Historia prześladowań religijnych
 8311116342, 9788311116344

Citation preview

Jonathan Kirsch

HISTORI

PRZESLADO RELIGIJNYCH

7 BELLONA

HISTO

ZESLADOWAN RELIGIJNYCH

Jonathan Kirsch jest amerykańskim dziennikarzem historykiem i prawr kiem. współprac.rącym mm z .Los Angeles Times’ oraz kalifornijsk.mi rozgłośniami radiowymi Jest również wykładowcą kontraktowym w V

Umversity, specjalizuje się także ;ako adwokat i radca prawny w taedzme prawa autorskiego oraz wnsnos: mtelektualnej Był trzykrotnie prezesa amerykańskie; ornanizac- autor* PEN Center USA Wesr Napisał m m bestsellerowe monografie The Ha-c1' by the Side of the fajd Ti les ofthe Bibie i .4 W the W?r‘d

Jonathan Kirsch

HISTORIA PRZEŚLADOWAŃ RELIGIJNYCH Lech Niedzielski

BELLONA Warszawa

Tytuł oryginalny The Grand Inyuisitors Manuał a History of Terror m rhe \umr of (10J

Okładka Krzysztof Kibart Redaktor prowadzący Bartłomiej /Korski

Redakcja i korekta Hanna Śmierzynska

Redaktor lechniczny fclzbieta Br.
nc I

Copyright < forthe Polish translation by Bellona S

Uanzawa 2”“°

H dlon i s \ prowa1 wszystkich swoich ksia/ek z rabatem www księgarnia bcHona pi Nasz adres

Relltma Spółka Akcyjna ul Grzsbowska fXkM4 Uarszaw i Dział wysyłki tel i22» 4eetl3xur^en der 15 3 oder 4 ruwlderhandelt, wlrd alt Joflrgnli bla ru olnen Jahr und alt Golditrafe oder ni * elaer dleaer 3Łrafea boatraft.

I 6

Hiszpańska inkwizycja przekształ­ ciła herezję z przestępstwa nieprawomyślności w przestępstwo krwi

- śmiercionośny wymysł podchwy­ cony przez nazistowskie Niemcy w ich osławionych „Ustawach no­ rymberskich” z 1935 roku.

Der 3alcLflelnleter deo Jnnorn orluflt Lr. Einrornehnen nlt den 3tollvortroter des Jilhrera und den Ro lataninie ter der Juatla dla rur TMirohfdhrung und SrcMnounc den Goeeteeo erforderllchen H?cht3- und TcrweltungsYordchrlfton.

Dat Geaete trltt aa Tace nacn lor Torklnduns, i } jodooh erat aa l.Januar 19% In Zraft.

TLrcber',, don l^.Sopteaber 1935, an Jal ci ..ar tal ta *: der ?rai:.o.t.

Procesy pokazowe w stalinowskiej Rosji lat trzydziestych, podobnie ja sama kwizycja, pokazały, że niewinnych ludzi można było doprowadzić do ża osneg

wyznawania winy - czy pod groźbą użycia tortur, czy z ich zastosowaniem.

Dokładnie tak jak inkwizycja zmusza­ ła swe ofiary do noszenia krzyży, na­ zistowskie Niemcy odkryły na nowo „żydowską plakietkę” dla identyfikacji i izolowania ludzi w ramach „ostatecz­ nego rozwiązania”.

Podobnie jak Galileusz przed braćmi inkwizytorami rzym­ skiej inkwizycji, tak Bertolt Brecht został poddany przesłu­ chaniu przez Komitet do Bada­ nia Działalności Antyamerykańskiej amerykańskiego Kongresu (HUAC).

W roku 1981 inkwizycja stała się już elementem kultury masowej, m.in. niewinny temat żartów filmu Mela Brooksa Historia świata. Część I.

Koroza, więzienny loch i próba wody - znana obecnie pod nazwą „waterboarding” - zostały zapożyczone od inkwizycji i wdrożone praktycznie w więzieniu

Abu Ghraib w Iraku.

161 21 Ruthven, 55 („o powszechnie uznanej reputacji jako heretyka” etc.); Peters, 1985, 67 („wyraz twarzy...”). 22 Burman, 148. 23 Nigel Cawthome, Witch Hunt: History of a Persecution (New York: Bames & Noble, 2004), 174-175 (wyd. poi. 181). 24 Ruthven, 58. 25 Burman, 63, ściśle mówiąc, były to normy zużycia wody przy sądzie Bożym we Włoszech. 26 Burman, 63 („dla nowego odpytywania...”); Cecil Roth, The Spanish Inąuisition (New York: Norton, 164; wyd. oryg. 1937), 107 („Człowiek mógł...”). 27 Zacytowane w: Anthony Grafion, „Say Anything: What the Renaissance Teaches Us About Torturę”, „The New Republic”, nr 5,2007,23 („skakać” lub „tańczyć”); Bur­ man, 64 („Tylko przyznanie się...” etc.); Peters, 1958, 68 („królowa katuszy”). 28 Ruthven, 59 („jednego lub dwóch psalmów pokutnych”); Innes, 43 („mocowano ciężarki...”). 29 Lea, 114. 30 Held, 78. 31 Held, 17 (adapt.). 32 Peters, 1989,218. 33 Burman, 63. 34 Zacytowane w: Burman, 63, 146. 35 Zacytowane w: Burman, 63. 36 Burman, 63. 37 Burman, 62. 38 Lea, zacytowany w: Burman, 65. 39 Processus inquisitionis, zacytowane w: Wakefield, 255 („Okaziciel niniejszego, popadły w grzech...) (adapt.). 40 Zacytowane w: Burman, 47. 41 Burman, 58. 42 Processus inquisitionis, zacytowane w: Wakefield, 183, 255. 43 Wakefield. 183 („krzykliwych ubrań...”); Lea, 113 („Jego ciało...”). 44 Lea, 229. 45 Lea, 211. 46 Lea, 168. 47 Lea, 219. 48 Lea, 229. 49 Lea, 217. 50 Zacytowane w: Burman, 54 („stałego uwięzienia...”); Lea, 184 („Straszliwymi przybytkami...”). 51 Zacytowane w: Burman, 41. 52 Lea, 180. 53 Lea, 184. 54 Lea, 185. 55 Wakefield, 239.

162 56 Processus inquisitionis, zacytowane w: Wakefield, 256 (adapt.). 57 Coulton, 189 (adapt.). 58 Burman, 37. 59 Ladurie, 142, przyp. 3. 60 Held, 82. 61 Lea, 249. 62 Zacytowane w: Lambert, 15 („śmiali się, gdy ich przywiązywano...”); zacytowane w: Burman, 155 („wsuwali ręce...”). 63 Lambert, 15 („dziwnego stanu...”). 64 Patrz History ofthe End ofthe World:How the Most Controvertial Book in the Bibie Changed the Course of Western CMlization, by Jonathan Kirsch (HarperOne, 2006). 65 Zacytowane w: Burman, 37.

V

PODRĘCZNIK INKWIZYTORA PAPIEŻ (znużony): Jest całkiem zrozumiałe, że on nie będzie torturowany, (chwila ciszy) Co najwyżej można mu pokazać narzędzia. INKWIZYTOR: To wystarczy, Wasza Świątobliwość. Pan Ga­ lileusz zna się na mechanizmach. BERTOLD BRECHT, Żywot Galileusza

nkwizycja odniosła nad swymi pierwszymi ofiarami zwycięstwo w skali ludobójstwa, ale stało się to dopiero po zepchnięciu katarów pod ziemię i uczynieniu ich zbiegami. Zamiast wkładać charaktery­ styczne czarne szaty, które wskazywały na ich wyższą rangę, doskonali nosili teraz ciemnozielone płaszcze i zadowalali się noszonym pod ubra­ niem czarnym pasem albo po prostu symboliczną czarną nicią bielizny. Doskonali płci męskiej i żeńskiej wędrowali parami, podając się za stadła małżeńskie i udając handlarzy. Czasem w zajazdach i tawernach celowo jadali mięso, aby w ten sposób uwolnić się od inkwizycyjnych agentów, którzy poszukiwali osób o bladej skórze i zapadłych klatkach piersio­ wych, co sugerowało, że są one praktykującymi, zdyscyplinowanymi, pełnymi samowyrzeczeń katarami. Celem doskonałych było znajdowanie ucieczki w sieci bezpiecznych domów, prowadzonych w różnych miejscach Europy przez ich katarskich pobratymców; za kryjówkę mogły służyć strych albo piwnica, gołębnik albo po prostu płytkie zagłębienie w ziemi, osłonięte do wysokości piersi człowieka. Rytuał consolamentum był więc nadal osiągalny dla wciąż malejącej liczby zagorzałych katarów, którym udało się uniknąć areszto­ wania, tortur, uwięzienia i egzekucji. Zawsze jednak groziło im ryzyko

164

wykrycia przez szpiegów w służbie inkwizycji lub zdrada ze strony zde­ klarowanych katarów, którzy zgodzili się działać jako podwójni agenci dla ocalenia własnego życia. Do roku 1330 spłonął żywcem ostatni katar i nastąpił kres kataryzmu’. O podobnym sukcesie inkwizycji we wczesnej fazie jej istnienia nie mogło być mowy, jeśli chodzi o osiągnięcie innego jej celu - wytępie­ nia chrześcijańskich rygorystów zwanych waldensami. Chociaż zostali oni wrzuceni do jednego worka z katarami i szkalowani jako czciciele Szatana, zabójcy niemowląt i seksualni orgiastycy - i rzeczywiście wielu z nich zostało spalonych żywcem przez inkwizycję - to jedna z grup waldensów otrzymała w końcu pozwolenie na powrót na łono Kościoła pod nową nazwą Katolików Ubogich, jako potwierdzenie, że wiara i praktyka waldensów nie była aż tak szatańska, jak to głosili ich prześladowcy. Kil­ ku innych waldensów zdołało znaleźć schronienie w odległych wioskach Włoch, gdzie zachowali swą starą wiarę, podczas gdy inkwizycja zaprzą­ tała sobie głowę heretykami, których miała w zasięgu ręki. W roku 1526, w okresie rozkwitu reformacji, z ukrycia wyłoniła się delegacja ocala­ łych waldensów, aby nawiązać kontakt ze swymi pokrewnymi duszami w Niemczech i Szwajcarii. „Zgadzamy się z wami we wszystkim”, napisał George Morel, waldezjański pastor do chrześcijańskich reformatorów, którzy nieświadomie podążyli śladami waldensów. „Od czasów apostołów w zasadniczych kwestiach posiadamy zrozumienie naszej wiary”1. A zatem pierwotny raison d’etre średniowiecznej inkwizycji - „naj­ jaskrawsze rodzaje herezji”, jak historyk Edward Peters z naciskiem na­ zywa katarów i waldensów - zniknął z pola widzenia w ciągu mniej wię­ cej stulecia po tym, jak został zidentyfikowany. Jednak Kościół odmówił ogłoszenia zwycięstwa w wojnie z herezją. Wręcz przeciwnie - inkwi­ zycja nadal poszukiwała nowych heretyków, by ich poddawać torturom i palić na stosach przez następnych pięćset lat, a inkwizytorom zawsze udawało się ich znajdować. I rzeczywiście, jak to zobaczymy, inkwizy­ cja, aby dostarczać sobie nowych ofiar, wykazywała niesamowity talent do wyczarowywania nowych herezji z własnej inicjatywy2. * Katarowie przeminęli, ale nie zostali zapomniani. Samozwańczy ruch „neokatarski” stylizuje się na sektę średniowieczną, a zwiedzający Pireneje turyści są zachęcani do odwiedzania ruin Montsegur i innych zamków, w których autentyczni katarowie chronili się w ostatnich dniach swego istnienia - przyp. aut.

165

Najbardziej przerażającą cechą inkwizycji mogła być jej zwyczajna niespożytość. Tak jak każda biurokracja, inkwizycja uczyniła to, co było konieczne dla zachowania siebie samej. Jej zwolennikami nie byli wy­ łącznie ludzie z listy płac inkwizycji - a więc po prostu inkwizytorzy czy ich kompani, notariusze, pisarczykowie, adwokaci, doktorzy, księgowi, strażnicy, oprawcy i kaci. Również cesarze, królowie i papieże uznawali inkwizytorską machinę za tak pożyteczną w pomnażaniu i utrzymywaniu ich własnego bogactwa i władzy, że zawsze okazywali niechęć do zamy­ kania jej tylko dlatego, że braciom inkwizytorom poszczęściło się w wal­ ce przeciw pierwszym ofiarom. Kiedy już raz machina prześladowań zo­ stała zmontowana, udoskonalona i puszczona w ruch, pokusa używania jej stała się nieodparta i nieunikniona.

Kiedy ostatni katarzy i waldensi ulecieli w górę z dymem albo za­ padli w kryjówki, inkwizycja znalazła już nowe zasoby heretyków. Co ciekawe - kolejne ofiary zakonnych inkwizytorów przyszły spośród ich własnych szeregów. Tak zwani spirituali (spirytuałowie) byli franciszkańskimi zakonnikami, którzy dążyli do zachowania ideałów św. Franciszka, nawet jeśli papież zarządził, żeby członkowie ich zakonu opuścili klasztorne mury i wkro­ czyli do świata zewnętrznego jako zawodowi prześladowcy. Spirituali, jak wskazuje ich nazwa, woleli zagłębiać się w dociekania czysto duchowe, obejmujące studiowanie tekstów apokaliptycznych, które ich skłaniały do czekania na nadejście końca dziejów, i nalegali, by nosić najuboższe odzienie, co miało symbolizować złożone przez nich śluby ubóstwa. Ich połatane ubrania sprawiały, że stawali się łatwym celem dla inkwizycji. Na przykład w roku 1318 w Marsylii inkwizycja aresztowała i osądziła czterech spirytuałów. W trakcie przesłuchania zapytano ich, czy uważają, że papież jest w mocy upoważnić ich zwierzchników, by decydowali, „na czym polega ubóstwo w odzieniu”, jednak to zdecydowanie niewinne py­ tanie kryło w sobie teologiczną pułapkę; gdyby zakonnicy odpowiedzieli „tak”, wezwano by ich do porzucenia wytartych habitów, przy których no­ szeniu obstawali, i do podporządkowania się władzy zakonu franciszkań­ skiego uznawanego przez nich za zdeprawowany. Odpowiadając „nie”, potępili samych siebie jako heretyków i cała czwórka została spalona żywcem. Spirytuałowie nadal dostarczali inkwizycji „od czasu do czasu

166 niewielkich partii na stos”, a ich popioły były podobno zbierane przez czcicieli i przechowywane jako relikwie: „Jeśli jesteście kośćmi świętego, pomóżcie mi”, brzmiała modlitwa niejakiej Gagliardi Fabri, lub tak przy­ najmniej wyznała, gdy również ją sądzono z oskarżenia o herezję . Widowisko palonych żywcem biednych braciszków przez bogaty i po­ tężny Kościół jedynie posłużyło podsyceniu namiętności tych ludzi, któ­ rych religijna wyobraźnia - tak jak wyczucie prawości i błędu - przychylnie usposabiała do tego, co uznawali za czystsze chrześcijaństwo. Rzecz para­ doksalna, ale działania inkwizycji zdawały się ośmielać do nawet większe­ go rozkwitu religijnego zróżnicowania w obrębie chrześcijaństwa, wezbra­ nia fali „mistyków, proroków i wizjonerów” oraz spragnionych i żarliwych chrześcijan, którzy wchłaniali ich nauczanie. W porównaniu z pulchnymi, obwieszonymi świecidełkami książętami kościoła „ubodzy fanatycy , czę­ sty cel inkwizycji, wydawali się czasem postaciami znacznie bardziej sym­ patycznymi. Palenie oskarżonych heretyków, według Malcolma Lamberta, „mogło i czasem objawiało się rozprzestrzenieniem herezji. Dla identyfikacji faktycznej różnorodności herezji ukuto nowątermino logię - „biedacy z Lyonu”, „biedni Lombardczycy”, „ubodzy bracia po­ kutni trzeciego zakonu św. Franciszka”, zakony humiliati i ffaticelli, se ta begardów i beginek, amoldyści, speroniści, concorezzianie, draguntiame i wiele, wiele innych *. Niektóre z tych etykietek używano wymiennie a określenia tej samej sekty, inne rozdawano hojnie przy opisywaniu człon­ ków sekt całkowicie ze sobą niezwiązanych, a po jeszcze inne sięgano dla identyfikacji herezji istniejących tylko w rozgorączkowanych urny słach samych inkwizytorów. Ci ostatni, jak się okazało, byli tak zaślepieni i ograniczeni, że dostrzegali herezje głównie tam, gdzie ich nie było. Na przykład tak zwana herezja Wolnego Ducha została w roku 1312 potępiona przez Sobór Wiedeński jako „sekta budząca odrazę . Jej człon­ kowie jakoby wierzyli w to, że osiągnąwszy stan mistycznej doskona­ * Biedacy z Lyonu, biedni Lombardczycy - inne nazwy waldensów; Trzeci zakon św. Franciszka - tercjarze; humiliati (pokorni) - zakon pokutny, XII w.; fraticelli - ra­ dykalny odłam franciszkańskich spirytuałów; begardzi (od franc. „begard” - „żebrak”) i beginki (Staroniem, „beggen”, „modlić się” - religijne wspólnoty kobiet i mężczyzn powstałe na zachodzie Europy; amoldyści - zwolennicy Amoloda z Brescii; speroniści - zwolennicy Ugona Speroniego; concorezzianie i draguntianie, wyznawcy Kościoła dragowickiego - pozostałości po bułgarskich bogomiłach - przyp. tłum. ” Wolny Duch (również jako amalrykanie i iluminaci) - chrześcijańska panteistyczno-mistyczna grupa religijna w Europie Zachodniej i w Czechach - przyp. tłum.

167 łości, który odebrał im zdolność popełnienia grzechu, mieli wolną rękę w oddawaniu się orgiom i innym „zboczonym praktykom seksualnym”. Pewien oskarżony heretyk o nazwisku Johann Hartmann, odpowiadając na główne pytania inkwizytora podczas przesłuchania w 1367 roku, po­ twierdził, że „wolni duchem mogą odbywać stosunki z siostrą lub mat­ ką, nawet na ołtarzu”. Jednak Malcolm Lambert stwierdza stanowczo, że sam Hartmann był „prawdopodobnie werbalnym ekshibicjonistą”, a inspiracją innych świadectw „były nieprzyjazne plotki, wyobrażenia inkwizytorów lub opacznie rozumiane paradoksalne twierdzenia wypo­ wiadane przez prawdziwych mistyków”. W istocie zaś sekta Wolnego Ducha tak naprawdę nigdy nie istniała, aczkolwiek niejeden ekscentryk spłonął na stosie z oskarżenia, że wyznawał ów wyimaginowany kult5. „Jak się zdaje, doszło do tego”, wyjaśnia Edward Burman, „że papieskie lęki, spotęgowane inkwizycyjną żarliwością, tworzyły nowe herezje dla zadośćuczynienia zapotrzebowaniu na nie”6 Inne dysydenckie wspólnoty religijne istniały całkiem realnie, nie były wszakże „heretyckim plugastwem”, jak to sobie wyobrażała inkwizy­ cja. Na przykład beginki - rekrutowały się z niezamężnych kobiet lub wdów w miastach północnej Europy, kobiet, które złożyły śluby czy­ stości i mieszkały razem w klasztornych budynkach, zajmując się pracą fizyczną i dobroczynnością, a do własnego samodoskonalenia duchowe­ go dążyły poprzez medytacje. Beginka Małgorzata Porete jest autorką książki zatytułowanej The Mirror of Simple Souls , * w której pouczała swych pobożnych czytelników na temat „przechodzenia duszy przez sie­ dem stanów łaski”. Podobnie jak spirytuałowie, beginki, gnane naglą­ cym przeczuciem zbliżania się kresu dziejów, studiowały bardziej tajem­ ne apokaliptyczne teksty. Begardzi byli ich męskimi odpowiednikami, nazwanymi tak, ponieważ, podobnie jak pierwotni franciszkanie i domi­ nikanie, żyli w stanie żebraczym, utrzymując się dzięki dobroczynności innych. Jako samozwańczy mnisi całkowicie niezależni od Kościoła, beginki i begardzi wkrótce popadli w konflikt z inkwizycją. Inkwizytorzy o pa­ łającym wzroku obwiniali ich o angażowanie się zarówno w teologicz­ ne, jak seksualne szaleństwa - stare i nieuniknione oskarżenie wysuwane przez łowców herezji - a Bernard Gui doszedł do wniosku, że beginki * Zwierciadło prostych dusz - przyp. tłum.

168

były w istocie żeńskim personelem pomocniczym dla heretyckiej sek­ ty zwanej fraticelli. Małgorzata Porete została aresztowana i osądzona za herezję przez wielkiego inkwizytora Paryża w roku 1310, a następ­ nie wraz ze swoimi księgami powędrowała na stos. Podobnie płomie­ nie pochłonęły wiele innych beginek, mimo że papież Jan XXII ostrzegł francuskich arcybiskupów, „aby zgłębili wierzenia beginek i rozróżnili te «dobre» od tych «złych»”7. Wydaje się jednak, że inkwizytorów bardziej niepokoiła niezależność beginek - które nie odpowiadały ani przed ojcami, ani przed mężami, ani przed księżmi - aniżeli ich rzekome cielesne czy diaboliczne praktyki. Na przykład Bernard Gui skarży się w swym podręczniku, „że w dni świą­ teczne i niedziele zbierają się one często z innymi żyjącymi w niezależno­ ści osobami” i głośno odczytują fragmenty rozmaitych tekstów, również tych, z których czerpie Kościół. „Ich działanie to małpie naśladownictwo”, rozprawia Gui, „choć nauczanie i kaznodziejstwo na temat boskich przy­ kazań i artykułów wiary musi się odbywać w granicach świętego Kościoła i poprzez jego pasterzy i rektorów”. Wśród pytań, które, według zaleceń podręcznika, należało stawiać podejrzanym begardom i beginkom, jest jedno mogące wystawić na próbę ich posłuszeństwo wobec papieża: „Czy wierzyli, że papież mógłby się stać heretykiem i stracić swój papieski au­ torytet, gdyby zatwierdził potępienie tych beginek jako heretyczek?”8. Inkwizycja miała swoją własną, złożoną motywację, by wynajdywać więcej ciał do torturowania i palenia. Ostateczne zwycięstwo nad herezją oczywiście uczyniłoby natychmiast z inkwizycji instytucję niepotrzeb­ ną, a inkwizytorów i ich pomagierów pozbawiło pracy. Poza tym nad­ rzędnym celem polityki inkwizytorów było wprowadzenie teologicznego monopolu Kościoła, a inkwizycja sprzeciwiała się beginkom i begardom nie tyle ze względu na płynące z ich strony heretyckie zagrożenie, co na ich niepodporządkowanie się jakiejkolwiek Regule i jakiejkolwiek władzy, których źródłem jest Stolica Apostolska”. W istocie Zwierciadło prostych dusz, jako dzieło natchnionej literatury, nieprzerwanie krążyło w klasztorach i zakonach jeszcze długo po tym, jak jego autorka spłonęła na stosie. „Zarzut herezji wysunięty wobec tej pracy był tak wątpliwy”, zauważa Lambert, „że prawie żaden z licznych jej czytelników w ciągu wieków nie kwestionował ortodoksyjności zawartych w niej treści”9. Nade wszystko zaś urządzenie wynalezione dla eksterminacji katarów i waldensów nabrało pewnego rozmachu i należałoby podjąć uczciwą

169

i energiczną decyzję, żeby je wyhamować czy zatrzymać. Żaden taki na­ kaz nie został przez pięć stuleci wydany. Jak to później zobaczymy, ludzie władzy - zarówno Kościoła, jak państwa - uznali inkwizycję za użyteczne i potężne narzędzie, jakie pragnęliby utrzymywać w stanie pełnej gotowo­ ści do pracy na dzień, w którym by stanęli w obliczu konieczności jego użycia dla ich własnych celów, a nie jedynie dla większej chwały Pana.

Król Filip IV, znany z pochlebczego tytułu jako Filip Piękny, był tak bardzo przygnębiony nadużyciami inkwizycji na jego własnej ziemi, że w roku 1292 zdecydował się wydać dekret, na mocy którego królew­ ski urzędnik w Carcassonne otrzymał rozkaz powstrzymania aresztowań i wtrącania do więzień obywateli Francji na żądanie inkwizytorów, jeśli podejrzany nie przyznał się ostatecznie do przestępstwa lub nie można go było uznać za heretyka „dzięki świadectwu kilku wiarygodnych ludzi”. Jak się okazało, dekret ów niewiele załatwił - a w rzeczywistości szaleń­ stwa inkwizytorów w Carcassonne były tak skandaliczne, że nawet pa­ pież Klemens V poczuł się zmuszony wszcząć urzędowe dochodzenie10. Jednak zaledwie kilka lat później król Filip uznał, że inkwizycja nie jest ostatecznie taka zła. Królewski skarbiec był uszczuplony, więc król postanowił wzbogacić się kosztem rycerzy templariuszy, zakonu poboż­ nych wojowniczych mnichów, który powstał w czasach pierwszej wypra­ wy krzyżowej. Dla osiągnięcia celu obrabowania templariuszy odwołał się do wszystkich mocy i przywilejów inkwizycyjnego aparatu - areszto­ wań, uwięzień, tortur, a przede wszystkim zaboru mienia - twierdząc, że działa „w imieniu inkwizycji”. Dla usprawiedliwienia rabunku i rozbicia templariuszy Filip Piękny uznał za właściwe oszkalować ich jako herety­ ków, którzy popełnili „obrzydliwą zbrodnię, odrażający czyn, straszliwą niegodziwość, coś bez reszty nieludzkiego”. 13 października 1307 roku templariusze zostali aresztowani za jednym zamachem w całej Francji, a majątek zakonu - skonfiskowany11. Oskarżenie o herezję wytoczone templariuszom było szczególnie wstrząsające w świetle ich długiej i wyjątkowej historii. Założycielami zakonu byli rycerze, którzy odpowiedzieli na wezwanie Kościoła do ruszenia na wyprawę krzyżową, by odebrać Ziemię Świętą z rąk mu­ zułmańskiego suwerena. Kiedy pierwsza krucjata zakończyła się powo­ dzeniem, templariusze pozostali na miejscu, aby osłaniać chrześcijańskie

170 pielgrzymki zmierzające do Jerozolimy przed atakami muzułmańskich łupieżców. Przed rokiem 1120 grupa owych rycerzy zorganizowała się w religijne bractwo; a taka znakomitość jak Bernard z Clairvaux * orę­ dowała u papieża za nadaniem mu statusu zakonu i Baldwin II, król Je­ rozolimy, z nadania krzyżowców przydzielił im kwatery w tym miejscu, gdzie według tradycji biblijnej stała świątynia Salomona. W ten sposób nazwali siebie „Zakonem Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salo­ mona” i przyjęli te same śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, jakie były wymagane od mnichów reguły benedyktyńskiej, choć ich głównym obowiązkiem było noszenie broni w służbie Kościoła. Nawet kiedy w roku 1291 krzyżowców ostatecznie z Ziemi Świętej

wycofano, to rycerze templariusze pozostali bogatym, wpływowym oraz nadzwyczaj widocznym ramieniem Kościoła, z posiadłościami i przed­ siębiorstwami na terenach całej zachodniej Europy. W istocie prestiż tem­ plariuszy owocował nieustannym gromadzeniem pieniędzy i majątku. Według mocno wyeksploatowanego mitu, który posłużył za inspirację dla średniowiecznej poezji, na przykład dla Parsifala , * hollywoodzkich filmów, takich jak National Treasure****,czy modnych bestsellerów, w tym słynnego The Da Vinci Codę , **** templariusze rzekomo odkryli zaginiony skarb króla Salomona, a także samego świętego Graala. (Wiemy już, że - jak na ironię - również katarzy uważali się za strażników tajemnego skarbu, w skład którego wchodził również Graal). Rzeczywistość wszak­ że była zupełnie przyziemna: templariusze zaczęli gromadzić bogactwo poprzez wypuszczanie akredytyw dla wygody pielgrzymów udających się do Ziemi Świętej, by ostatecznie stać się bankierami i finansistami. I rzeczywiście, „ubodzy rycerze Chrystusa” wykazali niezwykłe talen­ ty do robienia pieniędzy. Od każdego rycerza przystępującego do templa­ riuszy wymagano, aby zrzekł się swego majątku na rzecz zakonu, a bo­ gaci chrześcijańscy dobroczyńcy dorzucali do jego kufrów charytatywne ofiary. Różni papieże i królowie dokładali się do tego skarbu poprzez nadawanie templariuszom ziem i przywilejów, a także zwalniając ich ‘Bernard z Clairvaux (de Fontaine) (1090-1153), późniejszy św. Bernard z C. Uważany za założyciela zakonu templariuszy - przyp. tłum. ** Poemat Parsifal niemieckiego poety Wolframa von Eschenbacha (1170-1220) - przyp. tłum. *“ Skarb narodów - 2004, reż. John Turteltaub - przyp. tłum. ”” Powieść sensacyjna Dana Browna (2003) - przyp- tłum.

171 z obowiązku płacenia podatków. Tak więc na przykład kwatera główna templariuszy była twierdzą na obrzeżach Paryża - stanowiąc właściwie „niezależną społeczność miejską”, która szczyciła się swoją własną poli­ cją- a zakon funkcjonował jako rodzaj międzynarodowego banku12. Nikt nie cenił sobie zasobów templariuszy wyżej niż europejskie ko­ ronowane głowy, włączając w to królów Francji. Ustawicznie zaciągali oni u templariuszy pożyczki w celu finansowania zarówno swych wojen, jak wykwintnego trybu życia; kiedy na przykład córka króla Filipa zo­ stała zaręczona z dziedzicem angielskiego tronu, templariusze przeka­ zali pieniądze na jej posag. Obdarzano ich takim zaufaniem, że królowie francuscy i angielscy nawet powierzali im na przechowanie drogocenne kamienie z koron, a kiedy monarcha opuszczał swój pałac, wybierał wy­ godę i bezpieczeństwo domu któregoś z templariuszy. Jeszcze w roku 1304 król Filip wydał oświadczenie, w którym chwalił templariuszy „za ich pobożność, miłosierdzie, szczodrość i męstwo”, a nawet poprosił wielkiego mistrza rycerzy templariuszy, Jakuba de Molay, o przysługę i zostanie ojcem chrzestnym jego nowo narodzonego syna13. Jednakże po dwóch latach templariusze wzbudzili nieżyczliwe zainte­ resowanie Filipa Pięknego, być może ze względu na bogactwo i wpływy, jakimi się cieszyli we Francji i gdzie indziej w Europie. Według Normana Cohna „Filip miał w sobie coś z religijnego maniaka” i mógł dojść do wniosku, że tak naprawdę templariusze byli utajonymi heretykami naj­ gorszego rodzaju. Jednak równie prawdopodobne jest, że miał im za złe ich przywileje, obawiał się ich siły i zapragnął ich majątku. Niezależnie od przyczyny, Filip przysiągł doprowadzić do swojej własnej wyprawy krzyżowej przeciw templariuszom i poszukał sojusznika w inkwizycji, której dominikańscy i franciszkańscy mnisi od dawna czuli niechęć do wojowniczych zakonników z konkurencji. Skutkiem tego był szaleńczy paroksyzm chciwości, przemocy i obelg, które doprowadziły jedynie do całkowitego rozbicia starego zakonu templariuszy14.

Guillame Imbert, dominikański brat zakonny, który służył jako gene­ ralny inkwizytor Paryża (i tak się złożyło, że to właśnie on posłał na stos Małgorzatę Porete), pełnił funkcję spowiednika francuskiego króla. Fi­ lip twierdził, że usłyszał od swego spowiednika o oskarżeniach przeciw templariuszom i że w działaniu przeciw zakonowi „po prostu postępował

172 zgodnie z prośbą Guillame’a de Paris”. W ciągu pierwszego tygodnia aresztowań wielki inkwizytor osobiście podjął przesłuchiwanie przy­ wódców templariuszy, w tym wielkiego mistrza, a inkwizycja poprzez dostarczanie braci inkwizytorów wciąż zobowiązywała króla do prowa­ dzenia śledztw i sądów nad „Rycerzami Świątyni” w całej Francji i gdzie indziej w Europie15. Wyznania wydobywane z pierwszych ofiar były skandaliczne, ale bynajmniej niezaskakujące w świetle tego, co wiemy o powszechnych inkwizycyjnych praktykach szkalowania ludzi oskarżonych o herezję. Przyznania się do winy były podejrzanie zgodne z oskarżeniami, jakie stawiano wobec heretyków średniowiecznych od czasu procesu wyznaw­ ców kultów gnostycznych w Orleanie przed trzema wiekami. Jeśli się weźmie pod uwagę upodobanie inkwizytorów do stawiania zasadniczych pytań - a także do zastraszania torturami i stosowania ich - to nie jest za­ skakujące, że waleczni mnisi byli skłonni potwierdzać nawet najdziksze fantazje tych, którzy ich przesłuchiwali. Współcześni historycy w cało­ ści odrzucają sąd przeciw templariuszom, uznając go „za zdumiewającą mieszaninę bzdur” i „całkowicie pozbawioną podstaw;” nie przeszkodzi­ ło to jednak posyłaniu templariuszy na stos16. Według wyimaginowanego przez prześladowców scenariusza zwerbo­ wanych do zakonu nowicjuszy poddawano tajemnemu rytuałowi inicjacji, wymagającemu od nich „po trzykroć” wyparcia się Chrystusa i „po trzy­ kroć” splunięcia na krzyż. Następnie jakoby rozbierali się, a przełożony zakonu całował każdego z nowicjuszy u podstawy kręgosłupa, następnie w pępek, wreszcie w usta. Młodzi rycerze, którzy właśnie złożyli ślub czy­ stości, byli rzekomo pouczani, że mają ulegać każdemu z templariuszowskiej braci, który zechce z nimi uprawiać miłość analną. W miarę dalszego torturowania templariuszy ofiary były przez swych śledczych doprowa­ dzane do występowania z jeszcze bardziej przerażającymi wyznaniami: otóż ich obrzędy miały obejmować oddawanie czci jakiemuś bożkowi albo czarnemu kotu, albo obydwóm jednocześnie; bożek był namaszcza­ ny „tłuszczem wytopionym z pieczonych niemowląt”; kota rytualnie ca­ łowano „pod ogonem”; a od nowicjuszy wymagano zjadania startych na

proszek szczątków spalonych ciał zmarłych templariuszy Jako magicznej mieszanki, która nie pozwalała im zbaczać z ich odrażających ścieżek”17. Wyznania win zdradzają pewien zamęt, który z pewnością świadczy o tym, że ofiary wychwytywały główne punkty historii, jakie ich dręczy­

173 ciele pragnęli usłyszeć, jednak co do szczegółów panowały rozbieżności. Niektórzy potwierdzali, że przełożony obdarowywał nowicjuszy trzema „niewinnymi” pocałunkami, jednak inni upierali się, że to nowicjusze całowali przełożonego. Czasem opowiadali o pluciu na krzyż, czasem o oddawaniu nań moczu, a czasem o ciąganiu go wokół pokoju. Mimo że wymagano od nich jakoby poddawania się homoerotycznym zainte­ resowaniom swych rycerskich kamratów, to niektórzy z templariuszy zeznawali, że w obrzędach uczestniczyło stadko „pięknych, młodych dziewcząt”, z którymi nawiązywali orgiastyczne kontakty seksualne. Kot czasem był czarny, czasem szary, czasem czerwony, a czasem wielobarw­ ny, bożka zaś opisywano różnie - i jako prawdziwą ludzką czaszkę „wy­ sadzaną klejnotami”, i jako rzeźbioną drewnianą jej podobiznę, czasem o jednej twarzy, a czasem o trzech obliczach. Pewien templariusz z wy­ obraźnią, niewątpliwie przyćmioną przez troskę oprawcy, upierał się, że bożek „występował pod postacią kozła z piersiami kobiety z członkiem w stanie erekcji”18. „Dwie sprawy jawią się jako niewątpliwe”, oświadcza Norman Cohn w Europę s Inner Demons. „W rzeczywistości nie istniały żadne bożki; jednak w kontekście przesłuchań i procesów zaistnieć musiały jako wcie­ lenie potęgi Szatana”19. Prześladowanie templariuszy jest pierwszym przykładem przechwy­ cenia inkwizycji przez świeckiego władcę. Papież Klemens początkowo próbował ich bronić, jednak wkrótce król Filip „dzięki połączeniu za­ straszania, pochlebstw i szachrajstw sprowadził papieża do pozycji zwy­ czajnego współsprawcy”, jak to przedstawia Cohn . * Na przykład w ciągu jednego tylko dnia w 1308 roku Klemens rozesłał w sumie 483 papieskie listy do królów, biskupów i inkwizytorów całej Europy, sankcjonujące akcję masowych aresztowań templariuszy i upoważniające do rozloko­ wywania zakonnych inkwizytorów. W ten sposób inkwizycja zaczęła od­ grywać rolę czegoś w rodzaju policyjnej obławy, która funkcjonowała na terenie Europy. Inkwizytorzy dominikańscy i franciszkańscy, którzy wro­ gością! nienawiścią do templariuszy kipieli na długo przed tym, jak Filip Piękny doprowadził sytuację do stanu wrzenia maksymalnego, oddali się * W roku 2007 Watykan ujawnił kopie dokumentów z zapisami procesów oskarżo­ nych templariuszy, przeprowadzonych w Rzymie w latach 1307 i 1312. Według długo zatajanych zapisów papież Klemens uniewinnił templariuszy z zarzutu o herezję, choć niektórych oskarżonych uznał winnymi czynów niemoralnych - przyp. aut.

174 w służbę francuskiego króla, pomagając mu w rozpowszechnianiu po ca­ łej Europie fałszywych oskarżeń. Jak się o tym przekonamy, dyktatorskie rządy w bliższej i dalszej przyszłości czerpały natchnienie z tego, co kró­ lowi Francji udało się dokonać za pomocą prymitywnego mechanizmu prześladowań, jaki był dostępny średniowiecznemu państwu20. Gehenna templariuszy stanowi studium przypadku, w jaki sposób inkwizycyjne narzędzia i techniki były zdolne przechytrzyć nawet bogate­ go i potężnego przeciwnika. Templariusze zostali wzięci przez całkowite zaskoczenie - w przeddzień aresztowania wielki mistrz zakonu został zaproszony do posługi jako niosący trumnę na pogrzebie szwagierki kró­ la - a zatem rycerze, znalazłszy się nagle za kratami, byli szczególnie bezbronni wobec swych dręczycieli, zarówno pod względem fizycznym, jak psychologicznym. Ofiarom proponowano darowanie życia za przy­ znanie się do winy, w przeciwnym wypadku grożono torturami i śmier­ cią, a także informowano, że ich współbracia już się splamili haniebnymi wyznaniami. Kilku templariuszy usiłowało spełnić wymagania swych oprawców, z jednoczesnym pominięciem całego moralnego ciężaru tych wyznań. Tak, przyznawali, nowicjuszy poddawano wszystkim tym okropnościom, jednak kiedy to oni sami byli wprowadzani do zakonu, obrządek był od­ raczany przed przystąpieniem do najgorszych potworności, „ponieważ na horyzoncie pojawiła się wataha Saracenów albo po prostu dlatego, że nadeszła pora kolacji”! Tylko czterech spośród 138 templariuszy za­ aresztowanych w pierwszym rzucie ostatecznie odmówiło przyznania się do winy, a kiedy zaledwie dwa tygodnie później Filip zwołał sądowe widowisko, blisko trzy tuziny tych rycerzy, łącznie z samym wielkim mi­ strzem, powstało i publicznie potwierdziło oskarżenia przeciw tej czwór­ ce21. „Braciszkowie są tak bardzo porażeni strachem i przemocą”, pisał jeden z niezłomnych obrońców templariuszy, „że zdumiewa nie to, iż niektórzy z nich kłamali, ale to, że jednak kilku z nich pozostało wier­ nych prawdzie”22. Gwoli prawdy w sumie 120 templariuszy nalegało później na wyco­ fanie swych zeznań złożonych pod wpływem tortur w Paryżu, nawet jeśli inkwizytorzy ostrzegali ich przed takim krokiem pod groźbą spa­ lenia żywcem na stosie jako wtórnych heretyków. Dwaj wysocy dostoj­ nicy, w tym wielki mistrz, dołączyło do nich, odwołując swoje zeznania i dzieląc ten sam los. Reszta braci jednak nie okazała się tak odważna.

175 Na przykład jeden z templariuszy oświadczył, że „byłby przysiągł nie tylko, że wszystkie oskarżenia przeciw zakonowi są słuszne, ale także, w razie potrzeby, że on sam zabił Jezusa Chrystusa”, gdyby tylko inkwi­ zytorzy oszczędzili mu stosu. Dlatego wielu rycerzom pozwolono dożyć swych dni w rozmaitych klasztorach rozsianych w całej Europie, już te­ raz w prawdziwym ubóstwie po raz pierwszy w pełnej chwały historii zakonu, a templariusze wraz ze swym legendarnym bogactwem przeszli do historii23.

Czasem uważa się, że wynalazek druku z ruchomą czcionką w poło­ wie piętnastego wieku oznaczał początek końca inkwizycji, choć równie prawdziwe może być twierdzenie przeciwne. Prasa drukarska jedynie za­ chęcała do wzmożenia cyrkulacji inkwizytorskich podręczników, które z kolei podniecały inkwizytorów do działania. W rzeczy samej instruk­ taże funkcjonowały jako samosprawdzające się przepowiednie, dostar­ czając inkwizytorom scenariusza nagannego postępowania, do którego potwierdzenia ich ofiary były zmuszane poprzez tortury. Wydaje się, że najlepszym tego przykładem mogą być niezliczone tysiące kobiet posła­ nych na stosy jako czarownice pod rządami inkwizycji i cywilnych sę­ dziów pokoju, którzy poszli jej śladem w czasach trwającego „polowania na czarownice”. Uprawianie czarów od czasów starożytności należało do obsesyjnych utrapień władz zarówno religijnych, jak świeckich. „Nie zostawisz przy życiu czarowników” - było przykazaniem starożytnego prawa judaj skiego, które zachowało się w Księdze Wyjścia. Również prawo pogańskie­ go Rzymu wykluczało niektóre (jeśli nie wszystkie) praktyki uznane za czarną magię. Już w roku 724 sobór kościelny zwołany przez papieża Za­ chariasza zakazał uprawiania „magii i czamoksięstwa”, które określono jako „nadzwyczajnie plugawe i nikczemne”. Jednakże średniowieczny Kościół zdawał się mieć pewien wgląd w mechanizm działania niezrów­ noważonego ludzkiego umysłu, więc przestrzegał przed paleniem kobiet jako czarownic. Na przykład Canon episcopi z 906 roku sugeruje, że te kobiety, które „wierzą i otwarcie przyznają”, że angażowały się w czyny i praktyki czarnej magii, mogą jedynie cierpieć na przywidzenia i nale­ żałoby im oszczędzić stosów, nawet jeśliby źródłem ich szaleństwa był sam Szatan24.

176

Ściśle mówiąc, przestępstwo czamoksięstwa wypadło poza zakres in-

kwizycyjnej jurysdykcji. Kiedy jednak zadawniony strach i odraza dla uprawiania czarów stopiły się z nowomodną wojną z herezją, inkwizy­ torzy znajdowali okazje do oskarżania przypadkowo obwinionych cza­ rowników czy czarownic równolegle do znacznie większej liczby kata­ rów i innych dysydenckich chrześcijan. Na przykład sześćdziesięciolatka z Tuluzy, niejaka Angela de la Barthe, obwiniona w roku 1275 o sek­ sualną miłostkę z Szatanem, wysnuła z oskarżenia całą historyjkę, opo­ wiadając inkwizytorowi, że skutkiem tego Szatan stał się ojcem dziecka z głową wilka, ogonem węża i z gwałtownym apetytem na ludzkie ciało, który zaspokajała, uciekając się do mordowania dzieci i ekshumowania trupów. Za opowiadanie o sobie takich historii została wysłana na stos, prawdopodobnie jako pierwsza Francuzka, która poniosła śmierć z oskar­ żenia o uprawianie czarów. Rosnące przerażenie wzniecane przez czarowników i czarownice do­ tarło do najwyższych kręgów Kościoła i państwa. Papież Jan XXII, prze­ konany, że pewien starszawy francuski biskup próbował go zamordować metodami czarnej magii, nakazał w 1317 roku aresztować go i siedmio­ krotnie osobiście go przesłuchiwał. Po przyznaniu się starego biskupa do winy w wyniku tortur spalono go żywcem na stosie, a prochy zatopiono w Rodanie. Trzy lata później ten sam papież ogłosił bullę, na mocy której inkwizytorzy zostali obdarowani władzą prześladowania osób praktyku­ jących obrzędową magię, a Nicholas Eymerich, autor wczesnego i wpły­ wowego podręcznika inkwizytora, zredagował w 1369 roku tekst zaty­ tułowany „Traktat przeciwko wywoływaczom Szatanów”. (Co ciekawe - Eymerich rościł sobie pretensje do posiadania tajemnej wiedzy w tej dziedzinie, ponieważ „skonfiskował wiele książek na temat magii, któ­ re przed spaleniem przeczytał”). Jednakże, mówiąc krótko, te wczesne środki kierowano raczej przeciw pojedynczym osobom praktykującym magię, niż przeciw tajemnemu kultowi czarownic; tak więc na przykład karmelicki mnich o nazwisku Pierre Recordi został przez inkwizycję osą­ dzony i skazany na dożywocie za angażowanie się w „magię miłosną”25. Polowanie na czarownice na dobre ruszyło dopiero w roku 1484, kie­ dy papież Innocenty VIII wydał nowy dekret, tak zwaną bullę czarow­ nic, na mocy którego unieważnił Canon episcopi i oficjalnie rozszerzył władzę inkwizycji do „oddziaływania wychowawczego, zamykania w więzieniu i karania” uprawiających czary, to znaczy mężczyzn i kobiety,

177 którzy „obrażali siebie samych poprzez obcowanie z diabłami, inkubami i sukubami , * oraz poprzez zaklinanie, magiczne sztuczki i inne przeklęte przesądy i obrzydliwe uroki, wynaturzenia i obelgi, tępienie kobietom ich potomstwa, a krowom ich cieląt”. Podobnie jak katarów i waldensów, również czyniących czary wyobrażano sobie jako członków „tajemne­ go, konspiracyjnego stowarzyszenia utworzonego i kierowanego przez Szatana. Ponieważ „bulla czarownic” zdecydowanie zrównała czynienie czarów z herezją - „Oni bluźnierczo wyrzekają się tej wiary, którą przy­ jęli przez sakrament chrztu”, podkreślał papież, „oraz, za poduszczeniem wroga rodzaju ludzkiego, nie powściągają się przed popadaniem w naj­ bardziej obmierzłe ohydy na zgubę swych dusz” - oskarżeni o czarownictwo zostali objęci niezbyt subtelną literą prawa inkwizycji26. Nowy zasięg działania inkwizycji wpędził ludzi oskarżonych o czary w znacznie większy lęk niż ten, który odczuwali wcześniej, stając przed sądami cywilnymi. Jak wiemy, inkwizycja po prostu ignorowała zasa­ dy dowodowe i procedurę, które pozwalały na prowadzenie do pewnego stopnia właściwego procesu, zgodnego z sądowym postępowaniem. Na przykład w piętnastym wieku pewien mężczyzna oskarżył jakąś kobietę o czynienie „uroków pogodowych”, jednak przed sędzią pokoju otrzy­ mał polecenie podbudowania swego oskarżenia dowodami, kiedy zaś się z tym nie zdołał uporać, został utopiony, co oznaczało karę za wniesienie fałszywego oskarżenia. Tymczasem oskarżyciel na procesie inkwizycyjnym miał prawo być nieobecny i anonimowy, a już samo oskarżenie uwa­ żano za dopuszczalny dowód27. Dla wspomożenia inkwizycji w jej nowych obowiązkach papież zle­ cił dwóm dominikańskim inkwizytorom w Niemczech i Austrii, Heinri­ chowi Kramerowi i Johannowi Sprengerowi, zredagowanie podręcznika na temat wykrywania oraz karania czarownic i czarowników, słynnego Malleus maleficarum, czyli Młota na czarownice, dzieła, którego ty­ tuł pobrzmiewał uznaniem wyrażonym łowcom herezji, poczynając od Roberta le Bougre’a po kardynała Bellarmine’a. W przeciwieństwie do Bernarda Gui, którego doradztwo na temat czarownictwa mieściło się na ledwie dwóch lub trzech stronach tekstu, Kramer i Sprenger poświęcili najnowszemu frontowi wojny z herezją pięć lat trudu i cały tom podręcz* Inkub(us) (od łac. „incubare” - „leżeć na czym”) - demon w postaci nieziemsko pięknego mężczyzny uwodzącego kobiety w czasie ich snu. Sukub (od łac. „succuba” - „prostytutka”) - analogiczny demon w postaci kobiety - przyp. tłum.

178 nika. Wydany po raz pierwszy w roku 1486 Młot na czarownice stał się w środowisku inkwizytorów bestsellerem, dostępnym w ośmiu drukowa­ nych edycjach do przełomu stuleci, a w ogólnej liczbie dwudziestu ośmiu wydań do roku 1600. Jako poważny symbol swego autorytetu Młot na czarownice zawierał przedmowę, którą była „bulla czarownic” papieża Innocentego, „ustanawiając w ten sposób po wsze czasy, że inkwizycja w swej walce z czarownictwem ma pełną papieską aprobatę, i tym samym otwierając drzwi krwawym łaźniom nadchodzącego stulecia”28. Młot na czarownice i inne podręczniki i traktaty na temat czarownictwa - w samym tylko okresie 1435-1486 wydano ich ponad dwa tuziny - oddziaływały swoją własną potężną magią na inkwizycyjnych łowców czarownic, którzy teraz wykrywali obfitość dowodów uprawiania cza­ rów tam, gdzie uprzednio nie dostrzegali żadnego. Jeśli dopuszczano, by o szatańskie seksualne potworności można było oskarżać tak pobożnych chrześcijańskich rygorystów jak waldensi, a nawet rycerskich mnichów, jakimi byli templariusze, to zwyczajnych ludzi obwinianych o uprawia­ nie czarów niewątpliwie podejrzewano o nawet większe zbrodnie. Cza­ sem scenariusz mógł pochodzić od samego inkwizytora, który swymi pytaniami sugerował ofierze zarówno tematy, jak szczegóły. Inni oskar­ żeni o czary mogli być „słownymi ekshibicjonistami” lub zwyczajnymi wariatami. Dostępność rozsyłanych powszechnie okólników i zbiorów formuł tworzyła coś w rodzaju pętli sprzężenia zwrotnego, w którym in­ kwizytor odczytywał na głos ciągi zasadniczych pytań, a oskarżony każ­ de z nich potwierdzał, choćby tylko dla położenia kresu torturom. W tym sensie podręczniki inkwizytora mogły również służyć jako instrukcja dla potencjalnych czarowników. I tak właśnie zaczęło funkcjonować „polo­ wanie na czarownice”: jako rodzaj samospełniającej się przepowiedni na wielką skalę29. „Nie było ani rzucających czary, ani obrzuconych czarami”, zauważył pewien przenikliwy hiszpański inkwizytor Alonzo Salazar y Frias, który wołał się skupiać na prześladowaniu Żydów i muzułmanów, „zanim za­ częło się o nich mówić”30. Jest faktem, że nawet po „bulli czarownic” polowanie na czarowni­ ce nigdy nie było wyłączną domeną inkwizycji. Kramer i Sprenger, być może starając się odciążyć swych inkwizycyjnych kamratów, obstawali przy twierdzeniu, że inkwizycja powinna zajmować się wyłącznie tymi czarownikami, którzy jednocześnie byli winni przestępstwa herezji. Po­

179 sługując się przykładem, wykazywali, że czarownica, która cisnęła opła­ tek komunijny w błoto, „aby zadowolić Szatana, a to z powodu jakiegoś zawartego z nim paktu”, nie była winna herezji, jeśli naprawdę wierzyła, że opłatek jest ciałem Chrystusa. Nie da się przytoczyć lepszego dowo­ du na to, że herezja była zawsze zbrodnią nieprawomyślności: „Czyny czarowników nie musiały się wiązać z błędami wiary, jakkolwiek wielki mógłby być grzech”, dowodzą autorzy Młota na czarownice, „w którym to przypadku nie podlegają oni sądowi inkwizycji, lecz są pozostawieni do dyspozycji swych własnych sędziów”, to znaczy zwykłych sądów ko­ ścielnych i cywilnych31. Podobnie jak wielu innych łowców herezji, Kramer i Sprenger zagłę­ biają się w lubieżne roztrząsanie ludzkiej seksualności w ogóle, a seksu­ alnych ekscesów kobiet w szczególności. „Ona jest bardziej cielesną ani­ żeli mężczyzna, co jasno wynika z jej wielu cielesnych obrzydliwości”, twierdzą autorzy, pobrzmiewając biblijnym wstrętem do menstruacji. „Całe czarownictwo wywodzi się z cielesnej żądzy, która w kobiecie jest nienasycona”, piszą dalej. „Z tego też powodu, w trosce o zaspokojenie swego pożądania, zadają się one nawet z diabłami”. Raz już przez Szata­ na uwiedzione, kobiety są przez swego satanicznego mistrza obarczane obowiązkiem „zakażenia aktu płciowego czarownictwem” poprzez, mię­ dzy wieloma innymi rzeczami, wprawianie mężczyzn w stan seksualnej namiętności, a następnie powodowanie znikania ich genitaliów, a tym samym niedopuszczanie do orgazmu i zapłodnienia, i czynienie innych kobiet bezpłodnymi, „doprowadzanie do poronień” i przekazywanie nie­ mowląt i dzieci Szatanowi, by zaspokajać jego plugawe apetyty . * Aby zrozumieć, dlaczego Młot na czarownice nazywają „scholastyczną pornografią” i „mieszanką Monty Pythona i Mein Kampf\ trzeba nam się na chwilę zatrzymać i rozważyć skrupulatność, z jaką to dzieło skupia swą uwagę na działaniu (lub niedziałaniu) męskiego organu płciowego32. ’ Cytat z tekstu Młota na czarownice, s. 82: „Czarownice przeszkodę czynią we wła­ dzy rodzajnej, tak jak w ludziach obojej płci, jako i w bydle, a wszystko za Bożym dopuszczeniem. Przeszkoda tu bywa dwojaka, jedna wewnętrzna, druga zwierzchowna. Wewnętrzną przeszkodę dwojakimi sposobami czynią. Pierwszy sposób, gdy władzę członka męskiego do rodzenia potrzebną zgoła odejmują. Czego nie ma żaden za rzecz niepodobną, ponieważ i ruchomość przyrodzoną w każdym członku odjąć mogą. Drugi sposób, gdy [...] duchom do rodzenia potrzebnym ścieżki do wypuszczania nasienia służące zatykają” - przyp. tłum.

180 „Kiedy nie ma żadnego sposobu, żeby członek choć drgnął i kiedy nie może on nigdy spełnić aktu spółkowania, to jest to znak naturalnej ozię­ błości płciowej”, wyjaśniają Kramer i Sprenger, „kiedy on jednak drga i przechodzi w stan erekcji, a przecież nie może działać, to mamy tu znak rzucenia uroku”33. Uzbrojona w takie teksty i na nowo upoważniona przez papieża do wyszukiwania heretyków, którzy akurat są też czarownikami, inkwizycja oddała się w służbę „łowów i paniki”, które charakteryzowały „polowa­ nia na czarownice” przez kolejne trzy stulecia. Ale znów - inkwizyto­ rzy woalowali własne okrucieństwa wątłą zasłoną prawa kanonicznego i szkalowali swe ofiary jak wysłanników Szatana, którzy nie zasłużyli sobie na żadne współczucie ze strony dobrych chrześcijan. Niekwestio­ nowana liczba kobiet spalonych jako czarownice znacznie przewyższa liczbę ofiar śmiertelnych średniowiecznej inkwizycji, a skandalicznym scenom, które były przywoływane przez łowców czarownic dla uspra­ wiedliwienia masakry, miał dopiero dorównać markiz de Sade, który spi­ sał na papierze wytwory swej obłąkanej wyobraźni34.

Przyjęło się, że standardowy zestaw okrucieństw łączono z kobietami, które stały się ofiarami „polowania na czarownice”, akcji prowadzonej (w pewnych okresach nabierającej intensywności) przez trzy wieki, od piętnastego po siedemnasty. Powiadano, że wchodziły one w pakt z Sza­ tanem, wskutek czego stawały się jego sługami, w sferze seksualnej i nie tylko, w zamian za moc sprowadzania nieszczęść na dobrych chrześcijan, wśród których żyły. W ten sposób zwerbowane i wtajemniczone, były uważane za członkinie rozległej konspiracji zawiązanej przez czcicielki Szatana i za czarownice znacznie groźniejsze od tych pierwszych ofiar inkwizycji. Symbolem paktu był znak na ciele, tak zwany punkt Szatana, jakoby niewrażliwy na ból fizyczny, a czarownica miała do dyspozycji demo­ nicznych sługusów określanych jako totumfaccy, którzy często przybie­ rali postać czarnych kotów lub innych bestii o czarnej sierści. Wierzono, że czarownice zlatywały się nocą na niektóre leśne polany, zapuszczo­ ne cmentarze czy do zamkowych ruin, gdzie oddawały cześć Szatanowi w obrządku uderzająco przypominającym we wszystkich szczegółach rytuały przypisywane przez pogański Rzym pierwszym chrześcijanom,

181

a przez inkwizycję - katarom i waldensom. Celebra obejmowała „obsce­ niczny pocałunek” w odbyt lub penisa, rozpasaną seksualną orgię i bie­ siadę z głównym daniem przyrządzonym z delikatnego mięsa pomordo­ wanych niemowląt. Z tego surowca wyłoniła się standardowa ikonografia czarownictwa, którą dziś znajdujemy tylko w kostiumach i dekoracjach z okazji Halloween - i jedynie w wersji oczyszczonej, .dzięki czemu stała się bezpieczna dla dzieci. Wierzono, że czarownice zarówno mogły, jak pragnęły, uciekać się do czynienia wszelkiego rodzaju zła wobec swoich przeciwników i wrogów, a wszystko z energiczną pomocą Szatana i jego demonów - sterylizacji albo impotencji, poronień albo martwych porodów, chorób lub obłędu, wreszcie zadawania śmierci. Wierzono, że są w stanie zmieniać naturalny porządek rzeczy, wywołując deszcze nie w ich sezonie lub zahamowanie deszczów w ogóle, chorobę bydła i zniszczenie plonów. Nade wszystko zaś uważano, że poszukują ciał niechrzczonych niemowląt do sporzą­ dzania napojów i naparów, z których jeden pozwalał czarownicy latać, a inny wzmacniał ją tak, że mogła zachować milczenie podczas tortur. Łacińskie słowo, używane zazwyczaj dla określenia czarownictwa, maleficium, oznaczające dosłownie „czyn nieprzyjazny”, sugerowało, że moc czynienia zła innym wywodziła się od Szatana i była osiągana przez ucie­ kanie się do czarnej magii. Zgromadzenie czarownic w celu odprawienia kultowego nabożeństwa - początkowo zwane synagogą, następnie sabatem, a wkrótce potem czar­ nym sabatem - było szczegółowo przedstawiane przez inkwizytorów i ich współtowarzyszy łowców czarownic, którzy zdawali się nim delekto­ wać, wciąż wymyślając nowe okrucieństwa i opisując każdy odrażający szczegół. Według rozgorączkowanej wyobraźni łowców czarownic Szatan ukazywał się jako ogromnych rozmiarów potwór, czarny i z rogami wień­ czącymi łeb: po części mężczyzna, po części kozioł, po części ptak. Cza­ rownice całowały go w lewą stopę, w odbyt albo w penisa; jeśli miejscem „obscenicznego pocałunku był odbyt”, to następnie Szatan „akceptował ich hołd w sposób szczególnie obrzydliwy”, czyli defekował im na twarze i do ust. Wysłuchiwał ich spowiedzi i wyznaczał karę za grzechy, która mogła obejmować chodzenie do kościoła albo wyrzeczenie się praktyk czarnoksięskich. Wygłaszał kazanie i otrzymywał ofiary z monet i żyw­ ności. Przewodniczył prześmiewczej wersji Komunii Świętej, udzielając podeszwy buta zamiast opłatka i „mdlącej czarnej cieczy” zamiast wina35.

182 Następnie Szatan i jego sługusi przystępowali do świętowania. Głów­ nym daniem menu było, oczywiście, pieczone mięso niemowląt, a także wino „o smaku gnojówki”. Potem - na dźwięk piszczałek, bębnów i trą­ bek - czarownice zbierały się na tańce, które przekształcały się w szczy­ tową orgię sabatu. Jedna z kobiet pochylała się tak nisko, że niemal głową dotykała ziemi, a w jej odbyt wsuwano świecę dla oświetlania uroczysto­ ści. Wokół tej odwróconej kobiety czarownice tańczyły coraz szybciej i szybciej, aż wpadały w wir „szaleńczej erotycznej orgii, podczas której wszystko było dozwolone, łącznie z sodomią i kazirodztwem”. W punk­ cie szczytowym zabawy Szatan spółkował bez ograniczeń w najróżniej­ szych seksualnych pozycjach z każdym mężczyzną, kobietą, w obecności ich dziecka. I dopiero wówczas czarownice powracały do swych domów, by wykonywać polecenia Szatana, czyniąc zło dobrym chrześcijanom, którzy byli ich zaprzysięgłymi wrogami. Oczywiście, niejeden czytelnik takich sprawozdań niewątpliwie uzna­ wał je nie tylko za absurdalne, ale również za śmiechu warte36. „Każdej nocy owe nierozsądne damy namaszczały się «diabelskim tłuszczem», wytopionym z ciała zamordowanych niemowląt, i w ten sposób posmaro­ wane, wyślizgiwały się poprzez szczeliny i dziurki od klucza i w górę ko­ minami, dosiadały kijów od szczotek lub wrzecion lub też skrzydlatych kozłów i odlatywały w długą i niewymownie męczącą podróż powietrzną na szatańską randkę, sabat czarownic”, pisze historyk Hugh Trevor-Roper w rodzaju podsumowania obscenicznych i niedorzecznych bajek, jawnie świadczących przeciw składaniu ludzkim ofiarom czasów „polowania na czarownice”. „W każdym kraju odbywały się setki takich sabatów, licz­ niejszych i bardziej tłocznych niż wyścigi konne czy targi”37. Jak sugeruje sarkastyczna relacja Trevora-Ropera, rzekome praktyki czarowników i czarownic były skrojone z tego samego materiału, któ­ rego używano do szycia oskarżeń przeciw innym ofiarom inkwizycji. Oczywiście, niektóre starożytne ludowe tradycje, wciąż kultywowane w średniowiecznej Europie - ziołolecznictwo, rytuały płodności, a na­ wet pewne aspekty położnictwa - mogły być uważane za akty praktyk magicznych, tak przynajmniej jak definiowali je inkwizytorzy. Zwyczaj­ nych ludzi - i wtedy, i dziś - bawiło wróżbiarstwo, a talizmany i amulety były źródłem pociechy, choć na nic z tych rzeczy Kościół oficjalnie nie przyzwalał. Ludzie opowiadali swym dzieciom ludowe historyjki i bajki, których bohaterowie i wydarzenia byli dziwaczni, a czasem magiczni.

183 Nawet tacy luminarze jak Roger Bacon, franciszkański mnich, któremu przypisuje się kluczową rolę we wczesnym rozwoju nauki w zachodniej Europie, nie wytyczył wyraźnej granicy między magią a dociekaniami naukowymi. Jednak fantasmagorie łowców czarownic z pewnością są w znacznie większym stopniu pochodnymi ich własnych lęków i skry­ wanych namiętności, niż rzeczywistych wyczynów kobiet, które sobie wybrali, by obrzucać je obelgami i mordować. „Jacob Grimm ustalił, że pewne ludowe wierzenia, w tym te na temat płodności, zostały włączone do wizerunku sabatu”, wyjaśnia Norman Cohn, Jednak nie mówi to nic konkretnego o tym, czym tak naprawdę był sabat”38. Niektórzy historycy dowodzili, że u korzeni tych straszliwych opowie­ ści może tkwić choćby ziarno prawdy, relikt po pogańskich wierzeniach i obrzędach, które zawsze składały się na „podziemną religię” i dopie­ ro znacznie później zaczęto je nazywać czarownictwem - gdy przycią­ gnęły uwagę Kościoła na początku działania inkwizycji. „W ten sposób rozumował nawet tak sceptyczny (i antyklerykalny) historyk jak Henry Charles Lea”, zauważa Cohn, „i dziś wciąż jest szeroko przyjmowane, że taki kult musiał istnieć”. Jednak inni uczeni, w tym Hugh Trevor-Roper, twierdzą stanowczo, że czczenie Szatana w ogólności i kult czarownic w szczególności są czysto mityczne. „Nigdzie w średniowiecznej Euro­ pie nie ma faktycznie żadnych poważnych dowodów na istnienie takiej sekty czcicieli Szatana”, podkreśla Cohn. „Więcej: istnieją poważne do­ wody na to, że było przeciwnie”. Jeden z takich dowodów można znaleźć w inkwizytorskich podręcznikach Bernarda Gui i Nicholasa Eymericha, które zgodnie doradzają tropienie tylko przypadkowych adeptów czarnej magii - „czarowników, wróżbitów i takich, co wywołują demony”, jak podaje podręcznik Gui. „Rzeczywiście, ani Eymerich, ani Gui nie za­ mieszczają nawet aluzji do istnienia sekty czcicieli Szatana”, pisze Cohn, „a to załatwia tę kwestię”39. Nieco ironizując, współczesne feministyczne historyczki i polemistki z dumą potwierdzają, że „polowanie na czarownice” zostało zainspi­ rowane przez istnienie podziemnej społeczności kobiet średniowiecza, w tym babek położnych i ludowych uzdrawiaczek, które organizowało zgromadzenia w celu „handlowania ziołami leczniczymi i przekazywa­ nia sobie nowej wiedzy”. Nawet jeśli te kobiety „w istocie nie latały na miotłach i nie odbywały stosunków z Szatanem”, według feministycznej

184

historyczki Annę Llewellyn Barstow, to „przecież leczyły, zarówno za­ klęciami, jak miksturami, odbierały porody, dokonywały aborcji, prze­ powiadały przyszłość, doradzały odtrąconym kochankom, odczyniały uroki, godziły zwaśnionych sąsiadów”. Dostępność takich usług, nieza­ leżnie od tego, jak racjonalnie można je dziś postrzegać, była wystarcza­ jąca, by wzbudzić lęk i odrazę w Kościele i ściągnąć straszliwy gniew inkwizycji40. Kolejna dziwna rzecz to fakt, że „polowanie na czarownice” nie zasia­ ło najmniejszej iskierki w Hiszpanii, gdzie inkwizycja działała na wielką i przerażającą skalę, ale, jak to zobaczymy, wybrała sobie zupełnie inny cel. Po tym, jak około tysiąca ośmiuset mężczyzn i kobiet przyznało się do uprawiania czarów w okresie inquisitio w Navarze w roku 1612, hisz­ pańska inkwizycja wdrożyła formalne śledztwo, powołując chemików do zbadania składu rzekomych mikstur czarownic i sprowadzając leka­ rzy dla sprawdzenia, czy kobiety, które twierdziły, jakoby utrzymywa­ ły stosunki płciowe z Szatanem, nie były w rzeczywistości dziewicami. „Nie doszukałem się żadnych wskazówek pozwalających wnioskować o zaistnieniu pojedynczego choćby aktu czamoksięstwa”, pisał cytowany już wyżej, sceptyczny hiszpański inkwizytor. Nawet tam, gdzie kobiety palono na stosach jako czarownice w przerażających ilościach, niektórzy trzeźwi obserwatorzy byli skłonni przyznawać jedynie to, że „czarowni­ ce były osobami o niepoczytalnych umysłach i wyobraźni zdeprawowa­ nej przez demony”, i twierdzili stanowczo, że podobne ofiary omamów i szaleństwa „nie odpowiadały za swe czyny i wyznania bardziej niż oso­ by chore”41. Niemniej jednak zdawało się, że zbiorową wyobraźnię ogarnęło coś w rodzaju szaleństwa. Czyn cudzołóstwa, nieudane małżeństwo, poronie­ nie lub martwy poród, bezpłodność kobiety lub impotencja mężczyzny, kłótnia między sąsiadami, niepowodzenie w interesach lub słaby urodzaj, źle uwarzona partia piwa, półmisek zepsutych ostryg, który spowodował zatrucie jedzenia - każdy taki banalny fakt z codziennego życia mógł sprowokować oskarżenie o czarownictwo. Gdy na przykład w roku 1502 babka położna o nazwisku Dichtlin oraz jej córka Anna zostały przez swych sąsiadów ze szwajcarskiej wioski oskarżone o uprawianie czarów, jeden świadek uskarżał się, że kiedy jego nieżyjąca już matka również pracowała jako położna, „to kobiety posyłały po nią częściej niż po tę Dichtlin, gdy zaś z czasem matka zapadła na długotrwałą chorobę i przy­

185

szło jej umierać, przysięgła - jakby w nadziei na ratunek - że jej los jest dziełem Dichtlin”. Inny świadek zeznał, że raz widział Annę wpatrującą się w strumień i ochlapującą wodą swoje krocze „i zanim zdążył wrócić do domu, nastąpiła rzęsista ulewa”. Taka była fama - czyli czyste do­ mniemywanie i oszczerstwo - która służyła jako dowód w prokurator­ skim postępowaniu inkwizycji42. Chociaż w okresie „polowania na czarownice” osądzono i spalono trochę mężczyzn, to faktem jest, że „80 procent oskarżonych i 85 pro­ cent straconych stanowiły kobiety”. Ofiarami byli ludzie dorośli, a nawet dzieci, ale na najpoważniejsze ryzyko narażone były kobiety * w okre­ ślonym wieku i w pewnych okolicznościach. Mężatki i wdowy od lat pięćdziesięciu do siedemdziesięciu stanowiły największy procent ofiar. Podejrzenia oraz najwięcej formalnych oskarżeń wywoływały również przeróżne wady fizyczne i cechy osobiste; kobieta miała większe szanse, że zostanie oskarżona o czynienie czarów, jeśli była na przykład „odludkiem, dziwaczką lub skorą do gniewu” bądź „odstręczającą, z czerwony­ mi oczami, zezem albo ospowatą”, wreszcie po prostu kaleką czy została przygarbiona wiekiem. Niejaka Barbara Knopf, oskarżona w 1549 roku w Lucernie o okaleczanie i zabijanie swych ofiar za pośrednictwem cza­ rów i obwiniona o rzucanie uroków, upierała się przed sędzią pokoju, że „niczego nie zrobiła, a tylko miała ostry język i była dziwaczką”43. Prześladowanie starych, samotnych, ekscentrycznych i kalekich kobiet może być wyjaśnieniem, dlaczego tak wiele z nich potwierdzało słusz­ ność niedorzecznych oskarżeń przedkładanych im przez inkwizytorów i innych łowców czarownic. Wobec oskarżonych czarownic rutynowo stosowano tortury: „Z powodu wielkiego uprzykrzenia, jakie sprawia uparte milczenie czarownic”, jak ujmują to Kramer i Sprenger w Miocie na czarownice, „nie należy zapominać o torturach”. Jeśli templariusze - zaprawieni w sztuce walki zakonni wojownicy - tak skorzy byli do uznawania pod wpływem tortur fałszywych oskarżeń, to trudno, żeby krucha kobieta radziła sobie lepiej, kiedy inkwizytor wkraczał w trze­ ci etap swej pracy. Jednak sami inkwizytorzy przypisywali tym ofiarom niezwykłą odwagę i wytrzymałość, czy to boską, czy diaboliczną: „Jeśli Bóg, poprzez świętego Anioła, nie zmusi Szatana do odmówienia swej pomocy czarownicy”, twierdzili stanowczo, „to ona będzie tak nieczuła na ból tortur, że prędzej pozwoli się rozedrzeć w kroczu, niż wyznać choćby słowo prawdy”44.

186

Inkwizycja, jak wiemy, uciekała się zazwyczaj do „sadystycznych tortur seksualnych”, jednak kobiety oskarżone o czary były poddawane znacznie gorszym wybrykom. Na przykład wszystkie ofiary rozbierano, ale podejrzana o czary mogła mieć wygalane włosy na całym ciele do skóry, choćby tylko po to, by łatwiej było odszukać charakterystyczny, szatański znak. Ponadnormalnych rozmiarów brodawkę sutkową - albo po prostu znamię na skórze - uważano za dowód winy, co kończyło się wyrokiem śmierci, często przez spalenie, czasem przez powieszenie lub zmiażdżenie. W samym apogeum polowania na czarownice, dowodzi hi­ storyk Annę Llevellyn Barstow, znajdujemy zinstytucjonalizowaną for­ mę „seksualnego terroru i przemocy”, której celem i osiągnięciem było „zorganizowane masowe mordowanie kobiet”. Ujmując to inaczej, Bar­ stow podkreśla z naciskiem, że „polowanie na czarownice” było w isto­ cie „polowaniem na kobiety”45. Jak wiele z owych kobiet inkwizytorzy i inni łowcy czarownic posła­ li na stos lub szubienice? Ile z nich zmarło wskutek tortur? Śmiertel­ ne żniwo było, według Edwarda Burmana, „wiarygodnie” oceniane na od 200 000 do jednego miliona, podczas gdy Norman Cohn odrzuca te liczby jako „absolutnie przesadzone”. Dla feministycznej pisarki Andrei Dworkin liczba kobiet straconych jako czarownice to dziewięć milionów, przy jednoczesnym uporczywym twierdzeniu Barstow, że ta ocena „mija się z prawdą o około 8 900 000”. W ten sposób Barstow przyjmuje opinię Woltera, który ocenił liczbę ofiar na 100 000, po raz pierwszy wysuniętą przez wielkiego filozofa niedługo po zakończeniu polowania na czarow­ nice w osiemnastym wieku, choć ona sama sugeruje, że dwakroć więcej kobiet było oskarżonych o czarownictwo. One również były ofiarami, których życie zostało w ten sposób rozbite, a nawet zniszczone46. Jeśli nawet liczba ofiar śmiertelnych jest niemożliwa do określenia z całą pewnością, to drobiazgowe zapisy prowadzone przez niektórych łowców czarownic potwierdzają, że polowanie to urosło do rozmiarów masowych mordów o przerażającej skali. Jak mówią archiwa jednego tylko szwajcarskiego kantonu, w latach 1591-1680 przed sądem po­ stawiono pod zarzutem uprawiania czarów 3371 ofiar „i wszystkie bez wyjątku stracono”. Po sądach czarownic w diecezji Trier w południo­ wo-zachodnich Niemczech w 1585 roku „dwóm wioskom pozostało zaledwie po jednym mieszkańcu płci żeńskiej”. Ma się rozumieć roz­ pracowywano rozgałęzioną, złowrogą i nieubłaganą konspirację, jak to

187

zawsze utrzymywała inkwizycja, podczas gdy złoczyńcami byli sami inkwizytorzy47.

Wspomnienia z dzieciństwa młodej kobiety, która wzrosła we fran­ cuskiej wiosce Domremy w początkach piętnastego wieku, dostarczają intrygującego wglądu w tradycje ludowe, będące przedmiotem tak wiel­ kiego niepokoju inkwizycji. W pobliżu wsi rosło stare drzewo, nazywane przez miejscowych „drzewem dam” i „drzewem wróżek”, a także biło artezyjskie źródło. „I ja usłyszałam, że ludzie dręczeni chorobami i go­ rączką piją z niego wodę i zabierają ją ze sobą dla własnego dobra”48. Ta młoda kobieta znana jest nam jako Joanna d’Arc (ok. 1412-1431), a słowa te wypowiadała podczas przesłuchania przed sądem inkwizycji, oskarżona o herezję i uprawianie czarów. Przyznała, że niektóre stare ko­ biety z wioski - „ale żadna z mojej rodziny”, dodała ostrożnie - podobno widziały „czarodziejskie damy” w sąsiedztwie innego wielkiego drzewa, buka, a kilkoro chłopców i dziewcząt ze wsi tańczyło wokół niego, wijąc wianki z jego gałązek. W miarę posuwania się śledztwa Joanna rozpaczli­ wie walczyła, żeby się zdystansować od tych wydarzeń: „O ile pamiętam, to nigdy tych wróżek nie widziałam”, oświadczyła. „Nie wiem, czy już jako osoba dojrzała tańczyłam przy tym drzewie, ale mogłam to robić ze swymi koleżankami, a śpiewałam tam częściej niż tańczyłam49. Oczywiście Joanna d’Arc przyciągała uwagę mężczyzn z powodów absolutnie niezwiązanych z tańczącymi wróżkami. Choć jako prosta chłopka nie umiała ani czytać, ani pisać, była przecież młodą, odznacza­ jącą się nadzwyczajną charyzmą kobietą, która stanęła przed francuskim królem i przekonała go, by jej powierzył dowodzenie armią. Jest jednak również prawdą, że dostarczała swym wrogom niejakich dowodów, na mocy których inkwizycja mogła ją oskarżyć jako służebnicę Szatana. Słynne więc było jej przywdzianie żołnierskiego munduru i przypasanie miecza, obydwu elementów zastrzeżonych, zgodnie z biblijnym prawem i papieską tradycją, wyłącznie dla mężczyzn. Po ukończeniu trzynastu lat utrzymywała, że ma wizje i słyszy głosy; jako siedemnastolatka grała rolę wieszczki na dworze króla Karola VII; w wieku zaś lat dziewiętnastu została żywcem spalona na stosie jako czarownica. Sam Karol miał początkowo wątpliwości i dopiero po tym, jak królew­ scy teologowie dokładnie prześwietlili nastolatkę, zezwolił jej na służbę

188

w armii. Jednak rzeczywiste przestępstwo Joanny d’Arc miało charak­ ter czysto polityczny. Karol VII był zaangażowany w wojnę o francuską koronę przeciw armii angielskich najeźdźców i ich francuskich kolabo­ rantów. W Orleanie, gdzie trzy wieki wcześniej spalono jako heretyków na stosie wyznawców gnostycyzmu, Joannie d’Arc udało się przerwać angielskie oblężenie i tak zwana Dziewica Orleańska została honorowym uczestnikiem uroczystości koronacji Karola VII jako prawowitego króla Francji. Jednak angielskie wojska pozostały na francuskiej ziemi, a Paryż znaj­ dował się pod angielską kontrolą i walka trwała nadal. Joanna wciąż do­ wodziła armią króla Karola, aż do chwili, gdy odniosła ranę w bitwie i trafiła do niewoli u Anglików i ich francuskich sprzymierzeńców, którzy co prędzej postanowili raz na zawsze skończyć ze swą irytującą przeciw­ niczką. Została uwięziona i przesłuchiwana za zamkniętymi drzwiami swej celi, a następnie, w roku 1431, postawiona w Rouen przed sądem publicznym, trwającym sześć dni. W siedemdziesięciu artykułach aktu oskarżenia o herezję i czarnoksięskie praktyki wysunięto takie szczegó­ łowe zarzuty, jak przywdziewanie męskich strojów, wchodzenie w układ z Szatanem i poddawanie się obrzędowi inicjacji czarów jeszcze w dzie­ ciństwie. „Głos od Boga”, który jakoby słyszała we wczesnym okresie swej dorosłości, według protokołu szczegółowego, był raczej szatański niż boski. Do uczestniczenia w postępowaniu sądowym wezwany został delegat inkwizytora Francji, co oznaczało otrzymanie od inkwizycji imprimatur na ten oczywisty proces pokazowy50. Oskarżenia przeciw Joannie zostały szeroko rozgłoszone w czysto po­ litycznym interesie Anglików i ich francuskich kolaborantów. Jej osobi­ ste dziwactwa sprzyjały prześladowcom, jednak ich rzeczywiste motywy nie miały nic wspólnego z osobą Joanny; dążyli oni raczej do okrycia niesławą i zdyskredytowania króla Karola poprzez wykazanie, że jego le­ gendarna dziś, waleczna bohaterka była czarownicą i heretyczką. Ukryty klucz do politycznych realiów stojących za procesem Joanny d’Arc znaj­ duje się w szekspirowskim Henryku VI, cz. I, gdzie do Dziewicy Orleań­ skiej mówi się: „Grzeszna, przeklęta piekieł wysłanniczko!”*. W oczach Anglików, zarówno za jej życia, jak za czasów Szekspira, Joanna była niebezpiecznym przeciwnikiem, który podniósł rękę na króla Anglii, ’ Tłum. Leon Ulrich. William Szekspir, Kroniki, t. 2, PIW, wyd. 3, Warszawa 1973 - przyp. tłum.

189 roszczącego sobie prawo do objęcia francuskiego tronu. Dla Francuzów - i wówczas, i dziś - była „heroiną francuskiego oporu”, która przeciw­ stawiła się angielskiemu najeźdźcy i jego kolaborantom w wojnie o na­ rodowe wyzwolenie. Mimo że inkwizycja nigdy nie zdołała objąć swym zasięgiem Anglii, to Anglicy byli nie od tego, żeby się odwoływać do jej jurysdykcji i postawili Joannę przed sądem jako heretyczkę i czarownicę, zapewniając jej w ten sposób karę śmierci i niesławę51. „Król nakazał mi ciebie osądzić”, miał jakoby oznajmić Joannie francu­ ski biskup, mając na myśli monarchę angielskiego, „więc to uczynię”52.

Ocalałe zapisy z inkwizycyjnego procesu Joanny d’Arc pozwalają nam samodzielnie i nieco dokładniej spojrzeć na niektóre aspekty procesu cza­ rownic. Jak zawsze w śledztwie prowadzonym przez inkwizycję, każde słowo wypowiedziane nieopatrznie, każda przyjaźń i znajomość stano­ wiły potencjalną pułapkę dla ofiary i broń w rękach wykwalifikowanego inkwizytora. Kiedy na przykład przesłuchujący zapytał, czy chrzestna Jo­ anny - kobieta, która twierdziła, że widziała owe „czarodziejskie damy” tańczące wokół starego buka - „miała opinię «mądrej kobiety»”, Joanna zrozumiała, w czym się kryje ostrze tego pytania. W żargonie inkwizy­ cji „mądra kobieta” oznaczała czarownicę. Więc Joanna spróbowała to pchnięcie sparować: „Ona jest uważana i za dobrą, i uczciwą kobietę”, stwierdziła z naciskiem, „a nie za żadną wiedźmę czy czarownicę”53. Joanna nie mając jeszcze dwudziestu lat, poddana próbie, w której stawką było jej życie, uporczywie utrzymywała, że jest dobrą chrześci­ janką. „Moja matka nauczyła mnie Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Wierzę w Boga”, zeznała. „Raz do roku spowiadałam się u mego plebana, a jeśli on był zajęty, to za jego pozwoleniem u innego księdza”. Jeżeli zaś uwiła sobie wianki z bukowych gałązek, to uczyniła to w intencji nie „czaro­ dziejskich dam, ale obrazu św. Maryi z Domremy”. Kiedy inkwizytor, trzymając się zwyczajowej kolejności pytań stawianych oskarżonym cza­ rownicom, zapragnął się dowiedzieć, czy Joanna znała „te, które przyby­ wały na jazdę z wiedźmami” - Jazda” była aluzją do nocnych lotów na miotle, by uczestniczyć w sabacie czarownic - wciąż potwierdzała swoją niewinność. „Niczego takiego nie robiłam ani o tym nie wiedziałam”, oświadczyła. „Rzeczywiście doszło do mnie, że jakaś taka jazda odbywa­ ła się czwartki, ale nie wierzę w żadne czamoksięstwo”54.

190 Joanna znalazła się w krzyżowym ogniu szczegółowych pytań inkwi­ zytorów na temat swych wizji. Znamienne, że ani ona, ani sędziowie nie przyjmowali poglądu, jakoby doświadczała jedynie halucynacji wzroko­ wych i słuchowych, ale debatowali, czy z diabłami lub aniołami wdawała się w jakieś frymarczenia. „Głosy przychodzą do mnie od Boga”, powta­ rzała niezłomnie Joanna, która w swych niebieskich gościach rozpoznała Michała Archanioła i dwie święte - Katarzynę i Małgorzatę. Inkwizyto­ rzy zaś obstawali przy twierdzeniu, że w istocie Joanna zadała się z sa­ mym Szatanem i dwójką demonów, Belialem i Behemotem. Jednak co najmniej jedno pytanie i odpowiedź ujawniają polityczny podtekst pro­ cesu oraz rzeczywisty powód skazania i stracenia Joanny55.

P: Czy św. Małgorzata mówi po angielsku? O: Dlaczego miałaby mówić po angielsku, jeśli się nie znajduje po angielskiej stronie?56

Podobnie jak wielu mniej sławnym ofiarom inkwizycji, również Jo­ annie zaproponowano umorzenie kary śmierci w zamian za wyrzeczenie się swej rzekomej herezji. Idąc na ustępstwa w ramach negocjacji o zła­ godzenie wyroku, zapewniła inkwizytora, że odstąpi od przywdziewa­ nia męskich strojów. Przez cztery dni po podpisaniu potwierdzającego to dokumentu cierpiała przeróżne akty okrucieństwa i seksualnej prze­ mocy ze strony angielskich strażników, a następnie nagle odwołała swą obietnicę powrotu do kobiecych szat. Zgodnie z okrutną i nieugiętą lo­ giką inkwizycji Joanna była teraz heretyczką w dwójnasób i tym samym niezasługującą na darowanie jej kary śmierci. O godzinie siódmej rano 30 maja 1431 roku została formalnie wyklęta „i spalona tak szybko, jak było to możliwe w ramach przyzwoitości, jeszcze tego samego ranka”57. W drodze na stos towarzyszył jej dominikański mnich, co było kolejnym inkwizycyjnym zwyczajem, a ona błagała go, by trzymał krucyfiks w taki sposób, żeby go mogła widzieć aż do chwili, gdy płomienie unicestwią jej życie. Joannę przygnębiała tylko świadomość, że jej doczesne szcząt­ ki nie spoczną w poświęconej ziemi. „Niestety! Że też moje ciało, całe i nienaruszone, którego nigdy nie dotknęło zepsucie”, lamentowała, na­ wiązując do narzuconych sobie ślubów czystości, „zostanie dziś pochło­ nięte przez płomienie i obrócone w popiół!”58 Los Joanny d’Arc to tylko jeden z najbardziej znanych przykładów stosowania machiny prześladowań do celów politycznych. Bułgarscy bo-

191 gomiłowie w dziesiątym wieku - wcześni prekursorzy katarów - mogą być również postrzegani w kontekście politycznym; założyciel odszczepieńczej wspólnoty religijnej, według Malcolma Lamberta, „przemawiał w imieniu chłopstwa ciemiężonego przez bizantyńskich zdobywców, obce im duchowieństwo bizantyńskie i bułgarską arystokrację”, wszyst­ kich, których interesom dobrze służyło traktowanie bogomiłów jako nie­ bezpiecznych heretyków. Król Fryderyk II (1194—1250), stały konkurent i adwersarz papieży, zgodził się uznać herezję za niezgodną z prawem w cesarskim kodeksie prawnym, czyniąc to w ramach „quid pro quo”*’ czyli w zamian za jego koronację jako cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego przez papieża Honoriusza III w roku 1220. Nawet prześla­ dowanie rycerzy templariuszy przez króla Filipa IV, słusznie uznane za „dziką orgię grabieży”, również służyło celom strategicznym króla fran­ cuskiego, który dążył do zdobycia przewagi nad papieżem i przypisania sobie statusu użytecznego narzędzia inkwizycji59. „Niebezpieczna domieszka polityki i religii”, zauważa Henry Charles Lea, „uczyniła ze stosu ulubione narzędzie sprawnego rządzenia kra­ jem”60. Tak więc przekonaliśmy się, że inkwizycję udawało się skłonić do pełnienia niejednej funkcji. Czasem była straszliwą bronią, za pomocą której Kościół rzymskokatolicki dążył do zaprowadzenia siłą religijnego monopolu; czasem - narzędziem polityki fiskalnej, zarówno dla uzupeł­ nienia wpływów podatkowych rozrzutnego króla, jak dla bogacenia się samych inkwizytorów poprzez stosowanie wymuszeń. Bywała też wy­ godnym sposobem na uderzenie w niewierną żonę lub wrogiego sąsiada, w rywala w miłości bądź handlu czy w przeciwnika w sferze wojny i dy­ plomacji. A niekiedy służyła wszystkim tym celom jednocześnie. I mimo to nie wyczerpaliśmy jeszcze możliwych płynących z inkwizycji pożyt­ ków. Zawsze zaś, a zwłaszcza pod koniec swej długiej historii, machina prześladowań stanowiła broń w wojnie w sferze kultury.

31 października 1517 roku, w wigilię Wszystkich Świętych, najgorsze

obawy ludzi, którzy wymyślili inkwizycję, ziściły się w całej pełni. Od blisko trzystu lat prowadzili oni krucjatę w celu oczyszczania chrześci* Łac. „coś za coś” - przyp. tłum.

192

jaństwa z każdego wierzenia i praktyki, które choćby z lekka odstawały od dogmatu Jedynego powszechnego Kościoła wiernych”. Jednak kiedy Marcin Luter przybił do wrót kościoła zamkowego w Wittenberdze swo­ ich dziewięćdziesiąt pięć tez, stało się oczywiste, że ich misja spaliła na panewce. Groźba - i jej spełnienie - aresztu, konfiskaty mienia, tortur, uwięzienia, a nawet spłonięcia na stosie okazała się niewystarczająca dla zmuszenia zwykłych ludzi, by się podporządkowali religijnym wyobra­ żeniom inkwizytorów o jednej jedynej wierze61. Do tego czasu inkwizycja działała, kulawo lub nie, niemal w całej zachodniej Europie. Tylko na Półwyspie Iberyjskim, jak to zobaczymy w następnym rozdziale, bracia inkwizytorzy pracowali na pełne etaty. Jednak reformacja wywołała w Kościele ponowny paroksyzm przemocy w jej długiej wojnie z herezją. Tak zwana Kongregacja Świętej Rzymskiej i Powszechnej Inkwizycji, formalnie ustanowiona przez papieża Paw­ ła III w 1542, miała w zamierzeniu działać jako przefarbowana i wzmoc­ niona odmiana inkwizycji średniowiecznej. Ponownie rozlokowano daw­ ne armaty, a nowe były przeznaczone do stawienia czoła świeżo nastałej generacji heretyków - nie katarów, nie waldensów, lecz protestantów. Stary, despotyczny impuls wciążjeszcze działał w najlepsze. Inkwizycja zawsze była szybka w paleniu zarówno heretyckich książek, jak samych heretyków będących ich autorami. Na przykład „oskarżonym” w jednym z inkwizycyjnych procesów w 1317 roku był komentarz na temat książki o Apokalipsie św. Jana, autorstwa franciszkańskiego mnicha o nazwisku Peter John Olivi. Sam autor zmarł w roku 1298, ale jego pisma uznano za heretyckie i rzucono na pastwę płomieni wraz z kilkoma ich czytelnikami. Jednak nawet najbardziej czujny inkwizytor zdawał sobie sprawę z tego, że wynalazek druku uczynił niemożliwym skierowanie wszystkich bluźnierczych tytułów na stos. Zatem rzymska inkwizycja uciekła się do roz­ powszechnienia Index Auctorum et Librorum Prohibitorum, listy autorów i książek, których katolikom nie wolno było czytać pod karą ekskomuniki. Wśród zakazanych autorów znajdowali się Savonarola, Machiavelli i Boc­ caccio. Potępione było każde słowo, które wyszło spod pióra Erazma, czę­ ści tekstów Dantego zostały ocenzurowane, a czytanie tłumaczenia Biblii wymagało specjalnego zezwolenia inkwizytora. Inkwizycja, na równi z wojną z herezją, była teraz niewątpliwie zaan­ gażowana w coś, co dziś nazwalibyśmy wojną kulturową. Na przykład Paolo Yeronese (1528-1588) został postawiony przed sądem przez in-

193 kwizytorów w Wenecji, ponieważ mieli oni zastrzeżenia, że na drugim planie obrazu, przedstawiającego niewątpliwie scenę z Biblii, jako przy­ padkowe postacie poumieszczał „psy, karłów, jakiegoś trefhisia, papugę, mężczyzn z germańską bronią i człowieka z broczącym krwią nosem”. To, że Luter był Niemcem - oraz fakt, że inkwizycja nie działała już na terenie Niemiec, co uniemożliwiało po prostu spalenie go żywcem skłoniło inkwizytorów do formułowania definicji herezji na pewne nowe, dziwne sposoby, jak to wynika z zapisu przesłuchania Paola Veronese. Czy wiesz, że w Niemczech i innych dotkniętych zara­ zą herezji miejscach jest w zwyczaju za pomocą obrazów wykpiwać, okrutnie krytykować i gardzić wszystkim, co się odnosi do świętego Kościoła katolickiego, a to w celu przekazywania błędnych doktryn bezrozumnym i ciem­ nym ludziom? Odpowiedź: Tak, to jest złe, ale wracam do tego, co już powiedzia­ łem, że mianowicie mam obowiązek postępować zgodnie z tym, co robili lepsi ode mnie. Pytanie: A co oni takiego robili? Czy może podobne rzeczy? Odpowiedź: Michał Anioł w Rzymie, w Kaplicy Pontyfikalnej, na­ malował Naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Jego Matkę, św. Jana, św. Piotra i Ojca Niebieskiego. Wszyscy oni są przedstawieni w swej nagości - nawet Dziewica Maryja - i w różnych pozach, bez większej rewerencji. Pytanie: Czy nie wiesz, że w obrazie Sądu Ostatecznego, podczas którego nie zakłada się istnienia jakichkolwiek ubiorów lub podobnych rzeczy, malowanie szat nie było konieczne oraz że w tamtych postaciach nie ma żadnej duchowości? Nie ma tam też komediantów, psów, broni ani podobnych błazeństw. I czy wnosząc z tego lub innego przykładu, wydaje ci się, że uczyniłeś słusznie, malując obraz w taki właśnie sposób, i czy zamierzasz się upierać, że jest on dobry i przyzwoity?62

Pytanie:

Inny, nowy front wojny z herezją można wyśledzić w pochodzącym z roku 1616 wydaniu wykazu ksiąg i autorów zakazanych, który zawierał dzieło czysto naukowe, O obrotach sfer niebieskich polskiego astronoma

194 Mikołaja Kopernika (1473-1543), bardziej znanego * jako Copemicus. Mimo że Kopernik nie sformułował żadnej opinii o jakichkolwiek draż­ liwych sprawach teologii, za co katarowie płacili życiem - „matematyka dla matematyków”, jak zauważył w zamieszczonej w tym dziele dedy­ kacji - to przecież nie uchronił swych naukowych tez przed potępieniem i uznaniem za tyleż błędne, co heretyckie. To samo inkwizycyjne umy­ słowe skostnienie, które nie pozwalało na tolerancję wobec jakiegokol­ wiek drobnego zróżnicowania w prawdziwej chrześcijańskiej wierze, te­ raz potępiło fakt naukowy mówiący, że Ziemia obraca się wokół Słońca, jako zdradę popełnioną wobec Boga63.

Oczywiście, książka Kopernika została zakazana dopiero po jego śmierci, a inkwizytorzy zaprzestali już wykopywania trupów „nieczyn­ nych” heretyków, by ich pośmiertnie sądzić. Jednak inkwizycja znalazła drogę do ofiary z krwi i kości, która opowiedziała się za tymi samymi koncepcjami - do astronoma i matematyka Galileusza (Galileo Galilei, 1564-1642). Galileusz był już sławny w Europie po tym, jak ściągnął na siebie uwagę kardynała Bellarmine’a, ostatniego nosiciela tytułu „Młota na Heretyków”, i Kongregacji Świętego Oficjum, papieskiej rady nadzo­ rującej działania rzymskiej inkwizycji. Za zbrodnię przyjęcia koncepcji, że Ziemia obraca się wokół Słońca, Galileusz został w roku 1616 zadenuncjowany przed inkwizycją „za poważną herezję i bluźnierstwo popeł­ nione wobec natury Boga”64. Galileusz nie był pierwszym słynnym uczonym, który miał się doczekać aresztowania i sądzenia przez inkwizycję. Kardynał Bellarmine oskarżył już, między innymi, Giordana Bruna (1548-1600), słynnego człowieka renesansu i wczesnego obrońcę kopemikańskiej teorii wszechświata, o wyznawanie błędnych opinii w odniesieniu do różnych aspektów ka­ tolickiego dogmatu, w tym dotyczących boskości Jezusa Chrystusa, dok­ tryny transsubstancjacji oraz dziewictwa Maryi. Bruno zaprezentował jedynie raczej nieszczere wyparcie się, niż poniżające wyznanie grzechu, jakiego inkwizycja zawsze wymagała, i spłonął jako niepoprawny here­ tyk. Jak już wiemy, w swej drodze na stos Bruno miał założony żelazny knebel, który boleśnie spinał jego usta, co było końcowym, symbolicz­ nym gestem ze strony inkwizycji. ’ Oczywiście w opisywanych przez autora czasach - przyp. thim.

195

W szesnaście lat później, kiedy dzieło Galileusza było po raz pierwszy analizowane przez rzymską inkwizycję, ten widocznie uwierzył, że zdoła uniknąć losu Bruna, dokonując subtelnego rozróżnienia między naucza­ niem, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a po prostu rozważaniem takiej możliwości. Z nadmierną pewnością siebie i jakąś tragiczną naiwnością Galileusz twierdził stanowczo, że jest gotów przedstawić „tysiąc dowo­ dów” wykazujących, że system kopemikański i Biblię można ze sobą pogodzić. Czyniąc to, najwyraźniej nie docenił zarówno uporu, jak prze­ biegłości swych prześladowców. I rzeczywiście, istnieje różnica zdań co do tego, czy największy błąd Galileusza polegał na zrażeniu do siebie du­ chownych jezuickich, których misją była obrona Kościoła przed groźbą reformacji, i w konsekwencji uczynieniu z siebie ofiary w równym stop­ niu własnej arogancji, co inkwizycji65. „Gdyby tylko Galileusz wiedział, w jaki sposób odzyskać przychylność jezuitów, stanąłby w sławie przed światem”, zauważył w tamtym czasie pewien jezuicki ksiądz o nazwisku Christophe Grienberger, „i mógłby pisać o wszystkim, co by mu doga­ dzało, nawet o ruchu Ziemi”66. A zatem również Galileusz był tak żarliwy w swych naukowych do­ ciekaniach, że nie w pełni doceniał niebezpieczeństwa, jakie niosły ze sobą swobodne myślenie i mówienie, kiedy się żyje w zasięgu działa­ nia Świętego Oficjum. Z naszej perspektywy Galileusz wyprzedzał swój czas, był człowiekiem, przewidującym przyszłą epokę, w której można będzie o sobie z upodobaniem myśleć zarówno jako o człowieku nauki, jak i wiary. Jednak taki czas jeszcze nie nadszedł. „On wręcz cały pala swymi opiniami i wkłada w nie ogromną pasję, a zbyt mało ma siły, by nad nią panować”, stwierdził ambasador Florencji w Rzymie w prywat­ nym liście, „tak że rzymski klimat staje się dlań coraz bardziej niebez­ pieczny”67. Jak się okazało, propozycja Galileusza przedstawienia „tysiąca do­ wodów” nie zasłużyła w oczach inkwizytorów na wiarygodność, zatem w roku 1616 doszli oni do wniosku, że jego twierdzenie było „głupie i absurdalne, filozoficznie i formalnie heretyckie, jako że pozostaje w wyraźniej sprzeczności z doktryną Pisma Świętego”, oraz „błędne w wierze”. Galileusz został upomniany, „żeby się całkowicie wstrzymał od nauczania czy też obrony tej doktryny” pod karą uwięzienia. Według protokołów inkwizycji złe. wiadomości przekazał Galileuszowi kardynał Bellarmine, Młot na Heretyków i oskarżyciel Giordana Bruna: „rzeczony

196

Galileusz, wezwany i ostrzeżony, w imieniu Jego Świątobliwości papieża i całej Kongregacji Urzędu Świętego, aby wyrzekł się rzeczonej opinii, że Słońce jest środkiem świata i że Ziemia się porusza; ani nadal jej nie wyznawał, nauczał albo bronił w jakikolwiek sposób”68. Minęło kolejnych szesnaście lat i Galileusz został oskarżony o herezję po raz drugi, w roku 1632, kiedy wydał nowe dzieło, Dialog o dwóch najważniejszych układach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym, w którym ponownie były rozważane te same niebezpieczne koncepcje. Pytanie o to, co Galileuszowi pozwolono robić po pierwszej potyczce z inkwizycją, a czego nie, miało zasadnicze znaczenie w trakcie jego dru­ giego procesu. Sam papież Urban VIII zapewnił Galileusza, że będzie on mógł pisać na ten temat „pod warunkiem czysto hipotetycznego potrak­ towania go”. Galileusz posłusznie przedłożył rękopis Dialogu inkwizycji zarówno w Rzymie, jak we Florencji, a księgę wydał, mając formalne zezwolenie cenzury florenckiej, mimo że rękopis wzbudził poważne za­ niepokojenie i konsternację wśród cenzorów rzymskich, z których część, mówiąc szczerze, nie wiedziała, co takiego czyta. Obstawał, że nadając książce formę dialogu, w istocie nie bronił zakazanej idei, że Ziemia ob­ raca się wokół Słońca. Co więcej, dołączył „Przedmowę dla roztropnego Czytelnika”, w której jednoznacznie oświadczył, że książka jest hipote­ tyczna69. Jednak owe oświadczenia i ustępstwa inkwizycji nie zadowoliły i Ga­ lileusz ponownie stanął w obliczu oskarżenia o herezję. Kiedy wyjaśniał, że słabe zdrowie nie pozwala mu na podróż do Rzymu, by stanąć przed sądem, inkwizycja zagroziła ściągnięciem go tam w kajdanach, chorego czy zdrowego. Jak na ironię, bezpieczne schronienie przed rzymską in­ kwizycją zaproponowała Galileuszowi Republika Wenecka - gdzie przed sądem postawiono Veronese’a za heretycki czyn umieszczenia karła i nie­ mieckiej broni w malowidle „Wieczerza w domu Leviego”. Ale Galileusz - staiy, słabowity i schorowany - poniósł już klęskę. W rzeczywistości nie potrafił bronić się przed inkwizycją skuteczniej niż oskarżane o czary zastraszone staruszki lub rycerze templariusze, których torturami zmu­ szano do przyznania się w innych czasach i innych miejscach. „Blade widmo strachu, łaknienie akceptacji i wybaczenia, a także upokorzenie żebraniną o to wszystko”, pisze jeden z jego biografów, Giorgio Santillana, „osaczały tego człowieka, wojownika tak dotychczas radosnego i figlarnego”70.

197

Galileusz stawił się w Pałacu Inkwizycji w Rzymie, gdzie został grun­ townie poddany temu samemu ponuremu obrzędowi, który towarzyszył procedurom inkwizycji od samego początku jej istnienia. Nie poinfor­ mowano go dokładnie o istocie wysuwanych przeciw niemu oskarżeń; zaprzysiężone go natomiast „i zapytano, czy wie albo się domyślił, dla­ czego został wezwany”. Nie przedstawiono żadnego adwokata, który by asystował staremu człowiekowi, nie podzielono się z nim żadnymi do­ kumentami, do których inkwizytorzy zaglądali, prowadząc przesłucha­ nie. Podobnie jak niezliczone ofiary inkwizycji - wyłączywszy jednak bezkompromisowego Giordana Bruna - Galileusz został zmuszony do wyduszenia z siebie samoponiżającego: „Mój błąd zatem - do jakiego się przyznaję - polegał na chełpliwej ambicji, czystej ignorancji i nie­ dopatrzeniu”. Dalej kajał się, oświadczając: „Ja nie wyznawałem i nie wyznaję jako prawdziwej tej koncepcji, która została potępiona”71. W przeciwieństwie do pielęgnowanej i często powtarzanej legendy, in­ kwizytorzy nie zaprezentowali Galileuszowi narzędzi tortur, choć w trak­ cie przesłuchania słownie grożono mu mękami, a wszystko zgodnie ze starą zasadą zapisaną w inkwizytorskich podręcznikach. Nie wymamro­ tał też wraz ze swym ostatnim tchnieniem przypisywanego mu: E pta­ si muove („A jednak się kręci”). Prywatnie Galileusz być może wyrażał „zimną, nieprzejednaną nienawiść dla swych sędziów” i użalał się, że był ofiarą „mistrzowskiej zmowy «nienawiści, braku poszanowania, podstępności i szalbierstwa», która wstrząsnęłaby światem, gdyby on mógł o tym opowiedzieć”. Ostatecznie jednak i w obecności inkwizytorów Galileusz bez oporów zaprzeczył naukowym faktom, w których prawdziwość żar­ liwie wierzył. „Nie podzielam i nie podzielałem koncepcji Kopernika, od czasu kiedy otrzymałem nakaz odstąpienia od niej”, oświadczył. „Co do reszty, to jestem w waszych rękach - róbcie ze mną, co się wam podo­ ba”72. W dniu ogłoszenia wyroku, znów tak jak niezliczone inne ofiary in­ kwizycji, siedemdziesięcioletni Galileusz, ubrany w białą koszulę, na­ znaczającą go jako pokutnika, ukląkł przed inkwizycyjnym kompletem sędziowskim i wyrecytował odwieczną i namaszczoną formułę odrzu­ cenia swych przekonań: „Ze szczerego serca i z niekłamaną wiarą wy­ rzekam się wymienionych wcześniej błędów i herezji, które przeklinam i brzydzę się nimi, oraz ogólnie każdego innego błędu, herezji i sekty, które w jakikolwiek sposób przeciwstawiają się Kościołowi Świętemu”,

198 zadeklarował. „Gdybym poznał jakiegoś heretyka czy osobę o herezję podejrzaną, doniosę o niej do tego Świętego Oficjum albo do inkwizytora lub do ordynariatu, w którym mogę się znajdować”73. Dzięki jego wyznaniu i wyrzeczeniu się przekonań - kary przewidzia­ ne dla Galileusza należały do najłagodniejszych, jakie inkwizycja miała w swym repertuarze. Starzec otrzymał nakaz codziennego odmawiania siedmiu psalmów pokutnych w okresie trzech lat, został skazany „na formalne uwięzienie w owym Świętym Oficjum na okres tak długi, jaki uznamy za konieczny”, chociaż otrzymał pozwolenie na powrót do wła­ snego domu we Florencji i odbywanie swego dożywocia w areszcie do­ mowym. Kopie inkwizycyjnego wyroku na Galileusza zostały, na rozkaz Świętego Oficjum, rozesłane „do wszystkich inkwizytorów przeciw he­ retyckiemu skrzywieniu, a zwłaszcza do inkwizytora we Florencji, który powinien odczytać sentencję orzeczenia przed pełnym zgromadzeniem i w obecności większości tych, którzy zawodowo uprawiają sztukę ma­ tematyki”74. Proces Galileusza można postrzegać jako co najwyżej doraźne zaczopowanie przeciekającej zapory historii. Jego pisma mogły sobie pozosta­ wać na indeksie aż do roku 1822, ale jeszcze za życia Galileusz zdołał opublikować swe ostatnie dzieło, Rozmowy i dowodzenia matematyczne z zakresu dwóch nowych umiejętności, dzięki przesłaniu rękopisu do Am­ sterdamu, który leżał daleko poza zasięgiem inkwizycji. Gdzie indziej w Europie fale wynalazczości i intelektualnej swobody przeżerały mury prawdziwej wiary i powszechnie przyjętych opinii w każdym aspekcie ludzkiej przedsiębiorczości - w sztuce i literaturze, nauce i technice, w handlu i przemyśle. W tym sensie inkwizycja była martwa i zmierzała w kierunku unicestwienia już w tym dniu 1634 roku, w którym Galile­ usz padł na kolana i wydeklamował te same słowa, jakie od czterystu lat przechodziły przez usta potępionych mężczyzn i kobiet. Jednakże spostponowanie Galileusza jako heretyka nie było jeszcze wcale ostatnim tchnieniem inkwizycji. Znamienne, że areszt, tortury i pa­ lenie heretyków wciąż jeszcze żywo funkcjonowały w kilku innych miej­ scach Europy, a nigdzie bardziej niż w królestwie Hiszpanii. Ci sami mo­ narchowie, którzy wyprawili Kolumba w brzemienne w skutki podróże, owocujące odkryciem Nowego Świata, korzystali również skwapliwie z inkwizycji jako narzędzia polityki państwowej i imperialnych ambicji. Owe ambicje, jak to zobaczymy, miały z wojną z herezją mniej współ-

199 nego niż z oczyszczaniem z czegoś, co Ferdynand i Izabela uznawali za skazę krwi żydowskiej i muzułmańskiej. Przez niemal dwa stulecia po tym, jak Galileusz podniósł się z kolan i wyszedł z Pałacu Inkwizycji w Rzymie, inkwizycja hiszpańska wciąż istniała, a jej długi cień jeszcze nie zniknął.

PRZYPISY 1 Zacytowane w: Lambert, 362 (wyd. poi. 486-487). 2 Peters, 1985, 65. 3 Zacytowane w: Lambert, 211 (wyd. poi. 288). 4 Lambert, 193 („ubodzy fanatycy”) (adapt.); Wakefield, 190 („mistyków...”) (adapt.). 5 Lambert, 185-186, 187 (wyd. poi. 262). 6 Burman, 104 (adapt.). 7 Burman, 105 („aby zgłębili wierzenia...”). 8 Gui, 95, 122 (wyd. poi. 173). 9 Burman, 103 („jakiejkolwiek Regule i jakiejkolwiek władzy...”); Lambert, 184 (wyd. poi. 258) (,Zarzut herezji wysunięty...”). 10 Kelly, 448. " Zacytowane w: Burman, 95 („w imieniu Inkwizycji”); zacytowane w: Cohn, 85 („obrzydliwą zbrodnię...”). 12 Cohn, 77. 13 Cohn, 83. 14 Cohn, 80. 15 Zacytowane w: Burman, 95. 16 Lambert, 180 (wyd. poi. 253) („za wyjątkowy stek bzdur...”); Cohn, 86 („całkowi­ cie pozbawione podstaw”). 17 Cohn, 85, 88. 18 Cohn 87, 88,91 („niewinnymi”, „pięknych, młodych dziewcząt”, „obsadzoną klej­ notami”); Cawthome, 45 (wyd. poi. 49) („występował pod postacią kozła...”). 19 Cohn, 87. 20 Cohn, 92 („dzięki połączeniu...”). 21 Cohn, 87. 22 Zacytowane w; Cohn, 85 (adapt.). 23 Cohn, 96. 24 Księga Wyjścia, 22:17; zacytowane w: Cawthome, 35 („magii i czamoksięstwa”) (adapt.) 35, 36 („wierzą i otwarcie przyznają”). 25 Cohn, 177 („skonfiskował wiele książek..”.); Burman, 121 („magię miłosną”).

200 26 Papież Jan XXII, Summis desiderantes affectibus, 1484, zacytowane w: Cawthorne, 39-40 (wyd. poi. 44) („oddziaływania wychowawczego, zamykania w więzieniu i karania...” oraz „Bluźniercze wyrzeczenie się...” (adapt.); Cohn, 252 („tajemnego, konspiracyjnego stowarzyszenia...”). 27 Burman, 121. 28 Jeffrey Burton Russel, zacytowany w: Burman, 129-130 (adapt.). 29 Lambert, 187 („słownymi ekshibicjonistami”) (adapt.). 30 Salazar y Frias, zacytowany w: Burman, 182 („Nie było ani rzucających cza­ ry...”). 31 Montague Summers, wyd. i tłum., Malleus Maleficarum (Młot na czarownice), Heinrich Kramer, James Sprenger (New York: Dover, 1971; wyd. pierwsze 1928), 194, 195 (adapt.). 32 Summers, 44-45,47 (adapt.); Sydney Anglo, zacytowane w: Burman, 131 („scholastyczną pornografią”); Grafion, 24 („mieszanką...”). 33 Summers, 56. 34 Burman, 116. 35 Cohn, 102. 36 Cohn, 102. 37 Zacytowane w: Burman, 180. 38 Cohn, 117. 39 Cohn, 56, 59, 104; Gui, 149 (wyd. poi. 192) („czarowników, wróżbitów...”). 40 Barbara Ehrenreich i Deidre English, Witches, Midwives and Nurses: A History ofWomen Healers (New York: Feminist Press at the City Univ. of New York, 1973), 12 („handlowaniem ziołami leczniczymi...”); Annę Llewellyn Barstow, Witchcraze: A New History of the European Witch Hunts (New York: Pandora, 1994), 109 („nie latały w istocie na miotłach...”) (adapt.). 41 Alonzo Salazar y Frias, 1612, zacytowany w: Burman, 182 („nie doszukałem się...”); Johann Wier, 1564, zacytowany w: Burman, 182 („czarownice były osobami...”). 42 Zacytowane w: Cohn, 240. 43 Barstow, 1994,25 („80 procent oskarżonych...”); Cohn, 249 („odludkiem, dziwacz­ ką lub skorą do gniewu...”, etc.); zacytowane w: Cohn, 250 („niczego nie zrobiła...”). 44 Summers, 223 (adapt.). 45 Barstow, 1994, 10, 11,12,15,21. Burman, 179 („wiarygodnie”); Cohn, 252 („absolutnie przesadzone”); Barstow, 1994, 23 („mija się z prawdą o...”). Cohn, 254 („i wszystkie, bez wyjątku...”) (adapt.); Ehrenreich i English, 8 („dwóm wioskom pozostało...”). Cohn demaskuje oczywiste fałszerstwa, na których opierało się wiele wczesnych historycznych publikacji na temat inkwizycji i polowania na cza­ rownice, a zwłaszcza książka autorstwa Etienne-Leon de Lamothe-Langon, Histoire de l’Inquisition en France, po raz pierwszy wydana w Paryżu w 1829 roku. 48 Zacytowane w: Coulton, 262. Zacytowane w: Coulton, 262-263, i Barstow Annę Llewllyn, Joan ofArc: Heretic, Mystic, Shaman (Lewiston, NY; Edwin Miller Press, 1986), 50, 82 (adapt. z obu źró­ deł).

201 50 51

Zacytowane w: Barstow, 1986,25 („Głos od Boga”). Burman, 106, cyt. z Henryka VI, cz. I; Barstow, 1986, xv („heroiną francuskiego

oporu”). 52 Zacytowane w: Burman, 114. 53 Coulton, 262-263. 54 Zacytowane w: Coulton, 262-263. 55 Zacytowane w: Barstow, 1986, 91. 56 Zacytowane w: Barstow, 1986, 91. 57 Burman, 109. 58 Zacytowane w: Barstow, 1986,91. 59 Lambert, 56, 100 („dopuścił do głosu...” i „quid pro quo”); Burman, 97 („dziką orgię grabieży”). 60 Lea, 49. 61 „Kanony Czwartego Soboru Laterańskiego, 1215”, Kanon I w: Internet Medieval Sourcebook, www.fordham.edu/halsall/basis/lateran4.html 62 Zacytowane w: Burman, 167-168. 63 De Santillana, 13 („Matematyka dla matematyków”). 64 De Santillana, 128. 65 Zacytowane w: Burman, 170. 66 Zacytowane w: Santillana, 315 (adapt.). 67 Zacytowane w: Santillana, 124 (adapt.). 68 Zacytowane w: Santillana, 129 („głupie i absurdalne...”), 134 („rzeczony Galile­ usz...”) (adapt.). 69 De Santillana, 195 („pod warunkiem potraktowania...”); zacytowane w: Santillana, 196 („Przedmowę do roztropnego Czytelnika”). 70 De Santillana, 221. 71 Zacytowane w: Santillana, 276 (adapt.). 72 De Santillana, 313. 73 Zacytowane w: Santillana, 338 (adapt.). 74 Zacytowane w: Burman, 174 („na formalne uwięzienie...”); zacytowane w: Santil­ lana, 318 („do wszystkich Inkwizytorów...”).

VI

CZYSTOŚĆ KRWI Niektórzy ludzie powiadają, że powinno się zostać chrześcijaninem, ale bodaj by mnie Bóg pozbawił mego święta, gdybym miał to komu doradzać. A to z tej racji, że kiedy raz już zostaniesz chrześcijaninem, to oni na pewno znajdą sposób, żebyś powąchał ognia. Przesłuchanie Juana de Salzedo przez hiszpańską inkwizycję, 1502

lf

7/ //

własnym przyzwoleniem, choć również ku własnemu ubo^ewaniu’ inkwizycja nie dysponowała żadną jurysdykcją nad

O.praktykującymi swą religię Żydami1. Na przykład Bernard Gui pomstował przeciw „podstępnym Żydom”, których podejrzewał o dą­ żenie „do potajemnej deprawacji chrześcijan i doprowadzenia ich do ży­ dowskiej zdrady”, jednak zgadzał się skwapliwie, że inkwizycja jest bez­ silna, aby formułować wobec nich szczegółowe oskarżenia, ponieważ byli czynnymi wyznawcami judaizmu. Podczas gdy inkwizytorzy mieli wolną rękę w postępowaniu przeciw każdemu rodzajowi herezji chrześcijańskiej, to ich władza nad ofiarami żydowskimi była ograniczona przez prawo ka­ noniczne. Tak więc, wyjaśniał Gui czytelnikom i użytkownikom swego podręcznika, inkwizytorzy byli upoważnieni do aresztowania i karania je­ dynie chrześcijan, którzy przeszli na judaizm, i Żydów, którzy nawrócili się na chrześcijaństwo, ale nie zaprzestali praktykować swej dawnej wiary - to znaczy Żydów, którzy „powrócili do wymiocin judaizmu”, według nienawistnego sformułowania samego Gui2. Nie każdy wszakże inkwizytor z całą skrupulatnością przestrzegał za­ sad i przepisów. Od czasu do czasu przebiegły i bezwzględny śledczy

204 zdołał przekonać Żyda lub Żydówkę do przyjęcia chrztu - czy to dzięki ujmującemu podejściu, czy też pod groźbą tortur i śmierci - by następnie co prędzej świeżego chrześcijańskiego konwertytę oskarżyć o zbrodnię herezji. W innych wypadkach lokalnej społeczności żydowskiej nakazy­ wano finansowo wspierać działania inkwizycji, a kiedy Żydzi pieniędzy nie wpłacali, inkwizytorzy wszczynali przeciw nim postępowanie jako poplecznikom herezji. By wyłowić żydowską ofiarę, niektórzy inkwizy­ torzy twierdzili, że obrzezanie chrześcijanina lub sposób obchodzenia się z komunijnym opłatkiem czy też nawet wznoszenie nowej synagogi było przestępstwem pozostającym w kręgu zainteresowania inkwizycyjn ej jurysdykcji. „Bracia najpierw działali”, zauważa Joshua Trachtenberg w The Devil and the Jews, „a zastanawiali się później”3. Zarówno królowie, jak papieże bywali od czasu do czasu zmuszeni inter­ weniować, gdy inkwizytorzy przekraczali swoje uprawnienia. Po tym jak pewien żądny krwi dominikański inkwizytor spalił trzynaście żydowskich ofiar we Francji w 1288 roku, Filip Piękny - ten sam francuski król, który później uderzył w lycerzy templariuszy - interweniował, by powstrzymać inkwizycję przed aresztowaniem tych ludzi, którzy powinni być sądzeni i karani przez sądy królewskie, przynajmniej o tyle, o ile sprawa dotyczyła monarchy. W roku 1448 papież Mikołaj V został wystarczająco poruszony, by publicznie udzielić nagany inkwizytorom za podobne wybiyki i ostrzegł ich przed egzekwowaniem jurysdykcji wobec żydowskich ofiar, „wyjąw­ szy przypadki jawnej herezji lub działalności antykatolickiej”4. Mimo że inkwizytorzy byli ograniczeni w swych możliwościach dzia­ łania przeciw konkretnym Żydom, to inkwizycja przypisała sobie prawo i obowiązek występowania przeciw żydowskiemu piśmiennictwu. Już w roku 1233 księgi filozofa Majmonidesa zostały spalone przez domini­ kańskich inkwizytorów w auto-da-fe w Montpellier. W roku 1239 papież Grzegorz IX wydał dekret, który zobowiązywał świeckie władze całej Europy do przejmowania wszystkich rękopisów żydowskich i dostarcza­ nia ich do kontroli inkwizycji. Inkwizytorzy doszli do wniosku, że sam Talmud i talmudyczne komentarze były w istocie „przewrotnie heretyc­ kie” i tym samym kwalifikowały się do spalenia. Już w roku 1248 po­ siadanie egzemplarza Talmudu było przestępstwem, a żydowskie księgi całymi furami palono w Paryżu i w Rzymie5. A jednak niektórzy inkwizytorzy wyrąbali sobie tyle przestrzeni w ob­ rębie granic wytyczonych przez prawo kanoniczne, aby prześladować

205 Żydów z identyczną agresją i okrucieństwem, jakie kierowali przeciw ka­ tarom, templariuszom i czarownicom. Jak na ironię, krajem, gdzie inkwi­ zycja przypisywała sobie największą liczbę żydowskich ofiar, było to samo państwo, które kiedyś służyło Żydom jako wyjątkowe i niezwykłe miejsce schronienia. Tak zwany złoty wiek Hiszpanii, jakże czczony w żydowskiej tradycji, stanowił jakieś ekumeniczne interludium w środkowym okresie średniowiecza, gdy wydawało się, że chrześcijanie, Żydzi i muzułmanie są zdolni do współistnienia w harmonii i dobrobycie na Półwyspie Iberyjskim - w porozumieniu znanym convivencia. Kiedy na przykład dokładnie w tym samym momencie historycznym inkwizycja gotowała się do eksterminowania katarów za langwedocką granicą, monarcha kastylijski, nazwany Fer­ dynandem Świętym, z dumą mienił się „królem trzech religii”6. A jednak to właśnie w Hiszpanii inkwizycja całym swym ciężarem przygniotła raczej Żydów i muzułmanów, nie zaś odszczepieńców chrześcijańskich. Hisz­ pańska inkwizycja wymyśliła nową i znacznie niebezpieczniejszą zasadę prześladowań - miast upewniać się co do czystości wiary, zaczęto badać czystość krwi. Zatem inkwizytorzy nie zaprzestali obsługiwania machiny prześladowań jeszcze długo po popadnięciu inkwizycji w ruinę i niespraw­ ność we wszystkich innych częściach Europy. Do dnia dzisiejszego, kiedy pada wzmianka o inkwizycji, nasze myśli biegną automatycznie ku temu niemal mistycznemu fenomenowi, jakim była inkwizycja hiszpańska.

Formalnie inkwizycja hiszpańska została powołana do istnienia dopie­ ro w roku 1478. Kiedy to jednak nastąpiło, inkwizytorzy byli w stanie przebić się do ogromnego rezerwuaru antysemickiej tradycji, która wrzała i gotowała się tuż pod powierzchnią europejskiej cywilizacji. I rze­ czywiście - prawo, literatura, teologia i kultura chrześcijaństwa zawsze były z lekka zabarwione strachem przed Żydami i nienawiścią do nich, poczynając od tych ustępów Nowego Testamentu, w których o stracenie Jezusa z Nazaretu przez rzymskie władze obwinieni są Żydzi - „A Piłat pyta: «A co wobec tego mam zrobić z Jezusem, zwanym Mesjaszem?». Wszyscy krzyczą: «Na krzyż z nim!»” - i dalej, poprzez ołtarzowe ma­ lowidła, mirakle, pieśni minstreli, po obwieszczenia, a nawet graffiti śre­ dniowiecznej Europy7. Symboliczna średniowieczna legenda o Żydzie Wiecznym Tułaczu,

która pojawiła się mniej więcej w tym czasie, kiedy do działania wyru­

206

szyli pierwsi inkwizytorzy, głosiła, że pewien Żyd, który szydził z Jezu­ sa z Nazaretu w jego drodze na Golgotę, został przez Boga skazany na wędrówkę wokół kuli ziemskiej bez zaznania chwili wytchnienia, aż do powrotu Jezusa przy końcu świata. Postać ta jest nad wyraz często obec­ na w chrześcijańskiej sztuce średniowiecza - na przemian pojawiając się jako niemiecki DerEwigeJude (Wieczny Żyd) i hiszpański Juan Espera-en-Dios (Jan wyczekujący Boga) - i zaczęła symbolizować nienawistne przekonanie, że Żydzi zostali przez Boga wyklęci, a zatem dobrzy chrze­ ścijanie powinni ich unikać8. Żydzi byli szkalowani nie tylko jako wykorzenieni tułacze, ale także jako bezwzględni lichwiarze, złodzieje komunijnych opłatków, truciciele studni i rytualni mordercy, którzy używali krwi chrześcijańskich dzieci do swych religijnych obrządków. Właśnie dlatego, że Żydzi nie uznawali boskości Jezusa z Nazaretu, Apokalipsa św. Jana nauczała głęboko wie­ rzących chrześcijan, że Żydzi swe obrzędy religijne odprawiali w „syna­ godze szatana”. W pewnym długim i szczególnie odrażającym podaniu wyrażono przekonanie, że postać Antychrysta, który pojawia się w chrze­ ścijańskiej literaturze apokaliptycznej, będzie pomiotem pochodzącym ze związku żydowskiej ladacznicy i samego diabła. Rzekome teologiczne obelgi judaizmu spowodowały utratę ustawowych praw przez zwykłych Żydów: „Z powodu zbrodni, jakiej kiedyś dopuścili się ich ojcowie na na­ szym Panu Jezusie Chrystusie”, głosiło tak zwane Żydowskie Prawo jedy­ nego niemieckiego królestwa w 1268 roku, „Żydzi są pozbawieni swych praw naturalnych i skazani na wieczną niedolę za swoje grzechy”9. Faktycznie część chrześcijan uważała, że Żydzi albo nie posiadają pewnych ludzkich cech, albo są ich całkiem pozbawieni. Na przykład średniowieczne ustawy przeciw sodomii i stosunkom analnym odnoszo­ no czasem do obcowania płciowego między chrześcijaninem a Żydem, rozumując, że „coitus z Żydówkąjest dokładnie tym samym, co stosunek mężczyzny z psem”. I tak pewien angielski diakon został w 1222 roku spalony żywcem w Oksfordzie z oskarżenia o sodomię za to, że przeszedł na judaizm i ożenił się z Żydówką, a innego mężczyznę spalono jako so­ domitę na stosie w Paryżu, ponieważ ze swą żydowską kochanką spłodził kilkoro dzieci. Tragiczne jest to, że na pastwę płomieni rzucono również i ową Żydówkę - straszliwy, choć pouczający przykład odczłowieczania ofiar, co było wkładem do potworności datujących się od masowego mor­ dowania katarów po koszmary Holocaustu10.

207

A zatem w czasach, kiedy inkwizycja pracowała pełną parą, Żydzi byli poddawani wszelkim rodzajom cierpienia, zarówno oficjalnej dyskrymi­ nacji, jak brutalności tłumu. Dopiero w roku 1581 papież Grzegorz XIII zakazał Żydom zatrudniać chrześcijańskie mamki z powodu oszczerstwa - po raz pierwszy zatwierdzonego przez Innocentego III w 1205 roku że Żydzi „zmuszali te kobiety do wylewania swego mleka do latryn przez trzy dni [po przyjęciu komunii], zanim znów mogły pozwolić się ssać dzieciom”. Żydowscy lekarze zostali przez chrześcijańskie duchowień­ stwo zdemaskowani jako diaboliczni czarownicy: „Lepiej jest umrzeć z Chrystusem”, przekonywali księża swych parafian w Szwabii w połu­ dniowo-wschodnich Niemczech, „niż być wyleczonym przez żydowskie­ go lekarza z jego Szatanem”11. Od czasu jak dla gospodarki średniowiecznej Europy kredyt stał się sprawą zasadniczą, Żydom (a jednak nie chrześcijanom) pozwalano anga­ żować się w udzielanie pożyczek, ale jednocześnie byli oni za te praktyki przez Kościół potępiani: „Żydzi powinni zaprzestać lichwy, bluźnierstwa i magicznych sztuczek”, powiadał jeden z inkwizycyjnych dekretów, któ­ ry określał pożyczanie pieniędzy jako przestępstwo nie mniej odrażające niż wróżbiarstwo, piromania, morderstwo, profanacja i kazirodztwo”12. Z pewnością najbardziej wierutnym i trwałym przestępstwem wobec judaizmu w średniowiecznej Europie była tak zwana zniewaga krwi wysoce wykoncypowany pogląd, że chrześcijanie byli porywani i zabi­ jani przez Żydów dla zdobycia ich krwi, którą później rzekomo używano podczas rozmaitych szatańskich rytuałów. Najpowszechniejsza odmia­ na owego oszczerstwa głosiła, że krew ta była potrzebna do wypiekania macy na paschalny posiłek. Już w roku 1096, a jeszcze w roku 1891, podobne oskarżenia były rzeczywiście wnoszone przeciw żydowskim pozwanym w różnych regionach chrześcijaństwa. Zniewaga krwi była domniemanym przestępstwem, które posłało trzynastu Żydów na stos we Francji w 1288 roku, jak to już wcześniej stwierdziliśmy, i sprowoko­ wało Filipa Pięknego do wniesienia skargi, że powinni oni zostać raczej spaleni przez sędziego królewskiego, niż przez inkwizytora. Filip pole­ mizował jedynie w kwestii jurysdykcji; nie miał zaś żadnych zastrzeżeń co do tego, iż Żydzi, jako synowie Szatana, byli zdolni do popełniania najnikczemniejszych zbrodni. „Czy możemy mieć nadzieję na znalezienie bardziej autentycznej i po­ wszechnie wyznawanej opinii”, duma rabbi i historyk Joshua Trachten-

208 berg, „niż w Szekspirowskim wersie z Kupca weneckiego'. «Amen! Wo­ łam co prędzej, żeby diabeł nie zaszedł drogi w modlitwie, bo widzę, że zbliża się w postaci Żyda»”13. Żydzi, podobnie jak skazani heretycy, mieli obowiązek noszenia pla­ kietek i wyróżniającej odzieży dla odseparowania ich od chrześcijan; prawo to można znaleźć w tych samych kanonach Czwartego Soboru Laterańskiego, które zawierały wczesny zarys inkwizycji. Okrągła żółta „żydowska plakietka” czasem również przedstawiała prymitywny rysu­ nek szatana lub parę diabelskich rogów. W różnych okresach i różnych miejscach Żydzi mieli zakaz wykonywania zawodu prawników oraz le­ karzy, zamieszkiwania poza wyznaczoną dzielnicą czy też posiadania na własność ziemi. Na ukoronowanie tych wszystkich prawnych upośledzeń - a czasem właśnie z ich przyczyny - stawali się celem przemocy ze strony przypadkowych przechodniów, w tym również zorganizowanego motłochu. Na przykład żydowska wspólnota w Moguncji, już od dzie­ siątego wieku ośrodka żydowskiego prawa i nauki, uznała za konieczne zawiesić dęcie w szofar, barani róg, w trakcie obchodów ważnych świąt -z obawy, że ściągnęłoby to uwagę ich chrześcijańskich sąsiadów, a tym samym sprowokowało kolejny pogrom14. Przemoc wobec Żydów zaostrzyła się gwałtownie w okresie wypraw krzyżowych. Zamierzonym wrogiem byli muzułmańscy władcy Ziemi Świętej, jednak chrześcijańscy żołnierze, którzy ponieśli krzyż, robili sobie przerwy, aby unurzać klingi mieczów w krwi żydowskich męż­ czyzn, kobiet i dzieci, których spotykali po drodze do Jerozolimy. Po­ nieważ Kościół uważał, że Żydzi są niewiernymi w tym samym stopniu co muzułmanie, podobne okrucieństwa miały dla krzyżowców pewien teologiczny sens. A w istocie od duchowieństwa, które propagowało ideę wypraw, oraz od kapelanów, którzy im towarzyszyli w marszu na Środkowy Wschód - pobrali oni nauki, że każdy, kto odmawia przy­ swojenia prawdy proponowanej przez Kościół rzymskokatolicki, zasłu­ żył na śmierć. „Spójrzcie teraz, oto kiedy podążamy, by się zemścić na Izmaelitach za naszego Mesjasza, stają nam na drodze Żydzi, którzy go zamordowali i ukrzyżowali”, głosiło jedno z podobnych kazań, a kazno­ dzieja użył biblijnego terminu dla określenia muzułmanów. „Wywrzyj­ my najpierw zemstę na nich i wykorzeńmy ich spośród narodów, tak aby imię Izraela popadło w zapomnienie - albo pozwólmy im przyjąć naszą wiarę”15.

209 Najdziwniejszy chyba, ale też najbardziej wymowny przykład niebez­ pieczeństw, jakie czyhały na średniowieczne żydostwo, sięga pierwszej wyprawy krzyżowej w jedenastym wieku. Na obrzeżach jednego z miast Nadrenii zebrał się tłum ludzi, aby pozdrowić oddział rycerzy wyruszają­ cy w celu dołączenia do armii krzyżowców, których misją było odebranie Jerozolimy z rąk muzułmanów. W skład ekspedycji wchodziła zbieranina żon, służących i innych markietanek, a za jedną z nich podążała drogą jej ulubiona gąska, najwyraźniej przygnębiona faktem, że pani ją porzuciła. Dla dzisiejszego widza taka scena jest zabawna - gęś kolebiąca się za kobietą, która sama spieszyła, by dotrzymywać kroku konnemu ry­ cerzowi. Jednak zebranym wokół ludziom widok tej gęsi w jakiś sposób sugerował, że to sam Pan Bóg wyrażał swój entuzjazm dla całego przed­ sięwzięcia; z pewnością więc nabrali oni przekonania, że gęś wypełnio­ na jest Duchem Świętym. Być może niektórzy mężczyźni z tłumu, opa­ nowani wyrzutami sumienia, że sami nie poszli w ślady bohaterskiego drobiu, postanowili odegrać własną, małą rolę w wyprawie krzyżowej. A zatem zaatakowali niewiernych, których mieli w zasięgu ręki - czyli żyjących wśród nich Żydów. W średniowiecznej Europie nie trzeba było niczego więcej niż widok wędrujących gęsi w odpowiednim czasie i we właściwym miejscu, aby doprowadzić do wybuchu morderczej antyse­ mickiej przemocy. Szkalowanie, dyskryminacja i nieusprawiedliwione niczym okrucień­ stwo to były realia życia zwyczajnych Żydów w całym chrześcijaństwie jeszcze na długo przed wynalezieniem inkwizycji. Jednak na starszych, prymitywniejszych sposobach wyrażania nienawiści do Żydów skon­ centrowali swą uwagę - by skierować je przeciw Żydom hiszpańskim - wielki inkwizytor Tomas de Torąuemada (1420-1498) i inni działacze hiszpańskiej inkwizycji, „tej najciemniejszej karty mrocznej kroniki ży­ dowskiego narodu”, jak napisał historyk Cecil Roth w latach bezpośred­ nio poprzedzających Holocaust, Jednego z najsmutniejszych epizodów w historii ludzkiej myśli”16.

W Hiszpanii Żydzi mieszkali od co najmniej trzeciego wieku naszej

ery, a może nawet wcześniej i fakt ten skłaniał część z nich do „wy­ pierania się jakiejkolwiek odpowiedzialności za Ukrzyżowanie”. Aż do końca czternastego wieku, a zwłaszcza w okresie średniowiecznego in-

210

terludium, kiedy to trzy religie potrafiły pokojowo współistnieć, Żydom hiszpańskim nie powodziło się gorzej niż ich braciom gdziekolwiek in­ dziej w średniowiecznej Europie, a czasem działo się im znacznie lepiej. W przeciwieństwie do dzielnicy wydzielonej dla żydowskiej społeczno­ ści w Wenecji, zwanej gettem, i podobnych żydowskich okręgów w całej Europie, które przyjęto nazywać w ten sam sposób, juderia w miastach hiszpańskich była często bogatym miejscem, gdzie żydowscy kowale, złotnicy i inni rzemieślnicy i rękodzielnicy oferowali swe wyroby, a ży­ dowscy poeci, uczeni i teologowie mogli wygodnie i bezpiecznie praco­ wać17. Convivencia nie była zasadą, która oznaczała zapewnienie Żydom i muzułmanom takich samych praw i przywilejów jak obywatelom chrześcijańskim różnych monarchii Półwyspu Iberyjskiego. Muzułmanie byli powszechnie przypisani do pracy fizycznej, a Żydzi na ogół ogra­ niczeni do rzemiosła, medycyny, prowadzenia kantorów wymiany pie­ niędzy i pobierania podatków. Ogólnie jednak wszyscy cieszyli się swo­ bodą w kultywowaniu obrzędów i rytuałów swych religii. Na przykład w czasie suszy w jednej części Hiszpanii zarówno chrześcijanie, jak Ży­ dzi i muzułmanie byli wzywani do wznoszenia swych modlitw o deszcz, a dla przyciągnięcia modlących się na plac publiczny została przyniesio­ na Tora. „Dobry Żyd i dobry muzułmanin mogą, jeśli postępują właści­ wie”, przyznał pewien hiszpański autor już pod koniec 1490 roku, „iść do nieba tak samo jak dobry chrześcijanin”18. Jednak dawny strach i odraza wobec judaizmu toczyły swoje nurty niczym podskórny ściek pod stopami jakże światłych Hiszpanów, a od dawna wzbierające napięcia od czasu do czasu przeradzały się gwał­ townie w otwartą przemoc. Na przykład podczas długiego gorącego lata 1391 roku na całym Półwyspie Iberyjskim żydowskie wspólnoty zosta­ ły otwarcie zaatakowane przez chrześcijański motłoch, którego na ulicę wyciągnął judzący swymi kazaniami kapłan Ferran Martinez, człowiek tak zajadły, że nawet król i papież próbowali go uciszyć. Pożoga antyse­ mickiej przemocy zabrała około pięćdziesięciu tysięcy ludzkich istnień w żydowskich okręgach Hiszpanii i Portugalii. Aby uciec przed dalszym okrucieństwem chrześcijan, Żydzi tysiącami decydowali się przechodzić na wiarę swych ciemiężycieli - w samej tylko Aragonii i Kastylii oko­ ło 200 000, a dalsze tysiące w innych rejonach Półwyspu Iberyjskiego. Ci nowo upieczeni chrześcijanie nazwani zostali conversos i wkrótce

211 zapewnili raison d’etre hiszpańskiej inkwizycji oraz dostarczyli jej naj­ większą liczbę ofiar19. Pierwsi conversos przyjęli chrześcijaństwo tylko dla zachowania ży­ cia, przynajmniej według jednej z wersji historii hiszpańskiego żydostwa. Zgodnie ze swą zwyczajową mądrością, poddawali się obrządkowi chrztu, ale „zaraz po powrocie do domu co prędzej zmywali ślady tej operacji”. Odprawiali uroczystości ślubne w kościele, a następnie, za za­ mkniętymi drzwiami, powtarzali je zgodnie z obrządkiem żydowskim. Pobierali się tylko z innymi conversos, tak że również ich dzieci były później traktowane jako Żydzi w świetle obrządku żydowskiego. „Były Żydami pod każdym względem oprócz nazwy”, podkreśla Cecil Roth, „a chrześcijanami pod żadnym względem prócz formy”20. Taki był prawie jednomyślny osąd historii o conversos, obowiązujący do bardzo niedawna, zarówno wśród uczonych, jak dzięki powszechnej zgodzie w kręgach żydowskich. Woleli oni postrzegać conrersos jako „krypto-Żydów - to znaczy bohaterskich ludzi, którzy zostali zmuszeni do nawrócenia się na chrześcijaństwo pod groźbą tortur i śmierci, a po­ tajemnie praktykowali swą pierwotną wiarę, udając jednocześnie chrze­ ścijan, i tragicznie kończyli życie jako żydowscy męczennicy. Bardzo, o ironio, zbliżony punkt widzenia przyjęła hiszpańska inkwizycja, któ­ ra potępiała conversos za nieszczerość i oportunizm, z odrazą opatrując ich etykietą „marranos” - słowem niejasnego pochodzenia, które często tłumaczy się jako „świnie”. Kwestia tego, czy conversos byli szczerymi chrześcijanami, czy krypto-Żydami, okazała się być w oczach hiszpań­ skiej inkwizycji sprawą życia lub śmierci21. Jeśli nawet pierwsza konwersja Żydów na chrześcijaństwo została wy­ muszona pod groźbą śmierci, jak to się mogło zdarzyć w wielu przypad­ kach, to możliwość wejścia w chrześcijańskie kręgi również przysparzała conversos i ich potomkom pewnych niezaprzeczalnych przewag. Podob­ nie jak gdzie indziej w Europie, hiszpańscy Żydzi często cierpieli prze­ różne poniżenia i dyskryminacje - w niektórych okresach i miejscach wymagano od nich, aby się osiedlali w granicach juderii, mieli nakaz noszenia bród, plakietek i dziwacznych strojów wyróżniających ich jako Żydów, nie wolno im było posiadać na własność ziemi lub jeździć konno czy używać tytułu don, stawali też przed barierą niedopuszczającą ich do wykonywania niektórych zawodów i sprawowania publicznych urzę­ dów. Natomiast z chwilą odstąpienia od swej dawnej wiary i poddania się

212

chrztowi pierwsze pokolenie conversos było zwalniane z tych ciężarów i mogło w pełni uczestniczyć w życiu narodu na równi z Hiszpanami. Wcześni conversos i ich potomkowie rzeczywiście osiągnęli wielki sukces na przestrzeni stulecia, które nastąpiło po antysemickich rozru­ chach w roku 1391. Otrzymali nowe możliwości obejmowania stanowisk w rządzie, w sądach, w armii, na uniwersytecie, a nawet w Kościele; co ciekawe, żydowska krew płynęła w żyłach rodziny Torąuemada, która wydała pierwszego wielkiego inkwizytora hiszpańskiej inkwizycji. Da­ lecy od pobierania się wyłącznie w gronie współcowversos, nowi chrze­ ścijańscy konwertyci mogli wchodzić w korzystne związki małżeńskie z najwyższymi sferami hiszpańskiej arystokracji. Według Cecila Rotha „do roku 1480 chyba żadna arystokratyczna rodzina w Aragonii, począw­ szy od domu królewskiego w dół, nie była wolna od jakiejś żydowskiej domieszki krwi lub powiązania z tą nacją” i zarówno sąd najwyższy, jak zgromadzenie ustawodawcze królestwa Aragonii miewały w swych skła­ dach mężczyzn pochodzących od conversos21. Powodzenie conversos było solą w oku dla członków chrześcijańskiej szlachty i arystokracji, którym nie podobali się ci nowi konkurenci w po­ ścigu za zyskownymi stanowiskami i przywilejami. Zaczęto odróżniać chrześcijańskich konwertytów i ich potomków, których nazwano „no­ wymi chrześcijanami” (cristianos nuevos), od chrześcijan urodzonych w wierze, teraz z dumą zwanych „starymi chrześcijanami”. Conversos pochodzenia żydowskiego stali się ofiarami antysemickiej nienawiści za­ równo ze strony motłochu, jak szlachty. W ciągu stulecia po pogromach, które doprowadziły do fali nawróceń, zarówno Żydzi praktykujący, jak Żydzi-konwertyci, stali się celem ataku i tronu, i inkwizycji . * Aż do tej chwili inkwizycja na Półwyspie Iberyjskim działała raczej ostrożnie. Nicholas Eymerich, autor słynnego podręcznika średniowiecz­ nej inkwizycji, pełnił służbę jako inkwizytor w Aragonii w czternastym wieku, jednak został usunięty z urzędu po dotarciu do papieża skarg na jego zbyt zaciekłe ściganie herezji. Jednak starzy chrześcijanie pojęli, w jaki to sposób machinę prześladowań - w założeniu przeznaczoną ’ Ściśle mówiąc, converso i cristiano nouevo (nowy chrześcijanin) stosowano w od­ niesieniu do wszelkich konwertytów na chrześcijaństwo, czy to z judaizmu, czy z is­ lamu oraz ich potomków. Termin „marrano” odnosił się w szczególności do converso pochodzenia żydowskiego, a „morisco” - do converso o korzeniach muzułmańskich - przyp. aut.

213 do karczowania „heretyckiego plugastwa”, takiego jak katarowie czy waldensi - można przestawić na wyniszczenie conversos żydowskiego pochodzenia. A mistrza pod tym względem znaleźli w Tomasie Torquemadzie, dominikańskim zakonniku, który pełnił funkcję spowiednika królowej Izabeli II Kastylijskiej (1451-1504) i był, jak się zdaje, najsłyn­ niejszą postacią w długiej historii inkwizycji. Torquemada pilnie pracował nad urabianiem umysłów Izabeli i jej małżonka, króla Ferdynanda II Aragońskiego (1452-1516) przeciw idei covivencii, która kiedyś pozwalała chrześcijanom, Żydom i muzułma­ nom żyć pokojowo na tej samej ziemi. Oboje królestwo poddawali się opiece żydowskich lekarzy, oboje też chętnie przyjmowali pieniądze od żydowskich finansistów. W istocie Izabela uważała Żydów kastylijskich za swą osobistą własność i widziała się w roli ich protektorki: „Wszy­ scy Żydzi w moich królestwach należą do mnie”, ogłosiła kiedyś, „mam obowiązek bronić ich”. Teraz wszakże Torquemada nastawał na nią, by podjęła misję wymazania żydowskiej obecności i wpływów po wsze cza­ sy. Kiedy w roku 1479 Izabela i Ferdynand zasiedli na tronie nowo zjed­ noczonej hiszpańskiej monarchii, jako los reyes católicos (monarchowie katoliccy), umiłowany cel, jakim była Hiszpania wolna od herezji krwi nieczystej, znalazł się ostatecznie w zasięgu ręki23.

Pretekstu do wojny z hiszpańskimi Żydami dostarczyły, jeśli w ogó­ le taki był potrzebny, miłosne przygody jakiegoś młodego caballero. Wtargnął on którejś nocy odważnie do juderii w Sewilli, aby zabiegać o względy pewnej urzekającej Żydówki, przy czym wiara dziewczyny najwyraźniej miała dla zalotnika mniejsze znaczenie niż jej piękność. Cicho i dyskretnie wślizgnął się do domu ukochanej, zaskakując jego mieszkańców uczestniczących w kompromitującej scenie. Za zamknię­ tymi drzwiami odbywała się tam właśnie swego rodzaju uroczystość, w której brało udział mieszane towarzystwo Żydów i chrześcijan. Po­ nieważ był to okres Świąt Wielkanocnych, zazwyczaj zbiegający się ze Świętem Paschy, zgromadzenie wzbudziło wszystkie owe szkaradne, sta­ re podejrzenia na temat rytualnych praktyk judaizmu. Nawet jeśli ryce­ rzyk tylko natknął się przypadkiem na zwyczajny podwieczorek, to fakt że conversos w ogóle w nim uczestniczyli, urósł do rangi dowodu, że w istocie byli oni krypto-Żydami.

214

Opowieść tę przekazano Izabeli, która ostatecznie postanowiła spełnić polecenie swego spowiednika, obarczając inkwizycję zadaniem pozbycia się hiszpańskich conversos, którzy byli winni herezji znanej jako ,judaizacja”, to znaczy skrytego praktykowania judaizmu, przy jednoczesnym deklarowaniu, że są chrześcijanami, i dążenia do tego, by inni czynili to samo. Hiszpański ambasador w Rzymie otrzymał polecenie złożenia do papieża Sykstusa IV petycji o stosowny dekret, a papież uległ tej prośbie w roku 1478, zezwalając na utworzenie w Hiszpanii filii inkwizycji, tak zwanego Trybunału Świętego Oficjum. Znamienne, że papież przekazał królowi i królowej władzę mianowania, usuwania i wymiany inkwizyto­ rów, pod jednym jedynym warunkiem, aby byli to księża powyżej czter­ dziestego roku życia. Na Boże Narodzenie 1480 roku do Sewilli przyje­ chali nowo mianowani inkwizytorzy, a 6 lutego 1481 roku aresztowano, osądzono i skazano pierwszych conversos żydowskiego pochodzenia, skrzyknięto pierwsze auto-da-fe i sześcioro Żydów spalono żywcem na stosie. Takie to były najłagodniejsze, pierwsze poczynania hiszpańskiej inkwi­ zycji, lecz wystarczało samo już jej istnienie, by wzniecić panikę wśród conversos w całej Hiszpanii. Około ośmiu tysięcy opuściło okolice Se­ willi, by uciec do Kadizu, ale na żądanie inkwizytorów zostali oni prędko aresztowani i zawróceni. Później, kiedy zastraszeni corwersos przekro­ czyli granicę z Francją, sam papież rozkazał, aby ich ujęto i przetrans­ portowano z powrotem do Hiszpanii. Klasztor dominikański w Sewilli, zmuszony posłużyć za kwaterę główną całej operacji, wkrótce przepełnił się heretykami, więc braciszkom inkwizytorom oddano do dyspozycji zamek Triana. W ciągu sześciu miesięcy od pierwszego auto-da-fe spa­ lono kolejnych 298 osób, a około 1500 wyznało swą winę, wyrzekło się swej wiary i otrzymało łagodniejsze kary, począwszy od noszenia krzyża po dożywocie. Idąc za przykładem inkwizycji średniowiecznej, inkwizy­ torzy uciekali się do starej praktyki ekshumowania zmarłych heretyków i palenia ich kości lub wizerunków. Wszystkie dawne przybory i techniki, jakie można było znaleźć w in­ kwizytorskich podręcznikach, poszły w ruch za sprawą hiszpańskiej in­ kwizycji, okazało się jednak, że przydałyby się i jakieś nowe. Tak jak kiedyś uważano, że katarski doskonały charakteryzuje się bladą cerą i zapadłym torsem, tak teraz pewne cechy zewnętrzne uznawano za zna­ mienny dowód, że converso jest krypto-Żydem. Mycie rąk przed mo­

215 dlitwą, nadawanie dzieciom imion pochodzących ze Starego Testamen­ tu, przyrządzanie posiłków bez mięsa wieprzowego czy owoców morza - wszystko to uznawano za działania podejrzane według punktów wyli­ czonych na obwieszczeniach, które drukowano i rozpowszechniano, aby zaalarmować społeczeństwo o istnieniu zakamuflowanych Żydów. Na przykład zmienianie bielizny w sobotę było wystarczającym dowodem usprawiedliwiającym oskarżenia o kryptożydostwo. Inkwizytorzy polowali na swoje ofiary wszelkimi dostępnymi środka­ mi i wszędzie, gdzie mogliby je znaleźć. A więc konkretnie, jak to już wiemy, Żydzi, którzy pozostali przy swej wierze, znajdowali się poza za­ sięgiem jurysdykcji inkwizycji hiszpańskiej, jednak inkwizytorzy poleci­ li hiszpańskim rabinom, by używali własnego wpływu, łącznie z groźbą ekskomuniki, i zmuszali członków swych kongregacji do przekazywania wszystkiego, co wiedzą o conversos, którzy potajemnie trzymają się swej wiary albo powrócili do niej po przyjęciu chrztu. Według odwiecznego błędnego koła, w które wpadło tak wiele ofiar inkwizycji, Żydów od­ mawiających przyjęcia roli informatorów uznawano za współsprawców i tym samym podporządkowywano władzy inkwizycji. Oni również byli aresztowani, torturowani i paleni na stosach za odmowę przekazywania nazwisk. Wciąż rosnąca liczba ofiar wymusiła mianowanie dodatkowych inkwi­ zytorów, utworzenie trybunałów w różnych miejscach Hiszpanii - w su­ mie piętnastu, poczynając od stołecznego Madrytu po dalekie wyspy Baleary - wreszcie ustanowienie inkwizycyjnego naczelnego dowództwa odpowiedzialnego za nadzorowanie dzieła braci inkwizytorów w całej Hiszpanii i świecie, El Consejo de la Suprema y General Inquisición, po­ wszechnie znanego jako La Suprema. Wznowiono stare zmurszałe pod­ ręczniki Gui i Eymericha, jednak La Suprema wydała również podręcz­ niki własne, pod nazwą inctruccićmes, które wprowadzały inkwizytorów w istotę nowej i wyjątkowej misji hiszpańskiej inkwizycji. Kiedy bracia inkwizytorzy rozkręcili się już na dobre, podążyli w ślad za konkwistado­ rami całym ich szlakiem w Nowym Świecie. Torąuemada formalnie został mianowany inkwizytorem w roku 1482, a niebawem wyniesiony do godności wielkiego inkwizytora. Dominikański mnich, dumny asceta, który złożył tradycyjne śluby ubóstwa i pokory, teraz otrzymał do dyspozycji pałac i straż przyboczną złożoną z pięćdziesięciu konnych oraz dwustu pieszych żołnierzy. Ponieważ hiszpańska inkwizycja

216 nie wahała się przed aresztowaniem, pozbawianiem własności i paleniem ludzi uważanych za silnych i wpływowych - i ponieważ Torquemada wy­ kazywał skłonność do wchodzenia w spory z wysłannikami samego pa­ pieża - wielki inkwizytor, obawiając się zamachu na siebie, dla ochrony własnego życia podejmował środki zapobiegawcze. Jak się okazało, żył długo, a zmarł w spokoju, w bezpiecznych ścianach własnej sypialni. Wiadomo, że hiszpańską inkwizycję większą troską przejmowali dy­ sydenci chrześcijańscy niż, wyimaginowani lub nie, krypto-Żydzi. Zda­ niem inkwizytorów istniało małe prawdopodobieństwo, aby publiczne nawrócenia Żydów na chrześcijaństwo nie były po prostu podstępem, a podejrzeniami obejmowano nawet dalekich potomków conversos. Ja­ kikolwiek ślad żydowskiego pochodzenia, nieważne jak nikły czy odle­ gły, wystarczał, by usprawiedliwić oskarżenie kobiety lub mężczyzny, że są, judaizerami”. Na przykład biskup Segovii, Juan Arias Davila, czło­ wiek o dalekim żydowskim rodowodzie, kamie uganiał się za conversos, którzy mogliby w tajemnicy praktykować judaizm w jego diecezji, i szesnastu Żydów objął aktem oskarżenia, opierając się starej zasadzie zniewagi krwi. Jednakże sam biskup został ostatecznie przez inkwizycję aresztowany pod zarzutem zorganizowania ekshumacji swych zmarłych krewnych, według Rotha, „aby zniszczyć dowód na to, że zostali oni po­ chowani według żydowskiego obrządku”24. Wysoka pozycja nie gwarantowała żadnej ochrony potomkom conversos. A w istocie ich najbardziej zasymilowane rodziny mogły się znajdo­ wać w większym jeszcze niebezpieczeństwie niż krypto-Żydzi, rzeczy­ wiście praktykujący judaizm, choćby tylko z tego powodu, że posiadały majątki, które inkwizytorzy pragnęli przejąć, oraz piastowały urzędy, które starzy chrześcijanie pragnęli obsadzić. Na przykład wśród ofiar in­ kwizycji w królestwie Aragonii byli przedstawiciele rodzin corwersos, którzy dzierżyli tytuły mistrza dworu królewskiego, głównego skarbnika i taksatora, a wszyscy oni zostali w 1485 roku oskarżeni o uczestnictwo w zmowie, mającej na celu zamordowanie inkwizytora Pedra Arbuesa. Spisek się powiódł - Arbues został zasztyletowany w chwili, gdy klę­ czał przed ołtarzem w katedrze w Saragossie, mimo że pod szatami miał na sobie dla ochrony kolczugę - jednak ten akt oporu nie powściągnął inkwizycji. Wręcz przeciwnie, w jego następstwie pojmano i stracono dwieście ofiar, a conversos znaleźli się w większym niebezpieczeństwie niż wcześniej.

217 Nie było też łatwo ofiarom hiszpańskiej inkwizycji ujść przed jej dłu­ gim ramieniem. Hiszpańscy Żydzi i conversos żydowskiego pochodze­ nia, którzy na przykład przekroczyli granicę portugalską, stawali wobec zagrożenia ze strony działających w tym kraju trybunałów. Król Manuel zgodził się przyjąć hiszpański sposób postępowania z kwestią żydowską, dążąc do zdobycia ręki córki Ferdynanda i Izabeli, a w tydzień po zrękowinach w 1496 roku wydał dekret o wypędzeniu Żydów. W roku 1536 portugalski król z powodzeniem zabiegał u papieża o ustanowienie jego własnej inkwizycji, i znów, takjak w Hiszpanii, inkwizytorem generalnym mianowano królewskiego spowiednika. Następnie inkwizycje hiszpańska i portugalska działały równolegle, a w okresie, kiedy Hiszpania podbiła Portugalię i rządziła nią- stały się jedną, zjednoczoną instytucją. Część żydowskich rodzin uciekła z Półwyspu Iberyjskiego, by osta­ tecznie znaleźć schronienie w Holandii i Anglii, we Włoszech, Turcji, a później w obu Amerykach; byli wśród nich przodkowie takich lumina­ rzy, jak filozof Baruch Spinoza, amerykański prawnik Beniamin Cardozo i brytyjski mąż stanu Beniamin Disraeli . * Jednak inkwizycja wkrótce rozszerzyła swą jurysdykcję na hiszpańskie i portugalskie kolonie oraz kraje zależne na świecie - tak na przykład miała trybunały na Sycy­ lii, w Goa i Manili, kwitnące oddziały - w Meksyku, Peru i Kolumbii. Pierwsze anto-da-fe na amerykańskiej ziemi przeprowadzono w Mexico City w 1528 roku, kiedy spalono żywcem dwóch hiszpańskich marranos. Nawet Nowy Świat nie gwarantował bezpiecznego schronienia przed

najnowszą odmianą inkwizycyjnej wojny z herezją.

Rok 1492 był znamienny w historii Hiszpanii z kilku powodów. Król Ferdynand i królowa Izabela wyprawili Krzysztofa Kolumba w podróż, której celem miało być dotarcie do Azji, a która zakończyła się lądo­ waniem u wybrzeży nowo odkrytego kontynentu. Następnie katoliccy monarchowie pokonali ostatniego muzułmańskiego władcę, jaki miał pa­ nować na hiszpańskiej ziemi, kończąc tym samym tak zwaną rekonkwistę i po raz pierwszy od 711 lat podporządkowując Półwysep Iberyjski * Albo też tak się Disraeli chwalił. Pochodzenie od żydostwa hiszpańskiego (zwa­ nego sefardyjskim od hebrajskiej nazwy Hiszpanii - „Sepharad”) zaczęto w kręgach żydowskich uznawać za znaczące, a Disraeli, jak się wydaje, upiększał lub wymyślał niektóre szczegóły dotyczące jego hiszpańskich korzeni - przyp. aut.

218 wyłącznemu panowaniu chrześcijan. I wreszcie, w roku 1492, Ferdynand i Izabela zdecydowali się rozbudować misję hiszpańskiej inkwizycji do jej logicznych granic poprzez usunięcie z Hiszpanii wszystkich Żydów. Na mocy królewskiego zarządzenia żydowskiej społeczności w Hiszpa­ nii zaproponowano wybór - przejście na chrześcijaństwo (i tym samym narażenie się na działania inkwizycji) albo opuszczenie Hiszpanii. Aby usprawiedliwić to wydalenie i uśmierzyć niepokój tych Hiszpa­ nów, którzy ideę corwiencii brali zbyt poważnie, wyciągnięto z rękawa potworność. W roku 1491 w mieście Avila szajka Żydów i conversos jakoby porwała bezimienne niemowlę, które następnie zabiła, by do­ starczyć krew na potrzeby jednego z owych szatańskich rytuałów, jakie dominowały w ustnej tradycji antysemityzmu. Tak jak inne oszczerstwa kierowane pod adresem oskarżonych heretyków na przestrzeni wieków, również i ten nikczemny czyn został całkowicie wymyślony przez kil­ ku zionących nienawiścią księży, jednak kłamstwo było wystarczająco wiarygodne, by doprowadzić do aresztowania siedemdziesięciu nowych ofiar inkwizycji. Co ważniejsze, wymyślona zbrodnia została opisana w drastycznych propagandowych rozprawach, rozprowadzanych po ca­ łej Hiszpanii, co wywoływało nową falę strachu i odrazy wobec hiszpań­ skiego żydostwa. Formalne zarządzenie o wydaleniu Ferdynand i Izabela ogłosili 30 marca 1492 roku. Już po czterech miesiącach Żydzi, którzy odmówili nawrócenia się, byli zmuszeni brnąć mozolnie przez granice albo okrę­ tować się do podróży przez morze do swych miejsc wygnania. Liczbę wypędzonych ludzi niektóre źródła oceniają na 300 000, inne na 800 000. Jednak według szacunków późniejszych i bardziej dokładnych history­ ków, ogólna liczba społeczności żydowskiej w Hiszpanii w 1492 roku przekraczała nieco 80 000 i chyba tylko jej połowa - 40 000 - ostatecznie przesiedliła się poza Hiszpanię. Ci, którzy pozostali, zgodnie z królew­ skim zarządzeniem, przyjęli chrzest, pakując się w takie samo położenie, jakie prześladowało wcześniejsze pokolenia conversos, i przysparzając inkwizycji okazji do sprawdzania szczerości ich nawrócenia25. W istocie wypędzenie hiszpańskich Żydów było kolejnym narzędziem prześladowań, wymuszonym na katolickich monarchach przez wielkie­ go inkwizytora i radykalniejsze siły spośród starych chrześcijan. Torquemada podkreślał, że pracujący w Hiszpanii inkwizytorzy, niezależnie od tego, jaką by wykazali żarliwość, nie byli w stanie ochronić conversos

219 aspirujących do statusu autentycznych chrześcijan przed łupiestwem ze strony praktykujących Żydów, „którzy na różne sposoby odciągają wier­ nych chrześcijan od ich świętej wiary katolickiej”. Torąuemada opowia­ dał się za wygnaniem żydostwa hiszpańskiego niczym za jakimś zabie­ giem chirurgicznym mającym na celu usunięcie złośliwej narośli z ciała Hiszpanii i redukującym do sterowalnych proporcji zarazę, którą miała się zająć inkwizycja26. Krąży opowieść, że kiedy pewna delegacja reprezentująca żydowską społeczność przybyła z petycją do króla Ferdynanda, by ten wycofał za­ rządzenie o wypędzeniu - i dla zachęty zaoferowała mu okazały prezent - do sali wtargnął Torąuemada i dramatycznym gestem rzucił na stół trzydzieści srebrnych monet, „żądając odpowiedzi, za jaką cenę Chrystus zostanie znowu sprzedany Żydom”. Historia ta została wymyślona, ale prawdą jest, że król i królowa wahali się, czy mają wypędzić „swoich” Żydów i zrezygnować w ten sposób z przychodów podatkowych, które wpływały prosto do królewskiej szkatuły. Wszakże siła woli i przebie­ głość Torąuemady była tak wielka, że katoliccy monarchowie ulegli jego żądaniom i wydali zarządzenie, którego się domagał27. „Święte Oficjum widząc, jak bardzo niektórzy chrześcijanie są narażeni na szkody przez kontakty i związki z Żydami”, napisał król Ferdynand dla wyjaśnienia, „przekonało nas, by poprzeć i zgodzić się na to, co teraz robimy, z po­ wodu naszych powinności i obowiązków wobec rzeczonego Świętego Oficjum; czynimy to pomimo wielkiej krzywdy dla nas samych”28. Podobny los spotkał później muzułmańskie społeczności w Hiszpanii. Tak jak w granicach większości hiszpańskich miast mieściła się juderia, tak też istniała tam morena, gdzie swoje domy budowali tak zwa­ ni Maurowie. Począwszy od roku 1501 z większym nawet rozmachem i ostrością przedstawiano społeczności muzułmańskiej w Hiszpanii ten sam brutalny wybór, jaki był rozciągnięty na społeczność żydowską: na­ wrócenie lub wyjazd. Muzułmanie, którzy zgodzili się przyjąć chrześci­ jaństwo, nie byli traktowani z większym zaufaniem niż Żydzi, a termin moriscos został ukuty dla określenia kryptomuzułmanów, dokładnie jak marranos, który służył określaniu krypto-Żydów. „Uparte, zagubione du­

sze w sektach Mojżesza i Mahometa” - oto jak społeczności żydowska i muzułmańska zostały zdefiniowane przez szesnastowiecznego hiszpań­ skiego historyka Fraya Josego de Siguenzę, którego mieszanka miłosier­ dzia i współczucia skłoniły, by się poskarżyć na „powszechne w Hiszpa­

220 nii złe nawyki w traktowaniu członków sekt gorzej po ich nawróceniu niż wcześniej”29. Tak więc convivencia, która panowała w złotym wieku Hiszpanii, dobiegła swego ostatecznego i tragicznego kresu. Muzułmanie zostali ochrzczeni jak jeden mąż, meczety przekształcono w kościoły. Na rozkaz króla przejęto arabskie książki i spalono je. Wszelkie przedmioty i prak­ tyki, które wiązały się z muzułmańską społecznością w Hiszpanii - uży­ wanie języka arabskiego, charakterystyczny ubiór i ozdoby oraz rytualne obrzezanie i ubój zwierząt - zostały uroczyście potępione. Do roku 1526 wojna z islamem była zakończona, a „islam oficjalnie nie istniał w Hisz­ panii”, według historyka Henry’ego Kamena30. Tak więc to inkwizycja dorzuciła moriscos do listy zwyczajowych po­ dejrzanych, bazując na przypuszczeniu, że muzułmanie, podobnie jak Żydzi, byli skłonni pozorować nawrócenie się na chrześcijaństwo. Tak jak nowe chrześcijanki o żydowskim rodowodzie mogły wzbudzać po­ dejrzenie poprzez zmienianie bielizny w sobotę, tak nowa chrześcijanka mauretańskiej proweniencji stawała się podejrzana, jeśli dla upiększania się używała henny. Pewną kobietę na przykład zadenuncjował do inkwi­ zycji jako skrytą muzułmankę jej własny kochanek z powodu Jej zwy­ czajów w sferze higieny seksualnej”, a kilku młodych mężczyzn z mu­ zułmańskimi przodkami aresztowano w Toledo w 1538 roku, ponieważ wspólnie jedli z talerza kuskus31.

Do końca siedemnastego wieku Hiszpania - kiedyś rzadki przykład kulturalnej i religijnej różnorodności w samym sercu chrześcijaństwa - wypędziła niemal wszystkich swych praktykujących Żydów i muzuł­ manów. Jednak teraz Kościół stanął przed potężnym konkurentem do serc i umysłów wyznawców chrześcijaństwa - protestancką reformacją. Marcin Luter rzucił otwarte wyzwanie religijnemu monopolowi Kościo­ ła rzymskokatolickiego, a nieuniknionym tego następstwem była nagła obfitość nowych świątyń, duchowieństwa i obrzędów - wszystkiego, co Watykan postrzegał jako głęboko heretyckie. Tu zaś na wojnę z herezją nakładały się również konflikty - polityczny, gospodarczy i kulturowy - między Hiszpanią i Anglią, starymi i zaciekłymi rywalami w walce o panowanie na dalekich morzach Nowego Świata. Ludzie sądzeni i ska­

zywani przez hiszpańską inkwizycję za przestępstwo protestantyzmu byli

221

kozłami ofiarnymi w wojnie kulturowej i w geopolitycznym pacie, jaki się wytworzył wraz teologicznymi różnicami między katolikami i prote­ stantami32. Średniowieczny Kościół rzymskokatolicki uważał przekłady Biblii na języki narodowe za zagrożenie dla własnego autorytetu - i rzeczywiście, skłonność katarów do czytania Biblii w tłumaczeniu była jedną z ich rze­ komych zbrodni - tymczasem kościoły protestanckie energicznie zachę­ cały do takich praktyk. Już w roku 1521 Biblie wydrukowane za granicą stały się celem konfiskaty w hiszpańskich portach przybycia, a później hiszpańska inkwizycja wydała własny indeks ksiąg zakazanych, którym księgarze musieli się kierować w doborze tytułów trzymanych w swoich sklepach. Protestanci dołączyli do żydowskich i muzułmańskich conversos jako głównych celów hiszpańskiej inkwizycji. W roku 1533 pewien ksiądz oskarżony o uwiedzenie zakonnicy, chcąc udobruchać inkwizytorów, zaproponował podanie im nazwisk siedemdziesięciu osób, które zadenuncjowal jako „luterańskich heretyków”. W roku 1551 posiadanie tłu­ maczenia Biblii na „ordynarne jęzory” - to znaczy na jakikolwiek inny język niż greka czy łacina - było już przestępstwem. Pierwszy prote­ stant spalony za herezję przez hiszpańską inkwizycję wkroczył na stos w roku 1540, a dwudziestu sześciu spośród trzydziestki oskarżonych he­ retyków na auto-da-fe w Toledo w roku 1559 było protestantami. Jedna z ofiar w drodze na stos zaapelowała do króla Filipa II o miłosierdzie, ale bezskutecznie33. „Ja sam bym dostarczył podpałki, by spalić mego syna”, miał jakoby odpowiedzieć król, „gdyby on był tak zatwardziały jak wy”34. Kiedy kurczył się słaby dopływ rodzimych protestantów, zatrzymy­ wano przypadkowego angielskiego marynarza lub kupca - czasem na hiszpańskiej ziemi, a czasem po przejęciu angielskiego statku na otwar­ tym morzu - którego torturowała, sądziła i karała hiszpańska inkwizy­ cja. Pierwszego Anglika, który miał spłonąć żywcem jako heretyk, Johna Tacka, osądziła i skazała inkwizycja w Bilbao. Anglik o nazwisku John Massey, przybywając do Sewilli w 1575 roku, otrzymał wyrok siedmiu lat więzienia za zbrodnię posiadania protestanckiego modlitewnika zaty­ tułowanego „Skarbnica radości”. Dzięki ogólnoświatowemu zasięgowi inkwizycji kuzyn sir Francisa Drake’a został skazany na auto w Buenos Aires; ten sam los spotkał syna sir Johna Hawkinsa w Limie.

Ul

Tymczasem inkwizycji mało było marranos, moriscos i protestantów. Od czasu do czasu na wyobraźnię inkwizytorów działały nieco bardziej egzotyczne herezje. Pewien kaznodzieja w Guadalajarze został potępio­ ny za nauczanie, że „związek z Bogiem jest związkiem seksualnym”, jakaś Aragonka, choć twierdziła, że jest oblubienicą Pańską- za kontakty cielesne ze swymi młodymi uczniami. Ksiądz z Sewilli został oskarżony o przewodzenie „przypadkowym orgiom” po mszy i żądanie od swych parafianek, żeby w ramach pokuty, a dla jego przyjemności, podkasywały spódnice. Członkowie afrykańskiej orkiestry, wzięci w niewolę i ochrzczeni po przyjeździe do Hiszpanii, stanęli przed zarzutem „wyzna­ wania hoodoo * ”. Wszystkie te religijne wybryki hiszpańska inkwizycja sądziła i karała jako heretyckie35. Inkwizytorzy czuli się nieswojo wobec jakiegokolwiek odchylenia w sferze doznań religijnych, którego nie rozumieli i nie popierali. Mi­ styczne praktyki tak zwanych iluministów (alumbrados), poprzez które duchowy poszukiwacz jakoby osiągał zjednoczenie z Bogiem, zwróciły uwagę hiszpańskiej inkwizycji, podobnie jak nauczanie Teresy z Avila (1515-1582), charyzmatycznej karmelitańskiej zakonnicy, która swymi mistycznymi praktykami i anielskimi wizjami kilkakrotnie wzbudziła sil­ ne zainteresowanie inkwizycji. Podejrzenia te wzmógł fakt, że w żyłach Teresy płynęła żydowska krew. „Ojcze, gdybyśmy tak wszystkie mogły spłonąć na stosie za Chrystusa”, powiedziała do przychylnego jej księdza po tym jak zadenuncjowano ją jako heretyczkę przed trybunałem w Se­ willi. Chociaż Teresa nigdy oficjalnie nie została potępiona za herezję, inkwizycja nie zezwoliła na publikację jej słynnego pamiętnika Życie Matki Teresy od Jezusa, który ukazał się dopiero po jej śmierci w roku 158236. Jeszcze później poruszeni inkwizytorzy uświadomili sobie niebez­ pieczeństwo tkwiące w wolnomularstwie i zwrócili się przeciw niemu - „przerażającej kompozycji świętokradztwa i wielu innych budzących odrazę zbrodni”, jak głosił jeden z inkwizycyjnych dokumentów. Pewien przedsiębiorczy inkwizytor zdołał przeniknąć do loży masońskiej, by się przekonać osobiście, jaki to rodzaj „tajemnej deprawacji” jest tam prakty­ kowany. Zaniepokoił się on na tyle, że wniósł formalne oskarżenia prze­ ciw niemal stu lożom w Hiszpanii. Raz jeszcze inkwizycja zadziałała, by ’ Odmiana woodoo - przyp. tłum.

223 oczyścić Półwysep Iberyjski z tego, co uznała za plugawą zarazę w po­ staci jakiejkolwiek idei nieusankcjonowanej przez Kościół, i z każdego żyjącego stworzenia splamionego domieszką krwi nieczystej, a czyniła to kosztem wszelkich ludzkich cierpień37.

W Hiszpanii inkwizycja sprawowała więcej niż jedną funkcję, podob­ nie zresztą jak to czyniła przez wieki gdzie indziej w całej zachodniej Europie. Jako narzędzie państwowego terroru była wygodnym instru­ mentem służącym ustanawianiu władzy nowo utworzonej monarchii, panującej nad konglomeratem małych królestw i księstewek, w tym nad wieloma rejonami, które przez długi czas znajdowały się raczej pod pa­ nowaniem królów muzułmańskich niż chrześcijańskich. Na przykład za­ rządzenie ogłoszone przez inkwizycję w czasie burzliwej wojny o suk­ cesję hiszpańską na początku osiemnastego wieku wymagało od ogółu dobrych katolików, aby donosili inkwizycji o wszystkich księżach, któ­ rzy podawali w wątpliwość roszczenie Filipa V do hiszpańskiej korony. Nie był on pierwszym ani jedynym hiszpańskim monarchą, który puścił inkwizytorów tropem politycznego wroga. Nawet papież nie był w mocy zapanować nad hiszpańską monarchią, gdy w grę wchodziła inkwizycja. Zażalenia na okrucieństwa inkwizyto­ rów wnosili ludzie o czysto chrześcijańskich korzeniach i przekonaniach, ale gdy papieże usiłowali utemperować wybryki inkwizycji, byli z reguły ignorowani przez hiszpańskich królów. Kiedy na przykład w roku 1518 papież Leon X ogłosił bullę, która miała ograniczyć kilka procedural­ nych nadużyć inkwizycji, Karol V zabronił jej publikacji w granicach Hiszpanii’. Hiszpańskie porzekadło oddawało grozę, jaka biła z sojuszu korony i inkwizycji: Con el reyy eon la inąuisitión, chiton! - „O królu i inkwizycji cicho sza!”38. Następnie inkwizycja służyła królowi również jako środek do bogace­ nia się kosztem jego poddanych. Sprawozdanie weneckiego ambasadora w Madrycie potwierdza uboczny cel, jaki można osiągać dzięki wynajdy­ waniu i paleniu na stosach bogatych conversos pod zarzutem, że w skrytości pozostają Żydami: „Ostatniej soboty minęły dwa tygodnie, jak do’ Karol V (1500-1558) panował jako król Hiszpanii i arcyksiążę Austrii pod imie­ niem Karola I. Lepiej znany jest jako Karol V, które to imię nosił jako cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego - przyp. aut.

224 konano w Murcii posunięcia, zwanego w Toledo aktem inkwizycji, po którym dwudziestu dziewięciu ludzi zostało spalonych jako Żydzi”, pisał do doży ambasador. „Wśród tych ludzi znajdowało się kilka poważnych osobistości, a zatem zabór ich mienia przysporzył królowi 4 000 000 du­ katów”. Inkwizycja bogaciła się również rutynowo na wszelkich niebo­ tycznych grzywnach i konfiskatach, jakie dało się wycisnąć z jej ofiar; pewien bogaty finansista został pozbawiony 300 000 dukatów w złocie i srebrze po oskarżeniu go przez inkwizytorów o zbrodnię bycia skrytym Żydem39. Wreszcie hiszpańska inkwizycja, podobnie jak jej rzymska odpowied­ niczka, dostarczała oddziałów szturmowych w wojnie kulturowej prowa­ dzonej przeciw wartościom oświecenia. Dawny styl życia, jaki panował w szczytowym okresie średniowiecza, stanął przed wyzwaniami ze stro­ ny humanizmu w sztuce i literaturze, racjonalizmu w nauce i technice, zróżnicowania w praktykach religijnych i dążenia ku reprezentatywnej demokracji w sprawowaniu rządów - a wszystko to hiszpańska monar­ chia i hiszpańska inkwizycja uznawały za groźne herezje. „Jeśli Święte Oficjum nie wkroczy do tego królestwa, to niektórzy z jego obywateli mogą się stać tacy jak w Anglii”, zauważył pewien hiszpański ksiądz, nawiązując do miejsca, gdzie wszelkie niepokojące nowe idee otwarcie hołubiono i wcielano w życie40. A zatem inkwizytorzy podjęli się wznoszenia muru wokół Półwy­ spu Iberyjskiego, aby unikać zarażenia ludźmi i ideami pochodzącymi z, jak to nazywali, tierras de herejes (narodów heretyckich), to znaczy ze wszystkich krajów leżących poza hiszpańskim imperium. Odwiedzi­ ny hiszpańskiego poddanego w obcym kraju uznawano za wystarczającą przyczynę dla podejrzenia go o herezję, a w oczach inkwizycji nawet za wymagające interwencji przestępstwo. Jej agenci wkraczali na pokłady zagranicznych statków zawijających do hiszpańskich portów i poszu­ kiwali zakazanych książek, wśród których mogły się znajdować dzieła takich znakomitości epoki oświecenia, jak Wolter i Monteskiusz, Rus­ so i Locke *. Zakwestionowane książki poddawano cenzurze, czasem ‘ Rozważając trzy zbrodnie, które są „u nas karane stosem” - czamoksięstwo, herezję i sodomię - Monteskiusz zauważył, że „pierwsza mogłaby bez trudu zostać udowod­ niona jako nieistniejąca; druga jako ta, która podlega nieskończonej ilości zróżnicowań, interpretacji i ograniczeń [i] trzecia jako będąca często mroczna i niepewna”. Cytat w: Moore, The Formation ofa Persecuting Society, s. 1 - przyp. aut.

225 poprzez zwyczajne wydzieranie stron lub powierzanie ich płomieniom, a zalecaną karą za posiadanie zakazanych ksiąg był stos41. Nawet Cervantes odczuł na swej skórze niepokojący dotyk inkwizycji. Aczkolwiek w jego Don Kichocie w roku 1632 czujni cenzorzy skreślili zaledwie jeden wiersz, to miał podobno powiedzieć, że „gdyby nie Świę­ te Oficjum, uczyniłby swą książkę bardziej zabawną”. Jeszcze w roku 1814, kiedy hiszpańska inkwizycja została już w niektórych częściach kraju zakazana i zmierzała do rychłego ostatecznego upadku, potępiony został Francisco Goya za namalowanie zmysłowej „Mai nagiej” - olśnie­ wającego portretu nagiej kobiety spoczywającej w półleżącej pozie aczkolwiek malarz częściowo się zemścił, dokumentując cierpienia ofiar inkwizycji w serii swych pamiętnych rysunków42. Najbłahsza nawet obraza moralnego porządku nie uchodziła uwadze hiszpańskiej inkwizycji. Sprzeczka między parafianami podczas nie­ dzielnej mszy, przekleństwo rzucone w trakcie gry w kości, zalotna uwa­ ga skierowana do młodej kobiety na religijnej procesji, jedzenie mięsa w piątek i nieuczestniczenie w kościelnych uroczystościach - wszystko to było przedmiotem inkwizycyjnych dochodzeń, jak na przykład wów­ czas, gdy dowiedziano się o wypowiedzi jednego z notariuszy na temat inkwizycyjnego personelu: „Dziesięciny są nasze, a duchowni to nasi słudzy i właśnie dlatego płacimy im dziesięciny”. Za te zuchwałe sło­ wa człowiek ów stanął przed tym samym trybunałem, któremu pomagał w oskarżaniu innych pozwanych heretyków43. Jako samozwańczy strażnicy moralności inkwizytorzy byli szczególnie zainteresowani tym, co chrześcijanie wyczyniają pod kołdrą i za zamknię­ tymi drzwiami. Bigamiści, zarówno kobiety, jak mężczyźni, byli zawsze w niebezpieczeństwie - inkwizytorzy dowodzili, że „bigamia sugerowała jakąś dozę herezji” - jednak inkwizycja rozciągnęła swą jurysdykcję na niemal wszystkie rodzaje seksualnych konfiguracji. Mężczyzna i kobieta, którzy mieszkali razem po formalnych zaręczynach, ale przed ślubem, mogli zostać oskarżeni o „zwykłe cudzołóstwo”. Ponieważ Kościół był zawsze wrogo nastawiony do praktyk seksualnych, które nie prowadziły do zapłodnienia - jedno z domniemanych przestępstw katarów i innych heretyków, rzeczywiste lub nie - hiszpańska inkwizycja w Aragonii za­ częła wnosić akty oskarżenia o sodomię i seks analny uprawiane zarówno przez mężczyzn, jak przez kobiety, co było polityką, która w praktyce zrównywała homoseksualizm z herezją. Nieletni skazani za seks analny

226 karani byli chłostą i skazywani na pracę przymusową, jednak karą za takie czyny popełnione przez dorosłych powyżej dwudziestego piątego roku życia było spalenie na stosie44. Hiszpańskiej inkwizycji uprawianie czarów nie irytowało tak bardzo jak innych europejskich inkwizytorów. Po skazaniu w roku 1610 za czary dwadzieściorga dziewięciu osób w Navarze - sześcioro z nich spalono żywcem - Za Suprema wysłała jednego ze swych inkwizytorów, Alonza Salazara y Friasa, by poprowadził formalne dochodzenie w sprawie przy­ puszczalnych zagrożeń czarami w Hiszpanii. Jak to już wiemy, Salazar y Frias doszedł do wniosku, że histerię wokół tego rozpętali sami łowcy czarownic: „Nie znalazłem najmniejszego dowodu”, donosił, „na to, że naprawdę zaszedł choćby jeden przypadek czarownictwa”. W wyniku swych dociekań powitał z powrotem na łonie Kościoła blisko dwa tysiące oskarżonych o czary, w tym zaledwie dziewięcioletnie dzieci45. Jednakże poza tym chwalebnym zaniechaniem represjonowania podej­ rzanych o czary, hiszpańska inkwizycja systematycznie poszerzała zakres swych działań, niestrudzenie i z niecierpliwością poszukując nowych he­ rezji do potępiania i nowych podejrzanych do torturowania i palenia. Na przykład wśród ofiar auto-da-fe, jakie się odbyło 3 maja 1579 roku w Se­ willi, znajdowali się: flamandzki introligator oskarżony o przyjęcie nowej heretyckiej wiary luterańskiej; angielski oficer artylerii ujęty w bitwie morskiej z flotą dowodzoną przez słynnego angielskiego komandora, sir Johna Hawkinsa; pewien morisco, oskarżony o potajemne kontynuowa­ nie praktyk swej islamskiej wiary; kilku oskarżonych krypto-Żydów; rozmaitego sortu podsądni obwinieni o świętokradztwo i czarownictwo oraz jeden bigamista - w sumie trzydziestu ośmiu ludzi. Znamienne jest to, że na stosie spłonął żywcem jedynie introligator, co było miarą tego, jakie żywotne zagrożenie dla Hiszpanii przedstawiał człowiek związany z literaturą. Reszcie zadano łagodniejsze „pokuty”.

Stare techniki średniowiecznej inkwizycji w Hiszpanii wciąż jeszcze pozostawały w użyciu. Inkwizytorzy nosili tytuł „Inkwizytora przeciw herezji i apostolskiemu wynaturzeniu” i podróżowali po całej Hiszpanii w poszukiwaniu heretyków. Po przyjeździe do któregoś z miast postępo­ wanie zaczynali na ogół od ogłoszenia tak zwanego Edyktu łaski, któ­ ry zachęcał wszystkich heretyków do ujawnienia się i wyznania swych

227

przestępstw, obiecując wyznaczanie łagodnych pokut. Tak jak to bywało w rzeczywistości w okresie inkwizycji średniowiecznej, samo przyzna­ nie się nie wystarczało; wymagano również podawania nazwisk . * Długa historia i złowieszcza reputacja inkwizycji już sama w sobie stanowiła rodzaj broni. Inkwizytorzy opierali się na strachu, jaki ona wzbudzała, dla wydobywania samooskarżeń i oskarżania innych. Tak na przykład „Edyktowi łaski”, upowszechnionym w 1486 roku w Toledo, udało się zgromadzić około 2400 conversos żydowskiego pochodzenia, którzy byli skłonni wyznać swą herezję i zdradzić przyjaciół, sąsiadów i krewnych dla uniknięcia izby tortur i stosu, a innych 2689 morisków wystąpiło przed szereg, aby uczynić to samo w Walencji w roku 156846. Musimy pamiętać, że głównym celem procesu i egzekucji”, pisał jeden z hiszpańskich inkwizytorów w 1578 roku w komentarzu do klasycznego podręcznika Eymericha, Jest nie ocalenie duszy oskarżonego, lecz osią­ gnięcie dobra publicznego i wywołanie strachu u innych”47. Oczywiście, wszystkie pałace i więzienia hiszpańskiej inkwizycji były wyposażone w izbę tortur. Zgodnie z pewną angielską relacją, ogłoszoną w roku 1600, miejsce tortur było jednocześnie praktyczne i teatralne; naj­ pierw inkwizytorzy zadawali ofierze pytania, a następnie, jeśli nie otrzy­ mywali zadowalającej odpowiedzi, obserwowali, jak publiczny oprawca przymierzał się ze swymi instrumentami do ciała i kości ofiary. Dla spotę­ gowania atmosfery grozy kat był ubrany w czarny, lniany strój, a na gło­ wie miał czarny kaptur z otworami na oczy, „wszystko to dla wstrząśnię­ cia Pacjentem, że jakoby jego występki przybył ukarać sam Szatan”48. W kopii z przesłuchania Elwiry del Campo, oskarżonej o potajemne pozostawanie Żydówką i torturowanej przez inkwizycję w Toledo w roku 1568 - po zaobserwowaniu, że wstrzymywała się odjedzenia wieprzo­ winy, a w sobotę zmieniała bieliznę - zachował się żywy przykład tego, jak nawet potulna ofiara mogła mieć trudności w zadowalaniu wyma­ gań inkwizytorów. „Powiedzcie mi, czego chcecie, bo nie wiem, co mam mówić”, błagała naga kobieta, by następnie, gdy inkwizytor pokonywał kolejne etapy zaleconych tortur, usiłowała wymyślić jakieś zadowalają‘ „Edykt łaski” proponował możliwość uniknięcia kar najsurowszych dzięki dobro­ wolnemu przyznaniu się. W niektórych czasach i miejscach inkwizytorzy uciekali się do innego dokumentu, „Edyktu wiary”, który pomijał obietnicę łagodniejszej kary w za­ mian za przyznanie się. Jednak obie postacie inkwizycyjnego edyktu żądały zdradzania osób drugich - przyp. aut.

228 ce przyznanie się: „Rozluźnijcie mi trochę więzy, tak abym mogła sobie przypomnieć, co mam do powiedzenia; nie wiem, co takiego zrobiłam; wieprzowiny nie jadłam, bo mi szkodzi; robiłam wszystko jak należy; rozluźnijcie więzy, a powiem prawdę. Panie, bądź świadkiem, że oni mnie zabijają nie pozwalając mi się przyznać!”49. Tekst typowego „Edyktu wiary” zawierał zwięzły i zaskakująco trafny opis żydowskich obrządków religijnych, a dobry chrześcijanin miał obo­ wiązek zawiadamiać inkwizycję o każdym, kto je praktykował - o tych, „którzy w piątki przygotowująjedzenie na sobotę..., którzy nie pracują w piątkowe i sobotnie wieczory tak jak w inne dni..., którzy obchodzą świę­ to macy, jedząc ją z selerem i gorzkimi ziołami..., przestrzegają święta Dnia Pokutnego, kiedy to poszczą przez cały dzień aż do wieczora, po wzejściu pierwszej gwiazdy..., którzy bijądrób zgodnie z judaistycznym prawem”, i tak dalej50. Kiedy już podejrzany trafił do aresztu, sięgano po wszystkie typowe procedury operacyjne średniowiecznej inkwizycji. Apologeci inkwizy­ cji hiszpańskiej podkreślają że jej ofiary teoretycznie miały w okresie formalnego dochodzenia prawo do adwokata, co było przywilejem nie­ osiągalnym dla ofiar inkwizycji średniowiecznej. Jednak rola adwoka­ ta została tak ograniczona, że doradztwo było nieskuteczne albo nawet „zakrawało na farsę”. Początkowo ofiarom wolno było wybierać sobie własnych adwokatów - jeśli było je na to stać i zdołały znaleźć takiego, który by miał ochotę się tego podjąć - jednak później inkwizycja dopusz­ czała jedynie prawników wcześniej przez siebie zatwierdzonych - jego­ mościa, który robił tylko to, co inkwizytor chciał”, jak to określił pewien więzień inkwizycji w 1559 roku51. W rzeczy samej nazywanie procedur hiszpańskiej inkwizycji „sądem” dalekie jest od precyzji. Inkwizytorzy zwoływali raczej ciąg „posłuchań”, podczas których przyjmowano zeznania i prezentowano materiał dowo­ dowy, zawsze za zamkniętymi drzwiami i zawsze z zatajonymi przed oskarżonym nazwiskami świadków. Każdy obwiniony przez inkwizycję o zbrodnię herezji był w założeniu winny, a ciężar udowadniania swej nie­ winności spadał na oskarżonego. W niektórych okresach w swej długiej historii hiszpańska inkwizycja liczyła, że zespół złożony z inkwizytorów, księży, sędziów i innych specjalistów prawa i teologii, znany jako consulta defe, wyważy dowody, zdecyduje o winie lub niewinności i określi karę. Później jednak uprawnienia te zostały przekazane La Suprema, ra­

229

dzie, która nadzorowała działania hiszpańskiej inkwizycji i samodzielnie podejmowała decyzję o życiu lub śmierci oskarżonego heretyka52. W przeciwieństwie do inkwizycji średniowiecznej, która wszystkich oskarżonych niezmiennie skazywała, ta hiszpańska dała się poznać jako orzekająca od czasu do czasu uniewinnienie, a mówiąc językiem in­ kwizytorskim - „absolucję”. Ponieważ jednak absolucja sugerowała, że oskarżony heretyk został aresztowany i obwiniony przez pomyłkę, in­ kwizytorzy woleli po prostu raczej postępowanie zawieszać, niż podawać w wątpliwość autorytet inkwizycji przyznaniem się, że to przede wszyst­ kim jej wina. I tu można zaobserwować kolejne błędne koło w działaniu inkwizycyjnej machiny: oskarżonemu heretykowi, którego proces został zawieszony, nadal groziło niebezpieczeństwo wznowienia w każdej chwi­ li postępowania przeciw niemu, w wypadku gdyby inkwizytorzy zdołali wycisnąć dodatkowe obciążające go zeznania z jakiegoś torturowanego w innej sprawie nieszczęśnika. W ten sposób ofiara trafiała do czegoś w rodzaju czyśćca, z którego ucieczka praktycznie była niemożliwa. Stara definicja herezji - jako zbrodni nieprawomyślności, która zawie­ rała wiarę w coś sprzecznego z dogmatem Kościoła - wciąż jeszcze była stosowana przez hiszpańską inkwizycję. Na przykład więc mężczyzna o nazwisku Luis de Leon został oskarżony o herezję za nauczanie, jako­ by oryginalny, hebrajski tekst Starego Testamentu był wiarygodniejszy niż jego łacińskie tłumaczenie używane przez Kościół. Jednakże bardziej jeszcze obciążało go to. że od strony swej prababki był dalekim potom­ kiem rodziny nowych chrześcijan. De Leon został aresztowany jednocze­ śnie z innym uczonym, o nazwisku Garjal, również pochodzącym z ro­ dziny konwertytów żydowskiego pochodzenia, co skłoniło inkwizytora do wyciągnięcia wniosku, że obaj oni „muszą być pochłonięci tłumie­ niem naszej katolickiej wiary i powrotem do ich własnego prawa”. W istocie najpoważniejszą wprowadzoną przez hiszpańską inkwizycję nowością było przeistoczenie rozumienia herezji jako zniewagi myślą w zniewagę krwi, a inkwizycyjne kartoteki zawierały teraz dane genealo­ giczne używane do odmierzania ilości żydowskiej krwi płynącej w żyłach nowych chrześcijan. Najmniejszy jej ślad wystarczał, by mężczyzna lub kobieta znaleźli się w kręgu zainteresowania inkwizycji, by wzbudzili podejrzenie winy jako krypto-Żydzi i aby zostali posłani na stos53.

230 Nie wszyscy hiszpańscy conversos stawali się ofiarami inkwizycji. Niektórzy spośród najświeższych nowych chrześcijan żydowskiego pochodzenia cieszyli się takimi samymi możliwościami awansowania w hierarchii społecznej, jakie osiągnęło wcześniejsze pokolenie nawró­ conych Żydów. Tak więc na przykład konwertytami byli trzej królewscy sekretarze w służbie katolickich monarchów, podobnie jak jeden z kape­ lanów królowej Izabeli. Wśród bogatych rodzin finansujących podróże Kolumba znajdowali się conversos, których religia mogła się zmienić, ale których rola w hiszpańskim handlu pozostała tak samo ważna jak *. przedtem Nawet stryj Tomasa Torąuemady - Juan de Torquemada, ksią­ żę kościoła, nosiciel czerwonej mitry kardynalskiej - miał w sobie jako­ by domieszkę żydowskiej krwi, aczkolwiek nie uważano, aby sam wielki inkwizytor cierpiał na podobne skażenie. Krańcową ironią losu dla hiszpańskiej inkwizycji jest to, że niektóre z przyjętych przez nią założeń dotyczących żydowskiej tożsamości conversos miały później być akceptowane przez pewne nurty współczesnej nauki. Podobnie jak świadek, którego zeznanie zachowało się w archi­ wach hiszpańskiej inkwizycji w Toledo, upierał się w roku 1483, „że wszyscy conversos w tym mieście są Żydami” - tak historyk Izaak Baer obstaje przy tym, że „conversos i Żydzi stanowili jeden lud, złączony przeznaczeniem”, a twierdzeniu temu wtóruje Chaim Beinart: „Każdy converso robił, co w jego mocy, by wypełnić przepisy mojżeszowe, i na­ leży dostrzegać prawdziwy cel, jaki sobie wszyscy oni stawiali: żyć jako Żydzi”54. Wychodząc z tego samego założenia, żydowska tradycja otoczyła czcią tych konwertytów, którzy zostali przez inkwizycję oskarżeni o zbrodnię , judaizacji”, jako prawdziwych męczenników za żydowską wiarę. Część ofiar hiszpańskiej inkwizycji była rzeczywiście wymuszonymi konwerty­ tami na chrześcijaństwo. Na przykład słyszano, że kilkoro z tych, których 29 września 1684 roku spalono żywcem podczas auto-da-fe w Kordo’ Niektórzy hiszpańscy historycy dowodzą, że Kolumb był marranem, i sugerują, jakoby było czymś znacznie poważniejszym niż tylko zbiegiem okoliczności to, że wy­ ruszył na swym żaglowcu z Hiszpanii w roku 1492, tym samym, w którym nastąpiło wypędzenie Żydów. Dokumenty historyczne nie potwierdzają żadnej takiej hipotezy, ale niektórzy autentyczni conversos rzeczywiście popłynęli z Kolumbem, a wśród nich Luis de Torres, który formalnie przeszedł na chrześcijaństwo w przeddzień udania się w podróż - przyp. aut.

231 bie, umierając, krzyczało „Mojżeszu, Mojżeszu!”. Ostatnie zaś oskarże­ nie konwertyty żydowskiego pochodzenia o herezję wytoczono jeszcze w roku 1818, a więc ponad trzysta lat po otrzymaniu przez hiszpańską inkwizycję od papieża i króla zadania, by wykorzeniła z Hiszpanii ży­ dowską społeczność55. Realia hiszpańskiej inkwizycji i trudna sytuacja hiszpańskiego żydostwa niewiele mają wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Kwestię tę poruszył Benzion Netanyahu , * który wyznał, że badania nad hiszpań­ ską inkwizycją podjął jako młody historyk w roku 1944 z absolutnym przekonaniem, że marrani byli „moralnymi bohaterami, którzy odważnie znieśli grozę inkwizycji i trwali przy swej wierze, poddawani wyczer­ pującym torturom, często prowadzącym do śmierci”. W tym pamiętnym roku, kiedy aparat Holocaustu działał już na europejskiej ziemi bez żad­ nych hamulców, Netanyahu ofiary hiszpańskiej inkwizycji postrzegał w kontekście żydowskiej martyrologii: „Pomyślałem sobie, że raz jesz­ cze żydowski naród - który przysporzył pierwszych w historii religijnych męczenników i wydał tak wielu męczenników za wiarę w średniowieczu - wykazał swą zdolność do znoszenia cierpień i samopoświęcenia się w imię zasad moralnych i przekonań religijnych”56. Jednak Netanyahu uświadomił sobie, że potoczna wiedza o marranach była błędna. „Oczywiście znalazłem dowody na to, że niektórzy mar­ rani potajemnie pozostawali przy judaizmie, pisze w swych Origins of the Spanish Inquisition. Jednakże jego „idealistyczna koncepcja bohater­ skiego wizerunku” marranów została rozbita przez materiał dowodowy, jaki zebrał i przestudiował: „Większość konwertytów zasymilowała się w pełni świadomie, pragnąc wtopienia w chrześcijańskie społeczeństwo, wykształcenia swych dzieci na pełnoprawnych chrześcijan i usunięcia z siebie wszystkiego, co uznawała za żydowskie, a zwłaszcza w sferze religii”. Dzięki chętnemu, a nawet gorliwemu przyjmowaniu chrześci­ jaństwa przez większość marranów, podkreśla Netanyahu, „liczba skry­ tych Żydów wśród nich gwałtownie zanikała”57. Krypto-Żydzi, którzy rzeczywiście istnieli - albo przynajmniej ci, na

których zwróciła uwagę inkwizycja - rzadko praktykowali judaizm we­ dług żydowskiego prawa i tradycji. Większość z nich raczej kleciła jakąś „idiosynkratyczną” i „synkretyczną” wiarę złożoną z elementów zarów’ Ojciec premiera Izraela Beniamina Netanyahu w latach 1996-1999 - przyp. tłum.

232 no judaizmu, jak chrześcijaństwa w różnych proporcjach i połączeniach. Na przykład jeden z conversos zeznał inkwizycji, że odmawiał Ojcze nasz o wschodzie słońca, następnie mył ręce i odmawiał również poranne modlitwy judaistyczne. Dla części konwertytów jedynym śladem żydow­ skiego obrządku było utrzymywanie tradycji zakazów pokarmowych, ta­ kich jak niejedzenie wieprzowiny; dla innych było to dumne roszczenie sobie prawa do genealogicznych związków z biblijnymi postaciami, tak jak to podobno któryś converso miał zmienić słowa modlitwy Zdrowaś Maryjo, utrzymując, że pochodzi od samej Maryi, na: „Święta Maryjo, Matko Boża i moja krewniaczko, módl się za nami”. Według Davida Gitlitza w jego Secrecy andDeceit, „Autentycznych conversos można znaj­ dować w całym spektrum rozciągającym się od całkowitych chrześcijan po całkowitych Żydów”58. Jednak konwertyci, którzy praktykowali taką czy inną formę judaizmu, byli zawsze nieliczni, a ich liczba stopniowo malała w miarę nieustanne­ go wyszukiwania ich i posyłania na stos przez inkwizycję. Rozproszenie rzeczywistych krypto-Żydów nigdy nie miało wszakże znaczenia dla in­ kwizytorów, ci bowiem czerpali wielkie zadowolenie z prześladowania conversos, których jedynym przestępstwem był fakt istnienia w odle­ głych czasach żydowskiego krewnego, o którym nikt nie pamiętał. Dla inkwizytorów, tak jak dla dwudziestowiecznych nazistów, krew znaczyła więcej niż wiara czyjej praktykowanie. W ten sposób hiszpańska inkwi­ zycja przeprowadziła „holocaust konwertytów”, z których wielu ulotni­ ło się z płomieniami jako autentyczni chrześcijanie, fałszywie oskarżeni o skrywane pozostawanie Żydami59.

Jeśli marrani w istocie byli chętnymi i gorliwymi konwertytami na chrześcijaństwo, to co tłumaczy ten maniacki pęd hiszpańskiej inkwizy­ cji do ich prześladowania i eksterminacji? Jednym czynnikiem jest organiczny antysemityzm tkwiący w chrze­ ścijańskiej tradycji, który zawsze pozostawał w podtekście inkwizycyjnego przedsięwzięcia w Hiszpanii i skłaniał inkwizytorów do uznawania żydowskiej krwi za nieusuwalne skażenie. Poza tym również okazja do konfiskaty bogactw oskarżonych heretyków stanowiła źródło dochodów dla inkwizycji - i w Hiszpanii, i gdzie indziej w Europie - a conversos żydowskiego pochodzenia stanowili po temu godziwy cel. „Zagrożenie

233

ze strony konwertytów”, wyjaśnia Henry Kamen, „zostało wymyślone, by usprawiedliwić ich zniszczenie”. Nade wszystko starzy chrześcijanie nienawidzili rywalizacji z nowymi chrześcijanami - których wspinanie się po drabinie awansów w hiszpańskim społeczeństwie było tak szybkie i niezwykłe - i dążyli do usunięcia arrivistes z ich stanowisk rządowych oraz pozbawienia ich przywilejów wszelkimi możliwymi środkami60. Wszystkie te motywy razem wzięte zrodziły obsesję - wyróżniającą hiszpańską odmianę inkwizycji spośród pozostałych - samozwańczej misji oczyszczenia hiszpańskiej społeczności z żydowskiego, a następnie muzułmańskiego skażenia poprzez doktrynę limpieza de sangre (czysto­ ści krwi). Inkwizytorzy średniowieczni i rzymscy troszczyli się jedynie o czystość czyjejś wiary i byli skłonni oszczędzić oskarżonym heretykom najcięższych kar, jeśli ci oczyszczali się z wierzeń, które Kościół nazywał heretyckimi, a przyjmowali te określane przez Kościół jako w pełni kato­ lickie. Hiszpańscy inkwizytorzy natomiast mieli wątpliwości co do tego, czy jakikolwiek nowy chrześcijanin mógł rzeczywiście nawrócić się lub odpokutować, jeśli jego krew była skażona żydowskim lub muzułmań­ skim pochodzeniem, niezależnie od tego, jak nikłym i odległym. Tu ma swój początek niebezpieczna i śmiercionośna idea-karania ludzkich istot za przestępstwo przyjścia na świat z niewłaściwą krwią w żyłach - która swój najbardziej przerażający wyraz znajdzie w dwudziestym wieku. Czyjąś krew rzeczywiście uznawano za czystą tylko wówczas, gdy była całkowicie wolna od skażenia przez żydowskich lub muzułmań­ skich przodków, i tylko ci o czystej krwi mieli prawo do oficjalnego mia­ na nowego chrześcijanina. Ważną funkcją sprawowaną przez inkwizycję - i źródłem dochodów przekazywanych na finansowanie jej dalszych brutalnych działań - było wykonywanie skrupulatnych badań genealo­ gicznych i wystawianie zaświadczeń o czystości krwi. Ponieważ nowi chrześcijanie zaczęli być usuwani z różnych stanowisk i zawodów przez kanon hiszpańskiego prawa zwany „Ograniczeniami czystości krwi”, po­ dobne zaświadczenie było czasem wymagane dla zabezpieczenia stano­ wiska profesorskiego lub rządowego, do zdobycia miejsca w akademii wojskowej korpusu oficerskiego, dla uspokojenia rodzin przyszłych mał­ żonków lub też dla zaspokojenia ciekawości podejrzliwego inkwizytora. Jeśli czystości krwi nie dało się udokumentować, etykietkę nowego chrześcijanina można było uzyskać sądownie. Zależnie od liczby i stop­ nia bliskości żydowskich i muzułmańskich krewnych, miało się szansę

234 na zostanie określonym jako na przykład „połowicznie nowy chrześci­ janin” albo „w ćwierci nowy chrześcijanin”. Kwantum skażonej krwi mierzono i rejestrowano całe pokolenia wstecz, aż do jednej szesnastej, jednak nawet pojedynczy żydowski lub muzułmański krewny z dalekie­ go odgałęzienia w czyimś rodzinnym drzewie wystarczał, by tego kogoś odnotować jako „częściowego nowego chrześcijanina” i wystawić go na wszelkie niebezpieczeństwa i upośledzenia nakładane na conversos przez „Ograniczenia czystości krwi”. Jeśli nawet człowiek umknął inkwizycji, to wciąż podlegał hiszpańskiej wersji apartheidu wszędzie tam, gdziekol­ wiek działało prawo krwi61. Wśród wrogów hiszpańskich Żydów znajdowali się starzy chrześci­ janie o głęboko rasistowskim nastawieniu, którzy ostatecznie skaptowali Ferdynanda i Izabelę dla swego skrajnego programu wykorzenie­ nia z Hiszpanii jej żydowskiej społeczności, i to nie tylko ogółu Żydów praktykujących, ale każdego z najmniejszym choćby śladem żydowskiej krwi. „Starzy chrześcijanie zaczęli traktować Żydów jako śmiertelną za­ razę”, wyjaśnia Netanyahu. „A zatem to, co zaproponowali rasiści, było zakrojoną na wielką skalę krwawą łaźnią, masową eksterminacją albo, używając dzisiejszego języka, ludobójstwem”. Do ludobójstwa w tej ska­ li nie doszło, ale wprowadzenie przez hiszpańską inkwizycję praw krwi, wyrzucenie praktykujących Żydów i prześladowanie Żydów nawróco­ nych - wszystkie te środki otwierały drogę ku osiągnięciu tego samego celu. Jeśli gdzieś jakiś converso został przez inkwizytorów wysłany na stos, było to kolejne zwycięstwo w wojnie na wyniszczenie prowadzonej przeciw judaizmowi, która zaczęła się w Hiszpanii, ale zakończyła gdzie indziej62.

Palenie skazanych heretyków stwarzało okazję do prezentowania uro­ czystego ceremoniału na przestrzeni całej długiej historii inkwizycji, jednak inkwizycja hiszpańska aspirowała do nowych poziomów wspa­ niałości i ostatecznie wyniosła auto-da-fe na wyżyny „prawdziwej for­ my artystycznej baroku”. Swego rodzaju punkt szczytowy osiągnięto 30 czerwca 1680 roku, kiedy to król Karol II ze swą narzeczoną Marią Ludwiką i pięćdziesięcioma tysiącami widzów zebranych na Plaża Mayor w Madrycie podziwiali auto, które zaczęło się o szóstej rano, a zakończy­ ło ponad dwanaście godzin później. W sumie 118 skazanych heretyków

235 przeprowadzono przed tłumem, by otrzymali swe pokuty, a 51 spośród nich zostało „uwolnionych” - to znaczy spalono ich na stosie63. Niektóre auto-da-fe miały skromną formę i odbywały się bez świad­ ków, jednak celebrowane widowiska hiszpańskiej inkwizycji były wy­ darzeniami rozbudowanymi i wymagały poważnych przygotowań. Dla zgromadzenia wielkiego tłumu wybierano niedzielę lub dzień świąteczny i - z tegoż samego powodu - wiadomość o auto była ogłaszana z wyprze­ dzeniem z ambon w całej okolicy. Stolarzy i kamieniarzy ściągano do zbudowania platformy, na której mieli zasiąść zaproszeni goście i gdzie miały zostać spalone żywcem ofiary. Mogła też być przeprowadzona pró­ ba tego wielkiego wydarzenia. O świcie poranka auto ofiarom propono­ wano ostatni posiłek, jak się wydaje - kubek wina i kromkę chleba z mio­ dem. Przy dźwięku dzwonów kościołów całego miasta i namaszczonych procesjonalnych pieśni rozpoczynała się w końcu główna uroczystość. Miejscowi księża oraz przyjezdni prałaci byli zapraszani do przyłącze­ nia się do braci inkwizytorów i innego inkwizycyjnego personelu w pa­ radzie, w której czasem nieśli zapalone długie, cienkie świece, a towa­ rzyszyli im żołnierze, heroldzi, chorążowie, werbliści i trębacze. Przy szczególnych okazjach w skład procesji wchodziły orkiestra i chór dla wykonania uroczystych hymnów. Za nimi wszystkimi podążali oskarże­ ni heretycy, bosonodzy i z odkrytymi głowami, czasem ogolonymi do skóry. Wszyscy zbierali się przy pałacu inkwizycji, gdzie formowali się w szeregi, by pomaszerować do pałacu sądu, a potem na miejsce spale­ nia, straszliwego quemadero. Niektórzy z oskarżonych mieli wokół szyi założone sznury, ozna­ czające rychłe poddanie ich karze, a najbardziej wśród nich butni byli zakneblowani dla uniemożliwienia im wydawania okrzyków do tłumu. Oskarżonych heretyków ubierano w luźne żółte kitle, zwane sanbenito - co było zniekształconą formą określenia saco bendito, czyli „święty worek” - a na głowy zakładano im corozę, wysoką oślą czapkę wykona­ ną z żółtego papier mache. W doskonale zaplanowanym auto-da-fe mo­ gły uczestniczyć dziesiątki tysięcy widzów; a zdarzało się, że przygoto­ wywano dokładny, misternie wydrukowany program (znany jako lista), odnotowujący nazwiska i zbrodnie skazanych mężczyzn i kobiet. Na przykład, zgodnie z lista na auto, które się odbyło w niedzielę 17 czerwca 1731 roku w Lizbonie, w grę wchodziły tam osiemdziesiąt trzy ofiary, począwszy od „osób ubranych w sanbenito” po „przekazane

236 jako takie” - co oznacza skazanych heretyków, którzy odmówili przyzna­ nia się do winy albo przyznali się częściowo, albo też się wyrzekli swej wiary, by następnie ponownie popaść w herezję, a teraz zostali przeka­ zani władzy cywilnej do spalenia. Dzięki lista wiemy, że w tej drugiej grupie znajdowała się dwudziestodziewięcioletnia kobieta o nazwisku Maria Mendes, urodzona w Beja, a zamieszkała w Moncarapacho, o któ­ rej w programie napisano pośpiesznie i lakonicznie: „Skazana odmówi­ ła przyznania się do winy, zatwardziała”. Natomiast poganiacz mułów z Tondella, Joao Pereyra, lat trzydzieści dwa, określony jako „połowicz­ nie nowy chrześcijanin”, oskarżony był za Judaizację i inne grzechy” i skazany na „stałe noszenie sanbenito oraz uwięzienie bez możliwości umorzenia”, jak również na pięcioletnie wygnanie do Angoli, portugal­ skiej kolonii64. Sanbenito i coroza były czysto hiszpańskim wkładem w ikonografię inkwizycji. Na sanbenitos malowano sceny i postacie, które wskazywa­ ły na zbrodnię i los ich nosicieli. Jeśli na przykład ktoś został skazany za „zwykłą” herezję, to jego sanbenito zdobiono krzyżem z jednym ra­ mieniem poprzecznym; dwa ramiona rezerwowano dla poważniejszych form herezji. Sanbenito noszone przez skazanych na śmierć było czarne, a przez innych - żółte. Na sanbenito i coroza malowane były również wyraziste sceny z diabłami i płomieniami; jeśli płomienie szły w górę, oznaczało to, że człowiek noszący strój został skazany na śmierć, jeśli ku dołowi - to, że delikwent przyznał się do winy i oczekiwał lżejszej poku­ ty. Zdarzało się, iż strój lub nakrycie głowy wymagały dostosowania do szczególnego przestępstwa, jak wówczas, gdy pewnego bigamistę, który miał piętnaście żon, trzeba było ubrać w coroza z namalowanymi posta­ ciami całej piętnastki kobiet. „Procesja przedstawiała jakieś artystycznie odrażające pomieszanie odcieni kolorów żółtego i czerwonego”, pisał pewien angielski ideolog w dziewiętnastym wieku, „kiedy tak defilowa­ ła przy piekielnej muzyce warkotliwie wyśpiewywanych psalmów oraz krzykach i zawodzeniach pod skwarną pożogą hiszpańskiego słońca”65. Procesyjne szeregi często pęczniały dzięki udziałowi różnych funk­ cjonariuszy i gości honorowych. Tak na przykład w słynnym auto-da-fe z roku 1680 w Madrycie w pochodzie uczestniczyli członkowie Spółki Kupców Węgla, wszyscy z pikami i muszkietami w rękach, których za­ proszono w uznaniu za ich zasadniczy wkład w te uroczystości - „drewno na stosy skazańców”. Z tej samej okazji książę Medina-Celi dostąpił za­

237 szczytu poniesienia oficjalnego sztandaru inkwizycji, na którym widniały krzyż, gałąź i miecz symbolizujące dokonywany przez heretyka wybór między Kościołem i stosem i słowa Misericordia etjustitia (miłosierdzie i sprawiedliwość). Inni uczestnicy nieśli kukły z papier mache przedsta­ wiające zbiegłych lub zaginionych heretyków, którzy mieli zostać spaleni zaocznie, albo też dźwigali kufry ze szczątkami martwych heretyków, których na stos skazano pośmiertnie66. Inkwizycyjna parada docierała wreszcie do publicznego placu, na któ­ rym były wzniesione dwie platformy, jedna dla pomieszczenia oskar­ żonych heretyków, uczestniczących księży i gwardzistów, druga prze­ znaczona dla gości honorowych, zarówno z Kościoła, jak królewskiego dworu, wybranych różnej rangi arystokratów, urzędników publicznych, sporadycznie jakiegoś ambasadora, jednak najwspanialszy fotel był za­ rezerwowany dla wielkiego inkwizytora, przyodzianego na tę okazję w purpurową szatę. Między tymi dwiema estradami znajdowała się ambo­ na, z której jeden z inkwizytorów odprawiał mszę i wygłaszał kazanie do tłumu, z reguły postponujące oskarżonych heretyków i surowo przestrze­ gające wszystkich innych wiernych przed popełnieniem zbrodni herezji. Następnie, gdy skazańców podprowadzano pod ambonę, pojedynczo lub w grupach, inkwizytor wypowiadał oskarżenia, ogłaszał wyrok, przeka­ zując orzeczenie każdemu z osobna, nie wyłączając kukieł czy trupów traktowanych na równi z ofiarami z krwi i kości. Lżejsze kary mogły obejmować obowiązek noszenia sanbenito na nie­ dzielne msze - hiszpańska odmiana średniowiecznej praktyki wymaga­ jącej od heretyków, by nosili na odzieży żółte krzyże - jednak surowsze pokuty nakładane były częściej: publiczna chłosta do dwustu uderzeń, przymusowa praca galernika na pokładzie jednego z hiszpańskich okrętów wojennych lub też „wieczyste i nieodwołalne” więzienie. Zdarzało się, że inkwizytorzy wymyślali kary zarazem bolesne i dziwaczne, jak wówczas w Meksyku, kiedy jedna z ofiar inkwizycji została namaszczona miodem, pokryta piórami i przez cztery godziny poddana działaniu słońca67. Szczytowym momentem auto-da-fe była oczywiście egzekucja skaza­ nych heretyków. W auto, w którym uczestniczyli król Karol II i Maria Lu­ dwika, uroczystości zaczynały się wczesnym rankiem, a spalanie dopiero o północy. Niemniej jednak widowisko to cieszyło się ogromnym wzię­ ciem. Zgodnie z ustaloną przez tradycję fikcją prawną inkwizycji, palenia dokonywał kat publiczny poza murami miasta, w miejscu znanym jako

238 ąuetnadero (miejsce palenia). Skazańcy byli transportowani z publiczne­ go placu do ąuemadero na oślich grzbietach; bracia inkwizytorzy towa­ rzyszyli im w bezpośredniej bliskości, ponaglając ofiary do wyrzeczenia się herezji, dopóki jeszcze to było możliwe, a za nimi podążał tłum. Na miejscu egzekucji, dla zwiększenia widoczności, wzniesiony był wysoki szafot, a właściciele domów z widokiem na stos podobno za niezłą opłatą udostępniali miejsca w oknach. Ofiary wdrapywały się na platformę, a w ślad za nimi księża, którzy nadal zachęcali je do wyznania winy. Na niektórych auto ofiary zmuszano do wspinania się po drabinie i siadania na małych drewnianych półkach mocowanych na szczycie stosu - był to kolejny wysiłek w celu poprawie­ nia widoczności ku większej uciesze tłumu. Po drabinie za ofiarami mo­ gli podążać księża, jeśli jednak skazańcy wciąż odrzucali ich namowy, duchowni wycofywali się, ustępując miejsca katom, którzy wszystkie ofiary przywiązywali do pali linami lub łańcuchami. Wówczas raz jesz­ cze księża wspinali się po drabinie, aby dokonać ostatniego wysiłku dla nawrócenia, a gdy to końcowe wołanie zostało odrzucone, „pozostawiali ich Szatanowi”, jak napisał współczesny obserwator, „który stoi niżej, gotów przejąć ich dusze i ponieść je ze sobą w płomienie ognia piekiel­ nego, jak tylko się uwolnią z ich ciał”. Aby wyszydzić ofiary - i zachęcić je do przyznania się póki czas - niektórzy oprawcy swawolnie podpalali mężczyznom brody pochodniami przed przytknięciem ich do stosu68. Jeśli zaś skazany heretyk w ostatniej chwili zaprezentował zadowala­ jące przyznanie się do winy, zostawał nagrodzony czymś, co inkwizyto­ rzy najwyraźniej uznawali za ostateczny akt łaski: ofiarę przed spaleniem duszono za pomocą garoty. Czasem też u jej szyi zawieszano woreczek z prochem, również w miłosiernym geście - bowiem kiedy pakunek ten zajmował się od płomieni, wynikły z tego faktu wybuch gwałtow­ nie skracał męczarnie ofiary, a nawet urywał jej głowę - pirotechniczny zaś efekt dodatkowo radował zebraną tłumnie gawiedź. I wreszcie kat dotykał pochodnią chrustu i węgla drzewnego, zgrabnie porozkładanych wokół stosów, zażegając paliwo na wszystkich czterech rogach, aby pło­ mienie paliły się równo ze wszystkich stron. Dla ostatecznego, teatralne­ go efektu trupy i kukły, również przyodziane w sanbenito i coroza palono jednocześnie z ofiarami żywymi. „Aby uczynić to całopalenie ludzkich istot koszmarniejszym”, napisał dziewiętnastowieczny historyk, „sztuczne lalki i rozłożone, szczerzące

239 się uśmiechami ciała ze spleśniałymi czołami ciągnięto do wielkiego ognia, ramię w ramię z żyjącymi mężczyznami, kobietami i dziećmi”69. Widok tylu ludzi spalających się z wolna na śmierć stanowił najwidocz­ niej rozkosz dla motłochu, a „krzyki umierających heretyków brzmiały niczym słodka muzyka w uszach niewinnych wyznawców Kościoła”, według gorzkiego, sarkastycznego opisu tej sceny, autorstwa Cecila Rotha. Podczas auto-da-fe w roku 1680 jedna z ofiar, nieletnia jeszcze dziewczyna, przechodząc obok królewskiej galerii, zwróciła się podobno z rozdzierającym serce błaganiem do Marii Ludwiki: „Szlachetna kró­ lowo! Czy obecność Waszej Wysokości nie może uchronić mnie przed tym wszystkim?”, krzyknęła dziewczyna. „Ja moją religię wyssałam z mlekiem matki; dlaczego muszę teraz za to umierać!”. Jednak młoda królowa zachowała powściągliwe milczenie. A w końcu sam król został poproszony do zapalenia pochodni użytej następnie do wzniecenia pło­ mieni, dziewczynę zaś spalono żywcem wraz z resztą ofiar70. Nie wszyscy widzowie pozostali tak obojętni wobec rzezi. Prywatny list pisany przez jedną z dam dworu królowej, markizę de Villars, zdra­ dza pewne współczucie, które w oczywisty sposób było obce innym oso­ bom: „Nie sposób opisać okrucieństw, jakie towarzyszyły śmierci tych żałosnych nieszczęśników”. Jednak autorka potwierdza również zasadę strachu, którą inkwizycja stosuje nie tylko wobec swych ofiar, ale rów­ nież wobec społeczeństwa jako całości. „Należało być tam obecnym od początku do końca, chyba żeby się miało zaświadczenie lekarskie, w przeciwnym bowiem wypadku można by zostać uznanym za heretyka”, pisze markiza. „I zaprawdę ludzie popatrywali na mnie bardzo krytycznie za to, że nie wyglądam na uradowaną wszystkim, co się tam działo”71. Kiedy płomienie dokonały swego makabrycznego dzieła, ofiary spo­ pieliły się wraz z przyodziewkiem i nakryciami głowy. Jeśli były przy­ wiązane do pali linami, a nie łańcuchami, to w miarę ich przepalania się sczerniałe ciała opadały w płomienie u podstawy słupa. Czasem w konstrukcję stosu wbudowywano zapadnię, tak że zwęglone ciała spa­ dały na dno z rozżarzonymi węgielkami. Celem było spalenie ciał na popiół, który następnie zbierano i rozrzucano na nieużytkach lub topiono w pobliskiej rzece, ażeby tylko uniknąć pochówku w ziemi, dzięki czemu ofiara mogłaby być pamiętana i czczona. Misja hiszpańskiej inkwizycji nie polegała tylko na zamordowaniu, ale również na całkowitym unice­ stwianiu potępionego heretyka.

240

Jednak ofiary auto nie popadły w całkowite zapomnienie. Zgodnie z instrucciones hiszpańskiej inkwizycji, wydanymi w roku 1561, sanbenitos z wypisanymi nazwiskami i przestępstwami skazanych heretyków, były wywieszane jako trofea w kościołach miast, w których ci skazańcy kiedyś mieszkali. Kiedy stare ubrania kruszały, a litery na nich płowiały, zastępowano je świeżymi, aby istniały Jako wieczysta pamiątka hańby heretyków i ich potomków”. W ten sposób inkwizycja bezwiednie stwo­ rzyła i podtrzymywała trwałe pomniki swojej własnej hańby72.

Śmiertelne żniwo hiszpańskiej inkwizycji określa się liczbą 30 000, przy kolejnych 17 000 spalonych kukieł i blisko 300 000 obarczonych różnego rodzaju „pokutą”. Innych 40 000 prześladowały trybunały in­ kwizycji portugalskiej. Jeśli nawet liczby te budzą „podejrzenia”, z czym zgadzają się dzisiejsi historycy, i jeśli nawet mitologizacja inkwizycji rozpoczęła się już w czasie, kiedy bracia inkwizytorzy wciąż jeszcze pra­ cowali, to fakt pozostaje faktem, że hiszpańska inkwizycja ma w swym repertuarze masę prawdziwych horrorów73. W roku 1659 trybunał w Toledo oskarżał już dziesięcioletnie dzieci, a w 1721 roku w Madrycie na stos posłano 96-letnią Marię Barbarę Ga­ niło. W istocie sugerowano, że inkwizycja hiszpańska obwiniała niepro­ porcjonalnie dużą liczbę kobiet, jednak inkwizytorzy szczerze pragnęli torturować i palić oskarżonych heretyków obojga płci i w każdym wieku. Chociaż prześladowano różnych ludzi: muzułmanów i protestantów, mi­ styków i dziwaków, bigamistów i homoseksualistów, to ofiarami hisz­ pańskiej inkwizycji byli w większości mężczyźni i kobiety pochodzenia żydowskiego, w tym niewielu z tych, którzy potajemnie praktykowali swą pierwotną wiarę, a znacznie więcej takich, którzy aż do śmierci pozo­ stawali najgorliwszymi chrześcijanami. Na przykład w latach 1488-1505 spośród ofiar inkwizycyjnego trybunału w Barcelonie ponad 99 procent było żydowskimi conversos. Śmiertelne żniwo zmniejszało się z wolna, ale systematycznie po osią­ gnięciu w połowie siedemnastego wieku przez hiszpańską inkwizycję szczytu swych możliwości. Dokładnie w tym momencie historii, kiedy inkwizycja została przez zwolenników postępu w zachodniej Europie i Ameryce Północnej uznana za symbol wszelkich złych stron ancien regimeu i żarliwej religijnej wiary, instytucja ta zmierzała już ku margi­

241

nalizacji. Przykładem tego może być ballada zatytułowana „Lojalni mę­ czennicy czy krwawy inkwizytor”, opublikowana w roku 1700 w Anglii w celu potępienia „wyrachowanych i nieludzkich okrucieństw dokony­ wanych w inkwizycyjnej Hiszpanii”. Mniej więcej w tym samym punkcie historii wnuk Ludwika XIV przekroczył granicę francusko-hiszpańską, by zasiąść na hiszpańskim tronie jako król Filip V w 1701 roku. Nowy monarcha dał do zrozumienia, że inkwizycja się starzeje, i z rozmysłem odmówił uczestnictwa w zorganizowanym dla jego uczczenia auto-da-fe, czyniąc coś takiego jako pierwszy hiszpański monarcha74. „Nie ma co przypisywać tego wzrostowi tolerancji”, wyjaśnia Hen­ ry Kamen. „Jedynym powodem było to, że heretycy zostali starci z po­ wierzchni ziemi, więc trybunał stracił podpałkę dla swych stosów”75. A przecież kilku zagorzałych inkwizytorów w Hiszpanii i Portugalii nie ustawało w wysyłaniu swych ofiar na stosy - nawet jeśli gdzieś w Europie budziły się już ożywcze wiatry oświecenia - i w ciągu pierwszego pół­ wiecza XVIII wieku odnotowano tam co najmniej 150 autos. Inkwizycja portugalska swego ostatniego heretyka spaliła w roku 1761. Inkwizycja hiszpańska maksymalnie zredukowała marranów i w konsekwencji zado­ walała się to przypadkowym religijnym dziwakiem, to politycznym dysy­ dentem, to obrazoburcą czy bigamistą. Począwszy jednak od roku 1789 wypadki rewolucji francuskiej dodały hiszpańskiej inkwizycji bodźca do kolejnej erupcji działania w walce o uchronienie monarchii i Kościoła przed niebezpiecznymi nowymi ideami, które pozbawiły głowy francu­ skiego króla. Bracia inkwizytorzy mieli rację, obawiając się Francuzów: armia Napoleona wkroczyła do Madrytu w roku 1808, a sam Napoleon wydał dekret kładący formalnie kres działalności inkwizycji. Pałac inkwi­ zycji został zburzony, a jej obfite archiwa poszły w rozsypkę. Wieść niesie, że wkraczających do pałacu Francuzów powitał sam wielki inkwizytor, który zaprosił ich do przepysznej siedziby, ale wy­ mijająco odmówił wskazania im drogi do osławionych izb tortur, gdzie podejmowano tak wiele inkwizycyjnych przedsięwzięć. Pewien pomy­ słowy francuski żołnierz wylał wodę na marmurowe podłogi i obserwo­ wał, gdzie się ona wlewa poprzez szczeliny wokół tajnego włazu prowa­ dzącego do lochów. Tam wyzwoliciele znaleźli kości i trupy ofiar, około setki nagich więźniów i słynne narzędzia tortur zastosowane teraz przez tych ostatnich wobec czających się inkwizytorów, którzy właśnie sami stali się ich więźniami.

242 Jest to wszakże historia, takie ćwiczenie z wyobraźni, wcale nie gorsze od drastycznego opowiadania Edgara Allana Poe The Pit and Pendulum * , opisującego ofiarę inkwizycji, której tortura określona w tytule nowel­ ki zostaje oszczędzona dzięki przybyciu francuskiej armii. Prawda jest jednak raczej mniej widowiskowa. Dekret Napoleona działał tylko tam, gdzie dotarły francuskie oddziały, by móc go wyegzekwować, a w innych częściach Hiszpanii inkwizycja nie przerywała swej pracy. Po klęsce Na­ poleona przypada w Hiszpanii długi okres nieregularnych politycznych niepokojów i wojny domowej, w czasie którego hiszpański parlament, zwany Kortezami, potrafił się od czasu do czasu zmobilizować i przyjąć rezolucję zakazującą działalności inkwizycji, którą następnie król unie­ ważniał. Tak więc król Ferdynand VII najpierw zlikwidował inkwizycję, później anulował własny dekret, by jeszcze później go przywrócić. Tym­ czasem o herezję oskarżono kilka nowych ofiar - o bycie „deistą, ate­ istą, wyznawcą Woltera i Hobbesa” obwiniono politycznego buntownika, księdza o nazwisku Jose Maria Morelos, którego osądzono i stracono w 1815 roku w Mexico City-jednak nawet najbardziej zagorzały inkwi­ zytor nie odważył się zwoływać publicznego auto-da-fe16. Niewątpliwie inkwizycja konała powolną śmiercią. Inkwizytorzy byli ograniczani do kontrolowania prawidłowości pełnienia przez księży swych obowiązków, jak wówczas, gdy pewien duchowny w Sewilli otrzy­ mał pokutę za przestępstwo polegające na nieprawidłowym wzniesieniu w górę opłatka podczas odprawiania mszy świętej. Jeden po drugim inkwizycyjne trybunały wylatywały z interesu - pierwszy w Goa w roku 1812, następnie w Meksyku, Peru i Kartagenie w roku 1820, a w Portu­ galii w 1821.1 tylko w samej Hiszpanii antyczna machina prześladowań, taka jak urządzenie opisane przez Kafkę w Kolonii karnej, nadal męłła jakąś przypadkową ofiarę. Jednak w końcu aparat, znów jak u Kafki, popadł w ruinę. Wolne etaty w niektórych trybunałach nie były uzupełnia­ ne, a inne placówki zaprzestały pracy całkowicie; wiele drobiazgowych i obfitych archiwów, sięgających wstecz do piętnastego wieku, uległo rozproszeniu; a kiedy inkwizycyjne pałace rzucono na pastwę publicznej kontroli, zostały poddane „szałowi niszczenia”77. 26 lipca 1826 roku, w całe sześć wieków po spaleniu pierwszego he­ retyka przez nowo utworzoną inkwizycję - inkwizytorzy odebrali ży* Studnia i wahadło, tłum. Stanisław Wyrzykowski, Czytelnik, Warszawa 1956 przyp. tłum.

243 cie swojej ostatniej ofierze. O herezję oskarżono nauczyciela o nazwi­ sku Cayetano Ripoll, ponieważ wyznawał on zasady deizmu, więc jego udziałem stało się „uwolnienie”, tak jak niezliczonych tysięcy przed nim. Ostatni inkwizytorzy nie potrafili się zdobyć na spalenie go żywcem, więc wykonanie wyroku śmierci zarządzono przez uduszenie skazanego garotą. Aby jednak potwierdzić swe przywiązanie do dawnej i trwałej inkwizycyjnej tradycji, martwym ciałem wypełniono drewnianą beczkę ozdobioną malowanymi czerwonymi płomieniami i pochowano w niepoświęconej ziemi - czysto symboliczne auto-da-fe, jednak takie, którego sens reszta świata doskonale pojęła. Cayetano Ripoll nie popełnił przestępstwa większego niż inni ludzie, których inkwizycja represjonowała tylko za to, że - używając zalecanego przez inkwizytorskie podręczniki języka - jakoby nie „trwali niewzru­ szenie i nie wierzyli we wszystko, przy czym trwa, w co niewzruszenie wierzy i czego naucza Matka Nasza, Święty Kościół Rzymski”. Jednak

jego śmierć oznacza ostatnie zabójstwo popełnione przez inkwizytorów w imię Boże. Inkwizycja hiszpańska jako taka istnieć nie przestała, choć­ by tylko na papierze, przez kilka lat po pochowaniu jaskrawo pomalo­ wanej beczki ze zwłokami Ripolla. Po śmierci Ferdynanda VII na tronie zasiadła nieletnia królowa Izabela II, w której imieniu rządziła Krystyna jako regentka i królowa matka. Krystynie należy zawdzięczać doprowa­ dzenie do końca tego, co papież Innocenty III zapoczątkował sześćset lat wcześniej”78. „Ogłasza się”, zarządziła 15 lipca 1834 roku, „że Trybunał Inkwizycji jest ostatecznie zamknięty”79. Tak więc inkwizycja dobiegła kresu jako fakt historyczny. Jednak inkwizycyjna idea, najpierw wymyślona przez papieży prawników, a na­ stępnie w-prowadzona w życie przez braci inkwizytorów, była zbyt potęż­ na i zbyt użyteczna, aby jej bez reszty poniechać. I rzeczywiście, ta sama śmiercionośna idea osiągnęła swój najambitniejszy i najbardziej przera­ żający wyraz w wieku dwudziestym i, jak to zobaczymy, nie umarła do dnia dzisiejszego.

PRZYPISY 1 Epigraf zamieszczony na początku rozdziału jest zacytowany w: David M. Gitlitz, Secrecy and Deceit: The Religion of the Crypto-Jews (Philadelphia and Jerusalem: Jewish Publication Society, 1996), 38. Juan de Salzedo wspomina wydarzenia z roku 1492

244 i przytacza uwagę poczynioną przez pewnego Żyda o nazwisku Fernando de Guemica w rozmowie z innym Żydem, niejakim Izaakiem de Portuguese. 2Gui, 139-140. 3 Joshua Trachtenberg, The Devil and the Jews: The Medieval Conception of the Jew andlts Relation to the Modern Antisemitism (New Haven: Yale Univ. Press, 1943), 180. 4 Trachtenberg, 180. 5 Zacytowane w: Tarchtenberg, 179. 6 Zacytowane w: Kamen, 2 (wyd. poi. 9). 7 Mat, 27:22, Nowy Testament (Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1975), 83. 8 „O Żydzie Tułaczu”, 259-263, w: Encyclopedia Judaica, t. 1-17, wyd. popr. (Jerusalem: Keter Publishing House, Ltd, nd), 261. 9 Księga Apokalipsy św. Jana, 2:9, NT, 623; Jewry Law of King Venceslas II for Brunn, zacytowane w: Trachtenberg, 164 („Z powodu zbrodni...”). 10 Zacytowane w: Trachtenberg, 187. 11 Zacytowane w: Trachtenberg, 94, 110. 12 Trachtenberg, 190, 193. 13 Trachtenberg, 31 (Kupiec wenecki, akt III, scena I, tłum. Jan Ulrich). 14 Burman, 29-30, cytujący Achille’a Luchaire’a, Innocent III. 15 Zaczerpnięte z: „Chronicie of Rabbi Eliezer bar Nathan”, zacytowane w: Arm­ strong, 73 (adapt.). 16 Roth, 21. 17 Roth, 18 (adapt.). 18 Zacytowane w: Kamen, 6 (wyd. poi. 13). 19 Oceny żydowskiej populacji w Hiszpanii „opierają się na czystych spekulacjach”, według twierdzenia rewizjonistycznego historyka, Henry’ego Kamena. Jednakże zga­ dza się on, że w Aragonii w „wyniku brzemiennego w skutki roku 1391 liczba Żydów spadła do jednej czwartej”. Kamen, 23 (wyd. poi. 29). 20 Roth, 26. 21 Kamen, 11 (wyd. poi. 17). 22 Roth, 29. 23 Zacytowane w: Kamen, 16 (wyd. poi. 22). 24 Roth, 52-53. 25 Kamen, 23,25. 26 Zacytowane w: Kamen, 20 (wyd. poi. 26). 27 Zacytowane w: Kamen, 20 (wyd. poi. 26). Opowiastka jest prawdopodobnie wy­ mysłem, jednak, jak Kamen zauważa: „Istnieje ziarenko prawdy w opowieści o Torquemadzie i sztukach srebra”. 28 Zacytowane w: Kamen, 21 (wyd. poi. 27). 29 Zacytowane w: Kamen, 70 (wyd. poi. 71-72). 30 Kamen, 217 (wyd. poi. 200). 31 Roth, 152. 32 Roth, 163. 33 Zacytowane w: Roth, 164 („Luterańskich heretyków”); Griffiths, 60 („ordynarne

jęzory”).

245 34 Zacytowane w: Roth, 170. 35 Roth, 186, 188, 190. 36 Zacytowane w: Kamen, 129 (wyd. poi. 124). 37 Zacytowane w: Burman, 203. 38 Zacytowane w: Roth, 66. 39 Zacytowane w: Roth, 67. 40 Zacytowane w: Kamen, 256 (wyd. poi. 235). 41 Kamen, 276. 42 Zacytowane w: Roth, 193. 43 Zacytowane w: Kamen, 262 (wyd. poi. 241) („Dziesięciny są nasze...”). 44 Kamen, 266 (wyd. poi. 266). 45 Zacytowane w: Kamen, 274 (wyd. poi. 252). 46 Zacytowane w: Roth, 76. 47 Zacytowane w: Kamen, 174 (wyd. poi. 165). 48 Zacytowane w: Burman, 143. 49 Zacytowane w: Roth, 100. 50 Zacytowane w: Roth, 77 (adapt.). 51 Kamen, 194 („zakrawało na farsę”), zacytowane w: Kamen, 194 (Jegomościa, który robił...”) (wyd. poi. 182). 52 Kamen. 196. 53 Zacytowane w: Roth, 90. 54 Zacytowane w: Kamen, 22 (wyd. poi. 42). 55 Zacytowane w: Kamen. 299 (wyd. poi. 275) („Mojżeszu, Mojżeszu!”). 56 B. Netanyahu, The Origins of the Inqisition in Fifteenth Century Spain (New York: Random House, 1995), xvi. 57 Netanyahu, xvii. 58 Gitlitz, 84 („w całym spektrum rozciągającym się...”), 85 („idiosynkratyczną”), 87 („synkretyczną”); zacytowane w: Kamen, 42 (wyd. poi. 47) („Święta Maryjo...”).

59 Netanyahu, xvii. 60 Kamen, 40-41 (wyd. poi. 45). 61 Roth, 199. 62 Netanyahu. 984. 990. 63 Kamen. 205 (wyd. poi. 187). 64 Zacytowane w: Roth, 295, 296 (adapt.). 65 Roth. 109 („formalną”); JohnAddington Symonds zacytowany w: Roth, 119 („Pro­ cesja przedstawiała...”). 66 Zacytowane w: Kamen, 208-209 (wyd. poi. 194) („drewno na stosy skazańców”); zacytowane w: Griffiths, 101 („miłosierdzie i sprawiedliwość”). 67 Kamen, 201 (wyd. poi. 188) („wieczyste i nieodwołalne”). 68 Zacytowane w: Burman, 154-155. 69 John Addington Symonds, zacytowane w: Roth, 119 (adapt.). 70 Roth, 137 („krzyki umierających heretyków...”); zacytowane w: Roth, 71 („Szla­ chetna królowo...”). 71 Zacytowane w: Roth, 71.

246 72 73 74 75 76 77 78 79

Zacytowane w: Kamen, 243 (wyd. poi. 225). Roth, 124. Roth, 236. Kamen, 213 (wyd. poi. 197). Roth, 261. Roth, 91. Zacytowane w: Roth, 282 (adapt.). Zacytowane w: Roth, 267.

VII

WIECZNY INKWIZYTOR Nie wolno nam podejmować próby usprawiedliwiania czegoś, na co nie ma żadnego rzeczywistego usprawiedliwienia (...) Zignorowanie kwestii ludzkiej odpowiedzialności odebrałoby całej historii wszelkie znaczenie.

G.G. COULTON, The Inguisition

Inkwizycja zawsze była ruchomym celem. W istocie jej historię pisano wciąż od nowa już na długo przed puszczeniem z dymem przez braci inkwizytorów ich ostatniej ofiary, i nie widać żadnych oznak rychłego końca tego rewizjonizmu. Inkwizycja wciąż rozpala gorące spory wśród dzisiejszych komentatorów, którzy, o dziwo, usiłują znajdować wytłuma­ czenie dla najstraszniejszych jej okrucieństw. Jednak w próbach odwra­ cania wyroku historii kryją się niebezpieczeństwa choćby tylko dlatego, że naśladowcy inkwizycji okazują chęć i zdolności do popełniania jesz­ cze bardziej odrażających zbrodni przeciwko rodzajowi ludzkiemu, a to dzięki przejęciu ideologii i techniki pierwszych inkwizytorów. Po dwudziestu latach od spalenia na stosie Joanny d’Arc w roku 1431 król Karol VII uznał za politycznie wskazane zwołanie pośmiertnego, ponownego procesu w celu udowodnienia, że korony swej nie zawdzię­ czał czarownicy i heretyczce. Nic więc dziwnego, że Dziewica Orleańska została uniewinniona, a nowy werdykt „nadszarpnął autorytet inkwizycji we Francji”. Nie wcześniej jednak jak w roku 1869 Kościół z cicha po­ twierdził błędy inkwizytorów, którzy spalili ją żywcem, i otworzył długi proces kanonizacyjny, a ostatecznie wyniesiona do świętości została do­ piero w roku 1920. Do tego czasu świętą Joannę przeistoczono z kłopotli-

248 wej nastolatki cierpiącej na straszne złudzenia słuchowe we wstrząsającą ikonę francuskiego patriotyzmu. Mimo wszystko jednak święta Joanna uznana została raczej za bohaterkę francuskiego oporu wobec zagranicz­ nego najeźdźcy, niż za symboliczną ofiarę inkwizycji1. Natomiast Galileusz wciąż czeka na uniewinnienie lub przynajmniej na przeprosiny Kościoła za to, co nazwano „największym skandalem chrześcijaństwa”. Jego książki pozostawały na indeksie aż do roku 1822, a dopiero w roku 1979 papież Jan Paweł II powołał papieską komisję, złożoną z historyków, uczonych i teologów, w celu ponownego rozważe­ nia wyroku wydanego ponad trzysta lat wcześniej. Gdy po trzynastu la­ tach opieszałych działań jej członkowie ostatecznie zakończyli swą pra­ cę, uznali jedynie, że inkwizycja popełniła „subiektywny błąd w ocenie”. Sam papież wyraził dla tych konkluzji swoje poparcie, gdy tymczasem pierwotne skazanie Galileusza przez inkwizycję z oskarżenia o herezję nigdy nie doczekało się formalnego uchylenia2. Urząd znany od dawna jako Kongregacja Świętej Rzymskiej i Po­ wszechnej Inkwizycji istnieje do dnia dzisiejszego, choć pod zmienio­ ną nazwą: od roku 1908 jako Kongregacja Świętego Oficjum, a od roku 1965 jako Święta Kongregacja Nauki Wiary. Jak to już odnotowaliśmy, kardynałem kierującym tym urzędem był do niedawna Joseph Ratzinger (ur. 1927), którego w roku 2005 wyniesiono na tron papieski jako papieża Benedykta XVI. Mimo że nikt nie jest narażony na tortury czy uwięzienie ze strony „zreformowanej inkwizycji”, to przecież zadanie tego urzędu nadal polega na wpajaniu kościelnego dogmatu i „kanonicznej dyscypli­ ny”. Jeszcze w roku 1981 Święta Kongregacja Nauki Wiary potwierdziła zamierzchły dekret o ekskomunice przeciw katolikom, którzy ośmielą się przystąpić do wolnomularstwa, tego samego bractwa, które hiszpańska inkwizycja uznała za tak niebezpieczne. Zatem w systemie biurokratycz­ nym Kościoła rzymskokatolickiego na początku trzeciego tysiąclecia na­ szej ery trwa rozróżnienie między tym, w co dopuszczalne jest wierzyć, a w co nie, jeśli nawet nie towarzyszy temu łamanie kołem3. „Ze swym poprawionym wizerunkiem i dwukrotnie zmienianą nazwą inkwizycja nadal istnieje i działa po dziś dzień”, konkluduje Edward Burman, Jako spadkobierczyni ponadsiedemsetletniej tradycji”4. Godne uwagi jest to, że kwestia oceny inkwizycji pozostaje wciąż otwarta. Trzeba tu przyznać, że cała literatura opisująca inkwizycyjne okrucieństwa wyszła spod piór francuskich, angielskich i amerykańskich

249 propagandzistów nawet jeszcze w trakcie czynnego działania inkwizycji, a niektóre wymyślone przez nich okrucieństwa wciąż zacierają granicę między rzeczywistością i fikcją. Henry Charles Lea - według Giorgio de Santillany „największy demaskator inkwizycji” - nawoływał do uznawa­ nia inkwizytorów winnymi wszystkich zarzutów: „To był system, który można by z powodzeniem uznać za wynalazek demonów”, pisze Lea z charakterystyczną dla siebie retoryczną emfazą, „który został celnie okre­ ślony przez sir Johna Fortescue jako Droga do Piekła”5. Jednak historykom akademickim - którzy w ciągu ostatnich dwustu lat prowadzili nad inkwizycją badania i toczyli spory-nie udało się osiągnąć moralnego czy też historycznego konsensusu. Kolejne generacje kryty­ ków i uczonych wciąż na nowo rozważały wydarzenia i analizowały po­ stacie z nią związane - podtrzymując zabieg pisania historii od nowa, co trwa do dnia dzisiejszego. Według części jej apologetów inkwizycja była w założeniu pełną najlepszych intencji i zdecydowanie zgodnąz prawem, choć czasem niedoskonałą instytucją, i nawet rewizjoniści, którzy zga­ dzali się co do represyjnego charakteru tej machiny, podkreślają że nigdy nie działała tak doskonale, jak się to marzyło jej założycielom. Nie jest wszakże inkwizycja przedmiotem jedynie akademickich za­ interesowań. Chociaż inkwizycja historyczna może nie była dokładnie taka, jak ją etykietował „wielki demaskator”, to fakt pozostaje faktem, że wielcy inkwizytorzy aspirowali do stworzenia „Nowego Wspaniałego Świata” totalitarnej kontroli umysłów, a ich przykład dał początek tym samym Orwellowskim marzeniom kolejnych pokoleń - nie tylko w nazi­ stowskich Niemczech i stalinowskiej Rosji, ale nawet tu, w Ameryce. In­ kwizytorska skrzynka z kompletem narzędzi jest nadal otwarta i w czyn­ nym użytku, a współcześni inkwizytorzy okazali się bezwzględniejsi od tych pierwotnych. Co więcej, jak to zobaczymy, machina prześladowań została użyta w dwudziestym wieku do produkowania potworności na taką skalę, która by się nawet nie mieściła w bogatej wyobraźni pierw­ szych ludzi noszących tytuł Inkwizytorów ds. Heretyckiego Zepsucia.

Zbrodnie inkwizycji, jak je dziś czasem widzimy w makabrycznych szczegółach, zaczynają się od prześladowania ludzi nie za coś innego, jak tylko za to, że wyznawali prywatnie przekonanie, potępiane przez Kościół jako heretyckie. Czasem ofiary aresztowano, wtrącano do wię-

250 zień, poddawano torturom i palono na stosach za przestępstwo istnie­ jące wyłącznie w umysłach inkwizytorów, tak jak to było w wypadku „polowania na czarownice”, albo za posiadanie odległego żydowskiego przodka, jak czyniła to inkwizycja hiszpańska. W naukowych debatach nad inkwizycją pomija się czasem podstawowy fakt, że konkretne ludz­ kie istoty cierpiały i ginęły z rąk inkwizytorów z powodu co najwyżej zbrodni popełnionej myślą - albo też nie popełniwszy żadnego przestęp­ stwa. Trzeba nam od czasu do czasu przywoływać męczarnię żydowskiej converso, Elwiry del Campo, rozebranej do naga i torturowanej przez hiszpańską inkwizycję w 1568 roku, ponieważ wieprzowina szkodziła jej na żołądek - choćby tylko po to, żeby przypominać sobie o postrzeganiu przez inkwizycję człowieka: „Panie”, wołała kobieta, „bądź świadkiem, że oni mnie zabijają, nie pozwalając mi się przyznać!”6. „Skrywanie tych potworności”, zauważa G.G. Coulton, Jest tym sa­ mym, czym byłby opis rewolucji francuskiej pomijający gilotynę”7. Inkwizycja ma na swym sumieniu coś więcej niż unicestwianie ludz­ kich istnień. Na przykład rutynę stosowania tortur jako narzędzia sądow­ nictwa karnego przez policję cywilną i sądy w całej Europie, począw­ szy od średniowiecza i kontynuowane przez pięćset lat, przypisuje się przykładowi, jaki dała inkwizycja. Nawet oczywistą wyższość Europy Północnej nad Europą Południową w dziedzinie handlu, osiągnięć na­ ukowych i technologii tłumaczy się czasem jako wynik przerażających skutków działania inkwizycji tam, gdzie pozostawała czynna najdłużej i gdzie sprawowała największą władzę. Innymi słowy, nie jest przypad­ kiem, że pisma Galileusza były zakazane we Włoszech nawet wówczas, gdy ukazywały się w Holandii, ani to, że Hiszpania pozostawała chorym człowiekiem Europy jeszcze przez całe stulecie po formalnym zlikwi­ dowaniu inkwizycji: „Martwa ręka Świętego Oficjum”, wyjaśnia Cecil

Roth, „z wolna uciskała arterie hiszpańskiego życia intelektualnego”8. Jak to już jednak wiemy, inkwizycja ma swoich obrońców, a nawet ci, którzy niechętnie przyznają, że choć czasem zdolna do wynaturzeń, to nig­ dy nie była aż tak przerażająca, jak czytamy u historyków w rodzaju Lei, Coultona i Rotha. Szukający wyjaśnień lub usprawiedliwień dla inkwizy­ cji dowodzą, że kierowała się ona regułami prawa, przynajmniej w teorii, i stanowczo twierdzą, iż jej okrucieństwa i nadużycia były raczej wyjątka­ mi niż zasadą. Zwracają uwagę na to, że „inkwizycja” jest terminem, który miewał różne znaczenie w różnych czasach i miejscach na przestrzeni hi-

251

storii, poczynając od niezależnego papieskiego inkwizytora, jakim był Ro­ bert le Bougre w trzynastowiecznej Francji, po skomplikowaną biurokrację wielkiego inkwizytora i La Suprema w Hiszpanii w szesnastym wieku. Nade wszystko zaś rewizjoniści utrzymują, że inkwizycja tak naprawdę nigdy całkowicie nie spełniła swej misji, choćby tylko dlatego, że bracia inkwizytorzy cierpieli na niedostatek środków, które pozwoliłyby im wy­ konać zadanie wykorzenienia z chrześcijaństwa każdej herezji i każdego heretyka. Kiedy Henry Charles Lea potępia inkwizycję za „stworzenie systemu niewypowiedzianie potwornego”, rewizjoniści ripostują, że sku­ pia się on na wybujałych ambicjach inkwizytorów, nie dostrzegając ich mizernych osiągnięć. Przykra, a może i odrażająca rzeczywistość, twier­ dzą dalej niewzruszenie, całkowicie się różni od rzezi, które znajdujemy w tak wielu relacjach o inkwizycji, zarówno w pracach historycznych, jak w książeczkach z bajkami9. „Gdyby inkwizycja była tak potężna, jak sugerowano, około pięć­ dziesięciu inkwizytorów w Hiszpanii potrzebowałoby rozbudowanej biurokracji, niezawodnego systemu informatorów, regularnego dochodu i współpracy władz kościelnych i świeckich”, pisze Henry Kamen, czo­ łowy współczesny historyk hiszpańskiej inkwizycji. „Nigdy nie dyspo­ nowała żadnym z tych środków”10. A zatem zachęca się nas, abyśmy uznali inkwizycję za pracujące do­ rywczo, donkiszotowskie, często bezradne i całkowicie jałowe przedsię­ wzięcie. Rewizjoniści wykazują, tytułem przykładu, że inkwizytorom zawsze brakowało funduszy, nie zaś heretyków i herezji: „Wasza Kró­ lewska Mość powinien przede wszystkim zadbać, by Święte Oficjum nie pokrywało swych wydatków z majątku skazanych”, pisał pewien odważ­ ny converso do Karola V w 1538 roku, „ponieważ to odrażające, kiedy inkwizytorzy nie mają co jeść, dopóki kogoś nie spalą”. Jak na ironię, obrońcy mieli możność powołać się na twierdzenie „wielkiego demaskatora”, że inkwizycja była na tyle nieskuteczna, iż nie zdołała uczynić niczego, co powstrzymałoby największe wyzwanie rzucone autorytetowi Kościoła rzymskokatolickiego - protestancką reformację11. „Gdyby ist­ niała w Niemczech w należytym stanie gotowości do pracy, to kariera Lutra nie potrwałaby długo”, twierdzi żartobliwie Lea. „Taki inkwizytor jak Bernard Gui uciszyłby go raz-dwa”12. Zdarza się, że w świetle dostępnych dla nas faktów apologia przedsta­ wiana przez współczesnych komentatorów zdaje się przesadnie szczodra,

252 jeśli nawet nie zupełnie dziwaczna. „To nie był jakiś sąd połowy, jakiś gabinet okropności czy też sądowy labirynt, z którego nie było możli­ wości ucieczki”, piszą o rzymskiej inkwizycji historycy zajmujący się okresem renesansu, John i Annę Tedeschi, we wstępie do swego włoskie­ go tłumaczenia dzieła Carlo Ginsburga The Cheese and the Worms: The Cosmos of a Sixteenth-Century Miller'. „Nagłe i przypadkowe decyzje, niewłaściwe używanie władzy, bezmyślne naruszanie praw ludzkich nie były tolerowane. Rzym nadzorował pracę trybunałów na prowincji, zmu­ szał do przestrzegania tego, co było, jak na te czasy, umiarkowanym ko­ deksem prawa, i utrzymywał - w ramach, na jakie pozwalała powszechna zgoda - jednolitość postępowania”13. A przecież to właśnie z opowiadania Carlo Ginzburga dowiadujemy się o konkretnej ofierze inkwizycji, młynarzu o imieniu Menocchio, któ­ rego dwukrotnie aresztowano, osądzono i skazano z oskarżenia o herezję, ponieważ jako jeden z najcięższych dowodów przeciw niemu przytoczo­ no posiadanie narodowego tekstu Biblii, która mogła, choć nie musiała, być kopią Koranu, oraz posługiwanie się fatalnie ciętym językiem. „On się zawsze kłócił dla samej kłótni”, zeznawał przeciw niemu jeden ze świadków. Podobnie jak od wszystkich ofiar inkwizycji, od Menocchia zażądano podania nazwisk, a kiedy jego odpowiedzi wydały się nie­ zadowalające, poddano go torturom za pomocą strappado. „Ach Jezu, Jezu!”, krzyczał starzec, podczas gdy inkwizytorski notariusz spisywał każde jego umęczone słowo. Mocą drugiego wyroku Menocchio został wysłany na stos jako heretyk niepoprawny, ale dopiero po tym, jak czujni biurokraci ze Świętego Oficjum uszczypliwie wypomnieli miejscowym inkwizytorom ich święty obowiązek spalenia starca żywcem”14. „Nie wolno wam zaniedbywać postępowania z taką gorliwością, jakiej wyma­ ga ciężar tej sprawy, oby on zatem nie umknął karze za swoje przerażają­ ce, budzące odrazę wybryki”, nadeszła bezlitosna wiadomość z Rzymu, „oby też jednak posłużył jako przykład innym w tamtych stronach, przyj­ mując sprawiedliwą i surową karę. A zatem nie omieszkajcie zgotować tego wszystko jak najrychlej i z całą surowością umysłu wymaganą przez powagę tej sprawy”15. Spalenie gadatliwego religijnego dziwaka, jak to państwo Tedeschi z chęciąprzyznają, nie może być postrzegane jako akt „moralnej sprawie* Ser i robaki. Wizja świata pewnego młynarza, tłum. Radosław Kłos, PIW, Warszawa 1989-przyp. tłum.

253

dliwości”, ale jednak widzą w tym przykład „sprawiedliwości prawnej”, przynajmniej jako pojęcia rozumianego i stosowanego w szesnastym wieku. Skłaniają nas, abyśmy spojrzeli na inkwizycję w jej kontekście historycznym, czyli na epokę, w której Europa przeistaczała się w „społe­ czeństwo represyjne”, według definicji R.I. Moore’a, z ofiarami obejmu­ jącymi nie tylko religijnych odstępców, ale wszystkich, których pocho­ dzenie, wygląd, praktyki czy orientacje seksualne uważano za odmienne, a co za tym idzie - niebezpieczne. Odnoszenie naszych dzisiejszych po­ jęć wolności i stosownej procedury prawnej do inkwizycji, sugerują nie­ którzy historycy, jest bezcelowym anachronizmem, twierdząc jednocze­ śnie, że można wyjaśniać osobliwości sprzed wieków bez jednoczesnej ich akceptacji. Właściwą rolą historyka, jak to tłumaczy Moore, „nie jest wyszydzanie ludzkich czynów ani użalanie się nad nimi, ani nimi pogar­ dzanie, ale zrozumienie ich, tak jak czyni to Spinoza”16. Istnieje jednak straszliwe niebezpieczeństwo w zlekceważeniu in­ kwizycji jako antycznej ciekawostki bezpiecznie spoczywającej między okładkami jakiejś historycznej książki. A to właśnie dlatego, że dostar­ czając projektu i obsługi machiny represji - oraz uzasadnienia pozwala­ jącego na zastosowanie tego samego aparatu w celu eksterminacji czy­ ichś wrogów - inkwizycja była i nadal jest niebezpieczna dla ludzkiego życia i ludzkiej wolności.

Tak więc inkwizycję należy postrzegać zarówno jako fakt historyczny, jak i ideę wykraczającą poza historię. Na przykład Edward Peters dowo­ dzi, że inkwizycje, takie jakie rzeczywiście istniały i działały - celowo tu kładzie on nacisk na pisownię małą literą i na liczbę mnogą tego rze­ czownika - „były przekształcane przez dyskusję i literaturę w mit”, a na­ stępnie w wyartykułowane przez współczesny świat „oskarżenie dawnej Europy o to, że dławiła ludzkiego ducha”. Fakt istnienia i idea inkwizycji pozostają nierozróżnialne i do przyjęcia takiej właśnie postawy usilnie namawia nas rewizjonistyczny historyk w rodzaju Petersa. Jednak inkwizycja jest czymś więcej niż obiektywem pozwalającym obserwować wydarzenia z odległej przeszłości. Stała się raczej, jak nam to przypomina Peters, „ściśle utkanym materiałem współczesnej świado­ mości”, i nadal była natchnieniem dla kolejnych pokoleń prześladowców, długo jeszcze po śmierci i pochówku ostatniego z braci inkwizytorów.

254 W tym sensie idea inkwizycyjna funkcjonowała na świecie nieprzerwa­ nie od trzynastego wieku, kiedy ją odkryto, nigdy zaś z taką intensywnościąjak w wieku dwudziestym, a nawet i w naszych czasach17. Rzeczywi­ ście, jak to zobaczymy, aparat inkwizycyjny był nieustannie doskonalony i przeznaczany do nowych zastosowań przeciw nowym ofiarom nawet wówczas, gdy inkwizycja jako instytucja rozpłynęła się już w historii. Inkwizycja na początku określiła i przyjęła śmiałą ideę wykorzenie­ nia wszystkich herezji i zlikwidowania wszystkich heretyków, co było pojęciem rozciągliwym, obejmującym Żydów, muzułmanów, homosek­ sualistów, radykalnych księży, kobiety mistyczki, a nawet przypadkową akuszerkę czy młynarza, których dziwactwa irytowały tego czy innego in­ kwizytora. „Kilku papieży i królów w różnych okresach wieków średnich wykazywało usposobienie sprzyjające wprowadzaniu takiego całopale­ nia”, wyjaśnia Norman F. Cantor w Inventing the Middle Ages, i jedynie prymitywny stan średniowiecznej technologii i nieudolność w sprawo­ waniu władzy krajem przeszkodziły im w urzeczywistnieniu tego dzieła. Tak więc argument, że inkwizycja mogła być mniej koszmarna, niż tego sama chciała, może być historycznie trafny, jednak moralnie jest absolut­ nie obojętny. Średniowiecznym inkwizytorom brakowało tylko środków technicznych, ale nie woli do wytępienia na świecie wszystkich, których uznawali za „heretyckie plugastwo”, a Cantor dochodzi do wniosku, że „oskarżenie przeciw wiekom średnim jest nadal aktualne”18. W ciągu stulecia, jakie minęło od ostatniej ofiary rzuconej przez hisz­ pańską inkwizycję na pastwę płomieni, do władzy doszło w Europie nowe pokolenie inkwizytorów. Mieli oni dostęp do techniki i technologii dwudziestego wieku - linie kolejowe, chemiczne trucizny, automatyczną broń, nadajniki radiowe oraz wiele innych udogodnień - i zaprzysięgli służyć rządzącym, którzy sprawowali znacznie większą władzę niż któ­ rykolwiek z papieży czy królów średniowiecza. Ale przyjąwszy tę samą ideę, która stanowiła rację bytu inkwizycji, byli w stanie unowocześnić i zautomatyzować średniowieczny ekwipunek, kierując go do działań na skalę przemysłową. „Współczesne państwo totalitarne nazistowskich Niemiec i leninowsko-stalinowskiego Związku Sowieckiego oraz jego satelitów stanowiło ucieleśnienie średniowiecznego koszmaru”, pisze Cantor. „Wynikiem tego były Oświęcim i GUŁag, druga wojna światowa oraz śmierć co najmniej dwudziestu milionów ludzi z rąk nazistowskich i bolszewickich rządów”19.

255 Dla ścisłości - skłonność do torturowania i zabijania bliźnich z racji ja­ kichś nieistotnych różnic w wyglądzie, nawykach czy wierze nie wystą­ piła bynajmniej jednocześnie z pojawieniem się inkwizycji. Na przykład pierwszym heretykiem, którego posłano na stos w Hiszpanii, był Pryscylian z Avila oskarżony o uprawianie magii w roku 383, a więc ponad tysiąc lat przed ukonstytuowaniem się hiszpańskiej inkwizycji. Repre­ syjny bodziec - „pragnienie oczyszczenia świata poprzez unicestwienie pewnej kategorii ludzkich istot przedstawianych jako sprawców zepsucia i wcielenia zła” - wydaje się być wbudowany w zachodnią cywilizację. Z przykrością trzeba przyznać, że ludzie jako gatunek zawsze potrafili znaleźć powody, by odnosić się wzajemnie do siebie z obawą i nienawi­ ścią i okazywać sobie nawzajem okrucieństwo20. Jednak inkwizycja przekształciła te złowrogie i tragiczne bodźce w coś znacznie potężniejszego, a więc i bardziej niebezpiecznego, drapując je w osłonę z teologicznych i prawnych pułapek, budując system biurokra­ tyczny dla organizowania masakry. Gdy już raz stworzono motor działań inkwizycji, do jej arsenału mógł sięgnąć każdy, zdolny do tego, dykta­ torski reżim. „Był to zatem mechanizm tak skonstruowany, że można go było skutecznie skierować na każdy cel”, tłumaczy Coulton. „Czy był to cel dobry, czy zły, zależało jedynie od polityki lub kaprysu jakiegoś czło­ wieka lub ugrupowania, które danym trybunałem kierowało”21. Owym „motorem”, o którym wspomina Coulton, jest średniowieczna inkwizy­ cja, lecz jego słowa odnoszą się z jednakową mocą do inkwizycji w licz­ bie mnogiej dwudziestego wieku, a także, jak się o tym przekonamy, również do pierwszych dekad otwierających trzecie tysiąclecie.

Kiedy młody oficer SS o nazwisku Adolf Eichmann (1906-1962) po raz pierwszy przyszedł do pracy w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie (Reichssicherheitshauptamt), natychmiast odebrano odeń przysięgę zachowywania tajemnicy, a następnie zaprowadzono do zamkniętego pokoju w kwaterze głównej gestapo mieszczącej się w sty­ lowym Prinz-Albrecht-Palais. „Wówczas dowiedziałem się, co będę robił”, wspominał później, „i to przyprawiło mnie o gęsią skórkę”. Jak się wszakże okazuje, to, co o gęsią skórkę przyprawiło Eichmanna, nie miało nic wspólnego ze zbrodniami przeciw ludzkości, za które miał być po wojnie osądzony i powieszony w państwie Izrael. Wiązało się jednak

256 nierozłącznie z machiną represji zapożyczoną od inkwizycji i puszczoną w ruch przez nazistowskie Niemcy. „Musieliśmy uporządkować kartotekę według alfabetu”, zwierzył się Eichmann izraelskiemu kapitanowi policji, który go przesłuchiwał przed procesem. „Wszystko dotyczyło wolnomularzy. Katalogowaniu nie było końca. Ciągle tylko uważając, żeby zgadzały się litery. «C» z «C» i tak dalej. Nigdy nie słyszałem o wolnomularzach, nie miałem pojęcia, kim oni są”22. Wspomnienia Eichmanna - kolejna scena, którą trzeba określić jako Kafkowską - odsłaniają coś istotnego o inkwizycji i długim cieniu, jaki rzuca ona na przestrzeni historii. Podobnie jak działający przed nimi bra­ cia inkwizytorzy, również skrupulatni biurokraci, którzy funkcjonowa­ li w nazistowskiej wersji represyjnej machiny, byli zapalonymi kolek­ cjonerami informacji, odbieranych od szpiegów, donosicieli i torturami wydobywanych z więźniów. Zarówno inkwizycja, jak reżim nazistowski obawiali się każdej idei czy działań wykraczających poza ciasny krąg dogmatu; stąd też na przykład w jednym i w drugim wypadku, poza in­ nymi ofiarami, uwagę przyciągali wolnomularze, homoseksualiści i Ży­ dzi. I inkwizycja, i naziści byli owładnięci obsesją samozwańczej misji narzucenia ścisłego dyktatorskiego porządku bałaganiarskiemu światu, zawsze grupując „wszystkie «C» z «C». Tragiczne zaś jest to, że podo­ bieństwa na tym się nie kończą. Kiedy później Eichmanna przeniesiono do, jak to nazwał, „departa­ mentu żydowskiego”, otrzymał egzemplarz książki Teodora Herzla Pań­ stwo żydowskie wraz z poleceniem „dokonania z niej wyciągu, który miał służyć jako informacyjna broszura generałowi SS” - czegoś w rodzaju współczesnego podręcznika inkwizytora. Nawet kiedy Eichmann awan­ sował już na wyższe szczeble biurokracji, która zajmowała się szukaniem i zabijaniem Żydów, jego podwładni wciąż gromadzili i porządkowali karty katalogowe (Judenkartei, czyli „karty żydowskie”), „których ce­ lem było ustalanie tożsamości każdego Żyda mieszkającego w Rzeszy”, zadanie przez nazistowski reżim uważane za konieczne „dla pomyślnej, wewnętrznej walki z żydostwem”23. Dokładnie tak jak rzymska inkwizycja miała swą główną kwaterę w Watykanie, a inkwizycją hiszpańską władała La Suprema z Pałacu In­ kwizycji w Madrycie, tak ich odpowiedniczką w nazistowskich Niem­ czech zarządzano z kompleksu budynków państwowych w Berlinie, tego

257

samego, w którym Eichmann po raz pierwszy został przydzielony do porządkowania kart katalogowych. Pracując pod dowództwem nieuda­ nego hodowcy drobiu, Heinricha Himmlera (1900-1945), który wyrósł na wzniosłej rangi Reichsfuhrera SS, posłuszni nazistowscy biurokraci nadzorowali codzienne operacje tajnej policji państwowej (Geheime Staatspolizei, bardziej znanej jako gestapo), policji kryminalnej (Kriminalpolizei - kripo), służby bezpieczeństwa (Schutzstaffeln - SS) i różnych wydziałów obarczonych przyziemnymi zadaniami, których wykonanie było niezbędne dla sprawnego przeprowadzenia ludobójstwa. Według ocalałego z Holocaustu historyka Saula Friedlandera wszyscy razem za­ mierzali stworzyć „całkowicie zintegrowany system inwigilacji, dono­ szenia i aresztowań”, operować nim, a ostatecznym tego celem miało być dostarczenie do krematoriów „łatwopalnego materiału”24. Do spełnienia tych zadań naziści używali wielu narzędzi tortur iden­ tycznych jak te, które znajdowano w każdym inkwizycyjnym lochu. Na przykład gestapo wymyśliło swą własną wersję strappado - zawiesza­ jąc ofiarę na linie przewleczonej przez jej kajdanki, a następnie bujając ją według uznania przesłuchującego policjanta. Próba wody polegała na zanurzeniu ofiary w balii z zimną wodą albo pozostawianiu jej w beczce z wodą w niskiej temperaturze, niemal do zamarznięcia, próbę ognia zaś aplikowano z zastosowaniem lutownicy. Naziści byli zauroczeni średniowieczną legendą i tradycją, jednak nie średniowieczną technologią, co ich zachęcało do innowacji i wynalaz­ ków w stosowaniu tortur. Ulubioną techniką gestapo było aplikowanie elektrowstrząsów za pośrednictwem przewodów podłączanych do penisa i odbytu ofiary. Niczym renesansowy rzemieślnik, który wymodelował gruszkę jako narzędzie tortur dla heretyków, pewien bezimienny nie­ miecki racjonalizator w służbie reżimu nazistowskiego obmyślił chytre małe metalowe pudełeczko z gwintowanym urządzeniem, które pozwa­ lało gestapowskiemu oprawcy w trakcie przesłuchania z wolna miażdżyć swej ofierze jądra. Przez cały czas maszynistka spełniała rolę średniowiecznego notariu­ sza, spisując każde słowo wykrztuszone przez ofiarę tortury. Okresowo do izby tortur wzywano gestapowskiego lekarza, jednak raczej z powodów czysto praktycznych niż humanitarnych: „Nie byli tam po to, by udzielać jakiejkolwiek pomocy medycznej, a jedynie, by orzec, czy więzień może być jeszcze bity”, donosili autorzy The Brown Book of the Hitler Ter­

258 ror w roku 1933. „Oni przypominają lekarzy inkwizycji: tortury zostają przerywane z chwilą powstania niebezpieczeństwa śmierci ofiary”. Gdy katowany się ożywiał, przesłuchanie można zacząć od nowa”25. Celem takich urządzeń i techniki nigdy nie było po prostu wydobycie przyznania się do przestępstwa - naziści ochoczo zabijali swe ofiary bez powodu - ale raczej do zmuszenia katowanych, by podawali nazwiska innych osób. Na przykład pewnego bojownika ruchu oporu utrzymy­ wano przy życiu i wielokrotnie torturowano przez ponad dwa lata tylko dlatego, by - jak wyobrażali sobie jego dręczyciele - w końcu zdradził nazwiska i miejsca pobytu innych członków podziemia. I dopiero gdy na­ ziści ostatecznie się przekonali, że nie było niczego, co mógłby wyjawić, gestapo położyło kres jego niedoli. Nawet jednak w przypadku, kiedy ofiara tortur ostatecznie zgodziła się zdradzić swych towarzyszy, na ogół czekał ją taki sam los. Oczywiście gestapo nie zawsze musiało sięgać po tortury, by kogoś skłonić do wydania przyjaciela lub sąsiada. Czy to powodowani stra­ chem, złośliwością czy własnym interesem, ludzie tworzyli siatkę chęt­ nych informatorów, z której korzystało gestapo, tak jak to było w wy­ padku inkwizycji. Podobnie jak akuszerka mogła się stać przedmiotem donosu do inkwizycji sprokurowanego przez swą zazdrosną konkurentkę w interesach, tak zwyczajni Niemcy byli często skłonni zgłaszać się do gestapo z obciążającą kogoś informacją, prawdziwą lub zmyśloną. „Zi­ rytowani sąsiedzi, rozgoryczeni teściowie i niezadowoleni koledzy z pra­ cy”, konstatuje historyk Erie A. Johnson, „często używali państwowej tajnej policji jako narzędzia do wyrównywania swoich osobistych, na ogół drobnych porachunków”26. I znów tak jak inkwizycja, nazistowski reżim odmawiał nazywania swych zbrodni po imieniu. Zwyczajne bicie znane było w dokumentach gestapo jako „surowe śledztwo”, a bardziej pomysłowe i koszmarne for­ my tortur określano jako „szczególnie surowe śledztwo”. Tak jak „uwol­ nienie” dla skazanego heretyka oznaczało w inkwizycyjnym żargonie spalenie go żywcem na stosie, tak naziści ukuli całe słownictwo eufemi­ zmów odnoszących się aluzyjnie do aresztowania, uwięzienia i mordo­ wania swych Żydów: „deportacja”, „ewakuacja”, „przesiedlenie” i „re­ dystrybucja”, a wszystko oznaczało to samo. Odżywanie takich omówień najlepiej dowodzi, że uczestnicy tych zbrodni przeciw ludzkości w okre­ sie trwania Holocaustu dokładnie wiedzieli, co robią, więc usilnie starali

259 się to zakamuflować27. „Jest to zaszczytna karta naszej historii”, oświad­ czył Himmler na tajnym zebraniu generałów SS w 1943 roku, „która nie została napisana i nie będzie nigdy napisana”28. Rzeczywiście bezceremonialność, z jaką naziści traktowali język, zawsze pozostawała w intymnym związku z okrucieństwami, które po­ pełniali wobec swych ofiar. W oficjalnych dokumentach niemieckich trzymano się rozróżniania Żydów przeznaczonych do „służby pracow­ niczej” - to znaczy do niewolniczej pracy na głodowych racjach żyw­ nościowych, czegoś w rodzaju mordowania w zwolnionym tempie - od tych, których miało dotknąć „specjalne traktowanie”. Jednakże rozróż­ nienie między tymi dwoma przeznaczeniami nigdy nie zostało oficjalnie wyjaśnione przez urzędników decydujących o wszystkim we własnym kręgu. Dopiero długo po wojnie przesłuchiwany przez izraelską policję Eichmann ostatecznie rozszyfrował ten kod: „Specjalne traktowanie”, przyznał, „było zabijaniem”. A całe to potworne przedsięwzięcie, które zaowocowało masowym morderstwem na sześciu milionach żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci, przesłonił mętny biurokratyczny eufemizm, jaki przemówiłby do wyobraźni każdego wielkiego inkwizytora, dla któ­ rego frazy wyjęte z łacińskiego kodeksu praw stanowiły podobny, moral­ ny listek figowy: „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”29.

Jak wiemy, „Ograniczenia czystości krwi”, wprowadzone w piętnastym wieku w Hiszpanii, były przejawem nasilającej się wojny z herezją, któ­ rej istotę upatrywano raczej we krwi niż w wierze. Ten sam złowieszczy pogląd nazistowskie Niemcy przyjęły w tak zwanych Ustawach norym­ berskich, ogłoszonych przez Adolfa Hitlera (1889-1945) na partyjnym zjeździe w Norymberdze w roku 1935. W ten sposób już sam judaizm zaczął być we współczesnych Niemczech uważany za zniewagę krwi, za którą jedyną właściwą karą była śmierć. W tym sensie „Ustawy norym­ berskie” można uznać za wstępny szkic Holocaustu, tak jak w kanonach Czwartego Soboru Laterańskiego w dużym stopniu można dostrzegać „wstępny szkic” inkwizycji30. Ozdobą „Ustaw norymberskich” była „Ustawa o obywatelstwie Rze­ szy”, która praktycznie odebrała prawne przywileje żydowskiej spo­ łeczności i zredukowała ją do statusu „poddanych” Trzeciej Rzeszy. Drugim składnikiem była „Ustawa o ochronie krwi niemieckiej i nie-

260

mieckiej czci”, która uznawała za niezgodne z prawem jakiekolwiek sek­ sualne kontakty między Żydami i nie-Żydami. Kiedy później ustawa ta zaczęła obowiązywać w niemieckich sądach, to nie tylko stosunek, ale także „wzajemną masturbację”, a nawet pocałunki uznawano za czyny przestępcze. I jakby tego wszystkiego było mało, „Ustawa o barwach i fladze Rzeszy” ustanowiła proporzec partii nazistowskiej ze swastyką narodowymi barwami Niemiec, uroczyście przy tym zakazując Żydom wywieszania niemieckiego sztandaru. Po ogłoszeniu tych trzech zarzą­ dzeń - wraz z narastającymi antyżydowskimi prawami mającymi na celu „oczyszczenie” Niemiec - naziści zapewnili sobie prawne uzasadnienie podjęcia wojny z Żydami31. Pod prawniczym żargonem „Ustaw norymberskich” należy dostrzegać ponowny wybuch tego samego trzewiowego antysemityzmu, który za­ ślepił średniowieczną Europę i doprowadził do niektórych najgorszych ekscesów hiszpańskiej inkwizycji. Według ideologów nazistowskiego re­ żimu w Niemczech, poczynając od samego Adolfa Hitlera, Żydzi stano­ wili wyobcowany i złośliwy żywioł, który przeniknął do chrześcijańskiej cywilizacji i który musi zostać bezwzględnie wycięty. Byli potępiani jako truciciele i pasożyty, zarówno pod-, jak nadludzcy, egzystencjalne zagro­ żenie nie tylko dla Niemiec, ale dla całego świata. Tak jak inkwizycja dą­ żyła do pozbycia się z chrześcijaństwa „heretyckiego plugastwa” wszel­ kimi dostępnymi środkami, tak teraz nazistowskie Niemcy wypowiadały totalną wojnę Żydom. Żydów demonizowano jako żarłoczne bestie, których własne apetyty skłaniały do tropienia ludzkiego łupu. Tak więc „Ustawy norymberskie” zabraniały Żydom zatrudniania niemieckich kobiet poniżej czterdzieste­ go piątego roku życia, zakładając, że kobieta młodsza byłaby narażona na niebezpieczeństwo seksualnego napastowania ze strony swego żydow­ skiego pracodawcy. „Żyd systematycznie bezcześci aryjskie dziewczęta i kobiety”, krzyczał jeden z „biuletynów informacyjnych” wydawanych przez SS dla swych szeregowych członków, przyznając im w ten sposób kluczową rolę do odegrania w Holocauście. „Kieruje nim zarówno zimne wyrachowanie, jak niepowstrzymana zwierzęca żądza”32. Hitler uważał Żydów za przebiegłych i zarazem potężnych. Charakte­ ryzował ich jako agentów rozległego spisku, którego celem było zdobycie dominacji nad światem, czasem działającego w tym kierunku jako zmo­ wa bankierów, a czasem pod sztandarem bolszewizmu - jako „«złoty»

261

i «czerwony» internacjonalizm” - zawsze jednak z zamiarem zapanowa­ nia i zniszczenia zachodniej cywilizacji. „Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nie ma dobrego czy złego Żyda”, twierdził uparcie Hitler. „On jest Żydem - powoduje nim tylko jedna jedyna myśl: w jaki sposób mam wynieść swój naród tak, by zapanował nad światem?”33. Naziści widzieli więc w żydowskiej społeczności Niemiec - skoń­ czonej i wysoce zasymilowanej wspólnocie - zarówno niebezpiecznych przestępców, jak źródło zatrucia i zarazy. Nie wykazywali ani wstydu, ani delikatności w głoszeniu swych zamiarów ukarania Żydów za ich wyima­ ginowane zbrodnie. „Nie lękamy się wskazać palcem na Żyda jako ini­ cjatora, wykonawcy i beneficjenta tej potwornej katastrofy”, grzmiał szef nazistowskiej propagandy Joseph Goebbels (1897-1945) w publicznym wystąpieniu w 1937 roku. „Spójrzcie, to jest wróg świata, niszczyciel kultur, pasożyt pośród narodów, syn chaosu, wcielenie zła, fermentacja rozkładu, dostrzegalny demon rozpadu ludzkości”. W swych prywatnych dziennikach Goebbels był nawet jeszcze bardziej jednoznaczny: „Ta ży­ dowska zaraza musi zostać wypleniona”, pisał. „Doszczętnie! Nie powi­ nien pozostać nikt”34. Wizerunek Żydów jako plagi i szkodników jest kolejnym zapożycze­ niem ze słownika średniowiecznego antysemityzmu, jednak w nazistow­ skich Niemczech nabrało to całkowicie nowego i zupełnie dosłownego znaczenia. Cyklon B, handlowa nazwa granulowanego kwasu pruskiego, używanego do zabijania żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci w komo­ rach gazowych Oświęcimia, pierwotnie stosowany był jako środek owa­ dobójczy do odwszania ubrań i dezynfekcji wagonów towarowych. Jak na ironię, cyklon B wynalazł pewien laureat Nagrody Nobla , * żydowski chemik przemysłowy, który w roku 1933 zdołał uciec z Niemiec i zmarł, zanim się mógł przekonać o zastosowaniu własnego wynalazku do mor­ dowania żydowskich pobratymców, w tym również jego krewnych.

Żadna z odrażających idei Hitlera związanych z judaizmem nie była

zupełnie nowa czy wyjątkowa. Jak wiemy, w średniowieczu chrześcijanie mieli zakaz zatrudniania żydowskich akuszerek, a kontakty płciowe mię­ dzy Żydami i nie-Żydami były ścigane na mocy średniowiecznych ustaw

’ Chodzi o Fritza Habera (1868-1934), noblistę z roku 1918 - przyp. tłum.

262

przeciw sodomii. Nazistowska ikonografia Żyda - a nawet szczególne słownictwo bełkotliwej diatryby wygłoszonej przez Goebbelsa w 1937 roku - była zapożyczona ze zmiętych i pożółkłych pamfletów średnio­ wiecznych antysemitów. Całą treść „Ustaw norymberskich” z 1935 roku można tropić wstecz aż do „Żydowskiej ustawy” z roku 1268: „Żydów za ich grzechy pozbawia się ochrony praw naturalnych i skazuje na po­ tępienie wieczne”. Jednak zobaczymy, że reżim nazistowski był zdolny ziścić to, o czym nawet najbardziej wizjonerscy antysemici średniowie­ cza mogli tylko marzyć35. Po wprowadzeniu „Ustaw norymberskich” w roku 1935 biurokracja na­ zistowska co prędzej przystąpiła do zadania identyfikacji i znakowania Ży­ dów. Tak jak hiszpańska inkwizycja, która wydawała zaświadczenia o czy­ stości krwi starym chrześcijanom i potwierdzała stopień krwi żydowskiej płynącej w żyłach conversos, tak gestapo studiowało akty chrztu i inne pu­ bliczne archiwa dla określania czystości rasy niemieckiego społeczeństwa. I tu również naziści uwspółcześnili stare inkwizycyjne metody, tworząc takie pseudonaukowe instytucje, jak Urząd Rzeszy ds. Badań Pokrewień­ stwa oraz Instytut Nauki i Etnologii Rasy, a także zmuszając antropolo­ gów i genetyków, by dokonywali śmiertelnych w konsekwencji rozróż­ nień między Żydami „pełnymi” (yolljuderi), a częściowymi (Mischlinge). Wszyscy ludzie posiadający jednego żydowskiego dziadka (zwani „Mzschlinge drugiego stopnia”) byli narażeni na aresztowanie i eksterminację, jednak „w oczach większości członków i urzędników partii”, pisze Erie A. Johnson, „Żydem był każdy z jedną choćby kroplą żydowskiej krwi”36. Wielu spośród Mischlinge, podobnie jak conversos w Hiszpanii, było praktykującymi chrześcijanami, czy to z racji swego własnego nawróce­ nia się, czy też jako potomkowie konwertytów. Słowa kardynała Eugenia Pacellego (1876-1958), który wówczas pełnił funkcję sekretarza stanu w Watykanie, a później panował jako papież Pius XII, pobrzmiewały napomnieniami podobnymi do tych, jakich Kościół udzielał w czasach, gdy hiszpańska inkwizycja zaczęła palenie conversos obstających przy twierdzeniu, że są szczerymi chrześcijanami: „Stolica Apostolska korzy­ sta z okazji, aby wstawić się słowem za tymi niemieckimi katolikami, którzy albo sami przeszli z judaizmu na religię chrześcijańską albo po­ chodzą w pierwszym lub bardziej odległym pokoleniu od Żydów, któ­ rzy przyjęli wiarę katolicką”, napisał Pacelli w nocie do niemieckiego charge d’affaires w Rzymie w roku 1933. Tragiczne jest to, że „słowo”

263 było wszystkim, na co potrafił się zdobyć Watykan, wówczas i później, natomiast część duchowieństwa w najstraszniejszych latach Holocaustu, mimo zagrożenia własnego życia, chętnie pomagała nielicznym Żydom, ukrywając ich w męskich i żeńskich klasztorach. Kościół jako taki zawarł z nazistami pokój i patrzył przez palce na mordowanie zarówno Żydów, jak chrześcijan o żydowskim pochodzeniu37. Dzięki asymilacji i zawieraniu małżeństw między niemieckimi i in­ nymi europejskimi Żydami, co zaczęło się w dziewiętnastym wieku, rozróżnianie Żyda od nie-Żyda stawało się nawet jeszcze trudniejsze niż w średniowiecznej Europie, więc „żydowska plakietka”, używana na modłę średniowieczną, została w nazistowskich Niemczech przywrócona w postaci żółtej Gwiazdy Dawida ze słowem Jude (Żyd) wdrukowanym czarnymi, stylizowanymi literami, w zamyśle sugerującymi alfabet he­ brajski. Później ta sama plakietka weszła do użytku w całej okupowanej Europie: na przykład Jood pojawiło się na plakietkach w Holandii, a Juif we Francji. Do roku 1941 absolutnie wszyscy Żydzi powyżej szóstego roku życia w nazistowskich Niemczech mieli prawny nakaz noszenia Gwiazdy Dawida, a jej przesłanianie torbami lub złożonymi gazetami było przestępstwem. To znów przypomina nam inkwizycję, która karała każdego skazanego heretyka, jeśli nie wyeksponował on należycie „here­ tyckiego krzyża”, i polegała na własnej siatce informatorów w śledzeniu każdego sprawcy wykroczenia. Żydzi w Niemczech byli poddawani coraz okrutniejszym metodom

represji, dzięki którym mieli zostać rozpoznani i izolowani od zwyczaj­ nych Niemców. Równolegle do noszenia żółtej gwiazdy wszyscy Żydzi musieli do swoich imion dodawać drugie - w zależności od płci - Abra­ ham lub Sara, chyba że już mieli imiona, które nazistowski reżim uznał za rozpoznawalnie żydowskie, a ich lista obejmowała tak rzadko przyj­ mowane biblijne imiona jak Absalom czy Ahab. Żydzi mieli obowią­ zek umieszczać znaki, które informowały o ich firmach jako własności żydowskiej, a paszporty i dowody osobiste stemplowano im wymowną literką J. W praktyce to silniejsze wyeksponowanie pochodzenia wysta­ wiło Żydów na zniewagi i ataki na ulicach, jednak tak naprawdę władze nazistowskie odwodziły swych obywateli od takich aktów improwizowa­ nej przemocy, ponieważ kolidowały one z ambitnymi planami usunięcia z Niemiec żydowskiej populacji38. „Należy unikać brutalnego antyse­ mickiego motłochu”, skomentował to jeden z nazistowskich wyższych

264 urzędników w tajnej notatce służbowej. „Do walki ze szczurami nie uży­ wa się karabinu, ale trucizny i gazu”39. Tak jak żydowscy conversos w Hiszpanii zostali odcięci od różnych instytucji i zawodów, tak Żydzi w Niemczech byli teraz wykluczeni z przyjmowania do szkół publicznych i na uniwersytety, zatrudniania się w charakterze urzędników służby cywilnej, z prowadzenia praktyki prawnej i medycznej, posiadania własnych gospodarstw. Otrzymali za­ kaz pracy w środkach przekazu, przemyśle rozrywkowym, a później nie wolno im było chodzić do kin, kabaretów, cyrków, sal koncertowych, muzeów, bibliotek, basenów pływackich, łaźni i na lodowiska. Mogli jeszcze tylko jeździć pociągami, lecz nie korzystając z wagonów restau­ racyjnych i sypialnych. Różne ulice, a nawet całe kwartały ogłoszono w końcu jako niedostępne do zamieszkania przez Żydów, a ich zmarli nie mogli być grzebani na niemieckich cmentarzach. Z chwilą rozpoczęcia przez aliantów bombardowań w czasie drugiej wojny światowej - mała i wciąż kurcząca się liczba resztek Żydów, którzy przetrwali w Niem­ czech, miała zakaz wstępu do schronów przeciwbombowych. Naziści raz po raz celowo sięgali po przykłady z antysemityzmu śre­ dniowiecznego w ogóle, a z inkwizycji w szczególności. I tak, po dojściu do władzy w roku 1933 - w Berlinie i całych Niemczech zorganizowali uroczyste palenie książek. W samym Berlinie młodzi naziści z pochodnia­ mi w rękach rzucili w płomienie blisko dwadzieścia tysięcy tomów, bardzo często żydowskich autorów, od Sholema Ascha po Stefana Zweiga, a kolej­ ne tysiące spłonęły w innych miastach. W roku 1934jawnie pornograficzny „Der Sturmer” wydał specjalny numer poświęcony starej jak świat zniewa­ dze krwi:,Żydowski morderczy spisek przeciw nieżydowskiej ludzkości zdemaskowany”. Wypuszczony w roku 1941 nazistowski film propagan­ dowy Der Ewige Jude („Wieczny Żyd”) był remakiem legendy o Żydzie Wiecznym Tułaczu. W dwudziestowiecznej Europie ponownie złowiesz­ czo zrobiono użytek ze średniowiecznego getta, aczkolwiek otoczone murami żydowskie dzielnice w Łodzi, Wilnie, Warszawie i na innych okupo­ wanych przez Niemców ziemiach, były jedynie terenami tymczasowego przetrzymywania ludzi oczekujących na tranzyt do obozów śmierci40. Nazistowskie Niemcy odebrały też od inkwizycji cenną lekcję, kiedy doszło do przeistoczenia represji w popłatne przedsięwzięcie. Niemcy systematycznie ograbiali swe żydowskie ofiary poprzez zmuszanie ich do sprzedaży ziemi, przedsiębiorstw, dzieł sztuki, biżuterii oraz akcji po

265 nominalnych cenach, a po aresztowaniu i „deportacji” - konfiskując ich domy oraz nakładając zbiorowe grzywny do zapłacenia przez żydowską społeczność, jak wówczas, gdy Żydów zmuszono do zapłacenia miliarda marek na wstawienie szyb w oknach wybitych podczas popieranego przez państwo pogromu w 1938 roku, znanego jako Kris talInacht, czyli nocy kryształowej. Reżim nazistowski obciążał swoje żydowskie ofiary za prze­ wożenie w wagonach bydlęcych do obozów śmierci „standardową opłatą za podróż trzecią klasą”, to znaczy sumą czterech fenigów od kilometra, przy czym dzieci jechały darmo. Dla nazistowskich Niemiec nawet trupy zmarłych Żydów były źródłem dochodów: z ich ust wydobywano złote zęby, przetapiano je w sztabki i wysyłano do Reichsbanku w Berlinie41. Przez cały czas nazistowskie Niemcy szły również za przykładem in­ kwizycji poprzez drapowanie się w wątłą tkaninę „prawnej sprawiedliwo­ ści”, co miało przydawać ich najpotworniejszym zbrodniom uzasadnienia, jakoby było to słuszne, zgodne z prawem działanie. Od kiedy „Ustawy no­ rymberskie” formalnie odarły niemieckich Żydów z praw obywatelskich, Żydzi bezpaństwowcy - zgodnie z rozumowaniem niemieckich jurystów - mogli być aresztowani, wtrącani do więzień, torturowani i mordowani bez naruszania niemieckiego prawa czy prawnej procedury. „Żydzi, dro­ gą prawną, zostali umieszczeni poza granicami niemieckiego społeczeń­ stwa”, wyjaśniał, broniąc się, pewien dowódca gestapo podczas swego procesu o zbrodnie wojenne. „Dzisiaj już wiem, że to było rzeczywiście złe, jednak wtedy takie prawo obowiązywało w tym kraju”42.

Co najmniej jedna broń używana przeciw hiszpańskim Żydom w okre­ sie inkwizycji została przez nazistowskie Niemcy odrzucona, choć wcze­ śniej brały pod uwagę jej zastosowanie. Naziści rozważali ideę masowe­ go wyrzucenia ludności żydowskiej, zadania przypisanego tak zwanemu Głównemu Urzędowi do spraw Emigracji Żydów pod kierownictwem Adolfa Eichmanna. W pierwszych latach nazistowskiego reżimu niektó­ rym żydowskim rodzinom pozwalano opuścić Niemcy, by dopiero póź­ niej ograbiać je z własności i bogactwa. Wkrótce jednak naziści doszli do wniosku, że wypędzenie nie było za­ dowalającym rozwiązaniem „kwestii żydowskiej”. Poza tym wszystkim, żaden kraj na świecie nie wykazywał ochoty do przyjęcia tak znacznej liczby uciekinierów z Niemiec, naziści zaś sprzeciwiali się utworzeniu

266

żydowskiej ojczyzny w Jerozolimie z obawy, że mogłaby ona posłużyć jako sanktuarium i baza dla działań żydowskiego oporu. Po inwazji Nie­ miec na Polskę w 1939 roku - co stało się mechanizmem ostatecznie uruchamiającym drugą wojnę światową - szybkie zajęcie nowych tery­ toriów zarówno na wschodzie, jak na zachodzie Europy oznaczało, że Żydzi, którzy zdołali uciec w okresie przedwojennym, nagle znów się znaleźli na ziemi okupowanej przez Niemców43. Niemcy nazistowskie zdecydowały więc, że „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” wymagało podejścia bardziej radykalnego: wymor­ dowania wszystkich Żydów znajdujących się w zasięgu ich działania. Źródła, jakie naziści zgromadzili dla zidentyfikowania i oznakowania

żydowskiej ludności - dowody osobiste, żydowskie plakietki, paszporty ostemplowane literą J - teraz umożliwiły niemieckiemu aparatowi bez­ pieczeństwa szybkie i skuteczne osaczanie swych ofiar. Tak jak inkwi­ zytorzy hiszpańscy, również naziści nie dociekali, czy ludzie zmuszeni teraz do nazywania siebie Abrahamami czy Sarami byli rzeczywiście Ży­ dami praktykującymi; ostatecznie znaczenie miało wyłącznie to, czy ktoś miał przynajmniej jednego żydowskiego dziadka44. ,Jn extremis, czy to wówczas, gdy inkwizytorzy wyciągają swe pochodnie, czy gdy naziści przechylają pojemniki z cyklonem B”, wywodzi historyk David Gitlitz, „liczy się tylko ta formalna definicja”45. Żydzi nie byli jedynymi ofiarami nowych inkwizytorów w nazistow­ skich Niemczech. Za nadających się wyłącznie do eksterminacji naziści uważali również Cyganów (jak nazywano Romów i Sintich) i homosek­ sualistów. Aresztowani, torturowani i zabijani przez nazistów i ich so­ juszników byli również komuniści i socjaliści, członkowie ruchu oporu i antagoniści chrześcijańscy. A śmiertelne żniwo wyrażało się niezliczo­ nymi milionami ludzi, którzy w czasie drugiej wojny światowej zginęli w różnych krajach ciemiężonych przez Niemcy - czy to skazywanych za stawianie zbrojnego oporu, czy w represyjnych egzekucjach, czy też po prostu z niedostatku, okrutnego traktowania i wskutek bombardo­ wań będących nieuniknioną konsekwencją niemieckiej okupacji. Nawet Niemców pełnej krwi, którzy cierpieli na jakąś chorobę czy upośledze­ nie, poddawano sterylizacji pod rządami „Ustawy o przeciwdziałaniu ge­ netycznie skażonemu potomstwu”, techniki zaś, jakie miały być użyte do zabijania Żydów, testowano najpierw na chorych umysłowo niemieckich pacjentach.

267 Jednak los Żydów był nieco inny i cokolwiek wyjątkowy, nie tylko z racji samej liczby zamordowanych - i nie tylko z powodu potworności okrucieństw i upokorzeń, które tym mordom towarzyszyły - ale także dlatego, że wojnę przeciw Żydom nazistowskie Niemcy uznawały, tak jak inkwizycja hiszpańska traktowała wojnę z herezją, za „starcie o skali apokaliptycznej”. W tym sensie naziści zdołali przekonać siebie samych, że to, co robią, leży w interesie sprawiedliwości zgodnej zarówno z mo­ ralnością, jak z prawem, podczas gdy dokonywali czegoś, co reszta świata nazwała zbrodniami przeciw ludzkości. Sam Hitler bez osłonek oznajmił, że jego zamiarem jest wytępienie ludności żydowskiej, i wyjaśnił, dla­ czego uznaje walkę przeciwko Żydom za świętą wojnę46. W publicznym wystąpieniu w Reichstagu 30 stycznia 1939 roku oświadczył:

W moim życiu bardzo często udawało mi się trafnie przewidywać przyszłość (...) Dzisiaj jeszcze raz będę prorokiem. Jeżeli międzyna­ rodowym żydowskim finansistom w Europie i poza nią uda się zno­ wu wciągnąć narody w wojnę światową, wtedy rezultatem jej już nie będzie bolszewizacja świata i triumf żydostwa, lecz unicestwienie rasy żydowskiej w Europie47. Aparat inkwizycyjny nazistowskiego reżimu był absolutnie niezbęd­ ny dla przeprowadzenia krucjaty, którą w swym kazaniu do niemieckie­ go narodu ogłosił Hitler. Jednak teologia inkwizycji była równie istotna w motywowaniu niemieckich policjantów, żołnierzy, biurokratów i róż­ nych innych pracowników (oraz ich kolaborantów w wielu okupowanych krajach) do zabijania na skalę przemysłową. Z pewnością trzeba czegoś więcej niż odgórny rozkaz, aby sprawić, że zwykła ludzka istota poczuje wolę i chęć zabijania innych ludzkich istot - mężczyzn, kobiet, dzieci i niemowląt - godzina po godzinie, dzień po dniu, rok po roku. Idąc za przykładem inkwizycji, która pokazywała, w jaki sposób po­ zbawiać ofiarę człowieczeństwa, redukując ją do „heretyckiego pluga­ stwa”, a jednocześnie, w jaki sposób zdemonizować ją jako „zdrajcę Boga”, reżim nazistowski potrafił przekonać swoje społeczeństwo - albo przynajmniej setki tysięcy mężczyzn i kobiet, którzy uczestniczyli w Ho­ locauście - że zadawanie tortur i mordowanie można uznać za czyny chwalebne i zgodne z prawem. Tak więc nazistowskie Niemcy prezentują przypadek najgorszego sce­ nariusza, jaki się może zdarzyć, kiedy środki i zasoby nowoczesnego totali-

268 tamego państwa wprzęgane są w służbę jakiejś odrażającej idei. Od chwili dojścia do władzy partii nazistowskiej w Niemczech oszczerstwa przeciw ludności żydowskiej głosiła część najbardziej uzdolnionych propagan­ dzistów dwudziestego wieku. Żydzi byli „najnikczemniejszym wrogiem ludzkości wszystkich czasów”, jak ujął to sam Hitler, i „na zawsze pozo­ staną ludzką podrasą, jak szczury są podrasą wśród zwierząt”, według jed­ nej z niemieckich gazet, „pasożytami, nosicielami zarazy i wywrotowymi oszustami”. Tymczasem wszystkie części ruchome machiny prześladowań były starannie składane, oliwione, a kiedy je już raz puszczono w ruch, działały bez przerwy aż do ostatecznej, militarnej klęski Niemiec48. Dla niektórych Niemców wyznaczonych do obsługiwania komór ga­ zowych w Oświęcimiu zajęcie to nie było więc niczym bardziej poru­ szającym niż odwszawianie transportu używanej odzieży; czyż w końcu cyklon B nie był przeznaczony do stosowania przeciw szkodnikom i pa­ sożytom? Dla innych Niemców (i ich kolaborantów w różnych okupowa­ nych krajach) było to okazją do zemszczenia się na „najnikczemniejszym wrogu ludzkości wszystkich czasów”, czym można tłumaczyć, dlaczego młodzi ludzie w mundurach czerpali tak jawną przyjemność w dokony­ waniu na swych ofiarach niczym nieuzasadnionych aktów przemocy. Wi­ dziano na przykład niemieckich żołnierzy, którzy za pomocą pochodni podpalali brody ortodoksyjnych Żydów wysyłanych na śmierć do komór gazowych, dokładnie tak jak oprawcy hiszpańskiej inkwizycji czynili to ze swymi ofiarami przed spaleniem ich żywcem49.

Kiedy w roku 1937 po raz pierwszy ukazała się The Spanish Inquisition Cecila Rotha, autor włączył tam pilną notatkę na temat wydarzeń, do jakich dochodziło jeszcze w trakcie przygotowywania książki do druku. „Hiszpańska inkwizycja aż do niedawna była ciekawostką antykwarycz­ ną”, napisał Roth w notce z września 1937 roku. „Wydarzenia ostatnich kilku lat, a nade wszystko ostatnich kilku miesięcy zmieniły ją w strasz­ liwe ostrzeżenie”. Roth poczuł się zobowiązany wskazać, że jego dzieło „nie jest pomyślane jako satyra na dzisiejszą sytuację”, i zauważył, że inkwizycja wydaje się dźwigać ze swego grobu, by znów grasować po ziemskim globie”50. „Jej duch został ostatnio ożywiony poza Hiszpanią”, napisał Roth, „a w niektórych częściach świata osiągnął w życiu dzisiejszego pokole-

269 nia triumf spektakularnie szybszy i bardziej niezwykły, niż Torquemada mógłby to sobie wymarzyć”51. Wypowiedź Rotha zainspirowało niesamowite widowisko zaprezento­ wane narodowi rosyjskiemu i reszcie świata w sali moskiewskiego sądu: proces grupy starych bolszewików, obecnych przy tworzeniu Związku Sowieckiego, a teraz oskarżonych o spisek w celu jego zniszczenia. Fakt, że rewolucja rosyjska zwracała się teraz przeciw swym własnym przy­ wódcom, był tak wstrząsający, że nawet najwyżsi liderzy nazistowskich Niemiec uznali go za godny uwagi. „I znów proces pokazowy w Mo­ skwie”, zanotował Goebbels w swym pamiętniku 25 stycznia 1937 roku, nie omieszkając zauważyć, że głównymi podsądnymi byli Żydzi z po­ chodzenia. „Być może Stalin zamierza Żydów wykurzyć”52. Przed mordowaniem swych ofiar naziści nie czuli obowiązku wdawa­ nia się w jakieś pedantyczne prawne subtelności, ani też nie uważali za korzystne wystawianie tego, co później nazwano procesem pokazowym, to znaczy starannie wyreżyserowanego procesu, który służył raczej jako narzędzie dla propagandy, niż zadośćuczynieniu „prawnej sprawiedliwo­ ści”. Nawet kiedy Hitler postanowił zlikwidować konkurencyjną frakcję wewnątrz nazistowskiej partii w roku 1934, by w ten sposób skupić ma­ chinę terroru w rękach SS, wydał rozkaz pojmania i zamordowania swych dawnych towarzyszy bez zbędnych formalności, tym bardziej bez jakie­ goś procesu, a zdarzenie to przeszło do historii pod nazwą nocy długich noży. Tę samą zasadę stosowano, gdy chodziło o mordowanie różnych innych ofiar, poczynając od umysłowo chorych niemieckich pacjentów po ludność żydowską Europy’. Józefowi Stalinowi (1879-1953) dla odmiany procesy pokazowe, jako cecha charakterystyczna dla sowieckiej wersji machiny prześladowań, zdawały się dostarczać szczególnej przyjemności. Poza tymi wielce dra­ matycznymi chwilami sowiecka tajna policja (w różnych okresach znana * Jedynym godnym uwagi wyjątkiem był proces Marinusa van der Lubbego (1909— 1934), młodego człowieka, skazanego w procesie pokazowym, a następnie ściętego pod zarzutem podpalenia Reichstagu, zbrodni, która dostarczyła nazistom pretekstu do unicestwienia resztek demokracji w Niemczech w 1933 roku. To, czy van der Lubbe działał sam - i czy jego współspiskowcy byli nazistami, czy komunistami - wciąż jest przedmiotem rozważań. Współoskarżeni, wszyscy bułgarscy komuniści, zostali unie­ winnieni, a fakt ten skłonił Hitlera do powołania nazistowskiego trybunału o nazwie Sąd Ludowy, aby zapewnić skazywanie tych niewielu ofiar, którym reżim zdecyduje się zorganizować proces sądowy - przyp. aut.

270 jako Czeka, GPU, OGPU, NKWD, MWD i KGB) używała wielu tych samych narzędzi i technik co gestapo. Program represji skierowanych przeciw sowieckiej ludności trwał od zarania bolszewickiej rewolucji w 1917 roku i jeszcze długie lata po śmierci Stalina w 1953 roku, a jego ofiary trzeba liczyć w dziesiątkach milionów ludzi. Jednak od czasu do czasu aparat ten był przełączany na wyższy bieg, zależnie od kaprysu lub okoliczności, jakie skłaniały Stalina do skupienia się na jednej ze zmór, które dręczyły jego wyobraźnię. Sowiecki odpowiednik polowania na czarownice nastąpił w latach 1936-1938 - okresie niesłabnącego pa­ roksyzmu przemocy, który nazwano później „wielkim terrorem” - kiedy to Stalin, były student seminarium duchownego, objął władzę i funkcję kiedyś zastrzeżone jedynie dla wielkich inkwizytorów. Uzasadnieniem dla „wielkiego terroru” było rzekome odkrycie szatań­ skiego spisku, który miał na celu ni mniej, ni więcej jak tylko rozbicie Związku Sowieckiego-koncepcja pobrzmiewająca usprawiedliwieniami inkwizycji dla jej długiej wojny z herezją. Sami spiskowcy byli oskarżani o oddanie się w służbę najzacieklejszym wrogom bolszewickiej rewolu­ cji, w tym nazistowskim Niemcom i cesarskiej Japonii. Rzeczywistość była taka, że „cały ów rzekomy spisek mieścił się w cyklu szeroko zakro­ jonych fałszywych oskarżeń fabrykowanych przez Stalina i jego dwór”, a wszystko w zamiarze eliminowania rywali i wzmacniania jego potęgi jako absolutnego władcy Związku Sowieckiego. Znamienne, że arcyłotrami w stalinowskich procesach pokazowych byli ludzie, którzy w re­ wolucji bolszewickiej odegrali równą lub nawet być może większą rolę niż on sam: Lew Trocki (1876-1940) , * Grigorij Zinowiew (1883-1936), Lew Kamieniew (1883-1936) i Mikołaj Bucharin (1888-1938)53. Moskiewskie procesy pokazowe, tak jak auto-da-fe inkwizycji, można traktować jako wielkie uroczystości, podczas których sądzono i karano arcyheretyków gwoli ostrzeżenia reszty społeczeństwa. Niczym kata­ rom, których okazywano w katedrach i na placach publicznych średnio­ * W okresie „wielkiego terroru” Lew Trocki był na uchodźstwie, ale ślady „diabel­ skiego kopyta” Trockiego zostały wytropione przez prokuratorów w różnych spiskach obejmowanych aktami oskarżenia w procesach moskiewskich. Trocki i jego syn, Lew Siedow, zostali przez sowieckich sędziów ogłoszeni w roku 1936 jako „skazani na pod­ stawie zeznań świadków” i „podlegający, w wypadku wykrycia ich pobytu na terenie ZSRR, natychmiastowemu aresztowaniu i osądzeniu”. Trocki został zabity w 1940 roku w Meksyku. (Zacytowane w: People’s Commissariat, s. 130, 180) - przyp. aut.

271 wiecznej Europy, by wyrzekali się swej fałszywej wiary przed pójściem na stos - tak kilku komunistycznym prominentom stworzono okazję do wyznania ich całkowicie wyimaginowanych przestępstw w oświetlo­ nej kandelabrami Sali Kolumnowej - przed powrotem do podziemnych cel NKWD, gdzie wyroki śmierci wykonywano pojedynczym strzałem w tył głowy. Takie to nieprawdopodobne sceny skłoniły Cecila Rotha do ostrzeżenia swych czytelników, że The Spanish Inąuisition była dziełem historycznym, a nie prześmiewczym. Światowa opinia publiczna - nie wykluczając przywództwa nazistow­ skiego, a zwłaszcza kadr partii komunistycznej w Rosji i na całym świę­ cie - była wstrząśnięta, kiedy słynni bohaterowie rewolucji bolszewickiej stanęli przed jawnym sądem i przyznali się do popełnienia każdego do­ wolnego przestępstwa wymierzonego przeciw ich towarzyszom i same­ mu Stalinowi. „Ja, wraz z Zinowiewem i Trockim, byłem organizatorem i przywódcą terrorystycznego spisku, który zaplanował i przygotował kilka terrorystycznych zamachów na życie przywódców rządu i partii na­ szego kraju”, oświadczył Kamieniew. „W ciągu dziesięciu lat, jeśli nie dłużej, prowadziłem walkę przeciw partii, przeciw rządowi sowieckiego państwa i osobiście przeciw samemu Stalinowi”. Wyznania te były tak surrealistyczne, że sami obrońcy zdawali się pojmować Kafkowski cha­ rakter spektaklu, w którym byli zmuszeni odegrać swą rolę54. „Kto uwierzy jednemu naszemu słowu?”, zapytał któryś z podsądnych w trakcie swego przyznawania się, być może w przypływie odwagi, by zdobyć się na ironię. „Kto uwierzy nam, którzy stoimy przed sądem jako kontrrewolucyjna szajka bandytów, jako sojusznicy faszyzmu i gesta­ po?”55 Nawet wówczas, gdy procesy jeszcze trwały - a także długo po ich zakończeniu - dokonywano porównań między okresem „wielkiego ter­ roru” a inkwizycją. I rzeczywiście, analogia zatoczyła pełne koło, a nie­ którzy historycy opisują dziś mechanizm inkwizycji jako „prototyp sta­ linizmu”. Podobnie jak katarów i waldensów potępiano jako „heretyckie plugastwo”, tak starych bolszewików sądzono jako „plugawą szumowi­ nę”. Oprawcy w służbie NKWD, tak jak ich odpowiednicy w gestapo, sięgali do tak starych technik jak strappado, które w języku sowieckiej tajnej policji nazywało się Jaskółką”. A moskiewskie procesy pokazowe pozwalają nam zrozumieć, w jaki sposób całkowicie niewinni mężczyźni i kobiety - katoliccy księża w nie mniejszym stopniu niż bolszewiccy

272 komisarze - mogli być zmuszani do przyznawania się do każdego, jakie przesłuchujący mógł sobie wymyślić, groteskowego przestępstwa: czy to wskutek obietnicy pobłażliwości wyroku, czy pod groźbą zastosowania tortur, czy z obawy przed utratą życia56. Podsądni moskiewskich procesów pokazowych byli oskarżani o popeł­ nienie przestępstw, które mogłyby być uznane za naruszenie praw, gdyby rzeczywiście zostały dokonane - nie tylko o zabójstwo, sabotaż i zdradę, ale „o każdą możliwą wstrętną i żenującą zbrodnię”, jak to ujął cieszący się ponurą sławą sowiecki prokurator Andriej Wyszyński (1883-1954). Całkiem jak opisy sodomii, orgii seksualnych i zjadania niemowląt, któ­ re ożywiały prawną aktywność inkwizycji, większość zarzutów przeciw oskarżonym w moskiewskich procesach pokazowych była czystym wy­ mysłem. A jednak obwinieni wyrażali gotowość, by stanąć przed jaw­ nym sądem i przyznawać się do nawet najbardziej nieprawdopodobnych i niewiarygodnych zarzutów, jakie im przedstawiano - coś, co zawsze zdumiewało tych, którzy za wszelką cenę pragnęli dociec sensu tego wi­ dowiska57. Głównym wytłumaczeniem jest, oczywiście, strach przed torturami, jednak wyjaśnienia innego i bardziej pouczającego można się doszukać w najbardziej uderzającym podobieństwie między inkwizycją i „wiel­ kim terrorem” - w religijności kultu osoby, zbudowanego wokół posta­ ci Stalina. Związek Sowiecki był, rzecz jasna, państwem ostentacyjnie ateistycznym, jednak w praktyce stalinizm przejął wszystkie przywileje autentycznej wiary religijnej; tak na przykład długa lista przestępstw ob­ ciążających podsądnych w moskiewskich procesach pokazowych obej­ mowała zbrodnię „świętokradztwa”. Sowieccy obywatele mieli obowią­ zek zgadzać się z linią partii w ten sam sposób, jak od dobrych katolików wymagano, by wyznawali naukę Kościoła, a była to zasada, którą uzna­ wali nawet tacy adwersarze jak Stalin i Trocki58. „Nikt z nas nie chce ani nie może mieć racji wbrew partii”, oświadczył Trocki w latach poprze­ dzających jego odsunięcie od Stalina, a w konsekwencji emigrację i za­ bójstwo. „W ostatecznej instancji partia ma zawsze rację”59. Inkwizycja wymagała od oskarżonych heretyków, aby wyrzekali się i oczyszczali z rzekomych herezji, zanim by mogli zostać ponownie przyjęci na łono Kościoła, a partia komunistyczna żądała tego samego od podsądnych w procesach pokazowych. „Nieustannie kajali się za po­ lityczne grzechy, przyznawali, że Stalin miał mimo wszystko rację”, wy­

273 jaśnia Robert Conąuest w The Great Terror, „uważając, że warto nawet «pełzać po ziemi», znieść każde upokorzenie, byle tylko zostać w partii lub wrócić do jej szeregów”. Niektórzy oskarżeni byli tak zagorzałymi wyznawcami, że okazywali chęć przyznawania się do zbrodni, których nie popełnili, w złudnej nadziei, że ich własna śmierć i hańba posłużąjakiemuś wyższemu celowi. Problem ten poruszył Arthur Koestler w Darkness at Noon', powieści, której główny bohater stanowi zbitkę kilku „starych bolszewików” występujących w moskiewskich procesach poka­ zowych60. „Niektórych uciszano strachem fizycznym...; niektórzy liczyli na uratowanie swych głów; inni przynajmniej na zachowanie przy życiu własnych żon czy synów...”, pisze Koestler o powieściowych ofiarach stalinowskiego terroru. „Najlepsi z nich zachowali milczenie, aby oddać ostatnią przysługę Partii, godząc się na odegranie kozłów ofiarnych”61. I rzeczywiście, niejakie współdziałanie między inkwizytorami a ich ofiarami - czasem nawet jakby błysk subtelnego, choć wyzywającego żartu - można rozpoznać w protokołach z pokazowych procesów, kiedy to aktorzy wypowiadają swoje kwestie, które dla nich przygotowano, cza­ sem z czynnym udziałem Stalina, jako kogoś w rodzaju producenta wy­ konawczego całego przedsięwzięcia. Na przykład przesłuchanie Kamieniewa, „starego bolszewika” i dawnego rywala Stalina, prowadzone przez Wyszyńskiego, starannie dobranego stalinowskiego prokuratora, podczas procesu w roku 1936, mogło być już gotowym scenariuszem, ale główne­ mu aktorowi w tej scenie udaje się wpleść w swój występ nutkę ironii:

WYSZYŃSKI: Jak należałoby ocenić wasze artykuły i oświadczenia, jakie pisaliście w roku 1931, w których wyrażaliście swą lojalność wobec partii? Oszustwem? KAMIENIEW: Nie, czymś znacznie gorszym niż oszustwo. WYSZYŃSKI: Perfidią?

KAMIENIEW: Gorzej! WYSZYŃSKI: Czymś gorszym niż oszustwem; gorszym niż perfidią - znajdźcie właściwe słowo. Zdradą? KAMIENIEW: To wy znaleźliście to słowo!62. * Wyd. poi.: Wielki Terror, tłum. Władysław Jeżewski, Michał Urbański, Warszawa 1997 -przyp. tłum. ** Wyd. poi.: Ciemność w południe, tłum. Tymon Terlecki, Instytut Literacki, Paryż 1983 - przyp. tłum.

274

Po pięciu dniach bełkotliwej retoryki prokuratora państwowego i te­ atralnych wyznań oskarżonych w pierwszym wielkim procesie poka­ zowym w roku 1936 Wyszyński zażądał kary śmierci - „domagam się, aby te wściekłe psy zostały rozstrzelane, co do jednego!” - a sędzio­ wie potulnie orzekli zalecone wyroki. Przejęli też kolejny inkwizycyjny ozdobnik, nie tylko skazując oskarżonych „na najwyższy wymiar kary”, ale też zarządzając, że „wszelkie należące do nich mienie osobiste ma zostać skonfiskowane”. Po zakończeniu pracy przez publicznych katów z czaszek wszystkich ofiar powyhiskiwano kule, starannie je etykietując dla identyfikacji, który pocisk zabił którego bolszewika, i zachowując je jako relikwie gdzieś w archiwach NKWD - ostateczny gest pobożności sowieckiej inkwizycji63.

Moskiewskie procesy pokazowe ukazują jedynie najsłynniejsze ofiary, te, których publiczne przyznanie się do winy i upokorzenie Stalin uważał za narzędzie propagandowo użyteczne. W istocie dziwna intymność istnia­ ła między prześladowcami i prześladowanymi - i nic dziwnego, bo wielu walczyło ramię w ramię w minionych, szczęśliwszych czasach, kiedy to oskarżali raczej swych przeciwników niż siebie nawzajem. Stąd też sam Stalin nie tylko dekretował z wyprzedzeniem, którzy z podsądnych zosta­ ną uznani winnymi, ale również redagował formalne orzeczenie, zanim jeszcze zostało ogłoszone przez sąd: „To wymaga stylistycznego wygła­ dzenia”, tłumaczył pewnemu podwładnemu w związku z takim dokumen­ tem. A niektórzy z oskarżonych okazywali się na tyle odważni (i zdespe­ rowani), aby nagryzmolić osobiste podania o łaskę, skierowane do swych byłych towarzyszy broni, zasiadających teraz na Kremlu64. Na przykład Bucharin dążył do odzyskania względów partii poprzez skrobnięcie peanu zatytułowanego „Poemat o Stalinie w siedmiu pie­ śniach” i wysłanie go Stalinowi. Po swym skazaniu w ostatnim z poka­ zowych procesów roku 1938 Bucharin prosił Stalina o pozwolenie, by życie odebrano mu poprzez przedawkowanie morfiny, a nie za pomocą kuli w tył głowy. Choć jego błaganie pozostało bez odpowiedzi - i zgod­ nie z żądaniem Wyszyńskiego zastrzelono go jak psa - to ostatni liścik Bucharina trzymał Stalin w swym biurku do końca życia: „Koba”, pi­ sał „stary bolszewik”, używając rewolucyjnego pseudonimu Stalina, „do czego ci było potrzebne moje życie?”65.

275 Znacznie jednak większa liczba ofiar „wielkiego terroru” obejmuje anonimowe partyjne kadry - oficerów Czerwonej Armii, aparatczyków sowieckiej biurokracji i członków inteligencji, których lojalność wobec stalinowskiego reżimu została podana w wątpliwość, jeśli nawet tylko przez samego Stalina. Niezliczone tysiące ludzi aresztowano i karano w zupełnej tajemnicy, czy to w masowych egzekucjach, czy długoletnimi wyrokami skazującymi na pracę niewolniczą w rozległym kompleksie obozów i więzień zwanych GUŁagiem , * rosyjskim akronimem od biu­ rokratycznego systemu znanego pod beznamiętnym szyldem Głównego Zarządu Obozów. „Wielki terror” stworzył władcy sowieckiej Rosji oka­ zję do oczyszczenia swego reżimu z wszystkich jego wrogów - rzeczy­ wistych czy potencjalnych, prawdziwych czy wymyślonych - dokładnie tak jak inkwizycja dostarczyła uzasadnienia teologicznego wraz z pro­ kuratorskim kompletem środków pozwalających królowi Francji na wy­ eliminowanie templariuszy, a królowi Hiszpanii - na likwidację Żydów i żydowskich corwersos66. „Wielki terror” można rzeczywiście w wielu szczegółach uważać za so­ wiecki odpowiednik średniowiecznej inkwizycji. Inkwizytorzy sowieccy, na przykład, wynaleźli własny, pożyteczny zestaw szyfrów i tropów, by unikać mówienia bez ogródek o swych okrucieństwach. Areszt nazywa­ no „izolacją”, uwięzienie w obozie pracy było karą „drugiej kategorii”, a kara śmierci - „kategorią pierwszą”. Ofiary „wielkiego terroru” były powszechnie demonizowane jako „wrogowie ludu”, „kontrrewolucjoni­ ści” i „sabotażyści”, a wszystkich terminów używano równie dowolnie jak w wypadku „heretyka” lub „czarownicy” w średniowieczu. Elimino­ wanie takich złoczyńców określano jako proces „poddawania nieustan­ nej czystce”, poprzez którą Związek Sowiecki postanowił pozbywać się „pasożytów i epidemii”67. Tak jak katar nazywany był „zdrajcą Boga”, tak ofiara „wielkiego ter­ roru” mogła otrzymać miano „zdrajcy ojczyzny”. Choć często byli oskar­ żani o popełnianie (lub spiskowanie w tym kierunku) aktów przemocy, to ich rzeczywistym przewinieniem była zbrodnia nieprawomyślności; dwudziestowieczni heretycy Związku Sowieckiego byli „rozłamowca­ mi”, którzy odstąpili - czy to świadomie, czy nieumyślnie - od wciąż zmieniającej się linii partii. Podobnie jak conversos w Hiszpanii, których * Gławnoje Uprawlenije Łagieriej - przyp. tłum.

276

nawrócenie się inkwizycja uważała za nieautentyczne, ofiary „wielkiego terroru” potępiano jako obłudnych komunistów, którzy, jak to sformu­ łował Stalin, ośmielili się „wpełznąć «po cichutku» w szeregi budowni­ czych (...) nawet jeśli nie czynili tego w sposób otwarty”68. Nikt nie czuł się bezpieczny przed sowieckimi inkwizytorami w okre­ sie „wielkiego terroru”, epoce, w której „rewolucja pożerała swoje wła­ sne dzieci” - czasem symbolicznie, a czasem zupełnie dosłownie. Już maluchy zachęcano do donoszenia na swych rodziców, rodziców - na dzieci, żony - na mężów, a wszyscy byli za to wynagradzani. Pewien zirytowany uczeń zadenuncjował swego nauczyciela za zadawanie zbyt obszernej pracy domowej i został wyróżniony przyjęciem do elitarnej szkoły w Moskwie. Z chwilą gdy ktoś dostawał się w ręce tajnej policji, jego krewnym zaczynało grozić zwiększone niebezpieczeństwo aresz­ towania jako „członka rodziny zdrajcy ojczyzny” - nowo ukuty status prawny, który przywodzi na myśl kary nakładane przez inkwizycję na dzieci i wnuki skazanych heretyków69. Nawet „cyngle”, członkowie plutonów egzekucyjnych, i kaci od tortur „wielkiego terroru” nie znajdowali się poza zasięgiem sowieckiej inkwi­ zycji. Tak więc szef sowieckiej tajnej policji, Gienrich Jagoda (1891— 1938), sam został aresztowany i skazany na śmierć, co było aktem okrut­ nej sprawiedliwości wobec człowieka, który kierował pracą agentów, funkcjonariuszy więziennictwa i katów przez pierwsze dwa lata „wiel­ kiego terroru”. „Padam na kolana przed Ludem i Partią”, wołał Jagoda, który musiał aż za dobrze wiedzieć, jak bezcelowe są jego słowa, „i bła­ gam o łaskę, o darowanie mi życia”. Próżne było błaganie Jagody - jego życie, tak jak życie jego niezliczonych ofiar, zakończył strzał w tył głowy - nie był też w stanie ochronić swej żony, rodzeństwa, a nawet dalszych krewnych. Wszyscy oni zostali aresztowani przez następcę Jagody70. Rozległa siatka szpiegów i donosicieli - i fakt, że jakaś inna ofiara policji może być torturami zmuszana do podawania nazwisk - była zagrożeniem dla każdego sowieckiego obywatela. Na przykład profesor historii Konstantin Szteppa po raz pierwszy znalazł się w kręgu zainteresowania poli­ cji, gdy go podsłuchano, że określa Joannę d’Arc jako „nerwową i wysoce spiętą”, a był to pogląd uznawany za niezgodny z obowiązującą wówczas linią partii, która widziała w Dziewicy Orleańskiej „heroinę narodowego ruchu oporu”. Szteppa został aresztowany w 1938 roku i poddany pięćdziesięciodniowemu „surowemu przesłuchaniu”. Choć zdołał przeżyć, wspo-

277 minął później atmosferę strachu i nieufności, której wywołanie było głów­ nym celem „wielkiego terroru”: „Oczywiście, żal mi było moich przyjaciół, ale było mi ich nie tylko żal”, stwierdził Szteppa, ,ja się ich bałem”71. Ludzie, którzy obsługiwali machinę represji w Związku Sowieckim - tak jak szeregowe kadry inkwizycji czy też Holocaustu - byli pewni (i upewniali sami siebie), że służąw interesie „prawnej sprawiedliwości”. Jednak niewielu tylko ofiarom pozwolono na choćby parodię należytego procesu, jaką był proces pokazowy. Większość skazywano na więzienie, obóz pracy niewolniczej lub śmierć z rozkazu objazdowych, trzyosobo­ wych trybunałów, zwanych trojkami, które operowały na terenie całej Rosji na bardzo podobnej zasadzie jak lotne oddziały średniowiecznej inkwizycji, wydając na swe ofiary wyroki zaoczne i „bez dobrodziejstw płynących z sędziego, ławy przysięgłych, adwokatów czy procesu”. I tak na przykład, 30 września 1937 roku pewna trojka przystąpiła do działania w obozie pracy w Republice Karelskiej i w ciągu jednego dnia wydała 231 wyroków72. „Jeśli przyj mierny, że pracowano dziesięć godzin bez przerwy”, za­ uważa Applebaum w Gułagu, „wychodzi, że podjęcie decyzji o losie każ­ dego więźnia zajmowało nieco mniej niż trzy minuty”73. Pod koniec 1938 roku, po uśmierceniu około 750 000 ludzi, Stalin wy­ dał nagły rozkaz położenia kresu „wielkiemu terrorowi”. Był wyraźnie zadowolony, że szeregi partii, sił zbrojnych, aparat urzędniczy i inteli­ gencję oczyszczono z sabotażystów i rozłamowców dla zachowania jego absolutnej władzy nad Związkiem Sowieckim. A być może trafniejszym tego wytłumaczeniem jest ostateczne ocknięcie się Stalina wobec faktu, że jego odpowiednik w Berlinie energicznie przygotowywał się do wojny i że przyszedł czas, by zacząć robić to samo. Jeśli nawet procesy pokazowe i masowe egzekucje zostały teraz zredu­ kowane, to przecież sowiecka tajna policja i GUŁag nie przestały działać ani na chwilę aż do śmierci Stalina, która nastąpiła w 1953 roku, a so­ wieccy obywatele całymi milionami nadal byli aresztowani i skazywa­ ni na ciężkie (często zabójcze) roboty. Chociaż pełna liczba ofiar jest wciąż dyskusyjna, to w latach 1929-1953 przez GUŁag mogło przejść 18 milionów mężczyzn i kobiet, a Applebaum sugeruje ogólną liczbę 28,7 miliona, gdyby wziąć pod uwagę wszystkie sowieckie ofiary przy­ musowych obozów pracy. Śmiertelne żniwo, które niewątpliwie wyraża się milionami, jest niemożliwe do określenia.

278 Według tych wyliczeń sowieccy inkwizytorzy byli istnymi stacha­ ,nowcami którzy przewyższyli nie tylko swych średniowiecznych po­ * przedników, ale również rywali z drugiej strony wojennego frontu w na­ zistowskich Niemczech. Jednak podstawowa idea stalinowskiej wojny z „sabotażystami” i „rozłamowcami” - tak jak walka nazistowskich Nie­ miec przeciw Żydom - zrodziła się w głowach papieży i średniowiecz­ nych wielkich inkwizytorów siedem stuleci wcześniej. W tym sensie modele machiny represji prezentowane przez stalinizm i nazizm są wy­ jątkowe tylko dzięki swym zdolnościom produkcyjnym na skalę przemy­ słową, a nie pod względem celów, jakim służyły.

Ajednak czujemy się moralnie zobowiązani, by zadać pytanie, czy moż­ liwe jest jakiekolwiek rozróżnienie między dwiema wielkimi świeckimi inkwizycjami dwudziestego wieku, choćby tylko dla zaczerpnięcia z tych koszmarów historii jakiejś nauki. Sprawa ta była dyskutowana jeszcze na­ wet bardziej gorąco niż kwestia samej inkwizycji, a owa debata zmusza nas do stawienia czoła drażniącej kwestii, czy jesteśmy - jak to w swej słynnej sentencji określił Santayana - skazani na powtarzanie historii. Przymykanie oczu na tę sprawę odbiera historii wszelkie znaczenie. Nazistowskie Niemcy i sowiecką Rosję można z pozoru postrzegać jako stojącą naprzeciw siebie parę, która tworzy wzajemne lustrzane od­ bicie. Zarówno Hitler, jak i Stalin byli groźnymi, a nawet zwodniczymi wizjonerami, zdolnymi grać na autentycznych uczuciach, nawet wów­ czas, gdy ich rzeczywista polityka mogła sugerować sprzeniewierzanie się zasadom. W mniej wzniosłej sferze porównań - gestapo i NKWD w służbie swych panów sięgały do tych samych narzędzi i technik, łącznie z używaniem średniowiecznej „królowej tortur”, niezawodnej strappado. W istocie te dwa totalitarne państwa wiele łączących je analogii zawdzię­ czają faktowi, że machina prześladowań daje się bez trudu uruchamiać na nowo każdemu totalitarnemu reżimowi w służbie każdej ideologii74. Inne podobieństwa między nazistowskimi Niemcami i stalinowską Rosją sąjeszcze bardziej uderzające, ponieważ zdają się wykraczać poza * Aleksiej Stachanow - górnik dołowy w Donbasie na Ukrainie. Jednej nocy wykonał 1475% normy. Całe przedsięwzięcie zostało zainscenizowane, gdyż w tym czasie inni górnicy nie mogli pracować samodzielnie, ponieważ pomagali Stachanowowi - przyp.

tłum.

279 problemy czysto praktyczne, którymi zmuszeni się zajmować wszyscy oprawcy. I gestapo, i NKWD rozumiały, że tylko wtedy można zmu­ sić zwyczajnych ludzi, by przyznawali się do niezwykłych przestępstw, kiedy są oni we właściwy sposób torturowani, a to wyjaśnia, dlaczego obie instytucje stosowały strappado. Ale jakiegoś innego wytłumaczenia należy się dopatrywać w fakcie, że Hitler, Stalin i Torąuemada specjal­ nym traktowaniem wyróżniali Żydów. Również i tu leży klucz do najnie­ bezpieczniejszego chyba składnika inkwizytorskiego programu działań - gotowości do karania każdego, kto wiarą, pochodzeniem, narodowo­ ścią, seksualną orientacją czy wyglądem zewnętrznym w jakiś sposób różni się od tych, którzy sprawują władzę i mogą decydować o tym, co jest dozwolone, a co zakazane. Niewątpliwie antysemityzm sowiecki był głęboko zakorzeniony w hi­ storii. Carska Rosja miała własną długą tradycję nienawiści do Żydów, obejmującą, między innymi, urzędową segregację w postaci tak zwanej Granicy Osiedlenia , * wspieranie przez państwo organizowanych wśród motłochu ulicznych pogromów, pozbawianie Żydów własności ziem­ skiej, odsuwanie ich z zawodów, usuwanie z uniwersytetów i z admini­ stracji rządowej. Rewolucyjne wrzenie w Rosji wciągnęło do działania Żydów właśnie dlatego, że stwarzało okazję do obalenia systemu, który ich od wieków prześladował. Jednak skaza antysemityzmu była w re­ żimie stalinowskim nie mniej wyczuwalna niż w zastąpionym przezeń absolutyzmie carskim i nieprzypadkowo żydowscy podsądni zajmowali czołowe miejsca pośród oskarżanych w okresie „wielkiego terroru”, co nie uszło uwadze Josepha Goebbelsa. Opowiada się, jak to od czasu do czasu, ku uciesze Stalina, na jego daczy odgrywano egzekucję Kamieniewa i Zinowjewa, z jego własnym ochroniarzem w roli Zinowjewa, „żebrzącego o to, by sprowadzono doń Stalina, a potem krzyczącego «O! Wysłuchaj, Izraeluw”. Kiedy już nawet „wielki terror” zelżał, kultura jidysz jako taka, w tym zwłaszcza żydow­ scy pisarze, była systematycznie prześladowana przez sowiecką tajną policję, a żydowskie osobistości w komunistycznych reżimach różnych

’ Granica Osiedlenia: wschodnia granica obszaru, na którym wolno było mieszkać Żydom w Rosji bez odrębnego zezwolenia; ustanowiona w 1791 roku, obejmująca zie­

mie dawnej Rzeczypospolitej przyłączone do Rosji w wyniku rozbiorów oraz niektóre gubernie zachodniej Rosji. Istniała do XX w. - przyp. tłum.

280 satelickich państw Europy Wschodniej zostały wyeksponowane w zupeł­ nie nowej rundzie procesów pokazowych75. W ostatnich latach życia Stalina przygotowywano nową czystkę. Ozna­ ki nieuchronnie zbliżającej się katastrofy można było wyczytać między wierszami „Prawdy”, w której określenie „wykorzenieni kosmopolici” zostało przyjęte jako kod dla „Żydów” - kolejne przemodelowanie postaci Żyda Wiecznego Tułacza - a w druku Żydzi zostali celowo zdemaskowa­ ni poprzez podawanie ich żydowskich nazwisk w oryginalnym, rodowym brzmieniu jako dodatku do przyjętych przez nich później rewolucyjnych przydomków. W kampanii przeciw żydowskim lekarzom z medycznej służby na Kremlu, oskarżonym o spiskowanie w celu wymordowania całego sowieckiego przywództwa, odżyło średniowieczne oszczerstwo określające Żydów jako trucicieli. Tylko śmierć Stalina w 1953 roku za­ pobiegła wykiełkowaniu z tego ziarna kolejnego „wielkiego terroru”. Jest wszakże prawdą że i Hitler, i Stalin wybierali też różne inne ofiary masowych aresztowań, deportacji i egzekucji. Hitler represjonował ho­ moseksualistów, Cyganów, świadków Jehowy i Niemców, którzy cier­ pieli na wrodzone upośledzenia i choroby umysłowe; Stalin prześladował chłopskich właścicieli ziemi, zwanych kułakami, polski korpus oficer­ ski oraz wiele mniejszości narodowych - Bałtów, Czeczenów i Tatarów. W cokolwiek te ofiary rzeczywiście wierzyły i cokolwiek rzeczywiście robiły, w ostatecznym rozrachunku było to mniej ważne od faktu, że wy­ woływały strach i nienawiść tych dwóch potężnych ludzi. Oto kolejny przykład na to, jak aparat inkwizytorski można przemodelować i przekierunkować, zależnie od własnych chęci: „Zadanie totalitarnej policji nie polega na wykrywaniu przestępstw”, jak ujmuje to Hannah Arendt, ale „na tym, żeby być pod ręką w chwili, kiedy rząd postanawia zaaresz­ tować pewną kategorię ludności”76. Hitlera i Stalina łączyła ta sama aspiracja, która ożywiała działania pierwszych inkwizytorów - proste, lecz śmiercionośne przekonanie, że jest zarówno możliwe, jak pożądane, usunięcie ze świata każdego, kogo reżim uznaje za niewartego życia. Znamienne jest to, że wszyscy - Hitler, Stalin i papież Innocenty III - w odniesieniu do swojego zestawu ofiar używali określenia „plugastwo”, ale każdy z nich uważał się za uświę­ cony czynnik oczyszczający; każdy przypisywał sobie absolutną władzę decydowania o tym, kto ma żyć, a kto umrzeć; i każdy był przekonany o słuszności i nieuniknionym charakterze swej roli w historii. Jeśli wszy­

281

scy trzej ewentualnie cierpieli na objawy megalomanii, to jest również prawdą, że cała trójka znalazła sposób, by dowartościować swe szaleń­ stwo poprzez inkwizycyjną ideę. W kilku wszakże punktach powinno się dokonać pożytecznego roz­ różnienia między nazizmem a stalinizmem. Podobnie jak inkwizycje średniowieczna i rzymska, reżim stalinowski kładł nacisk jedynie na po­ prawność przekonań - przynajmniej w teorii, jeśli nie zawsze w praktyce - i chętnie pielęgnował nadzieję na to, że „rozłamowcy” mogą odwołać swoje zbrodnie nieprawomyślności i z powrotem przyjąć linię partii; tym­ czasem naziści, tak jak inkwizycja hiszpańska, upatrywali w żydowskiej krwi zbrodnię, której nie zmazywała żadna ekspiacja. I znów, tak jak dawni inkwizytorzy, choć nie tak jak jej nazistowska odpowiedniczka, sowiecka tajna policja częściej swe ofiary osadzała w więzieniach i czy­ niła z nich niewolników, niż po prostu je mordowała. Sowieci czuli się też zobowiązani zachowywać jakieś wątłe pozory „prawnej sprawiedli­ wości”, nawet jeśli naciąganej, a czasem całkowicie symbolicznej - ja­ kieś pozory sumienia, o które niemiecka policja zdawała się nigdy nie troszczyć, podobnie jak żołnierze z plutonów egzekucyjnych oraz perso­ nel obozów śmierci. „W okupowanej przez nazistów Europie nikt nie stawiał przed sądem Żydów ani nie wymierzał im wyroków; natomiast osadzeni w łagrach so­ wieckich w przeważającej większości mieli za sobą śledztwo (jeśli nawet kuriozalne), proces sądowy (niechby nawet sfałszowany) i skazani byli prawomocnym wyrokiem (nawet gdyby jego wydanie zajęło sędziom niecałą minutę)”, konstatuje Anna Applebaum. „Dla pracujących w służ­ bach bezpieczeństwa (...) przekonanie, że działają w granicach zakreślo­ nych prawem, było jednym z czynników dopingujących do pracy”77. Istnieje jednak pewne moralne ryzyko w przeprowadzaniu tak subtel­ nych rozróżnień w karygodności działań oprawców i katów. Mogliby­ śmy wyciągnąć wniosek, że jeden sprawca terroru jest nikczemniejszy od wszystkich innych i tym samym bardziej wart naszego potępienia. Jeśli jednak długa historia inkwizycji czegokolwiek nas uczy, to tego, że raz puszczoną w ruch machinę prześladowań niełatwo można spowol­ nić czy nad nią zapanować, a tym bardziej zatrzymać. Nie wymaga też ta machina wysokiej techniki nowoczesnego przemysłowego państwa; małe inkwizycje były prowadzone przez zubożałe reżimy w całym Trze­ cim Świecie, a my sami widzieliśmy w ostatnich latach, jak zupełnie ła-

282 two jest prowadzić kampanię ludobójstwa choćby tylko za pomocą pałek i maczet. Nade wszystko zaś nie możemy i nie powinniśmy dążyć do dystan­ sowania się od wszelkich takich inkwizycji poprzez upewnianie się, że do żadnego nadużycia „moralnej sprawiedliwości” w amerykańskiej de­ mokracji dojść nie może. Podawanie cudzych nazwisk jako sprawdzian szczerości podczas przyznania się do winy nie jest czymś charaktery­ stycznym wyłącznie dla inkwizycji, tak jak nim nie jest uporczywość w używaniu określenia „ostre techniki śledcze”, kiedy na myśli mamy tortury. Przyszedł czas na zastanowienie się nad oczywistym faktem, że co najmniej jedno z narzędzi od sześciuset lat używanych przez zakapturzonych braci inkwizytorów zastosowali całkiem niedawno młodzi lu­ dzie w amerykańskich mundurach. My nazywamy je „waterboarding”*, oni zwali to „próbą wody”, jednak niezależnie od nazwy tortura nadal pozostaje torturą nawet jeśli inkwizycyjny sposób myślenia zawsze nad jasną mowę przedkładał eufemizm.

PRZYPISY 1 Barstow, 1986,122. 2 Zacytowane w: Jack Langfbrd, „The Condemnation of Galileo”, „Reality” 8 (1960), 78 („największy skandal...”); Cardinal Paul Poupard, październik 31,1992, zacytowane w: „John Paul II and Galileo”, Pauline Books and Media, http.www/daughtersofstpaul. com/johnpaulpapacy/meetjp/thepope/jpgallileo.html („subiektywny błąd...”). 3 Zacytowane w: Burman, 214. Burman zauważa, że dekret przeciwko wolnomular­ stwu został wycofany w roku 1983. 4 Burman, 24 (adapt.). 5 DeSantillana, 324 („największy demaskator...”): Lea, 257 („To był system...”). 6 Zacytowane w: Roth, 100. 7 G.G. Coulton, Inquisition and Liberty (Boston: Beacon Hill, 1959), 311.

8 9 10 11 12 13

Roth, 274 (adapt.). Lea, 97 (adapt.). Kamen, 315 (wyd. poi. 289). Zacytowane w: Kamen, 153 (wyd. poi. 145-146). Zacytowane: Santillana, 324. John i Anna Tedeschi, w: Ginzburg, ix.

’ „Waterboarding”, czyli metoda podtapiania stosowana przez CIA dla wymuszania zeznań z terrorystów al Kaidy - przyp. tłum.

283 14 Zacytowane w: Ginzburg, 2, III. 15 Zacytowane w: Ginzburg, 127. 16 John i Anna Tedeschi, w: Ginzburg, ix („moralnej sprawiedliwości...”) (adapt.); Moore, 3 („tak jak Spinoza nie wyszydzać...”), 5 („społeczeństwo represyjne”). 17 Edward Peters, Inquisition (Berkeley and Los Angeles: Univ. of Califomia Press, 1989), 1,2. 18 Norman F. Cantor, Inventing the Middle Ages: The Lives, Works and Ideas of the Great Medievalists of the Twentieth Century (New York: Quill William Morrow, 1991), 397. 19 Cantor, 127. 20 Cantor, xiv, w nawiązaniu do zjawisk opisanych w: Norman Cohn, Europę s Inner Demons (to znaczy do polowań na czarownice) i The Pursuit of the Millenium (do ru­ chów milenarystycznych). 21 G.G. Coulton, The Inquisition (New York: Jonathan Cape & Harrison Smith, 1929), 91 (adapt.). 22 Zacytowane w: Jochen von Lang, Claus Sybill, Eichmann Interrogated: Transcripts from the Archives of the Israeli Police, tłum. Ralph Manheim (New York: Vintage Books, 1984), 21-22. 23 Zacytowane w: von Lang, 23 („departamentu żydowskiego”), 24 („dokonania z niej wyciągu...”); zacytowane w: Saul Friedlander, The Years ofExtermination, 19391945', t. 2: Nazi Germany and the Jews (New York: HarperPerennial, 1998), 199 („dla pomyślnej wewnętrznej...”). 24 Friedlander, 1998, 198 („całkowicie zintegrowanym systemem...”); Kamen, 213 („łatwopalnego materiału”). 25 Światowy Komitet na rzecz Ofiar Niemieckiego Faszyzmu, The Brown Book of the Hitler Terror and the Buming of the Reichstag, wstęp Lord Marley (London: Victor Gollancz, 1933), 200. Człowiekiem, który się krył za The Brown Book, był Willi Mutzenberg, opisany później przez Arthura Koestlera jako „«Czerwona Eminencja» mię­ dzynarodowego antyfaszyzmu”. Russell Jacoby, „Willy the Red”, „The Nation”, luty 16, 2004. 26 Zacytowane w: Erie A. Johnson, Nazi Terror: The Gestapo, Jews and Ordinary Germans (New York: Basic Books, 2000), 15. 27 Zacytowane w: Crankshaw, 127 (wyd. poi. 131), („surowe śledztwo...”); zacytowa­ ne w: von Lang, 71 („redystrybucja”), 79 („ewakuacja”), 383 („deportacja”): Friedlan­ der, 1998,484 („przesiedlenie”). 28 Zacytowane w: Crankshaw, 28-29 (wyd. poi. 22). 29 Eichmann, zacytowany w: von Lang, 108 („Specjalne traktowanie...”). 30 Burman, 29-30, cytujący z: Achille Luchaire, Innocent 111. 31 Anthony M. Platt, Cecila E. O’Leary, Bloodlines: Recovering Hitler s Nuremberg Laws, From Patton ’s Trophy to Public Memoriał (Boulder, CO: Paradigm, 2006), 5 („poddanych”); Friedlander, 1998, 160, 229 („wzajemną masturbację” i „oczyszcze­ nie”). 32 Zacytowane w: Friedlander, 1988,197. 33 Zacytowane w: Friedlander, 1988,97 („Musimy zdawać sobie sprawę...”).

284 34 Zacytowane w: Friedlander, 1998,184 („Nie lękajmy się wskazać palcem...”), 182 („Ta żydowska zaraza...” w nawiązaniu do hiszpańskiej wojny domowej). 35 Ustawa Żydowska króla Wacława II dla Briinn, zacytowana w: Trachtenberg, 164 [król Wacław II żył w latach 1271-1305 - uwaga tłumacza]. 36 Friedlander, 1998, 51 („«pełnymi» Żydami”); 141 („Mischlinge drugiego stop­ nia”); E. Johnson, 105 („dla większości członków partii...”) (adapt.). 37 Zacytowane w: Friedlander, 1998,4 (adapt.). 38 Zacytowane w: Friedlander, 1998,254. 39 Zacytowane w: Friedlander, 1998,200. 40 Zacytowane w: Friedlander, 1998, 121 („Żydowski morderczy spisek...”).

41 42

E. Johnson, 398. E. Johnson cytujący Emanuela Schaffera, 4 („Żydzi zostali umieszczeni...”).

43 Friedlander, 1998,201 („bazę dla działań...”). 44 Friedlander, 1998,201. 45 Gitltz, 83. 46 Friedlander, 1998,40 („starcie...”). 47 Zacytowane w: E. Johnson, 382-383 (tłum, poi.: w: Eksterminacja Żydów na zie­ miach polskich w okresie okupacji hitlerowskiej [zbiór dokumentów] oprać. T. Berenstein, A. Eisenbach, A. Rutkowski, Warszawa 1957, dok. 1, s. 26). 48 Zacytowane w: Saul Friedlander, The Yers ofExtermination, 1939-1945., t. 2: Nazi Germany and the Jews (New York: HarperCollins, 2007), 332 („najnikczemniejszym wrogiem ludzkości...”), zacytowane w: E. Johnson, 385 („pasożytami...”). 49 Zacytowane w: Friedlander, 2007, 332 („najnikczemniejszym wrogu ludzko­ ści...”). 50 Roth, iii. 51 Roth, 274-275. 52 Zacytowane w: Friedlander, 1998, 186. 53 Robert Conquest, The Great Terror: Stalin s Purge ofthe Thirties (New York: Macmillan, 1968), xii („cały ów rzekomy spisek...”). 54 Zacytowane w: People’s Commissariat of Justice of the USSR, Report of Court Preceedings: The Case the Trotskyite-Zinovievite Terrorist Centre (Moscow: People s Commissariat of Justice of the USSR, 1936), 169. 55 G.E. Jewdokimow, zacytowany w: People’s Commissariat, 166. 56 Martin, 119 („przedstalinowski”); Wyszyński cytujący Włodzimierza Lenina w Pe­ ople’s Commissariat, 118 („plugawą szumowinę”); Conquest, 1968, 138 (,jaskółką”). 57 Zacytowane w: People’s Commissariat, 118. 58 Wyszyński, zacytowany w: People’s Commissariat, 136 („świętokradztwa”). 59 Zacytowane w: Conquest, 1968, 128 (wyd. poi. 130) („nikt z nas nie chce...”). 60 Conquest, 1968, 125 (wyd. poi. 129) („Nieustannie kajali się...” itd.). 61 Zacytowane w: Conquest, 1968, 132 („Relacja Koestlera jest dobrze osadzona na faktach... Jego «Rubaszow» został ukształtowany na podobieństwo Bucharina pod względem poglądów, a Trockiego i Radka - pod względem osobowości i wyglądu ze­ wnętrznego”). Conquest, 1968, 133, przyp. 29. Cytat z Koestlera (wyd. poi. 180). 62

People’s Commissariat, 137-138.

285 63 Zacytowane w: People’s Commissariat, 164 („domagam się...”); zacytowane w przedmowie do: Lew Trocki, Stalin s Frame-Up System and the Moskow Trilas (New York: Pioneer, 1950), vii („na najwyższy wymiar kary...” itd.). 64 Zacytowane w: Donald Rayfield, Stalin and His Hangmen: The Tyrant and Those Who Killedfor Him (New York: Random House, 2005), 319 („To wymaga stylistycz­ nego wygładzenia”). 65 Zacytowane w: Rayfield, 317, 320 („Poemat o Stalinie” i „Koba, do czego ci było potrzebne moje życie?”). 66 Annę Applebaum, Gulag: A History of the Soviet Camps (New York: Penguin, 2003), 3 (wyd. poi. 11). 67 Zacytowane w: Applebaum, 21 (wyd. poi. 21) (poddawania nieustannej czystce”), 64 („sabotażystami”), 105 („drugiej kategorii” itd.), 109 („izolacją”), 111 („wrogowie ludu” i „kontrrewolucjoniści”). 68 Robert Conąuest, The Harvest of Sorrow: Soviet Collectivization and the Terror-Famine (New York: Oxford Univ. Press, 1987), 284 („zdrajcy ojczyzny”) (adapt.), za­ cytowane w: Applebaum, 111 (wyd. poi. 119) („«po cichutku wpełznąćw...”). 69 Applebaum, 106 („Rewolucja pożerała...”); Conąuest, 1987,284 („członka rodzi­ ny...”). 70 Zacytowane w: Applebaum, 106 (wyd. poi. 114). 71 Zacytowane w: Conąuest, 1968,318-319. 72 Applebaum, 116 (wyd. poi. 124). 73 Applebaum, 116 (wyd. poi. 124). 74 Peters, 1985, 68 („królowej tortur”). 75 Rayfield, 279. 76 Hannah Arendt, zacytowana w: Applebaum, 21 (wyd. poi. 278). 77 Applebaum, 117,119 (wyd. poi. 137-138).

VIII

INKWIZYCJA AMERYKAŃSKA Wielce niebezpieczne jest poszukiwanie wolnych dusz. Lękam się tego. Może już raczej obwińmy siebie samych...

ARTHUR MILLER, Czarownice z Salem

ylko raz zadziałała inkwizycja na terytorium Anglii, a i wówczas z tej jedynie przyczyny, że papież skłonił niechętnego angielskie­ go króla, by ten udzielił zezwolenia inkwizycyjnej lotnej bryga­ dzie na dokończenie dzieła zniszczenia rycerskich templariuszy. Tak jak inni templariusze w całej Europie, 229 angielskich członków tego za­ konu zostało aresztowanych i poddanych torturom podczas przesłuchań w sprawie tych samych oskarżeń o herezję, bluźnierstwo i seksualne perwersje, które skończyły się spaleniem tak wielu ich współtowarzyszy, walecznych mnichów. Poza wyjątkiem, jaki stanowili templariusze, je­ dynymi angielskimi ofiarami inkwizycji było kilku spokojnych kupców i żeglarzy, którzy pokazali się w hiszpańskich portach z angielskim tłu­ maczeniem Biblii w swych bagażach, by zostać oskarżonymi o herezję jako protestanci. Faktem jednak pozostaje, że Anglia ma swoją własną, smutną tradycję terroru w imię Boże. W roku 1190 w całości zmasakrowana została ży­ dowska społeczność Yorku, chroniąca się przed motłochem w warownej zamkowej wieży. W roku 1222 w Oksfordzie jako heretyka spalono na stosie człowieka, który się nawrócił na judaizm, a wszyscy Żydzi zosta­ li wydaleni z Anglii na mocy królewskiego dekretu w roku 1290, czyli ponad dwieście lat wcześniej, nim to samo przyszło do głowy Ferdynan-

T

288 dowi i Izabeli. Kaznodziejstwo lollardów - którzy swym nieposłuszeń­ stwem wobec Kościoła rzymskokatolickiego i swym uporem przy pra­ wie do tłumaczenia Biblii na języki narodowe przypominali waldensów - przynagliło parlament do przyjęcia w roku 1400 kary śmierci jako „nie­ wzruszonej kary za herezję”. Prześladowanie religijnych odstępców tak głęboko nurtowało szesnastowieczną Anglię, że pewien londyński kowal zapisał w swym testamencie pewną sumę pieniędzy na „zakup chrustu na stosy dla heretyków”1. Angielskim kobietom oskarżonym o czary nie wiodło się lepiej niż tym na kontynencie w okresie polowania na czarownice. Nawet bez pomocy inkwizycji sądy cywilne ochoczo wydawały wyroki na nieszczęsne, dzi­ waczne lub nieznośne kobiety, które miały jakoby, zawarłszy pakt z dia­ błem, wyrządzać najrozmaitsze szatańskie szkody swym sąsiadom. Było więc tak, że kraj Magna Carta * prokurował również i takie koszmary, jak spalenie w 1555 roku młodej ciężarnej kobiety pod zarzutem uprawiania czarów - niewiasta na stosie poroniła, a wciąż żywe niemowlę, Jako nasienie Szatana, rzucono z powrotem w ogień”2. Obrońcy inkwizycji lubią wykazywać, iż Anglia - tak dumna z tego, że uniknęła najgorszych wybryków inkwizycyjnych - bynajmniej nie od­ znaczała się łagodnością czy delikatnością, jeśli chodzi o stosowanie tor­ tur czy orzekanie kary śmierci. „Inkwizycja hiszpańska nie była z pew­ nością gorsza niż współczesne sądy świeckie w innych krajach”, pisze pewien historyk, „łącznie z Anglią”. Na przykład podsądni, czy się do winy przyznali, czy nie, a oskarżeni o przestępstwo według angielskiego prawa zwyczajowego, byli poddawani rodzajowi tortury zwanej peine forte et dure („ból silny i długotrwały”), podczas której na torsie ofia­ ry piętrzono kamienie, aż ta udzieliła odpowiedzi lub zmarła. Skazańcy wciąż byli płatani i ćwiartowani - a wieszanie nadal jeszcze pozostawało rodzajem ponurej formy popularnej rozrywki - całkiem jeszcze długo w wieku dziewiętnastym. W istocie dopiero w roku 1868 dobiegła w An­ glii końca praktyka organizowania publicznych egzekucji3. Wszystkie te najpaskudniejsze tradycje, wraz z prawem zwyczajowym i niektórymi poglądami na temat wolności obywatelskiej, Ojcowie Piel­ grzymi powieźli w swych bagażach do Nowego Świata. Purytanie byli rzeczywiście głęboko wierzącymi teokratami, którzy poszukiwali reli’ Czyli „Wielkiej Karty Swobód” wydanej w roku 1215 przez Jana bez Ziemi, mię­ dzy innymi gwarantującej wolność osobistą - przyp. tłum.

289

gijnej wolności dla siebie, ale odmawiali przyznania tej samej swobody innym. Jedną z brudnych tajemnic amerykańskiej historii jest fakt bez­ litosnego prześladowania kwakrów w kolonii nad Zatoką Massachusetts w siedemnastym wieku. Kwakrów, zarówno mężczyzn, jak kobiety, wychłostano za nieposłuszeństwo wobec purytańskiego prawa - kwakrzy, tak jak katarzy, odmówili uznania duchownej władzy i związania się przysięgą z religijną doktryną - oraz ostatecznie, pod karą śmierci, na­ kazano im opuścić kolonię. Kilku kwakrów, którzy sprzeciwili się rozka­ zowi wydalenia, zostało osądzonych i powieszonych przez sądy cywilne Massachusetts jako przestępcy, którzy dopuścili się nieprawomyślności w nowym, wspaniałym świecie. Była to pierwsza, choć nie ostatnia, amerykańska inkwizycja.

„Czy ktoś cię dręczy?” - to proste pytanie rozpętuje histerię wokół czarownic w miasteczku Salem zimą 1692 roku, i to jest najsłynniejszy przykład ukazujący, jak machina prześladowań może zostać puszczona w ruch w każdym miejscu i w każdym czasie, nawet tu, w Ameryce. Grupka znudzonych kilkunastoletnich dziewcząt z osady Salem za­ czyna spędzać wolne chwile w towarzystwie pewnej czarnej służącej niewolnicy o imieniu Tituba, która zabawia je pokazywaniem „sztuczek i zaklęć”, jakie pamiętała z czasów swego dzieciństwa na Barbadosie. Po powrocie do własnych domów dziewczęta zaczynają się zachowywać w dziwny i niepokojący sposób, szczekając jak psy i rycząc jak osły, tu­ piąc nogami, by zagłuszać słowa odmawianych przez rodziny modlitw. Oczywiście owe wybuchy nastoletniej histerii nie były niczym więcej, jak tylko dowodem nieczystego sumienia; no bo w końcu jeśli w kolonii Massachusetts Bay zbrodnią zagrożoną karą śmierci było kwakierstwo, to skutki parania się czarną magią musiały do głębi wstrząsnąć sercami purytańskich dziewcząt dokazujących w kuchni Tituby4. „Czy ktoś cię dręczy?” - dopytywali się naiwni pastorzy i sędziowie, zebrani w Salem, dla zbadania owego dziwnego zjawiska. Z pewnością, rozumowali, to groteskowe zachowanie najlepiej tłumaczyło się jako opętanie przez demona, jako poduszczenie ze strony czcicieli Szatana; egzegeci zażądali więc od dziewcząt podawania ich nazwisk. Począt­ kowo zachowywały milczenie, kiedy jednak śledczy zaczęli podsuwać kilku sprawców - wśród których była nie tylko Tituba, winowajczyni

290 oczywista, ale także różni inni mieszkańcy Salem, wszyscy dziwaczni i nielubiani - w obwinianiu innych dostrzegły sposób na uratowanie sie­ bie. Ochoczo więc potwierdziły, że jedną z ich dręczycielek była Tituba, a następnie posunęły się do zadenuncjowania żony prostego robotnika, którą uważano za Jędzowatą, leniwą, a przede wszystkim niechlujną”, później - pewnej wdowy, podejrzewanej o pożycie ze swym majstrem, zanim wyszła za niego za mąż. Lista oskarżonych czarownic i czarow­ ników coraz bardziej się wydłużała, począwszy od pięcioletniej dziew­ czynki po osiemdziesięcioletniego starca5. „One powinny się znaleźć pod pręgierzem”, powiedział sceptycznie nastawiony farmer John Procter o chórze oskarżycielek. „Gdyby im dać wolną rękę, to wszyscy zostalibyśmy szatanami i czarownicami”6. Jak się okazało, niepokój Proctera był dalece uzasadniony. Po formal­ nym postawieniu kilku pierwszych oskarżonych czarownic przed sądem cywilnym pod zarzutem uprawiania czarnoksięskich praktyk, zarówno Procter, jak i jego żona zostali obwinieni przez dziewczęta, które utrzy­ mywały, że małżeństwo to jakoby wywierało na nie niewidoczny wpływ, nawet siedząc na sali sądowej. „A jak się to dzieje, że on potrafi uszczyp­ nąć, tak samo jak i ona!”, wykrzyknęła jedna z dziewcząt. Taka była ja­ kość „dowodu spektralnego” - trafniej określonego przez autorkę Marion L. Starkey jako „szalone fantazje nastoletnich dzierlatek” - na podstawie którego sędziowie z ukontentowaniem uznawali Procterów i innych podsądnych winnymi zbrodni czamoksięstwa. Kilka z oskarżonych czarow­ nic zdołało uniknąć szubienicy, prezentując samodzielne, pokorne przy­ znanie się do winy; a ponaglane przez prokuratorów - pokutnice uległy naciskowi, by zadenuncjować jeszcze innych: był to więc ten sam zdra­ dziecki łańcuch, który tak często stanowił motor działania inkwizycyjnego aparatu w innych czasach i miejscach7. „Są w tej wsi kręgi, co tkwią w innych kręgach”, włożył w usta jed­ nej z postaci swej sztuki Czarownice z Salem jej autor Arthur Miller, „są ognie wewnątrz innych ogni”8. Tak jak za inkwizycji, w czasie procesów czarownic w Salem nawet małżonkowie nie byli bezpieczni wobec siebie wzajemnie. Na pewną kobietę, Marthę Córy, padło podejrzenie, kiedy jej pierwszą reakcją na wiadomość o sabacie dzierlatek w kuchni Tituby był głośny wybuch śmiechu. Jej osiemdziesięcioletni mąż Giles został powołany na świadka w procesie żony i przyznał, że miał trudności z modleniem się, kiedy ona

291 była w pobliżu - dwuznaczna uwaga, podobnie jak całe jego zeznanie, choć słowa te w uszach sędziów pokoju miały ciężar potępienia. Później o uprawianie czarów został oskarżony sam Giles, który - być może dla­ tego, że tak łatwo dał się wmanewrować w popełnienie zdrady wobec żony - gdy stanął przed sędziami, zachował milczenie. Giles został więc poddany tradycyjnej angielskiej torturze typu peine forte et dure, która miała wydobyć z upartego starca przyznanie się do winy; odmawiając udzielenia odpowiedzi w trakcie piętrzenia na jego piersi kamieni, sku­ tecznie powstrzymywał sąd przed przystąpieniem do rozpoczęcia swych prawnych czynności. Jak wieść - jeśli nawet nie zapisy historyczne - nie­ sie, Giles Córy, gdy go miażdżono na śmierć, wykrztuszał z siebie tylko dwa słowa: „Więcej ciężaru”9. Innym ofiarom nie udało się przechytrzyć publicznego kata i zosta­ ły skazane na śmierć przez powieszenie na Szubienicznych Wzgórzach, które to widowisko miało posłużyć jako ostrzeżenie wszystkich innych, niewykrytych, czarownic przed skutkami wchodzenia w konszachty z Szatanem. Dziewczęta, które na początku oskarżyły mieszkańców Sa­ lem, przywieziono razem z nimi, aby po raz ostatni stały się przedmiotem szyderstw jako „piekielne podżegaczki”. Kiedy wiozący je wóz utknął na stromym zboczu, dziewczęta przeraźliwie krzyczały, że znów widzą widmową postać Szatana w działaniu. Jednak Szatan okazał się bezsilny i nie uchronił ich od zawiśnięcia na szubienicy, w czasie ostatniego auto-da-fe, jakie miało się odbyć na amerykańskiej ziemi10. Wkrótce po zakończeniu wieszania niektórzy z purytańskich łowców czarownic znów się poczuli nieszczęśliwi. Tym razem jednak dręczył ich nie tyle niewidzialny wysłannik Szatana, co niepokój sumienia. Oto kolej­ nych 150 ofiar polowania na czarownice, w tym nawet ośmiolatki, wciąż czekało na osądzenie z oskarżenia często opartego na niczym więcej jak tylko na oszczerstwie, plotce i tyradach wygłaszanych przez zastraszone i mściwe dzieciaki. Nareszcie więc dało się usłyszeć kilka rozsądnych głosów, które się wzniosły ponad potępieńczy harmider. „Lepiej, żeby umknęło dziesięć podejrzanych czarownic, niżby jedna niewinna miała zostać skazana”, stwierdził znany purytański kaznodzieja Increase Mather (1639-1723), zgrabnie trawersując krwawe słowa opata z Citeaux w cza­ sie krucjaty albigensów („Zabij ich wszystkich, Bóg rozpozna swoich”)11. Wprowadzono teraz nową zasadę, która wykluczała „dowód spektral­ ny”, i puszczono w niepamięć wyznania win wydobywane wcześniej

292

z różnych zastraszanych ofiar. Nagle procesy przeciw oskarżonym cza­ rownicom „zbladły niczym światło księżyca o brzasku”, jak pisze Marion L. Starkey w The Devil in Massachusetts. Ogłoszono powszechne ułaskawienie, pozostałe podsądne wypuszczono, wśród nich dwie z nie­ mowlętami na rękach, powiły je bowiem w czasie pobytu w więzieniu. Nawet Tituba wyszła zza krat, choć wkrótce została sprzedana nowemu panu dla zdobycia pieniędzy na spłacenie kosztów więziennych, do cze­ go zobowiązany był każdy oskarżony przed wyjściem na wolność. Jed­ na z ułaskawionych kobiet, która nie zdołała uciułać potrzebnej kwoty, zmarła w więzieniu - raczej jako wierzycielka niż skazana czarownica12. Z biegiem lat podejmowano pewne wysiłki dla zadośćuczynienia tej zbrodni. Pięć lat po egzekucji ustanowiono w stanie Massachusetts dzień postu w geście żalu i skruchy. Przy tej okazji Samuel Sewall, jeden z dzie­ więciu sędziów sądu karnego, który posłał oskarżonych mężczyzn i kobie­ ty na szubienicę, wystąpił z przeproszeniem za „uczynienie nas winowaj­ cami przelania krwi niewinnej”. Anna Putnam, jedna z oskarżycielskich nastolatek, czekała aż do roku 1706 z przyznaniem się, że „dowód spek­ tralny”, jaki przedstawiła, „był wielkim urojeniem Szatana”, i oświadcze­ niem: „Żarliwie błagam o wybaczenie wszystkich tych, którym zadałam cierpienie i których obraziłam”. W roku 1711 stan Massachusetts przezna­ czył sumę 598 funtów i 12 szylingów do podziału między żyjące jeszcze ofiary lub ich potomków. W roku następnym, w ostatnim i czysto sym­ bolicznym akcie żalu za grzech, Kościół unitariański w Salem formalnie cofnął swą ekskomunikę nałożoną na Gilesa Cory’ego13. Jeśli procesy czarownic w Salem w 1692 roku można porównać do inkwizycji, to ich rozmiary sprowadzają je do inkwizycji w miniaturze. Cały koszmar trwał piętnaście miesięcy, na śmierć skazano tylko czter­ naście kobiet i sześciu mężczyzn, a ogólna liczba ofiar - nawet licząc uwięzionych, ale nie straconych, mężczyzn, kobiety i dzieci - równała się dziennemu urobkowi braci inkwizytorów przy auto-da-fe w okresie działania inkwizycji hiszpańskiej. Żaden z wielkich inkwizytorów nie pokwapił się, by uczynić gest na rzecz sprawiedliwości moralnej, tak jak to uczynił sędzia Sewall, kiedy stanął w kościele i przeprosił za przelanie „krwi niewinnej”. Jednak nie powinno się nie dostrzegać punktów stycznych. Tak jak w wypadku inkwizycji, siłą napędową procesów czarownic w Salem były szeptane pogłoski i fałszywe dowody; rozniecało je przyznawanie się do

293

winy wydobywane pod groźbą tortur i egzekucji; ich ofiary demonizowa­ no, zupełnie dosłownie, jako wysłanników Szatana; a całe przedsięwzię­ cie nie było wynikiem jakiegoś ulicznego samosądu, ale dziełem konstabli, sędziów pokoju, dozorców więziennych i katów utrzymywanych z funduszów publicznych, wszyscy zaś działali w imieniu państwa, jako niezachwiani strażnicy prawa i porządku. Co w wydarzeniach 1692 roku w Salem było rzeczywiście niepokojące, to absolutne przekonanie wła­ dzy cywilnej o słuszności użycia nadzwyczajnych środków z powodu zło­ wieszczego zagrożenia, jakie dla sennego miasteczka przedstawiały „rendez-vous demonów”, jak to ujął jeden z rozhisteryzowanych kaznodziei, „podczas których krzeszą one z siebie swoje piekielne możliwości”14. Jak wiemy, inkwizycja została powołana do istnienia na tych samych złowieszczych zasadach i dla tego samego doniosłego celu - była, we­ dług Giorgia Santillany, ..narzędziem represji, przewidzianym na sytuacje wyjątkowe”. To wszakże, co o tej wyjątkowości decyduje, zawsze zależy od punktu widzenia. Na przykład według papieża Innocentego III był to blady i wychudzony katarski prefectus’, dla Torąuemady - biskup, które­ go pradziad mógł być ewentualnie Żydem; dla kardynała Bellarmine’a, „Młota na Heretyków”, był to uczony, który się upierał przy twierdzeniu, że Ziemia obraca się wokół Słońca. Dla ojców miasteczka Salem owa wyjątkowość przyjęła cielesną postać każdego mężczyzny, kobiety czy dziecka, których Anna Putnam i jej rozhisteryzowane przyjaciółki mogły ogłosić czarownikami15. Oczywiście, w czasach mniej odległych Ameryka zaczęła doświadczać odmiennych sytuacji wyjątkowych - niektórych zupełnie realnych, in­ nych zaś istniejących tak samo, jak istniały czarownice z Salem, czy­ li tylko w naszej wyobraźni. I tu właśnie stajemy wobec śmiertelnego i nieuniknionego zagrożenia, którego źródłem jest drzemiący w ludziach inkwizycyjny odruch: oto czasem nie dostrzegamy różnicy między za­ grożeniem prawdziwym a wydumanym - aż do chwili, kiedy jest już za późno.

Ameryka była w stanie wojny z wrogiem z krwi i kości w roku 1942, kiedy prezydent Franklin Delano Roosevelt wydał Executive Order, „Rozkaz wykonawczy 9066”, dekret prezydencki, który upoważniał do­ wódców wojskowych do aresztowania, zamykania w więzieniu i konfi-

294

skowania własności każdego mężczyzny, kobiety i dziecka pochodzenia japońskiego wzdłuż wybrzeża Pacyfiku od stanu Waszyngton po Kalifor­ nię. Już w roku 1939 FBI zaczęło przygotowywać listę „obywateli wro­ giego państwa”, a pierwszych aresztowań dokonano w dniu ataku sił ja­ pońskich na Pearl Harbor. Do obozów internowania miały być wysyłane dzieci z „choćby jedną kroplą japońskiej krwi”: „Japoniec to Japoniec”, oznajmił kierujący akcją generał. Nie przeprowadzono żadnych przesłu­ chań, które by określiły, czy ofiary rozkazu wykonawczego 9066 rze­ czywiście stanowiły zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, choć w roku 1944 Sąd Najwyższy orzekł, że internowanie było usprawiedli­ wione „naciskiem społecznej konieczności”. Jednakże żaden amerykań­ ski Japończyk nie został aresztowany za akt sabotażu czy szpiegostwa, a 120 000 internowanych było ludźmi, którzy nie popełnili żadnych prze­ stępstw16. Nie ulega wątpliwości, że zagrożenie Ameryki przez cesarską Japonię było realne, ale obawa przed amerykańskimi Japończykami to już tyl­ ko wytwór czystej wyobraźni. Dokładnie takie samo zjawisko ponownie wystąpiło w Ameryce zaledwie kilka lat później, kiedy to senator Jo­ seph R. McCarthy (1908-1957) wraz z kongresmanami, którzy zasiadali w Komitecie Izby Reprezentantów do Badania Działalności Antyamerykańskiej (lepiej znanej jako HUAC), podjęli krucjatę dla obrony kraju przed czymś, co według nich było rozległym spiskiem mającym na celu ustanowienie „ogólnoświatowej komunistycznej totalitarnej dyktatury” „metodą zdrady, oszustw, infiltracji”, a także „szpiegostwa, terroryzmu i innymi środkami uznanymi za konieczne” według „Ustawy o bezpie­ czeństwie państwa” z roku 195017. W roku 1950 Chiny były już rządzone przez komunistów, Stany Zjed­ noczone prowadziły wojnę przeciw Korei Północnej, Związek Sowiecki, dzięki pomocy kilku szpiegów, którzy przeniknęli do Manhattan Pro­ , * ject zdobył dostęp do broni jądrowej, a komunistyczne zagrożenie było wystarczająco wiarygodne, aby w zbiorowej wyobraźni amerykańskie­ go rządu, mediów i biznesu zasiać ziarno przerażającej wizji - „strachu przed czerwonym czołgiem na Pennsylvania Avenue”, jak to ujęła Lillian Hellman. Jednak politycy polujący na czerwonych i propagandziści ery ’ Skrócona nazwa od „Manhattan Engineer District” - kryptonimu amerykańskiego programu budowy bomby atomowej, opracowanego na polecenie prezydenta F. D. Roosevelta - przyp. tłum.

295

McCarthy’ego obawiali się nie tylko sowieckiej agresji. Podobnie jak in­ kwizytorzy średniowiecznej Europy i łowcy czarownic w Salem, dążyli do stworzenia odrażającego wizerunku komunistów i ich sympatyków w Ameryce jako niewidzialnego i nieludzkiego, „niemal odrębnego ga­ tunku człowieczego rodzaju” lub nawet gorzej - jako czegoś i trucicielskiego, i apokaliptycznego: „zalążka śmierci dla naszego społeczeństwa”, „politycznego nowotworu”, który zaatakował „każdy etap amerykańskie­ go życia”18. A zatem w Ameryce sklecono i puszczono w ruch nowy model ma­ chiny represji. Nikt, oczywiście, nie był torturowany ani palony żywcem przez HU AC i jego senatorski odpowiednik, jednak rozpakowano niektó­ re dawne inkwizycyjne narzędzia, by zrobić z nich użytek. Z odbieranych w tajemnicy zeznań od anonimowych informatorów - eufemistycznie zwanych „przyjaznymi świadkami” - jako że kongresowe sądy obejmo­ wały całą Amerykę, korzystano później podczas publicznych przesłu­ chań, funkcjonujących niczym współczesne amerykańskie odpowiedniki auto-da-fe, niektóre z nich pokazując w telewizji. Bardzo pożądane było uniżone przyznawanie się do winy. „Pragnę pokornie przeprosić za po­ ważny błąd, który popełniłem”, upraszał pisarz Nicolas Bela, przypomi­ nając tym jednego z podsądnych moskiewskich procesów pokazowych, „i błagam sąd o wybaczenie”. Potencjalni podejrzani tropieni byli upar­ cie przez śledczych kongresowych i funkcjonariuszy ochrony porządku publicznego - takich jak agent FBI, który w towarzystwie stenografa pojawił się przed drzwiami Charliego Chaplina, gotowy przesłuchiwać słynnego człowieka na progu jego własnego mieszkania19. Przede wszystkim zaś każdego, kogo HU AC i inne komitety Kongresu wzywały do składania zeznań, osądzano nie wedle jego gotowości do przyznania się, jakoby teraz lub wcześniej był członkiem partii komu­ nistycznej, ale ze względu na jego skłonność do denuncjowania współ­ towarzyszy. W istocie komunista, który wyrzekł się swoich przekonań i zrezygnował z członkostwa w partii, był również zobowiązany do wska­ zania tych, którzy po prostu brali udział w partyjnych konwektyklach lub uczestniczyli w tzw. organizacji frontu komunistycznego, co moż­ na uznać za współczesną wersję średniowiecznego przestępstwa współ­ uczestniczenia w błędzie. Dokładnie tak jak trybunały inkwizycji, HUAC uznawał zasadę, że niezastosowanie się świadka do wymogu zdradzenia przyjaciół, krewnych i współpracowników czyniło jego własne zezna-

296

nia ułomnymi i nie do przyjęcia. Na domiar złego, jeśli jakiś wezwany do sądu świadek okazywał wolę odpowiadania jedynie na część pytań - wyznania wyłącznie własnych politycznych grzechów, ale nie cudzych - świadka tego pozbawiano prawnej ochrony, jaką zapewniała mu Piąta Poprawka do Konstytucji, co sprawiło, że odmowa podawania nazwisk urosła do rangi przestępstwa. „Najlepszym sprawdzianem wiarygodności świadka”, oznajmił kongresman Donald L. Jackson, członek HUAC, , jest to, w jakim stopniu wyraża on gotowość do współpracy z Komitetem poprzez podawanie wszelkich szczegółów dotyczących nie tylko miejsca działalności, ale także nazwisk tych ludzi, którzy wraz z nim należeli do partii komuni­ stycznej”20. „Orgia donosicielstwa”, jak to określa dziennikarz Victor Navasky, która się rozpętała w wyniku polowań na komunistyczne czarownice, osiągnę­ ła wręcz „skalę dzieł Cecila B. DeMille’a”. No bo rzeczywiście, HUAC szczególne sukcesy odnosił wówczas, gdy swe zainteresowanie skupiał na środowisku przemysłu rozrywkowego. Aktor Sterling Hayden podał try­ bunałowi nazwisko swej dawnej kochanki. Scenarzysta Martin Berkeley (My Friend Flicka) ustanowił, jak się wydaje, pod tym względem rekord, podając w sumie 161 nazwisk. Reżyser Elia Kazan zamieścił w „New York Times” płatne ogłoszenie, by wyjaśnić swoje motywy podawania nazwisk i zachęcić innych do pójścia jego śladem. Wśród świadków „nie­ przyjaznych”, którzy odmówili denuncjacji, znalazła się dramatopisarka Lillian Hellman. Oświadczyła ona, że zdradzanie innych dla ratowania własnej skóiy byłoby „nieludzkie, skandaliczne i poniżej godności” i cel­ nie odrzekła komitetowi - „nie mogę i nie chcę przykrawać swego su­ mienia wedle aktualnych mód”. Moralny klimat tej całej ponurej epoki Hellman podsumowała w tytule swych pamiętników: Scoundrel Time * 21. Podobnie jak ofiary historycznej inkwizycji i jej innych współcze­ snych odpowiedników, osoby, które znalazły się na celowniku w epoce McCarthy’ego, nie miały na sumieniu żadnych przestępczych czynów, a były tylko oskarżone o zbrodnię nieprawomyślności. McCarthy i jego towarzysze - łowcy czarownic, niczym wielcy inkwizytorzy w wiekach średnich, określili krąg dopuszczalnych poglądów i stowarzyszeń oraz potępiali każdego, kto według nich tę granicę przekraczał, brnąc w he-

’ „Łajdackie czasy” - przyp. tłum.

297 rezję. „Nie wystarczało być Amerykaninem dzięki obywatelstwu czy miejscu zamieszkania - należało być Amerykaninem w swych myślach. Brak prawomyślności zaś mógł amerykańskiego obywatela uczynić nieAmerykaninem”, tłumaczy Garry Wills. „A ten ostatni może być nękany, szpiegowany, zmuszany do rejestrowania się, pozbawiany rządowych posad i innych rodzajów pracy”22. Amerykańscy łowcy czerwonych, podobnie jak wszyscy inni inkwizy­ torzy, ochoczo wykorzystywali najgorsze ludzkie przesądy i uprzedzenia, żeby tylko zwrócić opinię publiczną przeciw swym ofiarom. Dziesięciu z dziewiętnastu świadków powołanych przez HU AC w jego hollywoodz­ kim śledztwie, było Żydami, a więc nad postępowaniem unosiła się stęchlizna antysemityzmu. Kiedy na przykład duża grupa bardzo znanych ludzi udała się samolotem do Waszyngtonu, aby wyrazić swe poparcie dla hollywoodzkich świadków, na sali obrad Izby Reprezentantów głos zabrał kongresman John Rankin, ujawniając ich oryginalne imiona lub nazwiska - identyczna zagrywka, jaką w takim samym momencie za­ stosowała moskiewska „Prawda”, drukując z żydowska brzmiące imiona ofiar czystki stalinowskiej. „Danny Kaye jeszcze niedawno nazywał si David Daniel Kaminsky”, oświadczył kongresman, „a Melvyn Dougla to w istocie Melvyn Hesselberg”. „Są i inni, zbyt liczni, żeby ich tu wymieniąc”, grzmiał Rankin. „Oni atakują komitet za to, że spełnia swój obowiązek dla ochrony tego kraju i dla zabezpieczenia amerykańskiego społeczeństwa przed straszliwym losem, jaki komuniści zgotowali nie­ szczęsnym chrześcijańskim narodom w Europie”23. Niektóre ofiary polowania na komunistyczne czarownice wylądowa­ ły za kratkami: na przykład tak zwaną Hollywoodzką Dziesiątkę stano­ wili pisarze i reżyserzy (wśród nich Dalton Trumbo i Ring Lardner Jr), którzy zostali pozwani za obrazę Kongresu i wysłani do więzienia po tym, jak stanęli przed HUAC i odmówili odpowiedzi, gdy zapytano ich o polityczne poglądy. Ofiary, które chętnie przyznały się do członkostwa w partii komunistycznej lub w organizacjach „frontu komunistycznego”, karano, jeśli odmawiały oskarżania innych. Na przykład powieściopisarz Dashiell Hammett spędził w celi sześć miesięcy, ponieważ nie chciał wy­ jawić nazwisk udziałowców w funduszu ofiar maccartyzmu. Zdecydowanie największej liczbie ofiar udało się uniknąć więzienia, jednak wyrzucano je z pracy, ponieważ ich nazwiska pojawiły się na kilku czarnych listach, których sporządzanie było oficjalnie zabronione.

298 Niektórzy ludzie byli już chorzy, kiedy dostarczano im wezwania sądo­ we, a związane z tym napięcie mogło przyśpieszać ich zgony. Kilka osób popadło w takie zniechęcenie, że popełniło samobójstwa; jedna z nich odebrała sobie życie w noc poprzedzającą jej zeznania przed HUAC, ogłaszając, że „zabiła ją publicity”24.

Ponieważ Komitet Izby Reprezentantów do Badania Działalności Antyamerykańskiej znalazł tak wiele swych ofiar w przemyśle rozrywkowym, polowanie na komunistyczne czarownice z okresu McCarthy’ego przeszło przez filtr dzieła niejednego słynnego pisarza. Żywot Galileusza Brechta, po raz pierwszy wystawiony w małym teatrzyku w Los Angeles w 1947 roku, charakteryzuje Galileusza jako moralnego i fizycznego tchórza, co niektórych krytyków skłoniło do uwagi, że „Galileusz z jego dramatu to Zinowiew albo Bucharin (...) przebrany w historyczny kostium”. Kiedy Galileusza pytają, co go skłoniło, by paść na kolana przed inkwizycją, Brecht każę mu odpowiedzieć: „Wyparłem się, bo czuję lęk przed fizycz­ nym bólem”. A opis dramatu Galileusza jest zapowiedzią jego własne­ go, dziwnego i męczącego spektaklu, kiedy Brecht został wezwany przez HUAC zaledwie kilka tygodni po premierze Żywota Galileusza25. Brecht był w istocie jednym z pierwszych świadków wezwanych do złożenia zeznań na temat komunistycznych wpływów w przemyśle roz­ rywkowym i znajdował się tuż za Hollywoodzką Dziesiątką w kolejce do pulpitu zeznających. Nieco podobnie jak Galileusz przed braćmi inkwi­ zytorami, Brecht nie stawał okoniem wobec swych śledczych. Zamiast tego, aby wprawiać ich w zakłopotanie, wykorzystywał swój silny akcent i niedoskonałą znajomość angielskiego, a jego zeznanie zaczęło przypo­ minać rutynę Abbotta i Costello. Pytanie: Czy uczestniczył pan w jakichś zebraniach partii komuni­ stycznej? Odpowiedź: Nie, nie sądzę... P.: Cóż, nie jest pan pewien? O.: Nie, jestem pewien, tak. P: Pan jest pewien, że nigdy nie uczestniczył w zebraniach partii ko­ munistycznej? O.: Tak, tak sądzę... P.: Czy jest pan pewien? O.: Myślę, że jestem26.

299 Kiedy jednak w końcu Brecht został przyparty do muru pytaniem, czy kiedykolwiek złożył deklarację o przyjęcie do komunistycznej partii, na­ gle zaprezentował swoje mistrzowskie opanowanie angielskiego: „Nie, nie, nie, nie”, oświadczył. „Nigdy”. Wbrew prawdzie zaprzeczył też, ja­ koby jego twórczość „opierała się na filozofii Marksa i Lenina”, i w ten sposób odżegnał się od dorobku swego życia. Na zakończenie posiedze­ nia przewodniczący komitetu podziękował mu za współpracę i określił go jako „dobry przykład” do naśladowania dla świadków nieprzyjaznych. Następnie zupełnie dosłownie Brecht złapał najbliższy odlatujący z Wa­ szyngtonu samolot i resztę życia spędził za żelazną kurtyną27. Otwarcie wyzywający komentarz na temat polowania na komunistycz­ ne czarownice przebija między wierszami Czarownic z Salem Arthura Millera, sztuki po raz pierwszy wystawionej w chwili, gdy okres maccartyzmu osiągnął swe apogeum w 1953 roku. „Wyznaję moje grzechy”, powiada Procter, który celowo odmawia zdradzania swych sąsiadów, by ocalić własne życie, „nie mogę osądzać innych”. Kiedy sam Miller został wezwany przed oblicze HUAC, zaproponował zeznanie na temat swe­ go flirtu z partią komunistyczną - „Musiałem pójść do piekła, żeby po­ znać szatana”, powiedział Miller - odmówił jednak przekazania nazwisk, i taka postawa zaowocowała wręczonym mu pozwem o obrazę. Później ostrzegał przed konsekwencjami dostrzegania demonów tam, gdzie ich nie ma28. „Nie istnieje człowiek pozbawiony guzika alarmowego”, stwierdził Miller, „który, naciśnięty czystą, nieskazitelną dłonią moralne­ go obowiązku, zapoczątkowuje jakiś morderczy łańcuch wydarzeń”29. Żadne ofiary polowania na komunistyczne czarownice nie były w isto­ cie „sabotażystami”, na jakich chcieli ich wykreować McCarthy i jego szajka łowców czerwonych. Najcięższą wyobrażalnądla HUAC zbrodnią było przemycanie komunistycznej propagandy do filmów, które Holly­ wood wypuszczał w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku, jed­ nak nawet te oskarżenia zależały wyłącznie od punktu widzenia patrzą­ cego. Poza straszliwie zelżoną Mission to Moscow - filmem wojennym wyprodukowanym z poparciem Białego Domu w czasie, kiedy Związek Sowiecki był sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i dźwigał największy ciężar walki przeciw nazistowskim Niemcom - łowcy czerwonych nie potrafili wytropić jednego choćby przykładu, w którym propaganda par­ tii trafiła do hollywoodzkiego filmu. „Trudno było wcisnąć proletariacką świadomość klasową”, roztrząsa ten problem historyczka Ellen Schrec-

300 ker, „w takie nośniki jak Sweetheart of the Campus, Charlie Chan s Greatest Case czy Our Blushing Brides * 30. Aktorzy, reżyserzy i scenarzyści, których nazwiska trafiły na czarną listę hollywoodzką, zyskali największy rozgłos jako ofiary epoki maccartyzmu. Jednak dyplomaci, urzędnicy, bibliotekarze, profesorowie uniwer­ syteccy, nauczyciele szkolni, działacze związków zawodowych i oficero­ wie służby czynnej sił zbrojnych - niemal wszyscy pozostający w cieniu i niezauważani przez media - byli również celem prześladowań, jako że trybunały polowania na komunistyczne czarownice poszukiwały wywro­ towców na terenie całego kraju. Słynne były hollywoodzkie czarne listy, ale nawet sieć szkół miasta Nowy Jork prowadziła swój własny mały wy­ kaz. „Od Hollywood po Harward”, pisze Schrecker, „antykomunistyczna krucjata niweczyła tysiące ludzkich żywotów, karier i małżeństw”31. Jedną z takich ofiar był niejaki Milo Radulovich, dwudziestosied­ mioletni oficer rezerwy sił powietrznych, który mieszkał w małym mia­ steczku w stanie Michigan i pracował w dwóch miejscach na niepełnych etatach, jednocześnie studiując fizykę na Uniwersytecie Michigan. Jego żona była właśnie w pracy, a on opiekował się dwojgiem ich małych dzieci, kiedy w progu jego mieszkania stanęli dwaj oficerowie lotnic­ twa. Radulovicha oficjalnie powiadomiono, że stanowi „zagrożenie dla bezpieczeństwa społecznego”, oraz wręczono mu decyzję o upokarza­ jącym zwolnieniu z pracy na tej podstawie, że jego ojciec zaprenume­ rował socjalistyczną gazetę, a siostra należała kiedyś do demonstrantów protestujących przeciw odmowie przez hotel w Detroit wynajęcia pokoju afroamerykańskiemu pieśniarzowi, aktorowi i działaczowi Paulowi Robesonowi. „Ja niczego nie zrobiłem”, tłumaczył później Radulovich. „To ni mniej, ni więcej jak tylko wina wynikająca z pokrewieństwa”32. Kiedy Radulovich zwrócił się do adwokata, ten poradził mu, by dla ratowania siebie „odciął się” od ojca i siostry. Szczęśliwie sprawa Radulovicha zwróciła uwagę dziennikarza CBS Edwarda R. Murrowa, który przedstawił dylemat młodego żołnierza w reportażu programu informa­ cyjnego SeeltNow . ** Po miesiącu lotnictwo wojskowe oczyściło Radulovicha, a Murrow rozpoczął montowanie słynnej audycji radiowej, która ostatecznie zmusiła Josepha McCarthy’ego do rozliczenia się ze swych bezpodstawnych oskarżeń wnoszonych przeciw niewinnym Ameryka* Kolejno: romans muzyczny, dreszczowiec, dramat - przyp. tłum. “ „Obejrzyj to natychmiast” - przyp. tłum.

301 nom. Senat oficjalnie potępił McCarthy’ego za jego nadużycia w roku 1954, a inkwizycyjna machina zaczęła ostatecznie charczeć i gasnąć. Jednak amerykańskiej inkwizycji, tak jak i jej hiszpańskiej odpowied­ niczki, nie dało się tak łatwo rozmontować. Na przykład Arthur Miller został przez HU AC wezwany dopiero w roku 1956, a jego oskarżenie o obrazę Kongresu było utrzymane w mocy przez federalnego sędziego w roku 1957. Hollywoodzką czarną listę ostatecznie zniszczono dopie­ ro w roku 1960, kiedy Daltonowi Trumbo zostało otwarcie powierzone napisanie scenariusza do filmu Spartakus. HUAC formalnie istniała do roku 1975, choć - trochę jak rzymska inkwizycja - została w roku 1969 przemianowana na Komitet Bezpieczeństwa Wewnętrznego Izby Repre­ zentantów, co było spóźnionym i absolutnie bezowocnym wysiłkiem na­ prawienia jej odrażającej sławy. Jednak nawet dziś, kiedy HUAC wraz z McCarthym dawno przeminęli, inkwizycyjny odruch jest wciąż głęboko wpisany w amerykańską demo­ krację, a machina represji pozostaje nadal dostępna. Ilekroć zaś doznajemy wstrząsu na myśl, że nowe zdarzenia i osobowości układają się w „rendez-vous szatanów”, to czujemy pokusę, by nacisnąć guzik alarmowy.

Do wznowienia Czarownic z Salem doszło wiosną 2002 roku na Broad­ wayu. Po wybrzmieniu ostatnich wersów dialogu - „Niebiosa ściągacie na ziemię”, krzyczy Procter, „a na wyżyny wynosicie dziwkę!” - pu­ bliczności zaprezentowano widowiskowy efekt sceniczny. Oto doprowa­ dzono do samoistnego zawalenia się wymyślnej drewnianej dekoracji, a ostatnią część ruiny, jaka miała się osunąć, umiejętnie zaprojektowano na podobieństwo charakterystycznej fasady World Trade Center, tworząc w ten sposób znajomy obraz, zapożyczony z codziennej prasy i reporta­ ży dzienników telewizyjnych. Oczywiście sama sztuka poprzez procesy czarownic z Salem nawiązuje do ery maccartyzmu, lecz teraz inscenizatorzy przypomnieli nam także zdarzenie z jeszcze bliższej przeszłości amerykańskiej historii33. Obrazowe odniesienie do przerażających wypadków z 11 września 2001 roku w przedstawieniu Czarownic z Salem to śmiałe posunięcie, zwłaszcza w okresie, kiedy spod zgliszczy Strefy Zero wciąż jeszcze wy­ dobywano ludzkie szczątki. Była to jednak również Brechtowska chwila, która nas zmusza do zadumy nad istnieniem związku między wojną z cza-

302

rownictwem w kolonialnej Ameryce, czerwoną skazą w epoce McCarthy’ego i nowo wypowiedzianą wojną z terroryzmem w Ameryce dzi­ siejszej, a więc przykładami tego, „co się może zdarzyć, kiedy połączenie lęków i obawy tworzy histerię w życiu społecznym i politycznym”, jak to w TheAge ofAnxiety konstatuje dziennikarz Haynes Johnson. Ta sama „szatańska mieszanina strachu, podejrzeń i paranoi”, wraz z domieszką „obłudnego politycznego oportunizmu”, stworzyły historyczną inkwizy­ cję, a teraz grożą ponownym uruchomieniem mechanizmu represji34. Atak 11 września w Ameryce był, oczywiście, tak realny jak ten, który nastąpił 7 grudnia 1941 roku, i wywołał w nas takie samo poczucie, że ziemia usuwa się nam spod nóg, tę samą nienawiść, to samo pragnienie zemsty na napastnikach. Stąd też George W. Bush ogłosił „krucjatę”, by „uwolnić świat od złoczyńców”. Prawdąjest jednak również to, że Amery­ ka w następstwie obu ataków nacisnęła guzik alarmowy, a wynikiem tego było represjonowanie ludzi, którzy nie przedstawiali żadnego realnego zagrożenia dla Ameryki. Tak jak 120 000 japońskich Amerykanów zosta­ ło w czasie drugiej wojny światowej aresztowanych i internowanych, tak tysiące mężczyzn i kobiet, których jedynym widocznym przestępstwem było arabskie lub islamskie pochodzenie, stało się celem aresztowań, uwięzień i przesłuchań. Ilekroć uruchamiana jest nowa inkwizycja, płacą za to również Amerykanie każdej rasy, koloru skóry i wiary35. Niemało intrygujących analogii można dostrzec między średniowieczną inkwizycją a współczesną wojną z terroryzmem. Podobno FBI rozważała plan tajnego monitorowania sprzedaży żywności ze Środkowego Wschodu

w sklepach spożywczych, by w ten sposób wykrywać obecność w Amery­ ce muzułmańskich terrorystów. Później FBI zdementowała to doniesienie, jednak cała idea przypomina gotowość hiszpańskiej inkwizycji do aresz­ towania młodzieńców muzułmańskiego pochodzenia, których widziano jedzących kuskus. Jednak funkcjonariusze ochrony porządku publicznego otrzymali rzeczywiście „rozkaz wyszukiwania i poddawania przesłucha­ niom muzułmanów i Arabów płci męskiej w wieku od osiemnastego do trzydziestego trzeciego roku życia”, inąuisitio generalis, której zamiarem było przepłoszyć rozległą i tajną konspirację złożoną z cudzoziemskich terroiystów. Jak dotąd jednak wytropiono zaledwie garstkę złoczyńców, a jeszcze mniej skazano za przestępstwa, konspiracja zaś, która 11 wrze­ śnia 2001 roku wydawała się tak rzeczywista i wymagająca natychmiasto­ wego działania, mogła zaistnieć tylko w naszej zbiorowej wyobraźni36.

303 Podobnie jak kanony Czwartego Soboru Laterańskiego, Patriot Act i związana z nim federalna legislacja, wprowadzona w następstwie 11 września, dostarczyły prawnych ram do walki z terrorem. Ustanowio­ no tajne procesy dla tych obcokrajowców, do których deportacji dążyły władze federalne - konkretnym celem byli tu oczywiście mężczyźni i ko­ biety z krajów muzułmańskich - a materiał dowodowy, na jakim opierał się rząd, mógł zostać zatajony przed adwokatami oskarżonych. Według oceny amerykańskiej organizacji obrony praw człowieka ACLU z 13 740 obcokrajowców oskarżonych na mocy tych nowych ustaw „ani jeden nigdy nie został publicznie oskarżony o terroryzm”. Spośród około 5000 obcokrajowców, którzy zostali zgarnięci przez agentów federalnych pod­ czas śledztwa związanego z atakiem na Pentagon i World Trade Center - większość pochodziła z krajów arabskich lub południowoazjatyckich - „żaden nie został skazany za zbrodnię terroryzmu”37. Analogie są nawet bardziej uderzające, jeśli chodzi o amerykańskie operacje wojskowe i wywiadowcze w Afganistanie, Iraku i w innych częściach świata. Tak jak wojna z herezją w średniowieczu, tak woj­ na z terrorem była okazją do ukucia nowych i wymijających fraz: na przykład „extraordinary rendition” - „wyjątkowe przekazanie” - odnosi się do porwania osoby podejrzanej z ulicy i przesłania jej do tajnego więzienia w „kraju trzecim”, gdzie zostaje poddana „ostrym technikom śledczym”, co jest eufemizmem tortur. W istocie technika zwana dziś „waterboarding” („podtapianiem”) jest dokładnie tym samym, co w śre­ dniowieczu bracia inkwizytorzy nazywali „próbą wody”, a identyczną metodę stosowały gestapo i NKWD. Ożywiona dyskusja toczona wśród adwokatów, polityków i ekspertów nad tym, czy podtapianie jest, czy nie jest torturą, to kolejny Kafkowski akcent w długiej historii inkwizytor­ skiego biznesu . * Inkwizycyjne więzienia, w których ofiary mogły być trzymane i do­ wolnie torturowane przez lata lub nawet dziesięciolecia, mają swoje od­ * Gra słów w wojnie z terroryzmem obejmuje również Patriot Act, którego oficjal­ na nazwa sprowadza się do akronimu USA-PATRIOT, powstałego od: „Uniting and Strengthening America by Providing Appropriate Tools Required to Intercept and Obstruct Terrorism” [Zjednoczenie i wzmocnienie Ameryki poprzez dostarczenie właści­ wych narzędzi do wykrywania i zapobiegania terroryzmowi - przyp. tłum.]. Kongresman Bob Barr zauważył, że „doradcy redagujący ustawę chyba długo ślęczeli nad jej tytułem, nim wreszcie ukuli ów akronim”. Zacytowane w: Bovard, s. 89 - przyp. aut.

304

powiedniki w postaci więzienia Abu Ghraib w Bagdadzie i infrastruktury więziennej w amerykańskiej bazie wojskowej w Zatoce Guantanamo na Kubie. Słynne zdjęcie pokazujące nagiego i skutego irackiego więźnia, wykonane w celi Abu Ghraib, przedstawia specyficzny szczegół stroju ulubionego przez braci inkwizytorów - Irakijczyk został uwieńczony spiczastym „oślim kapturem”, który przypomina coroza noszone przez ofiary hiszpańskiej inkwizycji na auto-da-fe. W obu wypadkach celem tego nakrycia głowy było poniżenie i upokorzenie ofiary. Kiedy w grę wchodzi wojna z terrorem, „prawna sprawiedliwość” ozna­ cza coś zupełnie innego, niż możemy oczekiwać w sali amerykańskiego sądu. Prezydencki dekret podpisany w dwa miesiące po atakach 11 wrze­ śnia poddawał „wrogich bojowników” w amerykańskich aresztach ju­ rysdykcji tajnych trybunałów wojskowych, które były upoważnione do sądzenia i karania więźniów bez publicznego procesu, bez udziału adwo­ kata, bez prawa do odwołań, bez jakichkolwiek zabezpieczeń i dopusz­ czania wątpliwości co do winy, jakie przysługiwały pod rządami amery­ kańskiego konstytucyjnego prawa. Tak jak ofiary inkwizycji, podsądni nie mają nawet prawa się dowiedzieć, za popełnienie jakich przestępstw zostali aresztowani albo na jakich dowodach opierał się rząd, aresztując ich i przetrzymując. I mimo że prokuratorzy odrzucali te proceduralne obciążenia związane z uczciwym procesem, to przecież ostatecznie nie kwapili się, by osądzić i skazać swych więźniów. „Pozbyliśmy się całego gąszczu rozplenionych papierowych procedur dla tych trybunałów, a mimo to nikt nie został jeszcze osądzony”, wyznał na łamach „New York Times” w 2004 roku były rządowy prawnik. „Oni po prostu utknęli w jakimś Kafkowskim czyśćcu”38. Hiperczujność w wojnie z terrorem nie ogranicza się do obcokrajow­ ców z państw muzułmańskich i Amerykanów muzułmańskiego wyzna­ nia. Patriot Act pozwala rządowej władzy „czytać twoje medyczne akta, sprawdzać rachunki karty kredytowej, dokonywać przeszukania w twoim domu lub firmie bez twojej wiedzy, kontrolować korzystanie z intemetu, zakładać podsłuch na telefonie, badać historię twoich podróży, śledzić zakupy książkowe, węszyć w bibliotecznych wypożyczeniach i monito­ rować twoją działalność polityczną”, jak to ustaliła grupa obrońców praw człowieka przeciwstawiająca się Patriot Act, a wszystko to niezależnie od rasy, koloru skóry, wiary, religii czy pochodzenia narodowego. Organ ochrony bezpieczeństwa publicznego prowadzi „watch lists” oraz „non-

305

-fly lists”*, których użyto na przykład w celu uniemożliwienia parze ak­ tywistów w średnim wieku o zdecydowanie amerykańskich nazwiskach „Jan Adams” i „Rebecca Gordon” odbycia lotu do Bostonu w celu odwie­ dzenia swych krewnych. Program znany pod Orwellowskim określeniem „Total Information Awareness”** - baza danych elektronicznego nadzoru, która jest wysoce nowoczesnym odpowiednikiem notarialnych protoko­ łów inkwizycji i dwudziestowiecznych zbiorów kart katalogowych - zo­ stał przez jednego z krytyków nazwany Jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla swobód obywatelskich od czasu internowania japońskich Amerykanów”39. Podobnie jak w wypadku inkwizycji, tak i wojnę z terrorem na całym świecie prowadzi wielka armia personelu cywilnego i wojskowego, a za­ daniem wszystkich jego członków jest zbieranie i zabezpieczanie wszel­ kiego rodzaju danych z nadzieją na to, że pewnego dnia zaprocentuje to wykryciem nazwiska jakiegoś rzeczywistego terrorysty. Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych, nowo utworzony w następstwie 11 września, jest komasacją agencji federalnych, zatrud­ niającą w sumie 200 000 ludzi. Aby rozszerzyć ich znaczny zasięg, De­ partament Sprawiedliwości ogłosił swój zamiar powołania „Terrorism Information and Prevention System” (TIPS) ** ‘, poprzez który „miliony amerykańskich kierowców ciężarówek, listonoszy, konduktorów kolejo­ wych, kapitanów żeglugi pasażerskiej, pracodawców przedsiębiorstw ko­ munalnych i innych” miałyby możliwość „formalnego zgłaszania swych uwag o podejrzanej działalności terrorystycznej”, ale pomysł ten wycofa­ no, gdy tylko został zdemaskowany jako „system donosicielski”40. Cały oręż i taktykę, jakie zaangażowano w wojnę z terrorem, uspra­ wiedliwia się dokładnie taką samą teologiczną postawą, którą kiedyś przywoływano w wojnie z herezją. Szatan dziś to oczywiście Osama bin Laden, którego ślady kopyt wykrywane są wszędzie tam, gdzie docho­ dzi do aktów terroryzmu na świecie, jednakże wszystkie troski związane z wpływem wojny z terroryzmem na nasze swobody obywatelskie są tłu­ mione przez ten sam teologiczny absolutyzm, do którego kiedyś odwo’ „Listy osób obserwowanych” i „listy osób z zakazem podróżowania samolotami” - przyp. tłum. ” „Powszechnej Czujności Informacyjnej” - przyp. tłum. „System Informacji i Zapobiegania Terroryzmowi” (w slangu „tip” oznacza „cynk”, „poufną informację”, czyli kolejny udany akronim) - przyp. tłum.

306

ływali się wielcy inkwizytorzy: „Albo jesteście z nami, albo z naszym wrogiem”, oświadczył George W. Bush w przededniu inwazji na Irak. „Albo jesteście z tymi, którzy kochają wolność, albo z tymi, co niena­ widzą życia bezgrzesznego”. Kiedy inicjatorem sporu była inkwizycja, wróg składał się z mężczyzn i kobiet, którzy woleli czytać Biblię w tłu­ maczeniach, albo których przekonywano, że Słońce krąży wokół Ziemi, albo którzy dostrzegali jakąś wartość w lekach ziołowych, albo którym zdarzyło się mieć dalekich żydowskich przodków. Dziś zaś moglibyśmy zadać sobie samym pytanie, czy wśród ofiar wojny z terroryzmem nie znajdzie się również więcej niż kilka istot bezgrzesznych41. Historia terroru uprawianego w imię Boże nie ogranicza się do średnio­ wiecznej inkwizycji ani jej współczesnych spadkobierców. Jest wszakże poważną przestrogą, by sobie uświadomić, że inkwizycję „powołano do życia dla stawienia czoła narodowemu zagrożeniu”. Pierwsi inkwizyto­ rzy uważali siebie za krzyżowców w świętej wojnie z „potwornym, wy­ mierzonym przeciw ludzkości spiskiem”, a swych przeciwników widzieli jako „fanatyczną podziemną elitę” na usługach Szatana. Uzurpowali so­ bie działanie w imieniu „prawnej sprawiedliwości” i okazywali gotowość do „zabicia ich wszystkich”, pozwalając Bogu, by dokonał w tej rzezi wyboru. Tak właśnie wygląda „zabójczy motor” uruchamiany zawsze wówczas, gdy naciskamy guzik alarmowy. Jeśli chwila zastanowienia nad tą żałosną historią powstrzyma naszą rękę, to osiągniemy w pewnej mierze moralną sprawiedliwość42.

PRZYPISY 1

Lea, 49 („niewzruszonej kary śmierci...”) (adapt.); Lambert, 8 (wyd. poi. 25) („za­

kup chrustu...”). 2 Held, 80 („rzucono z powrotem...”). 3 Burman, 150 („Inkwizycja hiszpańska...”) (adapt.); Ernest W. Pettifer, Punishment of Former Days (Hampshire, UK: Waterside Press, 1922), 124 („ból silny

i długotrwały”). 4 Marion L. Starkey, The Devil in Massachusetts: A Modern Inquiry into the Sa­ lem Witch Trialas (New York: Anchor Books, 1969; oryg. publ. 1949), 30 („sztuczek

i zaklęć”). 5 Zacytowane w: Starkey, 47 („Kto cię dręczy”); Starkey, 50 (jędzowatą...”). 6

Zacytowane w: Starkey, 87.

307 7

Zacytowane w: Starkey, 94 („A z jakiej to racji on potrafi uszczypnąć...”); Starkey,

94 („szalone fantazje...”). 8 Arthur Miller, The Crucible, wprowadzenie Christopher Bigsby (New York: Penguin Books, 2003; oryg. publ. 1952), 26. ’ Zacytowane w: Starkey, 205. 10 Zacytowane w: Starkey, 208. 11 Zacytowane w: Starkey: 214 („Lepiej, żeby...”); zacytowane w: Armstrong, 396397 („Zabij ich wszystkich...”). 12 Zacytowane w: Starkey, 228 („zbladły niczym światło księżyca...”). 11 Zacytowane w: Starkey, 262 („uczynienie nas winowajcami...”); 259-260 („był wielkim urojeniem...” itd.). 14 Zacytowane w: Richard Francis, JudgeSewalls Apology: The Salem Witch Trialas and the Forming of an American Conscience (New York: HarperCollins, 2005), 93-94. 15 De Santillana, 324. 16 Zacytowane w: Roger Daniels. Sandra C. Taylor, Harry H.L. Kitani, Japanese Americans: From Relocation to Redress (wyd. popr.) (Seattle: University of Washing­ ton Press, 1991), 57 („obywateli wrogiego państwa”); zacytowane w: Martin E. Marty, One God, Indivisible, 1941-1960; t. 3: Modem American Religion (Chicago: University of Chicago Press, 1999), 77 (.jedna kropla...”), zacytowane w: Douglas Brinkley (red.), World War II: The Axis Assault, 7939-7942 (New York: Times Books, 2003), 279 („Japoniec to Japoniec"): zacytowane w: Shimon Shetreet, Free Speech and National Security (Leiden. The Netherlands Marinus Njihoff Publishers, 1991), 187 („naciskiem społecznej konieczności”). 17 Zacytowane w: VictorNavasky. Narning Nantes (New York: Penguin Books, 1981), 22. ,s Lillian Helman, Scoundrel Time, wprowadzenie. Garry Wills (Boston: Little, Brown. 1976). 39 („strach przed czerwonym czołgiem...”); zacytowane w: Ellen Shrecker. Many Are the Crintes: McCarthyism in America (Boston: Little, Brown, 1998) („niemal odrębnego gatunku...”), 144 („zalążka śmierci...” itd.). 1Q Zacytowane w: Navasky, 74. 20 Zacytowane w: Navasky, ix. 21 Navasky, 75 („orgia informacji...”); Hellman, 93 („nieludzkie, skandaliczne...” itd.). 22 Wstęp do: Hellman, 18-19, 20. 23 Zacytowane w: Otto Friedrich, City ofNets: A Portrait ofHollywoodin the I940th (Berkeley and Los Angeles: Univ. ofCalifomia Press, 1997; oryg. publ. 1986), 321. 24 Zacytowane w: Schrecker, 361. 25 Isaac Deutscher, biograf Trockiego, zacytowany w: Friedrich, 293 („Galileusz z je­ go dramatu...”) (adapt.); Brecht, Żywot Galileusza (polskie tłum, i wyd.) zacytowane w: Friedrich, 295. 26 Zacytowane w: Friedrich, 330. 27 Zacytowane w: Friedrich, 330 („Nie, nie, nie...”, „opierały się na filozofii...” i „do­ bry przykład”) (adapt.).

308 28 Zacytowane w: Navasky, 212 („wyznaję swoje własne grzechy” itd.), 215 („Musiałem iść do piekła...”). 29 Zacytowane w: Navasky, 212. 30 Schrecker, 317. 31 Schrecker, 360. 32 Zacytowane w: Ealaine Woo, „M. Radulovich, 81; Airman’s Case Played Key Role in Helping to End McCarthy Era”, „Los Angeles Times”, listopad 21,2007, B-8. 33 Miller, 111. W rzeczywistości ostatni wers dialogu wypowiada inna postać, Tho­ mas Danforth: „Mr. Hale! Mr. Hale!”. 34 Haynes Johnson, The Age of Anxiety: McCarthyism to Terrorism (Orlando, FL: Harcourtn 2005), xii („co się może zdarzyć...”), 4 („szatańska mieszanina strachu...” itp.). 35 Zacytowane w: James Bovard, Terrorism and Tyranny: Trampling Freedom, Justice andPeace to Ridthe World ofEvil (New York: Pelgrave Macmillan, 2003), 1. 36 H. Johnson, 467. 37 H. Johnson, 469,470 („ani jeden nigdy...” i „żaden nie został skazany...”). 38 Zacytowane w: H. Johnson, 473. 39 Zacytowane w: H. Johnson, 482 („watch lists” i „non-fly lists”), 484 („czytać twoje medyczne akta...”); zacytowane w: Bovard, 157 („Total Information Awamess”); Phil Kent, Southeastem Legał Foundation, zacytowane w: Bovard, 158 (Jednym z najpo­ ważniejszych zagrożeń...”). 40 Zacytowane w: Bovard, 144-145 („miliony ameiykańskich kierowców...” i „sys­ tem donosicielski”). 41 Zacytowane w: Bovard, 321. 42 Kamen, zacytowany w: Burman, 150-151 („powołana do życia...”); Cohn, 49 („potwornym, wymierzonym przeciw ludzkości spiskiem”); Lambert, 151 („oddaną podziemną elitę”); John i Annę Tedeschi, w: Ginzburg, ix („prawnej sprawiedliwości”); Miller, zacytowany w: Navasky, 212 („morderczy silnik”).

PODZIĘKOWANIA

odobnie jak w przypadku wszystkich moich książek - również w tej wyprawie do średniowiecza i powrocie do teraźniejszości podtrzymywali mnie na duchu umiłowana żona, Ann Benjamin Kirsch, i nasze ukochane dzieci, Jennifer Rachel Kirsch i Adam Ben­ jamin Kirsch. W trakcie moich podróży Adam wraz ze swą żoną Remy obdarzyli mnie pierwszym wnukiem - Charlesem EzrąKirschem, co dla naszej rodziny było chwilą historyczną. Za role, jakie odegrali w samej inspiracji, a następnie nadawaniu tej książce kształtu, najgłębszą wdzięczność wyrażam mojej agentce, Laurie Fox; mojemu redaktorowi, Gideonowi Weilowi, i jego kolegom z wy­ dawnictwa HarperOne. Oto oni: Michael Maudlin, Mark Tauber, Claudia Boutote, Jan Weed, Terri Leonard, Jim Warner, Laina Adler, Carolyn Allison-Holland, Annę C. Collins, Annette Jarvie i Kris Ashley. Moja koleżanka i nieoceniona przyjaciółka, Judy Woo, wspiera mnie i dodaje mi otuchy dosłownie codziennie, wykazując najwyższą cierpli­ wość w borykaniu się z zalegającymi całe nasze biuro stertami materia­ łów źródłowych, o które potyka się na każdym kroku Pozdrawiam mojego kolegę z branży literackiej i prawnika, Lesliego S. Klingera - to nigdy niewysychające źródło poczucia więzi i inspiracji

P

na obu płaszczyznach naszych wspólnych działań. Raz jeszcze deklaruję moją nieprzemijającą wdzięczność Jackowi Milesowi i Karen Armstrong, których z dumą mogę uznawać za swo­ ich mentorów, oraz innym naukowcom, przez lata hojnie darzących mnie swym wsparciem: Donowi Akensonowi, Davidowi Noelowi Freedmanowi (zmarł, gdy książka była już w drukami), Davidowi Rosenbergowi, Leonardowi Shlainowi i Johnowi M. Barry’emu.

310 Przyjaciołom, rodzinie i kolegom raz jeszcze przekazuję z głębi serca płynące podziękowanie. Niech więc je przyjmą: Moja ukochana synowa Remy Elizabeth Holzer wraz z rodziną - Ha­ roldem, Edith i Meg Holzerami. Lillian Conrad Heller, Marya i Ron Shiflett, Paul i Caroline Kirschowie, Heather Kirsch oraz Joshua, Jenny i Hazel Kirschowie. Eui Sook (Angie) Yoon, Charlie Alexiev i Stefan Johnson - moi przy­ jaciele i koledzy. Susan Pollyea, Ralph Ehrenpreis i Harland Braun, moi wielce podzi­ wiani koledzy z niwy praktyki prawniczej. Dora Levy Mossanen i Nader Mossanen, Candace Barrett Birk i Raye Birk, Maryann Rosenfeld i Shelly Kadish, Pat i Len Solomonowie, John Rechy i Michael Ewing, Dianę Leslie i Fred Huffman, Doug i Penny Duttonowie oraz Jacob Gabay. K.C. Cole, Janet Fitch, Carolyn See, Bemadette Shih, Rhoda Huffey i Dolores Sloan. Linda Chester i jej koledzy z Linda Chester Agency. David Ulin, Nick Owchar, Orli Low, Kristina Lindgren, Sara Lippincott, Susan Salter Reynolds i Janice Dawson z „Los Angeles Times Book Review”. Doug Brown, Ann Binney, David Nelson, Barbara Morrow, Mater Orliss i Kristine Erbstoesser z „Los Angeles Times”. Terry Nathan z Publishers Marketing Association. Sarah Spitz i Ruth Seymour z KCRW-FM . * Lany Mantle, Patt Morrison, Aimee Machado, Jackie Oclaray, Linda Othenin-Girard i Polly Sveda z KPCC-FM . ** Rob Eshman z „The Jewish Journal”. Connie Martinson, gospodyni programu telewizyjnego Connie Martinson Talks Books.

’ Stacja radiowa nadająca z Santa Monica College - przyp. tłum. " Stacja Southern Califomia Public Radio nadająca z Pasadena City College - przyp.

tłum.

BIBLIOGRAFIA

Applebaum Anna, Gułag: A History of the Soviet Camps, Penguin Books, New York 2003 [wyd. poi. Gułag, tłum: Jakub Urbański, Świat Książki, Warszawa 2005]. Armstrong Karen, Holy War: The Crusaders and Their Impact on Today s World, Anchor Books, New York 2001. Barstow Annę Llewellyn, Joan d’Arc: Heretic, Mystic, Shaman, Studies in Women and Religion, t. 17, Edwin Mellen Press, Lewiston, NY, 1986. Barstow Annę Llewellyn, Witchcraze: A New History of the European Witch Hunts, Pandora, New York 1994. Bibie Works 5: Software for Biblical Exegesis and Research, Hermeneutika Bi­ bie Research, Norfolk, VA, 2001. Bovard James, Terrorism and Tyranny: Trampling Freedom, Justice and Peace to Rid the World ofEril, Palgrave, Macmillan, New York 2003. Brecht Bertolt, Galileo, tłum. Charles Laughton, wyd. Erie Bentley, Grove Press, New York 1966. Brinkley Douglas (red.), World War II: The Axis Assault, 1939—1942, Times Books, New York 2003. „The Canons of the Fourth Lateran Council, 1215”, w: Internet Medieval Sourcebook, http://www.fordham.edu/halsall/basis/lateran4.html Cantor Norman F., Inrenting the Middle Ages: The Lives, Works and Ideas of the Great Medievalists of the Twentieth Century, Quill William Morrow, New York 1991. Cawthome Nigel, Witch Hunt: History of a Persecution, Banes & Noble, New York 2004. [wyd. poi. Wiedźmy i czarownice, tłum. Joanna Tyczyńska, Bel­ lona, Warszawa 2006]. Chamberlin E. R., Everyday Life in Renaissance Times, Capricom, New York 1967. Chartier Roger, „The Practical Impact of Writing”, w: Passions of the Renais­ sance, 123, Harward University Press, Belkamp Press, Cambridge 1989.

312

Cohn Norman, Europę ’s Inner Demons: An Enquiry Inspired by Great Witch-Hunt, Basic Books, New York 1975. Conquest Robert, The Great Terror: Stalin’s Purge of the Thirties, MacMillan, New York 1968 [wyd. poi. Wielki terror, tłum. Władysław Jeżewski, Michał Urbański, Warszawa 1997]. Conąuest Robert, The Harvest of Sorrow: Soviet Collectivization and the Terror-Famine, Oxford Univ. Press, New York 1987. Coulton G. G., The Inquisition, Jonathan Cape & Harrison Smith, New York 1929. Coulton G. G., Inquisition and Liberty, Beacon Press, Boston 1959. Coulton G. G., Medieval Yillage, Manor, and Monastery, Harper & Row, New York 1960. Crankshaw Edward, Gestapo: Instrument of Tyranny, Wren’s Park, Londyn 2002 [wyd. poi. Gestapo, narzędzie tyranii, tłum. Jerzy Dewitz, Książka i Wiedza, Warszawa 1960]. Daniels Roger, Sandra C. Taylor, Harry H. L. Kitani, JapaneseAmericans: From Relocation to Redress, University of Washington Press, Seattle 1991. De Cristofaro Maria, Trący Wilkinson, „Vatican Lifts a 700-Yar-Old Bum Rap”, „Los Angeles Times”, październik 26, 2007. Dershowitz Alan, America on Trial: Inside the Legał Battles That Transformed OurNation, Warner Books, New York 2004. De Santillana Giorgio, The Crime of Galileo, Time Inc., New York 1955. Dostojewski Fiodor, Bracia Karamazow, tłum. Aleksander Wat, PIW, Warsza­ wa 1959. Ehrenreich Barbara, Deidre English, Witches, Midwives and Nurses: A History ofWomen Healers, Feminist Press at the City Univ. of New York, New York 1973. Encyclopedia Judaica, t. 1-17, Keter Publishing House, Ltd, Jerusalem. Ferruolo Stephen C., The Origins of the University: The Schools of Paris and Their Critics, 1100-1125, Stanford University Press, Stanford, CA, 1985. Francis Richard, Judge Sewall s Apology: The Salem Witch and the Forming of an American Conscience, HarperCollins, New York 2005. Friedlander Saul, The Years ofPersecution, 1933-1939', t. 1: Nazi Germany and theJews, HarperPerennial, New York 1998. Friedlander Saul, The Years of Extermination, 1939-1945', t. 2: Nazi Germany and the Jews, HarperCollins, New York 2007. Friedrich Otto, City of Nets: A Portrait of Hollywood in the 1940s, Univ. of Califomia Press, Berkeley - Los Angeles 1997. Gibbon Edward, The Decline and Fali of the Roman Empire', t. 3: 1776-1789, reprint, Heritage, New York 1946.

313

Ginzburg Carlo, The Cheese and the Worms: The Cosmos ofa Sbcteenth-Century Miller, Penguin Books, New York 1982 [wyd. poi. Ser i robaki: wizja świata pewnego młynarza zXVI w., tłum. Radosław Kłos, PIW, Warszawa 1989]. Gitlitz David M., Secrecy and Deceit: The Religion of the Crypto-Jews, Jewish Publication Society, Philadelphia - Jerusalem 1996. Grafton Anthony, „Say Anything: What the Renaissance Teaches Us About Tor­ turę”, „The New Republic”, nr 5,2007,22-24. Greene Graham, The Power and Glory, Penguin Books, New York 2003 [wyd. poi. Moc i chwała, tłum. Bolesław Taborski, Instytut Wydawniczy PAX, War­ szawa 1967]. Griffiths Artur, In Spanish Prisons: The Inąuisition at Home and Abroad; Prisons Past and Present, Dorset Press, New York 1991. Gui Bernard, The Inquisitor ś Guide: A Medieval Manuał on Heretics, Ravenhall Books, Welwyn Garden City, UK, 2006 [wyd. poi. Księga inkwizycji i podręcznik napisany przez Bernarda Gui, tłum. Manfred Pawlik (z łac.) i Juliusz Zychowicz (z niem.), Guidonis Bemardus, Wydawnictwo WAM, Kraków 2002]. Guitton Jean, Great Heresies and Church Councils, Harper & Row, New York 1965. Hamilton Bernard, The Albigensian Crusade, The Historical Association, Lon­ don 1974. Held Robert, Inquisition: A Bilingual Guide to the Exhibition of Torturę In­ struments from the Middle Ages to the Industrial Era, Qua d’Arno, Florence 1985. Hellman Lillian, Scoundrel Time, Little, Brown, Boston 1976. Innes Brian, The History of Torturę, Blitz Editions, Leicester, England, 1999 [wyd. poi. Historia tortur, tłum. Zenon Miemicki, Bellona, Warszawa 2000]. Jacoby Russell, „Willi the Red”, „The Nation”, luty 16,2004. „John Paul II and Galileo”, Pauline Books and Media, http:www/daughtersofstpaul.com/johnpaulpapacy/meetjp/thepope/jpgalileo.html Johnson Erie A., Nazi Terror: The Gestapo, Jews and Ordinary Germans, Basic Books, New York 2000. Johnson Haynes, The Age ofAnxiety: McCarthyism to Terrorism, Harcourt, Orlando, FL, 2005. Kafka Franz, The Complete Stories, Schocken Books, New York 1976 [wyd. poi. Nowele i miniatury, tłum. Roman Karst, Alfred Kowalkowski, PIW, War­ szawa 1961]. Kafka Franz, The Trial, Modem Library, New York 1956 [wyd. poi. Proces, tłum. Bruno Schultz, PIW, Warszawa 1966].

314 Kamen Henry, The Spanish Inquisition: A Historical Revision, Yale Uni v. Press, New Haven 1997 [wyd. poi. Inkwizycja hiszpańska, tłum. Katarzyna Bażyńska, PIW, Warszawa 2005]. Kelly Henry Angsar, „Inquisition and the Prosecution of Heresy: Misconceptions and Abuses”, „Church History” 58 (1989), 439-451. Kirsch Adam, Benjamin Disraeli, Schocken Books, New York 2008. Koestler Arthur, Darkness at Noon, Macmillan, New York 1958 [wyd. poi. Ciemność w południe, tłum. Tymon Terlecki, PIW, Warszawa 1990]. Lambert Malcolm, Medieval Heresy: Popular Movements from the Gregorian Reform to the Reformation, Blachwell, Cambridge, MA, 1992 [wyd. poi. He­ rezje średniowieczne od epoki gregoriańskiej po reformację, tłum. Wacław Jan Popowski, Narabut, Gdańsk; Volumen, Warszawa 2002]. Langford Jack, „The Condemnation of Galileo”, „Reality” 8 (1960), 65-78. Laursen John Christian, Cary J. Nederman, Beyond the Persecuting Society: Religious Toleration Before the Enlightenment, Univ. of Pennsylvania Press, Philadelphia 1998. Lea Henry Charles, A History of Inquisition of Spain, 4 t., Bank of Wisdom, Louisville, KY, 2000 (CD-ROM). Lea Henry Charles, A History of Inquisition of the Middle Ages, 3 t., Bank of Wisdom, Louisville, KY, 2000 (CD-ROM). Lea Henry Charles, The Inquisition of the Middle Ages: Its Organization and Operation, Citadel Press, New York 1961. Le Roy Ladurie Emmanuel, Montaillou: Cathars and Catholics in a French Yillage, 1294-1324, Penguin Books, New York 1980 [wyd. poi. Montaillou, wioska heretyków, 1294-1324, tłum. Ewa Dorota Żółkiewska, PIW, Warsza­ wa 1988]. Llorente D. Juan, The Inquisition of Spain, Bank of Wisdom, Louisville, KY, 2000 (CD-ROM). Malone Maiy T, Women and Christianity', t. 1: The First Thousand Years, Co­ lumbia Press, Dublin 2000; t. 2: From 1000 to the Reformation, Orbis Books, Maiyknoll, NY, 2002. Martin Sean, The Cathars: The Most Successful Heresy of the Middle Ages, Thunder’s Mouth Press, New York 2005. Marty Martin E., One God, Indivisible, 1941-1960', t. 3: Modern American Religion, University of Chicago Press, Chicago 1999. Miller Arthur, The Crucible, Penguin Books, New York 2003 [wyd. poi. Czarow­ nice z Salem, tłum. Wacława Komamicka i Krystyna Tarnowska - z powodu niedostępności tekst w niniejszym przekładzie niewykorzystany - LN]. Moore R. I., The Formation of a Persecuting Society: Power and Deviance in Western Europę, 950-1250, Blackwell, Oksford, UK - Cambridge, MA, 1987.

315

Navasky Victor S., Naming Names, Penguin Books, New York 1981. Netanyahu B[enzian], The Origins ofthe Inquisition in Fifteenth Century Spain, Random House, New York 1995. Oldenbourg Zoe, Massacre at Montsegur, Phoenix Giant, London 1998. Orwell George, 1984, Alfred A. Knopf, New York 2000 [wyd. poi. Rok 1984, tłum. Tomasz Mirkowicz, Świat Książki, Warszawa 1998]. Ozick Cynthia, Quarrel & Quandry, Alfred A. Knopf, New York 2000. People’s Commisariat of Justice of the USSR, Report of Court Proceedings: The Case the Trotskyite-Zinovievite Terrorist Centre, People’s Commissariat of Justice of the USSR, Moscow 1936. Peters Edward, Inquisition, Univ. of Califomia Press, Berkeley - Los Angeles 1989. Peters Edward, Torturę, Basil Blackwell, New York 1985. Pettifer Ernest W., Punishment of Former Days, Hampshire, UK, 1992 (oryg. publ. 1947). Plaidy Jean, The Spanish lnquisition: Its Rise, Growth, and End, Citadel Press, New York 1969. Platt Anthony M., Cecilia O’Leary, Bloodlines: Recovering Hitler s Nuremberg Laws, From Patton s Trophy to Public Memoriał, Paradigm, Boulder, CO, 2006. Purkiss Dianę, The Witch in His tory: Early Modern and Twentieth-Century Representations, Routledge, New York 1996. Rayfield Donald, Stalin and His Hangmen: The Tyrant and Those Who Killed for Him, Random House, New York 2005. Redondi Piętro, Galileo: Heretic, Penguin Books, New York 1989. Root Deborah, „Speaking Christian: Orthodoxy and Difference in Sixteenth Century Spain”, „Representations” 23 (lato 1988), 118-134. Roth Cecil, The Spanish Inquisition, Norton, New York 1964. Rurup Reinhard, Topography of Terror: Gestapo, SS and Reichssicherheitshauptamt on the „Prinz-Albert-Terrain”: A Documentation, Verlag Willmuth Arenhdvel, Berlin 1989. Ruthven Malise, Torturę: The Grand Conspiracy, Weidenfeld & Nicolson, Lon­ don 1978. Schrecker Ellen, Many Are the Crimes: McCarthyism in America, Little, Brown, Boston 1998. Segev Tom, The Seventh Million: The Israelis and the Holocaust, Hill & Wang, New York 1993. Shetreet Shimon, Free Speech and National Security, Martinus Nijhoff Publishers, Leiden, Netherlands 1991. Sommerfeldt John R., Bernard of Clairvaux: On the Spirituality on Relationship, The Newman Press, Mahwah, NJ, 2004.

316 Starkey Marion L., The Devil in Massachusetts: A Modern Enquiry into the Salem Witch Trials, Anchor Books, New York 1969. Stockdale J. J., The History ofInquisition: Including Its Secret Tribunals, Bank of Wisdom, Louisville, KY, 2000 (CD-ROM). Summers Montague, The „Malleus Maleficarum” of Heinrich Kramer and James Sprenger, Dover, New York 1971. Trachtenberg Joshua, The Devil and the Jews: The Medieval Conception of the Jew and its Relation to the Modern Antisemitism, Yale Univ. Press, New Haven 1943 [wyd. poi. Diabeł i Żydzi: średniowieczna koncepcja Żyda a współczesny antysemityzm, tłum. Robert Stiller, Wydawnictwo Ureaus, Gdy­ nia 1997]. Trocki Lew, Stalin ś Frame-Up System and the Moscow Trials, Pioneer, New York 1950. Van Lang Jochen, Claus Sibyll, Eichman Interrogated: Transcripts from theArchives of the Israeli Police, Vintage Books, New York 1984. Wakefield Walter L., Heresy, Crusade and Inquisition in Southern France, 1100-1250, Univ. of Califomia Press, Berkeley, Los Angeles 1974. Wakefield Walter L., Austin P. Evans, Heresies of the High Middle Ages: Translatedwith Notes, Columbia Univ. Press, New York 1991. Woo Elaine, „M. Radulovich, 81; Airman’s Case Played Key Role in Helping to End the McCarthy Era”, „Los Angeles Times”, nr 21, 2007, B-8. World Committee for the Victims of German Fascism, The Brown Book of Hi­ tler Terror and the Burning of the Reichstag, Victor Gollancz, London 1993.

WYBRANA BIBLIOGRAFIA W JĘZYKU POLSKIM Baignet Michael, Inkwizycja [prawdziwa historia walki z herezją i czarami od XII wieku do czasów współczesnych], thim. Agnieszka Dębska, Amber, War­ szawa 2003. Baroja Julio Caro, Pan inkwizytor, tłum. Cezary Taracha, Werset, Lublin - Muzaion 2000. Baschwitz Karl, Czarownice: dzieje procesów o czary, tłum. Tadeusz Zabłu­ dowski, Cyklady, Warszawa 1999. Benazzi Natale, Czarna księga inkwizycji: najsłynniejsze procesy, tłum. Beata Nuzzo, Wydawnictwo „M”, Kraków 2003. Benazzi Natale, Inkwizytor: przesłuchania, wspomnienia, procesy, tłum. Kata­ rzyna Janicka, Grzegorz Strzelczyk, Księgarnia św. Jacka, Katowice 2005. Beylin Stanisław i in., Kościoły wspólnoty, herezje: szkice z tradycji chrześci­ jańskiej (pod red. Mariusza Dobkowskiego), Semper, Warszawa 1997.

317 Biały Leszek, Dzieje inkwizycji hiszpańskiej, Książka i Wiedza, Warszawa 1989. Camerius Philippus, Prawdziwa i wierna relacja o uwięzieniu w Rzymie, tłum. Mikołaj Szymański, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1984. Cammilleri Rino, Prawdziwa historia inkwizycji, tłum. Barbara Żurawska, Wy­ dawnictwo Salwator, Kraków 2005. Cardini Franco, Historia inkwizycji, tłum. Ewa Łukaszyk, Wydawnictwo WAM, Kraków 2008. Cawthome Nigel, Wiedźmy i czarownice, tłum. Joanna Tyczyńska, Bellona, Warszawa 2000. Cepik Jerzy, Torquemada - opowieść o wielkim inkwizytorze Hiszpanii, Mało­ polska Oficyna Wydawnicza, Kraków 1991. Edwards John, Inkwizycja hiszpańska, tłum. Marek Urbański, Fakty - Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media, Warszawa 2002. Evangelisti Valerio, Nicolas Eymerich, inkwizytor, tłum. Joanna Wajs, Wydaw­ nictwo Znak, Kraków 2007. Giordano Bruno przed trybunałem inkwizycji: akta procesu, tłum. Wacław Za­ wadzki, Książka i Wiedza, Warszawa 1984. Godman Peter, Tajemnice inkwizycji, tłum. Ewa Ziegler-Brodnicka, Bellona, Warszawa 2005. Grigulewicz Josif Romualdowicz, Heretycy, inkwizytorzy: historia inkwizycji w Europie i Ameryce Łacińskiej, tłum. Jerzy Z. Korpanty, Ahriman-Intemational, Freiburg - Zgorzelec 2008. Inkwizycja [prolegomena i wybór tekstów Eugeniusz Obarski], Thesaurus Press, Wrocław 1993. Innes Brian, Historia tortur, tłum. Zenon Miemicki, Bellona, Warszawa 2000. Innowiercy, odszczepieńcy, herezje (pod red. Barbary Judkowiak i in.), Wydaw­ nictwo ABEDIK, Poznań 1997. Karolińscy pokutnicy, polskie średniowieczne czarownice i konjrontacja doktry­ ny chrześcijańskiej z życiem społeczeństwa średniowiecznego (pod red. Marii Koczerskiej, Instytut Historii Uniwersytetu Warszawskiego), Wydawnictwo DiG, Warszawa 2007. Konik Roman, W obronie św. Inkwizycji, Wektory, Wrocław 2004. Kras Paweł, Ad abolendam diversarum pravitatem: system inkwizycyjny w śre­ dniowiecznej Europie, Wydawnictwo KUL, Lublin 2006. Levy Joseph, Żydzi sefardyjscy: odyseja Żydów od czasów inkwizycji do na­ szych dni: 1492-1992, tłum. Krzysztof Pruski, Cyklady, Warszawa 2005. Lord Russell of Liverpool, Proces Eichmanna, tłum. Tadeusz Wójcik, Czytel­ nik, Warszawa 1966. Łuczak Antoni, Czasy i czarownice wczoraj i dziś, Karat, Tarnów 1993.

318 Maciejewski Tadeusz, Narzędzia tortur, sądów bożych i prób czarownic, Wy­ dawnictwo Miscellanea, Koszalin 1997. Malinowski Mariusz, Społeczeństwo Kordoby w czasach Kolumba, inkwizycji i rekonkwisty (przełom XVi XVI wieku), Wydawnictwo Adam Marszałek, To­ ruń 2000. Obermeier Siegfried, Torąuemada - wielki inkwizytor, tłum. Marek Strasz, Bel­ lona, Warszawa 2005. Pilasek Małgorzata, Procesy o czary w Polsce w wiekach XV-XVII, UNIVERSITAS, Kraków 2008. Riparelli Enrico, Herezje chrześcijańskie: dawne i współczesne, tłum. Agata Brzóska, Bellona, Warszawa 2008. Ryś Grzegorz, Inkwizycja, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997. Sprenger Jacob, Młot na czarownice: postępek zwierzchowny w czarach, a także sposób uchronienia się ich, i lekarstwo na nie w dwóch częściach zamykają­ cy: księga wiadomości ludzkiej nie tylko godna i potrzebna, ale i z nauką Ko­ ścioła zgadzająca się: z pism Jakuba Sprengera i Henryka Insystora zakonu Dominikanów i Teologów w Niemieckiej Ziemi Inąuizytorów, po większej czę­ ści wybrana i na polski przełożona przez Stanisława z Ząbkowic [red. tekstu Robert Lewandowski], Wydawnictwo Wyspa, Wrocław 1992. Stawiński Piotr, Demonizm i czary w życiu społecznym purytanów amerykań­ skich okresu kolonialnego, Wydawnictwo WSP, Częstochowa 1997. Stawiński Piotr, Sekty, schizmy i herezje w Rosji (słownik), Piotr Stawiński, Kra­ ków 2000. Szymański Jarosław, Ruchy heretyckie na Śląsku w wiekach XIII i XIV, Instytut Książki, Katowice - Kraków 2007. Testas Gui, Inkwizycja, tłum. Magdalena Kapełus, Agade, Warszawa 1994. Twardowski Wojciech, Średniowieczne narzędzia tortur, Muzeum Okręgowe im. Jacka Malczewskiego, Radom 2003. Tyszkiewicz Józef, Inkwizycja hiszpańska, Antyk, Marcin Dybowski, Komorów 1998. Wijaczka Jacek, Magia i czary: polowanie na czarownice i czarowników w Pru­ sach Książęcych w czasach wczesnonowożytnych, Wydawnictwo Adam Mar­ szałek, Toruń 2008.

Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnictw Naukowych Sp. z o.o. ul. Wydawnicza 1/3, 92-333 Łódź

Zasadniczym tematem książki są zło­ wieszcze i przerażające dzieje Inkwi­ zycji. Instytucja ta jest jednak dla au­ tora spoiwem łączącym pierwsze lata chrześcijaństwa z obecnymi czasami, zło przyjmowało bowiem nazwy róż­ nych instytucji, przywdziewało różne kostiumy. Kościół sięgnął po narzę­ dzia tortur, którymi unicestwiał wszel­ kie herezje, w naszych czasach zaś totalitaryzmy - nazistowski i komuni­ styczny - zmiotły z powierzchni zie­ mi dziesiątki milionów ludzi. Właśnie ten nurt dziejów człowieka oraz jego ułomności autor ujął w ramy jedne­ go, wstrząsającego obrazu. Przyjęta przezeń skondensowana i przejrzysta metoda pomaga wejrzeć w otchłań najciemniejszej strony ludzkich dzi< jów. Autor nie szczędzi drastycznych i szczegółowych opisów mąk zadawa nych skazańcom. Nie robi tego jednak z chęci niezdrowego epatowania nimi. Pragnie tylko wstrząsnąć do głębi naszymi sumieniami, po to, byśmy uświadomili sobie, jak łatwo niedo­ skonałość ludzkiej natury i uleganie złu pozwala ześliznąć się od szum­ nych, podlanych sosem populizmu haseł w otchłań przemocy i okrucień­ stwa - w imię rozmaitych, nie tylko religijnych, ideologii.

http://księgamia.bellona.pl