Chcemy Jezusa widzieć

  • Author / Uploaded
  • coll

Citation preview

Chcemy Jezusa widzieć

WYDAWNICTWO „SŁOWO PRAWDY Warszawa

1 968

Chcemy Jezusa widzieć

WYDAWNICTWO „SŁOWO PRAWDY1 Warszawa

1968

J

PRACA ZBIOROWA

Wydawnictwo „SŁOWO PRAWDY”. Wydanie I. Nakład 3.000 egz. Obj. 4,5 ark. wyd. Papier, ki. V. 70 gr. Oddano do składu w połowie 1967 roku. Druk ukończono w styczniu 1968 roku.

PZG RSW „Prasa”, W-wa, Smolna 10. Zam. 1555. T-33.

CHCEMY JEZUSA WIDZIEĆ

wśród tych, którzy przybyli, aby zlov żyć pokłon w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pocho­ dzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc:

„Panie, chcielibyśmy ujrzeć Jezusa“. Ewangelia św. Jana 12, 20—21

*

T atwo mówić o Jezusie Chrystusie, trudniej pracować dla Niego, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć.

OD WYDAWNICTWA ddajemy do Waszych rąk, Drodzy Czytelnicy, nową skromną pozycję książkową jako realizację zamówienia młodych Czytel­ ników, oni to bowiem prosili, by te prace wy­ dać drukiem. Przepraszamy, że to życzenie tak późno realizujemy, chociaż i w tym kryje się pewna logika. Książka ta ukazuje się w roku, który nazywamy: „Troska o młodzież chrze­ ścijańską”. Będziemy bardzo ucieszeni, jeżeli te skromne prace będą pomocą w rozwiązaniu trudności życiowych, jeżeli na nowo odczyta­ cie i lepiej zrozumiecie tych kilka biblijnych wersetów i otrzymacie przy tym realną pomoc duchową, jężeli te prace podkreślą wagę roku młodzieży chrześcijańskiej. Do powstania tej książki wałnie przyczyniły się spotkania młodzieży m. in. w Białowieży, na których czytano dwie zamieszczone prace jako główne referaty, rozwijające obrane hasła spotkań młodzieży. Spotkania te, odbywające się od 1959 roku, początkowo miały charakter regionalny, powoli rozszerzały swój zakres

i ostatnio przekształciły się w spotkania ogól­ nokrajowe, spełniając przy tym podwójne zna­ czenie: są wielkim przeżyciem dla młodzieży chrześcijańskiej i ożywczą podnietą dla miej­ scowych zborów. Książkę tę dla Was, Młodzi Przyjaciele, przygotowali: Krzysztof Bednarczyk napisał pracę „Sól zie­ mi”; Konstanty Włazowski przetłumaczył „Nowonarodzenie” B. Grahama, które uzupełnia ca­ łość problematyki duchowej tej książki; Michał Stankiewicz — dwie pozostałe prace. Łaskawe uwagi na temat tych prac jak rów­ nież Wasze życzenia i postulaty prosimy kie­ rować na adres: „Słowo Prawdy”, Warszawa, Waliców nr 25. Dziękujemy! WYDAWCY!

WPROWADZENIE egoroczne spotkanie chrześcijańskiej młodzieży Biało­ stocczyzny przebiega pod bardzo aktualnym hasłem i dla dnia dzisiejszego. Wybór hasła „Chcemy Jezusa widzieć8” jest bardzo trafny, co ważniejsze chrystocentryczny, bowiem wszystkie nasze rozważania, rozmyślania, ra­ dy, mają ostateczny cel w Jezusie Chrystusie; od Niego zaczynają i w Nim kończą swój bieg. Na temat wybranego hasła wygłoszono już wiele kazań, niejednokrotnie cytowano słowa, zapisane w Ewangelii Jana 12, 20—21, gdyż kryją one w sobie wiele myśli, wie­ le prawd życiowych. My dzisiaj ponownie stajemy wobec tych słów, wobec ich aktualności, wobec duchowych wartości, które one mieszczą. Z Bożą pomocą odczytajmy je na nowo i zasta­ nówmy się nad życzeniem czy żądaniem starożytnych Gre­ ków, którzy przyszli do Filipa, ucznia Jezusa, i prosili go, by pomógł im zobaczyć Jezusa Chrystusa.

T

Czy w naszych czasach życzenie Greków nie urasta do problemu, mającego pierwszorzędne znaczenie w ducho­ 7

wym życiu? Czy dzisiaj nie ma zamówienia na widzenie Jezusa?

Rozpatrzymy owo życzenie — żądanie Greków w trzech aspektach:

9 najpierw nakreślimy historyczne tło tekstu z Ewangelii świętego Jana 12, 20—21;

9 później zastanowimy się nad aktualnością i powtarzal­ nością żądania Greków we wszystkich czasach;

9 i wreszcie zastosujemy życzenie Greków do codzienne­ go życia duchowego naszych czasów.

8

TROCHĘ HISTORII yjemy w epoce, która specjalną czcią otoczyła naukę.

Wszyscy się uczą, a dzieci i młodzież zostały objęte Z obowiązkowym Szkoła w wiedzę,

nauczaniem. wyposaża pomaga zrozumieć trudne zagadnienia wielu przedmiotów, uzbraja w wiadomości z różnych dziedzin, nie pomija i starożytnej Grecji. Począwszy od szkoły podstawowej, poprzez — średnią i wyższe uczelnie wiedza o starożytnej Grecji rośnie i systematyzuje się. I tak, Młodzi Przyjaciele, przypomnijcie, czego dowie­ dzieliście się o starożytnej Grecji w szkole. Poznaliście geograficzne położenie starożytnej Grecji, jej barwną hi­ storię, wybitnych wodzów, ich działalność. Słyszeliście o wielkich mówcach greckich o ich wielkim znaczeniu dla całego narodu. Zachwycaliście się scenami wojny, bohaterstwem wielu jednostek. Urzeczeni byliście igrzy­ skami sportowymi, obyczajami i wysoką kulturą. Czyta­ liście we fragmentach lub w całości opowiadania, nowele, wiersze, epopeje lub opracowania bogatej mitologii grec­ kiej. Zebraliście więc mnóstwo wiadomości o starożytnej Grecji. Zdobytą wiedzę pogłębialiście w szkole średniej, oma­ wiając i powtarzając utwory Odrodzenia europejskiego i polskiego. Zetknęliście się z poglądami starożytnych 9

Greków na- życie, bo myśl grecka w Europie na nowo od­ żyła w XVI wieku i zapłodniła wiele umysłów. W zmie­ nionej postaci będzie ona żywotna aż do naszych czasów. W ostatniej klasie szkoły średniej a później na wyższej uczelni wiedzę o starożytnej Grecji podbudowaliście po­ glądami filozoficznymi a Grecy lubili myśleć i wydali wielu myślicieli. Zebraną bogatą wiedzę o Grecji zapewne uzupełniliś­ cie w samokształceniu, tzn. czytaliście książki z wybra­ nych dziedzin, was interesujących. Nie będziemy wnikali w szczegóły tematyczne tych książek, a nasze wstępne rozważania sprowadzimy do zasadniczego pytania: „Co nam z tej szkolnej wiedzy może się przydać do lepszego zrozumienia naszego tematu, inaczej tekstu z Ewangelii Jana 12, 20—21, który wspomina o starożytnych Grekach. Zsumujmy nasze ogólne uwagi. Musimy powiedzieć, że starożytna Grecja miała swoje duchowe autorytety, inaczej mówiąc, miała ludzi, którzy tworzyli ideały, by według nich układać codzienne życie. Grecja lubowała się w różnych systemach filozoficznych, ukazujących swoistą postawę wobec życia oraz swoiste poglądy na świat. Grecy kładli nacisk przede wszystkim na trzy dziedzi­ ny, którym podporządkowali pozostałe, mianowicie: fizy­ ka miała odpowiedzieć współczesnemu człowiekowi, jaka jest przyczyna wszystkich zjawisk; logika musiała wytłu­ maczyć, jaki jest kryterium prawdy; a etyka — wskazać drogi do szczęścia. Dziedziny te nie dawały nakazów, ani nie nakładały obowiązków, lecz radziły i zalecały, jak na­ leży postępować. W czasach Pana Jezusa niektórzy greccy myśliciele twierdzili, że zupełne szczęście człowiek osiągnie wtedy, gdy wykorzysta najdrobniejsze’ radości w życiu, nawet przelotne, gdy wyzbędzie się kłopotów i udręk życiowych. Znali Grecy drogę do urabiania swojego charakteru, za­ 10

lecając obojętność wobec losu, tzn. nie należy cieszyć się zbytnio z radosnych przeżyć i nie smucić się nawet z naj­ tragiczniejszych wypadków losowych. Należy przyjmować w życiu wszystko obojętnie. Skłaniali się Grecy do przekonania, że świat jest ukształtowany z odwiecznej materii. Zło wywodzi się z materii, w którą jest obleczony człowiek. Grecy mieli wiele bogów, każdy z nich miał swoje przeznaczenie. Uważali jednak, że istotą człowieka jest dusza, istotą lo­ su człowieka jest jego upadek, zaś celem człowieka jest połączenie się z bóstwem. Powrót duszy do bóstwa był zasadniczym celem ludzkich czynności, ludzkiego pozna­ nia i ludzkiego działania. Przy tym dodajmy, że poglądy Greków były znane w ówczesnym starożytnym świecie, bo dali światu, zdaje się, takie poglądy, które z drobnymi zmianami będą wra­ cały we wszystkich epokach. Był to więc wielki doro­ bek myślowy, skoro świat tym żył przez szereg wieków. Z geografii wiecie, że poprzez wody Śródziemnego Mo­ rza z Grecją łączy się Palestyna, inaczej zwana Ziemią Świętą. Jest to bardzo ciekawy kraj z kilku względów. Położenie geograficzne sprawiło, że tu rozegrały się wiel­ kie wydarzenia, ścierały się przeróżne kultury, poglądy na świat. Palestynę można podzielić na trzy części: Galileja (pół­ noc), Samaria (środek) i Judea (południe). Centrum życia religijnego ogniskowało się w Judei, ściślej w Jerozolimie i jeszcze ściślej w świątyni, gdzie składano ofiary, wyko­ nując polecenia Zakonu. Była więc Palestyna jednym z głównych ośrodków starożytnego świata. Obydwa te światy, tzn. grecki i palestyński, (ściślej ju­ daistyczny) połączył drogą podbojów Aleksander Wielki po bitwie stoczonej pod Issos w Cylicji w 333 roku przed narodzeniem Jezusa. Od tego czasu rozpoczęło się wza­

11

jemne przenikanie myśli i osiedlanie się Greków na te­ renie Palestyny. Greków nęciła najpiękniejsza i najbardziej żyzna, toną­ ca w zieleni Galileja. Oprócz Żydów, Aramejczyków i Iturejczyków nie brakło tu ani Fenicjan, ani Greków. Dopiero około 100 lat przed Chrystusem wszystkie te grupy zlały się ze sobą i utworzyły galilejską grupę na­ rodu żydowskiego, a asumpt do tego dał jeden z Machabeuszów — Arystobud I, nakazując całej ludności poddać się obrzędowi obrzezania (Ks. E. Dąbrowski „Nowy Te­ stament” str. 902). Z powodu pomieszania ludności na terenie Galilei na­ zywano tę prowincję Palestyny: „Galileja pogan”. Pismo święte wspomina o konfederacji dziesięciu miast greckich w Transjordanii (Ew. Mat. 4,25; Ew. Marka 7,31—37; 5,2—20), zwanej Dekapolis. Koloniści greccy zo­ stawali w tych miastach Grekami w mowie, religii i pra­ wach, mieli swobodę religijną bez praw obywatelskich. Zdarzało się, że niektórzy z kolonistów greckich oraz in­ nych narodowości przyjmowali zasady Izraelitów: „W Cezarei mieszkał... Korneliusz, setnik z kohorty, zwanej italską, pobożny i bogobojny wraz z całym swym do­ mem” (Dz. Ap. 10,2). ‘ Na ziemi palestyńskiej rozpoczął ziemską misję Jezus Chrystus. Chodził po tej barwnej ziemi i budził do życia, uśpione kwiaty człowieczych serc. Złamał pojęcie odręb­ ności narodowej, a Dobrą Nowinę niósł każdemu pragną­ cemu. Docierał także i do kolonii greckich, bo „szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania” (Mat. 4,25). Pomocnikami w pracy (oprócz uczniów Jezusa) byli ci, którzy otrzymywali od Niego zdrowie, radość życia. Oto opętany przez ducha nieczystego, którego uzdrowił Je­ zus, „poszedł i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko,

12

co Jezus uczynił z nim, a wszyscy się dziwili”' (Ew. Mar­ ka 4,20). Jezus niósł Dobrą Nowinę do miast greckich rozrzuconych na terenie Palestyny: „Opuścił znowu gra­ nice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilej­ skie, przez posiadłości Dekapolu” (Ew. Marka 7,31). Ale bywało i tak, jak mówi nasz tekst z Ewangelii Ja­ na, że Jezusa szukali Grecy. Widocznie wieść o Jezusie docierała coraz dalej i co ważniejsze poruszała nie tylko kręgi judaistyczne, ale i pogańskie, o czym wspomina ewangelista Jan: „A wśród tych, którzy przybyli, aby zło­ żyć pokłon w czasie święta, byli też niektórzy Grecy” (Ew. Jana 12,20). O kogo tu chodzi? Kiedy to się stało? Ludy te, które osiedliły się na terenie Palestyny, a nie należały do Izraela i nie wyznawały jednego Boga, nazy­ wano poganami. Wiele osób pochodzenia nieżydowskiego przyjmowało judaizm. Tych nazywano prozelitami. W przytoczonym na wstępie tekście z Ewangelii św. Jana chodzi zapewne o pogan bojących się Boga, któ­ rzy przyjęli judaizm całkowicie lub też których przycią­ gała wiara w jedynego Boga (Ks. E. Dąbrowski). Byli to zapewne prozelici. Prozelitami nazywano tych, którzy urodziwszy się w pogaństwie, wyrzekali sią jego zabobonów. Dwojakiego rodzaju rozróżniano prozelitów: prozelici Sprawiedliwości i prozelici Bramy. Pierwsi zo­ bowiązywali się do przestrzegania w zupełności przepi­ sów Prawa i zyskiwali za to wszystkie przywileje wy­ branego ludu. Drudzy obowiązani byli do zachowania na­ stępujących przykazań: strzec się bałwochwalstwa, czcić jedynego prawdziwego Boga, szanować zwierzchność, nie dopuszczać się cudzołóstwa i kazirodztwa, nie dopusz­ czać się kradzieży i rabunku, nie zabijać oraz zabójstwo karać śmiercią i nie pożywać krwi (Ks. Lipiński „Archologia biblijna”, str. 362).

13

Krótka relacja ewangelisty Jana niezbicie dowodzi, że wieść o Jezusie docierała i do pogan, do prezelitów i Izraelitów, a więc do wszystkich, mieszkających na te­ renie Palestyny i zapewne przedzierała się za granice Ziemi świętej. Chłonny wiedzy umysł grecki każę iść i sprawdzić, przekonać się i zobaczyć Jezusa, którego według stosowanych w tym czasie pojęć (w Grecji) uzna­ wano za wielkiego myśliciela. Ciekawość i rzetelność ka­ zały osobiście sprawdzić, a nie budować zdania na zasły­ szanych sądach. Grecy przyszli więc do Jerozolimy, by zobaczyć Jezusa. Co to było za święto? Była to Pascha, którą obchodzo­ no na pamiątkę wyjścia Izraela z niewoli egipskiej. W czasie tego święta ściągało do Jerozolimy wielu Izraeli­ tów,* prozelitów a nawet pogan z różnych krajów, by tu obchodzić to święto. Każdy Izraelita, najdalej mieszkają­ cy, chociaż jeden raz w życiu musiał być w Jerozolimie na tym święcie. Ta Pascha, o której wspomina ewangelista Jan, była inna, najbardziej d ramatyczna, gdyż. było to ostatnie święto Wielkanocne w ziemskiej misji Jezusa, w czasie którego ukrzyżowano Chrystusa. Nasuwa się ciekawa analogia, którą zauważył m.in. prof. W’. Marcinkowski, że jak przy narodzeniu Jezusa przychodzą mędrcy ze Wschodu, by złożyć pokłon Dzie­ cięciu Boskiemu, tak również i przed śmiercią Jezusa grupa Greków, a więc przedstawiciele zachodniej kultury chcieli zobaczyć Go, rozmawiać z Nim. Wniosek jasny: Jezus Chrystus stał się nie tylko przedmiotem zaintereso­ wania, lecz syntezą i wodzem duchowym ówczesnego świata. Grupa Greków, będąc w Jerozolimie, mogła zwiedzać miasto, zachwycać się architekturą miasta, oglądać słyn­ ne miejsca stolicy Judei, mogła szukać kontaktów z my­ 14

ślicielami judaizmu, być w Senhadrynie, złożyć wizytę władcy Palestyny, napawać się przepięknymi pieśniami, rozbrzmiewającymi znad Jordanu. Postąpili Grecy jednak inaczej: cel podróży mieli jasno wytknięty. Przyszli do ucznia Jezusa, Filipa, prawdopodobnie przy­ padkowo spotkanego, i prosili, by skontaktował ich z Je­ zusem. Filip porozumiał się z Andrzejem i razem życzenie Greków przekazali Jezusowi. Spotkanie to, którego szczegółów nie podaje ewangeli­ sta Jan, nastąpiło w Wielki Poniedziałek lub Wtorek w świątyni, gdy narastało wrogie nastawienie przeciw Je­ zusowi. Wielu teologów przypuszcza, że Jezus wyszedł do Greków i w ich obecności wygłosił przepiękny monolog. Oto przewodnie myśli owego monologu. Nadszedł czas, gdy Syn Człowieczy przez swą ‘ mękę, śmierć, zmartychwystanie będzie uwielbiony przez wszyst­ kie narody i wsławiony przez Ojca. Chrystus Pan musi być obumarłym ziarnem w chwili swej męki i śmierci, by przynieść obfity plon odkupienia ludzkości. Następnie wskazuje Jezus drogę służenia rozpoczętej przez Niego sprawie. Polega ona na trzymaniu się pewnych zasad etycznych w życiu, na stylu postępowania, które gwa­ rantuje wieczność. Ewangelista Jan nie relacjonuje przebiegu spotkania, nie opisuje wrażeń Greków, ich radości czy rozczarowa­ nia, nie mówi o przyjęciu czy odrzuceniu nauki Jezusa. Zapisał jednak długą mowę i modlitwę Jezusa oraz zna­ ki nieba dla stojącego i słuchającego Go ludu z grupą Greków. Wtem rozległ się głos z nieba: „I uwielbiłem, i znowu uwielbię”. Stojący tam tłum, gdy to usłyszał, rzekł: „Zagrzmiałol”. Inni powiedzieli: „Anioł przemówił do Niego”. Jezus odpowiedział i rzekł: „Głos ten rozległ się nie ze względu na mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa

15

się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zo­ stanie precz wyrzucony. A Ja, gdy z ziemi zostanę pod­ niesiony, przyciągnę wszystkich do siebie” (Ew. Jana 12, 28—32). Słowa te odczytujemy dzisiaj z wielkim pietyzmem, gdyż sączy się z nich głębokie uczucie pożegnania Jezuzusa z tłumem, stojącym w świątyni; były tu wszyst­ kie narodowości. Ze słów tych przebija także wielka obietnica, wiecznego przebywania z Jezusem oraz zapo­ wiedź sądu nad światem. Dobrze, że w ostatnich dniach ziemskiej misji Jezusa, podejmowano próby szukania Jezusa, że w tej próbie udział dzięki Grecy, przedstawiciele wiodącej kultury. Dobrze, że w słowach, skierowanych do Greków, są ziar­ na aktualne do dziś, a więc dotyczą i nas, i tych, którzy przyjdą po nas, aż Jezus „przyciągnie wszystkich do sie­ bie” (Ew. Jana 12,32).

Aktualność obrazu spotkania

W

stwierdzeniu Greków: „Chcemy Jezusa widzieć” moż­ na odszukać dwa zasadnicze życzenia:

• chcieli oni spojrzeć na Jezusa, zobaczyć Go, jak wygląda, inaczej spojrzeć na zewnętrzną stronę, po­ wierzchowność Jezusa; • chcieli poznać naukę Jezusa, Jego ideały, porównać je ze znanymi ideałami wielkich myślicieli greckich.

Jeżeli pierwszy postulat-życzenie ma aktualną wartość tylko dla grupy Greków, a historyczną dla wszystkich innych ludzi i wszystkich czasów, to drugi — poznanie nauki Jezusa — jest aktualny zarówno dla grupy Gre­ ków jak i dla wszystkich ludzi, żyjących po nich.

16

Chociaż od wniebowstąpienia Jezusa nie ma Go wśród nas widzialnie, to jednak Jego Duch Pocieszyciel, jak obiecał przy pożegnaniu tej ziemi, ciągle przebywa z na­ mi. Uważamy więc, że nie tylko Grecy, a ludzie w róż­ nych epokach, wszystkich czasów podobne żądania sta­ wiali i będą stawiać Jego wyznawcom, Jego uczniom. Każda epoka, każdy wiek ma swoich myślicieli, ma swoje ideały, które często rozczarowują, ma także swoich nogan, którzy przychodzą do czynnych wyznawców Jezu­ sa z prośbą, aby oni ukazali im Jezusa Chrystusa. Na życzenie, sformułowane w formie pytania, prze­ ważnie odpowiadamy czasownikiem: proszę, zobacz. Po­ dobnie postąpił Filip z Andrzejem: stworzyli możliwość ujrzenia żywego Jezusa. — Oto Jezus, spójrzcie na Niego — zapewne powie­ dzieli Grekom. Uczniowie Jezusa byli w tej dogodnej sytuacji, że mogli ukazać Grekom Jezusa w znaczeniu fizycznym i duchowym, bo takie było życzenie Hellenów. Jednak w tym powiedzeniu starożytnych Greków trzeba doszukać się znaczenia aktualnego dla wszystkich czasów z tą róż­ nicą, że ukazanie Jezusa spada na czynnych wyznawców Jego nauki. Można mówić o Jezusie, ale nie ukazać go swoim ży­ ciem, swoimi ideałami życia i codziennym bytowaniem. W tym właśnie tkwi słabość chrześcijaństwa wszystkich czasów, że nie mogło żądającym ukazać Jezusa. Wysta­ wiano, pokazywano wiele świętych rzeczy, ale za nimi nie było widać Jezusa, który mógłby zmieniać życie i poma­ gać w życiu. Każde przebudzenie chrześcijaństwa było wskrzeszeniem, ukazaniem Jezusa tym, którzy tego żą­ dali. Pierwsi chrześcijanie, czynni wyznawcy Jezusa, umieli i mówić, umieli i ukazać Jezusa temu światu, w jakim

17 Ark. —

2

żyli. Wprawdzie nie byli zupełnie wolni od problemów, zamącających im duchowy spokój, czego dowodzą Listy apostoła Pawła, Piotra, Jakuba, Jana, Judy, jednak byli zdolni przeszczepić ideały Jezusa na wszystkie kontynen­ ty, dotrzeć do wszystkich środowisk i przekazać nam spi­ sane dzieje ziemskiej misji Jezusa. Byli oni wolni od ziemskiej organizacji Kościoła, tzw. ziemskiego bytowania Kościoła, a całą uwagę kierowali na upowszechnianie du­ chowego ideału Jezusa. Oni nie tylko mówili o Jezusie Chrystusie, ale ukazywali Go, jako mającego moc, mają­ cego siłę duchową do gruntownego przemienienia życia każdego człowieka. Funkcję komunikatywności w nauce Jezusa z człowiekiem spełniał fakt, że ona zawierała to, co jest najlepsze w życiu. Nietrudno doszukać się u apostoła Pawła wielkiego triumfu: „Jezus wyrwał nas z mocy ciemności i prze­ niósł do Królestwa Syna swego miłego” (List do Kolosensów 1,13). Jeszcze bardziej optymistycznie brzfnią sło­ wa ewangelisty Jana: „Tedy mówili Faryzeusze między sobą: Widzicie, że nic nie sprawicie; oto świat za Nim poszedł” (12,19). Istotnie, dziejów świata od Jezusa nie dało się oddzie­ lić w następnych wiekach i nie da się oddzielić do dziś. Jedne epoki ukazywały Jezusa na swój sposób i swoje zrozumienie, inne deptały Go. Nie sposób, chociaż pobież­ nie, ukazać stosunek poszczególnych epok do Jezusa Chrystusa, gdyż to niepomiernie wydłużyłoby nasze roz­ ważania, a w istocie nic nowego, oprócz wartości histo­ rycznych, nam nie dałoby. Jedno trzeba z naciskiem stwierdzić, że chrześcijaństwo samo siebie ukrzyżowało i po epoce wczesnochrześcijań­ skiej, po triumfach duchowych, w okresie średniowiecza straciło moc, przestało ukazywać światu Jezusa, stopiło się ze światem i dążyło do panowania. Narodziny insty­

18

tucji papieskiej zawiesiły nad światem zasłonę, za którą nie było widać Jezusa. Natomiast bardzo dobrze można zobaczyć „zastępców Jezusa”. Ewangelia musiała siebie obronić. Ktoś musiał upomnieć Kościół, że tak dalej być nie może, że droga, obrana przez Kościół, nie prowadzi do Jezusa. Rolę powrotu do epoki wczesno chrześcijańskiej po­ wierzyła Historia ruchom religijnym i Reformacji, które miały za zadanie: odbrązowić Kościół. Chociaż wiele ru­ chów religijnych Kościół Panujący zdusił w okresie śre­ dniowiecza, jednak począwszy od XIV wieku, powoli lecz systematycznie musiał ustąpić na rzecz ewangelicznego chrześcijaństwa, które dążyło do doskonałości przestrze­ gania zasad Ewangelii oraz ukazywało Jezusa dla świata swojej doby. Husyci odgrzebali z popiołów zapomnienia biblijną za­ sadę Wieczerzy Pańskiej pod dwiema postaciami. Zbliżyli więc chrześcijaństwo do Ewangelii i przez ten fakt uka­ zali światu Jezusa siedzącego za stołem i rozmawiają­ cego ze swoimi uczniami w Wieczorniku. Ukazali więc Jezusa-sługę, uniżonego wobec całego świata. Reformacja poszła dalej i ukazała wiele zapomnianych prawd ewangelicznych, a najważniejszą z nich jest ta prawda, że tylko przez Łaskę można być zbawionym. Ukazano więc światu Jezusa, umierającego za nasze grze­ chy na Golgocie, dającego zbawienie temu, kto uwierzy w Jego moc i nie przez uczynki, ale Łaskę Jezusa może być zbawiony. Ukazała się więc Reformacja Jezusa-Zbawiciela świata, wyniszczającego Siebie dla naszego dobra. Przypomniano światu ewangeliczną ekonomię odkupienia naszego. Społeczności ewangeliczne (baptystyczne) teorią i prak­ tyką dowiodły, przyjmując poprzednio ukazane wartości

19

biblijne, konieczność chrztu w wieku świadomym. Ukaza­ ły więc światu Jezusa, stojącego nad Jordanem, ustana­ wiającego po wsze czasy chrzest tym, którzy dobrowolnie występują z tego świata, a zawierają ślub z Jezusem, obiecując Mu wierność przestrzegania Jego zasad. Byłoby wielkim błędem, gdybyśmy twierdzili, że wspomniane ruchy pielęgnują tylko wymienione i ukaza­ ne światu ideały Jezusa. Zbliżenie do Ewangelii od Re­ formacji trwa do dziś i pęd do doskonałości ewangelicz­ nej miał swoje fazy historyczne. Ukazane prawdy Jezu­ sa przez jeden ruch były chętnie przyswajane przez na­ stępne ruchy. Zdobycze Reformacji są bardzo bliskie spo­ łecznościom ewangelicznym, które jednak w marszu ku Prawdzie poszły dalej i ukazywały światu Jezusa takie­ go, jakiego chcieli widzieć starożytni poganie — Grecy, bo chrześcijaństwo, to nie system skostniałego rytuału, relikty nauki Jezusa, ale moc, siła, zmieniająca oblicze świata i życie człowieka w każdej epoce. Tu z bólem trzeba stwierdzić, że historia ż¬owała proces wsteczny, tzn. w pewnych okresach powstawały ruchy, które grzebały żywego Jezusa, a ukazywały światu bądź moc swojej organizacji, bądź zasady, nic nie mają­ ce wspólnego z ewangeliczną nauką Jezusa. Ludzie ci brali na siebie wielką odpowiedzialność przed Bogiem, gdyż na ewangeliczne pytania nie mieli zdecydowanych odpowiedzi. Zadawali więc cios z ukrycia. Ewangelia je­ dnak sama siebie obroni i wszelka sprawa ludzka w wiel­ kim dziele Bożym w swoim czasie na pewno upadnie.

Czy proces ukazywania światu Jezusa dobiegł końca? Na pewno .nie. Każda epoka, każdy wiek ma swoje bo­ lączki; każda na swój sposób powinna ukazywać Jezusa tym, którzy o to pytają czynnych chrześcijan. I nasza epoka ma swoje cele, prawa, ideały, i w naszej epoce proces ukazywania Jezusa trwa. 20

Na tym nakreślonym tle historycznym rysuje się wy­ raźnie rola wielu społeczności ewangelicznych w ukaza­ niu współczesnemu światu Jezusa Chrystusa, a szczegól­ nie młodzieży, zrzeszonej w wielu zborach. Głód prawdy rośnie wraz z narastaniem bolesnych doświadczeń a z własnego swojego rozbicia stwarza Nadzieja rzecz, którą głęboko przemyślała.

Proces ukazania Jezusa trwa... reśląc tło historyczne, w pierwszym rozdziale naszej pracy powiedzieliśmy, źe Grecja w czasach Jezusa na­ leżała do krajów cywilizowanych, że posiadała bogato rozwiniętą naukę, filozofię, posiadała własne systemy kul­ tury, etyki i moralności. Czegóż brakowało? Można po­ wiedzieć, że to wystarczało do codziennego życia ducho­ wego. Jednak w istocie było inaczej. Grecja przeżywała kryzys duchowy. Wprawdzie czczono stworzonych przez siebie wielu bogów, które nosiły ze­ psucie swoich twórców i były podobnie jak ludzie obar­ czeni grzechami, wielkim złem, chciwością i zmysłowoś­ cią. Brakowało starożytnym Grekom moralnego oświece nia, które płynie tylko z jedynego Boga sprawiedliwości. Wielki, święty i sprawiedliwy Bóg stanowi dla człowieka moralny wzór postępowania. Tego Grecy starożytni nie znali. Gdy więc dowiedzieli się o Jezusie, który reprezentował to Źródło'’ Sprawiedliwości, szukali Jezusa, chcieli Go zo­ baczyć, chcieli z Nim rozmawiać, chcieli otrzymać tę czą­ stkę duchową, jakiej im brakowało. Tej lepszej i wyż­ szej od humanizmu greckiego.

K

Czy nie rysuje się tu wyraźna analogia do naszych cza­ sów? Zanim więc pozytywnie odpowiemy na to zasadni­ 21

cze pytanie, narysujmy tło naszej epoki i zastosujmy ży­ czenie Greków do naszych czasów. Żyjemy w świecie, który charakteryzuje się silnym pę­ dem do wiedzy i kieruje się przesłankami rozumowy­ mi. Wielu młodych ludzi zdobywa nie średnie, ale wyższe wykształcenie, spędza życie w kręgu ukształtowanych świeckich systemów pedagogicznych i etycznych. Rozbudowano w czasach naszych organizacje młodzieżo­ we, ruch sportowy, turystyczny, utworzono szereg form obozów dziecięcych młodzieżowych, rozbudowano gęstą sieć przeróżnych szkół, w których z jednej strony wypo­ saża się w bogatą wiedzę, z drugiej konsekwentnie reali­ zuje się zasadę świeckiego wychowania. Żyjemy w świecie, który charakteryzuje się epokowy­ mi wynalazkami, który buduje wysokie marzenia lu­ dzkości o lepszym świecie, zbudowanym na zasadzie roz­ woju ekonomiki, najwyższej techniki, najwspanialszych badań naukowych. To z kolei prowadzi do ciągłego i nieustannego podnoszenia ekonomicznego własnego ży­ cia. Stwarza dodatkowe kłopoty, dodatkową pracę i brak czasu. Żyjemy w świecie, który charakteryzuje się wielkimi paradoksami. Wysoki stan techniki mógłby podnieść stan wszystkich ludzi tak wysoko, że wszyscy musieliby na zaspokojenie swoich potrzeb pracować jedynie kilka go­ dzin dziennie. Jest odwrotnie. Są kraje, w których bra­ kuje chleba, w innych znowu psy karmi się wyszukanym pożywieniem. Zlikwidowanie zbrojeń wzbogaciłoby całą ludzkość. Pro­ totyp nowego samolotu, loty ćwiczebne jednego dnia ko­ sztują tyle, że za te pieniądze moglibyśmy wybudować swpaniały szpital lub ogromną szkołę. Najwyższa techni­ ka, najwspanialsze odkrycia naukowe nie są wykorzysta­ ne dla ulżenia doli człowieka, lecz przeznacza się je dla

22

diabelskich celów niszczenia ludzkości, prowadząc woj­ ny. Jeden z kardynałów francuskich, Suhard, tak charak­ teryzuje naszą epokę: Gdy chodzę ulicami Paryża, nie potrzebuję długo szu­ kać tematu do moich rozmyślań. Widzę stale to samo: mur oddziela masy od Kościoła, mur, który musi być bezwzględnie obalony, aby Chrystusa można było na no­ wo przybliżać tym wszystkim, niezliczonym ludziom, którzy Jezusa utracili w różny sposób. Słowa te wyraźnie, śmiało określają tragizm duchowy tradycyjnych Kościołów w naszej epoce, które przeżywa­ ją głęboki kryzys duchowy. Poszukiwanie trwałych war­ tości w dzisiejszym świecie kieruje w stronę religii po­ ważne zapytanie: „Jakież powinno być chrześcijaństwo?” Głęboki kryzys duchowy, cierpienia, ciężar życia nie prowadzi ludzi na łono Kościoła, odwrotnie odpycha, izoluje, zobojętnia i tworzy tragizm sumienia, etyki, pro­ wadzi do wyobcowania współczesnego człowieka od tra­ dycyjnego chrześcijaństwa i jego przeszłości. Stąd An­ glicy w swojej współczesnej historii zdecydowali się naz­ wać naszą epokę: „Era gwałtu duchowego”.

Jeden ze współczesnych teologów ustawia tragizm du­ chowy współczesnego człowieka na innym tle, miano­ wicie: chrześcijaństwo lęka się podjąć polemikę na tere­ nie problemów, które zrodziło życie, stąd sposób i zdol­ ność myślenia współczesnego człowieka stają się zupeł­ nie obce Kościołowi. Jeżeli wczesnochrześcijański Kościół szedł do świata z wielkimi problemami, rozwiązywał dręczące pytania, to dzisiaj wytworzyła się sytuacja odwrotna: świat na sku­ tek wielkich przemian historycznych postawił Kościołowi szereg pytań, a Kościół milczy. Nie wyszedł więc Koś­ 23

ciół do świata ze swoimi prawdami. Kościół historyczny tkwi w uporze swoich zasad i nie rozwiązuje bolączek współczesnego człowieka, tych najprostszych, tych na codzień, tych, z którymi codziennie człowiek się spotyka. Musi więc człowiek sam sobie radzić. Stąd pomyłki, po­ tknięcia, uderzenia o mur kościelny, który niewzruszenie stoi i milczy.

Na swoje usprawiedliwienie historyczna teologia tworzy szereg nowych terminów: „Pesymizm łaski Bożej” — oba­ lający predystynację kalwińską;; „Optymizm łaski Bożej” — zbawienie dla wszystkich ludzi; „Bezgłośne odpadnię­ cie” — uzasadniające masowe zobojętnienie wiernych tra­ dycyjnych Kościołów; „Bóg umarł” — usprawiedliwiające zbrodnie naszego świata; „Niebo milczy” — brak inter­ wencji Boga w nasze sprawy, itp. Jak nie nazwalibyśmy te smutne przeżycia historyczne­ go chrześcijaństwa, musimy dojść do jednego bolesnego stwierdzenia, przytaczając wypowiedź Novalis’a z końca XVIII wieku: Chrześcijaństwo musi stać się znowu żywe i skuteczne i musi się utworzyć znowu Kościół widoczny bez względu na granice państw, który wszystkie dusze spragnione nadziemskości przyjąłby na swoje łono i chętnie stałby się pośrednikiem między nowym i starym światem. Rozwiązanie każdego kryzysu może nastąpić tylko przez pojednanie, które powinno zrodzić „Kościół pod Krzyżem”. Kościół ten powinien dać światu trwałą rze­ czywistość, zawartą na kartach Ewangelii Jezusa Chry­ stusa, który jest „wczoraj i dziś, ten sam i na wieki”. Zrozpaczonej ludzkości należy głosić tę błogosławioną prawdę wszędzie tam, gdzie ona daje się odnaleźć, witać ją radośnie, gdyż „Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem”. Naczelne miejsce w pojednaniu powinien zająć Jezus

24

Chrystus, Jego nauka, a czynni wyznawcy Jezusa powin­ ni nieść te wielkie prawdy. Na tym tle współczesności wyraźnie rysuje się nasze powołanie w dobie współczesnej i otwiera się szerokie pole pracy dla społeczności ewangelicznych i młodzieży chrześcijańskiej. Nie przekonujmy świata odrębnością wyznaniową, ale pełnią w Bogu. Szukajmy najkrótszej drogi do Boga, do Ewangelii, do Golgoty, do Krzyża, do Jezusa, nie błądźmy na manowcach niepotrzebnych praktyk. Podobnie jak kiedyś przyszli Grecy do Filipa, tak będą przychodzili ludzie do nas, młodzież do młodzieży i bę­ dą stawiali podobne żądanie: „Chcemy Jezusa widzieć” — pokażcie nam. Jeżeli nawet nie padnie pytanie wprost, to noszenie miana Jezusa upoważnia do spełnienia tego żądania. Kryzys duchowy historycznych Kościołów wprowadza młodzież na rozległe ugory duchowe, daje okazję do sze­ rokiego działania. Jeżeli głęboko przeżyłeś swoje powoła­ nie, masz stałe przekonania, to powinieneś dać światu świadectwo. Świat ducha, który reprezentujesz przez Ewangelię, jest ideałem realnym, dotykalnym, prawdzi­ wym i życiowo sprawdzonym. Możesz więc światu poka­ zać pełnię nauki Jezusa w praktycznym zastosowaniu. By to uczynić, należy najpierw ukryć swoje życie w Bogu i z tego źródła czerpać siłę i moc duchową do co­ dziennego bytowania. Życie w Bogu w najbardziej natu­ ralny sposób podnosi wartość każdego człowieka i przez to ukazuje światu Jezusa. W świecie naszym panuje dewaluacja słowa. Przeko­ nujmy więc świat nie słowami, ale konkretnymi czynami. Nie afiszujmy się naszą chrześcijańską doskonałością, słowną znajomością Jezusa, ale ukażmy Chrystusa zrów­ noważonym życiem, spokojnym trybem życia.

25

Życie w Bogu tworzy jedność życia z Jezusem Chry stusem, przekonuje świat o najwyższych ideałach, zrodzo­ nych na Górze Golgocie. Te golgockie ideały, moc prze­ baczenia, moc krwi Jezusa nie będą oddalone o dzie­ więtnaście wieków, dla niektórych mające jedynie war­ tość muzealną, ale niech będą bliskie i w znany sposób odrodzenia przekształcające życie duchowe. Usuńcie zasłony, parawany, które zakryły słodkie rysy charakteru Jezusa Chrystusa. Ukaźcie je światu po prze­ konaniu się, że dobrze jest iść przez życie z Jezusem. Pokażcie i zrwóćcie uwagę świata na ołtarz „Znajomego Boga”, bliskiego i ucieleśnionego we współczesnym świę­ cie, gdyż zło z konieczności jest skazane na przeczenie samemu sobie i zniweczenie samego siebie, ponieważ jest fałszem, zaś dobro bez względu na wszystkie przeszkody rodzi światło i harmonię, ponieważ jest płodnością Praw­ dy. — Jak to zrobić — pytacie? Jak ukazać światu Jezusa? Przejdźmy więc od ogólnie pojętych prawd do faktów konkretach, które należy przyjąć nie jako nakazy, ale rady. Znajomość Biblii wysuńmy jako zagadnienie zasadnicze. Można zdobyć znajomość przez czytanie, zaś czytanie i rozmyślanie prowadzi do głębokiego zrozumienia tych prawd, które znajdujemy na kartach Pisma świętego. Zrozumienie rodzi chęć przyjęcia lub odrzucenia. Przyjęcie prawdy prowadzi do ustabilizowania codzien­ nego życia według przyjętych norm etycznych i w logicz­ nej konsekwencji prowadzi do ukazania Jezusa Chrystusa swojemu otoczeniu. Biblia nie jest podręcznikiem, toteż nie należy w niej szukać rozwiązań naukowych, chociaż ogólniki i tych prawd możemy znaleźć. Biblia ukazuje upadek człowieka, ucieczkę od Boga i powrót do Boga. W Biblii znajdzie

26

każdy człowiek drogę do Jezusa oraz wytyczne do co­ dziennego postępowania, wytyczne do życia moralnego. Pogląd, że Biblia należy do ksiąg przestarzałych, jest niesłuszny. Biblię można w każdym wieku odczytać na nowo. Oto przykład. W „Apokalipsie św. Jana” czytamy o szarańczy „po­ dobnej do koni uszykowanych do boju... przody tułowia miały jakby pancerze żelazne o łoskot ich skrzydeł jak łoskot wielokonnych wozów, pędzących do boju. I mają ogony podobne do skorpionów i żądła; a w ich ogonach jest Ich moc czynienia szkody ludziom... mają króla... imię jego po hebrajsku: Abaddon — Niszczyciel” (9,7—12). Nie mógł apostoł Jan w 95 roku pisać o współczesnej broni, bo przyszłość dziejów świata i Kościoła chciał oddać pojęciami zrozumiałymi dla ludzi jemu współcze­ snych. My dzisiaj pod ten tekst możemy podstawić zdo­ bycze techniczne naszej epoki, a więc rakiety, odrzutow­ ce, broń jądrową, która równałaby się opancerzonej sza­ rańczy. Wspólne pojęcie dla tamtej epoki i dla naszej jest ogromne spustoszenie, zniszczenie, jakie ze sobą niesie opancerzona szarańcza czy rakiety śmiercionośne. Dwadzieścia lat temu wiele osób szydziło z Biblii, nie mogąc wytłumaczyć spalenia świata, o którym mówi ap. Piotr w drugim Liście, 3 rozdział. Jednak od chwili wy­ nalezienia broni atomowej i zrzucenia pierwszej bomby atomowej nikt nie wątpi, że nasz świat może być spalo­ ny. Przecież apostoł Piotr tak o tym mówi: „Obecnie... niebiosa i ziemia... dla ognia zachowane na dzień sądu i zguby bezbożnych ludzi. Przyjdzie... dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną znalezione [przez Boga sędziego] (2. List Piotra 3,7 i 10). Takie odczytanie Biblii i ostrożne podstawienie pewnych zdobyczy naszego wieku prowadzi do postępu, mówiąc

27

współczesnym modnym językiem, i nie czyni Biblii prze­ starzałą. Odwrotnie przekonuje nas, że życie nasze ma głęboki sens, ale w powiązaniu z ogólnie zaznaczonymi prawdami Biblii. Wiemy z historii, że w XVI wieku Bracia Polscy od­ czytali Biblię na nowo, wydobywając z niej tak śmiałe wnioski, że w XVII wieku wypędzono ich z Polski. Wy­ dobyte prawdy socjalne były tak ostre, że nie sposób by­ ło wprowadzić je w codzienne życie. O co chodziło? Gdy w całej Polsce panowała pańszczyzna, Bracia Pols­ cy pod wpływem Biblii doszli do wniosku, że należy chłopów zwolnić z pańszczyzny, tej przymusowej, bez­ płatnej pracy na pańskim polu. Rozumowali tak: Bo ja tak. rozumiem i tak. wierzę, iż się wiernemu nie godzi mieć poddanych, a daleko mniej niewolników i nie­ wolnic, gdyż to jest rzecz pogańska panować nad swoim bratem, potu jego obo raczej krwie używać. Ano Pismo święte jaśnie świadczy, że Bóg z jednej krwie uczynił wszytek rodzaj człowieczy wedle czego wszytcy je­ steśmy sobie równi!; bo jeśliśmy wszytcy z jednej krwie, tedeśmy wszystcy sobie bracia; a jeśli bracia, a jakoż mo­ że brat nad bratem panować? Jako może jego potu uży­ wać? (Synod w Iwiu 1568. r.) Także ślachcie braciej mó­ wili, że się wam nie godzi Chleba jeść z potu ubogich poddanych swych, ale sami róbcie; Także nie godzi się wam mieszkać na takich majętnościach, które przodkom waszym nadano za rozlanie krwie (Synod w Pełsznicy 1568 r.). Dzisiaj te problemy są uregulowane i może niewiele wam mówią, Młodzi Przyjaciele, ale w XVI i XVII w. rozumowanie takie było równoznaczne z rewolucją w stosunkach społecznych. Tym bardziej, że Bracia Polscy nie tylko mówili, ale zwalniali chłopów w swoich posia­ dłościach z pańszczyzny. Doszli do takich wniosków tylko

28

przez czytanie Biblii. I jakże można mówić, że Biblia jest przestarzała, że nie toruje drogi do postępu? Młodzież, otrzymując wspaniałe przygotowanie nauko­ we, powinna częściej stosować je nie do utraty wiary, ale do lepszego, współczesnego odczytania Biblii, i ukazania Jezusa otoczeniu. Do jakich śmiałych hipotez, do jakiego szerokiego spoj­ rzenia na życie, spojrzenia na problemy etyczne prowa­ dzi znajomość Biblii — najlepiej przekonuje nas twór­ czość A. F. Modrzewskiego i twórczość Stefana Żerom­ skiego. Zajrzyjcie do dzieła „O poprawie Rzeczpospolitej ” i policzcie cytaty z Pisma świętego. Przecież się roi od cytat. A przecież to dzieło nie tylko jest okazem w lite­ raturze polskiej, ale i europejskiej. Więcej, dzieło to przecież przerosło swoją epokę i rzucone hasła zrealizo­ wała nasza epoka. Jakie gorące boje dyskusyjne toczycie, omawiając twór­ czość Stefana Żeromskiego? Ile tam jest umiejętnie wple­ cionych cytat z Pisma świętego. Znał Żeromski Biblię, matka czytała mu ją w okresie jego dzieciństwa. I prze­ cież znajomość Biblii nie stanęła na przeszkodzie, by stać się wielkim, narodowym pisarzem, Biblia nie cofała go w rozumowaniu, odwrotnie pozwalała stawiać palne pro­ blemy społeczne, etyczne i prowadziła do postępu, a nie do obskurantyzmu. Takich przykładów można przytoczyć więcej, ale wy­ braliśmy dwa z różnych epok, by spiąć wnioskiem: Bi­ blia nie powstrzymuje rozwoju umysłowego, etycznego ani człowieka, ani epoki, odwrotnie wnosi wiele spokoju, radości, pewności i w nasz współczesny wartki świat. Czytanie, rozmyślanie i przyjmowanie Biblii nie upo­ śledza człowieka, nie cofa umysłowo, odwrotnie uszla­ chetnia, rozwija umysł, stabilizuje etykę, pozwala piasto­

29

wać nawet największe stanowiska społeczne i państwowe — przez co pozwala ukazać współczesnemu światu Jezu­ sa Chrysusa. Jeżeli do was przyjdą i o to zapytają wtór­ ni poganie chrześcijańscy XX wieku, na pewno będziecie mogli ukazać Jezusa tak, jak to zrobił Filip i Andrzej. Więcej, wasze życie, Młodzi Przyjaciele, ukaże żywego Je­ zusa. To dużo! Widzę wasz grymas na twarzy przy czytaniu tych słów. Powiadacie, że to wszystko prawda, ale ta prawda jakaś daleka, trzeba ją przybliżyć do życia. Słusznie! Tu kieru­ jecie apel do biblistów i ludzi interesujących Biblię, by podawali prawdy współczesnego człowieka. Słusznie więc pisze ks. E. D’Arcy, że chrześcijaństwo dwudziestego wieku uczyni światu jedną z największych przysług, jeśli zbliży Ewangelię do współczesnej nauki... osiągnięcia naukowe zrodziły potrzebę nowego ujęcia, no­ wego naświetlena niezmiennych prawd wiary, ażeby treś­ ci religijne nie były obce dla współczesnego świata („Wia­ ra chrześcijańska wobec nauki”, artykuł na łamach ty­ godnika “The Tablet”). Postulat słuszny, ale trudny do urzeczywistnienia. Zróż­ nicowanie życia, kultury, istnienie wielu środowisk zawo­ dowych, intelektualnych, narodziny wielu dyscyplin zu­ pełnie nowych nauk w naszych czasach utrudnia stwo­ rzenie syntezy nauki i chrześcijaństwa. Skoro nie można odpowiedzieć na zbiorowe bolączki i masowe, mało lub zupełnie nie myślącego współczesnego chrześcijaństwa, jest przecież droga indywidualnego chrześcijaństwa i in­ dywidualnego odczytania prawd Bożych, zalecona i prak­ tykowana przez Jezusa Chrystusa w czasie Jego ziemskiej misji. W starożytnym świecie jednolitej kultury dominowała nie nauka, ale elementy humanistyczne, dlatego łatwiej można było pogodzić o wiele pełniejszą pod tym wzglę-

30

dem naukę Jezusa. Jeżeli nawet w naszych czasach bar­ dziej został rozbudowany system racjonalistyczny, to jednak świat uczucia pozostał ten sam. Plączemy tak sa­ mo jak Maria w ogrodzie po zmartwychwstaniu Jezusa, przeżywamy tragedię apostoła Piotra na dworze arcyka­ płana, cierpimy jak J. Kochanowski w „Trenach” czy A. Mickiewicz w „Dziadach”. Tę uczuciową i moralną stronę naszego życia i w na­ szej epoce wesprze zawsze żywotna nauka Jezusa Chry­ stusa, czerpana z Pisma świętego. To dużo. Wszystkie inne zagadnienia biorą swój początk właśnie ze znajomości Biblii, dlatego temu zagadnieniu poświę­ ciliśmy tyle miejsca. Dotknijmy z całokształtu życia chrześcijańskiego jeszcze kilka problemów, zrozumienie których pomoże ewangelicznej młodzieży chrześcijańskiej ukazać swoim życiem Jezusa. Wiele nieporozumień w życiu duchowym wypły­ wa z niewłaściwego rozumienia istoty chrześcijań­ stwa. W pędzie do doskonałości wpadamy w skrajności, utożsamiając chrześcijaństwo zewnętrzne z wewnętrznym. Zewnętrzna forma chrześcijaństwa będzie się ciągle zmieniała, ale wewnętrzne zasady zawsze zostaną te sa­ me, dowodząc niezmienności Boga. My dzisiaj nie cofnie­ my świata do Palestyny i ziemskiej misji Jezusa, naśla­ dując Go zewnętrznie, ale duchem ziemskiej misji zawsze żyć będziemy. My dzisiaj nie cofniemy świata do Betlejemu, czy Golgoty, ale duchem Betlejemu czy Golgoty zawsze żyć będziemy. Wiele zmieniło się od ziemskiej misji Jezusa w ze­ wnętrznej formie naszego codziennego życia, wiele naro­ sło nowych problemów natury zewnętrznej. Stawiamy pytanie: Jak się do nich ustosunkować? A jednak Jezus niczym zewnętrznie nie wyróżniał się spośród jemu współ­ czesnych. Szata jego, o którą los rzucano, była tak war­

31

tościowa, że nie chciano ją ciąć na kawałki. Widocznie była naprawdę kosztowna i wartościowa. A jak jest u was, Młodzi Przyjaciele, z zewnętrznym wyglądem? Wasi rówieśnicy swoje niezadowolenie wy­ rażają w zewnętrznym wyglądzie i zachowaniu. Specjalne buty, spodnie, fryzury szybko się zmieniają, ale w jakiś sposób charakteryzują wewnętrzny stan. Pogoń za no­ woczesnością, zachodnim stylem życia trwa. Ciągle się szuka nowych form zewnętrznego życia. Przychodzą ulep­ szenia i udoskonalenia. Zapewne pamiętacie scenę z powieści „Lalka”, gdy poczciwy pan Rzecki był narażony na drwinki przecho­ dniów w swoim tabaczkowym surducie. Nie tak dawno opowiadała mi pewna pani, że kupiła modne buty swe­ mu synowi jedynie dlatego, źe widziała na ławce w par­ ku siedzących pięciu młodzieńców, korzy milcząco przez pół godziny patrzyli w czubek buta. — Widocznie w tym coś się kryje — powiedziała — więc kupiłam. Oba wypadki należy ustawić na dwu przeciwnych bie­ gunach, a stanąć pośrodku i zalecić umiar zewnętrznego wyglądu, by i przez to ukazać światu Jezusa Chrystusa. Trudno dawać dokładne przepisy i przez nie tworzyć zakon nowotestamentowy lub wkładać na siebie jarzmo, ale chyba wszyscy zgodzimy się, że nie chcemy w sze­ regach młodzieży chrześcijańskiej widzieć wyzywająco ubranych młodzieńców i panienek, ale schludny, zewnę­ trzny wygląd znajdzie uznanie wśród otoczenia i pomoże nawiązać kontakt w zwiastowaniu, opowiadaniu i ukazy­ waniu Jezusa. Ponieważ żyjemy w określonych warunkach i środo­ wiskach, musimy do nich się przystosować zewnętrznie i siłą rzeczy jesteśmy skazani na mniejszą lub większą ziemską organizację, inaczej na ziemskie bytowanie Koś­ 32

cioła. Formy naszej pracy będą się zmieniały, zewnę­ trzny wygląd także, ale najważniejsze w tym zagadnie­ niu jest utrzymanie Ducha Jezusa, tj. ukazanie mocy Golgoty, przebaczenia, pojednania i wypracowania właś­ ciwego stosunku do Boga. Nie jest ważne, że te prawdy przyjmiesz w poplamionym kombinezonie, białym fartu­ chu czy eleganckim ubraniu. Ważne, że do nich doszedłeś, że one stały się twoją własnością. Nie chodzi o zamianę nauki Jezusa na coś bardziej atrakcyjniejszego, ale o szukanie nowych rozwiązań, zdol­ nych zmienić, uduchawiać twój wewnętrzny świat. Od­ krywać w nim nowy sens miłości Jezusa jako logikę hi­ storycznych doświadczeń. Podniosić życie do wyżyn nauki Jezusa. Ukazać ducha Jezusa we wszystkich dziedzinach życia, chociaż w zmienionej formie zewnętrznej, ale środ­ kami i pojęciami zrozumiałymi i bliskimi współczes­ nemu człowiekowi. Zadanie to wielkie, zadanie to wspa­ niałe, zadanie wymagające wiele siły i poświęcenia. Ale jakżeż inaczej można ukazać Jezusa współczesnemu świa­ tu: nie ciasnymi, ograniczonymi pojęciami, ale przede wszystkim wielkim sercem. Nie jest ważne, czy pieśń będzie się śpiewało w roz­ bitym rytmie, czy w formie kanonu, czy w formie dwu chórów, czy z gitarą elekryczną, czy bez gitary, ważne pobudki, z jakich to czynimy, i cel, po co to czynimy. Ważna jest wewnętrzna dyspozycja, bo tylko ona może światu ukazać Jezusa. Ważne to, co mieści się w nas. Ważne, by młodzi ludzie wchodzili w życie bez obciążeń moralnych, bez uprzedzeń, bez powiązań niewidzialnymi nićmi, ale z czystą duszą, bo tylko wtedy można ukazać Jezusa otoczeniu. Dotykamy pośrednio bardzo ważnego zagadnienia, któ­ re rzutuje na całe życie, mianowicie: problemu czystości uczuć w szerokim słowa tego znaczeniu. Sprawa ta

33 Ark. — 3

uszczęśliwia lub unieszczęśliwia wielu młodych na całe życie. Czystość uczucia w codziennym postępowaniu, czystość uczucia we wzajemnym poszanowaniu, czystość uczucia w najdrobniejszych przejawach życia, a przede wszystkim w przygotowaniu do założenia rodziny i w małżeństwie. Chociaż Kościoły zagadnienie to spychają na plan dal­ szy, przemilczają a może nawet zaliczają do tzw. tema­ tów wstydliwych, świecka pedagogika w tej dziedzinie zrobiła wiele i konsekwentnie robi nadal bardzo wiele. Pojawiają się specjalne uchwały państwowe, powołuje się komitety międzynarodowe regulacji urodzin, regu­ larnie odbywają się narady, specjalne sesje międzynaro­ dowych konferencji planowania rodziny, a nawet w nie­ których krajach rozpoczęto lub wprowadzono do progra­ mów szkolnych specjalnego przedmiotu — wychowanie seksualnego. W sumie jest to bardzo wielka praca, zwa­ żywszy, że nauka wprzęgła najlepszych fachowców i pu­ blicystów w „rozgryzanie” tych problemów. Jednak ba­ dania niezbicie dowodzą, jakie jest to trudne zagadnie­ nie. Synchronizacja prowadzonych oddzielnych prac przez kilka dziedzin nauki, tj. biologii, medycyny, socjologii, ekonomii, psychologii, pedagogiki, nie dały pozytywnych rezultatów, gdyż wyniki i zalecenia każ.dej z wymienio­ nych dziedzin nauki były sprzeczne i wykluczały się wza­ jemnie. Oto pobieżne relacje poszczególnych dziedzin nauki na ten temat:

9

medycyna wraz z biologią dowodzą wczesnego doj­ rzewania młodzieży, a zatem zezwalają na wczesne po­ życie płciowe, uzasadniające to ogólnym rozwojem orga­ nizmu;

34

• socjologia niezupełnie zgadza się z tym stanowi­ skiem, dowodząc, że wczesne pożycie płciowe wprowadza nieład społeczny, zamieszania szkodliwe społecznie. Aby uniknąć przykrych konsekwencji i powikłań społecznych, zaleca pożycie płciowe rozpoczynać dopiero w rodzinie, nie wcześniej; i i

9

ekonomia twierdzi, że przygotowanym do życia jest człowiek samodzielny, tj. taki, który posiada pracę, wa­ runki do życia, przede wszystkim mieszkanie. Wtedy do­ piero taki człowiek może zakładać rodzinę i rozpoczynać pożycie płciowe. W rachubę wchodzą lata: 7+7+4+5+2 — 25 lat, tj. dzieciństwo, szkoła podstawowa, średnie, studia i staż lub 7 + 7+4+3 = 21 lat, tj. dzieciństwo, szkoła podstawowa, średnia lub technikum, lub zawodo­ wa, służba wojskowa. Można przyjąć także szereg in­ nych wariantów, układu życia, jednak pożytecznym dla społeczeństwa jest człowiek w wieku 21—25 lat, gdyż tyl­ ko wtedy posiada warunki do założenia rodziny. Procesu tego, patrząc z punktu ekonomicznego, nie można przy­ śpieszyć; • psychologia z pedagogiką także nie zalecają rozpo­ czynać wczesnego pożycia płciowego, gdyż niewłaściwości te mszczą się na młodych ludziach przez całe życie. Stąd wydawanie książek, ilustrowanych przykładami powikłań życiowych, psychicznych, zapobieganie rozwydrzeniom płciowym i przekonywanie, że nieprawidłowości wczes­ nego pożycia płciowego zostawiają osad na całe życie; • turystyka W doborowym towarzystwie kpi w żywe oczy ze wszystkich dziedzin nauki, stwarza tyle możli­ wości na wolną miłość, lansując hasło:: „Żyjemy tylko raz”. Ten pobieżny przegląd przekonuje, że trudno jest zna­ leźć wspólny mianownik badaniom i opracowaniu tego

35

zagadnienia. To, co jedna dziedzina zrobi, druga w ciągu krótkiego czasu może zniweczyć. Dodatkową, a może po­ mijaną trudność w tej dziedzinie stanowi sam człowiek z jego niepowtarzalną psychiką i tajemnicami natury, która nigdy nie pozwoli siebie okraść a z matematyczną dokladnoścą mści się na człowieku za każde wykroczenie nawet do kilku pokoleń.

Na jednym ze spotkań w wąskim gronie zebranych powyższe problemy referował człowiek, który na ten temat ogłosił kilka książek. Ma on ścisły kontakt z mło­ dzieżą, od której otrzymuje tysiące listów, ukazujących często bardzo intymne strony pożycia płciowego. Praca w rozwiązywaniu tych problemów jest tak trudna, że po kilku latach intensywnej pomocy innym, sam pomaga­ jący, badający czuje się psychicznie wyczerpany. Jest to trudna dziedzina także dlatego, bo nie można stworzyć żadnych szablonów rozwiązań, możliwości rozsupłania powikłań. Nigdy nie wiadomo, jak człowiek w danej chwili może się zachować, jak zareaguje. Rzeczowa dyskusja przekonała mnie, że wszystkie za­ gadnienia niby w nowym oświetleniu nie dają innych rozwiązań, jakie ukazała dawno Biblia. Najbardziej, zda­ wałoby się, nowa teza jest peryfrazą biblijnej myśli tyl­ ko ubrana w nową szatę. O co chodzi? Niech wyjaśni list pewnego młodzieńca. Spotkałem kobietę, kocham ją, ale z przerażeniem stwierdzam, że nie czuję do niej takiego pędu płciowego jak do innych przedtem znanych mi kobiet. Co się ze mną stało? Czy ja jestem chory? Proszę mi ukazać wyjście, gdzie muszę się leczyć?

Nie, ten młodzieniec nie jest chory. Jest tak najbar­ dziej zdrowy. Wreszcie poważnie podszedł do zagadnie­ nia mliości. Spotkał kobietę, którą pokochał i dojrzał w

36

niej towarzysza życia, a nie obiekt swawoli i wyżycia się płciowego. Młodzieniec ów podświadomie doszedł do chrześcijań­ skiej drogi założenia rodziny. O co chodzi? Powiedzmy wyraźnie: tam, gdzie istnieje prawdziwa miłość między młodymi ludźmi, tam pożycie płciowe znajduje się na szarym końcu. Jeżeli ktoś zaczyna od ciała na rozgorycze­ niu skończy. Zwichnie swoje życie i unieszczęśliwi czyjeś. Pismo święte mówi: „To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z ducha zrodziło, jest duchem” (Ew. Jana 3,6). Jeżeli zaś zaczynasz „od ducha”, tj. od czystości uczuć, piękna stworzenia, wewnętrzne zadowolenie cię nie ominie. Gdy patrzymy na piękny kwiat róży, czy nie zastana­ wiamy się, że zanim ten kwiat urósł, musiał przetworzyć wiele soli mineralnych, wyciągać je z czarnej ziemi. Czy inaczej jest w życiu? Nauka Jezusa pomaga przetwo­ rzyć wiele mętnych chwil życia młodości na piękne, czy­ ste uczucie miłości młodzieńczej. Wracając do wspomnianego spotkania, usłyszałem takie rozumowanie: Sprzeczne wyniki badań kilku dziedzin na­ uki niezbicie dowodzą, że aby rosło zdrowe społeczeń­ stwo, należy do chwili założenia rodziny zastosować wy­ rzeczenie" i poświęcenie swoich uczuć dla dobra osobiste­ go i swego społeczeństwa. Jeżeli jesteś dojrzałym czło­ wiekiem i masz ku temu warunki, zakładaj rodzinę, iv przeciwnym wypadku stosuj wyrzeczenie i poświęcenie swoich uczuć. Słuchałem i nie wierzyłem temu, że padły takie słowa. Przecież to rozumowanie, chociaż pochodziło ze świeckiej pedagogiki, akcentowało biblijny pogląd na instytucję małżeństwa i jest składową częścią etyki chrześcijańskiej.

37

Droga wyrzeczenia się i poświęcenia jest drogą ewan­ gelicznego chrześcijaństwa. Jezus Chrysus szedł także ta­ ka drogą, zwalczając zło. Wyniszczył samego siebie dla dobra całej ludzkości. Apostoł Paweł mówi, że jest to jedyna droga i gotów dać się ukrzyżować, by rosło dzieło misji. Przyjął czynnie drogę Jezusa. W podstawie chrze­ ścijaństwa i każdej wielkiej sprawy leży wyrzeczenie się, poświęcenie. Skoro świ«ckie ruchy dzisiaj stosują to, co dawno gło­ siło chrześcijaństwo, możemy taką właśnie drogę zale­ cić naszej młodzieży przy zakładaniu rodziny, a do tego zachować czystość uczucia wzajemnego, szukając w przy­ jaźni dwojga młodych ludzi przede wszystkim pięknych uczuć duchowych. To będzie wiązało przyjaźń, będzie chroniło od rozpadu małżeństwa. Taka właśnie droga, tj. czystość i stałość uczuć, pomoże ukazać Jezusa światu i otoczeniu. Świat takiego spojrzenia potrzebuje, a czło­ wiek może nigdy tak nie pożądał czystości jak obecnie. Może między innymi dlatego, że nigdy w swym długim istnieniu nie uświadamiał sobie własnej nieczystości. Idea Jezusa Chrystusa, nam zostawiona, ma twarz i ma pra­ wo bytu w naszym wspóczesnym świecie. Apostoł Paweł mówi: „Ten zaś, kto łączy się z Panem, jest z Nim jednym duchem. Czyż nie wiecie, że c i a ło wasze jest przybytkiem Ducha Święteg o, który w was jest, a którego macie od Boga i że już nie należycie do samych siebie” (I. List do Koryntian 6,17—19). Jeżeli ciało nasze podporządkujemy tej wiel­ kiej idei, nauce Jezusa Chrysusa, unikniemy w życiu wielu przykrości. Rosnące z roku na rok rozwody niezbi­ cie dowodzą, że wiele małżeństw w dobie naszej poczę­ ło się „z ciała”, że w wielu wypadkach brak było pod­ staw duchowych, że dom fizyczny założono nie na właści­ wym gruncie: „Niech każdy baczy na to, jak buduje” (1. Kor. 10,13) przestrzega Apostoł Narodów.

38

Gdy zwiedzaliśmie w czasie wycieczek szkolnych za­ mek krzyżacki w Malborku, to zapewne pamiętacie, że konstrukcja budowy była oparta na filarach. Podcięcie filaru groziło zawaleniem się komnaty. Niech w każdym nowo założonym domu staną na stałe duchowe filary. • MIŁOŚĆ, by „doskonaliła się coraz bardziej i bar­ dziej w głębszym poznaniu i wszelkim wyczuciu dla oce­ ny tego, co lepsze...” (Filip. 1,9—10). Ginie miłość, wali się gmach małżeński, rodzą się podejrzenia, kłótnie, swa­ ty. A wiemy, że najszlachetniejszy kamień jest ten, któ­ ry kraje wszystkie inne, a sam porysować się nie daje; najszlachetniejsze serce jest właśnie to, które raczej da się skaleczyć, niż samo zadraśnie.

• ZAUFANIE. Obecne życie tworzy mnóstwo sytuacji do poderwania zaufania w rodzinie. Jeżeli jednak pogo­ dnie będziemy myśleć jeden o drugim, jeżeli z góry nie będziemy zakładać pewnych sytuacji, unikniemy wielu drastycznych scen. Ileż przykładów zostawił Jezus ze swojej misji ziemskiej? Jak On ufał ludziom? Nawet najbardziej upadłym. Ufajmy sobie wzajemnie! • WIERNOŚĆ. Ileż codzienne życie naszych czasów stwarza przeróżnych sytuacji: rozłąki, wyjazdy, różne spotkania. Można stać się autorem pogrzebu swojego szczęścia, można szybko zanieść swoje szczęście na cmen­ tarz i być na pogrzebie swojego szczęścia osobistego i małżeńskiego. Wypracujmy w swojej jaźni świadomość, że pozostaniemy sobie wierni, na zawsze, że będziemy się wzajemnie wspierali w chorobie, cierpieniu, niedołę­ stwie. Jakiż to piękny obraz, gdy młodzi ludzie, trzymając się za ręce, beztrosko idą obok siebie, ale stokroć piękniejszy obraz, gdy starzy małżonkowie przejawiają troskliwość, bliskość, wzajemną pomoc. Jest to obraz rozczulający.

39

Tak szczęśliwie .przeżyć wiele lat w wierności i pomocy wzajemnej mogą nam pomóc wskazania Jezusa Chrystu­ sa.

9

CIERPLIWOŚĆ. Kto nie potrzebuje cierpliwości w naszym zmechanizowanym życiu? Ile cierpliwości powin­ niśmy przejawiać w naszych rodzinach? W naszej osobo­ wości wypracowujmy dyspozycję cierpliwości i stosuj­ my w codziennym życiu a zaprowadzi ona nas do tężyz­ ny duchowej.

® MODLITWA. Nie ma piękniejszego obrazu, gdy na­ rzeczeni, młodzi małżonkowie, we wspólnej modlitwie od­ dają Bogu życie, swoje codzienne sprawy i troski. Intym­ ny, osobisty kontakt z Bogiem pozwoli zwalczać zło, kon­ centruje naszą wolę, umysł do czynu, wyzwala najpięk­ niejsze uczucia, poprzez które ukazujemy Jezusa.

9

GODZINA SZCZEROŚCI. Ponieważ człowiek jest produktem czasu, terenu, kultury, każda epoka rodzi no­ we rany, grzechy, w które chcemy, czy nie chcemy obra­ stamy. „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czy­ nię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło” (List do Rzymian 7,19—21). To bolesne stwierdzenie prawdy życiowej przez ap. Pawła prowadzi nas do odbywania w naszych rodzinach godzin szczerości. Jeden raz w miesiącu spotykamy się w ścisłym gronie r obydwie strony przedstawiają swoje życzenia, by poszukać trwałych rozwiązań życiowych, by wyjaśnić to, co nas męczy i zatruwa nam życie. W tym czasie powinniśmy być jednym ciałem, bez żadnych do­ mieszek. Mówić to, co czujemy i myślimy w prostocie ducha. Taka prawdziwa godzina szczerości cementuje na­

40

sze życie, goi rany i zbliża nas do siebie, do dobra, a więc i do Jezusa, którego w ten sposób ukazujemy światu. Jeżeli więc na tych filarach duchowych oprzemy nasze życie i będziemy je we właściwym czasie odrestaurowywać, możemy być pewni stabilności duchowej naszych do­ mów, możemy być pewni, że w ten konkretny sposób ukażemy Jezusa. Czystość uczuć możemy rozciągnąć także i na uwol­ nienie siebie od nałogów, powinniśmy rozciągnąć na ca­ łość naszego postępowania i codziennego bytowania. Czy­ stość uczuć dotyczy także i naszego sumienia oraz tych najdrobniejszych spraw, które łączą się z codziennością każdego człowieka. Jezus w Ewangelii uczy nas, jak ma­ my te wszystkie problemy życiowe rozwiązywać. Jego nauka do dziś stanowi siłę przekształcającą nas, gdyż zawiera w sobie to wszystko, za czym tęskni dusza lu­ dzka wszystkich epok. I naszej. Co ważniejsze, że nowo narodzona dusza jest zdolna dopiero wtedy ukazać świa­ tu Jezusa Chrystusa . Tragedię naszych czasów charakteryzują słowa jednej ewangelicznej przypowieści: „Nie chcemy, żeby on był naszym królem” (Ew. św. Łukasza 19,4). Z bólem stwier­ dzamy, że podobne zdanie wypowiada nawet chrześcijań­ stwo nominalne. W żywym chrześcijaństwie ukazanie Je­ zusa naszemu światu stawia się na naczelne miejsce. Problem ten powinien żywo obchodzić chrześcijan na­ szych czasów, bo to jest jedyny konkretny język, jakim możemy przemówić do współczesnego człowieka. Szerokie pole pracy rozpościera się przed ewangelicz­ ną młodzieżą chrześcijańską: ukazać światu Jezusa Chry­ stusa. Cicha, spokojna praca na każdym miejscu, taktow­ ne zachowanie, umiar w życiu, przykładne życie będzie anonimową odpowiedzią na pytanie pogan wszystkich czasów: „Chcemy Jezusa widzieć”. 41

Nie wstydźcie się swoich zasad, swego ideału, opartego na nauce Jezusa — one są bardzo piękne, wielobarwne duchowo. Wraz z Apostołem Narodów powiedzcie: „Prze­ to, co do mnie, gotów jestem głosić Ewangelię i wam, mieszkańcom Rzymu, bo ja nie wstydzę się Ewangelii, jest bowiem ona mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego... w niej bowiem objawia się sprawiedliwość Boża” (List do Rzymian 1,15—17). Pamiętajcie, Młodzi Przyjaciele, że jesteście złączeni ze światem przez solidarność cierpienia i przez solidarność winy. Powinniście więc życ ze współczesnym człowiekiem w teraźniejszości i ukazywać światu Jezusa, który mię­ dzy nami przebywa dziś, wczoraj i na wieki. Jezus jest naszym Kościołem, naszą Głową Kościoła, Jezus jest też ze współczesnym człowiekiem. Świat będzie zawsze pytał: Chcemy Jezusa widzieć w was. Waszym zadaniem bę­ dzie ukazanie Jezusa, który jest zdolny rozwiązać i nasze bolączki życia fizycznego i duchowego, dać nam spokój psychologiczny i wskazać drogę do Królestwa Niebieskie­ go. Przeszłość od starożytności począwszy zwykliśmy dzie­ lić na dziesięć epok, stasując kryterium filozoficzno-kulturalne. I tak kolejno po sobie następowały: średnio­ wiecze, odrodzenie, barok, oświecenie, romantyzm, pozy­ tywizm, naturalizm, neoromantyzm, dwudziestolecie mię­ dzywojenne i nasza epoka. Zestawienie to prowadzi do ciekawego wniosku: raz przeważał duch, raz rozum. I tak na przemiany.

Dzieje świata przekonują nas, że Jezusa próbowano postawić na margines życia, zapomniano, to znowu upokarzano się i wypowiadano po cichu słowa: „A jed­ nak Galilejczyku zwyciężyłeś“. Wniosek sam się nasuwa, nic lepszego od nauki Jezusa nie znaleźliśmy, pomimo

42

naszych wielkich wysiłków i błyskotliwych osiągnięć. Dodajmy: I nie znajdziemy. Co więc przeżyłeś w minionych latach, tego się nie bój, ale pomyśl o tym, co jest przed tobą, bo tu możesz zbłą­ dzić, skaleczyć się, zaidać rany. Jezus zaś mówi do ciebie: „Jam jest Droga, Prawda i Żywot” (Ew. Jana 14,6). On chce być widoczny w życiu każdego z nas. I w twoim.

Graham ;

NOWONARODZENIE

WPROWADZENIE swojej ostatniej książce „Odważny Nowy Świat”, Aldous Huxley wynalazł pastylki zwane „soma”, które miały zniwelować, zneutralizować wszystkie przy­ krości życia. Niewątpliwie, jeśli ludzkość ma być wyba­ wiona, coś radykalnego musi natychmiast się wydarzyć. Człowiek stoi na krawędzi piekła. Panujące w tym świę­ cie siły są tak przemożne ,że człowiek w desperacji za­ czyna wszędzie wołać, „Co mam czynić, abym został zbabiony?” Wydaje się, że wszystko w naszym świecie, z wyjąt­ kiem człowieka, idzie ku lepszemu. Jedynie człowiek, którym istota jego moralnej natury wyznacza jego stosu­ nek do bliźnich, wciąż kradnie, morduje, kłamie, oszuku­ je i oczernia. Od samych początków pozostał zasadniczo niezmienionym. Gazeta donosząca o morderstwie, gwał­ cie i brutalności świadczy, że chybiliśmy w wychowa­ niu. Po latach studiów psychologicznych Carl Jung po­ wiedział: Wszystkie grzechy przeszłości nie są martwe, lecz przyczajone w ciemnych zakątkach naszych nowo­ czesnych serc... wciąż są tam, i wciąż jak zawsze strasz­ ne. Człowiek jest zmuszony przyjąć rzeczywistość grzechu i konieczność nowego narodzenia. Walter Lippman po­

W

wiedział: Byliśmy pewni, że ostatnie pokolenie, gorliwe i zdecydowane, w końcu uporządkuje na ziemi ten roz­ gardiasz... dobrze myśleliśmy, ciężko pracowaliśmy i pa­ trzcie, czego doczekaliśmy. Jesteśmy zdolni jedynie wi­ kłać już powikłane. To, czego najbardziej potrzebujemy, to nowy rodzaj człowieka. Po wiekach religijnych, kulturalnych, moralnych i wy­ chowawczych bezowocnych wysiłków człowieka, zmierza­ jących do zmiany jego własnego serca, zaczęliśmy za­ uważać swoje ograniczenie. Człowiek bezskutecznie usiło­ wał osiągnąć swoje cele moralne i zmienić siebie przez polepszenie swojego otoczenia. Ale obecnie jesteśmy roz­ czarowani i wiemy, że zmiana musi przyjść od wewnątrz. Jednak są ludzkie usiłowania zmienić samego siebie. W obecnym czasie człowiek dokonuje eksperymentów w dziedzinie antropologii, psychologii i socjologii. Usiłuje odkryć prawa ludzkiego zachowania się. Jednak głów­ nym mankamentem tych eksperymentów jest ignorowa­ nie faktu grzechu ludzkiego. Według oświadczeń nowo­ czesnych nauk, grzech jest zasadniczo imaginacją, wy­ obrażeniem. Człowiek zaś jest wypadkową swojego oto­ czenia. Istnieje też ludzkie usiłowanie, aby zmienić siebie za pomocą środków chemicznych. W obecnej chwili naukow­ cy są zaangażowani w produkcji czynników farmakolo­ gicznych, które będą w stanie kierować zachowaniem się i postawą człowieka. B. F. Skinner, profesor Uniwersy­ tetu Harwardzkiego, powiedział: Wchodzimy w wiek che­ micznego kierowania ludzkim postępowaniem. Użycie środków chemicznych pozwoli zmienić lub utrzymać jaki­ kolwiek upragniony stan emocjonalny normalnego, co­ dziennego życia. W najlepszym wypadku, środki takie mogą wpłynąć na tymczasową zmianę na lepsze czy też na gorsze, zależnie od usposobienia samego użytkowni­ ka, z prawdopodobnym trwałym uszkodzeniem mózgu.

48

Możliwość nowonarodzenia

J

ezus Chrystus powiedział: „Musicie się na nowo naro­ dzić” (Jan 3,7). Nigdy nie rzuciłby takiego wyzwania, gdyby nie było ono możliwe do zrealizowania. Tak czło­ wiek może być zmieniony od wewnątrz. Zmiana ta jest radykalną i trwałą. Istnieje możliwość stania się całko­ wicie nowym człowiekiem. Ciekawym jest, że Jezus postawił to wymaganie Niko­ demowi, porządnemu i pobożnemu przywódcy religijne­ mu, który musiał być tym zaskoczony. Gdyby Chrystus powiedział to do Zacheusza, który przy pomocy oszukaństwa stał się bogaczem łub do niewiasty przy studni, któ­ ra miała wielu mężów, lub do niewiasty przyłapanej na uczynku cudzołóstwa, wtedy łatwiej byłoby to zrozumieć. Wiemy, że te osoby potrzebowały przemiany. Ale Jezus pcAviedział to do wielkich przywódców religijnych tam­ tych czasów. Nikodem pościł dwa dni w tygodniu, po­ święcał dwie godziny dziennie na modlitwę w świątyni, ofiarował dziesiątą część swoich dochodów, jako profesor teologii uczył w szkole biblijnej. Większość Kościołów chciałaby mieć takiego człowieka, lecz Jezus powiedział: To nie wystarcza. Musisz się na nowo narodzić. A to oz­ nacza, że wszyscy ludzie potrzebują nowego narodzenia i wszyscy mogą być nawonarodzeni.

Dr Wilbur M. Smith w swojej ostatniej publikacji dał nam następującą analizę niektórych aspektów nowonarodzenia: Co właściwie mamy na myśli, mówiąc o nowonarodzeniu człowieka lub jego narodzeniu się na nowo? Przede wszystkim należy zauważyć, że jest to coś wybi­ tnie radykalnego. Nasza obecna natura jest identyczna z tą, jaką mieliśmy zaraz po urodzeniu się. Przy urodze­ niu ustaloną jest już nasza płeć i kształty naszego ciała. Niewątpliwie przynajmniej w zarysie ustolone już są wte­ 49 Ark. — 4

dy cechy naszego charakteru, nasze zdolności, zwyczaje, skłonności i wygląd zewnętrzny. Nowonarodzenie oznacza ■przede wszystkim całkowicie nowy paczątek. Nie popra­ wę życia, nie odwrócenie jego nowej karty, nie dodanie pewnej nowej cechy, właściwości czy uzdolnienia, lecz coś tak radykalnego, że po tym fakcie jesteśmy całkiem inni' od tego, czym byliśmy przedtem. Oczywiście, każdy wie, że nie możemy narodzić się po raz drugi fizycznie. Dlatego' mówimy tu o nowonarodzeniu duchowym, o od­ rodzeniu nie ciała, lecz duszy, umysłu i charakteru. Winniśmy też zauważyć powszeenhą możliwość i abso­ lutną konieczność takiego cudu w życiu każdego, kto ma być członkiem Królestwa Bożego. Nikt inny wejść tam nie może i żaden z nas nie może zastąpić tej nadzwy­ czajnej rzeczywistości czymś innym.

Ku naszemu własnemu zawstydzeniu i wielkiej szko­ dzie społeczeństwa Kościół współczesny w wielkim stop­ niu zaniedbał poselstwo nowego narodzenia. Głosi on dzisiaj przemiany społeczne, rozbrojenie, nowe ustawo­ dawstwo; ale nie wnosi to wkładu do jedynej rzeczy, jaka byłaby w stanie rozwiązać problemy naszego świa­ ta — nowego, zmienionego człowieka. Zasadniczy problem człowieka jest problemem duchowym, nie społecznym. Człowiek potrzebuje całkowitej przemiany wewnętrznej. W wielu miejscach Biblia mówi o tej zmianie, o której mówił już Jezus. Prorok Ezechiel powiedział: „Dam wam też serce nowe i ducha nowego włożę wewnątrz was” (36,26). W Księdze Dziejów Apostolskich Piotr nazywa to pokutą i nawróceniem. Powel mówi o tym jako o ożywieniu z martwych” (Rzym. 6,13). A w Liście do Kolosan nazywa to zawleczeniem z siebie starego człowieka wraz z uczynkami jego i przyobleczeniem nowego, który się odnawia ustawicznie ku poznaniu na obraz tego, któ­ ry go stworzył (3,9.10).

50

A więc Biblia uczy o radykalnej, duchowej i moralnej zmianie człowieka, jakiej dokonuje Sam Bóg. Słowo, ja­ kiego używa Jezus, a które jest przetłumaczone „na no­ wo” lub „znowunarodzenie” oznacza właściwie „naro­ dzenie z góry”. Kontekst trzeciego rozdziału Ew. Jana wskazuje na to, że nowe narodzenie jest czymś, czego do­ konuje Bóg w człowieku, który chętnie i całkowicie Mu się poddaje. Jak mówiliśmy już powyżej, Biblia oświad­ cza, że człowiek w swoich upadkach i grzechach jest martwym i jego wielką potrzebą jest ŻYCIE. Pewnego dnia gąsienica wchodzi na drzewo, gdzie na­ tura nadzielą ją możliwością wytworzenia włóknistego przykrycia. Wtedy zasypia i po kilku tygodniach lub miesiącach wychodzi ze swego ukrycia jako piękny mo­ tyl. Podobnie i człowiek — załamany, zniechęcony, nie­ szczęśliwy, prześladowany wyrzutami sumienia, gnany pożądaniem, kierowany egoizmem rozdarty wewnętrznie, skłócony, uwikłany w splątane problemy, godny polito­ wania, używający alkohol i środki oszałamiające, roz­ paczliwie szukający wyjścia z sytuacji — może wiarą przyjść do Chrystusa i stać się nowym człowiekiem. Brzmi to nienaturalnie, nawet trudno w to uwierzyć, a jednak jest to dokładnie to, o czym uczy Pismo święte. Nowonarodzenie jest czymś więcej niż poprawą. Wielu składa sobie noworoczne życzenia tylko po to, by ich nie dotrzymać. Nie są oni bowiem w stanie, ich dotrzymać i zrealizować. Człowiek zawsze dąży do poprawy, ale po­ prawa w najlepszym wypadku jest czymś tymczasowym. Przemienioną musi być jego natura. Pewna grupa fryzjerów postanowiła na swoim dorocz­ nym spotkaniu wykazać swoją zawodową sztukę. Zna­ leźli oni opuszczonego człowieka ulicy, ostrzygli, ogolili, wykąpali i włożyli na niego nowe, modne ubranie. Ku swojemu zadowoleniu zademonstrowali najwyższą war­

51

tość swoich umiejętności, ale trzy dni później ich klient znowu znalazł się w rynsztoku. Zewnętrznie nadano mu przystojny wygląd, lecz impulsy i popędy jego wewnę­ trznej istoty nie zostały zmienione. Został wypudrowany i wyperfumowany, ale nie zmieniony. Możesz dokładnie umyć swoją świnkę, zawiązać na jej szyi wstążkę i umieścić ją w swoim pokoju. Ale przy pierwszej możliwości skoczy ona do najbliższej kałuży, gdyż pomimo wszystko jej natura nie uległa zmianie. Ona wciąż jest świnią. Przez nowonarodzenie człowiek wchodzi w nowy świat. Są tam nowe wymiary życia. Zachodząca w człowieku zmiana wyrażona jest w Biblii wieloma przeciwieństwa­ mi: pożądliwość i świętość, ciemność i światłość, śmierć i zmartwychwstanie, obcy Królestwu Bożemu i obecny obywatel. Człowiek, który na nowo się narodził jest na­ zwany członkiem rodziny Bożej. Jego wola uległa zmia­ nie, zmienione są cele jego życia, zmienione są jego mo­ tywy i kierunek życia. Jego życie ma teraz cel i sens. W momencie nowonardozenia w jego duszy rodzi się nowe życie. Przyjmuje wtedy nową naturę i nowe serce. Staje się nowym stworzeniem. Nikodem był zaskoczony tymi stwierdzeniami Chrystu­ sa, dlatego zapytał: Czyż mogę powtórnie wejść do łona matki swojej i urodzić się po raz drugi? Jest to natural­ na reakcja i każdy z nas zachowałby się podobnie. Tak wiele przekonań Nikodema zostało zburzonych. Dowie­ dział się, że religia nie wystarcza. Zakon Mojżesza nie mógł go zbawić, gdyż nie był w stanie wypełnić wszyst­ kich jego wymagań. Musiał na nowo się narodzić. Powie­ dziano, mu że nikt, kto nie posiada życia wiecznego, nie może wejść do Królestwa Niebios, gdyż tam-panuje wy­ łącznie życie Boże. Ten, kto ma tego rodzaju życie, bę­ dzie tam przyjęty. Istnieje więc wielkie pytanie: Czy ja

52

posiadam życie wieczne? Jeżeli nie, to w jaki sposób mogę je otrzymać? Jest to najważniejsze pytanie, jakie człowiek może zadać lub odpowidzieć na nie. Biblia opowiada nam o wielu tych, którzy przez oso­ bisty kontakt z Jezusem Chrystusem zostali całkowicie przemienieni. Gdy opętany, którego łańcuchy nie mogły skrępować panującej nad nim mocy, spotkał się z Jezu­ sem, został całkowicie zmienionym i znalezionym „odzia­ ny i przy zdrowych zmysłach”. Odtąd już nie był ofiarą halucynacji. Odtąd już nie był w szponach mocy szatana. Nie miał już strachu, w jakim ciągle żył. Już więcej nie był postrachem społeczności ludzkiej. Stał się całkiem in­ nym człowiekiem w charakterze, ubiorze, zachowaniu się a nawet w oddziaływaniu na środowisko (Łuk. 8,26—39). Był też Zacheusz, bogacący się na ludziach jako celnik. Gdy spotkał Jezusa, wszystko się zmieniło. Decydując się na pokutę, zadeklarował wyrównanie wyrządzonych przez siebie krzywd. „Połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim coś wymusiłem, jestem gotów oddać cztero­ krotnie” (Łk. 19,8). Większość tych spotkań z Chrystusem kończyła się na­ tychmiastową przemianą. W dniu Pięćdziesiątnicy trzy tysiące osób narodziło się na nowo tego samego dnia. Z rana byli zgubionymi, załamanymi i grzesznymi. Ale za­ nim ten dzień się zakończył, narodzili się do Królestwa Bożego. Każdy z nich przeszedł ze śmierci do życia (Dz. Ap. 2,41). Młody człowiek, zwany Saulem, był na drodze do Da­ maszku, by prześladować tam chrześcijan, gdy w słonecz­ ny letni dzień spotkał Chrystusa. Od tamtego momentu już więcej takim nie był. Kilkakrotnie powraca i opisuje '-.en fakt, wyraźnie pamięta dzień i chwilę spotkania z Chrystusem (Dz. Ap. 9).

53

Podobne przeżycie miał stróż więzienia w Filippi. Gdy opanował go wielki strach, zawołał: Co mam czynić, abym był zbawiony? Wtedy Apostoł Paweł powiedział mu: Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony. Współ­ cześni psychiatrzy mogliby powiedzieć, że jego stan emo­ cjonalny nie rokował trwałości jego decyzji. Jednak Pa­ weł nie traktował tego w ten sposób i ochrzcił wierzące­ go Rzymianina tej samej nocy. Na dowód przyjęcia no­ wego życia od Boga, stróż więzienny zaczął przemywać rany więźniów. Ktokolwiek zechce zaufać Jezusowi Chrystusowi jako swojemu osobistemu Zbawicielowi, może w tej chwili na­ rodzić się na nowo. Pierwszych kaznodziejów metodystycznych zwano „kaznodziejami chwili obecnej”, gdyż oferowali oni natychmiastowe zbawienie. Nie jest ono bowiem czymś, co przyjmuje się na łożu śmierci lub po śmierci, lecz ma być teraz, w tej chwili przyjęte. „Oto teraz dzień łaski, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor. 6,2). Bóg oferuje życie wieczne każdemu, kto zechce je przy­ jąć.

Jak stać się nowym człowiekiem? ewnego razu, gdy rozmawiałem ze studentami Szkoły jeden nich wstał i zapytał Czy krótko i wyraźnie, co mam czynić, abym był zbawiony? Z pytaniem tym spotykam się bardzo często w szkołach i uniwersytetach, gdzie miewam wykłady. Czy może alko­ holik, złodziej, morderca ulec radykalnej zmianie i stać się nowym człowiekiem? Pewien zasłużony profesor i nau­ kowiec odwiedził mnie w moim pokoju przy Zrzeszeniu Studentów i powiedział: Jestem przekonany, że pytanie

w Harward, z PTeologicznej mnie: może mi pan wyjaśnić

54

moje zdziwi pana. Wtedy opowiedział mi długą historię swoich wewnętrznych zmagań w dziedzinie moralnej, du­ chowej i intelektualnej. — Coraz lepiej to sobie uświadamiam — powiedział — że mój problematyczny stosunek do chrześcijaństwa nie jest skutkiem trudności intelektualnych, lecz wyłącznie moralnych. Nie chciałem zastosować się do moralnych wy­ magań chrześcijaństwa. Oto moje pytanie: „Co mam uczy­ nić, aby przyjąć Jezusa Chrystusa?” Gdy gubernator jednego z naszych stanów przyjmował nas w swoim domu, poprosił mnie o prywatną rozmowę. Gdy weszliśmy do bocznego pokoju, zamknął za sobą drzwi na klucz. Widziałem, jak przezwyciężając burzę swo­ ich uczuć, w końcu powiedział: Jestem w ślepym zaułku. Potrzebuję Boga. Czy może mi pan powiedzieć jak zna­ leźć Boga? Innym razem, odwiedzając skazanych na śmierć więź­ niów opowiadałem im o drodze Zbawienia. Dobrze zbu­ dowany o przystojnej powierzchowności mężczyzna uważ­ nie przesłuchiwał się moim słowom. Potem prosiłem, aby chętni uklękli, gdy ja będę się modlił. Zanim uklękliśmy, słuchający pilnie mężczyzna zwrócił się do mnie, mówiąc: Czy może pan jeszcze raz wyjaśnić, co mam uczynić, aby grzechy moje zostały przebaczone? Chcę wiedzieć, że idę do nieba. Są to właściwie te same pytania, jakie zadawano Jezu­ sowi Chrystusowi około dwóch tysięcy lat temu. Pytania te stawiano też Apostołom, głoszącym Ewangelię w całym cesarstwie rzymskim. Przekonuje nas to, że wewnętrzne pragnienia duchowe człowieka uległy tylko bardzo nie­ znacznej zmianie. v Bogaty młodzieniec przybiegł i padając przed Chrystu­ sem zapytał Go: „Nauczycielu dobry! Co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny?” (Mr. 10,17). Po usłyszeniu

55

wielkiego kazania Piotra w dzień Pięćdziesiątnicy, wszyscy „byli poruszeni do głębi i rzekli do Piotra... Co mamy czynić?” (Dz. Ap. 2,37). Dostojnik afrykański, jadąc pu­ stynną drogą rozmawiał z Filipem ewangelistą Nagle do­ stojnik zatrzymał wóz i powiedział: „Cóż stoi na prze­ szkodzie?” (Dz. Ap. 8,36). O północy stróż więzienia w Filippi zapytał Piotra i Sylasa: „Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony?” (Dz. Ap. 16,30). Człowiek dwudzie­ stego wieku zadaje to samo pytanie. Jest ono stare a jed­ nocześnie zawsze nowe. Jest tak aktualne dzisiaj jak i w przeszłości. A właściwie, co należy czynić, aby być pojednanym z Bogiem? Co ma na uwadze Biblia, mówiąc o nawróce­ niu. pokucie i wierze? Są to słowa zbawienia a tak mało zrozumiane.

Jezus mówił o tym w bardzo prosty sposób, a my skom­ plikowaliśmy tę sprawę. Mówił do ludzi krótkimi zdania­ mi, używał prostych, codziennych słów, ilustrował swoje poselstwo niezapomnianymi opowiadaniami. Tak prosto wykładał treść poselstwa Bożego, że wielu nie mogło uwie­ rzyć, aby wielkie rzeczy mogły być takie proste. W Księdze Dziejów Apostolskich stróż więzienia w Filippi zapytał Pawła: „Co mam czynić, abym był zbawio­ nym?” Paweł zaś dał mu bardzo prostą odpowiedź: „Wierz w’ Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawionym” (16, 30—3y). Jest to tak proste, że miliony ludzi potykają się o to. Jedynym wyborem, jakiego masz dokonać, aby być nawróconym, jest wiara w Pana Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela. Nie powinieneś przedtem prostować swojego życia. Nie musisz przedtem naprawiać swego życia w domu lub w pracy. Nie próbuj też rezygnować z pewnych nałogów, jakie nie pozwalają ci zbliżyć się do Boga. Wszystkiego tego już próbowałeś, lecz chybiłeś. Podczas naszych ewangelizacji, gdy zapraszam do przy­

56

jęcia Cryiusa, śpiewamy hymn „Taki jaki jestem”. Przyjdź da Chrystusa takim jakim jesteś. Niewidomy przyszedł takim, jakim był. Trędowaty przyszedł ze swoją cho­ robą, a Maria Magdalena z siedmioma demonami. Zło­ czyńca na krzyżu przyszedł takim, jakim był. Ty też możesz przyjś do Chrystusa takim, jakim jesteś.

Nawrócenie Słowo „nawrócenie” znaczy po prostu „zwrot”. Od po­ czątku do końca Biblii, Bóg przekonywuje człowieka, by zwrócił się ku Niemu (Przyp. Sal. 1,23; Iz. 31,6; 59,20; Ezech. 14,6; 18,32 33,9 Joel 2,12 Mat. 18,3 Dz. Ap. 3,19; Ezech. 14,6; 18,32; 33,9; Joel. 2,12; Mat. 18,3; Dz. Ap. 3,19; Hebr. 6,1). Wprawdzie człowiek nie może sam zwrócić się ku Bogu, by pokutować lub nawet wierzyć bez Bożej pomocy! Wszystkim, co możesz uczynić, jest wołanie do Boga, aby cię „odwrócił”. Wiele razy Biblia mówi o lu­ dziach, którzy to właśnie czynili (Ps. 85,4; Pieśń Salom. 1.4; Jer. 31,18). Gdy człowiek woła do Boga, wtedy prze­ jawia prawdziwą pokutę i wiarę. Oto dlaczego Ap. Paweł mógł powiedzieć: „Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie” (Rzym. 19,13). Biblia nigdy nie wymaga, by człowiek usprawiedliwiał siebie samego, odradzał siebie, nawracał lub zbawiał. Rzeczy tych doko­ nuje sam Bóg. W nawróceniu są przynajmniej dwa elementy: pokuta i wiara. Jezus powiedział: „Jeżeli się nie upamiętacie... poginiecie” (Łuk. 13,3). Pokuta zawiera w sobie uznanie grzechu i osobistej winy; nieczystości przed Bogiem. Nie oznacza to pogardy w stosunku do siebie samego. Jest to po prostu przyznanie się do tego, czym naprawdę jesteś­ my. Widzimy wtedy siebie takimi, jakimi Bóg widzi nas i mówimy: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” (Łuk.

57

18,13). Job powiedział: „Przedtem tylko ucho słyszało o tobie, ale teraz oko moje widzi cię. Przetoz żałuję i pokutuję w prochu i w popiele” (42,5.6).

Pokuta Pokuta oznacza także zmianę uczucia. Jest to szczery smutek z powodu popełnionego przed Bogiem grzechu (Ps. 51). Ap. Paweł w 2 Kor. 7,9—10 powiedział: „Teraz jednak cieszę się, nie dlatego, że byliście zasmuceni, ale że byliście zasmuceni ku upamiętaniu... albowiem smutek, który jest według Boga, sprawia upamiętanie”. Pokuta oznacza też zmianę celu i przy udziale woli po­ ciąga za sobą wewnętrzne odwrócenie się od grzechu. Wszystko, co masz uczynić, ogranicza się jedynie do chęci, gotowości. Resztę czyni Bóg. Pokuta jest przełomowym momentem w wędrówce du­ szy po jej odwiecznej orbicie, której centrum jest Bóg. Gdy serca nasze są jak najbardziej uniżone przed Bo­ giem, szczerze wyznają i odwracają się od grzechu, wtedy Bóg włączając się (podobnie do drugiej fazy lotu rakie­ ty) podnosi nas do swojego Królestwa. Nasza droga pro­ wadzi do góry. Gdy człowiek powstał przeciwko woli Bożej, został uwikłany w trudności. Z kłopotów tych wydostaje się tylko wtedy, gdy uniża się przed Bożą wyż­ szością, gdy pokutuje i pokornie mówi: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu”. Ludzka tragedia staje się więc Bożą sposobnością.

Wiara Drugim elementem w nawróceniu jest wiara. Aby być nawróconym, musisz dokonać wyboru. Pismo święte po­ wiada: „Kto wierzy w Niego nie będzie sądzony; kto zaś 58

nie wierzy, już jest osądzony dlatego, że nie uwierzył w imię jednorodzonego Syna Bożego” (Jan 3,18). A więc kto nie jest sądzony? Ten, który wierzy. Co więc musisz uczynić, aby nie być osądzonym? Odpowiedź jest prosta Musisz uwierzyć.

Oczywiście, musimy zrozumieć, co oznacza słowo „wie­ rzyć”. Oznacza to „poddać się” i „zaufać”. Biblia mówi, że bez wiary nie można podobać się Bogu. „Kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają” (Hebr. 11,6). Wiara jest twoją reakcją na Boży dar łaski, miłości i przebaczenia. Bóg przejął inicjatywę. On sam dokonuje całego zba­ wienia. Gdy Chrystus pochylił na krzyżu swoją głowę i powiedział: „Wykonało się (Jan 19,30), miał to samo na myśli. Boży plan naszego pojednania i odkupienia został zrealizowany w Jego Synu. Przyjmując i ufając człowiek ma jedynie odpowiedzieć na to. W Piśmie świętym wiara jest określona jako „pewność tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy” (Hebr. 11,1). Wiara nie jest po prostu zawieszaniem się. Jest to wsparcie się o Chrystusa, gdyż On jest obiektem naszej wiary. Nie jest to po prostu subiektywne uczucie, lecz obiektywny akt. Cechą zbaw­ czej wiary nie jest wierzenie we wszystko lub cokolwiek. Jest to wiara w osobę a Osobą tą jest Chrystus. Wiara nie stoi w sprzeczności ani z rozumem, ani z wiedzą. Nie przeciwstawia się ona intelektowi.

Zaangażowanie Wiara jest także zaangażowaniem się. Leighton Ford powiedział: Wiara nie jest zaufaniem -pozbawionym do­ wodów prawdziwości, lecz zaangażowaniem się bez za­ 59

strzeżeń. Wiara włącza intelekt, a pragnienie — uczucia. Zaangażowanie włącza też wolę. Tak więc w akt praw­ dziwej wiary angażuje się cały człowiek. Wiarą jest więc to, co wiemy, jak odczuwamy i co czynimy dla Jezusa Chrystusa. W ten sposób wiara przechodzi w czyn i czyn jest wiarą w akcji. Dr Ernest White wykazuje, że pierwszym odruchem, jaki szczególnie wyróżnia się w procesie nawrócenia jest przekonanie, przeświadczenie. Jest to rezultat pracy Ducha Świętego. Przekonanie to w pewnym okresie czasu wy­ tworzy konflikt, którego charakter i przebieg będą w du­ żej mierze zależały od sytuacji i temperamentu danej osoby. Nie wszyscy w procesie nawrócenia przechodzą przez takie same przeżycia. W szesnastym rozdziale Dziejów Apostolskich znajduje­ my opowiadanie o nawróceniu dwu osób. Jedną z nich była Lidia z Tiatyry, sprzedawczyni purpury, która była gorliwą czcicielką Boga, chodziła nad rzekę na zgroma­ dzenie modlitewne i tam usłyszała Pawła głoszącego Ewangelię. Pan otworzył jej serce, więc uwierzyła i na­ wróciła się bez walk i konfliktów wewnętrznych. Drugą osobą był stróż więzienny w Filippi, o którym mówili­ śmy już poprzednio. Po trzęsieniu ziemi i otworzeniu się drzwi więziennych, wpadł w panikę. Wbiegł do więzie­ nia, wyjął miecz, by popełnić samobójstwo, ale nagle usły­ szał powstrzymujące go słowa Apostoła Pawła. Wtedy za­ wołał, aby przyniesiono światło. Gdy zobaczył więźniów na swoich miejscach, drżąc cały upadł do nóg Pawła i Sylasa i zawołał: „Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony?” Potem słyszał od Pawła Ewangelię i cieszył się, że uwierzył w Boga. Tu był dramat, podniecenie i kryzys.

60

Uczucie Niektóre osoby w czasie nawrócenia przeżywają kryzys emocjonalny, którego przejawy są podobne do opisanego kryzysu w dziedzinie umysłu. Może to być głębokie uczu­ cie, obfite łzy i niepokój. A może rzeczy tych w ogóle nie być. Są i tacy, którzy w bardzo małym stopniu prze­ żywają ten fakt uczuciowo. Przyjmują oni zbawienie bez szczególnych, krytycznych przeżyć umysłu lub uczucia. Nie są oni w stanie wskazać jakiś określony czas, kiedy po­ znali Chrystusa. Moja żona jest przykładem prawdziwej chrześcijanki, ale nie jest ona w stanie określić czas swego nawrócenia. A pomimo to jest ona pewna swego na­ wrócenia, gdyż zna Chrystusa osobiście w rzeczywistości codziennego życia i służby, posiada radość zbawienia. Określając nowonarodzenie wybitnej jednostce intelek­ tualnej, jaką był Nikodem, Jezus powiedział: „Wiatr wieje dokąd chce i szum jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przy­ chodzi i dokąd idzie; tak jest w każdym, który się na­ rodził z Ducha” (Jan 3,8). Jest to więc podobne ruchowi wiatru, który jest nieraz tak niedostrzegalny jak zefir a czasem tak rewolucyjny jak cyklon. Podobnie jest też z nawróceniem — czasem spokojne i łagodne, a czasem w wielkiej manifestacji uczuciowej karczujące i prze­ kształcające całe życie człowieka.

Akt woli Również wola bierze udział w procesie nawrócenia. Przejście przez konflikty umysłowe i kryzysy emocjonalne nie oznacza dokonanego nawrócenia. Zanim nie dokona się nawrócenia, wolnego czynnika moralnego i woli danej osoby, nie jest ona właściwie nawróconą. Ten akt woli jest aktem akceptacji i poddania się. W akcie tym czło­ 61

wiek dobrowolnie akceptuje łaskę Bożą i przyjmuje Syna Bożego, a wtedy poddaje siebie wol iBożej. W każdym prawdziwym nawróceniu wola człowieka schodzi się z wo­ lą Bożą. Prawie ostatnim słowem Biblii jest zaproszenie: „A ten, który pragnie, niech przychodzi, a kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota” (Obj. 22,17). Jest to akurat dla ciebie. Jeżeli masz być zbawionym, musisz tego chcieć. Jest to wolą Bożą, ale musi stać się to także twoją wolą.

Od tych, którzy mają wątpliwości i niepewności odno­ szące się do życia chrześcijańskiego, otrzymuję każdego tygodnia sporo listów. Nie są oni pewni swego nawróce­ nia. Zastanawiają się, czy są naprawdę chrześcijanami. Myślą, że być może są nimi, lecz posiadają tak mało ra­ dości płynącej z chrześcijańskiej wiary. Szczególnie odnosi się to do tych, którzy w czasie swego nawrócenia nie do­ znali szczególnych przeżyć emocjonalnych. Na początku obecnego stulecia profesor Edwin Storbuck, wybitny znaw­ ca w dziedzinie psychologii, zaobserwował, że chrześcijań­ scy pracownicy kościelni zasadniczo rekrutowali się z tych, którzy przeżyli dramatyczne i dogłębne nawrócenie. In­ nymi słowami mieli przed sobą Wyraźny obraz tego, co znaczy być człowiekiem nawróconym. Sami bowiem to przeżyli. Współczesne wychowanie religijne w dużej mierze opie­ ra się na założeniu, że dana osoba może stać się chrześci­ janinem poprzez proces wychowania. Stąd zapędziliśmy do Kościoła dziesiątki tysięcy ludzi, którzy nigdy nie mieli osobistego kontaktu z Jezusem Chrystusem. Wielu tak zwanych chrześcijan minęło się z przeżyciem osobi­ stego kontaktu z Chrystusem, zamiast tego mają jedynie religijne przygotowanie. Rzadko mamy ewangelizacje, na których nie nawraca­ liby się studenci seminarium czy nawet duchowni Kościo­ ła. Podczas jednej z ostatnich ewangelizacji szesnaście 62

duchownych wystąpiło naprzód, aby przyjąć Jezusa Chry­ stusa jako Zbawiciela. Wielu z nich miało wykształcenie teologiczne, lecz nigdy nie przeżyli osobistego spotkania z osobą Chrystusa. Prawdą jest, że istnieje wielu chrześcijan, których życie i wiara świadczy o ich zauważonym lub niezauważonym nawróceniu do Chrystusa. Możliwie nie znają oni dokład­ nej godziny tego wydarzenia. Moim zdaniem, jest to ra­ czej wyjątek niż zasada. Czy mogą oni pamiętać ten mo­ ment, czy też nie: była chwila. gdy przeszli oni ze śmierci do życia. Nie możesz dokładnie powiedzieć, kiedy noc przechodzi w dzień, ale oglądając zalaną słonecznym światłem okolicę, jesteś pewien, że zmiana ta nastą­ piła. Dr Donald Grey Barnhouse pewnego razu powiedział: Nie jest to zarozumialstwem z mojej strony, gdy powiem, że jestem tak pewny, że będę w niebie, jak jestem pewny, że Jezus Chrystus tam będzie. Gdyby jakikolwiek procent moich uczynków miałby się do tego przyczynić, wtedy byłoby to zarozumialstwem. Ale jeśli powiadam, że dwa, pięćdziesiąt czy osiemdziesiąt procent moich uczynków odkładam poza siebie, a Boże sto procent sprawiedliwości jest moim zbawieniem, wtedy samochwalstwo jest wyłą­ czone. Jak pisał Paweł: „Gdzież tedy chluba twoja? Wy­ kluczona! Przez jaki zakon? Uczynków? Bynajmniej, lecz przez zakon wiary” (Rzym. 3,27).

Pewność W trojaki sposób mogę dowiedzieć się, że mam życie wieczne: obiektywnie, gdyż Słowo Boże mówi o tym zde­ cydowanie; subiektywnie, gdyż świadectwo Ducha Święte­ go potwierdza to wewnątrz mnie i doświadczalnie, gdyż powoli, z biegiem czasu mogę widzieć doświadczalnie 63

działanie Boże w moim życiu. Jest to proces powolniej­ szy aniżelibym tego sobie życzył, ale jest to proces. Dla­ tego mogę powiedzieć: „Wiem”.

Jak przyjqč Chrystusa? Wielu stoi przed następującym zagadnieniem: Co wła­ ściwie mam uczynić, aby przyjąć Chrysusa? Chciałbym, aby mogło to być zawarte w ścisłym sformułowaniu i sprezentowane każdemu zainteresowanemu, lecz jest to niemożliwe. Jak już mówiłem, każdy człowiek ma inne, związane z tym przeżycia. Tak jak nie ma dwóch iden­ tycznych płatków śniegu, tak nie ma też dwóch takich samych przeżyć przy spotkaniu z Chrystusem. Pomimo to Biblia podaje pewne zasady ogólne, jakie pomogą ci przyjąć Jezusa Chrystusa jako swego Zbawiciela. Oto one: PO PIERWSZE: Musisz uświadomić sobie, że Bóg tak bardzo ukochał ciebie, że dał Syna Swego, aby umarł na krzyżu. „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że syna swe­ go jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jan 3,16). „Syn Boży... umiłował mnie i wydał siebie samego za mnie” (Gal. 2,20).

PO DRUGIE: musisz pokutować za swoje grzechy. Je­ zus powiedział: „Jeżeli się nie upamiętacie... poginiecie” (Łuk. 13,3). Powiedział też: „Pokutujcie... i wierzcie” (Mar. 1,15). Jak pisał John Seon, kaznodzieja zboru w Londynie: Wierze przyjmującej Chrystusa musi towarzyszyć pokuta odrzucająca grzech. Upamiętanie nie oznacza po prostu smutku z powodu niechlubnej przeszłości. Sam smutek nie wystarcza. Musisz pokutować. To oznacza, że musisz od­ wrócić się do grzechu plecami. 64

PO TRZECIE: musisz przyjąć Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela i Pana. „Którzykolwiek zaś go przyjęli, tym dal moc stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego” (Jan 1,12). To oznacza, że przyjmujesz Bożą ofiarę miłości, łaski i przebaczenia, że przyjmujesz Jezusa Chrystusa jako swojego jedynego Pana i jedynego Zba­ wiciela. Oznacza to też zaprzestanie walk i usiłowań, aby zbawić siebie samego. Ufasz Jemu całkowicie i bez resz­ ty jako swojemu Panu i Zbawicielowi. PO CZWARTE: Musisz wyznać Chrystusa publicznie. Jezus powiedział: „Każdego więc, który mnie wyzna przed ludźmi i Ja wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebiesiech” (Mat. 10,32). Z wyznaniem tym związany jest taki rodzaj życia wśród bliźnich, by z łatwością mogli oni zauważyć dokonaną w tobie zmianę. Prócz wyznania ży­ ciem wyznajesz też Jezusa ustami: „Bo jeśli ustami swoi­ mi wyznasz, że Jezus jest Panem i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony bę­ dziesz” (Rzym. 10,9). Jest to bardzo ważne, abyś po przy­ jęciu Chrystusa zaraz powiedział o tym komuś innemu. Daje to bowiem siłę i odwagę do niesienia świadectwa. Jest to też ważnym, abyś zadecydował i przyjął Chry­ stusa w tej chwili. „Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor. 6,2). Jeżeli chcesz pokutować za swoje grzechy i przyjąć Jezusa Chrystusa jako swojego Zbawi­ ciela, możesz uczynić to teraz. W tej chwili możesz po­ chylić swoją głowę lub uklęknąć i powiedzieć słowa tej oto modlitwy, którą stosowałem z tysiącami osób na każdym kontynencie. O Boże, przyznają, że zgrzeszyłem przeciwko Tobie. Bardzp mi przykro z tego powodu. Chcę odwrócić się od moich grzechów. Otwarcie przyjmuję i uznają Jezusa Chrystusa moim osobistym Zbawicielem. Wyznają Go jako 65 Ark. — 5

Pana, Od tej chwili chcę żyć dla Niego i służyć Jemu. W imieniu Jezusa! Amen! Jeżeli chętnie podejmiesz taką decyzję i przyjmiesz Je­ zusa Chrystusa, Syna Bożego jako swojego Zbawiciela, wtedy według cytowanych powyżej stwierdzeń Pisma świętego, stałeś się dzieckiem Bożym, w którym miesz­ ka Jezus Chrystus. Wielu ludzi, mierząc pewność swego zbawienia własnymi uczuciami, popełnia poważny błąd. Uważaj więc, abyś sam go nie popełnił. Wierz Bogu! Trzymaj Go za słowo!

Cechy nowego człowieka trzecim wieku, Cyprian, biskup Kartaginy, pisał do swojego przyjaciela, Donatusa: Świat ten jest niepopraw­ nym, Donatusie, jest niewiarygodnie złym światem. Lecz w jego otchłani odkryłem spokojnych i świętych ludzi, którzy poznali wielką, tajemnicę. Znaleźli oni radość tysiąc razy przewyższającą jakiekolwiek przyjemności naszego grzesznego życia. Są wyśmiewani i prześladowani, ale się tym nie przejmują. Są oni gospodarzami swoich dusz. Oni przezwyciężyli świat. Ludzie ci, Donatusie, są chrze­ ścijanami... i ja jestem jednym z nich. Jeżeli pokutowałeś za swoje grzechy i przyjąłeś Chry­ stusa jako Zbawiciela, wtedy i ty także jesteś jednym z nich. W chwili twego nawrócenia do Chrystusa, bez względu na to, czy byłeś tego świadom, czy nie, dokonały • się pewne zmiany. Oto one:

PO PIERWSZE: TWOJE GRZECHY ZOSTAŁY PRZE­ BACZONE. „W którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów” (Kol. 1,14). „Odpuszczone są wam grzechy wa­ sze dla imienia jego” (1 Jan 2,12). Cały Nowy Testament 66

mówi nam o tym, że ten, kto przyjmuje Chrystusa jako Zbawiciela, w tym samym czasie przyjmuje także, jako dar Boży, przebaczenie grzechu. Biblia powiada: „Jak daleko jest wschód od zachodu, tak daleko oddalił od nas przestępstwa nasze” (Ps. 103,12). Jedyną podstawą prze­ baczenia naszych grzechów jest oczywiście, krew Jezusa Chrystusa, przelana na krzyżu dla naszego odkupienia od naszych grzechów. Był on „wydany za grzechy nasze” (Rzym. 4,25). Jednak Boże przebaczenie sięga o wiele dalej niż tylko przebaczenie grzechów. Bóg nie tylko przebacza, lecz i usprawiedliwia. Oznacza to, że człowiek w oczach Bo­ żych przestaje być winnym. Ktoś powiedział: Jestem uspra­ wiedliwiony, a to oznacza, jak gdybym nigdy nie zgrze­ szył. Moja sekretarka często używa chemicznego wywabiacza do usuwania błędów pisarskich. Bóg dotyka nasze serca chemikaliami Swojej łaski i tak usuwa ich skaże­ nia, że od tej chwili w oczach Jego- jesteśmy bez plam i skazy.

Każdy, kto zaufał Jezusowi Chrystusowi, stoi przed Bogiem jako człowiek niewinny. Wszystkie obciążające go dowody winy zostały przekreślone. Nie jest to sprawą uczucia, lecz jest to fakt. Możesz zastosować do siebie tekst z Galacjan 2,16: „Wiedząc wszakże, że człowiek zost»je usprawiedliwiony nie z uczynków Zakonu, a tylko przez wiarę w Jezusa Chrystusa”. Usprawiedliwienie i przebaczenie są wolnymi darami Bożymi. Nie wymaga­ ją one jakichkolwiek zasług ze strony człowieka. Są one Jego niezasłużoną życzliwością. Przebaczenie i usprawied­ liwienie są przekazywane nam przez wiarę. W naszych czasach, czasach kompleksów winy, być może najwznioślejszym wyrazem w naszym języku jest „prze­ baczenie”. 67

Pewnego razu, skazanemu na śmierć za morderstwo udało się uciec ze stanowego więzienia w Oklahoma. Prze­ łożony więzienia, pragnąc zwabić uciekiniera, zaofiarował mu 1500 dolarów. Nagroda ta miała być zapracowana i za­ oszczędzona przez zbiegłego więźnia za kratami więzien­ nych bram. — Jeżeli przyjdzie, to przekona się, że więcej już się stąd nie wydostanie — powiedział przełożony więzienia. Sprawiedliwości musi stać się zadość.

Jakże inną jest Boża ofiara oferowana wszystkim ucie­ kającym od boskiej sprawiedliwości. Jego ofiara nie wabi zbiegów. „Niech opuści niepobożny drogę swoją... i niech się nawróci do Pana... gdyż jest hojny w odpuszczeniu” (Iz. 55,7). Sprawiedliwość ludzka ściga, by ująć przestęp­ cę. Boża sprawiedliwość pragnie uwolnić go. Sprawiedli­ wość ta została zaspokojona śmiercią Chrystusa. Wszy­ scy, którzy staną przed Bogiem z wiarą i pokutą będą przyjęci nie jako zbiegowie, lecz jako dzieci Boże „uspra­ wiedliwieni we wszystkim” (Dz. Ap. 13,39). PO DRVGIE: NOWY CZŁOWIEK JEST PRZYJĘTY, ADOPTOWANY. „Wykupił tych, którzy byli pod zakonem, abyśmy usynowienia dostąpili” (Gal. 4,5). W chwili przy­ jęcia Chrystusa jako Zbawiciela, przyjmujemy boską na­ turę synów Bożych. Obecnie jesteśmy w pozycji współ­ dziedziców z Jezusem Chrystusem. „Przeznaczył nas dla siebie do synowstwa przez Jezusa Chrystusa” (Ef. 1,5). Teraz możemy korzystać z praw, z jakich korzysta syn. Wszystkie skarby, królestwa są do naszej dyspozycji. Moi przyjaciele Roy Rogers i Dale Evans zaadoptowali kilkoro dzieci. Pewnego razu zapytałem ich, czy takimi samymi prawami i przywilejami nadzielają zarówno własne jak i adoptowane dzieci. Byli zaszokowani moim py­ taniem. 63

— Oczywiście, że tak — odpowiedzieli. — Dzieci adop­ towane są tak samo nasze jak i te, które nam się uro­ dziły. A zatem mają one wszystkie prawa i przywileje naszego ciała i krwi.

My także zostaliśmy przyjęci do rodziny Bożej i nam także zostały dane wszystkie prawa i przywileje sy­ nostwa. PO TRZECIE: W NOWYM CZŁOWIEKU ZAMIESZ­ KUJE DUCH BOŻY. Zanim Jezus Chrystus wzniósł się do nieba, powiedział: „I ja prosić będę Ojca a da wam in­ nego Orędownika, aby był z wami na wieki; Duch praw­ dy... wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie” (14,16—17). Podczas ziemskiego życia Jezusa Chry­ stusa jego obecność mogła przeżywać jedynie mała grupka ludzi. Obecnie zaś Chrystus mieszka przez Ducha w ser­ cach wszystkich tych, którzy przyjęli Go jako Zbawiciela. W Liście do Rzymian ap. Paweł pisał: „Ale wy nie jesteś­ cie w ciele, lecz w duchu, jeśli tylko Duch Boży mieszka w was” (8,9). Później pisał do Koryntian: „Czyż nie wie­ cie, że świątynią Bożą jesteście, i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor. 3,16). Duch Święty dany jest każdemu wierzącemu i nie na czas ograniczony, lecz na zawsze. Gdyby na małą chwilę pozostawił nas, bylibyśmy w wiel­ kim kłopocie. Słuchając słów duchownego, pewna pani z nutą lekceważenia i pogardy powiedziała: Pan nie do­ trzymuje kroku duchowi naszego wieku. Wtedy kaznodzieja odpowiedział: Ma pani rację. Nie idę z duchem naszego wieku. Ale wewnątrz siebie ja mam Ducha Świętego naszego wieku. Walter Knight opowiada o młodym chłopcu, który nie­ dawno przyjął Chrystusa. Tatusiu, jak mogę wierzyć w Ducha Świętego, jeżeli nigdy go nie widziałem — zapy­ tał pewnego razu swojego ojca.

69

— Pokażę ci jak — odpowiedział ojciec, który był elektrykiem. Wziął syna do elektrowni. — Stąd przepływa moc, która rozgrzewa naszą kuchenkę i daje nam światło. Nie możemy widzieć tej mocy, ale jest ona w tych oto maszynach i przewodach — wyjaśniał ojciec. — Wierzę w elektryczność — odezwał się syn. — Oczywiście — ciągnął dalej ojciec — ale wierzysz w to nie dlatego, że widzisz. Wierzysz w istnienie elek­ tryczności, dlatego, że doświadczasz skutków jej działania. Podobnie możesz wierzyć w Ducha Świętego, ponieważ widzisz jego działanie w życiu ludzi, którzy ulegli Chry­ stusowi i posiadają Jego moc. Tak więc wiarą przyjmujesz fakt zamieszkiwania w to­ bie Ducha Bożego. Jest on tam po to, aby nadzielić ciebie szczególną mocą do pracy dla Chrystusa. To on rodzi tam swój nadnaturalny owoc, którym jest: miłość, radość, po­ kój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagod­ ność, wstrzemięźliwość (Gal. 5,22—23). Jest on tam po to, aby prowadzić cię przez wszystkie trudności, przez które jako chrześcijanin musisz przechodzić. Czasem jadąc na ewangelizację do Europy, wolę pod­ różować morzem i całych pięć dni cieszyć się przejażdżką statkiem. Podczas jednej z takich podróży kapitan statku „United States” Anderson, pokazał mi żyroskop.

— Gdy morze jest niespokojne — wyjaśniał kapitan — żyroskop pomaga utrzymywać statek we właściwej po­ zycji. Podczas wielkich sztormów, gdy fale sięgają ogrom­ nych rozmiarów, żyroskop pomaga w kierowaniu i zacho­ waniu wysokiego stopnia równowagi okrętu. Słuchając jego objaśnień, myślałem jak bardzo żyroskop podobny jest Duchowi Świętemu. Niech sztormy życia przewalają się nad naszymi głowami. Niech pełen wro­ gości Szatan przychodzi jako potop, Niech fale smutku, 70

cierpienia, pokusy i doświadczenia rozpętają się nad nami. Ale gdy Duch Święty mieszka w naszych sercach, nasze dusze będą zachowane we właściwej pozycji i w dosko­ nałym pokoju. PO CZWARTE: NOWY CZŁOWIEK MA MOŻLIWOŚĆ ZWYCIĘSTWA NAD POKUSĄ I GRZECHEM. „Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które przekraczałoby siły ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście je mogli znieść” (1 Kor. 10,13). Biblia poucza, że nowy człowiek ma „brzydzić się złem” (Rzym. 12,9) i „zewlec z siebie starego człowieka wraz z jego poprzednim postępowaniem, którego gubią zwodni­ cze żądze” (Ef. 4,22). Mamy także „nie czynić starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości” (Rzym. 13,14). Istnieje więc weilki problem: Jak mamy tego dokonać? Skąd otrzymamy taką zdolność i tyle siły? Ta nowa zdolność, ta nowa siła pochodzą z Ducha Świętego, który żyje w każdym prawdziwie wierzącym. Nie są one rezultatem naszej walki z pokusą. Jest to życie Boże wewnątrz nas. Żyje On w naszych sercach, aby po­ magać nam przeciwstawiać się grzechowi. Naszym zada­ niem jest wierzyć i poddawać się Jemu. V,7 tej sytuacji nasze życie chrześcijańskie musi cechować aktywna wiara. Wiara jest tarczą w naszej obronie przed Szatanem (Ef. 6,16). Pomaga nam ona też przezwyciężyć zło w otaczają­ cym nas świecie (1 Jan 5,4). Biblia uczy nas, że jako chrześcijanie możemy stać się „więcej niż zwycięzcami” (Rzym. 8,37). Siła do naszego zmagania i zwycięstwa stale przepływa z Chrystusa. Biblia nie mówi, że życie chrześcijanina jest całkowicie pozba­ wione grzechu, lecz grzech nie będzie nad takim życiem panował. Siła i moc grzechu zostały złamane. Obecnie chrześcijanin ma dostępne środki pozwalające mu żyć po­ 71

nad i poza tym światem. Pismo święte oświadcza, że kto­ kolwiek jest narodzonym z Boga, nie praktykuje grzechu (1. Jan 3,6—9). Mała dziewczynka, zapytana, co uczyniła­ by, gdyby Szatan, kusząc ją, zapukał do jej drzwi, odpo­ wiedziała: „Wysłałabym wtedy do tych drzwi Jezusa”. Po­ dobnie jest z każdym chrześcijaninem. Tak więc w Jezusie Chrystusie nowy człowiek jest na­ prawdę nowym człowiekiem. Co to znaczy być nowym człowiekiem. Co to znaczy być nowym stworzeniem albo osobą? Powiedzmy sobie wyraźnie, że nowy człowiek nie jest poprawionym lub przerobionym nowym człowiekiem. Nie jest on także poprawionym czy przemodelowanym starym człowiekiem, gdyż Bóg nie czyni nowego ze sta­ rego ani wlewa nowego wina w stare worki. Nowy czło­ wiek jest ukształtowanym w was Chrystusem. Jak przy stworzeniu zostaliśmy stworzeni na podobieństwo Boże, przy nowym stworzeniu jesteśmy przetworzeni na podobeiństwo Chrystusa. Paweł powiedział: „Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna Jego” (Rzym. 8,29). Tego rodzaju nowy człowiek nie jest rezultatem zmiany psychologicznej. Zda­ niem psychiatry Ernesta Whita, chrześcijańskie nawróce­ nie posiada stałe skutki w głębi osobowości i kieruje czło­ wieka na ścieżkę świętości. Psychologiczne zabiegi mogą jedynie przestawić układ umysłowy i emocjonalny, lecz nie wnoszą one do życia nowej mocy.

Nowy człowiek to inaczej Chrystus w sercu, a to ozna­ cza, że jest On w centrum naszej istoty. Słowo „serce” w biblijnym znaczeniu symbolizuje całą dziedzinę uczuć. Chrystus wchodzi do tej dziedziny i przemienia nasze uczucia. W ten sposób rzeczy, jakie darzyliśmy poprze­ dnio uczuciami przemijają, a te, które teraz darzymy, są nowymi i pochodzą od Boga. Jeżeli Chrystus mieszka w sercu, to mieszka On także i w umyśle z jego zróżnico72

weną funkcją myślenia i samookreślenia. W procesie przemiany w nowe stworzenie, gdy Chrystus zamieszkuje serce, ludzka osobowość ani nie przestaje istnieć, ani nie jest unicestwiona. Przeciwnie, przez jedność z Chrystu­ sem zostaje ona wzbogacona i wzmocniona.

Nowy człowiek nie jest doskonałym Istnieje pewne zagadnienie, przed którym stają chrześci­ janie zaraz po swoim nawróceniu. Niektórzy są przeko­ nani, że od chwili tej natychmiast stają się doskonali a w rzeczywistości są kuszeni, mają swoje problemy i konflik­ ty a nawet poddają się pokusom. Stąd wielu z nich prze­ żywa zamieszanie, zniechęcenie a nawet załamanie. Życie chrześcijańskie nie jest takim, jakim miało być według ich przypuszczeń. Biblia zapewnia nam stanie się dojrza­ łymi, lecz nie oznacza to, że zawsze jesteśmy bez skazy. Ernest T. Kevan powiada: Doskonałym chrześcijaninem jest ten, kto mając poczucie własnych upadków i niedo­ skonałości, zdecydowanie dąży do wyznaczonego celu (Fil. 3,14). Biblia powiada: „Gdyż ciało pożąda przeciwko Ducho­ wi, a Duch przeciwko ciału, te są sobie przeciwne, abyście nie czynili tego, co chcecie” (Gal. 5,17). Mówi to o du­ chowym konflikcie w sercu każdego, prawdziwego wie­ rzącego człowieka. To prawda, że chrześcijanin posiada nową naturę, lecz stara też jest jego własnością. Naszym zadaniem jest codzienne poddawanie się panowaniu i kie­ rownictwu nowej natury, w której dominuje Chrystus. Ponieważ jesteśmy nowym stworzeniem, dla którego wszystkie stare rzeczy przeminęły, a wszystko stało się nowym, już więcej nie praktykujemy grzechu. Możemy upaść w grzech, lecz nienawidzimy tego. No­ wa natura nie popełnia grzechu, a gdy chrześcijanin grze­ 73

szy, wtedy na chwilę dochodzi do głosu jego stara natu­ ra. A gdy chrześcijanin zgrzeszy, zanim nie wyzna tego i nie odnowi swojej społeczności z Bogiem, czuje się czło­ wiekiem nieszczęśliwym. Jest to zasadnicza różnica mię­ dzy wierzącym i niewiernym. Niewierzący praktykuje grzech na codzień, wierzący zaś tego nie czyni. On niena­ widzi grzechu i zamiast przebywania w poprzednim stanie bezprawia, trwa w przykazaniach Bożych. Dlatego Paweł powiada: „którzy nie według ciała postępujemy, ale według ducha” (Rzym. 8,4). To oznacza nasze posłu­ szeństwo nowej naturze, zamieszkującemu w nas Ducho­ wi Świętemu. „I nie oddawajcie członków swoich grze­ chowi na oręż nieprawości, ale oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych, a członki swoje Bogu na oręż sprawiedliwości” (Rzym. 6,13).

Nowe zasady życia Powinniśmy stale karmić naszą naturę Słowem Bożym, a starą, dążącą ku światu i ciału, niszczyć. Jesteśmy za­ chęcani do „nieczynienia starania o ciało, by zaspakajać pożądliwpości” (Rzym. 13,14), lecz do „składania ciała swego jako ofiarę żywą, miłą Bogu” (Rzym. 12,1). Od tej chwili nasz wybór dokonuje się z nowej per­ spektywy i nowych wymiarów. Gdy całkowicie wykorzy­ stujemy pełnię przywilejów i mocy naszego nowego życia w Chrystusie, grzech traci kierowniczą rolę w tym wy­ borze i dyspozycjach. Chrześcijanin jest pod panowaniem Chrystusa, dlatego w konsekwencji żyje według nowych zasad i z nową mocą. W Londynie, pewien alkoholik został poddany leczeniu psychiatrycznemu. Lecz wkrótce ze względu na brak ja­ kichkolwiek rezultatów psychiatra zrezygnował z dalszego udzielania zabiegów. Podczas naszych spotkań ewangelj-. 74

zacyjnych w tym mieście alkoholik został zaprószony na nabożeństwo. Z wielkim zainteresowaniem słuchał posel­ stwa Ewangelii. — Możliwie i dla mnie jest jakaś nadzieja — myślał. Pewnego wieczoru, gdy rzucone zostało zaproszenie, wraz z innymi wyszedł i on naprzód. Wtedy został na­ wróconym i nowa moc wstąpiła do jego życia. Tego wie­ czoru, będąc w łóżku, jak zwykle wyciągnął rękę w kie­ runku stojącej obok butelki ulubionego napoju. Lecz coś — lub raczej ktoś — zatrzymał jego rękę. Wtedy wstał z łóżka, wziął butelkę i jej zawartość wylał do zlewu. Gdy obudził się na drugi dzień znowu odrucho­ wo sięgnął w kierunku stojącej tam przedtem butelki. Oczywiście, już jej tam nie znalazł, lecz nie odczuł też z tego powodu rozczarowania. Później człowiek ten zatelefonował do swego psychiatry i powiedział: Stracił pan pacjenta. Chrystus uwolnił mnie od alkoholu. Teraz jestem nowym człowiekiem. Po chwili psychiatra odrzekł: To bardzo dobrze. Może i ja, tam gdzie pan, mogę znaleźć sobie pomoc. Wprawdzie nie je­ stem alkoholikiem, ale mam swoje własne potrzeby i problemy. Psychiatra ten zaczął uczęszczać na nabożeń­ stwa ewengelizacyjne i on także przyjął Chrystusa jako swego Zbawiciela. W rok później w holu jednego z londyńskich hoteli obaj: psychiatra i dawny alkoholik świadczyli o zbawczej mocy Jezusa Chrystusa. Chrystus zachował ich obu.

Podstawy nowego rodzaju przeżyć ako nowe stworzenie doznajemy przemijania starych i rozpoczęcia się rzeczy nowych. U podłoża przemian leży pięć przyczyn.

Jrzeczy tych

75

PO PIERWSZE: NOWY CZŁOWIEK MA NOWĄ ORIENTACJĘ. Przed nawróceniem był zorientowanym ku światu i jego materialistycznym, świeckim sprawom. Te­ raz jest zorientowanym ku Jezusowi Chrystusowi z wyż­ szymi ideałami chrześcijańskiego życia. PO DRUGIE: NOWY CZŁOWIEK MA NOWE MOTY­ WY POSTĘPOWANIA. Przed nawróceniem kierował się wyłącznie pobudkami skoncentrowanymi wokół własnej woli i pożądliwości. Pragnął tego, co chciał czynić, co chciał otrzymać i czym być. Czasem jest to odruchem dobrym a czasem złym, ale zwykle dalekim od Boga. Te­ raz motywem jego postępowania jest wola Boża. Jest to najwyższy motyw życia i jak długo jesteśmy nim na­ tchnieni i ożywieni, tak długo będziemy żyć i działać w zgodności z usposobieniem nowego stworzenia, jakim sami jesteśmy.

PO TRZECIE: NOWY CZŁOWIEK MA NOWY KIERU­ NEK. Przed nawróceniem szedł w kierunku oddalającym go od Boga. Było mu łatwo czynić źle. Grzeszenie było rzeczą naturalną. Teraz jego życie odwróciło się w innym kierunku. „My wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego... i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni. Ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie... ożywił nas wraz Chrystusem” (Ef. 2,3—5). Teraz poruszamy się w kierunku woli Bożej. Nowe, całkiem inne uczucia przepełniają nasze serca. Grzeszne praktyki nie tylko są dla nas teraz nieatrakcyjne, lecz wstrętne. Poruszamy się w kierunku sprawiedliwości i boskości. Myślimy myślami Bożymi. Zastosowujemy umysł Chrystusa i jesteśmy uwolnieni od niewoli umysłu natu­ ralnego. Jesteśmy wolni od zawiści i gniewu, stajemy się tak wielkodusznymi i uprzejmymi, jakim był On sam. 76

PO CZWARTE: NOWY CZŁOWIEK BĘDZIE DUCHO­ WO I MORALNIE PRZEZYWAŁ DALSZY WZROST. Przez zostosowanie form religijnych można naśladować chrześcijańskie życie, ale sztuczny kwiat poznaje się bar­ dzo łatwo. Między naturalnym wzrastaniem duchowym chrześcijanina a jego namiastką istnieje zasadnicza róż­ nica. Pierwsza czynność jest wzrastaniem, druga — na­ warstwieniem. Jezus powiedział: „Spójrzcie, jak rosną li­ lie” (Łuk. 12,27). Jak one rosną? Rosną one organicznie i żywiołowo, automatycznie, bez usiłowań, zmagań czy iry­ tacji, rosną tak jak my wzrostamy fizycznie bez świa­ domych wysiłków. Jeden z moich synów pewnego razu powiedział: Będę tak dużym jak tatuś i wyciągnął się, ile mógł w górę. Lecz jego wysiłek nie uczynił go ani trochę wyższym. W chwili przyjęcia Chrystusa rozpoczynasz życie jako duchowe niemowlę. „Jako nowonarodzone niemowlęta, za­ pragnijcie niesfałszowanego duchowego mleka, abyście przez nie wzrastali” (1 Piotr. 2,2). Dziecko może być na­ rodzone w bogatym domu i w ten sposób może stać się posiadaczem dobrych rodziców, braci i sióstr, domów i po­ siadłości, ale informowanie go o tym wszystkim po jego narodzeniu nie jest wtedy rzeczą najważniejszą. Pierwszą rzeczą jest wtedy troszczenie się o niego. Ponieważ jest głodne i potrzebuje wzrastać, musi być właściwie odży­ wiane. Ponieważ przyszło na świat, gdzie czyha na nie­ go wiele wrogów, musi być otoczone troskliwą opieką. W pokojach szpitalnych przenoszą go w sterylizowanych rękowiczkach i nie pozwalają stykać się z ludźmi z zew­ nątrz, aby nie padło ono ofiarą gotowych do ataku mi­ liardów bakterii. Stałeś się dzieckiem Bożym. Narodziłeś się w Jego ro­ dzinie jako niemowlę. Jest to bardzo ważny strategicznie moment twojego życia. Dlatego istnieją trzy rzeczy, które

77

wzmocnią twoje siły do przyszłej walki i zachowają cie­ bie od ataków Szatana, wroga twojej duszy.

Ważną rzeczą jest, abyś budował duszę przez czytanie Pisma świętego. Jeżeli nie masz Biblii, nabądź ją jak najszybciej i zacznij czytać Nowy Testament. „Jakim spo­ sobem oczyści młodzieniec ścieżkę swoją? Gdy się zacho­ wa według słowa twego” (Ps. 119,9). „W sercu swoim składam wyroki twoje, abym nie zgrzeszył przeciwko to­ bie” (Ps. 119,11). Tak więc zachęcam cię do czytania i uczenia się na pamięć fragmentów Słowa Bożego. Szatan będzie czynił wszystko, co jest w jego mocy, aby nie pozwolić ci czytać Biblię i pokonać cię w no­ wym życiu chrześcijańskim. W przeszłości nie byłeś ce­ lem tak zawziętych ataków Szatana, ale teraz uczyniłeś krok, który rozeźlą go najbardziej. Teraz bowiem wyrzekłeś się jego i przyłączyłeś się do tych, którzy wierzą w Syna Bożego. Już więcej nie jesteś własnością Szata­ na, lecz należysz do Tego, który płacąc za ciebie wielką cenę — swojej krwi przelanej na krzyżu — kupił ciebie sobie na własność. Bądź pewny, że Szatan będzie usi­ łował niepokoić ciebie. Jego ataki przybierają różne for­ my ,ale jeżeli tylko zastosujesz broń przygotowaną ci przez Boga — oprzesz się im skutecznie. „Weżcie... miecz Ducha, którym jest Słowo Boże” (Ef. 6,17). Nie tylko na­ leży uzbroić się w Słowo Boże jako atakujący miecz, ale też należy wziąć obronną tarczę wiary, która zabezpiecza nas od pocisków nieprzyjacielskich (Rzym. 10,17; Ef. 6,16). Dlatego niezmiernie ważną rzeczą jest studiowanie Pi­ sma świętego. Gdy Chrystus będąc na pustyni, był ku­ szony przez diabła, trzy razy odparował te pokuszenia słowami Pisma świętego: „Napisano...” (Mt. 4). Jeżeli cy­ towanie Pisma świętego było niezbędnym dla Chrystusa to jakże o wiele bardziej ty potrzebujesz tego wypró­ bowanego środka. 78

Niemniej też ważną rzeczą jest nauka modlitwy. Jezus powiedział: „Człowiek zawsze winien modlić się (Łuk. 18,1). I znowu: „Dotąd o nic nie prosiliście w imie­ niu moim; proście a weżmiecie. aby radość wasza była zupełna” (Jan 16,24). Apostoł Paweł powiedział nawet: „Bez przestanku się módlcie” (1 Tess. 5,17). Gdy posta­ nowiłeś naśladować Chrystusa, możesz zwracać się do Boga jako do Ojca, Na początku nie będziesz mógł płynnie wypowiadać słów swojej modlitwy, ale pomimo to waż­ nym jest, abyś zaczął się modlić natychmiast. Słowa two­ jej pierwszej modlitwy mogą być następujące: Ojcze, dzęikuję ci za zbawienie mojej duszy. Miłuję Ciebie. W imieniu Chrystusa. Amen! Może to być właśnie taka prosta modlitwa, ale wkrótce będziesz mógł modlić się o wszystko inne. Jest to początek twojej modlitwy „bez przestanku”.

Bardzo ważną rzeczą jest mieć społeczność z innymi chrześcijanami. Bóg nie chce, abyś prowadził swoje chrześcijańskie życie w odosobnieniu. Po­ trzebujesz społeczności zborowej: Nie opuszczajcie wspól­ nych zebrań waszych. Jeżeli żarzący się węgielek wyjmiesz z ognia, wkrótce ostygnie. Ale jeśli taki żarzący się węgielek włożysz do innych gorących węgielków, wte­ dy będzie on żarzył się całe godziny. Możliwie w twoim zborze jest grupa biblijna lub modlitewna, o której jesz­ cze nic nie wiesz. Wkrótce możesz włączyć się do róż­ nych rodzajów pracy chrześcijańskiej, która da ci no­ wych przyjaciół i wzmocni twoją wiarę. Teraz jesteś członkiem ogólnoświatowego braterstwa, obejmującego wszystkie narody, rasy i języki. Idąc ścież­ ką w dżungli afrykańskiej spotkałem tam chrześcijan. I pomimo że dzieliły nas bariery języka, rasy i kultury natychmiast byliśmy braćmi. Jedną z wielkich radości 79

mego życia jest możliwość podróżowania dookoła świata i spotykanie tysięcy chrześcijan w różnych krajach. PO PIĄTE: NOWY CZŁOWIEK POWINIEN MIEĆ NO­ WE zaangażowanie społeczne, to radykalnie wpłynie na twój stosunek do swojej rodziny, współży­ cie z współpracownikami, twój stosunek do pracy i do bliźniego. Tutaj tkwi istotna różnica między chrześcijaninem i mo­ ralistą. Praca chrześcijanina rozwija się od wewnątrz, moralisty zaś od zewnątrz. Pierwszy jest organizmem, w którego centrum znajduje się żywe ziarno, włożone tam przez żywego Boga. Drugi zaś jest kryształem; może być bardzo pięknym, lecz tylko kryształem. Brakuje mu ży­ wej zasady wzrostu.

Powinieneś wiedzieć, że Bóg jest zainteresowany taki­ mi problemami naszych wczasów, jak amoralność, nędza, problemy rasowe i zbrodnie. Apostoł Jakub powiedział: „Wiara bez uczynków jest martwą” (2,20). Nasze dobre uczynki świadczą o tym, że przyjęliśmy Chrystusa. Mamy odwiedzać chorych, więźniów, przyjaźnić się z samotnymi i usiłować sprowadzić do społeczności wyobcowanych z niej. Tym, którzy trwonią swoje życie, będziemy wska­ zywać na nowe wartości. Będziemy iść tą drogą, okazu­ jąc uprzejmość, delikatność i miłość ku wszystkim lu­ dziom. Będziemy chętnie cierpieć, być prześladowanymi być wyśmiewanymi i poniżanymi przez wrogi świat, który nie rozumie naszych motywów. Czymś wielkim i wspaniałym jest żyć nowym życiem w Chrystusie. To obecność Chrystusa we mnie pozwala mi na to. Pewien człowiek, jadąc samochodem wyproduko­ wanym przez Forda, nagle zauważył zanikanie pracy sil­ nika. Wkrótce pojazd zatrzymał się. Kierowca wysiadł, obejrzał motor, ale nigdzie nie mógł znaleźć usterki. 80

Gdy tak stał, nadjechał inny samochód i na dany znak zatrzymał się. Z nowej, błyszczącej maszyny wysiadł wy­ soki mężczyzna i przyjaźnie zapytał: Co się stało? Zapy­ tany odpowiedział: Nie mogę w żaden sposób uruchomić tego „Forda”. Przybysz obejrzał motor samochodu, do­ tknął tu i tam i powiedział: Proszę teraz uruchomić mo­ tor. Gdy motor nagle zapalił, jego wdzięczny właściciel, nie posiadając się z radości, przedstawił się i zapytał: A jakie jest Pana nazwisko, drogi panie?. — Moje nazwisko — odpowiedział uprzejmy przybysz — jest Henry Ford. Ten, kto wyprodukował „Forda” wie, jak go urucho­ mić. Bóg uczynił mnie i ciebie i jedynie On wie, jak uru­ chomić twoje życie i moje. Bez Chrystusa życie nasze jest kompletnym wrakiem. Gdy On kieruje nami, wszystko idzie dobrze. Bez Niego nic uczynić nie możemy.

81 Ark. — 6

Ą 'g&clnaifC^k

WY JESTEŚCIE SOLĄ ZIEMI

U ŹRÓDEŁ HASŁA owyższe słowa hasła naszego spotkania, są słowami Pana Jezusa zapisanymi przez ewangelistów synop­ tycznych: Mat. 5,13; Marka 9,50 i Łuk. 14,34.

P

• DO KOGO SKIEROWANE? Dla odpowiedzi na to pytanie bardzo pouczająca jest lektura tekstów ewange­ licznych o pierwszych wystąpieniach publicznych Pana Jezusa: MAREK I MATEUSZ: „... gdy Jan był uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei, głosząc ewangelię o królestwie Bożym i mówiąc: Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże; upamiętajcie się i wierzcie ewangelii” (Marek 1,14—15). ŁUKASZ opowiada bardziej szczegółowo, jak po chrzcie i pobycie na pustyni Pan Jezus wstąpił do bóżni­ cy w Kafarnaum:... i podano Mu księgę proroka Izaja­ sza, a otworzywszy ją znalazł miejsce, gdzie było napisa­ ne: Duch Pański nade mną, przeto namścił mię, abym opowiadał ewangelię ubogim, posłał mię, aby uzdrawiał skruszonych na sercu... I mówił: Dziś wypełniło się to Pismo w uszach waszych” (Łuk. 4,17—21). JAN rozpoczyna ewangelię od opisu działalności Pana Jezusa w Jerozolimie, od wizyty księcia Nikodema, do

85

którego Pan Jezus wypowiedział te pamiętne słowa: „... jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może widzieć kró­ lestwa Bożego” (Jan 3,3). W powyższych tekstach widzimy trzy wspólne zasady:

KRÓLESTWO BOŻE — które się przybliżyło, którego czas isaę wypełnił, którego nie można widzieć bez nowego narodzenia. NAWRÓCENIE — lub upamiętanie, pokuta, słowa te są tłumaczeniem greckiego metanoeite. Ponieważ czas się wypełnił ia Królestwo Boże przybliżyło się więc nawróć­ cie się. W drugim opisie Pan Jezus odnosi do siebie sło­ wa proroctwa, „abym uzdrawiał skruszonych na sercu”, a do Nikodema mówi o nowym narodzeniu. WIARA — .... i wierzcie ewangelii”, „aby nie zginął ten kto w Niego wierzy”. Do kogo więc były pierwotnie skierowane słowa hasła: Wy jesteście solą ziemi? Ewangelista Mateusz poprze­ dza Kazanie na Górze słowami (5,1): „A widząc tłumy ludu wstąpił na górę i gdy usiadł, przystąpili do Niego uczniowie Jego. I otworzywszy usta swe uczył ich...” Po­ dobnie w Ewangelii Łukasza czytamy o gromadzie ucz­ niów Jego i wielkim mnóstwie ludu z całej ziemi Judz­ kiej i z Jerozolimy i z kraju Pomorskiego: „A On pod­ niósłszy oczy swoje na uczniów swych mówił: Błogosła­ wieni jesteście...” Wynika z przytoczonych tekstów, że wprawdzie słuchaczami Kazania były tłumy, rzesze, ale bezpośrednio słowa Pana Jezusa skierowane były do uczniów. Ich to możemy uważać za prawdziwych adresa­ tów hasła: „Wy jesteście solą ziemi”. Kim byli ci uczniowie? Narzuca się odpowiedź, że sło­ wo to oznacza apostołów. Ale ewangelista Łukasz opisu­ je, że Pan Jeżus wybrał apostołów właśnie spośród ucz­ niów, a powyżej cytowaliśmy, że słowa o soli ziemi zwró­ 86

cił do gromady uczni. Z ewangelii Jana wiemy, że ucz­ niami „niejawnymi” byli nawet niektórzy książęta. Uczniami nazywano wówczas wszystkich zwolenników nauki danego mistrza. Ludzie, do których Pan Jezus skierował słowa: Wy je­ steście solą ziemi, byli jednak więcej niż zwolennikami Jego nauki Wynika to z treści pierwszych wystąpień Pana Jezusa, omówionych na wstępie Uczniami musieli widocznie być tacy ludzie, którzy nie tylko słyszeli nowi­ nę o Królestwie Bożym, ale też upamiętali się, czyli zmie­ nili drogę swojego życia, uwierzyli w Ewangelię i poszli za Jezusem. Z powyższych źródłowych informacji nasuwa się jesz­ cze jeden wniosek: Sól ziemi nie stanowi celu sa­ ma w sobie. Celem jest Królestwo, panowanie Boże. Solą ziemi są nazwani ludzie, w których już stało się ono rze­ czywistością, którzy upamiętali się, uwierzyli Ewangelii i idą za Jezusem. • EWANGELICZNY OPIS SOLI ZIEMI. Jako opis Soli można przyjąć Błogosławieństwa, którymi rozpoczy­ na się Kazanie na Górze, a także inne teksty z Ewangelii f.Iateusza od 5 rozdziału:

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowem oni pocieszeni będą. Błogosławieni cisi, albo­ wiem oni odziedziczą ziemię. Błogosławieni, którzy łak­ ną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni nasyceni będą Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miło­ sierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi nazwani bę­ dą. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowa­ 87

nie dla sprawiedliwości, albowiem ich jest królestwo niebieskie. Wy jesteście solą ziemi, jeśli zaś sól zwietrzeje, czymże ją osolą? Wy jesteście światłem świata, nie może się miasto ukryć na górze leżące. Ani zapalają świecy i stawiają jej pod korzec, ale na świeczniku i świe­ ci wszystkim, którzy są w domu. Tak niechaj świeci świat­ łość wasza przed ludźmi... Powiadam wam, jeżeli nie będzie obfitsza spra­ wiedliwość wasza, niż uczonych w piśmie i faryze­ uszy, nie wnijdziecie do Królestwa Niebieskiego... Słysze­ liście, że rzeczono przodkom: nie będziesz zabijał... ale ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na brata swego będzie winien... Słyszeliście, iż rzeczono przodkom: Nie będziesz cudzołożył. A ja wam powiadam, iż każdy, kto patrzy na niewiastę, aby jej pożądał, już z nią cu­ dzołóstwo popełnił w sercu swoim... Słyszeliście, iż rzeczopo przodkom: Nie będziesz krzywoprzysięgał... Ale ja wam powiadam, abyście zgoła nie przysięgali, ale mowa wasza niech będzie tak-tak, nie-nie... Słyszeliście, że po­ wiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. Ale ja wam powia­ dam nie sprzeciwiajcie się złemu, ale kto cię uderzy w prawy twój policzek, nastaw i lewy... Słyszeliście, iż rzeczono: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A ja wam po­ wiadam, miłujcie nieprzyjaciół swoich... Bądźcie wy tedy doskonałymi, jak i Ojciec wasz Niebieski jest do­ skonały. Strzeżcie się, aby jałmużny swojej nie dawać wo­ bec ludzi dlatego, aby was widzieli ... Ale ty, gdy dajesz jałmużnę, niech nie wie lewica twoja, co czyni prawica... A gdy się modlisz, nie bądź jako obłud­ nicy... ale wnijdź do komory twojej... i módł się do 88

Ojca twego, który jest w skrytości... A gdy pościcie, nie bądźcie smętnej twarzy, jako obłudnicy... Nie skarbcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje podkopują i kradną. Ale skarbcie sobie skarby w niebie... albowiem gdzie jest skarb wasz, tam będzie serce wasze... Nie możecie Bogu służyć i mamonie... Nie troszczcie się tedy, mó­ wiąc: Co będziemy jedli?, albo: Co będziemy pili?, albo: Czy się będziemy przyodziewali? Bo tego wszystkiego po­ ganie szukają... Ale szukajcie najpierw Królestwa Boże­ go i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydatne.

NIE SĄDŹCIE abyście nie byli sądzeni... Albo jak rzeczesz bratu swemu: Dozwól, że wyjmę źdźbło z oka twe­ go, a oto belka jest w oku twoim... Wchodźcie przez ciasną bramę, albowiem prze­ stronna jest brama i szeroka droga, która prowadzi na zatracenie i wielu jest, którzy nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia i mało jest takich, którzy ją znajdują. Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wnijdzie do Królestwa Niebieskiego, ale ten, który czyni wolę Ojca mojego, który jest w niebiesiech. Wszelkiego więc, który słucha tych słów moich i wykonuje je, przyrów­ nam do męża mądrego, który zbudował dom swój na opo­ ce... (Mat 5, 6 i 7 — fragmenty). Sól ziemi ilustrują też inne przykłady w Ewangeliach. W Ewangelii Łukasza ubodzy są przeciwstawieni bo­ gaczom: „... lecz biada wam bogacze, bo już macie zapła­ tę swoją”. Do uczniów mówi Pan Jezus, o bogaczach, że „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielnie niż bogatemu wnijść do Królestwa Niebieskiego”. Po­ 89

wodem tego jest zaślepienie serca bogactwem, co widać w przypowieści o Bogaczu i Łazarzu. Pan Jezus sam był wzorem cichości i pokory, zgodnie z proroctwem o Słudze Pańskim: „Oto sługa mój... nie będzie się wadził, ani będzie słyszany na uli­ cach krzyk jego...”. Otoczających Go ludzi zachęca: Ucz­ cie się odemnie, żem ja cichy i pokornego serca. A do uczniów mówi: ,,... kto by się tedy uniżył, jako dziecię, ten będzie wielkim w Królestwie Niebieskim” (Iz. 42,1—2; Mat. 11,29, 18,4). Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie wy­ jaśnia, jak wysoko oceniał Jan Jezus współczucie, któ­ rym zresztą sam był przepełniony w stosunku do każ­ dego cierpienia i nieszczęścia ludzkiego. O czystym sercu mówił Pan Jezus jako o źródle postę­ powania: „Albowiem ze serca pochodzą złe myśli, za­ bójstwa, cudzołóstwa...”. Do farzyeuszy mówił: „Jakże możecie dobrze czynić, będąc złymi?” A do uczniów swo­ ich: „Nie moe złe drzewo wydać dobrych owoców”. Czy­ stość serca zajmuje ważne miejsce w ewangelicznym opisie soli ziemi (Mat. 15,19; 12,34; 7,17). Zuepłnie sprzeczna z Solą jest obłuda religijna. Zewnętrzna religijność, pycha duchowa — ściągnęły na siebie jedyne słowa potępienia: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudni”. Sól ziemi ma gromadzić skarby duchowe, a uwolnić serca od przywiązania do skarbów ziemskich. Kilka pięknych urywków Ewangelii podaje słowa Pana Jezusa z tym związane, np. opowiada­ nie o człowieku, ktróy zebrał nadzwyczajne plony i rzeki: „Duszo, masz wiele bogactw zgromadzonych na wiele lat... ale mu rzekł Bóg: O głupi, tej nocy jeszcze upom­ nę się o duszę twoją... Tak będzie każdemu, kto nie jest bogaty w Bogu” (Łuk. 12,20). W innym miejscu stawia 90

pytanie: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swojej poniósł szkodę?” Uczniów swoich zapewnia, że kto dla Niego i dla Ewangelii opuś­ ci dom, rodzinę, lub rolę, otrzyma stokrotną zapłatę. Sól ziemi to nie słuchacze tylko, lecz czyniciele Słowa Bożego. Szukacie mnie, bo jedliście chleb — zazruca biegającym za Nim po cudownym nakarmieniu, a ludności miast galilejskich z goryczą zwraca uwagę, że gdyby się w Tyrze i Sydonie, w Sodonie i Gomorze stały takie cuda i słyszane były takie słowa, dawno by już pokutowały w worze i popiele, czyli przyjęły je dla zmiany swojego życia. W obrazie sądu Pan Jezus mówi do Soli ziemi: „Byłem głodny, a nakarmiliście mnie, by­ łem spragniony, a daliście mi pić, byłem nagi, a przy­ odzialiście mnie, byłem chory i w więzieniu, a odwiedzi­ liście mnie (Mat. 25, 36—36).

• DODATKOWE ZRODŁO ENERGII. Powyższe cechy i zasady, wyróżnione przez Pana Jezusa, mają coś wspól­ nego zarówno z powszechnymi siłami moralnymi czło­ wieka jak i osiągnięciami wielkich filozofów i nauczy­ cieli. Gdy Krzysztof Kolumb po raz pierwszy wylądował na jednej z wysp Nowego Świata w 1492 roku spotkał tam ludzi, którzy okazali się gościnni, szczerzy i uczciwi. Bied­ ny Odkrywca musiał przeżywać nie lada problem moralny, widząc jak przywiezieni przez niego „chrześcijanie”, lu­ dzie chciwi i rozwięźli, oszukują i gwałcą prostodusz­ nych i uczciwych „pogan”. Takie ludy spotykał też w centralnej Afryce Dawid Livingstone. Pokochał je do te­ go stopnia, że sam wykształcony i wychowany w dobro­ bycie, lepiej czuł się w towarzystwie prostych Murzy­ nów rasy Bantu niż w towarzystwie Europejczyków, nrzedstawicieli wyrafinowanej kultury, uważających się

91

za chrześcijan. Właśnie mija sto lat od czasu, gdy od­ mówił Stanley’owi powrotu do świata cywilizowanego. Wytrwały badacz Północy, Roald Amudsen, zmuszony do zimowania w śniegowych pustyniach Grenlandii, w 1903 roku spotkał tam Eskimosów, którzy szczerze zaję­ li się jego losem, okazali mu wiele serca i życzliwości. Amudsen interesował się ich losem, podziwiał prostotę obyczajów i uczciwość tych ludzi, którzy umieli liczyć tylko do trzech. Opisuje, że rozstawali się z płaczem. Nawet jeszcze dzisiaj nasz dziennikarz Olgierd Bu­ drewicz zachwyca się na łamach „Przekroju” etyką Pig­ mejów, nazywając ich dobrymi duchami dżungli w swo­ ich reportażach z Afryki. Wiele wybitnych dzieł litera­ tury oddaje hołd wielkości, jaka kryje się w prostocie uczciwości i szerości ludu. Filozof Kant był pełen nodziwu dla tego zjawiska i dla niego prawo moralne w człowieku było równie cudowne jak widok gwiaździstego nieba. Pismo święte stwierdza po prostu, że jest to pra­ wo Boże wpisane w sumienie człowieka, porządek Bo­ ży utrzymujący społeczeństwa w całości, jak nić utrzy­ muje korale (Brunner). Jako przykłady stycznych punktów ewangelicznego opi­ su Soli ziemi z pracami wielkich filozofów można zacy­ tować Sokratesa: Czy nie wstydzisz się dbać o pieniądze, sławę, zaszczyty a nie o rozum, prawdę i o to, by du­ sza stała się najlepsza? Dla Sokratesa najwyższym do­ brem była cnota. Inne dobra — zdrowie, bogactwo, sława — nie zawsze okazały się dobre w skutkach, są poza tym krótkotrwałe. Podobnie dla Platona, ucznia Sokratesa, tylko pierwszymi przedmiotami miłości są dobra realne, np. piękne, ciała. Z czasem rodzi się w duszy świado­ mość, że piękno dusz jest większe od piękna ciał i przed­ miotem miłości stają się wtedy piękne myśli i czyny, 92

piękne twory dusz, jednym słowem piękno duchowe. I kto tak stopniowo udoskonala się w rzeczach miłości, ten ujrzy wreszcie to, do czego wszystko inne było tylko przygotowaniem: piękno wieczne, będące pięknem zawsze i dla każdego. Jednak właściwy sens Jezusowej Soli ziemi da się zrozumie6ć dopiero na tle łatwo dostrzegalnej nietrwałości, braku odporności na zepsucie sił moralnych człowieka. Jest regułą, że społeczeństwa rozwijające materialną kul­ turę życia psują się moralnie. Tertulian pozostawił nam w Apologetyku opis stosunków w Rzymie II wieku: Gdzież owe prawa odeszły, ograniczające przepych i żą­ dzę popisu, które pozwalały nie więcej, jak 100 asów wy­ dać na jedną ucztę, burzyć teatry jeżeli powstały na zep­ sucie obyczajów... Gdzież jest owo szczęście małżeńskie, owoc czystych obyczajów, że przez 600 lat od cza­ sów założenia Rzymu żaden dom nie pisał pisma rozwo­ dowego? Tymczasem dzisiaj kobiety na wszystkich częś­ ciach ciała dźwigają złoto, każdy pocałunek zalatuje winem, rozwód zaś jest już nawet celem, jak gdyby pro­ stą konsekwencją małżeństwa. Etnografowie opisują nam szczepy Indian w Ameryce Południowej jako zepsute i niemoralne, jednak zastrze­ gają się, że na ten stan miało wpływ zetknięcie się z bia­ łym człowiekiem. Wódka, nałogi, niemoralność, kradzie­ że wpełzły w ciągu trzystu lat kontaktów z cywilizacją do życia tych prostych ludzi, spychając ich na dno. Na ogół szybciej potrafili się deprawować niż cywilizować — oto wniosek historyków. W czasach pozytywizmu panowało przekonanie, że ta słabość jest skutkiem braku oświaty, wykształcenia. Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę — śpiewa Konopnicka o młodo­ cianym „przestępcy”. Dziś jednak, w dobie powszechności 93

oświaty, rozumiemy, że wiedza, nauka jest moralnie obo­ jętna, może być użyta zarówno dla dobra jak i dla zła. Potrzebna jest siła zapobiegająca zepsuciu — a więc sól. Ewangelia jest wyjątkowa pod tym względem. Widzimy w niej bowiem, jak zwykli ludzie wstępowali na wyższy poziom życia nie przez swoją siłę charakteru — byli bowiem często bardzo zepsuci i zdeprawowani — ale dzięki pomocy, jakiej udzielił im Chrystus. W ujęciu Pana Jezusa Sól ziemi to już nie naiwna, nieświadoma siebie prostota, tak łatwo dająca się zwieść na manow­ ce i bezpowrotnie zepsuć, ani też wysokie szczyty speku­ lacji myślowych, lecz ludzie zaopatrzeni w źródło siły do przeciwstawienia się zepsuciu człowieka. To program nie tylko powstrzymywania zepsucia, ale i odrodzenia czło­ wieka. Ta dodatkowa moc jest według Pisma Świętego mocą Bożą, która objawiła się w Chrystusie i stała się dostępna w Nim dla człowieka: „...którzykolwiek Go przy­ jęli, dał im tę moc, aby się stali dziećmi Bożymi”. Jest to ta sama moc, która przejawiła się w zmartwychwstaniu Pana Jezusa: „Razem z Nim zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił”. W stosunku do Soli zi e m i występuje Pan Jezus nie tylko jato nauczyciel, jako twórca programu. Praktyka życia wierzących chrześcijan pokazuje, że Jego życie, Jego ofiarna śmierć, zmartwychwstanie i obecność w Duchu Świętym są najważniejszą częścią składową tej Sol i. Zapowiedział to na samym począt­ ku swej działalności, mówiąc o nadejściu Panowania Bo­ żego, wzywając do upamiętania się, nawrócenia i do uwierzenia Ewangelii. „Nie wstydzę się Ewangelii Chry­ stusowej, jest bowiem ona mocą Bożą ku zbawianiu dla każdego wierzącego” — powie Apostoł Paweł. 94

A więc u swego źródła, w Ewageliach, Sól ziemi jest czymś więcej niż etyką, więcej o tę dynamiczną, związaną z osobą Jezusa część, którą można by w skrócie wyrazić Jego wezwaniem: Nawróćcie się i wierz­ cie Ewangelii.

Sól ziemi w historii tej części referatu pragniemy wskazać, że Sól tam, na wieść Królestwie wierzyli Ewan­ gelii, jak to było za czasów Pana Jezusa.

ziemi występowała zawsze gdzie W o Bożym ludzie nawracali się i

• OKRES APOSTOLSKI. Z Dziejów i Listów Apostol­ skich dowiadujemy się, że zbory, czyli kościoły miejscowe powstawały tam, gdzie ludzie nawracali się do Boga i wierzyli Ewangelii o Chrystusie. Już w dniu Pięćdzie­ siątnicy ludzie słuchający Piotra pytają go wstrząśnięci: „Cóż mamy czynić, mężowie, bracia?” Na co Piotr od­ powiada: „Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się w imię Pana Jezusa”. Pierwszy zbór chrześcijański po­ wstał w Jerozolimie właśnie z tych trzech tysięcy osób, które usłuchały tego wezwania (Dz. Ap. 2,38). Po ukamienowaniu Szczepana niektórzy uczniowie, Cyp­ ryjczycy, przyszli do Antiochii i tam „mówili do Helle­ nistów, opowiadając Pana Jezusa. I była z nimi ręka Pańska i wielka liczba uwierzywszy, nawróciła się do Pana”. Właśnie w tym mieście powstała nazwa chrześci­ janie, czyli „chrystusowcy” (Dz. Ap. 11,20—21). Podobnie w Tesalonikach apostoł Paweł wykazywał w tamtejszej bożnicy, że Chrystus musiał cierpieć i zmar­ twychwstać. „I uwierzyli niektórzy (Izraelici) oraz mnó­ stwo pobożnych Greków i niemało znamienitych nie­ wiast” (Dz. Ap. 17,4). 95

O początkach zboru w Koryncie czytamy, że Kryspus, przełożony bożnicy „uwierzył w Pana z całym domem swoim i wielu z Koryntczyków, którzy słuchali, uwie­ rzyli i zostali ochrzczeni” (Dz. Ap. 18,8). SÓL ZIEMI była natychmiastowym efektem, skutkiem działania tej wstępnej zasady nawrócenia do Boga i wiary w Ewangelię. Na przykład w pierwszym, jerozolimskim zborze „żaden niczego z majętności swojej nie zwał swoim własnym, ale wszystko mieli wspólne. Sprzedawali po­ siadłości i majętności swoje i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba (Dz. Ap. 2,45; 4,32). W Dziejach Apostolskich czytamy o Dorkas — Tabicie, dzieweczce „pełnej dobrych uczynków”, opiekującej się wdowami i sierotami. Apostoł Paweł przedstawiając kró­ lowi Agrypie swoją działalność twierdzi po prostu, że „opowiadał poganom, aby się nawrócili do Boga, czyniąc uczynki godne upamiętania” (Dz. Ap. 26,20). Do Rzymian pisze: „A wy usłuchaliście z serca zasad tej nauki, której się poddaliście. A będąc uwolnieni od grzechu, staliście się sługami sprawiedliwości”. A pisze tak „ze względu na Boga, który odda każdemu według uczyn­ ków jego” (Rzym. 2,6; 6,18). Koryntian nazywa „Listem Chrystusowym”, którzy czy­ tają wszyscy ludzie. Do Galacjan pisze o owocach Ducha i uczynkach ciała: „Owocem Ducha są miłość, radość, po­ kój, cierpliwość, uprzejmość, dobrotliwość, wiara... Nato­ miast uczynki ciała to cudzołóstwo, nieczystość, rozpu­ sta, nieprzyjaźń, swary, zazdrość, gniewy, nienawiść, za­ bójstwa, pijaństwo i obżarstwo” (Gal. 5,19—23).

„Niegdyś byliście ciemnością, ale teraz jesteście świat­ łością w Panu: Postępujcież jak dzieci światłości. Bo owoc Ducha jest we wszelkiej sprawiedliwości, prawdzie

96

i dobroci...” pisze do chrześcijan w Efezie. Upomina też w sprawie życia rodzinnego: „Mężowie, miłujcie żony swoje, jak Chrystus Kościół... Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom...” (Ef. 5,25; 6,1). Wierzącym w Filipach życzy: „aby byli bez nagany na dzień Chrystusowy, napełnieni owocami sprawiedliwości” i aby „zachowali się godnie Ewangelii”. W drugiej części Listu pisze: „Czyńcie wszystko bez szemrań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawcie się jako źródła świat­ ła w świecie”. Przestrzega też przed takimi doktrynerami chrześcijańskimi, „których bogiem jest brzuch, którzy my­ ślą o rzeczach ziemskich” (Fil. 11,11; 2,14—15). Kolossan prosi: „...przyobleczcie serce litościwe, dobro­ tliwość, pokorę, łagodność, cierpliwość...” Sług upomina: „Bądźcie posłuszni doczesnym panom, nie służąc tylko dla oka, lecz w szczerości serca, bojąc się prawdziwego Pana. Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie...” (Kol. 3,12,23). Tesalończyków uczy, że „kto nie chce pracować, niechaj też nie je”. Tymoteusza ostrzega przed takimi, którzy „stracili dobre sumienie i stali się rozbitkami we wierze”, poleca, aby do modlitwy wznoszone były czyste ręce, bez gniewu i swaru, aby niewiasty chlubiły się skromnością i dobrymi uczynkami raczej niż klejnotami i drogimi ubiorami, gani plotkarskie obyczaje wdów, mających zbyt wiele czasu, chwali prostotę życia: „Bogatym źródłem zysku jest pobożność, o ile łączy się z przestawaniem na swoim. Niczego na ten świat nie przynieśliśmy, jako że i nic zabrać nie możemy. Skoro więc mamy się czym pożywić i przyodziać, poprzestawajmy na tym. Kto bo­ gactw pragnie, wpada w pokuszenie oraz w liczne i szkod­ liwe pożądliwości, które pogrążają człowieka w zatra­ cenie” (1 Tym. 6,6—9).

97 Ark. — 7

Tytusa uczy: „Chcę, aby ci, którzy uwierzyli w Boga, starali się przodować w dobrych uczynkach” (Tyt. 3,8). W Liście Jakuba czytamy, że „wiara bez uczynków jest martwa, że czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem jest opieka nad wdowami i sierotami”, pomaganie bied­ nym. Podobnie pisze apostoł Piotr do rozproszonych chrze­ ścijan: „Bądźcie świętymi w postępowaniu, jak święty jest ten, który was powołał”. Dalej: „Najmilsi, proszę was jako przechodniów i gości, abyście się wstrzymywali od cie­ lesnych pożądliwości, które walczą przeciwko duszy, wio­ dąc dobre życie między poganami, aby za co wam zło­ rzeczą jako złoczyńcom, za to przyjrzawszy się waszym dobrym uczynkom, chwalili Boga” (1 Piotra 2,11—12). Jan, Apostoł Miłości pisze w swoim liście: „Dziatki mo­ je, miłujmy nie słowem, lub językiem, ale uczynkiem i prawdą” (1. Jana 3,18).

• OKRES OJCÓW KOŚCIOŁA. Historycy zajmujący się pierwszym okresem rozwoju chrześcijaństwa oceniają również interesujące nas zagadnienie, które nazwaliśmy umownie Solą ziemi. Ocena ta jest bardzo korzystna: W ówczesnym społeczeństwie ewangeliczne zasady współ­ życia mężczyzn i kobiet, świętość małżeństwa, ukazanie wartości duszy ludzkiej złagodziło dolę kobiet i dzieci, zmniejszyło rozwięzłość obyczajów pogańskiego świata. Chrześcijaństwo nie walczyło o zniesienie niewolnictwa, lecz wybitnie wpłynęło na polepszenie doli olbrzymiej rzeszy niewolników pod koniec tego okresu. Wielu chrze­ ścijan wyzwalało swoich niewolników. Zdarzało się też, że zbór wykupywał swoich członków — niewolników z fun­ duszów składkowych. Często duże zbory wykupywały jeń­ ców wojennych od nieprzyjacielskich wojsk. Ówcześni chrześcijanie potępiali bezczynność, a pracę ręczną trak­ towali jako cnotę.

98

Posiadanie własności prywatnej było uważane zawsze za pokusę, jednak nie wyptacowano wyraźnych reguł w tej dziedzinie. Wielu bogaczy sprzedawało swe majątki, zatrzymując niezbędne minimum posiadania. W każdym razie posiadanie było traktowane jako szansa ofiar­ ności.

Dobroczynność była w starożytności obowiązkiem bo­ gaczy i zjednywała im tzw. klientów. Poeci nazywali klientów darmozjadami. Zupełnie inny charakter miała dobroczynność wśród chrześcijan. U nich każdy (nawet najbiedniejszy) w miarę swoich możliwości brał udział w ofiarności. Motyw ofiarności również był inny, a było nim posłuszeństwo przykazaniu miłości pozostawionemu przez Pana Jezusa. Kto korzystał z dobroczynności chrze­ ścijan? Sieroty, wdowy, upośledzeni i chorzy. Dalej po­ zbawieni pracy dla wiary, pielgrzymi chrześcijańscy, więź­ niowie i zesłańcy, skazani na ciężkie roboty w kamienio­ łomach i kopalniach, na galerach.

Czasami jedne zbory wspierały inne w czasie głodu lub epidemii. Czasami wzywano wiernych do postu dla zaoszczędzenia na wsparcie dla potrzebujących. W starych rękopisach zachowały się niektóre dane cyfrowe. W jed­ nym z nich wspomina się o 1500 osób wdów i pozbawio­ nych opieki na utrzymaniu zboru w Rzymie. W drugim o 3.000 wdów, chorych, więźniów i ubogich na wsparciu zboru w Antiochii. Dowiadujemy się też, że w czasie za­ razy w Aleksandrii i Kartaginie pozostali tam tylko chorzy i... chrześcijanie, którym przykazanie miłości na­ kazywało zaopiekować się tymi chorymi. W późniejszym czasie tworzyły się instytucje dobroczynności i miłosier­ dzia chrześcijańskiego. W innych starych pismach czyta­ my o pierwszym na świecie szpitalu zbudowanym w 370 roku w Cezarei przez tamtejszy kościół chrześcijański. 99

Według tego samego historyka szybki rozwój chrześci­ jaństwa był zasługą nie tyle zawodowych głosicieli (pro­ roków, nauczycieli) co raczej zwykłych ludzi, którzy za­ rabiając na chleb, mówili o swojej wierze bliźnim. Po­ gański filozof Celsus wyśmiewa religię, głoszoną przez wyrobników wełny, skór i drzewa, a Orygenes, odpowia­ dając mu w „Apologii”, nie przeczy temu. Sympatycy tworzyli grupę katechumenów, czyli ludzi nauczanych. Każdy zbór mianował nauczycieli uczących katechume­ nów zasad wiary. Przyjęcie do zboru przez chrzest na­ stępowało na wyznanie wiary w Pana Jezusa i na wnio­ sek nauczyciela lub opiekuna wyznaczonego przez zbór.

O obyczajach chrześcijan pisze Minucjusz Feliks w II wieku: Ponieważ dla nas obyczajność i wstydliwość jest miernikiem wartości człowieka, dlatego słusznie trzyma­ my się z dala od waszych przeklętych rozkoszy, od wa­ szych pochodów i teatrów... Na wyścigach w cyrku któż nie patrzy z przerażeniem na szał zwalczającego się tłu­ mu, a w czasie walk gladiatorów na zawodowe mordo­ wanie ludzi?... Także na scenicznych przedstawieniach szał nie mniejszy, demoralizacja jeszcze większa... Nas od rozwięzłości chroni troskliwie przestrzegana i wierna czy­ stość. Podobnie współczesny mu Tertulian w Apolog etyku: Tylu winnych z wykazami najrozmaitszych zbrodni prze­ chodzi wam przez ręce, ale czy znajdzie się między nimi taki morderca, taki rzezimieszek, albo świętokradca, taki uwodziciel, taki złodziej, co ubrania kąpiących się prze­ trząsał, który by na wykazie miał dopisek „...i chrześci­ janin?” Tak samo, jeśli chrześcijanie jako tacy stają przed wami, który z nich jest poza tym jeszcze podobnym zbrod­ niarzem jak ci wymienieni?... Badajcie więc, czy praw­ dziwą jest ta nauka o boskości Chrystusa jeśli religia 100

ta jest tego rodzaju, że po jej poznaniu człowiek do dob­ rego idzie.

Z lektury źródłowych tekstów wynika, że w pierwszych trzech wiekach chrześcijanie rzeczywiście byli Solą ziemi. Dla ścisłości i pełni obrazu trzeba dodać, że i w pogańskim świecie rozpoczął się jeszcze nieco przed chrze­ ścijaństwem ruch filozoficzno-moralizatorski, starający się przeciwdziałać zepsuciu społeczeństwa rzymskiego, jednak jego wpływ na szerokie rzesze był niewielki. Trzeba też dodać, że nie wszyscy chrześcijanie wytrzymywali ciężką próbę życia i w czasach prześladowań zdarzały się od­ stępstwa wśród słabszych we wierze. • SOL ZIEMI W EPOCE KOŚCIOŁA PAŃSTWOWEGO. W dotychczasowych obrazach widzieliśmy, jak dostrze­ galna na zewnątrz Sól była związana z ukrytą podstawą ewangeliczną nawrócenia i wiary. Czwarty i piąty wiek były dla chrześcijaństwa okresem przełomowym nie tylko dodatnio pod względem jego rozpowszechnienia, ale też w znaczeniu ujemnym przez to, że przyniósł kryzys owej ukrytej podstawy kościoła nowotestamentowego. Chrze­ ścijaństwo stało się kościołem państwowym, instytucją, ludzie nie musieli się nawracać, bo rodzili się chrześcija­ nami, nikt nie stawiał przed nimi wyboru. Kościół podzie­ lił się na duchownych i świeckich. Pozbawiona swoich wstępnych warunków, jakże szybko wietrzała Sól ziemi. Oto stan chrześcijaństwa w piątym wieku opisany przez historyka Heussi:

Chrześcijańskie obyczaje utrzymały się wśród mnichów, części kleru i nieznacznej części wierzących. Społeczeń­ stwo starożytne natomiast wcale się nie zmieniło przez formalne przyjęcie chrześcijaństwa. Nadal uważano pracę za ujmę, chociaż kościół podkreślał jej wartość, nadal 101

uprzywilejowani tonęli w zbytku, plebs unikał pracy, a gonił za widowiskami. Tradycyjne pijaństwo związane z pogańskimi świętami pozostało z tą różnicą, że zmienio­ no bogów na świętych. Nadal pozostały weselne i pogrze­ bowe obyczaje, nadal grano w teatrach demoralizujące sztuki, nadal odbywały się walki gladiatorów i wyścigi konnych wozów na arenach. Jedynie instytucje społeczne ulżyły nieco doli szerokich mas biedoty.

W tym stanie rzeczy wprowadzono, oczywiście, pow­ szechnie chrzest dzieci, bo niby o czym miałby świadczyć chrzest dorosłych? Nie należy jednak sądzić, że w tam­ tym okresie w ogóle brak było prawdziwych chrześcijan. Jednak widząc zło ogarniające kościół, uciekali oni na pustynie, tam próbując realizować życie według Ewange­ lii, ratować Sól ziemi od wietrzenia. Z tych to poje­ dynczych ermitów i anachroetów powstały później liczne klasztory męskie, a później żeńskie, żyjące według róż­ nych reguł, prawie zawsze zawierające zasadę ubóstwa, bezżeństwa. Nie była to jednak naprawa kościoła, lecz raczej ucieczka od życia i dlatego trudno byłoby nazwać rzesze zakonników i zakonnic Solą ziemi, bo jeśli nawet byli Solą, to izolowali się od ziemi i nie mogli wywierać tego zbawiennego wpływu uzdrawiającego, któ­ ry zawiera się w nazwie ewangelicznej. W praktyce życia środki konserwujące mieszamy z masą, która ma być zachowana od zepsusia.

Rozpoczęty na początku okresu proces rozwijał się i po­ głębiał przez tysiąc lat, w czasie których doszło do zna­ nego wynaturzenia chrześcijaństwa, kiedy zepsucie mo­ ralne zagnieździło się na tronie papieskim, biskupi byli moźnowładcami, a rzesze wyzyskiwanego ludu żyły w skrajnej ciemnocie. Ten sam historyk pisze znów o koń­ cu XV wieku: 102

Był to okres całkowitego zeświecczenia kurii. Państwo kościełne było już tyłko jednym z księstw włoskich. Pa­ pieże bez wyjątku rządzili wyłącznie w dynastycznych interesach, dla swoich krewnych lub wprost dla sprawy swoich dzieci. Jak pozostali książęta włoscy prowadzili politykę czystego samolubstwa, podstępu i gwałtów. Nie tylko niemoralną była dyplomacja (słynny Machiavelli). Wszelkie rozkosze, rozwięzłe życie i zwątpienie religijne wprowadzili do swoich pałaców papieże i kardynałowie. Rzymowi potrzebne były pieniądze, te wyduszano z bied­ nych owieczek. Wymyślono masową sprzedaż odpustów, konfiskowano majątki żydów i kacerzy, prowadzono świę­ te wojny grabieżcze.

Nasuwa się na myśl tytuł książki Andrzejewskiego: „Ciemności kryją ziemię”. W ciemnościach tych dość często pojawiało się światło płomieni, a były to płomie­ nie stosów. Na stosach płonęli często ludzie napiętnowani jako wrogowie rodzaju ludzkiego i porządku publicznego. W naszej wędrówce przez wieki już raz słyszeliśmy to oskarżenie: Tak właśnie nazywano pierwszych chrześci­ jan, prawdziwą, czystą, niezwietrzałą Sól ziemi. Czyż­ by i teraz kryło się coś podobnego za płomieniami stosów? Przecież jesteśmy już w chrześcijańskim świecie i wszyscy spotykani ludzie — to chrześcijanie. Kogóż by więc pa­ lono na tych stosach? Posłuchajmy, co mówi historia ko­ ścioła np. o Waldensach: Piotr Waldens był bogatym kupcem w Lyonie. Około r. 1170 poczuł powołanie do głoszenia prawdy Chrystuso­ wej. Sprzedał więc majątek, rozdał ubogim, założył sto­ warzyszenie dla głoszenia Ewangelii, objężdżał miasta i wsi francuskie, włoskie, niemieckie, a nawet hiszpańskie, pobudzając wszędzie do czystego, ewangelicznego życia. Podobnie czynili jego zwolennicy. Wobec tego wyklął ich 103

najpierw arcybiskup, następnie w roku 1184 sam papież; ale Waldus oświadczył, że należy więcej słuchać Boga niż ludzi i waldensi działali potajemnie nadal. Jeden z wrogów tak opisuje działalność waldensów: Chodzili zwykle jak okupcy okrężni od domu domu. Za­ chwalając swój towar, zapytywali: „Czy Pan nie zechce kupić tego pięknego pierścienia? A oto tę śliczną chustę może kupi Pani?” Gdy domownicy zaczęli się dopytywać: „A co jeszcze macie na sprzedaż?” odpowiadał waldeńdeńczyk: „Mam jeszcze skarb o wiele cenniejszy, niż to zcszystko; pokaźę go, tylko nie wydajcie mnie duchowień­ stwu”. Upewniwszy się co do tego, mówił dalej: „Kosz­ towną perłą, o której mówię, jest Słowo Boże, w którym Wiekuisty objawił swą wolę światu; gdy je przyjmiemy, zapala ono serce nasze miłością ku Niemu. Jeśli taka wola wasza, zwołajcie rodzinę, a udzielę wam darmo' tego kosztownego skarbu”. Potem z wielkim wzruszeniem cytował z pamięci dosłownie całe ustępy Pisma świętego i wykładał ich treść.

Inny z przeciwników ruchu waldeńskiego przyznaj e waldensom następujące cnoty: Są porządni i skromni- w obejściu. Nie noszą ani szat kosztownych, ani łachmanów. Zyją z pracy ręcznej jako rzemieślnicy lub wieśniacy. Nie gromadzą bogactw, lecz zadowalają się rzeczami najpotrzebniejszymi. Unikają handlu, gdyż daje to sposobność do nieuczciwości i chci­ wości. Są skromni wobec niewiast, umiarkowani w je­ dzeniu, trzeźwi, wystrzegają się gniewu. Nie chodzą do gospód. Pracują nieustannie; uczą się lub nauczają... Wielu umie na pamięć cały Nowy Testament. Nie słyszy się wśród nich zaklinań, bluźnierstw, błazeństwa. Dzieci wychowują starannie. 104

Takich ruchów, przeważnie ludowych, było wiele na przestrzeni tysiąclecia. Strzępy informacji, często złośli­ wych, dotarły do naszych czasów o Bogomilanach wśród Słowian Bałkańskich, o Petrobruzjanach na południu Francji, Paulicjanach w Grecji, Lollardach w Anglii. Wszystkie one miały jedną wspólną cechę: Nie mogły pogodzić istniejącego „normalnego” stanu z zasadami Ewangelii, więc starały się wprowadzać je w życie, stając się przez to Solą z.i e m i.

• SOL ZIEMI A REFORMACJA. W XVI wieku roz­ poczęła się Reformacja, której owocem jest dzisiejszy protestantyzm. Przybliżyła ojaa całe narody do Biblii i tam, gdzie ogarnęła rzesze ludu, dokonała korzystnych zmian. Skutkiem tego dziś poziom kutlury jest na ogół wyższy w krajach protestanckich niż katolickich. Czasami jednak sukcesy ewangelicyzmu były więcej politycznej natury, gdy szlachta widziała w nim okazję do zrzucenia jarzma kleru i uwolnienia się od dziesięcin. W takich wypad­ kach ewangelicyzm nie cofnął się do samych podstaw chrześcijaństwa, które Pan Jezus założył: Przybliżyło się Królestwo Boże. Nawróćcie się. Wierz­ cie Ewangelii. Dlatego może nie zawsze stał się Solą ziemi.

W Polsce na przykład ewangelicyzm mało przyczynił się do zmniejszenia głównego zła epoki: wyzysku chło­ pów, przepychu i samowoli magnatów i szlachty. Jedynie Bracia Polscy, niezależnie od wartości swoich teologicz­ nych rozważań, potrafili czynem swego życia okazać na­ wrócenie do Boga i wiarę w Ewangelię Chrystusową. Bracia Polscy byli odłamem, jedną z gałęzi trzeciego nur­ tu Reformacji, jaki stanowili w całej Europie Anabaptyści. Z punktu widzenia tematu naszych rozważań różnice do­ 105

gmatyczne pomiędzy luteranizmem i kalwinizmem nie mają istotnego znaczenia. Zasada Soli ziemi wskazuje raczej inny podział Reformacji: na nurt ewangelicki i anabaptystyczny. To że anabaptyści doby reformacji i kontrreformacji byli Solą ziemi jest skutkiem zrozumienia przez nich podstawo­ wego wezwania Pana Jezusa: Nawróćcie się, w i er zc i e. Tworzyli oni zbory złożone z ludzi, których Słowo Boże doprowadziło do upamiętania, którzy wiarę swoją w Chrystusa i miłość do Niego potwierdzali chrztem w wieku świadomym. Powszechnie znana jest ich pro­ stota obyczajów, szczerość, praktyczna pobożność, wier­ ność zasadom Ewangelii w życiu. Najbardziej rozpowszechnieni byli w Szwajcarii, Niem­ czech, Czechach, Anglii i w Polsce. Dzieje anabaptystów w Europie są mało znane. Historycy kościoła zarówno katoliccy jak i protestanccy wykazują równie wiele lek­ ceważenia co i nieświadomości w stosunku do ruchu anabaptystów. Złożyło się na to wiele przyczyn, z których najważniejszą może jest skromność i cichość samych ana­ baptystów oraz oszczercze utożsamianie ich z fanatykami idealistami religijnymi, którzy wzniecili bunty chłop­ skie w Niemczech i byli bohaterami wybryków w Zwickau i w Monasterze.

Najlepszą próbką tej tragedii omyłek niech będzie fakt, że w świetle dokumentów ani Tomasz Muzer, ani Pfeiffer, ani Mikołaj Storch nie byli anabaptystami. Chociaż wy­ rażali się swego czasu, że chrzest dzieci nie ma podstaw biblijnych, to jednak praktykowali go do samego końca. Prawdą jest natomiast, że te wojny i bunty zostały wy­ korzystane przez reakcję zarówno katolicką jak i ewan­ gelicką do najkrwawszych prześladowań anabaptystów, 106

jakie zna historia. Oczywiście, nie zachowała się staty­ styka, ale ze wzmianek o zborach, o procesach i egzeku­ cjach można wyrobić sobie pojęcie, że liczebność ruchu musiała wynosić kilka setek tysięcy. Gdy płomień Reformacji wygasł, nastała w Polsce i in­ nych krajach Europy noc kontrreformacji. W Polsce przy­ łączyła się do tego noc niewoli politycznej. Wiek XVIII i XIX charakteryzuje się skostnieniem religijnym i na­ stąpiły początki masowego odwrotu od kościoła i chrze­ ścijaństwa. Natomiast zaczęły rodzić się potężne ruchy społeczne, partie polityczne, które do swych programów wstawiły walkę z kościołem.

Katoliccy, prawosławni i protestanccy samowładcy wi­ dzą wspólnego wroga i często wchodzą ze sobą w „święte przymierze” a kościoły je sankcjonowały. Partie i ruchy antykościelne, antyreligijne były policzkiem i głosem pro­ testu przeciwko zakłamanemu chrześcijaństwu, ■ takiemu, które już w żadnej mierze nie było Solą ziemi, które imię Chrystusa chciało pogodzić z wyzyskiem i egoizmem. Skoro kościoły zapomniały o tych ubogich, których jest Królestwo Niebieskie, kto inny sobie o nich przypomniał. Skoro kościoły zapomniały o braterstwie wszystkich lu­ dzi — inni wstawili to hasło do swojego programu. „Od­ dala się od was Królestwo Boże” — słychać jak gdyby szyderczy głos Szatana. Czyżby miało zamilknąć świadectwo tych, którzy od­ powiedzą na wezwanie: Nawróćcie się, wierzcie Ewangelii? Bóg nie dopuścił do tego. Sól ziemi nie została starta z ziemi. Obok podeptanej przez ludzi zwietrzeliny tu i ówdzie perli się ewangeliczna, czysta sól. Metodyści w Anglii, baptyści w Europie i Ameryce w XVIII i XIX wieku przejmują hasło męczenników anabaptystycznych. Znowu rozbrzmiewa po świecie woła­ 107

nie znad Jordanu: Upamiętajcie się! Przybli­ żyło się do was Królestwo Boże! Wierzcie Ewangelii! Niosą je tysiące prostych kaznodziei-robotników, kup­ ców, nauczycieli przebiegających kraje z Nowym Testa­ mentem w ręce, budząc uśpione wsie i miasteczka. Znów są prześladowani przez władze świeckie i przez duchow­ nych panujących kościołów, tylko że nie tak krwawo. Charakterystyczne wartości Soli ziemi wystąpiły wy­ raźnie w tych pierwszych zborach na chwałę Bogu. Zbory te przyjęły głoszenie Ewangelii jako podstawę rozwoju, wiarę w Chrystusa jako podstawę członkostwa, życie wed­ ług Ewangelii jako normę życia, chrzest wiary w doro­ słym wieku jako świadectwo tego ,co Bóg uczynił w ser­ cach. I nie była to tylko teoria. Ludzie rzeczywiście od­ wracali się cd grzechów, aby służyć Bogu żywe­ mu i prawdziwemu.

Dzisiaj yjemy w świecie, który stworzył potworności drugiej wojny światowej, programy tysiącletnich rzesz, w któ­ rym nad rodzajem ludzkim zawisła groźna chmura zagła­ dy termojądrowej, w świecie napięć, szarpanych sprzecz­ nościami pomiędzy biednymi i bogatymi, zacofanymi a roz­ winiętymi gospodarczo, czarnymi obywatelami i białymi rasistami, idealistami i materialistami, obrońcami poko­ ju a podżegaczami do wojny, obrońcami ludu a zwolenni­ kami przemocy i terroru. Nieznane przedtem objawy zdzi­ czenia, chęć użycia i wyżycia się stawiają smutny znak zapytania nad przyszłością.

Z

Uzasadniony strach, często poczucie beznadziejności w coraz większym stopniu staje się dominantą tej współ­ 108

czesnej symfonii ludzkiej. Z niedowierzaniem, ale może też z utajoną nadzieją, rozgląda się świat za jakąś Solą ziemi. Nie trzeba być mędrcem, aby zauważyć, jak bardzo świat potrzebuje tej sol i. Na każdym kroku rosną wokół nas chwasty obojętności wobec bliźniego, lenistwa, spy­ chania swoich obowiązków na drugich, chęć panowania, udawania czegoś innego niż rzeczywiste wartości, niechęć służenia, mściwość, zanik wierności małżeńskiej, zgor­ szenie dzieci i młodzieży, cwaniactwo, kult siły, opinia, że zajmowanie się sprawami duchowymi, miłosierdzie, po­ kora — są oznakami słabości, brak kontroli nad wyobra­ żeniami i myślami, niezdolność wzniesienia się do spraw Bożych, nałogowa nieczystość myśli, rozmów i obyczajów, panowanie seksu w sztuce, żerowanie kiczu i szmiry, pycha posiadania materialnego, pijaństwo i narkotyki — oto przykłady tych chwastów. Wskazywaliśmy w poprzednich częściach, że uczniostwo Pana Jezusa zawiera w sobie taką potrzebną dziś Sól ziemi. Wyznania ewangeliczne ujęły ją w swoje zasady. Jesteśmy przekonani, że odrodzenie świata może wyjść od społeczności odrodzonych ludzi, uczniów Jezusa Chry­ stusa. Czy jednak istotnie wywieramy ten zbawienny wpływ na otoczenie, czy istotnie świat korzysta na tym, że istnieją zbory ewangeliczne? Z goryczą musimy przy­ znać, że w naszym kraju wpływ ten jest mniej niż zniko­ my, a w całym świecie skuteczność Ewangelii jest nie­ proporcjonalna do jej możliwości i wartości. Dużą winę należy przypisać tu zaniedbaniu przez chrześcijan Soli ziemi, czyli zasad ewangelicznej prostoty. Sól nasza bardzo zwietrzała i światło chrześcijan ledwo migoce w ciemności świata. Cóż nadzwyczajnego czynicie? — pyta Pan Jezus ucz­ niów — którzy miłują tych, którzy i was miłują. Podob­ 109

nie zapytał mnie pewien ateista: Cóż szczególnego pan czyni, abym miał uznać wyższość pańskich przekonań? Istotnie, w stosunku do potrzeb i problemów tego bied­ nego świata, cóż my robimy? Czym wykazujemy, że Bóg umiłował ten świat, że Bóg jest miłością, tą właśnie mi­ łością, której tak bardzo brak w życiu współczesnego człowieka?

Powie ktoś: Naszym zadaniem nie jest zajmowanie się światem. Wystarczy, że wierzymy w czystą Ewangelię. Czy jesteśmy pewni, że podobamy się Bogu bez Soli ziemi? Czy sądzimy, że Bóg takich właśnie, bezczyn­ nych wobec biedy świata, umizgających się do świeckiego zepucia, letnich duchowo, bez praktycznej świętości życia wyznawców potrzebuje i będzie błogosławił? O kim to powiedział Pan Jezus: Błogosławieni jesteście wy..., a o kim wypluję cię z ust moich? A może właśnie to, co po­ trzebne jest światu, jest dokładnie tym samym, czego Bóg oczekuje od nas? Czyż nie posyła On owoców po­ trzebnych do życia? Czyż nie powiedział Pan Jezus, że chlebem jest ciało Jego, które On oddaje za życie świata? A przecież Kościół jest dziś ciałem Chrystusa w świecie. Kiedyś Jan Chrzciciel, wskazując na Pana Jezusa, wołał: Oto Baranek Boży. Dzisiaj Duch Święty wskazuje na wie­ rzących w Chrystusa i mówi: „Oto Kościół mój”. Wśród wierzących, w kręgu wyznań ewangelicznych utarły się pewne zewnętrznie dostrzegalne zasady, jak powstrzymanie się od nałogów palenia i picia, unikanie świeckich zabaw z tańcami, praktykowanie modlitwy przed jedzeniem przy stolach rodzinnych, uczęszczanie na nabo­ żeństwa. Czy są to jednak wszystkie wnioski, jakie wy­ ciągnęliśmy z Ewangelii i czy jest to najważniejsze, czego świat potrzebuje od chrześcijan? Czy w praktyce naszej znajdujemy odpowiedniki słów z Listu Apostoła Jakuba: Prawdziwą pobożnością przed Bogiem 110

Ojcem jest udzielanie opieki sierotom i wdowom, a zachowanie siebie nie­ skalanym od świata? Czy zasada czystości serca stoi na straży naszych myśli i naszej uwagi? Czy zrozumieliśmy, dlaczego Pan Jezus błogosławił ubogich? Pojmujemy wartość prostoty życia i niebezpieczeństwo przywiązywania się do posiadania dóbr? Czy luksus życia nie staje się naszym bożkiem? Pan Jezus powiedział: Szukajcie najpierw Królestwa Bożego, a t o wszystko będzie wam przydane. Tymczasem my szukamy najpierw tamtych rzeczy, a spodziewamy się, że Królestwo Boże będzie nam przydane. Jakie praktyczne wnioski wyciągamy z Chrystusowych nakazów sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju? A naj­ ważniejsze, czy upamiętanie się przed Bogiem i Jego obecność w sercu są rzeczywiście punktem wyjścia na­ szej drogi? Czy Pan Jezus jest rzeczywiście zaproszony do wniesienia swego bogactwa, siły i piękna w nasze serca? Czy uśmiech i śpiew, świadectwo radości Ducha Świętego towarzyszą twoim krokom? Czy wchodzisz do komory twojej, aby się modlić i poznać Słowo Boże? Czy znajdujesz czas najpierw na rzeczy rozwijające charakter, a później na rozrywki? Te wszystkie pytania stawia przed nami hasło: W y jesteście solą ziemi. Oby ziemia nasza mogła uzy­ skać jak najszybciej tak potrzebną Sól prawdziwych chrześcijan. Oby można było kiedyś powiedzieć: Sól zie­ mi — to zbory wyznań ewangelicznych.

WY JESTEŚCIE ŚWIATŁOŚCIĄ ŚWIATA

Ark. - I

Wy jesteście światłem świata. Nie mo­ że się ukryć miasto, położone na górze. Nie zapala się też światła, by je schować pod korzec, lecz stawia się je na świecz­ niku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli dobrze uczyn­ ki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. *

Światłość świeci, rozjaśnia, upiększa i użyźnia. Podobnie i uczniowie Jezusa w każdej epoce mają być światłością ze względu na dobro ludzi i chawłę Bożą. Wielkie to zadanie. Je?us w Ew. św. Mateusza 5, 14—16

115

Światłem ciała jest oko. Jeśli więc two­ je oko jest zdrowe, całe twoje ciało pełne światła. Lecz jeśli twoje oko jest chore, cale twoje ciało będzie ciemne. Jeśli więc światło, które jest w tobie,jest ciemnością, jakże wielka to ciemność. Jezus w Ew. św. Mateusza 6, 22—23

*

A nie potrzeba im światła lampy i świa­ tła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą na wieki wieków królować. Ap. Jan w Objawieniu 22,5

116

WPROWADZENIE biektywnie należy stwierdzić, że i w tym roku orga­ nizatorzy bardzo trafnie obrali hasło spotkania mło­ dzieży Białostocczyzny. Głęboka treść biblijnego wersetu kryje w sobie całą gamę zagadnień teoretycznych i prak­ tycznych, misyjnych i wychowawczych. Dokonajmy więc analizy hasła na tle kontekstu przytoczonych wierszy (Ew. Mat. 5,14—16), w których rysuje się wyraźnie zadanie młodzieży chrześcijańskiej.

O

Przytoczone dwa wiersze na wstępie naszej pracy (zre­ sztą’ jak i pozostałe wypowiedzi „Kazania na Górze”) na­ leżą do światowej klasyki ze względu na treść i formę. Dadzą się w nich wyróżnić jak w hebrajskim maszal albo starożytnym epigramacie trzy elementy:

• teza — „Wy jesteście światłością świata”; * warunek — miasto na górze leżące; świeca, korzec, świecznik;

• urzeczywistnienie i zapłata za wypełniane tezy — niechaj światło świeci przed ludźmi... chwalili Ojca waszego... Trzymając się wątków konstrukcyjnych omówionego wyżej hasła na tle innych wierszy, w naszej pracy rzuci­ 117

my ogólny rys na fizyczne pojęcia światła, powiemy o jego codziennym zastosowaniu; narysujemy tło i oko­ liczności wypowiedzenia dwu wierszy z Ew. Mateusza 5, 14—16; zastosujemy wydobyte prawdy z tego hasła do codziennej praktyki życia w naszych czasach.

Pojęcie światła i zastosowanie w życiu y pełniej omówić pierwszy rozdział naszej pracy, skon­ uwagę pojęciach: punktu widzenia świata materialnego i z punktu widzenia intelektu. Syn­ tezą tych dwu pojęć jest żywy Bóg, który jest źródłem światła duchowego, dotykającego życia każdego człowie­ ka. A więc po kolei. na dwu zasadniczych Bcentrujmy Słońce, Rozum, które mówią o świetle: z

SŁONCE. Praktycznie ze światłem styka się człowiek od narodzenia, ale tak się doń przyzwyczaja, iż uważa je za najnormalniejsze i tak codzienne zjawisko, które wprost musi być i wiecznie trwać. Światło naturalne, biorące początek od słońca oraz światło sztuczne, tak się z ży­ ciem człowieka splata, że nie zwraca on nań żadnej uwagi. Było, jest i będzie — myśli sobie. Jednak już w szkole podstawowej a później w szkole średniej nauczyciele fizyki i innych przedmiotów ścisłych zmuszają dziecko i młodzieńca do zastanowienia się nad problemem światła, dają przy tym teoretyczną podbudowę tego fizycznego zjawiska. I wtedy przekonywujemy się, że na pozór proste i, zdawałoby się, zwykłe lub naturalne ze względu na swe istnienie zjawisko jest jednak bardzo złożone. Zanurza się nastolatek i młodzieniec w specyficzną ter­ minologię, zaczyna uczyć się formułek, wzorów, zaczyna obliczać i rozwiązywać zadania na temat światła — sło­ 118

wem poznaje teoretycznie bardzo ciekawe fizyczne zja­ wisko, jakim jest światło, a przez nie materialny świat. Jeżeli zaś młodzież poświęca się studiom technicznym, to z pewnością pogłębi elementarne wiadomości o świetle, zdobyte w szkole średniej. Staje wtedy bogaty, barwny świat światła, złożony z wielu definicji, wzorów, ujęty w pewne formułki poszufladkowany barwami, wicmami — słowem urzekający i przepiękny świat. Wtedy zjawiska świetlne, codziennie oglądane, nie będą czymś oderwanym od rzeczywistego świata materialnego, odwrotnie będą bliższe przez poznanie i zrozumienie, a złożone przez wielkość. Czym jest światło? Oto odwieczne pytanie, które przez całe stulecia nurtowało wiele ludzkich umysłów, szczegól­ nie fizyków. Na przestrzeni wieków powstawały prze­ różne teorie, a w XVII i XVIII wieku tylko dwie z nich wytrzymały próbę czasu: teoria emisyjna albo korpusku­ lárna i teoria falowa. Obydwie odegrały zasadniczą rolę w rozwoju poglądów na naturę światła. Prowadzone sy­ stematyczne dalsze badania opowiedziały się za teorią falową, tzn. że światło rozchodzi się w postaci fal. Jak to popularnie wytłumaczyć? W otaczającym nas świecie widzimy bardzo wiele róż­ nych ciał fizycznych. Jeżeli je widzimy, to do naszego oka biegną promienie świetlne. Słońce jest źródłem świat­ ła, wytwarza je, przesyła je na inne ciała fizyczne, te zaś oświetlają inne i w ten sposób powstaje piękny, barwny świat materialny, który codziennie oglądamy. Patrząc na inne źródła światła (płomień świecy, inne świecące ciała) łatwo spostrzegamy, że różnią się one między sobą rozmaitymi cechami, a przede wszystkim natężeniem, które fizyka mierzy tzw. kandelą. Można mówić także o strumieniu świetlnym, czyli ilości energii, przepływającej przez powierzchnię w pewnym 119

określonym kierunku. Te ilości światła mierzy lumen lub dekulumen, zaś jakość światła, inaczej oświetlenie, mierzy luks. I tak można byłoby po drodze dotykać coraz to no­ wych pojęć z dziedziny fizyki; np.: mówić o prędkości światła w różnych ośrodkach, rozczepieniu światła w po­ wiązaniu ze współczynnika załamania a prędkością, co prowadzi do pojęcia widmo i wyjaśnienia tęczy; mówić o ugięciu światła, o interferencji (nakładaniu się fal) światła, o siatce dyfrakcyjnej, o długości fa’i świetlnej, co prowadzi do wyjaśnienia problemu barwy, o polaryza­ cji, o promieniowaniu nadfioletowym, o analizie widmo­ wej itp. itp. O tej złożonej problematyce światła, Młodzi Przyjaciele, uczycie się w szkole podstawowej, średniej i pogłębiacie wiedzę na określonych kierunkach studiów wyższych. Wspomnieliśmy o tym jedynie dlatego, by uka­ zać teoretyczne bogactwo światła naturalnego, by na tym tle wysnuć (w następnym rozdziale) wartości duchowe. Na lekcjach przyrody i biologii dowiedzieliście się, że zawdzięczamy światłu organiczny świat. Wiosną każda roślina pnie się do słońca, by po długiej' zimie ożywcze promienie wróciły życie. Pod wpływem światła słonecz­ nego dokonuje się niejeden proces w życiu świata roś­ linnego. Przybiera on wtedy szereg barwnych kolorów, prze­ cudnie kwitnie, rośnie i prawidłowo się rozwija. Są pew­ ne rośliny, które obracają swoje liście i kwiaty w kie­ runku słońca. Gdyby nie było światła słonecznego, zginę­ łaby cała roślinność. Światło, płynące ze słońca, jest źró­ dłem siły i życia dla całego świata organicznego. Ileż tu analogii mamy do naszego świata duchowego? Wspom­ nimy o tym w następnym rozdziale. Ze światła korzysta także medycyna: aparat Rentgena pozwala wyleczyć schorzenia naszego ciała, ukazując 120

ognisko choroby. Lampa kwarcowa i jej podobna — dia­ termia promieniami fioletowymi leczą choroby skórne, a nawet ogniska ropne umieszczone głębiej w naszym or­ ganizmie. Jak wielkie znaczenie mają wanny słoneczne7 tle chorób wypędzają z naszego organizmu? Są to wiel­ kie zdobycze naszej doby. Światło służy także do przenoszenia obrazów na setki kilometrów. Ludzkość naszej doby korzysta codziennie i obrazów telewizji i barwnej telewizji. Jakżeż jesteśmy uumni, że żyjemy w epoce, gdy obraz można przenieść uawet z drugiej półkuli, z kosmosu, z innych planet prost do naszych domów za pomocą światła. Światło pomaga ludziom w codziennej pracy. Ma ono welkie zastosowanie w przemyśle. Należyte oświetlenie miejsca pracy jest niezmiernie ważne ze względu na wy­ dajność pracy i zdrowie człowieka. Dobrze oświetlone ■uiejsce pracy nie tylko pomaga w sprawnym wykonaniu ibowiązków, ale mniej męczy, wprowadza pogodę życia. Światło odgrywa ogromną rolę w malarstwie, które ope­ ruje bogatą skalą barw. Od dawna malarze mechanicznie mieszają różne barwniki, inaczej farby. Zagadnienie barwni­ ków ma wielkie zastosowanie w przemyśle tekstylnym, barwnej fotografii, barwnym druku i filmie barwnym. Wszystkie otrzymane barwy są pochodnymi trzech zasad­ niczych: czerwonej, żółtej, niebieskiej, stąd częste okreś­ lenia: technika trójbarwna. Każda z wymienionych wyżej dziedzin za pomocą świa­ tła tworzy cuda, bo zachwycamy się jasnym, ostrym ko­ lorem materiału, cieszymy się barwnym drukiem arty­ stycznej książki i całymi godzinami możemy podziwiać wspaniały obraz, który nas zachwyca. Jeżeli mamy czas, to chętnie odwiedzamy galerie sztuk pięknych, by sycić doznania estetyczne. Urzeczeni pięknem, nie chcemy głę­ 121

biej myśleć, by powiedzieć, że w podstawie tej bogatej scenerii leży właśnie światło. A jednak tak jest, bo zło­ żona gama kolorów właśnie pochodzi od światła. By nie mnożyć przykładów, pokuśmy się o zsumowanie naszych ogólnych uwag. Wyszliśmy od teoretycznych po­ jęć światła, po drodze dotknęliśmy mimochodem pewne dziedziny życia, w których światło ma ogromne zastoso­ wanie. Cóż spostrzegamy? Wyrósł przed nami potężny świat materialny, w centrum którego stoi Słońce (świa­ tło). Jakżeż jest ono potrzebne w codziennym życiu. Gdy otwieramy Biblię i czytamy pierwszy rozdział, to trzeci wiersz brzmi następująco: „Wtedy to rzekł Bóg: „Niechaj się stanie światłość”! I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemnoś­ ci. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał no­ cą. I tak nastał wieczór i poranek-dzień pierwszy” (Gen. 1, 3—5). Gdy dalej czytamy pierwszy rozdział Księgi Genesis, to uderza nas jedno: w biblijnym opisie aktu stworzenia najczęściej powtarza się wyraz światło w różnym znacze­ niu. Na 31 wierszy aż 11 razy Biblia używa wyrazu świa­ tło. Ważność światła w świecie materialnym została więc usankcjonowana przez Boga w akcie stworzenia świata Jest więc Słońce (światło) wielkim dobrodziejstwem da­ nym ludzkości od Boga. ROZUM. Jeżeli dotychczas mówiliśmy o świetle jako zjawisku materialnym, bardzo łatwo sprawdzalnym, bo codziennie stykamy się z nim, to teraz powinniśmy po­ wiedzieć kilka słów o świetle, które ma realne zastoso­ wanie w sferze naszego myślenia. Specjalną rolę odegra­ ją tu nauki humanistyczne. Chociaż mówią one o zja­ wiskach materialnych, to jednak dotykają zagadnień stojących na pograniczu materii i ducha z przewagą dru­ 122

giego pierwiastka. Dokonaliśmy takiego podziału tylko ze względu na przejrzystość ujęcia. Ucząc się historii literatury, filozofii, malarstwa, mu­ zyki, sztuki itp., dzieliliście, Młodzi Przyjaciele minione dzieje na poszczególne epoki: średniowiecze, odrodzenie, barok, oświecenie, romantyzm, pozytywizm itp. Czego uczy nas zestawienie tych epok? Jakie wnioski można wyciągnąć, ogarniając całość?

Przede wszystkim uderza nas jedno bardzo charakte­ rystyczne zjawisko: każda następna epoka była zaprze­ czeniem poprzedniej. Gdy jedna kładła nacisk na uczu­ cie, to następna podkreślała rozum. Do wieku dwudzie­ stego wszystkie epoki cechują się jednolitością, natomiast od początku dwudziestego wieku nastąpiło pomieszanie pojęć. Do czego zmierzamy? Otóż epoki, które kładły nacisk na rozumowe poznanie świata materialnego, przywiązywały szczególną wagę do siły rozumu jako światła naturalnego, oświecającego dro­ gi poznania ludzkiego. Przedstawiciele tych epok widzieli w rozwoju nauki i oświaty zasadniczy warunek ducho­ wego rozwoju, utożsawiając je ze światłem naturalnym. Kładziono szczególny nacisk na wychowanie, bo w nim upatrywano użyteczność społeczną. Twierdzono, że Rozum jest jedynym czynnikiem pozna­ nia świata, a między rozumem i światłem naturalnym stawiano znak równania. Twierdzono, że oświecona ludz­ kość przy pomocy Rozumu rozwiąże w praktyczny spo­ sób wszystkie trudności życiowe. Widzimy więc, że treść i zakres wyrazu światło znacz­ nie się rozszerzył. Jeżeli dla nauk ścisłych źródłem światła było słońce, tio dla nauk filozoficznych źródłem poznania jest Rozum, pojęty jako światło naturalne. Jed­ nak i to nie wyczerpuje problemu. 123

t

BOG. Apostoł Jan, tłumacząc Grekom zgodnie z litera­ turą mądrościową Starego Testamentu prabyt Boga, obja­ wionego w Jezusie Chrystusie, mówił: „Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka przychodzą­ cego na świat... W Nim było życie, a życie było światłoś­ cią ludzi” (Ew. Jana 1,4 i 9). Odwieczny i niezależny od materii Bóg jest bezwzględ­ nym początkiem całego stworzenia, jest światłem ducho­ wym, jest źródłem światła objawionego w każdym czło­ wieku. W Nim mieści się zespół dobra i piękna, począ­ tek i koniec życia. Od Niego poczęły się wszystkie po­ jęcia i cała wiedza ludzka. Wszystkie epoki w teoretycznym i praktycznym zna­ czeniu wyraźnie to podkreślały. Nie ma chyba potrzeby oddzielania pierwiastka fizycznego światła od pierwia­ stka duchowego, wewnętrznego światła, gdyż w Bogu mieści się i jedno i drugie. On jest tym światłem, które pomaga człowiekowi w codziennym życiu. Z tego odwiecznego źródła wypływa również hasło spotkania młodzieży. Następną więc część referatu po­ święcimy temu światłu.

Narodziny i analiza treści hasła asło spotkania jest wyjęte z „Kazania na Górze”, wygłosił Jezus na początku swojej ziemskiej misji. Trudno jest ustalić górę, na której wygłaszał Je­ zus nowe prawodawstwo, nazwane później „Kazaniem na Górze”. Prawdopodobnie miejscem tym była polanka mię­ dzy szczytami górskimi w kotlinie lub na płaszczyźnie góry Rogi Hattin lub Qurun Hatti, skąd rozciągał się przepiękny widok na Jezioro Tyberiadzkie. Obrał Jezus miejsce górzyste, by oddalić słuchaczy od gwaru, by

Hktóre

124

oderwać od codziennych trosk, by skoncentrować uwagę na treść kazania. W czasie przemówienia odwoływał się do przyrody, wspominając m.in. lilie, ptactwo. Celem jego było uczyć, a nie dawać gotowe prawa do bezmyślnego wykonania. Trzeba więc było słowo poprzeć poglądowością. „Kazanie na Górze,, jest odowiednikiem starotestamentowego prawa otrzymanego na Górze Synaj. Jednak ry­ sują się uderzające i kontrastowe różnice: • dzika pustynia — ludny, piękny, żywy krajobraz;

• grzmoty, ponurość przyrody — cisza poranku, spokój i wesołość przyrody; • kamienne tablice — serce ludzkie; @ zakaz zbliżania się do Góry Synaj — Jezus wśród słuchaczy; • surowość, ponurość — łagodność, wesołość.

Widzymy więc, że okoliczności wygłoszenia „Kazania na Górze” są bezpośrednio powiązane z życiem człowieka. Nie ma tu strachu, pogłębionego przez siły przyrody, ani oddalania się od człowieka. Bóg — Jezus siedział z człowiekiem. Uznajemy „Kazanie na Górze” za „Konstytucję Nowe­ go Testamentu”, która nie obala prawodawstwa danego na Górze Synaj, ale uzupełnia, wkłada nową treść. Konsytucja ta jest wielka, ale zarazem prosta, głęboka w treści, dostępna, aktywna, tj. mobilizująca całą osobo­ wość człowieka. Jest kluczem w otwieraniu zawiłych problemów na wszystkie stulecia, bo wszystkie nasze osiągnięcia stąd biorą początek biegu. Miłość, braterstwo, sprawiedliwość, prawda, praworządność, dobro społeczne — to ideały objmujące wewnętrzne motywy życia religij­ nego każdego człowieka, a także całokształt życia wszyst­ 125

kich pokoleń. Karmiły się tu nauką minione pokolenia i będą się karmić przyszłe, bo przyczyna musiała być równa skutkowi. Jezus Chrystus zaczął swoje nadzwyczaj logiczne „Ka­ zanie na Górze” od błogosławieństw. Dotyka tu zagadnień moralnych jako świetny znawca duszy ludzkiej. Szczęś­ cie chrześcijanina jest sprzeczne z normami przyjętymi przez świat. Każde z błogosławieństw kojąco wpływa na jednostkę, stwarza specyficzną atmosferę spokoju, kieruje ludzką myśl wzwyż, podsyca tęsknotę za niebem i wskazuje drogi do osiągnięcia zupełnego szczęścia. Koń­ czy się przepiękny zespół ośmiu błogosławieństw inaczej aniżeli programy ziemskie. Te obiecują człowiekowi wie­ le, Jezus zaś mówi, że Jego wyznawcy doznają prześla­ dowań, wyłączenia ze społeczności, obelg, pośmiewisk, czyli Jezus przygotowuje swoich wyznawców na najgor­ sze, co powinno pomóc im w czasie prześladowań w zacrowaniu równowagi ducha, a nawet powinno wywołać w duszy radość, bo po ziemskim cierpieniu czeka obfita zapłata w niebiesiech, o czym wspomina także Objawie­ nie św. Jana 14,2—4. Po błogosławieństwach ewangelicznych Jezus Chrystus wprowadza do „Kazania na Górze” dwa pojęcia: sól i światłość. W obydwu wypadkach używa bezpośrednich zwrotów „wy”, które trzeba tłumaczyć: czyni naśladowcy Chrystusa wszech czasów. Sól chroni od rozkładu, świa­ tło wskazuje drogę, gdyż w innym miejscu czytamy: „Słowo twe... jest światłością ścieżce mojej” (Ps. 119, 105). Inaczej: Jezus chce powiedzieć, że chrześcijanie są solą i światłem świata. To drugie pojęcie jest hasłem naszego spotkania, toteż postarajmy się wydobyć bogactwo myśli, jakie ono w sobie kryje. Gdy Jezus rozpoczynał działalność publiczną, Palestyna była krajem podbitym, lecz posiadała swoją odrębność.

126

Wprawdzie naród izraelski żył jedynie wspomnieniami dawnej świetności, nienawidził Rzymian, lecz w podbitym państwie płynęło ustabilizowane życie społeczne, politycz­ ne i religijne. Podstawą życia religijnego był Stary Te­ stament, opracowany i przystosowany do życia w naj­ mniejszych szczegółach przez talmudystów, którzy trawili całe życie na ustalenie szczegółowych przepisów. Docierała do Palestyny za pomocą kontaktów z oku­ pantami myśl grecka i rzymska, które żłobiły myśl ju­ daistyczną. Religią panującą był judaizm, który głębo­ ko zakorzenił się w świadomości narodu izraelskiego, wzrósł w życie polityczne, kulturalne i zwyczajowe. Wszystko było, a jednak czegoś brakowało, ludzkość za czymś tęskniła. Brakowało żywego życia, nowego ducha. Na tle ukształtowanego życia jakżeż skromnie wygląda obraz, ukazujący nam Jezusa, wygłaszającego „Kazanie na Górze”. Jeżeli mówił „wy”, to nie wiemy: „Kto?” Przecież był to początek misji ziemskiej Jezusa, a for­ malnie biorąc Kościoła Chrześcijańskiego jeszcze nie by­ ło. Był stary Izrael, byli obcokrajowcy w Palestynie, szczególnie Grecy, którzy tworzyli swoje kolonie na te­ rytorium bogatej i żyznej Galilei. Jeżeli przyjmiemy, że „Kazanie na Górze” Jezus wygłosił po powołaniu ucz­ niów, to adresatem „Wy” była dwunastka apostołów, która stanowiła najbliższy krąg i zalążek przyszłego Koś­ cioła a rodzeństwa apostołów i sympatycy stanowili dal­ szy krąg. Jednak zaimek osobowy „Wy” ma znacznie szerszy kontekst treści i zakres wypowiedzi, bo z bie­ giem czasu nabiera ogólnego znaczenia i będzie obejmo­ wał wszystkich wyznawców Jezusa . By lepiej zrozumieć kontekst pojęcia światłości, przy­ toczmy inny obrazek z nauczania Jezusa w świątyni: „A to znów przemówił do nich Jezus w te słowa: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie 127

chodził w ciemności, lecz będzie miał światłość życia” (Jan 8,12). Słowa te zelektryzowały faryzeuszy i były dowodem dyskusji, podczas której wyjaśnił Jezus starozakonnym swoje Boskie pochodzenie. Natomiast należało by zwrócić uwagę na inny zwycza­ jowy obrazek. Słowa Jezusa — jak podaje ks. Dąbrowski — są nawiązaniem do zwyczaju, jaki praktykowano w czasie święta Namiotów, podczas którego na „Dziedzińcu Niewiast” świątyni jerozolimskiej ustawiano cztery zło­ te kandelabry, wysokie na 50 łokci. Zamiast świec umie­ szczano na szczycie naczynia wypełnione oliwą. Gdy wie­ czorem zapalano owe potężne świeczniki, całe miasto tonęło w powodzi światła, bowiem kandelabry ustawio­ ne na najwyższym punkcie miasta oświetlały nie tylko skłon góry, ale i leżące na jej peryferiach dzielnice. Świa­ tło potężnych świeczników zwyciężyło i pochłaniało zu­ pełnie mrok. Było to potężne widowisko zwyczajowe i jak na ówczesne czasy miało wielką wymowę. Jeżeli więc do tego faktu zwyczajowego nawiązał Je­ zus, to chciał poglądowo powiedzieć zebranym w tym czasie w świątyni, jak potężny zakres duchowy będzie miała Jego nauka. Nie zwęził Jezus pojęcia światła i nie ograniczył do jednego miasta i jego peryferii, które w tym czasie wszyscy widzieli (zjawisko obyczajowe), ale objął swym zasięgiem duchowym cały świat.

Można przytoczyć dalszych dwanaście wierszy z Ewan­ gelii, które mówią, że Jezus jest światłością świata. Wszystkie one mają jednak to samo znaczenie, chociaż były wypowiedziane w różnych okolicznościach. Stosując teoretyczne, lecz sprawdzalne, założenia fizyki przechodzenia światła na inne ciała fizyczne i uznając Jezusa za źródło światłości duchowej, powinniśmy doko­ nać śmiałej analogii: światło duchowe Jezusa przechodzi 128

na Jego wyznawców, którzy powinni przekazywać świat­ ło najbliższemu otoczeniu na swoim terytorium. W „Kazaniu na Górze” Jezus bardzo ufa swoim wy­ znawcom, skoro powiedzia: „Wy jesteście światłością świata”. W ten sposób przerzucił na nich cząstkę swoich cech, utożsamił ze sobą. Czy nie jest to zadanie ponad siły? Odpowiemy później. By język „Kazania na Górze” był bardziej komunika­ tywny, Jezus tworzył apofrazy ze znanych w tym czasie powiedzień. Kreśląc zadania Jego wyznawców, Jezus na­ wiązał do znanego w starożytności powiedzenia: „Nie masz nic pożyteczniejszego nad sól i słońce”. Jednak wypowiedź Jezusa jest na wskroś oryginalna, a nawiązał do znanego powiedzenia i zostosował porównanie swoich wyznawców do soli i światła po to, by było ono dla ówczesnych bardziej komunikatywne. Gdy Jezus przema­ wiał do ludu, on Go rozumiał. A my? Co oznaczają te słowa dzisiaj dla nas? Interpretacja ewangelicznego hasła nie budzi wątpli­ wości i powinna być jednoznaczna. Słońce rozpresza ciem­ ności, a sól zachowuje pokarmy od zepsucia. Apostołowie mają rozproszyć ciemności błędu, a umysły i serca lu­ dzi zachować od zepsucia. Chrześcijanie powinni chronić od rozkładu i powinni wskazywać drogę życia duchowe­ go innnym. Ideą uczniów Jezusa po wsze czasy jest czynność świecenia. Wyznawcy Jezusa mają świecić świa­ tłom znajomości Boga i promieniować wśród ciemności ] ogaństwa. Jezus jest światłością świata, On świeci przez naśladowców Jego nauki, którzy ucieleśniają w świecie odblaski Jego chwały. Być światłością świata, znaczy życiem wielbić Boga, co powinno być zasadniczym moty­ wem postępowania chrześcijanina. Wyznawca Jezusa powinien być światłem dla świata wszędzie, gdzie go Bóg postawi. Podobnie jak miasto 129 Ark. — 9

zbudowane na górze tak i on jest zawsze widziany i od wielu sądzony. Przyjęcie nauki Jezusa jest awansem duchowym z tego względu, gdyż przyjmujący ją staje jakby na świecz­ niku, aby wszyscy od niego brali światło nauki i życia pobożnego. Czynny wyznawca Jezusa ma być światłością ze wzglę­ du na dobro ludzi i ze względu na chwałę Boga. Jeżeli ludzie pójdą w jego ślady, wtedy szerzyć się będzie chwa­ ła Boża. Podobieństwo do soli i światła bardzo wyraźnie' zakre­ śla cel i znaczenie powołania czynnych chrześcijan wszystkich czasów, mieści w sobie teorię i praktykę po­ stępowania. Aby myśl żyła, musi być wyrażona przez kształt. Treść nauki Jezusa przybierała zawsze kształt słowny. Podob­ nie omawiane hasło zawiera w sobie rysy teoretyczne i praktyczne. Gdy Jezus wypowiadał myśl o światłości, miała ona przede wszystkim znaczenie teoretyczne. Jed­ nak zwróćmy uwagę na aktywną stronę hasła, chociaż gramatyk powie, że formalnie jest ono wyrażone stroną bierną. Jak zaznaczyliśmy wyżej, w haśle splata się te­ oria i praktyka: Jezus żąda od swoich wyznawców zna­ jomości zasad Jego nauki a następnie umiejętności wy­ konania i urzeczywistnienia ich w codziennym życiu i wśród swojego otoczenia; przy czym aktywna strona jest bardzo wyraźnie podkreślona. W czasie ziemskiej misji Jezus kilkakrotnie mówił o te­ oretycznej stronie hasła, formułując przy tym zasady popostępowania dla swoich wyznawców. Można więc chyba powiedzieć, że Ewangelie mówią tylko o teorii, natomiast Dzieje Apostolskie i Listy ukazują praktyczną stronę zagadnienia. Zgodzimy się z tym, że działalność Aposto­ łów polegała na tym, by przystosować naukę Jezusa 30

Chrystusa do codziennego życia. Zasadniczą upowszechnianiu nauki Jezusa i przystosowania życia odegrał apostoł Paweł. On zaniósł Dobrą Światło Świata do wielu miast Azji Mniejszej szczepił na kontynent europejski.

rolę w jej do Nowinę, i prze­

Nie myślmy, że to była łatwa sprawa! Nie myślmy, że w realizacji tego wielkiego dzieła nie było żadnych prze­ szkód! Azja Mniejsza, gdzie w początkowej fazie misyj­ nej powstało najwięcej zborów w pierwszym wieku, była podbita przez Rzymian, władzę sprawował prokunsul z Efezu. W wielu miastach były tzw. rady miast, które wy­ konywały polecenia prokonsula rzymskiego, a także wygulowały wewnętrzne życie. W tych miastach kwitło ży­ cie pogańskie; oddawano cześć wielu bogom (tzw. wielobóstwo), uprawiano orgie kultowe, do tego dochodził na­ kaz czczenia cesarzy, przez podniesienie ich do roli bó­ stwa. Widoczny był upadek moralności, kwitła żądza pa­ nowania. Oprócz tego działało wiele ugrupowań o po­ mieszanych pojęciach, praktykując wtajemniczenia. Usta­ wiając tak zagadnienie, lepiej rozumiemy słowa ap. Paw­ ła, który do zboru w Efezie tak mówi: „I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej pię­ tnując, nawracajcie tamtych. O tym bowiem, co u nich się dzieje po kryjomu, wstyd nawet mówić” (5,11—12). Niosąc światło Ewangelii, ap. Paweł a wraz z nim i wyznawcy Jezusa byli narażeni na podwójny konflikt: polityczny i ideowy. Chwalić Boga w tym społeczeństwie nie było rzeczą łatwą. Jednak ap. Paweł w oparciu o zawsze żywotną naukę Jezusa, prowadząc niełatwe życie, zbudował żywe zbory, które były światłością na tym te­ renie. Często do zorganizowanych zborów wkradły się obce nauki, które należało prostować. Spotkało to zbór w Kolo­ sach i dobrze rozumiemy okrzyk ap. Pawła: „Dziękując 131

Ojcu, który nas godnymi uczynił, abyśmy byli uczestni­ kami dziedzictwa świętych w światłości, który nas wyr­ wał z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa Syna swego miłego” (Kol. 1,12—13). Ap. Narodów rozumiał, że ciemna strona życia ludzkie­ go jest silnie związana z psychiką człowieka. Używa więc określenia: „...wyrwał z mocy ciemności”. Rozumie przez to, że należy użyć siły, by wyjść z ciemności ku światłości. Usuwając chwast obok szlachetnej rośliny zawsze nadwerężamy glebę sąsiadującej roślinki. Wyry­ wając się z ciemności, powinniśmy wzruszyć naszą psy­ chikę, bo przecież musimy zacząć inaczej żyć, myśleć, postępować. Wyjść naprzeciwko światłości, znaczy wal­ czyć o swoją godność chrześcijańską. Dalej ap. Paweł mówi: ... przeniósł do Królestwa Syna swego miłego”. Wyrwał i przeniósł. Wyrwał — radykalna czynność; przeniósł — łagodna. Obolałego należy przenieść do Kró­ lestwa Syna miłego, do światłości wskazanej przez Je­ zusa. Musiał ap. Paweł całą uwagę zboru w Kolosach zwró­ cić na postać Jezusa Chrystusa, na źródło światła, gdy do zboru przenikały obce nauki filozoficzne, zniekształcają­ ce naukę Jezusa. Spekulacje Kolosan polegały na prze­ sadnym ascetyźmie i kulcie bytów pośredniczących mię­ dzy Bogiem a światem. Błąd ten należało sprostować, stąd ap. Paweł silnie podkreśla, osobę Jezusa Chrystusa i jej znaczenie w dziele zbawienia duszy ludzkiej. Chrystolo­ gia w tym Liście jest tak wzniosła, że późniejsze wieki nic do tego nie dodadzą. Pierwsze zbory chrześcijańskie były narażone na trud­ ności zewnętrzne i wewnętrzne różnej natury. Ciemność chciała różnymi sposobami zniszczyć światło Jezusa. Uważne przeczytanie Dziejów Apostolskich i Listów pod kątem walki światłości z ciemnością daje nam wiele ma­ 132

teriału do rozmyślań, chroni nas przed tym, na co byli narażeni nasi poprzednicy. I wtedy, kiedy jednak światło Ewangelii torowało sobie drogę, gdy rysowało się pewne zwycięstwo, wszczęto prześladowania przeciw światłoś­ ci. Były to ciężkie chwile dla Kościoła. Całe pokolenie wyznawców Jezusa nie widziały wątłego płomyka nadziei na lepszą przyszłość. Prześladowania szły jedne za dru­ gimi, chodziło o zupełne wygaszenie światłości świata. I wtedy wiernym wyznawcom Jezusa przychodzi z otuchą Objawienie św. Jana, które ukazuje triumf Jezusa w dra­ macie dziejowym świata. Po określeniu miejsca, czasu, glorii Jezusa ap. Jan ry­ suje piękny obraz: oto Jezus — źródło światłości świata — przechadza się wśród siedmiu zborów — świeczników. Oczy jego „jako płomień ognia”, bo oświecają świętych, spalają grzeszników. Możemy obraz ten uzupełnić: „na świecznikach-zborach (pomimo prześladowania) jarzyło się światło lamp, a w tym świetlnym kole ujrzał apostoł Je­ zusa Chrystusa. Trzeba niejeden świecznik-zbór popra­ wić, podsycić płomień światła, trzeba ożywić, trzeba po­ cieszyć, trzeba pomóc. Obraz ten ma dla nas podwójną wartość: historyczną i wieczną, ponadczasową tak, jak Objawienie św. Jana. Historycznie — chodziło tu o zbory w Azji Mniejszej, ale w szerszym, ogólnym znaczeniu także i o zbory te, które powstaną w czasie, które uznają Jezusa za źródło światła tego świata. Wierzymy , że Jezus Chrystus i dzi­ siaj przechadza się wśród swoich zborów, poprawia, świeczniki i jest obecny wśród nas swoim duchem. I to upoważnia nas, byśmy na analizowane hasło nie patrzyli historycznie i nie snuli rozważań teoretycznych, ale spoj­ rzeli na stronę praktyczną tego zagadnienia, gdyż żyjemy (w porównaniu z naszymi poprzednikami) w innych cza­ 133

sach, innej epoce, ale mamy do spełnienia podobną misję. Przejdźmy więc do czasów naszych. Ponieważ to spotkanie przebiega pod hegemonią mło­ dzieży, zwęzimy praktyczną stronę omawianego zagadnie­ nia do potrzeb i możliwości ludzi młodych na tle pra­ cy zborów, chociaż trzeba postawić znak równania mię­ dzy pracą młodzieży a zboru.

Nasze zadania na tle obranego hasła by mówić o skuteczności realizacji jakiegoś progra­ mu, trzeba najpierw odpowiedzieć: Kim jesteśmy? W dobie naszej oblicze człowieka jest trudne do uchwyce­ nia. Skomplikowane życie zmusza często do nieukazywania siebie w naturalnym świetle. Odbicie tego zjawiska obserwujemy także w literaturze i sztuce, które odzna­ czają się anonimowością osobowości. Jednak ze wszyst­ kich pism, z kontekstu utworów, z codziennego życia odzywa się cichy krzyk: Kim właściwie ja jestem? Patrząc na życie współczesnych chrześcijan, często na­ leży postawić podobne pytanie, gdyż wiele osób, należąc do tego lub innego zboru, nie umie na to pytanie wyraź­ nie odpowiedzieć. Nie zrzucajmy winy na gwałtowne przemiany, szybkie przeobrażenia( nie można i tego po­ minąć), ale spójrzmy na szeregi chrześcijańskiej młodzie­ ży i szczerze odpowiedzmy: „Kim jesteśmy?” Spróbujmy odpowiedzieć! Jesteśmy dziećmi Bożymi, a organizacyjnie należymy do jednego ze Zborów Pańskich, który wyrósł na gruncie naprawy skażonego chrześcijaństwa. Zyjemy w określo­ nym środowisku, mamy swoje wytyczne na życie, które mają oparcie w nauce Jezusa i z niej wypływają. Sta­ ramy się w dobie naszej zachować ducha nauki Jezusa, nic z niej nie uronić, a zewnętrznie staramy się przysto­

A

134

sować do czasów, w jakich Wszechmogący wyznaczył nam żyć. Nauka Jezusa stanowi o naszej egzystencji ziemskiej, po czym roztacza się przed nami perspektywa wiecznoś­ ci, nadająca sens naszemu istnieniu ziemskiemu. Nauka Jezusa nie jest teorią, ale wytyczną naszego ziemskiego życia, czynnikiem stałym, niezmiennym, określonym raz na zawsze. Każdy ziemski środek uznajemy za dobry tyl­ ko wtedy, gdy nie przynosi uszczerbku naszej duszy i po­ zwala zrealizować dzieło Jezusa w otaczającym nas świę­ cie. Nicość ziemska staje się chwałą, gdyż zaczynamy z naszym Stwórcą o wiele bardziej wspanialsze życie.

Jesteśmy przekonani o słuszności nauki Jezusa, uznając Go za światłość świata. Powołanie nasze upoważnia nas do opowiadania o Ukrzyżowanym innym osobom po to, by ich świadomość i osobowość doprowadzić do znajo­ mości prawd Jezusa, gdyż On jest początkiem i końcem wszystkich naszych poczynań. Jeżeli więc możemy tak odpowiedzieć na pytanie: Kim jesteśmy?, to wyłania się następny postulat z naszego tekstu i z naszego powołania: Być światłością świata i świadomie krzewić światło nauki Jezusa na świecie. Być światłością świata! Co to jest świat? Słowo Boże bardzo często wylicza ten wyraz. W Biblii wyraz ten oz­ nacza przeciwieństwo Boga, tych ludzi, którzy stoją we wrogim stosunku do Boga i Jego przykazań (Słownik N. T.). Jezus żył w świecie, ale nie żył ze światem. Czy w tym wypadku chodzi o zupełne odizolowanie się od świata, od życia, od ludzi i znalezienie jakiegoś ustronnego miejsca? W tym celu kiedyś budowano klasz­ tory i wiemy, że instytucja ta przegrała. Czas obalił ją, bo zło zadamowiło się i za grubymi murami klasztorny­ mi. Zapewne w tej chwili przypominacie lekturę szkolną z okresu Oświecenia „Monachomachia” I. Krasickiego. 135

Czym byli lepsi ci ludzie, siedzący za wysokimi můra­ mi? Byli podwójnie nieszczęśliwi. Kontekst hasła wyraźnie przeczy izolacji od życia. Je­ zus mówi, że nie może miasto, leżące na górze, ukryć się, że nie należy stawiać świecy pod korzec, ale na świecz­ niku, by wszystkim świeciła. Nie chodzi więc o izolację od ludzi, od życia, bo byłaby to negatywna strona nasze­ go hasła, a przecież już powiedzieliśmy, że hasło jest bardzo aktywne. „Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi” — snuje się wyraźna myśl przebywania wśród ludzi i w świecie. Będąc w świecie i wśród ludzi musimy świecić przykładnym życiem tym, którzy otaczają nas, co wyzwo­ li uwielbienie Boga u tych, którzy praktycznie nie ze­ tknęli się ze źródłem światła — Jezusem Chrystusem. Nie żyjemy w świecie pogańskim, a jednak czynność świecenia obowiązuje nas. Przez czynność świecenia na­ leży także rozumieć pracę misyjną nad sobą (przede wszystkim) i otoczeniem. Niedzielne kazania, biblijne godziny tygodniowe do tego nas nawołują. Jeżeli uznajemy, że Jezus jest światłem duchowym na­ szych wszystkich poczynań i naszego poznania, to po­ winniśmy dodać, że wszystko, co dobrego żyje w nas, pochodzi od Niego jako wiekuistego światła. Ideał Jezu­ sa jest rozproszony w wielu osobach istnień ludzkich. Są to promienie jednego wielkiego światła, ale one nie są samym światłem. Inaczej można powiedzieć, że są to rozproszone promienie światła absolutnego, którym jest Jezus. I tak jak słońce wytwarza światło i przekazuje je na inne ciała fizyczne, tak również i my czerpiemy światło duchowe od Jezusa i powinniśmy oświetlać świat Jego nauką.Tak postępując, nie będziemy wyjaśniali naszym bliskim istoty świata, czy teoretycznie mówili o nauce 136

Jezusa, ale dobre uczynki same będą wyzwalały tęskno­ tę drzemiącą w każdym człowieku, z którym życie nas ustawiło do obcowania. Ci zaś, widząc nasze dobre uczyn­ ki, będą chwalili Boga. Każdy z nas jest gdzieś przez Boga postawiony. Każ­ dy z nas w określonym środowisku wykonuje pracę. Każdy z nas, skoro dobrowolnie wziął na siebie miano wyznawcy Jezusa, ma powierzoną przez Niego misję do spełnienia. Jak wykonujemy zawód chrześcijański, to zależy od naszego poznania samej światłości świata, od zaangażowania się, ukochania sprawy Bożej i poświęce­ nia jej swoich sił. Naszych duchowych porażek należy szukać przede wszystkim na tej płaszczyźnie. Podobnie wygląda sytuacja z naszymi zborami. Jeżeli w zborze lub sekcji młodzieży mówimy o duchowym od­ rodzeniu w oparciu o światło duchowe Jezusa, to stoimy na właściwej drodze. Jeżeli nasze indywidualne cele podporządkowujemy zasadniczym celom duchowym, to właściwie wykonujemy polecenie Jezusa. Wtedy na pew­ no świecimy wśród otoczenia. Miło jest wejść do pokoju dobrze oświetlonego. Jest jednak światło korytarzowe. Obydwie żarówki wykonują czynność świecenia. Jakim światłem my jesteśmy? Jakim światłem świecą sekcje młodzieży? Jeżeli każdy świadomy członek zboru lub sekcji mło­ dzieżowej sam nie zrozumie sensu swego powołania, nie rozpocznie planowego życia i rozwoju duchowego, na nic się zdadzą upomnienia, łajania, pogróżki. W takim sta­ nie światło Jezusa będzie zawsze świeciło zza chmur. Jakość duchową zboru, sekcji zborowych — mówi Je­ zus — stanowicie „Wy” i światłością świata powinniś­ cie być właśnie „Wy”. Światło duchowe zboru zależy od wartości, jakie wnosimy do zborów. Inydwidualna ja­ kość duchowa każdego z nas tworzy pojęcie wartości du­ 137

chowej zboru, sekcji zborowych, a ta wartość z kolei rzutuje na zewnętrzne światło duchowe, jakie rozta­ czamy wokół nas. Czy chrześcijaństwo ma dzisiaj szansę odegrania więk­ szej roli w naszym świecie? Przecież życie zrodziło po­ ważnych konkurentów w postaci różnych organizacji, w postaci różnych form pracy z młodzieżą. Ktoś i nie bez racji powie: żyję w stutysięcznym mieś­ cie, a zbór nasz liczy zaledwie paręset członków i grupę młodzieży. Czy możemy wpłynąć na przekstałcenie świa­ domości mieszkańców naszego miasta? Patrząc rozumo­ wo na to zagadnienie, trzeba odpowiedzieć, że nie. Jest jednak wiara i dobro wewnętrzne każdego człowieka, które z nauką Jezusa zawsze się solidaryzuje. Ze słów Jezusa nie wynika, że należy pozyskać całe miasto. Chodzi raczej o czynność świecenia światłem du­ chowym w naszej miejscowości. Przypomnijcie starotestamentowe obrazy, gdy kilka osób sprawiedliwych ra­ towało miasta. Mała grupa ludzi może nieść pomoc w rozwiązywaniu najboleśniejszych bolączek życia. Słysze­ liście zapewne o misji telefonicznej: ludzie zwracają się, pytają, szukają porad duchowych, inaczej światła ducho­ wego, które płynie z nauki Jezusa Chrystusa. Odwrotny zaś skutek daje misja „narzucająca się”, do której ata­ kowany odnosi się z rezerwą, bo to wynika z psychiki człowieka. Nie bijmy się więc o ilość, ale zwróćmy baczną uwagę na jakość, bo od tego zależy czynność świecenia w ota­ czającym nas świecie. Dobrze zorganizowany i zgrany ma­ ły oddział jest bardziej operatywny niż dywizja o nieskrystalizowanych dążeniach i rządząca się anarchią. Z tym zagadnieniem wiąże się problem pojęcia narodu. Kościół nasz we wszystkie krajach jest połączony ideała­ mi Jezusa, Jego Ofiarą, Jego światłością. Na tak usta­ 138

wionym tle rysuje się dwutorowość pojęcia narodu: na­ ród czasu i naród wieczności. Inaczej: żyjemy wśród swego narodu, jesteśmy wmontowani w określone syste­ my społeczne, ziemską kulturę swego narodu, z którym dzielimy radości i troski. Jesteśmy jednak odpowiedzialni za nasz naród przed Ojczyzną Wieczności, gdyż w cen­ trum tego świata stoi najwyższa rzeczywistość: Bóg i Królestwo Wieczności, do którego zdążamy ziemskim pielgrzymowaniem. Zadaniem naszym jest nasycać świat i nasz naród ideałami najszlachetniejszego porządku Bo­ żego. Wiele Kościołów nie powstało w wyniku rozłamu reli­ gijnego swych narodów, lecz jako ogniwo oczyszczania Kościoła, nawiązując do linii pierwotnego chrześcijań­ stwa. Zasady te narastały przez wieki, miały one wielu poprzedników i ostatecznie skrystalizowały się w okresie reformacji. Dlatego wiele Kościołów należy zaliczyć do młodych, gdyż nie zapuściły one jeszcze korzeni w dzieje narodu i nie oddziałały na strukturę społeczną. Można więc nazwać bez przesady, że są to Kościoły przyszłoś­ ci. Stojąc na gruncie rozdziału Kościoła od państwa, zbo­ ry nasze wypracowują własną obyczajowość. Stawiamy wysokie wymagania w dziedzinie czystości życia, co jest do pewnego stopnia rewolucją narodowych i ogólnie przyjętych obyczajów. Może dlatego jesteśmy niepopular­ ni, ale na tym zasadza się czynność świecenia w otacza­ jącym nas świecie. Wieczność jest zasadniczym celem ziemskiego bytowa­ nia. Żyjąc wśród swego narodu, odczuwamy włożoną na nas odpowiedzialność przed Królestwem Wieczności, to­ też zasadniczym celem w naszej ziemskiej pielgrzymce jest czynność świecenia, by u kresu doczesności wraz ze 139

swoim narodem przejść do szczęśliwości przygotowanej przez Zbawiciela świata. Wierzymy, że w swoim czasie Kościół zostanie zebrany z czterech stron świata, któremu będzie przewodzić Je­ zus Chrystus, gdyż w Jego rękach spoczywają losy świa­ ta (Obj. 5,5;; 21,23—27).

Powinniśmy jednak w ziemskim życiu pomagać tym, którzy szukają światła duchowego,, a często szukają bar­ dzo długo, jak śpiewamy w naszej pieśni: „Długo światła szukaliśmy”. Nawet małe grupy mogą dobrze spełnić ro­ lę informatora, kierując ludzi od żywego Boga, do Wiecz­ nego światła. Jak to zrobić? — zapytacie. Świadomie pomijamy małe formy pracy, którymi sek­ cje zborowe mogą wykonywać czynność świecenia w swo­ im środowisku. One są tak różnorodne, co w dużej mie­ rze zależy od naszej inwencji duchowej, cd naszego za­ angażowania się wielkimi ideałami Jezusa Chrystusa. Formy będą się zmieniały, ale istota pozostanie zawsze ta sama. Cały nacisk w naszej pracy powinniśmy położyć przede wszystkim na wartości wewnętrzne każdej młodej osoby, na ugruntowanie świadomości duchowej, na uko­ chanie nauki Jezusa, na przestrzeganie zasad i obowiąz­ ków na siebie wziętych, na systematyczną pracę nad swoim charakterem, na żywą i mądrą znajomość Biblii, na silniejsze powiązanie się ze zborem, na podejmowanie pewnych prac w zborze. Gdy w te wartości wyposażone będą jednostki, będziemy mieli taką młodzież, która na pewno będzie światłością świata. Powiedzmy: więcej światła w codziennym życiu, przez gruntowniejsze poznanie Ewangelii, która niech pełni rolę rentgenu duchowego, ukazując schorzałe miejsca w na­ szym organiźmie duchowym, lecząc je zawsze przebacza­ jącą krwią Jezusa Chrystusa. 140

Jeżeli posiadamy świadomość stania się światłością świata, to z tego założenia wypływa następny postu­ lat: krzewienie światła w naszym środowisku. Wniosek taki jest słuszny, gdyż potwierdza on polecenie Jezusa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Ew. Mat. 28,19). Jak głosić w dobie dzisiej­ szej? mając okrojone możliwości? Czy naprawdę musimy sięgać aż po krańce świata, by wypełnić plan maksi­ mum? Czy nie należało by rozpocząć znowu od siebie i naj­ pierw przeprowadzić szereg ewangelizacji wewnętrznych, wyrównać krzywizny, znieść pagórki, wyprostować nie­ jasności, czyli dolać oliwy zrozumienia do naszego po­ wołania i wtedy zacząć myśleć o krańcach świata. Nam przypadłe żyć i świadczyć o Światłości Świata w trud­ nych warunkach dla rozwoju misji. Nie cofniemy świata świata do Betlejemu, ale duch Taboru i Golgoty powi­ nien być wśród nas. Nasze krańce, począwszy od siebie, powoli rozszerzajmy: rodzina, bliżsi, miasto, kraj, w któ­ rym mieszkamy. Gdy Jezus przyjmie obywatelstwo Polski, to będzie nasz kraniec świata.

W czasie ziemskiej misji Jezus powiedział: „Cóż za ko­ rzyść odniesie człowiek, choćby wszystek świat zyskał, a na duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Ew. Mat. 16,26). A więc najpierw na­ sze otoczenie i najbliżsi. Myśląc o innych, pamiętajmy, byśmy nie zatracili swoje duszy i samego siebie poprzez pseudosprawiedliwość.

Z tego wynika następny postulat. Jeżeli nam przyszło żyć i pracować dla Jezusa w czasach silnie przesiąknię­ tych racjonalizmem, to świat, nasze otoczenie możemy pozyskać nie słowami, ale przekonać uczynkami, tak, jak mówi nasz tekst: „Aby widzieli wasze dobre uczynki”.

141

To jest misja konkretna, komunikatywna, realna i chyba najbardziej przemawia do współczesnego człowieka. W naszej misji powinniśmy zwrócić uwagę na jeszcze jeden bardzo ważny aspekt, mianowicie: czy nie za mało myślimy i mówimy o wieczności, tj. o spotkaniu się z Bo­ giem. Wprawdzie nie chcemy myśleć o śmierci (szczegól­ nie Młodzi, mając przed sobą życie) i jednocześnie o wieczności. To oczywiste i normalne. To prawo młodego wieku. Ale chodzi tym razem o coś innego: żyjemy i pra­ cujemy w granicach naszych możliwości i miejmy oblicze takie, jak byśmy musieli dzisiaj spotkać się z Jezusem. Chodzi konkretnie o ziemskie bytowanie Kościoła, tzn. w podstawie wszystkich naszych poczynań ziemskich i du­ chowych powinniśmy wychodzić z punktu widzenia wiecz­ ności. Powinniśmy postawić pytanie: Jak_ Bóg oceni w wieczności mój krok i moje przedsięwzięcie? Czy ono nie przynosi szwanku mojej duszy, mojej osobowości? Czy ono nie gasi we mnie światłości płynącej z nauki Jezusa. Do takiej misji Jezus się przyzna, bo ona wzmocni nasze życie duchowe, podsyci światłość duchową i przysporzy wiele radości wewnętrznej.

Zakończenie rodzy Młodzi Przyjaciele! Temat wybrany przez Was na to spotkanie jest tak obszerny, jest tak wieloznacz­ ny, powiedziałbym wielobarwny jak mozaika kolorów. Można przecież podobny referat napisać na kilka podtematów: „Światło w Biblii”, „światło w życiu mężów Bo­ żych”, „Światło w wielkich wydarzeniach biblijnych”, „Światło w moim życiu” itp. Można byłoby przytoczyć szereg przykładów z Biblii mówiących o świetle ducho­ wym. Można byłoby mówić o świecie ciemności i świecie światła w sensie moralności szeroko pojętej jako postę­

D

142

powania człowieka. Można mówić o skutkach światła Prawdy Bożej w życiu jednostek, w życiu naszych zborów i sekcji zborowych. Można było by dać szereg przykładów na temat wyżej przytoczony. Każdy z Was mógłby wiele powiedzieć, co dało mu światło nauki Jezusa Chrystusa w jego osobistym życiu, w jaki sposób realnie przekształciło się jego życie. Tę bogatą, nie zaw­ sze peryferyjną tematykę, a nawet w pewnym sensie zasadniczą, wypływającą bezpośrednio z hasła, na pewno uzupełnią kazania, deklamacje, pieśni a przede wszyst­ kim dyskusja spotkania. Świadomie pominęliśmy tę te­ matykę, by nie była jednostronnie naświetlona, byście sami mogli uzupełnić ten bogaty duchowo temat i mieć swój wkład. Mądry Salomon już dawno radził, by w pewnych wy­ padkach rezygnować z teorii na korzyść praktyki (Kaz. Sal. 12,12—13). Pójdźmy za jego radą. Zsumujmy więc nasze uwagi rozrzucone w całym referacie. W przepięknym świecie materialnym dominującą rolę spełnia Słońce-źródło światła naturalnego. Żadne stworze­ nie, a tym bardziej człowiek, nie może obejść się w ży­ ciu codziennym bez światła. Każde życie szuka światła, do niego się pnie. Światło w świecie materialnym ma ogromny wpływ, stoi najwyżej. Słońce daje siłę, zdrowie i życie. Widzieliście, jak rosną i jak wyglądają rośliny w piwnicy? Przypomnijcie swoje samopoczucie w poch­ murnych dniach jesiennych, spójrzcie na ludzi północy, zaglądnijcie do ciemnych mieszkań, budynków, jaka tam karłowatość życia — tu wszędzie potrzebne jest światło. W bogatym świecie nauki rolę światła naturalnego spełnia Rozum. On odkrywa ciągi? nowe t reny wiedzy Wraz z oświatą przenika ciemnotę i zabobony, wskazuje drogę myśli ludzkiej, rozszerza horyzonty myślowe, uła­ 143

twia życie człowiekowi przez coraz to nowe wynalazki. Świat ducha łączy wymienione poprzednio dwie dziedzi­ ny, rozszerzając je o nowe obszary nietknięte stopą lu­ dzką, tj. bogate przeżycia psychiczne. W centrum tak pojętego świata stoi żywy Bóg, jako naturalne światło świata materialnego, naukowego i duchowego. Od Niego wszystko się poczęło i w Nim znajdzie swój koniec. Ca­ łość zagadnienia i wszystkich rozważań sprowadza się do jednej prawdy: Jezus jest światłością świata, a my tę światłość mamy wprowadzić w codzienne życie. Spójrzmy na to zagadnienie z wysokości naszych zadań. Wszyscy kosmonauci po oderwaniu się od Ziemi stwier­ dzali, że jest ona przepiękna, powleczona pięknym ko­ lorem błękitu, chociaż w istocie była szara i zakurzona. Czy nie jest podobnie z naszymi wielkimi hasłami i zadaniami? Jezus Chrystus-Słońce Prawdy daje nam siłę, zdrowie i życie duchowe. Na chwilę przerzućcie myśl Waszą na przeciwny biegun naszego zagadnienia. Zapew­ ne dostrzeżecie wijących się ludzi w oparach ciemnoś­ ci. Im trzeba pomóc, bo Jezus przyszedł szukać to, co zginęło (Ew. Łukasza 19,10). Wszystkie wieki wołały za J. W. Goethem: „Więcej światła”. Szukały tego światła na przeróżnych drogach i rozstajach, depcząc czasami światłość świata — Jezu­ sa. Następcy ich podnosili to Światło, przyjmowali na własność i oddawali swoje życie, by połączyć się na zaw­ sze z tym światłem Wiekuistym. Wasi ojcowie wiary wypchnęli łódź naszego Kościoła od brzegu i oddali ster w Wasze ręce. Waszym zada­ niem jest prowadzić ją w kierunku portu wieczności. Znajdujecie się na wzburzonych wodach racjonalizmu, macie ogromne zadanie do wykonania, gdyż należycie do młodzieży, która sama pnie się do światłości, torując 144

drogę innym. Uwielbiacie czystość i światło duchowe, nie­ nawidzicie wszystkich pochodnych ciemności. Skonsoli­ dujcie swoje szeregi, skontrolujcie stan duchowego posia­ dania i należycie przygotujcie się do czynności ukazywa­ nia światła Jezusa w otaczającym Was świecie. Jesteście należycie przygotowani, posiadacie wiele wie­ dzy teoretycznej — ewangelicznej i praktycznej ducho­ wej, macie wszelkie warunki, by zrealizować w dobie Waszej jeden z paragrąfów Konstytucji nowotestamentowe: „Wy jesteście światłością świata”. Tylko trochę więcej chęci, Młodzi Przyjaciele. Stawiajcie przed sobą wielkie i rozległe cele duchowe, gdyż korytarz ciemnoś­ ci się wydłuża. Na jednym brzegu tego korytarza stoicie Wy z Jezusem światłością świata, na drugim ci, którzy oczekują na Waszą pomoc. Jak skrócić tę- odległość? Jak przeniknąć ów długi, ciemny korytarz? Jak rozproszyć mroki każdego dnia? Tylko więcej odwagi, więcej chęci, Młodzi Przyjaciele! Jedno z łacińskich przysłów mówi: Świat się obraca, ale krzyż stoi, dodajmy, na którym jaśnieje Wiekuista Prawda i światłość świata dla wszystkich wieków — Je­ zus Chrystus. Pamiętajcie, że ludzie przychodzą i odcho­ dzą, Kościół Jezusa zostaje, a On, Jezus Chrystus powie­ dział: „Wy jesteście światłością świata”. Zakończmy przypomnieniem znanego aforyzmu: „Gdzie zagląda słońce, tam lekarz nie ma co robić”. Istotnie: Gdzie przebywa Jezus Światłość Świata, tam ciemność nie ma miejsca. Jezu, chcemy być światłością świata! Daj nam siły! 1965 r.

145

PYTANIA KONTROLNE: 2. Co to jest światło duchowe? 1. Omów fizyczne i naukowe pojęcia światła. 3. Co oznaczają słowa: „Wy jesteście światłością świata”? 4. Kiedy te słowa Jezus wypowiedział? 5. Jak możemy wykonać czynność świecenia du­ chowego w naszym życiu? 6. Co Biblia rozumie pod pojęciem ciemność? 7. Wyszukaj teksty z Nowego Testamentu mówiące o światłości i określ ich znaczenie. 8. Co mówi ap. Paweł o światłości świata — Jezu­ sie Chrystusie? 9. Przypomnij wielkie wydarzenia biblijne, związa­ ne ze światłem naturalnym: słup ognia, krzak go­ rejący, pole betlejemskie i inne oraz wyjaśnij ich realne i symboliczne znaczenie. 10. Jak światłość świata zmieniła twoje życie? 11. Uzupełnij referat swoimi spostrzeżeniami z co­ dziennego praktycznego życia! 12. Co dałbym do referatu, by temat był pełniej omówiony?

146

. ?

~£> t tu. )>« l^L-biA

4i"

/A,