Kurs językoznawstwa ogólnego [3 ed.] 9788301137731

Ferdinand de Saussure (1857-1913), językoznawca szwajcarski. Profesor uniwersytetów w Paryżu i Genewie. Prekursor strukt

732 82 13MB

Polish Pages 279 [280] Year 2007

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD FILE

Polecaj historie

Kurs językoznawstwa ogólnego [3 ed.]
 9788301137731

Table of contents :
WPROWADZENIE (napisał Kazimierz Polański) 5
PRZEDMOWA DO PIERWSZEGO WYDANIA 23
PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA ....................................................................... 26
PRZEDMOWA DO TRZECIEGO WYDANIA 26

WSTĘP

Rozdział pierwszy. RZUT OKA NA HISTORIĘ JĘZYKOZNAWSTWA ................ 27

Rozdział drugi. MATERIAŁ I ZADANIA JĘZYKOZNAWSTWA; JEGO ZWIĄZKI
Z NAUKAMI POKREWNYMI ....................................................................................... 33

Rozdział trzeci. PRZEDMIOT JĘZYKOZNAWSTWA ..................................................... 35
§ 1. Język; jego definicja ....................................................................................................... 35
§ 2. Miejsce języka wśród faktów mowy ........................................................................ 38
§ 3. Miej sce języka wśród faktów społecznych. Semiologia ............................... 43

Rozdział czwarty. JĘZYKOZNAWSTWO JĘZYKA I JĘZYKOZNAWSTWO MÓWIENIA
...................................................................................................................................... 46

Rozdział piąty. ELEMENTY WEWNĘTRZNE I ELEMENTY ZEWNĘTRZNE
JĘZYKA ...................................................................................................................................... 48

Rozdział szósty. PRZEDSTAWIENIE JĘZYKA W PIŚMIE ........................................ 51
§ 1. Konieczność badań nad tym przedmiotem ........................................................... 51
§ 2. Prestiż pisma. Przyczyny jego przewagi nad formą mówioną ....................... 51
§ 3. Systemy pisma ................................................................................................................ 53
§ 4. Przyczyny rozbieżności między pisownią a wymową ......................................... 54
§ 5. Skutki tej rozbieżności ................................................................................................. 55

Rozdział siódmy. FONOLOGIA .................................................................................................... 59
§ 1. Definicja ............................................................................................................................. 59
§ 2. Pismo fonologiczne ....................................................................................................... 60
§ 3. Krytyka świadectwa pisma ........................................................................... 61

DODATEK. ZASADY FONOLOGII

Rozdział pierwszy. GATUNKI FONOLOGICZNE .............................................................. 65
§ 1. Definicja fonemu ............................................................................................................. 65
§ 2. Aparat głosowy i jego funkcjonowanie .................................................................. 68
S 3. Podział dźwięków według ich artykulacji ustnej ............................................ 70

Rozdział drugi. FONEM W CIĄGU MOWNYM .................................................................. 75
§ 1. Konieczność badania dźwięków w ciągu mownym ......................................... 75
§ 2. Implozja i eksplozja ....................................................................................................... 77
§ 3. Różne kombinacje eksplozji i implozji w ciągu ............................................... 79
§ 4. Granica sylaby i punkt wokaliczny ........................................................................ 82
§ 5. Krytyka rozmaitych teorii granicy sylaby ............................................................ 83
§ 6. Czas trwania implozji i eksplozji ........................................................................... 84
§ 7. Fonemy o czwartym stopniu otwarcia. Dyftong. Zagadnienia pisowni 85

CZĘŚĆ I. ZASADY OGÓLNE

Rozdział pierwszy. ISTOTA ZNAKI’ JĘZYKOWEGO ..................................................... 89
§ 1. Znak, signifié, signifiant .............................................................................................. 89
§ 2. Pierwsza zasada: dowolność znaku ........................................................................ 91
§ 3. Druga zasada: linearny charakter signifiant ..................................................... 93

Rozdział drugi. NIEZMIENNOŚĆ I ZMIENNOŚĆ ZNAKI' ......................................... 95
§ 1. Niezmienność .................................................................................................................. 95
§ 2. Zmienność ........................................................................................................................... 98

Rozdział trzeci. JĘZYKOZNAWSTWO STATYCZNE 1 JĘZYKOZNAWSTWO
EWOLUCYJNE .......................................................................................................................... 103
§ 1. Wewnętrzna dwoistość wszystkich nauk operujących wartościami .... 103
§ 2. Wewnętrzna dwoistość a historia językoznawstwa ............................................. 105
§ 3. Wewnętrzna dwoistość ukazana na przykładach .......................................... 107
§ 4. Różnica między dwoma porządkami objaśniona za pomocą porównań 111
S 5. Dwa językoznawstwa przeciwstawne w swych metodach i zasadach 113
§ (i. Prawo synchroniczne i prawo diachroniczne .................................................... 115
§ 7. Czy istnieje punkt widzenia panchroniczny? .................................................... 118
§ 8. Skutki pomieszania porządku synchronicznego z diachronicznyin .... 119
§ 9. Wnioski ................................................................................................................................ 121

CZĘŚĆ II. JĘZYKOZNAWSTWO SYNCHRONICZNE

Rozdział pierwszy. ZAGADNIENIA OGÓLNE 123

Rozdział drugi. KONKRETNE BYTY JĘZYKA .................................................................. 125
§ 1. Byty i jednostki. Definicje ........................................................................................... 125
§ 2. Metoda delimitacji .......................................................................................................... 127
§ 3. Praktyczne trudności delimitacji .............................................................................. 128
§ 4. Wnioski ................................................................................................................................ 129

Rozdział trzeci. TOŻSAMOŚCI, RZECZYWISTOŚCI. WARTOŚCI 131

Rozdział czwarty. WARTOŚĆ JĘZYKOWA ........................................................................... 135
§ 1. Język jako myśl ukształtowana w materiale dźwiękowym .......................... 135
§ 2. Wartość językowa rozważana w aspekcie pojęciowym ................................... 138
§ 3. Wartość językowa rozważana w aspekcie materialnym ................................ 141
§ 4. Znak rozpatrywany jako całość ........................................................... 143

Rozdział piąty. ZWIĄZKI SYNTAGMATYCZNE I ZWIĄZKI ASOCJACYJNE . 147
§ 1. Definicje ............................................................................................................................ 147
§ 2. Związki syntagmatyczne ............................................................................................. 148
§ 3. Związki asocjacyjne ...................................................................................................... 150

Rozdział szósty. MECHANIZM JĘZYKA .............................................................................. 153
§ I. Współzależności syntagmatyczne ........................................................................... 153
§ 2. Równoczesne funkcjonowanie obu rodzajów ugrupowań ............................ 154
§ 3. Dowolność absolutna i dowolność względna ..................................................... 157

Rozdział siódmy. GRAMATYKA I JEJ PODZIAŁY ........................................................ Kil
§ 1. Definicja; podziały tradycyjne .................................................................................... Kil
§ 2. Podziały racjonalne ....................................................................................................... 163

Rozdział ósmy. ROLA BYTÓW ABSTRAKCYJNYCH W GRAMATYCE ............. 164

CZĘŚĆ III. JĘZYKOZNAWSTWO DIACHRONICZNE

Rozdział pierwszy. ZAGADNIENIA OGÓLNE ..................................................................... 167

Rozdział drugi. ZMIANY FONETYCZNE .............................................................................. 171
§ 1. leli bezwzględna regularność .................................................................................... 171
§ 2. Warunki zmian fonetycznych .................................................................................... 172
§ 3. Uwagi melodyczne .......................................................................................................... 173
§ 4. Przyczyny zmian fonetycznych ................................................................................. 174
§ 5. Działanie zmian fonetycznych jest nieograniczone ......................................... 179

Rozdział trzeci. GRAMATYCZNE NASTĘPSTWA EWOLUCJI FONETYCZNEJ 181
§ 1. Zerwanie więzi gramatycznej .................................................................................... 181
§ 2. Zatarcie się kompozycji wyrazów ........................................................................... 182
§ 3. Nie istnieją dublety fonetyczne .............................................................................. 183
§ 4. Alternacja .......................................................................................................................... 184
§ 5. Prawa alternacji ............................................................................................................. 186
§ 6. Alternacja i więź gramatyczna ................................................................................. 188

Rozdział czwarty. ANALOGIA .................................................................................................... 189
§ 1. Definicja i przykłady .................................................................................................... 189
S 2. Zjawiska analogiczne nie są zmianami .............................................................. 191
§ 3. Analogia jako zasada kreacji językowych ........................................................... 192

Rozdział piąty. ANALOGIA I EWOLUCJA ........................................................................... 196
§ 1. W jaki sposób innowacja analogiczna wchodzi do języka ......................... 196
S 2. Innowacje analogiczne jako przejawy zmian interpret acyjnych ................ 197
§ 3. Analogia podstawą odnowienia i zachowania ..................................................... 199

Rozdział szósty. ETYMOLOGIA LUDOWA 202

Rozdział siódmy. AGLUTYNACJA ............................................................................................. 205
§ 1. Definicja ............................................................................................................................. 205
§ 2. Aglutynacja i analogia ................................................................................................. 206

Rozdział ósmy. JEDNOSTKI, TOŻSAMOŚCI I RZECZYWISTOŚCI DIACHRON1CZNE
...................................................................................................................................... 208

DODATKI

A. Analiza subiektywna i analiza obiektywna 212

B. Analiza subiektywna i określanie jednostek podrzędnych ......................................... 213

C. Etymologia ......................................................................................................................................... 217
279

CZĘŚĆ IV. JĘZYKOZNAWSTWO GEOGRAFICZNE

Rozdział pierwszy. O RÓŻNORODNOŚCI JĘZYKÓW ..................................................... 219

Rozdział drugi. CZYNNIKI KOMPLIKUJĄCE RÓŻNORODNOŚĆ GEOGRAFICZNĄ
...................................................................................................................................... 222
§ 1. Współistnienie kilku języków w tym samym punkcie .................................. 222
§ 2. Język literacki a język miejscowy ........................................................................... 223

Rozdział trzeci. PRZYCZYNY RÓŻNORODNOŚCI GEOGRAFICZNEJ ................ 225
§ 1. Zasadnicza przyczyna: czas ....................................................................................... 225
§ 2. Działanie czasu na terytorium ciągłym .............................................................. 220
§ 3. Dialekty nie mają granic naturalnych .................................................................. 228
§ 4. Języki nie maju granie naturalnych ........................................................................ 230

Rozdział czwarty. ROZCHODZENIE SIĘ FAL JĘZYKOWYCH ............................... 233
§ l.Siła intercourse’u i duch zaścianka ........................................................................ 233
§ 2. Obie siły sprowadzone do jednej zasady .............................................................. 235
§ 3. Zróżnicowanie językowe na terytoriach oddalonych od siebie ................... 23C!

CZĘŚĆ V. ZAGADNIENIA JĘZYKOZNAWSTWA
RETROSPEKTYWNEGO. WNIOSKI

Rozdział pierwszy. DWIE PERSPEKTYWY JĘZYKOZNAWSTWA DIACHRONICZNEGO
...................................................................................................................................... 239

Rozdział drugi. NAJSTARSZY JĘZYK A PROTOTYP .................................................. 242

Rozdział trzeci. REKONSTRUKCJE ........................................................................................ 245
§ 1. leli istota i cel ................................................................................................................. 245
§ 2. Stopień pewności rekonstrukcji .............................................................................. 247

Rozdział czwarty. ŚWIADECTWO JĘZYKA W ANTROPOLOGII I PREHISTORII
......................................................................................................................................... 249
§ 1. Język i rasa ....................................................................................................................... 249
§ 2. Etnizm ................................................................................................................................ 250
§ 3. Paleontologia językoznawcza .................................................................................... 250
§ 4. Typ językowy i mentalność grupy społecznej ..................................................... 253

Rozdział piąty. RODZINY JĘZYKÓW I TYPY JĘZYKOWE 255

INDEKS (oprać. Rajmund Rzesoś) 259

Citation preview

KURS JĘZYKOZNAWSTWA OGÓLNEGO

Ferdinand de Saussure

Ferdinand de Saussure

KURS JĘZYKOZNAWSTWA OGÓLNEGO Przekład KRYSTYNA KASPRZYK

Wstęp i przypisy KAZIMIERZ POLAŃSKI

Warszawa 2007 Wydawnictwo Naukowe PWN

Dane oryginału: Cours de linguistique générale

Publié par Charles Bally et Albert Sechehaye avec la colaboration de Albert Riedlinger Copyright © 1916, 1972, 1985, 1995 by Editions Payot & Rivages

OKŁADKA 1 STRONY TYTUŁOWE

ZENON JANUSZEWSKI REDAKTOR

JANINA ZONDEK

Copyright © for the Polish édition by Państwowe Wydawnictwo Naukowe Warszawa 1991

ISBN 978-83-01-13773-1

Wydawnictwo Naukowe PWN SA 00-251 Warszawa, ul. Miodowa 10 tel.022 69 54 321 faks 022 69 54 031 e-mail: [email protected] www.pwn.pl

Wydawnictwo Naukowe PWN SA Wydanie trzecie - 1 dodruk Arkuszy drukarskich 175 Skład i łamanie: Grafini, Brwinów Druk ukończono w październiku 2007 r. Druk i oprawa: Drukarnia Cyfrowa Wers Design, Bydgoszcz

WPROWADZENIE

Ferdinand de Saussure urodził się w Genewie 26 listopada 1857 r. w rodzinie pochodzenia francuskiego, która opuściła rodzinny kraj, uciekając przed prześladowaniami religijnymi w okresie reformacji. Zainteresowania języko­ znawcze zaczął zdradzać bardzo wcześnie. Już w szkole średniej, ucząc się greki, na trzy lata przed Karlem Brugmannem, tj. w r. 1873, odkrył w tym języku kontynuant praindoeiuopejskiego sonantu nosowego'. Wpływ na jego zainteresowania zagadnieniami lingwistycznymi miał indoeuropeista szwaj­ carski Adolphe Pictet (1799-1875), z którym spotykał się w czasie wakacji spędzanych we wsi Malagny pod Genewą. W 1875 r. zapisuje się na studia fizyczne i chemiczne w Genewie. Będąc studentem Uniwersytetu Genewskiego, uczęszcza także na wykłady z filozofii, historii sztuki, gramatyki języka greckiego i łacińskiego. W tym czasie coraz głośniejsza w Europie stawała się szkoła językoznawcza niemiecka z głównym ośrodkiem w Lipsku, której twórcy i zwolennicy nazwali się „młodogramatykami” (po niemiecku „Junggrammatiker”). Interesując się przede wszystkim językoznawstwem, tam udaje się de Saussure, aby w głównym ośrodku szkoły młodogramatycznej studiować językoznawstwo indoeuropejskie u takich uczo­ nych, jak Heinrich Hübschmann (język staroperski), Ernst Windiscli (język staroirlandzki), August Leskien (język litewski i staro-cerkiewno-słowiański), Wilhelm Bramie (historia języka niemieckiego), Georg Curtius (seminaria indoemopeistyczne). Niemal od samego początku swoich studiów współpracuje z Paryskim Towarzystwem Językoznawczym (Société de linguistique de Paris), dla którego pisuje rozprawki i komunikaty. Jedna z tych rozprawek dotyczy samogłoski a w języku praindoeuropejskim i dowodzi jego zaintere­ sowań zagadnieniami wokaliznm indoeuropejskiego. Od lipca 1878 r. do końca r. 1879 przebywa w Berlinie, studiując sanskryt u Hermanna Oldenberga i języki celtyckie u Heinricha Zimmera. W grudniu 1878 r. (miał wtedy 21 lat!) wychodzi diukiem jego praca, która od razu zdobywa mu nazwisko w międzynarodowym świecie lingwistycznym. Jest to 1 Do odkrycia lego kontynuanta doprowadziło de Sanssnre’a porównanie fonii greckich lypn TCTdy|ic9a 1. os. plur. perl', pass.: TCTaxarai 3. os. piar, perl', pass, z formami regularnymi (ypn ;tcnai5cópc9a : Ttcrtaiöcuvuai. Z porównania (ego wynika, że a przed końcówką -rat w TCTÓxaTCtl pochodzi z * n.

5

rozprawa o systemie samogłoskowym w języku praindoeuropej skiin (Mémoire sur le système primitif des voyelles dans les langues indo-européennes). Wartość tej pracy polega nie tylko na tym, że stanowi ona istotne osiągnięcie w dziedzinie studiów nad wokalizmem indoenropejskini, lecz także na tym, co wnosi do metodologii badań lingwistycznych. Znajdujemy w niej bowiem już pieiwsze zarysy teorii de Saussme'a, przede wszystkim koncepcję relacyjno-opozycyjnej natury jednostek językowy ch oraz pojęcie języka jako systemu. Młodzieńcza praca de Saussurea została bardzo przychylnie zrecenzowana przez znako­ mitego romanistę i fonetyka francuskiego, profesora Collège de France, Louisa Haveta, a także przez polskiego lingwistę, współzałożyciela szkoły kazańskiej, Mikołaja Kruszewskiego ’. Pracą doktorską de Saussure a była rozprawa poświęcona składni genetiwu absolutu w sanskrycie (De l'emploi du génitif absolu en sanserit, Genève 1881). W 1880 r. de Saussure spędza kilka miesięcy na Litwie, ażeby na miejscu zapoznać się z językiem litewskim. W jesieni tegoż roku udaje się do Paryża, gdzie uczęszcza na wykłady takich uczonych, jak Michel Bréal, Arsène Darmesteter, Louis Havet, Abel Bergaigne i bierze udział w posiedzeniach Paryskiego Towarzystwa Językoznawczego. Na nich spotyka się także z języko­ znawcami zagranicznymi, m.in. z polskim lingwistą Janem Baudouinem de Courtenay, który zapoznaje go również z pracami Kruszewskiego. W 1881 r. dzięki poparciu Bréala zostaje wykładowcą języka gockiego i staro-wysoko-niemieckiego w Ecole Pratique des Hautes Études w Paryżu. W późniejszych latach wykłada tam także grekę, łacinę, litewski. Wykłady de Saussme'a w Paryżu cieszyły się wielką popularnością, a wśród studentów, którzy na nie chodzili, było także sporo przyszłych wybitnych lingwistów: Antonie Meillet, Paul Passy, Maurice Grammont i in. W wiele lat później, po ukazaniu się (hukiem Kursu językoznawstwa ogólnego de Saussure a Meillet w swojej recenzji z Kursu napisze, że de Saussure .już wówczas wykazywał zainteresowania ogólnojęzykoznawcze. W 1891 r. przenosi się do Genewy, gdzie zostaje profesorem sanskrytu i językoznawstwa indoeuropejskiego, a równocześnie pełni obowiązki dyrektora Wydziału Humanistycznego (Faculté des lettres et sciences sociales). Od 1899 r. wykłada również fonologię języka francuskiego, od 1900 — wersyfikację francuską. W 1906 r. po przejściu prof. Josepha Wertheimera1 na emerytiuę obejmuje po nim wykłady z językoznawstwa ogólnego, ale w dalszym ciągu prowadzi zajęcia z sanskrytu, greki, łaciny, języków germańskich, fonologii i wersyfikacji francuskiej. Zajęcia z sanskrytu prowadził przez dwadzieścia jeden lat aż do swojej śmierci. Dla dziejów lingwistyki najważniejsze miały się okazać jego wykłady z językoznawstwa ogólnego, z których zdążył odbyć tylko trzy kursy. Kurs pierwszy był najkrótszy, bo obejmował tylko drugi23 2 L. Havel, ree. z Mémoire sur le système primitif des voyelles indoeuropée nues. .Journal de Genève 1879; M. Kruszewski, Novejšija ollrrylija r oblasti ario-evropejsleogo rokalizma. Husskij Filologiëeskij Vestnik 4, 1880, s. 33-45. 3 Zob. niżej przyp. 2 nu s. 23.

6

semestr 1906-1907 r. Każdy z dwóch następnych kursów odbywał się już przez cały rok akademicki: kurs drugi w 1908-1909 r., kurs trzeci w 1910-1911 r. W 1912 r. de Saussure zaczął poważnie chorować, zmarł 22 lutego 1913 r. W chwili śmierci de Saussure znany był w świecie lingwistycznym poza Genewą przede wszystkim jako indoeiu opeista. Wilhelm Streitberg w nekrologu zamieszczonym w lndogermanisclies Jalirbuch II, 1915, 203-213, podkreślał, że de Saussure pozostanie w pamięci potomnych jako autor Mémoire sur le système primitif des loyelles dans les langues indo-européennes. Po wyjeżdzie z Niemiec de Saussure publikował coraz mniej. W okresie paryskim ukazało się trochę jego artykułów i kommiikatów; po przeniesieniu do Genewy jego publikacje ukazywały się już tylko wyjątkowo. Meillet w nekrologu po śmierci swojego profesora fakt ten tłmnaczy dwoma czynnikami: nowymi zainteresowaniami, niezupełnie związanymi z językoznawstwem, przede wszyst­ kim zaś studiami nad Pieśnią o Nibelnnyach (Nibelnnyenlied) oraz pewnego rodzaju manią perfekcjonistyczną, która go w tym okresie opanowała4. Jednakże, choć głównym dziełem, które de Saussure umierając pozostawił po sobie, była rzeczywiście książka wymieniona przez Streitberga, nie ona miała w przyszłości rozsławić jego nazwisko w świecie nauki. Nie minęło bowiem od tego czasu więcej niż kilkanaście lat, a sława de Saussure’a zaczęła szybko rosnąć przede wszystkim dzięki jego wykładom z językoznaw­ stwa ogólnego na Uniwersytecie Genewskim, które na podstawie notatek student ów opublikowano w formie książkowej pt. Cours de linynistiqne (jenerale. Pomysł opracowania i wy dania tej książki przyszedł do głowy genewskim kolegom de Saussure’a, Charlesowi Bally’emu i Albertowi Sechehaye’mu. Sam de Saussure nie miał zamiaru pisać tej książki i nie tylko nie pozostawił po sobie ze swoich wykładów systematycznych notatek, ale nawet ich planu. W jego biurku znaleziono po jego śmierci jedynie około 130 kartek z rozmaitymi notatkami oraz trzy niezupełnie zapisane zeszyty zawierające różne uwagi o językoznawstwie ogólnym, czynione w różnym czasie, często bez związku z wykładami. Obecnie znajdują się w bibliotece Uniwersytetu Genewskiego. Notatek tych w żadnym wypadku nie można uważać za szkic do przygoto­ wywanej książki. Sami Bally i Secliehaye, którzy podjęli się redakcji Kursu, studentami de Saussure a nie byli i na jego wykłady nie chodzili. Znali de Saussiue a jednak przez wiele lat osobiście i jego poglądy lingwistyczne zapewne nie były im obce. Współpracował z nimi Albert Riedlinger, który był jednym ze studentów uczęszczających na wykłady de Saussure’a z językoznawstwa ogólnego. Na wykłady te uczęszczała także żona Sechehaye’go. Jak ustalił w r. 1949 Leopold Gautier5, na wszystkie trzy kursy de Saussure’a zapisało się łącznie około 30 studentów: 6 na pierwszy, 11 na drugi i 12 na trzeci. ' A. Meillet, Ferdinand de Saussure |nekrolog|. Bulletin de la Société de Linguistique de Paris 18, 1913. 5 Cytuję za Cours de linguistique générale, édition critique préparée par Tullio de Mauro. Payot. Paris 1980, s. 353.

7

Redaktorzy zebrawszy dziewięć kompletów notatek zrezygnowali z dalszych poszukiwań. AA’ ten sposób pominęli notatki Eugenio Constantina, które odnaleziono i opublikowano dopiero w latach pięćdziesiątych11. Notatki Con­ stantina okazały się najbardziej dokładne i szczegółowe ze wszystkich. Odnoszą się do drugiego (306 stron) i trzeciego (407 stron) kursu. Podstawą dla Bally ego i Sechehaye’go były głównie notatki Riedlingera (z kursu pierwszego i drugiego) oraz George’a Degalliera (z kursu trzeciego). Redaktorzy stanęli przed niełatwym zadaniem. Do wyboru mieli trzy rozwiązania: mogli bądź wy dać wszystkie trzy kursy wiernie według notatek studenckich, bądź wybrać kurs trzeci jako ostatni i tym samym reprezentujący najbardziej dopracowaną koncepcję de Saussurea, bądź wreszcie pokusić się o rekonstrukcję teorii de Saussure a na podstawie notatek ze wszystkich trzech kmsów. Zdecydowali się na trzecie wyjście. AA' tej sytuacji nie zawsze jest rzeczą łatwą ustalić, w jakim zakresie Kurs oddaje własne koncepcje de Saussurea. AA’ latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych po drugiej wojnie światowej wydano w wiernej postaci wszystkie dostępne materiały rękopiś­ mienne wiąźące się z de Saussureem, a mianowicie notatki studenckie z wykładów (także takie, które nie zostały uwzględnione przez redaktorów Kursu, przede wszy stkim notatki Constantina), zapiski samego de Saussure a, jego korespondencję6 7. AA ynika z nich, że zmiany, traktowane przez wydawców Kursu jako redakcyjne, deformowały niejednokrotnie myśl de Saussure a. Szczególnie wiele w tym zakresie zawdzięczamy drobiazgowym badaniom Roberta Godela i Rudolfa Englera8. AAT świetle tych badań okazuje się, że poglądy de Saussurea były na ogół bardziej umiarkowane, nmiej skrajne, aniżeliby to wynikało z tekstu Kursu. Przynajmniej niektóre niejasności i niekonsekwencje, które w Kursie znajdujemy, oraz niektóre z kontrowersji, jakie się wywiązały wokół interpretacji de Saussure'a, mogą mieć swoje źródła w tego rodzaju zniekształceniach. Pieiwsze wydanie Kursu ukazało się diukiem w r. 1916. AA ydanie drugie wyszło z pewnymi poprawkami w r. 1922. Prawie w niezmienionej postaci w stosunku do wydania długiego opublikowano Kurs po raz trzeci w r. 1931. Następne wydania powtarzano już bez wprowadzania zmian (1949, 1955, 1962 itd.). Przekłady Kursu na inne języki zaczynają się ukazyw ać od 1928 r. Pierwszym był przekład japoński H. Kobayashiego (Genyoyaku ijenrim, Tokyo 1928). AAwszedł w czterech wydaniach (ostatnie w 1950 r.). AA’ 1931 r. wychodzi przekład niemiecki H. Lommela (Gruiulfrayeii der 6 R. Godeł. Nmi reaur dwu men Is saiissuriens. Les cahiers E. Constantin. Cahiers Ferdinand de Saussure 16. 1958-1959, s. 23-32. 7 R. Godel, Noies inédites de Ferdinand de Saussure. Cahiers Ferdinand de Saussure 12. 1954, s. 49-71. K R. Godel, 1rs sources manuscrites du „Cours de linguistique générale'' de Ferdinand de Saussure, Genève—Paris 1957, przedruk w 1969. Jeśli chodzi o R. Englera, zob. niżej, s. 9, oraz przyj). 1 na s. 23.

8

allyemeinen SprachWissenschaft, Berlin-Leipzig, z przedmową tłumacza). W 1967 r. ukazuje się jego drugie wydanie z posłowiem P. von Polilenza. Na język rosyjski Kurs został przełożony przez A. M. Suchotina i wydany wraz z komentarzami R.O. Szor i wstępem D. N. Wwiedenskiego w 1933 r. (Kars obszczej linywistyki, Moskwa). W 1977 r. tenże sam przekład w poprawionej formie ukazuje się w zbiorze prac de Saussiu’e’a wy danym pod redakcją A. A. Chołodowicza (Ferdinand de Sossiur, Trudy po jazykoznaniju, Moskwa) i za­ wierającym m.in. także przekład Mémoire. Wydanie zaopatrzono w obszerny wstęp redaktora. Na język hiszpański przetłumaczył Kurs Amado Alonso i wydał wraz ze swoim wstępem w 1945 r. (Curso de linyiiistica yene rai, Buenos Aires). Przekład ten miał szereg wydań. W 1959 r. wy chodzi przekład angielski W. Baskina ze wstępem i komen­ tarzami tłumacza (('ourse in General Linyuistics, New York-Toronto-London). AV 1983 r. wydano Kurs po angielsku w nowym tłumaczeniu dokonanym przez R. Harrisa i wraz z jego komentarzami (('ourse in General Iwny uist ics, London). Na język polski Kurs został przetłumaczony przez Krystynę Kasprzyk i wydany ze wstępem Witolda Doroszewskiego w 1961 r. (Kurs językoznawstwa oyólneyo, Warszawa). W 1967 r. wychodzi przekład włoski Kursu opracowany przez Tidlia de Mauro (('orso di linyiiistica yene rale, Bari). Wydanie włoskie różni od wszystkich innych to, że zostało zaopatrzone w niezwykle obszerne komentarze i wstęp tłumacza (łącznie ok. 200 stron). "Wstęp i komentarze T. de Mauro zostały następnie przetłumaczone przez L.-J. Calveta na język francuski i dołączone do krytycznego wydania francuskiego, które idiazało się w kilku nakładach, począwszy od 1967 r. (('ours de linyuistiyue yénérale, édition critique préparée par Tullio de Mauro. Zob. też przyp. 1 na s. 23 w niniejszym wydaniu). W tymże 1967 r. Kurs wydany został w przekładzie E. Lórinczy'ego na język węgierski (llerezetés az általános nyelvészetbe, Budapest). W 1969 r. wychodzi przekład serbsko-chorwacki O. Marica (Opśta liny r ist ika, Beograd). Wreszcie w 1970 r. ukazuje się Kurs w przekładzie A. Löfkvista na język szwedzki ze wstępem B. Malmberga (Kurs i a lima n linyristik, Staffanstorp). Na szczególną uwagę zasługuje krytyczne wydanie Kursu opracowane przez R. Engiera (w dwóch tomach, czterech woluminach, 1967-1974, Wies­ baden). W swoim wydaniu Engler nie ogranicza się do przedruku tekstu Kursu z wydania Ch. Bally’ego i A. Secheliayego, lecz zamieszcza w nim także wszystkie znane dziś materiały źródłowe, które odnoszą się do Kursu, tzn. notatki studentów oraz notatki własne de Saussme a pozostające w ja­ kimś związku z Kursem (o sposobie odsyłania do tego wydania zob. przyp. 1 na s. 23 w niniejszym wydaniu). Inne prace de Saussure a zostały zebrane i wydane po śmierci uczonego w tomie pt. Recueil des publications scicntifiyues de Ferdinand de Saussure (1922). Kurs językozna wstwa oyólneyo de Saussure’« jest powszechnie uważany za punkt wyjścia większości podstawowych twierdzeń cechujących językoznawstwo

9

współczesne. Miejsce de Saussurea w językoznawstwie współczesnym ugnuitowali strukturaliści, którzy uznali go za ojca tego kierunku, chociaż W. K. Percival" słusznie zwraca uwagę na fakt, że początki strukturalizmu poprze­ dzają pojawienie się drukiem Kursu. Kiedy jednak ustaliła się opinia o de Saussiuze jako teoretyku językoznawstwa, jego dzieło zaczęto wywierać znaczący wpływ na poglądy lingwistyczne strukturalistów, którzy niejedno­ krotnie dostosowywali swoje koncepcje do nauki płynącej z Kursu. Wielkie znaczenie de Saussure'a dla rozwoju nauki o języku wiąże się przede wszystkim z faktem, że przeciwstawił on językoznawstwu dziewięt­ nastowiecznemu, opanowanemu prawie wyłącznie przez problematykę historyczno-porównawczą, własną koncepcję językoznawstwa, w której centralne miejsce wyznaczył zagadnieniom synchronicznym, i uczynił to w tak przeko­ nujący sposób, iż w językoznawstwie XX w. zdecydowanie przeważają badania o charakterze synchronicznym. Przeprowadzając rozróżnienie między synclironią a diachronią, nie przeciwstawiał aspektu synchronicznego i diachronicznego w samym języku, lecz miał na myśli dwa piuikty widzenia na język. Nadrzędną rolę przypisywał synchronii ze względu na fiuikcjonalny charakter języka: danym językiem można się posługiwać doskonale, nie znając jego poprzednich stadiów rozwojowych. Takie stanowisko wynikało z założeń ogólnometodologicznycli przyjętych przez de Saussiuea w stosiuiku do nauki o języku, który traktował jako zjawisko społeczne. Pod tym względem można porównać de Saussure a z Signnuidem Freudem, uważanym za twórcę nowoczesnej psychologii, i Emilem Durkheimem, twórcą socjologii. Ci trzej uczeni zrewolucjonizowali nauki społeczne, stwarzając dla nich nowy kontekst epistetnologiczny, tzn. określając w nowy, odmienny sposób przedmiot ich badań i proponując nową metodę wyjaśniania* 10. Nauka XIX-wieczna skłonna była traktować społeczeństwo jako zjawisko pochodne w stosiuiku do innych zjawisk. Można tu wyróżnić dwa stanowiska. Pozytywiści widzieli w społeczeństwie tylko sumę jednostek ludzkich, tzn. rezultat odczuć tych jednostek, idealiści natomiast takie instytucje społeczne, jak zwyczaje, prawo, państwo interpretowali w kategoriach wytworu umysłów jednostek ludzkich, a zatem także jako zjawiska wtórne. Przeciwko takiemu stanowisku wystąpili Freud, Durkheim i de Saussure, którzy twierdzili, że dla ludzi społeczeństwo nie jest tylko sumą działalności jednostek ani wytworem ich umysłów, lecz rzeczywistością prymarną. Uprosz­ czeniem jest teza, że ludzie żyją tylko w świecie przedmiotów i czynności fizy cznych, albowiem przedmioty i czynności, wśród który ch ludzie żyją, mają znaczenia i tych znaczeń nie można uważać za siunę subiektywny ch percepcji, lecz za wytwór społeczeństwa. Tymi samym badania nad nimi muszą być 11 Zoli. W. K. Percival, ree. książki E. F. K. Koniem Ferdinand de Saussure: Origin and Derelopinenl of His Linguistic Thought in Western Studies of language. .4 Contribution to the History and Theory of Linguistics, Scliriften zur Linguist ik 7, Braunschweig 1973, Language 53. nr 2, 1977, s. 393. 10 Zoll. .1, Culler, Ferdinand de Saussure. Revised ed.. Ithaca, New York, 1986, s. 85-94.

10

prowadzone w kategoriach społecznych. Nie można opisywać zachowań ludzkich wyłącznie jako czynności fizycznych bez uwzględnienia społecznych konwencji, które im nadają sens. Wyjaśnić zachowanie jednostki ludzkiej to znaczy odnieść je do leżącego u jego podstaw systemu norm społecznych. Dla takiego wyjaśnienia istotne są miejsce i funkcja danego zjawiska w systemie, nie zaś jego historia. Przykładem mogą być ang. foot 'stopa’ i feet 'stopy’ (l.mn.), które kilkakrotnie pojawiają się w tekście Kursu. Opozycja między liczbą pojedynczą a mnogą polega dziś na różnicy w samogłoskach. Ta różnica jest wynikiem procesu historycznego, który jednak jest nieistotny dla funkcjono­ wania tych form w dzisiejszej angielszczyżnie. W przeciw ieństwie do językoznaw stwa w. XIX i przełomu w. XIX i XX, które — może nie zawsze całkowicie słusznie — określa się jako atomistyczne, ponieważ przypisuje się mu zajmowanie się oddzielnie rozwojem historycznym poszczególnych elementów języka, de Saussure kładzie nacisk na konieczność systemowego traktowania języka. Zdaniem de Saussure a właśnie język jako system ma być przedmiotem badań ściśle językoznawczych, które nazywa językoznawstwem wewnętrznym. De Saussure zwraca uwagę na fakt, że w mowie występują różne aspekty: fizyczno-akustyczny, psychologiczny, fi­ zjologiczny, które można badać z punktu widzenia różnych dyscyplin, ale tylko badanie języka jako systemu może uczynić z językoznawstwa naukę autonomiczną. Do koncepcji języka jako systemu przywiązuje de Saussure wielką wagę i na jego wzór chce budować teorię języka. W czasie jednej z rozmów7 z Riedlingerem tak to ujmuje: „Język jest zwartym systemem i teoria powinna być systemem równie zwartym jak język” (cytuję według wydania de Mauro 1978, s. 354; przekład mój, K. P.). Podstawowym problemem dla de Saussure a była definicja języka, którą traktował jako odpowiedź na pytanie, w jaki sposób język względnie dialekt tkwi u podstawy zachowań mownych danej społeczności, tzn. konkretnych wypowiedzi jej członków. W obrębie zjawisk związanych z mową, które obejmuje ogólną nazwą „langage”, wyróżnia „langue” (= język) i „parole” (= mówienie). Do rozróżnienia tego przywiązuje wielką wagę, o czym może świadczyć m.in. zdanie, które wypowiedział w czasie jednej z rozmów z Albert em Riedlingerem (cytuję je we własnym przekładzie): „pierwsza prawda jest następująca: język jest różny od mówienia”11. Język (= langue) określa jako to, co jest wspólne dla całej społeczności językowej i tym samym niezależne od poszczególnych jej członków , choć jest zdeponow ane w umyśle każdego użytkownika języka. W notatkach Constantina znajdujemy następujący zapis z wykładu dotyczący tej kwestii: „Język jest dla nas produktem społecznym, którego istnienie pozwala jednostce korzystać z jej zdolności mówienia” (przekład mój, K. P.)* 1 11 Cytuję według de Mauro 1978. s. 459, przyp. 216. Zob. R. Engler. s. 31, k. 5, 158. O sposobie odsyłania do wydania Engłera zob. przyp. 1 na s. 23.

11

Język w tym ujęciu ma charakter nie tylko społeczny, ale i abstrakcyjny i przeciwstawia się mówieniu jako zjawisku jednostkowemu i konkretnemu,:1. Mówienie jest realizacją języka. Rozróżnienie między językiem a mówieniem nie jest jednak sprawą całkowicie jasną u de Saussure’a. Po pierwsze, w jego definicji języka występuje pewnego rodzaju sprzeczność, albowiem pojmowany jest on z jednej strony jako ponadindywidualny byt społeczny, z drugiej jednak strony jako w jakiś sposób istniejący („zdepono­ wany”) w umyśle każdego członka danej społeczności językowej. Po drugie, de Saussure skłonny był wykluczać z języka składnię, zaliczając do mówienia kombinacje, za pomocą których mówiący łączy elementy języka, aby wyrazić swoje myśli. Wykluczenie składni byłoby sprzeczne z pojęciem języka jako systemu, ponieważ system języka bez niej byłby niepełny. Poglądy de Saussure’a na miejsce składni w mowie nie były jednak do końca skrystalizowane i w trakcie precyzowania swoich koncepcji lingwistycznych de Saussure zdawał się ewoluować w kienmku uznania możliwości traktowania zdań jako realizacji syntaktycznycli schematów językowych (zob. przyp. 12 na s. 150). Przeprowadzając rozróżnienie między językiem a mówieniem, de Saussure postuluje zajęcie się przede wszystkim analizą tego pierwszego. Język dla niego jest systemem znaków. W znaku językowym widzi jedność strony oznaczającej (signifiant) i strony oznaczanej (signifié) (zob. przyp. 2 na s. 89). Język pojmuje de Saussure psychologicznie, albowiem w signifié chodzi o pojęcie (idée, concept), a w signifiant o wyobrażenie formy dźwiękowej (image acoustique) u. Tylko połączenie tych dwóch stron daje znak językowy, żadnej z nich wziętej oddzielnie nie można z nim identyfikować15. Niektórzy historycy myśli lingwistycznej Hi zwracają uwagę na zbieżność terminologiczną między Saussure’owskimi terminami „signifié” i „signifiant” a terminami „semainomenon” i „sëmainon”, którymi w podobnych znaczeniach posługiwali się stoicy w starożytnej Grecji. W. K. Percival jednak słusznie podkreśla, że paralelizm między ujęciem stoickim i ujęciem de Saussure’a nie jest pełny, albowiem u de Saussure’a brak pojęcia referenta czy też desygnatu, tzn. rzeczy w świecie pozajęzykowym, do której się znak odnosi. Stoicy w tym znaczeniu używali terminu „tynkhanon”17. Istotną cechą znaku jest jego arbitralny charakter, tzn. fakt, że związek między stroną oznaczaną a stroną oznaczającą nie jest natiualny i konieczny. Świadczy o tym to, iż podobne pojęcia łączone są w różnych językach z odmiennymi formami dźwiękowymi, np. pojęcie okna w językach polskim, francuskim, niemieckim i angielskim oddawane jest za pomocą form dźwięko-* 14 1:1 O problemach, jakie de Saussure owi nastręczała teza o abstrakcyjnym charakterze języka, zol), przyp. J 7 na s. 43. 14 Por. przyp. 15 na s. 42. 1,5 O nierozerwalności związku signifiant z signifié zob. s. 138. 10 H. Arens, Spmeiiirissenscliafl: der Gang Hirer Enlirieklung ron der Anlike bin zitr Gegenirart. Wyd. 2. Freiburg—München 1969, s. 18. 1T Zob. W. K. Percival, rec. pracy E.F. Koernera, Ferdinand de Saitxxitre..., jw., s. 384.

12

wych, które można by fonetycznie zapisać odpowiednio jako [ohio], [/>«c.7r], [fenstw], [windou], Nawet wyrazy dźwiękonaśladowcze oraz wykrzykniki typu poi. oj, ach, które pozostają w związku z tzw. ruchami ekspresywnymi człowieka, jak płacz, śmiech, westchnienie, są skonwencjonalizowane, a tylko icli piuikt wyjścia miał charakter niearbitralny. Dowodzi tego różna postać dźwiękowa wyrazów tego rodzaju w różnych językach, por. np. poi. kukułka, franc, coucou, ang. cuckoo, niem. Kuckuck; poi. ach, ang. oh (wymawiane [om]) itp. Kwestia ta, a także fakt, że w różnych językach występują różne, niekiedy bardzo odmienne dźwięki, jest raczej oczywista i wątpliwości nie nasuwa. Mniej oczywiste wydaje się natomiast to, iż także świat pojęć w poszczególnych językach jest arbitralny. De Saussure sporo uwagi poświęca krytyce poglądu na język jako na nomenklaturę, tzn. poglądu, jakoby zasób znaków językowych tworzył zbiór połączeń form dźwiękowych ze zbiorem uprzednio danych, niezależnych od języka pojęć. De Saussure pokazuje, że zasób pojęć jest tak samo związany z poszczególnym językiem jak zbiór form dźwiękowych. Innymi słowy, języki nie nazywają niezależnie od nich istniejących kategorii przed­ miotów czy pojęć, lecz każdy język artykułuje i organizuje świat odmiennie. Stąd bierze się dobrze znany tłumaczom i wszystkim uczącym się języków obcych fakt, że znaczenia wyrazów w poszczególnych językach nie pokrywają się. Problem arbitralności znaku językowego w ujęciu de Saussure a pozostaje w ścisłym związku z rozróżnieniem między synchronią a diachronią. Można się spotkać z twierdzeniem IN, że przeprowadzając ostre rozgraniczenie synchronii i diaclironii i przyznając pierw szeństwo badaniom synchronicznym nad językiem, de Saussure nie uwzględnił faktu, że język jest byłem histo­ rycznym, bytem w ciągłym rozwoju. Taki zarzut jest całkowicie nieuzasad­ niony”'. De Saussure rozgraniczenie to przeprowadził właśnie dlatego, że zdawał sobie sprawę z historycznego charakteru języka. Historyczny charakter języka wynika z arbitralności znaków językowych. Ponieważ nie ma związku naturalnego między signifiant i signifié, przeto zarówno strona dźwiękowa, jak znaczeniowa może podlegać daleko idącym zmianom. De Saussure do przykładów na takie zmiany wielokrotnie się odwołuje (np. franc, chaud wymawiane [.sv>] 'ciepły’ pochodzące z łac. calidum 'ts.’, franc, pas 'nie’ i 'krok’ wywodzące się z łac. passam 'krok'). Istotną rolę w koncepcji znaku językowego gra u de Saussiue a pojęcie w artości, które wynika z relacji znaku do innych znaków. Tradycyjnie definicje jednostek językowych formułowano bądź w kategoriach dźwiękowych (formal­ nych), bądź w kategoriach znaczeniowych, natomiast dla de Saussiue a podstawą definiowania jednostki językowej jest pojęcie relacji. De Saussure podkreśla, że żadnego faktu językowego nie da się zdefiniować w samym sobie. Skoro bowiem znak językowy ma charakter arbitralny, to jest bytem czysto relacyjnym i dlatego, aby zidentyfikować znaki, należy się uciec do Zol>. przyp. 5 nu s. 107. ,!' Zol». .1. Ciillcr. Ferdinand de Saussure, jw„ s. 45-57.

13

systemu relacji i różnic, które je tworzą. De Saussure zwraca uwagę na konieczność rozróżniania między rozmaitymi substancjami, w których znaki się przejawiają (np. dźwięki, litery), a formami, które je konstytuują. Język jako system znaków jest dla de Saussure’a zatem czystą formą, nie substancją. Znaki językowe pozostają do siebie w relacjach syntagmatycznych i aso­ cjacyjnych. Przez pierwsze rozumiał de Saussure stosunki, w jakich pozostaje dany znak językowy do swojego otoczenia poprzedzającego i następującego, przez drugie — związki między elementami w systemie. Na przykład w polskim zdaniu Janek ma dobrego nauczyciela matematyki znak (element, wyraz) nauczyciela pozostaje w stosunku syntagmatycznym do ma, dobrego, matematyki, natomiast w relacji asocjacyjnej do takich znaków jak nauczyć, uczyć itp. De Saussure postulował utworzenie ogólnej teorii znaków, której częścią byłoby językoznawstwo jako nauka o znakach językowych. Tę ogólną teorię znaków proponował nazwać „semiologią”. Z koncepcją nauki o znakach występował również amerykański filozof Charles Sanders Peirce (1839-1914), który tę naukę nazywał „semiotyką”. Jednakże w przeciwieństwie do de Saussure’a, kładącego nacisk na społeczną funkcję znaku, Peirce swoją uwagę skupia na jego funkcji logicznej. Warto tu zaznaczyć, że naukę o znakach na szerszą skalę zaczyna się realizować dopiero od niedawna i na jej oznaczenie używa się obu nazw, przy czym pierwszą (semiologią) posługują się głównie autorzy piszący po francusku, natomiast druga (semiotyka) przeważa w piś­ miennictwie języków innych niż francuski. De Saussure był wychowankiem szkoły lipskiej, młodogramatycznej, a tym­ czasem jego teoria stanowi reakcję na założenia teoretyczno-metodologiczne tej szkoły i próbę ich przezwyciężenia. Uczeni często zadawali i zadają sobie pytanie, jak i pod czyim wpływem kształtowały się tego rodzaju poglądy de Saussme’a. Tradycyjnie uważa się, że de Saussure nie miał poprzedników wśród językoznawców, i twierdzi, że on pierwszy przeprowadził rozróżnienie między językoznawstwem synchronicznym a diachronicznym, pierwszy zwrócił uwagę na systemowy charakter języka, pierwszy spojrzał na język z punktu widzenia semiotycznego, zrywając z poglądami młodogramatyków Podkreśla się natomiast jego związki z innymi dy scyplinami naukowymi, przede wszystkim z filozofią i socjologią. Ze względu na rolę, jaką w swojej teorii przypisuje społecznemu, ponadosobowemu charakterowi języka, źródeł inspiracji dla jego koncepcji szuka się często w doktrynie socjologicznej Durklieima (1858-1917)20 2I, mimo iż nazwisko tego uczonego nie pojawia się w Kursie. 20 Zob. W.K. Percival, op. cil., s. 393. 21 Pierwszy na paralelizmy między teorią de Saussure’a i teorią Durklieima zwrócił uwagę W. Doroszewski, Filozofia i socjologia Durklieima, Przegląd Filozoficzny XXXIII, 1930, z. 3; Sociologie cl linguistique, Durkheim et de Saussure, Actes du 2 * Congrès international de linguistes. Génère 2-1-29 août 1931, Paris 1933, s. 146-148; por. także F. P. Dinneen, An Introduction to General Linguistics, New York—Chicago 1967, s. 192-195; R. H. Robins. A Short History of Linguistics, Bloomington and London 1967, s. 200; B. Malmberg. Noire drogi ir językoznawstwie, Warszawa I960, s. 83; G. Helbig, Dzieje językozna test ira nowożytnego, Wroclaw 1982, s. 33; A. Heinz, Dzieje językoznawstwa u- zarysie. Warszawa 1978, s. 236;

14

Porównując koncepcje de Saussure’a z teorią Durklieima, o którym już wyżej była wzmianka, rzeczywiście zauważyć można wiele punktów zbieżnych. Oprócz tych, o których już była mowa, trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na fakt, że podobnie jak Dürkheim z socjologii, tak samo de Saussure z językoznawstwa stara się zrobić odrębną dyscyplinę naukową. Dürkheim podkreślał autonomię socjologii w stosmiku do etnografii i psychologii społecznej, de Saussure dostrzegał odrębność językoznawstwa przede wszystkim w sposobie określenia przedmiotu jego badań. Niewątpliwy paralelizm występuje między pojęciem faktu społecznego u Durklieima a pojęciem języka (langue) u de Saussure’a. Dürkheim zwracał uwagę na odrębność faktów społecznych od jednostkowych aktów psychologicznych, podkreślając zależność tych ostatnich od pierwszych, przy czym fakty społeczne traktował jako swoistego rodzaju przedmioty, wpływ zaś, jaki wywierają na jednostkę, tłumaczył jako wynik świadomości zbiorowej. De Saussure również podkreślał niezależność języka od jednostki, która, pozostając pod naciskiem zbiorowości, nie może go dowolnie zmieniać. Problem, jakiego rodzaju bytem jest język, za bardzo istotny uważał także de Saussure. Rozwiązanie, jakie proponował w tej kwestii, przypomina stanowisko Durkheima: języki można uważać za przedmioty, a mianowicie tego rodzaju przedmioty, jak systemy prawne, religie, zwyczaje i inne instytucje społeczne. I podobnie jak Dürkheim uważał, że fakty społeczne powinny być badane niezależnie od aktów indywidualnych, tak samo de Saussme akcentował konieczność odrębnego badania języka i mówienia. Niektóre twierdzenia de Saussure’a przypominają koncepcje niemieckiego filozofa i teoretyka języka Wilhelma von Humboldta (1768-1835), który m.in. podkreślał konieczność odróżniania analizy statycznej języka od jego analizy ewolucyjnej, przypominającego Saussure’owski podział na synclironię i diachronię, a ponadto dostrzegając rolę języka w percepcji otaczającej nas rzeczywistości; na kilkadziesiąt lat przed de Saussure’em krytykował koncepcję języka jako nomenklatury i twierdził, że wyraz nie jest kopią przedmiotu, lecz obrazu, który wywołuje (stwarza) w umyśle. W ostatnim czasie zaczęto jednak doszukiwać się także związków de Saussure’a z poprzednikami-językoznawcami. Eugenio Coseriu’-2 pisze o wpływie na de Saussure’a niemieckiego młodogramatyka Hansa Georga von der Gabelentza (1840-1893), uważanego za prekursora struktiualizmu. Za podstawę swojej tezy bierze Coseriu przede wszystkim fakt występowania u Gabelentza koncepcji języka jako systemu, którą powszechnie wymienia się jako jedną z podstawowych cech teorii de Saussure’a. Roman Jakobson21 podkreśla wpływ na de Saussure’a polskiej szkoły (J. Sampson. Schools of Linguistics, Competition wid Erolution. London—Melbourne 1980. s. 43-48. -- E. Coseriu, Georg eon Gabelenlz et la linguistigue synehronigue, Word 23, 1967, s. 74-100. 2:1 11. .Jakobson. Kazańska szkoła polskiej lingwistyki i jej miejsce w światowym rozwoju fonologii. Biuletyn Polskiego Towarzystwa .Językoznawczego XIX. 1960, s. 3-34, a zwłaszcza s. 27-34.

15

kazańskiej, a w szczególności Mikołaja Kruszewskiego, upatrując zwłaszcza w nauce tego polskiego uczonego źródła dla Saussure owskiego podziału związków (relacji, stosmików) językowych na syntagmatyczne i asocjacyjne. Kraszewski posługiwał się innymi terminami, ale miał na myśli w istocie to samo, kiedy pisał o „faktach rzędu następstwa” wewnątrz szeregu i „faktach rzędu współistnienia” wewnątrz systemu. Jeszcze wyraźniej ujmował tę kwestię Jan Baudouin de Courtenay, który w odniesieniu do wszystkich elementów języka rozróżniał „systemy, czyli gniazda, dzięki asocjacji przez podobieństwo, jako też szeregi dzięki asocjacji przez styczność”. Rozróżnienie to zachowało swą aktualność do dziś, z tym że zamiast Saussure owskiego termům „związki asocjacyjne” używa się częściej „związki paradygmatyczne”, natomiast termin „związki syntagmatyczne” pozostał bez zmian. Wpływ na de Saussiue a polskich uczonych ze szkoły kazańskiej wydaje się bardzo prawdopodobny, albowiem miał o nich de Saussure wysoką opinię, której wyraz dal m.in. w często cytowanym wykładzie inaugmacyjnym wy­ głoszonym przez niego w Genewie w r. 1891. Wymienił w nim Baudouina de Courtenay i Kruszewskiego obok Gastona Parisa, Paida Meyera, Hugona Schucliardta i Hermanna Paula, podkreślając, że posunęli oni naprzód naukę o języku bardziej aniżeli inni. W opublikowanych zaś przez Roberta Godela zapiskach z 1908 r. czytamy: „Baudouin de Courtenay i Kruszewski zbliżyli się bardziej niż ktokolwiek inny do teoretycznego widzenia języka, nie wychodząc przy tym poza rozważania czysto lingwistyczne. Są zresztą ignorowani przez ogół uczonych zachodnich” (przekład mój, K.P.)-4. Tidlio de Mamo, tłumacz Kursu na język wioski i redaktor krytycznego wy dania Kursu w języ ku francuskim, największy wpływ na kształtowanie się zainteresowań lingwistycznych u de Saussiue’a przypisuje Adolpliowi Pictetowi, w dalszej kolejności niemieckim uczonym ze szkoły miodogramatycznej, a także Franzowi Boppowi (1791-1867), Gastonowi Parisowi (1839-1903), Janowi Baudouinowi de Courtenay, Mikołajowi Kruszewskiemu, Williamowi D. Whitneyowi (1827-1894). Jeśli chodzi o tego ostatniego, to z jego pracami musiał się zetknąć de Saussure już w Lipsku, gdzie ten amerykański uczony był dobrze znany przede wszystkim jako sanskrytolog. Whitney był także autorem kilku prac teoretycznych, z których Life and Grouth of Lampuup' (London 1875) już w 1876 r. zostało przetłumaczone na język francuski i niemiecki. Whitney w swoich pracach postidował imiezależnienie języko­ znawstwa od psychologii i akcentował konwencjonalny charakter języka, a także rolę, jaką w języku grają czynniki społeczne. Nazwisko Whitneya wymienione jest w ostatnim passusie pieiwszego rozdziału Wstępu do Kursu, a problematyka poruszana przez niego była bliska także de Saussureowi, chociaż ten ostatni nieco inaczej patrzył na rolę konwencjonalności w języku. Jest rzeczą znaną, że zarówno strona dźwiękowa, jak znaczeniowa poszczegól­ nych wyrazów mogą być zróżnicowane w konkretnym użyciu językowym (por. -1 K. (Jodeł, Is's sources nianuscriles dii „Cours de linguistupie (jenerale" de Ferdinand de Saussure, ,jw„ s. 51.

16

np. znaczenia czasownika nieść w wyrażeniach nieść worek na plecach, nieść głowę wysoko, nieść komuś pociechę, nieść jaja, a z drugiej strony wymowę wyrazu profesorze w takich postaciach, jak pfesorze, psorze itp.). Whitneyowi konwencjonalność potrzebna była do wytłumaczenia identyfikacji jednostek językowych, którą uważał za wynik konwencji. De Saussure do tej roli wybrał arbitralność, albowiem jego zdaniem konwencjonalność nie przeczy nomen­ klaturze, ponieważ zakłada, iż signifié i signifiant są już zidentyfikowane i na nie działa konwencja. Związki de Saussure a z Whitneyem podkreśla też (Jodeł -’’, wskazując na odsyłacze do tego uczonego zarówno w notatkach studenckich z wykładów de Saussure a, jak i jego własnych zapiskach. Innych źródeł inspiracji dla poglądów de Saussure'a szuka Hans Aarsleff-’6, który radykalnie przeciwstawia się dotychczasowej tradycji i drogę kształ­ towania się teorii de Saussme a przedstawia w zupełnie nowym ujęciu. Według niego największy wpływ na poglądy de Saussure a mieli dwaj francuscy uczeni, a mianowicie językoznawca Michel Bréal (1832-1915) oraz filozof i historyk, estetyk i teoretyk literatury Hippolyte Taine (1828-1893). Formułując taką tezę, Aarsleff bierze pod uwagę przede wszystkim szeroko pojęte tło historyczne językoznawstwa, słusznie podkreślając, że nauka o języku w każdym stadium swojego rozwoju odzwierciedla ogólną atmosferę panującą w życiu intelek­ tualnym danego okresu. Za charakterystyczną cechę życia intelektualnego końca XIX w. w Emopie uważa reakcję przeciwko romantyzmowi i nawią­ zywanie do XVIIl-wiecznych prądów i kienuików naukowych. Do głównych propagatorów odnowienia myśli XVHl-wiecznej należeli wówczas właśnie Taine i Bréal. Podstawowym założeniem dla Bréala była teza (zwana miiformitaryzmem lub aktualizmem) stwierdzająca, że dawne procesy językowe nie różnią się co do swojej istoty od tych, które są dziś dostępne badaniom empirycznym. To samo powtarza de Saussure27. Bréal stawiał język w jednym rzędzie z takimi instytucjami społecznymi, jak religie, systemy prawne, tradycje, zwyczaje, i wyraźnie twierdził, że język ma swoją siedzibę w umyśle. Przeciw­ stawiając się Augustowi Schleiclierowi, który języki uważał za żywe organizmy, rodzące się i żyjące poza wolą człowieka, Bréal wprowadzał do językoznawstwa psychologizm, postidując badanie funkcji na równi z badaniem formy. Podkreślał społeczny charakter języka i uzasadniał go instynktem naśladownictwa oraz koniecznością rozumienia i bycia rozumianym, występował przeciwko koncepcji psucia się języka po rozpadzie wspólnoty praindoeuropejskiej oraz przeciwko rasizmowi w językoznawstwie. U Bréala występują już takie pojęcia, jak linearność, opozycja binarna, struktura języka i wartość, a także rozróżnienie między synchronią i diachronią. Jeśli do tego dodać, że znajdujemy u niego U. Godel, .Journal dc Genève. Samedi lillćraire 110 (11-12 mai 1968); por. leż de Mauro 197«. s. 333-334. 2,i H. Aarsleff, Front I.ncke to Saussure. Essays on lite Siudy of Ijinguage and Inlellectual Hislory. Minneapolis 19S2. Zoll, niżej, s. 213. 2 - Kurs językoznawstwa ogólnego

17

również tak charakterystyczne dla de Saussure’a terminy „langue” i „parole ", truchło nie dostrzec uderzających paralelizmów w koncepcjach tych uczonych. Zdaniem Aarsleffa de Saussure pozostawał nie tylko pod wpływem Bréala, ale wyraźne związki dadzą się zauważyć także między koncepcjami, a nawet niektórymi sformułowaniami de Saussure’a a pracami Taine’a, który odgrywał wybitną rolę w życiu intelektualnym Europy w drugiej połowie XIX w. i który w latach osiemdziesiątych tego wieku, kiedy de Saussiue przebywał w Paryżu, był tam postacią bardzo popularną. W filozofii Taine'a znajdujemy nie tylko tezę o miiformitaryzmie, ale także szereg innych elementów, które cechują teorię de Saussure’a: pojęcie wartości, nacisk na strukturę (odpowiadającą systemowi u de Saussure’a), rozróżnienie między następstwem a równoczesnością, centralne miejsce dla pojęcia znaku i jego dwudzielna natura łącznie z analogią o kartce papieru, której dwie strony mają symbolizować nierozłączny związek z dźwiękiem (myśl — strona recto, dźwięk — strona verso). Taine znany był także z tego, że już przed Bréalem i de Saussme em występował przeciw ko koncepcji języka jako nomenklatmy oraz przeciw ko poglądowi, że języki są żywymi organizmami. Wiele podobieństw między twierdzeniami de Saussme'a i Bréala może mieć swoje źródło w bezpośrednim wpływie Taine'a na obu tych uczonych. Nie jest też wykluczone, że w podobny sposób należy tłmnaczyć zbieżności między teorią de Saussure’a i koncepcjami Durkheima. Taine zresztą miał w tej materii także swoich poprzedników. Bardzo rozpowszechnioną w XVII w. koncepcję języka jako nomenklatury zwalczał filozof angielski John Locke (1632-1704), który traktował język jako instytucję społeczną i podkreślał, że słowa odnoszą się nie do rzeczy, lecz do pojęć i że związek między słowami a pojęciami ma charakter konwencjonalny, nie zaś naturalny. Locke znany jest także z tego, że przywiązywał w swojej filozofii wielką wagę do znaków i postulował wyodrębnienie semiotyki jako oddzielnej gałęzi naukowej obok filozofii naturalnej i etyki. Poglądy Lockea w tym zakresie kontynuował filozof francuski Etienne Bonnot de Condillac (1715-1780), a później grupa francuskich filozofów z końca XVIII i początku XIX w. zwana ideologami (nazw a pochodzi stąd, że filozofow ie ci centralne miejsce w filozofii wyznaczali nauce o pojęciach, czyli ideach, którą nazywali ideologią). Z ideologa­ mi w bliskich kontaktach w czasie swojego pobytu w Paryżu pozostawał Humboldt. Aarsleff2" wysuwa interesujące przypuszczenie, że cechy wspólne w poglądach de Saussure’a i Humboldta można tłumaczyć nie jako wynik bezpośredniego wpływu tego ostatniego na pierwszego, lecz jako związki pośrednie poprzez wpływ ideologów na Humboldta, a Taine'a na de Saussme’a. Jednakże choć poszczególne elementy składow e teorii de Saussure’a dadzą się sprowadzić do koncepcji szeregu poprzedników działających bądź w dzie­ dzinie językoznawstwa, bądź w innych dyscyplinach naukowych, to jako całość trzeba ją uznać za odrębny system naukowy i twór oryginalny. Zaczęła się Zob. H. Aarslcff, op. cii., s. 335-355.

18

ona przyjmować jeszcze przed wydaniem Kursu poprzez jego wykłady najpierw w Paryżu, a następnie w Genewie. Jak wynika ze wspomnień jego uczniów i przyjaciół, de Saussure był ujmującym człowiekiem oraz utalentowanym wykładowcą i wywierał ogromny wpływ na wszystkich, którzy się z nim stykali na .jego wykładach lub w kontaktach osobistych. Oddziaływanie teorii de Saussure’a zaczęło się wzmagać jeszcze bardziej po ukazaniu się drukiem Kursu, mimo całej niedoskonałości jego opracowania. Największe nasilenie wpływu teorii de Saussure’a na językoznawstwo współczesne da się zaobser­ wować w latach pięćdziesiątych, kiedy jego koncepcje zaczęły się szerzyć także w takich krajach, jak Związek Radziecki, Niemcy czy Stany Zjednoczone, w których poprzednio nauka de Saussure a była umiej popularna. Ponowne nasilenie zainteresowania teorią de Saussure’a występuje ostatnio w związku z rozwojem gramatyki generatywnej Noama Cliomsky’ego oraz interdyscyplinarnych badań o charakterze semiotycznyin. Chomsky przepro­ wadza rozróżnienie między kompetencją językową a performancją, nawiązując do Saussure’owskiego podziału na langue i parole i traktując gramatykę generatywną jako model kompetencji idealnego nosiciela języka, natomiast przez performancję rozumiejąc konkretne użycie języka. Odwołanie się do pojęcia idealnego nosiciela języka stanowi pewnego rodzaju odpowiednik Saussure owskiej tezy o społecznym charakterze langue i jest idealizacją niezbędną dla uniknięcia konieczności opisu kompet encji językowej poszczegól­ nych członków danej społeczności. Paralelizm między obiema dychotomiami jest daleko posunięty, mimo iż Chomsky podkreśla, że w przeciwieństwie do de Saussure a, który langue definiuje raczej statycznie —jako system elementów (znaków), pojęcie kompetencji językowej w gramatyce generatywnej jest roziuiiiane dynamicznie — jako skończony zbiór reguł gramatycznych gene­ rujących nieskończony zbiór zdań potencjalnie zawartych w języku. Odbicie Saussure’owskiej koncepcji o roli związku signifié z signifiant można znaleźć w tezie Chomsky'ego, iż głównym zadaniem gramatyki generatywnej jest opis stosunku między stroną dźwiękową i stroną znaczeniową wyrażeń językowych. Również w obu teoriach wielką wagę przywiązuje się do problemu tzw. imiwersaliów językowych 3". Do dziedzictwa Saussure’owskiego przyznają się dziś chętnie także uczeni prowadzący interdyscyplinarne badania o charakterze semiotycznyin, które można uważać za realizację programu de Saussure a powołania do życia szeroko pojmowanej nauki o znakach. Koncepcje de Saussure’a wyszły poza .językoznawstwo i przeniknęły do innych dyscyplin naukowych, przede wszystkim do teorii literatury, teorii kultury, etnografii, historii, teorii sztuki''". a!l Por. zwłaszcza N. Chomsky, Knowledge of Language. Ils Nature, Origin and Use, New York 1986. Zob. także przyp. 2 na s. 258. 10 Por. up. Semiotyka kultury. Wybór i opracowanie E. Janus i M.R. Mayenowa, Warszawa 1977: U. Eco. Semiotics and the Philosophy of language, Bloomington 1984; A. Thilier, Ferdinand de Saussure and Jacques Derrida (w:) tegoż Hrnv/.s- in Deflection. Modern language Theory and Postmodern Fiction, Chicago and London 1984, s. 63-90.

19

Nie znaczy to, że wszystkie tezy de Saussurea są przyjmowane bez­ krytycznie. Zastrzeżenia pod adresem poszczególnych koncepcji de Saussurea zgłaszane były nawet ze strony jego najbliższych współpracowników. Charles Bally nie zgadzał się z poglądem de Saussure’a na system języka, zwracając uwagę, że język nie jest tak zamknięty, jak twierdził de Saussiue, ponieważ łączy wiele stylów, starszych i nowszych form, różnorodność leksykalną (wyrazy dialektalne, obce, żargonowe) 31. Podobnie na system języka patrzył Roman Jakobson, który ponadto w stosunku do nauki de Saussiuea podkreślał konieczność złagodzenia ostrości przeciwstawienia synchronii i diaclironii, starając się pokazać, iż w języku obok siebie współistnieją elementy starsze (archaizmy) i nowsze (innowacje). Z tych powodów Jakobson przedkładał nad koncepcję Saussure owską w tym zakresie ujęcie polskiej szkoły kazańskiej, której przedstawiciele woleli rozróżniać raczej między aspektem statycznym i dynamicznym aniżeli między synchronią i diaclironią Jakobson atakował również tezę de Saussure a o arbitralności znaku językowego, twierdząc, że system języka jest przeniknięty ikonicznością. Jednakże historycy i teoretycy językoznawstwa zgodni są co do tego, że po ukazaniu się Kursu de Saussure’a nikt spośród tych, którzy prowadzą działalność badawczą w językoznawstwie o doniosłości teoretycznej, nie może pominąć jego nazwiska. W związku z tym, że ostatnio obserwuje się coraz większe zainteresowanie problematyką z zakresu postulowanej przez de Saussurea nauki o znakach (semiologii, względnie semiotyki, zob. wyżej, s. 14), jego koncepcje przenikają szeroko do innych dyscyplin naukowych. W Kursie na kilku miejscach w sposób wyraźny podkreśla się konieczność utworzenia nauki o znakach i jej znaczenie dla studiów nad językiem (zob. na przykład na s. 43-44, 92). Notatki słuchaczy potwierdzają to jeszcze dobitniej, por. na przykład zapis Riedlingera występujący w partii poświęconej przedmiotowi językoznawstwa, w szczególności zaś definicji języka: „N’est-il pas évident qu’avant tout la langue est un système de signes et qu’il faut recourir à la science de signes?” („Czyż nie jest rzeczą oczywistą, że język jest przede wszystkim systemem znaków i że dlatego należy odwoływać się do nauki o znakach”, przekład mój, K. P., zob. Engler, s. 47, k. 2, 283). De Saussme zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie wynikają z semiologicznego (semiotycznego) podejścia do badań nad językiem, por. np. następujący fragment wykładu w Kursie na s. 45: „Dla nas (...) problem językowy jest przede wszystkim problemem semiologicznym i znaczenie wszystkich naszych dalszych wywodów wypływa z tego ważnego faktu. Jeżeli chcemy odkryć prawdziwą naturę języka, musimy przede wszystkim wziąć w nim pod uwagę to, co jest mu wspólne ze wszystkimi innymi systemami ■" Cli. Bally, Lingtiislique générale et linguistique française, Paris 1932, s. 9 un. :ł- Zob. wyżej, przyp. 23 na s. 15. Zastrzeżenia R. Jakobsona w stosunku do Saussure owskiego rozróżnienia między synclironią i diaclironią nie są całkowicie słuszne, albowiem —jak wykazują źródła rękopiśmienne Kursu — de Saussure’owi nie obce było przeciwstawienie językoznawstwa statycznego i dynamicznego, zob. przyp. 5 na s. 107.

20

tego samego rodzaju; natomiast czynnikami językowymi, które w pierwszej chwili wydają się najważniejsze (na przykład funkcjonowanie aparatu głoso­ wego), winniśmy się zajmować dopiero na dalszym planie, jeśli służą one tylko do odróżnienia języka od innych systemów”. De Saussme jednak nie traktował językoznawstwa na równi z dyscyplinami, które zajmują się innymi systemami znakowymi. Przeciwnie, zwracał uwagę na szczególną rolę językoznawstwa w tych badaniach. Rola ta jego zdaniem wynika z faktu, iż język jest najbardziej typowym systemem znaków. Za najbardziej typowe uważał de Saussure znaki, które charakteryzują się cechą arbitralności (dowolności). Twierdził, że „znaki zupełnie dowolne realizują lepiej niż jakiekolwiek inne ideał metody semiologicznej; dlatego też język, najbardziej złożony i najbardziej rozpowszechniony spomiędzy systemów ekspresji, jest także najbardziej charakterystycznym ze wszystkich; w tym sensie językoznawstwo może patronować całej semiologii, mimo że język jest tylko jednym z jej systemów” (Kurs, s. 92). Semiologia opiera się na założeniu, że wszelkie zachowania ludzkie, które wiążą się z jakimiś znaczeniami, czyli wszelkie czynności znaczące, funkcjonują jako znaki. Nie byłoby to możliwe bez leżącego u ich podstawy odpowiedniego systemu konwencji, nie ma bowiem znaków bez systemu. Jest to wspólna cecha wszystkich czynności znaczących. Czynności takich nie da się opisać w sposób adekwatny bez odniesienia do systemów semiologicznych. Jeśli niejęzykowe zachowania znaczące potraktow ać jako swojego rodzaju języki* 33*, 31 ich opis semiologiczny pozwala wydobyć w nich aspekty, które bezpośrednio nie są widoczne. Językoznawcze metody badawcze mogą być w takiej analizie bardzo pomocne, albowiem zostały one wypracowane dla znaków, których charakter arbitralny i konwencjonalny jest szczególnie wyraźny, podczas gdy arbitralność znaków niejęzykowycli może nie być tak widoczna. Do nauki de Saussure’a nawiązywał już od lat czterdziestych Claude Lévi-Strauss, upatrując w językoznawstwie wzór metodologiczny dla innych gałęzi nauk społecznych:M, kilkanaście lat później zaś definiow ał antropologię (roziunianą filozoficznie, tj. w kategoriach filozofii człowieka) jako gałąź semiologii35. Aspekty semiologiczne podejmuje się dziś w rozlicznych studiach z różnych dyscyplin naukowych i podkreśla, że zasadniczo każda dziedzina ludzkiej działalności może być analizowana z tego punktu widzenia, a więc np. muzyka, architektiu’a, kuchnia, etykieta, reklama, moda, literatura36. Szczególnie interesująco przedstawiają się interpretacje semiologiczne dzieł literatury i sztuki. AA’ przeciwieństwie do takich systemów znakowych, jak języki naturalne, alfabet Morse’a, pismo Braille a, rozmaite szyfry, znaki 3:1 Zob. J. Culler, Ferdinand de Saitssure, jw., s. 10(>. 31 Zob. C. Lévi-Strauss, L'analyse structurale en Hnguudique el en anthropoloyie, Word, Journal of (he Linguistic Circle of New A’ork 194-5, No. 1. 33 Zob. C. Levi-Strauss, Ije^on inatujurale, The Scope of Anthropology, Cape Editions, London 19(i7. 3,1 Zob. J. (Tiller. Ferdinand de Saussure, jw., s. J12.

21

drogowe, symbole chemiczne i matematyczne itp., które są oparte na jawnych, specjalistycznych czy wreszcie umiej lub bardziej tajnych, ale eksplicytnycli kodach porozumiewania, kody leżące u podstawy dziel literatiuy i sztuki nie są i z samego założenia nie mogą być tak jednoznaczne, ale właśnie dzięki temu otwierają szerzej pole do inwencji twórczej i oryginalności37. Wiele interesujących myśli na temat semiologicznej analizy dzieł literackich można znaleźć w notatkach de Saussure’a, w których zajmował się zagadnieniami poetyki starych języków indoeuropejskiclrw. Znaczenie de Saussme a w dziejach nauki polega zatem nie tylko na tym, co on wniósł do językoznawstwa, ale także na tym, iż z językoznawstwa uczynił dyscyplinę, która stała się wzorem dla innych gałęzi naukowych. Kazi mierz Polański IKalowiee, luty 19881 37 Tamże, s. 116-134. 3H Zol). .1. Starobinsky, Les mots sous les uiots. Ij‘s anayrainuies de Ferdinand de Saussure. Paris. Gallimard, 1971; Wjaez. Ws. Iwanow, Ob anayranimach F. de Sossiura (w zbiorze pod red. A. A. Cbolodowieza, Ferdinand de Sossiur, Trudy po jazylioznaniju. Moskwa 1977, s. 635-638).

PRZEDMOWA DO PIERWSZEGO WYDANIA1

Często słyszeliśmy, jak Ferdynand de Saussure z żalem mówił o nieudolności metod i zasad cechującej językoznawstwo, wśród którego wyrósł jego geniusz; przez całe życie poszukiwał on niestrudzenie naczelnych praw, które by pozwoliły mu znaleźć jakiś kienuiek w tym chaosie. Dopiero w roku 1906 jako następca Józefa Wertheimera ’ w Uniwersytecie Genewskim miał możność przedstawienia swych własnych poglądów, które dojrzały w ciągu długich lat. Odbył trzy km sy wykładów z językoznawstwa ogólnego w latach 1906/7, 1908/9 i 1910/11; co prawda wymagania programu zmusiły go do poświęcenia połowy każdego z tych kursów zagadnieniom związanym z językami indoeiuopejskimi, ich historią i opisem; z tego powodu istotna część tematu została w znacznym stopniu ograniczona. 1 Przypisy pierwszych wydawców i redaktorów Kursu, tj. Cli. Bally 'ego i A. Seeheliaye'go, w niniejszym wydaniu oznaczono gwiazdka i skrótem (Wyd.). Przypisy redaktora naukowego maji| numerację arabski). Ze względu na to. że w niniejszych przypisach często odsyła się do dwóch wydań Kursu: J) Ferdinand de Saussure, ('ours > > > niej: na przykład i-a (w il crut) lub a-i (w elmlu™). Powstaje on łatwiej przy gatunkach fonologicznycli o dużym stopniu otwarcia. Istnieje również przypadek p r z e r w a n e g o ogniwa e k s p 1 o z y w n e g o, które nie będąc stopniowane wchodzi w ciąg dźwiękowy na tej samej zasadzie co grupy normalne; poruszyliśmy już ten przypadek w związku z greckim litemu (s. 80, przyp.). Weźmy jeszcze jako przykład grupę pzta\ w normalny < sposób można ją wymówić jedynie pztcr, musi więc składać się z dwóch sylab i składa się z nich istotnie, jeśli wyraźnie odtworzymy dźwięk krtaniowy z\ jeśli natomiast z utraci dźwięczność, wówczas, ponieważ jest to jeden z fonemów wymagających minimum otwarcia, opozycja między z i u sprawia, że percypujemy < jedną tylko sylabę i słyszymy mniej więcej pzta. We wszystkich przypadkach tego rodzaju współudział woli i świadomego zamierzenia może zmylić i odwrócić w pewnej mierze konieczności fizjologiczne; często trudno jest powiedzieć dokładnie, jaka część przypada każdej z tych dwóch kategorii czynników. Jakkolwiek by jednak było, fonacja zakłada następstwo implozji i eksplozji i to jest podstawowym warunkiem podziału na sylaby.

§ 6. CZAS TRWANIA IMPLOZJI I EKSPLOZJI Wyjaśnienie sylaby grą eksplozji i implozji prowadzi do bardzo ważnego stwierdzenia, będącego jedynie uogólnieniem faktu z zakresu metryki. Roz­ różniamy w wyrazach greckich i łacińskich dwa rodzaje sylab długich: z natury (inater) i z położenia (fdctas Dlaczego sylaba far jest długa u factun? Odpowiadamy: z powodu grupy ct\ jeżeli jednak zależy to od grupy samej w sobie, to jakakolwiek sylaba zaczynająca się od dwu spółgłosek powinna by mieć także iloczas długi; a przecież w rzeczywistości jest inaczej (por. cliens™ itd.). Prawdziwa przyczyna leży w tym, że eksplozja i implozja różnią się zasadniczo pod względem czasu trwania. Pierwsza jest zawsze tak szybka, u Franc. il cria 'on krzyknął', ćbahi 'osłupiały'. 15 Łac. maler 'matka', Jactus 'zrobiony' (participium perlecti passici do facio 'robię'). lfi Łac. clicnn 'klient (= człowiek w specjalnym stosunku zależności od jakiegoś palrycjuszowskiego rodu)'.

84

że pozostaje iloczasem nieuchwytnym dla ucha; dlatego też właśnie nie wywołuje nigdy wrażenia wokalicznego. Jedynie implozję możemy uchwycić; stąd poczucie, że zatrzymujemy się dłużej na samogłosce, od której się ona zaczyna. Wiadomo z drugiej strony, że samogłoski znajdujące się przed grupą utworzoną ze zwartej lub szczelinowej + płynna są traktowane dwojako: w pat rem 17 a może być długie lub krótkie; wynika to z tej samej zasady.

ii,




y = i, i = i). W takich grupach jak aiya, auwa dostrzegamy lepiej niż

gdziekolwiek indziej różnicę oznaczoną znakiem

< >

> >

i ; i a sprawiają wy raźnie

<


możemy spotkać grupy ai, w której i dawałoby ten sam efekt co y w aiya (por. ang. boy z francuskim pied); tak więc //jest spółgłoską, a i samogłoską dzięki sw emu położeniu, gdyż te odmiany gatiuiku I nie mogą się przejawiać wszędzie jednakowo. Te same spostrzeżenia odnoszą się do a i w, ii i ii'. Wyjaśnia to problem dyftongu, który stanow i poszczególny wypadek ogniwa > >

>>

implozywnego; grupy arta i auta są zupełnie podobne, jedyna różnica między nimi polega na stopniu otwarcia drugiego elementu: dyftong jest ogniwem implozywnym złożonym z dwóch fonemów, z których drugi jest stosunkowo silnie otwarty, skąd specyficzne wrażenie akustyczne; można by powiedzieć, że sonant jest kontynuowany w drugim elemencie grupy. Odpowiednio grupa

gólnego od strony akustycznej (tya). Co się tyczy grup typu uo, ia, z akcentem

na u, i, występujących w niektórych dialektach niemieckich (por. bmtb, liab), są to również fałszywe dyftongi, które nie dają takiego wrażenia jedności >>

>>

>>

jak grupy ou, ai itd.; nie można wymówić uo jako implozywna + implozywna, nie rozrywając ciągu, chyba że sztucznie narzuci się tej grupie jedność, której nie posiada z natury. Ta definicja dyftongu, sprowadzająca go do ogólnej zasady ogniw implozywnych, wykazuje, że dyftong nie jest — jak można by przypuszczać — czymś wprowadzającym nieład i nie dającym się sklasyfikować w obrębie zjawisk fonologicznycli. Wcale nie trzeba mu stwarzać osobnej przegródki. Jego specyficzny charakter w rzeczywistości ani nie jest zbyt interesujący, ani zbyt znaczący; ważną rzeczą jest ustalenie nie tego, gdzie się kończy sonant, lecz gdzie się zaczyna. Sievers i wielu imiycli językoznawców odróżniają w piśmie i, u, ii, r, u itd. oraz i, u, Ü, r, u itd. (/ = „luisilbisches” (= niesylabiczne) i, i — „silbisclies" ( = sylabiczne) i); piszą oni mirta, mairta, iii iurta, natomiast my używamy pisowni mirta, mairta, myarta. Po stwierdzeniu, że zarówno i, jak ij należą do tego samego gatunku fonologicznego, chciano im przede wszystkim dać taki sam znak gatunkowy (zawsze ten sam pogląd, że ciąg dźwiękowy składa się z gatiuików stojących obok siebie). Lecz zapis tego rodzaju, mimo że opiera się na świadectwie słuchu, jest sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem i zaciera tę właśnie różnicę, którą należałoby wydobyć. W ten sposób: a) myli się i, u otwierające (= y, w) oraz i, u zamykające; nie można na przykład uczynić żadnej różnicy między newo i ueiioIK; b) odwrotnie, rozszczepia się na dwoje i, ii zamykające (por. mirta i mairta). Oto kilka przykładów niedogodności takiej grafik Weżmy starogreckie du is i dusi, a z drugiej strony rhéuw i rheuma te dwie opozycje powstają dokładnie w takich samych warunkach fonologicznycli i wyrażają się normalnie przez taką samą opozycję graficzną; zależnie od tego, czy po u następuje fonem umiej czy bardziej otwarty, staje się ono już to otwierające («•), już to zamykające (u). Wystarczy napisać duis, dusi, rheuô, rheuma i wszystko to się zaciera. Podobnie w indoeuropei skini dwa szeregi: mater, naîtrai, mâteres, mâtrsu i siineu, siìneirai, sûnemes, siiiiusu '0 odpowiadają sobie ściśle dwojakim traktowaniem r z jednej, a ii z drugiej strony; przynajnuiiej w drugim z nich opozycja implozji i eksplozji odbija się w piśmie, podczas gdy grafia krytykowana przez nas zacierają (siineu, siineuai, simeues, siTnusit). Nie tylko należy zachować zwyczajowe rozróżnienia między otwierającymi a zamy­ kającymi (ir.tr itd.), lecz należałoby je rozciągnąć na cały system i pisać na przykład mater, mâtpai, mâtepes, mâtrsu; wówczas gra podziału sylab ukazałaby się jasno: piuikty wokaliczne i granice sylab wyniknęłyby same z siebie. *" Forma starogrecka przedklasyczna odpowiadająca klasycznemu neo- 'nowo-'. 19 Starogrec. diris 'dwa razy’ (grec, klasyczne dis, por. lar. bis). dusi 'dwom' (dat. od duo ’dwa’), grec, rhéuô 'płynę', riunitila 'prąd'. -° Formy deklinacyjne rzeczowników uulter 'matka' i siineu- 'syn'.

86

Przypis w y d a w c ó w. Powyższe teorie wyjaśniają w iele z tych zagadnień, które Ferdynand de Saussiue poruszał w swych wykładach. Podajemy tu kilka przykładów. 1. Sievers przytacza beritnnnn (niem. be ritiene n ’’) jako typowy przykład na potwierdzenie faktu, że ten sam dźwięk może kolejno fmikcjonować dwa razy jako sonant i dwa razy jako konsonant (w rzeczywistości n występuje tylko raz w funkcji konsonantu i należy pisać beritmnn, lecz nie ma to w iększego znaczenia). Żaden przykład nie ukazuje w sposób bardziej uderzający, że „dźwięk" i „gatunek" nie są synonimami. Istotnie, gdybyśmy pozostali przy tym samym m, to znaczy przy implozji i artykidacji trwającej, otrzymalibyś­ my jedną tylko długą sylabę. Aby mogła powstać alternacja n sonantycznych i konsonantycznych, po implozji (pierwsze w) musi nastąpić eksplozja (drugie w), a potem znowu implozja (trzecie a). Ponieważ obie te implozje nie są poprzedzone żadną inną, mają one charakter sonantyczny. 2. We francuskich wyrazach typu meurtier, onrrier22 itd. końcowe -trier, -trier stanowiły kiedyś jedną tylko sylabę (jakakolwiek by była jej wymowa, por. s. 81, przyp.). Następnie zaczęto je wymawiać jako dwie sylaby (niear-tri-er)



nrrtje nrrye. Potem dopiero przed r sonantycznym mogło się rozwinąć e. 3. Przytoczmy jeszcze jeden bardzo znany przypadek samogłosek protetycz­ nych przed .s' + spółgłoska w języku francuskim: łac. uciitnni -> isciitnni -> fr. (), s. 3-34.

105

tylko wówczas, gdy zajmieniy się jednym jego stanem. Kiedy językoznawca śledzi ewolucję języka, przypomina obserwatora w ruchu, który przechodzi z jednego krańca Jurj’ na drugi, aby zaznaczyć zmiany perspektywy. Odkąd istnieje współczesne językoznawstwo, można powiedzieć, że diachronia pochłania je całkowicie. Gramatyka porównawcza indoeuropejskiego wykorzystuje dane, którymi rozporządza, aby odtworzyć hipotetycznie typ języka poprzedzającego; porównanie jest dla niej tylko środkiem służącym do zrekonstruowania przeszłości. Ta sama metoda panuje w bardziej szczegółowych badaniach podgrup (.języki romańskie, germańskie itd.); stany języka są tu brane pod uwagę tylko fragmentarycznie i w sposób bardzo niedoskonały. Taką tendencję zapoczątkował Bopp; dlatego też jego koncepcja języka jest chwiejną hybrydą. Z drugiej strony zapytajmy, jak postępowali ci, którzy badali język, zanim zostały położone fiuidamenty badań językoznawczych, to znaczy „gramatycy" inspirujący się metodami tradycyjnymi? Rzecz ciekawa, że ich piuikt widzenia na interesujące nas zagadnienie jest zupełnie bez zarzutu. Prace ich wskazują jasno, że clicą oni opisywać stany; program ich jest ściśle synchroniczny. Tak na przykład (Inuuatylfa Port-Royal4 próbuje opisać stan języka francuskiego za Ludwika XIV i określić jego wartości. Nie ma ona potrzeby uciekać się w tym celu do języka średniowiecznego; postępuje ściśle wzdłuż osi poziomej (zob. s. 104), nie oddalając się od niej ani na krok; metoda ta jest więc słuszna, co nie znaczy jednak, że jej zastosowanie jest zupełnie poprawne. Tradycyjna gramatyka pomija całe działy języka, takie jak słowotwórstwo; jest ona normatywna i uważa, że powinna ogłaszać prawidła zamiast stwierdzać fakty; brak jej ogólnych ujęć, często nawet nie mnie odróżnić wyrazu napisanego od wymówionego itd. Zarzucano klasycznej gramatyce, że nie jest naukowa; a przecież główna jej baza jest mniej dyskusyjna i przedmiot lepiej określony, niż się to dzieje 4 Chodzi tu o gramatykę opracowaną przez Antoinea Arnaulda (1612-1694) i Claudea Lancelota (XVII w.) w opactwie Port-Royal pod Paryżem. Została wydana w r. 1660, a jej pełny tytuł brzmiał: Grammaire generale et raisonnće conlenant les fonde men Is de fart de parler, e-rpliquee d'une manière claire et naturelle, les raisons de ce qui est common à loules les lang ties el des principales differences qui si/ reneontrent; et plusieurs remarques non relies sur la langue francaise (= Gramatyka ogólna i rozumowana zawierająca podstawy sztuki mówienia, wyjaśniona w sposób jasny i naturalny, przyczyny tego, co jest wspólne wszystkim językom i podstawowe różnice, które w nich występują; oraz wiele nowych uwag o języku francuskim). Gramatyka ta była oparta na założeniu, że wszystkie języki świata są zbudowane w podobny sposób. W praktyce (Ira matylai Port-Royal ograniczała się przede wszystkim do łaciny i języka francuskiego, bardzo rzadko jej autorzy odwoływali się do greki i hebrajskiego, jeszcze rzadziej do takich języków, jak niemiecki, wioski czy hiszpański. W okresie dominacji szkól strukturalistycznych Gramatyka Port-Royal i jej założenia uniwersalistycznc były uważane za nienaukowe, a panowało przekonanie, że języki świata mogą się różnić w sposób nie dający się przewidzieć. Problemem uniwersaliów językowych, tzn. cech wspólnych wszystkim językom świata, zainteresowali się językoznawcy ponownie dopiero w latach sześćdziesiątych XX w., głównie w związku z rozwojem gramatyki transformaeyjno-geiieratywncj (zob. wyżej, s. 33, przyp. 2).

106

w językoznawstwie zapoczątkowanym przez Boppa, które stojąc na terenie źle odgraniczonym, samo nie wie dokładnie, w jakim kierunku zmierza. Jest ono czymś pośrednim między dwiema dziedzinami, nie potrafiło bowiem jasno odróżnić stanów od następstw w czasie. Gdy minie już okres przyznawania zbyt wielkiej roli historii, językoznawstwo wróci do statycznego punktu widzenia tradycyjnej gramatyki, uczyni to jednak w nowym duchu i innymi metodami, przy czym metoda historyczna przyczyni się znacznie do tego odnowienia; ona to właśnie w rezultacie pozwoli lepiej zrozumieć stany języka. Dawna gramatyka dostrzegała tylko fakt synchroniczny — językoznawstwo ukazało nam nowy porządek zjawisk; ale to jeszcze nie wystarczy; trzeba wydobyć opozycję tych dwóch porządków, aby móc wyciągnąć wszystkie konsekwencje, jakie się w niej zawierają.

§ 3. WEWNĘTRZNA DWOISTOŚĆ UKAZANA NA PRZYKŁADACH Opozycja między dwoma punktami widzenia — synchronicznym i diachronicznym —jest absolutna i nie dopuszcza żadnych kompromisów5. Kilka faktów ukaże nam, na czym polega ta różnica i dlaczego nie można jej usiuiąć. Łacińskie crisptts 'falujący, kędzierzawy’ dostarczyło francuskiemu tematu crép-, od którego pochodzą czasowniki crépir 'tynkować’ i décrépir 'zeskrobywać tynk’. Ponadto w pewnym momencie zapożyczono z łaciny wyraz dëcrepitus 'zniszczony wiekiem’ o nie znanej etymologii i utworzono z niego décrépit. Otóż pewne jest, że dzisiaj ogół mówiących ustala związek między wyrażeniami „un mur décrépi" oraz „lin homme décrépit”'', chociaż historycznie te dwa wyrazy nie mają nic wspólnego; mówi się często „la façade décrépite d’iuie maison’’7. Jest to fakt statyczny, ponieważ chodzi tu o związek między dwoma elementami współistniejącymi w języku. Aby ten związek mógł zaistnieć, konieczny był współudział pewnych zjawisk ewolucyjnych; trzeba było, aby crisp- zaczęto wymawiać crép- oraz by w pewnym momencie zapożyczono ■’ Sformułowanie to stało się powodem wielu ataków na teorię de Saussure’a, zwłaszcza ze strony przedstawicieli szkoły praskiej, którzy w swoich tezach z r. 1929 podkreślali, że nie można tak ostro przeciwstawiać synchronii diachronii (R. Jakobson, S. Karcevskij, N. S. Trubeckoj, .tetex du Premier com/rèx international de lintjiiisles à Haye, Leiden 1929, s. 33-36). Jakobson w wielu swoich wypowiedziach i pracach zwraca! uwagę na fakt, że w języku w każdym okresie jego rozwoju można znaleźć elementy przeszłe (archaizmy) oraz zalążki systemu przyszłego (innowacje'), por. lip. jego artykuł c-ylowany wyżej w przyp. 3 na s. 105. A tymczasem eh' Saussure'owi tutaj chodzi o dwa punkty widzenia na język, nic' zaś o przeciwstawienie aspekt u synchronicznego i diachronicznego w samym języku. W innych miejscach Kursu można znaleźć- sformułowania, które świadczą o tym, iż de Saussure' zdawał * sobie sprawę z dynamicznego charakteru synchronii języka, por. np. Rozdział trzeci ll’/df/ne, § 1. p. 4, s. 36; zob. także1 przyp. 3 na s. 105. G Franc, un mur décrépi 'ściana odrapana z tynku', un homme décrépit 'człowiek zgrzybiały’. ; Franc, la façade décrépite d'une maison 'zniszczona (sfatygowana) fasada budynku'.

107

z łaciny nowy wyraz; te fakty diaclironiczne — widzimy to wyraźnie — nie mają żadnego związku z wywołanym przez nie faktem statycznym; należą do innego rzędu zjawisk. Oto drugi przykład o bardzo rozległym znaczeniu. W staro-wysoko-niemieckim liczba mnoga wyrazu gast 'gość’ brzmiała początkowo gasti; I.11111. hnnt 'ręka' brzmiała tuenti itd. Następnie owo i wytworzyło umlautK, to znaczy doprowadziło do zmiany a w e w sylabie poprzedzającej: gasti -> gesfi, hanti -> henti. Z kolei i straciło swą barwę, skąd gesti -> geste itd. W wyniku tych przemian mamy dzisiaj (laut : Gäste, Hand : Hände i cała klasa wyrazów wykazuje tę samą różnicę między liczbą pojedynczą a mnogą. Podobny fakt zdarzył się w anglosaskim: na początku spotykaliśmy.föt 'stopa’ — l.nm. *Joti; to/» 'ząb’ — l.mn. *ti; gös gęś’ — l.nm. * gdsi itd., następnie, na drodze pieiwszej zmiany fonetycznej, a mianowicie mnlautu, * Joti przeszło w * Jeti, a na drodze drugiej, polegającej na utracie i końcowego, * Jeti dało.fet; od tej pory ./ot ma w l.mn. Jet, to/» — tep, gös — ges (ang. współcz. foot : feet, tooth : teeth, goose : geese). Dawniej, kiedy mówiono gast : gasti, Jot : Joti, liczbę mnogą zaznaczano po prostu przez dodanie i; natomiast Gast : Gäste i Jot : ./ct ukazują całkiem nowy mechanizm dla zaznaczenia liczby mnogiej. Mechanizm ów nie jest taki sam w obu przypadkach; w staroangielskim mamy do czynienia jedynie z opozycją samogłosek; w niemieckim wchodzi w grę ponadto wy stępowanie lub brak końcówki -e; lecz w naszym wypadku różnica ta nie ma znaczenia. Związek między liczbą pojedynczą i odpowiadającą jej liczbą mnogą, bez względu na ich formy, można w każdym momencie przedstawić na osi poziomej, a więc: •

------------- ► •

Epoka A



------------ ► •

Epoka B

Przeciwnie, fakty, które spowodowały przejście jednej formy w drugą, jakiekolwiek by były, będą się mieściły na osi pionowej, co daje następujący pełny rysimek: • **------------- ► •

Epoka A



Epoka B

I

I

------------- ► •

Ten typowy przykład nasuwa wiele refleksji odnoszących się bezpośrednio do naszego przedmiotu: 1. Wymienione fakty diaclironiczne nie mają bynajmniej na celu zaznaczenia jakiejś wartości przy pomocy innego znaku: fakt, że gasti dało gesti, geste h Zob. wyżej, przyp. 4 im s. 52.

108

((Jdste), nie ma żadnego związku z liczbą mnogą rzeczowników; w traijit -> trdęjt ” ten sam umiani odnosi się do odmiany czasowników i tym podobnie. A więc fakt diaclironiczny jest wydarzeniem mającym swą rację bytu w samym sobie; poszczególne konsekwencje synchroniczne, które mogą z niego wyniknąć, są mu całkowicie obojętne. 2. Owe fakty diaclironiczne nie dążą nawet do zmiany systemu. Nie zamierzano przejść od jednego systemu związków do drugiego; modyfikacja odnosi się nie do samego uporządkowania, lecz do elementów porządkowanych *10. Odnajdujemy tu zasadę wygłoszoną uprzednio: system nigdy nie jest zmieniany bezpośrednio; sam w sobie jest on niezmienny: tylko niektóre z jego elementów idegają zmianie bez względu na więzi, jakie je łączą z całością. To tak jakby jedna z planet krążących wokół Słońca zmieniła swe wymiary i ciężar: ten pojedynczy fakt pociągnąłby za sobą ogólne następstwa i naruszyłby równowagę całego systemu słonecznego. Aby wyrazić liczbę mnogą, potrzebna jest opozycja dwóch składników: albo J7>t : * Joti albo ,/ot : /77; obie one są w równym stopniu możliwe, lecz przejście od jednej do drugiej nastąpiło, by się tak wyrazić, bez naruszenia samej opozycji; zmianie idegła nie całość czy system, który miałby zrodzić inny system, został tylko zmieniony element pierwszego systemu, i to wystarczyło do narodzin innego systemu. 3. Obserwacja ta pozwala nam lepiej zrozmnieć zawsze przypadkowy charakter danego stanu. W przeciwieństwie do fałszywego poglądu, jaki sobie często o nim wyrabiamy, język nie jest mechanizmem stworzonym i uporząd­ kowanym w celu wyrażania pojęć. Widzimy, że stan wynikły ze zmiany nie był przeznaczony do zasygnalizowania znaczeń, które przybiera. Dany jest stan przypadkowy Jot : fet i wykorzystuje się go do rozróżnienia liczby pojedynczej i mnogiej; jot : /77 nie jest bynajmniej lepiej przystosowane do tego celu niż.fot : * Joti. W każdym z tych stanów duch tchnie w daną materię i ożywia ją. Pogląd ten, zaczerpnięty z językoznawstwa historycznego, jest nie znany gramatyce tradycyjnej, która nigdy nie mogłaby dojść do niego swymi własnymi metodami. Większość filozofów języka nie zna go również: a przecież nie ma nic ważniejszego z pirnktu widzenia filozofii. 4. Czy fakty szeregu diaclironicznego należą przynajmniej do tego samego porządku co fakty szeregu synchronicznego? W żadnym wypadku, ustaliliśmy bowiem, że zmiany powstają bez udziału intencji. Przeciwnie, fakt syn­ chroniczny jest zawsze znaczący, odwołuje się zawsze do dwóch składników równoczesnych; liczbę mnogą wyraża nie (Kiste, lecz opozycja Gast : Gdste. W przypadku faktu diaclironicznego rzecz ma się odwrotnie: odnosi się on ” Nieni. /nii/t 'niesie' od trayen 'nieść'. 10 Wyrazy „uporządkowanie", „porządkowany " (= franc. „angeeeinent", „ageneć") w tym sformułowaniu pochodzą od redaktorów Kursu. W notatkach słuchaczy de Saussurea znajdujemy nieco inne sformułowania, por. np. zapis llegalliera (Engler, s. 188, k. 2. 1401 -1402): „Czy owe fakty diaclironiczne mają taki charakter, że dążą do zmiany systemu? Czy chciano przejść od jednego systemu stosunków do innego? Nie, modyfikacja nie odnosi się do systemu, lecz do elementów systemu" (zol), też de Mauro, s. 455, przyp. 178).

109

wyłącznie do jednego składnika i aby mogła się pojawić nowa forma ((Jasie), dawna (gasti) musi jej ustąpić miejsca. Zamiar połączenia w tej samej dyscyplinie tak rozbieżnych faktów byłby więc pomysłem dziwacznym. W perspektywie diachronicznej zajmujemy się zjawiskami, które nie mają żadnego związku z systemami, jakkolwiek je wanmkują. A oto iiuie przykłady, które potwierdzą i uzupełnią wnioski wyciągnięte z poprzednich: We francuskim akcent pada zawsze na ostatnią sylabę, o ile nie stanowi jej e nieme (a). Jest to fakt synchroniczny, związek między ogółem wyrazów francuskich i akcentem. Skąd się on wywodzi? Ze stanu wcześniejszego. Łacina miała system akcentuacyjny odmienny i bardziej skomplikowany: akcent padał na przedostatnią sylabę, o ile była ona długa; jeśli natomiast była krótka, cofał się na trzecią od końca (por. anticus, ehunia "). Prawo to wskazuje na związki nie mające najnmiejszej analogii z prawem francuskim. Niewątpliwie jest to ten sam akcent, w tym sensie, że pozostał na tych samych miejscach; w wyrazie francuskim pada zawsze na tę samą sylabę, na której byt w łacinie: anticuni -> ami, (ininiani âme A jednak te dwie formuły są odmienne w dwu momentach, gdyż zmieniła się forma wyrazów. Wiemy, że wszystko, co znajdowało się po akcencie, albo zanikło, albo zredukowało się do e niemego. W wyniku tej zmiany wyrazu także i miejsce akcentu w stosmiku do całości zmieniło się; odtąd każdy mówiący świadomy tego nowego związku stawiał instynktownie akcent na ostatniej sylabie, nawet w wyrazach zapożyczonych przekazanych przez pismo (facile, consul, ticket, burtjrare™ itd.). Oczywista, że nikt nie miał zamiaru zmieniać systemu, zastosować nowej formuły, w takim bowiem wyrazie jak amicnut -> ani i akcent pozostał zawsze na tej samej sylabie; wdał się w to jednak fakt diachroniczny: miejsce akcentu uległo zmianie, chociaż wcale go nie naruszono. Prawo akcentu, jak wszystko związane z systemem językowym, jest pewnym określonym zestawieniem składników, przypadkowym i nie zamierzonym wynikiem ewolucji. A oto przykład jeszcze bardziej uderzający. W starosłowiańskim sloco 'wyraz’ ma w narzędniku l.poj. slorencb, w mianowniku l.mn. — slota, w dopeł­ niaczu l.mn. — sloe/b11 14 itd.; w tej deklinacji każdy przypadek ma własną *13 11 Lac. amlcus 'przyjaciel', anima 'dusza’. ia Franc, ami 'przyjaciel', âme 'dusza'. W języku francuskim rzeczowniki nie odmieniają się przez przypadki i kontynuują z reguły pierwotną (łacińską) formę biernika: ami z łacińskiego amu-um (nie z mianownika arnicas), âme z łacińskiego anlmam (nie zaś z mianownika anima). 13 Franc, facile 'łatwy' - późne zapożyczenie z łac. facilis 'ts.', consul 'konsul' - z łac. consul 'ts.', ticket 'bilet' z ang. ticket 'ts.', bunjrare 'burgrabia' - z nieni. liuri/graf 11 De Saussure popełnia t u błąd, ponieważ w języku starosłowiańskim, czy raczej - jak byśniy dziś powiedzieli - staro-cerkiewno-słowiańskim. formy rzeczownika słoto brzmią inaczej, rzeczownik (en bowiem odmieniał się według deklinacji spółgłoskowej (typ -es-): slor-o, sloe-es-e, slor-es-i itd., narzędnik l.poj. slor-es-i>mb, mianownik l.mn. sloc-es-a, dopełniacz l.mn. slor-esb. Lepszym przykładem staro-cerkiewno-słowiańskim dla de Saussure'a byłyby takie rzeczow niki. jak selo czy zrvno (= sioło, ziarno).

110

końcówkę. Dziś jednak samogłoski „słabe” t>, ł, które odpowiadają w językach słowiańskich indoenropejskiemu I, ii, zanikły; stąd na przykład w czeskim sloro, słowni, slona, slot", podobnie žena 'kobieta', biernik l.poj. — ženu, mianownik l.mn. —ženy, dopełniacz l.mn. —žen. W tym wypadku dopełniacz (słor, žen) ma wykładnik zero. Widzimy więc, że znak materialny15 nie jest konieczny dla przedstawienia jakiegoś pojęcia; język może się zadowolić opozycją czegoś z niczym; tu na przykład rozpoznaj emy dopełniacz l.mn. žen po tym, że nie jest to ani žena, ani ženu, ani jakakolwiek inna forma. Wydaje się dziwne na pierwszy rzut oka, że pojęcie tak ściśle określone jak dopełniacz mn. przybrało za swój znak zero; ale to jest właśnie dowodem, że wszystko l. pochodzi z czystego przypadku. Język jest mechanizmem, który funkcjonuje dalej minio doznanych uszkodzeń. Wszystko to potwierdza sformułowane już zasady, które można by streścić, jak następuje: Język jest systemem, którego wszystkie części mogą i powinny być roz­ ważane w ich synchronicznej łączności. Ponieważ zmiany nie dokonują się nigdy w całym bloku systemu, lecz w jednym czy drugim z jego elementów, mogą być badane tylko poza systemem IG. Niewątpliwie każda zmiana znajduje odbicie w systemie, ale fakt początkowy oddziałał tylko na jeden punkt; nie ma on żadnego wewnętrznego związku z następstwami, które mogą z niego wyniknąć dla całości. Ta istotna różnica między składnikami następującymi po sobie a składnikami współistniejącymi, między faktami częściowymi a faktami odnoszącymi się do całego systemu, nie pozwala na to, by z jednych i drugich łącznie uczynić materię tej samej nauki.

§ 4. RÓŻNICA MIĘDZY DWOMA PORZĄDKAMI OBJAŚNIONA ZA POMOCĄ PORÓWNAŃ Aby wykazać równocześnie autonomię i współzależność faktu synchronicz­ nego i diachronicznego, można porównać pierwszy z nich do rzutu ciała na płaszczyznę. Istotnie, każdy rzut zależy bezpośrednio od ciała rzutowanego, a jednak różni się od niego i jest czymś odrębnym. Bez tego nie istniałaby 15 De Mauro (s. 455, przyp. 182) zwraca uwagę, ze wyrażenie „znak materialny" nie pasuje do systemu terminologicznego de Saussurea. W źródłach rękopiśmiennych sfor­ mułowania są odmienne, por. np. zapis Constantina (Engler, s. 192. k. 5, 1441-1442): ,,l)la pojęcia nie zawsze musi występować obraz akustyczny. Wystarczy sama opozycja i dlatego może wystąpić x/zero". Sformułowanie „mogą być badane tylko poza systemem" jest dodatkiem redaktorów /iurxii. nie ma go bowiem w materiałach rękopiśmiennych (zob. Engler, s. 192, k. 2-5, 1448). De Mauro (s. 455, przyp. 183) zwraca uwagę, że wypacza ono myśl de Saussure'a: prawdą jest, że zmiany są zewnętrzne w stosunku do systemu i nie są zdeterminowane przez system ani w sposób przyczynowy, ani w sposób celowościowy, jednakże badanie ich w stosunku do systemu jest uzasadnione, albowiem każda z nich znajduje swoje odbicie w systemie. Por. niżej, przyp. 17 na s. 113.

111

cała nauka o rzutach; wystarczyłoby badać same ciała. W językoznawstwie zachodzi ten sam stosunek między rzeczywistością historyczną a stanem języka, który jest niejako jego rzutem w danym momencie. Badając ciała, to znaczy wydarzenia diaclironiczne, nie można poznać stanów synchronicznych, podobnie jak nie będzie się miało pojęcia o rzutach geometrycznych po zbadaniu, nawet bardzo szczegółowym, różnych rodzajów ciał.

Uys. 9

Dalej, w podobny sposób na powierzchni przekroju poprzecznego łodygi rośliny dostrzegamy rysunek mniej lub bardziej skomplikowany; nie jest to nic innego jak perspektywa tkanek podłużnych, które możemy dojrzeć w całości, wykonując przekrój prostopadły do pierwszego przekroju. Tu również jedna perspektywa zależy od drugiej; przekrój podłużny ukazuje nam same tkanki tworzące roślinę, a przekrój poprzeczny — ich ugrupowanie na pewnej określonej płaszczyźnie; różni się on jednak od przekroju podłużnego, gdyż pozwala stwierdzić między tkankami pewne związki, których nigdy nie można by uchwycić w tym ostatnim. Ze wszystkich jednak porównań, jakie tylko możemy sobie wyobrazić, najbardziej wymowne jest porównanie gry języka z partią szachów. Tu i tam mamy do czynienia z systemem wartości i jesteśmy świadkami ich modyfikacji. Partia szachów jest niejako sztuczną realizacją tego, co język ukazuje nam w postaci naturalnej. Przyjrzyjmy się temu bliżej. Przede wszystkim stan gry dobrze odpowiada stanowi języka. Odpowiednia wartość figur zależy od ich położenia na szachownicy; podobnie jak w języku każdy składnik ma wartość dzięki opozycji do wszystkich innych składników. Po drugie, system jest zawsze chwilowy; zmienia się między jedną a drugą sytuacją. Prawda, że wartości zależą także, i w pierwszym rzędzie, od niezmieimej umowy, od reguł gry istniejących już przed rozpoczęciem partii i pozostających w mocy po każdym ruchu. Takie reguły, przyjęte raz na zawsze, występują także w materiale języka; są to stale zasady semiologii. W końcu, by przejść od jednego stanu równowagi do drugiego albo — według naszej terminologii — od jednej synclironii do drugiej, wystarczy zmiana miejsca jednej figury; nie ma zakłócenia ogólnego. Mamy tu odpowiednik faktu diaclironicznego ze wszystkimi jego właściwościami. Istotnie:

112

a) Każdy rucli w szachach zmienia miejsce jednej tylko figury; podobnie w języku idegają zmianie tylko poszczególne elementy. h) Mimo tego ów ruch odbija się na całym systemiel7; gracz nie może przewidzieć dokładnie całej rozciągłości jego skutków. Zmiany wartości wynikające z niego będą — zależnie od okoliczności — albo żadne, albo bardzo poważne, albo średniej wagi. Niektóre ruchy mogą zrewolucjonizować całość partii i wpłynąć nawet na figury chwilowo stojące na uboczu. Widzieliśmy, że dokładnie tak samo przedstawia się sprawa z językiem. c) Przesmiięcie jednej figury jest faktem całkowicie odrębnym od stanu równowagi tak poprzedzającego, jak i następującego. Dokonana zmiana nie należy do żadnego z tych dwóch stanów: otóż znaczenie mają tylko stany. W partii szachów właściwością każdej danej sytuacji jest to, że jest ona zupełnie niezależna od stanów poprzedzających. Jest całkowicie obojętne, czy się do danej sytuacji doszło taką drogą czy inną; ten, kto śledził całą partię, nie ma najmniejszej przewagi nad widzem, który by się zaczął przyglądać stanowi gry dopiero w momencie krytycznym. Aby opisać tę sytuację, nie trzeba wcale przypominać tego, co się stało o dziesięć sekund wcześniej. To wszystko odnosi się również do języka i potwierdza zasadniczą różnicę między diachronią a synclironią. Mówienie działa zawsze tylko w jednym stanie języka, a zmiany zachodzące między poszczególnymi stanami same nie mają w ujm żadnego miejsca. W jednym tylko punkcie porównanie zawodzi; szachista ma z a m i a r dokonać zmiany miejsca i oddziałać na cały system; język natomiast nie obmyśla z góry niczego; figury jego zmieniają swe miejsca lub raczej modyfikują się spontanicznie i przypadkowo; umlaut w Hände zamiast hanti, (löste zamiast gasfi (zob. s. 108) wytworzył nową formę liczby mnogiej, lecz równocześnie spowodował powstanie formy czasownikowej takiej jak trägt zamiast tragit itd. Aby partia szachów przypominała pod każdym względem grę języka, należałoby wyobrazić sobie gracza nieświadomego lub bezrozumnego. Zresztą ta jedyna różnica czyni porównanie tym bardziej instruktywnym, że wskazuje na bezwzględną konieczność odróżnienia w językoznawstwie tych dwóch porządków zjawisk. Jeśli bowiem fakty diaclironiczne nie dają się sprowadzić do systemu synchronicznego, uwarunkowanego przez nie, wówczas gdy wola decyduje o zmianie tego rodzaju, o ileż bardziej nie dadzą się do niego sprowadzić, kiedy przeciwstawiają organizacji systemu znaków ślepą silę.

§ o. DWA JĘZYKOZNAWSTWA PRZECIWSTAWNE W SWYCH METODACH I ZASADACH Przeciwieństwo między diachronią a synclironią bije w oczy pod każdym względem. 17 Zdanie (o wyraźnie dowodzi, że de Saussnre zdawał sobie sprawę ze skutków, jakie zmiany językowe mogą mieć dla systemu języka, zob. wyżej, przyp. lii na s. J11.

8 - Kurs językoznawstwa ogólnego

113

Na przykład — by rozpocząć od faktu najbardziej oczywistego — nie mają one takiego samego znaczenia. Pod tym względem aspekt synchroniczny góruje oczywiście, ponieważ dla zbiorowości mówiącej jest on jedyną i prawdziwą rzeczywistością (zob. s. 105). Podobnie zresztą dla językoznawcy: jeśli stanie w perspektywie diachronicznej, dostrzega już nie język, lecz szereg zmieniają­ cych go zdarzeń. Twierdzi się często, że nie ma nic ważniejszego niż poznanie genezy danego stanu; w pewnym sensie jest to prawda: warimki, które wytworzyły ten stan, wyjaśnią nam jego prawdziwą naturę i ustrzegą od niektóry ch złudzeń (zob. s. 109 i n.); lecz to właśnie dowodzi, że diaclironia nie jest celem sama w sobie. Można o niej powiedzieć to, co się mówi o dziennikar­ stwie: prowadzi do wszystkiego pod warunkiem, że się wyjdzie poza nie. Także i metody obu tych porządków różnią się między sobą, i to dwojako: a) Synclironia zna tylko jedną perspektywę, mianowicie perspektywę osób mówiących i cała jej metoda polega na gromadzeniu ich świadectw; aby wiedzieć, w jakiej mierze dana rzecz jest rzeczywistością, należy i w zupełności wystarczy zbadać, w jakiej mierze istnieje ona w świadomości tych osób. Językoznawstwo diachroniczne natomiast musi rozróżnić dwie perspektywy : p r o s p e k t y w n ą, postępującą z biegiem czasu, i ret rospekt y w n ą, idącą w przeciwnym kierunku. Stąd dwojaka metoda, o której będzie mowa w piątej części. b) Druga różnica wynika z zasięgu pola badań obejmowanego przez każdą z dwu dyscyplin. Przedmiotem badania synchronicznego nie jest to wszystko, co istnieje równocześnie, lecz tylko ogół faktów odpowiadających każdemu językowi; w miarę potrzeby podział sięgnie aż do dialektów i poddialektów. W gnuicie rzeczy termin: „synchroniczny’- nie jest dostatecznie ścisły; powinno by się go zastąpić innym, co prawda nieco dłuższym: „idiosynchroniczny”. Językoznawstwo diachroniczne zaś nie tylko nie po­ trzebuje takiej specjalizacji, ale wręcz ją odrzuca; składniki brane przez nie pod uwagę nie muszą koniecznie należeć do tego samego języka (por. ie. gr. esti, niem. ist, fr. c.sfIH). To właśnie następstwo faktów diaclironicznych i ich mnożenie się przestrzenne stwarza różnorodność języków. Aby uzasadnić zbliżenie do siebie dwóch form, wystarczy, by istniała między nimi więź historyczna, choćby najbardziej pośrednia. Wymienione przeciwieństwa nie są ani najbardziej uderzające, ani naj­ głębsze: zasadnicza sprzeczność między faktem ewolucyjny m a faktem statycz­ nym pociąga za sobą to następstwo, że wszystkie pojęcia odnoszące się do jednego lub do drugiego nie dają się w równej mierze sprowadzić do siebie. Aby wykazać tę prawdę, wy starczy posłużyć się którymkolwiek z tych pojęć. Tak na przykład „zjawisko" synchroniczne nie ma nic wspólnego z diachronicznym (zob. s. 109 i n.); jedno polega na związku między elementami współczesnymi, drugie jest podstawieniem jednego elementu na miejsce IK Gree. esti 'jest', niem. ist 'ts.', Innie. est 'ts.', podobnie jak poi. jest sprowadzaji) się do pie. * esti.

114

dmgiego w czasie, jest zdarzeniem. Zobaczymy także na s. 131, że tożsamości diachroniczne i synchroniczne — to dwie rzeczy bardzo różne: historycznie przeczenie pax jest identyczne z rzeczownikiem pax, wzięte natomiast w języku dzisiejszym te dwa elementy są całkowicie różne. Już powyższe stwierdzenia wystarczyłyby nam do zrozumienia, że nie wolno mylić tych dwóch punktów widzenia; konieczność ta nigdzie jednak nie ukaże się jaśniej niż w rozróżnieniu, którym zajmierny się z kolei.

§ 6. PRAWO SYNCHRONICZNE 1 PRAWO DIACHRONICZNE Mówi się powszechnie w językoznawstwie o prawach; czy jednak fakty języka naprawdę są rządzone prawami i jaka może być natura tych praw? Ponieważ język jest instytucją społeczną, można myśleć a priori, że rządzi się przepisami podobnymi do tych, które rządzą społecznościami. Otóż każde prawo społeczne ma dwie podstawowe cechy: jest ono imperatywne oraz powszechne; nakazuje i rozciąga się na wszystkie przypadki, oczywiście w pewnych granicach czasu i miejsca. Czy prawa językowe odpowiadają tej definicji? Aby się tego dowiedzieć, pierwszą czynnością — stosownie do tego, co już zostało powiedziane — jest oddzielenie raz jeszcze sfery synchronii od sfery diachronii. Występują tu dwa problemy, których nie należy mieszać: mówić o prawie językowym w ogóle to ścigać marę. Oto kilka przykładów z greki, w których świadomie pomieszano „prawa” obu porządków: 1. Lndoeuropejskie dźwięczne przydecliowe przeszły w bezdźwięczne przydechowe: *tlhiiiHox -> tliuinóx 'tchnienie życia’, *bher -> plu-rd 'niosę’ itd. 2. Akcent nie stoi nigdy dalej niż na trzeciej od końca. 3. Wszystkie wyrazy kończą się na samogłoskę lub na x, n, r z wykluczeniem jakiejkolwiek innej spółgłoski. 4. Początkowe x przed samogłoską przeszło w h (spiritus asper): * xeptm (tac. xeptein) heptd l!l. 5. Końcowe /// zmieniło się w w: * jtujom -> ziujón (por. łac. jtujmn) *

Łac. xeptem 'siedem', grec, hepta 'ts.'. Grec, zugón '.jarzmo', lac. jui/uni 'ts.'. * Według A. Meillela („.Mémoires de la Société de Linguistique" IX, s. 365 i n.) i Ił. Gaulliiota (Łrt fin de mol en indo-européen, s. 158 i n.) indoeuropejski miał wyłącznie -n końcowe, a nigdy -nr,,jeśli przyjmiemy tę teorię, wystarczy sformułować prawo 5. w następujący sposób: wszystkie -n końcowe indoeuropejskie zostały zachowane w języku greckim, a jego wartość dowodowa nie będzie przez to mniejsza, ponieważ zjawisko fonetyczne prowadzące do zachowania dawnego stanu ma tę sama naturę co zjawisko wyrażające się w zmianie (zob. s. 172 i u.). (Wyd.)

115

6. Końcowe zwarte zanikły: *(fu>uiik ffAnfii, *eplu>ret -* epliere, * ephei(mt -» ephennt *'. Pierwsze z tych praw jest diachroniczne: to, co było uprzednio dli, stało się tli itd. Drugie wyraża związek między jednostką wyrazową a akcentem, stanowi rodzaj iinmy między dwoma składnikami współistniejącymi: jest to prawo synchroniczne. Podobnie przedstawia się sprawa z trzecim, gdyż dotyczy ono jednostki wyrazowej i jej zakończenia. Prawa 4., 5. i 6. są diachroniczne: to, co było .s, stało się li, -n zastąpiło -w/, natomiast -t, -li itd. znikły bez śladu. Należy ponadto zauważyć, że 3. jest skutkiem 5. i 6.; dwa fakty diachroniczne wytworzyły fakt synchroniczny. Gdy więc rozdzielimy te dwie kategorie praw, zauważymy wówczas, że 2. i 3. mają naturę inną niż 1., 4., 5. i (i. Prawo synchroniczne jest powszechne, nie jest jednak imperatywne. Niewąt­ pliwie narzuca się ono jednostkom poprzez przymus zbiorowego użytku (zob. s. 97), nie mamy tu jednak do czynienia ze zobowiązaniem w odniesieniu do osób mówiących. Clicemy powiedzieć, że w j ę z y k u żadna siła nie daje gwarancji utrzymania regularności panującej w jakimś zakresie. Jako wyraz istniejącego porządku prawo synchroniczne stwierdza po prostu stan rzeczy; jest tym samym co prawo stwierdzające na przykład, że drzewa w sadzie są posadzone w szachownicę. Określany przez nie porządek jest niestały właśnie dlatego, że nie jest obowiązujący. Tak na przykład nic nie jest bardziej regularne niż prawo synchroniczne rządzące akcentem łacińskim (prawo bardzo podobne do 2.); a przecież ów ustrój akcentuacyjny nie oparł się czynnikom zmian i ustąpił miejsca nowemu prawu języka francuskiego (zob. wyżej s. 110). Streszczając: jeśli mówimy o prawie w synclironii, to wyłącznie jako o uporządkowaniu, o zasadzie regularności. Diachronia natomiast zakłada występowanie czynnika dynamicznego, dzięki któremu zostaje wywołany pewien skutek, dokonana pewna rzecz. Ale ten imperatywny charakter nie wystarczy, byśmy mogli zastosować pojęcie prawa do faktów ewolucyjnych; o prawie można mówić jedynie wtedy, gdy ogół faktów podporządkowuje się tej samej regide, a mimo pewnych pozorów wskazujących na coś wręcz przeciwnego, wydarzenia diachroniczne mają zawsze charakter przypadkowy i jednostkowy. W zakresie faktów semantycznych zdajemy sobie z tego sprawę natychmiast; jeżeli franc. poutre 'klacz' przybrało znaczenie 'kawałek drzewa, belka’, wynika to z przyczyn specjalnych i jest niezależne od innych zmian, które mogły zajść w tym samym czasie; jest to tylko jeden z wielu przypadków zareje­ strowanych przez historię języka. Sprawa przekształceń syntaktycznycli i morfologicznych nie przedstawia się na pierwszy rzut oka równie jasno. W pewnej epoce prawie wszystkie formy -1 Grec. ijńnai (wolacz) 'kobieto', ephere (im perfectum) 'niósł', eplieron (imperfeehim) 'nieśli, niosły'.

116

dawnego „cas sujet”2- zanikły we francuskim; czyż nie mamy tu do czynienia z ogółem faktów podległych temu samemu prawu? Nie, ponieważ wszystkie one są tylko rozlicznymi przejawami jednego i tego samego pojedynczego faktu. Naruszone zostało pojedyncze pojęcie „cas sujet” i jego zanik pociągnął za sobą zanik całego szeregu form. Dla tego, kto obserwuje język tylko od strony zewnętrznej, jedność zjawiska rozpływa się w mnogości jego przejawów, lecz w swej głębokiej naturze jest ono jedno i stanowi zdarzenie historyczne tak samo wyodrębnione w swoim porządku jak zmiana semantyczna, której uległ wyraz poutre-, pozór prawa przybiera jedynie dlatego, że realizuje się w obrębie systemu. Ścisłe uporządkowanie tego systemu stwarza pozory, że fakt diaclironiczny podlega tym samym warunkom co fakt synchroniczny. Wreszcie w dziedzinie zmian fonetycznych rzecz przedstawia się dokładnie tak samo; a przecież mówi się powszechnie o prawach fonetycznych. Stwierdza się istotnie, że w pewnym momencie, w pewnej okolicy wszystkie wyrazy przejawiające tę samą właściwość fonetyczną podlegają takiej samej zmianie; tak więc prawo 1. ze s. 115 (* ithrimos ->■ thünuM) dotyczy wszystkich wyrazów greckich, w których występowała dźwięczna przydechowa (por. * nebhos -> nep­ tun, * niedtiu méttili, * aiujhô -> ântihô itd.); reguła 4. (* septm heptâ) stosuje się do * serpo hérpo, htifs~3 i do wszystkich wyrazów zaczynających się na s. Prawidłowość ta, niejednokrotnie podawana w wąt­ pliwość, wydaje się nam dobrze uzasadniona; pozorne wyjątki nie osłabiają nieuchronnego charakteru zmian tego rodzaju, gdyż dają się wyjaśnić albo bardziej specjalnymi prawami fonetycznymi (zob. przykład triJihes : thru/i«t, s. 121), albo ingerencją faktów innego rodzaju (analogia itd.). Wydaje się więc, że nic nie odpowiada lepiej podanej wyżej definicji wyrazu „prawo”. A przecież, niezależnie od liczby przypadków, na których sprawdza się prawo fonetyczne, wszystkie obejmowane przez nie fakty są przejawami jednego tylko pojedynczego faktu. Prawdziwe zagadnienie polega na tym, czy zmiany fonetyczne dotyczą wyrazów czy tylko dźwięków; odpowiedź nie idega żadnej wątpliwości: w néphos, mettili, ântihô itd. mamy do czynienia z pewnym fonemem, dźwięczną przydechową indoeuropejską, która zmienia się w bezdźwięczną przydecliową, lub też z początkowym « greki pierwotnej, które przechodzi w h itd., przy czym każdy z tych faktów jest odosobniony, niezależny od innych wydarzeń tego samego rodzaju, niezależny także od wyrazów, w których zachodzi *. Wszystkie Frime. „eus sujet" = przypadek podmiotu. Por. przyj). 12 na s. 110. -:l (¡ree. aćp/m.s- 'oldok, chmura', méttili 'wino; napój upajający'. âiililiô 'ściskam, duszę', heptâ 'siedem', hérpii 'wlokę się', hûx 'Świnia'. * Rozumie się, że przytoczone powyżej przykłady mają charakter czysto schematyczny: współczesne językoznawst wo słusznie stara się sprowadzić możliwie jak najdłuższe szeregi zmian fonetycznych do tej samej zasady jiocząlkowej; tak na przykład Meillet wyjaśnia wszystkie przekształcenia greckich zwarł veli stopniowym osłabianiem się ich wymowy (zob. „Mémoires dc la Société de Linguistique" IX, s. 1(53 i u.). Oczywiście, to do owycll praw ogólnych tam, gdzie one istnieją, stosują się w ostatecznym wyniku wnioski o charakterze zmian fonetycznych. (Wyd.)

117

te wyrazy ulegają oczywiście zmianom w swej materii dźwiękowej; nie powinno nas to jednak wprowadzać w błąd co do prawdziwej natury fonemu. Na czym opieramy się, twierdząc, że same wyrazy nie wchodzą bezpośrednio w grę przy przekształceniach fonetycznych? Na owym bardzo prostym stwierdze­ niu, że zmiany tego rodzaju są im w gruncie rzeczy obce i nie mogą dosięgnąć ich istoty. O jedności wyrazu stanowi nie tylko ogól jego fonemów; polega ona na innych cechach niż ich jakość materialna. Przypuśćmy, że jedna struna w fortepianie jest rozstrojona; ilekroć jej dotkniemy grając jakąś melodię, wydobędziemy fałszywą nutę; ale gdzie? Czy może w melodii? Z pewnością nie; melodia nie została naruszona; jedynie fortepian jest uszkodzony. Podobnie rzecz się ma z fonetyką. Nasz system fonemów jest instrmnentem, na którym gramy, aby wymówić wyrazy języka; jeśli jeden z tych elementów idegnie zmianie, skutki mogą być różnorodne; sam fakt nie obchodzi jednak wyrazów stanowiących — o ile można się tak wyrazić — melodie naszego repertuaru. Tak więc fakty diachroniczne są jednostkowe; przesunięcie systemu do­ konywa się pod działaniem zdarzeń, które nie tylko są mu obce (zob. s. 109), lecz które także same między sobą są odosobnione i nie tworzą żadnego systemu. Streśćmy: jakiekolwiek by były fakty synchroniczne, przejawiają one pewną regularność, ale nie mają charakteru imperatywnego; natomiast fakty dia­ chroniczne narzucają się językowi, lecz nie mają w sobie nic powszechnego. Słowem — i do tego zamierzaliśmy dojść — ani jedne, ani drugie nie są rządzone prawami w sensie zdefiniowanym powyżej; jeżeli więc mimo w szystko clicemy mówić o prawach językowych, termin ten przybierze znaczenie cał­ kowicie różne zależnie od tego, czy będziemy go stosować do zagadnień jednego czy drugiego porządku.

§ 7. CZY ISTNIEJE PUNKT WIDZENIA PANCHRONICZNY?

Dotychczas przyjmowaliśmy termin „prawo" w sensie prawniczym. Ale czy są w języku prawa w takim znaczeniu, w jakim pojmują je nauki fizyczne i przyrodnicze, to znaczy związki, które sprawdzają się zawsze i wszędzie? Słowem, czy język nie może być również badany z piuiktu widzenia panclironicznego? Niewątpliwie tak. Na przykład, ponieważ zachodzą i będą zawsze zachodzić zmiany fonetyczne, można rozważać to zjawisko ogólnie jako jeden ze stałych aspektów języka; jest to więc jedno z jego praw. W językoznawstwie podobnie jak przy grze w szachy (zob. s. 112 in.) są reguły, które przetrwają wszystkie wydarzenia. Lecz są to zasady powszednie, istniejące niezależnie od faktów konkretnych; z chw ilą gdy zaczynamy mówić o faktach jednostkowych i na­ macalnych, nie ma piuiktu widzenia panclironicznego. Tak więc każda zmiana fonetyczna, niezależnie od swego zasięgu, jest ograniczona do pewnego określonego czasu i pewnego określonego terytorium; żadna nie zachodzi we wszystkich okresach i na wszystkich miejscach; istnieje ona jedynie dia-

118

chronicznie. Po tym właśnie kryterium można poznać, co należy do języka, a co do niego nie należy. Konkretny fakt, dający się wytłumaczyć panchronicznie, nie wchodzi w zakres języka. Weźmy wyraz chow, z punktu widzenia diacln onicznego stoi on w opozycji do łacińskiego cauMi24, od którego pochodzi; z piuiktu widzenia synchronicznego — ze wszystkimi składnikami, które dają się z nim skojarzyć we współczesnej francuszczyźnie. Tylko dźwięki wyrazu same w sobie (.svz?) mogą być przedmiotem obserwacji panchronicznej; nie mają one jednak wartości językowej: a nawet z piuiktu widzenia panclironicznego Hoz wzięte w ciągu, jak na przykład iin Hoz (iibniriibld 'ime chose admirable’ -5, nie jest bynajmniej jednostką, lecz bezkształtną masą, niczym nie rozgraniczoną; istotnie, dlaczego właśnie soz, a nie ozu czy nao? Nie jest to w ogóle wartość, ponieważ nie ma sensu. Piuikt widzenia panchroniczny nie dosięga nigdy pojedynczych faktów języka.

§ 8. SKUTKI POMIESZANIA PORZĄDKU SYNCHRONICZNEGO Z DIACHRONICZNYM

Mogą tu zaistnieć dwa przypadki: 1. Prawda synchroniczna wyda.je się zaprzeczeniem prawdy diaclironicznej i patrząc na rzeczy powierzchownie, wyobrażamy sobie, że musimy wybrać między nimi; w rzeczywistości nie jest to wcale konieczne; jedna z tych prawd nie wyklucza bynajmniej drugiej. Jeżeli dćpit oznaczało we francuskim 'pogarda’, nie przeszkadza to, że obecnie wyraz ten ma całkiem inne znaczenie'G; etymologia i wartość synchroniczna są dwiema zgoła różnymi rzeczami. Dalej, tradycyjna gramatyka nowożytnej francuszczyzny uczy, że w niektórych przypadkach imiesłów czasu teraźniejszego jest odmienny i zgadza się z rze­ czownikiem tak samo jak przymiotnik (por. „une eau courante”), w innych natomiast jest nieodmienny (por. „ime personne courant dans la rue”-7). Ale gramatyka historyczna wykazuje nam, że nie mamy tu do czynienia z jedną i tą samą formą: pieiwsza jest kontynuacją łacińskiego imiesłowu (currenteni), który jest odmienny, podczas gdy druga pochodzi od nieodmiennego ablatiwu genuidiviim (citrrendd) * . Czy prawda synchroniczna przeczy w tym wypadku prawdzie diaclironicznej i czy należy potępić gramatykę tradycyjną w imię gramatyki historycznej? Nie, gdyż oznaczałoby to, że dostrzegliśmy tylko połowę rzeczywistości; nie należy sądzić, że sam tylko fakt historyczny jest ważny i wystarcza do ustanowienia .języka. Niewątpliwie, biorąc pod uwagę Frunę, chose 'rzecz', lac. causa 'przyczyna, sprawa, rzecz'. Franc. une chose admirable 'wspaniała rzecz'. -G Dzisiejsze dćpit znaczy 'gniew, złość'. -7 Franc. une eau courante 'woda bieżąca', une personne courant dans la rue 'osoba biegnąca na ulicy'. * Teoria ta. przyjęta powszechnie, została niedawno zaatakowana przez E. Lorcha (Das inrariahle Participial!! praesentis, Erlangen 1913), naszym zdaniem bez powodzenia: nie uznaliśmy więc za stosowne usunąć przykładu, który w każdym razie zachowuje swą wartość dydaktyczną (Wyd.)

119

pochodzenie, w imiesłowie mmnl mamy dwie rzeczy; lecz świadomość językowa zbliża je do siebie i przestaje je rozróżniać: prawda ta jest równie bezwzględna i niezaprzeczalna, jak poprzednia. 2. Prawda synchroniczna jest tak dalece zgodna z prawdą diaclironiczną, że często myli się je ze sobą lub też uważa się za rzecz zbyteczną rozdzielanie ich. Tak na przykład przypuszcza się, że do wyjaśnienia obecnego znaczenia wyrazu perć wystarczy, gdy się powie, że wyraz pater2H miał to samo znaczenie, limy przykład: łacińskie a krótkie w sylabie otwartej i nie znajdującej się na początku wyrazu zmieniło się w i: obok facio mamy confieid, obok ainlcus — ininticns'29 itd. Często formułuje się to prawo mówiąc, że a z facio przechodzi w i w confieid, gdyż nie występuje tu już w pierwszej sylabie. Sformułowanie to nie jest ścisłe: nigdy a z facio nie „przeszło" w i w confieid. By przywrócić prawdę, należy odróżnić dwie epoki i cztery składniki: na początku mówiono facio — confacid-, następnie, ponieważ confacid przekształciło się w confieid, podczas gdy facio pozostało bez zmian, zaczęto mówić facio — confieid. Czyli: facio confacid Epoka A j. ; facio confieid Epoka B Jeśli zaszła „zmiana”, to dokonała się ona pomiędzy confacid a confieid-, otóż reguła, żle sformułowana, nie wspominała nawet o tym pierwszym! Dalej, obok tej zmiany, oczywiście diachronicznej, istnieje drugi fakt, całkowicie odrębny od pieiwszego, dotyczący opozy cji czysto synchronicznej między facio a confieid. Ma się ochotę powiedzieć, że nie jest to fakt, lecz skutek. A przecież jest to fakt w swoim porządku, a nawet wszystkie zjawiska synchroniczne mają taką samą natmę. W rozpoznaniu prawdziwej wartości opozycji/ucZó — confieid przeszkadza to, że nie ma ona większego znaczenia. Rozważmy jednak takie pary, jak (last — (löste, gebe — gibt'9, a zobaczymy, że ich opozycje są także przypadkowymi rezultatami ewolucji fonetycznej; niemniej w porządku syn­ chronicznym stanowią one zjawiska gramatyczne podstawowe. Te dwa typy zjawisk są skądinąd ściśle ze sobą powiązane, gdyż pierwsze z nich warunkuje drugie; dlatego też dochodzi się w końcu do wniosku, że nie warto ich rozróżniać; w istocie językoznawstwo myliło je przez całe dziesiątki lat, nie dostrzegając nawet, że metoda ta nie ma żadnej wartości. Błąd ów jest jednak bardzo widoczny w niektórych przypadkach. Tak na przykład można by pomyśleć, że dla wyjaśnienia greckiego phnktós wystarczy powiedzieć: w greckim g lub Ich zmienia się w /r przed spółgłoskami bez­ dźwięcznymi, wyrażając to synchronicznymi korespondencjami takimi jak pluujein : pluiktós, lekhos : lektron™ itd. Napotykamy tu jednak przeszkody -b Franc, père 'ojciec', lac. pater 'Ls.'. Łac. facio 'robię', eonficio (z pierwotnego con-facio) 'wykonuję, sporządzani', aniicus 'przyjaciel', iniiiiiciiK (z pierwotnego in-aniicits) 'nieprzyjaciel'. 30 Niem. gebe ’daję’, gibt 'daje'. 31 Grec, phtujein 'uciec', pltuktós 'dający się uniknąć, taki, przed którym można uciec', tćkhos 'łoże, łóżko', Mitron 'ts.'.

120

w postaci takich przypadków jak triklws : flirik.si'2, gdzie stwierdzamy kom­ plikację: „przejście” t w th. Formy tego wyrazu dadzą się wytłumaczyć tylko historycznie, na drodze chronologii względnej. Pierwotny temat * thrikh, po którym następowała końcówka -,sż, dał thriksi — zjawisko bardzo dawne, identyczne z tym, które dało lelitrom z rdzenia lekh-. Następnie każda przydecliowa, po której następowała w tym samym wyrazie druga przydechowa, przeszła w bezdźwięczną i * tlirikhcs stało się tnkhes; thriksi uniknęło oczywiście tego prawa.

§ 9. WNIOSKI Tak więc językoznawstwo stoi tu na drugim rozdrożu. Najpierw musiało wybrać między językiem a mówieniem (zob. s. 46); oto znów znajduje się na skrzyżowaniu dróg, z których jedna prowadzi do diaclironii, a druga do synchronii. Gdy już raz jesteśmy w posiadaniu tej podwójnej zasady klasyfikacji, możemy dodać, że w języku to wszystko, co jest d i a chroni­ czne, .jest ni m wyłącznie przez m ó w i en i e. AA’ nim to właśnie znajduje się zalążek wszystkich zmian: każda z nich jest najpierw pro­ pagowana przez pewna liczbę jednostek, zanim wejdzie w powszechne użycie. AA' nowożytnym niemieckim mówi się: ich war, wir warem, nato­ miast w staroniemieckim aż do XA’I w. odmieniano: ¡cli urn, wir warem (w angielskim mówi się dziś jeszcze: I was, we wereM). AA’ jaki sposób dokonała się ta substytucja war na miejsce iiwi? Pewna grupa osób, pod wpływem warem, utworzyła na drodze analogii war; był to fakt z dziedziny mówienia; forma ta, często powtarzana i przyjęta przez całą społeczność, stała się faktem języka. Nie wszystkie jednak innowacje mówienia cieszą się równym powodzeniem i jak długo pozostają w sferze indywidualnej, nie musimy brać ich pod uwagę, badamy bowiem język; wchodzą one w po­ le naszej obserwacji dopiero z chwilą, gdy zostaną przyjęte przez zbio­ rowość. Każdy fakt ewolucji jest zawsze poprzedzony faktem lub raczej całą masą podobnych faktów w sferze mówienia; nie osłabia to w niczym ustalonego wyżej rozróżnienia, wzmacnia je nawet, ponieważ w historii każdej innowacji spotykamy zawsze dwa odrębne momenty: 1) moment, w którym pojawia się ona u jednostek; 2) moment, w którym staje się faktem języka, zewnętrznie identycznym, ale już przyjętym przez zbiorowość. Następująca tablica ukaże nam racjonalny schemat, który powinien być przyjęty w badaniach językowych: Są to odpowiednio lormy mianownika i celownika l.inn. od greckiego lliriks 'włos’ o pierwotnym temacie * thrikh-. :,:l Nieni. ich war 'ja byłem', wir warem 'my byliśmy’, ang. 1 was 'ja byłem', ice were 'my byliśmy’.

121

Synchronia Język

Mowa

Diachronia Mówienie

Przyznać należy, że idealna i teoretyczna postać jakiejś nauki nie zawsze jest zgodna z tą, którą jej narzucają wymogi praktyki. W językoznawstwie wymogi te są bardziej kategoryczne niż gdziekolwiek indziej; tłumaczą one w pewnej mierze zamieszanie, jakie obecnie panuje w tych badaniach. Nawet gdyby ustalone tu rozróżnienia zostały przyjęte raz na zawsze, przypuszczalnie nie można by było w imię tego ideału narzucić ścisłego kienuiku badaniom. Tak więc w badaniu synchronicznym starofrancuskiego językoznawca operuje faktami i zasadami nie mającymi nic wspólnego z tym, co pozwoliłaby mu odkryć historia tego samego języka między XIII a XX w.; dadzą się one natomiast porównać do tych zasad i faktów, które by nam ukazał opis współczesnego języka bantu, greki attyckiej w 400 r. przed Chrystusem czy wreszcie dzisiejszego francuskiego. Dzieje się tak dlatego, że te różnorodne opisy opierają się na podobnych związkach; o ile każdy język stanowi system zamknięty, o tyle wszystkie zakładają istnienie pewnych stałych zasad, które odnajdziemy przechodząc od jednego do drugiego, pozostajeiny bowiem w tym samym porządku. Nie inaczej rzecz się ma z badaniem historycznym: rzućmy okiem na pewien okres języka francuskiego (na przykład od XIII do XX w.), jawajskiego czy jakiegokolwiek innego — wszędzie operujemy podobnymi faktami i wystarczyłoby je zestawić, aby ustalić ogólne prawdy porządku diachronicznego. Ideałem byłoby, aby każdy uczony poświęcił się jednej lub drugiej dziedzinie badań i opanował możliwie największą liczbę faktów w swym zakresie; trudno jest jednak władać w sposób naukowy tak różnorodnymi językami. Z drugiej strony, praktycznie każdy język stanowi całość badań i siłą rzeczy dochodzimy do tego, że rozważamy go zarówno statycznie, jak i historycznie. Mimo wszystko nie należy nigdy zapominać, że teoretycznie jedność ta jest sztuczna, gdy natomiast różnorodność języków kryje w sobie głęboką jedność. Jeśli nawet w badaniu języka obserwacja odnosi się do jednej lub do drugiej strony, należy za wszelką cenę ustawić każdy fakt we właściwej mu sferze i nie mieszać metod. Owe dwie części językoznawstwa, w powyższy sposób rozgraniczone, będą kolejno stanowić przedmiot naszych badań. Językoznawstwo synchroniczne zajmie się związkami logicz­ nymi i psychologicznymi, które łączą składniki współistniejące i tworzące system, takie jakie dostrzega ta sama świadomość zbiorowa. J ę z y k o z n a w s t w o d i a c li r o n i c z n e natomiast będzie badać związ­ ki, które łączą składniki następujące po sobie, nie dostrzegane przez tę samą świadomość zbiorową, i które zastępują się wzajemnie, nie tworząc ze sobą żadnego systemu.

122

Część II

JĘZYKOZNAWSTWO SYNCHRONICZNE Rozdział pienrszy

ZAGADNIENIA OGÓLNE Przedmiotem językoznawstwa ogólnego synchronicznego jest ustalenie podstawowych zasad wszelkiego systemu idiosynclironicznego, czynników stanowiących każdy stan języka. Wiele spraw przedstawionych dotychczas należy raczej do synclironii; tak na przykład ogólne właściwości znaku mogą być uważane za jej część integralną, chociaż służyły nam jako dowód koniecz­ ności odróżnienia tych dwóch dróg językoznawstwa. Do zakresu synclironii należy to wszystko, co obejmujemy mianem „gra­ matyki ogólnej”; rozliczne bowiem związki należące do gramatyki mogą się ustalić jedynie poprzez stany języka. W dalszym ciągu zajmiemy się pewnymi tylko istotnymi zasadami, bez których nie można mówić o bardziej specyficz­ nych problemach statyki ani też wyjaśnić szczegółów jakiegoś stanu języka. Ogólnie rzecz biorąc, o wiele trudniej jest zajmować się językoznawstwem statycznym niż historią. Fakty ewolucyjne są bardziej konkretne, przemawiają żywiej do wyobraźni; obserwowane tam związki zachodzą między składnikami następującymi po sobie i dającymi się uchwycić bez trudu; jest rzeczą łatwą, czasem nawet zabawną, śledzenie całej serii przekształceń. Natomiast języko­ znawstwo poruszające się w sferze wartości i związków współistniejących nastręcza o wiele większe trudności. W praktyce stan języka nie jest jakimś piuiktem, lecz raczej pewnym okresem czasu, dłuższym lub krótszym, w którym suma zaszłych zmian jest minimalna. Może to być dziesięć lat, cale pokolenie, cały wiek lub jeszcze więcej. Język może się zmienić nieznacznie w ciągu długiego okresu, a następnie ulec poważnym zmianom w ciągu niewielu lat. Z dwóch języków współist­ niejących w tym samym okresie jeden może przejść znaczną ewolucję, drugi pozostać prawie bez zmian; w tym ostatnim przypadku badanie będzie z konieczności synchroniczne, w pierwszym — diachroniczne. Stan absolutny określa się brakiem zmian, a ponieważ mimo wszystko język zawsze się przekształca, choćby w najmniejszym stopniu, badanie stanu języka zmusza nas w praktyce do pominięcia zmian mało ważnych, podobnie jak matematycy pomijają wielkości nieskończenie małe w niektórych działaniach, jak na przykład w raclnmku logarytmicznym.

123

W historii politycznej odróżniamy epokę, stanowiącą pewien piuikt czasu, i okres, który obejmuje pewien czas trwania. A przecież historyk mówi o epoce Antoninów, o epoce wypraw krzyżowych, gdy rozważa ogól cech, które pozostały niezmienione w owym czasie. Można by także powiedzieć, że językoznawstwo statyczne zajmuje się epokami; lepszy jednak jest wyraz stan; początek i koniec każdej epoki cechuje zazwyczaj jakaś rewolucja umiej lub bardziej gwałtowna, dążąca do zmiany ustalonego stanu rzeczy. Określenie „stan" nie nasuwa przypuszczenia, że coś podobnego działo się w języku. Poza tym termin „epoka” dlatego właśnie, że jest zapożyczony z historii, każę umiej myśleć o samym języku niż o okolicznościach, które go wanmkują i wśród których się rozwija; słowem, przywodzi na myśl raczej to, co nazwaliśmy językoznawstwem zewnętrznym (zob. s. 48 i n.). Zresztą rozgraniczenie w czasie nie jest jedyną trudnością, jaką napotykamy przy definiowaniu stanu języka; ten sam problem powstaje w związku z prze­ strzenią. Krótko mówiąc, pojęcie stanu języka może być jedynie przybliżone. W językoznawstwie statycznym, jak w większości nauk, żaden dowód nie jest możliwy bez mnownego uproszczenia 1 danych. 1 De Saussure ma tu zapewne na myśli to. co dziś w metodologii badań naukowych nazywa się idealizacją, tzn. metodę badawczą polegającą na przyjmowaniu określonych założeń upraszczających („idealizacyjnycll") przez zastosowanie trzech rodzajów abstrakcji: abstrahowania od 1) pewnych cech i związków badanych zjawisk. 2) wpływu pewnych czynników na badane zjawiska. 3) zmienności pewnych czynników. Chodzi o eliminowanie cech i czynników, które uważa się za nieistotne dla badanych zjawisk. W ten sposób stwarza się uproszczony obraz badanego wycinka rzeczywistości. Metodę idcalizacji stosuje się obecnie we wszystkich rozwiniętych naukach empirycznych jako jedną z podstawowych w budowaniu teorii naukowych.

Rozdział drugi

KONKRETNE BYTY JĘZYKA

§ 1. BYTY 1 JEDNOSTKI. DEFINICJE Znaki, z których składa się język, nie są abstrakcjami, lecz przedmiotami realnymi (zob. s. 42); językoznawstwo bada te właśnie przedmioty i icli wzajemne związki; można je nazwać bytami konkretnymi (entités concrètes) tej nauki. Na wstępie przyponmijmy dwie zasady, istotne dla całego zagadnienia: 1. Byt językowy istnieje jedynie dzięki skojarzeniu signifiant i sig­ nifié (zob. s. 91); z chwilą gdy bierzemy pod uwagę tylko jeden z nich, byt ten znika; zamiast konkretnego przedmiotu mamy przed sobą czystą abstrakcję. AA’ każdej chwili jesteśmy narażeni na to, że uchwycimy część bytu, podczas gdy sądzimy, że obejmujemy jego całość; stałoby się tak na przykład, gdybyśmy dzielili ciąg wypowiedzi na sylaby; sylaba ma wartość wyłącznie w fonologii. Szereg dźwięków należy do językoznawstwa tylko wtedy, gdy stanowią one oparcie jakiegoś pojęcia; wzięte same w sobie, nie są niczym więcej niż materiałem badań fizjologicznych. Podobnie przedstawia się sprawa z signifié, gdy go oddzielimy od signifiant. Pojęcia takie jak „dom”, „biały”, „widzieć” itd. rozważane same w sobie należą do zakresu psychologii; bytami językowymi stają się dopiero przez skojarzenie z obrazami akustycznymi; w języku pojęcie jest jakością substancji dźwiękowej, tak samo jak określone brzmienie jest jakością pojęcia1. 1 Passus ten został nieco przerobiony przez redaktorów Kursu. Myśl de Saussure’a o wiele jaśniej się rysuje na podstawie notatek słuchaczy, zwłaszcza Constantina (zob. Engler, s. 232-233, k. 5, 1693-1697): ,,1 tak. jeśli bierzemy stronę materialną, tzn. sekwencję dźwięków, to staje się ona bytem językowym tylko wtedy, kiedy jest rozważana jako podpora materialna pojęcia; rozpatrywana natomiast sama w sobie, strona materialna jest czymś, co nie jest językowe, czymś, co może odnosić się tylko do badań nad mówieniem, jeśli powloką wyrazu przedstawia nam coś, co nie jest językowe. |Język nieznany nie jest bytem językowym dla nas|. Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że wyraz materialny jest abstrakcją z punktu widzenia językowego. Jako konkretny przedmiot nie wchodzi w skład językoznawstwa. To samo trzeba powiedzieć o stronie duchowej znaku językowego. Jeśli się różne pojęcia bierze dla nich samych, odrywając je od tego, co je reprezentuje |od znaku przedstawieniowego], to stanowią one sekwencję przedmiotów psychologicznych: \kochać, widzieć, dom}. AV porządku psychologicznym można powiedzieć, że jest t o jednostka złożona. Pojęcie musi być wartością obrazu |akustycznego|. aby stało się częścią porządku językowego. AV przeciwnym wypadku,

125

Często porównywano tę dwustronną jedność z jednością osoby ludzkiej złożonej z duszy i ciała. Porównanie to jest niezadowalające. Z większą słusznością można by pomyśleć o związku chemicznym, jak na przykład woda; jest to połączenie wodoru z tlenem; wzięty oddzielnie, żaden z tych pierwiastków nie ma właściwości wody. 2. Byt językowy jest w pełni określony jedynie wówczas, gdy jest róz­ * a n i c z o n y, oddzielony od tego wszystkiego, co go otacza w ciągu dźwięko­ gi wym. Te właśnie rozgraniczone byty, czyli j e d n o s t k i (imités), przeciw­ stawiają się sobie w mechanizmie języka2. AA' pierwszej chwili mielibyśmy ochotę przyrównać znaki językowe do znaków wzrokowych, które mogą współistnieć w przestrzeni, nie zlewając się, i wyobra­ żamy sobie, że oddzielenie elementów znaczących może tu być dokonane tą samą metodą i nie wymaga żadnej pracy umysłu. AA yraz „forma", którym się często posługujemy dla oznaczenia tych elementów — por. wyrażenie „forma werbalna", „forma nominalna” — podtrzymuje w nas to błędne mniemanie. AA iadomo jednak, że pierwszą właściwością ciągu dźwiękowego jest jego charakter linearny (zob. s. 93 i n.). Rozważany sam w sobie jest on linią, nieprzerwaną taśmą, na której ucho nie wyróżnia żadnego podziału dostatecznego i ścisłego; aby go otrzymać, należy się odwołać do znaczeń. Kiedy słyszymy jakiś nieznany język, nie jest eśmy w stanie powiedzieć, jak powinno się zanalizować szereg dźwięków; analiza ta jest bowiem niemożliwa, jeśli się bierze pod uwagę wyłącznie aspekt dźwiękowy zjawiska językowego. Skoro jednak wiemy, jakie znaczenie i jaką rolę należy przypisać każdej części ciągu, widzimy wówczas, jak te części odłączają się od siebie i jak bezkształtna taśma dzieli się na odcinki; ta analiza nie ma w sobie nic materialnego. AA’ sumie, język nie idiazuje się nam jako ogół znaków z góry rozgrani­ czonych, gdzie wystarczy badać znaczenia i uporządkowanie; jest to nieokreś­ lona masa, w której tylko uwaga i nawyk pozwolą nam odnaleźć poszczególne jeśli się je wprowadza do porządku językowego, to jest to abstrakt ja. Pojęcie staje się właściwością substancji akustycznej, podobnie jak dźwięk staje się właściwością substancji pojęciowej". De Mauro (s. 457. przyp. 204) zwraca uwagę na dwa szczegóły terminologiczne: użycie terminu „abstrakcja” dla czegoś nierzeczywistego (zob. wyżej przyp. 17 na s. 43) oraz terminu „represcntaleur" (= reprezentant, w niniejszym przekładzie termin ten został przetłumaczony jako „to, co reprezentuje"). Ten ostatni wymienia się z terminem „signifiant" i przypomina termin Cli. S. 1’eirce'a „representamen" (o Peiree’ie zob. Wprowadzenie do nin. wydania, s. 14). - O wiele jaśniej myśl de Saiissurea zanotowana została przez Constantina (zob. Engler, s. 233, k. 5, 1699-1701): „Można by porównać byt językowy ze złożonym ciałem chemicznym, lip. z wodą, w której jest wodór i tlen: |H„O|. Nie ulega wątpliwości, że jeśli w chemii oddziela się te elementy, otrzymuje się (len i wodór, pozostając jednak na gruncie chemii. Natomiast jeśli rozłożymy wodę językową, odchodzimy od porządku lingwistycznego: |nie mamy już byt u języków ego |, Z konkretnym obiektem językowym mamy do czynienia tylko dopóty, dopóki istnieje (en związek. Do niczego się nie dojdzie, jeśli się nie wydzieli tych bytów czy tych jednostek. Wydzielenie ich (o operacja nie tylko czysto materialna, ale konieczna i możliwa, ponieważ istnieje element materialny. Kiedy to wydzielenie prze­ prowadzimy, będziemy mogli zastąpić wyraz były wyrazem jednostki".

126

elementy. Jednostka nie ma żadnej szczególnej cechy dźwiękowej, a jedyna jej definicja, którą można podać, brzmi następująco: jest to odcinek dźwięk o w y, k t ó r y s t a n o w i (z w y k 1 u c z e n i e m tego, co go poprzedza i co po nim następuje w ciągu mownym) sig­ nifiant pewnego pojęcia3.

§ 2. METODA DELIMITACJ1

Człowiek władający biegle jakimś językiem rozgranicza jego jednostki metodą bardzo prostą — przynajmniej w teorii. Metoda owa polega na tym, źe ustawiamy się na płaszczyźnie mówienia rozpatrywanego jako dokument języka i wyobrażamy je dwoma ciągami równoległymi, ciągiem pojęć (a) i obrazów akustycznych (b). Poprawność delimitacji, wymaga, by podziały ustalone dla ciągu akustycz­ nego (a, p, y) odpowiadały podziałom ciągu pojęć (a', P', y' ...): a

b

fi

y

-

-I------------------------- ------fi'

y'

Weźmy francuskie sizlaprti-. czy wolno mi rozdzielić ten łańcuch po / i uznać za jednostkę sizl? Nie: wystarczy rozważyć pojęcia, aby dostrzec, że podział taki jest fałszywy. Podział na sylaby siź-la-prd nie ma również w sobie a priori nic językowego. Jedynie możliwe są następujące podziały: 1) si-z-la-pnt (,,si je la prends”) i 2) si-z-l-apm („si je 1’apprends”)45 ; będą one zależały od znaczenia, jakie przywiążemy do tych słów. Aby sprawdzić wynik tej czynności i upewnić się, że istotnie mamy do czynienia z jednostką, trzeba, by przy porównaniu całego szeregu zdań, w których występuje ta jednostka, można było w każdym przypadku wydzielić ją z reszty kontekstu, stwierdzając, że rozgraniczenie to jest uzasadnione znaczeniem. Weźmy dwa człony zdania: lafqrsdiiitì „la force du vent” i abudfqrs ,,à bout de force”3: zarówno w jednym, jak i w drugim to samo pojęcie zbiega się z tym samym odcinkiem dźwiękowym ,/ęr«: jest to więc istotnie jednostka językowa. Lecz w iltHdfqrsaparle „il me force à parler” fqrtt ma całkiem inne znaczenie; jest to więc inna jednostka. 3 IT de Saiissure'a nie znajdujemy nazwy dla lak wyodrębnionej jednostki. W językoznaw­ stwie współczesnym jednostkę tę nazywa się najczęściej lnorfciiieni. rzadziej monemein. zob. de Mauro, s. 458, przyj). 2(18: Z. Gołąb. A. Heinz. K. Polański. Słownik terminologii językoznawczej. Warszawa 1968, s. 353 i 357: Encyklopedia wiedzy o języku polskim, pod red. S. Urbańczyka. Wrocław 1978, s. 195-196. ' Frane, si je let prends 'jeśli ją wezmę’, s i je 1’apprends 'jeśli się tego nauczę’ (si 'jeśli', je 'ja', la 'ją, tą', prends 'wezmę', /' -> le 'tego', ttpprends 'uczę się', 'nauczę się’). 5 Prane, la force du rent 'siła wiatru’, à bout de force 'u kresu sił’. 11 Prane, il me force à parler 'on mię zmusza do mówienia'.

127

§ 3. PRAKTYCZNE TRUDNOŚCI DELIMITACJ1

Czy owa metoda, tak prosta w teorii, jest równie łatwa w zastosowaniu? Bylibyśmy skłonni tak przypuszczać, gdybyśmy za piuikt wyjścia przyjęli pogląd, że jednostkami, które mamy wyodrębniać, są wyrazy 7*10 : czymże bowiem 11 jest zdanie jak nie kombinacją wyrazów, a co daje się uchwycić bardziej bezpośrednio niż wyraz? W ten sposób — aby przypomnieć przytoczony wyżej przykład — powiemy, że ciąg mowny sizlapra dzieli się na cztery jednostki, które nasza analiza pozwala rozgraniczyć i które stanowią tyleż samo wyrazów: si-je-V-apprends. Natychmiast jednak budzi się w nas nieufność, gdy stwierdzany, że na temat natury wyrazu toczono wiele sporów, a zastanawiając się głębiej widzimy, iż to, co się przez to rozumie, jest niezgodne z naszym pojęciem konkretnej jednostki. Aby się o tym przekonać, wystarczy przypomnieć wyraz cheval i jego liczbę mnogą chevaux . * Mówi się potocznie, że są to dwie formy tego samego wyrazu, a przecież wzięte jako całość są to dwie rzeczy zupełnie różne, zarówno w zakresie znaczenia, jak i dźwięków. W przypadku nura (,,le mois de décembre”) i miraż („im mois après”!l) występuje również ten sam wyraz w dwu odrębnych aspektach i nie może być mowy o kon­ kretnej jednostce: znaczenie jest wprawdzie takie samo, lecz odcinki dźwiękowe są różne. Tak więc, gdy clicemy zestawić konkretne jednostki z wyrazami, stajemy wobec dylematu: albo musimy pominąć związek — mimo że jest oczywisty — łączący cheval i chevaux, mua i miraż itd. i powiedzieć, że są to różne wyrazy, albo też, zamiast konkretnych jed­ nostek zadowolić się abstrakcją, która łączy różne formy tego samego wyrazu. Konkretnej jednostki należy szukać gdzie indziej niż w wyrazie. Zresztą znaczna liczba wyrazów są to jednostki złożone, gdzie łatwo moż­ na wyróżnić jednostki podrzędne (przyrostki, przedrostki, tematy); dery­ waty jak désir-eux, nialheur-eux™ dzielą się na odrębne części, z których każda ma wyraźne znaczenie i rolę. Na odwrót, mamy także jednostki obszerniejsze niż wyrazy: złożenia (porte-planie), wyrażenia (s'il vous plaît), formy odmiany (U a été)11 itd. Lecz przy rozgraniczeniu owe jednostki 7 W sformułowaniu tym przejawia się myśl de Saussurea traktującego język .jako system znaków, nie zaś system zdań. Stanowisko (akie pozostąje w związku z naciskiem, jaki kładł na społeczny cliarakter języka. De Saussure'owi wydawało się, że zdania do języka należeć nie mogą, ponieważ język jest faktem społecznym, natomiast zdania są wytworem jednostek. Dziś wiemy, że zdania w sensie schematów zdaniowych czy też reguł składniowych, które je generują, również zaliczyć należy do języka. Są jednak miejsca w Kursie, które zdają się wskazywać, iż de Saussure miał w tej kwestii wahania, zol), niżej, przyp. 12 na s. 150). b Franc, (lierai 'koń', chevaux 'konie'. !l Franc, le mois de décembre 'miesiąc grudzień’, un mois après 'miesiąc później'. 10 Franc, désireux 'żądny, pragnący czego', malhereux 'nieszczęśliwy', por. désir 'pragnienie'. malheur 'nieszczęście'. 11 Franc, porte-plume 'obsadka do pióra’ (por. porter 'nosić', plume 'pióro'), s'il vous plaît 'proszę' (dosłownie 'jeśli się to wam/Panu/Pani podoba’), il a été 'on byf.

128

nastręczają takie same trudności co właściwe wyrazy i jest niezmiernie trudno wydobyć w ciągu dźwiękowym grę spotykąjącycli się w nim jednostek oraz powiedzieć, jakimi konkretnymi elementami operuje język. Niewątpliwie osoba mówiąca nie odczuwa tych trudności; wszystko, co jest w jakimkolwiek stopniu znaczące, ukazuje się jej jako element konkretny, który zdoła odróżnić bezbłędnie w wypowiedzi. Co innego jednak odczuć tę szybką i subtelną grę jednostek, a co innego zdać sobie z niej sprawę na drodze metodycznej analizy. Dosyć rozpowszechniona teoria utrzymuje, że jedynymi konkretnymi jed­ nostkami są zdania mówimy wyłącznie zdaniami i dopiero potem wyodręb­ niamy z nich wyrazy. Lecz przede wszystkim, do jakiego stopnia samo zdanie należy do języka (zob. s. 149)?. Jeśli jest ono zależne od mówienia, nie może być uznane za jednostkę językową. Przypuśćmy jednak, że trudność ta zostanie usmiięta. Jeżeli wyobrazimy sobie wszystkie zdania, które w ogóle można wypowiedzieć, najbardziej uderzającą icli cechą będzie to, że wcale nie są do siebie podobne. W pierwszej chwili miałoby się ochotę zestawić niezmierną różnorodność zdań z nie mniejszą różnorodnością jednostek wchodzących w skład jakiegoś gatunku zoologicznego; jest to jednak złudzenie: u zwierząt należących do tego samego gatunku cechy wspólne są o wiele ważniejsze niż dzielące je różnice; w zdaniach natomiast dominuje różnorodność i jeśli zaczynamy szukać tego, co jest im wszystkim wspólne w owej różnorodności, znajdujemy — nie szukając go zresztą wcale — wyraz z jego cechami gramatycznymi, a więc napotykamy te same trudności.

§ 4. WNIOSKI W większości dziedzin stanowiących przedmiot wiedzy problem jednostek nie występuje w ogóle: są one dane z góry. Tak na przykład w zoologii od pierwszego momentu mamy do czynienia ze zwierzęciem. Astronomia również operuje jednostkami oddzielonymi od siebie w przestrzeni: ciałami niebieskimi; w chemii można badać naturę i skład dwuchromianu potasu, nie mając ani przez chwilę wątpliwości, że jest to przedmiot wyraźnie określony. Gdy w jakiejś nauce nie występują jednostki konkretne dające się od razu rozpoznać, znaczy to, że nie są one dla niej istotne. W historii, na przykład, czy będzie to człowiek, epoka czy naród? Nie wiemy, lecz cóż to szkodzi? Można pracować nad historią, nie mając jasnego poglądu na tę sprawę.

*’ Zwolennikami jej byli np. (ì. Frege ((Irundlatjen der Aritliinetik. 1884) i B. Croce (Estetica conte scienza dell' espressione e lintptislica ¡jenerale, l’alerine 19(13), w późniejszym okresie L. Wittgenstein (Tractatus loyico-pltilosopliicus, w wersji dwujęzycznej w przekładzie z niein. na ang. C. K. Ogdena, 1922, przekład poi. B. Wolniewicza, Warszawa 1970) i inni, por. de Mauro, s. 458-459, przyp. 214.

9 - Kurs językoznawstwa ogólnego

129

Podobnie jednak,jak gra w szachy jako całość polega na kombinacji różnych figur, tak język ma tę właściwość, że jest systemem opartym całkowicie na opozycji swych jednostek konkretnych. Nie można zaniedbać ich poznania, nie można postąpić ani kroku, nie uciekając się do nich; a przecież roz­ graniczenie ich jest problemem tak subtelnym, że zastanawiamy się, czy rzeczywiście są nam one dane. Język ma więc tę dziwną i uderzającą właściwość, że nie pozwala od razu uchwycić swych dostrzegalnych bytów, przy czym nie można wątpić, że byty te istnieją oraz że to właśnie ich gra stanowi język. Jest to niewątpliwie cecha, która go odróżnia od wszystkich innych instytucji semiologicznych.

Rozdział trzeci

TOŻSAMOŚCI, RZECZYWISTOŚCI, WARTOŚCI1

Wypowiedziane przed chwilą stwierdzenie stawia nas wobec problemu tym ważniejszego, że w językoznawstwie statycznym każde pojęcie podstawowe zależy bezpośrednio od naszego pojęcia jednostki, a nawet zbiega się z nim. To właśnie obcięlibyśmy kolejno ukazać w związku z pojęciami synchronicznej tożsamości, rzeczywistości i wartości. A. Co to jest t o ż s a m o ś ć (identité) synchroniczna? Nie chodzi tu o taką tożsamość, jaka łączy przeczenie pan z łacińskim passant; należy ona do porządku diaclironicznego — będzie o tym mowa na innym miejscu (s. 210) — lecz o ową tożsamość, nie mniej ciekawą, na mocy której stwierdzamy, że dwa zdania takie jak ,Je ne sais pan” i „ne dites pas cela" ' zawierają ten sam element. Pytanie zbyteczne, powie ktoś: zachodzi tożsamość, ponieważ w obu zdaniach ten sam odcinek dźwiękowy (pas) przybiera to samo znaczenie. Wyjaśnienie takie jest jednak niewystarczające, o ile bowiem zgodność odcinków dźwiękowych z pojęciami dowodzi tożsamości (zob. wyżej przykład ,,la force du vent”: ,,à bout de force” '), o tyle twierdzenie przeciwne nie jest prawdą: może zachodzić tożsamość bez tej zgodności. Gdy w jakimś przemówieniu słyszymy wielokrotnie powtarzany wyraz Messieurs!1*34, mamy uczucie, że za każdym razem chodzi o to samo wyrażenie, a jednak różnice w sposobie wypowiedzenia i intonacji sprawiają, że wykazuje ono w różnych miejscach przemowy bardzo wy raźne różnice dźwiękowe — zresztą równie wyraźne, jak 1 Rozdział ten jest chronologicznie wcześniejszy niż poprzedni, wyprzedza on leż rozdział poprzedni logicznie (zob. dc Mauro, s. 459, przyp. 21 (i), poświęcony jest bowiem uzasadnieniu tezy, którą de Saussure uważał za najważniejszą w swojej teorii, a mianowicie twierdzeniu, że język jest różny od mówienia (zob. Wprowadzenie do nin. wydania, s. 11 i n.). De Saussure wyraźnie to stwierdził w rozmowie z Riedlingerem dli. (> maja J9J ] r., mówiąc, że ,,pierwsza prawda jest następująca: język jest różny od mówienia'' (R. (Jodeł, Iss sources manuscrites du ..(’ours de linguistique générale” de Ferdinand de Saussure. Genève-Paris 1957, s. 30). - Franc, pas jest używane jako drugi człon przeczenia obok ne 'nie', por. Je ne sais pas 'nie wiem’, ne dites pas cela 'nie mówcie tego, proszę tego nic mówić'. Franc, pas znaczy też 'krok'. W obu znaczeniach pochodzi z łacińskiego passum 'krok' (ace. sing.). Go do użycia w funkcji drugiego członu negacji por. poi. „ani o kroi; dalej". 3 Zob. wyżej, przyp. 5 na s. 127. 1 Franc. Messieurs! 'Panowie!'

131

te, które służą do rozróżniania poszczególnych wyrazów (por. potu me i paume, (joutte i (je) , które nie występowało na początku wyrazu, zmieniało się w d, o ile akcent następował po nim”: por. z jednej strony *faf>er -> * fader (niem. T7/ńo), UJmine *Urtiuiie (niem. litteii), z drugiej strony (niem. drei), *biól>er (niem. Bruder), *H/>o (niem. leide) N, gdzie j> pozostaje. Formuła powyższa przypisuje czynną rolę akcentowi i wprowadza klauzidę ograniczającą dla /> początkowego. W rzeczywistości zachodzi zjawisko z gnmtu odmienne: w językach germańskich podobnie jak w łacinie /> dążyło spontanicznie do udżwięcznienia się w środku wyrazu; tylko akcent, o ile padał na sylabę poprzedzającą, mógł mu w tym przeszkodzić. Tak więc porządek zostaje odwrócony: fakt jest spontaniczny, a nie konibinatoryczny, akcent natomiast jest przeszkodą, a nie przyczyną wywołującą. Należy powiedzieć: „Każde !> wewnątrz wyrazu przeszło w d, o ile nie przeszkodził temu akcent umiesz­ czony na sylabie poprzedzającej". Aby dobrze odróżnić zjawisko spontaniczne od kombinatorycznego, winni­ śmy analizować fazy przekształcenia i nie przyjmować wyniku pośredniego za bezpośredni. Tak więc dla wyjaśnienia rotacyzmu (por. łac. * gem'sis -> generis)15 nieścisłe jest twierdzenie, że s przeszło w r między dwiema samogłoskami, gdyż .s- nie mając dźwięku krtaniowego nie mogło nigdy dać bezpośrednio r. W rzeczywistości mamy tu do czynienia z dwoma aktami: ,s przechodzi w z na drodze zmiany kombinatorycznej; ponieważ jednak z nie zachowało się w syste­ Łuc. qualluor 'cztery', inquilino 'podnajeinczyni mieszkania, lokatorka', lar. cottidie: quotidie 'codziennie', colo 'uprawiani', xecundiix 'drugi, następny'. 1:1 Goc. trair 'mężczyzna', lar. cir 'ts.', goc. inaihxtiix 'gnój, nawóz', niem. Mist 'ts.'. 14 Pragerin, fader 'ojciec', niem. Vater 'ts.', pragerm. lidu nie 'cierpieć', niem. -litten {w gelitten) - participium perl', pass, do leiden 'ts.', pragerm. jirix 'trzy', niem. drei 'ts.'. pragerm. brojter 'brat', niem. liruder 'ts.'. pragerm. li/io 'cierpię', niem. leide 'ts.'. 1,5 Por. wyżej, przyp. (i na s. 171.

173

mie dźwiękowym łacińskim, zostało zastąpione przez pokrewny dźwięk r i ta zmiana jest spontaniczna. A więc popełniano poważny błąd, mieszając w jednym i tym samym zjawisku dwa fakty rozbieżne; błąd polega z jednej strony na przyjęciu wyniku pośredniego za bezpośredni (s -> r zamiast z r), a z drugiej strony na uznaniu całego zjawiska za kombinatoryczne, podczas gdy jest nim tylko w pieiwszej części. Sprawa przedstawiałaby się podobnie, gdybyśiny powiedzieli, że we francuskim e przeszło w a przed nosówką. W istocie zachodzi tu kolejno najpierw zmiana kombinatoryczna, unosowienie e przed n (por. lac. rentum -» fr. vent, tac. Jemhui fr. fema —► jema), a potem spontaniczna zmiana ě w ii (por. ránt, f(lina, obecnie vii,fam)1(i. Bez znaczenia byłby zarzut , że wszystko to mogło stać się jedynie przed spółgłoską nosową: nie chodzi o to, by się dowiedzieć, dlaczego e uległo nazalizacji, lecz tylko o to, czy zmiana ć w ii jest spontaniczna, czy kombinatoryczna. Najważniejszy błąd metodologiczny, o którym przypominamy tutaj, jak­ kolwiek nie wiąże się on z zasadami wyłożonymi powyżej, polega na sfor­ mułowaniu praw a fonetycznego w czasie teraźniejszym, jak gdyby objęte nim fakty istniały raz na zawsze, gdy tymczasem rodzą się one i lunierają w określonym odcinku czasu. Wprowadza to chaos, znosimy bowiem w ten sposób wszelkie następstwo chronologiczne wy darzeń. Na punkt ten kładliśmy już nacisk na s. 120 i n. przy analizie kolejnych zjawisk, wy jaśniając dwoistość trikhes : th rikši17. Gdy mówimy „« przechodzi w r w łacinie”, każemy przez to przypuszczać, że rotacyzm jest nierozłącznie związany z naturą tego języka i stajemy zakłopotam przed wyjątkami takimi jak causa, rlstis itd. Jedynie formuła: „s interwokaliczne przeszło w r w łacinie w pewnej epoce" pozwoli nam stwierdzić, że w chwili gdy « przechodziło w r, causa, runts itd. nie miały s interwokalicznego i uchroniły się od zmiany; istotnie, mówiono wówczas caussa, rissns. Z analogicznej przyczyny należy pow iedzieć: „a przeszło w ć w dia­ lekcie jońskim" (por. matér -» metér itd.), inaczej bowiem nie wiedzielibyśmy, co począć z formanů takimi jak piisa, phńsi™ (które brzmiały jeszcze pansa, phansi itd. w epoce owej zmiany). § 4. PRZYCZYNY ZMIAN FONETYCZNYCH Badanie tych przyczyn jest jednym z najtrudniejszych problemów języko­ znawstwa. Proponowano tu wiele różnych wyjaśnień, żadne z nich jednak nie przynosi pełnego wytłumaczenia. 1. Pewne predyspozycje zakreślające z góry kierunek zmian fonetycznych przypisywano rasie l!l. Wchodzi tu w grę zagadnienie antropologii porównawczej; 10 Współczesne franc, rent 'wiatr', femme ’kobieta'. 1T Zol), wyżej, przyj). 32 na s. 121. lb Łac. causa 'przyczyna, rzecz', rixiix 'śmiech', gree. metér 'matka', pasa 'wszystka, każda' od pas 'wszystek, każdy’, pluisi 'mówią'. 19 Np. Jakub Grimm (zob. wyżej, przyp. 9 na s. 29) przyczyny przesuwki germańskiej (zob. wyżej, przyp. 5 na s. 52) wiązał z właściwościami, które w okresie romantyzmu

174

lecz czy narządy dźwiękowe są różne w zależności od rasy? Bynajmniej, nie ma tu większych różnic niż między poszczególnymi osobnikami. Miuzyn przeniesiony zaraz po urodzeniu do Francji mówi po francusku równie dobrze, jak ludzie tam urodzeni. Co więcej, gdy posługujemy się -wyrażeniami takimi, jak „organ dźwiękowy Wloclia” lub „narządy mowne Germanów nie przyjmują tego lub owego”, wówczas nadajemy charakter stały faktowi czysto histo­ rycznemu; jest to błąd bardzo podobny do tego, jaki popełniamy formułując zjawisko fonetyczne w czasie teraźniejszym; twierdzenie, że narządy mowne Jończyka nie zgadzają się na a i przekształcają je w e, jest równie fałszywe, jak utrzymywanie, że a „przechodzi” w e w jońskim. Narządy mowne Jończyka nie miały żadnego wstrętu do wymawiania (i, ponieważ uznawały je w niektórych przypadkach. Nie chodzi tu więc o nie­ zdolność antropologiczną, lecz o zmianę w nawykach artykulacyjnycli. Podobnie łacina, która nie zachowała s interwokalicznego (*jenesis -> yenrris), przy­ wróciła je nieco później (por. -» rlsus')zmiany te nie wskazują bynajmniej na jakąś trwałą skłonność narządów mownych Rzymian. Niewątpliwie istnieje jakiś ogólny kienuiek zjawisk fonetycznych w okreś­ lonej epoce u określonego ludu; uproszczenie dyftongów w nowożytnym francuskim jest przejawem jednej i tej samej tendencji; znajdziemy jednak analogiczne prądy ogólne w historii politycznej, przy czym ich czysto historyczny charakter nie bywa na ogół podawany w wątpliwość i nie upatrujemy w nich bezpośredniego wpływu rasy. 2. Często uważano zmiany fonetyczne za objaw przystosowania się do warunków gleby i klimatu21. Niektóre języki północy obfitują w spółgłoski, niektóre języki południa używają w szerszym zakresie samogłosek, skąd ich harmonijne brzmienie. Klimat i warunki życia mogą wprawdzie wywierać wpływ na język, problem komplikuje się jednak z chwilą, gdy zaczynamy wchodzić w szczegóły: na przykład obok języków skandynawskich, tak bogatych w spółgłoski, języki Lapończyków i Finów mają samogłosek więcej nawet niż włoski. Zauważmy jeszcze, że nagromadzenie samogłosek we współczesnym niemieckim jest, w wielu wypadkach, faktem bardzo niedawnym, spowodowanym zanikiem samogłosek poakcentowych; że niektóre dialekty południa Francji w mniejszym stopniu ujawniają niechęć do grup spółgłoskowych niż francuski północy, że serbski posiada ich tyle samo co wielkoruski itd.

przypisywano lasie germańskiej. Zaliczano do nich w szczególności umiłowanie wolności i ekspansywność. W jednej ze swoich prac Grimm wyraźnie podkreślał, że w przekształceniu spółgłosek dźwięcznych w bezdźwięczne oraz bezdźwięcznych w szczelinowe przejawia się odwaga i duma Germanów (tìexch iride der deutxchen Sprache, t. 1, Leipzig 1848, s. 437). Por. wyżej, przyp. (i na s. 171 i 18 na s. 174. 41 Heinrich Meyer ((’ber den Urxprnn-, dookoła', iació 'rzucam', niem. Drittel 'trzecia część', Ted 'część'. * Albo -n? Por. s. 115. (Wyd.)

182

ec-ce911 12 ;10lecz później gdy -e zanikło z przyczyn fonetycznych, zbliżenie takie przestało już być możliwe; oznacza to, że zaprzestano odróżniać elementy hunc, hanc, liac itd. Ewolucja fonetyczna najpierw wprowadza w analizę zamieszanie, po czym uniemożliwiają całkowicie. Dobry przykład stanowi tu indoeuropejska fleksja nominalna. Indoemopejski odmieniał nom. sing. * pod-s, acc. dat. * pod-ai, loc. *pod-i, nom. pl. * pod-es, acc. * pod-nx itd.; odmiana eli^oos była początkowo zupełnie równoległa: * elf }nw-s, * ek Awo-m, *ek\ir>o-ai, ek iwo* -ns lu. W owym okresie równie łatwo dawało się wyodrębnić * ek }wo-, jak * pod-. Później jednak ściągnięcia samogłosek zmieniają ten stan rzeczy: dat. * eli Auwi, loc. nom. pl. * elt\uwt. Od tej chwili temat *e/r 1ww- nie jest już tak wyraźny i analiza przebiega inaczej. Z kolei nowe zmiany, jak zróżnicowanie bierników (zob. s. 182), zacierają ostatnie ślady stanu pierwotnego. Współcześni Ksenofonta mieli prawdopodobnie wrażenie, że temat brzmiał htpp-, a samo­ głoski należały do końcówek (hipp-ox itd.), skąd całkowity rozdział między typami * eh }wo-s i * pod-x. W zakresie fleksji podobnie jak i gdzie indziej w szystko, co wprowadza zamieszanie w analizę, przyczynia się do rozluźnienia więzów gramatycznych.

§ 3. NIE ISTNIEJĄ DUBLETY FONETYCZNE W obu przypadkach rozważanych w paragrafach 1. i 2. ewolucja oddziela od siebie radykalnie dwa składniki połączone początkowo więzią gramatyczną. Zjawisko to może doprowadzić do poważnego błędu interpretacyjnego. Gdy stwierdzamy względną tożsamość w tac. lud. barn : bamrnn i rozbieżność stfr. ber : baron ", czy nie jesteśmy skłonni powiedzieć, że jedna i ta sama jednostka pierwotna (bar-) rozwinęła się w dwóch różnych kierunkach i wy­ tworzyła dwie formy? Nie, ponieważ ten sam element nie może być poddany równocześnie i w tym samym miejscu dwu odmiennym przekształceniom; byłoby to sprzeczne z samą definicją zmiany fonetycznej. Sama przez się ewolucja dźwiękowa nie jest w stanie wytworzyć dwu form na miejsce jednej. Oto zarzuty, które można by postawić naszej tezie. Przypuśćmy, że wywodzą się one z następujących przykładów: Collocare, powie ktoś, dało coucher i colloquer. Nie, dało tylko coucher; colloquer jest uczonym zapożyczeniem łacińskiego wyrazu (por. rançon i rédem­ ption itd.). !l Łac. hunc. lume, tute - formy przypadkowe od zaimka hic. haec, hoc 'len, (a, to', ecce 'olo'. 10 le. ports 'stopa’, eh inox 'koń'. 11 Zol>. wyżej, przyj). 5 na s. 182. 12 Łae. collocare 'umieścić, położyć', 'jrostawić', frane, coucher in.in. ']»oiożyć (do łóżka)’, colloquer 'umieścić, ulokować', rançon 'okup' i rédemption 'Odkupienie' - obie te formy jiochodzij z lar. redemptionem (biernik).

183

Czy jednak cathedra nie dało zarówno chaire, jak i chaise i:t, obu autentycznie francuskich fonii? W rzeczywistości chaise jest formą dialektalną. Gwara paryska zmieniała interwokaliczne r na z; mówiono na przykład: pèse, mese zamiast père, mère', literacka francuszczyzna zatrzymała tylko dwa okazy tej lokalnej wymowy: chaise i besicles (dublet béricles < béryl)13 1415 . Zachodzi tu bardzo 16 podobny przypadek jak w pikardzkim rescapé, które przeszło do ogólnego języka francuskiego i w ten sposób, znacznie później, stanęło naprzeciw réchappé Jeśli mamy obok siebie cavalier i chevalier, cavalcade i chevauchéelü, to dlatego, że cavalier i cavalcade zostały zapożyczone z włoskiego. Jest to w gruncie rzeczy ten sam przypadek co calidum, które dało chaud we francuskim i caldo17 we włoskim. We wszystkich tych przykładach mamy do czynienia z zapożyczeniami. Jeśli z kolei ktoś będzie twierdził, że zaimek łaciński me jest wyrażony we francuskim dwoma formami me i moi (por. ,,il me voit" i ,,c’est moi qu'il voit”) ls, odpowiemy: łacińskie nieakcentowane me przeszło w me, me akcentowane dało moi', otóż występowanie czy brak akcentu nie zależy od praw fonetycznych, które spowodowały przejście me w me i moi, lecz od roli tego wyrazu w zdaniu; jest to dwoistość gramatyczna. Podobnie w niemieckim * ur- pozostało ar- pod akcen­ tem, a przeszło w er- w sylabie przedakcentowej (por. ńrlaub : erlaéiben)l!l; lecz sama gra akcentu związana jest z typami złożeń, w które wchodziło ur-, a więc z uwarunkowaniem gramatycznym i synchronicznym. W końcu, by powrócić do naszego początkowego przykładu, różnice formy i akcentu widoczne w baro : baronem są oczywiście wcześniejsze niż zmiana fonetyczna. AA’ rzeczywistości nigdzie nie stwierdzamy występowania dubletów fonetycz­ nych. Ewolucja dźwiękowa podkreśla jedynie różnice istniejące już wcześniej. AA’szędzie tam, gdzie te różnice nie są spowodowane przyczynami zewnętrznymi, jak się to dzieje w przypadku zapożyczeń, wypływają one z dwoistości gramatycznych i synchronicznych, całkowicie obcych zjawisku dźwiękowemu.

§ 4. ALTERNACJA

AA’ dwóch wyrazach takich jak maison : ménage nie jesteśmy zbyt skłonni badać, co stanowi o różnicy składników, bądź dlatego, że elementy różnicujące (-ezó i -en-) nie nadają się do porównania, bądź też dlatego, że żadna inna 13 Zob. wyżej, przyp. 17 na s. 144. II Franc, père 'ojciec’, mère 'matka', besicles 'okulary', béryl 'beryl'- z lac. bêryllus 'drogi kamień zielonego koloru’, z lego samego źródła leż franc, briller 'błyszczeć'. 15 Franc, rescapé 'ocalony’ (występuje tylko w tej formie), réchapper 'ocalić, ujść calo'. 16 Franc, cavalier 'jeździec', chevalier 'rycerz', cavalcade 'kawalkada, orszak konny', chevauchée 'przejażdżka konna'. 17 Co do lac. calidum i franc, chaud zob. wyżej, przyp. 34 na s. 180; włos, caldo 'ciepły'. 1K Łac. me 'mię, mnie’, franc. me 'ts.’, moi 'ja; mnie' (forma akcentowana), il me voit 'on mię widzi', c'est moi qu'il voit 'to mnie on widzi'. III Niem. Urlaub 'urlop', erlauben 'pozwolić'. Zob. wyżej, przyp. 1 na s. 181.

184

para wyrazów nie wykazuje podobnej opozycji. Zdarza się jednak często, że dwa składniki pokrewne różnią się tylko jednym lub dwoma elementami łatwymi do wyodrębnienia i ta sama różnica powtarza się regularnie w szeregu analogicznych par; mamy wówczas do czynienia z szerszym i bardziej po­ wszechnym faktem gramatycznym, w którym zmiany fonetyczne odgrywają rolę: nazywamy go alt er nacją. We francuskim wszystkie o łacińskie znajdujące się w sylabie otwartej przeszły w eu pod akcentem lub w on w sylabie przedakcentowej; stąd pary takie, jak pounons : peurent, oeurre : out-rier, nouveau : iu‘ufi{ itd., gdzie bez trudu możemy wyodrębnić element stanowiący o różnicy i regularnej wymianie. W łacinie rotacyzm powoduje oboczności gerò z gestus, oiwris z (mus, inaeror z niaestus itd. W językach germańskich s było traktowane różnie w zależności od miejsca akcentu i dlatego mamy w średnio-wysoko-nieinieckim ferliesen ■.ferloren, kiesen : gekoren, friesen : gefroren-' itd. Zanik indoeuropeiskiego e znajduje odbicie we współczesnym niemieckim w opozycjach takich, jak beissen : biss, leitlen : lift, reiten : rittu itd. We wszystkich tych przykładach podlega zmianie element tematu, jest jednak rzeczą oczywistą, że podobne opozycje mogą wykazywać wszystkie części wyrazu. Bardzo pospolitym zjawiskiem jest na przykład przedrostek pojawiający się w różnych postaciach zależnie od natiuy początkowej sylaby tematu (por. gr. apo-dulbini : ap-érchonuii, fr. inconnu : inutile)25. Indoeuropeiska alternacja e : o, która ostatecznie wywodzi się zapewne z przyczyny fonetycznej, występuje w wielu elementach przyrostkowych (gr. hippos : hippe, pher-o-nten : phér-e-te, gén-os : gén-e-os zamiast * gén-es-os 2,i itd.). Starofrancuski w odmienny sposób traktuje łacińskie akcentowane a po palatalnycli; stąd alternacja e : ie w wielu końcówkach (por. chant-er : jug-ier, ehunt-é : jug-ié, chant-ez : jiuj-iezi'i itd.). Alternację można więc zdefiniować jako oboczność dwóch okreś­ lonych dźwięk ó w, które wymieniają się regularnie w d w ó c h s z e r e g a c h f o r m współistniejąc y c li. Frane, pourons 'możemy', peurent 'mogą', oenrre 'dzido, praca-, ourrier 'robotnik', noureau 'nowy', neuf 'ls.'. -- Łac. geró 'noszę; pędzę; wykonuję'. gestus - part icipimn period i [lassivi od gerii ('liiesiony; pędzony: wykonany’), oneri * 11'ciężaru' (dopełniacz od onits 'ciężar'), niaeror 'smutek, żałość', niaestus 'smutny, żałosny’. Średnio-wysoko-niem. ferliesen 'zgubić', kiesen 'wybierać', friesen 'marznąć', formy ferloren, gekoren, gefroren to imiesłowy przeszłe bierne od tych czasowników. -1 Niem. beissen 'gryźć', biss 'gryzłem; gryzł', leiden 'cierpieć', liti 'cierpiałem; cierpiał', reiten 'jechać (konno)', riti 'jechałem, jechał (konno)'. -ó (¡ree. apodidómi 'oddaję', apćrchoniai 'odchodzę’, frane, inconnu 'nieznany', inutile 'bezużyteczny' (por. eonnu 'znany', utile 'pożyteczny'). 2li Grec. hippos 'koń’, hippe 'koniu' (woiaez), phéromen 'niesiemy', phćrete 'niesiecie', gćnos 'rodzaj', gćneos 'rodzaju' (dopełniacz). Frane, chanler 'śpiewać', chanie - imiesłów przeszły bierny od lego czasownika, chantez 'śpiewacie', jngier (dzisiejsze Jią/er) 'sądzić', jugić (dzisiejsze Juge) - imiesłów przeszły bierny od tego czasownika, jugiez (dzisiejsze jugez) 'sądzicie'.

185

Podobnie jak samo zjawisko fonetyczne nie wystarczy do wyjaśnienia dubletów, tak — co łatwo możemy zobaczyć — nie jest ono także ani jedyną, ani główną przyczyną alternacji. Gdy mówimy, że łacińskie noc- przeszło na drodze zmiany fonetycznej w neue- i nour- (nenne i noticeati), wymyślamy jednostkę fikcyjną i pomijamy istniejącą uprzednio dwoistość synchroniczną; odmienna sytuacja not - w nor-us i nor-cllus jest zarazem wcześniejsza niż zmiana fonetyczna i zdecydowanie gramatyczna (por. bard : batonem) . * Ta właśnie dwoistość leży u źródeł każdej alternacji i czyni ją możliwą. Zjawisko fonetyczne nie zerwało jedności, uwydatniło tylko — poprzez zróżnicowanie dźwięków — opozycję współistniejących składników. Jest to błąd popełniany przez wielu językoznawców, którzy sądzą, że alternacja jest zjawiskiem z dziedziny fonetyki tylko dlatego, że dźwięki stanowią jej materię oraz że przemiany dźwiękowe odgrywają pewną rolę w jej genezie. AA’ istocie, bez względu na to, czy weźmiemy ją w pimkcie wyjścia, czy w piuikcie końcowym, alternacja należy zawsze do gramatyki i do synclironii.

§ 5. PRAAA A ALTERNACJI

Czy alternacja podlega jakimś prawom i jakiego rodzaju są te prawa? AA’eźmy alternację e : i, tak częstą w nowożytnym niemieckim: biorąc wszystkie przypadki naraz i bezładnie (geben : gibt, Feld : Gefilde, Wetter : wittern, helfen : Hilfe, sehen : Sieht ’9 itd.), nie możemy sformułować żadnej ogólnej zasady. Jeśli jednak z tej masy wyodrębnimy parę geben : gibt, aby ją przeciwstawić innym: schelten : schilt, helfen : hilft, nehmen : niinint itd., dostrzeżemy wówczas, że alternacja ta zbiega się z rozróżnieniem czasu, osoby itd.; w lang : Länge, stark : Stärke, hart : Härte itd. bardzo podobna opozycja a : e jest związana z tworzeniem rzeczowników od przymiotników; w Hand : Hände, Gast : Gäste itd. — z tworzeniem liczby mnogiej i tym podobnie we wszystkich tak licznych przypadkach, które germaniści obejmują nazwą ablautu (przypomnimy jeszcze finden : fand lub finden .Fund, binden : band lub binden : Bund, schiessen : schoss : Schliss, fliessen : floss : Fluss*30 itd.). Ablaut, czyli tematyczna wymiana samogłoskowa zbiegająca się z opozycją gramatyczną, jest podstawowym przykładem alternacji, nie różni się on jednak od zjawiska ogólnego żadną szczególną cechą. Franc, neure 'nowa', lar. norus (podstawa dla lianę, neuer) 'nowy', norellus (podstawa dla lianę, noureau) 'nowiutki'; eo do buro, baronem zob. wyżej, przyp. 5 na s. 182. Niem. geben 'dać', gibt 'daje', Feld 'pole', Gefilde 'niwa, łan’, Wetter 'pogoda', trillern 'węszyć, wietrzyć, zwietrzyć’, helfen 'pomagać’, Hilfe 'pomoc', sehen 'widzieć', Sicht 'widok'. 30 Niem. schelten 'łajać, besztać’, schilt 'łaje, beszta', helfen 'pomagać', hilft 'pomaga', nehmen 'brać', nimmt 'bierze', lang 'długi', Ginge 'długość', stark 'silny', Stärke 'siła', hart 'twardy, Härte 'twardość', Hand 'ręka', Hände 'ręce'. Gasi 'gość', Gäste 'goście', finden 'znaleźć', .fand 'znalazłem; znalazł'. Fund 'znalezienie', binden 'wiązać', band 'wiązałem: wiązał', Bund 'związek', schiessen 'strzelać', schoss 'strzelałem; strzelał', Schliss 'strzał', fliessen 'płynąć', floss 'płynąłem; płynął', Fluss 'rzeka'.

186

Widzimy, że alternacja jest zazwyczaj podzielona między większą liczbę składników w sposób regularny oraz że zbiega się z ważną opozycją funkcji, kategorii, określenia. Można więc mówić o gramatycznych prawach alternacji; prawa te są jednak tylko przypadkowym rezultatem faktów fonetycznych, które je powołały do życia. Ponieważ te ostatnie stwarzają regularną opozycję dźwiękową między dwoma szeregami składników wykazujących opozycję wartości, umysł posługuje się tą różnicą materialną, aby ją uczynić znaczącą i przenieść na nią różnicę pojęciową (zob. s. 109). Jak wszystkie prawa synchroniczne, tak i te są tylko prostymi zasadami uporządkowania bez mocy obowiązującej. Bardzo niepoprawne jest często dające się słyszeć powiedzenie, że a z Nacht zmienia się w (i w liczbie nmogiej Ndchtc3I*33 ; stwarza to złudzenie, że między jednym a drugim składnikiem zachodzi przekształcenie kierowane obowiązującą zasadą. W rzeczywistości mamy tu do czynienia ze zwykłą opozycją form wynikłą z ewolucji fonetycznej. Prawda, że analogia, o której będzie mowa, może stwarzać nowe pary wykazujące tę samą różnicę dźwiękową (por. Kranz : Krdnzc na wzór G7i.s7 : GW.stcitd.). Wydaje się wówczas, że prawo działa tu jako reguła obowiązująca w użyciu do tego stopnia, że może je zmodyfikować. Nie wolno jednak zapominać, że w języku permutacje te są uzależnione od przeciwstawnych wpływów analogii i to już wystarczy do stwierdzenia, że reguły takie są zawsze niestałe i odpowiadają w pełni definicji prawa synchronicznego. Może się także zdarzyć, że uwarunkowanie fonetyczne, które wywołało alternację, jest jeszcze widoczne. Tak na przykład pary cjtowane na s. 186 miały w staro-wysoko-niemieckiin następujące formy: geban : gibit,feld: gafildi itd. W owym okresie, gdy po temacie następowało i, pojawiało się ono również na miejsce c w samym temacie, w którym we wszystkich innych przypadkach występowało c. Alternacja tac. facio : conficid, anficas : inintlcus, faciiis : difficilis'3 itd. jest również związana z uwarunkowaniem dźwiękowym, które mówiący mogliby wyrazić w następujący sposób: a w wyrazach typu facio, antlcus itd. wymienia się z i w wyrazach należących do tej samej rodziny, jeśli owo a znajdzie się w sylabie wewnętrznej. Do tych opozycji dźwiękowych jednak stosują się dokładnie takie same uwagi jak do wszystkich praw gramatycznych: mianowicie są one synchroniczne; z chwilą kiedy o tym zapominamy, narażamy się na popełnienie wspomnianego na s. 120 błędu interpretacyjnego. W obliczu pary takiej, jak facio : conficid należy się pilnie strzec, by nie pomylić związku zachodzącego między skład­ nikami współistniejącymi z tym, który łączy kolejne składniki faktu diachronicznego (confacid : conficid). Jeśli jesteśmy do tego skłonni, to dlatego. 31 Niein. Nadii 'noc', Nächte 'noce'. Niem. Kranz 'korona'. Kränze 'korony', (last 'gość', (lasie 'goście'. Obecność a : ä w (last : (Kiste jest pierwotna, natomiast w Kranz : Kränze wtórna, analogiczna do fonu typu (last : (laste, zoli, niżej, s. J90. 33 Łac. facilis 'łatwy', diffìrilis 'niełatwy, trudny'. Co do form facio, confidò, ainicits, inimiciis zoli, wyżej, przyp. 29 na s. 120.

187

że w tej parze widoczna jest jeszcze przyczyna zróżnicowania fonetycznego; działanie jej należy jednak do przeszłości i dla mówiących jest to już tylko zwykła opozycja synchroniczna. Powyższe wywody potwierdzają to, co powiedziano o ściśle gramatycznym charakterze alternacji. Dla określenia jej posłużono się — bardzo zresztą poprawnym — terminem „permutacja”; lepiej jednak imikać go właśnie dlatego, że często był stosowany do zmian fonetycznych, oraz dlatego, że nasuwa fałszywe wyobrażenie ruchu tam, gdzie jest tylko stan.

§ 6. ALTERNACJA I WIĘŹ GRAMATYCZNA

Widzieliśmy, jak ewolucja fonetyczna, zmieniając formę wyrazów, zrywa łączące je więzi gramatyczne. Jest to jednak prawdziwe tylko dla odosobnio­ nych par wyrazów takich, jak maison : ménage, Teil : Drittel M itd. Z chwilą gdy w grę wchodzi alternacja, sprawa przedstawia się inaczej. Przede wszystkim jest rzeczą oczywistą, że każda opozycja dźwiękowa dwóch elementów, w najmniejszym choćby stopniu regularna, dąży do ustalenia między nimi jakiejś więzi. Wetter zostaje instynktownie zbliżone do irittem'\ ponieważ przyzwycząjono się do wymiany e z i. Tym bardziej z chwilą gdy mówiący czują, że dana opozycja dźwiękowa jest rządzona prawem ogólnym, ta częsta oboczność narzuca się ich uwadze i przyczynia się raczej do zacieśnienia więzi gramatycznej niż do jej rozluźnienia. W ten sposób nie­ miecki ablaut (zob. s. 186) uwydatnia poczucie jedności tematu poprzez wymianę samogłosek. Podobnie przedstawia się sprawa w przypadku alternacji nie mających znaczenia, lecz związanych z uwarunkowaniem czysto dźwiękowym. Przed­ rostek re- (reprendre, regagner, retoucher itd.) redukuje się do r- przed samogłoską (rouvrir, racheter™ itd.). Tak samo przedrostek in-, bardzo żywotny mimo swego uczonego pochodzenia, ukazuje się w analogicznych warunkach pod dwiema różnymi postaciami: ë- (w inconnu, indigne, invertébré itd.) oraz in(w inavouable, inutile, inesthétique31 itd.). Różnica ta nie zrywa bynajmniej jedności koncepcji, ponieważ znaczenie i funkcja są tu pojęte jako identyczne i poniew aż język nie ma wątpliwości co do wypadków, w których należy użyć jednej lub drugiej formy. Co do franc, maison i ménage zob. wyżej, przyp. 1 na s. 181. Niem. Teil ’c/.^śe, dritte 'trzeci', Drittel 'trzecia część'. 35 Zob. wyżej, przyp. 29 na s. 186. Franc, reprendre 'podjąć na nowo', regagner 'odzyskać’, retoucher 'retuszować', rouvrir 'otworzyć ponownie', racheter 'odkupić' od prendre 'wziąć', gagner 'zyskać', toucher 'dotknąć'. ouvrir 'otworzyć', acheter 'kupić'. 3; Franc, inconnu 'nieznany', indigne 'niegodny', invertébré 'bezkręgowy', inavouable 'utajony', inutile 'bezużyteczny', inexlhétigue 'nieestetyczny' (por. connu 'znany', digne 'godny'. vertébré 'kręgowiec', avouable 'godzien uznania', utile 'pożyteczny, użyteczny’, esthćligue 'estetyczny').

188

Rozdział czwarty

ANALOGIA

§ 1. DEFINICJA I PRZYKŁADY

Z poprzedzających uwag wynika, że zjawisko fonetyczne jest czynnikiem wprowadzającym zamieszanie. Wszędzie tam, gdzie nie stwarza ono alternacji, przyczynia się do rozluźnienia więzi gramatycznych łączących wyrazy między sobą; liczba form zwiększa się przez to niepotrzebnie; mechanizm językowy zaciemnia się i komplikuje w miarę, jak nieregularności zrodzone ze zmiany fonetycznej uzyskują przewagę nad formami zgrupowanymi według typów ogólnych, innymi słowy: w miarę jak dowolność absolutna uzyskuje przewagę nad dowolnością względną (zob. s. 159). Na szczęście skutek tych przemian jest równoważony przez analogię. Od niej to właśnie zależą te wszystkie normalne modyfikacje wyglądu zewnętrznego wyrazów, które nie są zmianami fonetycznymi. Analogia zakłada istnienie wzoru i jego regularne naśladownictwo. F o r m a analogiczna jest to forma utworzona na wzór jednej lub większej liczby form według określonej reguły. Tak na przykład łaciński mianownik honor jest formą analogiczną. Mówiono najpierw honos : hondsem, później, na skutek rotacyzmu s, honds : honorem ’. Od tej pory temat miał podwójną formę; dwoistość ta została usimięta przez nową formę honor, utworzoną na wzór orator : oratorem i itd. w sposób, którym zajmiemy się niżej i który już teraz sprowadzimy do obliczenia czwartego wyrazu proporcji: oratorem : orator = honorem : x x = honor. Widzimy więc, że celem zrównoważenia różnicującego działania zmian fonetycznych (honds : honorem) analogia ujednoliciła na nowo formy i przywróciła regularność (honor : hondrem). We francuskim przez długi czas mówiono: ił prenre, nous prourons, iłs preurent. Dzisiaj mówi się: U proare, iłs prourent, używając form, które nie dają się wytłumaczyć fonetycznie; U aime pochodzi od hic. amat, natomiast 1 Łac. honds (starsze) i honor (nowsze) 'honor’, honósem i honorem - biernik 1. poj. - Łac. orator 'mówca', oratorem - biernik 1. poj.

189

nous aimons jest formą analogiczną zamiast amoiu; winniśmy także mówić amable zamiast amiable ''. AA' greckim s zanikło między dwoma samogłoskami: -eso- przechodzi w -eo- (por. (¡éneos zamiast * genesos). Znąjdziemy jednak to s interwokaliczne w formach futurum i aorystu wszystkich czasowników zakończonych na samogłoskę: luso, élñsa itd., ponieważ analogia do form typu tiipsó, étiipsa3 4, gdzie s nie wypadało, przechowała wspomnienie futurum i aorystu zawierającego s. AA’ niemieckim, podczas gdy (last : (laste, Balg : Bälge itd. są formami fonetycznymi, Kranz : Kränze (dawniej kranz : branża). Hals : Hälse5*8 (dawniej balsa) wynikły z naśladownictwa. Analogia działa na korzyść regularności i dąży do ujednolicenia procesów tworzenia i odmiany wyrazów. Ma ona jednak swe kaprysy: obok Kranz : Kränze itd. mamy Tag : Tage, Salz : Salze" itd., które dla tej czy innej przyczyny oparły się działaniu analogii. Tak więc nie możemy powiedzieć z góry, jak daleko sięgnie naśladownictwo danego wzoru ani jakie typy są przeznaczone do wywołania tego naśladownictwa. Nie zawsze jednak analogia wywodzi się od form najliczniejszych. AA' perfectum greckim obok czynnego pepheiiga, pépheiigas, peplieiigamen itd. całe medium odmienia się bez a: péphiigmai, pephiigmetlia itd., a język Homera wskazuje, że owego a brakowało dawniej w liczbie nmogiej i liczbie podwójnej strony czynnej (por. bom. úlmen, éikton1 itd.). Punktem wyjścia analogii była wyłącznie pierwsza osoba liczby pojedynczej strony czynnej i opanowała ona niemal cały paradygmat indicatiwu perfecti. AA’ypadek ten jest godny uwagi jeszcze dlatego, że tutaj analogia przyłącza do tematu element -a-, początkowo odmienny, skąd peplieiiga-men; zjawisko odwrotne — przyłączenie elementu tematu do przyrostka — jest, jak to zobaczymy na s. 197 i u., o wiele częstsze. Czasem dwa lub trzy odosobnione wyrazy wystarczą, by stworzyć jakąś formę ogólną, na przykład końcówkę; w staro-wysoko-niemieckiin czasowniki słabe typu haben, lolnni itd. mają -m w 1 os. 1. poj. czasu teraźniejszego: habém, lobów, owo -m pochodzi od kilku czasowników analogicznych do czasowników na -mi w greckim: bim, stäm, gem, tiumi", które same zdołały narzucić tę końcówkę całej odmianie słabej. Zauważmy, że w tym wypadku analogia nie zatarła różnorodności fonetycznej, lecz uogólniła sposób formacji. 3 Franc, il proure 'on udowadnia', ils prowent 'oni udowadniają', il dime 'on kocha'. nous almons 'my kochamy', aimable 'miły', groe, géneos 'rodzaju' (dopełniacz). 1 Groe, luso 'odwiążę', élñsa 'odwiązałem', túpsñ 'uderzę, będę bić', étupsa 'uderzyłem'. ä Niem. (last 'gość', (lasie 'goście', Balg 'skóra zwierzęcia (zrzucona albo ściągnięta)'. Bälge - 1. mn. od Balg, Kranz 'korona', Kränze 'korony'. Hals 'szyja', Hälse 'szyje'. “ Niem. Tag 'dzień', 'Tage 'dni', Salz 'sól', Salze 'sole'. ' (irec. pépheuga 'uciekleni', pépheugas 'ociekłeś', pephéugamen 'uciekliśmy'. péphugmai 'uciekiem'. pephńgmetha 'uciekliśmy' (te dwie ostatnie formy to medium), idmen 'wiemy' (perfect urn do nieużywanego w czasie teraźniejszym czasownika o znaczeniu 'widzieć', por. aoryst eidon 'zobaczyłem'), éikton 'są podobni' (3. os. diialis perfectum od éoika 'jestem podobny do, wyglądam jak' - czasownik w perfectum o znaczeniu czasu teraźniejszego). 8 Staro-wysoko-niein. haben 'mieć', lobóii 'chwalić', bim 'jestem' (współczesne niem. bin}, stäm 'stoję' (współczesne niem. stehe], gern 'idę' (współczesne niem. gehe], tuom 'czynię' (współczesne niem. tube).

190

§ 2. ZJAWISKA ANALOGICZNE NIE SĄ ZMIANAMI

Pierwsi językoznawcy nie rozumieli natury zjawiska analogii, które nazywali „fałszywą analogią”. Sądzili, że wynajdując honor, łacina „pomyliła się” co do prototypu honós9. Wszystko, co się oddala od ustalonego porządku, było dla nicli nieregularnością, wykroczeniem przeciw formie idealnej. Ulegając bowiem złudzeniu, bardzo charakterystycznemu dla owego okresu, widziano w stanie początkowym języka coś wyższego i doskonalszego, nie pytając nawet, czy ów stan nie był poprzedzony jeszcze jakimś innym. Wszelka swoboda w stosmiku do dawniejszego stanu była więc uznana za nieprawi­ dłowość. Dopiero szkoła ndodogramatyków po raz pierwszy przyznała analogii należne jej miejsce, wykazując, że jest ona, obok zmian fonetycznych, poważnym czynnikiem ewolucji języków, procesem, dzięki któremu przechodzą one z jednego stanu ukształtowania w drugi. Jaka jest istota zjawisk analogii? Czy są one zmianami, jak się to powszechnie mniema? Każdy fakt analogii stanowi dramat, w którym występują trzy osoby; są to: 1) typ przekazany, prawomocny, odziedziczony (na przykład honós); 2) jego konkurent (honor)-, 3) osobowość zbiorowa, utworzona przez formy, które spowodowały powstanie tej formy konkurencyjnej (hondrem, orator, oratorem itd.). Często uważa się honor za modyfikację, za „metaplazmę” honós; od tego ostatniego miał ów wyraz otrzymać najważniejszą część substancji. Otóż jedyna forma, która nie ma żadnego udziału w powstaniu honor — to właśnie honós) Można przedstawić to zjawisko za pomocą następującego schematu:

Formy przekazane honós honorem (który nie wchodzi w rachubę) orator, oratorem itd. (grupa tworząca)

Forma nowa

honor

Jak widzimy, chodzi tu o „paraplazmę", o umieszczenie formy konkuren­ cyjnej obok formy tradycyjnej, o tworzenie. Zmiana fonetyczna nie może wprowadzić niczego nowego, nie znosząc równocześnie tego, co ją poprzedziło (honorem zastępuje honósem), forma analogiczna nie pociąga za sobą koniecz­ ności zaniku tej formy, której dublet stanowi. Honor i honós występowały przez jakiś czas obok siebie i mogły być używane wymiennie. Ponieważ jednak język czuje niechęć do utrzymywania dwóch signifiants dla jednego pojęcia, najczęściej forma pierwotna, mniej regularna, wychodzi z użycia i zanika. Ten właśnie skutek sprawia wrażenie przekształcenia: gdy raz już ustanie działanie analogii, dawny stan (honós : honorem) i nowy (honor : honòrem) stają pozornie w takiej samej opozycji, jak ta, która wynika z ewolucji dźwięków. A przecież w chwili, w której rodzi się honor, nic się nie zmienia, ponieważ nie zastępuje on niczego; zanik honós również nie jest zmianą, gdyż zjawisko to jest niezależne od pierwszego. Wszędzie tam, gdzie11 11 Zol), wyżej, przyp. 1 na s. 189.

191

możemy śledzić bieg wydarzeń językowych, widzimy, że innowacja analogiczna i usmiięcie formy dawnej są to dwie rzeczy różne oraz że nigdzie nie napotykamy przekształcenia. W charakterze analogii nie leży zastępowanie jednej formy przez drugą do tego stopnia, że widzimy często, jak wytwarza ona takie formy, które nie zastępują niczego. W niemieckim można utworzyć wyraz zdrobniały na -chen od jakiegokolwiek rzeczownika konkretnego; gdyby forma Elefantchen10 została wprowadzona do języka, nie zastąpiłaby ona niczego istniejącego uprzednio. Podobnie we francuskim na wzór pension : pensionnaire, réaction : réactionnaire11 itd. mógłby ktoś utworzyć interrentionnaire czy répressionnaire znaczące 'zwolennik interwencji’ lub 'zwolennik represji’. Jest to oczywiście ten sam proces, który, jak widzieliśmy niedawno, spowodował powstanie honor, oba opierają się na tej samej formule: réaction : réactionnaire = répression : x x = répressionnaire. W jednym i w drugim przypadku nie ma najnmiejszego powodu, by mówić o zmianie: répressionnaire niczego nie zastępuje. Inny przykład: z jednej strony słyszymy analogiczną formę finaux zamiast final.s, która uchodzi za bardziej regidarną; z drugiej strony mógłby ktoś utworzyć przymiotnik fir­ mamental i dać mu liczbę urnową firma uientaiix''. Czy powiemy, że w wypadku finaux mamy do czynienia ze zmianą, a w fi rmamentaux z neologizmem? W obu wypadkach jest to neologizm. Na wzór mur : emmurer utworzono tour : entourer i jour : ajourer (w zwrocie „iui travail ajouré) ** ; derywaty te, względnie niedawne, wydają nam się tworami nowymi. Jeśli jednak zwrócę uwagę, że w epoce wcześniejszej istniało jeszcze entorner i ajorner pochodzące od toru i joru, czy wówczas powinienem zmienić zdanie i oświadczyć, że entourer i ajourer są przekształceniami tych dawniejszych wyrazów? Tak więc złudzenie „zmiany” analogicznej pochodzi stąd, że ustalamy związek ze składnikiem usuniętym przez składnik nowy: jest to jednak błąd, ponieważ formacje uznane jako zmiany (typ honor) są tego samego rodzaju co nazwane przez nas tworami nowymi (typ répressionnaire).

§ 3. ANALOGIA JAKO ZASADA KREACJI JĘZYKOWYCH Jeśli wykazawszy uprzednio, czym analogia nie jest, zaczniemy ją badać od strony pozytywnej, pokaże się od razu, że zasada, na której się opiera,111 111 Nicm. Eléphant 'słoń-, por. Sohnehen 'synalek' od Solin 'syn’. " Franc, pension ni.in. 'emerytura’, pensionnaire ni.in. 'emeryt’, réaction 'reakcja’, réac­ tionnaire ni.in. 'wstecznik, reakcjonista’. 12 Franc, final 'końcowy', 1. uni. final». rzadziej finaux, firmainental 'finnamentowy’. 1,1 Prane, niur 'unir, ściana’, emnurer 'obmurować', tour ni.in. 'obwód', entourer 'otaczać, okalać', jour 'światło', ajoure 'ażurowy', un trarail ajouré 'wyrób ażurowy'.

192

utożsamia się po prostu z zasadą tworzenia nowycli wyrazów w ogóle. Jaka to zasada? Analogia należy do sfery psychologii; to jednak nie -wystarcza dla odróżnienia jej od zjawisk fonetycznych, ponieważ one także mogą być uznane za psycho­ logiczne (zob. s. 179). Trzeba pójść dalej i powiedzieć, że analogia należy do gramatyki: zakłada ona świadomość i zrozumienie związku łączącego formy ze sobą. Podczas gdy pojęcie nie odgrywa żadnej roli w zjawisku fonetycznym, działanie jego jest niezbędne w zakresie analogii. Nie stwierdzamy, by w fonetycznym przejściu *,s interwokalicznego w r w ła­ cinie (por. honosem -»lirnióreiii) oddziaływało porównanie z innymi formami lub też znaczenie wyrazu: w hondrem przechodzi martwa forma hondsem u. Na­ tomiast, aby zdać sobie sprawę z pojawienia się honor obok honds, należy odwołać się do innych form, jak nam to wykazuje formułka czwartego wyrazu proporcji: oratorem : orator = honorem : x x = honor, przy czym zestawienie to nie miałoby żadnej racji bytu, gdyby umysł nie kojarzył ze sobą znaczenia składających się na nie form. Tak więc w analogii wszystko jest gramatyczne; dodajmy jednak natych­ miast, że nowy wyraz będący jej wynikiem musi początkowo należeć do dziedziny mówienia; jest on przypadkowym tworem pojedynczej osoby. Musimy więc uchwycić najpierw zjawisko w tej sferze i na marginesie .języka, ale musimy odróżnić w nim dwie rzeczy: 1) zrozumienie związku łączącego ze sobą formy pierwotne, 2) wynikłą z porównania formę zaimprowizowaną przez mówiącego dla wyrażenia swej myśli. Jedynie ów rezultat należy do zakresu mówienia. Analogia uczy nas więc raz jeszcze, by oddzielać język od mówienia (zob. s. 46 i n.); pokazuje nam, że to ostatnie zależy od języka, i pozwala nam dotknąć palcem gry mechanizmu językowego takiego, jak opisaliśmy na s. 155 i n. Każdy nowy wyraz musi być poprzedzony nieuświadomionym ze­ stawieniem ze sobą materiałów złożonych w skarbcu języka, gdzie formy pierwotne są uporządkowane według swych związków syntagmatycznych i asocjacyjnych. Tak więc pewna część zjawiska dokonuje się przed pojawieniem się nowej formy. Nieustanna działalność mowy, rozkładającej dane jej jednostki, zawiera nie tylko wszystkie możliwości mówienia zgodnie z powszechnym użyciem, lecz również wszystkie możliwości formacji analogicznych. Błędne jest więc mniema­ nie, że proces twórczy działa jedynie w chwili, w której powstaje nowy wyraz: w chwili tej elementy jego są już dane. Zaimprowizowany przeze umie wyraz, jak na przykład in-deeor-able, istnieje już potencjalnie w języku: wszystkie jego elementy odnajdujemy w syntagmacli takich jak deeor-er, decor-ation-, pardonn-

" Zob. wyżej przyp. 1 i 2 na s. 189. 13 - Kurs językoznawstwa ogólnego

193

-able, mani-able, in-connu, insensé1'’ itd., a jego realizacja w mówieniu jest małoznaczącyin faktem w porównaniu z możliwością utworzenia go. Streszczając, analogia, wzięta sama w sobie, jest jedynie aspektem zjawiska interpretacji, przejawem powszechnej aktywności odróżniającej jednostki językowe po to, by je następnie zużytkować . * Dlatego właśnie mówimy, że jest ona całkowicie gramatyczna i synchroniczna. Ta cecha analogii nasuwa dwie uwagi, potwierdzające nasz pogląd na dowolność absolutną i dowolność względną (zob. s. 157 i n.): 1. Można by uszeregować wyrazy według ich względnej zdolności powo­ ływania do życia nowych, zależnie od tego, w jakim stopniu dają się same rozłożyć. Wyrazy proste są, na mocy definicji, nieproduktywne (por. magasin, arbre, radne™ itd.). Wyraz magasinier nie został zrodzony przez magasin, został on ukształtowany na wzór prisonnier -.prison 15 *17 itd. Podobnie emmagasiner zawdzięcza swe istnienie analogii do emmailloter, encadrer, eneapuehonner itd., które zawierają maillot, cadre, capuchon r itd. Istnieją więc w każdym języku wyrazy produktywne i wyrazy nieproduk­ tywne, ale proporcja jednych i drugich jest zmienna. W sumie sprowadza się to do rozróżnienia dokonanego na s. 159 i n. między językami „leksykologicznymi” a „gramatycznymi”. W chińskim większości wyrazów nie można rozłożyć; w języku sztucznym natomiast prawie wszystkie dają się zanalizować. Esperantysta ma pełną swobodę tworzenia nowych wyrazów według danego rdzenia. 2. Zauważyliśmy na s. 189, że powstawanie każdego nowego wyrazu analogicznego można przedstawić jako działanie podobne do obliczania czwar­ tego wyrazu proporcji. Bardzo często posługuje się tą formułą dla wyjaśnienia samego zjawiska, podczas gdy my jego racji bytu szukaliśmy w analizie i rekonstrukcji elementów dostarczonych nam przez język. Między tymi dwoma koncepcjami zachodzi pewien konflikt. Jeśli czwarty wy raz proporcji jest wystarczającym wy jaśnieniem, na co wtedy jest potrzebna hipoteza analizy elementów? Aby utworzyć indćcorable wcale nie potrzeba wyodrębniać jego elementów (vn-décor-able)-, wy starczy wziąć całość i umieścić ją w równaniu: pardonner : impardonnable itd. = décorer : x x = indćcorable Nie musimy wówczas zakładać, że jednostka dokonuje skomplikowanej operacji, zbył podobnej do świadomej analizy gramatyka. W przypadku takim, 15 Franc, indćcorable 'niedekorowalny', décorer 'dekorować', décoration 'dekoracja', par­ donnable 'wybaczalny', maniable 'łatwy do obrobienia', inconnu 'nieznany', insensé 'bezsensowny'. 10 Franc, magasin 'magazyn', arbre 'drzewo', radne 'korzeń'. 1? Franc, magasinier 'magazynier', prisonnier 'więzień', prison 'więzienie'. ls Franc, enmagasiner 'zmagazynować', enmailloter 'owinąć w pieluchy', encadrer 'ob­ ramować. oprawić w ramki’, eneapuehonner 'nałożyć kaptur' (por. magasin 'magazyn', maillot 'pielucha', cadre 'rama', capuchon 'kaptur'). Hl Zol), wyżej, przyp. 15.

194

jak Kranz : Kränze utworzonym na wzór (Kut : (Kute-0, rozbiór výdaje się umiej prawdopodobny niż czwarty vyraz proporcji, ponieważ temat modelu brzmi bądź (Kuf-, bądź (Kut-; przypuszczalnie przeniesiono cechy dźwiękowe (Kute na Krauze. Która z tycli teorii odpowiada rzeczywistości? Zauważmy przede wszystkim, że przypadek Kranz niekoniecznie wyklucza analizę. Stwierdziliśmy wystę­ powanie alternacji w rdzeniach i przedrostkach (zob, s. 185), a poczucie alternacji może doskonale istnieć obok pozytywnej analizy. Te dwie przeciwstawne koncepcje znajdują odbicie w dwóch różnych doktrynach gramatycznych. Nasze emopejskie gramatyki operują czwartym wyrazem proporcji; wyjaśniają one na przykład powstanie niemieckiego czasu przeszłego, wychodząc od pełnych wyrazów; mówi się uczniowi: na wzór setzen : setzte utwórz czas przeszły od lachen21 itd. Gramatyka staroindyjska natomiast zajęłaby się w jednym rozdziale rdzeniami (setz-, lach- itd.), w drugim koń­ cówkami czasu przeszłego (-te itd.); podałaby elementy wynikające z analizy i kazała odtworzyć pełne wyrazy. AA’ każdym słowniku sanskrytu czasowniki są uporządkowane według kolejności ich rdzeni. Zależnie od tendencji panującej w poszczególnych grupach językowych teoretycy gramatyki będą się skłaniać dojednej lub do drugiej z wymienionych metod. Dawna łacina, jak się zdaje, wybierała proces analityczny. AA ymownym przykładem tego jest fakt, że iloczas nie jest taki sam w fachu i w actiu, pomimo facio i u//«22; należy przypuścić, że actus pochodzi od * agtos, oraz przypisać wydłużenie samogłoski spółgłosce dźwięcznej następującej po niej; hipoteza ta znajduje pełne potwierdzenie w językach romańskich; opozycja spěció : spěchu wobec tego : (echu odzwierciedla się we francuskim dćpit ( = despěchu) i toit (těctuni); por. confició : confectus (fr. confit) wobec rěgii : rechts (dirěchu -» fr. drolt)21. Lecz * agtos, * tegtos, * regtos nie są odziedziczone po indoemopejskim, v którym z całą pewnością mówiono * aktos, * tektos itd.; wprowadziła je przedhistoryczna łacina mimo wyraźnej trudności wymówienia dźwięcznej przed bezdźwięczną. Mogła ona dojść do tego jedynie poprzez wyraźną świadomość jednostek tematów ag-, teg-. Dawna łacina miała więc w wysokim stopniu poczucie części výrazu (tematy, przyrostki itd.) oraz ich układu. Możliwe, że nasze współczesne języki nie posiadają równie ostrego wyczucia, niemiecki jednak ma go więcej niż francuski (zob. s. 215 i n.). Zol>. wyżej, przyp. 32 na s. J87. Niem. setzen 'posadzić', setzte 'posadziłem: posadził', lachen 'śmiać się'. Łac. factas 'zrobiony' (imiesłów bierny czasu przeszłego od.facio 'robię'), actus 'wyko­ nany' (taki sam imiesłów od ago 'pędzę, wykonuję'). Łac. sperUi 'widzę', imiesłów bierny czasu przeszłego spectus, lego 'okrywam', tëctus - taki sam imiesłów od lego, franc, dćpit 'gniew, złość', toit 'dach', łac. confient 'wykonuję', confëctus - imiesłów bierny czasu przeszłego od tego czasownika, franc, confit 'smażony’, łac. rfgó 'kieruję', reclus - imiesłów bierny czasu przeszłego od lego czasownika, directus - laki sam imiesłów od dirigit 'wyprostowuję, prowadzę prosto’, franc, droit 'prosty'.

195

Rozdział piąty

ANALOGIA I EWOLUCJA

§ ]. W JAKI SPOSÓB INNOWACJA ANALOGICZNA WCHODZI DO JĘZYKA Do języka nie wchodzi nic, co by nie zostało najpierw wypróbowane w mówieniu, i początek wszystkich zjawisk ewolucyjnych znajduje się w sferze jednostki. Zasada ta, wypowiedziana już na s. 121, stosuje się w pierwszym rzędzie do innowacji analogicznych. Zanim honor stał się formą konkmencyjną zdolną do zastąpienia honos, trzeba było, aby pierwsza osoba mówiąca za­ improwizowała go, a następnie, by inne zaczęły ją naśladować i powtarzać ów wyraz dopóty, dopóki nie został wprowadzony w użycie. Daleko do tego, by wszystkie innowacje analogiczne spotkał ten szczęśliwy los. W każdej chwili natrafiamy na różne kombinacje, nie mające przed sobą przyszłości, których język prawdopodobnie nie przyjmie. Pełno ich w mowie dzieci, ponieważ nie znają one dobrze powszechnego użycia i nie są do niego dostatecznie wdrożone; mówią riendre zamiast reñir, nioitrit zamiast mort1 itd. Ale mowa dorosłych obfituje w nie również. Tak na przykład wiele osób zastępuje trayait przez fraisait ' (które zresztą czytamy u Rousseau). Wszystkie te innowacje są same w sobie całkowicie prawidłowe; można je wyjaśnić w ten sam sposób co innowacje przyjęte przez .język; tak na przykład riendre opiera się na proporcji: éteindrai : éteindre = viendrai : x x = riendre a traisait powstało na wzór plaire : plaisait ' itd. Język zachowuje minimalną tylko część neologizmów mówienia; te jednak, które pozostają, są dostatecznie liczne, aby między jednym a drugim okresem można było dostrzec smnę nowych form nadających słownictwu i gramatyce całkiem odmienny wygląd.1*3 1 Prane, reñir 'przyjść’, mort 'zmarły'; forma inouru utworzona na wzór takich form, jak connu 'znany' od connaître 'znać', voulu 'żądany, chciany' od vouloir 'chcieć'. - Franc, trayait 'doił, doiła' od traire 'doić'. 3 Franc, éteindrai 'ugaszę, zgaszę', éteindre 'ugasić, zgasić’, plaire ’podobać się', plaisait 'podobał(a) się'.

196

Cały poprzedni rozdział wykazuje jasno, że sama analogia nie mogłaby być czynnikiem ewolucji; niemniej prawdą jest, że to nieustanne zastępowanie form stanęli przez nowe jest jednym z najbardziej uderzających aspektów przekształcania języków. Ilekroć jakiś nowy wyraz zwycięża ostatecznie i usuwa formę konkurencyjną, tylekroć mamy rzeczywiście do czynienia z czymś nowo powstałym i z czymś odrzuconym i właśnie z tego powodu analogia odgrywa decydującą rolę w teorii ewolucji. Na ten właśnie punkt obcięlibyśmy zwrócić baczniejszą uwagę.

§ 2. INNOWACJE ANALOGICZNE JAKO PRZEJAWY ZMIAN INTERPRETACYJNYCH

Język nie zaprzestaje nigdy interpretacji i rozkładania danych mu jednostek. Ale jak się to dzieje, że ta interpretacja zmienia się nieustannie z pokolenia na pokolenie? Przyczyn tej zmiany należy szukać w mnogości czynników nieustannie zagrażających analizie przyjętej w danym stanie języka. Przypomnimy niektóre z nich. Pierwszym i najważniejszym jest zmiana fonetyczna (zob. rozdz. II). Zaciemniając niektóre analizy, a inne wręcz uniemożliwiając, zmienia ona wanuiki rozkładania wyrazów i równocześnie jego wyniki, skąd przesunięcie granic jednostek i zmiana ich istoty. Spójrzmy na to, co powiedziano na s. 168 o złożeniach takich, jak bctahun i redo-lich, oraz na s. 183 i n. o odmianie rzeczownikowej w indoeuropejskini. Wchodzi jednak w grę nie tylko fakt fonetyczny. Istnieje jeszcze aglutynacja, o której będzie mowa później i której wynikiem jest sprowadzenie do jedności kombinacji elementów; następnie wchodzą w grę wszystkie okoliczności zewnętrzne, lecz zdolne do zmiany sposobu analizowania 'wyrazu. Istotnie, ponieważ analiza ta wynika z ogółu zestawień, oczywiste jest, że zależy ona zawsze od otoczenia asocjacyjnego składnika. Tak indoeuropejski superlativus *sirdd-in-to-sA zawierał dwa niezależne przyrostki: -i.s- oznaczające wyobrażenie komparatiwu (przykład łac. ntag-is)*5 i -fo-, które oznaczało określone miejsce przedmiotu w szeregu (por. gr. tri-to-s 'trzeci'). Te dwa przyrostki uległy aglutynacji (por. gr. Iicd-into-x lub raczej bed-ist-os). Z kolei jednak aglutynacji tej sprzyjał w wybitnym stopniu fakt całkowicie obcy superlatiwowi: mianowicie komparatiwy na -i,s wyszły z użycia wyparte przez formacje na -jds; ponieważ -i.s- przestało być uważane za element autonomiczny, przestano go także wyróżniać w -bdo-. Zauważmy mimochodem, że istnieje ogólna tendencja do uszczuplania elementu tematu na korzyść elementu formantu, zwłaszcza jeśli ów temat 1 Z ie. *mrad-ix-lx rozwinęło się grcc. hedistos 'najsmaczniejszy’ (siiperlalivus od hediut 'smaczny'). 5 Łac. iiifit/is 'więcej, bardziej’.

197

kończy się na samogłoskę. W taki sposób łaciński przyrostek -tût- (r,êri-tût-em zamiast * vêro-tât-em, por. gr. deimi-tët-a ) zagarnął i z tematu, skąd analiza t-ër-itût-enr, podobnie llûmët-nus, Albó-nus (por. aêniis zamiast * aes-no-s) prze­ szły w Jlinn-ńnns11 itd. Otóż jakikolwiek był początek tych zmian interpretacyjnych, ujawniają się one zawsze poprzez pojawienie się form analogicznych. Istotnie, o ile tylko jednostki żywotne, odczuwane przez mówiących w pewnym określonym momencie, mogą dać życie formacjom analogicznym, o tyle, odwrotnie, każde określone rozmieszczenie jednostek zakłada możliwość rozszerzenia ich użycia. Analogia jest więc niezbitym dowodem, że formant istnieje w danej chwili jako jednostka znacząca. Merldiëmülis (Laktancjusz) zamiast merïdiâUs wska­ zuje na to, że dzielono septentri-ônûUs, retji-ïmûlis, a dla wykazania, że przyrostek -tëit- powiększył się o element i zapożyczony z tematu, wystarczy przytoczyć eeler-itûtenr, pâtj-ônns utworzony na podstawie pńij-im jest do­ statecznym dowodem na to, jak Rzymianie analizowali Jiôm-ûnns; analizę redlieh (s. 168) potwierdza występowanie sterblieh*7* utworzonego na bazie rdzenia czasownikowego itd. Jeden szczególnie ciekawy przykład ukaże nam, jak analogia posługuje się w szeregu kolejnych epok coraz to nowymi jednostkami. AA’ nowożytnym francuskim somnolent jest analizowane somnol-ent, jak gdyby to był imiesłów czasu teraźniejszego; dowodem na to jest istnienie czasownika somnoler . * Ale w łacinie rozdzielano somno-lentns tak jak snecn-lentns itd., a jeszcze dawniej somn-olentus9 ('który pachnie snem’ odolëre, tak jak iln-olentns 'który pachnie winem’). Tak więc najbardziej widocznym i najważniejszym skutkiem analogii jest podstawienie na miejsce dawnych formacji — nieregularnych i ułomnych — innych, bardziej normalnych, złożonych z elementów żywotnych. Oczywiście nie zawsze odbywa się to tak prosto: działaniu języka stoi na drodze nieskończona ilość wahań, przybliżeń, półanaliz. AA’ żadnym momencie żaden język nie ma dokładnie ustalonego systemu jednostek. Przyponmijmy, co powiedziano na s. 183 o odmianie * ekwos w porównaniu z odmianą * pods. 0 Łac. reritatem 'prawdę' od rerilas 'prawda' (a (o od rerus 'prawdziwy'), gree. deinóteta (biernik 1. poj.) 'okropność' (oddeinós 'straszny, okropny'), \i\c. llomdnus 'rzymski', 'Rzymianin', Albanii# 'mieszkaniec prowincji Alba', aenux 'miedziany' (por. aes 'miedź ). 7 Łaktancjusz (Lucius Caelius Firmianus, zwany Lactantius) - pisarz i teolog chrześ­ cijański, lir. ok. r. 250, zm. ok. r. 320 n.e. AV łacinie występowały dwie formy w znaczeniu 'południowy': nieridialis (starsza) i mefidibndlis (nowsza), obie utworzone od merldiex jMiłudnie'. Co do innych form: xeptentrunialix 'północny' (od xeptentril) 'siedem gwiazd składających się na gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy; północ', por. septeni 'siedem'), reijiimalix 'dotyczący okolicy, prowincji’ (od reijió m.in. 'okolica, prowincja’), eeleritdteni (biernik 1. poj.) 'prędkość' (od celer 'prędki'), pai/anii# ’wiejski' (od pai/iis 'wieś'); niem. sterblieh 'śmiertelny' od xterben 'umierać'. B Franc, xomnolent 'senny', somnoler 'być sennym, drzemać'. 9 Łac. somnolent us 'senny', sin-enlentns (i siienlentns) 'bujny, obfity; silny' (por. soinnns 'sen', siiens 'sok; napój leczniczy; siła żywotna, moc’), olere 'pachnąć'.

198

Te niedokładne analizy powodują czasami powstanie niejasnych nowych wyrazów analogicznych. Indoeiuopejskie formy * geus-etai, * gus-tos, * gus-tis' u pozwalają wyodrębnić rdzeń gens-, gus- 'kosztować, smakować’; w greckim jednak s interwokaliczne zanika i dlatego analiza geúoinni, geustós zostaje utrudniona; wynika stąd pewna cliwiejność i wyodrębnia się czasami gens-, a czasami geu--, z kolei analogia świadczy o tej chwiejności i widzimy, że nawet tematy na en- przybierają to końcowe s (przykład pneu-, pneûnta, przymiotnik odsłowny pneus-tós) Jednak nawet poprzez te próby czynione po omacku analogia oddziałuje na język. Tak na przykład, chociaż sama przez się nie jest ona faktem ewolucji, odzwierciedla w każdym kolejnym momencie zmiany zaszłe w eko­ nomii języka i uświęca je dzięki nowym kombinacjom. Współpracuje bardzo skutecznie ze wszystkimi siłami, które nieustannie modyfikują architekturę danego języka i z tego tytułu jest potężnym czynnikiem ewolucji.

§ 3. ANALOGIA PODSTAWĄ ODNOWIENIA I ZACHOWANIA

Mamy czasem ochotę zapytać, czy analogia ma rzeczywiście takie znaczenie, jakie przypisywaliśmy jej w poprzednich wywodach, i czy oddziaływanie jej sięga równie daleko, jak działanie zmian fonetycznych. Istotnie, historia każdego języka pozwala nam odkryć mnóstwo faktów analogicznych nagromadzonych jedne na drugich, i te nieustanne przekształcenia, wzięte jako całość, odgrywają w ewolucji języka ważną rolę, ważniejszą niż zmiany dźwiękowe. Językoznawcę interesuje przede wszystkim jedno zagadnienie: w ogromnej masie zjawisk analogicznych zaszłych w ciągu kilku wieków ewolucji wszystkie niemal elementy zostają zachowane; są one tylko w inny sposób rozmieszczone. Innowacje analogii są bardziej pozorne niż rzeczywiste. Język jest jak suknia pokryta łatami zrobionymi z tego samego materiału. Cztery piąte języka francuskiego jest pochodzenia indoeuropejskiego, jeśli weżiniemy pod uwagę substancję, z której składają się nasze zdania; natomiast wyrazy przekazane w całości, bez zmian analogicznych, od prajęzyka aż do nowożytnej francusz­ czyzny zmieściłyby się na jednej stronicy (na przykład: est = * esti, nazwy liczb, niektóre wyrazy, jak ones, nez, père, eitlen'' itd.). Ogromna większość wyrazów stanowi, w taki czy inny sposób, nowe połączenia elementów dżwięko-111 111 le. * geusetni = 3 os. 1. poj. czasu teraźn. w stronic medialnej, * gustós - imiesłów bierny czasu perfectum (lub przymiotnik odsłowny), * guslis - nazwa czynności. " Grec, pneiinta 'dech, powiew', pnéó 'oddycham; dmucham'. Termin „ekonomia" nie występuje w zapisach słuchaczy de Saussure'a (zob. Engler, s. 392, k. 2, 2(108). Został on wprowadzony przez redaktorów Kursu i okazał się bardzo odpowiedni jako nazwa dla równowagi między różnymi tendencjami, które działają w języku. l)o niego nawiązał A. Martinet w swojej książce Kconontie ties changements phonétiques. Truité de phonologie diachronique. Berne 1955 (zob. de Mauro, s. 472-473, przyp. 282). 1:1 Franc, est 'jest', ours 'niedźwiedź1, nez 'nos', père 'ojciec', chien 'pics'.

199

wycli wyrwanych z form dawniejszych. W tym sensie można powiedzieć, że analogia, wykorzystując zawsze dla swych innowacji materia! wcześniejszy, jest właśnie dlatego wybitnie konserwatywna. Oddziałuje ona jednak nie mniej głęboko jako czynnik zwykłego zachowania; można powiedzieć, że wchodzi w grę nie tylko wówczas, gdy istniejące uprzednio materiały są rozmieszczone w nowych jednostkach, lecz także i wtedy, gdy formy pozostają takie same. W obu przypadkach chodzi o ten sam proces psychologiczny. Aby sobie z tego zdać sprawę, wystarczy pamiętać, że jej zasada jest w gruncie rzeczy identyczna z zasadą mechanizmu mowy (zob. s. 193). Łacińskie iujumtu zostało przekazane prawie nienaruszone od czasów przedhistorycznych (kiedy mówiono *» pyt' (pied), tent urn -» râ (tent), lectum -» li (lit), nécâre ntcaye (noyer) itd.; jeśli, przeciwnie, badamy retrospektywnie, co przedstawia w łacinie francuskie f otwarte, stwierdzimy, że jeden dźwięk pochodzi z kilku fonemów początkowo różnych: por. tçr (terre) = terrain, rfrz (rerye) = rirgam, fç (fait) = factum23 itd. Ewolucję formantów można by również przedstawić w dwojaki sposób i dwa otrzymane obrazy byłyby tak samo różne; wszystko, co powiedzieliśmy na s. 197 i n. o formacjach analogicz­ nych, dowodzi tego a priori. Jeśli na przykład badamy (retrospektywnie) pochodzenie przyrostka francuskiego imiesłowu na r, cofamy się do łacińskiego -âtum, które swym pochodzeniem jest związane najpierw z odrzeczownikowymi czasownikami łacińskimi na -are, pochodzącymi po większej części od rzeczow­ ników żeńskich na -a (por. plantâre : planta, gr. tlmââ : tima itd.); z drugiej strony -âtum nie istniałoby, gdyby przyrostek indoeuropejski -to- nie był sam przez się żywotny i produktywny (por. gr. Idii-tó-s, tac. in-clu-tu-s, skr. ęru-ta-s * itd.); -âtum zawiera ponadto formant -m z biernika 1. poj. (zob. s. 182). Jeżeli natomiast zapytamy (prospektywnie), w jakich formacjach francuskich znajduje się pierwotny przyrostek -to-, będziemy mogli wskazać nie tylko różne przyrostki produktywne lub nieproduktywne imiesłowu czasu przeszłego (aime = łac. amâtum,fini = łac. finltum, cios = łac. clausum zamiast * claudtum itd.), lecz także wiele innych, jak -u = łac. -âtum (por. cornu = cornâtum), -tif (przyrostek uczony) = łac. -tirum (por. fugitif = fugitlrum, sensitif, négatif itd.) oraz wielką liczbę wyrazów dziś już nie dających się zanalizować, jak point = łac. punctum, dé = łac. datum, chétif — łac. captlium itd.4. - Łac. pédem 'stopę', franc, pied 'stopa', łac. rénliim (biernik 1. poj.) 'wiatr', franc, ceni 'ts.', lac. leetum (biernik 1. poj.) 'łóżko', franc, lit 'ts.'. łac. nécâre 'zabić', franc, noyer 'utopić, zatopić', franc, terre 'ziemia', lac. terrain 'ziemię', franc, rerye 'rózga', łac. rlrgam 'gałązkę', franc, fait 'fakt ', łac. factum 'ts.' (biernik 1. poj.). 3 Łac. plantare 'zasadzić', planta 'roślina, szczep’, grec, timéiô 'szanuję', lima 'szacunek', hlutéis 'słyszany: sławny’, łac. inclulus 'sławny', sanskr. srutéis 'słyszany'. 1 Franc, aimé 'kochany', lac. améitum 'ts.', initie, fini 'skończony', inc. finltum 'ts.'. franc. clos 'zamknięty', lac. clausum 'ts.', lac. cornu 'róg', corniitum 'rogaty', franc, fugitif 'zbiegły', lac. fugitirum 'ts.', franc, sensitif 'czuciowy', négatif 'ujemny', point 'punkt', lac. punctum 'kropla, punkt', franc, dé 'kostka', lac. datum 'dany, rzucony' (prawdopodobnie z wyrażenia dure ad terrain 'rzucić na ziemię'), franc, chétif 'wątły, słabowity’, łac. captlrum 'pojmany, wzięty do niewoli'. Powyższe łacińskie formy na -urn reprezentują biernik 1. poj.

16 - Kurs językoznawstwa ogólnego

Jlozdzutł drugi

NAJSTARSZY JĘZYK A PROTOTYP1

Początkowo językoznawstwo indoeuropejskie nie rozumiało prawdziwego celu porównania ani wagi metody rekonstrukcji (zob. s. 30). To właśnie tłumaczy jedną z jego najbardziej uderzających omyłek: przypisywanie sanskrytowi wyolbrzymionej i niemal wyłącznej roli w badaniach porównawczych; ponieważ jest to najstarszy dokument indoeuropejskiego, podniesiono go do godności prototypu. Czym innym jest założenie, że indoeiuopejski zrodził sanskryt, grekę, języki słowiańskie, celtyckie, italskie, a czym iimym postawienie jednego z tych języków na miejsce indoeuropejskiego. To zasadnicze nieporozumienie pociągnę­ ło za sobą skutki bardzo różnorodne i bardzo daleko idące. Niewątpliwie hipotezy tej nigdy nie sformułowano tak kategorycznie, jak to uczyniliśmy przed chwilą, lecz w praktyce przyjmowano ją milcząco. Bopp pisał, że „nie sądzi, żeby sanskryt mógł być wspólnym źródłem”, jak gdyby było możliwe sformułowanie, choćby w formie powątpiewania, podobnego przypuszczenia. Prowadzi nas to do pytania, co się clice właściwie powiedzieć, gdy się mówi o jakimś języku dawniejszym czy starszym od innego. Teoretycznie możliwe są trzy interpretacje: 1. Można przede wszystkim myśleć o samym początku, o pmikcie wyjścia języka, ale już najprostsze rozmiłowanie wykazuje, że żadnemu z języków nie można wyznaczyć wieku, ponieważ każdy jest kontynuacją języka, którym mówiono przed nim. Z mową rzecz przedstawia się inaczej niż z ludnością: bezwzględna ciągłość rozwoju mowy nie pozwala na wyróżnienie w niej kolejnych pokoleń i Gaston Paris- słusznie przeciwstawiał się koncepcji prajęzyków i języków pochodnych, gdyż koncepcja ta zakłada pewne przerwy. W tym więc znaczeniu nie możemy powiedzieć, że jakiś język jest starszy od drugiego. 2. Można również założyć, że jakiś stan języka został uchwycony w okresie1 2 1 Tylu! rozdziału pochodzi od redaktorów Kursu i w pierwszym wydaniu brziniai Najstarszy jeżyli a Jfzykpierwotny, polem „język pierwotny” zmieniono na „prototyp". Te ustępy pochodzą z drugiego cyklu wykładów de Saussurea poświęconych Historii językoznawstwa od Boppa do inłodogramatyków. zostały one wykorzystane przez redaktorów Kursu także w pierwszym rozdziale wstępu, zoli, de Mauro. s. 475. przyp. 298, oraz Engler, s. 484, k. 3. 3108. 2 Gaston Paris (J839-J903), filolog i niediewista francuski, przez pewien okres dyrektor Ecole des Haules Etudes w Paryżu.

242

dawniejszym niż inny: tak perski z inskrypcji z czasów Achenienidów jest starszy niż perski Firdousiego. Jak długo chodzi — podobnie jak w tym poszczególnym przypadku — o dwa języki zdecydowanie pochodzące jeden od drugiego i równie dobrze znane, rozumie się, że tylko starszy z nich może wchodzić w grę. Kiedy jednak te dwa wanuiki nie są spełnione, owa dawność nie ma żackiego znaczenia; tak na przykład litewski, zaświadczony dopiero od r. 1540, jest pod tym względem nie mniej cenny niż starosłowiański, znany już w X w., czy nawet sanskryt Iligwedy. 3. Wyraz „dawny" może wreszcie oznaczać stan języka bardziej archaiczny, to znaczy taki, którego formy pozostały bardziej zbliżone do pierwotnego wzoni, abstrahując od dat. W tym znaczeniu można powiedzieć, że litewski XVI w. jest starszy niż łacina 111 w. p.n.e. Jeśli się więc przyzna sanskrytowi większą „dawność" niż innym językom, można to uczynić tylko w drugim lub trzecim z wymienionych znaczeń; otóż jest on dawniejszy w obu. Z jednej strony przyznaje się, że pieśni wedyjskie są dawniejsze niż najstarsze teksty greckie; z drugiej strony — rzecz bardzo znamienna — suma ich cech archaicznych jest znaczna w porównaniu z tym, co zachowały inne języki (zob. s. 28 i n.). Na skutek owego dosyć niejasnego pojęcia dawności, które czyni z sanskrytu język o wiele wcześniejszy niż cała rodzina, doszło później do tego, że językoznawcy, nawet uleczeni z przeświadczenia, że jest on prajęzykiem, w dalszym ciągu przyznawali zbyt duże znaczenie jego świadectwu, jako jednego z bocznych odgałęzień. W swym dziele Ij‘s origines indo-euro/jéennes (zob. s. 250) A. Pictet 3 uznaje wprawdzie wyraźnie istnienie ludu pierwotnego mówiącego swym własnym językiem, pozostaje jednak w przeświadczeniu, że należy badać przede wszyst­ kim sanskryt oraz że jego świadectwo ma o wiele większą wartość niż dowody wzięte z kilku innych języków europejskich łącznie. To właśnie złudzenie zaciemniało w ciągu długich lat zagadnienia o najwyższej doniosłości, jak na przykład problem pierwotnego wokalizmu. Błąd ten został powtórzony na mniejszą skalę: badając poszczególne odgałęzienia indoeuropejskiego, upatrywano w języku najdawniej znanym przedstawiciela, adekwatnego i wystarczającego, całej grupy, a nie starano się poznać lepiej pierwotnego stanu wspólnego. Na przykład zamiast mówić o pierwotnym germańskim cytowano bez żadnych skrupułów po prostu gocki, ponieważ jest on wcześniejszy o kilka wieków od innych dialektów germańskich; na drodze uzurpacji stał się on prototypem, źródłem innych dialektów. Jeśli idzie o języki słowiańskie, opierano się wyłącznie na starocerkiewnym, czyli starosłowiańskim, znanym już w X w„ ponieważ inne języki sjj znane dopiero w okresie późniejszym. W rzeczywistości jest rzeczą niezmiernie rzadką, by dwie postaci języka, utrwalone na piśmie w kolejnych okresach, przedstawiały dokładnie ten sam 3 O A. Piclecic zol>. Wprowadzenie do nili. wydania, s. 5.

243

język w dwóch momentach .jego historii. Najczęściej stoimy w obliczu dwóch dialektów, z których jeden nie stanowi językowego następstwa drugiego. Wyjątki potwierdzają regidę; najwymowniejszy jest przykład języków romań­ skich w stosmiku do łaciny: cofając się od francuskiego do łaciny, znajdujemy się wprawdzie na linii pionowej; obszar tych języków jest przypadkowo taki sam jak obszar, na którym mówiono po łacinie i każdy z nich jest dalszym rozwinięciem łaciny. Tak samo widzieliśmy, że perski z inskrypcji Dariusza jest tym samym dialektem co perski średniowieczny. O wiele jednak częstszy jest wypadek przeciwny: zaświadczenia pochodzące z różnych epok należą do różnych dialektów tej samej rodźmy. Tak na przykład germański ukazuje się kolejno w gockiin Ulfiłasa, którego dalszego rozwoju nie znamy, później w tekstach staro-wysoko-niemieckich, następnie w tekstach anglosaskich, nordyckich itd.; otóż żaden z tych dialektów czy żadna z tych grup dialektów nie jest kontynuacją dialektu zaświadczonego wcześniej. Taki stan rzeczy możemy przedstawić następującym schematem, gdzie litery wyobrażają dialekty, a linie kropkowane — kolejne epoki. A . . . .

Epoka 1

..................... R...................

Epoka 2

. . D . .

Epoka 3

. . . C . . ...1..

Epoka 4

Językoznawstwo powinno się cieszyć z tego stanu rzeczy; w przeciwnym razie pierwszy znany dialekt (A) zawierałby z góry wszystko to, co by można było wydedukować z analizy kolejnych stanów, natomiast poszukiwanie pimktów wspólnych dla wszystkich tych dialekt ów (A, B, C, D itd.) doprowadzi nas do formy jeszcze wcześniejszej niż A, czyli do prototypu X, przy czym nie można będzie pomylić A z X.

Rozdział trzeci

REKONSTRUKCJE

§ 1. ICH ISTOTA 1 CEL O ile jedynym sposobem rekonstrukcji jest porównanie, o tyle na odwrót — jedynym celem porównania jest doprowadzenie do rekonstrukcji. Aby nie były jałowe, zgodności stwierdzone między kilku formami muszą zostać umieszczone w perspektywie czasu i doprowadzić do odtworzenia jednej formy; kilkakrotnie już kładliśmy nacisk na ten pmikt (zob. s. 29 i n., 226 i n.). W ten sposób dla wyjaśnienia łacińskiego mediiis wobec greckiego ntesos* 1 należało, bez potrzeby cofania się aż do indoeuropejskiego, założyć istnienie dawniejszego wyrazu * nietliyos, dającego się historycznie powiązać zarówno z itiedius, jak i z mesos. Jeśli zamiast porównywania ze sobą dwóch wyrazów należących do różnych języków zestawimy dwie formy wzięte z jednego języka, narzuci się nam to samo stwierdzenie: w łacinie yeró i yestiis - każą się cofnąć do tematu * yes-, niegdyś wspólnego obu formom. Zauważmy przy okazji, że porównanie odnoszące się do zmian fonetycznych musi być nieustannie wspierane rozważaniami morfologicznymi. Badając łacińskie patior i passus, odwołuję się do factus, dictus itd., ponieważ passus jest formacją tego samego typu; właśnie opierając się na związku morfo­ logicznym między facio a factus, dico a dictus itd., mogę ustalić ten sam związek w epoce wcześniejszej między patior a * pat-tus\ Na odwrót, jeśli porównanie należy do zakresu morfologii, muszę je wyjaśnić za pomocą fonetyki: łacińskie uieUórem da się porównać z greckim hedió, ponieważ fonetycznie pierwsze pochodzi od * uudioseut, * >neliosiu, a drugie od * hadioa, *hadiosa, * hddiosm 4. Porównanie językowe nie jest więc operacją mechaniczną; zakłada ze­ stawienie wszystkich danych, które mogą pomóc do uzyskania wyjaśnienia. W końcu jednak musi ono zawsze doprowadzić do hipotezy zawartej w jakiejś ' Łae. iucdiux 'średni', 'środkowy', grec. uićsos 'ts.' - Zob. wyżej, przyp. 1 na s. 240. 3 Łac. patior 'cierpię', passus - imiesłów czasu przeszłego (perfeelmii), factus - imiesłów bierny czasu przeszłego od facio 'robię', dictus - taki sam imiesłów od dicó 'mówię'. 1 Łae. utelióreut 'lepszy, lepszego' (biernik 1. poj.). grec. hedió 'smaczniejszy, milszy' (biernik 1. poj.).

245

formule i dążącej do odtworzenia czegoś wcześniejszego; porównanie zawsze sprowadzi się do rekonstrukcji form. Lecz czy spojrzenie w przeszłość zmierza do rekonstrukcji pełnych i kon­ kretnych form stanu wcześniejszego? Czy też, przeciwnie, ogranicza się do twierdzeń abstrakcyjnych, cząstkowych, odnoszących się do części wyrazów, jak na przykład do stwierdzenia, że łacińskie/wfumus odpowiada praitalskiemu J> albo że pierwszy element greckiego dllo, łacińskiego stanowiło a już w indoeuropejskim? Spojrzenie takie może doskonale ograniczyć swe zadanie do tego ostatniego rodzaju badań; można nawet powiedzieć, że metoda analityczna nie ma tu żadnego innego celu poza cząstkowymi stwierdzeniami. Ale z sumy pojedynczych faktów można wy ciągnąć bardziej ogólne wnioski: na przykład szereg faktów podobnych do wypadku łacińskiego fumus pozwala z całą pewnością stwierdzić, że f> występowało w systemie fonologicznym praitalskiego; podobnie, jeśli możemy stwierdzić, że indoeiuopejski ma w od­ mianie zwanej zaimkową w rodzaju nijakim 1. poj. końcówkę -d odmienną od końcówki przymiotników -m, to jest to fakt morfologiczny powszechny, wyprowadzony z ogółu pojedynczych stwierdzeń (por. łac. ¡.stud, uliud wobec bonum, gr. fó = * tod, dllo = * allod wobec kulon, ang. that1' itd.). Możemy iść dalej: gdy raz już odtworzymy te rozliczne fakty, przechodzimy do syntezy tych wszystkich, które dotyczą formy jako całości, aby zrekonstruować następnie pełne wyrazy (na przykład ie. * alyod), paradygmaty odmiany itd. W tym celu łączymy w jedną wiązkę twierdzenia dające się doskonale oddzielić; jeśli na przykład porównamy poszczególne części formy zrekonstruowanej, takiej jak *alyod, zauważymy wielką różnicę między -d, które stawia problem gramatyczny, i a- nie mającym żadnego podobnego znaczenia. Forma zrekonstruowana nie jest zwartą całością, lecz dającą się zawsze rozłożyć sumą rozumowań fonetycznych, i każda z jej części może być zakwestionowana oraz poddana nowym badaniom. Toteż formy odtworzone były zawsze wiernym odbiciem ogólnych wniosków, które do nich stosowano. W indoeuropejskim dla wyrazu „koń” przyjmowano kolejno * akras, * ak }ias, * eli iros, wreszcie * (di\uios\ tylko s i liczba fonemów nie były podawane w wątpliwość. Celem rekonstrukcji nie jest więc odtworzenie formy dla niej samej, co byłoby zresztą śmieszne, lecz skrystalizowanie, skondensowanie ogółu wniosków, które się uważa za słuszne na podstawie wyników osiągniętych w danym momencie: słowem, zarejestrowanie postępów naszej nauki. Nie ma potrzeby usprawiedliwiać językoznawców z powodu dość dziwacznego pomysłu, jaki im się przypisuje, a mianowicie odtworzenia od początku do końca indoeuropejskiego, jak gdyby chcieli się nim posługiwać. Nie mają oni tego zamiaru nawet wówczas, gdy rozpoczynają badania języków historycznie znanych (łacinę z punktu widzenia językoznawczego bada się nie po to, by nią poprawnie mówić), a tym bardziej, gdy badają pojedyncze wyrazy języków przedhistorycznych. 3 Łac. fiiinus 'dym', gree. filio 'inne' (rodź, nij.), łac. alitu! 'ts.'. “ Łac. istud 'Io'. lionuni 'dolne', gree. ló 'to', kalón 'ładne', ang. that 'tamto'.

246

Zresztą jeśli nawet rekonstrukcję należy poddawać rewizji, nie można się bez niej obejść, chcąc mieć pogląd na całość badanego języka i na typ, do którego ten język należy. Jest to narzędzie niezbędne dla przedstawienia ze względną łatwością mnóstwa faktów ogólnych, synchronicznych i diachronicznycli. Główne linie indoeuropejskiego wyjaśniają się natychmiast poprzez ogół rekonstrukcji: na przykład fakt, że przyrostki zostały utworzone z pewnych elementów (/, r, s itd.) z wykluczeniem innych, że skomplikowana różnorodność wokalizmu czasowników niemieckich (por. werden, wind, ward, witrde, wordem)7 ukrywa w zasadzie tę samą alternację pierwotną: e — o — zero. AA’ wyniku tego ułatwia ona w wybitnym stopniu historię okresów późniejszych; bez uprzedniej rekonstrukcji wyjaśnienie zmian zaszłych z biegiem czasu, po­ cząwszy od epoki przedhistorycznej, byłoby o wiele trudniejsze.

§ 2. STOPIEŃ PEWNOŚCI REKONSTRUKCJI

Wśród form zrekonstruowanych jedne są całkowicie pewne, inne sporne lub wręcz wątpliwe. Otóż, jak widzieliśmy, stopień pewności całych form zależy od stopnia względnej pewności, jaki można przypisać rekonstrukcjom cząstkowym wchodzącym w skład danej syntezy. Pod tym względem dwa różne wyrazy nie są prawie nigdy w jednakowym położeniu; między formami indoemopejskimi tak niewątpliwymi, jak * esti 'on jest’ i * diddti 'on daje’, zachodzi różnica; w tej ostatniej bowiem samogłoska reduplikacji nasuwa wątpliwości (por. skr. dadati i gr. didósi). Na ogół jesteśmy skłonni przypuszczać, że rekonstrukcje są mniej pewne, niż są takimi w rzeczywistości. Trzy fakty mogą wzmocnić nasze zaufanie do nichK. O pierwszym, podstawowym, była mowa na s. 66 i n.: gdy mamy dany wyraz, możemy jasno wyróżnić składające się na niego dźwięki, ich liczbę oraz rozgraniczenie; widzieliśmy na s. 79, co należy sądzić o zastrzeżeniach wysuwanych przez niektórych językoznawców pochylonych nad mikroskopem fonologieznym. AA’ grupie takiej jak -sn- istnieją niewątpliwie dźwięki nieuchwyt­ ne czy przejściowe; branie ich jednak w rachubę jest antylingwistyczne; ucho przeciętnego człowieka nie odróżnia ich, a mówiący są zawsze zgodni co do liczby elementów. Możemy więc powiedzieć, że w indoeuropejskiej formie *e/ilw