Paranormalność: dlaczego widzimy to, czego nie ma 9788377474594, 837747459X

180 17 4MB

Polish Pages [224] Year 2012

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Paranormalność: dlaczego widzimy to, czego nie ma
 9788377474594, 837747459X

Table of contents :
Strona tytułowa
Copyright
Dedykacja
Tagi interaktywne
Na początek szybki test
Wprowadzenie
Rozdział 1 Wróżenie
Seans w ciepłe środowe popołudnie
Odkrywamy sekrety tajemniczego Pana D.
Rozdział 2 Doświadczenie przebywania poza swoim ciałem
Zważyć duszę
Dziwny przypadek duchowych tenisówek
Jak poczuć się tak, jakbyśmy byli blatem biurka
Czary, LSD i karty tarota
Rozdział 3 Telekineza
That’s My Line
Psychokinetyczne sztuczki
Jak przy każdej okazji nabijać ludzi w butelkę
W krainie ślepców
Rozdział 4 Rozmawianie ze zmarłymi
Sprytny jak lis
„Byłam pierwsza i mam prawo powiedzieć, jak było naprawdę”
Tuba samego diabla
Pewnego dnia, sir, będzie pan mógł ją opodatkować
Joseph Jastrow i jego zdumiewający automatograf
Jak nie myśleć o białych niedźwiedziach
Mark Twain i wielkie złudzenie
Interludium
„Jestem ósmym cudem świata”
Harry Price: Wielki łowca duchów
Prawdę, całą prawdę i tylko prawdę
Rozdział 5 Polowanie na duchy
Heinrich Füssli i jego koń o pustym spojrzeniu
Chorobliwie dociekliwy Eugene Aserinsky
„Zasnąć, może śnić – w tym sęk cały”
Róża bez kolców
Maszyna w duchu
Czekając na Boga
Potęga spektroskopii ramanowskiej
Zjawa wikarego z Ratcliffe Wharf
Wielka niewiadoma
Rozdział 6 Panowanie nad ludzkim umysłem
Czytanie w myślach
Zrobieni w konia
Efekt Svengalego
Od sprzedawcy małpek do charyzmatycznego kaznodziei
Nadchodzi koniec świata
Rozdział 7 Proroctwo
Obstawianie wielu numerów
„A poza tym, pani Lincoln, jak się pani podobała sztuka?”
„Największe wydarzenie od czasów Zmartwychwstania”
Przechadzka królewską drogą do nieświadomości
Zakończenie
O cudowności
Podręczny zestaw superbohatera
Wróżenie
Natychmiastowe znieczulenie
Test podatności na sugestię
Panowanie umysłu nad materią
Rytuał
Mania kontroli
Podziękowania
Przypisy
Strona redakcyjna

Citation preview

Ri​chard Wi​se​man

Pa​ra​nor​mal​ność

Dla​cze​go wi​dzi​my to, cze​go nie ma?

Prze​ło​żył Ja​ro​sław Mi​kos

Ty​tuł ory​gi​na​łu: Pa​ra​nor​ma​li​ty Co​py​ri​ght © 2010 Ri​chard Wi​se​man Co​py​ri​ght © for the Po​lish edi​tion by Wy​daw​nic​two W.A.B., 2012 Co​py​ri​ght © for the Po​lish trans​la​tion by Wy​daw​nic​two W.A.B., 2012 Wy​da​nie I War​sza​wa 2012

Dla Jef​fa

Tagi interaktywne

W kil​ku miej​scach książ​ki znaj​dzie​cie ta​kie iko​ny:

www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/We​lco​me.html Są to tak zwa​ne tagi QR, umoż​li​wia​ją​ce do​stęp do krót​kich fil​mów i pli​ków dźwię​ko​wych, któ​re mo​że​cie od​twa​rzać na swo​im smart​fo​nie. W tym celu wy​star​czy otwo​rzyć ja​ką​kol​wiek apli​ka​cję ska​nu​ją​cą, skie​ro​wać ka​me​rę te​le​fo​nu na iko​nę, a wasz te​le​fon au​to​ma​tycz​nie po​bie​rze do​dat​ko​wy ma​te​riał uzu​peł​nia​ją​cy treść książ​ki. Dla tych, któ​rzy nie dys​po​nu​ją smart​fo​nem, pod każ​dą tego ro​dza​ju iko​ną za​miesz​czo​no ad​res in​ter​ne​to​wy pro​wa​dzą​cy do da​ne​go ma​te​ria​łu.

Na początek szybki test

W tej książ​ce znaj​dzie​cie wie​le te​stów, eks​pe​ry​men​tów, ćwi​czeń i po​ka​zów. Oto pierw​szy z nich. Pro​szę szyb​ko spoj​rzeć na po​niż​szą ilu​stra​cję.

Co przy​po​mi​na wam ten ob​raz? Bar​dzo dzię​ku​ję. Jak się póź​niej oka​że, my​śli, ja​kie wła​śnie prze​mknę​ły wam przez gło​wę, wie​le mó​wią na wasz te​mat.

WPROWADZENIE

W któ​rym do​wie​my się, co się sta​ło, gdy pod​da​no te​stom pew​ne​go psa ob​da​rzo​ne​go rze​ko​mo zdol​no​ścia​mi pa​rap​sy​chicz​ny​mi, i roz​pocz​nie​my na​szą wy​pra​wę do kra​iny, w któ​rej wszyst​ko wy​da​je się moż​li​we i nic nie jest do​kład​nie ta​kie, ja​kie się wy​da​je.

Kie​dy z uwa​gą spo​glą​da​łem w oczy Jay​tee, przez gło​wę prze​mknę​ło mi kil​ka py​tań. Czy ten ślicz​ny mały te​rier rze​czy​wi​ście ma zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne? A je​śli nie, to w jaki spo​sób tra​fił na pierw​sze stro​ny ga​zet na ca​łym świe​cie? Je​śli na​praw​dę po​tra​fi prze​wi​dy​wać przy​szłość, to czy już wie, jak za​koń​czy się nasz eks​pe​ry​ment? Do​kład​nie w tym mo​men​cie Jay​tee za​ka​słał, po​chy​lił się w moją stro​nę i zwy​mio​to​wał mi na buty. Po​zna​łem Jay​tee ja​kieś dzie​sięć lat temu. By​łem tuż po trzy​dzie​st​ce i pro​wa​dzi​łem eks​pe​ry​ment, któ​ry miał spraw​dzić, czy ten te​rier, ob​da​rzo​ny po​noć zdol​no​ścia​mi pa​rap​sy​chicz​ny​mi, rze​czy​wi​ście po​tra​fi prze​wi​dzieć, kie​dy jego wła​ści​cie​le wró​cą do domu. Mia​łem już wte​dy za sobą po​nad dzie​sięć lat roz​ma​itych ba​dań nad rze​ko​my​mi zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi. Spę​dzi​łem wie​le bez​sen​nych nocy w do​mach na​wie​dza​nych przez du​chy, te​sto​wa​łem oso​by ob​da​rzo​ne zdol​no​ścia​mi pa​rap​sy​chicz​ny​mi i me​diu​micz​ny​mi, prze​pro​wa​dza​łem la​bo​ra​to​ryj​ne eks​pe​ry​men​ty do​ty​czą​ce te​le​pa​tii. Moja fa​scy​na​cja zja​wi​ska​mi nie​wy​tłu​ma​czal​ny​mi za​czę​ła się, gdy mia​łem osiem lat i po raz pierw​szy zo​ba​czy​łem ma​gicz​ną sztucz​kę. Dzia​dek ka​zał mi za​pi​sać na mo​ne​cie moje ini​cja​ły, po czym spra​wił, że mo​ne​ta znik​nę​ła, a na​stęp​nie po​ka​zał, że w ta​jem​ni​czy spo​sób zna​la​zła się w za​pie​czę​to​wa​nym pu​deł​ku. Kil​ka ty​go​dni póź​niej wy​ja​śnił mi se​kret tego rze​ko​me​go cudu i... cóż, po​łkną​łem bak​cy​la. W cią​gu na​stęp​nych kil​ku lat gor​li​wie gro​ma​dzi​łem wie​dzę na te​mat mrocz​nej sztu​ki ma​gii i ilu​zji. Prze​cze​sy​wa​łem an​ty​kwa​ria​ty w po​szu​ki​wa​niu za​po​mnia​nych ksią​żek na te​mat ma​gicz​nych tri​ków, wstą​pi​łem do miej​sco​we​go klu​bu ilu​zjo​ni​stów i po​pi​sy​wa​łem się swo​imi umie​jęt​no​ścia​mi przed przy​ja​ciół​mi i ro​dzi​ną. Jako na​sto​la​tek mia​łem już za sobą set​ki wy​stę​pów i zo​sta​łem jed​nym z naj​młod​szych człon​ków pre​sti​żo​we​go Ma​gic Circ​le. Aby sku​tecz​nie oszu​ki​wać pu​blicz​ność, ilu​zjo​ni​ści mu​szą ro​zu​mieć za​sa​dy kie​ru​ją​ce ludz​kim my​śle​niem i za​cho​wa​niem. Mu​szą umieć spra​wić, żeby czło​wiek nie do​strze​gał tego, co dzie​je się tuż przed jego no​sem, nie po​my​ślał o pew​nych na​su​wa​ją​cych się wy​ja​śnie​niach róż​nych tri​ków i błęd​nie pa​mię​tał to, co przed chwi​lą wy​da​rzy​ło się na jego oczach. Po kil​ku la​tach spę​dzo​nych na nie​mal co​dzien​nym na​bi​ja​niu lu​dzi w bu​tel​kę za​czą​-

łem pa​sjo​no​wać się tymi aspek​ta​mi ludz​kich za​cho​wań i w koń​cu po​sta​no​wi​łem za​pi​sać się na stu​dia psy​cho​lo​gicz​ne na Uni​wer​sy​te​cie Lon​dyń​skim. Po​dob​nie jak więk​szość ilu​zjo​ni​stów, bar​dzo scep​tycz​nie od​no​si​łem się do ist​nie​nia zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych i za​li​cza​łem je do ka​te​go​rii za​gad​nień opa​trzo​nych ety​kiet​ką: „stek bzdur, ale wdzięcz​ny te​mat do roz​mów przy sto​le”. Gdy koń​czy​łem wła​śnie pierw​szy rok stu​diów psy​cho​lo​gicz​nych, na​gle zda​rzy​ło się jed​nak coś, co spra​wi​ło, że uj​rza​łem całą spra​wę w zu​peł​nie no​wym świe​tle. Pew​ne​go dnia przy​pad​ko​wo włą​czy​łem te​le​wi​zor sto​ją​cy w mo​jej stu​denc​kiej klit​ce i tra​fi​łem aku​rat na ko​niec pro​gra​mu po​świę​co​ne​go na​uce i zja​wi​skom nad​przy​ro​dzo​nym. Na ekra​nie po​ja​wi​ła się mło​da psy​cho​loż​ka Sue Black​mo​re i wy​ja​śni​ła, że ona tak​że fa​scy​nu​je się „du​cha​mi”, któ​re po​noć ha​ła​su​ją po no​cach. Po​tem po​wie​dzia​ła coś, co wy​war​ło ogrom​ny wpływ na całą moją ka​rie​rę za​wo​do​wą. Oświad​czy​ła, że za​miast usta​la​nia, czy zja​wi​ska tego ro​dza​ju są au​ten​tycz​ne, o wie​le bar​dziej sen​sow​ne wy​da​je jej się za​sta​no​wie​nie się, dla​cze​go lu​dzie prze​ży​wa​ją tego ro​dza​ju dziw​ne do​świad​cze​nia. Dla​cze​go mat​ki są prze​świad​czo​ne o tym, że po​tra​fią te​le​pa​tycz​nie po​ro​zu​mie​wać się ze swo​imi dzieć​mi? Dla​cze​go lu​dzie wie​rzą w to, że wi​dzie​li du​cha? Dla​cze​go nie​któ​rzy są głę​bo​ko prze​ko​na​ni, że ich los zo​stał za​pi​sa​ny w gwiaz​dach? Na​gle klam​ka za​pa​dła. Wcze​śniej nig​dy po​waż​nie nie my​śla​łem o pro​wa​dze​niu ba​dań nad zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi. Po co miał​bym mar​no​wać czas na do​cie​ka​nia nad ewen​tu​al​nym ist​nie​niem rze​czy, któ​re przy​pusz​czal​nie w ogó​le nie ist​nie​ją? Jed​nak sło​wa Sue uświa​do​mi​ły mi, że taka pra​ca mo​gła​by mieć istot​niej​szy sens, gdy​bym nie tyle za​jął się sa​mym ist​nie​niem ta​kich fe​no​me​nów, ile skon​cen​tro​wał się na głęb​szych i fa​scy​nu​ją​cych zja​wi​skach na​tu​ry psy​cho​lo​gicz​nej, kry​ją​cych się za ludz​ki​mi wie​rze​nia​mi i do​świad​cze​nia​mi. Zaj​mu​jąc się bli​żej tą kwe​stią, wkrót​ce od​kry​łem, że Sue wca​le nie była od​osob​nio​na w ta​kim po​dej​ściu ba​daw​czym do zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych. Oka​za​ło się, że już wcze​śniej wie​lu uczo​nych sta​ra​ło się od​kryć, co rze​ko​me zja​wi​ska pa​ra​nor​mal​ne mó​wią nam o na​szych za​cho​wa​niach, wie​rze​niach i o dzia​ła​niu na​sze​go mó​zgu. Po​dej​mu​jąc wy​zwa​nie, ja​kie sta​no​wił świat zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, ci nie​zwy​kli ba​da​cze prze​pro​wa​dza​li jed​ne z naj​dziw​niej​szych eks​pe​ry​men​tów w dzie​jach na​uki: zde​ka​pi​to​wa​li zwło​ki sław​ne​go mi​strza te​le​pa​tii, prze​ni​ka​li w sze​re​gi wy​znaw​ców sekt, pró​bo​wa​li zwa​żyć du​szę osób umie​ra​ją​cych i pod​da​wa​li te​stom mó​wią​cą man​gu​stę. I tak jak ta​jem​ni​czy Czar​no​księż​nik z kra​iny Oz oka​zał się je​dy​nie ukry​tym za kur​ty​ną czło​wie​kiem, któ​ry na​ci​ska gu​zi​ki i po​cią​ga dźwi​gnie, tak ich pra​ce przy​nio​sły wie​le za​ska​ku​ją​cych i waż​nych od​kryć na te​mat dzia​ła​nia ludz​kiej psy​chi​ki. Do​brym przy​kła​dem ta​kiej po​sta​wy są tak​że moje ba​da​nia nad te​rie​rem o imie​niu Jay​tee, ob​da​rzo​nym po​dob​no nad​przy​ro​dzo​ny​mi zdol​no​ścia​mi. Paul McKen​na, za​nim zo​stał nie​zwy​kle po​pu​lar​nym eks​per​tem w za​kre​sie tech​nik sa​mo​do​sko​na​le​nia, pro​wa​dził pro​gram te​le​wi​zyj​ny po​świę​co​ny zja​wi​skom pa​ra​nor​mal​nym. Jako je​den ze sta​łych na​ukow​ców ko​men​ta​to​rów za​pro​szo​nych do udzia​łu w tym pro​gra​mie mia​łem oka​zję do wy​ra​ża​nia swo​ich opi​nii na te​mat naj​roz​ma​it​szych nie​zwy​kłych po​pi​sów, zda​rzeń i eks​pe​ry​men​tów. A dzia​ły się tam rze​czy prze​róż​ne. Pew​ne​go razu w stu​diu po​ja​wił się czło​wiek, któ​ry rze​ko​mo po​tra​fił krze​sać iskry z czub​ków pal​ców, kie​dy in​dziej Paul po​pro​sił mi​lio​ny te​le​wi​dzów, żeby za po​mo​cą swo​ich sił psy​chicz​nych wy​war​li wpływ na wy​ni​ki ogól​no​kra​jo​wej lo​te​rii, sku​pia​jąc się pod​czas lo​so​wa​nia na kil​ku wy​bra​-

nych licz​bach (trzy z nich rze​czy​wi​ście pa​dły). W jed​nym z od​cin​ków po​ka​za​no szcze​gól​nie in​te​re​su​ją​cy film na te​mat te​rie​ra o imie​niu Jay​tee. We​dług au​to​rów fil​mu Jay​tee po​sia​dał nie​zwy​kłą zdol​ność prze​wi​dy​wa​nia, kie​dy jego wła​ści​ciel​ka, Pam, wró​ci do domu. Pam miesz​ka​ła z ro​dzi​ca​mi, któ​rzy za​uwa​ży​li, że Jay​tee naj​wy​raź​niej po​tra​fi bez​błęd​nie wska​zać mo​ment po​wro​tu ich cór​ki do domu, sia​da​jąc przy oknie. Jed​na z ogól​no​kra​jo​wych ga​zet za​mie​ści​ła ar​ty​kuł po​świę​co​ny zdu​mie​wa​ją​cym ta​len​tom ma​łe​go te​rie​ra, a pew​na au​striac​ka sta​cja te​le​wi​zyj​na prze​pro​wa​dzi​ła pierw​szy eks​pe​ry​ment z jego udzia​łem. Za​pis tego eks​pe​ry​men​tu po​ka​za​no w pro​gra​mie Pau​la McKen​ny. Zo​ba​czy​li​śmy, jak jed​na eki​pa te​le​wi​zyj​na idzie śla​dem Pam, któ​ra spa​ce​ru​je po cen​trum swo​je​go mia​stecz​ka, a w tym cza​sie dru​ga eki​pa nie​ustan​nie fil​mu​je Jay​tee. Kie​dy Pam po​sta​no​wi​ła wró​cić do domu, Jay​tee pod​szedł do okna i po​zo​stał tam do chwi​li po​ja​wie​nia się swo​jej wła​ści​ciel​ki. Ra​zem z Pam i Jay​tee wy​stą​pi​łem w pro​gra​mie McKen​ny i ucię​li​śmy so​bie przy​ja​zną po​ga​węd​kę na te​mat przed​sta​wio​ne​go ma​te​ria​łu. Po​wie​dzia​łem wte​dy, że hi​sto​ria wy​da​je mi się bar​dzo in​try​gu​ją​ca, a Pam uprzej​mie za​pro​si​ła mnie do pod​da​nia pa​rap​sy​chicz​nych zdol​no​ści jej psa ko​lej​ne​mu te​sto​wi, w bar​dziej kon​tro​lo​wa​nych oko​licz​no​ściach. Kil​ka mie​się​cy póź​niej ra​zem z moim asy​sten​tem Mat​thew Smi​them po​je​cha​łem do Rams​bot​tom w pół​noc​no-za​chod​niej An​glii, aby pod​dać Jay​tee sto​sow​nej pró​bie. Na​sze spo​tka​nie wy​pa​dło bar​dzo do​brze i wszyst​ko zmie​rza​ło we wła​ści​wym kie​run​ku. Pam oka​zy​wa​ła nam życz​li​wość, my po​lu​bi​li​śmy Jay​tee, a Jay​tee naj​wy​raź​niej od​wza​jem​niał tę sym​pa​tię. Pod​czas pierw​sze​go te​stu Mat​thew po​je​chał z Pam do pubu po​ło​żo​ne​go oko​ło trzy​na​stu ki​lo​me​trów od jej domu. Kie​dy zna​leź​li się na miej​scu, za po​mo​cą urzą​dze​nia do lo​so​we​go ge​ne​ro​wa​nia liczb wy​bra​li go​dzi​nę, o któ​rej mia​ła wró​cić do domu: dzie​wią​tą wie​czo​rem. W tym cza​sie ja nie​ustan​nie fil​mo​wa​łem ulu​bio​ne okno Jay​tee, dzię​ki cze​mu mie​li​śmy peł​ny fil​mo​wy za​pis jego za​cho​wa​nia. Kie​dy Pam i Mat wró​ci​li z baru, prze​wi​nę​li​śmy film i z nie​cier​pli​wo​ścią ob​ser​wo​wa​li​śmy za​cho​wa​nie Jay​tee. Co cie​ka​we, te​rier zna​lazł się przy oknie o wy​zna​czo​nej po​rze. A za​tem na ra​zie wszyst​ko szło do​brze. Jed​nak kie​dy przej​rze​li​śmy po​zo​sta​łą część na​gra​nia, po​wo​li za​czę​ła od​sła​niać się przed nami praw​da na te​mat rze​ko​mych zdol​no​ści Jay​tee. Oka​za​ło się, że okno naj​wy​raź​niej sta​le przy​ku​wa​ło jego uwa​gę. Pod​czas na​sze​go eks​pe​ry​men​tu był przy nim trzy​na​ście razy. Pod​czas dru​giej pró​by, na​stęp​ne​go dnia, Jay​tee pod​cho​dził do okna dwa​na​ście razy. Wy​glą​da​ło na to, że jego wy​pra​wy do okna wca​le nie były tak jed​no​znacz​nym sy​gna​łem, jak moż​na by są​dzić na pod​sta​wie frag​men​tu fil​mu au​striac​kiej te​le​wi​zji. Pam wy​ja​śni​ła, że być może lato nie jest naj​lep​szą porą na po​dob​ne eks​pe​ry​men​ty, po​nie​waż zbyt wie​le rze​czy przy​ku​wa wte​dy uwa​gę jej te​rie​ra, mię​dzy in​ny​mi miesz​ka​ją​ca po są​siedz​ku suka, któ​ra mia​ła ciecz​kę, oraz wi​zy​ty sprze​daw​cy ryb. W grud​niu wró​ci​li​śmy do Rams​bot​tom i prze​pro​wa​dzi​li​śmy dwie ko​lej​ne pró​by. Pod​czas pierw​szej z nich Jay​tee czte​ro​krot​nie pod​cho​dził do okna i raz było to oko​ło dzie​się​ciu mi​nut przed tym, jak Mat​thew i Pam wy​ru​szy​li w stro​nę domu. Nie​wie​le bra​ko​wa​ło, ale to jesz​cze nie to. Pod​czas ostat​niej pró​by Jay​tee osiem razy pod​cho​dził do okna. Jed​na z tych wy​cie​czek wy​pa​dła aku​rat w chwi​li, gdy Mat​thew i Pam roz​po​czę​li po​wrot​ną dro​gę do domu, ale pies spę​dził u okna tyl​ko kil​ka se​kund, po czym po​biegł do ogro​du i zwy​mio​-

to​wał na moje buty. W su​mie nie było to spe​cjal​nie prze​ko​nu​ją​ce świa​dec​two ist​nie​nia zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych u zwie​rzę​cia.1 Jed​nak in​te​re​su​ją​ce w tym wszyst​kim jest nie py​ta​nie o to, czy zwie​rzę​ta rze​czy​wi​ście są ob​da​rzo​ne ta​ki​mi umie​jęt​no​ścia​mi, ale ra​czej py​ta​nie, jak to się dzie​je, że lu​dzie do​cho​dzą do prze​ko​na​nia o ist​nie​niu ja​kiejś pa​rap​sy​cho​lo​gicz​nej wię​zi łą​czą​cej ich z ich ulu​bień​ca​mi. Od​po​wiedź na to py​ta​nie mówi nam wie​le na te​mat jed​ne​go z naj​bar​dziej pod​sta​wo​wych spo​so​bów na​sze​go my​śle​nia o ota​cza​ją​cym nas świe​cie.

Film przed​sta​wia​ją​cy test z udzia​łem Jay​tee www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Jay​tee.html W 1967 roku para psy​cho​lo​gów z uni​wer​sy​te​tu w Wi​scon​sin, Lo​ren i Jean Chap​ma​no​wie, prze​pro​wa​dzi​ła pe​wien kla​sycz​ny eks​pe​ry​ment.2 Chap​ma​no​wie po​słu​ży​li się wer​sją po​pu​lar​ne​go w la​tach sześć​dzie​sią​tych te​stu sto​so​wa​ne​go przez psy​chia​trów, zwa​ne​go „Na​ry​suj czło​wie​ka”. We​dług ów​cze​snych kli​ni​cy​stów wszel​kie moż​li​we za​bu​rze​nia oso​bo​wo​ści, ta​kie jak pa​ra​no​ja, za​ha​mo​wa​nia sek​su​al​ne czy de​pre​sja, moż​na było wy​kryć na pod​sta​wie tego, w jaki spo​sób dana oso​ba ry​so​wa​ła ty​po​wą po​stać czło​wie​ka. Jed​nak Chap​ma​no​wie wca​le nie byli tacy pew​ni, czy test za​cho​wa swo​ją war​tość, je​śli pod​da​my go sta​ran​nej ana​li​zie. W koń​cu wie​le z tych rze​ko​mych za​leż​no​ści, ta​kich jak to, że oso​by o skłon​no​ściach pa​ra​no​icz​nych ry​su​ją po​sta​cie z du​ży​mi ocza​mi, wy​da​wa​ło się za​ska​ku​ją​co do​kład​nie po​twier​dzać po​tocz​ne ste​reo​ty​py, dla​te​go też Chap​ma​no​wie za​sta​na​wia​li się, czy owe za​leż​no​ści nie ist​nie​ją przy​pad​kiem je​dy​nie w umy​słach sa​mych le​ka​rzy i psy​cho​lo​gów. Aby spraw​dzić swo​ją hi​po​te​zę, przed​sta​wi​li gru​pie stu​den​tów ry​sun​ki osób z za​bu​rze​nia​mi psy​chicz​ny​mi, wraz z krót​ki​mi opi​sa​mi symp​to​mów, na ja​kie cier​pią ich au​to​rzy, na przy​kład: „Jest po​dejrz​li​wy”, „Mar​twi się, że nie jest dość mę​ski”, „Nie​po​koi się, że jest im​po​ten​tem”. Uczest​ni​cy ba​da​nia przyj​rze​li się ze​sta​wom ry​sun​ków i tek​stów, po czym za​py​ta​no ich, czy do​strze​gli w przed​sta​wio​nych da​nych ja​kieś za​leż​no​ści. Co cie​ka​we, stu​den​ci wska​zy​wa​li na te same ro​dza​je za​leż​no​ści, ja​ki​mi od lat po​słu​gi​wa​li się pro​fe​sjo​na​li​ści. Mó​wi​li na przy​kład, że oso​by o skłon​no​ściach pa​ra​no​icz​nych ry​su​ją po​sta​cie z nie​ty​po​wy​-

mi ocza​mi, oso​by ma​ją​ce pro​ble​my ze swo​ją mę​sko​ścią ry​su​ją po​sta​cie o sze​ro​kich ra​mio​nach, a małe or​ga​ny sek​su​al​ne na ry​sun​ku wska​zu​ją na pro​ble​my zwią​za​ne z im​po​ten​cją. Był tyl​ko je​den mały szko​puł. Chap​ma​no​wie lo​so​wo po​łą​czy​li ry​sun​ki z opi​sa​mi symp​to​mów, to​też dane przed​sta​wio​ne uczest​ni​kom ba​da​nia nie za​wie​ra​ły żad​nych re​al​nych za​leż​no​ści. Ochot​ni​cy wi​dzie​li to, cze​go nie ma. Eks​pe​ry​ment Chap​ma​nów cał​ko​wi​cie zdys​kre​dy​to​wał test „Na​ry​suj czło​wie​ka”, ale co waż​niej​sze, przy​niósł nam waż​ne od​kry​cie na te​mat dzia​ła​nia ludz​kiej psy​chi​ki. Na​sze prze​ko​na​nia nie spo​czy​wa​ją bier​nie w na​szych mó​zgach w ocze​ki​wa​niu na to, że zo​sta​ną na​stęp​nie po​twier​dzo​ne albo pod​wa​żo​ne przez na​pły​wa​ją​ce in​for​ma​cje. Prze​ciw​nie. Od​gry​wa​ją klu​czo​wą rolę w kształ​to​wa​niu na​sze​go po​strze​ga​nia świa​ta. Do​ty​czy to zwłasz​cza sy​tu​acji, w któ​rych mamy do czy​nie​nia z ko​in​cy​den​cja​mi. Po​tra​fi​my nie​zwy​kle spraw​nie sku​piać uwa​gę na zda​rze​niach, któ​re za​cho​dzą jed​no​cze​śnie, zwłasz​cza gdy po​twier​dza​ją na​sze prze​ko​na​nia. Uczest​ni​cy eks​pe​ry​men​tu Chap​ma​nów już wcze​śniej wie​rzy​li w to, że oso​by cier​pią​ce na pa​ra​no​ję będą ry​so​wa​ły po​sta​cie z du​ży​mi ocza​mi, i dla​te​go wy​chwy​ty​wa​li przy​pad​ki, w któ​rych po​stać na ry​sun​ku ja​kiejś oso​by o skłon​no​ściach do pa​ra​noi rze​czy​wi​ście mia​ła więk​sze oczy, a igno​ro​wa​li ry​sun​ki in​nych cho​rych na pa​ra​no​ję, na któ​rych po​sta​cie mia​ły oczy nor​mal​nej wiel​ko​ści. Ta sama za​sa​da od​no​si się do zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych. Wszy​scy je​ste​śmy skłon​ni uwie​rzyć w to, że po​sia​da​my pe​wien nie​zgłę​bio​ny po​ten​cjał zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych, i sta​je​my się bar​dzo pod​eks​cy​to​wa​ni, kie​dy aku​rat w chwi​li, gdy my​śli​my o jed​nym z na​szych przy​ja​ciół, dzwo​ni te​le​fon i oka​zu​je się, że to wła​śnie ta oso​ba wy​krę​ci​ła nasz nu​mer. Za​po​mi​na​my w tym mo​men​cie o wszyst​kich wcze​śniej​szych sy​tu​acjach, w któ​rych my​śle​li​śmy o tym przy​ja​cie​lu, roz​le​gał się dzwo​nek te​le​fo​nu i oka​zy​wa​ło się, że to an​kie​ter z biu​ra ba​da​nia opi​nii pu​blicz​nej, oraz o wszyst​kich in​nych sy​tu​acjach, w któ​rych w ogó​le nie my​śle​li​śmy o przy​ja​cie​lu, a on wła​śnie nie​ocze​ki​wa​nie za​dzwo​nił. Po​dob​nie, je​śli mie​li​śmy sen, w któ​rym po​ja​wi​ło się ja​kieś od​nie​sie​nie do wy​da​rzeń na​stęp​ne​go dnia, szyb​ko do​cho​dzi​my do wnio​sku, że mamy dar prze​wi​dy​wa​nia przy​szło​ści, ale w tym sa​mym mo​men​cie po​mi​ja​my wszyst​kie wcze​śniej​sze sy​tu​acje, w któ​rych na​sze sny się nie spraw​dzi​ły. To samo do​ty​czy rze​ko​mo nad​przy​ro​dzo​nych zdol​no​ści prze​ja​wia​nych przez nie​któ​re zwie​rzę​ta. Je​śli wie​rzy​my, że wła​ści​cie​li łą​czy ja​kaś te​le​pa​tycz​na więź z ich ulu​bień​ca​mi, zwra​ca​my uwa​gę na sy​tu​acje, w któ​rych wy​da​je się, że zwie​rzę swo​im za​cho​wa​niem prze​wi​du​je po​wrót swo​jej pani, i za​po​mi​na​my o wszyst​kich po​zo​sta​łych, w któ​rych zwie​rzę błęd​nie prze​wi​dzia​ło mo​ment jej po​wro​tu albo dało się cał​ko​wi​cie za​sko​czyć. O wie​le waż​niej​sze wy​da​je się jed​nak, że ten sam me​cha​nizm po​tra​fi wy​pro​wa​dzić nas w pole w spra​wach do​ty​czą​cych na​sze​go zdro​wia. W po​ło​wie lat dzie​więć​dzie​sią​tych ubie​głe​go wie​ku Do​nald Re​del​me​ier i Amos Tver​sky po​sta​no​wi​li zba​dać ist​nie​nie ewen​tu​al​ne​go związ​ku mię​dzy bó​lem reu​ma​tycz​nym a po​go​dą.3 Przez ty​sią​ce lat lu​dzie utwier​dza​li się w prze​ko​na​niu, że ich ar​tre​tyzm za​ostrza się wraz z pew​ny​mi zmia​na​mi tem​pe​ra​tu​ry, ci​śnie​nia ba​ro​me​trycz​ne​go i wil​got​no​ści po​wie​trza. Aby spraw​dzić, czy tak jest w rze​czy​wi​sto​ści, Re​del​me​ier i Tver​sky po​pro​si​li gru​pę osób cier​pią​cych na bóle sta​wów o to, żeby przez po​nad rok dwa razy w mie​sią​cu oce​nia​li po​ziom do​świad​cza​ne​go bólu. Ze​spół ba​da​czy zgro​ma​dził na​stęp​nie szcze​gó​ło​we in​for​ma​cje na te​mat tem​pe​ra​tu​ry, ci​śnie​nia ba​ro​me​trycz​ne​go i wil​got​no​ści po​wie​trza w tym sa​mym okre​sie. Wszy​scy pa​cjen​ci byli prze​ko​na​ni, że ist​nie​je pe​wien zwią​zek mię​dzy po​go​dą a ich do​le​gli​wo​ścia​mi bó​lo​wy​mi. Jed​nak

dane uzy​ska​ne przez ba​da​czy po​ka​za​ły, że stan cho​rych nie miał żad​ne​go związ​ku ze zmia​na​mi po​go​dy. Rów​nież w tym przy​pad​ku cho​rzy sku​pia​li się na sy​tu​acjach, w któ​rych na​si​le​nie bólu wy​stę​po​wa​ło w okre​sie szcze​gól​nie za​ska​ku​ją​cych zmian po​go​dy, i za​po​mi​na​li o wszyst​kich mo​men​tach, gdy tak się nie dzia​ło, po czym błęd​nie wno​si​li, że od​czu​cia bó​lo​we mają zwią​zek z po​go​dą. Na tej sa​mej za​sa​dzie sły​szy​my cza​sem, że ktoś zo​stał cu​dow​nie uzdro​wio​ny dzię​ki mo​dli​twie. Za​po​mi​na​my o tych wszyst​kich, któ​rzy zo​sta​li wy​le​cze​ni bez po​mo​cy mo​dli​twy albo nie zo​sta​li wy​le​cze​ni, cho​ciaż się mo​dli​li, i błęd​nie do​cho​dzi​my do prze​ko​na​nia o sku​tecz​no​ści mo​dli​twy. Albo czy​ta​my, że ktoś zo​stał wy​le​czo​ny z raka po tym, jak zjadł mnó​stwo po​ma​rań​czy – nie my​śli​my więc o tych, któ​rzy zo​sta​li wy​le​cze​ni, choć nie je​dli po​ma​rań​czy, i o tych, któ​rzy je​dli dużo po​ma​rań​czy i nie zo​sta​li wy​le​cze​ni, tyl​ko do​cho​dzi​my do wnio​sku, że po​ma​rań​cze są sku​tecz​nym środ​kiem w le​cze​niu raka. Ten sam efekt może od​gry​wać pew​ną rolę w utrwa​la​niu ste​reo​ty​pów na​ro​do​wo​ścio​wych: lu​dzie oglą​da​ją sce​ny z udzia​łem człon​ków mniej​szo​ści et​nicz​nych, któ​rzy do​pusz​cza​ją się ak​tów prze​mo​cy, i za​po​mi​na​ją o tych wszyst​kich człon​kach mniej​szo​ści, któ​rzy są pra​wo​rząd​ny​mi oby​wa​te​la​mi, oraz o ucie​ka​ją​cych się do prze​mo​cy oby​wa​te​lach nie​na​le​żą​cych do mniej​szo​ści, po czym do​cho​dzą do wnio​sku, że człon​ko​wie mniej​szo​ści mają więk​szą skłon​ność do po​peł​nia​nia prze​stępstw. W mo​ich ba​da​niach nad Jay​tee za​czą​łem od ana​li​zo​wa​nia przy​pad​ku psa ob​da​rzo​ne​go rze​ko​mo zdol​no​ścia​mi pa​rap​sy​chicz​ny​mi, by w re​zul​ta​cie po​sze​rzyć swo​ją wie​dzę na te​mat jed​ne​go z naj​bar​dziej pod​sta​wo​wych błę​dów znie​kształ​ca​ją​cych na​sze po​strze​ga​nie świa​ta. To po​ka​zu​je, dla​cze​go ba​da​nia nad zja​wi​ska​mi nad​przy​ro​dzo​ny​mi są dla mnie tak fa​scy​nu​ją​ce. Każ​da wy​pra​wa tego ro​dza​ju jest po​dró​żą w nie​zna​ne, do kra​iny, w któ​rej ni​cze​go nie da się z góry prze​sa​dzić – ani kogo mo​że​my w niej spo​tkać, ani co mo​że​my w niej od​na​leźć. Wkrót​ce roz​pocz​nie​my na​szą eks​pe​dy​cję w głąb ukry​te​go do​tąd świa​ta ba​dań nad zja​wi​ska​mi nad​przy​ro​dzo​ny​mi. W se​rii nie​zwy​kłych opo​wie​ści spo​tka​my wie​le barw​nych po​sta​ci, wraz z do​świad​czo​ny​mi ilu​zjo​ni​sta​mi zaj​rzy​my za ku​li​sy zdu​mie​wa​ją​cych po​ka​zów, przyj​rzy​my się po​czy​na​niom cha​ry​zma​tycz​nych przy​wód​ców sekt re​li​gij​nych i weź​mie​my udział w osza​ła​mia​ją​cych se​an​sach spi​ry​ty​stycz​nych. Każ​da z tych przy​gód przy​nie​sie nam nie​zwy​kłe i za​ska​ku​ją​ce od​kry​cia do​ty​czą​ce me​cha​ni​zmów psy​cho​lo​gicz​nych kry​ją​cych się pod po​wierzch​nią co​dzien​ne​go ży​cia, jak choć​by od​po​wiedź na py​ta​nie, jak to się sta​ło, że w toku ewo​lu​cji lu​dzie na​uczy​li się lę​kać ta​jem​ni​czych ha​ła​sów roz​le​ga​ją​cych się nocą. Do​wie​my się, że na​sza pod​świa​do​mość kry​je w so​bie o wie​le więk​szą moc, niż so​bie wcze​śniej wy​obra​ża​li​śmy, i że inni mogą wy​wie​rać wpływ na dzia​ła​nie na​sze​go umy​słu. Pod​czas na​szej po​dró​ży nie bę​dzie​cie ogra​ni​cza​li się je​dy​nie do roli bier​nych ob​ser​wa​to​rów. Po dro​dze po​pro​szę was o za​ka​sa​nie rę​ka​wów i wzię​cie udzia​łu w kil​ku eks​pe​ry​men​tach. Każ​dy z nich stwa​rza nam spo​sob​ność do eks​plo​ra​cji bar​dziej za​gad​ko​wej stro​ny na​szej psy​chi​ki, za​chę​ca​jąc na przy​kład do tego, żeby zmie​rzyć siłę wła​snej in​tu​icji, oce​nić, jak bar​dzo je​ste​ście po​dat​ni na su​ge​stię, i od​kryć, czy ma​cie wro​dzo​ną skłon​ność do kłam​stwa. Za chwi​lę wy​ru​sza​my. Przy​go​tuj​cie się na spo​tka​nie ze świa​tem, w któ​rym wszyst​ko wy​da​je się moż​li​we, a jed​no​cze​śnie nic nie jest tym, czym się wy​da​je. Świa​tem, w któ​rym

praw​da rze​czy​wi​ście jest dziw​niej​sza niż fik​cja. Świa​tem, któ​ry od dwu​dzie​stu lat mam przy​jem​ność na​zy​wać moim do​mem. A te​raz szyb​ko, zbie​ra się na bu​rzę. Za​czy​na​my na​szą po​dróż do świa​ta bar​dziej zdu​mie​wa​ją​ce​go niż kra​ina Oz...

Rozdział 1 WRÓŻENIE

W któ​rym po​zna​my ta​jem​ni​cze​go Pana D., od​wie​dzi​my nie​ist​nie​ją​ce mia​sto Lake Wo​be​gon, na​uczy​my się, jak prze​ko​nać nie​zna​jo​mych, że wie​my o nich wszyst​ko, oraz od​kry​je​my, kim je​ste​śmy na​praw​dę.

Ze wzglę​dów, któ​re wkrót​ce oka​żą się oczy​wi​ste, uczci​wie bę​dzie, je​śli za​cho​wa​my praw​dzi​we na​zwi​sko Pana D. w ta​jem​ni​cy. Ten nie​zwy​kły czło​wiek uro​dził się w 1934 roku w pół​noc​nej An​glii i przez więk​szą część ży​cia za​ra​biał na utrzy​ma​nie jako za​wo​do​wy wróż​bi​ta. Bar​dzo szyb​ko zy​skał spo​ry roz​głos z po​wo​du swo​ich nie​zwy​kle traf​nych prze​po​wied​ni. Kie​dy stu​dio​wa​łem na Uni​wer​sy​te​cie Edyn​bur​skim, Pan D. skon​tak​to​wał się ze mną i za​py​tał, czy nie miał​bym ocho​ty po​ob​ser​wo​wać go pod​czas kil​ku spo​tkań z klien​ta​mi. Na​tych​miast przy​ją​łem tę uprzej​mą pro​po​zy​cję i za​pro​si​łem Pana D. na uni​wer​sy​tet, abym mógł sfil​mo​wać go przy pra​cy. Kil​ka ty​go​dni póź​niej spo​tka​li​śmy się w holu wy​dzia​łu psy​cho​lo​gii. Za​pro​wa​dzi​łem go do mo​je​go la​bo​ra​to​rium i wy​ja​śni​łem, że zgro​ma​dzi​łem kil​ku ochot​ni​ków, któ​rzy chęt​nie we​zmą udział w se​an​sie. Pan D. spo​koj​nie przy​go​to​wał swój stół, wy​jął ta​lię kart do ta​ro​ta oraz krysz​ta​ło​wą kulę i cze​kał na swo​je​go pierw​sze​go go​ścia. Chwi​lę póź​niej drzwi po​ko​ju otwo​rzy​ły się i do środ​ka we​szła czter​dzie​sto​trzy​let​nia bar​man​ka o imie​niu Lisa. Na​ci​sną​łem przy​cisk „za​pis” na mo​jej ka​me​rze wi​deo i usa​do​wi​łem się po dru​giej stro​nie lu​stra we​nec​kie​go. Przed se​an​sem Pan D. nie wie​dział nic na te​mat Lisy. Na po​czą​tek po​pro​sił ją o wy​cią​gnię​cie przed sie​bie pra​wej ręki, wnę​trzem dło​ni do góry. Po sta​ran​nym obej​rze​niu jej dło​ni za po​mo​cą szkła po​więk​sza​ją​ce​go w ro​go​wej opra​wie Pan D. za​czął opi​sy​wać jej oso​bo​wość. Już po kil​ku se​kun​dach roz​pro​mie​nio​na Lisa ra​do​śnie ki​wa​ła gło​wą. Na​stęp​nie po​pro​sił ją, żeby po​ta​so​wa​ła ta​lię kart ta​ro​ta, po czym umie​ścił je na środ​ku sto​łu. Po​tem od​wra​cał ko​lej​ne kar​ty i wy​ja​śniał, co ozna​cza​ją. Po kil​ku mi​nu​tach po​wie​dział Li​sie, że ma ona bra​ta, i szcze​gó​ło​wo opi​sał jego ka​rie​rę za​wo​do​wą. Chwi​lę póź​niej Pan D. oznaj​mił, że jego zda​niem Lisa nie​daw​no ze​rwa​ła dłu​go​trwa​ły zwią​zek uczu​cio​wy. Se​ans z udzia​łem Lisy trwał oko​ło dzie​się​ciu mi​nut. Kie​dy opu​ści​ła la​bo​ra​to​rium, spy​ta​łem, co są​dzi o spo​tka​niu z Pa​nem D. Lisa była pod wiel​kim wra​że​niem wróż​bi​ty i po​wie​dzia​ła, że traf​nie opi​sał jej oso​bo​wość, nie​daw​ne pro​ble​my w związ​ku i ka​rie​rę jej bra​ta. Kie​dy po​pro​si​łem, aby oce​ni​ła prze​po​wied​nie, uzna​ła je za bar​dzo traf​ne.

Rów​nież kil​ku ko​lej​nych uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu po wyj​ściu ze spo​tka​nia z Pa​nem D. wy​ra​zi​ło głę​bo​kie prze​ko​na​nie, że wróż​bi​ta po​sia​da nie​zwy​kłe zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne. Po krót​kim lun​chu Pan D. obej​rzał ze mną za​pis swo​ich se​an​sów i bar​dziej szcze​gó​ło​wo opo​wie​dział o swo​ich umie​jęt​no​ściach. Było to fa​scy​nu​ją​ce i nie​zwy​kle dla mnie od​kryw​cze do​świad​cze​nie. W cią​gu kil​ku go​dzin Pan D. nie tyl​ko umoż​li​wił mi rzad​ki wgląd w pra​cę za​wo​do​we​go wróż​bi​ty, ale tak​że po​ka​zał, w jaki spo​sób nie​mal każ​dy może opa​no​wać taką umie​jęt​ność. Pod ko​niec dnia Pan D. spa​ko​wał swo​je kar​ty ta​ro​ta i po​że​gnał się ze mną. Nie​ste​ty nig​dy wię​cej go nie spo​tka​łem, po​nie​waż kil​ka lat póź​niej zmarł na​gle na atak ser​ca. Jed​nak do dziś za​cho​wa​łem w pa​mię​ci dzień, któ​ry spę​dzi​łem w jego to​wa​rzy​stwie. W dal​szej czę​ści roz​dzia​łu wró​ci​my do se​kre​tów kry​ją​cych się za tym na po​zór ma​gicz​nym da​rem, jaki po​sia​dał Pan D.

Film po​ka​zu​ją​cy Pana D. przy pra​cy www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/MrD.html Każ​de​go roku mi​lio​ny lu​dzi od​wie​dza​ją róż​ne​go ro​dza​ju wróż​bi​tów i wy​cho​dzą od nich cał​ko​wi​cie prze​ko​na​ne, że są to oso​by, któ​re po​tra​fią wej​rzeć w głąb ich du​szy. Czy lu​dzie ci zwo​dzą sa​mych sie​bie, pa​da​jąc ofia​rą wy​ra​fi​no​wa​ne​go oszu​stwa, czy też na​praw​dę dzie​je się tu coś nie​zwy​kłe​go? Aby zna​leźć od​po​wiedź na to py​ta​nie, nie​wiel​kie gro​no ba​da​czy pod​da​ło rze​ko​me pa​rap​sy​chicz​ne zdol​no​ści wróż​bi​tów, ja​sno​wi​dzów i me​diów sta​ran​nym ba​da​niom. Naj​bar​dziej zna​nym z tych ba​da​czy jest ilu​zjo​ni​sta i nie​wzru​szo​ny scep​tyk Ja​mes Ran​di.

Seans w ciepłe środowe popołudnie

Ran​dall Ja​mes Ha​mil​ton Zwin​ge uro​dził się w 1928 roku w To​ron​to.4 Kie​dy miał dwa​na​ście lat, pew​ne​go po​po​łu​dnia tra​fił przy​pad​kiem na wy​stęp sław​ne​go ame​ry​kań​skie​go ilu​zjo​ni​sty, zna​ne​go jako Har​ry Black​sto​ne Sr. Przed​sta​wie​nie wy​war​ło na nim tak wiel​kie wra​że​nie, że od tej chwi​li sta​rał się do​wie​dzieć moż​li​wie jak naj​wię​cej na te​mat ta​jem​ni​cze​go świa​ta ma​gii i w koń​cu sam za​czął re​gu​lar​nie wy​stę​po​wać na sce​nie. Po​dob​nie jak wie​lu ilu​zjo​ni​stów, Zwin​ge nie​zwy​kle scep​tycz​nie od​no​sił się do ist​nie​nia zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych. Kie​dy miał pięt​na​ście lat, wy​brał się do miej​sco​we​go ko​ścio​ła spi​ry​tu​ali​stycz​ne​go i z nie​sma​kiem ob​ser​wo​wał to, co się tam od​by​wa​ło. Człon​ko​wie kon​gre​ga​cji, za​chę​ca​ni przez du​chow​nych, przy​no​si​li za​pie​czę​to​wa​ne ko​per​ty, w któ​rych znaj​do​wa​ły się py​ta​nia skie​ro​wa​ne do ich bli​skich zmar​łych. Du​chow​ni po kry​jo​mu otwie​ra​li ko​per​ty, od​czy​ty​wa​li py​ta​nia i fa​bry​ko​wa​li rze​ko​me od​po​wie​dzi od zmar​łych. Zwin​ge usi​ło​wał zde​ma​sko​wać oszu​stwo, ale po​iry​to​wa​ni du​chow​ni we​zwa​li po​li​cję i wy​lą​do​wał na ko​mi​sa​ria​cie. Idąc za swo​im po​wo​ła​niem, z cza​sem zmie​nił na​zwi​sko na Ja​mes „Zdu​mie​wa​ją​cy” Ran​di i roz​po​czął dłu​gą i barw​ną ka​rie​rę za​wo​do​we​go ilu​zjo​ni​sty. Za​pu​ścił też ko​zią bród​kę. Spe​cja​li​zo​wał się w nie​zwy​kłych po​pi​sach w sty​lu Ho​udi​nie​go. Wie​le spo​śród jego licz​nych przed​się​wzięć zna​la​zło się na czo​łów​kach ga​zet, w tym nie​sa​mo​wi​ty wy​czyn po​le​ga​ją​cy na spę​dze​niu 104 mi​nut w za​pie​czę​to​wa​nej trum​nie (po​bił re​kord Ho​udi​nie​go o nie​co po​nad dzie​sięć mi​nut). Dwa​dzie​ścia dwa razy wy​stą​pił w pro​gra​mie John​ny’ego Car​so​na The To​ni​ght Show, po​ja​wił się tak​że w jed​nym z od​cin​ków Hap​py Days, uwol​nił się z ka​fta​na bez​pie​czeń​stwa, wi​sząc gło​wą w dół nad wo​do​spa​dem Nia​ga​ra, i co wie​czór wy​ko​ny​wał nu​mer po​le​ga​ją​cy na po​zor​nym ści​na​niu gło​wy le​gen​dar​ne​mu rock​ma​no​wi Ali​ce’a Co​ope​ra. Rów​no​le​gle do swo​jej ka​rie​ry ilu​zjo​ni​sty Ran​di kon​ty​nu​ował kru​cja​tę prze​ciw​ko oszu​stwom, ja​kich do​pusz​cza​ją się oso​by przy​pi​su​ją​ce so​bie zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne. Jego dzia​ła​nia na​bra​ły ta​kie​go roz​pę​du i zdo​by​ły taki roz​głos, że w 1996 roku po​wo​łał do ży​cia Ja​mes Ran​di Edu​ca​tio​nal Fo​un​da​tion. In​ter​ne​to​wa stro​na fun​da​cji re​kla​mu​je ją jako „przed​się​wzię​cie edu​ka​cyj​ne po​świę​co​ne zja​wi​skom pa​ra​nor​mal​nym, pseu​do​nau​ko​wym i nad​przy​ro​dzo​nym”. Fun​da​cja rzu​ca tak​że śmia​łe wy​zwa​nie rze​ko​mym adep​tom wie​dzy ta​jem​nej i oso​bom, któ​re twier​dzą, że po​sia​da​ją nad​przy​ro​dzo​ne zdol​no​ści. Krót​ko mó​wiąc, cho​dzi o na​gro​dę w wy​so​ko​ści mi​lio​na do​la​rów. Pod ko​niec lat sześć​dzie​sią​tych w jed​nej z au​dy​cji ra​dio​wych Ran​di wy​ja​śniał, dla​cze​go uwa​ża, że lu​dzie przy​pi​su​ją​cy so​bie zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​ne okła​mu​ją sa​mych sie​bie albo oszu​ku​ją in​nych. Je​den z uczest​ni​ków dys​ku​sji, zaj​mu​ją​cy się pa​rap​sy​cho​lo​gią, za​pro​po​no​-

wał wte​dy, żeby Ran​di po​parł swo​je de​kla​ra​cje kon​kre​tem i za​pro​po​no​wał na​gro​dę w go​tów​ce dla każ​de​go, kto po​tra​fi do​wieść, że po​sia​da au​ten​tycz​ne zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne. Ran​di pod​jął wy​zwa​nie i usta​no​wił na​gro​dę w wy​so​ko​ści ty​sią​ca do​la​rów. Z cza​sem pod​wyż​szył na​gro​dę do stu ty​się​cy do​la​rów, a pod ko​niec lat dzie​więć​dzie​sią​tych pe​wien za​moż​ny spon​sor jego fun​da​cji pod​niósł wy​so​kość na​gro​dy do mi​lio​na do​la​rów. Mia​ła ona przy​paść każ​de​mu, kto po​tra​fi za​de​mon​stro​wać ist​nie​nie zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​nych, pod​da​jąc się osą​do​wi nie​za​leż​ne​go pa​ne​lu na​ukow​ców. Jak do​tąd ni​ko​mu się to nie uda​ło, ale przez po​nad dzie​sięć lat szan​sa bły​ska​wicz​ne​go wzbo​ga​ce​nia się o mi​lion do​la​rów sku​si​ła wie​lu chęt​nych. Byli wśród nich ja​sno​wi​dze prze​ko​na​ni, że po​tra​fią od​gad​nąć po​rzą​dek kart w po​ta​so​wa​nej ta​lii, ra​die​ste​ci, któ​rzy twier​dzą, że umie​ją za po​mo​cą po​wy​gi​na​nych wie​sza​ków i roz​wi​dlo​nych pa​ty​ków od​kryć pod​ziem​ne źró​dła wody, a na​wet pew​na ko​bie​ta, któ​ra pró​bo​wa​ła siłą swo​je​go umy​słu zmu​sić nie​zna​jo​mych do od​da​wa​nia mo​czu. Ta pró​ba tak​że za​koń​czy​ła się nie​po​wo​dze​niem... W 2008 roku po mi​lio​no​wą na​gro​dę Ran​die​go po​sta​no​wi​ła się​gnąć Pa​tri​cia Putt, Bry​tyj​ka ob​da​rzo​na po​noć zdol​no​ścia​mi me​diu​micz​ny​mi. Putt była prze​ko​na​na, że po​tra​fi zdo​by​wać in​for​ma​cje na te​mat osób ży​ją​cych, roz​ma​wia​jąc z ich zmar​ły​mi krew​ny​mi i przy​ja​ciół​mi. Ran​di po​pro​sił mnie oraz Chri​sa Fren​cha, pro​fe​so​ra psy​cho​lo​gii w Gold​smith Col​le​ge w Lon​dy​nie, o prze​te​sto​wa​nie zdol​no​ści Putt.5 Putt miesz​ka w Es​sex i jest do​świad​czo​nym me​dium. Przez kil​ka lat ofe​ro​wa​ła swo​je usłu​gi w cza​sie licz​nych se​an​sów, w któ​rych uczest​ni​czy​ły za​rów​no po​je​dyn​cze oso​by, jak i całe gru​py. We​dług in​for​ma​cji za​miesz​czo​nych na jej stro​nie in​ter​ne​to​wej pod​czas więk​szo​ści z nich ko​rzy​sta​ła z nie​oce​nio​nej po​mo​cy swo​je​go egip​skie​go du​cho​we​go prze​wod​ni​ka o imie​niu An​kha​ra, któ​re​go spo​tka​ła po raz pierw​szy, gdy zna​la​zła się w sta​nie re​gre​sji pod​czas se​sji hip​no​te​ra​pii. Stro​na in​ter​ne​to​wa Putt opi​su​je tak​że wie​le przy​pad​ków, w któ​rych rze​ko​mo przed​sta​wi​ła nie​pod​wa​żal​ny do​wód na ist​nie​nie świa​ta du​chów, oraz wy​mie​nia kil​ka pro​gra​mów ra​dio​wych i te​le​wi​zyj​nych, w któ​rych wy​stę​po​wa​ła. Po wie​lu roz​mo​wach z Putt usta​li​li​śmy z Fren​chem szcze​gó​ły na​sze​go te​stu. Miał się od​być w cią​gu jed​ne​go dnia i mia​ło w nim uczest​ni​czyć dzie​się​cio​ro ochot​ni​ków. Putt nie zna​ła wcze​śniej żad​nej z tych osób, jej za​da​niem mia​ło być na​wią​za​nie kon​tak​tu z któ​rymś ze zmar​łych przy​ja​ciół albo krew​nych każ​de​go z ochot​ni​ków, a na​stęp​nie zdo​by​cie z po​mo​cą tego du​cha in​for​ma​cji na te​mat oso​bo​wo​ści i ży​cia oso​by uczest​ni​czą​cej w eks​pe​ry​men​cie. Nad​szedł wiel​ki dzień. Po​pro​si​li​śmy każ​de​go z ochot​ni​ków, żeby zja​wił się w pra​cow​ni Fren​cha o in​nej po​rze dnia. Aby zmi​ni​ma​li​zo​wać praw​do​po​do​bień​stwo tego, że Putt wy​cią​gnie ja​kieś wnio​ski na te​mat uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu na pod​sta​wie ich ubio​ru albo wy​glą​du, French po​pro​sił ich, aby zdję​li ze​gar​ki i bi​żu​te​rię, za​ło​ży​li dłu​gie pe​le​ry​ny się​ga​ją​ce do zie​mi i wło​ży​li na gło​wy czar​ne ko​mi​niar​ki. Każ​de​go uczest​ni​ka wpro​wa​dza​no do po​ko​ju, w któ​rym od​by​wał się eks​pe​ry​ment, i pro​szo​no, aby usiadł na krze​śle twa​rzą do ścia​ny. Na​stęp​nie do po​ko​ju wcho​dzi​ła Putt, sia​da​ła przy biur​ku sto​ją​cym po dru​giej stro​nie po​ko​ju i usi​ło​wa​ła na​wią​zać kon​takt z za​świa​ta​mi. Kie​dy do​cho​dzi​ła do prze​ko​na​nia, że uchwy​ci​ła bez​po​śred​ni kon​takt ze zmar​ły​mi, lo​ka​li​zo​wa​ła du​cha, któ​ry znał daną oso​bę, po czym bez sło​wa spi​sy​wa​ła in​for​ma​cje na te​mat oso​by uczest​ni​czą​cej w se​an​sie. Moja rola w tym eks​pe​ry​men​cie po​le​ga​ła na przy​pro​wa​dza​niu

i wy​pro​wa​dza​niu Putt z po​ko​ju, ob​ser​wo​wa​niu jej pod​czas prób na​wią​zy​wa​nia kon​tak​tu z du​cha​mi oraz do​trzy​my​wa​niu jej to​wa​rzy​stwa przez cały dzień. Więk​szość cza​su mię​dzy se​an​sa​mi spę​dzi​li​śmy na przy​ja​znej po​ga​węd​ce. W pew​nym mo​men​cie spy​ta​łem ją, czy ist​nie​ją ja​kieś ne​ga​tyw​ne stro​ny pra​cy za​wo​do​we​go me​dium, na co bez cie​nia iro​nii od​po​wie​dzia​ła, że bar​dzo iry​tu​ją ją lu​dzie, któ​rzy uma​wia​ją się na se​sje, a na​stęp​nie nie przy​cho​dzą.

Ochot​nik uczest​ni​czą​cy w te​ście Pa​tri​cii Putt Po za​koń​cze​niu wszyst​kich dzie​się​ciu se​sji po​pro​szo​no uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu o po​now​ne przyj​ście do po​miesz​cze​nia, w któ​rym się od​by​wał. Ochot​ni​cy otrzy​ma​li do wglą​du za​pis in​for​ma​cji, ja​kie Putt zdo​by​ła tego dnia, kon​tak​tu​jąc się z du​cha​mi, po czym po​pro​szo​no ich o to, aby się im przyj​rze​li i wska​za​li ten ze​staw, któ​ry ich zda​niem od​no​sił się do nich sa​mych. Gdy​by Putt rze​czy​wi​ście po​sia​da​ła zdol​no​ści, ja​kie so​bie przy​pi​su​je, ochot​ni​cy po​win​ni bez tru​du wska​zać od​po​wied​nie za​pi​sy. Wy​obraź​my so​bie na przy​kład, że jed​na z tych osób wy​cho​wa​ła się na wsi, spę​dzi​ła wie​le cza​su, po​dró​żu​jąc po Fran​cji, i nie​daw​no po​ślu​bi​ła ak​to​ra. Gdy​by Putt rze​czy​wi​ście po​tra​fi​ła bez​po​śred​nio kon​tak​to​wać się z du​-

cha​mi, mo​gła​by wspo​mnieć o dzie​ciń​stwie wśród zie​le​ni, wy​czuć sil​ny za​pach sera brie albo usły​szeć zda​nie: „Ko​cha​nie, to był wspa​nia​ły wy​stęp!”. Uczest​nik eks​pe​ry​men​tu na wi​dok tych ko​men​ta​rzy od razu wie​dział​by, że od​no​szą się do nie​go, i bez pro​ble​mu wy​brał​by wła​śnie ten ze​staw. Usta​li​li​śmy wcze​śniej, że uzna​my test za za​li​czo​ny, je​śli co naj​mniej pięć osób traf​nie zi​den​ty​fi​ku​je od​no​szą​ce się do nich in​for​ma​cje. Każ​dy z uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu sta​ran​nie prze​ana​li​zo​wał in​for​ma​cje po​da​ne przez Putt i wy​brał ze​staw, któ​ry wy​dał mu się naj​bar​dziej traf​ny. Na​stęp​nie wszy​scy ze​bra​li​śmy się w ga​bi​ne​cie Fren​cha, żeby zo​ba​czyć, jak Putt wy​pa​dła w na​szym te​ście. Uczest​nik pierw​szy wy​brał ze​staw, któ​ry miał od​no​sić się do uczest​ni​ka nu​mer sie​dem. Ze​staw wy​bra​ny przez uczest​ni​ka nu​mer dwa w rze​czy​wi​sto​ści po​wstał, gdy przed Putt za​sia​dał uczest​nik nu​mer sześć. I tak da​lej. Praw​dę mó​wiąc, ża​den z uczest​ni​ków nie wy​brał ze​sta​wu in​for​ma​cji, któ​ry miał od​no​sić się wła​śnie do nie​go. Putt była zdu​mio​na, ale przy​się​gła, że jest go​to​wa jesz​cze raz pod​dać swo​je zdol​no​ści pró​bie.6

Wy​wiad z pro​fe​so​rem Chri​sem Fren​chem www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Chris​French.html Oczy​wi​ście moż​na do​wo​dzić, że Putt po​nio​sła po​raż​kę, po​nie​waż zgo​dzi​ła się pra​co​wać w sztucz​nych oko​licz​no​ściach. W koń​cu, o ile nie za​an​ga​żo​wa​ła się do wy​stę​pu na zjeź​dzie in​tro​wer​tycz​nych so​bo​wtó​rów Bat​ma​na, ra​czej nie mia​ła oka​zji spraw​dzać swo​ich umie​jęt​no​ści w obec​no​ści osób ubra​nych w czar​ną pe​le​ry​nę i czar​ną ko​mi​niar​kę, do tego sie​dzą​cych do niej ple​ca​mi. Pro​blem po​le​ga jed​nak na tym, że inne eks​pe​ry​men​ty, prze​pro​wa​dza​ne w bar​dziej na​tu​ral​nych wa​run​kach, przy​no​si​ły te same re​zul​ta​ty. Na po​cząt​ku lat osiem​dzie​sią​tych psy​cho​lo​go​wie Hen​drik Bo​eren​kamp i Sybo Scho​uten z uni​wer​sy​te​tu w Utrech​cie przez pięć lat ba​da​li rze​ko​me zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne dwu​na​stu zna​nych ho​len​der​skich wróż​bi​tów.7 Ba​da​cze kil​ka razy w roku od​wie​dza​li każ​de​go wróż​bi​tę w jego domu („Są pań​stwo umó​wie​ni?”), po​ka​zy​wa​li mu fo​to​gra​fie ja​kiejś oso​by, któ​rej nig​dy wcze​śniej nie wi​dział, i pro​si​li o prze​ka​za​nie im ja​kichś in​for​ma​cji na te​mat tej oso​by. Do​kład​nie ta​kiej sa​mej

pro​ce​du​rze pod​da​wa​li człon​ków gru​py kon​tro​l​nej, zło​żo​nej z lo​so​wo wy​bra​nych osób, któ​re nie twier​dzi​ły, że po​sia​da​ją zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​ne. Po prze​czy​ta​niu i prze​ana​li​zo​wa​niu po​nad dzie​się​ciu ty​się​cy wy​po​wie​dzi ba​da​cze do​szli do wnio​sku, że od​po​wie​dzi for​mu​ło​wa​ne przez wróż​bi​tów na pod​sta​wie ich rze​ko​mych zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​nych nie są bar​dziej traf​ne niż czy​nio​ne na chy​bił tra​fił do​my​sły człon​ków gru​py kon​tro​l​nej oraz że żad​na z tych grup nie mo​gła się po​chwa​lić ja​kąś zna​czą​cą traf​no​ścią swo​ich prze​wi​dy​wań. Tego ro​dza​ju ne​ga​tyw​ne wy​ni​ki ba​dań nie są wy​jąt​kiem, ale nor​mą.8 Przez po​nad sto lat ba​da​cze spraw​dza​li wia​ry​god​ność me​diów oraz ja​sno​wi​dzów i do​cho​dzi​li do wnio​sku, że za ich wy​po​wie​dzia​mi nie kry​je się żad​na ta​jem​na wie​dza. Praw​dę mó​wiąc, po prze​ana​li​zo​wa​niu ogrom​nej ilo​ści ma​te​ria​łu Sybo Scho​uten za​uwa​żył, że sy​tu​acje, w któ​rych ich prze​po​wied​nie oka​zy​wa​ły się traf​ne, nie były wca​le częst​sze, niż wy​ni​ka​ło​by to z czy​ste​go przy​pad​ku. Wy​da​je się za​tem, że je​śli cho​dzi o wróż​bi​tów i oso​by ob​da​rzo​ne zdol​no​ścia​mi me​diu​micz​ny​mi, mi​lio​no​wa na​gro​da Fun​da​cji Ran​die​go może spo​koj​nie spo​czy​wać w sej​fie. Praw​dzi​wy pro​blem po​le​ga jed​nak na tym, że we​dług wszel​kich ba​dań mniej wię​cej jed​na oso​ba na sześć wy​cho​dzi ze spo​tka​nia z rze​ko​mym wróż​bi​tą prze​ko​na​na, że otrzy​ma​ła traf​ne od​po​wie​dzi na swo​je py​ta​nia.9 Aby roz​wią​zać tę za​gad​kę, mu​si​my bli​żej po​znać se​kre​ty wróż​bi​tów. Moż​na to zro​bić na kil​ka spo​so​bów. Mo​że​cie na przy​kład przez kil​ka ty​go​dni uczest​ni​czyć w pro​gra​mie roz​wi​ja​nia zdol​no​ści ja​sno​wi​dze​nia, sta​ra​jąc się otwo​rzyć swo​je we​wnętrz​ne oko. Albo mo​że​cie za​pi​sać się na mie​sięcz​ny kurs w szko​le dla me​diów i spró​bo​wać kon​tak​to​wać się ze zmar​ły​mi. Mo​że​cie jed​nak tak​że oszczę​dzić mnó​stwo cza​su i wy​sił​ku i dać so​bie z tym wszyst​kim spo​kój. Al​bo​wiem praw​da jest taka, że świa​do​mie lub nie​świa​do​mie więk​szość me​diów i wróż​bi​tów po​słu​gu​je się pew​nym ze​sta​wem fa​scy​nu​ją​cych tech​nik psy​cho​lo​gicz​nych, któ​re mają stwo​rzyć wra​że​nie, że na​praw​dę po​tra​fią oni w ma​gicz​ny spo​sób wej​rzeć w na​szą prze​szłość, te​raź​niej​szość i przy​szłość. Wspo​mnia​ne tech​ni​ki, zwa​ne zim​nym od​czy​tem, mogą sta​no​wić źró​dło cen​nej wie​dzy na te​mat na​tu​ry na​szych co​dzien​nych kon​tak​tów mię​dzy​ludz​kich. Aby się z nimi bli​żej za​po​znać, mu​si​my spę​dzić nie​co wię​cej cza​su z jed​nym z na​szych zna​jo​mych wspo​mnia​nych w tym roz​dzia​le.

Odkrywamy sekrety tajemniczego Pana D.

Za​nim jed​nak wy​ru​szy​my w na​szą dal​szą po​dróż do świa​ta psy​cho​lo​gii se​an​sów ja​sno​wi​dze​nia, chciał​bym za​pro​po​no​wać wam krót​ki, dwu​czę​ścio​wy test. Wy​obraź​my so​bie, że ilu​stra​cja przed​sta​wio​na po​ni​żej po​ka​zu​je z lotu pta​ka wi​dok du​że​go, piasz​czy​ste​go za​głę​bie​nia w zie​mi. Na​stęp​nie wy​obraź​my so​bie, że ktoś na chy​bił tra​fił wy​brał w tym za​głę​bie​niu ja​kieś miej​sce i za​ko​pał tam skarb. Mo​że​cie pod​jąć tyl​ko jed​ną pró​bę wy​ko​pa​nia tego skar​bu. Nie za​sta​na​wia​jąc się wie​le, po​staw​cie w ob​rę​bie pro​sto​ką​ta znak „x” w miej​scu, w któ​rym za​czę​li​by​ście ko​pać. A te​raz po​my​śl​cie o ja​kimś kształ​cie geo​me​trycz​nym umiesz​czo​nym we​wnątrz in​ne​go kształ​tu geo​me​trycz​ne​go. Dzię​ku​ję. Wró​ci​my do wa​szych od​po​wie​dzi póź​niej. Na po​cząt​ku tego roz​dzia​łu opo​wia​da​łem, jak Pan D. pew​ne​go razu zło​żył wi​zy​tę na Uni​wer​sy​te​cie Edyn​bur​skim i dał po​kaz swo​ich zdu​mie​wa​ją​cych umie​jęt​no​ści. Pod​czas ko​lej​nych se​an​sów sia​da​ły na​prze​ciw nie​go róż​ne oso​by, któ​re wi​dział pierw​szy raz w ży​ciu, po czym wy​cho​dzi​ły ze spo​tka​nia prze​ko​na​ne, że wie o nich wszyst​ko. Naj​więk​sze wra​że​nie zro​bi​ły od​po​wie​dzi, ja​kich udzie​lił Li​sie, któ​ra zu​peł​nie nie mia​ła po​ję​cia, w jaki spo​sób Pan D. zdo​łał traf​nie opi​sać jej oso​bo​wość, ka​rie​rę jej bra​ta i jej nie​daw​ne pro​ble​my uczu​cio​we. Jak już się pew​nie do​my​śla​cie, w rze​czy​wi​sto​ści Pan D. nie po​sia​da żad​nych zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​nych. Jed​nak przez więk​szość ży​cia z po​wo​dze​niem po​słu​gi​wał się tech​ni​ką zim​ne​go od​czy​tu, aby spra​wiać wra​że​nie, że ta​kie zdol​no​ści po​sia​da, i z ra​do​ścią zdra​dził mi se​kre​ty swo​je​go fa​chu. Pan D. po​słu​gi​wał się sze​ścio​ma róż​ny​mi tech​ni​ka​mi psy​cho​lo​gicz​ny​mi, dzię​ki któ​rym prze​ko​ny​wał swo​ich roz​mów​ców, że po​tra​fi ro​bić rze​czy nie​moż​li​we.10 Aby zro​zu​mieć, na czym po​le​ga pierw​sza z nich, mu​si​my wy​brać się w po​dróż do nie​ist​nie​ją​ce​go mia​sta Lake Wo​be​gon. 1. Po​chleb​stwo pod​sta​wą suk​ce​su W po​ło​wie lat osiem​dzie​sią​tych mi​nio​ne​go wie​ku ame​ry​kań​ski pi​sarz i sa​ty​ryk Gar​ri​son Ke​il​lor wy​my​ślił fik​cyj​ne mia​sto Lake Wo​be​gon. We​dług Ke​il​lo​ra Lake Wo​be​gon leży gdzieś w środ​ku sta​nu Min​ne​so​ta, ale nie moż​na go zna​leźć na ma​pie z po​wo​du nie​kom​pe​ten​cji dzie​więt​na​sto​wiecz​nych geo​de​tów. Opi​su​jąc miesz​kań​ców mia​stecz​ka, Ke​il​lor od​no​to​wał, że „wszyst​kie tam​tej​sze ko​bie​ty są sil​ne, wszy​scy męż​czyź​ni przy​stoj​ni, a wszyst​kie dzie​ci wy​róż​nia​ją się po​nad prze​cięt​ność”. Ke​il​lor pi​sał swo​je ob​ser​wa​cje dla żar​tu, od​zwier​cie​dla​ją one jed​nak pew​ną pod​sta​wo​wą za​sa​dę psy​cho​lo​gicz​ną, na​zy​wa​ną obec​nie

efek​tem Lake Wo​be​gon. Zwy​kle po​dej​mu​je​my ra​cjo​nal​ne de​cy​zje, ale w pew​nych oko​licz​no​ściach nasz mózg nas za​wo​dzi i na​gle prze​sta​je​my my​śleć lo​gicz​nie. Psy​cho​lo​go​wie od​kry​li, że naj​czę​ściej ta​kie ir​ra​cjo​nal​ne za​cho​wa​nia mają coś wspól​ne​go z dziw​nym zja​wi​skiem zna​nym jako ego​cen​tryzm atry​bu​cyj​ny. Nie​mal wszy​scy je​ste​śmy wy​czu​le​ni na punk​cie wła​snej war​to​ści i po​słu​gu​je​my się róż​ny​mi spo​so​ba​mi, żeby chro​nić się przed bru​tal​ną rze​czy​wi​sto​ścią ze​wnętrz​ne​go świa​ta. Z nie​zwy​kłą zręcz​no​ścią po​tra​fi​my so​bie wmó​wić, że to my je​ste​śmy twór​ca​mi na​sze​go ży​cio​we​go suk​ce​su, ale winą za na​sze nie​po​wo​dze​nia rów​nie ła​two po​tra​fi​my obar​czać in​nych. Prze​ko​nu​je​my sie​bie sa​mych, że je​ste​śmy oso​ba​mi wy​jąt​ko​wy​mi, po​sia​da​my zdol​no​ści i umie​jęt​no​ści, któ​re wy​kra​cza​ją po​nad prze​cięt​ną, i w przy​szło​ści spo​tka​ją nas same do​bre rze​czy. Na​stęp​stwa ta​kie​go ego​cen​trycz​ne​go spo​so​bu pa​trze​nia na świat mogą być za​ska​ku​ją​ce. W bar​dzo zna​nym eks​pe​ry​men​cie ba​da​cze pro​si​li oso​by po​zo​sta​ją​ce w dłu​go​let​nim związ​ku mał​żeń​skim o to, by oce​ni​ły pro​cen​to​wo swój udział w wy​ko​ny​wa​nych pra​cach do​mo​wych. W przy​pad​ku nie​mal każ​dej z par suma po​da​wa​nych wiel​ko​ści prze​kra​cza​ła sto pro​cent. Każ​da z ba​da​nych osób prze​ja​wia​ła ego​cen​tryzm atry​bu​cyj​ny, sku​pia​ła się na pra​cy wy​ko​ny​wa​nej przez sie​bie i po​mniej​sza​ła wy​si​łek part​ne​ra. Ten ego​tyzm naj​czę​ściej wy​cho​dzi nam na do​bre. Mamy dzię​ki nie​mu wy​so​kie mnie​ma​nie o so​bie i mamy ocho​tę wstać rano z łóż​ka. Po​ma​ga nam ra​dzić so​bie z prze​ciw​no​ścia​mi losu, daje siłę wy​trwa​nia, gdy robi się na​praw​dę cięż​ko. Ba​da​nia po​ka​za​ły na przy​kład, że wie​le osób żywi nie​re​ali​stycz​ne prze​ko​na​nia na te​mat swo​jej oso​bo​wo​ści i zdol​no​ści. Dzie​więć​dzie​siąt czte​ry pro​cent osób są​dzi, że ma po​nad​prze​cięt​ne po​czu​cie hu​mo​ru, osiem​dzie​siąt pro​cent kie​row​ców uwa​ża, że są lep​szy​mi kie​row​ca​mi niż prze​cięt​ny kie​row​ca (co cie​ka​we, od​no​si się to na​wet do osób, któ​re zna​la​zły się w szpi​ta​lu z po​wo​du wy​pad​ku dro​go​we​go), sie​dem​dzie​siąt pięć pro​cent biz​nes​me​nów uwa​ża, że po​stę​pu​ją bar​dziej etycz​nie niż prze​cięt​ny biz​nes​men.11 Po​dob​ne wy​ni​ki otrzy​mu​je​my, gdy cho​dzi o ce​chy oso​bo​wo​ści. Wy​star​czy po​dać lu​dziom ja​ką​kol​wiek po​zy​tyw​ną ce​chę cha​rak​te​ru, a na​tych​miast ocho​czo sta​wia​ją ptasz​ka w ru​bry​ce „tak, to ja”. Dzię​ki temu zde​cy​do​wa​na więk​szość lu​dzi ir​ra​cjo​nal​nie są​dzi, że są o wie​le bar​dziej skłon​ni do współ​pra​cy, roz​waż​ni, od​po​wie​dzial​ni, przy​jaź​ni, god​ni za​ufa​nia, peł​ni ener​gii, uprzej​mi i bar​dziej nie​za​wod​ni niż prze​cięt​na oso​ba. Te złu​dze​nia są ceną, jaką pła​ci​my za po​czu​cie szczę​ścia, suk​ces i ener​gię, ja​kie to​wa​rzy​szą nam w ży​ciu. Oso​ba spraw​nie po​słu​gu​ją​ca się tech​ni​ką zim​ne​go od​czy​tu wy​ko​rzy​stu​je nasz ego​cen​trycz​ny spo​sób my​śle​nia, opo​wia​da​jąc swo​im roz​mów​com, jacy są wspa​nia​li. Pan D. w swo​ich se​an​sach ob​fi​cie po​słu​gi​wał się po​chleb​stwem. Przy​glą​da​jąc się dło​ni Lisy, już po kil​ku chwi​lach po​wie​dział jej, że jest ob​da​rzo​na buj​ną wy​obraź​nią, twór​cza i nie​zwy​kle spo​strze​gaw​cza. Lisa do​wie​dzia​ła się też, że sama mo​gła​by być wróż​bit​ką, po​nie​waż jest ob​da​rzo​na sil​ną in​tu​icją i ma cen​ną umie​jęt​ność wy​po​wia​da​nia swo​ich opi​nii na te​mat in​nych lu​dzi w taki spo​sób, by nie ra​nić ich uczuć, oraz że jest oso​bą, któ​ra trosz​czy się o in​nych. Za każ​dym ra​zem, gdy Lisa sły​sza​ła ta​kie kom​ple​men​ty, mie​li​śmy do czy​nie​nia z dzia​ła​niem efek​tu Lake Wo​be​gon, dzię​ki cze​mu zdu​mio​na Lisa nie po​tra​fi​ła na​stęp​nie wy​ja​śnić so​bie, w jaki spo​sób Pan D. po​tra​fił tak traf​nie scha​rak​te​ry​zo​wać jej oso​bo​wość. Ale me​to​da zim​ne​go od​czy​tu nie ogra​ni​cza się je​dy​nie do od​wie​dzin w Lake Wo​be​gon. W grę wcho​dzi tak​że mało zna​ny efekt Dart​mo​uth In​dians kon​tra Prin​ce​ton Ti​gers.

2. Wi​dzi​my to, co chce​my zo​ba​czyć W 1951 roku uni​wer​sy​tec​ki ze​spół fut​bo​lu ame​ry​kań​skie​go Dart​mo​uth In​dians grał z dru​ży​ną Prin​ce​ton Ti​gers. Mecz był wy​jąt​ko​wo ostry; roz​gry​wa​ją​cy z Prin​ce​ton wy​szedł z tego star​cia ze zła​ma​nym no​sem, a je​den z gra​czy z Dart​mo​uth zo​stał znie​sio​ny z bo​iska ze zła​ma​ną nogą. Jed​nak ga​ze​ty każ​de​go z tych dwu uni​wer​sy​te​tów przed​sta​wia​ły bar​dzo róż​ny opis prze​bie​gu spo​tka​nia. Dzien​ni​ka​rze z Dart​mo​uth pi​sa​li, że to gra​cze z Prin​ce​ton sta​li się przy​czy​ną pro​ble​mów, pod​czas gdy dzien​ni​ka​rze z Prin​ce​ton byli prze​ko​na​ni, że wi​nić na​le​ży dru​ży​nę z Dart​mo​uth. Ale czy to tyl​ko stron​ni​czość pra​sy? Za​in​try​go​wa​ni tymi roz​bież​no​ścia​mi psy​cho​lo​go​wie spo​łecz​ni Al​bert Ha​storf i Ha​dley Can​tril od​na​leź​li stu​den​tów z Dart​mo​uth i Prin​ce​ton, któ​rzy byli tego dnia na try​bu​nach, i po​pro​si​li ich o re​la​cję z prze​bie​gu spo​tka​nia.12 Mimo że stu​den​ci uczest​ni​czy​li w do​kład​nie tym sa​mym wy​da​rze​niu, obie gru​py kon​cen​tro​wa​ły się na róż​nych aspek​tach prze​bie​gu gry, co pro​wa​dzi​ło do du​żych roz​bież​no​ści w opi​niach na te​mat tego, co się na​praw​dę sta​ło. Na przy​kład na py​ta​nie, czy to dru​ży​na z Dart​mo​uth za​czę​ła grać bru​tal​nie, trzy​dzie​ści sześć pro​cent stu​den​tów z Dart​mo​uth za​zna​czy​ło ru​bry​kę „tak”, pod​czas gdy w przy​pad​ku stu​den​tów z Prin​ce​ton było to osiem​dzie​siąt sześć pro​cent. Je​dy​nie osiem pro​cent stu​den​tów z Dart​mo​uth uwa​ża​ło, że to dru​ży​na Dart​mo​uth gra​ła nie​po​trzeb​nie ostro, pod​czas gdy w przy​pad​ku stu​den​tów z Prin​ce​ton było to trzy​dzie​ści pięć pro​cent. Ba​da​cze od​kry​li, że to samo zja​wi​sko (na​zy​wa​ne wy​biór​czo​ścią pa​mię​ci) wy​stę​pu​je w wie​lu róż​nych sy​tu​acjach – gdy oso​by o sil​nych prze​ko​na​niach otrzy​mu​ją nie​ja​sne in​for​ma​cje od​no​szą​ce się do tych prze​ko​nań, będą wi​dzia​ły to, co chcą zo​ba​czyć. Efekt Dart​mo​uth In​dians kon​tra Prin​ce​ton Ti​gers po​ma​ga tak​że wy​ja​śnić suk​ces Pana D. pod​czas se​an​su z udzia​łem Lisy. Gdy Pan D. po raz pierw​szy spoj​rzał na jej dłoń, mó​wił o wie​lu aspek​tach oso​bo​wo​ści Lisy, przy czym czę​sto przy​pi​sy​wał jej pew​ną ce​chę, a chwi​lę póź​niej su​ge​ro​wał, że ma ce​chę wręcz prze​ciw​ną. Lisa usły​sza​ła więc, że jest bar​dzo wraż​li​wa, jak i to, że jest bar​dzo prak​tycz​na, oraz że lu​dzie czę​sto po​strze​ga​ją ją jako oso​bę nie​śmia​łą, choć w rze​czy​wi​sto​ści nie oba​wia się mó​wić, co my​śli. Tak samo jak stu​den​ci z Dart​mo​uth i Prin​ce​ton za​pa​mię​ta​li te frag​men​ty me​czu, któ​re zga​dza​ły się z ich wcze​śniej​szy​mi prze​ko​na​nia​mi, rów​nież Lisa skon​cen​tro​wa​ła się na tych frag​men​tach wy​po​wie​dzi Pana D., o któ​rych są​dzi​ła, że od​no​szą się do niej, i nie​mal nie zwra​ca​ła uwa​gi na wszyst​kie po​zo​sta​łe in​for​ma​cje, któ​re we​dług niej były nie​traf​ne. Lisa usły​sza​ła to, co chcia​ła usły​szeć, i wy​szła z se​an​su prze​ko​na​na, że Pan D. po​sia​da nie​zwy​kłe zdol​no​ści. Rów​nie waż​ną rolę jak efekt Lake Wo​be​gon i efekt Dart​mo​uth In​dians kon​tra Prin​ce​ton Ti​gers od​gry​wa trze​cia klu​czo​wa za​sa​da zim​ne​go od​czy​tu – efekt dok​to​ra Foxa. 3. Two​rze​nie zna​czeń Spójrz​my na po​niż​szy sym​bol.

Je​śli po jego jed​nej stro​nie umie​ści​my li​te​rę „A”, a po dru​giej li​te​rę „C”, więk​szość lu​dzi bez pro​ble​mu zin​ter​pre​tu​je ten znak jako li​te​rę „B”.

Ale je​śli po​wy​żej tego sym​bo​lu umie​ści​my licz​bę „12”, a po​ni​żej licz​bę „14”, wte​dy ta​jem​ni​czy sym​bol zmie​ni kształt i sta​nie się licz​bą „13”.

Mo​że​my też bar​dzo spryt​nie umie​ścić li​te​ry „A” i „B” po le​wej i pra​wej stro​nie na​sze​go sym​bo​lu, a licz​by „12” i „14” po​wy​żej i po​ni​żej, a wte​dy sym​bol bę​dzie nie​ustan​nie oscy​lo​wał mię​dzy li​te​rą „B” a licz​bą „13”.

Po​da​ny przy​kład zgrab​nie po​ka​zu​je fun​da​men​tal​ną oso​bli​wość na​sze​go spo​so​bu po​strze​ga​nia świa​ta. Wy​star​czy od​po​wied​ni kon​tekst, a czło​wiek po​tra​fi na​tych​miast nie​świa​do​mie zo​ba​czyć zna​cze​nie w po​zba​wio​nym zna​cze​nia kształ​cie. Ta sama za​sa​da po​ma​ga wy​ja​śnić, dla​cze​go lu​dzie do​strze​ga​ją roz​ma​ite kształ​ty w pla​mach atra​men​tu, chmu​rach i wa​flach. Wy​star​czy, że bę​dzie​my dość dłu​go wpa​try​wa​li się w te przy​pad​ko​we kształ​ty, a na​gle przed na​szy​mi ocza​mi za​czną wy​ła​niać się przed​mio​ty, twa​rze i za​ry​sy po​sta​ci. Po​dob​ny pro​ces za​cho​dzi w trak​cie na​szych co​dzien​nych roz​mów. Pod​czas przy​ja​znej po​ga​węd​ki sta​ra​my się moż​li​wie jak naj​le​piej prze​ka​zać swo​je my​śli dru​giej oso​bie. Nie​któ​re z na​szych ko​men​ta​rzy mogą być tro​chę nie​ja​sne i wie​lo​znacz​ne, ale ludz​ki mózg po​tra​fi bar​dzo spraw​nie wy​wnio​sko​wać po​trzeb​ne zna​cze​nia z kon​tek​stu roz​mo​wy i wszyst​ko to​czy się do​brze. Jed​nak ten waż​ny pro​ces może za​pro​wa​dzić nas na ma​now​ce. Za​czy​na​my sły​szeć sen​sow​ne wy​po​wie​dzi na​wet tam, gdzie ich nie ma. W la​tach sie​dem​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go stu​le​cia Do​nald Naf​tu​lin i jego ko​le​dzy z Uni​wer​sy​te​tu Po​łu​dnio​wej Ka​li​for​nii w nie​zwy​kle wy​ra​zi​sty spo​sób po​ka​za​li sku​tecz​ność tej za​sa​dy.13 Naf​tu​lin na​pi​sał cał​ko​wi​cie po​zba​wio​ny sen​su wy​kład na te​mat za​leż​no​ści mię​dzy ma​te​ma​ty​ką a ludz​kim za​cho​wa​niem, wy​na​jął ak​to​ra, któ​ry wy​gło​sił od​czyt pod​czas na​uko​wej kon​fe​ren​cji po​świę​co​nej spra​wom edu​ka​cji, a na​stęp​nie za​py​tał wi​dow​nię zło​żo​ną z psy​chia​trów, psy​cho​lo​gów i pra​cow​ni​ków spo​łecz​nych o opi​nię na te​mat przed​sta​wio​ne​go re​fe​ra​tu. Przed wy​stę​pem Naf​tu​lin po​le​cił ak​to​ro​wi, aby bar​dzo sta​ran​nie prze​ćwi​czył swo​ją wy​po​wiedź, i po​in​stru​ował go, w jaki spo​sób ma po​ra​dzić so​bie z trwa​ją​cą trzy​dzie​ści mi​nut se​sją py​tań i od​po​wie​dzi, po​słu​gu​jąc się „dwu​znacz​ny​mi sfor​mu​ło​wa​nia​mi, neo​lo​gi​zma​mi, lo​gicz​ny​mi prze​sko​ka​mi w ro​zu​mo​wa​niu oraz wy​po​wie​dzia​mi, któ​re prze​czą so​bie na​wza​jem”. Pod​czas kon​fe​ren​cji Naf​tu​lin przed​sta​wił ak​to​ra jako „dok​to​ra My​ro​na L. Foxa”, po czym krót​ko omó​wił jego im​po​nu​ją​cą, choć cał​ko​wi​cie fik​cyj​ną, ka​rie​rę na​uko​wą. Przez na​stęp​ne pół​to​rej go​dzi​ny uczest​ni​cy kon​fe​ren​cji byli bom​bar​do​wa​ni po​zba​wio​ną sen​su pa​pla​ni​ną i sprzecz​ny​mi wy​po​wie​dzia​mi. Pod ko​niec kon​fe​ren​cji Naf​tu​lin roz​dał wszyst​kim słu​cha​czom kwe​stio​na​riusz i po​pro​sił o wy​ra​że​nie swo​ich opi​nii. I po​dob​nie jak wy kil​ka mi​nut temu, pa​trząc na po​zba​wio​ny sen​su sym​bol, zin​ter​pre​to​wa​li​ście go albo jako li​te​rę „B”, albo licz​bę „13”, tak samo uczest​ni​cy kon​fe​ren​cji do​strze​gli głę​bo​ką mą​drość w non​sen​sach wy​po​wia​da​nych przez dok​to​ra Foxa. We​dług słu​cha​czy dok​tor Fox miał „do​sko​na​ły wy​stęp”, wy​po​wia​dał się „nie​zwy​kle kla​row​nie” i przed​sta​wił „do​brą ana​li​zę te​ma​tu”. Na proś​bę o oce​nę wy​stę​pu Foxa osiem​dzie​siąt pięć pro​cent uczest​ni​ków kon​fe​ren​cji uzna​ło, że dok​tor Fox przed​sta​wił swój ma​te​riał w do​brze zor​ga​ni​zo​wa​ny spo​sób, sie​dem​dzie​siąt pro​cent po​chwa​li​ło go za po​słu​gi​wa​nie się przy​kła​da​mi i nie​mal dzie​więć​dzie​siąt pięć pro​cent uzna​ło jego wy​stą​pie​nie za in​spi​ru​ją​ce. Naf​tu​lin nie jest je​dy​nym ba​da​czem, któ​ry po​ka​zał zdu​mie​wa​ją​cą zdol​ność ludz​kie​go umy​słu do znaj​do​wa​nia sen​su tam, gdzie go nie ma. W po​ło​wie lat sześć​dzie​sią​tych Jo​seph We​izen​baum, eks​pert MIT w dzie​dzi​nie ba​dań nad sztucz​ną in​te​li​gen​cją, na​pi​sał pro​gram kom​pu​te​ro​wy, któ​ry miał imi​to​wać do​świad​cze​nie roz​mo​wy z psy​cho​te​ra​peu​tą. Pro​gram na​zwa​ny ELI​ZA (na cześć Eli​zy Do​olit​tle, kwia​ciar​ki z niż​szych sfer, któ​rą bo​ha​ter sztu​ki Pig​ma​lion Geo​r​ge’a Ber​nar​da Sha​wa uczył wła​ści​we​go wy​sła​wia​nia się) był bar​dzo pro​sty. Na po​cząt​ku każ​dej se​sji ELI​ZA pro​si​ła roz​mów​cę o przed​sta​wie​nie swo​je​go pro​ble​-

mu, a na​stęp​nie wy​ko​rzy​sty​wa​ła nie​wiel​ką licz​bę pro​stych re​guł, aby od​po​wie​dzieć na róż​ne typy zdań. Je​śli ktoś wpi​sał na przy​kład zda​nie o struk​tu​rze „Wła​śnie x”, ELI​ZA za​wsze od​po​wia​da​ła: „Mó​wisz, że wła​śnie x?”. Ile​kroć ktoś wpi​sał sło​wa „Tak uwa​żam”, ELI​ZA od​po​wia​da​ła: „Uwa​żasz tak z ja​kie​goś szcze​gól​ne​go po​wo​du?”. Je​śli czy​jaś od​po​wiedź nie pa​so​wa​ła do żad​nej z tych stan​dar​do​wych for​muł, ELI​ZA była za​pro​gra​mo​wa​na w taki spo​sób, aby od​po​wia​dać ja​kąś ogól​ni​ko​wą fra​zą w ro​dza​ju „Po​wiedz mi coś wię​cej”. A za​tem wy​obraź​my so​bie, że przy​szli​ście na roz​mo​wę z ELI​ZĄ na te​mat nie​daw​nej zmia​ny pra​cy. Se​sja mo​gła​by wy​glą​dać mniej wię​cej tak: ELI​ZA: Przed​staw mi, pro​szę, swój pro​blem. Ty: Wła​śnie zmie​ni​łem pra​cę. ELI​ZA: Mó​wisz, że wła​śnie zmie​ni​łeś pra​cę? Ty: Tak, nie je​stem pe​wien, czy pod​ją​łem słusz​ną de​cy​zję. ELI​ZA: Wy​da​je się, że je​steś cał​kiem prze​ko​na​ny. Ty: Tak uwa​żam. ELI​ZA: Mo​żesz po​wie​dzieć coś wię​cej na ten te​mat? Ty: Cóż, wy​da​je się, że po​stą​pi​łem słusz​nie. ELI​ZA: Nie je​stem pew​na, czy do​brze cię ro​zu​miem. Ty: Je​stem ty​pem oso​by, któ​ra ufa swo​jej in​tu​icji. ELI​ZA: Swo​jej in​tu​icji? Ty: Tak, wiesz, kie​dy masz prze​czu​cie. ELI​ZA Je​steś pew​ny tego, co mó​wisz. Ty: Tak uwa​żam. ELI​ZA: Uwa​żasz tak z ja​kie​goś szcze​gól​ne​go po​wo​du? Ty: No cóż, tro​chę się mar​twię, że w sta​rej pra​cy było mi le​piej. ELI​ZA: Na​praw​dę tak było? Ty: Pod pew​ny​mi wzglę​da​mi tak. ELI​ZA: Ro​zu​miem. Mimo udzie​la​nia se​rii me​cha​nicz​nych, cał​ko​wi​cie po​zba​wio​nych zna​cze​nia od​po​wie​dzi ELI​ZA oka​za​ła się nie​zwy​kle po​pu​lar​na i wie​le osób było prze​ko​na​nych, że na​praw​dę roz​ma​wia​ją z au​ten​tycz​nym, do​świad​czo​nym psy​cho​te​ra​peu​tą. W po​dob​ny spo​sób po​stę​pu​ją po​li​ty​cy. Do​sko​na​le zda​jąc so​bie spra​wę z opi​sa​ne​go po​wy​żej me​cha​ni​zmu, czę​sto w swo​ich pu​blicz​nych wy​po​wie​dziach po​słu​gu​ją się zda​nia​mi, któ​re są męt​ne, nie​jed​no​znacz​ne, a na​wet we​wnętrz​nie sprzecz​ne, z cał​ko​wi​tą pew​no​ścią, że ich wy​bor​cy usły​szą to, co chcą usły​szeć. („Mu​si​my być przy​go​to​wa​ni na to, żeby spoj​rzeć wstecz i mieć od​wa​gę ru​szyć na​przód, aby uwzględ​nić w rów​nej mie​rze za​rów​no pra​wa pra​cow​ni​ków, jak i przed​się​bior​ców, i w ten spo​sób dzia​łać na rzecz osób po​trze​bu​ją​cych po​mo​cy, nie za​chę​ca​jąc jed​no​cze​śnie lu​dzi do zda​wa​nia się na opie​kę pań​stwa”). Na​wet ucze​ni nie są od​por​ni na ten efekt. W po​ło​wie lat dzie​więć​dzie​sią​tych ubie​głe​go wie​ku fi​zyk Alan So​kal z Uni​wer​sy​te​tu No​wo​jor​skie​go do​szedł do wnio​sku, że po​dob​ny ro​dzaj po​zba​wio​nej sen​su pa​pla​ni​ny kry​je się za więk​szo​ścią post​mo​der​ni​stycz​nych stu​diów kul​tu​ro​wych, i po​sta​no​wił spraw​dzić swo​ją hi​po​te​zę, prze​sy​ła​jąc cał​ko​wi​cie po​zba​wio​ny

sen​su ar​ty​kuł jed​ne​mu z na​uko​wych cza​so​pism spe​cja​li​zu​ją​cych się w tej dzie​dzi​nie.14 Tekst za​ty​tu​ło​wa​ny „Trans​gre​sja gra​nic: ku trans​for​ma​tyw​nej her​me​neu​ty​ce kwan​to​wej gra​wi​ta​cji” za​wie​rał nie​po​wią​za​ne tre​ścio​wo od​nie​sie​nia do in​nych tek​stów, przy​pad​ko​wo wy​bra​ne cy​ta​ty oraz zda​nia jaw​nie po​zba​wio​ne sen​su. Na przy​kład w pew​nym mo​men​cie au​tor ar​ty​ku​łu do​wo​dził, że kwan​to​wa gra​wi​ta​cja ma im​pli​ka​cje po​li​tycz​ne, a w za​koń​cze​niu pi​sał: „Taka eman​cy​pa​cyj​na ma​te​ma​ty​ka na ra​zie jesz​cze nie ist​nie​je i mo​że​my je​dy​nie spe​ku​lo​wać na te​mat jej ewen​tu​al​nej za​war​to​ści. Pew​ną jej za​po​wiedź mo​że​my do​strzec w wie​lo​wy​mia​ro​wej, nie​li​ne​ar​nej lo​gi​ce teo​rii sys​te​mów roz​my​tych; jed​nak taki spo​sób my​śle​nia jest wciąż po​waż​nie ob​cią​żo​ny swo​ją ge​ne​zą zwią​za​ną z kry​zy​sem póź​no​ka​pi​ta​li​stycz​nych sto​sun​ków pro​duk​cji”. Re​dak​to​rzy cza​so​pi​sma nie roz​po​zna​li oszu​stwa i opu​bli​ko​wa​li ar​ty​kuł. Ten pro​sty me​cha​nizm po​ma​ga nam wy​ja​śnić po​wo​dze​nie se​an​sów ja​sno​wi​dze​nia. Wy​po​wie​dzi wróż​bi​tów i osób o zdol​no​ściach me​diu​micz​nych są czę​sto wie​lo​znacz​ne, a tym sa​mym otwar​te na kil​ka in​ter​pre​ta​cji. Kie​dy na przy​kład wróż​bi​ta wspo​mi​na o „po​waż​nej zmia​nie do​ty​czą​cej nie​ru​cho​mo​ści”, może mieć na my​śli prze​pro​wadz​kę do in​ne​go domu, po​moc ko​muś in​ne​mu w prze​pro​wadz​ce, odzie​dzi​cze​nie domu albo zna​le​zie​nie no​we​go miesz​ka​nia do wy​na​ję​cia, a na​wet kup​no let​nie​go domu za gra​ni​cą. Po​nie​waż nie umiej​sca​wia swo​ich słów na osi cza​su, może cho​dzić o zmia​nę, któ​ra wy​da​rzy​ła się nie​daw​no, wła​śnie się do​ko​nu​je albo wy​da​rzy się w nie​da​le​kiej przy​szło​ści. Klien​ci wróż​bi​ty z ca​łych sił sta​ra​ją się od​na​leźć sens w ta​kich wy​po​wie​dziach. Przy​po​mi​na​ją so​bie swo​je do​tych​cza​so​we ży​cie i usi​łu​ją zna​leźć w nim coś, co do nich pa​su​je. W ten spo​sób mogą prze​ko​nać sie​bie sa​mych, że ja​sno​widz tra​fił w sed​no. Ten pro​ces czę​sto za​czy​na się na sa​mym po​cząt​ku se​sji, gdy wie​lu wróż​bi​tów cał​kiem jed​no​znacz​nie oświad​cza, że nie będą w sta​nie do​star​czyć pre​cy​zyj​nych in​for​ma​cji. Za​miast tego twier​dzą, że ich zdol​ność wi​dze​nia przy​po​mi​na spo​glą​da​nie przez za​mglo​ną szyb​kę albo że po​tra​fią je​dy​nie usły​szeć gło​sy w ciem​no​ściach. Za​da​nie wy​peł​nia​nia pu​stych miejsc na​le​ży już do klien​ta. Po​dob​nie jak dok​tor Fox i ELI​ZA, wróż​bi​ta wy​twa​rza na​stęp​nie bez​sen​sow​ną pa​pla​ni​nę, któ​rą jego klien​ci za​mie​nia​ją w per​ły mą​dro​ści. Ba​dacz Geof​frey Dean cha​rak​te​ry​zu​je to zja​wi​sko jako efekt pro​kru​sto​wy, od imie​nia Pro​kru​sta, po​sta​ci z mi​to​lo​gii grec​kiej, któ​ry roz​cią​gał albo skra​cał koń​czy​ny swo​ich go​ści, żeby do​pa​so​wać ich do roz​mia​rów swo​je​go łoża.15 Wy​po​wie​dzi Pana D. pod​czas se​an​sów były peł​ne tego ro​dza​ju in​for​ma​cji. Lisa do​wie​dzia​ła się, że „jest oso​bą w pew​nym sen​sie opie​kuń​czą”, że „cze​ka​ją ją pew​ne​go ro​dza​ju zmia​ny w miej​scu pra​cy”, że ktoś w jej ży​ciu „spra​wiał ostat​nio szcze​gól​ne kło​po​ty” oraz że nie​daw​no otrzy​ma​ła „po​da​ru​nek od ja​kie​goś ma​łe​go dziec​ka”. Ogrom​ne wra​że​nie zro​bi​ło na Li​sie oświad​cze​nie Pana D., że jej brat od​no​si spo​re suk​ce​sy za​wo​do​we i za​sta​na​wia się nad wstą​pie​niem do pew​nej or​ga​ni​za​cji, któ​ra po​mo​że mu osią​gnąć jesz​cze wię​cej. Pan D. nie miał po​ję​cia, o czym mówi. Jego uwa​ga mo​gła na przy​kład od​no​sić się do tego, że brat Lisy wła​śnie zmie​nia pra​cę albo że za​mie​rza za​pi​sać się do or​ga​ni​za​cji za​wo​do​wej, fit​ness klu​bu, dru​ży​ny spor​to​wej, pry​wat​ne​go klu​bu albo związ​ków za​wo​do​wych. A po​nie​waż brat Lisy otrzy​mał nie​daw​no pro​po​zy​cję wstą​pie​nia do ma​so​ne​rii, Lisa zin​ter​pre​to​wa​ła uwa​gi Pana D. wła​śnie w tym kon​tek​ście. Kie​dy roz​ma​wia​li​śmy z nią póź​niej, Lisa wy​zna​ła, że jest pod wiel​kim wra​że​niem zwłasz​cza tej czę​ści se​an​su i wbrew fak​tom „przy​po​mnia​ła” so​bie, że uwa​gi Pana D. od​no​si​ły się do​kład​nie do związ​ków jej bra​ta z ma​so​ne​-

rią. A za​tem z sze​ściu psy​cho​lo​gicz​nych tech​nik, na któ​rych ba​zu​je me​to​da zim​ne​go od​czy​tu, przyj​rze​li​śmy się do​tąd efek​to​wi Lake Wo​be​gon, efek​to​wi Dart​mo​uth In​dians kon​tra Prin​ce​ton Ti​gers oraz efek​to​wi dok​to​ra Foxa. Zrób​my so​bie te​raz małą prze​rwę, za​nim przyj​rzy​my się czwar​tej klu​czo​wej za​sa​dzie zim​ne​go od​czy​tu...

JAK PRZE​KO​NAĆ NIE​ZNA​JO​MYCH, ŻE WIE​MY O NICH WSZYST​KO. CZĘŚĆ PIERW​SZA Przy​szła te​raz pora na to, że​by​ście sami opa​no​wa​li chwy​ty psy​cho​lo​gicz​ne, ja​ki​mi po​słu​gu​ją się za​wo​do​wi wróż​bi​ci, i wy​ko​rzy​sta​li je dla swo​ich nie​go​dzi​wych ce​lów. Za​nim za​cznie​my, mu​si​cie się zde​cy​do​wać, któ​rą z rze​ko​mych umie​jęt​no​ści za​mier​za​cie po​siąść. Naj​le​piej wy​brać coś, co od​wo​łu​je się do wy​obra​żeń oso​by, na któ​rej pra​gnie​cie zro​bić wra​że​nie. A za​tem, je​śli na przy​kład uwa​ża​cie, że dana oso​ba wie​rzy w chi​ro​man​cję, po​wie​cie, że mo​że​cie wie​le się o niej do​wie​dzieć z li​nii jej dło​ni. Je​śli to oso​ba za​in​te​re​so​wa​na astro​lo​gią, wy​ja​śni​cie, że mo​że​cie opi​sać jej prze​szłość i przy​szłość na pod​sta​wie daty uro​dze​nia. A je​śli to ktoś, kto scep​tycz​nie od​no​si się do zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, po​pro​si​cie o na​ry​so​wa​nie ob​raz​ka domu i po​słu​ży​cie się nim jako pod​sta​wą swo​je​go „psy​cho​lo​gicz​ne​go” se​an​su. A te​raz wy​pró​bu​je​my w prak​ty​ce trzy na​stę​pu​ją​ce me​to​dy: 1. Po​chleb​stwo Na po​czą​tek mu​si​cie po​wie​dzieć tej oso​bie to, co pra​gnie usły​szeć. Spójrz​cie na jej dłoń, datę uro​dze​nia albo ry​su​nek domu i wy​ja​śnij​cie, że wska​zu​je na bar​dzo do​brze zrów​no​wa​żo​ną oso​bo​wość. Sta​raj​cie się za wszel​ką cenę za​cho​wać po​wa​gę, kie​dy bę​dzie​cie oma​wiać głęb​sze aspek​ty jej oso​bo​wo​ści, wy​ja​śniać, że spra​wia wra​że​nie oso​by nie​zwy​kle wraż​li​wej na po​trze​by in​nych, od​po​wie​dzial​nej, przy​ja​znej, twór​czej i uprzej​mej. Nie za​po​mnij​cie tak​że wspo​mnieć o tym, że wy​da​je się ob​da​rzo​na nie​zwy​kłą in​tu​icją oraz że mo​gła​by się spraw​dzić w prze​po​wia​da​niu przy​szło​ści in​nym. 2. Stwier​dze​nia we​wnętrz​nie sprzecz​ne Je​że​li bę​dzie​cie opi​sy​wa​li ja​kąś ce​chę i jej prze​ci​wień​stwo, wasi roz​mów​cy będą się kon​cen​tro​wa​li je​dy​nie na tej czę​ści wa​sze​go opi​su, któ​ra wy​da​je im się sen​sow​na. Po​słu​gu​jąc się tego ro​dza​ju wie​lo​znacz​ny​mi wy​po​wie​dzia​mi, po​win​ni​ście wspo​mnieć o na​stę​pu​ją​cych pię​ciu głów​nych aspek​tach oso​bo​wo​ści: Otwar​tość: „Cza​sa​mi kie​ru​jesz się wy​obraź​nią i po​tra​fisz być oso​bą twór​czą, ale gdy zaj​dzie taka po​trze​ba, po​tra​fisz być oso​bą wy​bit​nie prak​tycz​ną i roz​sąd​ną”. Su​mien​ność: „W pew​nych spra​wach ce​nisz so​bie po​czu​cie ru​ty​ny, ale kie​dy in​dziej po​zwa​lasz so​bie na spon​ta​nicz​ność i nie​prze​wi​dy​wal​ność”.

Eks​tra​wer​tycz​ność: „Kie​dy chcesz, po​tra​fisz być oso​bą otwar​tą, ale cza​sa​mi uwa​żasz, że naj​lep​szy jest wie​czór spę​dzo​ny tyl​ko z do​brą książ​ką”. Życz​li​wy sto​su​nek do in​nych: „Twoi przy​ja​cie​le po​strze​ga​ją cię jako oso​bę ufną i przy​ja​zną, ale masz tak​że pew​ną skłon​ność do ry​wa​li​za​cji, któ​ra od cza​su do cza​su daje o so​bie znać”. Skłon​no​ści neu​ro​tycz​ne: „Cho​ciaż czu​jesz się emo​cjo​nal​nie oso​bą nie​pew​ną i ze​stre​so​wa​ną, je​steś w za​sa​dzie czło​wie​kiem zre​lak​so​wa​nym i nie​fra​so​bli​wym”. 3. Wy​po​wie​dzi wie​lo​znacz​ne Cho​ciaż od cza​su do cza​su do​brze jest rzu​cić ja​kąś przy​pad​ko​wą, kon​kret​ną in​for​ma​cję („Czy masz sio​strę o imie​niu Jo​an​ne, od​czu​wasz ir​ra​cjo​nal​ny lęk przed owsian​ką i nie​daw​no ku​pi​łeś so​bie żół​ty uży​wa​ny sa​mo​chód...? Tak my​śla​łem, że nie”), le​piej, żeby two​je uwa​gi były mgli​ste. Aby wy​ja​śnić te nie​ja​sno​ści, po​wiedz, że cza​sa​mi masz trud​no​ści z do​kład​nym zro​zu​mie​niem my​śli i ob​ra​zów, ja​kie ci się na​su​wa​ją, a tym sa​mym to twój roz​mów​ca musi ci po​móc zo​rien​to​wać się, o co cho​dzi. Spró​buj na przy​kład ta​kich wy​po​wie​dzi: „Mam wra​że​nie ja​kiejś po​waż​nej zmia​ny, może cho​dzi o ja​kąś po​dróż albo małą re​wo​lu​cję w miej​scu pra​cy”. „Nie​daw​no otrzy​ma​łeś ja​kiś po​da​ru​nek – może pie​nią​dze albo coś, co ma dla cie​bie war​tość sen​ty​men​tal​ną”. „Mam wra​że​nie, że mar​twisz się o jed​ne​go z człon​ków two​jej ro​dzi​ny albo bli​skie​go przy​ja​cie​la”. Mo​żesz tak​że śmia​ło się​gać po abs​trak​cyj​ne sfor​mu​ło​wa​nia w ro​dza​ju: „Wi​dzę ja​kiś za​my​ka​ją​cy się okrąg – czy to ma dla cie​bie ja​kiś sens?” albo „Wi​dzę za​my​ka​ją​ce się drzwi – że​byś nie wiem jak moc​no cią​gnął, nie otwo​rzą się”, albo „Wi​dzę sprzą​ta​nie – czy pró​bu​jesz usu​nąć coś albo ko​goś ze swo​je​go ży​cia?”. Wra​ca​jąc do na​szych ba​dań nad za​sa​da​mi zim​ne​go od​czy​tu, uda​my się te​raz na ryby. 4. Łowy i po​ło​wy Pod​czas co​dzien​nych kon​tak​tów lu​dzie naj​czę​ściej sta​ra​ją się moż​li​wie jak naj​le​piej prze​ka​zy​wać roz​mów​cy swo​je my​śli i opi​nie. Ale na​wet je​śli tyl​ko jed​na oso​ba mówi, a dru​ga słu​cha, in​for​ma​cje prze​pły​wa​ją nie tyl​ko od mó​wią​ce​go do słu​cha​ją​ce​go. Prze​ciw​nie, wy​mia​na prze​bie​ga za​wsze w obu kie​run​kach, a słu​cha​ją​cy nie​ustan​nie re​agu​je na to, co do nie​go do​cie​ra. Cza​sem sta​ra się dać mó​wią​ce​mu sy​gnał, że ro​zu​mie albo zga​dza się z tym, co zo​sta​ło po​wie​dzia​ne, za po​mo​cą ski​nię​cia, uśmie​chu albo sło​wa „tak”. Kie​dy in​dziej chce po​ka​zać mó​wią​ce​mu, że nie bar​dzo ro​zu​mie albo nie zga​dza się z jego uwa​ga​mi. Wte​dy wy​da​je się zdez​o​rien​to​wa​ny, krę​ci gło​wą albo mówi: „je​steś idio​tą, daj mi spo​kój”. Tak czy in​a​czej, ta​kie re​ak​cje są nie​zbęd​ne dla po​wo​dze​nia na​szych co​dzien​nych kon​wer​sa​cji. Rze​ko​mi wróż​bi​ci i oso​by przy​pi​su​ją​ce so​bie zdol​no​ści me​diu​micz​ne sta​ra​ją się mak​sy​mal​nie wy​ko​rzy​stać tę pro​stą za​sa​dę. Pod​czas se​an​su czę​sto po​ru​sza​ją kil​ka te​ma​tów i ob​ser​wu​ją, któ​ry z nich wy​wo​łu​je re​ak​cję słu​cha​cza, po czym roz​wi​ja​ją ten wą​tek. Po​dob​nie jak do​bry po​li​tyk albo sprze​daw​ca uży​wa​nych sa​mo​cho​dów, nie mó​wią tego, co my​ślą, ale

ra​czej sta​ra​ją się wy​son​do​wać roz​mów​cę, po czym zmie​nia​ją swój prze​kaz na pod​sta​wie za​ob​ser​wo​wa​nych re​ak​cji. Te re​ak​cje zwrot​ne mogą przy​jąć roz​ma​itą po​stać. Sprze​daw​ca pa​trzy, czy jego klient re​agu​je ski​nię​ciem, uśmie​chem albo roz​sia​da się wy​god​nie w fo​te​lu, czy też na​gle sta​je się na​pię​ty, i od​po​wied​nio do tych re​ak​cji zmie​nia swo​je ko​men​ta​rze (to je​den z po​wo​dów, dla​cze​go oso​ba czy​ta​ją​ca z li​nii dło​ni tak chęt​nie trzy​ma na​szą rękę pod​czas se​an​su). Mowa tu o tech​ni​ce zna​nej jako „łowy i po​ło​wy” – Pan D. był praw​dzi​wym mi​strzem w tej dzie​dzi​nie. Lu​dzie zwy​kle szu​ka​ją po​mo​cy u wróż​bi​ty w związ​ku ze sto​sun​ko​wo nie​wiel​ką licz​bą po​ten​cjal​nych pro​ble​mów, do​ty​czą​cych zdro​wia, związ​ków uczu​cio​wych, pla​nów po​dró​ży, ka​rie​ry za​wo​do​wej albo fi​nan​sów. Roz​kła​da​jąc kar​ty ta​ro​ta, Pan D. za​trą​cił o każ​dy z tych te​ma​tów i ukrad​kiem ob​ser​wo​wał re​ak​cje Lisy. Spra​wia​ła wra​że​nie oso​by zdro​wej i nie za​re​ago​wa​ła, gdy wspo​mniał, że od​czu​wa​ła nie​daw​no ja​kieś bóle. Py​ta​nia o jej ka​rie​rę za​wo​do​wą tak​że nie wy​wo​ła​ły u niej sil​niej​szej re​ak​cji. Na​stęp​nie Pan D. na​po​mknął o po​dró​ży, ale Lisa po​zo​sta​ła nie​wzru​szo​na. Wresz​cie prze​szedł do jej ży​cia uczu​cio​we​go. Gdy tyl​ko wspo​mniał o związ​ku uczu​cio​wym, wy​raz twa​rzy Lisy na​tych​miast się zmie​nił i na​gle zro​bi​ła się bar​dzo po​waż​na. Pan D. od razu zro​zu​miał, że tra​fił w czu​ły punkt, i za​czął drą​żyć głę​biej. Oglą​da​jąc li​nie jej dło​ni, za​uwa​żył rze​ko​mą prze​rwę w li​nii ser​ca i po​wie​dział, że nie jest pew​ny, czy ozna​cza ja​kąś śmierć w ro​dzi​nie, czy nie​uda​ny zwią​zek. Lisa w ogó​le nie za​re​ago​wa​ła na wzmian​kę o śmier​ci, ale ski​nę​ła na​tych​miast, gdy usły​sza​ła o ze​rwa​nym związ​ku. Pan D. dys​kret​nie od​no​to​wał jej re​ak​cję i prze​szedł do in​nych te​ma​tów. Ja​kieś dzie​sięć mi​nut póź​niej od​wró​cił ko​lej​ną kar​tę ta​ro​ta i pew​nym gło​sem oświad​czył, że Lisa nie​daw​no ze​rwa​ła ze swo​im part​ne​rem. Lisa była zdu​mio​na.

CZY UMIESZ DO​BRZE OCE​NIAĆ CHA​RAK​TE​RY IN​NYCH? Oprócz po​słu​gi​wa​nia się tech​ni​ka​mi opi​sa​ny​mi w tym roz​dzia​le nie​któ​rzy wróż​bi​ci mó​wią, że mie​wa​ją czę​sto in​tu​icyj​ne prze​czu​cia na te​mat swo​je​go klien​ta i że te prze​czu​cia za​ska​ku​ją​co czę​sto oka​zu​ją się traf​ne. Co może le​żeć u pod​ło​ża tych dziw​nych od​czuć i czy umiesz do​brze oce​niać cha​rak​te​ry in​nych? Kil​ka lat temu psy​cho​lo​go​wie An​tho​ny Lit​tle z uni​wer​sy​te​tu w Stir​ling oraz Da​vid Per​rett z uni​wer​sy​te​tu w St An​drews prze​pro​wa​dzi​li fa​scy​nu​ją​ce ba​da​nia za​leż​no​ści mię​dzy wy​glą​dem ludz​kich twa​rzy a oso​bo​wo​ścią.16 Ba​da​cze po​pro​si​li pra​wie dwie​ście osób o wy​peł​nie​nie kwe​stio​na​riu​sza, któ​ry słu​żył do oce​ny na​tę​że​nia każ​dej z pię​ciu cech oso​bo​wo​ści wspo​mnia​nych wcze​śniej w tym roz​dzia​le (otwar​tość, su​mien​ność, eks​tra​wer​tycz​ność, życz​li​wy sto​su​nek do in​nych i skłon​no​ści neu​ro​tycz​ne). Na​stęp​nie zro​bi​li zdję​cia twa​rzy męż​czyzn i ko​biet, któ​rzy osią​ga​li naj​niż​sze i naj​wyż​sze wy​ni​ki w każ​dej z tych ka​te​go​rii, i z po​mo​cą pro​gra​mu kom​pu​te​ro​we​go sto​pi​li fo​to​gra​fie twa​rzy osób na​le​żą​cych do każ​dej z tych grup w jed​ną „zło​żo​ną” twarz ko​bie​cą i mę​ską. Otrzy​ma​li w ten spo​sób czte​ry od​ręb​ne, zło​żo​ne ob​ra​zy: je​den przed​sta​wiał twarz ko​bie​cą od​po​wia​da​ją​cą naj​niż​szym wy​ni​kom w te​ście oso​bo​wo​ści, inny twarz ko​bie​cą od​-

po​wia​da​ją​cą naj​wyż​szym wy​ni​kom, i tak samo dla gru​py męż​czyzn. Za​sto​so​wa​na przez nich me​to​da opie​ra się na pro​stej za​sa​dzie. Wy​obraź​my so​bie, że mamy fo​to​gra​ficz​ne por​tre​ty dwu osób. Obie mają krza​cza​ste brwi i głę​bo​ko osa​dzo​ne oczy, ale jed​na z nich ma mały nos, a dru​ga dużo więk​szy. Aby uzy​skać zło​żo​ny ob​raz ich twa​rzy, ba​da​cze naj​pierw ska​nu​ją obie fo​to​gra​fie, wpro​wa​dza​ją je do kom​pu​te​ra, usu​wa​ją wszel​kie róż​ni​ce oświe​tle​nia, a na​stęp​nie w taki spo​sób ma​ni​pu​lu​ją ob​ra​za​mi, aby klu​czo​we ele​men​ty twa​rzy – ta​kie jak ką​ci​ki ust i oczu – zna​la​zły się mniej wię​cej w tym sa​mym po​ło​że​niu. Po czym na​kła​da​ją je​den ob​raz na dru​gi i kom​pu​ter wy​li​cza śred​nie war​to​ści dla obu twa​rzy. Je​śli obie twa​rze mają krza​cza​ste brwi i głę​bo​ko osa​dzo​ne oczy, otrzy​ma​ny ob​raz zło​żo​ny tak​że ma te ce​chy. Je​śli jed​na twarz ma mały nos, a dru​ga więk​szy, to koń​co​wy ob​raz bę​dzie miał nos śred​niej wiel​ko​ści. Ze​spół ba​da​czy przed​sta​wił na​stęp​nie tak uzy​ska​ne ko​bie​ce i mę​skie zło​żo​ne ob​ra​zy twa​rzy ko​lej​nej gru​pie czter​dzie​stu osób i po​pro​sił o oce​nę każ​dej z tych twa​rzy pod wzglę​dem wspo​mnia​nych aspek​tów oso​bo​wo​ści. Co cie​ka​we, uzy​ska​ne oce​ny były czę​sto nie​zwy​kle pra​wi​dło​we. Na przy​kład, wy​ge​ne​ro​wa​ny kom​pu​te​ro​wo ob​raz uzy​ska​ny ze zdjęć twa​rzy osób naj​bar​dziej otwar​tych oce​nia​no jako twarz oso​by nie​zwy​kle eks​tra​wer​tycz​nej, ob​raz uzy​ska​ny z twa​rzy osób nie​zwy​kle od​po​wie​dzial​nych po​strze​ga​no jako twarz oso​by szcze​gól​nie god​nej za​ufa​nia i tak da​lej. In​ny​mi sło​wy, two​ja oso​bo​wość jest do pew​ne​go stop​nia wy​pi​sa​na na two​jej twa​rzy. Wy​ko​rzy​sta​łem wy​ge​ne​ro​wa​ne kom​pu​te​ro​wo zło​żo​ne ob​ra​zy twa​rzy ko​bie​cych uzy​ska​ne pod​czas tego eks​pe​ry​men​tu do przy​go​to​wa​nia krót​kie​go, za​baw​ne​go te​stu, któ​ry po​zwo​li nam usta​lić, czy umiesz do​brze oce​niać cha​rak​te​ry in​nych.17 Aby wziąć udział w tym te​ście, wy​star​czy od​po​wie​dzieć na pięć na​stę​pu​ją​cych py​tań. 1. Któ​ra z tych dwu twa​rzy wy​da​je się bar​dziej przy​ja​zna?

2. Któ​ra z tych dwu twa​rzy wy​da​je się bar​dziej god​na za​ufa​nia?

3. Któ​ra z tych dwu twa​rzy wy​da​je się bar​dziej otwar​ta?

4. Któ​ra z tych dwu twa​rzy wy​da​je się bar​dziej za​nie​po​ko​jo​na?

5. Któ​ra z tych dwu twa​rzy wy​da​je się na​le​żeć do oso​by ob​da​rzo​nej więk​szą wy​obraź​nią?

Pra​wi​dło​wa od​po​wiedź na wszyst​kie te py​ta​nia brzmi „A”. Ja​kie są wa​sze re​zul​ta​ty? Je​śli od​po​wie​dzie​li​ście po​praw​nie na wszyst​kie py​ta​nia, mo​że​cie spo​koj​nie za​ufać swo​jej in​tu​icji na te​mat in​nych. Je​śli nie, le​piej igno​ruj​cie swo​je prze​czu​cia i za​nim po​dej​mie​cie ja​kąś waż​ną de​cy​zję, sta​raj​cie się do​wie​dzieć wię​cej na te​mat oso​by, z któ​rą ma​cie do czy​nie​nia. Zaj​mie​my się te​raz pią​tą se​kret​ną tech​ni​ką sto​so​wa​ną przez wróż​bi​tów. Mam głę​bo​kie

prze​czu​cie, że je​steś oso​bą, któ​ra po​zwa​la, aby jej ser​ce kie​ro​wa​ło jej umy​słem, cza​sa​mi za​cho​wu​jesz się zbyt im​pul​syw​nie, ze szko​dą dla sie​bie, a ostat​nio przy​tra​fi​ło ci się bli​skie spo​tka​nie z kozą. Gwa​ran​tu​ję, że nie je​steś w tym osa​mot​nio​ny. 5. Złu​dze​nie wy​jąt​ko​wo​ści Na po​cząt​ku tego roz​dzia​łu po​pro​si​łem was o wzię​cie udzia​łu w dwóch pro​stych te​stach psy​cho​lo​gicz​nych. W pierw​szym mie​li​ście wska​zać miej​sce, w któ​rym za​czę​li​by​ście ko​pać, aby zna​leźć ukry​ty skarb, w dru​gim mie​li​ście po​my​śleć o ja​kimś kształ​cie geo​me​trycz​nym po​ło​żo​nym we​wnątrz in​ne​go kształ​tu geo​me​trycz​ne​go. Oba te eks​pe​ry​men​ty przy​no​szą nam in​te​re​su​ją​cy wgląd w pią​tą za​sa​dę rzą​dzą​cą me​to​dą zim​ne​go od​czy​tu. Po​pro​si​łem wie​le osób o wy​ko​na​nie tych dwóch pro​stych za​dań. Moż​na by się spo​dzie​wać, że uczest​ni​cy te​stu będą wy​bie​rać róż​ne, zu​peł​nie przy​pad​ko​we lo​ka​li​za​cje w ob​rę​bie piasz​czy​ste​go wy​ko​pu, ale jak wi​dać na ilu​stra​cji za​miesz​czo​nej na są​sied​niej stro​nie, zde​cy​do​wa​na więk​szość za​mie​rza​ła ko​pać w tych sa​mych ob​sza​rach. Po​dob​nie w przy​pad​ku dwóch kształ​tów geo​me​trycz​nych, więk​szość ba​da​nych my​śli o okrę​gu wpi​sa​nym w trój​kąt albo trój​ką​cie wpi​sa​nym w okrąg.18 Jed​nak ten sam ro​dzaj ego​cen​trycz​ne​go my​śle​nia, któ​ry skła​nia nas do prze​ko​na​nia, że mamy po​nad​prze​cięt​ne po​czu​cie hu​mo​ru i je​ste​śmy bar​dziej uzdol​nie​ni niż prze​cięt​ny kie​row​ca, spra​wia, że każ​dy z nas uwa​ża się za oso​bę wy​jąt​ko​wą i szcze​gól​ną. Cho​ciaż przy​jem​nie by​ło​by po​my​śleć, że zde​cy​do​wa​nie róż​ni​my się od resz​ty ludz​ko​ści, praw​da jest taka, że je​ste​śmy zdu​mie​wa​ją​co po​dob​ni do in​nych, a tym sa​mym zna​czą​co prze​wi​dy​wal​ni.

Wróż​bi​ci po​słu​gu​ją się tym fak​tem, aby stwo​rzyć wra​że​nie, że mają ja​kiś nad​zmy​sło​wy wgląd w na​szą oso​bo​wość i prze​szłość. Pan D. wy​ja​śnił mi, że wie​lu wróż​bi​tów dla przy​da​nia wia​ry​god​no​ści swo​im rze​ko​mym od​kry​ciom po​słu​gu​je się szcze​gó​ło​wo brzmią​cy​mi in​for​ma​cja​mi, któ​re przy​pusz​czal​nie są praw​dzi​we w od​nie​sie​niu do wie​lu osób. Ja​sno​widz może na przy​kład oświad​czyć, że wi​dzi ko​goś, kto ma bli​znę na le​wym ko​la​nie (praw​dzi​we w od​nie​sie​niu do mniej wię​cej jed​nej trze​ciej po​pu​la​cji), ko​goś, kto ma w domu pły​tę z Mu​zy​ką na wo​dzie Hän​dla (po​now​nie jed​na trze​cia), ma w ro​dzi​nie ko​goś o imie​niu Jan (praw​dzi​we w od​nie​sie​niu do jed​nej pią​tej po​pu​la​cji), ma ja​kiś klucz, cho​ciaż nie wie, co moż​na nim otwo​rzyć, albo ma w sza​fie parę bu​tów, o któ​rych wie, że już

nig​dy wię​cej ich nie za​ło​ży.19 Pan D. w cią​gu wie​lu lat swo​ich do​świad​czeń opra​co​wał kil​ka wła​snych for​mu​łek tego ro​dza​ju. Pod​czas se​an​su z Lisą po​wie​dział na przy​kład, że wi​dzi ko​goś, kto po​trze​bu​je opie​ki me​dycz​nej, ale trud​no się o nie​go trosz​czyć, po​nie​waż sta​le wy​rzu​ca prze​pi​sa​ne le​kar​stwa do ubi​ka​cji, oznaj​mił jej też, że ktoś w jej ro​dzi​nie nie​daw​no umarł, nie po​zo​sta​wia​jąc te​sta​men​tu, oraz że trzy​ma w szu​fla​dzie plik fo​to​gra​fii. Każ​dy przyj​mu​je, że jest kimś wy​jąt​ko​wym, więc ta​kie stwier​dze​nia nie mogą przy​pusz​czal​nie od​no​sić się do in​nych, i w ten spo​sób na​bie​ra prze​ko​na​nia o nie​zwy​kłych ta​len​tach ja​sno​wi​dza. Na​de​szła pora, aby za​jąć się szó​stą i ostat​nią za​sa​dą me​to​dy zim​ne​go od​czy​tu. Ale za​nim do niej przej​dzie​my, po​ku​szę się o jesz​cze jed​no, ostat​nie już prze​wi​dy​wa​nie. Mam wra​że​nie, że ukła​da​cie książ​ki na pół​kach we​dług ko​lo​ru okła​dek i że ostat​nio spę​dzi​li​ście trzy dni w Li​zbo​nie. Nie? Ża​den pro​blem. 6. Jak za​mie​nić kwa​śne cy​try​ny w le​mo​nia​dę Pod​czas se​an​sów Pana D. na Uni​wer​sy​te​cie Edyn​bur​skim ża​den z jego roz​mów​ców nie po​wie​dział mu wprost, że któ​raś z jego uwag jest nie​praw​dzi​wa. Ale to się cza​sem zda​rza. W ta​kiej sy​tu​acji wróż​bi​ci się​ga​ją po roz​ma​ite spo​so​by „uciecz​ki”, któ​re po​zwa​la​ją im unik​nąć jed​no​znacz​nej kom​pro​mi​ta​cji. Naj​czę​ściej chy​ba sto​so​wa​ny chwyt po​le​ga na po​sze​rze​niu za​kre​su wy​po​wie​dzi, któ​ra zo​sta​ła za​kwe​stio​no​wa​na jako błęd​na. Na przy​kład zda​nie „Wy​czu​wam ko​goś o imie​niu Jean” moż​na prze​kształ​cić w: „No tak, je​śli nie Jean, to może Joan, a już na pew​no Jack, ale zde​cy​do​wa​nie ja​kieś imię za​czy​na​ją​ce się na «J». A może coś, co brzmi jak «J». Na przy​kład Ka​ren? albo Kate?”. Ist​nie​je tak​że stra​te​gia po​le​ga​ją​ca na prze​rzu​ca​niu pro​ble​mu na roz​mów​cę, któ​ry zo​sta​je po​pro​szo​ny o to, aby się do​kład​niej za​sta​no​wił, albo sły​szy, że może zro​zu​mieć sens otrzy​ma​nej od​po​wie​dzi, je​śli po spo​tka​niu z ja​sno​wi​dzem po​py​ta in​nych człon​ków ro​dzi​ny. Za​wsze też po​zo​sta​je nie​śmier​tel​ne: „Mó​wi​łem je​dy​nie me​ta​fo​rycz​nie”. Pan D. opo​wia​dał mi, że pew​ne​go razu pro​wa​dził se​an​se w ma​łym nad​mor​skim mia​stecz​ku. Jed​nym z jego klien​tów był męż​czy​zna o imie​niu Geo​r​ge. Pan D. spoj​rzał na znisz​czo​ną twarz Geo​r​ge’a, do​my​ślił się, że spę​dził on więk​szość ży​cia, pra​cu​jąc pod go​łym nie​bem, i do​szedł do wnio​sku, że przy​pusz​czal​nie pra​co​wał na stat​kach. Pan D. spoj​rzał na kar​tę ta​ro​ta i po​wie​dział, że wi​dzi Geo​r​ge’a sto​ją​ce​go w por​cie i cze​ka​ją​ce​go na ja​kiś sta​tek. Geo​r​ge wy​glą​dał na oso​bę roz​cza​ro​wa​ną i po​krę​cił gło​wą. Przez całe ży​cie pra​co​wał w go​spo​dar​stwie rol​nym i nie​na​wi​dził mo​rza. Pan D. po​my​lił się sro​dze. W mgnie​niu oka wy​ja​śnił jed​nak, że nie mó​wił do​słow​nie, ale me​ta​fo​rycz​nie. Sta​tek ozna​cza ja​kąś dużą zmia​nę w ży​ciu Geo​r​ge’a, któ​ry tro​chę się de​ner​wu​je tym, co go cze​ka. Twarz Geo​r​ge’a roz​ja​śni​ła się i po​wie​dział, że tak, nie​daw​no się oże​nił i nie może się już do​cze​kać wspól​ne​go ży​cia z żoną. Bin​go. W jed​nej chwi​li uda​ło się za​mie​nić kwa​śne cy​try​ny w słod​ką le​mo​nia​dę.

JAK PRZE​KO​NAĆ NIE​ZNA​JO​MYCH, ŻE WIE​MY O NICH WSZYST​KO. CZĘŚĆ DRU​GA Wcze​śniej mó​wi​li​śmy o trzech tech​ni​kach od​gry​wa​ją​cych klu​czo​wą rolę w se​an​-

sach ja​sno​wi​dze​nia: po​chleb​stwie, stwier​dze​niach we​wnętrz​nie sprzecz​nych i wy​po​wie​dziach wie​lo​znacz​nych. Przy​szła pora na opa​no​wa​nie trzech ko​lej​nych tech​nik, nie​zbęd​nych, je​śli chce​my od​nieść suk​ces w roli wróż​bi​tów. 4. Łowy i po​ło​wy Duże zna​cze​nie ma po​ru​sza​nie sze​ro​kie​go wa​chla​rza za​gad​nień, a na​stęp​nie szyb​ka zmia​na te​ma​tu w za​leż​no​ści od za​ob​ser​wo​wa​nych re​ak​cji. Je​śli two​ja uwa​ga nie wy​wo​łu​je żad​nej re​ak​cji roz​mów​cy i wi​dzisz jego pu​ste spoj​rze​nie, szyb​ko zmi​ni​ma​li​zuj jej zna​cze​nie i za​cznij mó​wić o czymś in​nym. Je​śli wi​dzisz ski​nie​nia i uśmie​chy, mów da​lej. Wie​le pod​ręcz​ni​ków dla przy​szłych wróż​bi​tów za​le​ca po​ru​sza​nie kil​ku pod​sta​wo​wych mo​ty​wów, przy czym je​den z au​to​rów pro​po​nu​je po​słu​gi​wa​nie się mne​mo​tech​nicz​nym akro​ni​mem THE SCAM20 – dzię​ki któ​re​mu nie za​po​mnisz na​po​mknąć o po​dró​ży, zdro​wiu, ocze​ki​wa​niach co do przy​szło​ści, sek​sie, ka​rie​rze, am​bi​cjach i pie​nią​dzach.21 5. Prze​wi​duj to, co praw​do​po​dob​ne Uży​waj sfor​mu​ło​wań, któ​re mogą być praw​dzi​we w od​nie​sie​niu do wie​lu osób, ta​kich jak: „Wi​dzę two​je osią​gnię​cia w szko​le, może na​wet ja​kąś na​gro​dę – do dziś pa​mię​tasz po​czu​cie dumy, ja​kie ogar​nę​ło cię, gdy na​uczy​ciel wy​wo​łał two​je na​zwi​sko” albo „W dzie​ciń​stwie przy​tra​fi​ło ci się szcze​gól​nie przy​kre do​świad​cze​nie, do któ​re​go od cza​su do cza​su wra​casz my​ślą na​wet dzi​siaj” albo „Cze​mu wi​dzę ko​lor błę​kit​ny lub pur​pu​ro​wy? Czy za​mie​rzasz ku​pić coś w tym ko​lo​rze, a może wła​śnie coś ta​kie​go ku​pi​łeś?” albo „Kim jest ta star​sza ko​bie​ta w czar​nej su​kien​ce, któ​rą wi​dzę, uskar​ża​ją​ca się na swo​je nogi?” albo „Coś się wy​da​rzy​ło ja​kieś dwa lata temu, praw​da, ja​kaś po​waż​na zmia​na?”. Wie​le pod​ręcz​ni​ków dla wróż​bi​tów za​le​ca, aby sku​pić się na ro​dza​ju za​gad​nień, któ​re za​przą​ta​ją uwa​gę lu​dzi w za​leż​no​ści od eta​pu ich ży​cia.22 We​dług au​to​rów tych ksią​żek na​sto​lat​ki i oso​by tuż po dwu​dzie​st​ce mają nie​raz pro​ble​my z bu​do​wa​niem wła​snej toż​sa​mo​ści i pró​bu​ją roz​ma​itych do​świad​czeń sek​su​al​nych. Oso​by nie​co star​sze, w wie​ku od dwu​dzie​stu kil​ku do trzy​dzie​stu kil​ku lat, naj​czę​ściej mają już po​czu​cie sta​bi​li​za​cji i kon​cen​tru​ją się bar​dziej na swo​jej ka​rie​rze, fi​nan​sach i za​pusz​cza​niu ko​rze​ni. Oso​by od lat trzy​dzie​stu kil​ku do czter​dzie​stu kil​ku czę​sto nie​po​ko​ją się o zdro​wie swo​ich ro​dzi​ców oraz prze​ży​wa​ją stres i kło​po​ty zwią​za​ne z wy​cho​wa​niem dzie​ci. Oso​by po​wy​żej czter​dzie​ste​go pią​te​go roku ży​cia naj​czę​ściej nie​po​ko​ją się o wła​sne zdro​wie, ewen​tu​al​ny uwiąd ich związ​ku uczu​cio​we​go oraz tro​ski zwią​za​ne z po​ja​wia​niem się wnu​ków. 6. Przy​go​tuj swo​je „wyj​ścia” Pa​mię​taj, że i tak nie gro​zi ci po​raż​ka, po​nie​waż na​wet je​śli ktoś nie po​tra​fi do​szu​kać się sen​su w two​ich wy​po​wie​dziach, masz do dys​po​zy​cji dwa nie​zwy​kle sku​tecz​ne koła ra​tun​ko​we. Przede wszyst​kim po​sze​rzaj za​kres swo​ich wy​po​wie​dzi. Wy​ja​śnij, że two​ja wy​po​wiedź przy​pusz​czal​nie nie od​no​si się do da​nej

oso​by bez​po​śred​nio, ale ra​czej do ko​goś w jej ro​dzi​nie, ko​le​gi z pra​cy albo przy​ja​cie​la. Mo​żesz tak​że za​su​ge​ro​wać, że od​no​si się do prze​szło​ści lub przy​szło​ści. Czy to było coś, co zda​rzy​ło się w dzie​ciń​stwie albo może wy​da​rzyć się w nie​da​le​kiej przy​szło​ści? Je​śli to nie za​dzia​ła, mo​żesz nadać swo​jej wy​po​wie​dzi bar​dziej abs​trak​cyj​ny sens, wy​ja​śnia​jąc na przy​kład, że kie​dy wi​dzisz „wa​ka​cje”, w rze​czy​wi​sto​ści masz na my​śli ja​kąś po​waż​ną zmia​nę w ży​ciu, a gdy mó​wisz o „szpi​ta​lu”, tak na​praw​dę cho​dzi ci to, że w ży​ciu tej oso​by po​ja​wi się ktoś, kto się nią za​opie​ku​je. Je​śli twój roz​mów​ca na​praw​dę nie po​tra​fi zna​leźć żad​ne​go sen​su w two​jej wy​po​wie​dzi, po​sta​raj się, żeby od​niósł wra​że​nie, że to on spra​wił za​wód i nie po​tra​fił jej zro​zu​mieć, mó​wiąc: „To już zo​sta​wiam to​bie”. Wresz​cie, je​śli wszyst​ko inne za​wie​dzie, spró​buj wy​ko​rzy​stać nie​któ​re z po​niż​szych źró​deł in​for​ma​cji:

Czy ubra​nie tej oso​by nie jest nie​co za cia​sne albo za luź​ne, czy po dziur​kach w jej pa​sku nie wi​dać, że kie​dyś za​pi​na​ła go luź​niej lub cia​śniej? Je​śli tak, mo​żesz po​wie​dzieć, że two​im zda​niem ostat​nio przy​bra​ła na wa​dze albo schu​dła.

Czy po​sta​wa two​je​go roz​mów​cy wska​zu​je na to, że spę​dził pe​wien czas w służ​bie woj​sko​wej, ma coś wspól​ne​go z tań​cem albo dużo pra​cu​je przy kom​pu​te​rze?

Po​patrz na skó​rę i oczy. Skó​ra wy​glą​da​ją​ca na su​chą i zmęt​nia​łe oczy są jed​nym z naj​bar​dziej nie​za​wod​nych oznak dłu​go​trwa​łej albo nie​daw​no prze​by​tej cho​ro​by.

Po​patrz na dło​nie i pal​ce. Stward​nia​ła skó​ra dło​ni ozna​cza, że twój roz​mów​ca pra​cu​je fi​zycz​nie, pod​czas gdy dłu​gie pa​znok​cie tyl​ko na jed​nej dło​ni zde​cy​do​wa​nie wska​zu​ją na oso​bę, któ​ra gra na gi​ta​rze. Za​żół​co​ne pal​ce ozna​cza​ją pa​la​cza, a ja​sny ślad na pal​cu, na któ​rym zwy​kle nosi się ob​rącz​kę, może wska​zy​wać na nie​daw​ny roz​pad mał​żeń​stwa.

Przy​wi​taj się uści​śnię​ciem dło​ni. Oso​by o bar​dzo sła​bym i bez​wład​nym uści​sku zwy​kle są mniej pew​ne sie​bie.23 Poza tym nie​zwy​kle chłod​na dłoń może być ozna​ką sła​be​go krą​że​nia krwi albo wska​zy​wać na bra​nie ja​kichś

le​ków.

Czy buty tej oso​by są ra​czej prak​tycz​ne, czy mod​ne? Czy wska​zu​ją na to, że twój roz​mów​ca upra​wia sport albo że jest oso​bą próż​ną? Poza tym buty szcze​gól​nie du​że​go roz​mia​ru mogą wska​zy​wać na ko​goś, kto pra​cu​je w cyr​ku.

I to mniej wię​cej wszyst​ko. Pan D. uchy​lił przed nami rąb​ka ta​jem​ni​cy i zdra​dził nie​co se​kre​tów bran​ży wróż​biar​skiej. Opa​no​wa​nie umie​jęt​no​ści ja​sno​wi​dze​nia nie wy​ma​ga uczest​ni​cze​nia w od​po​wied​nich kur​sach dla wróż​bi​tów ani cho​dze​nia do szko​ły dla osób ob​da​rzo​nych zdol​no​ścia​mi me​diu​micz​ny​mi. Wy​star​czy odro​bi​na po​chleb​stwa, kil​ka zdań we​wnętrz​nie sprzecz​nych, tro​chę nie​ja​snych uwag, uważ​ne ob​ser​wo​wa​nie re​ak​cji roz​mów​cy, prze​wi​dy​wa​nie tego, co praw​do​po​dob​ne, i umie​jęt​ność prze​kształ​ca​nia nie​po​wo​dze​nia w suk​ces. Miło by​ło​by po​my​śleć, że Pan D. był je​dy​nym wróż​bi​tą ucie​ka​ją​cym się do oszu​stwa. By​ło​by to jed​nak da​le​kie od praw​dy. W rze​czy​wi​sto​ści ist​nie​je cały pod​ziem​ny prze​mysł pro​pa​gu​ją​cy sto​so​wa​nie tech​nik zim​ne​go od​czy​tu. Wy​star​czy za​opa​trzyć się w jed​ną z ksią​żek w ro​dza​ju: „Jak za​ro​bić na ja​sno​wi​dze​niu” czy „Jak zbić for​tu​nę na zim​nym od​czy​cie”. Rów​nie po​pu​lar​ne są in​te​rak​tyw​ne pod​ręcz​ni​ki na DVD, kur​sy szko​le​nio​we czy kon​fe​ren​cje po​świę​co​ne na​bi​ja​niu lu​dzi w bu​tel​kę. Czy to ozna​cza, że wszy​scy wróż​bi​ci i oso​by ob​da​rzo​ne zdol​no​ścia​mi me​diu​micz​ny​mi są oszu​sta​mi? Nie. Praw​dę mó​wiąc, więk​szość osób zaj​mu​ją​cych się wró​że​niem po​słu​gu​je się opi​sa​ny​mi me​to​da​mi cał​ko​wi​cie nie​świa​do​mie. La​mar Ke​ene na​zwał ich „ludź​mi z za​mknię​ty​mi ocza​mi”, któ​rzy nie mają żad​nych zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​nych, ale w ogó​le nie zda​ją so​bie z tego spra​wy i okła​mu​ją nie tyl​ko in​nych, ale też sa​mych sie​bie. Psy​cho​lo​gicz​ne me​to​dy sto​so​wa​ne przez ja​sno​wi​dzów wy​ja​śnia​ją tak​że, dla​cze​go wróż​bi​ci cią​gle nie po​tra​fią wyjść zwy​cię​sko z na​uko​wych te​stów swo​ich rze​ko​mych nie​zwy​kłych zdol​no​ści. Kie​dy od​se​pa​ru​je​my ich od klien​tów, wróż​bi​ci nie mogą wy​chwy​cić żad​nych in​for​ma​cji ze spo​so​bu ich ubie​ra​nia się albo za​cho​wa​nia. Kie​dy po​ka​że​my wszyst​kim uczest​ni​kom te​stu wszyst​kie za​pi​sy wszyst​kich se​an​sów wróż​bi​ty, nie będą w sta​nie przy​pi​sać zna​cze​nia do se​an​su, w któ​rym sami uczest​ni​czy​li, a tym sa​mym nie będą w sta​nie od​róż​nić go od za​pi​su se​an​sów in​nych uczest​ni​ków. W re​zul​ta​cie zni​ka nie​zwy​kle wy​so​ki od​se​tek traf​nych wy​po​wie​dzi, jaki wróż​bi​ci od​no​to​wu​ją w swo​jej co​dzien​nej prak​ty​ce, i od​sła​nia się praw​da – ich suk​ces za​le​ży od nie​zwy​kle fa​scy​nu​ją​ce​go wy​ko​rzy​sty​wa​nia za​sad psy​cho​lo​gii, a nie ist​nie​nia zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​nych. A te​raz, sko​ro już zna​cie od​po​wied​nie me​to​dy, wi​zy​ta u wróż​bi​ty albo ob​ser​wo​wa​nie jed​ne​go z nich w te​le​wi​zji może być dla was do​świad​cze​niem zu​peł​nie no​we​go ro​dza​ju. Po​dob​nie jak mi​ło​śnik mu​zy​ki po​tra​fi do​ce​nić niu​an​se kom​po​zy​cji Mo​zar​ta czy Beetho​ve​na, wy bę​dzie​cie umie​li do​strzec, jak wróż​bi​ta usi​łu​je wy​ła​pać in​for​ma​cje z kon​tek​stu, za​czy​na po​sze​rzać za​kres swo​ich wy​po​wie​dzi i w koń​cu zmu​sza swo​je​go klien​ta do tego, żeby sam zna​lazł sens w jego enun​cja​cjach.

Mi​łej za​ba​wy.

Rozdział 2 DOŚWIADCZENIE PRZEBYWANIA POZA SWOIM CIAŁEM

W któ​rym po​zna​my hi​sto​rię ba​da​czy, któ​rzy usi​ło​wa​li sfo​to​gra​fo​wać ludz​ką du​szę, zo​ba​czy​my, w jaki spo​sób gu​mo​wa atra​pa dło​ni po​ma​ga od​kryć se​kre​ty cia​ła astral​ne​go, na​uczy​my się opusz​czać swo​je cia​ło i do​wie​my się, w jaki spo​sób nasz mózg usta​la, gdzie się w tej chwi​li znaj​du​je​my.

Pa​mię​tam, jak​by to było wczo​raj. Z po​wo​du ja​kie​goś drob​ne​go za​bie​gu zna​la​złem się w szpi​ta​lu. Był wie​czór w przed​dzień ope​ra​cji. Kie​dy za​czą​łem za​pa​dać w sen, wy​da​rzy​ło się coś bar​dzo dziw​ne​go. Po​czu​łem, jak po​wo​li uno​szę się z mo​je​go łóż​ka, pod​pły​wam do su​fi​tu, roz​glą​dam się wo​kół i wi​dzę swo​je wła​sne cia​ło po​grą​żo​ne w głę​bo​kim śnie. Kil​ka se​kund póź​niej wy​le​cia​łem przez drzwi i w ogrom​nym pę​dzie prze​le​cia​łem przez szpi​tal​ne ko​ry​ta​rze, po czym wy​lą​do​wa​łem w sali ope​ra​cyj​nej. Chi​rur​dzy sta​ra​li się wła​śnie w po​cie czo​ła usu​nąć bu​tel​kę ke​czu​pu z... ...szcze​rze mó​wiąc, nie mogę już da​lej tego cią​gnąć. Nie cho​dzi o to, że moje wspo​mnie​nie jest ja​koś szcze​gól​nie bo​le​sne, ale po pro​stu mam wy​rzu​ty su​mie​nia, po​nie​waż całą rzecz zmy​śli​łem. Nig​dy nie mia​łem do​świad​cze​nia po​le​ga​ją​ce​go na po​czu​ciu opusz​cza​nia wła​sne​go cia​ła. Prze​pra​szam, że zmar​no​wa​łem wasz czas – ale la​ta​mi cier​pli​wie wy​słu​chi​wa​łem lu​dzi, któ​rzy opi​sy​wa​li swo​je wła​sne wy​ima​gi​no​wa​ne do​zna​nia, i w koń​cu po​czu​łem, że po​trze​bu​ję ja​kie​goś ka​thar​sis, wy​my​śli​łem więc swo​ją wła​sną hi​sto​rię. Nie​mniej moje do​świad​cze​nie, choć cał​ko​wi​cie zmy​ślo​ne, za​wie​ra wszyst​kie ele​men​ty łą​czo​ne z „au​ten​tycz​nym” prze​ży​ciem opusz​cze​nia wła​sne​go cia​ła, zwa​nym OOBE (skrót od ang. out-of-body-expe​rien​ce)24. Pod​czas tych do​świad​czeń lu​dzie czu​ją się, jak​by opu​ści​li swo​je cia​ło i po​tra​fi​li uno​sić się w po​wie​trzu, przy czym wie​le osób na​bie​ra jed​no​cze​śnie prze​ko​na​nia, że zdo​by​ły przy tej oka​zji in​for​ma​cje, któ​rych przy​pusz​czal​nie nie mo​gły po​siąść w inny spo​sób. Ta​kie oso​by opo​wia​da​ją, że wi​dzia​ły pod​czas tego prze​ży​cia swo​je wła​sne cia​ło, nie​któ​rzy do​da​ją, że wi​dzie​li tak​że oso​bli​wy ro​dzaj „astral​nej pę​po​wi​ny” łą​czą​cej ich uno​szą​ce się „ja” z ich praw​dzi​wym, cie​le​snym „ja”. Ba​da​nia wska​zu​ją, że od dzie​się​ciu do dwu​dzie​stu pro​cent osób przy​zna​je się, że mia​ło ja​kieś do​świad​cze​nie typu OOBE. Zwy​kle do​cho​dzi​ło do nie​go w sy​tu​acji, gdy ta​kie oso​by były bar​dzo zre​-

lak​so​wa​ne, znaj​do​wa​ły się pod wpły​wem środ​ków znie​czu​la​ją​cych, do​zna​wa​ły ja​kiejś for​my de​pry​wa​cji sen​so​rycz​nej, na przy​kład pod​czas prze​by​wa​nia w ko​mo​rze de​pry​wa​cyj​nej, albo były pod wpły​wem ma​ri​hu​any (co do​da​je no​we​go zna​cze​nia wy​ra​że​niu „być na haju”)25. Je​śli prze​ży​cie tego ro​dza​ju po​ja​wia się, gdy dana oso​ba znaj​du​je się w sy​tu​acji za​gra​ża​ją​cej jej ży​ciu, może ono obej​mo​wać tak​że po​czu​cie pły​nię​cia tu​ne​lem, po​strze​ga​nie świa​tła u jego wy​lo​tu i po​czu​cie nie​zwy​kłe​go spo​ko​ju (za​zwy​czaj mówi się wte​dy o do​zna​niach bli​skich śmier​ci, ang. near-de​ath-expe​rien​ce, NDE). Do​zna​nia tego ro​dza​ju wy​da​ją się bar​dzo ko​rzyst​ne dla prze​ży​wa​ją​cych je osób i zde​cy​do​wa​na więk​szość tych, któ​rzy ich do​świad​cza​li, opo​wia​da​ła póź​niej, że wy​war​ły one nie​zwy​kle po​zy​tyw​ny wpływ na ich ży​cie.26 Jak moż​na wy​ja​śnić te dziw​ne do​zna​nia? Czy du​sza ludz​ka na​praw​dę opusz​cza cia​ło po​zo​sta​ją​ce na zie​mi? Czy ra​czej te wy​jąt​ko​we do​świad​cze​nia są re​zul​ta​tem sztu​czek, ja​kie robi nam nasz wła​sny mózg? A je​śli tak, to cze​go mo​że​my się na ich pod​sta​wie do​wie​dzieć? Pierw​sze pró​by zna​le​zie​nia od​po​wie​dzi na te py​ta​nia wią​za​ły się z dzia​łal​no​ścią kil​ku nie​zwy​kłych ba​da​czy, któ​rzy po​sta​no​wi​li sprzy​mie​rzyć się z ko​stu​chą w oso​bli​wych po​szu​ki​wa​niach ma​te​rial​nych do​wo​dów na ist​nie​nie ludz​kiej du​szy.

Zważyć duszę

W 1861 roku bo​stoń​ski ju​bi​ler i za​pa​lo​ny fo​to​graf ama​tor Wil​liam Mum​ler do​ko​nał za​ska​ku​ją​ce​go od​kry​cia.27 Pod​czas wy​wo​ły​wa​nia jed​ne​go ze swo​ich au​to​por​tre​tów ze zdu​mie​niem za​uwa​żył, że na od​bit​ce wy​ła​nia się ja​kaś wid​mo​wa po​stać mło​dej ko​bie​ty uno​szą​ca się u jego boku. Mum​ler był pe​wien, że gdy ro​bił zdję​cie, ni​ko​go obok nie​go nie było, przy​jął więc, że ma do czy​nie​nia z przy​pad​kiem po​dwój​ne​go na​świe​tle​nia kli​szy. Kie​dy jed​nak za​czął po​ka​zy​wać swo​je zdję​cie przy​ja​cio​łom, za​uwa​ży​li oni, że ta​jem​ni​cza po​stać nie​zwy​kle przy​po​mi​na jego nie​ży​ją​cą ku​zyn​kę, i uzna​li, że Mum​ler zna​lazł spo​sób na fo​to​gra​fo​wa​nie zmar​łych. Fo​to​gra​fia Mum​le​ra szyb​ko zna​la​zła się na pierw​szych stro​nach ga​zet i wie​lu dzien​ni​ka​rzy za​czę​ło cał​ko​wi​cie bez​kry​tycz​nie opi​sy​wać ją jako pierw​szy w dzie​jach wi​ze​ru​nek du​cha. Wy​czu​wa​jąc oka​zję do zro​bie​nia do​bre​go in​te​re​su, Mum​ler szyb​ko za​mknął swój sklep z bi​żu​te​rią i za​czął pra​co​wać jako pierw​szy w dzie​jach fo​to​graf du​chów. Pod​czas se​sji sta​rał się do​pil​no​wać, aby du​chy po​ja​wia​ły się zgod​nie z za​mó​wie​niem, i wkrót​ce dźwię​ko​wi spa​la​ją​cej się ma​gne​zji za​czął wtó​ro​wać od​głos mo​net sy​pią​cych się do jego kasy. Jed​nak po kil​ku la​tach nie​prze​rwa​nych suk​ce​sów po​ja​wi​ły się kło​po​ty. Kil​ku na​zbyt do​cie​kli​wych klien​tów za​uwa​ży​ło, że nie​któ​re z rze​ko​mych du​chów uwiecz​nio​nych na zdję​ciach do złu​dze​nia przy​po​mi​na​ją oso​by, któ​re uczest​ni​czy​ły w po​przed​nich se​sjach fo​to​gra​ficz​nych Mum​le​ra. Inni kry​ty​cy po​szli da​lej i oskar​ży​li Mum​le​ra o wła​my​wa​nie się do do​mów, kra​dzież fo​to​gra​fii zmar​łych i wy​ko​rzy​sty​wa​nie ich do fa​bry​ko​wa​nia wi​ze​run​ków po​sta​ci z za​świa​tów. Po​ja​wi​ły się ko​lej​ne do​wo​dy nad​użyć i w koń​cu Mum​ler sta​nął przed są​dem pod za​rzu​tem oszu​stwa. Pro​ces przy​cią​gnął uwa​gę opi​nii pu​blicz​nej, po​nie​waż w roli świad​ków ze​zna​wa​ło kil​ka zna​nych osób, w tym sław​ny show​man Phi​ne​as Tay​lor Bar​num, zna​ny z mak​sy​my: „Co mi​nu​tę ro​dzi się na​iw​niak”, któ​ry oskar​żył Mum​le​ra o wy​ko​rzy​sty​wa​nie ła​two​wier​no​ści in​nych (przy​ga​niał ko​cioł garn​ko​wi). Osta​tecz​nie Mum​le​ra unie​win​nio​no od za​rzu​tu oszu​stwa, ale jego re​pu​ta​cja le​gła w gru​zach. Nig​dy nie zdo​łał wy​do​być się z dłu​gów, w ja​kie wpę​dzi​ły go wy​so​kie kosz​ty obro​ny są​do​wej, i w 1884 roku zmarł w ubó​stwie. Jak na iro​nię, idea fo​to​gra​fo​wa​nia du​chów prze​trwa​ła jego śmierć. Jed​nym z naj​bar​dziej gor​li​wych zwo​len​ni​ków no​wej mody był fran​cu​ski ba​dacz, dok​tor Hyp​po​li​te Ba​ra​duc, któ​ry w dość nie​ty​po​wy spo​sób pod​szedł do ca​łe​go za​gad​nie​nia.28 Zda​jąc so​bie spra​wę z tego, że wie​le spo​śród rze​ko​mych du​chów zdra​dza​ło za​ska​ku​ją​ce po​do​bień​stwo do osób ży​ją​cych, i pra​gnąc uchro​nić całe przed​się​wzię​cie przed za​rzu​tem oszu​stwa, Ba​ra​duc do​szedł do wnio​sku, że to uczest​ni​cy se​sji fo​to​gra​ficz​nych Mum​le​ra za po​mo​cą swo​ich zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych przy​czy​nia​li się do po​wsta​wa​nia ob​ra​zów uwiecz​nio​nych na kli​-

szy. Pod​eks​cy​to​wa​ny ta my​ślą prze​pro​wa​dził sze​reg eks​pe​ry​men​tów, pod​czas któ​rych ka​zał róż​nym oso​bom trzy​mać nie​wy​wo​ła​ne kli​sze fo​to​gra​ficz​ne i kon​cen​tro​wać się na ja​kimś wi​ze​run​ku. Kie​dy na kil​ku fo​to​gra​fiach po​ja​wi​ły się nie​okre​ślo​ne pla​my i kształ​ty, Ba​ra​duc nie​zwłocz​nie ogło​sił swo​je od​kry​cie w pa​ry​skiej Aca​démie de Méde​ci​ne. Nie zwa​ża​jąc na gło​sy scep​ty​ków prze​ko​na​nych, że uzy​ska​ne przez nie​go re​zul​ta​ty są po pro​stu fo​to​gra​ficz​ny​mi ar​te​fak​ta​mi, Ba​ra​duc brnął da​lej i za​czął eks​pe​ry​men​to​wać z in​ny​mi for​ma​mi fo​to​gra​fo​wa​nia sił nad​przy​ro​dzo​nych. Cho​ciaż za​cho​wy​wał scep​ty​cyzm wo​bec głów​ne​go nur​tu fo​to​gra​fii du​chów, za​czął za​sta​na​wiać się, czy moż​na by sfo​to​gra​fo​wać ko​goś w chwi​li śmier​ci i uchwy​cić na kli​szy du​szę opusz​cza​ją​cą cia​ło. Pierw​szą oka​zję do sfo​to​gra​fo​wa​nia oso​by umie​ra​ją​cej los pod​su​nął mu w 1907 roku, gdy jego dzie​więt​na​sto​let​ni syn An​dré zmarł na gruź​li​cę. Za​le​d​wie kil​ka go​dzin po śmier​ci syna Ba​ra​duc zro​bił to, co w tej sy​tu​acji uczy​nił​by każ​dy ko​cha​ją​cy oj​ciec i do​cie​kli​wy uczo​ny – sfo​to​gra​fo​wał mar​twe cia​ło syna le​żą​ce​go w trum​nie, po czym uważ​nie przyj​rzał się po​wsta​łe​mu zdję​ciu w po​szu​ki​wa​niu śla​dów ist​nie​nia du​szy. Ze zdu​mie​niem od​krył, że na fo​to​gra​fii wi​dać „bez​kształt​ną mgli​stą masę przy​po​mi​na​ją​cą fale, któ​ra pro​mie​niu​je we wszyst​kich kie​run​kach ze znacz​ną siłą”. Igno​ru​jąc przy​pusz​cze​nie, że i to jest ja​kiś ro​dzaj fo​to​gra​ficz​ne​go ar​te​fak​tu czy na​wet re​zul​tat pro​jek​to​wa​nia przez nie​go sa​me​go wła​snych my​śli na fo​to​gra​fię, Ba​ra​duc nie​cier​pli​wie cze​kał na ko​lej​ną oka​zję do tego, by spraw​dzić swo​ją hi​po​te​zę. Nie mu​siał cze​kać dłu​go. Za​le​d​wie sześć mie​się​cy po śmier​ci syna żona Ba​ra​du​ca cięż​ko za​cho​ro​wa​ła i nie ule​ga​ło wąt​pli​wo​ści, że jej dni są po​li​czo​ne. Aby mak​sy​mal​nie wy​ko​rzy​stać oka​zję, Ba​ra​duc umie​ścił swój sprzęt fo​to​gra​ficz​ny obok łóż​ka żony i cier​pli​wie cze​kał na mo​ment, w któ​rym pani Ba​ra​duc wyda ostat​nie tchnie​nie. W chwi​li śmier​ci żona wes​tchnę​ła trzy razy i Ba​ra​duc zdo​łał zro​bić zdję​cie pod​czas jed​ne​go z jej ostat​nich od​de​chów. Na fo​to​gra​fii wi​dać było trzy świe​tli​ste bia​łe kule uno​szą​ce się nad cia​łem ma​da​me Ba​ra​duc. Mniej wię​cej pięt​na​ście mi​nut póź​niej pod​eks​cy​to​wa​ny Ba​ra​duc zro​bił ko​lej​ne zdję​cie cia​ła zmar​łej żony, a go​dzi​nę póź​niej na​stęp​ne. Trzy ta​jem​ni​cze kule po​now​nie po​ja​wi​ły się na pierw​szej z tych fo​to​gra​fii, a na dru​giej zla​ły się w jed​ną dużą kulę. Ba​ra​duc był pew​ny, że sfo​to​gra​fo​wał ludz​ką du​szę. Inni mie​li pew​ne wąt​pli​wo​ści. Ana​li​zu​jąc fo​to​gra​fie Ba​ra​du​ca w swo​jej ostat​niej książ​ce Gho​sts Cau​ght on Film, Mel Wil​lin pi​sze, że zda​niem jed​ne​go z pro​fe​sjo​nal​nych fo​to​gra​fów przy​czy​ną po​wsta​nia ta​kie​go efek​tu mo​gły być ma​lut​kie otwo​ry w mie​chach znaj​du​ją​cych się za obiek​ty​wem apa​ra​tu fo​to​gra​ficz​ne​go.29 Ba​ra​duc nie był je​dy​nym uczo​nym po​szu​ku​ją​cym do​wo​du na ist​nie​nie du​szy, któ​ry w swo​ich ba​da​niach wy​ko​rzy​sty​wał oso​by umie​ra​ją​ce albo zmar​łe. W pierw​szych la​tach mi​nio​ne​go stu​le​cia ame​ry​kań​ski le​karz Dun​can Mac​Do​ugall prze​pro​wa​dził se​rię rów​nie ma​ka​brycz​nych eks​pe​ry​men​tów, okry​tych dziś nie​sła​wą, w któ​rych pra​gnął usta​lić, ile waży ludz​ka du​sza.30 Pod​czas wi​zy​ty w miej​sco​wym domu opie​ki spo​łecz​nej wy​brał sze​ściu pa​cjen​tów, któ​rzy sta​li na pro​gu śmier​ci (czte​rech cho​ro​wa​ło na gruź​li​cę, je​den na cu​krzy​cę, je​den na bli​żej nie​okre​ślo​ną cho​ro​bę). Kie​dy wy​da​wa​ło się, że dany pa​cjent wkrót​ce umrze, Mac​Do​ugall szyb​ko wta​czał jego łóż​ko na wagę prze​my​sło​wą i cze​kał na mo​ment zgo​nu. No​tat​ki spo​rzą​dzo​ne pod​czas jed​nej z ta​kich se​sji wy​raź​nie po​ka​zu​ją trud​no​ści wią​żą​ce się z tym za​da​niem:

Pa​cjent [...] tra​cił wagę po​wo​li, w tem​pie jed​nej un​cji na go​dzi​nę, w na​stęp​stwie wy​dzie​la​nia wil​go​ci w pro​ce​sie od​dy​cha​nia i po​ce​nia się. W cią​gu ca​łych trzech go​dzin i czter​dzie​stu mi​nut trzy​ma​łem wskaź​nik wagi nie​co po​wy​żej po​ło​że​nia rów​no​wa​gi, nie​da​le​ko gór​nej po​dział​ki ogra​ni​cza​ją​cej, aby za​pew​nić bar​dziej wy​raź​ny od​czyt w de​cy​du​ją​cym mo​men​cie. Po upły​wie trzech go​dzin i czter​dzie​stu mi​nut cho​ry wy​zio​nął du​cha i na​gle, co zbie​gło się z mo​men​tem śmier​ci, ra​mię wagi opa​dło, w sły​szal​ny spo​sób ude​rzy​ło w dol​ną po​dział​kę ogra​ni​cza​ją​cą i po​zo​sta​ło tam nie​po​ru​szo​ne. Utra​tę wagi oce​nio​no na trzy czwar​te un​cji.

Po zwa​że​niu ko​lej​nych pię​ciu cho​rych, któ​rzy w po​dob​nych oko​licz​no​ściach od​da​wa​li du​cha, Mac​Do​ugall ob​li​czył prze​cięt​ny spa​dek wagi cia​ła czło​wie​ka w chwi​li śmier​ci i z dumą ogło​sił, że ludz​ka du​sza waży dwa​dzie​ścia je​den gra​mów. Jego od​kry​cie za​pew​ni​ło mu miej​sce w hi​sto​rii, a tak​że, co za​pew​ne waż​niej​sze, do​star​czy​ło ty​tu​łu dla hol​ly​wo​odz​kiej su​per​pro​duk​cji fil​mo​wej z 2003 roku z Se​anem Pen​nem i Na​omi Watts w ro​lach głów​nych. W trak​cie póź​niej​szych ba​dań Mac​Do​ugall uśmier​cił na po​dob​nej wa​dze pięt​na​ście psów i stwier​dził, że nie to​wa​rzy​szy​ła temu żad​na utra​ta wagi cia​ła, co po​twier​dza​ło jego uprzed​nie prze​ko​na​nia re​li​gij​ne, że zwie​rzę​ta nie mają du​szy. Gdy w 1907 roku „New York Ti​mes” po​in​for​mo​wał opi​nię pu​blicz​ną o od​kry​ciach Mac​Do​ugal​la, jego ko​le​ga po fa​chu Au​gu​stus P. Clar​ke szyb​ko zna​lazł inne wy​ja​śnie​nie za​gad​ki.31 Clar​ke za​uwa​żył, że w chwi​li śmier​ci czło​wie​ka na​stę​pu​je na​gły wzrost tem​pe​ra​tu​ry cia​ła, po​nie​waż płu​ca prze​sta​ją chło​dzić krew, w re​zul​ta​cie po​ja​wia się na​si​lo​ne wy​dzie​la​nie potu, któ​re za​pew​ne od​po​wia​da za ob​ser​wo​wa​ny przez Mac​Do​ugal​la uby​tek dwu​dzie​stu je​den gra​mów. Poza tym Clar​ke zwró​cił uwa​gę na fakt, że psy nie mają gru​czo​łów po​to​wych (dla​te​go cią​gle dy​szą), a tym sa​mym nie ma nic dziw​ne​go w tym, że w ich przy​pad​ku nie za​ob​ser​wo​wa​no utra​ty wagi w chwi​li śmier​ci. Osta​tecz​nie od​kry​cia Mac​Do​ugal​la za​li​czo​no więc do ogrom​ne​go zbio​ru na​uko​wych oso​bli​wo​ści, opa​trzo​nych ety​kie​tą: „Nie​mal na pew​no nie​praw​dzi​we”. Kil​ka lat póź​niej dok​tor R.A. Wat​ters ze Sta​nów Zjed​no​czo​nych prze​pro​wa​dził kil​ka god​nych uwa​gi do​świad​czeń z udzia​łem pię​ciu ko​ni​ków po​lnych, trzech żab i dwu my​szy.32 Wy​ko​rzy​stał w tym celu ko​mo​rę kon​den​sa​cyj​ną, urzą​dze​nie wy​na​le​zio​ne przez szkoc​kie​go fi​zy​ka Char​le​sa Wil​so​na, któ​ry w 1894 roku pod​czas ba​dań pro​wa​dzo​nych na szczy​cie Ben Ne​vis w Szko​cji za​ob​ser​wo​wał tak zwa​ne wid​mo Broc​ke​nu. Ten zdu​mie​wa​ją​cy efekt optycz​ny po​ja​wia się, gdy pro​mie​nie słoń​ca świe​cą​ce​go zza ple​ców oso​by wę​dru​ją​cej po gó​rach wpa​da​ją w głąb do​li​ny za​to​pio​nej we mgle. Po​wsta​je wte​dy ogrom​ny cień wi​docz​ny na tle chmur, a jed​no​cze​śnie czę​sto do​cho​dzi do dy​frak​cji pro​mie​ni sło​necz​nych w kro​pel​kach wody znaj​du​ją​cych się we mgle, co spra​wia, że ogrom​na fi​gu​ra jest oto​czo​na barw​ny​mi pier​ście​nia​mi. Ob​ser​wa​cja tego zja​wi​ska za​po​cząt​ko​wa​ła w umy​śle Wil​so​na pe​wien pro​ces, któ​ry osta​tecz​nie do​pro​wa​dził go do wy​na​le​zie​nia urzą​dze​nia słu​żą​ce​go do wy​kry​wa​nia pro​mie​nio​wa​nia jo​ni​zu​ją​ce​go, zna​ne​go wła​śnie jako ko​mo​ra kon​den​sa​cyj​na albo ko​mo​ra Wil​so​na. Skła​da​ła się ona ze szczel​nie za​pie​czę​to​wa​ne​go szkla​ne​go po​jem​ni​ka wy​peł​nio​ne​go parą wod​ną. Czą​stecz​ki alfa albo beta pod​czas in​te​rak​cji z parą jo​ni​zu​ją ją, co pro​wa​dzi do po​wsta​wa​nia wi​docz​nych śla​dów umoż​li​wia​ją​cych ba​da​czom prze​śle​dze​nie toru lotu czą​ste​czek. Wła​śnie te moż​li​wo​ści ko​mo​ry Wil​so​na za​in​spi​ro​wa​ły Wat​ter​sa. Na po​cząt​ku lat trzy​dzie​stych wy​su​nął przy​pusz​cze​nie, że du​sza może mieć „wła​ści​wo​ści sub​a​to​mo​we”, któ​re

moż​na bę​dzie za​ob​ser​wo​wać, je​śli żywy or​ga​nizm zo​sta​nie uśmier​co​ny we​wnątrz urzą​dze​nia Wil​so​na. Wat​ters nie po​szedł w śla​dy Ba​ra​du​ca, któ​ry ogra​ni​czył się do eks​pe​ry​men​tów w ob​rę​bie wła​snej ro​dzi​ny, nie po​dzie​lał też scep​ty​cy​zmu Mac​Do​ugal​la na te​mat bez​dusz​nych zwie​rząt, dla​te​go po​sta​no​wił za​apli​ko​wać róż​nym ma​łym zwie​rzę​tom (w tym ko​ni​kom po​lnym, ża​bom i my​szom) sil​ną daw​kę środ​ka znie​czu​la​ją​ce​go, po czym szyb​ko umiesz​czać je w zmo​dy​fi​ko​wa​nej ko​mo​rze kon​den​sa​cyj​nej. Na po​wsta​łych przy tej oka​zji fo​to​gra​fiach umie​ra​ją​cych zwie​rząt rze​czy​wi​ście po​ja​wia​ły się przy​po​mi​na​ją​ce chmu​rę kształ​ty, któ​re uno​si​ły się nad cia​ła​mi ofiar. Jesz​cze więk​szą eks​cy​ta​cję Wat​ter​sa wy​wo​ła​ło jed​nak to, że ob​ser​wo​wa​ne fi​gu​ry czę​sto przy​po​mi​na​ły, jak mu się wy​da​wa​ło, kształ​ty sa​mych zwie​rząt. A za​tem nie tyl​ko do​wiódł ist​nie​nia ja​kiejś for​my du​cha, ale w do​dat​ku wy​ka​zał, że du​sze żab mia​ły, co zdu​mie​wa​ją​ce, kształt żaby. Oca​la​łe fo​to​gra​fie Wat​ter​sa, prze​cho​wy​wa​ne obec​nie w ar​chi​wach So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch w Cam​brid​ge, są mało prze​ko​nu​ją​ce. Cho​ciaż wi​dać na nich duże pla​my bia​łej mgły, ich kształ​ty mogą przy​po​mi​nać zwie​rzę​ta je​dy​nie oso​bom o bar​dzo wy​bu​ja​łej wy​obraź​ni. Jak się oka​zu​je, po raz ko​lej​ny mamy do czy​nie​nia z przy​pad​kiem umy​słu, któ​ry wi​dzi to, co wi​dzieć pra​gnie. Za​gad​ko​wy cha​rak​ter tych plam oka​zał się naj​mniej​szym z pro​ble​mów Wat​ter​sa. Kil​ku kry​ty​ków za​uwa​ży​ło, że nie spo​sób wła​ści​wie oce​nić war​to​ści jego nie​zwy​kłych twier​dzeń, po​nie​waż nie opi​sał swo​je​go urzą​dze​nia wy​star​cza​ją​co do​kład​nie. Inni twier​dzi​li, że ob​ra​zy po​ja​wi​ły się na kli​szy po pro​su dla​te​go, że wcze​śniej nie usu​nął czą​ste​czek ku​rzu z ko​mo​ry. Gwoź​dziem do trum​ny w spra​wie Wat​ter​sa był eks​pe​ry​ment pew​ne​go szkol​ne​go na​uczy​cie​la fi​zy​ki o na​zwi​sku B.J. Hop​per, któ​ry za​bił kil​ko​ro zwie​rząt w swo​jej wła​snej, spe​cjal​nie zbu​do​wa​nej ko​mo​rze, i nie za​ob​ser​wo​wał żad​nych du​cho​wych so​bo​wtó​rów. Po​szu​ki​wa​nia ma​te​rial​nych do​wo​dów na ist​nie​nie du​szy nie przy​nio​sły więc prze​ko​nu​ją​cych wy​ni​ków. Ta​jem​ni​cze bia​łe kule Ba​ra​du​ca mo​gły być efek​tem ist​nie​nia ma​lut​kich otwo​rów w mie​chach jego apa​ra​tu fo​to​gra​ficz​ne​go. Za​ob​ser​wo​wa​ny przez Mac​Do​ugal​la uby​tek dwu​dzie​stu je​den gra​mów wagi cia​ła w chwi​li śmier​ci pa​cjen​tów był przy​pusz​czal​nie re​zul​ta​tem za​bu​rzeń pro​ce​su chło​dze​nia krwi, a fo​to​gra​fie Wat​ter​sa przed​sta​wia​ją​ce du​chy zwie​rząt moż​na spo​koj​nie od​rzu​cić jako na​stęp​stwo nie​chluj​stwa i my​śle​nia ży​cze​nio​we​go. Zwa​żyw​szy na tę se​rię spek​ta​ku​lar​nych nie​po​wo​dzeń, trud​no się dzi​wić, że ucze​ni szyb​ko po​rzu​ci​li ideę fo​to​gra​fo​wa​nia i wa​że​nia umie​ra​ją​cych lu​dzi i zwie​rząt. Nie chcąc jed​nak tak po pro​stu zre​zy​gno​wać z po​szu​ki​wa​nia do​wo​dów na ist​nie​nie du​szy, po​sta​no​wi​li za​jąć się pro​ble​mem od zu​peł​nie in​nej stro​ny. Ma​cie ocho​tę na par​tię te​ni​sa?

Dziwny przypadek duchowych tenisówek

Wy​star​czy otwo​rzyć ja​ką​kol​wiek książ​kę z nur​tu New Age po​świę​co​ną prze​ży​ciom opusz​cza​nia wła​sne​go cia​ła i do​świad​cze​niom na pro​gu śmier​ci, aby na​tknąć się na opo​wieść o Ma​rii i znisz​czo​nej te​ni​sów​ce. W kwiet​niu 1977 roku do Har​bo​rview Me​di​cal Cen​tre w Se​at​tle przy​wie​zio​no Ma​rię, miesz​kan​kę sta​nu Wa​shing​ton, któ​ra prze​szła wła​śnie cięż​ki za​wał ser​ca. Po trzech dniach po​by​tu w szpi​ta​lu u pa​cjent​ki po​now​nie do​szło do za​trzy​ma​nia ak​cji ser​ca, ale szyb​ko ją od​ra​to​wa​no. Tego sa​me​go dnia w roz​mo​wie z opie​ku​ją​cą się nią pra​cow​ni​cą opie​ki spo​łecz​nej Kim​ber​ly Clark Ma​ria opo​wie​dzia​ła, że pod​czas dru​gie​go ata​ku ser​ca przy​da​rzy​ło jej się coś bar​dzo dziw​ne​go.33 Ma​ria mia​ła kla​sycz​ne do​świad​cze​nie prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem. Gdy pra​cow​ni​cy szpi​ta​la ra​to​wa​li jej ży​cie, po​czu​ła, że uno​si się nad wła​snym cia​łem i pa​trzy z góry na sce​nę wy​da​rzeń. Wi​dzia​ła pa​pie​ro​wą ta​śmę wy​plu​wa​ną przez urzą​dze​nie mo​ni​to​ru​ją​ce jej pod​sta​wo​we funk​cje ży​cio​we. Kil​ka chwil póź​nej po​czu​ła, że znaj​du​je się poza bu​dyn​kiem szpi​ta​la i spo​glą​da na po​bli​skie dro​gi, par​kin​gi i ze​wnętrz​ne ścia​ny bu​dyn​ku. Ma​ria opo​wie​dzia​ła tak​że, że za​uwa​ży​ła wte​dy róż​ne rze​czy, któ​rych nie mo​gła zo​ba​czyć z łóż​ka, i opi​sa​ła wej​ście do od​dzia​łu ra​tun​ko​we​go oraz dro​gę bie​gną​cą wo​kół bu​dyn​ku szpi​ta​la. Cho​ciaż in​for​ma​cje po​da​ne przez Ma​rię były traf​ne, Clark po​cząt​ko​wo od​no​si​ła się do nich scep​tycz​nie, przy​pusz​cza​jąc, że pa​cjent​ka nie​świa​do​mie od​no​to​wa​ła te szcze​gó​ły, kie​dy przyj​mo​wa​no ją do szpi​ta​la. Jed​nak dal​szy ciąg opo​wie​ści spra​wił, że Clark za​czę​ła po​wąt​pie​wać w za​sad​ność swo​je​go scep​ty​cy​zmu. Ma​ria po​wie​dzia​ła, że w pew​nym mo​men​cie swo​jej na​po​wietrz​nej po​dró​ży unio​sła się w stro​nę pół​noc​nej ścia​ny bu​dyn​ku i za​uwa​ży​ła nie​zwy​kły przed​miot le​żą​cy na ka​mien​nej pół​ce wy​sta​ją​cej z dru​gie​go pię​tra tej ścia​ny. Sku​piw​szy na nim całą uwa​gę, zo​ba​czy​ła, że jest to but do gry w te​ni​sa, a po​tem do​strze​gła, że but jest bar​dzo znisz​czo​ny, a jego sznu​ro​wa​dła są we​tknię​te pod pię​tę. Ma​ria po​pro​si​ła Clark o spraw​dze​nie, czy taki but rze​czy​wi​ście ist​nie​je. Clark wy​szła przed bu​dy​nek, ale nie za​uwa​ży​ła ni​cze​go nie​zwy​kłe​go. Na​stęp​nie po​szła do po​miesz​czeń znaj​du​ją​cych się w pół​noc​nym skrzy​dle szpi​ta​la i sta​ra​ła się wyj​rzeć przez okno. Ale naj​wy​raź​niej ła​twiej było to po​wie​dzieć niż zro​bić. Okna były wą​skie i mu​sia​ła moc​no przy​ci​skać twarz do szy​by, żeby do​strzec ka​mien​ne pół​ki. Po pew​nym cza​sie Clark ze zdu​mie​niem zo​ba​czy​ła, że istot​nie na jed​nej z pół​ek leży ja​kaś sta​ra te​ni​sów​ka. „15:0” dla wie​rzą​cych. Kie​dy Clark wy​cią​gnę​ła rękę w stro​nę pół​ki i przy​cią​gnę​ła but do okna, za​uwa​ży​ła, że rze​czy​wi​ście jest bar​dzo znisz​czo​ny, a jego sznu​ro​wa​dła są we​tknię​te pod pie​tę.

„30:0”. W do​dat​ku Clark zo​rien​to​wa​ła się, że po​ło​że​nie sznu​ro​wa​deł mo​gła za​uwa​żyć je​dy​nie oso​ba pa​trzą​ca z ze​wnątrz bu​dyn​ku. „40:0”. W 1985 roku Clark opu​bli​ko​wa​ła zdu​mie​wa​ją​cą opo​wieść Ma​rii i od tam​tej pory jej przy​pa​dek przy​ta​cza​no w nie​zli​czo​nych ar​ty​ku​łach, książ​kach i na stro​nach in​ter​ne​to​wych jako nie​zbi​ty do​wód na to, że duch może opu​ścić ludz​kie cia​ło. W 1996 roku trzej scep​tycz​ni na​ukow​cy z Uni​wer​sy​te​tu Si​mo​na Fra​se​ra w Ka​na​dzie, Hay​den Eb​bern, Sean Mul​li​gan i Bar​ry Bey​er​ste​in, po​sta​no​wi​li przyj​rzeć się bli​żej tej hi​sto​rii.34 Dwaj z nich od​wie​dzi​li Har​bo​rview Me​di​cal Cen​tre, roz​ma​wia​li z Clark i od​na​leź​li ka​mien​ną pół​kę, któ​rą Ma​ria po​noć wi​dzia​ła przed laty. Umie​ści​li na pół​ce je​den ze swo​ich bu​tów do bie​ga​nia, za​mknę​li okno i od​su​nę​li się. Wbrew temu, co twier​dzi​ła Clark, nie mu​sie​li przy​ci​skać moc​no twa​rzy do szy​by, aby zo​ba​czyć but. Praw​dę mó​wiąc, moż​na go było cał​kiem ła​two zo​ba​czyć z po​ko​ju i mógł to zro​bić na​wet pa​cjent le​żą​cy w łóż​ku. „40:15”. Na​stęp​nie na​ukow​cy wy​szli na ze​wnątrz bu​dyn​ku i zo​ba​czy​li, że ich eks​pe​ry​men​tal​ny but moż​na za​ska​ku​ją​co ła​two do​strzec z te​re​nu ota​cza​ją​ce​go szpi​tal. Kie​dy wró​ci​li do szpi​ta​la ty​dzień póź​niej, buta już nie było, co jesz​cze moc​niej pod​wa​ża​ło tezę, że trud​no go było za​uwa​żyć. „40:30”. Eb​bern, Mul​li​gan i Bey​er​ste​in do​szli do wnio​sku, że Ma​ria przy​pusz​czal​nie usły​sza​ła roz​mo​wę na te​mat buta, kie​dy w cza​sie swo​je​go trzy​dnio​we​go po​by​tu w szpi​ta​lu le​ża​ła w pół​śnie lub znaj​do​wa​ła się pod wpły​wem le​ków, a na​stęp​nie włą​czy​ła te in​for​ma​cje do swo​je​go do​świad​cze​nia prze​by​wa​nia poza wła​snym cia​łem. Zwró​ci​li tak​że uwa​gę na to, że Clark nie od razu opu​bli​ko​wa​ła opis ca​łe​go zda​rze​nia, ale zro​bi​ła to do​pie​ro po sied​miu la​tach, a tym sa​mym hi​sto​ria Ma​rii mo​gła zo​stać w tym cza​sie po​waż​nie znie​kształ​co​na pod​czas wie​lo​krot​ne​go po​wta​rza​nia i opo​wia​da​nia na nowo. A sko​ro pod​sta​wo​we aspek​ty tej hi​sto​rii bu​dzi​ły po​waż​ne wąt​pli​wo​ści, ba​da​cze do​szli do wnio​sku, że nie mają po​wo​dów, aby bez za​strze​żeń wie​rzyć w praw​dzi​wość jej in​nych ele​men​tów, jak choć​by w to, że Ma​ria wcze​śniej nie wie​dzia​ła, że but jest znisz​czo​ny, czy w to, że sznu​ro​wa​dła były we​tknię​te pod pię​tę. „Rów​no​wa​ga”. Już po kil​ku go​dzi​nach po​by​tu na te​re​nie szpi​ta​la ba​da​cze od​kry​li, że re​la​cja na te​mat sław​ne​go do​świad​cze​nia Ma​rii nie od​po​wia​da fak​tom. Mimo to nie​ustan​nie po​ja​wia się w tek​stach wie​lu au​to​rów, któ​rzy albo nie za​da​ją so​bie tru​du spraw​dze​nia, jak było na​praw​dę, albo nie chcą przed​sta​wić swo​im czy​tel​ni​kom bar​dziej scep​tycz​nej wer​sji wy​da​rzeń. Oso​by, któ​re wie​rzą w ist​nie​nie du​szy, będą mu​sia​ły po​cze​kać na bar​dziej prze​ko​nu​ją​ce i nie​zbi​te do​wo​dy. „Nowe pił​ki, pro​szę”.

SZYB​KIE ĆWI​CZE​NIE W ZA​KRE​SIE WI​ZU​ALI​ZA​CJI

Przy​szła pora na pro​ste, dwu​czę​ścio​we ćwi​cze​nie. Obie czę​ści będą wy​ma​ga​ły od was pi​sa​nia w tej książ​ce. Może to wzbu​dzić w was pew​ne opo​ry, ale spra​wa jest waż​na z trzech po​wo​dów. Po pierw​sze, bę​dzie​cie mu​sie​li wró​cić do tych liczb przy dal​szej lek​tu​rze roz​dzia​łu, dla​te​go przy​da się wam trwa​ły za​pis tej in​for​ma​cji. Po dru​gie, je​że​li je​ste​ście w księ​gar​ni, bę​dzie​cie mo​ral​nie zo​bo​wią​za​ni do tego, żeby ku​pić tę książ​kę. Po trze​cie, je​śli już ją ku​pi​li​ście, szan​sa na to, że do​sta​nie​cie za nią przy​zwo​itą cenę na Al​le​gro, znacz​nie spad​nie. Do​bra, za​czy​na​my. Część pierw​sza Ro​zej​rzyj​cie się wo​kół sie​bie. Być może je​ste​ście w domu, sie​dzi​cie w par​ku na ław​ce albo je​dzie​cie au​to​bu​sem. Gdzie​kol​wiek je​ste​ście, po pro​stu ro​zej​rzyj​cie się wo​kół. A te​raz wy​obraź​cie so​bie, jak wy​glą​da​ło​by wa​sze oto​cze​nie, gdy​by​ście uno​si​li się nad wa​szym cia​łem, ja​kieś dwa me​try po​wy​żej miej​sca, w któ​rym się te​raz znaj​du​je​cie, i spoj​rze​li w dół na sie​bie. Za​trzy​maj​cie ten ob​raz na mo​ment w umy​śle. Czy jest ja​sny? Gdy​by​ście mie​li oce​nić jego wy​ra​zi​stość na ska​li od jed​ne​go (w tym przy​pad​ku nie​mal nie wi​dzi​cie żad​ne​go ob​ra​zu) do sied​miu (bar​dzo szcze​gó​ło​wy, wy​raź​ny ob​raz), jaką war​tość by​ście wsta​wi​li? A te​raz za​pisz​cie tę licz​bę czy​tel​nie po​ni​żej, nie​bie​skim lub czar​nym atra​men​tem. Wa​sza oce​na: _____ Te​raz ro​zej​rzyj​cie się wo​kół i zo​bacz​cie, gdzie je​ste​ście w tej chwi​li, po czym jesz​cze raz wy​obraź​cie so​bie, że uno​si​cie się nad swo​im cia​łem. Na​stęp​nie prze​nie​ście się do swo​je​go rze​czy​wi​ste​go po​ło​że​nia, a po​tem zno​wu do ob​ra​zu świa​ta wi​dzia​ne​go z punk​tu po​ło​żo​ne​go po​wy​żej wa​szej gło​wy. A te​raz oceń​cie, z jaką ła​two​ścią po​tra​fi​cie prze​cho​dzić mię​dzy tymi dwo​ma po​ło​że​nia​mi, wy​bie​ra​jąc licz​bę od jed​ne​go („Rany, to było trud​ne”) do sied​miu („Kom​plet​na ła​twi​zna”). Po​now​nie wpisz​cie tę licz​bę po​ni​żej. Wa​sza oce​na: _____ Część dru​ga Pro​szę oce​nić, w ja​kim stop​niu opi​su​ją was na​stę​pu​ją​ce wy​po​wie​dzi, przy​zna​jąc każ​dej war​tość od jed​ne​go („Zu​peł​nie nie”) do pię​ciu („Rany, zu​peł​nie jak​byś znał mnie od lat”).35

1. Oglą​da​jąc film, czu​ję się, jak​bym sam/a brał/bra​ła w nim udział. 2. Pa​mię​tam mi​nio​ne zda​rze​nia z mo​je​go ży​cia z taką wy​ra​zi​sto​ścią, że czu​ję się, jak​bym po​now​nie tam był/była. 3. Po​tra​fię tak bar​dzo za​to​pić się w słu​cha​niu mu​zy​ki, że nie do​strze​gam ni​cze​go, co dzie​je się wo​kół.

Oce​na □ □ □

4. Uwa​żam, że gro​no​sta​je pra​cu​ją zbyt cięż​ko. 5. Lu​bię pa​trzeć na chmu​ry i sta​ram się do​strze​gać w nich kształ​ty i twa​rze. 6. Czę​sto tak bar​dzo po​chła​nia mnie lek​tu​ra do​brej książ​ki, że za​po​mi​nam o ca​łym świe​cie.

Bar​dzo dzię​ku​ję za wy​ko​na​nie tych ćwi​czeń. Wró​ci​my do nich póź​niej.

□ □ □

Jak poczuć się tak, jakbyśmy byli blatem biurka

Nie​for​tun​ny przy​pa​dek te​ni​sów​ki po​rzu​co​nej na ka​mien​nej pół​ce sta​no​wi ra​czej wą​tłe świa​dec​two na rzecz tezy, że lu​dzie po​tra​fią unieść się po​nad wła​snym cia​łem. Co gor​sza, kil​ku ba​da​czy po​świę​ci​ło wie​le cza​su i wy​sił​ku na prze​pro​wa​dze​nie bar​dziej ry​go​ry​stycz​nych te​stów tej kon​cep​cji i tak​że nie zna​la​zło jej po​twier​dze​nia. Na przy​kład Kar​lis Osis, ba​dacz zja​wisk pa​rap​sy​chicz​nych, pod​dał spraw​dzia​no​wi po​nad sto osób, któ​re twier​dzi​ły, że po​tra​fią siłą woli wpra​wić się w stan OOBE. Po​pro​sił każ​dą z nich o to, aby opu​ści​ła swo​je cia​ło, uda​ła się do od​le​głe​go po​miesz​cze​nia, a na​stęp​nie od​na​la​zła lo​so​wo wy​bra​ny ob​ra​zek, jaki wcze​śniej w nim umiesz​czo​no.36 Zde​cy​do​wa​na więk​szość uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tów była prze​ko​na​na, że do​świad​czy​ła ta​kiej po​dró​ży, ale jako gru​pa nie wy​ka​za​li się więk​szą sku​tecz​no​ścią od​po​wie​dzi niż pró​by czy​sto lo​so​we. W po​dob​nych ba​da​niach John Pal​mer i jego współ​pra​cow​ni​cy z Uni​wer​sy​te​tu Wir​gi​nii w Char​lot​te​svil​le po​słu​ży​li się roz​ma​ity​mi tech​ni​ka​mi re​lak​sa​cji, aby na​uczyć ochot​ni​ków prze​ży​wa​nia sta​nu OOBE, a na​stęp​nie po​pro​si​li ich, aby po​słu​ży​li się swo​ją świe​żo na​by​tą umie​jęt​no​ścią do od​na​le​zie​nia i roz​po​zna​nia ja​kie​goś celu po​ło​żo​ne​go w in​nym miej​scu.37 W se​rii tych eks​pe​ry​men​tów uczest​ni​czy​ło po​nad sto pięć​dzie​siąt osób, jed​nak ucze​ni nie wy​kry​li żad​nych po​twier​dzo​nych świa​dectw ist​nie​nia per​cep​cji po​za​zmy​sło​wej. Krót​ko mó​wiąc, trwa​ją​ce po​nad sto lat na​uko​we po​szu​ki​wa​nia do​wo​du na ist​nie​nie du​szy za​koń​czy​ły się nie​po​wo​dze​niem. Mimo po​dej​mo​wa​nych przez Ba​ra​du​ca prób sfo​to​gra​fo​wa​nia du​cha zmar​łej żony i syna, mimo wa​że​nia umie​ra​ją​cych przez Mac​Do​ugal​la i mimo na​głej śmier​ci kil​ku ko​ni​ków po​lnych, któ​re wpa​dły w ręce Wat​ter​sa, nie zna​le​zio​no żad​nych do​wo​dów. W re​zul​ta​cie ucze​ni zmie​ni​li spo​sób po​dej​ścia do za​gad​nie​nia i sku​pi​li się na in​for​ma​cjach, ja​kich udzie​la​ją oso​by twier​dzą​ce, że opu​ści​ły wła​sne cia​ło. Jed​nak naj​cie​kaw​sze opi​sy ta​kich przy​pad​ków oka​za​ły się mało wia​ry​god​ne, a eks​pe​ry​men​ty z udzia​łem se​tek osób do​świad​cza​ją​cych OOBE nie wy​ka​za​ły, że po​tra​fią one iden​ty​fi​ko​wać i lo​ka​li​zo​wać ukry​te przed​mio​ty. W tej sy​tu​acji moż​na by dojść do wnio​sku, że do​świad​cze​nie prze​by​wa​nia poza wła​snym cia​łem nie ma ni​cze​go cie​ka​we​go do za​ofe​ro​wa​nia praw​dzi​wie do​cie​kli​we​mu umy​sło​wi. Jed​nak w ko​lej​nych eks​pe​ry​men​tach ba​da​cze przy​ję​li zu​peł​nie inne po​dej​ście do pro​ble​mu. Dzię​ki temu nie tyl​ko roz​wią​za​li za​gad​kę OOBE, ale zdo​by​li tak​że cen​ne in​for​ma​cje do​ty​czą​ce spo​so​bu funk​cjo​no​wa​nia na​sze​go mó​zgu. Jest taki sta​ry dow​cip o czło​wie​ku, któ​ry usi​łu​je zna​leźć pe​wien po​kój na uni​wer​sy​tec​kim wy​dzia​le fi​lo​zo​fii. W koń​cu tra​ci orien​ta​cję, ale na szczę​ście na​ty​ka się na plan bu​dyn​ku. Wid​nie​je na nim duża czer​wo​na strzał​ka wska​zu​ją​ca na pe​wien kon​kret​ny ko​ry​tarz. Na

strzał​ce wy​pi​sa​ne jest py​ta​nie: „Je​steś tu​taj?”. Dow​cip nie jest zły, ale co waż​niej​sze, do​ty​ka waż​ne​go za​gad​nie​nia – skąd wie​my, gdzie je​ste​śmy? Albo, by ująć rzecz w nie​co bar​dziej fi​lo​zo​ficz​nym ję​zy​ku – dla​cze​go uwa​ża​my, że je​ste​śmy we​wnątrz na​sze​go cia​ła? Na pierw​szy rzut oka py​ta​nie wy​da​je się dzi​wacz​ne. Je​ste​śmy we​wnątrz na​sze​go cia​ła i już. Jed​nak py​ta​nie ma swo​ją nie​ocze​ki​wa​ną głę​bię. Być może naj​więk​sze od​kry​cie w tej ma​te​rii przy​no​si pe​wien prze​ło​mo​wy eks​pe​ry​ment, któ​ry moż​na ła​two od​two​rzyć w do​mo​wych wa​run​kach. Po​trze​bu​je​my je​dy​nie sto​łu, spo​rej książ​ki for​ma​tu al​bu​mo​we​go, nie​du​że​go ręcz​ni​ka, gu​mo​wej atra​py ludz​kiej dło​ni i przy​ja​cie​la o otwar​tym umy​śle.38 Na po​czą​tek sia​da​my przy sto​le i kła​dzie​my obie ręce na bla​cie. Na​stęp​nie prze​su​wa​my pra​wą rękę ja​kieś pięt​na​ście cen​ty​me​trów w pra​wo i umiesz​cza​my gu​mo​wą atra​pę ludz​kiej dło​ni tam, gdzie przed chwi​lą le​ża​ła na​sza pra​wa dłoń (przy za​ło​że​niu, że atra​pa jest mo​de​lem pra​wej dło​ni – je​śli jest in​a​czej, w eks​pe​ry​men​cie mu​si​my po​słu​żyć się na​szą lewą dło​nią).

Przy​go​to​wa​nie do pierw​szej czę​ści eks​pe​ry​men​tu z gu​mo​wą atra​pą dło​ni Te​raz ustaw​cie książ​kę pio​no​wo na bla​cie sto​łu mię​dzy swo​ją pra​wą ręką a gu​mo​wą atra​pą w taki spo​sób, że​by​ście nie wi​dzie​li swo​jej pra​wej dło​ni. Na​stęp​nie przy​kryj​cie ręcz​ni​-

kiem prze​strzeń mię​dzy pra​wą dło​nią a gu​mo​wą atra​pą (tak jak na fo​to​gra​fii po​ni​żej).

O tym, ja​kie wra​że​nie robi eks​pe​ry​ment z gu​mo​wą atra​pą dło​ni, świad​czy wy​raz twa​rzy oso​by wi​docz​nej na fo​to​gra​fii A te​raz po​pro​ście przy​ja​cie​la, żeby usiadł na​prze​ciw, wy​cią​gnął rękę i za​czął gła​skać pal​ca​mi – w tym sa​mym miej​scu i w tym sa​mym mo​men​cie – za​rów​no wa​szą pra​wą dłoń, jak i gu​mo​wą atra​pę. Po ja​kiejś mi​nu​cie ta​kie​go gła​ska​nia za​cznie​cie czuć, że gu​mo​wa ręka jest w rze​czy​wi​sto​ści czę​ścią wa​sze​go cia​ła. To po​czu​cie ma in​te​re​su​ją​ce na​stęp​stwa dla wa​szej praw​dzi​wej, ale ukry​tej dło​ni. Ba​da​cze mo​ni​to​ro​wa​li tem​pe​ra​tu​rę skó​ry osób bio​rą​cych udział w tym eks​pe​ry​men​cie i od​kry​li, że kie​dy ba​da​ni do​cho​dzą do wnio​sku, że gu​mo​wa ręka jest czę​ścią ich cia​ła, tem​pe​ra​tu​ra ich ukry​tej, praw​dzi​wej dło​ni spa​da o ja​kieś pół stop​nia – zu​peł​nie jak​by mózg od​ci​nał do​pływ krwi do nie​wi​dzia​nej ręki z chwi​lą, gdy do​cho​dzi do wnio​sku, że nie jest już ona czę​ścią wa​sze​go cia​ła.39 To ilu​zja o po​tęż​nej sile dzia​ła​nia. W se​rii po​dob​nych eks​pe​ry​men​tów prze​pro​wa​dzo​nych przez Vi​lay​anu​ra Ra​ma​chan​dra​na i opi​sa​nych w jego książ​ce Phan​toms in the Bra​in

pro​szo​no uczest​ni​ków ba​da​nia, aby umie​ści​li lewą dłoń pod bla​tem sto​łu, po czym eks​pe​ry​men​ta​tor jed​no​cze​śnie gła​skał tę ukry​tą dłoń i po​wierzch​nię sto​łu.40 I w tym przy​pad​ku u ba​da​nych do​cho​dzi​ło do zmia​ny w od​czu​wa​niu lo​ka​li​za​cji wła​sne​go „ja” – pięć​dzie​siąt pro​cent osób mia​ło wra​że​nie, że blat drew​nia​ne​go sto​łu stał się czę​ścią ich sa​mych. Aby wy​ja​śnić to dziw​ne zja​wi​sko, się​gnij​my po pro​stą ana​lo​gię. Wy​obraź​my so​bie, że prze​cha​dza​jąc się po no​wym, nie​zna​nym miej​scu, na​gle uświa​da​mia​my so​bie, że zgu​bi​li​śmy dro​gę. Je​dy​ny spo​sób na to, żeby pójść da​lej, to zna​leźć ja​kiś znak dro​go​wy. Tak samo dzia​ła nasz mózg: aby usta​lić, gdzie się znaj​du​je​my, musi od​wo​ły​wać się do od​po​wied​ni​ka zna​ków dro​go​wych, czy​li do in​for​ma​cji do​star​cza​nych przez zmy​sły. Na ogół wszyst​ko dzia​ła bez za​rzu​tu. Nasz mózg wi​dzi na przy​kład na​szą dłoń i od​bie​ra wra​że​nia do​ty​ko​we z czub​ków na​szych pal​ców, dzię​ki cze​mu traf​nie przyj​mu​je, że „my” je​ste​śmy we​wnątrz swo​jej ręki. Jed​nak tak jak lu​dziom zda​rza się cza​sem błęd​nie umie​ścić znak dro​go​wy, któ​ry wska​zu​je na​stęp​nie nie​wła​ści​wy kie​ru​nek, tak nasz mózg od cza​su do cza​su się gubi. Eks​pe​ry​ment z gu​mo​wą atra​pą dło​ni jest wła​śnie jed​ną z ta​kich sy​tu​acji. Pod​czas eks​pe​ry​men​tu wasz mózg „czu​je”, że ktoś głasz​cze wa​szą lewą dłoń, „wi​dzi” gu​mo​wą dłoń albo drew​nia​ny blat sto​łu, któ​re są pod​da​wa​ne jed​no​cze​sne​mu gła​ska​niu, i do​cho​dzi do wnio​sku, że „wy” mu​si​cie znaj​do​wać się we​wnątrz gu​mo​wej dło​ni albo bla​tu sto​łu, bu​du​je więc ta​kie po​czu​cie wa​sze​go „ja”, któ​re zga​dza się z tą hi​po​te​zą. Krót​ko mó​wiąc, po​czu​cie tego, gdzie się w da​nej chwi​li znaj​du​je​my, nie jest ja​koś trwa​le wpi​sa​ne w nasz mózg, ale sta​no​wi ra​czej re​zul​tat cią​głe​go prze​twa​rza​nia in​for​ma​cji do​cho​dzą​cych z na​szych zmy​słów i bu​do​wa​nia na tej pod​sta​wie traf​nej hi​po​te​zy. Z tego po​wo​du po​czu​cie na​sze​go „ja” jako ko​goś, kto znaj​du​je się we​wnątrz na​sze​go cia​ła, może w każ​dej chwi​li pod​le​gać zmia​nie. Pra​ce Ra​ma​chan​dra​na mają istot​ne zna​cze​nie prak​tycz​ne oraz waż​ne im​pli​ka​cje teo​re​tycz​ne. Więk​szość osób, któ​re prze​szły am​pu​ta​cję ręki lub nogi, czę​sto nadal od​czu​wa roz​dzie​ra​ją​cy ból w swo​jej fan​to​mo​wej koń​czy​nie. Ra​ma​chan​dran za​sta​na​wiał się, czy ten ból nie po​ja​wia się po czę​ści stąd, że ich mózg po​pa​da w dez​orien​ta​cję, po​nie​waż nadal wy​sy​ła sy​gna​ły do bra​ku​ją​cej koń​czy​ny, ale nie wi​dzi spo​dzie​wa​ne​go ru​chu. Aby spraw​dzić tę hi​po​te​zę, Ra​ma​chan​dran i jego ko​le​dzy prze​pro​wa​dzi​li nie​zwy​kły eks​pe​ry​ment z udzia​łem gru​py osób, któ​re stra​ci​ły rękę w wy​ni​ku am​pu​ta​cji.41 Ba​da​cze zbu​do​wa​li tek​tu​ro​we pu​deł​ko o boku dłu​go​ści pół me​tra, otwar​te od góry i od fron​tu, po czym w jego środ​ku umie​ści​li sto​ją​ce pio​no​wo lu​stro, któ​re dzie​li​ło je na dwie czę​ści. Na​stęp​nie pro​szo​no każ​de​go z uczest​ni​ków ba​da​nia, aby po​ło​żył rękę w jed​nym z prze​dzia​łów pu​deł​ka i usiadł w taki spo​sób, aby mógł wi​dzieć w lu​strze od​bi​cie swo​jej ręki. Z punk​tu wi​dze​nia uczest​ni​ka eks​pe​ry​men​tu wy​glą​da​ło to tak, jak gdy​by wi​dział swo​je obie ręce: tę rze​czy​wi​stą i tę am​pu​to​wa​ną. Na​stęp​nie pro​szo​no go, aby wy​ko​nał w tym sa​mym cza​sie ja​kiś pro​sty ruch obie​ma dłoń​mi, taki jak za​ci​ska​nie pię​ści albo prze​bie​ra​nie pal​ca​mi. Krót​ko mó​wiąc, pu​deł​ko Ra​ma​chan​dra​na stwo​rzy​ło złu​dze​nie ru​chu w bra​ku​ją​cej koń​czy​nie. Co zdu​mie​wa​ją​ce, więk​szość uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu opo​wia​da​ła o osła​bie​niu bólu zwią​za​ne​go z bra​ku​ją​cą koń​czy​ną. Nie​któ​rzy z nich pro​si​li na​wet o to, żeby mo​gli za​brać ze sobą pu​deł​ko do domu. Moż​na za​tem prze​ko​nać lu​dzi, że gu​mo​wa atra​pa dło​ni albo blat sto​łu jest czę​ścią ich cia​ła. Ale czy moż​na wy​ko​rzy​stać ten sam po​mysł do wy​wo​ła​nia wra​że​nia, że ktoś opusz​cza swo​je cia​ło? Po​sta​no​wi​ła to spraw​dzić Bi​gna Leng​gen​ha​ger, neu​ro​bio​loż​ka z Éco​le

Po​ly​tech​ni​que Fédéra​le w Lo​zan​nie.42 Gdy​by​śmy wzię​li udział w jed​nym z jej eks​pe​ry​men​tów, po wej​ściu do la​bo​ra​to​rium po​pro​szo​no by nas, aby​śmy sta​nę​li na środ​ku po​ko​ju i za​ło​ży​li go​gle stwa​rza​ją​ce wra​że​nie wir​tu​al​nej rze​czy​wi​sto​ści. Je​den z człon​ków jej ze​spo​łu umie​ścił​by na​stęp​nie kil​ka me​trów za nami ka​me​rę fil​mo​wą, któ​ra prze​ka​zy​wa​ła​by ob​raz do na​szych go​gli, dzię​ki cze​mu wi​dzie​li​by​śmy kil​ka me​trów przed sobą ob​raz sie​bie sa​mych, tyle że od tyłu. Na​stęp​nie na oglą​da​nym przez nas ob​ra​zie po​ja​wił​by się ani​mo​wa​ny drą​żek, któ​ry po​wo​li za​czął​by gła​skać na​sze wir​tu​al​ne ple​cy. W tym sa​mym cza​sie je​den z ba​da​czy po ci​chu pod​szedł​by do nas od tyłu i po​wo​li za​czął gła​skać wskaź​ni​kiem na​sze praw​dzi​we ple​cy w taki spo​sób, aby rze​czy​wi​ste gła​ska​nie było zsyn​chro​ni​zo​wa​ne z wir​tu​al​nym. W ze​sta​wie Bi​gny Leng​gen​ha​ger dzia​ła ta sama za​sa​da co w eks​pe​ry​men​cie z gu​mo​wą atra​pą dło​ni, a je​dy​na róż​ni​ca po​le​ga na tym, że miej​sce gu​mo​wej dło​ni zaj​mu​je w nim wir​tu​al​ny ob​raz na​sze​go cia​ła, a wskaź​nik za​stę​pu​je dłoń przy​ja​cie​la. W taki sam spo​sób, w jaki gła​ska​nie gu​mo​wej dło​ni pro​wa​dzi​ło do dziw​ne​go wra​że​nia, że atra​pa jest czę​ścią nas sa​mych, rów​nież w eks​pe​ry​men​cie Leng​gen​ha​ger oso​by ba​da​ne za​czy​na​ły czuć się tak, jak gdy​by ich całe cia​ło sta​ło w rze​czy​wi​sto​ści kil​ka me​trów przed nimi. Eks​pe​ry​men​ty z gu​mo​wą dło​nią i wir​tu​al​ną rze​czy​wi​sto​ścią po​ka​zu​ją, że na​sze co​dzien​ne po​czu​cie, że znaj​du​je​my się we​wnątrz na​sze​go cia​ła, jest wy​twa​rza​ne przez nasz mózg na pod​sta​wie in​for​ma​cji do​star​cza​nych przez zmy​sły. Je​śli zmie​ni​my te in​for​ma​cje, sto​sun​ko​wo ła​two mo​że​my spra​wić, że lu​dzie za​czną czuć się tak, jak​by znaj​do​wa​li się na ze​wnątrz swo​je​go cia​ła. Oczy​wi​ście lu​dzie nie mają do​stę​pu do gu​mo​wych dło​ni i nie są pod​łą​cze​ni do sys​te​mu wir​tu​al​nej rze​czy​wi​sto​ści, kie​dy prze​ży​wa​ją do​świad​cze​nie prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem (OOBE). Jed​nak wie​lu ba​da​czy uwa​ża obec​nie, że ten dziw​ny me​cha​nizm, sprzecz​ny z na​szą in​tu​icją, od​gry​wa klu​czo​wą rolę w ro​zu​mie​niu isto​ty tych zja​wisk.

LUSTE​RECZ​KO, PO​WIEDZ PRZE​CIE Neu​ro​bio​log Vi​lay​anur Ra​ma​chan​dran zna​lazł pro​sty spo​sób na to, żeby po​wtó​rzyć eks​pe​ry​ment Bi​gny Leng​gen​ha​ger bez od​wo​ły​wa​nia się do zło​żo​ne​go i kosz​tow​ne​go sys​te​mu wir​tu​al​nej rze​czy​wi​sto​ści.43 Praw​dę mó​wiąc, po​trze​bu​je​my w tym celu je​dy​nie dwu du​żych lu​ster i wła​sne​go pal​ca. Usta​wia​my lu​stra w od​le​gło​ści pół​to​ra do dwóch me​trów w taki spo​sób, aby były zwró​co​ne do sie​bie, po czym jed​no z nich sta​wia​my pod ta​kim ką​tem, że kie​dy pa​trzy​my w jed​no z lu​ster, wi​dzi​my od​bi​cie tyłu na​szej gło​wy (jak na fo​to​gra​fii po​ni​żej). Na ko​niec de​li​kat​nie głasz​cze​my się pal​cem po po​licz​ku i pa​trzy​my na od​bi​cie w lu​strze.

Ze​staw do eks​pe​ry​men​tu z lu​strem Ten ra​czej dość nie​zwy​kły ze​staw po​zwa​la osią​gnąć to samo złu​dze​nie, ja​kie w la​bo​ra​to​rium Leng​gen​ha​ger po​wsta​wa​ło dzię​ki za​sto​so​wa​niu sys​te​mu rze​czy​wi​sto​ści wir​tu​al​nej. Nasz mózg „czu​je”, jak głasz​cze​my się po po​licz​ku, „wi​dzi” oso​bę sto​ją​cą przed nami, któ​rą tak​że ktoś głasz​cze po po​licz​ku, do​cho​dzi do wnio​sku, że to „my” sto​imy tam, gdzie znaj​du​je się ta oso​ba, i two​rzy zgod​ne

z tą kon​cep​cją po​czu​cie umiej​sco​wie​nia na​sze​go „ja”. Uczest​ni​cząc w tym eks​pe​ry​men​cie, Ra​ma​chan​dran czuł się tak, jak gdy​by do​ty​kał ja​kie​goś ob​ce​go cia​ła albo cia​ła an​dro​ida, znaj​du​ją​ce się na ze​wnątrz jego wła​sne​go cia​ła. Wie​lu jego ko​le​gów mia​ło po​dob​ne od​czu​cia, przy czym nie​któ​rzy z nich opo​wia​da​li po​tem, że mie​li wręcz ocho​tę po​wie​dzieć „cześć” oso​bie, któ​rą wi​dzie​li w lu​strze. Na po​cząt​ku tej książ​ki opo​wia​da​łem o tym, jak au​dy​cja te​le​wi​zyj​na z udzia​łem psy​cho​loż​ki Sue Black​mo​re na​su​nę​ła mi myśl, że ba​da​nie zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych może przy​nieść nam waż​ne od​kry​cia do​ty​czą​ce dzia​ła​nia na​sze​go mó​zgu, na​szych za​cho​wań i prze​ko​nań. W swo​jej ka​rie​rze na​uko​wej Black​mo​re zaj​mo​wa​ła się róż​ny​mi aspek​ta​mi zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, ale więk​szość jej prac kon​cen​tro​wa​ła się wo​kół za​gad​ki do​świad​czeń po​le​ga​ją​cych na po​czu​ciu opusz​cza​nia wła​sne​go cia​ła.

Czary, LSD i karty tarota

Po​cząt​ki za​in​te​re​so​wań Sue Black​mo​re zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi się​ga​ją 1970 roku, gdy pod​czas stu​diów na uni​wer​sy​te​cie w Oks​for​dzie sama do​świad​czy​ła zja​wi​ska opusz​cze​nia wła​sne​go cia​ła. Po kil​ku go​dzi​nach eks​pe​ry​men​to​wa​nia z ta​blicz​ką ouija wy​pa​li​ła dla roz​luź​nie​nia tro​chę ma​ri​hu​any i na​gle po​czu​ła, jak uno​si się po​nad swo​im cia​łem, pod​pły​wa do su​fi​tu, po czym leci nad An​glią, prze​la​tu​je Atlan​tyk i do​cie​ra do No​we​go Jor​ku. Osta​tecz​nie wró​ci​ła do Oks​for​du i zna​la​zła się z po​wro​tem w swo​im cie​le, wpły​wa​jąc do nie​go przez szy​ję, a po​tem ogar​nę​ło ją po​czu​cie, że roz​pły​wa się we wszech​świe​cie. Poza tym nic cie​ka​we​go się tego dnia nie wy​da​rzy​ło. Po po​wro​cie do rze​czy​wi​sto​ści Sue za​czę​ła fa​scy​no​wać się róż​ny​mi dziw​ny​mi do​zna​nia​mi, opa​no​wa​ła taj​ni​ki bia​łej ma​gii i wresz​cie po​sta​no​wi​ła po​świę​cić się pa​rap​sy​cho​lo​gii. Otrzy​ma​ła ty​tuł dok​tor​ski za swo​je ba​da​nia do​ty​czą​ce tego, czy dzie​ci dys​po​nu​ją zdol​no​ścia​mi te​le​pa​tycz​ny​mi (nie dys​po​nu​ją), kil​ka​krot​nie za​ży​wa​ła LSD, aby zo​ba​czyć, czy nar​ko​tycz​ne po​dró​że po​pra​wią jej pa​rap​sy​chicz​ne zdol​no​ści (nie po​pra​wi​ły), oraz na​uczy​ła się od​czy​ty​wać kar​ty ta​ro​ta, żeby spraw​dzić, czy moż​na za ich po​mo​cą prze​wi​dy​wać przy​szłość (nie moż​na). Po dwu​dzie​stu pię​ciu la​tach tego ro​dza​ju roz​cza​ro​wu​ją​cych do​cie​kań Sue dała wresz​cie za wy​gra​ną i przy​ję​ła po​sta​wę scep​tycz​ną. Przez wie​le lat zaj​mo​wa​ła się na​stęp​nie ba​da​nia​mi nad psy​cho​lo​gicz​ny​mi me​cha​ni​zma​mi do​świad​czeń pa​ra​nor​mal​nych i to​wa​rzy​szą​cych im prze​ko​nań, sta​ra​jąc się zo​rien​to​wać, dla​cze​go lu​dzie do​świad​cza​ją z po​zo​ru po​za​zmy​sło​wych wra​żeń i wie​rzą w tego ro​dza​ju dzi​wac​twa. W ostat​nich la​tach za​in​te​re​so​wa​ła się za​gad​ką świa​do​mo​ści, sku​pia​jąc swo​je do​cie​ka​nia na spo​so​bach, za po​mo​cą któ​rych mózg wy​twa​rza po​czu​cie na​sze​go „ja” (cho​ciaż za​kład​ka „Kim je​stem” na jej stro​nie in​ter​ne​to​wej kry​je je​dy​nie zwy​kły bio​gram). W jed​nym ze swo​ich pierw​szych pro​jek​tów ba​daw​czych Black​mo​re za​ję​ła się py​ta​niem, któ​re czę​sto po​ja​wia się, gdy mó​wię o zja​wi​skach pa​ra​nor​mal​nych – dla​cze​go bliź​nię​ta jed​no​ja​jo​we czę​sto prze​ja​wia​ją, jak się wy​da​je, dziw​ną psy​chicz​ną więź ze sobą? Wie​lu zwo​len​ni​ków ist​nie​nia zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych wie​rzy, że ta oso​bli​wa więź jest na​stęp​stwem te​le​pa​tii. Scep​ty​cy dla od​mia​ny twier​dzą, że bliź​nię​ta czę​sto my​ślą w po​dob​ny spo​sób, po​nie​waż zo​sta​ły wy​cho​wa​ne w tym sa​mym śro​do​wi​sku i mają taki sam ba​gaż ge​ne​tycz​ny, oraz że z ra​cji tych po​do​bieństw będą po​dej​mo​wa​ły ta​kie same de​cy​zje, co spra​wia wra​że​nie, że czy​ta​ją na​wza​jem w swo​ich my​ślach. Aby roz​strzy​gnąć tę kwe​stię, Black​mo​re przy​go​to​wa​ła dwu​czę​ścio​wy eks​pe​ry​ment, w któ​rym uczest​ni​czy​ło sześć par bliź​niąt jed​no​ja​jo​wych oraz sześć par ro​dzeń​stwa.44 Pierw​szą jego część sta​no​wił pro​sty, otwar​ty test na te​le​pa​tię. Je​den czło​nek każ​dej pary od​gry​wał rolę „nadaw​cy”, pod​czas gdy dru​gi był „od​bior​cą”. Nadaw​cy po​ka​zy​wa​no róż​ne

lo​so​wo wy​bra​ne bodź​ce (ta​kie jak licz​ba od jed​ne​go do dzie​się​ciu, ja​kiś przed​miot albo fo​to​gra​fia) i pro​szo​no, żeby psy​chicz​nie prze​ka​zał te in​for​ma​cje od​bior​cy. W tym przy​pad​ku ani u bliź​niąt, ani u par ro​dzeń​stwa nie stwier​dzo​no żad​nych do​wo​dów na te​le​pa​tię. W dru​giej czę​ści eks​pe​ry​men​tu Black​mo​re pro​si​ła, aby nadaw​cy sami prze​ka​zy​wa​li od​bior​cy pierw​szą licz​bę, jaka przyj​dzie im do gło​wy, zro​bi​li ja​kiś ry​su​nek we​dle wła​sne​go uzna​nia i wy​bie​ra​li, któ​rą z czte​rech fo​to​gra​fii mają prze​trans​mi​to​wać. Re​zul​ta​ty na​gle ule​gły zmia​nie. Zgod​nie z hi​po​te​zą gło​szą​cą, że „te​le​pa​tia mię​dzy bliź​nię​ta​mi jest na​stęp​stwem ich po​do​bień​stwa”, wy​ni​ki uzy​ski​wa​ne przez bliź​nię​ta wy​raź​nie się po​pra​wi​ły. Kie​dy po​pro​szo​no je o prze​ka​za​nie do​wol​nej licz​by z za​kre​su od jed​ne​go do dzie​się​ciu, dwa​dzie​ścia pro​cent bliź​niąt po​da​wa​ło tę samą licz​bę, pod​czas gdy w pa​rach ro​dzeń​stwa było to tyl​ko pięć pro​cent. W przy​pad​ku ry​sun​ków bliź​nię​ta zno​wu wy​pa​dły znacz​nie le​piej, osią​ga​jąc suk​ces w dwu​dzie​stu je​den pro​cent przy​pad​ków, pod​czas gdy w pa​rach ro​dzeń​stwa było to osiem pro​cent. Krót​ko mó​wiąc, ba​da​nia wska​zu​ją na to, że rze​ko​ma te​le​pa​tia u bliź​niąt jest na​stęp​stwem bar​dzo po​dob​ne​go spo​so​bu my​śle​nia i za​cho​wa​nia, a nie per​cep​cji po​za​zmy​sło​wej.

Wy​wiad z Sue Black​mo​re www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Su​eBlack​mo​re.html Jed​nak w krę​gach scep​ty​ków Black​mo​re jest za​pew​ne naj​le​piej zna​na ze swo​ich prac wy​ja​śnia​ją​cych zja​wi​sko opusz​cza​nia wła​sne​go cia​ła. Za punkt wyj​ścia swo​ich do​cie​kań przy​ję​ła kon​cep​cję, zgod​nie z któ​rą po​czu​cie tego, że znaj​du​je​my się we​wnątrz na​sze​go cia​ła, jest pew​ną ilu​zją wy​twa​rza​ną przez nasz mózg na pod​sta​wie in​for​ma​cji na​pły​wa​ją​cych od zmy​słów. Na​stęp​nie za​da​ła so​bie py​ta​nie – sko​ro pe​wien dość oso​bli​wy ze​staw oko​licz​no​ści, obej​mu​ją​cych na przy​kład gu​mo​wą atra​pę dło​ni albo sys​tem wir​tu​al​nej rze​czy​wi​sto​ści, może skło​nić lu​dzi do prze​ko​na​nia, że znaj​du​ją się gdzieś in​dziej, niż są w rze​czy​wi​sto​ści, to czy rów​nie dziw​ny ze​staw oko​licz​no​ści mógł​by skło​nić ich do prze​ko​na​nia, że uno​szą się nad swo​im cia​łem? Sue sku​pi​ła się na dwóch ele​men​tach, któ​re od​gry​wa​ją klu​czo​wą rolę w więk​szo​ści do​świad​czeń typu OOBE.

Dzia​ła​nie pierw​szej z tych za​sad moż​na zi​lu​stro​wać za po​mo​cą na​stę​pu​ją​ce​go ry​sun​ku.

Pro​szę te​raz sku​pić spoj​rze​nie na czar​nej krop​ce znaj​du​ją​cej się w cen​trum ilu​stra​cji i wpa​try​wać się w nią. Je​śli uda wam się utrzy​mać na niej wzrok i zdo​ła​cie trzy​mać gło​wę sto​sun​ko​wo nie​ru​cho​mo, prze​ko​na​cie się, że mniej wię​cej po trzy​dzie​stu se​kun​dach sza​ry ob​szar wo​kół czar​nej krop​ki za​cznie stop​nio​wo bled​nąć. Ale gdy po​ru​szy​cie gło​wą albo prze​nie​sie​cie spoj​rze​nie, po​now​nie po​ja​wi się na swo​im miej​scu. Co się tu​taj dzie​je? Mamy tu do czy​nie​nia ze zja​wi​skiem na​zy​wa​nym ha​bi​tu​acją. Je​śli bę​dzie​my pod​da​wa​li ko​goś sta​łej obec​no​ści ja​kie​goś dźwię​ku, ob​ra​zu albo za​pa​chu, wkrót​ce wy​da​rzy się coś nie​zwy​kłe​go. Oso​ba wy​sta​wio​na na dzia​ła​nie bodź​ca za​cznie się do nie​go przy​zwy​cza​jać i wresz​cie w ogó​le prze​sta​nie zwra​cać na nie​go uwa​gę. Na przy​kład, je​śli wej​dzie​cie do po​ko​ju, któ​ry pach​nie świe​żo zmie​lo​ną kawą, od razu od​no​tu​je​cie ten przy​jem​ny za​pach. Ale je​śli zo​sta​nie​cie w po​ko​ju przez kil​ka mi​nut, z cza​sem bę​dzie​cie mie​li wra​że​nie, że za​pach znik​nął. Je​że​li chce​cie po​now​nie go po​czuć, bę​dzie​cie mu​sie​li wyjść z po​ko​ju i wró​cić. W przy​pad​ku ilu​stra​cji przed​sta​wio​nej po​wy​żej wa​sze oczy stop​nio​wo za​czy​na​ją ślep​-

nąć na ob​szar sza​ro​ści, po​nie​waż po​zo​sta​je nie​zmien​ny. To samo zja​wi​sko może do​pro​wa​dzić do po​wsta​nia tak zwa​ne​go kie​ra​tu he​do​ni​stycz​ne​go, gdy lu​dzie szyb​ko przy​zwy​cza​ja​ją się do swo​je​go no​we​go domu albo sa​mo​cho​du i od​czu​wa​ją pil​ną po​trze​bę ku​pie​nia jesz​cze więk​sze​go domu albo jesz​cze lep​sze​go sa​mo​cho​du. Black​mo​re do​szła do wnio​sku, że ten pro​ces od​gry​wa tak​że klu​czo​wą rolę w zja​wi​skach typu OOBE. Lu​dzie sta​ją się po​dat​ni na ta​kie zja​wi​ska, gdy znaj​du​ją się w sy​tu​acji, w któ​rej ich mózg otrzy​mu​je od zmy​słów bar​dzo mało nie​zmie​nia​ją​cych się in​for​ma​cji. Czę​sto nie otrzy​mu​je w ogó​le żad​nych in​for​ma​cji wi​zu​al​nych, po​nie​waż dana oso​ba ma za​mknię​te oczy albo znaj​du​je się w ciem​no​ściach. W do​dat​ku zwy​kle mózg nie otrzy​mu​je tak​że żad​nych in​for​ma​cji do​ty​ko​wych, gdy czło​wiek leży w łóż​ku albo w wan​nie lub znaj​du​je się pod wpły​wem pew​nych le​ków. W ta​kich oko​licz​no​ściach mózg szyb​ko „ślep​nie” na tę nie​wiel​ką ilość in​for​ma​cji, ja​kie do nie​go na​pły​wa​ją, i usi​łu​je wy​pro​du​ko​wać spój​ny ob​raz tego, gdzie dana oso​ba się znaj​du​je. Mózg, po​dob​nie jak przy​ro​da, nie​na​wi​dzi próż​ni, za​czy​na więc ge​ne​ro​wać ob​ra​zy do​ty​czą​ce tego, gdzie się znaj​du​je i co robi. To po czę​ści wy​ja​śnia, dla​cze​go lu​dzie naj​czę​ściej wi​dzą róż​ne ob​ra​zy prze​pły​wa​ją​ce przez ich umysł, kie​dy mają za​mknię​te oczy, znaj​du​ją się w ciem​no​ściach albo są pod wpły​wem pew​nych le​ków. Black​mo​re po​sta​wi​ła hi​po​te​zę, że pew​ne typy osób ła​twiej po​tra​fią wy​obra​zić so​bie, jak wy​glą​dał​by świat, gdy​by uno​si​ły się po​nad swo​im cia​łem, i tak głę​bo​ko pod​da​ją się tym wy​obra​że​niom, że mylą je z rze​czy​wi​sto​ścią. Wła​śnie w przy​pad​ku ta​kich osób do​świad​cze​nia typu OOBE są naj​bar​dziej praw​do​po​dob​ne. Aby spraw​dzić swo​ją teo​rię, Black​mo​re prze​pro​wa​dzi​ła kil​ka eks​pe​ry​men​tów.45 Praw​dę mó​wiąc, wzię​li​ście już udział w jed​nym z nich. Kil​ka stron wcze​śniej po​pro​si​łem was o to, aby​ście wy​obra​zi​li so​bie, że znaj​du​je​cie się oko​ło dwóch me​trów po​wy​żej miej​sca, w któ​rym rze​czy​wi​ście się znaj​du​je​cie, i oce​ni​li wy​ra​zi​stość wa​szych wy​obra​żeń oraz ła​twość, z jaką po​tra​fi​cie prze​łą​czyć się z jed​nej per​spek​ty​wy na dru​gą. Sue po​pro​si​ła o wy​ko​na​nie tego za​da​nia dwie gru​py osób – ta​kie, któ​re prze​ży​ły do​świad​cze​nie prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem, i ta​kie, któ​re go nie mia​ły – i uzy​ska​ła bar​dzo róż​nią​ce się re​zul​ta​ty. Oso​by, któ​re wcze​śniej do​świad​czy​ły uno​sze​nia się po​nad swo​im cia​łem, zwy​kle mia​ły bar​dziej żywe wy​obra​że​nia i ła​twiej przy​cho​dzi​ło im prze​no​sić się z jed​nej per​spek​ty​wy do dru​giej. Black​mo​re przy​pusz​cza​ła rów​nież, że oso​by prze​ko​na​ne o tym, że mia​ły do​świad​cze​nie typu OOBE, będą z re​gu​ły bar​dziej po​chło​nię​te przez swo​je do​zna​nia, więc trud​niej im bę​dzie od​róż​nić je od fan​ta​zji. Jak pa​mię​ta​cie, po​pro​si​łem was tak​że o oce​nę tego, w ja​kiej mie​rze traf​nie opi​su​je was każ​de z sze​ściu po​da​nych wcze​śniej zdań. Pięć z nich to stan​dar​do​we py​ta​nia, ja​kie wy​stę​pu​ją w kwe​stio​na​riu​szach mie​rzą​cych, jak bar​dzo ab​sor​bu​ją nas roz​ma​ite do​świad​cze​nia (dla za​ba​wy do​da​łem punkt o tym, że gro​no​sta​je pra​cu​ją za cięż​ko). Oso​by, któ​re uzy​sku​ją wy​so​kie re​zul​ta​ty w kwe​stio​na​riu​szach mie​rzą​cych sto​pień za​ab​sor​bo​wa​nia uwa​gi, zwy​kle tra​cą po​czu​cie cza​su pod​czas oglą​da​nia fil​mów i pro​gra​mów te​le​wi​zyj​nych, czę​sto nie po​tra​fią po​wie​dzieć, czy rze​czy​wi​ście wy​ko​na​ły pew​ną czyn​ność, czy je​dy​nie ją so​bie wy​obra​ża​ły, oraz ła​twiej pod​da​ją się hip​no​zie (w przy​pad​ku pię​ciu py​tań po​da​nych na po​cząt​ku tego roz​dzia​łu wy​nik dwa​dzie​ścia punk​tów lub wię​cej ozna​cza wy​so​ki re​zul​tat). Oso​by, któ​re uzy​sku​ją w tym kwe​stio​na​riu​szu ni​skie re​zul​ta​ty,

mają zwy​kle bar​dziej prak​tycz​ne uspo​so​bie​nie, są dość kon​kret​ne i rzad​ko mie​sza​ją swo​je wy​obra​że​nia z rze​czy​wi​sto​ścią (ni​ski wy​nik to dzie​sięć punk​tów lub mniej). Pod​czas swo​ich ba​dań Black​mo​re pro​si​ła oso​by, któ​re do​świad​czy​ły OOBE oraz ta​kie, któ​re go nie do​świad​czy​ły, aby wy​peł​ni​ły kwe​stio​na​riu​sze mie​rzą​ce stop​nień za​ab​sor​bo​wa​nia uwa​gi. Ci, któ​rzy prze​ży​li OOBE, z re​gu​ły uzy​ski​wa​li w nich znacz​nie wyż​sze re​zul​ta​ty niż po​zo​sta​li. Pod​su​mo​wu​jąc, dane uzy​ska​ne przez Black​mo​re wska​zu​ją, że oso​by, któ​re do​świad​cza​ją OOBE, znacz​nie ła​twiej niż inni w spo​sób na​tu​ral​ny ge​ne​ru​ją ro​dzaj wy​obra​żeń zwią​za​nych z tym do​świad​cze​niem i mają kło​po​ty z do​strze​ga​niem róż​ni​cy mię​dzy rze​czy​wi​sto​ścią a wy​obra​że​nia​mi. Je​śli umie​ści​my taką oso​bę w oko​licz​no​ściach, w któ​rych jej cia​ło otrzy​mu​je je​dy​nie ską​pe i nie​zmie​nia​ją​ce się in​for​ma​cje o tym, gdzie się w da​nej chwi​li znaj​du​je, może ona, po​dob​nie jak oso​by bio​rą​ce udział w eks​pe​ry​men​cie z gu​mo​wą atra​pą dło​ni i wir​tu​al​ną rze​czy​wi​sto​ścią, dojść z cza​sem do prze​ko​na​nia, że nie znaj​du​je się we wła​snym cie​le.

JAK OPU​ŚCIĆ SWO​JE CIA​ŁO Zro​zu​mie​nie praw​dzi​wych przy​czyn do​świad​czeń typu OOBE może nam po​móc w opa​no​wa​niu umie​jęt​no​ści wy​wo​ły​wa​nia ta​kich prze​żyć na ży​cze​nie. Pierw​sza część tego pro​ce​su obej​mu​je roz​wi​ja​nie trzech umie​jęt​no​ści psy​cho​lo​gicz​nych: re​lak​so​wa​nia się, wi​zu​ali​za​cji i kon​cen​tra​cji. Zaj​mie​my się te​raz po ko​lei każ​dą z nich. Re​lak​so​wa​nie się „Stop​nio​we roz​luź​nia​nie mię​śni” obej​mu​je świa​do​me na​pi​na​nie róż​nych grup mię​śni, a na​stęp​nie zwal​nia​nie na​pię​cia. Aby wy​pró​bo​wać tę me​to​dę, zdej​mij​cie buty, po​lu​zuj​cie wszel​kie cia​sno opi​na​ją​ce ele​men​ty ubra​nia i usiądź​cie wy​god​nie w fo​te​lu w spo​koj​nym po​miesz​cze​niu. Skup​cie uwa​gę na swo​jej pra​wej sto​pie. Weź​cie spo​koj​ny wdech i moż​li​wie jak naj​moc​niej na​pi​naj​cie mię​śnie pra​wej sto​py przez mniej wię​cej pięć se​kund. Na​stęp​nie zrób​cie wy​dech i roz​luź​nij​cie na​pię​cie, tak aby mię​śnie sta​ły się luź​ne i zwiot​cza​łe. Po ko​lei wy​ko​nuj​cie te same czyn​no​ści w od​nie​sie​niu do po​zo​sta​łych czę​ści cia​ła w na​stę​pu​ją​cym po​rząd​ku: 1. Pra​wa sto​pa 3. Cała pra​wa noga 5. Lewe pod​udzie 7. Pra​wa dłoń 9. Cała pra​wa ręka 11. Lewe przed​ra​mię 13. Mię​śnie brzu​cha 15. Mię​śnie szyi i ra​mion

2. Pra​we pod​udzie 4. Lewa sto​pa 6. Cała lewa noga 8. Pra​we przed​ra​mię 10. Lewa dłoń 12. Cała lewa ręka 14. Mię​śnie klat​ki pier​sio​wej 16. Mię​śnie twa​rzy

Za każ​dym ra​zem na​pi​naj​cie mię​śnie da​nej czę​ści cia​ła przez mniej wię​cej pięć se​kund, a na​stęp​nie zwal​niaj​cie na​pię​cie. Wi​zu​ali​za​cja Umie​jęt​ność wy​wo​ły​wa​nia wra​że​nia prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem wy​ma​ga roz​wi​nię​tej umie​jęt​no​ści wi​zu​ali​za​cji. Je​śli w spo​sób na​tu​ral​ny przy​cho​dzi wam wy​obra​ża​nie so​bie róż​nych scen i ob​ra​zów, to wspa​nia​le. Je​śli nie, spró​buj​cie wy​ko​nać na​stę​pu​ją​ce ćwi​cze​nie. Wy​obraź​cie so​bie, że wcho​dzi​cie do swo​jej kuch​ni, bie​rze​cie do ręki po​ma​rań​czę i kła​dzie​cie ją na zie​lo​nym ta​le​rzu. Na​stęp​nie po​my​śl​cie o tym, jak za​głę​bia​cie pal​ce w gład​ką skór​kę po​ma​rań​czy i za​czy​na​cie ją obie​rać. Po​my​śl​cie o tym, jak pach​nie i jaka jest w do​ty​ku. Wy​obraź​cie so​bie sok spły​wa​ją​cy z po​ma​rań​czy na wa​sze pal​ce. Wy​obraź​cie so​bie, jak zdej​mu​je​cie całą skór​kę i kła​dzie​cie ją na ta​le​rzu. W wy​obraź​ni od​dziel​cie wszyst​kie cząst​ki po​ma​rań​czy i tak​że po​łóż​cie je na ta​le​rzu. A te​raz po​pa​trz​cie na so​czy​ste cząst​ki po​ma​rań​czy. Czy ciek​nie wam ślin​ka? Czy ko​lo​ry są ja​sne i wy​raź​ne? Czy każ​dy z eta​pów tego pro​ce​su wi​dzie​li​ście wy​ra​zi​ście i czy po​bu​dzał wszyst​kie wa​sze zmy​sły? Po​wta​rzaj​cie to ćwi​cze​nie co kil​ka dni, sta​ra​jąc się, aby za każ​dym ra​zem oglą​da​ne ob​ra​zy wy​da​wa​ły się co​raz bar​dziej re​ali​stycz​ne. Kon​cen​tra​cja uwa​gi Umie​jęt​ność sku​pia​nia my​śli tak​że od​gry​wa pod​sta​wo​wą rolę w stwa​rza​niu do​świad​cze​nia prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem. To pro​ste ćwi​cze​nie po​zwo​li wam oce​nić, i w ra​zie po​trze​by po​pra​wić, wa​szą zdol​ność do sku​pia​nia się. Spró​buj​cie po​li​czyć w my​ślach od jed​ne​go do dwu​dzie​stu, prze​cho​dząc od jed​nej licz​by do dru​giej po kil​ku se​kun​dach. Jed​nak je​śli w wa​szym umy​śle po​ja​wi się ja​kaś inna myśl albo ob​raz, za​cznij​cie li​czyć od nowa. Przy​pusz​czal​nie z po​cząt​ku bę​dzie​cie zdu​mie​ni, jak za​ska​ku​ją​co trud​ne jest to pro​ste za​da​nie, ale z cza​sem na​uczy​cie się sku​piać my​śli i wkrót​ce bę​dzie​cie li​czy​li od jed​ne​go do dwu​dzie​stu bez prze​szkód. A te​raz do dzie​ła No do​brze, przy​szła pora na to, żeby spró​bo​wać sa​mo​dziel​nie wy​wo​łać wra​że​nie prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem. Usiądź​cie w naj​wy​god​niej​szym fo​te​lu, jaki ma​cie w domu. A te​raz wstań​cie i ro​zej​rzyj​cie się wo​kół. Jak wy​glą​da po​kój z tej per​spek​ty​wy? Za​pa​mię​taj​cie moż​li​wie naj​wię​cej szcze​gó​łów, na przy​kład po​ło​że​nie me​bli, wi​dok za oknem i wszyst​kie ob​ra​zy wi​szą​ce na ścia​nie. Te​raz po​wo​li przejdź​cie do dru​gie​go po​ko​ju. I tym ra​zem po​sta​raj​cie się za​pa​mię​tać po dro​dze jak naj​wię​cej, w tym ko​lor ścian, me​ble i przed​mio​ty, ja​kie spo​tka​cie,

oraz ro​dzaj pod​ło​gi. Aby so​bie po​móc w tym pro​ce​sie, wy​bierz​cie czte​ry naj​waż​niej​sze punk​ty i za​pa​mię​taj​cie je moż​li​wie naj​bar​dziej szcze​gó​ło​wo. A te​raz wróć​cie do pierw​sze​go po​ko​ju i usiądź​cie wy​god​nie w fo​te​lu. Czas na „ćwi​cze​nie re​lak​sa​cji stop​nio​wej”. Kie​dy już po​czu​je​cie się zu​peł​nie roz​luź​nie​ni, wy​obraź​cie so​bie, że przed wami stoi wasz so​bo​wtór. Aby unik​nąć kło​po​tli​we​go (a dla wie​lu na​wet nie​przy​jem​ne​go) za​da​nia wi​zu​ali​zo​wa​nia wła​snej twa​rzy, wy​obraź​cie so​bie, że wasz so​bo​wtór stoi od​wró​co​ny do was ple​ca​mi. Spró​buj​cie wy​obra​zić so​bie jego ubra​nie i spo​sób, w jaki stoi. A te​raz po​my​śl​cie o tym, co sami wi​dzie​li​ście, sto​jąc w tym miej​scu, i wy​obraź​cie so​bie, jak opusz​cza​cie wła​sne cia​ło i wcho​dzi​cie w jego. Nie mar​tw​cie się, je​śli z po​cząt​ku wam się to nie uda. To trud​ne ćwi​cze​nie i zwy​kle wy​ma​ga pew​nej prak​ty​ki. Kie​dy już po​czu​je​cie się, jak gdy​by​ście opu​ści​li swo​je cia​ło i we​szli w umysł wa​sze​go wy​ima​gi​no​wa​ne​go so​bo​wtó​ra, spró​buj​cie zro​bić kil​ka kro​ków na dro​dze, któ​rą wcze​śniej za​pa​mię​ta​li​ście, za​trzy​mu​jąc się w każ​dym z czte​rech wy​bra​nych punk​tów, aby po​dzi​wiać na​po​tka​ne wi​do​ki. Je​śli ruch spra​wia wam kło​po​ty, nie​któ​rzy ba​da​cze za​le​ca​ją, że​by​ście dla zwięk​sze​nia swo​jej mo​ty​wa​cji przez kil​ka go​dzin przed eks​pe​ry​men​tem ni​cze​go nie pili i umie​ści​li szklan​kę wody w po​ko​ju, do któ​re​go za​mier​za​cie dojść. Poza tym nie bój​cie się tego do​świad​cze​nia – pa​mię​taj​cie, że w każ​dym mo​men​cie mo​że​cie wró​cić do swo​je​go cia​ła. Kie​dy już na​uczy​cie się wy​wo​ły​wać do​zna​nie prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem, przy​pusz​czal​nie bę​dzie​cie tak​że po​tra​fi​li prze​miesz​czać się po świe​cie, ile​kroć przyj​dzie wam na to ocho​ta. Je​dy​nym ogra​ni​cze​niem bę​dzie wa​sza wy​obraź​nia, a w do​dat​ku nie bę​dzie​cie mie​li wy​rzu​tów su​mie​nia z po​wo​du po​zo​sta​wia​ne​go przez sie​bie śla​du wę​glo​we​go. Przez wie​le dzie​się​cio​le​ci nie​wiel​ka gru​pa wy​trwa​łych ba​da​czy pró​bo​wa​ła do​wieść, że du​sza po​tra​fi opusz​czać na​sze cia​ło. Ro​bi​li zdję​cia nie​daw​no zmar​łych człon​ków swo​jej ro​dzi​ny, wa​ży​li umie​ra​ją​cych i pro​si​li oso​by, któ​re prze​ży​ły do​świad​cze​nie prze​by​wa​nia poza wła​snym cia​łem, aby spró​bo​wa​ły roz​po​znać przed​mio​ty i ilu​stra​cje ukry​te w od​le​głych miej​scach i po​miesz​cze​niach. Wszyst​kie te pró​by za​koń​czy​ły się nie​po​wo​dze​niem, po​nie​waż je​ste​śmy wy​two​rem na​sze​go mó​zgu, a tym sa​mym nie mo​że​my ist​nieć poza swo​ją czasz​ką. Dal​sze ba​da​nia nad do​świad​cze​niem prze​by​wa​nia poza wła​snym cia​łem kon​cen​tro​wa​ły się na zna​le​zie​niu psy​cho​lo​gicz​nych wy​ja​śnień tych dziw​nych do​znań. Oka​za​ło się przy tym, że nasz mózg, aby wy​two​rzyć po​czu​cie, że znaj​du​je​my się we​wnątrz na​sze​go cia​ła, musi sta​le od​wo​ły​wać się do in​for​ma​cji po​cho​dzą​cych od zmy​słów. Je​śli oszu​ka​my na​sze zmy​sły za po​mo​cą gu​mo​wej atra​py dło​ni albo sys​te​mu wir​tu​al​nej rze​czy​wi​sto​ści, na​gle mo​że​my po​czuć się tak, jak gdy​by czę​ścią na​sze​go cia​ła był blat sto​łu, albo mieć wra​że​nie, że sto​imy kil​ka me​trów przed na​szym cia​łem. Je​śli po​zba​wi​my nasz mózg sy​gna​łów na​pły​wa​ją​cych od zmy​słów, nie bę​dzie miał po​ję​cia, gdzie się znaj​du​je​my. Je​śli po​łą​czy​my to po​czu​cie dez​orien​ta​cji z ży​wy​mi wy​obra​że​nia​mi uno​sze​nia się w po​wie​trzu, nasz mózg doj​dzie do prze​ko​na​nia, że to my uno​si​my się na ze​wnątrz wła​sne​go cia​ła. Nasz mózg w każ​dym mo​men​cie na​sze​go ży​cia na ja​wie au​to​ma​tycz​nie i nie​świa​do​mie udzie​la od​po​wie​dzi na waż​ne py​ta​nie: „gdzie je​stem?”. Gdy​by nie to, w jed​nej chwi​li mo​-

gli​by​śmy mieć wra​że​nie, że je​ste​śmy czę​ścią fo​te​la, na któ​rym sie​dzi​my, a w na​stęp​nej, że je​ste​śmy czę​ścią pod​ło​gi. Dzię​ki wy​sił​kom na​sze​go mó​zgu mamy sta​bil​ne po​czu​cie, że znaj​du​je​my się we​wnątrz swo​je​go cia​ła. Prze​ży​wa​ne przez lu​dzi do​świad​cze​nia prze​by​wa​nia poza wła​snym cia​łem nie są żad​nym zja​wi​skiem pa​ra​nor​mal​nym i nie są do​wo​dem na ist​nie​nie du​szy. Za​miast tego przy​no​szą nam o wie​le waż​niej​szą wie​dzę na te​mat spo​so​bu funk​cjo​no​wa​nia na​sze​go mó​zgu i ca​łe​go cia​ła.

Rozdział 3 TELEKINEZA

W któ​rym do​wie​my się, w jaki spo​sób pe​wien czło​wiek zdo​łał oszu​kać cały świat, na​uczy​my się zgi​nać me​ta​lo​we przed​mio​ty siłą swo​je​go umy​słu, przyj​rzy​my się in​dyj​skim guru i od​kry​je​my, dla​cze​go cza​sa​mi nie wi​dzi​my tego, co dzie​je się na na​szych oczach.

Ja​mes Alan Hy​drick, uro​dzo​ny w 1959 roku w New Jer​sey, miał trud​ne dzie​ciń​stwo.46 Kie​dy miał trzy lata, jego mat​ka al​ko​ho​licz​ka po​rzu​ci​ła ro​dzi​nę i od​tąd Hy​dric​ka sa​mot​nie wy​cho​wy​wał oj​ciec, tak​że al​ko​ho​lik. Kie​dy miał sześć lat, jego ży​cie jesz​cze bar​dziej się skom​pli​ko​wa​ło – oj​ciec sta​nął przed są​dem za na​pad z bro​nią w ręku i zo​stał ska​za​ny na dwa lata wię​zie​nia. A po​nie​waż już wcze​śniej krą​ży​ły po​gło​ski, że oj​ciec fi​zycz​nie znę​cał się nad syn​kiem, uzna​no, że na​le​ży umie​ścić chłop​ca w ro​dzi​nie za​stęp​czej. Nie​ste​ty Hy​drick spra​wiał pro​ble​my wy​cho​waw​cze i cią​gle prze​no​szo​no go z jed​nej ro​dzi​ny za​stęp​czej do dru​giej. Kie​dy miał lat osiem​na​ście, sta​nął przed są​dem, oskar​żo​ny o po​rwa​nie i ra​bu​nek. Na​stęp​ne kil​ka lat spę​dził w wię​zie​niu hrab​stwa Los An​ge​les. Za krat​ka​mi za​czął żywo in​te​re​so​wać się sztu​ka​mi wal​ki i wy​trwa​le pra​co​wał nad opa​no​wa​niem roz​ma​itych tech​nik. Mniej wię​cej w tym sa​mym cza​sie za​czął de​mon​stro​wać tak​że zdol​no​ści psy​cho​ki​ne​tycz​ne. Jego po​pi​so​wy nu​mer po​le​gał na tym, że kładł ołó​wek na kra​wę​dzi sto​łu i po​ru​szał nim „siłą woli”. Cho​ciaż Hy​drick miał gło​wę od​wró​co​ną w prze​ciw​nym kie​run​ku i trzy​mał ręce z dala od sto​łu, ołó​wek po​wo​li ob​ra​cał się, za​trzy​my​wał i ob​ra​cał się w prze​ciw​nym kie​run​ku. Kie​dy in​dziej Hy​drick otwie​rał wię​zien​ny eg​zem​plarz Bi​blii i pro​sił Je​zu​sa o ja​kiś znak obec​no​ści. Po chwi​li stro​ny książ​ki za​czy​na​ły się prze​wra​cać, jed​na za dru​gą, jak gdy​by prze​kła​da​ła je ja​kaś nie​wi​dzial​na ręka. Po wyj​ściu z wię​zie​nia Hy​drick prze​niósł się do Salt Lake City i za​ło​żył In​sty​tut Sha​olin Kung-fu. Ofe​ro​wał klien​tom, że na​uczy ich wschod​nich sztuk wal​ki oraz po​mo​że roz​wi​nąć ich zdol​no​ści psy​cho​ki​ne​tycz​ne. Wkrót​ce do swo​je​go pa​rap​sy​chicz​ne​go re​per​tu​aru, obok po​ru​sza​nia ołów​ka​mi i prze​kła​da​nia stron Bi​blii, do​dał ko​lej​ne po​pi​sy, mię​dzy in​ny​mi wpra​wia​nie siłą woli w ko​ły​szą​cy ruch cięż​kich wor​ków tre​nin​go​wych wi​szą​cych w sali gim​na​stycz​nej in​sty​tu​tu. W grud​niu 1980 roku za​pro​po​no​wa​no mu, żeby za​de​mon​stro​wał swo​je zdol​no​ści w pro​-

gra​mie te​le​wi​zji ABC, za​ty​tu​ło​wa​nym That’s In​cre​di​ble! (Nie do wia​ry!). W pro​gra​mie moż​na było co ty​dzień zo​ba​czyć dość oso​bli​we to​wa​rzy​stwo zło​żo​ne z ka​ska​de​rów i roz​ma​itych sztuk​mi​strzów, jak choć​by spe​cja​li​stę od po​ły​ka​nia mie​czy, tre​se​ra z gru​pą tre​so​wa​nych szczu​rów, któ​re gra​ły w ko​szy​ków​kę na spe​cjal​nie skon​stru​owa​nym mi​ni​bo​isku, a na​wet czło​wie​ka, któ​ry po​zwa​lał się cią​gnąć na me​ta​lo​wej tacy za sa​mo​cho​dem z pręd​ko​ścią stu pięć​dzie​się​ciu ki​lo​me​trów na go​dzi​nę. Pro​gram przy​cią​gał ogrom​ną wi​dow​nię i otwie​rał przed Hy​dric​kiem wspa​nia​łą szan​sę na zdo​by​cie pie​nię​dzy i sła​wy. Hy​drick (któ​ry w tym cza​sie przy​jął ta​jem​ni​czy pseu​do​nim sce​nicz​ny „Song Chai”) wy​stę​po​wał jako pierw​szy, de​mon​stru​jąc swój nu​mer z psy​cho​ki​ne​tycz​nym prze​wra​ca​niem stron książ​ki. Wszyst​ko szło ide​al​nie, a pu​blicz​ność w stu​diu jak na za​wo​ła​nie krzy​cza​ła: „That’s In​cre​di​ble!” – to samo zda​nie po​ja​wia​ło się tak​że wy​pi​sa​ne du​ży​mi li​te​ra​mi na ekra​nie, na wy​pa​dek gdy​by ktoś nie zo​rien​to​wał się, o co cho​dzi. Na​stęp​nie Hy​drick roz​ma​wiał o swo​ich zdol​no​ściach z pro​wa​dzą​cy​mi pro​gram i wy​ko​nał nu​mer z ołów​kiem. Wi​dow​nia była pod wra​że​niem. I wte​dy na​stą​pił zgrzyt. Je​den z pro​wa​dzą​cych, John Da​vid​son, któ​ry sie​dział naj​bli​żej Hy​dric​ka pod​czas po​ka​zu z ołów​kiem, po​wie​dział, że od​niósł wra​że​nie, jak​by sły​szał, że Hy​drick dmu​cha w stro​nę ołów​ka. Hy​drick zro​bił minę czło​wie​ka cięż​ko ob​ra​żo​ne​go i za​prze​czył oskar​że​niom. Na wi​dow​ni roz​legł się dra​ma​tycz​ny szmer. Przy​pusz​czal​nie wi​dzo​wie byli już go​to​wi za​wo​łać: „Je​śli tak, to wca​le to nie jest ta​kie nie​sa​mo​wi​te!”. Hy​drick, któ​ry sie​dział opar​ty o ścia​nę, od​wró​cił się do Da​vid​so​na i za​pro​po​no​wał: „Chce pan za​sło​nić mi usta dło​nią?”. Da​vid​son przy​stał na pro​po​zy​cję. Pu​blicz​ność w stu​diu wstrzy​ma​ła od​dech, gdy Hy​drick sku​pił się na tym, by po​ru​szyć ołó​wek. Kil​ka se​kund póź​niej ołó​wek po​wo​li za​czął się ob​ra​cać. Da​vid​son był zdu​mio​ny, a pu​blicz​ność osza​la​ła z za​chwy​tu. Wieść o nie​sa​mo​wi​tych zdol​no​ściach Hy​dric​ka szyb​ko ro​ze​szła się po ca​łym kra​ju, a jed​na z ogól​no​kra​jo​wych ga​zet na​zwa​ła go wręcz „naj​więk​szym mi​strzem sił pa​rap​sy​chicz​nych na świe​cie”. Wy​da​wa​ło się, że Hy​drick zdo​był swo​je miej​sce w ga​le​rii sła​wy, i bar​dzo moż​li​we, że tak by się sta​ło, gdy​by nie Ja​mes „Zdu​mie​wa​ją​cy” Ran​di.

That’s My Line

Ilu​zjo​ni​sta i zde​kla​ro​wa​ny scep​tyk Ja​mes Ran​di, któ​ry po​świę​cił swo​je ży​cie ba​da​niom nad zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi i de​ma​sko​wa​niu ota​cza​ją​cych je mi​tów, za​pro​po​no​wał mi​lion do​la​rów każ​de​mu, kto po​tra​fi do​wieść ist​nie​nia zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​nych w na​uko​wo kon​tro​lo​wa​nych wa​run​kach. Ni​ko​mu nie uda​ło się zdo​być na​gro​dy. Bu​dzą​ce za​chwyt pu​blicz​no​ści po​ka​zy Hy​dric​ka w pro​gra​mie That’s In​cre​di​ble! zwró​ci​ły uwa​gę Ran​die​go, któ​ry za​pro​po​no​wał mu, aby za​pre​zen​to​wał swo​je umie​jęt​no​ści w bar​dziej kon​tro​lo​wa​nych wa​run​kach. W lu​tym 1981 roku obaj zmie​rzy​li się w in​nym te​le​wi​zyj​nym pro​gra​mie roz​ryw​ko​wym, za​ty​tu​ło​wa​nym That’s My Line. Na po​cząt​ku pro​gra​mu jego go​spo​darz, Bob Bar​ker, przed​sta​wił Hy​dric​ka i za​py​tał go, w jaki spo​sób roz​wi​nął swo​je zdol​no​ści psy​cho​ki​ne​tycz​ne. Hy​drick naj​wy​raź​niej za​po​mniał o la​tach spę​dzo​nych za krat​ka​mi i po​wie​dział, że pe​wien mą​dry sta​ry Chiń​czyk, Mistrz Wu, na​uczył go, w jaki spo​sób do​cie​rać do czwar​te​go po​zio​mu świa​do​mo​ści (co naj​wy​raź​niej obej​mo​wa​ło tak​że umie​jęt​ność ską​pe​go daw​ko​wa​nia praw​dy na te​mat swo​ich rze​ko​mych zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych). Na​stęp​nie Hy​drick za​de​mon​stro​wał swój zdu​mie​wa​ją​cy nu​mer z po​ru​sza​niem ołów​ka, a pu​blicz​ność na​gro​dzi​ła go bra​wa​mi. Po​tem Bar​ker po​ło​żył na sto​le otwar​tą książ​kę te​le​fo​nicz​ną, a Hy​drick zwró​cił się do wiel​kie​go ope​ra​to​ra w nie​bio​sach o po​moc w prze​wra​ca​niu stron książ​ki. Po kil​ku nie​uda​nych pró​bach i dwu​dzie​stu pię​ciu mi​nu​tach dość nud​ne​go pro​gra​mu uda​ło mu się prze​wró​cić jed​ną stro​nę. W dru​giej czę​ści pro​gra​mu Bar​ker przed​sta​wił Ran​die​go, któ​ry otwo​rzył dużą skrzy​nię sto​ją​cą z tyłu sce​ny i wy​do​był swo​ją se​kret​ną broń – tubę z drob​ny​mi ka​wał​ka​mi sty​ro​pia​nu. Ran​di roz​sy​pał ku​lecz​ki sty​ro​pia​nu wo​kół otwar​tej książ​ki te​le​fo​nicz​nej i we​zwał Hy​dric​ka, aby jesz​cze raz prze​wró​cił jed​ną z kar​tek, uży​wa​jąc je​dy​nie sił swo​je​go umy​słu. Ran​di wy​ja​śnił, że jego zda​niem Hy​drick prze​wra​ca stro​ny książ​ki, dys​kret​nie dmu​cha​jąc w jej kie​run​ku, i że je​śli bę​dzie pró​bo​wał tego po​now​nie, ku​lecz​ki sty​ro​pia​nu za​czną się po​ru​szać. Pod uważ​nym spoj​rze​niem trzech nie​za​leż​nych eks​per​tów ze świa​ta na​uki Hy​drick usi​ło​wał prze​wró​cić stro​ny książ​ki. Po czter​dzie​stu mi​nu​tach wy​ma​chi​wa​nia ręką i marsz​cze​nia brwi, cze​mu to​wa​rzy​szy​ło na​ra​sta​ją​ce znie​cier​pli​wie​nie wy​głod​nia​łej pu​blicz​no​ści, Hy​drick przy​znał się do po​raż​ki. Po​wie​dział jed​nak, że ku​lecz​ki sty​ro​pia​nu i świa​tła w stu​diu wy​twa​rza​ły na​pię​cie elek​tro​sta​tycz​ne, któ​re ha​mo​wa​ło moż​li​wość ru​chu stron książ​ki i tym sa​mym za​kłó​ca​ło jego psy​cho​ki​ne​tycz​ne od​dzia​ły​wa​nie. Za​rów​no Ran​di, jak i pa​nel eks​per​tów zgod​nie uzna​li to za cał​ko​wi​ty non​sens. Jed​nak Hy​drick nadal utrzy​my​wał, że jego po​pi​sy nie są efek​tem żad​nej sztucz​ki i jesz​cze raz usi​ło​wał po​ru​szyć stro​nę za po​mo​cą swo​ich zdol​no​ści psy​cho​ki​ne​tycz​nych. W koń​cu Bar​ker, Ran​di i nie​za​leż​ni spe​cja​li​ści

zgod​nie uzna​li, że Hy​drick po​niósł po​raż​kę, a pu​blicz​ność wresz​cie mo​gła po​biec do bu​fe​tu. Wy​stęp Hy​dric​ka w pro​gra​mie That’s My Line nie był naj​lep​szym po​my​słem. Wpraw​dzie jego naj​bar​dziej za​go​rza​li zwo​len​ni​cy nadal mo​gli so​bie wma​wiać, że ich bo​ha​ter był zde​ner​wo​wa​ny obec​no​ścią scep​tycz​nych ob​ser​wa​to​rów i ku​le​czek sty​ro​pia​nu, ale więk​szość wi​dzów ode​szła od ekra​nu te​le​wi​zo​ra z wy​raź​nym prze​ko​na​niem, że Hy​drick robi je​dy​nie ma​gicz​ne sztucz​ki. Hy​drick wie​dział, że po​trze​bu​je te​raz ja​kie​goś wy​ba​wi​cie​la. Ko​goś, kto po​tra​fi jed​no​cze​śnie nadać roz​głos jego wy​czy​nom i oczy​ścić jego pu​blicz​ny wi​ze​ru​nek z za​rzu​tu oszu​stwa. I tu po​ja​wia się trze​ci i ostat​ni bo​ha​ter tej opo​wie​ści, Dan​ny Ko​rem – czło​wiek, któ​ry sam wy​stę​po​wał nie​gdyś jako ilu​zjo​ni​sta, zaj​mo​wał się ba​da​niem zja​wisk pa​rap​sy​chicz​nych, a na​wet ogło​sił się „Ży​dem me​sja​nicz​nym”.

Psychokinetyczne sztuczki

Dzi​siaj Dan​ny Ko​rem jest pre​ze​sem fir​my Ko​rem and As​so​cia​tes, spe​cja​li​zu​ją​cej się w „bły​ska​wicz​nym two​rze​niu pro​fi​lów psy​cho​lo​gicz​nych”. We​dług in​ter​ne​to​wej wi​try​ny fir​my dzię​ki ich wy​jąt​ko​we​mu pro​gra​mo​wi szko​le​nio​we​mu mo​że​my na​uczyć się bły​ska​wicz​nie oce​niać mo​ty​wa​cję, oso​bo​wość i styl ko​mu​ni​ka​cyj​ny in​nych. Jed​nak w la​tach osiem​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku Ko​rem zaj​mo​wał się nie​co in​ny​mi spra​wa​mi. Ko​rem zdo​był spo​ry roz​głos jako uta​len​to​wa​ny ilu​zjo​ni​sta i we​dług jego ak​tu​al​ne​go in​ter​ne​to​we​go bio​gra​mu „prze​czy​tał albo przej​rzał po​nad sto ty​się​cy ksią​żek, pe​rio​dy​ków i ar​ty​ku​łów po​świę​co​nych sztu​ce ma​gii i ilu​zji”. Jed​no​cze​śnie żywo in​te​re​so​wał się zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi i, po​dob​nie jak Ran​di, wie​lo​krot​nie pi​sał o sztucz​kach osób rze​ko​mo ob​da​rzo​nych zdol​no​ścia​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi. Jed​nak w od​róż​nie​niu od Ran​die​go Ko​rem głę​bo​ko wie​rzy w Boga. Jest jed​nym z au​to​rów książ​ki za​ty​tu​ło​wa​nej Fa​kers (Oszu​ści), któ​ra mia​ła po​móc czy​tel​ni​kom w od​róż​nie​niu praw​dzi​wych zja​wisk nad​przy​ro​dzo​nych od fał​szy​wych. W jed​nym z jej roz​dzia​łów Ko​rem pi​sze: „Jak już mó​wi​li​śmy w roz​dzia​le dzie​sią​tym, du​chy zmar​łych nie mogą wra​cać na zie​mię, po​nie​waż za​ka​zu​ją im tego du​cho​we pra​wa usta​no​wio​ne przez Pana”47. W pierw​szej czę​ści tej nie​zwy​kle po​ucza​ją​cej, ale bar​dzo oso​bli​wej książ​ki Ko​rem wy​ja​śnia psy​cho​lo​gicz​ną pod​sta​wę wie​lu zja​wisk na po​zór pa​ra​nor​mal​nych, mię​dzy in​ny​mi ta​kich jak ta​blicz​ka ouija, wi​ru​ją​ce sto​li​ki czy cho​dze​nie po roz​ża​rzo​nych wę​glach. W czę​ści dru​giej oma​wia „au​ten​tycz​ne” zja​wi​ska nad​przy​ro​dzo​ne. Pi​sze na przy​kład, że po​nie​waż de​mo​ny są roz​sia​ne po ca​łej po​wierzch​ni na​szej pla​ne​ty, mogą spra​wiać wra​że​nie, że po​tra​fią prze​wi​dy​wać przy​szłość, czer​piąc in​for​ma​cje z wie​lu róż​nych źró​deł („anio​łom nig​dy nie udzie​lo​no tej mocy”). Ofe​ru​je też prak​tycz​ne po​ra​dy oso​bom, któ​re pra​gną od​róż​nić przy​pad​ki praw​dzi​we​go opę​ta​nia od sy​tu​acji, w któ​rych dana oso​ba wy​ma​ga opie​ki psy​chia​trycz​nej (jak za​uwa​ża Ko​rem, „klu​czo​wą rolę od​gry​wa tu sło​wo rów​no​wa​ga”.) Ko​rem, za​in​try​go​wa​ny po​sta​cią Hy​dric​ka, po​sta​no​wił się z nim spo​tkać. Uznał, że naj​le​piej bę​dzie, je​śli nie wspo​mni Hy​dric​ko​wi o swo​jej wie​dzy na te​mat ma​gii („Nie bę​dziesz da​wał fał​szy​we​go świa​dec​twa”) i za​miast tego ode​gra rolę fil​mow​ca do​ku​men​ta​li​sty, któ​ry pra​gnie na​krę​cić film po​świę​co​ny jego ży​ciu i ta​jem​nym mo​com. Hy​drick, któ​ry na​tu​ral​nie pra​gnął od​zy​skać re​pu​ta​cję po ka​ta​stro​fal​nym wy​stę​pie w pro​gra​mie That’s My Line, przy​stał na jego pro​po​zy​cję. Przyj​rzaw​szy się uważ​nie po​pi​som Hy​dric​ka z prze​wra​ca​niem kar​tek książ​ki i po​ru​sza​niem ołów​ka, Ko​rem do​szedł do wnio​sku, że Ran​di ma ra​cję: Hy​drick nie uży​wa żad​nych zdol​no​ści psy​cho​ki​ne​tycz​nych, ale ra​czej dmu​cha na przed​mio​ty w bar​dzo zwod​ni​czy i zręcz​ny spo​sób. Za​miast jed​nak po​wie​dzieć mu, co my​śli, Ko​rem wró​cił do sie​bie i po​sta​no​wił sam opa​no​wać wszyst​kie sztucz​ki Hy​dric​ka („Nie bę​dziesz kradł”).

Po wie​lu go​dzi​nach spę​dzo​nych na dmu​cha​niu i chu​cha​niu Ko​rem uznał wresz​cie, że jest go​to​wy i może przy​stą​pić do ko​lej​nej fazy swo​je​go zwod​ni​cze​go pla​nu. Ko​rem spy​tał, czy może sfil​mo​wać Hy​dric​ka pod​czas jego wy​stę​pów. Ten zgo​dził się ocho​czo i przy​był na se​sję na​gra​nio​wą, na któ​rej za​pre​zen​to​wał swo​je zdol​no​ści w prze​su​wa​niu ołów​ka i prze​wra​ca​niu stron książ​ki. Na​stęp​nie Ko​rem spy​tał Hy​dric​ka, czy nie mógł​by prze​ka​zać mu swo​ich zdu​mie​wa​ją​cych zdol​no​ści. Ta​kie py​ta​nie nie było dla Hy​dric​ka ni​czym no​wym. Czę​sto mó​wił lu​dziom, że po​tra​fi po​bu​dzić ich ukry​te zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne, po czym dys​kret​nie dmu​chał, gdy jego pod​opiecz​ny po​ru​szał dłoń​mi wo​kół ja​kie​goś przed​mio​tu, stwa​rza​jąc w ten spo​sób wra​że​nie, że jego klient rze​czy​wi​ście po​sia​da ta​kie zdol​no​ści. Hy​drick umie​ścił swo​je dło​nie po​nad dłoń​mi Ko​re​ma i kon​cen​tro​wał się przez chwi​lę, po czym Ko​rem po​chy​lił się na​przód i wła​snym od​de​chem prze​su​nął ołó​wek. Hy​drick wy​da​wał się zdu​mio​ny i zmie​sza​ny. Ko​rem umó​wił się na​stęp​nie na wy​wiad z Hy​dric​kiem. Po​wie​dział spe​cja​li​ście od wschod​nich sztuk wal​ki, że roz​pra​co​wał jego me​to​dy i że spra​wa się wy​da​ła. Hy​drick spo​koj​nie przy​znał się do wszyst​kie​go. Opo​wie​dział, że jako dzie​wię​cio​la​tek oglą​dał wy​stęp ame​ry​kań​skie​go ilu​zjo​ni​sty Har​ry’ego Black​sto​ne’a Ju​nio​ra i od tam​tej pory fa​scy​nu​je go psy​cho​lo​gia ilu​zji. Mniej wię​cej w tym sa​mym cza​sie oj​ciec za złe za​cho​wa​nie czę​sto za​my​kał go za karę w ko​mór​ce. Hy​drick wy​my​ślił wte​dy „Mi​strza Wu”, któ​ry do​trzy​my​wał mu to​wa​rzy​stwa. Na​stęp​nie Hy​drick przy​znał, że Ran​di i Ko​rem mają ra​cję – wszyst​kie swo​je rze​ko​mo psy​cho​ki​ne​tycz​ne efek​ty osią​ga za po​mo​cą stru​mie​ni po​wie​trza. Je​dy​nym wy​jąt​kiem było po​ru​sza​nie się wor​ków tre​nin​go​wych – po​nie​waż zwi​sa​ły z me​ta​lo​we​go da​chu, któ​ry na​grze​wał się i roz​sze​rzał pod wpły​wem pro​mie​ni sło​necz​nych. Pod ko​niec roz​mo​wy Ko​rem spy​tał Hy​dric​ka, dla​cze​go czuł taką po​trze​bę uda​wa​nia zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych. Hy​drick wy​ja​śnił, że chciał zwró​cić na sie​bie uwa​gę, gdyż w dzie​ciń​stwie nie za​znał cie​pła ro​dzin​ne​go, a po​nie​waż przez całe ży​cie wy​słu​chi​wał, że jest głup​cem, po​sta​no​wił po​ka​zać świa​tu, że po​tra​fi wy​pro​wa​dzić wszyst​kich w pole. Wkrót​ce po na​gra​niu tego wy​zna​nia Hy​drick zo​stał aresz​to​wa​ny za wła​ma​nie. Uciekł z wię​zie​nia, zo​stał po​now​nie aresz​to​wa​ny, jesz​cze raz uciekł i zno​wu go aresz​to​wa​no. Wy​szedł z wię​zie​nia pod ko​niec 1988 roku, prze​niósł się do Ka​li​for​nii i wkrót​ce wpadł w oko po​li​cji, gdy za​czął wy​ko​rzy​sty​wać swo​je sztucz​ki, żeby za​przy​jaź​nić się z gru​pą mło​dych chłop​ców. Gdy po​ja​wi​ły się do​wo​dy na mo​le​sto​wa​nie, po​li​cja przy​stą​pi​ła do dzia​ła​nia i wy​da​no na​kaz jego aresz​to​wa​nia.48 Hy​drick uciekł, ale przy​jął za​pro​sze​nie do wy​stę​pu w pro​gra​mie jed​nej z ogól​no​kra​jo​wych sta​cji te​le​wi​zyj​nych i zo​stał roz​po​zna​ny przez ka​li​for​nij​skie​go po​li​cjan​ta. Zno​wu tra​fił do aresz​tu, ale mimo to nie utra​cił sła​wy oso​by ob​da​rzo​nej zdol​no​ścia​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi. Straż​ni​cy, któ​rzy prze​wo​zi​li go z po​wro​tem do Ka​li​for​nii, oba​wia​li się, że za po​mo​cą swo​ich nad​przy​ro​dzo​nych zdol​no​ści może roz​ko​ły​sać po​li​cyj​ny sa​mo​chód, a póź​niej ostrze​ga​li straż​ni​ków wię​zien​nych, aby nie pa​trzy​li mu pro​sto w oczy, po​nie​waż może rzu​cić na nich urok. Kil​ka mie​się​cy po aresz​to​wa​niu Hy​drick zo​stał uzna​ny za win​ne​go kil​ku za​rzu​tów mo​le​sto​wa​nia dzie​ci i ska​za​ny na sie​dem​na​ście lat wię​zie​nia. W 2002 roku pe​wien bry​tyj​ski pro​gram te​le​wi​zyj​ny ogło​sił li​stę pięć​dzie​się​ciu naj​wspa​nial​szych po​ka​zów ilu​zjo​ni​stycz​nych w hi​sto​rii. Po​pi​sy Hy​dric​ka z ołów​kiem i prze​wra​ca​niem stron książ​ki za​ję​ły trzy​dzie​ste czwar​te miej​sce, wy​prze​dza​jąc o pięć po​zy​cji

sztucz​kę Uri Gel​le​ra, po​le​ga​ją​cą na rze​ko​mym zgi​na​niu me​ta​lo​wych przed​mio​tów.

TEST PIN​OKIA Oso​by uda​ją​ce, że po​sia​da​ją zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne, mają wro​dzo​ną skłon​ność do oszu​ki​wa​nia in​nych. Prze​pro​wa​dzi​my te​raz pro​sty test, któ​ry po​ka​że, czy i wy je​ste​ście uro​dzo​ny​mi kłam​ca​mi.49 Wy​obraź​cie so​bie, że sie​dzi​cie przy sto​le na​prze​ciw​ko swo​je​go przy​ja​cie​la. Przed wami na sto​le leżą na​stę​pu​ją​ce czte​ry kar​ty, ale jed​na z nich (w tym przy​pad​ku kar​ta z trój​ką​tem) jest w taki spo​sób od​dzie​lo​na od oso​by sie​dzą​cej na​prze​ciw, że tyl​ko wy ją wi​dzi​cie.

Za​da​nie po​le​ga na tym, żeby po​pro​sić przy​ja​cie​la o wzię​cie ze sto​łu kar​ty, na któ​rej znaj​du​je się gwiaz​da pię​cio​ra​mien​na (po​ka​za​na strzał​ką), ale w taki spo​sób, aby nie zdra​dzić żad​nych in​for​ma​cji na te​mat ukry​te​go na od​wro​cie sym​bo​lu. Nie mo​że​cie wspo​mi​nać o po​ło​że​niu tej kar​ty. Mo​że​cie więc po​wie​dzieć coś w ro​dza​ju: „Weź kar​tę, na któ​rej znaj​du​je się gwiaz​da”, a wasz przy​ja​ciel wy​cią​gnie rękę i się​gnie po wła​ści​wą kar​tę. Ro​zu​mie​cie? Do​brze. A te​raz prze​wróć​cie stro​nę i spró​buj​cie prze​pro​wa​dzić ten sam test przy uży​ciu na​stę​pu​ją​cych pię​ciu ze​sta​wów kart.

Go​to​we? W te​ście cho​dzi o to, jak za​cho​wa​li​ście się w przy​pad​ku czwar​te​go i pią​te​go ze​sta​wu kart. Oso​by ob​da​rzo​ne ta​len​tem do oszu​ki​wa​nia in​nych mają na​tu​ral​ne pre​dys​po​zy​cje do my​śle​nia o tym, jak dana sy​tu​acja wy​glą​da z punk​tu wi​dze​nia ko​goś in​ne​go. Przy czwar​tym ze​sta​wie kart wi​dzi​cie mały trój​kąt, ale mu​si​cie ukryć fakt ist​nie​nia du​że​go trój​ką​ta. Tyle że z punk​tu wi​dze​nia wa​sze​go przy​ja​cie​la jest tyl​ko je​den trój​kąt – mały. Je​śli więc po​wie​dzie​li​ście: „Weź, pro​-

szę, kar​tę z ma​łym trój​ką​tem”, przy​ja​ciel usły​szał wska​zów​kę, że na ukry​tej kar​cie znaj​du​je się duży trój​kąt. I jak wy​pa​dli​ście? To samo do​ty​czy pią​te​go ze​sta​wu kart. Czy po​pro​si​li​ście przy​ja​cie​la, żeby wziął kar​tę z „kwa​dra​tem” czy „z ma​łym kwa​dra​tem”? Spró​buj​cie pod​dać temu te​sto​wi wa​szych przy​ja​ciół, człon​ków ro​dzi​ny i zna​jo​mych z pra​cy, żeby od​kryć, kto z nich ma wro​dzo​ne skłon​no​ści do oszu​ki​wa​nia!

Jak przy każdej okazji nabijać ludzi w butelkę

Oso​by wy​ko​nu​ją​ce ma​gicz​ne sztucz​ki i uda​ją​ce, że po​sia​da​ją zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne, nie​ustan​nie usi​łu​ją wy​wieść w pole je​den z naj​bar​dziej wy​ra​fi​no​wa​nych, zło​żo​nych i zdu​mie​wa​ją​cych wy​two​rów ewo​lu​cji – ludz​ki mózg. Sta​ją więc wo​bec po​tęż​ne​go prze​ciw​ni​ka. Dzię​ki swo​je​mu mó​zgo​wi czło​wiek zna​lazł się na Księ​ży​cu, uwol​nił świat od wiel​kich epi​de​mii i roz​szy​fro​wał za​gad​kę po​cząt​ków wszech​świa​ta. Jak to moż​li​we, że tacy lu​dzie jak Hy​drick po​tra​fiią oszu​kać ten nie​zwy​kle pre​cy​zyj​nie dzia​ła​ją​cy in​stru​ment? Więk​szość ilu​zjo​ni​stów uwa​ża, że od​po​wiedź na to py​ta​nie kry​je się w ich ezo​te​rycz​nej wie​dzy na te​mat stwa​rza​nia złu​dzeń, że po​tra​fią ro​bić rze​czy nie​moż​li​we, i dla​te​go sta​ra​ją się roz​ta​czać wo​kół swo​ich me​tod aurę nie​zwy​kłej ta​jem​ni​cy. Jed​nak, jak pi​sał ob​ra​zo​wo ilu​zjo​ni​sta Jim Ste​in​mey​er w książ​ce Art & Ar​ti​fi​ce and Other Es​says on Il​lu​sion, w isto​cie strze​gą oni pu​ste​go skarb​ca.50 Po​dob​nie jak Hy​drick po pro​stu dmu​chał na le​żą​ce przed nim przed​mio​ty, me​to​dy ilu​zjo​ni​stów czę​sto spro​wa​dza​ją się do zręcz​ne​go ge​stu, uży​cia gu​mo​wej ta​śmy czy ukry​tej za​pad​ni. Ich praw​dzi​we se​kre​ty mają cha​rak​ter psy​cho​lo​gicz​ny, a nie fi​zycz​ny. Po​dob​nie jak więk​szość oszu​stów uda​ją​cych, że po​sia​da​ją zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne, Hy​drick sku​tecz​nie wy​ko​rzy​sty​wał pięć róż​nych za​sad psy​cho​lo​gicz​nych, aby prze​kształ​cić pro​stą czyn​ność dmu​cha​nia w rze​ko​my cud. Każ​da z tych za​sad ma od​gry​wać rolę muru, któ​ry bro​ni wi​dzom do​stę​pu do we​wnętrz​ne​go sank​tu​arium ilu​zjo​ni​sty i unie​moż​li​wia od​kry​cie tego, co tak na​praw​dę się dzie​je. Je​śli zro​zu​mie​my te za​sa​dy, zro​zu​mie​my, jak Hy​drick i jemu po​dob​ni zdo​ła​li okpić cały świat. Pierw​sza, naj​waż​niej​sza z tych za​sad po​le​ga na tym, żeby sprze​dać wi​dzom kacz​kę. Sprze​da​waj kacz​kę Wy​obraź​my so​bie, że lu​bi​cie kacz​ki. Praw​dę mó​wiąc, nie tyle je lu​bi​cie, ile wręcz uwiel​bia​cie. Ko​cha​cie kształt ich dzio​ba i ten śmiesz​ny no​so​wy dźwięk, jaki wy​da​ją, chcie​li​by​ście mieć w domu kacz​kę i roz​czu​la​cie się, gdy wa​sze ulu​bie​ni​ce szyb​ko po​chy​la​ją gło​wę, ile​kroć o nich wspo​mni​cie. A te​raz wy​obraź​cie so​bie, że ktoś po​ka​że wam taką ilu​stra​cję. Wy​da​je się cał​kiem na​tu​ral​ne, że zo​ba​czy​cie na nim gło​wę kacz​ki, któ​ra spo​glą​da w lewo. Praw​dę mó​wiąc, mo​że​cie być do tego stop​nia za​ab​sor​bo​wa​ni wi​do​kiem kacz​ki, że zu​peł​nie nie za​uwa​ży​cie ślicz​ne​go za​jącz​ka, któ​ry pa​trzy w pra​wo. Pa​rap​sy​cho​lo​gicz​ni oszu​ści dzia​ła​ją w po​dob​ny spo​sób. Lu​dzie czę​sto chcą wie​rzyć w re​al​ność mocy pa​rap​sy​chicz​nych. Może dla​te​go, że ta​kie po​czu​cie do​da​je ta​jem​ni​czo​ści na​sze​mu ską​di​nąd nud​ne​mu ży​ciu, po​ka​zu​je, że na​uka nie zna od​po​wie​dzi na wszyst​kie py​ta​nia, wska​zu​je, że ludz​ka świa​do​mość jest siłą, z któ​rą na​le​ży się li​czyć, obie​cu​je, że moż​na roz​wią​zać po​waż​ne pro​ble​-

my jed​nym ru​chem ma​gicz​nej pa​łecz​ki. Na po​cząt​ku lat osiem​dzie​sią​tych ubie​głe​go stu​le​cia Bar​ry Sin​ger i Vic​tor Be​nas​si z Uni​wer​sy​te​tu Sta​nu Ka​li​for​nia prze​pro​wa​dzi​li kla​sycz​ny już dziś eks​pe​ry​ment, któ​ry po​ka​zał siłę dzia​ła​nia tej za​sa​dy.51 Sin​ger i Be​nas​si po​pro​si​li mło​de​go ilu​zjo​ni​stę o imie​niu Cra​ig, aby za​ło​żył fio​le​to​wą sza​tę, ja​kieś san​da​ły i od​lo​to​wy me​da​lion, a na​stęp​nie wy​ko​nał kil​ka ma​gicz​nych sztu​czek przed gru​pą stu​den​tów. Cza​sa​mi psy​cho​lo​go​wie przed​sta​wia​li Cra​iga jako ilu​zjo​ni​stę, a kie​dy in​dziej mó​wi​li, że twier​dzi, ja​ko​by po​sia​dał au​ten​tycz​ne zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne. Tak czy in​a​czej, Cra​ig po pro​stu de​mon​stro​wał se​rię stan​dar​do​wych sztu​czek ma​gicz​nych, po​le​ga​ją​cych na rze​ko​mym czy​ta​niu w ludz​kich my​ślach i zgi​na​niu me​ta​lo​wych przed​mio​tów. Po wy​stę​pie po​pro​szo​no wszyst​kich stu​den​tów o wy​ra​że​nie opi​nii, czy ich zda​niem Cra​ig po​sia​da zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne. Aż sie​dem​dzie​siąt sie​dem pro​cent osób, któ​rym po​wie​dzia​no, że Cra​ig po​sia​da zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne, uwa​ża​ło, że wi​dzie​li po​kaz au​ten​tycz​nych zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych. Jed​nak, co bar​dziej zdu​mie​wa​ją​ce, sześć​dzie​siąt pięć pro​cent stu​den​tów, któ​rzy usły​sze​li, że Cra​ig jest ilu​zjo​ni​stą, tak​że uwa​ża​ło, że ma on ta​kie zdol​no​ści. Wy​da​je się, że w sy​tu​acji, gdy lu​dzie mają pod​jąć de​cy​zję, jak po​strze​gać to, co z po​zo​ru nie​moż​li​we, fio​le​to​wa sza​ta i me​da​lion po​tra​fią wie​le zdzia​łać. Tak jak głę​bo​ka mi​łość do ka​czek może spra​wić, że lu​dzie po​tra​fią cał​ko​wi​cie prze​oczyć za​ją​ca, tak sil​na po​trze​ba wia​ry w ist​nie​nie sił pa​ra​nor​mal​nych może spo​wo​do​wać, że wi​dząc ko​goś ta​kie​go jak Hy​drick, nie​któ​re oso​by zu​peł​nie nie do​strze​ga​ją oszu​stwa. Hy​drick ro​bił róż​ne rze​czy, aby sprze​dać świa​tu kacz​kę. Przy​wo​ły​wał ob​ra​zy ta​jem​ni​cze​go Wscho​du, no​sząc strój mi​strza wschod​nich sztuk wal​ki. Cza​sa​mi przy​bie​rał pseu​do​nim „Song Chai” i opo​wia​dał o swo​ich spo​tka​niach z Mi​strzem Wu. Gdy​by za​ło​żył cy​lin​der, na​zwał się Ma​gi​kiem Jim​bo i wspo​mi​nał, że wie​lo​krot​nie spo​ty​kał się z Da​vi​dem Cop​per​fiel​dem, wszyst​ko wy​glą​da​ło​by zu​peł​nie in​a​czej. Waż​ną rolę od​gry​wał tak​że wy​bór ro​dza​ju zdol​no​ści, ja​kie miał rze​ko​mo po​sia​dać. Na po​cząt​ku swo​jej ka​rie​ry Hy​drick eks​pe​ry​men​to​wał z róż​ny​mi ro​dza​ja​mi po​ka​zów. W pew​nym mo​men​cie wy​ko​ny​wał nu​mer po​le​ga​ją​cy na po​zor​nym prze​cię​ciu ka​wał​ka sznur​ka na pół i umiesz​cze​niu jego koń​ców w ustach, po czym twier​dził, że łą​czy ze sobą ato​my, i po​ka​zy​wał, że dwa ka​wał​ki sznur​ka w ma​gicz​ny spo​sób po​łą​czy​ły się ze sobą. Kie​dy wy​ko​ny​wał ten nu​mer, wi​dzo​wie uwa​ża​li (cał​kiem słusz​nie), że wy​glą​da jak sztucz​ka ma​gicz​na, to​też Hy​drick szyb​ko wy​rzu​cił go ze swo​je​go re​per​tu​aru. Roz​ci​na​nie i łą​cze​nie ka​wał​ka sznur​ka uru​cha​mia​ło w umy​śle wi​dzów sy​re​nę alar​mo​wą: „to jest sztucz​ka ma​gicz​na”, co za​chę​ca​ło ich do po​szu​ki​wa​nia za​ją​ca. Tym​cza​sem po​ru​sza​nie ołów​ków siłą umy​słu pa​su​je do wcze​śniej​szych wy​obra​żeń wi​dzów na te​mat zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, a tym sa​mym za​chę​ca ich do tego, żeby wi​dzieć kacz​kę. Poza tym Hy​drick za​cho​wy​wał się tak, jak gdy​by jego moce były au​ten​tycz​ne. Oso​by, któ​re wie​rzą w re​al​ność psy​cho​ki​ne​zy, zwy​kle są prze​ko​na​ne, że po​sia​da​nie ta​kich zdol​no​ści jest ener​ge​tycz​nie wy​czer​pu​ją​ce i nie za​wsze pro​wa​dzi do po​żą​da​nych re​zul​ta​tów. Hy​drick wy​ko​rzy​sty​wał te wy​obra​że​nia, za​cho​wu​jąc się czę​sto tak, jak​by po​ka​zy były dla nie​go bar​dzo mę​czą​ce. Dłu​go kon​cen​tro​wał się, za​nim zdo​łał prze​wró​cić stro​nę książ​ki albo prze​su​nąć ołó​wek, a cza​sem twier​dził, że w ogó​le mu się to nie uda​je. Za każ​dym ra​zem mógł po​ru​szyć tymi przed​mio​ta​mi bez naj​mniej​sze​go wy​sił​ku, ale to wy​glą​da​ło​by na

sztucz​kę ma​gicz​ną. I wresz​cie, Hy​drick czę​sto uda​wał, że po​tra​fi wy​zwo​lić ukry​te zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne swo​ich klien​tów, i bu​dził w nich prze​ko​na​nie, że zdo​ła​li po​ru​szyć ołów​kiem siłą swo​je​go umy​słu. To pod​stęp po​wszech​nie sto​so​wa​ny przez tego ro​dza​ju oszu​stów, po​nie​waż od​wo​łu​je się do sil​nych emo​cji. Wie​le osób bar​dzo moc​no pra​gnie wie​rzyć w to, że po​sia​da​ją nie​zwy​kłą moc, więc kie​dy zo​ba​czą rze​ko​my do​wód po​twier​dza​ją​cy tę miłą dla nich hi​po​te​zę, nie mają naj​mniej​szej ocho​ty za​glą​dać za kur​ty​nę, żeby zo​ba​czyć, co tam się na​praw​dę dzie​je. Moż​na po​wie​dzieć, że Hy​drick cho​dził jak kacz​ka i za​cho​wy​wał się jak kacz​ka. Dla​te​go wie​le osób za​kła​da​ło, że rze​czy​wi​ście jest tym, za kogo się po​da​je, i na​wet nie bra​ło pod uwa​gę moż​li​wo​ści oszu​stwa. Mimo że nie​któ​rym wi​dzom na​wet nie przy​szła do gło​wy myśl o oszu​stwie, wie​lu in​nych przyj​mo​wa​ło bar​dziej scep​tycz​ną po​sta​wę. Przy​pusz​czal​nie albo nie wie​rzy​li w ist​nie​nie zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych, albo wie​rzy​li w nie, ale nie​uf​nie od​no​si​li się do tezy, że Hy​drick rze​czy​wi​ście je po​sia​da. Nie​za​leż​nie od tego, ja​kie były ich mo​ty​wa​cje, Hy​drick zdo​łał oszu​kać część z nich, od​wo​łu​jąc się do dru​giej waż​nej za​sa​dy. Po​dą​żaj dro​gą mniej uczęsz​cza​ną Te​raz czas na dwie szyb​kie za​gad​ki. Oto pierw​sza. Czy mo​że​cie, do​da​jąc za​le​d​wie jed​ną kre​skę, spra​wić, aby po​niż​sze zda​nie było praw​dzi​we? I0 I0 II = I0.50 Te​raz dru​ga za​gad​ka. Na ry​sun​ku po​ni​żej wi​dzi​my licz​bę dzie​więć za​pi​sa​ną cy​fra​mi rzym​ski​mi. Czy po​tra​fi​cie prze​kształ​cić ją w licz​bę sześć, do​da​jąc tyl​ko jed​ną li​nię? IX Przy​pusz​czal​nie za​kła​da​cie, że roz​wią​za​nie pierw​szej za​gad​ki wy​ma​ga ja​kichś skom​pli​ko​wa​nych ob​li​czeń ma​te​ma​tycz​nych, a roz​wią​za​nie dru​giej do​ty​czy cyfr rzym​skich. Za​gad​ki są ce​lo​wo tak sfor​mu​ło​wa​ne, aby za​chę​cić was do my​śle​nia w ten spo​sób. W rze​czy​wi​sto​ści w pierw​szej za​gad​ce cho​dzi o czas, a nie o ma​te​ma​ty​kę. Aby po​wyż​sze zda​nie było po​praw​ne, wy​star​czy do​dać krót​ką li​nię nad dru​gim „I” – w ten spo​sób licz​ba „I0” za​mie​nia się w sło​wo „TO” (po an​giel​sku „do”): I0 T0 II = I0.50 Te​raz to rów​na​nie brzmi: „dzie​sięć do je​de​na​stej jest tym sa​mym, co dzie​sią​ta pięć​dzie​siąt”. Aby roz​wią​zać dru​gą za​gad​kę, wy​star​czy do​pi​sać z przo​du „S” i wy​cho​dzi SIX (po an​giel​sku „sześć”). Wie​le osób zma​ga się z ta​ki​mi za​gad​ka​mi, po​nie​waż wy​ma​ga​ją one my​śle​nia la​te​ral​ne​go. Z tego sa​me​go po​wo​du ta​kie oso​by nie po​tra​fią po​jąć, jak Hy​drick do​ko​nał swo​ich cu​dów. Spy​taj​cie ko​goś, jak spra​wił​by, żeby ołó​wek w ta​jem​ni​czy spo​sób się po​ru​szał, a bę​-

dzie po​da​wał roz​ma​ite po​my​sły. Wasi roz​mów​cy mogą na przy​kład za​pro​po​no​wać przy​wią​za​nie do nie​go cien​kiej nit​ki, mogą na​wet po​my​śleć o umiesz​cze​niu w ołów​ku me​ta​lo​we​go wkła​du i po​ru​sza​niu ma​gne​sem pod sto​łem. Mogą też za​pro​po​no​wać ja​kiś eks​pe​ry​ment z elek​trycz​no​ścią sta​tycz​ną. Jed​nak myśl o se​kret​nym dmu​cha​niu w stro​nę ołów​ka ra​czej nie przyj​dzie im do gło​wy. Z tego sa​me​go po​wo​du więk​szość osób nie po​tra​fi roz​wią​zać przed​sta​wio​nych po​wy​żej za​ga​dek, po​nie​waż nie przy​cho​dzi im do gło​wy, że po​da​ne rów​na​nie może do​ty​czyć cza​su albo że li​nia w kształ​cie li​te​ry „S” może dać sło​wo „SIX”. Dla​te​go Hy​drick oszu​kał nie​któ​rych scep​ty​ków, po​słu​gu​jąc się me​to​dą, któ​ra nie za​świ​ta​ła im w ich nie​la​te​ral​nym umy​śle. Oczy​wi​ście wy​ko​rzy​sty​wa​nie tej za​sa​dy nie wy​star​czy, żeby oszu​kać wszyst​kich. W koń​cu nie​któ​rzy lu​dzie mają na​tu​ral​ną skłon​ność do po​szu​ki​wa​nia nie​kon​wen​cjo​nal​nych roz​wią​zań, pod​czas gdy inni wie​dzą to i owo na te​mat ma​gicz​nych sztu​czek i mogą wpaść na to, że Hy​drick dys​kret​nie dmu​cha w stro​nę ołów​ka. Aby wy​wieść w pole tych po​tęż​niej​szych prze​ciw​ni​ków, Hy​drick mu​siał wy​ko​rzy​stać na​stęp​ną za​sa​dę. Za​cie​raj śla​dy Oglą​da​nie fil​mo​we​go za​pi​su wy​stę​pów Hy​dric​ka jest czymś fa​scy​nu​ją​cym, po​nie​waż po​ka​zu​je, jak zręcz​nie po​słu​gi​wał się oszu​stwem. Aby wy​trą​cić z ręki oręż scep​ty​kom za​sta​na​wia​ją​cym się, „czy on po pro​stu nie dmu​cha”, Hy​drick sto​so​wał dwie sku​tecz​ne me​to​dy. Po pierw​sze, przez wie​le mie​się​cy pra​co​wał nad sta​ran​nym kon​tro​lo​wa​niem swo​je​go od​de​chu, dzię​ki cze​mu po​tra​fił bar​dzo pre​cy​zyj​nie kie​ro​wać stru​mień po​wie​trza w taki spo​sób, aby po​dmuch do​cie​rał do przed​mio​tu z pew​nym opóź​nie​niem. Nie​wiel​kie opóź​nie​nie mię​dzy dmuch​nię​ciem a wy​wo​ły​wa​nym przez nie efek​tem da​wa​ło mu czas na od​wró​ce​nie gło​wy, a tym sa​mym w chwi​li, gdy przed​miot się po​ru​szał, wi​dać było, że Hy​drick pa​trzy w in​nym kie​run​ku. Po dru​gie, nie dmu​chał bez​po​śred​nio na przed​miot, ale ra​czej na po​wierzch​nię sto​łu. W re​zul​ta​cie po​dmuch po​wie​trza wę​dro​wał naj​pierw po bla​cie sto​łu, a do​pie​ro po​tem do​cie​rał do przed​mio​tu i po​ru​szał nim. Dzię​ki tej me​to​dzie stru​mień po​wie​trza nig​dy nie pły​nął bez​po​śred​nio mię​dzy usta​mi Hy​dric​ka a przed​mio​tem. Obie me​to​dy oka​zy​wa​ły się nie​zwy​kle sku​tecz​ne i po​zwa​la​ły mu spraw​nie za​cie​rać śla​dy, co spra​wia​ło, że oso​by, któ​re wy​su​wa​ły hi​po​te​zę dmu​cha​nia, po​rzu​ca​ły ją. Pod​czas wy​stę​pu w pro​gra​mie That’s In​cre​di​ble! Hy​drick na​tknął się na naj​trud​niej​sze​go prze​ciw​ni​ka – scep​ty​ka, któ​ry znał się na spo​so​bach sto​so​wa​nych przez ilu​zjo​ni​stów. Go​spo​darz pro​gra​mu, John Da​vid​son, po​dej​rze​wał, że Hy​drick oszu​ku​je, zo​rien​to​wał się, że dmu​cha w stro​nę przed​mio​tów, i nie dał się zwieść tym, że Hy​drick od​wra​cał gło​wę w dru​gą stro​nę i nie dmu​chał bez​po​śred​nio na przed​miot. Aby oszu​kać Da​vid​so​na, Hy​drick po​słu​żył się czwar​tą, szcze​gól​nie pod​stęp​ną me​to​dą. Zmień tra​sę Nasz mózg sła​bo ra​dzi so​bie z pro​ble​ma​mi, w przy​pad​ku któ​rych roz​wią​za​nie zmie​nia się szyb​ko w cza​sie, i woli ra​czej za​kła​dać, że ist​nie​je jed​no roz​wią​za​nie, pa​su​ją​ce na każ​dą oka​zję. Oszu​ści tacy jak Hy​drick wy​ko​rzy​stu​ją to za​ło​że​nie i po​wta​rza​jąc swo​je po​pi​sy, zmie​nia​ją sto​so​wa​ne me​to​dy. Je​śli pierw​szy po​kaz wy​klu​cza jed​ną me​to​dę, a ko​lej​ny inną, wi​dzo​wie przyj​mu​ją, że żad​na z nich nie może wy​ja​śnić ob​ser​wo​wa​ne​go zda​rze​nia, i do​-

cho​dzą do wnio​sku, że rze​czy​wi​ście wi​dzie​li cud. Wy​stęp Hy​dric​ka w pro​gra​mie That’s In​cre​di​ble! jest kla​sycz​nym przy​kła​dem zmia​ny tra​sy. Kie​dy Da​vid​son dał wy​raz swo​je​mu scep​ty​cy​zmo​wi, Hy​drick za​pro​po​no​wał go​spo​da​rzo​wi pro​gra​mu, żeby za​sło​nił mu usta dło​nią, a mimo to ołó​wek nadal się po​ru​szał. Dla​cze​go? Po​nie​waż Hy​drick zro​bił w po​wie​trzu szyb​ki ruch ka​ra​te i po​wsta​ją​ce dzię​ki temu prą​dy po​wietrz​ne spo​wo​do​wa​ły ruch ołów​ka. Hy​drick zmie​nił tra​sę i zdo​łał wy​wieść w pole za​rów​no Da​vid​so​na, jak i wi​dzów pro​gra​mu. Hy​drick oszu​ki​wał róż​ne oso​by w róż​ny spo​sób. Nie​któ​rzy wie​rzy​li, że ma on zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne, i dla​te​go myśl o pod​stę​pie nig​dy nie za​świ​ta​ła w ich umy​śle wiel​bi​cie​li ka​czek. Inni bra​li pod uwa​gę moż​li​wość, że ob​ser​wu​ją ja​kąś sztucz​kę, ale nie po​tra​fi​li wska​zać wła​ści​wej me​to​dy. Jesz​cze inni umie​li roz​po​znać me​to​dę Hy​dric​ka, ale po​nie​waż od​wra​cał gło​wę i dmu​chał nie​bez​po​śred​nio, do​cho​dzi​li do prze​ko​na​nia, że jed​nak się mylą. Nie​licz​ni po​tra​fi​li wska​zać wła​ści​wą od​po​wiedź i nie da​wa​li się zwieść jego zręcz​nym po​pi​som, ale byli zdu​mie​ni, gdy zmie​niał me​to​dy pod​czas po​ka​zów. Nie​mniej wszyst​kie wy​mie​nio​ne do​tąd za​sa​dy sto​so​wa​ne przez Hy​dric​ka, jak​kol​wiek bar​dzo sku​tecz​ne, nie za​gwa​ran​to​wa​ły​by mu po​wo​dze​nia, gdy​by nie pią​ta i naj​waż​niej​sza. Ale te​raz pora na za​baw​ną sztucz​kę...

PSY​CHO​LO​GIA ZGI​NA​NIA ŁY​ŻE​CZEK Przy​szła pora na to, że​by​ście wy​ko​rzy​sta​li w prak​ty​ce nie​któ​re z oma​wia​nych tu za​sad i spró​bo​wa​li wy​pro​wa​dzić w pole swo​ich przy​ja​ciół i ro​dzi​nę. Chce​cie spra​wić wra​że​nie, że po​tra​fi​cie zgi​nać ły​żecz​ki siłą umy​słu? Spró​buj​cie zro​bić tak...

1. Kie​dy je​ste​ście w re​stau​ra​cji albo sie​dzi​cie przy sto​le w domu przy​ja​ciół, dys​kret​nie weź​cie ze sto​łu jed​ną ły​żecz​kę, wsuń​cie ją do kie​sze​ni i udaj​cie się do to​a​le​ty. 2. Kie​dy już znaj​dzie​cie się w ukry​ciu, ostroż​nie ze​gnij​cie głów​kę ły​żecz​ki w stro​nę jej rącz​ki i z po​wro​tem. Po​wta​rzaj​cie zgi​na​nie przez kil​ka mi​nut. Wy​da​rzą się dwie rze​czy. Po pierw​sze, me​tal w miej​scu zgi​na​nia za​cznie się bar​dzo na​grze​wać – uwa​żaj​cie, żeby nie spa​rzyć pal​ców. Po dru​gie, na ły​żecz​ce w koń​cu po​ja​wi się bar​dzo de​li​kat​ne pęk​nię​cie w punk​cie zgi​na​nia. Jak tyl​ko za​uwa​ży​cie tę rysę, prze​rwij​cie zgi​na​nie, po​nie​waż te​raz na​wet naj​drob​niej​szy ruch może spo​wo​do​wać, że ły​żecz​ka zła​mie się na pół. W ten spo​sób stwo​rzy​cie to, co pa​rap​sy​cho​lo​gicz​ni oszu​ści na​zy​wa​ją „ły​żecz​ką przy​go​to​wa​ną”. 3. Wsuń​cie tak spre​pa​ro​wa​ną ły​żecz​kę do kie​sze​ni i wróć​cie do sto​łu. 4. Kie​dy zgro​ma​dze​ni po​grą​żą się w oży​wio​nej dys​ku​sji, dys​kret​nie wyj​mij​cie ły​żecz​kę z kie​sze​ni i po​łóż​cie ją na ko​la​nach. Po​tem weź​cie ły​żecz​kę z ko​-

lan i rów​nie dys​kret​nie po​łóż​cie ją z po​wro​tem na sto​le. 5. Gdy tem​pe​ra​tu​ra roz​mo​wy nie​co opad​nie, po​rusz​cie te​mat psy​cho​ki​ne​zy. Przy tej oka​zji mo​że​cie po​wie​dzieć, że w dzie​ciń​stwie po​tra​fi​li​ście zgi​nać me​ta​lo​we przed​mio​ty siłą umy​słu. Mo​że​cie wy​ja​śnić, że nie ro​bi​li​ście tego od lat, ale je​ste​ście go​to​wi spró​bo​wać po​now​nie. Je​śli nikt nie oka​że za​in​te​re​so​wa​nia, mo​że​cie spo​koj​nie wziąć płaszcz i pójść na spo​tka​nie z gru​pą bar​dziej in​te​re​su​ją​cych osób. 6. Je​śli wa​sze kłam​stwa wzbu​dzą jed​nak ja​kieś za​in​te​re​so​wa​nie, weź​cie ze sto​łu wa​szą przy​go​to​wa​ną ły​żecz​kę i po​łóż​cie pa​lec i kciuk pra​wej dło​ni po obu stro​nach pęk​nię​cia. Te​raz wy​star​czy, że lek​ko trą​ci​cie ły​żecz​kę lewą ręką, a prze​ła​mie się na pół. Trzy​maj​cie obie po​łów​ki ły​żecz​ki mię​dzy kciu​kiem a pal​cem tak, jak gdy​by nic się nie sta​ło. Na​stęp​nie po​wo​li po​lu​zuj​cie uchwyt, co spra​wi, że ły​żecz​ka za​cznie się na po​zór zgi​nać, aż wresz​cie prze​ła​mie się na pół. 7. Pa​mię​taj​cie, żeby obie po​łów​ki ły​żecz​ki upa​dły na stół z wy​raź​nie sły​szal​nym brzę​kiem. Je​śli je​ste​ście w domu przy​ja​cie​la, to do​bry mo​ment, aby za​py​tać, czy jego za​sta​wa sto​ło​wa jest bar​dzo kosz​tow​na albo ma war​tość sen​ty​men​tal​ną. Tak czy in​a​czej, ma​cie te​raz dwa wyj​ścia. Mo​że​cie wy​ja​śnić, w jaki spo​sób zro​bi​li​ście wa​szą sztucz​kę, i za​chę​cić przy​ja​ciół, żeby spró​bo​wa​li z po​zo​sta​ły​mi ły​żecz​ka​mi. Mo​że​cie też po​wie​dzieć, że to był cud, i wy​ja​śnić, że ma​cie za​miar za​ło​żyć nową sek​tę – spy​taj​cie obec​nych, czy ktoś nie miał​by ocho​ty do niej wstą​pić.

Opi​sa​na sztucz​ka jest nie​zwy​kle efek​tow​na, po​nie​waż wi​dzo​wie za​kła​da​ją, że po​kaz za​czy​na się w chwi​li, gdy ogła​sza​cie, że za​mier​za​cie zgiąć ły​żecz​kę siłą swo​je​go umy​słu. W rze​czy​wi​sto​ści za​czął się w chwi​li, gdy po kry​jo​mu za​bra​li​ście ły​żecz​kę do ła​zien​ki i wy​wo​ła​li​ście na niej pęk​nię​cie. Od​wo​ła​nie się do tego chwy​tu, zwa​ne​go przez ilu​zjo​ni​stów „sku​pia​niem uwa​gi na chwi​li obec​nej”, stoi za po​wo​dze​niem wie​lu ilu​zjo​ni​stycz​nych po​pi​sów i po​ka​zów rze​ko​mej psy​cho​ki​ne​zy. Wi​dzo​wie czę​sto nie do​ce​nia​ją wy​sił​ku, jaki nie​któ​rzy ilu​zjo​ni​ści i pa​rap​sy​cho​lo​gicz​ni oszu​ści wkła​da​ją w przy​go​to​wa​nia do wła​ści​we​go po​ka​zu. Na przy​kład bry​tyj​ski ilu​zjo​ni​sta Da​vid Ber​glas otrzy​mał kie​dyś za​pro​sze​nie do wy​stę​pu w po​ło​żo​nym na trze​cim pię​trze apar​ta​men​cie bo​ga​te​go lon​dyń​skie​go ban​kie​ra. Pod​czas wy​stę​pu Ber​glas po​pro​sił ban​kie​ra o wy​po​ży​cze​nie pu​stej bu​tel​ki na mle​ko, przy​wią​zał do niej dłu​gi sznu​rek i ostroż​nie spu​ścił ją przez okno miesz​ka​nia. Na​stęp​nie wziął z ko​sza z owo​ca​mi grusz​kę i zręcz​nym ge​stem spra​wił, że roz​wia​ła się w po​wie​trzu. Po czym po​pro​sił ban​kie​ra, aby ostroż​nie wcią​gnął bu​tel​kę wi​szą​cą na sznur​ku. Ban​kier ze zdu​mie​niem od​krył, że grusz​ka zna​la​zła się w środ​ku bu​tel​ki, cho​ciaż była zbyt duża, by mo​gła przejść przez jej szyj​kę. Ten z po​zo​ru cał​ko​wi​cie spon​ta​nicz​ny po​pis wy​ma​gał nie​zwy​kle sta​ran​nych przy​go​to​wań. Wie​le mie​się​cy wcze​śniej Ber​glas zna​lazł gru​szę z ma​lut​ki​mi owo​-

ca​mi i umie​ścił jed​ną ga​łąz​kę w pu​stej bu​tel​ce po mle​ku. Z cza​sem grusz​ka uro​sła we​wnątrz bu​tel​ki, dzię​ki cze​mu Ber​glas uzy​skał swój nie​praw​do​po​dob​nie wy​glą​da​ją​cy re​kwi​zyt. Pod​czas po​ka​zu asy​stent Ber​gla​sa, sto​ją​cy pod oknem, po pro​stu za​mie​nił bu​tel​kę opusz​czo​ną z okna miesz​ka​nia na dru​gą, za​wie​ra​ją​cą w środ​ku grusz​kę. W ten spo​sób Ber​glas zwiódł go​ści ban​kie​ra, któ​rzy za​ło​ży​li, że sztucz​ka za​czę​ła się do​słow​nie przed chwi​lą, na ich oczach.

W krainie ślepców

Za​nim przej​dzie​my do pią​tej i ostat​niej za​sa​dy psy​cho​lo​gii ilu​zji sto​so​wa​nej przez pa​rap​sy​cho​lo​gicz​nych oszu​stów, mu​si​my na chwi​lę cof​nąć wska​zów​ki ze​ga​ra i przyj​rzeć się jed​ne​mu z naj​bar​dziej kon​tro​wer​syj​nych eks​pe​ry​men​tów w dzie​jach ba​dań nad zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi. W la​tach osiem​dzie​sią​tych XIX wie​ku S.J. Da​vey ogło​sił, że od​krył w so​bie zdol​no​ści me​diu​micz​ne, i za​czął za​pra​szać do swo​je​go lon​dyń​skie​go domu nie​wiel​kie gru​py osób na po​ka​zy swych zdu​mie​wa​ją​cych umie​jęt​no​ści. Za każ​dym ra​zem pro​szo​no go​ści, któ​rzy zja​wi​li się w domu Da​veya, aby usie​dli wo​kół sto​łu w ja​dal​ni, po czym Da​vey przy​krę​cał pło​mień lam​py ga​zo​wej i do​łą​czał do zgro​ma​dzo​nych. Wcze​śniej zwra​ca​no się do nie​któ​rych go​ści z proś​bą o przy​nie​sie​nie szkol​nej ta​blicz​ki do pi​sa​nia. Na po​cząt​ku se​an​su Da​vey kładł na niej ka​wa​łek kre​dy, po czym umiesz​czał ta​blicz​kę pod jed​nym z ro​gów sto​łu w taki spo​sób, że obec​ni wi​dzie​li jej kra​wę​dzie. Na​stęp​nie, trzy​ma​jąc ta​blicz​kę za jed​ną z kra​wę​dzi, pro​sił któ​re​goś z obec​nych, aby chwy​cił ją z dru​giej stro​ny. Przy​ci​ska​jąc moc​no ta​blicz​kę do dol​nej po​wierzch​ni bla​tu, Da​vey zwra​cał się do du​chów: „Czy chce​cie coś dla nas zro​bić?”. Po chwi​li roz​le​ga​ło się ja​kieś ta​jem​ni​cze skro​ba​nie i kie​dy wyj​mo​wa​no ta​blicz​kę spod sto​łu, wi​dać było na niej wy​raź​nie na​pi​sa​ne sło​wo „Tak”. Da​vey, za​chę​co​ny po​wo​dze​niem, przy​stę​po​wał do dru​giej czę​ści se​an​su. Pro​sił obec​nych, żeby prze​szu​ka​li całe po​miesz​cze​nie w po​szu​ki​wa​niu ewen​tu​al​nych świa​dectw ja​kie​goś pod​stę​pu, po czym po​now​nie przy​krę​cał lam​py i pro​sił, aby wszy​scy wzię​li się za ręce i wraz z nim za​czę​li przy​wo​ły​wać du​chy. Po​wo​li nad gło​wą Da​veya ma​te​ria​li​zo​wa​ło się bla​do​nie​bie​skie świa​tło, któ​re na​stęp​nie prze​kształ​ca​ło się w peł​ną zja​wę, opi​sy​wa​ną póź​niej przez jed​ne​go z go​ści jako „prze​ra​ża​ją​ca w swej szpe​to​cie”. Po czym duch roz​pły​wał się w ciem​no​ści i po​ja​wiał się dru​gi pro​mień świa​tła, któ​ry po​wo​li przy​bie​rał po​stać „bro​da​te​go męż​czy​zny o orien​tal​nym wy​glą​dzie”. Ten nowy duch skła​niał się lek​ko i uno​sił za​le​d​wie kil​ka me​trów od obec​nych. Jego twarz „nie była mrocz​na, ale bar​dzo bia​ła, a jej wy​raz pu​sty i bez ży​cia”. Ten duch tak​że roz​pły​wał się w po​wie​trzu i zni​kał przez su​fit. Każ​de​go wie​czo​ru go​ście opusz​cza​li dom Da​veya prze​ko​na​ni, że na​wią​za​li wła​śnie kon​takt ze świa​tem zmar​łych. W rze​czy​wi​sto​ści Da​vey nie po​sia​dał daru przy​wo​ły​wa​nia du​chów. Był ilu​zjo​ni​stą, któ​ry wy​ko​rzy​sty​wał swo​je do​świad​cze​nia, aby sfa​bry​ko​wać wszyst​kie ob​ser​wo​wa​ne zja​wi​ska. Jed​nak w od​róż​nie​niu od nie​mal wszyst​kich fał​szy​wych me​diów tej epo​ki Da​vey nie szu​kał sła​wy ani for​tu​ny. Jego go​ście byli ni​cze​go nie​spo​dzie​wa​ją​cy​mi się uczest​ni​ka​mi pew​ne​go zło​żo​ne​go i bar​dzo zręcz​nie po​my​śla​ne​go eks​pe​ry​men​tu.

W cza​sach Da​veya wie​le osób od​gry​wa​ją​cych rolę me​dium twier​dzi​ło, że po​tra​fią kon​tak​to​wać się ze zmar​ły​mi, któ​rzy na​stęp​nie pi​sa​li rze​ko​mo na szkol​nych ta​blicz​kach i ma​te​ria​li​zo​wa​li się na oczach ży​wych. Uczest​ni​cy tych po​ka​zów czę​sto uwa​ża​li je za prze​ko​nu​ją​ce i od​cho​dzi​li do do​mów z prze​ko​na​niem, że du​sza po​tra​fi prze​trwać śmierć cia​ła. Da​vey od​no​sił się do tych enun​cja​cji z głę​bo​kim scep​ty​cy​zmem. Uwa​żał, że wi​dzo​wie ta​kich po​ka​zów pa​da​ją ofia​rą oszu​stwa i są ogra​bia​ni przez po​zba​wio​nych skru​pu​łów szal​bie​rzy. Był jed​nak pe​wien mały pro​blem. Wie​le osób uczest​ni​czą​cych w se​an​sach twier​dzi​ło póź​niej, że bra​li udział w nie​zwy​kłych wy​da​rze​niach, któ​re nie mo​gły być je​dy​nie zręcz​ną sztucz​ką. Da​vey po​sta​no​wił więc prze​pro​wa​dzić swo​je wła​sne, fał​szy​we se​an​se, żeby od​kryć, co się na​praw​dę dzie​je z ich uczest​ni​ka​mi. Po​stę​pu​jąc po​dob​nie jak Ko​rem, któ​ry na​uczył się na​śla​do​wać sztucz​ki Hy​dric​ka, Da​vey opa​no​wał me​to​dy sto​so​wa​ne przez rze​ko​me me​dia. Przez wie​le wie​czo​rów wy​stę​po​wał przed nie​podej​rze​wa​ją​cy​mi ni​cze​go uczest​ni​ka​mi swo​je​go eks​pe​ry​men​tu, a na​stęp​nie zwra​cał się do nich z proś​bą o spo​rzą​dze​nie pi​sem​nej re​la​cji z wy​da​rzeń wie​czo​ru. Pro​sił swo​ich go​ści, żeby moż​li​wie jak naj​bar​dziej wy​czer​pu​ją​co opi​sa​li wszyst​ko, co wi​dzie​li, i wszyst​ko, co zdo​ła​li za​pa​mię​tać. Ze zdu​mie​niem od​krył, że lu​dzie czę​sto za​po​mi​na​li albo opacz​nie ro​zu​mie​li in​for​ma​cje o klu​czo​wym zna​cze​niu dla po​wo​dze​nia jego po​ka​zów. Do​brym przy​kła​dem tego zja​wi​ska był po​kaz pi​sa​nia na ta​blicz​ce. Przed se​an​sem Da​vey przy​mo​co​wy​wał nie​wiel​ki ka​wa​łek kre​dy do kra​wiec​kie​go na​parst​ka i wsu​wał go do kie​sze​ni. Kie​dy je​den z jego go​ści wyj​mo​wał przy​nie​sio​ną ta​blicz​kę, Da​vey wsu​wał na​par​stek na pa​lec, po czym, kie​dy ta​blicz​ka zna​la​zła się już pod sto​łem, pi​sał na jej dol​nej stro​nie sło​wo „Tak”. Na​stęp​nie wyj​mo​wał ta​blicz​kę i po​ka​zy​wał wi​dzom je​dy​nie jej gór​ną po​wierzch​nię, dla po​twier​dze​nia, że nic nie jest na niej na​pi​sa​ne. Jed​nak kie​dy ta​blicz​ka po​now​nie zna​la​zła się pod sto​łem, Da​vey od​wra​cał ją, co spra​wia​ło, że na​pis znaj​do​wał się te​raz po stro​nie przy​le​ga​ją​cej do bla​tu. Kie​dy ta​blicz​kę wyj​mo​wa​no po raz dru​gi, w ta​jem​ni​czy spo​sób po​ja​wia​ło się na niej sło​wo „Tak”. W spo​rzą​dza​nych póź​niej opi​sach se​an​su jego uczest​ni​cy po​mi​ja​li klu​czo​wy mo​ment wy​ję​cia i po​now​ne​go ulo​ko​wa​nia ta​blicz​ki pod sto​łem. Wszy​scy byli głę​bo​ko prze​ko​na​ni, że ta​blicz​ka zo​sta​ła umiesz​czo​na pod sto​łem i znaj​do​wa​ła się tam przez cały czas, aż do chwi​li, gdy po​ja​wił się na niej na​pis spo​rzą​dzo​ny przez du​cha. Pod​czas se​an​sów po​ja​wia​ły się tak​że rze​ko​me ma​te​ria​li​za​cje. Przed przy​by​ciem go​ści Da​vey ukry​wał w jed​nej z sza​fek ja​dal​ni licz​ne ak​ce​so​ria nie​zbęd​ne do wy​wo​ły​wa​nia rze​ko​mych du​chów. Przed zga​sze​niem świa​teł pro​sił ze​bra​nych, aby sta​ran​nie prze​szu​ka​li po​miesz​cze​nie, w któ​rym od​by​wał się se​ans. Ale kie​dy wi​dział, że ktoś za​mie​rza zaj​rzeć do szaf​ki z ak​ce​so​ria​mi, szyb​ko od​wra​cał uwa​gę tej oso​by, pro​sząc ją, żeby zre​wi​do​wa​ła jego sa​me​go w po​szu​ki​wa​niu ewen​tu​al​nych ukry​tych pa​ra​fer​na​liów. Kie​dy po​miesz​cze​nie spo​wi​ły już ciem​no​ści, do środ​ka wcho​dził dys​kret​nie za​ufa​ny przy​ja​ciel Da​veya, pan Mun​ro, wyj​mo​wał przed​mio​ty ukry​te w szaf​ce i za ich po​mo​cą wy​wo​ły​wał rze​ko​me du​chy. „Zja​wa prze​ra​ża​ją​ca w swej szpe​to​cie” była w rze​czy​wi​sto​ści ma​ską udra​po​wa​ną ka​wał​kiem mu​śli​nu i po​ma​lo​wa​ną świe​tli​stą far​bą, a ob​raz „bro​da​te​go męż​czy​zny o orien​tal​nym wy​glą​dzie” po​wsta​wał, gdy Mun​ro za​kła​dał od​po​wied​ni ko​stium („na gło​wie mia​łem przy​cze​pio​ny tur​ban, moje po​licz​ki prze​sła​nia​ła te​atral​na bro​da, a z mo​ich ra​mion zwi​sa​ła mu​śli​no​wa dra​pe​ria”) i oświe​tlał so​bie twarz sła​bym świa​tłem fos​fo​re​scen​cyj​nym. Jak opo​wia​-

dał póź​niej Mun​ro, cho​ciaż „bla​dość swo​jej twa​rzy za​wdzię​cza​łem mące”, „wra​że​nie pu​ste​go i po​zba​wio​ne​go ży​cia ob​li​cza jest dla mnie czymś na​tu​ral​nym”. Aby stwo​rzyć złu​dze​nie, że du​chy uno​szą się i zni​ka​ją w po​wie​trzu, Mun​ro sta​wał na opar​ciu krze​sła Da​veya, uno​sił źró​dło świa​tła po​nad swo​ją gło​wą i ga​sił je w chwi​li, gdy do​się​gał do su​fi​tu. Z tego sa​me​go po​wo​du, któ​ry spra​wiał, że go​ście Da​veya nie pa​mię​ta​li mo​men​tu wyj​mo​wa​nia ta​blicz​ki, byli tak​że prze​ko​na​ni, że do​kład​nie prze​szu​ka​li ja​dal​nię Da​veya i za​po​mi​na​li, że nie za​glą​da​li do jed​nej z sza​fek. W la​tach osiem​dzie​sią​tych XIX wie​ku Da​vey opu​bli​ko​wał stu​dzie​się​cio​stro​ni​co​we do​ssier, w któ​rym opi​sał bar​dzo wie​le po​dob​nych sy​tu​acji i po​sta​wił tezę, że wspo​mnie​nia wi​dzów opo​wia​da​ją​cych o wy​da​rze​niach naj​wy​raź​niej nie​moż​li​wych nie są god​nie za​ufa​nia. Jego ra​port wy​wo​łał sen​sa​cję.52 Wie​lu zna​nych wy​znaw​ców spi​ry​tu​ali​zmu, w tym współ​twór​ca teo​rii ewo​lu​cji Al​fred Rus​sel Wal​la​ce, nie chcia​ło uwie​rzyć w od​kry​cia Da​veya.53 Pra​gnąc za wszel​ką cenę od​kryć, w jaki spo​sób wy​ko​ny​wa​no te wszyst​kie sztucz​ki, Wal​la​ce oświad​czył, że do​pó​ki nie zo​sta​nie po​da​ne peł​ne wy​ja​śnie​nie oszu​stwa, bę​dzie zmu​szo​ny ob​sta​wać przy swo​im prze​ko​na​niu, że Da​vey po​sia​da au​ten​tycz​ne zdol​no​ści me​diu​micz​ne i oszu​ku​je opi​nię pu​blicz​ną, twier​dząc, że jest je​dy​nie ilu​zjo​ni​stą. Nie​ste​ty w grud​niu 1890 roku, w wie​ku za​le​d​wie dwu​dzie​stu sied​miu lat, Da​vey zmarł na ty​fus. Wkrót​ce po jego śmier​ci Mun​ro i inni współ​pra​cow​ni​cy wy​ja​wi​li, w jaki spo​sób sfa​bry​ko​wa​li wszyst​kie zja​wi​ska, ale Wal​la​ce nadal nie chciał za​ak​cep​to​wać ich wy​ja​śnień.54 W dłu​gim ar​ty​ku​le przed​sta​wił szcze​gó​ło​we opi​sy in​nych se​an​sów, w któ​rych uczest​ni​czył, twier​dząc, że po​dob​ne pod​stę​py by​ły​by tam nie​moż​li​we. Stron​ni​cy Da​veya zwra​ca​li jed​nak uwa​gę na to, że nie ma po​wo​du wie​rzyć w to, że świa​dec​two Wal​la​ce’a jest w ja​ki​kol​wiek spo​sób bar​dziej wia​ry​god​ne niż to, któ​re przed​sta​wia​li uczest​ni​cy fał​szy​wych se​an​sów Da​veya. Re​tu​szo​wa​nie prze​szło​ści Od​kry​cia Da​veya są zdu​mie​wa​ją​cym przy​kła​dem pią​tej i ostat​niej za​sa​dy sto​so​wa​nej przez Hy​dric​ka i in​nych oszu​stów rze​ko​mo po​sia​da​ją​cych zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​ne, aby wy​wieść w pole cały świat. Wie​le osób są​dzi, że ludz​ka umie​jęt​ność ob​ser​wa​cji i ludz​ka pa​mięć pra​cu​ją ni​czym ka​me​ra fil​mo​wa. Nic bar​dziej od​le​głe​go od praw​dy. Przyj​rzyj​my się po​niż​szej fo​to​gra​fii przed​sta​wia​ją​cej dwie oso​by sie​dzą​ce przy sto​li​ku.55

Za chwi​lę po​pro​szę was, aby​ście przyj​rze​li się dru​giej fo​to​gra​fii. Cho​ciaż dru​ga fo​to​gra​fia bę​dzie wy​da​wa​ła się bar​dzo po​dob​na do wi​docz​nej na po​przed​niej stro​nie, znacz​na część ob​ra​zu ule​gła zmia​nie. Spró​buj​cie wska​zać róż​ni​cę. Po​nie​waż nie za​mie​rzam w ża​den spo​sób utrud​niać wam za​da​nia, mo​że​cie wie​lo​krot​nie prze​wra​cać stro​nę i przy​glą​dać się obu zdję​ciom. OK. Mo​że​my iść da​lej. Więk​szość osób bę​dzie mia​ła kło​po​ty ze wska​za​niem róż​ni​cy na​wet wte​dy, gdy ma ją tuż przed swo​im no​sem. Je​śli nadal jej nie za​uwa​ży​li​ście, po​zwól​cie, że wy​ba​wię was z kło​po​tu. Na dru​giej fo​to​gra​fii wi​docz​na w tle po​przecz​ka znaj​du​je się znacz​nie ni​żej. Ale nie mu​si​cie się zbyt​nio mar​twić tym, że nie za​uwa​ży​li​ście róż​ni​cy. Praw​dę mó​wiąc, zde​cy​do​wa​na więk​szość osób bę​dzie mia​ła z tym pro​blem. Psy​cho​lo​go​wie na​zy​wa​ją to dziw​ne zja​wi​sko „śle​po​tą na zmia​ny”. Jest ona bez​po​śred​nim re​zul​ta​tem tego, w jaki spo​sób pra​cu​je nasz sys​tem prze​twa​rza​nia in​for​ma​cji wzro​ko​wych.

Kie​dy po raz pierw​szy spoj​rze​li​ście na fo​to​gra​fię, przy​pusz​czal​nie mie​li​ście wra​że​nie, że w jed​nej chwi​li zo​ba​czy​li​ście całą jej za​war​tość. To bar​dzo sil​ne złu​dze​nie ge​ne​ro​wa​ne przez nasz mózg. W rze​czy​wi​sto​ści zdol​ność do po​strze​ga​nia w jed​nej chwi​li tak wie​lu szcze​gó​ło​wych in​for​ma​cji wy​ma​ga​ła​by wy​ko​rzy​sta​nia ogrom​nej czę​ści za​so​bów mó​zgu. Za​miast więc wy​kształ​cić w trak​cie ewo​lu​cji gło​wę wiel​ko​ści pla​ne​ty, nasz mózg po​słu​gu​je się pro​stym skró​tem, aby wy​two​rzyć wra​że​nie mo​men​tal​nej per​cep​cji. W jed​nej chwi​li na​sze oczy i mózg mogą prze​two​rzyć nie​wiel​ką część da​nych do​cie​ra​ją​cych do nas z oto​cze​nia. Aby zre​kom​pen​so​wać ten nie​co krót​ko​wzrocz​ny ob​raz świa​ta, na​sze spoj​rze​nie nie​świa​do​mie prze​ska​ku​je z jed​ne​go miej​sca w dru​gie, po​spiesz​nie bu​du​jąc nie​co peł​niej​szy ob​raz tego, co znaj​du​je się przed nami. W do​dat​ku, aby nie mar​no​wać cen​ne​go cza​su i ener​gii na ba​nal​ne de​ta​le, nasz mózg szyb​ko roz​po​zna​je to, co uwa​ża za naj​waż​niej​sze aspek​ty oto​cze​nia, i sku​pia swo​ją uwa​gę nie​mal wy​łącz​nie na tych ele​men​tach. Moż​na to przy​rów​nać do sy​tu​acji, w któ​rej sta​li​by​ście z la​tar​ką w spo​wi​tym w mro​ku skle​pie z cu​kier​ka​mi i je​dy​nie z grub​sza orien​to​wa​li się, ja​kie ro​dza​je cu​kier​ków znaj​du​ją się na pół​kach, szyb​ko prze​su​wa​jąc snop świa​tła z jed​ne​go miej​sca w dru​gie, po czym sku​pi​li​by​ście się na sło​jach, któ​re za​wie​ra​ją wasz ulu​bio​ny ro​dzaj sło​dy​czy. Jed​nak za​miast prze​sy​łać wam in​for​ma​cję, że nie roz​po​zna​je​cie w jed​nej chwi​li ca​łej ota​cza​ją​cej was prze​strze​ni, wasz mózg wy​twa​rza ob​raz opar​ty na tym wstęp​nym roz​po​zna​niu oko​li​cy i daje wam przy​jem​ne po​czu​cie, że nie​usta​nie zda​je​cie so​bie spra​wę z tego, co dzie​je się wo​kół was. W przy​pad​ku oglą​da​nych przed chwi​lą fo​to​gra​fii ana​li​zy ru​chu ga​łek ocznych wy​ka​za​ły,

że po​przecz​ka przy​cią​ga nie​wiel​ką uwa​gę oglą​da​ją​cych i więk​szość ba​da​nych kon​cen​tru​je się na twa​rzach dwoj​ga osób (przy czym mniej wię​cej pięć​dzie​siąt pięć pro​cent z nich za​sta​na​wia się, co u li​cha ta ko​bie​ta wi​dzi w tym fa​ce​cie). Jed​nak mimo tego se​lek​tyw​ne​go spo​so​bu pa​trze​nia wasz sys​tem prze​twa​rza​nia in​for​ma​cji wi​zu​al​nych daje wam wra​że​nie, że nie​ustan​nie wi​dzi​cie cały ob​raz, co wy​ja​śnia, dla​cze​go nie po​tra​fi​cie po​tem do​strzec róż​ni​cy. Ten pro​ces za​cho​dzi w każ​dym mo​men​cie na​sze​go ży​cia na ja​wie. Nasz mózg nie​ustan​nie wy​bie​ra z oto​cze​nia to, co uwa​ża za jego naj​waż​niej​sze aspek​ty, i zwra​ca bar​dzo nie​wie​le uwa​gi na wszyst​kie po​zo​sta​łe. Spra​wia​jąc, że waż​ne dzia​ła​nia wy​da​ją się nie​istot​ne, pa​rap​sy​cho​lo​gicz​ni oszu​ści po​tra​fią w taki spo​sób wy​ko​rzy​stać tę za​sa​dę, aby klu​czo​we aspek​ty ich wy​stę​pu zni​ka​ły z pa​mię​ci wi​dzów. Gdy Da​vey po raz pierw​szy wy​cią​gał ta​blicz​kę spod sto​łu, na po​zór spraw​dzał je​dy​nie, czy nie ma na niej żad​nych wia​do​mo​ści od du​chów. Po​nie​waż ten ruch ta​blicz​ki wy​da​wał się wi​dzom nie​istot​ny, szyb​ko zni​kał z ich pa​mię​ci. Gdy Hy​drick wy​ko​ny​wał swo​je po​pi​sy, szyb​ko rzu​cał spoj​rze​nie na przed​mio​ty, dys​kret​nie dmu​chał, po czym od​wra​cał spoj​rze​nie. Po​nie​waż pierw​sze spoj​rze​nie wy​da​wa​ło się nie​istot​ne, lu​dzie za​po​mi​na​li o nim i póź​niej z prze​ko​na​niem twier​dzi​li, że Hy​drick pod​czas swo​ich po​ka​zów cały czas pa​trzył w dru​gą stro​nę. Dzię​ki sto​so​wa​niu przez pa​rap​sy​cho​lo​gicz​nych oszu​stów pierw​szych czte​rech za​sad ilu​zji – sprze​da​wa​nia kacz​ki, wy​bie​ra​nia dro​gi rza​dziej uczęsz​cza​nej, za​cie​ra​nia śla​dów i zmie​nia​nia tra​sy – roz​wią​za​nie za​gad​ki sztu​czek, któ​re roz​gry​wa​ją się na oczach wi​dzów, w ogó​le nie przy​cho​dzi im do gło​wy. Za​sa​da pią​ta – re​tu​szo​wa​nie prze​szło​ści – spra​wia, że wi​dzo​wie nie po​tra​fią ade​kwat​nie za​pa​mię​tać tego, co się wy​da​rzy​ło. Nie zda​ją so​bie spra​wy z tego, że z ich pa​mię​ci zni​ka​ją waż​ne szcze​gó​ły, i póź​niej nie po​tra​fią w ża​den ra​cjo​nal​ny spo​sób wy​ja​śnić tego, co wi​dzie​li.

GURU I LO​DÓW​KA Kil​ka lat temu po​je​cha​łem ze swo​im współ​pra​cow​ni​kiem do In​dii, żeby przyj​rzeć się dzia​łal​no​ści zna​ne​go guru Swa​mie​go Pre​ma​nan​dy.56 Guru, któ​ry uro​dził się w 1951 roku, twier​dzi, że na​brał pew​no​ści co do swo​je​go re​li​gij​ne​go po​wo​ła​nia, gdy był na​sto​lat​kiem i na​gle na jego cie​le zma​te​ria​li​zo​wa​ła się sza​fra​no​wa sza​ta. Od tam​tej pory Pre​ma​nan​da nie​mal co dzień do​ko​ny​wał swo​ich rze​ko​mych cu​dów: ma​te​ria​li​zo​wał przed​mio​ty jed​nym ru​chem ręki i re​gu​lar​nie wyj​mo​wał z ust ka​mie​nie w kształ​cie jaj​ka. Na po​cząt​ku lat osiem​dzie​sią​tych za​ło​żył w po​łu​dnio​wych In​diach ośro​dek re​li​gij​ny. W chwi​li na​szej wi​zy​ty w tej sa​mo​wy​star​czal​nej wio​sce miesz​ka​ło oprócz guru oko​ło pięć​dzie​się​ciu wy​znaw​ców. Człon​ko​wie tej barw​nej gru​py od​da​nych uczniów, któ​rzy ścią​gnę​li do In​dii z róż​nych stron świa​ta, głę​bo​ko wie​rzy​li w to, że cuda, ja​kich do​ko​nu​je ich mistrz, są au​ten​tycz​ne, i pod​po​rząd​ko​wa​li całe swo​je ży​cie jego na​ukom. Moje pierw​sze spo​tka​nie z Pre​ma​nan​dą mia​ło dość nie​ocze​ki​wa​ny cha​rak​ter. Pierw​sze​go dnia po​by​tu po​sze​dłem do skle​pi​ku w osa​dzie, żeby ku​pić coś zim​-

ne​go do pi​cia. Wła​ści​ciel po​wie​dział, że nie​ste​ty ze​psu​ła się lo​dów​ka i cze​ka na Pre​ma​nan​dę, któ​ry ma roz​wią​zać pro​blem. Na​tych​miast wy​obra​zi​łem so​bie wy​znaw​ców Pre​ma​nan​dy stło​czo​nych w ma​łej sali wraz ze swo​im guru, któ​ry prze​wo​dzi mo​dłom w in​ten​cji uzdro​wie​nia lo​dów​ki. Kil​ka chwil póź​niej drzwi skle​pu otwo​rzy​ły się i wszedł Pre​ma​nan​da, dźwi​ga​jąc tor​bę peł​ną na​rzę​dzi. Swa​mi od​su​nął lo​dów​kę od ścia​ny, wy​jął z tor​by klucz fran​cu​ski i za​czął ma​ni​pu​lo​wać z tyłu urzą​dze​nia. Po kil​ku mi​nu​tach lo​dów​ka za​czę​ła dzia​łać. Uznaw​szy, że zro​bił, co do nie​go na​le​ża​ło, Pre​ma​nan​da szyb​ko spa​ko​wał na​rzę​dzia, ku​pił cze​ko​la​do​wy ba​to​nik i wy​szedł. Po po​łu​dniu po​wie​dzia​no nam, że Pre​ma​nan​da spo​tka się z nami na​stęp​ne​go dnia o szó​stej rano, żeby za​de​mon​stro​wać swo​je nad​przy​ro​dzo​ne zdol​no​ści. Ran​kiem zwlo​kłem się z drew​nia​nej de​ski, któ​ra peł​ni​ła funk​cję mo​je​go łóż​ka, i po​sze​dłem do sali spo​tkań. Wy​bi​ła go​dzi​na szó​sta, po​tem siód​ma i ósma. Wy​glą​da​ło na to, że Pre​ma​nan​da gra z nami w sta​rą grę w „guru i uczniów” i aby prze​te​sto​wać nasz po​ziom od​da​nia, za​mie​rza przyjść kil​ka go​dzin po umó​wio​nym ter​mi​nie. (Kie​dy gram w tę samą grę z mo​imi stu​den​ta​mi, na​zy​wa się to „nie​pro​fe​sjo​nal​nym za​cho​wa​niem”). Po czte​rech go​dzi​nach cze​ka​nia w co​raz bar​dziej na​grza​nej i dusz​nej sali po​sta​no​wi​łem, że do​syć tego, i skie​ro​wa​łem się do wyj​ścia. Jak za do​tknię​ciem cza​ro​dziej​skiej różdż​ki drzwi otwo​rzy​ły się i po​ja​wił się w nich Pre​ma​nan​da w oto​cze​niu ma​łej grup​ki wy​znaw​ców. Swa​mi uśmiech​nął się i szyb​ko wy​ko​nał sze​ro​ki ruch ręką. Z czub​ków jego pal​ców po​sy​pał się nie​wiel​ki stru​mień vi​bhu​ti – po​pio​łu uży​wa​ne​go w ob​rzę​dach hin​du​istycz​nych. Po chwi​li stru​mień po​pio​łu prze​stał pró​szyć i Pre​ma​nan​da na na​szych oczach wy​cza​ro​wał z po​wie​trza dwie małe zło​te ozdo​by. Kie​dy obej​rze​li​śmy już wszyst​kie cuda, wrę​czy​łem jed​ne​mu z wy​znaw​ców mój po​la​ro​id i za​pro​po​no​wa​łem, że​by​śmy zro​bi​li so​bie zdję​cie gru​po​we. Na fo​to​gra​fii wy​raź​nie wi​dać było dziw​ną fio​le​to​wą mgieł​kę ota​cza​ją​cą całą gru​pę oraz dwie do​dat​ko​we pla​my fio​le​tu bez​po​śred​nio nad Pre​ma​nan​dą i nade mną. Pre​ma​nan​da spoj​rzał na fo​to​gra​fię i skrom​nie za​uwa​żył, że w wie​lu re​li​giach bar​wa fio​le​to​wa jest ko​ja​rzo​na ze świę​to​ścią. Sta​ran​na ob​ser​wa​cja po​pi​sów guru wska​zy​wa​ła, że wcze​śniej ukry​wał w fał​dach swo​jej sza​ty przed​mio​ty, któ​re po​tem wy​cza​ro​wy​wał. Kie​dy wy​eli​mi​no​wa​li​śmy taką ewen​tu​al​ność, za​kła​da​jąc mu na dło​nie prze​zro​czy​ste pla​sti​ko​we to​reb​ki, ma​te​ria​li​za​cje na​gle usta​ły. A co z fio​le​to​wą mgieł​ką na fo​to​gra​fii Pre​ma​nan​dy? Po po​wro​cie do Wiel​kiej Bry​ta​nii za​nio​słem zdję​cie do la​bo​ra​to​rium Po​la​ro​idu. Tech​nik wy​ja​śnił mi, że w chwi​li gdy apa​rat wy​plu​wa zdję​cie ro​bio​ne po​la​ro​idem, pę​ka​ją to​reb​ki za​wie​ra​ją​ce che​mi​ka​lia słu​żą​ce do wy​wo​ły​wa​nia zdję​cia i che​mi​ka​lia te są prze​cią​ga​ne po po​wierzch​ni zdję​cia. Na​stęp​nie tech​nik spraw​dził nu​mer znaj​du​ją​cy się z tyłu mo​je​go apa​ra​tu. Zaj​rzał do wiel​kiej księ​gi liczb i oświad​czył, że che​mi​ka​lia były już prze​ter​mi​no​wa​ne, a tym sa​mym po​dat​ne na fio​le​to​wą de​for​ma​cję barw. W re​zul​ta​cie spo​łecz​ność na​uko​wa nie była ra​czej skłon​na uznać fo​to​gra​fii za prze​ko​nu​ją​cy do​wód mo​jej świę​to​ści, cho​ciaż ja sam je​stem o tym nie​co bar​-

dziej prze​ko​na​ny.

Na​gra​nie fil​mo​we z te​stów Pre​ma​nan​dy www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Pre​ma​nan​da.html Prze​ło​mo​we eks​pe​ry​men​ty Da​veya były pierw​szą pró​bą spraw​dze​nia wia​ry​god​no​ści na​ocz​nych świad​ków róż​nych wy​da​rzeń. Od tam​tej pory psy​cho​lo​go​wie prze​pro​wa​dzi​li set​ki po​dob​nych te​stów, któ​re wy​ka​za​ły, że to samo zja​wi​sko wy​biór​cze​go dzia​ła​nia pa​mię​ci osła​bia na​szą zdol​ność do za​pa​mię​ty​wa​nia wy​da​rzeń z co​dzien​ne​go ży​cia. Na po​cząt​ku mi​nio​ne​go stu​le​cia pro​fe​sor von Liszt, nie​miec​ki kry​mi​no​log, prze​pro​wa​dził kil​ka bra​wu​ro​wych eks​pe​ry​men​tów w tej ma​te​rii.57 Je​den z nich ro​ze​grał się pod​czas wy​kła​du von Lisz​ta. Pro​fe​sor roz​po​czął od omó​wie​nia ja​kiejś książ​ki z za​kre​su kry​mi​no​lo​gii. Jed​nak w pew​nym mo​men​cie je​den ze stu​den​tów (pod​sta​wio​ny) na​gle za​czął się gło​śno do​ma​gać, aby von Lizst prze​ana​li​zo​wał sens oma​wia​nej pra​cy „z punk​tu wi​dze​nia mo​ral​no​ści chrze​ści​jań​skiej”. Wy​wo​ła​ło to ostry sprze​ciw dru​gie​go stu​den​ta (tak​że pod​sta​wio​ne​go) i do​szło do gwał​tow​nej kłót​ni. Sy​tu​acja po​gar​sza​ła się z każ​dą chwi​lą. Obaj an​ta​go​ni​ści za​czę​li się sza​mo​tać i w koń​cu je​den z nich wy​cią​gnął re​wol​wer. Pro​fe​sor von Liszt usi​ło​wał wy​rwać mu broń i wte​dy roz​legł się strzał. Je​den ze stu​den​tów osu​nął się na pod​ło​gę i le​żał na niej bez ru​chu. W tym mo​men​cie pro​fe​sor ogło​sił ko​niec przed​sta​wie​nia i wy​ja​śnił, że całe zaj​ście zo​sta​ło za​aran​żo​wa​ne. Jego dwaj po​moc​ni​cy ukło​ni​li się uprzej​mie, po czym pro​fe​sor za​czął od​py​ty​wać po​zo​sta​łych z prze​bie​gu wy​da​rzeń. Von Liszt ze zdu​mie​niem stwier​dził, że wie​lu z jego stu​den​tów skon​cen​tro​wa​ło całą uwa​gę na bro​ni (zja​wi​sko zwa​ne dziś przez psy​cho​lo​gów efek​tem sku​pie​nia się na bro​ni). W re​zul​ta​cie, nie uświa​da​mia​jąc so​bie tego, świad​ko​wie za​po​mnie​li więk​szość ele​men​tów zda​rze​nia, któ​re ob​ser​wo​wa​li za​le​d​wie kil​ka mi​nut wcze​śniej, mię​dzy in​ny​mi kto wsz​czął awan​tu​rę i jak byli ubra​ni obaj prze​ciw​ni​cy. W la​tach sie​dem​dzie​sią​tych ubie​głe​go wie​ku psy​cho​log Rob Buc​kho​ut prze​pro​wa​dził po​dob​ny eks​pe​ry​ment, in​sce​ni​zu​jąc rze​ko​my na​pad ulicz​ny, któ​re​mu przy​glą​da​ło się po​nad stu pięć​dzie​się​ciu świad​ków.58 I w tym przy​pad​ku świad​ko​wie naj​czę​ściej sku​pia​li się na

tym, co uwa​ża​li za naj​waż​niej​sze – czy​li na cha​rak​te​rze na​pa​ści – i wy​rzu​ca​li z pa​mię​ci więk​szość po​zo​sta​łych in​for​ma​cji na te​mat in​cy​den​tu. Kie​dy po​ka​zy​wa​no im póź​niej sze​reg fo​to​gra​fii i pro​szo​no o wska​za​nie spraw​cy, nie​mal dwie trze​cie z nich nie po​tra​fi​ło tego zro​bić. Przy in​nej oka​zji jed​na z ame​ry​kań​skich sta​cji te​le​wi​zyj​nych nada​ła fil​mo​wy za​pis po​zo​ro​wa​nej sce​ny kra​dzie​ży to​reb​ki, a na​stęp​nie po​pro​si​ła wi​dzów, aby spró​bo​wa​li wska​zać zło​dzie​ja spo​śród sze​ściu osób usta​wio​nych w rzę​dzie na kon​fron​ta​cji. Do au​to​rów pro​gra​mu za​dzwo​ni​ło po​nad dwa ty​sią​ce osób. Cho​ciaż na fil​mie moż​na było wy​raź​nie zo​ba​czyć na​past​ni​ka, po​nad ty​siąc ośmiu​set wi​dzów wska​za​ło nie​wła​ści​wą oso​bę.59 Licz​ne ba​da​nia za każ​dym ra​zem przy​no​si​ły ten sam re​zul​tat. Wszy​scy je​ste​śmy prze​ko​na​ni o swo​jej wia​ry​god​no​ści w roli na​ocz​nych świad​ków, jed​nak praw​da jest taka, że choć nie zda​je​my so​bie z tego spra​wy, mamy skłon​ność do wy​biór​cze​go za​pa​mię​ty​wa​nia tego, co wy​da​rzy​ło się na na​szych oczach, i czę​sto po​mi​ja​my naj​waż​niej​sze de​ta​le. Nasz mózg nie​ustan​nie do​ko​nu​je wy​bo​rów i sta​wia hi​po​te​zy do​ty​czą​ce tego, któ​re ele​men​ty na​sze​go oto​cze​nia za​słu​gu​ją na naj​więk​szą uwa​gę i w jaki spo​sób naj​le​piej ob​ser​wo​wać to, co się wo​kół nas znaj​du​je. Naj​czę​ściej te przy​pusz​cze​nia są traf​ne, dzię​ki cze​mu po​tra​fi​my pra​wi​dło​wo po​strze​gać świat w spo​sób bar​dzo sku​tecz​ny i wy​daj​nie. Jed​nak od cza​su do cza​su na​ty​ka​my się na coś, co za​bu​rza ten sub​tel​nie dzia​ła​ją​cy sys​tem. Tak samo jak do​bra ilu​zja optycz​na po​tra​fi cał​ko​wi​cie zwieść na​sze oczy, tak oso​by po​sia​da​ją​ce rze​ko​me zdol​no​ści psy​cho​ki​ne​tycz​ne wy​ko​nu​ją naj​prost​sze sztucz​ki ma​gicz​ne, ale zręcz​nie wzbu​dza​ją w nas prze​ko​na​nie, że by​li​śmy świad​ka​mi cudu. Sub​tel​nie od​su​wa​ją od nas samą myśl o moż​li​wo​ści oszu​stwa, po​słu​gu​ją się spryt​ny​mi me​to​da​mi, ja​kie nig​dy nie przy​szły​by nam do gło​wy, i sta​ra​ją się do​pil​no​wać, aby wszyst​kie ewen​tu​al​ne do​wo​dy oszu​stwa szyb​ko wy​pa​ro​wa​ły z na​szej pa​mię​ci. Ob​ra​ca​ją​ce się ołów​ki i zgi​na​ją​ce się ły​żecz​ki, wi​dzia​ne z tej per​spek​ty​wy, nie są do​wo​dem na to, co nie​moż​li​we, ale ra​czej ży​wym przy​po​mnie​niem o tym, jak wy​ra​fi​no​wa​ny​mi na​rzę​dzia​mi są nasz zmysł wzro​ku i nasz mózg. Lu​dzie, któ​rzy po​pi​su​ją się ta​ki​mi umie​jęt​no​ścia​mi, rze​czy​wi​ście mają pew​ne zdu​mie​wa​ją​ce zdol​no​ści, ale nie są one na​tu​ry pa​rap​sy​cho​lo​gicz​nej, ale psy​cho​lo​gicz​nej.

Rozdział 4 ROZMAWIANIE ZE ZMARŁYMI

W któ​rym po​zna​my dwie mło​de dziew​czy​ny, któ​re stwo​rzy​ły nową re​li​gię, do​wie​my się, co się wy​da​rzy​ło, gdy wiel​ki uczo​ny zmie​rzył się z dia​błem, na​uczy​my się na​wią​zy​wać kon​takt z nie​ist​nie​ją​cy​mi du​cha​mi i wy​zwo​li​my siłę na​szej nie​świa​do​mo​ści.

Jest dzie​sią​ta wie​czo​rem i za​raz roz​pocz​nie​my na​szą se​sję. Ra​zem z dzie​się​cio​ma in​ny​mi oso​ba​mi, któ​re ni​cze​go nie po​dej​rze​wa​ją, sie​dzę przy drew​nia​nym sto​li​ku sto​ją​cym we fron​to​wym po​ko​ju pew​ne​go domu na lon​dyń​skim East En​dzie. Po​kój, po​grą​żo​ny w nie​mal cał​ko​wi​tych ciem​no​ściach, oświe​tla je​dy​nie kil​ka świe​czek pa​lą​cych się na ko​min​ku. Pro​szę wszyst​kich o to, żeby po​chy​li​li się do przo​du i do​tknę​li lek​ko bla​tu sto​li​ka ko​niusz​ka​mi pal​ców, a na​stęp​nie wzię​li głę​bo​ki od​dech i we​zwa​li du​chy, aby się do nas przy​łą​czy​ły. Nic się nie dzie​je. Mó​wię moim go​ściom, żeby się nie znie​chę​ca​li i od​su​nę​li od sie​bie wąt​pli​wo​ści wzglę​dem tego, co może się wy​da​rzyć. Jesz​cze raz w ciem​no​ści zwra​cam się do du​chów, aby dały znak swo​jej obec​no​ści, po​ru​sza​jąc sto​li​kiem. Po chwi​li sto​lik od​po​wia​da nie​znacz​nym, ale praw​dzi​wym drgnie​niem. To do​bry znak. Mam prze​czu​cie, że cze​ka nas dziś in​te​re​su​ją​cy wie​czór. W cią​gu na​stęp​nych trzy​dzie​stu mi​nut sto​lik po​ru​sza się jesz​cze kil​ka​krot​nie. W pew​nym mo​men​cie je​den z człon​ków gru​py mówi, że musi pójść na chwi​lę do to​a​le​ty. Kie​dy wsta​je, blat sto​li​ka wy​da​je z sie​bie prze​ra​ża​ją​ce skrzy​pie​nie, a sto​lik gwał​tow​nie po​chy​la się na bok i sta​je na dwóch no​gach. To dra​ma​tycz​na chwi​la. Wy​glą​da to tak, jak gdy​by ktoś kop​nął sto​lik od spodu. W ciem​no​ści roz​le​ga się kil​ka okrzy​ków, a męż​czy​zna stwier​dza, że jego wy​ciecz​ka do to​a​le​ty może jed​nak po​cze​kać. Sto​lik sta​je z po​wro​tem na czte​rech no​gach i za​czy​na prze​su​wać się od jed​nej stro​ny po​ko​ju do dru​giej, przy​ci​ska​jąc cza​sa​mi któ​re​goś z człon​ków gru​py do ścia​ny. Po ja​kiejś go​dzi​nie ru​chy sto​li​ka na​gle usta​ją i z całą po​wa​gą dzię​ku​je​my du​chom za to, że dały znak swo​jej obec​no​ści. Ga​si​my świe​ce i za​pa​la​my świa​tła. Wszy​scy oma​wia​ją dziw​ne wy​da​rze​nia, któ​rych byli wła​śnie świad​ka​mi, a męż​czy​zna po​sta​na​wia wresz​cie pójść do to​a​le​ty. W mi​nio​nych la​tach zor​ga​ni​zo​wa​łem wie​le ta​kich se​an​sów i re​zul​ta​ty za​wsze były ta​kie same. Nie​za​leż​nie od tego, czy gru​pa skła​da​ła się z osób wie​rzą​cych w du​chy, czy ze scep​ty​ków, sto​lik za​wsze się po​ru​szał. Na​wet je​śli każ​dy z uczest​ni​ków se​an​su po ko​lei od​ry​-

wał pal​ce od bla​tu sto​łu, sto​lik wciąż po​chy​lał się i prze​su​wał. Wi​ru​ją​ce sto​li​ki po raz pierw​szy po​ja​wi​ły się w sa​lo​nach ca​łej Wiel​kiej Bry​ta​nii w cza​sach wik​to​riań​skich. Zja​wi​sko jest rów​nie zdu​mie​wa​ją​ce dla dzi​siej​sze​go umy​słu, jak dla umy​słów ów​cze​snych uczest​ni​ków se​an​sów. Ale je​śli cho​dzi o kon​tak​ty ze zmar​ły​mi, wi​ru​ją​ce sto​li​ki są je​dy​nie wierz​choł​kiem góry lo​do​wej. Pod​czas in​ne​go ro​dza​ju se​an​sów lu​dzie epo​ki wik​to​riań​skiej pro​si​li du​chy zmar​łych, aby prze​ka​zy​wa​ły im roz​ma​ite wia​do​mo​ści za po​mo​cą prze​wró​co​nej do góry dnem szklan​ki prze​su​wa​ją​cej się po li​te​rach al​fa​be​tu, a na​wet o to, żeby pi​sa​li sło​wa bez​po​śred​nio na ka​wał​kach pa​pie​ru. Ba​da​nia nad tymi zdu​mie​wa​ją​cy​mi zja​wi​ska​mi przy​nio​sły nam za​dzi​wia​ją​ce od​kry​cia na te​mat po​tę​gi ludz​kiej pod​świa​do​mo​ści, na​tu​ry wol​nej woli, a na​wet tego, jak le​piej grać w gol​fa. Ta nie​zwy​kła opo​wieść za​czy​na się od dwu sióstr, któ​re zdo​ła​ły wy​strych​nąć na dud​ka cały świat.

Sprytny jak lis

Na po​cząt​ku mi​nio​ne​go stu​le​cia Tho​mas Har​dy w jed​nym ze swo​ich wier​szy sta​rał się uchwy​cić uczu​cia oso​by bę​dą​cej świad​kiem po​grze​bu Boga. Wer​sy po​ema​tu Har​dy’ego przy​no​szą przej​mu​ją​cy ob​raz smut​ku, ja​kie​go do​świad​cza​ją oso​by re​li​gij​ne, je​śli za​czną wąt​pić w ist​nie​nie bo​skie​go stwór​cy. W dzie​więt​na​stym wie​ku bo​le​sne uczu​cia opi​sy​wa​ne przez Har​dy’ego co​raz czę​ściej sta​wa​ły się udzia​łem wie​rzą​cych, w mia​rę jak po​stęp na​uko​wy rzu​cał co​raz więk​sze wy​zwa​nie tra​dy​cyj​nej re​li​gii. Pro​ces ten za​po​cząt​ko​wał wiel​ki szkoc​ki my​śli​ciel Da​vid Hume, pod​da​jąc kry​ty​ce uświę​co​ne wów​czas prze​ko​na​nie, zgod​nie z któ​rym rze​ko​me świa​dec​twa ist​nie​nia ce​lo​wo​ści w na​tu​rze sta​no​wią prze​ko​nu​ją​cy do​wód na ist​nie​nie Boga. Hume za​warł swo​je po​glą​dy w ob​ra​zo​bur​czej książ​ce za​ty​tu​ło​wa​nej Dia​lo​gi o re​li​gii na​tu​ral​nej, któ​ra w chwi​li pu​bli​ka​cji ucho​dzi​ła za dzie​ło tak kon​tro​wer​syj​ne, że uka​za​ła się ano​ni​mo​wo i nie umiesz​czo​no na niej na​wet na​zwy wy​daw​cy. Po​dob​ną dro​gą po​dą​żył an​giel​ski fi​lo​zof John Stu​art Mill, któ​ry twier​dził, że spo​łe​czeń​stwo skła​da się z osób ra​cjo​nal​nych, a tym sa​mym na​le​ży po​zwo​lić jego człon​kom na swo​bod​ny wy​bór prze​ko​nań re​li​gij​nych albo ich od​rzu​ce​nie, bez żad​nych na​ci​sków ze stro​ny pań​stwa. I wresz​cie po​ja​wił się Ka​rol Dar​win ze swo​ją nie​bez​piecz​ną ideą, w myśl któ​rej lu​dzie i zwie​rzę​ta być może wca​le tak bar​dzo się od sie​bie nie róż​nią. In​sty​tu​cje re​li​gij​ne za​czę​ły co​raz sil​niej od​czu​wać to nowe za​gro​że​nie. Ka​pła​ni i du​chow​ni przez stu​le​cia wal​czy​li z dia​błem, ale te​raz mu​sie​li sta​nąć w ob​li​czu no​we​go i znacz​nie groź​niej​sze​go prze​ciw​ni​ka – zgro​ma​dze​nia wier​nych, któ​rzy ośmie​la​li się do​ma​gać do​wo​du na ist​nie​nie Boga. Jak się oka​za​ło, wca​le nie tak ła​two było ich prze​ko​nać. Lu​dzie epo​ki wik​to​riań​skiej ko​rzy​sta​li z owo​ców bez​pre​ce​den​so​we​go roz​wo​ju na​uki w po​sta​ci roz​ma​itych wy​na​laz​ków: od ma​szy​ny pa​ro​wej po ma​szy​nę do szy​cia, od fo​to​gra​fii po ben​zy​nę, od te​le​fo​nów po as​falt, od fo​no​gra​fu po spi​na​cze do pa​pie​ru, żel​ki i lody. Pra​daw​ne opo​wie​ści o czło​wie​ku, któ​ry po​tra​fił na​kar​mić pięć ty​się​cy lu​dzi za po​mo​cą pię​ciu bo​chen​ków chle​ba i dwu nie​wiel​kich ryb, na​gle za​czę​ły wy​da​wać się nie​wia​ry​god​ne. Wie​le osób mia​ło wra​że​nie, że Ko​ścio​ły mają nie​wie​le do za​ofe​ro​wa​nia oprócz śle​pej wia​ry i cie​płej sali, w któ​rej moż​na po​sie​dzieć w nie​dzie​lę. Re​li​gia w szyb​kim tem​pie za​czy​na​ła prze​gry​wać z ra​cjo​na​li​zmem i wy​da​wa​ło się, że jej dni są po​li​czo​ne. Zna​leź​li się tacy, któ​rzy z ra​do​ścią gło​si​li, że bi​twa już się za​koń​czy​ła. Być może naj​bar​dziej jed​no​znacz​nie ujął to sław​ny nie​miec​ki fi​lo​zof Frie​drich Nie​tz​sche, au​tor słów: „Bóg umarł! Bóg nie żyje! My​śmy go za​bi​li!”. Jak moż​na się spo​dzie​wać, wie​rzą​cy za​pa​try​wa​li się na to za​gad​nie​nie nie​co bar​dziej opty​mi​stycz​nie. Wpraw​dzie zda​wa​li so​bie spra​wę z tego, że ich Stwór​ca znaj​du​je się w cięż​kim sta​nie, nie​mniej mie​li na​dzie​ję,

że – by spa​ra​fra​zo​wać sło​wa Mar​ka Twa​ina – do​nie​sie​nia o jego śmier​ci są moc​no prze​sa​dzo​ne. Czu​jąc na​ra​sta​ją​cą pre​sję, oso​by re​li​gij​ne ro​bi​ły to, co za​wsze czy​ni​ły w ta​kich sy​tu​acjach – schy​la​ły gło​wę, skła​da​ły ręce i mo​dli​ły się o cud. Trzy​dzie​ste​go pierw​sze​go mar​ca 1848 roku Bóg naj​wy​raź​niej od​po​wie​dział na ich bła​ga​nia. Hy​de​svil​le to nie​wiel​ka osa​da po​ło​żo​na mniej wię​cej trzy​dzie​ści ki​lo​me​trów na wschód od Ro​che​ster w sta​nie Nowy Jork.60 W grud​niu 1847 roku John i Mar​ga​ret Fo​xo​wie61 wpro​wa​dzi​li się do ma​łe​go domu na skra​ju wio​ski wraz ze swo​imi dwie​ma cór​ka​mi, je​de​na​sto​let​nią Kate i czter​na​sto​let​nią Mar​ga​ret​tą. Po kil​ku mie​sią​cach ro​dzi​na Fo​xów za​czę​ła prze​ży​wać trud​ne chwi​le. W domu roz​le​ga​ły się kro​ki, jak​by cho​dzi​ły po nim du​chy, krze​sła i opar​cia łó​żek drga​ły, a cza​sa​mi cała pod​ło​ga wi​bro​wa​ła ni​czym po​wierzch​nia wiel​kie​go bęb​na. John i Mar​ga​ret nie zdo​ła​li zna​leźć żad​ne​go ra​cjo​nal​ne​go wy​ja​śnie​nia tych naj​wy​raź​niej nad​przy​ro​dzo​nych zja​wisk i w koń​cu mu​sie​li przy​znać, że ich nowy dom jest na​wie​dza​ny przez ja​kie​goś „nie​szczę​śli​we​go, nie​spo​koj​ne​go du​cha”. Trzy​dzie​ste​go pierw​sze​go mar​ca 1848 roku ro​dzi​na Fo​xów po​ło​ży​ła się do łó​żek wcze​śnie, ma​jąc na​dzie​ję, że uda im się od​po​cząć i spo​koj​nie prze​spać całą noc bez żad​nych wi​zyt go​ści z za​świa​tów. Ich na​dzie​je były nie​ste​ty da​rem​ne. Gdy tyl​ko się po​ło​ży​li, za​czę​ło się dziać coś dziw​ne​go. Jed​nak tym ra​zem, za​miast po pro​stu sta​rać się prze​trwać ko​lej​ną noc peł​ną wstrzą​sów i stu​ków, mała Kate po​sta​no​wi​ła po​ro​zu​mieć się z du​chem. Za​kła​da​jąc dość pe​sy​mi​stycz​nie, że nie​pro​szo​nym go​ściem może być sam dia​beł, Kate wy​po​wie​dzia​ła w ciem​ność kil​ka słów i po​pro​si​ła „Pana roz​sz​cze​pio​ne ko​py​to”, jak po​sta​no​wi​ła go na​zy​wać, aby na​śla​do​wał jej po​czy​na​nia. Trzy razy kla​snę​ła w dło​nie. Kil​ka se​kund póź​niej ze ścian domu w ta​jem​ni​czy spo​sób roz​le​gły się trzy ude​rze​nia. Kon​takt zo​stał na​wią​za​ny. Za​in​try​go​wa​na Mar​ga​ret Fox ner​wo​wo po​pro​si​ła zja​wę, aby wy​stu​ka​ła wiek jej dzie​ci. Roz​le​gło się je​de​na​ście ude​rzeń dla Kate. Pau​za. Po czym czter​na​ście ude​rzeń dla Mar​ga​ret​ty. Pau​za. I jesz​cze trzy ude​rze​nia. Trzy ude​rze​nia? Zja​wa była do​brze po​in​for​mo​wa​na. Mar​ga​ret mia​ła trze​cie dziec​ko, któ​re zmar​ło kil​ka lat wcze​śniej w wie​ku trzech lat. Roz​mo​wa z du​chem prze​cią​gnę​ła się do póź​nych go​dzin noc​nych. Przy tej oka​zji ro​dzi​na Fo​xów wpa​dła na po​mysł po​pu​lar​ne​go póź​niej kodu: jed​no ude​rze​nie na „tak”, dwa na „nie”. Z po​mo​cą tego kodu uda​ło się usta​lić, że zja​wa była du​chem trzy​dzie​sto​jed​no​let​nie​go męż​czy​zny, któ​ry zo​stał za​mor​do​wa​ny w ich domu kil​ka lat przed wpro​wa​dze​niem się Fo​xów i któ​re​go szcząt​ki po​grze​ba​no w piw​ni​cy. Na​stęp​ne​go wie​czo​ru John Fox pró​bo​wał wy​ko​pać dół w piw​nicz​nej pod​ło​dze w po​szu​ki​wa​niu ko​ści, ale mu​siał zre​zy​gno​wać, gdy do​tarł do po​zio​mu wód grun​to​wych. Wieść o dziw​nych wy​da​rze​niach szyb​ko roz​nio​sła się po są​sied​nich mia​stecz​kach i set​ki lu​dzi za​czę​ły na​pły​wać do Hy​de​svil​le, żeby oso​bi​ście usły​szeć sy​gna​ły nada​wa​ne przez du​cha. Wie​lu z nich uda​ło się na​wią​zać kon​takt z du​chem, co je​dy​nie pod​sy​ca​ło po​gło​ski o zja​wie, krą​żą​ce te​raz po ca​łym sta​nie Nowy Jork. Po kil​ku mie​sią​cach nie​ustan​ne od​wie​dzi​ny go​ści pra​gną​cych usły​szeć od​gło​sy z tam​te​go świa​ta od​bi​ły się na zdro​wiu Mar​ga​ret Fox, któ​ra po​si​wia​ła od cią​głe​go za​mar​twia​nia się, a jej mąż nie mógł skon​cen​tro​wać się na pra​cy. W koń​cu obo​je uzna​li, że naj​le​piej bę​dzie umie​ścić dzie​ci z dala od domu na​wie​dza​ne​go przez du​cha. Kate wy​sła​no do Au​burn, a Mar​ga​ret​tę do Ro​che​ster. Jed​nak ziar​no zo​sta​ło już po​sia​ne – ziar​no, któ​re zmie​ni bieg hi​sto​rii.

Roz​ma​ite du​chy wy​wo​ły​wa​ne przez Kate i Mar​ga​ret​tę naj​wy​raź​niej po​dą​ży​ły za dziew​czę​ta​mi i wkrót​ce stu​ka​nie za​czę​ło roz​le​gać się tak​że w ich no​wych sie​dzi​bach. W Ro​che​ster wie​lo​let​ni przy​ja​ciel ro​dzi​ny, zde​kla​ro​wa​ny kwa​kier Isa​ac Post, wpadł na pe​wien po​mysł. Kod ogra​ni​cza​ją​cy się do słów „tak” i „nie” był dość cza​so​chłon​ną me​to​dą zdo​by​wa​nia in​for​ma​cji z za​świa​tów i cza​sa​mi da​wał nie​jed​no​znacz​ne od​po​wie​dzi. Ale może da​ło​by się – za​sta​na​wiał się Isa​ac – stwo​rzyć bar​dziej pre​cy​zyj​ny spo​sób ko​mu​ni​ka​cji. Pew​ne​go wie​czo​ru za​pro​sił Mar​ga​ret​tę do swo​je​go domu i za​py​tał, czy mia​ła​by ocho​tę wy​pró​bo​wać nowy sys​tem. Na ka​wał​kach pa​pie​ru Post wy​pi​sał li​te​ry al​fa​be​tu i wy​ja​śnił du​chom, że bę​dzie za​da​wał py​ta​nie, a na​stęp​nie wska​zy​wał po ko​lei każ​dą kart​kę. Aby za​sy​gna​li​zo​wać, jaką in​for​ma​cję chcia​ły​by prze​ka​zać, du​chy mu​sia​ły je​dy​nie wy​ko​nać ude​rze​nie w chwi​li, gdy wska​zy​wał na od​po​wied​nią li​te​rę. Wy​my​ślo​ny przez Isa​aca spo​sób bły​ska​wicz​ne​go po​ro​zu​mie​wa​nia się z du​cha​mi oka​zał się strza​łem w dzie​siąt​kę i wkrót​ce do​szło do pierw​szej w peł​ni roz​wi​nię​tej roz​mo​wy ze świa​tem zmar​łych. Du​chy, naj​wy​raź​niej nie​za​in​te​re​so​wa​ne plot​ko​wa​niem o spra​wach ba​nal​nych, wy​da​ły zde​cy​do​wa​ną i ja​sną dy​rek​ty​wę: Dro​dzy przy​ja​cie​le, mu​si​cie gło​sić tę praw​dę ca​łe​mu świa​tu. To po​czą​tek no​wej ery. Nie mo​że​cie jej dłu​żej ukry​wać. Kie​dy speł​ni​cie ten obo​wią​zek, Bóg bę​dzie was chro​nił, a do​bre du​chy będą nad wami czu​wa​ły.

Prze​ko​na​ny o au​ten​tycz​no​ści tego prze​ka​zu Isa​ac en​tu​zja​stycz​nie ogło​sił na​ro​dzi​ny no​wej re​li​gii, spi​ry​tu​ali​zmu, i za​czął na​wra​cać na nią swo​ich bra​ci kwa​krów. Pod wzglę​dem psy​cho​lo​gicz​nym stwo​rze​nie spi​ry​tu​ali​zmu było po​su​nię​ciem ge​nial​nym. Pod​czas gdy tra​dy​cyj​ne Ko​ścio​ły usi​ło​wa​ły wal​czyć z na​ra​sta​ją​cą falą ra​cjo​na​li​zmu, pod​kre​śla​jąc zna​cze​nie wia​ry w ży​ciu czło​wie​ka, spi​ry​tu​alizm zmie​nił samą na​tu​rę re​li​gii. W epo​ce, któ​ra mia​ła ob​se​sję na punk​cie na​uki i tech​ni​ki, spi​ry​tu​alizm nie tyl​ko ofe​ro​wał do​wód na ist​nie​nie ży​cia po śmier​ci, ale w sprzy​ja​ją​cych oko​licz​no​ściach da​wał lu​dziom po​czu​cie, że na​praw​dę ko​mu​ni​ku​ją się ze swo​imi uko​cha​ny​mi zmar​ły​mi.62 Inne re​li​gie mó​wi​ły o ku​szą​cej moż​li​wo​ści ży​cia po śmier​ci – spi​ry​tu​alizm do​star​czał to​war do domu. To po​łą​cze​nie ele​men​tu ra​cjo​nal​ne​go i emo​cjo​nal​ne​go oka​za​ło się nie​zwy​kle sku​tecz​ne i w cią​gu kil​ku mie​się​cy nowa re​li​gia roz​prze​strze​ni​ła się po ca​łej Ame​ry​ce. Sio​stry Fox szyb​ko zdo​by​ły sła​wę i otrzy​my​wa​ły licz​ne za​pro​sze​nia do za​de​mon​stro​wa​nia swo​ich zdu​mie​wa​ją​cych zdol​no​ści pod​czas pu​blicz​nych po​ka​zów i pry​wat​nych spo​tkań. Roz​ma​wia​ły z du​cha​mi na wszel​kie moż​li​we te​ma​ty, ja​kie im pod​su​wa​no. Jak czy​ta​my w re​la​cjach pra​so​wych, w jed​nej chwi​li zwra​ca​no się do nich o opi​nię w naj​waż​niej​szych spra​wach fi​lo​zo​ficz​nych i re​li​gij​nych, by chwi​lę póź​niej wy​py​ty​wać je o ceny ak​cji kom​pa​nii ko​le​jo​wych czy gło​śne ro​man​se. Od sa​me​go po​cząt​ku spi​ry​tu​alizm miał wie​le punk​tów stycz​nych z wie​rze​nia​mi kwa​krów, w tym po​par​cie dla idei znie​sie​nia nie​wol​nic​twa, dla ru​chu na rzecz trzeź​wo​ści oraz dla wal​ki o pra​wa ko​biet. Nowa re​li​gia prze​ję​ła tak​że od kwa​krów nie​hie​rar​chicz​ną struk​tu​rę or​ga​ni​za​cyj​ną. Po​rzu​co​no kon​cep​cje in​sty​tu​cji ka​pła​nów i du​chow​nych, od​izo​lo​wa​nych od zwy​kłych lu​dzi, na rzecz du​cho​wej de​mo​kra​cji. Wy​znaw​cy mie​li po pro​stu spo​ty​kać się ra​zem i wy​pró​bo​wy​wać róż​ne spo​so​by po​ro​zu​mie​wa​nia się ze zmar​ły​mi. Nie trze​ba było ich dłu​go na​ma​wiać. W sa​lo​nach ca​łej Ame​ry​ki i Eu​ro​py nie​wiel​kie gru​py wy​znaw​ców spi​ry​tu​ali​zmu za​czę​ły re​gu​lar​nie or​ga​ni​zo​wać se​an​se, pod​czas któ​rych sta​ra​no

się na​wią​zać kon​takt z uko​cha​ny​mi zmar​ły​mi (a praw​dę mó​wiąc, z każ​dym du​chem, któ​ry był na tyle uprzej​my, by do nich za​wi​tać). Kie​dy oka​za​ło się, że dość trud​no uzy​skać od​po​wiedź du​chów w po​sta​ci od​gło​sów ude​rzeń, ja​kie po​ja​wia​ły się w obec​no​ści sióstr Fox, wy​znaw​cy spi​ry​tu​ali​zmu za​czę​li eks​pe​ry​men​to​wać z in​ny​mi, bar​dziej nie​za​wod​ny​mi for​ma​mi ko​mu​ni​ka​cji. Z pew​no​ścią naj​bar​dziej po​pu​lar​ną me​to​dą oka​za​ły się wi​ru​ją​ce sto​li​ki. Pod​czas ty​po​wej se​sji zgro​ma​dze​ni sia​da​li wo​kół ma​łe​go sto​ika, kła​dli de​li​kat​nie ko​niusz​ki pal​ców na jego po​wierzch​ni, przy​ciem​nia​li świa​tło, śpie​wa​li kil​ka pie​śni i za​czy​na​li przy​wo​ły​wać du​chy. Po chwi​li wszy​scy za​czy​na​li czuć, że drew​nia​ny blat sto​li​ka trzesz​czy i drży pod ich dłoń​mi. Po kil​ku ko​lej​nych pie​śniach sto​lik na​gle za​czy​nał się ko​ły​sać i po​ru​szać, jak gdy​by po​cią​ga​ły go i po​py​cha​ły nie​wi​dzial​ne siły. We​dług ów​cze​snych re​la​cji pod​czas do​bre​go wie​czo​ru sto​lik za​cho​wy​wał się jak opę​ta​ny, tań​czył po ca​łym po​ko​ju, po​tra​fił przy​siąść jed​ne​mu z obec​nych na ko​la​nach, a cza​sem na​wet agre​syw​nie przy​ci​skał ko​goś do ścia​ny. Se​an​se z udzia​łem sto​li​ków w bły​ska​wicz​nym tem​pie zdo​by​wa​ły po​pu​lar​ność i wkrót​ce set​ki ty​się​cy lu​dzi spę​dza​ły wie​czo​ry na prze​kształ​ca​niu zwy​kłe​go sa​lo​no​we​go me​bla w na​rzę​dzie kon​tak​tu z za​świa​ta​mi.

„Byłam pierwsza i mam prawo powiedzieć, jak było naprawdę”

Gro​no osób ob​da​rzo​nych zdol​no​ścia​mi me​diu​micz​ny​mi za​czę​ło szyb​ko ro​snąć i na​ra​sta​ją​ce kło​po​ty ze zwią​za​niem koń​ca z koń​cem na co​raz bar​dziej za​tło​czo​nym ryn​ku pra​cy od​ci​snę​ły w koń​cu swo​je pięt​no na lo​sach Kate i Mar​ga​ret​ty Fox. Obie na​wią​za​ły z cza​sem nie​co inny ro​dzaj kon​tak​tu ze świa​tem spi​ry​tu​aliów i pod ko​niec lat osiem​dzie​sią​tych za​czę​ły moc​no nad​uży​wać al​ko​ho​lu. W paź​dzier​ni​ku 1888 roku uzna​ły, że mają już wszyst​kie​go do​syć i po​je​cha​ły do No​we​go Jor​ku, aby zło​żyć dra​ma​tycz​ne oświad​cze​nie. Sprze​daw​szy swo​ją opo​wieść ga​ze​cie „New York World” za sumę po​noć pół​to​ra ty​sią​ca do​la​rów, Mar​ga​ret​ta opo​wie​dzia​ła, jak było na​praw​dę, i przy​zna​ła, że obie z sio​strą sfa​bry​ko​wa​ły całą hi​sto​rię.63 Mar​ga​ret​ta, świe​żo na​wró​co​na na wia​rę ka​to​lic​ką, nie mo​gła znieść po​czu​cia winy. We​dług jej re​la​cji do​no​śne od​gło​sy, ja​kie po​cząt​ko​wo roz​le​ga​ły się w Hy​de​svil​le, w rze​czy​wi​sto​ści po​ja​wia​ły się za spra​wą jabł​ka i ka​wał​ka sznur​ka. Ro​dzi​ce nie zo​rien​to​wa​li się w tej mi​sty​fi​ka​cji, bo na​iw​nie wie​rzy​li w uczci​wość dzie​ci: Kie​dy wie​czo​rem kła​dły​śmy się do łóż​ka, przy​wią​zy​wa​ły​śmy do jabł​ka sznu​rek i po​ru​sza​ły​śmy nim w górę i w dół, co spra​wia​ło, że jabł​ko ude​rza​ło o pod​ło​gę. Upusz​cza​ły​śmy też jabł​ko na pod​ło​gę, a gdy się od niej od​bi​ja​ło, po​wsta​wał dziw​ny od​głos. Mat​ka słu​cha​ła tego przez pe​wien czas. Nie po​tra​fi​ła po​jąć, co się dzie​je, ale nie po​dej​rze​wa​ła, że je​ste​śmy zdol​ne do ja​kie​goś pod​stę​pu, po​nie​waż by​ły​śmy bar​dzo mło​de.

Na​stęp​nie Mar​ga​ret​ta wy​ja​śni​ła, że me​to​da z jabł​kiem była sku​tecz​na tyl​ko w ciem​no​ści, dla​te​go sio​stry szyb​ko wy​my​śli​ły inny spo​sób fa​bry​ko​wa​nia od​gło​sów ude​rzeń, któ​ry spraw​dzał się rów​nież w świe​tle dnia: Ude​rze​nia były po pro​stu re​zul​ta​tem do​sko​na​łe​go pa​no​wa​nia nad mię​śnia​mi nogi po​ni​żej ko​la​na, któ​re ste​ru​ją ścię​gna​mi sto​py i umoż​li​wia​ją po​ru​sza​nie du​żym pal​cem i ko​ścia​mi kost​ki, o czym nie wszy​scy wie​dzą... Kie​dy czło​wiek na​uczy się po​ru​szać mię​śnia​mi sto​py, moż​na ude​rzać du​żym pal​cem o pod​ło​gę w taki spo​sób, że nie wi​dać ja​kie​go​kol​wiek ru​chu. Praw​dę mó​wiąc, moż​na je​dy​nie za po​mo​cą mię​śni znaj​du​ją​cych się po​ni​żej ko​la​na spra​wić, że cała sto​pa ude​rza o pod​ło​gę. Tak wy​glą​da pro​ste wy​ja​śnie​nie ca​łej me​to​dy ude​rzeń i stu​ków.

Po krót​kich roz​wa​ża​niach na te​mat stre​su, jaki prze​ży​wa​ła w na​stęp​stwie ży​cia w kłam​stwie, Mar​ga​ret​ta jed​no​znacz​nie wy​po​wie​dzia​ła się na te​mat na​tu​ry no​wej re​li​gii, do po​wsta​nia któ​rej się przy​czy​ni​ła: Spi​ry​tu​alizm to oszu​stwo naj​gor​sze​go ro​dza​ju... Chcia​ła​bym do​cze​kać dnia, w któ​rym znik​nie cał​ko​wi​cie. Mam na​dzie​ję, że gdy ra​zem z moją sio​strą Ka​tie od​sło​ni​my całą praw​dę o nim, za​da​my mu śmier​tel​ny cios.

Kil​ka dni póź​niej Mar​ga​ret​ta uci​szy​ła tych wy​znaw​ców spi​ry​tu​ali​zmu, któ​rzy od​no​si​li się

scep​tycz​nie do jej wy​zna​nia, wy​stę​pu​jąc w wy​peł​nio​nej po brze​gi sali no​wo​jor​skiej Aka​de​mii Mu​zycz​nej, gdzie za​de​mon​stro​wa​ła swo​je zdu​mie​wa​ją​ce zdol​no​ści pro​du​ko​wa​nia od​gło​sów ude​rzeń. Ale czy jej dra​ma​tycz​ne wy​zna​nie przy​nio​sło po​żą​da​ny efekt? Czy wy​znaw​cy spi​ry​tu​ali​zmu, któ​rych w sa​mej Ame​ry​ce było po​dob​no osiem mi​lio​nów, w prze​ra​że​niu pod​da​li się i po​rzu​ci​li swo​ją nowo od​kry​tą wia​rę? Nie​ste​ty, je​dy​nym na​ma​cal​nym re​zul​ta​tem wy​zna​nia sióstr Fox była utra​ta przez nie po​par​cia zwo​len​ni​ków. Zde​cy​do​wa​na więk​szość wy​znaw​ców spi​ry​tu​ali​zmu wo​la​ła za​cho​wać po​cie​sza​ją​ce po​czu​cie, że du​sza może prze​trwać śmierć cia​ła. Nie za​mie​rza​li po​zwo​lić na to, żeby ja​kieś dwie bre​dzą​ce trzy po trzy al​ko​ho​licz​ki sta​nę​ły im na dro​dze do nie​śmier​tel​no​ści. Wpraw​dzie Mar​ga​ret​ta wkrót​ce po zło​że​niu swo​ich wy​znań usi​ło​wa​ła się ze wszyst​kie​go wy​co​fać, ale, przy​najm​niej je​śli cho​dzi o sio​stry Fox, wy​rzą​dzo​ne szko​dy oka​za​ły się nie​od​wra​cal​ne. Co​raz bar​dziej od​izo​lo​wa​ne od ru​chu spi​ry​tu​ali​stycz​ne​go, do po​wsta​nia któ​re​go się przy​czy​ni​ły, obie zmar​ły w ubó​stwie kil​ka lat póź​niej i zo​sta​ły po​cho​wa​ne we wspól​nym gro​bie dla bie​da​ków. Po śmier​ci żad​na z nich nie na​wią​za​ła kon​tak​tu ze świa​tem ży​wych. Ale dżin zo​stał już wy​pusz​czo​ny z bu​tel​ki. Każ​de​go wie​czo​ru w sa​lo​nach ca​łej Ame​ry​ki i Wiel​kiej Bry​ta​nii wi​ro​wa​ły sto​li​ki. Co jesz​cze bar​dziej zdu​mie​wa​ją​ce, nie​któ​re z nich za​czę​ły mó​wić.

Roz​mo​wa z hi​sto​ry​kiem Pe​te​rem La​mon​tem www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Pe​ter​La​mont.html

Tuba samego diabla

Po​mysł był pro​sty. Je​śli sto​lik po​tra​fił po​ru​szać się pod wpły​wem du​cho​wej ener​gii, z pew​no​ścią moż​na było wy​ko​rzy​stać ją do od​bie​ra​nia wia​do​mo​ści z tam​tej stro​ny. Po​cząt​ko​wo do za​da​wa​nia py​tań pod​czas se​an​sów wy​ko​rzy​sty​wa​no wa​riant kodu wy​my​ślo​ne​go przez sio​stry Fox – jed​no ude​rze​nie na „tak”, dwa ude​rze​nia na „nie”. Kie​dy ta me​to​da oka​za​ła się zbyt cza​so​chłon​na, spi​ry​tu​ali​ści po​szli śla​dem Isa​aca Po​sta: za​czę​li od​czy​ty​wać ko​lej​ne li​te​ry al​fa​be​tu i wzy​wać du​chy do prze​ka​zy​wa​nia swo​jej od​po​wie​dzi przez po​ru​sza​nie sto​li​kiem w od​po​wied​nim mo​men​cie. Opo​wie​ści świad​ków tych wy​da​rzeń wska​zu​ją, że ta​kie se​an​se były cza​sem nie​zwy​kle wy​czer​pu​ją​ce emo​cjo​nal​nie, o czym świad​czy po​niż​sza re​la​cja z Edyn​bur​ga z 1871 roku. W pew​nym mo​men​cie sto​lik za​czął wy​ko​ny​wać oso​bli​we ko​ły​szą​ce się ru​chy i wy​da​wać jed​no​cze​śnie dziw​ne od​gło​sy trzesz​cze​nia. Wte​dy je​den z mo​ich przy​ja​ciół za​uwa​żył, że ta​kie ru​chy i od​gło​sy przy​wo​dzą mu na myśl sta​tek na wzbu​rzo​nym mo​rzu, trzesz​czą​cy i ko​ły​szą​cy się pod na​po​rem fal. Gdy tyl​ko do​szli​śmy do tej kon​klu​zji, sto​lik za​czął wy​stu​ki​wać tekst: „Mam na imię Da​vid”. Na​gle ja​kaś pani za​la​ła się łza​mi i za​wo​ła​ła z roz​pa​czą: „Och, to musi być mój bied​ny, ko​cha​ny brat Da​vid, któ​ry za​gi​nął na mo​rzu przed laty”.64

Jed​nak nie wszy​scy byli za​chwy​ce​ni ideą prze​ma​wia​ją​ce​go me​bla. Za​pew​ne naj​bar​dziej kry​tycz​ne gło​sy roz​le​ga​ły się wśród du​chow​nych, któ​rzy do​szli do prze​ko​na​nia, że to sam dia​beł kry​je się w sto​li​kach wi​ru​ją​cych w ca​łym kra​ju. W 1853 roku wie​leb​ny N.S. God​frey po​sta​no​wił udo​wod​nić tę tezę, za​się​ga​jąc in​for​ma​cji wprost u źró​dła. O swo​ich dzia​ła​niach opo​wie​dział w książ​ce Ta​ble Tur​ning: the De​vil’s Mo​dern Ma​ster​pie​ce. Opi​sał w niej nie​zwy​kłą sce​nę, w któ​rej po​pro​sił gru​pę wy​znaw​ców spi​ry​tu​ali​zmu o na​wią​za​nie roz​mo​wy z ich czwo​ro​noż​nym przy​ja​cie​lem, po czym wprost za​py​tał sto​lik, czy kry​je się w nim zły duch.65 Sto​lik oświad​czył, że nie. Zda​jąc so​bie spra​wę z tego, że dia​beł nie był​by skłon​ny szcze​rze przy​znać się do swo​jej obec​no​ści, God​frey po​pro​sił, aby przy​nie​sio​no księ​gę z Do​brą No​wi​ną. Pod​czas gdy sto​lik wi​bro​wał, na jego po​wierzch​ni po​ło​żo​no Bi​blię. Gdy tyl​ko do​tknę​ła bla​tu, drże​nia na​tych​miast usta​ły. God​frey uznał to za znak, że sto​lik może być opę​ta​ny przez dia​bła. Miło by​ło​by po​my​śleć, że po ja​kiejś go​dzi​nie in​ten​syw​ne​go prze​słu​chi​wa​nia sto​lik w koń​cu za​ła​mał się i wszyst​ko wy​znał. Jed​nak God​frey, któ​ry nie miał w zwy​cza​ju wy​cią​gać po​chop​nych wnio​sków, po​pro​sił swo​ich dwóch bra​ci w ka​płań​stwie, wie​leb​ne​go Gil​l​so​na i wie​leb​ne​go Dib​di​na, o po​wtó​rze​nie jego eks​pe​ry​men​tu z in​ny​mi sto​li​ka​mi. Gdy uzy​ska​li ten sam re​zul​tat, God​frey pu​blicz​nie po​tę​pił całe zja​wi​sko jako tubę dia​bła i ostrzegł opi​nię pu​blicz​ną, aby od​wró​ci​ła się od po​ten​cjal​ne​go drew​nia​ne​go za​gro​że​nia cza​ją​ce​go się w jej sa​lo​nach i ja​dal​niach. Dość mę​czą​ca pro​ce​du​ra wy​mie​nia​nia po ko​lei li​ter al​fa​be​tu i ocze​ki​wa​nia na od​po​wiedź przy​pie​czę​to​wa​ła w koń​cu los mó​wią​cych sto​li​ków. Jed​nak spi​ry​tu​alizm, za​miast

roz​pły​nąć się w me​ta​fo​rycz​nym ete​rze, uczy​nił to, co zwykł czy​nić za​wsze w ta​kich sy​tu​acjach, czy​li szyb​ko wy​pra​co​wał nową, ulep​szo​ną pro​ce​du​rę roz​ma​wia​nia ze zmar​ły​mi. Aby przy​spie​szyć kon​wer​sa​cję, wy​pi​sy​wa​no li​te​ry al​fa​be​tu na ma​łych ka​wał​kach pa​pie​ru i ukła​da​no je na sto​li​ku. Na​stęp​nie uczest​ni​cy se​an​su do​ty​ka​li czub​ka​mi pal​ców den​ka od​wró​co​nej dnem do góry szklan​ki i za​da​wa​li du​chom py​ta​nia. Nie​wi​dzial​na siła po​py​cha​ła szklan​kę od jed​nej li​te​ry do dru​giej, w mia​rę jak du​chy prze​li​te​ro​wy​wa​ły swo​je od​po​wie​dzi. Nowa me​to​da po​ro​zu​mie​wa​nia się roz​prze​strze​ni​ła się ni​czym po​żar pre​rii. Wkrót​ce kil​ku pro​du​cen​tów za​czę​ło wy​twa​rzać ko​mer​cyj​ne wer​sje tego sys​te​mu, zna​ne jako ta​blicz​ka ouija (na​zwa po​cho​dzi​ła praw​do​po​dob​nie od fran​cu​skich i nie​miec​kich słów ozna​cza​ją​cych „tak”). Za sto​sun​ko​wo nie​wiel​ką sumę moż​na było uwol​nić się od ka​wał​ków pa​pie​ru i od​wró​co​nej dnem do góry szklan​ki na rzecz pro​fe​sjo​nal​nie wy​dru​ko​wa​nej ta​blicz​ki z li​te​ra​mi i nie​wiel​kie​go drew​nia​ne​go ru​cho​me​go wskaź​ni​ka (zwa​ne​go plan​chet​te). Od chwi​li wpro​wa​dze​nia na ry​nek w 1891 roku plan​sza ouija na​tych​miast zdo​by​ła nie​by​wa​łą po​pu​lar​ność i wkrót​ce za​go​ści​ła na sta​łe w sa​lo​nach Eu​ro​py i Ame​ry​ki. W mia​rę jak uczest​ni​cy se​an​sów do​ma​ga​li się co​raz szyb​szych spo​so​bów po​ro​zu​mie​wa​nia się ze zmar​ły​mi, nad​szedł kres po​pu​lar​no​ści ta​blicz​ki ouija. Wy​su​nię​tą nóż​kę wskaź​ni​ka osta​tecz​nie za​stą​pił ołó​wek, a miej​sce plan​szy z li​te​ra​mi za​jął ka​wa​łek pa​pie​ru. Zwo​len​ni​cy spi​ry​tu​ali​zmu nadal kła​dli dło​nie na plan​chet​te, ale tym ra​zem wszel​kie ru​chy wskaź​ni​ka prze​kła​da​ły się na ru​chy ołów​ka pi​szą​ce​go bez​po​śred​nio na pa​pie​rze. Na​gle du​chy za​czę​ły dyk​to​wać roz​ma​ite prze​sła​nia z tam​te​go świa​ta. Po ko​lej​nych eks​pe​ry​men​tach od​kry​to, że na​wet ten sys​tem sta​no​wi nie​po​trzeb​ną kom​pli​ka​cję i że nie​któ​re oso​by mogą po pro​stu trzy​mać ołó​wek albo pió​ro, otwo​rzyć swój umysł na świat du​chów i od​bie​rać wia​do​mo​ści bez​po​śred​nio od zmar​łych. Uczest​ni​cy tego ro​dza​ju se​an​sów twier​dzi​li, że w ża​den świa​do​my spo​sób nie kon​tro​lu​ją ru​chów swo​ich dło​ni. Wkrót​ce kil​ku au​to​rów za​czę​ło wy​ko​rzy​sty​wać nowy sys​tem do prak​ty​ko​wa​nia tak zwa​ne​go pi​sa​nia au​to​ma​tycz​ne​go, pod​czas któ​re​go za​pi​sy​wa​li roz​ma​ite tek​sty o tre​ści re​li​gij​nej, po​wie​ści i wier​sze, rze​ko​mo pły​ną​ce bez​po​śred​nio z tam​te​go świa​ta. W la​tach dwu​dzie​stych szyb​ki po​stęp na​uko​wo-tech​nicz​ny spra​wił, że wia​ra w spi​ry​tu​alizm za​czę​ła słab​nąć. Wraz z po​ja​wie​niem się ra​dia i kina lu​dzie czu​li co​raz mniej​szą po​trze​bę spę​dza​nia wie​czo​rów w ocze​ki​wa​niu na wia​do​mo​ści od uko​cha​nych zmar​łych. Ta ten​den​cja utrzy​ma​ła się przez cały wiek dwu​dzie​sty. Dziś dzia​ła​ją je​dy​nie nie​licz​ne ko​ścio​ły spi​ry​tu​ali​stycz​ne, zwy​kle pod prze​wo​dem kil​ku star​szych osób, któ​re spra​wia​ją wra​że​nie, jak gdy​by je​dy​nie go​dzi​ny dzie​li​ły je od chwi​li, w któ​rej oso​bi​ście prze​ko​na​ją się, jak wy​glą​da ży​cie po śmier​ci. W szczy​to​wym okre​sie po​pu​lar​no​ści spi​ry​tu​ali​zmu ty​sią​ce osób twier​dzi​ły, że uda​ło im się skon​tak​to​wać ze zmar​ły​mi za po​śred​nic​twem wi​ru​ją​cych sto​li​ków, ta​bli​czek ouija i au​to​ma​tycz​ne​go pi​sa​nia. Czy ich świa​dec​twa sta​no​wią prze​ko​nu​ją​cy do​wód na ist​nie​nie ży​cia po śmier​ci, czy też zna​le​zio​no ja​kieś na​uko​we wy​ja​śnie​nie tych nie​zwy​kłych zja​wisk? Nie​wiel​kie gro​no uczo​nych epo​ki wik​to​riań​skiej sta​ra​ło się zba​dać te za​gad​ko​we wy​da​rze​nia i od​kryć, co tak na​praw​dę się dzie​je. Przy​pusz​czal​nie naj​bar​dziej po​my​sło​we eks​pe​ry​men​ty były dzie​łem czło​wie​ka, któ​ry cie​szy się obec​nie opi​nią jed​ne​go z naj​więk​szych uczo​nych w dzie​jach. W tym mo​men​cie na sce​nie po​ja​wia się Mi​cha​el Fa​ra​day, od​kryw​ca tego, co nie​wi​dzial​-

ne.

Pewnego dnia, sir, będzie pan mógł ją opodatkować

Mi​cha​el Fa​ra​day uro​dził się w po​łu​dnio​wym Lon​dy​nie w 1791 roku, w dość ubo​giej ro​dzi​nie. Wcze​śnie za​czął się fa​scy​no​wać od​kry​cia​mi na​uko​wy​mi. Jego cie​ka​wość i upór wkrót​ce przy​cią​gnę​ły uwa​gę czo​ło​we​go na​ukow​ca epo​ki Hum​ph​ry’ego Davy’ego, dzię​ki cze​mu jako za​le​d​wie dwu​dzie​sto​jed​no​la​tek Fa​ra​day otrzy​mał po​sa​dę w pre​sti​żo​wej lon​dyń​skiej Roy​al In​sti​tu​tion. W Roy​al In​sti​tu​tion pra​co​wał przez całe ży​cie, pro​wa​dząc ba​da​nia nad bar​dzo wie​lo​ma za​gad​nie​nia​mi. Wy​na​lazł sław​ny dziś pal​nik Bun​se​na, od​krył, że pył wę​glo​wy jest głów​ną przy​czy​ną eks​plo​zji w ko​pal​niach, do​ra​dzał Na​tio​nal Gal​le​ry, w jaki spo​sób kon​ser​wo​wać dzie​ła sztu​ki, wy​gła​szał se​rie wy​kła​dów dla sze​ro​kiej pu​blicz​no​ści na te​mat zja​wisk to​wa​rzy​szą​cych spa​la​niu się świe​cy. („Nie ma sze​rzej otwar​tych wrót, przez któ​re mo​że​cie wkro​czyć w świat ba​dań fi​lo​zo​fii na​tu​ral​nej, niż roz​wa​ża​nia nad fi​zycz​nym zja​wi​skiem spa​la​nia się świe​cy”). Ale naj​więk​szą sła​wę przy​nio​sły mu prze​ło​mo​we ba​da​nia do​ty​czą​ce związ​ków mię​dzy ta​jem​ni​czy​mi i nie​wi​dzial​ny​mi si​ła​mi elek​trycz​no​ści i ma​gne​ty​zmu. Po nie​zli​czo​nych pró​bach z roz​ma​ity​mi ro​dza​ja​mi urzą​dzeń Fa​ra​day do​ko​nał prze​ło​mo​we​go od​kry​cia, gdy za​giął ka​wa​łek dru​tu w pę​tlę, prze​su​nął przez jej śro​dek ma​gnes i za​ob​ser​wo​wał, że ruch ma​gne​su in​du​ku​je w dru​cie stru​mień prą​du elek​trycz​ne​go. Ten pro​sty eks​pe​ry​ment od​sło​nił fun​da​men​tal​ny zwią​zek mię​dzy elek​trycz​no​ścią a ma​gne​ty​zmem i uto​ro​wał dro​gę teo​rii pola elek​tro​ma​gne​tycz​ne​go. Al​bert Ein​ste​in był pod tak sil​nym wra​że​niem prac Fa​ra​daya, że w swo​im ga​bi​ne​cie trzy​mał na ścia​nie jego por​tret jako źró​dło in​spi​ra​cji. Fa​ra​day, któ​ry był za​wsze czło​wie​kiem prak​tycz​nym, na​tych​miast za​czął ba​dać moż​li​we za​sto​so​wa​nia swo​je​go od​kry​cia, co osta​tecz​nie do​pro​wa​dzi​ło go do zbu​do​wa​nia pro​to​pla​sty dzi​siej​szych ge​ne​ra​to​rów. Gdy Wil​liam Glad​sto​ne, bry​tyj​ski kanc​lerz skar​bu, usły​szał o nowo po​wsta​łym urzą​dze​niu i za​py​tał Fa​ra​daya o prak​tycz​ną war​tość elek​trycz​no​ści, ten od​parł: „Pew​ne​go dnia, sir, bę​dzie pan mógł ją opo​dat​ko​wać”. Fa​ra​day był tak​że czło​wie​kiem głę​bo​ko re​li​gij​nym. Peł​nił funk​cję świec​kie​go ka​zno​dziei w nie​wiel​kim Ko​ście​le san​de​ma​nia​nów, bę​dą​cym odła​mem szkoc​kie​go Ko​ścio​ła pre​zbi​te​riań​skie​go. Prze​ko​na​nia re​li​gij​ne skło​ni​ły go do re​zy​gna​cji z ob​ję​cia god​no​ści prze​wod​ni​czą​ce​go Roy​al So​cie​ty oraz do od​mo​wy przy​ję​cia szla​chec​twa, po​nie​waż uwa​żał, że Je​zus nie był​by za​in​te​re​so​wa​ny ta​ki​mi za​szczy​ta​mi. W cza​sie woj​ny krym​skiej od​rzu​cił tak​że proś​bę rzą​du o przy​go​to​wa​nie re​cep​tu​ry tru​ją​cych ga​zów bo​jo​wych, po​wo​łu​jąc się na wzglę​dy etycz​ne. Fa​ra​day nie chciał też wy​ku​pić po​li​sy ubez​pie​cze​nio​wej, gdyż są​dził, że by​ło​by to wy​ra​zem bra​ku wia​ry w bożą opatrz​ność. Jego prze​ko​na​nia re​li​gij​ne ode​gra​ły

być może pew​ną rolę w od​kry​ciu elek​tro​ma​gne​ty​zmu. Wie​rząc, że stwór​cą ca​łe​go wszech​świa​ta jest je​den Bóg, Fa​ra​day do​szedł do wnio​sku, że wszyst​kie zja​wi​ska w przy​ro​dzie mu​szą być ze sobą po​wią​za​ne, a więc musi też ist​nieć zwią​zek po​mię​dzy nie​ma​ją​cy​mi ze sobą na po​zór nic wspól​ne​go si​ła​mi elek​trycz​no​ści i ma​gne​ty​zmu.66 Zwa​żyw​szy na do​świad​cze​nie Fa​ra​daya w po​zna​wa​niu nie​wi​dzial​nych sił i jego za​in​te​re​so​wa​nie kwe​stia​mi na​tu​ry du​cho​wej, nie wy​da​je się za​ska​ku​ją​ce, że za​in​try​go​wał go fe​no​men wi​ru​ją​cych sto​li​ków. W 1852 roku zgro​ma​dził gru​pę god​nych za​ufa​nia uczest​ni​ków wie​lu ta​kich se​an​sów i prze​pro​wa​dził bar​dzo po​my​sło​wy, trój​stop​nio​wy eks​pe​ry​ment, któ​ry do dziś sta​no​wi pod​ręcz​ni​ko​wy przy​kład tego, w jaki spo​sób na​le​ży ba​dać to, co z po​zo​ru nie​moż​li​we.67 W pierw​szym eta​pie ba​dań Fa​ra​day skle​ił ze sobą war​stwy róż​nych ma​te​ria​łów – pa​pie​ru ścier​ne​go, szkła, wil​got​nej gli​ny, cyn​fo​lii, kle​ju, tek​tu​ry, gumy i drew​na – po czym przy​mo​co​wy​wał tak po​wsta​łe ze​sta​wy do gór​nej po​wierzch​ni bla​tu sto​li​ka. Na​stęp​nie po​pro​sił uczest​ni​ków se​an​su, aby po​ło​ży​li dło​nie na po​wierzch​ni ze​sta​wu i za​czę​li wy​wo​ły​wać du​chy. Uczest​ni​cy se​an​su nie mie​li żad​nych pro​ble​mów z po​ru​sza​niem sto​li​kiem, co ozna​cza​ło, że ma​te​ria​ły uży​te przez Fa​ra​daya nie ha​mu​ją dzia​ła​nia du​chów na sto​lik. Dzię​ki temu eks​pe​ry​men​to​wi Fa​ra​day pod​czas dru​gie​go eta​pu ba​dań mógł swo​bod​nie sto​so​wać róż​ne zło​że​nia ma​te​ria​łów. W swo​im la​bo​ra​to​rium za​czął bu​do​wać róż​ne dziw​ne ze​sta​wy. Każ​dy z nich skła​dał się z pię​ciu ka​wał​ków tek​tu​ry wiel​ko​ści kart​ki pocz​to​wej, od​dzie​lo​nych od sie​bie ma​ły​mi kul​ka​mi spe​cjal​nie wy​my​ślo​ne​go kle​ju, któ​ry był „na tyle sil​ny, by utrzy​mać kar​ty w każ​dej no​wej po​zy​cji, jaką mo​gły​by przy​jąć, a jed​no​cze​śnie na tyle sła​by, żeby po​wo​li ustę​po​wać pod dzia​ła​niem sta​łej siły”. Fa​ra​day sta​ran​nie po​roz​miesz​czał swo​je ze​sta​wy na po​wierzch​ni bla​tu sto​li​ka i przy​mo​co​wał dol​ną war​stwę każ​de​go ze​sta​wu na sta​łe do bla​tu, a na​stęp​nie na​ry​so​wał ołów​kiem cien​ką pio​no​wą li​nię na bocz​nej po​wierzch​ni ze​sta​wów. Po tych przy​go​to​wa​niach roz​po​czął się na​stęp​ny eks​pe​ry​ment. Uczest​ni​ków se​an​su po​pro​szo​no, aby po​ło​ży​li dło​nie na gór​nej po​wierzch​ni ze​sta​wu, a na​stęp​nie zwró​ci​li się do du​chów z proś​bą o prze​su​nię​cie sto​li​ka w lewą stro​nę. Po kil​ku chwi​lach sto​lik za​czął się prze​su​wać. Jed​no spoj​rze​nie na przy​go​to​wa​ne ze​sta​wy dało Fa​ra​day​owi roz​wią​za​nie za​gad​ki po​ru​sza​ją​cych się sto​li​ków. Od​po​wiedź była zdu​mie​wa​ją​co pro​sta. Fa​ra​day ro​zu​mo​wał, że je​śli na sto​lik rze​czy​wi​ście dzia​ła ja​kaś ta​jem​ni​cza siła, to sto​lik po​ru​szy się, za​nim po​ru​szą się ręce sie​dzą​cych przy nim osób. W ta​kim przy​pad​ku dol​ne war​stwy każ​de​go ze​sta​wu prze​su​wa​ły​by się pod gór​ny​mi war​stwa​mi, a na​ry​so​wa​na ołów​kiem li​nia na​chy​li​ła​by się od le​wej do pra​wej. Ale gdy​by to ręce uczest​ni​ków se​an​su były od​po​wie​dzial​ne za ruch sto​li​ka, gór​ne war​stwy każ​de​go ze​sta​wu po​ru​szy​ły​by się wcze​śniej niż dol​ne, co da​ło​by w efek​cie li​nie na​chy​lo​ne od pra​wej do le​wej. Gdy Fa​ra​day przyj​rzał się li​niom, od​po​wiedź była oczy​wi​sta. Każ​da li​nia na​chy​la​ła się od pra​wej do le​wej, co do​wo​dzi​ło, że ręce uczest​ni​ków se​an​su po​ru​szy​ły się wcze​śniej niż sto​lik. Wy​glą​da​ło na to, że uczest​ni​cy eks​pe​ry​men​tu Fa​ra​daya wy​obra​ża​li so​bie ruch sto​li​ka i nie zda​jąc so​bie z tego spra​wy, lek​ko po​ru​sza​li dłoń​mi, co wy​star​cza​ło, aby ich my​śli sta​ły się rze​czy​wi​sto​ścią. Po​nie​waż te ru​chy były zu​peł​nie nie​świa​do​me, ob​ro​ty wę​dru​ją​ce​go sto​li​ka cał​ko​wi​cie ich za​ska​ki​wa​ły i przy​pi​sy​wa​no je dzia​ła​niu du​chów.

Cho​ciaż Fa​ra​day był prze​ko​na​ny, że od​krył za​gad​kę wi​ru​ją​cych sto​li​ków, zda​wał so​bie spra​wę z tego, jak za​re​agu​ją na tę wia​do​mość spi​ry​tu​ali​ści: uzna​ją, że na​wet je​śli nie​świa​do​me ru​chy osób sie​dzą​cych przy sto​li​ku rze​czy​wi​ście były od​po​wie​dzial​ne za część ob​ser​wo​wa​nych zja​wisk, to i tak du​chy od​gry​wa​ły w tym ja​kąś rolę. Je​dy​ny spo​sób spraw​dze​nia tej hi​po​te​zy po​le​gał na wy​eli​mi​no​wa​niu ru​chów dło​ni i za​ob​ser​wo​wa​niu, czy sto​li​ki nadal będą się ob​ra​cać. Fa​ra​day nie mógł jed​nak po pro​stu po​pro​sić uczest​ni​ków se​an​su, żeby prze​sta​li prze​su​wać sto​lik, po​nie​waż nie mie​li po​ję​cia o tym, że to oni sami są przy​czy​ną jego ru​chu. Na​le​ża​ło więc prze​pro​wa​dzić ko​lej​ny eks​pe​ry​ment. Fa​ra​day wró​cił do swo​je​go la​bo​ra​to​rium i zbu​do​wał ko​lej​ne po​my​sło​we ze​sta​wy. Tym ra​zem przy​go​to​wał dwie ta​blicz​ki wiel​ko​ści kart​ki pocz​to​wej, od​dzie​lo​ne od sie​bie czte​re​ma po​ło​żo​ny​mi ho​ry​zon​tal​nie szkla​ny​mi prę​ta​mi, dzię​ki cze​mu gór​na ta​blicz​ka mo​gła po​ru​szać się cał​ko​wi​cie swo​bod​ne. Czę​ści tej „ka​nap​ki”, zło​żo​nej z tek​tu​ro​wej ta​blicz​ki, szkla​nych prę​tów i dru​giej ta​blicz​ki, po​łą​czo​no dwie​ma du​ży​mi gu​mo​wy​mi opa​ska​mi. Fa​ra​day przy​mo​co​wał pod​sta​wę każ​de​go ze​sta​wu do bla​tu sto​li​ka, a na​stęp​nie wbił małe me​ta​lo​we pi​ne​ski w boki gór​nej i dol​nej ta​blicz​ki. Na ko​niec do każ​de​go ze​sta​wu przy​mo​co​wał pio​no​wo czter​dzie​sto​cen​ty​me​tro​we źdźbło tra​wy, przy​pi​na​jąc je jed​ną pi​ne​ską do dol​nej ta​blicz​ki, a dru​gą do gór​nej. W tym sza​leń​stwie była pew​na me​to​da. Ze​staw Fa​ra​daya spra​wiał, że źdźbło tra​wy dzia​ła​ło jako dźwi​gnia, a gór​na pi​ne​ska jako jej punkt pod​par​cia. Każ​dy, na​wet mi​ni​mal​ny ruch gór​nej ta​blicz​ki na boki po​wo​do​wał w efek​cie duże i ła​two za​uwa​żal​ne prze​su​nię​cie źdźbła tra​wy. Ze​sta​wy od​gry​wa​ły rolę pro​stych, ale nie​zwy​kle sku​tecz​nych wzmac​nia​czy nie​wiel​kich ru​chów dło​ni uczest​ni​ków se​an​su. Pro​sząc ich, aby utrzy​my​wa​li źdźbło w po​zy​cji pio​no​wej, Fa​ra​day mógł za​gwa​ran​to​wać so​bie, że ich dło​nie po​zo​sta​ną nie​ru​cho​me. Fa​ra​day jesz​cze raz za​pro​sił na se​ans swo​ją wy​pró​bo​wa​ną gru​pę uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu i po​pro​sił ich, aby po​ło​ży​li pal​ce na gór​nej ta​blicz​ce i spró​bo​wa​li skło​nić du​chy do po​ru​sze​nia sto​li​kiem, ale w taki spo​sób, aby źdźbło tra​wy przez cały czas po​zo​sta​ło w po​zy​cji pio​no​wej. Mimo wszel​kich wy​sił​ków gru​pa nie była w sta​nie po​ru​szyć sto​li​ka. Fa​ra​day wy​cią​gnął stąd traf​ny wnio​sek, że ich nie​świa​do​me ru​chy były cał​ko​wi​cie od​po​wie​dzial​ne za ru​chy sto​li​ka i ja​kie​kol​wiek od​wo​ły​wa​nie się do ener​gii du​chów było w tym przy​pad​ku zbęd​ne. Jego od​kry​cia, opu​bli​ko​wa​ne w 1853 roku w cza​so​pi​śmie „Athe​na​eum”, wzbu​dzi​ły gwał​tow​ne re​ak​cje wy​znaw​ców spi​ry​tu​ali​zmu. Wie​lu z nich utrzy​my​wa​ło, że są w sta​nie wy​wo​łać ruch sto​li​ka na​wet wte​dy, gdy w ogó​le go nie do​ty​ka​ją. Jed​nak dziw​nym tra​fem ża​den z nich nie miał ocho​ty po​fa​ty​go​wać się do la​bo​ra​to​rium Fa​ra​daya i za​de​mon​stro​wać tych zdol​no​ści w kon​tro​lo​wa​nych wa​run​kach.

JAK ROZ​MA​WIAĆ ZE ZMAR​ŁY​MI. CZĘŚĆ PIERW​SZA Pro​wa​dze​nie uda​ne​go se​an​su spi​ry​ty​stycz​ne​go jest do​brą lek​cją w za​kre​sie psy​cho​lo​gii sto​so​wa​nej. Aby za​pew​nić so​bie suk​ces, po​stę​puj zgod​nie z po​niż​szą pro​ce​du​rą.

1. Wy​bierz wła​ści​wy sto​lik. Się​gnij po taki, któ​re​go blat ma roz​mia​ry mniej wię​cej trzy​dzie​ści na trzy​dzie​ści cen​ty​me​trów, o wy​so​ko​ści miej wię​cej sześć​dzie​się​ciu cen​ty​me​trów. Nie ma zna​cze​nia, czy sto​lik jest okrą​gły, czy kwa​dra​to​wy, czy stoi na czte​rech no​gach, czy na jed​nym po​stu​men​cie. Waż​ne jest, żeby się ła​two prze​chy​lał. Wy​pró​buj sto​lik, umiesz​cza​jąc czub​ki pal​ców na skra​ju bla​tu i sta​ra​jąc się go prze​chy​lić. Je​śli trud​no go ru​szyć z miej​sca, znajdź inny. 2. Za​proś do swo​je​go domu gru​pę zna​jo​mych, od czte​rech do ośmiu osób. Tak na​praw​dę nie ma zna​cze​nia, czy wie​rzą w ży​cie po​za​gro​bo​we, czy są agno​sty​ka​mi, czy cał​ko​wi​ty​mi scep​ty​ka​mi. Naj​waż​niej​sze, że mają ocho​tę ra​zem do​brze się za​ba​wić. 3. Ustaw kil​ka krze​seł wo​kół sto​li​ka. Krze​sła po​win​ny być wy​god​ne i tak wy​pro​fi​lo​wa​ne, aby lu​dzie ra​czej prze​chy​la​li się do przo​du, niż opie​ra​li. 4. Po​proś wszyst​kich czło​nów gru​py, żeby za​ję​li swo​je miej​sca i po​ło​ży​li dło​nie na bla​cie sto​li​ka. Ich dło​nie nie mu​szą ko​niecz​nie do​ty​kać dło​ni są​sia​dów. Po​win​ni opie​rać czub​ki pal​ców o blat tak lek​ko, jak to tyl​ko moż​li​we. 5. Przy​gaś świa​tła, włącz ja​kąś mu​zy​kę i spró​buj wpro​wa​dzić po​god​ną at​mos​fe​rę. Po​proś obec​nych, żeby sta​ra​li się uni​kać ce​lo​we​go na​ci​ska​nia na sto​lik i sku​pi​li się ra​czej na tym, aby ich ręce le​ża​ły moż​li​wie naj​bar​dziej nie​ru​cho​mo. Spró​buj wcią​gnąć ich do we​so​łej roz​mo​wy i żar​tów, tak aby nie roz​my​śla​li o tym, jak osią​gnąć ja​kiś ro​dzaj ru​chów sto​li​ka. 6. Pod​czas uda​ne​go wie​czo​ru po mniej wię​cej czter​dzie​stu mi​nu​tach usły​szy​cie, jak sto​lik za​czy​na trzesz​czeć. To pierw​szy znak, że osią​ga​cie po​żą​da​ny efekt. 7. Mniej wię​cej po dzie​się​ciu mi​nu​tach po​win​ni​ście po​czuć pierw​sze ru​chy. Je​śli sto​lik nie może się po​ru​szać, po​nie​waż stoi na gru​bym dy​wa​nie, bę​dzie prze​chy​lał się gwał​tow​nie i cza​sa​mi ba​lan​so​wał na jed​nej no​dze albo dwu. Uczest​ni​cy se​an​su po​win​ni za​wsze sta​rać się za​cho​wać kon​takt czub​ków swo​ich pal​ców ze sto​li​kiem, ale nie po​win​ni sta​rać się prze​szka​dzać ja​kim​kol​wiek jego ru​chom. Je​śli sto​lik może śli​zgać się po pod​ło​dze, przy​pusz​czal​nie za​cznie wę​dro​wać po po​ko​ju. Uczest​ni​cy se​an​su po​win​ni cały czas za​cho​wy​wać kon​takt ze sto​li​kiem i je​śli to ko​niecz​ne, po​rzu​cić swo​je krze​sła i po​dą​żać za nim. 8. Nie pró​buj​cie ana​li​zo​wać tego, co się dzie​je, i nie za​sta​na​wiaj​cie się, jak to moż​li​we. Po pro​stu baw​cie się. Po​proś uczest​ni​ków se​an​su, aby po ko​lei od​ry​wa​li ręce od sto​łu, żeby spraw​dzić, czy ktoś z obec​nych nie jest od​po​wie​dzial​ny za ru​chy sto​li​ka. Mo​że​cie swo​bod​nie za​da​wać sto​li​ko​wi py​ta​nia i pro​po​no​wać, żeby na nie od​po​wia​dał, po​chy​la​jąc się albo prze​su​wa​jąc się w od​po​wied​nim kie​run​ku. Uni​kaj​cie przy​krych te​ma​tów i nie sta​raj​cie się kon​tak​to​wać z du​chem oso​by zna​nej któ​re​muś z człon​ków gru​py. Spró​buj​cie ra​czej skon​tak​to​wać się z ja​kąś sław​ną po​sta​cią, może być na​wet fik​-

cyj​na. 9. Je​śli po mniej wię​cej czter​dzie​stu mi​nu​tach nie usły​szy​cie od​gło​sów trzesz​cze​nia, po​proś wszyst​kich, aby spró​bo​wa​li siłą zmu​sić sto​lik do po​ru​sze​nia się w okre​ślo​nym kie​run​ku. Moż​na tak​że za​pro​po​no​wać, żeby wszy​scy przez mniej wię​cej mi​nu​tę od​dy​cha​li w jed​nym ryt​mie. Je​śli i to nie po​mo​że, dys​kret​nie po​pchnij sto​lik. Cza​sem to wy​star​czy, żeby spro​wo​ko​wać au​ten​tycz​ne nie​świa​do​me ru​chy. 10. Pod ko​niec se​sji po​dzię​kuj ze​bra​nym za uczest​nic​two i po​wiedz im, że, jak wy​ka​za​ły ba​da​nia, du​chy mogą po​dą​żyć za nimi do domu i prze​śla​do​wać ich w snach do koń​ca ży​cia.

Joseph Jastrow i jego zdumiewający automatograf

Fa​ra​day wy​ka​zał, że nie​wiel​kie, nie​świa​do​me ru​chy są od​po​wie​dzial​ne za po​ru​sza​nie się sto​li​ków. Inni ba​da​cze, za​in​spi​ro​wa​ni jego od​kry​cia​mi, po​sta​no​wi​li spraw​dzić, czy ten sam ro​dzaj ru​chów może być przy​czy​ną dziw​nych za​cho​wań zwią​za​nych z ta​blicz​ką ouija. W Dziw​no​lo​gii, swo​jej po​przed​niej książ​ce, opi​sa​łem do​ko​na​nia jed​ne​go z mo​ich na​uko​wych ido​li, ame​ry​kań​skie​go psy​cho​lo​ga Jo​se​pha Ja​stro​wa. Ja​strow pro​wa​dził ba​da​nia do​ty​czą​ce dość nie​zwy​kłych zja​wisk: per​cep​cji pod​pro​go​wej, snów lu​dzi nie​wi​do​mych, hip​no​zy i psy​cho​lo​gii sztu​czek ma​gicz​nych. Jed​nak jego szcze​gól​ną fa​scy​na​cję bu​dzi​ły zja​wi​ska nad​przy​ro​dzo​ne. W la​tach dzie​więć​dzie​sią​tych dzie​więt​na​ste​go wie​ku prze​pro​wa​dził se​rię prze​ło​mo​wych eks​pe​ry​men​tów do​ty​czą​cych sto​so​wa​nia ta​blicz​ki ouija, wy​ko​rzy​stu​jąc do tego dziw​ne urzą​dze​nie zwa​ne au​to​ma​to​gra​fem.68 Głów​na część au​to​ma​to​gra​fu Ja​stro​wa skła​da​ła się z dwu szkla​nych pły​tek o po​wierzch​ni mniej wię​cej trzy​dzie​ści na trzy​dzie​ści cen​ty​me​trów każ​da, od​dzie​lo​nych od sie​bie za po​mo​cą trzech „ła​two ob​ra​ca​ją​cych się kul mo​sięż​nych”. Dol​na płyt​ka była przy​mo​co​wa​na do po​wierzch​ni sto​li​ka, pod​czas gdy gór​na mo​gła się swo​bod​nie po​ru​szać. Uczest​ni​cy se​an​su kła​dli dło​nie na gór​nej po​wierzch​ni urzą​dze​nia, a tym sa​mym ta​blicz​ka za​czy​na​ła prze​su​wać się na mo​sięż​nych ku​lach pod wpły​wem naj​drob​niej​szych na​wet ru​chów dło​ni. Aby za​re​je​stro​wać po​ja​wie​nie się ja​kie​go​kol​wiek ru​chu, do gór​nej ta​blicz​ki było przy​mo​co​wa​ne pió​ro. Pod pió​rem umiesz​czo​no kart​kę pa​pie​ru za​czer​nio​ną sa​dzą, co po​zwa​la​ło na re​je​stra​cję wszel​kich ru​chów pió​ra. Za​pis „utrwa​la​no przez za​nu​rze​nie [pa​pie​ru] w sze​la​ku i al​ko​ho​lu”. Po​dob​nie jak Fa​ra​day, Ja​strow skon​stru​ował urzą​dze​nie umoż​li​wia​ją​ce za​re​je​stro​wa​nie na​wet naj​drob​niej​szych ru​chów. Pod​czas dłu​giej se​rii eks​pe​ry​men​tów Ja​strow ukry​wał swo​je pió​ro i pa​pier przed uczest​ni​ka​mi se​an​sów, po czym pro​sił ich, aby wy​obra​ża​li so​bie, że ro​bią trzy rze​czy: wy​ko​nu​ją pew​ne ru​chy, spo​glą​da​ją na róż​ne przed​mio​ty znaj​du​ją​ce się w po​ko​ju oraz wi​zu​ali​zu​ją so​bie pew​ną kon​kret​ną część po​ko​ju. Cho​ciaż uczest​ni​cy se​an​su nie zda​wa​li so​bie z tego spra​wy, sam fakt, że po​my​śle​li o pew​nym kie​run​ku albo po​ło​że​niu, wy​star​czał do po​ja​wie​nia się od​po​wied​nich ru​chów na szkla​nej płyt​ce Ja​stro​wa. Po​dob​nie jak Fa​ra​day, któ​ry roz​szy​fro​wał za​gad​kę wi​ru​ją​cych sto​li​ków, Ja​strow od​krył, że to samo zja​wi​sko może wy​ja​śniać po​ja​wia​nie się ru​chów wskaź​ni​ka na ta​blicz​ce ouija. Oso​by po​słu​gu​ją​ce się ta​ki​mi ta​blicz​ka​mi nie roz​ma​wia​ły ze zmar​ły​mi ani nie ko​mu​ni​ko​wa​ły się z dia​błem. Roz​ma​wia​ły same ze sobą. Ko​lej​ne ba​da​nia wy​ka​za​ły, że te dziw​ne ru​chy, zna​ne jako „ru​chy ide​omo​to​rycz​ne”, nie ogra​ni​cza​ją się do wi​ru​ją​cych sto​li​ków czy ta​bli​czek ouija. Na przy​kład w la​tach trzy​dzie​-

stych pe​wien ame​ry​kań​ski le​karz, Ed​mund Ja​cob​son, po​sta​no​wił zna​leźć naj​lep​szy spo​sób wpra​wia​nia lu​dzi w stan re​lak​su.69 Pro​sił uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu o to, żeby my​śle​li o róż​nych te​ma​tach, a w tym cza​sie roz​ma​ite wy​ra​fi​no​wa​ne czuj​ni​ki mo​ni​to​ro​wa​ły elek​trycz​ną ak​tyw​ność ich mię​śni. Kie​dy Ja​cob​son pro​sił ba​da​nych, aby wy​obra​zi​li so​bie, że pod​no​szą ręce do góry, czuj​ni​ki wska​zy​wa​ły nie​wiel​ką, ale rze​czy​wi​stą ak​tyw​ność ich bi​cep​sów. My​śli o pod​no​sze​niu cięż​kich obiek​tów pro​wa​dzi​ły u ba​da​nych do jesz​cze więk​szej ak​tyw​no​ści mię​śnio​wej. Kie​dy pro​szo​no uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu, aby wy​obra​ża​li so​bie, że ska​czą wy​so​ko, mię​śnie ich nóg na​gle wy​ka​zy​wa​ły ozna​ki re​ak​cji. Zja​wi​sko nie ogra​ni​cza​ło się tyl​ko do apa​ra​tu mię​śnio​we​go. Kie​dy uczest​ni​cy ba​dań wy​obra​ża​li so​bie wie​żę Eif​fla, ich gał​ki oczne po​ru​sza​ły się ku gó​rze, a kie​dy pro​szo​no ich, aby przy​po​mnie​li so​bie ja​kiś wier​szyk, za​czy​na​li po​ru​szać ję​zy​kiem. Po​dob​nie jak uczest​ni​cy se​an​sów Fa​ra​daya osiem​dzie​siąt lat wcze​śniej, oso​by bio​rą​ce udział w eks​pe​ry​men​tach Ja​cob​so​na w ogó​le nie mia​ły po​ję​cia, że wy​ko​nu​ją te nie​wiel​kie ru​chy. Ba​da​nia pro​wa​dzo​ne w ostat​nich la​tach wy​ka​za​ły, że ta​kie nie​świa​do​me ru​chy są zja​wi​skiem wy​stę​pu​ją​cym cał​kiem re​gu​lar​nie.70 Je​śli my​śli​my o tym, żeby prze​wró​cić stro​nę książ​ki, mię​śnie na​szych pal​ców za​czy​na​ją po​ru​szać się w stro​nę skra​ju kart​ki. Za​sta​na​wia​my się, któ​ra jest go​dzi​na, a na​sza gło​wa za​czy​na się zwra​cać w stro​nę ze​ga​ra. My​śli​my o tym, żeby zro​bić so​bie her​ba​tę, a na​sze nogi za​czy​na​ją się nie​znacz​nie po​ru​szać. Cho​ciaż ist​nie​je pe​wien spór o przy​czy​ny po​wsta​wa​nia ru​chów ide​omo​to​rycz​nych, więk​szość ba​da​czy uwa​ża, że wska​zu​ją one na przy​go​to​wy​wa​nie się na​sze​go cia​ła do an​ty​cy​po​wa​nych za​cho​wań. Sama myśl wy​star​czy do tego, aby na​sze cia​ło de​li​kat​nie mo​bi​li​zo​wa​ło się do ak​cji i po​ru​sza​ło się w taki spo​sób, żeby le​piej przy​go​to​wać się do dzia​ła​nia, kie​dy na​dej​dzie od​po​wied​nia chwi​la. Ba​da​nia na​uko​we nad wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi i ta​blicz​ka​mi ouija nie tyl​ko przy​nio​sły wy​ja​śnie​nie tych dziw​nych zja​wisk, ale tak​że do​pro​wa​dzi​ły do od​kry​cia no​we​go zja​wi​ska: nie​świa​do​mych ru​chów wy​ko​ny​wa​nych przez lu​dzi. Przez po​nad sto lat od cza​su kla​sycz​nych eks​pe​ry​men​tów Fa​ra​daya i Ja​stro​wa ba​da​cze byli prze​ko​na​ni, że uda​ło się w ten spo​sób de​fi​ni​tyw​nie roz​wią​zać za​gad​kę ko​mu​ni​ko​wa​nia się ze zmar​ły​mi. Spra​wa za​mknię​ta. Ta​jem​ni​ca roz​wią​za​na. Jed​nak, choć nie zda​wa​li so​bie z tego spra​wy, w po​ru​sza​ją​cych się sto​li​kach i ta​blicz​kach z li​te​ra​mi al​fa​be​tu krył się jesz​cze je​den, o wie​le bar​dziej in​try​gu​ją​cy se​kret.

JAK ROZ​MA​WIAĆ ZE ZMAR​ŁY​MI. CZĘŚĆ DRU​GA W przy​pad​ku po​słu​gi​wa​nia się ta​blicz​ką ouija pro​ce​du​ra jest dość po​dob​na jak w przy​pad​ku wi​ru​ją​ce​go sto​li​ka, ma jed​nak tę do​dat​ko​wą za​le​tę, że mo​że​my do niej włą​czyć test po​zwa​la​ją​cy od​kryć, czy ob​ser​wo​wa​ne ru​chy są re​zul​ta​tem obec​no​ści du​chów czy ru​chów ide​omo​to​rycz​nych.

1. Wy​bierz od​po​wied​ni sto​lik. Tym ra​zem mu​sisz zna​leźć coś z więk​szym bla​-

2.

3. 4. 5.

6.

7.

8.

9.

10.

tem (mniej wię​cej sześć​dzie​siąt na sześć​dzie​siąt cen​ty​me​trów), nor​mal​nej wy​so​ko​ści, ale bar​dziej ma​syw​ne​go niż w po​przed​nim eks​pe​ry​men​cie. Wy​pró​buj sto​lik, sta​ra​jąc się roz​myśl​nie go prze​wró​cić. Je​śli ła​two tra​ci rów​no​wa​gę, znajdź inny. Na osob​nych ka​wał​kach pa​pie​ru wy​pisz li​te​ry al​fa​be​tu i ułóż je w krę​gu na bla​cie sto​li​ka, bli​sko jego kra​wę​dzi. Na jed​nym z ka​wał​ków pa​pie​ru na​pisz sło​wo „Tak”, a na in​nym sło​wo „Nie”. Umieść je we​wnątrz krę​gu li​ter. Znajdź so​lid​ną szklan​kę, ob​róć ją do góry dnem i umieść w cen​trum krę​gu li​ter. Po​proś wszyst​kich, aby usie​dli wo​kół sto​li​ka i po​ło​ży​li na den​ku od​wró​co​nej szklan​ki pa​lec wska​zu​ją​cy pra​wej dło​ni. Przy​gaś świa​tła i sta​raj się wpro​wa​dzić swo​bod​ną at​mos​fe​rę. Po​proś wszyst​kich, aby uni​ka​li ce​lo​we​go na​ci​ska​nia na szklan​kę i ra​czej sta​ra​li się trzy​mać pal​ce jak naj​bar​dziej nie​ru​cho​mo. Spró​buj wcią​gnąć ich w we​so​łą roz​mo​wę. Po​proś swo​ich go​ści, aby skon​tak​to​wa​li się z ja​kimś du​chem. I tym ra​zem sta​raj​cie się uni​kać du​chów osób zna​nych ko​muś z obec​nych i spró​buj​cie ra​czej na​wią​zać łącz​ność z ja​kąś sław​ną albo fik​cyj​ną po​sta​cią. Kie​dy szklan​ka za​cznie się de​li​kat​nie po​ru​szać, po​proś du​cha, aby po​sta​rał się prze​li​te​ro​wać swo​je imię, prze​su​wa​jąc szklan​kę w stro​nę ko​lej​nych kar​te​czek z li​te​ra​mi. Kie​dy już na​wią​że​cie kon​takt i do​wie​cie się, z kim roz​ma​wia​cie, mo​że​cie prze​pro​wa​dzić mały test. Zbierz​cie kart​ki z li​te​ra​mi al​fa​be​tu ze sto​li​ka, wy​mie​szaj​cie i po​łóż​cie je na sto​li​ku tek​stem do spodu, tak aby nie było wi​dać li​ter. Jesz​cze raz po​proś człon​ków gru​py, żeby zwró​ci​li się do du​cha o prze​li​te​ro​wa​nie jego imie​nia. W chwi​li gdy szklan​ka do​tknie ja​kiejś kart​ki, od​wróć​cie ją do góry. Je​śli ru​chy szklan​ki są na​stęp​stwem nie​świa​do​mych ru​chów dło​ni, wy​bra​ne li​te​ry utwo​rzą sło​wo po​zba​wio​ne zna​cze​nia, po​nie​waż człon​ko​wie gru​py nie wie​dzą już, do​kąd szklan​ka po​win​na zmie​rzać. Je​śli któ​ryś z uczest​ni​ków se​an​su bę​dzie miał wąt​pli​wo​ści i stwier​dzi, że wia​do​mość jest po​zba​wio​na sen​su tyl​ko dla​te​go, że du​chy tak​że nie mogą od​czy​tać li​ter, od​wróć kart​ki z po​wro​tem li​te​ra​mi do góry i prze​wiąż oczy uczest​ni​kom se​an​su. I tym ra​zem wia​do​mość po​win​na być po​zba​wio​na sen​su. Je​śli człon​ko​wie gru​py zdo​ła​ją do​pro​wa​dzić do prze​li​te​ro​wa​nia ja​kie​goś sen​sow​ne​go imie​nia, gdy kart​ki są od​wró​co​ne li​te​ra​mi do spodu albo kie​dy oni sami mają za​wią​za​ne oczy, na​tych​miast wyjdź z domu i zwróć się o po​moc do miej​sco​we​go ko​ścio​ła.

Jak nie myśleć o białych niedźwiedziach

Wie​lu do​świad​czo​nych uczest​ni​ków se​an​sów z wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi i ta​blicz​ka​mi ouija od​rzu​ca​ło kon​cep​cję ru​chów ide​omo​to​rycz​nych, po​wo​łu​jąc się na fakt, że nadal otrzy​mu​ją licz​ne wia​do​mo​ści ze świa​ta du​chów, mimo że świa​do​mie sta​ra​ją się utrzy​my​wać swo​je pal​ce w kom​plet​nym bez​ru​chu. Co wię​cej, wie​lu z nich do​no​si​ło, że w ta​kich wa​run​kach uzy​sku​ją na​wet bar​dziej spek​ta​ku​lar​ne re​zul​ta​ty. Przez lata ucze​ni sta​ra​li się wy​ja​śnić te do​nie​sie​nia, przy​pi​su​jąc je nad​mier​nie roz​bu​dzo​nej wy​obraź​ni uczest​ni​ków se​an​sów i ich pra​gnie​niu wia​ry w ist​nie​nie zja​wisk nad​przy​ro​dzo​nych, ale w la​tach dzie​więć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku har​wardz​ki psy​cho​log Dan We​gner po​sta​no​wił przyj​rzeć się spra​wie bli​żej. We​gner jest czło​wie​kiem za​fa​scy​no​wa​nym bia​ły​mi niedź​wie​dzia​mi. A ra​czej, by ująć rzecz do​kład​niej, fa​scy​nu​je go to, co dzie​je się w umy​śle czło​wie​ka, któ​re​go pro​si​my, by nie my​ślał o bia​łych niedź​wie​dziach. W se​rii swo​ich do​brze zna​nych eks​pe​ry​men​tów We​gner pro​sił uczest​ni​ków ba​dań, aby nie my​śle​li o bia​łym niedź​wie​dziu i aby na​ci​snę​li przy​cisk dzwon​ka, ile​kroć ta nie​pro​szo​na po​stać po​ja​wi się w ich umy​śle.71 Za​da​nie oka​za​ło się za​ska​ku​ją​co trud​ne: ba​da​ni nie mo​gli uwol​nić się od my​śli o bia​łym niedź​wie​dziu i na​ci​ska​li gu​zik co kil​ka se​kund. We​gner od​krył dziw​ne zja​wi​sko, zna​ne jako efekt od​bi​cia, po​le​ga​ją​ce na tym, że im bar​dziej sta​ra​my się o czymś nie my​śleć, tym bar​dziej nie mo​że​my prze​stać o tym roz​my​ślać. W nor​mal​nych wa​run​kach lu​dzie po​tra​fią ła​two zmie​niać przed​miot swo​ich roz​my​ślań i wy​py​chać z umy​słu nie​chcia​ne my​śli. Jed​nak je​śli wprost po​pro​si​my ich, żeby o czymś nie my​śle​li, na​tych​miast za​czy​na​ją roz​my​ślać: „za​raz, za​raz, czy ja aby nie my​ślę o tej rze​czy, o któ​rej mam nie my​śleć” – i w ten spo​sób nie​ustan​nie przy​po​mi​na​ją so​bie o tym, o czym usi​łu​ją za​po​mnieć. Efekt od​bi​cia spo​ty​ka​my w wie​lu róż​nych sy​tu​acjach. Je​śli pro​si​my ko​goś, żeby sta​rał się ak​tyw​nie tłu​mić nie​przy​jem​ne wspo​mnie​nia, nie po​tra​fi prze​stać ich przy​wo​ły​wać. Je​śli po​pro​si​my go, aby za​po​mniał o tym, co go stre​su​je, szyb​ko sta​nie się jesz​cze bar​dziej ze​stre​so​wa​ny, a je​śli po​pro​si​my oso​bę cier​pią​cą na bez​sen​ność, żeby za​po​mnia​ła o rze​czach, któ​re utrud​nia​ją jej za​śnię​cie, na pew​no nie uda jej się za​snąć.72 We​gner za​sta​na​wiał się, czy w ten sam spo​sób moż​na wy​ja​śnić fakt, że lu​dzie otrzy​mu​ją wia​do​mo​ści od wi​ru​ją​cych sto​li​ków i ta​bli​czek ouija na​wet wte​dy, gdy sta​ra​ją się trzy​mać pal​ce w bez​ru​chu. Czy efekt od​bi​cia od​no​si się tak​że do ru​chu mię​śni? Czy mo​gło​by to ozna​czać, że je​śli ktoś robi, co w jego mocy, żeby nie wy​ko​nać ja​kie​goś ru​chu, to praw​do​po​dob​nie tym bar​dziej go wy​ko​na? We​gner po​sta​no​wił prze​pro​wa​dzić eks​pe​ry​ment, w któ​rym od​wo​łał się do ko​lej​ne​go kla​sycz​ne​go przy​pad​ku ru​chów ide​omo​to​rycz​nych – wa​ha​deł​ka. Przez stu​le​cia lu​dzie przy​-

wią​zy​wa​li małe cię​żar​ki do ka​wał​ka nit​ki i sta​ra​li się na pod​sta​wie ru​chów wa​ha​deł​ka – w lewo i w pra​wo albo ko​li​stych – usta​lić płeć nie​na​ro​dzo​ne​go dziec​ka, prze​wi​dzieć przy​szłość albo sko​mu​ni​ko​wać się z du​cha​mi. Za​pro​siw​szy do swo​je​go la​bo​ra​to​rium gru​pę ochot​ni​ków, We​gner usta​wił ka​me​rę wi​deo obiek​ty​wem w stro​nę su​fi​tu i pro​sił po ko​lei każ​de​go uczest​ni​ka eks​pe​ry​men​tu, aby trzy​mał nad nią wa​ha​deł​ko. Po​ło​wę ba​da​nych pro​sił o to, żeby sta​ra​li się nie do​pro​wa​dzić do ru​chu wa​ha​deł​ka w okre​ślo​nym kie​run​ku, po​zo​sta​łych, aby sta​ra​li się utrzy​mać wa​ha​deł​ko w bez​ru​chu.73 Za​pis z ka​me​ry po​zwo​lił We​gne​ro​wi do​kład​nie zmie​rzyć za​kres ru​chu wa​ha​deł​ka. Po​dob​nie jak w eks​pe​ry​men​cie z bia​ły​mi niedź​wie​dzia​mi – gdy proś​ba, żeby o nich nie my​śleć, pro​wa​dzi​ła do tego, że tym czę​ściej po​ja​wia​ły się w my​ślach ba​da​nych – i tym ra​zem proś​ba o to, żeby nie po​ru​szać wa​ha​deł​kiem, spra​wia​ła, że po​ru​sza​ło się jesz​cze bar​dziej. Te nie​świa​do​me ru​chy sta​wa​ły się na​wet bar​dziej in​ten​syw​ne, gdy We​gner sta​rał się czymś za​jąć uwa​gę ba​da​nych, pro​sząc ich na przy​kład, aby za​pa​mię​ta​li ja​kąś sze​ścio​cy​fro​wą licz​bę albo li​czy​li od ty​sią​ca do jed​ne​go, ale wy​mie​nia​jąc co trze​cią licz​bę. Te do​dat​ko​we wy​ni​ki jego ba​dań po​zwa​la​ją wy​ja​śnić inny oso​bli​wy aspekt do​świad​czeń z wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi i ta​blicz​ka​mi ouija. Wy​znaw​cy spi​ry​tu​ali​zmu twier​dzą, że zmar​li chęt​niej zdra​dza​ją swo​ją obec​ność, gdy uczest​ni​cy se​an​su ze​bra​ni przy sto​li​ku albo wo​kół ta​blicz​ki ouija śpie​wa​ją pie​śni, roz​ma​wia​ją czy na​wet opo​wia​da​ją dow​ci​py. Za​cho​wa​nia tego ro​dza​ju zaj​mu​ją ich uwa​gę, co jesz​cze bar​dziej sprzy​ja wy​ko​ny​wa​niu nie​świa​do​mych ru​chów. Pra​ce We​gne​ra nad efek​tem od​bi​cia ujaw​ni​ły pe​wien szcze​gól​nie zwod​ni​czy aspekt do​świad​czeń zwią​za​nych z wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi i ta​blicz​ka​mi ouija. Sta​ra​jąc się utrzy​mać dło​nie moż​li​wie jak naj​bar​dziej w bez​ru​chu i nie my​śleć o tym, co w isto​cie ro​bią, uczest​ni​cy se​an​sów stwa​rza​li ide​al​ne wa​run​ki dla po​ja​wie​nia się in​ten​syw​niej​szych ru​chów ide​omo​to​rycz​nych, a tym sa​mym sta​wa​ło się jesz​cze bar​dziej praw​do​po​dob​ne, że będą uzy​ski​wa​li spek​ta​ku​lar​ne re​zul​ta​ty. Póź​niej​sze ba​da​nia po​ka​za​ły, że efekt od​bi​cia zwią​za​ny z na​szy​mi za​cho​wa​nia​mi wy​stę​pu​je w wie​lu in​nych sy​tu​acjach, nie tyl​ko pod​czas se​an​sów spi​ry​ty​stycz​nych. W in​nym eks​pe​ry​men​cie We​gner pro​sił gra​czy w gol​fa, aby sta​ra​li się umiesz​czać pił​kę w pew​nym okre​ślo​nym miej​scu, i od​krył, że je​śli pro​sił ich, aby nie po​sy​ła​li jej za da​le​ko, wzra​sta​ło praw​do​po​do​bień​stwo, że wła​śnie ude​rzą ją za moc​no. Eks​pe​ry​men​ty, w któ​rych śle​dzo​no ru​chy gał​ki ocznej, po​ka​za​ły, że gdy pił​ka​rzom mó​wio​no, aby przy wy​ko​ny​wa​niu rzu​tu kar​ne​go sta​ra​li się uni​kać strze​la​nia w pew​ne okre​ślo​ne miej​sce bram​ki, nie byli w sta​nie ode​rwać wzro​ku od za​ka​za​ne​go ob​sza​ru.74 Spor​tow​cy czę​sto za​uwa​ża​ją ten sam efekt pod​czas roz​gry​wek. Na przy​kład sław​ny ba​se​bal​li​sta Rick An​kiel cza​sa​mi rzu​cał pił​ką wy​jąt​ko​wo nie​cel​nie, gdy szcze​gól​nie za​le​ża​ło mu na tym, aby tego unik​nąć (An​kiel na​zy​wał ten fe​no​men „be​stią”).75 Efekt od​bi​cia może tak​że wpły​wać na za​cho​wa​nia osób, któ​re usi​łu​ją zmie​nić swo​je nie​po​żą​da​ne na​wy​ki. Eks​pe​ry​men​ty po​ka​za​ły, że pa​la​cze, któ​rzy usi​łu​ją stłu​mić my​śli o za​pa​le​niu pa​pie​ro​sa, a tak​że oso​by bę​dą​ce na die​cie, któ​re usi​łu​ją nie my​śleć o tłu​stych po​tra​wach, mają tym więk​sze trud​no​ści z po​zby​ciem się na​ło​gu czy przej​ściem na zdrow​szy spo​sób od​ży​wia​nia się. Za​chę​co​ny wy​ni​ka​mi swo​ich ba​dań nad wa​ha​deł​kiem We​gner skie​ro​wał te​raz uwa​gę w stro​nę naj​bar​dziej ta​jem​ni​cze​go ze wszyst​kich zja​wisk z krę​gu spi​ry​tu​ali​zmu – pi​sa​nia au​to​ma​tycz​ne​go. Jak się oka​za​ło, jego pra​ce mia​ły przy​nieść roz​wią​za​nie jed​ne​go z naj​bar​-

dziej żywo dys​ku​to​wa​nych fi​lo​zo​ficz​nych pro​ble​mów wszech cza​sów.

Mark Twain i wielkie złudzenie

Naj​cie​kaw​szą i naj​bar​dziej płod​ną au​tor​ką ze wszyst​kich osób prak​ty​ku​ją​cych pi​sa​nie au​to​ma​tycz​ne była praw​do​po​dob​nie Pe​arl Cur​ran76, uro​dzo​na w 1883 roku w Sa​int Lo​uis. Pierw​sze trzy​dzie​ści lat jej ży​cia upły​nę​ło dość spo​koj​nie: w tym cza​sie po​rzu​ci​ła na​ukę w szko​le śred​niej, pró​bo​wa​ła roz​ma​itych za​jęć, wy​szła za mąż i uczy​ła mu​zy​ki. Ósme​go lip​ca 1913 roku wszyst​ko się zmie​ni​ło. Tego dnia Cur​ran bra​ła udział w se​an​sie, w cza​sie któ​re​go do roz​ma​wia​nia ze zmar​ły​mi uży​wa​no ta​blicz​ki ouija. W pew​nym mo​men​cie po​ja​wił się nie​zwy​kle sil​ny i do​mi​nu​ją​cy duch. Isto​ta z za​świa​tów wy​ja​śni​ła, że na​zy​wa się Pa​tien​ce Worth, że uro​dzi​ła się w sie​dem​na​stym stu​le​ciu w Dor​set i że wy​je​cha​ła z An​glii do Ame​ry​ki, gdzie zo​sta​ła za​mor​do​wa​na przez In​dian. Pró​bu​jąc swo​ich sił w au​to​ma​tycz​nym pi​sa​niu, Cur​ran od​kry​ła, że po​tra​fi z ogrom​ną ła​two​ścią prze​ka​zy​wać tek​sty dyk​to​wa​ne przez pa​nią Worth. Praw​dę mó​wiąc, jej prze​ka​zy pły​nę​ły nie​mal nie​ustan​nie przez na​stęp​ne dwa​dzie​ścia pięć lat. W tym cza​sie Pa​tien​ce „po​dyk​to​wa​ła” Pe​arl po​nad pięć ty​się​cy wier​szy, sztu​kę i kil​ka po​wie​ści. Ja​kość tych prac była rów​nie im​po​nu​ją​ca jak ich ilość. Oma​wia​jąc po​wieść Worth na te​mat ostat​nich dni Je​zu​sa, pe​wien re​cen​zent „New York Glo​be” życz​li​wie przy​rów​nał ją do Ben Hura, a inny kry​tyk dał wy​raz prze​ko​na​niu, że to „naj​więk​sza opo​wieść o Chry​stu​sie na​pi​sa​na od cza​su Ewan​ge​lii”. Na nie​szczę​ście dla wy​znaw​ców spi​ry​tu​ali​zmu twór​czość Pe​arl Cur​ran nie przy​nio​sła prze​ko​nu​ją​ce​go do​wo​du na ist​nie​nie ży​cia po śmier​ci. Mimo licz​nych wy​sił​ków ba​da​cze nie zdo​ła​li zna​leźć żad​ne​go po​twier​dze​nia fak​tu, że Pa​tien​ce Worth kie​dy​kol​wiek żyła na świe​cie, a fi​lo​lo​gicz​na ana​li​za tek​stów Cur​ran ujaw​ni​ła, że ich ję​zyk od​bie​gał od ję​zy​ka dzieł po​cho​dzą​cych z sie​dem​na​ste​go wie​ku. Za ich au​ten​tycz​no​ścią na pew​no nie prze​ma​wiał tak​że fakt, że Pa​tien​ce po​ku​si​ła się o na​pi​sa​nie po​wie​ści osa​dzo​nej w re​aliach cza​sów wik​to​riań​skich, a więc dwie​ście lat po swo​jej rze​ko​mej śmier​ci. W koń​cu na​wet naj​bar​dziej za​go​rza​li wy​znaw​cy spi​ry​tu​ali​zmu mu​sie​li przy​znać, że w nie​zwy​kłej twór​czo​ści Pe​arl Cur​ran nie moż​na się do​szu​ki​wać żad​nej nad​przy​ro​dzo​nej in​spi​ra​cji. Inne świa​dec​twa prze​ma​wia​ją​ce prze​ciw​ko hi​po​te​zie du​cho​we​go au​tor​stwa utwo​rów po​wsta​ją​cych w na​stęp​stwie pi​sa​nia au​to​ma​tycz​ne​go po​cho​dzi​ły od osób, któ​re twier​dzi​ły, że są je​dy​nie prze​kaź​ni​ka​mi twór​czo​ści sław​nych po​sta​ci. W tym mo​men​cie do​cho​dzi​my do dość oso​bli​we​go przy​pad​ku Emi​ly Grant Hut​chings, bli​skiej przy​ja​ciół​ki Cur​ran, któ​ra utrzy​my​wa​ła, że po​zo​sta​je w kon​tak​cie z du​chem Mar​ka Twa​ina. W 1917 roku na​pi​sa​ła po​wieść pod ty​tu​łem Jap Her​ron, któ​rą, jak twier​dzi​ła, po​dyk​to​wał jej sam wiel​ki pi​sarz. Kry​ty​cy nie byli za​chwy​ce​ni, a je​den z nich tak zre​cen​zo​wał naj​now​sze dzie​ło mi​strza: Je​śli to jest wszyst​ko, co Mark Twa​in po​tra​fi osią​gnąć, prze​kro​czyw​szy pew​ne gra​ni​ce, to jego wiel​bi​cie​le mogą je​dy​nie ży​wić na​dzie​ję, że już na za​wsze po​zo​sta​nie po tej dru​giej stro​nie.

Wy​daw​nic​two Har​per and Bro​thers, któ​re po​sia​da​ło pra​wa do twór​czo​ści Mar​ka Twa​ina, pod​ję​ło kro​ki praw​ne, twier​dząc, że ni​ska ja​kość po​wie​ści Jap Her​ron nie​ko​rzyst​nie wpły​wa na sprze​daż ksią​żek au​to​ra. W swo​im po​zwie wy​daw​cy przy​po​mi​na​li, że Twa​in od​no​sił się z głę​bo​kim scep​ty​cy​zmem do idei ży​cia po​za​gro​bo​we​go, a tym sa​mym wy​da​wa​ło się wy​jąt​ko​wo mało praw​do​po​dob​ne, aby kon​ty​nu​ował swo​ją ka​rie​rę pi​sar​ską z za​świa​tów. Me​dia mia​ły uży​wa​nie, dwo​ru​jąc so​bie, że ame​ry​kań​ski Sąd Naj​wyż​szy wkrót​ce bę​dzie mu​siał roz​strzy​gać kwe​stię nie​śmier​tel​no​ści. Nie​ste​ty spra​wa nig​dy nie tra​fi​ła na wo​kan​dę. Hut​chings i jej wy​daw​ca zgo​dzi​li się wy​co​fać książ​kę ze sprze​da​ży, za​nim roz​po​czął się pro​ces są​do​wy. Przyj​mu​jąc, że zmar​li nie mają żad​ne​go udzia​łu w po​wsta​wa​niu tek​stów bę​dą​cych efek​tem pi​sa​nia au​to​ma​tycz​ne​go, jak mamy ro​zu​mieć to dziw​ne zja​wi​sko? Do po​ło​wy lat dzie​więć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku naj​po​pu​lar​niej​sze były wy​ja​śnie​nia od​wo​łu​ją​ce się do róż​nych form za​bu​rzeń psy​chicz​nych. Zgod​nie z tą ar​gu​men​ta​cją zda​rza się, że świa​do​mość nie​któ​rych osób roz​pa​da się na dwie czę​ści, przy czym żad​na z nich nie wie o ist​nie​niu dru​giej, choć za​miesz​ku​ją ten sam mózg. Ta dość nie​sa​mo​wi​ta kon​cep​cja zdo​by​ła sze​ro​ką ak​cep​ta​cję uczo​nych – po czę​ści dla​te​go, że ba​da​cze nie mie​li w tym okre​sie nic lep​sze​go do za​pro​po​no​wa​nia. Na​gle oka​za​ło się, że na świe​cie żyje mnó​stwo lu​dzi z roz​dwo​je​niem oso​bo​wo​ści, i wkrót​ce te​ma​tem za​in​te​re​so​wa​li się psy​chia​trzy. Le​ka​rze za​chę​ca​li swo​ich pa​cjen​tów, żeby eks​pe​ry​men​to​wa​li z au​to​ma​tycz​nym pi​sa​niem i w ten spo​sób sta​ra​li się do​trzeć do ukry​tych po​kła​dów swo​jej pod​świa​do​mo​ści. Jed​nak po prze​stu​dio​wa​niu róż​nych przy​pad​ków tego dziw​ne​go zja​wi​ska to znów Dan We​gner za​pro​po​no​wał nowe, ra​dy​kal​nie od​mien​ne wy​ja​śnie​nie fe​no​me​nu au​to​ma​tycz​ne​go pi​sa​nia. W od​róż​nie​niu od wcze​śniej​szych kon​cep​cji jego hi​po​te​za nie od​wo​ły​wa​ła się do ist​nie​nia wie​lu od​ręb​nych oso​bo​wo​ści uwię​zio​nych w tej sa​mej czasz​ce. W do​dat​ku, je​śli We​gner ma ra​cję, przy​bli​ża​my się do roz​wią​za​nia jed​ne​go z naj​ży​wiej dys​ku​to​wa​nych pro​ble​mów w dzie​jach na​uki. Na pierw​szy rzut oka idea wol​nej woli nie wy​da​je się spe​cjal​nie kon​tro​wer​syj​na. Po​dej​mu​je​my de​cy​zję, że po​ru​szy​my nad​garst​kiem, i nasz nad​gar​stek się po​ru​sza. Po​sta​na​wia​my pod​nieść nogę i noga się uno​si. To prze​cież oczy​wi​ste, więc w czym pro​blem? A jed​nak ten pro​sty sce​na​riusz ma ukry​te dru​gie dno. Więk​szość uczo​nych uwa​ża dziś, że całe świa​do​me ży​cie na​sze​go umy​słu sta​no​wi bez​po​śred​ni re​zul​tat ak​tyw​no​ści mó​zgu. Na przy​kład w tej chwi​li czy​ta​cie sło​wa znaj​du​ją​ce się na tej stro​nie. Świa​tło wpa​da do wa​szych oczu i po​bu​dza ko​mór​ki po​ło​żo​ne z tyłu siat​ków​ki, te z ko​lei wy​sy​ła​ją sy​gna​ły do kory wzor​ko​wej w wa​szym mó​zgu, któ​ra za​czy​na roz​po​zna​wać li​te​ry i sło​wa, a na​stęp​nie prze​ka​zu​je nie​zbęd​ne in​for​ma​cje do czę​ści mó​zgu, któ​re są w sta​nie wy​do​być zna​cze​nie ze zdań. Pro​ces wy​da​je się bar​dzo zło​żo​ny i trud​no go zro​zu​mieć, ale za​sad​ni​czo wszyst​ko dzie​je się w wa​szych oczach i mó​zgu. Ale gdy na​gle po​dej​mu​je​my de​cy​zję, ten mo​del nie cał​kiem się spraw​dza. Za​mie​rzam po​pro​sić was, aby​ście pod​ję​li ja​kąś de​cy​zję. Mo​że​cie czy​tać da​lej ten aka​pit albo pójść zro​bić so​bie fi​li​żan​kę her​ba​ty. Przy​pusz​czam, że bez wzglę​du na to, co wy​bra​li​ście, nie ma​cie po​czu​cia, że wasz mózg wy​ko​nał ja​kąś pra​cę. Nie po​czu​li​ście na​głe​go przy​pły​wu krwi do przed​niej czę​ści mó​zgu, po któ​rej na​stą​pił szyb​ki wy​buch ak​tyw​no​ści w jego le​wej pół​-

ku​li. Za​miast tego mie​li​ście wra​że​nie, że to „wy” pod​ję​li​ście tę de​cy​zję – a nie se​ria elek​trycz​nych im​pul​sów w ka​wał​ku tkan​ki znaj​du​ją​cej się mię​dzy wa​szy​mi usza​mi. Zgrab​ne i ele​ganc​kie roz​wią​za​nie tej za​gad​ki za​pro​po​no​wa​ne przez We​gne​ra obej​mu​je tezę, że po​czu​cie, iż to „wy” po​dej​mu​je​cie tę de​cy​zję, jest w rze​czy​wi​sto​ści wiel​ką ilu​zją wy​twa​rza​ną przez wasz mózg.77 We​dług We​gne​ra to wasz mózg po​dej​mu​je wszyst​kie de​cy​zje w wa​szym ży​ciu – że wsta​je​cie, mó​wi​cie albo ma​cha​cie rę​ka​mi. Jed​nak w ułam​ku se​kun​dy po pod​ję​ciu każ​dej de​cy​zji wasz mózg robi dwie rze​czy. Po pierw​sze, wy​sy​ła sy​gnał do in​nej czę​ści mó​zgu, któ​ra wy​twa​rza świa​do​me do​zna​nie po​dej​mo​wa​nia de​cy​zji, a po dru​gie, opóź​nia sy​gnał bie​gną​cy do wa​szych nóg, ust i rąk. W re​zul​ta​cie „wy” otrzy​mu​je​cie ko​mu​ni​kat: „wła​śnie pod​ją​łem de​cy​zję”, wi​dzi​cie, jak dzia​ła​cie w spo​sób zgod​ny z tre​ścią tego ko​mu​ni​ka​tu, i błęd​nie do​cho​dzi​cie do wnio​sku, że to „wy” sie​dzi​cie za ste​ra​mi. Krót​ko mó​wiąc, je​ste​ście du​chem w ma​szy​nie.

ZŁU​DZE​NIE PO​MOC​NYCH DŁO​NI Wie​le lat temu wy​ko​ny​wa​łem pew​ną ma​gicz​ną sztucz​kę na uli​cach lon​dyń​skie​go Co​vent Gar​den. Mój nu​mer po​le​gał na tym, że wy​bie​ra​łem z pu​blicz​no​ści ja​kie​goś męż​czy​znę i za​sła​nia​łem cał​ko​wi​cie jego cia​ło płasz​czem. Na​stęp​nie sta​wa​łem za nim i pro​si​łem go, żeby za​ło​żył ręce za ple​ca​mi, po czym wy​su​wa​łem swo​je dło​nie z dwu wy​cięć znaj​du​ją​cych się z przo​du płasz​cza. Dla wi​dzów wy​glą​da​ło to tak, jak​by to ręce tego męż​czy​zny wy​sta​wa​ły z przo​du płasz​cza. W rze​czy​wi​sto​ści lu​dzie wi​dzie​li moje dło​nie, a nie jego, dzię​ki cze​mu mo​głem wy​ko​ny​wać róż​ne sztucz​ki i spra​wiać wra​że​nie, jak​by to ten czło​wiek był zręcz​nym ilu​zjo​ni​stą. Psy​cho​log Da​niel We​gner po​słu​żył się do​kład​nie tym sa​mym po​my​słem, aby zi​lu​stro​wać inny oso​bli​wy aspekt dzia​ła​nia wol​nej woli. Aby prze​pro​wa​dzić jego po​kaz, bę​dzie​cie po​trze​bo​wa​li lu​stra i przy​ja​cie​la. Stań​cie przed lu​strem i po​pro​ście, aby wasz przy​ja​ciel sta​nął z tyłu za wami. Na​stęp​nie scho​waj​cie ręce za ple​ca​mi i po​pro​ście, aby przy​ja​ciel wsu​nął swo​je ręce pod wa​sze. Po​pa​trz​cie te​raz w lu​stro. Je​śli wszyst​ko po​szło do​brze, ręce wa​sze​go przy​ja​cie​la będą wy​glą​da​ły tak, jak​by były wa​szy​mi rę​ka​mi (je​śli ma​cie pro​blem ze stwo​rze​niem tej ilu​zji, spró​buj​cie obaj za​ło​żyć czar​ne ubra​nie). A te​raz po​pro​ście przy​ja​cie​la, aby od​czy​tał na głos po​niż​sze in​struk​cje, a na​stęp​nie wy​ko​nał od​po​wied​nie ru​chy rę​ka​mi: Za​ci​śnij pra​wą dłoń w pięść trzy razy. Za​ci​śnij lewą dłoń w pięść trzy razy. Po​ma​chaj do lu​stra pra​wą dło​nią.

Ob​róć obie dło​nie wnę​trzem do góry, a na​stęp​nie wnę​trzem do dołu. Kla​śnij dwa razy. Po​nie​waż wasz mózg uzna​je in​for​ma​cje wzro​ko​we za bar​dziej prze​ko​nu​ją​ce niż in​for​ma​cje do​ty​czą​ce ru​chu, po​win​ni​ście mieć wra​że​nie, że dło​nie wa​sze​go przy​ja​cie​la na​le​żą do was i to wy nimi kie​ru​je​cie. Roz​ma​ite ro​dza​je po​my​sło​wych eks​pe​ry​men​tów za​pro​po​no​wa​ne przez We​gne​ra mia​ły słu​żyć po​par​ciu jego hi​po​te​zy, że na​sze po​czu​cie wol​nej woli nie jest ni​czym wię​cej jak wiel​ką ilu​zją. War​to w tym kon​tek​ście przyj​rzeć się oso​bli​wym ba​da​niom prze​pro​wa​dzo​nym w la​tach osiem​dzie​sią​tych przez fi​zjo​lo​ga z Uni​wer​sy​te​tu Ka​li​for​nij​skie​go w San Fran​ci​sco, Ben​ja​mi​na Li​be​ta.78 Wy​obraź​my so​bie, że prze​no​si​my się w cza​sie i bie​rze​my udział w eks​pe​ry​men​cie Li​be​ta. Po przy​by​ciu do jego la​bo​ra​to​rium i wy​pi​ciu fi​li​żan​ki her​ba​ty zo​sta​je​my za​pro​wa​dze​ni do ma​łe​go po​miesz​cze​nia, gdzie do gło​wy i przed​ra​mie​nia przy​mo​co​wu​ją nam kil​ka ma​łych elek​trod. Na​stęp​nie sia​da​my przed nie​wiel​kim ekra​nem, na któ​rym wi​dać krop​kę po​ru​sza​ją​cą się po okrę​gu ni​czym wska​zów​ka se​kund​ni​ka w ze​ga​rze. Pra​cow​nik la​bo​ra​to​rium mówi nam, że mo​że​my swo​bod​nie po​ru​szać nad​garst​kiem, ile​kroć przyj​dzie nam na to ocho​ta, ale za każ​dym ra​zem, gdy po​dej​mie​my taką de​cy​zję, mamy po​wie​dzieć, gdzie znaj​du​je się krop​ka. Po kil​ku ru​chach nad​garst​ka pra​cow​nik la​bo​ra​to​rium zdej​mu​je z nas elek​tro​dy i dzię​ku​je nam za udział w ba​da​niu. Po​dob​nie jak w przy​pad​ku ba​dań Fa​ra​daya nad wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi, eks​pe​ry​ment Li​be​ta jest rów​nie pro​sty, co po​my​sło​wy. Uży​te przez nie​go urzą​dze​nia mie​rzy​ły ak​tyw​ność mó​zgu uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu oraz ak​tyw​ność mię​śni przed​ra​mie​nia i re​je​stro​wa​ły, kie​dy dana oso​ba uzna​wa​ła, że po​dej​mu​je de​cy​zję o po​ru​sze​niu nad​garst​kiem, dzię​ki cze​mu Li​bet mógł usta​lić do​kład​ny mo​ment, w któ​rym za​szło każ​de z tych wy​da​rzeń. Dane zgro​ma​dzo​ne przez Li​be​ta wska​zy​wa​ły na duży wzrost ak​tyw​no​ści mó​zgu na​stę​pu​ją​cy mniej wię​cej jed​ną trze​cią se​kun​dy wcze​śniej, niż we​dług uczest​ni​ka eks​pe​ry​men​tu pod​jął on de​cy​zję, aby po​ru​szyć nad​garst​kiem. Krót​ko mó​wiąc, do​kład​nie tak, jak prze​wi​dy​wał to We​gner, nasz mózg naj​wy​raź​niej po​dej​mu​je de​cy​zję, za​nim je​ste​śmy tego świa​do​mi. Eks​pe​ry​ment Li​be​ta nie jest je​dy​nym do​wo​dem wska​zu​ją​cym na to, że nasz mózg dzia​ła, za​nim je​ste​śmy tego świa​do​mi. Na po​cząt​ku lat sześć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku Wil​liam Grey Wal​ter, neu​ro​fi​zjo​log i ro​bo​tyk, pro​sił uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu o to, żeby pa​trzy​li na ekran i na​ci​ska​li przy​cisk uru​cha​mia​ją​cy po​kaz ko​lej​nych slaj​dów.79 Uczest​ni​cy ba​da​nia byli pod​łą​cze​ni do róż​nych czuj​ni​ków mie​rzą​cych ak​tyw​ność ob​sza​ru mó​zgu zwią​za​ne​go z ru​cha​mi dło​ni. Ba​da​ni nie wie​dzie​li jed​nak, że sy​gna​ły z tych czuj​ni​ków są prze​ka​zy​wa​ne bez​po​śred​nio do pro​jek​to​ra slaj​dów, dzię​ki cze​mu to ak​tyw​ność mó​zgo​wa uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tów, a nie na​ci​ska​nie przez nich gu​zi​ka, po​wo​do​wa​ła zmia​nę slaj​du. Do​kład​nie tak, jak za​kła​da​ła teo​ria wol​nej woli We​gne​ra, uczest​ni​cy eks​pe​ry​men​tu ze zdu​mie​niem do​wia​dy​wa​li się, że po​kaz slaj​dów prze​bie​gał w taki spo​sób, jak​by pro​jek​tor prze​wi​dy​wał po​dej​mo​wa​ne przez nich de​cy​zje. W jaki spo​sób te wszyst​kie od​kry​cia po​ma​ga​ją wy​ja​śnić zja​wi​sko au​to​ma​tycz​ne​go pi​sa​-

nia? We​gner uwa​ża, że u pew​nych osób me​cha​nizm „po​dej​mij de​cy​zję, a po​tem wy​twórz świa​do​me prze​ży​cie tej de​cy​zji”, dzia​ła nie​pra​wi​dło​wo. Mózg po​dej​mu​je de​cy​zję o roz​po​czę​ciu dzia​ła​nia i wy​sy​ła wła​ści​we sy​gna​ły do od​po​wied​nich mię​śni, ale za​po​mi​na wy​słać sy​gna​ły od​po​wie​dzial​ne za po​wsta​nie świa​do​me​go prze​ży​cia tego, że to „my” pod​ję​li​śmy de​cy​zję. W przy​pad​ku au​to​ma​tycz​ne​go pi​sa​nia to za​bu​rze​nie pro​wa​dzi do sy​tu​acji, w któ​rej lu​dzie pi​szą, ale nie mają po​czu​cia, że to oni są od​po​wie​dzial​ni za swo​ją pi​sa​ni​nę. We​gner twier​dzi, że za​ob​ser​wo​wa​ne przez nie​go zja​wi​sko przy​no​si nam nie​zwy​kle cen​ną wie​dzę na te​mat fun​da​men​tal​nej na​tu​ry wol​nej woli. W ta​kich sy​tu​acjach złu​dze​nie na​gle pry​ska i oka​zu​je się, że je​ste​śmy ro​bo​ta​mi, któ​ry​mi ską​di​nąd rze​czy​wi​ście je​ste​śmy. Au​to​ma​tycz​ne pi​sa​nie nie jest ja​kimś dzi​wac​twem ro​dem z ga​bi​ne​tu oso​bli​wo​ści, ale ra​czej od​zwier​cie​dla praw​dzi​wy cha​rak​ter na​szych co​dzien​nych za​cho​wań. Wy​znaw​cy spi​ry​tu​ali​zmu wie​rzy​li, że wy​pra​co​wa​ne przez nich me​to​dy po​ro​zu​mie​wa​nia się ze zmar​ły​mi prze​su​wa​ją gra​ni​ce na​uki. Mie​li ra​cję, choć z zu​peł​nie in​nych po​wo​dów, niż się im wy​da​wa​ło. Te z po​zo​ru nad​przy​ro​dzo​ne zja​wi​ska nie mają nic wspól​ne​go z kon​tak​to​wa​niem się z du​cha​mi, ale rze​czy​wi​ście są źró​dłem waż​nych in​for​ma​cji na te​mat na​szej nie​świa​do​mo​ści. Ba​da​nia na​uko​we nad wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi i ta​blicz​ką ouija do​pro​wa​dzi​ły do od​kry​cia ru​chów ide​omo​to​rycz​nych, a po​dob​ne ba​da​nia nad wa​ha​deł​kiem wy​ja​śni​ły, dla​cze​go lu​dzie po​dej​mu​ją do​kład​nie te za​cho​wa​nia, któ​rych usil​nie sta​ra​ją się unik​nąć. Ba​da​nia nad pi​sa​niem au​to​ma​tycz​nym ode​gra​ły waż​ną rolę w roz​wią​za​niu przez We​gne​ra od​wiecz​ne​go fi​lo​zo​ficz​ne​go pro​ble​mu wol​nej woli. Te bu​dzą​ce po​dziw do​ko​na​nia uczo​nych po​ka​zu​ją, że pro​ce​sy nie​świa​do​me w o wie​le więk​szym stop​niu de​ter​mi​nu​ją na​sze za​cho​wa​nia, niż wcze​śniej są​dzo​no. Wy​star​czy, że je​dy​nie po​my​śli​my o ja​kimś ro​dza​ju dzia​łań, a nasz nie​świa​do​my umysł au​to​ma​tycz​nie i na​tych​miast przy​go​to​wu​je na​sze cia​ło do dzia​ła​nia. Je​śli usil​nie sta​ra​my się nie za​cho​wy​wać w pe​wien spo​sób, za​kłó​ca​my nie​zwy​kle sku​tecz​ny me​cha​nizm, za po​mo​cą któ​re​go na​sza nie​świa​do​mość kon​tro​lu​je na​sze dzia​ła​nia. A po​czu​cie wol​nej woli, ja​kie​go do​świad​cza​my w każ​dej chwi​li, może być je​dy​nie wiel​kim złu​dze​niem. Dzię​ki ru​chom ide​omo​to​rycz​nym mo​że​my dzia​łać w mgnie​niu oka. Od​kry​cie efek​tu od​bi​cia przy​czy​ni​ło się do wy​ja​śnie​nia, dla​cze​go wie​le osób ma ta​kie pro​ble​my z rzu​ce​niem pa​le​nia czy z utra​tą wagi, a za​pro​po​no​wa​ne przez We​gne​ra roz​wią​za​nie pro​ble​mu wol​nej woli wska​zu​je, że nasz mózg po​dej​mu​je de​cy​zję uła​mek se​kun​dy wcze​śniej, nim po​my​śli​my, że to my tę de​cy​zję pod​ję​li​śmy. A wszyst​ko to z po​wo​du dwu dziew​czy​nek, któ​re przy​wią​za​ły kie​dyś jabł​ko do sznur​ka, se​kret​nie opusz​cza​ły je na pod​ło​gę i oszu​ka​ły cały świat, któ​ry na​brał prze​ko​na​nia, że moż​na roz​ma​wiać ze zmar​ły​mi. Przy​jem​nie by​ło​by po​my​śleć, że współ​cze​sne umy​sły nie da​dzą się zwieść efek​to​wi ru​chów ide​omo​to​rycz​nych kry​ją​cych się za wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi, ta​blicz​ka​mi ouija i wa​ha​deł​kiem. Ale to nie​praw​da. Kil​ka firm ogło​si​ło nie​daw​no, że opra​co​wa​ły nowy ro​dzaj wy​kry​wa​cza bomb, któ​ry może zna​leźć za​sto​so​wa​nie w woj​sku i po​li​cji do wy​kry​wa​nia ukry​tych ma​te​ria​łów wy​bu​cho​wych, nar​ko​ty​ków i bro​ni. Oso​ba ob​słu​gu​ją​ca ta​kie urzą​dze​nie wkła​da wła​ści​wą dla da​nej sub​stan​cji „kar​tę de​tek​cyj​ną” do apa​ra​tu, któ​ry trzy​ma w rę​kach, a na​stęp​nie prze​szu​ku​je te​ren, do​pó​ki an​te​na nie skie​ru​je się w stro​nę po​szu​ki​wa​nej sub​stan​cji. Rząd irac​ki wy​dał mi​lio​ny fun​tów na set​ki ta​kich urzą​dzeń i roz​mie​ścił je w punk​tach kon​tro​l​nych, gdzie za​stą​pi​ły cza​so​chłon​ne re​wi​zje. Oka​za​ło się jed​nak, że po​dob​nie jak w przy​pad​ku każ​dej różdż​ki, ru​chy an​te​ny były na​stęp​stwem nie​świa​do​mych ru​-

chów mię​śni. Te​sty prze​pro​wa​dzo​ne przez ame​ry​kań​skich woj​sko​wych wy​ka​za​ły, że ta​kie urzą​dze​nia nie po​tra​fią wy​kry​wać ma​te​ria​łów wy​bu​cho​wych. Nie​ste​ty było już za póź​no i set​ki cy​wi​lów zgi​nę​ły od bomb, któ​rych nie wy​kry​to w punk​tach kon​tro​l​nych. W 1853 roku Mi​cha​el Fa​ra​day na za​koń​cze​nie swo​ich ba​dań nad za​gad​ką wi​ru​ją​cych sto​li​ków pi​sał, że czu​je się nie​co za​wsty​dzo​ny swo​ją pra​cą, po​nie​waż wo​lał​by, aby „w obec​nej epo​ce [...] w ogó​le nie była po​trzeb​na”. Wy​da​je się, że mimo upły​wu po​nad stu pięć​dzie​się​ciu lat jego ba​da​nia nie stra​ci​ły na ak​tu​al​no​ści.

INTERLUDIUM

W któ​rym zro​bi​my so​bie prze​rwę w po​dró​ży, spo​tka​my nie​zwy​kłe​go Har​ry’ego Pri​ce’a, od​wie​dzi​my wy​spę Man, żeby przyj​rzeć się hi​sto​rii mó​wią​cej man​gu​sty, i na ko​niec wy​lą​du​je​my w bry​tyj​skim Są​dzie Naj​wyż​szym.

Na ra​zie od​kry​li​śmy, w jaki spo​sób dzię​ki se​an​som ja​sno​wi​dze​nia mo​że​my do​wie​dzieć się, co są​dzi​my na swój wła​sny te​mat, w jaki spo​sób do​świad​cze​nie prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem może nam przy​nieść wie​dzę o tym, jak mózg usta​la, gdzie się w da​nej chwi​li znaj​du​je​my, w jaki spo​sób po​ka​zy rze​ko​mej psy​cho​ki​ne​zy do​wo​dzą, że nie wi​dzi​my tego, co dzie​je się na na​szych oczach, oraz w jaki spo​sób pró​by roz​mów ze zmar​ły​mi wska​zu​ją na po​tę​gę na​sze​go nie​świa​do​me​go umy​słu. Te​raz jed​nak przy​szła pora na chwi​lę od​de​chu i małą prze​rwę, za​nim wy​ru​szy​my w dal​szą po​dróż. Pod​czas swo​ich pu​blicz​nych wy​kła​dów na te​mat zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych czę​sto sły​szę proś​bę, że​bym opo​wie​dział o naj​dziw​niej​szych ba​da​niach w tej dzie​dzi​nie, z ja​ki​mi się kie​dy​kol​wiek ze​tkną​łem. Wy​bór nie jest ła​twy. Wy​bra​ny prze​ze mnie przy​kład nie do​pro​wa​dził do żad​nych waż​nych od​kryć na te​mat ludz​kich za​cho​wań czy se​kre​tów na​sze​go mó​zgu. Ba​da​nia, o któ​rych opo​wiem, zna​la​zły się jed​nak na pierw​szych stro​nach ga​zet na ca​łym świe​cie, do​pro​wa​dzi​ły do naj​dziw​niej​sze​go w dzie​jach bry​tyj​skie​go są​dow​nic​twa pro​ce​su przed Są​dem Naj​wyż​szym i sta​no​wią fa​scy​nu​ją​cy przy​kład tego, jak da​le​ko może się​gać ludz​ka na​iw​ność. A te​raz usiądź​cie wy​god​nie, zre​lak​suj​cie się i po​słu​chaj​cie opo​wie​ści o naj​dziw​niej​szych ba​da​niach w dzie​jach na​uki o zja​wi​skach nad​przy​ro​dzo​nych. Pa​nie i pa​no​wie, oto Gef – mó​wią​ca man​gu​sta.

„Jestem ósmym cudem świata”

Na świe​cie jest wie​le miejsc zna​nych ze wzglę​du na wy​stę​pu​ją​ce tam zja​wi​ska pa​ra​nor​mal​ne, ale wy​spa Man do nich nie na​le​ży. Praw​dę mó​wiąc, je​śli wie​rzyć Wi​ki​pe​dii, wy​spa może po​chwa​lić się naj​wy​żej pew​nym du​chem, któ​ry ze​rwał kie​dyś dach z miej​sco​we​go ko​ścio​ła, groź​nym czar​nym psem, któ​ry błą​ka się bez celu wo​kół tam​tej​sze​go zam​ku, i kil​ko​ma po​mniej​szy​mi dusz​ka​mi, ale, jak to czę​sto bywa w przy​pad​ku na​uki o zja​wi​skach nad​przy​ro​dzo​nych, na wy​spie Man jest znacz​nie wię​cej rze​czy, o któ​rych nie śni​ło się fi​lo​zo​fom.80 W 1916 roku Ja​mes Irving, sprze​daw​ca for​te​pia​nów z Li​ver​po​olu, pod​jął dziw​ną de​cy​zję. Stwier​dziw​szy, że co​raz trud​niej przy​cho​dzi mu za​ro​bić na ży​cie, do​szedł do wnio​sku, że naj​le​piej bę​dzie za​cząć wszyst​ko od po​cząt​ku. Ra​zem z żoną Mar​ga​ret ku​pił ka​wa​łek zie​mi w jed​nym z naj​bar​dziej od​izo​lo​wa​nych od świa​ta miejsc. Nie​wiel​ka far​ma Ca​shen’s Gap po​ło​żo​na była na sma​ga​nym wia​tra​mi gór​skim zbo​czu na za​chod​nim wy​brze​żu wy​spy Man, osiem ki​lo​me​trów od naj​bliż​szej wio​ski. W go​spo​dar​stwie nie było elek​trycz​no​ści ani bie​żą​cej wody i moż​na było do nie​go do​trzeć je​dy​nie po go​dzin​nej wspi​nacz​ce śli​ską i mało uczęsz​cza​ną dro​gą. Eg​zy​sten​cja pierw​szych osad​ni​ków na Dzi​kim Za​cho​dzie wy​da​je się cał​kiem luk​su​so​wa w po​rów​na​niu z ży​ciem, któ​re wie​dli Mar​ga​ret i Ja​mes Irvin​go​wie. Prze​ży​wa​li trud​ne chwi​le i czę​sto byli zmu​sze​ni ży​wić się je​dy​nie kró​li​ka​mi upo​lo​wa​ny​mi przez ich psa. Po dwóch la​tach po​by​tu w Ca​shen’s Gap Mar​ga​ret uro​dzi​ła swo​je pierw​sze i je​dy​ne dziec​ko, Vo​ir​rey (w ję​zy​ku ga​elic​kim sło​wo to ozna​cza „gorz​ki”). Zimą 1928 roku Ja​mes, pró​bu​jąc ochro​nić się przed do​tkli​wym chło​dem, za​ło​żył na we​wnętrz​nych ścia​nach swo​je​go domu drew​nia​ne pa​ne​le i żeby po​pra​wić izo​la​cję ciepl​ną, zo​sta​wił ośmio​cen​ty​me​tro​wy od​stęp mię​dzy pa​ne​la​mi a ścia​ną. Dwu​na​ste​go paź​dzier​ni​ka 1931 roku usły​szał ja​kieś dziw​ne dźwię​ki do​cho​dzą​ce zza pa​ne​li, któ​re przy​po​mi​na​ły mu od​gło​sy zwie​rzę​cia. Po​my​ślał, że ja​kieś nie​du​że stwo​rze​nie we​szło za pa​ne​le i nie może się wy​do​stać, roz​sta​wił więc kil​ka pu​ła​pek, roz​sy​pał tro​chę tru​ci​zny i po​szedł spać. Jed​nak w cią​gu na​stęp​nych kil​ku dni dziw​ne dźwię​ki nie usta​wa​ły. W ak​cie de​spe​ra​cji Ja​mes po​sta​no​wił wy​pło​szyć in​tru​za, wy​da​jąc dźwię​ki przy​po​mi​na​ją​ce war​cze​nie psa. Ku swe​mu za​sko​cze​niu usły​szał, że ta​jem​ni​czy stwór od​szcze​ku​je do nie​go. Ja​mes pro​wa​dził dzien​nik, w któ​rym opi​sał swo​je na​stęp​ne po​su​nię​cie: Po​my​śla​łem, że je​śli ta isto​ta może wy​da​wać te dziw​ne dźwię​ki, to może wy​da​wać tak​że inne, i za​czą​łem na​śla​do​wać gło​sy in​nych stwo​rzeń, za każ​dym ra​zem mó​wiąc przy tym, jak się ono na​zy​wa. Po kil​ku dniach wy​star​czy​ło je​dy​nie wy​po​wie​dzieć na​zwę ja​kie​goś zwie​rzę​cia albo pta​ka, a ta isto​ta na​tych​miast wy​da​wa​ła z sie​bie pra​wi​dło​wy od​głos. Po​tem moja cór​ka spró​bo​wa​ła śpie​wać pio​sen​ki dla dzie​ci i oka​za​ło się, że ta isto​ta nie ma naj​mniej​szych kło​po​tów, aby na​śla​do​wać te dźwię​ki. Jej głos jest dwie okta​wy wyż​szy niż ja​ki​kol​wiek ludz​ki głos [...]. Ma też zdu​mie​wa​ją​co do​bry słuch. Po​tra​fi usły​szeć szept z od​le​gło​ści pię​ciu, sze​ściu me​trów, a po​tem mówi nam, że szep​cze​my, i do​kład​nie po​wta​rza to, co

zo​sta​ło po​wie​dzia​ne.

Ro​dzi​na Irvin​gów za​czę​ła roz​ma​wiać ze swo​im no​wym lo​ka​to​rem i w koń​cu ta​jem​ni​cze stwo​rze​nie zdra​dzi​ło swo​ją toż​sa​mość. Oka​za​ło się, że był to Gef, mó​wią​ca man​gu​sta. Gef ła​ska​wie wy​ja​śnił, że nie jest taką cał​kiem zwy​czaj​ną man​gu​stą. Po​wie​dział, że uro​dził się w New Del​hi w 1852 roku, i prze​chwa​lał się, że jest „wy​jąt​ko​wo in​te​li​gent​ny”, twier​dził, że jest wręcz „ósmym cu​dem świa​ta”. Gef oka​zał się za​baw​nym kom​pa​nem. Re​cy​to​wał wier​szy​ki dla dzie​ci, opo​wia​dał dow​ci​py i roz​ma​wiał w kil​ku ję​zy​kach. Po​tra​fił tak​że za​ska​ki​wać. Na przy​kład pew​ne​go lip​co​we​go wie​czo​ru w 1934 roku Ja​mes za​pi​sał w swo​im dzien​ni​ku, że Gef za​śpie​wał trzy wer​sy hym​nu na​ro​do​we​go wy​spy Man „ja​snym, wy​so​kim gło​sem, a na​stęp​nie dwa wer​sy po hisz​pań​sku i je​den po wa​lij​sku, po czym od​mó​wił ka​wa​łek mo​dli​twy czy​stą he​brajsz​czy​zną (nie w ji​dysz) i za​koń​czył dłu​gą pe​ro​rą po fla​mandz​ku”. Irvin​go​wie kar​mi​li Gefa be​ko​nem, kieł​ba​ska​mi i ba​na​na​mi. W za​mian Gef chwy​tał i za​bi​jał dla nich kró​li​ki, któ​re po​zo​sta​wiał na są​sied​niej ska​le, skąd mo​gli je za​brać. Cho​ciaż ła​two było z Ge​fem po​roz​ma​wiać, zdu​mie​wa​ją​co trud​no było go zo​ba​czyć. Je​dy​ną oso​bą, któ​ra wi​dzia​ła go do​kład​nie, była Vo​ir​rey. Póź​niej opi​sa​ła go jako stwo​rze​nie „wiel​ko​ści ma​łe​go szczu​ra o żół​ta​wym fu​trze i z du​żym pu​szy​stym ogo​nem”. Mar​ga​ret tak​że twier​dzi​ła, że uda​ło się jej po​gła​skać Gefa przez szcze​li​nę w mu​rze, ale nie mia​ła ocho​ty po​wtó​rzyć tej piesz​czo​ty, po​nie​waż ugryzł ją w pa​lec do krwi. Wie​ści o Ge​fie w koń​cu ro​ze​szły się po wy​spie i wkrót​ce u drzwi Irvin​gów za​czę​li po​ja​wiać się go​ście pra​gną​cy po​roz​ma​wiać z ich no​wym przy​ja​cie​lem. Po roku wia​do​mość o zdu​mie​wa​ją​cych wy​da​rze​niach w Ca​shen’s Gap do​tar​ła na dru​gą stro​nę Ka​na​łu Pół​noc​ne​go. Dzien​ni​ka​rze z ca​łe​go kra​ju za​czę​li piel​grzy​mo​wać do po​ło​żo​ne​go na ubo​czu dom​ku Irvin​gów w na​dziei, że uda im się zo​ba​czyć Gefa. W 1932 roku pe​wien re​por​ter z „Man​che​ster Da​ily Sketch” jako je​den z nie​wie​lu szczę​śliw​ców miał oka​zję po​roz​ma​wiać z Ge​fem: Ta​jem​ni​czy czło​wiek-ła​sicz​ka prze​mó​wił dziś do mnie. Usły​sza​łem głos, któ​ry, jak są​dzę, nig​dy nie mógł​by wy​do​stać się z ludz​kie​go gar​dła. Oso​by, któ​re za​pew​ni​ły mnie, że był to głos dziw​nej ła​si​cy, wy​da​ją się zu​peł​nie nor​mal​ny​mi, uczci​wy​mi i od​po​wie​dzial​ny​mi ludź​mi i ra​czej nie wy​glą​da​ją na ko​goś, komu chcia​ło​by się ob​my​ślać tak skom​pli​ko​wa​ny, dłu​go​trwa​ły i nie​przy​no​szą​cy żad​ne​go zy​sku żart [...]. Ła​si​ca po​ra​dzi​ła mi na​wet, jak mam ob​sta​wiać zwy​cię​skie​go ko​nia w Wiel​kiej Go​ni​twie!

Gdy wia​do​mość o Ge​fie do​tar​ła do Ame​ry​ki, pe​wien agent te​atral​ny za​pro​po​no​wał Irvin​gom pięć​dzie​siąt ty​się​cy do​la​rów za pra​wa fil​mo​we. Ro​dzi​na od​mó​wi​ła. Nie​mniej Gef, mó​wią​ca man​gu​sta, pod​bi​jał świat.

Harry Price: Wielki łowca duchów

Har​ry Pri​ce bu​dzi moją szcze​rą sym​pa​tię. Praw​dę mó​wiąc, jest dla mnie swe​go ro​dza​ju bo​ha​te​rem. Pri​ce, któ​ry dzia​łał w la​tach trzy​dzie​stych dwu​dzie​ste​go wie​ku, po​świę​cił swo​je ży​cie ba​da​niom na​uko​wym nad róż​ny​mi dziw​ny​mi zja​wi​ska​mi i pod au​spi​cja​mi swo​je​go Na​ro​do​we​go La​bo​ra​to​rium Ba​dań Pa​rap​sy​cho​lo​gicz​nych prze​pro​wa​dził licz​ne eks​pe​ry​men​ty, któ​re wzbu​dza​ły za​chwyt świa​to​wej pra​sy i do​pro​wa​dza​ły do szew​skiej pa​sji za​rów​no wy​znaw​ców pa​rap​sy​cho​lo​gii, jak i scep​ty​ków. Pri​ce zde​ma​sko​wał oszu​stwa sław​nych au​to​rów fo​to​gra​fii du​chów (głów​nie cho​dzi​ło o po​dwój​ną eks​po​zy​cję), pod​dał te​stom rze​ko​mą ek​to​pla​zmę ma​te​ria​li​zo​wa​ną przez roz​ma​ite me​dia (głów​nie biał​ko ja​jek), za​in​sce​ni​zo​wał sta​ro​żyt​ny ry​tu​ał trans​for​ma​cji ko​zła w mło​de​go męż​czy​znę (ko​zioł po​zo​stał ko​złem) i sfil​mo​wał wiel​kie​go Ka​ra​chie​go pod​czas pró​by po​wtó​rze​nia le​gen​dar​nej in​dyj​skiej sztucz​ki z liną (w rze​czy​wi​sto​ści był to Ar​thur Der​by z Ply​mo​uth, ma​ni​pu​lu​ją​cy sztyw​ną liną w Whe​athamp​ste​ad w Hert​ford​shi​re). Jed​nak moim zda​niem jego naj​wspa​nial​szym po​su​nię​ciem były ba​da​nia nad Ge​fem. W 1932 roku pe​wien przy​ja​ciel Irvin​gów w li​ście do Pri​ce’a opi​sał dziw​ne wy​da​rze​nia w Ca​shen’s Gap i za​py​tał go, czy „nie miał​by ocho​ty po​roz​ma​wiać z tym ma​łym stwo​rze​niem”. Pri​ce na​pi​sał do Irvin​ga i wkrót​ce obaj pa​no​wie na​wią​za​li przy​ja​ciel​ską ko​re​spon​den​cję. Irving wie​lo​krot​nie za​pra​szał Pri​ce’a na wy​spę, ale ten nie miał ocho​ty po​dej​mo​wać dłu​giej wy​pra​wy i za​miast tego wy​słał swo​je​go przy​ja​cie​la, ka​pi​ta​na Ja​me​sa McDo​nal​da. McDo​nald przy​je​chał do Ca​shen’s Gap dwu​na​ste​go lu​te​go 1932 roku. Pod​czas pierw​sze​go dnia jego po​by​tu na far​mie Gef za​cho​wy​wał się oso​bli​wie spo​koj​nie i do​pie​ro oko​ło pół​no​cy, kie​dy McDo​nald od​cho​dził już do swo​je​go ho​te​lu, roz​le​gło się naj​bar​dziej tra​dy​cyj​ne z po​wi​tań na wy​spie Man, gdy man​gu​sta za​wrzesz​cza​ła: „Kim jest ten cho​ler​ny czło​wiek?”. Na​stęp​ne​go dnia Irving wy​ja​śnił, że Gef przez całą noc był bar​dzo roz​mow​ny, ale nie​ste​ty na​brał od​ru​cho​wej nie​chę​ci do McDo​nal​da. Praw​dę mó​wiąc, man​gu​sta za​żą​da​ła, żeby McDo​nald za​wo​łał: „Wie​rzę w cie​bie, Gef!” – in​a​czej nici z po​ga​węd​ki. McDo​nald przy​stał na pro​po​zy​cję, ale mimo to po​wi​ta​ło go ka​mien​ne i nie​co kło​po​tli​we mil​cze​nie. Kil​ka go​dzin póź​niej McDo​nald pod​słu​chał, jak Mar​ga​ret i Vo​ir​rey roz​ma​wia​ją na gó​rze z Ge​fem, i za​wo​łał: „Cze​mu nie chcesz zejść na dół? Wie​rzę w cie​bie!”. „Nie! – krzyk​nął Gef. – Nie lu​bię cię!”. McDo​nald, któ​re​go nie​ła​two było znie​chę​cić do dal​szych ba​dań, za​czął po ci​chu wspi​nać się po scho​dach, ale na nie​szczę​ście po​tknął się o ja​kiś wy​sta​ją​cy sznu​rek z chod​ni​ka i z ha​ła​sem sto​czył się na dół. Gef na​tych​miast znik​nął i nie po​ja​wił się już ani razu pod​-

czas po​by​tu McDo​nal​da na far​mie. McDo​nald wró​cił do Lon​dy​nu i spo​rzą​dził ra​port dla Pri​ce’a. W mar​cu 1935 roku Ja​mes Irving prze​słał Pri​ce’owi prób​kę fu​tra, któ​re Gef rze​ko​mo sam so​bie wy​rwał. Pod​eks​cy​to​wa​ny Pri​ce prze​ka​zał włos do zba​da​nia przy​rod​ni​ko​wi F. Mar​ti​no​wi Dun​ca​no​wi, ale ra​port, jaki otrzy​mał, był cał​ko​wi​cie roz​cza​ro​wu​ją​cy: Mogę zde​cy​do​wa​nie stwier​dzić, że prze​sła​na prób​ka wło​sów nig​dy nie na​le​ża​ła ani do man​gu​sty, ani do szczu​ra, kró​li​ka, za​ją​ca, wie​wiór​ki czy in​ne​go gry​zo​nia. Do​cho​dzę do prze​ko​na​nia, że te wło​sy przy​pusz​czal​nie po​cho​dzą od ja​kie​goś psa o dłu​giej sier​ści.

Po​dej​rze​nia Pri​ce’a pa​dły na Monę, owczar​ka Irvin​gów. Jed​nak za​in​try​go​wa​ny ra​por​tem McDo​nal​da po​sta​no​wił ra​zem ze swo​im współ​pra​cow​ni​kiem Ri​char​dem Lam​ber​tem prze​pro​wa​dzić śledz​two na miej​scu wy​da​rzeń. Trzy​dzie​ste​go lip​ca 1935 roku dwaj nie​stru​dze​ni ba​da​cze przy​by​li na wy​spę Man i pod​ję​li uciąż​li​wą wspi​nacz​kę do Ca​shen’s Gap, do​kąd przy​by​li póź​nym wie​czo​rem. Ja​mes i Mar​ga​ret przed​sta​wi​li im Vo​ir​rey (któ​ra była te​raz „ład​ną, sie​dem​na​sto​let​nią dziew​czy​ną”), po czym wszy​scy usie​dli wo​kół ma​łe​go sto​łu w wy​kła​da​nej ciem​ny​mi drew​nia​ny​mi pa​ne​la​mi ja​dal​ni, cze​ka​jąc na Gefa. Ja​mes wy​ja​śnił, że Gef ostat​nio nie po​ka​zy​wał się przez kil​ka dni i był ta​jem​ni​czo nie​uchwyt​ny. Ale Pri​ce’a i Lam​ber​ta nie​ła​two było znie​chę​cić. Za​czę​li prze​ma​wiać do wszyst​kich czte​rech ścian po​ko​ju, wy​ja​śnia​jąc, że po​ko​na​li dłu​gą dro​gę, żeby tu do​trzeć, a tym sa​mym za​słu​gu​ją na to, aby usły​szeć „kil​ka słów, ja​kiś śmiech, krzyk, pisk czy choć​by zwy​kłe dra​pa​nie”. Nic. Na​stęp​ne​go ran​ka Pri​ce i Lam​bert jesz​cze raz przy​by​li na far​mę i od​by​li dłu​gą wy​ciecz​kę wo​kół pa​ne​li, któ​re naj​wy​raź​niej umoż​li​wia​ły Ge​fo​wi prze​ska​ki​wa​nie w nie​zau​wa​żal​ny spo​sób z jed​ne​go po​ko​ju do dru​gie​go. I tym ra​zem pro​si​li ósmy cud świa​ta o ja​kiś znak obec​no​ści. I zno​wu na dar​mo. Wresz​cie nie​stru​dze​ni ba​da​cze wy​je​cha​li, nie bę​dąc w sta​nie usta​lić, czy „bra​li udział w far​sie czy w tra​ge​dii”. Ja​mes Irving w li​ście do Pri​ce’a na​pi​sał póź​niej, że Gef po​ja​wił się w ich domu jesz​cze tego sa​me​go wie​czo​ru i wy​ja​śnił, że wziął so​bie „kil​ka dni wol​ne​go”. W 1936 roku Pri​ce i Lam​bert opi​sa​li swo​je ba​da​nia nad Ge​fem w bar​dzo trud​no do​stęp​nej dziś książ​ce The Haun​ting of Ca​shen’s Gap: Mo​dern „Mi​rac​le” In​ve​sti​ga​ted. Wpraw​dzie nie oskar​ża​li Irvin​gów wprost o sfa​bry​ko​wa​nie ca​łej hi​sto​rii, ale nie wy​po​wia​da​li się o niej zbyt en​tu​zja​stycz​nie i do​cho​dzi​li do wnio​sku, że je​dy​nie naj​bar​dziej ła​two​wier​ne oso​by mo​gły po​trak​to​wać se​rio do​wo​dy na ist​nie​nie Gefa. Wie​le osób są​dzi​ło, że pu​bli​ka​cja The Haun​ting of Ca​shen’s Gap po​ło​ży kres ca​łej spra​wie. Jed​nak książ​ka spra​wi​ła, że Gef, mó​wią​ca man​gu​sta, za​czął wieść zu​peł​nie nowe ży​cie, i to w naj​mniej spo​dzie​wa​nym miej​scu – w bry​tyj​skim Są​dzie Naj​wyż​szym.

Prawdę, całą prawdę i tylko prawdę

Ri​chard Lam​bert, współ​pra​cow​nik Pri​ce’a, był wpły​wo​wą po​sta​cią. Za​ło​ży​ciel pi​sma „The Li​ste​ner”, pia​sto​wał też waż​ne sta​no​wi​sko w za​rzą​dzie Bry​tyj​skie​go In​sty​tu​tu Fil​mo​we​go, któ​ry w tych cza​sach dzia​łał pod au​spi​cja​mi BBC. Na po​cząt​ku 1936 roku puł​kow​nik, sir Ce​cil Bin​gham Le​vi​ta, pro​mi​nent​ny czło​nek lon​dyń​skiej rady miej​skiej, pod​czas lun​chu z za​stęp​cą dy​rek​to​ra BBC po​zwo​lił so​bie na uwa​gę, że taki czło​wiek jak Lam​bert nie po​wi​nien być ko​ja​rzo​ny z Bry​tyj​skim In​sty​tu​tem Fil​mo​wym, po​nie​waż wie​rzy w ist​nie​nie mó​wią​cej man​gu​sty. Kie​dy wia​do​mość o jego sło​wach do​tar​ła do Lam​ber​ta, ten zło​żył w są​dzie po​zew, oskar​ża​jąc Le​vi​tę o znie​sła​wie​nie. Osta​tecz​nie spra​wą za​jął się Sąd Naj​wyż​szy, któ​ry roz​pa​trzył po​zew czwar​te​go li​sto​pa​da 1936 roku na po​sie​dze​niu pod prze​wod​nic​twem sę​dzie​go Swi​fta, z udzia​łem spe​cjal​nie zwo​ła​nej ławy przy​się​głych. Każ​dy z przy​się​głych otrzy​mał eg​zem​plarz The Haun​ting of Ca​shen’s Gap. Bin​gham Le​vi​ta za​prze​czył, ja​ko​by pra​gnął znie​wa​żyć Lam​ber​ta, i stwier​dził, że nie użył przy​pi​sy​wa​nych mu sfor​mu​ło​wań, ale na​wet gdy​by ich użył, by​ły​by cał​ko​wi​cie uspra​wie​dli​wio​ne. W od​po​wie​dzi Lam​bert ar​gu​men​to​wał, że książ​ka traf​nie przed​sta​wia jego po​glą​dy i w żad​nej mie​rze nie daje wy​ra​zu prze​ko​na​niu o ist​nie​niu Gefa ani ja​kiej​kol​wiek in​nej mó​wią​cej man​gu​sty. Sę​dzia Swift nie​zwłocz​nie wy​dał wer​dykt na ko​rzyść Lam​ber​ta i przy​znał mu po​kaź​ne od​szko​do​wa​nie w wy​so​ko​ści 7,5 ty​sią​ca fun​tów (od​po​wied​nik dzi​siej​szych 350 ty​się​cy fun​tów). Pod ko​niec pro​ce​su Lam​bert trium​fal​nie zło​żył au​to​gra​fy na eg​zem​pla​rzach książ​ki roz​da​nej wcze​śniej człon​kom ławy przy​się​głych. Pro​ces miał tak​że dwie inne, nie​za​mie​rzo​ne, ale waż​ne kon​se​kwen​cje. Pod​czas roz​pra​wy oka​za​ło się, że szef dzia​łu pu​blic re​la​tions BBC usi​ło​wał na​mó​wić Lam​ber​ta do wy​co​fa​nia po​zwu prze​ciw​ko Le​vi​cie, prze​ko​nu​jąc go, że leży to w do​brze po​ję​tym in​te​re​sie „jego po​zy​cji w kor​po​ra​cji”. Pod​nio​sły się kry​tycz​ne gło​sy w par​la​men​cie, po​nie​waż po​li​ty​cy do​strze​gli w ca​łej spra​wie ko​lej​ny przy​kład ni​skie​go po​zio​mu za​rzą​dza​nia w BBC. Pre​mier Stan​ley Bal​dwin za​rzą​dził do​cho​dze​nie, któ​re w efek​cie do​pro​wa​dzi​ło do zmian w BBC. Po​sa​dy w or​ga​ni​za​cji prze​sta​no przy​dzie​lać na za​sa​dzie pry​wat​nych ko​nek​sji to​wa​rzy​skich i wpro​wa​dzo​no for​mal​ne roz​mo​wy kwa​li​fi​ka​cyj​ne przy ob​sa​dza​niu sta​no​wisk kie​row​ni​czych oraz bar​dziej przej​rzy​sty pro​ces do​bo​ru kan​dy​da​tów. Po dru​gie, pod wpły​wem pra​so​wych do​nie​sień na te​mat pro​ce​su man​gu​sty sta​ły się po​pu​lar​ny​mi zwie​rzę​ta​mi do​mo​wy​mi w ca​łej Wiel​kiej Bry​ta​nii. W koń​cu Gef po pro​stu znik​nął. W 1970 roku dzien​ni​karz Wal​ter McGraw od​na​lazł Vo​ir​rey i prze​pro​wa​dził z nią wy​wiad na te​mat ca​łej hi​sto​rii. Cho​ciaż nie mia​ła ocho​ty zdra​dzić miej​sca swo​je​go ak​tu​al​ne​go po​by​tu, twier​dzi​ła, że Gef na​praw​dę ist​niał i roz​ma​wiał z nią nie​mal co​dzien​nie. Wspo​mi​na​ła, że spryt​na man​gu​sta zni​ka​ła na co​raz dłuż​sze okre​sy,

aż wresz​cie pew​ne​go dnia prze​pa​dła na do​bre. Vo​ir​rey z ża​lem do​da​ła, że Gef nie za​zna​czył się po​zy​tyw​nie w jej dal​szym ży​ciu. „Przez Gefa nig​dy nie wy​szłam za mąż – wy​zna​ła. – Jak mo​gła​bym po​wie​dzieć ro​dzi​nie ja​kie​goś męż​czy​zny o tym, co się wy​da​rzy​ło?”. Vo​ir​rey zmar​ła w 2005 roku. W 1937 roku Irvin​go​wie sprze​da​li Ca​shen’s Gap czło​wie​ko​wi o na​zwi​sku Gra​ham i wró​ci​li na Wiel​ką Bry​ta​nię. Gra​ham nig​dy nie sły​szał i nie wi​dział Gefa. W 1947 roku nowy wła​ści​ciel Ca​shen’s Gap oświad​czył, że za​bił ja​kieś dziw​ne stwo​rze​nie, któ​re nie było ani fret​ką, ani gro​no​sta​jem, jed​nak ta in​for​ma​cja nie zo​sta​ła zwe​ry​fi​ko​wa​na, a fu​tra owe​go stwo​rze​nia nig​dy nie pod​da​no ana​li​zie. W la​tach pięć​dzie​sią​tych Ca​shen’s Gap zbu​rzo​no, ale ta​jem​ni​ca Gefa żyje nadal. Gef ma swój pro​fil na Fa​ce​bo​oku, a na pew​nej stro​nie in​ter​ne​to​wej po​świę​co​nej zja​wi​skom pa​ra​nor​mal​nym po​ja​wi​ło się nie​daw​no przy​pusz​cze​nie, że Gef był „isto​tą nad​przy​ro​dzo​ną po​cho​dzą​cą z in​ne​go wy​mia​ru albo isto​tą zło​żo​ną z sił, któ​rych dzia​ła​nie nie cał​kiem ro​zu​mie​my”. Ostat​nie sło​wo w tej sur​re​ali​stycz​nej hi​sto​rii po​win​no chy​ba na​le​żeć do Gefa. Ja​mes Irving za​pi​sał w swo​im dzien​ni​ku, jak pew​ne​go razu skar​cił Gefa za to, że zbyt dłu​go ob​li​cza, ile pen​sów skła​da się na sie​dem​na​ście szy​lin​gów i sześć pen​sów. Ósmy cud świa​ta udzie​lił wte​dy enig​ma​tycz​nej od​po​wie​dzi, któ​ra we​dług mnie cu​dow​nie pod​su​mo​wu​je całą hi​sto​rię: „Mój rek​to​fon się ze​psuł”.

Rozdział 5 POLOWANIE NA DUCHY

W któ​rym miło spę​dzi​my czas w to​wa​rzy​stwie pew​nej sta​rej wa​riat​ki, do​wie​my się, dla​cze​go dwój​ka ba​da​czy pra​cu​ją​cych nad za​gad​ką po​lter​ge​istów nie​mal ro​ze​bra​ła pe​wien dom na ka​wał​ki, spo​tka​my nie​ist​nie​ją​cą zja​wę z Ratc​lif​fe Wharf, na​uczy​my się, jak sa​me​mu do​pro​wa​dzić do spo​tka​nia z du​chem, i przyj​rzy​my się psy​cho​lo​gii su​ge​stii.

Jest taki sta​ry dow​cip o wy​kła​dow​cy uni​wer​sy​tec​kim, któ​ry pyta stu​den​tów: „Czy ktoś z was kie​dy​kol​wiek wi​dział zja​wę?”. Pięt​na​stu stu​den​tów pod​no​si rękę do góry. W po​rząd​ku, mówi wy​kła​dow​ca. „A kto z was do​tknął zja​wy?”. Tym ra​zem je​dy​nie pięć rąk idzie do góry. Za​cie​ka​wio​ny wy​kła​dow​ca do​da​je. „No do​brze, a czy ktoś z was po​ca​ło​wał praw​dzi​wą zja​wę?”. Mło​dy czło​wiek sie​dzą​cy w środ​ku sali po​wo​li uno​si rękę do góry, roz​glą​da się ner​wo​wo, po czym pyta: „Prze​pra​szam, czy pan po​wie​dział zja​wę, czy żabę?”. Na szczę​ście wy​ni​ki ogól​no​kra​jo​wych ba​dań przy​no​szą bar​dziej jed​no​znacz​ne od​po​wie​dzi. Ba​da​nia opi​nii pu​blicz​nej pro​wa​dzo​ne w cią​gu mi​nio​nych trzy​dzie​stu lat sta​le po​ka​zy​wa​ły, że oko​ło trzy​dzie​stu pro​cent re​spon​den​tów wie​rzy w du​chy, a oko​ło pięt​na​stu pro​cent twier​dzi, że mia​ło z nimi kon​takt.81 Do​dat​ko​we py​ta​nia ujaw​ni​ły, że rze​ko​me du​chy nie są wca​le ani po​sta​cia​mi w bia​łych sza​tach prze​ni​ka​ją​cy​mi przez ścia​ny, ani ko​bie​ta​mi w czer​ni nio​są​cy​mi śmierć i znisz​cze​nie, ani szkie​le​ta​mi bie​ga​ją​cy​mi po cmen​ta​rzu, ani też ry​ce​rza​mi bez gło​wy po​trzą​sa​ją​cy​mi łań​cu​cha​mi. Mimo sta​łej obec​no​ści ta​kich po​sta​ci w opo​wie​ściach o du​chach i w fil​mo​wych hor​ro​rach zja​wy, któ​re lu​dzie rze​czy​wi​ście spo​ty​ka​ją na swej dro​dze, mają o wie​le bar​dziej ziem​ski cha​rak​ter. Je​den z mo​ich współ​pra​cow​ni​ków, Ja​mes Ho​uran, prze​pro​wa​dził sze​reg ba​dań nad na​tu​rą ta​kich spo​tkań z du​cha​mi. Ja​mes to in​te​re​su​ją​cy osob​nik. W cią​gu dnia ten ła​god​ny czło​wiek, z wy​kształ​ce​nia sta​ty​styk, pra​cu​je dla zna​ne​go in​ter​ne​to​we​go por​ta​lu rand​ko​we​go, bu​du​jąc ma​te​ma​tycz​ne mo​de​le, któ​re po​ma​ga​ją lu​dziom zna​leźć swo​ją ide​al​ną dru​gą po​ło​wę. Ale wie​czo​ra​mi Ho​uran prze​kształ​ca się w praw​dzi​we​go łow​cę du​chów, prze​pro​wa​dza​jąc ba​da​nia i ana​li​zy, któ​re mają roz​wią​zać za​gad​kę miejsc na​wie​dza​nych przez du​chy. Kil​ka lat temu Ja​mes pod​dał ana​li​zie pra​wie ty​siąc re​la​cji do​ty​czą​cych spo​tkań z du​cha​mi, żeby zo​ba​czyć, w jaki spo​sób lu​dzie opi​su​ją swo​je do​świad​cze​nia, kie​dy są prze​ko​na​ni, że ze​tknę​li się z isto​tą z za​świa​tów.82

Pra​ce Ho​ura​na wy​ka​za​ły, że w opi​sach ta​kich do​świad​czeń peł​no​krwi​ste zja​wy wy​stę​pu​ją bar​dzo rzad​ko. Praw​dę mó​wiąc, sta​no​wią za​le​d​wie je​den pro​cent wszyst​kich przy​pad​ków i zwy​kle uka​zu​ją się w no​gach łóż​ka, gdy ktoś bu​dzi się albo za​pa​da w sen. W do​dat​ku zja​wy tego ro​dza​ju nie​po​ko​ją​co przy​po​mi​na​ją zwy​kłych lu​dzi, a ich na​tu​ra ujaw​nia się do​pie​ro wte​dy, gdy ro​bią coś nie​moż​li​we​go, na przy​kład na​gle zni​ka​ją albo prze​cho​dzą przez ścia​nę. A za​tem, je​śli lu​dzie nie wi​dzą peł​nych po​sta​ci du​chów, to co wi​dzą? Mniej wię​cej jed​na trze​cia opo​wie​ści ana​li​zo​wa​nych przez Ho​ura​na obej​mu​je dość ulot​ne wra​że​nia wi​zu​al​ne, ta​kie jak na​głe bły​ski świa​tła, dziw​ne smu​gi dymu albo mrocz​ne cie​nie, któ​re ukrad​ko​wo prze​su​wa​ją się po po​ko​ju. Ko​lej​na jed​na trze​cia re​la​cji obej​mu​je dziw​ne dźwię​ki, ta​kie jak od​głos kro​ków w pu​stym po​ko​ju, upior​ne szep​ty, nie​wy​ja​śnio​ne ha​ła​sy i stu​ka​nia. Po​zo​sta​ła jed​na trze​cia to mie​sza​ni​na naj​róż​niej​szych od​czuć i wra​żeń zmy​sło​wych, jak dziw​ne za​pa​chy kwia​tów albo za​pach cy​ga​ra, po​czu​cie obec​no​ści du​cha, zim​ne dresz​cze prze​szy​wa​ją​ce daną oso​bę, drzwi, któ​re na​gle same otwie​ra​ją się i za​my​ka​ją, ze​ga​ry, któ​re po​ru​sza​ją się bar​dzo szyb​ko albo bar​dzo po​wo​li, oraz za​cho​wa​nia psów, któ​re są nie​zwy​kle ha​ła​śli​we albo po​dej​rza​nie spo​koj​ne. Przez po​nad sto lat ucze​ni pró​bo​wa​li wy​ja​śnić te dziw​ne do​świad​cze​nia i do​zna​nia. Nie​któ​rzy z nich wie​rzą głę​bo​ko, że ich do​cie​ka​nia przy​nio​sły prze​ko​nu​ją​cy do​wód na ist​nie​nie ży​cia po śmier​ci. Inni są rów​nie moc​no prze​ko​na​ni, że te na po​zór nad​przy​ro​dzo​ne zja​wi​ska mają cał​kiem na​tu​ral​ne przy​czy​ny i wy​ja​śnie​nia. Pro​wa​dzo​ne przez nich pra​ce sta​no​wią dość oso​bli​wą mie​sza​ni​nę: są tam prze​ło​mo​we ba​da​nia nad ludz​kim snem, eks​pe​ry​men​ty pro​wa​dzo​ne w do​mach na​wie​dza​nych przez du​chy, prze​sia​dy​wa​nie w ciem​no​ściach w ocze​ki​wa​niu na Boga, po​trzą​sa​nie ca​łym bu​dyn​kiem, do​pó​ki nie roz​le​ci się na ka​wał​ki, czy wresz​cie or​ga​ni​zo​wa​nie mi​sty​fi​ka​cji na sze​ro​ką ska​lę. Na​sza po​dróż w głąb tego za​gad​ko​we​go świa​ta za​czy​na się od naj​czę​ściej chy​ba opi​sy​wa​ne​go ro​dza​ju spo​tka​nia z du​chem.

Heinrich Füssli i jego koń o pustym spojrzeniu

W 1781 roku szwaj​car​ski ma​larz He​in​rich Füs​sli stwo​rzył swo​je naj​sław​niej​sze dzie​ło. Ob​raz za​ty​tu​ło​wa​ny Noc​na mara (Kosz​mar noc​ny) przed​sta​wia ko​bie​tę, któ​ra ma okrop​ny sen, oraz treść tego kosz​ma​ru. Ko​bie​ta leży na ple​cach, po​grą​żo​na w głę​bo​kim śnie, z gło​wą zwi​sa​ją​cą na skra​ju łóż​ka. Na jej pier​si sie​dzi mały, zło​wro​go wy​glą​da​ją​cy de​mon i pa​trzy w na​szą stro​nę z płót​na ob​ra​zu. W głę​bi wi​dać wy​ła​nia​ją​cą się zza za​sło​ny gło​wę ko​nia o pu​stym spoj​rze​niu, któ​ry groź​nie spo​glą​da w stro​nę śpią​cej ko​bie​ty. Noc​na mara wzbu​dzi​ła nie​zwy​kłe za​in​te​re​so​wa​nie, gdy po raz pierw​szy przed​sta​wio​no ją w Kró​lew​skiej Aka​de​mii Sztuk w Lon​dy​nie, szyb​ko zy​ska​ła świa​to​wy roz​głos i po​ja​wia się dziś na okład​ce nie​mal każ​dej książ​ki po​świę​co​nej zja​wi​skom pa​ra​nor​mal​nym. Kil​ka lat póź​niej Füs​sli na​ma​lo​wał dru​gą wer​sję ob​ra​zu, ale po​wszech​nie uwa​ża się, że dru​gie​mu ob​ra​zo​wi bra​ku​je emo​cjo​nal​ne​go na​pię​cia ory​gi​na​łu, po czę​ści dla​te​go, że de​mon wy​glą​da na nim, jak​by za​ło​żył ma​skę Bat​ma​na, a koń tak, jak​by wła​śnie wy​grał na lo​te​rii. Ob​raz przed​sta​wia zja​wi​sko wy​stę​pu​ją​ce przy​pusz​czal​nie naj​czę​ściej we wszyst​kich re​la​cjach do​ty​czą​cych spo​tkań z du​cha​mi: po​ja​wie​nie się in​ku​ba. We​dług le​gen​dy in​kub to de​mon, któ​ry przyj​mu​je po​stać męż​czy​zny i uwo​dzi śpią​ce ko​bie​ty, po​słu​gu​jąc się swo​im nie​zwy​kle wiel​kim i zim​nym pe​ni​sem (owo​cem ta​kie​go aktu był po​dob​no cza​ro​dziej Mer​lin z le​gend ar​tu​riań​skich). In​kub sia​da na pier​si swo​jej ofia​ry, aby unie​moż​li​wić jej ja​ki​kol​wiek ruch, a w tym cza​sie inne, rów​nie de​mo​nicz​ne zja​wy i stwo​ry sie​dzą wo​kół łóż​ka i ob​ser​wu​ją to, co się dzie​je. Po​wia​da się, że de​mo​ny tego ro​dza​ju nie prze​ga​pią żad​nej oka​zji i po​tra​fią tak​że przy​jąć po​stać żeń​skie​go su​ku​ba, żeby uwo​dzić śpią​cych męż​czyzn (jed​nak przy​pusz​czal​nie bez udzia​łu nie​zwy​kle du​że​go i zim​ne​go pe​ni​sa). Opo​wie​ści o tych stwo​rze​niach wy​stę​pu​ją w wie​lu róż​nych kul​tu​rach. W Niem​czech de​mon nosi na​zwę Mare albo Alp​druck („ucisk elfa”), w Cze​chach na​zy​wa się mu​era, Fran​cu​zi na​zy​wa​ją go cau​che​mar. Ła​two uwie​rzyć, że tego ro​dza​ju de​mo​nicz​ne prze​ży​cia mo​gły być szczy​tem wy​ra​fi​no​wa​nia w dzie​dzi​nie zja​wisk nad​przy​ro​dzo​nych w cza​sach, gdy Füs​sli ma​lo​wał swo​je ob​ra​zy, ale chy​ba nie od​no​si się to do dwu​dzie​ste​go pierw​sze​go stu​le​cia? Tym​cza​sem, jak po​ka​za​ły nie​daw​ne ba​da​nia, oko​ło czter​dzie​stu pro​cent osób do​świad​czy​ło po​dob​nych wra​żeń, po​le​ga​ją​cych na obu​dze​niu się z po​czu​ciem przy​gnie​ce​nia przez ja​kąś po​tęż​ną siłę dła​wią​cą pierś, wy​czu​wa​niu obec​no​ści ja​kichś złych mocy i wi​do​ku dziw​nych po​sta​ci w ciem​no​ści.83 Tego ro​dza​ju wy​da​rze​nia czę​sto in​ter​pre​tu​je się jako do​wód na ist​nie​nie de​mo​nów i du​chów czy na​wet uwie​dze​nie przez ko​smi​tów. Nie​za​leż​nie od tego, w jaki spo​sób są po​strze​ga​ne, jed​no jest ja​sne – na​wet dla współ​cze​sne​go umy​słu sta​no​wią prze​ra​ża​ją​ce i nie​za​po​mnia​ne prze​ży​cie.

Przez stu​le​cia wie​le osób, któ​re do​świad​czy​ły noc​ne​go spo​tka​nia z de​mo​na​mi, ży​wi​ło prze​ko​na​nie, że prze​ży​ły praw​dzi​we pie​kło na zie​mi. Do​pie​ro w cią​gu ostat​nich pięć​dzie​się​ciu lat ba​da​nia na​uko​we od​sło​ni​ły za​ska​ku​ją​cą praw​dę kry​ją​cą się za tymi zja​wi​ska​mi.

Chorobliwie dociekliwy Eugene Aserinsky

Rok 1951 nie za​czął się naj​le​piej dla Eu​ge​ne’a Ase​rin​skie​go, neu​ro​fi​zjo​lo​ga pra​cu​ją​ce​go na uni​wer​sy​te​cie w Chi​ca​go.84 Ba​da​nia do​ty​czą​ce ru​chu ga​łek ocznych u śpią​cych nie​mow​ląt, któ​re pro​wa​dził od cza​su na​pi​sa​nia dok​to​ra​tu, to​czy​ły się mo​zol​nie i nie przy​no​si​ły in​te​re​su​ją​cych re​zul​ta​tów. W domu bo​ry​kał się z po​waż​ny​mi trud​no​ścia​mi fi​nan​so​wy​mi. Wraz z ro​dzi​ną miesz​kał w ma​łym, zim​nym miesz​ka​niu i mógł so​bie po​zwo​lić je​dy​nie na wy​na​ję​cie ma​szy​ny do pi​sa​nia, nie​zbęd​nej do kon​ty​nu​owa​nia pra​cy. Wie​le lat póź​niej tak opo​wia​dał o roz​pa​czy, jaka go wte​dy ogar​nę​ła: Gdy​bym miał skłon​no​ści sa​mo​bój​cze, to był​by wła​ści​wy mo​ment. By​łem żo​na​ty i mia​łem dziec​ko. Od dwu​na​stu lat sie​dzia​łem na uni​wer​sy​te​cie i nie mo​głem się ni​czym szcze​gól​nym po​chwa​lić. By​łem zu​peł​nie skoń​czo​ny.

W do​dat​ku Ase​rin​sky zaj​mo​wał się ba​da​nia​mi w dzie​dzi​nie, któ​ra zu​peł​nie nie bu​dzi​ła za​in​te​re​so​wa​nia jego ko​le​gów. W tym cza​sie zde​cy​do​wa​na więk​szość uczo​nych za​kła​da​ła, że mózg wy​łą​cza się z chwi​lą, gdy za​pa​da​my w sen, i włą​cza się po​now​nie, gdy się bu​dzi​my, i nie po​dzie​la​ła za​in​te​re​so​wań Ase​rin​skie​go. Jed​nak Ase​rin​sky chciał spraw​dzić, czy po​dej​ście „idzie​my da​lej, tu nie ma nic cie​ka​we​go” w od​nie​sie​niu do śpią​ce​go mó​zgu jest słusz​ne. Nie mo​gąc zna​leźć od​po​wied​nich fun​du​szy na ba​da​nia, wy​cią​gnął z piw​ni​cy swo​je​go wy​dzia​łu sta​rą ma​szy​nę do re​je​stro​wa​nia fal mó​zgo​wych (zwa​ną elek​tro​en​ce​fa​lo​gra​fem), za​wlókł ją do swo​je​go ga​bi​ne​tu i zdo​łał uru​cho​mić. Nie​ste​ty nadal po​zo​sta​wał je​den po​waż​ny pro​blem – kto miał​by ocho​tę spę​dzić za dar​mo kil​ka nocy w pro​wa​dzo​nym przez Ase​rin​skie​go la​bo​ra​to​rium ba​da​nia snu, pod​łą​czo​ny do róż​nych czuj​ni​ków? Wresz​cie Ase​rin​sky zna​lazł roz​wią​za​nie. Pew​ne​go wie​czo​ru w grud​niu 1951 roku po​ło​żył w łóż​ku w la​bo​ra​to​rium swo​je​go ośmio​let​nie​go syn​ka Ar​mon​da, pod​łą​czył czuj​ni​ki ru​chu ga​łek ocznych i czuj​ni​ki re​je​stru​ją​ce fale mó​zgo​we do twa​rzy oraz gło​wy chłop​ca i wró​cił do swo​je​go ga​bi​ne​tu. Po ja​kiejś go​dzi​nie Ar​mond za​snął i roz​po​czął się eks​pe​ry​ment. Przez pierw​sze trzy kwa​dran​se Ase​rin​sky uważ​nie ob​ser​wo​wał pió​ra ry​su​ją​ce wy​kre​sy fal re​je​stro​wa​nych przez elek​tro​en​ce​fa​lo​graf. Brak ja​kie​go​kol​wiek ru​chu był znie​chę​ca​ją​cy. Wy​glą​da​ło na to, że jego ko​le​dzy mie​li ra​cję i że w śpią​cym mó​zgu nie dzie​je się nic cie​ka​we​go. Jed​nak ja​kieś dwa​dzie​ścia mi​nut póź​niej pió​ra na​gle za​czę​ły się szyb​ko po​ru​szać, co wska​zy​wa​ło na wy​raź​ny wzrost ak​tyw​no​ści, re​je​stro​wa​ny za​rów​no przez czuj​ni​ki ru​chu ga​łek ocznych, jak i czuj​ni​ki ak​tyw​no​ści mó​zgu. Przy​pusz​cza​jąc, że jego sy​nek po pro​stu się obu​dził, Ase​rin​sky po​szedł spraw​dzić, czy wszyst​ko jest w po​rząd​ku. Ale gdy otwo​rzył drzwi do la​bo​ra​to​rium, nie mógł uwie​rzyć wła​snym oczom. Chło​piec był po​grą​żo​ny w głę​bo​kim śnie. Po​cząt​ko​wo Ase​rin​sky przy​pusz​czał, że jego apa​ra​tu​ra ba​daw​cza nie dzia​ła pra​wi​dło​-

wo, i za​czął spraw​dzać licz​ne prze​wo​dy wy​cho​dzą​ce z elek​tro​en​ce​fa​lo​gra​fu. Nie zna​lazł jed​nak ni​cze​go, co świad​czy​ło​by o uster​ce. Na​stęp​ne​go dnia po​ka​zał za​pis z elek​tro​en​ce​fa​lo​gra​fu swo​je​mu sze​fo​wi, któ​ry tak​że uznał, że cho​dzi o ja​kiś pro​blem z apa​ra​tu​rą, po​pro​sił więc Ase​rin​skie​go, żeby jesz​cze raz wszyst​ko do​kład​nie po​spraw​dzał. Ale urzą​dze​nia dzia​ła​ły cał​ko​wi​cie po​praw​nie. Po ko​lej​nych kil​ku no​cach, w cza​sie któ​rych ob​ser​wo​wał sen Ar​mon​da w la​bo​ra​to​rium, Ase​rin​sky nie miał już wąt​pli​wo​ści, że do​ko​nał waż​ne​go od​kry​cia. W pew​nym mo​men​cie snu mózg za​czy​na wy​ka​zy​wać ta​jem​ni​czą, zdu​mie​wa​ją​cą ak​tyw​ność. Dal​sze ba​da​nia po​ka​za​ły, że tym okre​som wzmo​żo​nej ak​tyw​no​ści mó​zgu to​wa​rzy​szą szyb​kie ru​chy gał​ki ocznej, któ​re Ase​rin​sky na​zwał REM (skrót po​cho​dzi od słów ra​pid eye mo​ve​ments; po​cząt​ko​wo Ase​rin​sky chciał je na​zwać jer​ky eye mo​ve​ments, ale oba​wiał się ne​ga​tyw​nych ko​no​ta​cji zwią​za​nych ze sło​wem jerk). W do​dat​ku za każ​dym ra​zem, gdy Ase​rin​sky bu​dził uczest​ni​ka eks​pe​ry​men​tu po fa​zie REM, do​wia​dy​wał się, że ba​da​ny miał ja​kiś sen. We wrze​śniu 1953 roku Ase​rin​sky i jego szef opu​bli​ko​wa​li wy​ni​ki swo​ich ba​dań w kla​sycz​nym dziś ar​ty​ku​le, za​ty​tu​ło​wa​nym Re​gu​lar​nie wy​stę​pu​ją​ce pod​czas snu fazy ru​chów ga​łek ocznych i zja​wi​ska to​wa​rzy​szą​ce, któ​ry na za​wsze zmie​nił ob​li​cze psy​cho​lo​gii.85 Na​gle na​ukow​cy uświa​do​mi​li so​bie, że w śpią​cym mó​zgu dzie​je się znacz​nie wię​cej, niż przy​pusz​cza​li, i że Ase​rin​sky od​na​lazł dro​gę do tego ukry​te​go świa​ta. Jak za​uwa​żył póź​niej je​den z ba​da​czy, to było ni​czym „od​kry​cie no​we​go kon​ty​nen​tu w mó​zgu”. Ucze​ni na ca​łym świe​cie za​pra​gnę​li eks​plo​ro​wać ten nowy wspa​nia​ły świat. Co cie​ka​we, za​bra​kło wśród nich sa​me​go Eu​ge​ne’a Ase​rin​skie​go. Ten za​wsze nie​kon​wen​cjo​nal​ny, ale ob​da​rzo​ny nie​ule​czal​ną cie​ka​wo​ścią świa​ta uczo​ny wkrót​ce po swo​im prze​ło​mo​wym eks​pe​ry​men​cie po​rzu​cił uni​wer​sy​tet w Chi​ca​go, żeby ba​dać wpływ prą​dów elek​trycz​nych na ło​so​sie.

„Zasnąć, może śnić – w tym sęk cały”

Ba​da​cze wy​róż​nia​ją obec​nie pięć od​ręb​nych faz snu. Wkrót​ce po za​śnię​ciu po​grą​ża​my się w fazę pierw​szą. Mózg za​cho​wu​je nadal dużą ak​tyw​ność i wy​wa​rza fale mó​zgo​we o du​żej czę​sto​tli​wo​ści, zwa​ne fa​la​mi alfa. W tej fa​zie snu mie​wa​my czę​sto dwa ro​dza​je ha​lu​cy​na​cji, tak zwa​ne oma​my hip​na​go​gicz​ne (któ​re po​ja​wia​ją się, gdy za​pa​da​my w sen) oraz oma​my hip​no​pom​picz​ne (któ​re po​ja​wia​ją się, gdy się bu​dzi​my). Każ​de​mu z tych dwu ro​dza​jów ob​ra​zów mogą to​wa​rzy​szyć roz​ma​ite fe​no​me​ny wi​zu​al​ne, w tym nie​re​gu​lar​ne plam​ki, ja​sne li​nie, wzo​ry geo​me​trycz​ne i ta​jem​ni​cze po​sta​cie o kształ​tach zwie​rzę​cych i ludz​kich. Tym ob​ra​zom czę​sto to​wa​rzy​szą tak​że dziw​ne dźwię​ki, ta​kie jak gło​śne ha​ła​sy, od​gło​sy kro​ków, de​li​kat​ne szep​ty, frag​men​ty mowy. Co cie​ka​we, są to do​zna​nia do​kład​nie ta​kie, ja​kie przez stu​le​cia wią​za​no z obec​no​ścią du​cha. Kie​dy już prze​ży​je​my gro​zę zwią​za​ną z fazą pierw​szą snu, prze​cho​dzi​my do fazy dru​giej. Nasz mózg jest wów​czas nadal dość ak​tyw​ny i czę​sto prze​cho​dzi przez krót​kie okre​sy wzmo​żo​nej ak​tyw​no​ści, zna​ne jako wrze​cio​na snu. Faza dru​ga trwa oko​ło dwu​dzie​stu mi​nut i w tym okre​sie może po​ja​wić się mam​ro​ta​nie, a na​wet mó​wie​nie przez sen. Po​wo​li po​grą​ża​my się w – tak, zga​dli​ście – fazę trze​cią. Te​raz na​sze cia​ło i mózg sta​ją się w peł​ni zre​lak​so​wa​ne i po mniej wię​cej dwu​dzie​stu mi​nu​tach za​pa​da​my w naj​głęb​szą fazę snu. W fa​zie czwar​tej mózg wy​ka​zu​je mi​ni​mal​ną ak​tyw​ność, cze​go na​stęp​stwem są bar​dzo po​wol​ne fale del​ta. To w tej fa​zie do​cho​dzi do noc​ne​go mo​cze​nia się albo lu​na​ty​ko​wa​nia. Po mniej wię​cej trzy​dzie​stu mi​nu​tach fazy czwar​tej dzie​je się coś dziw​ne​go. Nasz mózg za​czy​na gwał​tow​nie z po​wro​tem prze​cho​dzić przez pierw​sze trzy fazy, po czym wcho​dzi w za​gad​ko​wy stan. Wy​stę​pu​je w nim ten sam wy​so​ki po​ziom ak​tyw​no​ści, jaki pier​wot​nie spo​ty​ka​my w fa​zie pierw​szej, ale na​sze ser​ce bije te​raz bar​dzo szyb​ko, od​dech sta​je się płyt​ki i po​ja​wia​ją się gwał​tow​ne ru​chy ga​łek ocznych, któ​re przed laty tak fa​scy​no​wa​ły Ase​rin​skie​go. To wła​śnie w tym okre​sie mamy sny. Każ​dy z nas prze​ży​wa fazę snu REM mniej wię​cej pięć razy w cią​gu nocy. Każ​dy z tych okre​sów trwa prze​cięt​nie oko​ło dwu​dzie​stu mi​nut. Nie​któ​rzy lu​dzie twier​dzą, że nic im się nie śni, ale gdy​by obu​dzić ich bez​po​śred​nio po fa​zie REM, to zwy​kle po​wie​dzie​li​by, że wła​śnie mie​li sen. Nie jest więc praw​dą, że nic im się nie śni – po pro​stu rano nie pa​mię​ta​ją swo​ich snów. Dal​sze ba​da​nia po​ka​za​ły, że w okre​sie, w któ​rym mamy sny, z na​szym cia​łem dzie​ją się dwie oso​bli​we rze​czy. Po pierw​sze, po​ja​wia się po​bu​dze​nie ge​ni​ta​liów: u męż​czyzn wy​stę​pu​je erek​cja, u ko​biet wzrost lu​bry​ka​cji po​chwy. Cho​ciaż w la​tach sześć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku uwa​ża​no to od​kry​cie za epo​ko​we, to zda​niem nie​któ​rych ba​da​czy zja​wi​sko było zna​ne już daw​no temu, o czym świad​czy na przy​kład jed​na z po​sta​ci na​ma​lo​wa​nych w ja​ski​ni w La​scaux sie​dem​na​ście ty​się​cy lat temu, któ​ra przed​sta​wia śnią​ce​go my​śli​-

we​go z Cro-Ma​gnon z pe​ni​sem w sta​nie erek​cji (ale kto wie, może na​praw​dę po​do​ba​ło mu się po​lo​wa​nie?). Po dru​gie, cho​ciaż nasz mózg i ge​ni​ta​lia są w fa​zie REM bar​dzo ak​tyw​ne, resz​ta cia​ła nie. Praw​dę mó​wiąc, nasz rdzeń mó​zgo​wy cał​ko​wi​cie blo​ku​je ja​ki​kol​wiek ruch koń​czyn i tor​su, aby za​po​biec od​gry​wa​niu przez nas na​szych snów, co mo​gło​by być dla nas nie​bez​piecz​ne. Po​dob​nie jak nasz mózg może nas oszu​kać, spra​wia​jąc, że wi​dzi​my po​wi​dok w po​sta​ci du​cha, może tak​że wzbu​dzić w nas wra​że​nie, że spo​tka​li​śmy ja​kąś zło​wro​gą po​stać. Kie​dy prze​cho​dzi​my od fazy pierw​szej do fazy REM, nasz mózg cza​sa​mi wpa​da w dez​orien​ta​cję, co spra​wia, że za​czy​na​my do​świad​czać oma​mów hip​na​go​gicz​nych i hip​no​pom​picz​nych zwią​za​nych z fazą pierw​szą, ale jed​no​cze​śnie po​łą​czo​nych z po​bu​dze​niem sek​su​al​nym i pa​ra​li​żem to​wa​rzy​szą​cy​mi fa​zie REM. To prze​ra​ża​ją​ce po​łą​cze​nie spra​wia, że czu​je​my się, jak gdy​by ja​kiś ogrom​ny cię​żar za​le​gał nam na pier​si i przy​tła​czał nas do łóż​ka, czu​je​my (a cza​sa​mi wi​dzi​my) ja​kąś po​stać i wy​da​je nam się, że uczest​ni​czy​my w ja​kiejś dziw​nej for​mie sto​sun​ku sek​su​al​ne​go. Przez stu​le​cia lu​dzie czę​sto do​cho​dzi​li do prze​ko​na​nia, że zo​sta​li za​ata​ko​wa​ni przez de​mo​ny, du​chy albo przy​by​szów z ko​smo​su. Ba​da​cze zaj​mu​ją​cy się snem nie tyl​ko od​sło​ni​li praw​dzi​wą na​tu​rę ta​kich do​świad​czeń, ale tak​że zna​leź​li naj​lep​szy spo​sób na to, jak wy​gnać ta​kie zja​wy z na​szej sy​pial​ni. Za​pew​ne nie zdzi​wi​cie się, je​śli po​wiem, że nie wy​ma​ga to in​ten​syw​ne​go śpie​wa​nia pie​śni re​li​gij​nych, skra​pia​nia wodą świę​co​ną ani wy​szu​ka​nych eg​zor​cy​zmów. Praw​dę mó​wiąc, wy​star​czy spró​bo​wać za wszel​ką cenę po​ru​szyć pal​cem albo mru​gnąć. Na​wet naj​lżej​szy ruch po​mo​że na​sze​mu mó​zgo​wi przejść z fazy REM do pierw​szej fazy snu i za​nim się zo​rien​tu​je​my, bę​dzie​my z po​wro​tem w kra​inie ży​wych, zu​peł​nie przy​tom​ni i bez​piecz​ni. Oso​by, któ​re wie​rzą w du​chy, mu​szą więc po​go​dzić się z fak​tem, że po​czu​cie ob​co​wa​nia z in​ku​bem nie jest świa​dec​twem spo​tka​nia sił pie​kiel​nych, ale spryt​ną sztucz​ką na​sze​go mó​zgu. Jed​nak za​miast po​rzu​cić wia​rę w du​chy, zwo​len​ni​cy ist​nie​nia zja​wisk nad​przy​ro​dzo​nych sku​pi​li swo​ją uwa​gę na pro​ble​mie o wie​le trud​niej​szym do roz​wią​za​nia – licz​nych ob​ra​zach du​chów, któ​re lu​dzie wi​dzą, gdy znaj​du​ją się jak naj​bar​dziej na ja​wie.

W JAKI SPO​SÓB WY​WO​ŁAĆ DU​CHA Czy chcie​li​by​ście zo​ba​czyć te​raz du​cha? Je​śli tak, to przez ja​kieś trzy​dzie​ści se​kund po​pa​trz​cie na małą bia​łą krop​kę na ilu​stra​cji po le​wej stro​nie, a po​tem po​pa​trz​cie na małą czar​ną krop​kę na ilu​stra​cji po pra​wej stro​nie. Po kil​ku chwi​lach po​win​ni​ście zo​ba​czyć ta​jem​ni​czą ko​bie​tę w bie​li wy​ła​nia​ją​cą się przed wa​szy​mi ocza​mi. Je​śli po​wtó​rzy​cie to do​świad​cze​nie, ale spoj​rzy​cie na bia​łą ścia​nę, a nie na mały bia​ły kwa​drat, zo​ba​czy​cie wiel​kie​go du​cha wy​ła​nia​ją​ce​go się na ścia​nie.

Psy​cho​lo​go​wie na​zy​wa​ją zja​wi​sko​wą po​stać, jaką wła​śnie zo​ba​czy​li​ście (i któ​rą wie​lu z was bę​dzie wi​dzia​ło jesz​cze przez na​stęp​nych kil​ka mi​nut – prze​pra​szam za to), „po​wi​do​kiem”. Na​sze po​strze​ga​nie barw opie​ra się na trzech sys​te​mach. Każ​dy z tych sys​te​mów kon​cen​tru​je się wo​kół dwóch barw: je​den ze​staw barw to czer​wień–zie​leń, dru​gi nie​bie​ski–żół​ty, trze​ci czerń–biel. W każ​dym z tych sys​te​mów wy​stę​pu​ją dwie bar​wy, któ​re sta​no​wią swo​je prze​ci​wień​stwo i nie moż​na ich zo​ba​czyć jed​no​cze​śnie. Kie​dy na przy​kład oko i mózg na​ty​ka​ją się na bar​wę czer​wo​ną, „czer​wo​na” część sys​te​mu czer​wień–zie​leń pod​le​ga ak​ty​wa​cji, co spra​wia, że nie mo​że​my wi​dzieć jed​no​cze​śnie cze​goś, co jest zie​lo​ne (to wy​ja​śnia, dla​cze​go nig​dy nie zo​ba​czy​my ko​lo​rów, któ​re wy​da​ją się żół​ta​wo-nie​bie​skie albo czer​wo​na​wo-zie​lo​ne). Kie​dy przed chwi​lą pa​trzy​li​ście na jed​no​li​cie czar​ną syl​wet​kę, mimo woli zmu​si​li​ście neu​ro​ny sys​te​mu czerń–biel do tego, żeby dość dłu​go po​zo​sta​wa​ły w pew​nym uśpie​niu. Po czym, gdy prze​nie​śli​ście uwa​gę na pu​sty bia​ły kwa​drat, neu​ro​ny po​now​nie zo​sta​ły po​bu​dzo​ne. Po​nie​waż jed​nak znaj​do​wa​ły się już w sta​nie wy​ci​sze​nia, po​bu​dze​nie spra​wi​ło, że sta​ły się nad​mier​nie oży​wio​ne, co wy​wo​ła​ło efekt od​bi​cia pro​wa​dzą​cy do po​ja​wie​nia się bia​łe​go po​wi​do​ku.

Róża bez kolców

Pa​łac Hamp​ton Co​urt ma dłu​gie i burz​li​we dzie​je. Na po​cząt​ku szes​na​ste​go wie​ku ar​cy​bi​skup Yor​ku, kar​dy​nał Tho​mas Wol​sey, po​świę​cił sie​dem lat ży​cia i po​nad dwie​ście ty​się​cy ko​ron w zło​cie na wznie​sie​nie pa​ła​cu, któ​ry był​by god​ny kró​lów. Kil​ka lat po ukoń​cze​niu bu​do​wy Wol​sey utra​cił ła​skę swo​je​go mo​nar​chy, Hen​ry​ka VIII, i uznał, że ko​rzyst​nym dla nie​go po​su​nię​ciem bę​dzie po​da​ro​wa​nie ulu​bio​ne​go pa​ła​cu ro​dzi​nie kró​lew​skiej. Hen​ryk wspa​nia​ło​myśl​nie przy​jął uprzej​mą ofer​tę Wol​seya, roz​bu​do​wał po​sia​dłość tak, by mo​gła po​mie​ścić jego ty​siąc​o​so​bo​wy dwór, i szyb​ko się wpro​wa​dził. Od tej pory pa​łac był sie​dzi​bą wie​lu sław​nych kró​lów i kró​lo​wych, a w po​ło​wie dzie​więt​na​ste​go wie​ku zo​stał otwar​ty dla zwie​dza​ją​cych. Dzi​siaj Hamp​ton Co​urt jest jed​ną z naj​więk​szych atrak​cji tu​ry​stycz​nych w Wiel​kiej Bry​ta​nii, rocz​nie od​wie​dza go po​nad pół mi​lio​na tu​ry​stów. Pa​łac sły​nie tak​że z wie​lu in​nych atrak​cji, jak choć​by ko​lek​cji dzieł sztu​ki ze zbio​rów Roy​al Col​lec​tion, naj​le​piej za​cho​wa​nej śre​dnio​wiecz​nej sali w Wiel​kiej Bry​ta​nii oraz ogrom​nych kuch​ni z cza​sów Tu​do​rów – za​pro​jek​to​wa​nych w taki spo​sób, by mo​gły na​kar​mić sześć​set osób dwa razy dzien​nie. Aha, i jesz​cze jed​no. To tak​że je​den z naj​czę​ściej na​wie​dza​nych przez du​chy bu​dyn​ków w Wiel​kiej Bry​ta​nii. Po​dob​no w pa​ła​cu wi​dzia​no róż​ne isto​ty z za​świa​tów: na przy​kład „sza​rą damę”, któ​ra prze​mie​rza ka​mien​ne dzie​dziń​ce re​gu​lar​nie jak w ze​gar​ku, „ko​bie​tę w błę​kit​nej sza​cie”, któ​ra nie​ustan​nie po​szu​ku​je swo​je​go za​gi​nio​ne​go dziec​ka, oraz zja​wę psa, któ​ry po​miesz​ku​je w sy​pial​ni Wol​seya. Jed​nak mimo ostrej kon​ku​ren​cji naj​sław​niej​szym du​chem Hamp​ton Co​urt jest zja​wa Ka​ta​rzy​ny Ho​ward. Jak wia​do​mo, Hen​ryk VIII sły​nął z dość burz​li​we​go ży​cia pry​wat​ne​go. Zdra​dzał pierw​szą żonę, ka​zał ściąć dru​gą, trze​cia zmar​ła, wy​da​jąc na świat jego je​dy​ne​go syna, z czwar​tą się roz​wiódł. Po czym w wie​ku czter​dzie​stu dzie​wię​ciu lat zde​cy​do​wał się na krok, któ​ry za​pew​ne wzbu​dził​by zdzi​wie​nie na​wet u naj​bar​dziej do​świad​czo​ne​go do​rad​cy mał​żeń​skie​go – za​ko​chał się w dzie​więt​na​sto​let​niej da​mie dwo​ru Ka​ta​rzy​nie Ho​ward. Po krót​kim okre​sie za​lo​tów Hen​ryk po​ślu​bił Ka​ta​rzy​nę, pu​blicz​nie oświad​cza​jąc przy tej oka​zji, że jest jego „różą bez kol​ców”. Kil​ka mie​się​cy póź​niej Ka​ta​rzy​na też się za​ko​cha​ła. Nie​ste​ty, nie w mężu, tyl​ko w mło​dym dwo​rza​ni​nie Tho​ma​sie Cul​pep​pe​rze. Wia​do​mość o ro​man​sie do​tar​ła w koń​cu do Hen​ry​ka, któ​ry szyb​ko po​sta​no​wił ściąć głów​kę swo​jej róży. Zroz​pa​czo​na Ka​ta​rzy​na po​bie​gła do Hen​ry​ka, żeby bła​gać o ła​skę, ale zo​sta​ła za​trzy​ma​na przez kró​lew​skie stra​że, któ​re za​wlo​kły ją z po​wro​tem przez pa​ła​co​we ko​ry​ta​rze do jej kom​nat. Kil​ka mie​się​cy póź​niej Ka​ta​rzy​na Ho​ward i Tho​mas Cul​pep​per zo​sta​li ścię​ci w To​wer of Lon​don. We​dług le​gen​dy duch Ka​ta​rzy​ny Ho​ward na​wie​dza ko​ry​tarz, któ​rym nie​gdyś wle​czo​no ją wbrew jej woli. Pod ko​niec mi​nio​ne​go stu​le​cia ten frag​ment pa​ła​cu za​czę​to ko​ja​rzyć z wie​-

lo​ma róż​ny​mi zja​wa​mi. Wi​dy​wa​no na przy​kład „bia​łą damę” i do​no​szo​no o roz​le​ga​ją​cych się tam ta​jem​ni​czych krzy​kach. W stycz​niu 2001 roku za​dzwo​nił do mnie je​den z pra​cow​ni​ków pa​ła​cu i po​wie​dział, że ostat​nio po​ja​wi​ło się szcze​gól​nie wie​le zja​wisk zwią​za​nych z po​sta​cią Ka​ta​rzy​ny Ho​ward i za​sta​na​wia się, czy nie był​bym za​in​te​re​so​wa​ny bliż​szym zba​da​niem tej spra​wy.86 Po​sta​no​wi​łem wy​ko​rzy​stać oka​zję, żeby do​wie​dzieć się cze​goś wię​cej o bu​dow​lach na​wie​dza​nych przez du​chy, szyb​ko opra​co​wa​łem pe​wien eks​pe​ry​ment, skom​ple​to​wa​łem ze​spół ba​daw​czy, skse​ro​wa​łem set​ki stron kwe​stio​na​riu​szy do wy​peł​nie​nia, spa​ko​wa​łem sa​mo​chód i ru​szy​łem w stro​nę pa​ła​cu na pię​cio​dnio​we śledz​two. Pa​łac zwo​łał kon​fe​ren​cję pra​so​wą, aby ogło​sić roz​po​czę​cie mo​ich ba​dań, co wzbu​dzi​ło za​in​te​re​so​wa​nie dzien​ni​ka​rzy z ca​łe​go świa​ta. Po​sta​no​wi​li​śmy po​dzie​lić kon​fe​ren​cję pra​so​wą na dwie czę​ści. W pierw​szej pa​ła​co​wy urzęd​nik opo​wia​dał o dzie​jach po​ja​wia​ją​cych się tam du​chów, a po​tem ja mia​łem opi​sać swo​je za​pla​no​wa​ne ba​da​nia. Hi​sto​ryk dzie​jów pa​ła​cu roz​po​czął spo​tka​nie w sali wy​peł​nio​nej przez re​por​te​rów od opo​wie​ści o tym, co zda​rzy​ło się, gdy Hen​ryk spo​tkał Ka​ta​rzy​nę. W cza​sie prze​rwy wy​sze​dłem na ze​wnątrz za​czerp​nąć świe​że​go po​wie​trza i wte​dy wy​da​rzy​ło się coś bar​dzo dziw​ne​go. Po​wo​li mi​nął mnie sa​mo​chód wio​zą​cy dwóch pi​ja​nych na​sto​lat​ków. Je​den z nich opu​ścił szy​bę i rzu​cił we mnie jaj​kiem, któ​re roz​bi​ło się na mo​jej ko​szu​li. Po​nie​waż nie mia​łem cza​su się prze​brać, spró​bo​wa​łem je​dy​nie usu​nąć naj​gor​sze pla​my, po czym wró​ci​łem na kon​fe​ren​cję pra​so​wą. Po kil​ku mi​nu​tach mo​je​go wy​stą​pie​nia dzien​ni​ka​rze za​uwa​ży​li śla​dy na mo​jej ko​szu​li i przyj​mu​jąc, że to ek​to​pla​zma, spy​ta​li, czy Ka​ta​rzy​na Ho​ward zdą​ży​ła już mnie opluć. Od​par​łem: „Tak, to będą trud​niej​sze ba​da​nia, niż po​cząt​ko​wo my​śla​łem” – i cho​ciaż mó​wi​łem żar​tem, mój ko​men​tarz oka​zał się pro​ro​czy. Przed eks​pe​ry​men​tem po​pro​si​łem pra​cow​ni​ków pa​ła​cu o plan ko​ry​ta​rza, któ​ry za​pi​sał się tak nie​przy​jem​nie w pa​mię​ci Ka​ta​rzy​ny Ho​ward. Na​stęp​nie spo​tka​łem się z Ia​nem Fran​kli​nem, pa​ła​co​wym straż​ni​kiem, któ​ry sta​ra​nie ska​ta​lo​go​wał do​nie​sie​nia o nie​zwy​kłych zja​wi​skach, ja​kie w cią​gu mi​nio​nych stu lat sta​ły się udzia​łem pra​cow​ni​ków pa​ła​cu i go​ści, oraz po​pro​si​łem go, żeby dys​kret​nie za​zna​czył krzy​ży​kiem na pla​nie miej​sca, w któ​rych naj​czę​ściej lo​ko​wa​no do​świad​cze​nia zwią​za​ne z du​chem. Aby uchro​nić się przed nie​bez​pie​czeń​stwem stron​ni​czo​ści w na​szych ba​da​niach, ża​den czło​nek mo​je​go ze​spo​łu, włącz​nie ze mną, nie wie​dział, ja​kie ob​sza​ry ko​ry​ta​rza za​zna​czył Ian. W cią​gu dnia róż​ne gru​py tu​ry​stów zwie​dza​ją​cych pa​łac prze​kształ​ca​ły się w łow​ców du​chów. Po udzie​le​niu każ​de​mu uczest​ni​ko​wi ba​dań krót​kiej in​for​ma​cji na te​mat pro​jek​tu wrę​cza​li​śmy mu plan pię​tra, wol​ny od ja​kich​kol​wiek za​zna​czeń, i pro​si​li​śmy, aby po przej​ściu ko​ry​ta​rzem po​sta​wił na pla​nie znak „x” w miej​scu, w któ​rym przy​tra​fi​ły mu się ja​kieś nie​zwy​kłe do​zna​nia (za​sad​ni​czo była to więc gra w „znajdź upio​ra”). Każ​de​go wie​czo​ru roz​miesz​cza​li​śmy w ko​ry​ta​rzu róż​ne czuj​ni​ki oraz ka​me​rę ter​mo​wi​zyj​ną o war​to​ści sześć​dzie​się​ciu ty​się​cy fun​tów, w na​dziei, że uda nam się za​re​je​stro​wać ślad obec​no​ści Ka​ta​rzy​ny Ho​ward. Pierw​sze​go dnia po​szło nam ra​czej mar​nie. Kil​ku uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu za​wę​dro​wa​ło w nie​wła​ści​wy ko​ry​tarz i nie mo​gło zro​zu​mieć, dla​cze​go plan, któ​ry od nas do​sta​li, kom​plet​nie nie zga​dza się z rze​czy​wi​sto​ścią. Dru​gie​go dnia do​łą​czy​ła do nas ko​bie​ta, któ​ra twier​dzi​ła, że jest wcie​le​niem Ka​ta​rzy​ny Ho​ward, i oświad​czy​ła, że może zdać bez​po​śred​-

nią re​la​cję z in​te​re​su​ją​cych nas wy​da​rzeń („Praw​dę mó​wiąc, cią​gnę​li mnie w górę ko​ry​ta​rza, a nie w dół”, „Nie je​stem pew​na, czy ten nowy ko​lor ścian w kuch​niach mi się po​do​ba” itd.). Trze​cie​go dnia po​ja​wi​ła się bra​zy​lij​ska eki​pa fil​mo​wa, żeby sfil​mo​wać ko​ry​tarz na​wie​dza​ny przez du​cha, ale pre​zen​ter na​gle do​stał ata​ku lęku i opu​ścił pa​łac, nie do​koń​czyw​szy swo​jej pra​cy. Czwar​ty dzień oka​zał się wy​jąt​ko​wo in​te​re​su​ją​cy. Jak zwy​kle ze​spół (w skład któ​re​go wcho​dzi​ła te​raz in​kar​na​cja Ka​ta​rzy​ny Ho​ward) zgro​ma​dził się rano, aby spraw​dzić dane za​re​je​stro​wa​ne mi​nio​nej nocy przez czuj​ni​ki ter​micz​ne. Na​tych​miast sta​ło się oczy​wi​ste, że za​szło coś bar​dzo dziw​ne​go. Wy​kre​sy po​ka​zy​wa​ły nie​zwy​kły wzrost tem​pe​ra​tu​ry oko​ło szó​stej rano. Nie​cier​pli​wie prze​wi​nę​li​śmy za​pis z ka​me​ry ter​mo​wi​zyj​nej, żeby zo​ba​czyć, czy uda​ło nam się uchwy​cić Ka​ta​rzy​nę Ho​ward na ta​śmie. Punk​tu​al​nie o szó​stej rano otwo​rzy​ły się drzwi na jed​nym z koń​ców ko​ry​ta​rza i po​ja​wi​ła się w nich ja​kaś po​stać. In​kar​na​cja Ka​ta​rzy​ny Ho​ward na​tych​miast roz​po​zna​ła w niej oso​bę na​le​żą​cą do dwo​ru Hen​ry​ka VIII. Jed​nak kil​ka se​kund póź​niej wy​da​rze​nia przy​bra​ły zde​cy​do​wa​nie bar​dziej przy​ziem​ny ob​rót, gdy zo​ba​czy​li​śmy, jak na​sza po​stać pod​cho​dzi do sza​fy, wyj​mu​je z niej od​ku​rzacz i za​czy​na czy​ścić dy​wa​ny. Na szczę​ście po​zo​sta​łe dane zgro​ma​dzo​ne pod​czas ba​dań przy​nio​sły o wie​le cie​kaw​sze re​zul​ta​ty.

Na​gra​nie ob​ra​zu „du​cha” z ka​me​ry ter​mo​wi​zyj​nej www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Ther​mal​Ghost.html Przede wszyst​kim oso​by, któ​re wie​rzą w du​chy, do​świad​cza​ły znacz​nie wię​cej dziw​nych wra​żeń niż scep​ty​cy. Co cie​ka​we, te dziw​ne do​zna​nia nie były lo​so​wo roz​sia​ne po ca​łym ko​ry​ta​rzu, ale ra​czej sku​pia​ły się w pew​nych ob​sza​rach. Co jesz​cze cie​kaw​sze, te ob​sza​ry od​po​wia​da​ły miej​scom, któ​re Ian Fran​klin za​zna​czył na pla​nie na pod​sta​wie wcze​śniej​szych do​nie​sień. Zwa​żyw​szy na to, że ani człon​ko​wie ze​spo​łu, ani ochot​ni​cy bio​rą​cy udział w eks​pe​ry​men​cie nie zna​li wcze​śniej po​ło​że​nia tych ob​sza​rów, był to moc​ny do​wód na rzecz tezy, że dzie​je się coś dziw​ne​go. W kil​ku in​nych ba​da​niach pro​wa​dzo​nych w miej​scach na​wie​dza​nych przez du​chy uzy​-

ska​li​śmy bar​dzo po​dob​ne re​zul​ta​ty. Tam tak​że oso​by, któ​re wie​rzą w zja​wi​ska pa​ra​nor​mal​ne, czę​ściej wi​dy​wa​ły du​chy niż oso​by, któ​re w du​chy nie wie​rzą, i te do​świad​cze​nia czę​sto wy​stę​po​wa​ły w miej​scach, któ​re sły​ną jako miej​sca na​wie​dza​ne przez du​chy. Kie​dy za​pa​ko​wa​łem swój sprzęt do sa​mo​cho​du i po​że​gna​łem się z na​szą peł​ną do​brej woli, ale nie​zwy​kle iry​tu​ją​cą współ​cze​sną Ka​ta​rzy​ną Ho​ward, w moim umy​śle po​zo​sta​wa​ło wciąż jed​no py​ta​nie, na któ​re nie zna​łem od​po​wie​dzi: dla​cze​go?

Maszyna w duchu

Wy​star​czy przej​rzeć stro​ny in​ter​ne​to​we po​świę​co​ne po​lo​wa​niom na du​chy albo prze​czy​tać kil​ka ksią​żek na te​mat do​mów na​wie​dza​nych przez zja​wy, a prę​dzej czy póź​niej na​tknie​cie się na tak zwa​ną teo​rię ka​mien​nej ta​śmy. We​dług jej zwo​len​ni​ków du​chy są na​stęp​stwem tego, że bu​dyn​ki re​je​stru​ją, a na​stęp​nie od​twa​rza​ją mi​nio​ne wy​da​rze​nia. Uj​mu​jąc to nie​co in​a​czej, du​chy nie prze​cho​dzą przez ścia​ny, ale są ich czę​ścią. Idea ta​kie​go „za​pi​su” od​wo​łu​je się do wy​obraź​ni, ale z na​uko​we​go punk​tu wi​dze​nia ma trzy istot​ne man​ka​men​ty. Po pierw​sze, po​mysł jest cał​kiem do​słow​nie dzie​łem fik​cji li​te​rac​kiej. W grud​niu 1972 roku w świą​tecz​nym pro​gra​mie BBC wy​emi​to​wa​no opo​wieść o du​chach za​ty​tu​ło​wa​ną The Sto​ne Tape (Ka​mien​na ta​śma). Ak​cja sztu​ki na​pi​sa​nej przez Ni​ge​la Kne​ale’a (któ​ry jest tak​że au​to​rem sław​ne​go se​ria​lu Qu​ater​mass) kon​cen​tru​je się wo​kół gru​py uczo​nych pro​wa​dzą​cych ba​da​nia w sta​rym domu na​wie​dza​nym przez du​chy. Ba​da​cze od​kry​wa​ją, że ka​mien​ne ścia​ny w jed​nym z po​ko​jów po​tra​fią re​je​stro​wać mi​nio​ne wy​da​rze​nia oraz że rze​ko​me du​chy są w rze​czy​wi​sto​ści od​twa​rza​ny​mi za​pi​sa​mi z prze​szło​ści. Pra​gnąc do​wie​dzieć się cze​goś wię​cej, ucze​ni prze​pro​wa​dza​ją sze​reg eks​pe​ry​men​tów i (jak to czę​sto bywa, gdy bo​ha​te​ro​wie li​te​rac​cy sty​ka​ją się ze zja​wi​ska​mi nad​przy​ro​dzo​ny​mi) mimo woli wy​zwa​la​ją pew​ną zło​wro​gą siłę. Dru​gi pro​blem zwią​za​ny z tą teo​rią po​le​ga na tym, że jest cał​ko​wi​cie nie​praw​do​po​dob​na. Z tego, co nam wia​do​mo, nie ist​nie​je ża​den spo​sób na to, by in​for​ma​cja na te​mat mi​nio​nych wy​da​rzeń mo​gła zo​stać za​pi​sa​na w ma​te​rii ja​kie​goś bu​dyn​ku. Trze​ci i ostat​ni pro​blem – a z na​uko​we​go punk​tu wi​dze​nia być może naj​waż​niej​szy – po​le​ga na tym, że nie ma na​wet cie​nia do​wo​du prze​ma​wia​ją​ce​go na rzecz praw​dzi​wo​ści tej teo​rii. Na szczę​ście inni ba​da​cze za​pro​po​no​wa​li bar​dziej praw​do​po​dob​ne spo​so​by wy​ja​śnia​nia ta​jem​ni​czych ha​ła​sów, ja​kie roz​le​ga​ją się po no​cach. W la​tach pięć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku G.W. Lam​bert, prze​wod​ni​czą​cy to​wa​rzy​stwa ba​dań nad zja​wi​ska​mi pa​rap​sy​chicz​ny​mi, wy​su​nął przy​pusz​cze​nie, że od​po​wiedź kry​je się nie tyle w mu​rach do​mów na​wie​dza​nych przez du​chy, ile ra​czej w na​tu​ral​nych ru​chach zie​mi i wód głę​bo​ko pod ich fun​da​men​ta​mi.87

UHU​UUU! Tony Cor​nell, ba​dacz zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, prze​pro​wa​dził wie​le fa​scy​nu​ją​cych ba​dań nad nie​wy​tłu​ma​czal​ny​mi zja​wi​ska​mi, w tym prze​dziw​ną se​rię eks​pe​ry​men​tów, w któ​rych pra​gnął oce​nić wia​ry​god​ność re​la​cji na​ocz​nych świad​ków wy​da​rzeń zwią​za​nych z du​cha​mi.88 Jego po​mysł był pro​sty. Naj​pierw Cor​nell

i jego współ​pra​cow​ni​cy prze​bie​ra​li się za zja​wy i sta​wa​li nocą w miej​scach pu​blicz​nych, sta​ra​jąc się zwró​cić na sie​bie uwa​gę prze​chod​niów. Na​stęp​nie inni człon​ko​wie ze​spo​łu ba​daw​cze​go prze​pro​wa​dza​li wy​wia​dy z tymi na​ocz​ny​mi świad​ka​mi i oce​nia​li traf​ność ich spo​strze​żeń. Jed​nak, jak to czę​sto bywa w ba​da​niach nad zja​wi​ska​mi nad​przy​ro​dzo​ny​mi, prze​pro​wa​dze​nie za​pla​no​wa​ne​go eks​pe​ry​men​tu oka​za​ło się nie​zwy​kle trud​ne. Po​cząt​ko​wo Cor​nell owi​nął się bia​łym prze​ście​ra​dłem i przez kil​ka nocy prze​cha​dzał po spo​wi​tym w mro​ku par​ku w cen​trum Cam​brid​ge. Cho​ciaż mo​gło go wte​dy zo​ba​czyć oko​ło osiem​dzie​się​ciu osób, naj​wy​raź​niej żad​na z nich nie za​uwa​ży​ła ni​cze​go dziw​ne​go. Przy​pusz​cza​jąc, że te roz​cza​ro​wu​ją​ce re​zul​ta​ty mo​gły być na​stęp​stwem nie​do​sta​tecz​ne​go oświe​tle​nia, Cor​nell jesz​cze raz owi​nął się prze​ście​ra​dłem i przez kil​ka nocy prze​cha​dzał po do​brze oświe​tlo​nym cmen​ta​rzu w Cam​brid​ge. Mi​nę​ło go w tym cza​sie oko​ło dzie​więć​dzie​się​ciu sa​mo​cho​dów, czter​dzie​stu ro​we​rzy​stów i dwu​na​stu pie​szych, ale je​dy​nie czte​ry oso​by za​uwa​ży​ły zja​wę. Z dwie​ma z nich prze​pro​wa​dzo​no na​stęp​nie roz​mo​wę. Jed​na po​wie​dzia​ła, że we​dług niej duch wy​stę​pu​je w ja​kimś pro​jek​cie ar​ty​stycz​nym, dru​ga, że czło​wiek owi​nię​ty prze​ście​ra​dłem naj​wy​raź​niej jest stuk​nię​ty. Cor​nell pod​jął jesz​cze jed​ną pró​bę: skon​tak​to​wał się z miej​sco​wym ki​nem i umó​wił się, że za​in​sce​ni​zu​je swój wy​stęp w roli du​cha przed ekra​nem ki​no​wym, tuż przed po​ka​zem ja​kie​goś fil​mu dla do​ro​słych (cho​dzi​ło o to, żeby „mieć pew​ność, że na wi​dow​ni nie bę​dzie dzie​ci”). Ba​da​cze po​pro​si​li na​stęp​nie oso​by sie​dzą​ce na wi​dow​ni, aby pod​nio​sły rękę, je​śli wi​dzia​ły coś nie​zwy​kłe​go. Oka​za​ło się, że jed​na trze​cia obec​nych nie za​uwa​ży​ła fał​szy​we​go du​cha. Re​la​cje osób, któ​re za​uwa​ży​ły dziw​ną po​stać, były bar​dzo roz​bież​ne. Ktoś wi​dział mło​dą dziew​czy​nę ubra​ną w let​nią su​kien​kę, ktoś inny ko​bie​tę w cięż​kim płasz​czu, był na​wet widz, któ​ry do​strzegł niedź​wie​dzia po​lar​ne​go czła​pią​ce​go przed ekra​nem. Wy​ni​ki uzy​ska​ne przez Cor​nel​la świad​czą o tym, że je​śli zmar​li rze​czy​wi​ście prze​cha​dza​ją się wśród nas, po​win​ni po​my​śleć o za​ło​że​niu do​brze wi​docz​nej ka​mi​zel​ki od​bla​sko​wej. Aby prze​pro​wa​dzić je​den ze swo​ich eks​pe​ry​men​tów, Cor​nell i jego współ​pra​cow​nik Gauld zna​leź​li dom prze​zna​czo​ny do roz​biór​ki i na​mó​wi​li radę miej​ską, żeby po​da​ro​wa​ła im bu​dy​nek do po​waż​nych ba​dań na​uko​wych. Za​czę​li od przy​mu​ro​wa​nia do jed​nej ze ścian domu po​tęż​nej ma​szy​ny wy​twa​rza​ją​cej wi​bra​cje, po czym owi​nę​li wo​kół ko​mi​na dłu​gą linę i na jed​nym z jej koń​ców przy​mo​co​wa​li ma​syw​ny od​waż​nik. Na​stęp​nie we​szli do środ​ka i sta​ran​nie roz​mie​ści​li w róż​nych po​miesz​cze​niach trzy​na​ście „te​sto​wych” przed​mio​tów. Na przy​kład w jed​nym po​ko​ju po​ło​ży​li na pod​ło​dze ka​wa​łek mar​mu​ru, w in​nym po​sta​wi​li na pół​ce fi​li​żan​kę ze spodkiem. Za​koń​czyw​szy swo​je przy​go​to​wa​nia, przy​stą​pi​li do dru​giej fazy eks​pe​ry​men​tu. Gauld ulo​ko​wał się we​wnątrz domu, a Cor​nell włą​czył wiel​ki wi​bra​tor. Cały dom za​trząsł się, ale ża​den z te​sto​wych przed​mio​tów nie po​ru​szył się ani tro​chę. Cor​nell po​le​cił, aby unie​sio​no ma​syw​ny cię​żar umiesz​czo​ny na koń​cu liny i ude​rzo​no nim w bok bu​dyn​ku. Mimo ude​rze​nia wszyst​kie przed​mio​ty te​sto​we po​zo​sta​ły na swo​im miej​scu. Na​stęp​ne​go dnia Gauld i Cor​nell wró​ci​li na miej​sce ba​dań, włą​czy​li ma​szy​nę wi​bru​ją​cą na więk​szą

moc i wresz​cie zdo​ła​li do​pro​wa​dzić do tego, że fi​li​żan​ka od her​ba​ty za​czę​ła lek​ko drgać na spodku. Pod​czas ostat​niej pró​by ucze​ni na​sta​wi​li ma​szy​nę wi​bru​ją​cą na jesz​cze więk​szą moc i ulo​ko​wa​li się we​wnątrz bu​dyn​ku. Gdy je​den z ich współ​pra​cow​ni​ków prze​su​nął dźwi​gnię wi​bra​to​ra na mak​sy​mal​ną war​tość, Gauld i Cor​nell po​czu​li, że cały dom się trzę​sie. Z ko​mi​na sy​pał się pył, ka​wał​ki tyn​ku od​pa​da​ły z su​fi​tu, w jed​nej z sy​pial​ni po​ja​wi​ło się duże pęk​nię​cie na ścia​nie. Na​ra​ża​jąc się na, jak to po​tem opi​sa​li, „naj​bar​dziej prze​ra​ża​ją​ce do​świad​cze​nie, ja​kie było nam dane prze​żyć w po​szu​ki​wa​niu po​lter​ge​istów”, wy​trwa​li na po​ste​run​ku i za​uwa​ży​li, że na​wet w tych eks​tre​mal​nych wa​run​kach je​dy​nie kil​ka przed​mio​tów te​sto​wych się po​ru​szy​ło – prze​wró​cił się pla​sti​ko​wy dzba​nek, fi​li​żan​ka i spodek spa​dły z pół​ki, gip​so​wa fi​gu​ra osła prze​su​nę​ła się kil​ka mi​li​me​trów od ścia​ny. Po tych pro​wa​dzo​nych z na​ra​że​niem ży​cia eks​pe​ry​men​tach Gauld i Cor​nell do​szli do wnio​sku, że teo​rii Lam​ber​ta nie da się utrzy​mać.89 Lam​bert nie był je​dy​nym ba​da​czem, któ​ry wy​su​nął hi​po​te​zę, że po​ja​wia​nie się du​chów może być efek​tem szko​dli​wych wi​bra​cji. W swo​jej po​przed​niej książ​ce, Dziw​no​lo​gii, opi​sy​wa​łem inną kon​cep​cję, sfor​mu​ło​wa​ną przez in​ży​nie​ra elek​try​ka Vica Tan​dy’ego.90 W 1998 roku Tan​dy pra​co​wał w la​bo​ra​to​rium, któ​re mia​ło opi​nię miej​sca na​wie​dza​ne​go przez du​chy. Kie​dy pew​ne​go sierp​nio​we​go wie​czo​ru prze​by​wał sam w la​bo​ra​to​rium, na​gle po​czuł, że ktoś go ob​ser​wu​je. Od​wró​cił się po​wo​li i do​strzegł nie​wy​raź​ną po​stać wy​ła​nia​ją​cą się z le​wej stro​ny, na skra​ju jego pola wi​dze​nia. Wło​sy sta​nę​ły mu dęba. W koń​cu ze​brał całą od​wa​gę i od​wró​cił się przo​dem do tej po​sta​ci. W tym mo​men​cie roz​pły​nę​ła się i zni​kła. Na​stęp​ne​go dnia Tan​dy, któ​ry był za​pa​lo​nym szer​mie​rzem, przy​niósł do la​bo​ra​to​rium swój flo​ret, żeby go na​pra​wić. Kie​dy za​mo​co​wał broń w ima​dle, na​gle za​czę​ła ona gwał​tow​nie wi​bro​wać. Po​cząt​ko​wo Tan​dy był zdu​mio​ny, ale w koń​cu zo​rien​to​wał się, że to za​mon​to​wa​ny w po​miesz​cze​niu kli​ma​ty​za​tor wy​twa​rza fale dźwię​ko​we o ni​skiej czę​sto​tli​wo​ści, nie​sły​szal​ne dla ludz​kie​go ucha. Te fale, na​zy​wa​ne in​fra​dź​wię​ka​mi, wi​bru​ją z czę​sto​tli​wo​ścią oko​ło sie​dem​na​stu her​ców i mogą do​pro​wa​dzić do po​wsta​wa​nia dziw​nych efek​tów. Tan​dy do​szedł do wnio​sku, że w nie​któ​rych bu​dyn​kach na​wie​dza​nych rze​ko​mo przez du​chy pew​ne na​tu​ral​ne zja​wi​ska, jak sil​ne wia​try wie​ją​ce przez nie​do​mknię​te okno albo od​gło​sy ru​chu dro​go​we​go, mogą wy​twa​rzać in​fra​dź​wię​ki, któ​re spra​wia​ją, że lu​dzie mają dziw​ne od​czu​cia, któ​re błęd​nie przy​pi​su​ją obec​no​ści du​chów. Ist​nie​ją pew​ne do​wo​dy na po​par​cie kon​cep​cji Tan​dy’ego. Na przy​kład w 2000 roku pro​wa​dził on ba​da​nia w czter​na​sto​wiecz​nej piw​ni​cy w Co​ven​try, któ​ra sły​nę​ła z tego, że na​wie​dza​ły ją du​chy, i za​re​je​stro​wał obec​ność in​fra​dź​wię​ków w czę​ści piw​ni​cy, w któ​rej wie​le osób wi​dzia​ło wcze​śniej ta​jem​ni​cze zja​wy.91 Jak pi​sa​łem w Dziw​no​lo​gii, dal​sze ba​da​nia wy​ka​za​ły, że lu​dzie rze​czy​wi​ście mają dziw​ne od​czu​cia, gdy są na​ra​że​ni na dzia​ła​nie fal dźwię​ko​wych o ni​skiej czę​sto​tli​wo​ści. Cho​ciaż jed​nak teo​ria Tan​dy’ego mo​gła​by wy​ja​śnić nie​któ​re przy​pad​ki po​ja​wia​nia się rze​ko​mych du​chów, nie​zbęd​ne w tym celu po​łą​cze​nie sil​nych wia​trów, okien o okre​ślo​nym kształ​cie i prze​bie​ga​ją​cej w po​bli​żu ru​chli​wej ar​te​rii nie zda​rza się tak czę​sto, a tym sa​mym przy​pusz​czal​nie nie da się w ten spo​sób wy​ja​śnić bar​dzo wie​lu przy​pad​ków rze​ko​mych na​wie​dzeń. Oczy​wi​ście in​fra​dź​wię​ki jako na​uko​we wy​ja​śnie​nie po​ja​wia​nia się du​chów nie są wszyst​kim, na co stać dzi​siej​szych ba​da​czy...

Czekając na Boga

Mi​cha​el Per​sin​ger, neu​rop​sy​cho​log z Uni​wer​sy​te​tu Lau​ren​tyń​skie​go w Ka​na​dzie, uwa​ża, że przy​czy​ną złu​dze​nia, że spo​tka​li​śmy du​cha, są nie​pra​wi​dło​wo​ści w funk​cjo​no​wa​niu mó​zgu, a tak​że, co jest już bar​dziej dys​ku​syj​ne, że ta​kie złu​dze​nie moż​na ła​two wy​wo​łać, pod​da​jąc ludz​ką gło​wę dzia​ła​niu bar​dzo sła​bych pól ma​gne​tycz​nych.92 Uczest​ni​cy ty​po​we​go eks​pe​ry​men​tu Per​sin​ge​ra po wej​ściu do la​bo​ra​to​rium sły​szą proś​bę, aby wy​god​nie usie​dli na krze​śle, po czym pra​cow​ni​cy la​bo​ra​to​rium za​kła​da​ją każ​de​mu z nich na gło​wę hełm, prze​wią​zu​ją oczy i pro​szą, aby przez mniej wię​cej czter​dzie​ści mi​nut wy​ci​szy​li się i zre​lak​so​wa​li. W tym cza​sie kil​ka ukry​tych w heł​mie so​le​no​idów ge​ne​ru​je wo​kół uczest​ni​ka eks​pe​ry​men​tu nie​zwy​kle sła​be pola ma​gne​tycz​ne. Cza​sa​mi te pola sku​pia​ją się z pra​wej stro​ny gło​wy, cza​sa​mi z le​wej, a cza​sa​mi krą​żą wo​kół czasz​ki ba​da​ne​go. Wresz​cie pra​cow​ni​cy la​bo​ra​to​rium zdej​mu​ją uczest​ni​ko​wi hełm i opa​skę na oczy, po czym pro​szą o wy​peł​nie​nie kwe​stio​na​riu​sza, w któ​rym na​le​ży za​zna​czyć, czy ba​da​ny miał ja​kieś dziw​ne wra​że​nia pod​czas pró​by, ta​kie jak po​czu​cie czy​jejś obec​no​ści, wy​ra​zi​ste ob​ra​zy lub dziw​ne za​pa​chy, czy był po​bu​dzo​ny sek​su​al​nie albo czy miał po​czu​cie, że sta​nął twa​rzą w twarz z Bo​giem. Po la​tach eks​pe​ry​men​tów Per​sin​ger ogło​sił, że oko​ło osiem​dzie​się​ciu pro​cent uczest​ni​ków jego ba​dań za​zna​cza​ło „tak” obok opi​su przy​najm​niej jed​ne​go z ta​kich do​znań, a nie​któ​rzy wy​bie​ra​li na​wet opcję „wszyst​kie wy​mie​nio​ne”. Ba​da​nia Per​sin​ge​ra oma​wia​no w licz​nych fil​mach do​ku​men​tal​nych, a kil​ku pre​zen​te​rów te​le​wi​zyj​nych i dzien​ni​ka​rzy za​kła​da​ło na​wet na gło​wę jego ma​gicz​ny hełm w na​dziei na spo​tka​nie ze Stwór​cą. I zwy​kle nie czu​li się za​wie​dze​ni. Ba​dacz​ka zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych Sue Black​mo​re mia​ła wra​że​nie, jak​by ktoś ją chwy​cił za nogę i cią​gnął po ścia​nie, po czym ogar​nął ją nie​zwy​kle sil​ny gniew (my​ślę, że po​czuł​bym się do​kład​nie tak samo, gdy​by ktoś chwy​cił mnie za nogę i wcią​gał po ścia​nie). Fe​lie​to​ni​sta pi​sma „Scien​ti​fic Ame​ri​can”, Mi​cha​el Sher​mer, scep​tycz​nie na​sta​wio​ny do zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, miał po za​ło​że​niu heł​mu rów​nie nie​sa​mo​wi​te prze​ży​cia. Czuł ja​kąś dziw​ną obec​ność ko​goś, kto prze​bie​ga obok nie​go, po czym ogar​nę​ło go po​czu​cie, że za​czy​na opusz​czać swo​je cia​ło. Per​sin​ger nie może jed​nak po​chwa​lić się stu​pro​cen​to​wą sku​tecz​no​ścią. Ri​chard Daw​kins, bio​log ewo​lu​cyj​ny i zna​ny ate​ista, nie miał pra​wie żad​nych po​dob​nych prze​żyć i po za​koń​cze​niu eks​pe​ry​men​tu czuł je​dy​nie sil​ne roz​cza​ro​wa​nie. Mimo tra​fia​ją​cych się od cza​su do cza​su nie​wraż​li​wych ate​istów wszyst​ko szło do​brze, do​pó​ki za po​dob​ny eks​pe​ry​ment nie po​sta​no​wił wziąć się ze​spół szwedz​kich psy​cho​lo​gów pod kie​row​nic​twem Peh​ra Gra​nqvi​sta z uni​wer​sy​te​tu w Up​psa​li.93 Na po​cząt​ku nic nie za​po​wia​da​ło trud​no​ści. Szwe​dzi od​wie​dzi​li la​bo​ra​to​rium Per​sin​ge​ra i na​wet po​ży​czy​li do

swo​ich ba​dań prze​no​śną wer​sję jed​ne​go z jego heł​mów. Jed​nak Gra​nqvist po​dej​rze​wał, że nie​któ​rzy z uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu Per​sin​ge​ra mo​gli wie​dzieć, cze​go się od nich ocze​ku​je, a tym sa​mym jest praw​do​po​dob​ne, że ich prze​ży​cia sta​no​wi​ły na​stęp​stwo nie tyle od​dzia​ły​wa​nia sub​tel​nych pól ma​gne​tycz​nych, ile su​ge​stii. Aby wy​klu​czyć taką ewen​tu​al​ność w swo​ich wła​snych ba​da​niach, Gra​nqvist za​kła​dał wpraw​dzie wszyst​kim uczest​ni​kom eks​pe​ry​men​tu hełm po​ży​czo​ny od Per​sin​ge​ra, ale włą​czał urzą​dze​nie je​dy​nie w przy​pad​ku po​ło​wy ba​da​nych. Ani uczest​ni​cy, ani ba​da​cze nie wie​dzie​li, kie​dy pole ma​gne​tycz​ne było włą​czo​ne, a kie​dy nie. Re​zul​ta​ty były zdu​mie​wa​ją​ce. Gra​nqvist od​krył, że pole ma​gne​tycz​ne nie ma ab​so​lut​nie żad​ne​go wpły​wu na osią​ga​ne efek​ty. Trzech uczest​ni​ków jego eks​pe​ry​men​tu opi​sy​wa​ło in​ten​syw​ne do​świad​cze​nia du​cho​we, choć dwaj z nich nie byli w tym cza​sie wy​sta​wie​ni na dzia​ła​nie pól ma​gne​tycz​nych. Dwa​dzie​ścia dwie oso​by mó​wi​ły o bar​dziej sub​tel​nych wra​że​niach, ale w przy​pad​ku je​de​na​stu z nich apa​rat był wy​łą​czo​ny. Kie​dy w 2004 roku opu​bli​ko​wa​no wy​ni​ki ba​dan Gra​nqvi​sta, Per​sin​ger uznał, że sła​be re​zul​ta​ty Szwe​da mogą być po czę​ści na​stęp​stwem tego, że uczest​ni​cy ba​da​nia, w przy​pad​ku któ​rych hełm był włą​czo​ny, byli wy​sta​wie​ni na dzia​ła​nie pól ma​gne​tycz​nych je​dy​nie przez pięt​na​ście mi​nut, i że przy ste​ro​wa​niu urzą​dze​niem Gra​nqvist po​słu​gi​wał się opro​gra​mo​wa​niem kom​pu​te​ro​wym opar​tym na sys​te​mie DOS, a tym sa​mym przy​pusz​czal​nie zmie​niał na​tu​rę pól ma​gne​tycz​nych. Szwedz​cy ba​da​cze bro​ni​li jed​nak za​sto​so​wa​nej me​to​dy i osią​gnię​tych re​zul​ta​tów. Ale na tym nie ko​niec. W 2009 roku psy​cho​log Chris French i jego współ​pra​cow​ni​cy z Gold​smi​ths Col​le​ge w Lon​dy​nie prze​pro​wa​dzi​li wła​sne ba​da​nia. Ukry​li źró​dła pola ma​gne​tycz​ne​go w po​ma​lo​wa​nych na bia​ło ścia​nach zwy​kłe​go po​ko​ju, po​zba​wio​ne​go ja​kich​kol​wiek cech cha​rak​te​ry​stycz​nych, i pro​si​li ochot​ni​ków, aby cho​dzi​li po nim i opi​sy​wa​li wszel​kie dziw​ne do​zna​nia.94 To nie​wąt​pli​wie naj​bar​dziej „na​uko​we” ze wszyst​kich po​miesz​czeń na​wie​dza​nych przez du​chy od​wie​dzi​ło sie​dem​dzie​siąt dzie​więć osób i każ​da prze​by​wa​ła w nim oko​ło pięć​dzie​się​ciu mi​nut. Idąc w śla​dy Gra​nqvi​sta, French i jego ze​spół pil​no​wa​li, aby zwo​je włą​cza​no je​dy​nie w przy​pad​ku po​ło​wy od​wie​dza​ją​cych oraz aby ani uczest​ni​cy ba​da​nia, ani eks​pe​ry​men​ta​to​rzy nie wie​dzie​li, czy w da​nym mo​men​cie zwo​je są włą​czo​ne czy nie. Oka​za​ło się, że pole ma​gne​tycz​ne nie ma żad​ne​go wpły​wu na to, czy lu​dzie do​zna​ją ja​kichś dziw​nych prze​żyć, czy nie. Nie​któ​rzy kry​ty​cy kon​cep​cji Per​sin​ge​ra zwró​ci​li uwa​gę na to, że wszy​scy je​ste​śmy wy​sta​wie​ni na dzia​ła​nie o wie​le sil​niej​szych pól ma​gne​tycz​nych, ile​kroć po​słu​gu​je​my się su​szar​ką do wło​sów albo włą​cza​my te​le​wi​zor. Tym sa​mym, gdy​by teo​ria Per​sin​ge​ra była praw​dzi​wa, o wie​le czę​ściej prze​ży​wa​li​by​śmy spo​tka​nia z du​cha​mi. Kon​cep​cja du​chów in​fra​dź​wię​ko​wych i zjaw elek​tro​ma​gne​tycz​nych żywo po​dzia​ła​ła na wy​obraź​nię me​diów i opi​nii pu​blicz​nej, ale nie prze​ko​na​ła uczo​nych. A za​tem, czy ktoś zdo​łał roz​wią​zać za​gad​kę du​chów? Za​nim zaj​mie​my się głę​biej tą kwe​stią, mu​si​my do​wie​dzieć się nie​co wię​cej na te​mat po​ja​wie​nia się zja​wy pew​nej dość nie​zwy​kłej oso​by du​chow​nej.

Potęga spektroskopii ramanowskiej

Kil​ka lat temu w ra​mach cy​klu pro​gra​mów te​le​wi​zyj​nych po​świę​co​nych ludz​kim za​cho​wa​niom prze​pro​wa​dzi​łem dość nie​zwy​kły eks​pe​ry​ment. Zgro​ma​dzi​li​śmy w sali dwa​dzie​ścio​ro ni​cze​go nie​spo​dzie​wa​ją​cych się ochot​ni​ków, po​pro​si​li​śmy, żeby usie​dli w czte​rech rzę​dach, i po​wie​dzie​li​śmy, że pra​gnie​my spraw​dzić, jak funk​cjo​nu​je ich zmysł po​wo​nie​nia. Po​ka​za​li​śmy ba​da​nym nie​wiel​kie bu​te​lecz​ki per​fum za​wie​ra​ją​ce ja​sno​zie​lo​ny płyn i po​wie​dzie​li​śmy, że kie​dy od​krę​ci​my ko​rek bu​te​lecz​ki, w ca​łym po​miesz​cze​niu bę​dzie od​czu​wal​ny sil​ny za​pach mię​ty. Na​stęp​nie ostroż​nie od​krę​ci​li​śmy za​kręt​kę i po​pro​si​li​śmy obec​nych, aby unie​śli do góry rękę w mo​men​cie, gdy po​czu​ją za​pach mię​ty. Po chwi​li kil​ka osób w pierw​szym rzę​dzie unio​sło rękę do góry. Kil​ka se​kund póź​niej po​dob​nie zro​bi​li sie​dzą​cy w dru​gim rzę​dzie i wkrót​ce mniej wię​cej po​ło​wa uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu trzy​ma​ła rękę w po​wie​trzu. Kie​dy po​pro​si​li​śmy o opi​sa​nie tego za​pa​chu, mó​wi​li, że jest świe​ży, przy​jem​ny i po​bu​dza​ją​cy. Był tyl​ko je​den mały pro​blem. Jak już się za​pew​ne do​my​śla​cie, bu​tel​ka w rze​czy​wi​sto​ści za​wie​ra​ła mie​sza​ni​nę wody i bez​won​ne​go barw​ni​ka. Za​pach mię​ty ist​niał wy​łącz​nie w umy​słach uczest​ni​ków po​ka​zu, a ce​lem eks​pe​ry​men​tu było za​de​mon​stro​wa​nie siły su​ge​stii. Po​kaz, po raz pierw​szy prze​pro​wa​dzo​ny w 1899 roku przez Edwi​na Eme​ry’ego Slos​so​na (we​dług ów​cze​snych do​nie​sień Slos​son „zo​stał zmu​szo​ny do prze​rwa​nia eks​pe​ry​men​tu, po​nie​waż nie​któ​re oso​by sie​dzą​ce w pierw​szym rzę​dzie po​czu​ły się nie​do​brze i za​mie​rza​ły opu​ścić po​miesz​cze​nie”), wie​lo​krot​nie po​wta​rza​no w cią​gu mi​nio​ne​go stu​le​cia na wy​dzia​łach psy​cho​lo​gii.95 Pod ko​niec lat sie​dem​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku Mi​cha​el O’Ma​ho​ny, ba​dacz pro​ce​sów sen​so​rycz​nych z Uni​wer​sy​te​tu Ka​li​for​nij​skie​go, za​pro​po​no​wał bar​dziej wy​ra​fi​no​wa​ną od​mia​nę tego te​stu i na​mó​wił BBC, żeby prze​pro​wa​dzi​ła po​my​sło​wą wer​sję po​ka​zu pod​czas pro​gra​mu na żywo.96 O’Ma​ho​ny zmon​to​wał atra​pę urzą​dze​nia słu​żą​ce​go do ba​dań na​uko​wych (wy​obraź​my so​bie dziw​nie wy​glą​da​ją​cy dłu​gi sto​żek, do tego mnó​stwo ka​bli i kil​ka oscy​lo​sko​pów) i zdo​łał w ja​kiś spo​sób za​cho​wać ka​mien​ną twarz, gdy mó​wił te​le​wi​dzom, że jego nowo opra​co​wa​na „pu​łap​ka sma​ku” wy​ko​rzy​stu​je zja​wi​sko „spek​tro​sko​pii ra​ma​no​wow​skiej” do prze​ka​zy​wa​nia wra​żeń wę​cho​wych za po​śred​nic​twem dźwię​ków. Na​stęp​nie z dumą ogło​sił, że tym bodź​cem bę​dzie pe​wien wiej​ski za​pach. Nie​ste​ty pu​blicz​ność zgro​ma​dzo​na w stu​diu zro​zu​mia​ła, że ma na my​śli obor​nik, i za​re​ago​wa​ła na jego sło​wa sal​wą nie​sto​sow​ne​go śmie​chu. Po wy​ja​śnie​niu, że nie za​mie​rza​ją trans​mi​to​wać do ludz​kich do​mów za​pa​chu łaj​na, człon​ko​wie eki​py ba​daw​czej od​two​rzy​li przez dzie​sięć se​kund dźwięk stro​je​nia Do​lby. Po​dob​nie jak w bar​dziej stan​dar​do​wej wer​sji tego eks​pe​ry​men​tu bu​te​lecz​ki rze​ko​mych per​fum nie za​wie​ra​ją ni​cze​go prócz wody, rów​nież wy​emi​to​-

wa​ny dźwięk w ża​den spo​sób nie był w sta​nie wzbu​dzać wra​żeń za​pa​cho​wych. Na​stęp​nie po​pro​szo​no wi​dzów zgro​ma​dzo​nych przed od​bior​ni​ka​mi, aby skon​tak​to​wa​li się ze sta​cją te​le​wi​zyj​ną i opi​sa​li swo​je wra​że​nia. Na apel od​po​wie​dzia​ło kil​ka​set osób, przy czym więk​szość z nich twier​dzi​ła, że wy​czu​li wy​raź​ny za​pach „sia​na”, „tra​wy” i „kwia​tów”. Cho​ciaż wy​raź​nie za​po​wie​dzia​no, że za​pach nie bę​dzie miał nic wspól​ne​go z na​wo​zem na​tu​ral​nym, kil​ka osób oświad​czy​ło, że wy​czu​li lek​ki za​pa​szek obor​ni​ka. Kil​ku wi​dzów przy​zna​ło się, że wy​emi​to​wa​ny dźwięk wy​wo​łał u nich ostrzej​sze re​ak​cje, w tym atak ka​ta​ru sien​ne​go, na​głe ki​cha​nie i za​wro​ty gło​wy. Eks​pe​ry​men​ty tego ro​dza​ju po​ka​zu​ją, że sama siła ludz​kich ocze​ki​wań może skło​nić nie​któ​re oso​by do od​czu​wa​nia roz​ma​itych za​pa​chów. Ja​mes Ho​uran (ten od in​ter​ne​to​wych ran​dek i ła​pa​nia du​chów) uwa​ża, że ta​kie re​ak​cje mogą ode​grać waż​ną rolę w roz​wią​za​niu za​gad​ki do​mów na​wie​dza​nych przez du​chy. Ho​uran wy​su​nął przy​pusz​cze​nie, że je​śli oso​by po​dat​ne na su​ge​stię wie​rzą, że znaj​du​ją się w domu na​wie​dza​nym przez du​chy, mogą do​zna​wać dziw​nych wra​żeń zwy​kle wią​za​nych z obec​no​ścią po​sta​ci z in​ne​go świa​ta. W do​dat​ku Ho​uran za​uwa​żył, że tego ro​dza​ju ocze​ki​wa​nia zwy​kle wy​wo​łu​ją uczu​cie lęku, co spra​wia, że oso​by ta​kie sta​ją się nie​zwy​kle wy​czu​lo​ne na wszel​kie dziw​ne zja​wi​ska i będą zwra​ca​ły uwa​gę na naj​drob​niej​sze sy​gna​ły.97 Na​gle za​uwa​żą nie​wiel​kie pęk​nię​cie w pod​ło​dze czy ko​ły​sa​nie się za​słon, po​czu​ją de​li​kat​ną woń spa​le​ni​zny. Pod wpły​wem tych prze​żyć sta​ną się jesz​cze bar​dziej za​nie​po​ko​jo​ne, a tym sa​mym jesz​cze bar​dziej wy​czu​lo​ne na wszel​kie bodź​ce. Pro​ces na​pę​dza sam sie​bie, aż wresz​cie taka oso​ba za​czy​na od​czu​wać nie​zwy​kłe po​bu​dze​nie i sil​ny lęk, za​czy​na jesz​cze sil​niej re​ago​wać na bodź​ce i zdra​dza skłon​ność do ha​lu​cy​na​cji. Re​zul​ta​ty wie​lu eks​pe​ry​men​tów po​twier​dza​ją kon​cep​cje Ho​ura​na. W mo​ich wła​snych ba​da​niach oso​by, któ​re wie​rzą w du​chy, przy​zna​wa​ły się do znacz​nie dziw​niej​szych do​znań niż scep​ty​cy, a ich sko​ja​rze​nia kon​cen​tro​wa​ły się wo​kół tego ro​dza​ju nie​po​ko​ją​cych miejsc, ja​kie czę​sto wy​stę​pu​ją w fil​mo​wych hor​ro​rach. W eks​pe​ry​men​tach do​ty​czą​cych wpły​wu (a ra​czej jego bra​ku) sła​bych pól ma​gne​tycz​nych na mózg oso​by opi​su​ją​ce dziw​ne do​zna​nia zwy​kle były znacz​nie bar​dziej po​dat​ne na su​ge​stię niż inni. Cho​ciaż te in​for​ma​cje brzmią prze​ko​nu​ją​co, to aby osta​tecz​nie spraw​dzić tę teo​rię, na​le​ża​ło​by za​brać oso​bę po​dat​ną na su​ge​stię do miej​sca, gdzie wcze​śniej nie sły​sza​no o du​chach, prze​ko​nać ją, że du​chy czę​sto się tu po​ja​wia​ją, i zo​ba​czyć, jak za​re​agu​je – czy bę​dzie do​świad​cza​ła ta​kie​go sa​me​go po​czu​cia obec​no​ści istot z za​świa​tów jak w przy​pad​ku miejsc „rze​czy​wi​ście” na​wie​dza​nych przez du​chy. Ho​uran prze​pro​wa​dził kil​ka ta​kich eks​pe​ry​men​tów i uzy​skał in​try​gu​ją​ce re​zul​ta​ty. W jed​nym eks​pe​ry​men​cie wy​na​jął nie​czyn​ny te​atr, któ​ry nie miał opi​nii miej​sca na​wie​dza​ne​go przez du​chy, po czym po​pro​sił dwie gru​py osób, żeby prze​szły się po bu​dyn​ku i opo​wie​dzia​ły póź​niej o swo​ich wra​że​niach.98 Człon​kom jed​nej gru​py Ho​uran po​wie​dział, że te​atr jest sil​nie zwią​za​ny z obec​no​ścią du​chów, a człon​kom dru​giej oznaj​mił, że bu​dy​nek po pro​stu jest w re​mon​cie. Oso​by na​le​żą​ce do gru​py „ten bu​dy​nek jest na​wie​dza​ny przez du​chy” opo​wia​da​ły o dziw​nych od​czu​ciach, ja​kie to​wa​rzy​szy​ły im cały czas w cza​sie wy​ciecz​ki po te​atrze, pod​czas gdy człon​ko​wie dru​giej gru​py nie do​świad​cza​li ni​cze​go nie​zwy​kłe​go. W in​nym eks​pe​ry​men​cie Ho​uran po​pro​sił mał​żon​ków miesz​ka​ją​cych w domu, w któ​rym nie wi​dzia​no wcze​śniej żad​nych du​chów, aby przez mie​siąc ro​bi​li no​tat​ki na te​-

mat wszel​kich „nie​zwy​kłych zja​wisk”, ja​kie za​uwa​żą w swo​im domu.99 Re​la​cjo​nu​jąc wy​ni​ki tego eks​pe​ry​men​tu w tek​ście Dzien​nik wy​da​rzeń w domu nie​na​wie​dza​nym przez du​chy, od​no​to​wał, że mał​żon​ko​wie za​ob​ser​wo​wa​li aż dwa​dzie​ścia dwa dziw​ne zja​wi​ska, w tym nie​zro​zu​mia​łą awa​rię te​le​fo​nu, od​gło​sy mam​ro​ta​nia ich na​zwi​ska przez ja​kąś zja​wę oraz dziw​ne ru​chy ma​ski vo​odoo sto​ją​cej na pół​ce. Cho​ciaż te ba​da​nia przy​no​szą nie​zwy​kle in​try​gu​ją​ce wy​ni​ki, to na​gro​dę za naj​lep​szy spraw​dzian teo​rii Ho​ura​na po​wi​nien chy​ba otrzy​mać dzien​ni​karz Frank Smyth.

Zjawa wikarego z Ratcliffe Wharf

W 1970 roku Frank Smyth był re​dak​to​rem cza​so​pi​sma „Man, Myth and Ma​gic”, zaj​mu​ją​ce​go się zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi.100 Pew​ne​go nie​dziel​ne​go po​ran​ka wy​brał się do Ratc​lif​fe Wharf na te​re​nie lon​dyń​skich do​ków na spo​tka​nie z przy​ja​cie​lem, Joh​nem Phil​bym (sy​nem szpie​ga Kima Phil​by’ego). W dzie​więt​na​stym wie​ku por​to​we na​brze​że Ratc​lif​fe Wharf tęt​ni​ło ży​ciem. Jako miej​sce od​wie​dza​ne przez ma​ry​na​rzy z ca​łe​go świa​ta sta​ło się tak​że sie​dli​skiem nie​po​ko​jów i sie​dzi​bą ha​zar​do​wych spe​lu​nek, pi​jac​kich ba​rów i bur​de​li. Phil​by pro​wa​dził w tym re​jo​nie pra​ce re​no​wa​cyj​ne w sta​rym ma​ga​zy​nie i po​wie​dział Smy​tho​wi, że by​ło​by za​baw​nie stwo​rzyć ja​kąś opo​wieść o lo​kal​nym du​chu. Po kil​ku go​dzi​nach bu​rzy mó​zgów w po​bli​skim pu​bie Smyth i Phil​by wy​my​śli​li zja​wę wi​ka​re​go z Ratc​lif​fe Wharf – emo​cjo​nu​ją​cą opo​wieść, w któ​rej było wszyst​ko: ma​ry​na​rze, seks, mor​der​stwo... Usiądź​cie więc wy​god​nie i po​słu​chaj​cie. Na po​cząt​ku dzie​więt​na​ste​go wie​ku były wi​ka​ry ko​ścio​ła św. Anny, naj​więk​szej świą​ty​ni w Ratc​lif​fe Wharf, za​ło​żył za​jazd w re​jo​nie od​wie​dza​nym przez ma​ry​na​rzy. Jed​nak kie​dy oka​za​ło się, że biz​nes nie przy​no​si spo​dzie​wa​nych zy​sków, wy​stęp​ny du​chow​ny się​gnął po bar​dziej ra​dy​kal​ne me​to​dy za​rob​ko​wa​nia. Wi​ka​ry pła​cił mło​dym, atrak​cyj​nym ko​bie​tom, aby ścią​ga​ły ma​ry​na​rzy do jego za​jaz​du, upi​ja​ły i za​pra​sza​ły do po​ko​jów na gó​rze na chwi​lę „przy​ja​znej po​ga​węd​ki”. Gdy męż​czyź​ni roz​bie​ra​li się i wcho​dzi​li do łóż​ka, wi​ka​ry wy​cho​dził z kry​jów​ki w po​ko​ju, tłukł ich na śmierć swo​ją la​ską o srebr​nej rę​ko​je​ści i ogra​biał z pie​nię​dzy, a ich mar​twe cia​ła wrzu​cał do błot​ni​stej Ta​mi​zy. Zgod​nie z lo​kal​ną le​gen​dą duch wi​ka​re​go nadal na​wie​dza te oko​li​ce. Spraw​dziw​szy sta​ran​nie, że re​jon nie był do​tąd zwią​za​ny z obec​no​ścią ja​kich​kol​wiek du​chów, Frank opi​sał swo​ją cał​ko​wi​cie fik​cyj​ną hi​sto​rię w na​stęp​nym nu​me​rze „Man, Myth and Ma​gic”, za​zna​cza​jąc przy tym, że obaj z Phil​bym rze​czy​wi​ście wi​dzie​li du​cha wi​ka​re​go. Trzy lata póź​niej mi​sty​fi​ka​cję opi​sa​no w pro​gra​mie BBC, przed​sta​wia​jąc udra​ma​ty​zo​wa​ną re​la​cję o wid​mo​wym wi​ka​rym z Ratc​lif​fe Wharf (na ekra​nie po​ja​wi​ła się na​wet ta​blicz​ka wi​szą​ca u wej​ścia do za​jaz​du, w któ​rym wi​ka​ry wy​ko​rzy​sty​wał pięk​ne ko​bie​ty do zwa​bia​nia ma​ry​na​rzy, ze sto​sow​nym na​pi​sem „Kwa​te​ry dla że​gla​rzy”). Au​to​rzy pro​gra​mu roz​po​czę​li też po​szu​ki​wa​nia osób, któ​re wi​dzia​ły nie​ist​nie​ją​ce​go du​cha. Nie mu​sie​li szu​kać dłu​go. Jed​na z miesz​ka​nek oko​li​cy opo​wie​dzia​ła, że wi​dzia​ła zja​wę, i opi​sa​ła, że ta była ubra​na w bia​łą ko​szu​lę, pe​le​ry​nę i mia​ła dłu​gie siwe wło​sy. Ko​bie​ta była prze​ko​na​na, że zja​wa du​chow​ne​go jest po​sta​cią ra​czej roz​pust​ną, i opi​sy​wa​ła, że gdy roz​bie​ra się wie​czo​rem, czę​sto ma po​czu​cie, że ktoś ją ob​ser​wu​je. Na​stęp​nie pe​wien wła​ści​ciel domu sto​ją​ce​go w oko​li​cy opo​wie​dział, że jego cór​ka i jej dwu​let​ni sy​nek mie​li prze​ra​ża​ją​ce spo​-

tka​nie ze zja​wą, gdy przy​je​cha​li do nie​go z wi​zy​tą. Po kil​ku bez​sen​nych no​cach chło​piec wska​zał na je​den z ką​tów po​ko​ju i wrza​snął, że nie po​do​ba mu się męż​czy​zna, któ​ry tam stoi. Mat​ka chłop​ca ro​zej​rza​ła się i zo​ba​czy​ła du​cha, któ​ry bacz​nie się jej przy​glą​dał. Wśród in​nych świad​ków zna​lazł się pe​wien ro​bot​nik, któ​ry wi​dział, jak wi​ka​ry znik​nął za ro​giem, po czym roz​wiał się na jego oczach, oraz dwaj po​li​cjan​ci, któ​rzy ze​zna​li nie​praw​dę, całą nie​praw​dę i tyl​ko nie​praw​dę na te​mat ak​tyw​no​ści du​cha w re​jo​nie na​brze​ży. Zja​wa wi​ka​re​go z Ratc​lif​fe Wharf jest ży​wym po​twier​dze​niem teo​rii Ho​ura​na. Żeby gdzieś po​ja​wi​ły się opo​wie​ści o du​chu, nie po​trze​ba żad​nych du​chów, ścian prze​cho​wu​ją​cych pa​mięć o mi​nio​nych zda​rze​niach, pod​ziem​nych stru​mie​ni, dźwię​ków o ni​skiej czę​sto​tli​wo​ści czy sła​bych pól ma​gne​tycz​nych. Wy​star​czy siła su​ge​stii.

Wielka niewiadoma

Cho​ciaż psy​cho​lo​gia su​ge​stii może od​po​wie​dzieć na wie​le py​tań zwią​za​nych z po​ja​wia​niem się du​chów, ist​nie​je jed​na osta​tecz​na za​gad​ka – dla​cze​go, u li​cha, nasz wy​ra​fi​no​wa​ny mózg w trak​cie ewo​lu​cji na​uczył się re​ago​wać na obec​ność nie​ist​nie​ją​cych by​tów? Ucze​ni pro​po​no​wa​li róż​ne teo​rie wy​ja​śnia​ją​ce, co w ta​kim przy​pad​ku dzie​je się w na​szych umy​słach. Psy​cho​log Jes​se Be​ring z uni​wer​sy​te​tu w Ar​kan​sas wy​su​nął przy​pusz​cze​nie, że za​rów​no idea du​chów, jak i Boga spra​wia, że lu​dzie są bar​dziej uczci​wi, po​nie​waż wie​rzą, że ktoś ich sta​le ob​ser​wu​je.101 Be​ring ze swo​im ze​spo​łem spraw​dził tę hi​po​te​zę, prze​pro​wa​dza​jąc dość oso​bli​wy eks​pe​ry​ment. W swo​ich ba​da​niach pro​sił stu​den​tów o wy​peł​nie​nie te​stu na in​te​li​gen​cję, przy czym test zo​stał sta​ran​nie skon​stru​owa​ny w taki spo​sób, aby stu​den​ci mo​gli oszu​ki​wać, je​śli będą mie​li na to ocho​tę, oraz tak, aby eks​pe​ry​men​ta​to​rzy mo​gli dys​kret​nie mo​ni​to​ro​wać po​ziom nie​uczci​wo​ści każ​dej oso​by. Przed roz​po​czę​ciem eks​pe​ry​men​tu lo​so​wo wy​bra​na gru​pa stu​den​tów usły​sza​ła, że sala, w któ​rej od​bę​dzie się test, bywa na​wie​dza​na przez du​cha. Jak prze​wi​dy​wa​ła teo​ria „dzię​ki du​chom lu​dzie są uczciw​si”, stu​den​ci, któ​rzy są​dzi​li, że znaj​du​ją się w po​miesz​cze​niu na​wie​dza​nym przez du​cha, znacz​nie rza​dziej pró​bo​wa​li oszu​ki​wać pod​czas te​stów. Jed​nak naj​po​pu​lar​niej​szą chy​ba teo​rią wy​ja​śnia​ją​cą ewo​lu​cyj​ne ukształ​to​wa​nie się prze​żyć zwią​za​nych z obec​no​ścią du​chów jest ta zwią​za​na z „su​per​czu​łym urzą​dze​niem do wy​kry​wa​nia pod​mio​to​wej ak​tyw​no​ści”.102 Ju​stin Bar​rett, psy​cho​log z Uni​wer​sy​te​tu Oks​fordz​kie​go, uwa​ża, że idea roz​po​zna​wa​nia „pod​mio​to​wej ak​tyw​no​ści” – to zna​czy do​my​śla​nia się, dla​cze​go lu​dzie za​cho​wu​ją się w taki, a nie inny spo​sób – od​gry​wa klu​czo​wą rolę w na​szych co​dzien​nych kon​tak​tach z in​ny​mi. Praw​dę mó​wiąc, jest tak waż​na, że we​dług Bar​ret​ta cześć mó​zgu od​po​wie​dzial​na za wy​kry​wa​nie tego ro​dza​ju ak​tyw​no​ści czę​sto sta​je się nad​mier​nie po​bu​dzo​na, co spra​wia, że lu​dzie do​strze​ga​ją za​cho​wa​nia przy​po​mi​na​ją​ce ludz​kie na​wet w bodź​cach zu​peł​nie po​zba​wio​nych zna​cze​nia. W la​tach czter​dzie​stych dwu​dzie​ste​go wie​ku psy​cho​lo​go​wie Fritz He​ider i Mary-Ann Sim​mel prze​pro​wa​dzi​li kla​sycz​ny dziś eks​pe​ry​ment, do​sko​na​le ilu​stru​ją​cy tezę Bar​ret​ta. He​ider i Sim​mel stwo​rzy​li krót​ką ani​ma​cję, w któ​rej duży trój​kąt, mały trój​kąt i okrąg zmie​nia​ły po​ło​że​nie wzglę​dem pu​deł​ka. Na​stęp​nie ba​da​cze po​ka​zy​wa​li ten fil​mik róż​nym oso​bom i pro​si​li o opi​sa​nie, co się na nim dzie​je. Więk​szość osób na​tych​miast two​rzy​ła zło​żo​ne nar​ra​cje, aby wy​ja​śnić prze​bieg ak​cji. Mó​wi​li na przy​kład, że być może okrąg jest za​ko​cha​ny w ma​łym trój​ką​cie, ale duży trój​kąt usi​łu​je po​rwać okrąg. Na szczę​ście mały trój​kąt nie re​zy​gnu​je, wal​czy o swo​ją mi​łość i w koń​cu mały trój​kąt i okrąg zwy​cię​ża​ją i żyją ze sobą dłu​go i szczę​śli​wie. Krót​ko mó​wiąc, lu​dzie do​strze​ga​ją pod​mio​to​wą ak​tyw​ność na​wet tam, gdzie ona nie

wy​stę​pu​je. Bar​rett uwa​ża, że ta sama kon​cep​cja po​ma​ga wy​ja​śnić idee ist​nie​nia Boga, du​chów i go​bli​nów. We​dług tej teo​rii wie​le osób bar​dzo nie​chęt​nie przyj​mu​je do wia​do​mo​ści, że pew​ne zda​rze​nia są po​zba​wio​ne zna​cze​nia, i za​kła​da, że zda​rze​nia te są efek​tem dzia​łań nie​wi​docz​nych by​tów. Kie​dy na przy​kład przy​da​rzy im się zdu​mie​wa​ją​cy szczę​śli​wy traf, przyj​mu​ją, że sta​ło się to za spra​wą anio​łów, je​śli po​wa​li ich cho​ro​ba, będą do​strze​ga​li w tym do​wód ist​nie​nia de​mo​nów, a kie​dy usły​szą skrzy​pie​nie drzwi, będą przy​pi​sy​wa​li to obec​no​ści zja​wy. Je​śli Bar​rett ma ra​cję, du​chy nie są prze​ja​wem wia​ry w prze​są​dy. Nie są też zmar​ły​mi wra​ca​ją​cy​mi na zie​mię z za​świa​tów. Są po pro​stu ceną, jaką pła​ci​my za to, że mamy wspa​nia​ły mózg, któ​ry po​tra​fi bez wy​sił​ku do​my​ślić się, dla​cze​go inni lu​dzie za​cho​wu​ją się w taki spo​sób, w jaki się za​cho​wu​ją. Je​śli tak, to du​chy sta​no​wią istot​ny ele​ment na​sze​go co​dzien​ne​go ży​cia

Rozdział 6 PANOWANIE NAD LUDZKIM UMYSŁEM

W któ​rym zaj​rzy​my w my​śli naj​sław​niej​sze​go mi​strza te​le​pa​tii, do​wie​my się, czy hip​no​ty​ze​rzy mogą zmu​sić nas do po​stę​po​wa​nia wbrew na​szej woli, prze​nik​nie​my w sze​re​gi nie​któ​rych sekt, na​uczy​my się, jak moż​na unik​nąć pra​nia mó​zgu, i po​zna​my se​kre​ty psy​cho​lo​gii per​swa​zji.

Po​my​śl​cie o ja​kiejś licz​bie od 1 do 100. Ma​cie już? W po​rząd​ku. Te​raz skon​cen​truj​cie się na niej. Mam wra​że​nie, że my​śli​cie o... licz​bie 73. Ba​da​nia po​ka​zu​ją, że mniej wię​cej je​den czy​tel​nik na pięć​dzie​się​ciu ze zdu​mie​nia upu​ścił w tym mo​men​cie książ​kę na zie​mię. Nie​ste​ty te same ba​da​nia po​ka​zu​ją, że na zde​cy​do​wa​nej więk​szo​ści z was moje umie​jęt​no​ści czy​ta​nia w my​ślach nie zro​bi​ły naj​mniej​sze​go wra​że​nia. Wy​obraź​cie so​bie jed​nak, że po​tra​fił​bym na​praw​dę wska​zać licz​bę, o któ​rej po​my​śle​li​ście. Wy​obraź​cie też so​bie, że moje zdu​mie​wa​ją​ce zdol​no​ści te​le​pa​tycz​ne nie ogra​ni​cza​ją się do od​czy​ty​wa​nia liczb, ale do​ty​czą tak​że kształ​tów, imion, lo​ka​li​za​cji i barw. Na ko​niec wy​obraź​cie so​bie, że moje umie​jęt​no​ści wy​kra​cza​ją da​le​ko poza roz​wa​ża​nia o za​war​to​ści wa​sze​go umy​słu i że po​tra​fię tak​że na​praw​dę wpły​wać na wa​sze za​cho​wa​nia. Od cza​su do cza​su po​ja​wia​ją się lu​dzie twier​dzą​cy, że po​sie​dli te wszyst​kie umie​jęt​no​ści. Te dość oso​bli​we jed​nost​ki nie wpa​tru​ją się w krysz​ta​ło​wą kulę, nie roz​ma​wia​ją ze zmar​ły​mi i nie ana​li​zu​ją wa​sze​go ho​ro​sko​pu. Za​miast tego po​sia​da​ją inną nie​zwy​kłą i zdu​mie​wa​ją​cą zdol​ność – mogą za​glą​dać do wnę​trza wa​sze​go umy​słu. Jak to moż​li​we, że po​tra​fią coś, co wy​da​je się nie​moż​li​we? Czy ich wy​czy​ny sta​no​wią do​wód na ist​nie​nie zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, czy też mamy tu do czy​nie​nia z sub​tel​ny​mi i za​gad​ko​wy​mi zja​wi​ska​mi na​tu​ry psy​cho​lo​gicz​nej? Aby się tego do​wie​dzieć, przyj​rzy​my się bli​żej ży​ciu czło​wie​ka, któ​ry po​sia​dał zdu​mie​wa​ją​ce zdol​no​ści te​le​pa​tycz​ne, po​zna​my ko​nia, któ​ry po​tra​fił li​czyć, i spę​dzi​my tro​chę cza​su w to​wa​rzy​stwie bu​dzą​ce​go prze​ra​że​nie spe​cja​li​sty od pa​no​wa​nia nad ludz​ki​mi umy​sła​mi. Na​sza po​dróż za​czy​na się ja​kieś sto lat temu. Na po​czą​tek spo​tka​nie z jed​nym z pierw​szych na świe​cie spe​cja​li​stów od czy​ta​nia w my​ślach.

Czytanie w myślach

Wa​shing​ton Irving Bi​shop był bez wąt​pie​nia po​sta​cią pod każ​dym wzglę​dem wy​jąt​ko​wą.103 Uro​dził się w 1856 roku w No​wym Jor​ku. Wy​cho​wy​wa​ła go mat​ka, Ele​anor, któ​ra za​ra​bia​ła na ży​cie jako ak​tor​ka i śpie​wacz​ka ope​ro​wa, a cza​sa​mi tak​że jako me​dium. Ele​anor była barw​ną po​sta​cią i czę​sto zwra​ca​ła na sie​bie uwa​gę opi​nii pu​blicz​nej. W 1867 roku pró​bo​wa​ła roz​wieść się z mę​żem, Na​tha​nie​lem, po​wo​łu​jąc się na fakt, że usi​ło​wał ją za​mor​do​wać. W 1874 roku wzię​ła jed​nak udział w jego po​grze​bie i cho​ciaż od sied​miu lat żyli w se​pa​ra​cji, była tak bar​dzo po​ru​szo​na, że nie po​tra​fi​ła oprzeć się pra​gnie​niu, by rzu​cić się na trum​nę męża w chwi​li, gdy spusz​cza​no ją do gro​bu. Kil​ka ty​go​dni póź​niej oświad​czy​ła, że Na​tha​niel zo​stał otru​ty przez ja​kie​goś ta​jem​ni​cze​go wro​ga, i za​żą​da​ła eks​hu​ma​cji. Sta​ran​ne ba​da​nia zwłok nie wy​ka​za​ły obec​no​ści śla​dów tru​ci​zny w cie​le zmar​łe​go. Na stu​diach Bi​shop ni​czym się nie wy​róż​niał. Być może ze wzglę​du na związ​ki jego mat​ki z wy​znaw​ca​mi spi​ry​tu​ali​zmu za​czął w koń​cu pra​co​wać jako me​ne​dżer An​nie Evy Fay, któ​ra była wów​czas zna​nym me​dium sce​nicz​nym. Na po​cząt​ku swo​je​go wy​stę​pu Fay umiesz​cza​ła w wiel​kiej, otwar​tej sza​fie krze​sło i róż​ne in​stru​men​ty mu​zycz​ne. Na​stęp​nie pro​si​ła kil​ku wi​dzów, aby we​szli na sce​nę i przy​wią​za​li ją do krze​sła. Za​cią​ga​no kur​ty​nę od fron​tu sza​fy i Fay wzy​wa​ła du​chy. Po chwi​li du​chy rze​czy​wi​ście da​wa​ły znać o swo​jej obec​no​ści, gra​jąc na in​stru​men​tach i wy​rzu​ca​jąc je na​stęp​nie z sza​fy. Krą​ży​ły róż​ne po​gło​ski na te​mat tego, w jaki spo​sób Fay osią​ga te, na po​zór cu​dow​ne, efek​ty. Nie​któ​rzy po​su​wa​li się na​wet do przy​pusz​czeń, że pod suk​nią prze​my​ca do sza​fy swo​je​go ma​łe​go syn​ka. Praw​da była bar​dziej ba​nal​na. Fay po​tra​fi​ła zręcz​nie uwal​niać się z wię​zów, po czym gra​ła na in​stru​men​tach, wy​rzu​ca​ła je z sza​fy i po​now​nie wci​ska​ła się w wę​zły przy​mo​co​wu​ją​ce ją do krze​sła. Po kil​ku mie​sią​cach Bi​shop po​kłó​cił się z Fay w kwe​stiach fi​nan​so​wych i po​sta​no​wił sam za​de​biu​to​wać na sce​nie mu​si​ca​lo​wej, aby pu​blicz​nie zde​ma​sko​wać jej me​to​dy. Cho​ciaż po​cząt​ko​wo wszyst​ko szło do​brze, pu​blicz​ność szyb​ko znu​dzi​ła się opo​wie​ścia​mi o ta​jem​ni​cach Fay i Bi​shop po​sta​no​wił po​sze​rzyć swój re​per​tu​ar, de​ma​sku​jąc sztucz​ki sto​so​wa​ne przez inne do​brze zna​ne me​dia. Z po​wo​dów, któ​re do dziś po​zo​sta​ją nie​ja​sne, uznał, że naj​lep​szym spo​so​bem zbie​ra​nia no​we​go ma​te​ria​łu bę​dzie uczest​ni​cze​nie w se​an​sach w prze​bra​niu ko​bie​ty. Nie​ste​ty jego póź​niej​sze opo​wie​ści o ta​jem​ni​cach, ja​kie od​krył, nie wzbu​dzi​ły za​in​te​re​so​wa​nia pu​blicz​no​ści i mu​siał po​szu​kać in​nych spo​so​bów przy​cią​ga​nia wi​dzów na swo​je wy​stę​py. Po wie​lu róż​nych pró​bach osta​tecz​nie opa​no​wał umie​jęt​ność, któ​ra, jak się oka​za​ło, za​gwa​ran​to​wa​ła mu mię​dzy​na​ro​do​wą sła​wę i przy​nio​sła ma​ją​tek. Cał​ko​wi​cie zmie​nił swo​je sce​nicz​ne em​ploi. Za​miast pre​zen​to​wać się jako do​star​czy​-

ciel mu​si​ca​lo​wej roz​ryw​ki, przy​brał bar​dziej po​waż​ny styl uczo​ne​go wy​kła​dow​cy. No​sił te​raz oku​la​ry i gę​ste bo​ko​bro​dy. Ale może naj​waż​niej​sze było to, że za​miast sku​piać się na de​ma​sko​wa​niu sztu​czek sto​so​wa​nych przez in​nych, Bi​shop oświad​czył, że sam opa​no​wał naj​bar​dziej nie​zwy​kłą ze wszyst​kich umie​jęt​no​ści. Ogło​sił, że jest „pierw​szym czło​wie​kiem w dzie​jach, któ​ry po​tra​fi czy​tać w my​ślach”. Na po​cząt​ku swo​je​go wy​stę​pu pod​grze​wał at​mos​fe​rę, stwa​rza​jąc aurę ta​jem​ni​czo​ści. Cho​ciaż otwar​cie gło​sił, że jego nowo od​kry​ty ta​lent nie jest efek​tem dzia​ła​nia sił pa​rap​sy​chicz​nych ani obec​no​ści du​chów, mó​wił, że nie po​tra​fi wy​ja​śnić, w jaki spo​sób dzie​je się to, co za chwi​lę za​mie​rza za​de​mon​stro​wać. Po czym da​wał kil​ka do​wo​dów swo​jej sztu​ki czy​ta​nia w my​ślach. Pod​czas ty​po​we​go przed​sta​wie​nia wrę​czał jed​ne​mu z wi​dzów za​pin​kę i wy​ja​śniał, że za chwi​lę po​pro​si go, żeby ukrył ją gdzieś na wi​dow​ni. In​ne​go wi​dza pro​sił, aby wy​stą​pił w roli gwa​ran​ta, że Bi​shop nie bę​dzie pod​glą​dał, gdzie ukry​to za​pin​kę. Ra​zem z tym dru​gim wi​dzem wy​cho​dził z sali, a w tym cza​sie cho​wa​no za​pin​kę. Po po​wro​cie Bi​shop chwy​tał pierw​sze​go z wi​dzów za prze​gub dło​ni i jak w tran​sie opro​wa​dzał go po wi​dow​ni. W koń​cu ogra​ni​czał swo​je po​szu​ki​wa​nia do nie​wiel​kie​go ob​sza​ru i wresz​cie wska​zy​wał miej​sce ukry​cia za​pin​ki. Ta pro​ce​du​ra mia​ła wie​le wa​rian​tów. Cza​sa​mi Bi​shop przy​no​sił na sce​nę dużą książ​kę ad​re​so​wą i pro​sił któ​re​goś z wi​dzów, aby po​ta​jem​nie wy​brał z niej ja​kieś na​zwi​sko. Na​stęp​nie dzię​ki swo​im rze​ko​mym zdol​no​ściom te​le​pa​tycz​nym roz​po​zna​wał wy​bra​ne na​zwi​sko. W swo​im chy​ba naj​sław​niej​szym po​pi​sie za​pra​szał na sce​nę gru​pę pię​ciu albo sze​ściu osób, ogła​szał, że za chwi​lę opu​ści salę, i pro​sił, aby pod jego nie​obec​ność ode​gra​li małą pan​to​mi​mę sce​ny za​bój​stwa. Je​den z człon​ków gru​py grał rolę mor​der​cy, dru​gi rolę ofia​ry. Po ode​gra​niu scen​ki Bi​shop wra​cał do sali i za​wią​zy​wa​no mu oczy. Na​stęp​nie chwy​tał za prze​gub któ​re​goś z wi​dzów i pro​sił go, aby sku​pił swo​je my​śli na oso​bie, któ​ra zo​sta​ła „za​mor​do​wa​na”. Po​dob​nie po​stę​po​wał po ko​lei z wszyst​ki​mi człon​ka​mi gru​py, po czym traf​nie wska​zy​wał oso​bę, któ​ra ode​gra​ła rolę ofia​ry. Kil​ka se​kund póź​niej z po​wo​dze​niem wska​zy​wał na „mor​der​cę”. Jego zdu​mie​wa​ją​ce po​ka​zy cie​szy​ły się ogrom​ną po​pu​lar​no​ścią i wkrót​ce stał się sław​ny w ca​łej Eu​ro​pie i Ame​ry​ce. Szyb​ko zna​lazł na​śla​dow​ców. Praw​do​po​dob​nie naj​bar​dziej zna​nym z nich był je​den z jego by​łych współ​pra​cow​ni​ków, Stu​art Cum​ber​land. Mia​rą po​wo​dze​nia ta​kich osób jak Bi​shop czy Cum​ber​land była ich po​pu​lar​ność w krę​gach eli​ty spo​łecz​nej (Cum​ber​land otrzy​mał za​pro​sze​nie do Izby Gmin, aby po​ka​zać, że po​tra​fi czy​tać w my​ślach Wil​lia​ma Glad​sto​ne’a. W swo​jej książ​ce Pe​ople I Have Read opi​sy​wał póź​niej „zdu​mie​wa​ją​cy, ma​gne​tycz​ny wpływ” bry​tyj​skie​go pre​mie​ra na oto​cze​nie), a tak​że sa​ty​rycz​ne pio​sen​ki, jak choć​by zna​na do dziś Tho​ught-re​ading on the Bra​in. Nie​ste​ty suk​ce​sy Bi​sho​pa nie trwa​ły dłu​go. W 1889 roku naj​sław​niej​szy spe​cja​li​sta od te​le​pa​tii wy​stę​po​wał w Lambs Club w No​wym Jor​ku. Zdą​żył z po​wo​dze​niem za​de​mon​stro​wać swój nu​mer ze wska​zy​wa​niem mor​der​cy i znaj​do​wa​niem na​zwi​ska w książ​ce ad​re​so​wej, po czym wy​czer​pa​ny osu​nął się na pod​ło​gę. Chwi​lę póź​niej od​zy​skał przy​tom​ność i za​nie​sio​no go do łóż​ka sto​ją​ce​go w jed​nym z po​miesz​czeń klu​bo​wych. Bi​shop, któ​ry do koń​ca po​zo​stał za​wo​dow​cem, chciał po​ka​zać jesz​cze jed​ną sztucz​kę. Przy​nie​sio​no li​stę człon​ków klu​bu, z któ​rej lo​so​wo wy​bra​no jed​no na​zwi​sko. Bi​shop, naj​wy​raź​niej zma​ga​jąc się ze sła​bo​ścią or​ga​ni​zmu, zdo​łał w koń​cu zi​den​ty​fi​ko​wać wła​ści​we na​zwi​sko. Po tym,

jak się oka​za​ło ostat​nim, po​pi​sie padł bez sił na łóż​ko. We​zwa​no dwóch le​ka​rzy, któ​rzy przez całą noc czu​wa​li przy łóż​ku cho​re​go. Koło po​łu​dnia na​stęp​ne​go dnia ogło​szo​no, że Bi​shop, ma​ją​cy wów​czas za​le​d​wie trzy​dzie​ści trzy lata, nie żyje. Wia​do​mość szyb​ko do​tar​ła do miesz​ka​ją​cej w Fi​la​del​fii żony Bi​sho​pa, któ​ra nie​zwłocz​nie po​spie​szy​ła do No​we​go Jor​ku i od​na​la​zła cia​ło męża w za​kła​dzie po​grze​bo​wym. Z prze​ra​że​niem od​kry​ła, że nie​ca​łe dwa​dzie​ścia czte​ry go​dzi​ny po śmier​ci męża jego cia​ło pod​da​no bez​praw​nej sek​cji zwłok. Bi​shop przez całe ży​cie cier​piał na ata​ki ka​ta​lep​sji. Pod​czas ta​kich epi​zo​dów całe jego cia​ło sztyw​nia​ło, od​dech sta​wał się bar​dzo płyt​ki, a tęt​no było tak sła​be, że nie​mal nie​wy​czu​wal​ne. Z tego po​wo​du za​wsze no​sił przy so​bie kart​kę wy​ja​śnia​ją​cą, że może po​paść w stan ka​ta​lep​sji i że przed upły​wem czter​dzie​stu ośmiu go​dzin od jego do​mnie​ma​nej śmier​ci nie wol​no wy​ko​ny​wać na nim au​top​sji. Kie​dyś po​wie​dział jed​ne​mu z przy​ja​ciół, że gdy znaj​du​je się w sta​nie ka​ta​lep​tycz​nym, jest cał​ko​wi​cie świa​do​my wszyst​kie​go, co dzie​je się wo​kół nie​go, co na​su​wa prze​ra​ża​ją​cą myśl, że mógł być w peł​ni świa​do​my pod​czas sek​cji, jaką na nim prze​pro​wa​dzo​no. Dla​cze​go au​top​sję wy​ko​na​no tak szyb​ko? Przez całą swo​ją ka​rie​rę Bi​shop prze​chwa​lał się, że ma nie​zwy​kły, wy​jąt​ko​wy mózg. Wie​lu hi​sto​ry​ków uwa​ża dziś, że to twier​dze​nie mo​gło przy​czy​nić się do jego nie​szczę​ścia i za​chę​ci​ło le​ka​rzy do prze​pro​wa​dze​nia nie​zwłocz​nej au​top​sji, w na​dziei, że będą mo​gli jako pierw​si zba​dać sław​ny mózg. Tak czy in​a​czej, sek​cja oka​za​ła się cał​ko​wi​cie nie​przy​dat​na. Mózg Bi​sho​pa wa​żył je​dy​nie nie​co wię​cej niż prze​cięt​ny mózg i w żad​nej mie​rze nie wy​da​wał się wy​jąt​ko​wy. Mat​ka Bi​sho​pa za​żą​da​ła śledz​twa ko​ro​ne​ra, a le​ka​rzy, któ​rzy prze​pro​wa​dzi​li sek​cję, aresz​to​wa​no. Jed​nak ława przy​się​głych uzna​ła, że są nie​win​ni, i zre​zy​gno​wa​no z po​sta​wie​nia im za​rzu​tów. Nie prze​ko​na​ło to Ele​anor, któ​ra dała ja​sny wy​raz swo​ich uczuć i ka​za​ła wy​ryć na gro​bie syna sło​wa: „Uro​dzo​ny 4 maja 1856 – za​mor​do​wa​ny 13 maja 1889”. Opu​bli​ko​wa​ła też nie​wiel​ką książ​kę, pi​sa​ła w niej o „za​mor​do​wa​niu świę​tej pa​mię​ci sir Wa​shing​to​na Irvin​ga Bi​sho​pa”. Z cza​sem Ele​anor za​czę​ła się za​cho​wy​wać co​raz bar​dziej nie​obli​czal​nie i gdy zmar​ła w 1918 roku, oka​za​ło się, że po​zo​sta​wi​ła słyn​ne​mu ilu​zjo​ni​ście Har​ry’emu Ho​udi​nie​mu wy​ima​gi​no​wa​ny ma​ją​tek war​to​ści trzy​dzie​stu mi​lio​nów do​la​rów. W jaki spo​sób Bi​shop do​ko​ny​wał swo​ich te​le​pa​tycz​nych wy​czy​nów? Czy na​praw​dę po​tra​fił czy​tać w ludz​kich my​ślach? Na po​cząt​ku lat osiem​dzie​sią​tych dzie​więt​na​ste​go wie​ku Bi​shop pod​dał się ba​da​niom ze​spo​łu sza​no​wa​nych uczo​nych, wśród któ​rych zna​lazł się oso​bi​sty le​karz kró​lo​wej, wy​daw​ca „Bri​tish Me​di​cal Jo​ur​nal” i sław​ny zwo​len​nik eu​ge​ni​ki Fran​cis Gal​ton. Pod​czas pierw​szej czę​ści tych ba​dań Bi​shop z po​wo​dze​niem wy​ko​nał kil​ka swo​ich nu​me​rów, w tym traf​nie roz​po​znał wy​bra​ne miej​sce na sto​le i od​na​lazł przed​miot, któ​ry ukry​to w ży​ran​do​lu. Zwy​kle w cią​gu ca​łe​go po​ka​zu za​cho​wy​wał fi​zycz​ny kon​takt z oso​bą, któ​ra zna​ła wła​ści​wą od​po​wiedź. Bi​shop trzy​mał za​wsze prze​gub ręki swo​je​go po​moc​ni​ka albo po​moc​nik chwy​tał je​den ko​niec la​ski, pod​czas gdy Bi​shop trzy​mał dru​gi. Ucze​ni przy​pusz​cza​li, że Bi​shop na​uczył się wy​kry​wać nie​wiel​kie ru​chy ide​omo​to​rycz​ne, od​kry​te przez Mi​cha​ela Fa​ra​daya pod​czas jego ba​dań nad zja​wi​skiem wi​ru​ją​cych sto​li​ków. Wy​ko​nu​jąc swo​je nu​me​ry, Bi​shop po​py​chał i cią​gnął swo​je​go po​moc​ni​ka w róż​nych kie​run​kach. Ba​da​cze uzna​li więc, że wy​ko​rzy​sty​wał nie​wiel​kie zmia​ny w opo​rze, jaki sta​wia​ło cia​ło po​moc​ni​ka, aby roz​po​-

znać po​ło​że​nie ukry​te​go przed​mio​tu albo po​znać, któ​ry czło​nek da​nej gru​py od​gry​wał rolę mor​der​cy. Ze​spół ba​da​czy prze​pro​wa​dził więc dru​gą se​rię eks​pe​ry​men​tów, aby spraw​dzić za​sad​ność swo​jej hi​po​te​zy. Po​pro​szo​no Bi​sho​pa, żeby spró​bo​wał zna​leźć ukry​ty przed​miot w sy​tu​acji, gdy jego po​moc​nik ma za​wią​za​ne oczy i stra​cił orien​ta​cję. Tym ra​zem się nie uda​ło. W in​nym eks​pe​ry​men​cie za​stą​pio​no la​skę luź​no zwi​sa​ją​cym łań​cusz​kiem od ze​gar​ka, co spra​wia​ło, że żad​ne nie​świa​do​me sy​gna​ły nie mo​gły do​cie​rać do Bi​sho​pa. I tym ra​zem rze​ko​my te​le​pa​ta po​niósł po​raż​kę. Gal​ton i jego ucze​ni ko​le​dzy do​szli do wnio​sku, że Bi​shop rze​czy​wi​ście po​sia​dał za​dzi​wia​ją​ce umie​jęt​no​ści, ale nie cho​dzi​ło wca​le o te​le​pa​tię. Kil​ka lat póź​niej pra​sa sze​ro​ko pi​sa​ła o in​nym nie​sa​mo​wi​tym przy​pad​ku czy​ta​nia w my​ślach, jed​nak tym ra​zem za​gad​ka była jesz​cze bar​dziej zdu​mie​wa​ją​ca, po​nie​waż wszyst​ko wska​zy​wa​ło na to, że od​na​le​zio​no nie​pod​wa​żal​ne do​wo​dy na ist​nie​nie ta​jem​ni​czej ko​mu​ni​ka​cji mię​dzy czło​wie​kiem a zwie​rzę​ciem.

JAK CZY​TAĆ W MY​ŚLACH Przy​szła pora na to, że​by​śmy sami skon​tak​to​wa​li się z na​szym we​wnętrz​nym Bi​sho​pem. Od​czy​ty​wa​nie ru​chów mię​śni nie jest ła​twe, ale ist​nie​je kil​ka pro​stych ćwi​czeń, któ​re po​mo​gą wam roz​wi​nąć tę zdu​mie​wa​ją​cą umie​jęt​ność.

1. Po​proś ja​kąś oso​bę, żeby wy​cią​gnę​ła ku to​bie rękę z sze​ro​ko roz​sta​wio​ny​mi pal​ca​mi, wnę​trzem dło​ni do góry, i sku​pi​ła uwa​gę na jed​nym z pal​ców. Na​stęp​nie de​li​kat​nie na​ci​skaj każ​dy z pal​ców swo​im pal​cem wska​zu​ją​cym. Pa​lec, na któ​rym ta oso​ba się kon​cen​tru​je, bę​dzie sta​wiał naj​więk​szy opór. 2. Ułóż na sto​le w rzę​dzie czte​ry przed​mio​ty, w od​le​gło​ści mniej wię​cej dzie​się​ciu cen​ty​me​trów od sie​bie. Po​proś ko​goś, żeby sta​nął po two​jej pra​wej stro​nie i po​my​ślał o jed​nym z tych przed​mio​tów. Na​stęp​nie pra​wą ręką weź tę oso​bę za lewy nad​gar​stek, obej​mu​jąc go kciu​kiem od dołu i po​zo​sta​ły​mi pal​ca​mi od góry. Wy​ja​śnij, że bę​dziesz prze​su​wał lewą rękę tej oso​by nad każ​dym z przed​mio​tów. Po​proś, aby nie wy​ko​ny​wa​ła świa​do​mych ru​chów lewą ręką, ale po pro​stu roz​luź​ni​ła ją i „po​zwa​la​ła” jej prze​su​wać się we wła​ści​wym kie​run​ku. Kie​dy bę​dziesz nad nie​wła​ści​wym przed​mio​tem, po​win​na po​my​śleć zda​nie „prze​suń się da​lej”, a kie​dy znaj​dziesz się nad wła​ści​wym przed​mio​tem, po​win​na po​my​śleć sło​wo „stop”. Te​raz prze​suń jej lewą dłoń nad każ​dym z przed​mio​tów i spró​buj zi​den​ty​fi​ko​wać wy​bra​ny przez nią przed​miot, wy​czu​wa​jąc, w któ​rym mo​men​cie wy​kry​jesz naj​więk​szy opór. 3. Pora na peł​ny test od​czy​ty​wa​nia ru​chów mię​śni. Po​proś swo​je​go ochot​ni​ka, żeby wszedł do po​ko​ju i ukrył ja​kiś mały przed​miot. Na​stęp​nie chwyć jego nad​gar​stek w spo​sób opi​sa​ny po​wy​żej. Trzy​maj jego pra​wą rękę bli​sko swo​je​go boku. Po​proś swo​je​go asy​sten​ta, aby nie kon​cen​tro​wał się na

miej​scu, w któ​rym znaj​du​je się przed​miot, ale ra​czej my​ślał o kie​run​ku, w któ​rym mu​si​cie iść, aby się do nie​go zbli​żyć. Stań na środ​ku po​ko​ju i zrób krok na​przód. Je​śli po​czu​jesz opór, wróć do punk​tu wyj​ścia na środ​ku po​ko​ju i spró​buj iść w in​nym kie​run​ku. Po​stę​puj w ten spo​sób, do​pó​ki nie wy​czu​jesz, w któ​rym miej​scu opór jest naj​mniej​szy. Kie​dy uznasz, że znaj​du​jesz się bli​sko przed​mio​tu, po​proś swo​je​go asy​sten​ta, aby wy​obra​ził so​bie li​nię pro​stą bie​gną​cą od nie​go do przed​mio​tu. Kie​dy po​czu​jesz, że dłoń po​ru​sza się w tym kie​run​ku, pójdź wzdłuż tej li​nii – po​wi​nie​neś zna​leźć ukry​ty przed​miot.

Po​nie​waż od​czy​ty​wa​nie ru​chów mię​śni jest sztucz​ką dość trud​ną do opa​no​wa​nia, nie​któ​rzy rze​ko​mi te​le​pa​ci wy​ko​nu​ją inny nu​mer, aby roz​wi​jać swo​je umie​jęt​no​ści, nie na​ra​ża​jąc się na ry​zy​ko po​raż​ki. Przed po​ka​zem weź ta​lię kart, od​dziel od sie​bie czer​wo​ne i czar​ne kar​ty i umieść czer​wo​ne kar​ty na gó​rze ta​lii, a czar​ne na dole. Na​stęp​nie znajdź wi​dza chęt​ne​go wziąć udział w po​ka​zie. Roz​łóż gór​ną część ta​lii (za​wie​ra​ją​cą je​dy​nie czer​wo​ne kar​ty) mię​dzy swo​imi dłoń​mi, tak aby kar​ty były za​kry​te (li​cem do dołu), i po​proś swo​je​go kró​li​ka do​świad​czal​ne​go, aby wy​jął jed​ną kar​tę. Po​proś go, aby spoj​rzał na kar​tę, ale jej nie od​kry​wał. W tym cza​sie zwiń ta​lię, a na​stęp​nie roz​łóż dol​ną część ta​lii mię​dzy swo​imi dłoń​mi w taki sam spo​sób jak po​przed​nio. Te​raz w roz​ło​żo​nych kar​tach znaj​du​ją się je​dy​nie czar​ne kar​ty, pod​czas gdy po​przed​nio uczest​nik po​ka​zu wy​bie​rał je​dy​nie z kart czer​wo​nych. Po​proś wi​dza, aby wło​żył z po​wro​tem za​kry​tą kar​tę do roz​ło​żo​nej ta​lii i złóż ta​lię. Wy​bra​na przez nie​go kar​ta bę​dzie te​raz je​dy​ną czer​wo​ną kar​tą wśród kart czar​nych. Po​wiedz, że spró​bu​jesz te​raz od​gad​nąć, jaka to kar​ta. Mó​wiąc to, od​wróć ta​lię kart do sie​bie i szyb​ko ją roz​łóż. Ła​two za​uwa​żysz kar​tę wy​bra​ną przez wi​dza, po​nie​waż bę​dzie je​dy​ną czer​wo​ną wśród kart czar​nych. A te​raz po​ta​suj ta​lię i roz​łóż ją na sto​le, od​kry​wa​jąc kar​ty. Trzy​ma​jąc nad​gar​stek wi​dza tak jak po​przed​nio, pro​wadź jego dłoń w stro​nę kart. Zo​rien​tuj się, czy od​bie​rasz sub​tel​ne wska​zów​ki od jego dło​ni. Po​wo​li zbli​żaj się do czę​ści ta​lii, w któ​rej znaj​du​je się wy​bra​na przez nie​go kar​ta, po czym trium​fal​nie ogłoś, jaka to kar​ta.

Zrobieni w konia

Wil​helm von Osten był bar​dzo dziw​nym czło​wie​kiem.104 Uro​dził się w 1834 roku w Niem​czech i choć za​ra​biał na ży​cie jako skrom​ny na​uczy​ciel ma​te​ma​ty​ki, wy​ka​zy​wał za​in​te​re​so​wa​nie dość oso​bli​wy​mi za​gad​nie​nia​mi. Jako zde​cy​do​wa​ny zwo​len​nik no​wej wów​czas teo​rii ewo​lu​cji wie​rzył, że zwie​rzę​ta są rów​nie in​te​li​gent​ne jak lu​dzie i że świat był​by o wie​le lep​szy, gdy​by​śmy na​uczy​li się po​ro​zu​mie​wać z in​ny​mi ga​tun​ka​mi i po​tra​fi​li do​ce​nić ich zdu​mie​wa​ją​cy in​te​lekt. W 1888 roku von Osten zre​zy​gno​wał z pra​cy w szko​le, prze​niósł się do Ber​li​na i spę​dził resz​tę ży​cia, pró​bu​jąc speł​nić swo​je ma​rze​nie. Po​cząt​ko​wo, pra​gnąc od​kryć po​kła​dy ge​niu​szu ukry​te​go w kró​le​stwie zwie​rząt, pró​bo​wał na​uczyć pod​staw ma​te​ma​ty​ki nie​wiel​ką kla​sę zło​żo​ną z kota, niedź​wie​dzia i ko​nia. Każ​de​go dnia wy​pi​sy​wał licz​by na ta​bli​cy i za​chę​cał swo​ich uczniów, aby li​czy​li, po​ru​sza​jąc od​po​wied​nią licz​bę razy łapą albo ko​py​tem. W naj​dzi​wacz​niej​szym chy​ba świa​dec​twie szkol​nym, ja​kie kie​dy​kol​wiek spo​rzą​dzo​no, opi​sy​wał póź​niej, że kot szyb​ko stra​cił za​in​te​re​so​wa​nie dla ca​łe​go przed​się​wzię​cia, a niedź​wiedź oka​zy​wał otwar​tą wro​gość. Jed​nak koń oka​zał się uważ​nym uczniem i na wi​dok licz​by wy​pi​sa​nej na ta​bli​cy szyb​ko na​uczył się ude​rzać tyle razy, ile po​trze​ba. Pod​eks​cy​to​wa​ny tym pierw​szym suk​ce​sem von Osten wy​rzu​cił kota i niedź​wie​dzia z kla​sy i skon​cen​tro​wał się cał​ko​wi​cie na na​ucza​niu koni. Ku​pił ro​syj​skie​go kłu​sa​ka o imie​niu Hans i przez na​stęp​ne czte​ry lata co​dzien​nie szko​lił go w pod​sta​wach ma​te​ma​ty​ki. W 1904 roku obaj po​czu​li się go​to​wi do pierw​sze​go pu​blicz​ne​go wy​stę​pu. Nie​wiel​ką gru​pę wi​dzów za​pro​szo​no na po​dwór​ko domu von Oste​na i po​pro​szo​no, aby sta​nę​li w pół​ko​lu wo​kół Mą​dre​go Han​sa. Von Osten, któ​ry no​sił wte​dy dłu​gą siwą bro​dę, luź​ny sur​dut i mięk​ki czar​ny ka​pe​lusz, sta​nął obok zwie​rzę​cia, a w tym cza​sie wi​dzo​wie za​da​wa​li ko​nio​wi róż​ne ma​te​ma​tycz​ne za​gad​ki. Za każ​dym ra​zem Mą​dry Hans wska​zy​wał od​po​wiedź, ude​rza​jąc ko​py​tem o ka​mien​ne po​dwór​ko. Po​kaz wzbu​dził za​chwyt pu​blicz​no​ści, po​nie​waż Hans traf​nie roz​wią​zy​wał pro​ste za​da​nia z do​da​wa​nia i odej​mo​wa​nia oraz wy​ko​ny​wał bar​dziej zło​żo​ne ope​ra​cje na ułam​kach i pier​wiast​kach kwa​dra​to​wych. Za​chę​co​ny pierw​szym suk​ce​sem von Osten pra​co​wał da​lej z Han​sem, by po​sze​rzyć jego re​per​tu​ar. Z cza​sem na​uczył ko​nia mó​wić, któ​ra jest go​dzi​na, wska​zy​wać, jaki dźwięk mu​zycz​ny jest nie​zbęd​ny do po​wsta​nia har​mo​nii, a na​wet od​po​wia​dać na py​ta​nia za po​mo​cą ki​wa​nia albo krę​ce​nia gło​wą. Nie​dłu​go po​tem umie​jęt​no​ści Mą​dre​go Han​sa po​sta​no​wił zba​dać psy​cho​log Oskar Pfungst, któ​ry nie zda​wał so​bie spra​wy z tego, że jego pra​ce za​pew​nią mu miej​sce w nie​mal każ​dym pod​ręcz​ni​ku psy​cho​lo​gii przez na​stęp​ne sto lat. Pod​czas pro​wa​dzo​nych przez Pfung​sta sta​ran​nie kon​tro​lo​wa​nych te​stów pro​szo​no wi​dzów, aby za​da​wa​li Han​so​wi usta​-

lo​ne wcze​śniej py​ta​nia. Aby mieć pew​ność, że uczest​nik eks​pe​ry​men​tu bę​dzie od​po​wied​nio zmo​ty​wo​wa​ny, Pfungst na​gra​dzał każ​dą od​po​wiedź Mą​dre​go Han​sa nie​wiel​kim ka​wał​kiem chle​ba, mar​chew​ką albo kost​ką cu​kru (cie​ka​we, że ta sama me​to​da do dziś do​brze się spraw​dza w przy​pad​ku więk​szo​ści po​cząt​ku​ją​cych uczniów). Za​da​nie Pfung​sta nie było ła​twe. Za​rów​no von Osten, jak i Mą​dry Hans czę​sto wpa​da​li w gniew i psy​cho​log zo​stał pod​czas swo​ich ba​dań kil​ka​krot​nie po​gry​zio​ny, głów​nie przez ko​nia. Mimo to mło​dy nie​miec​ki ba​dacz me​to​dycz​nie po​su​wał się na​przód, prze​pro​wa​dza​jąc se​rię prze​ło​mo​wych eks​pe​ry​men​tów. W jed​nym z nich sze​reg kart z nu​me​ra​mi uło​żo​no naj​pierw w taki spo​sób, że Mą​dry Hans, von Osten i oso​ba za​da​ją​ca py​ta​nie wi​dzie​li ich lico. Na​stęp​nie pa​da​ło py​ta​nie i Mą​dry Hans ude​rzał ko​py​tem, aby wska​zać, któ​ra kar​ta za​wie​ra od​po​wiedź. W tych wa​run​kach Hans prze​ja​wiał im​po​nu​ją​cą, dzie​więć​dzie​się​cio​ośmio​pro​cen​to​wą sku​tecz​ność. Jed​nak kie​dy Pfungst zmie​nił układ kart w taki spo​sób, że je​dy​nie Mą​dry Hans mógł wi​dzieć przed​nią stro​nę kar​ty, jego sku​tecz​ność spa​dła ra​dy​kal​nie, do za​le​d​wie sze​ściu pro​cent. W in​nym eks​pe​ry​men​cie von Osten szep​tał dwie licz​by do ucha Han​sa i pro​sił go, żeby je do​dał. Za każ​dym ra​zem Hans wy​stu​ki​wał wła​ści​wą od​po​wiedź. Jed​nak kie​dy von Osten wy​szep​ty​wał jed​ną licz​bę, a Pfungst dru​gą, i ża​den z nich nie wie​dział, co po​wie​dział ko​nio​wi ten dru​gi, Hans nie po​tra​fił udzie​lić wła​ści​wej od​po​wie​dzi. W każ​dym ko​lej​nym spraw​dzia​nie Pfungst uzy​ski​wał te same re​zul​ta​ty. Ile​kroć von Osten albo inna oso​ba za​da​ją​ca py​ta​nia wie​dzie​li, jak po​win​na brzmieć od​po​wiedź Mą​dre​go Han​sa, koń ra​dził so​bie wy​śmie​ni​cie. Kie​dy żad​na z tych osób nie zna​ła wła​ści​wej od​po​wie​dzi, Hans był bez​rad​ny. Pfungst do​szedł do wnio​sku, że Mą​dry Hans nie my​śli sam, tyl​ko re​agu​je na mi​mo​wol​ne sy​gna​ły prze​ka​zy​wa​ne przez wy​raz twa​rzy i mowę cia​ła osób go ota​cza​ją​cych. Przez lata von Osten roz​ma​wiał nie tyle ze zwie​rzę​ta​mi, ile sam ze sobą. Ba​da​cze na ca​łym świe​cie szyb​ko uświa​do​mi​li so​bie ogól​ną za​sa​dę od​kry​tą przez Pfung​sta, zgod​nie z któ​rą eks​pe​ry​men​ta​to​rzy mogą mi​mo​wol​nie skła​niać uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu do dzia​ła​nia w po​żą​da​ny spo​sób, co może wy​wie​rać istot​ny wpływ na uzy​ski​wa​ne wy​ni​ki. Ucze​ni za​czę​li bli​żej ana​li​zo​wać to zja​wi​sko – na​zwa​ne efek​tem Mą​dre​go Han​sa – i wkrót​ce od​kry​li, że wy​stę​pu​je ono w wie​lu róż​nych oko​licz​no​ściach. W pew​nym kla​sycz​nym eks​pe​ry​men​cie po​dzie​lo​no lo​so​wo szczu​ry na dwie gru​py, po czym wrę​czo​no je stu​den​tom, któ​rzy usły​sze​li, że obie gru​py zo​sta​ły spe​cjal​nie wy​ho​do​wa​ne w taki spo​sób, aby uzy​ski​wać do​bre i sła​be wy​ni​ki w po​ko​ny​wa​niu la​bi​ryn​tu.105 W rze​czy​wi​sto​ści nie było mowy o żad​nej spe​cjal​nej ho​dow​li. Na​stęp​nie stu​den​ci ro​bi​li ze szczu​ra​mi pró​by w po​ko​ny​wa​niu la​bi​ryn​tu i otrzy​my​wa​li re​zul​ta​ty zgod​ne ze swo​imi ocze​ki​wa​nia​mi. Szczu​ry rze​ko​mo in​te​li​gent​ne pięć​dzie​siąt je​den pro​cent czę​ściej udzie​la​ły traf​nych od​po​wie​dzi niż szczu​ry rze​ko​mo tępe. Po​dob​nie w ba​da​niach zwa​nych eks​pe​ry​men​tem Pig​ma​lio​na Ro​bert Ro​sen​thal, psy​cho​log z Ha​rvar​du, przy​go​to​wał test dla gru​py uczniów z jed​ne​go rocz​ni​ka i po​wie​dział ich na​uczy​cie​lom, że test sta​no​wi nową me​to​dę prze​wi​dy​wa​nia roz​kwi​tu in​te​lek​tu​al​nych zdol​no​ści dziec​ka.106 Na​stęp​nie po​da​no na​uczy​cie​lom na​zwi​ska dzie​ci z ich kla​sy, któ​re rze​ko​mo uzy​ska​ły naj​lep​sze re​zul​ta​ty. W rze​czy​wi​sto​ści spraw​dzian Ro​sen​tha​la był zwy​kłym te​stem na in​te​li​gen​cję, a na​zwi​ska dzie​ci rze​ko​mo naj​zdol​niej​szych wy​bra​no lo​so​wo. Pod

ko​niec roku szkol​ne​go dzie​ciom dano do roz​wią​za​nia ten sam test na in​te​li​gen​cję. Ucznio​wie lo​so​wo za​li​cze​ni do gru​py, któ​ra mia​ła się naj​bar​dziej roz​wi​nąć in​te​lek​tu​al​nie, uzy​ski​wa​li śred​nio o pięt​na​ście punk​tów lep​sze wy​ni​ki niż po​zo​sta​łe dzie​ci. We​dług Gary’ego Wel​l​sa z Uni​wer​sy​te​tu Sta​no​we​go w Iowa ten me​cha​nizm może pro​wa​dzić na​wet do tego, że funk​cjo​na​riu​sze po​li​cji będą mi​mo​wol​nie wpły​wać na wy​bo​ry do​ko​ny​wa​ne przez świad​ków pod​czas kon​fron​ta​cji z po​dej​rza​ny​mi, uży​wa​jąc tego sa​me​go ro​dza​ju nie​świa​do​mych, nie​wer​bal​nych sy​gna​łów, ja​kie po​nad sto lat wcze​śniej wpły​wa​ły na za​cho​wa​nia Mą​dre​go Han​sa.107 Pod wpły​wem tych prac ucze​ni do​strze​gli po​trze​bę eli​mi​no​wa​nia w swo​ich ba​da​niach efek​tu Mą​dre​go Han​sa po​przez ukry​wa​nie pew​nych ele​men​tów ba​da​nia za​rów​no przed uczest​ni​ka​mi, jak i przed pro​wa​dzą​cy​mi eks​pe​ry​ment. Tak zwa​ne po​dwój​nie śle​pe pró​by sta​no​wią w tej chwi​li stan​dard w rze​tel​nych ba​da​niach na​uko​wych. A wszyst​ko z po​wo​du pew​ne​go ko​nia o uzdol​nie​niach ma​te​ma​tycz​nych. Za​rów​no Bi​shop, jak i Mą​dry Hans spra​wia​li wra​że​nie, że po​tra​fią od​czy​ty​wać ludz​kie my​śli. W rze​czy​wi​sto​ści obaj po pro​stu re​ago​wa​li na mi​mo​wol​ne sy​gna​ły nada​wa​ne przez lu​dzi znaj​du​ją​cych się w ich oto​cze​niu. Po​ja​wi​ły się jed​nak oso​by, któ​re sta​ra​ły się nie tyle czy​tać cu​dze my​śli, ile wpły​wać na nie, tak aby na​kło​nić in​nych do za​cho​wy​wa​nia się w po​żą​da​ny spo​sób. Ale czy na​praw​dę moż​na prze​jąć kon​tro​lę nad czy​imś umy​słem i ma​ni​pu​lo​wać nim jak ma​rio​net​ką? Su​ge​stie tego ro​dza​ju po​ja​wia​ją się w licz​nych po​wie​ściach i fil​mach, ale co kry​je się za tą fik​cją? Czy moż​na ko​goś tak za​hip​no​ty​zo​wać, żeby dzia​łał wbrew swo​jej woli?

Efekt Svengalego

W 1894 roku Geo​r​ge du Mau​rier opu​bli​ko​wał po​wieść Tril​by. Ak​cja utwo​ru kon​cen​tru​je się wo​kół hip​no​ty​ze​ra i ło​tra o pseu​do​ni​mie Sven​ga​li, któ​ry wpro​wa​dza bo​ha​ter​kę, Tril​by O’Fer​rall, w głę​bo​ki trans, a na​stęp​nie wy​ko​rzy​stu​je ją dla swo​ich po​trzeb. Książ​ka du Mau​rie​ra sta​ła się be​st​sel​le​rem swo​ich cza​sów (prze​gra​ła je​dy​nie z Dra​cu​lą Bra​ma Sto​ke​ra) i wy​lan​so​wa​ła modę na ka​pe​lu​sze tril​by, ale jed​no​cze​śnie za​sia​ła wśród czy​tel​ni​ków prze​ko​na​nie, że ist​nie​ją lu​dzie, któ​rzy po​tra​fią zmu​sić in​nych do po​stę​po​wa​nia wbrew wła​snej woli. Ale czy rze​czy​wi​ście? W pierw​szych la​tach mi​nio​ne​go stu​le​cia kil​ku ba​da​czy pró​bo​wa​ło roz​strzy​gnąć tę kwe​stię, wpro​wa​dza​jąc ochot​ni​ków w głę​bo​ki trans i pro​sząc ich na​stęp​nie, aby do​ko​ny​wa​li róż​nych nie​cnych czy​nów, ta​kich jak po​zo​ro​wa​ne mor​der​stwo albo rzu​ca​nie szklan​ką peł​ną „kwa​su” (w rze​czy​wi​sto​ści wody) w twarz eks​pe​ry​men​ta​to​ra.108 Cho​ciaż wie​lu uczest​ni​ków tych po​ka​zów rze​czy​wi​ście dźga​ło wi​dzów gu​mo​wy​mi szty​le​ta​mi albo ob​le​wa​ło ba​da​czy wodą, eks​pe​ry​men​ty nie były pro​wa​dzo​ne w do​brze kon​tro​lo​wa​nych wa​run​kach i wzbu​dzi​ły spo​ro py​tań i wąt​pli​wo​ści. W po​ło​wie lat sześć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku Mar​tin Orne i Fre​drick Evans, psy​cho​lo​go​wie z Uni​wer​sy​te​tu Pen​syl​wa​nii, po​sta​no​wi​li za​jąć się tą spra​wą na po​waż​nie.109 Orne wy​szu​kał gru​pę stu​den​tów wy​jąt​ko​wo po​dat​nych na su​ge​stię i pod​da​wał ich po ko​lei pew​ne​mu te​sto​wi. Każ​de​go z ochot​ni​ków wpro​wa​dza​no w trans, a na​stęp​nie pro​szo​no, aby usiadł przed otwar​tym pu​deł​kiem. W środ​ku pu​deł​ka ba​dacz umiesz​czał nie​groź​ne​go zie​lo​ne​go węża drzew​ne​go, a uczest​ni​kom ba​da​nia mó​wio​no, że mają nie​od​par​te pra​gnie​nie, żeby wy​jąć węża z pu​deł​ka. Wszy​scy ba​da​ni pod​da​wa​li się tej su​ge​stii i wyj​mo​wa​li węża. Na​stęp​nie eks​pe​ry​men​ta​to​rzy za​kła​da​li parę dłu​gich, gru​bych rę​ka​wic, przy​no​si​li bar​dzo nie​bez​piecz​ne​go węża, au​stra​lij​ską mul​gę czer​wo​no​brzu​chą, i wy​ja​śnia​li ba​da​nym, że to je​den z naj​bar​dziej ja​do​wi​tych węży na świe​cie i może za​bić czło​wie​ka jed​nym uką​sze​niem. Umiesz​cza​li węża w pu​deł​ku, po czym każ​de​mu uczest​ni​ko​wi eks​pe​ry​men​tu mó​wio​no, że ma nie​od​par​te pra​gnie​nie, żeby wy​jąć go z pu​deł​ka. Co zdu​mie​wa​ją​ce, wszy​scy ba​da​ni usi​ło​wa​li speł​nić tę proś​bę i do​pie​ro gdy wkła​da​li dłoń do pu​deł​ka, od​kry​wa​li, że ba​da​cze umie​ści​li tam szkla​ną szy​bę, od​dzie​la​ją​cą ich od ja​do​wi​te​go gada. Na pierw​szy rzut oka mo​gło​by się wy​da​wać, że Orne i Evans zdo​ła​li na​kło​nić za​hip​no​ty​zo​wa​nych stu​den​tów do dzia​ła​nia, któ​re mo​gło im za​szko​dzić. Jed​nak dru​gi etap eks​pe​ry​men​tu zręcz​nie za​pro​gra​mo​wa​no w taki spo​sób, aby spraw​dzić, czy rze​czy​wi​ście tak jest. Ba​da​cze wy​szu​ka​li stu​den​tów wy​jąt​ko​wo od​por​nych na su​ge​stię, ale nie pró​bo​wa​li wpra​wiać ich w trans, a je​dy​nie pro​si​li, żeby za​cho​wy​wa​li się tak, jak gdy​by byli za​hip​no​ty​zo​wa​ni. Co zdu​mie​wa​ją​ce, wszy​scy z nich tak​że byli go​to​wi wy​jąć z pu​deł​ka za​rów​no ła​god​-

ne​go węża, jak i jego nie​zwy​kle ja​do​wi​te​go po​bra​tym​ca. Sta​ło się ja​sne, że re​zul​ta​ty uzy​ska​ne w pierw​szej fa​zie eks​pe​ry​men​tu nie mia​ły związ​ku z hip​no​zą. Aby do​wie​dzieć się, dla​cze​go stu​den​ci byli go​to​wi na​ra​żać ży​cie pod​czas eks​pe​ry​men​tu, ba​da​cze za​py​ta​li uczest​ni​ków ba​da​nia, któ​rzy nie zo​sta​li za​hip​no​ty​zo​wa​ni, o czym my​śle​li, kie​dy się​ga​li po ja​do​wi​te​go węża. Nie​mal wszy​scy z nich wy​ja​śni​li, że wie​dzie​li, że bio​rą udział w ba​da​niach na​uko​wych, a więc byli prze​ko​na​ni, że eks​pe​ry​men​ta​to​rzy nie do​pusz​czą do tego, żeby coś im się sta​ło. Te wy​ni​ki wska​zy​wa​ły, że nie spo​sób pod​czas eks​pe​ry​men​tu traf​nie oce​nić, czy pod wpły​wem hip​no​zy moż​na skło​nić lu​dzi do za​cho​wy​wa​nia się wbrew ich woli. Uni​wer​sy​tec​kie ko​mi​sje etycz​ne nie ze​zwo​li​ły​by na udział ochot​ni​ków w eks​pe​ry​men​cie, któ​ry na​praw​dę za​gra​żał​by ich ży​ciu, a na​wet gdy​by wy​ra​zi​ły taką zgo​dę, sami uczest​ni​cy mo​gli​by zde​cy​do​wać się na nie​bez​piecz​ne za​cho​wa​nia po pro​stu dla​te​go, że by​li​by prze​ko​na​ni, że nic im nie gro​zi. Jed​nak gdy ucze​ni przyj​rze​li się bli​żej daw​nym ba​da​niom nad rze​ko​mym efek​tem Sven​ga​le​go, od​kry​li pe​wien przy​pa​dek, w któ​rym uda​ło się wy​eli​mi​no​wać tę prze​szko​dę. Na po​cząt​ku mi​nio​ne​go stu​le​cia hip​no​ty​zer i uczo​ny Ju​les Lie​ge​ois prze​pro​wa​dził dość nie​zwy​kły po​kaz pod​czas kon​fe​ren​cji zor​ga​ni​zo​wa​nej w Sal​pêtri​ére w Pa​ry​żu. Lie​ge​ois wpro​wa​dził w trans mło​dą ko​bie​tę, wrę​czył jej gu​mo​wy nóż, po​wie​dział, że to praw​dzi​wa broń, i po​le​cił jej dźgnąć nim ko​goś na wi​dow​ni. Ko​bie​ta po​słusz​nie speł​ni​ła po​le​ce​nie. Nie​ste​ty Lie​ge​ois nie wpadł na po​mysł, żeby po​pro​sić ko​goś, kto nie zo​stał za​hip​no​ty​zo​wa​ny, aby pod​dał się tej sa​mej pró​bie, i błęd​nie do​szedł do wnio​sku, że jego eks​pe​ry​ment sta​no​wi do​wód na po​par​cie tezy, że oso​bę znaj​du​ją​cą się w hip​no​tycz​nym tran​sie moż​na skło​nić do za​cho​wań, któ​re są sprzecz​ne z jej in​te​re​sem. Jed​nak kie​dy więk​szość uczest​ni​ków kon​fe​ren​cji wy​szła z sali, gru​pa zło​śli​wych stu​den​tów me​dy​cy​ny po​wie​dzia​ła wciąż za​hip​no​ty​zo​wa​nej ko​bie​cie, żeby się ro​ze​bra​ła. Oka​za​ło się, że ko​bie​ta ma peł​ną świa​do​mość tego, że pchnię​cie ko​goś gu​mo​wym szty​le​tem to je​dy​nie do​bra za​ba​wa, ale pod​da​nie się tej no​wej su​ge​stii po​sta​wi​ło​by ją w bar​dzo kło​po​tli​wej sy​tu​acji. Nie tyl​ko nie ro​ze​bra​ła się, ale wsta​ła i szyb​ko ucie​kła z sali. Co cie​ka​we, pod​ję​to tyl​ko jed​ną pró​bę po​wtó​rze​nia tego fa​scy​nu​ją​ce​go, choć nie​etycz​ne​go eks​pe​ry​men​tu. W la​tach sześć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku pe​wien ba​dacz uni​wer​sy​tec​ki lo​so​wo wy​brał pew​ną mło​dą ochot​nicz​kę, po​le​cił jej usiąść przed gru​pą stu​den​tów i za​su​ge​ro​wał, żeby się ro​ze​bra​ła. Pro​fe​sor z prze​ra​że​niem zo​ba​czył, że ko​bie​ta za​czy​na szyb​ko roz​pi​nać ubra​nie, i na​tych​miast ogło​sił ko​niec eks​pe​ry​men​tu. Do​pie​ro póź​niej od​krył, że przy​pad​kiem wy​brał oso​bę, któ​ra z za​wo​du była strip​ti​zer​ką.

JAK ZA​HIP​NO​TY​ZO​WAĆ KUR​CZA​KA Or​mond McGill, uro​dzo​ny w 1913 roku, był uta​len​to​wa​nym hip​no​ty​ze​rem sce​nicz​nym wy​stę​pu​ją​cym pod pseu​do​ni​mem „Dok​tor Zomb”. Jako pierw​szy za​sto​so​wał wie​le me​tod uży​wa​nych przez dzi​siej​szych hip​no​ty​ze​rów. W 1947 roku opu​bli​ko​wał książ​kę The En​cyc​lo​pe​dia of Ge​nu​ine Sta​ge Hyp​no​tism, w któ​rej opi​sał, w jaki spo​sób moż​na spra​wić, by kur​czę​ta po​zo​sta​wa​ły w cał​ko​wi​tym

bez​ru​chu i wy​glą​da​ły jak za​hip​no​ty​zo​wa​ne. We​dług McGil​la wy​star​czy, że sta​ran​nie chwy​ci​my pta​ka za szy​ję, po​ło​ży​my go na sto​le i uło​ży​my jego gło​wę ho​ry​zon​tal​nie, po czym na​ry​su​je​my kre​dą na po​wierzch​ni sto​łu pół​me​tro​wą li​nię, wy​cho​dzą​cą bez​po​śred​nio od dzio​ba pta​ka. Kur​czak bę​dzie le​żał bez ru​chu na sto​le (jak na fo​to​gra​fii po​ni​żej).

Za​hip​no​ty​zo​wa​ny kur​czak bę​dzie na​stęp​nie jadł ce​bu​lę, no​sił oku​la​ry i zro​bi

strip​tiz. Oczy​wi​ście żar​tu​ję. W rze​czy​wi​sto​ści kur​czak nie jest za​hip​no​ty​zo​wa​ny, tyl​ko znaj​du​je się w sta​nie bez​ru​chu to​nicz​ne​go, czy​li uru​cha​mia me​cha​nizm obron​ny, za po​mo​cą któ​re​go sta​ra się znie​chę​cić po​ten​cjal​nych dra​pież​ni​ków do ata​ku, uda​jąc nie​ży​we​go. Aby zbu​dzić zwie​rzę z rze​ko​me​go głę​bo​kie​go transu, wy​star​czy od​wró​cić jego gło​wę od li​nii na​ry​so​wa​nej kre​dą. Mimo licz​nych fil​mów i ksią​żek su​ge​ru​ją​cych, że może być in​a​czej, ba​da​nia na​uko​we do​wo​dzą, że nie moż​na ni​ko​go skło​nić do za​cho​wy​wa​nia się wbrew jego woli przez pod​da​nie go hip​no​zie. Jed​nak pra​ce nad in​ny​mi for​ma​mi pa​no​wa​nia nad ludz​kim umy​słem przy​nio​sły znacz​nie bar​dziej nie​po​ko​ją​ce re​zul​ta​ty. Aby do​wie​dzieć się wię​cej na ten te​mat, bę​dzie​my mu​sie​li prze​nik​nąć do mrocz​ne​go i po​nu​re​go świa​ta sekt re​li​gij​nych.

Od sprzedawcy małpek do charyzmatycznego kaznodziei

Jim Jo​nes, uro​dzo​ny w 1931 roku, wy​cho​wał się na wiej​skich te​re​nach sta​nu In​dia​na.110 We​dług póź​niej​szych re​la​cji ten „na​praw​dę po​strze​lo​ny chło​pak”, jak mó​wi​li o nim nie​któ​rzy są​sie​dzi, w dzie​ciń​stwie naj​chęt​niej zaj​mo​wał się za​gad​nie​nia​mi re​li​gij​ny​mi, tor​tu​ro​wa​niem zwie​rząt i dys​ku​sja​mi o śmier​ci. Dość wcze​śnie za​czął też prze​ja​wiać upodo​ba​nie do wy​gła​sza​nia ka​zań. Je​den z jego przy​ja​ciół z dzie​ciń​stwa wspo​mi​nał, jak pew​ne​go razu Jo​nes za​ło​żył na ra​mio​na sta​re prze​ście​ra​dło, usa​dził inne dzie​ci w swe​go ro​dza​ju zgro​ma​dze​nie wier​nych i wy​gło​sił ka​za​nie, w któ​rym uda​wał, że jest dia​błem. Jako na​sto​la​tek za​czął przy​go​to​wy​wać się do roli pa​sto​ra w miej​sco​wym ko​ście​le me​to​dy​stycz​nym, jed​nak od​szedł z nie​go, gdy ko​ściel​ni prze​ło​że​ni za​bro​ni​li mu wy​gła​sza​nia ka​zań dla grup mie​sza​nych ra​so​wo. W 1955 roku, kie​dy miał za​le​d​wie dwa​dzie​ścia czte​ry lata, Jo​nes zgro​ma​dził wo​kół sie​bie nie​wiel​ką gru​pę zwo​len​ni​ków i za​ło​żył wła​sny Ko​ściół, Świą​ty​nię Ludu. Środ​ki na fi​nan​so​wa​nie tego am​bit​ne​go przed​się​wzię​cia zdo​by​wał w dość oso​bli​wy spo​sób, jako do​mo​krąż​ca sprze​da​ją​cy małe małp​ki. W chwi​lach wol​nych od mał​pie​go biz​ne​su do​sko​na​lił swo​je umie​jęt​no​ści ora​tor​skie i wkrót​ce zdo​był znacz​ny roz​głos jako nie​zwy​kle cha​ry​zma​tycz​ny ka​zno​dzie​ja. Po​cząt​ko​wo Jo​nes gło​sił prze​sła​nie rów​no​ści i in​te​gra​cji ra​so​wej. Sta​ra​jąc się re​ali​zo​wać swo​je na​uki w prak​ty​ce, za​chę​cał wier​nych, aby nie​śli po​moc ubo​gim, ofe​ru​jąc im po​ży​wie​nie i pra​cę. Wieść o jego do​brych uczyn​kach wkrót​ce roz​nio​sła się po oko​li​cy i do jego Ko​ścio​ła wstą​pi​ło oko​ło ty​sią​ca osób. Jo​nes za​ło​żył kuch​nię wy​da​ją​cą zupy dla osób w po​trze​bie oraz dom opie​ki. W 1965 roku, pod wpły​wem wi​zji, że środ​ko​we sta​ny USA wkrót​ce sta​ną się ce​lem ata​ku nu​kle​ar​ne​go, na​kło​nił oko​ło stu człon​ków swo​jej kon​gre​ga​cji, żeby po​dą​ży​li za nim do Re​dwo​od Val​ley w Ka​li​for​nii. Nadal sku​piał się na po​ma​ga​niu oso​bom naj​bar​dziej po​trze​bu​ją​cym, nar​ko​ma​nom, al​ko​ho​li​kom i bie​da​kom. Na po​cząt​ku lat sie​dem​dzie​sią​tych nad jego przed​się​wzię​ciem po​ja​wi​ły się jed​nak bu​rzo​we chmu​ry. Jo​nes za​czął się do​ma​gać od swo​ich zwo​len​ni​ków więk​sze​go za​an​ga​żo​wa​nia. Na​ma​wiał ich, aby spę​dza​li świę​ta z in​ny​mi wier​ny​mi, a nie ze swo​imi ro​dzi​na​mi, i aby prze​ka​zy​wa​li na rzecz Ko​ścio​ła pie​nią​dze i do​bra ma​te​rial​ne. W do​dat​ku po​padł w po​waż​ne uza​leż​nie​nie od nar​ko​ty​ków i co​raz bar​dziej pa​ra​no​icz​nie oba​wiał się, że ame​ry​kań​ski rząd za​mie​rza znisz​czyć jego Ko​ściół. Miej​sco​wi dzien​ni​ka​rze w koń​cu za​czę​li się in​te​re​so​wać opo​wie​ścia​mi o nie​po​ko​ją​cym stop​niu za​an​ga​żo​wa​nia, ja​kie​go wy​ma​ga​ła od swo​ich wier​nych Świą​ty​nia Ludu, co skło​ni​ło Jo​ne​sa, któ​ry nie ży​czył so​bie nad​mier​nej uwa​gi cie​kaw​skich, do prze​nie​sie​nia swo​jej sie​dzi​by do San Fran​ci​sco. Tam po​now​nie zdo​był roz​głos jako ka​zno​dzie​ja i po kil​ku la​tach sze​re​gi człon​ków Świą​ty​ni po​dwo​iły się.

Jed​nak w pra​sie zno​wu za​czę​ły się po​ja​wiać kry​tycz​ne ar​ty​ku​ły. W re​zul​ta​cie Jo​nes po​sta​no​wił opu​ścić Ame​ry​kę i zbu​do​wać uto​pij​ną wspól​no​tę za gra​ni​cą. Po sta​ran​nym roz​wa​że​niu kil​ku lo​ka​li​za​cji dla swo​jej sa​mo​wy​star​czal​nej spo​łecz​no​ści zde​cy​do​wał się na Gu​ja​nę, po​ło​żo​ną na pół​noc​nych wy​brze​żach Ame​ry​ki Po​łu​dnio​wej. Pe​wien wpływ na jego wy​bór z pew​no​ścią wy​war​ła po​sta​wa miej​sco​wych urzęd​ni​ków, któ​rzy ła​two ule​ga​li ko​rup​cji, dzię​ki cze​mu Jo​nes mógł od​bie​rać nie​le​gal​ne do​sta​wy nar​ko​ty​ków i bro​ni pal​nej. W 1974 roku wy​dzier​ża​wił oko​ło ty​sią​ca sze​ściu​set hek​ta​rów dżun​gli w pół​noc​no-za​chod​niej czę​ści kra​ju. Skro​mie na​zwaw​szy przy​szłą osa​dę „Jo​ne​stown”, cha​ry​zma​tycz​ny ka​zno​dzie​ja wraz z kil​ku​set wy​znaw​ca​mi spa​ko​wał to​boł​ki i wy​ru​szył do Gu​ja​ny. Ży​cie w Jo​ne​stown nie na​le​ża​ło do naj​ła​twiej​szych. Osa​da le​ża​ła z dala od sie​dzib ludz​kich, zie​mia była li​cha, a od naj​bliż​sze​go źró​dła wody pit​nej dzie​li​ło osad​ni​ków je​de​na​ście ki​lo​me​trów błot​ni​stej dro​gi. Wier​ni cier​pie​li na bie​gun​kę i go​rącz​kę tro​pi​kal​ną. Po je​de​na​sto​go​dzin​nym dniu pra​cy mu​sie​li jesz​cze uczest​ni​czyć w dłu​gich wie​czor​nych na​bo​żeń​stwach i wy​kła​dach na te​mat so​cja​li​zmu. Wo​bec osób za​nie​dbu​ją​cych swo​je obo​wiąz​ki sto​so​wa​no roz​ma​ite kary, mię​dzy in​ny​mi uwię​zie​nie w nie​wiel​kiej drew​nia​nej skrzy​ni w kształ​cie trum​ny oraz wie​lo​go​dzin​ne za​mknię​cie na dnie wy​schnię​tej stud​ni. Sie​dem​na​ste​go li​sto​pa​da 1978 roku ame​ry​kań​ski kon​gres​men Leo Ryan po​je​chał do Gu​ja​ny, aby spraw​dzić na miej​scu za​sad​ność po​gło​sek, że miesz​kań​cy Jo​ne​stown są prze​trzy​my​wa​ni w osa​dzie wbrew swo​jej woli. Za​raz po przy​jeź​dzie nie usły​szał od człon​ków Świą​ty​ni ani sło​wa skar​gi. Jed​nak pod ko​niec pierw​sze​go dnia po​by​tu kil​ka ro​dzin w se​kre​cie wy​zna​ło mu, że wca​le nie czu​ją się szczę​śli​we w Jo​ne​stown i pra​gną wy​je​chać. Na​za​jutrz je​de​na​stu człon​ków Świą​ty​ni pod wpły​wem na​ra​sta​ją​ce​go w Jo​ne​stown po​czu​cia za​gro​że​nia i de​spe​ra​cji po​ta​jem​nie ucie​kło z osa​dy i roz​po​czę​ło pięć​dzie​się​cio​ki​lo​me​tro​wy marsz przez gę​stą dżun​glę. Tego sa​me​go dnia Ryan wraz z nie​wiel​ką gru​pą ucie​ki​nie​rów wy​ru​szy​li w stro​nę po​ło​żo​ne​go nie​opo​dal pasa star​to​we​go, gdzie usi​ło​wa​li wsiąść do sa​mo​lo​tów i wró​cić do Sta​nów Zjed​no​czo​nych. Zo​sta​li jed​nak za​ata​ko​wa​ni przez uzbro​jo​nych człon​ków „Czer​wo​nej Bry​ga​dy” ze Świą​ty​ni, któ​rzy za​strze​li​li Ry​ana i kil​ku człon​ków gru​py. Leo Ryan stał się je​dy​nym kon​gres​me​nem w dzie​jach Sta​nów Zjed​no​czo​nych, któ​ry zo​stał za​mor​do​wa​ny pod​czas wy​ko​ny​wa​nia obo​wiąz​ków. Czu​jąc, że jego świat za​czy​na się wa​lić, Jo​nes ze​brał po​zo​sta​łych miesz​kań​ców Jo​ne​stown i po​in​for​mo​wał ich, że Ryan i człon​ko​wie jego gru​py zgi​nę​li. Wy​ja​śnił też, że rząd USA zro​bi te​raz wszyst​ko, aby ze​mścić się na wspól​no​cie Świą​ty​ni, i na​kło​nił wszyst​kich jej człon​ków do udzia​łu w ma​so​wym ak​cie „re​wo​lu​cyj​ne​go sa​mo​bój​stwa”. Przy​nie​sio​no duże po​jem​ni​ki soku o sma​ku wi​no​gro​no​wym, do któ​re​go do​da​no cy​ja​nek. Jo​nes po​le​cił, aby wszy​scy wy​pi​li tru​ci​znę. Ro​dzi​ce mie​li naj​pierw po​dać tru​ją​cy na​pój swo​im dzie​ciom, a na​stęp​nie wy​pić go sami. Po​wsta​łe przy tej oka​zji na​gra​nie ma​gne​to​fo​no​we po​ka​zu​je, że ile​kroć któ​ryś z człon​ków wspól​no​ty nie chciał się​gnąć po tru​ci​znę, Jo​nes sta​rał się zła​mać jego opór, po​wta​rza​jąc: „Nie ob​cho​dzi mnie, ile krzy​ków sły​szy​cie, nie ob​cho​dzi mnie, ile sły​szy​cie pła​czu peł​ne​go udrę​ki, śmierć jest mi​lion razy lep​sza od tego ży​cia. Gdy​by​ście wie​dzie​li, co was cze​ka, już dziś prze​szli​by​ście z ra​do​ścią na dru​gą stro​nę”. Pod​czas tego strasz​li​we​go ry​tu​ału zgi​nę​ło po​nad dzie​więć​set osób, w tym dwie​ście sie​dem​dzie​się​cio​ro dzie​ci. Wy​znaw​ców pil​no​wa​ło kil​ku człon​ków uzbro​jo​nej stra​ży Świą​ty​ni, ale wy​da​je się, że więk​szość zwo​len​ni​ków Jo​ne​sa do​bro​wol​nie po​peł​ni​ła sa​mo​bój​stwo. Jed​na z ko​biet na​-

pi​sa​ła pod​czas tej ma​sa​kry na swo​im ra​mie​niu: „Jim Jo​nes jest wy​brań​cem”. Aż do je​de​na​ste​go wrze​śnia 2001 roku była to naj​więk​sza ma​so​wa tra​ge​dia w dzie​jach Sta​nów Zjed​no​czo​nych, w któ​rej śmierć po​nie​śli cy​wi​le nie​bę​dą​cy ofia​ra​mi klę​ski ży​wio​ło​wej. Przez po​nad trzy​dzie​ści lat psy​cho​lo​go​wie za​sta​na​wia​li się, w jaki spo​sób Jim Jo​nes zdo​łał na​kło​nić tyle osób do ode​bra​nia so​bie ży​cia, jak uda​ło mu się na​mó​wić ro​dzi​ców, by za​mor​do​wa​li swo​je dzie​ci. Wska​zy​wa​no, że więk​szość człon​ków Świą​ty​ni sta​no​wi​ły oso​by mało od​por​ne psy​chicz​nie, któ​re roz​pacz​li​wie pra​gnę​ły wie​rzyć w gło​szo​ne przez ich przy​wód​cę prze​sła​nie rów​no​ści ra​so​wej. Jo​nes na​zy​wał Jo​ne​stown „zie​mią obie​ca​ną” i opi​sy​wał je jako miej​sce, w któ​rym ro​dzi​ce będą mo​gli wy​cho​wy​wać swo​je dzie​ci z dala od prze​śla​do​wań ra​so​wych, na ja​kie byli na​ra​że​ni wcze​śniej. Prze​sła​nie to było atrak​cyj​ne rów​nież dla​te​go, że da​wa​ło lu​dziom sil​ne po​czu​cie sen​su, po​czu​cie wła​snej war​to​ści i przy​na​leż​no​ści do du​żej ro​dzi​ny zło​żo​nej z dba​ją​cych o sie​bie na​wza​jem, po​dob​nych do sie​bie jed​no​stek. Jak uję​ła to jed​na z osób, któ​ra prze​ży​ła ma​sa​krę: „Nikt nie wstę​pu​je do sek​ty... czło​wiek wstę​pu​je do or​ga​ni​za​cji re​li​gij​nej albo przy​łą​cza się do ru​chu po​li​tycz​ne​go i robi to ze wzglę​du na lu​dzi, któ​rych lubi”. Wy​mie​nio​ne czyn​ni​ki z pew​no​ścią ode​gra​ły pew​ną rolę w tra​ge​dii, jaka ro​ze​gra​ła się w Jo​ne​stown, ale nie dają peł​ne​go ob​ra​zu sy​tu​acji. Lu​dzie wstę​pu​ją chęt​nie do or​ga​ni​za​cji re​li​gij​nych i po​li​tycz​nych, po​nie​waż dają im one po​czu​cie sen​su i przy​na​leż​no​ści do wspól​no​ty, ale więk​szość z nich nie by​ła​by go​to​wa od​dać ży​cia dla tych in​sty​tu​cji. Psy​cho​lo​go​wie uwa​ża​ją ra​czej, że wpływ, jaki Jo​nes wy​wie​rał na lu​dzi, opie​rał się na czte​rech pod​sta​wo​wych za​sa​dach. Po pierw​sze, Jo​nes bar​dzo zręcz​nie po​słu​gi​wał się me​to​dą sto​py w drzwiach. Sto​pa w drzwiach W kla​sycz​nym już dziś eks​pe​ry​men​cie Jo​na​tha​na Fre​ed​ma​na i Scot​ta Fra​se​ra z Uni​wer​sy​te​tu Stan​for​da ba​da​cze, uda​jąc wo​lon​ta​riu​szy dzia​ła​ją​cych dla do​bra miej​sco​wej spo​łecz​no​ści, od​wie​dza​li miesz​kań​ców pew​ne​go osie​dla do​mów jed​no​ro​dzin​nych i wy​ja​śnia​li, że ze wzglę​du na dużą licz​bę wy​pad​ków dro​go​wych w oko​li​cy chcie​li​by pro​sić o zgo​dę na umiesz​cze​nie w ogro​dzie ta​bli​cy z na​pi​sem „Jedź ostroż​nie”.111 Proś​ba nie była ła​twa do speł​nie​nia, po​nie​waż ta​bli​ca była bar​dzo duża, a tym sa​mym fa​tal​nie wpły​wa​ła​by na wy​gląd ogro​du. Jak moż​na się do​my​ślić, nie​wie​le osób zgo​dzi​ło się na jej umiesz​cze​nie. W na​stęp​nym eta​pie eks​pe​ry​men​tu ba​da​cze zwró​ci​li się do in​nej gru​py miesz​kań​ców osie​dla z proś​bą o zgo​dę na umiesz​cze​nie w ogro​dzie ta​blicz​ki z na​pi​sem „Bądź bez​piecz​nym kie​row​cą”. Tym ra​zem ta​blicz​ka mia​ła roz​mia​ry za​le​d​wie dzie​sięć na dzie​sięć cen​ty​me​trów, więc nie​mal wszy​scy się zgo​dzi​li. Dwa ty​go​dnie póź​niej ba​da​cze wró​ci​li na osie​dle i po​pro​si​li tę dru​gą gru​pę miesz​kań​ców o zgo​dę na umiesz​cze​nie znacz​nie więk​sze​go zna​ku. Co zdu​mie​wa​ją​ce, po​nad trzy czwar​te ba​da​nych zgo​dzi​ło się umie​ścić w swo​im ogro​dzie dużą, brzyd​ką ta​bli​cę. Ta me​to​da, zna​na jako tech​ni​ka sto​py w drzwiach, wy​ko​rzy​stu​je fakt, że znacz​nie ła​twiej jest uzy​skać od lu​dzi zgo​dę na duże po​świę​ce​nie, je​śli wcze​śniej uda się ich na​kło​nić do ja​kie​goś drob​ne​go wy​rze​cze​nia. Jo​nes po​słu​gi​wał się tą me​to​dą do ma​ni​pu​lo​wa​nia swo​ją kon​gre​ga​cją. Zwo​len​ni​ków pro​szo​no naj​pierw o prze​ka​za​nie na rzecz Świą​ty​ni nie​wiel​kiej czę​ści do​cho​du, jed​nak z cza​sem wy​ma​ga​nia ro​sły i w koń​cu żą​da​no od nich, żeby prze​ka​za​li Jo​ne​so​wi cały swój

ma​ją​tek i oszczęd​no​ści. To samo do​ty​czy​ło ak​tyw​no​ści dla do​bra wspól​no​ty. Po​cząt​ko​wo po wstą​pie​niu do Ko​ścio​ła pro​szo​no jego człon​ków, aby spę​dza​li w nim je​dy​nie kil​ka go​dzin w ty​go​dniu, pra​cu​jąc na rzecz spo​łecz​no​ści wier​nych. Z cza​sem go​dzin było co​raz wię​cej, aż wresz​cie wy​znaw​cy Jo​ne​sa uczest​ni​czy​li w dłu​gich na​bo​żeń​stwach, po​ma​ga​li w przy​cią​ga​niu in​nych osób do or​ga​ni​za​cji, pi​sa​li li​sty do po​li​ty​ków oraz me​diów. Eska​lu​jąc po​wo​li swo​je żą​da​nia, Jo​nes sto​so​wał me​to​dę sto​py w drzwiach, żeby przy​go​to​wać swo​ich wy​znaw​ców na osta​tecz​ne po​świę​ce​nie. Jed​nak ta me​to​da jest sku​tecz​na pod wa​run​kiem, że lu​dzie nie umie​ją sta​wiać gra​nic i w któ​rymś mo​men​cie nie od​mó​wią speł​nia​nia dal​szych żą​dań. Dru​ga me​to​da psy​cho​lo​gicz​ne​go od​dzia​ły​wa​nia sto​so​wa​na przez Jo​ne​sa mia​ła na celu stłu​mie​nie tego po​ten​cjal​ne​go bun​tu. A te​raz wszy​scy ra​zem W la​tach pięć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku ame​ry​kań​ski psy​cho​log So​lo​mon Asch prze​pro​wa​dził se​rię kla​sycz​nych eks​pe​ry​men​tów, w któ​rych ba​dał siłę ludz​kie​go kon​for​mi​zmu.112 Uczest​ni​ków ba​da​nia pro​szo​no o to, żeby przy​cho​dzi​li do la​bo​ra​to​rium Ascha po​je​dyn​czo. Na miej​scu za​sta​wa​li sze​ściu in​nych ochot​ni​ków. Choć praw​dzi​wi uczest​ni​cy ba​dań tego nie wie​dzie​li, wszyst​kie oso​by, któ​re spo​ty​ka​li w la​bo​ra​to​rium, były oso​ba​mi pod​sta​wio​ny​mi, pra​cu​ją​cy​mi dla Ascha. Praw​dzi​wy uczest​nik i po​zo​ran​ci sia​da​li przy sto​le, po czym do​wia​dy​wa​li się, że we​zmą udział w „te​ście po​strze​ga​nia”. Po​ka​zy​wa​no im dwie kart​ki pa​pie​ru. Na pierw​szej z nich znaj​do​wa​ła się jed​na li​nia, a na dru​giej były trzy li​nie róż​nej dłu​go​ści, przy czym jed​na z nich mia​ła tę samą dłu​gość, co li​nia na​ry​so​wa​na na pierw​szej kart​ce. Na​stęp​nie py​ta​no obec​nych, któ​ra z trzech li​nii znaj​du​ją​cych się na dru​giej kart​ce jest tej sa​mej dłu​go​ści, co li​nia na pierw​szej kart​ce. Uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu sa​dza​no w taki spo​sób, aby praw​dzi​wy uczest​nik pró​by za​wsze od​po​wia​dał jako ostat​ni. Człon​ko​wie gru​py wy​po​wia​da​li się po ko​lei i wszy​scy pod​sta​wie​ni „ochot​ni​cy” za​wsze udzie​la​li ta​kiej sa​mej od​po​wie​dzi. Za pierw​szym i dru​gim ra​zem wszy​scy po​zo​ran​ci od​po​wia​da​li po​praw​nie, ale pod​czas trze​ciej pró​by wszy​scy udzie​la​li błęd​nej od​po​wie​dzi. Asch pra​gnął zo​rien​to​wać się, jaki pro​cent au​ten​tycz​nych uczest​ni​ków eks​pe​ry​men​tu pod​da się pre​sji gru​py i udzie​li w efek​cie błęd​nej od​po​wie​dzi tyl​ko po to, żeby nie od​róż​niać się od po​zo​sta​łych. Co zdu​mie​wa​ją​ce, aż sie​dem​dzie​siąt pięć pro​cent ba​da​nych ule​ga​ło ta​kiej pre​sji. W pew​nym wa​rian​cie opi​sy​wa​nej pro​ce​du​ry Asch po​pro​sił, aby je​den z po​zo​ran​tów nie zga​dzał się z gru​pą i udzie​lał in​nej od​po​wie​dzi. Ten je​den głos nie​zgo​dy spra​wiał, że po​ziom kon​for​mi​zmu spa​dał do oko​ło dwu​dzie​stu pro​cent. Świą​ty​nia Ludu była ogrom​nym eks​pe​ry​men​tem w za​kre​sie psy​cho​lo​gii kon​for​mi​zmu. Jo​nes zda​wał so​bie spra​wę z tego, że wszel​ka kry​ty​ka mo​gła​by za​chę​cić in​nych do wy​po​wia​da​nia na głos swo​ich za​strze​żeń, nie to​le​ro​wał więc naj​lżej​sze​go sprze​ci​wu. Aby za​pew​nić so​bie po​słuch, Jo​nes ko​rzy​stał z in​for​ma​to​rów, któ​rzy za​przy​jaź​nia​li się z oso​ba​mi po​dej​rze​wa​ny​mi o to, że mogą mieć wąt​pli​wo​ści wo​bec Świą​ty​ni, i na każ​dy prze​jaw kry​ty​cy​zmu od​po​wia​dał bru​tal​nym bi​ciem albo pu​blicz​nym upo​ka​rza​niem nie​za​do​wo​lo​nych. Jo​nes roz​bi​jał tak​że każ​dą gru​pę, któ​rej człon​ko​wie mo​gli​by oka​zy​wać so​bie wza​jem​ną tro​skę. Roz​dzie​la​no ro​dzi​ny. Dzie​ci naj​pierw sa​dza​no pod​czas na​bo​żeństw z dala od ro​dzi​ców, a póź​niej od​da​wa​no pod ca​ło​do​bo​wą opie​kę in​nych człon​ków Ko​ścio​ła. Mał​żon​ków za​chę​ca​no do po​za​mał​żeń​skich kon​tak​tów sek​su​al​nych, aby roz​luź​nić łą​czą​ce ich wię​zi

emo​cjo​nal​ne. W do​dat​ku gę​sta dżun​gla ota​cza​ją​ca Jo​ne​stown sprzy​ja​ła cał​ko​wi​tej izo​la​cji spo​łecz​no​ści Jo​ne​sa od świa​ta, a tym sa​mym nie do​cie​ra​ły tu ja​kie​kol​wiek gło​sy sprze​ci​wu z ze​wnątrz. Strasz​li​we na​stęp​stwa tego bra​ku to​le​ran​cji dla kry​ty​ki dały o so​bie znać pod​czas ma​so​we​go sa​mo​bój​stwa. Na ta​śmie z dźwię​ko​wym za​pi​sem prze​bie​gu tra​ge​dii sły​chać, że w pew​nym mo​men​cie ja​kaś ko​bie​ta gło​śno za​wo​ła​ła, że dzie​ci za​słu​gu​ją na to, aby żyć da​lej. Jo​nes szyb​ko po​sta​rał się o stłu​mie​nie kry​ty​ki, oświad​cza​jąc, że dzie​ci jesz​cze bar​dziej za​słu​gu​ją na ży​cie w po​ko​ju i że „naj​lep​szym świa​dec​twem, ja​kie mo​że​my po​zo​sta​wić, jest opusz​cze​nie tego prze​klę​te​go świa​ta”. Tłum na​gro​dził Jo​ne​sa okla​ska​mi, a je​den z męż​czyzn krzyk​nął: „To ko​niec, sio​stro... To był pięk​ny dzień”. Inny do​da​wał: „Je​śli po​wiesz nam, że mamy od​dać ży​cie, je​ste​śmy go​to​wi”. Ale Jo​nes nie po​prze​sta​wał na wsta​wia​niu sto​py w drzwi i tłu​mie​niu wszel​kiej kry​ty​ki. Sto​so​wał tak​że trze​ci ro​dzaj bro​ni psy​cho​lo​gicz​nej, aby pa​no​wać nad umy​sła​mi swo​ich wy​znaw​ców – stwa​rzał po​zo​ry, że ma bez​po​śred​ni kon​takt z Bo​giem i po​tra​fi do​ko​ny​wać cu​dów. Cud nad cudy Wie​le osób przy​łą​czy​ło się do Jo​ne​sa, po​nie​waż wy​da​wa​ło im się, że po​tra​fi czy​nić cuda. Pod​czas na​bo​żeństw Jo​nes pro​sił oso​by cier​pią​ce na ja​kąś cho​ro​bę, aby po​de​szły do pierw​szych rzę​dów w ko​ście​le. Się​ga​jąc im do ust, w dra​ma​tycz​nym ge​ście wy​cią​gał z nich od​ra​ża​ją​cą masę „ra​ko​wa​tej” tkan​ki, po czym ogła​szał, że zo​sta​li ule​cze​ni. Cza​sa​mi wy​da​wa​ło się, że oso​by nie​zdol​ne do sa​mo​dziel​ne​go po​ru​sza​nia się na​gle od​zy​sku​ją zdro​wie, gdy Jo​nes wo​łał do nich, aby od​rzu​ci​ły kule i tań​cząc, wró​ci​ły na swo​je miej​sce. Twier​dził tak​że, że sły​szy głos Boga, gdy wy​wo​ły​wał imio​na człon​ków kon​gre​ga​cji, po czym ujaw​niał se​kret​ne in​for​ma​cje do​ty​czą​ce ich ży​cia. Pew​ne​go razu na na​bo​żeń​stwie po​ja​wi​ło się wię​cej osób, niż się spo​dzie​wa​no, i Jo​nes ogło​sił, że na​kar​mi wszyst​kich, w cu​dow​ny spo​sób po​mna​ża​jąc je​dze​nie. Kil​ka mi​nut póź​niej drzwi ko​ścio​ła otwo​rzy​ły się i do środ​ka wszedł je​den z człon​ków kon​gre​ga​cji, nio​sąc dwie duże tace pie​czo​nych kur​cza​ków. Wszyst​ko to była buj​da i oszu​stwo. „Ra​ko​wa​ty​mi” tkan​ka​mi były w rze​czy​wi​sto​ści cuch​ną​ce ku​rze wnętrz​no​ści, któ​re Jo​nes wcze​śniej ukry​wał w rę​ka​wie, po czym rze​ko​mo „wy​cią​gał” je lu​dziom z ust. Ule​cza​nie „chro​mych” in​sce​ni​zo​wa​no w ma​łym krę​gu głę​bo​ko od​da​nych zwo​len​ni​ków, któ​rzy uda​wa​li, że nie są w sta​nie sa​mo​dziel​nie się po​ru​szać. Po​uf​ne in​for​ma​cje o człon​kach kon​gre​ga​cji nie po​cho​dzi​ły od Boga, ale od za​ufa​nych współ​pra​cow​ni​ków Jo​ne​sa, któ​rzy prze​trzą​sa​li po​jem​ni​ki na śmie​ci in​nych człon​ków Świą​ty​ni w po​szu​ki​wa​niu li​stów i in​nych uży​tecz​nych in​for​ma​cji. Póź​niej wspo​mi​na​li, że z wła​snej woli gor​li​wie po​ma​ga​li Jo​ne​so​wi, po​nie​waż po​wie​dział im, że za​cho​wu​je swo​je au​ten​tycz​ne nad​przy​ro​dzo​ne moce na waż​niej​sze oka​zje. A cud z po​mno​że​niem pie​czo​nych kur​cza​ków? Je​den z wy​znaw​ców Jo​ne​sa opo​wia​dał, że wi​dział, jak czło​wiek wno​szą​cy tace z je​dze​niem chwi​lę wcze​śniej przy​je​chał z kil​ko​ma tor​ba​mi je​dze​nia z KFC. Kie​dy Jo​nes do​wie​dział się o tych ko​men​ta​rzach, wło​żył do ka​wał​ka cia​sta ła​god​ną tru​ci​znę i po​dał je kry​tycz​nie na​sta​wio​ne​mu człon​ko​wi wspól​no​ty, po czym ogło​sił, że Bóg uka​rze go za jego kłam​stwa wy​mio​ta​mi i bie​gun​ką. Czy jed​nak Jo​nes kon​tro​lo​wał umy​sły swo​ich wy​znaw​ców, sto​su​jąc je​dy​nie me​to​dę sto​-

py w drzwiach, wy​ko​rzy​stu​jąc ich kon​for​mizm i in​sce​ni​zu​jąc rze​ko​me cuda? Oka​zu​je się, że waż​ną rolę w jego dzia​ła​niach od​gry​wał tak​że me​cha​nizm sa​mo​uspra​wie​dli​wia​nia. O za​cho​wa​niach i prze​ko​na​niach W 1959 roku El​liot Aron​son, psy​cho​log z Uni​wer​sy​te​tu Stan​for​da, prze​pro​wa​dził po​my​sło​we ba​da​nia do​ty​czą​ce za​leż​no​ści mię​dzy prze​ko​na​nia​mi a za​cho​wa​nia​mi.113 Cof​nij​my się w cza​sie i wy​obraź​my so​bie, że bie​rze​my udział w tym eks​pe​ry​men​cie. Po przy​by​ciu do la​bo​ra​to​rium Aron​so​na sły​szy​my py​ta​nie, czy mie​li​by​śmy ocho​tę wziąć udział w gru​po​wej dys​ku​sji na te​mat psy​cho​lo​gii sek​su. Ciek​nie nam ślin​ka i od​po​wia​da​my, że po​mysł bar​dzo nam się po​do​ba. Pra​cow​nik la​bo​ra​to​rium wy​ja​śnia na​stęp​nie, że nie​któ​re oso​by są pod​czas ta​kiej dys​ku​sji bar​dzo za​że​no​wa​ne i dla​te​go wszy​scy po​ten​cjal​ni uczest​ni​cy mu​szą pod​dać się „te​sto​wi na za​kło​po​ta​nie”. Do​sta​je​my dłu​gą li​stę słów bu​dzą​cych sil​ne emo​cje (w tym wie​le nie​przy​zwo​itych) oraz dwa frag​men​ty tek​stu za​wie​ra​ją​ce​go barw​ne opi​sy za​cho​wań sek​su​al​nych. Ba​dacz pro​si nas o prze​czy​ta​nie na głos za​rów​no li​sty słów, jak i dwu opi​sów, i w tym cza​sie oce​nia, jak bar​dzo się ru​mie​ni​my. Po od​czy​ta​niu na głos wie​lu prze​kleństw sły​szy​my, że do​bra wia​do​mość jest taka, że prze​szli​śmy test i mo​że​my wziąć udział w dys​ku​sji gru​po​wej. Jed​nak zła wia​do​mość jest taka, że „test na za​kło​po​ta​nie” trwał dłu​żej, niż się spo​dzie​wa​no, więc dys​ku​sja już się za​czę​ła i tym ra​zem bę​dzie​my mo​gli je​dy​nie przy​słu​chi​wać się wy​po​wie​dziom in​nych człon​ków gru​py. Ba​dacz pro​wa​dzi nas do ma​łe​go bok​su, wy​ja​śnia, że dla za​pew​nie​nia ano​ni​mo​wo​ści wszy​scy człon​ko​wie gru​py sie​dzą w od​ręb​nych po​miesz​cze​niach, i pro​si o za​ło​że​nie słu​cha​wek. Za​kła​da​my słu​chaw​ki i z pew​nym roz​cza​ro​wa​niem do​wia​du​je​my się, że po tym wszyst​kim, co prze​szli​śmy, mamy się przy​słu​chi​wać dość nud​nej roz​mo​wie na te​mat książ​ki Za​cho​wa​nia sek​su​al​ne zwie​rząt. Wresz​cie po​ja​wia się pra​cow​nik la​bo​ra​to​rium i pyta nas, w ja​kim stop​niu je​ste​śmy za​in​te​re​so​wa​ni uczest​nic​twem w dal​szych pra​cach gru​py. Po​dob​nie jak wie​le in​nych eks​pe​ry​men​tów psy​cho​lo​gicz​nych, ba​da​nie Aron​so​na było nie​co pod​stęp​ne. W rze​czy​wi​sto​ści eks​pe​ry​ment nie do​ty​czył psy​cho​lo​gii sek​su, ale psy​cho​lo​gii ludz​kich prze​ko​nań. Gdy uczest​ni​cy przy​by​wa​li do la​bo​ra​to​rium, lo​so​wo przy​dzie​la​no ich do jed​nej z dwu grup. Po​ło​wa prze​cho​dzi​ła pro​ce​du​rę opi​sa​ną po​wy​żej. Pro​szo​no ich o od​czy​ty​wa​nie na głos li​sty słów oraz frag​men​tów opi​sów bu​dzą​cych sil​ne emo​cje. Człon​ków dru​giej gru​py pro​szo​no o od​czy​ty​wa​nie li​sty słów bu​dzą​cych znacz​nie słab​sze re​ak​cje emo​cjo​nal​ne (np. „pro​sty​tut​ka”, „dzie​wi​ca”). Na​stęp​nie wszy​scy wy​słu​chi​wa​li tego sa​me​go dźwię​ko​we​go za​pi​su dys​ku​sji, po czym py​ta​no ich, w ja​kim stop​niu są za​in​te​re​so​wa​ni uczest​nic​twem w dal​szych pra​cach gru​py. Więk​szość psy​cho​lo​gów w cza​sach Aron​so​na po​dzie​la​ła przy​pusz​cze​nie, że oso​by, któ​re prze​szły bar​dziej kło​po​tli​wą pro​ce​du​rę, będą mniej za​in​te​re​so​wa​ne udzia​łem w dal​szych dys​ku​sjach, po​nie​waż cała sy​tu​acja bę​dzie im się ko​ja​rzy​ła z bar​dzo ne​ga​tyw​ny​mi prze​ży​cia​mi. Jed​nak wcze​śniej​sze pra​ce Aron​so​na nad psy​cho​lo​gią sa​mo​uspra​wie​dli​wia​nia skła​nia​ły go do od​mien​nych przy​pusz​czeń. Aron​son wy​su​nął hi​po​te​zę, że oso​by, któ​re prze​szły przez bar​dziej kło​po​tli​wy test, będą sta​ra​ły się nadać sens swo​je​mu na​ra​sta​ją​ce​mu za​że​no​wa​niu, prze​ko​nu​jąc same sie​bie, że war​to wziąć udział w dys​ku​sji, i osta​tecz​nie ich sto​pień za​an​ga​żo​wa​nia bę​dzie więk​szy. Jego prze​wi​dy​wa​nia oka​za​ły się traf​ne. Cho​ciaż wszy​scy ba​da​ni usły​sze​li ten sam za​pis dys​ku​sji, to oso​by, któ​re mia​ły za sobą bar​dziej kło​po​tli​wy test, były bar​dziej za​in​te​re​so​-

wa​ne do​łą​cze​niem do gru​py niż po​zo​sta​li. Od​kry​cia Aron​so​na po​ma​ga​ją wy​ja​śnić, dla​cze​go wie​le grup wy​ma​ga od swo​ich po​ten​cjal​nych człon​ków przej​ścia upo​ka​rza​ją​cych i bo​le​snych ry​tu​ałów ini​cja​cyj​nych. Brac​twa stu​denc​kie na ame​ry​kań​skich wyż​szych uczel​niach zmu​sza​ją stu​den​tów pierw​sze​go roku do zja​da​nia nie​przy​jem​nych sub​stan​cji albo roz​bie​ra​nia się do naga, woj​sko pod​da​je re​kru​tów nie​zwy​kle ostre​mu szko​le​niu, mło​dzi le​ka​rze sta​ży​ści mu​szą pra​co​wać dzień i noc, za​nim zo​sta​ną uzna​ni za le​ka​rzy z praw​dzi​we​go zda​rze​nia. Jo​nes po​słu​gi​wał się tą samą tak​ty​ką, aby wy​wo​łać u wy​znaw​ców sil​niej​sze za​an​ga​żo​wa​nie w dzia​łal​ność Świą​ty​ni Ludu. Człon​ko​wie jego kon​gre​ga​cji mu​sie​li uczest​ni​czyć w dłu​gich spo​tka​niach, pi​sać li​sty, w któ​rych sami sie​bie oczer​nia​li, od​da​wać Świą​ty​ni swój ma​ją​tek i go​dzić się na to, że ich dzie​ci są wy​cho​wy​wa​ne przez in​nych. Kie​dy Jo​nes po​dej​rze​wał, że ktoś za​cho​wu​je się w spo​sób nie​zgod​ny z in​te​re​sem Świą​ty​ni, pro​sił in​nych człon​ków spo​łecz​no​ści o uka​ra​nie od​stęp​ców. Zdro​wy roz​sa​dek na​ka​zy​wał​by przy​pusz​czać, że ta​kie za​cho​wa​nia po​win​ny znie​chę​cić wy​znaw​ców za​rów​no do Jo​ne​sa, jak i do Świą​ty​ni Ludu. W rze​czy​wi​sto​ści me​cha​nizm sa​mo​uspra​wie​dli​wia​nia gwa​ran​to​wał, że ta​kie oso​by czu​ły się jesz​cze sil​niej zwią​za​ne z sek​tą. Sto​so​wa​ne przez Jima Jo​ne​sa spo​so​by pa​no​wa​nia nad umy​sła​mi wy​znaw​ców nie wy​ma​ga​ły hip​no​tycz​nych trans​ów ani po​lo​wa​nia na ła​two​wier​nych. Wy​star​czy​ło je​dy​nie od​wo​łać się do czte​rech pod​sta​wo​wych za​sad. Pierw​sza spro​wa​dza się do po​wol​ne​go eska​lo​wa​nia stop​nia za​an​ga​żo​wa​nia. Gdy przy​wód​ca sek​ty zdo​ła sku​tecz​nie po​sta​wić sto​pę w drzwiach, za​czy​na do​ma​gać się co​raz wyż​sze​go po​zio​mu za​an​ga​żo​wa​nia, aż wresz​cie jego wy​znaw​cy na​gle orien​tu​ją się, że są już cał​ko​wi​cie za​an​ga​żo​wa​ni w ży​cie gru​py. Po dru​gie, na​le​ży wy​eli​mi​no​wać wszel​kie gło​sy kry​tycz​ne. Usu​wa się z gru​py wszyst​kich wąt​pią​cych, a sama gru​pa sta​je się co​raz bar​dziej od​izo​lo​wa​na od ze​wnętrz​ne​go świa​ta. Waż​ną rolę od​gry​wa​ją cuda. Uda​jąc, że po​tra​fią do​ko​ny​wać tego, co nie​moż​li​we, przy​wód​cy sekt sta​ra​ją się prze​ko​nać wy​znaw​ców, że mają bez​po​śred​ni kon​takt z Bo​giem, a co za tym idzie, że nie wol​no kwe​stio​no​wać ich po​czy​nań. I wresz​cie sa​mo​uspra​wie​dli​wia​nie. Wy​da​wa​ło​by się, że je​śli po​pro​si​my ko​goś, aby pod​dał się bo​le​sne​mu lub nie​przy​jem​ne​mu ry​tu​ało​wi, pro​po​zy​cja ta znie​chę​ci go do dal​sze​go kon​tak​tu z gru​pą. W rze​czy​wi​sto​ści dzie​je się do​kład​nie na od​wrót. Uczest​ni​cząc w tych ry​tu​ałach, wy​znaw​cy na​da​ją sens swo​je​mu cier​pie​niu po​przez przy​ję​cie bar​dziej po​zy​tyw​nej po​sta​wy wo​bec gru​py. Oczy​wi​ście miło by​ło​by po​my​śleć, że gdy​by gru​pa nie była tak od​izo​lo​wa​na od spo​łe​czeń​stwa, moż​na by od​wró​cić na​stęp​stwa sto​so​wa​nia wspo​mnia​nych me​tod, wy​ja​śnić lu​dziom, że brną w sza​leń​stwo, i za​po​biec więk​szej tra​ge​dii. Jed​nak na​sza wy​pra​wa do świa​ta sekt po​ka​zu​je, że prze​ko​ny​wa​nie ra​cjo​nal​ny​mi ar​gu​men​ta​mi lu​dzi, któ​rzy zna​leź​li się pod wpły​wem cha​ry​zma​tycz​ne​go przy​wód​cy, nie jest wca​le ta​kie pro​ste.

JAK UNIK​NĄĆ PRA​NIA MÓ​ZGU Aby unik​nąć za​gro​że​nia, że ktoś bę​dzie wy​wie​rał wpływ na nasz umysł, na​le​ży zwra​cać uwa​gę na na​stę​pu​ją​ce czte​ry sy​gna​ły ostrze​gaw​cze.

1. Czy masz wra​że​nie, że ktoś sto​su​je wo​bec cie​bie tech​ni​kę sto​py w drzwiach? Czy ja​kaś or​ga​ni​za​cja albo ja​kiś czło​wiek po​cząt​ko​wo pro​si cię o skrom​ne akty po​świę​ce​nia albo od​da​nia, a na​stęp​nie po​wo​li na​si​la swo​je żą​da​nia? Je​śli tak, za​daj so​bie py​ta​nie, czy na​praw​dę pra​gniesz speł​niać jego ży​cze​nia, czy też je​steś ofia​rą ma​ni​pu​la​cji. 2. Wy​strze​gaj się or​ga​ni​za​cji, któ​re usi​łu​ją od​izo​lo​wać cię od wszel​kich kry​tycz​nych gło​sów na ich te​mat. Czy pró​bu​ją od​ciąć cię od przy​ja​ciół i człon​ków ro​dzi​ny? Czy we​wnątrz or​ga​ni​za​cji tłu​mi się wszel​ką kry​ty​kę i otwar​tą dys​ku​sję? Je​śli od​po​wiedź na któ​reś z tych py​tań brzmi „tak”, za​sta​nów się po​waż​nie nad dal​szym za​an​ga​żo​wa​niem. 3. Czy przy​wód​ca or​ga​ni​za​cji twier​dzi, że po​tra​fi do​ko​ny​wać cu​dów, po​wo​łu​jąc się na zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​ne? Być może cho​dzi o akty uzdra​wia​nia albo pro​roc​twa? Na​wet je​śli ro​bią ogrom​ne wra​że​nie, przy​pusz​czal​nie są re​zul​ta​tem sa​mo​okła​my​wa​nia się albo pod​stę​pu. Nie wierz bez​kry​tycz​nie w zja​wi​ska nad​przy​ro​dzo​ne, do​pó​ki sam ich nie zba​da​łeś. 4. Czy or​ga​ni​za​cja wy​ma​ga ja​kichś bo​le​snych, trud​nych albo upo​ka​rza​ją​cych ry​tu​ałów ini​cja​cyj​nych? Pa​mię​taj, że ich ce​lem może być wzbu​dza​nie co​raz więk​sze​go po​czu​cia gru​po​wej so​li​dar​no​ści. Za​py​taj sam sie​bie, czy jest to na​praw​dę ko​niecz​ne.

Nadchodzi koniec świata

Na po​cząt​ku lat pięć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku psy​cho​log Leon Fe​stin​ger na​tknął się w lo​kal​nej ga​ze​cie na ar​ty​kuł po​świę​co​ny gru​pie przy​po​mi​na​ją​cej sek​tę re​li​gij​ną, któ​ra za​po​wia​da​ła ry​chły ko​niec świa​ta. We​dług ar​ty​ku​łu pew​na ko​bie​ta, Ma​rian Ke​ech, prak​ty​ko​wa​ła pi​sa​nie au​to​ma​tycz​ne i twier​dzi​ła, że re​je​stro​wa​ne przez nią wia​do​mo​ści po​cho​dzą od ko​smi​tów. Ke​ech prze​ko​na​ła nie​wiel​ką gru​pę, zło​żo​ną z je​de​na​stu zwo​len​ni​ków, że dwu​dzie​ste​go pierw​sze​go grud​nia 1954 roku na​dej​dzie wiel​ki po​top, ale że nie po​win​ni się mar​twić, po​nie​waż tuż przed ka​ta​stro​fą na zie​mi wy​lą​du​je la​ta​ją​cy spodek, aby ich ura​to​wać. Fe​stin​ger za​sta​na​wiał się, co sta​nie się z Ke​ech i jej zwo​len​ni​ka​mi, gdy oka​że się, że jej pro​roc​two o po​to​pie i la​ta​ją​cym spodku się nie spraw​dzi. Aby się tego do​wie​dzieć, po​pro​sił kil​ku ob​ser​wa​to​rów, żeby po​ta​jem​nie prze​nik​nę​li do gru​py Ke​ech i sta​ran​nie re​je​stro​wa​li wszyst​kie za​cho​dzą​ce w niej pro​ce​sy psy​cho​lo​gicz​ne. Swo​je spo​strze​że​nia opi​sał w książ​ce za​ty​tu​ło​wa​nej Gdy pro​roc​two za​wo​dzi. Ko​niec świa​ta, któ​ry nie na​stą​pił, przy​no​szą​cej fa​scy​nu​ją​cą ana​li​zę psy​cho​lo​gii sek​ty.114 Kil​ka dni przed spo​dzie​wa​ną datą koń​ca świa​ta pani Ke​ech i jej wy​znaw​cy byli w do​sko​na​łych na​stro​jach. Jed​na z pań upie​kła na​wet duże cia​sto przed​sta​wia​ją​ce sta​tek ko​smicz​ny, z lu​kro​wa​nym na​pi​sem „W górę!”. Gdy nad​szedł wiel​ki dzień, człon​ko​wie gru​py byli zde​ner​wo​wa​ni i pod​eks​cy​to​wa​ni. Ko​smi​ci prze​sła​li pani Ke​ech kil​ka wia​do​mo​ści, wy​ja​śnia​jąc, że za​pu​ka​ją do jej drzwi o pół​no​cy i za​pro​wa​dzą gru​pę do znaj​du​ją​ce​go się nie​opo​dal la​ta​ją​ce​go spodka (naj​wy​raź​niej w po​bli​żu jej domu nie było żad​ne​go par​kin​gu). Ko​smi​ci po​wie​dzie​li tak​że, że człon​ko​wie gru​py nie mogą mieć przy so​bie żad​nych me​ta​lo​wych przed​mio​tów, więc na kil​ka go​dzin przed spo​dzie​wa​ną wi​zy​tą przy​by​szów z ko​smo​su wy​znaw​cy pani Ke​ech pra​co​wi​cie usu​wa​li sprzącz​ki z pa​sów i me​ta​lo​we su​wa​ki z ubrań, a na​wet wy​ry​wa​li z bu​tów me​ta​lo​we oku​cia dziu​rek na sznu​ro​wa​dła. Księ​gi pani Ke​ech po​wsta​łe w wy​ni​ku pi​sa​nia au​to​ma​tycz​ne​go umiesz​czo​no w du​żej tor​bie na za​ku​py i wszy​scy cze​ka​li na ko​smi​tów. Tuż po pół​no​cy sta​ło się ja​sne, że przy​by​sze z ko​smo​su się nie zja​wią. Zdu​mie​ni człon​ko​wie gru​py naj​pierw sie​dzie​li w mil​cze​niu, a po​tem przez czte​ry go​dzi​ny usi​ło​wa​li zna​leźć wy​ja​śnie​nie tego, co się sta​ło. Kie​dy im się to nie uda​ło, pani Ke​ech roz​pła​ka​ła się. Jed​nak kil​ka go​dzin póź​niej oznaj​mi​ła, że otrzy​ma​ła ko​lej​ną wia​do​mość od ko​smi​tów, wy​ja​śnia​ją​cą, że prze​wi​dy​wa​ny ka​ta​klizm zo​stał od​wo​ła​ny, po​nie​waż gru​pa zdo​ła​ła roz​pro​pa​go​wać po świe​cie świa​tło wie​dzy. Ana​li​zy Fe​stin​ge​ra po​ka​zu​ją, że lu​dzie wolą ra​czej od​rzu​cić twar​de do​wo​dy niż zmie​nić wie​rze​nia, do któ​rych są głę​bo​ko przy​wią​za​ni. Pod wpły​wem po​sta​wy typu „zde​cy​do​wa​łem się i nie pró​buj​cie za​wra​cać mi gło​wy fak​ta​mi” po​tra​fią trwać przy swo​ich wie​rze​niach na​wet wbrew oczy​wi​stym fak​tom. Je​dy​nie dwaj

człon​ko​wie gru​py Ke​ech, sto​sun​ko​wo sła​bo z nią zwią​za​ni, po​rzu​ci​li wia​rę w pi​sma swo​je​go guru. Fe​stin​ger za​uwa​żył, że za​miast wy​co​fać się ze wsty​dem, wie​lu człon​ków gru​py za​czę​ło jesz​cze gor​li​wiej gło​sić jej prze​sła​nie. Wcze​śniej, przed nie​uda​nym pro​roc​twem, gru​pa uni​ka​ła ścią​ga​nia na sie​bie uwa​gi i bar​dzo nie​chęt​nie udzie​la​ła wy​wia​dów. Na​za​jutrz po nie​do​szłym koń​cu świa​ta jej człon​ko​wie skon​tak​to​wa​li się z me​dia​mi i za​czę​li in​ten​syw​nie pro​pa​go​wać swo​je idee. Pra​gnąc wy​ja​śnić to dziw​ne za​cho​wa​nie, Fe​stin​ger wy​su​nął hi​po​te​zę, że aby prze​ko​nać sa​mych sie​bie o praw​dzi​wo​ści swo​ich wie​rzeń, sta​ra​li się prze​ko​nać in​nych, co da​wa​ło im po​czu​cie, że je​śli wie​lu lu​dzi w coś wie​rzy, to na pew​no coś w tym musi być. W koń​cu gru​pa roz​pa​dła się i każ​dy po​szedł wła​sną dro​gą. Część wy​znaw​ców ru​szy​ła w świat, wę​dru​jąc od jed​nej kon​wen​cji mi​ło​śni​ków la​ta​ją​cych spodków do dru​giej i pro​pa​gu​jąc swo​ją do​brą no​wi​nę. Inni wró​ci​li do po​przed​nie​go ży​cia. Ke​ech, co​raz bar​dziej za​nie​po​ko​jo​na ro​sną​cym za​in​te​re​so​wa​niem, ja​kie oka​zy​wa​ły jej or​ga​na wy​mia​ru spra​wie​dli​wo​ści, za​czę​ła się ukry​wać. Spę​dzi​ła kil​ka lat w Peru, po czym wró​ci​ła do Ari​zo​ny, gdzie nadal, aż do śmier​ci w 1992 roku, twier​dzi​ła, że jest w kon​tak​cie z ko​smi​ta​mi. Może nam się wy​da​wać, że opi​sa​ne w tym roz​dzia​le spo​so​by pa​no​wa​nia nad ludz​ki​mi umy​sła​mi ogra​ni​cza​ją się do nie​co dzi​wacz​ne​go i ezo​te​rycz​ne​go świa​ta sekt. Jest nie​ste​ty in​a​czej. Te samy za​sa​dy per​swa​zji spo​ty​ka​my czę​sto w ży​ciu co​dzien​nym. Sprze​daw​cy sto​su​ją me​to​dę sto​py w drzwiach, żeby sprze​dać swój to​war. Po​li​ty​cy usi​łu​ją uci​szyć gło​sy kry​tycz​ne i sta​ra​ją się od​wró​cić uwa​gę opi​nii pu​blicz​nej od in​for​ma​cji, któ​re chcą przed nami ukryć. Spe​cja​li​ści od mar​ke​tin​gu bez skru​pu​łów wy​ko​rzy​stu​ją za​sa​dę sa​mo​uspra​wie​dli​wia​nia, zda​jąc so​bie spra​wę z tego, że im wię​cej za​pła​ci​li​śmy za ja​kiś pro​dukt, tym wię​cej we​wnętrz​nych ba​rier prze​ła​mie​my, aby uza​sad​nić przed sobą swój za​kup. Agen​cje re​kla​mo​we zaś wie​dzą, że tak jak zwo​len​ni​cy Ma​rian Ke​ech umac​nia​li się w wie​rze, usi​łu​jąc na​wró​cić na nią in​nych, tak i my bę​dzie​my re​ko​men​do​wa​li pro​dukt przy​ja​cio​łom i zna​jo​mym, prze​ko​nu​jąc sa​mych sie​bie, że pod​ję​li​śmy słusz​ną de​cy​zję. Cho​ciaż sy​tu​acje, w któ​rych ta za​sa​da dzia​ła, są róż​ne, me​cha​nizm psy​cho​lo​gicz​ny po​zo​sta​je do​kład​nie taki sam. Krąg spe​cja​li​stów od kon​tro​lo​wa​nia ludz​kich umy​słów nie ogra​ni​cza się do przy​wód​ców sekt re​li​gij​nych. Praw​dę mó​wiąc, spo​ty​ka​my ich na każ​dym kro​ku każ​de​go dnia.

Rozdział 7 PROROCTWO

W któ​rym do​wie​my się, czy Abra​ham Lin​coln rze​czy​wi​ście prze​wi​dział swo​ją śmierć, na​uczy​my się, jak moż​na wpły​wać na treść wła​snych snów, i za​nu​rzy​my się głę​biej w nie​zwy​kły świat ba​dań nad snem.

Aber​fan to nie​wiel​ka osa​da le​żą​ca w po​łu​dnio​wej Wa​lii. W la​tach sześć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku wie​lu jej miesz​kań​ców pra​co​wa​ło w miej​sco​wej ko​pal​ni, zbu​do​wa​nej w celu eks​plo​ata​cji bo​ga​tych złóż wę​gla wy​so​kiej ja​ko​ści. Część ma​te​ria​łów od​pa​do​wych po​wsta​ją​cych pod​czas wy​do​by​cia skła​do​wa​no pod zie​mią, ale więk​szość gro​ma​dzo​no na stro​mych zbo​czach wzgórz gó​ru​ją​cych nad mia​stecz​kiem. W paź​dzier​ni​ku 1966 roku oko​li​ce Aber​fan na​wie​dzi​ły szcze​gól​nie ulew​ne desz​cze, na​są​cza​ją​ce wodą po​ro​wa​te ska​ły pia​skow​ca oko​licz​nych wzgórz. Nie​ste​ty nikt nie uświa​da​miał so​bie wte​dy, że woda prze​do​sta​je się do kil​ku źró​deł ukry​tych pod hał​dą, któ​ra po​wo​li prze​kształ​ca​ła się w mięk​ką, błot​ni​stą maź. Dwu​dzie​ste​go pierw​sze​go paź​dzier​ni​ka, tuż po dzie​wią​tej rano, zbo​cze po​nad wio​ską nie wy​trzy​ma​ło na​po​ru i pół mi​lio​na ton gór​ni​czych od​pa​dów na​gle za​czę​ło pły​nąć w stro​nę za​bu​do​wań. Część osu​wi​ska za​trzy​ma​ła się na niż​szych par​tiach wzgó​rza, ale więk​szość do​tar​ła do Aber​fan i ude​rzy​ła w bu​dy​nek miej​sco​wej szko​ły. Kil​ka klas lek​cyj​nych na​tych​miast po​chło​nę​ła fala błot​ni​stej mazi o wy​so​ko​ści dzie​się​ciu me​trów. Ucznio​wie opu​ści​li wła​śnie szkol​ną aulę, od​śpie​waw​szy pieśń re​li​gij​ną All Things Bri​ght and Be​au​ti​ful, i w chwi​li gdy ude​rzy​ła la​wi​na bło​ta, wcho​dzi​li do klas. Na miej​sce tra​ge​dii na​tych​miast przy​by​li po​li​cjan​ci i ro​dzi​ce dzie​ci, któ​rzy za​czę​li roz​pacz​li​wie roz​ko​py​wać ru​mo​wi​sko. W pierw​szej go​dzi​nie po​szu​ki​wań uda​ło się ura​to​wać kil​ka​na​ścio​ro dzie​ci, ale nikt wię​cej nie prze​żył. Zgi​nę​ło sto trzy​dzie​ścio​ro dzie​wię​cio​ro dzie​ci i pię​ciu na​uczy​cie​li. Na dru​gi dzień po ka​ta​stro​fie do Aber​fan przy​je​chał psy​chia​tra John Bar​ker.115 Bar​ker, któ​ry od daw​na in​te​re​so​wał się zja​wi​ska​mi pa​ra​nor​mal​ny​mi, szu​kał od​po​wie​dzi na py​ta​nie, czy ze wzglę​du na nie​zwy​kłe roz​mia​ry dra​ma​tu znaj​dą się oso​by, któ​re mia​ły ja​kieś prze​czu​cia do​ty​czą​ce nad​cho​dzą​cej tra​ge​dii. Aby się o tym prze​ko​nać, po​pro​sił ga​ze​tę „Eve​ning Stan​dard” o za​miesz​cze​nie ape​lu do czy​tel​ni​ków z proś​bą o kon​takt, je​śli uwa​ża​ją, że mie​li ja​kieś prze​wi​dy​wa​nia zwią​za​ne z ka​ta​stro​fą w Aber​fan. Re​dak​cja otrzy​ma​ła sześć​dzie​siąt li​stów z ca​łej An​glii i Wa​lii, przy czym po​ło​wa re​spon​den​tów twier​dzi​ła, że

ich prze​czu​cia do​ty​czą​ce la​wi​ny po​ja​wi​ły się we śnie. Jed​nym z naj​bar​dziej ude​rza​ją​cych świa​dectw była re​la​cja ro​dzi​ców dzie​się​cio​let​niej uczen​ni​cy, któ​ra zgi​nę​ła w ka​ta​stro​fie. W przed​dzień la​wi​ny dziew​czyn​ka opi​sa​ła swój sen, w któ​rym śni​ło jej się, że pró​bo​wa​ła do​stać się do szko​ły, ale usły​sza​ła, że „szko​ły nie ma”, po​nie​waż „przy​sy​pa​ło ją coś czar​ne​go”. Z ko​lei pani M.H., pięć​dzie​się​ciocz​te​ro​let​nia ko​bie​ta z Barn​sta​ple, mó​wi​ła, że w noc po​prze​dza​ją​cą tra​ge​dię mia​ła sen, w któ​rym wi​dzia​ła gru​pę dzie​ci uwię​zio​ną w ja​kimś pro​sto​kąt​nym po​miesz​cze​niu. W jej śnie wyj​ście z po​miesz​cze​nia było za​blo​ko​wa​ne przez kil​ka drew​nia​nych bali i dzie​ci usi​ło​wa​ły wy​do​stać się po​nad nimi. Sen tak bar​dzo za​nie​po​ko​ił pa​nią M.H., że za​dzwo​ni​ła do syna i sy​no​wej z proś​bą, żeby uwa​ża​li na swo​je dwie małe có​recz​ki. Inna re​spon​dent​ka, pani G.E. z Sid​cup, po​wie​dzia​ła, że ty​dzień przed ka​ta​stro​fą mia​ła sen, w któ​rym gru​pa dzie​ci krzy​cza​ła za​sy​pa​na przez la​wi​nę wę​gla. Dwa mie​sią​ce przed tra​ge​dią pani S.B. z Lon​dy​nu mia​ła sen, w któ​rym wy​stę​po​wa​ła szko​ła na zbo​czu, wzgó​rza, la​wi​na i dzie​ci, któ​re zgi​nę​ły. Po​dob​ne opi​sy po​ja​wia​ły się w li​stach in​nych czy​tel​ni​ków. Pod wra​że​niem tych re​la​cji Bar​ker za​ło​żył w 1966 roku Bri​tish Pre​mo​ni​tions Bu​re​au (Bry​tyj​skie Biu​ro ds. Prze​czuć). Pra​cow​ni​cy Biu​ra zwra​ca​li się do opi​nii pu​blicz​nej o prze​sy​ła​nie opi​sów swo​ich do​mnie​ma​nych prze​czuć, dzię​ki cze​mu Bar​ker bę​dzie mógł na ich pod​sta​wie prze​wi​dy​wać przy​szłe tra​ge​die, a może na​wet im za​po​bie​gać. Nie​ste​ty po​mysł nie chwy​cił. Cho​ciaż biu​ro otrzy​ma​ło po​nad ty​siąc opi​sów prze​czuć, więk​szość z nich po​cho​dzi​ła od za​le​d​wie sze​ściu osób.116 Naj​dziw​niej​sze chy​ba pro​roc​two, ja​kie po​ja​wi​ło się przy tej oka​zji, wy​gło​sił je​den z owych sze​ściu rze​ko​mych ja​sno​wi​dzów, czter​dzie​stocz​te​ro​let​ni Alan Hen​cher. Hen​cher spe​cja​li​zo​wał się w prze​wi​dy​wa​niu ka​ta​strof lot​ni​czych i in​nych po​waż​niej​szych wy​pad​ków, jed​nak w 1967 roku skon​tak​to​wał się z biu​rem, żeby zgło​sić prze​czu​cie o bar​dziej oso​bi​stym cha​rak​te​rze. Pod​czas przy​pusz​czal​nie jed​nej z naj​trud​niej​szych roz​mów w dzie​jach pa​rap​sy​cho​lo​gii Hen​cher prze​po​wie​dział Joh​no​wi Bar​ke​ro​wi ry​chłą śmierć. Jego prze​czu​cia oka​za​ły się zdu​mie​wa​ją​co traf​ne: Bar​ker zmarł na​gle rok póź​niej, w wie​ku za​le​d​wie czter​dzie​stu czte​rech lat. W do​dat​ku, jak na iro​nię losu, wcze​śniej zdą​żył opu​bli​ko​wać książ​kę Sca​red to De​ath (Śmier​tel​nie prze​ra​żo​ny), w któ​rej twier​dził, że prze​po​wied​nia do​ty​czą​ca na​szej wła​snej śmier​ci może wy​wo​łać w nas głę​bo​ko za​ko​rze​nio​ny lęk, któ​ry wpły​wa na nasz sys​tem im​mu​no​lo​gicz​ny i może przy​czy​nić się do zgo​nu. Kil​ka lat póź​niej Bri​tish Pre​mo​ni​tions Bu​re​au za​koń​czy​ło dzia​łal​ność z po​wo​du bra​ku fun​du​szów. Wszyst​ko wska​zu​je na to, że ani Hen​cher, ani ża​den inny z gro​na do​świad​czo​nych ja​sno​wi​dzów nie prze​wi​dzie​li jego za​mknię​cia. Wia​ra w to, że wi​dzie​li​śmy we śnie przy​szłe wy​da​rze​nia, jest nie​zwy​kle roz​po​wszech​nio​na. Jak po​ka​zu​ją nie​daw​ne ba​da​nia, mniej wię​cej jed​na trze​cia lu​dzi do​świad​czy​ła ta​kie​go zja​wi​ska przy​najm​niej raz w ży​ciu. Za​pi​sy pro​ro​czych snów od​naj​du​je​my w wie​lu prze​ka​zach hi​sto​rycz​nych. Pa​mię​ta​my słyn​ną bi​blij​ną opo​wieść o fa​ra​onie, któ​re​mu przy​śni​ło się sie​dem krów chu​dych i sie​dem tłu​stych, i o tym, jak Jó​zef zin​ter​pre​to​wał ten sen jako za​po​wiedź sied​miu lat ob​fi​to​ści, po któ​rych na​stą​pi sie​dem lat gło​du. Cy​ce​ron, rzym​ski po​li​tyk i fi​lo​zof, opi​sy​wał swój sen, w któ​rym wi​dział „szla​chet​nie wy​glą​da​ją​ce​go mło​dzień​ca, któ​ry spły​nął z nie​bios na zło​tym łań​cu​chu”. Kie​dy na​stęp​ne​go dnia udał się na Ka​pi​tol, zo​ba​czył Okta​wia​na i roz​po​znał w nim bo​ha​te​ra swo​je​go snu. Okta​wian zo​stał póź​niej na​stęp​cą Ju​liu​sza Ce​za​ra i ogło​sił się wład​cą Rzy​mu. W cza​sach nam bliż​szych

Abra​ham Lin​coln na dwa ty​go​dnie przed śmier​cią miał po​noć sen o za​ma​chu. Mark Twa​in opi​sy​wał sen, w któ​rym wi​dział cia​ło swo​je​go bra​ta le​żą​ce w trum​nie. Było to za​le​d​wie kil​ka ty​go​dni przed śmier​cią jego bra​ta, któ​ry zgi​nął w wy​ni​ku eks​plo​zji. Char​les Dic​kens miał sen, w któ​rym wy​stą​pi​ła ko​bie​ta w czer​wo​nej suk​ni, zwa​na Miss Na​pier, po czym od​wie​dzi​ła go dziew​czy​na no​szą​ca czer​wo​ny szal i przed​sta​wi​ła się jako Miss Na​pier. Jak moż​na wy​ja​śnić te zdu​mie​wa​ją​ce wy​da​rze​nia? Czy lu​dzie na​praw​dę mogą zo​ba​czyć we śnie za​po​wiedź przy​szłych wy​da​rzeń? Czy ludz​ka psy​chi​ka może na​praw​dę wy​ła​mać się z upo​rząd​ko​wa​nej struk​tu​ry cza​su? Czy mo​że​my wie​dzieć dziś, co bę​dzie ju​tro? Po​dob​ne py​ta​nia przez stu​le​cia drę​czy​ły wie​lu naj​wy​bit​niej​szych my​śli​cie​li. Grec​ki fi​lo​zof Ary​sto​te​les oko​ło 350 roku p.n.e. na​pi​sał krót​ki tekst za​ty​tu​ło​wa​ny O snach pro​ro​czych. Dwu​czę​ścio​wa ar​gu​men​ta​cja Ary​sto​te​le​sa była rów​nie pro​sta, co oso​bli​wa. Po​świę​ciw​szy nie​co na​my​słu temu za​gad​nie​niu, wiel​ki fi​lo​zof do​szedł do wnio​sku, że tyl​ko ja​kiś bóg mógł​by zsy​łać pro​ro​cze sny. Jed​nak Ary​sto​te​les za​uwa​żył, że oso​by, któ​re przy​zna​ją się do ta​kich snów, nie wy​da​ją się spe​cjal​nie wy​bit​ny​mi oby​wa​te​la​mi i czę​sto oka​zu​ją się oso​ba​mi „bar​dzo prze​cięt​ny​mi”. Uznaw​szy, że bóg nie mar​no​wał​by cza​su na rzu​ca​nie swo​ich pe​reł mą​dro​ści przed ta​kie wie​prze, Ary​sto​te​les do​cho​dził do wnio​sku, że pro​ro​czy sen to tak na​praw​dę zwy​kły zbieg oko​licz​no​ści. To in​te​re​su​ją​ca ar​gu​men​ta​cja, choć dziś przy​pusz​czal​nie za​kwe​stio​no​wa​li​by ją za​rów​no współ​cze​śni ba​da​cze, jak i pani M.H. z Barn​sta​ple. A jed​nak, mimo trwa​ją​cych od po​nad dwóch ty​się​cy lat dys​ku​sji, ucze​ni do​pie​ro w ostat​nim stu​le​ciu zdo​ła​li roz​wią​zać za​gad​kę pro​ro​czych snów. Za​nim przej​dzie​my do dal​szej czę​ści roz​dzia​łu, może war​to by​ło​by zro​bić so​bie ku​bek go​rą​ce​go ka​kao i wsu​nąć się pod koc. Za​mie​rza​my bo​wiem za​głę​bić się w dziw​ny świat ba​dań nad zja​wi​skiem snu. Przed​tem jesz​cze po​pro​szę was o szyb​ki test pa​mię​ci. Spójrz​cie na po​niż​szą li​stę słów i po​sta​raj​cie się je za​pa​mię​tać: lam​p a nie​mow​lę

ska​ła koń

jabł​ko miecz

ro​b ak ptak

Bar​dzo dzię​ku​ję, wró​ci​my do tego póź​niej. A te​raz za​czy​na​my.

ze​g ar biur​ko

Obstawianie wielu numerów

W roz​dzia​le pią​tym opi​sy​wa​li​śmy pio​nier​skie pra​ce Eu​ge​ne’a Ase​rin​skie​go, któ​re uto​ro​wa​ły dro​gę roz​wo​jo​wi ba​dań nad zja​wi​skiem snu. Ase​rin​sky po​ka​zał, że je​śli obu​dzi​my ko​goś po fa​zie snu pa​ra​dok​sal​ne​go (faza wy​stę​po​wa​nia REM), przy​pusz​czal​nie usły​szy​my, że ta oso​ba mia​ła sen. W ten spo​sób za​po​cząt​ko​wał trwa​ją​ce wie​le dzie​się​cio​le​ci ba​da​nia nad na​tu​rą snu. Więk​szość z tych prac wy​glą​da​ła w ten spo​sób, że za​pra​sza​no ochot​ni​ków do spe​cjal​nych la​bo​ra​to​riów snu, w któ​rych mo​ni​to​ro​wa​no ak​tyw​ność ich mó​zgu, gdy spa​li, bu​dzo​no ich tuż po fa​zie snu REM i pro​szo​no, aby opo​wie​dzie​li, co im się śni​ło.117 Dzię​ki tym ba​da​niom uzy​ska​li​śmy wie​le waż​nych in​for​ma​cji na te​mat zja​wi​ska ma​rzeń sen​nych. Nie​mal wszy​scy mamy sny w ko​lo​rze. Oso​by nie​wi​do​me od uro​dze​nia nie „wi​dzą” w swo​ich snach, ale mają znacz​nie wię​cej do​znań za​pa​cho​wych, sma​ko​wych i dźwię​ko​wych. Cho​ciaż nie​któ​re sny są dzi​wacz​ne, czę​sto wy​stę​pu​ją w nich co​dzien​ne czyn​no​ści, ta​kie jak zmy​wa​nie, wy​peł​nia​nie kwe​stio​na​riu​szy po​dat​ko​wych czy od​ku​rza​nie. Je​śli dys​kret​nie po​dej​dzie​my do ko​goś, kto wła​śnie śni, i za​gra​my ci​cho ja​kąś me​lo​dię, po​świe​ci​my mu w twarz albo po​kro​pi​my go wodą, jest bar​dzo praw​do​po​dob​ne, że ele​men​ty tych bodź​ców po​ja​wią się w jego snach. Jed​nak być może naj​waż​niej​szym re​zul​ta​tem tych ba​dań było od​kry​cie, że mamy o wie​le wię​cej snów, niż nam się wy​da​je. Ba​da​cze snu szyb​ko od​kry​li, że każ​dej nocy mamy prze​cięt​nie oko​ło czte​rech snów. Na​stę​pu​ją one mniej wię​cej co dzie​więć​dzie​siąt mi​nut i każ​dy z nich trwa oko​ło dwu​dzie​stu mi​nut. Po obu​dze​niu się za​po​mi​na​my więk​szość z nich, co pro​wa​dzi nas do prze​ko​na​nia, że mamy znacz​nie mniej snów, niż jest na​praw​dę. Je​dy​nym wy​jąt​kiem od tej re​gu​ły będą sy​tu​acje, gdy obu​dzi​my się w trak​cie ja​kie​goś ma​rze​nia sen​ne​go, na przy​kład dla​te​go, że ran​kiem za​brzmi nasz bu​dzik albo coś nam za​kłó​ci sen w nocy. W ta​kich przy​pad​kach zwy​kle bę​dzie​my pa​mię​ta​li ogól​ny prze​bieg da​ne​go snu i pew​ne kon​kret​ne frag​men​ty, ale je​śli sen nie był ja​koś wy​jąt​ko​wo in​try​gu​ją​cy, wkrót​ce o nim za​po​mni​my. Ist​nie​ją jed​nak pew​ne dość szcze​gól​ne oko​licz​no​ści, któ​re mogą znacz​nie zwięk​szyć praw​do​po​do​bień​stwo, że za​pa​mię​ta​my na​sze sny. Dwie stro​ny wcze​śniej przed​sta​wi​łem li​stę dzie​się​ciu słów i po​pro​si​łem was o prze​cho​wa​nie ich w pa​mię​ci. Te​raz chciał​bym, że​by​ście spró​bo​wa​li so​bie przy​po​mnieć wszyst​kie dzie​sięć słów. Aby wam po​móc, po​dam te​raz pięć słów, któ​re są zwią​za​ne z nie​któ​ry​mi sło​wa​mi z pier​wot​nej li​sty. świa​tło, czas, owoc, ga​lop, skrzy​dła Weź​cie te​raz pió​ro i kart​kę pa​pie​ru i spró​buj​cie przy​po​mnieć so​bie pier​wot​ną li​stę. Nie

od​wra​caj​cie stro​ny, do​pó​ki nie po​sta​ra​cie się przy​po​mnieć so​bie wszyst​kich słów. Go​to​we? Po​rów​naj​cie te​raz wa​szą li​stę z tą ze stro​ny 288. I jak wam po​szło? Do​my​ślam się, że praw​do​po​dob​nie przy​po​mnie​li​ście so​bie sło​wa: „lam​pa”, „ze​gar”, „jabł​ko”, „koń” i „ptak”. Dla​cze​go? Po​nie​waż ko​ja​rzą się one ze sło​wa​mi: „świa​tło”, „czas”, „owoc”, „ga​lop”, „skrzy​dła”, któ​re za​dzia​ła​ły jako wska​zów​ka. Nie moż​na więc po​wie​dzieć, że za​po​mnie​li​ście te sło​wa – po pro​stu cza​iły się one gdzieś w wa​szej nie​świa​do​mo​ści i po​trze​bo​wa​li​ście je​dy​nie nie​wiel​kiej po​mo​cy, aby je stam​tąd wy​do​być. Po​dob​na za​sa​da dzia​ła w przy​pad​ku snów. W taki sam spo​sób, w jaki po​krew​ne sło​wa po​mo​gły wam przy​po​mnieć so​bie sło​wa z pier​wot​nej li​sty, choć nie po​tra​fi​li​ście ich z po​cząt​ku przy​wo​łać, ja​kieś wy​da​rze​nie, któ​re prze​ży​wa​cie na ja​wie, może po​bu​dzić pa​mięć do​ty​czą​cą ja​kie​goś snu. Aby od​kryć zwią​zek mię​dzy tym zja​wi​skiem a da​rem pro​roc​twa, wy​obraź​my so​bie trzy noce peł​ne nie​spo​koj​nych ma​rzeń sen​nych. Pierw​sze​go wie​czo​ru po dniu cięż​kiej pra​cy kła​dzie​cie się do łóż​ka, za​my​ka​cie oczy i po​wo​li tra​ci​cie świa​do​mość. W cią​gu nocy prze​cho​dzi​cie przez róż​ne fazy snu i ma​cie kil​ka snów. Dzie​sięć po siód​mej rano wasz mózg po​now​nie prze​cho​dzi do sta​nu oży​wie​nia i we śnie prze​ży​wa​cie ko​lej​ną cał​ko​wi​cie fik​cyj​ną hi​sto​rię. Przez na​stęp​ne dwa​dzie​ścia mi​nut od​wie​dza​cie fa​bry​kę lo​dów, wpa​da​cie do ogrom​nej ka​dzi z mu​sem ma​li​no​wym i pró​bu​je​cie się z niej wy​do​stać, zja​da​jąc jej za​war​tość. W chwi​li gdy nie mo​że​cie już prze​łknąć nic wię​cej, roz​le​ga się dźwięk bu​dzi​ka i otwie​ra​cie oczy, ma​jąc ob​raz ele​men​tów fa​bry​ki i ma​li​no​we​go musu świe​żo w pa​mię​ci. Na​stęp​ne​go dnia po​wta​rza się ta sama se​kwen​cja wy​da​rzeń. Kła​dzie​cie się do łóż​ka, za​sy​pia​cie i ma​cie kil​ka snów. O dru​giej w nocy je​ste​ście w środ​ku dość nie​po​ko​ją​ce​go snu, w któ​rym je​dzie​cie sa​mo​cho​dem mrocz​ną po​lną dro​gą. Obok was, na miej​scu pa​sa​że​ra, sie​dzi Eric Chug​gers, wasz ulu​bio​ny wo​ka​li​sta roc​ko​wy, i pro​wa​dzi​cie we​so​łą po​ga​węd​kę. Na​gle, nie wia​do​mo skąd, tuż przed ma​ską sa​mo​cho​du po​ja​wia się ogrom​na fio​le​to​wa żaba, wy​ko​nu​je​cie gwał​tow​ny skręt, aby unik​nąć zde​rze​nia, ale wy​la​tu​je​cie z dro​gi i uder​za​cie w drze​wo. Tej nocy wasz kot ma jed​nak ocho​tę na małe co nie​co i do​ma​ga się od was je​dze​nia. Kot wska​ku​je na łóż​ko i wy​ry​wa was ze snu, a wy bu​dzi​cie się z mgli​stym wspo​mnie​niem Eri​ca Chug​ger​sa, wiel​kiej fio​le​to​wej żaby, drze​wa i nad​cho​dzą​cej śmier​ci. Trze​cie​go wie​czo​ru zno​wu kła​dzie​cie się do łóż​ka i za​sy​pia​cie. O czwar​tej nad ra​nem ma​cie dość trau​ma​tycz​ny sen. To ja​kaś sur​re​ali​stycz​na sce​na, w któ​rej oka​zu​je się, że ma​cie wziąć udział w prze​słu​cha​niach do roli Oom​py-Lo​om​py w no​wej fil​mo​wej wer​sji Char​lie​go i fa​bry​ki cze​ko​la​dy. Cho​ciaż pró​ba wy​pa​dła po​myśl​nie, od​kry​wa​cie, że po​ma​rań​czo​wy ma​ki​jaż i zie​lo​na far​ba do wło​sów, ja​kie na​ło​ży​li​ście so​bie na po​trze​by wy​stę​pu, nie dają się zmyć. Na​gle bu​dzi​cie się prze​ra​że​ni, przy​po​mi​na​cie so​bie prze​słu​cha​nie i przez na​stęp​ne dwa​dzie​ścia mi​nut usi​łu​je​cie zro​zu​mieć sym​bo​licz​ny sens tego snu. Po czym za​sy​pia​cie i śpi​cie do rana. Ko​lej​ne​go ran​ka bu​dzi​cie się, włą​cza​cie ra​dio i z prze​ra​że​niem do​wia​du​je​cie się, że Eric Chug​gers zgi​nął tej nocy w wy​pad​ku sa​mo​cho​do​wym. We​dług ra​dio​wych do​nie​sień Chug​gers je​chał wiel​ko​miej​ską uli​cą, wy​ko​nał gwał​tow​ny ruch kie​row​ni​cą, żeby unik​nąć zde​rze​nia z sa​mo​cho​dem, któ​ry zje​chał na jego pas, i wpadł

na la​tar​nię. Bin​go. W po​dob​ny spo​sób, jak sło​wa „czas” i „ga​lop” po​mo​gły wam przy​po​mnieć so​bie sło​wa „ze​gar” i „koń”, tak samo do​nie​sie​nia ra​dio​we spra​wia​ją, że na​tych​miast przy​po​mi​na​cie so​bie swój sen o wy​pad​ku sa​mo​cho​do​wym. Za​po​mi​na​cie o tym, że śni​li​ście tak​że o ogrom​nych ilo​ściach lo​dów ma​li​no​wych i stre​su​ją​cym prze​słu​cha​niu do roli Oom​py-Lo​om​py. Pa​mię​ta​cie je​dy​nie sen, któ​ry naj​wy​raź​niej pa​su​je do wy​da​rzeń za​cho​dzą​cych w rze​czy​wi​stym świe​cie, i w ten spo​sób do​cho​dzi​cie do prze​ko​na​nia, że po​sie​dli​ście dar prze​wi​dy​wa​nia przy​szło​ści. Ale na tym nie ko​niec. Wkrót​ce po tym, jak prze​ko​na​li​ście sa​mych sie​bie, że we śnie zo​ba​czy​li​ście frag​ment przy​szłych wy​da​rzeń, do ak​cji ru​sza część wa​sze​go umy​słu dzia​ła​ją​ca pod ha​słem: „za​dbaj​my o to, żeby to do​świad​cze​nie było jak naj​bar​dziej nie​sa​mo​wi​te”. Po​nie​waż sny zwy​kle są nie​co sur​re​ali​stycz​ne, moż​na je na róż​ne spo​so​by znie​kształ​cać, aby pa​so​wa​ły do re​al​nych wy​da​rzeń. W rze​czy​wi​sto​ści Eric Chug​gers nie je​chał po​lną dro​gą i nie ude​rzył w drze​wo, a w jego wy​pad​ku nie mia​ła żad​ne​go udzia​łu wiel​ka fio​le​to​wa żaba. Jed​nak po​lna dro​ga przy​po​mi​na miej​ską uli​cę, a la​tar​nia wy​glą​da tro​chę jak drze​wo. A co z wiel​ką fio​le​to​wą żabą? Cóż, może sym​bo​li​zo​wa​ła coś nie​ocze​ki​wa​ne​go? Jak to, że ja​kiś sa​mo​chód na​gle zje​dzie na dru​gą stro​nę jezd​ni. A może Chug​gers znaj​do​wał się pod wpły​wem środ​ków ha​lu​cy​no​gen​nych i za​miast nad​jeż​dża​ją​ce​go sa​mo​cho​du zo​ba​czył wiel​ką fio​le​to​wą żabę? A może wi​dzie​li​ście zdję​cie z miej​sca wy​pad​ku i od​kry​li​ście, że w sa​mo​cho​dzie Chug​ger​sa na ta​bli​cy roz​dziel​czej była przy​cze​pio​na ja​kaś fio​le​to​wa ma​skot​ka? A może na plan​szy re​kla​mo​wej umiesz​czo​nej nie​da​le​ko miej​sca wy​pad​ku wi​dać po​stać gi​gan​tycz​nej żaby? A może na okład​ce na​stęp​ne​go al​bu​mu Chug​ger​sa mia​ła znaj​do​wać się żaba? A może w chwi​li zde​rze​nia Chug​gers no​sił fio​le​to​wą ko​szu​lę? Wie​cie już, o co cho​dzi. Je​że​li je​ste​ście oso​bą twór​czą i ma​cie prze​ko​na​nie, że ja​kaś szcze​gól​na więź łą​czy was z nie​daw​no zmar​łym pa​nem Chug​ger​sem, moż​li​wo​ści od​naj​dy​wa​nia ta​kich po​wią​zań wy​da​ją się nie​zmie​rzo​ne, a ich je​dy​nym ogra​ni​cze​niem bę​dzie wa​sza wy​obraź​nia. Do tej pory zaj​mo​wa​li​śmy się snem z udzia​łem Chug​ger​sa, po​nie​waż przy​po​mi​nał wy​da​rze​nia, do któ​rych do​szło kil​ka dni póź​niej. Ale wy​obraź​my so​bie, że było in​a​czej. Chug​ger​so​wi nic się nie sta​ło, a wy po​szli​ście do su​per​mar​ke​tu i za​pro​po​no​wa​no wam pro​mo​cyj​ną prób​kę smacz​nych lo​dów ma​li​no​wych. W tej sy​tu​acji pew​nie za​po​mni​cie o snach z udzia​łem Chug​ger​sa i Oom​py-Lo​om​py i opo​wie​cie przy​ja​cio​łom i ro​dzi​nie o tym, jak we śnie prze​wi​dzie​li​ście nie​ocze​ki​wa​ne spo​tka​nie z lo​da​mi ma​li​no​wy​mi. Albo wy​obraź​my so​bie, że kil​ka dni póź​niej do​sta​li​ście awans w pra​cy i na wa​szym no​wym sta​no​wi​sku mu​si​cie no​sić ozdob​ny uni​form. Na​gle z całą oczy​wi​sto​ścią do​cie​ra do was głę​bo​ka sym​bo​li​ka snu na te​mat Oom​py-Lo​om​py, a sny o Chug​ger​sie i lo​dach ma​li​no​wych po​zo​sta​ną ukry​te w wa​szej nie​świa​do​mo​ści. Krót​ko mó​wiąc, ma​cie mnó​stwo snów i przy​tra​fia wam się mnó​stwo róż​nych wy​da​rzeń na ja​wie. Więk​szość snów nie ma żad​ne​go związ​ku z re​al​ny​mi sy​tu​acja​mi i szyb​ko o nich za​po​mi​na​cie. Ale od cza​su do cza​su je​den z wa​szych snów ma ja​kiś zwią​zek z tym, co zda​rzy​ło się w rze​czy​wi​sto​ści. Wte​dy na​gle bez tru​du przy​po​mi​na​cie so​bie swój sen i prze​ko​nu​je​cie sa​mych sie​bie, że w spo​sób ma​gicz​ny prze​wi​dzie​li​ście w nim przy​szłość. W rze​czy​wi​sto​ści zaś mamy tu do czy​nie​nia ze zwy​kłym zbie​giem oko​licz​no​ści. Dzię​ki tej teo​rii moż​na tak​że wy​ja​śnić dość oso​bli​wą ce​chę pro​ro​czych snów. Więk​szość pro​roctw do​ty​czy wy​da​rzeń nie​zwy​kle po​nu​rych i ka​ta​stro​fal​nych. Lu​dzie re​gu​lar​nie

prze​wi​du​ją w snach za​ma​chy na świa​to​wych przy​wód​ców, bio​rą udział w po​grze​bie bli​skich przy​ja​ciół, wi​dzą sa​mo​lo​ty spa​da​ją​ce z nie​ba, oglą​da​ją wy​buch ko​lej​nej woj​ny. Rzad​ko sły​szy​my o tym, że ktoś miał sen na te​mat ślu​bu albo awan​su. Ba​da​cze zaj​mu​ją​cy się snem od​kry​li, że oko​ło osiem​dzie​się​ciu pro​cent ma​rzeń sen​nych sta​no​wią sny nie​przy​jem​ne, do​ty​czą​ce wy​da​rzeń o ne​ga​tyw​nym cha​rak​te​rze. Dla​te​go wła​śnie złe wia​do​mo​ści o wie​le czę​ściej niż do​bre wy​wo​łu​ją z pa​mię​ci wspo​mnie​nie ja​kie​goś snu, co wy​ja​śnia, dla​cze​go tak wie​le pro​ro​czych snów do​ty​czy śmier​ci i ka​ta​strof. Na po​cząt​ku tego roz​dzia​łu opo​wia​da​łem, że psy​chia​tra John Bar​ker zna​lazł sześć​dzie​siąt osób, któ​re naj​wy​raź​niej prze​wi​dzia​ły ka​ta​stro​fę gór​ni​czą w Aber​fan. Czy ba​da​nia do​ty​czą​ce zja​wi​ska snu i pa​mię​ci zmie​nia​ją do​wo​do​wą war​tość tych rze​ko​mych pro​roctw? W trzy​dzie​stu sze​ściu przy​pad​kach ana​li​zo​wa​nych przez Bar​ke​ra re​spon​den​ci nie do​star​czy​li żad​nych do​wo​dów świad​czą​cych o tym, że za​no​to​wa​li swój sen przed na​dej​ściem ka​ta​stro​fy. Ci re​spon​den​ci przy​pusz​czal​nie mie​li wie​le in​nych snów, za​nim usły​sze​li o Aber​fan, i do​pie​ro wte​dy przy​po​mnie​li so​bie i opi​sa​li sen, któ​ry pa​so​wał do rze​czy​wi​stej tra​ge​dii. W do​dat​ku je​śli nie spo​rzą​dzi​li żad​ne​go za​pi​su ta​kie​go snu tuż po prze​bu​dze​niu, mu​si​my li​czyć się z tym, że mo​gli mi​mo​wol​nie w taki spo​sób znie​kształ​cić i prze​kształ​cić treść snu, aby le​piej pa​so​wał do re​aliów póź​niej​szej ka​ta​stro​fy. Czar​na sub​stan​cja może wte​dy stać się wę​glem, pu​ste po​miesz​cze​nie kla​są szkol​ną, a gó​rzy​sty kra​jo​braz wa​lij​ską do​li​ną. Oczy​wi​ście oso​by, któ​re wie​rzą w zja​wi​ska pa​ra​nor​mal​ne, mogą po​wo​ły​wać się na przy​pad​ki, w któ​rych ktoś opo​wia​da o śnie przy​ja​cio​łom lub człon​kom ro​dzi​ny albo za​pi​su​je go w dzien​ni​ku, a na​stęp​nie od​kry​wa, że sen od​po​wia​dał przy​szłym wy​da​rze​niom. Czy ta​kie sy​tu​acje wska​zu​ją na cud, do ja​kie​go zdol​ny jest nasz umysł? Aby się tego do​wie​dzieć, mu​si​my za​nu​rzyć się jesz​cze głę​biej w kra​inę ba​dań nad na​tu​rą snu.

Wy​wiad z Ca​ro​li​ne Watt z Ko​ester Pa​rap​sy​cho​lo​gy Unit na te​mat pro​ro​czych snów www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Ca​ro​li​ne​Watt.html

„A poza tym, pani Lincoln, jak się pani podobała sztuka?”

Wy​star​czy otwo​rzyć ja​ką​kol​wiek książ​kę na te​mat zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, aby do​wie​dzieć się, że pre​zy​dent Sta​nów Zjed​no​czo​nych Abra​ham Lin​coln miał kie​dyś je​den z naj​słyn​niej​szych pro​ro​czych snów w dzie​jach. Zgod​nie z tą opo​wie​ścią na po​cząt​ku kwiet​nia 1865 roku Lin​coln pod​szedł do swo​je​go przy​ja​cie​la i ochro​nia​rza War​da Hil​la La​mo​na i po​wie​dział mu, że miał nie​daw​no dość nie​po​ko​ją​cy sen. W tym śnie po​czuł ja​kiś „przy​po​mi​na​ją​cy śmierć bez​ruch” swo​je​go cia​ła i usły​szał płacz do​bie​ga​ją​cy z któ​re​goś z dol​nych po​ko​jów Bia​łe​go Domu. Po prze​szu​ka​niu ca​łe​go bu​dyn​ku do​tarł wresz​cie do Po​ko​ju Wschod​nie​go, gdzie uj​rzał ja​kieś zwło​ki spo​wi​te w ża​łob​ne sza​ty. Wo​kół cia​ła stał tłum lu​dzi spo​glą​da​ją​cych z bó​lem na zmar​łe​go. Gdy Lin​coln spy​tał, kto umarł, usły​szał, że to pre​zy​dent, któ​ry zgi​nął w za​ma​chu. Dwa ty​go​dnie póź​niej Lin​coln wraz z żoną wy​brał się na przed​sta​wie​nie do Te​atru For​da w Wa​szyng​to​nie. Tuż po roz​po​czę​ciu sztu​ki zo​stał po​strze​lo​ny przez szpie​ga kon​fe​de​ra​tów Joh​na Wil​ke​sa Bo​otha i kil​ka go​dzin póź​niej zmarł w szpi​ta​lu. Więk​szość ksią​żek opi​su​ją​cych sen Lin​col​na nie daje jed​nak czy​tel​ni​kom peł​ne​go ob​ra​zu wy​da​rzeń. W la​tach dzie​więć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku rze​ko​me​mu pro​roc​twu po​sta​no​wił przyj​rzeć się bli​żej Joe Nic​kell.118 Ten były taj​ny de​tek​tyw i ilu​zjo​ni​sta jest obec​nie star​szym ba​da​czem w Cen​tre for In​qu​iry, ame​ry​kań​skiej in​sty​tu​cji zaj​mu​ją​cej się ba​da​niem zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych. Nic​kell się​gnął do opu​bli​ko​wa​nych w 1895 roku wspo​mnień War​da Hil​la La​mo​na, za​ty​tu​ło​wa​nych Re​col​lec​tions of Abra​ham Lin​coln, i od​na​lazł w nich re​la​cję do​ty​czą​cą tego wy​da​rze​nia. Od​krył, że wie​le póź​niej​szych opi​sów in​cy​den​tu omi​ja je​den waż​ny szcze​gół. Kie​dy La​mon usły​szał opo​wieść Lin​col​na, prze​stra​szył się, ale pre​zy​dent szyb​ko go uspo​ko​ił: „W tym śnie to nie ja zo​sta​łem za​mor​do​wa​ny, ale ja​kiś inny je​go​mość. Zda​je się, że ten upior​ny za​bój​ca usi​ło​wał roz​pra​wić się z kimś in​nym”. In​ny​mi sło​wy, Lin​coln w rze​czy​wi​sto​ści wca​le nie są​dził, że wi​dział wła​sną śmierć, ale ra​czej śmierć in​ne​go pre​zy​den​ta. Oczy​wi​ście zwo​len​ni​cy ist​nie​nia zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych mogą twier​dzić, że pre​zy​dent tak na​praw​dę prze​wi​dział wła​sną śmierć w za​ma​chu, tyle że nie zda​wał so​bie z tego spra​wy. Na​wet gdy​by się zgo​dzić z tą in​ter​pre​ta​cją, czy całe wy​da​rze​nie sta​no​wi prze​ko​nu​ją​ce świa​dec​two ist​nie​nia pro​ro​czych snów? Od​po​wiedź jesz​cze raz przy​no​szą pio​nier​skie ba​da​nia nad na​tu​rą snu. Pod ko​niec lat sześć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku ucze​ni zaj​mu​ją​cy się zja​wi​skiem snu prze​pro​wa​dzi​li prze​ło​mo​wy eks​pe​ry​ment z udzia​łem gru​py pa​cjen​tów uczest​ni​czą​cych w se​sjach te​ra​peu​tycz​nych, któ​re mia​ły im po​móc w upo​ra​niu się z psy​cho​lo​gicz​ny​mi na​-

stęp​stwa​mi po​waż​nych ope​ra​cji chi​rur​gicz​nych.119 Ba​da​cze ana​li​zo​wa​li sny pa​cjen​tów z kil​ku ko​lej​nych nocy, i od​kry​li, że kie​dy cho​rzy w cią​gu dnia bra​li udział w se​sjach te​ra​peu​tycz​nych, o wie​le czę​ściej nocą śni​li o swo​ich pro​ble​mach me​dycz​nych. Na przy​kład je​den z pa​cjen​tów miał po​waż​ne pro​ble​my z sącz​ka​mi za​ło​żo​ny​mi mu po ope​ra​cji. Gdy pod​czas se​sji te​ra​peu​tycz​nych oma​wiał te kwe​stie z psy​cho​lo​giem, bar​dzo czę​sto miał po​tem sny, w któ​rych nie​ustan​nie wty​kał ja​kieś rur​ki w swo​je cia​ło albo w cia​ła in​nych osób. Krót​ko mó​wiąc, sny pa​cjen​tów czę​sto od​zwier​cie​dla​ły tra​pią​ce ich lęki. Po​dob​ne pra​wi​dło​wo​ści za​ob​ser​wo​wa​no w wie​lu in​nych ba​da​niach. Na tre​ści po​ja​wia​ją​ce się w na​szych snach wpły​wa​ją nie tyl​ko wy​da​rze​nia za​cho​dzą​ce w ota​cza​ją​cym nas świe​cie, ale rów​nie czę​sto na​sze oba​wy i nie​po​ko​je. Nic​kell za​uwa​żył, że na​wet naj​bar​dziej po​bież​na lek​tu​ra prac hi​sto​rycz​nych wska​zu​je, że Lin​coln miał wie​le po​waż​nych po​wo​dów, aby oba​wiać się za​ma​chu. Tuż przed in​au​gu​ra​cją jego pre​zy​den​tu​ry do​ra​dza​no mu, żeby uni​kał prze​jaz​du przez Bal​ti​mo​re, po​nie​waż jego do​rad​cy wy​kry​li, że przy​go​to​wy​wa​no tam na nie​go za​mach. Gdy urzę​do​wał w Bia​łym Domu, kil​ka​krot​nie gro​żo​no mu śmier​cią. W jed​nym szcze​gól​nie pa​mięt​nym przy​pad​ku nie​udol​ny nie​do​szły za​bój​ca zdo​łał wy​strze​lić do Lin​col​na, ale je​dy​nie prze​dziu​ra​wił mu cy​lin​der. W świe​tle tych od​kryć sław​ny sen Lin​col​na na​gle wy​da​je się mniej pa​ra​nor​mal​ny. Ta sama kon​cep​cja po​zwa​la tak​że wy​ja​śnić je​den z naj​bar​dziej za​ska​ku​ją​cych przy​pad​ków rze​ko​mych pro​ro​czych snów na te​mat ka​ta​stro​fy w Aber​fan. Na po​cząt​ku tego roz​dzia​łu opo​wia​da​łem, że jed​na z dziew​czy​nek, któ​ra zgi​nę​ła po​tem w ka​ta​stro​fie, mó​wi​ła ro​dzi​com, że śni​ło jej się „coś czar​ne​go”, co zwa​li​ło się na szko​łę, i że szko​ły już póź​niej nie było. Przez kil​ka lat przed ka​ta​stro​fą miej​sco​we wła​dze wy​ra​ża​ły po​waż​ne za​nie​po​ko​je​nie skła​do​wa​niem ogrom​nych ilo​ści od​pa​dów gór​ni​czych na zbo​czu wzgó​rza, ale za​rząd​cy ko​pal​ni igno​ro​wa​li ich nie​po​ko​je. O ska​li tych obaw świad​czy ko​re​spon​den​cja z tam​te​go okre​su.120 Na przy​kład trzy lata przed ka​ta​stro​fą in​ży​nier okrę​go​wy pi​sał do władz ko​pal​ni: „Uwa​żam, że sy​tu​acja jest nie​zwy​kle po​waż​na, po​nie​waż od​pa​dy są tak bar​dzo na​siąk​nię​te wodą, a stok jest tak stro​my, że masa od​pa​dów nie utrzy​ma się przy​pusz​czal​nie w tej po​zy​cji w zi​mie lub w przy​pad​ku sil​nych opa​dów desz​czu”, po czym do​da​wał, że „po​dob​ne oba​wy po​ja​wia​ją się tak​że w umy​słach [...] tam​tej​szych miesz​kań​ców, po​nie​waż już wcze​śniej w okre​sie in​ten​syw​nych desz​czów ob​ser​wo​wa​li ru​chy od​pa​dów gór​ni​czych stwa​rza​ją​ce za​gro​że​nie dla bez​pie​czeń​stwa lu​dzi i dla ich ma​jąt​ku”. Nig​dy się tego nie do​wie​my, ale nie​wy​klu​czo​ne, że sen dziew​czyn​ki mógł być od​zwier​cie​dle​niem tych nie​po​ko​jów. Co jed​nak z po​zo​sta​ły​mi dwu​dzie​sto​ma trze​ma przy​pad​ka​mi, w któ​rych re​spon​den​ci przed​sta​wi​li do​wo​dy, że opi​sy​wa​li swój pro​ro​czy sen przed tra​ge​dią, i jak się wy​da​je, ich sen nie od​zwier​cie​dlał ich wła​snych nie​po​ko​jów i obaw? Aby za​jąć się bli​żej tym za​gad​nie​niem, bę​dzie​my mu​sie​li po​rzu​cić świat ba​dań nad snem i za​głę​bić się w kra​inę sta​ty​sty​ki. Przyj​rzyj​my się bli​żej licz​bom zwią​za​nym z tymi na po​zór nad​przy​ro​dzo​ny​mi zja​wi​ska​mi. Wy​bierz​my naj​pierw lo​so​wo ja​kie​goś miesz​kań​ca Wiel​kiej Bry​ta​nii i na​zwij​my go Brian. Na​stęp​nie przyj​mij​my kil​ka za​ło​żeń do​ty​czą​cych Bria​na. Za​łóż​my, że Brian ma sny każ​dej nocy w okre​sie od pięt​na​ste​go do sie​dem​dzie​sią​te​go pią​te​go roku ży​cia. Mamy 365 dni w roku, więc przez sześć​dzie​siąt lat Bria​no​wi bę​dzie się coś śni​ło w cią​gu 21 900 nocy. Przyj​mij​my tak​że, że wy​da​rze​nie po​dob​ne do ka​ta​stro​fy w Aber​fan zda​rza się tyl​ko

raz w jed​nym po​ko​le​niu i lo​so​wo przy​pisz​my je do ja​kie​goś dnia. Te​raz przyj​mij​my, że Brian tyl​ko raz w ży​ciu bę​dzie pa​mię​tał, że śni​ło mu się coś na te​mat strasz​li​wych wy​da​rzeń zwią​za​nych z taką tra​ge​dią. Szan​sa, że Brian bę​dzie miał swój sen o ka​ta​stro​fie w nocy tuż przed rze​czy​wi​stą tra​ge​dią, wy​no​si mniej wię​cej 1 do 22 000, a za​tem trud​no się dzi​wić, że Brian był​by ra​czej za​sko​czo​ny, gdy​by mu się coś ta​kie​go przy​tra​fi​ło. Jed​nak tu​taj do​cho​dzi​my do klu​czo​we​go mo​men​tu. Gdy Brian my​śli o praw​do​po​do​bień​stwie, że ta​kie wy​da​rze​nie przy​tra​fi się wła​śnie jemu, jest bar​dzo sku​pio​ny na so​bie. Jed​nak w la​tach sześć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku w Wiel​kiej Bry​ta​nii miesz​ka​ło oko​ło 45 mi​lio​nów lu​dzi i to samo mo​gło się przy​tra​fić każ​de​mu z nich. Bio​rąc pod uwa​gę, że, jak wła​śnie wy​li​czy​li​śmy, szan​sa, iż ktoś z nich bę​dzie miał pro​ro​czy sen o ka​ta​stro​fie w noc po​prze​dza​ją​cą tra​ge​dię wy​no​si oko​ło 1 do 22 000, mo​że​my się spo​dzie​wać, że w każ​dym po​ko​le​niu przy​da​rzy się to jed​nej oso​bie na 22 000, czy​li w su​mie oko​ło 2000 osób. Twier​dze​nie, że sny tej gru​py osób traf​nie prze​wi​du​ją przy​szłość, przy​po​mi​na sy​tu​ację, w któ​rej wy​strze​lo​na przez nas strza​ła wbi​ja się w zie​mię, a my ry​su​je​my wo​kół niej tar​czę i wo​ła​my: „Rany! Ja​kie były szan​se na coś ta​kie​go?”. Mamy tu do czy​nie​nia z za​sa​dą zna​ną jako pra​wo wiel​kich liczb, któ​ra gło​si, że wy​stą​pie​nie nie​zwy​kłych wy​da​rzeń jest tym bar​dziej praw​do​po​dob​ne, im wię​cej ist​nie​je ku temu oka​zji. Do​kład​nie to samo za​cho​dzi w przy​pad​ku każ​dej ogól​no​na​ro​do​wej lo​te​rii. Dla każ​de​go z nas szan​sa na zgar​nię​cie głów​nej na​gro​dy wy​no​si je​den do wie​lu mi​lio​nów, a jed​nak ta​kie wy​gra​ne zda​rza​ją się re​gu​lar​nie jak w ze​gar​ku, po​nie​waż tak wie​le osób wy​ku​pu​je losy. Oka​zu​je się, że je​śli chce​my zdo​być au​ten​tycz​ne do​wo​dy na ist​nie​nie pro​ro​czych snów, na​sza sy​tu​acja jest jesz​cze trud​niej​sza, niż nam się wy​da​wa​ło. Oma​wia​ny przy​pa​dek do​ty​czył je​dy​nie osób, któ​re mia​ły pro​ro​czy sen zwią​za​ny z tra​ge​dią w Aber​fan. Ale w rze​czy​wi​sto​ści roz​ma​ite nie​szczę​ścia zda​rza​ją się nie​mal co​dzien​nie. Wciąż sły​szy​my o ka​ta​stro​fach lot​ni​czych, tsu​na​mi, za​ma​chach, se​ryj​nych za​bój​cach, trzę​sie​niach zie​mi, po​rwa​niach, ata​kach ter​ro​ry​stycz​nych. A sko​ro lu​dzie naj​czę​ściej śnią o ka​ta​stro​fach i nie​szczę​ściach, licz​by szyb​ko ro​sną i akty rze​ko​me​go pro​roc​twa wy​da​ją się w tej sy​tu​acji wręcz nie​uchron​ne.

JAK WPŁY​WAĆ NA TREŚĆ SWO​ICH SNÓW. CZĘŚĆ PIERW​SZA Da​niel We​gner, psy​cho​log z Uni​wer​sy​te​tu Ha​rvar​da, za​pro​po​no​wał pro​sty, ale sku​tecz​ny spo​sób wpły​wa​nia na treść swo​ich snów.121 Jak pa​mię​ta​my z roz​dzia​łu czwar​te​go, We​gner prze​pro​wa​dził wie​le eks​pe​ry​men​tów do​ty​czą​cych tak zwa​ne​go efek​tu od​bi​cia, któ​ry po​le​ga na tym, że je​śli po​pro​si​my ko​goś o to, żeby nie my​ślał o ja​kiejś rze​czy, bę​dzie miał za​ska​ku​ją​co duże pro​ble​my z tym, żeby o niej nie my​śleć. We​gner za​sta​na​wiał się, czy tego sa​me​go efek​tu nie da się wy​ko​rzy​stać do wpły​wa​nia na treść ludz​kich snów. Aby się o tym prze​ko​nać, za​an​ga​żo​wał gru​pę ochot​ni​ków, wrę​czył każ​de​mu z nich dwie ko​per​ty i po​pro​sił, aby otwo​rzy​li jed​ną z nich tuż przed za​pad​nię​ciem w sen, a dru​gą rano, po obu​-

dze​niu się. Pierw​sza ko​per​ta za​wie​ra​ła nie​zwy​kły ze​staw in​struk​cji. Wszyst​kich uczest​ni​ków po​pro​szo​no naj​pierw, aby po​my​śle​li o kimś, kto wy​da​je im się szcze​gól​nie atrak​cyj​ny. Na​stęp​nie po​ło​wę uczest​ni​ków po​pro​szo​no, aby przez pięć mi​nut usi​ło​wa​li nie my​śleć o tej oso​bie, pod​czas gdy in​nych po​pro​szo​no, aby my​śle​li o swo​jej wy​ma​rzo​nej po​sta​ci. Kie​dy rano po obu​dze​niu się wszy​scy otwo​rzy​li dru​gą ko​per​tę, zna​leź​li w niej inny ze​staw in​struk​cji. Tym ra​zem po​pro​szo​no ich o opi​sa​nie snów, ja​kie mie​li mi​nio​nej nocy. We​gner od​krył, że uczest​ni​cy eks​pe​ry​men​tu, któ​rzy usi​ło​wa​li nie my​śleć o oso​bie, któ​ra wy​da​je im się szcze​gól​nie atrak​cyj​na, mniej wię​cej dwa razy czę​ściej niż po​zo​sta​li mie​li sny zwią​za​ne z tą oso​bą. Sens tego jest ja​sny – je​śli chce​my, aby pew​na kon​kret​na oso​ba po​ja​wi​ła się w na​szych snach, po​win​ni​śmy przez pięć mi​nut przed za​śnię​ciem sta​rać się o niej nie my​śleć. Do tej pory do​wie​dzie​li​śmy się, że – jak wska​zu​ją ba​da​nia nad snem i ana​li​zy sta​ty​stycz​ne – pro​ro​cze sny są na​stęp​stwem wy​biór​cze​go dzia​ła​nia pa​mię​ci, nie​po​ko​jów oraz pra​wa wiel​kich liczb. Oczy​wi​ście za​wsze moż​na twier​dzić, że te wy​ja​śnie​nia są praw​dzi​we w przy​pad​ku wie​lu snów rze​ko​mo pro​ro​czych, ist​nie​ją jed​nak sny, któ​re mają au​ten​tycz​nie nad​przy​ro​dzo​ny cha​rak​ter. Zła wia​do​mość jest taka, że cho​ciaż te​sto​wa​nie tej hi​po​te​zy wy​da​je się teo​re​tycz​nie pro​ste, to w prak​ty​ce bywa kło​po​tli​we. Nie wy​star​czy po​pro​sić lu​dzi, żeby skon​tak​to​wa​li się z nami po ja​kiejś wiel​kiej ka​ta​stro​fie albo nie​szczę​ściu, po​nie​waż naj​praw​do​po​dob​niej będą wte​dy opo​wia​da​li o jed​nym z wie​lu snów, ja​kie mie​li wcze​śniej, albo będą na​le​że​li do gro​na osób, któ​rym po pro​su lo​so​wo przy​tra​fił się taki sen zgod​nie z pra​wem wiel​kich liczb. Nie moż​na tak​że po​pro​sić ni​ko​go, aby śnił o wy​da​rze​niu, któ​re tak czy in​a​czej jest dość praw​do​po​dob​ne. Za​miast tego mu​sie​li​by​śmy za​re​je​stro​wać mnó​stwo pro​ro​czych snów, za​nim wy​da​rzy się coś mało prze​wi​dy​wal​ne​go. Zgod​nie z pra​wem wiel​kich liczb mie​li​by​śmy wte​dy bar​dzo sze​ro​ki za​kres prze​wi​dy​wań i je​dy​nie nie​wiel​ki ich uła​mek oka​zał​by się na​stęp​nie traf​ny. Tym​cza​sem oso​by skłon​ne wie​rzyć w zja​wi​ska pa​ra​nor​mal​ne są​dzi​ły​by ra​czej, że uzy​ska​li​by​śmy w ten spo​sób za​ska​ku​ją​co licz​ne przy​pad​ki prze​wi​dy​wań wska​zu​ją​cych na ja​kieś kon​kret​ne wy​da​rze​nie w przy​szło​ści. Do​bra wia​do​mość jest taka, że ba​da​nia tego ro​dza​ju zo​sta​ły już prze​pro​wa​dzo​ne.122 Oto za​gad​ko​wy przy​pa​dek Char​le​sa Lind​ber​gha Ju​nio​ra.

„Największe wydarzenie od czasów Zmartwychwstania”

Har​wardz​ki psy​cho​log Hen​ry Mur​ray, uro​dzo​ny w 1893 roku, po​świę​cił pra​wie całą ka​rie​rę na​uko​wą na roz​wią​zy​wa​nie roz​ma​itych za​ga​dek do​ty​czą​cych ludz​kiej oso​bo​wo​ści. Pod ko​niec lat trzy​dzie​stych dwu​dzie​ste​go wie​ku opra​co​wał po​pu​lar​ne na​rzę​dzie ba​dań psy​cho​lo​gicz​nych, zna​ne jako „test aper​cep​cji te​ma​tycz​nej”, w skró​cie TAT. Pod​czas ta​kie​go te​stu ba​da​ny oglą​da ry​sun​ki przed​sta​wia​ją​ce róż​ne nie​jed​no​znacz​ne sy​tu​acje – na przy​kład ta​jem​ni​cza ko​bie​ta spo​glą​da męż​czyź​nie przez ra​mię – po czym psy​cho​log pro​si o opi​sa​nie tego, co dzie​je się na ob​raz​ku. We​dług zwo​len​ni​ków te​stu do​brze przy​go​to​wa​ny te​ra​peu​ta może na pod​sta​wie tych in​ter​pre​ta​cji zdo​być istot​ną wie​dzę na te​mat da​nej oso​by i jej naj​skryt​szych my​śli, na przy​kład waż​nym sy​gna​łem będą wszel​kie wzmian​ki o za​bój​stwie, za​bi​ja​niu, prze​mo​cy i mor​der​stwie. Mur​ray za​sły​nął nie tyl​ko z TAT. Pod ko​niec dru​giej woj​ny świa​to​wej rząd ame​ry​kań​ski zwró​cił się do nie​go z proś​bą o po​moc w przy​go​to​wa​niu pro​fi​lu psy​cho​lo​gicz​ne​go Adol​fa Hi​tle​ra. Po​nie​waż ist​nia​ła ra​czej nie​wiel​ka szan​sa na to, by Mur​ray mógł spo​tkać się z Hi​tle​rem twa​rzą w twarz, mu​siał opie​rać się na in​nych źró​dłach, ta​kich jak dane do​ty​czą​ce edu​ka​cji Hi​tle​ra, jego tek​sty i prze​mó​wie​nia. Psy​cho​log do​szedł do wnio​sku, że cho​ciaż dyk​ta​tor wy​da​je się czło​wie​kiem otwar​tym, w rze​czy​wi​sto​ści jest nie​śmia​ły i żywi głę​bo​ko za​ko​rze​nio​ne pra​gnie​nie, aby za​anek​to​wać Su​de​ty. Żar​to​wa​łem. Mur​ray stwier​dził, że Hi​tler jest kla​sycz​nym przy​kła​dem „re​ak​tyw​ne​go nar​cy​za”, czło​wie​ka, któ​ry żywi ura​zę do in​nych, ma nad​mier​ną po​trze​bę zwra​ca​nia na sie​bie uwa​gi, prze​ja​wia skłon​ność do de​pre​cjo​no​wa​nia in​nych i nie ma po​czu​cia hu​mo​ru. Jed​nak obok opra​co​wa​nia TAT i po​ło​że​nia Hi​tle​ra na ko​zet​ce Mur​ray prze​pro​wa​dził tak​że nie​zwy​kłe ba​da​nia do​ty​czą​ce prze​po​wia​da​nia przy​szło​ści na pod​sta​wie snów. W 1927 roku dwu​dzie​sto​pię​cio​let​ni ame​ry​kań​ski pi​lot Char​les Lind​bergh zdo​był mię​dzy​na​ro​do​wą sła​wę jako pierw​szy czło​wiek, któ​ry sa​mot​nie prze​le​ciał przez Atlan​tyk. Dwa lata póź​niej Lind​bergh oże​nił się z pi​sar​ką Anne Spen​cer Mor​row, któ​ra za​czę​ła to​wa​rzy​szyć mu w lot​ni​czych wy​pra​wach. Lind​ber​gho​wie jako pierw​si na świe​cie prze​le​cie​li z Afry​ki do Ame​ry​ki Po​łu​dnio​wej, byli też pio​nie​ra​mi lo​tów nad Ark​ty​ką z Ame​ry​ki Pół​noc​nej do Azji. W 1930 roku uro​dzi​ło im się pierw​sze dziec​ko, Char​les Lind​bergh Ju​nior, i ro​dzi​na prze​nio​sła się do du​żej, po​ło​żo​nej na ubo​czu po​sia​dło​ści w Ho​pe​well w sta​nie New Jer​sey. Pierw​sze​go mar​ca 1932 roku ży​cie Lind​ber​ghów zmie​ni​ło się na za​wsze. Oko​ło dzie​sią​tej wie​czo​rem opie​kun​ka zaj​mu​ją​ca się ich syn​kiem przy​bie​gła do Char​le​sa z wia​do​mo​ścią, że ktoś za​brał dziec​ko z jego po​ko​ju i zo​sta​wił list z żą​da​niem pięć​dzie​się​ciu ty​się​cy do​la​rów oku​pu. Lind​bergh chwy​cił za broń i szyb​ko prze​szu​kał oko​li​ce domu. Zna​lazł

drew​nia​ną dra​bi​nę, za po​mo​cą któ​rej po​ry​wa​cze do​sta​li się na pię​tro, do po​ko​ju dziec​ka, jed​nak nie na​tra​fił na żad​ne śla​dy swo​je​go syn​ka. We​zwa​no po​li​cję. Pro​wa​dzą​cy spra​wę puł​kow​nik Nor​man Schwarz​kopf (oj​ciec ge​ne​ra​ła H. Nor​ma​na Schwarz​kop​fa, któ​ry do​wo​dził woj​ska​mi ko​ali​cji pod​czas ope​ra​cji „Pu​styn​na Tar​cza”) zor​ga​ni​zo​wał sze​ro​ko za​kro​jo​ną ak​cję po​szu​ki​wań. Upro​wa​dze​nie dziec​ka sław​nych Lind​ber​ghów wzbu​dzi​ło ogrom​ne za​in​te​re​so​wa​nie opi​nii pu​blicz​nej, a je​den z dzien​ni​ka​rzy na​zwał je wręcz „naj​więk​szym wy​da​rze​niem od cza​sów Zmar​twych​wsta​nia”. Kil​ka dni po ogło​sze​niu w me​diach wia​do​mo​ści o po​rwa​niu Mur​ray po​sta​no​wił wy​ko​rzy​stać sze​ro​ko oma​wia​ny przy​pa​dek do zba​da​nia traf​no​ści pro​ro​czych snów. Na​mó​wił jed​ną z ogól​no​kra​jo​wych ga​zet, aby zwró​ci​ła się do czy​tel​ni​ków z proś​bą o nad​sy​ła​nie opi​sów wszel​kich prze​czuć zwią​za​nych ze spra​wą po​rwa​nia, ja​kich do​zna​li w swo​ich snach. Wieść o ba​da​niach Mur​raya do​tar​ła tak​że do in​nych ga​zet i w re​zul​ta​cie psy​cho​log otrzy​mał po​nad ty​siąc trzy​sta od​po​wie​dzi. Aby wła​ści​wie oce​nić ich traf​ność, Mur​ray mu​siał cze​kać dwa lata, bo tyle cza​su za​ję​ło roz​wią​za​nie za​gad​ki znik​nię​cia dziec​ka Lind​ber​ghów. W cią​gu pierw​szych kil​ku dni po po​rwa​niu Lind​bergh wie​lo​krot​nie ape​lo​wał do po​ry​wa​czy o pod​ję​cie ne​go​cja​cji. Bez po​wo​dze​nia. Ale kie​dy eme​ry​to​wa​ny na​uczy​ciel John Con​don za​mie​ścił w jed​nej z ga​zet ar​ty​kuł, w któ​rym za​ofe​ro​wał swo​je po​śred​nic​two w roz​mo​wach i do​dał ko​lej​ny ty​siąc do​la​rów do oku​pu wy​zna​czo​ne​go przez po​ry​wa​czy, otrzy​mał se​rię li​stów od przy​pusz​czal​ne​go kid​na​pe​ra. Dru​gie​go kwiet​nia w jed​nym z nich po​ry​wacz za​pro​po​no​wał Con​do​no​wi spo​tka​nie na cmen​ta​rzu w Bronk​sie, pod​czas któ​re​go Con​don, w za​mian za in​for​ma​cję o miej​scu po​by​tu dziec​ka, miał mu prze​ka​zać pięć​dzie​siąt ty​się​cy do​la​rów w cer​ty​fi​ka​tach na zło​to. Con​don po​brał cer​ty​fi​ka​ty od Lind​ber​gha i w trak​cie spo​tka​nia na cmen​ta​rzu prze​ka​zał je po​ry​wa​czo​wi. Usły​szał wte​dy, że dziec​ko moż​na zna​leźć na ło​dzi za​cu​mo​wa​nej przy wy​brze​żu sta​nu Mas​sa​chu​setts. Lind​bergh przez wie​le dni la​tał nad wy​brze​żem, ale nie zna​lazł żad​nej ło​dzi. Dwu​na​ste​go maja 1932 roku pe​wien kie​row​ca cię​ża​rów​ki zje​chał na po​bo​cze dro​gi kil​ka mil od domu Lind​ber​gha i po​szedł do lasu za po​trze​bą. W le​sie na​tknął się na po​spiesz​nie wy​ko​pa​ny płyt​ki grób, w któ​rym zna​lazł zwło​ki Char​le​sa Lind​ber​gha Ju​nio​ra. Czasz​ka dziec​ka była po​trza​ska​na, cia​ło nie mia​ło le​wej nogi i obu dło​ni. Do​cho​dze​nie prze​pro​wa​dzo​ne przez ko​ro​ne​ra wy​ka​za​ło póź​niej, że dziec​ko nie żyło już od dwóch mie​się​cy i zgi​nę​ło od sil​ne​go cio​su w gło​wę. Po​li​cja przez po​nad dwa lata usi​ło​wa​ła roz​wią​zać za​gad​kę mor​der​stwa. Wresz​cie we wrze​śniu 1934 roku pe​wien pra​cow​nik sta​cji ben​zy​no​wej na​brał po​dej​rzeń, gdy je​den z klien​tów za pięć ga​lo​nów ben​zy​ny za​pła​cił dzie​się​cio​do​la​ro​wym cer​ty​fi​ka​tem na zło​to. Pra​cow​nik sta​cji za​no​to​wał nu​mer ta​bli​cy re​je​stra​cyj​nej klien​ta i prze​ka​zał go po​li​cji. Oka​za​ło się, że wła​ści​cie​lem sa​mo​cho​du jest Bru​no Ri​chard Haupt​mann, nie​le​gal​ny imi​grant z Nie​miec, pra​cu​ją​cy w tym cza​sie jako cie​śla. Po prze​szu​ka​niu domu Haupt​man​na po​li​cja zna​la​zła czter​na​ście ty​się​cy do​la​rów z pie​nię​dzy wrę​czo​nych w cha​rak​te​rze oku​pu. Haupt​mann zo​stał aresz​to​wa​ny. Pod​czas pro​ce​su pro​ku​ra​tor wy​ka​zał, że jego cha​rak​ter pi​sma od​po​wia​da cha​rak​te​ro​wi pi​sma z li​stów w spra​wie oku​pu wy​sła​nych do Con​do​na oraz że de​ski pod​ło​go​we w jego domu po​cho​dzi​ły z tego sa​me​go drew​na, co dra​bi​na zna​le​zio​na w domu Lind​ber​gha. Po je​de​na​sto​go​dzin​nej na​ra​dzie ława przy​się​głych uzna​ła, że oskar​żo​ny jest win​ny, i Haupt​mann zo​stał ska​za​ny na karę śmier​ci.

Po za​koń​cze​niu pro​ce​su Mur​ray za​brał się do pra​cy. Prze​ana​li​zo​wał swój zbiór rze​ko​mych pro​roctw, po​szu​ku​jąc w nich trzech waż​nych in​for​ma​cji, któ​re ogrom​nie po​mo​gły​by po​li​cji w pro​wa​dze​niu śledz​twa – tego, że dziec​ko nie żyje, że zo​sta​ło po​cho​wa​ne w gro​bie i że grób znaj​du​je się nie​da​le​ko ja​kichś drzew. Je​dy​nie w przy​pad​ku pię​ciu pro​cent na​de​sła​nych re​la​cji su​ge​ro​wa​no, że dziec​ko nie żyje. Je​dy​nie w czte​rech snach na ty​siąc trzy​sta wspo​mi​na​no, że zo​sta​ło po​cho​wa​ne w gro​bie po​ło​żo​nym nie​da​le​ko gru​py drzew. W do​dat​ku w żad​nym z pro​ro​czych snów nie wspo​mi​na​no o dra​bi​nie, li​stach od po​ry​wa​cza czy oku​pie. Do​kład​nie tak, jak prze​wi​dy​wa​li zwo​len​ni​cy tezy, że pro​ro​cze sny są efek​tem dzia​ła​nia sił na​tu​ral​nych, a nie pa​ra​nor​mal​nych, prze​po​wied​nie re​spon​den​tów za​wie​ra​ły naj​róż​niej​sze in​for​ma​cje i je​dy​nie garść z nich oka​za​ła się traf​na. Mur​ray wy​su​nął nie​uchron​ną kon​klu​zję, że wy​ni​ki jego ana​liz „nie prze​ma​wia​ją na rzecz tezy, że od​le​głe wy​da​rze​nia i sny są ze sobą przy​czy​no​wo zwią​za​ne”. Cho​ciaż lu​dzie śnią cza​sem o przy​szłych wy​da​rze​niach, ich sny nie dają żad​ne​go ma​gicz​ne​go wglą​du w to, co ma na​dejść. Nie​ste​ty naj​wy​raź​niej nikt nie po​in​for​mo​wał o tym opi​nii pu​blicz​nej. W 2009 roku psy​cho​lo​go​wie Cary Mo​re​wed​ge z Car​ne​gie Mel​lon Uni​ver​si​ty i Mi​cha​el Nor​ton z Uni​wer​sy​te​tu Ha​rvar​da prze​pro​wa​dzi​li eks​pe​ry​ment, któ​ry miał spraw​dzić, czy współ​cze​śnie lu​dzie nadal wie​rzą w ist​nie​nie pro​ro​czych snów.123 Na jed​nej z bo​stoń​skich sta​cji ko​le​jo​wych po​pro​szo​no pra​wie dwu​stu pa​sa​że​rów, aby wy​obra​zi​li so​bie, że ku​pi​li bi​let na lot sa​mo​lo​tem, ale w przed​dzień po​dró​ży wy​da​rzy​ła się jed​na z czte​rech na​stę​pu​ją​cych rze​czy: wła​dze wy​da​ły ostrze​że​nie o moż​li​wym ata​ku ter​ro​ry​stycz​nym, przy​szła im do gło​wy myśl o ka​ta​stro​fie ich sa​mo​lo​tu, do​szło do praw​dzi​wej ka​ta​stro​fy sa​mo​lo​tu na tej sa​mej tra​sie, śni​ło im się, że le​cie​li sa​mo​lo​tem, któ​ry się roz​bił. Po wy​obra​że​niu so​bie każ​de​go z tych sce​na​riu​szy uczest​ni​cy ba​da​nia mie​li oce​nić praw​do​po​do​bień​stwo tego, że zre​zy​gnu​ją z lotu. Co zdu​mie​wa​ją​ce, sen z rze​ko​mym prze​czu​ciem ka​ta​stro​fy za​jął pierw​sze miej​sce na tej li​ście i wy​wo​łał więk​sze po​czu​cie nie​po​ko​ju niż rzą​do​we ostrze​że​nia przed ata​kiem ter​ro​ry​stycz​nym czy na​wet rze​czy​wi​sta ka​ta​stro​fa. Współ​cze​sne ba​da​nia nad snem nie tyl​ko wzbu​dzi​ły po​waż​ne wąt​pli​wo​ści wo​bec mo​de​lu ludz​kiej psy​chi​ki uwzględ​nia​ją​ce​go kon​cep​cję pro​ro​czych snów, ale w znacz​nej mie​rze przy​czy​ni​ły się tak​że do roz​wią​za​nia być może naj​więk​szej za​gad​ki zwią​za​nej ze sna​mi – dla​cze​go w ogó​le śni​my?

JAK WPŁY​WAĆ NA TREŚĆ SWO​ICH SNÓW. CZĘŚĆ DRU​GA Naj​bar​dziej skraj​na po​stać wpły​wa​nia na wła​sne sny ma zwią​zek ze zja​wi​skiem świa​do​me​go śnie​nia. W przy​pad​ku tego naj​bar​dziej po​żą​da​ne​go ro​dza​ju noc​nej ak​tyw​no​ści mó​zgu mo​że​my do​świad​czać tego, co nie​moż​li​we: la​tać w po​wie​trzu, prze​ni​kać przez ścia​ny i do​brze się ba​wić w to​wa​rzy​stwie ulu​bio​nej gwiaz​dy. Po​cząt​ko​wo ten dziw​ny fe​no​men wzbu​dzał licz​ne spo​ry wśród spe​cja​li​stów. Nie​któ​rzy ba​da​cze przy​pusz​cza​li, że oso​by opo​wia​da​ją​ce o ta​kich prze​ży​ciach w rze​czy​wi​sto​ści wca​le nie mia​ły opi​sy​wa​nych snów. Jed​nak pro​blem roz​wią​za​no osta​tecz​nie pod ko​niec lat sie​dem​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku pod​czas

ba​dań, w któ​rych ba​dacz snu Ke​ith He​ar​ne mo​ni​to​ro​wał ak​tyw​ność mó​zgu osób twier​dzą​cych, że re​gu​lar​nie do​świad​cza​ją świa​do​me​go śnie​nia.124 W za​pew​ne naj​bar​dziej zna​nym eks​pe​ry​men​cie He​ar​ne za​pro​sił do la​bo​ra​to​rium swo​je​go ulu​bio​ne​go ochot​ni​ka i po​pro​sił go, aby wska​zy​wał, kie​dy ma taki sen, po​ru​sza​jąc osiem razy ocza​mi w lewo i w pra​wo. Na​stęp​nie mo​ni​to​ro​wał ak​tyw​ność jego mó​zgu pod​czas snu. He​ar​ne od​krył, że sny świa​do​me wy​stę​pu​ją w fa​zie snu REM i są zwią​za​ne z tym sa​mym ro​dza​jem ak​tyw​no​ści mó​zgu, co nor​mal​ny sen. Mó​wiąc krót​ko, zna​lazł do​wód na to, że ta​kie sny są pro​duk​tem śnią​ce​go mó​zgu. Ba​da​nia He​ar​ne’a za​po​cząt​ko​wa​ły eks​pe​ry​men​ty nad świa​do​mym śnie​niem, przy czym ba​da​cze ana​li​zo​wa​li roz​ma​ite aspek​ty tego zja​wi​ska, jak choć​by róż​ne spo​so​by po​ma​ga​ją​ce zwięk​szyć szan​se na prze​ży​wa​nie ta​kie​go snu. Ich pra​ce wska​zu​ją, że aby zdo​być kon​tro​lę nad tre​ścią swo​ich snów, mo​że​my się​gnąć po na​stę​pu​ją​ce me​to​dy:125

1. Na​staw​my bu​dzik w taki spo​sób, żeby obu​dził nas mniej wię​cej czte​ry, sześć i sie​dem go​dzin po za​śnię​ciu. W teo​rii zwięk​sza to praw​do​po​do​bień​stwo, że zo​sta​nie​my obu​dze​ni w cza​sie ma​rze​nia sen​ne​go lub tuż po nim. 2. Je​śli dźwięk bu​dzi​ka wy​rwie nas z ja​kie​goś snu, przez dzie​sięć mi​nut zaj​mu​je​my się czy​ta​niem lub za​pi​sy​wa​niem in​for​ma​cji na te​mat tego snu albo prze​cha​dza​my się. Na​stęp​nie wra​ca​my do łóż​ka i my​śli​my o śnie, któ​ry mie​li​śmy przed obu​dze​niem się. Te​raz po​wiedz​my so​bie, że za​mie​rza​my jesz​cze raz mieć ten sam sen, ale tym ra​zem bę​dzie​my zda​wać so​bie spra​wę z tego, że śni​my. 3. Na​ry​suj​my na we​wnętrz​nej stro​nie jed​nej dło​ni dużą li​te​rę „J” („jawa”), a na dru​giej dło​ni li​te​rę „S” („sen”). Ile​kroć zo​ba​czy​my któ​rąś z tych li​ter, za​daj​my so​bie py​ta​nie, czy śni​my, czy je​ste​śmy obu​dze​ni. To po​mo​że nam przy​zwy​cza​ić się do ry​tu​ału, a tym sa​mym za​da​wa​nia so​bie tego sa​me​go py​ta​nia, kie​dy śni​my. Poza tym każ​de​go wie​czo​ru przed za​pad​nię​ciem w sen po​win​ni​śmy, le​żąc w łóż​ku, po​świę​cić mi​nu​tę na spo​glą​da​nie na we​wnętrz​ne po​wierzch​nie swo​ich dło​ni i spo​koj​nie mó​wić so​bie, że pod​czas snu też bę​dzie​my na nie pa​trzeć. 4. Je​śli uda nam się wy​wo​łać świa​do​my sen, bę​dzie​my mu​sie​li zde​cy​do​wać, czy śni​my, czy je​ste​śmy na ja​wie. Do​bra wia​do​mość jest taka, że są róż​ne czyn​no​ści, któ​re po​mo​gą nam od​róż​nić rze​czy​wi​stość od fik​cji. Po pierw​sze, spró​buj​my spoj​rzeć w lu​stro – w świa​do​mym śnie nasz ob​raz bę​dzie wy​da​wał się za​ma​za​ny. Po dru​gie, mo​że​my uszczyp​nąć się w rękę. W świa​do​mym śnie ni​cze​go nie po​czu​je​my, pod​czas gdy w rze​czy​wi​stym świe​cie za​bo​li nas, i to moc​no. Na ko​niec spró​buj​my oprzeć się o ścia​nę. W świa​do​mym śnie czę​sto prze​le​ci​my wte​dy na dru​gą stro​nę, w rze​czy​wi​stym świe​cie zda​rzy się to tyl​ko wte​dy, gdy bu​dy​nek jest dzie​łem bry​tyj​skich in​ży​nie​rów i zo​stał wznie​sio​ny w cią​gu ostat​nich dzie​się​ciu lat.

Przechadzka królewską drogą do nieświadomości

Jest taki sta​ry dow​cip o ko​bie​cie, któ​ra bu​dzi się rano i mówi do męża: „Śni​ło mi się, że po​da​ro​wa​łeś mi cu​dow​ny srebr​ny na​szyj​nik na uro​dzi​ny. Co to może zna​czyć?”. Mąż od​po​wia​da: „Do​wiesz się wie​czo​rem”. Wie​czo​rem mąż wra​ca do domu z nie​du​żą pa​czusz​ką i wrę​cza ją żo​nie. Za​chwy​co​na ko​bie​ta otwie​ra pacz​kę i znaj​du​je w niej eg​zem​plarz książ​ki Ob​ja​śnia​nie ma​rzeń sen​nych Zyg​mun​ta Freu​da. Żart jest zmy​ślo​ny, ale książ​ka praw​dzi​wa. Zyg​munt Freud był za​fa​scy​no​wa​ny sna​mi i na​zwał je „kró​lew​ską dro​gą do nie​świa​do​mo​ści”. Pod​sta​wo​wy mo​del ludz​kiej psy​chi​ki zbu​do​wa​ny przez Freu​da kon​cen​tro​wał się wo​kół kon​cep​cji, zgod​nie z któ​rą wszy​scy prze​ży​wa​my róż​ne nie​po​ko​je i lęki, a nasz świa​do​my umysł ra​dzi so​bie z nimi, spy​cha​jąc nie​po​żą​da​ne tre​ści do nie​świa​do​mo​ści. Kie​dy śpi​my, świa​do​my umysł robi so​bie za​słu​żo​ną prze​rwę, dzię​ki cze​mu na​sze praw​dzi​we pra​gnie​nia i emo​cje wy​pły​wa​ją na po​wierzch​nię. W re​zul​ta​cie Freud uwa​żał, że moż​na zdo​być wgląd w se​kret​ne pra​gnie​nia ja​kiejś oso​by, pro​sząc ją, aby opi​sa​ła „jaw​ną treść” swo​je​go snu (to, co jej się śni​ło), i wy​ko​rzy​stu​jąc ten opis do od​czy​ta​nia „tre​ści ukry​tej” (nie​speł​nio​ne emo​cje, któ​re sen re​pre​zen​tu​je). Jed​nak spra​wa czę​sto nie była taka pro​sta, po​nie​waż nie​świa​do​my umysł nie po​słu​gu​je się zbyt bie​gle ję​zy​kiem i za​miast tego woli ko​mu​ni​ka​cję sym​bo​licz​ną. Cho​ciaż nie​któ​re z tych sym​bo​li są dość oczy​wi​ste i uni​wer​sal​ne (śni nam się „cy​ga​ro”, my​śli​my „pe​nis”), inne mają bar​dzo oso​bi​sty cha​rak​ter i moż​na je w peł​ni zro​zu​mieć je​dy​nie z po​mo​cą wy​kwa​li​fi​ko​wa​ne​go te​ra​peu​ty. Kon​cep​cja Freu​da przy​czy​ni​ła się do na​ro​dzin ca​łe​go prze​my​słu ofe​ru​ją​ce​go roz​ma​ite ma​te​ria​ły po​moc​ni​cze do in​ter​pre​ta​cji snów, pod​ręcz​ni​ki, kur​sy szko​le​nio​we i DVD po​świę​co​ne temu za​gad​nie​niu. Jest tyl​ko je​den mały pro​blem. Wie​lu uczo​nych uwa​ża dziś, że Freud za​sad​ni​czo się po​my​lił i że wszyst​kie te pró​by in​ter​pre​ta​cji snów są kom​plet​ną stra​tą cza​su. Część ba​da​czy przyj​mu​je bar​dziej ewo​lu​cjo​ni​stycz​ne po​dej​ście do zja​wi​ska snów. Gdy​bym obu​dził was ze snu w fa​zie REM i po​pro​sił o opi​sa​nie, co wam się śni​ło, przy​pusz​czal​nie wy​da​rzy​ły​by się dwie rze​czy. Po pierw​sze, spy​ta​li​by​ście, co u li​cha ten fa​cet robi w wa​szej sy​pial​ni. Po dru​gie, jak już mó​wi​li​śmy wcze​śniej, w mniej wię​cej ośmiu przy​pad​kach na dzie​sięć opo​wie​dzie​li​by​ście o ja​kie​goś ro​dza​ju ne​ga​tyw​nych uczu​ciach albo sy​tu​acjach. Być może zna​leź​li​ście się nago w miej​scu pu​blicz​nym, po​grą​ża​li​ście się w ru​cho​mych pia​skach albo ktoś się z was wy​śmie​wał (a je​śli mie​li​ście na​praw​dę kiep​ską noc, mo​gły wam się przy​da​rzyć wszyst​kie te nie​szczę​ścia na​raz). Dla​cze​go nasz śnią​cy mózg pro​du​ku​je ta​kie po​nu​re ob​ra​zy? We​dług czę​ści psy​cho​lo​gów ewo​lu​cyj​nych sny są pró​bą ge​ne​ral​ną przed groź​ny​mi sy​tu​acja​mi, ja​kie zda​rza​ją się nam w re​al​nym świe​cie.126 Mo​że​-

my dzię​ki nim po​my​śleć, jak za​cho​wać się w trud​nej sy​tu​acji, nie na​ra​ża​jąc się jed​no​cze​śnie na ry​zy​ko. Je​śli nie prze​ko​nu​je was kon​cep​cja „sny jako psy​cho​lo​gicz​ny kurs sa​mo​obro​ny”, może za​in​te​re​su​je​cie się po​my​słem Fran​ci​sa Cric​ka, czło​wie​ka, któ​ry przy​czy​nił się do roz​szy​fro​wa​nia struk​tu​ry DNA.127 W po​ło​wie lat osiem​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku Crick pod​szedł do za​gad​nie​nia w zu​peł​nie inny spo​sób i wy​su​nął hi​po​te​zę, zgod​nie z któ​rą sny są spo​so​bem mó​zgu na prze​twa​rza​nie in​for​ma​cji zgro​ma​dzo​nych w cią​gu dnia: wy​rzu​ca on nie​po​trzeb​ne dane i bu​du​je nowe po​łą​cze​nia mię​dzy zda​rze​nia​mi i po​ję​cia​mi. Zgod​nie z ideą Cric​ka sny są swo​istą me​to​dą de​frag​men​ta​cji twar​de​go dys​ku na​sze​go umy​słu oraz wiel​kim ge​ne​ra​to​rem „mo​men​tu eu​re​ka”. Kon​cep​cja ma swo​je za​le​ty, po​nie​waż wie​lu sław​nych uczo​nych opo​wia​da​ło, że sny sta​ły się dla nich waż​nym źró​dłem in​spi​ra​cji. Na przy​kład w la​tach czter​dzie​stych dzie​więt​na​ste​go wie​ku Elias Howe pra​co​wał nad zbu​do​wa​niem pierw​szej ma​szy​ny do szy​cia, ale cią​gle na​ty​kał się na prze​szko​dy. Pew​nej nocy przy​śni​ło mu się, że jest oto​czo​ny przez gru​pę wo​jow​ni​ków z ja​kie​goś ple​mie​nia, i za​uwa​żył, że na czub​kach ich włócz​ni znaj​du​ją się otwo​ry. Howe uświa​do​mił so​bie, że sen przy​niósł mu roz​wią​za​nie pro​ble​mu, z ja​kim się bo​ry​kał, po​nie​waż je​śli umie​ści dziur​kę na dol​nym koń​cu igły, nit​ka za​cznie chwy​tać po przej​ściu przez dru​gą część ma​te​ria​łu i jego ma​szy​na bę​dzie dzia​łać. Po​dob​nie che​mik Frie​drich Au​gust Ke​ku​lé von Stra​do​nitz przez lata usi​ło​wał wy​obra​zić so​bie struk​tu​rę ben​ze​nu, aż wresz​cie przy​śnił mu się wąż ką​sa​ją​cy wła​sny ogon. Ke​ku​lé uświa​do​mił so​bie, że nie​uchwyt​ny do​tąd zwią​zek może mieć struk​tu​rę pier​ście​nia ato​mów wę​gla. (Pi​sarz Ar​thur Ko​estler na​zwał póź​niej to wy​da​rze​nie „przy​pusz​czal​nie naj​waż​niej​szym snem w dzie​jach od cza​su do​ko​na​nej przez Jó​ze​fa in​ter​pre​ta​cji snu o sied​miu kro​wach tłu​stych i sied​miu chu​dych”). To samo zja​wi​sko wpły​nę​ło tak​że na dzie​je spor​tu i mu​zy​ki. Gol​fi​sta Jack Nic​klaus opo​wia​dał, że za​czął wy​raź​nie po​pra​wiać swo​je wy​ni​ki, gdy przy​śnił mu się nowy spo​sób trzy​ma​nia kija gol​fo​we​go, a Paul McCart​ney twier​dził, że pio​sen​ka Yester​day przy​śni​ła mu się w go​to​wej po​sta​ci. (Je​den z ba​da​czy ana​li​zo​wał nie​daw​no „mo​ment eu​re​ka” McCart​neya i do​szedł do wnio​sku, że „Te trzy ele​men​ty, oso​ba, do​me​na i dzie​dzi​na, skła​da​ją się na sys​tem, w któ​rym dzia​ła przy​czy​no​wość cyr​ku​lar​na, w któ​rym jed​nost​ka, or​ga​ni​za​cja spo​łecz​na, w ob​rę​bie któ​rej ona dzia​ła, oraz sys​tem sym​bo​licz​ny, ja​kim się po​słu​gu​je, od​gry​wa​ją rów​nie istot​ną rolę i są ze sobą wza​jem​nie po​wią​za​ne w pro​ce​sie po​wsta​wa​nia twór​czych pro​duk​tów. Yester​day jest tyl​ko jed​nym z wie​lu kre​atyw​nych pro​duk​tów tego sys​te​mu”.128 Do​brze, że wresz​cie ktoś to wy​ja​śnił.) Je​śli nie po​do​ba wam się po​mysł, że ma​rze​nia sen​ne są „pró​bą ge​ne​ral​ną” albo „ge​ne​ra​to​rem idei”, może za​cie​ka​wią was naj​śwież​sze wia​do​mo​ści z fron​tu ba​dań, czy​li kon​cep​cja, zgod​nie z któ​rą sny są po​zba​wio​nym zna​cze​nia pro​duk​tem przy​pad​ko​wej ak​tyw​no​ści mó​zgu. Idea ta, zna​na jako hi​po​te​za ak​ty​wa​cji i syn​te​zy, zo​sta​ła po raz pierw​szy wy​su​nię​ta pod ko​niec lat sie​dem​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku przez Ja​me​sa Hob​so​na, psy​chia​trę z Ha​rvar​du.129 Pod​czas snu nie otrzy​mu​je​my zbyt wie​lu in​for​ma​cji na​pły​wa​ją​cych od zmy​słów. Jed​nak ewo​lu​cyj​nie star​sza część mó​zgu, po​wia​da Hob​son, od​po​wie​dzial​na za pod​sta​wo​we funk​cje ży​cio​we, ta​kie jak od​dy​cha​nie czy bi​cie ser​ca, re​gu​lar​nie ge​ne​ru​je fale ak​tyw​no​ści, któ​re pro​wa​dzą do przy​pad​ko​wej ak​tyw​no​ści mó​zgu. Zdez​o​rien​to​wa​na młod​sza ewo​lu​cyj​nie część mó​zgu robi co może, żeby zbu​do​wać z tych wra​żeń ja​kąś sen​sow​ną

hi​sto​rię, i pro​du​ku​je dzi​wacz​ne sny, któ​re łą​czą co​dzien​ne pro​ble​my z przy​pad​ko​wy​mi ele​men​ta​mi. Przy za​ło​że​niu, że sen jest nie​zbęd​ny do ży​cia, nie​któ​rzy ba​da​cze do​szli do wnio​sku, iż w pew​nym sen​sie ma​rze​nia sen​ne peł​nią rolę „straż​ni​ków snu” – me​cha​ni​zmu, któ​ry spra​wia, że ra​dze​nie so​bie z tą do​dat​ko​wą ak​tyw​no​ścią mó​zgu nie pro​wa​dzi do bu​dze​nia się. Co cie​ka​we, naj​now​sze ba​da​nia w tej dzie​dzi​nie wska​zu​ją, że ta hi​po​te​za może być traf​na. Lu​dzie, któ​rzy mają znisz​czo​ną część mó​zgu od​po​wie​dzial​ną za po​wsta​wa​nie ma​rzeń sen​nych, czę​sto uskar​ża​ją się, że trud​no im się do​brze wy​spać.130 Hi​po​te​za ak​ty​wa​cji i syn​te​zy nie wy​klu​cza kon​cep​cji Freu​da – sny są od​zwier​cie​dle​niem na​szych trosk i zmar​twień – ale z pew​no​ścią po​da​je w wąt​pli​wość kon​cep​cję ist​nie​nia zwią​za​nej z nimi dzi​wacz​nej sym​bo​li​ki, któ​rą moż​na roz​szy​fro​wać je​dy​nie z po​mo​cą wy​kwa​li​fi​ko​wa​ne​go te​ra​peu​ty. A może wszyst​ko jest jesz​cze prost​sze? Jak ujął to kie​dyś Jim Hor​ne z uni​wer​sy​te​tu w Lo​ugh​bo​ro​ugh, może sny nie są ni​czym wię​cej jak swe​go ro​dza​ju ki​nem, któ​re ma czymś za​ba​wić nasz mózg pod​czas ską​di​nąd nud​nych dla nie​go go​dzin snu. Przez ty​sią​ce lat lu​dzie wie​rzy​li, że sny mogą przy​nieść nam in​for​ma​cje na te​mat tego, co zda​rzy się w przy​szło​ści. Do​pie​ro w la​tach pięć​dzie​sią​tych dwu​dzie​ste​go wie​ku ucze​ni zo​rien​to​wa​li się, jak na​le​ży ba​dać śnią​cy mózg, i od​kry​li praw​dę na te​mat tych rze​ko​mych ak​tów pro​roc​twa. Śni​my o wie​le czę​ściej, niż nam się zda​je, i pa​mię​ta​my je​dy​nie te sny, któ​re wy​da​ją nam się praw​dzi​we. Wie​le na​szych snów ob​ra​ca się wo​kół te​ma​tów bu​dzą​cych nasz nie​po​kój, a tym sa​mym jest bar​dziej praw​do​po​dob​ne, że będą zwią​za​ne z przy​szły​mi wy​da​rze​nia​mi. Wbrew po​tocz​nym prze​świad​cze​niom nie​mal wszy​scy mają sny, a tym sa​mym nie​uchron​nie część z mi​lio​nów snów, ja​kie lu​dzie śnią każ​dej nocy, bę​dzie opi​sy​wa​ła przy​szłe wy​da​rze​nia po pro​stu zgod​nie z pra​wem wiel​kich liczb. Je​śli prze​pro​wa​dzi​my eks​pe​ry​men​ty wy​klu​cza​ją​ce te czyn​ni​ki, na​gle oka​że się, że nasz śnią​cy mózg nie po​tra​fi zgad​nąć, co przy​nie​sie ju​tro. Ale, co być może waż​niej​sze, eks​pe​dy​cje na​uko​we do kra​iny snu przy​nio​sły nam waż​ne od​kry​cia na te​mat praw​dzi​wych przy​czyn po​ja​wia​nia się noc​nych fan​ta​zji. Na​sze ma​rze​nia sen​ne mogą bo​wiem przy​go​to​wy​wać nas na przy​szłe wy​da​rze​nia, zwięk​szać na​sze szan​se na twór​cze od​kry​cia i po​ma​gać nam osią​gnąć spo​koj​ny, głę​bo​ki sen. Wie​le in​nych za​ga​dek zwią​za​nych ze zja​wi​skiem śnie​nia wciąż cze​ka na roz​wią​za​nie, ale jed​no jest pew​ne – dla osób, któ​re pra​gną wie​rzyć w re​al​ność zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, od​kry​cia, ja​kie przy​no​si na​uka o śnie, są praw​dzi​wym kosz​ma​rem.

Zakończenie

W któ​rym do​wie​my się, dla​cze​go wszy​scy mamy zdol​ność do po​strze​ga​nia zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych, i za​sta​no​wi​my się nad na​tu​rą cu​dow​no​ści świa​ta.

Zbli​ża​my się do koń​ca na​szej wy​pra​wy w głąb zdu​mie​wa​ją​ce​go świa​ta na​uki o zja​wi​skach nad​przy​ro​dzo​nych. W pierw​szej czę​ści na​szej po​dró​ży do​wie​dzie​li​śmy się, jak prak​ty​ki rze​ko​mych ja​sno​wi​dzów po​ka​zu​ją, kim na​praw​dę je​ste​śmy, jak dzię​ki do​świad​cze​niom prze​by​wa​nia poza wła​snym cia​łem od​kry​wa​my, w jaki spo​sób nasz mózg usta​la, gdzie się w da​nej chwi​li znaj​du​je​my, jak po​ka​zy rze​ko​mej psy​cho​ki​ne​zy do​wo​dzą, że zo​ba​czyć nie zna​czy uwie​rzyć, oraz jak pró​by roz​ma​wia​nia ze zmar​ły​mi po​ka​zu​ją po​tę​gę na​sze​go nie​świa​do​me​go umy​słu. W dru​giej czę​ści na​szej wy​pra​wy do​wie​dzie​li​śmy się, jak do​świad​cze​nia spo​tkań z du​cha​mi przy​no​szą nam waż​ną wie​dzę na te​mat psy​cho​lo​gii su​ge​stii, jak eks​per​ci od pa​no​wa​nia nad ludz​kim umy​słem ma​ni​pu​lu​ją na​szy​mi my​śla​mi oraz w jaki spo​sób moż​na wy​ja​śnić pro​ro​cze sny dzię​ki od​kry​ciom ba​da​czy zaj​mu​ją​cych się zja​wi​skiem snu. Przy oka​zji po​sie​dli​śmy kil​ka oso​bli​wych umie​jęt​no​ści. Je​śli wszyst​ko po​szło do​brze, po​win​ni​śmy w tej chwi​li wie​dzieć, jak prze​pro​wa​dzić uda​ny se​ans z uży​ciem ta​blicz​ki ouija, jak do​znać wra​że​nia prze​by​wa​nia poza wła​snym cia​łem, jak prze​ko​nać nie​zna​jo​mych, że wszyst​ko o nich wie​my, jak uda​wać, że po​tra​fi​my zgi​nać me​ta​lo​we ły​żecz​ki siłą wła​sne​go umy​słu, jak unik​nąć pra​nia mó​zgu i jak wpły​wać na treść wła​snych snów. Po​zo​sta​je jed​nak jesz​cze jed​no waż​ne py​ta​nie, na któ​re do​tąd nie od​po​wie​dzie​li​śmy. Jak to się dzie​je, że w toku ewo​lu​cji do​szli​śmy do umie​jęt​no​ści do​świad​cza​nia tego, co nie​moż​li​we? Dzię​ki swo​je​mu wspa​nia​łe​mu umy​sło​wi czło​wiek uwol​nił świat od wiel​kich epi​de​mii, wy​lą​do​wał na Księ​ży​cu, roz​szy​fro​wał za​gad​kę po​wsta​nia wszech​świa​ta. Dla​cze​go więc nadal moż​na wy​wieść nasz umysł w pole i skło​nić nas do prze​ko​na​nia, że du​sza może opu​ścić ludz​kie cia​ło, że gdzieś obok nas prze​my​ka​ją du​chy i że w snach mo​że​my zo​ba​czyć na​szą przy​szłość? Co cie​ka​we, te dwie spra​wy są ze sobą bli​sko zwią​za​ne. Jed​nak za​nim do​wie​my się, jak to się dzie​je, mu​si​my wró​cić do te​stów, o zro​bie​nie któ​rych pro​si​łem was na po​cząt​ku. Jak być może pa​mię​ta​cie, po​ka​za​łem wam ilu​stra​cję i pro​si​łem o od​po​wiedź na py​ta​nie, co ona może przed​sta​wiać. To ro​dzaj te​stu opra​co​wa​ny przez psy​cho​te​ra​peu​tów ze szko​ły freu​dow​skiej, któ​ry ma przy​nieść psy​cho​lo​go​wi pew​ną wie​dzę na te​mat pa​cjen​ta. Opie​ra się na prze​ko​na​niu, że lu​dzie mi​mo​wol​nie pro​jek​tu​ją swo​je naj​głęb​sze my​śli i uczu​cia na oglą​da​ny ob​raz, dzię​ki cze​mu wy​kwa​li​fi​ko​wa​ny te​ra​peu​ta może wej​rzeć głę​biej w ich nie​-

świa​do​mość. Licz​ne eks​pe​ry​men​ty wy​ka​za​ły, że tego ro​dza​ju te​sty są nie​pre​cy​zyj​ne i mało wia​ry​god​ne.131 Jed​nak każ​dy me​dal ma dwie stro​ny i dzię​ki ta​kim te​stom po​wsta​ło tak​że kil​ka do​brych dow​ci​pów, w tym mój ulu​bio​ny: „Mój psy​cho​ana​li​tyk jest okrop​ny i kom​plet​nie nie mam po​ję​cia, co on robi z tymi wszyst​ki​mi ry​sun​ka​mi mo​jej na​giej mat​ki”. Ale to dy​gre​sja. Cho​ciaż te​sty tego ro​dza​ju zwy​kle nie dają wglą​du w ludz​ką nie​świa​do​mość, rze​czy​wi​ście mie​rzą coś, co jest znacz​nie waż​niej​sze – na​szą zdol​ność do od​naj​dy​wa​nia zna​czą​cych po​wią​zań. I jak wy​pa​dli​ście? Po​dob​nie jak jed​ni lu​dzie są wy​so​cy, a dru​dzy ni​scy, tak samo nie​któ​rzy mają wro​dzo​ny ta​lent do od​naj​dy​wa​nia sen​su na​wet w po​zor​nie po​zba​wio​nych zna​cze​nia pla​mach atra​men​tu. Pa​trzą na ob​ra​zek i na​tych​miast do​strze​ga​ją mord​kę pu​dla albo dwa kró​li​ki, któ​re sku​bią tra​wę, albo plu​szo​we​go mi​sia sie​dzą​ce​go na łóż​ku. Inni przez dzie​sięć mi​nut pa​trzą na ten sam ob​ra​zek i wciąż nie po​tra​fią w nim do​strzec ni​cze​go poza kil​ko​ma czar​ny​mi klek​sa​mi. Zdol​ność do roz​po​zna​wa​nia zna​czą​cych po​wią​zań od​gry​wa klu​czo​wą rolę w na​szym co​dzien​nym ży​ciu, po​nie​waż sta​le mu​si​my od​kry​wać rze​czy​wi​ste za​leż​no​ści przy​czy​no​woskut​ko​we w ota​cza​ją​cym nas świe​cie. Na przy​kład za każ​dym ra​zem robi nam się nie​do​brze, gdy jemy ja​kąś po​tra​wę, i mu​si​my się do​wie​dzieć, ja​kie skład​ni​ki wy​wo​łu​ją na​sze do​le​gli​wo​ści. Albo chce​my ku​pić nowy sa​mo​chód i mu​si​my w taki spo​sób prze​ana​li​zo​wać opi​sy aut, żeby zna​leźć wspól​ne ele​men​ty, któ​re umoż​li​wią nam do​ko​na​nie roz​sąd​ne​go za​ku​pu. Albo po​trze​bu​je​my kil​ku ko​lej​nych związ​ków emo​cjo​nal​nych, za​nim się zo​rien​tu​je​my, jaka po​win​na być oso​ba, któ​rą uzna​my za na​sze​go ide​al​ne​go part​ne​ra. Umie​jęt​ność wy​kry​wa​nia re​al​nych za​leż​no​ści ode​gra​ła waż​ną rolę w ewo​lu​cyj​nym suk​ce​sie i prze​trwa​niu ludz​kie​go ga​tun​ku. Naj​czę​ściej ta umie​jęt​ność do​brze nam słu​ży i po​zwa​la nam zo​rien​to​wać się, w jaki spo​sób dzia​ła świat. Jed​nak od cza​su do cza​su ten me​cha​nizm spra​wia, że za​czy​na​my wi​dzieć rze​czy, któ​rych nie ma. Wy​obraź​my so​bie, że zna​leź​li​śmy się na ja​kimś pust​ko​wiu i że pod wpły​wem wia​tru są​sied​nie za​ro​śla za​czy​na​ją nie​po​ko​ją​co sze​le​ścić. Wcze​śniej sły​sze​li​śmy in​for​ma​cję, że w oko​li​cy wi​dzia​no kil​ka głod​nych ty​gry​sów, i wie​my, że po​dob​ne od​gło​sy mogą wska​zy​wać na ich obec​ność w za​ro​ślach. Sto​imy te​raz przed pro​stym wy​bo​rem – albo uzna​my, że przy​czy​ną sze​le​stu jest wiar, i zo​sta​nie​my na miej​scu, albo doj​dzie​my do wnio​sku, że to ty​grys się czai, i na​tych​miast uciek​nie​my. Z pew​no​ścią tam, gdzie cho​dzi o prze​trwa​nie, le​piej się po​my​lić i być zbyt ostroż​nym, a tym sa​mym opo​wie​dzieć się po stro​nie hi​po​te​zy ty​gry​sa. W koń​cu, jak gło​si sta​re po​rze​ka​dło, le​piej uciec przed wia​trem niż spo​tkać się z głod​nym ty​gry​sem. Albo, by ująć rzecz w bar​dziej psy​cho​lo​gicz​nych ka​te​go​riach, le​piej do​strzec kil​ka związ​ków przy​czy​no​wo-skut​ko​wych, któ​rych w rze​czy​wi​sto​ści nie ma, niż prze​oczyć taki, któ​ry ist​nie​je. Z tego po​wo​du na​szej zdol​no​ści do od​kry​wa​nia za​leż​no​ści przy​czy​no​wych nie​ro​ze​rwal​nie to​wa​rzy​szy skłon​ność do znaj​do​wa​nia po​wią​zań mię​dzy zu​peł​nie nie​zwią​za​ny​mi ze sobą zda​rze​nia​mi. A to może nas ła​two do​pro​wa​dzić do wnio​sku, że do​świad​czy​li​śmy cze​goś nie​moż​li​we​go. Mo​że​my na przy​kład uj​rzeć ja​kąś sen​sow​ną za​leż​ność mię​dzy na​szą prze​szło​ścią a ską​di​nąd po​zba​wio​ny​mi sen​su uwa​ga​mi oso​by czy​ta​ją​cej z li​nii na​szej dło​ni i uznać, że wróż​ka mówi praw​dę. Albo mo​że​my do​strzec zwią​zek mię​dzy przy​pad​ko​wym snem a póź​niej​szy​mi wy​da​rze​nia​mi i dojść do prze​ko​na​nia, że mamy au​ten​tycz​ny dar pro​ro​czy. Albo mo​że​my po​pa​trzeć na ja​kąś zwy​kłą fo​to​gra​fię skał od​bi​tych w po​wierzch​ni je​zio​-

ra i do​strzec w wo​dzie ja​kieś „zja​wi​sko​we” ob​li​cze. Albo mo​że​my ob​ser​wo​wać, jak oso​ba ob​da​rzo​na rze​ko​mo zdol​no​ścia​mi pa​rap​sy​chicz​ny​mi wpa​tru​je się w ły​żecz​kę do her​ba​ty, zo​ba​czyć, jak ły​żecz​ka się zgi​na, i dojść do wnio​sku, że zgię​cie ły​żecz​ki było efek​tem dzia​ła​nia zdu​mie​wa​ją​cych, pa​ra​nor​mal​nych zdol​no​ści tej oso​by. Albo mo​że​my przed waż​ną roz​mo​wą w spra​wie pra​cy wło​żyć so​bie do kie​sze​ni amu​let, a kie​dy do​sta​nie​my po​sa​dę, dojść do wnio​sku, że amu​let w ja​kiś spo​sób przy​niósł nam szczę​ście. I tak w nie​skoń​czo​ność. Zgod​nie z po​wyż​szą teo​rią zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych oso​by, któ​re wy​ka​zu​ją szcze​gól​ne uzdol​nie​nia w od​naj​dy​wa​niu sen​sow​nych za​leż​no​ści, po​win​ny czę​ściej niż inni do​świad​czać zja​wisk z po​zo​ru nad​przy​ro​dzo​nych. Ale czy tak jest w rze​czy​wi​sto​ści? Aby się o tym prze​ko​nać, ba​da​cze pod​da​wa​li róż​ne oso​by te​stom, po​ka​zu​jąc im pla​my atra​men​tu, i py​ta​li, czy w swo​im ży​ciu te oso​by ze​tknę​ły się z ja​ki​miś nie​wy​tłu​ma​czal​ny​mi wy​da​rze​nia​mi.132 Do​kład​nie tak jak prze​wi​dy​wa​no, ba​da​nia wy​ka​za​ły, że oso​by, któ​re uzy​sku​ją szcze​gól​nie do​bre wy​ni​ki w te​stach na od​naj​dy​wa​nie zna​czą​cych za​leż​no​ści, dużo czę​ściej mie​wa​ją tak​że nie​sa​mo​wi​te do​świad​cze​nia w ży​ciu. Krót​ko mó​wiąc, zdol​ność do za​uwa​ża​nia w świe​cie zna​czą​cych za​leż​no​ści jest tak waż​na dla na​sze​go prze​trwa​nia, że nasz mózg prę​dzej do​strze​że kil​ka wy​ima​gi​no​wa​nych związ​ków zna​cze​nio​wych, niż omi​nie ja​kieś au​ten​tycz​ne przy​pad​ki za​leż​no​ści przy​czy​no​wych. Z tego punk​tu wi​dze​nia do​świad​cze​nia ze zja​wi​ska​mi z po​zo​ru nad​przy​ro​dzo​ny​mi są nie tyle re​zul​ta​tem za​wi​ro​wań w pra​cy mó​zgu, ile ra​czej ceną, jaką pła​ci​my za to, że tak do​brze so​bie ra​dzi​my w in​nych sy​tu​acjach.

O cudowności

Je​ste​śmy nie​mal u kre​su na​szej wę​drów​ki. Miło się z wami po​dró​żo​wa​ło i mam na​dzie​ję, że do​brze się ba​wi​li​ście przy tej oka​zji. Chciał​bym na ko​niec za​pro​po​no​wać jesz​cze je​den te​mat do re​flek​sji. Wie​le lat temu pra​co​wa​łem jako ilu​zjo​ni​sta w re​stau​ra​cji. Cho​dząc od sto​li​ka do sto​li​ka, pre​zen​to​wa​łem sztucz​ki kar​cia​ne i jak mo​głem dba​łem o to, żeby wszy​scy do​brze się ba​wi​li. Pod ko​niec wy​stę​pu klien​ci czę​sto za​da​wa​li mi w żar​tach to samo py​ta​nie: „Czy może pan spra​wić, żeby mój ra​chu​nek znik​nął?”. Każ​dy z nich był prze​ko​na​ny, że jest pierw​szym czło​wie​kiem na świe​cie, któ​ry wpadł na ten po​mysł, a ja, jak na pro​fe​sjo​na​li​stę przy​sta​ło, za każ​dym ra​zem rów​nie gło​śno śmia​łem się z dow​ci​pu. Nie ja je​den mu​sia​łem każ​de​go wie​czo​ru wy​słu​chi​wać po​dob​nych ko​men​ta​rzy. Praw​dę mó​wiąc, zja​wi​sko było dość po​wszech​ne. Pe​wien zna​ny ame​ry​kań​ski ilu​zjo​ni​sta za​pi​sał to py​ta​nie na ma​łej kart​ce, a obok za​zna​czał, ile razy je usły​szał. Ile​kroć klient za​da​wał mu to samo py​ta​nie, ilu​zjo​ni​sta śmiał się, po czym wyj​mo​wał kart​kę z port​fe​la i na oczach klien​ta sta​wiał na niej ko​lej​ne​go ptasz​ka. Dzi​siaj nie cho​dzę już po re​stau​ra​cjach i nie wy​ko​nu​ję kar​cia​nych sztu​czek, jed​nak czę​sto wy​gła​szam od​czy​ty na te​mat zja​wisk pa​ra​nor​mal​nych i oma​wiam przy tej oka​zji więk​szość za​gad​nień po​ru​sza​nych w tej książ​ce. Po od​czy​cie przy​najm​niej jed​na oso​ba za​wsze za​da​je mi to samo py​ta​nie: czy są ja​kieś zja​wi​ska pa​ra​nor​mal​ne, któ​rych nie po​tra​fię na​uko​wo wy​ja​śnić. Kie​dy od​po​wia​dam, że nie spo​tka​łem jesz​cze żad​ne​go prze​ko​nu​ją​ce​go do​wo​du na ist​nie​nie zja​wisk nad​przy​ro​dzo​nych, py​ta​ją​cy czę​sto wy​da​je się bar​dzo roz​cza​ro​wa​ny. Jego re​ak​cja zwy​kle wy​ra​sta z prze​ko​na​nia, że świat po​zba​wio​ny zja​wisk nad​przy​ro​dzo​nych jest w ja​kiś spo​sób mniej cu​dow​ny niż świat, w któ​rym wy​da​rza się to, co nie​moż​li​we. Są​dzę, że to prze​ko​na​nie jest błęd​ne. Wśród mo​ich ulu​bio​nych bo​ha​te​rów świa​ta na​uki jest Mar​tin Gard​ner, ame​ry​kań​ski ma​te​ma​tyk i au​tor ksią​żek po​pu​lar​no​nau​ko​wych, któ​ry zmarł w 2010 roku w wie​ku dzie​więć​dzie​się​ciu pię​ciu lat. W jed​nym z ostat​nich wy​wia​dów Gard​ner mó​wił o po​ję​ciu cu​dow​no​ści.133 Za​pro​po​no​wał pro​sty eks​pe​ry​ment my​ślo​wy: wy​obraź​my so​bie, że ktoś od​krył rze​kę, w któ​rej za​miast wody pły​nie wino, albo zna​lazł spo​sób na to, że przed​mio​ty uno​szą się wy​so​ko w po​wie​trzu. Ile za​pła​ci​li​by​śmy za wi​zy​tę nad taką rze​ką albo za to, żeby zo​ba​czyć le​wi​tu​ją​cy przed​miot? Więk​szość lu​dzi chęt​nie wy​da​ło​by dużo pie​nię​dzy, aby móc zo​ba​czyć te cu​dow​ne zja​wi​ska. Gard​ner za​uwa​żył wte​dy, że rze​ka, w któ​rej pły​nie woda, jest rów​nie cu​dow​na jak rze​ka, w któ​rej pły​nie wino, a przed​miot przy​cią​ga​ny przez siłę gra​wi​ta​cji jest nie mniej zdu​mie​wa​ją​cy niż przed​miot uno​szą​cy się w po​wie​trzu. My​ślę, że miał ra​cję. Wie​rzyć, że pod wpły​wem od​kryć na​uki ba​da​ją​cej zja​wi​ska pa​ra​nor​mal​ne

świat prze​sta​nie być cu​dow​ny to nie do​strze​gać zdu​mie​wa​ją​cych zda​rzeń, któ​re ota​cza​ją nas każ​de​go dnia. A przy tym, w od​róż​nie​niu od sztu​czek ofe​ro​wa​nych przez lu​dzi, któ​rzy rze​ko​mo po​tra​fią roz​ma​wiać ze zmar​ły​mi albo prze​su​wać przed​mio​ty siłą umy​słu, te zdu​mie​wa​ją​ce zja​wi​ska są praw​dzi​we. Za​nim wy​ru​szy​li​śmy na na​szą wy​pra​wę, po​wie​dzia​łem, że uda​my się w po​dróż do świa​ta bar​dziej zdu​mie​wa​ją​ce​go niż kra​ina Oz. Nie mu​sie​li​śmy je​chać zbyt da​le​ko. Wszy​scy ży​je​my w tym świe​cie. Jak w pa​mięt​nych sło​wach uję​ła to mała Do​rot​ka, głów​na bo​ha​ter​ka tej wspa​nia​łej opo​wie​ści, wszę​dzie do​brze, ale w domu naj​le​piej.

PODRĘCZNY ZESTAW SUPERBOHATERA

Na po​że​gna​nie chciał​bym po​da​ro​wać wam pre​zent. Oto ze​staw kil​ku pro​stych i in​try​gu​ją​cych sztu​czek, za po​mo​cą któ​rych mo​że​cie zro​bić wra​że​nie na przy​ja​cio​łach, ro​dzi​nie i zna​jo​mych z pra​cy. Pro​po​no​wa​ne tri​ki od​wo​łu​ją się do teo​rii i kon​cep​cji oma​wia​nych w tej książ​ce i mogą sta​no​wić in​spi​ru​ją​cą pa​miąt​kę z na​szej po​dró​ży. Aby się ich na​uczyć, wy​star​czy kil​ka mi​nut. Na​zwa​łem je „pod​ręcz​nym ze​sta​wem su​per​bo​ha​te​ra”. Do​brej za​ba​wy.

Wróżenie

W roz​dzia​le pierw​szym za​sta​na​wia​li​śmy się, w jaki spo​sób wróż​bi​ci, astro​lo​go​wie i oso​by ob​da​rzo​ne rze​ko​mo zdol​no​ścia​mi me​diu​micz​ny​mi po​tra​fią czy​tać w na​szym umy​śle. Opa​no​wa​nie psy​cho​lo​gicz​nych za​sad pro​fe​sjo​nal​nej tech​ni​ki zim​ne​go od​czy​tu wy​ma​ga prak​ty​ki, jed​nak mo​że​cie szyb​ko wy​ko​nać na​stę​pu​ją​cy po​kaz, żeby prze​ko​nać nie​zna​jo​mych, że wie​cie o nich wszyst​ko. Pod ko​niec lat czter​dzie​stych dwu​dzie​ste​go wie​ku Ber​tram Fo​rer prze​pro​wa​dził prze​ło​mo​wy eks​pe​ry​ment, w któ​rym każ​de​mu ze swo​ich stu​den​tów wrę​czył do​kład​nie taką samą cha​rak​te​ry​sty​kę oso​bo​wo​ści, po czym oka​za​ło się, że nie​mal każ​dy z nich uznał otrzy​ma​ny tekst za nie​zwy​kle traf​ny opis swo​je​go cha​rak​te​ru.134 Od​wo​łu​jąc się do tego zja​wi​ska, zna​ne​go dziś jako efekt Bar​nu​ma, moż​na stwo​rzyć wra​że​nie, że mamy ta​jem​ni​czą, głę​bo​ką wie​dzę na te​mat oso​bo​wo​ści nie​zna​nych nam lu​dzi. Aby przy​go​to​wać do​bry grunt do swo​je​go wy​stą​pie​nia, mu​si​my naj​pierw do​wie​dzieć się, czy oso​ba, na któ​rej chce​my zro​bić wra​że​nie, wie​rzy we wró​że​nie z li​nii dło​ni, astro​lo​gię czy psy​cho​lo​gię. Na​stęp​nie wpa​tru​je​my się w jej dłoń, py​ta​my o datę uro​dze​nia albo pro​si​my o na​ry​so​wa​nie domu, po czym re​cy​tu​je​my na​stę​pu​ją​cy tekst: Mam wra​że​nie, że je​steś lo​jal​nym i od​da​nym przy​ja​cie​lem – oso​bą, na któ​rej inni mogą na​praw​dę po​le​gać w trud​nych mo​men​tach. Cho​ciaż masz sil​ne po​czu​cie spra​wie​dli​wo​ści, je​steś tak​że oso​bą bar​dziej am​bit​ną, niż są​dzą twoi przy​ja​cie​le i współ​pra​cow​ni​cy. Naj​czę​ściej spra​wiasz wra​że​nie oso​by twar​dej, ale w głę​bi du​szy cza​sa​mi mar​twisz się o to, co przy​nie​sie przy​szłość. Lu​bisz, kie​dy okre​śla się twój cha​rak​ter w kil​ku ogól​ni​ko​wych stwier​dze​niach. (Żar​to​wa​łem. Prze​pra​szam, je​śli ktoś z was od​czy​tał to na głos.) Mam wra​że​nie, że w pew​nych oko​licz​no​ściach masz skłon​ność do per​fek​cjo​ni​zmu i cza​sa​mi może to iry​to​wać two​je oto​cze​nie. Wo​lisz ra​czej do​strze​gać ra​cje obu stron kon​flik​tu niż wy​cią​gać po​chop​ne wnio​ski. Je​steś oso​bą, któ​ra lubi naj​pierw zgro​ma​dzić wszyst​kie fak​ty i do​pie​ro po​tem po​dej​mo​wać de​cy​zję. Praw​da? Kie​dy pa​trzysz na swo​je ży​cie z pew​nej per​spek​ty​wy, cza​sa​mi za​sta​na​wiasz się nad tym, co moż​na było zro​bić in​a​czej, ale na ogół kon​cen​tru​jesz się na przy​szło​ści. Cho​ciaż lu​bisz zmia​ny i róż​no​rod​ność, po​cią​ga cię tak​że po​czu​cie ru​ty​ny i sta​bi​li​za​cji. Sto​isz te​raz przed waż​ną de​cy​zją, a może w two​im ży​ciu nie​daw​no za​szła ja​kaś po​waż​na zmia​na. Wiesz, że masz wiel​ki po​ten​cjał, któ​re​go do​tąd nie uda​ło ci się wy​ko​rzy​stać. Cza​sa​mi je​steś oso​bą otwar​tą i to​wa​rzy​ską, a kie​dy in​dziej znacz​nie bar​dziej in​tro​wer​tycz​ną i wy​co​fa​ną.

Ba​da​nia na​uko​we do​wo​dzą, że twój nie​zna​jo​my bę​dzie pod ogrom​nym wra​że​niem. Oczy​wi​ście pod wa​run​kiem, że wcze​śniej nie czy​tał tej książ​ki.

Natychmiastowe znieczulenie

W roz​dzia​le dru​gim przy​glą​da​li​śmy się bli​żej ba​da​niom nad do​świad​cze​niem prze​by​wa​nia poza swo​im cia​łem i od​kry​li​śmy, że te dziw​ne do​zna​nia mogą stać się źró​dłem cen​nej wie​dzy na te​mat tego, w jaki spo​sób nasz mózg usta​la, gdzie „my” znaj​du​je​my się w każ​dym mo​men​cie ży​cia na ja​wie. W nie​któ​rych eks​pe​ry​men​tach zmie​rza​ją​cych do spraw​dze​nia, w jaki spo​sób mózg wy​ko​rzy​stu​je in​for​ma​cje wi​zu​al​ne do usta​la​nia, gdzie „my” się znaj​du​je​my, in​sce​ni​zo​wa​no sy​tu​acje, w któ​rych ba​da​ni czu​li się tak, jak gdy​by gu​mo​wy mo​del dło​ni albo blat sto​łu były czę​ścią ich wła​sne​go cia​ła. Ten sam me​cha​nizm wy​ko​rzy​stu​je sztucz​ka ze „znie​czu​lo​nym pal​cem”. Po​proś przy​ja​cie​la, żeby wy​cią​gnął ku to​bie swój pra​wy pa​lec wska​zu​ją​cy. A te​raz wy​cią​gnij swój lewy pa​lec wska​zu​ją​cy i ści​śnij​cie ra​zem dło​nie w taki spo​sób, że twój pa​lec wska​zu​ją​cy i pa​lec wska​zu​ją​cy two​je​go przy​ja​cie​la sty​ka​ją się ze sobą na ca​łej dłu​go​ści (jak na fo​to​gra​fii po​ni​żej).

Te​raz po​proś przy​ja​cie​la, żeby za po​mo​cą kciu​ka i pal​ca wska​zu​ją​ce​go le​wej dło​ni po​gła​skał obie stro​ny tego „po​dwój​ne​go pal​ca”. Po​proś, żeby po​tarł le​wym kciu​kiem przed​nią stro​nę swo​je​go pra​we​go pal​ca wska​zu​ją​ce​go, a le​wym pal​cem wska​zu​ją​cym przed​nią część two​je​go le​we​go pal​ca wska​zu​ją​ce​go. Cza​sa​mi dzie​je się wte​dy coś dziw​ne​go. Twój przy​ja​ciel bę​dzie czuł się tak, jak gdy​by jego lewy pa​lec wska​zu​ją​cy był kom​plet​nie po​zba​wio​ny czu​cia. Mózg two​je​go przy​ja​cie​la wi​dzi to, co, jak są​dzi, jest jego le​wym pal​cem wska​zu​ją​cym, któ​ry ktoś głasz​cze, ale nic nie czu​je i do​cho​dzi do wnio​sku, że pa​lec mu​siał stra​cić czu​cie.

Ten po​kaz nie tyl​ko do​brze ilu​stru​je dzia​ła​nie mó​zgu, ale tak​że do​sko​na​le sprzy​ja na​wią​zy​wa​niu kon​tak​tów mię​dzy​ludz​kich w ba​rach.

Test podatności na sugestię

W roz​dzia​le czwar​tym czy​ta​li​śmy o tym, jak ba​da​nia nad wi​ru​ją​cy​mi sto​li​ka​mi oraz ta​blicz​ka​mi ouija i pi​smem au​to​ma​tycz​nym do​pro​wa​dzi​ły do od​kry​cia nie​świa​do​mych ru​chów, zna​nych jako ru​chy ide​omo​to​rycz​ne. Oso​by po​dat​ne na su​ge​stię zde​cy​do​wa​nie czę​ściej prze​ja​wia​ją skłon​ność do wy​ko​ny​wa​nia ru​chów ide​omo​to​rycz​nych, je​śli więc chcesz oce​nić sto​pień po​dat​no​ści na su​ge​stię two​je​go przy​ja​cie​la, mo​żesz wy​ko​rzy​stać opi​sa​ne po​ni​żej ćwi​cze​nie. Po​proś przy​ja​cie​la, żeby wy​cią​gnął ręce przed sie​bie, przy czym obie ręce mu​szą znaj​do​wać się rów​no​le​gle do pod​ło​gi, a dło​nie po​win​ny być na tym sa​mym po​zio​mie, wnę​trzem ku do​ło​wi. Te​raz po​proś przy​ja​cie​la o za​mknię​cie oczu. W tym cza​sie od​czy​taj na głos, po​wo​li i wy​raź​nie, na​stę​pu​ją​cy frag​ment tek​stu: Za​mie​rzam pod​dać cię pro​ste​mu ćwi​cze​niu na wi​zu​ali​za​cję. Naj​pierw wy​obraź so​bie cięż​ką ster​tę ksią​żek zwią​za​nych gru​bym sznur​kiem, któ​re​go ko​niec jest przy​wią​za​ny do pal​ców two​jej le​wej dło​ni. Książ​ki wi​szą pod two​ją lewą dło​nią i cią​gną two​ją rękę na dół, przy​cią​ga​jąc ją do zie​mi. Sta​raj się nie po​ru​szać dłoń​mi, słu​chaj tyl​ko mo​je​go gło​su i po​zwól, aby ob​ra​zy swo​bod​nie prze​pły​wa​ły przez twój umysł. Wy​obraź so​bie cię​żar tych ksią​żek, de​li​kat​nie przy​cią​ga​ją​cych two​ją lewą rękę do zie​mi. Wraz z upły​wem cza​su ten cię​żar wy​da​je się co​raz więk​szy. A te​raz wy​obraź so​bie ba​lon wy​peł​nio​ny he​lem i przy​wią​za​ny na cien​kiej nit​ce. Ko​niec tej nit​ki jest przy​wią​za​ny do pal​ców two​jej pra​wej dło​ni i de​li​kat​nie po​cią​ga two​ją dłoń ku gó​rze. Książ​ki cią​gną two​ją lewą dłoń do zie​mi, ba​lon cią​gnie two​ją pra​wą dłoń w stro​nę su​fi​tu. Sta​raj się nie po​ru​szać dłoń​mi, słu​chaj tyl​ko mo​je​go gło​su i po​zwól, aby ob​ra​zy swo​bod​nie prze​pły​wa​ły przez twój umysł. Two​ja lewa dłoń jest przy​cią​ga​na na dół, two​ja pra​wa dłoń jest po​cią​ga​na ku gó​rze. Do​sko​na​le. A te​raz otwórz oczy i roz​luź​nij ręce.

Spójrz na po​zy​cję, w ja​kiej znaj​du​ją się dło​nie przy​ja​cie​la po za​koń​cze​niu tego ćwi​cze​nia. Na po​cząt​ku dło​nie znaj​do​wa​ły się na tym sa​mym po​zio​mie. Czy te​raz pra​wa ręka prze​su​nę​ła się ku gó​rze, a lewa na dół? Je​śli nadal znaj​du​ją się na tym sa​mym po​zio​mie albo za​le​d​wie kil​ka cen​ty​me​trów od sie​bie, ozna​cza to, że twój przy​ja​ciel nie jest spe​cjal​nie po​dat​ny na su​ge​stię. Je​śli jed​nak jego dło​nie prze​su​nę​ły się wię​cej niż kil​ka cen​ty​me​trów od sie​bie, ozna​cza to, że jego po​dat​ność na su​ge​stię jest cał​kiem spo​ra. Oprócz oce​ny po​zio​mu po​dat​no​ści na su​ge​stię test przy​nie​sie ci tak​że pew​ną wie​dzę na te​mat cha​rak​te​ru tej oso​by. Oso​by nie​podat​ne na su​ge​stię zwy​kle mają bar​dziej prak​tycz​ne uspo​so​bie​nie i skłon​ność do lo​gicz​ne​go my​śle​nia, lu​bią roz​wią​zy​wać za​gad​ki i grać w gry. Na​to​miast oso​by po​dat​ne na su​ge​stię zwy​kle mają buj​ną wy​obraź​nię, są wraż​li​we, kie​ru​ją się in​tu​icją i ła​twiej za​po​mi​na​ją o ca​łym świe​cie, oglą​da​jąc film albo czy​ta​jąc książ​kę.

Au​tor wy​ko​nu​ją​cy test po​dat​no​ści na su​ge​stię www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/Sug​ge​st​Test.html

Panowanie umysłu nad materią

Jak pa​mię​ta​my z roz​dzia​łu trze​cie​go, po​pi​sy osób twier​dzą​cych, że po​tra​fią prze​su​wać przed​mio​ty siłą swo​je​go umy​słu, do​wo​dzą, że w rze​czy​wi​sto​ści do​strze​ga​my je​dy​nie nie​wiel​ką część tego, co na​praw​dę dzie​je się na na​szych oczach. Dzia​ła​nie tej waż​nej za​sa​dy psy​cho​lo​gicz​nej moż​na zi​lu​stro​wać za po​mo​cą pew​ne​go dwu​czę​ścio​we​go eks​pe​ry​men​tu. Po​trze​bu​je​my do tego je​dy​nie pla​sti​ko​wej rur​ki i pla​sti​ko​wej bu​tel​ki. Na kil​ka se​kund przed roz​po​czę​ciem po​ka​zu dys​kret​nie po​trzyj​cie rur​kę o ubra​nie, aby się na​elek​try​zo​wa​ła. Na​stęp​nie po​łóż​cie rur​kę po​zio​mo na za​kręt​ce pla​sti​ko​wej bu​tel​ki (jak na fo​to​gra​fii po​ni​żej).

Te​raz mo​że​cie ogło​sić, że po​sia​da​cie pew​ne dziw​ne zdol​no​ści pa​ra​nor​mal​ne. Po​tem umieść​cie pra​wą dłoń w od​le​gło​ści mniej wię​cej dwu i pół cen​ty​me​tra od jed​ne​go koń​ca rur​ki i po​trzyj​cie pal​ca​mi. Słom​ka za​cznie ma​gicz​nie ob​ra​cać się na szczy​cie bu​tel​ki, prze​su​wa​jąc się w stro​nę wa​szych pal​ców. W dru​giej czę​ści po​ka​zu po​łóż​cie rur​kę na bla​cie sto​łu, kil​ka​na​ście cen​ty​me​trów od jego kra​wę​dzi. Słom​ka musi le​żeć na boku, rów​no​le​gle do wa​sze​go cia​ła. Po​now​nie po​trzyj​cie czub​ka​mi pal​ców, jak gdy​by​ście pró​bo​wa​li przy​wo​łać swo​je ukry​te moce. Te​raz umieść​cie pra​wą dłoń nad bla​tem sto​łu, kil​ka​na​ście cen​ty​me​trów po​wy​żej słom​ki (jak na fo​to​gra​fii

po​ni​żej).

Te​raz po​chyl​cie lek​ko gło​wę i skup​cie uwa​gę na słom​ce. Po​wo​li po​trzyj​cie pal​ca​mi i jed​no​cze​śnie dys​kret​nie dmuch​nij​cie w stro​nę po​wierzch​ni sto​łu. Prą​dy po​wietrz​ne będą prze​su​wa​ły się wzdłuż po​wierzch​ni sto​łu i po​ru​szą słom​kę. Vo​ilà! Oto cud. Sto​so​wa​nie dwu róż​nych me​tod, aby uzy​skać ten sam efekt, czy​li wy​ko​rzy​sta​nie elek​trycz​no​ści sta​tycz​nej i dmu​cha​nia, sta​no​wi waż​ną za​sa​dę po​zo​ro​wa​nia wła​dzy umy​słu nad ma​te​rią. Poza tym w dru​giej czę​ści po​ka​zu wi​dzo​wie pa​trzą na wa​sze pal​ce, a nie na wa​sze usta, co po​zwa​la od​wró​cić ich uwa​gę od praw​dzi​wej przy​czy​ny ru​chu słom​ki.

Au​tor wy​ko​nu​ją​cy nu​mer ze słom​ką www.ri​char​dwi​se​man.com/pa​ra​nor​ma​li​ty/PKde​mo.html

Rytuał

W roz​dzia​le pią​tym za​nu​rzy​li​śmy się w nie​po​ko​ją​cy świat do​mów na​wie​dza​nych przez du​chy i od​kry​li​śmy, że ta​jem​ni​cze od​gło​sy, ja​kie sły​szy​my po no​cach, są w rze​czy​wi​sto​ści na​stęp​stwem dzia​ła​nia psy​cho​lo​gii su​ge​stii, na​si​lo​ne​go po​czu​cia lęku, któ​re pro​wa​dzi do nad​mier​nej czuj​no​ści, oraz uru​cha​mia​nia przez mózg „su​per​czu​łe​go ukła​du wy​kry​wa​nia ak​tyw​no​ści pod​mio​to​wej”. Spo​tka​nie z du​chem by​ło​by dla wie​lu osób fan​ta​stycz​nym prze​ży​ciem. Po​niż​szy po​kaz prze​ko​na wa​szych przy​ja​ciół, że po​tra​fi​cie przy​wo​ły​wać isto​ty z za​świa​tów. Po​pro​ście przy​ja​cie​la, żeby sta​nął mniej wię​cej pół me​tra przed du​żym lu​strem. Na​stęp​nie umieść​cie tuż za nim świe​cę lub inne sła​be źró​dło świa​tła, po czym zga​ście świa​tło elek​trycz​ne. Mniej wię​cej po mi​nu​cie wpa​try​wa​nia się we wła​sne od​bi​cie przy​ja​ciel za​cznie do​świad​czać dziw​ne​go złu​dze​nia. We​dług ba​dań wło​skie​go psy​cho​lo​ga Gio​van​nie​go Ca​pu​to135 oko​ło sie​dem​dzie​się​ciu pro​cent osób zo​ba​czy, jak ich od​bi​ta w lu​strze twarz strasz​li​wie się znie​kształ​ca, a wie​le z nich za​cznie do​strze​gać, jak jej rysy zmie​nia​ją się w rysy in​nej oso​by. Zgod​nie z opo​wie​ścia​mi lu​do​wy​mi efekt wzma​ga się, je​śli twój przy​ja​ciel trzy​na​ście razy po​wtó​rzy sło​wa „Cho​le​ra ja​sna”. Cho​ciaż ba​da​cze nie są pew​ni, ja​kie są przy​czy​ny tego efek​tu, przy​pusz​czal​nie wy​ni​ka on z fak​tu, że w ta​kiej sy​tu​acji mózg uru​cha​mia pro​ce​du​rę za​po​bie​ga​ją​cą łą​cze​niu ele​men​tów róż​nych ry​sów twa​rzy w je​den ob​raz. Na za​koń​cze​nie po​ka​zu wy​ja​śnij, że jest cał​kiem praw​do​po​dob​ne, że du​chy będą te​raz na​wie​dzać przy​ja​cie​la w domu i przez naj​bliż​szy ty​dzień po​wo​do​wać strasz​li​we kosz​ma​ry sen​ne (je​śli pod​czas te​stu po​dat​no​ści na su​ge​stię dło​nie przy​ja​cie​la zna​la​zły się da​le​ko od sie​bie, sku​tek jest gwa​ran​to​wa​ny).

Mania kontroli

W roz​dzia​le szó​stym przy​glą​da​li​śmy się taj​ni​kom spra​wo​wa​nia wła​dzy nad ludz​ki​mi umy​sła​mi. Do​wie​dzie​li​śmy się, jak zdu​mie​wa​ją​ce po​ka​zy te​le​pa​tii do​pro​wa​dzi​ły do od​kry​cia umie​jęt​no​ści od​czy​ty​wa​nia mi​mo​wol​nych ru​chów mię​śni i jak ba​da​nia nad za​cho​wa​nia​mi przy​wód​ców sekt re​li​gij​nych sta​ły się źró​dłem wie​dzy na te​mat siły per​swa​zji. Przy​pusz​czal​nie za​kła​da​nie wła​snej sek​ty nie jest naj​lep​szym po​my​słem. Ist​nie​ją jed​nak róż​ne za​baw​ne spo​so​by na spra​wia​nie wra​że​nia, że po​tra​fi​cie wpły​wać na za​cho​wa​nia wa​szych przy​ja​ciół. Po pierw​sze, po​pro​ście przy​ja​cie​la, żeby zło​żył dło​nie, ale trzy​mał oba pal​ce wska​zu​ją​ce wy​cią​gnię​te w od​le​gło​ści mniej wię​cej dwu i pół cen​ty​me​tra od sie​bie (jak na fo​to​gra​fii po​ni​żej).

Te​raz ogło​ście, że za​mier​za​cie za po​mo​cą siły swo​je​go umy​słu spra​wić, że pal​ce przy​ja​cie​la za​czną się do sie​bie zbli​żać. Po​pro​ście go, żeby sta​rał się z ca​łej siły trzy​mać pal​ce z dala od sie​bie, ale jed​no​cze​śnie wy​obra​ził so​bie, że wo​kół ich koń​ców jest owi​nię​ta cien​ka nit​ka, któ​rej pę​tla po​wo​li się za​ci​ska. Po​moc​ne może być ode​gra​nie pan​to​mi​my owi​ja​nia nit​ki wo​kół pal​ca i za​ci​ska​nia pę​tli. Po kil​ku se​kun​dach mię​śnie pal​ców przy​ja​cie​la za​czną się mę​czyć i pal​ce po​wo​li zbli​żą się do sie​bie. Na​stęp​nie po​pro​ście przy​ja​cie​la, żeby po​ło​żył pra​wą dłoń pła​sko na sto​le. Kciuk i po​zo​sta​łe pal​ce po​win​ny być wy​cią​gnię​te i przy​le​gać do po​wierzch​ni sto​łu. Po​pro​ście, aby zgiął środ​ko​wy pa​lec pra​wej dło​ni w spo​sób przed​sta​wio​ny na fo​to​gra​fii i przy​ci​snął do

po​wierzch​ni sto​łu.

Te​raz ogło​ście, że za spra​wą siły wa​sze​go umy​słu przy​ja​ciel nie bę​dzie w sta​nie ode​rwać pal​ca ser​decz​ne​go od sto​łu. I choć​by wasz przy​ja​ciel sta​rał się ze wszyst​kich sił, nie zdo​ła po​ru​szyć tym pal​cem. Mam na​dzie​ję, że spodo​ba​ły wam się po​ka​zy wa​szej nowo od​kry​tej nie​zwy​kłej mocy i że bę​dzie​cie uży​wa​li jej w do​brej spra​wie.

Podziękowania

Przede wszyst​kim pra​gnę po​dzię​ko​wać uni​wer​sy​te​to​wi w Hert​ford​shi​re za wie​lo​let​nie wspar​cie dla mo​ich ba​dań. Chciał​bym tak​że, aby moje po​dzię​ko​wa​nia za nie​oce​nio​ny wkład, jaki wnie​śli w po​wsta​nie tej książ​ki, ze​chcie​li przy​jąć: Sue Black​mo​re, Ja​mes Ran​di, Jim Ho​uran, Chris French, Max Ma​ven, ta​jem​ni​czy Pan D., Pe​ter La​mont i Da​vid Bri​tland. Moje spe​cjal​ne po​dzię​ko​wa​nia za lek​tu​rę wcze​śniej​szych wer​sji ma​nu​skryp​tu na​le​żą się Em​mie Gre​ening i Cli​ve’owi Jef​fe​rie​so​wi. Ta książ​ka nie po​wsta​ła​by, gdy​by nie wska​zów​ki i do​świad​cze​nie mo​je​go agen​ta Pa​tric​ka Wal​sha oraz re​dak​to​ra Jona Bu​tle​ra. Chciał​bym też zło​żyć szcze​gól​ne wy​ra​zy wdzięcz​no​ści mo​jej cu​dow​nej ko​le​żan​ce, współ​pra​cow​nicz​ce i part​ner​ce, Ca​ro​li​ne Watt.

1

Opis mo​je​go eks​pe​ry​men​tu z Jay​tee moż​na zna​leźć w: R. Wi​se​man, M. Smith, J. Mil​ton, Can ani​mals de​tect when the​ir owners are re​tur​ning home? An expe​ri​men​tal test of the „psy​chic pet” phe​no​me​non, „Bri​tish Jo​ur​nal of Psy​cho​lo​gy” t. 89, 1998, s. 453–462. Eks​pe​ry​men​ty z udzia​łem Jay​tee prze​pro​wa​dził tak​że Ru​pert Shel​dra​ke, któ​ry jest prze​ko​na​ny o tym, że wy​ni​ki jego ba​dań po​twier​dza​ją ist​nie​nie u psa zdol​no​ści pa​rap​sy​chicz​nych. Opi​sał je w książ​ce Dogs that know when the​ir owners are co​ming home. Moja od​po​wiedź znaj​du​je się pod ad​re​sem: www.ri​char​dwi​se​man.com/jay​tee. 2 L.J. Chap​man, J.P. Chap​man, Ge​ne​sis of po​pu​lar but er​ro​ne​ous psy​cho​dia​gno​stic ob​se​rva​tions, „Jo​ur​nal of Ab​nor​mal Psy​cho​lo​gy” t. 72, 1967, s. 193–204. 3 D.A. Re​del​me​ier, A. Tver​sky, On the be​lief that ar​th​ri​tis pain is re​la​ted to the we​ather, „Proc Natl Acad Sci USA” t. 93, 1996, s. 2895–2896. 4 Wie​le in​for​ma​cji za​w ar​tych w tym roz​dzia​le po​cho​dzi z: M.J. Mo​oney, The de​my​sti​fy​ing ad​ven​tu​res of the ama​zing Ran​di, „SF We​ekly News”, 26 sierp​nia 2009 (http://www.sfwe​ekly.com/2009-08-26/news/the-de​my​sti​fy​ing-ad​ven​tu​res-of-the-ama​zing-ran​di/1/). 5 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat tego te​stu moż​na zna​leźć w: http://www.gu​ar​dian.co.uk/scien​ce/2009/may/12/psy​chic-cla​ims-ja​mes-ran​di-pa​ra​nor​mal. 6 Pa​tri​cia Putt uskar​ża​ła się póź​niej na wa​run​ki, w ja​kich prze​pro​w a​dzo​no test. Jej uwa​gi oraz moje ko​men​ta​rze moż​na zna​leźć na stro​nie http://ri​char​dwi​se​man.word​press.com/2009/05/27/pa​tri​cia-putt-re​plies/. 7 H.G. Bo​eren​kamp, A stu​dy of pa​ra​nor​mal im​pres​sions of psy​chics, CIP-Ge​ge​vens Ko​nin​klij​ke, Den Haag 1988. Pra​cę opu​bli​ko​wa​no tak​że w po​sta​ci se​rii ar​ty​ku​łów w „Eu​ro​pe​an Jo​ur​nal of Pa​rap​sy​cho​lo​gy” w la​tach 1983–1987. 8 S.A. Scho​uten, An ove​rview of qu​an​ti​ta​ti​ve​ly eva​lu​ated stu​dies with me​diums and psy​chics, „The Jo​ur​nal of the Ame​ri​can So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 88, 1994, s. 221– 254. 9 C.A. Roe, Be​lief in the pa​ra​nor​mal and at​ten​dan​ce at psy​chic re​adings, „Jo​ur​nal of the Ame​ri​can So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 90, 1998, s. 25–51. 10 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat tech​nik zim​ne​go od​czy​tu moż​na zna​leźć w: I. Row​land, The full facts book of cold re​ading, Ian Row​land Li​mi​ted, Lon​don 1998. 11 Omó​w ie​nie pu​bli​ka​cji na ten te​mat moż​na zna​leźć w: D.G. My​ers, So​cial psy​cho​lo​gy, McGraw-Hill Hi​gher Edu​ca​tion, New York 2008. 12 A.H. Ha​storf, H. Can​tril, They saw a game: A case stu​dy, „Jo​ur​nal of Ab​nor​mal and So​cial Psy​cho​lo​gy” t. 49, 1954, s. 129–134. 13 D.H. Naf​tu​lin, J.E. Ware, F.A. Don​nel​ly, The do​ctor Fox lec​tu​re: A pa​ra​digm of edu​ca​tio​nal se​duc​tion, „Jo​ur​nal of Me​di​cal Edu​ca​tion” t. 48, 1973, s. 630–635. 14 Wy​daw​cy „Lin​gua Fran​ca”, The So​kal hoax: The sham that sho​ok the aca​de​my, Bi​son

Bo​oks, Lin​coln 2000. 15 G.A. Dean, I.W. Kel​ly, D.H. Sa​klo​fske, A. Furn​ham, Gra​pho​lo​gy and hu​man jud​ge​ment, w: The wri​te stuff (red. B. Bey​er​ste​in, D. Bey​er​ste​in), Pro​me​theus Bo​oks, Buf​fa​lo 1992, s. 349–395. 16 A.C. Lit​tle, D.I. Per​rett, Using com​po​si​te face ima​ges to as​sess ac​cu​ra​cy in per​so​na​li​ty at​tri​bu​tion, „Bri​tish Jo​ur​nal of Psy​cho​lo​gy” t. 98, 2007, s. 111–126. 17 Ilu​stra​cje za​miesz​czo​no za zgo​dą „The Bri​tish Jo​ur​nal of Psy​cho​lo​gy” © The Bri​tish Psy​cho​lo​gi​cal So​cie​ty. 18 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat ste​reo​ty​pów moż​na zna​leźć w: D. Marks, The psy​cho​lo​gy of the psy​chic (2nd Edi​tion), Pro​me​theus Bo​oks, Am​herst 2000. 19 S.J. Black​mo​re, Pro​ba​bi​li​ty mi​sjudg​ment and be​lief in the pa​ra​nor​mal: A new​spa​per su​rvey, „Bri​tish Jo​ur​nal of Psy​cho​lo​gy” t. 88, 1997, s. 683–689. 20 Scam – w ję​zy​ku an​giel​skim „prze​kręt”. Akro​nim po​w sta​je od pierw​szych li​ter słów: Tra​vel, He​alth, Expec​ta​tions abo​ut the fu​tu​re, Sex, Ca​re​er, Am​bi​tions, Mo​ney (czy​li: po​dróż, zdro​wie, ocze​ki​wa​nia co do przy​szło​ści, seks, ka​rie​ra, am​bi​cje, pie​nią​dze) – przyp. tłum. 21 B. Jo​nes, King of the cold re​aders: Ad​van​ced pro​fes​sio​nal pseu​do-psy​chic tech​ni​qu​es, Jeff Bus​by Ma​gic Inc., Ba​kers​field 1989. 22 B. Co​ut​tie, For​bid​den know​led​ge: The pa​ra​nor​mal pa​ra​dox, Lut​ter​w orth Press, Cam​brid​ge 1988. 23 W.F. Cha​plin, J.B. Phil​lips, J.D. Brown, N.R. Clan​ton, J.L. Ste​in, Hand​sha​king, gen​der, per​so​na​li​ty and first im​pres​sions, „Jo​ur​nal of Per​so​na​li​ty and So​cial Psy​cho​lo​gy” t. 79, 2000, s. 110–117. 24 W ję​zy​ku pol​skim spo​ty​ka się w tym kon​tek​ście tak​że ter​min „eks​te​rio​ry​za​cja”, ale nie uży​wam go ze wzglę​du na jego wie​lo​znacz​ność – przyp. tłum. 25 C.A. Alva​ra​do, Out-of-body expe​rien​ces, w: Va​rie​ties of ano​ma​lo​us expe​rien​ces (red. E. Car​de​ña, S.J. Lynn, S. Krip​p​ner), Ame​ri​can Psy​cho​lo​gi​cal As​so​cia​tion, Wa​shing​ton D.C. 2000, s. 183–218. 26 G. Gab​bard, S. Twem​low, With the eyes of the mind, Pra​eger Scien​ti​fic, New York 1984. 27 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat Mum​le​ra moż​na zna​leźć w: L. Ka​plan, The stran​ge case of Wil​liam Mum​ler, spi​rit pho​to​gra​pher, Uni​ver​si​ty of Min​ne​so​ta Press, Min​ne​apo​lis 2008. 28 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat fo​to​gra​fo​w a​nia du​szy moż​na zna​leźć w: H. Car​ring​ton, J.R. Me​ader, De​ath, its cau​ses and phe​no​me​na, Ri​der, Lon​don 1912. 29 M. Wil​lin, Gho​sts cau​ght on film: Pho​to​gra​phs of the pa​ra​nor​mal?, Da​vid & Char​les, Cin​cin​na​ti 2007. 30 D. Mac​Do​ugall, Hy​po​the​sis con​cer​ning soul sub​stan​ce, to​ge​ther with expe​ri​men​tal evi​den​ce of the exi​sten​ce of such sub​stan​ce, „Jo​ur​nal of the Ame​ri​can So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 1, 1907, s. 237–244. 31 M. Ro​ach, Sztyw​niak. Oso​bli​we ży​cie nie​bosz​czy​ków, przeł. Ma​ciej Se​ker​dej, Kra​ków 2010. 32 Omó​w ie​nie eks​pe​ry​men​tów Wat​ter​sa i Hop​pe​ra moż​na zna​leźć w: S.J. Black​mo​re, Bey​-

ond the body: An in​ve​sti​ga​tion into out-of-the-body expe​rien​ces, Pa​la​din Gra​fton Bo​oks, Lon​don 1982. 33 K. Clark, Cli​ni​cal in​te​rven​tions with near-de​ath expe​rien​cers, w: The near-de​ath expe​rien​ce: Pro​blems, pro​spects, per​spec​ti​ves (red. B. Grey​son, C.P. Flynn), Char​les C. Tho​mas, Spring​field 1984, s. 242–255. 34 E. Hay​den, S. Mul​li​gan, B.L. Bey​er​ste​in, Ma​ria’s NDE: Wa​iting for the other shoe to drop, „Skep​ti​cal In​qu​irer” t. 20, 1996, nr 4, s. 27–33. 35 Ten kwe​stio​na​riusz opie​ra się na ba​da​niach opi​sa​nych w: A. Tel​le​gen, G. At​kin​son, Open​ness to ab​sor​bing and self-al​te​ring expe​rien​ces („ab​sorp​tion”), a tra​it re​la​ted to hyp​no​tic su​scep​ti​bi​li​ty, „Jo​ur​nal of Ab​nor​mal Psy​cho​lo​gy” t. 83, 1974, s. 268–277. 36 K. Osis, Per​spec​ti​ves for out-of-body re​se​arch, w: Re​se​arch in Pa​rap​sy​cho​lo​gy 1973 (red. W.G. Roll, R.L. Mor​ris, J.D. Mor​ris), Sca​re​crow Press, Me​tu​chen 1974, s. 110– 113. 37 J. Pal​mer, R. Lie​ber​man, The in​flu​en​ce of psy​cho​lo​gi​cal set on ESP and out-of-body expe​rien​ces, „Jo​ur​nal of the Ame​ri​can So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 69, 1975, s. 235–243; J. Pal​mer, C. Vas​sar, ESP and out-of-body expe​rien​ces: An explo​ra​to​ry stu​dy, „Jo​ur​nal of the Ame​ri​can So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 68, 1974, s. 257–280. 38 M. Bo​tvi​nick, J. Co​hen, Rub​ber hands „feel” to​uch that eyes see, „Na​tu​re” t. 391, 1998, s. 756. 39 G.L. Mo​se​ley i in., Psy​cho​lo​gi​cal​ly in​du​ced co​oling of a spe​ci​fic body part cau​sed by the il​lu​so​ry owner​ship of an ar​ti​fi​cial co​un​ter​part, „Proc Natl Acad Sci” t. 105, 2008, s. 13169–13173. 40 S. Bla​ke​slee, V.S. Ra​ma​chan​dran, Phan​toms in the bra​in: Hu​man na​tu​re and the ar​chi​tec​tu​re of the mind, Wil​liam Mor​row, New York 1998; K.C. Ar​mel, V.S. Ra​ma​chan​dran, Pro​jec​ting sen​sa​tions to exter​nal ob​jects: Evi​den​ce from skin con​duc​tan​ce re​spon​se, „Pro​ce​edings of the Roy​al So​cie​ty of Lon​don: Bio​lo​gi​cal” t. 270, 2003, s. 1499–1506. 41 V.S. Ra​ma​chan​dran, D. Ro​gers-Ra​ma​chan​dran, Sy​na​esthe​sia in phan​tom limbs in​du​ced with mir​rors, „Pro​ce​edings of the Roy​al So​cie​ty of Lon​don: Bio​lo​gi​cal” t. 263, 1996, s. 286–377. 42 B. Leng​gen​ha​ger, T. Tadi, T. Met​zin​ger, O. Blan​ke, Vi​deo ergo sum: Ma​ni​pu​la​tion of bo​di​ly self con​scio​usness, „Scien​ce” 2007, nr 317, s. 1096–1099. 43 E.L. Alt​schu​ler, V.S. Ra​ma​chan​dran, A sim​ple me​thod to stand out​si​de one​self, „Per​cep​tion” t. 36, 2007, nr 4, s. 632–634. 44 S.J. Black​mo​re, F. Cham​ber​la​in, ESP and tho​ught con​cor​dan​ce in twins: A me​thod of com​pa​ri​son, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 59, 1993, s. 89–96. 45 S.J. Black​mo​re, Whe​re am I?: Per​spec​ti​ves in ima​ge​ry, and the out-of-body expe​rien​ce, „Jo​ur​nal of Men​tal Ima​ge​ry” t. 11, 1987, s. 53–66. 46 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat Hy​dric​ka moż​na zna​leźć w: D. Ko​rem, Po​wers: Te​sting the psy​chic & su​per​na​tu​ral, In​te​rVar​si​ty Press, Do​wners Gro​ve 1988; Psy​chic Con​fes​sion, film do​ku​men​tal​ny au​tor​stwa Ko​re​ma na te​mat jego spo​tka​nia z Hy​dric​kiem; J. Ran​di, „Top Psy​chic” Hy​drick: Puf​fe​ry and puffs’, „The Skep​ti​cal In​qu​irer” t. 5, 1981, nr 4, s. 15–18. 47 D. Ko​rem, P.D. Me​ier, The fa​kers: Explo​ding the my​ths of the su​per​na​tu​ral, Ba​ker

Book Ho​use, Grand Ra​pids 1981. 48 R. Be​ene, „Sir Ja​mes”: Mo​lest su​spect says he’s mi​sun​der​sto​od, but pro​se​cu​tors in​sist he’s a con man, „LA Ti​mes”, 6 lu​te​go 1989. 49 Test opie​ra się na po​dob​nym eks​pe​ry​men​cie opi​sa​nym w: L. War​dlow Lane, M. Gro​isman, V.S. Fer​re​ira, Don’t talk abo​ut pink ele​phants! Spe​akers’ con​trol over le​aking pri​va​te in​for​ma​tion du​ring lan​gu​age pro​duc​tion, „Psy​cho​lo​gi​cal Scien​ce” t. 17, 2006, s. 273–277. 50 J. Ste​in​mey​er, Art and ar​ti​fi​ce and other es​says of il​lu​sion, Car​roll & Graf, New York 2006. 51 B. Sin​ger, V.A. Be​nas​si, Fo​oling some of the pe​ople all of the time, „Skep​ti​cal In​qu​irer” t. 5, 1980–1981, nr 2, s. 17–24. 52 R. Hodg​son, S.J. Da​vey, The po​ssi​bi​li​ties of ma​lob​se​rva​tion and lap​se of me​mo​ry from a prac​ti​cal po​int of view, „Pro​ce​edings of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 4, 1887, s. 381–404. 53 A.R. Wal​la​ce, Cor​re​spon​den​ce: Mr S.J. Da​vey’s expe​ri​ments, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 5, 1891, s. 43. 54 R. Hodg​son, Mr. Da​vey’s imi​ta​tions by con​ju​ring of phe​no​me​na so​me​ti​mes at​tri​bu​ted to spi​rit agen​cy, „Pro​ce​edings of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 8, 1892, s. 252– 310. 55 Ilu​stra​cje za​miesz​czo​ne za zgo​dą J. Ke​vin O’Re​gan, La​bo​ra​to​ire Psy​cho​lo​gie de la Per​cep​tion CNRS, Uni​ver​si​te Pa​ris De​scar​tes. 56 R. Wi​se​man, E. Ha​ralds​son, In​ve​sti​ga​ting ma​cro-PK in In​dia: Swa​mi Pre​ma​nan​da, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 60, 1995, s. 193–202. 57 H. Mün​ster​berg, On the wit​ness stand: Es​says on psy​cho​lo​gy and cri​me, Page & Co., Do​uble​day, New York 1908. 58 R. Buc​kho​ut, Ey​ewit​ness te​sti​mo​ny, „Scien​ti​fic Ame​ri​can” t. 231, 1974, s. 23–31. 59 R. Buc​kho​ut, Ne​ar​ly 2000 wit​nes​ses can be wrong, „So​cial Ac​tion and the Law” t. 2, 1975, s. 7. 60 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat sióstr Fox moż​na zna​leźć w: B. We​is​berg, Tal​king to the dead: Kate and Mag​gie Fox and the rise of spi​ri​tu​alism, Har​per​San​Fran​ci​sco, San Fran​ci​sco 2004. 61 Fox to po an​giel​sku „lis” – stąd ty​tuł roz​dzia​łu – przyp. tłum. 62 P. La​mont, Spi​ri​tu​alism and a mid-Vic​to​rian cri​sis of evi​den​ce, „Hi​sto​ri​cal Jo​ur​nal” t. 47, 2004, nr 4, s. 897–920. 63 Bar​dziej szcze​gó​ło​w y opis wy​zna​nia moż​na zna​leźć w: R.B. Da​ven​port, The de​ath-blow to spi​ri​tu​alism: be​ing the true sto​ry of the Fox si​sters, as re​ve​aled by au​tho​ri​ty of Mar​ga​ret Fox Kane and Ca​the​ri​ne Fox Jenc​ken, G.W. Dil​lin​gham, New York 1888. 64 P.P. Ale​xan​der, Spi​ri​tu​alism: A nar​ra​ti​ve with a di​scus​sion, Wil​liam Nim​mo, Edin​burgh 1871. 65 N.S. God​frey, Ta​ble tur​ning: The de​vil’s mo​dern ma​ster​pie​ce; be​ing the re​sult of a co​ur​se of expe​ri​ments, Tha​mes Dit​ton 1853. 66 D. Gra​ves, Scien​ti​sts of fa​ith, Kre​gel Re​so​ur​ces, Grand Ra​pids 1996. 67 M. Fa​ra​day, Expe​ri​men​tal in​ve​sti​ga​tion of ta​ble mo​ving, „Athe​na​eum” nr 1340, 1853,

s. 801–803. 68 J. Ja​strow, Fact and fa​ble in psy​cho​lo​gy, Ho​ugh​ton Mif​flin Com​pa​ny, New York 1900. 69 Omó​w ie​nie tych ba​dań moż​na zna​leźć w: E. Ja​cob​son, The hu​man mind: A phy​sio​lo​gi​cal cla​ri​fi​ca​tion, Char​les C. Tho​mas, Spring​field 1982. 70 H.H. Spitz, Non​con​scio​us mo​ve​ments: From my​sti​cal mes​sa​ges to fa​ci​li​ta​ted com​mu​ni​ca​tion, Law​ren​ce Erl​baum As​so​cia​tes, Prin​ce​ton 1997. 71 D.M. We​gner, D.J. Schne​ider, The whi​te bear sto​ry, „Psy​cho​lo​gi​cal In​qu​iry” t. 14, 2003, s. 326–329. 72 O.P. John, J.J. Gross, He​al​thy and unhe​al​thy emo​tion re​gu​la​tion: Per​so​na​li​ty pro​ces​ses, in​di​vi​du​al dif​fe​ren​ces, and life span de​ve​lop​ment, „Jo​ur​nal of Per​so​na​li​ty” t. 72, 2004, s. 1301–1317; A.G. Ha​rvey, The at​temp​ted sup​pres​sion of pre​sle​ep co​gni​ti​ve ac​ti​vi​ty in in​som​nia, „Co​gni​ti​ve The​ra​py and Re​se​arch” t. 27, 2003, s. 593–602. 73 D.M. We​gner, M.E. Ans​field, D. Pil​loff, The putt and the pen​du​lum: Iro​nic ef​fects of the men​tal con​trol of ac​tion, „Psy​cho​lo​gi​cal Scien​ce” t. 9, 1998, s. 196–199. 74 F.C. Bak​ker, R.R.D. Oude​jans, O. Binsch, J. van der Kamp, Pe​nal​ty sho​oting and gaze be​ha​vior: Unwan​ted ef​fects of the wish not to miss, „In​ter​na​tio​nal Jo​ur​nal of Sport Psy​cho​lo​gy” t. 37, 2006, s. 265–280. 75 J. Et​kin, Er​ra​tic pit​ching – per​for​man​ce anxie​ty of ba​se​ball play​ers, „Ba​se​ball Di​gest”, sier​pień 2001, s. 52–56. 76 W.F. Prin​ce, The case of pa​tien​ce worth, Uni​ver​si​ty Bo​oks, Inc., New York 1964. 77 D. We​gner, The il​lu​sion of con​scio​us will, The MIT Press, Cam​brid​ge 2002. 78 B. Li​bet, C.A. Gle​ason, E.W. Wri​ght, D.K. Pe​arl, Time of con​scio​us in​ten​tion to act in re​la​tion to on​set of ce​re​bral ac​ti​vi​ty (re​adi​ness-po​ten​tial). The un​con​scio​us in​i​tia​tion of a fre​ely vo​lun​ta​ry act, „Bra​in” t. 106, 1983, s. 623–642; B. Li​bet, Un​con​scio​us ce​re​bral in​i​tia​ti​ve and the role of con​scio​us will in vo​lun​ta​ry ac​tion, „Be​ha​vio​ral and Bra​in Scien​ces” t. 8, 1985, s. 529–566. 79 Zob. D.C. Den​nett, M. Kins​bo​ur​ne, Time and the ob​se​rver, w: The na​tu​re of con​scio​usness: Phi​lo​so​phi​cal de​ba​tes (red. Ned Block, Owen Fla​ni​gan i in.), The MIT Press, Cam​brid​ge 1997, s. 168. 80 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat Gefa moż​na zna​leźć w: H. Pri​ce, Con​fes​sions of a GhostHun​ter, Put​nam & Co. Ltd, Lon​don 1936; H. Pri​ce, R.S. Lam​bert, The Haun​ting of Ca​shen’s Gap: A mo​dern „mi​rac​le” in​ve​sti​ga​ted, Me​thu​en & Co. Ltd., Lon​don 1936. 81 D.P. Mu​sel​la, Gal​lup poll shows that Ame​ri​cans’ be​lief in the pa​ra​nor​mal per​si​sts, „Skep​ti​cal In​qu​irer” t. 29, 2005, nr 5, s. 5. 82 R. Lan​ge, J. Ho​uran, T.M. Har​te, R.A. Ha​vens, Con​te​xtu​al me​dia​tion of per​cep​tions in haun​tings and po​lter​ge​ist-like expe​rien​ces, „Per​cep​tu​al and Mo​tor Skills” t. 82, 1996, s. 755–762. 83 D.J. Huf​ford, The ter​ror that co​mes in the ni​ght, Uni​ver​si​ty of Pen​n​sy​lva​nia Press, Phi​la​del​phia 1982; T. Ko​to​rii, N. Uchi​mu​ra, Y. Ha​shi​zu​me, S. Shi​ra​ka​wa, T. Sa​to​mu​ra i in., Qu​estion​na​ire re​la​ting to sle​ep pa​ra​ly​sis, „Psy​chia​try and Cli​ni​cal Neu​ro​scien​ces” t. 55, 2001, s. 265–266. 84 C. Brown, The stub​born scien​tist who unra​ve​led a my​ste​ry of the ni​ght, „Smi​th​so​nian Ma​ga​zi​ne”, paź​dzier​nik 2003.

85

E. Ase​rin​sky, N. Kle​it​man, Re​gu​lar​ly oc​cur​ring pe​riods of eye mo​ti​li​ty, and con​co​mi​tant phe​no​me​na, du​ring sle​ep, „Scien​ce” t. 118, 1953, s. 273–274. 86 Wię​cej in​for​ma​cji na ten te​mat moż​na zna​leźć w: R. Wi​se​man, C. Watt, E. Gre​ening, P. Ste​vens, C. O’Ke​ef​fe, An in​ve​sti​ga​tion into the al​le​ged haun​ting of Hamp​ton Co​urt Pa​la​ce: Psy​cho​lo​gi​cal va​ria​bles and ma​gne​tic fields, „Jo​ur​nal of Pa​rap​sy​cho​lo​gy” t. 66, 2002, nr 4, s. 387–408; R. Wi​se​man, C. Watt, P. Ste​vens, E. Gre​ening, C. O’Ke​ef​fe, An in​ve​sti​ga​tion into al​le​ged „haun​tings”, „The Bri​tish Jo​ur​nal of Psy​cho​lo​gy” t. 94, 2003, s. 195–211. 87 G.W. Lam​bert, Po​lter​ge​ists: A phy​si​cal the​ory, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 38, 1955, s. 49–71. 88 A. Cor​nell, An expe​ri​ment in ap​pa​ri​tio​nal ob​se​rva​tion and fin​dings, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 40, 1959, s. 120–124; A. Cor​nell, Fur​ther expe​ri​ments in ap​pa​ri​tio​nal ob​se​rva​tions, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 40, 1960, s. 409–418. 89 A. Gauld, A.D. Cor​nell, Po​lter​ge​ists, Ro​utled​ge & Ke​gan Paul, Lon​don 1979. 90 V. Tan​dy, T. Law​ren​ce, The ghost in the ma​chi​ne, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 62, 1998, s. 360–364. 91 V. Tan​dy, So​me​thing in the cel​lar, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 64, 2000, s. 129–140. 92 C.M. Cook, M.A. Per​sin​ger, Expe​ri​men​tal in​duc​tion of the „sen​se pre​sen​ce” in nor​mal sub​jects and an excep​tio​nal sub​ject, „Per​cep​tu​al and Mo​tor Skills” t. 85, 1997, s. 683– 693; C.M. Cook, M.A. Per​sin​ger, Geo​phy​si​cal va​ria​bles and be​ha​vior: XCII. Expe​ri​men​tal eli​ci​ta​tion of the expe​rien​ce of a sen​tient be​ing by ri​ght he​mi​sphe​ric, weak ma​gne​tic fields: In​te​rac​tion with tem​po​ral lobe sen​si​ti​vi​ty, „Per​cep​tu​al and Mo​tor Skills” t. 92, 2001, s. 447–448. 93 P. Gra​nqvist, M. Fre​drik​son, P. Unge, A. Ha​gen​feldt, S. Va​lind, D. Lar​ham​mar, M. Lars​son, Sen​sed pre​sen​ce and my​sti​cal expe​rien​ces are pre​dic​ted by sug​ge​sti​bi​li​ty, not by the ap​pli​ca​tion of trans​cra​nial weak com​plex ma​gne​tic fields, „Neu​ro​scien​ce Let​ters” t. 379, 2005, s. 1–6; M. Lars​son, D. Lar​ham​mar, M. Fre​drik​son, P. Gra​nqvist, Re​ply to M.A. Per​sin​ger and S.A. Ko​ren’s re​spon​se to Gra​nqvist et al. „Sen​sed pre​sen​ce and my​sti​cal expe​rien​ces are pre​dic​ted by sug​ge​sti​bi​li​ty, not by the ap​pli​ca​tion of trans​cra​nial weak com​plex ma​gne​tic fields”, „Neu​ro​scien​ce Let​ters” t. 380, 2005, s. 348– 350. Wię​cej in​for​ma​cji na ten te​mat moż​na zna​leźć w: http://www.na​tu​re.com/news/2004/041206/full/new​s04120610.html. 94 C.C. French, U. Ha​que, R. Bun​ton-Sta​sy​shyn, R. Da​vis, The „Haunt” Pro​ject: An at​tempt to bu​ild a „haun​ted” room by ma​ni​pu​la​ting com​plex elec​tro​ma​gne​tic fields and in​fra​so​und, „Cor​tex” t. 45, 2009, s. 619–629. Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat moż​li​wych związ​ków mię​dzy zja​wi​skiem na​wie​dza​nia do​mów przez du​chy a zja​wi​ska​mi elek​tro​ma​gne​tycz​ny​mi moż​na zna​leźć w: J.J. Bra​ith​wa​ite, Put​ting ma​gne​tism in its pla​ce: A cri​ti​cal exa​mi​na​tion of the weak-in​ten​si​ty ma​gne​tic field ac​co​unt for ano​ma​lo​us haunttype expe​rien​ces, „Jo​ur​nal for the So​cie​ty of Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 890, 2008, s. 34– 50; J.J. Town​send, M. Town​send, Sle​eping with the en​ti​ty: A qu​an​ti​ta​ti​ve ma​gne​tic in​ve​sti​ga​tion of an En​glish ca​stle’s re​pu​te​dly haun​ted be​dro​om, „Eu​ro​pe​an Jo​ur​nal of

Pa​rap​sy​cho​lo​gy” t. 20.1, 2005, s. 65–78. 95 E.E. Slos​son, A lec​tu​re expe​ri​ment in hal​lu​ci​na​tions, „Psy​cho​lo​gy Re​view” t. 6, 1899, s. 407–408. 96 M. O’Ma​ho​ny, Smell il​lu​sions and sug​ge​stion: Re​ports of smells con​tin​gent on to​nes play​ed on te​le​vi​sion and ra​dio, „Che​mi​cal Sen​ses and Fla​vo​ur” t. 3, 1978, s. 183–189. 97 R. Lan​ge, J. Ho​uran, The role of fear in de​lu​sions of the pa​ra​nor​mal, „Jo​ur​nal of Ne​rvo​us and Men​tal Di​se​ase” t. 187, 1999, s. 159–166. 98 R. Lan​ge, J. Ho​uran, Con​text-in​du​ced pa​ra​nor​mal expe​rien​ces: Sup​port for Ho​uran and Lan​ge’s mo​del of haun​ting phe​no​me​na, „Per​cep​tu​al and Mo​tor Skills” t. 84, 1997, s. 1455–1458. 99 J. Ho​uran, R. Lan​ge, Dia​ry of events in a tho​ro​ugh​ly unhaun​ted ho​use, „Per​cep​tu​al and Mo​tor Skills” t. 83, 1996, s. 499–502. 100 In​for​ma​cje na te​mat Smy​tha po​cho​dzą z se​rii fil​mów do​ku​men​tal​nych BBC z lat sie​dem​dzie​sią​tych, Leap in the Dark. 101 J.M. Be​ring, The co​gni​ti​ve psy​cho​lo​gy of be​lief in the su​per​na​tu​ral, „Ame​ri​can Scien​tist” t. 94, 2006, s. 142–149. 102 J.L. Bar​rett, Why wo​uld any​one be​lie​ve in God?, Al​ta​Mi​ra Press, Lan​ham 2004. 103 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat Bi​sho​pa moż​na zna​leźć w: H.H. Spitz, Non​con​scio​us mo​ve​ments: From my​sti​cal mes​sa​ges to fa​ci​li​ta​ted com​mu​ni​ca​tion, Law​ren​ce Erl​baum As​so​cia​tes, Prin​ce​ton 1997; R. Jay, Le​ar​ned pigs and fi​re​pro​of wo​men, Ro​bert Hale, Lon​don 1986; B.H. Wi​ley, The tho​ught-re​ader cra​ze, The Con​ju​ring Arts Re​se​arch Cen​ter, Gi​be​cie​re t. 4, 2009, nr 1, s. 9–134. 104 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat Mą​dre​go Han​sa moż​na zna​leźć w: H.H. Spitz, Non​con​scio​us mo​ve​ments: From my​sti​cal mes​sa​ges to fa​ci​li​ta​ted com​mu​ni​ca​tion, Law​ren​ce Erl​baum As​so​cia​tes, Prin​ce​ton 1997; O. Pfungst, Cle​ver Hans (The hor​se of Mr. von Osten): A con​tri​bu​tion to expe​ri​men​tal ani​mal and hu​man psy​cho​lo​gy, Hen​ry Holt, New York 1911. 105 R. Ro​sen​thal, K. Fode, The ef​fect of expe​ri​men​ter bias on the per​for​man​ce of the al​bi​no rat, „Be​ha​vio​ral Scien​ce” t. 8, 1963, s. 183–189. 106 R. Ro​sen​thal, L. Ja​cob​son, Pyg​ma​lion in the clas​sro​om: Te​acher expec​ta​tions and pu​pils’ in​tel​lec​tu​al de​ve​lop​ment, Holt, Ri​ne​hart and Win​ston, New York 1968. 107 G.L. Wells, Ey​ewit​ness iden​ti​fi​ca​tion: A sys​tem hand​bo​ok, Car​swell, To​ron​to 1988. 108 H.B. Gib​son, Can hyp​no​sis com​pel pe​ople to com​mit harm​ful, im​mo​ral and cri​mi​nal acts?: A re​view of the li​te​ra​tu​re, „Con​tem​po​ra​ry Hyp​no​sis” t. 8, 1991, s. 129–140. 109 M.T. Orne, F.J. Evans, So​cial con​trol in the psy​cho​lo​gi​cal expe​ri​ment: An​ti​so​cial be​ha​vior and hyp​no​sis, „Jo​ur​nal of Per​so​na​li​ty and So​cial Psy​cho​lo​gy” t. 1, 1965, s. 189– 200. 110 Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat Jima Jo​ne​sa moż​na zna​leźć w: J. Mills, Six years with God, A&W Pu​bli​shers, New York 1979; D.G. My​ers, So​cial psy​cho​lo​gy (10th ed.), McGrawHill, New York 2010. 111 J.L. Fre​ed​man, S.C. Fra​ser, Com​plian​ce wi​tho​ut pres​su​re: The foot-in-the-door tech​ni​que, „Jo​ur​nal of Per​so​na​li​ty and So​cial Psy​cho​lo​gy” t. 4, 1966, s. 196–202. 112 S.E. Asch, Ef​fects of gro​up pres​su​re upon the mo​di​fi​ca​tion and di​stor​tion of judg​-

ment, w: Gro​ups, le​ader​ship and men (red. H. Gu​etz​kow), Car​ne​gie Press, Pit​ts​burgh 1951. 113 E. Aron​son, J. Mills, The ef​fect of se​ve​ri​ty of in​i​tia​tion on li​king for a gro​up, „Jo​ur​nal of Ab​nor​mal and So​cial Psy​cho​lo​gy” t. 59, 1959, s. 177–181. 114 L. Fe​stin​ger, H.W. Riec​ken, S. Schach​ter, Gdy pro​roc​two za​wo​dzi. Ko​niec świa​ta, któ​ry nie na​stą​pił, przeł. Mał​go​rza​ta Hoł​da, Kra​ków 2012. 115 J.C. Bar​ker, Pre​mo​ni​tions of the Aber​fan di​sa​ster, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 44, 1967–1968, s. 169–181. 116 A. Mac​Ken​zie, The rid​dle of the fu​tu​re: A mo​dern stu​dy of pre​co​gni​tion, Ar​thur Bar​ker, Lon​don 1974. 117 A.M. Ar​kin, J.S. An​tro​bus, J. El​l​man, The mind in sle​ep: Psy​cho​lo​gy and psy​cho​phy​sio​lo​gy, Erl​baum, New Jer​sey 1978. 118 J. Nic​kell, Pa​ra​nor​mal Lin​coln, „Skep​ti​cal In​qu​irer” t. 23, 1999, s. 127–131. 119 L. Bre​ger, I. Hun​ter, R.W. Lane, The ef​fect of stress on dre​ams, In​ter​na​tio​nal Uni​ver​si​ties Press, New York 1971. 120 Za​czerp​nię​to z: http://www.nuf​field.ox.ac.uk/po​li​tics/aber​fan/do​w in​tro.htm. 121 D.M. We​gner, R.M. We​nzlaff, M. Ko​zak, Dre​am re​bo​und: The re​turn of sup​pres​sed tho​ughts in dre​ams, „Psy​cho​lo​gi​cal Scien​ce” t. 15, 2004, s. 232–236. 122 H.A. Mur​ray, D.R. Whe​eler, A note on the po​ssi​ble cla​irvoy​an​ce of dre​ams, „Jo​ur​nal of Psy​cho​lo​gy” t. 3, 1937, s. 309–313. 123 C.K. Mo​re​w ed​ge, M.I. Nor​ton, When dre​aming is be​lie​ving: The (mo​ti​va​ted) in​ter​pre​ta​tion of dre​ams, „Jo​ur​nal of Per​so​na​li​ty and So​cial Psy​cho​lo​gy” t. 96, 2009, s. 249– 264. 124 K.M.T. He​ar​ne, Lu​cid dre​ams: An elec​tro​phy​sio​lo​gi​cal and psy​cho​lo​gi​cal stu​dy, pra​ca dok​tor​ska, Uni​ver​si​ty of Hull 1978. 125 In​for​ma​cje po​da​ne w tej czę​ści roz​dzia​łu po​cho​dzą z pra​cy Ste​phe​na La​Ber​ge’a Mne​mo​nic in​duc​tion of lu​cid dre​ams. 126 A. Re​von​suo, The re​in​ter​pre​ta​tion of dre​ams: An evo​lu​tio​na​ry hy​po​the​sis of the func​tion of dre​aming, „Be​ha​vio​ral and Bra​in Scien​ces” t. 23, 2000, s. 793–1121. 127 F. Crick, G. Mit​chi​son, The func​tion of dre​am sle​ep, „Na​tu​re” t. 304, 1983, s. 111–114. 128 P. McIn​ty​re, Paul McCart​ney and the cre​ation of Yester​day: The sys​tems mo​del in ope​ra​tion, „Po​pu​lar Mu​sic” t. 25, 2006, s. 201–219. 129 J.A. Hob​son, R.W. McCar​ley, The bra​in as a dre​am-sta​te ge​ne​ra​tor: An ac​ti​va​tionsyn​the​sis hy​po​the​sis of the dre​am pro​cess, „Ame​ri​can Jo​ur​nal of Psy​chia​try” t. 134, 1977, s. 1335–1348. 130 M. Solms, O.H. Turn​bull, To sle​ep, per​chan​ce to REM? The re​di​sco​ve​red role of emo​tion and me​aning in dre​ams, w: Tall ta​les abo​ut the mind and bra​in (red. Ser​gio Del​la Sala), Oxford Uni​ver​si​ty Press 2007, s. 478–500. 131 J.M. Wood, M.T. Ne​zwor​ski, S.O. Li​lien​feld, H.N. Garb, What’s wrong with the Ror​schach? Scien​ce con​fronts the con​tro​ver​sial in​k​blot test, John Wi​ley & Sons, New York 2002. 132 R. Wi​se​man, C. Watt, Be​lief in psy​chic abi​li​ty and the mi​sat​tri​bu​tion hy​po​the​sis: A qu​ali​ta​ti​ve re​view, „Bri​tish Jo​ur​nal of Psy​cho​lo​gy” t. 97, 2006, s. 323–338; S. J.

Black​mo​re, R. Mo​ore, Se​eing things: Vi​su​al re​co​gni​tion and be​lief in the pa​ra​nor​mal, „Eu​ro​pe​an Jo​ur​nal of Pa​rap​sy​cho​lo​gy” t. 10, 1994, s. 91–103; P. Brug​ger, M. Re​gard, T. Lan​dis, D. Krebs, J. Nie​der​ber​ger, Co​in​ci​den​ces: Who can say how „me​aning​ful” they are?, w: Re​se​arch in pa​rap​sy​cho​lo​gy (red. E.W. Cook, D. De​la​noy), Sca​re​crow, Me​tu​chen 1991, s. 94–98; P. Brug​ger, R. Gra​ves, Se​eing con​nec​tions: As​so​cia​ti​ve pro​ces​sing as a func​tion of ma​gi​cal be​lief, „Jo​ur​nal of the In​ter​na​tio​nal Neu​rop​sy​cho​lo​gi​cal So​cie​ty” t. 4, 1998, s. 6–7; R. Wi​se​man, M.D. Smith, As​ses​sing the role of co​gni​ti​ve and mo​ti​va​tio​nal bia​ses in be​lief in the pa​ra​nor​mal, „Jo​ur​nal of the So​cie​ty for Psy​chi​cal Re​se​arch” t. 66, 2002, s. 178–186. 133 J. Jay, Mar​tin Gard​ner: An in​te​rview, „Ma​gic Ma​ga​zi​ne” t. 19, 2010, nr 11, s. 58–61. Wię​cej in​for​ma​cji na te​mat tego aspek​tu my​śli Gard​ne​ra moż​na zna​leźć w: M. Gard​ner, The whys of a phi​lo​so​phi​cal scri​ve​ner, Qu​ill, New York 1983. 134 B.R. Fo​rer, The fal​la​cy of per​so​nal va​li​da​tion: A clas​sro​om de​mon​stra​tion of gul​li​bi​li​ty, „Jo​ur​nal of Ab​nor​mal Psy​cho​lo​gy” t. 44, 1949, s. 118–121. 135 G.B. Ca​pu​to, Stran​ge-face-in-the-mir​ror il​lu​sion, „Per​cep​tion” t. 39, 2010, nr 7, s. 1007–1008.

Spis treści

Dedykacja Tagi interaktywne Na początek szybki test Wprowadzenie Rozdział 1 Wróżenie Seans w ciepłe środowe popołudnie Odkrywamy sekrety tajemniczego Pana D. Rozdział 2 Doświadczenie przebywania poza swoim ciałem Zważyć duszę Dziwny przypadek duchowych tenisówek Jak poczuć się tak, jakbyśmy byli blatem biurka Czary, LSD i karty tarota Rozdział 3 Telekineza That’s My Line Psychokinetyczne sztuczki Jak przy każdej okazji nabijać ludzi w butelkę W krainie ślepców Rozdział 4 Rozmawianie ze zmarłymi

Sprytny jak lis „Byłam pierwsza i mam prawo powiedzieć, jak było naprawdę” Tuba samego diabla Pewnego dnia, sir, będzie pan mógł ją opodatkować Joseph Jastrow i jego zdumiewający automatograf Jak nie myśleć o białych niedźwiedziach Mark Twain i wielkie złudzenie Interludium „Jestem ósmym cudem świata” Harry Price: Wielki łowca duchów Prawdę, całą prawdę i tylko prawdę Rozdział 5 Polowanie na duchy Heinrich Füssli i jego koń o pustym spojrzeniu Chorobliwie dociekliwy Eugene Aserinsky „Zasnąć, może śnić – w tym sęk cały” Róża bez kolców Maszyna w duchu Czekając na Boga Potęga spektroskopii ramanowskiej Zjawa wikarego z Ratcliffe Wharf Wielka niewiadoma Rozdział 6 Panowanie nad ludzkim umysłem Czytanie w myślach Zrobieni w konia

Efekt Svengalego Od sprzedawcy małpek do charyzmatycznego kaznodziei Nadchodzi koniec świata Rozdział 7 Proroctwo Obstawianie wielu numerów „A poza tym, pani Lincoln, jak się pani podobała sztuka?” „Największe wydarzenie od czasów Zmartwychwstania” Przechadzka królewską drogą do nieświadomości Zakończenie O cudowności Podręczny zestaw superbohatera Wróżenie Natychmiastowe znieczulenie Test podatności na sugestię Panowanie umysłu nad materią Rytuał Mania kontroli Podziękowania Przypisy

Prze​kład: Ja​ro​sław Mi​kos Re​dak​tor pro​wa​dzą​cy: Adam Plusz​ka Re​dak​cja: Ewa Dedo Ko​rek​ta: Ma​rio​la Haj​nus, Elż​bie​ta Ja​ro​szuk Re​dak​cja tech​nicz​na: Anna Heg​man Pro​jekt okład​ki i stron ty​tu​ło​wych: Mi​chał Paw​łow​ski / kre​ska​_i​_krop​ka Na okład​ce wy​ko​rzy​sta​no frag​ment ilu​stra​cji z Him​mel, Erde, Mensch, Lipsk 1914. Zdję​cie au​to​ra: © An​tje M. Po​hseg​ger Wy​daw​nic​two W.A.B. 02-386 War​sza​wa, ul. Usy​pi​sko​wa 5 tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 11 [email protected] wab.com.pl ISBN 978-83-7747-459-4 Skład wer​sji elek​tro​nicz​nej: Mi​chał Olew​nik / Wy​daw​nic​two W.A.B. i Mi​chał Na​ko​necz​ny / Vir​tu​alo Sp. z o.o.