kapitalizm jest tak niesłychanie technologicznie dynamiczny. Wyjaśnia rów­ nież, dlaczego kapitaliści utrzymują fetyszystyczny pogląd, że maszyny są źródłem wartości, i dlaczego również my go uznajemy. Jest jednak stanowczy. Maszyny

są źródłem względnej wartości dodatkowej, ale nie wartości. Ponieważ kapitali­

ści zainteresowani są masą wartości dodatkowej oraz ponieważ ogólnie preferują otrzymywanie względnej wartości dodatkowej nad mierzenie się z walkami klaso­ wymi o bezwzględną wartość dodatkową, fetyszystyczna wiara w „technologiczne

utrwalenie” (technologicalfix) stanowiąca odpowiedź na ich ambicje jest aż nadto zrozumiała. Trudno nam było nawet wyprowadzić z tego błędu samych siebie.

204

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Mamy tu jeszcze do wyciągnięcia inny interesujący wniosek, przed którego zbadaniem Marks się powstrzymuje, choć nieśmiało odwołuje się do niego w innym

miejscu. Załóżmy, że robotnicy żyją wyłącznie o chlebie, a koszty chleba, ze względu na wzrosty wydajności, zostają zmniejszone o połowę. Załóżmy, że kapitaliści obci­

nają płace o jedną czwartą. Zyskują kolektywną formę względnej wartości dodat­ kowej, zwiększając w ten sposób stopę wyzysku. Jednocześnie robotnicy mogą zakupić więcej chleba i podnieść standard warunków życia. Narzucające się tu

ogólne pytanie dotyczy sposobu, w jaki zyski ze zwiększenia wydajności dzielone

są między klasami. Jednym z możliwych rezultatów, którego podkreślenia niestety odmawia Marks, jest to, że fizyczny standard warunków życia robotników może się podnosić (mierzony przez dobra materialne - wartości użytkowe - na które mogą

sobie pozwolić), gdy w tym samym czasie zwiększa się stopa wyzysku, s/v. Jest to

o tyle istotny punkt, że jedna z linii krytyki wykorzystywana często w atakach na Marksa

głosi, że wierzy on we wzrost stopy wyzysku. Jak to możliwe? - pytają krytycy. Robot­ nicy (przynajmniej w krajach rozwiniętego kapitalizmu) posiadają dziś samochody

i wszystkie te dobra konsumpcyjne, w związku z tym stopa wyzysku nie może rosnąć! Czy robotnikom nie powodzi się lepiej? Jedna część odpowiedzi na te zarzuty opiera

się na tym, że postulowana przez Marksa teoria przewiduje opisaną sytuację. Stały

wzrost standardu warunków życia robotników może zachodzić przy jednoczesnym wzroście lub niezmienności stopy wyzysku. (Drugą część odpowiedzi może stano­

wić wskazanie na korzyści przypadające jednej części globalnej klasy robotniczej kosztem imperialnych praktyk wyzysku innej części, jednakże nie można odwoły­

wać się w tym miejscu do tej linii argumentacji). Uważam, że fakt, iż Marks nie podkreślił tej kwestii, był niefortunny po części

dlatego, że uczynienie tego uprzedziłoby błędną, złudną linię teoretycznej i histo­ rycznej krytyki. Co więcej, pozwoliłoby to nam również łatwiej skupić się na kwestii

sposobu, w jaki współdzieli się korzyści ze wzrostów wydajności, stanowiącej klu­ czowy aspekt historii walki klasowej. W przypadku Stanów Zjednoczonych od cza­

sów wojny secesyjnej robotnikom przypadała część zysków z wyższej wydajności. Typową strategią przetargową związku zawodowego przy zwiększającej się wydaj­

ności jest zgoda na współpracę w zamian za wyższe płace. Jeżeli korzyści z technolo­

gicznej dynamiki rozkładają sie pomiędzy klasami, wówczas opór zostaje wyciszony, nawet jeśli kapitaliści radośnie zwiększają stopę wyzysku. Polityczny sprzeciw wo­

bec kapitalizmu jako takiego również może stracić na ostrości, nawet jeśli stopa wyzysku rośnie, ponieważ robotnicy przynajmniej osiągają wyższy fizyczny stan­ dard warunków życia. Osobliwość sytuacji w Stanach Zjednoczonych sprowadza

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

207

się do tego, że robotnikom nie udaje się zyskać na wzrastającej wydajności dopiero od ostatnich trzydziestu lat. Klasa kapitalistów przywłaszczyła sobie niemal wszyst­

kie korzyści. Jest to kwestia centralna dla neoliberalnej kontrrewolucji, odróżniająca ją od Keynesowskiego okresu państwa dobrobytu, gdy korzyści z wydajności zda­

wały się dzielone bardziej po równo między kapitał i pracę. W wyniku tego, jak już

dobrze to udokumentowano, nastąpił olbrzymi wzrost poziomu społecznych nie­ równości w krajach, które przesunęły się na pozycje neoliberalne. Po części ma to

związek z równowagą sił między klasami oraz dynamiką walki klasowej w różnych miejscach, choć w Stanach Zjednoczonych tani import (i praktyki imperialistyczne)

również pomogły robotnikom w podtrzymywaniu złudzenia, że mogą w istocie czerpać korzyści z kapitalistycznego imperializmu. Wszystko to znajduje się jednak poza obszarem zainteresowania tekstu Marksa. Uważam natomiast, że rozszerzanie

jego kluczowych intuicji w tych kierunkach może być dla nas przydatne.

Rozdziat 11. Kooperacja

Trzy kolejne rozdziały zajmują się różnymi sposobami, w jakie kapitaliści mogą zdobywać względną wartość dodatkową konkretnego rodzaju. Ogólnym obszarem,

na którym ogniskuje się uwaga, jest tu wszystko, co podnosi produkcyjną silę pracy. Ewidentnie zależy to zarówno od form organizacyjnych (kooperacja i podział pracy),

jak również od maszyn i automatyzacji (najczęściej myślimy o tym w kategoriach technologii). Tworzy to pewnego rodzaju zamieszanie, ponieważ Marks czasami wiąże wszystkie te strategie razem pod jedną kategorią „sił wytwórczych" potem zaś

przy różnych okazjach korzysta z pojęcia „technologii” jak gdyby było to to samo. Jest wyraźnie zainteresowany zarówno formami organizacyjnymi („oprogramowaniem”),

jak i maszynami (sprzętem). Myślę, że najlepiej założyć, iż Marksowska teoria tech-

nologii/sił wytwórczych obejmuje maszyny plus formę organizacyjną. Uważam jego

stanowisko dotyczące tej kwestii za szczególnie istotne, ponieważ w naszych czasach transformacja formy organizacyjnej - podwykonawstwa, systemów produkcji just-in-time, korporacyjnej decentralizacji i temu podobnych - odegrała i wciąż odgrywa

dużą rolę w poszukiwaniu wzrostów wydajności. Choć zyskowność Wal-Martu ma swoją podstawę w wyzysku taniej chińskiej pracy, skuteczność jego formy organiza­ cyjnej wyróżnia go na de wielu konkurentów. Podobnie japoński podbój amerykań­ skiego rynku samochodowego kosztem Detroit miał tyle samo wspólnego z formą

organizacyjną (just-in-time oraz podwykonawstwem) japońskich firm samocho­

dowych, co z nowym sprzętem oraz wdrożoną przez nie automatyzacją. W istocie odkąd tylko badania nad związkami czasu i ruchu (oraz tego, co znamy pod nazwą

tayloryzmu) stały się modne około roku 1900, zawsze istniało silne powiązanie mię­ dzy sprzętem a „oprogramowaniem” kapitalistycznych systemów produkcji. Marks rozpoczyna od zbadania tego, w jaki sposób dwie formy organizacyjne -

kooperacja i podział pracy - mogą zostać wykorzystane przez kapitał w ramach

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

209

istniejących warunków technologicznych, rzemieślniczej i rękodzielniczej pracy,

w celu zwiększenia wydajności. Innowacje w zakresie tych dwóch aspektów fgrmy

organizacyjnej stały się w historii kapitalizmu czymś nieodłącznym od samego zdobywania względnej wartości dodatkowej. Nie powinniśmy o tym nigdy zapo­

minać. Jednakże, jak w rozdziale o procesie pracy, gdzie uwypukla się potencjalną szlachetność procesu w odróżnieniu od jej wyalienowanej formy w kapitalizmie,

również i tu Marks nie przedstawia ani kooperacji, ani podziału pracy wyłącznie

w negatywnym świetle. Uznaje je za coś potencjalnie twórczego, korzystnego i sa­ tysfakcjonującego dla robotników. Kooperacja i dobrze zorganizowany podział

pracy stanowią wspaniałe ludzkie zdolności zwiększające nasze kolektywne moce.

Zapewne socjalizm i komunizm będą ich zdecydowanie potrzebować. Marks stara

się jednak pokazać, w jaki sposób te pozytywne potencjały przechwytywane są przez kapitał na jego własną konkretną korzyść, a zatem przekształcane w coś negatyw­

nego dla robotników. „Forma pracy wielu jednostek, które pracują planowo obok siebie i razem ze sobą w tym samym procesie produkcji lub w różnych, lecz powiązanych proce­ sach produkcji, nosi nazwę kooperacji" (383). Zwróćcie uwagę na słowo „planowo" ponieważ stanie się to ważną ideą. Kooperacja pozwala na przykład na zwiększe­

nie rozmiarów produkcji, a idące z tym w parze korzyści skali mogą prowadzić do wzrostów wydajności oraz produkcyjnej siły pracy. Wykorzystywane jest to

w znaczący sposób w konwencjonalnej teorii ekonomicznej i Marks wcale się przed tym nie wzbrania. „Idzie tu nie tylko o to, by podnieść indywidualną siłę produk­ cyjną poprzez kooperację, lecz o stworzenie siły produkcyjnej, która sama przez się

musi być siłą masową" (384), Ta masowa siła w większości prac produkcyjnych (...) wywołuje wśród robotników współzawodnic­ two i pobudzenie ich energii życiowej (animal spirits), podnoszące zdolność produk­

cyjną poszczególnej jednostki. Dzięki temu 12 osób razem wytworzy w ciągu łącznego

144-godzinnego dnia roboczego o wiele większy łączny produkt niż 12 oddzielnych robotników, z których każdy pracuje przez 12 godzin (384).

Co więcej, „kooperacja umożliwia (...) rozszerzanie przestrzennej sfery pracy" (387),

jednocześnie pozwalając na przestrzenne zwężanie obszaru produkcji w stosunku do skali produkcji. To ograni­ czenie przestrzennej sfery pracy przy jednoczesnym rozszerzeniu sfery jej działania,

210

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

przez co oszczędza się wiele nieprodukcyjnych kosztów (...), jest wynikiem skupienia robotników, łączenia różnych procesów pracy i koncentracji środków produkcji (387).

Mamy tu interesujące napięcie między, z jednej strony, ekspansją geograficzną (pracą wykonywaną na dużym obszarze) oraz, z drugiej strony, geograficzną kon­ centracją (gromadzeniem robotników w celach kooperacji na określonej prze­

strzeni). Ten ostatni aspekt, jak wskazuje Marks, może mieć polityczne konsekwen­ cje, ponieważ robotnicy zbierają się razem i organizują.

Obstaje jednak przy tym, że „we wszystkich tych okolicznościach specyficzna siła produkcyjna kombinowanego dnia roboczego jest społeczną siłą produkcyjną

pracy, czyli siłą produkcyjną pracy społecznej. Wynika ona z samej kooperacji” (388).

Co więcej, „w planowym współdziałaniu z innymi robotnik przezwycięża swoje indy­ widualne ograniczenia i rozwija swoją zdolność gatunkową” (388). To jeden z tych

przypadków, w których Marks powraca do jakiegoś pojęcia ogólnej istoty gatunko­ wej, będącej istotnym tematem Rękopisów ekonomiczno-filozoflcznych z 1844 roku. W tym miejscu trudno postrzegać w negatywnym świede tę dyskusję poświęconą kooperacji. Zrzucamy kajdany naszej indywidualności i rozwijamy zdolności gatun­

kowe. Tak długo, jak nasze zdolności nie zostały urzeczywistnione, musimy wciąż uświadamiać sobie potencjalność naszej istoty gatunkowej.

Co jednak się dzieje, gdy powracamy do świata naszego „niedoszłego kapita­ listy"? Po pierwsze, by zorganizować kooperację, kapitalista potrzebuje wstępnej masy kapitału. Ile go potrzeba i skąd pochodzi? Dziś ustosunkowując się do tego problemu, często wskazujemy na poważne ograniczenia możliwości zainicjowania

jakiegokolwiek procesu produkcji. W niektórych przypadkach koszty początkowe

mogą być pokaźne. Istnieją jednak sposoby, dzięki którym można pokonać ten

problem. Marks wprowadza istotne rozróżnienie. Pisze, że „z początku zwierzch­ nictwo kapitału nad pracą zdawało się formalnym tylko skutkiem tego, że robotnik

zamiast na siebie pracuje na kapitalistę i dlatego pod komendą kapitalisty" (389-

-390). Jednak wraz z upływem czasu, „wraz z rozwojem kooperacji wielu robot­ ników najemnych zwierzchnictwo kapitału staje się niezbędne do realizacji

sarniego procesu pracy, staje się rzeczywistym warunkiem produkcji” (390). Jest to rozróżnienie między „formalną” subsumcją pracy pod kapitał a jej subsumcją

„realną" Co oznacza ta różnica? W ramach tego, co było określane mianem systemu na­

kładczego, kapitaliści handlowi dostarczaliby materiałów robotnikom pracującym

we własnych chałupach i powracaliby odebrać wypracowany produkt w późniejszym

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

211

terminie. Robotnicy nie byliby nadzorowani, a proces pracy byłby pozostawiony chałupnikom (często obejmował pracę rodzinną i zazębiał się z pracami rolpymi

zapewniającymi utrzymanie). Jednakże chałupnicy byli uzależnieni od kapitalistów handlowych z powodu ich przychodów pieniężnych i nieposiadania wypracowa­

nych przez siebie produktów. To Marks miał na myśli, odnosząc się do subsumcji formalnej. Gdy robotnicy zostali przyprowadzeni do fabryki w zamian za płacę,

wówczas zarówno oni, jak i proces pracy znaleźli się pod bezpośrednim nadzorem kapitalisty. Oto subsumcja realna. W związku z tym subsumcja formalna zachodzi

na zewnątrz, jednak w ramach stosunku zależności, podczas gdy realna ma miejsce w obrębie fabryki, pod nadzorem kapitalisty. Ta ostatnia pociąga za sobą większe koszty początkowe, więcej kapitału wstępnego. Na wczesnych etapach kapitali­

zmu, gdy kapitał był czymś rzadkim, formalny system wyzysku mógł równie dobrze być bardziej korzystny. Marks był przekonany, że z czasem subsumcja formalna

ustąpi subsumcji realnej. Niekoniecznie miał jednak rację. Odrodzenie w naszych czasach pracy kontraktowej, pracy w domu i temu podobnych wskazuje, że jakiś

powrót do formalnych sposobów podporządkowania i subsumcji jest całkowicie

możliwy. Gdy robotnicy zostają zebrani w ramach kolektywnej struktury kooperacji wew­ nątrz fabryki, podlegają władzy kierowniczej kapitalisty. Jakikolwiek kooperatywny

wysiłek wymaga pewnej władzy kierowniczej, kogoś w rodzaju dyrygenta orkiestry. Problem polega jednak na tym, że „funkcja kierownictwa, nadzoru i uzgadniania

staje się funkcją kapitału, kiedy podległa mu praca staje się pracą kooperacyjną"

(390). Co więcej, „jako szczególna funkcja kapitału przybiera funkcja kierowania pewne szczególne cechy charakterystyczne” (390). Funkcja ta polega na rozpozna­

niu faktu, że atomy czasu są pierwiastkami zysku, i wyciskaniu z robotników tak

wiele czasu pracy, jak to tylko możliwe. Z drugiej strony „wraz ze zwiększaniem się

liczby jednocześnie zatrudnionych robotników wzrasta ich opór, a więc nieuchron­

nie wzrasta też nacisk kapitału w celu pokonania tego oporu” (390).

Walka między kapitałem a pracą, którą już wcześniej napotkaliśmy na rynku pracy, zostaje zinternalizowana w obrębie hali fabrycznej. Dzieje się tak, ponieważ kooperacja zostaje zorganizowana poprzez władzę kapitału. To, co niegdyś stano­

wiło potęgę pracy, obecnie jawi się jako potęga kapitału: współzależność prac robotników występuje wobec nich idealnie jako plan kapitalisty, a w praktyce jako jego władza, jako potęga obcej woli, która ich działanie podporząd­ kowuje swojemu celowi (391).

212

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Zamiarem kapitalisty jest zabezpieczenie, z jednej strony, „społecznego procesu pracy w celu wytworzenia określonego produktu" z drugiej zaś „procesu pomnaża­

nia wartości kapitału" (391), to znaczy wytwarzania wartości dodatkowej. Pociąga to za sobą rozwój szczególnego rodzaju procesu pracy, w którym „funkcja bez­ pośredniego i stałego nadzorowania poszczególnych robotników i grup robot­

niczych" (391-392) skutkuje wytworzeniem „szczególnej odmiany pracowników najemnych” (391). Podobnie jak armia potrzebuje swoich oficerów i podoficerów, tak też masy robotnicze,

działające wspólnie pod komendą kapitału, potrzebują przemysłowych oficerów (dyrek­ torów, managers) i podoficerów (nadzorców, foremen, overlookers, contremaîtres) (392).

Wyłania się określona struktura nadzoru robotników, która jest zarówno autory­ tarna, jak i „despotyczna" (391). W jej ramach kapitalista uzyskuje odrębną rolę koordynatora procesu pracy we wszystkich jego aspektach. „Kapitalista nie dlatego jest kapitalistą, że jest kierownikiem przemysłowym, lecz dlatego staje się rozkazo­

dawcą przemysłowym, że jest kapitalistą. Dowództwo w przemyśle staje się atrybu­ tem kapitału" (392). Jedynie przez dowodzenie procesem pracy można wytworzyć

i odtworzyć kapitał. Z drugiej strony robotnicy wstępują w pewien stosunek z tym samym kapitałem, ale nie między sobą. Współ­

działanie ich zaczyna się dopiero w procesie pracy, ale w procesie pracy przestali oni już należeć do samych siebie. Z chwilą wstąpienia w ten proces zostali wcieleni

do kapitału. W charakterze robotników współdziałających, w charakterze członków

pewnego organizmu wytwarzającego, stanowią tylko szczególny sposób istnienia

kapitału (393).

Robotnicy tracą swoją osobowość i stają się zwykłym kapitałem zmiennym. To wła­

śnie Marks rozumie przez realną subsumcję pracy pod kapitał. ' Społeczna siła produkcyjna pracy rozwija się bezpłatnie, gdy robotnicy znajdują się

w pewnych określonych warunkach; a w te właśnie warunki stawia ich kapitał. Ponieważ za społeczną siłę produkcyjną pracy kapitał nic nie płaci i ponieważ z drugiej strony

robotnik rozwija ją dopiero wtedy, kiedy praca jego należy już do kapitału, przeto wystę­ puje ona jako siła produkcyjna, którą kapitał posiada z natury, jako jego immanentna siła produkcyjna (393).

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

213

Przyrodzona potęga pracy, społeczna siła kooperacji, zostaje zawłaszczona przez

kapitał i jawi się jako władza kapitału nad robotnikami. Historyczne przykłady wymuszonej kooperacji można by mnożyć - średniowiecze, niewolnictwo, kolonie, praca niewolnicza - jednakże w kapitalizmie powiązanie zorganizowanej koopera­

cji z pracą najemną manifestuje się w szczególne sposoby. Odegrało ono kluczową rolę w powstaniu kapitalizmu. Jednoczesne zatrudnienie większej liczby robotników najemnych w tym samym pro­ cesie pracy jest punktem wyjścia produkcji kapitalistycznej. Zbiega się on z samym powstaniem kapitału. Jeżeli więc, z jednej strony, kapitalistyczny sposób produkcji stanowi historycznie niezbędny warunek przekształcenia procesu pracy w proces spo­

łeczny, to z drugiej strony ta społeczna forma procesu pracy stanowi metodę stosowaną

przez kapitał, po to by przez wzmożenie jego siły produkcyjnej eksploatować go z więk­

szym zyskiem (395).

Źródłowy status określonej formy kooperacji zostaje utrwalony w całej historii kapi­

talizmu. Kooperacja prosta jest wciąż jeszcze dominującą formą w tych gałęziach produkcji, w których kapitał produkuje na wielką skalę, ale podział pracy i maszyny nie odgrywają

poważnej roli. Kooperacja pozostaje podstawową formą kapitalistycznego sposobu pro­

dukcji, chociaż sama jej prosta postać występuje jako jej forma szczególna obok innych bardziej rozwiniętych jej form (396).

Nie sposób wyobrazić sobie kapitalistycznego sposobu produkcji bez kooperacji,

chociaż jest to kooperacja w warunkach despotyzmu kapitalistów organizujących

i dyrygujących władzą nadzoru oraz dzielących klasę robotniczą na odrębne hie­

rarchiczne grupy. Zatem nie wystarczy już dłużej myśleć wyłącznie o robotniku najemnym jako takim, ponieważ klasa robotnicza zostaje rozwarstwiona według zarówno statusu, jak i zróżnicowania wysokości wynagrodzenia powiązanego z róż­

nymi funkcjami wymaganymi w celu ustanowienia despotyzmu kooperatywnego aparatu oddanego wyłącznie produkcji wartości dodatkowej.

Rozdział 12. Podział pracy i manufaktura

Rozdział dwunasty zawiera analizę podziału pracy. Marks skupia się tu na reor­

ganizacji istniejącego rzemiosła, istniejących umiejętności, istniejących techno­ logii w zakresie narzędzi i tym podobnych w nowy system, który określa mianem „manufaktury” Tej reorganizacji można dokonać na dwa sposoby. Pierwszym jest zebranie „w jednym warsztacie pod komendą tego samego kapitalisty (...) robotni­

ków różnorakich samodzielnych rzemiosł” (395). Przykładem wykorzystanym przez

Marksa jest produkcja karet, gdzie koła, obicie, rama i tak dalej były produkowane oddzielnie, a następnie składane w całość. Różni się to wyraźnie od robienia gwoź­ dzi czy igieł. W tym przypadku proces zaczyna się od surowców, następnie przecho­ dzi przez ciągłą procedurę, aż osiąga postać gwoździa czy igły. Jednak „choć punkt wyjściowy manufaktury w obu wypadkach jest różny, ostateczna jej postać jest ta

sama: mechanizm wytwórczy, którego organami są ludzie” (399-400). Oznacza to, że istoty ludzkie zbierane są razem, tworząc określony rodzaj wzajemnych stosun­ ków wewnątrz kooperatywnego reżimu przestrzeni produkcji. Jednakże tego rodzaju reorganizacja nie pozostawia bazowych umiejętności

nietkniętymi. „Rozczłonkowanie procesu produkcji na jego poszczególne fazy zbiega

się tu zupełnie z rozszczepieniem działalności rzemieślniczej na jej różne operacje

cząstkowe" (400). Gdy proces produkcji widziany jest jako całość, powstają możliwo­

ści podzielenia go na mniejsze części i zaangażowania do każdej z nich wyspecjali­

zowanych robotników albo w ramach jednej ciągłej sekwencji, albo zaangażowania

różnorodności wielu rzemiosł. Niemniej jednak „podstawą pozostaje rzemiosło. Ta wąska podstawa techniczna wyklucza rzeczywiście naukowe rozczłonkowanie procesu produkcji" (400). Stanowi to oczywiście ograniczenie dla postępu kapita­

listycznej produkcji, a jak już twierdziłem, kapitał nie przepada za ograniczeniami

i nieustannie stara się je pokonywać. Trudność w tym przypadku polega na tym, że

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

215

każdy proces cząstkowy, przez który produkt przechodzi, musi być wykonany jako cząst­ kowa praca rzemieślnicza. Właśnie dlatego, że zręczność rzemieślnicza pozostają pod­

stawą procesu produkcji, każdy robotnik przysposabia się do jednej tylko funkcji cząst­ kowej, a jego siła robocza staje się na całe życie organem tej cząstkowej funkcji (400).

W wyniku tego robotnicy zamiast cieszyć się wolnością zmieniania jednej czyn­

ności na drugą, zostają coraz bardziej ograniczeni do poszczególnej umiejętności, poszczególnego rzemiosła i wykorzystania poszczególnego zestawu specjalistycz­

nych narzędzi. „Robotnik, który przez całe życie wykonuje jedną i tę samą czynność, przekształca całe swe ciało w automatycznie jednostronny organ tej czynności"

(400). Czy robotnik posiada kontrolę nad narzędziem, czy też narzędzie kontro­

luje robotnika? Marks sugeruje, że społeczne uwięzienie robotników w poszcze­ gólnej specjalizacji w ramach podziału pracy sprawia, iż stają się tak powiązani

ze swoimi wyspecjalizowanymi narzędziami, że tracą wolność. Nie zawsze tak było. Rzemieślnik, który przy wytwarzaniu danego wyrobu wypełnia kolejno różne procesy cząstkowe, musi zmieniać to miejsce, to narzędzia. Przejście od jednej czynności do dru­ giej przerywa tok jego pracy i stwarza jak gdyby pory w jego dniu roboczym (402).

Kapitał nie lubi jednak tego rodzaju przerw w dniu roboczym, ponieważ atomy czasu są pierwiastkami zysku. Te przerwy „zwężają się, gdy robotnik przez cały dzień

wykonuje bez przerwy jedną i tę samą czynność" (402). Z drugiej strony może być

to kontrproduktywne, ponieważ „nieprzerwana jednostajność pracy przytępia

i osłabia napięcie sił życiowych robotnika, dla którego sama zmiana działalności

jest wypoczynkiem i bodźcem” (402). Jest to częściowe ustępstwo na rzecz poglądu Fouriera dotyczącego znaczenia różnorodności oraz mnogości bodźców w procesie pracy w odróżnieniu od nud­

nego uwięzienia w ramach podziału pracy jednej osoby z jednym narzędziem na całe

życie. Do wywodu wkraczają pozytywne i negatywne aspekty sposobu, w jaki pod kapitalistyczną kontrolą zorganizowany jest podział pracy. Ten argument na rzecz zróżnicowania pracy nie stracił znaczenia nawet w obrębie kapitalizmu. Próby zwięk­

szenia wydajności i produktywnej siły w ramach procesu pracy przez wprowadzenie „kół jakości” (quality circles) oraz zróżnicowanie zadań w celu przeciwdziałania monotonii pracy były obiektem wielu eksperymentów dokonanych przez kapitali­ styczne firmy w określonych gałęziach produkcji.

216

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

W części trzeciej Marks zarysowuje bardziej systematycznie kontrast między

dwiema podstawowymi formami manufaktury - heterogeniczną (łączenie ze sobą wielu różnych umiejętności, jak w produkcji karet czy lokomotyw) oraz organiczną

(ciągłą, jak robienie gwoździ). Natomiast w tym miejscu korzysta z możliwości

wprowadzenia pojęcia „robotnika łącznego',’ który jest złożony z robotników cząstkowych, częścią swych wielu rąk uzbrojonych w liczne narzę­

dzia ciągnie drut, gdy innymi rękami i innymi narzędziami prostuje go, tnie, zaostrza itd.

Różne procesy stopniowe następujące kolejno po sobie w czasie przekształcają się w pro­

cesy odbywające się obok siebie w przestrzeni (407)-

Siła produkcyjna oraz wydajność zależą nie od pojedynczego robotnika, ale od wła­

ściwej organizacji pracy zbiorowej.

Oznacza to, że należy poświęcić właściwą uwagę organizacji produkcji oraz wy­ dajności, którą można osiągnąć przez czasoprzestrzenną rekonstrukcję procesu pracy jako całości. Marks wskazuje, że siłę produkcyjną zyskuje się poprzez nietra-

cenie czasu. Racjonalizując sposób, w jaki zorganizowana jest przestrzeń, możecie

zaoszczędzić na kosztach ruchu. W związku z tym, w kontekście tego, jak funk­

cjonuje kapitalizm, cała struktura czasoprzestrzenna staje się problemem organi­ zacyjnym. Była to wielka innowacja, wprowadzona do procesu pracy z produkcją

just-in-time w latach siedemdziesiątych XX wieku przez Japończyków. Chodziło

o sztywne planowanie przepływów dóbr w przestrzeni i czasie tak, by nie musieć posiadać niemal żadnych magazynów w jakimkolwiek punkcie systemu produkcji.

Była to ta właśnie innowacja, która dała japońskiemu przemysłowi samochodo­

wemu przewagę konkurencyjną nad wszystkimi innymi graczami w latach osiem­ dziesiątych XX wieku. Japończycy zgarnęli ulotną formę względnej wartości dodat­ kowej, zanim pochwycili ją wszyscy pozostali. Słabą stroną tego systemu jest to,

że jest podatny na zakłócenia. Jeśli jedno ogniwo w łańcuchu czasoprzestrzennym

zostanie zastopowane przez, dajmy na to, strajk, wówczas wszystko inne musi sta­ nąć. Właśnie ze względu na brak magazynów.

Marks w jasny sposób dostrzega, że głównym organizacyjnym aspektem sys­

temu kapitalistycznego jest to, w jaki sposób zorganizowane i zrozumiane zostaną przestrzeń i czas. Kapitalista musi wymyśleć plan dla skutecznego czasoprzestrzen­

nego systemu produkcji. Zakłada to z kolei ważne rozróżnienie między tym, co dzieje się na rynku, a tym, co dzieje się wewnątrz firmy. „To, że na wytworzenie towaru wydatkuje się tylko społecznie niezbędny czas pracy, występuje w warunkach

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

217

produkcji towarowej w ogóle jako zewnętrzny przymus konkurencji" (408) (raz

jeszcze zwróćcie uwagę na znaczenie konkurencji). Natomiast „w manufakturze wykonanie danej ilości produktów w danym czasie pracy staje się prawem technicz­

nym samego procesu produkcji” (408). To rozróżnienie (sprzeczność) między tym, co wymusza logika rynkowa, a tym, co może zostać wykonane przez wewnętrzne

planowanie, jest kluczowe dla następującego po tym wywodu. Pełnemu rozkwi­ towi tej sprzeczności stoi jednak na przeszkodzie ograniczenie wynikające z tego,

że wciąż zajmujemy się pracą rzemieślniczą i rękodzielniczą. Skłania to Marksa do poczynienia wymownego ogólnego komentarza. Cesarstwo rzymskie przekazało nam najpierwotniejszą formę maszyny w postaci młyna

wodnego. Okres rzemieślniczy dał nam wielkie wynalazki kompasu, prochu, druku i auto­ matycznego zegara. Ale na ogól maszyna odgrywa ową podrzędną rolę, którą Adam Smith

wyznacza jej obok podziału pracy (411-412).

Oznacza to, że aż do końca XVIII wieku kapitaliści nie ukierunkowywali się na nowe maszyny jako na główny sposób poprawienia swojej wydajności produkcyjnej. Byli

ogólnie zadowoleni z użytkowania istniejących metod produkcji i możliwości ich

reorganizowania. Oczywiście pojawiały się innowacje w rodzaju kompasu czy pro­ chu i wszystkich innych, ale kapitalizm nie zintemalizował jeszcze dynamiki nie­

ustannej innowacji technologicznej w samym sercu procesu pracy jako takiego.

Stało się to później, wraz z powstaniem maszyn i nowoczesnego przemysłu (stanowi

to przedmiot rozważań w rozdziale trzynastym).

Kapitalistyczna reorganizacja procesów pracy wywarła istotny wpływ na robot­ ników. „Przyzwyczajenie do czynności jednostronnej przekształca go w jej nieza­

wodnie, jak siła przyrody, działający organ, a jednocześnie współzależność mecha­

nizmu łącznego zmusza go do działania z regularnością części maszyny" (413). Zachodził zatem „podział, klasyfikacja i ugrupowanie robotników według właściwo­

ści, które u nich przeważają” (412), co następnie tworzyło „hierarchię sił roboczych, której odpowiada skala płac roboczych" (413). Rozróżnienie między robotnikami wykwalifikowanymi i niewykwalifikowanymi zostało szczególnie zaznaczone. Obok hierarchicznego stopniowania występuje prosty podział robotników na wykwalifi­ kowanych i niewykwalifikowanych. Dla tych ostatnich zgoła nie istnieją koszty nabywa­ nia kwalifikacji, dla pierwszych zmniejszają się one, w porównaniu z rzemieślnikami (...).

W obu wypadkach wartość siły roboczej spada (414).

218

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Kapitalistyczne reorganizacje i rekonfiguracje zadań dążyły do wytworzenia sytuacji,

w której robotnicy zostają pozbawiani umiejętności, ponieważ niegdyś skompliko­ wane zadania zostały uproszczone i rozczłonkowane. Wywarło to również wpływ na obniżanie wartości zatrudnionej siły roboczej. Stosunkowy spadek wartości siły roboczej wskutek tego, że odpadają lub zmniejszają się

koszty nabywania kwalifikacji, obejmuje bezpośrednio znaczniejsze pomnażanie warto­ ści kapitału, ponieważ wszystko, co skraca czas niezbędny do reprodukcji siły roboczej,

rozszerza dziedzinę pracy dodatkowej (414).

Jednakże „wyjątki zdarzają się wówczas, gdy rozkład procesu pracy stwarza nowe wiążące czynności, które w rzemieślniczym trybie produkcji nie występowały wcale

albo występowały w mniejszym zakresie” (414). Należy przyznać, że w ramach każ­ dej reorganizacji procesu pracy może zajść dwustronny ruch: masowego pozba­ wiania umiejętności przy jednoczesnym powoływaniu do życia znacznie mniejszej

grupy obdarzonej nowymi umiejętnościami (na przykład inżynierów linii montażo­ wych). Ta ostatnia część klasy robotniczej jest najczęściej upodmiotowiona i uprzywi­

lejowana względem pozostałych robotników. Część czwarta, zatytułowana „Podział pracy w obrębie manufaktury i podział pracy w obrębie społeczeństwa” jest ważna i potencjalnie brzemienna w konsekwencje. Marks powraca tu do rozróżnienia między szczegółowym podziałem pracy w ramach warsztatu,

zachodzącym w ramach zaplanowanego projektu oraz bezpośredniego nadzoru kapi­ talisty, a podziałem pracy osiągniętym poprzez konkurencję na rynku. Te dwie formy wywodzą się „z przeciwległych" punktów wyjścia, ale odnoszą się do siebie nawzajem.

Marks dostarcza tu krótkiego (i muszę przyznać, nie bardzo satysfakcjonującego) omó­

wienia rozwoju historycznego. „W obrębie rodziny, a w dalszym rozwoju - plemienia, powstaje naturalny podział pracy na tle różnic pici i wieku, czyli na podstawie czysto fizjologicznej” (415). Jest to uproszczenie oparte, podobnie jak w przypadku jego innych

historycznych komentarzy, na bardzo znikomych dowodach. Marks stawia hipotezę, że wymiana produktów zaczyna się w tych punktach, gdzie różne rodziny, plemiona, spo­ łeczności stykają się z sobą, gdyż w zaraniu cywilizacji nie osoby prywatne, lecz rodziny,

plemiona itd. występują wobec siebie jako samodzielne jednostki. Różne społeczności znajdują w otaczającej je przyrodzie różne środki produkcji i różne środki utrzymania.

Toteż ich sposób produkcji, ich tryb życia oraz ich produkty są bardzo różne (416).

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

219

Stosunki wymiany powstają między wspólnotami posiadającymi różne aktywa, różne zasoby oraz różne produkty. „Podstawą wszelkiego rozwiniętego podziału

pracy, dokonującego się za pośrednictwem wymiany towarów, jest podział na mia­ sto i wieś" (416). Dialektyka stosunków miasto-wieś jest, jak (słusznie w mojej opi­ nii) sugeruje Marks, historycznie istotna. Jednak nie rozwija on kwestii tego, dla­

czego i gdzie tak jest. Dalej: do powstania kapitalizmu właściwa „liczba ludności

i gęstość zaludnienia” (417) jest niezwykle istotna. Jest ona, jak pisze, „warunkiem

podziału pracy w obrębie społeczeństwa" (417). Ale ta gęstość zaludnienia jest rzeczą względną. Stosunkowo słabo zaludniony kraj o roz­ winiętych środkach komunikacji jest bardziej gęsto zaludniony niż silniej zaludniony kraj

o nierozwiniętych środkach komunikacji. W tym sensie północne stany Unii Amerykań­

skiej np. są gęściej zaludnione niż Indie (417).

Marks odwołuje się tu do względnej teorii stosunków przestrzeni-czasu, w czym jest całkiem innowacyjny. Obszar geograficzny, na którym rozwinął się kapitalizm, nie był niezmienny, lecz zróżnicowany, będąc zależnym nie tylko od gęstości zaludnienia,

ale również od technologii transportowych i komunikacyjnych. Kluczowy argument

dotyczy tego, że podział pracy w manufakturze zakłada, iż społeczeństwo „osiągnęło już pewien stopień dojrzałości. Z drugiej strony rękodzielniczy podział pracy oddzia­

ływa z kolei na ten społeczny podział pracy, rozwijając go i rozgałęziając” (417). Argu­ mentuje tutaj na rzecz zwiększania okrężności w produkcji, jak i jej złożoności. Ruch

zachodzi tu od prostej sytuacji, gdy ktoś tworzy jedną rzecz, do sytuacji, w której kilka osób tworzy części tej rzeczy i sprzedaje je na rynku, aż na koniec wszystkie zostaną

złożone przez kogoś innego. Rosnąca okrężność tworzy coraz większe możliwości dla rozwinięcia się terytorialnej specjalizacji. Terytorialnemu podziałowi pracy, który przytwierdza poszczególne gałęzie produkcji do poszczególnych okręgów kraju, dodaje nowego bodźca rękodzielniczy tryb produkcji,

który eksploatuje każdą odrębność. Rozszerzenie rynku światowego i system kolonialny, które zaliczyć należy do niezbędnych warunków istnienia okresu manufaktury (ważny

punkt, który powinniśmy dobrze odnotować - przyp. DH), dostarczają jej obfitego mate­ riału dla podziału pracy w obrębie społeczeństwa (418).

Chociaż istnieje wiele „analogii i związków wzajemnych" (419) między podziałem

pracy w społeczeństwie a podziałem pracy w obrębie warsztatu, „różnią się one nie

220

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

tylko swym zakresem, lecz samą swą istotą" (419) (czymś, czym, jak słusznie przyznał

Marks, zajmował się Adam Smith). Podział pracy w obrębie społeczeństwa dokonuje się za pośrednictwem kupna i sprzedaży

produktów różnych gałęzi pracy, natomiast związek między różnymi pracami cząstkowymi w manufakturze utrzymuje się za pośrednictwem sprzedaży różnych sił roboczych temu samemu kapitaliście, który stosuje je jako kombinowaną siłę roboczą. Rękodzielniczy podział

pracy ma za przesłankę koncentrację środków produkcji w ręku jednego kapitalisty, prze­ słanką zaś społecznego podziału pracy jest rozproszenie środków produkcji pomiędzy wielu

niezależnych od siebie wytwórców towarów. W obrębie manufaktury spiżowe prawo stosunku ilościowego, czyli proporcjonalności, przydziela określoną liczbę robotników do określonych czynności, w obrębie zaś społeczeństwa przypadek i dowolność rządzą rozdziałem wytwór­

ców towarów i ich środków produkcji pomiędzy różne społeczne gałęzie pracy (420-421).

W tym ostatnim przypadku, jak twierdzi, „różne sfery produkcji stale dążą do rów­ nowagi” (421), jednakże robią to wyłącznie za pomocą mechanizmów rynkowych. Następnie zaś, powracając do praw wymiany towarów, wyjaśnia, dlaczego tak się

dzieje. Oznacza to, że „stała tendencja różnych sfer produkcji do osiągnięcia rów­ nowagi działa jedynie jako reakcja przeciw ciągłemu naruszaniu tej równowagi"

(421). Czyli gdy popyt i podaż się Zachwieją (zauważcie, że nie jesteśmy tu w stanie

postępować bez uwzględnienia mechanizmów podaży i popytu), wahania cen ryn­ kowych wymuszają niezbędne przystosowanie do skrywanych stosunków wartości, ponieważ wytwórcy zmieniają to, co produkują oraz ile produkują. W efekcie otrzy­

mujemy wyraźnie zaznaczony kontrast. Marks oddaje go następująco: Reguła, która przy podziale pracy w obrębie warsztatu przeprowadzana jest a priori i planowo, przy podziale pracy w obrębie społeczeństwa działa już tylko a posteriori jako konieczność przyrody, konieczność wewnętrzna, ślepa, objawiająca się w wahaniach barometru cen rynkowych i przezwyciężająca bezładną dowolność wytwórców towa­ rów. Rękodzielniczy podział pracy ma za przesłankę bezwzględną władzę kapitalisty

nad ludźmi, którzy stanowią już tylko człony należącego doń mechanizmu łącznego; społeczny podział pracy przeciwstawia sobie nawzajem niezależnych wytwórców towa­

rów, którzy nie uznają nad sobą żadnej innej władzy prócz władzy konkurencji, prócz przymusu wywieranego na nich przez ich krzyżujące się z sobą interesy, podobnie jak

w królestwie zwierzęcym bellum omnium contra omnes w mniejszym lub większym stopniu stanowi o warunkach istnienia wszystkich rodzajów (421).

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

221

Zauważcie w tym fragmencie zależność od mechanizmów podaży i popytu oraz przy­ musowych praw konkurencji jako czegoś niezbędnego do osiągnięcia pewnego

stanu równowagi, w którym panują stosunki wartości. Kapitalizm, podsumowuje Marks, zawsze funkcjonuje w samym sercu sprze­ czności między „anarchią społecznego podziału pracy i despotyzmem rękodzielni­

czego podziału pracy” (422). Co więcej, te dwa aspekty podziału pracy „wzajemnie się warunkują" (422). Jednakże Marks wiąże z tym wnioskiem pewien kontrower­ syjny i politycznie istotny komentarz: ta sama świadomość burżuazyjna, która rękodzielniczy podział pracy, dożywotnie przy­

kucie robotnika do wykonywania jednej jakiejś cząstkowej czynności i bezwzględne podporządkowanie robotnika cząstkowego kapitałowi wynosi pod niebiosa jako organi­ zację pracy wzmagającą jej siłę produkcyjną - ta sama świadomość burżuazyjna równie

namiętnie piętnuje wszelką świadomą kontrolę społeczną i regulowanie społecznego

procesu produkcji jako zamach na nietykalne prawa własności, na wolność i na samo-

określający się „geniusz" indywidualnego kapitalisty. Jest rzeczą bardzo znamienną, że natchnieni apologeci systemu fabrycznego nic gorszego nie potrafią powiedzieć

o wszelkiej ogólnej organizacji pracy społecznej niż to, że zamieniłaby ona całe społe­ czeństwo w jedną fabrykę (421-422).

Powyższe stwierdzenia wymagają drobiazgowego rozbioru. Kapitaliści kochają planową organizację produkcji w obrębie swojej fabryki, jednakże czują odrazę

względem idei jakiegokolwiek społecznego planowania produkcji w społeczeństwie.

Wiele mówiące jest to ideologiczne narzekanie, że planowanie jest złe - w szcze­

gólności dla kapitalistów - mające na celu jedynie zaatakowanie tej idei z powodu

tego, że przekształciłaby ona świat na podobieństwo ich własnych straszliwych fabryk. Potępienie planowania nie zazębia się w żaden sposób z tym, co zachodzi w strukturach Toyoty czy Wal-Martu. Odnoszące sukcesy korporacje rozwijają zawiłe techniki planowania w ramach kompleksowego zarządzania jakością, analiz nakła-

dów-wyników (input-output analysis), optymalnego ustalania harmonogramów

czy projektowania, planując wszystko aż po najdrobniejsze szczegóły. Natomiast

jedną kwestią jest Marksowskie wskazanie na pełne hipokryzji podejście kapitali­ stów do planowania w obszarze społecznej rzeczywistości, czymś innym zaś suge­

rowanie, że te bez wątpienia złożone techniki, stosowane w ramach poszukiwania względnej wartości dodatkowej, mogą być właściwe dla planowania społeczeń­

stwa socjalistycznego chcącego powiększać materialny dobrostan nas wszystkich.

222

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Mówiąc w skrócie, czy w poszukiwaniu socjalizmu rozsądnie byłoby przekształcić świat w centralnie planowaną gospodarkę, a w efekcie w jedną wielką fabrykę?

Oczywiście dokonanie tego przysporzyłoby wiele problemów - wystarczy spojrzeć

na Marksowskie świadectwo dotyczące przerażających warunków pracy fabrycz­ nej. Jednakże jeśli problemem nie miałyby być same techniki, ale fakt, że zostały one wykorzystane do osiągania względnej wartości dodatkowej dla kapitalistów

raczej niż do wytworzenia wystarczającej ilości produktów pozwalających zaspo­

koić materialne potrzeby ogółu, wówczas poparcie Lenina dla fordowskiego pro-

duktywizmu jako celu do osiągnięcia przez sowiecki przemysł staje się bardziej zrozumiałe. Powrócimy jednak jeszcze do tego pytania.

Z pewnością argument mówiący, że centralne planowanie jest niemożliwe

ze względu na poziom złożoności czy z powodu tego, iż narusza stosunki wła­ sności prywatnej, jest nie do utrzymania - szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę

złożoność właściwą każdej wielkiej korporacji produkującej, powiedzmy, elektro­

nikę, jak również fakt pozbawienia robotnika i robotnicy praw do owoców jego/jej pracy. Niesłychana nieefektywność systemu rynkowego (szczególnie w odniesieniu do kwestii środowiska naturalnego) oraz okresowa brutalność przymusowych praw

konkurencji, wraz z rosnącym despotyzmem, który ten przymus zazwyczaj wytwa­

rza w miejscu pracy, z trudem mogą służyć za świetną reklamę dla nadrzędności koordynacji rynkowej. Podobnie pomysł, jakoby innowacja była możliwa wyłącznie

przy jednostkowych prawach własności oraz przymusowych prawach konkuren­ cji, jest z pewnością naciągany, zarówno logicznie, jak i historycznie. To, co, jak myślę, robi tutaj największe wrażenie na Marksie, to przyswojenie wytwórczych sił pracy przez kapitał. Raz po raz przypomina on klasie robotniczej, że wszystkie te moce kooperacji oraz podziału pracy są jej siłami produkcyjnymi, a kapitał je po prostu zawłaszcza. Siła produkcyjna powstająca z kombinacji różnych prac występuje jako siła produk­

cyjna kapitału. Manufaktura właściwa nie tylko podporządkowuje robotnika, dawniej samodzielnego, dowództwu i dyscyplinie kapitału, ale ponadto stwarza hierarchiczne uszeregowanie wśród samych robotników (426).

Konsekwencje dotykające robotników są daleko idące. Manufaktura czyni robotnika kaleką, sztucznie hodując jego specjalną sprawność zawodową kosztem

całego świata skłonności i zdolności twórczych; podobnie mieszkańcy krajów położonych

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

223

nad La Plata zarzynają bydlę tylko dla skóry lub łoju. Nie tylko poszczególne prace cząst­

kowe rozdziela się między różne jednostki, ale samą jednostkę dzieli się i przeksztąłca

w automatyczne narzędzie jakiejś pracy cząstkowej; w ten sposób urzeczywistniła się niedorzeczna bajka Meneniusza Agryppy, przedstawiająca człowieka jako część jego własnego ciała (426-427).

W związku z powyższym polityka ciała sprowadza się do tego, że robotnicy zostają zredukowani do bycia fragmentami samych siebie. „Postradawszy swą naturalną

zdolność" - Marks jest w tym miejscu ironiczny - „do wykonywania czegoś samo­ dzielnego, robotnik manufaktury rozwija wytwórczą działalność już tylko jako przy­

datek do warsztatu kapitalisty" (427). Duchowe siły produkcji zwiększają swą skalę w jednym miejscu właśnie dlatego, że zni­ kają w wielu innych miejscach. To, co tracą robotnicy cząstkowi, koncentruje się przeciw

nim w kapitale. To, że duchowe siły materialnego procesu produkcji przeciwstawiają się robotnikom jako cudza własność i jako ujarzmiająca ich potęga, stanowi produkt rękodzielniczego podziału pracy (427).

Praca intelektualna staje się wyspecjalizowaną funkcją, oddzielającą pracę men­

talną od manualnej, przy czym ta pierwsza staje się coraz mocniej kontrolowana przez kapitał. Ten proces oddzielenia rozpoczyna się w kooperacji prostej (...). Rozwija się dalej w manu­ fakturze, która kaleczy robotnika, czyniąc go robotnikiem cząstkowym. Osiąga swój punkt

kulminacyjny w wielkim przemyśle, który oddziela od pracy naukę jako samodzielną siłę wytwórczą i narzuca jej rolę służebnicy kapitału (427-428).

Wynikiem tego jest „zubożenie robotnika” oraz poważna utrata jego „indywidual­

nych sił produkcyjnych" (428). Polityczne i intelektualne podmiotowości nie pozostają nietknięte. Marks cytuje następnie Adama Smitha - niekoniecznie z aprobatą,

ale zacytowane słowa stały się później faktem: „Umysł ogromnej większości ludzi” powiada A. Smith, „kształtuje się siłą rzeczy w pow­ szednich czynnościach. Człowiek, który całe życie spędza na wykonywaniu niewielu prostych czynności... nie ma żadnej sposobności, by wyćwiczyć swój umysł... schodzi zwykle na najniższy wśród ludzkich istot szczebel tępoty i niewiedzy” Po przedstawieniu

224

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

umysłowego przytępienia robotnika cząstkowego, Smith pisze dalej: „Jednostajność jego znieruchomiałego życia osłabia, oczywiście, także siłę jego umysłu... Niszczy nawet

jego tężyznę cielesną i czyni go niezdolnym do wytężonego i wytrwałego wysiłku, poza cząstkowym zatrudnieniem, do którego się wdrożył. Tak więc jego sprawność w oddziel­

nym jego zawodzie wydaje się być nabyta kosztem cnót umysłowych, społecznych i woj­ skowych. Jednakże w każdym przemysłowym i cywilizowanym społeczeństwie do tego

stanu muszą nieuchronnie stoczyć się ubodzy ludzie pracy (the labouring poor), to zna­ czy szerokie masy ludowe" (428-429).

W tym miejscu Marks wydaje się częściowo przychylny temu, by do pewnego stopnia zaakceptować opis sytuacji dostarczony przez Smitha. Również uważam,

że należy zadać ogólne pytanie: w jakim stopniu nasze codzienne zatrudnienia osłabiają siłę naszych umysłów? Myślę, że problem jest powszechny i wcale nie

ogranicza się do robotników. Dziennikarze, osoby medialne, profesorowie uniwer­

syteccy - wszyscy się z nim mierzymy (mam pod tym względem dużo osobistych doświadczeń). Powszechna niechęć do protestowania przeciwko militaryzmowi, społecznej niesprawiedliwości, represjom, które otaczają nas na każdym kroku,

ma coś wspólnego (w bardzo podstępny sposób) z umyslowościami i politycznymi podmiotowościami wynikającymi z naszego codziennego zatrudnienia, jak rów­ nież ze skomplikowaną organizacją burżuazyjnej represji. „Pewne zwyrodnienie

duchowe i fizyczne jest nieodłączne nawet od podziału pracy w społeczeństwie jako całości" (430), przyznaje Marks, a skutkuje to tym, co określa mianem „patolo­

gii przemysłowej” (430). Ponownie stąpamy tutaj po niepewnym gruncie. Czy nie byłoby właściwe ujmować całą klasę robotniczą w kategoriach patologii? Utopią byłoby założenie, że wszystko to nie ma żadnego wpływu na ludzkie zdolności

do reagowania i myślenia. Ci z was, którzy i które kiedykolwiek organizowali się wraz z ludźmi pracującymi w dwóch miejscach (osiemdziesiąt godzin w tygodniu), znają

ten problem aż za dobrze. Robotnicy w tych warunkach mają mało lub nie mają w ogóle czasu na myślenie (nie mówiąc już o czytaniu) o większości rzeczy, o któ­ rych myślimy, że powinni myśleć, biorąc pod uwagę ich robotniczą pozycję. Są tak

zmęczeni usiłowaniem związania końca z końcem, wykarmienia dzieci czy wyko­ nania innych czynności domowych, że nie mają czasu na nic innego poza pracą.

Smith doprowadził ten argument do ekstremum, kreśląc niefortunny wniosek, że w związku z sytuacją robotników pracą i obowiązkiem wąskiej elity jest wykony­ wanie całego procesu myślenia i organizowania. Jest jednak coś, co w Marksowskim opisie możemy zakwestionować jedynie na własne polityczne ryzyko.

Rozdział VI Wartość dodatkowa względna

225

Reorganizacja podziału pracy, zarówno w obrębie procesu pracy, jak i w społe­ czeństwie jako całości, jest cechą tego, co Marks nazwał „okresem manufaktury”

(435) w historii kapitalizmu. System manufaktury ma jednak swoje granice. Manu­ faktura nie mogła ani objąć produkcji społecznej w całym jej zakresie, ani dokonać

w niej dogłębnego przewrotu. „Wznosiła się ona” - i Marks rzeczywiście się tym zachwyca jako kunsztowne dzieło ekonomiczne na szerokiej podstawie miejskiego rzemiosła i wiej­ skiego przemysłu domowego. Jej własna wąska baza techniczna znalazła się na pewnym

stopniu rozwoju w sprzeczności z wytworzonymi przez nią samą potrzebami produkcji (436).

Istniał jednak nacisk na wykroczenie poza te ograniczenia. Oczywiście to maszyny znoszą „działalność rzemieślniczą w charakterze regulującej zasady produkcji spo­ łecznej" (437). Wiedzie nas to do kolejnego rozdziału, w którym maszyny i forma

organizacyjna nowoczesnej fabryki wysuwają się na sam środek sceny.

Rozdział VII • Co ujawnia technologia?

Rozdział 13. Maszyna i wielki przemysł

We wprowadzeniu do tej książki zwróciłem waszą uwagę na fakt, że Marksowi

bardzo rzadko zdarza się omawiać przyjętą przez niego metodologię. Należy ją zatem zrekonstruować przez uważne i staranne przyglądanie się marginalnym komentarzom, uzupełnione o zbadanie samych jego praktyk badawczych. Rozdział trzynasty, zatytułowany „Maszyna i wielki przemysł” daje nam okazję do zmierze­

nia się z tym problemem, a jednocześnie rozwija ogólną argumentację dotyczącą charakteru kapitalistycznego sposobu produkcji. To zdecydowanie długi rozdział, jego części są jednak uporządkowane w logiczny sposób. Opłaca się z pewnością

przyjrzeć temu logicznemu uporządkowaniu zarówno przed przestudiowaniem go, jak i po nim.

Istotny przypis

Rozpocznę jednakże od przypisu 89, w którym Marks w zagadkowy, często stoso­ wany do roztrząsania kwestii metodologicznych sposób wiąże ze sobą w jeden układ mnóstwo pojęć, rzeczywiście dostarczając ogólnej ramy dla dialektycznego i histo­

rycznego materializmu. Przypis rozwija się w trzech oddzielnych etapach. Pierwszy z nich ujmuje relację wiążącą Marksa z Darwinem. Marks przeczytał O powstawa­ niu gatunków i znajdował się pod wrażeniem zarysowanej w tej książce historycznej metody ewolucyjnej rekonstrukcji. Wyobrażał sobie, że jego praca jest w pewnym

sensie kontynuacją dzieła Darwina, jednak kładącą nacisk na historię ludzką w takim

samym stopniu jak na historię naturalną (nie zaś w opozycji do niej). Jak twierdził

w przedmowie do pierwszego wydania, jego celem było spojrzenie „na rozwój eko­ nomicznej formacji społeczeństwa jako proces przyrodniczo-historyczny" (8). Z tego

230

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

punktu widzenia nie można „obarczać jednostki odpowiedzialnością za stosunki, których sama, społecznie biorąc, pozostaje wytworem, choćby je subiektywnie przerastała” (8).

W interesującym nas przypisie Marks wpierw skupia się na „krytycznej historii

technologii” która: musiałaby w ogóle wykazać, w jak małym stopniu można jakikolwiek wynalazek XVIII stulecia przypisać w całości jednemu człowiekowi. Dotychczas nie ma takiego dzieła.

Darwin zwrócił uwagę na historię technologii naturalnej, tzn. na kształtowanie się orga­ nów roślin i zwierząt jako narzędzi wytwórczych dla życia zwierzęcego i roślinnego.

Czyż nie zasługuje na równie baczną uwagę historia organów wytwórczych człowieka społecznego, będących materialną podstawą każdej poszczególnej organizacji społecz­ nej? I czy historia ta nie byłaby łatwiejsza do napisania, skoro - jak twierdzi Vico - histo­ ria ludzkości tym się różni od historii przyrody, że pierwszą tworzyliśmy sami, a drugiej

nie? (440).

Argumentacja Vico opiera się na założeniu, że historia przyrody jest domeną Boga,

a skoro ten przejawia się jedynie w tajemniczy sposób, znajduje się ona poza ludz­

kim zrozumieniem. Wciąż jednak z pewnością jesteśmy w stanie zrozumieć naszą własną historię, ponieważ to my ją stworzyliśmy. Marks już wcześniej przedstawił

historyczne podejście do zmiany technologicznej i zauważył kilka istotnych przejść powiązanych z transformacją sposobu produkcji. W rozdziale piątym, podążając

za Benjaminem Franklinem i określając człowieka mianem „a toolmaking animai",

tj. zwierzęcia wytwarzającego narzędzia, spostrzega, że Szczątki środków pracy mają takież znaczenie dla określenia dawnych formacji ekono­ miczno-społecznych, jakie dla rozpoznania organizacji wymarłych gatunków zwierząt

ma budowa szczątków ich kości. Epoki ekonomiczne różnią się nie tym, co się wytwarza,

lecz tym, jak się wytwarza, za pomocą jakich środków pracy się wytwarza. Środki pracy nie są tylko miernikiem rozwoju ludzkiej siły roboczej, ale też wykładnikiem stosunków

' społecznych, w jakich praca się odbywa (208).

Następnie w przypisie stwierdza, że „dotychczasowe dziejopisarstwo niewiele wie o rozwoju produkcji materialnej, a więc o podstawie wszelkiego życia społecznego, a przeto wszelkich prawdziwych dziejów" (208-209). W rozdziale dwunastym twier­

dził natomiast, że

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

231

Cesarstwo rzymskie przekazało nam najpierwotniejszą formę maszyny w postaci młyna wodnego. Okres rzemieślniczy dał nam wielkie wynalazki kompasu, prochu, druku i auto­

matycznego zegara. Ale na ogół maszyna odgrywa ową podrzędną rolę, którą Adam Smith wyznacza jej obok podziału pracy (411-412).

Idea głosząca, jakoby istniał proces ewolucyjny ludzkości, w którym możemy wyod­

rębnić radykalne zwroty, nie tylko w technologiach, ale również w całokształtach sposobów życia społecznego, jest zdecydowanie czymś dla Marksa istotnym. Marks nie czytał Darwina bezkrytycznie. „Osobliwe" pisał do Engelsa, „jak to Darwin wśród bestii i roślin odnajduje swoje angielskie społeczeństwo z jego podzia­ łem pracy, konkurencją, odkrywaniem nowych rynków, «wynalazkami» i Maltu-

zjańską «walką o byt»"1. Marks widzi, że problemem jest ahistoryczne podejście

Darwina do czysto naturalnej ewolucji bez żadnego odniesienia do roli działania

ludzkiego w przekształcaniu oblicza ziemi. Odniesienie do Malthusa również wiele

nam mówi, ponieważ w swoim wprowadzeniu do O powstawaniu gatunków Darwin przypisał pochodzenie kilku swoich kluczowych idei Malthusowi. Ponieważ Marks

nie był w stanie znieść tego autora, myśl, że to on właśnie zainspirował Darwina, musiała być dla niego trudna do zaakceptowania. Co ciekawe, to rosyjscy ewolucjo-

niści, którzy nie byli tak wystawieni na wpływ brytyjskiego, bezwzględnego industrializmu (Darwin ożenił się z córką Josiaha Wedgwooda, słynnego przedsiębiorcy

ceramicznego, w ten sposób wiedzę o konkurencji, podziale pracy czy funkcji w fab­ ryce czerpał z pierwszej ręki), położyli znacznie większy nacisk na kooperację i pomoc

wzajemną. Rosyjski geograf Piotr Kropotkin przełożył następnie te idee na podstawy

anarchizmu społecznego. Tym, co Marks cenił u Darwina, było jednakże podejście do ewolucji jako procesu otwartego na historyczną rekonstrukcję i teoretyczne dociekanie. Autor

Kapitału w podobny sposób wierny jest rozumieniu ludzkiego procesu ewolucyj­

nego. Właśnie tu pojawia się jego silniejszy nacisk na procesy bardziej niż na rze­ czy. W tym duchu rozdział o maszynie i wielkim przemyśle powinien być czytany

jako esej o historii technologii. Dotyczy on tego, w jaki sposób przemysłowa forma kapitalizmu wyłoniła się ze świata rękodzieła i rzemiosła. Faktycznie, przed Marksem nikt nie myślał o pisaniu takiej historii, ten rozdział zatem jest rezultatem pionier­

skiego wysiłku, owocującego powstaniem nowej dziedziny badań nazywanej historią

1 Marks do Engelsa. 18 czerwca 1862 roku, przeł. K. Wolicki, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 30, Książka i Wiedza, Warszawa 1974, s. 294.

232

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

nauki i technologu. Czytany w tym kontekście wywód rozwijany w rozdziale nabiera

znacznie więcej sensu. Jednak, podobnie jak w przypadku teorii Darwina, dzieje się

tu znacznie więcej niż tylko pisanie historii. Mamy do czynienia z teoretycznym zaangażowaniem w procesy transformacji społecznej, a zatem sporo tu kwestii do dyskusji.

Druga część przypisu proponuje nam krótkie, jednak w mojej opinii niezwykle ważne stwierdzenie, które domaga się rozwinięcia: Technologia odstania czynną postawę człowieka wobec przyrody, bezpośredni proces

wytwórczy jego życia, a wraz z tym również stosunków społecznych jego życia i mających w nich źródło mentalnych przedstawień świata (440).

Marks wiąże tutaj w jednym zdaniu sześć osobnych składników pojęciowych.

Po pierwsze, mamy tu technologię. Jest również relacja z przyrodą. Dalej rzeczywi­ sty proces wytwórczy, a następnie, w raczej mglistej formie, produkcja i reprodukcja

życia codziennego. Potem dołączone zostają stosunki społeczne i mentalne przed­

stawienia świata. Wszystkie te składniki nie są statyczne, znajdują się w zauważal­ nym ruchu, powiązane ze sobą przez „procesy produkcji',’ ukierunkowujące ludzką ewolucję. Jedyny element, którego Marks nie opisuje bezpośrednio w kategoriach

produkcji, to postawa wobec przyrody. Oczywiście stosunek do przyrody ewolu­

uje z czasem. Idea, że przyroda jest również czymś znajdującym się nieustannie w toku bycia wytwarzaną, po części przez ludzkie działanie, ma swoją długą trady­

cję. W wersji marksistowskiej (zarysowanej w rozdziale piątym Kapitału) najlepiej

zaprezentowano ją w książce mojego kolegi Neila Smitha zatytułowanej Uneven , * Development

gdzie przejrzyście wyłożono w kategoriach teoretycznych kapitali­

styczne procesy produkcji natury i przestrzeni. W jaki sposób mamy rozumieć powiązania między tymi sześcioma składni­

kami pojęciowymi? Chociaż jego język jest bardzo sugestywny, Marks pozostawia to pytanie otwarte, co jest o tyle niefortunne, że daje bardzo wiele miejsca na inter­ pretacje wszelkiej maści. Często przedstawia się Marksa, a robią to zarówno jego

zwolennicy, jak i zaciekli wrogowie, jako technologicznego deterministę sądzą­

cego, że zmiany w obszarze sił wytwórczych dyktują bieg ludzkiej historii, w tym ewolucję stosunków społecznych, mentalnych przedstawień świata, stosunku

2 N. Smith, Uneven Development. Nature, Capital, and the Production of Space, University of Georgia Press, Athens GA 2008.

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

233

do przyrody i tym podobnych. Weźmy na przykład neoliberalnego dziennikarza

Thomasa L. Friedmana, który w swojej książce Światjest plaski3 radośnie przyzpaje

się do zarzutu o bycie technologicznym deterministą; gdy ktoś wskazał mu (błęd­ nie), że jest to stanowisko Marksowskie, wyraził swój podziw dla Marksa i z apro­

batą zacytował obszerny fragment z Manifestu partii komunistycznej, by dowieść swojej racji. W recenzji z książki Friedmana konserwatywny filozof polityczny John Gray potwierdził Marksowski technologiczny determinizm i stwierdził, że w rzeczy­ wistości Friedman podąża śladami Marksa4. Obserwacje poczynione przez tych

generalnie niesympatyzujących z Marksem teoretyków funkcjonują równolegle z tymi wypowiadanymi w obszarze tradycji marksistowskiej. Najsilniejszą wersję tezy o tym, że siły wytwórcze są naczelnymi siłami sprawczymi historii, wypowie­

dział G.A. Cohen w swojej książce Karl Marx's Theory ofHistory. A Defence5. Cohen, który przeanalizował wszystkie teksty Marksa z punktu widzenia filozofii analitycz­

nej, broni tej interpretacji jego teorii.

Nie popieram tych interpretacji. Uważam je za niezgodne z Marksowską me­ todą dialektyczną (odrzucaną jako bezwartościowy śmieć przez filozofów anali­

tycznych w rodzaju Cohena). Marks co do zasady unikał stosowania języka potocz­

nego (spróbujcie znaleźć jego ślady w Kapitale). W tym przypisie nie mówi zatem, że technologia „określa” czy „determinuje” ale raczej że „odsłania" czynną postawę człowieka względem przyrody. Dla pewności jednak zauważymy, że Marks przy­ wiązuje ogromną wagę do badania technologii (w tym również form organizacyj­ nych), jednak nie uzasadnia to traktowania ich jako naczelnych sił sprawczych

ludzkiej ewolucji. Marks zdaje się mówić (a wiele osób nie zgodziłoby się ze mną

w tej kwestii), że technologie i formy organizacyjne internalizują określony stosu­

nek do przyrody, jak również do mentalnych przedstawień świata czy stosunków społecznych, życia codziennego czy procesów pracy. Z powodu tej internalizacji

badanie technologii i form organizacyjnych związane jest z „odsłanianiem" licz­ nych faktów dotyczących pozostałych składników. I na odwrót, wszystkie pozostałe składniki zawierają w sobie coś dotyczącego znaczenia technologii. Na przykład

szczegółowe badanie życia codziennego w kapitalizmie ujawni wiele informacji

3 T.L. Friedman, Świat jest plaski. Krótka historia XXI wieku, przeł. T. Hornowski, Dom

Wydawniczy Rebis, Poznań 2006. 4 J. Gray, „The World Is Round” The New York Review ofBooks, 11 sierpnia 2005. 5 G.A. Cohen, Karl Marx's Theory of History. A Defence, Princeton University Press, Princeton 2000.

234

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

na temat naszego stosunku do przyrody, technologii, stosunków społecznych, men­ talnych przedstawień świata czy procesów pracy w obszarze produkcji. W podobny

sposób badanie współczesnego stosunku do przyrody nie zajdzie zbyt daleko, jeśli

nie zmierzy się z istotą naszych stosunków społecznych, naszych systemów pro­ dukcji, koncepcji dotyczących świata, wykorzystywanych technologii oraz tego,

w jaki sposób wiedziemy życie codzienne. Wszystkie te elementy tworzą całość, my zaś musimy zrozumieć to, w jaki sposób zachodzą wzajemne interakcje mię­

dzy nimi. Uważam, że jest to bardzo pomocny sposób myślenia o świecie. Przykład:

byłem kiedyś członkiem jury oceniającego idee projektu nowego miasta w Korei

Południowej. Członkom jury przedstawiono wszystkie projekty. Zespół składał się

przede wszystkim z inżynierów i planistów, w tym z kilku uznanych architektów i projektantów krajobrazu. Ta ostatnia grupa zdominowała początkową dyskusję

dotyczącą kryteriów, które powinniśmy stosować w celu ustalenia decyzji, sama zaś dyskusja ruszyła w kierunku omawiania względnych symbolicznych przewag

i praktycznych konsekwencji kół i sześcianów w formach zabudowanych. Innymi

słowy, decyzje miały zapaść przede wszystkim według geometrycznych i symbo­

licznych kryteriów oceny. W pewnym momencie zainterweniowałem i zapytałem:

o jakiego rodzaju kwestiach chcielibyśmy wiedzieć w trakcie budowania nowego miasta? Osobiście chciałbym wiedzieć: jakiego rodzaju stosunek do przyrody mamy

tu stworzyć (ślad ekologiczny i tak dalej)? jakiego rodzaju technologie chcemy wbu­ dować w to miasto i dlaczego? jakiego rodzaju stosunki społeczne sobie wyobrażamy? jakie systemy produkcji i reprodukcji mają zostać tam wcielone? jaki kształt będzie

miało życie codzienne i czy właśnie takiego życia codziennego tam chcemy? jakiego rodzaju koncepcje, symboliczne i wszystkie pozostałe, mają zostać tam zastoso­

wane? czy ma to być miasto wzniesione w charakterze narodowego monumentu, czy raczej miejsce o kosmopolitycznym charakterze? Pozostali członkowie panelu oceniającego uznali te pytania za zarówno inte­ resujące, jak i innowacyjne. Omawialiśmy te kwestie przez jakiś czas, aż stały się

trochę zbyt skomplikowane, zważywszy na czas, którym dysponowaliśmy. Jeden

z arćhitektów zasugerował wówczas, że spośród wszystkich sześciu kryteriów jedy­

nie mentalne przedstawienia świata mają rzeczywiste znaczenie, co sprowadziło nas z powrotem do symbolizmu form, a tym samym pytania o względną siłę kół

i sześcianów! Jednak po całej dyskusji zostałem zapytany, gdzie szukać więcej informacji, jeśli chciałoby się zgłębić tak ciekawy sposób myślenia. Zrobiłem błąd,

mówiąc, że wszystko to zawarte jest w przypisie 89 rozdziału trzynastego Kapitału

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

235

Marksa. Powinienem był przewidzieć dalszy bieg wydarzeń, ponieważ mamy dwie

typowe reakcje na tego rodzaju wypowiedzi. Jedna to nerwowość czy nawet lęk. Przede wszystkim przed tym, że przyznanie, iż Marks mógłby powiedzieć coś tak

zrozumiałego i interesującego, jest formą okazania sympatii względem marksizmu. To zaś byłoby okropne dla czyjejś kariery zawodowej czy osobistej. Drugą reakcją

jest uznanie mnie za idiotę - w dodatku tak pozbawionego własnych pomysłów, że jedyne, na co mnie stać, to papugowanie Marksa czy też (co gorsza w tym przy­ padku) uznanie, że upadłem tak nisko, iż przytaczam zaledwie przypis. Tak czy ina­

czej, nasza rozmowa zakończyła się w tym miejscu. Uważam jednak, że jest to cie­

kawy sposób oceniania miejskich projektów, jak również krytykowania cech życia miejskiego. Ta rama pozwala na mocne ugruntowanie teorii materializmu historycz­

nego. Dysponujemy też, co mam nadzieję pokazać, mocnymi dowodami na to, że stanowi ona również podstawę artykułowanego przez Marksa rozumienia ewolucji kapitalizmu. Pozwólcie, że rozwinę tę myśl. Wyobraźcie sobie ramę

myślenia, w której tych sześć składników utrzymuje się razem we wspólnej prze­

strzeni, pozwalającej na to, by wchodziły one w intensywne wzajemne relacje (zob. poniższy Rysunek 7.1.). Każdy z tych składników ma wewnętrzną dynamikę,

co pozwala nam uznać, że ustanawia on określony „moment” w procesie ludzkiej ewolucji. Można badać ową ewolucję z perspektywy jednego z tych momentów lub analizować interakcje zachodzące między nimi, takie jak transformacja tech­

nologii i form organizacyjnych w relacji do stosunków społecznych i mentalnych

przedstawień świata. W jaki sposób zmieniają się nasze koncepcje w zależności od tego, jak zmieniają się dostępne nam technologie? Czy nie postrzegamy świata

w odmienny sposób, gdy do naszej dyspozycji mamy mikroskopy, teleskopy i sate­ lity, promienie X czy tomografy? Współcześnie rozumiemy świat i myślimy o nim

w bardzo, bardzo odmienny sposób dzięki dostępnym nam technologiom. Jed­

nak ktoś gdzieś musiał wpaść na pomysł, że zrobienie teleskopu jest czymś inte­ resującym (przywołajmy Marksowską uwagę o procesie pracy oraz najgorszym z architektów). Gdy ktoś ma taką ideę, musi mieć też zdolność do znalezienia szlifierzy soczewek, szklarzy oraz wszystkich składników niezbędnych w celu przekształcenia idei w rzeczywistość przez wytworzenie teleskopu. Technologie

i formy organizacji nie spadają z nieba. Mają swoje źródło w mentalnych przed­ stawieniach świata. Wyrastają z naszych stosunków społecznych, a konkretnie w odpowiedzi na praktyczne potrzeby naszego życia codziennego czy procesów

pracy.

236

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

STOSUNEK DO PRZYRODY

MENTALNE PRZEDSTAWIENIE ŚWIATA

Rysunek 7.1. Wzajemne powiązanie elementów

Lubię sposób, w jaki Marks łączy te elementy, pod warunkiem że będziemy

na ów ruch patrzeć dialektycznie, a nie przyczynowo. Tego rodzaju myślenie prze­

nika Kapitał i cała książka powinna być czytana z tak zarysowanej perspektywy. Taka rama pojęciowa dostarcza również wzorca krytyki, ponieważ możemy analizo­ wać Marksowskie dzieło w odniesieniu do tego, jak dobrze udaje mu się powiązać te elementy ze sobą. Jak dokładnie Marks wiąże ze sobą mentalne przedstawienia

świata, stosunki społeczne i technologie i czy robi to we właściwy sposób? Czy są jakieś aspekty, jak na przykład polityka życia codziennego, które znajdują się w cie­ niu? Innymi słowy, uważnej analizie powinna zostać poddana dialektyka między

tym sformułowaniem a Marksowskimi praktykami.

Pozwolę sobie podsumować powyższe wywody. Omówione sześć składników wyznacza dystynktywne momenty w ludzkiej ewolucji rozumianej jako całościowy

proces. Żaden pojedynczy moment nie przeważa nad pozostałymi, nawet jeśli w obrębie każdego z nich istnieje możliwość autonomicznego rozwoju (przyroda

ulega mutacji i rozwija się niezależnie, podobnie jak idee, stosunki społeczne, formy

życia codziennego i tak dalej). Wszystkie składniki współewoluują i poddane są

nieustannej odnowie i transformacji, stanowiąc dynamiczne momenty w obrębie

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

237

całości. Nie jest to jednak Heglowska całość, w której każdy z momentów ściśle uwewnętrznia wszystkie pozostałe. Jest to raczej coś w rodzaju całości ekologicz­

nej, do której Henri Lefebvre odnosił się jako do „zespołu" a Gilles Deleuze jako

do „asamblażu" momentów współrozwijających się w otwarty i dialektyczny sposób.

Nierówny rozwój między tymi składnikami i pośród nich wytwarza przygodność ludzkiej ewolucji (w podobny sposób, w jaki nieprzewidywalne mutacje wytwarzają przygodność w teorii Darwina).

Niebezpieczeństwem, przed którym stoi teoria społeczna, jest postrzeganie jednego z tych składników jako determinującego wszystkie pozostałe. Technolo­

giczny determinizm jest koncepcją równie błędną, jak determinizm środowiskowy

(dyktat natury), determinizm oparty na walce klas, idealizm (pierwszeństwo men­ talnych przedstawień świata), determinizm procesu pracy czy determinizm oparty

na (kulturowych) zmianach w obszarze życia codziennego (jest to stanowisko poli­ tyczne przyjęte przez Paula Hawkena w jego wpływowym tekście Blessed Unresf).

Przełomowe przekształcenia, takie jak ruch od feudalizmu (czy niektórych kon­ figuracji przedkapitalistycznych) do kapitalizmu, zachodzą poprzez dialektykę transformacji między wszystkimi tymi składnikami. Ta współewolucja rozwinęła

się nierówno w czasie i przestrzeni, wytwarzając lokalne przygodności, aczkolwiek przygodności ograniczone przez wzajemne oddziaływanie wewnątrz asamblaży

składników uwikłanych w ewolucyjny proces oraz rosnącą przestrzenną (a czasami konkurencyjną) integrację procesów gospodarczo-rozwojowych na rynku świato­

wym. Być może jedną z największych porażek świadomych prób budowania socja­ lizmu i komunizmu na bazie kapitalizmu było niedostrzeżenie potrzeby zaanga­

żowania politycznego w obszarze wszystkich tych momentów w sposób wrażliwy

na specyfikę geograficzną. Pokusą rewolucyjnego komunizmu było zredukowanie dialektyki do prostego modelu przyczynowego, w którym ten lub inny moment

sytuowany był w awangardzie zmiany i całość miała dzięki temu działać. Podejście

to musiało i okazało się porażką.

Na pierwszy rzut oka trzecia partia przypisu wydaje się wchodzić w sprzecz­

ność z moją interpretacją drugiej: Nawet wszelka historia religii abstrahująca od tej materialnej bazy jest historią niekry­

tyczną. Doprawdy, o wiele łatwiej wykrywać za pomocą analizy ziemską treść mglistych

6 P. Hawken, Blessed Unrest. How the Largest Movement in the World Came into Being and Why No One Saw It Coming, Viking, New York 2007.

238

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

wyobrażeń religii niż, odwrotnie, z każdorazowych rzeczywistych stosunków życia wypro­

wadzać ich formy religijne. Jedynie ta ostatnia metoda jest materialistyczna, a więc naukowa (440).

Marks uważał się za naukowca, a w powyższym fragmencie potwierdza, że oznacza to przywiązanie do materializmu. Jednak jego materializm jest inny od reprezentowa­

nego przez badaczy z obszaru nauk przyrodniczych. Jest historyczny. „Słabe strony abstrakcyjnego materializmu przyrodoznawstwa, który nie uwzględnia procesu his­

torycznego, widoczne są choćby w abstrakcyjnych i ideologicznych wyobrażeniach jego rzeczników, ilekroć zapędzą się poza obręb swej specjalności" (440). Odkry­

cia Darwina dotyczące ewolucji były niedoskonałe, ponieważ zignorował on wpływ

kontekstu historycznego na własne teoretyzowanie (to jest potęgę metafor, które

czerpał z rzeczywistości brytyjskiego kapitalizmu) i nie zdołał przenieść swojego toku rozumowania na obszar ludzkiej ewolucji oraz zintegrować go z ustaleniami

na temat ewolucji przyrody. Marks oczywiście pisał w okresie zanim jeszcze spo­ łeczny darwinizm zyskał na popularności, jednak zapowiadał krytyczną odpowiedź

na to, w jaki sposób społeczni darwiniści, odwołując się do Darwinowskiej teo­ rii ewolucji, legitymizowali kapitalizm jako „naturalny” Ponieważ teoria Darwina

czerpała swoje wiodące metafory z kapitalizmu i posiłkowała się społeczną teo­ rią Malthusa, fakt, że kapitalizm został w jej ramach uznany za całkowicie zgodny

z rzekomym naturalnym procesem konkurencji, walki o przetrwanie i, co oczywi­

ste, przetrwaniem najsilniejszych, nie był żadną niespodzianką. Nie poświęcono tu żadnej uwagi Kropotkinowskiej pomocy wzajemnej.

Ogólny argument, który wysuwał tu Marks, mówił, że badacze reprezentujący

obszar nauk przyrodniczych przez swoje metodologiczne zobowiązania nie byli zdolni do integrowania ludzkiej historii w swoich modelach świata, ponieważ

nie udawało im się zrozumieć ich własnego historycznego momentu. Najczęściej lądowali z, w najlepszym wypadku, cząstkowymi, w najgorszym zaś z poważnie błędnymi interpretacjami tego świata, w których maskowali swoje historyczne

i polityczne założenia pod przykrywką rzekomo neutralnej i obiektywnej nauki. Ta krytyczna perspektywa, zapoczątkowana przez Marksa, jest obecnie standardową

praktyką w obszarze studiów nad nauką, w ramach których nieustannie ukazuje

się, że importowanie do nauk przyrodniczych społecznych metafor dotyczących

gender, seksualności czy społecznych hierarchii prowadzi do różnorakich błędnych odczytań tego, na czym polega świat przyrody (choć jednocześnie zrozumiałe jest

to, że pozbawione metafor dociekanie naukowe prowadziłoby donikąd).

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

239

Mamy tu jednak do czynienia ze znacznie głębszym problemem, z którym na­ leży się zmierzyć. W pierwszym umieszczonym w tej książce wykładzie móvyiłem

o zstępującym ruchu myśli Marksa: zaczynamy na powierzchni zjawisk, następnie zanurzamy się głębiej, poniżej poziomu fetyszyzmu, by odsłonić teoretyczny apa­ rat pojęciowy, który jest w stanie uchwycić leżący pod powierzchnią ruch proce­

sów społecznych. Ten aparat teoretyczny jest następnie wyciągany krok po kroku z powrotem na powierzchnię w celu interpretowania dynamiki życia codziennego

na nowe sposoby. Jedyne, co Marks potwierdza w komentowanym przypisie, to to, że taka metoda jest „metodą materialistyczną, a więc naukową". Widzieliśmy już

szczególny przykład stosowania tej metody w rozdziale o dniu roboczym. Wartość jako społecznie niezbędny czas pracy wciela specyficzną kapitalistyczną czaso-

wość i to staje się zarzewiem szeroko zakrojonych walk społecznych toczących się na powierzchni społeczeństwa, dotyczących zawłaszczania czasu należącego do innych. Fakt, że „atomy czasu są pierwiastkami zysku" prowadzi kapitalistów do obsesji na punkcie dyscypliny czasowej oraz kontroli nad czasem (a ponadto

zwięźle wyjaśnia, dlaczego są oni opętani obsesją przyspieszenia). W jaki jednak sposób mamy myśleć o relacji między, powiedzmy, głęboką

teorią wartości a nieprzewidywalnym fermentem walk toczonych na powierzchni o długość dnia roboczego? Gdy wrócimy na stronę 94, zobaczymy, jak Marks z apro­

batą cytuje (w kolejnym przypisie!) słynny fragment ze swojej wcześniejszej pracy, Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej: O moim poglądzie, że określony sposób produkcji i odpowiadające mu za każdym razem stosunki produkcji, krótko mówiąc: „ekonomiczna struktura społeczeństwa stanowi

realną podstawę, na której wznosi się nadbudowa prawna i polityczna i której odpowia­ dają określone formy świadomości społecznej" [czy inaczej, mentalne przedstawienia świata - DH], że „sposób produkcji życia materialnego warunkuje społeczny, polityczny i duchowy proces życia w ogóle7.

Opuszcza zatem zdanie z Przyczynku, które wyjaśnia, że to w nadbudowie stajemy się świadomi problemów politycznych i możemy się o nie zmagać. Kwestię ujętą w tym zdaniu najczęściej określa się mianem modelu bazy- nadbudowy. Wspierająca go hipoteza głosi, że istnieje jakaś ekonomiczna baza,

7 K. Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, przeł. E. Lipiński, w: K. Marks, E Engels, Dzieła, 1.13, Książka i Wiedza, Warszawa 1972, s. 9.

240

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

nad którą wznoszą się ramy dla myśli, jak również polityczna i prawna nadbudowa,

które razem określają to, w jaki sposób stajemy się świadomi problemów i walczy­

my o ich rozwiązanie. Niekiedy to określenie odczytywane jest w sposób determinis­

tyczny: ekonomiczna baza determinuje polityczną i prawną infrastrukturę, określa formy walki, które możemy napotkać, oraz, w stopniu, w jakim te przekształcenia zachodzą na poziomie ekonomicznej bazy, rzeczywiście określa rezultaty walk poli­

tycznych. Nie jestem jednak w stanie dostrzec, w jaki sposób interesujący nas tutaj wywód można postrzegać jako deterministyczny czy choćby przyczynowy. Rozdział

o dniu roboczym nijak nie zmierza w takim kierunku. Istnieją sojusze klasowe, koniun­ kturalne możliwości, dyskursywne przesunięcia w zapatrywaniach, a rezultat nigdy

nie jest pewny. Jednakże zawsze występuje pewna głęboka troska o zawłaszczanie czasu innych, do tego stopnia, że ten problem nigdy nie znika. Jest to ciągły punkt sporu „między równymi prawami" w obrębie kapitalizmu - sporu, który na jego

gruncie nigdy nie dociera do jakiegoś ostatecznego rozwiązania. Walki dotyczące czasu są czymś fundamentalnym dla kapitalistycznego sposobu produkcji. O tym

właśnie mówi nam głęboka teoria: bez względu na to, co się wydarzy w nadbudowie,

ten imperatyw nie będzie mógł zostać przekroczony bez obalenia kapitalizmu. Tak czy inaczej, siły wytwórcze i stosunki społeczne nie mogą istnieć bez wyra­

żenia swojej reprezentacji w politycznej i prawnej nadbudowie. Widzieliśmy to już w przypadku pieniądza, będącego reprezentacją wartości otoczoną wszelkiego

rodzaju instytucjonalnymi i prawnymi umowami, jak również z pewnością stano­

wiącą przedmiot walki i politycznej manipulacji (co zachodzi również w przypadku

prawnej ramy praw własności prywatnej). Marks pokazał również, że bez pieniędzy (czy prawnej ramy praw własności) wartość nie może istnieć jako podstawowy sto­

sunek ekonomiczny. Reguły gry zostają wypracowane w sferze pieniężnej na bar­ dzo szczególne sposoby, w zależności od dynamiki walki klasowej, a to niesie

ze sobą konsekwencje dla sposobu, w jaki funkcjonuje wartość. Czy pieniądz znaj­ duje się w obszarze politycznej nadbudowy, czy w ekonomicznej bazie? Odpowiedź

z pewnością powinna brzmieć: w obydwu. Tak samo ktoś mógłby powiedzieć, biorąc za podstawę rozdział o dniu robo­

czym, że rezultat walki o dzień roboczy został określony przez ruchy w obszarze

ekonomicznej bazy. Co więcej, polityczne ograniczenia długości dnia roboczego po części doprowadziły kapitalistów do poszukiwania innego sposobu pozyskiwa­

nia wartości dodatkowej, to jest wartości dodatkowej względnej. Marks oczywiście nie zakładał, że ten model bazy-nadbudowy działa mechanicznie czy przyczynowo, ale korzystał z niego w sposób dialektyczny.

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

241

Prawdą jest jednak również to, że „rozwiązanie" zachodzące w rzeczywistości walki o długość dnia roboczego wynika z fundamentalnego faktu, że atomy cząsu są

pierwiastkami zysku, co bierze się z definicji wartości jako społecznie niezbędnego

czasu pracy. Nie było skoncentrowanej walki o długość dnia roboczego w społeczeń­

stwach przedkapitalistycznych czy nawet w starożytnym Rzymie. Jedynie w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji tego rodzaju walka ma sens. Kwestie formalne w rodzaju długości dnia roboczego (tygodnia, roku, życia) podnoszone zostają właśnie

ze względu na głęboką strukturę tego, czym się stał kapitalizm. W jaki sposób te walki zostają rozstrzygnięte, zależy ode mnie i od ciebie oraz od wszystkich innych. W istocie

zaś walka może potencjalnie zostać rozstrzygnięta w sposób, który pociągałby za sobą zniesienie kapitalistycznego sposobu produkcji. Wówczas skonstruowane zostałoby takie społeczeństwo, w którym atomy czasu nie są pierwiastkami zysku. Czy możecie

sobie wyobrazić, jak mogłoby to wyglądać? Brzmi raczej miło, nieprawdaż?

Sednem mojego wywodu jest to, że sposoby, w które rezultaty tych walk są osiągane - środkami prawnymi czy politycznymi, równowagą sił między klasami,

hegemonicznymi koncepcjami czy temu podobnymi - nie pozostają bez wpływu na głębokie pojęcie cyrkulacji wartości jako kapitału. Prawdziwa metoda naukowa polega na rozpoznaniu tych głębokich elementów, wyjaśniających nam, dlaczego

określone zjawiska zachodzą w naszych społeczeństwach w taki, a nie inny spo­ sób. Widzieliśmy to już w kontekście walki o długość dnia roboczego oraz zma­

gań o uzyskiwanie wartości dodatkowej względnej, co wyjaśnia, dlaczego kapitał musi być tak technologicznie dynamiczny. Wydaje się, że nie mamy szczególnego wyboru, jeśli chodzi o to, czy wzrastać, czynie, lub czy wynajdywać nowe rozwiąza­ nia, ponieważ to właśnie nakazuje nam głęboka struktura kapitalizmu. Jedyne inte­

resujące pytanie dotyczy zatem tego, jak wzrost będzie zachodził oraz jakie zmiany technologiczne będą mu towarzyszyć. Zmusza nas to do rozważenia konsekwen­ cji koncepcji pojęciowych, stosunku do natury oraz wszystkich innych momen­

tów. Jeśli nie podobają nam się te konsekwencje, wówczas nie mamy żadnej drogi odwrotu za wyjątkiem zaangażowania się w walkę w odniesieniu nie tylko do tego

lub innego momentu, ale do wszystkich równocześnie, dopóki nie pogodzimy się

ostatecznie z tym, by przekształcić samą zasadę wartości jako takiej. Cyrkulacja kapitału jest napędem dynamiki w warunkach kapitalizmu. Co jest

jednak społecznie niezbędne, by podtrzymać ten proces? Rozważmy na przykład niezbędne mentalne przedstawienia świata. Jeśli poszlibyście na Wall Street z wiel­

kim banerem mówiącym „Wzrost jest zły, czas z nim skończyć!” czy zostałoby to uznane za stanowisko antykapitalistyczne? Obstawiacie, że tak. Wyrzucono by was

242

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

stamtąd, jednakże niekoniecznie za szerzenie antykapitalizmu, ale za bycie prze­ ciwnikami wzrostu, ponieważ uważany jest on zarówno za coś nieuchronnego, jak

i dobrego. Zerowy wzrost oznacza poważny problem. Japonia w ostatnim czasie nie

wzrastała za wiele, biedactwo. Jednocześnie wzrost w Chinach był spektakularny, w związku z czym losy Chińczyków przedstawiane są jako wielka historia sukcesu. W jaki sposób możemy ich naśladować? Wszyscy siedzimy zadowoleni z założo­

nymi rękami i powtarzamy, że wzrost jest dobry, zmiana technologiczna jest dobra,

a w związku z tym kapitalizm, który wymaga ich obu, musi również być dobry. Jest to pewien rodzaj powszechnego systemu przekonań, który Antonio Gramsci

często określał mianem „hegemonii". Podobnego rodzaju problemy narastają w kontekście porozumień instytucjonalnych. Kapitalizm, żeby działać wydajnie,

wymaga odpowiednich układów instytucjonalnych. Im prężniej Chińczycy wkra­ czali na ścieżkę kapitalistyczną, tym mniej prawdopodobne było to, że utrzymają system prawny, który nie uznaje niektórych rodzajów praw własności prywatnej.

W obrębie porozumień instytucjonalnych istnieje jednak cała gama możliwych rozwiązań.

1—3. Rozwój maszyn, transfery wartości oraz wpływ na robotników Zbierzmy zatem w jedno materiały zgromadzone w tym długim rozdziale. Sugeruję,

byście zwrócili szczególną uwagę na sekwencję nagłówków kolejnych części. Okre­

ślają one logiczny ciąg argumentacji, który nadaje strukturę Marksowskiemu docie­ kaniu dotyczącemu powstania systemu fabrycznego oraz wykorzystania maszyn.

Marks zaczyna jednak od zdziwienia Johna Stuarta Milla faktem, że wynalazki maszynowe, rzekomo zaprojektowane do złagodzenia trudów pracy, nie dokonały

niczego w tym zakresie. W rzeczywistości, ogólnie rzecz biorąc, tylko pogorszyły

sprawę. Marks nie jest tym faktem w żaden sposób zaskoczony, ponieważ maszyny wykorzystywane są do wytwarzania wartości dodatkowej, a nie do odciążania pra­

cowników. Zauważcie, że oznacza to, iż „maszyna jest środkiem do wytwarzania war­

tości'dodatkowej" (438). Brzmi to dziwnie, ponieważ Marks twierdził, że maszyny są

pracą martwą (kapitałem stałym) i nie mogą wytwarzać wartości. Mogą być jednak

źródłem wartości dodatkowej. Redukcja wartości siły roboczej przez podnoszenie wydajności w sektorach wytwarzających artykuły konsumpcji robotniczej rodzi war­

tość dodatkową względną dla klasy kapitalistycznej, podczas gdy kapitalista z naj­ lepszymi maszynami osiągnie tymczasową formę względnej wartości dodatkowej,

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

243

która przypada producentowi o najwyższej wydajności. Nic dziwnego, że kapitaliści trwają w fetyszystycznym przekonaniu, że maszyny wytwarzają wartość!

Następnie Marks rozważa różnicę między narzędziami a maszynami. Powie­ dzieć, „że narzędzie jest maszyną prostą, a maszyna - narzędziem złożonym"

oraz „nie widzieć żadnej istotnej różnicy między nimi” to pominąć coś istotnego, szczególnie „pierwiastek historyczny" (składnik, o który Marks robił tyle hałasu

w przypisie) (439). Marks był jedną z pierwszych osób, która użyła frazy „rewolucja przemysłowa" oraz uczyniła ją kluczowym składnikiem swojej rekonstrukcji histo­ rycznej. Co zatem tworzy rdzeń tej rewolucji przemysłowej? Czy była to po prostu

zmiana technologii, fakt, że narzędzia stały się maszynami? Czy różnica między maszynami a narzędziami polega na tym, że maszyny posiadają zewnętrzne źródło

mocy? Czy zakłada ona radykalne przesunięcie w stosunkach społecznych, równo­ ległe względem przekształceń w obszarze sił wytwórczych? Odpowiedź we wszyst­

kich powyższych przypadkach jest twierdząca. Maszyna, stanowiąca punkt wyjścia rewolucji przemysłowej, zastępuje robotnika, który działa za pomocą jednego tylko narzędzia, mechanizmem, który operuje dużą ilością takich samych lub tego samego rodzaju narzędzi, a poruszany jest jedną tylko siłą napę­

dową, bez względu na jej postać. Mamy tu już maszynę, ale dopiero jako prosty element produkcji maszynowej (444).

Oparte jest to jednak na przekształceniu w umiejscowieniu (stosunku społecznym) robotnika. Jest to tak samo istotne, jak sama maszyna. Podczas gdy robotnicy mogą

wciąż zapewniać siłę napędową, to w pewnym momencie narasta potrzeba uzupeł­ nienia tej siły jakimś zewnętrznym źródłem. Energia wodna była wykorzystywana

w tym procesie, jednak jej zastosowanie było ograniczone i zawężone do konkret­ nych lokalizacji. Dopiero z wynalezieniem przez Watta drugiej maszyny parowej, maszyny o tak zwanym

działaniu podwójnym, uzyskano motor, który sam wytwarza swoją silę napędową, spo­ żywając wodę i węgiel, i którego potencjał pozostaje pod zupełną kontrolą człowieka;

motor, który porusza się i sam jest środkiem lokomocji, który stosuje się w mieście, a nie jak koło wodne - na wsi, który umożliwia koncentrację produkcji w miastach, zamiast jak koło wodne - rozpraszać ją po wsiach, który jest uniwersalny, jeśli idzie o jego tech­

niczne zastosowanie, i stosunkowo mniej zależny od warunków lokalnych, jeżeli idzie o miejsce jego działania (446).

244

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Silnik parowy wyzwolił kapitał od zależności od zlokalizowanych źródeł energii,

ponieważ węgiel był towarem, który mógł, co do zasady, zostać przemieszczony właściwie gdziekolwiek. Uważajcie jednak, by nie przypisywać zbyt dużego znacze­

nia temu wynalazkowi, ponieważ „sama maszyna parowa (...) nie wywołała rewo­ lucji przemysłowej. Na odwrót, raczej stworzenie maszyn narzędziowych wywołało konieczność przewrotu w maszynie parowej" (443).

Chociaż Marks go nie wymienił, węgiel wyeliminował również swojego groź­ nego rywala, który we wcześniejszym okresie miał ograniczone zastosowanie

w warunkach przemysłowych, między wykorzystaniem ziemi dla produkcji żywno­

ści a wykorzystaniem dawanej przez ziemię biomasy w charakterze źródła energii. Przez cały czas drewno i węgiel drzewny były głównymi źródłami paliwa, jednak konkurencja o ziemię między żywnością a biopaliwami podniosła koszt ich obu.

Dzięki węglowi możliwe stało się wydobywanie energii zgromadzonej w okresie

karbonu; następnie zaś, dzięki ropie - energii z okresu kredy. Uwolniło to ziemię

dla produkcji żywności i innych form produkcji surowców. Podobnie uwolniło to przemysł, dając mu możliwość rozprzestrzeniania się w oparciu o tanie paliwa,

z różnego rodzaju konsekwencjami zarówno dla urbanizacji, jak i, oczywiście,

dla obecnego sposobu naszego życia. Co ciekawe, odpowiedzią na rzadkość paliw w ostatnich czasach jest powrót do ziemi po paliwo (w szczególności etanol),

to zaś ma łatwe do przewidzenia konsekwencje w postaci gwałtownych podwyżek

cen żywności oraz innych surowców (z ich społecznymi skutkami w postaci np. zamieszek chlebowych czy eskalacji głodu; nawet mój bajgiel podrożał ostatnio

o trzydzieści centów). Obecnie natrafiamy ponownie na ograniczenia akumulacji kapitału, które przy przejściu do paliw kopalnych w późnym XVIII wieku zostały tak pomyślnie ominięte wskutek zrewolucjonizowania stosunku do przyrody.

Jednakże cechą charakterystyczną rewolucji przemysłowej było coś więcej niż

po prostu zmiana w sferze produkcji energii. „Tu znowu występuje forma kooperacji właściwa manufakturze, oparta na podziale pracy” jednak teraz jawi się „jako kom­

binacja maszyn robót cząstkowych" (448). Zachodzi istotna ewolucja stosunków społecznych. W manufakturze robotnicy, działający oddzielnie lub w grupach, muszą wykonywać każdy oddzielny proces cząstkowy swymi rzemieślniczymi narzędziami. Jeżeli robotnik dostosowuje się do procesu, to przedtem także proces został przystosowany do robot­

nika. Ta subiektywna zasada podziału pracy odpada w produkcji maszynowej. Tutaj łączny proces, rozpatrywany sam w sobie, rozkładany jest obiektywnie na tworzące go

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

24S

fazy, zagadnienie zaś wykonania każdego procesu cząstkowego oraz powiązania różnych procesów cząstkowych rozstrzyga się za pomocą technicznego stosowania mechaniki,

chemii itd. (449).

Wynikiem tej ewolucji jest „rozczłonkowany zespół różnorodnych oddzielnych ma­

szyn roboczych i ich grup” które stają się tym „doskonalsze, im większa jest ciągłość jej łącznego procesu" (450).

Istnieje wiele kwestii, które należałoby podjąć w odniesieniu do tego stwier­

dzenia. Po pierwsze, istotność ciągłości procesu produkcji jest wymogiem cią­ głości cyrkulacji kapitału, a maszyny pomagają ową ciągłość procesu produkcji

osiągnąć. Po drugie, zauważcie, że stosunki społeczne zostają przekształcone wraz ze stosunkami technicznymi. Po trzecie, analiza procesu produkcji z podziałem na jej składowe etapy zakłada transformację umysłową, sprawiającą, że nauka (jak choćby chemia) rzutuje na technologię. Innymi słowy, zachodzi pewna ewolucja

pojęciowa. Co najmniej trzy elementy przeanalizowane w powyżej przywołanym przypisie odgrywają w tym miejscu istotną rolę, a jednocześnie stosunek do przy­

rody i wymogi dotyczące lokalizacji również ulegają zmianom wraz z zastępowa­

niem kaskad i biomasy w roli głównych źródeł energii przez węgiel. W tego rodzaju

akapitach widzimy, jak pracują sformułowania z Marksowskiego przypisu. Różne elementy przepływają łatwo przez siebie, tworząc przekonującą narrację współewoluowania zamiast przyczynowości. Rezultatem jest „rozczłonkowany zespół maszyn

roboczych otrzymujących napęd z centralnego automatu za pośrednictwem mecha­

nizmu transmisyjnego” który jest, jak pisze Marks, „najbardziej rozwiniętą formą produkcji maszynowej. Zamiast oddzielnej maszyny występuje tu potwór mecha­

niczny" - jak już widzieliśmy, Marks lubuje się w tego rodzaju obrazkach - „którego cielsko wypełnia całe budynki fabryczne i którego demoniczna siła, zrazu utajona w miarowych, niemal uroczystych ruchach jego potężnych członów, wreszcie wybu­ cha w gorączkowym, wściekłym tańcu jego niezliczonych właściwych organów

pracy'! Jednak Marks przestrzega nas, że „wynalazki Vaucansona, Arkwrighta, Watta itd. tylko dlatego można było wprowadzić w życie, że wynalazcy ci zastali spory

zastęp sprawnych robotników maszynowych, przygotowanych przez poprzedzający

okres manufaktury” (450). To znaczy, że nowych technologii nie dałoby się uru­

chomić, jeśli niezbędne stosunki społeczne i umiejętności pracy nie znajdowałyby

się już na miejscu. W niektórych przypadkach „byli to po części samodzielni rze­

mieślnicy różnych zawodów'! podczas gdy inni zaliczali się w poczet robotników „już skupionych w manufakturach" (451).

246

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Jednakże proces ewolucyjny ma swoje własne tempo. „W miarę jak przyby­

wało wynalazków i wzrastał popyt na nowo wynalezione maszyny, rozwijał się coraz bardziej, z jednej strony, podział produkcji maszyn na różne samodzielne gałęzie, z drugiej zaś strony - podział pracy wewnątrz manufaktur wytwarzają­

cych maszyny" (451)- Stosunki społeczne zostały w pełni ogarnięte przekształ­ ceniami. „Widzimy tu więc w manufakturze bezpośrednią podstawę techniczną

wielkiego przemysłu. Manufaktura wytwarzała maszyny, za pomocą których wielki przemysł wypierał zarówno produkcję rzemieślniczą, jak i produkcję manufaktur

z tych gałęzi produkcji, które najpierw ogarniał" Ponieważ system „w tej starej

formie rozwijał się nadal" wytworzył wreszcie „sobie nową bazę, odpowiadającą jego własnemu sposobowi produkcji" (452). Mówiąc w skrócie, kapitalizm wyna­

lazł technologiczną podstawę w większym stopniu zgodną z własnymi zasadami cyrkulacji.

Jest to w mojej opinii argument bardziej ewolucyjny niż deterministyczny.

Sprzeczności kapitalizmu, powstające w okresie manufaktury i rzemiosła, nie mogły

zostać rozwiązane, biorąc pod uwagę istniejące wówczas technologie. Istniała zatem istotna presja, by wynaleźć jakąś nową mieszankę technologiczną. Marks opowiada

historię tego, w jaki sposób kapitalizm stworzył „sobie nową bazę, odpowiadającą jego własnemu sposobowi produkcji” Jednakże cały ten proces zależny byl całkowicie od wzrostu kategorii robotników, których praca jest na wpół

kunsztem i dlatego liczba ich może wzrastać tylko stopniowo, a nie skokami. Jednakże na określonym szczeblu swego rozwoju wielki przemysł wpada również pod wzglę­

dem technicznym w sprzeczność ze swym rzemieślniczym i rękodzielniczym pod­ łożem (452).

Ekspansywna siła kapitału napotkała ograniczenia. System kapitalistyczny doszedł do punktu, w którym potrzebował wykwalifikowanych robotników tworzących

maszyny, które sprzyjałyby jego rozwojowi, w tym samym czasie, w którym jego własna technologiczna podstawa działała jako przeszkoda na drodze do realizacji

zdolności budowania maszyn.

Jednakże ten ewolucyjny proces był trudny do zatrzymania. „Przewrót w spo­

sobie produkcji w jednej dziedzinie przemysłu pociąga za sobą przewrót w innych

dziedzinach” (453). Zauważmy tu, swoją drogą, że Marks używa pojęcia „sposób produkcji" Czasem z niego korzysta, jak na przykład we fragmentach otwierają­ cych Kapitał, odróżniając od siebie, powiedzmy, kapitalistyczny i feudalny sposób

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

247

produkcji. Jednak w tym miejscu oznacza to coś bardziej specyficznego: sposób produkcji w poszczególnej gałęzi przemysłu. Te dwa znaczenia wchodzą ze sobą

w relacje: sposób produkcji w poszczególnej gałęzi przemysłu tworzy nowe maszy­

nowe formy rzeczywiście zgodne z kapitalistycznym sposobem produkcji rozu­ mianym w szerokim sensie. Jednakże tutaj mówimy o konkretnych przekształce­ niach w sposobach produkcji, w szczególności w konkretnych gałęziach przemysłu,

oraz o dynamicznych interakcjach między nimi. Dotyczy to przede wszystkim tych gałęzi przemysłu, które społeczny podział pracy

wprawdzie rozdzielił, tak że każda z nich samodzielnie wytwarza towar, lecz zazębiają się wzajemnie jako fazy łącznego procesu produkcji. Tak np. przędzalnictwo maszynowe uczyniło niezbędnym tkactwo maszynowe, a oba razem wywołały przewrót mechanicznochemiczny w blicharstwie, drukowaniu tkanin i farbiarstwie (453).

Efekty uboczne między różnymi segmentami procesu produkcji tworzą wzajem­

nie wzmacniające się zmiany. Co więcej, „rewolucja w sposobie produkcji prze­ mysłu i rolnictwa wywołała w szczególności rewolucję w ogólnych warunkach

społecznego procesu produkcji, tzn. w środkach komunikacji i transportu" (454).

Wprowadza to jeden z tematów, który według mnie jest niesamowicie interesu­

jący u Marksa: znaczenie tego, co w Zarysie krytyki ekonomii politycznej nazywa on „niszczeniem przestrzeni przez czas”8. Ewolucyjna dynamika kapitalizmu nie

jest neutralna pod względem jego geograficznej formy. Widzieliśmy już wskazówki odnośnie do tego w jego omówieniu procesu urbanizacji, koncentracji, która mogła

wystąpić dzięki silnikowi parowemu, jak również wolności lokacyjnych zapewnio­

nych przez energię parową. Łączność w obszarze rynku światowego również uległa zmianie. Toteż, pomijając już zupełny przewrót w budowie statków żaglowych, dostosowano stop­

niowo komunikację i transport do wielkoprzemysłowego sposobu produkcji za pomocą całego systemu parowców rzecznych, kolei żelaznych, parowej żeglugi oceanicznej, telegrafu itp. Ale ogromne ilości żelaza, które trzeba było teraz przekuwać, spawać, kra­

jać, wiercić i formować, wymagały z kolei olbrzymich maszyn, których rękodzielnicza

budowa maszyn nie była w stanie wytworzyć (454).

8 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 412.

248

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Dopiero tutaj pojawia się ostatnie ogniwo łańcucha argumentacji: Wielki przemysł musiał więc zawładnąć charakterystycznym dlań środkiem produkcji,

samą maszyną, i przejść do maszynowej produkcji maszyn. Dopiero w ten sposób stwo­ rzył sobie odpowiednią podstawę techniczną i stanął na własnych nogach (454).

Zdolność do wytwarzania maszyn za pomocą innych maszyn jest właściwą tech­

niczną podstawą w pełni dojrzałego, dynamicznego kapitalistycznego sposobu produkcji. Innymi słowy, wzrost inżynierii i przemysłu narzędzi maszynowych jest ostateczna fazą rewolucji, która stworzyła „adekwatną techniczną podstawę”

dla kapitalistycznego sposobu produkcji w ogólności. „Środek pracy w charakterze maszyny otrzymuje materialną formę istnienia, która wymaga, aby siłę człowieka zastąpiły siły przyrody, a rutynę opartą na doświadczeniu - świadome stosowanie wiedzy przyrodniczej" (456). Zakłada to rewolucję nie tylko w systemie pojęciowym,

ale również w jego zastosowaniu. W manufakturze rozczłonkowanie społecznego procesu pracy ma charakter czysto

subiektywny, stanowi kombinację robotników cząstkowych; w systemie maszyn posiada

wielki przemysł zupełnie obiektywny organizm wytwórczy, który robotnik zastaje już jako gotowy materialny warunek produkcji (456).

Istota kooperacji ulega w tym momencie całkowitej i fundamentalnej zmianie.

Przyjrzałem się tej części tak szczegółowo w celu pokazania, w jaki sposób synergetyczne upowszechnienie się rewolucji w obszarze technologii z jednej strony opiera się na przekształceniach stosunków społecznych, mentalnych przedstawień

świata, sposobów produkcji (w konkretnym i szczególnym znaczeniu tego słowa) oraz stosunków przestrzennych i przyrodniczych, zaś z drugiej strony je wywołuje.

Powstanie tego nowego systemu technologicznego, dopasowanego do kapitali­ stycznego sposobu produkcji (w szerokim sensie) jest historią ewolucyjną, w której

wszystkie elementy z omówionego wyżej przypisu współewoluują.

'W drugiej części rozdziału Marks zadaje następujące pytanie: w jaki sposób

wartość jest przenoszona z maszyny na produkt? Dwa pozostałe sposoby uzyski­ wania względnej wartości dodatkowej - poprzez kooperację oraz podział pracy -

nie przysparzają kapitałowi kosztów, za wyjątkiem niewielkich przypadkowych wydatków. Jednakże maszyna jest towarem, który musi zostać zakupiony na rynku. Jest to coś znacząco odmiennego od, powiedzmy, zwykłego przeorganizowania

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

249

podziału pracy w miejscu produkcji. Maszyny mają wartość, a za wartość trzeba

zapłacić. W jakiś jednak sposób wartość zakrzepła w maszynie musi zostać prze­

niesiona na produkt, „do którego wytworzenia została użyta" (458), nawet jeśli żaden fizyczny transfer materii nie jest w to zaangażowany. Pierwotnie Marks

skłaniał się w stronę metody amortyzacji liniowej: gdy maszyna funkcjonuje przez

dziesięć lat, jedna dziesiąta jej wartości ląduje każdego roku w produkcie. Następ­

nie jednak doszedł do wyprowadzenia istotnego ograniczenia w zastosowaniu maszyn: Jeżeli rozpatrujemy maszynę wyłącznie jako środek do obniżenia ceny produktu, to gra­

nica jej użytku wyznaczona jest przez to, iż wytworzenie jej kosztuje mniej pracy niż

ta, którą zastępuje się przez jej zastosowanie. Jednakże dla kapitału granica ta jest węż­ sza. Ponieważ kapitał opłaca nie pracę zastosowaną, lecz wartość zastosowanej siły

roboczej, przeto użycie maszyny jest dlań ograniczone przez różnicę między wartością

maszyny a wartością siły roboczej zastąpionej przez maszynę (465).

Zakłada to (podobnego zdania jest większość ekonomistów), że kapitaliści są racjo­

nalni w swoich decyzjach. Jeśli maszyna jest droga i oszczędza ci niewiele pracy, to po co ją kupować? Im tańsza maszyna oraz im droższa praca, tym większa korzyść ze stosowania maszyn. A zatem kalkulacja, której dokonać musi kapitalista, uwzględ­ nia oczekiwaną wartość nabywanej maszyny oraz zaoszczędzoną wartość zatrud­

nionej pracy (kapitał zmienny). Ograniczenie zastosowania maszyn najczęściej narzucane jest przez przymusowe prawa konkurencji. Kapitaliści nabywający dro­

gie maszyny, ale przy tej okazji oszczędzający niewiele pracy, zostaną wyelimino­

wani z interesu. To, jak wiele kapitału zmiennego zostaje oszczędzone, zależy jednakże od war­

tości siły roboczej. „Dlatego zdarza się dziś, że maszyna wynaleziona w Anglii znajduje zastosowanie tylko w Ameryce Północnej" (456). W Ameryce Północnej

względny niedobór pracy pociąga za sobą jej wyższe koszty, dlatego stosowanie maszyn ma sens, jednak w Anglii istnienie nadwyżki pracy oznacza jej niską cenę

i mniej korzyści związanych z wykorzystaniem maszyn. Ta kalkulacja przeprowa­

dzona w kontekście ograniczających warunków zastosowania maszyn jest istotna zarówno ze względów praktycznych, jak i teoretycznych. Mamy dziś kilka przykła­

dów we współczesnych Chinach, gdzie w związku z dostatkiem taniej pracy proces

powstawania rzeczy, które w Stanach Zjednoczonych wytwarza się z wykorzysta­ niem skomplikowanych i drogich maszyn, został rozbity na mniejsze procesy pracy,

250

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

które mogą być wykonywane ręcznie. Zamiast stosowania jednej bardzo drogiej

maszyny obsługiwanej przez dwudziestu pracowników w Stanach Zjednoczonych, w Chinach zatrudniasz dwa tysiące pracowników wykorzystujących ręczne narzę­

dzia. Jest to jeden z przykładów, który odpiera argument zakładający, że kapitalizm nieuchronnie zmierza w kierunku coraz większej mechanizacji i technologicznego

zaawansowania. Gdy weźmiemy pod uwagę ograniczające warunki i stosunki warto­ ści, wówczas mogą wystąpić różnego rodzaju zróżnicowania w zastosowaniu tech­

nologii maszynowej. W trzeciej części natomiast Marks rozważa trzy rodzaje konsekwencji zastoso­ wania maszyn z punktu widzenia robotników. Maszyny sprzyjają „przywłaszczaniu

sobie dodatkowych sil roboczych przez kapitał. Pracy kobiet i dzieci" (467). Techno­

logie maszynowe skutecznie zniszczyły podstawę umiejętności istniejącą w okresie produkcji rzemieślniczej. Niosło to ze sobą liczne konsekwencje. Umożliwiło zastą­

pienie płacy rodzinnej płacą indywidualną. Ta druga mogła ulec redukcji, jednak

płaca rodzinna mogła pozostać na wcześniejszym poziomie, gdyż kobiety i dzieci wkroczyły w szeregi siły roboczej. Od zawsze w kapitalistycznej historii był to inte­

resujący i stale obecny temat. Od lat siedemdziesiątych XX wieku w Stanach Zjed­ noczonych indywidualna płaca realna albo się obniżyła, albo utrzymywała się

na dość stałym poziomie, jednak płace rodzinne miały tendencję wzrostową, gdyż pracę podjęło wiele kobiet. Kapitaliści otrzymują w tej sytuacji dwóch robotników

za cenę bliską tej, którą musieliby zapłacić za jednego. W podobny sposób brazy­ lijski cud gospodarczy z lat sześćdziesiątych XX wieku w czasach dyktatury wojsko­

wej zdominowany był przez katastrofalne zmniejszanie się płac indywidualnych. Udało się jednak utrzymać płace rodzinne na stabilnym poziomie, ponieważ nie

tylko kobiety, ale również i dzieci poszły do pracy (nagle wzrosła ilość pracy dzieci

wykorzystywana w kopalniach żelaza). To sprawiło, że ówczesny prezydent Brazylii, Emilio Garrastazu Medici, poczynił słynny komentarz, stwierdzając, że „gospodarka" (choć powinien był powiedzieć „klasa kapitalistów") „radzi sobie bardzo dobrze,

tylko ludzie jakoś gorzej” Znamy z historii wiele przypadków, gdy kapitaliści zasto­ sowali tego rodzaju rozwiązanie, by zagarnąć wartość dodatkową. Pojawia się tu również kwestia stosunku między płacą indywidualną a rodzinną.

Ta druga jest czymś niezbędnym dla reprodukcji klasy robotniczej. Jednak kto ponosi koszty tej reprodukcji? Jak wiele autorów i autorek zdążyło wskazać, Marks w tym miejscu nie jest zbyt wrażliwy na kwestię płci, jednak w przypisie uznaje znacze­

nie stosunku między pracą domową a kupnem i sprzedażą siły roboczej na rynku. Gdy kobiety zasilają szeregi siły roboczej, wówczas

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

251

Prace, których wymaga utrzymanie rodziny, jak szycie, cerowanie itd., muszą być zastą­ pione przez kupno gotowych towarów. Zmniejszonemu wydatkowaniu pracy domowej

odpowiada więc zwiększony wydatek pieniężny. Toteż koszty produkcji rodziny robotni­ czej wzrastają i wyrównują zwiększenie dochodu. Dodajmy do tego jeszcze, że oszczęd­ ność i celowość w spożywaniu i przygotowywaniu środków utrzymania staje się nie­ możliwa (468-469).

Rozważania dotyczące płacy rodzinnej nasuwają szereg innych kwestii. W czasach Marksa czymś niezwykle powszechnym dla mężczyzn, zwłaszcza w krajach, z któ­ rych rzeczywistością Marks był zaznajomiony, było funkcjonowanie w charak­ terze dostawcy rozporządzającego całością pracy najemnej świadczonej przez

rodzinę. W wyniku tego w obszarze podaży pracy istniał „system mafijny". Jeden

mężczyzna był odpowiedzialny za dostarczanie siły roboczej kilkorga dzieci, być może również siły roboczej żony oraz siostry, jak również siły roboczej siostrzeń­

ców czy innych krewnych. We Francji rynek pracy był często ukształtowany jako system mafijny, przez co patriarchalna postać zarządzała pracą wszystkich znaj­

dujących się dookoła niej i dostarczała tę pracę swoim zleceniodawcom, pozosta­

wiając kwestię wynagrodzenia za pracę oraz podział wynikających z niej korzyści w swojej gestii. Systemy tego rodzaju nie są wcale czymś niespotykanym w Azji

i często znajdujemy je w organizacjach grup imigrantów w Europie czy Ameryce Północnej. Część najgorszych aspektów tej sytuacji, zarówno wczoraj, jak i dziś,

jak Marks wskazuje w kolejnym przypisie, wzięła się (i bierze) z handlu dziećmi oraz odpowiednika handlu niewolnikami. Opierając się w dużym stopniu na rapor­

tach inspektorów fabrycznych (przesiąkniętych wiktoriańską moralnością, której Marks nie krytykuje) oraz świadectwie Engelsa z Położenia klasy robotniczej w Anglii, Marks skupia się na „kalectwie moralnym będącym następstwem kapitalistycznego

wyzysku pracy kobiet i dzieci" oraz mizernych staraniach burżuazji o przeciwdzia­

łanie tej degradacji przez edukację (473)- Podobnie jak w przypadku Ustaw fabrycz­ nych sprzeczność pojawia się między tym, co pojedynczy kapitaliści są zmuszeni robić ze względu na przymusowe prawa konkurencji, a tym, co próbuje robić pań­

stwo w sposobie kształcenia dzieci. Marks zatem podnosi, chociaż w niezbyt właś­

ciwy sposób, problemy dotyczące reprodukcji życia (raz jeszcze w istotnym, ale jakoś

ignorowanym wątku przypisu 128). Kolejny podpunkt mierzy się z „Przedłużaniem dnia roboczego". Maszyny w istocie tworzą nowe warunki nie tylko pozwalające kapitałowi na wydłużanie dnia roboczego, ale także tworzące „nowe zachęty” ku temu.

252

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

lako kapitał - a w tym charakterze automat posiada w osobie kapitalisty świadomość

i wolę - środek pracy jest więc ożywiony dążnością, aby zredukować do minimum opór

przeciwdziałającej mu, lecz elastycznej natury ludzkiej (477).

Maszyna jest zatem po części zaprojektowana, by przezwyciężyć opór, który w każdym przypadku „słabnie, a to wskutek pozornej łatwości pracy przy maszy­

nie oraz wskutek większej ustępliwości i uległości elementu kobiecego i dziecię­ cego" (477)- Jest to oczywiście typowe wiktoriańskie uprzedzenie. W rzeczywistości

kobiety nie były w żaden sposób potulne, na pewno nie bardziej niż dzieci.

Jednakże sednem problemu w tym przypadku jest czasowość i ciągłość pro­ dukcji. Maszyna zużywa się tym szybciej, im częściej jest używana, a przecież za tym, by zużywać maszyny tak szybko, jak to tylko możliwe, przemawiają liczne

korzyści - począwszy od tej, że „dwojakie bywa materialne zużycie maszyny. Jedno jest wynikiem jej używania” inne zaś wynika z nieużywania, to jest po prostu z rdze­

wienia. „Jednakże obok materialnego zużycia maszyny występuje również zuży­ cie, że się tak wyrażę, moralne” (479)- Zawsze uznawałem ten termin za dziwny.

To, co Marks rzeczywiście ma tutaj na myśli, to ekonomiczna przestarzałość. Jeśli w zeszłym roku zakupiłem maszynę za dwa miliony dolarów, a w tym roku wszy­

scy moi konkurenci mogą kupić ją za milion dolarów (lub, co sprowadza się do tego

samego, kupić maszynę za dwa miliony dolarów, która jest dwa razy bardziej wydaj­ na niż moja), wówczas wartość wytwarzanych towarów spada, a ja stracę połowę

wartości mojej maszyny. „Wartość maszyny, chociażby jeszcze młodej i pełnej sił

żywotnych, zależy już nie od faktycznie w niej samej uprzedmiotowionego czasu

pracy, lecz od czasu pracy niezbędnego do odtworzenia jej lub do odtworzenia lep­ szej maszyny" Zagrożenie polega na tym, że maszyna „straci więc mniej lub bar­

dziej na wartości” (479). By uchronić się przed tym zagrożeniem, kapitaliści są zmu­

szeni do wykorzystywania swoich maszyn tak szybko, jak to tylko możliwe (starając się zachować je funkcjonujące na pełnym biegu przez dwadzieścia cztery godziny).

Oznacza to przedłużanie dnia roboczego (lub, jak zobaczymy, stosowanie syste­ mu zmianowego). Maszyny, co do których zakładałoby się, że ich zadaniem jest ominięcie konieczności wydłużania dnia roboczego, w rzeczywistości stymulują

potrzebę dalszego wydłużania go. Kapitaliści są zakochani w maszynach, ponieważ stanowią one źródło war­

tości dodatkowej i wartości dodatkowej względnej. Fetysz „technologicznego roz­ wiązania” (technological fix) silnie zakorzenia się w ich systemie przekonań. Jed­

nak maszyny stanowią również źródło „immanentnej sprzeczności” ponieważ

Rozdział VII Co ujawnia technologia?

253

„maszyna powiększa jeden z dwóch czynników wartości dodatkowej dostarczanej przez kapitał danej wielkości, mianowicie jej stopę, tylko dzięki temu, że zmniej­

sza drugi czynnik, mianowicie liczbę robotników” (483). A z racji tego, że masa

wartości dodatkowej, tak istotna dla kapitalisty, uzależniona jest od stopy wartości

dodatkowej oraz liczby robotników, wynalazki oszczędzające pracę mogą sprawić, że kapitalista wcale nie odniesie korzyści. Z tego punktu widzenia pozbawianie robotników pracy przez stosowanie innowacji technologicznych nie wydaje się

dobrym pomysłem, ponieważ rzeczywiści wytwórcy wartości zostają z procesu produkcji wyeliminowani. Ta sprzeczność zostanie znacznie bardziej rozwinięta

w tomie III Kapitału, gdzie dynamika innowacji technologicznej postrzegana jest jako czynnik destabilizujący oraz źródło poważnych tendencji kryzysowych.

Wpływające na kapitalistów bodźce do ciągłego wprowadzania innowacji są niezwykle silne. Konkurencyjny pościg za ulotną formą względnej wartości dodat­

kowej, pomimo sprzeczności, staje się powszechny. Poszczególni kapitaliści, odpo­ wiadając na przymusowe prawa konkurencji, zachowują się w sposób niekoniecz­

nie odpowiadający interesowi klasy kapitalistów. Społeczne konsekwencje tego pościgu mogą być katastrofalne również dla pracy. Po części przez podporządkowanie kapitałowi dawniej dla niego niedostępnych warstw

robotniczych, po części zaś przez zwalnianie robotników, których wypiera maszyna stwarza zbędną ludność robotniczą, która musi przystać na prawa dyktowane przez

kapitał. Tym się dumaczy owo znamienne zjawisko w dziejach nowoczesnego przemysłu, że maszyna obala wszelkie zwyczajowe i naturalne granice dnia roboczego. Stąd para­

doks ekonomiczny, że najpotężniejszy środek skracania czasu pracy staje się najbardziej

niezawodnym środkiem przekształcania całego życia robotnika i jego rodziny w czas

pracy, którym kapitał może rozporządzać w celu pomnożenia swej wartości (483-484).

Widzimy teraz, dlaczego John Stuart Mili miał rację. Trzecia część podejmuje bezpośrednio kwestię intensyfikacji. Wspominana

we wcześniejszych partiach zazwyczaj mimochodem (jak choćby w definicji spo­ łecznie niezbędnego czasu pracy), zostaje w tym miejscu ujęta wprost. Kapitaliści mogą wykorzystać technologię w celu zmienienia i uregulowania intensywności

i tempa procesu pracy. Redukowanie tego, co określane jest mianem porowato­ ści dnia roboczego (momenty, w których praca nie jest wykonywana), jest tutaj

kluczowym celem. Przez ile sekund w ciągu dnia roboczego robotnik może się

wygłupiać? Jeśli posiada kontrolę nad własnymi narzędziami, może wszakże je

2S4

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

odłożyć, a następnie podnieść z powrotem. Pracownicy mogą pracować we własnym

tempie. Wraz z technologią maszynową prędkość oraz ciągłość procesu pracy są określone zgodnie z wewnętrznym systemem maszynowym, a robotnicy muszą zmagać się z ruchem, powiedzmy, taśmy produkcyjnej (jak w Chaplinowskich

Dzisiejszych czasach). Następuje odwrócenie stosunków społecznych, skutkujące tym, że teraz robotnicy stają się dodatkami do maszyny. Jednym z wielkich postę­ pów, który nastąpił po 1850 roku, gdy przemysłowa burżuazja odżałowała już fakt,

że będzie musiała zmagać się z Ustawami fabrycznymi oraz regulacją długości dnia

roboczego, było odkrycie przez kapitalistów tego, że krótszy dzień roboczy jest zgodny z rosnącą intensywnością. Ta zmiana pozycji pracownika, czyniąca z niego dodatek do procesu pracy, ma ogromne znaczenie dla kwestii, do których przej­

dziemy w kolejnym rozdziale.

Rozdział Vlil • Maszyny i wielki przemysł

W poprzednim fragmencie zachęciłem was do spojrzenia na długi rozdział o maszy­

nach przez pryzmat Marksowskiego przypisu 89, kładącego szczególny nacisk na to, jak „technologia odsłania czynną postawę człowieka wobec przyrody, bezpośredni proces wytwórczy jego życia, a wraz z tym również stosunków społecznych jego

życia i mających w nich źródło wyobrażeń duchowych" (440). W trakcie lektury tego rozdziału warto dostrzec, w jaki sposób Marks wiąże ze sobą wzajemne relacje pomiędzy różnymi „momentami" Nie tylko po to, by zrozumieć ewolucję kapita­

listycznych technologii, ale również by wskazać, co to badanie ewolucyjnego pro­

cesu ujawnia w kontekście kapitalistycznego sposobu produkcji postrzeganego jako

całość (jako zestaw bądź układ wchodzących ze sobą w interakcję składników). Jeśli podejdziecie do lektury w taki sposób, dostrzeżecie w tekście Marksa znacznie wię­

cej niż ledwie opowieść o zmianie technologicznej.

Sugerowałem także, że przy lekturze tego gargantuicznego rozdziału (w którym zbyt łatwo zabłądzić) warto zwrócić uwagę na nazwy kolejnych jego części. Pozwala to na uchwycenie sensu dynamiki całej argumentacji. Spójrzmy na dotychczas prze­ analizowany wywód. W pierwszych częściach Marks wyjaśnił sposób, w jaki kapi­ talizm rozwinął unikalną podstawę technologiczną, przekształcając technolo­

gie powiązane z rzemiosłem i manufakturą. Podstawę tę osiąga się ostatecznie

w wyniku wytwarzania maszyn przez maszyny, jak również przez zorganizowanie wielu maszyn w system fabryczny. Same maszyny są jednak towarami, za które

trzeba zapłacić. Ich wartość zatem musi cyrkulować jako kapitał stały przez cały

czas życia maszyny. Jeśli jej żywot wynosi dziesięć lat, wówczas każdego roku jedna dziesiąta wartości maszyny przenoszona jest na produkt. Narzuca to jednak

pewne ograniczenie - deprecjacja wartości maszyny powinna być mniejsza niż wartość pracy przez nią zastąpionej. Stwarza to warunki nierównego rozwoju

258

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

geograficznego. Jeśli koszty pracy w Stanach Zjednoczonych są wysokie w porów­ naniu z Wielką Brytanią, wówczas korzyść wynikająca z zastosowania maszyn

w Stanach Zjednoczonych jest większa. Siła związków zawodowych w Niemczech Zachodnich, poczynając od połowy lat siedemdziesiątych XX wieku, z ich naciskiem

na utrzymywanie wysokiej stopy płac, wytworzyła silną zachętę dla innowacji tech­ nologicznej. Gospodarka Niemiec Zachodnich dzięki przewadze technologicznej

zyskała wówczas wartość dodatkową względną w odniesieniu do pozostałych części

świata. Innowacje oszczędzające pracę wytworzyły jednak strukturalne bezrobocie.

W trzeciej części Marks bada konsekwencje dla robotnika (relację między tech­

nologiami a stosunkami społecznymi). Przekształcenie prowadzące od wykwa­ lifikowanego rzemiosła do doglądania maszyny pozwala na zatrudnienie kobiet

i dzieci w sposób, który nie mógł być możliwy wcześniej. Umożliwiło to zastąpienie pracy rodzinnej (płacy rodzinnej) pracą indywidualną (oraz indywidualną płacą),

zapewniając oszczędności po stronie kapitalisty oraz głębokie zmiany dla struktur

rodziny, stosunków między płciami oraz zmiany w roli oraz formie gospodarstw

domowych. Jednakże wprowadzenie maszyn stworzyło również zachętę do prze­ dłużania dnia pracy, by sprostać problemowi „moralnej deprecjacji" (ekonomicznej przestarzałości) oraz ryzyka dewaluacji starszych maszyn poprzez wprowadzenie

nowych i lepszych. Kapitaliści w związku z tym dążą do odzyskania wartości zakrze­ płej w maszynie, jak szybko się da, co oznacza utrzymywanie maszyny w stanie

gotowości przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, gdy tylko to możliwe. Maszyny można również stosować do intensyfikowania procesu pracy. Kapitaliści mogą prze­

jąć kontrolę nad zarówno ciągłością, jak i prędkością procesu pracy, a w związku

z tym redukować porowatość dnia roboczego. Intensyfikacja okazuje się ważną strategią kapitalistyczną zmierzającą do wyciskania większej ilości wartości dodat­

kowej z robotnika. Tak w skrócie wygląda dotychczasowa opowieść.

4—10. Robotnicy, fabryki, przemysł Siedem pozostałych części rozdziału o maszynach zarówno pogłębia, jak i poszerza nasz ogląd tego, co da się ujawnić odnośnie do kapitalizmu dzięki badaniu ewolucji technologicznej. W części czwartej Marks bada fabrykę jako taką. Jest to centralny

punkt jego rozważań, nie tylko jako coś technicznego, ale również jako porządek spo­ łeczny. Muszę tu przemycić kilka krytycznych zastrzeżeń. Budując swoje rozumie­ nie systemu fabrycznego, Marks posługuje się dwoma źródłami. Kluczowe znaczenie

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

259

miało tutaj bezpośrednie doświadczenie Engelsa w manchesterskim przemyśle.

Uzupełnione zostało jednak lekturami Charlesa Babbage’a i Andrew Urego, będą­

cych ówcześnie czołowymi ideologami prokapitalistycznymi, upowszechniającymi

zasady skutecznego zarządzania przemysłowego. Marks zdaje się uniwersalizować to,

co dzieje się w Manchesterze, jak gdyby stanowiło to ostateczną formę kapitalistycz­

nego uprzemysłowienia, a w dodatku, jak mi się wydaje, trochę zbyt pospiesznie akceptuje pomysły Babbage'a i Urego. Jeśli Engels znajdowałby się w Birmingham,

prezentacja dokonana przez Marksa mogłaby być nieco inna. Struktura przemysłowa miała tam niewielką skalę, ale była zorganizowana w taki sposób, by realizować

ekonomie aglomeracji. Birmingham było miastem znacznie bardziej nastawionym

na rzemiosło, posiadającym warsztaty wytwarzające pistolety, biżuterię oraz różno­ rodne produkty metalurgiczne. W dodatku wydawało się bardzo wydajne i charak­

teryzować się stosunkami pracy odmiennymi od tych istniejących w dużych przę­

dzalniach regionu Manchesteru. Marks najwyraźniej wiedział bardzo niewiele o tym, co możemy nazwać birminghamskim modelem kapitalistycznego uprzemysłowienia,

a zatem nie dostrzegł rozróżnienia, które długo utrzymywało się w historii kapitali­ stycznego rozwoju. Uprzemysłowienie Korei Południowej, począwszy od lat sześć­ dziesiątych XX wieku, odbywało się w stylu manchesterskim, jednakże już Hongkong

przypominał raczej Birmingham. Bawaria, to, co nazywamy Trzecią Italią, czy inne podobnie zorganizowane regiony przemysłowe (Dolina Krzemowa stanowi zupełnie osobny przypadek) mają krytyczne znaczenie w nowszych fazach uprzemysłowie­

nia. Różnią się natomiast bardzo istotnie od manchesterskich form przemysłowych spotykanych w delcie Rzeki Perłowej w Chinach. Istotne w tym kontekście jest jed­

nakże to, że świat przemysłowy nie był i nie jest podobny do fabryk Manchesteru.

Marksowskie ujęcie fabryki, choć trudne do odparcia, jest jednostronne.

Marks rozpoczyna swój wywód, zauważając, że Wraz z narzędziem pracy także i umiejętność władania nim przechodzi z robotnika

na maszynę. Sprawność narzędzia wyzwala się z ograniczeń właściwych ludzkiej sile roboczej. Wskutek tego zniesiona zostaje podstawa techniczna, na której opiera się podział pracy w manufakturze. Zamiast hierarchii wyspecjalizowanych robotników,

cechującej manufakturę, mamy w automatycznej fabryce tendencję do wyrównywania,

czyli niwelowania prac, które wykonywać mają pomocnicy maszyn, zamiast sztucznie wytworzonych różnic pomiędzy robotnikami cząstkowymi, występują na plan pierwszy

naturalne różnice wieku i płci. Podział pracy zjawia się znów w fabryce automatycznej najpierw w postaci przydziału robotników do wyspecjalizowanych maszyn (498).

260

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Robotnicy muszą przechodzić od jednej maszyny do drugiej. Stają się w konsekwen­

cji ich opiekunami. Marks opisuje tu pozbawianie umiejętności, towarzyszące powstaniu systemu fabrycznego, w którego konsekwencji wszelka praca staje się coraz bardziej homoge­

niczna. Jeśli możesz opiekować się tą maszyną, możesz również i tamtą. Trwałe zna­ czenie pozbawiania umiejętności w toku historii kapitalizmu stało się współcześnie przedmiotem istotnej dyskusji (począwszy od książki Harry’ego Bravermana Labor

and Monopoty Capital', która od lat siedemdziesiątych XX wieku prowokuje liczne komentarze i badania). Co więcej, „nie robotnik, lecz maszyna nadaje fabryce

ogólny ruch" a w związku z tym „ustawiczna zmiana osób może się odbywać bez przerywania procesu pracy" (500-501). W konsekwencji robotnicy redukowani

są do całożyciowego zadania służenia poszczególnej maszynie. Wyraźnie widać,

że robotnik i stosunki społeczne zostają przekształcone wraz z pracą robotnika w taki sposób, że robotnicy stają się zaledwie dodatkami do maszyn. W manufakturze i w rzemiośle robotnik posługuje się narzędziem, w fabryce służy

maszynie. Tam wprawiał w ruch środki pracy, tu musi iść za ich ruchem. W manufaktu­ rze robotnicy są członami żywego mechanizmu. W fabryce istnieje niezależny od nich

mechanizm martwy, do którego są wcielani jako jego żywe dodatki. (...) Samo nawet uła­ twienie pracy staje się środkiem tortury, gdyż maszyna wyzwala nie robotnika z pracy, lecz pracę jego z treści. (...) nie robotnik stosuje warunki pracy, lecz przeciwnie, one stosują robotnika; jednakże dopiero maszyna nadaje temu odwrotnemu stosunkowi technicznie uchwytną rzeczywistość. Przekształcenie środka pracy w automat spra­

wia, że w samym procesie pracy występuje on wobec robotnika jako kapitał, jako praca martwa, która ujarzmia i wysysa żywą siłę roboczą. Jak już poprzednio nadmieniliśmy,

oddzielenie duchowych sil procesu produkcji od pracy ręcznej i przekształcenie ich w siły kapitału panujące nad pracą dokonuje się ostatecznie w wielkim przemyśle opar­

tym na produkcji maszynowej (502).

Duchowe siły zostają oddzielone od pracy ręcznej. Różnego rodzaju koncepcje należą do kapitalistów - to oni projektują rzeczy. Nie zakłada się, że robotnicy będą

myśleć; mają po prostu pilnować maszyn. Oczywiście może to nie być w istocie

prawdą, ale faktem jest, że to struktura, o którą klasa kapitalistów walczy dzień i noc,

1 H. Braverman, Labor and Monopoly Capital. The Degradation of Work in the Twentieth Century, Monthly Review Press, New York 1974.

Rozdział VIII Maszyny I wielki przemysł

261

a w konsekwencji cała struktura mentalnych przedstawień świata, stosunków spo­

łecznych, reprodukcji życia, stosunku do przyrody i tak dalej ulega transformacji zgodnie z podziałami klasowymi. Umiejętność cząstkowa indywidualnego, pozbawionego treści duchowej robotnika maszynowego traci znaczenie, stając się czymś ubocznym i znikomym wobec nauki, wobec potężnych sił przyrody i wobec masowej pracy społecznej, które ucieleśnione są w systemie maszyn i wraz z nim stanowią potęgę „pryncypała" (master) (502).

Jednakże ta transformacja oparta jest na zdolności do takiego zdegradowania poło­ żenia robotników, że stają się oni niczym więcej niż dodatkami do maszyn, niezdol­ nymi do wykorzystania którejkolwiek ze swoich mocy umysłowych i poddanymi

kapitalistycznej „władzy absolutnej" (503) oraz despotycznym rządom. Umiejętno­

ści znajdują się obecnie wyłącznie po stronie tych, którzy projektują maszyny, inży­

nierów i tym podobnych, stających się małą grupką bardzo wyspecjalizowanych robotników. Jednak, jak już wcześniej zauważył Marks, w charakterze kontrapunktu wyłania się „wyższa, po części posiadająca fachowe wykształcenie naukowe, po czę­

ści rzemieślnicza kategoria pracowników, która nie należy do kategorii robotników

fabrycznych, a została do nich jedynie przyłączona” (499).

Przekształcenia tego rodzaju wiązały się z prowokowaniem oporu, szczegól­

nie pośród wykwalifikowanych robotników. Na tym skupia się część piąta, w któ­ rej Marks mierzy się z „Walką między robotnikiem a maszyną" Tak zwany ruch

luddystów (nazwany od imienia fikcyjnej postaci Neda Ludda) był ruchem skie­ rowanym przeciwko maszynom, w ramach którego niszcząc maszyny, robotnicy

protestowali przeciwko ograbianiu ich z umiejętności oraz utracie pracy. Uznawali maszyny za swoich konkurentów, niszczycieli własnych umiejętności i sprawców

niepewności pracy. Marks dostrzega jednak ewolucję polityki rozwijanej w ramach tej rewolty: Masowe niszczenie maszyn w angielskich okręgach manufaktur w pierwszym piętnasto­

leciu XIX wieku, spowodowane głównie używaniem krosna parowego i znane pod nazwą

ruchu luddystów, dało antyjakobińskiemu rządowi Sidmoutha, Castlereagha itd. pre­ tekst do zastosowania najbardziej reakcyjnych aktów przemocy. Trzeba było sporo czasu

i doświadczenia, aby robotnik nauczył się odróżniać maszynę od jej kapitalistycznego zastosowania i dlatego kierować swe ataki nie przeciw samym materialnym środkom

produkcji, lecz przeciw społecznej formie ich eksploatacji (508-509).

262

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Powyższe stwierdzenie wymaga jednak uważnej oceny. Marks wydaje się sugero­

wać tu, że problemem nie są maszyny (technologia), ale kapitalizm (stosunki spo­

łeczne). Można stąd wywnioskować (moim zdaniem błędnie), że maszyny same

w sobie są neutralne, a zatem, że mogą zostać wykorzystane w przejściu do socja­ lizmu. Wydaje się, że historycznie prawdziwe jest stwierdzenie, iż sami robotnicy poddali się na polu bezkrytycznego niszczenia maszyn, oddając się strategii atako­ wania tych kapitalistów, którzy wykorzystywali technologię maszynową w najbar­

dziej brutalny sposób. Sprzeniewierza się to ogólnej linii argumentacyjnej Marksa,

szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę moje odczytanie przypisu 89, w którym

technologie i stosunki społeczne są ze sobą splecione. Na gruncie tego odczytania musi również wystąpić problem z maszynami, ponieważ zostały zaprojektowane i urządzone w taki sposób, by zinternalizować określone stosunki społeczne, men­

talne przedstawienia świata oraz sposoby wytwarzania i życia. Fakt, że robotnicy

zostają przekształceni w dodatki do maszyn, nie jest z pewnością dobrą rzeczą. Nie jest nią również pozbawianie ich zdolności umysłowych powiązane z upo­ wszechnieniem się kapitalistycznych technologii maszynowych. W związku z tym,

gdy Lenin chwalił fordowskie techniki produkcji, urządzał system fabryczny

dla produkcji podobnej do tej rozwijanej ówcześnie przez amerykańskie korpo­ racje i gdy twierdził, że to co się naprawdę liczy to zmiana stosunków społecznych przez rewolucję, stąpał po niepewnym gruncie. W przytoczonych powyżej frag­

mentach Marks wydaje się wieloznaczny. W innych miejscach jest bardziej kry­ tyczny w stosunku do istoty technologii, przez które kapitalizm znalazł sobie własną podstawę. Technologie omówione w tym rozdziale to takie, które zostały skrojone

pod kapitalistyczny sposób produkcji. Powinno nas to automatycznie prowadzić do postawienia problemu wynajdywania odmiennych technologii właściwych

socjalistycznemu czy komunistycznemu sposobowi produkcji. Jeśli posłużycie się

technologiami wziętymi z kapitalistycznego sposobu produkcji i będziecie usiłować

stworzyć w oparciu o nie socjalizm, dokąd ostatecznie zajdziecie? Prawdopodob­

nie uzyskacie kolejną wersję kapitalizmu, jak miało to miejsce w Związku Radziec­

kim wskutek rozpowszechnienia technik fordowskich. Tak jak Marks krytykował

Proudhona za ledwie realizowanie burżuazyjnych pojęć sprawiedliwości, tak sam zagrożony jest w tym miejscu popadnięciem w zachwyt nad realizacją kapitali­

stycznych technologii. Jednym ze sposobów na obronę Marksa jest powrót do miejsca, gdzie przed­

stawia on powstanie kapitalizmu. W okresie manufaktury rozwój kapitalistyczny opierał się na późnofeudalnym rzemiośle oraz manufakturowych technologiach

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

263

(choć zmieniając ich formę organizacyjną) i było to coś niezbędnego, zważywszy

na koniunkturę. Dopiero z czasem kapitalizm określił swoją specyficzną podstawę technologiczną. W dokładnie taki sam sposób na swoich wczesnych rewolucyjnych etapach socjalizm został sprowokowany do wykorzystania kapitalistycznej technolo­

gii. Biorąc pod uwagę naglącą potrzebę chwili (wojna i masowa dezorganizacja), Lenin

miał zatem rację, zwracając się ku najbardziej zaawansowanym kapitalistycznym for­ mom w celu ożywienia produkcji i ochrony rewolucji. W długiej perspektywie jednak

socjalistyczny projekt rewolucyjny nie może, jeśli uwzględnić moje odczytanie wspo­

mnianego przypisu, uniknąć kwestii zdefiniowania alternatywnej podstawy technolo­

gicznej, jak również alternatywnych stosunków względem przyrody, stosunków spo­ łecznych, systemu produkcji, reprodukcji poprzez życie codzienne i mentalne przed­ stawienia świata. A to, jak mi się wydaje, było jedną z najdotkliwszych porażek w his­

torii rzeczywiście ¡śmiejących komunizmów. Jest to oczywiście problem znacznie

szerszy niż komunizm, ponieważ kwestia technologii nadających się do realizacji określonych społecznych i politycznych celów, czy to feministycznych, anarchisty­

cznych, środowiskowych, czy jakichkolwiek innych, jest ogólną sprawą zasługującą

na bliższe zbadanie. Musimy zatem podsumować tę kwestię, stwierdzając, że technolo­ gie nie są neutralne w stosunku do pozostałych momentów społecznego całokształtu. Problematyczny klasowy charakter kapitalistycznych technologii został w istocie

potwierdzony w samym tekście Marksa. Jak pisał: Maszyna działa nie tylko jako przemożny konkurent wiecznie czyhający na to, aby robot­

nika najemnego uczynić „zbytecznym” Kapitał posługuje się maszyną jako potęgą wrogą robotnikowi i rozmyślnie obwieszcza o tym z rozgłosem. Maszyna staje się najpotęż­

niejszym środkiem wojennym do poskramiania periodycznych buntów robotniczych, strajków itd. skierowanych przeciw samowładztwu kapitału. Według Gaskella maszyna

parowa była od samego początku antagonistką „siły ludzkiej" ona to pomagała kapita­ listom w duszeniu wzrastających roszczeń robotniczych, które groziły kryzysem rodzą­ cemu się systemowi fabrycznemu. Można by napisać całą historię na temat wynalazków

dokonanych od 1830 r. i zastosowanych jedynie w charakterze środków wojennych kapi­ tału przeciw buntom robotniczym (517-518).

Zatem kapitaliści świadomie konstruują nowe technologie jako narzędzia walki

klasowej. Technologie te nie tylko służą do dyscyplinowania robotnika na gruncie procesu pracy, ale również pomagają tworzyć nadwyżkę pracy, która obniża płace

i aspiracje robotników.

264

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Marks w tym miejscu po raz pierwszy wprowadza ideę technologicznie wywo­

ływanego bezrobocia. Innowacje oszczędzające pracę wyrzucają ludzi z pracy. W istocie w ciągu ostatnich trzydziestu lat silne zmiany technologiczne i niezwy­ kłe zwiększenie wydajności wytworzyły bezrobocie i niepewność pracy, jak rów­

nież sprawiły, że znacznie łatwiejsze stało się dyscyplinowanie pracy w sposób polityczny.

Pojawiła się skłonność do obwiniania za krzywdy amerykańskiej klasy robotni­ czej outsourcingu i konkurencji ze strony nisko opłacanej pracy w Meksyku czy Chi­ nach. Badania wykazały jednak, że za blisko dwie trzecie liczby utraconych miejsc pracy odpowiedzialna jest zmiana technologiczna. Kiedy przybyłem do Baltimore w 1969 roku, Bethlehem Steel zatrudniało ponad dwadzieścia pięć tysięcy robot­

ników, jednak już dwadzieścia lat później ta sama firma zatrudniała ich mniej niż pięć tysięcy, wytwarzając tę samą ilość stali. „Środek pracy zabija robotnika” (514).

Nietrudno uzasadnić twierdzenie, jakoby technologie były wykorzystywane jako broń stosowana w ramach walki klasowej. Przypominam sobie lekturę wspomnień

pewnego przemysłowca, wynalazcy maszynowych narzędzi, pracującego w Paryżu z czasów Drugiego Cesarstwa. Podawał tam trzy powody, które motywują do inno­ wacji: po pierwsze, obniżanie ceny towarów i polepszanie pozycji konkurencyjnej; po drugie, zwiększenie wydajności i wyeliminowanie marnotrawstwa; po trzecie,

wskazanie robotnikom właściwego im miejsca. Od czasów luddystów po dziś dzień walka klasowa dotycząca form technologii jest nieodłączną cechą kapitalizmu. Część szósta, „Teoria kompensacji dotycząca robotników wypieranych przez

maszyny" skupia się na całokształcie stosunku między kapitałem a pracą jako kon­ sekwencji zmian technologicznych. Jeśli kapitaliści oszczędzają kapitał zmienny, zatrudniając mniejszą liczbę robotników, co wówczas robią z zaoszczędzonym kapi­ tałem? Jeśli rozszerzają swoją działalność, wówczas zbędna część pracy zostaje

ponownie wchłonięta. Na tej podstawie ówcześni burżuazyjni ekonomiści wyna­ leźli teorię kompensacji, mającą dowodzić, że maszyny w sumie nie spowodowały

bezrobocia. Marks nie przeczy, że może istnieć jakaś forma kompensacji, jednak to, jak jest ona wielka, jest już kwestią problematyczną. Możecie przyjąć dziesięć

proćent spośród robotników, których właśnie uczyniliście zbędnymi, lub nawet dwadzieścia procent. Nie istnieje żaden automatyczny powód, dla którego wszyscy mają być ponownie wchłonięci. „Chociaż maszyna nieuchronnie wypiera robot­

nika z tych gałęzi pracy, do których zostaje wprowadzona, to jednak może wywo­ łać wzrost zatrudnienia w innych gałęziach pracy. Ale to działanie maszyny nie

ma nic wspólnego z tak zwaną teorią kompensacji" (526). Nawet jeśli większość

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

265

robotników zostanie ostatecznie ponownie zatrudniona, mamy wciąż do czynienia z poważnym problemem przejściowym. „Gdy tylko maszyna zwolni część robotni­

ków zatrudnionych dotychczas w określonej gałęzi przemysłu, to i szeregi uzupeł­

niające" - to znaczy, że nadal istnieje rezerwowa armia pracy - „ulegają nowemu przegrupowaniu i są wchłaniane przez inne gałęzie pracy, pierwotne zaś ofiary” czyli, ci których wyrzucono z pracy - „przeważnie marnieją i giną w okresie przej­

ściowym" (524). Występują również problemy z adaptacją: hutnicy z dnia na dzień

nie zostaną programistami. Ponieważ więc maszyna rozpatrywana sama w sobie skraca czas pracy, a w zastosowaniu

kapitalistycznym przedłuża dzień roboczy, sama przez się czyni pracę lżejszą, a w zasto­

sowaniu kapitalistycznym wzmaga jej intensywność, sama przez się jest zwycięstwem człowieka nad siłami przyrody, a w zastosowaniu kapitalistycznym jest ujarzmieniem człowieka przez siły przyrody, sama przez się pomnaża bogactwo wytwórcy, a w zasto­

sowaniu kapitalistycznym zamienia go w nędzarza itd., przeto ekonomista burżuazyjny oświadcza po prostu, że rozpatrywanie maszyny samej w sobie dowodzi niezbicie,

iż wszystkie te oczywiste sprzeczności są tylko zwykłym pozorem pospolitej rzeczywi­

stości, lecz same w sobie, a więc i w teorii, zgoła nie istnieją (524-525).

Maszynę należy zawsze postrzegać w ramach relacji, a zatem w jej kapitalistycznym

zastosowaniu. Nie ma też wątpliwości, że kapitalistyczne zastosowanie jest często

bezwzględnie i niepotrzebnie opresyjne. Jeśli jednak maszyna jest postrzegana „sama w sobie” jako „zwycięstwo człowieka nad siłami przyrody’; jak również „sama w sobie" obdarzana potencjalnie prawymi możliwościami (jak redukcja obciążeń w pracy

czy zwiększanie rzeczywistego dobrobytu), wówczas znajdujemy się z powrotem

na wątpliwym stanowisku głoszącym, że kapitalistyczna technologia „sama w sobie” może stanowić podstawę dla alternatywnych form społecznej organizacji bez żad­

nego istotnego dostosowania, nie mówiąc już o rewolucyjnej transformacji. Po raz kolejny wysunięte zostaje pytanie o umiejscowienie form organizacyjnych, technolo­

gii i maszyn w przejściu od feudalizmu do kapitalizmu oraz od kapitalizmu do socja­

lizmu lub komunizmu. Jest to jedno z fundamentalnych pytań podniesionych w tym

rozdziale, zasługujących na poważne i dogłębne przemyślenie.

Kompensacja powstaje również ponieważ wprowadzenie maszyn zwiększa zatrudnienie w przemyśle wytwórstwa maszyn. Pamiętajmy jednak, że „przyrost

pracy, potrzebny do wytworzenia samych środków pracy, maszyn, węgla itd., musi być mniejszy od pracy zaoszczędzonej dzięki zastosowaniu maszyny” (526).

266

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

W związku z tym pojawia się możliwość wzrostu zatrudnienia w sektorze wydobycia surowców. W przypadku bawełny jednak oznaczało to raczej niestety intensyfikację

i ekspansję pracy niewolniczej na Południu Stanów Zjednoczonych, niż ekspan­ sję zatrudnienia najemnego. Natomiast jeśli wszystkie te możliwości kompensacji zostają zablokowane, wówczas pozostaje źródłowy problem tego, co kapitaliści

powinni zrobić z ich dodatkowym kapitałem. Pozyskują tę nadwyżkę albo indy­ widualnie, albo jako klasa, wraz ze spadkiem wartości siły roboczej oraz tendencją spadkową liczby zatrudnianych robotników. Stawiany jest tutaj, chociaż w nieco niewyraźnej formie, problem tego, co burżuazja powinna zrobić z dodatkowym kapitałem. Jest to ogromny i fundamentalny

problem. Określam go mianem problemu absorpcji nadwyżki kapitału. W ostatecz­ nym rozrachunku kapitaliści zawsze kończą z większą ilością czegoś, nadwyżką,

wówczas zaś mają problem, co zrobić z tą nadwyżką dnia następnego. Jeśli nie mogą

znaleźć niczego takiego, wpadają w tarapaty. To kluczowy problem, podjęty w kolej­ nych tomach Kapitału. Marks w tym miejscu nie próbuje analizować go w pełni,

stara się natomiast podrzucić nam kilka sugestii. „Pierwszym następstwem wpro­ wadzenia maszyny jest wzrost wartości dodatkowej i zarazem ilości produktów, w któ­

rych wartość dodatkowa się wyraża, a zatem wzrost substancji, którą spożywa klasa kapitalistów oraz jej świta" (529). Zwiększa się zatem „produkcja towarów luksuso­

wych” podczas gdy rynek na produkt dodatkowy może również zostać zwiększony przez ekspansję handlu zagranicznego. „Pomnażanie środków produkcji i środków utrzymania przy stosunkowo zmniejszającej się liczbie robotników stanowi bodziec

do zwiększenia pracy w tych gałęziach przemysłu, których produkty, jak kanały, skład­

nice towarów, tunele, mosty itd., przynoszą owoce dopiero w dalekiej przyszłości (529-530)" W długiej perspektywie inwestycje w infrastrukturę, które nie przynoszą owoców przez wiele lat, mogą stać się środkami absorpcji nadwyżki. Uwagi tego rodzaju ostatecznie doprowadziły mnie, w The Limits to Capital, do sformułowa­

nia teorii kluczowej roli ekspansji geograficznej oraz długoterminowych inwestycji (szczególnie w środowisko zabudowane) w stabilizacji kapitalizmu. Co więcej: nadzwyczajne wzmożenie siły produkcyjnej w sferach wielkiego przemysłu, któremu

towarzyszy ekstensywnie i intensywnie zwiększony wyzysk siły roboczej we wszyst­

kich innych sferach produkcji, pozwala zatrudniać coraz większą część klasy robotni­ czej przy pracach nieprodukcyjnych i w ten sposób odtwarzać coraz bardziej masowo pod nazwą „służby" jak służących, pokojówek, lokajów itd., dawnych niewolników

domowych (530).

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

267

Klasa osób nieprodukcyjnych obejmuje wszystkich za młodych lub za starych do pracy, wszystkie „nieprodukcyjne" kobiety, młodocianych i dzieci, dalej stany „ideologiczne" jak rząd, klechów, prawników, woj­

skowych itd., (...) tych wszystkich, których zajęcie polega wyłącznie na spożywaniu cudzej pracy w postaci renty gruntowej, procentu itd. (530).

Cała ta liczna ludność musi zostać utrzymana z nadwyżki. Odnosząc się do Anglii

i Walii, Marks przywołuje dane ze spisu ludności z 1861 roku, pokazujące, że „jeżeli

zsumujemy personel przemysłów tekstylnych i wszystkich zakładów hutniczych i manufaktur metalowych, suma wyniesie 1 039 605”*, podczas gdy zatrudnieni w górnictwie to 565 835 ludzi w porównaniu z 1208 605 osobami służby („nowocze­ snych niewolników domowych") (532). Choć mamy tendencję, by myśleć, że rady­ kalne przejście od przemysłu do usług zaszło dopiero w ostatnim półwieczu, powyż­

sze dane jasno wskazują, że nie jest to w żadnym wypadku nowy sektor. Dużą róż­

nicą jest jednak to, że Marksowska służba w większości nie była zorganizowana zgodnie z kapitalistycznymi podziałami (znaczna część służby mieszkała w domach,

w których pracowała). Nie było żadnych sklepów z napisami w rodzaju „Kosme­

tyka” „Sprzątacze" „Fryzjer” i tak dalej. Liczba ludności zaangażowana w tę formę zatrudnienia była zawsze duża i zbyt często pomijana w analizach ekonomicznych

(w tym w Marksowskiej), chociaż przewyższała ona liczebność klasy robotniczej w klasycznym znaczeniu obejmującym robotników fabrycznych, górników i im

podobnych. Część siódma, zatytułowana „Odpychanie i przyciąganie robotników w związku z rozwojem produkcji maszynowej" bada czasowe rytmy zatrudnienia odpowiada­

jące przypływom i odpływom cykli przemysłowych. Jak twierdzi Marks, zyski „nie tylko same przez się są źródłem przyśpieszonej akumulacji, ale przyciągają też do uprzywilejowanej dziedziny produkcji znaczną część społecznego kapitału

dodatkowego, który wciąż powstaje na nowo i szuka nowej lokaty" (536). Gdy kapitał dodatkowy przepływa do tych nowych preferowanych obszarów, napotyka okre­

ślone ograniczenia, jak choćby niedostępność „materiału surowego i rynku zbytu" (536). Skąd weźmiecie surowce oraz komu zamierzacie sprzedać swój produkt

dodatkowy? Jak zobaczymy, są to kluczowe pytania, do których przejdziemy w koń­

cowej części tej książki poświęconej „Refleksjom i przewidywaniom” Przekład zmodyfikowany (przyp. tłum.).

26*

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Bezpośrednia odpowiedź, którą proponuje tutaj Marks, to... Indie! Ich przykład

pokazuje, że da się rozbić krajowy przemysł, a olbrzymie masy ludności przekształ­

cić w swój rynek zbytu, jednocześnie czyniąc z całych Indii wytwórcę surowców produkowanych na swój własny rynek. W ten sposób angażujemy się w imperia­ listyczne praktyki i geograficzną ekspansję. Problem ten rozwiązuje się przez to,

co określam mianem przestrzennego utrwalenia (spatialfix). W konsekwencji Powstaje nowy międzynarodowy podział pracy, odpowiadający rozmieszczeniu głów­

nych ośrodków przemysłu maszynowego; podział ten przekształca jedną część kuli ziem­ skiej w teren produkcji przede wszystkim rolnej dla drugiej części jako terenu produkcji przede wszystkim przemysłowej (537).

Wszystko to jeszcze znajduje się poza zasięgiem Marksowskiego aparatu teoretycz­ nego. W tej części widzimy jednak wyraźnie, że w obrębie kapitalistycznego spo­ sobu produkcji istnieje społeczna niezbędność by problem nadwyżki kapitału był

rozwiązany wyłącznie przez przesunięcia czasowe i geograficzne.

Przypływy i odpływy w ramach cyklu przemysłowego są czymś typowym

dla kapitalizmu. Olbrzymia zdolność przemysłu fabrycznego do raptownego rozszerzania się i jego zależność od rynku światowego nieuchronnie wywołuje gorączkową produkcję i nastę­

pujące w ślad za tym przepełnienie rynków, których kurczenie się powoduje paraliż.

Życie przemysłu przekształca się w szereg kolejnych okresów średniego ożywienia, roz­

kwitu, nadprodukcji, kryzysu i zastoju. Niepewność i niestałość zatrudnienia, a przez to i sytuacji życiowej robotnika, będące następstwem produkcji maszynowej, stają się przy tej zmienności okresów cyklu przemysłowego zjawiskiem normalnym. Z wyjątkiem okre­

sów rozkwitu wre między kapitalistami zażarta walka o udział każdego z nich na rynku. Udział ten jest wprost proporcjonalny do taniości produktu. Oprócz wywołanej przez to

rywalizacji w stosowaniu ulepszonych maszyn, zastępujących silę roboczą, i nowych metod produkcji, za każdym razem występuje w pewnym momencie dążenie, aby obni-

' żyć cenę towaru przez zepchnięcie przemocą płacy roboczej poniżej wartości siły robo­ czej (538-539).

Ten ogólnikowy opis cyklicznych ruchów w obszarze gospodarki pozbawiony

jest jakiegokolwiek teoretycznego zaplecza, same zaś mechanizmy wytwarza­ jące te ruchy pozostają niezbadane. Marks przesuwa się niejako z obszaru teorii

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

269

do schematycznego opisu cykli wzrostów i spadków właściwych brytyjskiej gospo­

darce jego czasów. Po tym następuje historia cykli wzrostów i spadków w brytyjskim

przemyśle bawełnianym, której głównym celem wydaje się po prostu dostarczenie ilustracji dla rozwijanej przez Marksa argumentacji historycznej. Podsumowuje on

swoją narrację następująco: A zatem na pierwsze 45 lat dziejów angielskiego przemysłu bawełnianego, od 1770 do 1815 r.,

przypada tylko 5 lat kryzysu i zastoju, ale był to okres jego światowego monopolu. W nas­ tępnym 48-letnim okresie, od 1815 do 1863 r., naliczyliśmy tylko 20 lat ożywienia i roz­

kwitu na 28 lat depresji i zastoju. W okresie między rokiem 1815 a 1830 zaczyna się kon­

kurencja z Europą kontynentalną i Stanami Zjednoczonymi. Od 1833 r. Anglia zaczyna przemocą rozszerzać swe azjatyckie rynki przez „tępienie rodzaju ludzkiego" (546).

Przypis wyjaśnia, że „tępienie rodzaju ludzkiego” do którego się odnosi, dokonane

zostało przez Brytyjczyków, gdy przemocą wykorzystali opium uprawiane w Indiach, by sprzedać je w Chinach w zamian za tamtejsze srebro, które mogło być wykorzy­

stane na zakup brytyjskich towarów. W części ósmej, zatytułowanej „Przewrót dokonany przez wielki przemysł w manufakturze, rzemiośle i chałupnictwie” Marks poddaje analizie to, co się dzieje, gdy konkurują ze sobą różne systemy pracy. Podnoszone jest tu kilka intrygują­ cych kwestii. W czasach Marksa system pracy chałupniczej, system rzemiosła,

system manufakturowy oraz system fabryczny współistniały ze sobą, niekiedy

w obrębie tego samego regionu. Gdy zaczynały ze sobą nawzajem konkurować,

przechodziły szereg adaptacji, niekiedy wytwarzając nowe hybrydyczne formy, jednakże ogólnie skutkując tym, że warunki pracy we wszystkich gałęziach produk­

cji stawały się absolutnie przerażające, jeśli nie wręcz całkowicie nieakceptowalne.

Rzemieślnicy na przykład musieli pracować pięć razy ciężej, by móc konkurować

z wytworami krosna mechanicznego. Jednakże Marks zdaje się wierzyć, że ostatecz­

nie to system fabryczny zacznie przeważać. Podkreślam, że „zdaje się” ponieważ nigdzie nie mówi tego wprost. Znajdziemy wiele uwag o charakterze swego rodzaju postępu teleologicznego, takich jak choćby to, że kapitalizm z konieczności i w coraz

większym stopniu przesuwa się w kierunku systemu opartego na fabryce. Starsze

i hybrydyczne systemy pracy, utrzymujące się na powierzchni dzięki organizacji

nieludzkiego systemu wyzysku (który Marks, przy pomocy inspektorów fabrycz­ nych, opisze z przenikliwą obrazowością), prawdopodobnie nie mogą przetrwać.

Jeśli zgodzimy się, że to właśnie twierdzi, wówczas istnieją podstawy do niezgody.

270

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Wolę jednak czytać go w inny sposób, prawdopodobnie niejako pod włos jego własnego myślenia w tym obszarze. Kapitaliści, jak chciałbym twierdzić, lubią zachowywać możliwość wyboru systemu pracy. Jeśli nie mogą czerpać wystarcza­ jących zysków z systemu fabrycznego, wówczas chcą mieć możliwość powrotu do systemu chałupniczego. Jeśli nie są w stanie ich wydobyć także w ten sposób,

przejdą do systemu quasi-manufakturowego. To znaczy, że zamiast traktować opi­

sane przez Marksa warunki jako tymczasowe i przejściowe, wolę odczytywać je jako stałe cechy (opcje) kapitalistycznego sposobu produkcji, w którym konkurencja

między różnymi systemami pracy staje się bronią, jaką kapitał może wykorzystać przeciwko pracy w walce o uzyskiwanie wartości dodatkowej. Wykorzystując Mark-

sowską ocenę niszczycielskich konsekwencji konkurencji między systemami pracy, zapewniamy sobie warunki dla lepszego rozumienia tego, co dokładnie dzieje

się dzisiaj na świecie. Odrodzenie sweatshopów czy systemów pracy rodzinnej, systemu pracy nakładczej, systemu podwykonawstwa i temu podobnych, stało się

w ostatnich czterdziestu latach wyraźną cechą globalnego neoliberalnego kapi­ talizmu. System fabryczny nie zawsze działał na korzyść kapitału, a Marks potrafi

udzielić nam kilku dobrych wskazówek, dlaczego tak jest. Gdy zgromadzi się robot­ ników w dużej fabryce, mogą oni stać się zbyt świadomi swoich wspólnych intere­ sów i przekształcić w potencjalnie potężną kolektywną siłę polityczną. Uprzemy­

słowienie Korei Południowej po 1960 roku stworzyło wielki fabryczny system pracy,

a jednym z jego konsekwencji był silny ruch związkowy, który stał się potężną silą polityczną aż do kryzysu z lat 1997-1998, kiedy to został zdyscyplinowany. System pracy w Hongkongu opierał się na pracy rodzinnej wykonywanej w sweatshopach

oraz strukturach podwykonawstwa, a w takich warunkach nie ma zbyt wiele prze­ strzeni dla ruchu związkowego. W grę wchodzi oczywiście wiele innych czynników,

należy zwrócić jednak uwagę, że możliwość wyboru pomiędzy systemami pracy ma istotne znaczenie dla kapitału w ramach dynamiki walki klasowej. Uważam zatem, że najbardziej wartościowe odczytanie tych fragmentów

Kapitału zakłada, że mamy tu do czynienia z przestrogą dotyczącą tego, w jaki

sposób kapitaliści, obdarzeni możliwością wyboru procesu pracy i systemu pracy, wykorzystują go jako broń w walce klasowej o wytwarzanie nadwyżki. Robotnicy

fabryczni są zdyscyplinowani przez konkurencję ze sweatshopami i na odwrót. Zaostrzanie konkurencji między systemami pracy w ostatnich latach pogorszyło

sytuację pracowników, jeśli porównać ją, powiedzmy, z latami sześćdziesiątymi i siedemdziesiątymi XX wieku, gdy w wielu częściach świata kapitalistycznego mie­ liśmy dość duże systemy fabryczne i silne organizacje pracownicze, wspierające

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

271

ruchy społeczne, które wówczas cieszyły się pewnym stopniem politycznego wpływu

i mocy. Wówczas pokusą było myślenie, że to system fabryczny wypchnie wszystkie pozostałe oraz że wynikająca z tego polityka będzie prowadzić do socjalizmu. Wiele

osób, które czytały Kapitał w latach sześćdziesiątych XX wieku, preferowało tego

rodzaju ideologiczną interpretację. Rozważmy zatem stanowisko Marksa w bardziej szczegółowy sposób. Po pierw­ sze, mamy część „Zniesienie kooperacji opartej na rzemiośle i podziale pracy"; w której

opisany został znamienny proces zastąpienia jednego systemu pracy przez inny. Po drugie, zbadane zostało tu jego oddziaływanie na manufaktury oraz przemysł domowy. W tym przypadku przedmiotem analizy jest adaptacja, a nie obalenie systemu pracy. Wszędzie zaczyna górować zasada produkcji maszynowej polegająca na tym, aby proces produkcji rozłożyć na tworzące go fazy i rozwiązywać postawione w ten sposób zadania przez stosowanie mechaniki, chemii itd., słowem - nauk przyrodniczych (549).

Innymi słowy mentalne przedstawienia świata powiązane z technologiami maszy­ nowymi przeniknęły do procesów reorganizowania starszych systemów. Nauka

i technologia zaczynają się sprzymierzać z przemysłem dopiero w XIX wieku, co faktycznie pociągnęło za sobą naukowe rozczłonkowanie procesów pracy i po­ dzielenie ich na fazy składowe, rutynizując je i mechanizując. Oznacza to jednak

mentalną rewolucję w sposobach, w jakie rozumiemy świat, sprawiającą, że moż­ liwe stało się zastosowanie metod naukowych do wszystkich systemów pracy (rów­ nież tych rzemieślniczych). Wprawdzie nie stało się to automatycznie w manufaktu­ rze i przemysłach domowych, gdzie przez długi czas trwały stare sposoby myślenia.

Konsekwencje dla tych gałęzi przemysłu, które zostały zreorganizowane zgodnie z zasadami naukowymi i technicznymi, były jednak przerażające, jeśli przystać

na Marksowską ocenę produkcji koronek (554-559). Forma, którą obecnie przyjął przemysł domowy, „poza nazwą nie ma nic wspól­

nego ze staroświeckim przemysłem domowym (...). Przekształcił się on obecnie

w zewnętrzny oddział fabryki, manufaktury lub domu towarowego" W ten sposób

kapitał „uruchamia obecnie nie tylko robotników fabrycznych, robotników manufak­

tur i rzemieślników, których skupia przestrzennie w wielkich masach i którymi rozpo­ rządza bezpośrednio, ale za pomocą niewidzialnych nici uruchamia również inną

armię" Marks przytacza przykład fabryki koszul, która „zatrudnia 1000 robotników fabrycznych i 9000 chałupników rozproszonych po wsiach” (549). Ta forma organi­

zacji pracy pozostaje powszechna i dziś, szczególnie w Azji, gdzie japoński przemysł

272

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

samochodowy, by podać choćby jeden przykład, opiera się na bazie szerokiej sieci domowych podwykonawców wytwarzających części samochodowe. „Bezwstydny

wyzysk” jest czymś charakterystycznym dla „nowoczesnych form" chałupnictwa, po części dlatego, że „wraz z rozproszeniem robotników zmniejsza się ich zdolność oporu’,’ oraz dlatego, że „między właściwego pracodawcę a robotnika wciska się mnó­

stwo drapieżnych pasożytów" (550). Te powszechne przekształcenia wszystkich systemów pracy były złożone w swo­

jej specyfice. „Przewrót w społecznym sposobie produkcji, ów konieczny produkt

przemiany środka produkcji, odbywa się poprzez pstrą mieszaninę form przejścio­

wych" (562). W tym miejscu jednak Marks posunął się najdalej w wychwalaniu perspektywy teleologicznej, stwierdzając, że „różnorodność form przejściowych

nie przesłania jednak tendencji do przemiany we właściwy przemysł fabryczny” (563). Jest to jednak tendencja, a nie prawo, a gdy Marks używa słowa „tendencja” warto zauważyć, że niemal zawsze ma w głowie również tendencje przeciwdziała­

jące, które sprawiają, że faktyczne wyniki tych procesów stają się niepewne. W tym przypadku nie zajmuje się jednak potencjalnymi przeciwtendencjami.

Autor Kapitału opisuje też sposób, w jaki „rozciągnięcie ustaw fabrycznych na wszystkie gałęzie przemysłu, w których pracują kobiety, młodociani i dzieci,

sztucznie przyśpiesza tę żywiołową rewolucję przemysłową" (564)- Jedynie duże przedsięwzięcia, jak zauważa, posiadają zasoby, by sprostać tym regulacjom. Jeżeli jednak ustawa fabryczna sprawia w ten sposób, że materialne elementy przemiany

manufaktury w przemysł fabryczny dojrzewają szybko, jak gdyby w cieplarni, to jed­ nocześnie, stwarzając konieczność większych nakładów kapitału, przyśpiesza upadek drobniejszych majstrów i koncentrację kapitału (568).

Duży kapitał w rezultacie często wspiera rygorystyczne stosowanie wszelkiego ro­ dzaju reżimów regulacyjnych dotyczących, na przykład, bezpieczeństwa czy zdro­

wia w miejscu pracy, szczególnie gdy drobny biznes nie jest w stanie sobie na to

pozwolić, oddając w ten sposób całe pole dużym korporacjom. To, co określa się

miahem „regulacyjnego przechwycenia" (regulatory capture), od dawna jest ele­

mentem historii kapitalizmu. Korporacje przechwytują aparat regulacyjny, wyko­ rzystując go do eliminowania konkurencji. Kiedy we wczesnych latach sześćdziesią­ tych XX wieku w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy pojawiły się Mini Coopery, reżim regulacyjny w Stanach Zjednoczonych wykluczył je, podkreślając, że przednie

reflektory musiałyby znajdować się w określonej odległości od ziemi, podczas gdy

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

273

w Mini Cooperze są one umieszczone poniżej tego poziomu. Tyle w temacie rze­ czywistych praktyk wolnego handlu! Sezonowość cechująca niektóre branże produkcji tworzy kolejny zestaw pro­

blemów, do których kapitał musi się zaadaptować. Jednym z powodów, dla którego uważam Kapitał za tak proroczą książkę, jest to, że Marks często rozpoznaje ten­

dencje działające w kapitalizmie jego czasu, które nazbyt łatwo możemy dostrzec w naszych własnych czasach. Weźmy na przykład to, że istniała w kapitalizmie ten­ dencja do tworzenia tego, co w łatach osiemdziesiątych XX wieku zaczęto określać

mianem systemu produkcji just-in-time. Marks spostrzegł, że w jego czasach waha­

nia popytu i podaży, zarówno sezonowe, jak i roczne, domagały się elastycznych spo­ sobów odpowiedzi. Przytacza w tym kontekście słowa współczesnego komentatora: „Rozpowszechnianie się systemu kolejowego na cały kraj" mówi np. pewien londyń­

ski fabrykant, „bardzo sprzyjało zwyczajowi zamówień krótkoterminowych. Nabywcy z Glasgow, Manchesteru i Edynburga przyjeżdżają obecnie raz na 14 dni po zakupy

hurtowe w domach towarowych w City, którym my dostarczamy towarów. Zamiast kupować w składzie, jak to zwykli byli czynić dawniej, dają zamówienia, które musi się

natychmiast wykonać. W latach ubiegłych mogliśmy zawsze w martwym okresie praco­ wać na zapas, licząc na popyt w sezonie nadchodzącym, ale dziś nikt nie jest w stanie

przewidzieć, na co w sezonie będzie popyt (569).

Jednakże by osiągnąć tego rodzaju elastyczność, niezbędne było stworzenie sto­

sownej infrastruktury transportowej i komunikacyjnej. „Zwyczaj takich zamówień rozpowszechnia się wraz z rozpowszechnianiem się kolei i telegrafu" (569).

Część dziewiąta, zatytułowana „Ustawodawstwo fabryczne (Artykuły o higie­

nie i wychowaniu)" podsuwa nam kolejny zestaw interesujących sprzeczności. Jak rozpoczyna Marks, Ustawodawstwo fabryczne, to pierwsze świadome i planowe oddziaływanie społeczeń­ stwa na żywiołowo powstałą formę swego procesu produkcji, jest, jak widzieliśmy, rów­

nie nieodzownym produktem wielkiego przemysłu jak przędza bawełniana, selfaktory i telegraf elektryczny (572).

Ustawodawstwo nie tylko starało się uregulować godziny pracy, ale również miało coś do powiedzenia w kwestii zdrowia i wychowania - tematów, którym przemy­ słowcy stawiali krzykliwy opór. Niemniej jednak,

274

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

jak Robert Owen wykazał szczegółowo, wyrosły zalążki systemu wychowawczego przy­ szłości, który wszystkie dzieci powyżej pewnego wieku obejmie wychowaniem łączącym pracę produkcyjną z nauką i gimnastyką, nie tylko w celu zwiększenia produkcji społecz­

nej, lecz także w celu uformowania wszechstronnie rozwiniętych ludzi (576).

Dlaczego nagle dyskutujemy o „wszechstronnie rozwiniętych ludziach" w rozdziale obfitym w historie dotyczące deptania godności oraz przywłaszczania wszystkich zdolności robotnika przez kapitał? Czy możliwe jest, że opór pojedynczego kapi­

talisty wobec zapewniania opieki zdrowotnej i wykształcenia może być irracjo­ nalny z punktu widzenia klasy kapitalistycznej? „Widzieliśmy, że wielki przemysł usuwa środkami technicznymi rękodzielniczy podział pracy z jego dożywotnim

przykuciem całego człowieka do pewnej czynności cząstkowej, gdy jednocześnie kapitalistyczna forma wielkiego przemysłu odtwarza ten podział pracy w jeszcze

potworniejszej formie, (...) przez przekształcenie robotnika w obdarzony świa­ domością dodatek do maszyny cząstkowej" (576). Skutki dotykające dzieci są zaś

szczególnie wyniszczające. Da się tu jednak dostrzec kilka pozytywów. Jest rzeczą charakterystyczną, że aż do XVIII wieku poszczególne rzemiosła zwały się mysteries (mystères) [tajemnice], których mrok przenikać mógł jedynie ktoś wtajemni­

czony empirycznie i zawodowo. Wielki przemysł zdarł zasłonę, która ukrywała przed okiem ludzi ich własny społeczny proces produkcji i każdą spośród różnych samorzut­ nie wyodrębnionych gałęzi produkcji czyniła zagadką dla innych zawodów, a nawet

dla jednostki wtajemniczonej w dany zawód (578).

Nowoczesna nauka technologii spowodowała istny przewrót w naszym pojmowaniu

świata. „Różnorodne, na pozór niepowiązane z sobą i skostniałe postacie społecz­

nego procesu produkcji sprowadzone zostały do świadomie planowych i w zależno­

ści od zamierzonego efektu użytkowego systematycznie zróżnicowanych zastosowań

nauk przyrodniczych” (579). Konsekwencją była rewolucja przemysłowa w całym tego słowa znaczeniu. Nowoczesny przemysł nigdy nie rozpatruje i nie traktuje istniejącej formy procesu pro­

dukcji jako ostatecznej. Jego techniczna baza jest więc rewolucyjna, gdy baza wszystkich poprzednich sposobów produkcji była z istoty swej konserwatywna. Poprzez maszyny,

procesy chemiczne i inne metody dokonuje on wciąż przewrotu w technicznej podsta­ wie produkcji, a zarazem w funkcjach robotników oraz w społecznych kombinacjach

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

27S

procesu pracy. Tym samym dokonuje on też wciąż przewrotu w podziale pracy w obrę­

bie społeczeństwa i przerzuca nieustannie masy kapitału i masy robotników z jednej

gałęzi produkcji do drugiej. Istota wielkiego przemysłu wymaga zatem zmiany pracy,

płynności funkcji i wszechstronnej ruchliwości robotnika (579-580).

Ta konieczność rodzi poważną sprzeczność. Po złej stronie możemy dostrzec, że wielki przemysł „odtwarza w swej formie kapitalistycznej dawny podział pracy wraz ze skostniałymi jego osobliwościami" oraz „znosi wszelki spokój, trwałość

i bezpieczeństwo sytuacji życiowej robotnika, jak i grozi mu nieustannie wytrą­

ceniem z rąk środków pracy, a wraz z nimi także i środków utrzymania”. Skutkuje to „bezgranicznym marnotrawieniem sil roboczych i spustoszeniami zrodzonymi

z anarchii społecznej" (580). Jednak istnieje również dobra strona tych procesów. Wielki przemysł czyni sprawą życia i śmierci zastąpienie potworności, jaką jest wynędz­ niała, trzymana w rezerwie dla zmiennej potrzeby wyzysku kapitalistycznego i stale w roz­

porządzeniu kapitału znajdująca się ludność robotnicza - a więc zastąpienie tej potwor­

ności przez absolutną możność rozporządzania człowiekiem odpowiednio do zmiennych wymagań pracy; zastąpienie jednostki cząstkowej, prostego nosiciela jakiejś cząstkowej

funkcji społecznej, przez jednostkę wszechstronnie rozwiniętą, dla której różne funkcje społeczne są kolejno po sobie następującymi formami jej działalności (580).

Kapitalizm wymaga płynności i zdolności do przystosowywania się po stronie pracy, wykształconej oraz odżywionej siły roboczej, zdatnej do wykonywania różnorod­

nych zadań oraz zdolnej do elastycznego reagowania na zmieniające się warunki. Tutaj tkwi głęboka sprzeczność: z jednej strony kapitał pragnie pracy zdegradowa­

nej, niewykształconej, podobnej do wyszkolonego goryla, wykonującego rozkazy

kapitału bez podawania ich w wątpliwość. Z drugiej zaś potrzebuje również tego

innego rodzaju elastycznej, adaptującej się i wykształconej pracy. W jaki sposób można podjąć tę sprzeczność bez doprowadzania do „żywiołowego przewrotu" (581),

szczególnie gdy dla pojedynczego kapitalisty, usilnie podążającego za własnym inte­ resem oraz napędzanego przymusowymi prawami konkurencji, problem stanowić będzie samo oddziaływanie na nią?

Jedna z kolektywnych odpowiedzi klasowych polega na dołączeniu do Ustaw

fabrycznych paragrafów dotyczących wychowania. Jak zauważa Marks, tego rodzaju paragrafy nie były koniecznie przestrzegane, szczególnie w obliczu oporu ze strony

pojedynczych kapitalistów. Niemniej jednak, sam fakt, że uznano je za niezbędne

276

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

w państwie rządzonym przez kapitalistów i właścicieli ziemskich, jest znaczący. Suge­ ruje to, że „nauka technologii" skierowana do klasy robotniczej, zarówno „teoretyczna

i praktyczna, zdobędzie należne sobie miejsce w szkołach robotniczych” (581). Raz jeszcze: Nie ulega także najmniejszej wątpliwości, że kapitalistyczna forma produkcji i odpowiada­ jące jej ekonomiczne stosunki robotnicze pozostają w diametralnej sprzeczności z takimi

zaczynami przewrotu oraz z ich celem - zniesieniem dawnego podziału pracy (581).

Dobrze zatem zaznaczyć, że rozwój tego rodzaju „sprzeczności danej historycznej formy

produkcji jest jedyną drogą dziejową zniszczenia jej i powstania formy nowej” (581).

Rozwój tej fundamentalnej sprzeczności jest kluczowy dla rozumienia prze­ kształceń w zakresie reprodukcji siły roboczej. Wielki przemysł odgrywa istotną rolę w procesie, w którym „wraz z podstawą ekonomiczną dawnej rodziny i odpowiada­

jącą jej pracą rodzinną rozkłada też same dawne stosunki rodzinne" (582). W ten

sposób rewolucjonizuje stosunki między rodzicami i dziećmi oraz poskramia nad­ używanie władzy rodzicielskiej, zrodzone przez system klanowy. „Kapitalistyczny

system wyzysku, który pozbawił władzę rodzicielską odpowiadającej jej podstawy

ekonomicznej, zrobił z niej nadużycie" (582-583). Jednakże Jakkolwiek przerażający i odrażający jest obraz rozkładu dawnej rodziny w systemie kapitalistycznym, to przecież wielki przemysł, wyznaczając kobietom, młodocianym

i dzieciom obojga płci tak przemożną rolę w społecznie zorganizowanym procesie pro­ dukcji poza sferą życia domowego, stwarza tym samym nową ekonomiczną podstawę

dla wyższej formy rodziny i wzajemnego stosunku obu płci (583).

Oczywiste jest, jak podsumowuje Marks, że kombinowany personel roboczy, składający się z jednostek obojga płci i najróżniej­

szego wieku, mimo że w swej żywiołowo powstałej, brutalnej, kapitalistycznej formie, gdzie robotnik istnieje dla procesu produkcji, a nie proces produkcji dla robotnika, jest

rozsadnikiem zepsucia i niewoli, musi, przeciwnie, w odpowiednich warunkach prze­ kształcić się w źródło prawdziwie ludzkiego rozwoju (583).

Pogoń za płynnością, elastycznością i dostosowywaniem się pracy rewolucjonizuje

rodzinę, jak również stosunki między płciami! Tego rodzaju presje są obecne również

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemyst

277

i dziś, razem z negatywną stroną sprzeczności rozpoznaną przez Marksa, która jest

teraz wszechobecna. Powinniśmy zatem wyciągnąć wniosek, że jest to raczej perma­ nentna niż przejściowa sprzeczność tkwiąca w samym sercu kapitalizmu. Okazuje się zatem, że niespodziewanie napotkaliśmy pod koniec tego dłu­

giego, pełnego mrocznych wizji rozdziału jakieś pozytywne i rewolucyjne możli­

wości edukowania klas robotniczych oraz radykalnego przekształcenia (z pomocą państwa) warunków ich reprodukcji. Kapitał potrzebuje płynności pracy, a zatem

musi kształcić robotników, jednocześnie przełamując stare paternalistyczne, patriarchalne koleiny. Nie są to pomysły, które w tekście Marksa byłyby dobrze przepraco­

wane. Ciekawe jest jednak to, że ich dołączenie mógłby uznać za istotne. Tak samo, jak polityka w zakresie dnia roboczego wyprowadzona została w celu uchronienia kapitału od jego własnych niszczących tendencji, tak i tutaj polityka z zakresu zapew­

niania płynności pracy zawiera w sobie zręb polityki klasy robotniczej na rzecz obalenia całego systemu kapitalistycznego.

Zaraz po długim i szczegółowym przeglądzie ustawodawstwa fabrycznego Marks dochodzi do wniosku, w którym raz jeszcze pobrzmiewają teleologiczne sformułowania: Jeżeli upowszechnienie ustawodawstwa fabrycznego jako środka fizycznej i duchowej

ochrony klasy robotniczej stało się nieuniknione, to z drugiej strony samo to ustawo­ dawstwo, jak już wspominaliśmy, upowszechnia i przyśpiesza przemianę rozproszonych procesów pracy w skali karłowatej w kombinowane procesy pracy w skali wielkiej, spo­

łecznej, upowszechnia więc i przyśpiesza koncentrację kapitału i jedynowładztwo sys­

temu fabrycznego. Niszczy wszelkie formy staroświeckie i przejściowe, które częściowo przesłaniają jeszcze panowanie kapitału, a na ich miejsce wprowadza jego panowanie

bezpośrednie i jawne. Upowszechnia w ten sposób również bezpośrednią walkę z tym panowaniem. Narzucając poszczególnym warsztatom pracy jednolitość, regularność,

porządek i oszczędność, powiększa zarazem, dzięki potężnemu bodźcowi, jakim staje się dla techniki unormowanie i ograniczenie dnia roboczego, anarchię i katastrofy produkcji

kapitalistycznej jako całości, potęguje intensywność pracy oraz wzmaga konkurencję

maszyny z robotnikiem. Niszcząc sfery drobnej produkcji i chałupnictwa, niszczy ono zarazem ostatnie schroniska „zbytecznych" robotników, a przez to także i dotychczasową

klapę bezpieczeństwa całego mechanizmu społecznego. Zmieniając materialne warunki i społeczną kombinację procesu produkcji, przyśpiesza dojrzewanie sprzeczności i anta­

gonizmów jego kapitalistycznej formy, a więc zarazem dojrzewanie twórczych pierwiast­

ków społeczeństwa nowego i momentów przewrotu - starego (596-597).

278

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Część dziesiąta, „Wielki przemysł a rolnictwo” raz jeszcze wprowadza nam na scenę „stosunek człowieka do przyrody" czyniąc z niego, do pewnego stopnia, krótki,

lecz ważny epizod całego wywodu. „Wielki przemysł w dziedzinie rolnictwa działa

najbardziej rewolucyjnie w tym znaczeniu, że niszczy ostoję starego społeczeństwa «chłopa», i chłopa zastępuje robotnikiem najemnym” (599), co w konsekwencji two­ rzy konflikt klasowy na wsi. Rozszerzenie racjonalnych zasad naukowych na rol­

nictwo jednocześnie rewolucjonizuje stosunki miedzy rolnictwem a przemysłem,

„stwarzając zarazem materialne przesłanki nowej, wyższej syntezy, zjednoczenia

rolnictwa i przemysłu" (599). Jednakże ten potencjalnie pozytywny wynik wystę­

puje kosztem zakłócenia wymiany materii między człowiekiem a ziemią, tzn. powrotu do ziemi tych jej części, które zostały zużyte przez człowieka jako pokarm i jako odzież, narusza więc

wieczny, naturalny warunek trwałej urodzajności gleby (599).

Problem ten zostaje pogłębiony przez postępującą urbanizację. A jak podsumowuje Marks, każdy postęp kapitalistycznego rolnictwa jest nie tylko postępem w sztuce grabienia

robotnika, lecz również w sztuce grabienia ziemi; każdy postęp we wzroście urodzajno­ ści ziemi w danym okresie czasu jest zarazem postępem w niszczeniu trwałych źródeł

tej urodzajności. Im bardziej dany kraj, jak np. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, opiera swój rozwój na podstawie wielkiego przemysłu, tym szybciej postępuje ów proces niszczenia. Produkcja kapitalistyczna rozwija więc technikę i kombinację społecznego

procesu produkcji tylko w ten sposób, że wyniszcza zarazem same źródła wszelkiego bogactwa: ziemię i robotnika (600-601).

Stosunek między technologią, przyrodą, produkcją oraz reprodukcją życia przyj­ muje negatywny zwrot, nawet jeśli rewolucja w obszarze mentalnych przedstawień

świata i stosunków społecznych otwiera pozytywne możliwości. Marks nie zaleca powrotu do społeczeństwa, w którym procesy produkcji stanowiły owe „mystères".

Wyraźnie wierzy, że zastosowanie nauki i technologii może nieść ze sobą postę­ powe skutki. Duży problem, z którym mierzy się w tym rozdziale, polega jednak na zrozumieniu, gdzie dokładnie te progresywne możliwości mogą się znajdować

oraz w jaki sposób mogą zostać uruchomione, by sprzyjać pogoni za stworzeniem socjalistycznego sposobu produkcji. Marks, choć sam nie rozwiązał tego problemu,

Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł

279

stawia go przed nami i wymusza naszą refleksję. Zmiany technologiczne i orga­

nizacyjne nie są jakimiś deus ex machina, lecz czymś głęboko zakorzenionym we wspólnej ewolucji naszego stosunku do przyrody, procesów produkcji, stosun­ ków społecznych, mentalnych przedstawień świata i reprodukcji życia codziennego.

Wszystkie te momenty zostają w niniejszym rozdziale powiązane, niektóre w spo­ sób wyraźniejszy niż pozostałe. Może i powinien on być czytany jako esej służący

przemyśleniu tych relacji. Sens metody wyłaniającej się w jego toku pozwala jednak

również na rozpatrzenie Marksowskiej argumentacji na warunkach ustanowionych przez samego Marksa.

Rozdział IX • Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej do akumulacji kapitału

W poprzednich rozdziałach dużo uwagi poświęciliśmy różnym sposobom otrzy­ mywania względnej i bezwzględnej wartości dodatkowej. Gdy Marks ustanawia pojęciową dwoistość tego rodzaju, zawsze w jakimś momencie przywraca to roz­

dwojenie do stanu jedności - ponieważ ostatecznie istnieje tylko jedna wartość dodatkowa, a jej dwie formy są wzajemnie od siebie uzależnione. Niemożliwością

byłoby wydobywanie bezwzględnej wartości dodatkowej w oderwaniu od stosow­ nej technologicznej i organizacyjnej podstawy. I na odwrót, względna wartość dodatkowa byłaby całkowicie pozbawiona sensu, gdyby nie długość dnia roboczego

pozwalająca na przywłaszczenie bezwzględnej wartości dodatkowej. Różnicę sta­

nowi wyłącznie kapitalistyczna strategia, która „daje się odczuć, ilekroć chodzi o to, aby w ogóle podnieść stopę wartości dodatkowej" (боб). Jak to się zwykle dzieje

w momencie, w którym Marks przechodzi do punktu syntezy, zarówno podkreśla tu

znaczenie materiałów, które do tej pory zdążył omówić, jak również wyznacza nową perspektywę, dzięki której możliwe jest spojrzenie na teren kapitalizmu w odkryw­

czy sposób. Nowe perspektywy zaprezentowane w rozdziale czternastym są raczej kontrowersyjne, a zatem domagają się uważnego przestudiowania.

Rozważmy wpierw pojęcie robotnika łącznego, do którego odwoływaliśmy się już kilka razy we wcześniejszych rozdziałach. Wartość dodatkowa nie jest już dłużej

postrzegana jako jednostkowy stosunek wyzysku, ale jako część większej całości, w której robotnicy, w ramach kooperacji i rozlokowani zgodnie ze szczegółowym podziałem pracy, wytwarzają zbiorowo wartość dodatkową, zawłaszczaną przez

kapitalistów. Trudność właściwa temu pojęciu polega na zdefiniowaniu, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy robotnik łączny. Najprostszym sposobem byłoby wzię­ cie, powiedzmy, fabryki jako całości i przypisanie każdemu w niej pracującemu,

razem z personelem sprzątającym, recepcjonistami, zarządczyniami magazynów

284

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

czy nawet praktykantami, określonej roli jako fragmentu robotnika łącznego -

nawet jeśli wielu robotników tego rodzaju nie pełni żadnej bezpośredniej funkcji

w rzeczywistym wytwarzaniu towarów. „Ażeby pracować produkcyjnie, nie trzeba

już teraz samemu przykładać ręki. Wystarczy być organem robotnika łącznego i pełnić którąkolwiek z jego podfunkcji” (603). Znaczna część pracy nie zachodzi w fabrykach, a współczesną tendencją stało się uciekanie się do outsourcingu czy zlecania podwykonawcom, za którymi kryją się kolejni podwykonawcy. Co powiedzielibyśmy natomiast o funkcjach związanych

z reklamowaniem, marketingiem czy projektowaniem, jak również z usługami biz­

nesowymi, mającymi kluczowe znaczenie dla sprzedaży towarów, często, choć nie

zawsze, oddzielonych od czynności składających się na bezpośrednią produkcję? Czy ograniczymy się wyłącznie do aktywności zachodzących w obrębie fabryki?

Trudno wypracować tutaj dokładną definicję i wydaje się, że nie mamy do dyspo­ zycji żadnego precyzyjnego rozwiązania - stąd właśnie wypływa wzmiankowana

już kontrowersja. Bez pomocy pojęcia robotnika łącznego niełatwo byłoby jednak wykroczyć w stronę bardziej makroteoretycznego podejścia do dynamiki kapitali­

zmu. W związku z tym Marks prze naprzód, stwierdzając, że jego analiza „pozostaje nadal słuszna w stosunku do robotnika łącznego, rozpatrywanego jako całość” cho­

ciaż „nie stosuje się już do każdego z jego członków, wziętego z osobna" (603). W kolejnym ruchu zakłada się odróżnienie tego rozszerzania definicji pracy

produkcyjnej od jej węższego zakresu, w którym „produkcyjny jest tylko ten robotnik,

który wytwarza wartość dodatkową dla kapitalisty” (603). Przedstawianie wszystkich pozostałych ludzi jako „nieprodukcyjnych" rodzi ryzyko wywołania emocjonalnej reakcji. Brzmi bowiem jak oszczerstwo rzucone w twarz wszystkim ciężko pracują­ cym ludziom, którzy i które starają się jakoś związać koniec z końcem. Jak jednak

pospiesznie wskazuje Marks, w kapitalizmie „prawdziwy to pech, a nie szczęście, być robotnikiem produkcyjnym" (603). Marksowskie pojęcie „produkcyjności" nie

jest pojęciem normatywnym czy uniwersalnym, ale określoną historycznie defini­ cją właściwą kapitalizmowi. Z perspektywy kapitału ci, którzy nie przyczyniają się do wytwarzania wartości dodatkowej, traktowani są jak nieprodukcyjni. Zadaniem

stojącym przed socjalizmem byłoby zatem takie przedefiniowanie „tego, co produk­ cyjne” by miało bardziej społecznie odpowiedzialny i korzystny charakter.

Nawet w kontekście kapitalizmu istnieją jednak uzasadnione wyzwania zwią­ zane z kwestią zdefiniowania „tego, co produkcyjne” Przez długi czas feministki argu­

mentowały na przykład na rzecz tezy, że nieodpłatna praca domowa obniża rynkową

wartość siły roboczej, a zatem jest produkcyjna, gdy chodzi o wartość dodatkową

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

285

przechwytywaną przez kapitalistę. Marks nie dyskutował tej konkretnej kwestii, podjął

jednak problem, omawiając sprawę rzekomej „naturalnej podstawy" produkcyjności,

a jego analiza rzuca nieco światła na to, jak mógł podchodzić do zagadnień tego rodzaju. Przyznaje bowiem, że produkcyjność „wiąże się z warunkami naturalnymi” mogąc być przez nie zarówno ograniczana, jak i rozwijana. Jest tak, ponieważ „im większa jest naturalna urodzajność gruntu i im bardziej sprzyjający jest klimat, tym krótszy jest

czas pracy niezbędny do utrzymania i odtwarzania wytwórcy'! Przy wszystkich innych czynnikach niezmienionych „wielkość pracy dodatkowej będzie się zmieniała w zależ­ ności od naturalnych warunków pracy, zwłaszcza od urodzajności gruntu” (607-608). Nie ma zatem żadnego powodu, by zaprzeczać, że praca dodatkowa będzie również się

wahać w zależności od warunków społecznych (na przykład wydajności pracy wyko­ nywanej w ramach rodziny). Pozostawmy na boku niektóre dziwne fragmenty, w któ­

rych do głosu dochodzi dziewiętnastowieczne myślenie o środowiskowym determini-

zmie i dominacji przyrody („przyroda zbyt hojna «prowadzi go za rękę, jak prowadzi

się dziecko na pasku»" (608)), ponieważ następnie Marks stwierdza, że „sprzyjające

warunki naturalne" (do których moglibyśmy teraz dodać też „społeczne") „zawsze stwarzają tylko możliwość, ale nie rzeczywistość pracy dodatkowej, a więc wartości

dodatkowej bądź produktu dodatkowego” (610). To znaczy, że dynamiczny stosunek do przyrody (lub do warunków życia codziennego czy pracy domowej) tworzy nie­

zbędne, ale nie wystarczające tło dla społecznych procesów i stosunków klasowych,

na mocy których wartość dodatkowa jest wytwarzana i zawłaszczana. Marks stara się nas przekonać do tego, byśmy uznali, że „stosunek kapitałowy

powstaje zresztą na gruncie ekonomicznym, będącym wytworem długiego procesu rozwojowego’,’ tak że wydajność pracy „nie jest darem przyrody, lecz wynikiem rozwoju

dziejowego obejmującego tysiące stuleci" (607). Co więcej, przestrzega nas, że „potrzeba

przymusu zewnętrznego, aby (robotnik) wydatkował go (czas wolny - DH) w pracy dodatkowej dla osób obcych" (611). Szczytem ironii jest to, że „podobnie jak historycznie

ukształtowane, społeczne, tak też i siły produkcyjne pracy uwarunkowane przez przy­ rodę przybierają postać sił produkcyjnych kapitału, w który praca zostaje wcielona" (611).

Sedno sprawy dla Marksa, słusznie bądź nie, tkwi zawsze w specyficznej konfiguracji przywłaszczania wartości dodatkowej z pracy przez kapitał wewnątrz pewnej matrycy elementów, określających całość nieustannie zmieniającego się kapitalistycznego spo­

sobu produkcji. Marks ująłby mozół pracy domowej w ten sam sposób, w jaki odniósł

się do stosunku do przyrody (o czym napomknął w przypisie 121 na stronach 468-469). Te dwa ruchy, zarówno rozszerzający, jak i zawężający definicję pracy produk­ cyjnej, nie są od siebie niezależne. Wzięte razem, pomagają Marksowi przejść

286

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

od zindywidualizowanej mikroperspektywy, w której dominującym wyobrażeniem

jest to obejmujące pojedynczego robotnika wyzyskiwanego przez konkretnego kapi­

talistycznego pracodawcę, do makroanalizy stosunków klasowych, w której na pierw­ szy plan wysuwa się wyzysk jednej klasy przez drugą. Ta perspektywa klasowa zdo­ minuje pozostałe rozdziały.

Co interesujące, wszystkie formy teorii ekonomicznej napotykają pewne pro­ blemy z przejściem od analizy na poziomie mikro do poziomu makro. Burżuazyjna

ekonomia polityczna nie miała możliwości, by wykonać takie przejście, ponieważ

nie posiadała (i wciąż nie posiada) żadnej teorii pochodzenia wartości dodatkowej. Ricardo zignorował niemal całkowicie ten problem. John Stuart Mili przynajmniej

rozpoznał, że ma to coś wspólnego z pracą, choć nie był w stanie dostrzec dokładnie,

co takiego, ponieważ nie widział różnicy między tym, co praca otrzymuje, a tym, co sama wytwarza. Niestety Mili nie miał zbyt wiele szczęścia w życiu, a Marks go nie oszczędzał, stwierdzając szyderczo, że „na płaszczyźnie byle kupa piasku wydaje

się wzgórzem; płaskość dzisiejszej naszej burżuazji możemy zmierzyć kalibrem jej

«wielkich umysłów»" (614). Chociaż Marksowska teoria wartości dodatkowej ułatwia to przejście, to jednak sposób, w jaki to robi, jak widzieliśmy, nie jest wolny od zastrze­

żeń. Musimy wobec tego podążyć za Marksem, by zebrać plony jego myślenia. Kolejne dwa rozdziały Kapitału nie podejmują właściwie żadnych istotnych pro­ blemów. W rozdziale piętnastym wszystko, co Marks robi, sprowadza się do rozpozna­

nia, że wartość dodatkowa będzie się wahać zgodnie z trzema zmiennymi: długością

dnia roboczego, intensywnością pracy oraz wydajnością pracy, w rezultacie czego kapitaliści otrzymują do dyspozycji trzy strategie, które mogą stosować. Zmniejszenie możliwości związanych z jednym wymiarem może zostać skompensowane przez

ucieknięcie się do innych. Podstawową kwestią jest podkreślenie, jak Marks często robi, elastyczności kapitalistycznych strategii stosowanych w poszukiwaniu wartości dodatkowej: jeśli kapitaliści nie mogą uzyskać jej w dany sposób (przez zwiększenie

intensywności pracy), będą wówczas odbierać ją sobie w inny (przez wydłużanie czasu pracy). Chciałbym zwrócić waszą uwagę na tę sprawę, ponieważ Marks czę­

sto przedstawiany jest jako rygorystyczny myśliciel posługujący się bardzo ścisłymi pojęciami. Rozdział szesnasty po prostu przechodzi (jeszcze raz!) przez różne formuły

interpretowania stopy wartości dodatkowej. W Kapitale mamy dużo powtórzeń tego

rodzaju. Czasami wręcz odnosimy wrażenie, jakby Marks był zdenerwowany, że nie­ dostatecznie uchwyciliśmy, o co mu chodzi, w związku z czym czuje się przymuszony,

by nam to wszystko powtórzyć, dla pewności, że zrozumieliśmy.

Rozdziały 17.-20. Płace

Wydaje się, że krótkie rozdziały o płacach, to znaczy te od siedemnastego do dwu­

dziestego, nie wymagają żadnych szczególnych wyjaśnień. Wyprowadzane tu wnio­ ski biorą się przede wszystkim, jak można było oczekiwać, z faktu, że to raczej

reprezentacja w formie pieniężnej - płace - niż wartość siły roboczej stanowi punkt

odniesienia dla działania społecznego. Stawia to natychmiast problem fetyszystycznej maski, skrywającej stosunki społeczne pod wzburzeniem polityki repre­ zentacyjnej. Marks rozpoczyna jednak od przypomnienia nam, że istnieje ogromna różnica między „wartością pracy" (kategorią skwapliwie wykorzystywaną przez kla­

sycznych ekonomistów politycznych) a „wartością siły roboczej" Na rynku towarowym wobec posiadacza pieniędzy występuje bezpośrednio nie praca,

lecz robotnik. Robotnik sprzedaje swą silę roboczą. Z chwilą gdy jego praca rzeczy­

wiście się rozpoczyna, już przestała doń należeć, a więc nie może już być przezeń sprzedana. Praca jest substancją wartości i jej immanentną miarą, ale sama nie ma wartości (636).

Myślenie w inny sposób to wejście w obszar tautologii, w rezultacie którego mamy do czynienia z mówieniem o wartości samej wartości. W wyrażeniu „wartość pracy" pojęcie wartości nie tylko znika zupełnie, ale przekształca się w swą przeciwstawność. Jest to pojęcie urojone, jak na przykład wartość ziemi. Te urojone wyrażenia są jednak płodem samych stosunków produkcji. Są to katego­ rie form przejawiania się istotnych stosunków. To, że rzeczy przejawiają się nieraz

w postaci opacznej, znane jest dość dobrze we wszystkich naukach, prócz ekonomii

politycznej (637).

288

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Innymi słowy, wartość pracy jest pojęciem-fetyszem, skrywającym ideę wartości siły roboczej, tym samym w dogodny sposób unikającym konfrontacji z kluczowym pytaniem o to, w jaki sposób siła robocza staje się towarem.

Jedynym sposobem, w jaki klasyczna ekonomia polityczna mogłaby rozwiązać problem błędnie nazwany kwestią wartości pracy, było odwołanie się do doktryny

popytu i podaży. Doktryna ta pojawia się kilkukrotnie w Kapitale, jednak Marks nie pozostawia tu żadnych złudzeń odnośnie do jej wartości eksplanacyjnej. Nawet

klasyczna ekonomia polityczna przekonała się niebawem, że zmiany w stosunku popytu i podaży nic nie wyjaśniają w cenie pracy, podobnie jak wszelkiego innego towaru, prócz jej zmian, tzn. wahań cen

rynkowych poniżej lub powyżej pewnej wielkości. Jeżeli popyt i podaż pokrywają się, to, przy pozostałych warunkach niezmienionych, wahania ceny ustają. Ale też wtedy popyt

i podaż przestają cokolwiek wyjaśniać. Cena pracy, jeżeli popyt i podaż się pokrywają, jest jej ceną określaną niezależnie od stosunku popytu i podaży, jej ceną naturalną (637).

To niezależne określanie Marks zdążył już zdefiniować w swojej analizie sprzedaży

i kupna siły roboczej. Jej wartość ustalona jest bowiem w oparciu o wartość towarów potrzebnych do zreprodukowania robotnika w danym standardzie warunków życia

w danym społeczeństwie, w danym czasie. Pójście dalej w mówieniu o wartości pracy zamiast wartości siły roboczej prowadzi do wieloźródłowego zamieszania

i kontuzji. W związku z tym Marks usiłuje wyjaśnić te kwestie, oferując (raz jeszcze!) użyteczne, choć zwięzłe podsumowanie teorii wartości dodatkowej na stronie 639. Robotnik może jednak zostać wynagrodzony na różne sposoby - płacą za go­ dzinę, dzień, tydzień czy też płacą od sztuki. Rozdział osiemnasty dotyczy płacy

według czasu pracy oraz tego, w jaki sposób funkcjonuje system pracy oparty

na płacy za określony czas pracy. Nie ma tu nic szczególnie problematycznego, za wyjątkiem tego, że musimy przypomnieć sobie, iż sposób, w jaki system ten

działa na rynku, skrywa stosunek społeczny leżący u podstaw tego zjawiska. Roz­ dział dziewiętnasty dotyczy płacy od sztuki, korzyści, którą kapitalista czerpie

z tego, że robotnicy mogą być zmuszeni do konkurowania ze sobą w kategoriach jednostkowej wydajności. Przesadna konkurencja między robotnikami podnosi

wydajność i doprowadza do obniżenia płac, całkiem możliwe, że poniżej warto­

ści siły roboczej. Z drugiej strony konkurencja między kapitalistami potencjalnie podnosi płace. W ten sposób raz jeszcze kończymy z ideą, że oto mamy do czy­

nienia z jakimś punktem równowagi, w którym konkurencja między kapitalistami

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

2S9

oraz konkurencja między robotnikami wytwarza na rynku rzeczywistą płacę, która

adekwatnie reprezentuje wartość siły roboczej. Część poświęcona płacom znajduje swój punkt kulminacyjny w rozdziale dwudziestym, wraz ze zbadaniem krajowych różnic między płacami. Marks w tym miejscu na chwilę odchodzi od swojej tendencji do analizowania kapitalizmu

tak, jakby stanowił zamknięty system. Stoimy tu przed szansą na zbadanie nie­

równego rozwoju geograficznego w ramach globalizującego się systemu. Jednak trwa ona zbyt krótko, żeby pójść dostatecznie daleko. Jeśli wartość siły roboczej

określona jest przez wartość koszyka towarów potrzebnych do wsparcia robotnika w danym standardzie warunków życia oraz jeśli ten standard różni się w zależ­

ności od warunków naturalnych, stanu walki klas oraz szczebla rozwoju kultury w danym kraju, wówczas w oczywisty sposób wartość siły roboczej różni się istot­

nie pod względem geograficznym (w tym przypadku między poszczególnymi kra­ jami). Historia walki klasowej w Niemczech jest na ten przykład inna niż w Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii, a w związku z tym między tymi krajami występują różnice

w płacach (w istocie występują także często ważkie różnice na poziomie regional­ nym, jednak Marks nie bierze tego w tym miejscu pod uwagę). Podobnie zróżni­

cowania w wydajności w tych gałęziach przemysłu, które wytwarzają artykuły kon­ sumpcji robotniczej w różnych częściach świata, generują różnice w wartości siły

roboczej oraz w stopach płac. Niska płaca nominalna w wysoce wydajnym kraju

przekłada się na wyższą płacę realną oraz vice versa, ponieważ robotnicy mają kon­ trolę nad większą ilością dóbr w oparciu o otrzymywaną płacę (określa się to dziś mianem parytetu siły nabywczej). Co w takim razie w tych warunkach dzieje się

z handlem między krajami oraz jak będzie funkcjonować konkurencja między nimi? Marks nie zagłębia się zbytnio w to pytanie, ponieważ przede wszystkim

zdaje się zainteresowany tym, jak w różnych krajach płace realne i płace nomi­ nalne różnią się przede wszystkim ze względu na różnice w wydajności przemysłów

wytwarzających artykuły konsumpcji robotniczej. Rezultatem będzie zróżnicowana

dynamika między krajami (ponieważ to one są dla Marksa jednostkami porównań)

pod względem tego, w jaki sposób kapitalizm się rozwija i w jaki sposób wartość dodatkowa jest strategicznie osiągana i wydobywana. Gdyby tylko Marks rozwinął

tego rodzaju namysł, niemal z pewnością prowadziłoby to do poważnego zakwe­ stionowania teorii przewagi komparatywnej w handlu zagranicznym Ricarda. Jed­ nak z jakichś powodów nie podjął się tu rozwijania tej linii argumentacji. Muszę

przyznać, że trudno mi się emocjonować tymi rozdziałami o płacach, ponieważ

idee, które się tu rozwija, są całkiem oczywiste, a sposób pisania dość prozaiczny.

Dział siódmy - Proces akumulacji kapitału

Natomiast dział siódmy jest niezmiernie interesujący i wnikliwy. Właśnie tutaj bowiem Marks podejmuje się analizy „procesu akumulacji kapitału" jako całości. Tworzy w nim to, co można by najlepiej określić mianem „makroanalizy" dynamiki kapitalistycz­

nego sposobu produkcji. W niekwestionowany sposób stanowi to punkt kulminacyjny argumentacji zawartej w tomie I Kapitału. Cały zestaw wcześniejszych intuicji zostaje

tutaj zebrany w całość, by stworzyć to, co nazwalibyśmy w tym miejscu serią „modeli” kapitalistycznej dynamiki. Jednakże zasadniczą kwestią w trakcie lektury działu siód­

mego jest zachowanie z tyłu głowy istoty przyjmowanych tu założeń. Wnioski wypro­ wadzane przez Marksa nie są uniwersalnymi stwierdzeniami, ale uwarunkowanymi ustaleniami, opartymi na jego założeniach, a tym samym przez nie ograniczonymi.

Zapominamy o tym wyłącznie na własne ryzyko. Istnieje zbyt wiele komentarzy doty­ czących Marksowskiego dzieła, zarówno tych przychylnych, jak i tych bardzo krytycz­

nych, które wpadają w sidła poważnych nadinterpretacji, ponieważ ignorują znaczenie

przyjmowanych przez niego założeń. Jedną z najsłynniejszych tez rozwijanych w tym miejscu jest na przykład ta dotycząca tendencji do postępującego ubożenia proleta­

riatu i tworzenia się coraz większej nierówności klasowej. Teza ta jest ściśle zależna od Marksowskich założeń, a gdy się je rozluźnia lub zastępuje innymi, niekoniecznie wytrzymuje krytykę. Strasznie mnie irytują próby potwierdzenia lub podważania Mark­

sowskich ustaleń z tego rozdziału, które podchodzą do nich, jak gdyby wykładał on swoje

wnioski jako prawdy uniwersalne raczej niż zbiór pewnych uwarunkowanych założeń. Marks dookreśla swoje założenia w przedmowie do działu siódmego. Stwierdza

mianowicie, że: Pierwszym warunkiem akumulacji jest, aby kapitalista zdołał sprzedać swe towary i większą część uzyskanych w ten sposób pieniędzy przekształcił znów w kapitał. W dal­

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

291

szych wywodach zakładamy, że proces cyrkulacji dokonuje się w normalnym trybie. Bar­ dziej szczegółowa analiza tego procesu jest zadaniem księgi drugiej (672).

Następstwem „normalnego trybu” jest to, że kapitaliści nie mają problemu ze sprze­ dażą swoich dóbr za ich wartość na rynku oraz że są w stanie ponownie przepro­

wadzać przez cyrkulację zyskiwaną przez nich wartość dodatkową z powrotem

do produkcji. Wszystkie towary sprzedawane są zatem za ich wartość. Nie ma tu

żadnej nadprodukcji czy niedostatecznej produkcji; wszystko jest sprzedawane w ramach równowagi. W szczególności nie występuje tu problem konieczności

znalezienia rynku. Nie występuje nigdy żaden brak efektywnego popytu. Czy jest to

rozsądne założenie? Odpowiedź brzmi: w żadnym wypadku. W ten sposób bowiem

eliminujemy jeden z głównych aspektów powstawania kryzysów, który na przykład dominował w ramach Wielkiego Kryzysu lat trzydziestych XX wieku i stał się punk­

tem centralnym teorii Keynesa. Zakładamy mianowicie brak efektywnego popytu. Marks porzucił te założenia w dalszych księgach, jednak w kolejnych trzech rozdzia­ łach utrzymuje je w sposób bardzo rygorystyczny. Odłożenie kwestii efektywnego

popytu na bok pozwala Marksowi na zidentyfikowanie aspektów kapitalistycznej dynamiki, które mogłyby w innym wypadku pozostawać niejasne. Drugim założeniem jest to, że podział wartości dodatkowej na zysk przedsię­

biorstw (stopa zwrotu z kapitału przemysłowego), zysku z kapitału handlowego, procent, rentę czy podatki (Marks nie włącza tych ostatnich w analizę prowadzoną w tym miejscu) nie ma żadnych konsekwencji. W praktyce kapitalistyczni wytwórcy muszą współdzielić część wartości dodatkowej stworzonej i przywłaszczonej z kapi­

talistami, którzy pełnią inne funkcje. „Wartość dodatkowa rozpada się więc na różne

części, które dostają się różnym kategoriom osób i przybierają rożne, wzajem od sie­ bie niezależne formy, jak zysk, procent, zysk handlowy, renta gruntowa" podatki i tak

dalej „Te przekształcone formy wartości dodatkowej mogą być rozpatrzone dopiero w księdze trzeciej” (672). W konsekwencji Marks przyjmuje, że istnieje homoge­ niczna klasa kapitalistyczna złożona wyłącznie z kapitalistów przemysłowych.

W tomie III Kapitału staje się jaśniejsze, że rola kapitału przynoszącego procent, kapitału finansowego, kapitału handlowego czy kapitału ziemskiego - wszystkie

mają istotne znaczenie w rozumieniu całościowej dynamiki kapitalizmu. Jednak

w tym miejscu całe rozważania dotyczące wszystkich tych funkcji są odłożone

na bok. Zostajemy natomiast z wysoce uproszczonym modelem tego, w jaki sposób działa akumulacja kapitału, i podobnie jak w przypadku każdego takiego modelu,

jest on na tyle dobry, na ile pozwalają mu przyjęte założenia.

292

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Jest tu jeszcze jedno milczące założenie, które rzeczywiście staje się jaśniejsze

nieco dalej, w przypisie. Pomijamy tu handel międzynarodowy, dzięki któremu dany kraj może artykuły zbytku

wymieniać na środki produkcji lub środki utrzymania czy też odwrotnie. Aby ująć przed­

miot badania w czystej postaci i wyeliminować zaciemniające go okoliczności uboczne,

musimy tu cały świat handlowy traktować jako jedno państwo i założyć, że kapitalistyczna produkcja ustaliła się wszędzie i opanowała wszystkie gałęzie produkcji (692).

Marks zakłada tu zamknięty system, w którego obrębie kapitał cyrkuluje w sposób

„normalny” Jest to ważne i w oczywisty sposób ograniczające założenie. Zostajemy

tu z ogołoconym modelem dynamiki akumulacji kapitału, wyprowadzonym z teorii bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej funkcjonujących w systemie zamknię­ tym. Okazuje się jednak, że w modelu tym, jak zobaczymy za chwilę, da się skutecz­

nie odsłaniać określone aspekty kapitalizmu. Żeby umieścić kolejne rozdziały w szerokim kontekście, warto odróżnić to,

co się w nich dzieje, od tego, z czym mamy do czynienia w innych tomach Kapi­

tału. Tom II mierzy się z tym, co utrzymywane jest jako stała w tomie I: to znaczy z trudnościami wynikającymi z poszukiwania rynków i doprowadzania ich do stanu równowagi, w którym może następować „normalny" proces cyrkulacji kapitału.

Jednakże tom II zakłada jako stałą to, co w tomie I traktowane jest jako zjawisko dynamiczne, to jest wydobywanie bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej, gwałtowne zmiany w obszarze technologii i wydajności, zmieniające się określe­

nia wartości siły roboczej. Tom II przedstawia nam natomiast wyobrażenie świata o niezmiennej technologii oraz stabilnych stosunkach pracy! Stawia wobec tego pytanie o to, w jaki sposób kapitał może cyrkulować w sposób niezakłócony (biorąc

pod uwagę różne czasy obrotu, w tym problemy wynikające z różnego okresu życio­ wego cyrkulacji kapitału trwałego), oraz w jaki sposób może zawsze znaleźć rynek

dla wytworzonej wartości dodatkowej. Skoro akumulacja kapitału zawsze dotyczy ekspansji, w jaki sposób kapitaliści są w stanie znaleźć rynek, gdy klasa robotnicza

jest ciągle zubożana, a kapitaliści wciąż reinwestują? W rzeczywistości pod koniec

tomu II nie ma żadnej wzmianki o zubożeniu. Problemem jest zapewnienie „racjo­ nalnej konsumpcji" po stronie klasy robotniczej, w celu wspomożenia kapitału w absorpcji wyprodukowanej nadwyżki. Modelem, który pojawia się w tym miej­

scu, byłby słynny Fordowski zwrot w kierunku pięciu dolarów za ośmiogodzinny dzień pracy dla robotników wspieranych przez armię społecznych pracowników

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

293

zajmujących się zapewnianiem tego, by robotnicy skonsumowali swoje płace w spo­ sób „racjonalny” z punktu widzenia kapitału. Dziś w USA żyjemy w rzeczywistośęi,

w której blisko siedemdziesiąt procent tego, co napędza gospodarkę, uzależnione

jest od konsumpcji wspomaganej przez dług. Jest to zresztą doskonale zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę analizę z tomu II, jednakże nie tę z tomu I.

Okazuje się, że mamy do czynienia z poważną sprzecznością zachodzącą mię­ dzy warunkami równowagi określonymi w tomie I a tymi naszkicowanymi w tomie II.

Jeśli sprawy toczą się dobrze z perspektywy analizy w księdze I, wówczas mają szan­ sę iść bardzo źle z punktu widzenia tomu II i na odwrót. Dwa odróżniające się

od siebie modele dynamiki akumulacji kapitału nie współdziałają i nie mogą współ­ działać ze sobą. Poprzedza to dyskusję dotyczącą nieuchronności kryzysów z tomu III,

jednak mój dopisek „wspomaganej przez dług” do słowa „konsumpcji” wskazuje, że kategorie związane z podziałem (finanse, kredyt czy procent) mogą rzeczywiście

odgrywać główną bardziej niż po prostu pomocniczą rolę w dynamice kapitalizmu. Siła nabywcza konsumentów zwiększana przez każdego (w tym przez rządy) przy

wykorzystaniu kart kredytowych czy zadłużenia się aż do granic stała się czymś klu­ czowym dla stabilizacji (takiej, jaką jest obecnie) globalnego kapitalizmu w ostat­ nim półwieczu. Nic z tego nie zostanie jednak podjęte w kolejnych rozdziałach.

Bardzo uproszczony model akumulacji kapitału, który Marks konstruuje i analizuje, jest jednak niesłychanie odkrywczy, jak również pomaga w zrozumieniu najśwież­

szej historii neoliberalizmu, charakteryzującej się deindustrializacją, chronicznym strukturalnym bezrobociem, spiralą niepewności zatrudnienia czy rosnącymi spo­ łecznymi nierównościami. Mówiąc w skrócie, przez ostatnie trzydzieści lat żyliśmy

raczej w świecie tomu I. Problem efektywnego popytu, który odsłonięty został w ana­

lizie prowadzonej w tomie II, został częściowo rozwiązany poprzez przerosty sys­ temu kredytowego, które w przewidywalny sposób mają katastrofalne konsekwencje.

Rozdział: 21. Reprodukcja prosta

Pierwszy z rozdziałów siódmego działu odwzorowuje cechy fikcyjnego kapitalizmu określanego przez prostą reprodukcję. W jaki sposób, wraz z biegiem czasu, akumula­

cja kapitału odbywająca się przez wydobywanie wartości dodatkowej zostaje zreprodukowana i podtrzymana? By odpowiedzieć na to pytanie, musimy akumulację kapitału „rozpatrywać w ciągłym powiązaniu i w nieprzerwanym ruchu jego odnawiania się"

ponieważ „wszelki społeczny proces produkcji (...) jest zarazem procesem reproduk­ cji" Co więcej, „jeżeli produkcja ma formę kapitalistyczną, to również i reprodukcja ma taką formę" (674). Część tego, co pochwytuje kapitalista, jeśli chodzi o nowe bogac­

two, musi zostać włożona z powrotem w reprodukowanie systemu. Oznacza to jednak, że wartość dodatkowa musi ponownie przejść przez cyrkulację, by wrócić do pro­ stej reprodukcji. „Jednak samo to powtarzanie, czyli ciągłość, nadaje temu procesowi

pewne nowe cechy, a raczej pozbawia go pozornych cech właściwych jego odosobnio­ nemu przebiegowi" (675). Dotychczasowa analiza skupiała się wyłącznie na procesie

wytwarzania wartości dodatkowej jako jednorazowym wydarzeniu. Jednakże rzeczy

wyglądają nieco inaczej, gdy rozpatrywać to jako proces ciągły, zachodzący w czasie. Jest to część produktu stale odtwarzanego przez samego robotnika, która powraca doń stale w formie płacy roboczej. Co prawda, kapitalista wypłaca mu wartość towarową

w pieniądzu. Ale pieniądz ten jest tylko przekształconą formą produktu pracy. W tym

' czasie, kiedy robotnik przekształca część środków produkcji w produkt, część produktu jego poprzedniej pracy przekształca się z powrotem w pieniądz. Jego własna praca z zeszłego tygodnia czy z ubiegłego półrocza służy do opłacenia jego pracy z dnia dzi­ siejszego czy z następnego półrocza. Złudzenie, które stwarza forma pieniężna, znika

od razu, gdy tylko zamiast poszczególnego kapitalisty i poszczególnego robotnika weź-

miemy pod uwagę klasę kapitalistów i klasę robotniczą (676).

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

29S

W tym momencie w Marksowskim myśleniu na pierwszy plan, przed indywidualne umowy, wysuwają się stosunki klasowe. Klasa kapitalistów stale daje klasie robotniczej w formie pieniężnej przekazy na część

produktów, które wytwarzają robotnicy, a przywłaszczają sobie kapitaliści. Robotnik

równie stale zwraca te przekazy klasie kapitalistów i w ten sposób odbiera przypada­ jącą w udziale jemu samemu część jego własnego produktu. Towarowa forma produktu i pieniężna forma towaru maskują tę transakcję (676).

Obraz, który w ramach tego zostaje przekazany, sprawia, że klasa robotnicza jako

całość znajduje się względem klasy kapitalistów w stosunku podobnym do klientów „sklepu fabrycznego" Robotnicy otrzymują pieniądze za sprzedawaną kapitaliście siłę roboczą, a następnie wydają otrzymane pieniądze, by odkupić część towarów,

które kolektywnie wytworzyli. Ten stosunek upodabniający ich do klientów sklepu

fabrycznego skrywa się za systemem płacowym i nie jest od razu zauważalny, jeśli analiza skupia się wyłącznie na pojedynczym robotniku. Pojęcie „kapitału zmien­

nego" zyskuje tu nowy odcień znaczeniowy. W rezultacie ciało robotnika jest z per­

spektywy kapitału zwykłym narzędziem transmisyjnym dla cyrkulacji części kapitału. Robotnik znajduje się w nieustannym procesie przechodzenia przez T-P-T. Jednakże

zamiast postrzegać ten ruch jako prostą linearną relację, musimy myśleć o nim jako o ciągłym i okrężnym. Porcja kapitału cyrkuluje, gdy robotnicy zaskrzepiają wartość

w towarach, otrzymują swoje pieniężne płace, wydatkują pieniądze na towary, repro­ dukują się i powracają do pracy, by zaskrzepić jeszcze więcej wartości w towarach

dnia następnego. W ten sposób mechanizm utrzymywania się przy życiu robotników

zapośredniczony jest przez cyrkulowanie kapitału zmiennego. Dzięki temu możemy poczynić kilka interesujących obserwacji. Zacznijmy

choćby od tego, że kapitał zmienny „tylko wtedy traci charakter wartości wyłożonej

przez kapitalistę z własnego funduszu, gdy rozpatrujemy kapitalistyczny proces produkcji w nieustannym przebiegu jego odnawiania się” (677-678). Kapitaliści

płacą swoim robotnikom dopiero po wykonaniu pracy. W efekcie zatem robotnicy przekazują ekwiwalent wartości swojej siły roboczej awansem kapitaliście. Nie ma jednak gwarancji, że otrzymają wynagrodzenie (jeśli na przykład kapitaliści w mię­

dzyczasie zadeklarują bankructwo). W ostatnich latach w Chinach niewypłacanie należnych płac stało się powszechne, szczególnie w takich obszarach jak budow­

nictwo. Marks jest jednak zainteresowany przekształceniem naszej interpretacji akumulacji kapitału w jeszcze radykalniejszy sposób. Wskazuje na to, że:

296

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

przecież proces ten gdzieś i kiedyś musi się zacząć. Z naszego dotychczasowego punktu

widzenia jest więc prawdopodobne, że kapitalista kiedyś, dzięki jakiejś pierwotnej aku­ mulacji, niezależnej od cudzej nieopłaconej pracy, stał się właścicielem pieniędzy i dla­

tego mógł wystąpić na rynku jako nabywca siły roboczej (678).

Uwaga ta będzie stanowiła punkt oparcia dyskusji dotyczącej pochodzenia kapitali­

zmu przeprowadzonej w dziale ósmym. W tym miejscu po prostu Marks potwierdza,

że musial istnieć jakiś źródłowy moment, w którym kapitaliści czy też ktoś inny zgro­

madzili wystarczającą ilość aktywów (pieniężnych lub innego rodzaju), by rozpo­ cząć proces akumulacji kapitału. Pytanie, które w tym miejscu stawia, brzmi: w jaki sposób i przez kogo ten źródłowy kapitał zostaje zreprodukowany?

Marks podaje przykład: jeśli kapitalista rozpoczyna z tysiącem funtów i inwe­ stuje je w kapitał zmienny oraz kapitał stały, by wytworzyć wartość dodatkową rzędu

dwustu funtów, wówczas kapitalista zawłaszcza dwieście funtów dodatkowo ponad

samą możliwość odzyskania początkowego tysiąca funtów. lednak kapitał począt­ kowy zostaje zachowany przez produkcyjną konsumpcję robotników, a wartość

dodatkowa zostaje wytworzona z robotniczego czasu pracy dodatkowej. Przyjmijmy, że w kolejnym roku kapitalista raz jeszcze wykłada tysiąc funtów (skonsumowawszy

nadwyżkę), by wytworzyć kolejne dwieście funtów wartości dodatkowej. Po pięciu latach trwania tego procesu robotnicy wytworzyli tysiąc funtów wartości dodatkowej,

co stanowi ekwiwalent kapitału początkowego kapitalisty. Marks wyprowadza tu

argument polityczny głoszący, że nawet jeśli kapitalista posiadał prawo do tysiąca funtów na początku i choć z nimi przyszedł, to po pięciu latach corocznego wytwa­ rzania dwustu funtów wartości dodatkowej z pewnością utracił prawo do począt­

kowego kapitału. Według Marksowskiej metody rachunkowej kapitał początkowy został skonsumowany. Tysiąc funtów obecnie należy się prawnie robotnikom, biorąc pod uwagę Locke’owską zasadę (nieprzywoływaną przez Marksa w tym miejscu,

ale z pewnością przez niego uwzględnianą), że prawo własności przypada tym, któ­

rzy tworzą wartość przez łączenie swojej pracy z ziemią. Robotnicy są tymi, którzy wytworzyli wartość dodatkową i na mocy prawa powinna ona do nich należeć.

Polityczne konsekwencje tego argumentu są istotne, jednakże idą one w pop­ rzek głęboko zakorzenionych sposobów myślenia. Prawdopodobnie zaskoczyłoby

nas, gdyby ktoś nam powiedział, że początkowe kwoty pieniężne, które umiesz­ czamy na koncie oszczędnościowym, powiedzmy na pięć procent, nie przynależą

już nam po jakimś okresie. Jesteśmy bowiem przekonani, że kapitalizm wydaje się zdolny do składania złotych jaj. Jednak pytanie o to, skąd pochodzi te pięć

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

297

procent, jest całkowicie uzasadnione, a może być takie wyłącznie jeśli Marks ma

rację, jakoby wartość dodatkowa pochodziła z uruchamiania jej i przywłaszęzenia gdzieś, od kogoś. Refleksja nad tym, że być może te pięć procent pochodzi

z bezwzględnego wyzysku żywej pracy w chińskiej prowincji Guangdong, jest nie-

komfortowa. Nasza prawna nadbudowa jest stanowcza w kwestii zachowywania

źródłowych praw własności oraz chronienia praw do korzystania z własności w celu otrzymywania zysku. Jednak prawa własności z kolei wywodzą się z władzy klaso­

wej kapitału do wydobywania i utrzymywania panowania nad nadwyżkami, ponie­

waż siła robocza, wskutek określonego procesu historycznego, stała się towarem

sprzedawanym i kupowanym na rynku pracy. W konsekwencji, w celu zakwestio­ nowania kapitalizmu należy koniecznie zmierzyć się nie tylko z pojęciem praw,

z tym, w jaki sposób ludzie myślą o prawach oraz w jaki sposób myślą o własności, ale również z materialnymi procesami, w wyniku których nadwyżki są nie tylko two­

rzone, ale również zawłaszczane przez kapitał. Wówczas doszlibyśmy do wniosku, że z pewnością po pięciu latach Z dawnego jego kapitału nie pozostał już ani jeden atom wartości. A więc zupełnie nie­ zależnie od wszelkiej akumulacji sama ciągłość procesu produkcji, czyli reprodukcja

prosta, prędzej czy później siłą konieczności przekształca każdy kapitał w kapitał zaku­ mulowany, czyli w skapitalizowaną wartość dodatkową. Jeżeli nawet kapitał w chwili

wejścia do procesu produkcji był osobiście zapracowaną własnością osoby, która go

stosuje, to jednak wcześniej czy później staje się wartością zawłaszczoną bezpłatnie,

czyli materializacją, w formie pieniężnej lub innej, cudzej nieopłaconej pracy (679).

Zdarzały się interesujące przykłady praktycznych planów odzwierciedlających Marksowski sposób myślenia (czy faktycznie były one wyprowadzone z pism Marksa, nie

mam pojęcia). Szwedzki ekonomista pracy, Rudolf Meidner, który odegrał główną rolę w tworzeniu zrębów niezwykle pomyślnego szwedzkiego państwa dobrobytu

w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych XX wieku, sformułował plan, znany następnie pod nazwą planu Meidnera. W ramach próby walki z inflacją

potężne związki zawodowe nawoływały do sprawowania zbiorowej kontroli nad ogra­ niczeniem płac. W zamian dodatkowe zyski, mające przypaść w udziale kapitałowi

ze względu na to ograniczenie, były potężnie opodatkowane i umieszczone w kon­

trolowanym przez robotników funduszu społeczno-inwestycyjnym, wykupującym udziały w kapitalistycznych korporacjach. Założono, że raz zakupione udziały były

niezbywalne i z czasem (po okresie dłuższym niż pięć lat z Marksowskiego przykładu)

298

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

kontrola nad całą korporacją poddana zostanie funduszowi społeczno-inwestycyj-

nemu. Innymi słowy, klasa kapitalistów miałaby zostać z czasem dosłownie wyku­ piona (w pokojowy sposób) i zastąpiona przez całkowitą kontrolę robotniczą nad

decyzjami podejmowanymi w odniesieniu do inwestycji. Ogłoszenie planu wywołało

ogromną trwogę pośród klasy kapitalistycznej (która niezwłocznie ufundowała tak zwaną Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii * - niemającą nic wspólnego z Alfredem Noblem - przyznając ją neoliberałom w rodzaju Friedricha von Hayeka czy Miltona Friedmana oraz powołując do życia antyzwiązkowe think tanki, jak i mobilizując zaciekłą opozycję sprzeciwiającą się temu planowi w mediach). Ówczesny socjal­

demokratyczny rząd przeląkł się i nigdy nie spróbował wdrożyć tego planu. Jeśli się

jednak zastanowicie, to sama stojąca za nim idea (oczywiście znacznie bardziej skom­ plikowana jeśli chodzi o szczegóły) jest ogólnie zgodna z argumentem rozwiniętym przez Marksa, jednocześnie zaś oferuje pokojowy sposób na wykupienie władzy kla­

sowej z rąk kapitalistów. Dlaczego zatem nie myśleć o niej głębiej i częściej?

Jeśli połączymy to z występowaniem pracy w roli klienta sklepu fabrycznego w stosunku do kapitału, Marksowska argumentacja pozwala nam na osiągnięcie

jeszcze głębszego wglądu, podnosząc przy okazji fundamentalne (lecz w tym przy­ padku, niestety, pozostające bez odpowiedzi) pytania. „Ponieważ jeszcze przed wej­

ściem robotnika do procesu produkcji własna jego praca występuje wobec niego jako

wyobcowana” - co oznacza, że przekazał on wartość użytkową swojej siły roboczej

kapitaliście - „jako własność kapitalisty i wcielona w kapitał, przeto uprzedmiotawia

się ona w toku procesu stale jako produkt cudzy" (680). Ani wytwór, ani zakrzepła

w nim praca nie należą zatem do niego. A zatem sam robotnik wciąż wytwarza obiektywne bogactwo jako kapitał, jako obcą mu

potęgę panującą nad nim i wyzyskującą go, kapitalista zaś tak samo wciąż wytwarza siłę roboczą jako subiektywne źródło bogactwa, oddzielone od środków swego własnego uprzedmiotowiania i urzeczywistniania się, abstrakcyjne, istniejące w samym ciele

robotnika, krótko mówiąc, kapitalista wytwarza robotnika jako robotnika najemnego. Ta nieustanna reprodukcja lub uwiecznianie robotnika stanowi sine qua non produkcji 'kapitalistycznej (680).

Uważam, że jest to sformułowanie jednocześnie interesujące i problematyczne, nie­

mniej warte poważnego zastanowienia się. „A zatem sam robotnik wciąż wytwarza Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych (przyp. tłum.).

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

299

obiektywne bogactwo jako kapitał" a to obiektywne bogactwo staje się obcą potęgą, która nad nim panuje. Robotnik wytwarza narzędzie własnej dominacji! Jest to terpat,

który wybrzmiewa echem i rezonuje w całym Kapitale. Nasuwa się tu ogólne histo­

ryczne pytanie o skłonność ludzkich istnień do wytwarzania wszelkiego rodzaju narzędzi własnego podporządkowania. Jednak w tym przypadku kapitalista stwarza

abstrakcyjne, subiektywne źródło bogactwa, „istniejące w samym ciele robotnika',' które jednocześnie jest „oddzielone od środków swego własnego uprzedmiotowiania

i urzeczywistniania się" Kapitalista produkuje i odtwarza robotnika jako aktywny, ale wyalienowany podmiot zdolny do wytwarzania wartości. A to, zauważmy, jest fundamentalny, społecznie niezbędny warunek przetrwania i utrzymania kapitali­

stycznego sposobu produkcji.

Robotnik angażuje się w produkcyjną konsumpcję oraz w konsumpcję indy­

widualną (napotkaliśmy to rozróżnienie już wcześniej). Robotnicy nie tylko wytwa­ rzają ekwiwalent wartości kapitału zmiennego, to znaczy swoje własne utrzyma­

nie, ale również przenoszą, a tym samym reprodukują wartość kapitału stałego. Poprzez swoją pracę robotnicy odtwarzają zarówno kapitał, jak i pracowników.

Rozdziały o podziale pracy i maszynach pokazały, w jaki sposób robotnik został

z konieczności przekształcony w dodatek do kapitału wewnątrz procesu pracy. Jednak teraz zaczynamy również dostrzegać robotnika jako „dodatek do kapitału"

zarówno na rynku, jak i w domu. Oto co rzeczywiście oznacza cyrkulacja kapitału

zmiennego: kapitał cyrkuluje przez ciało robotnika i reprodukuje robotnika jako aktywny podmiot, reprodukujący kapitał. Jednakże robotnik nie tylko musi zostać

zreprodukowany jako jednostka. „Stałe zachowywanie i reprodukowanie klasy robotniczej pozostaje stałym warunkiem reprodukcji kapitału" (682).

Rodzi to mnóstwo pytań, które Marks niejako tuszuje. Polityka reprodukcji klasy była w jego czasach, jak utrzymuje Marks, brutalna i prosta. „Spełnienie tego

warunku" codziennego znoju rzeczywistej reprodukcji klasowej „kapitalista może śmiało powierzyć samozachowawczemu i rozrodczemu instynktowi robotników.

Dba on jedynie o to, aby jak najbardziej ograniczyć ich spożycie indywidualne

do tego, co najniezbędniejsze” (682). Jednakże Marks prześlizguje się tutaj nad czymś istotnym, co domaga się głębszej analizy. Ogromne i fundamentalne pytanie doty­

czące reprodukcji klasy robotniczej obejmuje kwestię prokreacji, samozachowania,

stosunków społecznych w obrębie klasy oraz mnóstwa innych problemów, które Marks wygodnie pozostawia do rozwiązania samym robotnikom, ponieważ tak wła­

śnie postępuje kapitał. W rzeczywistości nawet w państwie kontrolowanym przez

kapitalistów i właścicieli ziemskich kwestie społecznej reprodukcji nigdy nie są

300

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

pozostawione wyłącznie samym robotnikom, a warunki walki klasowej czy kwestia

„szczebla rozwoju kultury" w danym kraju wkraczają tutaj z co najmniej tą samą

siłą, co w kontekście dnia roboczego - jeśli nie jeszcze intensywniej. Wcześniej­ sze dyskusje dotyczące klauzul edukacyjnych zawartych w Ustawach fabrycznych dostarczyły nam przykładu interwencji państwowej w politykę reprodukcji klasy

robotniczej, a państwo zawsze było aktywne w obszarach zdrowia publicznego (biorąc pod uwagę, że cholera ma dziwny zwyczaj przekraczania podziałów klasowych)

oraz praw reprodukcyjnych, polityki dotyczącej populacji i tym podobnych. Pro­ blemy tego rodzaju wymagają znacznie bardziej szczegółowych rozważań niż te, których dostarcza nam Marks. Jednakże zgadzamy się w pełni z przedstawionym przez niego ogólnym argumentem. Reprodukcja prosta nie jest kwestią techniczną.

Kluczowym problemem jest w jej ramach reprodukcja samego stosunku klasowego. A więc kapitalistyczny proces produkcji samym swym przebiegiem odtwarza oddzie­ lenie warunków pracy od siły roboczej. Odtwarza i uwiecznia przez to warunki umoż­

liwiające wyzysk robotnika. Zmusza nieustannie robotnika do sprzedawania swej siły roboczej w celu zachowania życia, a kapitaliście nieustannie umożliwia jej kupno w celu

wzbogacenia się. Teraz już nie przypadek stawia na rynku towarowym kapitalistę wobec

robotnika jako nabywcę wobec sprzedawcy. Sam mechanizm procesu wciąż rzuca jed­ nego na rynek towarowy jako sprzedawcę swojej siły roboczej, a własny jego produkt wciąż

przekształca w środek płatniczy drugiego. W istocie rzeczy robotnik należy do kapitału,

zanim się jeszcze sprzedał kapitaliście (688).

W rezultacie zaś, jak podsumowuje Marks: Kapitalistyczny proces produkcji, rozpatrywany jako proces ciągły, czyli jako proces

reprodukcji, produkuje więc nie tylko towar i nie tylko wartość dodatkową; produkuje i reprodukuje sam stosunek kapitałowy, z jednej strony kapitalistę, z drugiej - robotnika

najemnego (689).

Rozdział 22. Przemiana wartości dodatkowej w kapitał

Z wielu różnych powodów, jak za chwilę zobaczymy, idea kapitalistycznego spo­ sobu produkcji w stanie stabilnym, pozbawionego możliwości wzrostu, jest czymś

niewłaściwym, jeśli nie wręcz całkowicie niemożliwym. Rozdział dwudziesty drugi bada to, dlaczego oraz w jaki sposób wartość dodatkowa pozyskana wczoraj prze­ kształcana jest w jutrzejszy nowy kapitał pieniężny. Powstaje z tego „reprodukcja

kapitału w rozszerzającej się skali’,’ zakładająca powiązanie „dodatkowych sił robo­ czych, które klasa robotnicza dostarcza mu rokrocznie w postaci osobników w róż­ nym wieku, z dodatkowymi środkami produkcji” (693). Jednak w tym celu kapitał musi wpierw wytworzyć warunki swojej własnej ekspansji. Żeby akumulować, trzeba część produktu dodatkowego przekształcać w kapitał. Ale nie czyniąc cudów można przekształcać w kapitał tylko takie rzeczy, jakie znajdują zastosowa­ nie w procesie pracy, tzn. środki produkcji, a nadto rzeczy, które utrzymują robotnika przy

życiu, tzn. środki utrzymania. Z tego wynika, że część rocznej pracy dodatkowej należy wy­

datkować na wytworzenie dodatkowych środków produkcji i środków utrzymania (...). Sło­ wem, wartość dodatkową tylko dlatego można przekształcić w kapitał, że produkt dodat­ kowy, którego jest wartością, zawiera już rzeczowe części składowe nowego kapitału (692).

Produkcja towarów luksusowych czy innych bezużytecznych produktów (takich

jak sprzęt wojskowy czy pomniki państwowe lub religijne) nie działa, bez względu

na to, jak zyskowna mogłaby być. Nowe środki utrzymania oraz produkcji muszą być wytworzone i zorganizowane na zapas. Wtedy i tylko wtedy „ruch okrężny reprodukcji prostej zmienia się i przekształca (...) w spiralę” (693). Z innej per­

spektywy, uwzględniającej analizę z poprzedniego rozdziału, można powiedzieć,

że „klasa robotnicza swą tegoroczną pracą dodatkową wytworzyła kapitał, który

302

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

w następnym roku zatrudni dodatkową pracę" „To właśnie nazywa się" - dodaje

Marks z ogromnym pokładem ironii - „z kapitału wytwarzać kapitał” (694). Jednakże w tym procesie pracownik stanowi aktywny podmiot. Marks konty­

nuuje, zakładając, że procesy rynkowe „odpowiadają stale prawu wymiany towarów, kapitalista wciąż kupuje siłę roboczą, robotnik wciąż ją sprzedaje, przypuśćmy nawet,

że według jej rzeczywistej wartości” (695). Podkreślmy raz jeszcze znaczenie tego

rodzaju założeń w Marksowskiej analizie. „Rzuca się w oczy, że oparte na produkcji

towarowej i na cyrkulacji towarów prawo zawłaszczania, czyli prawo własności pry­ watnej, przeistacza się dzięki swej własnej, wewnętrznej, nieuchronnej dialektyce w swe bezpośrednie przeciwieństwo" Odwrócenie zasady Locke'a o łączeniu pracy

z ziemią w celu tworzenia wartości jako prawa własności prywatnej jest tutaj jasne. Wymiana ekwiwalentów, która występowała jako czynność pierwotna, uległa takiemu

spaczeniu, iż pozostaje jedynie pozór wymiany, gdyż, po pierwsze, część kapitału wymie­

niona na siłę roboczą sama jest tylko częścią produktu cudzej pracy, przywłaszczonego sobie bez uiszczenia ekwiwalentu (696).

W konsekwencji „stosunek wymiany między kapitalistą a robotnikiem staje się więc tylko pozorem właściwym procesowi cyrkulacji, czczą formą, która obca jest samej

treści i treść tę jedynie zaciemnia" (696). Wzmacniając jeszcze tego rodzaju stwier­ dzenie, Marks kontynuuje: Formą jest ustawiczne kupowanie i sprzedawanie siły roboczej. Treścią jest to, że kapita­

lista pewną część już uprzedmiotowionej cudzej pracy, którą ustawicznie przywłaszcza

sobie bez uiszczenia ekwiwalentu, wymienia wciąż na większą ilość cudzej pracy żywej.

Pierwotnie zdawało nam się, że prawo własności opiera się na własnej pracy. Musieliśmy przynajmniej trzymać się tego założenia, gdyż tylko równoprawni posiadacze towarów występowali wobec siebie, a przywłaszczyć sobie cudzy towar można było jedynie przez wyzbycie się własnego, ten zaś można było wytworzyć tylko pracą. Obecnie własność

występuje po stronie kapitalisty jako prawo do przywłaszczania sobie cudzej nieopłaco­ nej pracy lub jej produktu, po stronie zaś robotnika - jako niemożność przywłaszczania

sobie swego własnego produktu. Oddzielenie własności od pracy staje się koniecznym następstwem prawa, które pozornie miało za przesłankę ich tożsamość (696).

Marks powrócił tu (raz jeszcze) do pytania o to, jakiego rodzaju ekwiwalentna wy­ miana może wytwarzać nie-ekwiwalent, to jest wartość dodatkową, oraz w jaki

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

303

sposób źródłowe pojęcie praw własności zostaje odwrócone, stając się prawem

do przywłaszczania cudzej pracy. Następnie mamy powtórzenie, w którym po raz ęnty

wykłada nam się teorię wartości dodatkowej (zatem jeśli wciąż nie jesteście pewni, czego ona właściwie dotyczy, przeczytajcie uważnie strony 696-697). Jednak Marks

idzie dalej i zauważa, że to, co można wyprowadzić z punktu widzenia jednostki,

nie okazuje się tym samym z punktu widzenia stosunków klasowych. Co prawda, cała sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy produkcję kapitalistyczną ujmujemy jako wciąż odnawiający się proces i gdy zamiast poszczególnego kapitalisty i poszczególnego

robotnika rozpatrujemy ich ogół, klasę kapitalistów i występującą wobec niej klasę robotniczą.

Ale wtedy zastosowalibyśmy kryterium zupełnie obce produkcji towarowej (699).

Dzieje się tak, ponieważ wolność, równość, własność i Bentham dominują nad ryn­

kiem, sprawiając, że wytwarzanie wartości dodatkowej w procesie pracy staje się

niewidzialne. To samo prawo zachowuje moc zarówno na początku, gdy produkt należy do wytwórcy i gdy ten, wymieniając ekwiwalent na ekwiwalent, może się wzbogacić tylko własną

pracą, jak i w okresie kapitalistycznym, gdy bogactwo społeczne w coraz większym zakre­ sie staje się własnością tych, którzy mają możność wciąż na nowo przywłaszczać sobie cudzą nieopłaconą pracę. Wynik ten staje się nieunikniony od chwili, gdy robotnik sam zaczyna swobodnie sprzedawać swą siłę roboczą jako towar (699-700).

Burżuazyjne wolności i prawa skrywają wyzysk i alienację. „W miarę jak produk­

cja towarowa, zgodnie ze swymi własnymi immanentnymi prawami, rozwija się

w produkcję kapitalistyczną, prawa własności właściwe produkcji towarowej prze­

chodzą w prawa zawłaszczania kapitalistycznego” (700). Zachodzi tu, by odwrócić sformułowanie z przedmowy do Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej, dosto­

sowanie nadbudowy do uzasadnionego i uprawnionego przywłaszczania wartości dodatkowej poprzez odwołanie się do pojęć praw własności prywatnej. Stąd bie-

rze się Marksowskie fundamentalne zastrzeżenie względem jakichkolwiek prób

upowszechniania burżuazyjnych pojęć prawa i sprawiedliwości. Dostarczają one bowiem społecznie niezbędnej prawnej, ideologicznej i instytucjonalnej przykrywki dla wytwarzania kapitału na coraz większą skalę.

Klasyczna ekonomia polityczna, obarczona burżuazyjnymi pojęciami praw,

wytworzyła liczne rodzaje „błędnego pojmowania koncepcji reprodukcji w skali

304

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

rozszerzonej" (jak głosi tytuł drugiej części tego rozdziału). Zaczynając od związku

między akumulacją kapitału a tezauryzacją (oszczędzaniem), pozostała w stanie kompletnej kontuzji. Klasyczni ekonomiści polityczni mieli jednakże „słuszność

wtedy, kiedy jako charakterystyczny moment procesu akumulacji podkreślali to,

że produkt dodatkowy spożywają robotnicy produkcyjni, nie zaś nieprodukcyj­ ni” (701). Jednak biorąc pod uwagę Marksowską definicję „tego, co produkcyjne" oznacza to, że wczorajszy produkt dodatkowy musi zostać umieszczony w procesie

tworzenia większej ilości produktu dodatkowego oraz wartości dodatkowej dzisiaj. Rzeczywiste dynamiki tych procesów są jednak skomplikowane. Klasyczna ekono­ mia polityczna skupiała się wyłącznie na pracy dodatkowej, a zatem na dodatko­

wym kapitale zmiennym (zwiększeniu pieniężnych nakładów na płace), których się domagano. Jednak podobnie jak w przypadku ostatniej godziny Seniora, którą tak

efektownie wyszydził Marks już wcześniej, klasyczna ekonomia polityczna zdawała

się zapominać całkowicie o konieczności dostarczania nowych środków produk­ cji (kapitału stałego) z każdym kolejnym cyklem akumulacji (co pociąga za sobą przekształcenia relacji z przyrodą poprzez wydobywanie surowców). Była to druga

błędna koncepcja, którą Marks sprostował. Prowadzi nas to do kluczowego pytania: gdy kapitaliści dysponują wartością dodatkową, dlaczego nie spędzą milo czasu i nie skonsumują jej w całości? Część

wartości dodatkowej jest rzeczywiście konsumowana przez kapitalistów jako przy­

chód. Klasa kapitalistów konsumuje część nadwyżki, dążąc do zaspokojenia swo­ ich pragnień. Jednak jej część jest reinwestowana jako kapitał. Pojawia się jednak kolejne pytanie: co rządzi relacją między kapitalistyczną konsumpcją przychodów

a reinwestycją wartości dodatkowej jako kapitału? Odpowiedź Marksa jest warta przytoczenia in extenso: Kapitalista o tyle tylko, o ile jest uosobionym kapitałem, ma historyczne znaczenie i ową historyczną rację bytu, która, jak powiada dowcipniś Lichnowsky, nie ma żadnej daty. O tyle tylko przejściowa konieczność jego istnienia zawarta jest w przejściowej koniecz­ ności istnienia kapitalistycznego sposobu produkcji. Lecz właśnie dlatego motywem okre­

ślającym jego działalność nie jest wartość użytkowa i użycie, lecz wartość wymienna i jej pomnażanie (705-706).

Jak zapewnia Marks, kapitaliści są w sposób konieczny zainteresowani akumulowaniem społecznej potęgi w formie pieniężnej, a jednocześnie to ten proces motywuje

ich do dalszego działania.

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

30S

Jako fanatyk pomnażania wartości, zmusza on z całą bezwzględnością ludzkość do pro­ dukcji dla produkcji, a więc do takiego rozwoju społecznych sil wytwórczych i do stwa­

rzania takich materialnych warunków produkcji, jakie właśnie tworzyć mogą realną podstawę wyższej formy społeczeństwa, której podstawową zasadą jest pełny i swobodny

rozwój każdego osobnika. Kapitalista budzi respekt tylko o tyle, o ile jest uosobieniem

kapitału. Jako kapitalistę łączy go z ciułaczem skarbu bezwzględna żądza bogacenia się. Ale to, co u tego ostatniego jest manią indywidualną, jest u pierwszego działaniem

mechanizmu społecznego, w którym on sam jest tylko jednym z kółek. Poza tym rozwój

produkcji kapitalistycznej czyni koniecznym ciągły wzrost kapitału włożonego w przed­ siębiorstwo przemysłowe, a konkurencja narzuca każdemu poszczególnemu kapitali­ ście immanentne prawa kapitalistycznego sposobu produkcji jako prawa zewnętrznego

przymusu. Konkurencja zmusza kapitalistę do ciągłego powiększania swego kapitału,

by mógł on ten kapitał zachować, a powiększać go może on jedynie za pomocą postępu­ jącej akumulacji (706).

Według Marksa również kapitalista nie posiada rzeczywistej wolności. Biedny kapi­

talista jest zaledwie trybikiem w maszynie, który ciągle musi reinwestować, ponie­ waż skłaniają go do tego przymusowe prawa konkurencji. Gdy kapitał zostaje

spersonifikowany w postaci kapitalisty, jego psychika koncentruje się na zwięk­

szaniu wartości wymiennej, na akumulacji społecznej potęgi w bezkresnej formie pieniężnej, w ramach której akumulacja pieniądza staje się fetyszem, skupiającym

jego najgłębsze pragnienia. Tutaj tkwi podobieństwo między chciwcem a kapita­

listą. Obaj pożądają społecznej potęgi, jednakże społeczna potęga kapitalistów pochodzi z nieustannego zwiększania ich bogactwa poprzez realizowanie go w sfe­

rze cyrkulacji, podczas gdy skąpiec próbuje zachować je przez niewykorzystywanie

go. Co więcej, jeśli pojedynczy kapitalista wykaże jakąkolwiek oznakę oddalania się od swojej centralnej misji, wówczas nieznośne, przymusowe prawa konkurencji

(raz jeszcze wywód ześlizguje się w argumentację dotyczącą centralnej roli systemu

policyjnego) przywracają go do pionu.

Skonfrontowani z tą rzeczywistością burżuazyjni apologeci kreują szlachetną

fikcję. Kapitaliści, jak powiadają, tworzą kapitał i angażują się w swoją szlachetną misję stworzenia „wyższej formy społeczeństwa" o której nawet Marks przyzna­

wał, że może być wytworem ich starań... poprzez abstynencję! Muszę powiedzieć,

że żyjąc w Nowym Jorku, rzadko miałem okazję zaobserwować klasę kapitalistów, która by się od czegoś zbytnio powstrzymywała. Jednak Marks sugeruje, że kapita­

liści mierzą się z iście faustowskim dylematem. Przytacza nawet w tym kontekście

306

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Fausta: „Ach, dwie dusze goszczą w jego piersi i jedna chce się oderwać od drugiej!" (708). Zmuszeni są bowiem przez przymusowe prawa konkurencji do akumulowa-

nia oraz reinwestowania z jednej strony, z drugiej zaś prześladuje ich pragnienie konsumpcji. Wymuszone ograniczenie dotyczące tej ostatniej zostaje przekształ­ cone w ideologię dobrowolnej burżuazyjnej cnoty. Zysk można w ten sposób inter­ pretować niemalże jako zwrot z tej cnoty! Reinwestycja, jak głosi ta opowieść, jest cnotą (na przykład tworzy miejsca pracy), a zatem zasługuje na to, by ją podzi­

wiać i wynagradzać. Wszystkie te obniżki podatków dla niezwykle bogatych, które

ustanowił George W. Bush w trakcie swojej prezydentury, skonstruowane zostały jako wynagrodzenie dla prawych inwestorów, których wstrzemięźliwość rzekomo odegrała kluczową rolę w tworzeniu miejsc pracy i wzroście gospodarczym. Nie­

mniej fakt, że bogaci szybko wykształcili zwyczaj urządzania przyjęć za dziesięć milionów dolarów z okazji ukończenia studiów przez swoje pociechy czy urodzin

swoich żon-trofeów, z trudem daje się uzgodnić z tą teorią. Marks raz jeszcze jed­ nak, pod silnym wpływem historii manchesterskiego kapitalizmu, sugeruje, że walka

między tymi „dwiema duszami" mieszkającymi w piersi kapitalisty przeszła stop­ niową ewolucję. W fazach początkowych kapitaliści w istocie zmuszeni byli do prak­ tykowania ograniczonej konsumpcji (stąd właśnie znaczenie ideologii kwakrów

pośród niektórych z wczesnych angielskich kapitalistów). Jednakże gdy ruszyła

spirala akumulacji na coraz większą skalę, poluzowano również ograniczenia kon­

sumpcji. W Manchesterze „ostatnie trzydziestolecie wieku XVIII «jest okresem wiel­

kiego zbytku i rozrzutności, czemu sprzyjał rozwój przemysłu»" - raportuje Marks, przytaczając na potwierdzenie świadectwo z 1795 roku (709). W takich warunkach „produkcja i reprodukcja w skali rozszerzonej odbywają się (...) bez pośrednictwa

owego świętego cudotwórcy, owego rycerza o smętnym obliczu, «wstrzemięźliwego»

kapitalisty" (712). Pchani przymusowymi prawami konkurencji oraz pragnieniem zwiększania

swojej społecznej potęgi w bezgranicznej formie pieniężnej, kapitaliści reinwe-

stują, ponieważ ostatecznie jest to jedyny sposób, w który mogą pozostać w obiegu

oraz utrzymać swoją pozycję klasową. Prowadzi to Marksa do głównego wniosku dotyćzącego istoty kapitalistycznego sposobu produkcji. Akumulujcie, akumulujcie! Tak głosi Mojżesz i prorocy! A więc oszczędzajcie, oszczę­

dzajcie, tzn. obracajcie z powrotem w kapitał jak największą część wartości dodatkowej,

czyli produktu dodatkowego! Akumulacja dla akumulacji, produkcja dla produkcji - w tej formule klasyczna ekonomia wyraziła dziejowe posłannictwo okresu burżuazyjnego.

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

307

Ani na chwilę nie łudziła się co do bólów porodowych bogactwa, ale cóż pomoże lament wobec konieczności dziejowej? Jeżeli dla klasycznej ekonomii proletariusz jest tylko pta­

szyną do wytwarzania wartości dodatkowej, to kapitalista również jest dla niej tylko

maszyną do przekształcania tej wartości dodatkowej w dodatkowy kapitał (710).

Oznacza to po prostu, że kapitalizm zawsze polega na wzroście. Nie może być cze­ goś takiego, jak kapitalistyczny porządek społeczny, który nie opiera się na wzroście

i akumulacji na coraz większą i stale rosnącą skalę. „Akumulacja dla akumulacji, produkcja dla produkcji” Przeczytajcie tylko codzienne doniesienia prasowe o sta­

nie gospodarki, o czym my właściwie nieustannie mówimy? Wzrost! Gdzie on się

odbywa? W jaki sposób zamierzamy wzrastać? Powolny wzrost oznacza recesję, ujemny wzrost oznacza załamanie. Jedno- czy dwuprocentowy wzrost (łączny) to

za mało, potrzebujemy co najmniej trzech procent, a gdy tylko osiągniemy cztery procent, wówczas gospodarka uznana zostanie za „zdrową" Spójrzcie na Chiny z ich

trwałymi, dziesięcioprocentowymi wskaźnikami corocznego wzrostu: oto właśnie prawdziwa historia sukcesu naszych czasów. Zwłaszcza gdy porównamy ją z Japo­

nią, która po dekadach kosmicznego wzrostu wpadła do szpitala globalnego kapi­ talizmu razem ze swoim zerowym wzrostem, zastygłym w bezruchu przez całe lata

dziewięćdziesiąte XX wieku. Z tym imperatywem związane jest fetyszystyczne przekonanie, czy wręcz cala

ideologia skoncentrowana na cnocie wzrostu. Wzrost jest nieuchronny, wzrost jest dobry. Nie wzrastać oznacza znajdować się w kryzysie. Jednakże nieskończony

wzrost oznacza produkcję dla produkcji, jak również konsumpcję dla konsump­

cji. Wszystko, co staje na drodze wzrostu, jest złe. Ograniczenia i granice wzrostu muszą zniknąć. Problemy środowiska? Co za pech! Stosunek do przyrody musi ulec przekształceniu. Problemy społeczne i polityczne? Co za szkoda! Należy poddać represji krytyków, a wichrzycieli wrzucić do więzienia. Przeszkody geopolityczne?

Złammy je przemocą, jeśli będzie trzeba. Wszystko musi tańczyć do muzyki granej przez frazę „akumulacja dla akumulacji, produkcja dla produkcji”

Dla Marksa jest to jedna z istotowych cech kapitalizmu. Z pewnością dochodzi on do tego wniosku w oparciu o swoje założenia. Jednakże założenia te zgodne są

ze zinternalizowaną w klasycznej ekonomii politycznej wizją „akumulacji dla aku­ mulacji" jako „historycznej misji” burżuazji. Wyznacza ona bardzo istotną i potężną zasadę regulacyjną. Czy historia kapitalizmu opiera się na zwiększającej się stale stopie wzrostu? Tak. Czy kapitalistyczne kryzysy zostały zdefiniowane jako brak

wzrostu? Tak. Czy ustawodawcy w całym świecie kapitalistycznym są opętani ideą

308

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

stymulowania i podtrzymywania wzrostu? Tak. Czy dostrzegacie kogokolwiek, kto

by rzeczywiście kwestionował zasadę wzrostu, czy, co więcej, robił coś w celu jej podważenia? Nie. Podważanie zasady wzrostu jest czymś nieodpowiedzialnym

i nie do pomyślenia. Jedynie dziwacy, ludzie niedopasowani do społeczeństwa czy dziwni utopiści myślą, że bezgraniczny wzrost, bez oglądania się na jego kon­

sekwencje środowiskowe, gospodarcze, społeczne czy polityczne, może być zły.

Wprawdzie musimy sobie jakoś radzić z problemami wynikającymi ze wzrostu, takimi jak globalne ocieplenie czy zniszczenie środowiska, jednakże rzadko się

mówi, że ich rozwiązaniem jest całkowite zaprzestanie wzrostu (nawet jeśli mamy

dowody na to, że recesje poluzowują presję wywieraną na środowisko). Nie, musimy

znaleźć nowe technologie, nowe ramy pojęciowe, nowe sposoby życia i wytwarza­ nia, tak by wzrost, bezgranicznie zwiększająca się akumulacja kapitału mogła trwać.

Wzrost nie był zasadą regulującą funkcjonowanie na gruncie innych sposobów

produkcji. Wprawdzie imperia się rozrastały, a porządki społeczne rozszerzały się epizodycznie, jednak w końcu równie często ulegały ustabilizowaniu, a w niektó­ rych przypadkach wpadały w stagnację czy wręcz znikały. Jedna z poważnych kry­

tyk pod adresem rzeczywiście istniejących komunizmów, na przykład tych w byłym Związku Radzieckim czy na Kubie, dotyczy tego, że nie rosły one w wystarczającym

tempie, aby dotrzymać kroku niezwykłemu konsumpcjonizmowi i wydajności wzro­ stu na Zachodzie, zogniskowanych głównie w USA. Nie mówię tego w tym momencie

ku chwale ZSRR, ale wyłącznie by wskazać, jak bardzo zautomatyzowały się nasze

odpowiedzi dotyczące braku wzrostu - stagnacja jest dla nas często czymś niewyba­

czalnym. Dziś mamy zatem wystarczająca ilość SUV-ów, Coca-Coli czy butelkowanej wody, by zaspokoić akumulację dla akumulacji ze wszystkimi jej katastrofalnymi konsekwencjami (takimi jak epidemie cukrzycy, które przypadkiem wciąż są czymś

niezwykle rzadkim na Kubie, gdy porównamy ją z USA). Nasuwa się tu myśl, że nie­ skończone trzyprocentowe zwiększanie się stopy wzrostu, które charakteryzowało

kapitalizm od połowy osiemnastego stulecia, może być czymś wyjątkowo trudnym do utrzymania. Gdy kapitalizm tworzony był przez strefy gospodarcze o rozmiarach

około czterdziestu mil kwadratowych wokół Manchesteru oraz kilku innych mniej­

szych lokalizacji, trzyprocentowe zwiększanie się stopy wzrostu było inną sprawą,

natomiast dziś obejmuje on swoim zasięgiem Europę, Amerykę Północną i Połu­ dniową, a przede wszystkim Azję Wschodnią, z coraz silniejszym zakorzenieniem w Indiach, Indonezji, Rosji i Republice Południowej Afryki. Gdy weźmiemy za punkt

wyjścia taką podstawę, konsekwencje trzyprocentowego zwiększania się stopy wzro­ stu w ciągu kolejnych pięćdziesięciu lat wydają się niewyobrażalne. Jednocześnie

Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej

309

sprawia to, że Marksowska sugestia z Zarysu krytyki ekonomii politycznej, mówiąca, iż nastał czas na to, by kapitalizm zniknął i zrobił miejsce dla jakiegoś bardziej

wrażliwego sposobu produkcji, stała się dziś czymś łatwiejszym do wyobrażenia, jeśli nie wręcz absolutnie koniecznym imperatywem.

Jak się okazało, istnieją różne sposoby na pozyskiwanie wartości dodatkowej bez wytwarzania czegokolwiek. Redukowanie wartości siły roboczej przez redu­

kowanie standardu życia otwiera jedną ze ścieżek. W istocie, przytaczając Johna Stuarta Milla, Marks pisze, że „gdyby można było mieć pracę nie kupując jej, płace

robocze byłyby zbyteczne" (715). Jednak wówczas, Gdyby robotnicy mogli żyć powietrzem, to by ich także nie można było kupić za żadną

cenę. Darmowa praca robotników jest więc granicą w sensie matematycznym, granicą, której nie można osiągnąć, lecz do której można się wciąż zbliżać. Stałą tendencją kapi­

tału jest właśnie spychanie plac do tego zerowego poziomu (715-716).

Marks dostrzega kilka sposobów osiągnięcia tego poziomu, jak choćby dostarcza­

nie robotnikom przepisów kulinarnych, tak aby mogli się taniej wykarmić. Tego rodzaju praktyka stała się z biegiem czasu częścią działań na przykład Russell Sagę

Foundation czy pracowników opieki społecznej, którzy starali się kształcić innych robotników w zakresie odpowiednich sposobów konsumpcji. Wyraźnie widać jed­

nak, że pójście tą drogą tworzy problem efektywnego popytu, którego Marks tutaj

nie rozważa, ponieważ wykluczył go, zakładając, że wszystkie towary sprzedawane są za ich wartość. Oszczędzanie na kapitale stałym (w tym oszczędzanie na usuwa­ niu odpadów) może również okazać się pomocne, ponieważ kapitaliści nieustan­

nie poszukują „bezpłatnych darów przyrody" (720). „Człowiek i przyroda, pierwsi

twórcy produktu, a więc twórcy materialnych elementów kapitału, działają tu zgod­ nie, jak w pierwszym dniu produkcji. Dzięki elastyczności siły roboczej dziedzina

akumulacji rozszerzyła się tu bez uprzedniego powiększenia kapitału stałego" (720). Zmienianie wydajności pracy społecznej innymi środkami (przez motywowanie

czy organizację) jest również darmowe, a wykorzystywanie starych maszyn, gdy upłynie już okres ich świetności, pomaga, podobnie jak wykorzystywanie aktywów z przeszłości (na przykład otoczenia zabudowanego) dla nowych celów. Wreszcie „wiedza i technika stwarzają ekspansywną moc funkcjonującego kapitału, nieza­

leżną od danej wielkości tego kapitału” (723). Można rozszerzyć skalę akumulacji przy wykorzystaniu wszystkich tych sposobów bez uciekania się do kapitalizacji

wartości dodatkowej.

310

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Podsumowując powyższe wywody, Marks na początku części piątej stwierdza: Okazało się w przebiegu niniejszych wywodów, że kapitał nie jest wielkością stałą, lecz elastyczną częścią bogactwa społecznego, zmieniającą się nieustannie w zależności od podziału wartości dodatkowej na dochód i na kapitał dodatkowy. Widzieliśmy dalej,

że nawet przy danej wielkości funkcjonującego kapitału wcielona doń siła robocza,

nauka i ziemia (a przez ziemię rozumiemy w sensie ekonomicznym wszelkie przed­ mioty pracy, których przyroda nam dostarcza bez współudziału człowieka) stanowią

jego elastyczne siły, które udostępniają mu, w obrębie określonych granic, pole dzia­ łania niezależne od jego własnej wielkości. Pominęliśmy przy tym wszelkie stosunki

procesu cyrkulacji (Marks przypomina nam o swoich pierwotnych założeniach doty­

czących rynku - DH), za których sprawą siła działania tej samej ilości kapitału może być bardzo różna. (...) przeto pominęliśmy również wszelką bardziej racjonalną kom­

binację, którą można bezpośrednio i planowo urzeczywistnić za pomocą istniejących środków produkcji i sił roboczych (726-727).

Raz jeszcze Marks podkreśla tę niezwykłą elastyczność i zwrotność kapitału. Eko­ nomia klasyczna natomiast „zawsze była skłonna ujmować kapitał społeczny jako

stałą wielkość o stałej sile działania" Ten biedny Jeremy Bentham, „owa mdła, pedan­ tyczna i gadatliwa wyrocznia pospolitego rozsądku mieszczańskiego XIX wieku" po­

siadał szczególnie nieruchomą wizję tego, jak kapitalizm tworzy fundusz płac (727).

Kapitał nie jest wielkością stałą!!! Pamiętajcie o tym zawsze i doceniajcie to,

że w całym tym systemie mamy do czynienia z olbrzymim stopniem elastyczności

i płynności. Lewicowa opozycja wobec kapitalizmu zbyt często nie doceniała tego aspektu. Jeśli kapitaliści nie są w stanie akumulować w dany sposób, wówczas zro­

bią to w inny. Jeśli nie mogą wykorzystać dla swojej korzyści nauki i technologii, będą rabować przyrodę czy zalecać klasie robotniczej przepisy kulinarne. Istnieje niezliczona liczba dostępnych kapitalistom strategii i jak do tej pory pokazali, że potrafią z nich korzystać w sposób wyszukany. Kapitalizm może być potworny, ale nie jest z pewnością potworem nieruchomym. Ruchy protestu na własne ryzyko ignorują jego zdolność do adaptacji, elastyczności czy płynności. Kapitał nie jest

rzeczą, lecz procesem. Znajduje się w nieustannym ruchu, nawet jeśli uwewnętrznia

regulacyjną zasadę „akumulacji dla akumulacji, produkcji dla produkcji”

Rozdział X • Akumulacja kapitalistyczna

Rozdział 23. Ogólne prawo akumulacji kapitalistycznej

W rozdziale dwudziestym trzecim Marks dokonuje operacjonalizacji ogólnego

modelu kapitalistycznej dynamiki, bazując wciąż na założeniach poczynionych na początku działu siódmego, głoszących, że akumulacja zachodzi w swój normalny

sposób (nigdy nie napotykamy na rynku żadnych problemów, a wszystko sprzeda­ wane jest za swoją wartość, oprócz siły roboczej - wyjątek poczyniony w tym roz­

dziale); system jest zamknięty (nie zachodzi żaden handel z zewnętrzem); wartość

dodatkowa wytwarzana jest poprzez wyzysk siły roboczej w produkcji, a podział wartości dodatkowej między procent, zysk z kapitału handlowego, rentę i podatki

nie wywiera żadnego wpływu na dynamikę akumulacji. W tym uproszczonym mo­ delu procesu akumulacji wszystko jest wysoce uzależnione od powyższych założeń.

Gdy w pewnym momencie, jak ma to miejsce na przykład w tomie II, nastąpi ich

porzucenie, wyniki będą wyglądać zupełnie inaczej.

Komentarz dotyczący wartościowego składu kapitału

W interesującym nas tutaj rozdziale Marks skupia się na jednym istotnym problemie.

Chce przeanalizować konsekwencje akumulacji kapitału dla losów klasy robotniczej. Z tego powodu pozwala wynagrodzeniu za silę roboczą wahać się powyżej i poniżej jej

wartości. By ułatwić sobie to zadanie, tworzy aparat pojęciowy do opisu tego, co określa

mianem „składu kapitału” (731). Wykorzystuje w tym celu trzy kategorie: skład tech­ niczny, skład organiczny oraz skład wartościowy. Mam wrażenie, że powyższe katego­

rie zostały wprowadzone do argumentacji dość późno, po części by dać wyraz pracy podejmowanej przez niego w tomie III, w partiach dotyczących sprzeczności i kry­

zysów. W związku z tym kategorie te nie odgrywają zbyt wielkiej roli w interesującym

314

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

nas rozdziale i możliwe jest zrozumienie Marksowskiego wywodu bez odniesienia do nich. Jeśli zawarta tu dyskusja wyda wam się nazbyt zawiła i ezoteryczna (a jest taka w istocie), wówczas przejdźcie bezpośrednio do kolejnej części. Jednak ponieważ powyższe kategorie odgrywają kluczową rolę w tomie III i stały się, w szerokim

sensie, przedmiotem poważnych sporów i kontrowersji na gruncie teorii Marksa, myślę, że należy przestudiować je tutaj uważnie.

Kategoria „technicznego składu" opisuje po prostu fizyczną zdolność robot­ nika do przekształcania określonej ilości wartości użytkowych w towary w danym okresie. Jest miarą fizycznej wydajności. Odnosi się do liczby skarpet, ton stali,

bochenków chleba, litrów soku pomarańczowego czy butelek piwa wytwarzanych przez robotnika w ciągu danej godziny. Nowe technologie przekształcają te fizyczne stosunki w taki sposób, że na przykład liczba skarpet wytworzonych przez godzinę

przez robotnika zwiększa się z dziesięciu do dwudziestu. Pojęcie technicznego składu jest zrozumiałe i pozbawione wieloznaczności. Problemy narastają, gdy pró­ bujemy odróżnić od siebie skład organiczny i wartościowy, ponieważ oba pojęcia

określają pewne stosunki wartości. Skład wartościowy jest stosunkiem wartości

środków produkcji, skonsumowanych w produkcji, względem wartości awanso­ wanego kapitału zmiennego. Przedstawiamy go schematycznie w postaci c/v, ilość kapitału stałego podzielona przez kapitał zmienny. Organiczny skład, również mie­

rzony poprzez stosunek wartości c/v, określony jest przez zmianę w składzie warto­

ściowym, która powstaje ze względu na fizyczne zmiany w wydajności.

Skąd więc różnica? Ponieważ mogą zajść inne zmiany w składzie wartościo­ wym niż te powiązane wyłącznie z fizycznymi zmianami wydajności. Zmiany o cha­

rakterze nietechnologicznym zostały wymienione pod koniec poprzedniego roz­ działu, w związku z czym moja interpretacja jest bardziej niż tylko prawdopodobna.

Zauważcie jednak, że te zmiany, podobnie jak dary natury, ekonomizacja śmieci czy obniżanie fizycznych standardów warunków życia robotników, mogą mieć

wpływ na wartość wyłożonych kapitałów, zarówno stałego, jak i zmiennego. Dokład­

nie tak, jak stosunek c/v może w wyniku tego zarówno wzrastać, jak i spadać. Można wyprowadzić jeszcze jedną interpretację, zgodnie z moją wiedzą nieroz-

wijaną przez samego Marks. Uważam, że da się ją jednak wywnioskować z tego,

co napisał. Wychodzi ona od tego, w jakim konkretnie obszarze zachodzą zmiany w fizycznej wydajności. Jeśli zmiany w fizycznej wydajności sporządzania skarpet

powstają wskutek zastosowania nowych maszyn, wówczas zazwyczaj stosunek c/v

(nazwijmy go organicznym składem kapitału) w mojej firmie zwiększa się ze względu

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

315

na podjęte przeze mnie działania. Stosunek ten będzie jednak równie dobrze zmie­ niał się bez względu na jakiekolwiek moje działania. Wartość stałego i zmiennego kapitału, którą zakupuję (po ich wartości, przyjmując Marksowskie założenie), jest

bowiem ustalona przez zmieniającą się fizyczną wydajność w gałęziach przemysłu wytwarzających artykuły konsumpcji robotniczej, wpływające na ustalanie warto­

ści siły roboczej, jak również w innych gałęziach przemysłu, wytwarzających zaku­ pywane przeze mnie środki produkcji (nakłady na kapitał stały). W tym przypad­

ku stosunek c/v (nazwijmy go teraz składem wartościowym kapitału) będzie rósł lub spadał w zależności od względnego tempa zmian w fizycznej wydajności tych

dwóch różnych sektorów gospodarki (nawet jeśli fizyczna wydajność w obrębie

mojej firmy nie będzie się zmieniała). Ta interpretacja skupia się na różnicy między tym, co jest możliwe do wykonania przez pojedynczego kapitalistę w odniesieniu do stosunku c/v, oraz tym, co dzieje się ze stosunkiem c/v na rynku i poza kon­

trolą pojedynczego kapitalisty. Trudno utrzymać taką interpretację w tym miej­ scu, biorąc pod uwagę, że Marks w niniejszym rozdziale pracuje na zagregowanym poziomie stosunków między klasami kapitalistów i robotników. Niemniej jest ona

przekonująca, jeśli weźmiemy pod uwagę teorię względnej wartości dodatkowej, podkreślającą, że to pościg za ulotną formą wartości dodatkowej względnej indywi­ dualnego kapitalisty, działającego pod wpływem przymusowych praw konkurencji,

rzeczywiście napędza dynamikę technologiczną, odpowiedzialną za wytwarzanie

wartości dodatkowej względnej tego zagregowanego typu.

To wszystko ma tak istotne znaczenie ze względu na fakt, że w tomie III Kapi­

tału Marks podejmuje kwestię tego, dlaczego tendencja spadkowa stopy zysku może w ogóle zachodzić. Ricardo wyjaśnił to zjawisko w kategoriach malthusiań-

skich, wskazując, że w ostateczności spadające zwroty z ziemi doprowadziłyby do takiego wzrostu cen surowców naturalnych, że zyski musiałyby spaść do zera.

Innymi słowy, problem tkwił w stosunku do przyrody (w innym miejscu Marks żar­

tował, że gdy Ricardo musiał się zmierzyć z problemem spadającej stopy zysku „z ekonomii uciekł on do chemii organicznej"1). Marks oddalił to roszczenie, twier­

dząc, że wewnętrzna dynamika zmiany technologicznej na gruncie kapitalizmu, to znaczy pogoń za względną wartością dodatkową, podnosząca organiczny (warto­

ściowy?) skład kapitału, c/v, w dłuższej perspektywie czasowej prowadzi do spa­ dającej stopy zysku (s/[c + v]) na gruncie założenia o ograniczeniu nałożonymi

i K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 614.

316

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

na stopę wyzysku (s/v). Mówiąc inaczej, innowacje mające na celu oszczędność

pracy usuwają aktywnego wytwórcę wartości z procesu pracy, a w ten sposób

utrudniają (jeśli wszystko inne pozostaje niezmienione) wytwarzanie wartości dodatkowej. Zastosowany w tym miejscu argument jest całkiem zmyślny i posiada niewątpliwą zaletę związaną ze słusznym w moim przekonaniu ulokowaniem dyna­ miki formowania się kryzysów wewnątrz ramy kapitalistycznych stosunków spo­

łecznych oraz rozwoju właściwych im sił wytwórczych. Niestety przeprowadzana tu argumentacja jest niekompletna i problematyczna, ponieważ, zważywszy na drugi element argumentu rozwiniętego powyżej, nie istnieje wyraźny powód, dla którego

stosunek c/v powinien wzrastać w sposób sugerowany przez Marksa. W tym rozdziale Marks szczerze stara się nas przekonać do prawa rosnącego wartościowego składu kapitału. Zaczyna od wskazania, że z punktu widzenia całej

klasy kapitalistów w zmieniającym się wartościowym składzie kapitału, w odniesie­ niu do produkcji możemy wyróżnić zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie aspekty.

Mówimy w tym miejscu nie tylko o maszynach i fabrykach, ale również o torach kole­ jowych, drogach oraz wszelkiej maści fizycznej infrastrukturze (środowisku zabudo­ wanym), dostarczających niezbędnych warunków dla rozwijania się kapitalistycz­ nej produkcji i realizacji. Jeśli zaś te warunki mają zostać spełnione, musi nastąpić niesamowity wzrost w stosunku całkowitego zapasu kapitału stałego (czy w coraz

większym stopniu trwałego) do liczby zatrudnionych robotników. (Marks nie odno­ tował tu argumentu, który sformułował w innym miejscu: jeśli przeszłe inwesty­

cje, powiedzmy, w środowisko zabudowane zostały już zamortyzowane, wówczas

funkcjonują jako „dary" - w sposób zbliżony do darów natury - na rzecz rozwijania

produkcji kapitalistycznej. Będzie się tak działo, chyba że nieznośna klasa właści­ cieli nieruchomości wejdzie w drogę kapitaliście przemysłowemu i zacznie wydo­ bywać z nich rentę.) Ruch od względnie prostej produkcji rzemieślniczej do bardziej

złożonych i zintegrowanych procesów produkcji sam w sobie zawiera historyczną tendencję do wzrastania stosunku c/v z biegiem czasu. Prowadzi to Marksa do przy­ znania, że prawo postępującego wzrostu stałej części kapitału w stosunku do części zmiennej

potwierdza na każdym kroku (jak to już zostało wykazane wyżej) porównawcza analiza

cen towarów, przy czym możemy równie dobrze zestawiać różne epoki ekonomiczne w dziejach jednego narodu, jak różne narody w tej samej epoce. Względna wielkość elementu ceny, który reprezentuje tylko wartość zużytych środków produkcji, czyli stałą

część kapitału, pozostaje w prostym stosunku do postępów akumulacji, względna zaś

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

317

wielkość elementu ceny, który reprezentuje zapłatę za pracę, czyli zmienną część kapi­

tału, pozostaje na ogół w stosunku odwrotnym do postępów akumulacji (744).

Istnieje, jak Marks w otwarty sposób sugeruje w tym miejscu, „prawo" rosnącego

z biegiem czasu wartościowego składu kapitału i jest to prawo, które odgrywa klu­ czową rolę w teorii spadającej stopy zysku ujętej w tomie III. Jednakże Marks nie

dopuszcza tego, że w zależności od zmiany technologicznej może zachodzić spadek

w wartości (w odróżnieniu od fizycznej obecności) kapitału stałego. W istocie suge­ ruje, że powód tego, iż stopa c/v nie wzrosła bardziej, niż wzrosła w rzeczywistości, jest prosty. „Przyczyna tkwi po prostu w tym, że ze wzrostem wydajności pracy nie

tylko wzrasta ilość zużywanych przez nią środków produkcji, lecz zmniejsza się ich wartość w porównaniu z ich ilością” (744). Rezultatem rosnącej wydajności w pro­ dukcji środków produkcji jest to, że Wartość ich podnosi się (...) absolutnie, ale nie proporcjonalnie do ich ilości. Wzrost

różnicy między ilością kapitału stałego a ilością kapitału zmiennego jest daleko słabszy niż wzrost różnicy między ilością środków produkcji, na które wymienia się kapitał stały, a ilością siły roboczej, na którą wymienia się kapitał zmienny (744).

Rzekome „prawo" rosnącego wartościowego składu kapitału poddane zostaje mody­ fikacji, jednak nie w sposób, który zakwestionowałby jego fundamentalny kieru­ nek działania. Akumulacja kapitału oraz pogoń za względną wartością dodatkową

„w złożonym stosunku wzajemnie udzielanych sobie bodźców, powodują zmianę w technicznym składzie kapitału, w wyniku której jego zmienna część składowa

staje się coraz mniejsza w porównaniu z częścią stałą” (746). By wzmocnić swój wywód, Marks potrzebuje jednak rozłożyć gospodarkę

na konkretne sektory wytwarzające odpowiednio artykuły konsumpcji robotniczej oraz środki produkcji, a następnie przebadać względne stopy zmiany w fizycznej wydajności w obu sektorach. Robi to pod koniec tomu II (napisanej po szkicach do tomu III), jednak jego główną troską jest przebadanie problemu tego, w jaki

sposób rynek może utrzymywać równowagę między tymi dwoma sektorami (jeśli

w ogóle jest to możliwe). Odchodzi zatem od założenia technologicznego dynami­ zmu, które jest fundamentalne dla analizy z tomu I oraz bardzo ważne dla analizy

spadających zysków w tomie III. Pojęcie składu wartościowego nie jest jednak w tym miejscu wspominane. Marks dopuszcza wszakże możliwość kryzysów nieproporcjonalności (zbyt dużej ilości artykułów konsumpcji robotniczej w stosunku

318

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

do środków produkcji i na odwrót), a nawet możliwość ogólnych kryzysów pod-

konsumpcji (braku efektywnego popytu), jednak nie robi nic w celu naświetlenia

problemu spadających stóp zysku spowodowanych zmianami technologicznymi. Ale późniejsze prace teoretyczne pokazały, że istnieje wzorzec zmiany technologicz­

nej między tymi dwoma sektorami (artykułami konsumpcji robotniczej i środkami

produkcji), który może utrzymywać stosunek c/v w nieprzerwanym trwaniu, jed­ nak nie istnieje żaden mechanizm sprawiający, że tego rodzaju rezultat na pewno

zostanie osiągnięty. Stąd właśnie znaczne prawdopodobieństwo częstych kryzysów

nieproporcjonalności i sporadycznych kryzysów powszechnych, wynikających z nie­ stabilności wywoływanej wskutek zmian technologicznych.

Nie możemy jednak tak po prostu rozwiązać tutaj wszystkich tych problemów. Moim zdaniem (z którym wiele osób się nie zgodzi) Marksowska intuicja doty­

cząca tego, że wzorce zmiany technologicznej mają moc destabilizowania systemu do tego stopnia, że wywołują kryzysy, jest poprawna, choć jego wyjaśnienie doty­ czące wzrastania wartościowego składu kapitału oraz obniżania się zysków - już

niekoniecznie. Główna linia argumentacji rozwinięta w tym rozdziale daje się

jednak na szczęście zrozumieć bez zastosowania pojęcia wartościowego składu

kapitału.

Pierwszy model akumulacji kapitału

Jeśli kapitalista bierze część wartości dodatkowej, którą przywłaszczył wczoraj, i inwe­ stuje ją dzisiaj w zwiększoną aktywność wytwórczą, wówczas wymagane jest zwięk­ szenie ilości siły roboczej (chwilowo zakładamy tu, że w międzyczasie nie zachodzi żadna zmiana technologiczna). W związku z tym pierwszym oczywistym efektem

akumulacji kapitału dokonującej się w tych warunkach jest zwiększony popyt na siłę roboczą. „Akumulacja kapitału jest więc pomnażaniem proletariatu” (733). Skąd jednak mają się brać pracownicy oraz jakie są konsekwencje tego rosnącego popytu

na ich usługi? W pewnym momencie rosnący popyt będzie prowadził do podnie­

sienia płac roboczych. „Spirala" akumulacji zakłada zatem, że generuje się więcej kapitału, zatrudniona jest większa liczba pracowników, a do pewnego stopnia wzra­

stają również płace robocze. W ten sposób siła robocza jest albo sprzedawana powyżej swojej wartości (stanowi to wyjątek wobec założenia głoszącego, że wszy­ stkie towary sprzedawane są za swoją wartość), lub też wartość siły roboczej roś­

nie wraz z tym, jak robotnicy korzystają z wyższych standardów życia. Oznacza to

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

319

jednak wyłącznie, że „długość i ciężar złotego łańcucha, który robotnik najemny

sam sobie już wykuł, umożliwia rozluźnienie łańcucha" (738). lej zwiększenie oznacza w najlepszym razie tylko ilościowe zmniejszenie pracy nieopła­

conej, którą robotnik musi dostarczyć. Nigdy jednak owo zmniejszenie nie może dojść do punktu, w którym zagroziłoby samemu systemowi. Jeżeli pominiemy przy tym gwał­

towne konflikty o poziom płacy roboczej (...), to spowodowany przez akumulację kapi­ tału wzrost ceny pracy dopuszcza następującą alternatywę. Albo cena pracy w dalszym

ciągu wzrasta, gdyż wzrost jej nie hamuje postępu akumulacji (738-739)

- oznacza to, że kapitaliści mogą pozwolić sobie na pewne podniesienie ceny pracy,

ponieważ gdy zatrudniają większą liczbę robotników, ilość kapitału, którą mogą

przywłaszczyć, nieustannie rośnie. Pamiętajmy, że kapitaliści są przede wszystkim zainteresowani ilością zysku, a ta ilość uzależniona jest, jak widzieliśmy w rozdziale piętnastym, od liczby zatrudnionych robotników, stopy wyzysku i intensywności.

W obliczu zmniejszającej się stopy wyzysku zwiększająca się liczba robotników

może zwiększyć w istotny sposób ilość kapitału osiąganego przez kapitalistę. W tym

scenariuszu nie istnieje zatem konflikt między rosnącymi płacami a akumulacją kapitału. „Druga strona tej alternatywy" wygląda tak, że akumulacja słabnie wskutek zwyżki ceny pracy, gdyż bodziec, jakim jest zysk, zostaje

stępiony. Akumulacja zmniejsza się. Ale wraz ze zmniejszeniem akumulacji znika przy­

czyna tego zmniejszenia, mianowicie dysproporcja między kapitałem a siłą roboczą podległą wyzyskowi. Mechanizm kapitalistycznego sposobu produkcji sam więc usuwa

przejściowe przeszkody, które sam stwarza (740).

Marksowski model jest w tym miejscu całkiem prosty. Akumulacja kapitału, zakłada­ jąc stałą wydajność, zwiększa popyt na pracę. Czy prowadzi to do zwiększenia płac,

czy też nie, zależy od dostępnej ludności. Ponieważ jednak coraz więcej dostępnej ludności zostaje włączone w szeregi pracy najemnej, płace będą rosły, co zmniejszy

stopę wyzysku. Jednak masa (mass) wartości dodatkowej może rosnąć, ponieważ zatrudniona zostaje większa liczba robotników. Jeśli w pewnym momencie z jakiegoś

powodu masa wartości dodatkowej zaczyna się kurczyć, wówczas popyt na pracę zamiera, presja na płace się rozluźnia, a stopa wyzysku odzyskuje swoją dynamikę. A zatem z czasem moglibyśmy zaobserwować przeciwdziałające wahania w stopach zysku oraz płac. Wzrost płac, poluzowanie akumulacji, spadek płac, ponowne odżycie

320

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

zysków i akumulacji. Marks opisuje tu automatyczne przystosowanie się systemu zachodzące pomiędzy popytem i podażą pracy a dynamiką akumulacji.

Sugeruje również, że istnieją historyczne dowody, że tego rodzaju proces rzeczy­

wiście zachodzi. W osiemnastowiecznej Anglii występowała tendencja, wywołana przez to, co współczesny komentator określił mianem raju na ziemi (Eden), do wzro­ stu płac spowodowanego gwałtowną ekspansją akumulacji kapitału. Klasie robot­

niczej wiodło się lepiej, podobnie jak klasie kapitalistycznej, która również radziła

sobie niezwykle dobrze. Wiązała się z tym podsuwana przez przekonanie o rzeczy­ wistym istnieniu tegoż raju na ziemi pokusa deklarowania, że akumulacja kapitału była korzystna również z punktu widzenia robotników. Jedyne, do czego akumula­

cja może doprowadzić, jak pisze Marks, to wydłużenie „złotego łańcucha" którym

praca przykuta jest do kapitału. Oprócz krytyki wysuniętej przez samego Marksa

idea ta została w stanowczy sposób podważona w słynnej pracy Mandeville’a, Baj­ ce o pszczołach. Mandeville stworzył obelżywą polemikę przeciwko „trutniom” istniejącym w angielskim społeczeństwie, jednocześnie dochodząc do wniosku,

że takie społeczeństwo posiada ogromną potrzebę istnienia biednych ludzi, im

biedniejszych, tym lepiej, ponieważ wówczas domagają się oni mniej, gdy idzie o dobra i usługi, tym samym pozostawiając ich większą część bogatym. Jeśli nie

mielibyśmy biednych, wówczas bogaci nie mogliby być bogaci. Takie surowe pod­ sumowanie warunków panujących w osiemnastowiecznej Anglii zasmuciło Adama

Smitha i humanistów, niebędących w stanie zaakceptować sugestii, jakoby biedni powinni zostać z nami na zawsze, jak również tego, że z perspektywy bogatych peł­

nią tak istotną rolę. Odpowiedzią, wystosowaną przez Smitha była próba ukazania, że wszyscy, również najbiedniejsi, w ostateczności mają skorzystać na skutecznym

zmobilizowaniu mechanizmów rynkowych, których zadaniem jest zwiększanie na­ rodowego bogactwa. Znaczenie Mandeville’a dla Marksa wiąże się z ideą głoszącą,

że akumulacja kapitału wymaga uprzedniego istnienia nie tylko dostępnej ludności,

ale również ludności dostatecznie zubożałej, wystarczająco niewykształconej, dosta­ tecznie poddanej opresji i zdesperowanej, by można było ją zatrudnić za niskie płace

w systemie kapitalistycznym i by była gotowa do pracy na przysłowiowe zawołanie.

Drugi model akumulacji kapitału Drugi model akumulacji analizuje to, co się dzieje, gdy zwiększona wydajność pracy

społecznej staje się „najpotężniejszą dźwignią akumulacji” (742). Wpływy zmian

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

321

technologicznych i organizacyjnych na wydajność należy umieścić na pozycji cen­ tralnej w stosunku do dynamiki akumulacji. Prowadzi to Marksa do rozwinięcia argumentacji dotyczącej „prawa” rosnącego wartościowego składu kapitału, którą

zarysowaliśmy już wcześniej. Jednak „choć postęp akumulacji zmniejsza stosunkową wielkość zmiennej części kapitału, to jednak nie wyłącza przez to bynajmniej wzro­ stu jej wielkości absolutnej" (744), ponieważ, jak widzieliśmy w pierwszym modelu,

można zatrudnić większą liczbę robotników, by przeciwdziałać spadającej stopie wartości dodatkowej. Zastosowanie kooperacji, nowe podziały pracy oraz zastosowanie maszyn, nauki i technologii jako sposoby zwiększania wydajności pracy uzależnione są

przede wszystkim od tego, czy zaszła wystarczająca wstępna lub też „pierwotna" akumulacja bogactwa wyrażonego w pieniądzu, tak by można było wprawić cały

ten proces w ruch. Marks wprowadził już to pojęcie, „akumulację pierwotną" wcze­ śniej, jednak raz jeszcze woli opóźnić jakiekolwiek dotyczące go szczegółowe rozwa­ żania, dopóki nie przejdziemy do działu siódmego. „Skąd ona sama bierze początek,

tego w tym miejscu nie mamy jeszcze potrzeby badać" (745). Jednak raz wprawiony w ruch postęp zwiększającej się wydajności zależy od procesu koncentracji i cen­

tralizacji kapitału. Jedynie w ten sposób można bowiem odnieść korzyści z ekono­

mii skali. Bogactwo coraz bardziej koncentruje się w niewielkiej liczbie rąk, mówi Marks, ponieważ z każdym cyklem akumulacji kapitalista osiąga coraz większą masę kapitału w formie władzy pieniężnej. Wzrost mierzony jest w oparciu o sku­

mulowany wskaźnik, a procesy koncentracji bogactwa oraz władzy przyspieszają,

chociaż w sposób ograniczony stopą wartości dodatkowej oraz liczbą zatrudnionych

robotników. Ten proces koncentracji może jednakże zostać skompensowany przez otwieranie małych przedsięwzięć w nowych gałęziach produkcji. A więc akumulacja i towarzysząca jej koncentracja nie tylko rozdrabnia się na wielu

odcinkach, ale również wzrost kapitałów funkcjonujących przeplata się z powstawa­ niem kapitałów nowych i podziałem starych. Jeżeli więc akumulacja z jednej strony

występuje jako wzrastająca koncentracja środków produkcji i dowództwa nad pracą, to z drugiej strony przybiera postać wzajemnego odpychania się wielu kapitałów indy­

widualnych (747).

Należy również uwzględnić „rozdrobnienie globalnego kapitału społecznego na licz­

ne kapitały indywidualne, czyli wzajemne odpychanie się jego części” (747). Oto typowy Marks. Mamy tu do czynienia z ruchem przeciwstawnych tendencji: z jednej

322

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

strony koncentracją, z drugiej zaś podziałem na mniejsze części i fragmentacją. Gdzie jest zatem jakaś równowaga między nimi? Któż to wie! Równowaga między koncen­

tracją a decentralizacją jest niemal z pewnością przedmiotem nieustannych fluk­

tuacji (przeciwstawiając się jakimkolwiek teleologicznym interpretacjom ewolucji

maszyn oraz wielkiego przemysłu). Centralizacja z kolei dochodzi do punku koncentracji kapitału różnymi ścież­ kami - przejęciami, fuzjami, bezwzględnym niszczeniem przeciwników. Marks twier­

dzi, że mogą istnieć prawa centralizacji kapitału. Jednak przyznaje, że nie jest w tym

miejscu uprawniony do ich rozwinięcia. Najwyraźniej podejrzewa jednak, że nie­ bawem mogą zostać odkryte (co byłoby swoją drogą zgodne z ujęciem teleologicz­

nym!). Istnieje jednakże określona tendencja w kierunku centralizacji, bez wątpie­

nia zasilana przez „zupełnie nową potęgę - system kredytowy” (748), powołany do życia przez produkcję kapitalistyczną. Podczas gdy Marks nie czuje się upraw­

niony do wprowadzenia tu systemu kredytowego (złamałoby to jego wstępne zało­

żenie dotyczące tego, że podział wartości dodatkowej między procent, rentę, zysk z kapitału handlowego nie ma tutaj znaczenia), nie może się jednak powstrzymać od poczynienia wstępnych uwag: z początku wkrada się chyłkiem jako skromny pomocnik akumulacji, niewidzialnymi

nićmi ściągający do rąk indywidualnych lub zrzeszonych kapitalistów środki pieniężne,

w mniejszych lub większych ilościach rozsiane na powierzchni społeczeństwa, rychło jednak staje się nową i straszliwą bronią w walce konkurencyjnej i w końcu przekształca

się w olbrzymi społeczny mechanizm centralizacji kapitałów (748).

Powyższy obraz jest przekonujący. W swoim czasie Marks w dużym stopniu ba­

zował na teoriach Saint-Simona dotyczących potęgi stowarzyszonych kapitałów oraz praktyk stosowanych przez bankierów Drugiego Cesarstwa, takich jak choćby bracia Pereire we Francji. Podobne procesy mają również miejsce w naszym współ­

czesnym świecie. Ustanowienie mikrokredytów oraz instytucji mikrofinansowych w celu przechwycenia tego, co określane jest mianem „bogactwa skupionego w dol­

nych partiach piramidy" by następnie wyssać je w całości w celu wspierania sprzy­

mierzonych międzynarodowych instytucji finansowych (wszystko to z pomocą Banku Światowego i MFW) oraz wykorzystać to bogactwo na Wall Street w celu

opłacenia aktywów i podejmowania gry w kolejne fuzje... Marks trafnie spostrzega, że „w miarę rozwoju kapitalistycznej produkcji i akumulacji rozwija się również kon­

kurencja i kredyt, dwie najpotężniejsze dźwignie centralizacji" (748). Gwałtowna

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

323

centralizacja bierze górę nad wolniejszymi procesami koncentracji poprzez złożony

wzrost, stanowiący główny mechanizm osiągania ogromnej finansowej skali wyma­ ganej do wprowadzenia w życie całkowicie nowych rund wzrostów wydajności. Nie bylibyśmy zdolni do podjęcia się realizacji wielu megaprojektów rozbudowy fizycz­ nej infrastruktury (na przykład kolei czy portów) lub urbanizacji (kapitał trwały

i stały) bez centralizacji (lub, co omawia w innym miejscu, bez zaangażowania

państwa). Właściwe narzędzia centralizacji są zatem czymś absolutnie kluczowym dla dy­ namiki akumulacji. Wywołują jednak zagrożenie powstania władzy monopolowej

oraz wchodzą w konflikt z tak drogą klasycznej ekonomii politycznej, jak również współczesnym teoretykom neoliberalnym, wizją zdecentralizowanej gospodarki ryn­ kowej, charakteryzującej się dominacją indywidualizmu i rozproszeniem procesu

podejmowania decyzji, tak by nikt nie mógł osaczyć wymiany lub przejąć kontroli

nad rynkiem. Marks sugeruje tu, że nawet jeśli gospodarka rynkowa rozpoczyna się od działalności małych i wysoce konkurencyjnych firm, niemal z całkowitą pewno­

ścią przejdzie gwałtowną transformację w kierunku centralizacji kapitału i skończy w stanie oligopolu czy monopolu. Istnieją zatem procesy wewnętrzne względem

kapitalistycznej dynamiki, które właściwie przekreślają zasadność teorii mówiącej

o doskonałym funkcjonowaniu rynków. Problem polega na tym, że rynki i walka o wartość dodatkową względną nie są w stanie współwystępować długo bez poja­

wienia się tendencji do centralizacji i przerwania zdecentralizowanego procesu

podejmowania decyzji na nieskrępowanie funkcjonujących rynkach. Choć Marks w tym miejscu nie wyprowadza tego argumentu dostatecznie wyraźnie, to z całą pewnością jest to jedna z konsekwencji jego wywodu. Jednak jeśli mielibyśmy się

zgodzić z analizą koncentracji, rosnąca centralizacja nie może być całkowicie jed­

nokierunkowym procesem pozbawionym jakichkolwiek przeciwdziałających wpły­ wów czy sił. Niestety Marks nie wysuwa tu tego wniosku, w innym miejscu będzie

mówił jednak o sposobie, w jaki centralizacja może czasami być przerwana przez decentralizację. Musimy zatem przyjrzeć się relacji koncentracji, dekoncentracji,

centralizacji i decentralizacji. Marks wprowadza tutaj ideę dynamiki rynkowej pro­

cesu akumulacji, w której siły te muszą zostać włączone w argumentację, a nie pozostawione z boku, jako swego rodzaju zakłócenia biegu historii. Prowadzi go to

jednak poza obszar jego poszukiwań w tym rozdziale, dotyczącym przede wszyst­ kim kondycji klasy robotniczej. Rosnąca wydajność pracy (rosnący wartościowy skład kapitału) ma swoje kon­

sekwencje dla popytu na pracę.

324

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

A że popyt na pracę określany jest nie przez wielkość kapitału globalnego, lecz przez wiel­

kość jego zmiennej części składowej, więc popyt ten spada coraz bardziej wraz ze wzro­ stem kapitału globalnego, zamiast wzrastać w tym samym co on stosunku, jakeśmy to przy­ puszczali przedtem. Popyt na pracę spada w stosunku do wielkości kapitału globalnego, i to w progresji przyśpieszonej wraz ze wzrostem tej wielkości. Wprawdzie ze wzrostem

kapitału globalnego wzrasta również jego zmienna część składowa, czyli wcielona w skład kapitału siła robocza, lecz wzrasta w stale zmniejszającym się stosunku (751).

Zakłada to, że kapitalistyczna akumulacja „wciąż wytwarza, i to proporcjonalnie do swego rozmachu i swych rozmiarów, względnie nadmierną ludność robotniczą,

to znaczy nadmierną w stosunku do przeciętnych potrzeb pomnażania wartości

kapitału, a więc zbędną lub dodatkową ludność robotniczą" (752). Robi to poprzez proces, który nazwiemy w tym miejscu redukowaniem etatów. A zatem dokonując akumulacji kapitału, ludność robotnicza wytwarza w coraz więk­

szym zakresie środki, które ją samą czynią stosunkowo nadmierną. Jest to prawo ludno­ ściowe właściwe kapitalistycznemu sposobowi produkcji (753-754).

Wzmianka o „prawie ludnościowym" ustawia Marksa w prostym kursie kolizyjnym

z Malthusem, który, sądząc po wcześniejszych przypisach, daleki jest od bycia jego

ulubionym teoretykiem, a którego powszechna teoria ludności oraz przeludnienia wymagają odrzucenia. Każdy szczególny historyczny sposób produkcji ma swe własne szczególne, obowią­ zujące w danej epoce historycznej, prawa ludnościowe. Abstrakcyjne prawo ludno­

ściowe istnieje tylko wśród roślin i zwierząt aż do historycznego momentu ingerencji człowieka (754).

Marksowskie obiekcje względem Malthusa polegałyby na tym, że naturalizuje on bezrobocie oraz tworzenie biedy, przekształcając je w prosty stosunek między

wzrostem ludności a rosnącą presją na zasoby. Marks nie utrzymuje, że wzrost ludności nie ma żadnego znaczenia czy też że jest wręcz neutralny względem aku­

mulacji kapitału. W innych miejscach jego dzieła znajdujemy wiele fragmentów, w których przedstawia on gwałtowny wzrost ludności jako niezbędny warunek

wstępny dla trwałej i stabilnej akumulacji. Jego podstawowy zarzut wysunięty został pod adresem tezy mówiącej, że ubóstwo wytwarzane jest przez klasę robotniczą,

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

325

która odtwarza się w zbyt licznych szeregach nowych robotników - i tym samym

obwiniającej ofiarę. Troska Marksa dotyczy tego, jak pokazać, że to kapitalizm vyyt-

warza ubóstwo bez względu na to, jak kształtuje się stan lub stopa wzrostu ludności. Dowodzi tym samym słuszności Mandeville'a, który mówił, że biedni są i w ramach

kapitalistycznego sposobu produkcji będą z nami na zawsze, jednakże przeciwnie do autora Bajki o pszczołach Marks pokazuje, jak i dlaczego tak się dzieje.

Kapitalizm wytwarza ubóstwo, generując względną nadwyżkę pracowników przez wykorzystanie technologii, które wyrzucają robotników z pracy. Trwała pula

niezatrudnionych robotników jest społecznie niezbędna do tego, by proces akumu­ lacji mógł nieustannie się rozszerzać. Jeżeli jednak nadmiar ludności robotniczej jest koniecznym wytworem akumulacji, czyli

rozwoju bogactwa na podstawie kapitalistycznej, to z kolei nadmiar ów staje się dźwignią akumulacji kapitalistycznej, a nawet warunkiem istnienia kapitalistycznego sposobu pro­

dukcji. Stanowi on rozporządzalną rezerwową armię przemysłową, tak zupełnie i abso­ lutnie podległą kapitałowi, jak gdyby ją własnym kosztem wyhodował (754-755).

To nie tyle zatem technologia jako taka jest główną dźwignią akumulacji, ale pula nadmiernych robotników tworząca się wskutek wprowadzenia technologii. „Dostar­

cza znajdujący się stale pod ręką i nadający się do wyzysku materiał ludzki dla zmien­

nych potrzeb pomnażania wartości kapitału, niezależnie od granic rzeczywistego przyrostu ludności" (755). Zazwyczaj rezerwowa armia jest wciągana do produkcji, a następnie z niej

wyrzucana w naprzemiennych erupcjach, tworząc cykliczny ruch na rynku pracy. „Ze swej strony zmiany cyklu przemysłowego uzupełniają przeludnienie i stają się jednym z najprzemożniejszych czynników jego odtwarzania" (755). Marks opisuje

to zjawisko następująco: Pomnożenie to odbywa się na drodze prostego procesu, który stale „zwalnia” część robot­

ników za pomocą metod zmniejszających liczbę zatrudnionych robotników w stosunku do zwiększonej produkcji. Cała więc forma ruchu nowoczesnego przemysłu wyrasta

z ciągłego przekształcania części ludności robotniczej w ludność bezrobotną lub na wpół bezrobotną (756).

„Nawet ekonomia polityczna zaczyna rozumieć, że wytwarzanie względnego, czyli

w stosunku do przeciętnych potrzeb pomnażania wartości kapitału, nadmiaru

326

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

ludności stanowi warunek istnienia nowoczesnego przemysłu" (756). Na przykład Malthus zauważa, że przeludnienie stanowi „konieczność dla nowoczesnego prze­ mysłu" jednak nie udaje mu się dostrzec, że „produkcji kapitalistycznej bynajmniej

nie wystarcza ta ilość rozporządzalnej siły roboczej, której dostarcza naturalny przy­ rost ludności. Aby mieć swobodę ruchów, potrzebuje ona rezerwowej armii prze­

mysłowej niezależnej od owej naturalnej granicy" (758).

Proces ten ma bardzo szeroki zakres oddziaływania - wpływa na obniżanie kwalifikacji (deskiling) dużych segmentów siły roboczej oraz procesy deindustriali-

zacji przeprowadzane wskutek zmiany technologicznej, która stała się dla nas czymś nazbyt zwyczajnym w ostatnich trzydziestu kilku latach. Istnienie tego względnego

przeludnienia zazwyczaj skutkuje przepracowaniem tych, którzy są rzeczywiście zatrudnieni. Można im bowiem grozić zwolnieniami, jeśli nie będą pracować w nad­ godzinach lub też gdy nie zgodzą się na zwiększenie intensywności swojej pracy.

Ponieważ w naszych czasach kapitał nie lubi ponosić pośrednich kosztów pełnego zatrudnienia pracowników (opieki zdrowotnej czy emerytur), nasila się preferen­

cja do wpychania zatrudnionych w obszar pracy nadliczbowej (bez względu na to, czy tego chcą, czy nie), a liczba niezatrudnionych pracowników wzrasta. Zgoda na pracę w nadgodzinach czasami staje się warunkiem zatrudnienia. W ostatnich

latach jest to coraz poważniejszy problem w Europie. Rezultatem jest przepracowanie

i nieumiarkowany wyzysk tych, którzy są już zatrudnieni. Nadmierna praca zatrudnionej części klasy robotniczej pomnaża szeregi jej rezerwy, gdy,

na odwrót, spotęgowany nacisk, który rezerwa ta swoją konkurencją wywiera na robot­ ników zatrudnionych, zmusza ich do nadmiernej pracy i do podporządkowania się roz­

kazom kapitału (759).

Staje się to niezrównanym „środkiem bogacenia się poszczególnych kapitalistów”

(759). Wpływ na płace jest również istotny. „Wszystko razem wziąwszy, ogólne ruchy płacy roboczej regulowane są wyłącznie przez zwiększanie i zmniejszanie się rezer­

wowej armii przemysłowej” (760). Ruchy płac roboczych napędzane są przez aku­ mulację kapitału. Jest to sprzeczne ze standardowym ujęciem, mówiącym, że rytm akumulacji kapitału uregulowany jest przez wahania stóp płac, napędzanych albo

wzrostem ludności, albo, by posłużyć się bardziej współczesną retoryką, rozwo­ jem nadmiernie roszczeniowych związków zawodowych. „Dogmat ekonomii poli­

tycznej” głosił, że „wyższa płaca robocza jest bodźcem do szybszego rozmnażania

się ludności robotniczej, a to znów trwa dopóty, dopóki nie nastąpi przepełnienie

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

327

rynku pracy, dopóki więc kapitał nie okaże się względnie niewystarczający w sto­ sunku do podaży pracy" (760).

Marksowski model sugerował, że jeśli akumulacja kapitału kiedykolwiek po­

pada w problemy związane z podażą siły roboczej, wyrzuca wówczas ludzi z pracy przez uciekanie się do technologicznych i organizacyjnych innowacji, w efekcie których albo płace robocze spadają poniżej wartości, albo wydłużona zostaje dłu­

gość dnia roboczego, albo zwiększa się intensywność pracy tych, którzy pozostają

zatrudnieni. Rezerwowa armia przemysłowa wywiera w okresach zastoju i średniego ożywienia na­

cisk na czynną armię robotniczą, a trzyma w ryzach jej żądania w okresach nadprodukcji i gorączki przemysłowej. Względne przeludnienie stanowi więc tło dla prawa rządzą­ cego popytem i podażą pracy. Ogranicza ono zakres działania tego prawa do ram bez­

względnie odpowiadających właściwej kapitałowi żądzy wyzysku i panowania (763).

Tak oto ten właśnie „mechanizm produkcji kapitalistycznej dba o to, żeby absolut­ nemu przyrostowi kapitału nie towarzyszył odpowiedni wzrost ogólnego popytu

na pracę” (764). Ponieważ tego typu praktyki działają w oczywisty sposób na szkodę

klasy robotniczej, po stronie burżuazji ich uzasadnienie pociąga za sobą „jeden z wielkich czynów ekonomicznej apologetyki” (763). Jedyną rzeczą, którą mogą

uczynić apologeci, jest postrzeganie „nędzy, cierpienia, możliwej zagłady grożącej robotnikom wyrzuconym na bruk podczas okresu przejściowego, który zapędza ich do szeregów rezerwowej armii przemysłowej" jako niezbędnego krótkookresowego

poświęcenia dla większego długoterminowego dobra wszystkich, które mogłoby powstać z postępującej akumulacji kapitału. Jednakże rzeczywistość ma znacznie

bardziej złowieszcze oblicze. Popyt na pracę nie jest identyczny ze wzrostem kapitału ani jej podaż - ze wzrostem klasy robotniczej. Nie oddziałują tu wzajemnie na siebie dwie niezależne potęgi. Les

des sont pipes [Kości są sfałszowane]. Kapitał działa jednocześnie po obu stronach (763).

Oznacza to, że kapitał tworzy popyt na siłę roboczą, kiedy reinwestuje, ale jest rów­ nież w stanie zarządzać podażą siły roboczej poprzez reinwestycje w obszarze tech­

nologii oszczędzających pracę, wytwarzając w ten sposób bezrobocie. Ta zdolność do operowania po obu stronach równania popytu i podaży podważa całkowicie powszechne wyobrażenie o sposobie działania rynków.

328

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Podobnie jak miało to miejsce w przypadku maszyn, robotnicy niebawem odkrywają tajemnicę, jak to się dzieje, że im więcej pracują, im więcej wytwarzają cu­

dzego bogactwa i im bardziej wzrasta siła produkcyjna ich pracy, tym bardziej niepewna staje się możność ich funkcjonowania, nawet w roli środka pomnażania kapitału; kiedy

odkrywają, że stopień napięcia konkurencji w ich własnych szeregach zależy całkowicie

od nacisku względnego przeludnienia; kiedy więc za pomocą związków zawodowych (to, zadziwiająco, jedyny moment, kiedy zobaczycie tę kategorię wspomnianą w Kapi­

tale - DH) itd. próbują zorganizować planowe współdziałanie zatrudnionych i nieza-

trudnionych, ażeby unicestwić lub osłabić rujnujący wpływ owego naturalnego prawa

produkcji kapitalistycznej na los ich klasy - wtedy kapitał i jego sykofant-ekonomista

podnoszą gwałt, że depcze się „wieczne" i, rzec można, „święte” prawo popytu i podaży (764-765).

W sytuacji, w której zasady wymiany rynkowej podważone zostają przez zdolność kapitału do regulowania zarówno podaży, jak i popytu na siłę roboczą, starania

robotników na rzecz zorganizowania się w swoim kolektywnym interesie są zażarcie oskarżane o łamanie zasad rynkowych. Marks skonstruował dwa modele akumulacji. Jeden z nich obejmuje zmianę technologiczną, drugi nie. Kapitaliści mają do wyboru: akumulować w oparciu

o istniejącą technologię i wejść do świata z modelu pierwszego (trudne do reali­ zacji w obliczu przymusowych praw konkurencji) lub inwestować w zmianę tech­ nologiczną i wkroczyć do świata modelu drugiego. Pytanie odnośnie do drugiego

modelu dotyczy tego, co reguluje tempo zmiany technologicznej. Teoria względnej

wartości dodatkowej ukazała, że tempo tej zmiany napędzane jest przez przymu­ sowe prawa konkurencji, ponieważ kapitaliści zmagają się ze sobą o kruchą formę względnej wartości dodatkowej, przypadającą tym, którzy pracują wydajniej. Ogra­

niczenie jest zatem częściowo ustanowione przez samą intensywność konkurencji (kwestia, której Marks nie uwypukla). Istnieje jednak również zewnętrzne ograni­ czenie. Marks już wcześniej ustalił, że uzasadnienie dla zastosowania nowych tech­ nologii maszynowych pociągnęło za sobą określony kompromis między wartością

wyłożoną na maszynę oraz wartością siły roboczej oszczędzonej przez jej wyko­ rzystanie. Chociaż Marks nie formułuje tego argumentu w sposób bezpośredni, oznacza to, że innowacja technologiczna będzie się rozwijać do momentu, w któ­ rym stopy płac roboczych będą dostatecznie niskie (jak miało to miejsce w Anglii w XIX wieku w relacji do USA), by sprawić, że kupowanie maszyn stanie się dłużej

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

329

nieopłacalne. Do tego punktu można dojść, gdy zredukuje się klasę robotniczą do funkcjonowania w warunkach absolutnej nędzy.

Względne przeludnienie

W części czwartej tego rozdziału Marks zajmuje się warunkami względnego prze­

ludnienia. Identyfikuje trzy jego odmienne formy: płynną, utajoną i przewlekłą. W ramach „płynnej" ujmuje ludzi, którzy już są sproletaryzowani, są już pełnowy­ miarowymi robotnikami najemnymi, są tymczasowo wyrzuceni z pracy z różnych

powodów, którzy jakoś przetrwali pewien okres bezrobocia, nim zostali ponownie zatrudnieni, gdy warunki dla akumulacji uległy poprawie. Gdybyśmy chcieli posłu­

żyć się bardziej współczesnymi kategoriami, moglibyśmy stwierdzić, że ludność

płynna z grubsza sprowadza się do bezrobotnych, zarejestrowanych w bazach da­ nych statystycznych pozwalających na monitorowanie bezrobocia, oraz tych ludzi, których kwalifikuje się jako zatrudnionych poniżej kwalifikacji lub jako „zniechę­

conych pracowników” Formę utajoną stanowią ludzie, którzy jeszcze nie zostali sproletaryzowani. W czasach Marksa była to przede wszystkim ludność chłop­ ska, jeszcze niewchłonięta przez system pracy najemnej. Zniszczenie chłopskich czy rdzennych rolniczych systemów utrzymania oraz proletaryzacja świata wiej­ skiego wypchnęły ogromne rzesze ludzi w szeregi najemnej siły roboczej. Procesy

te zachodzą również w naszych czasach (weźmy pod uwagę choćby Chiny, Meksyk

czy Indie w ostatnich dekadach). Mobilizacja kobiet i dzieci w szeregi najemnej siły roboczej poprzez niszczenie systemów gospodarstw domowych od dawna odgry­ wała w tym procesie rolę i odgrywa ją po dziś dzień (vide sprawianie, że kobiety zaczynają stanowić rdzeń siły roboczej w wielu częściach rozwijającego się świata).

Kategoria utajonej formy może również obejmować drobnomieszczańskich, nie­

zależnych wytwórców czy rzemieślników, którzy zostali wyrugowani na skutek wkroczenia wielkiego kapitału, a tym samym zmuszeni do wejścia na rynek pracy.

Pożarcie przez wielki kapitał farm rodzinnych w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat uwolniło tkwiącą tam w zamknięciu siłę roboczą. Może­

cie to samo powiedzieć o niezależnych wytwórcach oraz ludziach, którzy niegdyś

prowadzili sklepiki osiedlowe, dziś usunięte wskutek rozplenienia się supermarke­ tów. Utajoną formę przeludnienia tworzą wewnętrznie zróżnicowane rzesze ludzi, obejmujące drobnomieszczańskich wytwórców różnego rodzaju, kobiety, dzieci,

chłopów i podobnych. W naszych czasach obejmuje również grupy, które umknęły

330

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

proletaryzacji jedynie po to, by zostać z powrotem przez nią wchłonięte. Lekarze

przez długi czas myśleli, że nie są częścią proletariatu, ale działający niepostrzeże­

nie proces proletaryzacji medycznej siły roboczej nie jest dziś trudny do dostrzeże­ nia. W podobny sposób przyspieszyło tempo proletaryzacji na gruncie szkolnictwa

wyższego, szczególnie wraz z mocniejszym zakorzenieniem się korporacyjnego czy neoliberalnego modelu uniwersytetu. Marks jednak kieruje tutaj naszą uwagę

na możliwe zmiany w dynamice proletaryzacji oraz różne sposoby na to, jak można zmobilizować te utajone rezerwy siły roboczej. W oczywisty sposób w różnych sytu­ acjach będą występować poważne różnice. Co więcej, podczas gdy występowanie płynnej ludności jest z grubsza ograniczone do obszarów kapitalistycznej organi­

zacji, utajone rezerwy są rozlokowane geograficznie w bardzo różnorodny sposób.

Potencjalnie są one dostępne wszędzie, a geopolityka dostępu do nich poprzez praktyki imperialistyczne i kolonialne może odgrywać bardzo istotną rolę. Trzecią formą jest forma przewlekła. Zjawisko dotyczy tej części ludności, która

jest zatrudniana w bardzo nieregularny sposób, dodatkowo jest szczególnie trudna do zmobilizowania. W odniesieniu do niższej warstwy osób reprezentujących formę

przewlekłą Marks stwierdza, że znajduje się ona „w bagnie pauperyzmu” obejmu­ jąc „włóczęgów, zbrodniarzy i uprawiających prostytucję, krótko mówiąc, właściwy

lumpenproletariat" (767), który darzy naprawdę niewielką sympatią. Pośród nich znajdują się również ubodzy „zdolni do pracy’,' jak również „sieroty i dzieci pauprów.

Są to kandydaci do rezerwowej armii przemysłowej; w okresach rozkwitu przemy­ słowego (...) są oni pośpiesznie i masowo wcielani do czynnej armii robotniczej" (768). Następnie jednak istnieją ci „podupadli, wynędzniali, niezdolni do pracy.

Są to w szczególności robotnicy, którzy giną, gdyż podział pracy uczynił ich niezdol­ nymi do innego zawodu” Ta ludność tworzy to, co Marks określa mianem „domu

inwalidów czynnej armii robotniczej" (769), są to zatem ludzie niemal niedający się zmobilizować w szeregi najemnej siły roboczej. William Julius Wilson opisywał ich za pomocą kategorii „podklasy" (określenie, za którym nie przepadam). Ostatnia, długa część piąta niniejszego rozdziału w makabrycznych szczegó­

łach opisuje sytuację, którą przeżywają ci wcielani w przemysłową armię rezer­

wową (zarówno płynną, jak i utajoną). Chociaż Marks koncentruje się na Anglii

(oraz w szczególności kondycji jej wiejskiej rezerwy pracy), zwraca również uwagę na rolę urbanizacji, a także w kontekście irlandzkich migrantów do Anglii, rozpo-

znaje coś istotnego odnośnie do sposobu, w jaki tego rodzaju mobilizacje utajonej siły roboczej często wykorzystują różnice etniczne, w tym wypadku również wyzna­

niowe. W ramach stosowanej przez klasę kapitalistyczną polityki spod znaku „dziel

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

331

i rządź” łatwo do nich dołączyć wszelkiego rodzaju różnice rasowe, płciowe, kultu­ rowe, religijne oraz inne. Bez trudu możemy dostarczyć analogicznych materiałów dla naszych własnych czasów. Długa historia portorykańskich pracowników w Sta­ nach Zjednoczonych może z powodzeniem zostać przyrównana do historii Irland­

czyków w Anglii w XIX wieku. Można również swobodnie opisać warunki w Meksyku,

Gwatemali, Chinach, Bangladeszu, Indonezji czy Republice Południowej Afryki dokładnie tak samo rozpaczliwe, jak te, które Marks opisuje w części piątej.

Drugi model akumulacji stworzony przez Marksa zależy przede wszystkim

od płynnych rezerw stworzonych przez technologicznie wywołane bezrobocie. Sys­

tematyczny sposób, w który zarządzana jest ta płynna populacja (na przykład to, jak bezrobotni robotnicy pozostają przy życiu oraz cieszą się wystarczająco dobrym zdrowiem pozwalającym na powrót w szeregi siły roboczej), jest oczywiście przed­

miotem wzmożonego zainteresowania. Mamy tu jednak również kwestię strate­ giczną dotyczącą tego, czy bardziej korzystne dla kapitalizmu jest pracowanie w oparciu o płynne, czy też utajone rezerwy (przewlekłe są bowiem bardzo trudne

do zmobilizowania, a jeszcze trudniejsze we współpracy). Swobodne operowanie płynnymi rezerwami stawia przed kapitalistami liczne trudności. Silna organizacja pracy, dostarczająca nieco pewności zatrudnienia, może kontrolować bezrobocie.

Nowe technologie i nowe systemy produkcji mogą zostać zakwestionowane przez samych robotników, zanim się jeszcze upowszechnią. Natomiast polityczne konse­

kwencje wynikające z wytwarzania bezrobocia, kiedy już się ono pojawia, w okre­ ślonych okolicznościach mogą stać się naprawdę poważne. Na przykład w latach

pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku w większości kapitalistycznego świata mieliśmy po stronie burżuazyjnej klasy korporacyjnej do czynienia z ogólną niechę­ cią do tworzenia bezrobocia, przede wszystkim z powodu obawy przed niepokojami

społecznymi. Preferowaną strategią było znajdowanie utajonych rezerw. Istniały

dwa sposoby, by to osiągnąć. Można było przenieść kapitał za granicę lub importo­ wać robotników. W Szwecji w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku bezrobocie było niskie, a w związku z tym nie było niemal żadnej płynnej rezerwy.

W obliczu silnej władzy związkowej, znacznej ilości ustawodawstwa socjalnego oraz potężnie zakorzenionego aparatu politycznego socjaldemokratów importowa­ nie siły roboczej z Portugalii, Jugosławii oraz Europy Środkowej stało się kluczem

do generowania wartości dodatkowej. Niedobory siły roboczej we francuskim sekto­ rze samochodowym doprowadziły do wspieranej państwowo migracji wewnętrznej robotników z kolonialnych krajów Maghrebu, a w tym samym okresie powstała

w Turcji nadwyżka siły roboczej zasiliła niemiecki przemysł. Zmiany w prawie

332

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

¡migracyjnym w Stanach Zjednoczonych w latach sześćdziesiątych XX wieku rów­ nież miały istotne znaczenie w mobilizowaniu utajonych rezerw siły roboczej. Nad­

wyżki siły roboczej powstałej w Meksyku były kluczowe dla funkcjonowania firm

w USA, przyczyniając się do obecnych kontrowersji dotyczących migracji zarówno legalnej, jak i nielegalnej (na przykład brak nadwyżki siły roboczej doprowadził do utraty plonów w trakcie żniw w zachodnich Stanach Zjednoczonych).

Dziś mamy sytuację, w której istnieje znaczące bezrobocie i spora ilość utajo­ nej siły roboczej. Myślenie o tych kategoriach w kontekście specyficznej politycznej

historii kontroli nad pracą na gruncie kapitalizmu wydaje się interesujące. Istnienie

płynnej ludności rodzi również pytanie o to, jak można utrzymać rezerwę w wystar­ czająco dobrym stanie zdrowia, by mogła konkurować z zatrudnionymi. Stworze­

nie struktur społecznego systemu opieki stało się jedną z odpowiedzi na to pytanie, jednak obecnie straciła ona na znaczeniu ze względu na ogólny trend w kierunku

neoliberalizacji. Prawicowe argumenty w tej kwestii mówią, że bezrobocie rośnie,

gdy robotnicy ustanawiają zbyt wysoką rezerwową cenę swojej siły roboczej. Pra­ cownicy tworzą bezrobocie, odmawiając pracy poniżej określonej płacy minimal­ nej! Dzieje się tak najczęściej, gdy świadczenia społeczne są zbyt hojne. A zatem najlepszym sposobem pozbycia się bezrobocia jest zredukowanie świadczeń spo­

łecznych do zera. To jednak utrudnia płynnej ludności pozostanie rezerwową siłą

roboczą. Podobny problem prześladuje politykę ¡migracyjną. Każda próba regulo­ wania imigracji do Stanów Zjednoczonych spotyka na swej drodze korporacyjną

potrzebę stosownego dostępu do dostaw nadwyżki siły roboczej. Różne gałęzie przemysłu, od agrobiznesu po Microsoft, agitują na rzecz mniej restrykcyjnej poli­ tyki ¡migracyjnej.

Zarządzanie podażą siły roboczej stało się kluczowe. W interesie klasy kapi­ talistycznej leży zarządzanie podażą pracy w taki sposób, żeby tworzyć i podtrzy­ mywać rezerwową armię (jakąś kombinację płynnej i utajonej siły roboczej) w celu

utrzymywania płac roboczych na niskim poziomie, a zatrudnionych robotników w strachu przed zwolnieniami, niszcząc tym samym zorganizowaną pracę i zwięk­

szając intensywność pracy tych, którzy już są zatrudnieni. Od lat siedemdziesią ­ tych XX wieku ta strategia wydawała się cieszyć umiarkowanym powodzeniem w Stanach Zjednoczonych, ponieważ płace realne pozostawały w zasadzie płaskie

(z krótkim wzrostem w latach dziewięćdziesiątych XX wieku), podczas gdy sto­

py zysku, ogólnie rzecz biorąc, rosły. Była to pierwsza epoka w historii Stanów Zjednoczonych, w której robotnicy nie korzystali z istotnych wzrostów wydajno­

ści. Wszystkie korzyści płynące z pogoni za względną wartością dodatkową zostały

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

333

przejęte przez klasę kapitalistyczną, co doprowadziło do ogromnej koncentracji

bogactwa i wzrostu nierówności.

Dekonstrukcja liberalnego utopijnego marzenia Przekonaliśmy się w dziale czwartym, kiedy analizowaliśmy sprawę wytwarzania względ­

nej wartości dodatkowej, że w obrębie systemu kapitalistycznego wszelkie metody mające na celu wzmożenie społecznej produkcyjnej siły pracy urzeczywistniane są

kosztem robotnika indywidualnego; wszelkie środki stosowane w celu rozwoju produkcji przekształcają się w środki ujarzmiania i wyzyskiwania producenta; skazują robotnika

na kalectwo robotnika cząstkowego i poniżają go do roli dodatku do maszyny; przekształ­ cając jego pracę w mękę, wyzuwają ją zarazem z treści; sprawiają, że duchowe siły pro­ cesu pracy stają się dla robotnika czymś obcym, i to w miarę jak nauka wcielona zostaje do tego procesu jako samodzielna siła; czynią warunki jego pracy odrażającymi; pod­

dają go w procesie pracy małostkowemu i nienawistnemu despotyzmowi; przemieniają

całe jego życie w czas pracy; wciągają jego żonę i dzieci w juggemautowe tryby kapitału.

Jednakże wszelkie metody wytwarzania wartości dodatkowej są zarazem metodami akumulacji i na odwrót - wszelki wzrost akumulacji staje się środkiem rozwijania tych

metod. Wynika więc z tego, że w miarę akumulacji kapitału musi się pogarszać sytuacja robotnika, bez względu na to, czy płaca jego jest wysoka, czy niska. Wreszcie, prawo, które

wciąż utrzymuje równowagę między względnym przeludnieniem, czyli rezerwową armią przemysłową, a zakresem i rozmachem akumulacji, przykuwa robotnika do kapitału

mocniej niż łańcuchy Hefajstosa przykuły Prometeusza do skały. Wymaga ono akumulacji nędzy odpowiadającej akumulacji kapitału. Akumulacja bogactw na jednym biegunie jest

więc zarazem akumulacją nędzy, udręki pracy, niewoli, ciemnoty, zdziczenia i degrada­ cji moralnej na przeciwnym biegunie, tzn. po stronie klasy, która wytwarza swój własny

produkt jako kapitał (770-771).

Oto słynna podsumowująca teza dotycząca postępującego ubożenia proletariatu, stanowiącego społecznie niezbędny warunek kondycji kapitalistycznej akumula­

cji. Typową reakcją na nią jest stwierdzenie, że jest po prostu błędna, ponieważ wielu robotników na świecie radzi sobie dzisiaj stanowczo lepiej niż sto lat temu.

Twierdzi się zatem, że choć może prawdą jest to, iż warunki pracy gdzieniegdzie nadal są okropne - np. w chińskich fabrykach czy sweatshopach w Hongkongu -

ale stanowią one typowy przejściowy problem na drodze do stworzenia lepszych

334

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

materialnych standardów życia, które zaczynamy dostrzegać nawet w tych krajach.

Jest to zatem jedno z tych stwierdzeń, które uznawane są niekiedy przez samych marksistów (tak samo jak przez ich krytyków) za jedno z Marksowskich mocnych

przewidywań, które mogą być po prostu przetestowane poprzez odwołanie się do danych historycznych. A skoro dane historyczne nie potwierdzają go z pełną

stanowczością, uznaje się, że cała analiza Marksa jest z pewnością błędna.

W związku z tym muszę zasadniczo przypomnieć wam o założeniach rządzą­ cych tym rozdziałem oraz podkreślić raz jeszcze, że wnioski tego rodzaju nie mają charakteru absolutnego, ale przygodny, są głęboko uzależnione od ograniczających

założeń wyłożonych na samym początku. Oto wniosek z tomu I Kapitału, w którym-

punkt ciężkości położony został wyłącznie na dynamice produkcji, a cała analiza prowadzona jest z jej perspektywy. To, co znajdziemy na końcu tomu II, napisanego

z perspektywy realizacji kapitału na rynku, różni się całkowicie. Tam Marks będzie

się koncentrował na problemach efektywnego popytu (kto posiada pieniężną siłę nabywczą pozwalającą na zakup rozszerzającej się ilości produktów?). Część roz­

wiązania tego problemu leży w tym, co przedstawia on tam jako „racjonalną kon­ sumpcję" po stronie klasy robotniczej. Rozumie przez to dwie rzeczy. Po pierwsze,

klasa robotnicza musi posiadać wystarczającą siłę nabywczą, by móc konsumo­ wać. Po drugie, klasa robotnicza musi posiąść zwyczaje konsumpcyjne czyniące ją

podatną do absorpcji produktu dodatkowego, który nieustannie wytwarza kapita­ lizm. W związku z tym na koniec tomu II Marks przywołuje sposoby, w jakie burżuazyjna filantropia skupia się na nauczaniu klas robotniczych „właściwych" nawyków konsumpcyjnych (w zbliżony sposób jak wówczas, gdy Ford uruchomił armię pra­

cowników socjalnych, by mieć pewność, że korzystający z ustanowionej przez niego w fabrykach dniówki w wysokości pięciu dolarów za ośmiogodzinny dzień pracy wydają swoje pieniądze rozsądnie, a nie na alkohol, narkotyki czy kobiety). Zatem to,

co napotykamy pod koniec tomu II, to zupełnie inna historia. Jeśli uznamy, że praw­ dziwa jest wyłącznie narracja zawarta w tomie I, wówczas oczywiście nie możemy

zakładać, że klasa robotnicza jest w stanie wypełniać swoją społecznie niezbędną

rolę ośrodka konsumenckiego popytu na kapitalistyczne produkty.

Co jest zatem celem i wnioskiem wywodu zawartego w tomie I? Mówi on, że jeśli świat funkcjonowałby w opisany tam sposób, wówczas rezultatem byłoby

postępujące ubożenie robotników. Jeśli zapytamy, czy jesteśmy w stanie dostrzec

elementy prawdy w tym podsumowaniu, wówczas odpowiedź brzmi z pewnością „tak" gdy kierujemy się do fabryk w Indonezji, Bangladeszu, Wietnamie czy Gwate­

mali. W tych miejscach utajone rezerwy siły roboczej uruchamiane są w warunkach

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

335

najskrajniejszej brutalności. Można tam zobaczyć wszystko to, co Marks opisuje

jako „agonię znoju" Nie musicie daleko szukać, by natknąć się na szczegółowe

raporty dotyczące przerażających warunków pracy w wielu centrach produkcji na świecie (raporty przygotowane przez ONZ czy różne organizacje trzeciego sek­

tora są ich pełne; podobnie przenikliwe relacje zdarzają się nawet w prasie głów­ nego nurtu). Co więcej, na przestrzeni ostatnich trzydziestu kilku lat jest to jeden

z kluczowych faktów dotyczących neoliberalnych praktyk i polityk. Nierówności dochodowe poszybowały bowiem w górę, a liczba miliarderów eksplodowała

w niemal wszystkich zakątkach świata (w Indiach, Meksyku, Chinach czy Rosji), sprawiając, że obrazek akumulacji bogactwa na jednym krańcu i ubóstwa na dru­ gim stał się bardzo przekonującą metaforą warunków współczesnego globalnego

kapitalizmu. W związku z tym trudno czytać tom I i nie uznawać, że odmalowuje się tu pewną, choć częściową prawdę, szczególnie jeśli porównać naszą obecną sytuację

z tą w rozwiniętych krajach kapitalistycznych z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, gdy uzwiązkowienie pracy było względnie silne, tendencje socjaldemo­

kratyczne dominowały, a interwencje państwowe zarówno w obszarze produkcji, jak i w odniesieniu do podziału bogactwa były powszechnie akceptowane. Wówczas

problemy związane z racjonalną konsumpcją były bardziej widoczne: w jaki spo­ sób zapewnimy, by klasa robotnicza mogła kupować samochody? Cóż, zbudujemy miasta i przedmieścia w taki sposób, by samochód stał się koniecznością bardziej

niż luksusem, co oznacza, że robotników należy wynagradzać w wystarczającym

stopniu, by mogli sobie pozwolić na zakup samochodów oraz domów na przed­ mieściach i wszystkiego, co wiąże się z tym stylem życia. W tamtych czasach to analiza zawarta w tomie II miała sporo sensu, podczas gdy wnioski wyprowadzone z tomu I wydawały się trochę naciągane. Sytuacja uległa znaczącej zmianie wskutek zwrotu neoliberalnego, który nastą­

pił w latach siedemdziesiątych XX wieku. Na całym świecie mieliśmy do czynienia z masową ekspansją proletariatu; blisko dwa miliardy ludzi zostało wywłaszczo­

nych ze swojej uprzedniej podstawy ekonomicznej i wprowadzonych w szeregi proletariatu albo przez zniszczenie wiejskich sposobów życia bądź gospodarek chłopskich (jak w przypadku Ameryki Łacińskiej czy Azji Południowej), albo przez

bezpośrednie działania rządu (jak w przypadku Chin czy ogólnie Azji Wschodniej). Jak nietrudno przewidzieć, wskutek tego napływu byt klas robotniczych w rdzeniu tradycyjnych centrów akumulacji kapitału niewiele się poprawił. Niesłychane przy­

rosty bogactwa przepłynęły do górnego jednego procenta (precyzyjniej - do górnej

336

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

jednej dziesiątej procenta) populacji. Pogoń zapoczątkowana na nowo realizacją projektu neoliberalnego doprowadziła nas z powrotem do świata, w którym ana­

liza z tomu I wydaje się coraz bardziej przylegać do rzeczywistości.

Był to projekt, który klasy rządzące realizowały świadomie. „Szok Volckera" który począwszy od 1979 roku prowadził do drastycznego wzrostu stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, wywołał też gwałtowny skok bezrobocia. Razem z ata­

kiem prezydenta Reagana na związki zawodowe (począwszy od podjęcia strajku

przez kontrolerów ruchu lotniczego w 1981 roku) miało to na celu dyscyplinowanie siły roboczej. Brytyjski ekonomista Alan Budd, rozmyślając nad swoimi doświadcze­

niami z czasów bycia głównym ekonomicznym doradcą Margaret Ihatcher, wyznał później, jaki wstyd czuł przed swoimi sąsiadami, ponieważ polityka z lat osiemdziesiątych XX wieku, skoncentrowana na zwalczaniu inflacji poprzez

narzucenie ścisłych ograniczeń gospodarce oraz wydatkom publicznym była przykrywką dla uderzenia w robotników. Zwiększanie bezrobocia było bardzo pożądanym sposobem

na ograniczanie siły klasy robotniczej. Zaprojektowano to, co w kategoriach marksistow­ skich można było nazwać kryzysem kapitalizmu, który odtwarzał rezerwową amię pracy, w ten sposób pozwalając kapitalistom na osiąganie większych zysków niż kiedykolwiek

wcześniej2.

Podobnie jak Reagan, Ihatcher zaatakowała potęgę związkową politycznie, gwał­ townie tiumiąc strajki górników z lat osiemdziesiątych XX wieku. Raz jeszcze celem było zdyscyplinowanie pracy, by zabezpieczyć zyski oraz niekończącą się akumu­

lację. Przerażający w kontekście analiz Marksa jest fakt, że tego rodzaju rezultat jest całkowicie do przewidzenia i że tak łatwo wyartykułować go w kategoriach

marksistowskich. Dokonanie Marksa z tomu I Kapitału polegało na tym, że wziął wypowiedzi

i teorie klasycznych ekonomistów politycznych poważnie i na tej podstawie zapy­

tał, jakiego rodzaju świat wyłoniłby się wskutek realizacji ich utopijnej liberalnej wizji perfekcyjnie funkcjonujących rynków, osobistej wolności, praw własności prywatnej oraz wolnego handlu. Krok po kroku bada on zatem to, co stałoby się w świecie stworzonym na obraz i podobieństwo tej wizji. Adam Smith rzekomo

pokazał, że bogactwo narodów wzrastałoby i każdemu wiodłoby się lub mogłoby

się wieść lepiej w świecie zdecentralizowanych i w swobodnie funkcjonujących 2 Zob. „The Observer’,’ 21 czerwca 1992.

Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna

337

rynków (chociaż sam Smith nie zwalniał państwa z odpowiedzialności, jeśli chodzi

o podział tego bogactwa w bardziej wyrównany sposób). Marks pokazuje, że świat skonstruowany według czystych leseferystycznych kryteriów dałby początek postę­ pującej akumulacji bogactwa na jednym krańcu oraz przybierającej na sile aku­

mulacji nędzy na drugim. Kto zatem chciałby tworzyć świat zgodnie z tą utopijną

wizją? Odpowiedź jest uderzająco oczywista: bogaci członkowie klasy kapitalistów!

Kto zatem wygłasza nam kazania dotyczące zalet tej utopijnej wolnorynkowej wizji

oraz kto umieścił nas na obecnej neoliberalnej ścieżce? Niespodzianka! Byli to bogacze, którzy wykorzystali potęgę swoich pieniędzy, by przekonać nas wszystkich,

że rynek ma zawsze rację, a teoria Marksa jest pozbawiona sensu.

Projekt neoliberalny (jak pokazałem w książce Neoliberalizm. Historia kata­ strofy3) ukierunkowany był na rosnącą akumulację bogactwa i postępujące przy­ właszczanie wartości dodatkowej przez część górnych warstw klasy kapitalistycznej.

Dla realizacji tego celu obrała ona typową ścieżkę zarysowaną w modelach akumu­

lacji kapitału przedstawionych w tomie I. Obniż płace i stwórz bezrobocie w opar­ ciu o zmiany technologiczne, które pozwolą na zastąpienie robotników, scentra­

lizuj kapitalistyczną władzę, zaatakuj organizacje robotnicze zakłócające rynkową

koordynację podaży i popytu (podczas gdy, jak widzieliśmy, kapitał działa po obu stronach rynku), poddaj outsourcingowi i offshoringowi pracę, uruchom utajone

rezerwy ludności na całym świecie i obniż poziom świadczeń społecznych, jak to tylko możliwe. Oto czego w istocie dotyczyła neoliberalna „globalizacja” Stworzono społecznie niezbędne warunki, w dużej mierze zgodne z analizą z tomu I, dla bez­

kresnej akumulacji bogactwa przez niewielką grupę ludzi, kosztem wszystkich pozo­

stałych. Problem oczywiście polega na tym, że tego rodzaju neoliberalny kapitalizm może przetrwać wyłącznie dzięki temu, że „wyniszcza zarazem same źródła wszel­ kiego bogactwa: ziemię i robotnika" (601).

Nie jest to jednak jedyny rezultat zgodny z Marksowską analizą. Marks wska­

zuje w tym rozdziale na nieuchronność rosnącej koncentracji i centralizacji kapitału w warunkach wolnorynkowej utopii. Co ciekawe, była to również główna cecha ostatnich trzydziestu lat neoliberalizacji (przyjrzyjcie się tylko sferze energii, farma­

ceutyków czy mediów, a przede wszystkim rosnącej centralizacji potęgi finansowej). Nieumiarkowana wolność zapewniana przez rynek zawsze wytwarza trend szerze­ nia oligopoli czy wręcz monopoli (fakt, o którego prawdziwości świadczą przepisy

3 D. Harvey, Neoliberalizm. Historia katastrofy, przel. J.P. Listwan, Książka i Prasa, Warszawa 2008.

336

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

antymonopolowe i niektóre - dziś raczej nieskuteczne - państwowe mechanizmy

monitorowania fuzji i tworzenia się monopoli). Bogactwo jest nie tylko akumulowane, ale też skoncentrowane w rękach coraz potężniejszej klasy kapitalistów! Stawia

to jednak przed nami pewien problem. Co się stanie, gdy warunki możliwości rów­

nowagi określone w analizie z tomu II popadną w sprzeczność z ¡śmiejącymi warun­ kami - właśnie ze względu na polaryzację bogactwa - doprowadzając do wstrząsają­ cego gospodarką kryzysu, w rodzaju tego, który wybuchnął w 2008 roku? Być może

to nie przypadek, że jedyny okres w historii Stanów Zjednoczonych, gdy podział bogactwa był tak wypaczony jak dzisiaj, miał miejsce w latach dwudziestych XX wieku, oraz że to, czego dziś jesteśmy świadkami, to powtórka krachu z 1929 roku.

Myślę, że doniosłym świadectwem siły Marksowskiej analizy oraz potęgi jego

metody jest jej zdolność wyraźnego uwidoczniania aspektów historycznej dynamiki, które często pozostają przesłonięte, a jednocześnie konfrontowania nas z kipiącymi

sprzecznościami i potężnymi ideologicznymi tworami, wytwarzającymi i legitymi­ zującymi rezultaty, które przewiduje. Jak wielu Nassau'ów Seniorów znajduje się na naszych wydziałach ekonomii! Obrona warunkowych twierdzeń Marksa jest

stosowna, bo choć nie stanowią one całej historii, to wciąż dotyczą zasadniczych

i aż nazbyt rzucających się w oczy aspektów tego, co rozwija się w obrębie współ­

czesnego kapitalizmu. W istocie Marks wypowiedział „absolutne, ogólne prawo

akumulacji kapitalistycznej" w kategoriach niepozostawiających wątpliwości, nawet jeśli dostrzegł również, że „na równi z innymi prawami, w urzeczywistnie­

niu swym zmodyfikowane zostaje przez różnorodne okoliczności, których w tym miejscu analizować nie będziemy" (760). Ogólne prawo jest genialnym wyjaśnie­

niem tego, dokąd mogą zabrać nas, jeśli miałyby zostać wdrożone, liberalne i wol­

norynkowe utopie. Wskazuje również na to, w jakim stopniu neoliberalna ideologia przejęła te szybolety, przebierając je w nowe stroje, próbując je wcielić w życie,

a w konsekwencji pociągając nas faktycznie w pełnym sprzeczności kierunku prze­ widzianym przez Marksa. Myślę, że uważna lektura tekstu Marksa i docenienie jego metody pozwala nam uzyskać istotną moc diagnostyczną, to znaczy pewien wgląd, choć z pewnością nie pocieszenie.

Rozdział XI • Tajemnica akumulacji pierwotnej

W okolicy rozdziału dwudziestego czwartego, w dziale siódmym Kapitału napoty­ kamy wyraźną zmianę w tonie, zawartości i stosowanej metodzie. Weźmy choćby to, że postępuje się tu wbrew kluczowemu założeniu funkcjonującemu w pozosta­

łych partiach książki, poczynionemu już w rozdziale drugim. Marks przystaje tam

na teoretyczny świat Adama Smitha. Jest to świat atomistycznej wymiany rynkowej, w którym wolność, równość, własność i Bentham rządzą w taki sposób, że wszyst­ kie elementy wymiany towarów zachodzą w środowisku wolnym od przymusu,

w którym liberalne instytucje funkcjonują bez zakłóceń. Smith wiedział doskonale, że świat tak nie działa, ale zaakceptował powyższe ustalenia jako dogodną i przeko­ nującą fikcję, w oparciu o którą można zbudować normatywną teorię ekonomiczno-

-polityczną. Jak widzieliśmy, Marks godzi się na to wszystko tylko po to, żeby rozłożyć

na czynniki pierwsze utopijny charakter tych założeń. Dzięki temu manewrowi Marks jest w stanie pokazać, jak widzieliśmy w poprzed­ nim rozdziale tej książki, że im bliżej jesteśmy osiągnięcia tego liberalnego reżimu

działania rynkowego, tym mocniej musimy konfrontować się z dwiema istotnymi konsekwencjami. Mniej istotną konsekwencją jest to, że zdecentralizowana, sfragmentaryzowana i atomistyczna struktura, która uniemożliwiałaby jakiejkolwiek poje­

dynczej sile ograniczanie i manipulowanie rynkiem, ustępuje wobec coraz bardziej scentralizowanej kapitalistycznej potęgi. Konkurencja zawsze stwarza monopole, a im ostrzejsza jest to konkurencja, tym szybciej zachodzi tendencja do centralizacji. Istot­

niejszą jednak konsekwencją jest tworzenie ogromnej koncentracji bogactwa na jed­ nym krańcu (szczególnie po stronie dokonujących procesu centralizacji kapitalistów)

oraz coraz większej nędzy, trudu i degradacji klasy robotniczej na drugim krańcu.

Neoliberalny projekt ostatnich trzydziestu lat, zakorzeniony w liberalnej uto­

pii, potwierdził skutecznie oba przewidywane przez Marksa trendy. Oczywiście

342

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

znajdziemy znaczną liczbę odchyleń, zarówno geograficznych, jak i sektorowych, jeśli chodzi o szczegóły, ale stopień centralizacji kapitału w różnych sferach jest

uderzający. Powszechnie uznaje się, że ogromne koncentracje bogactwa zacho­ dzące na samym szczycie hierarchii majątku i przychodów nigdy nie były tak wielkie

jak dziś, podczas gdy warunki, z którymi mierzy się klasa robotnicza na świecie,

albo znalazły się w stanie stagnacji, albo też uległy pogorszeniu. W Stanach Zjed­ noczonych na przykład odsetek dochodu krajowego czy majątku posiadany przez

górne jeden procent populacji podwoił się w ciągu ostatnich dwudziestu lat, nato­ miast w przypadku górnej jednej dziesiątej procenta odsetek ten się potroił. Wskaź­

nik proporcji przychodów osiąganych przez dyrektorów generalnych oraz ich medianowych pobierających pensję robotników, który jeszcze w latach siedemdziesiątych

XX wieku wynosił trzydzieści do jednego, zwiększył się ogromnie, w ostatnich kilku latach przekraczając proporcję trzysta pięćdziesiąt do jednego. Gdziekolwiek poja­

wiała się nieokiełznana neoliberalizacja (jak w Meksyku czy Indiach od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku), nagle na listach najbogatszych ludzi na świecie Forbesa ujawniali się nowi miliarderzy. Carlos Slim z Meksyku jest obecnie uzna­

wany za jednego z najbogatszych ludzi na świecie, a osiągnął tę pozycję, wznosząc

się na fali neoliberalizacji, która przeszła przez Meksyk we wczesnych latach dzie­ więćdziesiątych XX wieku.

Marks doszedł do tych kontrintuicyjnych wniosków poprzez dekonstruowanie

propozycji klasycznych ekonomistów politycznych na gruncie ich własnych zało­

żeń. Wykorzystywał jednak ich potężne abstrakcje w sposób krytyczny, by twórczo testować rzeczywistą dynamikę kapitalizmu i odsłaniać źródła walk o długość dnia

roboczego, walk dotyczących warunków życia przemysłowej rezerwowej armii pracy i temu podobnych. Analizy zawarte w tomie I można odczytywać jako skom­

plikowane, potępiające rozliczenie tego, dlaczego „nie ma nic bardziej nierównego, niż równe traktowanie nierównych sobie" Ideologia wolnej wymiany oraz wolności

zawierania umów mami nas wszystkich. Ugruntowuje bowiem moralną wyższość i hegemonię burżuazyjnej teorii politycznej oraz podtrzymuje jej legitymizację,

jak i rzekomy humanizm. Jednak w momencie, w którym ludzie wkraczają w ten świat wolnej i egalitarnej wymiany rynkowej z różnym wyposażeniem w zasoby

czy odmiennymi aktywami, wówczas nawet niewielkie nierówności, nie mówiąc już o głównych podziałach stanowisk klasowych, zostają powiększone i składają się z czasem na ogromne nierówności we wpływie, bogactwie i władzy. Gdy powiąże

się je z rosnącą centralizacją, sprzyja to Marksowskiemu, niszczącemu odwróceniu Smithiańskiej wizji „korzyści dla wszystkich” które czerpać można z niewidzialnej

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

343

ręki rynkowej wymiany. W tym miejscu doznajemy oświecenia odnośnie do klaso­ wej treści choćby tego, czym w istocie było ostatnie trzydzieści lat neoliberalnej glo­ balizacji opartej na rynku. Rezultatem dla Marksa jest surowa krytyka tezy o indywi­ dualnej swobodzie i wolności, stanowiących podstawę liberalnej i neoliberalnej

teorii. Tego rodzaju ideały są w jego ujęciu tak samo mylące, fikcyjne i fałszywe, jak zwodnicze i urzekające. Pracownicy, jak spostrzegł wcześniej, wolni są jedynie

w podwójnym sensie bycia wolnym do sprzedawania swojej siły roboczej komu­ kolwiek się zdecydują, jednocześnie będąc zmuszonymi do sprzedaży swojej siły roboczej, by przeżyć, ponieważ zostali pozbawieni i uwolnieni od jakiejkolwiek

i wszelkiej kontroli nad środkami produkcji! Ostatnie rozdziały działu siódmego Kapitału podnoszą kwestię tego, w jaki

sposób osiągnięty został ten drugi rodzaj „wolności" Jesteśmy w tym miejscu zmu­ szeni zmierzyć się z kradzieżą, grabieżą, przemocą i agresywnym wykorzystaniem

władzy, leżącymi u podłoża historycznych początków kapitalizmu, który w ten spo­ sób uwolnił siłę roboczą jako towar oraz usunął wcześniejszy sposób produkcji.

Założenia, które dominowały nad argumentacją prowadzoną we wcześniejszych sześciu działach Kapitału (a także w kilku poprzedzających rozdziałach działu siód­

mego), zostają tu odsunięte na bok, co samo w sobie niesie brutalne konsekwencje. Jak już widzieliśmy, kapitalizm w sposób fundamentalny zależy od towaru

zdolnego do wytwarzania większej wartości, niż sam posiada, tym towarem jest zaś siła robocza. „Dlaczego ten wolny robotnik” obserwował Marks już we wcześniej­

szych partiach Kapitału, występuje wobec niego w sferze cyrkulacji, nie obchodzi wcale posiadacza pieniędzy, dla którego rynek pracy jest tylko szczególnym odcinkiem rynku towarowego. Na razie

pytanie to nie obchodzi także i nas. Trzymamy się tego faktu w teorii, podobnie jak posia­ dacz pieniędzy trzyma się go w praktyce. Ale jedna rzecz jest oczywista. Przyroda nie

stwarza z jednej strony posiadaczy pieniędzy czy towarów, z drugiej zaś - posiadaczy własnej tylko siły roboczej. Nie jest to stosunek przyrodzony ani też społeczny, wspólny

wszystkim okresom historycznym. Sam ten stosunek jest oczywiście wynikiem poprzed­

niego rozwoju dziejowego, wytworem wielu przewrotów ekonomicznych, upadku sze­

regu dawniejszych formacji produkcji społecznej (195-196).

Akumulacja pierwotna dotyczy historycznego źródła tej pracy najemnej, jak rów­ nież akumulacji niezbędnych aktywów znajdujących się w rękach klasy kapitalistów,

pozwalających na jej zatrudnianie.

344

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Omawiane przez nas rozdziały podejmują zatem kluczowe pytanie dotyczące sposobu, w jaki siła robocza staje się towarem (czy ogólniej tego, w jaki sposób ufor­

mowano klasę robotniczą). Typową burżuazyjną historią opracowaną przez Locke’a

i Smitha było to, że W zamierzchłych czasach była sobie z jednej strony elita ludzi pracowitych, rozumnych, a przede wszystkim oszczędnych, z drugiej zaś strony - nicponie próżnujący, trwo­

niący całe swe mienie i jeszcze więcej. (...) pierwsi nagromadzili bogactwa, a drudzy

w końcu mieli do sprzedania tylko własną skórę. I od czasu tego grzechu pierworodnego datuje się nędza wielkich mas ludności, które wciąż jeszcze, mimo całej pracy, nie mają

na sprzedaż nic prócz samych siebie, z drugiej zaś strony bogactwo niewielkiej garstki osób, które wciąż wzrasta, choć osoby te od dawna przestały pracować (849).

Ta standardowa opowieść przedstawia przejście od feudalizmu do kapitalizmu jako

coś stopniowego i pokojowego. „Rzeczywista historia" była, jak twierdzi Marks, zgoła odmienna: Jak wiadomo, w rzeczywistej historii wielką rolę odgrywa podbój, ujarzmienie, mor­ derstwo rabunkowe, słowem: przemoc. Natomiast w łagodnej ekonomii politycznej od niepamiętnych czasów panowała sielanka. Prawo i „praca” były od niepamiętnych

czasów jedynymi środkami bogacenia się, oczywiście za każdym razem z wyjątkiem

„roku bieżącego” Faktycznie jednak metody akumulacji pierwotnej są wszystkim innym, tylko nie sielanką (849).

Jest tak dlatego, że Stosunek kapitałowy zakłada, że robotnicy oddzieleni zostali od tytułu własności do wa­ runków urzeczywistniania się pracy. Z chwilą gdy produkcja kapitalistyczna staje na włas­

nych nogach, nie tylko zachowuje ona to oddzielenie, lecz odtwarza je w coraz szerszej skali. Proces stwarzający stosunek kapitałowy nie może więc być niczym innym jak

procesem oddzielania robotnika od tytułu własności do warunków jego pracy, proce­ sem, który z jednej strony przekształca społeczne środki utrzymania i środki produkcji

w kapitał, z drugiej - bezpośrednich wytwórców w robotników najemnych. Tak zwana

akumulacja pierwotna nie jest więc niczym innym jak historycznym procesem oddziela­ nia wytwórcy od środków produkcji. Proces ten występuje jako „pierwotny" gdyż stanowi prehistorię kapitału i odpowiadającego mu sposobu produkcji (850).

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

345

Faktycznie, historia akumulacji pierwotnej jest „wszystkim innym, tylko nie sie­ lanką" „Wpisana została do kronik ludzkości krwią i ogniem” (849). Podejście Marksa, będące radykalnie sprzeczne z tym prezentowanym przez

Smitha i Locke'a, nasuwa kilka ciekawych pytań. Po pierwsze, czy kapitał handlowy oraz kapitał finansowy i lichwiarski są przestarzałymi formami, czy też wciąż odgry­

wają bardzo aktywną rolę, niezależną od kapitału produkcyjnego, kapitału przemy­ słowego i tym podobnych? Marks również wcześniej zaobserwował, że „zarówno kapitał handlowy, jak i kapitał przynoszący procent są formami pochodnymi" a zara­

zem „historycznie rzecz biorąc - pojawiają się one przed nowoczesną formą podsta­

wową kapitału" (191). Płynie z tego wniosek, że przejście od feudalizmu do kapita­

lizmu zaszło etapami, w ramach których kapitał handlowy oraz lichwiarski przetarły

drogę dla powstania kapitału produkcyjnego/przemysłowego. Rola odgrywana przez te wcześniejsze formy kapitału w rozkładzie porządku feudalnego jest wciąż

czymś, co należy zbadać. Po drugie, czy oznacza to, że gdy już kapitalizm przeszedł przez akumulację

pierwotną, gdy już zakończyła się prehistoria i wyłoniło się dojrzałe kapitalistyczne społeczeństwo, te przemożne procesy opisane przez Marksa stały się nieistotne

i nie były już dłużej konieczne dla funkcjonowania kapitalizmu? Powrócę do tego pytania. Miejcie je na uwadze w trakcie dalszej lektury. W Marksowskiej wersji akumulacji pierwotnej wszystkie zasady wymiany ryn­ kowej wyłożone wcześniej (w rozdziale drugim) zostają porzucone. Nie ma żadnej wzajemności ani równości. Oczywiście zachodzi akumulacja pieniądza, istnieją pew­

nego rodzaju rynki, ale rzeczywisty proces jest czymś innym. Jest przede wszystkim gwałtownym wywłaszczeniem całej klasy ludzi z ich kontroli sprawowanej nad środ­

kami produkcji, wpierw przez akty bezprawia, ale ostatecznie, jak w przypadku usta­

wodawstwa dotyczącego grodzeń w Anglii, poprzez działania państwa. Oczywiście Adam Smith nie życzył sobie, by uznawać państwo za aktywnego aktora w repre­

sjonowaniu ludności, w związku z czym nie mógł opowiedzieć historii akumulacji pierwotnej, w której przemoc państwowa odgrywała kluczową rolę. Jeśli źródła aku­ mulacji kapitału można wyprowadzić z państwowego aparatu oraz władzy państwo­

wej, dlaczego wówczas bronić leseferystycznych polityk jako naczelnych środków sprzyjania krajowemu czy indywidualnemu dobrobytowi? W rezultacie Smith, wraz z większością pozostałych klasycznych ekonomistów politycznych, wołał ignoro­

wać rolę państwa w akumulacji pierwotnej. Istniały od tego wyjątki. James Steuart, jak zauważa Marks, z pewnością zrozumiał, że państwowa przemoc była absolutnie

kluczowa w proletaryzacji, ale uważał, że było to zło konieczne. Książka Michaela

346

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Perelmans The Invention of Capitalism1 dostarcza nam doskonałej wykładni tego,

w jaki sposób na gruncie klasycznej ekonomii politycznej radzono sobie ze źródłową

czy pierwotną akumulacją. Główną troską Marksa w omawianych rozdziałach działu siódmego było ujaw­

nienie historii akumulacji pierwotnej od XVI wieku i zbadanie tego, w jaki sposób uruchomione zostały związane z nią procesy. Bez trudu przyznaje oczywiście, że Dzieje tego wywłaszczenia przybierają w różnych krajach różne odcienie i przechodzą różne fazy w różnej kolejności i w różnych epokach historycznych. Tylko w Anglii, którą

dlatego bierzemy za przykład, wywłaszczenie to ma formę klasyczną (851).

Czy „klasyczna” oznacza, że była to forma wzorcowa dla przejścia do kapitalizmu, którą wszyscy pozostali na całym świecie musieli wypełnić? Później Marks zaprze­

czył tej interpretacji i stwierdził, że postrzegał Anglię jako jeden, aczkolwiek szcze­

gólny i pionierski, z wielu przykładów. Podkreślmy raz jeszcze, że są to kontro­ wersyjne kwestie, do których jeszcze wrócimy. To, w jaki sposób je przemyślimy,

ma znaczenie dla innej ważnej, choć przeważnie prześlepianej kwestii: czy przej­ ście przez akumulację pierwotną oraz długą historię kapitalizmu jest niezbędne,

by dotrzeć do socjalizmu?

1 M. Perelman, The Invention ofCapitalism. Classical Political Economy and the Secret History ofPrimitive Accumulation, Duke University Press, Durham 2000.

Rozdziały 24.-25. Akumulacja pierwotna

Rozdział dwudziesty czwarty składa się ze względnie krótkich i ułożonych w pewną sekwencję części. Wspólnie z rozdziałem dwudziestym piątym mają one oczywi­

ste konsekwencje. Rozważę je zwięźle, wskazując na niektóre istotne elementy. Część druga rozdziału dwudziestego czwartego zajmuje się wywłaszczeniem lud­

ności rolniczej, jak i również istotnym procesem rozkładu grup feudalnych wasali. Zawłaszczenie ziemi było głównym środkiem pozbawienia własności chłopstwa, jednak uwolnienie wasali zawdzięczamy sposobowi, w jaki władza pieniężna prze­

jęła porządek feudalny (na przykład przez kapitał handlowy czy lichwiarski). „Nowa [szlachta] była dziecięciem swego wieku, czczącego pieniądz nad wszelką potęgę

świata" (854). W Zarysie krytyki ekonomii politycznej Marks jest raczej bardziej bez­

pośredni. Pisze tam o tym, w jaki sposób pieniądz przenika tradycyjną wspólnotę, a rozpuszczając ją, sam staje się wspólnotą. W ten sposób przechodzimy od świata,

w którym „wspólnota” zdefiniowana jest w kategoriach struktury międzyludzkich stosunków społecznych, do świata, w którym przeważa wspólnota pieniężna. Pie­

niądz wykorzystany jako społeczna potęga prowadzi do stworzenia większych włości

ziemskich, wielkich przedsiębiorstw hodowli owiec i temu podobnych. Jednocześnie rozprzestrzenia się wymiana towarowa (idea rozwinięta przede wszystkim we wcze­ snych rozdziałach o pieniądzu i wymianie w ogólności). Tradycyjna wspólnota nie poddaje się jednak bez walki, a władza państwowa, przynajmniej w początkowych

fazach, stara się zachować to, co później E.P. Thompson nazwał „moralną ekonomią" chłopstwa przeciw surowej potędze pieniądza. Stopniowo władza państwowa poddaje się z dwóch powodów. Po pierwsze, państwo zależy od władzy pieniądza, a tym samym staje się wrażliwe na jej oddzia­

ływanie. Po drugie, władza pieniądza może zostać stworzona i uruchomiona w spo­ sób, który dla państwowego ustawodawstwa jest trudny do zatrzymania. Za czasów

348

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Henryka VII wprowadzono ustawy, które usiłowały zatrzymać proces monetyzacji

i proletaryzacji. Jednak rosnąca władza kapitalizmu w jego początkowym stadium wymagała „niewolniczego stanu mas ludowych, przemiany ich samych w najemni­

ków, a ich środków pracy w kapitał. (...) W wieku XVI reformacja i będąca jej następ­ stwem niesłychana grabież dóbr kościelnych stały się nowym potężnym bodźcem

w procesie wywłaszczania przemocą mas ludowych” (856-857). Po tym okresie jed­ nak opór tradycyjnego porządku społecznego zaczął kruszeć. Na subwersywność

i bezprawie potęgi pieniądza państwo odpowiedziało zawarciem przymierza z tą

potęgą i aktywnym wsparciem procesu proletaryzacji. Trend ten jest wzmacniany, jak sugeruje Marks, wraz z „chwalebną rewolucją" 1688 roku, która przyniosła wraz z Wilhelmem III Orańskim panowanie obszarniczych i kapitalistycz­

nych rycerzy zysku. Uczcili oni nową erę w ten sposób, że powściągliwą dotychczas gra­ bież dóbr państwowych jęli praktykować na olbrzymią skalę. Dobra te rozdarowywano,

sprzedawano za bezcen lub też w drodze zwyczajnego przywłaszczania sobie włączano do majątków prywatnych. (...) Dobra państwowe w tak oszukańczy sposób zawłaszczone

oraz grabież dóbr kościelnych (...) tworzą podwaliny dzisiejszych książęcych domen oligarchii angielskiej (860).

Na tej podstawie uformowało się nowe i potężniejsze przymierze klasowe. „W dodatku nowa arystokracja ziemska była naturalną sojuszniczką nowej bankokracji, dopiero

co powstałej wielkiej finansjery, oraz właścicieli wielkich manufaktur opierających

się podówczas na cłach ochronnych" Innymi słowy, mamy do czynienia z formacją burżuazji powstałej z ziemskich kapitalistów, kapitalistów handlowych, kapitalistów

finansowych i kapitalistów przemysłowych w ramach jednego szerokiego sojuszu. Przeciągają aparat państwowy na swoją stronę, tak żeby służył ich zbiorowej woli.

W rezultacie „samo ustawodawstwo staje się teraz narzędziem grabieży gruntów ludowych, chociaż wielcy dzierżawcy stosują przy tym swe drobne niezależne me­

tody prywatne”. W ten sposób dokonywała się systematyczna grabież wspólnej własności, na której czele stoi wielki ruch na rzecz grodzenia dóbr wspólnych. Zawłaszczenie przemocą, któremu towarzyszy „przemiana pól ornych w pastwiska, zaczyna się

u schyłku wieku XV i trwa dalej w wieku XVI” (861). Mimochodem te okoliczno­

ści doprowadzają do bujnego rozkwitu ważnej literatury przesiąkniętej nostalgią

za utraconym starym porządkiem. Oto świat Olivera Goldsmitha czy elegii Graya, lamentujących nad zniszczeniem rzekomej „Radosnej Anglii” Marks komentuje ten

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

349

drugi przykład, spektakularną wyprzedaż Highlands w Szkocji, w ramach której stop­

niowo, aż do późnego XIX wieku, wywłaszczano zagrodników z ich ziem. Obpaża on hipokryzję księżnej Sutherland, która choć półprawnie wydalała ludzi z ich

ziem w Highlands, jednocześnie „podejmowała w Londynie z wielką pompą panią

Beecher Stowe, autorkę Chaty Wuja Toma, aby okazać swą sympatię dla sprawy wyzwolenia murzyńskich niewolników republiki amerykańskiej" (868). Marks podsumowując stwierdza: Grabież dóbr kościelnych, oszukańcza wyprzedaż dóbr państwowych, kradzież własności

gminnej, bezprawna i za pomocą brutalnego terroryzmu przeprowadzona przemiana własności feudalnej i klanowej w nowoczesną własność prywatną - oto sielankowe

metody pierwotnej akumulacji. One to zdobyły teren dla kapitalistycznego rolnictwa,

wcieliły ziemię do kapitału i zapewniły przemysłowi miejskiemu potrzebną mu podaż pozbawionego wszelkich praw proletariatu (871-872).

W części trzeciej rozdziału dwudziestego czwartego podjęta zostaje natomiast kwe­ stia tego, co zamierzają zrobić ci wszyscy, których wyrzucono z ich ziemi. Często nie

było dla nich żadnej formy zatrudnienia i z tego powodu, przynajmniej z punktu widzenia państwa, stawali się włóczęgami, żebrakami, złodziejami i bandytami. Aparat państwowy odpowiedział na to zjawisko w sposoby, które znane są nam

po dziś dzień: kryminalizacją i więzieniem, przedstawiając ich jako łotrów i kie­

rując w ich stronę najskrajniejszą przemoc. „Tak oto groteskowo-terrorystyczne

ustawy batem, pręgierzem i torturą wdrażały wywłaszczony przemocą z ziemi, wypędzony z niej i obrócony we włóczęgów lud wiejski do dyscypliny wymaganej przez pracę najemną” Przemoc uspołeczniania robotników do dyscyplinarnego aparatu kapitału z początku jest przejrzysta. Jednak z biegiem czasu „ślepy przy­

mus stosunków ekonomicznych utrwala panowanie kapitalisty nad robotnikiem" Jak zdaje się twierdzić Marks, gdy proletariat już się uformuje, ślepy przymus stosunków ekonomicznych wykonuje swoją pracę i jawna przemoc może roz­

puścić się w tle, ponieważ ludzie zostali już uspołecznieni do swojej roli robot­ ników najemnych, nośników towaru siły roboczej. Jednakże „rozwijającej się

burżuazji" stale potrzeba „władzy państwowej” by regulować płace i zapobiegać

jakiejkolwiek zbiorowej organizacji robotników (vide działania obejmujące usta­ wodawstwo antyzwiązkowe oraz to, co podówczas nazywane było Ustawami

zrzeszeniowymi, zabraniającymi stowarzyszania się robotników czy nawet wspól­

nych zgromadzeń) (876). Jak wskazał Marks, było to wsparcie o kluczowym znaczeniu

350

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

dla skonsolidowania się reżimu liberalnego (wspartego na prawach własności prywatnej). Już na samym początku burzy rewolucyjnej burżuazja francuska zdecydowała się ode­ brać robotnikom dopiero co przez nich zdobyte prawo stowarzyszania się. Dekretem

z 14 czerwca 1791 r. uznała ona wszelką koalicję robotniczą za „zamach na wolność i dek­

larację praw człowieka" (880).

Burżuazyjna praworządność wykorzystana jest w ten bardzo specyficzny sposób,

by zahamować potencjalną zbiorową potęgę pracy. Część czwarta rozdziału dwudziestego czwartego zajmuje się genezą kapita­ listycznego dzierżawcy. Marks opowiada tu bardzo prostą historię o tym, w jaki

sposób zarządcy stali się wpierw dzierżawcami, a następnie dzierżawcami gruntów

rolnych, by następnie zacząć płacić rentę gruntową (w pieniądzu) właścicielom

ziemskim. Procesy monetyzacji i utowarowienia stanowiły podbudowę „rewolucji rolnej" odbywającej się w ramach stosunku do gruntów, która umożliwiła kapita­

łowi zarządzanie ziemią na określone sposoby. Kapitał cyrkuluje poprzez grunty,

poprzez przyrodę, w dokładnie w ten sam sposób, w jaki cyrkuluje poprzez ciało pracownika jako kapitał zmienny. Wpływ tej rewolucji rolnej, jak mówi w części

piątej rozdziału dwudziestego czwartego, jest obosieczny. Uwalnia nie tylko dużą

ilość pracy, ale również środki utrzymania, które uprzednio były konsumowane

bezpośrednio w obrębie danego gruntu. Mówiąc w skrócie, poddaje utowarowie-

niu dostawy żywności. Rynek dóbr i towarów rośnie, po części dlatego, że mniej ludzi jest w stanie się samodzielnie utrzymać. Wynikiem tego jest ekspansja wymiany

rynkowej oraz wzrost rozmiaru rynku. W międzyczasie kapitał niszczył wiele zakła­

dów rzemieślniczych i fachów związanych z gospodarstwami domowymi nie tylko w Indiach, ale również w Anglii. Poskutkowało to stworzeniem silniejszych i więk­

szych rynków krajowych. Wzrost rynku wewnętrznego w Anglii począwszy od XVI wieku był w opinii Marksa ważnym składnikiem rozwoju kapitalizmu.

Prowadzi nas to wszystko do rozważenia, w części szóstej rozdziału dwudzie­ stego'czwartego, genezy przemysłowego kapitalisty, który przejmuje dominującą

rolę z rąk kapitału handlowego, kapitału lichwiarskiego, bankokracji (kapitału finansowego) czy kapitału ziemskiego. Jest to przejęcie od samego początku bar­ dzo ściśle związane z kolonializmem, handlem niewolnikami oraz wszystkim tym, co stało się podówczas w Afryce oraz Stanach Zjednoczonych. W okresie feudalizmu mieliśmy do czynienia z wieloma ograniczeniami na drodze do przekształcania

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

351

stale rosnącej ilości kapitału pieniężnego w kapitał przemysłowy. „Ustrój feudalny

na wsi i ustrój cechowy w mieście" utrudniały rozwój przemysłowy oparty na pracy

najemnej, jednak „zapory te padły wraz z rozpuszczeniem feudalnych orszaków, wywłaszczeniem i częściowym wypędzeniem ludu wiejskiego" Marks przewidująco

spostrzega, że Nowe manufaktury powstawały w eksportowych portach morskich lub na wsi, poza kon­ trolą starej organizacji miejskiej i jej konstytucji cechowej. Toteż w Anglii corporate towns prowadzą zaciętą walkę przeciw tym nowym szkółkom przemysłowym (891).

Kapitalizm przemysłowy rozwinął się w Anglii na tym, co dziś moglibyśmy nazwać

obszarami niezagospodarowanymi. Miasta korporacyjne w rodzaju Norwich czy Bristolu były wysoce zorganizowane i z politycznego punktu widzenia ich przejęcie czy złamanie władzy rządzących nimi cechów było zwyczajnie trudne.

Na wiejskich obszarach niezagospodarowanych nie występowały żadne mechani­ zmy regulacyjne, które mogłyby kogokolwiek zatrzymać - żadna miejska burżu-

azja, żadna organizacja cechowa. W ten sposób znaczna część procesu uprzemy­ słowienia zaszła w Anglii na terenach uprzednio wiejskich, jak choćby Manchester

(wszystkie miasta bawełniane były pierwotnie po prostu małymi wioskami). Podob­ nie też Leeds czy Brimingham zaczynały jako małe wioski handlowe. Różni się to od niektórych wzorców industrializacji, która zaszła w innych miejscach, chociaż

wciąż widzimy, że kapitał woli przenosić się na obszary niezagospodarowane,

gdy tylko nadarzy mu się ku temu okazja. Gdy w latach osiemdziesiątych XX wieku

w Wielkiej Brytanii pojawił się japoński przemysł motoryzacyjny, unikał wysoce uzwiązkowionych części kraju i przenosił się przede wszystkim do obszarów otwar­ tych na możliwości nowego rozwoju, gdzie firmy mogły rozpocząć od zera i zbu­ dować co tylko im się podobało (oczywiście z pomocą antyzwiązkowego rządu

Thatcher). W Stanach Zjednoczonych mieliśmy do czynienia z tą samą tenden­ cją. Znajdowanie obszarów, gdzie regulacje i organizacja związkowa nie wystę­

pują, nieustannie stanowi istotny aspekt geograficznej i lokalizacyjnej dynamiki kapitalizmu.

Nie można w tym miejscu zignorować również roli systemu kolonialnego

i handlu niewolnikami, ponieważ to właśnie tymi środkami burżuazja zarówno obeszła, jak i wywróciła potęgi feudalne. Opinia, że niewolnicze plantacje Indii

Zachodnich we wczesnym XVIII wieku stanowiły pionierską fazę organizacji pracy

tego rodzaju na wielką skalę, którą dostrzec można ponownie później w systemach

352

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

fabrycznych Anglii, jest powszechna. Podobnie uważał Marks, stwierdzając, że „me­ tody te po części oparte są na najbardziej brutalnej przemocy, np. system kolo­

nialny” (891). W celu wydobycia bogactwa ze skolonizowanej ludności stosowano

najróżniejsze taktyki. Na przykład „w latach 1769 i 1770 Anglicy sztucznie wywołali

w Indiach głód, skupując wszystek ryż i odmawiając sprzedaży inaczej niż po fan­ tastycznych cenach” (893). Jednak wszystkie te metody posługują się władzą państwową, skoncentrowaną i zorganizowaną przemocą społeczną, w tym celu, aby proces przemiany feudalnego sposobu produkcji w kapitalistyczny przy­

śpieszyć sposobem cieplarnianym i skrócić fazy przejściowe. Przemoc jest akuszerką każdego starego społeczeństwa brzemiennego nowym. Przemoc sama jest potęgą eko­

nomiczną (891-892).

Nie jesteśmy w stanie zrozumieć kluczowej roli państwa jako siły organizującej

oraz jako propagatora systemu kolonialnego bez uznania znaczenia zarówno dłu­ gu krajowego, jak i publicznego systemu kredytowego jako środków, z których po­

mocą władza pieniądza może rozciągnąć kontrolę nad władzą państwa. Stopienie się ze sobą władzy pieniądza i władzy państwowej, począwszy od XVI wieku aż po

dziś dzień, zostało zasygnalizowane przez powstanie „nowoczesnego systemu podatkowego” oraz międzynarodowego systemu kredytowego (897). Zasiedlające

ten system „plemię bankokratów, finansistów, rentierów, maklerów, spekulantów i rekinów giełdowych" (896) zaczyna wówczas odgrywać kluczowe role w obszarze władzy. System kolonialny umożliwił, by „skarby, zagrabione poza Europą w drodze

rabunku, ujarzmienia i rzezi, wracały do kraju macierzystego i tu przeobrażały się w kapitał" (894), gdy jednocześnie „dług publiczny staje się jedną z najpotężniej­

szych dźwigni akumulacji pierwotnej” (895). System kolonialny, długi państwowe, brzemię podatkowe, cła ochronne, wojny han­ dlowe itd., owe latorośle właściwego okresu manufaktur, wybujały potężnie w dzie­

cięcym okresie wielkiego przemysłu. Narodziny wielkiego przemysłu upamiętniły się ihasowym, iście herodowym porywaniem dzieci (898).

Ta „rzeźnia" powstała z potrzeby znalezienia i uruchomienia dostatecznej siły robo­ czej w obszarach odległych od istniejących ówcześnie miasteczek Marks przytacza

w tym kontekście Johna Fieldena, stwierdzającego, że „drobne, zwinne paluszki były najbardziej poszukiwane. Weszło więc zaraz w zwyczaj ściąganie uczniów (!)

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

353

z różnych parafialnych domów pracy w Londynie, w Birmingham i gdzie się dało"

(900) oraz przewożenie ich na północ do rolniczego Lancashire. Marks kontynuuje

ten wywód, pisząc, że „przemysł bawełniany, wprowadzając w Anglii niewolę dzieci, stał się zarazem bodźcem do przekształcenia niewolnictwa w Stanach Zjednoczo­ nych, dotychczas mniej lub więcej patriarchalnego, w handlowy system wyzysku"

(901) , co dało impuls do handlu niewolnikami, stającego się w coraz większym stop­

niu domeną Brytyjczyków. „Liverpool wyrósł na handlu niewolnikami, który był jego metodą pierwotnej akumulacji” (900).

Wiele wysiłku wymagało to, aby nastąpił poród „wiecznych praw naturalnych” kapitalistycznego sposobu produkcji,

aby dokonał się proces oddzielenia robotników od warunków pracy, aby na jednym biegunie społeczne środki produkcji i utrzymania przekształcić w kapitał, a na biegunie przeciwnym - masy ludowe w robotników najemnych, w wolnych „pracujących bieda­

ków” ów sztuczny produkt dziejów nowożytnych (901).

Jeśli bowiem pieniądz „przychodzi na świat z krwawym piętnem na policzku" to,

jak podsumowuje Marks, „kapitał rodzi się ociekając krwią i brudem wszystkimi porami, od stóp do głowy" (902).

Procesy wywłaszczenia, jak twierdzi Marks w siódmej części rozdziału dwu­ dziestego czwartego, są równie przewlekłe, co brutalne i bolesne. Feudalizm nie poddał się bez walki. Nastąpił jednak moment, w którym „budzą się w łonie społe­

czeństwa siły i namiętności, które czują się skute przez ten sposób produkcji" (903). Feudalizm zaś musi (...) ulec zniszczeniu i ulega zniszczeniu. Jego zniszczenie, przemiana indywidu­ alnych i rozproszonych środków produkcji w społecznie skoncentrowane, a zatem prze­

miana karłowatej własności wielu w masową własność niewielu, czyli wywłaszczenie szerokich mas ludowych z ziemi, ze środków utrzymania i z narzędzi pracy, to strasz­ liwe i z trudem dokonane wywłaszczenie mas ludowych stanowi prehistorię kapitału

(903-904).

Ta prehistoria „obejmuje (...) szereg metod opartych na przemocy" (904), które

fundują system „najbezwzględniejszego wandalizmu" (904). Jednakże raz wpra­ wione w ruch procesy kapitalistycznego rozwoju zakładają własną odmienną logikę,

której ważnym składnikiem jest centralizacja.

354

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

Jeden kapitalista zabija wielu kapitalistów. Wraz z tą centralizacją, czyli wywłaszczaniem

wielu kapitalistów przez niewielu, rozwija się zrzeszona forma procesu pracy w coraz więk­ szej skali, świadome techniczne stosowanie nauki, planowa eksploatacja ziemi (904-905).

Powyższe procesy postępują szybko, wraz z formowaniem się rynku światowego,

nadającego „międzynarodowy charakter systemowi kapitalistycznemu” (905). Z tego

punktu wychodzi również rozrost buntu wciąż wzrastającej klasy robotniczej, szkolonej, jednoczonej i organizowanej przez sam

mechanizm kapitalistycznego procesu produkcji. Monopol kapitału staje się hamulcem tego sposobu produkcji, który rozwinął się wraz z nim i dzięki niemu. Centralizacja środków produkcji i uspołecznienie pracy dochodzą do punktu, gdy już się nie mieszczą

w swej kapitalistycznej skorupie. Skorupa ta zostaje rozsadzona. Wybija godzina kapita­

listycznej własności prywatnej. Wywłaszczyciele zostają wywłaszczeni (905).

Istnieje, mimo wszystko, duża różnica między „wywłaszczeniem wielkiej rzeszy ludzi" przez kilku przywłaszczycieli a wywłaszczeniem kilku przywłaszczycieli przez wielką

rzeszę ludzi.

To wezwanie na barykady rewolucji przepełnione jest retoryką Manifestu partii komunistycznej, która ponownie przywołana rzutuje na politykę Kapitału. To poli­ tyczne i polemiczne stwierdzenie ukoronowuje olśniewającą pracę dogłębnej ana­

lizy, napędzanej rewolucyjnym duchem. Prowadzi nas to do ostatniego, osobliwego rozdziału dwudziestego piątego,

który spuszcza powietrze z mesjanistycznej retoryki i tonu swojego poprzednika,

podsuwając serię refleksji dotyczących teorii kolonizacji. Co więcej, nie dotyczy on rzeczywistego doświadczenia kolonialnego i perspektyw dla rewolucyjnej walki

antykolonialnej (wywłaszczenia kolonialnych panów przez masy skolonizowanych

ludzi), ale teorii kolonizacji zakreślonych przez człowieka nazwiskiem Wakefield, którego trudno zaliczać do grona największych ekonomistów politycznych wszech­

czasów, a który napisał książkę o kolonizacji, siedząc w więzieniu Newgate, skazany'za próbę porwania młodej dziewczyny z bogatej rodziny. Odsiadując karę

w Newgate, Wakefield znalazł się towarzystwie więźniów, którzy mieli zostać prze­

transportowani do Australii, a to z pewnością skłoniło go do przemyślenia roli Australii w ogólnym porządku rzeczy. Nie miał zbyt wielkiego pojęcia odnośnie do tego, co rzeczywiście się w niej działo, ale dostrzegł coś, co Marks uznał za nie­

zwykle istotne, ponieważ stanowiło niszczące odparcie propozycji Adama Smitha.

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

35S

Wakefield dostrzegł po prostu, że możecie ze sobą zabrać do Australii cały kapi­

tał na świecie - pieniądze, narzędzia pracy, wszelkiej maści surowce - jednakże nie mogąc znaleźć żadnych „wolnych" (w podwójnym sensie!) robotników, którzy

mogliby dla was pracować, nie możecie zostać kapitalistami. Mówiąc pokrótce, Wakefield „odkrył, że kapitał nie jest rzeczą, lecz zapośred-

niczonym przez rzeczy stosunkiem społecznym między osobami" (909). Znalezie­

nie robotników w Australii byłoby trudne; w tamtych czasach posiadali oni łatwy

dostęp do ziemi, a w ten sposób mieli możliwość utrzymania się jako niezależni wytwórcy. Jedynym sposobem na zapewnienie sobie podaży pracy, a tym samym

zachowanie widoków na funkcjonowanie kapitalizmu, było wkroczenie państwa i ustanowienie ceny minimalnej za ziemię. Cena ta musiała być na tyle wysoka, by zapewnić, że każdy, kto przyjedzie do Australii, będzie zmuszony pracować jako

robotnik najemny aż do czasu, kiedy zaoszczędzi na tyle dużo pieniędzy, by móc zdobyć dostęp do ziemi. Wakefield uważał system regulacji własności gruntów

w Stanach Zjednoczonych (Homestead Act) za nazbyt otwarty i wolny, co miało w jego opinii ustanawiać zbyt wysoką cenę za pracę (co, jak widzieliśmy już wcze­ śniej, doprowadziło do szybszego stosowania innowacji oszczędzających pracę). Jak słusznie przewidział Wakefield, Stany Zjednoczone musiałyby zanurzyć się

w brutalnych taktykach z prehistorii kapitalizmu, jeśli ten miałby tam przetrwać. Walka między „wolną pracą" na pograniczu a rosnącą kontrolą nad polityką doty­ czącą ziemi przez interes korporacyjny (przede wszystkim kolej), jak również utrzy­

mywanie ludności imigranckiej jako robotników najemnych w mieście stanowiły

kluczowy aspekt akumulacji. Marks pisał wyraźnie: Interesuje nas jedynie tajemnica, którą w Nowym Świecie odkryli i głośno proklamowali

ekonomiści Starego Świata: kapitalistyczny sposób produkcji i akumulacji, a więc też kapitalistyczna własność prywatna, wymaga unicestwienia prywatnej własności opartej

na własnej pracy, to znaczy wywłaszczenia robotnika (912).

Rząd powinien nadać dziewiczej ziemi cenę sztuczną, niezależną od prawa popytu i po­

daży, cenę, która zmusi imigranta, żeby dłużej popracował jako najemnik, zanim zdoła

zarobić dość pieniędzy na kupno gruntu i stać się niezależnym chłopem (915-916).

Oto, jak mówi Marks, „wielka tajemnica” planów Wakefielda dotyczących koloni­

zacji, odsłania ona jednak również wielką tajemnicę akumulacji pierwotnej. Plany te w istotny sposób wpłynęły na Parlament Brytyjski i oddziaływały na kolonialną

356

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

politykę dotyczącą własności ziemskiej. „Rząd angielski przez lata całe posługiwał

się tą przez pana Wakefielda specjalnie dla stosowania w koloniach przeznaczoną

metodą «akumulacji pierwotnej»” (917). Marks posłużył się tą teorią kolonialną, by odrzucić teorię źródłowej czy pier­ wotnej akumulacji autorstwa Adama Smitha. W tym rozdziale dzieje się jednak

coś jeszcze, co może mieć znaczenie dla całej argumentacji i struktury Kapitału. W posłowiu do drugiego wydania Marks podjął kwestię własnego stosunku do Hegla: „mistyfikującą stronę dialektyki heglowskiej krytykowałem już prawie przed 30 laty” (18). Niemal z pewnością odnosi się tutaj do swojego obszernego

Przyczynku do krytyki heglowskiejfilozofii prawa. Krytykę Marks rozpoczyna od 250. paragrafu heglowskiego wykładu. Jednakże zawartość poprzedzających ten punkt

paragrafów jest nieco zaskakująca. Bez żadnego uprzedniego ostrzeżenia czy teo­

retyzowania Hegel wdaje się w dyskusję o wewnętrznych sprzecznościach kapi­

talizmu. Zauważa, że „zależność i nędza przypisanej do tej pracy klasy” procesy prowadzące do upowszechnionego ubóstwa oraz stworzenia motłochu ubogich

jednocześnie skutkują tym, że „rośnie po jednej stronie nagromadzenie bogactw

(gdyż z tej podwójnej ogólności czerpie się bardzo duże zyski)"2. Język w tym

miejscu jest bardzo zbliżony do tego z rozdziału dwudziestego trzeciego Kapitału, gdzie Marks pisze o akumulacji bogactwa na jednym krańcu oraz akumulacji nędzy, trudu i degeneracji na drugim, zajmowanym przez klasę robotniczą. „Przejawia się

w tym ten fakt, że społeczeństwo obywatelskie przy całym nadmiarze bogactw

nie jest dość bogate, (...) aby zapobiec nadmiarowi ubóstwa i wytwarzaniu się

motłochu"3. Społeczeństwo obywatelskie zmuszone jest na skutek tej własnej dialektyki wyjść poza

siebie - przede wszystkim poza to oto określone społeczeństwo - aby na zewnątrz siebie, wśród innych narodów, niedorównujących mu, jeśli idzie o środki, które ma w nadmia­

rze, czy w ogóle niedorównujących mu w dziedzinie przemysłu, szukać sobie konsu­

mentów, a tym samym niezbędnych środków utrzymania4.

„Rozwinięte społeczeństwo obywatelskie” jest wobec tego zmuszone do działalności

kolonizacyjnej, która „z jednej strony zapewnia jednej części swej ludności powrót

2 G.W.F. Hegel, Zasadyfilozofii prawa, przeł. A. Landman, PWN, Warszawa 1969, s. 229. 3 Tamże, s. 230.

4 Tamże, s. 231.

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

357

w jakimś nowym terenie do zasady rodzinnej, a z drugiej strony stwarza przez to dla siebie samego tereny nowego zapotrzebowania i pole stosowania swej pracy”5.

To, co można określić mianem „własnej dialektyki" wytwarza coraz wyższy poziom społecznej nierówności. Co więcej, jak twierdzi Hegel w jednym ze swo­

ich dodatków, „wobec przyrody nie może żaden człowiek zgłaszać swych praw; w takim stanie jednak jak społeczeństwo, każdy niedostatek przyjmuje od razu formę niesprawiedliwości wyrządzonej tej czy innej klasie"6. Ta własna dialektyka wsparta

na walce klasowej prowadzi społeczeństwo obywatelskie do poszukiwania ratunku w „obcej dialektyce” działań kolonialnych i imperialistycznych. Nie jest pewne,

czy Hegel uważał, że rozwiążą one ten problem. Marks z pewnością tak nie sądził. Problemów podniesionych w przedostatnim rozdziale Kapitału, w którym rozmyśla

się o wywłaszczeniu wywłaszczycieli jako ostatecznym rezultacie tej własnej dia­ lektyki, nie da się odprawić przez kolonialne praktyki, które zaledwie odtwarzają

społeczne stosunki kapitalizmu na szerszą skalę. Nie ma możliwości, by pojawiło się kolonialne rozwiązanie wewnętrznej sprzeczności klasowej kapitalizmu, podobnie

nie ma ostatecznego przestrzennego utrwalenia (spatial fix) tej sprzeczności. Dzi­ siejsza globalizacja jest po prostu, o czym przekonujemy się wciąż na nowo, tym­

czasowym sposobem na doraźne „rozwiązanie" problemów poprzez rzutowanie ich na większy i szerszy obszar geograficzny.

5 Tamże, s. 232.

6 Tamże, s. 411.

Komentarz

Wiele z problemów ujawniających się z Marksowskiej perspektywy oglądu akumu­

lacji pierwotnej domaga się komentarza. Przede wszystkim należy uznać i docenić innowacyjny i pionierski charakter tego stanowiska. Nikt przed Marksem nie badał

problemu w tak systematyczny i uporządkowany sposób. Jak to jednak często bywa

z innowacyjnymi podejściami, jest ono trochę przesadzone, a co więcej, prześliz­ guje się po powierzchni wielu problemów. Od czasów Marksa historycy oraz his­

torycy gospodarczy przeprowadzili ogromną ilość badań dotyczących przejścia od feudalizmu do kapitalizmu. Można byłoby pewnie uzyskać konsensus doty­

czący tego, że w niektórych punktach opowieść snuta przez Marksa jest częściowo

prawdziwa. Z pewnością w ramach tej historycznej geografii miało miejsce mnó­ stwo momentów i przypadków skrajnej przemocy, zaś rola systemu kolonialnego, w tym ewolucji kolonialnych polityk dotyczących ziemi, pracy oraz podatków,

jest tu niezaprzeczalna. Istniało jednak wiele przypadków względnie pokojowej

akumulacji pierwotnej. Ludność nie tyle była przymuszana do opuszczenia ziemi, co raczej zachęcana możliwościami zatrudnienia i perspektywami lepszego życia oferowanego przez urbanizację i uprzemysłowienie. Dobrowolne przemieszcza­

nie się do miast z zatrważających i niepewnych warunków życia wiejskiego, moty­ wowane całkiem wysokimi miejskimi płacami, nie było niczym niezwyczajnym

(nawet jeśli pominąć procesy przymusowego wywłaszczenia z ziemi, do których Marks'się odwoływał i dla których istnieje wiele historycznych świadectw). Histo­ ria akumulacji pierwotnej jest zatem w szczegółach znacznie bardziej zniuanso-

wana i skomplikowana niż ta, którą opowiada nam Marks. Zignorował on również

niektóre bardzo istotne aspekty dynamiki akumulacji pierwotnej. Za niezwykle istotny uznaje się dziś na przykład wymiar płciowy tych przekształceń, gdyż aku­ mulacja pierwotna często pociągała za sobą radykalne pozbawienie praw kobiet,

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

359

zredukowanie ich do statusu własności czy dobytku, w ten sposób narzucając ponow­ nie patriarchálně stosunki społeczne. Marks naszkicował szeroki zarys rewolucji rolnej i przemysłowej, proletaryzacji, utowarowienia, monetyzacji, który były niezbędne dla zrodzenia się kapita­

lizmu. Jego wykładnia tych procesów stała się punktem wyjścia wszystkich przy­ szłych debat i choćby z tego powodu stanowiła twórczą interwencję. Przypomina nam dramatycznie o źródłowej przemocy oraz zaciekłej walce, które doprowadziły do zaistnienia kapitalizmu - przemocy, której burżuazja stara się w dalszym ciągu zaprzeczyć i zapomnieć o niej, nawet jeśli żyjemy w otoczeniu naznaczonym jej

śladami po dziś dzień. W całym Kapitale, ale również w wielu innych pismach Marks stara się prze­

nosić proces akumulacji pierwotnej do prehistorii kapitalizmu. Już po jej dokona­

niu górę bierze „niemy przymus stosunków ekonomicznych" Marksowski projekt polityczny zawarty w Kapitale zawiera przestrogę przed tym, jak, często niepostrze­ żenie, ukrywając się za każdym rogiem za fetyszystycznymi maskami, oddziałuje ten

ślepy przymus. Pokazuje nam, jak już wcześniej sugerowałem, że nie ma nic bardziej

nierównego niż równe traktowanie nierównych. Odsłania sposób, w jaki równość zakładana w wymianie rynkowej rzeczy mami nas i skłania do wiary w równość osób. Odkrywa mechanizm, przy którego użyciu burżuazyjna doktryna praw własności prywatnej oraz stopy zysku sprawiają wrażenie, jakbyśmy wszyscy byli obdarzeni

prawami człowieka. Demaskuje to, w jaki sposób iluzja osobistej wolności powstaje w wyniku wolności rynkowych oraz wolnego handlu, a także to, jak i dlaczego dzia­ łamy w oparciu o tę iluzję czy nawet walczymy o nią na gruncie politycznym.

W moim mniemaniu poważny problem stwarza jednak idea, jakoby akumula­ cja pierwotna, raz wystąpiwszy i wypełniwszy się, przestała posiadać jakiekolwiek

realne znaczenie. W ostatnich latach liczni komentatorzy, w tym ja sam, wskazywali,

że musimy brać na poważnie ciągłość akumulacji pierwotnej w całej historycznej geografii kapitalizmu. Blisko sto lat temu problem ten stanowczo sformułowała już

Róża Luksemburg. Obstawała przy tym, że powinniśmy myśleć o kapitalizmie jako

czymś opartym na dwóch różnych formach wyzysku. Akumulacja kapitalistyczna ma tedy jako całość, jako konkretny proces historyczny, dwa różne aspekty. Z jednej strony dokonuje się ona w miejscu wytwarzania wartości dodat­

kowej: w fabryce, w kopalni, majątku ziemskim i na rynku towarowym. Rozpatrywana tylko od tej strony jest akumulacja procesem czystko ekonomicznym, którego najważ­

niejsza faza rozgrywa się między kapitalistą i robotnikiem najemnym. (...) Formalnie

360

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

panuje tu pokój, własność i równość, i trzeba było dopiero wnikliwej dialektyki analizy

naukowej, aby wykazać, jak w toku akumulacji prawo własności przekształca się w zaw­

łaszczenie cudzej własności, wymiana towarowa - w eksploatację, równość - w pano­ wanie klasowe7.

Właśnie ten mechanizm doskonale ujawnia Marks w pierwszych sześciu działach Kapitału. Jednak, jak dodaje Luksemburg, Z drugiej strony akumulacja kapitału dokonuje się między kapitałem i niekapitalistycz-

nymi formami produkcji. Widownią tej drugiej strony procesu akumulacji kapitału jest arena światowa. Tu w akumulacji kapitału panują metody polityki kolonialnej, system pożyczek międzynarodowych, polityka sfer interesów, wojny. Tu otwarcie, bez żadnych

obsłonek, występuje przemoc, oszustwo, ucisk i grabież i z trudem tylko można w tym chaosie aktów przemocy politycznej i wzajemnej próby sił wykryć surowe prawa procesu ekonomicznego8.

Luksemburg utrzymuje, że między tymi dwoma systemami wyzysku i akumulacji występuje „organiczne powiązanie" Długa historia kapitalizmu koncentruje się

na tej dynamicznej relacji między nieustanną akumulacją pierwotną z jednej strony,

a dynamiczną akumulacją odbywającą się poprzez system rozszerzonej reprodukcji opisanej w Kapitale z drugiej. Marks nie miał zatem racji, jak twierdzi Luksemburg,

gdy zawężał akumulację pierwotną do jakiegoś przedpotopowego momentu, swego

rodzaju prehistorii kapitalizmu. Kapitalizm dawno temu przestałby istnieć, gdyby

nie był zaangażowany w nowe rundy akumulacji pierwotnej, zwłaszcza poprzez przemoc imperializmu.

Intuicyjnie rzecz biorąc, istnieje wystarczająco dużo powodów, by uznać,

że co do zasady Luksemburg miała rację, nawet jeśli nie trzeba podążać z nią całą

drogą do specyficznych wniosków, które przy tej okazji wyprowadziła. Przede wszyst­

kim określone procesy akumulacji pierwotnej, które opisuje Marks - wywłaszczenie ludności wiejskiej i chłopskiej; wykorzystanie władzy państwowej, by rozdyspo­

nować zasoby pośród klasy kapitalistycznej; międzynarodowy system finansowy i kredytowy; nie mówiąc już o rozkwicie krajowych długów czy wręcz podejrzanej

7 R. Luksemburg, Akumulacja kapitału, przeł. J. Maliniak, Z. Kluza-Wolosiewicz, J. Nowacki, Książka i Prasa, Warszawa 2011, s. 554. 8 Tamże.

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

361

kontynuacji niewolnictwa poprzez handel ludźmi (w szczególności kobietami) wszystkie te zjawiska wciąż nam towarzyszą, a w niektórych przypadkach wydają się nie schodzić w cień, ale, jak w kontekście systemu kredytowego, grodzeń dóbr

wspólnych czy prywatyzacji, stają się jeszcze bardziej widoczne. Ciągłość staje się jeszcze bardziej dobitna, gdy przesuniemy nasze spojrzenie z „klasycznego” przypadku Anglii na historyczną geografię kapitalizmu na świato­

wym etapie rozwoju. Luksemburg przywołuje tak zwane wojny opiumowe prze­ ciwko Chinom jako przykład procesów, które ma na myśli. Indie stanowiły jeden

z największych zagranicznych rynków zbytu dóbr brytyjskich, lecz Hindusi byli w stanie zapłacić za te dobra jedynie częściowo, dostarczając Anglii surowców (na co również wskazywał Marks w Kapitale). Tego było jednak za mało. W związku z tym zaczęto sprzedawać coraz większe ilości hinduskiego opium w Chinach, w zamian

za srebro, które mogło być wykorzystane do zapłaty za brytyjskie towary. Gdy Chiń­ czycy chcieli kontrolować handel zagraniczny w ogólności, a w szczególności handel opium, brytyjska flota przepłynęła przez Jangcy i zniszczyła w krótkiej potyczce całą

flotę chińską, wymuszając otwarcie portów traktatowych. Jak sugeruje Luksemburg,

jedynie poprzez tego rodzaju imperialistyczne zabiegi można było zabezpieczyć długofalową akumulację i realizację kapitału. Według tez Luksemburg ciągłość

akumulacji pierwotnej ma miejsce przede wszystkim na peryferiach, na obszarach

znajdujących się poza regionami zdominowanymi przez kapitalistyczny sposób produkcji. W tym wszystkim praktyki kolonialne i imperialistyczne odegrały klu­

czową rolę. Jednak gdy zbliżamy się do współczesności, rola peryferii ulega zmianie

(szczególnie wraz z dekolonizacją), a praktyki akumulacji pierwotnej nie tylko zmie­

niają się i pomnażają swoje formy, ale również stają się bardziej istotne w regionach

rdzenia kapitalistycznej dominacji. Weźmy na przykład współczesne Chiny. W toku rozwoju w czasach Mao miały one minimalny kontakt ze światem zewnętrznym. W1978 roku Deng Xiaoping

zainaugurował proces otwierania Chin na świat oraz rewolucjonizowania chińskiej

gospodarki. Reformy rolnictwa nie tylko wytworzyły równoważnik rewolucji agrar­ nej w produkcji, ale też uwolniły olbrzymie ilości siły roboczej, jak również produk­

tu dodatkowego, wykorzeniając ludzi z ziemi. Nie ma wątpliwości, że proces równo­ ważny z tym, co Marks określił mianem akumulacji pierwotnej, zachodził w Chinach

przez ostatnie trzydzieści lat. Prawdopodobnie Luksemburg, przyglądając się temu procesowi, stwierdziłaby, że w takim stopniu, w jakim otwarcie Chin pomogło w sta­

bilizowaniu globalnego kapitalizmu w ostatnich czasach, ta nowa runda akumula­ cji pierwotnej ma fundamentalne znaczenie dla przetrwania kapitalizmu. W tym

362

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

przypadku jednak wydarzenia nie były napędzane przez obce imperialistyczne praktyki, ale przez samo chińskie państwo oraz rządzącą nim Komunistyczną Partię Chin, obierającą quasi-kapitalistyczną drogę do pomnażania narodowego bogac­

twa. Pociągnęło to za sobą stworzenie licznych szeregów miejskiego nisko opłaca­ nego proletariatu, pierwotnie kontrolowane wkroczenie kapitału zagranicznego do wybranych regionów i miast w celu zatrudniania tego proletariatu, oraz rozwój

sieci globalnych stosunków handlowych mających za zadanie sprzedaż i realiza­ cję wartości towarów, nawet w czasie, gdy wewnętrzny rynek zaczął się żywiołowo rozwijać. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na rolę, jaką w Chinach odegrały tereny niezagospodarowane. Shenzhen po 1980 roku przeszło, podobnie jak wcze­

śniej Manchester, drogę od małej mieściny do potężnego centrum przemysło­

wego. Wzorzec rozwojowy nie jest tu odmienny od tego opisanego przez Marksa, za wyjątkiem tego, że poziom źródłowej przemocy został przytłumiony (niektó­

rzy stwierdziliby, że został skutecznie ukryty) oraz że władza państwa i partii była

w jego trakcie kluczowa. W świetle tego przykładu oraz kluczowej roli, jaką Chiny odegrały w nieustającej ekspansji systemu kapitalistycznego oddanego „akumulacji

dla samej akumulacji, produkcji dla produkcji" trudno uniknąć wyprowadzenia następujących wniosków: a) na gruncie dynamiki współczesnego kapitalizmu coś przypominającego akumulację pierwotną żyje i ma się dobrze; oraz b) jej trwałe

istnienie może stanowić fundament przetrwania kapitalizmu.

Takie wnioski mają zastosowanie niemal wszędzie. Przemoc wydobycia zaso­ bów naturalnych (w szczególności w całej Afryce) nie ustaje, podobnie jak wywła­

szczenia ludności chłopskiej w Ameryce Łacińskiej oraz w Południowej i Wschod­

niej Azji. Nic z tego nie zaniknęło, a w niektórych przypadkach wręcz się nasiliło, skutkując zaciekłymi konfliktami wokół, na przykład wypędzeń ludności chłopskiej

z jej ziemi w Indiach w celu stworzenia miejsca pod „specjalne strefy ekonomiczne" na terenach niezagospodarowanych, gdzie przemysł może urządzić swoją działal­ ność na uprzywilejowanym obszarze. Masakra ludności chłopskiej opierającej się

wypędzeniom w Nandigram w Zachodnim Bengalu, mająca na celu uwolnienie miejsca pod rozwój przemysłu, jest „klasycznym" przykładem akumulacji pierwot­

nej, którego z trudem szukać w siedemnastowiecznej Anglii. Co więcej, gdy Marks wskazuje na dług publiczny oraz narodziny systemu kredytowego jako żywotne

aspekty historii akumulacji pierwotnej, mówi o czymś, co od tamtej pory nadmier­

nie się rozrosło i działa jako swego rodzaju ośrodkowy układ nerwowy regulujący przepływy kapitału. Grabieżcza taktyka Wall Street i instytucji finansowych (firm ofe­ rujących karty kredytowe) jest wskaźnikiem akumulacji pierwotnej. W ten sposób

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

363

żadna z praktyk rozpoznanych przez Marksa nie odeszła w przeszłość, a w niektórych

przypadkach mamy do czynienia z ich niewyobrażalnym w jego czasach rozkwjtem. Jednakże w naszych własnych czasach techniki wzbogacające klasy panujące

i pogarszające standard życia robotników poprzez procesy przypominające akumu­ lację pierwotną rozpleniły się. Weźmy choćby przykład United Airlines, które ogłosiły bankructwo, by uzyskać zgodę sądu na pozbycie się wszystkich zobowiązań emery­ talnych względem własnych pracowników i dalej funkcjonować jako rentowny biz­ nes. Nagle wszyscy pracownicy United Airlines zostali pozbawieni emerytur i stali się

zależni od państwowego ubezpieczenia wypłacanego na znacznie niższym poziomie.

Emerytowani pracownicy tej linii lotniczej zostali zmuszeni do zasilenia szeregów proletariatu. Jeden z byłych pracowników United Airlines powiedział w wywiadzie:

„Cóż, wiecie, mam sześćdziesiąt siedem lat i myślałem, że udam się na szczęśliwą

emeryturę wynoszącą osiemdziesiąt tysięcy dolarów rocznie, ale teraz będę żył za trzydzieści pięć tysięcy. W związku z tym muszę poszukać sobie pracy, by prze­

trwać’! Istotne w tym kontekście pytanie brzmi: gdzie podział się ekwiwalent tych pieniędzy? Prawdopodobnie to nie przypadek, że w czasie gdy wielu pracujących

zostawało pozbawionych swoich emerytur, opieki zdrowotnej oraz innych świad­ czeń socjalnych w całych Stanach Zjednoczonych, stopa wynagrodzeń kierownictwa na Wall Street czy ogólnie pośród CEO poszybowała pod niebiosa.

Inny przykład stanowi fala prywatyzacji, która przetoczyła się przez świat

kapitalistyczny począwszy od wczesnych lat siedemdziesiątych XX wieku. Prywa­ tyzacja wody, edukacji, opieki zdrowotnej w wielu krajach uprzednio świadczą­

cych te usługi w ramach zapewniania dóbr publicznych dramatycznie odmieniła sposób funkcjonowania kapitalizmu (choćby tworząc wszelkiego rodzaju nowe

rynki). Prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych (niemal zawsze za cenę, która pozwalała kapitalistom na osiąganie potężnych zysków w bardzo krótkim okresie)

podważyła publiczną kontrolę nad wzrostem oraz decyzjami dotyczącymi inwesty­

cji. Stało się to szczególną formą grodzenia dóbr wspólnych, w wielu przypadkach zawiadywanego przez państwo (jak miało to miejsce we wcześniejszej rundzie aku­ mulacji pierwotnej). W wyniku tego doszło do odebrania zasobów i praw zwykłym

ludziom. Równolegle do tego procesu zachodziła pokaźna koncentracja bogactwa

na drugim krańcu skali. Zarówno w The New Imperialism9, jak i w Neoliberalizmie dowodziłem, że to

właśnie na skutek tego rodzaju procesów zachodzi dziś coraz większa konsolidacja 9 D. Harvey, The New Imperialism, Oxford University Press, Oxford 2003.

364

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

władzy klasowej. Ponieważ nieco dziwne wydaje się nazywanie ich pierwotną

czy źródłową akumulacją, wolę nazywać je akumulacją przez wywłaszczenie. Twierdziłem, że choć część tych procesów dokonywała się w latach pięćdziesiątych

i sześćdziesiątych XX wieku, szczególnie w ramach taktyk kolonializmu i imperiali­

zmu oraz drapieżnej grabieży zasobów naturalnych, to akumulacja przez wywłaszcze­ nie nie była zbyt intensywna w regionach rdzenia kapitalizmu, szczególnie w tych

o silnych socjaldemokratycznych aparatach państwowych. Wszystko to odmieniła

neoliberalizacja, zapoczątkowana w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku. Aku­ mulacja przez wywłaszczenie zaczęła pojawiać się coraz częściej w centralnych

regionach kapitalizmu, tak jak rozszerzała się i pogłębiała w całym globalnym systemie. Nie powinniśmy traktować akumulacji pierwotnej (jak ta zaobserwo­ wana w przypadku Chin) czy akumulacji przez wywłaszczenie (jaka miała miejsce

w ramach fali prywatyzacji w regionach centralnych) jako zjawisk dotyczących po prostu prehistorii kapitalizmu. Trwają one, a ostatnio stały się coraz istotniej­

szym składnikiem metody, jaką globalny kapitalizm posługuje się w celu skonsoli­

dowania władzy klasowej. Mogą one objąć sobą wszystko - od pozbawiania praw dostępu do ziemi i środków utrzymania po ograniczenie praw (na przykład do eme­

rytur, edukacji czy służby zdrowia) z trudem wywalczonych w przeszłości dzięki

zaciekłej walce klasowej ruchów robotniczych. Chico Mendes, zbieracz kauczuku

z Amazonii, został zamordowany za stawanie w obronie swojego sposobu życia przeciwko ranczerom, producentom soi oraz drwalom, którzy chcieli eksploato­

wać ziemię. Chłopi z Nadigram zostali zabici, gdy opierali się przejęciu ich ziemi

dla celów kapitalistycznego rozwoju. Ruch Robotników Rolnych bez Ziemi (MST) czy zapatyści walczyli w obronie swojego prawa do autonomii oraz samostanowienia

w środowiskach bogatych w zasoby, których kapitał albo pożądał, albo odgrodził. W tym kontekście pomyślcie, w jaki sposób świeżo stworzone prywatne fundusze

kapitałowe w Stanach Zjednoczonych przekształcały spółki publiczne w prywatne, pozbawiając je majątku i zwalniając tylu pracowników, ile tylko mogły, zanim nie

wyprowadziły tych zrestrukturyzowanych spółek z powrotem na rynek i nie sprze­

dały z ogromnym zyskiem (dzięki czemu kierownicy funduszy kapitałowych otrzy­

mywali astronomiczne premie). Możemy przytoczyć niezliczone przykłady walk skierowanych przeciwko

tym zróżnicowanym postaciom akumulacji przez wywłaszczenie. Walki z biopi-

ractwem czy próbami patentowania materiału i kodu genetycznego, walki prze­ ciwko wykorzystaniu prawa do wywłaszczenia, by utorować drogę kapitalistycz­ nym deweloperom, przeciwko gentryfikacji i wytwarzaniu bezdomności w Nowym

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

36S

Jorku czy Londynie, przeciwko grabieżczym sposobom, z pomocą których system

kredytowy wymusza na rodzinach rolników opuszczanie ziemi i zrobienie miejsca dla rolniczych korporacji w Stanach Zjednoczonych... Przykłady można mnożyć. Istnieje szeroki wachlarz praktyk, dzięki którym akumulacja przez wywłaszczenie wciąż zachodzi w sposób, który przynajmniej na powierzchni nie ma nic bezpo­ średnio wspólnego z ukierunkowanym na wytwarzanie wartości dodatkowej wyzy­

skiem siły roboczej w miejscu pracy, o którym pisał Marks w Kapitale.

A jednak istnieją elementy wspólne, jak również komplementarne, tych dwóch procesów, na co, jak sądzę poprawnie, wskazała Róża Luksemburg, podkreślając ich „organiczną relację'! Wydobywanie wartości dodatkowej jest mimo wszystko

specyficzną formą akumulacji przez wywłaszczenie, ponieważ jest to nic innego, jak tylko alienacja, przywłaszczenie i wywłaszczenie robotniczej zdolności do wyt­

warzania wartości w procesie pracy. Co więcej, w celu podtrzymania procesu roz­ szerzania się tej formy akumulacji należy znaleźć sposoby uruchomienia utajo­

nego przeludnienia pod postacią robotników oraz udostępnienia większej ilości gruntów i zasobów mających stanowić środki produkcji dla kapitalistycznego

rozwoju. Tworzenie „specjalnych stref ekonomicznych" jak w przypadkach Chin czy Indii, poprzez wypędzanie chłopskich wytwórców z ich ziemi, stanowi nie­

zbędny etap prekursorski dla ciągłości kapitalistycznego rozwoju - podobnie jak oczyszczenie tak zwanych slumsów z ich miejskich mieszkańców jest czymś nie­ zbędnym dla kapitalistycznych deweloperów w celu rozszerzania ich miejskich

działań. Przechwytywanie gruntów przez państwo drogą wywłaszczenia czy jego

prawnego odpowiednika było w ostatnich czasach praktyką wręcz nagminną. Dewe­ loperzy i przemysł budowlany w Seulu w latach dziewięćdziesiątych XX wieku byli

tak spragnieni dostępu do miejskich gruntów, że wyruszyli, by wywłaszczyć lud­ ność, która przesiedliła się do miasta w latach pięćdziesiątych XX wieku, z tere­

nów, do których nie miała tytułów własności, choć zbudowała na nich swoje domy. Firmy budowlane wynajęły grupy plugawych czyścicieli, by nawiedzali dzielnice

i wielkimi młotami rozbijali ludziom domy na kawałeczki, podobnie postępując z ich własnością. Przez lata dziewięćdziesiąte XX wieku można było przechadzać się po całkowicie zniszczonych dzielnicach Seulu, poznaczonych wyspami intensyw­

nego ludowego oporu.

Choć Marks miał tendencję do postrzegania reprodukcji rozszerzonej jako wła­ ściwego mechanizmu, za pomocą którego wytwarzana i akumulowana jest wartość dodatkowa, proces ten nie może trwać bez uprzedniego rozpoznania niezbędno­

ści warunków wywłaszczenia, które na własnych zasadach również redystrybuuje

366

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

zasoby bezpośrednio w ręce klasy kapitalistycznej. Utrzymuję zatem za Luksem­ burg, że nie można zignorować akumulacji przez wywłaszczenie. Zakładam bowiem,

że pozbawianie ludzi praw do emerytur, praw do dóbr wspólnych, praw do zabezpie­ czenia socjalnego (na przykład zasobów wspólnej własności służących całej popu­

lacji Stanów Zjednoczonych), postępujące utowarowienie edukacji, nie mówiąc już o wypędzaniu z ziemi czy niszczeniu środowiska - wszystko to jest istotne dla spo­ sobu, w jaki rozumiemy złożoną dynamikę kapitalizmu. Co więcej, przekształcanie

zasobów wspólnej własności, w rodzaju edukacji, w towary, transformacja uniwer­ sytetów w neoliberalne korporacyjne instytucje (potężnie oddziałująca na to, czego

i jak się w nich naucza), ma istotne ideologiczne i polityczne konsekwencje, stano­ wiąc jednocześnie znak i symbol kapitalistycznej dynamiki, która w swojej walce o rozszerzanie sfery tworzenia i czerpania zysków nie pozostawia za sobą kamienia na kamieniu.

W zarysowanej przez Marksa historii akumulacji pierwotnej mieliśmy do czy­

nienia z wszelkiego rodzaju gwałtownymi walkami przeciwko wymuszonym ewikcjom czy wywłaszczeniom. W Anglii istniały szeroko zakrojone ruchy - choćby lewellerzy i diggerzy - które stawiły tym procesom zmasowany opór. Można śmiało powiedzieć, że w XVII i XVIII wieku pierwotnymi formami walki klasowej nie był

opór wobec wyzysku w miejscu pracy, ale raczej opór przeciwko wywłaszczeniom. Stawia to przed nami pytanie o to, jakie formy walki klasowej tworzą lub będą

tworzyć rewolucyjny ruch przeciwko kapitalizmowi w danym miejscu i czasie. W związku z tym, że globalny kapitalizm od lat siedemdziesiątych XX wieku nie

odnosił zbyt wielkich sukcesów na polu generowania wzrostu, dalsza konsolidacja władzy klasowej wymagała znacznie silniejszego zwrotu w stronę akumulacji przez wywłaszczenie. Najprawdopodobniej to właśnie napchało kiesy wyższych klas tak, że aż zaczęło się z nich przelewać. Odrodzenie się mechanizmów akumulacji przez wywłaszczenie odznaczyło się szczególnie w powiększającej się roli odgrywanej

przez system kredytowy oraz finansowe przywłaszczenia. Ich ostatnia fala skutko­ wała utratą domów przez kilka milionów ludzi w Stanach Zjednoczonych wskutek

egzekucji komorniczych. Znaczna część tych strat majątków zaszła w biedniejszych

dzielnicach. Szczególne konsekwencje dotknęły zaś kobiety i ludność afroamerykańską w starszych miastach w rodzaju Cleveland czy Baltimore. W międzyczasie

bankierzy inwestycyjni z Wall Street, którzy wzbogacili się niewiarygodnie w błogich

latach sprawnego funkcjonowania tego biznesu, otrzymali jeszcze większe premie, gdy stracili pracę wskutek trudności finansowych. Negatywne konsekwencje utraty domów przez miliony ludzi oraz ogromne zyski osiągnięte na Wall Street wydają

Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej

367

się bardzo wyrazistym współczesnym przykładem grabieży i zalegalizowanego

rabunku typowego dla akumulacji przez wywłaszczenie. Sądzę, że polityczne walki wymierzone przeciwko akumulacji przez wywłaszcze­

nie są tak samo istotne, jak bardziej tradycyjne ruchy proletariackie. Te ostatnie, jak

również powiązane z nimi partie, mają jednak tendencję do lekceważenia walk z wywłaszczeniami, często traktując je jako coś drugorzędnego czy nieszczególnie proletariackiego w swojej treści. Sądzą tak, gdyż walki te skupiają się na konsumpcji,

środowisku czy wartości aktywów i temu podobnych. Z drugiej strony uczestnicy i uczestniczki Światowego Forum Społecznego wydają się bardziej zaprzątnięci

opieraniem się akumulacji przez wywłaszczenie i bardzo często zajmują wzglę­ dem klasowej polityki ruchów robotniczych antagonistyczne stanowisko, opiera­ jąc się na przekonaniu, że tego rodzaju ruchy nie traktują poważnie ich własnych problemów. W Brazylii Ruch Robotników Rolnych bez Ziemi (MST), organizacja

polityczna skupiona przede wszystkim na walce z akumulacją przez wywłaszczenie,

ma napięte stosunki z miejską Partią Pracujących (PT), prowadzoną niegdyś przez Lulę i posługującą się ideologią bardziej skoncentrowaną na robotnikach. Pytanie o bliższy sojusz między tymi dwoma jest zatem warte rozważenia, zarówno w sferze

praktycznej, jak i teoretycznej. Jeśli, jak uważam, Luksemburg ma rację, mówiąc o organicznej relacji miedzy tymi dwoma formami akumulacji, wówczas powinni­ śmy być przygotowani, by wyobrazić sobie organiczną relację między tymi dwiema

formami oporu. Siła opozycyjna stworzona przez „wywłaszczonych" bez względu na to, czy są wywłaszczeni w procesie pracy, czy wywłaszczeni ze środków utrzy­

mania, zasobów bądź praw, będzie wymagać ponownego wyobrażenia sobie kolek­

tywnej polityki w ramach odmiennych niż do tej pory podziałów. Myślę, że Marks

się mylił, odsyłając te formy walki do prehistorii kapitalizmu. Gramsci z pewnością zrozumiał istotność budowania sojuszy klasowych na przecięciu tych dwóch róż­

nych obszarów, podobnie robił też Mao. Idea, że polityka akumulacji pierwotnej,

a w rozszerzeniu również akumulacji przez wywłaszczenie, przynależy wyłącznie

do prehistorii kapitalizmu, jest z pewnością błędna. Oczywiście będziecie musieli jednak rozważyć tę kwestię na własną rękę.

Refleksje i przewidywania

Gdy już dotrzecie do końca tomu I Kapitału, dobrym pomysłem będzie powrót do samego początku i przeczytanie raz jeszcze rozdziału pierwszego. Niemal z pew­

nością spostrzeżecie, że czytacie go teraz w zupełnie innym świede. Nie powinni­

ście już w tym momencie mieć większych problemów ze śledzeniem zawartej tam argumentacji. Kiedy po raz pierwszy wróciłem do tego rozdziału, również wydał mi się znacznie bardziej interesujący, a nawet zabawny. Pozbawiony napięcia

związanego z niepewnością odnośnie do tego, czy kiedykolwiek uda mi się dotrzeć do końca pokaźnego tomiska, odprężyłem się wówczas i zacząłem się cieszyć tym,

co Bertell Ollman nazywa „tańcem dialektyki" oraz wszystkimi niuansami (łącznie

z przypisami, pobocznymi uwagami czy odniesieniami do literatury), które prze­ oczyłem za pierwszym razem. Całkiem użyteczne byłoby również prześlizgnięcie się raz jeszcze po całym tekście w sposób schematyczny. Pozwoli wam to na utrwale­

nie sobie pewnych tematycznie zogniskowanych sposobów rozumowania. Kiedy określałem tematy prac zaliczeniowych z kursu Kapitału, brałem czasami pojedyn­

cze pojęcie i prosiłem studentów, by skomentowali sposób, w jaki przeplata się

ono w tkaninie, z której utkana jest cała książka. Pytałem zatem na przykład, ile razy napotykacie pojęcie fetyszyzmu? Towary i pieniądz to oczywiste przypadki.

Ale dlaczego kapitaliści fetyszyzują maszyny oraz jak to się dzieje, że te wszystkie siły właściwe pracy (kooperacja, podział pracy czy moce i zdolności umysłowe) tak często jawią się jako czyste potęgi kapitału? (Oraz czy słowo „jawić się" zawsze sygnalizuje moment fetyszystyczny?). Mamy tu całą masę tematów, które można

śledzić w tę i z powrotem, jak choćby alienacja (rozmyślając nad tym pojęciem,

spróbujcie zacząć od końca tekstu, od akumulacji pierwotnej, i pracować z nim w drugą stronę, do początkowych partii książki!), stosunki proces-rzecz, przenika­

nie się (czy mieszanie się) logiki i historii oraz wiele podobnych.

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

372

W tym miejscu jednak chciałbym spojrzeć naprzód w kierunku argumentów,

które Marks poczynił w pozostałych tomach oraz w innych pismach, rozwijając logiczne konsekwencje wynikające z ramy ustanowionej w tomie I. Myślę, że jest to uczciwe postawienie sprawy, ponieważ, jak wskazywałem na początku, Marks

wyraźnie widział w dużej części swojej argumentacji w tomie I podstawy teo­ retyczne i pojęciowe, mające pozwolić na wkroczenie na znacznie szerszy teren.

Okazjonalne przywołania wszechobecnych sprzeczności kapitalizmu oraz moż­

liwości kryzysów, które te sprzeczności przepowiadają, dostarczają nam wska­ zówek odnośnie do tego, w jakim kierunku planował z tym wszystkim zmierzać.

W oparciu o to można również uzyskać polityczne przeczucie tego, jak prawdopo­

dobnie wyglądałaby kapitalistyczna polityka klasowa oraz jakie są przypuszczalne kluczowe obszary walki politycznej. Tom I Kapitału bada proces cyrkulacji kapitału, który wygląda w następujący sposób:

SR

...Pr ...T-P + AP

P-T

ŚP

Punktem wyjścia są pieniądze. Wyposażeni w nie kapitaliści wyruszają na rynek w celu zakupu dwóch rodzajów towarów: siły roboczej (kapitału zmiennego) oraz środków

produkcji (kapitału stałego). Jednocześnie kapitaliści wybierają organizacyjną formę

i technologię, a następnie przechodzą do wiązania ze sobą siły roboczej i środków produkcji w procesie pracy, wytwarzając towar, który następnie sprzedawany jest

na rynku za początkowe wyłożone na niego pieniądze plus zysk (wartość dodat­

kowa). Pobudzany do posuwania się naprzód przez przymusowe prawa konkurencji kapitalista jawi się (a używam w tym miejscu tego słowa w znaczeniu Marksowskim) jako zmuszony do wykorzystania części wartości dodatkowej do tworzenia jeszcze

większej ilości wartości dodatkowej. Akumulacja dla akumulacji i produkcja dla pro­

dukcji stają się historyczną misją burżuazji, wytwarzającej skumulowane wskaźniki wzrostu na wieczność, chyba że kapitał napotka ograniczenia lub niedającą się poko­ nać granicę. Gdy to się dzieje, kapitał mierzy się z kryzysami akumulacji (określa­

nymi po prostu jako brak wzrostu). Historyczna geografia kapitalizmu poprzetykana jest takimi kryzysami, czasami mającymi charakter lokalny, a czasami systemowy

(jak te z lat 1848,1929, 2008). Fakt, że kapitalizm przetrwał po dziś dzień, sugeruje,

Refleksje i przewidywania

373

że płynność i elastyczność akumulacji kapitału - cechy, które Marks nieustannie podkreślał - pozwoliły mu na ominięcie granic. Uważne przyjrzenie się przepływowi kapitału pozwoli nam rozpoznać kilka

potencjalnych blokad, które mogą stać się źródłami poważnych zakłóceń i kryzysów.

Prześledźmy je zatem po kolei.

1. Skqd początkowo blorą »lą pieniądz«? Oto pytanie, na które odpowiedzi dostarczyć ma przede wszystkim Marksowska

wykładnia akumulacji pierwotnej. Akumulacja pierwotna przywoływana jest w kilku miejscach w tekście, również w dziale ósmym, w którym Marks bezpośred­

nio zajmuje się jej pochodzeniem. Jednak im więcej wytworzonej wczoraj war­ tości dodatkowej zostaje przekształcone w świeży kapitał, tym więcej pieniędzy

inwestowanych dzisiaj pochodzi z wczorajszej nadwyżki. Nie wyklucza to możli­ wości dodatkowego przyrostu pieniędzy z kontynuowania akumulacji pierwotnej

czy tego, co wołałbym nazywać w jej bardziej współczesnym kontekście mianem

„akumulacji przez wywłaszczenie". Jeśli byłoby tak, że wyłącznie wczorajsza aku­ mulacja mogłaby być wykorzystana na dzisiejszą ekspansję, wówczas z pewnością

z czasem widzielibyśmy stopniowo rosnącą koncentrację kapitału pieniężnego

w pojedynczych rękach. Jednak, jak wskazuje Marks, istnieją również metody cen­

tralizacji kapitału z pomocą systemu kredytowego, umożliwiającego szybkie sku­

pienie dużych ilości potęgi pieniężnej. W przypadku spółek giełdowych i innych korporacyjnych form organizacyjnych gromadzone są niezwykłe ilości pieniądza znajdującego się pod kontrolą nielicznych dyrektorów i menedżerów. Przejęcia

i fuzje od dawna stanowiły poważny interes, a działalność tego rodzaju może otwie­ rać nowe rundy akumulacji przez wywłaszczenie (wyprzedaż aktywów firm zwal­ niających pracowników praktykowana przez prywatne fundusze kapitałowe).

Co więcej, istnieją wszelkiego rodzaju sztuczki, z pomocą których wielki kapitał jest w stanie wyeliminować małych graczy (jak przewidująco zauważył Marks,

często wykorzystuje się jako pomoc w osiągnięciu tego celu państwowe regula­ cje). Wywłaszczenie małych przedsiębiorców (sklepów dzielnicowych czy farm

rodzinnych), by zrobić miejsce dla dużych przedsiębiorstw (sieci supermarketów

oraz korporacji rolniczych), często z pomocą mechanizmów kredytowych, jest praktykowane od wielu lat. W związku z tym pytanie o organizację, konfigurację

i zgromadzenie kapitału pieniężnego na inwestycje nigdy ostatecznie nie znika

374

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

z horyzontu. Zyskuje dodatkowe znaczenie ze względu na istniejące „bariery wej­ ścia” - skala poszczególnych aktywności, jak choćby budowa huty, torów kolejo­

wych czy uruchomienie linii lotniczej, wymaga ogromnego początkowego nakładu kapitału pieniężnego, zanim w ogóle może rozpocząć się jakakolwiek produkcja.

Zupełnie niedawno umożliwiono prywatnym konsorcjom stowarzyszonych kapi­

tałów, a nie państwu, podejmowanie ogromnych projektów infrastrukturalnych

w rodzaju tunelu pod kanałem La Manche, łączącego Wielka Brytanię z konty­ nentalną Europą. Jak odnotowuje Marks w rozdziale o maszynach, tego rodzaju

projekty infrastrukturalne stały się w coraz większym stopniu niezbędne, gdy kapi­ talistyczny sposób produkcji wszedł w swoją właściwą fazę. Procesy centralizacji

i decentralizacji kapitału określają obszar walki między różnymi frakcjami, a także między kapitałem i państwem (choćby o kwestię władzy monopolowej). Ogromna

centralizacja władzy pieniądza niesie ze sobą wiele konsekwencji dla dynamiki walki klasowej oraz dla trajektorii kapitalistycznego rozwoju. Poza tym obdarza wielu przedstawicieli uprzywilejowanej klasy kapitalistycznej (wzmacnianej wraz

z postępującą centralizacją) zdolnością do czekania, ponieważ zgromadzona przez nich władza pieniądza daje im kontrolę nad czasem, w sposób często niedostępny małym wytwórcom oraz robotnikom najemnym. Sprzeczność tkwi w samym fak­

cie rosnącej władzy monopolu, która ogranicza moc regulowania działań (szcze­ gólnie innowacji) przez przymusowe prawa konkurencji, a to może prowadzić

do stagnacji.

2. Skqd bierze się siła robocza? Marks poświęca temu problemowi w tomie I sporo uwagi. Akumulacja pierwotna uwalnia siłę roboczą jako towar na rynek pracy, jednakże potem dodatkowa praca

wymagana do rozszerzania produkcji w ramach danej technologii pochodzi albo z wchłaniania płynnej rezerwy zwolnionej przez wcześniejsze rundy zmian techno­ logicznych, mających na celu oszczędzanie pracy, albo z mobilizacji osób znajdują­ cych się w skrajnej sytuacji czy tych wchodzących w skład utajonej rezerwowej armii.

Marks kilka razy nadmienia o możliwości mobilizowania do siły roboczej robotni­ ków rolnych czy chłopów z terenów wiejskich, jak również uprzednio wykluczonych kobiet i dzieci. Możliwość ta jest kluczowa dla podtrzymywania akumulacji kapitału.

Żeby mogło to mieć miejsce, trwać musi nieustanny proces proletaryzacji, co ozna­

cza nieprzerwaną akumulację pierwotną prowadzoną tymi lub innymi środkami

Refleksje i przewidywania

375

w ramach historycznej geografii kapitalizmu. Jednakże rezerwy siły roboczej można również wytworzyć przez technologicznie wywołane bezrobocie. Nieustanną aku­

mulacja wymaga, co pokazuje Marks, nieustannej nadwyżki siły roboczej. Ta rezer­ wowa armia pracy poprzedza proces akumulacji niczym fala powodowana rozcię­

ciem tafli wody przez płynący statek. Dostępnej siły roboczej zawsze musi być pod

dostatkiem. Ma być ona nie tylko dostępna, ale również zdyscyplinowana i zaopa­

trzona w inne niezbędne cechy, jak na przykład wykwalifikowanie i elastyczność, gdy tylko to konieczne.

Jeśli z jakiegoś powodu te warunki nie są spełnione, wówczas kapitał napo­ tyka poważne ograniczenia na drodze swojej nieustającej akumulacji. Albo cena

siły roboczej wzrasta, ponieważ wzrost ten nie zakłóca dynamiki akumulacji, albo

słabną zarówno apetyt na nieustanną akumulację, jak i zdolność do niej. Dotkliwe ograniczenia w podaży pracy, powstające na skutek albo warunków całkowitego niedostatku siły roboczej albo z powodu pojawienia się potężnych organizacji

robotniczych (jak związki zawodowe czy lewicowe partie polityczne), mogą wywo­ łać kryzysy akumulacji kapitału. Jedną z oczywistych odpowiedzi kapitału na tego

rodzaju ograniczenia jest zastrajkowanie poprzez odmowę reinwestycji. Sprowadza się to do rozmyślnego wytwarzania kryzysów akumulacji, tak by tworzyć bezrobocie wystarczające do zdyscyplinowania siły roboczej. Jest to jednak rozwiązanie kosz­ towne zarówno dla kapitału, jak i pracy. Kapitaliści oczywiście woleliby alterna­

tywną ścieżkę, co wiedzie nas do polityki sterowania podażą pracy. Jeśli praca jest zbyt dobrze zorganizowana, zbyt potężna, wówczas klasa kapitalistyczna poszukuje

sposobu na przejęcie aparatu państwa. Robi to albo za pomocy zamachu stanu, jak choćby ten, który doprowadził do zamordowania Allende oraz zdławienia socjali­

stycznej alternatywy w Chile w 1973 roku, albo środkami politycznymi, jak w USA

czy Wielkiej Brytanii, by ostatecznie osiągnąć to, czego dopuścili się zarówno Pinochet, Reagan, jak i Thatcher, czyli zgniecenia organizacji pracowniczych oraz znisz­

czenia lewicowych partii politycznych. Inna droga do pokonania ograniczeń podaży pracy wiedzie poprzez uczynienie kapitału bardziej mobilnym, tak by mógł prze­ mieszczać się tam, gdzie istnieje dostępny proletariat czy też ludność, którą można

łatwo poddać proletaryzacji. Tak stało się w Meksyku i Chinach ponad trzydzieści lat temu. Kolejnej alternatywy dostarcza otwarta polityka migracyjna czy nawet orga­

nizowana przez państwo strategia ¡migracyjna (jak w wielu krajach europejskich pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku). Jedną z konsekwencji obejścia ogra­

niczenia w podaży pracy w taki sposób jest wepchnięcie związków zawodowych (i sporej części opinii publicznej) w opozycję przeciw offshoringowi miejsc pracy

376

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

i otwartej polityce imigracyjnej, co znajduje swój punkt kulminacyjny w powstaniu krajowych ruchów antyimigranckich pośród klasy robotniczej.

Sprzeczności polityki dotyczącej podaży pracy narastają nie tylko wokół pytań o wartość siły roboczej (określaną przez warunki podaży artykułów konsumpcji

robotniczej służących zaspokajaniu potrzeb reprodukcji siły roboczej w danym standardzie życia, podatnym na określanie przez stan walki klas), ale również o stan

zdrowia, umiejętności i wykwalifikowanie siły roboczej. Interesy klasy kapitalistycz­

nej (w odróżnieniu od interesów poszczególnych kapitalistów, którzy najczęściej praktykują politykę spod znaku Après moi le déluge! - Po mnie choćby potop!) mogą

koncentrować się zarówno na subsydiowaniu podaży tańszych dóbr konsumpcyj­ nych, tak by utrzymać wartość siły roboczej na niskim poziomie, jak również na in­ westowaniu w poprawę walorów podaży siły roboczej. W tym ostatnim aspekcie

kluczową i wspierającą rolę odgrywać mogą interesy militarne państwa. Polityka

podaży pracy może nieść różnego rodzaju konsekwencje. Stanowiła ona kluczowy przedmiot walki w toku historycznego i geograficznego rozwoju kapitalizmu. W oparciu o to niektórzy marksiści budowali teorię formowania się kryzysów.

Tak zwana teoria kryzysu ograniczenia zysków (profit squeeze theory) opiera się na nieustannie nabrzmiewającym problemie stosunków pracy oraz walki klas

zarówno w samym procesie pracy, jak i na rynku pracy. Gdy te stosunki zaczynają stanowić ograniczenie dla dalszej akumulacji kapitału, wówczas następuje kryzys,

chyba że można znaleźć jakiś sposób (lub kombinację kilku sposobów), by kapi­

tał przezwyciężył lub ominął dane ograniczenie. Niektórzy teoretycy, jak choćby Andrew Glyn (zapoznajcie się z jego stanowiskiem, wyłożonym obszernie w napi­

sanej wspólnie z Bobem Sutcliffe’em pracy British Capitalism, Workersand the Profit Squeeze1), interpretowaliby to, co miało miejsce w latach sześćdziesiątych i wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku (szczególnie w Europie oraz Ameryce Północnej) jako doskonały przykład funkcjonowania teorii kurczenia się zysków. Z pewnością

zarządzanie zasobami pracy oraz polityka organizacji i podaży pracy zdominowały politykę państwową w tym okresie. Prawdą jest również to, że przetrwanie kapi­ talizmu uwarunkowane jest przez nieustanne przekraczanie lub omijanie takich

potencjalnych ograniczeń na drodze akumulacji. Jednakże w tym momencie (2008)

nie ma zbyt wiele sygnałów świadczących o występowaniu sytuacji ograniczenia zysków, ponieważ wszędzie istnieją ogromne rezerwy siły roboczej, a polityczny

1 A. Glyn, B. Sutcliffe, British Capitalism, Workers and the Profits Squeeze, Penguin, Harmondsworth 1972.

Refleksje i przewidywania

377

atak na ruchy klasy robotniczej niemal na całym świecie zredukował potężny robot­

niczy opór do bardzo skromnych wymiarów. Trudno zinterpretować kryzys 22008

roku, chyba że okrężną drogą, w kategoriach ograniczenia zysków (mamy kilka przykładów tego rodzaju prób, jak choćby przypadek Itoh).

3. Dostęp do środków produkcji Kiedy kapitaliści wchodzą na rynek, potrzebują dodatkowych środków produkcji

(nadprogramowych składników kapitału stałego), by sprostać swoim potrzebom reinwestycji części nadwyżki w rozszerzenie produkcji. Środki produkcji dzielą

się na dwa rodzaje: półprodukty (już ukształtowane przez ludzką pracę) wykorzysty­

wane w procesie produkcji (przez który Marks rozumiał „produkcyjną konsumpcję” jak w przypadku energii i materiału użytych do sporządzenia płaszcza) oraz maszyny

i wyposażenie kapitału trwałego, w tym budynki fabryczne oraz fizyczną infrastruk­

turę w rodzaju systemów transportowych, kanałów, portów i wszelkiego rodzaju rzeczy niezbędnych do tego, by zachodziła produkcja. Kategoria środków produkcji (kapitału stałego) jest oczywiście bardzo szeroka i złożona. Jasne jest to, że brak dos­

tępności tych materialnych nakładów oraz warunków potencjalnie tworzy poważne ograniczenie dla trwałej akumulacji kapitału. Przemysł samochodowy nie może

rozszerzać się bez większej ilości stali. Z tego powodu Marks odnotował, że inno­

wacje technologiczne w jednej części tego, co dziś nazywamy „łańcuchem towaro­

wym” sprawiają, że innowacje stają się niezbędne w innych miejscach, jeśli celem

ma być ogólna ekspansja produkcji. Innowacje w przemyśle bawełnianym wyma­ gały innowacji w produkcji bawełny (odziamiarka), transporcie i komunikacji, che­

micznych i przemysłowych technikach barwienia i temu podobnych. Z tego możemy wywieść możliwość zaistnienia tak zwanych „kryzysów niepro-

porcjonalności" w ramach skomplikowanej struktury nakładów i wyników w obrę­

bie całokształtu kapitalistycznego sposobu produkcji. Pod koniec tomu II Marks zagłębił się w drobiazgowe badanie sposobu, w jaki takie kryzysy mogą powstawać w gospodarce podzielonej na dwa duże działy. Pierwszy z nich tworzą przemysły zajmujące się wytwarzaniem środków produkcji, drugi zaś te wytwarzające środki

konsumpcji, to znaczy artykuły konsumpcji robotniczej (później Marks skomplikował

ten model, wprowadzając dobra luksusowe). Marks ukazał (a kolejne bardziej skom­

plikowane matematyczne badania ekonomistów takich jak Morishima potwierdziły

słuszność jego zamiaru), że stan równowagi nie jest czymś osiąganym automatycznie,

378

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

zważywszy na tendencję kapitału do przepływania tam, gdzie stopa zysku jest najwyż­ sza, oraz na to, że przypominające ruch spiralny nieproporcjonalności mogą poważ­

nie zakłócić reprodukcję kapitalizmu. W naszych czasach dostrzegamy oczywiste oddziaływanie braków energii czy rosnących cen na ogólną dynamikę kapitalizmu. Ograniczenia tego rodzaju w wyraźny sposób stanowią źródło nieustannych zmar­ twień w ramach systemu kapitalistycznego, tak jak nieustanna jest jego potrzeba

przezwyciężania i omijania takich ograniczeń, która często wysuwa się na czoło działalności politycznej (państwowe dotacje i planowanie - szczególnie w kontekście

fizycznej infrastruktury - działań z zakresu badań i rozwoju, wertykalna integracja

za pomocą fuzji).

4. Niedobór po stronie przyrody

Za tym wszystkim kryją się głębsze problemy, które Marks również poruszył kil­ kakrotnie w tomie I. Dotyczą one naszego metabolicznego stosunku z przyrodą.

Kapitalizm, podobnie jak inne sposoby produkcji, opiera się na dobrodziejstwie hojnej przyrody, a jak wskazuje Marks, wyczerpywanie i degradacja ziemi nie ma

w dłuższej perspektywie więcej sensu niż niszczenie zbiorowej potęgi pracy, ponie­ waż oba te czynniki leżą w samym sercu produkcji bogactwa. Jednak indywidu­

alni kapitaliści, pracujący na swój krótkookresowy interes i gnani przez przymu­ sowe prawa konkurencji, nieustannie kuszeni są, by zająć stanowisko Après moi

le déluge!, zarówno w odniesieniu do robotnika, jak i do ziemi. Nawet bez tego ciągła

akumulacja nakłada ogromną presję na rozszerzanie podaży tak zwanych zaso­ bów naturalnych, podczas gdy nieuchronny wzrost ilości odpadów testuje zdol­

ność systemów ekologicznych do wchłaniania ich bez toksycznych skutków. Rów­ nież w tym miejscu kapitalizm może napotkać ograniczenia, które staną się coraz

trudniejsze do pominięcia. Jak zauważa Marks, kapitalizm „nabiera sprężystości

i zdolności do raptownego rozszerzania się skokami, która to zdolność ograniczona jest jedynie przez materiał surowy i rynek zbytu" (536).

Istnieją jednakże różnego rodzaju sposoby, dzięki którym można stawić czoło tego rodzaju ograniczeniom w obszarze przyrody, niekiedy je przekroczyć, a naj­ częściej po prostu ominąć. Na przykład zasoby naturalne są poddawane techno­ logicznym, społecznym i kulturowym szacunkom, a w ten sposób jakikolwiek nie­ dobór w obszarze przyrody może zostać złagodzony przez zmiany (odpowiednio w obszarze technologii, społeczeństwa, kultury). Dialektyczny stosunek do przyrody,

Refleksje I przewidywania

379

który został założony w przypisie 89 na początku rozdziału trzynastego o „Maszy­

nach i wielkim przemyśle" wskazuje szeroki zakres możliwych przekształceń, w tym samą produkcję natury. Pod tym względem historyczna geografia kapitalizmu

naznaczona została niezwykłą płynnością i elastycznością, z tego powodu nieprawdą

byłoby stwierdzenie, że w ramach naszego metabolicznego stosunku z przyrodą

istnieją jakieś ostateczne granice, których nie dałoby się przekroczyć czy ominąć. Nie oznacza to natomiast, że ograniczenia nie są czymś poważnym, a próby ich prze­ kraczania odbywają się z pominięciem jakiegoś rodzaju środowiskowych kryzysów.

Duża część, szczególnie współczesnej, polityki kapitalistycznej dotyczy zapewniania, by dary natury, jak nazwał je Marks, były zarówno dostępne dla kapitału w łatwy sposób, jak również podtrzymywane dla przyszłego użytku. Napięcia w obrębie kapi­

talistycznej polityki dotyczące tego rodzaju problemów mogą często nieść dotkliwe

konsekwencje. Z jednej strony pragnienie utrzymania powiększającego się dopływu

taniej ropy jest kluczowe dla geopolitycznego stanowiska Stanów Zjednoczonych w ostatnich pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu latach. Potrzeba zapewnienia nieustan­ nej dostępności światowych dostaw ropy doprowadziła USA do konfliktu na Bliskim

Wschodzie i w innych regionach świata. Polityka energetyczna, by wskazać jeden przy­ kład kluczowego stosunku z przyrodą, często wydaje się dominującym problemem aparatu państwowego. Z drugiej jednak strony polityka taniej ropy stworzyła problemy nadmiernego zużycia, globalnego ocieplenia, jak również bezlik innych problemów

z zanieczyszczeniem powietrza (zanik przyziemnej warstwy ozonu, smog, cząstki stałe

w atmosferze i temu podobne), stanowiących coraz większe ryzyko dla ludności. Degra­ dacja gruntów spowodowana pochłaniającymi energię procesami rozrastania się miast

znalazła się po jednej stronie spektrum problemów generowanych przez sprzyjanie

wszystkim aspektom rozrostu przemysłu samochodowego. Na drugiej stronie tego spektrum znajduje się zaś stopniowe wyczerpywania się zasobów naturalnych.

Niektórzy marksiści (pod przewodnictwem Jima O’Connora, założyciela cza­ sopisma Capitalism, Naturę, Socialism) odnoszą się do ograniczeń w obrębie przy­

rody jako do „drugiej sprzeczności kapitalizmu” (pierwszą z nich jest oczywiście stosunek kapitał-praca). W naszych czasach prawdą jest z pewnością, że ta druga

sprzeczność przyciąga równie dużo uwagi, co kwestia pracy, jeśli nawet nie więcej. Rozszerza się pole obaw, lęków i starań koncentrujących się wokół kryzysu nasze­ go stosunku do przyrody jako dającego się podtrzymać źródła surowców i ziemi

dla dalszego kapitalistycznego (miejskiego) rozwoju, jak również ujścia odpadów.

W pracy O’Connora dochodzi do zastąpienia pierwszej sprzeczności kapita­ lizmu drugą. Dzieje się tak na skutek porażek pracy oraz ruchów socjalistycznych

380

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

z lat siedemdziesiątych XX wieku, które nie sprostały zadaniu bycia awangardą antykapitalistycznej agitacji. Zostawię was z tym problemem. Podejmijcie własną decyzję w sprawie tego, jak daleko powinna sięgać tego rodzaju polityka. Pewne

jest, że to ograniczenie w stosunku do przyrody nie może zostać zlekceważone

czy potraktowane jako coś nieistotnego, biorąc pod uwagę ramę, którą Marks zbu­

dował w tomie I Kapitału. W naszych czasach natomiast jasne jest, że ograniczenia

w obrębie przyrody są wielkim zagrożeniem oraz że może nadejść kryzys naszego stosunku z przyrodą, wymagający powszechnych przystosowań (w rodzaju rozwi­ nięcia nowych środowiskowych technologii oraz ekspansji wytwarzających je prze­

mysłów), jeśli to ograniczenie miałoby, przynajmniej na jakiś czas, zostać ominięte na drodze nieskończonej akumulacji kapitału.

5. Kwestia technologii

Stosunki między kapitałem a pracą, jak również ten między kapitałem a przyrodą, zapośredniczone są przez wybór form organizacyjnych oraz technologii (oprogra­ mowania i sprzętu). W tomie I teoretyzowanie Marksa, jak mi się wydaje, wspina

się na swoje wyżyny, gdy podejmuje problem pochodzenia impulsów do zmiany organizacyjnej i technologicznej oraz tego, dlaczego kapitaliści z tego powodu,

że maszyny stanowią dla nich, zarówno indywidualnie, jak i kolektywnie, źró­ dło wartości dodatkowej, nieuchronnie je fetyszyzują, choć w istocie nie mogą

one tworzyć wartości. Wynikiem jest nieustanna dynamika organizacyjna i tech­ nologiczna. Marks zauważa, że „nowoczesny przemysł nigdy nie rozpatruje i nie traktuje istniejącej formy procesu produkcji jako ostatecznej. Jego techniczna baza

jest więc rewolucyjna, gdy baza wszystkich poprzednich sposobów produkcji była

z istoty swej konserwatywna” (579). Motyw ten powraca również w innych pracach Marksa. Jak zauważono już w Manifeście partii komunistycznej, Burżuazja nie może istnieć bez nieustannego rewolucjonizowania narzędzi produkcji, a więc stosunków produkcji, a więc całokształtu stosunków społecznych. (...) Ustawiczne przewroty w produkcji, bezustanne wstrząsy ogarniające całość życia społecznego, wieczna

niepewność i wieczny ruch odróżniają epokę burżuazyjną od wszystkich poprzednich2.

2 K. Marks, F. Engels, Manifest partii komunistycznej, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 4, Książka i Wiedza, Warszawa 1962, s. 517.

Refleksje I przewidywania

381

Jednakże to również w tym miejscu występują przymusowe prawa konkurencji,

podbudowując poszukiwanie względnej wartości dodatkowej. Konsekwencją tego, czego rozważenia z jakiegoś powodu odmawia Marks, jest to, że jakiekolwiek osła­

bienie tych przymusowych praw, na drodze monopolizacji czy rosnącej centraliza­ cji kapitału opisanych w rozdziale dwudziestym trzecim, wpłynie na tempo i formę rewolucji technologicznych. Należy przy tej okazji uwzględnić również wymiary

walki klasowej prowadzonej w ramach szeroko zakrojonych protestów (jak choćby

ruch luddystów) czy sabotaży w halach fabrycznych. Jak zauważył Marks, bodźcem do wprowadzenia zmiany technologicznej jest żywione przez kapitał pragnienie posiadania broni, którą mógłby stosować przeciwko pracy. Im bardziej robotni­

cy stają się zwykłymi dodatkami do maszyny, im bardziej umiejętności, na które uprzednio posiadali monopol, zostają podkopane przez technologie maszynowe,

tym bardziej podatni są na działanie arbitralnej władzy kapitału. Im bardziej rzeczy­

wista historia innowacji technologicznych i organizacyjnych przybiera specyficzny, falowy charakter, tym silniejsza staje się potrzeba mówienia o tej dynamice więcej

niż analizy składające się na tom I Kapitału, jak bogate by one nie były. Pytania te stają się jeszcze ważniejsze, ponieważ przy tworzeniu argumenta­

cji dotyczącej organicznego i wartościowego składu kapitału w rozdziale dwudzie­ stym trzecim Marks wyraźnie antycypuje pogląd wyłożony w tomie III. Mówi tam,

że nieuchronna tendencja do zwiększania wartościowego składu kapitału zapowiada równie przymusowe prawo czy tendencję spadkowej stopy zysku, nieuchronnie

wytwarzającej warunki dla długofalowych kryzysów w procesie akumulacji. To w tym

miejscu, według Marksa, kapitał w najbardziej stanowczy sposób musi zmierzyć się ze swoim kluczowym, immanentnym ograniczeniem.

Powstały w ten sposób kryzys zyskowności spowodowany jest wyłącznie desta­ bilizującymi skutkami technologicznej dynamiki, pobudzanej przez nieustępliwe

poszukiwania względnej wartości dodatkowej. Skrócona wersja tej argumentacji zakłada, że poszukiwanie względnej wartości dodatkowej pcha kapitalistów w obję­ cia technologii oszczędzających pracę, a im więcej pracy zostanie zaoszczędzone, tym mniej wartości zostanie wytworzone, ponieważ praca jest źródłem wartości. Wprawdzie istnieją możliwości kompensacji tego stanu rzeczy, jak na przykład wzra­ stająca stopa wyzysku czy wchłanianie zwolnionych robotników do rozszerzonej pro­

dukcji. Mamy jednak, jak twierdziłem w rozdziale 10, dobre powody do sceptycyzmu względem jakichkolwiek koniecznych czy nieuchronnych tendencji wzrostu warto­ ściowego składu kapitału. W tomie III Marks w istocie wymienia całą gamę tych „ten­

dencji przeciwdziałających" spadającej stopie zysku, w tym rosnącą stopę wyzysku

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

382

pracy, spadające koszty kapitału stałego, handel zagraniczny czy też masowe

zwiększenie szeregów przemysłowej, rezerwowej armii pracy, stępiające bodźce

do stosowania nowych technologii (jak zauważono w tomie I). W Zarysie krytyki ekonomii politycznej Marks poszedł jeszcze dalej, wskazując na stałą dewaluację

kapitału, absorpcję kapitału w produkcję fizycznej infrastruktury, otwieranie nowych pracochłonnych gałęzi produkcji i monopolizację. Osobiście uważam (i jestem tu

raczej w mniejszości), że mechanizmy spadającej stopy zysku po prostu nie działają

w sposób, który określił Marks. Rozwinąłem swoją argumentację w The Limits to CapitaP.

Myślę również, że nie ma wątpliwości, iż zmiany organizacyjne i technolo­ giczne mają poważny, destabilizujący wpływ na dynamikę akumulacji kapitału,

a Marksowska genialna ekspozycja sil, które działając, wymuszają nieustanne rewo­

lucje w obszarze form technologicznych i organizacyjnych, przygotowuje grunt

pod lepsze rozumienie procesów zarówno klasowej, jak i ludowej walki o stosowa­ nie nowych technologii i przeciwko powstawaniu kryzysów. Tendencje kryzysowe mogą się ujawniać (jak wskazuje omawiany przez nas przypis 89) w stosunkach

pracy, w stosunkach z przyrodą, jak również we wszystkich innych współewoluujących momentach kapitalistycznego procesu rozwoju. Mamy jeszcze bezpośred­ nio destabilizujące czynniki, takie jak dewaluacja uprzednich inwestycji (maszyn,

fabryk, wyposażenia, środowiska zabudowanego, powiązań komunikacyjnych)

zanim ich wartość zostanie odzyskana (zamortyzowana); nagłe zmiany w wymo­ gach dotyczących jakości pracy (kompetencje w rodzaju umiejętności obsługi kom­

putera) wyprzedzające istniejące zdolności siły roboczej oraz inwestycje w infra­ strukturę społeczną niezbędne, by te zdolności stworzyć; produkcja chronicznej

niepewności zatrudnienia, rosnące kryzysy nieproporcjonalności spowodowane nierównym rozwojem zdolności technologicznych w różnych sektorach; drama­

tyczne zmiany stosunków czasoprzestrzennych (innowacje w obszarze transportu

i komunikacji), pociągające za sobą całkowitą rewolucję w ramach globalnego kra­

jobrazu produkcji i konsumpcji; nagłe przyspieszenie w ramach cyrkulacji kapitału (handel za pomocą komputerów na rynkach finansowych może, jak widzieliśmy,

stworżyć poważne problemy) i tak dalej. Czasami można też dostrzec wzrost war­ tościowego składu kapitału mający następnie wpływ na zyski.

3 D. Harvey, The Limits to Capital, Verso, London 2006, s. 176-189.

Refleksje i przewidywania

383

6. Utrata kapitalistycznej kontroli nad procesem pracy Marks z bólem podkreśla, że tworzenie wartości dodatkowej opiera się na zdolno­

ści kapitalisty do dowodzenia czy kontrolowania robotnika w hali fabrycznej, gdzie

wytwarzana jest wartość. Dowodzenie i kontrola nad „kształtującym ogniem" pro­ cesu pracy podlegają nieustannej kontestacji. „Despotyzm" kontroli pracy zależy

od pewnej mieszaniny przymusu i perswazji, jak również od pomyślnej organiza­

cji hierarchicznej struktury władzy w stosunkach pracy. Jasne jest zatem, że jakie­ kolwiek załamanie tej kontroli zapowiada kryzys, a Marks zawsze podkreśla siłę

robotników do przerywania, sabotowania, spowolniania czy po prostu całkowitego

zawieszania produkcji wartości, od której z konieczności zależy kapitalista. Odmowa

poddania się dyscyplinarnym aparatom ustanowionym przez kapitał, potęga od­ mowy pracy, jest czymś najistotniejszym z punktu widzenia dynamiki walki klasowej. Sama w sobie może wywołać kryzys (jak na gruncie tradycji autonomistycznego marksizmu podkreślają Mario Tronti czy Antonio Negri). Ta władza robotnika ma

oczywiście ograniczony wymiar, ponieważ robotnicy muszą jeść, a bez płacy będą cierpieć, jeśli nie posiadają dostępu do środków przetrwania (jak choćby możliwości uprawy ziemi). Nie da się jednak zignorować potencjalnej granicy, jaką cyrkulacja kapitału może napotkać w punkcie produkcji oraz w obrębie samego procesu pracy.

Wobec tego zarówno pojedynczy kapitaliści, jak i cała klasa kapitalistyczna poświę­ cają należytą uwagę kwestii zapewniania odpowiedniej dyscypliny i kontroli pracy.

7. Problem realizacji i efektywnego popytu Siódme potencjalne ograniczenie pochodzi z końca sekwencji wymiany, gdy nowy towar wkracza na rynek, by zrealizować swoją wartość jako pieniądz poprzez wy­

mianę. Z powodów wyłożonych w rozdziale 2 przejście T-P zawsze jest bardziej problematyczne niż przejście od ogólnego pieniądza do szczególnego towaru.

Przede wszystkim odpowiednia liczba ludzi musi potrzebować, chcieć i pragnąć

wytworzonego towaru jako wartości dodatkowej. Jak mówi Marks, jeśli rzecz jest bezużyteczna, wówczas nie posiada wartości. Bezużyteczne towary zostaną zdewa-

luowane, a proces cyrkulacji kapitału znajdzie się w sytuacji katastrofalnego zatrzy­

mania. W związku z tym pierwszym warunkiem realizacji wartości jest zwracanie uwagi na życzenia, potrzeby i pragnienia ludności. W naszych czasach, w odróż­ nieniu od Marksowskich, ogromną ilość wysiłku wkłada się w manipulowanie samą

384

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

istotą życzeń, potrzeb i pragnień ludności w celu zapewnienia rynku zbytu dla war­ tości użytkowych (temu służyło utworzenie całej gałęzi przemysłu reklamowego). Wykorzystuje się tutaj coś więcej niż tylko reklamy. Niezbędne jest stworzenie

całej struktury i procesu życia codziennego (vide reprodukcja dnia codziennego jako składnik opisany w przypisie 89), wymagających w celu swojego podtrzyma­

nia absorpcji określonego zestawu wartości użytkowych. Rozpatrzmy na przykład rozwój życzeń, potrzeb i pragnień powiązanych z powstaniem podmiejskiego stylu życia w Stanach Zjednoczonych po drugiej wojnie światowej. Mówimy tu

o potrzebie nie tylko posiadania samochodu, paliwa, autostrad i podmiejskich

domków jednorodzinnych, ale również kosiarek do trawy, lodówek, klimatyzacji, zasłon, mebli (do wyposażenia wnętrza i ogrodu), domowego sprzętu rozrywko­

wego (telewizora) oraz całej masy środków egzystencji podtrzymujących życie codzienne. Życie codzienne na przedmieściach wymagało konsumpcji wszystkich

tych rzeczy, a rozwój przedmieść zapewnił rosnący popyt na nie. W ten sposób „zaspokojenie nowej potrzeby" jak przewidująco zauważa Marks, staje się klu­

czowym warunkiem ciągłości akumulacji kapitału (122). Różnego rodzaju strategie

tworzenia potrzeb są same w sobie intrygujące i z czasem coraz ważniejsze, dziś zaś powszechnie zrozumiałe jest to, że „opinia konsumenta” stanowi kluczowy

składnik bodźca nieskończonej akumulacji kapitału.

Skąd jednak bierze się siła nabywcza pozwalająca na zakup wszystkich tych wartości użytkowych? Pod koniec tego procesu wymiany musimy mieć dodatkową

ilość pieniędzy, którą ktoś gdzieś trzyma w celu umożliwienia zakupu. Jeśli tak się nie dzieje, to brakuje efektywnego popytu i następuje tak zwany kryzys „pod-

konsumpcji” - brak wystarczającego popytu podpartego zdolnością do zapłaty, mającego za zadanie wchłonąć wytworzone towary (zob. rozdział 3). Ograniczenie stawiane przez „rynek zbytu” (536) musi zostać pokonane. Efektywny popyt jest

po części realizowany poprzez robotników wydatkujących swoje płace. Jednakże

kapitał zmienny zawsze wynosi mniej niż całkowity kapitał znajdujący się w cyrku­

lacji, a w związku z tym zakup artykułów konsumpcji robotniczej (nawet w ramach podmiejskiego stylu życia) nigdy nie wystarcza na realizację całego strumienia war­ tości. W tym miejscu pojawia się argument wyrażony również w tomie II Kapitału:

redukowanie płac w stylu zakładanym w analizach z tomu I tworzy wyraźnie poważ­ niejsze napięcie w punkcie realizacji i samo w sobie może być ważnym składnikiem

tworzenia kryzysów podkonsumpcji. Z tego właśnie powodu polityka New Deal w czasie kryzysu, który wielu uznało przede wszystkim za kryzys podkonsump­

cji, zwróciła się w stronę wspierania uzwiązkowienia i innych strategii (jak wypłat

Refleksje i przewidywania

389

z funduszu zabezpieczeń społecznych) mających na celu podtrzymanie efektyw­

nego popytu pośród klas robotniczych. Z tego też powodu w 2008 roku, w momen­ cie gospodarczego napięcia, rząd federalny postanowił uwolnić sześćset dolarów w ramach ulgi podatkowej na rzecz większości amerykańskich podatników w celu

podźwignięcia konsumenckiego efektywnego popytu. Podnoszenie płac realnych

pracowników (a zatem przeciwdziałanie tendencji w kierunku postępującego ubożenia proletariatu) może być niezbędne w celu stabilizowania nieprzerwanej akumulacji kapitału, jednakże z oczywistych powodów klasa kapitalistyczna (a co dopiero poszczególny kapitalista) może być niechętna rozważaniu jakiegokolwiek

radykalnego wdrożenia tego rodzaju rozwiązania.

Popyt robotniczy, chociaż stanowi istotną podstawę, w oczywisty sposób nie jest w stanie samodzielnie rozwiązać problemu realizacji. Róża Luksemburg zwra­

cała na to szczególną uwagę. Wpierw założyła możliwość tego, że dodatkowy popyt może pochodzić z rosnącej podaży złota (w naszych czasach może to być ciągły

dodruk pieniądza przez banki centralne). Choć na krótką metę może się to oka­ zać pomocne (przywracanie płynności finansowej poprzez bezpośrednie zastrzyki gotówki, jak w przypadku kryzysu finansowego z 2008 roku, stało się kluczowym

narzędziem stabilizowania i podtrzymywania stałej cyrkulacji i akumulacji kapi­ tału), w dłuższej perspektywie generuje po prostu kolejny kryzys, tym razem infla­ cyjny. Rozwiązaniem zaproponowanym przez Luksemburg było założenie istnienia jakiegoś utajonego i dającego się zmobilizować popytu znajdującego się na zewnątrz

systemu kapitalistycznego. Oznacza to kontynuowanie akumulacji pierwotnej pop­ rzez praktyki imperialne narzucane społeczeństwom, które nie zostały jeszcze wchło­ nięte w obręb kapitalistycznego sposobu produkcji.

W fazach przejścia do kapitalizmu oraz akumulacji pierwotnej rolę tę może odgrywać bogactwo zmagazynowane w obrębie porządku feudalnego wraz z gra­

bieżą i plądrowaniem bogactwa z reszty świata przez kapitał handlowy. Oczywiście z czasem „złote rezerwy" klas feudalnych zaczęły się stopniowo wyczerpywać, a zdol­ ność chłopstwa do tworzenia siły konsumpcyjnej poprzez płacenie podatków wspie­ rających konsumpcjonizm arystokracji ziemskiej również uległa wyczerpaniu.

Gdy kapitalizm przemysłowy ugruntował się w Europie i Ameryce Północnej, wów­ czas plądrowanie bogactwa z Indii, Chin i innych już rozwiniętych niekapitalistycz-

nych formacji społecznych stało się coraz bardziej widoczne, szczególnie począw­ szy od XIX wieku. Był to okres ogromnego transferu bogactwa, głównie ze Wschod­

niej i Południowej Azji, ale do pewnego stopnia również i z Południowej Ameryki

i Afryki, w kierunku przemysłowej klasy kapitalistycznej ulokowanej w krajach

386

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

kapitalistycznego rdzenia. Ostatecznie, gdy kapitalizm rozrósł się i rozprzestrzenił geograficznie, zdolność do stabilizowania systemu za pomocą tego rodzaju środków

stopniowo się wyczerpywała (nawet jeśli przyjmiemy - co jest bardzo wątpliwym założeniem - że były one jeszcze całkowicie wystarczające w póżnodziewiętnastowiecznej fazie szczytowego imperializmu). Z pewnością od około 1950 roku, a jeszcze

wyraźniej począwszy od lat siedemdziesiątych XX wieku, zdolność imperialistycz­

nych praktyk do pełnienia roli wielkiego stabilizatora poprzez otwieranie nowych obszarów (nowych rynków) dla realizacji kapitału została poważnie osłabiona.

Najważniejsza odpowiedź, której nie udało się dostrzec Luksemburg, a która logicznie wynika z wywodu Marksa (choć nigdy nie wyraża on tego wprost, gdyż

wyeliminował problem potencjalnego urzeczywistniania się kryzysów w ramach założenia przyjętego w tomie I), mówi, że rozwiązanie leży w obszarze kapita­

listycznej konsumpcji. Widzieliśmy już, że ma ona dwa aspekty: część wartości

dodatkowej konsumowana jest jako dochód kapitalisty (na przykład przeznaczany na nabywanie dóbr luksusowych), inna zaś część wykładana jest na rozszerzanie produkcji poprzez strategie reinwestycyjne, które zdają się (i używam tego słowa

w sensie Marksowskim) być wymuszone przez przymusowe prawa konkurencji. Napotykamy w tym miejscu konieczność tego, co Marks nazwał „produkcyjną

konsumpcją" stanowiącą ogniwo w procesie realizacji. Oznacza to, że produkcja wartości dodatkowej musi uwewnętrzniać własne zwiększanie popytu pienięż­ nego. Popyt na wczorajszy produkt dodatkowy zależy od jutrzejszego rozszerzenia produkcji wartości dodatkowej! Dzisiejsza kapitalistyczna konsumpcja, zasilana

nadwyżką osiągniętą wczoraj, tworzy rynek dla wczorajszego produktu dodat­

kowego i wartości dodatkowej. W istocie to, co jawi się jako potencjalny kryzys podkonsumpcji spowodowany brakiem efektywnego popytu, zostaje przekształ­ cone w brak dalszych szans na zyskowne inwestycje. Innymi słowy, rozwiązanie

problemów realizacji napotkanych na końcu procesu cyrkulacji uzależnione jest od cofania się na początek i dalszego rozszerzania. Górę bierze tu logika ciągłego

skumulowanego wzrostu.

8. System kredytowy i centralizacja kapitału By cyrkulacja kapitału mogła dopełnić swój przebieg, muszą zostać spełnione dwa podstawowe warunki. Po pierwsze, kapitaliści nie mogą zachowywać pieniędzy,

które zyskali wczoraj. Muszą natychmiast wprowadzać je z powrotem do cyrkulacji.

Refleksje i przewidywania

387

Jednak, jak w ramach swojej krytyki prawa Saya twierdzi Marks, nie ma żadnej nieodpartej konieczności mówiącej, że po T-P musi natychmiast następować P-T,

i w tej asymetrii tkwi trwała możliwość nie tyle zaistnienia kryzysów monetarnych czy finansowych, ale pojawienia się ograniczenia realizacji wartości dodatkowej

poprzez niepowodzenie w obszarze wydawania pieniędzy. W rozdziale 2 rozwa­ żaliśmy różne okoliczności, w których sens miało raczej zachowywanie pieniędzy

niż ich wydawanie. W tym właśnie punkcie spotykają się myślenie Marksa i Keynesa

w kwestii możliwości kryzysów podkonsumpcji. Keynes poszukiwał sposobu na omi­ nięcie tego ograniczenia przez ucieknięcie się do zestawu kierowanych przez pań­

stwo technicznych strategii finansowego i monetarnego zarządzania. Drugi warunek sprowadza się do potrzeby zasypania przepaści między dziś

a wczoraj w celu zapewnienia nieustannej cyrkulacji. Można to zrobić, jak Marks pokazał również w rozdziale trzecim, poprzez powstanie pieniądza kredytowego oraz wykorzystanie pieniądza jako środka księgowego. Mówiąc otwarcie, system

kredytowy jako zorganizowany stosunek między kredytodawcami a dłużnikami

wkracza do cyrkulacji i odgrywa w niej żywotną rolę. Gdy inne opcje uległy wyczer­ paniu, staje się to głównym środkiem pokonywania problemu efektywnego popytu

w sposób mieszczący się w ramach cyrkulacji kapitału. W ten sposób jednak system

kredytowy rości sobie pretensje do udziału w nadwyżce w formie procentu.

Nawet w tomie I Kapitału w kilku miejscach Marks milcząco uznaje klu­ czową rolę systemu kredytowego. Jednakże w celu dotarcia do tego, co uważa on za rdzeń problemu stosunku praca-kapitał w pierwszych rozdziałach działu

siódmego, za konieczne uznaje wykluczenie ze swoich analiz kwestii podziału (renta, procent, podatki, zysk z kapitału handlowego). Choć pomaga to w odsłonięciu

i wyklarowaniu niektórych istotnych aspektów kapitalistycznej dynamiki, robi to kosztem spychania na bok kluczowej funkcji systemu kredytowego w ramach pro­

cesu cyrkulacji kapitału. Niestety Marks marginalizuje tę kwestię również przez większą część tomu II (choć uznaje jej istotną obecność w odniesieniu, na przy­

kład, do cyrkulacji długoterminowych inwestycji w kapitał trwały). Prowadzi to Różę Luksemburg, całkiem słusznie, do stwierdzenia, że schemat reprodukcji wyłożony

pod koniec tej księgi nie rozwiązuje problemu realizacji i efektywnego popytu. Do­ piero pod koniec tomu III Marks przechodzi do zbadania roli systemu kredytowego.

Muszę jednak przyznać otwarcie, że choć przepełnione bardzo przenikliwymi spo­ strzeżeniami, rozdziały te to kompletny chaos (choć mało przy tym nie oszalałem, w rozdziałach 9 i 10 The Limits to Capital starałem się doprowadzić je do jakie­

goś ładu). W Zarysie krytyki ekonomii politycznej Marks założył jednak, że „cały

388

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

system kredytowy i związane z nim rozpętanie handlu, dzika spekulacja itp. polegają na konieczności rozszerzania i przekraczania bariery cyrkulacji i sfery wymiany”4.

Jeśli to dalsza ekspansja kapitalizmu tworzy popyt na wczorajszy produkt dodat­ kowy, oznacza to, że nie da się rozwiązać problemu realizacji, szczególnie w dzi­ siejszych warunkach zglobalizowanego rozwoju kapitalistycznego, bez stworzenia

energicznego i rozległego systemu kredytowego mającego za zadanie wypełnić lukę między wczorajszym produktem dodatkowym a dzisiejszym wchłanianiem

tego produktu. Absorpcja ta może zajść albo poprzez dalszą ekspansję wytwarza­ nia wartości dodatkowej (reinwestycje), albo poprzez kapitalistyczną konsump­ cję dochodów. W długiej perspektywie, jak można łatwo pokazać, kapitalistyczna konsumpcja dochodów będzie prowadzić do stagnacji (jest to model „reprodukcji

prostej" rozważany przez Marksa w rozdziale dwudziestym pierwszym). W długiej perspektywie sprawdza się jedynie dalsza ekspansja generowania wartości dodat­

kowej i to właśnie ona podtrzymuje społeczną konieczność wiecznego zwiększania

się skumulowanego wskaźnika wzrostu jako warunku przetrwania kapitalizmu. W tym oto punkcie Marks z pewnością stwierdziłby, gdyby oczywiście tu dotarł,

że przymusowe prawa konkurencji są zaledwie narzędziem zabezpieczania tego

absolutnie niezbędnego warunku przetrwania kapitalizmu. Innymi słowy, prze­ trwanie kapitalizmu wymaga zachowania przymusowych praw konkurencji w celu utrzymania w ryzach jutrzejszej ekspansji wytwarzania wartości dodatkowej sta­ nowiącej środek do absorpcji wytworzonej wczoraj wartości dodatkowej. Wynika z tego, że jakiekolwiek poluzowanie tych przymusowych sił, poprzez, dajmy na to,

nadmierną monopolizację, samo w sobie wywoła kryzys kapitalistycznej repro­ dukcji. Był to dokładnie argument Paula Barana i Paula Sweezy’ego w ich Kapitale monopolistycznym 5 (napisanym w latach sześćdziesiątych XX wieku, gdy rosło

znaczenie monopoli w rodzaju „Wielkiej Trójki" firm samochodowych z Detroit).

Tendencja w kierunku monopolizacji oraz centralizacji kapitału z konieczności wytwarza, jak wyraźnie przewidywali Baran i Sweezy, kryzys stagflacji (rosnące bezrobocie powiązane z galopującą inflacją), który nawiedzał lata siedemdziesiąte

XX wieku. Odpowiedzią na ten kryzys była neoliberalna kontrrewolucja, która

nie tylko zgniotła potęgę robotników, ale również skutecznie spuściła ze smyczy

4 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza,

Warszawa 1986, s. 321. 5 P. Baran, P. Sweezy, Kapitał monopolistyczny. Szkice o amerykańskim systemie gospodar­ czym i społecznym, przel. S. Łypacewicz, Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1986.

Refleksje I przewidywania

389

przymusowe prawa konkurencji, obsadzając je za pomocą różnego rodzaju forteli

(więcej otwartego handlu zagranicznego, deregulacji, prywatyzacji i temu ppdobnych) w roli „egzekutora" praw kapitalistycznego rozwoju.

Proces ten nie wystrzega się jednak potencjalnych komplikacji. Przede wszyst­ kim zakłada się tu, że nie działają wszystkie pozostałe ograniczenia (np. stosunek do przyrody) ekspansji jutrzejszego wytwarzania wartości dodatkowej, a zatem

że dysponujemy znacznym polem, na którym zaistnieć może zwiększona produkcja.

Pociąga to za sobą chociażby inny rodzaj imperializmu, niepolegający tym razem

na rabowaniu wartości czy pozbawianiu aktywów reszty świata, ale na wykorzystywa­ niu jej jako miejsca do otwierania nowych form kapitalistycznej produkcji. Kluczowe

staje się raczej eksportowanie kapitału niż eksportowanie towarów. Tutaj tkwi wielka różnica między dziewiętnastowiecznymi Indiami i Chinami, których bogactwo

na skutek kapitalistycznej dominacji i związanych z nią rynków zostało splądrowane, a Stanami Zjednoczonymi i niektórymi częściami Oceanii oraz Ameryki Łacińskiej,

gdzie gwałtownie rozwinęło się nieokiełznane kapitalistyczne wytwarzanie nowego bogactwa, stwarzając obszar dla absorpcji i realizowania produktu dodatkowego generowanego w starszych centrach kapitalizmu (na przykład Anglia w XIX wieku

eksportowała kapitał i maszyny do USA i Argentyny). W najnowszych czasach to oczywiście Chiny wchłonęły dużą ilość zagranicznego kapitału w ramach rozwoju produkcji, generując ogromny efektywny popyt nie tylko na surowce, ale również

na maszyny i inne nakłady materialne. Rozwiązanie to generuje jednak dwa problemy. Oba mogą odtworzyć ogra­

niczenie ciągłości akumulacji kapitału w ramach samego aktu poszukiwania spo­ sobów na jego obejście. Pierwszy wynika z prostego faktu, że proces cyrkulacji

z definicji staje się spekulatywny: opiera się na przekonaniu, że jutrzejsza ekspan­ sja nie napotka żadnych ograniczeń (łącznie z ograniczeniem dalszej realizacji), w związku z czym dzisiejsza nadwyżka może zostać skutecznie zrealizowana. Ele­

ment spekulatywny, który jest raczej czymś podstawowym niż wyjątkowym bądź przesadnym, oznacza, że przewidywania i oczekiwania, co jako jeden z niewielu dobrze zrozumiał Keynes, są czymś fundamentalnym dla ciągłości cyrkulacji kapi­

tału. Marks po cichu dostrzega to w tomie III, gdy zauważa, że ekspansja jest, jak to ujmuje, bardzo „protestancka" gdyż oparta jest na wierze i kredycie bardziej niż

na „katolickim” złocie, prawdziwej podstawie monetarnej. Jakiekolwiek osłabnię­ cie spekulacyjnych oczekiwań będzie samospełniającą się przepowiednią, automa­

tycznie generującą kryzys. Pod tym kątem warto ponownie przeczytać Ogólną teorię zatrudnienia, procentu i pieniądza i spostrzec, że techniczne rozwiązania polityki

390

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

fiskalnej i monetarnej zajmują jedynie mniejszą część wywodu Keynesa, gdy zestawić

je z psychologią oczekiwań i przewidywań. Wiara w system jest czymś fundamen­ talnym, a utrata zaufania, co miało miejsce w 2008 roku, może mieć fatalne skutki. Drugi problem powstaje w obrębie samego systemu pieniężnego i kredyto­

wego. Możliwość „niezależnych” kryzysów finansowych i monetarnych, na którą Marks wskazuje, ale nie rozwija tego w rozdziale trzecim, jest wszechobecna. Pod­ stawowy problem tkwi w sprzecznościach samej formy pieniężnej (wartość użyt­

kowa jako reprezentacja wartości, to, co szczególne [konkretne], jako reprezentacja tego, co ogólne [abstrakcyjnego], oraz prywatne zawłaszczanie społecznej potęgi zob. rozdział 2). Gdy Marks kwestionuje prawo Saya, wskazuje na fakt, że istnieje

stała pokusa przetrzymywania pieniędzy, a im więcej osób tak robi, tym większą przeszkodę stanowi to dla ciągłości cyrkulacji. Dlaczego jednak ludzie mieliby

przetrzymywać pieniądze? lednym z powodów jest z pewnością fakt, że stanowią one społeczną potęgę. Pozwalają na zakup sumienia i honoru! W Rękopisach ekono-

miczno-filozoficznych z 1844 r. Marks mówi nam, że nawet jeśli „jestem brzydki, mogę sobie kupić najpiękniejszą kobietę”6 (lub najpiękniejszego mężczyznę); jeśli jestem

głupi, mogę zakupić obecność inteligentnych ludzi; jeśli jestem beznogi, znajdę ludzi, którzy będą mnie nosić. Pomyślcie, co można robić z całą tą społeczną potęgą! Istnieją zatem bardzo dobre powody do tego, by ludzie chcieli przetrzymywać pie­

niądze, szczególnie w obliczu niepewności. Wypuszczanie ich do cyrkulacji w celu

osiągnięcia większej potęgi społecznej wymaga aktu wiary lub stworzenia bez­ piecznych i godnych zaufania instytucji, w których można oszczędzać swoje pie­

niądze, podczas gdy ktoś inny wprowadza je z powrotem do cyrkulacji, by zarabiać na tym więcej pieniędzy (czym oczywiście, zakłada się, zajmują się banki).

Skutki tego problemu rozchodzą się jednak szeroko po polu reprezentacji, gdzie utrata zaufania do symbolu pieniądza (władzy państwa do zagwarantowania

jego stabilności) czy do jego jakości (inflacja) wiąże się z bardziej ilościowymi roz­

ważaniami w rodzaju tych dotyczących „głodu pieniądza" oraz zamrażania środków

płatniczych określonego rodzaju, co miało miejsce jesienią 2008 roku: Wczoraj jeszcze burżua (czytajcie „Wall Street" - DH), upojony świetnym stanem swych

interesów i mieniąc się wyższym nad przesądy, głosił, że pieniądz to czcze złudzenie.

Tylko towar jest pieniądzem. Lecz teraz oto na rynku światowym rozlega się okrzyk:

6 K. Marks, Rękopisy ekonomiczno-jilozoficzne z 1844 r., przel. K. Jażdżewski, T. Zabłudowski, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, 1.1, Książka i Wiedza, Warszawa 1960, s. 611.

Refleksje i przewidywania

391

tylko pieniądz jest towarem! Jak jeleń łaknie świeżej wody, tak dusza burżua łaknie pie­ niędzy, tego jedynego bogactwa. W czasie kryzysu przeciwieństwo między towąrem

a jego postacią wartości, pieniądzem, urasta do sprzeczności absolutnej (159).

Czy można znaleźć lepszy opis kryzysu, który nagle wybuchnął w 2008 roku?! W samym sercu systemu kredytowego znajdują się elementy techniczne

i prawne (a wiele z nich może zawieść lub ulec poważnemu wypaczeniu z racji samych zasad swego działania) powiązanych z podmiotowymi oczekiwaniami

i przewidywaniami. W tym samym stopniu, w jakim kapitalizm nieustannie się roz­ szerza, rola systemu kredytowego jako swego rodzaju centralnego systemu ner­

wowego zarządzającego i kontrolującego globalną dynamikę akumulacji kapitału staje się coraz bardziej widoczna. Konsekwencją jest to, że kontrola nad środkami

kredytu staje się decydująca dla funkcjonowania kapitalizmu - stanowisko, które dostrzegli już Marks i Engels w Manifeście partii komunistycznej, czyniąc z centra­ lizacji możliwości udzielania kredytu i oddanie jej w ręce państwa jedno ze swoich

kluczowych żądań (oczywiście przy założeniu, że kontrolę nad państwem sprawuje klasa robotnicza). Jeśli dodać to do kluczowej roli państwa w odniesieniu do jakości

waluty czy, co ważniejsze, pieniędzy symbolicznych (rola przypisywana państwu w rozdziale trzecim), wówczas swego rodzaju stopienie się potęgi państwowej

i finansowej wydaje się czymś nieuchronnym. Ta wewnętrznie sprzeczna fuzja została zatwierdzona poprzez utworzenie kontrolowanych przez państwo banków

centralnych, dysponujących nieograniczoną mocą rezerwową przy uruchamianiu kredytu prywatnym przywłaszczycielom.

W ten sam sposób, w jaki kapitał może działać po obu stronach podaży i popytu siły roboczej (zob. rozdział 10), może również działać poprzez system kredytowy po obu stronach stosunku produkcja-realizacja. Na przykład w ostatnich latach

w Stanach Zjednoczonych coraz bardziej liberalna podaż kredytu dla potencjalnych

posiadaczy domów, powiązana z równie liberalną podażą kredytów dla dewelope­ rów napędziły ogromny boom na rynku nieruchomości, a tym samym potężny

rozwój miast. Wyobrażano sobie, że dzięki temu problem realizacji został zlikwi­

dowany. Jedyna trudność pojawiła się, ponieważ nie nastąpił równoległy wzrost płac realnych (co przewidziałaby analiza oparta na tomie I, wziąwszy pod uwagę

dominację neoliberalnych polityk po 1980 roku, oznaczającą, że zyski ze wzrostów

wydajności nie były współdzielone, ale skupione wyłącznie w kieszeni klas wyż­ szych). W ten sposób zdolność zwykłych posiadaczy domów do spłaty swojego zadłużenia (które potroiło się dla gospodarstw domowych w USA między 1980

392

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

a 2008 rokiem) stopniowo się zmniejszała. Wynikający z tego krach na rynku nie­ ruchomości był całkowicie do przewidzenia.

Analiza obecnego krachu podpowiada jednak jeszcze inną kluczową rolę sys­

temu kredytowego. Podobnie jak Marks dostrzegał rolę kredytu (i lichwy) w wydo­ bywaniu bogactwa od feudalnych panów poprzez akumulację pierwotną, tak system

kredytowy znajduje się na dogodnej pozycji, by namierzać i wydobywać bogactwo z zasobów posiadanych przez bezbronną ludność. Grabieżcze praktyki pożyczek forma akumulacji przez wywłaszczenie - ostatecznie skutkują egzekucjami długów,

pozwalającymi na zagarnianie niskim kosztem zasobów i transferowanie ich hur­ towo w celu wzmocnienia interesów klasy kapitalistycznej związanych z podtrzy­ mywaniem długofalowego bogactwa. Fala egzekucji komorniczych rozpoczęła się

już w 2006 roku, powodując poważne straty wartości aktywów posiadanych między innymi przez bezbronną ludność afroamerykańską. Ten drugi moment „akumu­

lacji przez wywłaszczenie" za pośrednictwem systemu kredytowego jest potężną konsekwencją dynamiki kapitalizmu. W ten sposób umożliwiono na przykład

ogromny transfer bogactwa ze Wschodniej i Południowowschodniej Azji do Wall Street w trakcie kryzysu z lat 1997-1998. Zamrożenie płynności finansowej zmusiło

wówczas wszelkiego rodzaju sprawnie działające firmy do ogłoszenia bankructwa, dzięki czemu mogły zostać tanio nabyte przez zagranicznych inwestorów, a następ­

nie sprzedane z ogromnym zyskiem, gdy sytuacja gospodarcza wróciła do normy. Wspierany kredytem atak na rodzinne rolnictwo, który pojawiał się w Stanach

Zjednoczonych falami od lat trzydziestych XX wieku w podobny sposób skutecznie

doprowadził do centralizacji rolniczego bogactwa w rękach potężnego agrobiznesu.

Wszystko to kosztem małych właścicieli, którzy zostali zmuszeni tanio odsprzedać swoje aktywa w ramach egzekucji długów. Walka klasowa oraz akumulacja władzy w rękach klasy kapitalistycznej torują sobie przejście, obierając każdą możliwą drogę w labiryncie współcześnie istniejących narzędzi kredytowych.

Marks nie zbadał systemu kredytowego w sposób na tyle pogłębiony, by móc

zmierzyć się z problemem realizacji w całej jego złożoności. Jest to jedna z niedo­ kończonych kwestii domagających się znacznej pracy, szczególnie jeśli weźmiemy

pod uwagę złożoność rynków kredytowych i finansowych, sprawiającą, że tak wiele z tego, co się na nich dzieje, nawet ich zarządcom i użytkownikom wydaje się

nieprzejrzyste. Interesujący w wywodach zawartych w tomie I jest fakt, że Marks

przechodząc od cyrkulacji towarów do cyrkulacji kapitału, uznaje za konieczne przywołanie stosunków między kredytodawcami a dłużnikami oraz wykorzystanie regulowanego państwowo pieniądza jako środka płatniczego. Przywołuje również

Refleksje i przewidywania

393

strukturę czasową procesów produkcji oraz płatności jako kluczowych problemów cyrkulacji pieniężnej wymagających kredytu, jeśli niezbędna ciągłość cyrkylacji

i akumulacji kapitału ma zostać osiągnięta. Jak wskazuje, „pieniądz kredytowy

wyrasta samorzutnie z funkcji pieniądza jako środka płatniczego” (145). To właśnie

miałem na myśli, mówiąc, że uważne przestudiowanie tomu I mówi nam wiele o pozostałych częściach Marksowskiej analizy. Pozwala również na odsłonięcie tego, czego tam jeszcze brakuje, a tym samym, co musi dopiero zostać w pełni zbadane.

Cyrkulacja kapitału jako całości Gdy przyglądamy się cyrkulacji kapitału jako całości, jasne staje się, że liczne poten­

cjalne ograniczenia na drodze do stałego i wolnego przepływu kapitału na wszystkich jej etapach nie są ani od siebie wzajemnie niezależne, ani ze sobą systematycznie

zintegrowane. W najlepszy sposób można je interpretować jako całokształt odręb­ nych momentów w obrębie całości procesu cyrkulacji kapitału. Na gruncie historii marksowskiego teoretyzowania dotyczącego kryzysów istniała jednak tendencja do tego, by poszukiwać jednego dominującego i wyłącznego wyjaśnienia źródeł

w oczywisty sposób podatnego na kryzysy charakteru kapitalistycznego sposobu pro­ dukcji. Trzy wielkie tradycje myślowe to teoria ograniczenia zysków, teoria spadającej

stopy zysku oraz teoria podkonsumpcji. Podziały między nimi są tak silne, że wydaje się, jakby teorie te rzucały się sobie nawzajem do gardeł. Samo wyrażenie „podkon-

sumpcjonistyczny" w niektórych kręgach równoznaczne jest z wyzwiskiem (wydaje się oznaczać, że ktoś jest keynesistą, a nie „prawdziwym" marksistą), podczas gdy miło­

śnicy Róży Luksemburg wściekają się na małoduszne odrzucanie jej pomysłów przez tych, którzy w centrum swojego teoretyzowania umieszczają spadającą stopę zysku. W ostatnich czasach, z oczywistych powodów, zdecydowanie więcej uwagi

poświęcono środowiskowym i finansowym aspektom tworzenia się kryzysów w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku to one ujawniały się najsilniej. Za bardziej przekonujące uznaję - w duchu analizy z tomu I Kapitału oraz zgo­

dnie z niesamowicie interesującą dyskusją dotyczącą granic i ograniczeń w Zarysie krytyki ekonomii politycznej („wszelka granica okazuje się ograniczeniem, które

należy pokonać”7) - myślenie o wszystkich granicach i ograniczeniach omówionych

7 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza,

Warszawa 1986, s. 314 (przekład zmodyfikowany; zob. przypis tłumacza na s. 96).

394

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

powyżej jako o potencjalnych punktach blokady. Każdy z nich może spowolnić

lub przerwać ciągłość przepływu kapitału, a tym samym stworzyć kryzys dewalu­ acji. Myślę, że ważne jest również zrozumienie potencjalnego przemieszczania jed­ nego ograniczenia przez drugie. Działania wykonane, by złagodzić kryzys podaży

pracy przez wygenerowanie powszechnego bezrobocia, mogą w jasny sposób stworzyć na przykład problem niedostatecznego efektywnego popytu. Wynika­

jące z tego posunięcia mające na celu rozwiązanie problemu efektywnego popytu przez rozszerzenie systemu kredytowego i objęcie nim klasy robotniczej mogą

z kolei tworzyć problem zaufania względem jakości pieniądza (co da się dostrzec

w kryzysach inflacyjnych, nagłych ograniczeniach podaży kredytu czy krachach finansowych). Myślę również, że zgodniejsze z częstymi u Marksa przywołaniami płynnego i elastycznego charakteru kapitalistycznego rozwoju jest uznanie szyb­

kiego przemieszczania się jednego ograniczenia kosztem drugiego, a tym samym uznanie wielorakich sposobów, w jakich kryzys może się przejawiać w różnych oko­ licznościach historycznych i geograficznych.

Podsumowując, możemy stwierdzić, że potencjalne ograniczenia przepływu

kapitału są następujące: i) niezdolność zgromadzenia ilości kapitału wystarczającej,

by rozpocząć produkcję (problem „barier wejścia"); 2) niedostatek pracy czy sta­ wiające opór formy organizacji pracy, które mogą doprowadzać do ograniczania

zysków; 3) nieproporcjonalność i nierówny rozwój między sektorami na gruncie podziału pracy; 4) kryzysy środowiskowe powstałe na skutek wyczerpywania się zasobów oraz degradacji środowiska i gruntów; 5) nierównowagi i przedwcze­ sna przestarzałość sprzętu spowodowana nierównymi lub nadmiernie szybkimi

zmianami technologicznymi, wywołanymi przez przymusowe prawa konkuren­ cji oraz odpieranymi przez pracę; 6) opór robotniczy czy sprzeciw podnoszony na gruncie procesu pracy zachodzącego pod kierownictwem i kontrolą kapitału;

7) podkonsumpcja i niedostateczny efektywny popyt; 8) kryzysy pieniężne i finan­

sowe (pułapki płynności, inflacja i deflacja) powstałe w obrębie systemu kredyto­ wego uzależnionego od skomplikowanych instrumentów kredytowych, zorganizo­ wanej władzy państwa oraz atmosfery wiary i zaufania. Dla każdego z tych punktów

znajdujących się wewnątrz procesu cyrkulacji kapitału istnieje antynomia, poten­ cjalny antagonizm, który może wybuchnąć w otwartą sprzeczność (by posłużyć się

językiem często stosowanym przez Marksa w Kapitale).

Nie jest to jednak koniec analizy tworzenia się i rozwiązywania kryzysów w kapi­ talizmie. Przede wszystkim dynamika nierównego geograficznie rozwoju razem

z całym problemem ujawniania się czasoprzestrzennych wymiarów kapitalistycznego

Refleksje i przewidywania

395

rozwoju na skalę światową są przeniknięte ekstremalnymi napięciami. Dzieje się tak,

ponieważ kapitał stara się tworzyć krajobraz geograficzny (czy fizyczną i społeczną infrastrukturę) właściwy swojej dynamice tylko po to, by musieć ją zniszczyć i póź­

niej odbudować w kolejnym otoczeniu geograficznym. Zmieniająca się dynamika

urbanizacji w fazie światowej jest dramatyczną ilustracją tego procesu. Mnożące się konflikty geopolityczne (łącznie z katastrofalnymi w skutkach wojnami), powstające

w rezultacie szczególnych cech sterytorializowanej władzy (co wymaga odpowiedniej teorii państwa, czyli zestawu instytucji i praktyk, które często przywołuje się w tomie I,

lecz pozostawia, podobnie jak system kredytowy, bez należytej uwagi), kierują się

logiką, która z trudem wpisuje się w wymogi nieustannej cyrkulacji i akumulacji kapi­

tału. Najnowsza historia globalnych przesunięć produkcji i deindustrializacji pocią­

gnęła za sobą potężną ilość przypadków twórczej destrukcji, najczęściej zrealizo­ waną poprzez, czasem lokalne, ale w innych wypadkach dotykające całe kontynenty kryzysy (jak ten, który spadł na Wschodnią i Południowo-Wschodnią Azję w latach 1997-1998). Co więcej, nie można wykluczyć możliwości zewnętrznych wstrząsów (w tym huraganów i trzęsień ziemi) wywołujących kryzysy. Gdy po wydarzeniach

z 11 września w Stanach Zjednoczonych w ogólności, a w Nowym Jorku w szczegól­

ności niemal cała aktywność została wstrzymana, blokada cyrkulacji była tak groźna, że w ciągu tygodnia władze zaczęły wszędzie nakłaniać ludność, by wzięła swoje karty kredytowe i wróciła na zakupy.

Jestem przekonany, że marksowskie z ducha badania nad rzeczywistą historią kryzysów powinny być otwarte na wszystkie te możliwości. Podejrzewam, że Keynes

co do zasady poprawnie interpretował kryzys z lat trzydziestych XX wieku, stwier­

dzając, że dotyczył on przede wszystkim niedostateczności efektywnego popytu (choć prawdopodobnie z klasowych powodów nie wskazywał na relację kryzysu

z nierównością dochodów, która eksplodowała w latach dwudziestych XX z powodu tłumienia płac, w zasadzie nie mając, aż do niedawna, swojego odpowiednika w his­

torii). Kryzys rozgorzał, ponieważ ludzie zaczęli nerwowo podchodzić do zdolności do trwałej akumulacji i przetrzymywać pieniądze. Im więcej ludzi przetrzymywało

pieniądze, tym bardziej zapychał się system. Keynes nazywał to pułapką płynności. Należało znaleźć sposoby na to, by wywabić pieniądz z ukrycia. Jedną z odpowiedzi

były finansowane długiem rządowe wydatki przeznaczane na wzmacnianie cyr­

kulacji kapitału (inną zaś było pójście na wojnę). Z drugiej strony Andrew Glyn

i inni mieli zasadniczo rację, widząc silny element ograniczenia zysków w trud­

nościach późnych lat sześćdziesiątych XX wieku w krajach rozwiniętego kapi­

talizmu, gdzie niedostatek pracy oraz silne organizacje pracownicze wyraźnie

396

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

hamowały akumulację. Jednocześnie nadmierna monopolizacja pomogła zwol­

nić wydajność, a to, wraz z kryzysem fiskalnym państwa (powiązanym z wojną w Wietnamie), zainicjowało długą fazę stagflacji, której można było zaradzić jedy­

nie przez dyscyplinowanie pracy i wyzwolenie przymusowych praw konkurencji. W tym przypadku kryzys przyjął ruch kaskadowy, przechodząc od jednego punktu

ograniczenia do kolejnego i z powrotem. Stosunek do przyrody również wpływa na zyskowność, szczególnie jeśli renta (kategoria, z którą, podobnie jak z procentem,

nie mieliśmy wiele do czynienia w tomie I) od zasobów naturalnych dramatycz­ nie rośnie. Moim celem w tym miejscu nie jest próba rozwinięcia jakiejś skróconej histo­

rii kryzysów, ale zasugerowanie, że spostrzeżenia płynące ze studiowania prac Marksa nie powinny być wykorzystywane w sposób formalistyczny, a raczej ela­ stycznie i w dostosowaniu do warunków. Mój pogląd na wewnętrzną dynamikę

teorii kryzysów (w odróżnieniu od dynamiki zewnętrznej - niezależnie powsta­ jących, choć nie odseparowanych walk geopolitycznych) opiera się na analizie

różnego rodzaju granic i ograniczeń napotykanych w ramach procesu cyrkulacji.

Wsparty jest również badaniem różnych strategii przekraczania i omijania tych

granic i ograniczeń metodami politycznymi oraz ekonomicznymi, a ponadto uważ­ nym monitorowaniem sposobów, w jakie ograniczenia przekroczone czy ominięte w jednym punkcie skutkują pojawieniem się nowych ograniczeń w innych miej­

scach. Nieustanne rozwijanie się i częściowe rozwiązanie tendencji kryzysowych

kapitalizmu stało się moim przedmiotem badania. Za tym wszystkim kryje się jednak głębszy problem. Akumulacja dla akumu­

lacji oraz produkcja dla produkcji, jak również bezustanna potrzeba osiągania sku­

mulowanego wskaźnika wzrostu miały się wszystkie bardzo dobrze, gdy na rdzeń przemysłowego kapitalizmu składały się, jak miało to miejsce około 1780 roku,

aktywności mieszczące się na około sześćdziesięciu kilometrach kwadratowych

wokół Manchesteru i w kilku innych punktach zapalnych kapitalistycznej dyna­

miki. Dziś jednak mierzymy się z możliwością osiągania skumulowanego wskaźnika

wzrostu na poziomie, powiedzmy, trzech procent rocznie, wyliczanego w oparciu

o wszyśtko, co dzieje się w Chinach i reszcie Wschodniej i Południowo-Wschodniej

Azji, w rozszerzającym się rdzeniu aktywności obejmującym Indie, Rosję i Europę Środkową, gwałtownie wzrastające gospodarki Środkowego Wschodu czy Ameryki Łacińskiej, jak również wielkie ogniska kapitalistycznego rozwoju w Afryce, wreszcie

tradycyjne centra kapitalizmu w Ameryce Północnej, Europie i Oceanii. Ten ogrom akumulacji i fizycznego ruchu niezbędnych w kolejnych latach dla podtrzymania

Refleksje i przewidywania

397

na tym samym poziomie skumulowanego wskaźnika wzrostu nie będzie czymś

zdumiewającym.

Uznaję kryzysy za powierzchniowe erupcje głębokich tektonicznych prze­ sunięć w obszarze czasowo-przestrzennej logiki kapitalizmu. Płyty tektoniczne przyspieszają w tym momencie swój ruch, zwiększa się zatem prawdopodobień­

stwo częstszych i potężniejszych kryzysów. Charakter, forma, przestrzenność i czas następujących erupcji są niemal niemożliwe do przewidzenia, jednakże to, że będą

zachodzić z coraz większą częstotliwością i siłą, jest niemal pewne. Sprawia to, że wydarzenia z 2008 roku wydają się w porównaniu z tym czymś normalnym, jeśli

nie wręcz trywialnym. Skoro napięcia te są immanentne kapitalistycznej dyna­ mice (co nie wyklucza zaistnienia pozornie zewnętrznych, niszczących wydarzeń w rodzaju katastrofalnej pandemii), to czy można znaleźć jakiś lepszy argument

na poparcie tego, jak niegdyś ujął to Marks, by kapitalizm „odszedł i ustąpił miejsca wyższemu ustrojowi społecznemu"8? Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić. Wszystko to wymaga oczywiście ukształ­ towania projektu politycznego. W tym celu nie możemy czekać aż do momentu,

gdy dowiemy się wszystkiego, czego nam trzeba, lub nawet zrozumiemy wszystko, co Marks miał do powiedzenia. W tomie I Marks trzyma lustro, w którym prze­ gląda się nasza rzeczywistość, wszystko to jednak w celu stworzenia imperatywu

do działania. Nie pozostawia wątpliwości, że polityka klasowa i walka klas powinny

stać w centrum naszych działań. Samo w sobie nie brzmi to szczególnie rewolucyj­ nie. W ostatnim ćwierćwieczu wielu z nas żyło w miejscach, w których raz po raz powtarzano, iż klasa nie ma znaczenia, że sama idea walki klas jest tak przesta­

rzała, że może stanowić co najwyżej paszę dla akademickich dinozaurów. Jakakol­ wiek lektura Kapitału pokazuje jednak niezbicie, że nie zajdziemy nigdzie, jeśli

na naszym politycznym sztandarze nie wypiszemy wielkimi literami „WALKA KLAS” i nie będziemy maszerować zgodnie z jej rytmem. Musimy lepiej określić, co dokładnie może to oznaczać w naszym miejscu i cza­

sach. W swoich czasach Marks często nie miał pewności odnośnie do tego, co dok­

ładnie należy robić, jakiego rodzaju sojusze mają sens, jakiego rodzaju cele i żądania

należy wyartykułować. Pokazał jednak, że nawet w objęciach takich niepewności

nie możemy przestać działać. Cynicy i krytycy w typowy dla siebie sposób będą wzbraniać się przed tym, że ktoś próbuje zredukować, powiedzmy, przyrodę, płeć,

seksualność, rasę, religię czy cokolwiek innego do kategorii klasowych, twierdząc, 8 Tamże, s. 610.

398

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

że to niedopuszczalne. Odpowiadam na to: ani trochę. Wszystkie te walki są istotne

i należy oceniać je w oparciu o ich własne kryteria. Zauważyłbym jednak, że rzadko kiedy jakakolwiek z nich nie ma istotnego wymiaru klasowego, którego rozwiązanie

jest koniecznym, choć nigdy nie wystarczającym warunkiem dla właściwej polityki antyrasistowskiej czy polityki na rzecz środowiska. Spójrzcie na przykład na wpływ tak zwanego kryzysu kredytów hipotecznych typu subprime na warunki życia w Baltimore. Nieproporcjonalnie dużo gospo­

darstw domowych prowadzonych przez czarne rodziny oraz te, których głową jest

samotny rodzic (zazwyczaj kobieta), zostało odartych z ich praw bytowych, a w nie­ których przypadkach również z aktywów, w toku zajadłej walki klas prowadzonej w ramach akumulacji przez wywłaszczenie. W takiej sytuacji nie możemy uciekać

od kategorii klasy i zaprzeczać jej znaczeniu. Musimy przestać denerwować się

i drżeć na każdą wzmiankę o klasie i zacząć organizować swoje polityczne strategie właśnie wokół pojęcia walki klasowej.

Istnieje oczywiście dobry powód podtrzymywania tej upragnionej ciszy. „Klasa”

to jedyne pojęcie, co do którego siły znajdujące się u władzy nie chcą, by ktokol­ wiek traktował je poważnie. „Ihe Wall Street Joumal" zjadliwie wyszydza wszystko,

co trąci walką klas, jako coś, co niepotrzebnie dzieli, gdy naród powinien działać wspólnie, by stawić czoła trapiącym go problemom. Rządzące elity nie chcą nigdy przyznać tego otwarcie, a co dopiero dyskutować o tym. Jedyną centralną kwestią,

która zaprząta ich głowy, jest ich klasowa strategia na rzecz zwiększania własnego bogactwa i władzy.

Jedną rzeczą, przy której Marks nieustannie obstaje, jest to, że pojęcie klasy, w całej swej wieloznacznej glorii, jest niezastąpione zarówno dla teorii, jak i dla dzia­

łania. Dużo trzeba jednak wysiłku, by sprawić, że ta kategoria zadziała. Jedno z pytań pojawiających się przy lekturze Kapitału dotyczy tego, co można powiedzieć o sto­

sunkach między walkami prowadzonymi wokół akumulacji pierwotnej i akumu­ lacji przez wywłaszczenie z jednej strony a walkami klasowymi prowadzonymi typowo wokół miejsca pracy i na rynku pracy z drugiej strony. Nie zawsze łatwo jest połączyć te dwa rodzaje walk. Uważam jednak, że trudno zignorować szeroki

wachldrz walk toczących się przeciwko wywłaszczeniom na całym świecie, nawet

jeśli niektóre z nich stanowią zaledwie zatwardziałą formę reakcyjnej polityki utrzymania porządku na własnym podwórku. Podział między tymi dwiema dużymi

formami walki klasowej jest politycznie bolesny. Jednak, jak uczy nas Marksowski rozdział o „dniu roboczym” sojusze są ważne i nie sposób dojść dokądkolwiek bez nich, ponieważ klasa kapitalistyczna akumuluje kapitał wszelkimi możliwymi

Refleksje i przewidywania

399

dostępnymi środkami. Dzieje się to naszym kosztem. Kapitaliści stają się obrzydli­

wie bogaci, gdy wszyscy inni pogrążają się w marazmie lub cierpią. Tego rodzaju

przywileje i władza klasowa muszą, jak mówi Marks, zostać zwalczone i zniszczone, otwierając drogę do innego sposobu produkcji. Tom I uczy nas również, że zastąpienie jednego sposobu produkcji innym

jest przeciągającym się i skomplikowanym procesem. Kapitalizm nie wyparł feudalizmu w ramach jakiejś miłej, rewolucyjnej transformacji. Musial wzrastać w szcze­

linach starego społeczeństwa, stopniowo je wypierając, czasami przy użyciu prze­ mocy, grabieży i zagarniania zasobów, innym razem za pomocą przebiegłości

i podstępu. Często też przegrywał swoje bitwy prowadzone przeciwko staremu porządkowi, nawet jeśli ostatecznie wygrał wojnę. Gdy osiągnął jednak odrobinę

władzy, musiał stworzyć własną alternatywę, wpierw na gruncie technologii, stosun­ ków społecznych, mentalnych przedstawień świata, systemów produkcji, stosunku do przyrody oraz wzorców życia codziennego, ponieważ te były przez długi czas

wsparte na poprzednim porządku. Wymagało to współewoluowania oraz nierów­

nego rozwoju tych różnych momentów składających się na społeczną całość (zob. rozdział 6) zanim kapitalistyczny sposób produkcji odnalazł nie tylko swoją wyjąt­

kową technologiczną podstawę, ale również swój system przekonań oraz mental­ nych przedstawień świata, swoją niestabilną, ale wyraźnie ukierunkowaną klasowo

konfigurację stosunków społecznych, osobliwe czasoprzestrzenne rytmy oraz rów­

nie dziwne sposoby organizacji życia codziennego, o właściwym sobie procesie produkcji nie wspominając. Sporo czasu upłynęło, nim rzeczywiście można było

powiedzieć „to jest kapitalizm” - chociaż nieustannie zmieniający się w reakcjach

na własne nieuchronne sprzeczności, to jednak rozpoznawalny. Rozpocząłem tę książkę, nakłaniając was do podjęcia lektury Marksa na jego własnych prawach. Oczywiście moje spojrzenie na to, czym właściwie są te prawa,

odegrało kluczową rolę w tworzeniu mentalnej mapy, która miała was prowadzić. Moim celem nie było przekonanie was, że przedstawiam jedyne właściwe odczy­

tanie, ale przede wszystkim otwarcie wam drogi do nadawania własnych znaczeń

i rozwijania własnych interpretacji. Jestem pewien, że wiele osób, w tym również i wy, będzie kwestionować moją interpretację, częściowo lub w całości. Moim dru­ gim istotnym zadaniem jest otwarcie przestrzeni dialogu i dyskusji w celu przywró­ cenia Marksowskiej wizji świata miejsca w centrum debaty intelektualnej i politycz­

nej. Dzieła Marksa mają nam zbyt wiele do powiedzenia o niebezpieczeństwach naszych czasów, by wysyłać je na śmietnik historii. Dziś, po wydarzeniach ostatnich

lat, oczywiste już powinno być, że musimy myśleć nieszablonowo i wykraczać poza

400

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

ciasne ramy utartych prawd i mądrości. Jak w swojej małej książeczce dotyczącej wydarzeń 1968 roku, The Explosion, pisał Henri Lefebvre: „Wydarzenia zadają kłam

prognozom; w stopniu, w jakim wydarzenia są historyczne, zaburzają wyliczenia. Mogą wręcz odwrócić strategie, które umożliwiły ich zaistnienie” Wydarzenia „wy­

rzucają myślicieli z ich wygodnych krzeseł, każąc im nurkować na oślep w fali sprzeczności”9. Czy istnieje lepszy moment do uważnego studiowania wewnętrz­

nych sprzeczności kapitalizmu oraz prac tego znakomitego dialektyka, który zrobił

tak wiele, by sprzeczności te stały się tak świetliście przejrzyste?! Chociaż pojęcia nie mogą na własną rękę zmienić świata, to jednak, jak zaob­

serwował sam Marks, idee są materialną potęgą na gruncie historii. Marks napisał

Kapital, by lepiej wyposażyć nas do walki. Na jej polu nie ma żadnej prostej ścieżki,

podobnie jak w nauce „nie ma dróg bitych” Bertolt Brecht pisał niegdyś, że Wiele trzeba, by zmienić świat: Gniewu i uporu. Nauki i oburzenia, Szybkiej inicjatywy, długiej refleksji,

Chłodnej cierpliwości czy niekończącej się wytrwałości, Zrozumienia poszczególnego przypadku oraz zrozumienia całokształtu;

Jedynie lekcje rzeczywistości mogą nas nauczyć przekształcać rzeczywistość**.

9 H. Lefebvre, The Explosion. Marxism and the French Revolution, przel. A. Ehrenfeld, Monthly Review Press, New York 1969, s. 7-8. * Harvey nie podaje źródła przytoczonego fragmentu; niektóre prace jako miejsce jego pocho­ dzenia wskazują Bodeński moralitet o zgodzie. Niestety w polskim wydaniu tego dramatu nie udało się zlokalizować. Zob. B. Brecht, Bodeński moralitet o zgodzie, przel. M. Lukasiewicz, w: tegoż, Dra­

maty, t. 2, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979, s. 24-47 (przyp. tłum.).

Indeksy

Indeks rzeczowy 1848, rewolucja • 20,103,170,185,186

Antysemityzm • 118

1929, krach - zob. Wielki Kryzys

Après moi le déluge! • 179,190,376, 378

II wojna światowa • 173,384

Argentyna • 389

11 września 2001 • 27,89,395

Australia • 354,355

Administracja Bezpieczeństwa i Zdrowia Zawo­

Azja; imperializm w • 269, 385; kryzys płynności

autonomistyczny marksizm • 145,383

dowego • 176

finansowej (1997-1998) • 103,392,395; Levi

Afroamerykanie • 366,392

Strauss (firma) w • 193; obecny wzrost • 271,

Afryka • 178

272,308,396; proletaryzacja w • 335; system

Akumulacja; a stosunek gromadzenia skarbu • 95,

mafijny • 251; wywłaszczenia w • 362; związ­

97,104,118,304-310; pierwotna • 347-367,371;

ki zawodowe w • 270

przez wywłaszczenie • 363-367,373,392,398 Amazonia • 362

Baltimore, Maryland • 17, 264,366,398

Ameryka Łacińska; imperialistyczna produkcja

Bangladesz • 331,334

w • 389; teologia wyzwolenia • 132; współ­

Bank Światowy • 193,322

czesna produkcja w • 396; wywłaszczenie

Bawaria • 259

chłopów • 362; złoto z • 79; zniszczenie

bawełna • 150,151,158,266,269,273,351,353,377

wiejskiej gospodarki • 335

baza-nadbudowa, model • 239,240

Ameryka Południowa • 308,385

Bethlehem Steel • 264

Ameryka Północna • 308

bezrobocie; jako wytwór akumulacji • 324-325;

Ameryka Środkowa • 193

niepewność pracy jako dyscyplina » 263-

Amnesty International • 170

264; zarządzanie bezrobociem (płynnymi

Anglia - zob. Wielka Brytania

rezerwami) • 329-ЗЗ2

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

404

.Bezwzględna krytyka wszystkiego, co istnieje” (Karol Marks) • 18

deindustrializacja - zob. neoliberalizm dekonstrukcja • 19,29,169,200,333, 342

Biopiractwo • 364

Detroit, Michigan • 208,388

Birmingham, Wielka Brytania • 187, 259,353

dialektyka wieś-miasto • 219,225

Bojarzy • 172,184

diggerzy • 366

Brazylia • 250,367

dług • 101,102,293,352,360, 362,391,392, 395

Bristol, Wielka Brytania • 183,351

Dolina Krzemowa • 259

burżuazja; filantropia edukacyjna • 334; legaliza­

druga natura - zob. infrastruktura

cja praw/wolności • 303,304,349,350; o naro­

Drugie Cesarstwo (Francja) • 156,185,264,322

dzinach kapitalizmu • 344, 345; vs arysto­

dzieci • 185,187,193,250,251,258,267,272,274,329,

kracja ziemska • 182-184

330, 333, 352, 353, 374

dzielić i rządzić • 328,329

Capitalism, Naturę, Socialism (czasopismo) • 379

Dzisiejsze czasy (film) • 177, 254

centralizacja (koncentracja) • 321-323,337,34i, 342, 353, 354, 373, 374, 386, 388, 391, 392

Chile • 375 Chiny; import z • 132, 201; model z delty Rzeki

edukacja • 275-277, 330, 366; zob. również pań­ stwowy efektywny popyt

egzekucje komornicze (USA) • 366, 392

Perłowej • 259; plądrowanie • 385, 389;

elita (intelektualna) • 224,344

płace w • 295; praca w • 249, 250, 264, 297,

Essay on Trade and Commerce, An (dzieło anoni­

329, 331, 333; proletaryzacja w • 335, 375;

mowe) • 181

specjalne strefy ekonomiczne w • 362,365;

Europa • 185,191,269,326, 376

srebro z • 269; wojny opiumowe • 120,361;

europejski mechanizm stopy wymiany • 106,172,

współczesne • 103,131,132, 242, 307, 361,

184,191,251,269,308,326,331,352,375,376,

389, 395

385,396

chłopi pańszczyźniani (w Rosji) • 172

ewolucjoniści (rosyjscy) • 231

chwalebna rewolucja (1688) • 348 ciało robotnika; dialektyczny stosunek z przyro­ dą • 141; jako dodatek do kapitału • 176,177, 214, 215, 222-224, 298, 299; siła robocza w

• 125,126; w obiegu T-P-T • 160,295, 350

fetyszyzm • 57-61, 64-67, 205,371 feudalizm; i handel niewolnikami/kolonializm

• 157,178, 350, 350-353; przejście do kapi­ talizmu • 113,128,180,237,265,344,345,358,

czartyści^ 183-185

385, 392, 399; ziemia vs pieniądz • 113,114,

czas; badania nad związkami czasu i ruchu

347, 349

• 208; społeczne określanie • 179,180; sto­

filozofia grecka • 19, 20

sunek przestrzenno-czasowy • 56,216,219,

fizjokraci • 19

247, 382; zawłaszczanie • 240,241

Forbes, lista najbogatszych • 342 fordowski produktywizm • 222

Indeksy

forma pieniężna (towar); pochodzenie i proces • 49-54; społeczna potęga • 305,347, 348;

stopienie z władzą państwową • 352; szyb­ kość • 90; trzy osobliwości • 53-55

405

Indonezja • 193,308,331,334 indywidualizm • 143,144, 343; zob. również pra­

wa infrastruktura; absorpcja nadwyżki • 266; centra­

Francja; klasyczni ekonomiści polityczni • 19,20;

lizacja (państwowa) • 322,323,378; przemy­

przemysł samochodowy • 331; robotnicy

słowe zainteresowanie • 187,188,273,316;

jako siła militarna • 173; trzydziestopię-

niezbędność infrastruktury • 146,377; pry­

ciogodzinny tydzień pracy • 191; utopijni

watne vs państwowe finansowanie • 374;

socjaliści • 20, 21, 64; wpływ brytyjskiego

społeczna infrastruktura (kształcenie za­

ustawodawstwa fabrycznego na • 188

wodowe) • 382; zróżnicowane standardów • 131

Gap (firma) • 66,193

inspektorzy fabryczni • 174,184-186,192,251,269

gentryfikacja (Nowego Jorku i Londynu) • 364

Iowa, pakownia mięsa (2008) • 193

geograficzna przestrzeń - czas • 56,216,219,247,

irlandzcy imigranci • 330,331

382,394, 395

islamskie prawo dotyczące zysku • 123

globalny kapitalizm - zob. dług, neoliberalizm

istota gatunkowa • 141,210

globalizacja (w Manifeście partii komunistycznej)

Itoh, Makoto • 377

•38

Izba Lordów • 182

gromadzenie skarbu - zob. akumulacja

Guantänamo Zatoka • 127

Jangcy (rzeka) • 361

Gwatemala • 331,334

Japonia • 37,176,208,216,242,271,307,351 Johns Hopkins University • 17,18,59, 66

handel niewolnikami • 178,183,251,350,351,353

Jugosławia • 331

hegemonia (Antonio Gramsci) • 242

„just-in-time” (system produkcji) • 208,216,273

Highlands, wyprzedaż • 349 hipoteza Gai (James Lovelock) • 141

Honduras • 193 Hongkong • 259,270,333

humaniści (XVIII wiek) • 320

Kalifornijska Administracja Bezpieczeństwa i Zdrowia Zawodowego • 176

kapitalista (indywidualny vs klasa) • 122, 179,

201-207,274, 275,376 kapitał społeczny • 309,310,321

Ikarianie • 20

karóshi (śmierć z przepracowania) • 176

imigranci • 193,251,332,355,375,376

katolicyzm • 94,102,123,389

Indie; imperialistyczna ekspansja w • 268,351,352,

klasa (и indywidualny kapitalista) - zob. kapita­

360,385,389; neoliberalizm w • 335,342,350,

362,396; opium z • 120,269,361; proletaryzacja • 329; zob. również Wielka Brytania

lista

kobiety • 156,187,250-252,258,267,272,276,329,

358,361,366,372

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

406

kolonializm • 122,179,180,219,330,331,345-352, 354-358, 360, 361,363

koncentracja (centralizacja) • 321-323, 337, 338,

341, 353, 354

Marks, Karol w Zarysie krytyki ekonomii politycz­

nej o • „niszczeniu przestrzeni przez czas"

• 56,247; akumulacji pierwotnej • 347; kon­ kurencji • 203; sile roboczej • 149; spadają­

konsumpcja • 292,293,299,309,334

cej stopie zysku • 315-316; pieniądzu jako

Korea Południowa • 234,259,270

wspólnocie • 95, 347; projekcie badania

Krajowa Rada Stosunków Pracy (Stany Zjedno­

w Kapitale • 24-25; stosunku między gra­

czone) • 186

kredyt; firmy oferujące karty kredytowe • 362; i efektywny popyt • 293; jako pomoc w aku­

nicami a ograniczeniami • 96, 393 maszyny • 147,151,158-160,205,208,217,242-254,

257-266; zob. również technologia

mulacji • 322; rola • 98, 362, 363; system

medyczna siła robocza • 330

• 352,381,387, 390

Meksyk • 37,264, 329,331, 332, 335,342, 375

Królewska Mennica • 105

metafora wampira • 168

kruszcowa podstawa pieniądza • 70,80,91,97

metoda dialektyczna; a materializm historyczny

kryzys kredytów hipotecznych typu subprime

•398

kryzysy płynności • 102,103, 385, 392, 394, 395

• 229, 230; charakterystyka • 26, 27, 84, 85; diagram • 45; własna vs obca dialektyka

• 356,357

Kuba•308

Michała św. Dzień • 97

kwakrzy, ideologia • 306

Międzynarodowy Fundusz Walutowy • 322 Mini Cooper • 272,273

Leeds, Wielka Brytania • 351

Młodohegliści • 20

Lévi-Strauss (firma) • 193

„moralna ekonomia” (E.P. Thompson) • 347

Lewellerzy • 366 liberalizm - zob. neoliberalizm Liga Narodów • 127

nadmierna ludność • 178,179,324-326; zob. rów­ nież praca

Liverpool, Wielka Brytania • 183,353

nagroda Nobla z ekonomii • 298

Londyn, Wielka Brytania • 178,183,273,349,353,364

Nandigram, Zachodni Bengal • 362

luddyści • 261,264,381

neoliberalizm; akumulacja pierwotna • 360-367; charakterystyka • 335-338, 342-343; i uni­

Maghrebu mieszkańcy • 331

wersytety • 366; nadmiar kredytu • 293;

Makkartyzm • 127

poziomy społecznych nierówności • 207;

Manchester, Wielka Brytania; przemysłowcy • 163,

Reagana/Thatcher • 186, 336, 375; stopa

183, 200; szkoła z Manchesteru • 163,183,

wzrostu • 395-397; w Meksyku • 335, 342;

184; uprzemysłowienie • 306,308,351,362,

warunki pracy • 193

396; vs model z Birmingham • 259; wpływ

New Deal • 191,384

na Marksa • 259,306

Newgate, więzienie • 354

Indeksy

Niemcy; Heglowska dialektyka w • 26; krytyczna

407

państwa skandynawskie • 191

filozofia • 20,21; praca i technologia w • 258,

pańszczyzna • 63,125,172

289,331; robotnicy jako siła militarna • 173;

parlament (brytyjski) • 182,183,186,187,355

Zachodnie • 258

Partia Komunistyczna (Chiny) • 362

?

niewolnictwo - zob. praca

Partia Pracujących (PT) (Brazylia) • 367

Nike (firma) • 193

Partia Republikańska (USA) • 186

noblesse oblige» 184

Paryż • 20,156,170,185,264

Norwich, Wielka Brytania • 351

Pierwsza Międzynarodówka • 156

Nowy Jork (miasto) • 27,102,133,305,364,395

place; a związki zawodowe • 206,207,258; indy­

Nowy Jork (stan) • 193,201

widualne vs rodzinne • 250,251; jako repre­ zentacja • 287-290; krajowe różnice • 289;

obieg P-T-P; + AP • 112,114.119; forma cyrkulacji

w Chinach • 131,132,249,250; w USA od lat

• 98,99,114,119,151; proces • 87,114,133,153,

siedemdziesiątych XX wieku • 250,332; wa­

372,387; wartość dodatkowa wywiedziona

hania płac • 326,327

z • 112,138,387 obieg T-P-T • 85,86,99,111,112,129,133,160,295

Oceania • 389,396

Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) • 69, 335

pochodzenie kapitału przemysłowego • 350,351,

365,366; zob. również akumulacja podaż i popyt; interes robotników a • 327, 337;

ograniczenia • 81, 202, 288; prawo popytu i podaży • 204, 327, 355; wskaźniki wymia­ ny towarowej • 42,220

Panoptykon • 181

podklasa • 330

państwo; aparat regulacyjny • 338,373; edukacja

podkonsumpcja • 318,384,386,387,393,394

• 275-277; finansowanie infrastruktury • 335,

podmiejski styl życia • 384

378; i siła robocza« 163,170,173,174,180,183,

polityki ¡migracyjne • 331,332,375-377; zob. rów­

185,188,189,191, 299,300; jako instytucja

centralizująca środki kredytu • 323,352,391, 394; klasyczni ekonomiści polityczni o • 71,

nież praca; państwo. popyt (efektywny) • 120-122,291,293,309,318,334,

383-387, 389, 394, 395

337,345; monetarny system zarządzania • 80,

Portugalia • 331

91, 92,104,105, 390-393; polityka energe­

Powszechna Deklaracja Praw Człowieka • 69

tyczna • 379; polityki ¡migracyjne • 331,332;

praca; czasowa dyscyplina • 172,173; Engels o • 189;

robotnicy jako siła militarna • 173; systemy

Fourier o • 142,215; imigracja • 330-332,375,

kolonialne • 355,361; ustawodawstwo an­

376; intensyfikacja • 254; kolektywna • 283,

tymonopolowe • 337,338; w Azji • 361,362;

284; konkurujące ze sobą systemy • 269,

w latach trzydziestych XX wieku • 392,395;

270, 275; Locke’owskie spojrzenie na • 149,

wsparcie proletaryzacji • 201,347,348-350;

296; niewolnicza • 55,59,125,140,157,172,

zbieranie statystyk • 106

178,189, 213, 266, 267; pańszczyzna • 63,

408

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

125,172; podział pracy • 218-225; polityka podaży pracy • 375; portorykańska • 331;

pozbawianie umiejętności • 218, 259, 260,

326; rezerwowa armia • 265, 325, 332, 333,

regulacyjne przechwycenie • 272; zob. również

państwo

reprodukcja; kapitału • 294-300; życia codzienne­ go • 384; społecznych warunków • 299,300

336, 342, 374, 375, 382; siła robocza • 149,

Rezerwa Federalna • 91,102,104

201; służący • 267; Smith o • 219, 220; sys­

rezerwowa armia - zob. praca

tem mafijny • 251; system rodzinny • 276;

robotnik - zob. ciało robotnika

w Chinach • 37,250,264; wykwalifikowana

rolnictwo; utowarowienie • 350,361; synteza rol­

i niewykwalifikowana • 156

pracownicy opieki społecznej • 309 prawa; burżuazyjna koncepcja • 303; człowie­

nictwa z przemysłem • 244,278; środki utrzy­ mania • 329

romantyzm • 144

ka • 69; dotyczące dóbr wspólnych • 363,

ropa (Środkowy Wschód) • 379

366; zob. ustawodawstwo dotyczące gro-

Rosja • 37,54,172,308,335, 396

dzeń; liberalne vs ekonomiczne • 169,

Ruch Robotników Rolnych bez Ziemi (MST)

170,189

prawo własności; Locke'owska zasada • 149,296,

297, 302; produkcji towarowej • 302, 303;

• 364, 367

Russell Sagę Foundation • 309

Rzym (cesarstwo) • 215, 229,239

prywatnej • 149,242,302,349 proletaryzacja; historyczny proces • 127,128,345,

347-350; współczesna • 331,332,335,375 protestantyzm • 64,102,152,389 prywatyzacja • 361,363,364,389

przeludnienie względne; forma płynna • 329-332,

Saya prawo • 87-90,94,121,387,390 samochody; przemysł • 208,216,272/273,331,377,

379; „Wielka Trójka" firm samochodowych (Detroit) • 388

sektor środków produkcji • 317

374; zob. również praca; forma przewlekła

Seul, Korea Południowa • 365

• 329-331; forma utajona • 329-332, 334,

Shenzhen, Chiny • 362

337, 365, 374 przemysł reklamowy • 384 przemysłowa patologia • 224

pułapka płynności • 89,394,395

silnik parowy • 244,247 skład; organiczny» 313-315,381; techniczny • 313, 314,317; wartościowy • 313-318,321,323,381,

382

Służby Imigracyjne i Celne USA • 193 racjonalna konsumpcja • 292,293, 334,335 .Radosna Anglia” • 348

Smith, Adam; Karol Marks o • 19, 217, 223-224,

237; o funkcjonowaniu (niewidzialnej

raporty organizacji trzeciego sektora • 335

ręki) rynku • 61,71-72,86; o Mandeville’u

Reform Act („wielka zdrada”) (1832) • 183

• 320; o pochodzeniu klasy robotniczej

reformizm (burżuazyjny) • 174,187

• 344-345; o podziale pracy 220; o roli pań­

Règlement organique • 172

stwa • 345; teoria Wakefielda • 354-356

Indeksy

socjalizm utopijny • 20,21, 64

Środkowy Wschód • 396

spadająca stopa zysku • 162,315,317,381,382,393

Świat jest płaski (Thomas Friedman) • ¿33

specjalne strefy ekonomiczne • 362,365

Światowe Forum Społeczne • 367

409

społeczny anarchizm (Piotr Kropotkin) • 231 społeczny darwinizm • 229-232,238

Tayloryzm • 208

sprzedaż odpustów • 94

technologia; bawełna • 377; fetyszyzm • 205; hi­

srebro • 50,53, 62,70,79,91, 94, 97,100,105,120,

storia technologii • 229-230; i deindustria-

269,361

lizacja • 326; innowacja • 377; jako dyscypli­

stagflacja • 388,396

na pracy • 262-263; komunikacyjna • 219;

Stany Zjednoczone; Agrobiznes • 332, 392; eg­

narzędzia vs maszyny • 242-243; technicz­

zekucje komornicze • 366,392; fundusze

ny skład • 313-314; transportowa • 219; in­

kapitałowe • 364; i meksykańska siła ro­

ternalizacja technologii • 233

bocza • 264, 332; i ropa ze Środkowego

teoria ograniczenia zysków • 393

Wschodu • 379; kapitał przemysłowy,

torysi (Wielka Brytania) • 185

pochodzenie • 350, 351, 389; korporacje

trutnie (Bernard de Mandeville) • 320

i regulacje • 272; niedostatek siły robo­

Trzecia Italia • 259

czej • 249,258; niewolnictwo • 189,266,349,

Tunel pod kanałem la Manche • 374

353; po 11 września • 27,89,395; po II wojnie

Turcja • 331

światowej • 384; podaż kredytu (dług) • 391;

polityczne i pracownicze tradycje • 188,

ukaz (1831, Rosja) • 172

189; prawo ¡migracyjne • 331/332; robotni­

United Airlines (firma) • 363

cy jako siła militarna • 173/174; skala do­

Uniwersytet • 330,366

chodów • 206/207, 341, 342; tereny nieza­

USA - zob. Stany Zjednoczone

gospodarowane • 351; w Wietnamie • 396;

uspołecznienie - zob. proletaryzacja

zabezpieczenia socjalne • 366, 384/385;

Ustawa o dziesięciogodzinnym dniu roboczym

zniszczenie farm rodzinnych • 329, 373; wojna secesyjna • 206

• 186

Ustawa o ubogich • 178

stosunek kapital-wartość • 160,161

ustawodawstwo dotyczące grodzeń • 348

strajki górników • 192,336

Ustawy fabryczne; kapitaliści vs państwo • 174,

strefy ekonomiczne - zob. tereny niezagospoda­

rowane .sześć składników pojęciowych" (Karol Marks)

• 232-237 Szkocja • 178,349

251, 253-254, 273-274; klauzule dotyczące

zdrowia i edukacji • 273,274,300; przewaga konkurencyjna • 272; z XIX wieku • 273,277

Ustawy zbożowe • 184-185 Ustawy zrzeszeniowe • 349

Szwecja • 131,154,331

Volckera szok • 336

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

410

Wal-Mart (firma); a import z Chin • 200-201; for­

wzrost; zob. również akumulacja

my organizacyjne • 208, 221; ubrania pro­ dukowane w sweatshopach • 193; wpływ

zabezpieczone papiery dłużne • 103

na silę roboczą • 132

zapatyści • 364

Wall Street; a egzekucje komornicze • 366, 392;

a kryzys azjatycki (1997-1998) • 103, 392; drapieżne taktyki • 362-363

Zjednoczeni Robotnicy Rolni • 176

złoto • 53, 54, 71, 77-79, 81, 84, 91-92, 94,103,105, 385

Wall Street Journal (gazeta) • 398

Związek Radziecki • 262, 308

wartość; diagram • 41; siła robocza vs teoria war­

związki zawodowe; a place • 206, 229-230,

tości oparta na pracy • 167; skład wartościo­

326-327; antyzwiązkowe think tanki • 298;

wy •313-318

i ustawodawstwo ¡migracyjne • 331; i usta­

wartość dodatkowa; i abstynencja • 152-153,305-

wy zrzeszeniowe • 349; jako „zdeptanie"

306; prawna przykrywka dla • 303-304;

prawa popytu i podaży • 328; jako siła

problem absorpcji nadwyżki • 266-268;

polityczna • 170-171, 270; jako stabilizator

przemiana • 301-310

dla kapitalizmu • 190, 386; kontrolerów

warunki pracy; zob. również praca

lotów • 336; tereny niezagospodarowane a

Watykan • 94,132

• 351; Thatcher i • 336, 351; w Azji • 270;

Wielka Brytania; arystokracja vs burżuazja • 172-

w Szwecji (plan Meidnera) • 297

173,183-185; cenzus (1861) • 267; eksporter

kapitału/maszyn • 255,389; handel niewol­

nikami • 178, 350-352; japoński przemysł

motoryzacyjny w (lata osiemdziesiąte XX wieku) • 351; klasyczni ekonomiści politycz­

ni • 19; parlament • 182,355; przejście do ka­ pitalizmu • 346-349; przemysł bawełniany

• 269, 353; uspołecznienie pracy najemnej • 179-180; plany kolonizacyjne Wakefielda • 354-355; wojny opiumowe • 121,361

Wielki Kryzys • 336, 370

Wietnam • 193, 334,396 własność kościelna • 348-349 Włochy; przemysł motoryzacyjny • 259; wzrost w •259

wojna francusko-pruska (1870-1871) • 173

wstrzemięźliwość • 152,153,306

Indeks osób I komentowanych dzieł Allende, Salvador • 375

Cabet, Étienne • 20

Arkwright, Richard • 245

Carey, Henry Charles • 19

Arystoteles • 20,54,55,68,140,157; Etyka nikoma-

Chamberlain, Joseph • 187,188

chejska • 54

Chaplin, Charlie • 177,254

Babbage, Charles • 259

Cleaver, Harry • 145; Polityczne czytanie Kapitału • 145

Babeuf, Gracchus • 20

Cobden, Richard • 184

Bacon, Francis • 47

Cohen, G.A. • 28,233; Karl Marx’s Theory ofHistory

Balzac, Honoré de • 16,116; Eugenia Grandet • 116; Komedia ludzka • 16

Baran, Paul A. • 388; Kapital monopolistyczny «388

•233 Condillac, Étienne Bonnot de • 119 Considérant, Victor • 20

Beecher Stowe, Harriet • 349; Chata Wuja Toma

•349 Bentham, Jeremy • 134,140,155,303,310,341

Blanqui, August • 20 Bonaparte, Ludwik • 170,185

Braverman, Harry • 260; Labor and Monopoly

Capital • 260

Darwin, Karol • 229-232,237,238; O pochodzeniu gatunków • 229-232

Defoe, Daniel • 62,63; Moll Flanders • 63; Robinson Crusoe • 62, 63,144

Deleuze, Gilles • 237

Deng, Xiaoping • 361

Brecht, Bertolt • 400

Derrida, Jacques • 18

Brenner, Robert • 28

Dickens, Karol • 118,172,181; Oliver Twist »118

Bright, John • 184

Disraeli, Benjamin • 183

Budd, Alan • 336 Bush, George W. • 27,126,127,306

Engels, Fryderyk • 158,189,231,251,259,391; zob.

również Marks, Karol (Manifest partii

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa

412

komunistycznej; Położenie klasy robotni­

Henryk VII (król) • 348

czej w Anglii)

Hobbes, Thomas • 19

Epikur • 20

Holloway, John • 145

Horner, Leonard • 185 Faust (Johann Wolfgang Goethe) • 16,150,305,306

Hume, David • 19,20

Feuerbach, Ludwik • 141

Fielden, John • 352

Kant, Immanuel • 20,141

Ford, Henry • 222,262,292,334

Kartezjusz • 20,56

Foucault Michel • 17,180-182; Historia szaleństwa

Keynes, John Maynard • 89,90,207,291,387,389,

w dobie klasycyzmu • 181; Nadzorować i ka­

390, 395; Essays in Biography • 89, 90;

rać • 181; Narodziny kliniki • 181

Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pie­

Fourier, Charles • 20,21,142,145,215

niądza • 89,389

Fowkes, Ben • 10

Kolumb, Krzysztof • 94

Franklin, Benjamin • 123,146,230

Kropotkin, Piotr • 231,238

Friedman, Milton • 298

Friedman, Thomas L. • 233; Światjest płaski • 233

Lefebvre, Henri • 237,400; Explosion. Marxism

and the French Revolution • 400

Gifford, Kathy Lee • 193

Lenin, Włodzimierz • 222,262,263

Giuliani, Rudy • 27

Lichnowsky, Karl Max • 304

Glyn, Andrew • 376,395; British Capitalism, Work­

Locke, John • 19,105,127,149,296,302,344,345

ers and the Profits • 376

Goldsmith, Oliver • 348 Gramsci, Antonio • 242,367

Lovelock, James • 141 Luksemburg, Róża • 120,121, 359-361, 365, 367,

385-387,393; Akumulacja kapitału • 121,360

Gray, John • 233,348; The World Is Round • 233

Lula (Luiz Inácio „Lula” da Silva) • 367

Harvey, David; Limits to Capital • 25,122, 382;

Malthus, Thomas • 19,90,120,231,238, 324, 326;

Neoliberalizm. Historia katastrofy • 337,

Principles ofPolitical Economy • 120

363; New Imperialism • 363; Paris. Capital

Mandeville, Bernard • 320, 325; Bajka o pszczo­

ofModernity • 123; Spaces of Capital • 122;

Spaces of Global Capitalism • 56

Hawken, Paul • 237; Blessed Unrest • 237

łach • 320, 325 Mao, Zedong • 361,367 Marks, Karol; Manifest partii komunistycznej »17,

Hayek, Friedrich • 127,298

21,24,38,114,233,354,380,391; Osiemnasty

Heath, Edward • 192

brumaire'a Ludwika Bonaparte »170; Przy­

Hegel, Georg Wilhelm Friedrich • 20, 26, 43, 45,

czynek do krytyki ekonomii politycznej • 239,

143, 237, 356, 357; Zasady filozofii prawa

303; Przyczynek do krytyki Heglowskiejfilo­

• 26,356

zofii prawa • 356; Rękopisy ekonomiczno-

Indeksy

filozoficzne z 1844 r • 145, 210, 390; Zarys

Saint-Simon, Henri de • 20,322

413

krytyki ekonomii politycznej • 24,25,56,95,

Say, Jean-Baptiste • 19,87-90,94,121,387,390

96,112,113,143,149,203,247,309, 315, 347,

Senior, Nassau W. • 163,164,183, 304,338

382, 387, 388, 393

Sismondi, Jean Charles Léonard de • 19,90

Mèdici Garrastazu, Emilio • 252

Slim, Carlos • 342

Meidner, Rudolf • 299

Smith, Adam • 17,19, 61,71,72,217, 220, 223, 224,

Mendes, Chico • 366

231, 320, ЗЗ6, 335, 341, 342, 344, 345, 354, 356

Meneniusz Agryppa • 225

Smith, Neil • 232; Uneven Development »232

Mill, John Stuart • 244,255,288,311

Soros, George • 96,106

More, Thomas • 20

Sowell, Thomas • 88; Say's Law • 88

Spinoza, Benedykt • 20

Negri, Antonio • 147,385

Steuart, James • 19, 345

Newton, Izaak« 56,105

Sutcliffe, Bob • 376; British Capitalism, Workers

and the Profits • 376 O’Connor, Jim • 379

Sutherland, księżna • 349

Oilman, Berteli • 371

Sweezy, Paul M. • 388; Kapital monopolistyczny «388

Orshansky, Mollie • 133 Owen, Robert • 20,274

Thatcher, Margaret • 39,186,336,351,375

Thompson, E.P. • 347 Péreire, bracia (Jacob Émile, Isaak) • 322

Tristan, Flora • 20

Perelman, Michael • 346; Invention of Capital­

Tronti, Mario • 383

ism • 346

Turgot, Anne-Robert J. • 19

Petty, William • 19,47,177

Pinochet, Augusto • 375

Ure, Andrew • 259

Proudhon, Pierre-Joseph • 20, 64, 68, 69, 72,127, 156,169,262

Quesnay, François • 19

Vaucanson, Jacques de • 245 Vico, Giambattista • 230

Volcker, Paul • 336 .Radykalny Joe" - zob. Chamberlain, Joseph

Wakefield, Edward Gibbon • 354-356

Reagan, Ronald • 186,336, 375

Walkley, Mary Anne • 175

Ricardo, Dawid • 19,39,89, 90,120,286,289,315

Watt, James • 243,245

Robinson, Joan • 90

Weber, Max • 17

Roemer, John • 28

Wedgwood, Josiah • 231

Rothschildowie (rodzina) • 103

Wilhelm III Orański • 348

Rousseau, Jean-Jacques • 20

Wilson, William Julius • 330 Wilson, Woodrow • 127

Dotychczas nakładem

Wydawnictwa Ekonomicznego „Heterodox” ukazały się: Seria marksistowska:

• Joan Robinson, Szkice o ekonomii Marksowskiej

• David Harvey, Przewodnik po Kapitale Karola Marksa Seria schumpeterowska:

• Mariana Mazzucato, Przed­ siębiorcze państwo. Obalić mit

o relacji sektora publicznego i prywatnego W przygotowaniu: Seria feministyczna:

• Mukesh Eswaran, Gender w ekonomii Seria metodologiczna:

• Steve Keen, Ekonomia neoklasyczna: fałszywy paradygmat Seria instytucjonalna:

• Fred Block i Margaret Somers, Karl Polanyi i sila wolnoryn­

kowego fundamentalizmu Seria postkeynesowska:

• Randall Wray, Wprowadzenie

do Nowoczesnej Teorii Pieniądza